Upload
jan
View
577
Download
2
Embed Size (px)
Citation preview
1
Jan Prowincjusz
bordello peerelo
Szanowni Pa�stwo
By� mo�e niektórzy czytelnicy rozpoznaj� w�ród bohaterów postaci autentycznie
niegdy� zamieszkuj�ce peerel. By� mo�e znajd� si� w�ród tych czytelników osoby,
które zechc� si� upomnie� o dobre imi� owych bohaterów. Autor, �wiadom swych
praw twórcy, uczynił wiele, by nikogo niesłusznie nie urazi�...
Jest prawd�, �e autor nie potrafi dowie��, �e np. w peerel funkcjonował w
opisywanym �rodowisku tak wła�nie, jak to przedstawiono na na kartach powie�ci,
dom publiczny. A jednak osoby przy tej okazji opisane – postaci literackie –
uczestniczyły w czym� bez porównania bardziej haniebnym – realnie współtworzyły
peerel w jego najwła�ciwszym wymiarze. Prawa honorowe, a przed mechanicznym
odebraniem ich kuplerom wahał bym si�, im zatem – takie jest moje najgł�bsze
przekonanie - nie przysługuj�. Przynajmniej do chwili jakiego� satysfakcjonuj�cego
rozliczenia si� z epoki...
autor
Poniewa� powie�� przed dwa lata, mimo niekiedy entuzjastycznych recenzji, nie
znalazła sobie papierowego wydawcy, st�d zdecydowałem si� zawiesi� na
www.sws.org.pl
To samo zaproponuj� Redakcji internetowych Kontratekstów.
Bardzo prosz� ewentualnych czytelników o zamieszczanie swych uwag.
Tekst nie był poddany obróbce redakcyjnej.
autor
Copyright by Krzysztof Markuszewski
2
Nie miałem łatwego dzieci�stwa - o nie! I nie zawsze sprzyjało mi szcz��cie...
Własnym rozumem, pracowito�ci�, nie raz ryzykuj�c dorobek całego �ycia,
doszedłem do czego�...
Syn magazyniera GS-u z miasteczka na w Kieleckiem nie miał lekko. Sko�czyłem
technikum rolne, bo innego u nas nie było. Na studia w sze��dziesi�tym pi�tym
poszedłem w Wy�szej Szkole Gospodarwstwa Wiejskiego w Warszawie. Chciałem
zdawa� do Warszawy, na filozofi�, ale nauczyciele mi odradzili.
- Gdzie ty b�dziesz si� pchał - pytali. Twój ojciec zahaczył o AK, ciesz si�, �e
technikum sko�czyłe�.
Ja im na to, �e w AK był od pa�dziernika czterdziestego czwartego do wyzwolenia
przez Armi� Czerwon� - tak powiedziałem - przez Armi� Czerwon� - �eby nie
zapomnieli, jaki mam pozytywny stosunek do naszej polskiej rzeczywisto�ci - a w
ogóle, to tata miał wtedy szesna�cie lat. Dzi� mog� powiedzie� prawd� - tata w
rzeczywisto�ci miał siedemna�cie lat, ale tak sobie my�lałem, �e nikt nie b�dzie
sprawdzał. Bo tata za AK wcale nie siedział, raz go tylko wzi�li na UB, dali
wpierdol, nawet ci��ki, ale przecie� nic takiego, tydzie� pole�ał w po�cieli i potem
nikt si� go nie czepiał. To było lato, czas �niw i tata nie musiał u stryjka pracowa� na
polu. Bo w wojn� dziadków zabili Niemcy. Oboje. Partyzanci zastrzelili, czy nawet
tylko ranili dwóch Niemców. To było na skraju lasu obok wsi. Cała młodzie� z
bydłem i �winiami wyniosła si� ze wsi, zostali tylko gospodarze i starcy. Aha -
zostały jeszcze kury, bo jak to gna�. Kaczki i g�si to przegonisz, ale kur nie - s� zbyt
głupie. No i Niemcy w dwa dni potem przyjechali w kilku ci��arówkach. Najpierw
chcieli rozstrzela� tylko m��czyzn, ale odkryli u Józefiaków �ydów, których oni
ukrywali, wi�c rozstrzelali te� kobiety i nawet kilkoro niemowl�t, których nie brano,
bo przecie� co one komu zawiniły? Dlaczego �ydzi od Józefiaków nie uciekli razem
z młodzie�� – nikt nie wie...
No - Niemcy, to nie ruskie wojsko - dzi� mog� to powiedzie�. Trzech niemieckich
�ołnierzy, podobno takich prostych szeregowców, dorwało si� do jednej takiej matki
dziecka i j� gwałciło, czy chciało zgwałci�? No - cholera z tym - w ka�dym razie
3
dopadł ich oficer i od razu dał po mordzie. Ale �e to był Niemiec - to kazał im, a
mo�e tylko jednemu z nich, zaraz zastrzeli� t� kobiet�. Tamten sfuszerował, strzelił
jej za stodoł� w pier� i ona jako� prze�yła. Bo innych zegnali na skraj wsi, wp�dzili
do dołu wykopanego pod budynek mleczarni, który mieli stawia� i tam rozstrzelali.
Wcale ich nie zasypali, ale nikt si� nie uratował, bo ka�d� parti� rozstrzelanych
oficer, czy podoficer, dobijał z pistoletu. O Niemcach mówi�, �e tacy s� solidni,
akuratni, a prosz� - o tej kobiecinie zapomnieli.
A Niemcy tym si� ró�nili od ruskich, �e ruski oficer mo�e nawet rozstrzelałby
swoich �ołnierzy, tak od razu, pistoletem z r�ki, ale potem sam by zgwałcił i jeszcze
wódki by za��dał. Ruskie - to prawda, jak im si� nie sprzeciwia�, to gwałconych bab
nie mordowali... Chamstwo bo chamstwo - wszy po nich łaziły jak T-34, ale do
ludno�ci zachowanie mieli inne. Ruskie to jednak nie Niemcy. Cho� ja oczywi�cie
wiem - ruskie za komunizmu wi�cej ludzi pomordowali, ni� Hitler. Przecie�
przeczytałem "Archipelag GUŁAG" - nie cały, bo za gruby, ale przeczytałem.
Potem jeszcze ci Niemcy spalili wie�. Po rozstrzelaniu szli z kanistrami wzdłu�
ulicy i podpalali chałupy, bo od frontu s� chałupy. I chałupy wszystkie si� sfajczyły,
ale nie wszystkie stodoły i obory. Tamta postrzelona le�ała za stodoł� i nawet do niej
nie zajrzeli. Jeszcze kilka osób ze wsi pochowało si� tu i tam i przetrwali. I jeszcze
jedna rodzina �ydowska te� wtedy przetrwała. Chyba pi�� osób. Dopiero w pół roku
potem ich wyko�czyli. Nie mieli si� gdzie schowa�. Ci �ydzi to grozili, �e jak ich
Niemcy złapi�, to powiedz� gdzie si� ukrywali. �e niby - znów za kar� Niemcy
przyjad� i wymorduj� tych, którzy uciekli przed rozstrzałem. We wsi nie brakowało
chojraków, którzy byli w BCh, czy w NSZ-cie, którzy bez gadania mogli ich
kropn��, ale nic takiego. Kto� ich tam w zagajniku - ho, ho - teraz to jest wysoki las -
musiał dokarmia�. Ale jak Niemcy robili obław� na partyzantów, to partyzantów nie
znale�li, za to tych �ydków stukn�li.
A partyzantów nie mogli znale��, bo to byli zwykli chłopi na co dzie� krz�taj�cy
si� w gospodarstwie. Na akcj�, to szło si� najmniej ze dwadzie�cia kilometrów dalej.
4
U nas akcje robili ludzie z innych powiatów. Bo było wiadomo, �e Niemcy mog�
m�ci� si� za te akcje.
No i po tym spaleniu wsi gospodark� przej�ł stryjek. Jak inni, najpierw mieszkał w
s�siedniej wsi, tam trzymał zwierz�ta, a potem po kawałku przenosił si� na swoje.
Najpierw do ziemianki, potem do obórki, gdzie mieszkał razem z bydl�tami...
A tata przeniósł si� do miasteczka. Tam było mnóstwo domów do
zagospodarowania - po�ydowskich. Cenniejsze rzeczy zrabowali Niemcy, ale ró�ne
takie bambetle, jak garnki, miotły i co tam jeszcze, to mo�na było znale�� nie
rozgrabione. I tata taki dom znalazł - na podmurówce, bez piwnicy, ale z solidn�
jam�, nawet z zapasem �ywno�ci - pewnie gospodarze chcieli si� w tej jamie
schowa�, ale potem co� im nie wyszło i poooszli - do Beł�ca.
Moja ciocia - siostra taty, te� przeniosła si� ze swoim chłopem do miasta. Zaj�li
s�siedni dom. On - znaczy si� - wujek - nie chciał, ale ciocia zagroziła, �e za niego
nie wyjdzie i przestanie mu dawa�. Wujek na to, �e w wojn�, to chłopów brak, a nie
bab i znajdzie sobie inn�, lecz ciocia na jakiej� zabawie ta�czyła z innym. Wujek
wyzwał go na walk�, zdaje si� - tak mówi�, �e przegrał, w ka�dym razie od zawsze
dla mnie szczerbaty był, lecz cioci to nie przeszkadzało i si� pogodzili. No i przeszli
do tego miasteczka.
W czterdziestym czwartym był strach. Tata przygruchał sobie kuzynk� cioci, a co
on miał - szesna�cie lat i �eni� si� chciał. Ciocia z wujkiem ju� byli po �lubie. A
przecie� - burdel był taki, �e nie było wiadomo, czy te domy, co oni zaj�li i zaj�li
inni ludzie ze wsi, co poszli do miasta na po�ydowskie, to s� ich, czy nie. Niemcy
wydawali tylko tymczasowe meldunki. No i ju� było dobrze wiadomo, �e Niemcy
bior� w dup� i nowa władza nastanie. Ludziom a� tak bardzo na tych niemieckich
meldunkach nie zale�ało.
Tylko nie było wiadomo, czy nowa władza zaakceptuje nowych gospodarzy, czy
nie. Na zdrowy rozum, to powinna, bo przecie� dawni wylecieli kominem ze
wszystkimi spadkobiercami. Jak tam który pojechał przed wojn� do Stanów, czy do
Palestyny, to przecie� i tak by nie wrócił. No ale ludzie gadali, �e po wojnie pa�stwo
5
b�dzie biedne i b�dzie kazało płaci� za przyznanie własno�ci. A ka�dy chciał by� na
swoim. Pami�tali jednak, �e przed wojn�, jak kto� był na wojnie o niepodległo��, tak
ludzie mówili - o niepodległo�� - to zostawał osadnikiem wojskowym i gospodark�
dostawał od pa�stwa, albo przynajmniej licencj� na kiosk z papierosami.
Wujek nie mógł i�� do lasu, bo ciocia ju� zaci��yła, no to tat� posłali. Nie od razu,
bo był cały bal z wyborem partyzantów. Oni swój pomy�lunek mieli i wiedzieli, �e
id� ruskie i trzeba i�� do takiego wojska, które ich lubi. Znaczy si� - tata chciał do
AL, a raczej stryjek i stryjna tak chcieli. A nikt nie miał kontaktu. W ko�cu -
kuzynka stryjny, znaczy si� - moja mama, zaci��yła z tat� i ja miałem si� narodzi�.
Mama miała siedemna�cie lat - par� miesi�cy starsza jest od taty - ale wstydziła si�
przyzna�. Podobno stryjna swoje wiedziała, ale nic nie mówiła, �eby tylko tata
poszedł wreszcie do tych partyzantów i �eby wywalczył dla całej rodziny prawo do
normalnego zasiedlenia tych domów.
No i jak ju� ruskie stali za Wisł�, tata poszedł, z braku czego lepszego, do AK. Bo
wtedy to gadali, �e ci z AL, na których i tak nie było kontaktu, to za byle co potrafi�
swoich rozstrzela�. I �e rz�dz� si� tam same ruskie. Dzi� dobrze wiem, �e to była
całkowita nieprawda, �e rz�dzili ruskie - rozstrzeliwali nasi i za byle podejrzenie, �e
jest si� wtyk� NSZ lub AK. Potem si� nasłuchałem, co oni porz�dnych chłopaków
narozwalali. Całkiem si� nie znali na swojej robocie. A potem do UB, na urz�dy,
trzeba było bra� całkiem surowych ludzi. Swoich brakowało. A jakby tamci z
grobów powstali - to przecie� byłoby mo�e nawet w sam raz?
Po wojnie tata został magazynierem w GS-ie. Najpierw był tylko pomocnikiem, bo
szkół nie miał, ale wieczorowo uko�czył podstawówk� w rok. Zaraz po promocji
wzi�li go na UB i tam dali wycisk.
Ale opłaciło si� - bo zaraz potem, tak bez wyroku, przyszli w �rodku nocy do
magazyniera i stukn�li go w ogrodzie. Przebrani byli za tych z lasu, ale ka�dy
wiedział, �e to Mostowski z UB robił porz�dki przed referendum. Bo magazynier -
stary działacz spółdzielczy - tak o nim mówili - był w PSL. Wtedy nawet na
przesłuchanie nie brali, bo nie mieliby takich tłumów kim przesłucha�. W
6
normalnych czasach przed rozwałk� wy�piewałby co i jak, ale jak trzeba było działa�
na grand�, to od razu, w ogrodzie...
No i ojciec - ledwie osiemna�cie lat - awansował na magazyniera. Trzymał si� tej
posady, �e hej. Potem nawet matur� zrobił. Cho� - wstyd o tym wspomina�, ojciec i
dzi� nie pisze ortograficznie.
Tylko do partii nie chciał si� wpisa�. Ja mu przedkładałem, �e tak b�dzie lepiej, a
on swoje - �e wie swoje... Ja byłem za głupi, �eby to wszystko rozumie�, ale potem
zrozumiałem. Ojciec z tego UB wyszedł mo�e i obity, ale i namaszczony. Do
ko�cioła chodził, ale ja swoje wiem. W ko�cu poszedł do ZSL-u... Co my
przewalanek z tym ojcem potem nie narobili�my! Ale to potem...
Ja sobie rosłem w ka�dym razie po pa�sku. Rodzice posłali mnie do technikum
rolnego, bo mówili, �e na liceum jestem za głupi. A ja si� dobrze uczyłem i wcale nie
byłem za głupi. Zreszt� - od dziecka byłem rozgarni�ty - nie mieli kogo ze mn�
zostawia� w domu, bo mama wtedy pracowała, a stryjna jak raz była w szpitalu, to
co� załatwili i rok wcze�niej wysłali mnie do szkoły. Dla mnie to nie było takie
dobre, bo długo byłem najsłabszy w klasie - inni mnie leli. Oni kombinowali, �e jako
technik rolny, przejm� posad� po ojcu, a mo�e nawet awansuj�?
Ojciec co jaki� czas dokładnie odpytywał mnie z tego, co dzieje si� w szkole. Ja
tego nawet nie dostrzegałem, ale on sterował moimi znajomo�ciami. Nawet - a w
tamtych czasach rodzice zwykle udawali, �e chłopcy dziewczynami nie powinni si�
zajmowa� - mało tego - �e taka kwestia w ogóle nie istnieje - zach�cał mnie, abym
si� umawiał z tak� Zosi�. Ona była - raczej jest, bo zdaje si� - �yje - córk�
kierownika skupu i ksi�gowej w GS-ie. No wi�c ja niejasno - jak na swoje
czterna�cie czy pi�tna�cie lat my�lałem, �e ojcu chodziło o układy w pracy, czy jak?
Tak - miałem wtedy czterna�cie lat... Ale to były całkiem inne buty...
Wcale nie miałem do niej �miało�ci. Była z równoległej klasy, ale w takim razie
była o rok starsza. Taka czarnulka. Młodzie� wtedy wolniej dorastała. Ale ona była
wy�sza ni� ja, ju� w pełni wyro�ni�ta, cho� piersi to nadal miała ze dwa razy
mniejsze, ni� w rok, a mo�e dwa lata pó�niej.
7
Był czerwiec, ale jeszcze nie było wakacji. Jednak w szkole nie było przez dwa dni
lekcji, bo przyjechał sanepid i kazał j� natychmiast deratyzowa�. Przyjechali ci od
deratyzacji i rodzicom nakazano, by uczniowie nawet nie zbli�ali si� do szkoły.
Mówiono - u�yj� jakich� takich technik trucia szczurów, które s� niebezpieczne dla
dorastaj�cej młodzie�y.
Trzech kolegów si� zmówiło, �e podejd� do szkoły od strony boiska, schowaj� si�
w krzakach i wszystko b�d� widzie�. Mnie nie doprosili, ale sk�d� wiedziałem - ju�
nie pami�tam... Gryzłem si�, �e mnie nie zignorowali. Wyobra�ałem sobie, �e takie
chowanie si� w krzakach b�dzie najlepsz� zabaw� w wojn�. Bo my ci�gle bawili�my
si� w wojn� i czasem było si� Polakiem, czasem Niemcem, a jak dziewczyny chciały
si� z nami bawi�, to czasem si� godzili�my, ale pod warunkiem, �e one b�d� ruskim
wojskiem. Bycie ruskim wojskiem było najmniej presti�owe, ale one nie maj�c
wyj�cia - godziły si�.
No a tu pod dom zaje�d�a ojciec tak� półtoratonow� ci��arówk� Lublin. Ledwo
wszedł do domu, wypił troch� zsiadłego mleka, tak na chybcika i woła do mnie, �e
mam si� zbiera�. �al mi było tych krzaków i tej zabawy w wojn� chemiczn�,
przecie� było ryzyko, �e nas te� zagazuje tak jak te szczury, ale nie było wyj�cia. W
tamtych czasach z rodzicami, zreszt� w ogóle ze starszymi, nie dyskutowało si�.
W kabinie - ku memu zdziwieniu, była Zo�ka. Miała te swoje czarne włosy upite w
dwie kitki po bokach, �ci�gni�te gumk�. Ubrana była w tak� bardziej domow�
sukienk� z kretonu zapinan� przez cała długo�� na guziki. Był upał. Sukienka była
troch� ciasna i gdy siedziała, to na odcinkach mi�dzy guzikami wszystko jej si�
rozchylało. Majtki miała białe, z cienkiego sztucznego jedwabiu. No ale nie
zwracałem na to uwagi.
Gdy przyszedł ojciec i za swoim fotelem upchn�ł wypchan�, spinan� dodatkowo
paskiem skórzan� teczk�, okazało si�, �e mamy jecha� do s�siedniego, powiatowego
miasta po wag� z naprawy. Zo�ka podniosła raban, �e w takim stroju to ona nie chce
jecha�. Ojciec usiadł za kierownic�, bo kierowca., pan Władek, był tak pijany, �e nie
mógł kierowa�. Ja miałem usi��� na tym samym fotelu, na którym siedziała Zo�ka.
8
Zgodził si�, �e Zo�ka z domu we�mie plastikowe spinki na warkoczyki, aby przykry�
te gumki - recepturki, ale nie zgodził si�, �eby si� przebierała. Co mu zale�ało -
Zo�ka to nie mama, przeprałaby si� w try miga...
Ojciec w ogóle był wesół, bo jak powiedział, z panem Władkiem wypił �wiartk� na
drog�, ale nie zorientował si�, �e pan Władek ju� był po dwóch winach. Prawo jazdy
miał, ale kierowca z niego był jeszcze niedo�wiadczony. Powiedział, �e gdyby mama
Zo�ki wiedziała, �e jad� bez pana Władzia, to mo�e by si� nie zgodziła na podró�?
Ruszył i jeszcze zajechał do GS-u. Z szoferki przez otwarte okno wykrzyczał do jej
mamy, �e sam prowadzi, ale �eby si� nie martwiła o Zosi�, bo b�dzie jechał wolno -
swojego syna te� wiezie.
Jechali�my �wirow� drog�, bo jeszcze wtedy nie było asfaltu i w upale
zostawiali�my za sob� tuman pyłu. Ja siedziałem od drzwi i co jaki� czas
wychylałem si� przez okienko, �eby popatrze�, jak chłopów z furmankami, albo
kogokolwiek na drodze, ten pył osypywał. Ludzie na to nie reagowali, traktowali jak
naturalny dopust bo�y, bo te� i co mo�na było zrobi�?
Zo�ka czasem, gdy np. mijali�my wozaka z aluminiowymi baniakami z mlekiem,
te� si� wychylała i swoimi, tymi jeszcze nie całkiem rozwini�tymi piersiami,
napierała mi wprost na twarz. Nie miała stanika - wtedy dziewczyny nosiły staniki
dopiero wówczas, gdy im ju� całkiem urosło, a i to nie w domu. W du�ych miastach
było inaczej, ale małych i na wsiach - wła�nie tak.
Ojciec si� nie wychylał, bo prowadził, ale wida� było, �e te� ma ochot�.
W mie�cie ojciec zajechał na rynek i wysadzi nas pod cukierni� Wolframa.
Wszyscy wiedzieli, �e pan Wolfram jest �ydem, ale tego si� gło�no nie mówiło,
jakby to było wstydliwe. Wolfram miał jakiego� kuzyna na stanowisku w
Warszawie, wi�c nie gn�bili go domiarami. To te� wszyscy wiedzieli. Ale Wolfram z
ojcem musiał �y� w zgodzie, bo czasem od taty odbierał przydziały �mietany, m�ki,
a najcz��ciej jajek. Jajka i tak kupował u chłopów, ale musiał mie� faktury i ojciec
jako� mu je dostarczał. Na m�k� z młyna w naszym GS-ie narzekał, �e nie jest tak
9
dobra, jak trzeba, ale tata mu tłumaczył, �e w tych czasach bra� trzeba to, co jest i
wida� było, �e pogl�d Wolframa było taki sam.
Pó�niej ojciec mi wyja�nił, �e w magazynach gnie�dził si� wołek zbo�owy i to nie
było takie złe. Bo jak tego wołka było wystarczaj�co du�o, to wtedy zbo�e szło nie
do młyna, ale do gorzelni. No i wtedy ojciec przywoził do domu cał� beczk�
spirytusu. To nie był dziewi��dziesi�ciopi�cioprocentowy spirytus - miał mo�e
niecałe dziewi��dziesi�t, ale mama zawsze mówiła, �e taki jest zdrowszy i szybciej
leczy z przezi�bienia. Beczki na wszelki wypadek trzymali�my u stryjka na wsi, �eby
nie nakryli i tata zawsze narzekał, �e wujek podbiera wi�cej, ni� si� umówili. To
były takie stulitrowe beczki d�bowe i obaj nie byli w stanie tego wypi�, tylko �e
wujek czasem sprzedawał. Ale i tak, gdy kiedy� wtaczałem z wujkiem i kuzynem
Wojtkiem - synem stryja - t� beczk�, to w schowku w stodole pod słom� było ich co
najmniej sze��. W drugim ko�cu stały beczki z rop� do silnika nap�dzaj�cego za
pomoc� pasa transmisyjnego krajbzeg�. Jak si� czasem ojciec ze stryjem napili, na
przykład na �wi�ta, to si� �mieli, �e jak b�dzie po�ar w stodole, to cała wie�, nawet
plebania, pójdzie z hajcem... A mama i stryjna wtedy załamywały r�ce, albo
krzyczały na nich - w zale�no�ci od nastroju...
Tak wi�c ojciec usadził nas z Zo�k� na rynku na werandzie przed cukierni�
Wolframa i tylko zaznaczył, �eby nam nie dał wi�cej, ni� po dwie kulki lodów,
uprzednio upewniwszy si�, �e s� �wie�e. Były lody truskawkowe i �mietankowe. My
chcieli�my, rzecz jasna, truskawkowe, ale Wolfram dał nam �mietankowe z wyra�nie
wyczuwalnym smakiem wanilii. Chyba jednak wcale nie był pewien tych swoich
truskawkowych...
Na rynku, dzie� nie był targowy, prawie nikogo nie było. Tylko w przeciwległej
pierzei stała kolejka, bo rzucili wła�nie mydło, a jako� akurat mydła nie było. Pan
Wolfram skomentował to: - Głupi ludzie - mydło trzeba kupowa� na zapas, nawet jak
par� lat pole�y, to si� tak bardzo nie psuje, tylko mniej pachnie. Ja tu tak filuj�, bo
maj� �yletki przywie�� do "Ruchu", a �yletk� zawsze jest lepiej si� goli�, jak
brzytw�.
10
Gdy w podstawówce obok rynku zrobiła si� chyba druga przerwa, maluchy
wybiegły na plac. Pewnie na co dzie� nie było im wolno, ale wtedy była taka pi�kna
pogoda i ju� koniec roku - stopnie mieli pewnie wystawione... Gdyby to było
liceum, to byłoby nam głupio, bo my co - technikum i wcale nie w powiecie. Ale na
tych z podstawówki mogli�my patrze� z góry...
Potem jaki� samochód podjechał pod kiosk i pan Wolfram, mimo poka�nego
brzucha, dosłownie sprintem rzucił si� do przodu. Ci z kolejki natychmiast to
zauwa�yli - sam samochód pod kioskiem ich nie wzruszał, bo mógł dowie�� byle co,
ale sprint pana Wolframa - człowieka powa�nego, na dodatek �yda, a �ydzi -
wiadomo - zawsze wiedz�, co w trawie piszczy, to była alarmuj�ca informacja. Z
kolejki najpierw jedna osoba - bez wahania, a po niej jeszcze kilka, wyra�nie
miotanych rozterk�, pobiegło do kiosku. Pan Wolfram dopiero dokonawszy zakupu
krzykn�ł, tak przez cały rynek: - �yletki! - i wtedy jeszcze kilka osób pobiegło do
kiosku.
Wolfram po drodze, wyra�nie zadowolony, wszedł jeszcze do spozywczego i po
chwili przyniósł nam po oran�adzie. Na chwil�, z tymi czterema oran�adami wszedł
do �rodka swojego zakładu, po chwili wyniósł dwie na tacy, przetarł je �ciereczk� i
postawił przed nami.
- Uwa�ajcie, bo stolik si� rusza – o�wiadczył, ci�gle jeszcze z zadowolon� min� i
dodał: - Szklanek wam nie podam, �eby kontrola, jak si� napatoczy, nie mówiła, �e
handluje pa�stwow� oran�ad�...
Ka�dy wiedział, o co chodzi - formalnie prywatnemu nie wolno było sprzedawa�
nic, co było wyprodukowane przez pa�stwowe. To, �e nam tak dogadzał, było
oczywiste - z naszymi rodzicami i ich odpowiednikami w powiatowym GS-ie musiał
�y� dobrze. Oboje z Zo�k� to rozumieli�my.
Gdy odszedł, po chwili milczenia, schylaj�c si� do głowy Zo�ki, konspiracyjnie
nieomal wyszeptałem: - T� czwart� oran�ad� - ty wiesz, dla kogo wzi�ł?
- Jasne, �e wiem, taka dziewczyna ze wsi, która u niego pracuje. Wiem dobrze -
pracuje legalnie - rodzice o tym mówili. Dziwili si�, �e urz�d pracy dał zgod�...
11
- Ja te� słyszałem od rodziców... Mówili tak mi�dzy sob�, nie wiedzieli, �e ja
słysz�...
- No co... - spojrzała na mnie z zaciekawieniem, ale i z pow�tpiewaniem...
- On j� posuwa...
Zo�ka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała i chyba rzeczywi�cie w pierwszej
chwili nie zrozumiała...
- No wiesz - nie wiedziałem jak to powiedzie� nie u�ywaj�c wulgarnych słów - robi
z ni� to, co m�� i �ona robi� w łó�ku...
Ona na to popatrzyła na mnie, jak na jakiego� �wi�tokradc�, potem na chwilk�
przyj�ła min� oboj�tno�ci, by wreszcie jednak przesta� udawa� i spyta�: - Przecie�
on ma �on�!
- No wła�nie - odpowiedziałem sam nie wiedz�c, jak to rozumie�.
Dopiero po chwili skontaktowałem, �e przecie� Wolframowa jest stara, gruba i
brzydka, a ta ekspedientka młoda, z g�stymi blond włosami i jeszcze, cho� tego sobie
nie powiedziałem w my�li, ale pomy�lałem tak obrazem - cycata. Tego wszystkiego
jednak Zo�ce nie mówiłem, bo si� kr�powałem.
Min�ło jeszcze kilka chwil, zanim na rynek zajechał ojciec z wag� na platformie
ci��arówki. Te� wzi�ł loda, dwie kulki i zezwolił panu Wolframowi nało�y� nam do
wafelków po jeszcze jednej kulce. Wtedy panował pogl�d, �e od lodów mo�na si�
przezi�bi� i trzeba z nimi bardziej uwa�a�, ni� doro�li np. z wódk�. Chciał zapłaci�
za oran�ady, ale Wolfram nie wyraził zgody i nawet zawin�ł w papier babk�
dro�d�ow�. Czasem w tych babkach od Wolframa były �liwki, czasem inne owoce, a
czasem nic nie było , tylko troch� rodzynek.
Wracali�my inna drog�, poln�.
- Po pierwsze, to ludziom nie b�dziemy kurzy� w nosy, a po drugie, to wyk�piemy
si� w rzece.
Rzeczywi�cie - do przebycia mieli�my rzek�. Na głównej drodze był drewniany
most, odbudowany po wojnie byle jak i je�li trzeba było z powiatu lub do powiatu
12
jecha� z wi�kszym ci��arem, to kierowcy ci��arówek czasem woleli jecha� t� w
innych sytuacjach nie ucz�szczan� drog� le�n�.
Tym razem nie chodziło o ci��ar, tylko o to, �e nie mieli�my kostiumów
k�pielowych. Ja ju� miałem w domu takie spodenki gimnastyczne, które uchodziły
za k�pielowe. Dziewczyny w mie�cie zwykle te� miały od chwili, gdy im piersi
rosły. Cz�sto dziewczynie ju� co� zaczynało wystawa�, a jeszcze rodzice nic im nie
kupowali. One si� w domu wykłócały i z czasem osi�gały to, co chciały. Jednak do
tego momentu k�pały si� w samych majtkach i udawały, �e nic si� nie dzieje.
Chłopcy te� udawali, �e nic nie widz�. No ale, gdy zaczynały im rosn�� włosy nie
tylko na głowie, to musowo wszystkie miały kostiumy, zwykle bawełniane,
jednocz��ciowe.
Oczywi�cie - Zo�ka miała kostium ju� nawet dwa lata temu. Ale dwa lata temu
wprawdzie włosy rosły jej pod pachami, ale piersi prawie nie miała, wi�c raz opalała
si� w kostiumie, innym razem bez i nikomu to nie robiło ró�nicy. Rok pó�niej
widziałem j� tylko w kostiumie. No a teraz, to ju� miała porz�dne, cho� ci�gle
jeszcze za małe, to nie wypadało, �eby z nimi biegała. Nie wypadało, to nie
wypadało, ale wyczuwało si�, �e ona uwa�a si� ju� za kobiet� i si� wstydzi.
Miałem na ten temat swoje obserwacje. Kobiety, które miały niemowl�ta, bez
�enady karmiły je piersi� przy obcych. Gdy były dorosłe, a wokół byli tylko
wyra�nie młodsi, latem te� cz�sto wchodziły do wody w staniku, który zdejmowały
myj�c si� mydłem i jedne zakładały go z powrotem jeszcze w wodzie, a inne
wychodziły na brzeg, wy�ymały, cho� mogły wy�yma� stoj�c po kolana w wodzie,
strzepywały i dopiero wtedy zakładały. Tak wi�c dorosłe osoby nas - dorastaj�cych
chłopaków - specjalnie si� nie wstydziły. Za to nasze rówie�nice - gdy ju� miały te
swoje kostiumy, to bardzo. Zo�ka dwa lata temu pod tym, wzgl�dem była
ewenementem.
Pami�tam, kiedy� byłem nad rzek� z Wojtkiem, moim kuzynem. To było rok
wcze�niej. Akurat byłem na wsi. Poszli�my wzdłó� pól w takie miejsce, gdzie nikogo
nie powinno by� i tylko s�siadka pieliła brukiew. Rozebrali�my si� na golasa, a
13
jeszcze ani jemu, ani mi nic tam nie rosło. K�piemy si�, a tu na brzegu siedz� dwie
rok młodsze dziewczyny: siostra Wojtka - Ania i jej kole�anka Renata. Nie
chcieli�my ich wzi�� i szpiegowały nas. Ja jako� wstydziłem si� pokazywa� goły, ale
co było robi�, skoro one nie chciały odej��. Schowali�my przyrodzenie w dłonie, na
brzegu zało�yli�my majtki i troch� dali�my im popali�. Ale nie za mocno je zbili�my,
bo si� nie obraziły. Wiec one te� si� rozebrały - Anka do majtek, bo wiedziałem, �e
kostiumów, jak to na wsi, w ogóle nie maj�. Gdy chciały i�� si� k�pa�, a my
pocz�tkowo ostentacyjnie powiedzieli�my, �e na razie mamy do��, Wojtek zabronił
Ance k�pa� si� w majtkach, bo miała na sobie nowe, całkiem białe i w rzece mogły
z�ółkn��. Zagroził, �e powie o wszystkim matce i wida� było, �e to jest argument.
Ale Anka była zakłopotana i w ko�cu powiedziała, �e zdejmie majtki, je�li i Renata
zdejmie. A było wida�, �e Renata jest ju� rozwini�ta, �e ho, ho - zreszt� dlatego -
dodatkowo - wstydzili�my si� przed ni� biega� nago. A Renata była w majtkach i w
podkoszulku. Ten podkoszulek był porozci�gany i w rzeczywisto�ci nie był taki
szczelny, ale liczyło si�, �e jest. W mie�cie, jakby dziewczyna k�pała si� w
podkoszulku, to wszyscy by si� z niej �mieli, ale na wsi to mogło uchodzi�.
Na to Renata Ance zacz�ła tłumaczy�, �e jej ju� nic nie brakuje, a ona jeszcze
nawet nie ma swego okresu. Ja wtedy, a zreszt� i w rok pó�niej wcale nie
wiedziałem, co to jest okres. Wiedziałem oczywi�cie, jak si� robi dzieci i nawet co�
słyszałem, �e kobietom krew leci, ale co i jak, to nie wiedziałem.
Na to Anka odpowiedziała, �e chodz� do jednej klasy, maj� tyle samo lat, wi�c
je�li ona mo�e si� całkiem rozebra�, to Renata te� mo�e.
Pocz�tkowo nam z Wojtkiem nie bardzo na tym zale�ało, ale sprawa nas
wci�gn�ła. W jednej chwili obie stały si� dla nas obiektem obserwacji o podło�u
erotycznym.
W pewnym momencie Anka zem�ciła si� na Wojtku i zaproponowała, �e wszyscy,
to znaczy my równie�, rozbierzemy si� na golasa. I na zgod� od razu zdj�ła te swoje
białe majtki. To jednak było co�, bo miała mi�dzy nogami kilka króciutkich,
wij�cych si� po skórze włosów.
14
Oczywi�cie - Wojtek był jej bratem, a Renata dziewczyn�, wi�c od razu
zrozumiałem, �e to jest gest nade wszystko w moj� stron�. No ale mogłem uchodzi�,
jako kuzyn, za takiego, którego nie trzeba si� wstydzi�.
A jednak - Renata odmówiła. Powiedziała, �e je�li si� rozbierze, to my z pewno�ci�
rozgadamy... My wprawdzie zarzekali�my si�, ze nie, ale ona nie wierzyła. A mo�e -
uznała, �e jest w tym stopniu zaawansowania, �e jest kim� ponad nami i nie warto si�
z nami pospolitowa�? Ale tak naprawd�, to si� wstydziła. Tak my�l�. Wstydziła si�
tak�e Anka. No ale z ni� było ju� po ptakach - była na golasa, wi�c tak została.
Potem, po k�pieli, gdy le�eli�my obok siebie na trawie, przywarła do mnie, niby si�
odwracaj�c, pocierała si�. To było niewinne, cho� wówczas mnie sparali�owało.
Sparali�owało, cho� to była wiejska dziewucha - córka prostego chłopa i na
dodatek młodsza - wtedy takie rzeczy dla mnie si� liczyły. Dzi� - tak sobie my�l�, �e
ona chciała w ten sposób sprawi�, bym jako� zaakceptował t� jej goło��, albo co?
Przez cz��� dorosłego �ycia �yłem z seksu, ale przecie� nie wszystko rozumiem...
W sumie jednak to wszystko nie zrobiło na mnie wi�kszego wra�enia, dopiero
potem u�wiadomiłem sobie, �e to mi si� �ni po nocach - jakie� rozbudowane,
nierzeczywiste... A tak�e - miałem do�wiadczenie, �e dziewczyny, nie koniecznie w
jakim� wieku, ale w pewnym momencie rozwoju fizycznego, nie s� skłonne do
bezwstydu.
Tak wi�c do pomysłu ojca miałem sceptyczny stosunek. Tym bardziej, �e jak
s�dziłem, ojciec w ogóle nie zastanawiał si� nad zło�ono�ci� sprawy. Było gor�co -
nie chciało mu si� do czwartej siedzie� w kanciapie magazynu tym bardziej, �e ju� z
rana opił z panem Władkiem jaki� interes. Poniewa� w domu, jeszcze rano, ładował
do teczki jakie� butelki, z pewno�ci� ze spirytusem rozrobionym z sokiem, to by�
mo�e i z tymi od naprawy wagi co� sobie dziabn�ł. Co go obchodziły
skomplikowane stosunki mi�dzy młodymi lud�mi?
Rzek� od lasu oddzielał mo�e dwudziestometrowy pas ł�ki zalewowej. Ojciec
skr�cił, odjechał wzdłu� rzeki ze sto metrów i zatrzymał si� za krzakami, zza których
samochód nie był zbyt widoczny. Nie chodziło o to, by nikt nie widział ci��arówki,
15
lecz by nikt jej nie rozpoznał, a przynajmniej nie mógł odczyta� numerów
rejestracyjnych. Takie rzeczy same przez si� były rozumiane. Je�li kto� podejdzie, to
znaczy, �e chce pogada� i nie wypada, aby doniósł. A je�li b�dzie chciał donie��, to z
daleka nic pewnego nie zobaczy. Ojciec zawsze był ostro�ny, a z domu wiedziałem,
�e rodzice Zo�ki te� byli ostro�ni.
My z ojcem od razu wbiegli�my do wody. Po chwili ojciec odszedł do ci��arówki i
wrócił z nowym, luksusowym mydłem w papierowym opakowaniu. Wida�,
zaopatrzył si� w magazynie w to samo, po które ludzie tłoczyli si� na rynku. Gdy
wróciłem, znad wody, ojciec ju� wybrał miejsce tak ze dwadzie�cia metrów od
ci��arówki, �eby si� nie zapaliła i rozpalał ognisko. Kazał nam i�� po chrust. Dwa
razy obrócili�my z pełnymi nar�czami. Po drodze, z głupia frant spytałem: - nie
k�piesz si�? Ona mi na to, �e nie ma kostiumu. Ja, �e mo�na bez kostiumu, nikomu
przecie� nie powiem.
- Kiedy si� wstydz�...
Na to ju� nic nie powiedziałem, tylko powiedziałem: - głupia jeste�...
Ale wcale nie uwa�ałem, �e jest głupia, tylko nie miałem pomysłu, aby powiedzie�
co� innego.
Wrócili�my do ogniska. Ledwo si� tliło, poniewa� ojciec wcale nie chciał du�o
podkłada� do ognia. Z teczki wyj�ł gazet� - "Trybun� Ludu", na któr� wszyscy
narzekali, bo na zawijanej w ni� �ywno�ci zostawiała czarne odbicie liter i słyszało
si�, �e to jest bardzo niezdrowy ołów. Ale co było robi� - du�o lepszego "Słowa
Ludu" ojciec nie mógł zaprenumerowa� w spółdzielni, a taki głupi, �eby samemu
płaci� za gazety, to nie był.
Tak wi�c wi�ksz� cz��� gazety - dwukolumnow� - rozło�ył na trawie, a mniejsz� -
jednokolumnow�, starannie zło�ył i schował do teczki na pó�niej. Bez zb�dnego
gadania na sfotografowanej twarzy towarzysza Wiesława poło�ył butelk� piwa
j�drzejowskiego. Wszyscy wiedzieli, �e nie ma gorszego piwa, ni� j�drzejowskie, to
te� natychmiast popatrzył pod sło�ce, czy w �rodku nie pływa mucha. Zdaje si� - nie
16
pływała, a je�li, to musiała by� taka mała, �e ojciec nie zwrócił na ni� uwagi. Po
chwili wyj�ł te� napocz�t� flaszk� z nalewk� i poci�gn�ł spory łyk.
Popatrzył na nas i powiedział: - do wody, dzieciaki, do wody, tu woda płytka, to si�
nie potopicie... Jak wrócicie, to dam wam na spółk� oran�ad�, ale tylko jedn�, bo
druga niech czeka, a� co� zjemy...
Ja na to, �e Zo�ka nie chce, bo nie ma stanika i si� wstydzi.
Zo�ka nic nie powiedziała, ale widziałem, �e zrobiła si� czerwona.
- Te� mi fanaberie - zdejmuj dziewczyno t� sukienczyn� i do wody, ale ju�. Jak si�
wstydzisz, to ja si� odwróc�, ale potem mamie powiem, �e fochy stroisz i jest z tob�
zawracanie głowy.
Tu ojciec poci�gn�ł łyk piwa i zmartwił si�: - Jak ciepłe piwo, to od razu jest
kwa�ne. Ale trudno...
W tym czasie Zo�ka rozpi�ła wprawdzie jeden guzik, ale zamarła tak, jakby znowu
zrezygnowała. Ojciec spojrzał na ni� i dodał - mydło b�d� dzi� dawał twojej mamie,
to nie zapomn� poskar�y�...
Zo�ka zatem - jak zauwa�yłem - dr��cymi palcami, powoli rozpi�ła sukienk� i
wstaj�c zdj�ła j�. Piersi miała wi�ksze, ni� s�dziłem, a przede wszystkim długiem,
sztywne i pomarszczone sutki. To było co� nowego - takie rzeczy cz�ste były u
karmi�cych matek, ale nie w jej wieku. Zreszt� - w samochodzie mimochodem
widziałem, gdy si� schyliła, jej piersi i były inne. We mnie te� si� co� ruszyło, co pod
majtkami, wcale nie k�pielowymi, byłoby wida�, wi�c natychmiast ruszyłem do
wody. Ojciec w tym czasie znów poci�gn�ł łyk nalewki i poło�ył si� na trawie.
W wodzie bawili�my si� w berka i dwukrotnie - doganiaj�c j�, chwyciłem za te
piersi - były w �rodku twarde, podobnie jak sutki. W gatkach miałem namiot, jak
wszyscy diabli, ale tym bardziej udawali�my, �e nic nie widzimy. Czuło si�, �e i to
moje obłapianie jej za piersi i mój namiot, to ma by� nasza wspólna tajemnica.
Gdy wrócili�my, na gazecie le�ały trzy zaostrzone scyzorykiem patyki i kilka
grubych plastrów kiełbasy �ywieckiej. To była kiełbasa o szeroko�ci co najmniej
17
osiem centymetrów, pomy�lana jako obło�enie dla chleba. Obok były pajdy chleba i
słoik z musztard�.
- �eby ,cholera, w powiatowym mie�cie, w magazynie, nie było normalnej kiełbasy.
Rozumiem - w sklepie, dla ludzi, ale w magazynie? Ta w ogóle tłuszczu nie ma -
niech sobie j� w Warszawie jedz�, albo w województwie. Nam trzeba porz�dnej, ze
słonin� i cienkiej. W domu mam porz�dn� kiełbas�, wiejsk�, od brata, ale czy to
człowiek pomy�lał?
Ojciec narzekał, ale wiedziałem, �e nie jest szczery. Przed wojn� mi�so jadł od
wielkiego dzwonu. Nawet teraz koledzy jedli mi�so w niedziel� i mo�e jeszcze raz w
tygodniu. Do chleba te� tylko od �wi�ta mieli salceson, kaszank�, a chleb, je�li
smarowali, to margaryn� mleczn�, od ci��y skuteczn�, chyba �e rodzice mieli krow�.
Były jednak domy, gdzie krowa w miasteczku była, ale całe mleko sprzedawano, a
rodzina normalnie - jadła z margaryn�, albo i bez.
Tym czasem u nas w domu, ale i u Zo�ki, nikt si� czym� takim nie przejmował. Na
koniec i na pocz�tek roku ka�demu nauczycielowi dawali�my po pół laski
szynkowej, albo je�li była du�a, to jedn� trzeci� laski. Wychowawczyni nawet
wi�cej... Masła było ile kto chciał, bo nasza spółdzielnia mleczarska brała z innych
spółdzielni masło, dodawała swoje i soliła dla wojska. Potem wystarczyło wsypa�
wi�cej soli, ni� wymagała receptura, a tego nikt nie sprawdzał i nadwy�k� mo�na
było obdzieli� wszystkich tych, których warto było obdziela�. No i nawet, je�li
kanapk� smarowałem grubo na palec, to mama nic nie mówiła, tylko si� �miała, �e
taki jestem �arty i chyba du�y urosn�...
Wsadzili�my płaty kiełbasy do ogniska i cho� były pot��ne, to szybko si� nagrzały.
Potem po jeszcze jednym, a ojciec jeszcze jeden. My przedtem nie wypili�my swojej
oran�ady, bo wło�yli�my j� do rzeki, aby zrobiła si� chłodna i teraz dopiero j�
pili�my. Drug� wło�ył do rzeki ojciec, gdy biegali�my w wodzie.
Zjedli�my prawie cał� musztard�, wi�c tata podszedł do rzeki, wyrzucił reszt�,
opłukał musztardówk� i po powrocie nalał sobie nalewki. Była g�sta - znałem jej
18
słodkocierpki smak, bo czasem na spróbowanie brałem na koniec j�zyka. Zo�ka
jednak przygl�dała mu si� uwa�nie i dlatego spytał j�:
- Co - chciałaby� spróbowa�?
Ona jednak nic nie odpowiedziała, bo chciała, ale wstydziła si� przyzna�. Wi�c
ojciec wypił swoje, otarł brzeg szklanki o traw� i nalał jej tak tylko troch�. Jedn�
r�k� zatkn�ła nos, jakby chciała si� rzuci� do gł�bokiej wody, a drug� podniosła
musztardówk� z rubinowym płynem.
- Nawet si� nie zakrztusiła - he, he, za�miał si� ojciec.]
Potem kazał jej pami�ta�, by�my podczas k�pieli skorzystali z odpiecz�towanego
mydła. Zaznaczył przy tym, �e ja na pewno nie b�d� chciał, albo nie b�d� pami�tał, a
on, jak si� obudzi, to sprawdzi, czy jeste�my umyci.
Potem wstał i odszedł w cie� pod krzaki, obok ci��arówki, z której wyci�gn�ł
jaki� stary granatowy fartuch. Roz�cielił go sobie i poło�ył si� drzema�. Przy tych
czynno�ciach z kieszeni fartucha wypadł chemiczny ołówek. Rodzice zawsze mi
wkładali w głow�, abym uwa�ał na chemiczne ołówki, bo gdy grafit dostanie si� do
oka, to oko wypłynie. Zo�ce te� to mówili, jak to urz�dnicy w GS-ie, wi�c gdy to
zobaczyli�my, to spojrzeli�my na siebie porozumiewawczo.
Pobiegli�my do wody. Celowo tak uderzałem stopami, a wła�ciwie - jak pami�tam
- pi�tami w wod�, by jak najszerzej si� rozpryskiwała. Jedynie w jednej trzeciej
szeroko�ci si�gała nam ona do pasa, a raczej mi, bo byłem wówczas troch� ni�szy od
niej. Nurkowali�my chc�c wypatrzy� jakie� ryby. W pewnym momencie płyn�c z
przeciwległych kierunków pod wod� wypłyn�li�my twarz w twarz. W jej oddechu
wyczułem wi�niówk�.
- Dobra była ta wódka?
- Aha...
- Ja kiedy� te� spróbowałem, ale malutko...
- Aha - odpowiedziała i rzuciła si� na mnie z zaskoczenia. Przywaliła swoim
ci��arem i wepchn�ła pod wod�. Nie od si� wyrwałem i gdy wstałem, musiałem
wykaszle� si� i wykrztusi�. Starałem si� robi� to cicho, aby ojciec nie słyszał, bo
19
przecie� to co robili�my, tak mo�na to było sobie wyobrazi�, było prost� drog� do
utopienia si�, przed czym tak nas przestrzegano.
- Cho� - tam na brzegu jest butelka - spróbujemy...
Rzeczywi�cie - było w tej butelce troch� mniej ni� połowa zawarto�ci. Wzi�łem
musztardówk� po to, aby j� umy�, ale Zosia gestem dała mi zna�, �e nie, �e
b�dziemy próbowa� z butelki. W całkowitej ciszy łykn�li�my po jednym razie. Ona
wyj�ła kiełbas� z gazety i le��cym obok scyzorykiem ukroiła plaster. Przedtem
jednak zgoniła z tego scyzoryka muchy i wytarła go o traw�. Plasterek pokroiła na
sze�� cz��ci. Tym samym rozstrzygn�ła, po ile razy b�dziemy próbowa�. Musieli�my
bra� małe łyki, �eby ubytek płynu w butelce nie rzucał si� w oczy. Niczego nie
musieli�my ustala�. Wszystkie rytuały znali�my z obserwacji.
- Teraz nale�y si� papieros... - zauwa�yła.
Ja oczywi�cie wiedziałem, �e Zo�ka wcale nie pali. Nale�ała do grupy tych
dziewczynek, które nauczyciele uwa�ali za grzeczne. Oczywi�cie - podobnie jak mi,
jej było łatwiej ze wzgl�du na rodziców.
Mój ojciec nie palił i oboje to wiedzieli�my. O ka�dym w miasteczku potrafili�my
powiedzie�, czy pali, czy nie. Ale co� wiedziałem - ojciec cz�sto miał "Carmeny",
albo inne luksusowe papierosy w teczce na wypadek, �e trzeba b�dzie cz�stowa�
kogo�, kogo warto cz�stowa�. Takie paczki zazwyczaj były odpiecz�towane.
Rzeczywi�cie - papierosy w teczce były, ale nie było zapałek. Zo�ka wyj�ła
jednego i przypaliła od dogasaj�cego �aru w ognisku.
- Mo�e by� z tego po�ar - zauwa�yła - zasikaj!
Spojrzałem na ni� - było jasne, �e ci�gle mam ten namiot, cho� nie taki, jak jeszcze
przed paroma momentami. Ale trudno... szło mi niet�go, bo w tych okoliczno�ciach
nie mogłem precyzyjnie trafi�, a zreszt�, sikałem niedawno - nie zdejmuj�c majtek
podczas k�pieli, w wodzie. W ka�dym razie niczego nie zagasiłem.
Zo�ka uwa�nie si� przygl�dała, bałem si�, �e b�dzie si� �miała - oczywi�cie - ze
wzgl�du na ojca bezgło�nie, ale nie. Odsun�ła mnie. Zsun�ła majtki i wychylaj�c
tyłek nad ognisko chciała utrafi� w centrum przyprószonego popiołem �aru, lecz to
20
było niemo�liwe. Oczywi�cie, z tylko troch� zsuni�tymi majtkami nie mogła zrobi�
wielkiego rozkroku, wi�c zdj�ła je i dopiero w ten sposób zasikała dokumentnie
wszystko. W palcach trzymała papierosa. W przeciwie�stwie do mnie miała ju�
niewielk�, ale g�st�, całkiem czarn�, mo�e jeszcze bardziej, ni� jej włosy na głowie -
k�pk�.
Syk ogniska nie był gło�ny, ale mógł obudzi�. Dlatego szybko odbiegli�my w to
samo, oddalone miejsce w rzece na całkowitej płyci�nie. To była taka malutka
zatoczka i woda była tu do�� ciepła. To był wa�ne, bo w czerwcu woda w rzece
raczej jest jeszcze chłodna.
Poło�yli�my si� obok siebie w mule płycizny. Zo�ka w jednej r�ce miała majtki, a
w drugiej papierosa. Pewnie by je zało�yła, ale musiała possa� papierosa, aby nie
zgasł. Nie zaci�gała si�. Podała mi i ja te� possałem nie zaci�gaj�c si�. Poło�yłem si�
na boku, �eby dokładniej przyjrze� si� jej kroczu. Gdyby nie ta wi�niówka, to pewnie
nie byłbym taki bezczelny.
- Gapisz si�? - spytała...
- Aha...
Zo�ka od pasa w gór� była wynurzona, a poni�ej lekko zanurzona w troch� m�tnej,
jednak przejrzystej wodzie. Mimo to poprosiłem: - Wysu� si�.
Ona spojrzała na mnie, wzi�ła papierosa i odwróciła si� odwrotnie - twarz� ku
nurtowi. W ten sposób to, o co chodziło, miałem przed nosem. Dotkn�łem. W tym
czasie Zo�ka mi te� zsun�ła troch� spodenki. Aby mi ułatwi� badania, praw� nog�
uniosła w kolanie. Równocze�nie delikatnie, a zarazem nieporadnie - oczywi�cie - to
oceni� mogłem pó�niej - dotykała mnie. Wystrzeliłem prawie natychmiast. Prosto w
jej twarz. Nie spodziewała si� tego. Ja zreszt� te� - zreszt� o niczym nie my�lałem.
Starła nasienie z twarzy, ale niezbyt dokładnie.
- Spróbuj - podobno dla kobiet jest to smaczne i zdrowe...
Tak rzeczywi�cie gdzie� słyszałem, a zreszt� powiedziałem tylko po to, aby co�
powiedzie�. Oboje si� roze�mieli�my.
- A nikomu nie powiesz?
21
- Nie - potwierdziłem z gorliwo�ci�. Było jasne, �e to co robimy, musi by� nasza
tajemnic�.
Najpierw spróbowała troch�, potem jeszcze... Wreszcie przysun�ła dło� do mojej
twarzy: - Masz, te� spróbuj...
- Nie, to podobno tylko dla kobiet dobre. Tak słyszałem.
Spojrzała na mnie nieufnie, ale poniewa� miałem szczery wyraz twarzy, wszystko
dokładnie wylizała.
- Dobre? - spytałem
- No...
- Cho� do wody - ponurkujemy, a potem mo�e jeszcze raz...
Rzucili�my si� na �rodek nurtu. W jakim� szale�stwie siłowali�my si� tak, aby jak
najwi�cej si� dotyka�. Nie o to nam chodziło, kto przewa�y, lecz o to, by styka� si�
ciałami w najdziwniejszych pozach.
Przerwał to okrzyk ojca. Obudził si� i chciał ju� jecha�. W tym wszystkim
zapomnieli�my o papierosie, który nad sam� lini� wody został na słomce i o
majtkach. Te jednak popłyn�ły. I jej i moje. Papierosa cisn�li�my w �lad za nimi.
Ojciec chyba si� zorientował i miał dwa wyj�cia - albo zrobi� afer�, albo uda�, �e
niczego nie widzi. Wybrał ten drugi wariant i skrył si� w krzaki, pewnie zreszt� nie
bez powodu. Szybko dobiegli�my do ubra�. Ja na mokre ciało zało�yłem spodnie, a
Zo�ka swoj� sukienk�. Gdy si� schylała, mi�dzy guzikami wida� było co� czarnego.
W szoferce tym razem od okna usiadła Zo�ka. Ojciec upewnił si�, czy dobrze
zamkn�ła drzwiczki, bo czasem, jak kto� zrobił to nieumiej�tnie, otwierały si�. Nic
nie mówił. Zreszt� - wida� było, �e po przebudzeniu jest lekko oszołomiony... Podał
nam swój grzebie� - uczeszcie si� - szczególnie ty Zo�ka - mo�na wami ludzi
straszy�... Roze�mieli�my si�. Nam było czego� bardzo rado�nie...
***
22
Jeszcze w klasie maturalnej urz�d si� mn� zainteresował. Jakubowski był wówczas
porucznikiem, ale tego przecie� nie wiedziałem. Ja nawet nie wiedziałem, �e on
nazywa si� Jakubowski, bo przedstawił si� całkiem inaczej. Milicjant zgarn�ł mnie,
gdy przechodziłem ulic� nie na pasach. A to główna ulica w miasteczku, do�� długa,
za� pasy wymalowali tylko w jednym miejscu. Nikomu do niczego one nie były
potrzebne. Je�li przeje�d�ał pojazd mechaniczny, to raz na par� minut. Nikt nie
zwrócił uwagi. Ten milicjant - Waszak, wcale nie był zły. Powiedział tylko, �e
przeszedłem nie na pasach i musi mnie na chwil� zatrzyma�. Ja mu na to, �e przecie�
jestem grzeczny, starszym osobom si� kłaniam, ale nie powiedziałem, �e przecie� u
nas w ogóle nie ma pasów, bo to byłaby prowokacja - mógłby to poczyta� jako kpiny
z władzy ludowej, albo jak�� prowokacj�. Wreszcie - mógłby si� zezło�ci� i na
komendzie spra� mnie. Chłopaków cz�sto prali na komendzie, ale nie mnie. Jako�
tak si� wiedziało, kogo z miasteczka mogli spra�, gdy mieli ochot�, a kogo raczej
nie. To zale�ało od rodziców - je�li co� znaczyli, to ich synom nic specjalnego nie
groziło. W zasadzie...
A zreszt� - pozycja mego taty była silna - tak to widziałem - ale pod warunkiem, �e
znało si� swoje miejsce w szeregu. To nie była �adna elita. Tata wiele mógł, był w
ko�cu tym magazynierem, ale chwali� si� nie było czym. Jako magazynier mógł do
jednego mi�snego, albo spo�ywczego, rzuci� towar, a do innego nie. Mógł najpierw
kierowniczki sklepu poinformowa�, ale nie musiał. A jak one miały pó�niej
zawiadamia� swoich klientów?
Oczywi�cie - mogły przetrzyma� dla nich towar na zapleczu, lecz to nie było
bezpieczne - jakakolwiek niezapowiedziana kontrola o d razu je załatwiała. Cho�by i
byli z sanepidu, to i tak mogli tak przysra�, �e lepiej od razu było dawa� im w gar��
du�o wi�cej, ni� zwykle.
A kierowniczka sklepu nie jest przecie� �wi�ta - cudu nie uczyni - wi�cej na boku
zarobi�, ni� si� dawało - nie dawało si�. Niejedna, jak była głupia - tak mówił ojciec
- robiła manko i szła do mamra. Czasem, jak była kontrola, to komisja pomagała to
manko jako� zaklajstrowa�. Tak było mo�e nawet najcz��ciej. Wiadomo, �e w
23
sklepie przemysłowym GS-u tak zrobili. Kierowniczka była taka �arta, �e nawet
sobie will� postawiła na skraju miasta. Całe osiemdziesi�t metrów - z pi�trem!
Ludzie mówili, �e na to pi�tro, na stropy, to szyny kolejowe kładła - a sk�d mogła
mie�? - ze złodziejstwa!
Ale nawet to by przetrwała, bo potrafiła brakowa� towary deficytowe. My te�
mieli�my lodówk� saratow - radzieck�, gło�n� bo gło�n�, ale ka�dy wiedział, nawet
jak nie wchodził do kuchni, �e jest w domu lodówka. No wi�c ta lodówka
kosztowała siedem trzysta, a tata, przynajmniej oficjalnie, zarabiał tysi�c
dziewi��set. To i tak du�o zarabiał. A przecie� - radio - tysi�c osiemset. Tyle samo
odkurzacz. Pralka frania tysi�c trzysta. Telewizor - dwana�cie i pół. Sama antena do
telewizora, ta wi�ksza, �eby było j� wida� - dwie�cie złotych z czym�. Taka mniejsza
- za osiemdziesi�t, co ledwo wystawała nad komin, była gorsza. Od razu wszyscy
wiedzieli, �e u ludzi jest telewizor - pieni�dzy starczyło, ale ledwo, ledwo...
Inna sprawa, �e te mniejsze anteny były mo�e i lepsze? Obraz i tak był kiepski i
tak, a przynajmniej na wietrze małe anteny nie uginały si� i obraz nie skakał, nie
biegał...
No wi�c w przemysłowym tata sam przywalił, po godzinach zamkni�cia, młotkiem
w emali� tego saratowa, aby troch� jej obtłuc. Kierowniczka wy�miała go, �e z taka
rys� to wcale nie pójdzie do przeceny i przywaliła - tak powiedział ojciec - jak
kowal. A� obudowa, cho� z radzieckiej blachy, a oni zawsze dawali do wszystkiego,
nawet do konserw, grub� blach�, no wi�c ta blacha wgi�ła si�, �e hej. Rodzice
pó�niej kilka dni chodzili smutni, ale gdy za kilka dni pan Władek przywiózł swoj�
ci��arówk� lodówk�, to mama orzekła, �e nie jest tak tragicznie... No i tylko dwa sto
kosztowała! Co to była za lodówka - dopiero w 1981 roku, gdy deficytowe towary
sprzedawali na talony, z omini�ciem handlu, �eby niczego nie rzuca� do sklepów,
rodzice kupili sobie nast�pn�. I zamra�alnik sobie wtedy kupili. A star� dali na
werand� - mi�sa zawsze było wi�cej, ni� miejsca w lodówce.
Do ka�dego przecenionego towaru obowi�zkowo dodawali radzieck� płyt�
gramofonow�, longpleja. Nam si� dostał chór Aleksandrowa. Radzieckie były ta�sze
24
- po 55 złotych, gdy krajowe - po 80. Nie było wyboru - kierowniczka dawała
pierwsz� z brzegu. To była sprzeda� wi�zana. Zupełne głupstwo, bo nie wszyscy -
jak my - mieli gramofon. My mieli�my gramofon razem z radiem.
No wi�c ten milicjant powiedział mi, �e mog� sam i�� do komendy, ale od razu i
�ebym tylko nie skrewił, bo si� ze mn� policzy, albo mo�e sam mnie zaprowadzi�.
Sprawa była jasna - lepiej było nie robi� rabanu na całe miasteczko i unikn��
marszu pod konwojem. Zreszt�, skoro groził mi wyciskiem dopiero w wypadku,
gdybym si� nie stawił, to mogłem wnioskowa�, �e nic mi nie grozi. Cho� oczywi�cie
- z nimi nigdy nic nie wiadomo...
Na komendzie w okienku pokazałem legitymacj� szkoln� - dowodu jeszcze nie
odebrałem, czy mo�e nie nosiłem ze sob�, aby nie zgubi�? Tłusty kapral, którego
znałem z widzenia, opryskliwie skierował mnie na koniec korytarza i kazał czeka� na
porucznika. No i wypadło mi czeka�, siedz�c na krze�le, dobrze ponad godzin�.
Wyj�łem podr�cznik, chyba od matematyki i udawałem, �e si� ucz�. Ale gdzie tam -
nie byłem w stanie si� uczy� - raczej chciałem pokaza�, �e pilnie robi� to, co do mnie
nale�y. Nie wykluczałem, �e jednak naprawd� chodzi o to przechodzenie przez
jezdni� i w takim razie argument, �e jestem obci��ony nauk�, mógł by� istotny.
No i wreszcie wyszedł do mnie z pokoju w �rodku korytarza facet mo�e
trzydziestoletni... Zawołał po imieniu dodaj�c, zreszt� dobrodusznie:
- No cho� do mnie, ty piracie drogowy.
W pokoiku, w którym stały zł�czone ze sob� naprzeciw dwa wielkie, solidne, cho�
obskurne biurka z krzesłami, a pod �cianami dwie szare stalowe szafy i nic wi�cej,
nie było przytulnie. Facet wyszedł zostawiaj�c mnie samego. Byłem tu po raz
pierwszy. Od razu spojrzałem na kaloryfer. Wszyscy, którzy byli w �ledztwie
potwierdzali, �e milicjanci ch�tnie przykuwaj� kajdankami do ł�czki kaloryfera i
wówczas pałuj�, albo gro�� pałowaniem. Pałowali mocniej, lub słabiej, w zale�no�ci
od stopnia przewinienia.
W tajemnicy jednak dodawano co� wi�cej. Otó� je�li ju� kogo� dorwali na
przest�pstwie i on si� przyznał, to pałowali go po to, by przyznał si� do popełnienia
25
jakiego� przest�pstwa zgłoszonego, którego jednak naszej milicji nie udało si�
wy�wietli�, znale�� winnych.
Ojciec mówił, �e trzeba rozumie� chłopaków, bo przecie� od poziomu
wykrywalno�ci zale�ały ich premie, awanse i odznaczenia resortowe, a czasem nawet
pa�stwowe. Np. sier�ant Królak, dawny komendant posterunku, odchodz�c na
emerytur�, dostał order odrodzenia Polski. Nale�ało mu si�, bo po odzyskaniu
niepodległo�ci, z nara�eniem �ycia walczył z bandami, czyli z Wasiakami i z
Kostrzewami. Wasiaków było czterech braci, z czego trzech prze�yło wojn�, a
Kostrzewów było te� czterech, ale tylko dwóch prze�yło. Jak jednego Wasiaka -
Stanisława - zamkn�li w na posterunku, to pozostali go odbili. Milicjanci podobno
zleli tego Stanisława i to było wida�. No wi�c Wasiak Walery z Kostrzewiakami, a
mo�e nawet ze starym Kostrzew�, w nocy włamali si� na posterunek. Byli
zamaskowani, ale milicjanci ich i tak rozpoznali, ale nie dali zna� po sobie.
No wi�c jak Kostrzewy z Wasiakiem zobaczyli, �e Stanisław dostał taki wycisk, �e
nie był w stanie sam i��, to tym trzem milicjantom tez dali wycisk. Królak
powiedział, �e taki jeden z powiatu bił, a nie oni, a Stanisław tak miał wszystkiego
do��, �e nie potwierdzał, ale i nie zaprzeczał. Królak dalej z kolei prosił ich, �eby
tylko nie zabierali broni, to oni co� wymy�l� i nie b�d� tego napadu zgłasza� dalej. A
poniewa� jeszcze z wojny, z AK i Wasiakowie i Kostrzewiacy mieli broni jak lodu,
wi�c im zostawili.
Jak tylko wyszli z posterunku, to poszli do lasu, czyli na melin� do bunkrów w
lesie, ale nie w tym lesie koło miasteczka, tylko dalej. Podobno trzeci Wasiak nie był
na posterunku, ale z erkaemem ubezpieczał akcj� od zewn�trz.
No wi�c Królak nast�pnego dnia z posiłkami KBW aresztował starych
Kostrzewów i siostr� Wasiaków, bo nikogo wi�cej nie zastali. Wzi�li jeszcze
s�siadk� Wasiaków. Po kolei ich przykuwali do kaloryfera i leli. Wasiakow�, to
ludzie najlepiej słyszeli, tak wyła. Podobno nawet ksi�dz proboszcz mówił ludziom,
�e tak bi� człowieka, to to jest obraza boska. Potem ich wywie�li i starego Kostrzew�
s�dzili za napad.
26
O Wasiaku Walerym mówiono, �e uciekł przez zielona granic� do Anglii. Ale
potem, po 1956 odnalazł si� w Zwi�zku Radzieckim. Okazało si�, dorwali go, nie
wiedzieli kto zacz, to go wywie�li do Rosji, do Kazachstanu, do miejscowo�ci
D�azkazgan. Pami�tam, bo to taka dziwna nazwa, łatwo wpadaj�ca w ucho - jakby
ameryka�ska. Ten Walery chciał wróci� tym bardziej, �e wyszedł na amnestii.
Niektórzy stamt�d wracali, ale mo�e Królak co� zadziałał - tak ludzie mówili - no i
go w ko�cu nie pu�cili. O�enił si� tam z jak�� Polsk�, ale nawet odwiedzi� go nie
było mo�na. Teraz gmina chce sprowadzi� trzy rodziny jego trojga dzieci, ale to
musiałaby prawica wygra� wybory, bo ani peesel, ani eselde, a one taraz rz�dz� w
gminie, nie b�d� takie głupie. Tamci przyjad�, pieni�dze gminne si� na nich wyda, a
oni b�d� pyszczy� na władz� ludow� i ludziom m�ci� w głowach.
No wi�c jako� przed pa�dziernikiem 1956 wyszedł stary Kostrzewa, ale to było
człowieka pół, bo pracował w kamieniołomach. Baby wypu�cili wcze�niej. Tego
Kostrzew� to czasami wida� było, jak idzie do ko�cioła. Rent� dostał, to go sta�,
�eby si� lenił. I nawet odszkodowanie. Z młodych to tylko ten trzeci Wasiak prze�ył,
no i jego siostra. Za ni� nikt nie chciał wyj��, cho� swoja urod� miała, bo ka�dy
kawaler si� bał, no to poszła do klasztoru i urz�dziła si�. Pracuje w zakonnym Domu
Pomocy Społecznej i czasami samochodem marki Warszawa, pó�niej Skod�, a na
koniec Polonezem przyje�d�ała czasem do miasteczka. Tak zadawała szyku, �e trzy
inne dziewczyny z miasteczka przez te lata zaci�gn�ła do klasztoru! A to warto było
im łama� �ycie?
A Królaka nie lubili. Nie za to, �e obiecał tamtym, �e jak im broni nie zabior�, to
zatuszuje spraw�. Przecie� ka�dy musi zrozumie�, �e za strat� broni milicjant mógł
mie� ci��kie problemy. Nie lubili go za to, �e najmocniej, z całego posterunku, przy
tym kaloryferze bił.
No wi�c gdy na zł�czce od kaloryfera, tak czekaj�c w samotno�ci, zobaczyłem
liczne, w�ynaj�ce si� w metal rysy, to było jasne, �e nie wzi�ły si� nie wiadomo
sk�d. Ja tam wielkiego przest�pstwa nie popełniłem, ale mo�e szukali jelenia do
jakiej� grubszej sprawy?
27
W ko�cu ten trzydziestoletni wrócił i usiadł naprzeciwko mnie. Szczupły, do��
wysoki, w zbyt krótkiej koszuli popelinowej, która wychodziła mu z wełnianych,
troch� pogniecionych spodni. Gór� garnituru te� miał jak�� jakby wymi�toszon�. Ale
ogolony był porz�dnie. Włosy za to miał pełne łupie�u, który zalegał na ubraniu i
chyba ten łupie� najbardziej robił złe wra�enie, bo go było wida� na tle ubrania.
Zacz�ł od tego, �e nieuwaga podczas przechodzenia przez jezdni� mo�e mie�
straszne konsekwencje, bo mo�na w ten sposób spowodowa� wypadek i na długie
lata znale�� si� w wi�zieniu. Ja grzecznie powiedziałem - przepraszam - i to mu
chyba wystarczyło.
Potem z kolei zacz�ł opowiada�, �e s� jeszcze gorsze zagro�enia i one to ju�
wprost zagra�aj� socjalistycznej ojczy�nie. Zaraz potem spytał:
- A ty jaki masz stosunek do socjalistycznej ojczyzny?
To było zdumiewaj�ce pytanie - zgłupiałem całkiem i odpowiedziałem: - mam jak
najbardziej dobry stosunek. Kocham moj� socjalistyczna ojczyzn�.
- No a �ycie, jak by trzeba było, to oddał by� za socjalistyczn� ojczyzn�?
A ja wła�nie jako� niedawno ogl�dałem film "Kanał". W tym filmie wszyscy
patrioci oddali swe �ycie za ojczyzn� i dobrze było - film był ładny - wi�c bez
wahania odpowiedziałem: - oddałbym bym. Po chwili dodałem: - gdyby ojczyzna
za��dała.
- A za bratni Zwi�zek Radziecki - te� by� oddał?
Zdurniały byłem całkowicie, bo przecie� nad tym w ogóle si� nie zastanawiałem.
Ale mój rozmówca miał gro�n� min�, wi�c czym pr�dzej, a nawet tym bardziej
gorliwie potwierdziłem.
- No - to uwa�aj - z zadowoleniem, ale i z niejak� gro�ba, energicznie pomachał mi
przed nosem paluchem. Paznokcie miał długie, co dowodziło, �e nie pracował
fizycznie, ale brudne, z charakterystyczn� �ałob�.
W tym momencie na chwil� wszedł Królak. Byłem zdziwiony, bo przecie� był ju�
na emeryturze, a ubrany był w mundur. Czasem wprawdzie si� go jeszcze widziało w
mundurze, z tym odznaczeniem na piersi, ale dzi� to nie był przypadek.
28
Przesłuchuj�cy w pierwszej chwili wyra�nie chciał mu da� zna�, �e jeszcze za
wcze�nie, ale natychmiast dał spokój i powiedział: - Przypatrz si� - pan towarzysz
Królak nie jednego złamał...
- Ja wiem - odpowiedziałem, a Królak tylko stał i patrzył. Jakby na co� czekał.
Z pewno�ci� ch�tnie by mnie przykuł do kaloryfera i skatował. Ale uratował
mnie porucznik. Po prostu - powiedział:
- Dzi�kuj� - i Królak zmył si� jak niepyszny.
- Widzisz, �e z nami nie ma �artów - powiedział ni w pi��, ni w dziesi��, bo ja o
tym i bez niego dobrze wiedziałem.
- A rodziców kochasz? - spytał du�o bardziej absurdalnie?
- Pewnie, �e kocham
- A tatu� jest magazynierem?
- No jest...
- A ty wiesz, �e jak zrobi� kontrol, to zawsze jest za co posadzi� magazyniera?
Ja to dobrze wiedziałem, bo przecie� ojciec sam zawsze to powtarzał, ale czasem
jeszcze dodawał, �ebym nikomu nie mówił, ale jego tak łatwo posadzi� to si� nie da.
Ale gadał tak tylko, gdy był na ba�ce i nawet wtedy jako� tak ostro�nie. Było jasne,
�e wspomina� o tym nie nale�y i dlatego tylko potwierdziłem. A zreszt� - czasem si�
słyszało, �e ludzie dziel� si� na tych, którzy siedzieli, siedz�, albo b�d� siedzie�.
Lecz ja wiedziałem, �e ta zasada wcale nie dotyczyła wszystkich ludzi. No bo cho�by
Królak?
- Twoi rodzice wszystko zawdzi�czaj� socjalizmowi. To socjalizm twojemu ojcu
pozwolił uzyska� wykształcenie, odpowiedzialn� prac�, szacunek w�ród ludzi. A ty
my�lisz, �e nic nie zawdzi�czasz socjalizmowi?
