ECHlWlĄT - Warsaw University of Technologybcpw.bg.pw.edu.pl/Content/2102/03wszech31_nr_2.pdf ·...

Preview:

Citation preview

ECHlWlĄT

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z EORGAN POLSKIEGO TWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

Nr. 2 (1686) Luty 1931

Treść zeszyła: Marja Turnau. Wrażenia z wycieczki na Korsykę. Laura Kaufman. Dzisiejszy stan auto-katalitycznej teorj i wzrostu. J a n Gadomski . Odkrycie Plutona. Ludwik Wertenslein. Budowa jądra ato-mowego. Kronika naukowa. Nowe metody laboratoryjne. Komunikaty z laboratorjów. Ochrona przyrody.

Krytyka i bibljografja. Miscellanea.

MARJA TURNAU.

WRAŻENIA Z WYCIECZKI NA KORSYKĘ.

Francuskie Towarzystwo Geologicznezorganizowało w Paryżu, w czerwcu 1930r., z okazji setnej rocznicy swego założe-nia, kongres, poprzedzony szeregiem wy-cieczek do najciekawszych dla petrografai geologa terenów Francji i jej kolonij. Je-dną z tych wycieczek była wyprawa naKorsykę, klasyczną krainę skał magmo-wych i łupków krystalicznych. Wobec spo-sobności zapoznania się z nią nie mógł po-zostać obojętny żaden petrograf.

Dnia 17 czerwca wieczorem przybyliśmyz Nizzy do Ile Rousse, portowego miaste-czka na północno-zachodnim brzegu Kor-syki.

Zacznijmy od krótkiej charakterystykitego pięknego kraju.

Ze względu na budowę geologiczną, mo-żna podzielić Korsykę na dwa obszary wy-raźnie odgraniczone linją, przechodzącąod zatoki Regina, na wschód od Ile Rous-se do ujścia rzeki Solenzara na brzegu

wschodnim, a mniej więcej równoległą dolinji, łączącej szczyty centralnego łańcu-cha górskiego Korsyki: Monte Cinto, Mon-te Rotondo, Monte d'Oro, Monte Renosoi Monte Incudine.

Pod względem oro- i hydrograficz-nym, a stąd też i krajobrazowym róż-nią się obie części Korsyki wybitnie. W ob-szarze granitowym wypiętrzyły się pasmagór, sięgających do^fOO m n, p, m., oostrych turniach, ^Krytych śniegiem. Pa-sma te, rozdzielone zamkniętemi, głębo-kiemi basenami, urwane stromo ku wscho-dowi, chylące się łagodniej ku zachodowi,wysuwają się jednak dość śmiało ku wy-brzeżom, Rzeki wcięły się głęboko w opor-ną skałę, rzeźbiąc krajobraz potężny i su-rowy. Ale tam, gdzie stoki gór są łagod-niejsze i łatwiej poddają się działaniuczynników wietrzennych, rozścieliły sięmajestatyczne lasy czarnych sosen, a do-koła nich malownicze wioski wśród winnic

36 WSZECHŚWIAT Nr. 2

KorsyKA

..•• •; v * > . . . . .

i sadów, niby oazy. nk odartych z szatyroślinnej pustkowiach; tOn piękniejsze, żezupełnie nieoczekiwane, Ku południowipasma górskie zamierają stopuiowo, otwie-ra się kraj suchy, miejscami o charakterzepustynnym.

A północny wschód, z wyjątkiem wscho-dniej równiny przybrzeżnej, to jeszczekraj górzysty, ale o szczytach, dochodzą-cych najwyżej do 1500 m n. p, mi, o for-mach łagodnych, przystrojonych bujną sza-tą roślinną; lasy kasztanowe pokrywająolbrzymie obszary.

Wróćmy teraz do Ile Rousse,Jest to miasteczko małe, brudne, o wy-,

sokich domach i bez wdzięku. Malowniczajest jedynie stara baszta, przyczepiona doskały, charakterystyczna dla portów kor-sykańskich. Obserwowano stąd niegdyśzbliżanie się piratów. Odjeżdżamy bezżalu. .

Drogę z Ile Rousse do Bastia odbywamypociągiem przez Ponte Leccia. W pochmur-ny dzień, jedyny dzień bez słońca, jaki.mieliśmy na Korsyce, gdy szczyty pagór-,ków utopione są w gęstej mgle, niewdzięcz-

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 37

ne i smutne wydają nam się rudawe stoki,pokryte typową na Korsyce roślinnościąkrzewiastą, t. zw. makją: mirtem, pistacjąi mącznicą. Lecz kasztanowe lasy dolinyrzeki Goło, a następnie bezludna i niezdro-wa, lecz w swoim rodzaju piękna równinanadmorska, odsłaniają nam już wdziękiuroczej wyspy. Leniwie sączą się wodyrzeki Goło wśród trzcin i wrzosowisk. I otolaguny morskie — Etang de Biguglia, orło-

W Bastia spotykamy p. Maiiry, prze-wodnika naszej wycieczki; pracuje on wInstitut de la Carte Geologiąue de Francei zajmuje się tektoniką części północnorwschodniej Korsyki, Również zebrała siętu reszta uczestników wycieczki.

Nazajutrz objeżdżamy Cap Corse i wra-camy do Bastia, Cap Corse to jedna z naj-ludniejszych, najbogatszych i najwesel-szych części Korsyki. Wioski nie uciekają

Corte.

cone wypogadzającym-się zachodem, dalejskrawek lądu i morze. Dojeżdżamy do Ba-stia.

Ten najważniejszy port handlowy Kor-syki, skąd wywozi się na kontynent drze-wo, węgiel drzewny, oliwę, wełnę, sery iwina, jest miastem ruchliwem, przesiąknię-tem obcym elementem. Do niego bowiemzjeżdżają tłumy letników z kontynentów,aby tu rozpocząć i zakończyć zwiedzaniewyspy. Architektura w starszej częścimiasta typowo korsykańska: wysokie ka-mienice o niesymetrycznie rozmieszczonychoknach i kościoły o włoskich wieżyczkach;w nowszej części podobniejsza do archite-ktury francuskiej Riviery.

tu od wybrzeży, jak zazwyczaj bywa natej wyspie, gdzie ludzie nigdy nie czuli siębezpieczni; owszem, widzimy wciąż białei różowe domki wśród winnic, eukaliptusówi platanów, gdy nasz samochód sunie do-skonałą drogą tuż nad brzegiem morza.Cap Corse to kraj górzysty, lecz pociętyszerokiemi dolinami. Dopiero, gdy skrę-camy na brzeg zachodni, doliny znikają.Droga wznosi się do 400 m n. p. m. Nabrzegu zachodnim chwilami krajobraz sta-je się surowszy. Miasteczko Nonza, skupio-ne dokoła starożytnej baszty, wyrasta jak-gdyby ze skały, stromo urwanej ku morzu.

Nazajutrz opuszczamy Bastia, Porzuca-my też na chwilę teren łupków krystalicz-

38 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

nych i wjeżdżamy w kraj „protoginu", któ-ry na północy zajmuje t. zw. Desert desAgriates. Ów protogin, charakterystycznaodmiana granitu, występuje na kontakciełupków krystalicznych i masywu granito-wego, stanowiąc pas szerokości około 10km.

Trudno o większą niespodziankę, jak tonagłe zjawienie się krajobrazu protoginu.Znikła już makja nadmorskich pastwisk.

niąc tu zakręt dość gwałtowny, wrzyna sięgłęboko, Od północnego wschodu zamie-rają zielone góry Chataigneraie, Ale odpołudniowego zachodu wystrzela łańcuchwielkich gór: ukazują się Monte Rotondo iCapo Bianco, o szczytach pokrytych śnie-giem. Przytulone do skały, którą rzeka Ta-vignano oddzieliła od masywu górskiego,ukazują się Corte se swoją cytadelą, przy-czepioną do ostrego szczytu skały, zawie-

Scala di Santa Regina.

Ani źdźbła roślinności, ani jednej ludzkiejosady — milczenie i pustka. Wokoło polagłazów stalowo-szarego granitu, z pośródktórych miejscami sterczą kilkumetrowejwysokości bloki, najeżone igłami, o ścia-nach pionowych, w których wydrążone sągłębokie, czarne jamy. Dziwny charakterwietrzenia. Krajobraz jakby księżycowy,choć jedziemy w jasny, słoneczny ranek.Ale wnet znika posępny czar pustyni, od-słania się morze, kraj fliszu, skał jakby wnaszych Karpatach, urodzajna Balagne.

Tego samego dnia wieczorem zmierza-my do Corte, do granicy łupków krystali-cznych i protoginu. Od Ponte Leccia znówJesteśmy w dolinie rzeki Goło, która, czy-

szoną nad stumetrową przepaścią. Cud, żetrzyma się w równowadze, a przecież ster-czy tu od XV w.

Corte, serce Korsyki, miasteczko, którenigdy nie utraciło swej niepodległości, któ-re było ogniskiem życia narodowego wów-czas, gdy reszta kraju gnębiona była przezGenueńczyków: tutaj organizowały się po-wstania, zgniecione ostatecznie przez Fran-cuzów, gdy wielki Pascal Paoli, straciwszynadzieję zwycięstwa, opuścił kraj. Dziśjest to miasteczko o 5 tysiącach mieszkań-ców, zamieszkanie przez wieśniaków, któ-rzy w dolinie rzeki Tayignano i Restonicauprawiają winnice, oliwki i zboża. Ludsympatyczny, wesoły, gościnny, nie nau-

Nr. 2 WSZECHŚWIAT 39

czony chęci wyzysku obcych przybyszów,jak się to dzieje w miastach przybrzeżnych.

W następnych dniach wycieczki zapusz-czamy się jeszcze w teren łupków krysta-licznych i skał zielonych. Przejeżdżamyniezapomniany wąwóz Defile dlnzecca,gdzie droga, przytulona do fantastyczniewyrzeźbionych skał diabazowych, zawie-szona jest nad przepaścią, na której dniesączy się Fium Orbo, wśród olbrzymich

wąwozów, który rzeka Goło wyrzeźbiła wgranicie: La Scala di Santa Regina.

Postrzępione turnie, wznoszące się do2000 m n, p. m., z głębokiemi jamami wścianach, zamknęły nas na parę godzin wkraju martwym i pustym. Wreszcie wą-wóz otwiera się dość nagle, w szerokiej do-linie ukazuje się Calacuccia na tle MonteCinto. Potem przez bujne lasy czarnychsosen wyjeżdżamy na Col de Vergio, na

Golfe de Porto.

głazów. Wdzieramy się w przepysznykraj lasów kasztanowych, La Chataigne-raie, gdzie wśród morza zieloności rozrzu-cone są białe wioski na stokach wzgórz.Jest to kraj, gdzie do dziś dnia błąkają siębandyci, z niezłomnem postanowieniemwendety w sercu, a sztyletem korsykań-skim w kieszeni.

Wreszcie zapuszczamy się w masywgranitowy i w okolicach Evisy zapoznaje-my się z niezmiernie charakterystycznąi rzadką skałą, granitem alkalicznym, rie-beckitowo-egirynowym, którego odmianyopisał Orcel. Przecinają go skały zasado-we, dziś jeszcze niedostatecznie poznane.Przejeżdżamy jeden z najwspanialszych

wysokość 1460 m n. p. m., gdzie ukazująsię buki i brzozy. Znów wśród lasów czar-nych sosen zjeżdżamy do wyśnionej przezpetrografa Evisy, Granit riebeckitowy cią-gnie się wzdłuż Scala di Spelunca, ciasnejdoliny rzeki Porto, skąd znowu życie ucie-kło, czy też nigdy tam dotrzeć nie zdołało.Jedyną oazą jest miasteczko Ota, otulonemasywem diabazów, wciśniętym w granitalkaliczno-wapienny, już poza granitemriebeckitowym. Niezapomniane wrażenie,gdy w olśniewających blaskach zachoduukazuje się wreszcie Golfe de Porto i wie-ża genueńska na urwisku skalnem,

Jedziemy przez Całanches de Pianawzdłuż wybrzeża zachodniego. Krajobraz

40 WSZECHŚWIAT Nr. ..a

wciąż inny^ wspaniały- sosnowy parki znów nagie ściany granitów, naj eżoneigłami skalnemi o fantastycznych kształ-tach. Morze jest wciąż widoczne i utopionew niem różowe mgły.• Zatrzymujemy się w wiosce Piana tużnad morzem. . Nazajutrz, wciąż niedalekomorza, zdążamy do Ajaccio, Stolica kra-ju, miasto godzinne Napoleona, nie zainte-resowało nas szczególnie, W architekturzezanikł już styl korsykański. Ujawnia sięwyraźnie naśladownictwo miast Rivieryfrancuskiej, przy włoskiem niedbalstwie

i nieporządku. Brak stylu i harmonjŁA jednak, gdy u schyłku pogodnego

dnia okręt zabiera nas ku wybrzeżom kon-tynentu, z żalem patrzymy, na znikającekolejno malutkie Ileś Sanguinaires, aźzgaśnie dla naszych oczu najdalej ku mo-rzu wysunięta latarnia.

Pozostaje nam wspomnienie niezatarte,Z zazdrością wyrywa się geolog do rozwią-zania zagadnień, -które objawiła mu wy-spa, a któremi tak słabo zainteresowałasię Francja. Ale chwilowo mamy jeszczedość własnych problematów.

LAURA KAUFMAN,

DZISIEJSZY STAN AUTOKATALITYCZNEJ TEORJI WZROSTU.

Wzrost roślin i zwierząt charakteryzujeszereg zmian ciężaru czy objętości, nastę-pujących po sobie z pewną szybkością. Pro-ces ten możemy zatem przedstawić w sy-stemie współrzędnych, zaznaczając na osixx poszczególne okresy czasu, na osi yy—ciężary lub objętości, notowane w owychokresach. Krzywa przeprowadzona przezotrzymane punkty obrazuje przebieg wzro-stu i może być określona równaniem mate-matycznem, Niejednokrotnie starano siękrzywe wzrostu różnych ustrojów, czyliproces wzrostu wogóle, wyrazić pewnemwspólnem równaniem matematycznem. Zpośród szeregu; równań, które próbowanostosować, najbardziej znane jest równanie:

logA— x • ( 1 ) .

w którem x oznacza ciężar (lub objętość)ustroju w czasie f, A — ciężar w chwiliukończenia wzrostu, t1 — czas osiągnięciapołowy końcowego ciężaru, wreszcie k —pewną stałą szybkości,, Równanie (1) sto-sowane jest przez chemików do zobrazo-wania przebiegu reakcji autokatalizy jedno-drobinowej. Cechą charakterystyczną re-akcji autokalityczhej, czyli samoprzyśpie-szającej jest; że jeden z produktów reakcjima zdolność przyśpieszania, czyli katali-

zowania dalszego przebiegu procesu. Jed-nocześnie jednak nagromadzają się pro-dukty, przyśpieszające reakcję przeciwną,skutkiem czego szybkość reakcji głównejspada stopniowo do zera. Pojęcie autoka-talizy wprowadzone zostało do nauki owzroście po raz pierwszy w roku 1908,jednocześnie przez W. O s t w a l d a i nie-dawno zmarłego w Adelaidzie T o m a s z aB r a i 1 s f o r d a R o b e r t s o n a, Auto-katalityczna teorja wzrostu łączy się jednakprzedewszystkiem z imieniem R o b e r t -s o n a, a to dzięki temu, że myśl, którązmarły uczony rzucił jako dwudziestokil-kuletni młodzieniec, stanowi przewodni mo-tyw jego bogatej twórczości naukowej i żetezę swą R o b e r t s o n konsekwentnierozwija, uzupełnia i częściowo zmienia wciągu całej swej działalności, .,'..!•

Punktem wyjścia teorji R o b e r t s o -n a jest podobieństwo kształtu krzywychwzrostu ustrojów i krzywych reakcji auto-katalizy jednodrobinowej. Istotnie, jeżeliporównamy krzywą wzrostu szczura (rys.1) i krzywą rys, 2, wyobrażającą przebiegreakcji autokatalizy jednodrobinowej, za+uważymy, że obie podobne są do litery SiTo podobieństwo polega na tem, że W obuprzypadkach proces przebiega zrazu po*Woli, następnie ze wzmagającą się i wre-

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 41

szcie znów z malejącą szybkością. Fakt tenuważa R o b e r t s o n za dowód, że wzrostjest procesem autokatalitycznym. Przebiegwzrostu, a mianowicie początkowo wzma-gającą się, a potem malejącą jego szyb-kość, tłumaczy R o b e r t s o n istnieniem

Rys. 1.

dwu przeciwnych sobie reakcyj autokata-litycznych, Z punktu widzenia chemiczne-go bowiem wzrost polega na przemianieprostych substancyj pokarmowych, jakaminokwasy, węglowodany, tłuszcze, sole,i t, d. na złożone nowe jednostki chemicz-ne, wchodzące w skład protoplazmy tka-nek roślinnych i zwierzęcych; podczas syn-tezy tych substancyj wytwarzają się jednakprodukty uboczne, hamujące dalszą asy-milację.

