37

2 numer

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: 2 numer
Page 2: 2 numer

THE REDS 2

SPIS TREŚCI

6-ROLLERCOASTER SIMONA MIGNOLET

8- 3-4-3 ANALIZA WYJŚCIA Z KRYZYSU

16- WYWIAD Z JERZYM DUDKIEM

28- WE ALL DREAM OF A TEAM OF EMRE CANS..

30- NA WYLOCIE

34- PODSUMOWANIE OSTATNICH MIESIĘCY

Page 3: 2 numer

THE REDS 3

Page 4: 2 numer

THE REDS 4

ROLLERCOASTER SIMONA MIGNOLET Pozycja bramkarza jest odpowiedzialna i trudna. To właśnie od bramkarza w większej mierze zależą losy meczu, jeden fatalny błąd może przekreślić szanse na korzystny wynik meczu. W historii klubu Liverpool miał wielu wybitnych bramkarzy, np. Bruce Grobbelaar, Ray Clemence, Jerzy Dudek, Pepe Reina… Teraz mamy Simona Mignolet.

Tekst: Sebastian Szczepańczyk

Page 5: 2 numer

THE REDS 5

Przez wielu angielskich dzi-ennikarzy Simon Mignolet jest uznawany za jednego z najlepszych bramkarzy Premier Leguage, tuż po De Gea oraz Courtois.Czy to oznacza że Si-mon Mignolet jest bram-karzem idealnym?W świecie futbolu nie ma bramkarzy idealnych, każdy z nas ma swoje wady i zalety, każdy z nas częs-to popełnia błędy, które mogą mieć wpływ na losy meczu. Bycie bramkarzem wiąże się z odpowiedzial-nością, pełną koncentrac-ją oraz niebywałym reflek-sem. Niektórzy bramkarze mają znakomity przegląd pola oraz refleks, inni zaś znakomicie grają nogami. Simon Mignolet znany jest z tego, że doskonale gra na linii bramkowej oraz ma znakomity refleks. Poka-zał to w swoim pierwszym spotkaniu przeciwko Stoke, gdzie wybronił najpierw rzut karny, a zaraz po nim dobitkę. Wielokrotnie po-kazywał kunszt swoich umiejętności popisując się znakomitymi interwenc-jami. Podczas meczu w

derbach Merseyside, wybronił mocny strzał Cole-mana, podczas meczu z Tottenhamem obronił fan-tastyczny strzał Lamelli w samo okienko, podczas półfinałowego meczu FA Cup przeciwko Chelsea obronił mocne uderzenie Diego Costa, które zrykoszetowało od obrońcy i zmieniło tor lotu, jak również powstrzymał go lewą nogą w sytu-acji sam na sam. Wybraniał atomowe strzały zza pola karnego z odległości 7-12 metrów, bronił niesygnalizowane strzały, które mogły-by przesądzić o spotkaniu. Niestety, jak wie-lu wybitnych bramkarzy Mignolet ma również wady. Często ma problemy z koncentrac-ją, co przekłada się na przebieg spotkania. Zdarza mu się rozpocząć błędnie wznowienie od rzutu wolnego czy też niedokładne odegra-nie do partnera. Takie oto błędy popełnił w mec-zu z Crystal Palace oraz z Chelsea. Po tych, jak i innych fatalnych błędach na usta wielu cisnęła się krytyka Belga oraz myśl, czy aby na pewno dobrze zrobiono sprowadzając go na Anfield. Brendan Rodgers widząc spadek formy pos-tanowił, że da odpocząć Belgowi, by mógł wrócić

Page 6: 2 numer

THE REDS 6

do optymalnej formy. Nie musiał czekać długo na powrót między słupki, gdyż podczas meczu z Burnley dostał szansę zmie-niając kontuzjowanego Bra-da Jonesa. Wykorzystał ją, by pokazać co potrafi. Kolejnym problemem Belga jest pode-jmowanie błędnych decyzji, które mają wpływ na losy spot-kania, przesądzają o jego wyni-ku. Niewłaściwie ocenia sytuac-ję, co skutkuje nieodokładnym wyjściem do piłek, bądź wy-jściami z bramki. Pomimo wy-mienionych wad w kolejnych meczach pokazał swój kunszt bramkarski zamykając usta wielu krytykom i udowadniając, że jest jednym z najlepszych bramkarzy Premier Leguage.W ostatnich 10 spotkaniach, przed zmianą bramkarzy, Si-mon Mignolet miał na koncie 11

straconych bramek, 3 razy zakończył spotkanie z czy-stym kontem. W tym czasie Liverpool odniósł 3 zwy-cięstwa, 3 razy zremisował i 3 razy przegrał. Po powro-cie Mignolet między słup-ki statystyki prezentują się imponująco: 7 straconych bramek, 8 meczy z czystym kontem. W tym czasie sam Liverpool 10-krotnie odnosił zwycięstwa, 2-krotnie rem-isował i raz przegrali. Wielu jest w przekonaniu, że pozycja bramkarza jest jedną z najłatwiejszych na boisku, że bramkarze prak-tycznie nie mają nic do ro-boty, że ciągle stoją i co raz muszą się „rzucić”, by wy-bronić strzał. Nic bardziej mylnego. Bycie bram-

karzem to trudna rola. Często krytykuje się jego złą postawę, brak wkładu i poświęcenia w meczu. Nie dostrzega się jego emocje po wygranym lub prze-granym meczu. To głównie na barkach bramkarza spoczywa presja spotkania, ponieważ przy każdej akcji, jaką stworzy przeciwnik wszystkie oczy będą zwrócone właśnie na nie-go. Bramkarz kompletny to ten, który potrafi się przyznać do błędu, umie poradzić sobie z presją, porażką czy też jest w stanie pogodzić się z tym, że musi ustąpić miejsca innemu bramkarzowi. I Simon Mignolet właśnie taki jest.

Page 7: 2 numer

THE REDS 7

Page 8: 2 numer

THE REDS 8

Renesans formy Liverpoolu trwa w najlepsze. Rok 2015 jest dla fanów The Reds fantastycznym ukojeniem po tym, co przeżyli jesienią. Jeszcze podczas Świąt Bożego Narodzenia za jednego postawionego funta buk-macherzy na Wyspach za miejsce wicemistrzów Anglii w TOP4 płacili aż dziewięć. Dzisiaj zakłady “Liverpool w Lidze Mistrzów” znikają z ofert, bo przestają się opłacać.

3-4-3 ANALIZA WYJŚCIA Z KRYZYSU

Page 9: 2 numer

THE REDS 9

PHILIPPE COUTINHO Celebruje zwycięską bramkę nad Manchesterem City

3-4-3 ANALIZA WYJŚCIA Z KRYZYSU

Tekst : WOJCIECH PIELA

Page 10: 2 numer

THE REDS 10

Osobiście przyznam, że niełatwo jest mi pisać taki tekst jak ten. Doskonale pa-miętam bowiem nieudaną jesień, gdzie momentami człowiek chciał rzucić telewi-zorem za okno i przeklinał zawodników oraz ich menedżera. Za moment przyjdzie mi przecież tych wszystkich ludzi chwalić i wyjdę pewnie na klasycznego “plastic fana”. Nie, spokojnie, tak ma z pewnością większość normalnych kibiców. Jak ktoś by mi teraz powiedział, że jesienią wierzył w Allena, Mignoleta albo nawet Rodgersa to zwyczajnie mu nie uwierzę, bo to nie-prawda. Teraz każdy może być mądry, ale doskonale pamiętam co działo się jeszcze kilka miesięcy temu i wtedy nikt jakoś taki odważny nie był. Liverpoolczyków nikt nie chwalił, w modzie było za to “hejtowan-ie” wszystkich od góry do dołu. Prawdę mówiąc, było jednak za co i ogromnie cieszę się, że dzisiaj mogę zrewidować swoje zdanie o moich ulubieńcach. Nikt przecież nie lubi “hejtować”. No, prawie nikt.

Patrząc z perspektywy czasu Brendan Rodgers z pewnością wyciągnął wnioski z nieudanej jesieni. To nie przypadek, że odkąd Irlandczyk jest na Anfield jego zespół gra zdecydowanie lepiej w drugiej części sezonu. Dość powiedzieć, że prze-grał w tym okresie zaledwie cztery razy, a przecież Rodgers pracuje w Liverpoolu już trzeci sezon! Jeszcze bardziej imponują-ca jest statystyka z obecnych rozgrywek. Mamy koniec marca, a The Reds ponieś-

li jak dotąd zaledwie jedną ligową porażkę w 2015 roku. Simon Mignolet nie dał sobie strzelić bramki na wyjeździe od 2 grudnia. Skąd ta nagła poprawa i odrodzenie rodem z polskiej T-Mobile Ekstraklasy(przypadki Pod-beskidzia sprzed kilku sezonów czy Zawiszy z obecnej kampanii)?

