15
ZWYCZAJNA – NIEZWYCZAJNA MATKA JÓZEFA – MARIA OD KRZYŻA 1

biogram Józefy Chudzyńskiej

  • Upload
    joanna

  • View
    841

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: biogram Józefy Chudzyńskiej

ZWYCZAJNA – NIEZWYCZAJNA

MATKA JÓZEFA – MARIA OD KRZYŻA

(JÓZEFA CHUDZYŃSKA)1838 - 1914

1

Page 2: biogram Józefy Chudzyńskiej

Kiedy myślę o tym, że mam napisać biogram Matki Józefy, to jakiś dziwny dreszcz mnie przepływa? Jak w kilku słowach opowiedzieć o TEJ Matce naszej? – nie tylko Matce Posłanniczek, ale chyba bez przesady można powiedzieć, że całej Rodziny Honorackiej. Matce, o której 10 lat po jej śmierci nasze siostry dały takie świadectwo: „O Matko nasza ukochana! Dziś, gdy duch twój wolny i z Bogiem złączony – w pełni światła, bez mroków i cieni, poznaje myśli i pragnienia Boże – upraszaj nam ich zrozumienie! Mistrzyni nasza! Niech duch twój z nieba czuwa nad nami, abyśmy wierne tradycji naszego Zgromadzenia, odbiły wszystkie na sobie piętno podwójnego naszego powołania: wyrzeczenia się świata i zrzeczenia się zwykłych, zewnętrznych form zakonnych. Niech twoje słowa, nauki, przykłady, siane w dusze nasze, wschodzą w nich plonem miłości Boga i ludzi, co żyje ofiarą, którą dzień niesie, czerpiąc w posłuszeństwie światło i miarę”.

Czytając te słowa, czy inne wspomnienia, które po burzliwych i tragicznych dziejach naszego archiwum się jednak zachowały widzę i doświadczam nieudolności i niemożności objęcia słowem nie tylko tego, co można o Matce powiedzieć, ale nawet i tego, co trzeba. U Matki Józefy - Marii od Krzyża to, co daje się uwypuklić, to nie są jakieś pojedyncze cechy, ale raczej ich zsumowanie.

Cóż bowiem u niej wysunąć na czoło przed innymi: czy wielkość miłości – czy zaparcia? Czy śmiałość rozkazu – czy głębię pokory? Czy modlitewność – czy zapał i gorliwość do czynu? Czy życie wewnętrzne – czy rozmach społeczny? Czy ubóstwo – czy hojność? Czy tkliwość serca – czy surowość i niespożytą energię? Czy swobodę, naturalność, prostotę – czy przezorność, roztropność i czujność? Czy tę szeroką skalę uczuć, wzniecającą zarazem grozę i miłość? Czy to praktyczne stąpanie po ziemi – czy to sięganie do niebios, w najwyższe sfery, gdzie mieszka Bóg!... Wszystko tu się dopełnia, równoważy, tworząc zupełną, całkowitą harmonię.

I nic w tym dziwnego. Wszak Ona w obliczu nieba i ziemi pozostając na wieki – za łaską Bożą – Fundatorką pierwszego Zgromadzenia ukrytego w Polsce, które sobie ukrycie obrało za formę życia, a nie tylko za środek ochrony swego bytu w czasach Zaborów – musiała skupić w sobie wszystkie cechy, mające zaznaczyć specjalny charakter dzieła, tego nowego, nieznanego dotąd typu.

Józefa ChudzyńskaJózefa Chudzyńska urodziła się 25 marca 1838 r. w Łuczycy, w Ziemi Siedleckiej. Była

dwunastym i ostatnim dzieckiem Antoniego i Zofii – z domu Ostrowskiej – Chudzyńskich. Ojciec był człowiekiem nieposzlakowanego charakteru, hartu ducha i tej wiary głębokiej, która przenika każdy szczegół życia. Matka była uosobieniem niewiasty ewangelicznej: żywej, rączej, kochającej. Oboje cisi, pracowici, skrzętni, pobożni, pomimo średnich warunków bytu, umieli podołać obowiązkom wychowania tak licznej gromadki dzieci i oddziaływali na nie raczej przykładem, niż teoretycznym pouczaniem życia. Sześcioro rodzeństwa Józefy zmarło jeszcze przed jej narodzinami, trzech braci już pracowało poza domem. Wychowywała się więc tylko z dwoma najmłodszymi braćmi, z których jeden zmarł tragicznie, gdy miała 12 lat. Niedługo po tym wypadku rozpoczęła naukę w Warszawie na pensji Pani Sławińskiej. Uczyła się bardzo dobrze, z wyróżnieniami, choć bardzo tęskniła za rodzicami, z którymi była niezmiernie związana. Gdy kończyła naukę na pensji i na stałe miała powrócić do domu, matka jej leżała sparaliżowana, a dom ukochany spłonął w czasie czerwcowej burzy. W sierpniu zmarła matka. Cztery lata później, gdy miała 22 lat zmarł ojciec.