Synteza protoplazmy jest, według R o-b e r t s o n a, procesem autokatalitycznym,a podział komórek jest wynikiem równieżautokatalitycznego procesu syntezy mater-jału jądrowego, Oba czynniki ustrojówtkankowych, a więc zarówno powiększaniesię, jak podział komórek miałyby zatemcharakter reakcji autokatalitycznej. Wskład ustroju wyższego wchodzi jednak ca-ły szereg tkanek, złożonych z różnych ko-mórek; krzywa wzrostu ustroju, jako cało-ści, mogłaby tylko wówczas mieć jednoli-ty charakter, gdyby wszystkie proces-yautokatalityczne wszystkich tkanek miaływspólny katalizator. Tak jednak nie jest,

krzywa wzrostu ustrojów tkankowych nieodpowiada krzywej jednej reakcji autoka-talitycznej, lecz jest złożona z kilku odcin-ków, zwanych przez R o b e r t s o n a cy-klami wzrostu. W każdym cyklu przebiegwzrostu ma charakter reakcji autokatali-tycznej, t, j . szybkość rośnie aż do pewne-go maximum, a potem spada, zbliżając siędo zera. Krzywe wzrostu różnych ustrojówróżnią się między sobą liczbą, kolejnościąi amplitudą cyklów, t. j . maksymalnymciężarem osiągniętym. Analiza matema-tyczna krzywych wzrostu nie zawszejest łatwa, gdyż różne procesy samo-przyśpieszające, a więc poszczególne cyklewzrostu często biegną obok siebie równo-legle, co nadawać może krzywej pozórjednolitości, gdy tymczasem istotnie składasię ona z kilku odcinków. Najdokładniejzanalizował R o b e r t s o n przebieg wzro-stu białej myszy, Krzywa wzrostu tegozwierzęcia (rys, 3) wykazuje trzy zagięcia,odpowiadające trzem cyklom wzrostu auto-katalitycznego. Pierwszy cykl (najdłuższy),obejmuje okres od początku rozwoju em-brjonalnego aż do 40 tygodnia życia, jestasymetryczny i ma największą amplitudę;

Rys. 2.

drugi proces trwa od urodzenia do 5 ty-godnia i jest symetryczny; trzeci cykl,również symetryczny, ma najmniejszą am-plitudę i trwa od 5 do 8 tygodnia, Od 40tygodnia życia myszy zaczyna się czwar-ty proces wzrostu, nie autokatalityczny,lecz proporcjonalny do poprzednich pro-

42 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

oesów. Procesy autokatalityczne są tu zda-niem R o b e r t s o n a od siebie niezależ-ne, a zatem ich katalizatory są odrębmemisubstancjami. Każdy cykl składa się jed-nak ponadto z szeregu procesów, zlewa-jących się z sobą, a więc mających wspól-ny katalizator.

Pierwszy i najdłuższy cykl wzrostu my-szy jest niesymetryczny; R o b e r t s o n

10

10 20 30

Rys. 3.

50 60

przekształca zatem zwykły wzór reakcjisamoprzyśpieszającej, wprowadzając war-tość b, określającą początkową szybkośćwzrostu, gdy x = 0. Zamiast równania (1)mamy teraz równanie:

-h) (2),

a stałą szybkości wyraża wzorem k = k

Dotąd teza R o b e r t s o n a polegała naanalogj i kształtu krzywych wzrostu i krzy-wych reakcyj autokatalitycznych, na do-stosowaniu do materjału liczbowego, uzy-skanego1 z badań nad wzrostem różnychustrojów formuły matematycznej, wynika-jącej z koncepcji wzrostu, jako procesusamopriyśpieszającego. W ostatnich la-tach swego życia starał się jednak Ro-b e r t s o n nadać swej hipotezie realnepddstawy. Wychodząc z teorji H e r t w i -g a co do znaczenia stosunku jądra do pla-zmy, jako momentu normującego podziałykomórek, badał związek między tym sto-sunkiem a szybkością wzrostu. Stosunekplazmo'jądrowy bada metodą L e B r e t o -n a i S c h a e f f e r a , mierząc w całychzarodkach białej myszy aminopuryny jakokwasy nukleinowe i resztę azotową jako

cytoplazmę. Okazało się, że stosunek tenjest w przybliżeniu proporcjonalny do

-• • , że zatem stała szybkdści jest wprost

określona stosunkiem plazmoj ądrowym.Rozwijając w dalszym ciągu powyższą kon-cepcję, twierdzi, że poszczególne cykleodpowiadają kolejnemu wzrostowi różnychtkanek. Wzrost ten dochodzi do skutkuprzy pomocy katalizatora wspólnego dlakomórek każdej tkanki. Wzrost komórek,następujący po ich podziałach, ma miejsceprzedewszystkiem wśród tkanek o najwyż-szym stosunku plazmoj ądrowym, To okre-śla praktycznie wzrost całego ustroju, gdyżwzrost reszty tkanek jest tylko znikomomały. Gdy stosunek jądra do plazmy w ro-snących tkankach spadnie do poziomu tegostosunku w tkankach spoczynkowych, za-czyna się wzrost tych ostatnich, a zarazemdrugi cykl wzrostu. Stosunek jądroplazmo-wy obu gatunków tkanek spada teraz dalej,aż osiągnie poziom tego stosunku w trzecimgatunku tkanek. Ta kolejność wzrostu róż-nych tkanek pociąga za sobą występowa-nie cyklów; ich początek odpowiada dzia-łaniu nowego katalizatora,

W logicznym związku z teorją autokata-lityczną wzrostu stoją badania R o b e r t -s o n a , mające na celu poznanie naturychemicznej autokatalizatora. Początkowoprzypuszcza, że jest nim lecytyna, późniejbada pod tym względem inne substancje,jak cholinę, najbliżej jednak zajmuje sięhormonami, czyli wydzielinami gruczołówdokrewnych, a zwłaszcza t, zw, teteliną,t, j , wyciągiem przedniego płatu przysadkimózgowej. Wreszcie, w jednej z ostatnichswych rozpraw, dotyczącej natury czyn-ników, które określają kolejność cyklówwzrostu, dochodzi do przekonania, że do-minującą rolę we wzroście odgrywa sub-stancja jądrowa komórki, Wzrost cytopla-zmy jest bowiem procesem autokatalitycz-nym, a jego szybkość stoi w stosunku pro-stym do masy jądrj*,

Dokoła robertsonowskiej teorji wzrostupowstała cała bogata literatura; dla sze-regu autorów idea R o b e r t s o n a stała

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 43

się pobudką do badań nad wzrostem. Rów-nanie autokatalityczne usiłują stosowaćdo materjału liczbowego, odnoszącego siędo różnych ustrojów roślinnych i zwierzę-cych. Niektórzy badacze zmieniają czę-ściowo to równanie, lub ujmują wzrost wewłasne, mniej lub więcej oryginalne wzo-ry matematyczne, Z drugiej jednak stronypodniosły się głosy surowej krytyki. Jakwidzieliśmy, koncepc j a R o b e r t s o n aopiera się na podobieństwie k s z t a ł t ukrzywej reakcji autokatalitycznej i krzy-wych wzrostu ustrojów; podobieństwokształtu żadną miarą nie przesądza jednakanalogji c h a r a k t e r u tych procesów.Przeciwnie, jak twierdzi F r i e d e n t h a l ,każdy ruch ograniczony przebiega w po-staci krzywej kształtu litery S, gdyż zasa-da bezwładności materji pociąga za sobąpodnoszenie się i spadanie szybkości. Wy-stępowanie krzywych kształtu S nie świad-czy zatem o niczem więcej, jak że zacho-dzi proces ograniczony w czasie. Co doistoty porównywanych procesów, to wyka-zują one natomiast ważne różnice; w reak-cji chemicznej mamy do czynienia z syste-mem zamkniętym, gdzie wszystkie sub-stancje wchodzące w grę są zgóry jakościo-wo i ilościowo ściśle określone, gdy tym-czasem podczas wzrostu ustrojów substan-cje budulcowe dostarczane są z zewnątrzw pożywieniu. Poza tem, badając wzrostzwierząt, czy roślin, widzimy tylko zmianyciężaru całego ustroju, a więc zarówno ży-wej, rosnącej substancji, jak też balastumaterjałów takich jak róg, tłuszcz, drew-no, nie biorących czynnego udziału w dal-szym -procesie wzrostu. Przebieg krzywychwzrostu odnosi się tylko do tych zmian„brutto1" a nie daje nam pojęcia o wzrościewłaściwej rosnącej substancji, czyli t. zw.masy aktywnej.

Zestawienie spadku stałej szybkościwzrostu i spadku stosunku jądra do pla-zmy napotyka również na poważne zarzuty,gdyż ten stosunek maleje w całem zwierzę-ciu tylko podczas pierwszego cyklu wzro-stu,

Oprócz krytyki teorji R ob er t s cvn a,odnoszącej się do jej wartości dla wy-

tłumaczenia istoty wzrostu, należy wspo-mnieć wątpliwości, jakie się nasuwają codo stosowania równania autokatalityczne-go' do przedstawienia c a ł e g o wzrostur ó ż n y c h organizmów. Przedewszyst-kiem sam R o b e r t s o n doszedł do prze-konania, że pierwotne równanie autokata-

^ x

lizy log = Ii (t — łj określa wzrosttylko w obrębie jednego odcinka krzywej.Przyjmując zatem np. podczas wzrostumyszy trzy cykle, a w każdym z nich od-rębne wartości dla A, k i tu ponad to war-tość b w cyklu asymetrycznym oraz dwiestałe, wyrażające końcowy, nieautokatali-tyczny proces, otrzymujemy aż dwanaściestałych, które należy wstawić w równaniedla określenia całokształtu wzrostu jedne-go gatunku zwierzęcia. Dla scharakteryzo-wania wzrostu innego gatunku musimyprzyjąć inną liczbę stałych, a ich wprowa-dzenie nie wypływa z istoty procesu, leczma na celu dostosowanie materjału fak-tów do wartości obliczonych teoretycznie.

Autokatalityczna teorja wzrostu jest wy-razem dążności, którą widzimy u współ-czesnych biologów do rozpatrywania zja-wisk życiowych jako procesów fizyk o-che-micznych i do ujmowania tych zjawisk wewzory matematyczne. Jednakże, im więcejzdobywamy wiadomości co do szczegółówprzebiegu wzrostu, tem więcej gromadzisię, przynajmniej na razie, trudności prze-ciw jednolitemu, matematycznemu ujęciutego procesu życiowego. Całokształt zna-nych nam faktów wskazuje jedynie na to,że zmiana kształtu i wielkości rosnącegoustroju zależy od całego szeregu czynni-ków, które zkolei są z sobą ściśle związa-ne. Ponieważ wzrost jest tylko częścią skła-dową wszystkich procesów życia, nie mo-że być rozpatrywany oddzielnie, gdyż każ-da zmiana w warunkach życia musi się od-bić również na przebiegu wzrostu, Póki za-tem nie znamy dokładnie przebiegu wszy-stkich procesów życiowych oraz czynników,które na nie wpływają, nie może być mo-wy nietylko o ogólnych równaniach wzro-stu dla wszystkich ustrojów, lecz nawet ojednem wspólnem równaniu obejmującem

44 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

cały wzrost jednego organizmu, To też odpewnego czasu zauważyć można pewienzwrot od ogólnych, matematycznych teoryjwzrostu ku badaniom, mającym na celudokładną, szczegółową analizę poszcze-gólnych czynników, związanych z prze-biegiem tego procesu, Zagadnienie wzrostuwkroczyło na nowo w okres zdobywaniamaterjałów, lecz te materjały obejmująobecnie nietylko wzrost ciała, jako cało-ści, lecz także wzrost narządów, tkanek ikomórek, czynniki wewnętrzne i zewnętrz-

ne wzrostu oraz budowę fizyko - chemicz-ną rosnącej protoplazmy.

Można powiedzieć, że badania nad wzro-stem szły w obecnem stuleciu drogą od-wrotną niż to się zwykle dzieje w naukachścisłych, R o b e r t s o n usiłował dać syn-tezę procesu wzrostu na początku swejkarjery naukowej, później sam zaczął tenproces wszechstronnie analizować; obecniebadania, idąc w kierunku coraz bardziejszczegółowej analizy, uległy procesowi da-leko posuniętego zróżniczkowania.

JAN GADOMSKI.

O D K R Y C I E P L U T O N A .

Już dawno przypuszczano, iż nasz sy-stem planetarny nie kończy się na Neptu-nie, i że poza nim krążą jeszcze inne pla-nety, W r. 1834, a więc jeszcze przed od-kryciem Neptuna, H a n s e n podejrzewałistnienie nie jednej, lecz dwóch planetnpozauranowych" koniecznych według nie-go do wytłumaczenia dostrzeżonych per-turbacyj w ruchach Urana. Sam zresztąL e v e r r i e r , po odkryciu w r. 1846 Nep-tuna, przypuszczał, że odkryta przez niegoplaneta nie jest bynajmniej najdalsza.

Hipotezę tę popierała również statysty-ka orbit komet. Znano bowiem 3 komety,których afelja znajdują się w odległości49 jednostek astronomicznych 1) od Słońcaoraz kilka innych, których punkty odsło-neczne zdają się skupiać w odległości je-szcze większej, bo 100 jedn, astr.

Do wykrycia przypuszczalnych planet,,pozaneptunowych" na podstawie pertur-bacyj w ruchach sąsiedniego Neptuna, or-bita tej planety nie nadawała się, gdyż do-tychczas „przeobserwowano" zaledwie 1/i!

jej orbity. Inaczej rzecz się miała z Ura-nem, którego pełną drogę naokoło Słońcaobserwowano już dwukrotnie, W pozycjachUrana zauważono pewne, bardzo drobne

J) Jednostką astronomiczną odległości jest1,495 . 108 km (odległość Ziemi od Słońca).

nieregularności, które nie dały się wytłu-maczyć zakłócającym wpływem Neptuna.Od r. 1840 zaobserwowano w pozycjachUrana drobne odskoki od pozycyj obliczo-nych, mieszczące się w szczupłych, grani-cach:

od — l",40 do -|- 1" 32.

Było rzeczą, bardzo ryzykowną, i taknadzwyczaj drobnych odskoków, któremogły być ponadto same mylne o; kilkadziesiątych części sekundy łuku z powodunieuniknionych błędów obserwacyj, — pró-bować obliczyć orbitę nieznanej planety,powodującej te zakłócenia, Problematemtym zajęło się przedewszystkiem dwóchastronomów amerykańskich: W, H. P i-c k e r i n g w latach 1928—29 oraz niecowcześniej, bo w r, 1915 P e r c i v a J Lo-we 11 (1855 — 1916) (ryc. 1). Na szczegól-ną uwagę zasługują rezultaty obliczeń te-go ostatniego.

Obliczeń orbity nieznanej planety poza-neptunowej dokonał L o w e l l z nadzwy-czajną precyzją, przyczem, podobnie jakw przypadku Neptuna, powtórzyła się tupomyślna okoliczność konjunkcji obu pla-net (Urana i nowej planety), Znalazł onelementy orbity nowej planety bardzo zbli-żone do tych, które są nam już dziś znanena podstawie bezpośrednich obserwacyj.

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 45

Mianowicie wyliczył on:nachylenie płaszczyzny orbity planety

do ekliptyki < 10",masa = 6'/2 mas Ziemi,średnia odległość od Słońca = 43 jedno-

stek astronomicznych,okres obiegu naokoło Słońca = 282 lat,spłaszczenie orbity = 0,202,jasność widoma = 12 m do 13 m.Samego odkrycia L o w e 11 się nie docze-

kał. Dokonali go w jego obserwator}um na-stępcy w 14 lat po jego śmierci.

Od stycznia 1929 roku do obserwator]urnL o w e 11 a we Flagstaff w Arizonie zostałzaangażowany młody asystent, C 1 y d e W.T o m b a u g h , który natychmiast przy-stąpił do systematycznego fotografowaniapasa nieba wpobliżu ekliptyki, poszukującplanety pozaneptunowej. Do fotografowa-nia używał wielkiego teleskopu o średnicy108 cm. Gdy już bezskutecznie w ciągu ca-łego roku przeszukał w ten sposób całeniemal sąsiedztwo ekliptyki, znalazł naglena kliszach z dnia 21 stycznia 1930 roku,przedstawiających sąsiedztwo gwiazdy 3Geminorum, bardzo bladą gwiazdkę 15 m,która jak wykazały zdjęcia z 23 i 29 stycz-nia, wyraźnie zmieniała swe położenie wodniesieniu do sąsiednich gwiazd. Odkrytagwiazda posuwała się wzdłuż ekliptyki ru-chem wstecznym dziennie o 1".

Odtąd regularnie śledził nowe ciało nie-bieskie aż do 19 lutego r. u. O odkryciu,trzymanem w tajemnicy przez astrono-mów obserwator jum L o w e l l a przezprzeszło miesiąc, dowiedział się świat do-piero 12 marca r. u. za pośrednictwem pra-sy amerykańskiej.