Przede wszystkim doszło do zmiany taktyki. To, co rzucało się w oczy, a właściwie w nie kłuło, to fatalna postawa defensywy. Rywale wchodzili w nią jak w masło, Liverpool tracił

Page 11: 2 numer

THE REDS 11

bardzo dużo bramek i popełniał wiele prostych błędów. Czkawką odbijała się niedyspozycja Mamadou Sakho, który oficjalnie miał kontuzję, jednak cieniem na te doniesienia kładł się incydent, do jakiego doszło między nim a Rodgersem podczas derbów Merseyside. To, co na boisku wyprawiał sprowadzony za 20 milionów funtów Dejan Lovren spokojnie nadawałoby się do kompilacji z najbardziej nieudanymi zagraniami z polskiej Ek-straklasy. Nikt by nie zauważył różnicy. Kiedy wydawało się, że ślepo zakochany w Chorwacie Rodgers nigdy nie odstawi go od składu, stała się rzecz niemożliwa. Nasz menedżer postanowił jednak zejść z wojennej ścieżki z Francuzem Sakho, jed-nym z najlepszych środkowych obrońców w Europie, za czym poszła również zmia-na taktyki. Z klasycznego 4-4-2, które nie zdawało egzaminu, Rodgers przeszedł na 3-4-3, co też jednak nie od razu przyniosło efekt.

Pierwszy raz na poważnie Irlandczyk nowe ustawienie zastosował w meczu na Old

Trafford z Manchesterem United. Skończyło się klapą i porażką 0-3, jednak pewne pozyt-ywy w grze Liverpoolu można było dostrzec. Inną trudną decyzją podjętą w tym czasie przez Rodgersa było posadzenie na ławce niesamowicie krytykowanego Simona Mi-gnolet. Belg nie dawał pewności obrońcom Liverpoolu, co zwiększało ryzyko popełni-ania przez nich błędów. Na jego szczęście zmiennik Brad Jones również nie okazał się geniuszem fachu bramkarskiego, a na dodatek złapał drobny uraz w meczu z Burn-ley. Mignolet zastąpił w pierwszej połowie starszego kolegę i... zaczął bronić niesa-mowicie. Co więcej, dzisiaj wyprzedza w klasyfikacji czystych kont takich tuzów jak Thibaut Courtois czy David de Gea. Zmiana taktyki również wreszcie zrobiła swoje. Obrona Liverpoolu stała się szczel-niejsza i trudna do sforsowania. The Reds prezentują się w tym aspekcie gry o wiele lepiej niż nawet w poprzednim sezonie, który przecież zakończył się wicemistrzostwem. Taktyka zaproponowana w drugiej połowie roku przez Rodgersa wymaga więcej ru-

LIVERPOOL 2:0 BURNLEY Henderson, Sturridge

Page 12: 2 numer

THE REDS 12

chu od jego podopiecznych, zwłaszcza od zawodników wahadłowych. Takimi w nowym ustawieniu stali się Alberto Moreno i Lazar Marković.

Obaj to nowi zawodnicy sprowadzeni latem, których forma jesienią również była dal-eka od ideału. Wielu krytyków Rodgersa zarzucało mu jako główną wadę zupełną indolencję na rynku transferowym, co miały potwierdzać letnie ruchy na czele z Mario Balotellim. Sposób w jaki Włoch jesienią prezentował się na boisku wołał o pomstę do nieba. Nie stanowił absolutnie żadnej wartości dodanej, a przecież w teorii miał zastąpić kogoś tak istotnego dla zespołu jak

Luis Suarez. Wszystko to wyglądało nie-co zabawnie, nie do śmiechu było jednak kibicom Liverpoolu. Okazało się jednak, że nie wszystkie letnie transfery musiały wypalić od razu. Teraz na głupich bardziej wychodzą zniecierpliwieni jesienią fani, aniżeli Brendan Rodgers. Ustawieni na nowych pozycjach Moreno i Marković zdążyli już bowiem udowodnić, że warto pokładać w nich nadzieje. Na wysokim poziomie dyspozycję ustabilizował również ustawiony bliżej bramki przeci-wnika Adam Lallana. Mniej irytujący jest nawet Balotelli, choć dostaje o wiele mniej szans gry niż jesienią. To akurat czasem trudno zrozumieć w kontekście jego zwyżkującej dyspozycji. Największy postęp ze wszystkich zanotował jednak kto inny. Wszyscy przecierają oczy ze zdumienia patrząc jak dojrzale w ostatnich tygodniach prez-entuje się Emre Can. Turek z niemieckim paszportem przychodził do klubu przecież jako inwestycja na przyszłość. Nikt nie spodziewał się, że już w pierwszym sezonie może odegrać znaczącą rolę. Tymczasem po zmianie taktyki stał się kluczową postacią bloku defensywne-go. Dzięki swojej niesamowitej sile i in-teligencji potrafi sobie radzić z twardo grającymi zawodnikami Premier League. Ponadto, ma niezły zmysł do gry ofensy-wnej, jego atutem jest umiejętne wyprow-adzenie piłki i rozpoczęcie akcji zespołu. W grze Cana nie uświadczymy panicz-

Page 13: 2 numer

THE REDS 13

nego wybijania po autach czy obawy przed rozegraniem futbolówki. Jego forma to spore zaskoczenie dla kibiców, ale nie dla Bren-dana Rodgersa. Menedżer w wielu wypow-iedziach podkreśla, jak Can ciężko pracuje na treningach i dąży do doskonałości. Z pewnością rozwój tego zawodnika zamknął usta wielu krytykom menedżera z jesieni.

Liverpool wzniósł się na wyższy poziom w drugiej połowie sezonu także dzięki poprawie sytuacji kadrowej. Swoje zrobił głównie powrót do zdrowia Daniela Stur-ridge’a, którego okropnie brakowało jesienią. Może i Anglik nie jest jeszcze w najwyższej dyspozycji, ale Liverpool w końcu ma na-pastnika z prawdziwego zdarzenia. Zawod-nikami takiego formatu nie są na pewno Rickie Lambert i Fabio Borini, na których był zmuszony stawiać Rodgers pod nie-obecność Sturridge’a. Odżyli także Coutin-ho i Jordan Henderson, a samego siebie przechodzi Joe Allen, którego kilka miesięcy temu 90% kibiców najchętniej sprzedało-by do klubu pokroju Reading czy Burnley. The Reds odzyskali polot w ofensywie, ich szarże znów budzą postrach u rywali, zwłaszcza gdy swój dzień ma koło zama-chowe większości akcji Raheem Sterling. Brak Luisa Suareza dzięki umiejętnemu roz-mieszczeniu na boisku innych zawodników nie jest już tak widoczny. Teraz większą odpowiedzialność na swoje barki wzięli Coutinho, Henderson czy Lallana. A to, co stało się z obroną Liverpoolu to już istny ma-jstersztyk. Strzelić teraz bramkę Liverpoolo-

wi to zadanie trud-niejsze chyba nawet od dopatrzenia się czerwonej kartki przy faulu Zlatana Ibrahi-movicia w niedaw-nym meczu PSG z Chelsea. A przecież jeszcze niedawno wszyscy naśmiewali się z błędów Lovrena i Mignoleta.

Atmosfera w zespole idzie w górę, seria zwycięstw zrobiła swoje. Oczywiście nie brakowało spotkań wygranych szczęśli-wie, tak jak wyjazdy do Southampton czy Swansea, ale nie zmienia to faktu, że Liverpool w tym roku dał się pokonać zaledwie raz. To nie-prawdopodobnie musi budować pewność siebie piłkarzy. Naj-bliższe miesiące będą szczególne dla klubu z Anfield. Ostatnie mecze w Liverpoolu rozgrywa bowiem Steven Gerrard. Jego kontuzja pomogła

Page 14: 2 numer

THE REDS 14

zespołowi i samemu Rodgerso-wi. Drużyna poradziła sobie fan-tastycznie, a menedżer spostrzegł, że nie wszystko kręci się wokół Ste-viego. Miło by jednak było, gdyby na pożegnanie wieloletniego kapitana i legendy klubu udało się awansować do Ligi Mistrzów. Gerrard zasłużył na godny koniec, jak mało kto w dzisiejszym futbolu.

Postawa Liverpoolu w drugiej częś-ci sezonu jest najlepszym dowodem na to, że nie należy uparcie trzymać się swoich założeń taktycznych. Jesienią zęby bolały, gdy oglądało się schematyczny i nudny zespół wicemistrzów Anglii. Rodgers na szczęście poszedł po rozum do głowy, szkoda tylko, że potrzebne było do tego odpadnięcie z Ligi

Mistrzów. Piękny wiosenny sen trwa, jed-nak z tyłu głowy wciąż pozostaje myśl, że piłkarze są przecież tylko ludźmi i kiedyś jakiś dołek formy musi ich dopaść. Oby to tylko nie pociągnęło za sobą jakiejś negat-ywnej serii, bo najważniejsza praca dopiero przed podopiecznymi Brendana Rodgersa.