- Wszystko - prosz� pana - zawdzi�czam socjalizmowi - gorliwie potwierdziłem, bo
jednak si� bałem, a zreszt� to chyba była prawda. Nigdy nad tym si� nie
zastanawiałem. Rodzice raczej wskazywali mi na zagro�enia ł�cz�ce si� z
socjalizmem. Oni bardzo rzadko, ale krewni cz��ciej, słuchali Wolnej Europy i tego
za �adne skarby nikomu nie trzeba było mówi�. Ruskich trzeba si� ba�, bo to dzicz i
29
dla nich zamordowa� człowieka, to jakby pestk� słonecznika zje��. Czemu tak
mówili, do dzi� nie wiem, ale chyba widzieli jakiego� morduj�cego Rosjanina, który
nie przerwał ulubionego zaj�cia. No i tego te� nie nale�ało mówi�, ale - jak
rozumiałem - w pewnych okoliczno�ciach wolno było zasugerowa�. �ydom nie
wolno było ufa�, bo �ydzi zawsze chrze�cijan oszukiwali. Rodzice znali przed wojna
przyzwoitych �ydów - jakiego� szewca, potem młynarza, ale ju� sklepikarze to byli
sami oszu�ci. No ale przyzwoici �ydzi wygin�li podczas wojny, a zostali sami
okropni. Mo�e z wyj�tkiem pana Wolframa - z którym zreszt� tata robił interesy i o
którym mówił, �e u niego słowo to jest słowo. To wolno było mówi� gło�no, ale
tylko w�ród swoich. Kim byli swoi - nie tłumaczyli, ale porucznik na pewno nie był
swój. No i wreszcie - nie trzeba było nigdzie mówi�, �e si� wierzy w Pana Boga, ale
te� nigdy nie wolno było si� Go zaprze�. Mama bardzo dokładnie mnie uczyła, jak
odpowiada� na ró�ne warianty pytania o wiar� w Pana Boga. Zawsze trzeba było tak
odpowiada�, �eby odwróci� kota ogonem. Bo za przyznanie si� mo�na było mie�
kłopoty, ale za zaprzeczenie istnieniu Pana Boga wcze�niej czy pó�niej musiały
spa�� takie plagi na człowieka i jego bliskich, �e to ju� nie tylko, �e w �adnych
okoliczno�ciach si� nie opłaciło, ale wr�cz nie nadawało si� do jakiejkolwiek
kalkulacji.
Za co� takiego mo�na było trafi� do piekła.
No wi�c socjalizm kojarzył mi si� z zagro�eniami, ale �ycie w ogóle przypominało
pole minowe, po którym id�c, nale�ało omija� miny - jako� tam jednak widoczne -
zamaskowane, ale nie do ko�ca.
Oczywi�cie, podczas rozmowy nie było czasu, by zastanawia� si� nad tym, czy
istotnie wszystko zawdzi�czałem socjalizmowi. Starczyło go na tyle, by wpa�� na
pomysł, �e tak wła�nie trzeba o�wiadczy�.
- Czy chcesz w takim razie socjalizmowi słu�y� ze wszystkich sił? - rozmówca takim
pytaniem zaskoczył mnie - no bo w �wietle tego, co przed chwila o�wiadczyłem,
musiało to by� oczywiste.
- Tak, tak - nieomal natychmiast potwierdziłem...
30
- Wiesz, s� ludzie, którzy maj� szczególnie odpowiedzialna prac�. Im socjalizm
zawdzi�cza najwi�cej. Stanowi� oni prawdziw� elit� socjalistycznego społecze�stwa.
Słu�ymy narodowi i wspólnocie socjalistycznej.
Chwil� pomy�lał, zapalił papierosa marki Płaskie.
- Pewnie si� dziwisz, �e nie cz�stuj� ci�?
- Nie - sk�d�e - jestem przecie� uczniem - nie wolno mi...
- No ale ko�czysz szkoł�, jeste� ju� dorosły - mo�e pójdziesz na studia?
- Chc� i�� na studia - od razu odpowiedziałem - spontanicznie, równie gorliwie, co
uprzednio, ale tym razem bez �adnych w�tpliwo�ci szczerze. Nie miałem w tej
kwestii w�tpliwo�ci.
- A czy mo�na mie� do ciebie zaufanie. Czy mo�na ci uwierzy�, �e nikomu nic nie
powiesz, nawet swoim rodzicom?
- Nawet rodzicom? - spytałem nie całkiem szczerze - rzecz jasna miałem przed
rodzicami swoje tajemnice.
- Nawet... - powiedział jako� twardo. Skojarzył mi si� w tym momencie z Pawłem
Korczaginem - bohaterem powie�ci "Jak hartowała si� stal". To za� miało swoje
konsekwencje. Byłem chłopcem dociekliwym i podczas czytania wówczas, gdy
Korczagin aresztował jakiego� polskiego konspiratora z organizacji "Strzelec" w
miejscowo�ci Szepietowka, to ja sprawdziłem w atlasie szkolnym, gdzie jest ta
Szepietowka. No i było mi strasznie przykro. Uto�samiałem si�, rzecz jasna, z
Korczaginem. A tu nagle okazało si�, �e on mordował Polaków - moich - jakiego�
szewca. I nadal czytałem t� powie�� z wypiekami, ale te� i z zadr� w sercu -
opisywała bowiem �wiat nadal pi�kny, romantyczny, ale przecie� nie mój, mnie
osobi�cie, jako Polakowi - wrogi.
To podobie�stwo natychmiast przypomniało mi z jeszcze wi�ksza siła potrzeb�
czujno�ci - a przecie� byłem czujny...
- Dobrze - w takim razie po�wiadczysz mi to na pi�mie.
- Po�wiadczysz, �e ze wszystkich sił b�dziesz chciał si� wykaza� w budownictwie
socjalistycznym. �e rzeczywi�cie zasługujesz na to, by wej�� do elity społecze�stwa
31
polskiego. �e chcesz sta� si� członkiem tej elity i dla tego celu nie po�ałujesz
najwi�kszych wysiłków.
W tym momencie si�gn�ł do skórzanej teczki, wyci�gn�ł najpierw wytworne,
chi�skie pióro, obiekt moich marze�, ale udało si� kupi� tylko jedno i miał je mój
tata. Takie pióro wyró�niało si� tym spo�ród innych wiecznych piór, �e pisz�c nie
chrobotało - miało wspaniał� stalówk�.
Porucznik wyci�gn�ł te� zadrukowany blankiet. Najpierw sam wypełnił niktóre
rubryki. Patrz�c z drugiej strony, a wzrok miałem �wietny, dostrzegłem, �e z pami�ci
wypisuje moje dane, nawet dat� urodzenia. Palce, w których trzymał pióro,
stopniowo zabarwiały si� na niebiesko. Jego pióro te� niestety przeciekało. Wad�
pi�knych piór chi�skich było to, �e zalewały. Jedna dziewczynka dostała w paczce
od krewnych w Anglii pióro Parker, które było jeszcze pi�kniejsze, ale nie zalewało.
Kto� ukradł jej to pióro, a potem widzieli takie pióro u przewodnicz�cego
powiatowej rady narodowej. Sam nigdy tego nie widziałem, ale ta plotka była
uporczywa.
Do piór Parker najlepiej było stosowa� oryginalny atrament Parkera. Lecz ten
atrament kosztował 30 centów w sklepach PKO, dolarowych. A posiadanie dolarów
było zakazane. Rodzice kupili kiedy� najpierw dwa dolary, po 31 złotych, a potem
jeszcze dwie dwudziestodolarówki po 40 złotych. Podobno przepłacili, ale mama si�
cieszyła, bo uwa�ała, �e dolary s� pewniejsze ni� złoto. Mi to nie pasowało, bo
dolary były ameryka�skie, ale nie w�tpiłem w to, �e jednak cenne, skoro rodzice
przepłacili - tak mówili - ale nie �ałowali i wydali na to całe 800 złotych.
Pó�niej jednak porucznik odczytał wszystko to, co napisane było w
kwestionariuszu, a elementy wpisywane r�cznie, mnie osobi�cie dotycz�ce, kazał
potwierdza�, a nawet powtarza�. Sprawiało mu wyra�na satysfakcj�, �e - jak s�dził -
nie popełnił �adnej pomyłki. Tu si� mylił - wpisał mi rocznik o rok wcze�niejszy -
pewnie kierował si� rokiem urodzenia mojego rocznika. A ja przecie� poszedłem do
szkoły rok wcze�niej. Ja sobie pomy�lałem - od razu - �e skoro tu jest nieprawda, to
cały dokument mo�na b�dzie uzna� za niewa�ny i w takim razie nadal jeszcze mój
32
podpis nic nie znaczy. W spokoju, zastanowiwszy si�, b�d� mógł podj�� decyzj�. To
było wa�ne, bo byłem w takim stanie napi�cia, �e zwróciłem uwag� na niezgodno��
daty urodzenia, lecz sensu samego dokumentu nie rozumiałem. Cho� zarazem -
domy�lałem si�. Domy�lałem si�, �e zostawałem takim człowiekiem, przed którymi
rodzice kazali mi szczególnie uwa�a�. Ale nie uwa�ałem, �e to co� złego - raczej -
zgodnie z intencjami porucznika - miałem poczucie jakiego� du�ego - mo�e nawet
przełomowego awansu. Wierzyłem, �e dzi�ki temu, je�li nie wszystko, to b�d� mógł
szczególnie wiele. Ale to nie było pewne - dlatego warto było zachowa� ostro�no�� -
nie odkrywa� si� ze swoimi nadziejami przed porucznikiem.
Dzi� s�dz�, �e w tych dniach porucznik złowił jeszcze kogo� z mojego rocznika w
szkole i st�d si� wzi�ła ta jego machinalna pomyłka.
Porucznik wr�czył mi pióro i wskazał, w których miejscach mam podpisa�.
Podpisałem - palce natychmiast zabarwiły mi si� na niebiesko...
Wracaj�c z posterunku do domu pami�tałem, aby kupi� ziemniaki. Z piwnicy
wyszły te przywiezione ze wsi, od stryjka i zanim dowiezie si� nowe, trzeba było
kupowa�. Z pogarda min�łem jedyny pa�stwowy sklep warzywniczy w miasteczku.
W nim ziemniaki, przechowywane przez mojego ojca, były na wpół zgniłe i w ogóle
- najgorsze barachło nadaj�ce si� nawet nie dla �wi�, a tylko do gorzelni. Kupiłem
ziemniaki w prywatnej budce Niedzielaków - porz�dne - kopcowe. Przy okazji
poprosiłem i Niedzielakowa za dwa złote trzydzie�ci groszy dała mi z paczki
schowanej w stercie cebuli płatek owocowej, ameryka�skiej gumy Wriglers. Bardzo
rzadko pozwalałem sobie na tak� rozrzutno��. Rodzice solennie mi tego zakazali. No
ale nie miałem wyrzutów sumienia. Nie w tej sprawie. Postanowiłem bowiem, �e
rodzicom o spotkaniu z porucznikiem nie powiem. Na razie nie powiem... W takim
razie ta guma nie miała ju� �adnego znaczenia...
***
33
Chemia w ogóle mnie nie interesowała. Rodzice jednak chcieli, aby zdawał do
Wy�szej Szkoły Nauczycielskiej w Kielcach, bo to jednak blisko. A na chemi�, bo
jeden nasz krajan był dyrektorem administracyjnym, a mo�e tylko zast�pc� dyrektora
administracyjnego wydziału chemii.
Poniewa� tak czy siak egzamin musiałem zdawa�, wi�c wkuwałem t� chemi�. Ale
wobec kolegów nie robiłem tajemnicy z tego, �e nie jestem zadowolony. No i na
dziesi�� dni przed egzaminem na studia objawił si� porucznik. Wracałem z boiska,
gdzie mimo nauki pograłem w piłk�. Gra w piłk� była w szkole troch� taka jakby
nielegalna - gimnastyka, to owszem. Równie� siatkówka zdaniem nauczycieli WF
była dobra. A piłka no�na nie. Nawet po lekcjach zakazywano gry w ni� na
szkolnym boisku. My i tak grali�my, ale pedel cz�sto nas wyganiał. Rodzice te� to
popierali, bo uwa�ali, �e od piłki no�nej pepegi szybciej si� zdzieraj�, a przede
wszystkim robi� si� w płótnie dziury na wysoko�ci palców. Niektórzy, w tym ja,
mieli�my trampki. Trampki miały czuby z gumy osłaniaj�ce palce i co najwy�ej
mogły si� podrze�, ale to te� nie tak od razu.
Ale my sobie grali�my jak nigdy nic, bo byli�my ju� po maturze i pedel nic nam
nie mógł zrobi�. On to wiedział i dlatego tylko pobła�liwie spogl�dał na przebieg gry
�mi�c sporta, a mo�e mazura. Palił go w fifce, jak towarzysz Wiesław - a to
sugerowało, �e pedel popierał towarzysza Wiesława.
Nie wiem, jak to si� działo, ale towarzysz Wiesław u nas w kieleckiem przestawał
by� popularny. W szkole uczyłem si� francuskiego, wi�c wiedziałem, �e wytwornie
byłoby powiedzie�, �e towarzysz Wiesław zaczynał by� passe. No ale nikt tak,
oczywi�cie - nie mówił.
Gdy wracałem z tej piłki i nieopodal mego domu po�egnałem si� z ostatnim
koleg�, wyszedł na mnie porucznik. Od razu przeszedł do rzeczy. Spytał, czy nie
wolałbym pój�� na rolnictwo, do Warszawy? Pewnie, �e chciałem. Ale czy zdam
egzamin? On mi na to, �ebym spróbował i mo�e si� uda. Na chemi� w Kielcach
zawsze mogłem próbowa� po wakacjach - co rok zostawały wolne miejsca.
34
Co wi�cej, domy�lił si�, �e rodzice wcale nie popr� mojej eskapady do stolicy. Po
prostu - dał mi pieni�dze na wyjazd, nawet wi�cej, ni� było potrzeba i kazał jeszcze
tego samego dnia odebra� papiery z Kielc i od razu na poczcie w Kielcach wysła� do
Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
W male�kim pokoju w akademiku mieszkało nas czterech. Sam akademik nie był
du�y - raptem czterdzie�ci pokoi - dla samych chłopa... Na dole, przy wej�ciu,
siedzieli od�wierni, na ka�dym pi�trze sprz�taczki. Do tego dochodził otwarty cztery
godziny w ci�gu dnia bufet i stołówka, administracja, jaki� nawet kierowca �uka,
kierownik akademika i jego dwóch zast�pców - na moich oczach zmienili status na
dyrektora i zast�pców dyrektorów - w sumie czterdzie�ci pi�� osób.
Z akademikiem mi si� udało - dochody rodziców te oficjalne - absolutnie nie
upowa�niały mnie do przyznania mi akademika, no ale facet, który z ramienia
resortu na razie mnie przej�ł, kazał pisa� podanie, no to napisałem. To był pan Sta�.
Pan Sta� miał jakie pi��dziesi�t lat i gdy tylko przyjechałem do Warszawy na
egzamin - przyszedł do mnie do akademika, w którym wyznaczono noclegi
kandydatom na studia spoza Warszawy. Ju� w godzin� po moim przybyciu
wtran�olił si� do mojego pokoju, gdzie na czterech łó�kach zameldowano dziewi�ciu
go�ci. Jaki� kierownik tłumaczył nam, �e przecie� nast�pnego dnia zaczynaj� si�
egzaminy pisemne, trwa� b�d� dwa dni i w ich wyniku połowa i tak odpadnie, a
wówczas - statystycznie - słowo to z wielkim namaszczeniem celebrował - ka�dy
b�dzie miał swoje łó�ko, a w ka�dym razie co� koło tego...
No wi�c ja w tym kołchozie, jakim był przydzielony mi pokój, nie załapałem si� na
łó�ko, bo dwóch cwaniaków jad�cych tym samym poci�giem, co ja, z Buska -
Zdroju, zorientowało si� w tramwajach - kogo� spytali, no i dotarli pierwsi. Ja
miałem plan Warszawy - dostałem od mojego opiekuna za pokwitowaniem, bo to
była własno�� - jak po raz pierwszy usłyszałem - resortu - i jeszcze w domu
opracowałem marszrut�. Jednak co� pokr�ciłem... A oni nie... Gdy zaproponowałem,
35
�eby�my na przemian spali w tych łó�kach i na podłodze, to zachowali si� tak, jakby
w ostateczno�ci gotowi byli mi spu�ci� manto... No... - ładnie si� ta Warszawa
zaczynała. Krzesła - cztery - te� były zaj�te przez ludzi, albo ich baga�e, wi�c
usiadłem na parapecie, wyci�gn�łem notatki z chemii i dalej - wkuwa�, a
przynajmniej udawa�, �e wkuwam.
A� tu po godzinie włazi ten pan Stasio i spokojnie mówi, �e jest koleg� ojca z
partyzantki i miał od niego telefon. Popatrzył po pokoju, szybko zorientował si�, co
jest grane, pokr�cił głow� nade mn�, jakby si� litował i ni st�d ni zow�d wskazał na
jedno z łó�ek: - Kto to zajmuje?
A to łó�ko zajmował akurat jeden z tych z Buska. Pan Stasio miał wyraz twarzy,
jakby mógł wszystko i ten z Buska szybko to wychwycił. To te� gdy usłyszał, �e ja
jestem synem bohatera narodowego, który krew przelewał za ojczyzn�, to najpierw
przygasł, a potem powoli zacz�ł zbiera� te swoje rzeczy. Po chwili jednak cicho
zaoponował, �e przecie� jego ojciec te� był w partyzantce i nawet dwa razy był
ranny. Pan Sta� zainteresował si�, czy był ci��ko ranny i dostał gorliw� odpowied�
twierdz�c�. Pokiwał ze zrozumieniem głow�, jakby uznawał racje faceta i jego ojca,
ale nie...
- A w jakiej formacji był twój ojciec?
Tamten, chyba nawet przera�ony, zacz�ł co� mamrota� i wypadki potoczyły si�
szybko. Pan Sta� jedn� r�k�, jakby daj�c do zrozumienia, �e tak od razu to nie chce
da� w mord�, ale w ka�dej chwili mo�e, sykn�ł do niego...
- Ty reakcjonisto...
- Mój tata był w Batalionach Chłopskich...
- A sk�d jeste�?
- Z Buska Zdroju...
- No to, je�li nie kłamiesz, a to mo�na sprawdzi�, był najpierw w BCh, ale zaraz
potem w AK. O reakcyjnej akcji scaleniowej słyszałe�?
Tamten spocił si� i nic nie powiedział. Do dzi� nie wiem, czy pora�ony był logik�
faktów, czy tylko zgłupiał?
36
- Ciesz si�, �e mimo tego wszystkiego, co twój tata narozrabiał przeciw ojczy�nie,
ojczyzna ludowa, pa�stwo socjalistyczne, daje ci szans�, by� studiował. Ale odbierze
ci t� szans�, je�li b�dziesz uprawiał propagand� antysocjalistyczn�...
Wszyscy w pokoju z wra�enia opu�cili szcz�ki i postawili oczy w słup. Ja chyba
te�...
A pan Sta� kontynuował: - Ja ciebie czyni� osobi�cie odpowiedzialnym za to, by
�adna łachudra nie zaj�ła tego miejsca. To łó�ko nale�y na czas egzaminów do
twojego kolegi i ty jeste� za to odpowiedzialny. Jak co� zginie - na zbit� mord�...
zapami�taj...
Przed wyj�ciem poszli�my do łazienki nasika�, Ka�dy z trzech pisuarów był
zatkany i mocz si� z nich przelewał. W jednym kto� - jaki� idiota, a raczej kmiotek -
nasrał. Po załatwieniu swych czynno�ci poszedłem ku zlewozmywakom, ale
wszystkie - stoj�c w szeregu - były potłuczone. Z jednego kranu jednak leciała woda
i po podłodze �ciekała do kratki. Podeszwy moich butów, wykonane - jak twierdził
ojciec - z szajsu, czyli ze �wi�skiej wielowarstwowej skóry, jak zwykle, gdy
wszedłem w mokre, natychmiast przemokły.
Pan Sta� machn�ł r�k� i retorycznie spytał: - Ty jeste� baba, �eby si� ci�gle my�?
W tym co� było. U nas w domu to mama naciskała na ojca, aby w mieszkaniu
wydzieli� pomieszczenie na łazienk�, zrobi� bie��c� wod� na pomp� elektryczn�,
zlewozmywaki, klozet, a nawet wann�. Ojciec przystał na bie��c� wod�, motor
elektryczny z pomp� kupił na lewo od wojska i nawet �ołnierze cało�� zainstalowali.
Jednak na co� wi�cej ni� zlewozmywak w kuchni, pod którym równie� si� myli�my,
nie zgodził si�. Dopiero potem, gdy w sklepach nie było kompletnie ani wanien, ani
baterii, to si� zdecydował. Brak w sklepach był dla niego �wiadectwem, �e jednak
warto te wszystkie rzeczy instalowa�. Wann� emaliowan� obtłukł troch� w swoim
magazynie i potem, jako całkowicie uszkodzon�, wraz z doskonale całym
zlewozmywakiem kupił prywatnie sam od siebie, jako magazyniera, za dziesi��
procent. A bateri� do wanny i kafelki załatwił od robotnika budowlanego w
powiecie. Du�o ryzykował, bo z powiatu musiał sam przywie�� i wprawdzie wypisał
37
sobie papiery przewozowe, ale lipne, bo kafelków i armatury nie miał ani na stanie,
ani w zapotrzebowaniu. Za taki numer mógł swobodnie i�� na osiem lat do
wi�zienia... Władza ostro karała przewalanki, na które nie było porz�dnego pokrycia
w papierach...
Gdy wychodzili�my, oczywi�cie wpisałem swoje wyj�cie w specjalnym zeszycie
wyj�� pilnowanym przez portiera. Zauwa�yłem, �e za ka�dym razem ten facet
ostrzegał: - Młody człowieku, uwa�aj, to jest ołówek chemiczny i je�li zaprószysz
nim oko, to ci wypłynie...
Ja jednak, jak trzeba, najpierw po�liniłem grafit, a potem ju� wykaligrafowałem
imi�, nazwisko i godzin� wyj�cia. Pan Sta� jeszcze obficiej napluł i w efekcie
zamiast czytelnego wpisu była intensywnie niebieska, mokra plama. Taka sama,
jak� naniósł w zeszycie wchodz�c. Cwaniak...
Przeszli�my mi�dzy blokami i po chwili w jakim� zaułku stan�li�my obok
bł�kitnej, �licznej i pi�knie utrzymanej Wołgi.
- Kto� spytał radio Erywa�, czy to prawda, �e ka�dy obywatel sowietskogo sojuza
mo�e mie� Wołg�? No i radio odpowiedziało: - w zasadzie prawda - ale na chuj mu
tyle wody....
Pan Sta� opowiedział ten dowcip i sam zacz�ł si� �mia�. Ja nawet w pierwszej
chwili nie załapałem, o co chodzi. Ale domy�lałem si�, �e nie jest to dobrze o
Zwi�zku Radzieckim i przera�ony pomy�lałem, �e jestem ofiara prowokacji...
No ale on poklepał mnie po ramieniu, powiedział:
- Jeste� jeszcze surowy, ale otrzaskasz si� - i troch� szarpi�c si� z zamkiem w
drzwiczkach otworzył je od strony kierowcy, potem odblokował drzwiczki dla mnie i
ruszyli�my.
Jechał po tej Warszawie jak mój ojciec po naszym miasteczku. Szybko i bez
hamowania na widok ludzi, którzy sami wiedzieli, �e musza ucieka�. Nawet
staruszki, ku�tykaj�c o laskach, dosłownie przebiegały ulice.
- Spierdalaj�, jak w powstanie pod ostrzałem... - pan Sta� nadal był zadowolony, czy
to ci�gle jeszcze po dowcipie, czy mo�e na widok ludzi, którzy tak biegali wcale nie
38
przera�eni, raczej bez jakiego� szczególnego wyrazu twarzy, za to z oczywista
rutyn�...
Z piskiem opon zaparkowali�my obok restauracji. Była szesnasta - ludzie
wychodzili z pracy i grupkami - niedawno była lipcowa wypłata za czerwiec -
usiłowali dosta� si� do restauracji. Lokal był pierwszej kategorii, wi�c z pewno�ci�
drogi. W drzwiach stał portier w br�zowym mundurze, twarz miał wskazuj�ca na
daleko posuni�t� degeneracj� wskutek nadmiernego picia alkoholu, niemniej z
werw� op�dzał si� przed klientami.
- Panowie - co wy mi b�dziecie w łap� dawa� - ja mam rezerw� i póki go�cie z
rezerwacji nie spó�ni� si� pół godziny, to nikogo nie puszcz�.
A jednak - pan Sta� jako� rozepchn�ł tłumek spragnionych - wcale nie brutalnie, a
nawet nie arogancko - wida� zreszt� było, �e łatwo jest w tym towarzystwie, je�li
człowiek nie umie si� zachowa�, dosta� par� razy w głow� - dotarł do
zmarnowanego portiera, co� mu tam powiedział, wło�ył mu w r�k� pi��dziesi�t
złotych, a to było du�o pieni�dzy i jako� od razu weszli�my.
Pan Sta� podszedł do szatniarza, bez w�tpienia bliskiego przyjaciela portiera,
mrugn�ł okiem i spytał:
- S� camele?
- Po dwadzie�cia pi��...
- Dla mnie? - zdziwił si� pan Sta�...
W tym momencie szatniarz co� załapał, bo jako� tak łokciem stukn�ł si� w czoło,
całkiem niczym Maciek Chełmicki, czyli Cybulski w filmie "Piopiół i diament" w
scenie, gdy czy�ci w hotelu gnata, a zapukała do niego barmanka, która przyszła,
�eby si� pieprzy�, no i od razu zszedł z cen�: - Dla szanownego pana za osiemna�cie
- no przecie� musi by� troch� dro�ej ni� za Carmeny...
Równocze�nie tłumek pod lokalem wcale nie akceptował taksy wyznaczonej na
pi��dziesi�t złotych za dwie osoby i usiłował zbi� j� do standardowej - dycha za
twarz.
39
- Tamten to jaki� badylarz, panie portier, albo rzemie�lnik, prywatna inicjatywa,
taka jego ma�, a my porz�dni ludzie, z pensji �yjemy jak i pan... - usiłowali go wzi��
z włosem, bo przecie� portier nie �ył z pensji i na ten temat wła�nie toczyła si�
rozmowa. Ale nie wiem, czym si� to sko�czyło, bo wkroczyli�my na sal�.
Pan Sta� krokiem do�wiadczonego bywalca skierował si� ku jednemu z
kilkunastu wolnych stolików. Jak wszystkie, był on przykryty białym obrusem, z
czym dotychczas spotykałem si� tylko podczas �wi�t b�d� imienin rodziców. Na co
dzie� stół przykrywano u mnie w domu wytworn� cerat�, która zreszt� w skutek
u�ywania szybko przestała by� wytworna, lecz przeciwnie - pokrywały j� plamy,
wytłoczenia w skutek kontaktu z gor�cymi garnkami, �lady po rozlanym atramencie i
innych brudach. Poniewa� jednak matka cz�sto przecierała t� cerat� szmatk�, to -
niezale�nie od tego, co na niej było wida� - uchodziła za czyst�. To te� fakt, �e w
sposób oczywisty nie byli�my pierwszymi konsumentami zasiadaj�cymi nad stołem
pokrytym tym obrusem, a poprzednik jadł mi�dzy innymi barszcz czerwony i chyba
jaki� sos - to si� bowiem dawało odczyta� z najnowszej historii obrusa - w ogóle mi
nie przeszkadzał. Memu towarzyszowi równie� to nie przeszkadzało. I tak wolno
było zakłada�, �e obrus został wymieniony rano i trudno było ��da�, by jeszcze tego
samego dnia marnowali kolejny...
Czułem si� skr�powany, bo w podró� ubrałem si� w wełniane wprawdzie spodnie,
ale cerowane w kroku, bo ju� si� wytarły, no i troch� krótkie - brakowało im do
wła�ciwej długo�ci nie wi�cej ni� ze trzy, no mo�e pi�� centymetrów, ale liczyłem,
�e po podró�y szybko si� przebior�. Wyszło inaczej.
- No - jak ci si� podoba - spytał pan Sta� z min� czarnoksi��nika wiod�c wysuni�t�
r�k� dookoła sali
- No... - odpowiedziałem, bo jednak na dnie ci�gle miałem obaw�, czy czasem to nie
mi wypadnie płaci� rachunek? Jednak pyta� o to nie wypadało - kr�powałem si�...
Pan Sta� tym czasem z namaszczeniem odpiecz�tował papierosy. Najpierw
owini�te były w szeleszcz�cy celofan, potem - w sztywnym opakowaniu zawierały w
�rodku prawdziwe sreberko, niczym czekolada z zakładów 22 lipca. Wtenczas
40
jeszcze wcale nie rozumiałem, dlaczego nauczycielka - ona i przed wojn� objadała
si� czekoladami - nazywała te czekolady - "od wedla". Rodzice sprzed wojny znali
tylko smak czekolady Java, bo �yd w sklepie chłopom sprzedawał tylko te Javy, i
jedynie jak si� trafił lepszy go��, to oferowali te dro�sze. Dla rodziców - jak i dla
mnie - firma nazywała si� 22 lipca i innych skojarze� nie mieli�my. Takie mo�e
tylko, �e wedle mamy te wyroby z 22 lipca były dobre, ale nie takie, jak czekolada
Java. Rzadko - mo�e ze trzy razy, w naszym sklepie były powojenne czekolady
Jawa, przez normalne w - po 11 złotych, wi�c taniej ni� inne i wszyscy twierdzili, �e
jest najlepsza, ale nie ta, co przed wojn�.
Oczywi�cie - nikt publicznie, czy w wi�kszym towarzystwie nie miałby odwagi
czego� takiego powiedzie�, ale gdy było mniej osób i zawsze dawałoby si� doj�� do
tego, kto doniósł, to ludzie byli odwa�niejsi, a ka�dy i tak wiedział, �e wyroby
przedwojenne były leopsze od powojennych.
No ale to były papierosy. Tak pakowane były tylko zupełnie luksusowe papierosy
polskie, których nikt z osób, które dotychczas znałem - nie palił. Sm�tnie stały w
Domu Kultury na półce i nawet z�ółkły ze staro�ci. Mo�e raz na rok kupował
Carmeny ojciec, aby od �wi�ta cz�stowa� swoich zwierzchników.
O Camelach słyszałem tylko kiedy�, gdy długo nie przywozili chleba i dwóch
nieco starszych jegomo�ciów s�dz�c, �e nikt ich nie podsłuchuje, wspominało jak��
wojn� z sowietami. Ja mimo matury wcale nie wiedziałem, �e była jaka� polska
wojna z sowietami, cho� nawet mój dziadek w niej uczestniczył. Ale o tym rodzice
powiedzieli mi dopiero po maturze - w najgł�bszej tajemnicy. To było tak, �e latem,
gdy Rosjanie zbli�ali si� w 1920 roku do Warszawy, to pomimo, �e wcze�niej poszli
z miasteczka i ochotnicy i był pobór, to jeszcze zgłosiło si� stu sze��dziesi�ciu
nowych ochotników - rannych podczas wojny �wiatowej, �ywicieli wielodzietnych
rodzin i innych. �ydów przyjmowali tylko w �rednim wieku, bo młodym nie ufali.
Młodzi mogli pój�� tylko do kopania okopów - tak podobno rabin radził staro�cie?
To ci młodzi oczywi�cie si� nie zgłosili i jeszcze przedrze�niali Polaków i kpili, �e
sowieci raz dwa dadz� naszym po dupie. No wi�c ochotnicy tych �ydów pobili.
41
Potem jeszcze - tak usłyszałem - starzy �ydzi dosolili młodym. Bo młodzi �ydzi to
była komuna i syjon - dzi� ju� chyba wiem o co chodziło, ale wtedy? Kiedy� na
jakim� weselu słyszałem dyskusj� o tym wydarzeniu. Zast�pca kierownika młyna
mówił, �e niesprawiedliwie pobito jakiego� tam �yda, �e tych �ydków, którzy sobie
�artowali z pa�stwa polskiego, to trzeba było zla�, mo�na było im nawet mocniej
przyło�y�, ale którego� tam wcale nie nale�ało rusza� i teraz temu młynarzowi głupio
- bo porz�dny był chłop z tego �yda... Ja to zapami�tałem, ale kompletnie nie
rozumiałem wówczas o co chodzi.
Moi rodzice byli ze wsi - w miasteczku przed wojna nie mieszkali. Dziadek ze
strony mamy, jak pomocnik kupca �ydowskiego chciał na targu nisk� cen� da� za
jałówk�, to go w mord� zdzielił batem - moja rodzina nie dawała si� oszukiwa�
�ydom.
No wi�c ci dwaj troch� starsi faceci pod sklepem, oczekuj�c na chleb, wspominali,
�e gdy byli na wojnie sowieckiej, to były takie ameryka�skie papierosy Camele, z
wielbł�dem, opiumowane, �e jak si� człowiek sztachn�ł, to mu si� od razu w głowie
kr�ciło i je�li był ranny, to nic, albo du�o mniej czuł. Jak który był ranny, to od razu
mu w g�b� wkładali papierosa i nawet je�li umierał, to nic nie czuł. I jak w ko�cu
przychodzili sanitariusze, �eby zrobi� zastrzyk z morfiny, a ranny palił Camela, to od
razu mówili, �e ma dobrych kolegów. Co jeszcze mówili, to �e doktor wojskowy im
tłumaczył, �e zdrowy m��czyzna, który nie choruje na płuca i jest dobrze od�ywiany,
mo�e �miało spali� dziesi�� papierosów na dzie�, ale nie wi�cej i dlatego przed
wojn� w wojsku dawano �ołnierzowi, jak chciał, przydział dziesi�ciu papierosów.
Ja jednak papierosów nie paliłem i ojciec nie raz, jak mnie lał, to dodawał, �e nie
tak mnie zleje, jak usłyszy, �e papierosy pal�... Od pana Stasia jednak wzi�łem,
zapaliłem, bo interesowało mnie to opium... Strasznie zacz�łem kaszle� i dałem
spokój.
Gdy tak kaszlałem, to przybiegł kelner, ale gdy zorientował si�, �e nie rzygam, to
chciał odej�� i dopiero pan Sta� go skrzyczał , wi�c przyj�ł zamówienie. Najpierw
42
"na szybko" kelner miał przynie�� dwie setki z lodówki i oran�ad�, a do tego menu -
tak powiedział, jak si� czyta - menu...
Jednak nie od razu zjawił si� kelner. Za to przyszedł portier, po imieniu zwrócił
si�: - Panie Stasiu - zwracam pa�skie szanowne pieni��ki i pi�knie dzi�kuj� - tu
dyskretnie podał mu banknot pi��dziesi�ciozłotowy.
- Prosz� mi uczyni� zaszczyt i wypi� ze mn� setk�...
Pan Sta� wyraził zgod� i ju� po chwili portier był z powrotem z trzema setkami w
angielkach i z piwem - pó�niej przeczytałem - bydgoskim eksportowym. I wódka i
piwo było zimne - szkło było zroszone. Ja jeszcze nie miałem wielkiego
do�wiadczenia w piciu... Skoro portier stał, to pan Sta� wstał i ja wstałem -
wypili�my do dna i pan Sta� rozlał butelk� do tych samych angielek, bo szklanek
jeszcze nam przecie� nie podano. Piana przelewała si� na obrus, który w zasadzie był
czysty, ale przecie� piwo, to �aden bród - piwo si� pije...
Portier odszedł i po chwili, stopniowo sala zacz�ła si� zapełnia� - z podsłuchanych
komentarzy wolno było wnosi�, �e jednak portier ostatecznie brał po pi�tna�cie od
pierwszych, a od kolejnych ju� tylko po dziesi�� złotych.
Nie zd��yli�my zamieni� słowa, gdy zjawił si� kelner z dwiema setkami i
oran�ad�, a tak�e dwiema porcjami �ledzia w oleju. Cebulka była nieco sczerniała,
ale na pocz�tku lipca nie miała prawa by� inna.
Pan Sta� najpierw dotkn�ł palcami wódki, potem butelk� oran�ady i o�wiadczył:
- Jakie� toto ciepłe panie...
Kelner si� nie spłoszył:
- Bo portier rozlał panom z prywatnego zapasu - on ma dost�p do lodówki, a
oran�ada to tylko jest taka... Ale udało mi si� wło�y� do lodówki dwie flaszki
�ytniej, wi�c za pół godziny ona dojdzie, a do tego czasu to ja mog� wam przynie��
cztery setki i b�dzie dobrze. Patrz pan - za to przyniosłem �ledziki - dzi� na kuchni
�ledzików nie robili - te s� wczorajsze, ale z chłodni panie - palce liza� - nikt poza
wami dzi� nie zje �ledzi... - prawie o�ci - panie - nie maj�...
43
- No, chyba �e tak, ale w takim razie donie� pan nie tylko te wódk�, ale jeszcze dwie
porcje masła. I �ytnia - gestem twarzy wskazał na wypite kieliszki - cos nie taka -
włó� pan do zamra�alnika Wyborow�.
- Pan wie, co dobre - z przymilnym u�miechem odpowiedział kelner, strzepn�ł w
klapy czarnego ubrania łupie�, bo zebrało si� go ju� troch� za du�o, odszedł do
gabloty pod �cian� i przyniósł �wie�e angielki na oran�ad� tak, �e nie musieli�my
u�ywa� tych po poprzedniej wódce i piwie.
- Widzisz - chłopie - z lud�mi trzeba dobrze, o swoje dba�, ale bez potrzeby nie
obra�a� i wtedy da si�, panie - tego - �y�...
- Rodzice tez mi mówili, �eby ludzi uwa�a� - z szacunkiem do nich, to samemu
szacunek si� zyska.
- Dobrze mówili ci rodzice - m�drzy - wida� - ludzie... No to jeszcze po jednym,
�eby od razu przej�� do rzeczy, bo potem to nie wiadomo, mo�e nam ze łba
wylecie�...
Nie byłem zwyczajny pi� alkohol, szczególnie w tym tempie, a na dodatek: było
ciepło i wódka była ciepła. No ale - na razie rozumiałem, co si� dookoła dzieje.
Głodny tak bardzo nie byłem, bo w podró� dostałem dwa jajka na twardo, ze trzy
kanapki i kompot rabarbarowy w butelce. Tata proponował, aby powierzy� mi
rodzinny termos - lecz mama bała si�, �e zniszcz�. A gdy pó�niej pomy�leli, �e w
akademiku mog� mi ukra��, to ju� w ogóle temat przestał by� aktualny. Zreszt� -
rodzice nie byli zadowoleni, �e zdecydowałem si� zdawa� na studia w Warszawie,
wi�c mo�e to miało wpływ, �e ostatecznie termos, kupiony kilka lat wcze�niej i
u�ywany przez ojca mo�e w trzech podró�ach słu�bowych, pozostał na swym
honorowym miejscu na szafie. Taki termos, chi�ski, w kwiatuszki, �wiadczył o
dobrobycie domu - nie był tani - ale i o zapobiegliwo�ci gospodarzy. Tak na półce w
sklepie to, jak Polska długa i szeroka, kupi� si� go nie dało. Termosy chi�skie
kupowało si� na talony przyznawane przez zwi�zki zawodowe...
Mimo �e nie byłem specjalnie głodny, to jednak, skoro le�ał przede mn� �led�, to
zacz�łem go je��...
44
- Na studiach nie wychylaj si�. Nie b�d� pierwszy do wszystkiego, bo na takich
wszyscy zwracaj� uwag�. A ty - zanim zdob�dziesz wpraw� w robocie, mo�esz
popełnia� bł�dy. To si� tylko tak wydaje - tu pan Sta� zawiesił głos i uniósł w gór�,
na wysoko�� oka, widelec z nabitym dzwonkiem ryby, z którego spadły obok talerza
skrawki tłustej od oleju cebuli - �e to �adna sprawa, tak sobie słucha� ludzi, potem
zapami�ta� i powtórzy�. A przecie� - nasza robota - pomy�l o tym - jest nie mniej
odpowiedzialna, ni� robota chirurga. Chirurg - panie - to jak si� pomyli - pacjent
idzie do bozi i �wi�ty bo�e nie pomo�e... Z nami tak samo - �le zrozumiesz czyje�
gadanie, pomy�lisz �e wróg, co� tam jeszcze upi�kszysz i dostaniesz jak�� premi�,
albo i nie dostaniesz, tylko pochwał� ustn�, a facet jest załatwiony na amen. Albo
inaczej - gadasz tak z człowiekiem i polubisz chłopa - gada wrogo, ryje na przykład
pod towarzyszem Wiesławem, albo nawet pod samym socjalizmem ryje, ale lubisz
ju� chłopa i udajesz, �e nie rozumiesz, no bo nawet nie my�l o tym, �eby co�
ukrywa�... I w efekcie b�dzie sobie chodził w glorii zaufania partii i społecze�stwa
po ulicach Warszawy nierozpoznany wróg. A co b�dzie, jak imperiali�ci zaatakuj�
Polsk�? Przyjad� towarzysze radzieccy broni� nas przed niemieckimi rewizjonistami,
przed Hupk�, przed Czaj�, przed tym Adenauerem, a u nas nastroje b�d� wrogie? Co
wtedy zrobi� towarzysze radzieccy? Nie wiesz? No to ja ci powiem - nam si� do
dupy dobior�...
Powiedziawszy to wszystko pan Sta� najpierw popatrzył na mnie, potem z
zadowoleniem potoczył wzrokiem po całej sali, jakby zgromadzonych w niej go�ci i
pracowników brał na �wiadków, a przecie� mówił to wszystko półgłosem. Nikt nie
mógł nas podsłucha� i przyzna� słuszno�ci wyłuszczonym przez niego racjom.
Znów wbił we mnie wzrok. Tym razem, zdało mi si�, pos�pny, jakby oczekiwał
jakiej� odpowiedzi. A przecie�, ja nie a� tak wiele zrozumiałem z tego, co on mówił.
Mimo to gorliwie podkre�liłem:
- Słucham pana uwa�nie, wszystkiego musz� si� uczy� od starszych...
Pan Sta� wyra�nie był zadowolony z odpowiedzi:
- Zdolny jeste� - b�d� z ciebie ludzie...
45
W tym czasie podszedł do nas kelner i przyj�ł zamówienie - dwa rosoły z
makaronem. Wolałem truskawkow� ze �mietan� i makaronem, ale pan Sta� wcale
mnie nie pytał o zdanie i dodał dwa rumsztyki wołowe z ry�em, marchewk� z
groszkiem i tarta marchew z chrzanem. Do tego kompot. Pan Sta� wcale nie był
oszcz�dny. Mo�na było zamówi� zestaw obiadowy: szczawiowa bez jajka, mielony z
ry�em i sałatka z kapusty kiszonej - wychodziło po dziewi�� - pi��dziesi�t, a tak, to
po dziewi�tna�cie... do tego kompot za złoty i trzydzie�ci groszy - nie w szklance, a
w takiej kokilce - wcale nie wiedziałem, jak ta kokilka si� nazywa. Nalane prosto z
kupnego słoika - wi�nie i wspaniale słodki, nie rozwodniony płyn ze słoja...
Wówczas, gdy kelner ustalał z nami trunki, a nie było co ustala�, bo w lodówce
le�ała dla nas Wyborowa, jego pomocnik - praktykant - błyskawicznie przyniósł
dania - wszystkie na raz. Rosół był gor�cy, ale drugie danie, bez dotykania palcem -
wida� było, �e wcale nie było gor�ce... Pan Sta� ze swojego i z mojego kieliszka
przelał do przyniesionej przez kelnera angielki po troch� wódki, tak �e było równo
rozlane na trzy i wypili�my razem z kelnerem...
Gdy ten kelner odszedł, pan Sta� wzrokiem wskazał na n niego i spytał:
- A ty wiesz, �e on te� �wiczy swego praktykanta - uczy go roboty?
W pierwszej chwili s�dziłem, �e chodzi o to, �e praktykant uczy si� roboty
kelnerskiej, lecz pan Sta� wyprowadził mnie z bł�du - oni to maj� lekk� robot - tu
podsłucha�, tam zanotowa�, potem zatelefonowa� na emo, aby ich spisali i je�li
pyszczyli na ojczyzn socjalistyczn�, to zawie�� do �łobka, po drodze złomota� i da�
cynk sanitariuszom, �eby te� od siebie spu�cili łomot... A je�li jaka� grubsza sprawa,
to słucha� i zrobi� fotografi�... To nie takie proste - lamp� błyskow� wszyscy
zobacz�... Ale to sam nie podejmuje decyzji - podchodzi do rezydenta - a dzi�
rezydentem jestem ja... - pan Sta� rozprostował si�, nabrał powietrza w płuca i wida�
było, �e naprawd� jest dumny z wagi poruczonych mu przez zwierzchników zada�...
Rumsztyk był twardy, nie z młodej wołowiny, ale ze starej, mlecznej krowy.
Znałem si� na tym, bo przecie� ojciec pracuj�c w zaopatrzeniu uczulał mnie na takie
sprawy, a i mama, jak to gospodyni domowa, w �yciu by czego� takiego nie zrobiła.
46
Na rynek młoda wołowina trafiała rzadko – ka�dy to rozumiał - młoda wołowina to
był towar eksportowy. U nas w miasteczku ka�dy wiedział, �e w wi�kszych miastach
mi�so kupuje si� spod lady, byle jakie, byleby było... U nas w miasteczku było
inaczej - starej wołowiny mogłe� kupi�, ile chcesz, bo ludzie mieli mało pieni�dzy i
oszcz�dzali... No ale młod� wołowin�, to trzeba było załatwia�, a ciel�cina, to i u nas
była od �wi�ta...
Ja miałem zdrowe z�by, a pan Sta� solidne protezy - wprawdzie mu si� troch�
ruszały i troch� przekrzywiały, ale przecie� to było normalne - wszystkim, którzy nie
stalowali sobie protez prywatnie, musiały si� one rusza�... Zreszt� te prywatne, je�li
zrobione były z materiałów czechosłowackich, a nie szwajcarskich, albo
ameryka�skich, te� mogły si� rusza�. Ale ameryka�skie protezy, wiem to dobrze, bo
mama słyszała od gosposi dentysty, w naszym powiecie zamówiły tylko trzy osoby -
�ona komendanta emo, sekretarz powiatowy partii i jeden taki, co ma siostr� w
Anglii, dostaje od niej paczki z ciuchami, sprzedaje w Warszawie na ciuchach i szcza
na socjalizm spod du�ego palca... Ten facet na lewo załatwił sobie szyby na szklarnie
i musiał nie�le komu� zapłaci�, bo jak mu zrobili kontrol, to okazało si�, �e na
wszystko ma rachunki – cwaniak... I wcale nie dało si� go zamkn��... A przecie�
cały powiat huczał, gdy robili mu kontrol... Trzy dni si� gadało, �e go zamkn� albo
za brak rachunków na materiały z budowy domu i szklarni, albo za ukrywan� bro�...
No bo przecie� wszyscy jak�� bro� gdzie� ukrywali. Mój tata ukrywał u wujka na
wsi - w jednej skrzynce była nasza bro�: szmajser z amunicj� i granaty i pistolet, ale
pistoletu nie widziałem, a w drugiej skrzynce bro� stryjka - erkazem diegtiarewa i
karabin mauser. Skrzynki były z dobrego, orzechowego drewna zszabrowanego z
po�ydowskiej drogerii. Szczelne, w �rodku wszystko zalane było smalcem, który co
par� lat trzeba było wymienia�. No ale takich rzeczy - głupi nie byłem - nie mówiło
si� nikomu... A ten facet od szklarni schował tak dobrze swoj� bro�, �e jej nie
znale�li... Nasza zakopana jest w takiej szopie jedn� �cian� przylegaj�cej do stodoły.
Obok szopy jest buda dla psa na ła�cuchu. Pies mo�e spa� w budzie, albo w słomie
stodoły, bo wyci�ty jest kawałek deski w stodole. Ła�cuch ma tak długi, �e nikt
47
nieznajomy do szopy nie wejdzie... Aha - w obu skrzynkach s� jeszcze granaty -
du�o ró�nych granatów. Tata mi tłumaczył, �e jak by kto� wlazł na podwórko i
trzeba było ucieka�, bo groziłoby du�o lat, albo i czapa, to trzeba najpierw rzuci�
jeden granat, odczeka�, potem drugi i nie czeka�, a ucieka� i dopiero z daleka rzuci�
trzeci, to nawet nie zauwa��, �e si� uciekło... Tylko przy tym trzeba my�le�, �eby
nikt swój nie był na podwórku, czy w ogóle w pobli�u, �eby swojego nie zabi�...
Generalnie - jak grozi, �e przy okazji dostanie kto� swój, to trzeba rzuca� granaty
zaczepne, te z trzonkiem, a je�li swoich nie ma, tylko kontrol, to obronne, w kształcie
cytryny... No i gdyby to tata uciekał, to trzeba od razu rzuca� si� w domu pod �cian�,
bo przy podłodze jest podmurówka, a na podwórku gdziekolwiek i tylko mam�
osłania�, bo na pewno zgłupieje...
W pewnej chwili pan Sta� przerwał jedzenie i moje rozmy�lania wokół protez,
zagranicznych ciuchów i granatów u wujka:
- A ty, kochaniutki, jeste� wierz�cy?
Oczywi�cie, na to pytanie byłem od dziecka przygotowywany, bo przecie� - nie
było dobrze by� wierz�cym, ale zaprzeczy� istnieniu Pana Boga, to przecie� grzech
�miertelny i nie wiadomo, jak to z tym b�dzie po �mierci - odpuszcz�, czy nie...
Mama mówiła, �e nigdy nie trzeba zaprzecza�, a ojciec, �e mama nie zna �ycia, �e
czasem mo�na, ale oboje zgodnie uwa�ali, �e najlepiej jest kombinowa� ni tak, ni
siak. No i ja uznałem, �e to ostatnie b�dzie najlepsze, a tu taka sprawa - ten pan Sta�
nie zostawił mi �adnej szansy, bo przecie� zadał pytanie wprost...
To te� zgłupiałem, otworzyłem g�b� pełni� z mozołem �utego mi�sa, które na
pewno było twardsze, ni� moja ersatz - �wi�ska podeszwa i nic nie powiedziałem...
- A - sam widzisz - wpadłe�... Ale nic nie szkodzi... Na razie mo�esz sobie po cichu
wierzy�. Jako współpracownik, to nawet dobrze. Najlepiej my lubimy takich, co
wierz�, ale nie ufaj� ksi��om... I zakonnicom nie ufaj�... A najbardziej, to �eby nie
ufa� temu episkopatowi... Bo ten episkopat to jest podst�pny wróg... Jak si� uprze, to
potrafi sprowadzi� niewiele mniej ludzi, ni� my, na �wi�to majowe, a ju� wi�cej, ni�
na lipcowe masówki... No wi�c na współpracownika si� nadajesz z t� rozdziawion�
48
katolick� g�b�... Ale jak b�dziesz przechodził do resortu, to jeszcze podczas studiów
mo�e nawet, jak si� b�dziesz starał i organa to doceni�... Wtedy ju� na studiach
b�dziesz miał regularn� pensj�, prawo do leczenia resortowego. No, ale wtedy bez
�adnych waha� musisz by� prawdziwym marksist�. Znaczy si� - w Boga nie mo�esz
wierzy�. I tu nie ma tak, �e mo�na kłama�, bo to zawsze wyjdzie i wtedy b�d� mieli
na ciebie takiego haka, �e hej...
Ja jednak ju� wtedy byłem chłopak bystry i szybko zmieniłem temat. Uchwyciłem
si� tego leczenia resortowego, bo to wszyscy o tym mówili, jakie ono jest dobre...
- A ja słyszałem, �e w szpitalach emeswu wszystkie lekarstwa s� dost�pne. Jak kto�
zachoruje, to karmi� go gar�ciami antybiotyku i zaraz jest zdrowy...
Pan Sta� u�miechn�ł si� z politowaniem:
- Ty w to nie wie�, �e tak gar�ciami. No mo�e ten polski, jak on si� nazywa, to tak
nie sk�pi�, ale te�... Najcz��ciej lecz� w�gierskim, bardzo dobrym, ale �eby
angielskim, albo ameryka�skim, to nie tak od razu... Ju� pr�dzej niemieckim, ale to
szajs gorszy od polskiego... Cho� z enerefu, a nie z enerde... Nie, nie - trzy razy
dziennie taka piel�gniareczka przychodzi, ka�e otworzy� g�b� i niczym hosti�
wkłada ci t� pastylk�, wod� destylowan�, tak� bez smaku, ka�e popi� i jeszcze raz
otworzy� g�b�, �eby sprawdzi�, czy� połkn�ł. I to dokładnie patrzy, j�zyk ka�e
podnie��, liter� aaaa powiedzie�... To oficerów te� tak sprawdzaj�. Ja my�l�,
zwalniaj� od pułkownika, a mo�e od majora w zwy� z tej kontroli. Ale mo�e ich te�
nie zwalniaj�. No bo jak mamy socjalizm, to powinno by� wszystko po równo - w
szpitalu tak samo musz� nas traktowa�. No nie... A to, �e gar�ciami daj�, to ty w to
nie wierz. Tak to i w Ameryce, czy nawet w Argentynie nie ma...
Dla mnie w tym wszystkim wa�ne było to, �e pan Sta� moje przyszłe studiowanie
traktował jako co� oczywistego, niew�tpliwego... Oczywi�cie - mógł z uprzejmo�ci
zakłada�, �e jestem taki zdolny i pracowity, �e nie b�d� miał �adnych trudno�ci... Ale
przecie�, jako człowiek praktyczny, chyba nie kierował si� tak� prostot� wyobra�e�.
Wi�c chyba, a przynajmniej wolno było mie� nadziej�, �e kryje si� za tym co�
wi�cej. Prawd� powiedziawszy - bałem si� tego egzaminu i bałem si� konkurencji
49
kandydatów z takiego wielkiego, bogatego miasta. Tu ka�da kamienica była wi�ksza
od jakiejkolwiek nie tylko w moim mie�cie, ale nawet w mie�cie powiatowym. Taka
obserwacja daje do my�lenia - uczy pokory...
Rzecz w tym, �e mama przed wyjazdem usma�yła truskawki z cukrem - a póki s�
�wie�e, to s� bardzo aromatyczne. Potem cz��� przeło�yła do mniejszego gara,
dosypała jeszcze tyle chyba cukru, ile kazali dosypywa� w przepisie - jak sama
powiedziała - pół na pół, a przecie� cukru zawsze dawało si� mniej... Wlała to do
dwóch słoi Wecka i dała mi na drog�:
- Ró�nie bywa, ale jak b�dziesz rozmawiał z tymi egzaminatorami, to daj im po
słoju. Jak ich b�dzie wi�cej, to pami�taj, �e daj najstarszym... Oni pewnie bogaci i
wszystko maj�, ale takie konfitury zawsze potrafi� zmi�kczy� nawet skamieniałe
serca...
Było jasne, �e ja tych słoi nikomu nie dam... Przecie� to nie wiejskie nauczycielki,
którym za ocen� dawało si� kur� z jajami, a jak facetowi od wuefu, to nawet nie
oskuban�... Taki głupi to nie byłem. Na dodatek - sam miałem ochot� zje�� tak
słodkie konfitury. No ale - mo�e warto by je da� panu Stasiowi? Z nim siedziałem
przy wódce, no i gdyby przyj�ł, to mo�e poczułby si� bardziej zobowi�zany?
- Panie Stasiu - pan wie - moja mama usma�yła konfitury, nic wielkiego, takie
zwykłe, wiejskie konfitury truskawkowe...
Pan Sta� nadstawił uszu:
- A na patelni sma�yła?
- No tak, na patelni, ale przecie� dobrze umyła...
- No i dobrze, ale po co mi o tym mówisz?
- No bo mam dwa weki. Mama powiedziała, �eby je da� komu�, kto ma wpływ na
egzamin...
W tym momencie uwa�nie popatrzyłem na pana Stasia, �eby stwierdzi�, czy ma on
ten wpływ na egzamin, czy te� nie ma? Chyba jednak miał... Tak pomy�lałem, bo
spytał, czy matka dodała troch� rabarbaru, bo u niego w domu kiedy� tak robiono...
Nie skłamałem, powiedziałem, �e nie, ale �e i tak dobre...
50
- A o egzamin, to ty si� nie martw tak bardzo... Jako� zdasz...
No - my�l� sobie - nie jest �le, ale ju� po chwili dodał...
- Przecie� jeste� zdolny... he, he...
- Wie pan - martwi� si�, czy ci z mojego pokoju nie ukradn� moich rzeczy?
- Chłopaku - wzruszył ramionami - je�li zjedli konfitury, to ja im z dupy nogi
powyrywam... - ale wida� było, �e zarazem pomy�lał:
- Przecie� ty tam nic cennego nie masz... Nawet jak ukradn�, to co?
Sam nie wiem, czemu sobie tak wymy�liłem, ale jestem do dzi� pewien, �e on to
pomy�lał.
- A oni nie domy�lili si�, �e pan jest stamt�d - mo�e trzeba było mnie jako� inaczej
wyhaczy�?
Spytałem tak bez jakichkolwiek intencji, bardzo spontanicznie, bo akurat przyszło
mi to do głowy, a głow� miałem znieczulon� spor� ilo�ci� ciepłej i zimnej wódki...
- Ty - mały - ty nie kombinuj... Ja nie popełniam pomyłek. Je�li oni czego� si�
domy�l�, to dlatego, �e przyleziesz po pijaku i nachlapiesz... Innej mo�liwo�ci nie
ma...
Sposób, w jaki to powiedział, nie pozostawiał �adnej w�tpliwo�ci. Nie chodziło o
realny stan rzeczy, lecz o to, �e �adne podejrzenie o nieudolno�� nie mo�e pa�� na
mojego przedmówc�. A tak�e, �e je�li padnie, to nie mog� liczy� nie tylko na lito��,
ale i na lojalno��. Po prostu - stan� si� ofiar� kłamstw...
- No bo posłuchaj mały - ja jestem przed emerytur� i musz� zgarnia� wszystkie
premie. Ka�dy normalny człowiek to rozumie. U nas jest tak - musisz by� do bólu
szczery, ale nie idiota - trzeba my�le� nad tym, co wolno, co wypada, czego nie
wypada, a kiedy nawet jest lepiej zagry�� wargi i wzi�� na siebie. To jest abecadło,
które albo si� rozumie, albo nie trzeba wtyka� nosa tam, gdzie trzeba mie� mózg pod
czaszk�, a nie kapust�... Ale nic to - wypijmy...
Zaraz potem zacz�ła si� katastrofa. W zasadzie pami�tam wszystko, ale jakby - tak
jak chwil� wcze�niej kontrolowałem, co robi�, to natychmiast straciłem kontrole. To
51
co działo si� ze mn�, a nie tylko wokół mnie, było jak film, który przepływa na
ekranie niezale�nie od mojej woli.
Kelner do�� szybko si� zorientował, �e ze mn� jest nie tak i najspokojniej nalał,
bynajmniej nie siadaj�c, panu Stasiowie i sobie. Potem to nie pami�tam, bo chyba
zasn�łem, a w ka�dym razie zapadłem w nico��, cho� nie tak całkowit�, skoro jako�
tam byłem czujny i pomimo, �e co i raz co� mi podchodziło do gardła, to jednak nie
wymiotowałem...
Potem półprzytomnie rozmawiałem z panem Stasiem i zdaje mi si�, �e on te� ju�
musiał by� ci��ko nar�bany. Powstali�my i niepewnym krokiem ruszyli�my ku
wyj�ciu. Nie wiem czemu �piewali�my "Ok�", a zaraz potem "Buv vsiegda budet
sonce"...
Póki �piewali�my, to było dobrze, bo ka�dy, nawet najgłupszy milicjant wiedział,
�e je�li kto� �piewa po pijaku - powiedzmy: "Czerwone maki", albo "Rozszumiały
si� wierzby", a je�li "Marsz Mokotowa", to nawet obowi�zkowo - mo�na go�cia
wsadzi� do suki i wio... do aresztu, a w wi�kszym mie�cie do izby wytrze�wie�. Ale
gdy kto� �piewa "Ok�", albo jak�� piosenk� radzieck�, to oczywi�cie - je�li jest tak
pijany, �e nic nie pami�ta, to mo�na, a nawet warto spu�ci� mu ci��ki wpierdol w
ciemnym zaułku, ale pod �adnym pozorem nie nale�y zwija� takich ludzi, a nawet
legitymowa�...
No ale nami nie kierowało jakie� wyrachowanie Przeciwnie - byli�my
spontaniczni. To znaczy - pan Sta� �piewał spontanicznie, a ja spontanicznie gotów
byłem �piewa� wszystko, co pan Sta� intonował...
Dotarli�my do postoju taksówek. Stało tak ze dwadzie�cia osób i wyra�nie
wszystkim si� spieszyło. Na dodatek jak�� staruszk� przepuszczono szybciej. Pan
Sta� mo�e nie wszystko rozumiał, w ka�dym razie gło�no oponował, w skutek czego
zaprzestali�my naszych słusznych �piewów i natychmiast, maj�c z powodu wła�nie
tej swoistej deklaracji politycznej przeciw sobie kolejk�. A ju� nie kryli�my si� za
egid� praktycznego komunikatu, jakim był dla emowców nasz �piew. Byli�my zatem
wystawieni na wszelkie sztychy niczym bezbronne dzieci... Nie min�ło pi�� minut, a
52
zreszt� nie wiem ile, poniewa� mierzenie czasu przestało by� dla mnie, w tych
warunkach, czynno�ci� odruchow� i napatoczył si� patrol dwóch mundurowych.
- Obywatele - dokumenty - budzicie zgorszenie publiczne...
Pan Sta� stan�ł w rozkroku, wystawił przed siebie wskazuj�cy palec prawej r�ki i
kiwaj�c nim w obie strony chciał rozpocz�� peror�:
- Gdyby�my byli mundurowi, to tak by z nami obywatele milicjanci nie rozmawiali.
No ale...
Có� - tak rozpoczynaj�c swój wywód pan Sta� niechc�cy, wbrew prawdzie zreszt�,
zasugerował, �e nie ma nic wspólnego ze słu�bami mundurowymi. U nas w powiecie
zna si� z widzenia wszystkich mundurowych, ale w stolicy? No i zanim zd��ył
cokolwiek jeszcze doda�, starszy milicjant, tak pod czterdziestk�, pozoruj�c, �e niby
głaszcze si�, czy te� drapie po biodrze, niespodziewanie wyci�gn�ł pał� i
błyskawicznym ruchem zdzielił pana Stasia t� pał�, a wtedy mieli jeszcze tylko takie
ci��kie pały - brunetki - czyli czarne - blondynki pojawiły si� dopiero za par� lat -
przez �rodek głowy. Pan Sta� padł na gleb� kompletnie bez czucia, a nawet bez
jakiegokolwiek odgłosu. Ja si� skuliłem, ale nie dostałem. Pan Sta� le�ał jak martwy,
a ludzie w kolejce, przynajmniej ci, którzy pami�tali nasze �piewy, z satysfakcj�
popatrywali na ten oczywisty milicyjny bł�d w rozpoznaniu. Ale to ci przed nami,
zorientowani w naszym repertuarze, bo ci za nami usiłowali co� pyszczy�, ale nie za
gło�no, by samemu nie oberwa�... Kto� nawet, o wygl�dzie dyrektora - tak jak przez
mgł� kojarz� - usiłował nawi�za� w tej sprawie dyskurs zaczynaj�c od słów:
- Towarzysze milicjanci... co było brutaln�, bo uniemo�liwiaj�ca werbaln� polemik�
form� upokorzenia tych�e milicjantów, oczekuj�cych raczej zwyczajowego tytułu
"panie władza". Ale po chwili facet, szarpany za mankiet przez roztropna mał�onk�,
dał spokój. Bo te� i rzeczywi�cie, je�li był dyrektorem w przemy�le lekkim, albo nie
daj Bóg - terenowym, to przecie� mogli go najzupełniej bezkarnie wdepta� w błoto
za pomoc� tych pał...
Drugi milicjant w tym czasie wypatrywał jakiego� pojazdu milicyjnego i w ko�cu
starania jego zwie�czone zostały sukcesem. Podjechała Warszawa ze stosownym
53
oznakowaniem, wyskoczyło z niej dwóch facetów i do�� brutalnie najpierw mnie
zapakowali daj�c jednak tylko jednego kopa i wyrywaj�c troch� włosów, za to gorzej
był z panem Stasiem. Aby go ocuci�, leli go pałami po goleniach. Skutek był
doskonały - pan Sta� natychmiast o�ył, niemniej zbolałym głosem o�wiadczył, �e
osobi�cie spu�ci im wpierdol, co zostało opacznie zrozumiane przez milicjantów i
jeden kopn�ł go w jaja. Pan Sta� zwin�ł si� i w tym ge�cie ciała poniek�d
dopasowanym do kształtu siedzenia w samochodzie, za włosy został wprowadzony
na siedzenie obok mnie.
Ruszyli�my z kopyta. Milicjant siedz�cy obok kierowcy pogonił swego koleg�
tłumacz�c, �e ten menel krwawi z głowy i potem trzeba b�dzie sprz�ta�.
Rzeczywi�cie - skóra we włosach wyra�nie si� rozdarła i stopniowo przez
zatłuszczone - na co dotychczas nie zwracałem uwagi - włosy mego towarzysza
przenikała g�sta krew.
Gdy dojechali�my na Kolsk�, do moich drzwiczek podszedł kierowca. Wyci�gn�ł
mnie - rzecz jasna za włosy, jako� tak uniósł i cisn�ł o beton wylany przed wej�ciem
do słynnego instytutu, o którym słyszało si� nawet w moim miasteczku.
Pana Stasia traktowano brutalniej. W drzwiach przej�li nas trzej sanitariusze w
białych kitlach o twarzach zwyrodnialców. Wci�gn�li nas do jakiego� boksu i
najpierw sprawdzili, czy nie mamy flaszek. Nie mieli�my.
- No to czego, kurwa, na Kolsk� bez wódki przyjechali�cie - spytał jeden i lu pana
Stasia... Drugi wcisn�ł mnie pod nisk�, dług�, jakby szkoln� ławeczk� do siedzenia
dla wielu dzieci i rozmie�ciwszy mnie stosownie, tak bez emocji, jak mi si� zdaje,
ale te� nie wkładaj�c w to nawet cz��ci drzemi�cej w nim energii - systematycznie
kopał przez mo�e minut�, cho� mi si� wówczas zdawało, �e trwa to niesko�czono��.
To wszystko było stresuj�ce, ale nie czułem wielkiego bólu. Znów z panem
Stasiem było gorzej, bo z tego wszystkiego si� zrzygał i kazali mu to zlizywa� ze
wstr�tnie brudnej, lastrikowej podłogi i połyka�. Pan Sta� był tak zmaltretowany, �e
podporz�dkował si� rozkazom.
54
Wreszcie zmusili nas do rezebrania si�, wrzucili nasze rzeczy do jednego worka i
gołych zaprowadzili na badanie. Przed lekark� stała, te� całkiem na golasa, jaka� -
tak mi si� zdawało - młoda i zgrabna dziewczyna, wi�c cho� wszystkiego miałem
do��, zacz�łem si� gapi�. Natychmiast zostałem skarcony fachowo wykonan� muk� i
ju� wiedziałem, �e mam si� odwróci�. Jak zauwa�yłem, pan Sta� miał tak nieobecny
wzrok, �e nikt na nic mu nie zwracał uwagi.
Po chwili jacy� chyba inni sanitariusze odprowadzili na ławk� pod �ciana
dziewczyn�, która siedz�c, chyba niepotrzebnie, bo i tak wszystko miałaby zasłoni�te
- zasłaniała dło�mi krocze, w skutek czego biust miała na wierzchu, no i teraz
dzieliłem swój wzrok mi�dzy t� dziewczyn�, a lekark�. Lekarka miała ze czterdzie�ci
lat, utleniona była na �ółty kolor, taka przy ko�ci, ale bez przesady - silnie
umalowana, z lakierowanymi paznokciami r�k i nóg, niczym kator�nica ci��ary -
nosiła na sobie kilkana�cie masywnych, radzieckich wyrobów jubilerskich. Do dzi�
nie wiem dlaczego, ale radzieckie wyroby rozpoznawał spo�ród innych nawet
kompletny laik.
Lekarka zacz�ła si� �mia� i dopiero po chwili zorientowałem si�, �e to w skutek
widomych oznak mego zainteresowania goł� dziewczyn�.
- Ten jest zdrowy - nie ma co bada�, to i ten drugi, skoro oni razem, jest zdrowy -
o�wiadczyła i kazała to o�wiadczenie zanotowa� siedz�cej do nas bokiem i
wypisuj�cej papiery piel�gniarce.
Potem zaprowadzili nas na dołek i zasn�łem.
Obudziłem si� z totalnym bólem głowy, ale te� z bólem poobijanego ciała. Obok
mnie le�ał pan Sta�, który zauwa�ywszy, �e jestem ju� na chodzie, konspiracyjnym
głosem, aby pozostałych sze�ciu w celi nie słyszało, powiedział:
- Kutasy - nie znale�li legitymacji. No i dobrze - ja teraz z nimi pota�cuj�...
Dopiero w tym momencie u�wiadomiłem sobie, �e przecie� dzi� o dziewi�tej mam
egzamin. Gdy o tym przypomniałem, pan Sta� si� zas�pił i... jakby ze smutkiem -
powiedział:
55
- Ja to jako� musz� załatwi�, ale teraz mnie łeb boli - ty si� nie martw, jak jest �le, to
zawsze jeszcze mo�e by� gorzej.
Na wychodnym zwrócono mi ubranie, z podartymi portkami, ale na szcz��cie to
były te bardziej zu�yte i ju� za małe, a tak�e plastikowy portfel z okładki do
dzienniczka ucznia, z dokumentami, ale bez pieni�dzy. Poniewa� u pana Stasia
dokumentu nie znaleziono, to musiałem po�wiadczy�, �e nazywa si� tak, jak podał, a
podał fałszywie. Oczywi�cie skwapliwie potwierdziłem, ale pomy�lałem, �e je�li
chce ukry� przed zwierzchnikami, czemu trudno si� było dziwi�, sw� wizyt� w izbie
wytrze�wie�, to tym bardziej nie b�dzie chciał tłumaczy� mej nieobecno�ci na
egzaminie. To za� do reszty grzebało moje szanse.
Po wyj�ciu pan Sta�, ku memu zdumieniu, ju� na Okopowej zatrzymał milicyjny
samochód i jakby nigdy nic kazał si� zawie�� na Rakowieck�. Oczywi�cie -
kompletnie nie wiedziałem, co mie�ci si� na Rakowieckiej. Jad�c pan Sta� upewniał
si�:
- Co, kurwa, r�bn�li ci tysi�c złotych?
Ja na to, �e nie, �e tylko 350, ale wi�cej nie mam i jest niedobrze. A wówczas pan
Sta�, patrz�c na mnie wzrokiem zbolałym, bo te� nie był w formie, powtarzał swoje:
- No, no - przyszłemu studentowi tysi�c złotych...
Milicjanci na przednim siedzeniu milczeli.
Gdy zajechali�my, pan Sta� podzi�kował ładnie milicjantom, dobrotliwie kazał im
wraca� do pełnienia obowi�zków, a mnie usadził w �rodku masywnego gmachu na
ławce. Od dy�urnego wzi�ł papierosa i z tym papierosem, mi ka��c czeka� do
skutku, ruszył wgł�b.
Wrócił po godzinie. Znów wsiedli�my do jakiej� Warszawy, ale nie oznakowanej,
z jednym cywilem w �rodku. Była chwila przed jedenast�, gdy dojechali�my do
lokalu, sk�d tak nieszcz��liwie wczoraj wyszli�my... Pan Sta� przez chwil� łomotał -
otworzyła nam sprz�taczka. Byli�my we trzech z tym cywilem. Weszli�my niczym
zwyci�zcy - barmanka dosłownie dostała rozkaz - warkni�cie:
- Trzy sety, oran�ada i co� na z�b na kaca...
56
Ubrana była jeszcze w strój prywatny, ale natychmiast spełniła polecenie nalewaj�c
trzy bardzo zimne wódki i w trzy szklanki od herbaty rozlała dwie chłodne
mandarynki. Zaraz potem pobiegła do kuchni, potem do stolika, który nakryła
wykrochmalona serwet�. Tłusty kucharz przyniósł trzy podwójne jajecznice na
kiełbasie i pod pach� flaszk� zimnej soplicy. Kelnerka w tym czasie doniosła herbaty
i pokrojony chleb, a tak�e masło. Podeszła do nas barmanka, rozlała soplic�, bo po
wódce czystej u mych s�siadów nie było ju� �ladu i u�aliła si�:
- Co te� wam si� przytrafiło... biedacy...
Nikt jednak nie chciał z ni� gada�, wi�c odeszła. Rzucili�my si� na jedzenie.
Miałem brudne, lepi�ce si�, ani razu nie myte w tym czasie r�ce, ale byłem głodny.
Na wódk� patrze� nawet nie mogłem, co obaj rozmówcy rozumieli, jeszcze przy
barze podzieliwszy si� moj� czyst�. Po zjedzeniu - tak bez słowa - powstali. Na
zewn�trz, przed knajp�, pan Sta� tylko spytał tonem, jakby si� upewniał:
- Wszystko b�dzie załatwione?
Ale ten od Warszawy tylko skin�ł głow� i zapakował si� do swego wozu.
Pan Sta� zawiózł mnie pod akademik, wskazał na sklep spo�ywczy, wyj�ł z
kieszeni bardzo nowe, prosto z drukarni, ale ju� pomi�tolone sto złotych i
zaznaczaj�c:
- to po�yczka - kazał zrobi� zakupy i czeka� na niego, cho�by nie wiem co.
Interwencja pana Stasia w sprawie mego łó�ka, ta dzie� wcze�niejsza, musiała by�
dobitna, skoro nikt w nim nie spał. Miałem w�tpliwo�ci, czy nadal to
uprzywilejowane łó�ko mi si� nale�y, ale poniewa� nikogo nie było w pokoju, a ja
padałem z nóg, to zwaliłem si�, znów zreszt� nie pami�taj�c o umyciu si�.
Przebudziłem si�, gdy ju� kilku współspaczy wróciło. Udawałem �e �pi�.
Uzmysłowiłem sobie, �e w izbie wytrze�wie� ukradli mi zegarek. Cho� nie
pami�tałem, abym go wówczas zdejmował, wi�c mo�e milicjanci? Nadal udawałem,
�e �pi�, bo wstydziłem si�, a poza tym i tak nic sensownego tym ludziom o
przyczynach mej nieobecno�ci nie potrafiłbym powiedzie�. Oni zreszt� nie tracili
czasu tylko, wsadzili nosy w ksi��ki i notatki.
