85
Katarzyna Kulikowska Aktywna wieś Rozmowy o Droszkowie – wsi, w której żyję

Aktywna wieśmars.cbr.edu.pl:8080/Content/1764/aktywna wieś.pdfTubylcy „Aktywna wieś” 07.03.2015 (sobota) godzina 16-sta Katarzyna Kulikowska, urodzona w 1975 roku, absolwentka

  • Upload
    others

  • View
    12

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

  • Katarzyna Kulikowska

    Aktywna wieśRozmowy o Droszkowie – wsi, w której żyję

  • Współpracowały: rozmawiały, czytały, poprawiały razem Katarzyna Kulikowska i Agnieszka Graczew-Czarkowska.

    2

  • Wstęp

    Witajcie w Droszkowie, wsi w której żyję. Jako mieszkanka Droszkowa będę waszą przewodniczką po mojej rodzinnej miejscowości. Pokażę wam tutejszą szkołę, kościół, sklepy, jezioro i stadninę koni. Moja opowieść będzie utkana na kanwie wypowiedzi lokalnej społeczności. W tym celu będę pukać do okolicznych domów i spotykać się w różnych miejscach na wsi. Razem ze mną poznacie cztery grupy ludzi: tubylców, przybyszy, młodzież oraz dziewczynki, które po jakimś czasie wróciły do Droszkowa. Dowiecie się co myślą o życiu na wsi, zmianach jakie w niej zaszły, co jest dla nich ważne, co przeszkadza i co chcieliby zmienić. Porozmawiam z młodzieżą o ich perspektywie na przyszłość. Zapytam czy postrzegają Droszków jako miejsce dla siebie czy będą go szukać na emigracji. Wspólnie z moimi adwersarzami stworzę obraz Droszkowa w trzech odsłonach: z przeszłości, obecnego i tego o jakim marzymy. Myślę, że zdania te będą stanowić ważny głos w sprawie Droszkowa. Zebrane informacje mogą być postulatem zmian w Droszkowie, a także subiektywną opowieścią o tych ludziach. Dzięki temu, czytelnik może również dowiedzieć się co interesuje mieszkańców naszej wsi. Wywiady tu przedstawione nie zawsze dają odpowiedź na pytanie kim jest dana osoba. Z tego powodu, dodam kilka słów od siebie, żeby odbiorca mógł bliżej poznać moich rozmówców. W tej publikacji zaprezentuję szeroki wachlarz wiekowy i zawodowy ludności Droszkowa. Zaproszę czytelników do swoistego wehikułu czasu. Oczyma wyobraźni cofniemy się w czasie i zobaczymy dawną wieś. Wieś, gdzie były jeszcze gospodarstwa rolne. Pilotem wycieczki po swoim dawnym gospodarstwie rolnym będzie pani Eugenia Stachurska. Niektórzy mogą tu westchnąć z łezką w oku – Ach, kiedyś to było… Co było, minęło. Jednak nie poddawajmy się melancholii, żyjmy przyszłością. Teraz są inne czasy, wieś się rozwija, ewoluuje. Możemy być z tego dumni. Na początku przeprowadzę wywiad z sobą w myśl zasady – zacznij od siebie! Pozwoli to odbiorcom po części zrozumieć dlaczego zdecydowałam się napisać tę książkę. Na początku nie chciałam pisać o sobie, ponieważ uważałam, że powinnam bardziej wyeksponować bohaterów moich wywiadów. To oni są najważniejsi, a nie ja. Jednak znajomi doradzili mi, że ja jako autorka powinnam najpierw porozmawiać sama ze sobą i zadać sobie pytanie - Po co to robię? Po długim namyśle zmieniłam zdanie i pomyślałam, że spróbuję i zacznę od siebie. Może będę dzięki temu bardziej autentyczna i mniej anonimowa. Osobom, dla których niejasne jest dlaczego postanowiłam napisać tę książkę, w tej a nie w innej formie wyjaśniam. Powodów mojej decyzji jest kilka. Nie będę tu pisać o prozaicznych rzeczach. Wybrałam temat - Wieś, w której żyję. Powód jest prosty, chciałam lepiej poznać moją rodzinną miejscowość, a także ją zareklamować. Wybrałam formę wywiadów, ponieważ już wcześniej zajmowałam się taką działalnością. Moim celem było poznać mieszkańców, dowiedzieć się co myślą o Droszkowie, a także zmierzyć się z czymś nowym i sprawdzić czy podołam wyzwaniu.

    Czas autorefleksji. Zaczynam, oto ja. Siedzę w domu przy stole z kartką papieru przed sobą i długopisem w ręku…

    3

  • Tubylcy

    „Aktywna wieś”

    07.03.2015 (sobota) godzina 16-sta

    Katarzyna Kulikowska, urodzona w 1975 roku, absolwentka Uniwersytetu Zielonogórskiego na kierunku Edukacja Artystyczna w Zakresie Sztuk Plastycznych. Dyplom obroniła w pracowni wklęsłodruku i wypukłodruku pod kierunkiem profesora Piotra Szurka. Mieszka w Droszkowie od urodzenia.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany zauważyłaś w ciągu ostatnich 25 lat we wsi?

    Katarzyna Kulikowska – W 1990 roku miałam 15 lat. Pamiętam bal na zakończenie szkoły podstawowej, tańczyliśmy kaczuchy i nie tylko. Każdy z nas otrzymał książkę na pamiątkę. Bal odbył się w sali wiejskiej, która znajdowała się przy przystanku autobusowym. Teraz w tym miejscu stoi sklep. Na początku były tam zabawy takie jak ta na zakończenie szkoły, potem dyskoteki, a później odbywały się tam imprezy: wesela, komunie święte, rocznice ślubu itp. Szkoła też ulegała ewolucji. 25 lat temu wyglądała zupełnie inaczej. Po jakimś czasie miała zostać zamknięta, ale Stowarzyszenie Miłośników Droszkowa wywalczyło to, że została. Odnowiono szkołę według obowiązujących standardów. W szkole są trzy pierwsze klasy i przedszkole. Powstał plac zabaw dla dzieci i boisko sportowe. W sali wiejskiej, która obecnie znajduje się w szkole, co jakiś czas organizowane są różne „imprezy” tj. spotkania poetyckie, warsztaty florystyczne, kulinarne, zajęcia komputerowe. Kościół w Droszkowie również się zmienił. Powstał parking, cmentarz, ławki są obite materiałem a wnętrze ogrzewane piecem na gaz. W kościele działa schola prowadzona przez organistę. 25 lat temu nie było scholi, wszystkie pieśni śpiewał organista. Kiedyś był tylko jeden sklep, pracowała w nim śp. Pani Maryla, koleżanka mojej mamy. Teraz ten sklep prowadzi jej córka Ola. Obecnie w Droszkowie są trzy sklepy. Mieszkańcy Droszkowa mają wybór. Powiększył się też asortyment sklepowy, jest prasa, artykuły biurowe, chemiczne, gospodarstwa domowego i inne.

    K. K. – Jakie z tych zmian były dla Ciebie najważniejsze i dlaczego?

    K. K. – Brakuje mi sali, na której odbywały się dyskoteki. Chodziłam tam z koleżanką potańczyć. Pomimo tego, że nie jestem już nastolatką chętnie poszłabym pobawić się, zwłaszcza, że było mi blisko do domu. Sądzę, że młodzież też miałaby wtedy jakieś miejsce dla siebie, gdzie mogłaby się wyszaleć. Drugą ważna dla mnie kwestią jest szkoła. Myślę, że mam dobry kontakt zarówno z nauczycielkami jak i z dziećmi. Kocham dzieci. Zawsze z miłą chęcią przychodzę tam np. w okresie ferii zimowych i letnich, kiedy organizowane są dla nich różne zajęcia. Wcześniej prowadziłam zajęcia plastyczne z dziećmi. Teraz przychodzę, żeby zorganizować i poprowadzić gry i zabawy. Ostatnio razem ze straszą koleżanką po piórze wpadłam na pomysł realizacji projektu skierowanego do dzieci z klas I – III. Celem projektu jest wydanie książeczki z wierszami dla dzieci, którą one zilustrują. Pierwszy etap mam już za sobą. Polegał on na zbieraniu wierszy od

    4

  • znajomych poetów i czytanie ich na lekcjach. Uczniowie wybierali najlepsze, w ten sposób powstał zbiór 30 wierszy. Kolejne etapy projektu będę realizować jeśli projekt wygra i zostaną przyznane fundusze na ten cel. Muszę tu wspomnieć o mojej mamie, która ma doświadczenie w pisaniu tego typu projektów i zaoferowała mi swoją pomoc. Drugi etap projektu będzie polegał, na omówieniu i przybliżeniu dzieciom wierszy. W trzecim będę łowić „perełki” czyli dzieci, które pięknie recytują. Będą one czytać pod okiem moim i nauczycielek. Finałem projektu będzie spotkanie poetów z dziećmi. Na spotkaniu mali artyści zaprezentują swoje umiejętności recytatorskie. Będzie to pewnego rodzaju upominek dla autorów. Dzieci będą mogły zadawać pytania na temat ulubionych wierszyków. Moment kulminacyjny stanowić będzie wręczenie poetom i dzieciom po jednym egzemplarzu książeczki. Innym powodem wymienienia szkoły jako istotnej dla mnie są organizowane tam spotkania poetyckie. Gdyby nie było szkoły, nie byłoby miejsca na tego rodzaju imprezy. Jestem zadowolona, że cieszą się one takim zainteresowaniem ze strony społeczności lokalnej. Mówię o tym, ponieważ piszę i dotyczy to mnie, ale nie tylko. Kilka moich koleżanek miało tu swoje wieczory autorskie. Zawsze mile je wspominają.

    K. K. – Dlaczego zdecydowałaś się mieszkać na wsi? Mogłaś wyjechać do miasta bądź za granicę.

    K. K. – Nie zdecydowałabym się wyjechać za granicę, ponieważ nie znam dobrze języka. Oczywiście mogłabym zaryzykować i na miejscu podszkolić język. Nie zrobiłam tego, może brak mi odwagi. Gdyby zaprosił mnie ktoś z rodziny to może pojechałabym. W trakcie studiów próbowałam pojechać z programu Erazmus, ale nie spełniałam kryterium, nie opanowałam wystarczająco języka. Znałam podstawy, ale to było za mało. Zostałam w Droszkowie z dwóch powodów. Pierwszy to względy finansowe. Drugi to po prostu to, że mogę wyjść na spacer do lasu czy nad jezioro nie wdychając po drodze spalin samochodowych. Mogę też wyjść na podwórko, żeby posiedzieć na kocu czy krześle kiedy jest ciepło. Mamy z mamą ogródek, więc nie musimy kupować warzyw i owoców w sklepie tak, jak ludzie z miasta. To też jest plus mieszkania na wsi. Mam dwie kotki. Szkoda by mi było zostawiać je i po prostu wyjechać.

    K. K. – Mieszkałaś kiedyś w mieście? Chciałabyś tam mieszkać?

    K. K. – Mieszkałam przez pewien czas w mieście. Był to trudny dla mnie okres. Wynajmowałam pokoje u różnych ludzi. Nie miałam własnego mieszkania. Pod tym względem bywało różnie. Zależy na kogo trafiłam, zawsze jednak swoje miejsce to swoje. W mieście przeszkadzał mi głównie hałas. Jednego razu mieszkałam na ruchliwej ulicy. Myślę, że nie byłoby to dla mnie taką tragedią, gdybym mieszkała w mieście. Jednak większość swojego życia spędziłam na wsi i cenię to sobie. Teraz mieszkam tu, potem nie wiem gdzie będę mieszkać, różnie może być.

    K. K. – Jeśli miałabyś wymyśleć hasło reklamowe dla Twojej wsi jak ono by brzmiało?

    K. K. – Trudne pytanie. Musiałabym się zastanowić, ale chyba nie jestem na tyle dobra, żeby wymyślać takie hasła. W Droszkowie, wsi w której żyję wiele się dzieje. Ta wieś jest aktywna. To mogłoby być hasło reklamowe – aktywna wieś. Poza tym, mamy jezioro do którego latem przyjeżdżają mieszkańcy z innych wiosek i z miasta. Wiosną można zobaczyć kaczki i łabędzie.