STEVEN GERRARD Opuszcza boisko po czerwonej kartce

Page 15: 2 numer

THE REDS 15

Page 16: 2 numer

THE REDS 16

Tekst : SEBASTIAN BORAWSKI

WYWIAD Z JERZYM DUDKIEM

“Ja nie mam żalu do Beníteza, o to, że ze mnie zrezy-gnował, bo zawsze gdy do klubu przychodzi nowy menedżer, chce za wszelką cenę zbudować zespół pod siebie.”

LFC.PL

Page 17: 2 numer

THE REDS 17

Real Madryt podejmował Athletic Bilbao, a Jerzy Dudek postanowił odwiedzić swoich fanów w Katowicach. Pomimo, że kibiców Liverpoolu było tam zaledwie kilku, przysze-dł do stolika i odpowiedział na kilka pytań. Okazał się naprawdę miłym człowiekiem i wreszcie zakończył dyskusję na tematy, które – jak sam stwierdził – ciągnęły się za nim latami.

Wywiad był przeprowadzony idealnie w trak-cie meczu, co spowodowało, że można było zaobserwować jakim kibicem jest naprawdę. Porażkę przeżywał na szczęście chwilowo, a na wszystkie pytania zdążył odpowiedzieć zanim wrócił do domu. O Stambule, Benítez-ie, Liverpoolu, polskiej kadrze i o kilku innych rzeczach porozmawiałem właśnie podczas spotkania w lidze hiszpańskiej, a Dudek oka-zał się tak miły, że wysłuchał każdego kibica Liverpoolu. Oto efekty długiej rozmowy.

Witaj Jerzy. Na początek pytanie, na które zapewne już wiele razy odpowi-adałeś, ale nie wszyscy do tej pory wiedzą jak było naprawdę. Powied-ziałeś kiedyś, że masz żal do Beniteza za kolokwialne „wyrzucenie” z klubu. Mnie jednak też ciekawi coś innego. Finał był wygrany, byłeś jednym z bo-haterów tego spotkania a Reina już w przerwie miał wielkie wątpliwości, czy aby na pewno wybrał dobry klub. To się oczywiście zmieniło po końcowym gwizdku, jednak ciągle zastanawiało mnie to, czy w przypadku, gdyby ten finał wygrał jednak Milan, a Pepe nie przyszedł by do nas, Ty zostałbyś w klubie? Rafa hipotetycznie mógłby Ci wtedy powiedzieć, żebyś ciągle grał w Liverpoolu.

Wiesz co, to są dwie różne sprawy. Ja nie

LFC.PL

Page 18: 2 numer

THE REDS 18

mam żalu do Beníteza, o to, że ze mnie zrezyg-nował, bo zawsze gdy do klubu przychodzi nowy menedżer, chce za wszelką cenę zbudować zespół pod siebie. Zawsze w momencie przybycia do klubu on już wie mniej więcej, kogo chce w swojej drużynie mieć i zawsze próbuje zrobić swój autoryzowany skład. Pamiętam taki moment, kiedy Gérard Houllier przyszedł do nas zrobić sobie zdjęcie z pucharem i powiedział mi wtedy, że ten

puchar jest tak samo mój jak i jego, bo przecież 80 procent drużyny, było jeszcze zbudowanej przez niego. Ja nie miałem żalu wtedy do Rafy, dopiero po kilku latach, gdzieś tam sobie wydedukowałem, że Rafa przecież nie zrezygnował wyłącznie ze mnie. On małymi krokami rezygnował ze wszyst-kich zawodników, którzy wtedy wygrali. Został tak naprawdę tylko Stevie i Carra a cała reszta gdzieś tam odchodziła w różnych momentach właśnie z tego powodu, że Rafa chciał zbudować swój zespół. A jeśli chodzi o sam żal do Beníteza, to nie mam go o to, że ze mnie zrezygnował (chociaż akurat wtedy, kiedy moja pewność była tak wyso-ka i rzeczywiście wiedziałem, że jestem pewny siebie i naprawdę tego potrzebowałem, czułem

smutek) lecz żal mam z tego powodu, że tak długo trzymał mnie później w klubie i nie chciał mnie puścić. Inną sprawą jest to, że nie zawsze mówił prawdę, żeby nie powiedzieć, że mnie oszukał. Rafa zawsze powtarzał mi, że nigdy wcześniej nie rozmawiał z Pepem i ta decyzja o jego sprowadzeniu zapadła szybko, na tu i teraz. Prawda jest jednak inna, bo sam Reina pisał o tym w swojej biografii, że rozmawiali dużo wcześniej, bodajże w październiku. To jest właśnie dla mnie powodem żalu, bo Benítez od samego początku wiedział, że wprowadzi nowego bramkarza, niezależnie od tego jak ja będę bronił i czy inni bramkarze będą się do tego nadawać czy nie. I tylko o to mogę mieć pretensje. Ciągle powtarzał nam, że nie szuka nowego bramkarza i że tylko my jesteśmy brani pod uwagę.

Dodatkowym problemem, który był jeszcze przed finałem, była ciągła konfrontacja z medi-ami. Cały rok czytałem i słyszałem w mediach, że Liverpool ściąga nowego bramkarza. Nawet zwykły wykop w trybuny był równoznaczny z tym, że w The Reds będzie nowy golkiper. Dzi-siaj wszyscy wybijają w trybuny i nikt o nowym bramkarzu nie mówi. Ja przez cały sezon mu-siałem z tym walczyć i ciągle udowadniać, że mnie to nie rusza. Na szczęście koniec sezonu był w moim wykonaniu idealny, z czego jeszcze bardziej się cieszę, bo właśnie wtedy uznałem, że jestem w dobrym miejscu i nic mnie nie może pokonać.

Przynajmniej jedno się wyjaśniło. Cieka-wi mnie natomiast kolejna rzecz, o której Ty akurat możesz powiedzieć. Mnóstwo nowych zawodników w momencie przyjścia do klubu mówi, że presja jest przytłaczają-ca. Jedni mówią, że to przez zawodników,

Page 19: 2 numer

THE REDS 19

którzy tu grają (Carra wcześniej, dzisiaj Gerrard, czyli legendy zespołu) inni zaś, że historia jest tak wielka, że czasami nie potrafią sobie z tym wszystkim poradzić. Piłkarze czasem mówią, że dopiero kiedy jesteś w szatni i widzisz później ten herb nad schodkami, dociera do Ciebie to, w którym miejscu się znajdujesz. No i nie wszyscy sobie z tym radzą. Jak to jest według Ciebie? Ty jak przychodziłeś do klubu, to miałeś takie poczucie spełnie-nia i wiedziałeś, że jesteś w takim mie-jscu, o którym wielu marzy i nie masz prawa tego teraz zepsuć? Naprawdę wielu piłkarzy usłyszało hymn klubu, po czym jasno twierdzili, że atmosfera jest tak niesamowita, że gdy Ci nie wyjdzie, to przeżywasz to dwa razy bardziej. Jak Ty się do tego odnosisz?

Nie może być prawdą to, że piłkarz nie daje sobie rady z powodu wielkości klubu. Jeśli jakiś zawodnik znalazł się w tak wielkim

zespole jak Liverpool, oznacza to tylko tyle, że dorósł do tego, aby tutaj grać. Jeśli później us-prawiedliwia słabe występy presją czy wielkością klubu, to dla mnie jest to tanie usprawiedliwianie się. Wiesz, ja pamiętam doskonale mój pierwszy sezon w Liverpoolu. Wygraliśmy Puchar Europy, ale kibice naprawdę byli niecierpliwi pod każdym względem. Kiedy przegrywaliśmy po dwudziestu minutach, cały stadion krzyczał „atak, atak, atak!”. Wtedy presja naprawdę rosła wraz ze zniecier-pliwieniem kibiców. I pamiętam, że zawsze dwie minuty później traciliśmy bramkę. Zawsze tak było (śmiech). Jednak Ty jako zawodnik nie walczysz z kibicami, tylko z samym sobą. Ze swoją organ-izacją gry oraz tym, co masz do zaprezentowania. Dla mnie jest to małe kłamstwo, jak ktoś uspraw-iedliwia się presją. Liczy się zawsze trener, metody treningowe, sztab i to co robisz na treningach. To się liczy naprawdę. Ja miałem to szczęście, że już w czasach gry w Feyenoordzie słuchałem co mecz „You’ll never walk alone”, bo tam też przed każdym meczem wychodził tenor i wykonywał ten utwór. To już w Holandii było niesamowite i gdy pierwszy raz usłyszałem to na Anfield, to poczułem się jak u siebie.