57
Po pewnym czasie przyszedł pan Sta�. Głow� miał obwi�zan� banda�em, na
policzku był wydatny siniec, ale poza tym zachowywał si� normalnie. Bez gadania
wyprowadził mnie na zewn�trz i wsadził do swojej Wołgi, jak uprzednio
zaparkowanej w dyskretnej odległo�ci od akademika.
- No, to teraz zobaczysz, czy z nami mo�na sobie w chujki polatywa�...
- Panie Stasiu - zegarek mi ukradli...
- W akademiku - tam tak zawsze...
- Nie, nie, mo�e w tej izbie, ale ja my�l�, �e to ci milicjanci.
- Którzy? - zainteresował si� akurat hamuj�c, bo jaka� nic nie rozumiej�ca staruszka
weszła na pasy nie zwa�aj�c, �e jedzie samochód...
- No ci pierwsi, z przystanku...
- A to dobrze, to zobaczysz...
A po chwili dodał:
- B�dziesz mógł sobie wybra� i pami�taj... jak si� trafi szwajcarski, to cho�by był
stary, to bierz, a radziecki tylko w ostateczno�ci...
Kompletnie nic nie rozumiałem, ale mój towarzysz miał tak zdeterminowany
wyraz twarzy, �e nic nie mówiłem. Wjechali�my w jaki� zagajnik. Na tablicy
napisane było, �e jest to Lasek Biela�ski. Na polnej drodze podskakiwali�my chyba z
kwadrans. Po drodze dogonili�my jak�� Warszaw� i zdawało mi si�, �e jest to ta
sama, któr� jechali�my dzi� rano do knajpy.
- My w komplecie - skomentował to pan Sta�.
Na polanie najpierw zatrzymała si� warszawa, z której wysiadł znany mi cywil, a
za ni� zaparkowali�my my.
Wysiedli�my, oni zapalili po papierosie. Cywil spytał:
- On wie? - na co pan Sta� pokiwał głow�, �e nie... Troch� si� przestraszyłem, ale
nic nie mówiłem, bo było mi wszystko jedno. Studia przecie� przepadły...
Po chwili podjechała inna warszawa, te� bez oznakowa�. Ze �rodka wysiadł cywil,
taki tłusty, mówi�cy wysokim i łami�cym si� głosem. Za nim wysiedli dwaj
58
milicjanci. Od razu poznałem, cho� wtedy byłem pijany, a głowa jeszcze mnie
bolała, �e to ci dwaj, którzy pobili nas na postoju.
- Rozbiera� si� - rykn�ł tym swoim dziwacznym głosem cywil od milicjantów i po
chwili dodał: - Nie pozwol� przez chujów kala� munduru!
Tamci niczym na basenie rozebrali si�, w kostk� układaj�c poszczególne cz��ci
słu�bowej garderoby. Obaj jak automaty na szczytach tych kostek ustawili sztywne
czapki milicyjne, a na ich deklach portfele i zegarki. Wszyscy trzej wyszli na �rodek
polany i w tym momencie my te� odeszli�my w ich kierunku od samochodów.
Cywil od tamtych miał pod pach� pał�. Podał j� panu Stasiowi zaznaczaj�c:
- To ta sam, ale tak jak si� umówili�my - z góry, w czoło, ale nie w skro�...
Pan Sta� wzruszył ramionami:
- No dobra, b�d� uwa�ał, cho� oni na nic nie uwa�ali...
Nagle zmienił wyraz twarzy na jaki� zwierz�cy, wr�cz straszny, zamachn�ł si�, ale
nie uderzył, bo ten starszy, który miał by� celem ciosu, zasłonił si� r�k�.
- Bez zasłaniania, kurwa, jak nasz ma nie bi� w skro�, jak ten chuj si� zasłania? -
zainterweniował nasz cywil...
- Co kurwa si� zasłaniasz, nie tak si� kurwa umawiali�my, chcesz kurwa wstydu
narobi�? - zgodził si� z intencjami naszego milicyjny cywil i zdzielił otwart� dłoni�
w twarz starszego milicjanta.
Ten starszy miał lekko obesrane gacie, na co by� mo�e tylko ja zwróciłbym uwag�,
gdyby nie to, �e zwieracze mu pu�ciły i rzecz rzuciła si� w oczy . Czekaj�cy na cios
milicjant speszył si�, a potem, zrezygnowany, opu�cił r�k�. Na to tylko czekał pan
Sta�, którego to gówno wcale nie wzruszyło i z wielk� moc� przypalantował
starszemu, który padł na ziemi� bez słowa, jak wczoraj pan Sta�. Zaraz potem, zanim
si� zorientował, upadł po takim samym ciosie młodszy. Trzej faceci zapalili. Ja nie.
- Bałem si�, �e mam wstrz�s mózgu, to wtedy mogłoby nie wyj��. Ale tak, to ma si�
te wpraw�...
- Za Bieruta si� uczyłe�? - spytał cywil milicyjny...
- Tak jakby - odparł nasz cywil i dodał:
59
- Tak pobi� na ulicy zasłu�onego weterana, kurwa. Czy wasi nie mog� najpierw
sprawdza�, na kogo si� napatoczyli. Mamy tak� ci��k� słu�b�, �e czasem
trzeba wypi�. Ale wczoraj, to przecie� pił słu�bowo, panie tego - werbował...
A tu i jemu wpierdol i temu dzieciakowi, kurwa...
- No dobra, kurwa - przerwał cywil milicyjny, ocuc� ich i obaj po sze�� kopów, ale
płaskich, nie z kajora...
- Dobra - potwierdził reguły kontraktu nasz cywil.
Pan Sta�, który podczas palenia wydawał si� na powrót by� uspokojonym, nagle
wyskoczył do przodu i nie czekaj�c na cucenie, gło�no licz�c, rzeczywi�cie płaskim
butem, ale mocno i gdzie popadnie skopał, z oczywist� intencj� pozostawienia po
sobie trwałych urazów ciał milicjantów. Ostatni cios, mo�e przypadkiem,
wymierzaj�c w tył głowy młodszego - w okolicach potylicy.
O dziwo, gdy przerwał, na powrót był człowiekiem spokojnym, nawet nie zna�
było po nim, �e tak bij�c i kopi�c ul�ył sobie... I takim nijakim głosem, z normaln�
intonacj� wskazał mi le��cych: - Teraz ty...
Oczywi�cie miałem �al do milicjantów, jednych i drugich, a tak�e do sanitariuszy,
ale przecie� pami�tałem, �e poniewa� nie podskakiwałem, to dostałem du�o mniej
ni� pan Stanisław. A nadto - tak kopa� le��cych? Gdyby jeszcze moi towarzysze byli
moimi rówie�nikami... Ale tak? No ale z drugiej strony - to wła�nie ci doro�li
oczekiwali ode mnie, �e przyło�� si� do dzieła. Tak wi�c podszedłem i najpierw do��
mocno, równie� na płask skopałem młodszego, bo on mnie ci�gn�ł za włosy. Ale to,
co w moim poj�ciu było do�� mocne, w oczach pozostałych było �enuj�co słabe.
Gdy tak kopałem, za ka�dym razem dodaj��: - a masz... , to tamci si� porozumieli i
cywil milicyjny delikatnie, cho� poniek�d z pogard� odsuwaj�c mnie powiedział:
- Popatrz - nie trzeba przesadza� - ta uwaga zapewne dotyczyła pana Stasia i była
ukryt� polemik� z jego sposobem kopania - ale kopa� trzeba jednak z przekonaniem,
przykłada� si� do roboty...
I rzeczywi�cie - kopał l�ej ni� pan Sta�, uwa�niej wybierał miejsca tak, by nie
zrobi� kopanym trwałej krzywdy, ale zarazem z energi�, która dosłownie przesuwała
60
ciała milicjantów. Starszy znów był stratny, bo cywil chc�c unikn�� pobrudzenia
sobie butów tym, co �ciekało mu spod spodenek, zapewne wbrew intencjom
operował niebezpiecznie blisko nerek...
Sko�czywszy kopanie wzruszył ramionami, na mnie nawet nie spojrzał słusznie
wychodz�c z zało�enia, �e nawet nie warto przygl�da� si�, jakie wra�enie na mnie
musiało wywoła� jego mistrzostwo, tylko zagwizdał w wyj�ty z kieszeni gwizdek,
taki harcerski, szary, czyli przysługuj�cy dziewczynom i zaraz potem usłyszeli�my
najpierw szum motoru, a po chwili wjechała na polan� milicyjna karetka pogotowia
medycznego. Cywil podszedł do pojazdu, do�� gło�no i tak�e bez �adnych emocji
rzucił:
- Bierzcie ich i kurujcie - tylko �eby portfele poszły w cało�ci do depozytu, na co
sanitariusze w kitlach i spodniach milicyjnych tylko wzruszyli ramionami i ju�
wyci�gali z samochodu nosze.
W tym czasie cywil podszedł do ubra� tych pobitych, podniósł zegarki, najpierw
sam je obejrzał, nawet si� u�miechn�ł i podał mi: - wybierz sobie jeden.
Mojego w�ród nich nie było. Pierwszy, na szerokim, w dobrym stanie pasku ze
�wi�skiej skóry był chyba radziecki. Pasek od drugiego był ju� złachany, dosłownie
przero�ni�ty brudem, który zreszt� w�arł si� w elementy koperty, lecz był
szwajcarski – Doxa. Wi�c oczywi�cie ten wzi�łem, a drugi - tak jak nale�y -
zwróciłem.
- Łebski jeste�, mo�e jednak b�d� z ciebie ludzie - zauwa�ył cywil, za� na twarzy
pana Stasia zarysowała si� niekłamana duma... Była to duma zasłu�ona - gdyby nie
on, by� mo�e popełniłbym pomyłk�?
Potem wsiedli�my do samochodów. Pan Sta� kieruj�c samochodem, ju� poniek�d
w intymnej sytuacji, nerwowo szarpi�c pał�kiem od zgrzytaj�cej skrzyni biegów,
gło�no i z emocjami, jakby ogl�dał pasjonuj�cy mecz, szeptał:
- Ale im kurwa wpierdoliłem, ale im wpierdoliłem...
A po chwili, ju� jad�c dodał:
61
- Ale ten Olek to porz�dny facet - nie przepu�cił fuszerki, powiniene� by� mu
wdzi�czny - to za ciebie kopał...
Wszystkie trzy wozy zajechały pod jaki� obskurny bar. Najpierw wyszli�my z
samochodów i poniek�d ustawili�my si� w szyku klinowym, rozgarniaj�c racz�cych
si� na schodkach piwem roboli i weszli�my do �rodka. Kierownik bez słowa
wyskoczył zza baru i przeprowadził nas cuchn�cym kotami korytarzykiem do sali
urz�dzonej wr�cz luksusowo - z porz�dnym �yrandolem z czeskiego szkła,
orzechow� szafk� na sztu�ce i talerze, no i z pokrytymi białymi obrusami trzema
stolikami. Przy jednym siedział facet mo�e pi��dziesi�cioletni z młodsz� od niego o
połow� kobiet�. Jedli po schabowym i popijali to wermutem. My zasiedli�my przy
stoliku przeciwległym. Po minach moich starszych kolegów wida� było, �e s�
zaskoczeni i spodziewali si�, �e b�d� sami.
Po chwili wrócił ten kierownik w granatowym, do�� solidnie zniszczonym,
podobnym do ojcowskiego - fartuchu.
- Polecam schabowego z ziemniaczkami i z kapustk� zasma�on�... W kapustce jest
kiełbasa krakowska parzona - prima sort, a kotlety to �adne oszustwo - panierki
mało, a mi�ska du�o i w ka�dym kostka... Do tego kompocik z czerwonej porzeczki,
ze słoika, ale bardzo porz�dny... Mog� kaza� nala� bez owoców - samo mokre, a na
deser petite - beury, albo andruty. No i wódeczk�...
- A zupy jakiej� nie ma? - obruszył si� nasz cywil...
- Zupy s� - kierownik odparł z pewnym niesmakiem, jakby ura�ony, �e podejrzewaj�
go, �e w jego zakładzie nie ma zup, - ale nie polecam...
Komunikat był jasny. Wszyscy popatrzyli na niego z prawdziw� wdzi�czno�ci�, bo
te� rzeczywi�cie - dał dowód, �e naprawd� jest człowiekiem godnym zaufania. Nasz
cywil zatem jeszcze tylko wskazał wzrokiem na par� obok...
- To jeden z dyrektorów domu towarowego na Woli.... - odparł głosem
konspiracyjnie cichym - Panowie, jak przyszedł, to nie mogłem go tak nie wpu�ci�...
Zreszt� troch� zrozumienia - widzicie, �e z kobiet�...
62
Wszyscy okazali zrozumienie, bo wszyscy lekko si� u�miechn�li. No ale, ze
wzgl�du na t� par�, trudno było komentowa� emocjonuj�ce wydarzenia sprzed
kwadransa. Dyskretnie przygl�dałem si� dyrektorowi i jego babce. Ubrana była w
wełnian�, br�zow� garsonk� i tak� sukienk�. Wida� było, �e nie s� to po�lednie
produkty. Modnie uczesana, ładna, nie nazbyt umalowana. Robiła wra�enie i było
oczywiste, �e jest dost�pna jedynie dla tych z wy�szych sfer, którzy maj� pieni�dze,
władz�, ale zarazem potrafi� si� ubra� i umiej� si� zachowa�. Nie tylko ja, ale i trzej
pozostali przy naszym stoliku byli jakby z innej bajki. Do tego stopnia, �e nie mieli
respektu przed tamtymi. Mi jednak zaimponował pomysł, �e schabowego mo�na
popija� winem. Im nawet im nie za�witał w głowie...
Do�� szybko zjedli�my swoje schabowe, andruty, popili�my kompotem i
wypili�my litr Luxusowej. Ja wypiłem jeden kieliszek. Chciałem połow� zostawi�,
ale tak na mnie patrzyli, �e wypiłem. Nie zmarnowało si�...
Gdy przed wej�ciem do knajpy �egnali�my si�, nasz cywil, troch� jakby si� �miej�c
- powiedział: - Za trzy dni s� wywieszane wyniki egzaminu pisemnego. Chyba nie�le
ci poszedł. No ale, nadal si� staraj, bo jeszcze s� ustne...
Ju� chciałem rzuci� si� i tłumaczy�, �e jednak nie pisałem tego egzaminu, �e to
pomyłka i oczywi�cie moja wina, ale mo�e mo�na jako� w dodatkowym terminie...
ale pan Sta� wzi�ł mnie za rami�, a potrafił chwyci� za rami�, i zaprowadził do
samochodu. Ju� w �rodku wyja�nił:
- Masz jedno cztery i pół i jedno pi��, ale nie wiem z jakich przedmiotów. Na
ustnym si� nie zbła�nij, bo nam s� potrzebni zdolni, samodzielni pracownicy.
Popatrzyłem na pana Stasia z wdzi�czno�ci�. Gdyby nie to, �e jeszcze par� chwil
przedtem wygl�dał, jak wygl�dał i robił, co robił, to bym go chyba ucałował. No ale
miałem jednak przed nim respekt...
****************************************
63
Uczy� si� na pierwszym roku musiałem du�o. Ja my�lałem, �e tylko podczas
egzaminów w czterołó�kowym pokoju upychali sze�ciu spaczy. A to nie była
prawda. Wyl�dowałem w tym samym akademiku, w innej sali, ale te� w sze�ciu...
Tak jak pan Sta� mi doradził - wybrałem najsłabszego - dałem mu pucki, gdy si�
rzucał i miałem najlepsze miejsce - od okna.
Mamie było mnie �al, bo przecie� w domu zawsze miałem swój pokój. Nie
wiedzie� czemu uznała, �e mam niespokojny sen i w takim tłoku nie b�d� si�
wysypiał, wi�c weszła na głow� ojcu, �eby dał mi fors� na wynaj�cie kwatery na
mie�cie. Ja jej tłumaczyłem, ile to w Warszawie kosztuje, �e wszyscy jad� do
Warszawy, a Warszawa została przez okupantów zburzona, na co mama na mnie
naskoczyła, �e mo�e i przez okupantów, ale z winy ruskich. Kompletnie nic nie
rozumiałem, atmosfera zrobiła si� ci��ka i wreszcie ojciec powiedział, �eby mama
nie robiła mi wody z mózgu, bo te m�dro�ci do niczego mu, czyli mi si� nie
przydadz�, a jeszcze po pijaku gdzie� nachlapie i wyleci ze studiów z wilczym
biletem.
Bo rodzice nie byli ch�tni, bym studiował w Warszawie, gdy� s�dzili, �e si� nie
dostan�, albo nie dam sobie rady. Ale te� byli dumni i puszyli si� mn� przed całym
miasteczkiem. Rozpili�my z tat�, bo mama to tylko nam dorabiała jedzenie, �eby mi
wódka, jak to młodemu, nie zaszkodziła i ojciec po pijaku nawet powiedział co�
takiego, �e jak sko�cz� studia, to u nas kariera przede mn� stoi otworem i kto wie,
mo�e nawet zostan� sekretarzem partii?
Nawet byłem zdziwiony, bo my�lałem o tym, �eby na studiach, po drugim roku
wpisa� si� do partii i nie byłem pewien, jak rodzice na to zareaguj�. No bo jednak -
wpisanie si� do partii to była ostateczna i jawna deklaracja. Pomysł ten zreszt�
popierał pan Sta�. Tłumaczył mi, �e to doskonała �cie�ka - partyjnego nie mo�na
zwerbowa�, bo partyjny ma partyjny obowi�zek donosi�, ale inna sytuacja jest, gdy
zwerbowany zostaje partyjnym. Wtedy za donosy nadal dostaje pieni�dze. A z
partyjnym zwerbowanym, bo w ko�cu partyjnych te� si� werbuje, jest tak, �e
trudniej jest mu za informacje, nawet bardzo dobre - płaci�. Wprawdzie - jak
64
powiedział - nie ma takiej rury, której nie da si� przedmucha�, ale jest trudniej...
Partyjni s� stratni... Donosz� prawie za darmoch�... Ale za to karier� robi�...
Zbieranie informacji przychodziło mi łatwo. To były takie tam duperele - kto na
przykład ma informacje, które mógł usłysze� z Wolnej Europy, albo od kogo�, kto
słucha Wolnej Europy i kolportuje to dalej. Albo - kto chodzi do ko�cioła.
Najwa�niejsi byli tacy, którzy to ukrywali, a w akademiku to ukrywali wszyscy. Jak
si� zorientowałem, to do ko�cioła w Warszawie z akademika prawie nikt nie chodził,
za to u siebie w domu, to chodzili. Za to warszawiacy cz�sto chodzili do ko�cioła i w
zasadzie wcale z tego, przynajmniej niektórzy, nie robili tajemnicy. Ja chodziłem w
Warszawie, ale ja to chodziłem tam na łowy, by wyłowi� swoich.
No i za to wszystko dostawałem trzysta złotych miesi�cznie, a przed wyjazdem na
�wi�ta Bo�ego Narodzenia to nawet dostałem paczk� z półtorakilogramowa puszk�
szynki konserwowanej, kilogramow� puszk� wojskowego boczku w plasterkach
poprzekładanego staniolem, czterysta gramów mielonki te� w puszce,
półkilogramow� bombonierk�, ale nie od 22 lipca, lecz z Wawela, acha - p�to
kiełbasy jałowcowej, paczka kawy Super, pudełko kakao 22 lipca, blaszane pudełko
z dwiema przegródkami - mam to pudełko do dzi� - radzieckiej herbaty gruzi�skiej,
czekolad� gorzk� i mleczn�, chyba jeszcze nadziewan�, torebk� mieszanki
czekoladowej, dwie puszeczki szprotek w oleju, pi�� troch� popsutych pomara�cz i
dwie zupełnie dobre cytryny, a nawet butelk� białego wina słodkiego z Rumunii i
czerwonego wytrawnego z W�gier. A wreszcie - na deser - włoskie po�czochy z
nylonu...
- Te po�czochy, to s� ekstra - jak poka�esz takie po�czochy dziewczynie, to ka�da da
ci pociupcia�... - tonem człowieka do�wiadczonego powiedział pan Sta�, a ja ju�
wiedziałem, �e on zwykle wie, co mówi...
Z tym pociupcianiem, to była sprawa. Poznałem taka dziewczyn� z Nowego
Dworu Mazowieckiego, te� mieszkaj�c� w akademiku. Do kina z ni� chodziłem, a to
kaw� w kawiarni postawiłem, a to oran�ad�, dwa razy byli�my na czyich� imieninach
w akademiku, to wino kupowałem. Tylko czasem pozwalała si� całowa�. My�lałem,
65
�eby o niej nie wspomina� panu Stasiowi, �eby na ni� nie donosi�, no ale musiałem
si� poradzi�, co i jak zrobi�, �eby dała - przynajmniej �eby co� dała.
Nast�pnego dnia spotkałem si� z ni� i chciałem w kawiarni pokaza� te po�czochy,
ale ona wymy�liła - tak sobie romantycznie rozmawiali�my - �e pójdziemy na spacer.
A ja - oho - w ciemi� bity nie byłem - na dworze mróz i zadymka, ona w cienkim
paltociku niby wełnianym, ale wiatrem podszytym, buty te� miała kiepskie, za to
po�czochy miała ciepłe - domowe, wełniane, a czapk� tak� niby beret - ani ciepł�,
ani tez zimn�, ale ładn�...
Zaraz wi�c na dworze zaci�gn�łem j� do jakiej� bramy i tam zacz�li�my si�
całowa�. Ja zdj�łem r�kawiczk� i dawaj, wtyka� jej r�k� najpierw pod płaszczyk, pod
sweter, przedarłem si� przez haftki koszuli. Jako� ekwilibrystycznie musiałem
pow�drowa� w gór�, aby min�� do�� wysoko zaczynaj�c� si� halk� i potem, to ju�
byłem w domu - dobrałem si� do jej piersi. A piersi miała - ho, ho - du�e, twarde...
No - poezja...
Pod sukienk� łapy nie pozwoliła mi wło�y�, bo jakby kto przechodził przez bram�,
to od razu by wiedział, co si� dzieje...
Zimno było, wi�c wrócili�my do kawiarni, a tam to ju� tylko za r�czki si�
trzymali�my. Troch� oboje byli�my zawstydzeni, ale było miło...
Po�czoch jej nie dałem. Nie było warto, bo dostałem i tak maksimum tego, co było
do uzyskania - przecie� nawet nie mieliby�my gdzie si� kocha�. A tak, to te
po�czochy dałem mamie na gwiazdk�, pod choink�. Bardzo si� cieszyła, cho� zdaje
si� - zrobione były one z my�l� o szczuplejszych nogach i do�� szybko poszły
oczka...
Dochody z urz�du nie były moimi jedynymi dochodami. Dostawałem jeszcze
dwie�cie sze��dziesi�t złotych stypendium. Nie nale�ało mi si�, ale dzi�ki panu
Stasiowi jako� si� udało. No i od rodziców dostawałem miesi�c w miesi�c dwie�cie
złotych, a jak przyje�d�ałem do domu, to jeszcze sto pi��dziesi�t, abym nie był
stratny za koszty podró�y. Jako stypendysta za �niadania i kolacje w akademiku
płaciłem osiemdziesi�t złotych, a za obiady na stołówce na uczelni te� osiemdziesi�t.
66
Gdybym miał wszystko w jednym miejscu, to chyba jeszcze dziesi�� złotych bym
oszcz�dził, ale nie mogłem podczas zaj��, w �rodku dnia, wraca� do akademika.
Zaraz po �wi�tach, tak pod koniec stycznia, na nasz� rodzin� spadła katastrofa. Do
magazynu ojca przyszła kontrol. Interesowało ich wszystko, bo szukali maksymalnie
du�o haków. Ojciec nie robił manka - wszystko si� u niego - przynajmniej w
granicach przyzwoito�ci - bilansowało. To, na czym robił kas�, to było załatwianie
deficytowych towarów: materiałów budowlanych, maszyn rolniczych, cz��ci
zamiennych, skóry dla szewców, ekstra w�dlin na wesela i takie tam ró�ne. W
zasadzie wszystko dzielił na połow�: pierwsz� dawał po cenach oficjalnych tym,
którzy byli wa�ni, a reszt� tym, którzy dawali w łap�. Ale warto pami�ta�, �e nawet
ci wa�ni czasem poczuwali si� do wdzi�czno�ci i dawali to czy owo, zazwyczaj w
naturze, a ju� na pewno w układach. Tak czy inaczej goła pensja nie miała dla moich
rodziców takiego wielkiego znaczenia, cho� była cenna, bo zawsze była pierwszego
dnia miesi�ca i ona była pewna.
Tak wi�c ojciec był w zasadzie nie do ruszenia. Ale wywalił si� si�... i to na
mi�kko...
Proboszcz ze wsi s�siaduj�cej ze wsi� moich rodziców zgodził si� odtworzy�
zniszczon� przez Niemców parafi�, a mo�e biskup mu kazał? Oczywi�cie trzeba
było odbudowa� ko�ciół. Władza była niech�tna, ale tamci si� uparli, wierni pisali
jakie� petycje do władz, kol�dowali po przedpokojach i spokoju nie dawali. Wreszcie
chyba ze trzysta osób uroczy�cie poszło ze wsi i z s�siedztwa w pielgrzymce, jakie�
transparenty nie�li. Trzeba im było to wyrywa�! Baby podobno nawet podrapały
milicjantów i skandal był na całego. No to ust�piono, bo przecie� z głupot� ludzka
skutecznie nie da si� walczy�. Kto to widział - takie afery? Cho�, prawd�
powiedziawszy, tak w gł�bi duszy, to i moi rodzice i ja dumni byli�my z naszych
krajan... Z naszych stron ludzie s� pro�ci, mo�e prymitywni, nie rozumiej�
pa�stwowych racji, ale maj� charakter...
No ale pozwolenie to jedno, a budowa, to drugie. Trzeba było kamienie zbiera� na
polach. O to mniejsza... Ale cement, troch� stali zbrojeniowej, drewno, drewno
67
szlachetne na ławki, jednak sporo cegły poszło, papa, eternit i co tam jeszcze?
Drewno chłopi przetarli swoje, kamienie - jak powiedziałem - zebrali, ale dalej?
No wi�c na mojego ojca wywierano taka presj�, �e nic nie mógł zrobi�. W ko�cu
jego kum, bo przecie� ojciec te� był zorganizowany, jako� tak jesieni� w tej sprawie
ju� ostatecznie z tat� si� zgadali�my, poradził mu, �eby dawał przydziały chłopom,
�e niby na obory i takie tam, a oni oddadz� to na ko�ciół. W rezultacie ta presja si�
sko�czy, odpierdol� si�, a my przy okazji b�dziemy mieli haka i na chłopów, bo
zawsze mo�na ich rozliczy�, gdzie s� te obory, na które dostali od socjalistycznego
pa�stwa przydziały i na ksi�dza - no bo z czego ko�ciół zbudował - archanioł Gabriel
mu zesłał, czy jak? Tylko z tym, to trzeba było uwa�a�! Taki klecha to z ch�ci� by
poszedł za to do pierdla i zaraz by si� zrobił znany. Jakby si� przestraszył, to mo�e
nawet dałoby si� go zwerbowa�, ale je�li si� nie ugnie, to mo�na było mu tylko
naskoczy�... Czarni to zaraza. Ja to uwa�am, �e jak kto� jest wierz�cy, a ja jestem
wierz�cy - dzi� to mog� powiedzie� - to nic nie szkodzi, a nawet dobrze. Ale je�li
kto� jest pod wpływem czarnych - klerykał - to ju� kapota - do ko�ca �ycia nie
b�dzie wolny - zawsze, a to na spowiedzi, a to inaczej b�d� si� czepia�. Nic tak po
ludzku nie maj� zrozumienia...
Tak sobie uradzili z kumem i zrobili. Wszyscy byli zadowoleni. Nasz dawny
ksi�dz miał parafi� o połow� mniejsz�. We wsi był nowy proboszcz mieszkaj�cy,
póki sobie nie zbudował plebani, zreszt� nie gorszej, ni� przedwojenny dwór, k�tem
u przedwojennego sołtysa. Ludzie mieli gdzie si� modli�, a nasi mieli haki na
dziesi�tki ludzi. Ale wkurzył si� jaki� sekretarz, czy tam kto�. W ka�dym razie
nasłali tak� mocn� kontrol, �e resortowi nic było do niej, a ona ju� doszła, kto tak
hojnie wydawał materiał. To nie ojciec wydawał przydziały, tylko powiatowy
wydział rolny. Tata tylko opiniował i potem wydawał. Ale czy to ten go�� z wydziału
był zbyt mocny, czy te� tradycyjnie - dopierdolili si� do magazyniera, bo to
najłatwiej, nie wiadomo. Ale zrobiło si� �le. Przy okazji zanalizowano struktur�
przydziałów. Do�� szybko doszli do tego, �e szły one pozornie najdziwaczniej, a w
rzeczywisto�ci najpro�ciej - dostawali ci, którym si� z racji powagi lub urz�du
68
nale�ało. A je�li ju� kapn�ło, to na pewno krewnym tych pierwszych. Jak w
soczewce zbiegły si� wszystkie lokalne nici. Rodzice nawet nie zastanawiali si� nad
tym, �e to tak jest, bo to było na co dzie� - no ale tak było... Kontrol mogła
raportowa� do prokuratury, �eby wsadzi� cały powiat, ale akurat nie mego ojca, bo
za co? Albo mogła wsadzi� tylko ojca i udawa�, �e całe zwyrodnienie, to jego wina.
Resort powiatowy bronił ojca, jak mógł, ale chłopcy z resortu te� byli umoczeni, �e
hej, wi�c mało mogli. No i normalnie - warszawa zaje�d�a na podwórko,
prokuratura, szcz��ciem do prasy nie pu�cili, ale gadania było co niemiara. Wszyscy
mówili i słusznie, �e ojciec cierpiał za ko�ciół. Ka�dy człowiek do dzi� potwierdzi,
�e ojciec był �wi�ty człowiek, zasłu�ony dla Ko�cioła.
Jak ju� ojciec siedział w areszcie powiatowym, to ja starałem si� jako� spraw�
załatwi� przez pana Stasia, ale słabo szło. Cała trudno�� polegała na tym, �e ja nie
mogłem wiedzie�, �e ojciec był współpracownikiem resortu, bo to by �wiadczyło, �e
był złym współpracownikiem resortu, a w takim razie słusznie siedział. Ale to akurat
pan Sta� jako� przeszedł. My byli�my za chudzi w uszach, �eby to załatwi�. Jedyne,
co nam obiecano, to �e jak ojca ska��, to wyjdzie ze wzgl�du na stan zdrowia.
Resort mógł wszystko, ale nikomu wi�cej nie chciało si� kiwn�� palcem... Nie
chcieli wchodzi� w spór z t� komisj�, która jak raz miała poparciem polityczne na
najwy�szym szczeblu. Tak to tłumaczono. No i gdy pan Sta� pytał, gdzie tu jest
sprawiedliwo��, �eby moczy� naszego człowieka w pudle, to jedynie przyznawali
racj�, �e rzeczywi�cie to jest wielkie �wi�stwo. Jednak dodawali, �e teraz, jak on tam
w swoim powiecie robi za takiego katolickiego m�czennika, nieomal �wi�tego, to
głupio by było, gdyby troch� nie posiedział, bo to byłaby zmarnowana okazja.
Oni tak mówili, a ojciec siedział i mama dosłownie nikła w oczach.
Gdy ju� wszystkie szanse zostały wykorzystane i z miernym skutkiem, to pan Sta�
przyszedł do mnie do akademika. Był nab�blowany jak szafa trzydrzwiowa. Mnie
nie zastał, wi�c czekał i gadał jedynie z moimi współspaczami. Z tego frasunku
wszystko mu si� por�bało i zacz�ł ich po pijaku werbowa�. Chyba trzech na raz. Oni
- poniewa� było ich trzech na raz i jeden nie chciał si� przyzna� przed drugim,
69
wykr�cali si� od deklaracji i słusznie. Wtedy pan Sta�, ju� całkiem od rzeczy, zacz�ł
im opowiada�, jakie to ja mam korzy�ci z tego, �e donosz�.
Dowiedziałem si� o całej tej sprawie nie od razu. Gdy przyszedłem, to pan Sta�
smacznie spal w moim łó�ku i był całkiem do niczego, a tamci oczywi�cie nic mi nie
powiedzieli. Za to w ci�gu paru dni gadał o mnie cały akademik i cała grupa
dzieka�ska. Tylko ja nie słyszałem... Widziałem, �e wszyscy zrobili si� jacy� tacy
uwa�ni, mo�e nawet uprzejmi, ale z dystansem... Starałem si� dociec, o co chodzi,
ale oczywi�cie - nieskutecznie.
W ko�cu, w trybie awaryjnym zostałem wezwany do takiego wydzielonego pokoju
z mał� łazienk� za kotar� i wn�k� na kuchenk� elektryczn�, na przedwojennym
osiedlu domków na Mokotowie, który był lokalem operacyjnym pana Stasia. Tam
ju� czekał na mnie pan Sta� z jednym takim chudym facetem przed czterdziestk�, w
znoszonej marynarce, której mankiety były a� przetarte. Został mi on przedstawiony
jako pan Zygmunt. Pan Sta� powiedział, �e w skutek tego, �e odchodzi na emerytur�,
musi mnie przekaza� panu Zygmuntowi owi, �e co złego, to nie on i poszedł sobie.
Pan Zygmunt uwa�nie wysłuchał moich �alów o ojca i jego problemy. O�wiadczył,
�e zna sytuacj� i uwa�a, �e jednak w post�powaniu mego ojca było co�
niewła�ciwego, ale nie jest upowa�niony do tłumaczenia - o co chodzi. W ka�dym
razie zwrócił mi, i to z naciskiem - uwag�, �e win trzeba szuka� raczej w sobie, bo
dopiero wówczas, z takiej perspektywy wła�ciwie mo�na oceni� trosk� organów o
nas.
Potem dodał, �e nasi ludzie pracuj� w szalenie trudnych warunkach i dlatego łatwo
jest o zaniedbania, a nawet bł�dy. Za te bł�dy trzeba płaci� i my z panem Stasiem
popełnili�my taki bł�d. Wypytał mnie o stosunek studentów do mnie, czy si� nie
zmienił, a ja na to, �e w zasadzie, to si� nie zmienił, ale zarazem tak, jakby si�
zmienił i to radykalnie. Dopiero teraz pan Zygmunt opowiedział mi z detalami
przebieg wizyty pana Stasia w moim pokoju. Wiedział tak du�o, �e - to było
oczywiste - musiał mie� jeszcze jednego informatora w naszym pokoju.
70
Potem, z min�, jakby wygłaszał jak�� gł�bok� sentencj�, o�wiadczył, �e sprawa
ojca i sprawa pana Stasia ostatecznie mnie pogn�biły. Gdy oponowałem wskazuj�c,
�e przecie� w obu kwestiach ja nic nie zawiniłem, to odrzucił ten sposób my�lenia,
gdy� nie mogło by� przypadku w tym, �e to wła�nie w moim otoczeniu si�
wydarzyło. Zdaje si�, chciał jeszcze par� chwil mnie dołowa�, jednak nieopatrznie
wypsn�ło mu si�, �e organa wcale nie s� pewne, czy powinny mi da� jeszcze jak��
szans� i czy wart jestem tego, by wyci�gn�� do mnie pomocn� dło�.
Było bowiem jasne, �e skoro organa maj� te w�tpliwo��, ale ich przedstawiciel w
osobie ascetycznie wygl�daj�cego, raczej niesympatycznego, ni� sympatycznego
pana Zygmuntaa, tymi w�tpliwo�ciami dzieli si� ze mn�, to jednak pozytywna
decyzja zapadła. Pan Zygmunt musiał zauwa�y� zmian� mego wyrazu twarzy na
mniej bolesny, z pewno�ci� uznał to za swoj� pomyłk�, ale był zbyt dobrym
fachowcem, aby to okaza�. Jednak wyra�nie skrócił nasze spotkanie, to dostrzegłem i
o�wiadczył, �e na razie nie mog� dalej mieszka� w akademiku i �e jest to wyraz ich
szczególnej troski o mnie. A tak�e, �e ten lokal, w którym jeste�my, czasowo, do
ko�ca roku akademickiego, skoro i tak obecnie nie jest on potrzebny panu Stasiowi,
mo�e by� moj� kwater�. Tak si� wyraził - kwater�. Nadto, �e powinienem do ko�ca
roku akademickiego studiowa� tam, gdzie studiuj� i je�li mimo trudnej sytuacji b�d�
sobie jako� radził, to organa o mnie nie zapomn� i mam szans�, je�li wyka��
szczególne zdolno�ci, sta� si� kadrowym pracownikiem. A po roku nienagannej
pracy zma�� wszelkie w�tpliwo�ci, które wokół mnie narosły i dalej b�d�
kontynuował nauk� w zgodzie z potrzebami resortu. No bo jednak w mojej uczelni
jestem ju� spalony i tylko musz� dowie��, �e potrafi� sprosta� nawet trudnym
sytuacjom.
Tak poprowadził t� rozmow�, �e wyszło na to, �e jestem czemu� tam winien, nie
powinienem wi�c podnosi� kwestii mego ojca, czy te� mojej, w rzeczywisto�ci nie
przeze ojca i mnie zawinionych, tylko jeszcze bardziej si� stara�. Dowiedziałem si�
za to, �e za kwater� nic nie musz� płaci�, a nawet za darmo mog� odbywa�
miejscowe rozmowy telefoniczne. A telefon był w pokoju. Oszcz�dzałem na
71
opłatach za akademik! Strat� jednak było to, �e �niadania i kolacje musiałem sobie
robi� sam i za wszystko płaci� w sklepie, za� pan Zygmunt ani si� nie zaj�kn�ł, �e
przecie� tata siedział w ulu i nie mógł mi dawa� pieni�dzy.
No ale mogło by� gorzej...
Gdy ju� przeniosłem si� do nowego mieszkania, to troch� obsun�łem si� w nauce.
Bo wprawdzie miałem lepsze warunki do nauki, ale mniejsz� motywacj�. Sk�d j�
miałem bra�, skoro i tak od lata miałem porzuci� uczelni� i zatrudni� si� w resorcie...
Przy tej samej ulicy mieszkał doktor Melanowski. Z Melanowskim miałem zaj�cia
z ekonomii politycznej socjalizmu i to on zaczepił mnie na ulicy. Ja bowiem, skoro
wszyscy wiedzieli, albo mogli wiedzie� o mojej współpracy, wcale znów taki ch�tny
nie byłem do poznawania ludzi na ulicy. No ale czy to on nie wiedział, czy mu nie
przeszkadzało, w ka�dym razie mnie zaczepił i potem, to ju� cz�sto spotykali�my si�
na ulicy, bo on wychodził ze swoim psem. To było zdumiewaj�ce, ale on opowiadał
mi o swoich osobistych kłopotach. Znudziła mu si� �ona. Rzeczywi�cie - par� razy
widziałem, gdy przechodziła t� sama ulic� - nie była pi�kno�ci�. Gdy tym czasem
Melanowski zakochany był po uszy w studentce trzeciego roku Halince Majerek.
Była to miło�� z wzajemno�ci�. Podobne katusze prze�ywał, zanim straciłem z nim
kontakt - pan Sta�. On te� znudził si� swoj� połowic�, której nie widziałem, ale na
słowo mu wierzyłem, �e grubej jak kolumbryna i głupiej jak stodoła. Za to zakochał
si� w jakiej� dziewczynie - jak rozumiałem, cho� wprost tego nie powiedział - swojej
informatorce - pewnej pono� eterycznej ksi�gowej. Ale pan Sta� był z charakterem -
gdy traciłem go z widoku, był w trakcie sprawy rozwodowej. Celował tak, aby
rozwód przeprowadzi� akurat wtedy, gdy pójdzie na emerytur�. W ten sposób
unikn�łby przej�� w pracy. Bo w resorcie takich rzeczy jak rozwody nie lubiano, a
czasem nawet nie tolerowano. Udało mu si� nawet załatwi� sobie mieszkanie
zast�pcze - mniej wi�cej taki sam lokal, jaki ja dostałem. Mo�e miał dwa lokale
kontaktowe?
72
No wi�c na chwil� przed tymi wszystkimi aferami, to pan Sta� bał si�, �e gdy ju�
pójdzie na emerytur�, to si� na niego wypn� i on zostanie do ko�ca �ycia ze swa
wybrank� w tym mało luksusowym mieszkaniu. Ze smutkiem wspominał, �e
popełnił bł�d, �e nie pojechał na Ziemie Odzyskane. Tam dopiero było eldorado.
Ludzie z resortu bez gadania dostawali w starym budownictwie w najlepszych
dzielnicach po połówce przedwojennych sze�ciopokojowych mieszka�, a ówczesne
mieszkania to było nie to, co dzi� - miały rozmiar stodoły! Zwykle za s�siadów mieli
jakich� dyrektorów, ksi�gowych, albo urz�dników - słowem ludzi kulturalnych - a to
te� si� liczyło.
Natomiast w Warszawie, gdzie wszystko zostało zburzone, a ludzi zjechały si� całe
tabuny - była katastrofa.
Melanowski nie był tak zdeterminowany, jak pan Sta�, bo te� i miał inna sytuacj�.
Pół domu, bo reszt� zabrał kwaterunek, obj�ł na Mokotowie wraz z mał�onk�, która
szcz��liwie straciła cał� rodzin� w powstaniu i do tej połówki nie było ju� wi�cej
pretendentów. Dzieci nie mieli. Jako� tak kombinował, aby mie� nowa �on� i
mieszkanie, ale �adna kombinacja, która w tej sprawie przychodziła mu do głowy,
nie trzymała si� kupy.
Ja oczywi�cie o wszystkim donosiłem panu Zygmuntowi, bo i tak nie miałem
innych porz�dnych informacji. Pan Zygmunt o dziwo, wcale tych raportów - lubił
bowiem terminologie wojskow� - nie uwa�ał za plewy. Przypuszczam, �e
Melanowski te� musiał by� informatorem i ja go rozumiem - liczył, �e mo�e dzi�ki
temu załatwi sobie mieszkanie, albo mo�e - jeszcze lepiej - wykopsa jako� t� swoj�
�on�. No a skoro był informatorem, to zawsze było warto sprawdzi�, czy jest szczery
z organami. By� mo�e zreszt� - sprawdzali, czy ja wszystko wiernie powtarzam? No
bo je�li mieli informacje o tym samym i ode mnie i od niego, to pozwalało to
dokona� porównania.
Gdy z panem Zygmuntem mówili�my o kłopotach lokalowo - miłosnych
Melanowskiego, to pan Zygmunt, który przecie� wygl�dał jak asceta i kojarzył mi si�
73
z jakim� wr�cz mitycznym, ideowym komunist�, takim jak Paweł Korczagin z "Jak
hartowała si� stal" Ostrowskiego, dał wyraz swego zrozumienia dla ludzi.
- Słuchaj - jak ten cały Melanowski b�dzie ci� prosił, by� mu po�yczył lokal na
godzink� czy dwie, �eby si� spotkał z t� swoj� kochank�, to ty mu nie odmawiaj.
Mo�esz si� chwil� podroczy�, mo�e nawet niech ci co� załatwi, albo co, ale pójd�
mu na r�k�...
Ja mo�e nawet okazałem, �e jestem zdziwiony, bo dodał:
- My komuni�ci musimy humanitarnie podchodzi� do słabo�ci człowieka. Sam
widzisz - problem ma i nie chce skandalu. W ko�cu - przyzwoity naukowiec, z
pewn� pozycj�, pracuje na wa�nym odcinku kształtuj�c socjalistyczn� �wiadomo��
ekonomiczn� - niech sobie ul�y. Byleby nikt si� nie dowiedział, bo nasze lokale to
nie domy schadzek. Twoja sprawa, jak post�pisz, ale przyja�� z tym człowiekiem nie
mo�e ci zaszkodzi�.
Musz� przyzna� - nawet mi zaimponował tym swoim ludzkim podej�ciem. Co
tydzie� go widziałem i miałem wra�enie, �e facet zachowuje si�, jakby kij połkn�ł -
tak sztywno. Teraz te� mówił w charakterystyczny dla siebie, kostyczny sposób,
jakby problemy z kobietami jego w ogóle nie dotyczyły. Ale jednak chciał
człowiekowi i�� na r�k�.
Ja w ka�dym razie podczas najbli�szej rozmowy z Melanowskim, a to było jeszcze
tego samego dnia, kiedy rozmawiałem z panem Zygmuntem, wspomniałem o
trudno�ciach finansowych i o tym, �e program na uczelni jest trudny i musze si� tyle
uczy�, �e w konsekwencji cz��ciej jestem w bibliotece, ni� w domu.
Melanowski od razu zorientował si�, o co chodzi, bo zaofiarował mi dwadzie�cia
złotych za to, �e udost�pni� mu mieszkanie na popołudnie. Ja na to, �e moje
trudno�ci nie s� a� takie małe, aby dwadzie�cia złotych załatwiało spraw�. Miałem
swoje racje - pokój w hotelu kosztował mo�e dwadzie�cia pi�� złotych na dob�, ale
przecie� nie mo�na było wynajmowa� pokoi w hotelu w mie�cie, gdzie si� było
zameldowanym, nie wolno było meldowa� wspólnie kobiety i m��czyzny, je�li nie
byli mał�e�stwem, a wizyty nie meldowanych kobiet w pokojach m��czyzn,
74
poniewa� wszystkie pokoje, jak uwa�ano, s� na podsłuchu, mogły si� sko�czy�
niebywałym skandalem i podpadni�ciem. Tak wi�c - warunki były takie, �e mogłem
�miało ��da� pi��dziesi�t złotych i o takiej kwocie wspomniałem, lecz �e
Melanowski si� targował i dorzucił załatwienie zalicze� i egzaminów na studiach, a
ja mogłem mie� z tym trudno�ci, to przystałem na dwadzie�cia pi�� złotych.
Nie zgodziłem si� natomiast na to, by Melanowski u �lusarza dorobił sobie klucz.
Ostatecznie - lokal był słu�bowy. Poza tym, zakazane miał telefonowanie, bo
przecie� telefon z pewno�ci� był na podsłuchu, a pan Zygmunt wspominał o
dyskrecji. No i pod wszelkimi gro�bami zakazałem mu dzwoni� na mi�dzymiastow�.
Zreszt� - nie miałoby to sensu, bo na poł�czenie, od chwili zamówienia, mogła min��
nawet tylko godzina, ale przecie� cz�sto ł�czyli dopiero nast�pnego dnia. Mowy nie
było o tym, �eby on u mnie koczował dniami i nocami. Poza tym - za takie rozmowy
sam miałem płaci� i jak niby miałbym si� z nim rozlicza�?
Tak ze trzy razy dawałem mu ten klucz, a on od razu dawał mi pieni�dze. Nie
powiem - był elegancki - podawał niebiesk� kopert�, a w �rodku było dwadzie�cia
złotych w banknocie z rolniczk� i aluminiowe pi�� złotych z rybakiem. Po to, by
moneta nie wypadła, zawsze zaklejał kopert�. Troch� szkoda, bo mogłaby si� jeszcze
przyda� na list do ojca.
Ja w zgodzie z umow� przychodziłem o ustalonej porze i Melanowski był ju� na
spacerze z psem - jak gdyby nigdy nic... Dawał mi klucz, ja wracałem... W pokoju
było bardziej posprz�tane, ani�eli przed moim wyj�ciem. W szafce trzymał swoj�
po�ciel i on, czy te� jego flama, zdejmowali z kołdry moj� po�ciel i wkładali swoj�, a
przed wyj�ciem powtarzali operacj�, tylko w drug� stron�. Dla mnie to wcale nie
było takie dogodne, gdy� ich po�ciel była �wie�a, co dwa razy zmieniana, a moja a�
czarna od brudu. Ja j� nawet prałem, ale marnie, bo nie miałem tarki. Akurat nie
mo�na było jej nigdzie dosta�. Chciałem nawet kupi� w naszym miasteczku na targu
tak� drewnian�, o tyle gorsz�, �e po�ciel szybciej si� na niej �cierała, ale trudno...
Melanowski pewnie miał pralk� Frania i takie rzeczy w ogóle go nie interesowały.
Cho� z drugiej strony - prała u nich w domu pewnie �ona i mogłaby si�
75
zainteresowa�, sk�d bierze si� ta po�ciel? A zatem - zapewne było to zaj�ciem jego
kochanki. Cha! - kochanki - kobiety, która na co dzie� nie zawracała sob� głowy, ale
gdy trzeba było, to oddawała si�...
Z tym miałem problem, bo - jak wspominałem - wprawdzie poczyniłem pewne
obiecuj�ce starania, ale wobec ogólnego zepsucia si� atmosfery wokół mnie - tak�e i
tu poniosłem kl�sk�. Inna sprawa - dobrze, �e pochopnie nie dałem jej tych
po�czoch! To te� była nauczka, �e ka�dy krok warto jest przemy�le�, nie działa� na
łapu - capu, bo tak akurat teraz si� wydaje...
To było przed �wi�tami Wielkanocy. Jak zwykle dałem temu całemu
Melanowskiemu klucz i poszedłem sobie do biblioteki, a potem na spacer. Chciałem
i�� do kina, ale w Palladium bilety s� po dwana�cie złotych, a nie po sze��, jak w
niektórych innych kinach, wi�c zrezygnowałem. Za osiemdziesi�t groszy kupiłem
herbat� z cytryn�. Co to jest, �e w zakładach konsumpcji uspołecznionej cytryny
czasem s�, a dla ludzi w sklepach - nie ma? Za cytryn� w takim zakładzie - cieniutki
plasterek - obsługa z cał� pewno�ci� oszukuje i od razu do wszystkich takich
zakładów, nie czekaj�c na sygnały od informatorów - powinno nasyła� si� kontrol i
zamyka� paso�ytów - licz� sobie dwadzie�cia, a czasem nawet - np. w WARSIE -
trzydzie�ci groszy. No i to jest loteria, bo jak trafi si� skrawek z brzegu, to w ogóle w
cytrynie nie ma soku, a jedynie skórka! No wi�c - ja sobie to kalkulowałem, tak pij�c
- z malutkiej cytryny wykroj� i osiemna�cie, no niech b�dzie, �e pi�tna�cie
plasterków. A z du�ej to nawet trzydzie�ci. A przecie� na pewno jest na to norma i
ona na pewno jest wy�sza.
Musiałem i�� do toalety i okazało si�, �e nawet pokawałkowanych gazet tam nie
było. No przecie� chyba nikt takich gazet nie kradnie. Ja rozumiem, �e w toalecie nie
ma �arówki - wiadomo - kradn�, albo nie montuje si� jej pod pozorem kradzie�y i
tego nie da si� skontrolowa� - ale gazet?
A ja akurat nie miałem �adnej gazety, czeka� nie mogłem, wi�c z ksi��ki
bibliotecznej wyrwałem dwie mniej wa�ne kartki. A przecie� taka ksi��ka jest
wi�cej warta ni� nawet rolka papieru toaletowego? W restauracjach kategorii "S" i w
76
lepszych kawiarniach babcie klozetowe wydaj� po skrawku prawdziwego papieru
toaletowego, a przy okazji sprzedaj� ameryka�sk� gum� do �ucia. Szatniarze
sprzedaj� papierosy, a one gum�. Taki jest podział. Jedno i drugie jest albo z
przemytu, albo kupowane w Baltonie i nielegalnie odsprzedawane przez wła�cicieli
bonów szatniarzom i babciom. A papieru toaletowego nie ma! Gazet nie ma. I co si�
dziwi�, �e ksi��ki z bibliotek maj� poobdzierane strony? I jak my - informatorzy -
mo�emy temu zaradzi�? Jak pomóc socjalistycznemu pa�stwu?
Tak wi�c wróciłem o dziesi�tej na moj� uliczk�, a Melanowskiego nie ma. Pogoda
podła, ja wprawdzie byłem dobrze ubrany - obkupiłem si� - bo to i buty na gumowej
podeszwie - takie nie przemakaj� od dołu, i spodnie wełniane z pedetu i wreszcie
płaszcz z bazaru, z samodziału, szyty z pewno�ci� na lewo, ale ciepły. Musze jeszcze
tylko kupi� sobie fabrycznie zrobiony sweter, koniecznie czarny i b�d� miał
wszystko. Najlepszy byłby z golfem, angielski, ale taki ładny na ciuchach widziałem
za tysi�c dwie�cie złotych, w serek za osiemset, a kiepski, to mo�na dosta� nawet za
trzysta pi��dziesi�t, oczywi�cie po ostrym targowaniu si� ze spekulantk�. Najlepiej
byłoby zamkn�� tak� jedn� z druga bab�, towar skonfiskowa� i nawet odpłatnie
odsprzedawa� współpracownikom, no ale wówczas nikt by nie handlował. To ju�
lepiej jest tak jak teraz - czasem si� je zamyka, ale zwykle nikt sobie tym głowy nie
zawraca.
Podobno jest tak, �e je�li kto� o tym przypomni towarzyszowi Wiesławowi, to jest
akcja i spekulantów si� zamyka, soli porz�dne wyroki, czasem i osiem lat, a potem
znów si� czeka do nast�pnej akcji. A towarzysz Wiesław - wiadomo - jest
człowiekiem, który o wszystkim pami�ta, no ale nie codziennie, bo nie dałby rady....
Odczekałem te pi�tna�cie minut na dworze i zdecydowałem si� zajrze� do mojego
pokoju. Nie miałem klucza, ale co tam. wiatło si� �wieci, wi�c pukam, a nikt nie
odpowiada. No to miałem pretekst - nikogo nie ma, a �wiatło si� �wieci. Ja za �wiatło
nie płac�, ale oni o tym nie wiedz�. Zajrzałem przez dziurk� od klucza, ale nic nie
było wida�. Wszedłem do �rodka, a tu w moim łó�ku le�y kobieta - brunetka - tak ze
dwadzie�cia osiem lat, po pachy zasłoni�ta moj� kołdr� w ich poszwie. Oderwała si�
77
od czytania kryminału z serii tłumacze� z angielskiego. Klucz, tak jak si� ju�
spodziewałem, tkwił w drzwiach.
- Pan tu jest lokatorem - spytała i nie potrafiłem zorientowa�, si�, czy jest
za�enowana, czy nie. Ja byłem...
- Tak, ja tu mieszkam. A pana Melanowskiego nie ma?
- Musiał wyj��. Jaka� sprawa rodzinna - przyszła s�siadka przysłana przez jego
dotychczasow� �on�. Kazał mi tu czeka�, to czekam...
Mogłem jej kaza� si� zbiera�, no bo pora była pó�na i po ustalonym terminie, ale to
była niebrzydka brunetka, na ramionach miała tylko rami�czka od stylonowej,
ró�owej halki, a ja zreszt� nie miałem jeszcze wpisanych zalicze� do indeksu. To
dopiero za miesi�c i nie chciałem zadziera� z Melanowskim.
- Widz�, kawaler jeszcze młody... Student pana Melanowskiego?
- Tak, ta - odpowiedziałem - z pierwszego roku - b�d� in�ynierem rolnictwa...
Skłamałem, bo przecie� miałem tylko do ko�ca roku studiowa�, ale co za ró�nica?
- Pan siada - poczeka, zaraz zrobi� herbat�...
Byłem troch� zdziwiony, �e w mojej kwaterze mi maj� robi� herbat�? Ale z drugiej
strony, skoro w jednym pokoju jest kobieta i facet, to wiadomo, �e wypada, aby
sprawy domowe załatwiała kobieta. One to lepiej umiej�...
Wstała. Pod halk� było wida�, �e nie zdj�ła majtek, ale za to, na tle lampy
zawieszonej na �cianie przy wej�ciu, obok maszynki elektrycznej, takiej porz�dnej,
przedwojennej, która jest tak zabezpieczona, �e pr�d nie ma prawa popie�ci� - nie
powojennego barachła - pod lekko prze�wituj�cym stylonem rysowały si� jej piersi.
Dorodne, spore, cho� mogłyby by� jeszcze wi�ksze...
Ja przed wyj�ciem zostawiłem brudne moje trzy szklanki i talerz. Ona ju�
pozmywała, ale robiła herbat� - przyniosła swoj� - Madras za dziesi�� złotych, wi�c
musiała pozmywa�. W trakcie tej pracy rami�czko jej si� obsun�ło. Ale wida�
kobieta - nie przedstawiła mi si� - przywykła do solidnego wykonywania, a zatem i
nie przerywania pracy, bo z poprawieniem rami�czka czekała do ostatecznego
umycia szkieł. Zreszt� - halka zawisła na samej brodawce odsłaniaj�c zaledwie jej
78
górn� kraw�d�. Oczywi�cie obserwowałem to z napi�ciem i zapewne ona to
wiedziała, albo przynajmniej domy�lała si�.
I w tym momencie, z impetem wpadł do pokoju Melanowski. Chyba si� skradał, bo
nic nie było słycha�. Spojrzał na swoja flam�, na mnie... Ona co� chciała powiedzie�,
ja za� czekałem, a� powie dzie� dobry - bo to przecie� on wszedł do czyjego�
mieszkania, a on zamiast tego wykrzykn�ł:
- Kurwa! - i wybiegł z powrotem.
Ja byłem zdumiony, a ona przera�ona. Tym razem chyba naprawd� zapomniała o
tym rami�czku, bo zastygła, odwrócona najpierw do mnie placami, a twarz� do
drzwi, a potem twarz� do mnie, gdy prawa pier� całkowicie si� ju� odsłoniła.
I w takiej pozie po raz drugi zobaczył j� Melanowski, którego twarz zarysowała si�
w przerwie mi�dzy słu�bow�, to wiedziałem od pana Stasia, ale zbyt w�sk� zasłon�,
a okiennic�. Po chwili co� jeszcze powiedział, ale przez okno nie było wyra�nie
słycha� i znikn�ł. Kobieta nadal nie orientowała si�, co mogło zbulwersowa�
Melanowskiego, bo machinalnie, nic nie poprawiaj�c w garderobie, zacz�ła sypa� do
szklanek wiórki herbaciane. Do�� du�o wiórków... Zalała je wod� i ły�eczk� do
ka�dej szklanki, bez pytania, nasypała z mojego cukru po dwie i pół ły�eczki.
Dopiero przed przeniesieniem tego na stół poprawiła rami�czko, tak machinalnie,
jakby si� nic nie stało.
Usiedli�my.
- O co mu chodziło - taki kulturalny człowiek? - spytała kobieta.
- Nie wiem - odpowiedziałem - cho� si� domy�lałem...
- O t� halk�, która ci�gle si� zsuwa? Przecie� dobrze o tym wie. Ja nie mam tyle
pieni�dzy, �eby zamawia� sobie bielizn� na Rutkowskiego...
Poniewa� jednak nadal nic nie mówiłem, to dodała:
- Pan jest młodszy ni� ja, wła�ciwie, to jeszcze dzieciak. No wi�c niby co si� stało, �e
tak przy robocie sobie pan poogl�dał to i owo. Ja si� pana nie wstydz�. Przecie� nie
b�d� si� wstydziła prawie dziecka...
79
Nie podobało mi si�, �e ona uwa�a mnie za prawie dziecko, ale podobała mi si�
deklaracja, �e wcale si� mnie nie wstydzi. Stanowczo nie chciałem zadziera� z
Melanowskim, przynajmniej przed zako�czeniem sesji egzaminacyjnej, ale tu przede
mn� siedziała realna kobieta, której pier� jeszcze przed chwila była całkiem
odsłoni�ta i która deklarowała, �e nadal si� mnie nie wstydzi.
Spróbowałem herbaty, ale była jeszcze gor�ca, a wiórki pływały na powierzchni.
Sam nie wiem, sk�d zebrałem si� na �miało�� i poło�yłem dło� na jej kolanie. Ona
udała, �e nic nie zauwa�yła, cho� lekko drgn�ła.
- Dorosły z niego człowiek, a zachowuje si� jak dziecko. Mo�e nawet nas podgl�da?
Natychmiast wstałem i poprawiłem zasłony. Delikatnie starałem si� zafilowa�, czy
nie ma go za oknem, ale nie widziałem. Ko�ce firanki umocowałem do parapetu za
pomoc� ksi��ek i to samo zrobiłem z firank� w drugim oknie. Potem podszedłem do
kobiety, tak od tyłu i delikatnie dotkn�łem j� za obiema dło�mi z obu stron miejsca,
gdzie szyja przechodzi w ramiona.
- Kawaler nie chce pi� herbaty? - spytała, lecz ja delikatnie zsun�łem jej te
rami�czka. Tkanina znów - teraz po obu stronach, zatrzymała si� nieco powy�ej
brodawek. Zsun�łem je palcami i pełnymi dło�mi obj�łem obie piersi od dołu.
Kciukami dotkn�łem sutek - sam to wymy�liłem.
- Kawaler spał ju� z kobiet�?
- Nie - odpowiedziałem spontanicznie i dlatego prawdziwie...
- A kawaler dotykał kobiety w miejsca intymne?
Nie wiedziałem, co odpowiedzie�, bo o swoich skromnych do�wiadczeniach,
szczególnie tych ostatnich - bolesnych - nie chciałem wspomina�. Ona jednak jakby
nie czekała na odpowied�, bo nagle wstała, obróciła si� i nie poprawiaj�c tej halki, z
odkrytymi piersiami zarzuciła mi r�ce na moje ramiona. Powiedziała, ale tak
nami�tnie, cho� zarazem tonem, jakby spełniała raczej dobry uczynek, ni� co�, czego
sama chce:
- o Jezu - i całym ciałem przywarła do mojego...
80
To była katastrofa. Ci�gu zdarze� nie potrafi� zrozumie�. Najpierw nic si� nie
działo. Min�ły dwa tygodnie. A wreszcie, ni z tego, ni z owego, opiekun grupy
dzieka�skiej wzywa mnie i pyta, gdzie ja mieszkam. A ja nie wiem, co
odpowiedzie�, bo przecie� lokal jest słu�bowy, ale o tym, to było oczywiste,
wspomina� nie nale�ało. Oczywi�cie, skoro facet był opiekunem grupy dzieka�skiej,
to mo�e był nasz? Ale z drugiej strony patrz�c, rzecz nie była pewna. A poza tym,
nawet je�li był nasz, to czy to znaczyło, �e ja mam zdradza� mu swój adres?
Powiedziano mi jedynie, bym starał si� nikogo ze studiów nie zaprasza� do lokalu
chyba, �e słu�yłoby to pozyskaniu wa�nych informacji, czyli w praktyce – dla
wzbudzenia zaufania u po��danego informatora. Wówczas nawet mogłem na
rachunek fikcyjnej firmy zrobi� pewne zakupy celem ugoszczenia informatora.
Uznałem, �e to nie jest nic warte, bo ponosiłem takie ryzyko, �e je�li ostatecznie nie
b�d� mógł informacjami uzasadni� wydatków, to by� mo�e nikt by mi nic nie
zwrócił?
Przy okazji pan Zygmunt rzucił, �e do takiego ugoszczenia mog� u�y� produktów z
paczek �wi�tecznych. Ale nie powiedział, czy wówczas te produkty byłyby mi
zwracane? Sam dostarczył mi paczk� wielkanocn�. Wr�czaj�c ja powiedział, �e to
jest paczka pierwszomajowa, ale wydawana jest troch� wcze�niej. Nawet si� nie
zaj�kn�ł, aby miało to zwi�zek z Wielkanoc�. Tak samo jak uprzednio, przed
Bo�ym Narodzeniem, gdy wr�czał mi paczk� pan Sta�, to wyja�niał, �e to jest taki
padarunek od Dziadka Mroza na Nowy Rok i kazał mi po�wiadczy� zawarto��. Ja si�
wtedy wstydziłem dokładnie ogl�da� specyfikacj�, a brakowałó wypisanych i
podpisanych przeze mnie jako odebrane: wody kolo�skiej "Prastara", szwedzkich
�yletek, paczki cukierków Krówki dwie�cie pi��dziesi�t gramów, butelki winiaku nie
pami�tam jakiej nazwy, a tak�e "zestawu luksusowych papierosów krajowych". Pan
Zygmunt był du�o porz�dniejszy, bo brakowało tylko koniaku rumu�skiego z
81
niemieckoj�zyczn� etykiet�, o nazwie "Triumph" i delikatesowego mydła
dzieci�cego o nazwie "Kajtek".
Tak wi�c w dwa tygodnie po ostatniej wizycie Melanowskiego wezwał mnie
opiekun i odpytywał z rzeczy, które do niego nie nale�ały. I dopiero na zako�czenie
o�wiadczył, �e cały skandal, który ma miejsce w moim mieszkaniu, zostanie
omówiony na posiedzeniu Komitetu Wydziałowego pezetpeer i by� mo�e b�dzie
zalecenie dla wydziałowej komórki zetemesu, aby ustosunkowała si� do zagadnienia.
Gdy pytałem, szczerze zaskoczony, o co chodzi, to ten opiekun odpowiedział,
zwracaj�c si� do mnie nie per pan, lecz per wy:
- Sami ju� dobrze wiecie, jaki... - tu zawiesił na chwil� głos, wyra�nie szukaj�c
wła�ciwego okre�lenia - bardak macie w domu....
Ja oczywi�cie nie byłem durny i od razu domy�lałem si�, �e chodzi o kochank�
Melanowskiego i tylko nie rozumiałem, jak on mógł, maj�c �on�, zdecydowa� si� na
ujawnienie swego podwójnego �ycia. Ale zdecydował si�, upublicznił - takie były
fakty i ju�. Nadal jednak nie rozumiałem, co to obchodzi pezetpeer i zetemes? No bo
rozumiem, gdyby pan Zygmunt miał do mnie �al, ale nie kto� spoza resortu.... A
zreszt� pan Zygmunt o wizytach tej pary był informowany, nawet wyra�nie si� tym
interesował. O finale ostatniego spotkania te� wiedział, nawet mi gratulował, cho�
chyba ironicznie. Ale kazał rozla� po kieliszku nalewki wi�niowej, któr�
przywiozłem z domu. Byłem nawet zdziwiony, bo pan Zygmunt nie był
moczymord�. Zreszt� wypili�my tylko po jednym, a wła�ciwie po szklance
napełnionej ledwie u samego dna.
Tak wi�c od strony resortu byłem kryty. Wprawdzie było jasne, �e Melanowski nie
pomo�e mi w zaliczeniach i egzaminach, ale to wszystko razem nie wydało mi si�
jeszcze przesłank� do jakiej� katastrofy. Oczywi�cie, w trybie alarmowym spotkałem
si� z panem Zygmuntem, który był zaniepokojony, a nawet zdenerwowany. Chyba
nie na mnie, bo powiedział:
- Ja im nogi z dupy powyrywam...
A po chwili dodał:
82
- Ja im nogi z dupy powyrywam, nawet sami nie b�d� wiedzieli - kiedy...
Stało si� inaczej. Ju� nast�pnego dnia zebrał si� Komitet Wydziałowy pezetpeer,
bezpo�rednio po nim Zarz�d Wydziałowy zetemes i oba te gremia uchwaliły, �e
takiej zakały jak ja nie mog� tolerowa� mury socjalistycznej uczelni rolniczej.
Słowa: zakała i moralno�� socjalistyczna zawarte zostały w obu uchwałach. Tak wi�c
zalecono dziekanowi relegowanie mnie z uczelni, a poniewa� kto� taki jak ja kalałby
szeregi socjalistycznych in�ynierów rolnictwa, to relegowano mnie bez prawa do
powrotu. Wszystko to stało si� szybko i gładko i nie miało ju� �adnego znaczenia,
�e list polecony, zreszt� na adres domowy w miasteczku, podpisany przez dziekana,
przysłano dopiero po dwóch tygodniach. List matka oczywi�cie przeczytała i to j�
całkowicie rozstroiło, bo przecie� uznała, �e wyrzucono mnie z uczelni z powodu
ojca, przeciw któremu toczyło si� �ledztwo. Potem tłumaczyłem jej, �e oba fakty nie
maj� ze sob� zwi�zku, lecz nie uwierzyła.
Dla mnie najwa�niejsze było, jak do afery ustosunkuj� si� organa? Z ich strony
byłem całkowicie w porz�dku. Wyobra�ałem sobie, �e jest to sztab ludzi wnikliwie,
wedle jakiej� kolejno�ci omawiaj�cych problematyk� poszczególnych
współpracowników, analizuj�cych, daj�cych wytyczne oficerom prowadz�cym. Pan
Zygmunt był zasmucony obrotem sprawy, lecz nie s�dził, aby było tak �le.
- Wszystkie inkryminowane wypadki maj� pokrycie w dokumentacji. Twoja
chwilowa słabo�� te� jest tam opisana. Podkre�liłem fakt, �e kobieta była starsza od
ciebie i raczej mo�na by mówi� o deprawacji osoby, która nie tak dawno przestała
by� małoletnia, gdyby nie to, �e rekomendowany jeste� do słu�by czynnej w
organach i w tej sytuacji trudne okoliczno�ci, w jakich si� znalazłe�, dowodz� twojej
przydatno�ci. Ostatecznie podj�łe� si� tych wszystkich czynno�ci z ch�ci uzyskania
informacji o obiekcie, udaj�c ofiar� jej wyuzdania i pozornie ulegaj�c jej. Ja jestem
wobec ciebie w porz�dku, ale co� si� porobiło. Do mnie doszły słuchy, �e to był jaki�
nierz�d, a to przecie� kompletna głupota. Rozpalona baba nie została zaspokojona
przez Melanowskiego, no to uwiodła ciebie, a ty, chc�c uzyska� niezb�dne
83
informacje udałe�, �e dajesz si� uwie��, gdy w rzeczywisto�ci pełniłe� obowi�zki
lojalnego informatora.
Zadumał si� i po chwili jeszcze dodał:
- Tu jest jakie� drugie dno i ja si� dowiem, kto pode mn� dołki kopie...
Byłem zdziwiony, bo przecie� to ja wpadłem w dół, nie on, ale i zadowolony, bo
to oznaczało, �e w poj�ciu pana Zygmunta moja sprawa była jego spraw�. Miałem
poczucie, �e nie jestem w tym wszystkim osamotniony, �e jednak mog� si� wesprze�
o mojego prowadz�cego... To było wa�ne, bo przecie� pan Zygmunt, to nie był brat
łata pan Sta�, lecz człowiek, który wszystko, co robi, to robi w sposób przemy�lany i
budz�cy zaufanie.
Ale na razie nie był w stanie nic wymy�li�.
Po paru dniach, listem poleconym, na adres akademika, bo jako� to wszystko tak
było załatwiane, �e formalnie nadal zameldowany byłem w akademiku, przyszło
zawiadomienie, �e zostałem skre�lony z listy studentów i �e przysługuje mi prawo do
odwołania si�. Ten dokument został podpisany przez dziekana do spraw studenckich.
Znów spotkałem si� z panem Zygmuntem i pan Zygmunt, cedz�c słowa, tak ze dwa
razy podkre�lał, tym razem, �e jaja im powyrywa, ale wiedział du�o wi�cej. Okazało
si�, �e Melanowski zgłosił do mojego dziekana, ale tak�e do działu kadr w pracy tej
kobiety - Anny Bawiaruk - informacj�, �e Anna Bawiaruk zajmuje si� zawodowo
nierz�dem, za� ja trudni� si� kuplerstwem. Zarazem przekazał t� wiadomo�� gdzie�
wy�ej "po linii politycznej" i z najwy�szego szczebla zeszła informacja, �e
najwy�szy szczebel uznał, �e w socjalistycznym pa�stwie nie ma takiej mo�liwo�ci,
by kto� musiał zawodowo zajmowa� si� nierz�dem i sutenerstwem i �e trzeba by�
człowiekiem o osobowo�ci prostytutki i alfonsa, aby w naszych czasach to robi�. A
w takim razie mamy nadal to robi�, ale ju� nie pod przykrywk� pracy i studiowania
w socjalistycznym zakładzie pracy i w socjalistycznej uczelni. Partia nie jest w stanie
nic na to poradzi�, cho� zdaniem najwy�szych szczebli, kuplerstwo jest karalne, ale
te� najwy�sze szczeble machn�ły r�k� na mój kr�gosłup ideowy, bo "w tych
84
okoliczno�ciach socjalistyczne pa�stwo jest bezsilne i nie jest w stanie powstrzyma�
mnie i j� przed nasz� antysocjalistyczn�, nierz�dn� działalno�ci�".
Tak wi�c pan Zygmunt wr�cz podyktował mi podanie do dziekana, bardzo dobre,
gdzie sam siebie mieszałem z błotem, podkre�lałem brak mego do�wiadczenia
�yciowego i zagubienie w wielkim mie�cie, a tak�e zwalałem wszystko na Ann�
Bawiaruk.
Ale zarazem stwierdził, �e to wszystko i tak psu na bud� si� zda i �e naprawd�, w
wyniku paskudnej prowokacji, której on nie my�li ulega�, zostan� alfonsem, a ona
kurw�. Na razie jednak kazał mi ucieka� z Warszawy. A poniewa�, w zwi�zku a
afer�, w któr� wpl�tał si� mój ojciec, nie byłoby dobrze, bym wracał do mojego
miasteczka, to on wysyła mnie w misj� do Nakła na Pomorzu. Mam si� zatrudni� do
akcji buraczanej tamtejszej cukrowni. Nadal to on, pan Zygmunt b�dzie mnie
prowadził i z nikim pod �adnym pozorem, cho�by nawet wzi�li mnie do
bydgoskiego SB i grozili najgorszymi konsekwencjami, nie mam nawi�zywa�
kontaktu słu�bowego. Mam sobie my�le�, �e jestem agentem socjalistycznej Polski
w zachodnim NRF i �e wszystkie miejscowe słu�by, s� to słu�by rewizjonistycznych
i imperialistycznych Niemiec zachodnich, które tylko czyhaj�, aby zabra� nam nasze
Ziemie Odzyskane. Dodał przy tym, abym pami�tał, �e gdyby Niemcy, morduj�c
mieszka�ców rodzinnej wsi moich rodziców, nie spalili ko�cioła, to ojciec nie
siedziałby w wi�zieniu, ja nadal bym studiował mieszkaj�c w akademiku, nie
poznałbym tego parszywego prowokatora Melanowskiego, któremu pan Zygmunt
przy jakiej� okazji te� si� dobierze do dupy, cho�by po to, aby pokaza� tym draniom,
�e nam si� nie robi koło dupy i nawet pan Sta� nie musiałby bez potrzeby i��
wcze�niej na emerytur�, ni� na to zasługiwał. Dostałby jeszcze awans, jakie� premie i
byłaby ta emerytura cacy, a nie taka, jaka jest.
Pan Zygmunt miał racj� - dziekan ustosunkował si� negatywnie do mojego
odwołania...