    K. K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałabyś zwrócić uwagę? Czy jest coś, co Ci przeszkadza w funkcjonowaniu na wsi?

    K. K. – Tak, na pewno dojazdy. Jest MZK. Cieszę się z tego powodu, ale po południu i wieczorem autobusy są co dwie godziny. Często jadę po południu do miasta i zdarza się, że muszę godzinę

    5

  • czekać na autobus. Najgorsze jest jednak to, że nie ma żadnego połączenia między Droszkowem a Zaborem. Uważam, że powinno być, ponieważ tam jest nasza gmina. Gdy chcę odebrać przesyłkę na poczcie lub załatwić jakąś sprawę w Urzędzie Gminy nie mam innego wyjścia jak prosić kogoś, żeby mnie zawiózł i odwiózł. Jest jeszcze sprawa ogrzewania. Razem z mamą mamy piec i musimy palić w zimie. Wiąże się to z kosztami, czasem i dodatkowym obowiązkiem. W tym czasie mogłabym robić co innego, ale jak mam marznąć to wolę napalić. Często jest mi zimno. Zawsze brakuje mi na coś czasu, jestem jakaś niezorganizowana. Nie mam pracy, ale zawsze coś robię. To, że teraz nie mam pracy przygnębia mnie. Nie mogłabym siedzieć całe dnie w domu, dlatego jakoś sobie organizuję ten czas. Uczęszczam na kursy, spotkania poetyckie, odwiedzam uczelnię, żeby tworzyć grafiki lub pracować na komputerze w programie graficznym.

    K. K. – Patrząc wstecz, uważasz, że wieś w której mieszkasz poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    K. K. – Moja wieś ewoluowała i ta ewolucja poszła przede wszystkim w stronę szkolnictwa i handlu. Jak już mówiłam wcześniej, w Droszkowie są trzy sklepy, a kiedyś był jeden. W szkole są komputery i Internet. Kiedyś nie było w szkole komputerów ani Internetu. Dzisiaj zarówno szkoła jak i domy w Droszkowie mają dostęp do Internetu.

    K. K. – Czy jest coś, co chciałabyś zmienić, aby życie w Twojej wsi było lepsze?

    Chciałabym zmienić częstotliwość kursów MZK. Przede wszystkim, żebym mogła dojechać z Droszkowa do Zaboru. Dla kogoś, kto nie ma samochodu, może to być uciążliwe. Przydałaby się również Biedronka. Kto wie, może kiedyś wybudują. W Starym Kisielinie jest już market Dino.

    K. K. – Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji projektu.

    Czy muszę jeszcze coś dodawać? Nie mnie to oceniać, sami to zróbcie. Czas zapukać do mamy. Mieszka w tym samym domu co ja, ale ma osobne wejście. Daleko nie mam, muszę tylko obejść dom z drugiej strony. Pukam, otwiera mi, siadamy na kanapie w pokoju z telewizorem. Tak zaczyna się opowieść – Moja mama i jej Droszków:

    6

  • ,,Łączenie pokoleń”

    09.03.2015 (poniedziałek) godzina 17-sta

    Zofia Kulikowska, urodziła się w 1947 roku, emerytka, pracowała w administracji samorządowej, obecnie pracuje na pół etatu jako opiekunka osoby starszej, jest prezesem Stowarzyszenia Miłośników Droszkowa. Mieszka w Droszkowie 41 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany zauważyłaś w ciągu minionych 25 lat w Droszkowie?

    Zofia Kulikowska – Infrastruktura zmieniła się, drogi i warunki życia mieszkańców poprawiły się, dużo nowych domów wybudowano. Jest nowa szkoła i kościół.

    K.K. – Jakie z tych zmian były według Ciebie najważniejsze i dlaczego?

    Z.K. – Pozostawienie obiektu szkolnego, dlatego że integruje i rozwija miejscowość. Dzieci mogą chodzić do szkoły, oddział przedszkolny rozbudował się.

    K.K. – Dlaczego zdecydowałaś się zamieszkać na wsi?

    Z.K. – Urodziłam się na wsi, pracowałam na wsi. Lubię atmosferę wsi i dobrze się tu czuję. Chciałabym do końca życia mieszkać na wsi.

    K.K. – Mieszkałaś kiedyś w mieście? Chciałabyś tam mieszkać?

    Z.K. – Mieszkałam około pięciu lat, ale nie chciałbym tam mieszkać. Atmosfera miasta męczy mnie.

    K.K. – Dlaczego wróciłaś na wieś? Co Ci się tu podoba? Jeśli miałabyś wymyślić hasło reklamowe dla Twojej wsi jak ono by brzmiało?

    Z.K. – Odpowiada mi atmosfera wsi, wszyscy się tu znają, jest lepsza kontrola społeczna, można poznać ludzi w swoim środowisku, dowiedzieć się co z kim można zrobić, poznać potencjał tych ludzi. Na dzień dzisiejszy nie potrafię wymyślić takiego hasła reklamowego.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałabyś zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Ci w funkcjonowaniu na wsi?

    Z.K. – Warunki komunikacyjne, jest MZK, ale wieczorami są duże przerwy. Szczególnie w nocy, gdy chcę się gdzieś dostać, to jest kłopot. Wówczas muszę zamawiać taksówkę lub prosić kogoś, żeby mnie zawiózł do miasta. To jest największy dylemat, utrudnienie.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważasz że wieś, w której mieszkasz poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    Z.K. – Poszła naprzód i jest szansa dalszego rozwoju. To jest budujące, że ludzie inaczej patrzą, chcą mieszkać w lepszych warunkach. Sądzę, że będą dalsze zmiany na lepsze, ponieważ wiele osób przybywa, które mają inne spojrzenie i chcą żeby wieś się rozwijała.

    7

  • K.K. – Jesteś prezesem Stowarzyszenia Miłośników Droszkowa. Mogłabyś w kilku słowach opisać działania Stowarzyszenia, żeby przybliżyć czytelnikom czym się zajmujecie?

    Z.K. – Priorytetową działalnością jest prowadzenie Społecznej Szkoły Podstawowej wraz z oddziałem przedszkolnym. Dzieci przybywa, dlatego że nowi mieszkańcy zapisują swoje pociechy do naszej szkoły. Jednak główne cele i założenia statutowe to szeroko rozumiana aktywizacja społeczeństwa lokalnego, działalność na rzecz, nie tylko dzieci i młodzieży, ale też osób starszych. Mamy na celu łączenie pokoleń. Realizujemy projekty, które łączą wszystkich mieszkańców i zdobywamy środki na ten cel.

    K.K. – Jak społeczność lokalna odbiera wasze inicjatywy? Są zadowoleni, że tyle różnych rzeczy dzieje się w Droszkowie?

    Z.K. – Sądzę, że tak. Te osoby, które chcą skorzystać z naszych działań przychodzą i korzystają. Odbierają to bardzo pozytywnie i ciągle wnioskują o to, żeby podejmowane były nowe inicjatywy, kolejne działania. Wiele osób jest z tego zadowolonych. Twierdzą oni, że Stowarzyszenie działa prężnie, rozwija się i ma wpływ na rozwój zarówno społeczności Droszkowa jak i tej na terenie gminy.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałabyś zmienić, żeby życie w Twojej wsi było jeszcze lepsze?

    Z.K. – Chciałabym zmienić nastawienie ludzi nowo przybywających, żeby bardziej włączali się w działania wsi, interesowali się tym, co dla wsi dobre, przekazywali swoje spojrzenia, pomysły, inicjatywy, chcieli uczestniczyć w tych działaniach łącznie z tymi ludźmi, którzy mieszkają tu od dawna, tak aby było to dla korzyści całej społeczności.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę Ci dalszych sukcesów na polu inicjatyw społecznych.

    Moja mama jest osobą aktywną. Bardzo dużo działa społecznie dla ludności Droszkowa. Lubi pomagać różnym ludziom. To jest jej żywioł, tym żyje. Zawsze jest czymś zajęta, nigdy nie ma czasu. Jeździ na szkolenia, warsztaty, pisze projekty na swoje działania. Stara się aktywizować społeczność Droszkowa poprzez różnego rodzaju inicjatywy. Ciągle jest w ruchu, nie potrafi usiedzieć w domu. Nie należy do osób, które chodzą na tak zwane plotki; chociaż ma swoich znajomych. Ten czas woli poświęcić na jakieś działanie. Lubi słuchać muzyki. Na pewno woli starsze zespoły i wokalistów. Z tych nowszych to nie mam pojęcia, którzy są jej ulubieńcami. Jeśli chodzi o filmy, to nie znosi kryminałów, sensacyjnych i horrorów. Natomiast chętnie ogląda komedie, filmy obyczajowe, romantyczne, przyrodnicze, dokumentalne. Od czasu do czasu obejrzy kabaret w telewizji. Nad wszystkie czekolady świata przedkłada gorzką. Mama jest też wielbicielką poezji i jej propagatorką. Organizuje spotkania autorskie z poetami.

    Pożegnałam się z mamą, a teraz idę do Oli Janas, córki sklepowej śp. Marii Janas. Umówiłam się z nią w sklepie. Ja i mama zwracałyśmy się do niej pani Maryla. Pani Maryla była pionierką w Droszkowie w zakresie handlu. Jej sklep był jedyny na wsi i w nim skupiało się życie Droszkowa. Sklep prowadziła sama i miała monopol na sprzedaż towarów, ponieważ nie było konkurencji. Pani Maryla wraz ze swoją rodziną: mężem, synem Krzysztofem byli naszymi lokatorami. Po jakimś czasie na świat przyszła Ola. Znamy się od dzieciństwa. Z Krzyśkiem chodziłam do jednej klasy, Ola była od nas młodsza, ale często nam towarzyszyła. Obecnie Ola przejęła sklep po mamie. Nie miałam jakichś problemów, żeby się z nią umówić. Chętnie zgodziła się udzielić mi wywiadu. Zobaczmy co powie nam o Droszkowie. Właśnie stoi za ladą i uśmiecha

    8

  • się. Z uśmiechem jej do twarzy, szkoda, że tego nie widzicie. Możecie tylko sobie wyobrazić sklep z uśmiechniętą panią sklepową. Czy to nie wspaniały widok? W takim sklepie aż chce się robić zakupy. Kto nie potrzebuje uśmiechu w życiu pełnym wielu dużych i małych smutków? Przedstawiam wam Olę:

    9

  • „Blisko ludzi”

    11.03.2015 (środa) godzina 19-sta

    Aleksandra Janas, urodzona w 1977 roku, właścicielka sklepu „Maria”, mieszka w Droszkowie 38 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany zauważyłaś w ciągu minionych 25 lat w Droszkowie?

    Aleksandra Janas – Myślę, że zmiany są ogromne. Wieś się rozrosła czterokrotnie, jest szkoła, trzy sklepy, dwa boiska.

    K.K. – Jakie z nich były według Ciebie najważniejsze i dlaczego?

    A.J. – Nie mam osobistego wrażenia, żeby któraś z tych zmian była najważniejsza dla mnie. Dobrze, że to wszystko rozwija się, ale nie ma takiej rzeczy, z której byłabym szczególnie zadowolona.

    K.K. – Dlaczego zdecydowałaś się mieszkać na wsi?

    A.J. – Ja po prostu urodziłam się tu, wychowałam i mieszkam. To nie była w pełni moja decyzja.

    K.K. – Mieszkałaś kiedyś w mieście? Chciałabyś tam mieszkać?

    A.J. – Tak, zdarzało mi się w młodości mieszkać w Zielonej Górze.

    K.K. – Co Ci się podoba na wsi? Jeśli miałabyś wymyślić hasło reklamowe dla Twojej wsi jak ono by brzmiało?