Powiem Ci tak, presję odczuwa zawodnik wtedy, kiedy gra słabo, bo rzeczywiście wtedy musisz pokazać na co cię stać i co potrafisz. Jeśli jed-nak grasz dobrze, to nie ma żadnej presji. Wiesz, wielu ludzi mówi o zawodnikach, że są albo słabi psychicznie albo mocni. Dziwi mnie to trochę, bo według mnie wielu ludzi nawet nie miało okazji po-kazać tego, czy rzeczywiście są twardzi czy słabi. Popatrz na takiego człowieka jak Iker. On może mówić o presji. Tyle lat w klubie, zawsze najlepszy, a w momencie kiedy miał gorszy okres, potrafił z tego wyjść i znowu błyszczeć. O takim człowieku możesz powiedzieć, że potrafi sobie radzić z presją czy nie. Tu nie chodzi o to, że pod presją się jest

Page 20: 2 numer

THE REDS 20

wtedy, kiedy się gra. Nic z tych rzeczy. Ocenisz to dopiero na samym końcu, w momencie kiedy rozegrałeś wiele spotkań, zarówno dobrych jak i okropnie słabych. I też jest coś co mnie zawsze zastanawiało. W zeszłym sezonie Liverpool grał świ-etnie i nikt nie mówił o presji. Być może piłkarze zostali później źle zmobilizowani, czy też ukierunkowani. Być może sztab niepotrzebnie ten poziom presji podniósł w momencie, kiedy powinien ją obniżyć i zawodników zrelaksować.

Czy mógłbyś w takim razie odpow-iedzieć na to, dlaczego w polskiej reprezentacji zawsze jest tak, że w eliminacjach czy meczach towarzys-kich idzie dobrze, a na mundialach czy wielkich imprezach to wszystko znika i notujemy kolejne słabe mecze?Wszystkie duże turnieje były zawalone. Jak ja zaczynałem grać w kadrze, to każdy mówił, że jesteśmy mistrzami mec-zów towarzyskich. Później wszyscy sobie powiedzieli, że trzeba z tym skończyć i zacząć być mistrzami meczów eliminacy-jnych, co na szczęście się udało. Później chyba zabrakło nam doświadczenia, albo może po prostu sami siebie oszukiwal-iśmy. Skłaniam się ku temu pierwszemu. Przynajmniej na moim turnieju w Korei i Japonii. Później zabrakło po prostu rzetelnej analizy. Sądzę, że Janas nie zweryfikował błędów jakie popełnił Engel i to samo było później. Smuda zrobił to samo i cały czas idziemy tą drogą. Nie potrafimy wyciągać wniosków. Mam tylko nadzieje, że wreszcie znajdzie się osoba, która dostrzeże ten problem i się nad nim pochyli. My po prostu nie byliśmy dobrze

przygotowani do tych turniejów i stąd słabe występy na dużych imprezach.

Oby, bo rzeczywiście widać, że nam duże im-prezy nie wychodzą. À propos też kadry i nie tylko. Dużo się mówi o tym, że to, co jest w sza-tni, ma zostać w szatni. Jednak łatwo można zaobserwować sytuacje, że nie do końca tak się dzieje. Sytuacja z przeszłości z Bellamym, czy rzekome kłótnie w tym sezonie Gerrarda z Mi-gnoletem, czy jeszcze wcześniej Twoja kłótnia z kapitanem pokazują, że nie jest łatwe utrzymanie wszystkich tajemnic wewnątrz klubu. To prawda, że piłkarze po prostu są zamknięci gdzieś we własnych kręgach i to jest tak ważne, aby nikt nie dowiedział się co się tam w środku dzieje?

Page 21: 2 numer

THE REDS 21

Dzisiaj jest o to bardzo ciężko. Każdy ma właści-wie swoje social media. Piłkarze mają swojego twittera czy facebooka. Każdy teraz kur** może przemycić do świata zewnętrznego to, co chce i czasami ciężko coś z tym zrobić. W Stanach już zaczynają na to reagować i zawodnicy muszą podpisywać przy umowach wzięcie na siebie od-powiedzialności za to, co piszą w social mediach. To jest jakiś sposób. Wtedy przynajmniej piłkarze będą się czuć tak, jakby naprawdę coś komuś powiedzieli w szatni a nie tylko wypuścili to w inter-net. W Europie póki co tego jeszcze nie ma, u nas każdy chce się dobrze sprzedać i dobrze siebie wykreować. To jest też bardzo trudne dla trenera, który chce zbudować dobrą atmosferę, a uwierz

mi, czasem w szatni trzeba sobie powiedzieć rzeczy bardzo ostre, aby przyniosło to skutek. Mourinho bardzo się wkurzał, gdy dowiadywał się o wypłynięciu takich informacji. Dla wielu to jest oznaką porażki. Można to porównać do rodzin-nych spotkań. Starasz się coś wymyślić, zrobić, aby było lepiej, po czym wychodzisz na zewnątrz a tu wszyscy o tym wiedzą i rozmawiają. To po-trafi zdenerwować i zasmucić. Jest to też trochę przykre, bo cała taktyka i przygotowany plan po prostu upadają.

Sytuacje takie jak z Bellamym czy Gerrardem są teraz, mówiąc między nami, śmieszne. Dzisiaj się z tego śmiejemy, ale wtedy nie było nam do śmie-chu. Nam się udało wtedy wyjść bez żadnego szwanku, ale takie historie budują zespół. Team spirit jest naprawdę bardzo ważny i dzięki takim sytuacjom on się buduje. Jeśli coś jednak wycho-dzi z szatni, to niestety ta jedność też podupada. Jeśli chodzi o moją sytuacje ze Steviem, to jest to trochę inna sytuacja. Graliśmy mecz pucharowy, Okocha strzelił piękną bramkę z wolnego pomimo tego, że to my ich ostro naciskaliśmy i kapitan zaczął pokazywać coś rękoma i wymachiwać nimi. Mnie bardzo drażni jak piłkarze gestykulują w taki sposób. Jeśli rzeczywiście masz coś do powiedzenia na boisku, to przyjdź i to powiedz. Wtedy nikt się o tym nie dowie, a w sytuacji, kiedy zaczynasz machać rękoma, to cały stadion widzi, że coś dzieje. Wtedy dajesz jasny sygnał, że nie wszystko idzie tak jak powinno i przeciwnik to może wykorzystać. Ja też jako bramkarz nie mogę sobie pozwolić na to, aby ktoś do mnie wymachi-wał rękoma w taki sposób. Pamiętam doskonale, że później w szatni mieliśmy bardzo ostrą dysk-usję i naprawdę dużo się działo. Następnego dnia jednak, kiedy emocje opadły, Steven podszedł do mnie i mnie przeprosił. Najgorsze jest to, że nic mi nie dały jego przeprosiny, bo cały świat już

Page 22: 2 numer

THE REDS 22

wiedział, że coś jest nie tak. Wszyscy wkoło mówili, że Gerrard się ze mną pokłócił. Akurat pokłócić się z kapitanem to nie jest łatwa sytuacja, zwłaszcza jak ten jest z miasta.

Emocje są zawsze, a ten kto ich nie kontroluje ten przegrywa mecz. Wszyscy Cie chcą sprowokować w jakiś sposób. Przegrywasz tak naprawdę wtedy, kiedy odpowiesz na te zaczepki. Dostajesz później czerwoną kartkę i osłabiasz drużynę. Jeśli posia-dasz odpowiedni charakter, to ten prowokator ma problem, zaczyna się wkur*** i to on przegrywa. Cała sztuka polega na kontrolowaniu tych emocji. Zawsze kłótnie odbijają się na grze. Zauważyłem, że im bardziej emocjonalnie podchodziłem do meczu, tym gorzej mi on wychodził. Dopiero, kiedy w pełni byłem sobą, to wszystko mi wychodziło tak, jak powinno. Gdy nie kontrolujesz siebie i jesteś kimś innym, to wszystko cię denerwuje, szukasz konfliktu i kończysz z niczym.

Czy nie jest czasem tak, że nowi zawodnicy czują presje bardziej przez samym kapitanem, niż przed kibicami?

Czasami tak jest. Każdy ka-pitana szanuje, bo po to jest właśnie kapitan. Oczywiście kapitan też musi dawać dobry przykład. Jest on łącznikiem między zawodnikiem a tre-nerem, więc czasem niek-tórzy rzeczywiście inaczej do niego podchodzą. Zdarza się wielokrotnie, że piłkarze mają odmienne zdanie od kapitana i pojawiają się później z tego tytułu konflikty. Ja na przykład spotykałem różnych kapitanów na swojej drodze i często myślałem inaczej niż oni. Należy pamiętać, że kapitan to też zwyczajny człowiek i

jednych lubi bardziej, innych mniej. Steven jednak musi swoją robotę robić bardzo dobrze, skoro przez tyle lat jest w tym klubie tą najważniejszą osobą. Piłkarze wiedzą, że mogą na niego liczyć a on wielokrotnie udowadniał, że tak jest i tak już będzie. Chciałem jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Nie wiem co się wydarzy, kiedy odejdzie Gerrard. Tacy piłkarze powodują, że chce się dla nich grać i dla nich warto przychodzić do klubu. Kibice z takimi zawodnikami się utożsamiają, a dzisiaj nie wiem z jakim piłkarzem może się utożsamić kibic Liverpoolu. Wiesz, teraz mamy Gerrarda, wcześniej był Carra. Bohaterowie dla kibiców. Nie wiem kto będzie następny.