Podnieść należy, że odkryty „objekt S 1 i-p j h e r a " (następcy LcJiwellia), jak narazie nazwano nowe ciało niebieskie, —został odnaleziony w odległości tylko 4°od miejsca wskazanego przez efemerydęopartą na elementach L o w e l l a . Odkryciezostało dokonane podczas przeciwstawie-nia ze Słońcem.

Odtąd w obserwacjach nowego ciała nie-bieskiego wzięły udział wszystkie obser-wator ja świata rozporządzające dostatecz-

nie silnemi narzędziami (potrzebny tu jestrefraktor o średnicy conajmniej 50 cm lubastrokanaera o objektywie 16 cm). Terazjednak rozpoczęły się trudności stwierdze-nia właściwego charakteru odkrytego cia-ła. Nie mogła to być nowa „gwiazda strza-ła", na podobieństwo gwiazdy B a r n a r-d a, gdyż przebywała łuk 10" w ciągu 10 dni,

Percival Lowell przy refraktorze o średnicy 61 cm.

na co tamta zużywa cały rok. Nie mogła tobyć również jakaś bardzo bliska gwiazda,gdyż gdyby nawet znajdowała się w odle-głości ,,Proxima Centauri", najbliższej na-szej sąsiadki, to i tak jasność jej absolut-na, wobec bardzo nikłej jasności widomej,musiałaby być o 10 m słabsza od jasnościabsolutnej najsłabszych gwiazd dotychczasznanych.

Wkrótce wszystkie te hipotezy upadłyskoro u nowego ciała niebieskiego skonsta-towano zwalnianie ruchu wstecznego. Wobserwacjach tych dostrzegalnie polskienie mogły wziąć udziału z powodu brakuodpowiednich narzędzi. Natomiast T, B a-

46 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

n a cihi e w i c z, dyrektor Obserwator)'urnAstronomicznego w Krakowie, wybitnyspecjalista w dziale mechaniki nieba, za-brał w tej sprawie głos, kładąc duże dlanauki zasługi. Stworzył on mianowicie„nową metodę wyznaczania orbity ciałapozaneptunowego", posługując się wynale-zionemi przez siebie ,,krakowjanami". Me-toda ta pozwala obliczyć z dowolnej licz-

Średnia odległość od Słońca = 39,8 jedw.astron.

Okres obiegu naokoło Słońca = 251 lat.Spłaszczenie orbity 0.254,Równoległe badania nad orbitą nowego

ciała niebieskiego były prowadzone przezC, B o w e r a i L, W h i p p 1 e, astronomówobserwatorjum Licka, a także przez F.Z a g a r a w Padwie, który ponadto w

Fotograf ja Plutona (p. strzałki) z d n i a . 4 marca 1930 r., wykonana w obserwatorium L o w e l l azapomocą teleskopu o średnicy 108 cm. Jasna gwiazda obok — 5 konstelacji Bliźniąt.

by obserwacyj przy pomocy metody naj-mniejszych kwadratów oraz równań linjo-wych elementy orbity nowej planety.(W danym przypadku klasyczna metodaG a u s s a , opierająca się na 3 obserwa-cjach, dawała wyniki niejednoznaczne iprzypadkowe).

W miarę napływających obserwacyjT. B a n a c h i e w i c z obliczył 11 co-raz to dokładniejszych orbit. Otrzymał on:

Czas przejścia przez peryheljum=1988X,27.

Nachylenie płaszczyzny orbity do eklip-iyki == 17° 12'.

obliczeniach uwzględnił perturbacje wszy-stkich planet systemu słonecznego.

Charakter _ transneptuniczny nowego cia-ła niebieskiego został udowodniony ponadwszelką wątpliwość. Nową planetę nazwa-no Plutonem (Pl) na cześć P e r c i v a l aL o w e l l a , właściwego jej odkrywcy,

Efemeryda wsteczna pozwoliła odszukaćnikły obraz planety na kliszach zdjętychw r. 1927 w Uccle (Belgja), w r. 1927 i 1921w obserwatorjum Yerkesa, w r, 1919 naMt. Wilsoń, oraz ostatnio z r. 1914 w Hei-delbergu.

Z przytoczonych powyżej elementów,

Nr 2 W S Z E C H Ś W I A T 47

które są w znacznym stopniu zbliżone doelementów L o w e 11 a, wynika, że orbitaPlutona jest dość silnie spłaszczona (spła-szczenie to oraz nachylenie jest najwięk-sze z pośród orbit planet wielkich) co po-woduje, że Pluton w peryheljum wkraczaw obręb orbity Neptuna (będzie to miałomiejsce około roku 1989), a środek jegoorbity leży poza orbitą Saturna (rys. 3).

Dotychczasowe nasze wiadomości o sa-mej planecie są bardzo skąpe. Tarczy jejnawet w najsilniejszych narzędziach świa-ta nie udało się zaobserwować. Pluton po-siada światło o dużym indeksie barwy,świecąc blaskiem silnie żółtawym. W cią-gu roku posuwa się na tle gwiazd średnioo łuk równy 3 tarczom Księżyca.

Światło słoneczne jest w odległości Plu-tona około 1600 razy słabsze, niż na Ziemi,mimo to jednak około 250 razy silniejsze,niż światło Księżyca w pełni. Blask wido-my nowej planety jest około 160000 razysłabszy od blasku najsłabszej gwiazdy wi-docznej gołem okiem, a około 2000000 ra-zy słabszy od blasku Wenus, Marsa lubJowisza,

Pluton zaliczony został wprawdzie dorzędu planet wielkich, lecz rozmiarami do-równywa prawdopodobnie zaledwie Ziemi

lub Marsowi. Nikła stosunkowo wielkośćplanety nasuwa hipotezę, że, być może,jest to pierwsza z odkrytych ,,planetoidpozaneptunowych", analogicznych do tych,

Rys. 3. Obecny wygląd systemu planetarnegoSłońca z uwzględnieniem orbity Plutona.

które rozsiane są obficie w przestrzeni po-między orbitami Marsa i Jowisza.

Nadmienić należy, iż nowe odkrycie po-większyło rozmiary naszego systemu pla-netarnego o 3Vó miljarda kilometrów, czyli

LUDWIK WERTENSTEIN.

B U D O W A J Ą D R A A T O M O W E G O .

Pojęcia nasze o budowie atomu byłybardzo mgliste aż do roku 1910. Można po-wiedzieć, że zagadnienie to sprecyzowałosię i stało się dostępne systematycznymbadaniom dopiero od chwili, gdy R u t h e r-f c r d ogłosił słynną swą rozprawę o teorjiatomu, wysnutej z doświadczeń nad roz-proszeniem cząstek a przez materję.Atom składać się miał z jądra, naładowa-nego dodatnio, skupiającego w sobie nie-mal całą jego masę, oraz z pewnej liczbywirujących dokoła jądra elektronów. Mo-del ten, przyjęty zrazu z niedowierzaniemprzez starszą generację fizyków, z powo-

du sprzeczności praw nim rządzących zprawami elektrodynamiki, pochwycony zo-stał z entuzjazmem przez gen jakiego teore-tyka duńskiego1 N i e l s a B o h r a , wzbo-gacony howemi własnościami, wywniosko-wanemi z teorji kwantów i — drogą śmia-łej dedukcji nie troszczącej się o wspomnia-ną sprzeczność — doprowadzony do wy-sokiego stopnia doskonałości. Gdy okazałosię, że zawierał w sobie treść dość bogatą,by odzwierciadlić — lub, jeśli wolimy ,.wy-tłumaczyć" — wielką mnogość optycznych,elektrycznych, chemicznych właściwościrzeczywistego atomu, świat naukowy uznał,

48 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

że niezgodności z fizyką klasyczną winienjest nie model, lecz teorje dawne i atomR u t h e r f o r d a - B o h r a stał się trwa-łym nabytkiem nauki, Jednocześnie rozpo-częła się praca nad przeróbką podstawświatopoglądu fizycznego, nad stworze-niem syntezy, która uwolniłaby od koniecz-ności myślenia fragmentami, od stosowa-nia innych zasad w dziedzinie zjawisk ma-kroskopowych, a innych w sferze atomu.Praca ta, z którą związane są nazwiska deB r o g l i e ' a , S c h r o d i n g e r a , H e i -s e n b e r g a i D i r a c a , może być uwa-żana za zakończoną w ogólnych zarysach.Wynikiem jej jest zmiana myślenia fizycz-nego tak radykalna, że nawet wielu spe-cjalistów nie może się z nią oswoić. Odbiłasię ona głęboko i na samym modelu R u-t h e r f o r d a-B o h r a , gdyż zdetronizo-wała pojęcie modelu, wprowadzając nato-miast zasadę, że jedynym odpowiednikiemcudownego mechanizmu natury w umyśleludzkim może być tylko oderwany schematmatematyczny. Ale model zachował zna-czenie środka pomocniczego w opisie zja-wisk atomowych i z tem zastrzeżeniem mo-del R u t h e r f o r d a - B o h r a przetrwałdo dnia dzisiejszego. W sprawach omawia-nych, gdzie chodzi o ujęcie ogólnych za-rysów struktury atomowej, posługiwaniesię modelem jest całkowicie uprawnione.Będziemy zatem rozumowali tak, jak gdy-by jądro posiadało „naprawdę" wymiaryściśle określone, jak gdyby elektrony,,istotnie" wirowały dokoła niego i t. p.

Podział atomu na jądro i elektrony po-za jądrowe czyni z atomu utwór dwoisty.Dwoistość ta jest niezwykle trafnym wy-razem faktu, że zjawiska atomowe dzieląsię na dwie wielkie klasy. Jak łatwo od-gadnąć, klasie pierwszej podporządkowu-jemy zmiany w konfiguracji elektronów,klasie drugiej zmiany budowy jądra. Odra-zu stwierdzić należy, że zjawiska pierw-szego typu są o wiele powszechniejsze —•w warunkach naszego, bytowania na ziemi,— znane od czasu znacznie dawniejsze-go, zbadane o wiele dokładniej, niż zjawi-ska typu drugiego, O budowie zewnętrznejatomu mówią nam właściwości optyczne,

elektryczne, chemiczne atomu, a więc wostatecznej instancji niemal wszystkie zwy-kłe właściwości materji. Gdy pierwiastekwysyła światło jednobarwne, twierdzimy,że to w niektórych atomach konfiguracjaelektronów doznaje zmiany, gdy atom zo-staje zjonizowany, t. j . gdy powstaje z nie-go jon dodatni lub ujemny, wówczas wie-my na pewno, że ubywa lub przybywa je-den lub więcej elektronów. Gdy atomy łą-czą się w cząsteczkę chemiczną, ich układyelektronowe tworzą wyższą jednostkę or-ganizacyjną. Interpretacja wszystkich tychprzejawów w teorji atomowej odbywa sięz pomocą zasady, której nie obaliła nawetwspomniana rewolucja myślowa — zasadyzachowania energji. Posługujemy się przy-tem pojęciem o wielkim stopniu ogólności— pojęciem stanu atomowego. Powiada-my, że atom — mamy tu w tej chwili namyśli" konfigurację jego elektronów —istnieć może w różnych stanach. Stany teodznaczają się większą lub mniejszą trwa-łością: najtrwalszy jest oczywiście stannormalny; każdy z nich charakteryzuje sięwartością energji, jaką atom w stanie tymposiada, najmniejsza jest zawartość ener-gji w stanie normalnym. Każde z wspo-mnianych zjawisk jest zmianą stanu; jestzatem ujawnieniem energji wyzwolonej lubpochłoniętej przez to, że wartości energjiw stanie początkowym i końcowym są róż-ne. Widzimy bez trudu, że to, co nazwali-śmy pierwszą klasą zjawisk, dostarczanam olbrzymiego materjału doświadczalne-go do rozróżnienia i klasyfikacji stanówpodług przysługującej im energji. Zada-niem teorji jest uzasadnienie możliwościistnienia tych stanów i wyliczenie ich ener-gji na podstawie założeń ogólnych.

Nie możemy zatrzymywać się nad tąsprawą, ponieważ przedmiotem naszym sązjawiska ,,klasy drugiej"; budowa jądraatomowego. Przedmiot ten odcina się ostrood dziedziny „atomu zewnętrznego". Wszy-stkie zmiany konfiguracji elektronów mo-gą być przez nas dowolnie wywołane;wszystkie są odwracalne, dlatego mówimyo nich, jako o zmianach .stanu tego samegoatomu, dlatego twierdzimy, że pierwiastek,

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 49

w którym zachodzą, pozostaje sobą, zacho-wuje swą indywidualność. W szczególnościpozostaje niezmienne to, co uważamy zacechę pierwiastka, t. j . masa atomowa i na-bój jądra. W dodatku, biorąc ogólnie,wszystkie stany atomowe, z wyjątkiem sta-nu normalnego (i stanów atomów związa-nych w cząsteczki chemiczne) są nietrwałei atom ,.wzbudzony", czyli wytrącony zestanu normalnego powraca do niego samo-rzutnie po bardzo krótkim czasie. Jeżeli je-dnak jądro atomu traci jeden ze swych skła-dników, lub zyskuje nowy, jest to zmiananie do odrobienia, jest to katastrofa, w któ-rej zmienia się bądź masa atomowa, bądźnabój jądra, bądź jedno i drugie; jest toprzemiana jednego1 pierwiastka w inny. Nietracimy nadziei, że uda się nam zczasemalbo wynaleźć sposób dowolnego wytwa-rzania i takich zmian, albo też ich odwra-cania, gdy to jednak nastąpi, powiemy, żezrealizowaliśmy marzenia alchemików, żezdobyliśmy umiejętność trawsmutacji pier-wiastków. Ale różnica między kategorjązjawisk jądrowych i tych, które dotycząkonfiguracji elektronów pozostanie równiegłęboka, jak dziś,

Aż do niedawna jedyną poznaną grupązjawisk jądrowych była grupa zjawisk pro-mieniotwórczych. Zjawiskom tym zawdzię-czamy poznanie zmienności atomu nie wprzelotnych ugrupowaniach elektronów ze-wnętrznych, ale w samej jego' istocie, w ją-drze atomowem. Dopóki jednak promie-niotwórczość stanowiła odrębną, oddzielo-ną niejako od innych kartę w księdze natu-ry, wiadomości nasze o budowie jądra by-ły bardzo skąpe, zawdzięczaliśmy je głów-nie wnioskom wyprowadzonym na drodzepośredniej ze zjawisk „klasy pierwszej".Wiedzieliśmy właściwie tyle tylko, że ją-dro ma wymiary bardzo małe, rzędu wiel-kości jednej dziesięciotysiącznej wymiarówatomu, że jądro posiada zawsze nabój do-datni, równy wielokrotności naboju elemen-tarnego; wielokrotność ta wyraża się tą sa-mą liczbą, co t.zw. liczba porządkowa, t.j. li-czbą, która w układzie perjodycznym cha-rakteryzuje miejsce, zajmowane przez da-ny pierwiastek. Ponadto ze zjawisk pro-

mieniotwórczości można było wywniosko-wać, że przynajmniej w przypadku atomówciężkich, jądro, pomimo swej maleńkości,jest utworem złożonym: do składników je-go należą na pewno jądra helu i elektrony-— nazwiemy je elektronami jądrowemi —skoro promienie « utworzone są z jąderhelu, zaś promienie [5 z elektronów.

Stopniowo jednak utworzyły się swoiste,niezależne od promieniotwórczości metodybadania jądra atomowego. Skoro w jądrzeskupiona jest cała niemal masa atomu, wy-znaczenie masy atomowej jest jednocześniewyznaczeniem masy jądra. Do tego celunie prowadzi jednak oznaczenie użytecz-nego w chemji ciężaru atomowego, w wię-kszości bowiem przypadków pierwiastki sąmieszaninami odmian „czystych", t. zw. izo-topów. Jądra izotopów mają różne masyi tylko fakt, że posiadają one tan sam na-bój i przez to otoczone są takim samymukładem elektronów, decyduje o tem, żeuważamy je za odmiany tego samego pier-wiastka. Metody wyznaczania masy ato-mowej indywidualnej, a tem samem ciężaruatomowego odmian czystych zawdzięczamyA s t o n o w i . Metody te doprowadziłydo doniosłego odkrycia, że ciężar atomowyizotopów wyraża się z dość znacznem przy-bliżeniem liczbą całkowitą — w układzie,w którym tlenowi przypisujemy ciężar ato-mowy 16. Na podstawie odkrycia tegotwierdzimy, że składnikami masy jąder sąpewne cząstki wszędzie identyczne. Wewspomnianej skali wcdór posiada ciężaratomowy 1,0078, a chociaż liczba ta jestnieco wyższa od jedności, nie wahamy sięutrzymywać, że cząstki te są identycznez jądrami wodoru. Nazywamy je proto-nami.