    A.J. – Podoba mi się na wsi, to że jesteśmy blisko ludzi. Myślę, że to by było dobre hasło – blisko ludzi.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałabyś zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Ci w funkcjonowaniu na wsi?

    A.J. – Przeszkadza mi to, że ludzie tutaj wiedzą o sobie wszystko ale wykorzystują to przeciwko sobie. Sami nic nie robią, a tylko krytykują osoby, które coś robią.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważasz że wieś, w której mieszkasz poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    A.J. – Z całą pewnością idzie naprzód. Szkoła się rozwija. Drogi i chodniki są naprawiane.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałabyś zmienić, żeby życie w Twojej wsi było jeszcze lepsze?

    A.J. – Sama nie mam jakiejś koncepcji, ale są ludzie, którzy potrafią to zrobić. Nie mam żadnych uwag na ten temat.

    10

  • K.K. – Pamiętam jak Twoja mama prowadziła sklep, który teraz należy do Ciebie. To były inne czasy. Co zmieniło się w sklepie od tamtej pory?

    A.J. – Wiele się zmieniło. Dzisiaj jest więcej technologii, ale też specyfika sklepu się zmieniła. Moja mama prowadziła ten sklep jeszcze w czasach geesowskich. Wówczas był to jedyny sklep w Droszkowie i całe życie wioski skupiało się w nim. Obecny sklep ma zadanie spełniać usługi wobec klientów.

    K.K. – Dlaczego prowadzisz sklep na wsi, a nie w mieście?

    A.J. – To nie był do końca mój wybór, ponieważ przejęłam go po mamie. Nie wiedziałam, że to będzie mój życiowy wybór. Nigdy tego nie chciałam, po prostu życie zdecydowało za mnie.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę miłej pracy oraz stałych klientów.

    Zastanawiam się co mogłabym dodać, żeby przybliżyć czytelnikom postać Oli. Niewiele o niej wiem poza tym, że ma wspaniałą córeczkę Marysię i pracuje u nas w sklepie. Dawny kontakt trochę się urwał. Każda z nas żyła własnym życiem. Więcej mogłabym powiedzieć o Marysi, ponieważ przez jakiś czas przychodziła do mnie razem z moją bratanicą Mają na zajęcia plastyczne. Marysia ma 8 lat, lubi wszelkiego rodzaju zajęcia plastyczne, uczęszcza na balet i pięknie recytuje wiersze. Miałam to szczęście, że mogłam podziwiać jej taniec; zaprosiła mnie na swój występ. I tak dzięki Marysi znów nawiązałam kontakt z Olą, a przez to ośmieliłam się poprosić ją o kilka zdań od siebie na temat Droszkowa. Na tym kończę opowieść o Oli i idę dalej.

    Kolejną bohaterką mojej opowieści o Droszkowie jest Sylwia, lokalna artystka. Obszarem zainteresowań Sylwii, podobnie jak moich jest sztuka. Rozumiemy ją jednak inaczej. Każda z nas jest inna, inaczej wyraża siebie. Sylwia jest osobą bardzo zajętą. Poświęciła jednak mi chwilę, żeby wyrazić swoje zdanie na temat Droszkowa. Umówiłyśmy się na spotkanie u niej w domu. Pukam do drzwi, wita mnie pies, który chyba nie jest zadowolony, że ktoś obcy kręci się po jego domu. Sylwia zaprowadziła go na dwór i zaprosiła mnie do środka. Jej dom to jednocześnie pracownia malarska. Wszędzie rozstawione są obrazy i sztalugi, pędzle i farby leżą na stole. Gdy weszłam poczęstowała mnie herbatą i usiadła obok. Nie malowała, zwykle nie odrywa się od pracy. Przedstawiam wam Sylwię i jej Droszków.

    11

  • ,, Wieś zmierzająca ku nowoczesności”

    16.03.2015 (poniedziałek) godzina 12-sta

    Sylwia Gromacka-Staśko, urodzona w 1976 roku, lokalna artystka, prowadzi działalność gospodarczą oraz zajęcia plastyczne w szkole. Mieszka w Droszkowie od urodzenia.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w rozwoju wsi zauważyłaś w ciągu ostatnich 25 lat?

    Sylwia Gromacka-Staśko – Obecnie większa ilość ludności mieszka w Droszkowie. Już patrząc na domy można zauważyć, że nasza wieś się rozbudowuje. Coraz więcej domów buduje się w okolicach Łazu, Przytoku oraz na trasie w kierunku Zielonej Góry.

    K.K. – Jakie z tych zmian były według Ciebie najważniejsze i dlaczego?

    S.G-S. – Najważniejsze dla mnie jest to, żeby wrócić do historii tego regionu i spisać jak tu kiedyś było, zachować jakąś historię tego miejsca. Ważna jest nie tylko współczesność; ale również to, co było. Chciałabym, żeby Droszków był wizytówką. Moim życzeniem jest również, żeby była u nas jakaś atrakcja turystyczna związana z winnicami. Niedługo powstanie trasa winiarska i świetnie by było, aby Droszków znalazł się na takiej mapie. Z tego, co ja wiem, kiedyś tu też były winnice. Bardzo ważne dla mnie, jest to, żeby Droszków rozsławić. Zależy mi na tym, aby nasza wieś stała się małą perełką dla turystów i mieszkańców. Marzę o tym, żebyśmy mogli być dumni, że tu mieszkamy. Mogłaby też u nas powstać mini galeria prac lokalnych artystów, aby turyści mogli kupić pamiątki z Droszkowa.

    K.K. – Dlaczego zdecydowałaś się mieszkać na wsi?

    S.G-S. – Nie zdecydowałam się. Po prostu, tu się urodziłam i zostałam. Czy to jest decyzja? Życie dało takie wytyczne.

    K.K. – Mieszkałaś kiedyś w mieście? Chciałabyś tam mieszkać?

    S.G-S. – Mieszkałam w mieście, pod Madrytem. Nie chciałabym mieszkać tam, chociaż było wygodnie. Zawsze jednak chciałam wrócić do Polski, do Droszkowa. Jest to dla mnie bardzo ważne i gra dużą rolę w moim życiu. Wróciłam na wieś, bo tu są moje korzenie, mój rodzinny dom i czuję się tu dobrze.

    K.K. – Jeśli miałabyś wymyślić hasło reklamowe dla Twojej wsi jak ono by brzmiało?

    S.G-S. – Nie zastanawiałam się jeszcze nad hasłem reklamowym. Jak coś wymyślę to Ci powiem.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważasz, że wieś, w której mieszkasz poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    S.G-S. – Myślę, że poszła naprzód ku przyszłości i nowoczesności; naprawdę do przodu.

    12

  • K.K. – Czy jest coś, co chciałabyś zmienić, żeby życie w Twojej wsi było jeszcze lepsze?

    S.G-S. – Chciałabym, żeby więcej mieszkańców było przychylnych integracji i rozwojowi kulturalnemu Droszkowa. Zależy mi na tym, żeby ważne były dla nas nie tylko wygody dnia codziennego, ale też historia nasza wspólna, naszego sąsiada. Chciałabym, aby było miło…

    K.K. – Prowadzisz w szkole pozalekcyjne zajęcia plastyczne z dziećmi. Dlaczego zdecydowałaś się na taką działalność?

    S.G-S. – Priorytetem jest to, że nie wszystkie dzieci stać, żeby dojechać do Zielonej Góry popołudniu na tego typu zajęcia. Mamy ku temu warunki w Droszkowie, żeby prowadzić zajęcia plastyczne. Moja praca nie idzie na marne, dzieci przychodzą. Cały czas cieszą się one dużym zainteresowaniem. Jestem z tego bardzo zadowolona. Jesteśmy grupą reprezentacyjną. Możemy prezentować Droszków w trakcie okazjonalnych świąt i obchodów na miejscu i w Zielonej Górze. Uważam, że to jest bardzo dobra inicjatywa i będę to pielęgnować dopóki będę mogła.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów zarówno w pracy artystycznej jak i w pracy z dziećmi.

    Z rozmowy z Sylwią dowiedziałam się, że jest bardzo blisko związana z rodziną i wsią. Ponadto, jest lokalną patriotką, oddaną swojej rodzinnej miejscowości. Sylwia jest przywiązana do historii tego regionu i chciałaby go wyeksponować. Nie dla niej obce kraje i wojaże. Najlepiej czuje się w Polsce. Myślę, że jest ona najbardziej reprezentatywna osobą, żeby reklamować Droszków w innych wioskach i miastach. Poza tym, że jest artystką i właśnie jej prace mogą być wizytówką Droszkowa. Sylwio! Twoje obrazy to już wizytówka, po co szukać dalej? Rozumiem jednak, że masz na myśli kontekst historyczny. Tego dnia spieszyłam się na autobus. Powiedziałam więc Sylwii, że się trochę spieszę. Była zdziwiona i zmartwiona, że tak szybko opuszczam jej bajkowe progi. I tu czytelnik może spytać – Dlaczego bajkowe? Z tej prostej przyczyny, że Sylwia maluje bajkowe krainy na swoich obrazach. W nich jest cały jej świat, który chce zachować na zawsze. Świat dzieciństwa, zabawy, radości. Zamykam oczy i widzę małą dziewczynkę, która bawi się beztrosko w Droszkowie.

    Tu kończę mówić o Sylwii i przechodzę do następnej bohaterki mojej opowieści – byłej pani sołtys Stefanii Małż. Panią Stenię (tak się do niej zwracamy z mamą) poznałam przez mamę. Przez pewien okres czasu działały razem w radzie sołeckiej, teraz połączyło je Stowarzyszenie Miłośników Droszkowa, którego jest członkiem. Pani Stenia jest koleżanką mamy, mają one wspólne tematy, są w podobnym wieku. Inaczej mówiąc nadają na tej samej fali. I ta fala płynie dalej. Myślę, że tych kilka słów wstępu wystarczy, żeby przedstawić moją rozmówczynię. Spotkałyśmy się u niej w domu. Ugościła mnie herbatą i ciastem, zasiedliśmy przy stole. Poczułam się jak w kawiarni. Zaczęłyśmy rozmowę. Oto jej wypowiedź:

    13

  • ,,Rozwojowa wioska”

    19.03.2015 (piątek) godzina 18-sta

    Stefania Małż, urodzona w 1946 roku, emerytka, pracowała jako kierownik zakładu gastronomicznego, była sołtysem Droszkowa cztery kadencje. Mieszka w Droszkowie od urodzenia.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyła Pani w ciągu minionych 25 lat?

    Stefania Małż – Nasza wioska bardzo się zmieniła od kiedy nastąpiła zmiana ustroju na demokratyczny. Powstał nowy samorząd i miejscowi ludzie mają teraz dużo do powiedzenia na temat Droszkowa. Zostały naprawione drogi i założone oświetlenie. Przede wszystkim, szkoła została tutaj, chociaż miała być zlikwidowana. W szkole jest również przedszkole dla młodszych dzieci. Poza tym, zmieniło się budownictwo mieszkaniowe. Nasz wioska jest rozwojowa, ponieważ jesteśmy blisko miasta wojewódzkiego. Mieszkańcy Zielonej Góry przyjeżdżają do Droszkowa, żeby się tu budować. Powstają nowe osiedla mieszkaniowe. Nasza miejscowość od tego czasu powiększyła się czterokrotnie.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    S.M. – Najważniejsze dla mnie była budowa dróg i założenie oświetlenia. Nie mieliśmy w ogóle oświetlenia. Staraliśmy się o nie za względu na bezpieczeństwo mieszkańców.

    K.K. – Dlaczego zdecydowała się Pani zamieszkać na wsi?

    S.M. – Mieszkam tutaj od urodzenia. Zostałam w Droszkowie, dlatego, że mi się tu podoba. Mam w tej miejscowości rodzinę, z którą jestem związana. Chciałabym mieszkać tu do końca życia.

    K.K. – Mieszkała Pani kiedyś w mieście?