W czasach nauki na pensji w Warszawie Józefa często korzystała ze spowiedzi u o. Felicysyma, kapucyna. Po jego śmierci pragnęła dalej pozostać pod kierunkiem ojców kapucynów, którzy zostali przeniesieni do Zakroczymia, gdzie od jakiegoś czasu mieszkała u brata. Postanowiła obrać sobie na spowiednika O. Prokopa, czy też jakiego innego, byle nie O. Honorata, o którym pisze: Słyszałam, że posyłał młode osoby do klasztoru, że prowadził duchowo bardzo wysoko, a ja się wprost lękałam tych rzeczy. Pracować dla chwały Bożej, utrzymywać się w ciągłej miłości i wierze, w miłości Boga, Kościoła, kraju i społeczeństwa. Pracować w ukryciu, cicho i w takiej pracy mieć podtrzymanie i kierunek, aby na tej drodze wytrwać, oto czego pragnęłam i o co się

2

Page 3: biogram Józefy Chudzyńskiej

gorąco modliłam, prosząc, aby dobrze wybrać spowiednika i kierownika, którego zdawało mi się bardzo potrzebuję. Pewnego dnia trafiła zupełnie „przypadkowo” właśnie na konfesjonał O. Honorata, a przekonawszy się, że nic zwyklejszego nad jego spowiedź, odtąd stale chodziła do niego. Za jego radą ułożyła sobie regulamin dnia, zaczęła częściej przystępować do sakramentów i więcej czasu poświęcać na modlitwę, odbyła też dłuższe rekolekcje w celu zastanowienia się nad swoim życiem i wyboru stanu życia.

Zwieńczeniem kolejnych kilku prób, którym została poddana przez Spowiednika, był dzień 2 lutego 1874 r. W tym dniu po trzymiesięcznej próbie z trzech złączonych przez o. Honorata panien, zawiązało się pierwsze zgromadzenie ukryte. W 25 lat po tym wydarzeniu Józefa pisała o. Honoratowi: Onego czasu w 1874 r. w dzień Ofiarowania Pana Jeusa, po raz pierwszy we trzy Bogusława, Antonina i ja, ofiarowałyśmy się na służbę Bożą, a ofiarowałyśmy się w sposób niezwykły, bo też ofiarowanie to zapowiadało całkiem niezwykły sposób służby Bożej. Ten pierwszy akt odmawiałyśmy w Zakroczmiu, w izbie, w której zamknęłyśmy okiennice, bo izba była od ulicy, klęcząc na kupie kartofli, szukając światła od szpar okiennicy. Po odbyciu tego aktu czułyśmy się bardzo podniesione na duchu, rozradowane, bo niejako pewne, że Pan przyjął nędzną ofiarę z nas samych. Te trzy nędzne, słabe istoty, oto trzy ziarenka gorczyczne, które Ojciec, tak Ojciec, wrzucił w rolę, aby wyrosły w drzewo, do któregoby przyszło mnóstwo dusz, aby służyć Bogu samemu i chwałę Jego rozszerzać. Czy z tych ziarenek czy z jakich innych drzewo i drzewa wyrosły i masy dusz gromadzą się i na różny sposób chwałę Bożą rozszerzają. – Bogu niech będą dzięki!

Zawiązek nowego dzieła2 lutego 1874 r. Matka Józefa Chudzyńska przyjęła imię Marii od Krzyża i stanęła u steru

wyłaniającego się z Serca Jezusa nowego Zgromadzenia i nowego dzieła w Kościele. Czym był ten nowy i niezwykły sposób służenia Bogu, jakim natchnął Duch Święty o. Honorata i Matkę Józefę? Celem naszym jest naśladować najdłuższą epokę życia Pana Jezusa, Matki Najświętszej i  św. Józefa - życie ukryte Świętej Rodziny w Nazarecie.

Zatem nie chodziło wcale o związanie braku zewnętrznych oznak życia zakonnego z trwającymi prześladowaniami zaborców wobec życia konsekrowanego. Ono wszakże zmusiło niejeden zakon do emigracji poza granice kraju czy do chwilowego zrzucenia habitu dopóki okoliczności nie pozwolą na ujawnienie życia zakonnego. Tu było inaczej. Bóg od początku powołał do istnienia Zgromadzenie o charakterze kontemplacyjno-czynnym w ukryciu przed światem: Chce Bóg, abyśmy Mu służyły w życiu bogomyślno-czynnym, bo taki jest cel naszego Zgromadzenia, tj. abyśmy się uświątobliwiły przez naśladowanie Pana Jezusa i abyśmy służyły bliźnim. Więc życie nasze powinno być przepełnione aktami, tj. czynami, wypływającymi z miłości Boga i bliźniego. Życie takie jest najdoskonalsze, gdyż najbliższe Pana Jezusa i Matki Najświętszej. Marta wzięła cząstkę, Maria lepszą, ale cząstkę tylko, my zagarnęłyśmy całość, nic nam nie brak. Całe życie nasze, każdą sprawę naszą powinien cechować ten cel, on w nas zawsze wybitnym być powinien: w gotowości służenia bliźnim i żarliwości w modlitwie. Zawsze i wszędzie, w każdej sprawie i czynie, starać się mamy serca wszystkich zapalać miłością Bożą i pobożnością, a więc swoją pobożność uczynić tak miłą, aby uczyć przykładem więcej niż słowem i każdą sprawą pociągać, porywać do Boga. Gdzie indziej naciskała: Mamy się ukrywać całe życie, do końca naszego istnienia i pokolenia przejdą, a my w ukryciu powołanie nasze trzymać winnyśmy. Nic po nas nikt poznać nie powinien ponad to, żeśmy dobre chrześcijanki; jako takie wpływ mamy wywierać na otoczenie. A czas naszego wykazania się nastąpi wtedy, gdy staniemy kiedyś przed Słońcem Sprawiedliwości, przed Bogiem naszym.