85
Wraz z utrat� indeksu, straciłem tytuł do korzystania z lokalu słu�bowego. Skoro
bowiem miałem z niego penetrowa� �rodowisko akademickie, to musiałem odda�
klucze i ju�. Ale firma mnie nie opu�ciła. Delegowano mnie do tego Nakła. Miałem
za zadanie sprawdzi� na miejscu, czy raporty miejscowej SB s� prawdziwe.
Poniewa� nie znałem tych raportów, to - by� mo�e - wcale nie b�d� wiedział, jakie s�
efekty mojej misji? W ka�dym razie pan Zygmunt przestrzegał mnie, �e wła�nie ze
wzgl�du na t� specyfik� jest to zadanie niebezpieczne.
- W naszej robocie, gdy inaczej nie mo�na, to w łeb si� daje obiektowi i po pie�ni... -
zauwa�ył filozoficznie i było jasne, �e tym obiektem mog� by� ja.
Wcale tego niebezpiecze�stwa nie widziałem, jako jak�� nielojalno�� firmy wobec
mnie. Przeciwnie - specyficzny romantyzm przygody podobał mi si�. Nadto -
liczyłem, �e im bardziej si� zasłu��, tym wi�ksza jest szansa, �e za moje zasługi
zwolni� ojca. Wprawdzie pan Zygmunt wcale mi tego nie obiecywał, a nawet
podkre�lał, �e to raczej ja sam powinienem si� zrehabilitowa� w oczach słu�by, lecz
byłem przekonany, a mo�e po prostu chciałem wierzy�, �e dokonam rzeczy tak
wa�nych, �e jednak te zasługi zostan� policzone równie� ojcu.
Jechałem osobowym. Przysługiwał mi zwrot kosztów podró�y. Ale bez
okazywania biletu - tylko za poci�g osobowy II klasy. A przecie� ci�gle mogłem
korzysta� ze zni�ki jako student. Wa�nej do ko�ca wrze�nia legitymacji studenckiej
nie zwróciłem.
Ludzie wchodzili i wychodzili, wi�c pomimo najlepszych ch�ci nie udało mi si�
nikogo upolowa� tak, �eby mo�na było sporz�dzi� raport. Wprawdzie opowiadali
dowcipy o towarzyszu Wiesławie i towarzyszu Chruszczowie, ale nie znałem ich
nazwisk Poza tym jeden dowcip był o towarzyszu K�pie. Wszystkie zasłyszane
dowcipy słyszałem ju� od pana Zygmunta i sam byłem zreszt� zobowi�zany je
opowiada�. To nie było tak, �e miałem taki obowi�zek na pi�mie, ale pan Zygmunt
tak to jako� opowiadał, �e było wida�, �e chce, abym zapami�tał i powtarzał. I je�li
raportowałem mu potem o tym, �e słyszałem od osób trzecich te dowcipy, to si�
86
cieszył, a jeszcze bardziej cieszył si�, gdy mogłem powiedzie�, jak si� nazywa
opowiadaj�cy. Dodawał przy tym:
- Ty pewnie my�lisz, �e chodzi tak sobie o to, by do teczki obiektu doł�czy�
informacje o ich aspołecznym zachowaniu? No tak - to te�, ale to nie ma znaczenia -
wszyscy opowiadaj� dowcipy. To wcale nie buduje sylwetki obiektu. Za to mo�na
umiejscowi� obiekt wzgl�dem innych naszych agentów i docieka�, jakimi �cie�kami
rozchodz� si� plotki. A je�li jest to nasz człowiek, no to te� wa�ne, �e si� nie leni. To
wszystko słu�y dla nauki...
W Nakle skierowali mnie na kwater� prywatn�. Wyst�powałem tam jako
pracownik sezonowy o wysokich kwalifikacjach pozwalaj�cych powierzenie mi
samodzielnego stanowisko. Dostawałem na miesi�c 1800 złotych pensji, premie za
nadgodziny i inne premie, ale to w sezonie buraczanym, zwrot kosztów kwatery, 20
złotych dziennie zwrotu kosztów wy�ywienia - ale to wszystko to od cukrowni. Bo z
firmy dostawałem 920 złotych, a tak�e 1000 złotych na fundusz operacyjny. Gdybym
go przekroczył, to musiałem przedstawi� rachunki, lub wiarygodne o�wiadczenia za
wszystkie wydatki, w tym tak�e obejmuj�ce ten tysi�c. Poniewa� cukrownia płaciła
mi za delegacj� i kwater�, to firma ju� nie płaciła. Pan Zygmunt wprawdzie
wspominał, �e to pewnie jako� by przeszło, ale gdyby si� wydało, to jemu by si� do
dupy dobrali, a mnie jaja oberwali i wsadziili na kapusia do kryminału.
Kwatera była w porz�dku - w ceglanym, nie tynkowanym domu, ale nie szkodzi,
bo z pi�knej licowej cegły. Gospodarzami byli ludzie przed pi��dziesi�tk�: ona - pani
Magda - była sklepow� w małym sklepiku i miałem sprawdzi�, czy nie robi nadu�y�,
bo nigdy nie ma manka, a on - pan Bernard - rybakiem na Noteci. Jego prac� nie
warto było si� interesowa�. Przedtem rybacy byli w spółdzielni, ale gdy ryby w
Noteci wytruło, to przeszli na pa�stwowe. Pan Zygmunt od razu mi powiedział, �e
oni wykazuj� wi�ksze zu�ycie sprz�tu i paliwa, ni� to ma miejsce w rzeczywisto�ci,
no bo po co maj� bez sensu pływa� po rzece, w której nie ma ryb?
Tu si� pan Zygmunt jednak mylił - troch� ryb było, ale co lepsze rybacy łapali dla
siebie.
87
Ju� pierwszego dnia uło�yłem si� z gospodarzami, �e �niadania i kolacje a
dwana�cie złotych dziennie, a w niedziele za dwadzie�cia, je�� b�d� u nich. Drogo to
wychodziło, ale pani Magda powiedziała, �e jak mi nie b�dzie pasowa�, to mog�
zawsze robi� sobie sam. Ja si� nie targowałem, bo przecie� byłem przestrze�ony, �e
oni byli folksdojczami i pocz�tkowo, póki ich nie poznałem, wyobra�ałem sobie, �e
jako folksdojcze mog� mnie nawet zamordowa�.
Dzieci mieli dwoje - oboje ju� na l�sku. Syn był górnikiem, a córka �on� górnika
i mogła pracowa� tylko na pół etatu. Mieli tam dobrze, bo porz�dni ludzie na l�sku
wcale ich nie mieli za goroli, tylko za normalnych, przyzwoitych ludzi.
W kwaterze łó�ko było czyste i nie było robactwa. Przeciwnie - wszystko a� si�
l�niło. Gdy pani Magda nie pracowała, to pucowała i słuchała radia.
Ju� pierwszej soboty, pod patelni� kaszanki, lepszej ni� u nas na kielecczy�nie, a
tym bardziej lepszej ni� w Warszawie, cho� ze sklepu, takiej zesma�onej z naci�
dymki z inspektu za domem, do tego była jeszcze na deser babka dro�d�owa z
kruszonk�, ale inna, ni� robi mama, bo taka z blachy, a nie z formy i ze �liwkami z
kompotu w �rodku - upili�my si� jak niebo��ta. Najpierw poszło pół litra czystej,
potem chciałem i�� na jak�� met�, ale pani Magda przypomniała, �e pracuje w
sklepie i "�adnych metów nie trza" Do tego dodała charakterystyczne w tamtych
stronach: "jo", a na stół wpłyn�ła litrowa, przedwojenna, monopolowa butelka, jak�
doskonale znałem z domu rodzinnego - bimbru z melasy. Podobnie jak mama, te� i
pani Magda. myj�c butelk� uwa�ała, by jak najmniej uszkodzi� jeszcze autentyczn�
etykiet�.
U pani Magdy i pana Bernarda po raz pierwszy w �yciu, poza por� zimow�, po
przyj�ciu do domu, musiałem zdejmowa� buty i zakłada� kapcie.
Na koniec uczty z kaszank� i z ciastem dro�d�owym pani Magda wyci�gn�ła
długiego na dobre pół metra uw�dzonego w�gorza i ci��kim, cho� wyostrzonym
bagnetem, niczym tasakiem por�bała na kawałki i podała na talerzu z chlebem. Dla
mnie miał za mało soli, no wi�c ka�dy kawałek soliłem i jadłem, a� mi si� uszy
trz�sły, cho� głowa, a i reszta ciała, poruszały si� coraz leniwiej. Pan Bernard �miał
88
si�, �e ten w�gorz, którego wła�nie jedli�my, ju� wypatroszony i nasolony, w beczce,
podczas w�dzenia, to jeszcze z pi�tna�cie minut si� wił, a� ciepło od dymu całkiem
go nie przeszło. Ja te� si� �miałem, bo przecie� ka�dy wie, �e w�gorz ma twarde
�ycie i w kawałkach potrafi podskakiwa� na patelni.
Moim kierownikiem był pan Antoni. Pan Antoni te� pracował sezonowo, ale był
odpowiedzialny za skadrowanie aparatu skupu buraka, czyli po prostu za
zatrudnienie osób obsługuj�cych skup. Pan Zygmunt kazał mi nastawi� si� na tego
Antoniego, bo to rzeczywi�cie było dziwadło. Major jeszcze UB, po pi��dziesi�tym
szóstym wyszedł ze słu�by, a w ubiegłym roku wyst�pił z partii. Podczas obserwacji
miałem bra� pod uwag�, �e jest maoist� zwi�zanym mo�e z Mijalem, czyli takim
człónkiem kace, który wła�nie zbiegł do Albanii. Albo �e uległ ideologii
mikołajczykowskiej, a praca w ube była dla niego tylko przykrywk�. No - w ogóle -
miałem mu si� przygl�da�. A ju� najwa�niejsze, to było zapami�tywanie
wszystkiego, a potem, jak si� wyraził pan Zygmunt:
- I tak da si� co� sfastrygowa�.
Przez dwa tygodnie mieli�my szkolenia i wprawdzie nie wszystko dawało si�
zapami�ta�, bo skryptów nie było, a prelegenci czasem sami nie byli przygotowani,
jednak to nie było takie trudne i dawało si� wzi�� na logik�. Najtrudniejsza była
sprawozdawczo�� - wszyscy si� tej sprawozdawczo�ci bali i pan Antoni obiecywał,
�e ze sprawozdawczo�ci� to postaraj� si� nikogo nie pozostawi� samego, bo na tym
najłatwiej si� wyło�y�.
Oni tu wszyscy u�ywali słowa "wyło�y�" i dopiero, gdy na drug� niedziel�
pojechali�my Lublinem z cukrowni na mecz zu�lowy Polonii Bydgoszcz, a Polonia
to przecie� resortowy klub, to zrozumiałem, �e wykładał si� �u�lowiec, który,
zwykle na zakr�cie - wywracał si�.
Wracaj�c zatrzymali�my si� w jakiej� wiejskiej gospodzie. Pan Antoni był z
Bydgoszczy, tam mieszkał, miał rodzin�. Ale jechał do Nakła z nami. W gospodzie
nie było ani rosołu, ani w ogóle porz�dnej zupy, tylko szczawiowa i owocowa
zabielana z makaronem. Ciekawa rzecz - rosołu nie było, a sztuka mi�s w sosie
89
musztardowym była, zreszt� łykowata. No ale trudno, aby wsiowych karmili
eksportow� wołowin�... Czysta wódka te� była na wyko�czeniu - były tylko dwie
flaszki, a poza tym jedynie jarz�biak eksportowy, bo z napisami po angielsku i
słodkie: orzechówka i angielska gorzka. Ja tej angielskiej nigdy nie piłem i nigdy
bym nie powiedział, �e gorzka jest słodka, bo przecie� sama nazwa dezinformuje
ludzi pracy. Pó�niej nawet uj�łem to w raporcie i pan Zygmunt �miał si� ze mnie i
chyba jednak po prostu wyrzucił ten raport.
Usiadłem obok pana Antoniego, co zostało przez niektórych odczytane jako
lizusostwo, a ja przecie� chciałem uzyska� informacje. No i nawet pilnie starałem si�
sobie wyobrazi�, co to jest ten maoizm? Wychodziło mi na to, �e je�li kto� bardzo
ceni chłopów, to jest maoist�. Literatury �adnej na ten temat nie miałem, a
informacje pana Zygmunta były m�tne. I tak przy wódeczce sprawa si� wyja�niła.
Wszyscy z sezonowego działu skupu w cukrowni byli skrajnymi antymaoistami,
poniewa� wyra�ali si� o chłopach pogardliwie. Wszyscy mianowicie na ró�ne
sposoby podkre�lali, �e chłopi s� t�pi, a z niedomówie� wynikało, �e łatwo jest z
nich wciska� pieni�dze, które zreszt� nie s� im potrzebne, bo maszyn rolniczych i
tak inaczej nie mo�na kupi�, jak na lewo z pegeerów, rzekomo - za chłopsk� łapówk�
- złomowane, a inne rzeczy nie s� im potrzebne. Wychodziło na to, �e je�li chłop nie
b�dzie miał pieni�dzy, to nie b�dzie łapówek dawał i wreszcie b�dzie dobrze. I
jeszcze wyra�ali pogl�d, �e chłop �pi, a jemu w polu samo ro�nie. A dziwne było to,
�e wszyscy rozmówcy jako� tam, na ile si� zorientowałem, wywodzili si� ze wsi i
powinni wiedzie�, czy na wsi pracuje si�, czy nie?
Ja wyra�ałem zdziwienie i dostrzegł to pan Antoni. On jeden nie przył�czał si� do
chóru i nawet starał si� zmieni� temat na �u�lowy. Wspomniał, �e który� �u�lowiec,
bodaj o nazwisku Połkard, tak wyr�n�ł o ziemi�, a potem o band�, �e normalny
człowiek złamałby kr�gosłup, a tamten nic. Sam wrócił do boksu i tylko lekarz
zakazał mu bra� udział w kolejnych jazdach. Nie na długo, bo publika gwizdała,
skandowała i w przedostatniej je�dzie jednak pojechał... Podobno wida� było po nim,
90
�e ledwo trzyma si� motocykla, bo doszedł ostatni, wszyscy go �ałowali i dalej
skandowali jego nazwisko.
W dwa dni pó�niej przyjechał pan Zygmunt. Spodziewałem si� go. Zbli�ała si�
defilada na dwudziestego drugiego lipca - tysi�clecie pa�stwa polskiego. Prawie nic
nie miałem o nastrojach patriotycznych. Nikt mi nic nie mówił o li�cie biskupów
polskich do biskupów niemieckich i nie miałem komentarzy o płaszczeniu si�
naszych biskupów przed niemieckim rewizjonizmem. Miałem tylko tyle, �e prawie
wszyscy chodz� do ko�cioła, partyjni u�ywaj� przy tym podkładki, �e towarzysz�
swoim �onom i dzieciom. O samym li�cie nic nie mówili. Słyszało si� o pielgrzymce
do Cz�stochowy, ale byłem obcy, wi�c nic konkretnego nie wiedziałem. Oczywi�cie
- znane mi nazwiska wynotowałem, a pan Zygmunt wzruszył ramionami, bo to było
zadaniem miejscowych sił, takie notowanie. Był jaki� zniech�cony. Kazał mi pilnie
zbiera� informacje o panu Antonim, ale w �adnym wypadku w raportach nie pisa� o
jakim� maoi�mie, tylko czeka� na jego sygnał. Na dodatek, jak powiedział:
- Cholera go wie, co to ten maoizm i z czym to si� je?
Na wszelki wypadek, cho� to mo�e nie jest istotne, warto sprawdzi�, czy ten
Antoni lubi ry�, czy nie? Niby bez sensu, ale to przynajmniej jest jaki� konkret... A
nasza praca polega na zbieraniu konkretnych informacji...
- Taka sprawa Rewskiej, albo Rudzi�ska, Chojecka, która ma pseudonim Kama i jest
bardzo niebezpieczna - same reakcyjne suki na �ołdzie rz�du londy�skiego,
utrzymuj� kontakt z parysk� "Kultur�" i Woln� Europ�... O - to s� sprawy, wszystko
jest jasne - baby za judaszowe dolary sprzedaj� ojczyzn� socjalistyczna.
Kazał mi zapami�ta� te nazwiska, bo ka�da informacja o nich cenniejsza jest ni�
złoto.
Natomiast z maoizmem mu nie było po drodze... Dodał:
- Nie wiadomo, o co chodzi, przecie� nikt powa�ny nie jest jakim� Chi�czykiem czy
ich sług�. Mijal pojechał do tych Chin, bo w kraju �y� mu nie dawali. I dobrze mu
tak...
91
Pan Zygmunt przyjechał do mnie, by da� ustnie instrukcje co do dwudziestego
drugiego lipca:
- Jest pełna mobilizacja. To b�dzie defilada wi�ksza ni� na Placu Czerwonym. Setki
czołgów, transporterów opancerzonych, rakiet du�ych i małych, a potem barwny
korowód mieszka�ców stolicy, młodzie�y, sportowców, pisarzy i w ogóle ludzi
socjalistycznego trudu. Dla nas jest to jednak i �wi�to i maksymalny wysiłek -
wrogowie Polski tylko czyhaj�, aby prowokacjami zakłóci� tysi�czn� rocznic�
pa�stwa polskiego. A przecie� tysi�c szkół zbudowali�my i zbudujemy na
tysi�clecie.
Ja miałem za zadanie ustawi� si� przed ko�ciołem na Nowolipiu i obserwowa�, czy
co� si� nie dzieje. Zadanie było odpowiedzialne, bo tam si� zdarzył cud - ludziom
pojawiła si� Matka Boska i teraz my mamy kłopot. Po pierwsze, to zabobonne baby
mogły to wykorzysta� do walki z ustrojem socjalistycznym i nie wiadomo, co im
strzeli do łbów. A po drugie - to w ogóle w tym dniu, kto b�dzie w ko�ciele, a nie na
pochodzie, to b�dzie to jawny eksponent klerykalnych sił.
- Z t� Matk� Bosk� to w ogóle mamy kłopoty. Objawiała si� dzieciom, a raczej
dziewczynce w Zabłudowie koło Białegostoku. Tak regularnie, co niedziela, a Wolna
Europa za ka�dym razem informowała. Utłuc tej dziewczynki nie mo�na było, bo
kler natychmiast ogłosiłby j� �wi�t� i byłoby gotowe nieszcz��cie. Bo tam s� i
prawosławni i katolicy. I jedni i drudzy uwa�aj� to za swój cud. Oczywi�cie -
najwa�niejszy cud miał si� odby� w dniu wyborów. Nalazło si� tam do tej dziury
wi�cej jak sto tysi�cy luda. Ty masz poj�cie - oni t� wioch� dosłownie zasrali! Czy
oni o takich rzeczach nie my�l�? Ten tłum srał w takim lasku, a nasi, oczywi�cie
mundurowi, musieli dla siebie zrobi� parawan z transporterów opancerzonych.
Mówi�c to pann Zygmunt coraz bardziej si� zapalał:
- To był cios w serce organów. Wiadomo jest, ilu dobrych, oddanych pracowników
daje nam Białostocczyzna. A wszystko dlatego, �e prawosławni i katolicy �yj� tam
jak pies z kotem. I tego musimy pilnowa� jak �renicy oka. A tu oprosz� - cud i
katolicki i prawosławny... Jedni i drudzy wspólnie si� modl�. Modl� si� w dniu
92
wyborów. I jak tu było podawa� frekwencj�, �e wysoka, kiedy wida� było gołym
okiem, �e cały północny wschód zjechał si� na zabobony do Zabłudowa? A Matka
Boska o tym nie pomy�lała?
Byłem troch� zdziwiony, poniewa� dotychczas byłem gł�boko przekonany, �e pan
Zygmunt w Boga nie wierzy i w konsekwencji - tak�e w Matk� Bosk�...
Szcz��ciem Wyszy�ski uznał, �e na tym polu z władz� socjalistyczn� nie wygra i
cudu nie uznał. Stworzył jak�� komisj�, ale bez prawosławnych. Tego nie wiem, ale
tak sobie my�l�, �e w episkopacie prawosławnym mamy jeszcze wi�cej naszych, ni�
w katolickim. Mo�e gdyby stworzył t� wspóln� komisj�, to byłoby dobrze?
- No i w ko�cu trzeba było rozgoni� to towarzystwo cho�by po to, by wrócili do
domów i kto zd��y, to �eby jeszcze wzi�ł udział w wyborach, a w ka�dym razie, aby
to było mo�liwe, �e wzi�ł, bo co byłoby z frekwencj�? I co powiedziałoby si�
towarzyszowi Wiesławowi. A co towarzysz Wiesław miałby powiedzie� potem tym
z Kremla? Przecie� ich to te� interesuje... A jeszcze prawosławni? Trzeba było
rozwi�za� to delikatnie, chirurgicznie...
- No i udało si�. Transportery i ci��arówki wje�d�ały w tłum, kilka setek
poturbowały... ale co tam. Zastrzelono, tak na �mier�, tylko jednego. Inni, nawet
je�li zgin�li, na przykład zadeptani, to załatwiło si� to jako� inaczej... To wszystko
hołota z wiosek, z małych miasteczek, nie takie rzeczy przechodziły bez krzyku.
Tak wi�c dwudziestego pierwszego lipca o siedemnastej wyjechałem poci�giem.
Miałem miejscówk� i bilet drugiej klasy poci�gu pospiesznego, ale ju� na peronie,
gdy czekałem na podjechanie składu, było jasne, �e miejscówki si� nie licz�.
Wszyscy o tym mówili. wi�to obchodzono w całym kraju, lecz uroczysto�ci
warszawskie były najwa�niejsze. Na peronie stały delegacje poszczególnych
zakładów pracy z pi�knymi transparentami z dykty, dru�yny harcerskie, zespoły
ludowe w strojach ludowych, a je�li były to ludowe zespoły sportowe, to w strojach
gimnastycznych. Nie s�dz�, by mieli taki obowi�zek, by ju� w podró�y tak si�
ubiera�, lecz rodziło si� pytanie - a gdzie przebior� si� w stolicy? Delegacja jednego
z zakładów, chyba ROMETU, miała transparent:
93
- "Cały kraj odbudowuje swoja stolic�".
Podeszło do nich dwóch go�ci, szybko okazało si�, �e z naszego resortu i kazało im
zwróci� ten transparent.
- Wydajcie obywatele, w Warszawie dostaniecie inny, lepszy...
Na to, pewnie ichni sekretarz komitetu partyjnego, obruszył si�:
- A co wy towarzysze chcecie od naszego transparentu? Został zatwierdzony w
Komitecie Wojewódzkim...
Ten z Komitetu Fabrycznego był w spodniach od marynarki, białej, okrutnie, bo na
�ółto przepoconej koszuli, a marynark� miał przewieszon� przez r�k�,. W drugiej
trzymał teczk� ze �wi�skiej skóry i t� teczk�, pełn� zapewne stosownych uchwał
partyjnych, niczym dziecko przed łobuzami, zasłaniał koleg� trzymaj�cego - teraz
wysoko nad lud�mi na peronie - dumne i solidarne z ludem Warszawy o�wiadczenie
pracowniczego kolektywu.
Nasi ludzie te� byli w spodniach od marynarek, te� byli spoceni, ale przecie� nie
tak okropnie i te� mieli teczki ze swoimi dokumentami, a tak�e marynarki na r�kach.
Starszy z naszych dobrodusznie, unikaj�c niepotrzebnego stawiania konfliktu na
ostrzu no�a zauwa�ył:
- Wy towarzyszu chyba czego� nie rozumiecie. My nic do was nie mamy. Nam te� -
towarzyszu - le�y na sercu dobro socjalistycznego budownictwa w Bydgoszczy i
województwie. Ale nic nie poradzimy - wytyczne to wytyczne - �wi�to lipcowe -
tysi�clecie pa�stwa ludowego, nie jest wła�ciwym momentem - tam si� mamy
cieszy�...
- No to si� cieszymy - my na swój sposób... - odci�ł si� partyjny...
- Towarzyszu - my nawet nigdzie nie zatelefonujemy - tam na peronach s� nasi z
Warszawy. Oni i tak wam odbior�, ale wpisane do akt b�dziecie mieli w centrali, a
nie w województwie - po co wam to?
Zgromadzony wokół tłum, a peron był nabity, wyra�nie dzielił si� na ten z pionu
partyjnego, jako� tak wzrokiem, gestami solidaryzuj�cych si� z partyjnymi i na
94
naszych - z SB, którzy jad� do prawdziwej pracy, jak ja, którzy nawet byli zdumieni,
� tym partyjnym takie głupstwa w głowie...
Kupiłem garnitur z elany, prawie si� nie gniot�cy si�, a nawet krawat, cho� z
wypowiedzi pana Zygmunta wcale nie wynikało, �e zwróci mi na rachunek za
krawat... No ale koszul� non - iron - angielsk� - przywiózł mi i to we wła�ciwym
rozmiarze, cho� bez mierzenia, wła�nie pan Zygmunt, wi�c nie wypadało specjalnie
si� kłóci�... Oczywi�cie - musiałem pokwitowa� odbiór...
Ci partyjni ostatecznie transparent oddali i dostali w zamian instrukcj�, w jaki
sposób na dworcu zachodnim mog� dosta� lepszy. Gdy nasi odeszli zdeponowa�
transparent ROMETU, ten partyjny, cicho, ale tak, �e słyszałem, powiedział:
- Takiego wała im wezm� od nich transparent. Na pewno na tym samym dworcu
dystrybuuj� te� nasze, partyjne. A jak nie, to cholera cho�by zetemesowski
pobierzemy...
Ja to oczywi�cie zapami�tałem i opisałem - za to była osobna premia dwie�cie
czterdzie�ci złotych! Takie głupstwo, a takie pieni�dze... I wpisanie do akt
osobowych... No a ze wzgl�du na tat�, ja byłem łasy na pisane pochwały. W ogóle
byłem łasy...
Sama słu�ba w Warszawie, wbrew temu, czego si� spodziewałem, była m�cz�ca,
monotonna i nic si� nie zdarzyło. Z Nakła wzi�łem butelk� z herbat� i kanapki
Jeszcze w poci�gu herbat� wypiłem, kanapki zjadłem, a na dworcu były takie
kolejki, �e nie sposób było cokolwiek kupi�.
Funkcjonariusze i informatorzy, w ogóle cały aktyw z całego kraju walił do stolicy i
ledwo mo�na było si� przecisn�� na ulic�. Upał od rana był niemo�liwy. Dzi�ki
planowi miasta bez trudno�ci trafiłem pod ko�ciół na Nowolipiu.
Z podsłuchanych rozmów dowiedziałem si�, �e wyj�tkowo du�o ludzi było na
siódm� rano i to byli ci, którzy �pieszyli si� na uroczysto�ci partyjno - pa�stwowe.
Przed ko�cem mszy wyszedłem na ulic�, aby z nasypu przed blokiem naprzeciw
ko�cioła zrobi� pierwsza seri� fotografii powierzonym mi słu�bowym aparatem
radzieckim marki FED. Wspaniałe, precyzyjne urz�dzenie, a dzi�ki panu
95
Zygmuntowi wiedziałem, �e nazwa pochodziła od słów: Feliks Edmundowicz
Dzier�y�ski. Pan Zygmunt kazał mi przeczyta� jaki� poemat pedagogiczny
Makarenki, �eby si� wi�cej dowiedzie� o aparatach marki FED, ale nigdy do niego
nie dotarłem...
Ci z mszy o siódmej odwracali si�, gdy ich fotografowałem, przyspieszali i w ogóle
byli niezadowoleni. Za to na mszy o dziewi�tej popełniłem bł�d. Bo przed ko�cem
znów wyszedłem, aby fotografowa�, a tym czasem na koniec �piewano "Bo�e, co�
Polsk�" i nie wiem, czy z prowokacyjnym zako�czeniem: "ojczyzn� woln� racz nam
wróci� Panie", czy te� z prawidłowym: "ojczyzn� woln� pobłogosław Panie"? Nie
przyznałem si� do tego i potem zameldowałem panu Zygmuntowi, �e jednak
�piewali poprawnie, co bardzo go zdziwiło. Ci o dziewi�tej wcale nie kryli si� przed
fotografiami, wskazywali mnie palcami, a jedna mała dziewczynka, u�miechni�ta,
taki berbe� czteroletni mo�e, podbiegła do mnie i powiedziała, �e jej tatu� jej
powiedział, �e jestem łobuz, a do mamy, �e jestem kutas... Na szcz��cie zachowałem
zimna krew i sfotografowałem dziecko z mam�, która zbli�yła si� i wzi�ła córk� za
r�k�... Tak samo sfotografowałem dwie stare wydry, które chciały, �ebym uciekał
do Moskwy i tam czcił tysi�clecie mumii Lenina. No... to, to ju� było jawne
przest�pstwo i zdenerwowało mnie. A pan Zygmunt potem tylko si� �miał i spytał:
- A co my po pi��dziesi�tym szóstym mo�emy im zrobi�? Paszportu im nie damy?
Przecie� i tak nie dajemy, a takim paszport w jedn� stron� by si� przydał - niech by
imperiali�ci je karmili... Przecie� nie b�dziemy w ciemnej uliczce tłukli ka�dej
imperialistycznej staruszki... Kto by miał do tego głow�...
No i za te zrobione z zachowaniem zimnej krwi, w warunkach istotnego
zagro�enia fotografie nie dostałem �adnej premii...
Pi� mi si� chciało strasznie, je�� te�, ale wszystko, jak to w niedziel�, było
zamkni�te. Gdy mnie przyparło, to musiałem nawali� w �mietniku. Strasznie si�
wstydziłem, bo to był blok wojskowy, ale nikt nie widział.
Koszula non-iron była do niczego - dosłownie parzyła mnie w tym upale pomimo,
�e chowałem si� pod takimi młodymi drzewkami na ulicy, albo w chłodnym
96
ko�ciele. Ksi��a podczas kaza� ci�gle gl�dzili o zawierzeniu Polski Matce Boskiej, a
to przecie� nie mogło podoba� si� towarzyszowi Wiesławowi i partii i o tym
oczywi�cie równie� raportowałem.
W porze obiadowej, nie wiem dokładnie, o której godzinie, bo zapomniałem
nakr�ci� mój szwajcarski zegarek i dopiero potem z kim� na ulicy na nowo ustaliłem
poprawn� por�, przyszła do mnie zakonnica ze słoikiem pełnym chłodnego kompotu
z owocami i dała mi, zdaje si�, bez słowa... Potem chciałem odnie�� ten słoik, cho�
był troch� wyszczerbiony i ju� si� nie nadawał do kolejnego wekowania, ale si�
wstydziłem. Dopiero, gdy pomy�lałem, �e jest to wspaniała okazja, by uzyska� jakie�
cenne informacje, to poszedłem i grzecznie zapukałem. Inna zakonnica ładnie mi
podzi�kowała i zamkn�ła drzwi przed nosem. Aha - dodała, �e:
- Szcz��� Bo�e...
Tego epizodu nie opisałem w raporcie, a jedynie wspomniałem o nim panu
Zygmuntowi i on miał pretensje, kazał uzupełni� upominaj�c, �e przecie� był to
element walki ideologicznej. Dodał, �e �le zrobiłem, �e wypiłem ten kompot, bo na
zdrowy rozum, to ten kompot mógł by� zatruty...
O godzinie dwudziestej w umówionym miejscu nie było pana Zygmunta.
Czekałem godzin� i pi�tna�cie minut, nogi bolały mnie ju� strasznie. Czym pr�dzej
pobiegłem na dworzec.
W poci�gu inni mieli jak�� wałówk�, któr� pan Zygmunt pewnie te� by mi dał,
gdyby dotarł. Poprosiłem jakiego� człowieka, który na oko tak jak ja był
pracownikiem lub współpracownikiem, a miał nie wymi�t� torb� papierow� pełn�
rzeczy do jedzenia, termos chi�ski i nawet flaszk� wódki czystej. Liczyłem na to, �e
bez wielu słów zorientuje si�, o co chodzi. On popatrzył na mnie - jestem
przekonany, �e wprawnym okiem prawdziwie ocenił sytuacj� i bez �enady
odpowiedział:
- Kole� - odpierdol si�...
97
*************************************
Pan Zygmunt był wyra�nie poddenerwowany. Nie patrzył mi w oczy, ci�gle
wycierał spocone dłonie o nogawki spodni na udach.
- Mój drogi... Organy maj� dla ciebie szczególne zadanie. Tak wa�ne, �e nawet si�
nie spodziewałem, �e wła�nie tobie zostanie powierzone. Jest to zadanie całkowicie
tajne. Jak wiesz, w ka�dym pa�stwie istnieje policja polityczna. Musi si� ona
chwyta� ró�nych sposobów, aby zdobywa� informacje, przeciwdziała� wrogim
siłom. Ty pewnie my�lisz, �e przyja�� z narodami zeteseerer, władza ludowa, �e to
wszystko dane nam jest na wieki, nie jest zagro�one? No wi�c mylisz si�. Codziennie
trzeba walczy� o nowe sukcesy budownictwa socjalistycznego. Ka�dy na swoim
stanowisku. Górnik kopie w�giel, nauczycielka uczy, lekarz dokonuje operacji, a
dojarka w pegeerze doi krowy. Ka�dy ma swoje zadania w ramach budownictwa
socjalistycznego. To nie jest anarchia, ale całkowity ład. �ycie społeczne jest
całkowicie planowane w pa�stwach socjalistycznych przez centralnego planist�.
�adna �rubka nie jest wyprodukowana przypadkowo. Ka�da jest uwzgl�dniona w
planie miesi�cznym, kwartalnym, rocznym i pi�cioletnim. Nawet je�li w planie s�
niedoci�gni�cia, to i to przewidziano – od tego s� czyny produkcyjne. Ka�da praca
jest powodem do dumy dla pracownika. Najbardziej dumni mo�emy by� my,
poniewa� wykonujemy prac� najci��sz�, wymagaj�c� najgł�bszych po�wi�ce�.
Gdy, tak siedz�c w moim pokoju, nad talerzem �ledzi z beczki usma�onych przez
pani� Magd�, a �ledzie te pochodziły z nadwy�ki sklepowej - wystarczało na gruby
szary papier kła�� z beczki mokre �ledzie, tak by solanka wsi�kała w ten papier, aby
z beczki mie� nawet par� kilo oszcz�dno�ci - wi�c cał� t� opowie�� o ka�dej �rubce
traktowałem wprawdzie z powag�, ale dlatego, �e głosił j� pan Zygmunt, a nie
dlatego, �e była tak całkiem prawdziwa. Zreszt� - nie tylko �rubki, ale i całe
kompletne maszyny walały si� po cukrowni, bo bez sensu je tu przysyłano, a i tak
wszyscy mówili, �e tu jest ład i porz�dek, jak to na pograniczu wielkopolsko -
pomorskim, bo dopiero w innych cukrowniach to jest bajzel. Tak było ze wszystkim
98
- deklaracje w zupełnie oczywisty sposób nie pokrywały si� z rzeczywisto�ci�, wi�c
traktowano tez stan rzeczy jako normalny i nie bulwersuj�cy. Ja zostałem
zatrudniony w cukrowni do akcji buraczanej, która rozpocz�� si� miała dopiero na
przełomie wrze�nia i pa�dziernika. Teoretycznie winienem by� w tym czasie
szkolony i istotnie, co i raz podpisywałem w kadrach �wistek o kolejnym zaliczonym
szkoleniu, o którym zwykle dopiero wówczas si� dowiadywałem.
- Tak wi�c, mój drogi - przed tob� te� postawiono zadanie, które jest specyficzne, a
jednak wynika z tego, �e partia i jej organa musz� by� przygotowane na wszystko.
Jak wiesz - ludzie s� słabi i maj� swoje potrzeby, w tym m�sko - damskie. Byłoby
niewybaczalnym bł�dem, powodem, dla którego mo�naby poci�gn�� do daleko
id�cej odpowiedzialno�ci po linii słu�bowej i partyjnej kierowników naszego resortu,
gdyby tych słabo�ci nie przekuwali na or�� w budownictwie socjalistycznym, w
obronie naszych granic, w walce z marnotrawstwem i bumelanctwem. A przecie�
zachodnioniemieccy rewan�y�ci i ameryka�scy imperiali�ci tylko czyhaj�.
Ja oczywi�cie ci�gle jeszcze nie tak wiele rozumiałem, o co mu chodzi, ale za to
domy�lałem si�, �e to wa�na rzecz i naprawd� liczyłem na jakie� romantyczne
zadanie.
- �yj�c tak w�ród tych ludzi, poznajesz �ycie socjalistyczne... prawd� �ycia... tego...
no po prostu si� szkolisz... Szkolisz do nowego zadania... Panem Antonim i w ogóle
tym, jak działaj� miejscowe organa, tak bardzo si� nie interesuj. A raczej - interesuj
si�, wszystko pami�taj, ale nie musisz ju� szuka� dziury w całym. Ty teraz masz si�
szkoli�.
Wzi�ł gł�boki wdech i ci�gle nie patrz�c na mnie, a w ka�dym razie unikaj�c
wzroku dodał:
- W dowód szczególnego zaufania do pułkownika W�troby, szefa resortu w
województwie, centrala przekazała mu informacj� o tym, �e kto� tu został przez nas
postawiony. To całkowite głupstwo, bo centrala ma swoich ludzi na ka�dym
szczeblu. Ale to taki rebus dla nich, �eby ciebie znale��. Ale to �aden rebus. Jak by
99
ci� mocno bili, to ty si� po prostu przyznaj i tylko pami�taj - im powiesz, �e mi nic
nie powiesz, a ty mi powiesz... To mi zupełnie wystarczy...
- Jak to bili?
- No nie wiem, ale mo�esz dosta� pucki, to si� zdarza. Przecie� ci� nie zabij�, nie
człowieka centrali... No i dlatego nie, �e sami mu o tobie powiedzieli�my. To znaczy
nie to, �e ty to ty, ale �e jeste�... Aha - i wszystkie wypłaty, jakby� od nich dostał, to
masz mnie informowa�. Ka�da pomyłka co do kwoty i daty b�dzie zła...
Zabrali�my si� do �ledzi, które troch� cuchn�ły zjełczałym olejem rzepakowym, ale
jak Polska długa i szeroka olej w sklepach był wył�cznie, w najlepszym wypadku
lekko zjełczały, lecz jadalny...
Rozumiałem, �e specjalne zadanie to była sprawa z pułkownikiem W�trob� i tylko
kompletnie nie mogłem zrozumie�, co do rzeczy maj� słabo�ci m�sko - damskie?
Przed wyjazdem, do pieni�dzy, które mi si� nale�ały, dodał premi� za szkolenia i
obiecał, �e mo�e kapnie co� jeszcze za raport o incydencie z transparentami
ROMETU na dworcu...
**************************************************
Podczas niedzielnego �niadania pani Magda wspomniała o Marlenie Gortatównie,
pi�knej dziewczynie z poczty, która rozpytywała, kto ja zacz.
- Ta Marlena to fest dziewczyna... Jo... Za chłopem si� rozgl�da, ale jest dwa lata
starsza... Dzi� mo�e do nas na kaw� przyj��.
Moi gospodarze miedzy sob� cz�sto rozmawiali w miejscowej gwarze. Tak�e z
miejscowymi, je�li byli zaprzyja�nieni, mówili po miejscowemu. Jest to j�zyk
zupełnie nie zrozumiały tym bardziej, �e mówi� nim bardzo szybko. Ale nie tylko ze
mn�, lecz i z miejscowymi, których gorzej znali, mówili normaln�, zasłyszan� w
radiu polszczyzn�. Wyra�nie uwa�ali, �e gwara jest bardziej dla nich sympatycznym
j�zykiem, gdy j�zyk normalny czym�, czym wypada si� posługiwa�. W sklepie, gdy
pijacy chcieli wyci�gn�� od pani Magdy piwo, lub wino na kredyt, to zawsze
100
zwracali si� w gwarze, a ona odmawiała im w radiowym polskim. U nas w
miasteczku te� widziałem to zjawisko. Starsi ludzie mówili wył�cznie nasz�, dla
ka�dego Polaka zrozumiał� gwar�. Ale ju� ja chyba bym nie potrafił.
Marlena rzeczywi�cie przyszła na kaw�. Niczym prawdziwa Marlena Dietrich była
blondynk�, ale nie a� tak� znów szczupł�...Wcale nie gruba - za to pot��na - mojego
wzrostu - metr siedemdziesi�t pi��, z biustem jak kamienica...Dziw, �e jeszcze wolna
chodziła... Gdy przyszła, to pani Magda doprosiła mnie do stołu. Było ciasto
domowe pani Magdy - dro�d�owe, ale Marlena przyniosła biszkopt z kremem i z
owocami. Mówili po polsku, �ebym zrozumiał. O plotkach miejscowych. Tak�e o
mnie. Otó� Marlena gdzie� zasłyszała, �e podczas kampanii mog� mie� super robot�,
bo przy wytłokach, ale to jeszcze nie jest pewne... Ze sposobu, w jaki spojrzeli na
mnie wówczas gospodarze, mogłem wnosi�, �e to naprawd� jest co�...
Potem Marlena kazała mi si� odprowadzi� do domu. Wypytywała, co robi�, no i ja
troch� kr�ciłem, bo po co mówi� prawd�? Przed jej domem zatrzymali�my si�.
Zrywali�my ostatnie czere�nie. W pewnym momencie, gdy opierałem dło� o pie�
drzewa, Marlena dosłownie przyszpiliła j�, niby mimochodem, swoj� piersi� do
kory. A� trzeszczał materiał biustonosza... Wskazała mi, niby bez zwi�zku, na okno
pokoju, w którym mieszka z ojcem. Ona w tym pokoju b�dzie od ósmej wieczór, ale
ojciec zasypia o dziewi�tej, niemniej ma lekki sen... Powiedziała to tak bez zwi�zku,
niby mimochodem i wcale nie wynikało z tego, �e chce, abym j� teraz pocałował,
czy co?
O dziewi�tej zapadał ju� zmrok i miałem obaw�, czy dobrze trafiłem? Pod oknem
stała jaka� stara, ale solidna skrzynka. Stan�łem na niej i pchn�łem lekko uchylone
okno. Wsadziłem przez nie głow�. Marlena w nocnej koszuli kl�czała przy łó�ku pod
�wi�tym obrazem i modliła si�. Spojrzała na mnie, niby zdziwiona i nie przerywaj�c
modlitwy dała znak, �e niby si� waha, ale zaprasza mnie, bym si� gramolił. Gdy ju�
wszedłem, to byłem na tyle zbaraniały, �e te� si� prze�egnałem gestem, jakim modl�
si� ministranci, gdy przechodz� obok ołtarza w ko�ciele. Gdy ona sko�czyła, kazała
si��� przy stole na jedynym krze�le, a ona usiadła obok, na brzegu łó�ka. Zrobiła
101
grymas twarzy i powiedziała, �e jestem brudny. A ja przecie� brałem prysznic w
cukrowni w pi�tek... Kazała mi si� całkiem rozebra� i wyszła z pokoju. Ja w tym
czasie rozebrałem si� do majtek. Ona wróciła z wielkim emaliowanym dzbankiem
pełnym - okazało si� - letniej wody i z równie� emaliowan� misk�. Dosłownie
wstawiła mnie do tej miski, a krzep� miała, z szelmowskim u�miechem �ci�gn�ła mi
majtki, co z oczywistych powodów nie było takie najzupełniej proste, no ale nie było
trudne i pachn�cym mydłem zacz�ła mnie systematycznie my�...
**************************************************
W cukrowni ci�gle nic nie miałem do roboty. Z kolegami nie piłem, a przynajmniej
starałem si� nie pi�, gdy oni robili to ci�gle. Jak porachowałem, to wi�kszo��
zarobku wydawali na alkohol i papierosy. To była głupiego robota... Raz w sło�cu
upiłem si� z nimi bimbrem z melasy i potem dwa dni dochodziłem do siebie.
Kompletna bzdura.
Jako� w połowie sierpnia dostałem polecenie słu�bowe, aby na przystani na Noteci
zast�pi� na dwie nocki stró�a, który z jakiego� powodu musiał wyjecha�. �eby si�
nie nudziło, zaprosiłem i Marlenk�, kupiłem nawet jakie� dobre rzeczy do jedzenia i
wino wermut, takie samo, jak widziałem w knajpie na Bielanach... Poniewa� nie
pochlebiało mi, �e zast�puj� stró�a, to wbrew rozs�dkowi wło�yłem porz�dne
ubranie.
Marlenka nie przychodziła, a mnie ci�gle kusiła strasznie droga kiełbasa
krakowska i konserwowe ogórki. Ogórki były wielkie. W litrowym słoiku mie�ciły
si� tylko trzy i jeden mniejszy. Ale innych nie było... Do tego jeszcze kupiłem cztery
brzoskwinie rumu�skie, dobrze ju� zepsute, ale pani Magda zachwalała, �e i tak
dadz� si� zje��. Importowanie warzyw i owoców od naszych południowych
przyjaciół mijało si� z celem, skoro ich produkty docierały do nas zgniłe, lub
półzgniłe... Nigdy ich nie ma, a jak s�, to w trzeciej, albo co gorsza - czwartej
kategorii.
102
Około dziesi�tej wyszedłem z kanciapy stró�a i poszedłem na molo. Tak stukaj�c
w deski pomostu doszedłem do ko�ca i stan�łem wpatruj�c si� w lekko połyskuj�c�
w słabym ksi��ycu wod�. Nagle kto� chwycił mnie za łokcie w taki sposób, �e wr�cz
unieruchomił. W pierwszej chwili przebiegła mi przez głow� my�l, �e to głupie �arty
jakiego� kolegi z cukrowni. Tej my�li towarzyszyła inna - �e mam nowe ubranie i
je�li cos si� stanie, to szkoda go b�dzie... No ale po chwili skojarzyłem - wszystko to
działo si� w ułamkach sekund, �e mo�e porzucony i zdradzony epuzer Marlenki, a
słyszałem, �e jednak był taki, dobrał si� do mnie...
Usłyszałem, tu� za uchem:
- Spuszcza� go?
- Jeszcze nie...
Bokiem podszedł do mnie drugi człowiek, nie ten, który trzymał mnie za łokcie i
warkn�ł:
- Wpierdoliłe� si� po uszy...
Był to człowiek, s�dz�c z sylwetki - czterdziestoletni, ni�szy ni� ja, korpulentny...
- My tu w Bydgoszczy nie lubimy wtyk z centrali. Wszystko nam wy�piewasz,
zrobisz co karzemy, albo ryby nakarmisz... kutasie...
Byłem tak zaskoczony, �e nic nie odpowiedziałem. Nagle poczułem szarpniecie,
dosłownie zostałem uniesiony w powietrze, przeniesiony troch� poza kraw�dzi�
mola, ale ostatecznie wraz z trzymaj�cym mnie człowiekiem wykonałem obrót i
wyl�dowałem na deskach. Szybko zostałem wprowadzony z powrotem do kanciapy.
Wła�ciwie nie wprowadzony, lecz wrzucony jak worek kartofli tak, �e łydk�
zahaczyłem o stół i wywróciłem stoj�cy na niej wermut. Dosłownie w powietrzu
złapał go ten niski i korpulentny. Wida� było, �e ma refleks. Ten, który chwycił mnie
na molo i wrzucił do kanciapy, do �rodka nie wszedł i zamkn�ł nawet za sob� drzwi.
Siadłem na podłodze i masowałem sobie bol�ca łydk�. Po pierwsze, to
rzeczywi�cie bolała, ale po drugie, to chciałem zyska� na czasie. Facet nie
odkładaj�c butelki nalał w przyszykowan� dla Marlenki musztardówk�, tak po
wr�bki i wypił duszkiem. Zaraz potem nalał do obu musztardówek - a przyniosłem je
103
z kredensu pani Magdy. Cie� miał na składzie tylko takie poobtłukiwane. Facet
usiadł za stołem i spytał?
- Masz do��?
- Aha... - odpowiedziałem.
- Albo wszystko mi opowiesz, jak na �wi�tej spowiedzi, albo toniesz jak kamie�. Ja
nie �artuj�. Wiesz kim jestem?
- Nie, ale wiem - sk�d... - odpowiedziałem całkiem przytomnie...
- No widzisz, a ja wiem i to, kim jeste� i to - sk�d... My�lisz, �e rzucam słowa na
wiatr?
Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odpowiedziałem:
- Nie, nie �artuje pan. Spu�ci mi pan pucki, ale nie utopi mnie pan...
- A to dlaczego?
- Ludzi z centrali si� nie topi...
- A je�li si� kurwa mylisz? - spytał, pozornie monotonnym głosem.
Nic nie odpowiedziałem, bo wprawdzie ufałem panu Zygmuntowi, ale to ja tu
byłem, nie on...
- Masz racj�. Wcale ci� nie utopi�. Ale spuszcz� takie manto, �e przez cał� kampani�
b�dziesz le�ał w szpitalu.
Mówi�c to podał mi na ziemi� musztardówk�, a sam zacz�ł pi� swoj�. Równie�
wypiłem duszkiem. On wyci�gn�ł t� poszczerbiona musztardówke ciecia i rozlał
reszt� wermutu na trzy. Zapukał w okienko i wszedł facet tak pod dwa metry,
trzydziestoparoletni i o rozmiarach szafy trzydrzwiowej. Same łapska miał jak
patelnie. Głupio si� u�miechał i szef zaraz go obsobaczył:
- Co ty kurwa z�by szczerzysz - zaraz tego chujka b�dziesz topił w Noteci, a przecie�
nie codziennie topisz ludzi...
Tamten natychmiast zmienił wyraz twarzy i dosłownie naszedł na mnie. Ja na
podłodze - on nade mn� - nie wygl�dało to zach�caj�co. Poza tym ustalenie, czy w
ko�cu mam by� utopiony, czy nie, było dla mnie istotne. Nadto, gdy my�lałem o
104
biciu, o czym przecie� wspominał pan Zygmunt, to jako� je bagatelizowałem. Teraz
ju� wcale nie byłem do tego skory.
- Pijmy! - wezwał starszy i spełnili toast. Ja równie�. Musztardówka w łapsku osiłka
po prostu uton�ła. Wygl�dało, jakby nabrał w dło� wody...
Ja jednak ci�gle milczałem, bo to było jednak zmartwieniem tego starszego, by
jako� prowadzi� rozmow�.
- Podpiszesz mi kurwa współprac�.
Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiem, sk�d miałem tyle odwagi? Było jednak
oczywiste, �e skoro ju� raz podpisałem, no to bzdur� byłoby podpisywanie jeszcze
raz. Wprawdzie dla mego rozmówcy było oczywiste, �e jestem co najmniej
współpracownikiem, a zatem co� tam ju� podpisywałem, ale przecie� tego
argumentu nie mogłem u�y�. To było, w tym wypadku formaln�, ale tajemnic�.
Facet popatrzył na mnie, tak bez po�piechu, uwa�nie i nagle, błyskawicznym
ruchem chwycił mnie za włosy, lekko uniósł głow� i z całej siły załomotał twarz� o
blat. Nawet nie słyszałem, �e złamał mi nos. Ogłuszyło mnie po uderzeniu czołem o
drewno. Dopiero po dłu�szej chwili doszedłem do siebie. Na stole stała
musztardówka z wódk�. Miała lekko �ółtaw� barw� po nie dopitym wermucie.
Wida� nie przewróciła si�. Wódk� musiał facet przynie�� ze sob�. Stała na stole -
eksportowa �ytnia. On palił papierosa - jak mogłem oceni� - sporta w fifce. Ta
szklana fifka, butelka na stole - w razie energicznych ruchów fifka mogła si� stłuc, a
nie zakr�cona butelka rozla�. Uniosłem si�. Musztardówka stała w plamie g�stej
krwi. Krew zreszt� buchała mi z nosa. Wzi�łem stakan w dło� - facet przyzwalaj�co
u�miechn�ł si�. Wypiłem tak z połow�. Zatkałem nos. Go�� znów zastukał w szyb� i
przyszedł ten wielki. Bez słowa, a mo�e ja nie zwróciłem na jakie� słowa uwagi,
znów chwycił mnie za łokcie, wyprowadził na molo... Bałem si�, �e teraz da mi w
czoło i wrzuci do rzeki. A on nie - poło�ył mnie na deskach na wznak, namoczył
wyci�gni�t� z kieszeni, pomi�t� chusteczk� w wodzie i troskliwie zacz�ł opatrywa�
twarz. Do�� szybko zatamował krew. Czułem do niego wdzi�czno��. Absurdalne to,
a jednak prawdziwe.
105
- Ja widziałem wszystko przez szyb�. Niegrzecznie wzruszyłe� ramionami. Szef tego
nie lubi. Rób, co ci karze, bo rzeczywi�cie karze mi ciebie zatłuc... Z nim jeszcze nikt
nie wygrał... Ale mo�na mu ufa� - o swoich dba...
Po chwili znów zostałem doprowadzony do kanciapy. Krew nadal ciekła, ale ju�
nie tak mocno...
- Zepsułe� sobie ubranie. Flejtuch jeste�. Masz tu dwa górale...
Rzeczywi�cie - na stole, mo�liwie daleko od plamy krwi, le�ały dwie pi��setki z
górnikiem. Ka�dy wiedział, �e na góralu jest górnik. Obok le�ała wyrwana z zeszytu,
chyba nawet tego, który był w kanciapie, zapisana za pomoc� chemicznego ołówka.
Ja od razu rozpoznawałem to, co napisano chemicznym ołówkiem.
Znów zbli�ył si� do mnie ten du�y, wzi�ł ze stołu kartk�, z kieszeni wyj�ł do��
ordynarne, szkolne pióro wieczne firmy Inco i wida� było, �e nastrój na troskliwo��
przeszedł mu. Ja udawałem, �e czytam, lecz nie potrafiłem si� skupi�. Chyba jednak
było tam tylko pokwitowanie odbioru pieni�dzy za zniszczone podczas
wykonywania zadania ubranie biurowe zło�one z marynarki, spodni i kamizelki, a
tak�e koszuli białej popelinowej. Kamizelki wcale na sobie nie miałem, za to znów
brakowało krawata... Podpisałem. Obaj si� u�miechn�li. Wida� było, �e ju� wi�cej
nic mi nie wlepi�. Wypili�my reszt� wódki. Oni ruszyli ku drzwiom. Na odchodne
ten ni�szy rzucił:
- Prowadz�c� ju� masz. Nie id� czasem do domu, bo przysta� okradn� i b�d� musiał
ci� zamkn��.
Mo�e po godzinie, gdy tak le�ałem na ziemi w letargu, przyszła jednak Marlenka.
Namoczon� w Noteci szmatk� dokładnie, niczym piel�gniarka mnie obtarła. Do
łó�ka nie przeniosła, bo barłóg ciecia był absolutnie niehigieniczny. Uło�yła jak
kłod� na ziemi, doprowadziła do stanu erekcji, okrakiem usiadła na mnie i na je�d�ca
- ja tylko raz o tym słyszałem, �e tak mo�na, bardzo delikatnie zrobiła ze mn� to, co
było dobre... W trakcie pomy�lałem, �e by� mo�e ona, cho� pracuje na poczcie, to
taka pot��na, �e �miało sama mogłaby mi dokopa�...
106
*******************************
O wszystkim, to oczywiste, opowiedziałem panu Zygmuntowi. On mi poradził,
bym wcale nie mówił Marlence, �e tak si� stało. Obja�nił mi przy tym pewne
meandry wielkiej polityki. A wi�c miało miejsce jakie� zadra�nienie mi�dzy
Warszaw� a Bydgoszcz�, ale nie wiem, czy po linii partyjno - urz�dowej, czy tylko
mi�dzy urz�dem w Warszawie i urz�dem w Bydgoszczy. To był powód, dla którego
zostałem wysłany na desant do Nakła. Spór ten został ułagodzony i w rezultacie mój
pobyt tutaj stracił sens. Ale zarazem - formalnie byłem tu szkolony, i to w sposób
tajny, a w takim razie zmiana stosunków warszawsko - bydgoskich nie mogła by�
wystarczaj�cym powodem do odwołania mnie. Nie było szans, aby bydgoszczanie
mi zaufali, ale te� i warszawianie musieli mi si� teraz uwa�nie przygl�da�, czy
zachowam si� wobec nich lojalnie, czy nie. Rzecz była o tyle wa�na, �e s� ju�
wobec mnie jakie� plany...
Z ko�cem wrze�nia ruszyła kampania buraczana. Dla chłopów buraki cukrowe
były bardzo dogodna ro�lin�. Rozro�ni�te łodygi zamieniano na kiszonki i spasano
nimi bydło. Za buraki dostawali gotówk�. A obok tego mieli prawo do wytłoków
buraczanych, ale nie było powiedziane - ilu i na jakich warunkach. Cena wytłoków
była okre�lona i bardzo niska. Nadto niektórzy mogli liczy� na prawo wykupu
melasy. W zasadzie melas� przejmowały gorzelnie i dro�d�ownie, ale cz�sto nie
były w stanie cało�ci zagospodarowa� i wówczas mo�na było sprzedawa� j�
chłopom. Mogła ona słu�y� do ró�nych celów, lecz ka�dy wiedział, �e słu�y ona im,
czy te� innym osobom do p�dzenia bimbru. To był powód, dla którego dyrektorzy
pegeerów nie zawsze wykupywali cało�� przysługuj�cej ich zakładom melasy. Je�li
chcieli nagrodzi� załogi, to kupowali, ile si� dało, ale je�li chcieli ukara�, to
kupowali jej mniej. Jedno było pewne - cała ta melasa formalnie natychmiast była
spasana, a faktycznie rozdzielana mi�dzy pracowników, przerabiana na trunek i w
tempie wolniejszym, lub raczej szybszym - wypijana. Panował powszechnie
uznawany pogl�d, �e chłopi do�� roztropnie gospodarowali swoj� melas� -
107
dysponowali małymi urz�dzeniami bimbrowniczymi i na raz nie p�dzili wi�cej ni�
dwie kanki trunku. Pegeerusy za� - cz�sto wykorzystuj�c przedwojenne, zwykle nie
u�ywane, małe urz�dzenia gorzelniane z maj�tków, piły na umór, a� wszystko, co
nadawało si� do wypicia celem skutecznego zatracenia si� w rzeczywisto�ci, było
wypite. W tym czasie w skutek nie dojenia krowy traciły mleko, �winie padały z
głodu lub ton�ły w gnojówce, nie przesypywane zborze st�chło i nadawało si�
wówczas te� tylko do gorzelni, a dyrektor pegeeru z głównym ksi�gowym, cz�sto
bior�c do pomocy weterynarza, jako� musieli te straty rozpisa�, by prawdziwa
przyczyn� nieszcz��cia zakamuflowa�. Była to zreszt� wył�cznie formalna łatanina,
bo wystarczyło zajrze� w tym czasie do dokumentacji pogotowia ratunkowego, by
stwierdzi� lawinowy wzrost i tak notorycznych wypadków przy pracy i w drodze do
szkoły, a tak�e zatru�, w skutek nadu�ywania alkoholu przez dorosłych i dzieci. Z
powodów ubezpieczeniowych wypadki nie przy pracy i nie w drodze do szkoły, czy
w szkole, nie zdarzały si�.
T� strategiczn� placówk� - czyli przekazywanie melasy gorzelniom i
dro�d�owniom, oraz odsprzeda� nadwy�ek rolnikom uspołecznionym w pierwszym
rz�dzie, nieuspołecznionym w drugim, a gdy nie było ch�tnych, to wszystkim innym
ch�tnym, obj�ł pan Antoni.
Dyrektorzy pegeerów ogl�dnie kupowali melas�, zwykle tak cyrkluj�c, by do postu
poprzedzaj�cego Bo�e Narodzenie wszystko zostało wypite, bo to zwykle pozwalało
jakkolwiek zapanowa� nad burdelem panuj�cym w pegeerach. Chłopi gotowi byli
kupi� dowolna ilo�� melasy, by j� wypi�, a tak�e - by za bimber inicjowa�
złomowanie maszyn rolniczych w pegeerach, bo wówczas albo legalnie je kupowali -
formalnie po cenach złomu, albo nielegalnie - po rzekomym złomowaniu. Je�eli jaki�
chłop miał na widoku ci�gnik, a ci�gnik w tym kraju chłop mógł kupi� tylko ze
złomowiska, to w gr� wchodziły całe tony przetworzonej na bimber melasy.
Jednak pan Antoni nie mógł zapomina� o setkach drugorz�dnych i trzeciorz�dnych
sług socjalistycznego pa�stwa, którzy te� byli zainteresowani w uzyskaniu melasy, a
których tytuł do tego przywileju formalnie mie�cił si� w ostatniej, maj�cej
108
najmniejsze szanse kategorii. Nie było wcale potrzeby, by sprzedawa� im t� melas�
po cenie zbytu jedynie. Przeciwnie - wła�ciwie wszyscy musieli dawa� łapówki:
chłopi i inni ludzie w gotówce, a pegeery w beczkach masła wygospodarowanych
przez oborowych, w rozpisanych jako padłe �winiach, zu�ytych, skórzanych pasach
transmisyjnych, które na pniu kupowali prywatni i uspołecznieni szewcy, bo nawet ci
uspołecznieni mo�e jedn� tylko napraw� dziennie robili na rachunek, wówczas
troskliwie wypisywanych w czterech kopiach przez kalk�, gdy reszt� robili na lewo i
jako� musieli pozyska� materiał. Niekiedy organizacje zwi�zkowe wielkich
zakładów pracy wyst�powały o przydział melasy dla zwi�zkowców. Pracownicy tych
zakładów zwykle pochodzili ze wsi i potem aktywi�ci po linii zwi�zkowej, partyjnej
i młodzie�owej z beczkami melasy tarabanili si� poci�gami i autobusami do domów
rodzinnych, by z rodzicami i rodze�stwem dost�pi� tradycyjnego obrz�dku ludu
polskiego - p�dzenia bimbru i spo�ywania go potem, a raczej ju� w trakcie produkcji.
Oczywi�cie - organizacja zakładowa zakładów obuwniczych zawsze dysponowała
np. setk� par butów wła�nie zakwestionowanych przez wewn�trzn� kontrol� jako�ci,
które hurtem odkupywał pan Antoni i jego głowa była w tym, aby te cenne
przedmioty si� nie zmarnowały.
Rzecz jasna - te przecenione i sprzedawane panu Antoniemu buty były wr�cz
niewiarygodnie, jak na mo�liwo�ci socjalistycznego przemysłu, porz�dnymi butami.
Zaraz potem szły buty szyte na eksport do drugiego obszaru płatniczego. Nieco
gorsze były przeznaczane na rynek wewn�trzny i na eksport na W�gry. Gorsze
wysyłano do rodziny pomniejszych bratnich pa�stw socjalistycznych. Natomiast
produkowane na rynek radziecki celowo były zszywane z fragmentów skóry o ró�nej
grubo�ci i odcieniach, nie doszyte i nie doklejone. Gorzej robiono tylko dla Kuby,
bo Kuba - ten zwi�zek przyczynowo - skutkowy nasuwał si� sam - sprzeciwiła si�
Ameryce. Za to najlepsz� w historii bydgoskiego zakładu produkcj� - luksusowych
sandałów ze skórzanymi podeszwami i wy�ciełanych traw� morsk� pokryt� irch�,
wykonano dla Izraela. Cała załoga si� �miała, �e to po to, by �ydki dobrze
109
wspominały stary kraj, ale pracowała, �e hej... Ksi�gowy - �yd - chodził wtedy
dumny po zakładzie i nawet gadał z lud�mi, cho� na co dzie� był małomówny.
Ja jeszcze w Warszawie słyszałem opowie�� o produkcji kosmetyków w fabryce na
Pradze na eksport do zeteserer, celowo wykonywanej na bazie zjełczałych,
najgorszych z przechowywanych w magazynie tłuszczy i bez zachowania
jakichkolwiek rygorów technologicznych. Raportowałem o tym panu Stasiowi, który
mnie opierdolił, nawet nie tłumacz�c, dlaczego. Z tym obuwiem to nie raportowałem
panu Zygmuntowi i tylko opowiedziałem oczekuj�c wyja�nie�, ale on nazwał mnie
sakramenckim idiot�, nic nie wyja�nił, ale te� si� nie pieklił, bo chyba docenił, �e nie
pisałem �adnego �wistka, który on potem musiałby drze�. Jednak - pami�tam - przy
nast�pnym spotkaniu wróciłem do tematu i odpowiedział, �e dla towarzyszy
radzieckich priorytetem jest ilo��, a jako��, wystarczy, by była wy�sza od ich
własnej rynkowej produkcji. O wi�cej nie pytałem.
Zadanie postawione przed panem Antonim - dystrybucja melasy - było
najtrudniejsze, cho� owocowało niesamowitymi wr�cz zyskami. Ja - ku memu
zaskoczeniu - cho� ju� co� o tym słyszałem wcze�niej - zostałem kierownikiem
wydawania wytłoków. Formalnie nic ode mnie nie zale�ało. Nie ja decydowałem,
komu i ile wytłoków si� nale�y. Podlegało mi jedenastu pracowników, którzy
łopatami mieli ładowa� te wytłoki na wozy pegeerowskie i chłopskie. W
rzeczywisto�ci jednak ci�gle mi ich zabierano do innych prac i jedynie wagowy
zawsze był przy mnie. Wagowy to była wa�na posta�, bo to on wa�ył i podpisywał
dokumentacje zdawczo - odbiorcze. W zasadzie to te wytłoki przed wydaniem nam
z cukrowni powinny by� wa�one, ale pozostałe wagi dali do skupu buraków. Tak
wi�c my dostawali�my po prostu niepoliczaln� ilo�� wytłoków, wa�yli�my wydaj�c
j� klientom i na podstawie tych dokumentów pod koniec dnia sporz�dzali�my
wspólnie z technikiem z produkcji wielko�� dostawy. Był to system idealny, gdy�
nawet nie wchodziło w rachub� manko, jak zreszt� i superata. Dwie tony, tak na
oko, co dzie� musieli�my wyda� chłopom wskazanym przez tego technika i z tamtej
strony był spokój.
110
Wytłoki wa�one były w ten sposób, �e wóz lub przyczepa wje�d�ała na wag�
pusta, a potem wa�ono j� po załadowaniu. Zysk wagowego wynikał st�d, �e przy
pierwotnym wa�eniu wo�nica lub kierowca był w �rodku, a zatem te� był wa�ony.
Za to płacił pi��, lub dziesi�� złotych. Jak był lekki, lub gdy zapłacił wi�cej, to mógł
wtaskiwa� na ten wóz sztang� miedzian� wagi osiemdziesi�t kilogramów, lub dwie
sztangi. Waga wydawała taki zadrukowany kartonik identyczny fasonem z biletem
kolejowym. Równocze�nie na ta�mie papierowej w zaplombowanym pojemniku
zapisywała to samo dla ksi�gowo�ci. Ja z tego tytułu nie miałem �adnych korzy�ci.
A jednak - korzy�ci miałem du�e, gdy� codziennie ustawiały si� po te wytłoki
monstrualne tłumy. W zasadzie, to była kolejka, ale ja decydowałem, kto tak
naprawd� wjedzie na wag�. Ci z ko�ca kolejki płacili pi��dziesi�t złotych za wóz
konny ogumiony, trzydzie�ci złotych za taki z obr�czami, a je�li odstali w kolejce -
to dziesi�� złotych. Od pegeerów pocz�tkowo nie chciałem nic bra�, a ci��arówki i
ci�gniki z przyczepami ustawiały si� w osobnej, szybciej obsługiwanej kolejce. Ale
oni sami zacz�li mi po kilku dniach przywozi� na podwórko moich gospodarzy
cenne dobra: a to beczk� masła, a to wypatroszonego �winiaka... Z jednego pegeeru
dostałem trzy nabite worki pierza g�siego i worek puchu. To była dosłownie lawina.
Ja nic nie ��dałem, a oni i tak przywozili.
Czy miałem do dyspozycji ładowaczy, czy nie, to i tak oni nic nie robili, tylko
udawali, �e nadzoruj� ładowanie, bo załadunkiem zajmowali si� furmani, kierowcy i
osoby przez nich przywiezione lub prywatnie wynaj�te na miejscu. Ci prawdziwi
ładowacze - prywatni - znałem ich - cz�sto zbierali dla mnie pieni�dze od swoich
klientów. Je�li za� kto� nie potrzebował tych ładowaczy, to ja wyci�gałem z kieszeni
sporta i tak łaziłem z nie zapalonym - a przecie� nie paliłem - a� mi dawali pudełko
od zapałek z banknotem lub z monetami. Ja miałem kłopot, bo codziennie worek
tych pudełek niosłem na kwater�, gdzie pani Magda paliła nimi pod blach�. Zapałek
przed wej�ciem nikt nie rozrzucał, bo chłopi byli oszcz�dni i brali te zapałki luzem
do domów.
111
Najgorszego dnia zarobiłem osiemset dwana�cie złotych, a najlepszego trzy tysi�ce
trzysta pi��dziesi�t i co�. To z samych łapówek. Bo to, co pegeery zwalały mi na
podwórko, to sprzedawała pani Magda i Marlenka. Nie�le mnie skubały, a i tak pani
Magda sprzedała za dwadziecia jeden tysi�cy, a Marlenka za dziewi�tna�cie.
Marlenka ostrzej mnie nacinała, ale nie zwa�ałem na to. Na dodatek pensji z
premiami i nadgodzinami miałem po osiem, dziewi�� tysi�cy złotych miesi�cznie,
gdy Marlenka zarabiała dziewi��set pi��dziesi�t. Na koniec jeszcze spółdzielnia
rolna, która miała cegielni�, przywiozła cegły w ilo�ci wystarczaj�cej na dom. Jako��
taka, jak licówka, a nadto dachówki i kafle z gliny oblewanej na piece. Cało�� od
razu kupił jaki� krewny Marlenki i jeszcze przywiózł �winiaka w wyrobach: szynki,
kiełbasy, pasztetowa i salceson, a nadto surowy schab na kotlety. Wszystko to
sprzedała pani Magda i oczywi�cie - rozliczyła si�.
�yłem jak w bajce. W �yciu nie brałem pod uwag�, �e mo�na w trzy miesi�ce
zarobi� tak du�o pieni�dzy. Miałem dwie�cie szesna�cie tysi�cy złotych i za te
pieni�dze mogłem na pniu kupi� porz�dn�, przedwojenn� will� pod Warszaw�.
Tylko jak bym wyja�nił - sk�d wzi�łem na ni� �rodki? Nawet nie mogłem tych
pieni�dzy wpłaci� do pekao.
Z cukrowni na po�egnanie dali mi na stycze� przydział do sanatorium z
Nał�czowie. Bez gadania przepisali go na moja pro�b� na imi� mamy.
Pan Antoni zaprosił mnie do siebie, do Bydgoszczy. Nie zauwa�yłem, �e był
kompletnie pijany. Miał małego włoskiego fiata, takiego samego, jak du�o
popularniejsze jugosłowia�skie zastavy. Wsiadł do niego i jechał zakosami.
Zatrzymała nas milicja drogowa. Chcieli go wzi�� na izb� wytrze�wie�, a w ka�dym
razie nie�le spałowa�. To było wida�. Ale nie z panem Antonim takie numery. Teraz
ju� wprawdzie ledwie trzymał si� na nogach - wida� wypił olbrzymia ilo�� wódki
bezpo�rednio przed naszym wyjazdem, zagryzł i dlatego stopniowo go brało. Rozdarł
si� na tych milicjantów, w ko�cu dorosłych, czterdziestoletnich ludzi:
112
- Gnojki jedne, na baczno�� przede mn�... Numery słu�bowe, ale to ju�... Wy kurwa
wiecie, kto to jest pułkownik W�troba? No wiecie gnojki jedne, czy dopiero musicie
si� dowiedzie�?
By� mo�e milicjanci nie znali osobi�cie pułkownika W�troby i uznali, �e maj� z
nim do czynienia osobi�cie, albo te� znali, ale w takim razie, całkiem zasadnie,
przypuszczali, �e maj� do czynienia z jego współpracownikiem lub krewnym, ale tak
czy inaczej odwrócili si� bez słowa na pi�cie, wsiedli na motocykl i tyle ich było
wida�...
Pan Antoni bardzo niebezpiecznie prowadz�c mamrotał co�, �e był w partii wtedy,
gdy go wszy jadły, a teraz, to nie chce by� i dlatego wyst�pił i w ogóle taki burdel
pierdoli...
Ja pod pozorem sikania poprosiłem, aby zatrzymał si� i po prostu uciekłem. Pieszo
doszedłem do niedawno mijanej wsi. Sprawdziłem, o której mam autobus i
poszedłem do knajpy geesu, ale było akurat sprz�tanie.
Do moich gospodarzy wróciłem wieczorem, zzi�bni�ty. Pani Magda czym pr�dzej
mi po�cieliła, do łó�ka przyniosła kolacj�, co� mocniejszego, a wreszcie, bym si� nie
przezi�bił, sama wlazła mi do łó�ka. Młódk� nie była, ale co tam... Jej m�� nie
przeszkadzał nam w ogóle.
A w dwa dni pó�niej opu�ciłem go�cinne Nakło. I Marlenka i pani Magda płakały
na po�egnanie... Z Marlenk� jeszcze potem rozmawiałem telefoniczne, bo musiałem
co� uzgodni�, by i w jej raporcie i w moim było to samo. W lot mnie zrozumiała, a
przecie� nie mogłem mówi� wprost. Bystra była dziewczyna, nie chciałem jej traci�
z horyzontu...
****************************************************
- W poci�gu do Warszawy, jak to w poci�gu. Bilet miałem pierwszej klasy, ale
obci��ony byłem dwiema walizami i skrzynk�. W jednej, zupełnie nowej, skórzanej
walizie kupionej w Nakle - a� dziw, �e w takiej dziurze był tak luksusowy wyrób,
113
miałem moje rzeczy i połow� pieni�dzy. W drugiej za�, a tak�e w skrzynce owini�tej
szarym papierem i sznurkiem pani Magda z Marlenk� zapakowały mi dwie w�dzone,
jeszcze nie ugotowane szynki, wielkie jak bomby lotnicze i jedn� szynk� ugotowan�.
Do tego ze czterdzie�ci kilo kiełbasy i dwa balerony nie we flaku, tylko osypane
papryk�. Z takim obci��eniem nie miałem �adnej szansy na wywalczenie sobie
miejsca, cho� poci�g ruszał z Bydgoszczy i na peron wjechał prawie pusty, tylko z
lud�mi, którzy maj�c układy na kolei wsiedli jeszcze na stacji rozrz�dowej.
Rozło�yłem paczki wzdłó� przej�cia tak, �e nowa walizka była w �rodku i zgodziłem
si�, aby na jednej usiadła starsza pani, a na drugiej chyba jaki� student, albo co?