Oprócz protonów, jądra zawierają, jakwidzieliśmy przed chwilą, i elektrony. Wy-znaczenie ich liczby w jądrze danego pier-wiastka jest rzeczą bardzo łatwą. Weźmynp. pod uwagę jądro tego izotopu argonu,który posiada ciężar atomowy 40. Jądro tozawiera 40 protonów. Liczba porządkowaargonu równa się 18, taką samą liczbą wy-raża się nabój jego jądra (wyrażony w na-bojach elementarnych). Ale nabój proto-

50 W S Z E C H Ś W I A T Nr 2

nu równa się jedności, gdyby więc jądro ar-gonu nie zawierało elektronów, nabój jegowynosiłby 40. Widzimy zatem, że liczbaelektronów równa się różnicy między masąatomową, a liczbą porządkową, i j . w przy-padku argonu 22. Wspominaliśmy poprzed-nio, że składnikami jąder są również ją-dra helu. Niema w tem sprzeczności ztwierdzeniem, że składnikami ostateczne-mi są protony i elektrony, gdyż jądro1 helu,0 masie 4 i liczbie porządkowej 2, wyobra-zić sobie możemy, jako zbudowane z 4 pro-tonów i 2 elektronów. Nie mniej jądro he-lu, jako składnik, że tak powiemy, drugiegorzędu, odgrywać będzie ważną rolę w dal-szych rozważaniach o strukturze jądra.

Ustalenie charakteru i liczby składnikówjądra jest pierwszym krokiem do poznaniajego budowy. Systematyczne badanie tegozagadnienia postępuje tą samą metodą,która dała tak świetne wyniki w zastoso-waniu do atomu „zewnętrznego". Będzie-my więc traktowali ugrupowania protonów1 elektronów w jądrach różnych pierwiast-ków, jako1 różne stany układu protonowo-elektronowego, Stany te różnią się oczy-wiście liczbą składników. Będziemy usiło-wali całą tę mnogość stanów scharakteryzo-wać według przysługującej każdemu z nichenergji, a wtedy dopiero przystąpimy dokonstruowania ich na drodze teoretycznej,czyniąc założenia o siłach działających mię-dzy składnikami i kierując się ogólnemizasadami mechaniki atomów.

Powyższe przedstawienie zagadnienia bu-dowy jądra nie uwydatnia może całej jegodoniosłości, jako zagadnienia podstawowe-go nauki o materji. Podkreślamy więc, żejednym z istotnych jego momentów jestsprawa ewolucji pierwiastków. Na ziemijesteśmy świadkami ewolucji takiej jedy-nie w dziedzinie ciał promieniotwórczych,gdzie procesy przemiany polegają na pow-stawaniu pierwiastków lżejszych z cięż-szych. Należy wątpić, czy procesy te wska-zują kierunek ewolucji materji; prawdopo-dobniejsze jest, że są odwróceniem jej bie-gu, i że zasadą ogólną jest skupianie sięskładników, kolejne powstawanie pierwia-stków coraz to cięższych.

Na pytanie, co z czego powstało, szukaćmożemy odpowiedzi jedynie w ogólnychzasadach termodynamiki, która poucza, żew naturze zachodzą samorzutnie — z za-strzeżeniami, które w danym przypadku sąbez znaczenia — tylko procesy egzotermi-czne; oznacza to, że z układów bogatszychw energję powstają układy o mniejszej za-wartości energji. Rozumiemy teraz, czemuw sprawie budowy jądra interesuje nasprzedewszystkiem ilość energji, charakte-ryzująca poszczególne typy struktury ją-drowej , Wróćmy do przykładu argonu. Je-żeli uda się nam wyznaczyć energję jegojądra i porównać z energją układu utwo-rzonego ze składników tego jądra, nie zwią-zanych w jedną całość w maleńkim obsza-rze, t, j , 40 protonów i 22 elektronów swo-bodnych, potrafimy odpowiedzieć na pyta-nie, czy jest możliwe samorzutne powsta-wanie argonu z protonów, t. j . z wodoru.

Wyznaczanie energji ,,stanów" jądro-wych w sposób bezpośredni możliwe jestjedynie w przypadku pierwiastków promie-niotwórczych, gdyż ciepło wydzielane wprzemianie promieniotwórczej danego typujest miarą różnicy energji jąder pierwia-stka macierzystego i pochodnych. Dowia-dujemy się przytem, że zgodnie z przyto-czonemi wyżej zasadami, procesy te są isto-tnie egzotermiczne. Tworzą się więc w nichukłady o energji coraz mniejszej, np, układutworzony z jądra radonu i jądra helu swo-bodnego ma mniej energji, niż układ pier-wotny, t. j , jądro radu. Fakt jednak, żeradon powstaje z radu nie wyklucza możli-wości, że w innych warunkach i na innejdrodze rad mógł powstać z pierwiastkówlżejszych.

W przypadku pierwiastków niepromie-niotwórczych, wartość energji danego typujądra znajdujemy na drodze pośredniej,wyznaczając z wielką dokładnością jegomasę. Opieramy się przytem na zdumiewa-jącej konsekwencji zasady względności,opiewającej, że energja każdego układumaterjalnego równa się jego masie pomno-żonej przez kwadrat prędkości światła.Urzeczywistnienie doświadczalne tego pro-gramu zawdzięczamy niemal' w całości

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 51

A s t o n o w i , który wykonał go z pomocąskonstruowanego przez siebie spektrografumasowego.

Wspominaliśmy już poprzednio, że cię-żary atomowe izotopów są w pierwszem,dość znacznem przybliżeniu liczbami całko-witemi. Już sam ten fakt prowadzi do wnio-sku, że wszystkie pierwiastki powstawaćmogą samorzutnie z wodoru. W istocie ma-sa protonu swobodnego (wyrażona w po-staci „ciężaru atomowego") wynosi 1,0078,zatem masa układu utworzonego np. z 40

rys. 1. Na krzywej tej zobrazowana jest za-leżność między przeciętną masą protonu wjądrze, a liczbą protonów w jądrze. Zewzględu na to, że zmiany masy tej są bar-dzo małe, rzędnemi krzywej są nie warto-ści masy, lecz t. zw. deficyty masy, t. j .różnice między masą protonu w danem ją-drze, a przeciętną masą protonu w jądrzetlenu. Widzimy, że krzywa zrazu szybkoopada, przechodzi przez minimum wpobli-żu masy atomowej 60 (miedź), poczem sto-pniowo wznosi się. Interpretacja części

40

0

T

1, r =

M H i m • ' • — m '-

20 4o 60 80 <00 (to 1U0 (60 • -(80

Rys. 1. Na osi y — deficyt masy, na osi x — masa atomowa.

protonów swobodnych (elektrony możemytu pominąć, gdyż masa elektronu jest pra-wie 2000 razy mniejsza od masy protonu)jest znacznie, bo o 0,31 większa od masyjądra utworzonego z 40 protonów, t, j . ją-dra argonu, To samo stosuje się do każde-go innego jądra. Wynik ten jednak jesttak prawdopodobny a priori, że jest samprzez się niezbyt interesujący, Jeżeli chce-my dowiedzieć się czegoś więcej o możli-wościach powstawania pierwiastków, musi-my zbadać, jak zmienia się energja jądraw zależności od jego liczby porządkowej.Konieczne jest do tego wyznaczenie masyatomowej z dokładnością do 0,001 jednost-ki ciężaru atomowego, gdyż w tych grani-cach leżą zmiany masy, z których wniosko-wać mamy o zmianach energji. Tego wła-śnie dokonał A s t o n , a wyniki, jakieotrzymał, przedstawione są na krzywej

krzywej, gdzie zachodzi opadanie, jest ta-ka, że w dziedzinie pierwiastków lekkichprotony nowowstępujące do pewnego jądramają jeszcze mniejszą masę, niż protony wtem jądrze, a zatem a fortiori mniejszą,niż protony swobodne, Innemi słowy, do-dawanie protonów do jąder lekkich powo-duje zmniejszenie masy, a przeto i energjicałego układu. Powstawanie jąder cięż-szych z lżejszych zachodzić może samorzut-nie. Interpretacja wstępującej części niejest tak prosta; protony nowowstępującemają tu masę większą od protonów już zwią-zanych, możemy więc tylko powiedziećogólnie, że energja wiązania ich w jądracoraz cięższe słabnie. Jednak ogólnie bio-rąc (czego z krzywej As t o n a ze wzglę-du na sposób jej przedstawienia nie widać)protony przybywające mają zawsze masęmniejszą od masy protonów swobodnych,

52 WSZECHŚWIAT Nr. 2

czyli wszystkie jądra, nie wyłączając jąderpromieniotwórczych, powstawać mogą sa-morzutnie przez dodawanie protonów dojąder lżejszych, Na pierwszy rzut okawniosek ten stoi w sprzeczności z faktemistnienia promieniotwórczości, t, j . nietrwa-łością jąder promieniotwórczych. Należyjednak pamiętać o tem, że przemiany pro-mieniotwórcze polegają na utracie jąder he-lowych, nie zaś protonów. Masa atomowaswobodnego jądra helowego wynosi 4,0011,przeciętna masa protonu w tem jądrze ró-

rówiie? dezintegracja drogą utraty jąderhelowych. Dochodzimy w ten sposób jed-nocześnie do zrozumienia promieniotwór-czości takiej, jaką obserwujemy na ziemii możliwości wytworzenia się pierwiastkówpromieniotwórczych w innych warunkachdrogą wiązania protonów swobodnych przezjądra lżejsze.

Gdy przyjrzymy się uważnie krzywejAs t o n a, zauważymy, że jądra, którychmasa atomowa podzielna jest przez 4, wy-kazują wyraźnie większy deficyt masowy,

+20

soRys, 2. Część krzywej rys, 1 w powiększeniu, Krążki z kropką odpowiadają parzystym, z krzyżem-

nieparzystym liczbom atomowym.

wna się zatem 1,00027. Zagadnienie możli-wości rozpadu jąder ciężkich drogą utratyjąder helu sprowadza się więc do wyjaśnie-nia, czy protony wstępujące do tych jądermają istotnie masę większą od protonuzwiązanego w jądrze helowem, t, j , od1,00027. Analiza krzywej As t o n a do-wodzi, że podczas, gdy w części opadają-cej, a nawet na pewnym odcinku części wstę-puj ącej masa nowowstępującego protonumniejsza jest od 1, to już poczynając mniejwięcej od cyny (masa atomowa 120) sto-sunki się odwracają, masa protonu związa-nego większa jest od 1,00027 (choć, jakwspominaliśmy, mniejsza od masy protonuswobodnego). Stąd wniosek, że w dziedzi-nie pierwiastków ciężkich możliwa j est syn-teza pierwiastków cięższych przez wiąza-nie protonów swobodnych, ale możliwa jest

niż jądra pozostałe. Fakt ten daje się ła-two interpretować, jeśli założymy, że jądrahelowe stanowią, jak to wspominaliśmy,składniki „drugiego stopnia", t. j . że pro-tony w jądrze wiążą się w tyle jąder helu,ile to jest możliwe, pozostałe zaś, w licz-bie nie większej od trzech, związane są sła-biej i przez to mają względnie większą ma-sę. Zrozumiałą jest przeto rzeczą, że w ją-drach, w których mogą znajdować się takieprotony luźniej związane, przeciętna masaprotonu jest większa, niż w jądrach o typie,.helowym". Niewątpliwie w związku ztem pozostaje fakt, że w zjawisku dezinte-gracji sztucznej pierwiastków lekkich wy-rzucane są zawsze protony, nigdy zaś jądrahelowe, jak w dezintegracji samorzutnej(promieniotwórczości),

Po tym ogólnikowym przeglądzie stosun-

Nr. 2 W S Z E C H Ś W I A T 53

ków energetycznych możemy przejść donastępnej części programu teorji jądra, t.j.do próby wyjaśnienia mechanizmu wiąza-nia jego składników. Rozważanie naszeograniczymy wyłącznie do wiązania jąderhelowych, gdyż o naturze tego wiązania,dzięki studjom nad zjawiskami promienio-twórczości, wiemy względnie najwięcej.

Weźmy pod uwagę jakąś typową prze-mianę promieniotwórczą np. radu na radon.W procesie tym od jądra radu odrywa sięjądro helu, pozostaje jądro radonu. Wszy-stkie te jądra mają nabój jednakowegoznaku, mianowicie dodatni, świeżo utworzo-ne jądro radonu odpycha zatem jądro he-lu, a siły elektrostatyczne nadają mu wiel-ką prędkość, To jest zrozumiałe, natomiastzagadkowe jest, dlaczego cząstka a (jądrohelu) pozostawać mogła w jądrze raduprzed przemianą, Musimy założyć, że dzia-łania między cząstkami naładowanemi sąbardziej złożone, niż wynikałoby to z pra-wa C o u 1 o m b a, że mianowicie w odle-głości bardzo małej, rzędu wielkości same-go jądra, pojawiają się siły przyciągania,które w bezpośredniej bliskości jądra prze-ważają nad siłami odpychania. Jeżeli je-dnak tak jest, zrozumiałe się staje to, cobyło poprzednio zagadkowe, natomiastprzestajemy rozumieć to, co przedtem byłodla nas jasne, t. j . możliwość emisji cząst-ki a. Jeśli cząstka a trzymana jest na uwię-zi w jądrze, to jak może oddalić się na od-ległość, w której zkolei odpychanie silniej-sze jest od przyciągania i nadaje jej roz-pęd, znany nam z doświadczenia?

Dylemat ten j est niezmiernie charaktery-styczny dla przełomowej epoki, jaką prze-żywamy w sferze myślenia fizycznego. Na-leży on do typu zagadnień, których roz-strzygnięcie w ramach fizyki klasycznejjest zasadniczo niemożliwe. Postulat przy-czynowości, który zwykliśmy uważać zafundamentalny, zostaje tu obrażony, zda-wałoby się, w samej swej istocie, Para-doksalność sprawy wyjaśni może najlepiejprzykład następujący, Wyobraźmy sobiewalec, spoczywający na płaskiej swej pod-stawie. Walec ten jest w stanie równowagiograniczonej, nie bezwzględnej. Jeżeli od-

chylimy go nieznacznie, wróci do położeniapionowego, jeśli odchylimy go tak, że rzutśrodka ciężkości znajdzie się poza podsta-wą, walec upadnie, osiągając położenie ró-wnowagi trwałej. Sam fakt jednak, że wa-lec stoi, oznacza, że w pewnym zakresierównowaga jego jest trwała, stany równo-wagi chwiejnej w naturze nie istnieją. Doopuszczenia stanu równowagi, bodaj ogra-niczonej, potrzebna jest przyczyna dosta-teczna, potrzebne jest działanie zewnętrz-ne, Otóż cząstka jest jak walec, przewra-cający się bez żadnej przyczyny. Zmianasposobu myślenia, jaka jest konieczna doodjęcia sytuacji tej cechy paradoksalności,daje się streścić krótko, jak następuje: po-godzić się musimy z tem, że nasz walec,o ile ma wymiary atomowe, jednocześniestoi i jest odchylony tak, że się wywraca.

Wspominaliśmy już, że praca nad ugrun-towaniem podstaw teorji atomowej dopro-wadziła do przekonania o niedoskonałościwszelkich modeli w opisie zjawisk atomo-wych. Możemy teraz myśl tę nieco rozwi-nąć. Świata atomów nie możemy wogóleopisać z pomocą wyobrażeń przestrzenno-czasowych. Nie wolno nam twierdzić, żedany elektron, czy cząstka naprawdę znaj-duje się w danej chwili, w danem miejscu.Możemy tylko mówić o prawdopodobień-stwie znajdowania się w tem czy innemmiejscu. Cząstka znajduje się zatem jed-nocześnie tu i ówdzie, lub jeśli wolimy, mo-że tu, może ówdzie. To co dawniej nazy-wano wyznaczeniem położenia, sprowadzasię do wyznaczania prawdopodobieństwatego, czy innego położenia, a w szczególno-ści ustalenia, które położenie jest najbar-dziej prawdopodobne.