    S.M. – Mieszkałam dwadzieścia lat w dużym mieście na Śląsku, w Zabrzu. Nie chciałabym jednak mieszkać tam dlatego, że nie mam już tego wieku co kiedyś. Może gdybym była młoda to wróciłabym do miasta, ponieważ perspektywy życia w mieście są lepsze niż na wiosce. Znam strukturę miasta, ale już nie chciałabym tam mieszkać. Wróciłam na wieś.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    S.M. – Podoba mi się to, że mogę sama mieszkać w domu i nie mam lokatorów. Mam po prostu swobodę. Posiadam swoją posesję z ogrodem. Lubię pracować przy kwiatkach.

    K.K. – Jeśli miałaby Pani wymyślić hasło reklamowe dla swojej wsi jak ono by brzmiało?

    S.M. – Musiałabym się nad tym zastanowić. Na daną chwilę nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

    14

  • K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałaby Pani zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    S.M. – Przeszkadza mi to, że nowo przybyli mieszkańcy Droszkowa nie angażują się w życie kulturalne wsi, w ogóle się tym nie interesują.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    S.M. – Uważam, że zdecydowanie poszła naprzód. Byłam szesnaście lat sołtysem i wiem jaką wioskę zastałam, a jaką zostawiłam. Nie ma porównania jaka była przedtem, a jaka jest teraz.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    S.M. – Chciałabym, żeby ludzie w Droszkowie bardziej się integrowali i angażowali w życie wsi. Zwłaszcza młode osoby powinny najwięcej się integrować i działać na rzecz naszej miejscowości.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    S.M. – Uważam, że niczym się nie wyróżnia. Nie posiadamy żadnego dziedzictwa kulturalnego. U nas nie ma zabytków, ani pałaców. Droszków jest wioską położoną blisko miasta.

    K.K. – Była Pani sołtysem w Droszkowie przez cztery kadencje. Jak Pani wspomina ten okres?

    S.M. – Bardzo mile wspominam sprawowany przeze mnie urząd. Dobrze mi się współpracowało z mieszkańcami Droszkowa. Nigdy nie miałam z nimi zatargów. Mam same miłe wspomnienia z tego okresu. Nie mogę powiedzieć złego słowa na ten temat.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę.

    I proszę, mamy tu kolejną lokalną patriotkę. Kobietę, która ma silne więzi ze swoją rodziną i kocha Droszków. Pani Stenia ceni sobie to, że jest niezależna. Lubi też prace ogrodowe. Z tego co mówi wynika, że jest osobą otwartą na ludzi, bezkonfliktową. Od siebie mogę dodać, że jest bardzo ciepła i pogodna. Potrafi wywołać uśmiech na twarzy ludzi. Nie wiem, czy inni mieszkańcy Droszkowa są tego samego zdania co ja, ale nie mnie to oceniać. Ponadto, pani Stenia powiedziała mi, że jej drzwi zawsze były otwarte dla interesantów. Czy nie jest to przykład dobrej służby ludziom? Zostawiam to wam do rozważenia. Zauważcie jak podobne w pewnych punktach są zdania mamy i pani Steni. To ciekawe.

    Po pożegnaniu się z panią Stenią udaje się do szkoły, gdzie czeka już na mnie obecny pan sołtys Dariusz Tarnas. Myślę, że wybrał to miejsce z racji pełnionej przez niego funkcji, ponieważ tu właśnie urzęduje. Nie miałam nic przeciwko temu, było mi nawet bliżej. Szkoła mieści się niedaleko mojego domu. Usiedliśmy w szkolnej kuchni. Tak sobie rozmawialiśmy o Droszkowie, a tu wybiegła właśnie gromadka dzieci, które skończyły lekcje. Zrobiły spore zamieszanie, wybiły nas z rozmowy; takie są dzieci. Pan Dariusz chętnie przystał na moją propozycję przeprowadzenia z nim wywiadu i zgodził się na nagrywanie jego wypowiedzi. Muszę tu powiedzieć, że wszystkie wywiady nagrywałam na dyktafon. To znacznie ułatwia mi pracę. W przeciwieństwie do osób, z którymi wcześniej rozmawiałam nie znałam go w ogóle. Nie mogę więc zbyt dużo dodać, żeby odbiorca mógł poznać tego człowieka. Mogę powiedzieć tylko, że wywarł na mnie pozytywne wrażenie, osoby otwartej na ludzi. Czy taki jest nie wiem, to się okaże podczas sprawowania przez

    15

  • niego urzędu sołtysa. Tu muszę wytłumaczyć się z tego, że pan Dariusz nie jest tzw. tubylcem tylko przybyszem. Zrobiłam tu wyjątek, ponieważ chciałam zrobić pewną kontrę wypowiedzi dawnego i obecnego sołtysa. Jeśli czytelnik będzie chciał, to będzie mógł porównać zdania obydwu sołtysów i wysunąć jakieś wnioski dla siebie. Jeśli nie, to też ma takie prawo. Nie chcę was zanudzać i od razu przechodzę do meritum sprawy. To jest pan Dariusz:

    16

  • „Wieś, która daje perspektywy na wypoczynek”

    23.03.2015 (poniedziałek) godzina 14-sta

    Dariusz Tarnas, urodzony w 1968 roku, sołtys Droszkowa. Mieszka w Droszkowie od 12 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważył Pan w ciągu tych 12 lat?

    Dariusz Tarnas – Przede wszystkim, zmieniła się sama struktura wsi, potrzeby mieszkańców wzrosły. Potrzebują oni teraz głównie infrastruktury takiej jak: drogi, chodniki, szkoła, przedszkole. Dużo nowych mieszkańców chce spędzać tutaj czas rekreacyjnie, a także wiąże swoją przyszłość z Droszkowem.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pana najważniejsze i dlaczego?

    D.T. – Dla mnie jako sołtysa najważniejsze jest, żeby polepszyć tą infrastrukturę, gdyż mamy tendencję do rozbudowy budownictwa jednorodzinnego. Powstaje dużo nowych domów, przy których drogi są prywatne. Prowadzi to do konfliktów międzysąsiedzkich oraz stanowi utrudnienie w życiu tych mieszkańców.

    K.K. – Dlaczego zdecydował się Pan zamieszkać na wsi?

    D.T. – Jestem urodzonym mieszczuchem, ale zawsze chciałem mieszkać na wsi. Jak kupowałem działkę, to moim marzeniem było, żeby miała 20 arów. Życie na wsi ma swoje plusy. Przyjemnie jest wyjść na podwórko i popatrzeć na rośliny. Sprawia mi to radość.

    K.K. – Mieszkał Pan kiedyś w mieście? Chciałby Pan tam mieszkać?

    D.T. – Na pewno nie mam ochoty wracać do miasta. Pomimo tego, że urodziłem się w mieście i tam mieszkałem, a warunki życia nie były najgorsze, uważam, że wieś może mi dać większą radość.

    K.K. – Co podoba się Panu na wsi?

    D.T. – Na wsi podoba mi się przestrzeń i otwartość mieszkańców. Lubię rano wyjść z żoną na słońce , wypić kawę i oglądać nasze rośliny.

    K.K. – Jeśli miałby Pan wymyślić hasło reklamowe dla swojej wsi jak ono by brzmiało?

    D.T. – Chwileczkę, muszę się zastanowić. Wieś rozwoju. Zielone płuca Zielonej Góry. Wieś, która daje perspektywy na wypoczynek.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałby Pan zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Panu w funkcjonowaniu na wsi?

    D.T. – Wydaje mi się, że brak zrozumienia problemów, które występują w naszej miejscowości ze

    17

  • strony władzy w gminie. Jesteśmy jednak największą miejscowością i uważam, że gmina traktuje nas trochę po macoszemu. To mi osobiście przeszkadza. U nas mieszka prawie jedna trzecia mieszkańców gminy i myślę, że powinniśmy być inaczej traktowani.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pan, że wieś, w której Pan mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    D.T. – Myślę że, jak każda wieś w Polsce idzie do przodu, widać jej rozwój.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałby Pan zmienić, żeby życie w Pana wsi było jeszcze lepsze?

    D.T. – Uważam, że mankamentem naszej miejscowości jest brak sali gimnastycznej, która by mogła pełnić funkcję sali wiejskiej. Brak mi miejsca spotkań dla młodzieży, nie mamy jeszcze dobrego zaplecza technicznego. Mamy boisko wielofunkcyjne, które jest w dużym stopniu wykorzystywane. Przydałoby się jeszcze, żeby było przy nim właściwe oświetlenie. Posiadamy też duże boisko, które mam nadzieję, że będzie nadawało się do wykorzystywania. Marzeniem moim jest to, żeby powstała hala, w której mogłyby się mieścić: sala wiejska, zaplecze socjalne, punkt apteczny i lekarski.

    K.K. – Niedawno został Pan wybrany na sołtysa naszej wsi. Słyszałam, że ludzie w Droszkowie są podzieleni. Czy ma Pan jakiś pomysł, żeby zintegrować lokalną społeczność?

    D.T. – Trudno mi się zgodzić z tym, że my jako lokalna społeczność zostaliśmy podzieleni. Jeżeli podział występuje, to na styku starzy – nowi mieszkańcy. Jestem zawieszony pomiędzy starymi a nowymi mieszkańcami w związku z tym, że wybudowałem się w starej części wsi. Mieszkam wśród wieloletnich mieszkańców Droszkowa. Myślę, że to jest kwestia zrozumienia, że nowi mieszkańcy mają swoje prawa a starym należy się szacunek, o nich nie powinno się zapominać. Uważam, że z czasem to się zmieni.

    K.K. – Jaka jest Pana wizja Droszkowa? Co chciałby Pan zrobić dla mieszkańców naszej wsi?

    D.T. – Przede wszystkim, będę starał się propagować infrastrukturę wsi: drogi, chodniki, oświetlenie. Myślę też, że w zakresie działania życia kulturalnego powinno być więcej organizacji. Przydałaby się jakaś organizacja sportowa, klub sportowy dla młodzieży.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji wyznaczonych celów.

    Dużo jest troski pana Dariusza o zgodę wśród mieszkańców Droszkowa oraz zaangażowanie w działania zmierzające do poprawy życia na wsi. Ponadto kocha przyrodę, a jego główne zainteresowania idą w stronę sportu i młodzieży. Jak nikt z moich poprzednich rozmówców rzuca hasłami reklamującymi Droszków jak z kapelusza niczym magik. Czy to magik? Czy zaczaruje Droszków magiczną pałeczką? Czy to tylko bańka mydlana? Kto wie?

    Praca ze słowem czeka, więc nie zwlekam dłużej i idę do uroczego domu pani Krystyny Patyk. Najpierw jednak opowiem zabawną anegdotkę, dotyczącą tego jak się u niej znalazłam, pomimo że nie miałam jej na liście moich rozmówców. Jakiś czas wcześniej rozmawiałam z artystką Agnieszką Graczew-Czarkowską, która wykłada na mojej byłej uczelni o tym, że przeprowadzam wywiady z mieszkańcami Droszkowa. Gdy znów się spotkałyśmy powiedziała mi, że ostatnio była ze swoim mężem Radkiem w Urzędzie Miasta w Zielonej Górze, gdzie pracuje pani Krysia. Od słowa do słowa zaczęli mówić o mnie i o tym czym obecnie się zajmuję. Agnieszka

    18

  • spytała panią Krysię czy ja już u niej byłam, ona zaprzeczyła temu i podobno powiedziała, że czeka na mnie. Agnieszka powiedziała mi też, że pani Krysia bardzo ciepło wypowiadała się na mój temat i mojej mamy. Zachęcona tymi słowami idę do domu pani Krysi pewna, że mnie oczekuje. Mąż mojej rozmówczyni robił coś akurat na ogródku gdy przyszłam, pytam czy zastałam jego żonę. Odpowiada, że jest w domu. Pukam do drzwi, otwiera mi pani Krysia zdziwiona moją wizytą u niej. Nieświadoma niczego mówię – Podobno pani na mnie czeka. Na co ona odpowiada – Nie czekam na Ciebie, wrobili mnie Ci artyści. Wejdź, proszę. Po czym zaprasza mnie do salonu. Siadam na kanapie przy stole obok pani Krysi. Po chwili pyta mnie czy napiję się herbaty. Odpowiadam, że chętnie, a ona krząta się po kuchni i szykuje herbatę. Czekam jak usiądzie i będę mogła zacząć rozmowę. Przyszła z herbatą i makowcem w ręku. Przyjemności po wywiadzie, pomyślałam i zabrałam się do pracy. Chcę tu zaznaczyć, że nie znałam pani Krysi wcześniej, pomimo tego, że w pewnym sensie jest częścią mojej rodziny. Mąż pani Krysi jest bratem teścia mojego brata. Oto Droszków pani Krysi:

    19

  • „Wioska cudownych ludzi”

    23.03.2015 (poniedziałek) godzina 18.30

    Krystyna Patyk, pracuje jako inspektor w Urzędzie Miasta w Zielonej Górze. Mieszka w Droszkowie od 1968 roku.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyła Pani w ciągu minionych 25 lat?