Zaraz potem z przedziału wyszedł mo�e trzydziestoletni facet i ust�pił miejsca
staruszce. Rzecz jasna - usiadł na skrzynce.
Sprawdzaj�c bilety doszedł konduktor. Z moich pakunków unosił si� fascynuj�cy
aromat w�dlin. On tylko popatrzył, pokiwał głow�...
- To ju� i pierwsz� klas�, he... he... Uwa�aj pan - dzi� mog� pana wyhaczy�...
Nie min�ło i dziesi�� minut, gdy zjawili si�, z tego samego kierunku, z którego
przyszedł konduktor - soki�ci. Poci�g na chwil� stan�ł w Solcu Kujawskim i nawet
zastanawiałem si�, czy nie wysi���, ale to byłoby szalenie trudne. Gdy poci�g
ruszył, soki�ci zbli�ali si� do mnie i ju� po minach było wida�, �e ten zapach
pochwycili niczym psy go�cze. Jeden z nich miał tak z pi��dziesi�t lat i rzut oka
starczył, by oceni�, �e z milicji wyrzucili go za pija�stwo, a przecie� byle pijaka w
tym kraju z milicji si� nie wyrzuca. Drugi, czterdziestoletni, te� nie wygl�dał du�o
lepiej.
- Czyje to pakunki?
- No moje - opowiedziałem...
- Co tam macie?
- Wracam z kampanii cukrowniczej, pracowałem w niej, no i na �wi�ta dostałem
troch� w�dlin...
Ta odpowied� troch� zbiła z tropu pytaj�cego - tego starszego. No bo rzeczywi�cie
- w pierwszej klasie, porz�dnie ubrany młody człowiek. Nawet ta walizka taka dobra
114
- mo�e syn dyrektora? Tak sobie musiał kombinowa�. Po chwili jednak wpadł na
koncept:
- W stołówce pracowniczej?
- Tak, w stołówce - uchwyciłem si� tej szansy.
- A rachuneczek jest, cho�by paragon?
- No co pan - łgałem - s�dziłem, �e jak z nut - w stołówce paragony? Sklepowa
chemicznym rachuje na gazecie...
- Na gazecie to mo�e se rachowa�, jak wydaje drugie �niadanie. A nie wałów� na
�wi�ta. Jest tego pi�� kilo?
- No mo�e jest? - odpowiedziałem pytaniem, bo co miałem zrobi�?
- No to mo�e jednak spekulant?
Tu ju� si� zdenerwowałem - ch�tnie oddałbym im cał� t� padlin�, bo przecie� nic
nie była warta w stosunku do pieni�dzy, które wiozłem. A poza tym - te pieni�dze -
rzecz była oczywista - musiały pochodzi� z przest�pstwa gospodarczego, a za to z
dziesi�� lat mamra jak obszył, a mo�e i wi�cej?
- Panie władza - nie jestem spekulantem, tylko socjalistycznym pracownikiem. Moja
praca cieszyła si� uznaniem, zostałem nagrodzony, a wy mi tutaj takie rzeczy...
Soki�ci nadal chyba jednak nie byli pewni, jak post�pi�, no ale te moje w�dliny tak
pi�knie pachniały, �e si� przemogli:
- Dobra, dobra - dokumenty...
Oczywi�cie podałem i dowód, a w nim były, jak trzeba, piecz�tki o zatrudnieniu od
i do w cukrowni na stanowisku starszego specjalisty. Widziałem, �e to umocniło
moja wersj�. Postanowiłem dobi� wrogów:
- No i sam pan władza widzi, �e jestem powa�nym człowiekiem i nie w głowie mi s�
jakie� lewe interesy...
Powiedziałem to jednak tonem troch� za bardzo pewnym siebie i to był bł�d.
- Wszystko prawda, obywatelu, ale rachunków na w�dliny nie macie. Sami
przyznali�cie. Pójdziecie z nami do wyja�nienia - zatelefonuje si� do cukrowni. Jak
115
potwierdz�, to mo�e pu�cimy... A co z w�dlin�, to si� zobaczy. Przez telefon
rachunku nam nie przy�l�... Tacy m�drzy to si� jeszcze na �wiecie nie narodzili...
- Panie - ile jej b�d� szuka� - replikowałem - kampania si� wła�nie sko�czyła - gdzie
t� bufetowa b�d� szuka�?
- No to se - obywatelu - na dołku poczekacie, a� do skutku. Za spekulacj� obywatelu
jest sankcja prokuratorska...
Przestraszyłem si� nie na �arty. Przecie� gdybym chciał, i gdyby w sklepie było
du�o, a przecie�, gdy rzucali towar, to było du�o - mogłem sobie w byle sklepie
kupi� pi�� kilo kiełbasy i nikt by nawet okiem nie mrugn�ł. Sklepowa by najwy�ej
mrugn�ła okiem i powiedziała - takie chuchro, a ma spust...
- Panie - mówi� - ja musz� dzi� do Warszawy - bierz pan te w�dliny w choler�, na
mnie na peronie b�d� czeka�...
I to był bł�d - wprawdzie ten młodszy dawał starszemu niedwuznacznie do
zrozumienia, �e trzeba bra� skrzynk� i cieszy� si� darem bo�ym, lecz starszy ju� to
ignorował. Facet bez mrugni�cia powiek� po�wi�caj�cy tyle dobra, samo przez si�
si� rozumiało, �e połow� - czyli zawarto�� skrzynki, musiał by� podejrzany.
W Toruniu na posterunek ja niosłem now� walizk�, a soki�ci drug� walizk� i
skrzynk�.
Ju� na posterunku moje dane spisywał ich komendant. Przygl�dał mi si� uwa�nie:
- Wy to nie z resortu?
- A mam to na twarzy wypisane? - odpowiedziałem na pytanie, bo oczywi�cie nie
wolno mi było powiedzie�, �e z resortu. Zreszt� - czy ja byłem z resortu?
- Nie na twarzy, towarzyszu, tylko na marynarce po prawej stronie.
Ubrany byłem w szykowny płaszcz tweedowy, ale w poci�gu go rozpi�łem, id�c
przez perony nie zapi�łem i teraz był rozsuni�ty.
- Ja si� na tym znam - jeste�cie towarzyszu ma�kutem i tam macie gnata na
szelkach...
- Co� tam mam, ale to tajemnica - odpowiedziałem. Nie moja własno��...
116
- Jasne - �e resortowa... Ale stosowny dokumencik to nawet towarzyszom sokistom
trzeba okaza�. Takie przepisy - sami je znacie...
- Nie mam legitymacji...
Na t� odpowied� komendant - facet przed sze��dziesi�tk�, do�� niechlujny, bo w
poplamionym mundurze, a� si� zje�ył:
- Lewizna, legitymacji nie ma...
Nawet nie zorientowałem si� kiedy, niczym �bik rzucił si� na mnie i z kieszeni
bocznej marynarki wyszarpn�ł paczk� z pieni�dzmi. To one bowiem tworzyły
wypukło��. Jednak on jeszcze nie wiedział, co ma w gar�ci, bo tak szarpi�c
wykrzyczał:
- Za bro� bez pozwolenia jest prokura.... - i zamilkł. Na blat stolika słu�bowego
wysypały si� dziesi�tki tysi�cy złotych. Pewnie w �yciu tylu na raz nie widział na
oczy...
Wreszcie po chwili chwycił oddech, wyszarpn�ł słu�bowy pistolet i wycharczał:
- Bank, bank �e�cie towarzyszu obrabowali...
Zatrzymany... Wy nie jeste�cie �aden towarzysz, wy jeste�cie zatrzymany - i lu
mnie w mord� pi��ci� obci��on� kilogramowym złomem. Dosłownie pofrun�łem na
�cian�.
- Ty kurwa sobie nie my�l, ze my ci� przesłuchujemy. To nie było w ramach
przesłuchania... To było, �eby� nie uciekł. A jak si� b�dziesz skar�ył, to dam ci prób�
ucieczki...
Zaraz potem zawlekli mnie do celi, wrzucili i zatrzasn�li drzwi. Nie min�ła minuta,
gdy weszli do �rodka i zrobili rewizj�. W kieszeni spodni miałem wcale nie mniej
pieni�dzy. Pozostałe były w walizce. Troch� jednak ochłon�łem i dobitnie
poprosiłem, by zatelefonowali pod numer - tu im podałem numer słu�bowego
telefonu, i �eby poprosili pana Zygmunta. Z du�� pewno�ci� siebie - jak na sytuacj� -
powiedziałem to, a zreszt� by� mo�e nawet komendant wiedział, na jakie cyfry
zaczynaj� si� które telefony w Warszawie, bo na odchodne, z du�ym szacunkiem
nios�c w obu dłoniach nowy plik pieni�dzy - rzucił:
117
- Zobaczymy...
Miałem czas do rozmy�la�. Było jasne, �e pan Zygmunt nie znajdzie pomysłu na t�
drak�. Z drugiej strony - tyle pieni�dzy to nie zawsze jest nawet w oddziale banku.
A przecie� nie słyszało si�, �eby ostatnio gdzie� okradli bank. Inna sprawa, �e jak
okradali bank, to prasa o tym wcale nie tr�biła. Byłem tak oszołomiony, �e zapadłem
w jaki� letarg, pół sen... No bo co ja jeszcze mogłem zrobi�? Umarł w butach... Za
takie wielkie afery to nawet kar� �mierci potrafili zas�dzi�...
Szkoda mi było młodego �ycia. A poza tym - ojciec w wi�zieniu, ja w wi�zieniu -
matka tego nie prze�yje... Na szcz��cie zd��yłem przesła� jej poleconym skierowanie
do sanatorium... Ale czy pojedzie? W tych warunkach?
Po paru godzinach, gdy straciłem rachub� czasu, bo Dox� przecie� mi zabrali przy
rewizji razem ze sznurówkami, drzwi si� otworzyły. Wszedł komendant:
- Wstawajcie towarzyszu... kto� do was...
Od razu pomy�lałem, �e jednak pan Zygmunt, ale tak szybko?
Jednak na posterunku był nie pan Zygmunt, lecz ten osiłek, który razem ze swoim
szefem zdybali mnie na przystani nad Noteci� w Nakle. U�miechał si�. Komendant
te� si� u�miechał. Wszyscy si� u�miechali.
- Wy tu u nas co� sobie ci�gle garderob� psujecie... - i wymownie popatrzył na
wysoko�� mojego rozporka. Cholera - rzeczywi�cie - sam nie wiem kiedy
zmoczyłem si�...
- No - nic takiego - jak to na słu�bie... - rzucił usprawiedliwaj�co. Pewnie macie co�
tam na zmian�. A t� �liw� nad okiem to niepotrzebnie, komendancie, mu nabili�cie...
Pospieszyli�cie si�. Dobry towarzysz, czekista na słu�bie, a wy go tak ostro...
- Sk�d mogłem wiedzie�? Ja tylko lekko, profilaktycznie, my�lałem, �e mo�e nie jest
nasz? Jak który wygl�da na takiego, co mo�e da� drapaka, to ja go zawsze lu w
mord�. Przepisy przepisami, ale sami widzicie - tu jest blisko do drzwi...
- Dobra ju� - towarzysz jest naszym go�ciem. Tu s� wasze rzeczy - wskazał na
ustawione rz�dem walizki i paczk�. Zaraz jeden taki przyniesie z bufetu posiłek
ziemi kujawskiej. Przebierzcie si�...
118
Byłem jeszcze bardziej oszołomiony. Jak automat otworzyłem walizk�, wyj�łem
jakie� spodnie i poszedłem do celi przebra� si�. Rzeczywi�cie - na podłodze była
plama. Gdy wróciłem, mój wybawca strofował komendanta:
- No i co wy powiecie. Kierujecie placówk� i nie wiecie, gdzie na dworcu mo�na
kupi� flaszk�? Ze mnie durnia robicie? W peerelu nie ma takiego dworca, �eby tu�
przy nim nie było trzech met... o - mo�e na wiosce s� dwie... Co tu u was za burdel?
Dziesi�� minut! Dziesi�� minut macie na to...
Komendant jak z procy wyskoczył za drzwi. Stał na nim na mrozie jeden z tych
sokistów, którzy mnie wygarn�li...
- Do poci�gu macie godzin�. Pieni�dze wam zaraz zwróc�, ale przy �wiadku - przy
komendancie. Kwitowa� nic nie trzeba.
A po chwili dodał, a� kr�c�c głow�:
- Ale si� nachapali�cie... Wiedzieli�my, �e tego b�dzie du�o, ale tyle? To dla nas
wa�na informacja...
Po chwili wszedł komendant ze starszym sokist�, który w dłoniach trzymał tac� z
dwiema kawami, dwiema oran�adami, talerzykami i półmiskiem z w�dlinami.
- U was z tych czemodanczikach lepsze specjały, ni� dworcowe, ale jeste�cie naszym
go�ciem, towarzyszu, wi�c czym chata bogata.
A zaraz potem zwrócił si� do komendanta:
- Odprawcie swojego człowieka...
Sokista natychmiast wyszedł nie czekaj�c na rozkaz przeło�onego.
- No i teraz przeliczcie - i wyci�gn�ł spod gazety na stole pieni�dze. Liczyłem
do�� długo, nikt mi nie przeszkadzał. Wida� było, �e na obu moich towarzyszach
suma robi wra�enie... Gdy sko�czyłem, rozło�yłem na trzy paczki i upchn�łem w te
same miejsca, co poprzednio.
W tym samym czasie ozwało si� pukanie... Komendant wyjrzał i po chwili wniósł
dumnie do �rodka trzy butelki wódki czystej.
- No rozlejcie... przecie� jakie� szkło macie... - a po chwili dodał:
- Na trzech... bo to na zgod�...
119
Szkło si�znalazło – dla go�cia z Bydgoszczy i dla mnie porz�dnie umyte szklanki
herbaciane z bhufetu dworcowego, za� sobie komendant nalał do lepi�cej si� od
brudu musztardówki.
- Za pomy�lno�� zadania naszego miłego go�cia...
Ja za�, cho� nadal byłem w gł�bokim szoku, przytomnie zareplikowałem...
- Nie, nie... towarzyszu - za zdrowie i za dalsze sukcesy w pracy towarzysza
pułkownika W�troby...
Obaj a� pokra�nieli z zadowolenia...
Do domu wracałem w przedziale tylko do mojej dyspozycji. W korytarzu,
dyskretnie, par� metrów od moich drzwi, wartowali obaj soki�ci. Popijali sobie z
flaszki. Nie wiem, czy załapali si� na jedn� z dwóch, które zostały z tych trzech
przyniesionych, czy te� roztropnie kupili ich na mecie od razu wi�cej?
Byłem kompletnie wyko�czony. Na dworcu wschodnim czekała na mnie
pilnowana przez miejscowego sokist� taksówka... Pojechałem na now� kwater�... Z
baga�nika taksówki, mimo mrozu, do kabiny docierał zapach kiełbasy. Ale nie
miałem siły my�le�, czy jest to nadal zapach miły, czy ju� nie...
- Mój drogi - resort stawia przed tob� naprawd� trudne zadanie. Trudne zadania s�
dla szczególnie zdolnych i oddanych... Wida� - w �wietle moich raportów - za
takiego zostałe� uznany. Poprowadzisz placówk� pod przykryciem - całkowicie
tajn�, ale jawn�...
Patrzyłem na pana Zygmunta ze zdumieniem. miał si� z mojej dramatycznej
opowie�ci o przej�ciach w poci�gu. Ja ci�gle nie byłem pewien, czy pieni�dze, które
uzyskałem na tak ró�ne sposoby w Nakle s� moje, czy resortu. Byłem gotów zrzec
si� ich w obawie, �e przecie� ci�gle mog� mnie zamkn��. Zreszt� - co niby miałem
zrobi� z tak� gór� pieni�dzy? A on nic mi w tej sprawie nie powiedział. Po
wysłuchaniu raportu tylko u�miechn�ł si�, �e takiego przekr�tu to nawet on, po tylu
latach słu�by, nie robił.
120
- To b�dzie wielka odpowiedzialno��, ale i wielki honor. Bo odpowiedzialno��
poł�czona jest z zaufaniem, jakie w tobie pokładamy. Moje zaufanie jest szczególnie
du�e, bo to ja jestem twoim prowadz�cym i moja kariera zale�y od twojego
powodzenia. Partia i rz�d czyni� wielkie starania, by broni� granic naszej młodej
ojczyzny przed odwiecznym wrogiem - zachodnioniemieckim rewizjonizmem i
ameryka�skim imperializmem. Robotnicy buduj� statki i samoloty. Ty wiesz, �e
nasze samoloty uzyskuj� gotowo�� bojow� w powietrzu najszybciej na �wiecie? Bo
piloci te� pracuj� z najwi�kszym po�wi�ceniem. Tego samego, a nawet wi�cej
oczekuje si� od ludzi zwi�zanych z resortem. My bowiem pracowa� musimy nie
zwa�aj�c, �e nasza praca cz�sto jest niedoceniana, fałszywie interpretowana... Tym
bardziej partia musi docenia� nasze starania... A twoje zadanie b�dzie najtajniejsze z
najtajniejszych...
Wszystko to, jak�e pompatyczne w słowach, mówił, nawet jak na niego,
monotonnym głosem. Wiedziałem, �e to jest wa�ne, ale zaczynałem by� cała t�
przemow� znu�ony.
- Jak wiesz, ludzie maj� swoje słabo�ci, a stosunki m�sko-damskie do nich nale��.
Wiesz tak�e, �e partia i rz�d wcale nie popieraj� rozwi�zło�ci. Przeciwnie - stawiaj�
nieprzebyt� zapor� przed nowinkami z Zachodu - tak zwanym seksem i pornografi�.
I tu trzeba mocno podkre�li�, �e placówka twoja nie b�dzie słu�y� zachodniemu
seksowi i rozpasaniu. B�dzie bowiem placówk� badawcz�. Bada� bowiem musimy
zachowania ludzi w okre�lonych sytuacjach. W szczególno�ci musimy tak�e
naszych ludzi szkoli�. O tak... szkoli�...
Nie byłem pewien, czy wypada, bym przerywał, wi�c ostatecznie nie
zdecydowałem si� na zadanie pytania o to, w czym ich mamy szkoli� i co te� takiego
ja potrafi�, w czym mógłbym kogokolwiek szkoli�?
- Tak wi�c placówka twoja b�dzie prowadziła program badawczy... Powtarzam -
program w istocie rzeczy naukowy, pod auspicjami naszych tajnych instytutów
naukowych.
121
- Na czym b�dzie polega� moja działalno��? - jak najbardziej uległym tonem
zdecydowałem si� spyta�...
- To nie ma nic do rzeczy. Najwa�niejsze, aby� jak najszybciej obj�ł swoj� placówk�,
wyremontował j� i niejako przygotował... My zapewnimy ci kontyngent personelu.
Trzeba pami�ta�, �e musisz z nimi post�powa� w sposób mo�liwie kulturalny i
taktowny. Ich zadanie, zadanie w naszym socjalistycznym pa�stwie niezwykle
trudne, jest niezwykle trudne...
Wyra�nie nawet pan Zygmunt czasem jednak si� gubił...
- Czy podejmujesz si�? Pomy�l, �e ł�czy si� to z istotnym awansem - b�dziesz
niezale�nym w strukturze Funduszu Wczasów Pracowniczych kierownikiem. Ł�czy
si� to z wielk� odpowiedzialno�ci� materialn�. Partia i rz�d, a wła�ciwie nasz resort,
a tak�e, mo�e przede wszystkim, Fundusz Wczasów Pracowniczych, powierz� ci
wielkie �rodki, którymi b�dziesz musiał umiej�tnie, na po�ytek społeczny
gospodarowa�. Jestem pewien, ze podołasz temu nowemu dla ciebie zadaniu... Jeste�
zdolny...
Przez chwil� nawet my�lałem, �e on sobie kpi i nawi�zuje do moich wyczynów
nakielskich, ale chyba nie? To nie było w jego stylu...
- Szczegółów dowiesz si� od specjalisty. A dodam, �e jest to specjalista
przedwojenny, sanacyjny, w zasadzie człowiek nam oddany, ale z istoty swojej
wrogi, obcy... Spróbujemy załatwi� jeszcze współczesnego specjalist� z wojska, ale
to nie jest pewne, bo chcieliby�my, by wojsko mo�liwie długo o tym przedsi�wzi�ciu
nie wiedziało. Niech potem zazdroszcz�...
To ostatnie zdanie pan Zygmunt wypowiedział z wi�ksza energi�, a nawet mo�e z
satysfakcj�?
- I by� mo�e b�dziesz zadaniem nawet zszokowany. Oszcz�dz� ci szczegółów.
Dowiesz si� w swoim czasie. Jutro o dziesi�tej przyjdzie do ciebie ten sanacyjny
specjalista... Przyjmij go godnie - jaki� gruzi�ski czy jaki tam koniak, w�dliny masz,
�e na korytarzu czu�... Oczywi�cie - na nie nie b�dziesz miał rachunku, wi�c nikt ci
122
nie zwróci... Ten facet powie, �e przybył w sprawie łab�dzi, a ty mu odpowiesz, �e
nie masz biletów na "Jezioro łab�dzie". Zapami�tasz?
Udało mi si� kupi� w zielonej budzie chrzan, ogórki kiszone te� nie były
kapciowate - bo od prywatnego, do tego jaja wiejskie, a nie pa�stwowe, �mierdz�ce
rybami... Wymy�liłem danie na sto dwa - jajecznica na kiełbasie, herbata, koniak i
petitybery, bo w cukierni prywatnej nie chcieli da� rachunku. Ja i tak na tej zielonej
budce - te� bez rachunku - byłem stratny. W ka�dym razie postanowiłem
przedwojennego fachowca przywita� po pa�sku...
W ko�cu przyszedł pół godziny po czasie. Mały, sze��dziesi�cioletni człowieczek
w �wietnym, bazarowym, kraciastym palcie z koca, czerwonych skarpetach i butach
chyba ameryka�skich. Z przodu miał wszystkiego ze trzy całkiem czarne od
papierosów z�by. Włosy miał takie tłuste, �e cho� zwykle na to nie zwracałem
uwagi, sam przecie� nie byłem wzorem higienisty, to tym razem mi si� nie udało.
Tyle jednak wiedziałem, �e je�li włosy były ju� takie tłuste, �e łupie� przestawał
odpada�, to czas najwy�szy było je my�...
Spojrzał na koniak, taki z robaczkami zamiast liter i radziecki i od razu nalał sobie
do naszykowanej angielki. Nasma�yłem jajecznic� z o�miu jaj - pochwalił, �e na
�niadanie, je�li go�cie zostan� do �niadania, to jest to dobre...
- Jacy go�cie? - pytam...
- No jak masz pan prowadzi� burdel, to nawet w peerelu, panie tego, trzeba czasem
wydawa� �niadania. Na tym si� zarabia... No... na tym te�...
- Jaki burdel panie?
- No kurwa, panie... Za przeproszeniem. Pan oficer mówił, �e jak jezioro łab�dzie, to
b�dzie to nowy socjalistyczny opiekun panienek. �e masz pan burdel prowadzi�... Ja
głupi nie jestem... Sam przed wojn� w burdlu - za przeproszeniem, niestety
sanacyjnym, robiłem...
123
To był jak cios obuchem! Bo niby co� takiego si� tajemniczo przewijało, ale �eby
rzeczywi�cie? W pa�stwie socjalistycznym? A gdzie moralno�� z "Jak hartowała si�
stal"? Nagle jeszcze zdałem sobie spraw�, �e co ja mamie powiem? Tata w wi��niu,
a syn burdel prowadzi? No ale tu szybko wymy�liłem, ze przecie� mam by�
kierownikiem domu wczasowego. Jako� si� zakombinuje... Je�li ja mam by�
kierownikiem, a personel sami mi przy�l�, to przecie� mo�na b�dzie, no - mo�e
czasem... tak�e samemu u�y�? Marlenka była daleko, a krew młoda...
- Burdel panie, albo inaczej dom publiczny panie, to jest instytucja... Jest burdel
mama, albo - za przeproszeniem - burdel tata... On rz�dzi wszystkim i wszyscy maj�
si� go słucha�... A musz�, bo burdel tata trzyma kas�. Jak co� si� nie podoba, to
krótka rozmowa - w jap� i na bruk - now� kurw� zawsze si� znajdzie... W ogóle to
panienki trzeba krótko trzyma� - tirli, tirli z nimi, niby wszystko pi�knie, ale jak
tylko co� nie tak, to w ucho... W ucho panie najlepiej, bo si�ców nie wida�. Na
całym ciele, panie, si�ce klient zobaczy, a na uchu, czy pod włosami - nie tak łatwo...
Bo panna musi w ka�dej chwili by� do u�ytku. Burdel zarabia na pierdoleniu, panie,
a nie na gadaniu... Jak który go�� chce, �eby panienka jego lała - to prosz� bardzo,
ale jak chce, �eby to on lał, to ju� inna historia... Za to, to trzeba płaci� jak za zbo�e
panie... Bo przecie� potem nie ka�dy j� b�dzie chciał, albo za pół ceny... Klienci,
panie, to zaraza. Wszystko wychwyc�, o - za przeproszeniem o ka�de gówienko si�
kłóc�, �e ma by� taniej.
Byłem oszołomiony. W tym duchu facet jeszcze nawijał dwie godziny, zjadł
jajecznic�, kazał sobie ukroi� troch� szynki, to nakroiłem. Na oknie wisiała, to co
miałem robi�? Koniak wypił, kaw� wypił, herbat� wypił, petitybery to nie bardzo, bo
prawie wszystkie ja zjadłem i poszedł mówi�c, �e jeszcze wróci... gdy dostanie tak�
pro�b� pana oficera... Tak powiedział...
Nast�pnego dnia spotkałem si� z panem Zygmuntem w Ali - Babie na Miodowej.
Miałem ju� plan. Pomysł z burdelem mi si� podobał, ale czy b�d� kadrowym
pracownikiem? No i - czy wypuszcz� mojego tat�? Jakie b�d� miał pobory? Jak
b�d� zarabiał?
124
Po to, aby uzyska� lepsze warunki, a szczególnie, �eby tat� wypu�cili, pocz�tkowo
planowałem kr�ci� nosem. Nie, �eby mówi�, �e nie, bo jeszcze pan Zygmunt powie,
�e jak nie, to nie... Tego wcale nie chciałem. Ale chciałem jak najwi�cej uzyska�. No
wła�nie...
Od razu si� zorientowałem, wcze�niej o tym nie my�lałem, �e pan Zygmunt jest
zadowolony, �e wszystkiego tak naprawd� dowiedziałem si� od tego sanacyjnego
alfonsa. Wi�c od razu przeszedł do rzeczy:
- Budynek w Sokołowie - sto siedemdziesi�t kilometrów od Warszawy - to dawny
dwór jakich� hrabiów niemieckich, samych generałów. W sam raz na tak� instytucj�.
U nich te� było same kurestwo i jeszcze zbrodnie... Architekt ju� plany zrobił, tylko
on nie wiedział, do czego to ma słu�y�. My�li, �e jaki� spec dom twórczy, albo co?
To ty z tym Zenkiem wszystko obejrzysz. Remont robi� b�d� górale. Spółdzielni�
maj�, ale to tak naprawd� prywaciarze. Resort uznał, �e tak b�dzie najlepiej. Cały
interes polega na tym, �e oni nie mog� wiedzie�, �e to ma by� zakład specjalny. Jest
ich tylko pi�ciu, ale robotnych. Obiecane maja paszporty do Ameryki. Jak si� b�d�
stara�... Po to, aby nie podpadało - to tajemnica - rozumiesz - tu wszystko jest
tajemnica - ale ty - lepiej - �eby� wiedział... Oni dali tak� niby łapówk� jednemu z
naszych. I maj� powiedziane, �e jak dobrze zrobi�, to paszporty dostan�.
Turystyczne, ale nigdy nie wróc� - to si� wie... Tylko �eby wizy dostali... Wi�c ani
mru, mru... Bo jak amerykany wyniuchaj�, �e nam zale�y, to im wiz nie dadz�, a my
nie chcemy, �eby w kraju o naszej instytucji kto� za du�o wiedział...
- Panie Zygmuncie - ja na to - ale dlaczego ja mam prowadzi� ten zakład? Ja si�
wstydz�...
I tu stało si� co� niespodziewanego. Pan Zygmunt nie bacz�c na to, �e jeste�my w
lokalu publicznym, zmieniaj�c wyraz twarzy nieomal rykn�ł:
- Wstydzisz si�?
A potem, ju� szeptem, ale z wyra�nymi, chyba jednak sztucznie wywołanymi
emocjami kontynuował:
125
- A łapówki bra� w Nakle nie wstydziłe� si�? Wymuszałe� na chłopach, ale to pal
licho... Brałe� łapówki od zakładów uspołecznionych - pegeerów i spółdzielni
rolnych... Mo�e nie? To czystej wody szkodnictwo. Jeden mój ruch i zgnijesz w
pierdlu, dupodajc� zostaniesz dla kryminału... Aferzysta i syn aferzysty... Ja cie
kurwa zgnoj�...
To nie musiały by� �arty. Zbyt dobrze pami�tałem rozbity na przystani nos... Miał
mnie w gar�ci. Ale te� - było jasne, �e mu zale�y na tym, abym to ja prowadził
przedsi�wzi�cie...
- Ja przecie� nie mówi� nie. Ja tylko si� kr�puj�... Bo to krepuj�ce...
Pan Zygmunt natychmiast si� zmienił, konfidencjonalnie pochylił i szepn�ł:
- Ja przecie� wiem. Sam mam problem... Ale trzeba... Słu�ba nie dru�ba. To
wszystko dla socjalistycznej Polski, dla ludu pracuj�cego miast i wsi... Ty zobacz - ja
mam ci� w gar�ci. Ale czy na przykład chc� od ciebie za darmo pieni�dzy? Nie chc�.
Masz we mnie przyjaciela, takiego prawdziwego... Ja, widzisz, wiedziałem, �e tobie
b�dzie przykro, bo ty jeste� przyzwoity chłopak, z dobrego domu. Ale to ani moja,
ani twoja decyzja. Zawalisz, to ciebie zgnoj� i mnie zgnoj�... Nie mo�na si� da�...
Trzeba podoła�...
Nie byłem zdziwiony t� nagł� zmian�, ale jej skal�! A� tak ciepło pan Zygmunt
nigdy do mnie nie mówił...
- Ja wiem, co ciebie boli. Chodzi o te krzywd�, która spotkała twojego ojca.
Porz�dny chłop, nasz, a poszedł siedzie�. Co� tam si� zap�tliło i po drodze słu�bowej
nic si� nie da zrobi�. Ale widzisz - tu mój rozmówca przyj�ł ju� ton protekcjonalny,
ale i zdystansowany - ja przez te dni przegl�dałem takie tam szpargały i co� chyba
wiem... Spraw� twego ojca mo�na próbowa� zrobi� prywatnie, tak wiesz - na boku...
Komu� trzeba b�dzie da� w gar��. O mnie te� wypada pami�ta�, bo do tej pory, od
tych papierzysków, chce mi si� kicha�, Takie były zakurzone... A to przecie� fucha...
Na boczku. Nikomu ani mru, mru, bo wszyscy jak jeden m�� bekniemy...
Oczywi�cie si� zgodziłem. Okazało si� wówczas, �e pan Zygmunt wła�ciwie wie
wszystko. Kazał nauczy� mi si� na pami�� imienia, nazwiska i adresu, a tak�e
126
numeru dowodu osobistego takiej pi��dziesi�ciosze�cioletniej pani ze wsi obok
mego miasteczka. Jej miałem zapłaci� pi�tna�cie tysi�cy złotych i pi��set dla niej
osobi�cie. Bez �adnego pokwitowania. I nie przejmowa� si�, �e to jest kompletna
idiotka i baba od gnoju. Panu Zygmuntowi miałem da� dwa tysi�ce teraz, bo na tyle
wyszacował swoje koszty. Sam nie wiem które? I dziesi�� tysi�cy, bo przecie� tyle
to mu si� ode mnie nale�y. No i na �wi�ta jedn� szynk�, kawałek baleronu i kilka
kiełbas, ale nie okre�lili�my - ile... W�dliny i tak bym mu dał, i tak... No ale on wolał
si� upewni�.
W dwa dni pó�niej pojechałem do mamy i bardzo trudno mi było słucha� jej
rozdzierania szat nad losem ojca i nad tym, �e skre�lili mnie z listy studentów, bo o
tym wiedziała z listu z dziekanatu, jaki nadszedł do domu, w którym ci�gle byłem
zameldowany na stałe. Starałem si� j� uspokoi�, jak mogłem. Mama chciała, �ebym,
skoro ju� nie jestem studentem, wracał na stałe do domu. Ró�ne przedstawiała
argumenty, a jeden z nich był taki, �e w wielkim mie�cie jest kurestwo i popadn� w
towarzystwo kurew...
Kpiła, �e co to za czasy, �eby syn z miasta rodzicom - ci�gle zapominała, �e tata
siedział i nie ma go w domu - przywoził w�dliny. Ale �e spróbowała i były o niebo
lepsze, ni� te, które sama z krewnymi robiła, to tak bardzo nie narzekała. Nawet
pytała mnie o przepis, ale sk�d mogłem go zna�?
Nast�pnego dnia niby poszedłem na spacer. Mama była zdziwiona, bo wyszedłem
na ten spacer w szarówce, ale miałem do pokonania pi�� kilometrów po �niegu. Obu
taksówkarzy znałem dobrze i ani mi było w głowie, �eby wiedzieli, gdzie id�. Ja
przecie� nawet matce nie powiedziałem.
Bab� odnalazłem łatwo. Mieszkała sama. Jej m�� umarł, a dzieci wyjechały do
miasta. W domu nikogo nie było. Akurat w maselnicy biła masło. Wiedziała o co
chodzi. Dowodu osobistego wcale nie chciała okaza� i nawet zacz�ła by� nieufna, ale
w ko�cu wzruszyła ramionami:
- Jednego brata mam w prokuraturze, drugiego w milicji, to kto mo�e mnie
zamkn��?
127
Pieni�dze schowała tak po prostu do kieszeni brudnego, poplamionego pryskaj�c�
z nieszczelnej maselnicy �mietana fartucha. Jedynie pi��set złotych, czyli brudasa dla
niej, starannie rozprostowała, popatrzyła pod �wiatło przez zaro�ni�te pokładami
muszych gówienek okno i schowała pod taka dziergana kamizelk�, gdzie wida�
miała swój tajny schowek. Potem pocz�stowała herbat� i nawet miałem ochot�, bo
przyszedłem z mrozu, ale cuchn�ło u niej myszami, wi�c podzi�kowałem. Pan
Zygmunt miał do mnie �al, bo mogłem co� wi�cej si� dowiedzie�. Baba przecie�
głupia, ale ja my�l�, �e tak du�o to bym si� nie dowiedział. Miała chytre oczka i tak
jako� jej one biegały...
Tata wyszedł za dwa dni. Prokuratura w jego działalno�ci nie dopatrzyła si� cech
przest�pstwa. Wypu�cili go na same �wi�ta. Ludzie mówili, �e prokurator nie chciał
zadziera� z ksi�dzem, to odpu�cił... Mama s�dziła, �e wszystko to, to jej modlitwy i
wszystkich innych krewnych do naszego �wi�tego, jak mówiono, obrazu w
ko�ciele... Ja powiedziałem tylko tacie i dopiero w par� lat potem, gdy si� o co�
rozliczali�my i my�lał, �e jest stratny... No to ja mu wygarn�łem:
- Kto tu na kim jest stratny?
Nawet chciał zwraca�, ale przecie� w �yciu od rodzonego ojca bym nie wzi�ł...
Od tego czasu jeszcze bardziej szanowałem pana Zygmunta. Nie ulegało
w�tpliwo�ci, �e dla mnie zrobił lewizn�. Wprawdzie zarobił na tym dwudziestu
brudasów, ale przecie� mógł za��da� wi�cej. Wiedział, �e pieni�dze mam. Zreszt�
nie na przelew wzi�ł... To nie taki człowiek. Kupił sobie Trabanta. Potem mi
wyjawił, �e Trabantów nie dawali na raty, a on chciał Trabanta, bo to solidna,
niemiecka robota. I nie rdzewieje, bo nie ma jak. Cz��� karoserii jest z tektury, a
cz��� z plastiku - mydelnica... Taki człowiek to nie jest wariat. Mo�na mu w ró�nych
sprawach zaufa�. Nie wywinie niespodziewanego numeru...
Pierwszy raz do Sokołowa pojechali�my wła�nie tym trabantem. Inaczej trz�sie ni�
warszaw�. Jednak wołga - to jest wóz... Pan Zygmunt powiedział, ze pan Sta� id�c
128
na emerytur� odkupił t� swoja słu�bow� wołg� i kombinuje, �eby przej�� na
taksówk�. Straszny z niego pijak, ale je�li cho� troch� si� pohamuje, to na taryfie
b�dzie robi� trzy razy tyle, co w resorcie. No i jeszcze emerytura...
Na miejscu byli ju� górale. Wybijali stare futryny - takie jakie� nie nowoczesne, z
rze�bionymi esami - floresami, pewnie tak zwane ludowe. Chciałem, �eby były takie
jak w blokach. Przecie� mo�na by poszerzy� okna, ale plan architektoniczny
zabrania. Podobno to zabytek i nie wolno narusza� "struktury bryły"... Za to �ciany
wewn�trzne r�ba� trzeba było równo. Zreszt� - co za partactwo - na jedn� cegł� były,
obło�one jak�� trzcin� i otynkowane. Dotychczas była tu szkoła, ale zbudowali
tysi�clatk� i teraz przej�ł to resort. Pegeer chciał, �eby to wzi�� na mieszkania, albo
na przedszkole - bo to mitr�gi mniej - szkoły i przedszkola to jeden resort, ale nasz
resort wszystko załatwił i przeszło pod FWP. Budynek jest pi�trowy i jeszcze nawet
strych... Z opisu architektonicznego nie wynika, �e architekt wiedział, co
przeprojektowuje. W ka�dym razie na miejscu nigdy go nie było i nie miało by�.
Dokumentacj� zdawczo - odbiorcz� podpisał w ciemno i z góry.
W piwnicy była kuchnia i kotłownia. Do tej pory palono w piecach, a w hallu w
kominku. Jakie� nawet ładne te piece i kominek, z pi�knie rze�bionych kafli. Nawet
mi si� podobały. Jak w prawdziwym pałacu, ale kazali�my z panem Zygmuntem
wszystko to zwali�, bo jednak nie nowoczesne... Pan Zygmunt prosił, aby te kafle,
co si� nie potłuk�, albo potłuk� si� troch�, to �eby ich nie wyrzuca�, ani nie dawa�
pegeerusom, tylko w jakiej� szopie zachowa�, to jakby on kiedy� sobie dacz�
stawiał - b�dzie w sam raz...
- No dobra - my�l�... Wydałem takie polecenie...
Za tego tat� byłem mu wdzi�czny. Wi�c jak si� dowiedziałem od dyrektora
pegeeru, �e górale chc� sprzeda� troch� cegły weterynarzowi, to ich obsobaczyłem...
Nie tak grubymi słowami, tylko roztropnie:
- Wy chłopaki chcecie mie� przej�cia z prokuratur�? Nawet jak �ledztwo b�dzie si�
�limaczy� i nic wam nie dowiod� - a czemu maj� nie dowie�� - to i tak b�dziecie
musieli czeka� latami na ka�de wezwanie prokuratora...
129
Wszystko w lot zrozumieli i chcieli mnie napoi� spirytusem. Bo oni z rana na
�niadanie tak trzy czwarte musztardówki spirytusu na twarz, do roboty, w obiad
znów spirytus i potem jeszcze chyba na kolacj�. Gotowała im baba z ich wsi. Jakie�
układy z pegeerusami musieli mie�, bo cho� w sklepie nigdy nie było słoniny ani
boczku, to oni ci�gle tylko to �arli... I �mietan� pili. Chyba te� nie ze sklepu... Ja im
nie płaciłem i nie wiem, jak im płacono, ale biedy nie mieli...
Sprytni byli, �e hej... �aden z nich nie był hydraulikiem, a instalacje wodne i
grzewcze zrobili tak dobrze, �e a� dziw. Troch� byłem nieufny, bo a� z Ełku
przywie�li z jakiej� rozbieranej kamienicy rury miedziane, czyli stare, ale pan
Zygmunt powiedział, �e takie s� lepsze, bo nie rdzewiej�.
Na parterze był hall z sufitem z belek d�bowych na wysoko�ci strychu. Na
pierwsze pi�tro wchodziło si� po schodach d�bowych, na nowo malowanych na
olejno. W hallu miał by� barek i stoliki. Wszystko wykonane z laminowanych płyt
pil�niowych z ładnym niebieskim wzorkiem w kwiatki. To załatwiono bezpo�rednio
w fabryce w Nidzie - z partii eksportowej. �e niby jakie� wady miały te płyty, ale tak
naprawd� to nie miały. W prawo od drzwi wej�ciowych była jadalnia z wind� z
kuchni w piwnicy. Stół w jadalni był stary, taki rze�biony, z ładnym nawet blatem,
ale porysowanym przez dzieci. Nie miało to znaczenia, bo i tak przecie� pokrywany
miał by� obrusem. miało mogło przy nim siedzie� i dwadzie�cia pi�� osób. Potem
okazało si�, �e wcale nam nie zale�y, �eby wszyscy siedzieli przy jednym stole, bo
po co go�cie mieli si� nawzajem zna�, to si� go poci�ło na krajbzedze na opał i dało
si� typowe stoliki. Partia była jaka� tandetna, jak zawsze i �eby stoliki si� nie
ruszały, trzeba było papier podkłada� pod nogi. Gdy był potrzebny du�y stół, to
zawsze mo�na było zestawi� ze stolików, oczywi�cie pami�taj�c o papierowych
podkładkach.
Gł�biej był mój gabinet, pokój ksi�gowej i pokój intendenta, a tak�e mój, niezbyt
widny pokój do mieszkania. Wszyscy razem mieli�my jedn� toalet�.
Po lewej stronie od hallu były dwa najlepsze pokoje do pracy ze wspóln� łazienk� i
wspóln� pakamer� obserwacyjn�. Na pi�trze było osiem pokoi z trzeba pakamerami
130
obserwacyjnymi i wspóln� łazienk�, w której był te� prysznic na cztery sitka. Inaczej
nie dawało si� zrobi�. Do ka�dego pokoju był dost�p z pakamer przez specjalne
dziury. Do pakamery na dole wchodziło si� z zewn�trz, a na pi�trze z korytarza i to
mógł by� kłopot. Dlatego tam, mimo, �e miejsca było mało, dali�my podwójne drzwi
tak, aby z korytarza nikt nie widział kamer. Dało si� pi�kne tabliczki - pomieszczenia
elektryczne - podobno norma pa�stwowa kazała to inaczej nazwa�, ale tak kazałem
namalowa� i tak zostało.
Wszystkie pokoje oraz jadalnia wyło�one były pi�kn� boazeri� z fornirem
machoniowym. Prawdziwym! Tak samo meble wykonane były z takiego forniru.
Typowe - ale w wersji eksportowej luksusowej do pierwszego obszaru płatniczego.
Mój gabinet i pokój te� były takie same.
Na strychu było dwana�cie pokoików z umywalkami.
W pawilonie obok było osiem pokoi go�cinnych, te� niczego sobie urz�dzonych i
cztery jeszcze pokoje dla załogi. W pawilonie przy bramie wjazdowej, tak sto
metrów od budynku, było miejsce postoju pocztu wartowniczego. Z drugiej strony,
nad jeziorem, stał pawilonik na sprz�t wodny, gdzie składowali�my zaoszcz�dzone
materiały budowlane, kafle pana Zygmunta, rower wodny, trzy kajaki i jedn� łódk�.
Był przydział na łód� �aglow� omega, ale fabryka z Ostródy co� si� oci�gała.
Podobno mieli jak�� ponadplanow� w wytwórni w Mikołajkach, ale skoro papier był
na Ostród�, to nie dało si� ugry��.
Pawilon obok domu wczasowego remontował pegeer swoimi siłami To samo
pawilon nad jeziorem, a pawilon przy wej�ciu, jednostki nadwi�la�skie zrobiły sobie
w cztery dni. Przywie�li ze stu ludzi i cho� rwetes był niesamowity, to zrobili i
odjechali.
Na pierwszego kwietnia wszystko było gotowe.
Ja pocz�tkowo chciałem mieszka� w Warszawie i tylko tu doje�d�a�, ale pan
Zygmunt po prostu zakazał mi korzystania z kwatery w Warszawie i nie miałem
wyj�cia. On mi powiedział, �e to nie jego wina, gdy� tylko wykonuje rozkazy
przeło�onych. Potem ta budowa wci�gn�ła mnie. Ksi�gowo�� robiono do tej pory w
131
Warszawie. W ogóle nie miałem z ni� do czynienia. Pan Zygmunt potem wspomniał,
�e jemu taki sposób �mierdzi, ale te� ani on, ani ja niczego nie podpisywali�my, to
przynajmniej sami nic nie �mierdzieli�my.
Potem przyjechała ksi�gowa. Nie miał jej kto zatrudni�, bo jeszcze nie było
kadrowca. Ten przyjechał w dzie� pó�niej, własnym samochodem, wołg�... Byłem
zdumiony, ale i zachwycony - to był pan Sta�. Teraz był moim podwładnym.
Pracował na pół etatu jako kadrowiec i przywiózł ze sob� centralk� telefoniczn� i
telefony. Mnóstwo telefonów. Potem par� wybrakowalismy komisyjnie i
sprzedali�my na lewo. A równie� kabel. Okazało si�, �e zna si� na tym. Sam z
jednym góralem poprowadził te kable od centralki w barze do wszystkich
pomieszcze�. Spieszył si�...
- Jak my kurwa nie zainstalujemy, to co nadwi�la�scy zainstaluj� u siebie centralk� i
b�d� nas kontrolowa�? W departamencie, jak do tego doszli, to szału dostali i zaraz
mnie wydelegowali. Zobacz�, jak na tym b�d� wychodził. Bo ja to mog� zawsze na
taksówke wróci�... No ale tu mo�e robota inna. Cho� na taksówce te� co� si� zawsze
dzieje...
W par� dni pó�niej przyjechała jego konkubina, która miała sta� za barem.
Rzeczywi�cie - warta grzechu kobieta - taka rozło�ysta, piersiasta, tleniona
blondynka. To jednak nie była ta panna, dla której si� rozwiódł, tylko nowa. Okazało
si�, �e barmanka z jednej takiej kawiarni w Warszawie. Lat troch� te� ponad
trzydzie�ci - ale, ale... Zaraz pojechali do Baltony do Gdyni i nawie�li cały
samochód ró�nych tam koniaków, likierów, nawet szampana francuskiego. Szybko
si� okazało, �e bar to nie moja sprawa. Wsadzili tam radzieck� lodówk� capatob i nie
od razu wpadłem na to, �e to ruskie bukwy i oznaczaj� Saratów nad Wołg�.
Sprawa z lodówka dała mi do my�lenia. Nie miałem jej w przewidywanym
inwentarzu. Była lodówka w kuchni, ale nie w barze. Ta lodówka w barze nie była
nowa, cho� pi�knie j� odpucowano. Okazało si�, �e pochodziła z podziału
mał�e�skiego dorobku pana Stasia. No to jak to - placówka jest pa�stwowa, a w
barze lodówka prywatna? I jeszcze - w Baltonie robi si� zakupy, bar w planie był, ale
132
nie podlega ksi�gowo�ci? To o co tu chodzi? Prywatna inicjatywa, czy co? W
resorcie?
Pan Sta� tylko wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Mi nic nie powiedział -
kierownikowi! Pan Zygmunt za� prosto i w�złowato o�wiadczył:
- Nie czepiaj si�, to nie nasza działka... - i w skazuj�cy palec skierował ku niebu.
Nie od razu załapałem, �e tu musi by� kto� wa�ny w tle.
Wreszcie zwalili si� �ołnierze. Starszy wiekiem sier�ant - tylko on w ostateczno�ci
- mógł wchodzi� do domu wczasowego do �rodka. Ponadto trzech plutonowych z
poboru i jedenastu sołdatów. Jeden zawsze był na warcie w bramie i jeden nad
jeziorem, a dwóch kr�ciło si� wzdłu� remontowanego przez brygad� remontow�
pegeeru muru. Poprawki po nich zrobili jeszcze górale, bo pegeerusy zostawili
chytre przej�cia. Dyrektor pegeeru poleciał im po premii. �ołnierze stołowali si� z
pegeeru. niadania i kolacje przynosili sobie w takich baniakach, a obiad przywoziła
im nyska z pegeeru. Zatrzymywała si� przed brama wej�ciow� i do �rodka nie miała
prawa wje�d�a�.
Teren był du�y - sze�� hektarów takiego niby parku, ale bardziej lasu, bo
zdziczałego. Tylko drog� dojazdow� pegeerusy wygracowali i jeszcze �cie�k� nad
jezioro. �ołnierze patroluj�c wydeptali �cie�k� wzdłu� muru.
Pan Sta� chciał jeszcze wzi�� pół etatu zaopatrzeniowca, ale ja nie chciałem i
załatwiłem to z panem Zygmuntem. Dostałem drugi etat - obok kierownika - trzy
sze��set z dodatkami, zostałem zaopatrzeniowcem za tysi�c dziewi��set pi��dziesi�t.
Duch wi�ty mnie chyba natchn�ł... Dostałem słu�bowy samochód - warszaw� pick-
upa. Nie miałem prawa jazdy i nie miałem �adnej mo�no�ci pojecha� na kurs.
Prawko przywiózł mi pan Zygmunt razem z piecz�tk�, bo nie mógł si� dosta� do
mojej kartoteki, �eby zrobi� odbitk� zdj�cia legitymacyjnego. Ja jeszcze miałem, to
nakleili�my, on podpiecz�tował i wszystko grało. Prowadzi� nauczył mnie pan Sta�.
Przy trzeciej nauce był tak pijany, �e wjechał do rowu, a poniewa� ja wyjechałem, to
uznał, � jestem ju� dobry i taki był koniec mojej nauki.
133
Kucharki były trzy - dwie wiejskie dziewuchy z pegeeru na etacie - takie
dwudziestoparoletnie, zdrowe, niezbyt czyste i stara, siedemdziesi�cioletnia baba,
niby na ryczałcie - dawna kucharka jakich� pa�stwa z Kresów - jeszcze
przedwojenna. Pan Sta� w powiecie w kartotekach sprawdził, zajechał do niej wołg�
i ona najpierw s�dziła, �e za t� prac� u krwiopijców to pójdzie teraz siedzie�, a tu
taka sprawa... Dziewi��set miesi�cznie - najwy�sza mo�liwa stawka, i jeszcze cał�
rodzin� karmiła ptasim mleczkiem. Formalnie szefow� kuchni była jedna z tych
dziewuch i chciała na staruszk�, która cał� powa�n� robot� robiła za nie - pohukiwa�.
Jak ja to usłyszałem, a byłem zdenerwowany, bo wła�nie miało by� podpisywanie
protokołu zdawczo – odbiorczego, to j� trzasn�łem w jap�. Od razu był porz�dek i
było wiadomo, co si� komu nale�y...
Kucharki nocowały w pawilonie, obok pana Stasia i bufetowej. Pomocnic�
bufetowej była jej młodsza siostra. Te� niczego sobie babka - panna, co uciekła od
kawalera na l�sku, bo mieszkania, chocia� hutnik, ci�gle nie mógł dosta�. Troch�
si� spó�niła, bo przecie� miała zast�powa� bufetow� przy centralce, wi�c była na
szkoleniu. J� dali na szkolenie, a mnie nie....
Od�wiernych było dwóch. Obaj to emerytowani milicjanci, tacy pod
sze��dziesi�tk�. Obaj z zachodniopomorskich miasteczek. Brzuchaci, nalane mordy,
ale resort miał do nich zaufanie. Powinno by� trzech - po osiem godzin dziennie, ale
było dwóch. Mimo wieku byli krzepcy... Potem si� dowiedziałem, �e w gruncie
rzeczy, to oni zostali zesłani. Mieli jakie� przej�cia rodzinne, przesadzili lej�c swoje
�ony, czy kogo� takiego, wi�c przysłano ich tu, a nie do aresztu z zastrze�eniem, ze
je�li wykonaj� jak�� w tym gu�cie samowolk�, to im si� stare grzechy wyci�gnie.
Oni mieli jeszcze po trzy czwarte etatu jako palacze. Byli w tym kiepscy, wi�c za
kar� to oni wozili na wie� do praczki pranie - tego bywało du�o. Praczka robiła z
nami �wietne interesy. Ciepł� wod� i pr�d miała na koszt pegeeru, a w naszym
taryfikatorze tak było to ustawione, jakby te koszty sama ponosiła...
Sprz�taczki były dwie. Były to baby z powiatu - jedna trzydziestoletnia, a druga
czterdziestoletnia. Były to �ony milicjantów. Ka�dego dnia m�� jednej z nich
134
słu�bowym samochodem je przywoził, a na niedziel� tylko jedn�. Obie, w gruncie
rzeczy, były przystojne i wyra�nie wystraszone. Pewnie m��owie ustawili je przed
robot� do pionu.
Pan Felek, czterdziestoletni były ci��arowiec, z zawodu elektryk, był nasz� złot�
r�czk�. �ycia rodzinnego sobie nie uło�ył. Do dzi� my�l�, �e jako jedyny z całej
załogi nie był stukaczem. No sam nie wiem, na jakiej podstawie, ale chyba nie miał
prowadz�cego? Jego strata - nie miał boków z tego tytułu. Ja na przykład, nie licz�c
premii, miałem dwa dziewi��set z resortu. On chyba nie... Troch� niechlujny, bardzo
niski, kr�py, a raczej jak szafa kwadratowy, był bardzo silny. No i dusza człowiek.
To, co wiedział o przedwojniu, mógł tylko słysze� od innych, a jednak ci�gle mówił,
�e przed wojn� wszystko było lepsze, mniej tandetne i w ogóle komunizm był dla
niego do luftu. W normalnej robocie dawno by na niego donie�li i najpierw traciłby
kolejne prace, a w ko�cu za jak�� lip� poszedłby siedzie�, ale u nas był całkiem
bezpieczny. Mimo, �e o naszych go�ciach nie mówił inaczej, jak czerwone paj�ki i u
siebie w pawilonie na okr�gło słuchał wolnej europy. Mi to nie przeszkadzało, ale
przecie� wszyscy o tym wiedzieli, bo okna nawet zim� nie zamykał. Nie zawsze
miałem czas, �eby samemu słucha� – oczywi�cie dyskretnie, jak wszyscy - radia, to
on mi potem relacjonował.
Ja mu za to dodałem, troch� wbrew przepisom, ale chciałem sprawdzi�, czy mog�
przekroczy� przepisy, ciche protesty ksi�gowej i bredzenie pijanego pana Stasia -
kadrowca - cały etat jako jeszcze jednego palacza. Bo na tym fachu tak naprawd� to
tylko on si� znał i gdy palili milicjanci, tak bowiem nazywali�my od�wiernych, to
strach był, czy aparatura nie strzeli...
Mrukliwy - miał zmysł orientacji. Od niego wiedziałem o wszystkich przewałach
mojej załogi. Stawiałem u mnie w gabinecie �wiartk� na stół. On j� z flaszki, małymi
łykami wypijał z popitk� lub bez, a jak kto� wchodził, to flache wkładał mi�dzy nogi
i nikt nic nie widział.
***************************************************
135
Na pierwszego kwietnia przewidziana była inauguracja. Przyby� miało pi�� osób
z departamentu, ale nie powiedziano mi – kto? Taka jakby konspiracja. Musiałem
si� do tego przyzwyczai�. Nadto czterech prowadz�cych oficerów miało przywie��
pi�� dziewczyn z zasadniczego personelu. Przyj�cie miało si� odbywa� w ten
sposób, �e w hallu i w jadalni miała by� uroczysto�� dla go�ci, pana Zygmunta, mnie
i personelu zasadniczego. Oficerów prowadz�cych miał go�ci� pod namiotem pan
Sta�. W tamtej uroczysto�ci uczestniczy� miał personel nie zatrudniony bezpo�rednio
przy obsłudze: ksi�gowa, siostra barmanki i Felek. Pan Sta� kombinował, �eby
Felek był w kuchni, ale ja postanowiłem inaczej. Nie powiedziałem tego tak
brutalnie, lecz:
- Panie Stasiu - człowiek pracy, bez niego nic by tu nie chodziło. Tylko jemu górale
opowiadali, co i jak...
Kierowcy i obstawa naszych go�ci mieli by� podejmowani przez �ołnierzy
nadwi�la�skich i dlatego tamto przyj�cie te� my zorganizowali�my.
Górale dwa dni wcze�niej sko�czyli sprz�ta�, upili si� bardziej ni� zwykle i
pojechali przybył� z Warszawy ci��arówk� do siebie.
Kompletnie zapomnieli�my o obsłudze kelnerskiej i nale�ało jeszcze rozwi�za�
problem, kogo do tej pracy zatrudni�. Tymczasowo kelnerami mieli by� obaj
milicjanci. Poniewa� mieli obskurne ciuchy, a nie byłoby wła�ciwe, by ubierali si� w
mundury, to kupiłem im słu�bowe czarne ubrania wieczorowe. Niezbyt dopasowane,
ale co tam... Chciałem, by wyst�powali w muszkach, lecz w powiecie były tylko
okropne muszki w groszki, wi�c kazałem im zało�y� byle jakie krawaty.
W jadalni na stole najpierw wyło�ono przystawki. Sporo w�dlin - specjalnie
je�dziłem do Konsumów w Olsztynie. Du�o te� było ró�nych korniszonów, dyni
marynowanych, a nawet za własne pieni�dze kupiłem od jednej z kuchni - nie tej,
136
która paln�łem - grzybki marynowane. Do tego była wódka czysta wyborowa z
lodówki.
Pan Zygmunt po naradzie ze star� z kuchni ustalili, �e przystawki b�dzie si� je�� na
stoj�co, a krzesła - bardzo porz�dne, wy�ciełane, stały pod �cianami. Ceramik�
mieli�my z FWP, z firmowymi napisami. Grube, solidne talerze. Jedynie zamiast
takich kubków kazałem poda� szklanki, które wraz z kieliszkami dzie� wcze�niej
kupiłem na rachunek. Mało brakowało, a go�cie piliby z musztardówek...
Przyj�cie zacz�ło si� o trzynastej, gdy przyjechali go�cie z Warszawy.
Wyglansowani stra�nicy najpierw wpu�cili trzy wołgi i gazika. Z gazika wyszło
trzech z obstawy i od razu rozeszli si� po parku, a sam gazik wrócił pod bram�.
Zgodnie z rad� starej z kuchni ustawiłem w szeregu cały personel wedle wa�no�ci,
a barmanka przywitała przybyszów chlebem i sol�. Tak podobno zawsze działo si� w
pałacach i tak było dobrze - go�ciom si� chyba spodobało... Wprawdzie do
ułamywania chleba zbli�yła si� do najwy�szego, co wcale nie znaczyło, �e
najwa�niejszego, z czego si� tylko �miali.
Najwa�niejszymi go��mi byli: pan Mieczysław, ale oczywi�cie nie ten mój, i pan
Grzegorz. Oczywi�cie - od razu wiedziałem, kto to jest, ale - poniewa� ostentacyjnie
mi ich nie przedstawiono, to konsekwentnie udawałem, �e nie wiem. Jak si�
zorientowałem, nie było nikogo z Olsztyna, a przecie� to był ich teren i to
tłumaczyło, dlaczego w Konsumach w Olsztynie, cho� dałem zapotrzebowanie,
dostałem niby wszystko, co chciałem, ale w nie najlepszym gatunku.
Było troch� chłodno, lecz słonecznie i ładna pogoda wszystkich nastrajała
optymistycznie.
Go�ci wprowadziłem do jadalni, ale oni najpierw chcieli zobaczy� cały zakład,
wi�c ich oprowadziłem. W moim gabinecie, pan Mieczysław patrz�c na biurko,
powiedział:
- Mało...
Ja nie wiedziałem w ogóle o co chodzi, ale po tygodniu przyjechała ekipa
telekomunikacyjna i obok normalnego telefonu zało�yli erk� i telefon resortowy.
137
Jeszcze si� upewniali, czy nie jest mi potrzebny telefon kolejowy, to w takim razie
przyjad� jeszcze pó�niej, ale ja widz�c, �e mam pół parku rozkopane pod kable,
czym pr�dzej powiedziałem, �e nie. Erka była taka, �e mogłem podnosi� słuchawk�,
ale nie mogłem si� przez ni� poł�czy� z telefonist�. Wszystkie słu�bowe telefony
miałem załatwia� przez aparat resortowy. A to po to, aby nie trzeba było podwójnej
załogi do monitorowania moich poł�cze�.
Dopiero potem wrócili�my znów do jadalni.
- Czym chata bogata... - powiedziałem, bo byłem bardzo speszony. Ci go�cie byli
ubrani w czarne marynarki szyte przez doskonałego krawca, a ja co - w ubranie z
pedetu?
- Drodzy towarzysze - wysun�ł si� na czoło pan Mieczysław, oczywi�cie ten
ministerialny.
- Ojczyzna nasza po zniszczeniach wojennych dynamicznie podnosi si� z
gruzów. Pami�ta� musimy nie tylko o wzro�cie produkcji �rodków
wytwórczych i artykułów konsumpcyjnych, ale tak�e, towarzysze, musimy
pami�ta� o potrzebach ducha. W naszej ci��kiej i odpowiedzialnej słu�bie
ł�czy� trzeba rozrywk� z prac�. W tym pi�knym mazurskim zak�tku, w tym
regionie, który po wiekach powrócił do macierzy i strz�sn�ł z siebie
germa�sk� hydr�... łap� germa�skiej hydry... w tym pi�knym za
- k�tku macierzy godnym pióra poety i p�dzla patriotycznego malarza... My -
towarzysze - ł�czy� b�dziemy przyjemne z po�ytecznym... towarzysze... O
dalszy, towarzysze, rozkwit naszej ojczyzny, o sukcesy... towarzysze....
budownictwa socjalistycznego... pod kierownictwem towarzysza Wiesława
oczywi�cie... Wznosz� toast... I o pogł�bianie współpracy naszego resortu z
Funduszem Wczasów Pracowniczych...
Mówi�c to ostatnie skłonił si� ku najstarszemu spo�ród go�ci, którego nie znałem,
ale który, jak wszyscy, spełniwszy toast, zapukał bardzo długim paznokciem
wskazuj�cego palca w pusty kieliszek.
138
Na ten gest milicjanci w flachami rzucili si� uzupełnia� kieliszki, przy czym o
mnie całkiem zapomnieli, za co ich potem obsobaczyłem, cho�, u diaska, nie miałem
tak naprawd� pretensji.
- Fundusz Wczasów Pracowniczych jest niezbywaln� zdobycz� ludzi pracy w
socjalistycznej Polsce. W czasach sanacji ludzie pracy nie wypoczywali, a jedynie
podlegali wielostronnemu wyzyskowi. Dzi� partia i rz�d, a tak�e Centralna Rada
Zwi�zków Zawodowych... - tu mówca na chwil� si� zatrzymał, pewnie przypomniał
sobie, �e tym razem wcale nie jest obecny przedstawiciel wspomnianej instytucji -
zapewniaj� ludziom pracy w Polsce ludowej wypoczynek, o którym marzy� tylko
mog� wyzyskiwani ludzie pracy w krajach nie b�d�cych członkami wspólnoty
pa�stw socjalistycznych ze Zwi�zkiem Radzieckim na czele. Przyjaciele. Niech
zakwita nasza socjalistyczna ojczyzna i niech pogł�bia si� współpraca mi�dzy
Funduszem Wczasów Pracowniczych, a resortem, który d�wiga na sobie tak wielk�
odpowiedzialno��... I w trosce o bezpiecze�stwo ojczyzny nie waha si� si�ga� po
najtrudniejsze, skuteczne i nieodzowne �rodki obrony...
Pan Mieczysław wypiwszy zacz�ł klaska� - do�� niezr�cznie, bo w dłoni trzymał
kieliszek i ten gest, oczywi�cie, podchwycili pozostali. Nagle jednak przerwał,
ochoczo zakrzykn�ł:
- Do roboty... - i ruszył ku uginaj�cemu si� pod ci��arem jedzenia stołowi.
Ja tym czasem wyszedłem, bo zauwa�yłem przez okno jakie� poruszenie na
dworze.
Daleko w bramie stał autobus. Pobiegłem tam. Przedstawiłem si� jako kierownik
o�rodka i spytałem, o co chodzi. Wtedy wyst�pił jeden z facetów - tych
prowadz�cych, którzy przywie�li panny:
- Dziewczyny w tajemnicy si� popiły i rozrabiaj�. Dostały po pysku, słu�bowo, a
teraz si� stawiaj�...
Wszedłem do autobusu. W samym jego ko�cu zgrupowane były dziewczyny - tak
jak przewidziano - pi��. Podszedłem do nich, usiadłem na fotelu, przedstawiłem si� i
spytałem, o co chodzi?
139
One jedna przez drug� zacz�ły co� mówi� o tym, �e wszyscy ci prowadz�cy po
drodze chcieli je przery�ka�, a w ogóle, to jeden z prowadz�cych miał dwie
kochanki, tu obecne i one dopiero tutaj si� poznały. Ja od razu pomy�lałem, �e z tego
b�d� kłopoty. Ale przemówiłem do nich dobrym słowem:
- Dziewczyny - los tak zdarzył, �e zostały�cie powołane do najwy�szej słu�by.
Zarobicie mnóstwo pieni�dzy, prace b�dziecie miały lekk� i du�o czasu na
spacerowanie. Nawet telewizor b�dzie, cho� jeszcze nie ma. Najwy�sze czynniki
oczekuj� od was pełnego oddania w słu�bie, ale je�li cokolwiek zrobicie nie tak, to
r�ka noga mózg na �cianie... Nie �artuj� - sam si� boj�... Róbcie, co ja wam ka��, a
wasi dotychczasowi prowadz�cy ju� nie s� waszymi prowadz�cymi. B�dziecie miały
najlepsza opiek�, pływa� b�dziecie w luksusie, albo was zwyczajnie zastrzel�...
Tu blagowałem, bo jeszcze nawet nie miałem pozwolenia na bro�... Niemniej -
blagowałem skutecznie. Popatrzyły po sobie, popatrzyły za okna autobusu, gdzie ich
rozw�cieczeni prowadz�cy nie mieli przyjaznych min i uznały, �e cho� jestem taki
młody, to nie opowiadam bzdur i mog� wszystko...
W tej sytuacji kontynuowałem dalej:
- Mamy bardzo powa�n� wizyt� w zwi�zku z otwarciem o�rodka. Jest to wizyta na
najwy�szym szczeblu, o którym nawet nie macie poj�cia. Macie by� uprzejme, nie
przeklina� nawet, je�li go�cie b�d� przeklina� i robi� to, co wam karz�. Na razie
wejdziecie bocznym wej�ciem i ja was w try miga rozlokuje po pokojach. Macie
pi�tna�cie minut, aby si� umy�, ubra� w co macie najlepszego i czeka� na moje
wezwanie. Ta, która si� spó�ni, dostanie wpierdol...
Na koniec mojej wypowiedzi do autobusu wszedł pan Sta� i dodał:
- No ju�, raz ciach - ciach, bo tu nie sanatorium a ja mam kopyto i ze mn� nie ma
gadki...
Sam nie wiedziałem, czy si� cieszy�, czy raczej martwi�, �e pan Sta� wchodzi w
moje kompetencje, ale faktem jest, �e baz gadania wyszły, zrobiły miny do swoich
prowadz�cych i poszły karnie bocznym wej�ciem na gór�. Na górze ja wskazywałem
im pokoje, jak leci . Pan Sta� brał delikwentk� za rami�, wpychał i zamykał drzwi.
140
Zszedłem na dół i dyskretnie szepn�łem trzem naszym go�ciom, z którymi
rozmawiał mój pan Zygmunt, �e panny ju� przyjechały, ale musz� si� umy�.
Roztropnie nie wspomniałem, kiedy b�d� gotowe. Troch� si� pokr�ciłem, zajrzałem
do kuchni, nawet pod pawilon, gdzie ju� nad flaszk� i bigosem - zaczyna� si� miało
od zimnych przystawek, ale ten stół był drugorz�dny - prowadz�cy zapoznawali si�
z towarzystwem. Min�ło pi�tna�cie minut i wracam na gór�, a tu Sodoma i Gomora.
Panny zamiast czeka� gotowe do swojej słu�by, kłóc� si� o pokoje, �e niby s� gorsze
od lepszych, a to akurat była bzdura, bo wszystkie były takie same, a pan Sta� na
ucho mi szepcze, �e nie potrafi by� damskim bokserem. Ja te�, ale miałem to ju�
przemy�lane. Zszedłem na dół i odci�gn�łem na bok jednego milicjanta - pana
Wacka, który zdawał mi si� bardziej rozwa�ny i mniej - jakby co - brutalny.
- Panie Wacku... Te dziewczyny przyjechały, s� ju� na górze, ale stroj� fochy. Widzi
pan, trzeba by im lekkie manto spu�ci�, ale dyskretnie, albo nawet tylko postraszy�.
Ale tak, �eby szybko wykonywały polecenia. Jak nie zapanujemy nad sytuacj�, to
b�dzie afera... - i wskazałem na naszych go�ci - W ka�dym razie nie mo�e by� �ladu
po biciu, wi�c mo�e lepiej postraszy�?
- Zaraz - panie szefie, tylko skocz� po narz�dzie... - i jak stał, tak pokłusował, mimo
tuszy, zaskakuj�co szybko.
Poszedłem na gór�. Tu co� si� zmieniło, bo panny w dwóch pokojach si� tłoczyły,
ale wolno było s�dzi�, �e co� ze sob� robi�... Niemniej pojawił si� milicjant, przez
rami� miał przeło�ona gór� od munduru milicyjnego. Wszedł do tego pokoju, gdzie
były trzy, a mi dwie pozostałe kazał zawoła�... Tak zrobiłem. Dziewczyny - to było
wida�, jednak si� wystraszyły. On zdj�ł marynark� i zało�ył mundur. Pod mundurem
miał pał� - blondynk�. Najpierw im j� pokazał przed nosami, a po chwili, kompletnie
równie� mnie zaskakuj�c, rzucił jedn� z nich na łó�ko, wykr�cił jej nog� i przywalił
pał� w pi�t�. Tamta rykn�ła w niebogłosy, ale zaraz zatkał jej usta i półgłosem
warkn�ł:
- Niech mi która pi�nie...
�adna nie pisn�ła... Ja wówczas wysun�łem si� do �rodka:
141
- Macie pi�� minut na zrobienie, co kazałem i na gotowo�� do zej�cia na dół...
Gdy ko�czyłem to mówi�, w drzwiach stan�ł pan Mieczysław, a za jego plecami
pan Zygmunt. Pan Mieczysław za�miał si� rubasznie, patrz�c na milicjanta nadal
trzymaj�cego za nog� dziewczyn� na łó�ku:
- Ech - młodo��... Łód�... tamte czasy walki... Widz�, �e fachowiec, ale nie do
ko�ca... Bo jednak krzykn�ła i generał wszystkiego si� domy�lił... Generała nie da
si� zwie��... Gdzie słu�yłe�?
Milicjant zerwał si� na równe nogi, nie zasalutował, bo nie miał czapki, wi�c
obci�gn�wszy ruki pa szwam zameldował:
- Bataliony Chłopskie, ube w Białej - Podlaskiej, szkoła podoficerów bezpiecze�stwa
i urz�d w Szczecinie. Po pi��dziesi�tym szóstym komendant posterunku emo. Teraz
na emeryturze... to przez �ydów wszystko.... panie generale...
Pan Mieczysław z widocznym zadowoleniem, cho� i z roztargnieniem, bo patrzył
wcale nie na starego wiarusa, tylko na dziewczyny:
- Partyzant... bardzo ładnie... oddana załoga nowej placówki... ty mnie pod włos nie
bierz... masz tu baby, to je sobie emabluj, a nie mnie... jak b�dzie rozkaz, to b�dziesz
gonił... a bez rozkazu, to ja ci dam... no dziewczynki... do�� tego... zapraszam na
salony... - i ju� odchodz�c rzucił:
- Kadry - na razie - na medal...
Obaj z panem Wackiem popatrzyli�my sobie w oczy. Nie było o czym mówi� -
dobrze wyszło... Gdy wychodziłem, pan Zygmunt poklepał mnie w drzwiach po
ramieniu:
- No... chłopie... generał na wiatr medalami nie rzuca...
Cho� pan Mieczysław był ju� pod schodami, w ko�cu korytarza, to chyba to
słyszał...
Na obiad była pomidorowa z ry�em, tak g�sta od �mietany i �eberek, �e mo�na
było ły�k� stawia�, na drugie zrazy zawijane wołowe z ziemniaczkami, buraczki i
ogórek kiszony, a do tego kompot bułgarski z wi�ni. Kłopot był, bo kto chciał, to
sobie pojadał te wisienki, a one nie były drylowane. Stanowczo, do potrzeb
142
słu�bowych przemysł powinien był dostarcza� kompot z wi�ni drylowanych. Do tego
wszystkiego pili�my soplic�.
Dziewczyny były wystraszone i mało gadały. Bł�dem było to, �e go�cie siedzieli
obok siebie i panny obok siebie. Niemniej go�cie - ludzie do�wiadczeni, nie
okazywali �adnego zakłopotania. �artowali nawet.
Po obiedzie poszli�my na spacer nad jezioro. Ja si� troch� martwiłem, bo poziom
jeziora był wysoki i dar� na podej�ciu do pomostu, jeszcze poniemieckiego,
połatanego na razie troch� byle jak, bo podobno konserwator zabytków zabronił co�
zmienia� - do pałacu go nie wpu�cili - to jeszcze zanim ja tu przyjechałem - wi�c
zem�cił si� na pomo�cie. Ja o tym wszystkim tylko słyszałem. Wówczas obiekt
znajdował si� pod opiek� powiatowych słu�b i mnie to w �adnym stopniu nie
obci��a. Go�cie skacz�c przez co bardziej rozmi�kłe placki darni �mieli si�, �e jest
"jak w lesie". Jasne było, �e chodziło im o wspomnienia z lat wojny. Dziewczyny te�
skakały, ale były na obcasach i nie bardzo im wychodziło. Go�cie obłapywali je, aby
im pomóc, a potem, to ju� poszło.