Powracając do cząstki a, powiemy, że wpewnym sensie znajduje się ona jednocze-śnie w okolicy, w której jest przyciąganaprzez jądro i w okolicy, w której ulega od-pychaniu i opuszcza jądro na zawsze, Ści-ślej mówiąc, jest rzeczą naj prawdopodob-niej szą, że cząstka a trzymać się będzie bli-sko jądra; istnieje jednak prawdopodo-bieństwo, że znajdzie się poza sferą przy-ciągania. Im prawdopodobieństwo to jestwiększe, tem bardziej nietrwały jest dany

54 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

typ jądra promieniotwórczego, tem szybciejpierwiastek, do którego należy, ulega roz-padowi. Można łatwo dowieść, że tak zde-finjowane prawdopodobieństwo rozpadujest tem większe, im większa jest prędkośćcząstki opuszczającej jądro. Jest to w do-skonałej zgodności z faktami doświadczal-nemi: oddawna już wiedziano, że pierwiast-ki ulegają rozpadowi w czasie tem krót-szym, im większą prędkość posiadają wy-syłane przez nie cząstki a,

W ramach krótkiego artykułu nie sposóbpodać wszystkich konsekwencyj tego po-glądu, który okazał się niezwykle płodny.Wspomnimy tylko, że daje on równie pro-ste wyjaśnienie sztucznej dezintegracji ją-der lekkich przez cząstki, Mamy tu do czy-nienia niejako z odwróceniem zagadnieniaemisji cząstek przez jądra promieniotwór-cze, gdyż cząstka a, by sprawić dezintegra-cję, wtargnąć musi do obcego jądra (za-znaczam, że takie przedstawienie sprawyjest jej uproszczeniem, koniecznem tu zewzględu na zwięzłość). W jednym przy-padku chodzi o wyjaśnienie, jak cząstka,będąca na swobodzie, dostać się może dojądra, które ją odpycha; w drugim, jakcząstka, związana z jądrem, wydostać sięmoże ze sfery jego przyciągania, ujęcie teo-retyczne jest w obu przypadkach to samo.Istnieje zatem prawdopodobieństwo, żecząstka, która znalazła się wpobliżu jądra,przeniknie do jego wnętrza; prawdopodo-bieństwo to teorja pozwala wyliczyć, Jestono bardzo małe, co przetłumaczone na ję-zyk doświadczenia, oznacza, że tylko bar-dzo niewielki ułamek liczby cząstek, bom-bardujących materję, dokona swego zada-nia i spowoduje dezintegrację nielicznychjąder,

W powyższem szkicowem przedstawieniuteorji przemian jądrowych chodziło namprzedewszystkiem o uwydatnienie charak-teru metod dzisiejszej fizyki teoretycznej.Pozostaje nam jeszcze powiedzieć paręsłów o tem, w jaki sposób zdać możemysprawę z faktu, że promieniotwórcze są tyl-ko jądra atomów ciężkich. Mówiliśmy, żefakt ten znajduje wyraz w krzywej A s t o-n a, krzywa ta okazuje bowiem, że przemia-

ny jąder ciężkich, związane z utratą jądrahelowego, są egzotermiczne. Ale tego wy-niku mogliśmy spodziewać się zgóry: jeston zgodny z wnioskami, wynikającemi z za-sad termodynamiki. Jeśli chcemy posunąćsię dalej, musimy odpowiedzieć na pyta-nie, dlaczego wspomniane procesy są egzo-termiczne, musimy zająć się naturą sił, wią-żących składniki jądra w jedną całość.Istnieje dotąd jedna tylko próba wniknięciaz tej właśnie strony w urządzenie wewnę-trzne jądra; zawdzięczamy ją młodemuuczonemu rosyjskiemu G a m o w o w i ,(wspomniana wyżej teorja przemian jądro-wych jest również jego dziełem, a także,niezależnie od G a m o w a, opublikowaliją G u r n e y i C on d o n ) . G a m o w wrozważaniach swoich ogranicza się do ją-der typu ,,helowego", t. j , jąder, którychmasa pcdzielna jest przez 4, i które za-tem wyobrazić sobie możemy, jako agregatjąder helowych. Wiemy już, że w odległo-ściach bardzo małych działają między ją-drami helu (będziemy je tu nazywali stalecząstkami) nieznane nam bliżej siły przy-ciągania. Te właśnie siły spajają cząstki wjedną całość, podobnie jak siły molekular-ne spajają cząsteczki wody w kropelkę. Po-równanie to sięga głębiej: jak w kropelcecząsteczki wody znajdują się w nieustan-nym ruchu cieplnym, tak i w jądrze krążącząstki, wytwarzając ciśnienie hydrostaty-czne. Ruchy cząstek ulegać mają tym sa-mym prawom ,,kwantowym", co np, ruchyelektronów dokoła jądra. Wielkość jądraprzepisana jest przez warunek równowagimiędzy ciśnieniem hydrostatycznem, a siła-mi przyciągania, Czyniąc najprostsze zało-żenia o energji ruchu cząstek, podyktowa-ne wprost przez ogólne zasady teorji kwan-tów, G a m o w dochodzi do wniosku, żeobjętość jądra jest wprost proporcjonalnado liczby zawartych w niem cząstek., Do-póki cząstek jest mało, t, j , w przypadkująder lekkich, wymiary jądra są tak małe,że możemy zaniedbać siły elektrostatycz-nego odpychania nabojów jednoimiennych,siły przyciągania dominują. W jądrach lek-kich zatem egzotermiczny będzie proceswciągnięcia nowej cząstki, jądro będzie

Nr 2 WSZECHŚWIAT 55

miało dążność do wzrastania, podobnie, jakkropla wody ma dążność do wzrastania ko-sztem otaczających ją kropelek mniejszych.Innemi słowy, w dziedzinie pierwiastkówlekkich ewolucja materji przebiega od pier-wiastków lżejszych do cięższych, i to nie-tylko, jak widzieliśmy poprzednio, drogąasocjacji protonów swobodnych, ale rów-nież i przez przyłączanie cząsteczek a,W miarą jednak, jak jądro się powiększa,zyskują na znaczeniu siły C o u l o m b a ,i w związku z tem energja wiązania nowejcząstki słabnie, a począwszy od pewnejwartości masy atomowej, staje się ujemna.Stosunki ulegają wtedy częściowemu od-

wróceniu: proces wzrastania jądra przezasocjację nowych protonów jest wprawdziewciąż egzotermiczny; tworzenie się zatemjąder cięższych nie jest wykluczone, aleprzyłączenie nowej cząstki staje się niemo-żliwe. Przeciwnie, oderwanie się cząstkiod jądra jest zjawiskiem wyzwalającemenergję, a więc może zachodzić samorzut-nie.

Zbyteczne jest dodawać, że teorja ta mo-że być nazwana zaledwie wstępem do teo-rji jądra: ma jednak tę wielką zaletę, że niewprowadza żadnych sztucznych założeńi w zakresie wyjaśnienia ogólnego kierunkuewolucji materji spełnia swoje zadanie.

K R O N I K A N A U K O W A

SCYNTYLACJE 1 NAJSŁABSZE BŁYSKIWIDZIALNE.

Scyntylacją nazywamy rozbłysk, jaki wywołu-je jedna cząstka « lub wodorowa na ekranie fo-sforyzującym, np. z siarczku cynku. Oglądaniescyntylacyj jest jedną z najważniejszych metoddoświadczalnych nauki o promieniotwórczości.Dzieje jej stosowania związane są z wielu odkry-ciami znaczenia epokowego. Liczenie cząstek adokonane w r. 1908 między innemi sposobem scyn-tylacyjnym, było jednym z fundamentów współ-czesnej atomistyki; badanie rozproszenia cząsteka przez materję, uskutecznione w tem sam spo-sób w roku 1911, doprowadziło R u t h e r f o r d ado obmyślenia słynnego modelu atomu z central-nem jądiem; w r. 1914 wykrywa M a r s d e n scyn-tylacje cząstek H, t. j . jąder wodorowych (pro-tonów], wyrzucanych z wodoru i jego połączeńprzez cząstki a; w r. 1919 R u t h e r f o r d stwier-dza, że cząstki H wyrzucane być mogą równieżz azotu i tem samem otwiera nową kartę w księ-dze podboju natury przez myśl badawczą, Odtądprzez blisko 10 lat oglądanie scyntylacyj było je-dynym skutecznym sposobem w pracach nad sztu-czną dezintegracją materji i budową jąder atomo-wych. Dopiero w czasach ostatnich inne metodyoparte bądź na liczeniu elektrycznych efektów po-jedynczych cząstek, bądź na obserwacji mgie-łek tworzących się wzdłuż ich torów (metoda W i 1-s o n a ) stanęły do rywalizacji z metodą scyntyla-cyj ną. Wyższość nowych sposobów polega na tem,że są objektywne; oglądanie scyntylacyj jest czyn-nością, wymagającą specjalnej tresury obserwato-ra. Subjektywny charakter tych spostrzeżeń stałsię przyczyną licznych kontrowersyj w sprawach

dezintegracji, jakie wyłoniły się głównie międzybadaczami z Institut fiir Radiumforschung w Wie-dniu i Cavendish Laboratory w Cambridge. Jasnąjest rzecząj że krytyczna ocena wyników metodyscyntylacyjnej jest niemożliwa bez uprzedniegozbadania wartości tej metody z punktu widzeniafizjologicznego. Innemi słowy należy odpowiedziećna pytanie, czy oglądanie scyntylacyj nie stawiaorganowi wzroku nadmiernych wymagań. Sprawietej poświęcili obszerne studjum (Proc. of Roy.Soc, 122, 304, 1929) C h a r i t o n i Lea . Dawniejjuż wiedziano, że scyntylacją trwa zaledwie 10 •*sekundy, oraz że widmo świecącego pod wpływempromieni a. ZnS jest ciągłe w dość znacznej dzie-dzinie i posiada główne maximum w okolicy 5200A, a więc blisko długości fali tego światła, na któ-re najsilniej reaguje wypoczęte w ciemności oko(5050 A), W pierwszej części swej pracy C h a r i -t o n i L e a wytwarzali „sztuczne scyntylacje",1. j . rozbłyski podobne z charakteru do scyntyla-cyj, lecz o znanej mocy świetlnej i wyznaczali naj-mniejszą ilość energji, jaka w postaci takiego roz-błysku wystarcza oku do stwierdzenia z całą pew-nością, że coś ujrzało. Źródłem światła był maleń-ki otworek w szczelnem pudełku, zawiei ającembiały ekran (pokryty tlenkiem magnezu), rozpra-szający światło niewidocznej skądinąd żarówkiwzorowej. Z pomocą wirującego krążka z odpowied-nią szczeliną otworek odsłaniany był co sekundęna 4.10"3 sekundy. Aby nadać białemu świeceniuotworka barwę zieloną podobną do barwy scynty-lacyj stosowano odpowiedni filtr świetlny. Roz-błyski obserwowano.lunetą, ilość światła wpadającąw oko zmniejszano z pomocą djafragmy, zasłaniają-cej część pola objektywu, aż wreszcie widzenie sta-ło się niepewne i w końcu ustąpiło miejsca wra-

56 WSZECHŚWIAT Nr. 2

żeniu stałej ciemności. Celem wyznaczenia proguwidzialności autorowie dokonali szeregu pomiarówjasności otworka oraz absolutnej ilości energjipadającej na siatkówkę. Stwierdzili oni, że obser-wator wyćwiczony przestaje dostrzegać rozbłyski,gdy dostarczamy oku mniej niż 17 kwantów świat-ła o długości fali optymalnej (5050 A) lub takąilość energji świetlnej innej barwy, jaka zgodnie zprawem wrażliwości oka na różne dziedziny widmaodpowiada jasności tej samej co 17 kwantów wspo-mnianej barwy zielonej. Jeden kwant tej barwywynosi 3, 9.10"12 ergów, 17 kwantów 6, 6.10"11 er-gów. Oko obserwatora niewyćwiczonego posiadapróg widzialności o przeszło 50% wyższy, użyciestrychniny bezpośrednio przed doświadczeniemznacznie obniża próg widzialności.

Zaznaczyć należy, że z danych powyższych mo-żemy na drodze pośredniej wnioskować o najmniej-szej ilości dostrzeganego w sposób ciągły świece-nia. Impuls świetlny trwa ok. 1/1 0 sekundy skądwynika, że widzieć możemy tylko takie źródłoświatła, które dostarcza siatkówce w ciągu sekun-dy conajmniej 170 kwantów światła barwy opty-malnej, czyli 6,6.10"10 erg/sek, Wyznaczona w tensposób wartość progu widzialności światła ciągłe-go jest znacznie niższa od wartości otrzymanychprzez badaczy dawniejszych. T u m ł i r z (1890)podaje! że świeca jest widoczna z odległości conajwyżej 12 kilometrów. Oko otrzymuje wtedy500,10"10 erg. na sekundę. Światło świecy nie ma,rzecz prosta, barwy optymalnej, ale nawet gdybybyło monochromatyczne, o długości fali 5050 A,ilość energji wpadającej w oko, odpowiadającej1 świecy wynosiłaby jeszcze 80.10"10 erg/sek., czyli12 razy więcej od wartości podanej przez C h a r i-t o n a i Lea , Mniej więcej te same wartości wy-nikają z oceny widzialności okiem nieuzbrojonemgwiazd najsłabszych. Może należałoby stąd wypro-wadzić wniosek, że najmniejsza ilość widzialnegoświatła ciągłego, wpadająca w oko w ciągu sekun-dy, jest więcej niż 10-krotnie wyższa od ilościświatła w stojących na granicy postrzeganiu roz-błyskach.

Druga część pracy C h a r i t o n a i L e a pole-gała na wyznaczeniu energji świetlnej wysyłanejw jednej scyntylacji oraz ułamka tej energji jakidostać się musi oku, by scyntylacja była widzialna.W tym celu autorowie wyznaczali, po pierwsze,jasność i rozkład natężeń w widmie ekranu z siar-czku cynku, bombardowanego przez źródło radioak-tywne, wysyłające na ekran w jednostce czasu zna-ną liczbę cząstek a o znanej energji kinetycznej;po drugie, obserwując scyntylacje zmniejszali bądźrozwartość optyczną użytego do oglądania przy-rządu (mikroskop, oko nieuzbrojone), bądź energjękinetyczną bombardujących ekran cząstek, ażscyntylacje stały się wątpliwe, a w końcu całkiemniewidoczne. Wyniki były nadzwyczaj interesują-ce. Okazało się, że siarczek cynku jest wybornym

transformatorem energji „mechanicznej" cząsteka na energję świetlną: w istocie scyntylacjaunosi około 25% (ułamek ten zależy od rodzajusiarczku cynku) energji cząstki i. Jeżeli cząst-ka ta pochodzi od Ra C, t. j . ma prędkość1, 92.10"11 cm/sek., ilość energji świetlnej wynosi3.10"t: erg. co po uwzględnieniu rozkładu natężeńw widmie i zredukowaniu do barwy optymalnejodpowiada 5.10"r erg., t. j . 125000 kwantom światłao długości fali 5050 A. Widzimy zatem, że scynty-lacja jest zjawiskiem całkowicie dostępnem nor-malnemu zmysłowi wzroku. Oczywiście do oka do-staje się tylko część tej energji, zależna od zasto-sowanej aparatury. Gdy używamy, jak to najczę-ściej się czyni, mikroskopu o rozwartości optycz-nej 0,45, oko otrzymuje około A% światła całkowi-tego, t ,j, 5000 kwantów „równoważnych".

Zmniejszając aperturę, lub energję cząstek,osiągamy, jak była mowa wyżej, zniknięcie scynty-lacyj. Okazuje się przytem, że najmniejsza ilośćświatła, jaką dostarczyć musi oku scyntylacjaby była dostrzeżona, wzrasta wraz z powiększe-niem instrumentu optycznego. Gdy instrument usu-niemy, t ,j. gdy oglądamy scyntylacje gołem okiem,granicy widzialności odpowiada 30 kwantów, a więcniewiele więcej, niż w obserwowaniu rozbłyskówsztucznych. Natomiast w mikroskopie powiększają-cym 50 razy przestajemy widzieć scyntylacje gdyilość światła w oku wynosi 300 kwantów. Różnicamiędzy obu przypadkami tłumaczy się łatwo, gdyzważymy, że scyntylacja nie jest punktem świecą-cym; wskutek odbić wewnętrznych rozświetla się ca-ły trafiony kryształek siarczku cynku. Ze względuna dość znaczne wymiary kryształów, rzędu 30 u.,obraz powstający na siatkówce jest prawdziwymobrazem optycznym. Gdy powiększenie jest dosta-teczne, obraz nakrywa kilka elementów struktural-nych siatkówki, każdemu z elementów dostaje siętylko pewien ułamek światła, który może nie wy-starczyć do wywołania wrażenia świetlnegi nawetwtedy, gdy całkowita ilość światła jest o wielewiększa od wartości „progowej". Poprawna defi-nicja ,,progu widzialności" jest zatem następująca:progiem widzialności jest najmniejsza ilość światłajaka paść musi na jedną komórkę siatkówki, by na-stąpiło wrażenie światła.

L. W.

ROZWÓJ BEZ UDZIAŁU JĄDRAKOMÓRKOWEGO,

W tej dziedzinie mamy do zanotowania kilka in-teresujących faktów, dotyczących przeważnie roz-woju płazów. U traszki podczas zapłodnienia wcho-dzi do jaja zwykle kilka plemników. Wpobliżu ta-kiego jądra plemnikowego protoplazma jaja tworzypromieniowanie w postaci pojedynczej gwiazdki.Tylko jedno z jąder plemnikowych — najbliższe —zlewa się z jądrem jajowem w jądro zapłodnienia,

Nr. 2 WSZECHŚWIAT 57

gdy reszta jąder męskich degeneruje, pozostając wzarodku w postaci ciemnych ciałek chromatyno-wych, dobrze widzialnych nieraz jeszcze w stadjumblastuli.