Uważasz, że Henderson może być taką osobą? Coraz więcej mówi się o nim, jak o następcy Stevena.

Popatrz na to kiedy Henderson błyszczy. Wtedy kiedy nie ma na boisku Gerrarda. To jest taka sama sytuacja jak w przypadku Bale’a i Ronal-do. Kiedy obaj są obok siebie, to jeden już robi na boisku mniej, bo ten drugi coś mu zabiera. Już jest to inna sytuacja. Henderson może być

takim zawodnikiem. Tym bardziej, że jest Anglik-iem, graczem z kadry. Kibice takich uwielbia-ją, bo traktują ich jak swoich. Oni zaś rozum-ieją to, czego oczekują kibice. Znają ich men-talność, przez co jest im łatwiej. Oby Hender-sonowi się udało.

Dla wielu kibiców decyzja Gerrarda o opuszczeniu klubu była szokująca, żeby nie powiedzieć, że wstrząsająca. Niektórzy po

Page 23: 2 numer

THE REDS 23

usłyszeniu tej wiadomości płakali, czego inni nie potrafili zrozumieć. Masz jakąś opinie dlaczego SG podjął taką decyzję?

Ciężko powiedzieć. Jeśli chodzi jednak o płacz, to ja płakałem, jak widziałem go podczas meczu w LM z Realem. Oglądałem to spotkanie z moim bratem i powiedział do niego, że ten piłkarz był tu już zanim ja przyszedłem do klubu, lata minęły, mnie już nie ma ani w Liverpoolu ani w Realu, zdążyłem zakończyć karierę, a on dalej jest w tym samym miejscu. Powied-ziałem do brata, że to jest niemożliwe. To jest nies-amowite. Liverpool to właśnie Gerrard i cała reszta innych zawodników. Dziwi mnie jedynie, że Liverpool nie potrafił zatrzymać Stevena w klubie, może nie jako zawodnika, ale jako członka sztabu. Niedawno żar-towaliśmy z nim, że za rok razem zagramy w Liver-pool Legends (śmiech). On mówił, że jeszcze nie. To jest właśnie niesamowite, że ten piłkarz ma jeszcze taką siłę do mobilizowania się co mecz. Ciągle daje z siebie naprawdę wiele. To naprawdę była smutna wiadomość, jeśli chodzi o jego zakończenie przygody w Liverpoolu.

Odchodząc trochę od tematu kapitana. Dla wielu ludzi zastanawiające jest to, że multum zawod-ników z ligi hiszpańskiej nie poradziło sobie w Premier League. Czy naprawdę jest aż taka różni-ca pomiędzy obiema ligami? Może nie chodzi tut-aj o różnice czysto piłkarskie, ale i też kulturowe? Weźmy chociażby przykład Morientesa.

Tu nie tylko chodzi o Morientesa. W momencie kiedy Benítez przychodził do klubu, myśmy mieli na kontrak-cie sześćdziesięciu zawodników, z czego Wy możecie znać może z pięciu. (śmiech) Ja znam naprawdę o wiele więcej. Rafa sprowadzał różnych zawodników do klubu, którzy nie radzili sobie po prostu mentalnie. Ta-kich topowych graczy naprawdę było wielu, ale o wielu się nie mówiło. Pamiętam też, jak Rafa przyjechał do mnie do Madrytu i rozmawialiśmy właśnie o tej

sytuacji. Przeprowadziliśmy bardzo zabawny, ale też i prawdziwy dialog. Benítez od razu wytłumaczył mi dlaczego Hiszpanie mają tak ciężko, jak przyjeżdżają do Anglii. Rafa pow-iedział prosto. „Kur** jak tu (w Anglii) o 16 jest już ciemno, a tam w Hiszpanii o tej godzinie dopiero kończą sjestę, to nie ma się co dzi-wić, że piłkarze czują się gorzej i są smutni”. Hiszpanie są bardziej społeczni. Wieczorem chcą wyjść na miasto z żoną, kumplami, rodziną i się jeszcze trochę pobawić, a An-glicy wolą być gdzieś sami, w swoim małym świecie i im to odpowiada. Niektórym jednak ciężko to przeskoczyć, przez co nie radzą sobie w Premier League. Pamiętajmy jednak, że to są dwie różne szkoły. Inne sposoby myślenia i traktowania piłki nożnej. Hiszpanie grają piłką, częściej są faulowani, bo też grają pod faul. Czasem jest w tym więcej udawan-ia. W Anglii piłkarze mają do siebie większy szacunek, sędziowie pozwalają na więcej. To

Page 24: 2 numer

THE REDS 24

wszystko się z czymś później wiąże. Jest lepsza atmosfera na trybunach, bo i poziom jest lepszy. Kibice żyją każdą akcją, to i piłkarze grają dla nich. Takiej atmosfery w Hiszpanii nie ma na wszystkich spotkaniach. Weźmy Real. Gorąco jest na mec-zach takich jak z Barceloną, Atlético Madryt czy z Sevillą. Może jeszcze na Bilbao. W Anglii taka atmosfera jest właściwie wszędzie i dlatego moim zdaniem lepiej się ogląda piłkę angielską. Jest to inna kultura po prostu, przez co jest lepsza dla oka.

Wiele się też mówi, że to wszystko przez pozi-om spotkań. W Anglii każdy walczy z każdym i jest więcej niespodzianek i wyrównanych pojedynków. Może przezPremier League jest uznawana za silniejszą?

Wiesz co, poziom zależy od sukcesów. Ostatnio jest tak, że w Lidze Mistrzów więcej jest zespołów z BBVA niż z BPL. W Lidze Europy jest podobna sytuacja. Hiszpanie wygrywają więcej pucharów, przez co poziom jest wyższy. Prawdą jest jednak to, że dużo więcej energii i poświęcenia trzeba włożyć aby wygrać w Premier League. W Hiszpa-nii masz spotkania, gdzie na sto procent musisz zagrać w tych najważniejszych meczach. Taki Real Madryt może czasem zagrać na 80-70 procent a i tak wygra. A taki Liverpool nawet jak gra z Crystal Palace czy też z Burnley, to musi włożyć w to sto procent siebie, bo inaczej nie wygra.

Zatem trzeba o to zapytać. Jak Ci się podoba ten Liverpool za kadencji Brendana Rodger-sa? Wielokrotnie porównywany do Barcelony, grający piłką, szybkimi akcjami i z polotem.

Te porównania nie są przypadkowe. W Liverpoo-lu jest teraz sporo małych zawodników, bardzo ruchliwych, którzy też są dobrze wyszkoleni tech-

nicznie i są przy tym bardzo dynamiczni. Może też być tak, że po zdobyciu wicemistrzostwa, gdzieś w podświadomości piłkarzy pojawiły się jakieś problemy. Nadszedł ten drobny kryzys, przez który pierwsze pięć miesięcy było słabymi miesiącami. Usprawiedliwianie się brakiem Suareza, kon-tuzjami musiało się w końcu odbić na drużynie. Bardzo się tego obawiałem. Później jednak jak na własne oczy zobaczyłem jak oni trenują, jak grają (przed meczem z Realem) to dostrzegłem nadzieje, że te TOP 4 w tym roku będzie. Wszyst-ko jest zależne od wyników. Jeśli one są dobre, to piłkarze wiedzą, że menadżer robi wszystko w porządku i idą za nim. Jak są złe, to oni już mają wątpliwości i to się odbija. Później są rozmowy, żeby wrócił Benitez, że może inny trener będzie

Page 25: 2 numer

THE REDS 25

lepszy. Trzeba ciągle robić swoje i skupiać się na tym, a z czasem się wszystko ułoży. Jest tak, że gdy jest źle, to cały świat jest przeciwko Tobie. Kibice, dziennikarze, media. Ty musisz tylko wy-jść na boisku i wykonać swoją robotę jak najlepiej potrafisz. W tym tkwi sukces. Liverpool naprawdę mi się podoba. Mecz z City był wisienką na torcie. Taki Liverpool chcemy oglądać ciągle, a nie taki jak w meczu z Besiktasem. Może to przez brak dwóch równorzędnych składów.

Skoro powróciliśmy do tematu Stambułu, powiedz kiedy będziemy mogli zobaczyć Ciebie znowu na Anfield?

Na pewno 30 kwietnia gramy mecz z Manches-

terem United (Liverpool Legends). Później będę oczywiście w maju na meczu upamiętniającym triumf w Stambule. Tam mamy bardzo dużą im-prezę, będę już dzień wcześniej aby na spoko-jnie móc spotkać się z kibicami a zaraz po tym szybko wracam do Warszawy, bo UEFA uczyniła mnie ambasadorem Ligi Europejskiej, więc też mam swoje zadania...