W notatkach z konferencji Matki do sióstr oraz w pismach o. Honorata można znaleźć piękne, głębokie i zakorzenione w Ewangelii wyjaśnienia tej formy życia ukrytego. Matka bardzo dbała o dobre rozumienie przez siostry ukrycia i do ukochania jego: Ukrycie, ach ukrycie! To najpiękniejsza i najwybitniejsza cnota Pana Jezusa! W ukryciu trzydzieści lat spędził, na nauczanie

3

Page 4: biogram Józefy Chudzyńskiej

trzy lata tylko poświęcił, a na najheroiczniejszy czyn, na Mękę najboleśniejszą, jeden tylko dzień przeznaczył... W łonie Maryi ukrył się tak głęboko, że nikt o Nim nie wiedział; Matka Najświętsza nawet św. Józefowi nie oznajmiła, co Bóg w Niej zdziałał, tak kochała ukrycie! Aż Anioł Boży objawił dopiero Józefowi kogo ma za małżonkę. A przychodząc na świat, od czegóż Zbawiciel zaczął to życie swoje, czy od rzeczy nadzwyczajnych i wielkich? O nie! Początek Jego życia, jak i większa jego część, odznaczały się nie tylko ogołoceniem, nie tylko umartwieniem, ale przede wszystkim ukryciem. Do uczczenia tej epoki swego życia ukrytego właśnie nas przeznaczył; wielką to dla nas pociechą i zaszczytem być powinno, że z powołania naszego wezwane jesteśmy do naśladowania w tym Pana Jezusa. Przypatrzmy się ukryciu Chrystusa: On, jako Bóg, mógł przecież tak urządzić okoliczności, że nie potrzebowałby się ukrywać, lecz z własnego wyboru, z własnej woli osłania zupełną ciemnością pierwsze chwile życia w łonie Maryi. A potem ten Bóg potężny mógłby przecież na swoje zawołanie mieć pałace, dworzan, przepych i dostatek – zadawalania się stajenką; przy Nim tylko Najświętsza Matka Jego, św. Józef i bydlątek parę, a potem ubodzy pastuszkowie... On tym wszystkim chce nam pokazać, że nie powinnyśmy chcieć uznania i zajęcia się nami ze strony ludzi, wygód i przyjemności, gdyż i my z własnej woli, z własnego wyboru wybrałyśmy ten rodzaj życia.

Jednocześnie Matka daleka była od rozumienia, a tym bardziej stosowaniu ukrycia dla samego ukrycia, toteż do jednej z sióstr, starającej się przesadnie przybrać pozór osoby świeckiej, powiedziała: Oj, siostro, nie ukrywaj za głęboko zakonu, bo możesz go tak ukryć, że go sama nie znajdziesz.

Matka Józefa – Maria od KrzyżaMatka Józefa – Maria od Krzyża była wzrostu średniego, ruchy miała żywe, sprężyste,

zdeterminowane. Oczy szare, głębokie, zabarwione były pewną zadumą – przebijała się w nich cała głębia niebios i wielka miłość ludzkości – jej dwa ukochania. Uśmiech, pełen dobroci, opromieniał jej twarz, wybiegając naprzeciw każdego; toteż, kto ją raz zobaczył, czuł się instynktownie do niej pociągniętym, kto ją poznał – musiał ją pokochać.

Cała jej postać harmonijna, pełna wdzięku, tchnąca pięknem i mocą wewnętrzną, budziła szacunek, cześć i zaufanie u wszystkich. „Posiadała wszystkie superlatywy, a przede wszystkim wielki majestat przy wielkiej prostocie”. I tak było istotnie – był w niej jakiś majestat królewski, idący w parze z gołębią prostotą.

Opierając całe swe życie na prawdzie, nie pominęła porządku naturalnego, ustanowionego przez Boga i na tym naturalnym podłożu natury ludzkiej oparła swą doskonałość. Nic w sobie nie zniszczyła, nie spaczyła, nie zmarnowała z sił przyrodzonych, ale je podniosła i udoskonaliła; na tej podstawie naturalnej zaszczepiając nadprzyrodzoność, na niej budując swą świętość, która przez to w sobie nie miała nic sztucznego, nienaturalnego, lecz była, owszem, logicznym wypływem normalnego rozwoju natury ludzkiej doprowadzonej do równowagi, harmonii i zjednoczenia z Bogiem. Ta naturalność przy świętości czyniła ją właśnie tak pociągającą, tak wpływową; każdy garnął się do niej, a ona dziwnie umiała trafiać do serc ludzkich, przemawiać zrozumiałym dla nich językiem. Naturalna we wszystkich okolicznościach życiowych, wśród ludzi i na osobności, pełna prostoty w ruchach, w sposobie bycia, w mowie, w ubraniu, nie znosiła sztuczności lub przesady, ani w sobie, ani w drugich. Pewien dostojnik Kościoła, podziwiając jej zachowanie się po małej katastrofie, powiedział: „Ludzie wielcy i prawi nawet rzeczy dramatyczne spełniają naturalnie, z powagą i spokojem”.

Umiejąc wniknąć w potrzeby sióstr, by słuszne zaspokoić, nadmierne przykrócić – z całą prostotą umiała upomnieć się i o swoje, dając tym najoczywistszy dowód, jak dalece zatraciła swoje „ja” (tę fałszywą miłość własną), zajmując właściwe miejsce wśród innych, podlegających zarówno jak ona zwykłym prawom i potrzebom ludzkim.