    Krystyna Patyk – Zmieniła się ilość domów i mieszkańców. Jak się przeprowadziliśmy do Droszkowa było tu kilkaset domów, w tej chwili jest około tysiąca. Kiedyś każdy dom to było gospodarstwo rolne ze zwierzętami takimi jak kury czy krowy. Teraz nigdzie nie można zobaczyć krowy. Pola były zaorane, zasiane. Wszyscy mieli ogródek koło domu i zwierzęta. Ludzie już nie pracują na wsi, tylko dojeżdżają do miasta. Nikt nie zatrudnia ich do pracy na gospodarstwie. Większość z nich dojeżdża do Zielonej Góry do pracy albo gdzieś emigruje. Bardzo dużo młodzieży wyjechało za granicę. Jak my byliśmy młodzi mieliśmy świetlicę, salę, klubokawiarnię. Odbywały się tam wieczorki taneczne. Był punkt biblioteczny, gdzie można było wypożyczyć książki. W tej chwili życie kulturalne dla młodzieży jest niezbyt ciekawe. Zmieniły się również domy, zabudowania, ogrodzenia. Ludzie teraz bardziej dbają o swoje domy, remontują, malują, wymieniają dachy. Powstają nowe drogi i chodniki. Kiedyś był jeden sklep, w którym czekaliśmy aż przywiozą towar. Obecnie jest tyle sklepów, że możemy zaopatrzyć się beż żadnych problemów. Jak ktoś mieszka na stałe na wsi i nigdzie nie wyjeżdża może zrobić zakupy na miejscu.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    K.P. – Najważniejszą zmianą dla mnie było to, że przez jakiś czas straciliśmy szkołę. Wszystkie dzieci przeniesione zostały wówczas do szkoły w Zaborze. W tym miejscu chciałabym wyrazić wdzięczność i szacunek dla Twojej mamy. Założyła ona stowarzyszenie, które utrzymało tę szkołę i moje dziecko mogło do niej uczęszczać. Miało ono bardzo dobre warunki, klasa była siedmioosobowa, nauczyciele przychylni. To wspaniale, że dzieci mogą chodzić do tej szkoły.

    K.K. – Dlaczego zdecydowała się Pani zamieszkać na wsi?

    K.P. – Nie chciałam mieszkać na wsi, ale mój mąż pochodzi ze wsi. Rodzice jego mieli duże gospodarstwo rolne, a on musiał uczestniczyć w pracach na polu. Kiedyś mieszkaliśmy w bloku, na dziesiątym piętrze. Mąż nie mógł znaleźć sobie tam miejsca i mówił do mnie: – Kiedy w końcu otworzę drzwi i powiem – ziemia! Bardzo chciał mieć swój dom. Dzięki temu, że moi rodzice kupili ten dom, była taka możliwość, żeby tą działkę odpisać. Miasto nie daje takich możliwości jak wieś. Na wsi można pracować koło domu lub w ogrodzie, jest cisza i spokój.

    K.K. – Mieszkała Pani kiedyś w mieście? Chciałaby Pani tam mieszkać?

    K.P. – Mieszkałam w mieście piętnaście lat z mężem. Tam urodziła się nasza córka. Miasto jest dobre jak ktoś ma małe dzieci, dlatego że żłobek, przedszkole i szkoła są blisko. Jednak ludzie w pewnym wieku chcą trochę spokoju z daleka od głośnej cywilizacji.

    20

  • K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    K.P. – Najbardziej podoba mi się, to że mieszkamy bardzo blisko lasu. Pod naszym tarasem rosną grzyby takie jak kozaki. Możemy zasiać warzywa: marchewkę, pietruszkę, koper i inne. Nie musimy jechać do miasta , żeby je kupować. Mamy winogrona, z których robimy wino i częstujemy znajomych. Poza tym, posiadamy mały staw z rybkami. Kolejnym plusem mieszkania na wsi jest to, że możemy wyjść na spacer do lasu lub na grzybobranie. Kościół i cmentarz są blisko. Można porozmawiać z sąsiadem przy płocie. Nasi sąsiedzi są sympatyczni. Uważam, że wieś bardziej integruje ludzi niż miasto.

    K.K. – Jeśli miałaby Pani wymyślić hasło reklamowe dla swojej wsi jak ono by brzmiało?

    K.P. – Myślę, że najlepszym hasłem reklamowym byłoby to, że spotkałam tu cudownych ludzi. Kłaniają się sobie i uśmiechają do siebie, są bardzo życzliwi. Gdy idę po wnuka do szkoły spotykam się z życzliwością ze strony mieszkańców Droszkowa.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałaby Pani zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    K.P. – Nic mi nie przeszkadza. Jestem bardzo zadowolona, że tu mieszkam.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    K.P. – Myślę, że poszła naprzód. Wiele się zmieniło: odremontowano szkołę, powstał Orlik, odrestaurowano stare, poniemieckie domy, ogrodzenia przy domach są bardziej zadbane, drogi są przejezdne. Pięknie jest, wydaje mi się, że mamy się czym pochwalić.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    K.P. – Chciałabym, żeby była duża świetlica, gdzie odbywałyby się zabawy i ludzie mogliby się spotykać. Brakuje mi kawiarenki, żeby posiedzieć przy kawie i porozmawiać. Niedawno spotkałam się z panią Kubiak i panem Rusnakiem przy szkole. Staliśmy tam i rozmawialiśmy o tym, że nie ma w Droszkowie miejsca spotkań dla mieszkańców.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    K.P. – Uważam, że Droszków wyróżnia to, że jesteśmy dużą wsią oraz to, że mamy szkołę społeczną. Żadna wieś nie ma takiej szkoły.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę spotkania kolejnych cudownych ludzi na Pani drodze życia.

    Gdy już skończyłam wywiad, zabrałam się do podwieczorku. Między kęsami makowca znalazło się miejsce na dalszą, lecz już osobistą rozmowę. Pani Krysia pyta mnie o moje studia, sztukę i inne rzeczy. Odpowiadam jej, że studia mam już za sobą, natomiast teraz szukam pracy. W trakcie rozmowy okazało się, że syn pani Krysi Maciej właśnie kończy liceum plastyczne i chciałby się dalej rozwijać w tym kierunku. Tak sobie gawędziłyśmy a czas płynął jak rwąca rzeka. – Już późno – pomyślałam, żegnam się z panią Krysią i idę do domu. Agnieszka miała rację, żebym zapukała do tego właśnie domu. Opuszczając ten dom poczułam pozytywne wibracje i motywację do dalszego działania. Czułam się doładowana jak króliczek z reklamy baterii Duracell Extra

    21

  • Power. Potrzebowałam takiej osoby na swojej drodze. I jak tu nie zgodzić się z panią Krysią, że w Droszkowie są cudowni ludzie. Daleko nie trzeba szukać. Poszukajmy kolejnych, kto wie do kogo trafimy.

    Nadeszła pora na starsze pokolenie, więc pukam do drzwi pani Eugenii Stachurskiej. Panią Eugenię znam od lat, czasem zagadam ją gdy jedzie na rowerze. Pani Eugenia pomimo wieku jest aktywna. Lubi przejażdżki rowerowe i przebywanie na świeżym powietrzu. Moja mama często ją odwiedza. Pani Eugenia jest osoba bardzo pogodną i ciepłą, zawsze uśmiechnięta. I chociaż czasem zdrowie nie dopisywało, ona nigdy nie narzekała. Nie spodziewała się mnie. Gdy przyszłam akurat rozmawiała przez telefon. Poczekałam aż skończy rozmowę i powiedziałam jej, że chcę przeprowadzić z nią wywiad. Pani Eugenia zaprosiła mnie do kuchni i tak to się zaczęło.

    22

  • „Rozbudowana wioska”

    28.03.2015 (sobota) godzina 13-sta

    Eugenia Stachurska, urodzona w 1929 roku, emerytka, pracowała na roli. Mieszka w Droszkowie od 1945 roku.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w Droszkowie zauważyła Pani w ciągu minionych 25 lat?

    Eugenia Stachurska – Droszków się rozbudował, ale gospodarstwa rolne zostały zlikwidowane. Kiedyś było tu bogate ogrodnictwo, świniarnie, rzeźnia i kurniki. Teraz tego nie ma. Pozostały tylko kurniki, ale jest ich coraz mniej.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    E.S. – Najważniejsza dla mnie była możliwość kupna i sprzedaży. Teraz kupić można wszędzie, tylko sprzedać nie ma gdzie. W Droszkowie są trzy sklepy, gdzie miejscowi ludzie robią zakupy.

    K.K. – Dlaczego zdecydowała się Pani zamieszkać na wsi?

    E.S. – Zamieszkałam na wsi, ponieważ nie miałam wykształcenia. Rodzice tu się osiedlili, a ja razem z nimi.

    K.K. – Mieszkała Pani kiedyś w mieście? Chciałaby Pani tam mieszkać?

    E.S. – Nigdy nie mieszkałam i nie chciałam mieszkać w mieście. Obecnie jednak chciałabym tam mieszkać. Już nie pracuję w ogródku ani w polu więc mogę siedzieć w blokach.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    E.S. – Na wsi podoba mi się to, że jest swoboda i można lżej oddychać.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałaby Pani zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    E.S. – Nic mi nie przeszkadza, ale kiedyś było weselej. Młodzież się zatrzymywała w Droszkowie, były zabawy i dyskoteki. Kiedyś było więcej przyjaźni pomiędzy ludźmi. Teraz jeden drugiego nie zna. Nie byłam u sąsiadów od pięciu lat, bo nie ma po co, może sobie tego nie życzą. Oni do mnie nie przychodzą i ja do nich nie przyjdę.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    E.S. – Poszła naprzód. Poupadały gospodarstwa rolne, ale jest więcej ludzi i samochodów. Żyje się lepiej.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    23

  • E.S. – Chciałabym, żeby było więcej przyjaźni między ludźmi.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    E.S. – Droszków wyróżnia spośród innych wiosek to, że jest tu tyle zabudowań. Znam wiele innych wiosek, ale żadna nie jest tak rozbudowana jak Droszków.

    K.K. – Miała Pani kiedyś gospodarstwo rolne. Proszę powiedzieć jak ono wyglądało.

    E.S. – Moje gospodarstwo rolne obejmowało 5 hektarów gruntów ornych i 10 użytków zielonych takich jak łąki, pastwiska. Uprawiałam następujące gatunki zbóż: żyto, jęczmień, owies, pszenica, pszenżyto. Wszystkie prace polowe i pielęgnacyjne na roli wykonywane były przy użyciu odpowiednich maszyn rolniczych podłączonych do ciągnika np. kopaczka do ziemniaków, siewnik do zbóż, rozsiewacz do nawozu, brony, pług. Prace te wiązały się z zasiewem zbóż (żniwa, wykopki, sianokosy). We wszystkich pracach gospodarskich oraz polowych takich jak karmienie świń, wypas bydła, dojenie krów wspomagała mnie moja rodzina. Produkcja w moim gospodarstwie dotyczyła głównie chowu trzody chlewnej, drobiu oraz bydła mlecznego.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę Pani samych przyjaznych ludzi wokół siebie.