… I niespodziewanie pada gol dla Bilbao, a strzelcem po strzale głową jest Aduriz. Korzys-tając z okazji zadałem proste pytanie. Wy-ciągnąłbyś to? I po chwilowych uśmieszkach pada odpowiedź.

Skoro Casillas tego nie wyciągnął, to i ja raczej bym nie dał rady.

Były jednak czasy, kiedy wielu ludzi mówiło, że jesteś od niego lepszy. Też zastanawia mnie jedna rzecz. Zakończyłeś karierę jako drugi bramkarz Realu, ale wyobrażasz sobie sytuację, kiedy to za Twoich czasów w Rea-lu, Ikerowi przytrafia się taki gorszy okres? Może wskoczyłbyś wtedy za niego do bram-ki.

Skoro ludzie tak mówili, to naprawdę wielki komplement. Co do Ikera, to pamiętam, że jak opuszczałem Real Madryt, to Iker dostał kontuzji i wielu ludzi dzwoniło do mnie, że to jest niemożli-we. Za moich czasów nie potrafił złapać nawet kataru, a od razu po moim odejściu, nabawił się kontuzji. To było niesamowite. Ja zawsze ciężko pracowałem w Realu, miałem swoje zadania, o których oczywiście wiedziałem. Miałem mobi-lizować Ikera, odciążać go gdy miał na głowie za dużo spraw i dawać nauki innym. Na każdy mecz jednak przygotowywałem się tak, jakbym to ja miał znowu zagrać w pierwszym składzie. I być może przez to piłkarze i kibice tak mi się

Page 26: 2 numer

THE REDS 26

odwdzięczyli na zakończenie kariery.

Właściwie to nawet takiego piłkarza jak Raula nie pożegnali tak jak mnie. Nie wspomnę o Gutim, który zadzwonił do mnie i mnie zwyzywał za to, że go nie pożegnali w taki sam sposób jak mnie i pytał co ja im zrobiłem (śmiech). Ja na szczęście z Realu odszedłem w zgodzie, co się rzadko zdarza, bo większość odchodzi w konfliktach i niezgodzie. Znacie jednak na pewno historię o tym jak powied-ziałem kiedyś, że odchodząc z Liverpoolu na pewno nie zagram w większym klubie. Później podpisałem umowę z Realem Madryt i sam do siebie powied-ziałem „ja pier****, co ja teraz powiem tym wszyst-kim ludziom?” Później jednak Liverpool zagrał w LM w dwumeczu właśnie z Królewskimi, na wyjeździe po golu Benayouna wygrał 1:0, no a na Anfield był już pogrom. Miałem taką delikatną satysfakcję z tego zwycięstwa The Reds no i miałem też rację. Nie zagrałem w lepszym klubie (śmiech).

To była trudna sytuacja dla Ciebie na pewno jak oglądałeś kolejny raz pojedynek Liverpoolu z Realem. Komu tak naprawdę kibicowałeś?

Na pewno nie fair by było, jakbym Wam powied-ział, że kibicowałem Liverpoolowi, a w stoliku obok mówił o kibicowaniu Realowi. Prawda jest jednak taka, że to na Anfield miałem najlepsze lata w swojej karierze i tam się świetnie czułem, zarówno ja jak i moja rodzina. To Liverpool jest moją historią i oczywiście po cichu będę zawsze mu kibicował. W czasie tego meczu w tej edycji LM jak Real strzelał bramki, to biłem brawo, ale gdy Liverpool miał jakąś akcję, to rzeczywiście przeżywałem to tak, jakbym im kibicował. To jest normalne. Miałem też taką teorię, że w Madrycie będę kibicował Realowi, a w Liverpoolu – LFC (śmiech). Jednak prawda jest taka, że mam w sercu Liverpool i mam też nadzieje, że tutaj nikt nie będzie zdziwiony.

Takie pytanie odnośnie bramkarza. Czy Si-mon Mignolet jest dla Ciebie odpowiednim golkiperem na taki klub jakim jest Liverpool?

Ostatnio bardzo dużo na ten temat mówiłem. Moje wsparcie będzie miał jednak zawsze. To jest trochę dziwne, że na niego jest teraz taka nagonka. W zeszłym sezonie on bronił świetnie, mimo to Liver-pool tracił sporo bramek. W tym sezonie, Liverpool nie gra tak świetnie, nadal tracimy bramki, a kilka goli zawali Simon, ale to nie jest jego wina. Wszy-scy mieli gorszy okres i nie ma co tego zwalać na niego. Jestem na Waszym forum, to wiem jak tam po nim jeżdżą i jest mi go naprawdę szkoda, bo to jest świetny bramkarz. Teraz na szczęście wrócił do tej swojej dobrej formy. Pamiętajcie, że on był na mundialu, miał krótsze wakacje i to wszystko inaczej przeżywał. Może miał jakąś małą zapaść. Teraz broni bardzo dobrze i oby tak zostało.

I ostatnie pytanie. Planujesz wybrać się na zlot?

Już rok temu miałem się pojawić, ale zabrakło czasu. Kiedyś to obiecałem, więc na pewno przyjadę. Podpisałem też nową umowę i będę się ścigał, więc różnie może być z czasem, ale gdyby się udało, to pojawię się na pewno. Tym bardziej, że to jest w wakacje.

Page 27: 2 numer

THE REDS 27

Page 28: 2 numer

THE REDS 28

We all dream of a team of Emre Cans.. Pracowity w zarówno w obronie jak i w ataku, posi-adający dobry balans ciałem oraz niesamowitą pręd-kość jak na 186 cm wzrostu. Grał już na środku obro-ny, jako boczny obrońca, wahadłowy oraz defensywny i środkowy pomocnik. Emre Can. Cudowny 21-latek, wychowanek SV Blau-Gelb Frankfurt. Z Frankfurtu trafił do Bayernu, gdzie w głównej drużynie zadebiu-tował w Superpucharze Niemiec, gdzie Bayern pode-jmował Borussie. Czy można mówić o przesadnym optymiźmie w stosunku do zawodnika, który przeszedł wszystkie szczeble reprezentacyjne z wieloma sukce-sami?.Trudno powiedzieć.Ze względu na jego młody wiek, oraz skromność pod-czas wywiadów nie wiele można powiedzieć o jego życiu poza boiskowym, ale to co pokazuje mówi samo za siebie. Wielu z nas w dzieciństwie oglądało taką bajke jaką były Transformersy. W tym uniwersum, Niemiec za pewne zamieniałby się w czołg. Czołg, któremu jeśli zostawi się chociaż kilka metrów wolnej przestrzeni rozpędza się do takich prędkości o jakie na pewno nie podejrzewa się wielkiego, barczystego defensora.

Szybkość i zwinność, jeśli dodać do tego 624 podania, w tym ponad w 70% były one skiero-wane do przodu, oraz dziewięć wykreowanych szans, mamy materiał na zawodnika świa-towej klasy. Pomimo nowych warunków oraz innej ligi, nie wygląda na to aby ciążyła na nim jakakolwiek presja. Przeciętna długość poda-nia, dwadzieścia metrów. Średnia interwencji w obronie na gre, pięć i wynik pojedynków jeden na jeden z ofensywnymi graczami przeciwnika stoi po stronie Emre Cana. Wspominając o presji, numer trykotu jaki przywdziewa mówi sam za siebie. Przecież 23 należała do jed-nej z ikon Liverpoolu, Jamiego Carraghera. Oglądając jego gre, zaangażowanie, charak-ter, na usta ciśnie się, że cały Liverpool marzy o drużynie złożonej z takich zawodników jak Emre Can. Wielu stawia jego przyszłość pod znakiem zapytania ze względu na jego młody wiek i wiążące się z tym wachania formy. Jest to postawa jak najbardziej odpowiednia, jeśli jednak szala przechyli się w tą drugą stronę, wtedy jednoosobowa dywizja pancerna w

Tekst : SYLWESTER MAŁKA

Page 29: 2 numer

THE REDS 29

osobie Emre Cana stanie się jedną z na-jważniejszych postaci w głównej jedenastce Brendana Rodgersa. Jeśli tylko utrzyma on pewność siebie na boisku, doskonały prze-gląd pola, zdecydowanie i spokój zarówno w ofensywie, możemy się spodziewać pomoc-nika marzeń, a żeby nim się stać, Niemiec jest na jak najlepszej drodze. Świadczą o tym wypowiedzi, Karla-Heinza Rummenigge, jako-by Emre Can miałbyć jednym z największych talentów w niemieckiej piłce, porównywalnym do Alaby, Lahma czy Toniego Krossa. Ludzie związani ze światem futbolu uważają, że swo-im stylem gry, łatwością do zmieniania nas-tawienia z obrony na atak, przypomina bardzo Bastiana Schweinsteigera. Nawet jeśli Emre słyszał już na swój temat porównania, z takimi tuzami Bundesligi, to najwidoczniej on cią-gle jest skupiony na tym, aby jak sam mówi, dawać jak najwięcej drużynie, co też świadczy o bardzo dojrzałej postawie jak na 21-latka. Z boiskowych popisów tureckiego Czołgu, najlepszymi przykładami jego umiejętności będą, bramka w meczu z Chelsea gdzie zza pola karnego pokonał Curtois strzałem w długi róg. Drugi popis jego indywidualnych umie-jętności to mecz U17 Niemców z Meksykiem i jego indywidualna akcja zakończona bramką, niestety Niemcy przegrały to spotkanie 3;2. Bayern miał prawo do pierwokupu, kiedy Emre Can został wypożyczony do ,,Aptekarzy’’, jednak to Liverpoolowi udało się dopiąć jeden z najlepszych transferów w letnim okienku. Wielu kolegów z drużyny mianowało go już przyszłym ,,King of the Kop’’ . Kibice The Reds od początku docenili to ile daje z siebie Emre Can na boisku, jego zdolności przywódcze w obronie, konstrukcji akcji czy też indywid-ualne popisy wychowanka Frankfurtu. Tyle opinii, tytułów, a to dopiero 21-latek, z opty-mistycznymi prognozami na dalszą kariere.