Posługując się opracowaną przez S p e m a n n ametodą przewężania, F a n k h a u s e r (1925) roz-dzielał jajo wkrótce po zapłodnieniu na dwie po-

Przekrój środkowy przez młodą blastulę. Więk-szość komórek nie posiada jąder.

łowy. Operacją uskuteczniał zapomocą stopniowozaciskanej pętli włosiennej. Jądro jajowe, wrazz jednem lub kilkoma jądrami plemnikowemi, prze-chodziło do jednej połowy, która brózdkowałai rozwijała się zupełnie normalnie. Rozwój drugiejpołowy, pozbawionej jądra żeńskiego, był uzależ-niony od obecności w niej nadliczbowych jąderplemnikowych. Jądra te dzieliły się, zachodziłobrózdkowanie i powstawała blastula, której komór-ki zawierały połowiczną (haploidalną) liczbę chro-mosomów, wynoszącą u traszki 12. Haploidalne za-rodki mogą rozwijać się aż do stadjum larwalnego,najczęściej jednak giną dość wcześnie,

W nowszej pracy (Rev. Suisse Zool. T. 36, str.179), podaje F a n k h a u s e r wyniki badań cyto-logicznych nad podobnemi rozwijającemi się od-cinkami jaja, pozbawionemi jądra żeńskiego. Woko-ło 25% przypadków zawierały one, prócz nadlicz-bowych jąder plemnikowych, dość liczne promie-niowania plazmatyczne bezjądrowe. Fakt występpowania bez jądrowych gwiazdek w jajach był zna-ny u wielu zwierząt, jednak tylko bardzo rzadkoobserwowano tworzenie się brózdy podziałowej po-między niemi. Autor wymienia dwa główne wyni-

ki swojej pracy, które uważa za ustalone, 1) Gwia-;:'dki bazjądrowe mogą dzielić się, jak to widzimyna załączonych rysunkach, 2) Pomiędzy dwiemaywiazdkami mogą tworzyć się całkowite brózdy,co prowadzi do powstawania bezjądrowych komó-rek. Zarodki tego typu rozwijają się dalej i musztiw wyniku wytworzyć blastule, w których całe od-cinki złożone są z komórek bezjądrowych, Takieblastule znaleziono w rzeczywistości, ogółem w li-czbie 5.

Obserwacje powyższe dowodzą, iż „dla żywotaności i zdolności rozwojowej komórki zarodka ażdo stadjum późnej blastuli jest obojętne, czy za-wiera ona jądro, czy nie. Zatem aż do tej chwilijądro nie może odgrywać znaczniejszej roli w roz-woju" (str. 186).

Jakie czynniki wywołują tworzenie się bezją-drowych gwiazdek, autor nie decyduje. Stwierdzajedynie, że występują one w jajach przewężanych,ale nigdy w nieprzewężanych. Być może sam taktprzewężenia, związany oczywiście z silnem podraż-nieniem protoplazmy, oraz ta okoliczność, iż ope-racyj dokonywano w roztworach CaCl,, (w którychjaja operowane rzadziej pękają), stanowią dosta-teczną przyczynę.

Opisany przypadek rozwoju bez udziału jądranie jest odosobniony. Już B o v e r i wnosił zeswoich eksperymentów nad krzyżowaniem u Szkar-lupni, że rozwój aż do stadjum blastuli lub nawetgastruli odbywa się bez znaczniejszego współudzia-łu jądra. Następnie J o l l o s i P e t e r f i (1923)

Boczny przekrój tejże blastuli. Wszystkie ko-mórki bezjądrowe.

usuwali operacyjnie z zapłodnionych jaj aksolotlajądro żeńskie, jeszcze przed zlaniem się obu jąder.Plemnik pozostawał bez zmian w punkcie, w któirym go zastała operacja i w końcu ginął. Mimo tojaja przebywały nieco nieprawidłowe bróz.dkowa-;

nie, wydając podobiznę blastuli. Wszystkie komór-ki blastuli były bezjądrowe. Analogiczne zjawiskoopisuje dla zupełnie innej grupy zwierząt S e ł j ę t

58 WSZECHŚWIAT Nr. 2

(1924). W jaju motyla Phragmalobia fuliginosaniekiedy po zapłodnieniu jądro nie ulega podziało-wi. Ponadto nieraz nawet w jajach niezapłodnio-nych odbywa się proces brózdkowania bez udzia-łu jądra. Obserwowano powstawanie całkowitychbezjądrowych blastul, S e i 1 e r wyraźnie twierdzi,iż miał do czynienia z czystem brózdkowaniemplazmatycznem, nie zaś z jakiemiś zjawiskami roz-padowemi.

Ocenić należycie znaczenie teoretyczne podanychfaktów jest jeszcze dość trudno. Wydaje się jed-nak prawdopodobne, że będziemy musieli poddaćgruntownej rewizji nasze poglądy na udział jądraw rozwoju, przynajmniej o ile chodzi o jego po-czątkowe stadja. jd.

ZMIANA UBARWIENIA PHASMIDAENA ŚWIETLE.

Dobrze znane są liczne badania nad zmienno-ścią ubarwienia różnych stawonogów pod wpływemświatła padającego lub odbitego od podłoża. Usta-lone zostało, że oddziaływanie światła bezpośred-nio na komórki barwnikowe (chromatofory) niedaje wyraźnego efektu, koniecznym warunkiemzmiany ubarwienia jest działanie światła na okozwierzęcia. Ponieważ ściemnienie lub z jaśnieniezwierzęcia zależy od wędrówki odśrodkowej, wzglę-dnie dośrodkowej ziarenek barwnika w obrębiechromatoforu, i ponieważ istnieje związek pomię-dzy chromatoforami, a systemem nerwowym, byłonaturalnym wnioskiem umieścić system nerwowypomiędzy okiem a chromatoforem, w charakterzemechanizmu pośredniczącego. Nowsze badaniawskazują jednak, że droga podrażnienia może byćbardziej zawiła. Z prac K o l i e r a (1925—29),G i e r s b e r g a (1928) i P e r k i n s a (1928) wy-nika, iż zmiana ubarwienia u stawonogów jest rów-nież sprawą natury hormonalnej. K o l l e r i P e r -k i n s wykazali, że u wyższych skorupiaków mor-skich (garnele) chromatofory ulegają wpływowipewnych substancyj, produkowanych przez określo-ne części ustroju. S c h l e i p (1914) doszedł downiosku, że komórki barwnikowe t. zw. „pręcika"(Dixippus) wogóle nie są unerwione. Zmiany ubar-wienia, zachodzące wskutek działania różnych czyn-ników badacz ten przypisał „zmianom w przemia-nie materji". G i e r s b e r g w doświadczeniachnad lokalnem wstrzymywaniem krwiobiegu wykrył,iż, prawdopodobnie wskutek podniety ze strony sy-stemu nerwowego, zostaje wydzielana do krwi Di-xippus jakaś substancja, która powoduje w prze-krwionej części ciała natychmiastowe ściemnienie.Na zasadzie danych operacyjnych G i e r s b e r glokalizuje proces wydzielania domniemanego hor-monu w obrębie systemu nerwowego współczulnego.

Uczenica G i e r s b e r g a, p. M a r j a A t z l e rkomunikuje o dalszych badaniach nad tą sprawą(Zeitschr. yergl. Physiol. T. 13 1930, str. 505). Ra-

zem z innymi, autorka odróżnia zmianę ubarwienia„morfologiczną", a „fizjologiczną". Pierwsza po-lega na zmianie ilości barwnika w chromatoforach,druga — wyłącznie na wędrówkach ziarenek wobrębie komórki barwnikowej.

Jak wiadomo, młode zielono ubarwione osob-niki Dixippus, hodowane w naczyniach, wyłożo-nych od wewnątrz ciemnym papierem i oświetlo-nych z góry, po kilku tygodniach ciemnieją bar-dzo znacznie, co wiąże się ze zwiększeniem' ogól-nej ilości barwnika. Jest to więc zmiana „morfo-logiczna". Autorka ustala, iż owady reagują bar-wnie tylko na odcień bezpośredniego podłoża, naktórem przebywają, np. na odcień liści, służącychim za pokarm. Działanie podłoża tłumaczy sięwpływem kontrastu świetlnego pomiędzy tembezpośredniem podłożem, a dalszem otoczeniem.Sztuczne zwiększenie kontrastu wzmaga efekt.Istotnie, gdy pręcikom zielonym, przebywającymna liściach bluszczu, pokryto górną połowę oczuczarnym lakierem, ubarwienie owadów pozostałobez zmiany w ciągu dłuższego czasu. Gdy jednakpokryto połowę dolną, już po 6 dniach wystąpiłobardzo wyraźne ściemnienie. Na rozproszoneświatło, odbite od otoczenia, lub padające z góry,pręciki nie reagują barwnie. Długotrwałe naświe-tlanie promieniami nadfiołkowemi (lampa kwar-cowa), z wyłączeniem wszelkich promieni widzial-nych, nie dało w ciągu 3 do 8 tygodni żadnej zmia-ny ubarwienia, I odwrotnie, doświadczenia z wy-łączeniem promieni krótkofalowych za pośredni-ctwem filtru z dwusiarczanu chininy wykazały, iżdomieszka tych promieni dla sprawy morfologicz-nej zmiany ubarwienia Dixippus jest obojętna.

Wszelkie ściemnienie pręcików występujeprzedewszystkiem na głowie, w okolicy mózgu.Liczne zabiegi operacyjne, z przecinaniem różnychnarządów głowy i badaniem zachowania się ope-rowanych owadów pod wpływem podłoża dałyciekawe wyniki. System nerwowy współczulnynie jest związany z funkcją zmiany ubarwienia.Przecięcie nerwów wzrokowych uniemożliwia ja-kiekolwiek zmiany w ubarwieniu zwierzęcia, zatemudział w tem oka jest bezsporny. W środkowejczęści mózgu znajduje się ośrodek morfologicznejzmiany ubarwienia, tkanka gruczołowa, leżącaprzed zwojem nadprzełykowym, jest prawdopodo-bnie narządem, wydzielającym odpowiedni „hor-mon". Kolejność podrażnień, wywołujących zmia-nę ubarwienia, można sobie wyobrazić jak nastę-puje: podrażnienie oka, wędrówka podrażnieniaprzez nerw wzrokowy i zwój nadprzełykowy dośrodkowej części mózgu, stąd zaś do tkanki gru-czołowej. Tkanka wydziela „hormon", którywstępuje do krwiobiegu i oddziaływa na chroma-tofory.

Fizjologiczna zmiana barwy, polegająca na wę-drówkach ziarenek barwnika, zależy od wieluczynników. Jak i przedtem, światło działa tylko

Nr. 2 WSZECHŚWIAT 59

przez kontrast pomiędzy bezpośredniem podło-żem, a dalszem otoczeniem. Nie udało się nato-miast stwierdzić specyficznego wpływu barwy po-dłoża, jako takiej. Zawsze wyniki otrzymane mo-żna było wytłumaczyć świetlnością podłoża. Nie-zbędnym warunkiem jest obecność dostatecznejilości tlenu powietrza. Wilgotność powietrza od-grywa dużą rolę. Jak wynika z doświadczeń nadzaklejaniem otworów tchawkowych oraz z umie-szczaniem określonych odcinków odwłoku w ko-morze wilgotnej, droga od podrażnienia do reak-cji prowadzi przez etapy: powietrze tchawkowe —system nerwowy — gruczoł hormonalny — krew—chromatofory. Ucisk na ostatni pierścień odwło-ku powoduje szybką zmianę ubarwienia: po 1 go-dzinie zachodzi silne ściemnienie, rozpoczynającesię, jak zwykle, od głowy. Wreszcie szereg ope-racyj lokalnych pozwolił na stwierdzenie, iż fizjo-logiczna zmiana ubarwienia Dixippus zależy odtych samych ośrodków nerwowych i hormonalnych,co morfologiczna. Długotrwała podnieta podtrzy-muje gruczoł hormonalny w stanie ciągłego pobu-dzenia, co prowadzi do stałego zwiększenia zawar-tości hormonu we krwi. Efekt, początkowo „fizjo-logiczny", przechodzi zczasem w „morfologiczny",czyli wędrówka odśrodkowa ziarenek barwnikadoprowadza stopniowo do wzrostu ich liczby. Obaprocesy oparte są na tym samym mechanizmienerwowo-hormonalnym.

Wyniki streszczonej pracy zaprzeczają w wie-lu punktach badaniom szeregu dawniejszych auto-rów, zwłaszcza w sprawie wyłącznego wpływuświetlności podłoża, z wykluczeniem jakości świa-tła. Przyzwyczajeni jesteśmy do wiązania zmianubarwienia zwierząt z barwą podłoża. Ekspery-menty nad lokalizacją ośrodka nerwowego i „gru-czołu hormonalnego" ulegają wszystkim zarzutom,jakie można postawić wszelkim eksperymentommorfologicznym nad lokalizacją funkcji. Nie mniej,praca p. A t z 1 e r jest poniekąd typem współcze-snego podejścia do sprawy ubarwienia, W każ-dym razie wykazuje ona dobitnie, iż analiza czyn-ników ubarwienia zwierząt stawia badaczowi co-raz większe wymagania. jd.

HORMON PŁCIOWY A BUDOWA PRZEWODUNASIENNEGO.

S u p V a t n a (Biol. Buli., 1930) w swej ostat-niej pracy nad szczurami wskazuje na ścisłe uza-leżnienie się zmian morfologicznych przewodu na-siennego od czynności hormonu płciowego.

Przewód nasienny posiada w normalnych wa-runkach kształt wrzeciona, co uwarunkowane jestobecnością plemników, które pod postacią białej,mlecznej masy wypełniają treść kanału, przyczemnajwiększe ich zgrupowanie występuje mniej więcejw środku przewodu, Histologicznie nasieniowódskłada się z 3 warstw: z zewnętrznej, mięśniowej,składającej się z podłużnych i okrężnych włókien

mięsnych; z środkowej—błony śluzowej—złożonejgłównie z komórek tkanki łącznej i naczyń krwio-nośnych; z wewnętrznej warstwy nabłonka, od-dzielonej od warstwy błony śluzowej pojedynczymlub podwójnym pokładem komórek, które autornazywa podstawowym pokładem komórkowym.Warstwa ta dostarcza stale komórek, które po wy-konaniu przynależnej im funkcji, zostają wydalo-ne do światła. Nabłonek zbudowany jest z wyso-kich komórek, spoczywających na warstwie pod-stawowej. Powierzchnie komórek, zwrócone doświatła, pokryte są zwłaszcza u myszy i szczuraolbrzymią liczbą rzęsek. Jądra naogół owalne izmienne co do zawartości chromatyny, tworzą po-kład równoległy do warstwy podstawowej. Na po-łowie odległości między jądrem, a brzegiem rzę-skowatym znajduje się aparat Golgi'ego o charak-terze siateczkowym. Wielkość ciałek Golgi'egodochodzi prawie wielkości jądra.

Pod wpływem kastracji zjawia się w przewo-dzie nasiennym cały szereg zmian, które swójpunkt kulminacyjny osiągają u wszystkich zwie-rząt po upływie 20 dni od chwili jej wykonania.Warstwa mięsna ulega znacznemu ścieńczeniui zubożeniu z powodu zmian degeneratywnych,zachodzących w dużej liczbie włókien mięsnych.Masy wydzieliny komórkowej, które w normalnychwarunkach występują w świetle przewodu, ulegająznacznej redukcji. Komórki nabłonka charaktery-zują się stratyfikacją jąder i utratą rzęsek. Wyso-kość nabłonka jest znacznie zmniejszona. Poza temstłoczone komórki nabłonkowe wykazują zmniej-szenie ilości cytoplazmy. Granice między komór-kami są zatarte. * Również wybitne zmiany, powo-dowane kastracją, występują w aparacie Golg i 'e-g o, który dzieli się na zakrzywione pałeczkii chropawe ziarenka.

Okazało się jednak, że po 40-dniowych injek-cjach wyciągu lipoidowego ze świeżych jąder by-ka wszystkie wyżej wymienione zmiany cofają sięi przewód nasienny kastrowanego zwierzęcia nieróżni się prawie w niczem od normalnego. Z ba-dań S u p V a t n y wynika ponadto, że u zwie-rząt kastrowanych przed dojrzałością płciową mo-żna po upływie 110 dni od chwili kastracji usunąćpowstałe zmiany wprowadzeniem wyciągu jądro-wego.

Nabłonek przewodu okazał się bardziej wrażli-wy na wprowadzenie wyciągu jądrowego, aniżeliwarstwa mięsna. Stąd też w doprowadzonych donormy przewodach nasiennych zwierząt kastrowa-nych warstwa mięsna jest stosunkowo uboga, pod-czas gdy normalnie stanowi 4/s grubości ściany.

J. C.

ZDOLNOŚĆ SYNTETYCZNA EUGLENAGRACILIS W CIEMNOŚCI.

