PAN TADEUSZ

Preview:

DESCRIPTION

PAN TADEUSZ. OPISY ORAZ WPŁYW PRZYRODY NA LOSY BOHATERÓW. WSTĘP. „ Pan Tadeusz ” to epopeja narodowa powstała w latach 1832-1834 w Paryżu. Zbudowana jest z dwunastu ksiąg pisanych wierszem trzynastozgłoskowym. Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną - PowerPoint PPT Presentation

Citation preview

PAN TADEUSZOPISY ORAZ WPŁYW PRZYRODY

NA LOSY BOHATERÓW

WSTĘP

„Pan Tadeusz” to epopeja narodowa powstała w latach 1832-1834 w Paryżu. Zbudowana jest z dwunastu ksiąg pisanych wierszem trzynastozgłoskowym.

Tymczasem przenoś moją duszę utęsknionąDo tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;

Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,Na spoczynek powraca. Już krąg promienistySpuszcza się na wierzch boru i już pomrok mglisty,Napełniając wierzchołki i gałęzie drzewa,Cały las wiąże w jedno i jakoby zlewa;I bór czernił się na kształt ogromnego gmachu,Słońce nad nim czerwone jak pożar na dachu;Wtem zapadło do głębi; jeszcze przez konaryBłysnęło jako świeca przez okienic szparyI zgasło.

Był sad. -Drzewa owocne, zasadzone w rzędy,Ocieniały szerokie pole; spodem grzędy.Tu kapusta, sędziwe schylając łysiny,Siedzi i zda się dumać o losach jarzyny;Tam, plącząc strąki w marchwi zielonej warkoczu,Wysmukły bób obraca na nią tysiąc oczu;Owdzie podnosi złotą kitę kukuruza;Gdzieniegdzie otyłego widać brzuch harbuza,Który od swej łodygi aż w daleką stronęWtoczył się jak gość między buraki czerwone. Grzędy rozjęte miedzą; na każdym przykopieStoją jakby na straży w szeregach konopie,Cyprysy jarzyn; ciche, proste i zielone.

Ich liście i woń służą grzędom za obronę,Bo przez ich liście nie śmie przecisnąć się źmija,A ich woń gąsienice i owad zabija.Dalej maków białawe górują badyle;Na nich, myślisz, iż rojem usiadły motyleTrzepiocąc skrzydełkami, na których się mieniZ rozmaitością tęczy blask drogich kamieni;Tylą farb żywych, różnych, mak źrenicę mami.W środku kwiatów, jak pełnia pomiędzy gwiazdami,Krągły słonecznik licem wielkiem, gorejącemOd wschodu do zachodu kręci się za słońcem.

…biorą krasnolice,Tyle w pieśniach litewskich sławione lisice,Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada,I dziwna, żaden owad na nich nie usiada.

…za wysmukłym goni borowikiem,Którego pieśń nazywa grzybów pułkownikiem.Wszyscy dybią na rydza; ten wzrostem skromniejszyI mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy,

Lasy Litewskie! tak poważne i tak pełne krasy!-Czeremchy oplatane dzikich chmielów wieńcem,Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,Leszczyna jak menada z zielonymi berły,Ubranymi jak w grona, w orzechowe perły;A niżej dziatwa leśna: głóg w objęciu kalin,Ożyna czarne usta tuląca do malin

Jak do tańca stające panny i młodzieńceWkoło pary małżonków. Stoi pośród gronaPara, nad całą leśną gromadą wzniesionaWysmukłością kibici i barwy powabem,Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabemA dalej, jakby starce na dzieci i wnukiPatrzą siedząc w milczeniu, tu sędziwe buki,Tam matrony topole i mchami brodatyDąb, włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,Wspiera się, jak na grobów połamanych słupach,Na dębów, przodków swoich, skamieniałych trupach.

„Pomniki nasze! Ileż co rok was pożeraKupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera!”

A za tą mgłą na koniec Ciągnie się bardzo piękna oklica:Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.

Szczęściem człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,Bo Trud, i Trwoga i Śmierć bronią mu przystępu

Przed burzą bywa chwila cicha i ponura;Kiedy nad głowy ludzi przyleciawszy chmuraStanie i grożąc twarzą, dech wiatrów zatrzyma.

Tej ciszy chwila była w Soplicowskim domie.

Całe grono z posępną i cichą postawąPogląda w niebo, które zdawało się zniżać,Ścieśniać, i coraz bardziej ku ziemi przybliżać,Aż oboje, skrywszy się pod zasłonę ciemnąJak kochankowie, wszczęli rozmowę tajemną,Tłumacząc swe uczucia w westchnieniach tłumionych,Szeptach, szmerach i słowach na wpół wymówionych,Z których składa się dziwna muzyka wieczoru.