Po powrocie urz�dowali�my ju� raczej w holu. Towarzysz�cy naszym go�ciom
postawny czterdziestolatek, te� - okazało si� - ju� prawie generał, bo pułkownik na
etacie generalskim, uwa�nie skontrolował cennik w barku i poklepał kochank� pana
Stasia tak troch� nad po�ladkami. No... znaczy - zadowolony... Pan Sta� z dumy a�
nap�czniał i strzelił sobie kielicha brandy martinau - takiego z jaskółk� na etykiecie.
Ale toastu nie �miał zaproponowa�. Ten prawie generał, okazało si�, to był nasz szef
departamentu... Pó�niej poklepał mnie po policzku i gro��c palcem, ale zadowolony
- zaznaczył:
- Staraj si�... mały... staraj si�...
Pan Mieczysław w ko�cu poszedł z dwiema dziewczynami do pokoju na parterze.
Uprzednio dokładnie sprawdził, wychodził w tej sprawie na dwór, �e w kabinie
lustracyjnej nie ma jeszcze aparatury. Pokój obok zaj�ł przedstawiciel FWP. Id�c tak
zaznaczył:
143
- No, moja panno, na twoj� odpowiedzialno��... W moim wieku nie ob�dzie si� bez
wszechstronnej, internacjonalistycznej - rzekłbym - pomocy...
Jedna panna na jakie� pół godziny odeszła pod namiot obok baraku. Wida� miała
interes do swego dawnego prowadz�cego. Zajrzałem tam - rozmawiali na boku,
gestykulowali, ale chyba si� nie kłócili, wi�c co mnie to obchodzi? Wypiłem z
towarzystwem jednego gł�bszego, bo nie było sposobu - tym bardziej �e opu�cił ich
pan Sta� jako� wbrew instrukcjom pl�t�j�cy si� po hallu.
Zajrzałem te� na stra�nic�. Narzekali, �e mało gołdy dostali i chyba przyjdzie im
kupi� własn�. Ju� chciałem ich spławi�, bo nadwi�lanom nie miałem popuszcza�.
Jestem pewien, �e gdy wa�ne osobisto�ci rekreowały si�, to oni nie pilnowali terenu.
Ale te� - nie było wida� �adnych intruzów. Bałem si� szpiegów ameryka�skich i
zachodnioniemieckich, bo takiego to nie zobaczysz, ale przypomniałem sobie, �e
przecie� tu podejmujemy kierowców samych generałów... A kierowca, to wiadomo -
słyszałem od pana Zygmunta - duuuuuuuuu�o mo�e... Tak wi�c obiecałem im
jeszcze do deseru kilka flaszek winiaku luksusowego, ale pod warunkiem, �e
kierowcy nadal nie b�d� pi�. To była taka asekuracja z mojej strony, bo przecie�
widziałem, �e kierowcy pili i nie miałem w�tpliwo�ci, �e nadal b�d� pi�... No... ale
swoje powiedziałem, wi�c jakby co, to nie moja wina... Cho�, gdyby co, to nie
byłbym taki pewien...
Gdy wróciłem, wszyscy ju� byli ci��ko pijani. Zaobserwowałem, ze i barmanka...
To nie był dobry znak.
Pan Mieczysław obejmował pana Grzegorza i jako� tak, troch� si� �lini�c mówił
mu szeptem co najmniej scenicznym:
- Ja Grzesiek te� si� kurwa wtedy bałem... Co ty my�lisz, ja zawsze byłem za
Wiesławem... Wiesław o tym wie... Ja tam tak czy owak... ale byłem z wami... Mnie
ju� nawet z resortu przecie� zdj�li, ty wiesz... sam wiesz...
Pan Grzegorz uwa�nie słuchał, cho� wida� było, �e wygodnie mu było siedzie� na
fotelu z cedetu, obok stolika stoj�cego w miejscu po kominku, bo mógłby si� jeszcze
zachwia�, ale odpowiedział:
144
- Ja rozumiem intencje, całkowicie popieram, ale ja sam... wiesz... młoda �ona... na
Koszykowej sterałem zdrowie... przedtem w lesie... no i te wód� od rana �łopiemy...
Na co wł�czył si� dostojny starzec z FWP, wyra�nie zm�czony, lecz bardzo
zadowolony:
- Panowie baczno�� - zdrowie pa�...
- Nieustaj�ce - odkrzykn�ł pan Mieczysław i wszyscy powstali�my
Sto lat, sto lat
Niech �yj�, �yj� nam
Sto lat, sto lat,
Niech �yj�, �yj� nam
To zaintonował pan Mieczysław, a pan Grzegorz i nasz szef departamentu im
zawtórowali. Jedynie stary z FWP, zwykle taki układny - energicznie zaprotestował:
- Mietek kurwa rzesz ju� nie pierdol... Jak stodoła kurwa... Pomy�lcie... na co komu
stuletnia kurwa?
Wszyscy si� �mieli - jak zauwa�yłem - nawet dziewczyny, cho� jakby z
mniejszym, ni� pozostali, przekonaniem... Chyba zauwa�yli t� niezr�czno��, bo
starszy pan wyci�gn�ł z kieszeni marynarki rulon pi��setek, powstał, zreszt� z
niejakim trudem i obchodz�c sal� ka�dej kobiecie, w tym tak�e barmance, wr�czył
po brudasie. Pan Mieczysław zaoponował:
- Zostaw te pieni�dze, one s� inaczej płacone...
- Przecie� wiem - sam to wymy�liłem kurwa... - odci�ł si� szef FWP.
- Eech... - machn�ł r�k� pan Mieczysław i ruszył ku drzwiom. Podbiegłem, by
otworzy� drzwi. Zatrzymał si� na chwil�...
- Aaa...
Wyci�gn�ł z bocznej kieszeni plik kartek z nadrukami, gdzie w kropkowanych
miejscach wpisane było co� wiecznym piórem.
- To twoja zapłata - skierowania - masz tego du�o, �eby� znał pana...
145
Znów wyci�gn�ł mi przed nos paluch:
- Ty pami�taj - to s� �rodki społeczne - trzeba nimi rozwa�nie gospodarowa�, nie
szasta�...
Ja byłem taki przez cały czas spi�ty, taki zdenerwowany, a teraz widz�c, ze chyba
wszystko si� udało i nie było �adnej wi�kszej wpadki, �e z tego wszystkiego, sam nie
wiem jak, pocałowałem go w r�k�... Niebywałe...
Pan Mieczysław te� był zdziwiony, ale mniej, a w ka�dym razie nie pokazał po
sobie, tylko rzucił:
- Głupi mały, ale starasz si�... dawaj sobie rad�... trudna palcówka...
Wszyscy ruszyli�my ku bramie wej�ciowej. W ostatniej chwili zatrzymałem panny
- po co miały si� pokazywa� kierowcom? Wprawdzie ju� je widzieli, ale po co ta
publiczna komitywa? Na stra�nicy nas zauwa�yli i zacz�ł si� tam energiczny ruch.
Zanim tam dotarli�my, kierowcy ju� podje�d�ali po swoich.
Najpierw do wołgi wszedł pan Mieczysław, potem pan Grzegorz - razem
przyjechali i razem wracali. Pan Grzegorz na odchodne, te� ju� chyba mocno
zm�czony alkoholem rzucił wzdłu� alejki, ku dziewczynom:
- Czołem panowie oficerowie...
Dziewczyny nie od razu domy�liły si�, �e to do nich, ale po chwili zacz�ły
energicznie wymachiwa� r�koma...
Po chwili kolumna z łazikiem na czele ruszyła. Wartownicy w komplecie stali w
szyku na baczno��. Wyglansowane bagnety na karabinach, odbijaj�c �wiatło
elektryczne dosłownie błyszczały. Pi�knie to wygl�dało. Wła�ciwie, to wypadałoby,
by najstarszy stopniem u�cisn�ł dło� dowódcy warty, ale jako� zapomnieli...
W tym czasie, dosłownie kłusem, do autokaru biegli kompletnie pijani, zataczaj�cy
si� i przewracaj�cy oficerowie prowadz�cy. Szerokim łukiem omin�li mi�dzy
drzewami swoje niedawne informatorki.
Po powrocie kazałem w pół godziny posprz�ta� wszystko i stawi� si� pod
namiotem koło baraku. Było wprawdzie chłodno, ale pogoda ładna, komarów jeszcze
nie było, a �wie�e powietrze nikomu nie zaszkodziło. Chciałem na tym krótkim,
146
zaimprowizowanym, bo uprzednio nie planowanym zapoznaniu si� poda� wermut
bułgarski, ale pan Sta� powiedział, �e nie, �e wyj�tkowo, dla całej załogi, postawi
trzy butelki szampana francuskiego. Ja chciałem, �eby tylko jedn�, ale on obiecał
swoje gło�no, przy ludziach, wi�c dałem spokój. Ci�gle jeszcze niepokoiłem si� o ten
wybryk z pocałowaniem pana Mieczysława. Dobrze to czy �le wyszło - sam nie
wiedziałem...
Szampana wypili�my wszyscy, tylko stara z kuchni odmówiła i nic nie mo�na było
poradzi�.
Nast�pnego dnia w gabinecie, w sprawie jakiej� instalacji elektrycznej, któr�
koniecznie trzeba było wymieni�, odwiedził mnie w moim gabinecie Felek. Jak ju�
to weszło w zwyczaj, postawiłem na biurku �wiartk�. Interesowało mnie, jak udało
si� przyj�cie pod namiotem. Tu te� nie było skandali, cho� oficerowie �ałowali, �e
trac� te dziewczyny. Ale gdy Felek spytał, czy je posuwali, to nie odpowiedzieli, ale
on my�li, �e posuwali. Ja te� tak my�l�... Ładne bestie. Ka�da na etacie i kelnerki i
praczki. Oba niezbyt wysoko płatne. Prima sort personel...
Ka�de skierowanie na wczasy powinno by� opłat� za noc. Ja im mam z tego
odpala� pi��set na r�k�. Tak sugerował pan Zygmunt, ale te� zaznaczył, �e
ostatecznie s� to sprawy, o których sam powinienem decydowa�. Dostałem na raz
dwadzie�cia pi�� skierowa�. Wi�c zdecydowałem, �e dam im po pi��set, ale
zastrzegłem, �e na przyszło��, je�li go�cie nie b�d� z nimi na cała noc, to nale�e� si�
b�dzie trzysta. To jest w porz�dku, bo wówczas b�d� mogły obsłu�y� wielu
klientów. Im chyba nie do ko�ca to si� podobało, ale musiały pami�ta� pał�
milicjanta, bo nie protestowały. A zreszt�... to ju� było po szampanie, w
pensjonacie... Tak wła�nie - słyszałem - zakład nazwał jeden z go�ci. To mi si�
spodobało...
147
Nie od razu poznałem dziewczyny. Wysłany zostałem na szkolenie. Zasadniczo
fotografowa�, a w przypadkach szczególnych nagrywa� na ta�m� filmow� filmowa
miał funkcjonariusz, którego zakwaterowano w powiecie. Nawet mi go nie
przedstawiono. Ale, jak zrozumiałem, bo wcale nie zostało to sformułowane w
sposób oczywisty - miał on przyje�d�a� wówczas, gdy b�d� fotografowani jacy�
wa�ni. Z drugiej jednak strony - o ka�dej wizycie miałem ja, lub pan Sta�,
informowa� go telefonicznie. Zapewne po to tak naprawd� instalowano mi telefon
resortowy.
Przez tydzie� p�tałem si� przy Polskiej Kronice Filmowej. Ci ludzie oczywi�cie
nie wiedzieli, po co mi ta wiedza. S�dzili, młody człowiek, mo�e ma plecy, a nie
studiuje, wi�c próbuje swych sił przy fotosach i kamerze. Nastroje w ekipie nie s�
dobre. Ekipa jest kompletnie za�ydzona i nie jest - tak potem meldowałem - zdolna
realizowa� aktualnej linii partii polegaj�cej na utrwalaniu wi�zi ze społecze�stwem
na gruncie patriotyzmu, szacunku dla wysiłku zbrojnego �ołnierza polskiego - jak�e
cz�sto wykorzystywanego przez manipulatorów ró�nej ma�ci.
Gdy tylko wróciłem, to miałem wła�nie okazj� we wła�ciwym �wietle ujrze� swoje
do�wiadczenia polityczne wyniesione ze współpracy z ekip� Polskiej Kronice
Filmowej. Przyjechałem pod wieczór. Na razie wraz z panem Zygmuntem nie
mieli�my zaufania do pana Stasia na tyle, by mu powierza� prowadzenie placówki w
moim zast�pstwie. Dlatego przez ten tydzie� na miejscu kołkiem siedział pan
Zymunt i podj�ł nawet kilka bardzo racjonalnych decyzji dotycz�cych praktycznego
funkcjonowania pensjonatu, o których mnie poinformował. Dwóch go�ci było na
górze. Jeden był wiceministrem handlu odpowiedzialnym - jak mi powiedziano - za
rzemiosło. Drugi prawdopodobnie z resortu, ale go nie widziałem, poniewa� upił si�,
zanim poszedł na gór�, potem zasn�ł, a rano, bez �niadania wsiadł w samochód i
pojechał.
Natomiast w hallu w fotelach przy stoliku siedzieli, pili martineau pod specjalnie
przywiezion� z warszawskiego Varsowinu polo-coct�: szef naszego departamentu i
pewien wybitny pułkownik LWP, a zarazem pisarz. Byli kompletnie pijani, co
148
podobno a� tak cz�sto naszemu szefowi si� nie zdarza. Szef pocieszał pułkownika,
którego na łamach prasy partyjnej i inteligenckiej strasznie gn�bili publicy�ci
�ydowscy. Ci �ydzi to Rakowski i Urban. I Wajda - ale ja przecie� dobrze wiem, �e
Wajda - s�dz�c po nazwisku - �yd - jest re�yserem, który zrobił patriotyczne filmy
"Kanał" i "Popiół i diament". Jeden jest o powsta�cach, a drugi o bezsensie
sprzeciwiania si� władzy ludowej i sojuszom. Kto� mi zreszt� to ju�przedtem
relacjonował, ale w innym oszuka�czym duchu... No ale nie wszystko rozumiem...
Aha - widziałem jeszcze "Popioły" Wajdy - pi�kny film - ci�gle walcz� na koniach,
w kostiumach z epoki - nasi wygrywaj� na Zachodzie, w klerykalno - faszystowskiej
Hiszpanii i z Austri�, za to dostaj� po łapach, jak si� pchaj� z Napoleonem na
Moskw�. Przesłanie jest dla mnie jasne - pomylili�my sojusznika. Jeszcze si� taki nie
narodził, co by ruskim dał rady. Ich wojsko ma wszy wi�ksze jak czołgi i z tak�
armi� jeszcze nikt nigdy nie wygrał. Słyszałem taki kawał o radzieckiej wszy
wywiezionej w kosmos przez Gagarina, ale ju� nie pami�tam, o co chodziło. Ale
chodziło o to, �e jak ruskiemu wojsku ze wszami nie mog� da� rady amerykanie, tak
i astronauci ameryka�scy - ja tak mówi� o Amerykanach, bo w Wolnej Europie s�
astronauci, za� w naszej prasie i radiu - kosmonauci - pan Zygmunt kazał mi na to
zwraca� uwag�, by sprawdza�, kto si� znajduje pod obcym wpływem. Gdy ja
mówi�: - "atronauci", to czekam - albo kto� mnie poprawi i o tym powinienem
donosi�, albo nie zauwa�y i o tym nie mam meldowa�, albo porozumiewawczo te�
mówi�; - "astronauci" i wtedy... o... mamy gagatka... Ju� ma to na wieki zapisane w
ankiecie personalnej. No wi�c: czołgi�ci rosyjscy s� najlepsi na �wiecie i w takim
razie kosmonauci radzieccy s� te� najlepsi na �wiecie.
Tak siedz�: pułkownik z resortu z pułkownikiem od prasy i sm�dz�. Na dodatek
ten pułkownik publicysta narzeka, �e wódka jest lepsza od koniaku, radziecki koniak
jest lepszy od francuskiego, ale dalej pij� francuski... Ja ukradkiem pojadam z talerza
jajecznic� na kiełbasie, bo po drodze zgłodniałem, a w geesach wolałem nie
ryzykowa�, bo łatwo jest si� stru� - ci�gle trzymaj� mi�so w piwnicach, a nie w
lodówkach. Ja w moim pensjonacie wystarałem si� o lodówki.
149
Słucham bacznie, cho� zarazem udaj�, �e zaj�ty jestem jedzeniem. Wolałbym, �eby
podali mi t� jajecznic� na patelni, ale mo�e na talerzu jest wytworniej, wi�c nic nie
krzyczałem na kuchni�, �eby nie wygłupi� si� przed go��mi.
- Ci�gle ta Moskwa nie potrafi zaj�� pryncypialnego stanowiska. Niby jest za nami,
ale i tamtych nie daje załatwi�... - smuci si� nasz pułkownik.
Na to pułkownik publicysta, do�� ci��ko dysz�c, bo poci�gn�ł gł�boki łyk i zaraz
zaci�gn�ł si� papierosem, a podobno - tak słyszałem - ma gru�lic�:
- Słuchaj - to jest tak jak z Włochami u boku Hitlera kurwa... no wiesz... Włosi
Mussoliniego byli sojusznikiem Hitlera...
- Ty mnie kurwa nie mniej za idiot�...
- No, no... daj spokój... tak sobie gadamy... - bez oznak jakiego� speszenia odci�ł si�
publicysta... - - Przecie� ja akurat wiem, �e ty masz obszern� wiedz�... No wi�c
Włosi du�o gadali o sojuszach, ró�ne tam pakty stalowe i osie, ale jak co do czego, to
zawsze na widok aliantów uciekali. Ja ju� nie mówi� - na froncie wschodnim, ale
nawet na Zachodnim, w walce z tymi fiszendfritesami i bublegumami... ja ci powiem
wi�cej - oni w dupe brali nawet od greków, a przecie� wiadomo, �e Grecy to
pastuchy kóz... hołota...
- No ty mów do rzeczy, przecie� to o tych Grekach to wiem, mnie w Moskwie
szkolono z tego...
- No wi�c jak rz�d dusz u nas trzyma� b�d� �ydzi, to skutek b�dzie taki, �e jak co do
czego i trzeba b�dzie walczy�, to nasza armia mo�e by� u boku armii czerwonej jak
ci Grecy, nie... no Włosi dla Hitlera... No i wiesz... dla Moskwy strata, bo za takie
rzeczy płaci si� krwi� własnych �ołnierzy, a dla nas wstyd... panie tego... �eby
�ołnierz polski jak Włosi?
- Eeeee tam... - nasze Ma�ki b�d� si� biły. A jak nie, to da si� kordonuj�ce bataliony,
ostrzał artyleryjski z tyłu, albo co... No nie b�dziemy ryzykowali... Jak b�dzie �le, to
ruskie naszych dowódców hurtowo mog� stawia� pod �cian�... ja ich znam... Ale
�eby nasi jak Włosi? Zobaczysz... nasi b�d� lepsi ni� enerdowcy, a zreszt�...
enerdowcy nie prze�yj� tego bałaganu... no mokra plama...
150
- A mam nadziej�... he, he...
- Ty my�lisz - zd��ymy ewakuowa� naukowców, elity, rodziny? Przecie� wiesz...
wszyscy w bunkrach, tych porz�dnych, nie pomieszcz� si�. Zreszt�, b�dzie niezły
burdel, akowcy jednak mog� si� ruszy�... nie wszyscy rozumiej� szczero�� naszych
intencji...
- Bo ja wiem... jak b�dzie ewakuacja, to wywiad nieprzyjaciela b�dzie o tym
wiedział...
- Sam wiem... no ale chyba nam tego nie zrobi�?
- Nie zrobi�, bo b�d� chcieli mie� na Syberii zakładników...
- Chuj z tym, �e zakładników... tego si� nie boj�... my tu w Kraju flaki dla wspólnej
sprawy z �ył wyprujemy... Ale wiesz - bezpiecze�stwo bliskich... nie mog� nam tego
zrobi�...
Poniewa� jednak go�cie co jaki� czas czujnie spogl�dali na mnie, wi�c pod
pozorem, �e musz� odnie�� talerz do kuchni, oddaliłem si�. Gdy wróciłem, to pili ju�
kolejne kieliszki, a nalewali do koniakówek, takich ładnych, w kształcie gruszek, a�
po wr�bki i pułkownik publicysta cos tam mówił, ale cicho. Wreszcie dopiero
usłyszałem:
- Ty sobie pomy�l, mo�e warto zapami�ta�, bo to taki bon - mot, no wiesz -
powiedzenie... Ono mo�e pój�� pod strzechy i warto, by pami�tali, �e to twoje:
"Przyja�� ze Zwi�zkiem Radzieckim powinna by� jak herbata - mocna, ale nie
przesłodzona"...
- Ruskim b�dzie to pasowa�?
- No kurwa mówi� ci, �e b�dzie... ju� ja wiem... jak mówi�, to nie my�l�... ale
wiem...
- Dobry jeste�... ja jeszcze jednak skonsultuj�, ale dobrze wiesz, �e ci ufam... Dobrze
powiedziane, mocno... to prawie poezja... kurwa... Jeszcze po jednym...
Wypili. Ja ci�gle czujnie wyczekiwałem... Nagle nasz pułkownik rzucił:
- To co - popierdolimy sobie teraz troch� - masz tyle zdrowia?
151
Zadał to pytanie z niejak� czuło�ci dla swego rozmówcy, który rzeczywi�cie -
ci�gle kaszlał, a chwilami wr�cz charczał... Ale obruszył si�...
- Ja do ta�ca i do ró�a�ca... W narodzie musi panowa� zdrowy duch i dziarsko��...
Ja, mo�e nawet na przekór trudno�ciom - nie b�d� si� uchyla�...
Wtenczas nasz pułkownik kiwn�ł na mnie - jednak był pewien, �e ich obserwuj�,
cho� udawałem, �e czytam "Gazet� Olszty�sk�" - artykuł o tym, �e bie��ca akcja
�niwna nas nie zaskoczy i nie zabraknie sznurka do snopowi�załek, poniewa� z puli
specjalnej premier postanowił wyasygnowa� dewizy na zakup sznurka w Argentynie
i tylko nie wiadomo, czy statki nad��� go przywie��. Wszystko zale�y bowiem od
terminu agrotechnicznego zbiorów zbó�, a tego nie da si� z całkowita precyzj�
przewidzie� w planie społeczno - gospodarczym.
Oczywi�cie - natychmiast pobiegłem.
- Dostarcz nam do pokojów babki, takie wiesz - dla pułkownika cycat�, a dla mnie
te�, nie �eby deska zaraz, no wiesz: - Tereska - z przodu deska, z tyłu deska... -
wszyscy trzej si� za�mieli�my - ale nie jaka� beczka... No i po tym francuskim
koniaku na tacy... tak... polo-cocta... i dla mnie ptitybery... a zreszt� - co? - dla
towarzysza pułkownika równie�...
Dziewczynami zaj�ł si� pan Zygmunt, który te� nasłuchiwał, ale z innego ko�ca
sali. Dla mnie �adna strata, bo przecie� na swojego szefa departamentu i tak nie
mógłbym donosi�, chyba �e inn� droga słu�bow�, której na razie nie znałem. Ja
przecie� jeszcze nie znałem naszych dziewczyn - nawet nie pami�tałem wszystkich
po imieniu...
Zostałem w hallu sam tylko z panem Zygmuntem i z barmank�. Pan Zygmunt
wzi�ł z baru kolejna flach� tego u�ywanego dzi� w nadmiarze trunku, kolejne dwie
deficytowe na rynku polo-cocty, usadowił wszystko wraz ze szkłem na tacy i
przyniósł do mnie. Ja popytałem, co w pensjonacie - jemu ta nazwa chyba te�
pasowała. On mnie z kolei - jak poszło szkolenie?
Wreszcie, gdy spytałem, kiedy zrobi� zebranie z dziewczynami, �ebym je poznał,
to powiedział, �e wcale nie trzeba robi� takiego zebrania.
152
- Po co masz si� z kurwami pospolitowa�? Wiesz, to jest klasyka post�powania.
Musi by� dobry ubek i zły ubek. Obiekt musi ba� si� w sumie obu, ale złego ubeka
bardziej. Wtedy w naturalny sposób, za cho�by cie� sympatii, czy zrozumienia,
zgodzi si� wszystko zezna�, nawet to, �e jego matka jest kurw�. To tylko kwestia
dobrej obróbki, której osiami sprawczymi... tego... jest harmonijna i niezbyt
widoczna współpraca dobrego i złego... No i ty dobrze zacz�łe� z tym pałowaniem.
Jeszcze lepiej, �e trafił si� ten pierdolony milicjant. Dobry fachowiec. Podobno w
młodo�ci seryjnie katował na �mier�. Ale, no mówi� - fachowiec, a nie sadysta. Jak
nie trzeba, to nawet nie poznasz, �e kogo� zlał. Dla nas, na naszej placówce - złoto
nie człowiek... No wi�c jak ty si� b�dziesz ostentacyjnie od nich odgradzał, to
dobrze... I tak musz� o ciebie zabiega�, bo z twojej r�ki maj� bra� szmal... No i
wiesz... pierdoli� musisz równomiernie, nie wyró�nia� jednej jakiej�... Ja chyba te�
b�d� musiał, a na co mi to... Czy ja �ony nie mam? Ale pami�tasz tego fagasa,
którego podesłałem ci na Prag� na szkolenie? No wiesz, tego sanacyjnego sutenera?
- No pewnie, �e pami�tam...
- On mówił, �e jak chcesz mie� porz�dek w burdelu, to trzeba je raz na tydzie�
pierdoli� i one same tego chc�. Wła�ciwie, to jeden powinien to robi�, ale w
imperialistycznym burdelu chodzi o pieni�dze. A u nas, no to wiadomo - chodzi nam
o informacje, a im o pieni�dze... Wi�c my musimy inaczej. U nas musi by� tak samo
jak w pa�stwie socjalistycznym - ba� si� maj� aparatu pa�stwowego, no wiesz...
milicji, wojska, dyrektorów, majstra, a tuli� głow� z �alu w ramionach partii,
zwi�zków zawodowych i oficera prowadz�cego.
Tu pan Zygmunt u�miechn�ł si�. Wida� chciał i�� pod wzgl�dem tych tam
bonmotów w konkury z pułkownikiem - publicyst�, bo dodał:
- W naszym pa�stwie jest jak w naszym pensjonacie - jak jest potrzeba, to obywatel
ma informowa�, a na co dzie� by� dyspozycyjnym i na ka�de skinienie dupy
dawa�...
Teraz to my si� �mieli�my... Zreszt� siedzieli�my w tych samych fotelach - ja na
miejscu publicysty...
153
Potem jeszcze dodał:
- Mam polecenie, by zaradzi� pewnemu problemowi. Ale o tym ani mru, mru... Ja
tobie mówi�, �eby� wiedział, ale �eby� o tym nie gadał i nie dopuszczał, �eby ludzie
gadali. No wiesz... nasi tu - z personelu... Potrzeby bywaj� zró�nicowane, a my
musimy wszystkie wykorzystywa�. Tam na górze z dziewczyn� jest taki jeden
wiceminister handlu. On si� z t� dziewczyna m�czy, bo dobrze wiem, dostałem to w
instrukcji, �e woli chłopców...
Popatrzyłem na niego zdumiony...
- No nie gap si� jak ciel� w malowane wrota. Słyszałe� kurwa o pedałach?
- Co� tam słyszałem, ale nie całkiem rozumiem - w dup�, czy jako� tak?
- No to dobrze słyszałe�. Tu przyjedzie taki chłopta� i on b�dzie od czego� tam -
wymy�lisz mu jak�� mało absorbuj�ca funkcj�, �e niby jest od czego� innego i on
takim jak nasz wiceminister b�dzie robił dobrze...
Ze zbaranienia... kompletnego... tylko kiwn�łem głow�...
Ja do tej pory wyobra�ałem sobie, �e to tylko w Ameryce takie rzeczy si� dziej�...
Niby miałem obowi�zek ry�ka� te panny w regularnych odst�pach, ale to łatwo
tak powiedzie�. Z jednej strony miałem na to ochot�, bo przecie� młody byłem
chłopak, z okre�lonymi potrzebami, ale z drugiej - jako� si� wstydziłem... Ja zawsze
miałem poczucie wielkiej odpowiedzialno�ci za powierzony mi personel. Musiałem
trzyma� dystans, �eby prz�dek panował, a tym czasem jak si� ry�ka, to jaki tu
dystans?
Tak wi�c pan Zygmunt ry�kał dowoli, nawet narzekał, bo to �ona, łgał nawet, �e
zdrowie nie to, ale swoje robił. A ja jako� nie mogłem si� przełama�... Pan Zygmunt
mi mówił, �e mo�e nawet któr�� namówi�, �eby przyszła do mnie w nocy do łó�ka,
ale przecie� nie o to chodzi, bo to ja mam tu by� tym pogromc� dzikich zwierz�t, a
nie pudlem... Tak mi mówił.
154
Ja tym czasem na głowie miałem inn� kwadratur� koła. Płacono mi skierowaniami,
ale ksi�gowa zapierała si�, �e nie b�dzie wypłaca� pieni�dzy z konta pensjonatu,
które to pieni�dze przecie� wpływały w oparciu o dostarczone skierowania, skoro nie
ma pokrycia w fakturach rachunków. ci�lej bior�c - kłopot był ze stawkami
�ywieniowymi, a one obejmowały w sumie wi�kszo�� sum, na które opiewały
skierowania. Oczywi�cie - co� tam, zreszt� nie tak mało, kupowało si� z �ywno�ci,
do�� szybko załatwiłem w sklepie powiatowym rozpisywanie alkoholu na �ywno��.
Nic za to nie musiałem płaci�, nawet co i raz dostawałem flaszk� ekstra, tak raz na
tydzie� i to jakiej� dobrej wódki, gatunkowej, spod lady, jak ajerkoniak, czy takie
tam. Ja wiem, o co chodziło. W powiecie wprawdzie zaopatrzenie w mi�so było
lepsze ni� w Warszawie, na przykład prawie zawsze mo�na było kupi� schab, ale z
lepszymi w�dlinami była bryndza. Ona sprzedawała to spod lady, mo�e dro�ej, a
mo�e w zamian za co innego - nie moja sprawa - a rozpisywała, �e sprzedała nam i
dlatego na lad� nie wystawiała. �adna kontrol jej nie mogła podskoczy�, �e chowa
dla nas na zapleczu, bo z powiatowego wydziału handlu miała odpowiednie
zalecenie. Mi to wcale nie przeszkadzało. Niech ka�dy sobie radzi, jak mo�e...
U niej te w�dliny były jeszcze jako takie, ale nigdy nie mo�na było przewidzie�, co
rzuc�? A ja tym czasem zawsze musiałem mie� wyroby luksusowe i na dodatek
�wie�e. Niby to wła�nie mogłem kupi� w Konsumach w Olsztynie, ale tam jako��
była jaka� taka podła. Pogadałem chwil� z panem Zygmuntem, a on, nie pytaj�c
nikogo o pozwolenie powiedział:
- Chłopie - załatwiaj...
Wida� miał dyspozycj�, aby takie sprawy rozwi�zywa� jak najkorzystniej i na
własn� r�k�. W trzy dni potem wsiadłem w pikapa, aby z honorami zajecha� na
rodzicielskie podwórko. W miasteczku nic si� nie zmieniło. Coraz intensywniejsza
wiosna sprawiała, �e było pi�knie. Tym bardziej, �e klimat tam jest cieplejszy i
wszystko szybciej dojrzewa, ni� na Mazurach. Z ojcem załatwiłem oficjalnie tak:
dostał on dodatkowe pół etatu w moim pensjonacie, z czym zreszt� były korowody
biurokratyczne, bo przecie� pensjonat był w innym województwie, ale jako�
155
załatwili�my. Na pro�b� resortu gees w miasteczku podj�ł si� obsługi
zaopatrzeniowej naszego pensjonatu.
To była absolutna granda, bo przecie� poszczególne województwa, a w
województwach poszczególne powiaty, w powiatach poszczególne sklepy z gardła
sobie wyrywały przydziały na mas� mi�sn� i w w�dlinach, czekolady i takie tam
równie�. No i zaopatrywanie placówki z innego województwa było w takim razie
czyst� strat�. Ale nie całkiem, bo mo�no�� wykazania si� zaopatrywaniem placówki
specznaczenia, a taka byli�my, stanowiła podstaw� do zabiegania o wi�ksze
przydziały w województwie na powiat. I dalej - województwo te� umieszczało nas
w zestawie swoich placówek spec, które musi zaopatrywa� i dlatego przysługuj� mu
wi�ksze przydziały.
W rezultacie ojciec now� nysk� chłodnicz�, tak� mu i tak kupili, gdy wyszedł z ula,
w ramach swoich obowi�zków słu�bowych co tydzie� woził do nas wyroby. Za
paliwo i tak dalej rozliczał si� fakturami u siebie w geesie, za to u mnie dostawał na
to ryczałt bez obowi�zku dostarczania faktur. Oczywi�cie - dosłownie wszystkie
pieni�dze mogłem pokry� zaopatrzeniem od ojca, a on i tak przywoził mi tyle
wszystkiego, ile potrzebowałem. Ze sprzeda�� to on całkiem nie miał trudno�ci - im
wi�cej - tym lepiej. Ciel�ciny w ogóle nie wpuszczał na rynek - baby z miasteczka
je�dziły do Kielc i sprzedawały j�, jako ciel�cin� od chłopa, z podwójnym
przebiciem. One zarabiały, rodzice zarabiali i mi co� tam kapało. Nawet nie�le
kapało...
Do�� długo nie instalowano nam urz�dze� technicznych do fotografowania i
filmowania. Oficer, który miał to robi� - słyszałem - wykorzystywał czas na remont
przydzielonego mu mieszkania, a wła�ciwe domku jednorodzinnego. Mo�e wi�c
wcale nie pop�dzał zaopatrzeniowców? Tylko ja czasem wchodziłem do tych kabin i
obserwowałem przebieg �wiadczenia usług przez moje dziewczyny. One o tym si�
dowiadywały, ale po czasie, bo przecie� tak naprawd� nie mogłem ukry� swoich
wej�� do kabin na pi�trze, a nawet na parterze... To przecie� te� si� nie ukryło.
156
Szczególnie miła była wizyta dyrektora zakładów parkieciarskich. Tak si� przy
barku �alił, �e obiekt pi�kny, ładnie utrzymany, a parkiety marne. No bo
rzeczywi�cie - parkiety były stare, przedwojenne, tylko cyklinowane. Jego zakład
du�o produkował na eksport, co� tam miał wspólnego z resortem, ale ja w takie
rzeczy nie wnikałem, no i resort go nagrodził wizyt� u nas.
Od słowa do słowa uzgodnili�my, �e je�li b�dzie zgoda resortu, to ekipa z jego
zakładu wejdzie do pensjonatu i w try miga zerwie stare parkiety, postawi nowe i
nawet bardzo �liczne, bo takie mozaiki z mi�dzy innymi czarnym d�bem, który
wydobyto z dna jakiej� rzeki i który le�ał tam podobno tysi�c lat... Departament
zgodził si�, FWP te�, bo przecie� to ono musiało opłaci� rachunki, a dyrektor mógł
sobie do nas przyje�d�a� kiedy tylko nie było jakiego� alertu. Oczywi�cie nadal
musiał dostarcza� za ka�d� wizyt� skierowanie, ale to nie był dla niego problem.
Przecie� w zwi�zkach zawodowych miał tego u siebie w zakładzie od cholery... Tyle
załogi... nikt nawet nie odczuł... Zreszt�, ta jego załoga... pracuj� dobrze, ale same
pijaki... Wiem co mówi� - cz�sto go słuchałem i zreszt� widziałem, jak kładli
parkiety u nas... Podobnoe nawet z politury potrafili wydestylowa� spirytus...
Niebywałe...
On upodobał sobie taka Magd� - dziewczyn� przywiezion� ze Zgierza. Prowadz�cy
podstawiał j� ró�nym dyrektorom, czy jakim� takim, chyba od dziecka, bo gdy trafiła
do nas, to maj�c dziewi�tna�cie lat znała ju� chyba wszystkich wa�nych w Łodzi. W
ka�dym razie, co kogo� mieli�my z Łodzi, to oni si� znali... Inna sprawa - ładna jak
malowanie - taka blondyneczka jak lalka, ze szczerym wyrazem twarzy i bł�kitnymi
oczyma. Wygl�dała na maturzystk�, mo�e studentk�... nikt by nie pomy�lał...
Kupował jej radzieckie złote pier�cionki. Mi si� to nie bardzo podobało, ale na razie
nie interweniowałem...
Wczesnym latem przyjechał pan Zygmunt i powiedział, �e paln�li�my straszn�
gaf�, ale jest tak załatwione, �e je�li wyniknie afera, to na nas mo�e nie padnie. Otó�
przypomniał o istnieniu chorób wenerycznych - całkiem o tym nie pomy�leli�my -
157
tyle jest w przychodniach plakatów mówi�cych o chorobach wenerycznych, a
człowiek nie skojarzy...
Z innego miasta powiatowego, z odległo�ci ponad trzydziestu kilometrów, miała
codziennie o pi�tnastej przyje�d�a� do nas pani doktor. Dostała przydział na jednego
z pierwszych fiatów 125 p. Doskonała maszyna - jeszcze miała wi�kszo�� cz��ci
włoskich i jugosłowia�skich. Taki wytworny, be�owy. Co tydzie� miała nam bada�
cały personel - tak jej kazano, a nadto - ka�dego go�cia. Byłem zdumiony - taka
ładna, zgrabna, trzydziestu lat nie miała - doktor Ewa si� nazywała, a ka�demu
go�ciowi miała fiuta ogl�da�. Mi te�... To było kr�puj�ce, ale polecenie słu�bowe...
Raz na tydzie� przyje�d�ała na dłu�ej, a tak to na dwie godziny - od pi�tnastej do
siedemnastej. Teoretycznie, je�li który� go�� przyjechał potem i nie mógł by�
poddany badaniu, to nie mógł by� obsłu�ony. Oni to wiedzieli. Ale je�li miał
przyjecha� kto� wa�ny, to si� j� prosiło, �eby poczekała. Go�cie rozumieli o co
chodzi i cz�sto, je�li si� spó�niali, to jak�� bombonierk� deficytow� jej ofiarowali,
czasem nawet perfumy, albo dla mnie podwójne skierowanie.
Pani doktor przyje�d�ała i o trzeciej, razem z nami, na prawach go�cia w jadalni
spo�ywała obiad. Przy okazji - miała uprawnienia jako dietetyczka, wi�c
zatwierdzała co tydzie� plan �ywieniowy. Z tego tytułu mogli�my jej da� dwie
połówki etatu, a tak�e rozlicza� podró�e.
Takie rzeczy nic mnie nie kosztowały. Trzeba bowiem wiedzie�, �e pieni�dze na
fundusz płac, energi� i inne opłaty przychodziły z FWP i nie miały �adnego zwi�zku
z naszymi dochodami. I analogicznie - wszelkie koszty - w granicach wyznaczonych
regulacjami, opłacałem z pieni�dzy FWP. Jednak stawki �ywieniowe, a zatem i
przydziały �ywno�ci, czy np. opłaty za pranie - na tym nie dawało si� zreszt�
oszcz�dzi�, zwi�zane były z ilo�ci� skierowa�. My akurat - cz�sto tak bywało -
mieli�my wyra�nie obło�enie wi�ksze, ni� ilo�� miejsc noclegowych. Ale to
załatwiałem wpisuj�c rzekome dostawianie łó�ek do pokojów. Czasem wychodziło,
�e jest ich nawet kilkana�cie w pokoju. Nie mogło by� inaczej, skoro skierowanie
158
było niby na dwa tygodnie wczasów, a tym czasem go�� - bywało - wpadał tylko na
godzink�...
Ja natomiast rozliczałem si� z dziewczynami pieni�dzmi, które jako� musiałem
wygenerowa� - przede wszystkim od taty. Tata mi płacił za �ywno��, �rodki
czysto�ci i tak dalej, po cenach pa�stwowych minus dziesi�� procent. On oczywi�cie
miał z tego wi�cej. Szybko jednak zrobili�my jeszcze inaczej - tata przywoził towaru
ile wlezie, najlepszego, a ja odsprzedawałem naszym go�ciom z narzutem
dwudziestopi�cioprocentowym. Poniewa� jednak odpadała mar�a sklepowa, to w
sumie wychodziła cena podobna, co w sklepie, a my mieli�my po prawie
dwadzie�cia procent zysku, a nawet wi�cej, bo tatu� zawsze wpisywał wi�ksze
ubytki masy, ni� to miało miejsce w rzeczywisto�ci i to te� solidarnie dzielili�my.
Z tym, �e ja z tego interesu miałem wi�cej, bo musiałem z tych pieni�dzy tylko
opłaci� dziewczyny, czasem jakie� wydatki ekstra, na których rozliczenie nie
mieli�my ju� �adnego pomysłu z ksi�gow�, a reszta była dla mnie. Ksi�gowa co� na
boku kombinowała i te� wychodziła na swoje. Ja w ka�dym razie w pierwszym roku
uzbierałem w ten sposób prawie trzysta tysi�cy złotych, a je�li doda� jeszcze pensje i
takie tam ró�ne premie od pana Zygmunta, to jeszcze drugie sto tysi�cy doszło. A w
pegeerze zarabiali po siedemset złotych. Pani doktor w o�rodku zdrowia brała tysi�c
pi��dziesi�t, ale u mnie dwa trzysta i jedzenie. I jeszcze za paliwo... dziewczyny
�rednio miały po pi�� do o�miu tysi�cy, plus pensje. A jeszcze - wszyscy co kwartał
dostawali premie w wysoko�ci dwudziestu pi�ciu procent legalnego uposa�enia,
czyli co trzy miesi�ce siedemdziesi�t pi�� procent miesi�cznej pensji ekstra... No
�y�, nie umiera�... Pan Zygmunt, to powiadał, �e my ju� trafili�my do komunizmu...
Bo przecie� jeszcze �arcie wszyscy mieli�my, i to prima sort, za darmo...
Pod koniec sierpnia miały miejsce wydarzenia dramatyczne. W pi�tek wieczorem -
a mieli�my pełne obło�enie pi�cioma klientami - wszyscy ze spółdzielczo�ci
159
rzemie�lniczej z miasta Łodzi – zostali dostarczeni przez wiceministra handlu. On
coraz cz��ciej u nas bywał nie dlatego, �e były dziewczyny, ale przeciwnie - dlatego,
�e był Ada�. Ada� był synem jakiego� działacza partyjnego i u nas został zatrudniony
jako kierowca. Nie miał wprawdzie prawa jazdy, ale pan Zygmunt przywiózł mu
dokument, a pan Sta� w chwilach, w których uwa�ał, �e jest trze�wy, poduczał go. Ja
dostałem fiata 125 na wzmocnionych resorach – kombi. Model taki sam, jak karetki
zdrowia. W takim razie Włodek je�dził na warszawie pikapie i dowoził ró�ne
produkty.
Razem z tym ministrem robili sobie wycieczki tym pikapem. Poznali mi�dzy
innymi Gerharda - Mazura, któremu zabrano domiarami rok temu w�dzarni�.
Oczywi�cie - prywatnym w ogóle nie wolno było robi� wyrobów z mi�sa.
Teoretycznie mogli wytwarza� wyroby z podrobów, ale sk�d mogli wzi�� podroby,
je�li zakład uspołeczniony pr�dzej dał je na pasz� dla lisów, ni� sprzedał
prywaciarzowi? Za karmienie lisów nikt im głowy nie urwał, je�li mieli z sanepidu
o�wiadczenie, �e z jakich� powodów to jest słuszne, a za prywaciarza mogli mie�
tak� kontrol, �e całe kierownictwo mogło znale�� si� w mamrze.
Minister sam o sobie, w chwilach rozrzewnienia mawiał, �e jest hersztem od
likwidacji rzemiosła w peerelu i taka była prawda. Ojciec, gdy si� dowiedział, kim
on jest, to wzi�ł mnie na stron� i powiedział, �ebym si� przed nim pilnował,
poniewa� to musi by� nadzwyczajny skurwiel...
A jednak to minister wraz z Adasiem wynale�li Gerharda, który w ogródku, jak
nałogowiec, w stalowej beczce po benzynie lotniczej urz�dził sobie przydomow�
w�dzarni�. A to było wolno, je�li w�dziło si� tam nie mi�so, a ryby. No a on w�dził
w�gorze. Teoretycznie winny to by� samodzielnie złowione ryby na w�dk� przez
posiadacza karty w�dkarskiej. W rzeczywisto�ci jednak były to, nawet nie musiałem
nikogo pyta�, w�gorze złowione przez niego na sznury, ale przede wszystkim
w�gorze na lewo kupione od tych samych rybaków, od których zawsze kupował
ryby.
160
Dzi�ki Adasiowi zawsze mieli�my w kuchni kilka w�gorzy. Oczywi�cie bez faktur
- formalnie nie istniały, ale mi to było oboj�tne, bo przecie� rozpisywałem to na
mi�sie i w�dlinach od ojca, które albo w ogóle nie doje�d�ały na Mazury, albo i tak
sprzedawałem moim klientom. No i wła�nie nast�pnego dnia miałem sam pojecha�
do Gerharda, aby ewentualnie kupowa� wszystko u niego na pniu, a potem
odsprzedawa� swoim klientom. On te swoje w�gorze sprzedawał na sze��dziesi�t
pi�� złotych kilogram, gdy ja z pocałowaniem r�ki mogłem ka�d� ilo�� ka�demu
sprzeda� za sto pi��dziesi�t, a jeszcze si� zastanawiałem, czy nie wstawi� ich do baru
i nie sprzedawa� w porcjach? Było ryzyko, ale je�li dałoby si� go zwerbowa�, to
wówczas byłoby formalne, cho� tajne uzasadnienie dla tych podejrzanych machlojek
i nikt by mi nie podskoczył... Tak sobie kombinowałem, �e ka�dego na tym by
zamkn�li, ale nie mnie. Nie prowadziłem przecie� gastronomii otwartej, a w�gorz, to
wiadomo - ryba... Ryby s� zdrowe, czego najlepszym dowodem jest ludowe
powiedzenie: - "jedzcie dorsze, gówno gorsze". A ludzie, wiadomo, nie lubi� tego, co
zdrowe.
Otó� wieczorem zadzwonił telefon resortowy. Szcz��ciem usłyszała go ksi�gowa,
powiadomiła mnie i zd��yłem dobiec. Poznałem po głosie szefa departamentu...
- No... jeste�cie... słuchajcie uwa�nie... Sytuacja jest dramatyczna. Czort wie, co za
menda powiedziała pierwszemu, co si� robi w waszej placówce. Wzi�ł Mieczysława
na dywanik... A zreszt� nie wiem, w jakiej sytuacji, ale naskoczył na niego, �e w
socjalistycznym pa�stwie jest burdel, a przecie� socjalizm wyzwolił kobiety i nie ma
prostytucji w naszym kraju. Tupał nog� i jest w�ciekły. Jutro, jad�c do Ła�ska, ma
do was przyjecha�. B�d� z nim. Tak si� zastanawiałe... Tu nie ma co udawa�, �e nie
ma tego, co jest. Jak mu kto� powiedział, to musz� to by� wrogowie Mietka i ju� oni
dobrze wiedz�, co i jak. Tego nie przeskoczymy... Ale mo�na zagra� z innej ma�ki.
Słuchacie mnie?
- Słucham, towarzyszu pułkowniku!
- Dobra... Pierwszy musi rozumie�, �e nasze pracowniczki nie s� prostytutkami, to
znaczy, �e nie zarabiaj� od spotkania z klientem, tylko dostaj� normaln�,
161
socjalistyczna pensj�, a nawet premi�... �e s� takimi pracownicami zdrowia po to, by
w wypadku koniecznym, kiedy słu�ba tego wymaga, walczy� z wrogiem na froncie
agenturalnym. �e du�e pa�stwo, je�li chce by� suwerenne, musi umie�
wykorzystywa� wszystkie swoje atuty... No a w takim razie musi by�
przygotowane... Gotowe... No musi gdzie� trzyma� te dziewczyny i one musz� co�
umie�. Ty nie masz tego mówi� pierwszemu... No chyba, �eby pytał, ale to i tak za
du�o wiedzie� nie musisz... Mówi�, �eby� wiedział, �eby� nie zrobił co�
sprzecznego. No i ja wymy�liłem, �e to ma wygl�da� jak taki szpital - wiesz - w
barku ró�ne wody mineralne, personel na biało, w łachach szpitalnych... Cały! Ty
mnie słuchasz?
- Uwa�nie słucham i wszystko na razie pami�tam...
- No dobra... Wi�c wszystko jak w szpitalu. Oooo! Le�aki nad jeziorem i - ty masz
tam teraz jakich� rzemie�lników - za mord� ich i wyrzucaj od razu, na kopach... W
nocy przyjad� nasi pensjonariusze - z resortu... Jak który� b�dzie pijany, a cho�by na
fleku, to notuj... Jak bardzo pijany to wypierdol, albo nawet utop skurwysyna w
jeziorze, a pierwszemu takiego nie pokazuj... No wi�c słuchaj... Ze szpitala emeswu
ju� jedzie do was ci��arówka na sygnale i jedzie dwóch lekarzy - jeden profesor i
inny taki. Oni chyba jakim� innym wozem, albo w szoferce... Zreszt� oboj�tne... No
nie... maj� eskort� - radiowóz... Wioz� cały ten szpitalny kram, jakie� parawany,
kaczki do sikania, fartuchy... Dziewczyny maj� by � w czepeczkach piel�gniarskich -
to nie tak łatwo jest zało�y� - niech �wicz�. A - wioz� lizol - to wszystko pochlapa�,
�eby cuchn�ło, jak w szpitalu... No a ty czekaj�c na nich - wszystko przygotuj.
Wywala� wszystko, co z alkoholem i w ogóle z burdlem... No dobra... Po�ar w
burdelu... Jak co� �le pójdzie, to ju� nie ja wam dopierdol�, a prokurator...
Wszystkim! Wszystko zrozumieli�cie?
Byłem przera�ony. Wcale nie byłem pewien, czy wszystko zrozumiałem, ale
odkrzykn�łem, dosłownie pluj�c w słuchawk�:
- Zrozumiałem towarzyszu pułkowniku...
162
O wpół do ósmej rano zajechał całym p�dem na podwórko - stra�nikom tylko
machn�ł r�k� - motocykl z go�cem milicyjnym. Milicjant nie gasz�c motoru
krzykn�ł:
- Jakie pół godziny za mn�... - i odjechał...
Po dziesi�ciu minutach zajechał taki sam goniec, ale inny - i te� krzykn�ł:
- Za pół godziny... - i znikn�ł. Felek, tak jak po poprzednim i teraz od razu zagrabił
�lady kół.
Pi�� minut potem zajechał peugot, ale na stra�nicy si� zatrzymał i z niego rozbiegli
si� po terenie ochroniarze.
Min�ło jeszcze pi�� minut i zajechała kawalkada pojazdów z dwiema czajkami. Z
jednej wysiadł pierwszy, a z drugiej nikt nie wysiadł. Nasz pułkownik wysiadł z
szarej wołgi. Podbiegł do czajki i chciał pomóc wysi��� �onie pierwszego, ale
pierwszy nie pozwolił. Zbli�yli si� do nich: profesor, doktor i pan Zygmunt. Ja te�,
ale ustawiłem si� troch� z dala. Wezwali mnie jednak, �ebym si� zbli�ył. Pierwszy
spytał:
- Gdzie jest jezioro?
Pułkownik wskazał drog� i tam, wraz z jakim� ochroniarzem chyba udała si�,
taszcz�c spor� torb� skórzan�, �ona pierwszego. W pawilonie nad jeziorem nie było
nic kompromituj�cego. Przeciwnie - dwóch przysłanych w nocy ludzi z resortu brało
na le�akach k�piel słoneczn�. Przykryci byli do pasa kocami. Wszyscy ci przysłani
jako figuranci pacjentów ludzie wygl�dali bardzo inteligentnie - a� rzucało si� w
oczy, �e resort do powa�nych spraw ma powa�nych ludzi.. Pół autokaru
inteligentnie wygl�daj�cych ludzi na skinienie r�ki... Czułem, �e resort mo�e
wszystko...
My za�, to znaczy kilka osób, w tym nasz szef departamentu, jeden z sekretarzy
kacepezetper, którego jeszcze nie znałem, profesor i ja szli�my za pierwszym. W
hallu był barek z kilkoma rodzajami wody mineralnej i pojemnikami z dziubkiem,
163
które mo�na było sobie kupi� do picia tej wody. Barmanka stała za barem i jak
zwykle gotowa była w ka�dej chwili ugasi� pragnienie spragnionych. Towarzysz
pierwszy był spragniony i za�yczył sobie szklaneczk�. Ta idiotka, nie bacz�c na
wystawione ceny nalała mu do dzbanuszka z dziubkiem z napisem "Polanica Zdrój" i
był kłopot - prosi� o zapłat� siedmiu złotych, czy nie prosi�? Wida� było, �e si�
waha i �e pierwszy to dostrzegł. Cho� barmanka ostatecznie nawet si� nie zaj�kn�ła
o zapłacie, to jednak pierwszy wyj�ł z kieszeni zatłuszczon�, składan� portmonetk�,
w której osobno mo�na było chowa� monety i osobno banknoty. Popatrzył do �rodka
- co� mu nie pasowało, wi�c rzucił:
- Nie mam drobnych... Ale wy towarzyszko umyjcie to potem uwa�nie i sprzedajcie
któremu kuracjuszowi na stałe. Jemu to bardziej potrzebne...
Pierwszy tylko spróbował wody, cho� chyba tylko udawał, �e spróbował, ale gdy
spostrzegł, �e innym jej nie dano, lub mo�e z jakiego� innego powodu odło�ył
naczynko i pochwalił:
- No towarzysze - macie jeszcze mały zakład, to i musicie od innych bra� naczynka.
To z Polanicy jest ładne i w ogóle, towarzysze, dobrze, �e nie jeste�cie rozrzutni...
W tym momencie do hallu weszła pani doktor. Ze wzgl�du na awari� sieci
telefonicznej w jej mie�cie zawiadomiona została z opó�nieniem. Szef nie znał jej,
czy nie pami�tał, wi�c zbli�yłem si� i do ucha mu powiedziałem, kto to jest.
Pierwszy chyba usłyszał, bo poprosił j�, by oprowadziła nas. Zbli�ył si� te� profesor.
Ju� wchodz�c na gór�, pierwszy wspólnie z medykami odseparował si�, wida� było,
�e chciał, aby pozostali trzymali si� na odległo��... Nawet sekretarz kace... Oni stali
pod w nocy wywieszonym jadłospisem na dzi�: na �niadanie kaszanka, na obiad
mielony ze szpinakiem i kompot �liwkowy. Pierwszy uwa�nie, nie przerywaj�c
rozmowy, przeczytał jadłospis.
Ubrany był troch� dziwacznie. Miał jak�� tani� marynark�, wida� było, �e cz�sto
wysyłaj� j� do pralni chemicznej, bo ju� mocno wyblakła. A tak�e miał troch� �le
skrojone popielate spodnie z doskonałego, mo�e nawet angielskiego, cienkiego
sukna. Do tego biała koszula z czarnym krawatem. Obejrzał sale na parterze, w
164
których le�ało czterech pacjentów, którym towarzyszyła jedna piel�gniarka. Nie
wiem, czy zwrócił uwag� na to, jak bardzo była atrakcyjna. Potem weszli�my na
gór�. Min� miał tak�, jak było to do�� cz�sto wida� w telewizorze. Troch� utykał.
Nadal o czym� cicho rozmawiał z medykami. Weszli�my do pierwszej sali na
pi�trze. Dwóch pacjentów i piel�gniarka. Zobaczył otwarte drzwi na werand� na
pi�trze, wi�c powiedział tylko grzecznie do obecnych:
- Dzie�dobry towarzysze... - a zabrzmiało to, jakby wiejski nauczyciel przywitał si� z
ze swoj� klas� i szybko wszedł na balkon. Tam kiwn�ł głow� na mnie. Podszedłem...
- Wy towarzyszu jeste�cie tym młodym kierownikiem... A wiecie, komu
zawdzi�czacie awans?
- Nie towarzyszu pierwszy sekretarzu...
- No to dobrze - a powiedz mi - tu lecz� ludzi?
- Tak towarzyszu - tu lecz� przem�czonych prac� towarzyszy...
- Z resortu?
- Ja towarzyszu pierwszy sekretarzu takich rzeczy nie wiem...
- ...towarzyszu - wszedł mi w słowo pierwszy - ja słyszałem... - wida� było, �e nie
wie, jak sformułowa� my�l, ale w ko�cu zdecydował si�:
- Słyszałem, �e tu jest zwyczajny burdel...
- Nieprawda, towarzyszu pierwszy sekretarzu.
- To chcecie powiedzie�, �e raporty na moim biurku s� fałszywe?
Prze�yłem pewne wahanie, ale w ostateczno�ci musiałem co� powiedzie� i
uznałem, �e nadszedł ten ostateczny moment:
- Towarzyszu - tu czasem s� akcje specjalne, ale ja wówczas opuszczam o�rodek,
�eby za du�o nie wiedzie�. Mam zakazane komukolwiek o tym mówi�. Podpisałem
zobowi�zanie. To jest sprawa karna... odpowiedzialno�ci karnej... mo�ecie w ka�dej
chwili dosta� dokładny raport od moich przeło�onych, ale nie ode mnie...
- A du�o było takich akcji?
Przez chwil� my�lałem, jak odpowiedzie�, ale w ko�cu zdecydowałem si�:
165
- My od niedawna działamy, wi�c tylko dwie i zdaje si� - udane, bo nie doszło do
mnie, �e kto� był niezadowolony. Ja wiem tyle towarzyszu, �e ka�de pa�stwo ma
prawo broni� si� przed zachodnioniemieckim rewizjonizmem wszelkimi sposobami i
to mi wystarcza... Staram si� ze wszystkich sił...
Pierwszy gestem twarzy odesłał mnie do drugiego szeregu i znów zbli�ył si� do
profesora i pani doktor. Co� im tłumaczył, nawet gestykulował, ale nie potrafiłem
usłysze� - co? Nie wygl�dał na niezadowolonego. Popatrzył uwa�nie ku rysuj�cemu
si� za drzewami jezioru. Nagle odwrócił si� na picie, chyba nawet nie po�egnał si�
osobno z rozmówcami, tylko ogólnie rzucił:
- Pracujcie dalej towarzysze...
Szybkim kroczkami zszedł na dół, na półpi�trze ulokował wyj�t� z papiero�nicy
połówk� papierosa bez filtra w szklanej fifce, zapalił i szybkim krokiem ruszył na
zewn�trz i ku jezioru. Po drodze wezwał kogo� z otoczenia i ten kto� podszedł do
profesora. Szli�my tak z dziesi�� metrów za pierwszym, gdy wysforował si� ku
niemu profesor. Gdy doszli do trawiastej pla�y, wszyscy zatrzymali si� dyskretnie, a
pierwszy wraz z profesorem zbli�yli si� ku mał�once pierwszego. Siedziała ona na
kocu - po fakturze i po stemplu łatwo poznałem, �e to nasz koc.
Słonko sobie grzało, pierwszy wraz z profesorem usiedli, do�� niewygodnie, na
kocu. W tej pozycji �ona pierwszego podała profesorowi dło� do ucałowania. O
czym� tam rozmawiali. �ona pierwszego z torby wyj�ła termos i dwa kubki. Nalała
do nich herbaty, a tak�e do kubka b�d�cego nakr�tk� termosu. T� nakr�tk� dała
m��owi. Potem wyj�ła trzy zawini�te w papier kanapki, rozwin�ła pierwsza tak, �e
papier pozwalał izolowa� chleb od brudnych by� mo�e r�k i podała profesorowi.
Drug� w taki sam sposób podała pierwszemu, a trzeci� sama zacz�ła pogryza�.
Profesor, zdaje si�, wzbraniał si�, ale w ko�cu nie odmówił kanapki pierwszego
sekretarza. Pojedli jeszcze tak z pi�tna�cie minut, posiedzieli, cicho pogadali. Wida�
było, �e pierwszy nie jest zły. Do�� swobodnie zdj�ł buty, podrapał si� pod palcami u
nóg, profesor przy tym co� mu powiedział, pierwszy si� �achn�ł... �ona pierwszego
co� perswadowała obu i pierwszy energicznie z powrotem wło�ył skarpetki i buty.
166
Powstali. �ona pierwszego starannie posprz�tała, strzepn�ła okruchy z koca, zło�yła
go i pozostawiła na trawie.
Ruszyli�my ku podwórku w tym samym porz�dku, jak przyszli�my. Jako� tak
wyszło, �e to ja z profesorem u�cisn�li�my prawic� pierwszego i ucałowali�my, w tej
kolejno�ci, dło� jego mał�onki. A wreszcie wszyscy odjechali.
Profesor był niezwykle blady, lecz nie wypadało mi pyta� - dlaczego? Zreszt� nie
musiałem, bo sam, przez �eby wycedził, czy to ze zdumieniem, czy te� wr�cz
wstrz��ni�ty:
- Z salcesonem... z salcesonem kurwa była...
A potem... Potem to ju� była balanga... Nic nie zmieniali�my wystroju, dziewczyny
nadal były w czepeczkach piel�gniarskich, a pacjenci długo jeszcze ci�gn�li
�liwowic� paschaln� w szpitalnych pi�amach. To była jedna wielka, całodniowa
orgia. Doł�czył do nas dyrektor departamentu i dojechał zbyt pó�no powiadomiony
pan Mieczysław. W ogólnym pierdoleniu si� uczestniczyła i pani doktor i ksi�gowa i
nawet pan profesor. Pan profesor przy tym zrobił układ z panem Stasiem, �e swoje i
swoich kolegów butelki koniaku od pacjentów b�dzie mu hurtem sprzedawał za
po�rednictwem jakiego� zdolnego adiunkta. Ja po raz pierwszy zaliczyłem dwie
dziewczyny i łakomie ogl�dałem si� za pani� doktor, ale nie miałem �miało�ci, cho�
brało j� na moich oczach tak ze trzech... W jadalni na stole le�ały deficytowe szynki
w�dzone i konserwowe i kroili�my je sobie jak chleb. Ja, wzorem jednego docenta z
politechniki maczałem sobie te pajdy w spodku z majonezem. Pacjenci, okazało si�,
byli to naukowcy z ró�nych politechnik naradzaj�cy si� akurat nad czym� w gmachu
na Rakowieckiej i powołani zostali do nadzwyczajnego zadania z zaskoczenia. Jeden
był rektorem i upodobał sobie kuchark� - kompletnego tłumoka. Wsadzał jej mi�dzy
nogi uw�dzonego w�gorza. Nie pami�tam tylko, czy wkładał stron� od ogona, czy od
paszczy. Kucharka - kompletny wsiowy tłumok - �miała si�. Ale cho� pijana, taka
rozkraczona patrzyła na mnie, czy jej nie obsobacz�. Tego dnia nie to było mi w
głowie. Z rektorem byłem na ty, bo wypili�my bruderszaft, a zreszt� brudzia
wypiłem z dyrektorem departamentu, czyli moim głównym szefem, z Zygmuntem i
167
ze Stasiem. A zreszt� - nie pami�tam z kim jeszcze. Zasn�łem w baraku nad jeziorem
w kajaku z ksi�gow�, ale nie pami�tam, czy j� te� brałem. Ubrana była tylko w
troch� naddarty biały fartuch i w zało�ony ju� podczas jubla wtrakcie czepek
piel�gniarski, bo przecie� podczas wizyty pierwszego była w białym kitlu
wprawdzie, lecz bez czepka.
Okazało si�, �e Franek, mój szef, powiedział, ale niezbyt dokładnie, �e tu u nas
wypoczywaj� nasi polscy agenci po wyprawach na Zachód i nawet je�li czasem
zaprzyja�ni� si� z piel�gniark�, to nie ma nic w tym złego. Pierwszy nie ufał temu
o�wiadczeniu, dlatego po drodze do Ła�ska sprawdził, a �e jest przykładnym
mał�onkiem i nie chciał nara�a� si� na podejrzenia �ony, to wzi�ł j� ze sob�. Lecz
nie do �rodka... bo mo�e to rzeczywi�cie burdel?
Oczywi�cie wszyscy musieli�my si� zastanawia�, kto nam próbował podło�y�
�wini�?
Prowadzenie pensjonatu na całe �ycie mnie zmieniło. Wówczas gdy inni byli
studentami, pomocnikami fachowych majstrów i w ogóle lud�mi, którym jeszcze nie
powierza si� powa�nych zada�, ja byłem kierownikiem instytucji w skali całego
kraju unikalnej. Oczywi�cie w hotelach działały prostytutki. Faktycznie kierowane
były przez naszych ludzi i nastawione były na turystów zagranicznych, lub na
bardziej dzianych krajowych. Prostytutki du�o gorszego kalibru działały przy
jednostkach wojskowych i były kontrolowane przez wueswu Bardzo ró�na klasa
prostytutek była przy wielkich budowach - od lafirynd w wieku zaawansowanym i
nie, po super sztuki. Jedna taka – Ania, była u nas. Wreszcie prostytutkami były
małoletnie zwykle dziewczyny, cz�sto bardzo młode, które szły "na gigant", czyli
uciekały z domów, domów dziecka, albo z poprawczaków. One zwykle szukały
klientów po dworcach.
Natomiast nasze rozwi�zanie było nowatorskie, poniewa� dziewczyny faktycznie
miały status pracownika socjalistycznego przedsi�biorstwa, co zapewniało im spokój
168
od emo, ubezpieczenia socjalne, stał�, troskliw� opiek� medyczn� i nawet mo�no��
znalezienia m��a w�ród ludzi naprawd� zasłu�onych i powa�anych. Mało tego - one
mogły do woli wpłaca� swoje zarobione pieni�dze na ksi��eczk� pekao.
Dostawały te� niekiedy super premie. Po wizycie pierwszego wszystkie
dziewczyny dostały po dwadzie�cia pi�� bonów dolarowych na fatałaszki. Wy�sze
kierownictwo, to znaczy ja, pan Zygmunt i pan Sta� po pi��dziesi�t bonów.
Dwadzie�cia pi�� dostała jeszcze pani doktor, ksi�gowa i barmanka, a tak�e jej
siostra, a reszta po dziesi��. Ochrona z jednostek nadwi�la�skich dostała natomiast
dwie skrzynki wódki ostemplowanej na etykietach przez Konsumy, ale zrobiono
bł�d, bo dano to komendantowi. My raczej ze stra�nikami nie utrzymywali�my
stosunków. Oni �yli swoim �yciem. Ale widziało si�, �e komendant przez tydzie�
chodził pijany. Ale do nas, w zgodzie z rozkazami, nawet na najwi�kszym pijaku nie
zachodził.
Tam była afera �ołnierze poszli na jak�� zabaw� wiejsk� do s�siedniej wioski, ale
byli ludzie z naszej wioski i mieli �al, bo jak jaki� dzieciak szwendał si� w pobli�u
muru parku pensjonatu, to zwyczajnie - dawało mu si� par� klapsów, dowiadywało
si�, jak si� nazywa i gdzie mieszka, a potem posterunkowy wlepiał rodzinie niewielki
mandat z ostrze�eniem, �e przecie� stra�nicy ju� chcieli strzela� i w ostatniej chwili
zauwa�yli, �e to dziecko, a nie dywersant. Je�li bra� pod uwag�, �e naprawd� wa�ny
interes pa�stwowy sprawiał, �e musieli�my by� �ci�le izolowani, to nie mo�na tego
było załatwi� bardziej humanitarnie.
Ale nie wszyscy to rozumieli i krewni jednego takiego chłopaczka pobili naszych
�ołnierzy. Przecie� takich samych poborowych, jakimi oni byli lub b�d�! No ale tu
milicja z powiatu zadziałała bezbł�dnie i zanim wł�czyła si� ekipa �ledcza, winni -
trzej ludzie, ju� siedzieli w aresztach i nawet mieli zarzuty prokuratorskie. Wyra�nie
było wida�, �e powiat nie chciał, by w takie sprawy wł�czało si� esbe z Warszawy,
co my od razu zrozumieli�my, ale dalsze post�powanie przecie� nie od nas zale�ało.
Jedyne, co my mogli�my zrobi�, ale i to bez mojego udziału, to doprowadzi� do
zwolnienia najbli�szych krewnych tych posadzonych na pi��, cztery i pół i trzy lata,
169
z pegeeru, pozbawi� mieszka� słu�bowych i odesła� ich do takiego pegeeru, gdzie
pracowali wi��niowie z ko�cówkami wyroków i zwolnieni z wi�zie� gdzie� w
�rodku puszczy. Tam podobno te� dostali mieszkania słu�bowe, mo�e nawet nie
gorsze, ale pegeerusy o swoje mieszkania nie dbali, wi�c one zawsze były fatalne, za
to płace były niskie i do szkoły daleko. Od tego czasu wida� było, �e liczba narusze�
naszego obszaru gwałtownie spadła.
Pewnej �rody cała załoga udała si� resortowym autobusem na wycieczk� do
Warszawy i zaszli�my przy ulicy Kredytowej do sklepu dewizowego pekao.
Wszyscy kupili�my sobie po co najmniej jednej parze spodni marki rifle. Takie
zbiorowe kupowanie nie ma sensu. Ja uległem jakiemu� amokowi i kupiłem
normalne d�insowe Rifle za siedem i pół bona, oraz białe, z płótna za drugie siedem i
pół bona. Oczywi�cie d�insowe były nie do podrobienia, ale przecie� płócienne
mogłem da� zwyczajnie do uszycia i ju� jaki� cwany krawiec by si� chyba znalazł?
No ale gdy tak wielu ludzie patrzy, to człowiek chce im imponowa� i rozum odbiera.
Na szcz��cie moje spodnie jeszcze były dopasowane, ale wiele osób kupiło troch� za
du�e i musiało pó�niej przerabia�. Z tego wszystkiego musiałem kupi� maszyn� do
szycia. Na rynku w powiecie - bez rachunku – od parszywej spekulantki. Wszystkim
dziewczynom kazałem si� zrzuci�. One najpierw kombinowały, �e ja "i tak nie�le
r�n� kas�", ale w takim razie tym bardziej si� uparłem. Maszyna sobie stała w moim
gabinecie, a one miały nie dopasowane portki i tysi�c innych pomysłów na jej
wykorzystanie. W ko�cu uległy.
Podczas tej wycieczki byli�my jeszcze w na ciuchach na Pradze, ale troch� pó�no -
kupiłem tylko po dwadzie�cia pi�� złotych dwie pary skarpetek ze �ci�gaczem –
angielskich. Potem byli�my na bazarze Ró�yckiego i w pedecie w Alejach
Ujazdowskich, gdzie jednak były takie kolejki i taki �cisk, �e mało kto co� sobie
zdobył. Ja jednak kupiłem letnie ubranie, z takiego be�owego, wełnianego tropiku.
Oczywi�cie był ju� pocz�tek jesieni i przydatne to ubranie było dopiero za rok.
Krawatów w ogóle nie było. Butów te� nie było - nawet pepegów - tylko jakie�
sandały, które oczywi�cie kupiłem, cho� mam inne, ale te te� si� przydadz�. Gdy te
170
co mam si� zu�yj�, to te nowe b�d� jak znalazł. Na pocz�tku roku szkolnego zawsze
jest katastrofa z butami...
Ta wizyta w pedecie nie była miła, poniewa� ludzie to straszne chamstwo! Tłoczyli
si�, wypychali, a ja na takie rzeczy jestem zbyt delikatny. Jeszcze tego nie potrafi�...
Do poci�gu si� przepcha� cz�sto potrafi�, ale do lady jest mi trudno.
Tak czy inaczej dziewczyny postanowiły wywierci� dziur� w brzuchu Frankowi,
�eby raz na miesi�c podstawiał taki autokar. Wolałbym, �eby to pozostawiły mnie i
jako� tak postanowiłem kombinowa�, by nie gubi�c samej idei - np. wycieczki raz na
kwartał, mo�e nawet poł�czonej z tak� dewizow� premi� - wszystko zawdzi�czały
mi, a w najgorszym razie Zygmuntowi.
Z przyjemno�ci� podczas tej podró�y zauwa�yłem, �e nie tylko mnie, co jest
oczywiste, ale w ogóle naszych pracowników sta� jest na bez porównania wi�cej
towarów i dro�szych, ni� innych klientów. A przecie� nie porównuj� z pegeerusami,
czy z robolami, którzy smaruj� chleb margaryna mleczn�, albo i nie, jak za du�o
wydadz� na wódk�, lecz z warszawiakami, z elit� kraju...
O... warszawiacy daj� sobie rad�... W sklepach w ogóle nie ma butów, a na nogach
- prosz� - same skórzane, cz�sto bardzo ciekawe modele... Dotychczas nie zwracałem
na to uwagi, ale podsłuchałem, co mówiły dziewczyny z pani� doktor... To ma sens.
Gdy wracali�my, to towarzystwo mi si� popiło. Na ile udało mi si� zorientowa�, to
kierowca nie pił... Ale gdyby mu tak pobra� krew... no... ciekaw jestem...
Ta Ania wciskała mi po drodze, �e jestem podobno strasznie podniecony - no fakt -
ja w zasadzie zawsze jestem podniecony - i poprosiła mnie, �ebym usiadł z tyłu, to
mi co� poka�e. No i pokazała! Rozpi�ła mi rozporek, sama podci�gn�ła spódnic� i
zdj�ła majtki. No i nadziała si�. Ja nawet sobie wyobra�ałem, �e pozostali
wykorzystaj� ten czas na danie wódki kierowcy, ale przecie� przez cały czas, z zza
ramienia Ani, wszystko widziałem, wi�c chyba nie?
W ogóle jako� wyluzowałem si� w sprawie kontaktów z dziewczynami, ale nadal
nie miało to tego charakteru, który zalecał mi sanacyjny sutener. No ale rzeczywi�cie
- musz� je jako� kontrolowa�, panowa� nad nimi i to chyba jest jedyny sposób?
171
Zauwa�yłem, �e cho� chyba si� po k�tach �miały, to jednak uznały, �e t� cał� Ank�
spotkało wyró�nienie, skoro j� tak z tyłu autobusu ry�kałem.
Zygmunt nie wracał z nami i przed odjazdem autobusu rozliczył si� z
dziewczynami za pier�cionki, zwykle radzieckie, od klientów. One miały �al, �e nie
na pocz�tku wizyty w Warszawie, ale czepiały si�, bo przecie� miały pieni�dzy jak
lodu. Same dochody i prawie w ogóle wydatków!
Dzie� pó�niej zauwa�yłem, patrz�c przez wizjer, �e Anka jednemu klientowi, który
stał i poci�gał sobie koniak kupiony u Stasia, kl�kn�wszy przed nim - wzi�ła w usta.