W zwykłych warunkach życiowych, na świetle,Euglena jest organizmem autotroficznym, odży-

60 WSZECHŚWIAT Nr 2

wiającym się podobnie, jak wszystkie rośliny zie-lone. Opierając się na badaniach P r i n g s h e i -m a i D e t m e r a , dwaj autorzy, Lwoff iH i s a t a k e D u s i opracowali metodą hodowliEuglena w ciemności (C. R. Soc. Biol, t. 102, str.567). Hodowle ich były bakteryjnie jałowe. Jakopożywka służyła mieszanina, złożona z 0,25 grsiarczanu magnezu, 0,25 gr. jednometalowego fo-sforanu potasowego, 0,25 gr. chlorku potasu,0,0025 gr. chlorku żelaza, 2 gr. octanu sodu i 1000gr, wody dwukrotnie destylowanej. Do mieszani-ny dodano peptonu, otrzymanego z mięsa wołowe-go po dłuższem trawieniu tryptycznem. pH mie-szaniny wynosiło 7. W takiem środowisku, w cie-mności, Euglena żyły i mnożyły się obficie w cią-gu 10 miesięcy. Z szeregu prób wynika, że Eu-

glena mnożą się dobrze w ciemności, o ile pożyw-ka zawiera pepton, obfitujący w polipeptydy. Do-datek octanu sodowego wyraźnie polepsza wynikihodowli. Składnik ten nietylko jest źródłem wę-gla, ale i ważnem źródłem energetycznem. W śro-dowiskach, zawierających dużo polipeptydów, teostatnie są prawdopodobnie asymilowane bezpo-średnio. Natomiast gdy Euglena musi sama syn-tetyzować polipeptydy z aminokwasów, jak w przy-padku peptonu po długotrwałem trawieniu tryp-tycznem, niezbędne jest dodatkowe źródło energji,jakiem był w próbach autorów octan sodu. W cie-mności Euglena odbarwia się, jednak przeniesie-nie hodowli na światło bardzo szybko przywracaorganizmom barwę zieloną. A.

N O W E A P A R A T Y L A B O R A T O R Y J N E

TENSJOMETR DU NOUY.

Do oznaczania napięcia powierzchniowego cie-czy służą metody, w których bada się stykającesię z sobą ciała stałe, ciecze i gazy, oraz metody,w których występują tylko ciecze i gazy. W co-dziennej technice laboratoryjnej zyskały prawoobywatelstwa tylko niektóre z metod, należącychdo pierwszej grupy.

Rys. 1.

Jeszcze przed 15 laty stosowano prawie wyłą-cznie metodę wznoszenia się cieczy w rurkachwłoskowatych, oraz metodę oznaczania ciężarukropli. Dzisiaj w użyciu pozostała zmodyfikowa-na metoda kropli (stalagmometryczna) i metodaoznaczania siły, potrzebnej do oderwania od po-wierzchni cieczy badanej pierścienia metalowegoo znanym obwodzie, W tej ostatniej metodzie si-ły, równoważącej napięcie powierzchniowe cieczy,dostarcza skręcenie drutu stalowego (metoda skrę-ceniowa), Na tej podstawie jest skonstruowanawaga skręceniowa Banga (fabrykat Hartmann &Braun A. G.) z uzupełnieniem do pomiaru napię-cia powierzchniowego, oraz tensjometr dr. duNoiiy (fabrykat Central Scientific Company, Chi-cago, i Cambridge Instrument Co. Ltd., London).

Najnowszy model tensjometru pozwala na ozna-czanie napięcia powierzchniowego w dowolnejtemperaturze z dokładnością do 0.1 dyny/cm,przyczem wynik pomiaru odczytuje się bezpośre-dnio na tarczy przyrządu. Przyrząd składa się za-sadniczo z pierścienia platynowego, zawieszonegona końcu pręta, który jest przymocowany do środ-ka naciągniętego drutu.

Pierścień i strzemionko (R) są zrobione z dru-tu platynowo-irydowego z połączeniami spawane-mi. Pierścień ten jest zawieszony na końcu lekkiejrurki stalowej długości ok. 10 cm. (K). Zacisk (G),za którego pomocą rurka (K) jest przytwierdzonado drutu (W), pozwala na zmianę roboczej dłu-gości ramienia (K) o 5 mm. Urządzenie to umo-żliwia wycechowanie skali przyrządu przy pomo-cy cieczy, której napięcie powierzchniowe dla da-nej temperatury jest znanei po wycechowaniu po-działki skali odpowiadają dynom/cm.

Drut skręceniowy (W), jestto cienki drut stalo-wy (fortepianowy), przymocowany z obu stron dogłowic, z których każdą można obracać przy po-mocy trybu ślimakowego, co zapewnia precyzyjnenastawienie. Ramię, do którego przytwierdzonyjest pierścień, jest przymocowane wpobliżu środ-ka tego drutu. Przednia głowica przechodzi przezskalę (S) i kończy się nonjuszem (V), który po-zwala na odczytywanie wyników z dokładnościądo 0.1, a szacowanie do 0.05 dyny/cm. Zatem do-kładność przyrządu wynosi + 0.05 dyn/cm. Samaskala posiada podziałkę od 0 do 100. Znajduje sięona na tarczy ze stopu srebra z niklem o średnicy10 cm. Głowica obraca się ńa łożysku kulkowem.

Podstawa (T), na której umieszcza się szkieł-ko zegarkowe, albo inne naczynie z cieczą badaną,może być podnoszona i opuszczana przy pomocyzacisku (P), przesuwanego na pręcie pionowym;kołnierz (M), znajdujący się na tym samym prę-cie pozwala na dokładne reprodukowanie poprze-dniej wysokości platformy nawet po jej odsunię-ciu na bok. Dokładne nastawienie poziomu pod-stawy uskutecznia się przy pomocy śruby mikro-metrycznej (B). , .

Nowe urządzenie do znajdowania położenia że-rowego (I) składa się z konsolki, zaopatrzonej wodpowiednie występy, zatrzymujące ramię (K),i z kawałka czarnego metalu w kształcie klinao bardzo rozwartym kącie z wierzchołkiem zwró-

Nr. 2 WSZECHŚWIAT 61

oonym ku górze. Wzajemne położenie ramieniai klina, widoczne na białem matowem tle, możnanastawiać z dokładnością do 0.02 mm.

Całość jest zmontowana na solidnym statywieo podstawie trójnożnej ze śrubami do poziomowa-nia (L, L').

Cechować można przyrząd albo w jednostkachbezwzględnych (posiłkując się ciężarkiem ok. 750mg), albo w odniesieniu do cieczy, której napię-cie powierzchniowe dla badanej temperatury jestznane.

Sam pomiar jest bardzo prosty. Na szkiełko ze-garkowe nalewa się małą ilość cieczy badanej, po-

czem poziomuje się przyrząd śrubami L i L'. Na-stępnie odkręca się prawie do końca śrubę B i usta-wia podstawę T pod pierścieniem, który winienznajdować się o 4—5 mm ponad poziomem cieczy.Zwilża się pierścień cieczą i reguluje długość ra-mienia K, dopóki nie zatrzyma się ono w położe-niu zerowem, poczem podnosi się podstawę T, abypierścień dotknął powierzchni cieczy. Wtedy obra-ca się śrubę A, oraz śrubę B, tak aby ramię K za-wsze znajdowało się w położeniu zerowem, i od-czytuje położenie nonjusza w momencie przerwa-nia się błonki między pierścieniem a powierzchniącieczy. F. L.

KOMUNIKATY Z LABORATORJÓW

M. R a c i ę c k a , — Chrościki (Trichopłera)północno-wschodniej Polski ze szczególnem uwzglę-dnieniem obszaru Wileńska-Trackie go. (Nadesłane23.1.1931).

Autorka podaje wyniki badań nad chróścikamiWileńszczyzny, prowadzonych od r. 1923 do 1930.Opracowanie to obejmuje 126 gatunków, zebranychw tym okresie, z których 19 form nowych dla Pol-ski.

Dotychczas z terenu północno-wschodniej Pol-ski podał D e m e l 34 gatunki larw chróścików,zebranych w strefie litoralnej jeziora Wigry i źró-dłach wigierskich, oraz U 1 m e r (zbiory H o r n a)z okolic Ignalina 44 gatunki. Uwzględniając zbio-ry obu tych autorów, otrzymujemy dla fauny chró-ścików północno-wschodniej Polski ogólną liczbę132 gatunków.

Praca zawiera tabelę porównawczą występowa-nia chróścików w północno-wschodniej Polsce,krajach wschodnio-bałtyckich (Ostbaltikum) orazPrusach Wschodnich.

(Z Zakładu Zoologji U. S. B. w Wilnie. Ukażesię w pracach Towarzystwa Przyjaciół Nauk wWilnie). Autareferat.

H e n i g B l u m a . — O unerwieniu tak zwa-nych niższych organów zmysłowych u gąsienicmotyli. (Nadesłane 23.1.1931).

Organa zmysłowe na głowie (oprócz oczu), przy-sadkach głowowych i odnóżach gąsienicy Orihosialota Cl. można podzielić na cztery grupy: 1) szcze-ci, 2) stożki, 3) kopułki zmysłowe i 4) organy chor-dotonalne.

Szczeci występują na całem ciele gąsienicy,różnią się one wielkością, lecz budowę mają jed-nakową. Specyficznie wykształcone są szczeci nabrzusznej powierzchni labrum.

Wśród stożków, które występują tylko na an-tennach i max ii lach, można wyróżnić dwa typy:a) duże stożki wyraźnie oddzielone od otaczającejchityny, występujące tylko na antennach, b) małestożki, występujące na antennach i masillach.Osobne miejsce zajmują utwory cylindryczne naprzysadce maxilli. Wszystkie stożki pokryte sącienką chityną.

Kopułki zmysłowe, różnej wielkości występująna całem ciele gąsienicy, ale najliczniej na narzą-dach gębowych, zwłaszcza na labrum i maxillach.

! Organa chordotonalne występują w femurwe wszystkich trzech parach odnóży tułowiowych.

W podstawowej części labrum znajdują się dwabliżej nie zbadane organy zmysłowe w kształciezatok.

Szczeci i kopułki zmysłowe są z reguły uner-wione przez jedną, a tylko wyjątkowo przez grupękomórek nerwowo-zmysłowych. Zakończenia włó-kien nerwowych dochodzą do podstawy szczeciwzględnie kopułek zmysłowych.

Duże stożki na rożkach i utwory cylindrycznena przysadce maxilli unerwione są przez grupy ko-mórek nerwowych.

Organy chordotonalne należą do tak zwanychprzez E g g e r s a „typowych organów chordotonal-nych odnóży".

Do zatok w podstawowej części labrum docho-dzą dwa włókna nerwowe, które wewnątrz tych or-ganów tworzą nieregularne sploty.

Cały system nerwowo-czuciowy gąsienicy Or-thosia lota składa się z dwubiegunowych komóreknerwowo-zmysłowych, tylko na labrum i labiumwystępują pojedyncze pary komórek nerwowo-zmysłowych, których biegun peryferyczny jest roz-gałęziony (komórki II typu Z a w a r z i n a ) .

Na podstawie budowy i rozmieszczenia orga-nów zmysłowych u gąsiennicy Orthosia lota należyprzyjąć, że zmysł węchu, tak jak i dotyku nie jestwyłącznie związany z jakąś specjalną częścią cia-ła lub jakimś specjalnie wykształconym organemzmysłowym, Głównem siedliskiem węchu są pra-wdopodobnie antenny, siedliskiem smaku narządygębowe. Kopułki zmysłowe rozsiane na całemciele gąsienicy wskazują na to, że może ona odbie-rać bodźce chemicznej i fizycznej natury w róż-nych częściach swego ciała.

(Z Zakładu Zoologji U. S. B. w Wilnie). Ukażesię w Pracach Wydz. Mat. Przyrod. Tow. Przyj.Nauk w Wilnie).

Autorełerat.

J. F r i d r i c h s o n . Fluorescencja pary man-ganu. (Nadesłane 3.II.1931).

Autor wykazał, że nasycona para manganuo temperaturze 700 — 800° C (ciśnienie około0,001 — 0,002 mm Hg), naświetlona promieniowa-niem iskry manganowej, wysyła promieniowaniefluorescencyjne, którego widmo składa się z dwutrójek rezonansowych manganu /. = 4030,76 —4034,49 A i X = 2794,82 — 2801,07 A. Przy wzro-ście gęstości pary natężenie trójki długofalowejprzewyższa znacznie natężenie trójki 2800 A,

Fluorescencję wzbudzić można również świa--tłem białem żarówki, przyczem występuje tylkotrójka długofalowa z powodu pochłaniania nadfio-letu przez ścianki lampy. :

Próba wzbudzenia fluorescencji pary manganuświatłem innych iskier wykazała, iż iskry o ele-ktrodach z Cu i Ag powodują stosunkowo silną

62 W S Z E C H Ś W I A T Nr. 2

emisję trójki długofalowej. W widmach tych iskierwystępuje prążek „powietrza" 4035 A, który we-dług wszelkiego prawdopodobieństwa wzbudzafluorescencję, przyczem różnica energji prążka4035 A i krótkofalowych składowych trójki rezo-nansowej (4030.49 i 4033.07 A) pokryta być możez energji kinetycznej atomów dzięki sprzężeniu,wynikającemu z rezonansu kwantowego.

(Z Zakładu Fizyki Doświadczalnej Uniwersy-tetu Warszawskiego). Autoreferat.

M a r j a J a n i n a N e y . — O rozszerzeniuprążków, występujących w widmie Ramana bezzmiany długości fali. (Nadesłane 3.II. 1931).

Badanie szerokości prążków rozproszonychbez zmiany długości fali w przypadku benzolui kwarcu wykazało znaczne rozszerzenie przyrozproszeniu w benzolu, nie wykazało natomiastdostrzegalnego rozszerzenia przy rozproszeniu wkwarcu krystalicznym zarówno w temperaturze18° jak i 500° C. Przemawiałoby to za słuszno-ścią poglądu, że wspomniane zjawisko stanowi ro-tacyjny typ widma Ramana,

O wpływie temperatury na widmo Ramana dlakwarcu.

Badano widmo światła rozproszonego w kwar-cu krystalicznym w temperaturze 18° i 500° C.Stwierdzono, że podniesienie temperatury powo-duje rozrywanie się prążków Ramanowskich, żeprążki te (zwłaszcza o małych i ) ulegają prze-sunięciu ku prążkom pierwotnym i wreszcie, żezmienia się wzajemny stosunek natężeń prążkówRamana na korzyść prążków o mniejszych 4 i. ' !

(Z Zakładu Fizyki Doświadczalnej Uniwersy-tetu Warszawskiego).

Autoreferat.

J a n i n a P a r y s ó w n a , O serjach rezonan-sowych pary bizmutu. (Nadesłane 3.11,1931).

Naświetlając parę bizmutu w temperaturzeokoło 800" C. światłem lampy rtęciowej, otrzyma-no ser je rezonansowe, wzbudzone przez prążki4359 A i 5461 A. Prążek 5461 A wzbudza serjęrezonansową dwójkową, rozciągającą się w dzie-dzinie od 5170 A do granicy czułości kliszy wstronę długich fal, i składającą się z pięciu wy-razów stokesowskich oraz sześciu antistokesow-skich. Serję tę wyraża wzór:

v =± 19341 — 174,5 p + 0,46 p2, p = 0 , 1, 2,..,odległość między prążkami w dwójce wynosi12,5 cm"1.

Ser ja wzbudzona przez prążek 4359 A składasię z 12 wyrazów stokesowskich, z których każdyjest złożony z trzech prążków. Trójki te powstająprzez nałożenie się dwóch seryj dwójkowych,których dwa prążki, leżące bardzo blisko siebie,pozostając nierozszczepione, stanowią wyraz środ-kowy trójki. Przemawia za tem większe natężenieprążków środkowych paraboli Fortrata. Serjęwzbudzoną przez prążek 4359 A przedstawia wzór!v = 22943 — 306,74 p + 1,03 p2; p — 0, 1, 2 /

Odległość między prążkami w dwójkach wynosi16 wzgl. 18 cm"1.

Przytoczone powyżej dane liczbowe uważanebyć muszą jedynie za przybliżone.

(Z Zakładu Fizyki Doświadczalnej Uniwersy-tetu Warszawskiego). Autoreferat.