    Po rozmowie z panią Eugenią byłam zdziwiona, że ma taką jasność umysłu w tym wieku. To niesamowite – pomyślałam – Jak to możliwe? Chciałabym w tym wieku mieć taką pamięć. Po lekturze tego wywiadu możecie sobie uświadomić, że tak naprawdę nie trzeba dużo do szczęścia, wystarczy przyjaźń. To takie proste, i w zasięgu ręki. – Zaprzyjaźnijmy się, a świat będzie lepszy! – zdaje się mówić pani Eugenia. Trudno się z tym nie zgodzić.

    My tu sobie dyskutujemy a kolejna mieszkanka Droszkowa już czeka na wywiad. Może nie do końca czeka, ponieważ ją również zaskoczę pytaniem – Czy zgodzi się pani udzielić mi wywiadu? Tak więc poszłam do mojej sąsiadki pani Janiny Kubiak. Bywało że sama, bądź z mamą odwiedzałyśmy panią Janinę. Czasem prosiłam ją, żeby karmiła moje koty, gdy gdzieś wyjeżdżałam. Zawsze chętnie mi pomagała, nie tylko przy kotach. Pukam, nikt nie otwiera, drzwi były otwarte więc wchodzę do środka. pani Janina właśnie ogląda telewizor. Zadaję standardowe pytanie o zgodę na wywiad. Następnie razem z panią Janiną siadam przy stole w kuchni i zaczynam zadawać pytania. Oto opowieść pani Janiny:

    24

  • „Moja wieś wypiękniała”

    28.03.2015 (sobota) godzina 17-sta

    Janina Kubiak, urodzona w 1929 roku, emerytka, pracowała jako sprzątaczka w przedsiębiorstwie usług socjalnych. Mieszka w Droszkowie od 1960 roku.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w Droszkowie zauważyła Pani w ciągu minionych 25 lat?

    Janina Kubiak – 25 lat temu wszyscy ludzie mieli pracę. Był taki luksus, że ludzie żyli jak w Ameryce. Później była demokracja, zwolnienia z pracy. Teraz ludzie nie mają pracy i wyjeżdżają za granicę. Starsze osoby nie mają za co chleba kupić. Niedawno oglądałam w telewizji reportaż o starszej pani, która przepracowała 35 lat i miała 780 złotych emerytury. Za co ona ma żyć? Za te pieniądze ani nie opłaci mieszkania ani nie wykupi leków, a starsi ludzie muszą kupować leki. Ponadto, zauważyłam zmiany w budownictwie. Wybudowano dużo nowych domów, moja rodzina tu się wybudowała.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    J.K. – Najważniejsze dla mnie było to, że moje dwie córki, dwie wnuczki i syn wybudowali się tutaj. Dużo to dla mnie znaczy. Każdy z nich ma swój dom. Nie muszą być lokatorami i płacić komuś za mieszkanie.

    K.K. – Dlaczego zdecydowała się Pani zamieszkać na wsi?

    J.K. – Na wsi się urodziłam, mieszkałam i tu umrę. Nie wyprowadzę się już do miasta.

    K.K. – Mieszkała Pani kiedyś w mieście? Chciałaby Pani tam mieszkać?

    J.K. – Tak, byłam u Gosi w Lübecku przez pięć tygodni. Nie umiem zamykać za sobą drzwi. Jak mieszkam na wsi, to mam wszystko otwarte. W mieście wszystko trzeba zamykać. Miasto podoba mi się dlatego, że można tam zrobić zakupy. Myślę, że na wsi można żyć tak jak w mieście i mieć wszystkie wygody. Nie chciałabym mieszkać w mieście, ponieważ czuję się tam jak w klatce.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    J.K. – Podobają mi się ładne domy, zadbane obejścia przy domach, a także to, że ludzie tu są przyjemni i religijni.

    K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałaby Pani zwrócić uwagę? Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    J.K. – Nic mi nie przeszkadza.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    25

  • J.K. – Myślę, że wieś, w której mieszkam poszła naprzód. Rozbudowała się i wypiękniała.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    J.K. – Chciałabym cały rząd zmienić, żeby był taki mądry człowiek, który podałby ludziom pomocną dłoń i zapewnił pracę. Uważam, że potrzebne są też: założenie świetlicy, naprawa dróg oraz wybudowanie chodnika przy drodze do kościoła.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    J.K. – Myślę, że nie ma niczego takiego.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę aby poznała Pani kolejnych przyjemnych ludzi.

    Razem z panią Janiną cofnęliśmy się trochę w czasie, do okresu dobrobytu. Czasu już nie cofniemy, ale może jednak warto patrzeć na zmiany z odrobiną optymizmu? Oto moja krótka charakterystyka pani Janiny. Jest to osoba, dla której ogromne znaczenie ma rodzina i kościół. Dużą wagę przykłada ona do estetyki swojej wsi i czuje się w niej dobrze. Taka jest pani Janina. Idę na kolejne spotkanie.

    Następnym moim rozmówcą będzie pan Edward Burek. Mieszka on na drugim końcu wsi, więc mam okazję się przespacerować. Jest piękna pogoda, idealna na spacer. Początkowo nie bardzo wiedziałam czy dobrze trafiłam. Rozglądałam się wokół i nie wiedziałam gdzie jest wejście. Pan Edward był na podwórku, gdy przyszłam i wskazał mi odpowiednie drzwi. Udaję się w stronę owych drzwi, a tu pojawiła się żona pana Edwarda pani Wacława i zaprasza mnie do środka. Wchodzę po schodach do pokoju, gdzie były jeszcze inne osoby, w tym mała dziewczynka, która była zaciekawiona kim jestem i co tu robię. Siadam przy stole i czekam na pana Edwarda. Pani Wacława zaproponowała mi filiżankę herbaty. Po czym poszła do kuchni, żeby ją przygotować. Przyszedł pan Edward, po chwili zabieram się do pracy. Podczas przeprowadzania wywiadu żona pana Edwarda przyniosła herbatę i usiadła obok. Skupiam się na słowach pana Edwarda, żeby niczego nie przeoczyć. Tak się złożyło, że jednak przeoczyłam i nie nagrałam dwóch pytań. Gdy zorientowałam się, że nie mam tych pytań postanowiłam znów udać się do niego i zapełnić luki. Przejdźmy do jego stanowiska na temat Droszkowa.

    26

  • „Spokój i cisza”

    29.03.2015 (niedziela) godzina 15-sta

    Edward Burek, urodzony w 1937 roku, emeryt, pracował na cegielni jako pracownik fizyczny. Mieszka w Droszkowie od 1946 roku.

    Katarzyna Kulikowska – Jakie zmiany w Droszkowie zauważył Pan w ciągu minionych 25 lat?

    Edward Burek – Zmienił się sołtys i nasze władze. Dwadzieścia pięć lat temu wieś liczyła siedemdziesiąt pięć budynków, teraz jest podobno około trzystu. Wybudowano nowe domy w okolicach Czarnej, zlikwidowali cegielnię, powstał kościół i przedszkole. Przede wszystkim, wioska jest czysta, a nie taka brudna jak wcześniej.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pana najważniejsze i dlaczego?

    E.B. – Najważniejsza była dla mnie budowa kościoła, boiska, doprowadzenie gazu, założenie hydroforni. Kiedyś woda była tylko w kilku domach, a teraz jest wszędzie.

    K.K. – Dlaczego zdecydował się Pan zamieszkać na wsi?

    E.B. – Z wioski pochodzę i na wsi mieszkam. Po wojnie był PUR czyli Powiatowy Urząd Rolny. Oni dzielili, kto był z miasta to do miasta, a kto ze wsi to na wieś. Przypadkowo niektórym ludziom udało się zamieszkać w mieście. Wyznaczali domy, nikt nie mógł wybrać sobie jaki dom chce dostać. Jaki numer domu ktoś otrzymał w Powiatowym Urzędzie Rolnym, taki musiał wziąć.

    K.K. – Mieszkał Pan kiedyś w mieście? Chciałby Pan tam mieszkać?

    E.B. – Nigdy nie mieszkałem w mieście ale chciałbym tam mieszkać. Inaczej jest na wsi, a inaczej w mieście. Tam jest wszystko na miejscu: kościół, kino, teatr. Teraz w Droszkowie kościół jest blisko, ale wcześniej musieliśmy jechać do Zaboru.

    K.K. – Co podoba się Panu na wsi?

    E.B. – Wszystko mi się podoba, ale najbardziej spokój i cisza. Nie ma szumu i krzyku takich, jak w mieście.

    K.K. – Czy uważa Pan, że wieś, w której Pan mieszka jest warta tego, żeby ją zareklamować?

    E.B. – Uważam, że wieś, w której mieszkam jest warta, tego żeby ją zareklamować dlatego, że jest tu piękne jezioro, które może przyciągnąć do nas osoby z miasta bądź innych wiosek.

    K.K. – Gdyby poproszono Pana o wymyślenie hasła reklamowego dla Droszkowa jak ono by brzmiało?

    E.B. – Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Nic nie przychodzi mi do głowy.

    27

  • K.K. – Czy są jakieś rzeczy, na które chciałby Pan zwrócić uwagę? Czy jest coś co przeszkadza Panu w funkcjonowaniu na wsi?

    E.B. – Najbardziej przeszkadzają mi śmierdzące rowy i szamba. Nazywa się to Przydomowa Oczyszczalnia Ścieków. Zapisali mnie w kolejkę kilka lat temu i założyli. Uważam, że trzeba to zasypać i zbudować zwykłe szambo.

    K.K. – Patrząc wstecz, uważa Pan, że wieś, w której Pan mieszka poszła naprzód, stoi w miejscu czy cofa się?

    E.B. – Uważam, że poszła naprzód. Wystarczy spojrzeć na osiedla i drogi. Kiedyś od sklepu do nas była tylko polna droga, teraz jest asfalt. Tak samo w wielu innych miejscach. We wsi nadano nazwy ulic, nie trzeba już szukać gdzie ktoś mieszka. Wcześniej były tylko numery.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałby Pan zmienić, żeby życie w Pana wsi było jeszcze lepsze?

    E.B. – Chciałbym, żeby zbudowano świetlicę taką jak w innych wsiach. Można by wówczas zorganizować coś więcej. W szkole organizuje się coś, ale ta sala jest za mała. Jak zejdzie się więcej osób to nie mogą się pomieścić. Przede wszystkim, chciałbym żeby był dojazd do Zaboru. Można się tam dostać tylko rowerem albo pieszo.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pana wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    E.B. – Nie sądzę, żeby było coś takiego.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę, aby w tej ciszy i spokoju odnalazł Pan przyjemność życia na wsi i mógł się nią cieszyć w pełni.

    Rozmawiając z panem Edwardem okazało się, że jest coś co nas łączy. Obydwoje zwróciliśmy uwagę na problem z dostaniem się do gminy. Jest to też kolejny apel, żeby wybudować świetlicę. Po przeprowadzeniu wielu wywiadów zauważyłam, że kwestia ta nurtuje wielu mieszkańców Droszkowa. Myślę, że my jako lokalna społeczność możemy coś zrobić w tej sprawie i wystąpić z tym postulatem do sołtysa. Co nam powie? Czy weźmie pod uwagę potrzeby mieszkańców? Tego nie wiemy. Po jakimś czasie znów odwiedziłam pana Edwarda dlatego, że nie nagrały mi się dwa pytania. Pan Edward zgodził się chętnie odpowiedzieć na nie. Tym razem była piękna słoneczna pogoda, więc usiedliśmy na dworze przy drewnianym stole i dokończyliśmy wywiad. Chcecie wiedzieć jaki jest pan Edward? Cóż, tego i ja nie wiem. Nie poruszaliśmy tematów wybiegających poza przygotowany przeze mnie scenariusz. Przeczytajcie wywiad i sami wysnujcie wnioski. Tu skończyłam wywiady z tubylcami. Zobaczmy co powiedzą nam przybysze. Oto oni:

    28

  • Przybysze

    Z moją pierwszą rozmówczynią umówiłam się w jej firmie. Wioletta Pawlak akurat siedziała za biurkiem, gdy do niej zawitałam. Zaprosiła mnie na górę do kameralnego pokoiku, tam przy stoliku zaczęła się nasza rozmowa. Wiolettę znałam już wcześniej. Wiedziałam, że ma własną firmę w Droszkowie i jest wiceprezesem Stowarzyszenia Miłośników Droszkowa, które założyła mama. Widywałyśmy się przy różnych okazjach: festyny, dożynki, wieczorki poetyckie i inne spotkania organizowane przez SMD. Jakiś czas temu poprosiłam ją, żeby pozowała mi do zdjęcia razem z mężem. Robiłam wówczas zdjęcia z serii ,,Rodzina”. Pomyślałam sobie, że jeśli wtedy zgodziła się na współpracę to teraz też nie będzie problemu. I tak było. Przenieśmy się zatem do firmy WIOL-MAR, gdzie przepytywałam Wiolę:

    „Interesująca miejscowość”

    30.03.2015 (poniedziałek) godzina 16.00

    Wioletta Pawlak, urodzona w 1980 roku, prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą CENTRUM KOŁA WIOL-MAR. Mieszka w Droszkowie od 2004 roku.