Charakter, bardziej męski pod względem energii i mocy, pod kątem skali uczuć miała macierzyński. Wpatrzona w oczy Boże, by z nich wyczytać wolę Pana, nie wahała się w tym, co ma czynić, co ma rozkazać, czego ma żądać i szła prosto do celu – nie licząc się z żadnymi względami

4

Page 5: biogram Józefy Chudzyńskiej

i względzikami, z tym, czy się to komu spodoba lub nie, czy kogo nie zrazi. Toteż dziwną siłę miało jej słowo – szło się za nim z tą pewnością niezachwianą, że tak trzeba, że tego chce Bóg! Zapadało ono gdzieś w głębię sumienia i serca, żłobiąc w nich rysy niezatarte już na życie całe. A jednocześnie umiała ona zapożyczyć tkliwości Bożego Serca, by koić i łagodzić ból, by dać poczucie, że się jest kochanym jak dziecko. Umiała nieraz ostro zgromić, ale tą siłą, co nie łamie, nie druzgoce tylko podnosi, nie zabija tylko leczy, choć głębokiej a radykalnej dokonywa operacji. Umiała też przytulić do serca, współczuć każdej łzie. Tym sercem szerokim ogarniała ona wszystkich: siostry, ich rodziny, uczennice, każdego kto się do niej zbliżył, o czyich potrzebach się dowiedziała, w każdym widziała bowiem dziecko Boże, członka wielkiej rodziny Chrystusowej. Specjalną opieką i troskliwością otaczała zawsze chorych i cierpiących.

Bystra, spostrzegawcza, genialnym umysłem obejmowała wszystkich i wszystko, a nie pomijając żadnego szczegółu, nie zatracała się w nich jednakże. Każdy przejaw życia Kościoła, narodu, społeczeństwa, Zgromadzenia, jak też pojedynczych dusz, budził w niej żywe zainteresowanie, oddźwięk w jej kochającym sercu, czynną reakcję. Nie umiała przejść obojętnie obok niczego, była duszą pracy każdej z Sióstr; wiedziała o wszystkim, kierowała niemal wszystkim bezpośrednio, a to z taką naturalnością i swobodą, iż zdawało się to ją nic nie kosztować, nieomal nie zajmować czasu, tym bardziej nie rozpraszać, nie odrywać od jedynego zajęcia się Bogiem, którego służbę spełniała nieprzerwanie, tak w pracy, jak i w modlitwie, w tej ostatniej czerpiąc natchnienie czynu i moc do walki z trudnościami, których nie brakło na każdym kroku.

Jej duch głęboki, kierunek trzeźwy i prosty, porównywały siostry do ducha i kierunku św. Teresy Wielkiej. Każda z nich była przed nią kartą otwartą i otrzymywała w zamian kierownictwo prawdziwie macierzyńskie, głębokie, mądre, oparte na znajomości dróg Bożych i psychologii ludzkiej, a zatem prawdziwie życiowe.

Swą żywą inteligencję i szeroki rozmach przedziwnie łączyć umiała z praktycznością, roztropnością życiową i umiejętnością dostosowania się do ducha czasu i okoliczności. Dlatego nie było w niej ciasnoty, zacofania, nie było też bezcelowego bujania w obłokach; choć wpatrzona w niebo, z całą pewnością stąpała po ziemi.

A nade wszystko było w niej to cudowne przystosowanie do misji przez Boga jej zleconej: powołania do życia – w tak wyjątkowo trudnych czasach – Zgromadzenia zakonnego, które trzeba było ukryć, pomimo pierwotnej gorliwości i pędu do zaznaczającej się na zewnątrz ascezy, pomimo konieczności pewnych form dla utrzymania charakteru zakonnego i życia wspólnego, które trzeba było równocześnie pchnąć w wir życia, by nie zostało w tyle za innymi i odpowiedziało swemu zadaniu na ziemi, nie dając się wszakże porwać wrogim prądom świata. Jej jędrna, mocna, kochająca ręka, spoczywając wciąż na sterze nawy Zgromadzenia, strzegła równowagi i za łaską Bożą wyprowadziła łódź szczęśliwie spośród skał na pełnię morza.

A jej miłość nie była ową banalną serdecznością, zdobywającą się na pewne kwiatki uczuciowości - nie, ona kochała rzeczywiście, praktycznie, jędrnie, wkładając w to całe serce. Ogarniała istotne potrzeby bliźnich, wczuwała się w nie, współczuła, zaradzała, nie szczędząc trudu ni ofiary ze siebie: Nie ma miłości bez zaparcia, a zaparcia bez miłości – mawiała – i taką była jej miłość. Miała niezwykłe wyczucie potrzeb ludzkich, szczególnym zaś względem otaczała cierpiących i obarczonych ciężką pracą. Nigdy nie pozwoliła, aby rzemieślnik długo czekał na załatwienie interesu lub na wypłatę. Dowiedziawszy się, ze któryś z nich mieszkał daleko i poprzestawał by na suchym chlebie w południe, kazała dawać mu obiad. Na wsi, gdy goście przyjeżdżali końmi, pierwszą jej troską byli furmani.

Rozczulająca była miłość Matki dla ubogich; nie mogła przejść koło biednego, by mu coś nie dać. Pewną opuszczoną wdowę dźwignęła z barłogu, wzięła do domu, dała pokój w suterenach i trzymała aż do śmierci, jako błogosławieństwo Boże. Na Wielkanoc kazała zawsze siostrze kucharce ugotować rosołu na kościach od szynki i zanieść ubogim pod kościół. Nieraz rozgrzewała w ten sposób biednego, gdy się znalazł u bramy. Czwartego października, w dzień św. Franciszka, sprowadzała do domu dwunastu ubogich, sama im służyła, stół ozdabiała, a przedtem kosztowała potrawy, czy smacznie ugotowane. W Wielki Piątek najbardziej opuszczonego biedaka

5

Page 6: biogram Józefy Chudzyńskiej

własnoręcznie oczyszczała. Dbała zawsze, by ubranie przeznaczone dla biednych było starannie wyczyszczone, uprane, wyreperowane. I tak o wszystkim zawsze pomyślała, wszystkich sercem ogarnęła.