W pierwszej chwili wzi�ło mnie obrzydzenie, ale potem uznałem, �e to mo�e by�
dobre. Tego samego wieczora spytałem ksi�gow�, tak u niej w gabinecie, bez
wymieniania nazwisk, czy to jest normalne? Ona powiedziała, �e to jest normalne i
nie ka�demu to si� robi, ale to robi� normalne dziewczyny, nie tylko takie jak u nas i
�e ona mnie lubi i mo�e to zrobi�, byleby nie wstawa� z krzesła. Wi�c ja posłusznie
zbli�yłem si�, ale kr�powałem si� rozpi�� rozporek, wi�c ona si� roze�miała i sama
to wyj�ła, a potem wsadziła sobie. Kazała mi si� obj�� za głow� i rusza� biodrami.
Anka robiła to inaczej. Chyba jako� musiał j�zykiem rusza�, bo tamten wcale jej nie
obejmował za głow�, ale nie mogłem mie� pretensji. Było wspaniale, cho� miałem
wyrzuty sumienia... To chyba nie jest tak całkiem normalne. Poza tym - mogłaby
cho� do pasa si� rozebra�...
Potem troch� rozmawiali�my, tak szczerze. Okazało si�, �e ona była ksi�gow� w
innym departamencie w Krakowie, ale miała przej�cia z majorem z Krakowa, który
najpierw przymuszał j� do ró�nych rzeczy, a gdy dowiedziała si� o tym jego �ona, to
zesłał tutaj. Nie mogła si� sprzeciwi�, bo przy zatrudnieniu podpisała dokument, �e
pracowa� b�dzie tam, gdzie jej ka��. Ona uwa�a, �e to ta �ona j� tak załatwiła.
Ksi�gowa ma długie, ukr�cone w kok włosy. Gdy j� tak trzymałem za t� głow�, to
wypadły spinki i te włosy si� rozsypały. Przedtem nie zwróciłem na to uwagi. Ona
jest starsza ni� ja i jaka� taka opieku�cza. Ale te� jest wida�, �e czuje mores. Potem
słyszałem, �e ten sposób jest ameryka�ski, albo francuski. Prawdopodobnie jest on
popularny i we Francji i w Ameryce...
172
Od Stasia dowiedziałem si�, �e on jej powiedział, �e ja postulowałem, �eby ona
dostała premi� dwadzie�cia pi�� dolarów, tak samo jak pani doktor i dziewczyny.
Ciekawe - sk�d on to wiedział? Ja przecie� niczego nie postulowałem!
Jednego dnia, w czerwcu, deszczyk popadywał, jako� po tej ofensywie izraelskiej
na pa�stwa arabskie, najpierw przyjechał pan Mieczysław, a potem dwóch takich o
wygl�dzie mo�e profesorów, a mo�e dziennikarzy. Ludzi było nawet sporo, lecz
czuli mores, wi�c gdy pan Mieczysław usiadł sobie z tymi facetami w holu w
fotelach, nad wódeczk� ze �ledzikami po japo�sku i szynk� konserwow� nawijan� na
korniszony, to nikt si� nie zbli�ał. Tylko ja miałem smiało�� w nadziei, �e na co� si�
przydam i przycupn�łem z boczku. Tolerowali mnie, cho� szkła nie zaproponowali. I
bardzo dobrze...
- Towarzysze – zagaił pan Mieczysław – opinia publiczna wie, �e pa�stwa
wspólnoty socjalistycznej zaanga�owały si� w przygotowanie pa�stw
arabskich, a szczególnie tych zmierzaj�cych do socjalizmu, jak Egipt i Syria,
do odparcia agresji izraelskiej. A tym czasem Izraelczycy zrobili, co sami
wiecie: i Półwysep Synaj z miejscowosci� Gaza, i Wzgórza Golan kosztem
Syrii, i Zachodni Brzeg Jordanu ze starym palesty�skim grodem Jerozolim�.
My to teraz musimy jakos przedstawi� opinii publicznej. Nie mo�e by� tak, �e
wojskowi doradcy ze wspólnoty socjalistycznej zawiedli...
Tu pan Mieczysław stukn�ł si� ze swoimi rozmówcami angielkami, takimi
wypełnionymi po wr�bki i spełnił toast do dna.
- Tak wi�c, towarzysze – kontynuował ju� pewniejszym głosem – od
towarzyszy radzieckich wiemy, �e �ołniezre arabscy ulegali zabobonom
religijnym i podczas najgor�trzych walk wyci�gali dywaniki, aby si� modli�
do swojego Allaha. Wina ich w tych warunkach jest bezsporna. Niemniej
jednak opinia publiczna – zdrowe j�dro narodu w peerel oczekuje od nas
pełnej informacji o przyczynach tego niepowodzenia? Jednym słowem – jak to
173
si� stało, �e gudłaje zamiast ucieka�, gdzie pieprz ro�nie, wykorzystali słabo�ci
przeciwnika?
To powiedziawszy popatrzył na tych swoich tak, �e było jasne, �e co� musz�
powiedzie�. Starszy, mo�e czterdziestopi�cioletni, z miniaturk� krzy�a grunwaldu w
klapie, wzruszył ramionami i rzucił:
- �ydzi, to wiadomo – s� podst�pni...
Zapadła chwila ciszy. Wszyscy trzej zastanawiali si� wida�, czy podst�pno��
�ydów co� tu wyja�nia? Po chwili młodszy, najpierw popatrzywszy na pana
Mieczysława w oczekiwaniu na przyzwolenie, nieznacznie wzruszył ramionami:
- Podst�pno�� �ydów jest faktem historycznym, ale nie widz� jeszcze
powi�zania tej ich niew�tpliwej cechy z konkretnymi wydarzeniami, które
miały miejsce na polu walki. Spróbujmy zastanowi� si� zatem nad tym, czy
podczas wojny �ydzi cos ukradli?
- No jak to co?
Pan Mieczysław wzruszył swymi ramionami bardzo energicznie:
- Przeciez ukradli te tam wzgórza i Zachodni Brzeg i Półwysep Synaj. To mało?
Starszy profesor spu�cił wzrok i nerwowo zacz�ł mi�toli� swój r�cznie
wydziergany na drutach, włóczkowy krawat:
- Tu musiał by� jaki� szwindel. Nie mogło by� tak, �e �ydowiny w tych swoich
chałatach po prostu w otwartym boju co� zdobyły... Szukajmy towarzysze
szwindla, jak w stogu siana...
- Przekupili mniej u�wiadomionych Arabów! – niczym „eureka” zakrzykn�ł
młodszy...
- Eee... do dupy – �achn�ł si� pan Mieczysław.
- Musimy uwa�a�, �eby nie wywoła� afery mi�dzynarodowej – dodał.
- Nie mo�emy sobie tak sobie powiedzie�, �e jacy� konkretni Arabowie wzi�li
od �ydów pieni�dze, bo towarzysze arabscy mogliby to opacznie zrozumie� i
poszuka� winnych. A my wtedy przed Moskw� nigdy by�my si� nie
wytłumaczyli – takie rzeczy to tylko im przysługuj�... Nie zapominajmy o
174
czujno�ci! Towarzysze radzieccy, jak si� zorientowałem, zwracaja uwag� na
imperialistyczny charakter wojny, na zaanga�owanie si� w niego ameryka�kiej
soldateski, a raczej ameryka�skiej generalicji i na to, �e słusznie nie
powierzyli towarzyszom arabskim najnowocze�niejszego sprz�tu, gdy
Amerykanie swojego Izraelczykim nie �ałowali. W rezultacie nasza strona
poznała tajemnice ameryka�skie, gdy oni naszych nie. To ma sens, ale my
musimy znale�� jaki� czytelny dla Polaków koloryt.
Młodszy, jeszcze przed chwil� dosłownie zdruzgotany popełniona gaf�, nabrał
powietrza w płuca i upił troch� z napełnionej przez pana Mieczysława angielki. Pan
Mieczysław aluzju poniał, oczywi�cie wszyscy trzej chlapn�li i z zaciekawieniem
spojrzeli na młodego:
- Towarysz Wiesław nie bez racji zawsze stara si� wykry� matactwa
zachodnioniemieckich rewan�ystów. Oni tam musieli jako� uczestniczy�. Nie
nale�y w�tpi�, �e musiało doj�� do aktywnej współpracy sił rewan�yzmu
zachodnioniemieckiego, słowem neonazistów, z syjonistami. Czy nie s�dzicie
towarzysze, �e tym tropem warto by było pój��? Te wszystkie Adenauery,
Bormany i Gehleny musiały udzieli� jakiej� pomocy. Trzeba wla� otuch� w
serca naszych uczciwych obywateli – Niemcy te� podczas wojny najpierw
wygrywali. To trzeba jako� skojarzy�...
- Ale �eby �ydzi i Niemcy – czy to b�dzie wystarczaj�co czytelene? Przecie�
my musimy – w naszym gronie nie wolno o tym zapomina� – zmaga� si� ze
zmasowana propagand� Wolnej Europy, Głosu Ameryki i BBC. A oni w
swojej walce ideologicznej nie cofn� si� przed �adn� kalumni�! Ten
kolaborant Jan Nowak Jeziora�ski na pewno b�dzie chciał co� tu nałga�...
- �ydzi dla interesu b�d� robi� interes z ka�dym antysemit� – podj�ł temat
starszy – dlatego ich współpraca z pogrobowcami nazizmu i z Jeziora�skim
jest tak oczywista, �e �adna obłudna propaganda naszych czarnosecinnych
wrogów jej nie podwa�y. ... �ydzi nam chłopów rozpijali, a panów, bo głupi
175
panowie byli, to oszukiwali. A dzi� zało�yli, towarzysze, kome�ki i ogonami
na nasze partyjne msze dzwoni�! Brudne �winie...
Pan Mieczysław pokiwał głow� i dla zebrania my�li z apetytem schrupał
korniszonka z szynk� – eksportowego, z wytwórni w Mi�dzyrzeczu, sam w
olszty�skich konsumach wybierałem słoiki:
- �yd je�li mo�e mniej, lub bardziej szkaradnie oszuka�, to na pewno wybierze
to gorsze... Oni ju� tacy s�. My tu w Polsce mamy zbyt bolesne do�wiadczenia
z oble�nymi �ydowskimi kramarzami i z ich potomkami, którzy wymo�cili
sobie ciepłe posadki w ludowej ojczy�nie...
To powiedziawszy pan Mieczysław przystapił do rozlewania kolejnej flaszki
Wyborowej. Popatrzył na mnie, jakby zastanawiał si�, czy i mnie nie dokooptowa�
do towarzystwa, ale poniewa� ostatecznie nic nie zarz�dził, to nie pozostało mi nic
innego, jak oddali� si� do innych zaj��... Odchodz�c usłyszałem, �e ten starszy
profesor przy toa�cie wspomniał partyzanckie czasy.
Potem dowiedziałem si�, �e ci dwaj wcale nie s� profesorami, bo jeden jest
asystentem na wy�szej uczelni – po prostu magistrem, a drugi redaktorem w
krakowskiej gazecie literackiej, czy tam w radiu...
Jako� tak w pa�dzierniku nocami były przymrozki. Szczególnie tu, na Mazurach.
Na popołudnie mieli�my mie� pełne obło�enie pensjonatu, ale na razie była dwunasta
i tylko do domu zbierał si� jeden dyrektor zjednoczenia, za to minister od rzemiosła
miał uczy� po południu naszego Adasia klejenia mebli klejem stolarskim.
Rzeczywi�cie - jaka� szafka fabrycznie została tak sklejona - chyba była
produkowana pod koniec miesi�ca, gdy w fabryce plan gonił, a klej wyszedł, bo si�
sama z siebie rozpadła. Felek by to sam zrobił bez gadania, ale minister uparł si�, �e
nauczy Adasia. Ada� pojechał pikapem po chleb i takie tam ró�ne, no i je�li b�dzie
papier toaletowy, to po papier, bo musieli�my ju� gazet u�ywa� i kazałem troch�
gazet nudz�cym si� dziewczynom poprzycina� na stosowne kawałki tak, by wszelkie
portrety przywódców odrzucały. Potem trzeba było jeszcze po nich sprawdza�, bo
176
ju� raz pu�ciły Bre�niewa z "�ołnierza Wolno�ci" i gdyby nie to, �e to był stały
klient z resortu, to mogłaby by� afera. Miał ze sob� wzi�� ministra. Nie mogli
przecie� po chleb jecha� słu�bowym Humberem, ale miał �al do ministra i jako� mu
uciekł. Chodziło o to, �e minister miał ze mn� załatwi�, abym ja dawał Adasiowi za
ka�dy przyjazd ministra pi��set złotych. A przecie� wprawdzie minister za ka�dym
razem dawał skierowanie i du�o kupował w barze dewizowych trunków, lecz
formalnie przecie� nie przyje�d�ał po to, by bra� od tyłu Adasia. O tym gło�no si�, w
zasadzie, nie mówiło. To te� i minister nie mógł tak wprost w rozmowie ze mn� tego
tematu poruszy�. Ja wychodziłem, z zało�enia, �e skoro to s� takie buty, to niech on
ekstra płaci Adasiowi i on to robił. Nawet, moim zdaniem, rozpuszczał chłopaka.
Czasem go bił, ale niezbyt mocno i on nic sobie z tego nie robił.
Tak wi�c dyrektor zjednoczenia poci�gał sobie arme�ski koniak, bo wczoraj ju�
wydał chyba za du�o pieni�dzy, a arme�ski koniak kupowało si� du�o taniej. Do
otrze�wienia słu�yłby tak samo dobrze, jak francuski, gdyby nie to, �e dyrektor
wyra�nie przesadzał. Ja si� nie obawiałem, bo miałem takie do�wiadczenie, �e nawet
je�li komu� zabrakło pieni�dzy, albo zostawał na dłu�ej, a nie miał przy sobie wi�cej
skierowa�, to potem bardzo sumiennie i z górk� si� rozliczał. Ludzie jednak bali si�
skandali.
Minister za�, nieco wolniej, pił strasznie drogiego courvois’e i tak sobie czasem
pogadywali - chyba si� nawet znali z działalno�ci warszawskiej, cho� brudzia wypili
wła�nie tak siedz�c. Minister tłumaczył dyrektorowi, �e jednak koniecznie powinien
cos zje��, a kuchnia jajecznic�, kiełbas� z musztard�, a nawet palce liza� bigosik,
mo�e wyda� w pi�� minut. Tamten jednak chyba w ogóle nie miał melodii na
jedzenie i tylko co jaki� czas biadolił o obrabiarkach z Czech. Nie mówił - z
Czechosłowacji, tylko z Czech, które z jakiego� powodu nie s� dobre i on sam nie
wie, co ma zrobi�? Ale tego, oczywi�cie, nikt nie wiedział..
Gdzie� koło dwunastej zatelefonowali z bramy, �e przyjechało dwóch oficerów z
esbe ze skierowaniami, ale nie ma ich na li�cie, któr� im wczoraj dostarczyłem.
Zanotowałem nazwiska, stopnie. To pył major i pułkownik, a zatem wysokie szychy
177
z Wrocławia, ale co ciekawe - skierowania mieli wystawione przez esbe z
Bydgoszczy. Ja do Bydgoszczy miałem stary sentyment. Nawet zastanawiałem si�,
czy byłoby mo�liwe, czy byłaby ch�tna i czy to byłoby stosowne, aby �ci�gn�� tu
Marlenk�. Paru go�ci z Bydgoszczy te� ju� mieli�my.
Tak wi�c zgodnie z instrukcja zatelefonowałem do kadr w Bydgoszczy. Oni si�
pytali, jakie s� numery skierowa�, lecz ja na to, �e nie wiem, bo trzymam ich na
stra�nicy, wi�c bez dalszego gadania potwierdzili i nawet podali numery legitymacji
słu�bowych. Poprosiłem, �eby ta z kadr poczekała i przez niedawno zainstalowany
telefon bezpo�rednio ł�cz�cy mnie ze stra�nic� sprawdziłem - numery słu�bowe
zgadzały si�, wi�c sprawa była wyja�niona, cho� przypomniałem, �e powinni mnie
informowa�.
Oni przyszli, przekazali swoje skierowania, wypili po polokokcie i spytali, czy
mog� co� zje��? Ja na to, cho� wiedziałem, �e kuchnia mogłaby wyda� ju� teraz
obiad, to jednak z przekory, �e nie zadbali, by najpierw si� zapowiedzie�,
powiedziałem, �e obiad jest od trzynastej, wi�c teraz tylko dania zimne, ale wówczas
na obiad b�d� najedzeni, a dzi� s� do wyboru schabowe i zrazy, bo schabowe i zrazy
s� zawsze, a tak�e jest dewolaj i ja tego dewolaja polecam, bo zwykle, gdy jest, to
jest bardzo dobry. Oni jednak powiedzieli, ze je�li to jest mo�liwe, to chc� po porcji
szynki - jadłospis wisiał od czasu wizyty pierwszego na �cianie - chleb, masło,
ogórek kiszony, du�o ogórków, a w barze, gdzie była siostra barmanki, wzi�li flaszk�
�ubrówki i jeszcze zamówili kaw�. To był klasyczny bł�d nowicjuszy - bo kaw�,
troch� słabsz�, mogli mie� za darmo z kuchni. Czasem tylko kuchnia nie miała kawy,
a bar - jak si�gam pami�ci� - miał zawsze. Wystarczyło zamówi� dwie kawy po pół
szklanki i kuchnia ju�, aby oszcz�dzi� na zmywaniu sama wydawała jedn� równie
mocn� kaw� w szklance, jak w barze. Minister od rzemiosła nam obiecał, �e gdy
tylko b�d� za nadu�ycia likwidowali jakiego� prywaciarza, to mu si� skonfiskuje
ekspres do kawy i my go dostaniemy. No ale na razie to była tylko obietnica, a mi
zreszt� nie zale�ało, bo na razie kaw� piłem tylko od wielkiego dzwonu. Ministrowi
te� było oboj�tne, bo chorował na serce i kaw� pił rzadko. Z �ubrówka to samo - w
178
zasadzie to ja krajowe alkohole i koniaki ze strefy rublowej rozliczałem jako
�ywno�� i ludziom z esbe czasem nawet dawałem za darmo, a w ka�dym razie taniej,
ni� Sta�. Ale ci nie wiedzieli, no to niech sobie Stasio zarobi. Jakby co, to zawsze
mogłem zwali� na niego, �e dezinformował, a jemu nic nie zrobi�, bo był na układzie
z Frankiem. A Frankowi to najwy�ej pan Mieczysław mógł podskoczy�, albo kto� z
biura, albo z sekretariatu kace chyba tylko.
Z drugiej jednak strony - ekspres to ekspres - je�� nie woła, a pensjonat zawsze by
na tym skorzystał. W wi�kszo�ci kawiarni i restauracji, gdzie był ekspres, to i tak go
nie u�ywano, ale za to robił doskonałe wra�enie �wiadcz�c o wy�szej kategorii
zakładu. Podobno od w�gierskiego ekspresu barmanka mogła łatwo si� oparzy�, na
włoski nie mieli�my szans, bo te ze strefy dewizowej ekspresy przysługiwały tylko
kategorii es, a my mieli�my status bufetu pracowniczego. Maj�c szczupła załog� nie
mogłem ryzykowa� takiego poparzenia.
Wszystkie zamówione produkty zanie�li do wskazanego im pokoju na parterze.
Było, nie było - to pułkownik. Zapas pokoi miałem. Gorzej było z dziewczynami, ale
na razie si� nie martwiłem. Nagle dostaj� od siostry barmanki znaki, �e mryga
�waitełko telefonu resortowego. Znaczy - do mojego pokoju dzwoni� z resortu.
Pobiegłem.
Telefonował Franek. Uprzednio kazał mi sprawdzi�, jak to jest, �e w fakturach nie
ma zakupu majonezu, a majonez na stole jest i w sałatkach jest. Okazało si�, �e stara
w kuchni nie uznaje kupnych majonezów, jej zdaniem mieszanych z wod�, albo
innym �wi�stwem i dlatego sama kr�ci, a raczej p�dzi do kr�cenia tłumoki z kuchni.
Wi�c my�l�c, �e mo�e o to chodzi melduj�, co i jak z tym majonezem i �e ta stara to
skarb, cho� w przeciwie�stwie do tłumoków nie ma uprawnie�, a on mi na to:
- Nie pierdol głupot...
Od razu stan�łem na baczno��, jak w wojsku, bo zrozumiałem, �e teraz b�dzie co�
wa�nego.
- Jest u was takich dwóch z Wrocławia?
- S�, towarzyszu pułkowniku - bo od razu przeszedłem na formy słu�bowe...
179
- Nazwiska!
Podałem nazwiska, sk�d maja skierowania i co zrobiłem, �eby sprawdzi�, bo si�
nie zapowiadali.
- To kurwa trzeba było do nas dzwoni�, a nie do tego chuja W�troby...
- Czy towarzysz pułkownik na stałe zmienia instrukcj�?
- Ty mi kurwa nie o instrukcjach, tylko rusz głow� i własn� inicjatyw�... Co robi�?
- Zamówili przek�ski, �ubrówk� i poszli do pokoju na parterze...
- Kamer kurwa ci�gle nie ma?
Franek mógłby o to nie pyta�, bo moim zdaniem to on dbał o to, by nie było i aby
ten oficer, który przeniósł si� do powiatu, nawet tu nie zagl�dał. Ale odpowiadam:
- Jeszcze nie s� zainstalowane. S� wstawione w plan na przyszły rok. Resort nie jest
temu winien...
- Kurwaaaaaaa ma�, gnojku! Wła� do kabiny, dyskretnie i wszystkiego słuchaj. Jak
si� zm�czysz, to mo�e ci� zmieni� Zygmunt, albo Sta�, je�li nie pije i nie b�dzie du�o
pił... chuj zatracony. Ja mu kurwa jeszcze kiedy jaja wyrw� za t� gorzał�. I nikomu
ani mru, mru... To misja specjalna... No i wyluzuj si�, jak si� dobrze sprawicie, tylko
bez notatek, to... dostaniecie na lody... No, pomy�l� o was...
My�l o lodach w taka słot� była zdumiewaj�ca, ale odkrzykn�łem, mo�liwie
chwacko:
- Tak jest!
- Wykona�! - zako�czył Franek i odło�ył słuchawk�.
Natychmiast �ci�gn�łem do mojego gabinetu Zygmunta i w krótkich słowach
wyja�niłem, o co chodzi. Razem ruszyli�my na poszukiwania Stasia. Był w swoim
pokoju w pawilonie i ogl�dał telewizj�, a miał �wietny w�gierski telewizor Orion.
Anten� jako� tak ustawił, �e wprawdzie nadal, jak w całym powiecie, obraz był
bardzo blady, ale mało mrygał. Szedł wła�nie Zorro. Sam ch�tnie bym go obejrzał i
dostrzegłem, �e i Zygmunt był nie od tego. Z tym wi�ksza satysfakcj� przerwali�my
mu. Uzgodnili�my, �e ze wzgl�du na to, �e powinienem by� pod r�k�, a nadto mam
najmniej do�wiadczenia politycznego i nic nie b�d� rozumiał, ja najmniej b�d� ich
180
podgl�dał. Za to oni b�d� mi na przemian relacjonowa� to, co usłyszeli, ja za� b�d�
notował. Potem w oparciu o notatki i pami�� wszystko do kupy zrekonstruujemy i
notatki w obecno�ci wszystkich trzech spalimy. Nikt si� nie dowie, �e robili�my
notatki, a za to nie pogubimy si� w tym wszystkim.
Tamci o wła�ciwej porze za��dali obiadu do pokoju. Posłałem im Ank� jako
kelnerk�. Chwyciło - obaj do spółki ja wyobracali. Pó�niej powiedziała, �e gadali
przy tym i ten pułkownik tego majora nazwał Ickiem. Rzecz jasna - w dokumentach
miał gad, �e jest Jackiem. Wszystko stawało si� jasne - syjami�ci przyjechali knu� w
zaciszu przeciw ojczy�nie ludowej. Potem ja przez jaki� czas byłem w komórce.
Wchodz�c narobiłem jakiego� rumoru. Siedz�cy tu przede mn� Sta� palił papierosa -
bo znalazłem na kupce popiół. To było wa�ne, bo je�li tamci, w skutek mej
nieostro�no�ci co� wyniuchali z tym podsłuchiwaniem, to mogli uprzednio wyczu�
dym z papierosa. Wcale nie chciałem, by na mnie, jako najmłodszego, co� zwalano.
Tamci istotnie co� chyba usłyszeli, ale nie dali po sobie pozna�. Ten gruby
pułkownik, polewaj�c drug� butelk� koniaku do szklanek, tak po pół szklanki mo�e,
rzucił:
- Icek - my�lisz �e Mietek wie, jaki jest układ w Moskwie?
- Troch� wie, a troch� nie wie...
- Mów Icek ja�niej do jasnej Anielki...
- No wiesz... On ma swoich i wierzy im jak w obraz.... Ale on kombinuje, �e ruskich
przechytrzy. On chce jak Causescu - komunizm narodowy stworzy� po to, by Polacy
uwierzyli w sens sojuszu z sowietami.
- Głupi - Polaków do tego namówi�, to tak, jakby krow� siodła�. Nic tylko �miech...
Niech zreszt� Mietek uwa�a - my mo�emy łatwo nasili� informacj�, �e naprawd�
nazywa si� Demko i dla jaj doda�, �e wcale nie jest z Łodzi. Niech potem biega po
kraju i tłumaczy: Demko tak, ale to, �e nie z Łodzi, to nie... Ciotk� w peruce te� mu
jak�� znajdziemy. Niech potem biega z albumami rodzinnymi...
- Co ty - te chamy na chleb nie miały - ci�gle musiały bra� na borg, bo wódk� tylko
piły - o jakich albumach ty mówisz?
181
- Nie bój si� - taki sobie album spreparuje, �e mu nie podskoczysz...
- Chuj z albumem. Tak czy inaczej jeszcze mu buty mo�emy w kraju uszy�. Bo w
Moskwie ju� prawie, prawie ma przejebane. Rozmawiałem z Kosti�, no wiesz - z
Kosti� - pułkownik mówił to dobitnie a� do sztuczno�ci, tak jakby chciał, bym
zapami�tał - nasi mo�e teraz s� w defensywie, ale koniec ko�ców Moskwa zawsze
zaufa raczej nam - przedwojennym komunistom - ni� im. My siedzieli�my w łagrach
w Rosji, a oni co? - najwy�ej w kraju. Poza tym ten flirt Mietka z akowcami - czy w
sowietach był kiedy� flirt z Wranglem, Denikinem, z białymi? To nie dla nich. Oni to
odrzuc�. Podyskutuj�, Mietek w tym czasie wdepnie w awantur�, a potem odrzuc�
wraz z nim.
- Gównia�eri� nam obkleił agentur� - on w tym kierunku szuka zwady...
- Kiedy ja si� zgadzam, �e gnoje przesadziły - te ró�ne Bable, kluby sprzeczno�ci i
tak dalej... ale starczyłoby zamkn�� Kuronia, niech b�dzie, �e z Modzelewskim -
niech i on ma nauczk�, ja bym jeszcze z tych młodszych dorzucił Szlajfera, Michnika
mo�e, cho� Ozjasz tłumaczył Marksa i nikt drugi raz tego nie zrobi. Wyjdzie
niezr�cznie, ale trudno. A nasi niech spuszcz� gnojom manto po domach i niech
wybij� im głupoty. B�dzie git. Mietka nie b�dziemy rusza�, a on nas. On na tej
awanturze nie wygra. Nawet jak nic nie b�dziemy robi� - a b�dziemy - to i tak
Moskwa go wypluje. Antysemici go wykorzystaj�, ale my to przetrwamy. Jako�
przetrwamy. Przecie� do komina nas nie wrzuc�. A potem si� zaczaimy i nawet na
dnie nie darujemy. Czy on to rozumie? Po co mu to było? Czy my jeste�my gorsi
komuni�ci? Zawsze si� przydamy... Kto tu kurwa kultur� tworzy? On my�li, �e zrobi
co� na skróty... A skrótów nie ma. Dwa pokolenia musza min��, �eby jak w
sowietach - nikt ani zipn�ł o kapitali�mie. Po dwóch pokoleniach chłopi sami nie
b�d� chcieli rozwi�zywa� kołchozów. Gdyby Lenina ten głupek czytał, to
wiedziałby, �e chłop jest konserwatywny. Skoro urodził si� w kołchozie, to w
kołchozie b�dzie chciał umiera�. A on z Wiesławem z indywidualnymi flirtuje,
dostawy chce im odj��. A czym ludzi pracy wy�ywi? Czy on w tym łbie w ogóle
rozumie, co to jest bilans?
182
- Icek - ty go nie obra�aj. Ty mu ubli�asz, a my mamy interes do załatwienia. Sprawa
jest prosta - sowiety na półwyspie Synaj dostały po twarzy i to dla niego samego, dla
Mietka, nie jest takie złe. Bo oni musz� rozumie�, �e sojusznicy s� potrzebni. Ale
je�li Mietek przegnie, to po pierwsze primo sowiety mu tego nie daruj�, bo im pi�ta
kolumna na zapleczu nie jest potrzebna, a po drugie primo, to my mu te� tego nie
darujemy. Jak on chce zrobi� pogrom, to on z nas naprawd� zrobi �ydów i my
b�dziemy wtedy solidarni. Bo co nam zostanie?
- A czekaj - jeszcze miało by� o Wiesławie...
- No dobra - wi�c Wiesław jeszcze nie jest taki głupi. Jak oni maj� do wyboru
Wiesława, albo Mietka, to wola Wiesława. Póki Wiesław jako tako utrzymuje wi�� z
masami, jest nie do ruszenia. Taki jest układ. Jak Mietek b�dzie machał szabelk�, to
si� skaleczy i nie znajdzie mame, która go przytuli. I jeszcze jedno Icek - my wcale
nie chcemy, �eby on z nas zrobił �ydów. Jaki ja �yd - tate o mało nie umarł, jak
mnie z gminy wykre�lili. Tylko mame powiedziała, �e dobrze robi�, a tate mnie
wykl�ł... Ja oprócz idei nic nie mam... Moskwa o takich rzeczach pami�ta... My�lisz
�e do��? Icek?
Major tylko wzruszył ramionami - bo oni tak sobie dziarsko mówili, ale byli jacy�
smutni. Ja my�l�, �e oni wiedzieli, �e to wszystko zostanie powtórzone, ale wła�ciwy
adresat tego nie widzi, wi�c nie ma si� co wysila�.
Potem przyszedł Zygmunt. Ja mu pokazałem popiół, �eby widział i ewentualnie
potwierdził i wróciłem do gabinetu notowa�. Miałem poczucie, �e to jest bardzo
wa�ne i �e tak naprawd� nic złego si� nie stało, �e był ten demaskuj�cy podsłuch
rumor. Oni na to czekali.
Gdy wróciłem do salonu, nowych go�ci jeszcze nie było, dyrektor zjednoczenia
wreszcie wsiadł w samochód i pojechał. Kierowca czekał na niego w hotelu
garnizonowym w powiecie, wi�c nie musiał si� po drodze zabi�. A pułkownik z
majorem siedzieli w fotelach i gadali z ministrem. Minister był zirytowany, bo
Adasia ci�gle jeszcze nie było, a obaj z Wrocławia te� byli podminowani, czemu si�
nie dziwiłem.
183
Pułkownik półgłosem odezwał si� do ministra:
- Ci�gle si� boisz, �e przyjdzie ci do reszty rozło�y� rzemiosło i posad� stracisz?
- Łe tam... Jak do pi��dziesi�tego szóstego nie zlikwidowali�cie, to ja ju� mog�
spokojnie doci�gn�� do emerytury.
- Ty mi powiedz, co to jest - ty jeste� sanacyjny piłsudczyk...
Minister gwałtownie zamachał r�koma, �e nie, ale tamten kontynuował...
- Nu daj spokój. Wcale nie chc�, aby� si� przyznawał i w ogóle, to rozmowy nie
było. Słowu czekisty mo�na ufa�. Jak to jest, �e za sanacji sanatorzy byli
filosemitami, a pa�stwo było antysemickie, a teraz jest na odwrót.
- Ze mnie antysemity nie zrobisz - Mietek te�. Ja Mietka szanuj� - to powiedział
dobitnie, aby wszyscy słyszeli - ale w �adne hece nie chc� wchodzi�. Ja rozmawiam
z rzemie�lnikami - przy wódeczce słysz� nie jedno. Oni wcale nie s� antysemiccy. W
czerwcu bili brawo, mówili - tu �ciszył - �e znów nasi ruskim wpierdol spu�cili, jak
w dwudziestym.
- No ale co my mamy z tym wspólnego - my jeste�my inernacjonalistami - tylko
internacjonali�ci zostali...
- No i o to �al ma Mietek, ale tak najbardziej o to, �e macie du�o posad - reszta to
chuj... A on ma wielu ludzi... Ale to pijak, jemu we łbie od wódki si� kiełbasi - to
mówił ju� wyra�nie po cichu – my�li, �e b�dzie wojna i chce mie� armi� narodow�,
która czołgi napoi w Sekwanie...
- Co kurwa napoi... w czym? - dopytywał si� zdumiony major - ja nie leniłem si� na
lekcjach geografii i wszystko w lot zrozumiałem...
- No nic - �e on b�dzie taki wielki marszałek... dajmy spokój - to niebezpieczne
tematy...
- Ale ty - przecie� Moskwa prowadzi rozmowy z Ameryk�... Czy Mietek tego nie
rozumie?
- Wie z pewno�ci�. Ale czy to jest stały trend? Kto to wie? Chruszczow w Karaibach
si� cofn�ł i za to poleciał... Chyba za to? No to nie wiadomo, co my�li Bre�niew? Po
wpadunku na Synaju nie daruje Izraelowi. Ja sobie my�l�, �e najpierw was zetn�
184
Mietkiem, potem Mietka Katang�, a Wiesław wszystkich prze�yje i po starym
sentymencie niektórych z was �ci�gnie z emerytury - cho� chyba nie z waszego
resortu. Ja mam szerokie skrzydła, rzemiosło jest pojemne. Pode mn� si� ustawcie,
kolegów jakich� zawsze jeszcze b�dziecie mieli - da si� �y�...
- Ty słuchaj - korporancie - nie po to mnie z gminy wykl�li, �ebym teraz jak tate
suknem handlował, albo gojów obszywał. Wy ze mnie kurwa �ydowskiego krawca
nie zrobicie, bo ja jestem komunista...
- Jak sobie chcesz, ale �y� trzeba... Nie mówi�, �e krawiectwo. Na tym si� trzeba
zna�. Ale elementy plastikowe - ja to mog� załatwi�... i zleconka z zakładów
uspołecznionych, albo... he, he... z Inco - to b�dzie dobre!
- Daj spokój, to do chuja niepodobne. Ja jestem czekist�, a nie prywaciarzem...
Wiedziony jakim� spontanicznym impulsem, w ka�dym razie bez zastanowienia,
ale z pewno�ci�, aby uzyska� wi�ksz� jasno�� przed pisaniem raportu, a tak�e, by
dowiedzie� si� co� o naszym stałem go�ciu - ministrze - szybko pobiegłem do
gabinetu, wróciłem, na stolik postawiłem flaszk� w�gierskiego Budafoka, a miałem
wtedy tego z dziesi�� kartonów i poprosiłem:
- Towarzysze - przepraszam, �e o�mielam si� przeszkadza�, ale chciałbym si� kilku
rzeczy dowiedzie�. W szkole o Piłsudskim nigdy nie wspomniano - tylko tyle, �e
wówczas, gdy była szansa od razu budowa� socjalizm, to stworzył nie suwerenn�
Polsk� bur�uazyjn� w skutek czego lud pracuj�cy �ył w n�dzy i jeszcze to, �e zrobił
faszystowski zamach majowy, ale nawet z Hitlerem nie potrafił si� dogada�. A tu
słysz� takie rzeczy i po prostu dla siebie chciałem co� zrozumie�.
Mówi�c to rozlewałem ju� koniak.
- To nie takie trudne - zacz�ł pułkownik - Piłsudski był oportunist�, znaczy si� -
socjalist� z pepeesu. Potem był pa�stwowcem, czyli faszyst� i w imi� tego zrobił
pucz faszystowski, jak Franco. W ogóle nie miał zrozumienia dla internacjonalizmu.
Nie znosił Rosji i na zło�� Rosji chciał zrobi� federacj� z Białorusinami, Ukrai�cami
i Litwinami i z kim tam jeszcze - z całym Kaukazem - Gruzja, Armenia, kto chcesz...
Nie umiał si� wznie�� ponad polskie opłotki, cho� przecie� był przyjacielem Lenina.
185
Dlatego w dwudziestym, gdy sprzeciwił si� rewolucji europejskiej, to zdradził
Lenina. Ludzko�� lepiej by wygl�dała, gdyby od razu towarzysze niemieccy, włoscy,
belgijscy tworzyli socjalizm. No ale nie wyszło. I to z winy Piłsudskiego i tych
wszystkich Sienkiewiczów z Mickiewiczami, którzy Polakom pobełtali rozum w
głowach. Z tego te nieszcz��cia, jak powstanie warszawskie. W skutek bł�dów i
wypacze� wymordowano wszystkich prawie przedwojennych komunistów polskich.
I jak wraz z Armi� Czerwon� szła rewolucja w Polsce, to kto� musiał j� robi�. Jurek
Putrament niegłupio pomy�lał, �e je�li pan minister - no dzisiejszy tu obecny - na
studiach był w korporacji "Piłsudia", to wprawdzie jest korporantem, ale
u�ytecznym. Mo�na rzec - materiał na poputczika - takiego, co kawałek z nami
pójdzie nasz� drog�, a potem si� go odrzuci. I wyci�gn�ł ministra z opanowanego
przez Armi� Czerwon� Wilna, a towarzysze dla jaj zrobili go dyrektorem urz�du od
likwidacji rzemiosła. Sprawdził si� i jak rzep trzyma si� urz�du. Ilu naszych ju�
wyleciało na takim czy innym wira�u - czestnych towariszczej - a on trwa, cho� to on
był do �ci�cia na kolejnym etapie. Towarzyszom radzieckim nawet pasuje, bo po
rosyjsku mówi perfekt i - tak słyszałem - ruszczyzn�, jak za cara...
Tu - musz� nadmieni� - minister a� pokra�niał z zadowolenia...
- No to jak tak si� wszystkim podoba, to niech sobie do usranej �mierci likwiduje
rzemiosło, cho� on jest niezły dywersant, bo naszych, gdy maj� kłopoty, �ci�ga do
rzemiosła, kontrakty załatwia... miliony... korumpuje, znaczy... aparat. Kto wie,
mo�e i mi przyjdzie na stare lata plastikowe detale na wtryskarce wtryska�... Ale to
si� jeszcze zobaczy... On sobie my�li, �e jest wielki Konrad Wallenrod, a to wszystko
teatr marionetek. Bo centrala jest na Kremlu i ona jak si� zdenerwuje, to pacnie. On
to rozumie, wi�c Mietka popiera warunkowo... Nastawiony jest na to, by przetrwa�
wszystkich. Mietek go toleruje, bo jak mu zabraknie posad dla swoich, to reszt�
usadzi w rzemio�le i te� b�dzie git. Tak wi�c on z biletem partyjnym w kieszeni
nadal jest piłsudczykiem, a ja z biletem partyjnym jestem internacjonalist� i obu nam
cały ten bardak nie pasuje... I my jeste�my przyjaciele... Taka jest polityka... A nam,
186
młody człowieku, chodzi o to, by do całej afery dystans miał te� Franek. Czy ty to
rozumiesz?
Ładnie podzi�kowałem za wykład, na pytanie nie odpowiedziałem, ale gestem
twarzy chciałem da� zna�, �e zapami�tałem i chyba zostałem wła�ciwie zrozumiany.
Rozlałem reszt� Budafoka i chciałem ju� wznie�� toast, gdy minister wszedł mi w
słowo i krzykn�ł:
- Za nasze bilety partyjne...
Wszyscy si� roze�mieli, ja te�, tym bardziej, �e przecie� ci�gle jeszcze nie byłem
nawet kandydatem. Jako� nikt mi nie proponował, a samemu nie wypadało. I
przeleciała mi przez głow� inna my�l, �e jestem w towarzystwie jakich� dziwacznych
ludzi, którym po łbach pl�taj� si� dziwaczne idee, jaki� sojusz z upowcami i
Białorusinami, a przecie� to wszystko, to s� po prostu ruskie... Jaki�
internacjonalizm, jakie� kompletne, nie maj�ce zwi�zku z �yciem idee - bzdury,
dziwactwa o przyja�ni Piłsudskiego z Leninem... Nie, nie... panowie... z tym
towarem za daleko nie zajedziecie. To wszystko jest zbyt oderwane od realnej
rzeczywisto�ci. W �yciu liczy si� konkret, jak si� jest na wylocie, jak te �ydki, to nie
wzgardza si� wielkoduszn� ofert� ministra, który ma pstro w głowie...
Wieczorem napisali�my raport, ale bez najwa�niejszego posłania. Nazajutrz
wystawiłem sobie delegacj�, pojechałem do gmachu urz�du na Rakowieckiej, w
biurze przepustek zameldowałem si� co i jak, a nast�pnie w ci�gu pi�ciu minut
zło�yłem pełny raport Frankowi. Nic nie powiedział, nie skomentował, nie kazał
nawet usi���, jedynie rzucił:
- Odmeldowa� si�. Lody dostaniesz tylko ty, je�li utrzymasz j�zyk za z�bami... A jak
nie... to do piachu...
Swoja drog�. Ja oczywi�cie słyszałem o haniebnej agresji izraelskiej na pa�stwa
arabskie, ale w ogóle nie kojarzyłem tego z naszymi �ydłakami i z tym, �e na tym
mo�na co� zyska�. To był taki odległy, egzotyczny - ładnie to powiedziane - film... A
tym czasem... Taki raport, taka pochwała...
187
Zaraz potem była u nas narada grupy operacyjnej. Nikt mi oczywi�cie nie
powiedział, co to była za grupa tym bardziej, �e w dniu, kiedy si� zje�d�ali, Franek
pogadał z Zygmuntem i on, z niezbyt tajon� na mnie zło�ci�, kazał mi jecha� pod
Siedlce. Tam mieszkał taki jeden hodowca karpi w stawach. Same karpie przynosiły
mu krociowe zyski, ale jemu było mało i handlował złotem. Specjalizował si� w
sztabkach bankowych próby 99.9. Kazał mi post�powa� z nim ogl�dnie tym
bardziej, �e wła�nie został poddany jakiej� obróbce. I w ogóle nie mam mówi�, kogo
reprezentuj� tym bardziej, �e on i tak wie, od kogo jestem.
Ruszyłem moim fiatem. Montowany był jeszcze we Włoszech. Na drogach
widziałem kilka innych, pewnie wyprodukowanych w Polsce. Byłem dumny, �e nasz
kraj si� tak rozwija. Interes na złocie miał polega� na tym, �e miałem sprzedawa�
moim klientom - tym, którzy maj� pieni�dze... rzeczywi�cie du�e pieni�dze - te
sztabki, notowa�, komu ile i o wszystkim informowa� Zygmunta. I jeszcze - miałem
dwana�cie procent obrotu oddawa� Zygmuntowi. Miałem pewne obawy, bo nie
powiedział mi, za ile mam kupowa� i za ile sprzedawa�. Wszak�e nic na tym nie
mogłem straci�, bo pieni�dze oddawa� mu miałem dopiero po wykonaniu całej
operacji.
Miałem odr�cznie narysowany plan. Trafiłem bez trudu. Zajechałem na podwórko
troch� podniszczonego, nie remontowanego co najmniej od czasów II wojny
�wiatowej domu, który bez w�tpienia był niegdy� dworem szlacheckim. Gdy tylko
zajechałem, to jaka� starsza kobieta dosłownie sprintem rzuciła si� do drzwi
domostwa.Na ganek wyszedł gospodarz. Spytałem:
- Czy pan Przemyslida?
- Mo�e i Przemyslida, a mo�e i nie, a o co chodzi? - spytał na tyle cicho, �e na
wietrze prawie nie słyszałem.
Facet był dosłownie wielki, mo�e czterdziestopi�cioletni, łapska jak patelnie, a
mimo to jaki� podkurczony. Gdy si� przedstawiłem jako Jan Krowalski, zaprosił
mnie do �rodka. Zauwa�yłem, �e utykał. Przez wyszorowan� sie�, w której
188
zauwa�yłem kilka starych, by� mo�e cennych rupieci, weszli�my do salonu. W
�rodku było ciepło. Salon urz�dzony był jak u ksi�dza, albo mo�e jak w
przedwojennym dworze. A nawet lepiej, bo zamiast pieców były normalne, takie jak
w blokach kaloryfery. Usiedli�my w wy�ciełanych wyciskanym w ró�ne wzorki,
cho� troch� ju� zu�ytym pluszem fotelach, przy okr�głym stoliku z blatem z blachy
miedzianej z wystukanymi młoteczkiem jakim� wschodnimi wzorami. W kredensach
były srebrne i kryształowe naczynia, na �cianach obrazy w pi�knych ramach - sami
szlachcice polscy, albo baronowie w perukach, albo gołe baby, troch� jak na
potrzeby mojego pensjonatu zbyt tłuste - o kalibrze �cierw z mojej kuchni.
Mój gospodarz był mocno wystraszony. Wida� było, �e wr�cz panicznie si� mnie
boi, wreszcie prawie szeptem rzucił:
- Młody człowiek jest od mokrej roboty - takiemu młodemu człowiekowi nie
powierzano by nic powa�niejszego. A młody człowiek swoje zrobi, potem si� go
kropnie i wpu�ci do stawu rybom - jak nikt nie zd��y znale��, to ryby zjedz�...
Chwil� pomilczał, ja tym bardziej milczałem, bo w ogóle nie wiedziałem, co
powiedzie�, a wreszcie kontynuował:
- Baby i palacza nie warto rusza�. Palacz jest durny, dawny akowiec, troch�
posiedział i zdurniał. Całkiem nie jest dla was niebezpieczny. Sługa te� jest niczemu
niewinna. Nic nie wie - zwykła wiejska kobieta - niech sobie jeszcze po�yje. Kto� tu
i tak po mnie musi mieszka�. Domu szkoda... A parobek od ryb jest wasz... Durny
Białorus, ale wasz. No bo ju� nie nasz...
Cos zacz�łem załapywa�. Tak na prób� rzuciłem...
- Panie Przemyslida. Pan jest ci�gle nasz. Mi kazano bardzo ogl�dnie i uprzejmie z
panem post�powa�. Powiedziano mi - du�o lat b�dziecie razem ze sob� pracowa�,
wi�c wa�ne jest, �eby�cie sobie ufali...
Troch� blagowałem, bo a� tak mi nie powiedziano, ale co było robi�?
- Panie Przemyslida - ja nie wiem, co było dawniej, ale zapewniam pana, �e ja nie
jestem od takich rzeczy. Mi dali po raz pierwszy bro� do r�ki, �ebym si� nie bał
wozi� to, co pan mi ma powierzy�. Gdy tylko sprzedam, przywioz� panu pieni�dze i
189
wezm� now� partie. Tak mi powiedziano - pan mówi o rzeczach, których nie znam.
Nikt mi nie mówił, �e pan jest nie rozparcelowanym szlachcicem - nawet nie
wiedziałem, �e tacy jeszcze s�. Prosz� mi wierzy�. Z t� broni� jest tak, �e mam tylko
taki blankiet z numerem dowodu osobistego - blankiet tymczasowy. Nie mówi�, �e
nie umiem strzela�. U nas w miasteczku ka�dy gnojek umie strzela�, bo z
kielecczyzny, jak jest po�ar wsi, to cała wie� si� pali, bo dom przy domu - same
strzechy - chłopi krzycz� wtedy: - "o - do Pawlaka dochodzi, najpierw pier...
przepraszam: waln� pancerfausty, a potem trzaska� b�dzie ta�ma z ruskiego
cekaemu, tego za pół ba�ki brachy"... To ja si� boj�, ale nie pana przecie�, tylko
jakich� zbójców na drodze...
- Przecie� wszystko mi zabrali�cie...
- Ja nic nie wiem. Kazali od pana wzi�� sztabki, bez pokwitowania, odda� do
sprzeda�y i rozliczy� si�.
Uznałem, �e nie warto obja�nia�, �e to wła�nie ja mam sprzeda�.
- Je�li co� nie tak, to w porz�dku - ja pojad� do siebie, zamelduj�, tylko si� martwi�,
bo skoro mam wzi�� bez pokwitowania, to jak dowiod�, �e pan mi nie dał?
- A ja - jak dowiod�, �e dałem? - odpowiedział pytaniem...
- Ja nie wiem... My�lałem, �e to jest ustalone... Taka słu�ba, trzeba po prostu
zaufa�...
- No a młody człowieku - powiedzmy - ja tobie zaufam - bo istotnie - zgadza si�
wszystko. Ty jeste� durny, masz ode mnie odebra� ostatnie czekoladki, ja je oddam,
ty oddasz, a potem mi dadz� w łeb i dziesi�� czekoladek kto� ma w gar�ci. My�lisz,
�e ty po�yjesz długo?
Prostota tej argumentacji zaniepokoiła mnie. Nawet niechc�cy pod nosem
zmi�dliłem:
- Loda mi si� zachciało...
- Lodów nie mam - ale obiad zaraz sługa poda...
Facet wstał i wyszedł. Wrócił po chwili, podszedł do jednego z dwóch kredensów i
wyci�gn�ł tak� zw��aj�c� si� od dołu ku górze, kryształow� karafk� z rubinowym
190
płynem, dwa kieliszki i to wszystko na srebrnej, lub posrebrzanej tacy. Moje
przypuszczenie, �e jest to szlachcic potwierdziło si�. I na tacy i na karafce i na
kieliszkach były herby - cho� ka�dy inny. Nalał. Zanim wypili�my, weszła baba,
nieodmiennie wystraszona i wida� było, �e nadal gotowa rzuci� si� do ucieczki, z
inn� srebrn�, wi�ksza tac�, na której był porcelanowy dzbanek z herbat�, taki a�
przezroczysty. Wida� było poziom herbaty. Fili�anki i porcelanowa cukiernica
pasowały do kompletu. Na takim samym spodku były �urawiny ze �liczn� ły�eczk� z
kolejnym herbem na r�czce. Ły�eczki przy herbacie - srebrne - miały za to
monogram, ale tak pozawijany, ze nie potrafiłem go odczyta�.
Ja si� bałem, bo przecie� to co mówił ten Przemyslida, mogło nie�le nastraszy�, a
zarazem byłem speszony, bo przecie� jeszcze w �yciu mi si� nie zdarzył taki
zaszczyt, �ebym pił herbat� cho�by z proboszczem, a co tu mówi� o prawdziwym
panu. Taki pan, który herbat� pija ze sreber i w porcelanie tak cienkiej, �e krzykn��
starczy, by p�kła! To był taki �wiat, o którym mo�e i słyszałem, �e on kiedy� był, ale
�e nadal jest? Przecie� mamy czasy sprawiedliwo�ci społecznej. Z lud�mi, którzy
wszystko mog�, pijałem z musztardówek i to było w porz�dku. Ministrowie u mnie
pili koniak jaki si� chce najlepszy na �wiecie, nawet remy - martin, z kieliszków w
kształcie gruszek, takich �miesznych, pewnie nawet eksportowych - znaczy - na
Zachodzie te� z takich mog� pi�. A tu prosz� - wzór na kieliszkach do domowej
nalewki, jak paj�czyna, tak delikatny i g�sty. Szlifierz musiał to szlifowa� mo�e
nawet tydzie�? Jeden mały kieliszeczek musiał szlifowa� i szlifowa�, a jeszcze ile
przy okazji zmarnował, bo mu si�, na przykład - r�ka omskła? Dło� mi a� zadr�ała,
bo absurdalnie pomy�lałem, jaka tandeta mnie otacza i jaki� inny, lepszy, ba...
mityczny �wiat zobaczyłem mo�e jedyny raz? No bo je�li domysły tego Przemyslidy
s� prawdziwe? Czy ja nie wiem, ile warte jest dziesi�� czekoladek - dziesi�� kilo
złota? Czy ja jestem idiota i nie rozumiem, �e Franek �yje i ze Stasia i z Zygmunta,
�e W�troba swe dochody czerpie ze sprzeda�y melasy przez bezpartyjnego kumpla z
wojny z bandami upa w Bieszczadach? Ile� to roboty da� mi w łeb? Dobrze, �e nie
191
chwaliłem si�, �e potrafi� wali� z broni. Ale warto by było przestrzela� tego nagana z
wymiennym b�bnem. Ogl�dałem grawerunek na nim, do�� nieudolnie spiłowany:
- "porucznikowi Sta... za Brzozówk�".
Reszta imienia i nazwisko - raczej krótkie, spiłowane było rzetelnie.
Baba nalewaj�c herbat� oznajmiła:
- Za dziesi�� minut b�d� schabowe z kapust� i sałatka z kapusty ze �mietan�. Zupa
si� przypaliła, no... nie b�dzie zupy. Mo�e by�?
Ze zdziwieniem zauwa�yłem, �e ona nie pytała gospodarza, lecz mnie, st�d
zbaraniały jedynie skin�łem głow�. Gdy poszła, spontanicznie spytałem:
- Oczywi�cie pa�skie obawy co do resortu z pewno�ci� s� nieprawdziwe. Ale
zbójców nie brak. Ja bym te moj� pukawk� przestrzelał - mam trzy b�bny - z
ka�dego losowo jedn� kul�... To chyba jest rozs�dne?
Po chwili dodałem:
- Nagan nie filozofia, w jednej wiosce, gdzie ruskie jak robactwo le�li na cekaemy, to
wi�cej tego �elastwa le�y jak grzybów... Przy orce wychodz�, bo ostrzał był
artyleryjski - ruskie same armatami swoich pop�dzały...
- Po co o nich tak mówi�? Wielki naród rosyjski wszystko po�wi�cał, aby nas
wyzwoli� od faszystowskiego gada... Po co takie rzeczy mówi�? No dobrze.
Najpierw obiad, potem jeszcze kawa i koniak, no i na pragułku... Niech i tak b�dzie...
Mogło by� wcze�niej... na �niegu... na golasa... za zon�... a to nie to samo... Cygaro
wezm�, zapal�... ba... po pa�sku... Młody człowieku, mam makarowa, mógłbym ci�
waln��, ale po co... A mój makarow dobry, nie zacina si�...
Mimo wzajemnego zdenerwowania, wszystko zjedli�my z apetytem. Potem
rzeczywi�cie była kawa, w takich pozłacanych od wewn�trz, te� porcelanowych
fili�ankach i na talerzykach z tego samego serwisu keks - ale jaki? Koniak był, jak
koniak - mydliny - marki nie znam, bo z karafki, ale chyba te� nie najgorszy,
podobno prawdziwy. Pan Przemyslida zapalił cygaro i gestem r�ki wła�nie wielkiego
pana zaproponował powstanie. Na chwil� jeszcze poszedł do gospodyni, ale wrócił,
miał na sobie szyty pewnie na miar�, olbrzymi na olbrzymim cielsku, płaszcz z
192
wełny. On musiał by� chyba starszy, skoro - jak si� domy�liłem - podczas wojny był
w zeteserer. Wsiedli�my do bryki. Chciałem przesun�� krzesło, bo w moim wozie
była taka luksusowa mo�liwo�� i mimo wszystko chciałem si� pochwali�. On jednak
machn�ł r�k�. Siedział skurczony i okazywał mi drog�. Poza tym jechali�my w
milczeniu. Po chwili byli�my obok grobli mi�dzy stawami. Tych stawów było kilka,
całkiem sporych. Z daleka przygl�dał si� nam czarny punkcik człowieka. Wychodz�c
z wozu Przemyslida skomentował:
- Same bł�dy: wóz rzucaj�cy si� w oczy, niepotrzebny �wiadek, którego trzeba
b�dzie gania�, a on nie�le zna teren, a i dubeltówke na kłusowników ma w budzie...
Odchodz� ostatni fachowcy...
Tak gderaj�c ruszył ku k�pie krzewów mi�dzy stawami - w takim zgrubieniu
grobli. Szarówka, lekka m�awka - parszywa ci�gle pogoda... Nad sama wod� wbity
był, bo chyba nie poło�ony, spory pniak. Wskazałem na niego. Z półobrotu
wyszarpn�łem z rozpi�tej uprzednio szelki - Przemyslida to chyba widział - nagana i
jak na kowbojskich filmach wypaliłem. Spudłowałem, ale nieznacznie. Obróciłem
si� ku niemu, tak z zadowoleniem, bo wcale nie był to najgorszy strzał, mo�e z
dwunastu metrów. On jednak stał z pistoletem w r�ku wycelowanym we mnie. To
pewnie był ten jego makarow. Szału dostałem, bo o mało mnie nie zabił, a po
wyrazie twarzy widziałem, �e gotów był strzela�, a zarazem strzela� wcale nie chciał.
Strasznie si� bał. Po chwili po prostu upu�cił swoja bro� na ziemi�. R�k� trzymał jak
trzymał, a jednak bro� upadła, a on zastygłszy w ge�cie ciała, zarazem si� skurczył,
zrobił si� cholera mniejszy.
- Czy� pan kurwa zdurniał. Ja sam si� boj�... Chc� bro� przestrzela�... Bierz pan
mojego gnata, tu jest drugi b�benek, zmie� pan go i wal. Przecie� mogłe� mnie pan
kurwa ubi�. A tego by wam nie darowano...
Wcale nie byłem taki pewien, czy by mu nie darowano. Jak nie planuj� obu nas
sprz�tn��, to przecie� on jest nie mniej cenny, ni� mój pensjonat. I dopiero teraz
pomy�lałem, �e dla resortu mój pensjonat jest cenny, ja dobrze nim kieruje, wi�c nie
stukn� ani mnie, ani jego. No ale tego Przemyslidzie tak dokładnie nie mogłem
193
powiedzie�. Niemniej, machn�łem r�k� i mo�liwie przekonuj�c� intonacj� głosu,
wyra�nie ju� wyluzowany, co jest paradoksalne, skoro o mało istotnie nie wpadłem
do ryb z dziur� w głowie, zacz�łem mu tłumaczy�:
- Panie - nie popadajmy w histeri�. Ja przemy�lałem - ja nie jestem niezast�piony, ale
jestem trudny do zast�pienia w innych sprawach i nikt mnie nie b�dzie zabijał. W
takim razie i pana nie b�dzie zabijał. Mi kazano rzetelnie si� z panem rozlicza�. Ja na
tym nie mam mie� straty, cho� to jest dla mnie nowy interes i jeszcze nie wiem, jak
pójdzie. Ceny pan ma mi zaproponowa�, abym z obrotu miał siedemna�cie procent,
bo tak mam si� rozlicza�. I nie chc�, �eby� mnie pan bez sensu ubił kurwa...
To go przekonało. W ci�gu pół godziny ustalili�my szczegóły. Jemu wychodziło,
�e normalnie powinno si� toczy�, je�li b�d� miał z tego dwana�cie procent, ale to
było dla mnie nie do przyj�cia i on powiedział:
- Próbuj młody człowieku... W normalnym �wiecie cena nie jest ustalona, tylko cen�
jest to, co skłonny jest zapłaci� nabywca. Mo�e b�d� trudno�ci, ale je�li masz
klientów z gor�cymi złotówkami, to i za wi�cej wezm�. To nie jest rynek w
miasteczku i nie jajami z koszyka b�dziesz handlowa�.
Chyba mi uwierzył. Gdy wracałem, to jednak znów nawiedzały mnie w�tpliwo�ci.
Nawet na herbat� bałem si� zatrzyma�, bo przecie� w schowku miałem dziesi��
kilogramowych sztabek złota - ile to byłoby pier�cionków?
Wróciłem na wieczór. Szkolenie ju� si� sko�czyło. Teraz pili i m�czyli po
pokojach panny. Kazali im si� za ka�dym razem my�, bo było ich wi�cej ni�
dziewczyn - tak ze dwudziestu. Kuchty te� zagoniłem do roboty, ale zastrzegłem, �e
w takim razie poza zak�skami na stole dzi� nic wi�cej do �arcia nie dostan�.
Kuchtom obiecałem po sto pi��dziesi�t złotych od numerka. Dla mnie czysty zysk,
bo przecie� ich numerki te� si� licz� jak ka�dy inny - za skierowanie. Dziwni s� ci
ludzie. Na ulicy na moje kuchty nawet by nie rzucili okiem... To byli sami
prowadz�cy studentów i pracowników naukowych - elita słu�by - intelektuali�ci. I
zreszt� nie powiem, kulturalni ludzie, szkła nie tłukli, dziewczynom kazali si� my�,
upili si� w ko�cu, na ogół na umór, ale jednak i tak, nawet rzygaj�c, zachowywali
194
pewn� elementarna kultur�. I wida� było, �e szkolenie dotyczyło rzeczy wa�nych,
zreszt� tu i tam słyszało si� w tym galimatiasie, �e chodziło o wa�n� koordynacj�
działa�.
Nagana postanowiłem nie zdawa�, a wi�c musiałem zabiega� o stałe pozwolenie.
Poszło od r�ki. Przecie� taki maj�tek miałem na głowie... Jako drug� bro� dostałem
mały belgijski pistolecik, te� z szelkami, z czasów wojny, ale niezbyt
dopasowanymi, od czego� troch� wi�kszego. Franek przy okazji rzucił, tak od
niechcenia, �e przejmuje w sprawie czekolady, a jeszcze lepiej mówi� - lodów -
kontakty ze mn� bezpo�rednio i Zygmuntowi, jak i komukolwiek innemu chuj do
tego.
Zastanawiałem si�, jak - mo�liwie taktownie - powiedzie� mu o tym, �e w takim
razie dwa procenty wcale si� Zygmuntowi nie nale��. W najgorszym wypadku gotów
byłem nie spiera� si�, tylko zwróci� si� o arbitra� do wy�szego przeło�onego, czyli
do Franka.
**********************�**********
1 lutego 1968 telewizja i radio lakonicznie podało, �e w teatrze narodowym w
Warszawie odbył si� ostatni spektakl inscenizacji Kazimierza Dejmka "Dziadów"
Adama Mickiewicza, które były wykorzystywane przez elementy antysocjalistyczne
do wło�enia koła w szprychy przyja�ni polsko - radzieckiej. Jaki� Dajczgewand
Józef - charakterystyczne, �e imi� miał po Stalinie, Kretkowski Sławomir - te� lepsze
nazwisko i Seweryn Andrzej, Seweryn to nazwisko, a Andrzej to imi�, �mieli
składaj�c pod pomnikiem Adama Mickiewicza kwiaty wykona� cios w serce
przyja�ni polsko - radzieckiej. Wszystkiemu temu winni byli Kuro� Jacek i
Modzelewski Karol, w mniejszym stopniu Michnik Adam i Szlajfer Henryk, a
patronowali temu: Bauman Zygmunt, Brus Włodzimierz, a tak�e Kołakowski
Leszek.
195
No to ju� mieli�my awantur� i ja dom�lałem si�, �e nie bez zwi�zku ze
szkoleniami, bo jeszcze kilka było, w moim pensjonacie. Sta� �miał si� tylko, a
raczej cieszył, �e tak dobrze wyszło, bo to s� same �ydy i to ze starej ekipy z
bezpieki i teraz, to w resorcie nieodwołalnie wszystko b�dzie nasze. Dopytywałem o
szczegóły, nawet �ubrówk� piłem - kto� mnie nauczył nowego sposobu - trzeba
miesza� schłodzon� �ubrówk� z zimnym sokiem jabłkowym z Tymbarka - da si� pi�
lepiej, ni� te inne �wi�stwa. Brrr - wódki po prostu nie lubi�, piwo nie da si� pi�, bo
gorzkie, a koniak jest jak mydliny.
No i na to mi Sta� dokumentnie: �e Brus i Bauman byli oficerami politycznymi pod
Lenino, Modzelewski to przybrany syn �ydowskiego ministra spraw zagranicznych
za Bieruta, Kuro� nie jest �yd, ale ze Lwowa i w ogóle. Tylko ten Kretkowski to
jaka� rodzina socjalistyczna jeszcze z czasów, gdy Piłsudski był w PPS - ja musz�
ci�gle pami�ta�, �e Piłsudski pisze si� przez ds., a nie przez dz, bo cho� nigdy nie
b�d� musiał tego wykl�tego nazwiska pisa�, to jednak pami�ta� takie rzeczy wypada,
a sam Piłsudski to wiadomo - niby krewny Dzier�y�skiego, ale na Litwie to oni
cz�sto mieli tak jak Mickiewicz, który te� był �yd i u niego te� były tylko �ydy i
wrogowie Polski. Nic z tego nie rozumiałem, bo w telewizji przecie� mówili, �e
Mickiewicz nadal b�dzie w lekturach szkolnych i jest wa�ny, a przecie�, gdyby był
�ydem, to przecie� to byłoby niemo�liwe. Uznałem, �e w tym pijanym łbie wszystko
si� kiełbasiło, ale zarazem, �e co� tam pi�te przez dziesi�te musi by� prawd�, bo
przecie� przedtem słyszałem, �e ojciec Michnika ma na imi� Ozjasz i tłumaczył
Marksa. Zarazem ciekawe - czy bez pozwolenia Moskwy nasi zaka�� w takim razie
Marksa? Czy skoro Marks nie był �ydem, bo przecie� był koleg� Lenina, tylko
starszym i z Niemiec, ale �yj�cym w Anglii, bo w Rosji wtedy był jeszcze carat, to
czy trzeba w Polsce Marksa zakaza�?
Takie mi si� my�li snuły po głowie, ale uznałem, �e nic mi do tego, bo mój
pensjonat nie �yje z Marksa. Gomółka i Cyrankiewicz ze Spychalskim wisz� tylko w
moim gabinecie, sam Gomółka wisi u ksi�gowej, a pan Mieczysław z osobist�
dedykacj� zdobi pokój Stasia i barmanki. Aha - u jednego milicjanta jeszcze wisi
196
Gomółka, a u drugiego - tak mi doniósł, ale konfidencjonalnie Zygmunt - bo on
wszystkie pokoje sprawdza, tak�e mój, lecz nie ma klucza do sejfu, �e drugi milicjant
ma w walizce na dnie owini�ty szmatk� gipsowy tors towarzysza Stalina. Zytgmunt
mówił, �e to nie jest takie głupie, bo u nas mo�e si� zdawa�, �e stalinizmu ju� nie
ma, ale nikt nie wie, kiedy ruskie znów ochujej�. Był to rzadki przypadek, kiedy
Zygmunt był na ba�ce i mówił w ten sposób:
- I znów przywróc� kult Stalina.
A wtedy ten nasz milicjant, je�li dobrze rozegra spraw�, mo�e nawet zosta�
komendantem powiatowym. W ka�dym razie Zygmunt trzymał swoje dzieła zebrane
Stalina w piwnicy, ale dobrze zabezpieczone i te� w razie czego ma si� czym
pochwali�.
Wszystko to było zbyt dla mnie skomplikowane. Dla mnie wszystko jedno, konkret
si� liczy. Rozmawiałem o tym z ojcem, a ostatnio mieli�my cz�sto ze sob� do
czynienia. Ojciec co tydzie� przywoził ładunek mi�sa, w�dlin i serów ementaler i
oscypków wytwarzanych w spółdzielni w Zakopanem, nadto papieru toaletowego,
szprotek, radzieckiej saury, wody kolo�skiej "prastara"... Od tego czasu cz�sto jej
u�ywałem, cho� szczypało. Zaczynałem si� dopiero goli�, tak co trzy dni. Do tego
dochodziły w�gorze i szynki od tego dawnego niemieckiego, cho� on sam o sobie
mówi, �e jest Mazurem - ale wiadomo - jest Niemcem - w�dzarza. Wszystko to
opychali�my naszym go�ciom z dubeltowa cen� i z tego to był niezły grosz. Rzadko
co� nam si� psuło, to wtedy schodzili�my do ceny detalicznej, czyli sklepowej. Przed
�wi�tami tata Lublinem przywiózł dwie�cie skrzynek pomara�cz i cytryn - przydział
z dwóch powiatów. Wszystko poszło. Klienci swoich kierowców przysyłali i płacili
za cytryny po siedemdziesi�t, a w sklepie przecie� kosztuj� trzydzie�ci, za� za
pomara�cze osiemdziesi�t pi�� złotych za kilogram, cho� sklepowa cena to
czterdzie�ci. Same skrzynki sprzedawałem klientom po dwadzie�cia złotych i brali z
pocałowaniem r�ki, a przecie� skrzynki były za darmo. O te rozliczenie si� ze
skrzynkami ojciec si� upominał i upominał, ale w ko�cu tak mu wygarn�łem, �e si�
odczepił.
197
No wi�c z ojcem o tym rozmawiałem i ojciec powiedział, �e najwa�niejsze, to
nie wychyla� si�. Ka�� ci chwali� Stalina, to chwal, a gani�, to ga�, ale wszystko w
miar�, w drugim szeregu, nie rzucaj�c si� w oczy. Rób co wszyscy, to masz
najwi�ksze szanse. Karz� ci gada�, �e �ydki s� złe, to mów, ale ostro�nie i mało,
najlepiej półg�bkiem, bo sk�d masz wiedzie�, kto wypłynie w przyszło�ci? A
najlepiej dyskretnie jeszcze jakiemu� w czym� niegro�nym pomó�, to w przyszło�ci
mo�e ci si� przyda�. To co mówił tata uznałem za rozs�dne, wi�c w rewan�u
nauczyłem go sposobu z �ubrówk� i z sokiem jabłkowym. On najpierw wydziwiał,
�e wódki w zasadzie nie lubi cz�sto pi� i to jest prawda - jak ma melodi� jak wtedy,
nad rzek�, albo jak wyszedł z mamra, to pije nawet ciepł�, a tak to nie bardzo. No
wi�c wydziwiał, ale potem orzekł, �e poka�e mamie i je�li jej b�dzie smakowa�, to
mo�e by�, ale go�ciom w domu to nie zaryzykuje, �eby proponowa�. Tak z mam�,
je�li powie, �e dobre, to tak, ale z go��mi, to nie... Nawet z tymi z rodziny...
Gdy 5 lutego cała ferajna przyjechała - teraz ze trzydzie�ci chłopa - �wi�towa�
sukces, bo wszystko si� udało i pocz�tek, pod tym pomnikiem Mickiewicza jest
zrobiony, to ja swoje wiedziałem. Oni mi tu rozrabiali. Nikt nie był w stanie
zapanowa� nad dziewczynami. Gotowi chyba byli nawet star� z kuchni rypa�, byleby
było co, w ka�dym razie ksi�gowa schowała si� przed nimi w swoim pokoju, a i tak
ja wyci�gn�li i obracali. Z prywatnej cukierni zamówione torty sami sobie nakładali
kremem do dołu na głow�, no po prostu sodoma i gomora. I nawet nie pomy�l�, �e
mo�e ruskie powiedz� w pewnym momencie - niet...
Jeden po pijaku opowiedział mi, �e oni �wi�tuj�, ale nie wszystko poszło po
my�li pana Mieczysława. Bo pocz�tkowo, to gdy zdecydowano zdejmowa� „Dziady”
Mickiewicza z afisza – tak si� mówi – to miała by� demonstracja patriotycznych
studentów. Pan Mieczysław miał do nich podjecha� pod pomnik Mickiewicza, uj��
si� za nimi i znów kaza� wystawia� sztuk� w teatrze. Podobno Ruscy na to szli i
nawet przysłali swojego ambasadora na przedstawienie, �eby pokaza�, �e oni nie s�
przeciwko Mickiewiczowi i nie popieraj� nadgorliwców. Ale podobno w spraw�
wdali si� �ydzi i jacy� komandosi, wła�nie ci Dajczgewandzi i panu Mieczysławowi
198
naprawd� nie pozostało nic innego, jak tylko zakaza� przedstawie�, jako
syjonistycznych i nacjonalistycznych.
Wszystko to podobno było jednak bez znaczenia, bo było oboj�tne, czy �ydów
wywala� si� b�dzie z posad za to, �e chcieli zwalcza� literatur� narodow� z
Mickiewiczem na czele, czy za to, �e chcieli j� wykorzysta� w interesach
mi�dzynarodowego syjonizmu i zachodnioniemieckiego rewan�yzmu.
Rano wsiedli w autokar i pojechali, a ja miałem taki burdel w pensjonacie, �e
nawet w jadalni jaka� idiota ponaklejała na �elatyn�, któr� zalano półmisek, plastry
schabu, pod szlaczek, chyba z dwadzie�cia plasterków, a� pod sufitem. Prawie �aden
si� nie odkleił. A przecie� ten schab, specjalnie najpierw marynowany,
przyprawiany, to nie byle gówno, które ich mał�onki prosto wyci�gni�te przez
ojczyzn� ludowa z obory, potrafi� upichci�... No ale �e za nic nie płacili - dubeltowo
poszły skierowania wczasowe, a dostali jakie� premie, to dokładnie wyczy�cili
wła�nie przywiezione przez tat� zapasy. Wszystko poszło bez targowania i nawet,
mi�dzy nami mówi�c, bez wagi. Tak na oko, z moj� korzy�ci�. Wszyscy tak chcieli,
byle by szybciej przeszło, bo oni mieli strasznego kaca. Tak stoj�c w kolejce po
mi�so w kuchni, warz�chwiami wypili zimny rosół z kotła. Cały kocioł, bo jak wzi�li
kucharki w obroty, to poprzedniego dnia nie miał im kto tego poda�. No, zwyczajna
stonka, a nie ludzie...
Ale ja oczywi�cie byłem usłu�ny, dla ka�dego miałem dobre słowo, o nic si�
nie gniewałem. Co sobie sam my�lałem, to moje.
Ten schab to kazałem odklei�, sam te� pomagałem. Umyło si� go, zalało now�
�elatyn� i go�cie zjedli. Cała załoga wiedziała, o co chodzi, a przecie� nikt nie
sypn�ł. Trzeba przyzna�, �e stanowimy coraz lepiej zgrany kolektyw...
Dopiero na pocz�tku lutego sprzedałem pierwsze czekoladki. Przebicie miałem
du�e. Cztery wzi�li, po jednej, rzemie�lnicy. Bali si�, �e to tombak. Tych przysłał
minister i tak gro�nie patrzył, �e bez szemrania wyci�gali pieni�dze. Reszt� hurtem
zgarn�ł dyrektor sprzeda�y fabryki włóczki wełnianej z Łodzi i on w ogóle si� nie
targował. On był na hasło od Franka. Umówili�my si� na nast�pn� dostaw�, a termin
199
miałem poda� wła�nie przez Franka. Za jednym zamachem zarobiłem wi�cej
pieni�dzy, ni� w całym 67 roku. Chryste Panie... Przecie� to był taki bogaty rok...