    Katarzyna Kulikowska – Dlaczego zdecydowałaś się przeprowadzić na wieś?

    Wioletta Pawlak – Przeprowadziłam się na wieś, ponieważ mój mąż był ze wsi.

    K.K. – Dlaczego wybrałaś właśnie Droszków, a nie inną wioskę na miejsce swojego zamieszkania?

    W.P. – Mąż pochodził z tej wsi, dlatego tu zamieszkałam.

    K.K. – Co podoba Ci się na wsi?

    W.P. – Przede wszystkim przestrzeń, to że mam kawałek działki i miejscowość jest sympatyczna.

    K.K. – Czy uważasz że wieś, w której mieszkasz jest warta zareklamowania? Gdyby poproszono Ciebie o wymyślenie hasła reklamowego dla Droszkowa jak ono by brzmiało?

    W.P. – Uważam że moja wieś jest warta zareklamowania. To jest bardzo interesująca miejscowość. Rozwija się tu agroturystyka, mamy piękne jezioro, jest gdzie pojeździć rowerem. Nie potrafię wymyślić takiego hasła, nie mam pomysłu.

    K.K. – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyłaś od momentu, kiedy tu zamieszkałaś?

    W.P. – Pojawiły się nowe chodniki, przybyło bardzo dużo domów, powstały kolejne osiedla, zbudowano dwie drogi.

    29

  • K.K. – Jakie z tych zmian były dla Ciebie najważniejsze i dlaczego?

    W.P. – Najważniejsze było dla mnie pojawienie się chodników, dlatego że wpływa to na nasze bezpieczeństwo.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałabyś zmienić, żeby życie w Twojej wsi było jeszcze lepsze?

    W.P. – Chciałabym, żeby powstały ścieżki rowerowe na terenie naszej gminy oraz klub dla młodzieży.

    K.K. – Jakie są Twoim zdaniem plusy i minusy życia w mieście a jakie na wsi?

    W.P. – Minusy życia w mieście to hałas, tłok, mniejsze domy, brak ogródka przy domu. Plusy są takie, że mamy zawsze ciepło i jest ciepła woda. Natomiast zalety życia na wsi to: przestrzeń, gdzie możemy sobie pospacerować, posiadanie zielonego kawałka dla siebie. Wadą jest to, że jest więcej pracy koło domu niż w mieście.

    K.K. – Czy jest coś, co przeszkadza Ci w funkcjonowaniu na wsi?

    W.P. – Nie ma nic takiego, co by mi przeszkadzało w życiu na wsi. Wszystko jest w porządku.

    K.K. – Czy jest coś, co według Ciebie wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    W.P. – Myślę, że Droszków wyróżnia się tym, że są tu zadbane zabudowania, wieś jest czysta, wygląda estetycznie. Poza tym, prężnie działa tutaj Stowarzyszenie Miłośników Droszkowa. Takich aktywnych stowarzyszeń jak to nie ma nigdzie w okolicy.

    K.K. – Czego Ci brakuje na wsi?

    W.P. – Niczego mi nie brakuje. Jak brakuje mi czegoś z miasta to zawsze mogę tam pojechać.

    K.K. – Czy czujesz się spełniona na wsi? Dlaczego?

    W.P. – Mam tutaj rodzinę i firmę. Czuję się spełniona zarówno zawodowo jak i osobiście. Mogę tu również działać społecznie.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę oraz życzę rozwoju firmy i sukcesów w pracy.

    Nie ma sensu powtarzać tego, co powiedziała Wioletta, dlatego przejdę teraz do krótkiego opisu tej osoby. W moim subiektywnym odczuciu Wiola jest bardzo ciepłą, otwartą, energiczną i stanowczą kobietą. Zawsze uśmiechnięta i elegancka, typowa bizneswoman. Myślę, że te cechy przyczyniły się do tego, że została wiceprezesem SMD. Potrafi ona pokierować wieloma sprawami, szybko działać i organizować wiele rzeczy. To tyle o Wiolecie.

    Teraz idę do mojej sąsiadki pani Basi. Właśnie wróciła z pracy i czeka na mnie spoglądając przez okno. Pukam do drzwi, po chwili przychodzi pani Basia i zaprasza mnie do salonu. Siedzi już tam jej syn Michał i ogląda telewizję. Poprosiłam o wyciszenie telewizji. Nie chciałam, żeby coś zakłócało mi nagrywanie wywiadu. Pani Basia spełniła moją prośbę, więc od razu zabieram się do pracy. Oto opowieść o Droszkowie według pani Basi.

    30

  • ,,Wieś przyjazna rodzinie”

    30.03.2015 (poniedziałek) godzina 18.00

    Barbara Myślicka, urodzona w 1974 roku, pracuje jako pośrednik nieruchomości. Mieszka w Droszkowie od 10 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Dlaczego zdecydowała się Pani przeprowadzić na wieś?

    Barbara Myślicka – Przeprowadziłam się na wieś dlatego, że lubię wiejskie klimaty i bliskość przyrody.

    K.K. – Dlaczego wybrała Pani właśnie Droszków na miejsce swojego zamieszkania?

    B.M. – Wybrałam Droszków, ponieważ nie ma tu ruchliwych ulic. Zdecydowałam się tu zamieszkać ze względu na bezpieczeństwo moich dzieci.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    B.M. – Las, przyroda, własne podwórko.

    K.K. – Czy uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka jest warta tego, żeby ją zareklamować? Gdyby poproszono Panią o wymyślenie hasła reklamowego dla Droszkowa jak ono by brzmiało?

    B.M. – Uważam, że moją wioskę należałoby reklamować jako wieś przyjazną rodzinie. Hasło reklamowe – Miejscowość idealna dla rodzin z dziećmi.

    K.K. – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyła Pani od momentu, kiedy Pani tu zamieszkała?

    B.M. – Powstała szkoła i przedszkole, wybudowano chodniki oraz założono oświetlenie ulic.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    B.M. – Najważniejszą zmianą dla mnie było założenie przedszkola. Przede wszystkim, zmiana godzin pracy tej instytucji. Wcześniej było ono czynne tylko do godziny trzynastej, teraz wydłużono ten czas do siedemnastej.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    B.M. – Najbardziej zadbałabym o dzieci dorastające, ponieważ one nie mają co ze sobą zrobić. Oprócz boiska przydałoby się jakieś miejsce dla nich, żeby mogli spędzać wolny czas, szczególnie w lecie.

    K.K. – Jakie są Pani zdaniem plusy i minusy życia w mieście a jakie na wsi?

    B.M. – Plusem mieszkania na wsi jest to, że mam własne podwórko i przebywam wśród przyrody.

    31

  • Minusem są dojazdy, zwłaszcza dla rodzin, która mają dzieci, dlatego że trzeba je dowozić na zajęcia dodatkowe. Jeśli chodzi o miasto, to uważam że, nie ma tam żadnych plusów. Minusami życia w mieście jest zanieczyszczone powietrze, duży ruch, wiele samochodów, zatkane parkingi miejskie i tłum ludzi.

    K.K. – Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    B.M. – Nic mi nie przeszkadza na wsi, może tylko biegające psy, pozostawione bez opieki właścicieli. Szczególnie, gdy trzeba dojść ze sklepu do domu.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    B.M. – Myślę, że Droszków spośród innych wiosek wyróżnia jeziorko, które jest tutaj atutem. Ponadto, piękny las, gdzie można pospacerować. Poza tym, autobus podmiejski, obwodnica i dwie drogi, dzięki którym można się szybciej dostać do miasta.

    K.K. – Czego brakuje Pani na wsi?

    B.M. – Niczego mi nie brakuje na wsi.

    K.K. – Czy czuje się Pani spełniona na wsi? Dlaczego?

    B.M. – Czuję się spełniona na wsi. Lubię spędzać czas w moim domu i ogrodzie. Nie mam potrzeby wyjeżdżać gdziekolwiek, żeby odpocząć. Najlepiej wypoczywam w domu.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w pracy.

    Pomimo, że pani Basia mieszka obok mnie nie utrzymujemy kontaktów. Nie wiem dlaczego tak jest, nie zastanawiałam się nad tym. Może gdybym miała dzieci w podobnym wieku byłoby inaczej, bawiłyby się razem a my rozmawiałybyśmy o nich. Może powód jest inny. Nie mogę powiedzieć o niej zbyt wiele. Ten wywiad dał mi pewien obraz pani Basi. Nie dowiedziałam się dużo, ale już mam jakieś zarysy tej postaci. Spróbuję przedstawić wam szkic, który udało mi się stworzyć ze słów mojej rozmówczyni. Pani Basia jest osobą dla której najważniejszą wartością jest rodzina i dzieci. Kocha ona wieś i przyrodę, zwraca również uwagę na problem braku własnego miejsca dla młodzieży w Droszkowie. Na tym kończę opowiadanie o pani Basi i idę dalej.

    Stoję właśnie przed bramą z napisem agroturystyka i czekam na panią Danusię. Boję się wejść, bo psy szczekają. Pani Danusia wita mnie uśmiechem i odgania psy. Prowadzi mnie do kuchni, gdzie szykuje kolację dla swoich gości. Za stołem siedzi już pani Irenka, która akurat wpadła do niej z wizytą. O pani Irence powiem później, na ten moment ważna jest pani Danusia. Pani Danusia poczęstowała mnie herbatą z cytryną, proponowała też wino ale podziękowałam. Wywiad z moją rozmówczynią przebiegał dość długo, ponieważ nasza rozmowa odchodziła czasami na inne tory. Inaczej mówiąc trochę się rozgadałyśmy i pani Irenka od czasu do czasu przypominała, że odbiegamy od głównego tematu. Jesteście ciekawi co powiedziała o Droszkowie? Zapraszam do przeczytania historii pani Danusi. Opowie wam jaki wiatr ją tu przygnał, czemu tu została i wiele innych rzeczy. Oto ona i jej Droszków:

    32

  • „Okolica, która wszystkim zachwyca”

    13.04.2015 (poniedziałek) godzina 17.00

    Danuta Rosińska, urodzona w 1962 roku, prowadzi agroturystykę AgroDanuta. Mieszka w Droszkowie od 7 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Dlaczego zdecydowała się Pani przeprowadzić do Droszkowa?

    Danuta Rosińska – Urodziłam się w mieście, ale całe życie spędziłam na wsi. Od 52 lat mieszkam na wsi. Tutaj kupiliśmy nasz rodzinny dom. Mieszkam tu z mężem i dziećmi.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    D.R. – Wszystko mi się podoba , oprócz tego, że nasz piękny krajobraz jest zaśmiecany. Myślę, że powinniśmy znaleźć na to wspólnie rozwiązanie, aby w miejscach publicznych i przy drogach było czyściej.