W polu koncert wieczorny ledwie jest zaczęty;Właśnie muzycy kończą stroić instrumenty,Już trzykroć wrzasnął derkacz, pierwszy skrzypak łąki,Już mu z dala wtórują z bagien basem bąki,Już bekasy do góry porwawszy się wijąI bekając raz po raz jak w bębenki biją.

Nareszcie księżyc srebrną pochodnię zaniecił,Wyszedł z boru i niebo, i ziemię oświecił.One teraz, z pomroku odkryte w połowie,Drzemały obok siebie, jako małżonkowieSzczęśliwi: niebo w czyste objęło ramionaZiemi pierś, co księżycem świeci posrebrzona.

Już naprzeciw księżyca gwiazda jedna, drugaBłysnęła; już ich tysiąc, już milijon mruga.Kastor z bratem Polluksem jaśnieli na czele,Zwani niegdyś u Słowian Lele i Polele;Teraz ich w zodyjaku gminnym znów przechrzczono,Jeden zowie się Litwą, a drugi Koroną.

Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebieNowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie;Był to kometa pierwszej wielkości i mocy,Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy;Krwawym okiem z ukosa na rydwan spozieraJakby chciał zająć puste miejsce Lucypera,Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzeciąObwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak sieciąI ciągnie je za sobą, a sam wyżej głowąMierzy, na północ, prosto w gwiazdę biegunową

Dwa stawy pochyliły ku sobie obliczaJako para kochanków; prawy staw miał wodyGładkie i czyste jako dziewicze jagody;Lewy ciemniejszy nieco, jako twarz młodzianaSmagława, i już męskim puchem osypana.Prawy złocistym piaskiem połyskał się wkołoJak gdyby włosem jasnym; a lewego czołoNajeżone łozami, wierzbami czubate;

Między stawami w rowie młyn ukryty siedzi;Jako stary opiekun, co kochanków śledzi,Podsłuchał ich rozmowę, gniewa się, szamoce,Trzęsie głową, rękami, i groźby bełkoce:Tak ów młyn nagle zatrząsł mchem obrosłe czołoI palczastą swą pięścią wykręcając wkoło,Ledwo kleknął i szczęki zębowate ruszył,Zaraz miłośną stawów rozmowę zagłuszył

I łany zbóż, co wprzódy, kładąc się na ziemi I znowu w górę trzęsąc kłosami złotymi Wrzały jak fale, teraz stoją nieruchome I poglądają w niebo najeżywszy słomę, "I zielone przy drogach wierzby i topole, Co pierwej, jako płaczki przy grobowym dole, Biły czołem, długimi kręciły ramiony Rozpuszczając na wiatry warkocz posrebrzony, Teraz jak martwe, z niemej wyrazem żałoby, Stoją na kształt posągów sypilijskiej Nioby" "Nagle wichry zwarły się, porwały się w poły, Borykają się kręcą, świszczącymi koły Krążą po stawach... Wpadli na łąki, świszczą po łozach i trawach...wiatry wyją, Upadają na rolę, tarzają się ryją, Rwą skiby, robią otwór wichrowi trzeciemu...

idzie niewesoło i po drodze drzemie

Słońce już gasło, wieczor był ciepły i cichy, Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany, U góry błękitnawy, na zachód różany; Chmurki wróżą pogodę, lekkie i świecące, Tam jako trzody owiec na murawie śpiące, Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek. Na zachód obłok na kształt rąbkowych firanek, Przejrzysty, sfałdowany, po wierzchu perłowy, Po brzegach pozłacany, w głębi purpurowy, Jeszcze blaskiem zachodu tlił się i rozżarzał, Aż powoli pożółkniał, zbladnął i poszarzał: Słońce spuściło głowę, obłok zasunęło I raz ciepłym powiewem westchnąwszy - usnęło.

PODSUMOWUJĄC:

Przyroda przedstawiona w „Panu Tadeuszu” jest integralnym i znaczącym tłem dla rozgrywających się w poemacie wydarzeń. W jej opisie poeta posługuje się syntezą zjawisk wizualnych, dźwiękowych, słuchowych, a nawet dotykowych. Angażuje on wszystkie zmysły czytelnika, każąc kontemplować ten sam element świata z wielu punktów widzenia jednocześnie. Czytelnik, śledząc wątki główne, a w tym przypadku poboczne odczuwa wrażenie, że świat przyrody żyje, czuje, patrzy na nas, jest sugestywny i plastyczny. Dzięki temu, „Pan Tadeusz”, poprzez swoją oryginalność staje się dla nas jedną z ciekawszych lektur z jakimi dotychczas mieliśmy do czynienia.

W IMIENIU WŁASNYM ORAZ

POZOSTAŁYCH CZŁONKÓW GRUPYPRAGNĘ PODZIĘKOWAĆ

ZA„UWAŻNE „

WYSŁUCHANIE PREZENACJI…

DawidChrapek

KamilKopeć

MichałBujdasz

BartłomiejToczek

Recommended