A jakże umiała być wdzięczną za każdą, najdrobniejszą przysługę sobie wyrządzoną, jak serdecznie dziękowała za nią i wdzięczność swą popierała modlitwą. Zwłaszcza dobrodziejów Zgromadzenia, Kapłanów służących mu otaczała stałą, gorącą modlitwą, polecając ich usilnie modlitwom sióstr. Codziennie dziesiątek różańca i „Zdrowaś Maryjo” przy pacierzu wieczornym były przeznaczone na ich intencję, z poleceniem pamiętania o nich w modlitwach prywatnych, wedle możności każdej z sióstr.

Miłość do dzieci natchnęła ją i pobudziła do założenia Szkoły Ochroniarek i do posyłania sióstr na katechizację dzieci parafialnych. Aby mieć jak najwięcej dzieci pod swoim wpływem i opieką, bardzo łatwo zgadzała się na przyjmowanie uczennic bez opłat za naukę, byle tylko powiększyć ich grono.

Bolejąc nad tym, że dużo osób dobrej woli bierze się do pracy nad dziećmi nieumiejętnie, Matka pisała do O. Honorata z prośbą, aby z każdego Zgromadzenia przysłał po dwie siostry i dla nich urządziła w Chyliczkach specjalny kilkumiesięczny kurs pedagogiczny. Natrafiając na powołania wśród ochroniarek, freblanek i nauczycielek, przygarniała je bliżej, dopełniając ich wykształcenia.

Pierwotnie zajmowała się dużo uczennicami sama, każdą znała osobiście, o każdej wiedziała wszystko. Gdy która zawiniła, brała ją na osobną pogawędkę, wyjaśniała zło popełnione, nakierowywała ku dobremu. Co pewien czas zbierała wszystkie uczennice na salę i ogólnie do nich przymawiała, ucząc zasad chrześcijańskich, czyniąc różne uwagi, dając różne wskazówki i przestrogi.

W dni uroczystych świąt lub przygotowania do kwartalnej spowiedzi i podczas rekolekcji rocznych miewała do nich nauki, o których jedna z dawnych wychowanek tak pisze: „Co za radość napełniała nasze serca, kiedy nam oznajmiano, że Pani Chudzyńska przyjdzie do nas! Wiedziałyśmy z czym ta czcigodna i ukochana Pani przychodzi. Ona chce podzielić się z nami tym, co ma najdroższego: myślą Bożą, duchem Bożym. Ona do serc naszych z serca swego chciała przelać tę wielką miłość Boga i bliźniego, to ukochanie prawa Bożego i cnoty. A przemawiała tak gorąco, tak serdecznie i tak porywająco!... Raz pamiętam, kiedy nam mówiła o miłości Chrystusa dla nas w Jego Męce, była tak mocno wzruszona, że rozpłakała się sama i mówić dalej nie mogła; te łzy, wymowniejsze jeszcze od słów, dopowiedziały nam resztę. Każde słowo tej świętej Mistrzyni głęboko zapadało w serca nasze, pozostawiając niezatarte wrażenie. […] Bo też ona tak mówiła, jak nikt do nas nie mówił; ona rozumiała i kochała młodzież, jak mało kto ją kocha i rozumie. Ona prawdziwie sercem do serca przemawiała. […] Nigdy nie było nam za długo słuchać tych pięknych nauk, lękałyśmy się raczej, żeby tam skądś nie odezwał się dzwonek, który by przerwał tę naszą prawdziwą ucztę duchową. […] Ileż pożytku w młodych duszach przynosiły te rekolekcje, ile świętych myśli, ile dobrych postanowień obudziły! A ileż to wychowanek w czasie tych rekolekcji właśnie usłyszało po raz pierwszy ten słodki głos Pana: <Pójdź za Mną!> i poszły bez wahania za tym głosem, poświęcając się służbie Bożej. O, błogosławione były te rekolekcje, błogosławiona ta, co im przewodniczyła, co wskazywała drogę do Boga, co uczyła poznawać i cenić tę <najlepszą cząstkę>, jaką jest służba Boża. O Boże, dzięki Ci, żeś nam dał taką Mistrzynię!”

Szerokie serce Matki ogarniało świat cały, lecz skupiało najserdeczniejsze swe uczucia na najbliższym otoczeniu, tj. na siostrach. Kochała je wszystkie bez różnicy i wyróżniania, tak iż każda sądziła, że jest przez nią najbardziej kochaną. Miłość jej, prawdziwie macierzyńska, nie była czułostkową, ani przesadną i w tym leży jej wielkość, że umiała niezwykłą energię i sprężystość pogodzić z głęboką i serdeczną miłością.

We wszystkich przejawach osobistego życia Matki Józefy – Marii od Krzyża górował jej duch. Jeżeli porywała serca, to dla powabu duchowego jaki roztaczała; dla mocy ducha, który promieniował poprzez lepiankę wątłego jej ciała. Siostry mówiły, że obcując z nią bliżej, zatracały poczucie jej cielesności, czuły jedynie ducha, który przelewał się na nie.