    K.K. – Czy uważa Pani, że wieś, w której Pani mieszka jest warta tego, żeby ją zareklamować?

    D.R. – Myślę, że moja wieś jest warta zareklamowania. Jest to piękna wieś, obfitująca w obszary zielone i jeziora. Droszków to wioska z pięknym krajobrazem, a jednocześnie położona blisko miasta.

    K.K. – Gdyby poproszono Panią o wymyślenie hasła reklamowego dla Droszkowa jak ono by brzmiało?

    D.R. – Droszków to taka okolica, która wszystkim zachwyca

    Ukryta wśród lasów, pól i łąk zielonych

    Gorąco zaprasza turystów spragnionych

    Bliskości z przyrodą i klimatów swojskich

    Ileż u nas atrakcji dla przemiłych gości

    Na grzyby, na ryby, na jagody też

    Zapraszam gorąco, duży koszyk weź

    K.K. – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyła Pani od momentu, kiedy Pani tu zamieszkała?

    D.R. – Zadbanie o tereny zielone. Teraz jest ładniej, ponieważ ludzie dbają o swoje obejścia. Dużo nowych mieszkańców przybyło z różnych okolic. Każdy z nich wniósł coś ciekawego do Droszkowa.

    33

  • K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    D.R. – Najważniejsze jest to, że została szkoła i przedszkole. Jest to bardzo ważne dla rozwoju wsi i młodych mieszkańców. Uważam, że należy wspierać wszelkie inicjatywy, aby funkcjonowała w naszej wsi szkoła i przedszkole. Wspaniałe zmiany powstały też za sprawą bardzo dobrej organizatorki pani Zofii Kulikowskiej. Zaprasza ona do nas cudownych ludzi, którzy inspirują innych poprzez swoje życie i pasje. Pani Zofia integruje i rozwija społeczność lokalną.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w Pani wsi było jeszcze lepsze?

    D.R. – Chciałbym, żeby nasza społeczność wspólnie tworzyła tę miejscowość. Wystarczy tylko odrobina chęci, żeby ludzie lepiej się porozumiewali ze sobą i byli szczęśliwi. Jak będzie dobra wola ze strony każdego mieszkańca, to można zrobić wszystko.

    K.K. – Czy jest coś, co przeszkadza Pani w funkcjonowaniu na wsi?

    D.R. – Przeszkadzają mi przejeżdżające ciągi tirów nad głową i przedzielające wieś na pół. Nie chciałabym, żeby tu powstała szybka droga na most do Milska.

    K.K. – Czy jest coś, co według Pani wyróżnia Droszków na tle innych wiosek?

    D.R. – Droszków wyróżnia, to że są tu autobusy podmiejskie. Poza tym, to że mamy dobrą drogę; odległość do miasta jest niewielka.

    K.K. – Czego brakuje Pani na wsi?

    D.R. – Brakuje mi ścieżek rowerowych, żebym mogła podążać wśród pięknych krajobrazów w naszej wsi.

    K.K. – Czy czuje się Pani spełniona na wsi? Dlaczego?

    D.R. – Naturalnie, spełniły się wszystkie moje marzenia. Marzyłam, żeby założyć agroturystykę, być blisko ludzi. Prowadząc agroturystykę cały świat przychodzi do mnie, mogę się wiele rzeczy nauczyć i jeszcze na tym zarabiam. Nic więcej mi nie potrzeba.

    K.K. – Prowadzi Pani gospodarstwo agroturystyczne. Proszę opowiedzieć w kilku słowach o Pani działalności. Skąd wziął się ten pomysł? Dlaczego wybrała Pani Droszków jako miejsce na założenie AgroDanuty?

    K.K. – Prowadzimy z mężem gospodarstwo rolne, a nasze pola położone są w obrębie Odry. Po powodzi w 1997 roku wszystkie nasze pola i łąki zalała nam woda. Wówczas ukończyłam kurs lidera agroturystyki. Zawsze o tym marzyłam. Już wcześniej, kiedy byłam w Niemczech, w Bawarii zobaczyłam na czym to polega. Lubię ludzi, dlatego chciałam zrobić to u siebie. Od agencji nieruchomości rolnej kupiliśmy dom w Droszkowie, ponieważ stąd pochodzi mój mąż i lokalizacja jest bardzo dobra. Wspólnie z mężem zdecydowaliśmy, że oprócz rolnictwa chcielibyśmy prowadzić agroturystykę.

    K.K. – Dziękuję za rozmowę i życzę żeby pani gospodarstwo rozkwitało a klientów przybywało.

    Jak widzicie pani Danusia jest poetką. Mamy więc coś wspólnego ze sobą. Muszę tu podkreślić, że w ogóle nie znałam pani Danusi. Wiedziałam tylko, że spełnia się jako aktorka

    34

  • występując w spektaklach teatralnej grupy „Teatru zza boru”. Ja i mama byłyśmy i jesteśmy wiernymi widzami tej grupy. Pomyślałam, że dobrze by było wykorzystać talent poetycki pani Danusi w wywiadzie. Zawsze to pewne urozmaicenie, coś nowego. Do tej pory nikt z moich rozmówców nie prezentował swoich wierszy o Droszkowie. Czas napisać coś o tym jaka jest pani Danusia, z pewnością chcielibyście wiedzieć. Wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Uważam, że jest bardzo otwarta na ludzi, ciepła, kochająca wieś. Przyjęła mnie bardzo serdecznie, z otwartym sercem. Myślę, że to serce daje również gościom, którzy do niej przyjeżdżają, aby wypocząć. Miło się gawędziło, ale następna osoba już czeka.

    Kolejną rozmówczyni jest pani Irenka, przyjaciółka pani Danusi. Ona też gra na deskach „Teatru zza boru”. Przysłuchiwała się naszej rozmowie. Teraz sama opowie o sobie i Droszkowie.

    35

  • „Poczujmy się jak u siebie”

    13.04.2015 (poniedziałek) godzina 18.00

    Irena Karkosz, urodzona w 1962 roku, pracuje w sądzie jako kurator sądowy. Mieszka w Droszkowie od 6 lat.

    Katarzyna Kulikowska – Dlaczego zdecydowała się Pani przeprowadzić do Droszkowa?

    Irena Karkosz – W Droszkowie mieszka moja przyjaciółka Danusia, która w trudnej dla mnie sytuacji życiowej pomogła mi się osiedlić blisko siebie. Ona udzieliła mi pomocy, co było bardzo ważne dla mnie. Nie chciałam mieszkać w mieście. Chciałam mieć swoje miejsce, ogródek i być blisko ludzi, których kocham.

    K.K. – Dlaczego wybrała Pani właśnie Droszków na miejsce swojego zamieszkania?

    I.K. – Z powodu mojej przyjaźni, a także dlatego, że Droszków jest blisko mojej pracy oraz mojego domu rodzinnego. Tu osiedliły się moje dzieci. Córka będzie mieszkać w Przytoku, syn trochę dalej. Jest to odległość, którą łatwo można pokonać. Wartość rodzinna zaważyła nad moją przeprowadzką. Poza tym, Droszków to miejscowość bardzo ładna, przyjazna. Jest tu dużo zieleni, jezioro, sady, winnice. Warto tu żyć i zostać wśród ludzi, których znam.

    K.K. – Co podoba się Pani na wsi?

    I.K. – Przede wszystkim, na wsi podoba mi się to, że można mieć swój ogród. Jak budowałam swój dom, to jedną trzecią tego domu przeznaczyłam na taras. Chciałam część swojego życia spędzać na dworze, jeść na powietrzu, móc obcować z przyrodą. Ponadto, na wsi zawsze mogę wsiąść na rower lub pójść na spacer. Mogę też iść do mojej przyjaciółki 5 kilometrów przez las i połączyć przyjaźń z obcowaniem z przyrodą. To jest dla mnie najważniejsze na wsi.

    K.K. – Czy uważa Pani, że wieś, w której pani mieszka jest warta tego, żeby ją zareklamować?

    I.K. – Uważam, że moja wieś jest warta zareklamowania, ponieważ mamy tu kontakt z przyrodą, powstaje dużo miejsc noclegowych dla turystów i można tu szybko dojechać. Jezioro jest coraz bardziej zadbane, chociaż jeszcze dużo jest do zrobienia. Pamiętam jak przyjeżdżałam do Droszkowa na noce świętojańskie i sobótki. Były wówczas kajaki i pomosty. Chciałabym, żeby to jezioro bardziej rozkwitło i Droszków stał się miejscowością turystyczną. Nie jest to duże jezioro, ale można tu zrobić coś atrakcyjnego dla turystów. Bliskość przyrody i winnic przyciąga turystów. Jest to baza noclegowa dla ludzi, którzy mieszkają w Zielonej Górze. Nie mają pieniędzy, żeby gdzieś daleko wyjechać, więc przyjeżdżają do Droszkowa i spędzają czas w gospodarstwie mojej przyjaciółki Danusi. Mogą oni tu łowić ryby, zbierać grzyby lub pójść na spacer nad jezioro. Nie trzeba daleko wyjeżdżać, żeby się poczuć zrelaksowanym i spędzić świetnie urlop.

    K.K. – Gdyby poproszono Panią o wymyślenie hasła reklamowego dla Droszkowa jak ono by brzmiało?

    36

  • I.K. – Pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy to – Poczujmy się jak u siebie. Kieruję to do mieszkańców, którzy niedawno tutaj przybyli. Na początku było mi trudno, mimo tego, że byłam z tej samej gminy. Czułam się wyobcowana. Część ludzi mnie zna, ale tylko z racji mojego zawodu. Ludziom, którzy przyjechali z Zielonej Góry ciężko poczuć się jak u siebie. Chciałabym, żebyśmy się zjednoczyli.

    K.K. – Jakie zmiany w rozwoju Droszkowa zauważyła Pani od momentu, kiedy pani tu zamieszkała?

    I.K. – Zaczęła się integracja społeczna. Zobaczyłam działalność stowarzyszenia, które tutaj działa. Powstał Orlik, który trzeba jeszcze poprawić. Pokazało to społeczeństwu, że na wsi można nie tylko siedzieć i czekać na to, żeby gmina coś dała tylko być aktywnym. Zawsze byłam osobą aktywną, ale różne zawirowania życiowe hamowały mnie w działaniu. Wiedziałam, że kiedyś będę chciała się zaangażować w jakieś działanie. Było to dla mnie ważne.

    K.K. – Jakie z tych zmian były dla Pani najważniejsze i dlaczego?

    I.K. – Najważniejsza dla mnie jest integracja społeczna. Rozwój budownictwa czy osiedlanie się może pomóc, żeby ta integracja następowała szybciej. Musimy się jednoczyć i zachęcać innych mieszkańców do wspólnej pracy, żeby nasza miejscowość była ładna i coraz bardziej prężna. Chciałbym, żeby miejscowi ludzie pokazywali swoje talenty. Myślę, że wśród mieszkańców nowych osiedli jest mnóstwo ludzi, którzy mają duży potencjał. Możemy to wszyscy wykorzystać do wspólnego działania w naszej pięknej miejscowości.

    K.K. – Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić, żeby życie w pani wsi było jeszcze lepsze?

    I.K. – Po pierwsze chciałabym zatrzymać budowę tej drogi. To jest mój osobisty priorytet, ponieważ mieszkam 4 metry od tej drogi. Boję się, że mój dom się rozsypie. Poza tym myślę, że mieszkańcy ulicy zielonogórskiej mają ten sam problem i to podzieli wieś na pół. Po drugie, chciałabym, żeby następowała integracja społeczna, żebyśmy się odkrywali i współdziałali. Życzyłabym sobie, żeby ludzie nie marnowali, tego co już zostało wypracowane, żeby to kontynuować. Bardzo mi się podoba nasza lokalna artystka pani Sylwia, która wspaniale reklamuje naszą miejscowość poprzez swoją pracę. Bardzo ważne jest to co robi. Wiem, że pani mama zajmuje się osobami starszymi. Dobrze by było, żeby powstał gminny klub seniora. Chciałabym, żeby takie inicjatywy zostały zachowan