Redakcji The Reds pozostaje naszemu numerowi 23 dalszych sukcesów.

Page 30: 2 numer

THE REDS 30

Page 31: 2 numer

THE REDS 31

W dzisiejszym futbolu nie każdy zawodnik może być pewny swojej najbliższej przyszłości. Tyczy się to graczy zarówno w lepszej jak i gorszej dyspozycji. Na taki stan rzeczy wpływa nie tylko forma piłkarska, ale też wiele różnych czynników takich jak kończący się kontrakt czy zbyt wielka rywal-izacja w składzie. Z całą pewnością także na Anfield Road można znaleźć kilka takich przypadków, którym warto się dokładniej przyjrzeć.

1.-Raheem Sterling Jeśli chodzi o Sterlinga to jego przyszłość nie jest zbyt jasna. Wprawdzie Raheem ma umowę ważną jeszcze przez 3 lata, ale w Europie jest wiele klubów zaintereso-wanych jego usługami już teraz takich jak np. Real Madryt. W związku z tym od dłuższego czasu klub prowadzi z agentem piłkarza negocjacje w sprawie nowego kontrak-tu. Niestety nie widać w najbliższym czasie perspektyw na zakończenie rozmów w pomyślny dla zespołu sposób. Sporną kwestią jest wynagrodzenie dla 20-letniego Angli-ka, mimo złożenia przez zarząd doskonałej propozycji dla każdego młodego zawodnika jak mówił Brendan Rodgers. Z tego względu menedżer ostatnio wyraził pewność w szczęśliwy koniec tej sagi. Jednak według różnych źródeł dialog ma być kontynuowany dopiero latem. Jak się to

wszystko zakończy, zobaczymy zapewne po sezonie.

2.-Jordan Henderson Kontrakt wicekapitana Liverpoolu wygasa za rok, więc nie dziwne, że zarząd podjął stosowne kroki w sprawie zatrzymania pomocnika na dłużej w swoich szeregach.

Mimo, iż obie strony są zadowolone z dotychczasowej współpracy sytuacja ma się podobnie jak w przypadku Sterlinga. Zarówno klub jak i zawodnik nie uzgodnili warunków nowej umowy. Można jed-nak podejrzewać pozytywny wynik tych rozmów, ponieważ na chwilę obecną to aktualny klub jest dla Jordana najlepszą opcją na przyszłość. Zatem ewentual-na zmiana otoczeniaprzez Hendersona będzie ogromną niespodzianką.

3.-Glen Johnson30-letni prawy obrońca zdecydowanie nie może być pewien przedłużenia kontraktu z klubem, który wygasza wraz z końcem czerwca. Powodów jest kilka. Pierwszy i najważniejszy z nich to słaba forma spor-towa. Nie jest tajemnicą, że Glen już od kilku sezonów nie wywiązuje się z swoich zadań boiskowych w należyty sposób. Mimo to wychowanek West Hamu miał pewne miejsce w wyjściowej jedenastce, ponieważ przez dłuższy czas nie miał

Tekst: MACIEK MAZURKIEWICZ

Page 32: 2 numer

THE REDS 32

godnej konkurencji na swojej nominal-nej pozycji. Jednak obecnie ma wielu rywali na tle których wypada zwyczajnie gorzej. Jeśli chodzi o pozycję prawego wahadłowego w ostatnim czasie stoso-wanym ustawieniu 3-4-3 nie jest w stanie przebić Lazara Marković’ia oraz Jor-donaIbe’a. Dodatkowo gdyby trener zde-cydował się na ustawienie 4-osobowego bloku defensywnego Johnson będzie musiał walczyć z Javierem Manquillo, KoloToure (Iworyjczyk może pełnić rolę prawego lub środkowego obrońcy) oraz Jonem Flanaganem, który powraca do zdrowia. Kolejnym problemem jest wysokość jego pensji. Obecnie zdaniem zarządu jest ona za wysoka w stosun-ku do tego co aktualnie daje zespołowi dlatego w grę wchodzi jedynie spora obniżka pobieranej przez niego gaży. Czy 54-krotny reprezentant Anglii zgodzi się na ten układ? Nie można być tego pewnym. Warto zaznaczyć, iż Anglik w ostatnim czasie głównie siedzi na ławce rezerwowych co może sugerować jego coraz niższą lokatę w osobistej hierarchii Rodgersa.

4.-Kolo Toure Niepewna jest przyszłość doświad-czonego obrońcy rodem z Wybrzeża Kości Słoniowej, ponieważ jego kontrakt wygasza już w czerwcu. Wprawdzie klub złożył propozycję przedłużenia umowy o kolejny rok, jednak sam zawodnik dop-iero zastanawia się nad najlepszym dla siebie rozwiązaniem. Rodgers liczy na jego pozostanie, bowiem w takim wypad-

ku młodsi zawodnicy nadal będą mogli korzys-tać z jego doświadczenia. Z drugiej strony ma on jednak świadomość, że nie będzie w stanie zapewnić mu zadowalającej liczby minut na bois-ku co jest znaczącą przeszkodą w tej sprawie. Na pewno jego ewentualne odejście będzie czymś negatywnym dla zespołu. Czy Toure zgodzi się na nieczęste występy w Liverpoolu kolejny sezon? To już zależy tylko od niego.5.-Dejan Lovren Jak każdy z nas doskonale wie, sprowadzony latem z Southampton Chorwat był w swoich boiskowych poczynaniach tragiczny. Był jednym z głównych winowajców słabej gry defensywnej zespołu Brendana Rodgersa w rundzie jesien-nej i z tego powodu od nowego roku pełnił rolę rezerwowego. Jednak zdołał on wystąpić w kilku ostatnich spotkaniach w których prezentował się całkiem nieźle. Z tego powodu już nie jest oczywistym wizja jego odejścia z klubu latem, czego zapewne początkowo oczekiwał każdy fan The Reds. Nie zapominajmy także, że jest on najdroższym obrońcą w historii Liverpoolu. W końcu nigdy nie wydaje się 20 milionów funtów na zawodnika, którego zamierza się sprzedać ledwo po sezonie. W tym wypadku mało realne wydaje się zakończenie współpracy przez zarząd z klubowym numerem 6.

6.-Fabio Borini Włoski napastnik, który poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Sunderlandzie wielokrotnie powtarzał, że zamierza swoją grą przyczynić się do sukcesów Liverpoolu w tegorocznych rozgry-wkach. Rzeczywiście widać było po nim wielkie zaangażowanie oraz starania na boisku, nie od-puszczał żadnej piłki. Jaki był tego efekt? Mizerny, ponieważ w 16 spotkaniach zdobył on zaledwie

Page 33: 2 numer

THE REDS 33

jedną bramkę oraz asystę. To sprawia, iż w klubowej hierarchii napastników zdaje się być na równi z Rickiem Lambertem. Wprawdzie widać po nim odpowiednią mentalność co potwierdzają udzielane przez niego wywiady, jednak w żaden sposób nie przekłada się to na zespół. Wygląda na to, że jest zwyczajnie za słaby na występy w klubie o wysokich aspirac-jach i to jest wystarczająca przyczyna do sprzedaży Boriniego po sezonie.