Gdy będąc jeszcze na świecie, wśród tańców i zabaw, ujmującym obejściem i wdziękiem

6

Page 7: biogram Józefy Chudzyńskiej

swej wyjątkowej czystości, zwracała na siebie specjalną uwagę – spostrzegłszy to, usuwała się w cień – i jak sama mówi w pamiętniku, że choć tańczyć bardzo lubiła, jednak po każdym wieczorku tanecznym czuła niezadowolenie i niesmak. Chodziła na nie, bo ojciec chciał tego.

Z prostotą opisuje sama w swym pamiętniku, jak Bóg od wczesnego dzieciństwa dał jej wyjątkową świadomość zła, wstręt do grzechu i obawę przed obrażeniem Go. I czyż można się temu dziwić? Jakże by mogła dusza, której tak głęboka wiara odsłaniała całą wielkość Majestatu Bożego, nie zrozumieć szkarady zawartej w obrazie tego Majestatu, zwłaszcza gdy to odczucie potęgowało wciąż wzrastające doświadczenie niezmierzonego miłosierdzia Bożego i Bożej dobroci!

Nie znosząc żadnej skazy na duszy, niejednokrotnie parę razy na tydzień chodziła do spowiedzi. Gdy szła do konfesjonału, pokora, skrucha, poczucie winy i nędzy własnej malowały się w całej jej postaci; gdy odchodziła – twarz miała rozjaśnioną. Nawet przez sen wołała: Nie chcę, nie chcę grzeszyć, albo: Boże, ratuj mnie od grzechu! Choć spała, serce jej czuwało na straży przykazań Pańskich.

Strzegąc sama tej czystości serca, przedstawiała często siostrom, że największą przeszkodą do postępu duchowego i zjednoczenia się z Bogiem, jest grzech i przywiązanie do niedoskonałości: Warunkiem najpierwszym, niezbędnym do zjednoczenia z Bogiem – mawiała – jest czystość serca, czyli unikanie wszelkiego grzechu. Nieszczęsna i wiecznie smutna będzie ta dusza, która by jaki grzech małoznacznym nazwała i lekceważyła go; nic nadto nie może być dla niej najniebezpieczniejszego. Nie zazna ona nigdy wewnętrznego pokoju i zadowolenia; nie potrafi nigdy dobrze odbyć rozmyślania, gdyż nie potrafi zrozumieć Ducha Bożego, który do niej przemawia wewnątrz. Nie, ona tej mowy Bożej nie słucha, niezdolna usłyszeć, bo jej złe skłonności i namiętności, choćby się wydawały najmniejsze, stanowią zasłonę, która nie dozwala widzieć Boga; tworzą mur, przez który nie dosłyszy głosu Bożego, nie dojrzy Bożego Oblicza, nie odczuje Bożej obecności w sercu swoim. Ta Boska obecność udziela duszy naszej swego słodkiego skupienia, napełnia ją miłym pokojem i udziela obfitości łask; wzbogaca duszę, ale wtedy tylko, gdy nie znajdzie przeszkody postawionej z naszej strony, a tą przeszkodą jest grzech – zawsze grzech.

Mając tak silnie wszczepione w duszę poczucie godności osobistej, wzmożone z chwilą wstąpienia na służbę Bożą, Matka starała się to poczucie przelać w siostry, a obawiając się, by w codziennym życiu, obcując stale i tak blisko ze sobą nie zatraciły tego poszanowania w sobie oblubienic Bożych, nakazywała, by przechodząc koło siebie, gdy są wewnątrz domu, pochylały głowę i we wszystkim zachowywały oznaki wzajemnego szacunku. Nie pominęła żadnego faktu, znamionującego pewne spoufalenie się, bez odpowiedniego wyjaśnienia i przestrogi. Nie pozwalała, aby siostry nawoływały się z daleka, kazała podejść i powiedzieć, o co chodzi; nie lubiła by się między sobą nazywały zdrobniale po imieniu. Wyrzucała nieraz siostrom, że okazują więcej grzeczności świeckim i obcym, aniżeli ją mają jedna dla drugiej. Sama szanowała każdą siostrę, a do nowicjuszek odezwała się kiedyś: Patrzę na was jak na relikwiarz.

Ceniąc wysoko modlitwę ustną, Matka pragnęła jednak wpoić w siostry przede wszystkim ducha modlitwy i przekonać je o wyższej wartości, i skuteczności modlitwy myślnej. Sama o sobie pisze w pamiętniku: Modlitwa moja była prawdziwie rozmową z Bogiem, a życie – tęsknotą za Bogiem i wiecznością. Według wyrażenia jednej z sióstr: „Jak lampka gorejąca trawiła się ofiarą na chwałę swego Stwórcy i Pana, adorując Go bez przerwy w głębi serca”. Gdy przewodniczyła rozmyślaniu lub czytaniu, gdy miała nauki do sióstr, jej duch promieniował na zewnątrz i porywał innych; jej zapał i gorliwość udzielały się słuchaczkom.