J. D e m b o w s k i . — Dalsze badania nad geo-tropizmem Paramaecium. (Nadesłane 5.II.1930),

Autor poddaje doświadczalnej i teoretycznejdyskusji mechaniczną teorję geotropizmu oraz teo-rję statocystów. Zjawiska „centrotaksji" (Koehler)we wszystkich przypadkach można wytłumaczyćbądź zwykłą reakcją geotropiczną, bądź bezkie-runkowem rozpraszaniem się wymoczków, skupio-nych przez wirowanie. Zachowanie się Paramae-cium, karmionych żelazem, w polu magnetycznemjest zgodne z teorją mechaniczną. Została opraco-wana metoda, pozwalająca na obserwację ruchówwymoczków podczas wirowania. Aż do siły od-środkowej, wynoszącej 3.5 jednostek grawitacyj-nych, ruch pozostaje bezkierunkowy. Dalsze wzmo-żenie szybkości wirowania powoduje dośrodkoweustawianie się pierwotniaków, przy sile odśrodko-wej odpowiadającej 10 jednostkom grawitacyjnymParamaecium zostają biernie odrzucone ku obwo-dowi. Zachowanie się wymoczków jest zgodnez teorją mechaniczną, zaprzecza natomiast teorjistatocystów, gdyż statocysty zaczynają działać do-piero od siły 3.5 jednostek grawitacyjnych, niemogą więc powodować pionowego ustawiania siępierwotniaków w zwykłem polu grawitacyjnem.Wolne opadanie wymoczków żywych, lub utrwalo-nych metodą Gelei, wskazuje na przewagę tylnejpołowy ciała. Przewaga ta nie jest bezpośredniąprzyczyną pionowego ustawiania się, lecz jest źró-dłem bodźca, uruchamiającego mechanizmy steru-jące. Tylko zmodyfikowana teorją mechaniczna;zdolna jest wytłumaczyć różnorodne szczegóły ru-chów pionowych Paramaecium.

(Zakł, Morfol. Dośw. Instytutu im. NenckiegoT. N, W.). Ukaże się w Acta Biol. Exp. i w Arch. f.Protistenk, •

Autoreferat.

O C H R O N A P R Z Y R O D Y

XIII ZJAZD PAŃSTWOWEJ RADY OCHRONYPRZYRODY

odbył się w dniu 10 stycznia b. r. w gmachuMinisterstwa W, R. i O. P. ze współudziałem Pa-na Ministra W. R, i O. P,, członków i delegataRady, przedstawicieli wszystkich innych Mini-sterstw i zaproszonych gości.

Zjazd otworzył przewodniczący Rady, Włady-sław Szaf er, witając zebranych, poczem złożyłsprawozdanie z działalności Rady za rok 1930. J ) .

1) Sprawozdanie to ukazało się drukiemjako N. 28. Wydawnictw Rady.

Najważniejszemi zdarzeniami w dziedzinie ochro-ny przyrody w r. ub, było przedewszystkiem stwo-rzenie dalszych placówek Rady, w Katowicach,Tarnopolu i Gdyni, oraz szeregu indywidualnychdelegatur. Ustawodawstwo przyniosło nam usta-wę górniczą i zmiany w ustawach leśnej i budo-wlanej, zawierające ustępy korzystne dla ochronyprzyrody, również poszczególne Ministerstwawydały szereg pożądanych bardzo dla ochronyrozporządzeń. Dalszemi realnemi sukcesami byłostworzenie nowych rezerwatów w lasach pań-stwowych i prywatnych, a mianowicie rezerwatu2000 ha na „Czerwonem Bagnie" w nadleśnictwierajgrodzkiem (las, torfowisko, stadko łosi), rezer-

Nr. 2 WSZECHŚWIAT 63

watu 300 ha w nadleśnictwie łukowskiera (wyspa,jodły), rezerwatu 400 ha w temże nadleśnictwie(grondy), rezerwatu 12 ha w temże nadleśnictwie(czapla), rezerwatu w Szułromińcach na Podolu(dąbrowa), rezerwatu w Surmaczach (świerczyny),w Miodoborach (dąbrowy), rezerwatu w Gorcach(właściwie jego rozszerzenie), na jez, Pohost (dlaochrony kołewki, Trapa muzanensis].

Z kolei złożyli sprawozdania PrzewodniczącyKomitetów Rady we Lwowie, Poznaniu, Warszawiei Wilnie i Delegat Rady dla spraw parków po-granicznych, który jako wielką zdobycz ub. r.pondiósł oficjalne utworzenie Parku Narodowegow Pieninach. 1).

]) P, Wszechświat N. 9, 1930. Ochrona przyrody.

Po obszernej dyskusji nad powyższemi spra-wozdaniami wygłosili odczyty M. Siedlecki: Za-dania Polski na polu międzynarodowej ochronyptaków i S. Kreutz: Problem ochrony głazów na-rzutowych w Polsce (z przezroczami). Późniejz ramienia Instytutu Filmowego przy MuzeumPrzemyślu i Rolnictwa wyświetlono ciekawe i pię-kne filmy ,.Bazalty w Janowej Dolinie na Woły-niu" i „Kopalnia soli', a p. A. Wisłocki wyświe-tlił swój film „Jezioro Narocz'1. Na zakończenieW. Goetel pokazał i z dużym humorem objaśniłszereg nowych przezroczy z Tatr, ilustrującychdosadnie zarówno działalność niekulturalnej go-spodarki w górach jak i wyniki pomyślnej z niąwalki. Na tem Zjazd zamknięto. M. S.

K R Y T Y K A

S t a n i s ł a w P a w ł o w i s k i , Geograf ja.Kraje pozaeuropejskie i europejskie. Dla VI od-działu szkoły powszechnej i niższych klas gimna-zjalnych. Str. 125 z 43 ilustracjami. Wyd. Książni-cy-Atlas, 1930.

Nowa książka zasłużonego autora podręcznikówszkolnych ma na celu uczynić zadość wymaganiomprogramowym, redukującym geografję opisowącałego świata, prócz Polski, do ram kursu jednoro-cznego. Konieczność wtłoczenia tak obfitego ma-terjału w granice dwóch godzin lekcyjnych tygo-dniowo na poziomie VI oddziału szkoły powszech-nej, względnie odpowiedniej klasy gimnazjalnejzmusiła autora do tak konspektywnego ułożeniatekstu, by n a 60 stronach (po potrąceniu miejscazajętego przez ilustracje, pytania, ćwiczenia i po-wtórzenia) małego formatu przy szerokim drukudać szkic wszystkich lądów i wód świata.

W tych warunkach sposób ujmowania pojęć,ścisłość określeń, dobitność opisów, a zwłaszczaplanowość w układzie materjału nabierają szcze-gólnej wagi.

Omawiany podręcznik nie jest wolny pod tymwzględem od poważnych braków. Pewne przeocze-nia i nie dość ścisły niekiedy sposób wyrażaniasię, wynikający zapewne z braku przyzwyczajeniaautora do elementarnego przedstawiania danychnauki, mogłyby doprowadzić do wytworzenia sięw umyśle niekrytycznego czytelnika pojęć nieja-snych lub błędnych.

Przedewszystkiem daje się zauważyć nierów-nomierność w traktowaniu poszczególnych częściświata: w ogólnym opisie Afryki przytoczone są10 nazw wysp do niej należących, w opisie Oceanji— 4 nazwv, w opisach obu Ameryk i Azji — ża-dnej; w tymże opisie Afryki wymienione są 2 je-ziora, w Azji —• 4, w Amerykach zaś i Europie zu-pełny brak działów traktujących o jeziorach. Mi-mo, że we wstępach do pewnych działów wska-zane jest samodzielne odszukiwanie przez uczniówna mapie wysp i jezior, czytelnik odnosi zgołamylne wrażenie o znaczeniu tych elementów wkrajobrazach poszczególnych części świata.

Nieścisłość w wysłowianiu się i chwiejność wokreśleniach są dość częste, a niekiedy dają na-wet wrażenie sprzeczności. Przytoczę kilka przy-kładów: Afryka, „leżąc między obu zwrotnikami,bywa oświetlana na znacznej przestrzeni przez

słońce, stojące wysoko na niebie" (str. 15); dalejjest zaznaczone, że w okolicach zwrotnikowychAfryki „ulewne deszcze padają przez cały rok",a dalej (str. 18 i 19) mówi się, że w Sudanie i nawyżynie wielkich jezior „deszcze padają tylko wpewnych porach roku'; na str. 27 czytamy, żeAmeryka Północna „zrośnięta jest z Ameryką Po-łudniową, a cieśniną Berynga oddzielona od Azji.Z Europą łączy się tylko przez ocean Atlantycki...Przez archipelagi wysp łączy się z Ameryką Po-łudniową i Północną Azją". Na str. 52 mamy:„Azja północna... ma klimat najzimniejszy na zie-mi, chociaż suchy"; ,,lasy kończą się na pewnejlinji, od której na północ rozpościera się tundra".Na str. 54 stoi określenie: „na północ od linjiKaukaz-Kalkuta"; na str. 55 nizina Turańska za-liczona jest do Azji północno-zachodniej, na stro-nie zaś następnej do Azji środkowej. Na str. 68„góry średnie; francuskie, niemieckie, czeskie, pol-skie" umieszczone są w południowej części EUTO-py, dwie strony niżej jest powiedziane, że w Eu-ropie południowej panuje klimat śródziemnomor-ski. Na str, 73 Rumuni są włączeni do narodów,zamieszkujących południowy zachód Europy, Ser-bowie, Kroaci i Słowieńcy — do narodów Euro-py południowo-wschodniej.

Niewątpliwą zaletą podręcznika jest strona me-todyczna, Każdy dział poprzedzony jest licznemiwskazówkami, zmierzającemi do usamodzielnieniapracy ucznia nad mapą, po każdym zaś rozdzialedodana lektura, szereg ćwiczeń i krótkie powtó-rzenie. Liczne jak na tak małą książkę (43) ilu-stracje są dobrane celowo i wykonane dobrze; niemożna tylko zgodzić się na wyposażenie Francjiw jedyny rysunek, przedstawiający zbiór winogronw Szampanj i. Do szczęśliwych pomysłów należyzaliczyć również umieszczenie map plastycznych,które niewątpliwie przyczynią się do uzmysłowie-nia obecnie powszechnie przyjętych map war-stwicowych. Paważne zastrzeżenia nasuwa jedna-kowoż wykonanie plastycznej mapy Azji (rys. 21),na której Azja Mniejsza przedstawiona jest jakowyspa, oddzielona od kontynentu dość szeroką cie-śniną, brak jest morza Azowskiego, natomiast dom. Kaspijskiego wlewa swe wody od wschodu ja-kaś duża rzeka.

Zewnętrzna szata książki, jak zresztą wszyst-kich ostatnich wydawnictw Książnicy — Atlas.jest estetyczna P. Ordyński

64 WSZECHŚWIAT Nr. 2

M I S C E L L A N E A

ZJAZD GEOFIZYCZNY W POCZDAMIE.

Dziewiąty doroczny zjazd Niemieckiego T-waGeofizycznego odbył się w połowie września r. b.w Poczdamie, siedzibie państwowych obserwato-rjów meteorologicznego i magnetycznego i Pruskie-go Instytutu Geodetycznego.

Zjazd ten, podobnie jak i poprzednie, dawałprzegląd dorobku geofizyki niemieckiej za rok ubie-gły. Mimo to treść zjazdu była obfita i frekwencjadość znaczna, bo na 216 członków T-wa przybyłona Zjazd około 100, w tem także kilku z zagranicy,Należy zaznaczyć, że Niem. T-wo Geofizyczne, za-łożone dopiero po wojnie, rozwija się szybko i obe-cnie jednoczy wszystkich wybitniejszych geofizy-ków niemieckich, a pozatem posiada 70 członkówzagranicznych w 22 różnych krajach świata.

Zjazd tegoroczny trwał 3 dni, z których dwapierwsze poświęcono na wygłoszenie 22 referatów,trzeci zaś na wycieczki. Mała stosunkowo liczbareferatów okazała się bardzo korzystna dla Zjazdu,gdyż prelegenci nie potrzebowali się zbyt stresz-czać, mając dość czasu do dyspozycji, a pozatemdyskusja mogła się swobodnie rozwijać bez spe-ejalnego ograniczania. Również celowem posunię-ciem organizatorów Zjazdu było umieszczenie naporządku obrad kilku referatów o obecnym stanieniektórych dziedzin fizyki ziemskiej. Szczególnieinteresujący był wykład znanego badacza K o 1 -h o r s t e r a o promieniowaniu kosmicznem.

Pod względem tematów, któremi zajmowano sięna Zjeździe, przeważały zagadnienia z grawimetrji(7 ref.) i sejsmologii (5 ref.), natomiast magne-tyzm ziemski i elektryczność atmosferyczna byłysłabiej uwzględnione. W pracach' Zjazdu szczegól-nie silnie uwydatnił się udział ' trzech środowisknaukowych: Jeny, Getyngi i Poczdamu, reprezen-towanych zarówno przez starszą generację, jaki przez* pokolenie młodsze. Państwowy Instytut Sej-smologiczny w Jenie przedstawił nową aparaturędo względnych pomiarów siły ciężkości, odznacza-jącą się daleko posuniętą precyzją. Wystarczy za-znaczyć, że dla osiągnięcia żądanej dokładnościw wyznaczaniu okresu wahnień (dokładności rzędu1/10.000.000 sek.) skonstruowano nowego typu wa-hadła (t. zw. minimalne), z nowego gatunku stali,że obserwuje się w próżni przy zastosowaniufotokomórki jako relais i t, d. Demonstracja tejaparatury wywołała żywe zainteresowanie. Poza-tem H e c k e r i H a a l c k zreferowali nowe me-tody pomiaru statycznego siły ciężkości.

Z tematów sejsmologicznych ciekawy był wy-kład A n g e n h e i s t e r a o wstrząsach podczaswybuchów obserwowanych w Getyndze z po-mocą specjalnie uczulonych sejsmografów (powie

kszenie amplitudy l'A miljona!) Również interesu-jący był wykład dwóch młodych geofizyków z Ge-tyngi o pomiarach grubości lodowca Pasterze, do-konanych metodą sejsmiczną.

Magnetyzm był, jak już zaznaczyliśmy, słabiejreprezentowany na Zjeździe, Poza referatami ne-stora magnetologów A. S c h m i d t a (o okresiegwiazdowym wahań magnetyzmu ziemskiego) iN i p p o l d t a o magnetycznej teorji korony sło-necznej v. d. P a h 1 e n a, na uwagę zasługiwał re-ferat jednego z radjotechników z Trans-Radio-Ges,0 związku pomiędzy zakłóceniami radjoodbioru, amagnetyzmem ziemskim. Praca ta, mimo że zosta-ła wykonana przez technika, wykazała całą do-niosł.ość roli nauki w technice wogóle, a magneto-logji w radjotechnice w szczególności.

Podobnie techniczny charakter miał odczyt inż.M a t h i a s a ó elektryczności burz, zilustrowanyinteresującym pokazem wyładowań baterji kon-densatorów o wielkiej pojemności i napięciu około1 milj ona woltów, Pokazy te odbyły się w Babel-sberg na stacji badawczej T-wa instalacyj o wyso-kich napięciach, dokąd uczestnicy Zjazdu udali sięautobusem pocztowym. Iskra, przepuszczona przezdrut ołowiany, zamieniła go momentalnie w białyobłok pary przy ogłuszającym huku, a skierowanawzdłuż słupa telegraficznego, oderwała kilka drzazgpokaźnej wielkości.

Trzeci dzień Zjazdu wypełniły wycieczki: doObserwatorjum Astronomicznego w Babelsberg, doRadjostacji do badań zakłóceń radjoodbioru wGeltow i do nowozałożonego Instytutu Magnetyz-mu ziemskiego im. A, Schmidta w Niemegk. Insty-tut ten ma kontynuować prace Obs. Poczdamskiego,którego rejestracje musiały być zwinięte z chwilązelektryfikowania kolei w Berlinie.

Następny zjazd odbędzie się w r. 1932 w Lipskulub Jenie. E. S.

X-LECIE ZAKŁADU NAUKOWEGO.

Dnia 31 stycznia r. b, obchodził Zakład FizykiDoświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego dzie-siątą rocznicę swego otwarcia. Kierownik i pra-cownicy, jak również grono przyjaciół Zakła-du, z pośród których wymienimy Pana RektoraMichałowicza i Dziekana Maziirkiewicza, zebralisię na wspólnej kolacji, w ciągu której odczytanoszereg depesz i listów gratulacyjnych oraz wygło-szono przemówienia, charakteryzujące rozwój tejplacówki naukowej. Podkreślano zgodnie wybitnezasługi Kierownika Zakładu, którego niespożytejenergji i talentowi organizacyjnemu Zakład za;wdzięczą swój rozwój,

W miłym nastroju zebranie przeciągnęło się dopóźnej nocy.

OD REDAKCJI.Prosimy uprzejmie pp. abonentów „Wszechświata" o rychłe Wpłacenie zaległej prenu-

meraty za rok 1930. P. K. O. Nr. 21,650.

Zapowiedziany na początku roku ub. zeszyt 11-ty „Wszechświata"i zawierającybibljograjję przyrodniczą polską za rok ubiegły, nie będzie mógł ukazać się ze Względównatury finansowej. Wobec tego „Wszechświat" będzie Wychodził, jak dotąd, W 10 zeszy-tach rocznie. Ekspedycja odbywa się dnia 17 k°żdego miesiąca (prócz lipca i sierpnia).

Redaktor odpowiedzialny Jan Dembowski. Wydawca Polskie T'tvo Przyrodników im, Kopernika.

UJ

QOOSooz

NQ

QOo.

osHmUJ

Q

Recommended