7.-Mario Balotelli Dotychczasowa współpraca Włocha z Liverpoolem nie jest idealna. Na ten stan rzeczy składa się przede wszystkim słaby wynik bramkowy- zaledwie 4 trafienia w 23 występach nie zadowalają nikogo. Jednak kontrowersyjnego snajpera nie można oce-niać tylko przez pryzmat statystyk. Należy pamiętać, że od nowego roku Super Mario prezentuje się całkiem nieźle. Gdy wchodził z ławki rezerwowych, od razu widoczna była poprawa gry w ofensywie całego zespołu. Dzięki temu The Reds potrafili pokonać m.in. Besiktas 1-0 w Lidze Europy czy Tottenham 3-2 w Premier League. Dodat-kowo od czasu dołączenia do klubu latem, Balotelli zdaje się być skupiony głównie na futbolu a nie na sprawianiu problemów poza boiskowych, nawet mimo zawieszenia na jeden mecz ligowy z powodu niestosowne-go wg. F.A. wpisu na instagramie. To jednak nie oznacza, że jego relacje z Rodgersem są idealne i to może być znacząca przyczy-na w ewentualnej sprzedaży aktualnego wicemistrza Europy w najbliższym okien-ku transferowym. W końcu transfer Mario określano jako wkalkulowane ryzyko, więc

można się domyślać, że menedżer nie rozpa-czałby po odejściu 33-krotnego reprezentanta Italii.

8.-Luis Alberto Hiszpański pomocnik po odbyciu wypożycze-nia w Maladze ma małe szanse na trwały powrót do Liverpoolu. Głównym powodem jest ogromna rywalizacja w formacji ofensywnej The Reds. Na niemal każdej pozycji Alberto ma ciężkiego rywa-la, więc z całą pewnością Rodgers nie będzie w stanie zaproponować mu regularnych występów co jest absolutnie kluczową sprawą dla każdego młodego zawodnika. Tak więc latem prawdopo-dobny wydaje się scenariusz odejścia wychowan-ka Sevilli do któregoś z klubów La Liga. 9.-Iago Aspas W tym przypadku chyba nie ma żadnych wątpli-wości co do słuszności zakończenia przez klub współpracy z hiszpańskim zawodnikiem. Sezon 2013/2014 dobitnie pokazał, że Aspas ma zde-cydowanie zbyt małe umiejętności aby reprezen-tować Liverpool i słusznie został wypożyczony do Sevilli. W HiszpaniiIago prezentuje się całkiem przyzwoicie i włodarze andaluzyjskiego klubu ponoć zdecydowali się na definitywny zakup napastnika z Anglii. Takie rozwiązanie wydaje się bezsprzecznie korzystne dla wszystkich stron.

10.-Sebastian Coates 24-letni Urugwajczyk przychodził do Liverpoolu w 2011 roku jako wielka inwestycja na przyszłość. Jak się potem okazało, kontuzje obrońcy un-iemożliwiły mu rozwinięcie skrzydeł nad rzeką Mersey. Obecnie trwające wypożyczenie do Sunderlandu jest jasnym sygnałem, że przygoda Coatesa z 18-krotnym mistrzem Anglii najprawdo-podobniej zakończy się już za kilka miesięcy.

Page 34: 2 numer

THE REDS 34

Page 35: 2 numer

THE REDS 35

Jeśli kiedykolwiek będziesz myśleć, że jesteś w sytuacji bez wyjścia, że nic nie da się zro-bić, że najlepiej zapaść się pod ziemię i zerwać wszelki kontakt z rzeczywistością - postaw się w sytuacji Brendana Rodgersa z końca 2014 roku. Postaw i uświadom, że może być jeszcze gorzej. Kiedy połowa kibiców chce cie zwolnić, a druga wysłać do obozu pracy, w którym co wieczór będą odtwarzać ci ostatni mecz z Basel na wielkim ekranie, musisz się czuć podle. I musisz też zacząć działać, by przysłowiowa maszyna rzeczywiście ruszyła pełną parą...

GRUDZIEŃ

Powiedzieć, że Liver-pool grał w grudniu ni-erówno to nic nie pow-iedzieć. Wymęczone zwycięstwa z Leicester i Bournemouth, żenujące remisy z Sunderlandem i Basel oraz obnażająca wszelkie nasze braki porażka na Old Trafford powinny zostać jak na-jszybciej wymazane ze świadomości kibiców. I wszelkich taśm i dysków. Dużo ważniejsze dni miały dop-iero nadejść.

Tym co pozwoliło podopiecznym Rodger-sa wrócić do gry i po raz kolejny uwierzyć w swoje nieprzeciętne umiejętności było spotkanie z Arsenalem. Wśród kibiców na wypełnionym po brzegi Anfield dało się wyczuć nutkę niepewności ale i cichej na-dziei, której fani potrzebowali w równym stopniu co nasi zawodnicy. I jest w tym klubie pewien człowiek, który nigdy nie pozostaje głuchy na takie głosy. Nawet kiedy musi przez większą część spot-kania grać ze zszytą bez znieczulenia głową. Martin Skrtel, bo o nim oczywiście mowa, strzelił jedną z najważniejszych bramek tego sezonu. Anfield eksplodowa-ło radością, choć przecież musieliśmy się zadowolić zaledwie jednym punktem. Jak ważny, z punktu widzenia podejścia do gry, był to gol możemy się przekonać śledząc poczynania The Reds w nas-

tępnych spotka-niach.

Wyszarpane rywalowi zwycięstwo z Burnley było już zupełnie inne od wcześnie-jszych, również zdobywanych w bólach trzech oczek. To była całkowicie

odmieniona drużyna. A już prawdziwy zachwyt wśród fanów Liverpoolu wywołało wysokie zwycięstwo nad Swansea. Me-dia społecznościowe szalały, krzycząc o powrocie do zeszłosezonowej dyspozycji. Był wysoki pressing, były szybkie kontry, gra na jeden kontakt, koronkowe akcje i piękne bramki. To już nie były symptomy powrotu do wysokiej formy, ona rzeczywiś-cie powróciła...

STYCZEŃ

Kiedy już w ostatniej chwili wyciągasz głowę spod topora myślisz tylko jednym - nigdy więcej nie doprowadzić do po-dobnej sytuacji. I takie myśli towarzyszyły zapewne Rodgersowi na początku roku. Chciał udowodnić sobie i nam, że drużyna będzie potrafiła pozostać we właściwych torach tak długo jak to tylko możliwe, a wiosna znów będzie tak udana jak w roku poprzednim. I chyba mu się to udało...

Tekst: DAWID CZOPEK

Page 36: 2 numer

THE REDS 36

Nowy rok przywitaliśmy z ogromnymi nadziejami, a idealnym lekarstwem na sylwestrowego kaca okazał się poje-dynek z drużyną Marcina Wasilewskiego. Miał być spacerek i rzeczywiście mógłby nim być, gdyby nie tradycyjne już braki w koncentracji. W niespełna trzy minuty roztrwoniliśmy dwubramkową przewagę, wywalczając pierwszy w 2015 roku tytuł - tytuł frajerów kolejki. Mieliśmy szansę na podobny tytuł kilka dni później, tym razem w FA Cup ale Gerrard postanowił spraw-ić, że wszystkim chcącym jego stałego pobytu na ławce rezerwowych zrobiło się troszkę głupio. Szkoda tylko że w meczu z Wimbledonem zamiast pięknej Szarapowej mogliśmy podziwiać wyłącznie niezbyt pięknego, ponad stukilowego Akinfenwe, od którego na boisku wolniejszy był jedynie Rickie Lambert.

Siły oszczędzaliśmy na rozgrywki ligowe, gdzie wygraliśmy pozostałe trzy spotkania, nie tracąc przy tym bramki. Na Stadium of Light formą błysnął Lazar Markovic, choć poza dosyć przypadkową bramką na boisku wyróżniał się wyłącznie nienaganną fryzurą. Ciąg dalszy wyskoków formy, w postaci bramek Boriniego i Lamberta, mo-gliśmy obserwować w wyjazdowym meczu z Aston Villą. Punkty zdobywane dzięki letnim nabytkom Rodgersa dały niektórym kibicom niepodważalny argument na skuteczność transferową naszego klubu. A pozostałym mnóstwo powodów do żartów z tych pierwszych. Ostatni mecz ligowy w styczniu stał pod znakiem powrotu do gry Daniela Sturridge’a. Angielski napastnik przypomniał o sobie w najlepszy możliwy sposób - strzelając bramkę po zaledwie kilkunastu minutach pobytu na boisku.

Najwięcej emocji w styczniu wywołał jednak dwumecz z The Blues w półfinale Pucharu Ligi. Na Stamford Bridge graliśmy z Chelsea jak równy z równym, za to na Anfield byliśmy po prostu lepsi. Bramka Ivanovica w dogrywce spowodowała, że to

niebieski autobus zameldował się na Wembley, choć w żadnym stopniu nie zmąciła obrazu Liv-erpoolu jaki wyłaniał się z tego dwumeczu. Za-graliśmy doskonałe 180 minut. Nie odpuszczal-iśmy ani na moment. Walczyliśmy o każdy centymetr boiska, a kiedy trzeba było potrafil-iśmy postawić się nawet Diego Coście. Pokazal-iśmy charakter, który jeszcze bardziej umocnił ducha w drużynie. Tego nam było trzeba. No i awansu ale nie można mieć wszystkiego.

Page 37: 2 numer

THE REDS 37