Miłością rozszerzone serce Matki nie dało się ścieśnić, ani zamknąć egoistycznie w sobie, aż do śmierci. Gdy się już usunęła od pracy czynnej i pędziła żywot całkiem kontemplacyjny, kazała jeszcze sobie czytywać pisma i donosić o tym, co się dzieje na świecie, aby chwytać z chwili na chwilę potrzeby ludzkości i przedstawiać je Panu. Ożywiała tym swą rozmowę z Bogiem, nie przestając brać czynnego udziału w życiu bieżącym choć już nie pracą, ale modlitwą. Przekonana o swej niegodności, całą swą ufność w wysłuchanie modlitw opierała Matka na pośrednictwie Chrystusa; to też wzywała siostry do tym serdeczniejszej wdzięczności za otrzymane łaski i do dziękowania za nie Bogu. My tak łatwo zapominamy o miłości Bożej, o Jego dla nas troskliwości

7

Page 8: biogram Józefy Chudzyńskiej

i dobroci – mówiła. Nie darmo nosiła Matka imię „Marii od Krzyża” i pod tym względem Bóg krzyżową

przeważnie prowadził ją drogą, lecz ona trwała pod tym krzyżem mężna i wierna do końca.Od wczesnej młodości, od dzieciństwa nawet, Męka Pańska wzruszała w szczególny sposób,

wrażliwe na ból cudzy, serce Matki. Rozmyślała o niej często, łączyła z nią swe osobiste bóle i cierpienia. Cóż mówić dopiero o latach późniejszych. Nieraz można było ją widzieć odprawiającą Drogę Krzyżową, bolejącą wraz z Matką Najświętszą, której cierpienia swym sercem, pełnym macierzyńskiej miłości, tak dobrze rozumiała i odczuwała. W Wielki Piątek odbywała ją z rękami wyciągniętymi i często krzyżem leżąc się modliła. Dla usprawiedliwienia zaś łez, które wylewała przy rozpamiętywaniu Męki Pańskiej, mówiła: O siostry, jestem taka płaksa!

W Męce Pańskiej czerpała Matka siłę do dźwigania swego krzyża, a w Sercu Jezusa czerpała miłość, którą gorzała. Jedno podsycało drugie, to też nawoływała siostry, by z tego źródła czerpały pierwiastki życia i sprawdzały jednocześnie, czy odpowiadają Panu Jezusowi miłością za miłość. O moje najdroższe – mówiła – gdy obejrzę się po was, gdy i w głąb własnego zajrzę serca, gdy jeszcze zastanowię się nad Sercem Pana Jezusa, z boleścią i wstydem przyznać mi przychodzi, azaliż, zamiast wyłącznej czci, Serce Jezusa nie odbiera od nas obojętności, zapomnienia, że już nie śmiem wspomnieć o zniewadze, a i tu może się ona nieraz na nieszczęście trafić. Rozważajmy często miłość Serca Jezusa względem nas, bierzmy ją za przedmiot naszych nauk, albo raczej same często przed Bogiem rozważajmy. Cóż to za przepaść Jego miłości ku nam, w narodzeniu, w życiu całym, a cóż dopiero w śmierci! Każde Jego słowo, każda nauka, każdy krok, jakże pełne miłości tkliwej, słodkiej, czynnej, dla każdego do ofiar gotowej. Dosyć wziąć jeden szczegół z Jego Męki, w każdym znajdziemy ocean miłości. To jest przedmiot nigdy nie wyczerpany do rozmyślania i uwielbienia. Gdybyśmy same były pełne miłości dla Serca Jezusa, umiałybyśmy i innych tą miłością zapalać.

Swych gorących uczuć tak dla Pana Jezusa jak dla Matki Najświętszej, Matka nie umiała zamknąć w sobie lub wylać je w słowach tylko. Żadnych specjalnych praktyk nie przyswoiła sobie, było to przeciwne jej naturze, zawsze trzeźwej, czynnej, praktycznej. Zdawało jej się, że najlepiej uczci Chrystusa idąc w Jego ślady i nawołując innych do naśladowania Go – tak też czyniła. Stawiała Go ciągle za wzór, wciąż o Nim mówiła, do Niego zwracała, kierowała, za Nim pociągała wszystkich.

Wielkie też nabożeństwo miała Matka Józefa - Maria od Krzyża do Matki Boskiej Częstochowskiej, jako Opiekunki i Królowej Korony Polskiej, a bolejąc nad tym, że Polacy tak mało okazują Jej wdzięczności za tyle łask wyjednanych narodowi, że jest Ona tak mało publicznie czczona w całym kraju, dopóty zbierała potrzebne dowody, dopóty czyniła starania, dopóki nie wyjednała w Rzymie ustanowienia Jej święta i potwierdzenia Mszy św. o Niej i officjum o Niej. Zwrócenie oczu Namiestnika Chrystusowego w stronę Częstochowy, poruszenie w kraju opinii Przewielebnych Książąt Kościoła i ustanowienie wreszcie tego święta, wzmogło oczywiście nadzwyczajnie cześć Matki Boskiej Częstochowskiej i nabożeństwo do Niej w całej Polsce. Było to niezmierną radością Matki. Sama zawsze gorąco do Niej się uciekała, a nawet nieraz posyłała którąś z sióstr do Częstochowy, aby na miejscu błagała Matkę Najświętszą o pomoc i łaskę specjalną, lub za takową gorąco dziękowała.

Kazała też Matka malować Jej obrazy, rozsyłając je po domach lub ofiarowując dobrodziejom Zgromadzenia. W tym celu posłała nawet siostrę malarkę do Częstochowy, aby korzystając ze zmiany sukienki, z której to okazji obraz był wzięty do zakrystii, przyjrzała mu się z bliska, a potem wiernie oddała na płótnie.

Wielkiej ufności Matki we wstawiennictwo Matki Boskiej Częstochowskiej zawdzięczają Chyliczki tę okoliczność, że obraz sprowadzony do tamtejszej kaplicy zasłynął wkrótce cudownymi łaskami. I nieraz opieka tej cudownej Pani Chyliczkowskiej oraz Jej interwencja w rzeczach tak zewnętrznych jak i wewnętrznych, rozwiązywała sprawy bardzo zawiłe i trudne, a nawet, z punktu widzenia czysto ludzkiego, nieraz niepodobne.

8

Page 9: biogram Józefy Chudzyńskiej

Ostatnie lata życiaJeżeli w całym życiu Matki Józefy – Marii od Krzyża przebijała głęboka pokora, to

zajaśniała ona najwyraźniej w ostatnim okresie jej życia.30 czerwca 1910 roku siostry otrzymały rozkaz zebrania się w sali kapitularnej. Gdy

wszystkie się zeszły, weszła Pierwsza Radna i Zastępczyni Matki i wśród ogólnego wzruszenia i płaczu, jakie łatwo sobie wyobrazić, sama wzruszona aż do łez, na klęczkach odczytała akt zrzeczenia się Matki władzy Przełożonej Generalnej. Akt zrzeczenia się skreślony na piśmie nosił podpis: Pokorna i niegodna wszystkich Sióstr sługa Maria od Krzyża.

Nowy okres życia opisała Aniela Wichrowska: „Ukochana nasza Matka po zrzeczeniu się swego przełożeństwa generalnego, na kilka lat przed zgonem, mając już bardzo słabe zdrowie, potrzebowała mieć ciągle kogoś przy sobie, prosiła więc pokornie, na klęczkach, swej Następczyni, aby jej naznaczyła jaką siostrę, która by przy niej była i opiekowała się jej duszą, tj. modliła się z nią i w razie potrzeby przestrzegała ją i upominała. Ponieważ nie miałam naówczas wiele zajęcia, naznaczyła mi Matka Generalna ten obowiązek. Przez rok blisko spędzałam większą część dnia przy Mateczce i bardzo, bardzo wiele skorzystałam i zbudowałam się w czasie tego bliskiego z nią obcowania...

Pracować już nie mogła, tak była słaba i wycieńczona; było to dla niej prawdziwym krzyżem. Przywykła do życia czynnego i bardzo pracowitego, musiała pozostawać w bezczynności, gdyż choroba oczu osłabiła jej wzrok do tego stopnia, że coraz gorzej widziała. Dzieło swoje musiała oddać całkowicie w inne ręce, już się nim nie zajmować i tylko trawić się, jak ofiara, na chwałę swemu Panu, adorując Go ciągłą modlitwą. Można powiedzieć, że modlitwa jej już wtedy byłą ustawiczną. Co mnie jednak najbardziej budowało w naszej Matce ukochanej, to jej rzadka naprawdę pokora. Znałam osoby nadzwyczaj świątobliwe i uduchowione, a które jednak odczuwały przykrość, gdy kto im zwrócił uwagę, zadrasnął miłość własną. Nie tak było z naszą Matką. Z obowiązku, bo tego wyraźnie żądała, musiałam robić jej małe uwagi, które przyjmowała z wdzięcznością i uległością dziecka, ona, która nas wszystkie wychowała! Trudno jej było samej przygotować się do spowiedzi, kazała mi więc robić z nią rachunek sumienia i samej przypominać wszystko, co mogłam spostrzec niedoskonałego w jej postępowaniu. Oczywiście, nie łatwo było wynaleźć jaką winę, która by się nadawała do oskarżenia przy spowiedzi. Najczęściej Matka wyrzucała sobie to, co zresztą nie było winą, ile raczej krzyżem zwiększającym jej zasługę. Przechodziła w tym czasie wewnętrzne uciski, coś podobnego do konania Pana Jezusa w Ogrójcu: smutek, tęsknoty i lęk jakiś nieokreślony. Oskarżała się o brak ufności, choć ciągle czyniła akty ufności i rzucała się jak dziecko w objęcia Boże”.

Dziś, gdy twarzą w twarz stoi przed Bogiem, błogosławi zapewne te chwile swojej wierności w stawianiu się przed Panem, osłoniętym rąbkiem tajemnicy, ukrywającym się nieraz głęboko przed nią dla doświadczenia i pomnożenia jej wiary i miłości.

Niech rzeczywiście powyższe kartki i to świadectwo również bardzo świątobliwej i nieżyjącej już siostry świadczą przed nami nie tylko o świętości naszej Matki Fundatorki, lecz i o tym, że aby iść w jej ślady i spełnić jej zalecenia, trzeba wyzuć się z miłości własnej i stać się pokorną, jak małe dziecko, gdyż takim obiecał Chrystus Pan wstęp do Królestwa Niebieskiego.

O Ty, Święta nasza! Ukryta po śmierci, jak za życia, ucz nas, dla miłości Boga ukrytego, być ukryte!

Niech Ci brak aureoli, która na Twym czole spocząć tu nie może, zastąpi świętość Twych córek, znana Bogu jednemu, niech wplata coraz to nowe promienie w koronę Twej chwały i szczęścia, którą Ci Pan, Bóg i Oblubieniec Twój, uwieńczył tam już skronie!

9

Page 10: biogram Józefy Chudzyńskiej

Z Rysu duchowego Matki Józefy – Marii od Krzyżawybrała i zredagowała PosłanniczkaJ

Instytut świecki Służebnic Najświętszego Serca Jezusa – Posłanniczek MaryiUl. Kazimierzowska 2005-510 Konstancin-Jeziorna

e-mail: [email protected]@gmail.com

10