Siedziałem wła�nie w salonie u Przemyslidy. Facet zamontował u siebie
telewizor. Nie był to byle jaki aparat, lecz produkt holenderski – Philipsa. Od razu
było wida�, �e ma wi�kszy kineskop i nowoczesn�, z jakiego� wschodniego,
czerwonego nieomal drewna obudow�. Nie chciał monterów wpuszcza� do
mieszkania, wi�c najpierw musiał sam dokładnie pozna� zasady zamontowania
anteny na dachu tak, by nie �ci�gała piorunów. Przyznał, �e piorunów troch� si�
obawia. Obraz był tak samo blady jak u nas, ale to dlatego, �e te� mieszka daleko od
nadajnika. Po obiedzie siedzieli�my w fotelach. Przemyslida palił wielkie cygaro,
hawa�skie, od towarzyszy radzieckich - jak to z naciskiem podkre�lił i omawiali�my
interesy. Imponował mi jego dom. Przemyslida narzekał, �e nie mo�e zadba� o ziele�
przed domem, bo gdyby mógł, to odrestaurowałby park i zaprowadził porz�dne
klomby. Nawet trzech ogrodników by zatrudnił w sezonie, a jednego na stałe, ale
wtedy to by dopiero rzucałby si� w oczy.
Z p�katych kryształowych kieliszków pili�my koniak i w takich
naczyniach, to nawet koniak, cho� to mydliny, smakował mi. Opowiadał o tajnikach
handlu złotem. Tak naprawd� szwajcarskie czy brytyjskie sztabki ró�ni� si� mi�dzy
sob�. S� bowiem prawdziwe i one maja prób� 99.99, ale s� i krajowe wyroby. Złoto
da si� rafinowa�, nawet on sam to robi. Odlewa z tego sztabki. Jest synem jubilera i
wie, co i jak, od dziecka.
Zdziwiony byłem, bo byłem pewien, �e urodził si� w pałacu. Ale
pomy�lałem, �e jubiler, to przecie� te� jest dobrze. Otó� je�li jest złoto z na przykład
radzieckich pier�cionków, a one nie maj� �adnej warto�ci jubilerskiej - jest to po
prostu złom - to trzeba to przetopi� i wyrafinowa� do poziomu 98 procent - nie mniej
w ka�dym razie, ostemplowa� stemplem, który fachowiec od r�ki rozpozna i
200
sprzedawa�. Oczywi�cie taka sztabka kosztuje troch� mniej, bo ma mniejsza
zawarto�� złota, a i za autentyczno�� te� trzeba płaci�. Ale o 98 procent nikt nie ma
prawa si� obrazi� - nawet je�li my�lał, �e to autentyk, to za niewiedz�, tak troch� -
tyci, tyci - te� trzeba płaci�. Ale jak kto� da mniej ni� 98, to ju� kapota, za to wolno
jest nawet zabi�. Bo ka�dy wie, �e do 98 mo�na do�� łatwo wyrafinowa� i je�li jest
mniej, to znaczy, �e sprzedawca chce oszuka� nabywc�.
Tak mi perorował, a w tym czasie Władysław Gomółka w telewizorze
przemawiał w sali kongresowej do aktywu zwi�zków zawodowych omawiaj�c
niedawne wydarzenia marcowe. Nie zwracali�my na to uwagi, cho� zauwa�yłem, �e
mój rozmówca, cho� taki raczej oci��ały w ruchach, ma podzieln� uwag� i chyba
nawet do�� uwa�nie analizuje to, co płyn�ło z gło�nika. W ka�dym razie, gdy były
zakłócenia obrazu, to niespiesznie, lecz gdy d�wi�ku - to od razu regulował aparat.
Wyra�nie było wida�, �e Philips to jednak łatwiejsza w obsłudze maszyna, ni�
aparaty krajowe, czy z naszego obozu socjalistycznego. Cho� mo�e znaczenie miał i
fakt, �e Przemyslida wcale si� nie denerwował i swoje manipulacje wykonywał bez
emocji.
Ja tylko - gdy jednak roze�mieli�my si�, gdy o jakim� poecie Wiesław
powiedział, �e jest ni pies, ni wydra, co� na kształt �widra, czyli alfonsem -
zainteresowałem si�, bo istotne dla mnie było, czy mam konkurencje, któr� Wiesław
wła�nie rozgonił, czy nie?
Oczywi�cie Przemyslida nie wiedział, dlaczego kwestia mnie interesuje,
ale spokojnie, jak to on, orzekł, �e to była przeno�nia i je�li kto� w tym towarzystwie
jest alfonsem, to chyba tylko ten prawicowy odchyleniec. To ostatnie powiedział
jednak cho� troch�, mo�e niezbyt zauwa�alnie - ale jednak emocjonalnie.
Domy�liłem si�, �e chodzi mu o Wiesława, ale bzdury z jakimi� odchyleniami
całkiem mnie nie interesowały.
To przemówienie, je�li było dla mnie wa�ne, to tylko dlatego, �e
znamionowało now� balang� triumfaln�. Nie omyliłem si�. Za tydzie� przez trzy dni
pensjonat był tylko dla nich. Przedtem �ci�gn�li�my dwie nowe dziewczyny, ale one
201
nie miały wprawy i po pierwszym dniu wszystko je bolało. Wtedy za jedn� dob�
były po dwa skierowania, a teraz za trzy doby te� były po dwa skierowania za osob�.
Jak wyrachowałem, to nie udało mi si� zmie�ci� w kosztach. Sta� chyba te� miał
straty, ale Franek, gdy próbowali�my si� skar�y�, tylko palcem nam pogroził.
Zwyci�stwo w wojnie �ydowskiej było pełne i do lata w kraju nie miało by� �adnego
�yda. Wszyscy won do Izraela, albo gdzie oczy ponios�. Uznałem, �e to dobrze, bo
b�dziemy mieli czysty rasowo kraj i nie b�dzie ju� takich awantur, ale tata
powiedział, �e trzech dobrych lekarzy ze szpitala wojewódzkiego ma si� zbiera� i
mama, coraz bardziej chora na serce, wcale nie jest zadowolona. Ksi�dz te� jej nie
powiedział, �e to dobrze, a jedyne co dobre, to to, �e komuni�ci mi�dzy sob� si� �r�,
ale czy od tego musi by� lepiej?
W ka�dym razie mówiło si�, �e pan Mieczysław mo�e zast�pi�
Wiesława, a to na pewno byłoby dobrze. Ale potem coraz bardziej orientowałem si�,
�e to wszystko rozchodzi si� po ko�ciach. Nawet nie udało si� ustrzeli� Kliszki, a
podobno on jest �yd jak st�d do Zaleszczyk.
Co za Zaleszczyki, to nie wiem, cho� gdzie� ju� t� nazw� słyszałem.
Wszyscy te� si� �mieli, �e jak zwykle przetrwał Cyrankiewicz, a tak�e, z niejakim
szacunkiem, �e "tak czy owak, Zenon Nowak". Podobno ten to w ogóle jest
wył�cznie "człowiek radziecki" i nikt nie potrafi go ruszy�.
Zwi�zek Radziecki interesował mnie - opowiadał mi o czasach
wojennych w zeteserer Przemyslida, �e straszna bieda i gdyby da� tam ludziom
wolno��, to wszyscy wszystkich od razu by zagry�li i tylko trawa w zetesererze by
rosła. Zastanawiałem si�, czy to by było dobrze, czy �le, ale uznałem, �e najpierw
dobrze by było mie� wi�cej pieni�dzy i złota i w ogóle wszystkiego, ni� ma
Przemyslida, a wtedy, niech nawet sanacja wraca. Ja sobie tak my�lałem o tym w
samochodzie i gdy zdałem sobie spraw�, jakie głupoty my�l�, to a� waln�łem si� w
czoło i o mało nie spowodowałem powa�nego wypadku drogowego. Na szcz��cie nie
waln�łem w słupek, za to ubiłem dwie g�si. To ju� było za wsi� i tylko dwie
staruszki szły, wi�c ładnie powiedziałem im dzie� dobry, jak wypada i dawaj ładuj�
202
te g�si do baga�nika. Mo�e �le zrobiłem, bo one, ju� chyba zdechłe, zapaskudziły mi
baga�nik i w samochodzie cuchn�ło przez tydzie�, ale co mi baby zrobi�? One
wygra�ały pi��ciami, ale takie małe jakie� baby, stare, wi�c cho� miałem szesna�cie
sztabek 98 i trzy pełne, prawdziwe szwajcarskie, to nie obcyndalałem si�. Niech
mnie goni milicja. Miałem na stałe legitymacj� porucznika SB z moj� fotografi� i nie
moim nazwiskiem. Na jej widok do rowu by zmiatali ze strachu!
No có�... Młody człowiek to i fantazji nie brakuje... Cho� zdawałem
sobie spraw�, �e tak naprawd�, to robi� głupstwo i nie ma si� czym chwali�.
Latem sze��dziesi�tego ósmego du�o gadało si� o Czechosłowacji. Ze
zło�ci�, bo to mogło by� gro�ne dla kraju, ale i ze �miechem. Pami�tam - mówiono,
�e w Czechosłowacji jest Svoboda i poDupczy� mo�na... Jednak cały kraj odetchn�ł
z ulg�, gdy wreszcie nasi tam wjechali. Nawet zwykli ludzie nie �ałowali Czechów,
bo oni nigdy nie walcz� o swoje. Na takich, powiadaj�, w razie czego nie mo�na
liczy�. Co� słyszałem o Zaolziu, ale nic z tego, jak to zwykle, nie wyszło. Władze
mieli�my coraz mniej dynamiczn�. Podobno gdyby Mietek był pierwszym, to takiej
okazji by nie przepu�cił. Przemyslida wprawdzie powiedział mi, �e "głupstwa
pleciesz młody człowieku", ale akurat na tym to on nie musiał si� zna�. Zaolzie to
Zaolzie - je�� nie woła, nawet mo�e nakarmi�! Nie postarali si� nasi.
Kucharka orzekła, �e z jakich� powodów te dwie g�si nadaj� si� tylko na
faszerowane i je�li te tłumoki kuchenne nie pokalecz� przy zdejmowaniu skóry, to
powinny by� dobre. Rzeczywi�cie, były - palce liza�! Z dwóch g�si zrobiła si�
jedna, ale wszystko było w porz�dku. Dla siebie nic nie r�bn�ła, zanim nie
pozwoliłem. Po prostu dwie zmielone w elektrycznej maszynce - niedawno
dostali�my na ni� przydział i jak raz, były w magazynach w Olsztynie - siedziały w
skórze jednej...
************************************************
203
Ja przecie przy najlepszej woli nie byłem w stanie wyda� nawet trzeciej
cz��ci swojej pensji z dodatkami. A przecie� to była pestka w porównaniu ze fors�,
któr� zgarniałem z pokrywania rachunkami skierowa� na wczasy. No i one i tak si�
powi�kszały dzi�ki sprzeda�y go�ciom �ywno�ci i innych towarów, rzekomo
zu�ywanych w pensjonacie. Do tego dochodził niesamowity obrót w�dzonymi
w�gorzami i szynkami, bo Gerhardowi załatwiłem formalnie nasze szynki z
zakładów mi�snych w Bydgoszczy. Stare kanały, mo�na rzecz. Antoni latem był
kierownikiem wczasowiska bydgoskich zakładów mi�snych nad morzem. Ja
kombinowałem, �e mo�e ju� działaj� te jego szklarnie, ale on ich jeszcze nie
uruchomił. Za to tak załatwili�my, �e na duplikatach skierowa� potwierdzanych
przez nas samych stemplem, mo�na było stworzy� now� dostaw�, zduplikowan�,
surowych szynek. A szynki były potrzebne, bo ju� ojciec Gerharda przed wojna co
tydzie� kolej� dostarczał do hamburskiego hotelu "Altona" wła�nie szynki i w�gorze.
Oczywi�cie - nawet z własnej �wini własnor�cznie ubitej chłop nie miał prawa nic
uw�dzi�. Ba - nie miał prawa jej zabi�, to te� ci bardziej boj�cy si� chłopi cz�sto
najpierw �winiakowi łamali nog� i wówczas ka�dy weterynarz mógł pod przysi�g�
przyzna�, �e chłop musiał interweniowa� no�em. Ale nawet wtenczas nie mógł
w�dzi�. Oczywi�cie chłopi nie takie tam rzeczy potrafili robi�. Potrafili mie� do
wysoko�� pierwszego pi�tra retorty do p�dzenia bimbru. W�dzarni� to miał ka�dy.
Franek, gdy usłyszał o tej szynce z hotelu "Altona", to si� zapalił. Z
w�dzarni Gerharda zrobiło si� oddział jakiego� pegeeru o sto kilometrów dalej, tak
na lip�, ale bumaga była i z tym papierem mo�na było uw�dzi� nawet
wojewódzkiego prezesa sanepidu. Tak naprawd�, to sanepid nawet nie miał prawa
si� pojawi�. Ju� wkrótce Mietek zacz�ł je�dzi�, najpierw raz na dwa tygodnie, a
potem raz na tydzie�, z produktami Gerharda do Hamburga. Okazało si� - oni tam
pami�tali i ch�tnie kupowali. Mietek najpierw je�dził, razem z ci�gle zmieniaj�cym
si� konwojentem, który nie miał prawa nawet wej�� do naszego parku, zupełnie
now� Nysk�, ale poniewa� ten samochód z jakich� powodów nie nadawał si� na
drogi zachodnioeuropejskie, to resort kupił mu chłodni� na mikrobusie volkswagena.
204
My na tym w ogóle nie mieli�my straty - to co szło do Niemiec, to nie
była nawet połowa produkcji Wernera, a reszt� my brali�my. Nawet s�siadom nie
wolno mu było sprzeda�. Zreszt� on był Mazurem i z s�siadami blisko nie �ył. Oni
byli zza Buga i wcale si� do Niemca nie garn�li. Dla nich tylko bandyta ukrai�ski
mógł by� gorszy. Dla kilku rodzin z Wile�szczyzny z kolei Litwini, to "strzelcy
ponarscy" - gorzej zwierz�t - gorsi byli od Wernera. A w tej wsi Ukrai�ców z akcji
Wisła wcale nie brakowało. Ja nawet troch� si� bałem tam je�dzi� i zawsze brałem ze
sob� nagana, a i dwie rodziny litewskie, uciekaj�c przed sowietami, te� si� przytuliły
i udawały najwi�kszych Polaków. Ludzie swoje wiedzieli - to byli szaulisi. Co by to
słowo miało znaczy�, to nie wiem, ale pewnie w tamtejszej gwarze nic przyjemnego.
Pyta� nie chciałem, bo je�li nasi Polacy byli w jakiej� organizacji, to te� w niezbyt
prawomy�lnej, pewnie w AK, albo co� takiego.
Lato sze��dziesi�tego dziewi�tego było pi�kne. Problem z dochodami
rozwi�załem tak, �e dochody z czekolady lokowałem w czekoladkach.
Kolekcjonowałem te najprawdziwsze i tylko z brytyjskiego banku. No bo co to jest
Szwajcaria? Taki kraj, którego nikt nie rabuje, bo sam chowa tam swoje pieni�dze,
ale to wszystko mo�e by� do czasu. Jak ruskie rusz�, to przecie� �adnej neutralno�ci
nie uszanuj�. Dyskretnie podpytywałem na te okoliczno�� co lepiej zorientowanych
go�ci. Wszyscy ł�cznie z pułkownikami i generałami stwierdzali bez �adnych waha�:
- ruskie niczego nie uszanuj�, a ju� szwajcarskiej neutralno�ci szczególnie. A
przecie� taki generał dlatego jest generałem, �e ruskie go znaj�, ale i on zna ruskich.
Jeden generał milicji powiedział, �e to nawet jest interesuj�cy, teoretyczny problem
taktyczny, bo ruskie pchaj� si� do ataku falami - jak jedna fala zginie, to posyłaj�
drug� i tylko kadry ze sztandarem odsyłaj� na zaplecze dla rekonstrukcji formacji.
Ale ju� podczas wojny na Przeł�czy U�ockiej nic im z tego nie wyszło, usypali gór�
z osiemdziesi�ciu tysi�cy trupów, czołgów, samochodów i całego tego �elastwa, �e
kolejne szturmy były niemo�liwe. Dopiero przyszedł �ukow, a dla niego nic nie było
niemo�liwe, on nawet w Armii Czerwonej wyró�niał si� temperamentem bojowym.
W rezultacie stracił drugie tyle, ale przeł�cz zdobył. Lecz ze zdobywaniem
205
Szwajcarii, gdzie takich przeł�czy s� wi�cej ni� dziesi�tki, a ka�dy Szwajcar ma
pancerfausta w mieszkaniu, to zwyczajnie mo�e zabrakn�� rekrutów. Bo to jest
przes�d - kontynuował generał - �e ruskich jest niesko�czona ilo��. Wystarczy wzi��
rocznik statystyczny i nawet uwzgl�dniaj�c pewien naturalny chaos statystyczny, w
przybli�eniu do dziesi�ciu milionów wyjdzie nam rzeczywista liczba ludno�ci. I to
jest liczba sko�czona. Nie da si� na ka�d� przeł�cz szwajcarska po�wi�ca� cho�by
tylko i stu tysi�cy, bo przecie� kto� musi podbija� reszt� Europy.
- Szwajcaria, to b�dzie kopernika�ski przewrót w taktyce radzieckiej -
orzekł podnosz�c tłusty palec ku górze i oblizuj�c si� na widok zbli�aj�cej si� mojej
panienki.
Odchodz�c rzucił jeszcze:
- Potem b�dzie Afryka i nowa taktyka b�dzie bardzo potrzebna. Na Afryk�
szkoda a� tylu ludzi... Cho� czy oni to zrozumiej�? - I poszedł z dziewczyn�, ze
zniech�ceniem machaj�c r�k�...
Mnie to w ogóle nie obchodziło, czy b�dzie przewrót, czy nie, ale
czekoladki postanowiłem zbiera� tylko firmowe Bank of England. Bo niby złoto to
złoto i zawsze ma warto��, lecz Anglia to wyspa i tak jest lepiej.
Za to pozostałe pieni�dze za rad� Przemyslidy postanowiłem lokowa� w
dolarach, ale prawdziwych, nie w bonach, bo to szajs, w �winkach, czyli w złotych
rublach carskich i w złotych dziesi�ciodolarówkach zwanych cymesami. Ja ch�tnie
bym zbierał takie pi�kne rzeczy, jak on, ale nie znałem si� na tym, a co gorsza, nie
miałem ich gdzie trzyma�. Przemyslida po prostu nikogo poza słu�b� i najbardziej
zaufanymi przyjaciółmi, takimi, jak - nie chwal�c si� - ja , do domu nie wpuszczał.
Ja tych warunków nie miałem.
Co� dziwnego działo si� z Zygmuntem. Oczywi�cie domy�lałem si�, �e
nie przeszedł do handlu zagranicznego i za tymi jego kursami do Hamburga co� musi
si� kry�. Ale co, tego nie wiedziałem. Pocz�tkowo przywoził sporo towaru na handel
- jakie� po�czochy, zreszt� nawet sam nie wiem co. On mi tylko mówił, co mo�e mi
cennego z Niemiec przywie��, czego u nas w kraju nie ma i pytał, czy ja chc�? W ten
206
sposób stałem si� wła�cicielem małego dyktafonu japo�skiego. Szpula starczała na
jakie� trzydzie�ci minut. Rozmiar - pi�tna�cie centymetrów na dziesi�� i z pi��
wysoko�ci. Same tranzystora i ani jednej lampy. Takiego sprz�tu prawie nie ma
nawet na rakowieckiej. Pu�cił do mnie oko:
- Ka�d� rozmow� nagrasz. W s�dzie to u nas w kraju nie jest �aden dowód,
ale nie oto przecie� chodzi. Mikrofonik na kablu zaczepiasz pod stołem i ka�d�
rozmow� nagrywasz.
No to zamówiłem. Do nagrywania muzyki nie bardzo si� nadaje, ale głos
nagrywa super.
Druga rzecz, to radio tranzystorowe. Te� japo�skie, małe, w czarnym
etui, podobno rzadki przypadek, bo z falami krótkimi, w sam raz na woln� Europ� i
BBC, a tam podobno w radioodbiornikach fale krótkie to rzadko��. Potem jako
nagrod� rzeczow� za słu�b� pan Mieczysław ofiarował mi radzieck� Spidol� - du�o
wi�ksz�, z teleskopow� anten�, z czterema krótkimi zakresami, dla wrogich rozgło�ni
po prostu ideał.
Potem Zygmunt przywiózł mi szelki do belgijskiego pistoleciku.
Strasznie drogie, ale ja głupi my�lałem, �e to b�dzie tanie i nawet nie pytałem o cen�,
tylko zamówiłem. Zygmunt mówił, �e na Zachodzie, na zakup broni, w takim
normalnym sklepie, do którego ka�dy mo�e tam sobie wej��, potrzebne jest
pozwolenie, ale oni na Zachodzie s� tacy naiwni, �e gdy si� kupuje szelki, to nawet
legitymowa� si� nie trzeba. Co za burdel na tym Zachodzie? Przecie� wiadomo, �e
jak kto� chce szelki, to znaczy �e ma, lub b�dzie miał bro�, a wi�c cho�by dla zasady
trzeba go skontrolowa�, przepyta� co i jak, bo bro� to nie maszyna do szycia.
Wreszcie przywiózł mi albumy do fotografii. Rzeczywi�cie �liczne. Raz
tylko widziałem równie ładne, bo przedwojenne. Od razu trzy, cho� zdaje si�, �e
zamawiałem jeden, bo po co mi wi�cej? Ale nie spierałem si�. Dwa pozostałe b�d�
jak znalazł na luksusowe podarki. Jeden dla rodziców, a drugi dla kogo� z
kierownictwa, gdy b�dzie okazja.
207
No i na koniec telewizor Philipsa. Ja chciałem dokładnie taki sam, jak
Przemyslidy. W ko�cu to ju� kosztowało straszne pieni�dze i chciałem dokładnie to,
co zamówiłem. Ale dostałem model równie� dwudziestojednocałowy w kineskopie,
czyli olbrzymi, lecz z inn�, plastikow� obudow�. Po namy�le jednak uznałem, �e
plastik mo�e nawet jest bardziej nowoczesny?
Najwi�cej zamawiały u Zygmunta dziewczyny. Przywoził dla nich
fatałaszki. Dla mnie zreszt� te�. To nie były drogie rzeczy. Z przebiciem, bo on
zawsze, rzecz jasna, przebijał cen� zakupu. To było nawet taniej, ni� w naszych
sklepach, a o ile lepsze. Te rzeczy były u�ywane, ale bogacze niemieccy chyba ze
trzy razy jak�� rzecz nosili na sobie i oddawali na szmaty i z mojego punktu
widzenia to były rzeczy nowe. Dowiedziałem si�, �e z tego �yj� nasze ciuchy na
Pradze. Tak wi�c miałem dwie marynarki, trzy pary wełnianych spodni i jedne z
białego, a wła�ciwie z popielatego płótna letnie, cztery luksusowe koszule pod
marynark�, płaszcz prochowiec z podpink�, podobno taki, jak ma D�ems Bond... Nie
wiem, kto to taki, ale to nazwisko cz�sto padało z ust niektórych ludzi z resortu i to
mówili o nim z uznaniem. Mo�e to jaki� nasz, albo radziecki kret w ich słu�bach?
Je�li to Polak, to ch�tnie bym go poznał, ale jeszcze go u mnie nie było. Jak tak
dobrze ubrany, to pewnie przed dziewczynami nie mo�e si� op�dzi�...
Zygmunt wracał przez enerde i stamt�d przywiózł mi dwana�cie par
skarpetek i sze�� kompletów bielizny bawełnianej. Wszystko to w nie lepszym
gatunku, ni� u nas, ale zagraniczne, to kupił od razu wi�cej i przy okazji
dowiedziałem si�, �e stanowczo nie nale�y bielizny i skarpetek nosi� dłu�ej ni� trzy
dni. Pocz�tkowo, gdy przej�łem pensjonat, to nawet tak robiłem, bo pranie i tak mnie
nie kosztowało, ale potem uznałem, �e za bardzo materiał si� niszczy i znów
nosiłem wszystko po tydzie�. Teraz jednak postanowiłem ju� do ko�ca �ycia by�
kulturalny i zmienia� całe to barachło nie rzadziej ni� raz na tydzie�. Zygmunt
przywoził Stasiowi ze strefy wolnocłowej takie trunki, których nie było w baltonie i
w sklepach pekao. W strefach wolnocłowych ceny były troch� wy�sze, ale wybór
wi�kszy, wi�c Sta� nabijał na te rzeczy zaporowe ceny, tak �e mało kto to zamawiał,
208
a za to miał teraz w barku z sze��dziesi�t ró�nych flaszek. To robiło wra�enie.
Gdyby towarzysz Wiesław ni st�d ni zow�d zrobił na nas nalot, to jak twierdził pan
Mieczysław - umarł by od razu na palpitacj� i wiele rzeczy by si� wyprostowało.
Tego ostatniegop wcale nie powiedział, ale to si� samo przez si� rozumiało. No ale
towarzysz Wiesław roztropnie wcale nas nie nawiedzał.
Zygmunt maj�c jakie� sprawy w Niemczech, zainteresowanie dla
krajowych spraw utracił. Zreszt� chyba musiał jako� zmieni� departament, cho� o
tym si� nie słyszało. Zreszt� nadal, oficjalnie, to on był moim prowadz�cym.
W ka�dym razie wida� było, cho� si� z tym nie obnosił, �e ma jakie�
straszne pieni�dze. To troch� przewróciło mu w głowie, bo miał ju� trzecie dziecko
ze swoj� �on� - a jak porachowałem, to tylko raz na tydzie� na jedn� noc wpadał do
domu. Gdy był w kraju, to siedział u nas, a połow� tygodnia sp�dzał w podró�y.
Coraz dłu�ej te� posiadywał u nas minister od rzemiosła. Jeden generał
milicji w Krakowa to nawet zauwa�ył, �e je�li minister siedzi wył�cznie w burdelu,
to my nigdy nie zlikwidujemy prywatnego rzemiosła i z tego wszystkiego ruskie
nam kiedy� jaja za to urw�.
Ministra spotkało wielkie nieszcz��cie. Podczas wydarze� marcowych
jego syn wygłupiał si� i demonstrował na uniwersytecie. Poniewa� studiował
matematyk�, a tego wydziału nie rozwi�zali, to minister jako� tak załatwił, �e syna
ani nie wyrzucili ze studiów, ani nawet sprawy mu nie wytoczyli. Jego te� nie ruszyli
- �ydem nie był, z Mietkiem �ył dobrze, wi�c w prasie, gdy pisano o zamkni�tych
dzieciach notabli, to jego nazwisko nie padało. Bo te� prawd� było powiedzenie:
- "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem".
Minister za�, jak zwykle sceptyczny, po pijaku o hecach antysemickich
wypowiadaj�cy si� nawet do�� dosadnie, był jednak z Mieciem i to wystarczyło.
Ten jego syn jednak nadal wdawał si� w jakie� awantury. To nawet
wiedziałem nie od ministra - on bowiem, rzecz jasna - milczał - lecz od Stasia.
Powiedział mi, �e jest prikaz, by szczególnie pod tym k�tem obserwowa� ministra,
czy czasem nie ma jakich� konszachtów z synem. Ja jednak tego syna na oczy nie
209
widziałem, a poniewa� minister do swego urz�du wracał tylko, gdy była operatywka
wtorkowa, lub gdy kazali mu by� na posiedzeniach rz�du, to z synem chyba nie
bardzo mógł kombinowa�. Mieszkał w pokoju Adasia. Tam miał nawet, bardzo
dyskretnie przeci�gni�t� telefoniczn� linie rz�dow�. Jako� to pewnie z Frankiem
musiał załatwi�, ale nie jestem pewien, czy nawet Franek mo�e podejmowa� a� tak
wa�ne decyzje.
Pani doktor robiła badania dziewczyn i Adasia co tydzie�. Ja jednak nie
współ�yłem z nimi regularnie, bo gdy mnie spierało, to cz�sto zagl�dałem do
ksi�gowej. Utrwalił si� taki obyczaj, �e ona zamykała drzwi gabinetu na klucz i
zasłaniała okna. Nie wiem po jak� choler� zawsze zapalała na talerzyku �wiec�, a
potem to nawet w cepelii kupiłem jej �wiecznik. Uwa�nie zdejmowała rajstopy.
Kupowała je za du�e pieni�dze od Zygmunta i nie chciała, by z byle powodu poszły
oczka. A potem �ciagała majtki. Podci�gała spódnic� i kazała sobie w tyłku gmera�.
Siedziała jako� tak, �e było to mo�liwe. Gdy nastawał wła�ciwy moment, to ja
szybko wstawałem, spuszczałem spodnie, od których pasek i guziki i tak miałem ju�
rozpi�te i dawałem jej loda. Ona jedn� r�k� pomagała sobie przy lodzie, a drug�
trzymała mi�dzy nogami. Zawsze wszystko sumiennie połykała, albo - je�li miała
dobry humor - to rozmazywała na twarzy. A wła�ciwie inaczej - je�li miała ciot�, to
nigdzie jej tam nie gmerałem tylko dawałem loda i ona wówczas nie połykała, tylko
rozmazywała sobie na twarzy. Mówiła, �e to jest najlepsza maseczka kosmetyczna.
Tak jako� dziwnie robili�my, ale ja w moim pensjonacie napatrzyłem si�
na dziwactwa.
Gdy raz dziewczyny ju� nas bardzo wkurzyły, bo one ci�gle miały jakie�
��dania, których nie mo�na było spełni�, to kazałem ka�dej pój�� do pokoju. Jak to
czasem koło południa si� zdarzało, poza ministrem nikogo w z go�ci nie było,.
Poniewa� Ada� trzymał zwykle z dziewczynami, to prosiłem ministra, aby te� go w
tym samym czasie stłukł, co tamten robi sumiennie, lej�c go chyba z my�l� o swoim
synu, a poniewa� potem dawał Adasiowi podarki, to Ada� nie bardzo protestował,
cho� ryczał w niebogłosy. No wi�c czasem robiłem - tak si� utrwaliło to nazywa� -
210
dzie� sanitarny i ka�da dziewczyna czekała w swoim pokoju, a ja z milicjantem
szedłem od pokoju do pokoju i po kolei je lałem. Jedne udawały, �e walcz� i trzeba
było uwa�a�, �eby nie da� si� podrapa�, a jedna - taka Iwona ze l�ska - bardzo to
lubiła. Poniewa� uwa�ała, �e pasek od milicyjnych spodni jest za lekki, a my nie
zwa�aj�c na �lady leli�my je wtedy paskiem, to tylko w szlafroczku czekała na nas, a
obok le�ało pot��ne pasisko stra�ackie, które sam nie wiem sk�d wytrzasn�ła. Ta
sytuacja była a� głupia i milicjant stanowczo domagał si�, �ebym to ja lał, a ona
chciała, �eby milicjant, bo milicjant bił mocniej, o co jej chodziło. W ko�cu milicjant
si� wkurzał i lał j� tak, jak ona lubiła, ja dyskretnie wychodziłem i wszyscy byli
zadowoleni.
Ten milicjant to był mi wierny jak pies. Wiedział dobrze, �e cała ta
operacja, a do bicia tej dziewczyny wcale nie miał serca, a� dziwne, bo bi� lubił, nie
jest mo�liwa bez mojej dobrej woli. Czasem, ale bardzo rzadko, robili to na własn�
r�k�. Raz widziałem dziwo nad dziwo: ona na golasa le�ała zim� na lodzie na
jeziorze, mo�e podło�yła sobie jak�� kurtk� - mam przynajmniej taka nadziej�, a on
j� lał tym pasem, a nawet kopał buciorami. Mimo odległo�ci mo�na było dostrzec, �e
s� to kopy bez �adnej dynamiki. Nawet krzyczała mu:
- "mocniej, mocniej"!
Co było dalej, to nie wiem, bo jednak nie przerwałem tych bezece�stw i
słusznie - po tym wszystkim nawet nie była zakatarzona.
Jeden kapitan, naukowiec, potem pracował w akademii MSW - on u nas
czasem bywał, przywiózł akurat tego dnia, kiedy tłukli�my dziewczyny, by wybi� im
głupoty w główek, swojego młodszego koleg�, porucznika, takiego rudego z
czupryn�, w�sem, a zreszt� w ogóle do�� podobnego do Stalina. Poniewa� ju� było
po operacji, to siedzieli�my na le�akach na werandzie i rozmawiali�my. Jako� to si�
wydało, �e dzi� je tłukli�my. Oni i tak by si� dowiedzieli, bo przecie� na
dziewczynach były �lady. Ten jak Stalin, potem przezywali�my go po prostu
Stalinem, zapalił si� do tematu. Nozdrza to a� mu latały od samej rozmowy, a gdy
211
dowiedział si�, �e jest taka, która to lubi, to od razu bez ogl�dania zapisał si� do
Iwonki.
Z tego si� zrobił niezły romans. On przyje�d�ał nie regularnie mo�e, ale
w ka�dym razie cz�sto i zawsze do niej. Ona na niego wyczekiwała. Ten dopiero
tłukł j� sumiennie, gdy za bardzo krzyczała to interweniowałem i groziłem, �e
wyrzuc� go i nigdy nie wpuszcz�, a w instancjach b�d� postulował, by zbadali t�
afer�. Ale oczywi�cie, wprawdzie raportowałem jak zawsze o wszystkich go�ciach,
ale póki nie było afery, to guzik mnie to obchodziło.
Iwonka, jakkolwiek wyczekiwała wizyt Stalina - jemu ta ksywka bardzo
si� podobała i przyznał, �e nie przypadkiem stylizuje si� na niego, nawet zamiast
wódki, jak zwykle ni�si oficerowie, pił jakie� wina, jak jego idol - to jednak bardzo
zabiegała o stosunki z milicjantem. Milicjant wiedział o Stalinie - to jest jasne, ale i
Stalin wiedział o milicjancie - starym, było nie było dziadzie i �adnej tam szyszce. A
jednak musiał si� godzi�, �e obok rutynowych kontaktów słu�bowych dzieli� musiał
serce Iwonki z wła�nie z nim.
Tak wi�c moje dziwactwa z ksi�gow�, dawn� sekretarka pewnego
pułkownika, który jednak nigdy do nas, ze wstydu zapewne, nie zajrzał, których
natury koniec ko�ców pewnie w pensjonacie si� domy�lano, cho� - jak s�dziłem -
bez szczegółów - nie były �adn� rewelacj�.
Migałem przed okresowymi badaniami u pani doktor, bo kr�powały
mnie. Wła�nie tego dnia, kiedy w pensjonacie objawił si� Stalin, pani doktor obeszła
dziewczyny pod pozorem, aby sprawdzi�, czy �adnej nic si� nie stało, ale to było
nawet obra�liwe, bo gdzie bym tam dopu�cił do tego, by milicjant, sk�din�d poza
stosunkami z Iwonk� maj�cy ci��k� r�k�, co� by której� zrobił. A wreszcie zacz�ła
na mnie po cichu wprawdzie, ale w pobli�u ludzi naciska�, bym i ja poszedł do
gabinetu. By unikn�� skandalu zrobiłem tak.
W tym gabinecie zdejmuj� spodnie i staje przed ni�. Niestety, jak to
bywa, laska stoi jak lanca i nic na to nie poradz�. Pani doktor siedzi na obrotowym
taborecie blaszanym dla pacjentów i mi tam ogl�da na wszystkie sposoby:
212
- Pan si� kr�puje.. �e stoi, to dobrze, lepiej mog� dokona� ogl�dzin...
I dalej nim wywija, aby zobaczy� z ró�nych stron, ka�de jajko chwyta
delikatnie w dło�, aby, jak mówi, stwierdzi�, czy nie ulegaj� obrz�kowi, a� wreszcie
stało si� to, co musiało si� sta� - strzeliłem jej prosto na taki mocherowy, dziergany
z niebieskiej wełny sweterek, a po cz��ci i na szyj�.
- O - jaki dzielny - jak szelma u�miechn�ła si� pani doktor.
A ładnie tego dnia wygl�dała, taka zalotna, chyba na widok tych
spranych dziewczyn podnieciła si�, cho� mo�e �le o niej mówi�. W ka�dym razie nie
przestaj�c trzyma� mego ptaka jedn� dłoni�, drug� zgarn�ła troch� spermy i zacz�ła
si� jej przygl�da�, z zainteresowaniem, jak s�dziłem przez chwil� - medycznym.
Lecz nagle, ci�gle tak patrz�c na te moje wybroczyny, ale czuj�c drug�
dłoni�, �e nieodmiennie ci�gle jestem gotów do kolejnej akcji, pyta?
- No na co pan czeka, panie dyrektorze - ja jestem równie� kobiet�...
Od tego czasu raz na tydzie�, albo raz na dwa, je�li miała okres -
poddawałem si� badaniu. Okazało si�, �e one z ksi�gow� do�� cz�sto o mnie gadały i
to bez zahamowa�.
Nie chciałem jej płaci� pieni�dzmi, wi�c wymy�lili�my z ksi�gow�
sposób na jeszcze inne, ni� dotychczas nadgodziny, które od razu wpisywali�my i
ksi�gowej - obie miały po tysi�c sto miesi�cznie wi�cej. A oprócz tego, w
krytycznych chwilach ksi�gowa - bo praktycznie musiała, a pani doktor - jak chciała
- miały po siedemset od pierwszego łebka i ewentualnie po pi��set za ka�dego
nast�pnego, który liczył si� za skierowanie. Czasem zwalał si� jednak taki tłum,
zwykle autobusem, poł�czony z prawdziwym, cz��ciej lipnym szkoleniem, �e nawet
szwadron dziewczyn nie dałby rady. Tłumokom z kuchni, po sprawdzeniu
delikwentek przez nie tylko miejscowe, ale i nasze stołeczne esbe, pozwoliłem
przyprowadza� w takich sytuacjach dwie z pegeeru, zreszt� fest dziewuchy, takie
rzepy. Jedna to cycki miała jak dynie wielkie. Dorabiały na tej samej stawce, co
kucharki. Wygoda była, bo one jeszcze za normaln� zapłat� godzinow� robiły
najpierw w kuchni, a przecie� akurat w te dni kuchnia miała szczególnie du�o roboty.
213
Z pani� doktor czasem robili�my to na lekarskiej kozetce wy�ciełanej
cerat�, a czasem na krze�le. Ja siedziałem, ona na mnie i wtedy lubiła przegl�da�
ankiety lekarskie, by sprawdzi�, czy nie ma zaległo�ci. Ja te� filowałem, bo nigdy
do�� ró�norodnej wiedzy o personelu, czy o tych go�ciach, którzy akurat badani byli
ambulatoryjnie, bo na przykład skaleczyli si�, a cz��ciej, gdy od dziewczyn i gorzały
serce ich bolało i automatycznie zakładano im teczki. Zwykle zaległo�ci były w
wadze pacjentów badanych okresowo. Z jakich� powodów nie mo�na było doprosi�
si� wagi lekarskiej, wi�c ona wła�nie ze mn� w �rodku wpisywała na oko i je�li
dobrze nam szło, to notowała w tej rubryce niezłe bzdury...
Aha - tego samego dnia, kiedy byłem badany przez pani� doktor,
przyjechał tata, jak co tydzie�, ale na moja pro�b� przywiózł mi egzemplarz nagana
taki sam, jaki miałem z resortu, ale sił� rzeczy nie ewidencjonowany, albo
ewidencjonowany w Armii Czerwonej podczas wojny, a to na jedno wychodzi.
Policzy mi za niego pi��set złotych, cho� je�li prawd� jest, �e kupił go od Stasiaka z
naszej wioski, gdzie tata si� wychował, to on ma tego tyle, �e pewnie wi�cej jak dwie
stówki nie wzi�ł. Do tego tata doło�ył jeden z rodzinnych obrzynów. To ju� całkiem
darmo, bo miał ich ze trzy. W pierwszej chwili chciałem go z tym obrzynem
wy�mia�, ale chwil� pomy�lałem i dobrze - po pierwsze w pudełku amunicja do
nagana i obrzyna były wymieszane, a akurat nie miałem czasu selekcjonowa�, a po
drugie - obrzyn to obrzyn, nie jaki� gówniany pistolet. Ja nie jestem pudel i w
Warszawie si� nie wyklułem na ten bo�y �wiat. Od dziecka wiem, �e obrzyn to
grunt, a na ryby od granatu lepszy jest pancerfaust. To mi nasun�ło pewn� my�l. Ale
zrealizowałem ja dopiero pó�n� wiosn� siedemdziesi�tego.
19 czerwca 1970, gdy ryby nie były ju� takie chude jak wcze�niejsz�
wiosn�, na niedziel� pensjonat został zamkni�ty. Ju� w sobot� przyjechali go�cie, w
tym pan Mieczysław, pan Grzegorz, jeszcze ze trzy wa�ne szychy, ale sami
zaprzyja�nieni. Ja zapotrzebowałem w dwóch miejscach łódki i w obu wypaliło -
214
miałem sze�� łódek, lecz tylko trzy radzieckie silniki do nich - z magazynów resortu,
ale ju� potem zostały. Dlatego jeszcze wzi�li�my adiutantów, aby miał kto
wiosłowa�. Wczesnym rankiem w niedziel� całe jezioro obstawiła szkoła milicyjna
ze Szczytna. Komendant - generał Knucisko, wprawdzie nas odwiedził, ale rano
nawet wsta� mu si� nie chciało, bo powiada, �e na ryby, to z w�dk�, a nie jak my,
wi�c pal go licho, tego całego Knucisko
Wypłyn�li�my w sze�� łódek. Mnie spotkał zaszczyt wspólnego
polowania z panem Mieczysławem i z panem Grzegorzem. No, to ju� było co�...
Jako pierwszy r�bn�łem ja z RPG. Po paru minutach było biało od ryb. Płyn�li�my
dalej. Potem waln�ł towarzysz z aparatu kace z łódki obok. On te� z RPG. Potem
kolejne celne strzały. Rybne to nasze jezioro. Tony ryb wokoło. Wreszcie towarzysz
Grzegorz łupn�ł z tatusinego pancerfausta. Bali�my si�, czy co� si� nie popsuje, ale
gdzie tam - tatu� dobrze konserwował sprz�t!
W ci�gu godziny, bior�c na hol tych na łódkach bez motoru,
dwudziestoma jeden pociskami kumulacyjnymi załatwili�my na amen całe jezioro.
Jakie� raki, albo w�gorze, które pochowały si� w trzcinach, mo�e i prze�yły. Ale tak,
to mogli�my uzna�, �e cholera wszystko wytłukli�my. W drugim ko�cu jeziora
wysiedli�my z łódek i wsiedli�my do naszych samochodów. Elewi ze szkoły wsiedli
do łódek, mieli te� zreszt� i swoje pontony - daaawaaaj - zbierali jak najszybciej, by
te ryby, które tylko ogłuszyło, nie zd��yły nam zwia�. Pi�� ton si� tego nazbierało.
Drobnic� rzucili�my do pegeeru na pasz�, najlepsze sztuki do baga�ników i do mojej
chłodni, a reszt� mogli sobie wzi�� elewi dla rodzin, bo zaraz potem mieli wolne.
Tak ustalili�my jeszcze na brzegu, przy samochodach, gdy z plastikowych
kieliszków pod kr��ki prawdziwej kiełbasy wiejskiej załatwionej przez pani� doktor
walili�my �ytni� eksportow�.
Wracamy do pensjonatu, wysiadamy na podwórzu, a tu ksi�gowa,
nieuczesana, a to przecie� taka kulturalna kobieta, daje mi znaki, �ebym podszedł i to
sam.
- Stalin zabił Iwonk�, a milicjant zabił Stalina!
215
- Jezuuuuuuu - my�l�...
Id� z ksi�gow� na gór�, ona inteligentnie zamkn�ła pokój na klucz, a tu
rzeczywi�cie - na podłodze we krwi le�y zmasakrowana dosłownie Iwonka. Całkiem
ju� zimna. Nooo... my�l� sobie. Ja rozumiem teraz milicjanta. Na dodatek jedn� r�k�
zaczepiona była kajdankami do nogi od łó�ka. Straszna rzecz i straszna �mier�...
Nakazałem ksi�gowej milczenie, a tak�e, by si� jednak umyła, uczesała i
w ogóle �eby zachowywała si� normalnie. S� tu najwy�sze instancje z resortu i niech
oni zadecyduj�. Przecie� trzeba jako� rozbroi� milicjanta i w ogóle co� zrobi� z tym
skandalem. Ona na to, �e milicjant oddał jej swoj� bro�, ona to na klucz zamkn�ła w
sejfie i on tam u niej w pokoju czeka na swój los.
Poszedłem do Franka i wszystko mu powiedziałem. Nie stracił zimnej
krwi. Najpierw poszedł na gór�, potem nakazał wszystkich z pi�tra dyskretnie, ale
baz gadania sprowadzi� natychmiast na dół. Na warcie przy schodach ustawił
swojego adiutanta. Gdy ja najpierw wymiotłem moich ludzi z poddasza, a potem po
kolei spuszczałem na dół osoby z pokoi na pi�trze, Franek naradzał si� z panem
Mieczysławem. Jak rzep przyczepił si� do nich pan Grzegorz. Wszystko to
fachowcy. �adnemu nawet powieka nie drgn�ła ani podczas rozmowy, cho� przecie�
musiała by� dramatyczna, ani w pokoju Iwonki, gdzie razem z nimi zajrzałem, bo ja
miałem klucz. Poszli do milicjanta, ale mnie przy tym nie było. Wezwali mnie
dopiero, gdy w pi�tk�, bo jeszcze z samym milicjantem - dwóch adiutantów szło
troch� z tyłu i nawet odpi�li kabury - ruszyli�my w las. Jakie� trzysta metrów od
pensjonatu był taki poniemiecki schron wkopany w ziemi�, na którym rosły drzewa.
Nic nie wystawał ponad powierzchni� lasu. Wchodziło si� schodz�c do takiego
poro�ni�tego krzakami dołu i tam było wej�cie, w którym była studnia.
Zeszli�my. Obok studni le�ał Stalin. Strzał dostał w potylic�, ale pół
twarzy mu wyrwało. Mózg jak galareta le�ał obok rozdartej czaszki.
Generałowie, bo Franek te� ju� był generałem, obejrzeli ciało. Pan
Mieczysław rzucił do pana Grzegorza:
– Ładna kurwa robota - na czysto...
216
– Fachowiec... - skomentował pan Grzegorz.
– I po co te ceregiele z szubienic�... - dodał pan Mieczysław, a kieruj�c
wzrok na wypr��onego jak struna milicjanta spytał:
– Sk�d brachu tak umiesz?
– Nigdy, melduj�, nie dopu�cili mnie, ale kilkana�cie razy asystowałem, bo
czasem si� szarpali... melduj�...
– Przystojny był nawet, pami�tam go... - ju� do Grzegorza i Franka pan
Mieczysław skomentował urod� Stalina.
– B�d� korowody - dodał Franek.
– Ma krewnych? - praktycznie spytał pan Grzegorz.
– Młodszego brata, te� z resortu, bardzo podobny, teraz podporucznik...
zdyscyplinowany...
I dodał:
– Ojciec obu to milicjant na rencie.
– �ona, dzieci?
– Dwoje dzieci, ale z �on� w separacji, a mo�e i po rozwodzie - w
dokumentach mo�na sprawdzi�... Bo był brutalem... - uzupełnił Franek.
– Dzieci nic nie winne, a renta si� nie nale�y... za tak� rzecz... -
skonstatował pan Mieczysław.
Franek, wida� to było, �e przez chwil� si� wahał, a� wreszcie
wypowiedział si�...
- Ja tak my�l�. Przez takiego zwyrodnialca b�dzie straszna heca. Dzieci
zostan� bez wsparcia, �ona - dobra kobieta - do reszty złamie sobie �ycie. Nasz tu
milicjant, dobry przecie� mołojec, pójdzie do pierdla za to, �e s�d wyr�czył...
Przy słowie Mołojec pan Mietek ostrzegawczo, a pan Grzegorz
dosłownie strasznie - popatrzyli na Franka, ale on nic - tylko si� poprawił:
- No mówi� - milicjant jest dobry komsomolec - sami widzicie, jaka to
robota. Nie zasłu�ył sobie na ten los. Ja go nie popieram, ale ja potrafi� to zrozumie�.
Działał dla dobra słu�by... mo�e nawet...
217
- Kul� znajd�, a zreszt� wlot do czaszki jest łatwy do zmierzenia... -
zauwa�ył pan Mieczysław.
- Z kałasza by do reszty to zmia�d�y� i �adne badania nie przejd�...
Elewów od cholery niedaleko, ale nie tu. Chyba nie słyszeli, skoro ich tu nie ma.
Zreszt� - z Knuciskiem idzie si� dogada�, jest na miejscu. Ale wedle mnie nie b�dzie
potrzeby. Nic nie wiedz�.
- A za małego i t� ksi�gow� r�czysz? - spytał pan Mieczysław Franka.
- Troch� ju� o �wiecie wiedz�, a ksi�gowa ma najwy�sze zaufanie jeszcze z
poprzedniej pracy... Oboje s� pewni.
- No mówi� - tu pan Grzegorz przesadził, bo nic takiego dotychczas
nie mówił:
- Tego gagatka w płacht� i wywie�� st�d daleko, a tam z kałasza
oczy�ci� teren.
- Masz pod r�ka nie rejestrowanego kałasza? - spytał pana Grzegorza pan
Mieczysław.
- Kałasza, nie kałasza, ale mam nie tak daleko kole�k�, a on co� mi tam da.
Wrzuci si� ten chłam do jeziora, a ty mu z resortu dasz tak� specjaln� bro�, mo�e by�
rejestrowana, bo pozwolenia ma - na przykład grawerowan� i z dedykacj�... za
odwag� w boju... Jeszcze z wojny mu si� nale�y takie cacko. A grata od niego
wpu�ci si� do jeziora i chuj...
Ju� chciałem wychyli� si� z moim obrzynem. Wprawdzie serii z niego
nie pu�cisz, ale w ko�cu chodzi o du�� liczb� napoi, ale pomy�lałem, �e nie ma po co
pcha� si� przed szereg - niech my�li generalicja.
Pan Grzegorz kazał mi wezwa� swojego adiutanta i przynie�� flaszk�. Ja
to zrobiłem. Adiutant poszedł ku nim, ale pan Grzegorz wykaraskał si� z dołu, by
adiutant zbyt du�o nie widział.
Nie chciałem kombinowa� w tych warunkach ze Stasiem, który zreszt� na
pot�g� poił zgromadzonych w barze i z mojego pokoju wzi�łem trzy brandy marki
Stock. Po chwili zszedłem do kuchni i z chłodni wyj�łem jeszcze trzy fachy
218
wyborowej. Do tego pi�� oran�ad. Troch� ju� skisły, ale innych w całym pensjonacie
nie było. Wszystko to wrzuciłem do takiej obszernej, skórzanej z przydziału torby
jakiego� le�niczego załatwionej mi przez pani� doktor za trzy flaszki wódki. On jej
do tego dorzucił wianek suszonych borowików i to wtedy był jej zysk.
Gdy wróciłem, to okazało si�, ze zapomniałem o plastikach i pili�my na
hejnał, z gwinta. Najpierw pan Grzegorz waln�ł na czysto jedn� czwart� od razu.
Miał wpraw�... Potem pan Mietek. Najpierw obejrzał uwa�nie flaszk� i potem od
jednego łyka precyzyjnie wycelował na połow� flaszki. Franek nie był taki dobry.
Wypił mniej i musiał, po ogl�dzinach i z komentarzem starszych dopijaj�c zostawi�
mi �wiartk�, czyli sto dwadzie�cia pi�� gramów. Gdy ju� si�gałem, pan Mieczysław
ostrzegł mnie:
- Mały - nie b�d� chciwy - zostaw z tego połow�...
Nie rozumiałem o co chodzi, ale posłusznie, mniej wi�cej, nawet chyba
mniej, zreszt� dobrze, bo okropna jest ta wódka, zostawiłem jeszcze sporo i oddałem
flaszk� panu Mieczysławowi. On za� zwrócił si� do milicjanta. Ten milicjant przez
cały czas stał jak struna i nawet gestem nie zdradził, �e wie, �e jego losy si� wa��.
Tyle tylko, �e całe jego ubranie, od stóp do kołnierzyków, a nosił si� w takich
ciuchach niby milicyjnych, ale bez dystynkcji, było dosłownie mokre od potu.
- Chod�cie tu sier�ancie, usi�d�cie z przeło�onymi jak człowiek, przecie�
widzisz, �e ci�gle my�limy, jak ci� wyci�gn�� z biedy.
Milicjant wzi�ł z wyci�gni�tej r�ki generała butelk�, ale chciał wypi� na
stoj�co. Został skarcony i przysiadł do nas. Wyraz twarzy miał jak zmaltretowany
pies.
Potem �wiczyli�my tego Stocka, te� z gwinta i popijali�my oran�ad�.
- Jak w lesie, w czterdziesty czwartym - wspomniał pan Mieczysław - my
tu walimy w kilku flach� zdobycznego koniaku, nawet podobny w smaku, cho�...
mo�e troch� inny. Tamten był jaki� migdałowy, czy jak... turecki chyba... No wi�c
my walimy, a obok, ze trzysta metrów od nas na biwaku s� upowcy i �piewaj�. Co
było robi�? Tłok był w lesie. My nawet z akowcami w takim bałaganie musieli�my
219
�y�. Bo Niemcy byli pod bokiem, a przecie� - młodzie� niech nie słucha - to
wyra�nie było do mnie - i upowcy przed Niemcami si� chowali.
- Co �piewali? - spytał Franek...
- Eee... nie znacie... jako� tak...
- Łenta za łentoj naboj podawaj,
Za wilnu Ukrainu w boj dawaj...
Najpierw podj�ł piosenk� pan Grzegorz, potem Franek, a nareszcie, jako�
nie�miało, ale pewnie, mój milicjant. mieli si� przy tym. Tu le�y mózg tego
pieprzonego Stalina, cuchnie ten cały dynks nie�le, a oni si� cisz� jak dzieci...
- Sk�d kurwa chłopaki to znacie?
- Z przesłucha� - �mieje si� pan Grzegorz...
- I ja te� z przesłucha� - zarykuje si� Franek...
- Ja, melduje posłusznie, jak �em na dołku gadów pilnował, to słuchałem i
jak to �piewali, albo inne faszystowskie piosenki, to �e�my we trzech wbiegali i
kolbami ich... i kolbami...
- Były czasy... - ze szczer� rado�ci� wspomniał pan Mieczysław i sam bez
ceregieli wyci�gn�ł z mojej torby flach� wódki. Odkr�caj�c j�, bo to była wersja
eksportowa, na zakr�cany kapsel, dodał...
- Ech... dla bojowego chłopaka warto si� troch� pogimnastykowa�. Twoje
zdrowie sier�ancie...
Godzin� pó�niej wywie�li�my w płachcie namiotowej z magazynku
zwłoki, z archaicznej pepeszki w lesie głowa tego Stalina dosłownie wdrukowała si�
w mech i było fertisz. Adnotacja o wizycie porucznika Stalina uległa wydarciu.
Akurat była na samym dole stronicy. Tylko jedno nazwisko w dzienniku przyj��
było ni�ej. Likwidacj� �ladów po skierowaniu wzi�ł na siebie Franek, a ja mogłem
powiedzie�, �e naprawd� umocniłem swoja pozycj� słu�bow�. Tym bardziej, �e to ja
z pani� doktor załatwiłem, �e Iwonka jako pokojowa spadła ze schodów podczas
wykonywania obowi�zków słu�bowych. Tylko specjalnie trzeba j� było zawie�� do
powiatu po blankiety aktu zgonu, bo przecie� doktor Ewa przy sobie ich nie miała.
220
Pan Mieczysław w nagrod� kazał jej przydzieli� sze�ciopokojowy domek
poniemiecki z ogrodem i wyremontowany na koszt resortu. Za dziewi�� tysi�cy
miała prawo go wykupi� i oczywi�cie wykupiła. Jako� tak załatwiła, �e mieszkała
nadal w dotychczasowym mieszkaniu, a domek letnikom wynajmowała, bo cho� na
bliskim obrze�u miasta, to poło�ony był pi�knie, jak na wsi i miał wszystkie wygody.
Ciekawe, �e mi nikt nic wtedy nie przydzielił...
A ryby do samochodu dałem im do wyboru z chłodni. Jezu słodki! Jakie
one były pi�kne, te ryby... Za sto lat takie w jeziorze nie urosn�. Chocia� jeszcze tego
samego roku załatwiło si� w Polski Zwi�zku W�dkarskim, �e w trybie awaryjnym na
nowo zarybili, ale nawet potem porosły jakie� gorsze, cholera... Aha. Temu z
sekretariatu kace, gdy łódki si� bujały po strzałach z erpegie, zsun�ła si� do wody �le
umocowana skrzynka z granatami. Dowiedziałem si� dopiero po miesi�cu.
Wyja�niono mi wprawdzie, �e zawleczki s� aluminiowe, wi�c nie zardzewiej�, ale to
bałach, bo sprawdziłem - zawsze s� stalowe i warto pami�ta�, by jak w ko�cu
trzasn�, to szybko biec na jezioro i zbiera�... Nic tylko zbiera�...
Z tym Stockiem to była cała historia. Syna ministra w sprawie
Taterników w ko�cu posadzili. To była jaka� kompletna głupota. Jest takie
wydawnictwa "Kultura" w Pary�u, ten sam tytuł, jak tygodnika z Warszawy. To cyba
jest to samo, co instytut literacki, o którym ju� kiedy� słyszałem. No i młodzi ludzie
we współpracy z CIA i Inteligence Servise, a zreszt� z kim si� chce, sprowadzali do
Polski przez Tatry te gazety i ksi��ki. Bo oni w tej „Kulturze” i ksi��ki tam drukuj�.
Nasi oczywi�cie ich dupn�li i posadzili. Głupia gównia�eria. Przecie� gdyby te
ksi��ki były ludziom pracy do czego� potrzebne, to nadrukowano by ich nie mniej
jak dzieł Lenina, a jak nie s� potrzebne, to po co si� wygłupia�? Przecie� tyle
cennych rzeczy mo�na sprowadzi� do kraju z Zachodu i jeszcze na tym o... jak
zarobi�...
221
No i za winy syna ministra zdj�li nam z posady. Rzemie�lnicy wcale nie
przestali nas odwiedza�, a i minister ju� całkiem na stałe nam w pensjonacie
zamieszkał. Nie wiem, jak było u niego z fors� - skierowania stale dostarczał - raz na
tydzie� - tak ustaliłem. Szedłem mu na r�k� jak mogłem. Ada� te� zreszt�. Minister
ci�gle na serce chorował. Rzemie�lnicy, gdy nas odwiedzali, to skar�yli si�, �e nowy
to nowa miotła i zaraz da im popali�. Wprawdzie Franek wspomniał, fakt �e w
rozmowie ze mn�, a nie z nimi, �e nie maj� si� czego ba�, ale oni si� bali. Wiadomo -
co drugi z nich siedział w Stronnictwie Dr��cych.
Ja nakazałem Stasiowi, �eby bar nic nie wydawał ministrowi płatnych
alkoholi, tylko kupiłem par� skrzynek Stocka i kazałem polewa� mu w tempie
najwy�ej flaszka na dzie� i grama wi�cej. Z własnych pieni�dzy kupiłem, ale firm�
sta� było. On jednak gasł w oczach, a wreszcie wzi�ł i umarł. Na pogrzeb autokarem
do Warszawy pojechali�my, a potem nawet, bo nikt nas na styp� nie zaprosił,
robili�my zakupy. Obiad jedli�my w "Polonii", niedaleko Domów Towarowych
Centrum. Tym razem pami�tałem, �eby wzi�� ze sob� dwie takie bułeczki z
restauracji kategorii es, �eby i u nas, przynajmniej na szczególne okazje, umieli takie
bułeczki piec. Stara pokombinowała i wyszło.
Nieboszczyk pod koniec wspomniał, �e w �yciu by nie zajmował si� tym
rzemiosłem, a zreszt� w ogóle jak�kolwiek prac� na rzecz peerelu, gdyby nie to, �e w
jego miejsce dali by szumowin� z awansu, całkiem nie rozumiej�ca racji stanu. To
nie był taki sobie jaki� urz�dniczyna...
�al nam było, ale z rzemiosłem polskim wi�zi nie utracili�my.
Przeciwnie - tak kupowali czekoladki, �e a� ceny poszybowały w gór�. Tak zarz�dził
Przemyslida. I przeszło - nabywcy troch� narzekali, ale nie bardzo - rynek to rynek...
W pa�dzierniku i listopadzie przewaliło si� kilka szkole�. Ja ich
oczywi�cie nie słuchałem, ale z tego co gadali, to wiedziałem, �e na pocz�tku to jest
anarchiczny motłoch niszcz�cy sklepy, a potem uzasadniony w niektórych aspektach
protest klasy robotniczej. Nie trzeba było by� m�drcem, �eby wiedzie�, �e co�
powa�nego si� kroi. Wszyscy ju� patrzyli na pana Mieczysława jak na bliskiego
222
nast�pc� Wiesława. Szczegółów wolałem nie zna�. Gomułka z Brandtem podpisali
układ, na mocy którego Niemcy ju� nie mieli wróci� na swoje dawne ziemie i
dobrze, bo szkoda by było dla faszystów takiego ładnego pensjonatu.
A tu dwudziestego grudnia, podczas kolejnego szkolenia przyje�d�a
Franek, taki jaki� niepewny i pyta mnie, tak przy kawie na werandzie - mróz nie
mróz, a my siedzimy przy kawie na fotelach z pediku wyprodukowanych przez klas�
robotnicz� krwawi�cego Wietnamu Południowego. Vietcong przysłał naszym w
darze takie fotele i stoliki wytworzone w warunkach konspiracyjnej gospodarki
antyameryka�skiej, w podzi�ce za pomoc, a pensjonatowi dostały si� trzy stoliki,
dziewi�� foteli i trzy otomany. Wszystko lekkie jak piórko, ze specjalnego drewna i z
siedzeniami z pediku, a blatami z laki, czy jako� tam. No - pi�kne rzeczy.
I Franek pyta:
- Mały - komu wszystko zawdzi�czasz?
- Wam, towarzyszu generale.
Ja z tym towarzyszem ci�gle wyje�d�ałem, bo ci�gle nikt mi nie
proponował przyst�pienia do partii i bardzo si� tym niepokoiłem.
- Co� ci poka��...
I podaje mi �wistek przebitkowy - tak� kalk� maszynopisu, a w nim
czytam:
"Czołowym pretendentem do przej�cia władzy w PZPR jest człowiek
przewrotny i gł�boko zdemoralizowany. Antysemita, dwulicowiec, maj�cy
nieskrywane skłonno�ci dyktatorskie. Otacza si� lud�mi z pogranicza politycznych
szumowin. Nie rozumiemy, dlaczego towarzysz Gomułka przygarnia go i wysuwa na
coraz to nowe stanowiska"...
Chwil� pomy�lałem i pytam:
- Co za prowokator to napisał?
- A wiesz o kim mowa?
- To chyba jest jasne...
223
- No wi�c to nie napisał, a powiedział towarzysz premier zeteserer Aleksiej
Kosygin na naradzie w Moskwie. Teraz rozumiesz?
Z wra�enia zd�białem - ale co robi�:
- Wszystko rozumiem.
- Nic mi kurwa nie rozumiesz. W ci�gu trzech dni mam mie� raport o
wszystkich tych rzeczach, które robił tu generał Mietek wtedy, gdy ja nie byłem
obecny. Pojmujesz... Ja tego pewnie nikomu nie poka��, ale trzeba si� asekurowa�.
Je�li kto ciebie z tego bagna wyci�gnie, to tylko ja. Generał - sam widzisz - nikt tego
nie wie - ale ju� nic nie mo�e. On robi akcj�, ale zobaczysz, jak to wyjdzie. Stasiek
te� go spuszcza...
W pierwszej chwili miałem fałszywe skojarzenie, ze chodzi o Sta�ka z
baru, ale od razu zdałem sobie spraw� z zabawnej pomyłki. No... zabawnej... nie do
�miechu mi było. Ju� ja wiem, kto jak ulał pasował na szumowin� z otoczenia. Nie
tak dawno był proces w aferze mi�snej i tam poszli normalni ludzie na stryczek. A
przecie� oni to było małe miki w porównaniu z moimi interesami. Franek wiedział,
�e mo�e mi ufa�. Tylko po co mnie wtajemniczał?
Oczywi�cie raport napisałem, a potem uzupełniałem go na bie��co.
Gdy słuchałem o wydarzeniach grudniowych na Wybrze�u, to gdybym
tylko miał lepszy humor, to na okr�gło bym si� trzymał za brzuch ze �miechu. Ja
oczywi�cie znałem tylko fragmenty tej układanki, lecz gdy stopniowo Historia przez
du�e H odsłaniała nowe sceny, to one jako� mi pasowały do cało�ci. Ruch wykonał
Mietek, a władz� wzi�ła Katanga. He, he... Tylko jedno nie wyszło... Ostatecznie
podwy�ki miały zosta�, a tym czasem w skutek oporu bab z Łodzi Gierek musiał
podwy�ki cofn��. To głupie, co teraz powiem, ale partia i resort po prostu nie
rozpoznały swoich kadr. Ja przecie� wiedziałbym, jak z babami post�powa� - trzeci
rok i �adnej wpadki... No i wiadomo by od razu było, jak to jest ze mn� i z panem
Mieczysławem.
Na szcz��cie stopniowo wszystko si� wyja�niało i Franek mocno poszedł
do góry. I formalnie i faktycznie. A pan Mieczysław dostał zawału i od razu mi si�
224
go �al zrobiło, bo jednak dobry był chłop. Na szcz��cie prze�ył. No ale w skutek
rehabilitacji zmuszony był wył�czy� si� z �ycia politycznego i mówiono o nim -
pase... Tak powiedział pan Przemyslida, a inni - moi go�cie, to nawet dosadniej. Ale
nikt, jak pami�tam, z tego powodu toastów nie wznosił...
Pan Mieczysław zajrzał do nas dopiero w kwietniu 1971. Obejrzał, ja
byłem wobec niego a� mo�e zanadto uprzejmy, ale udawałem, �e nic si� nie
zmieniło. Alkoholu prawie nie pił, bo jadł jakie� lekarstwa i w ogóle był krótko, ale
zapowiedział, �e na trzy dni licz�c od 24 maja pensjonat ma by� do jego wył�cznej
dyspozycji. Trzy dni wcze�niej przyjechała ekipa z emeswu i jak nigdy dot�d zrobili
kontrol pod kontem ewentualnych podsłuchów. A u nas nigdy nie było podsłuchów -
niemniej zakwestionowali mi mikrofon od japo�skiego dyktafonu i powiedzieli, �e
potem zwróc�. A kij im w ucho... niech potem zwracaj�... Nie za darmo miałem ten
cenny sprz�t...
Zwalili si� dopiero 25 maja na wieczór... Tak z dziesi�� osób trzema
wołgami. Same szychy. Cho� nie wszystkich znałem, ale było wida� - sekretarze
wojewódzcy. Obstaw� pewnie mieli, lecz została dyskretnie za bramami. Nawet nasi
nadwi�la�scy ich nie widzieli.
Kolacji nie jedli, bo byli ju� po - zjedli j� w jakiej� knajpie po drodze z
Olsztyna. Akurat odbywało si� tam plenum wojewódzkie. Narady w jadalni te� nie
chcieli. Poszli na gór� i tylko w nocy Sta� osobi�cie donosił im nieznaczne ilo�ci
trunków - w sumie mo�e z osiem ró�nych flaszek, kanapki i jakie� ciastka. Pili przy
tym morze herbaty.
Od Stasia nic nie szło si� dowiedzie�. Potem w ko�cu posn�li, ale ja nie
spałem - warowałem w hallu i w ko�cu zasn�łem w fotelu. Obok warował Sta� i te�
wida� było, �e kto� go nakr�cił, ale i tak popijał sobie, lecz przyzna� musz� - w
miar�.
Bladym �witem si� budz�, bo do hallu wszedł mój milicjant i daje mi
jakie� znaki... Zaraz za nim tarabani si� pan Stanisław, ten sekretarz kace. O którym
225
wspomniał niedawno Franek i dawaj na gór�. Ja za nim, wi�c słysz�, jak idzie od
pokoju do pokoju i budzi ludzi krzykiem:
- Wstawa�, towarzysze, dla was dzisiejszy bal si� sko�czył...
Tylko pana Mieczysława potraktował jako� ogl�dniej, mo�e ze wzgl�du
na chorob� serca. Wyci�gn�ł ich z pokojów w pi�amach i dawaj - ci�gnie na dół do
jadalni. U niektórych jednak były dziewczyny, ale w tych idiotycznych warunkach
nic o tym nie wiedziałem i nawet potem byłby mo�e i problem z wypłat�?
W jadalni - ja do niej nie wszedłem - usłyszałem tylko, �e Gierek
przerwał wizyt� partyjn� na zje�dzie partii w Czechosłowacji i czeka na nich w
Ła�sku. I albo oni teraz od razu wy�piewaj� mu w kwadrans, jak na �wi�tej
spowiedzi, co i jak, albo w Ła�sku to ko�ci b�d� gruchota�.
Ja nawet nie zd��yłem si� zastanowi�, co to wszystko znaczy, gdy
podchodzi do mnie znany mi kapitan esbe i pokazuje jaki� papier. Ja mu na to, �e
skierowania na dzi� s� anulowane:
- Nie ma panienek - i w ogóle �eby zmiatał, bo mo�e wdepn�� w niezłe
gówno i po co mu to...
A on mi na to:
- To ty kurwa wdepn�łe� jak chujem w �ledzie - to jest nakaz zatrzymania
gł�bie... jeste� zatrzymany i je�li b�dziesz dalej tak trzeszczył gałami, to ci� kurwa w
obr�czki wezm�...
Zdurniałem i nawet szczoteczki nie wzi�łem - tak w przepoconej po nocy
bieli�nie - a spociłem si� i wszystko si� lepiło - polazłem na dwór. Na werandzie stał
w otoczeniu kilku znanych mi oficerów Franek i dawał jakie� znaki, chyba takie, �e
nie jest �le, a przynajmniej, �e b�dzie mi pomagał, ale w ko�cu to nie były �adne
konkretne znaki. Równie dobrze mógł tam sta� tak samo zatrzymany jak ja. Chocia�
- to on był ministrem i zwierzchnikiem tych wszystkich esbeków. To si� kurwa nie
dawało wyja�ni�!
Wsadzili mnie w Nysk� z jakimi� lipnymi napisami, a w rzeczywisto�ci
to była suka, gdzie usiadłem mi�dzy dwoma takimi milicjantami, �e rozmiary mieli
226
szaf pancernych. No nie�le... W mundurach, to przynajmniej kulki w łeb na polance
nie wlo��... Przynajmniej... - prawdopodobnie nie wło��...
Ciemno jak w dupie u murzyna, a jechali�my tak w milczeniu trzy
godziny. Tras� na słuch wzi�łem – wie�li do Warszawy. Wreszcie zajechali�my do
�rodka budynku. Słyszałem, jak zamykaj� za nami stalow� bram�. Drzwi si�
otwieraj�, przejmuje mnie cywil. Taki pi��dziesi�cioletni, którego nie znałem i
odpytuje z nazwiska, imion rodziców i takich tam.
Włazimy do windy. Nawet mnie jeszcze nie przeszukali, a ja mam
belgijk� w szelkach na plecach i my�l� sobie - b�dzie zaraz heca...
Wychodzimy na korytarz i ja od razu wiem, �e jeste�my na Rakowieckiej,
cho� jeszcze �adnego okna nie widziałem. Wsadza mnie do pokoju przesłucha�.
Gołe �ciany, jedynie herb peerelu, a pod �cian� stalowa szafa. A tak to dwa biurka
zł�czone razem szczytami i dwa krzesła.
Zostaj� sam. Po kwadransie ju� uwa�nie wszystko penetruj�, ale ni
cholery - kamery �adnej nie mo�e by�. Mikrofon jest na pewno, ale nie kamera.
Przypominam sobie o belgijce, wi�c �ci�gam marynar�, zdejmuje szelki i cały szajs
kład� na biurku przede sob�.
Czekam dalsze pi�tna�cie minut i nic. A� wreszcie wchodzi ten cywil, z
gro�na min�, która w jednej chwili baranieje...
- Co, kurwa, co to jest kurwa?
I oczywi�cie wskazuje na moja niewinn� belgijk�. Ja na to, �e miałem na
sobie. Normalnie, jak to na słu�bie, ale w tych warunkach mo�e lepiej, �ebym zdał.
My�l� sobie - b�dzie co b�dzie, ale po pierwsze - to trzeba zachowa� spokój tak, jak
starzy czeki�ci, co widziałem podczas afery ze Stalinem, a po drugie, to punkt dla
mnie, bo jednak tamten zbaraniał, a mi nic nie mo�e zarzuci�.
Tamten jednym błyskawicznym ruchem zsun�ł to wszystko do otwartej
na chwil� szuflady biurka po swojej stronie i jakby nigdy nic - ja te� pomy�lałem i
słowem o pistolecie wprost nie powiedziałem, a to te� był raczej taki przytomny
go��, bo od razu załapał i do mnie:
227
- Obywatelu. Zakwestionowano u was złote przedmioty - dwie fałszowane
sztabki jednego z banków szwajcarskich i dwie sztabki prawdziwe banku
angielskiego, Poza tym szereg innych przedmiotów. A tak�e, obok innych
przedmiotów, zeszyt z notatkami. To wasze notatki?
Ja spojrzałem, ale wszystko było jasne - zrobili rewizj� i wygarn�li, co
tam miałem, a troch� miałem. Fors� schowałem, to co było, to marne dwa tysi�ce
dolców, jakie� funty, ale niewiele i jeszcze mniej w markach. Do tego sze��set rubli i
o to mog� si� czepia�, no bo sk�d ruble, a ze mn� kto� tak si� rozliczał i co ja mam
na to poradzi�? Te dwie sztabki to była ci�gle jeszcze własno�� Przemyslidy, ale
takiego walca wam powiem - my�l� - a dwie sztabki autentyczne to mój zysk z
ostatniej operacji. Sztabki tak chowałem, jak wiewiórka, w ró�ne miejsca, ale takie,
�e nikt nawet z aparatur� nie znajdzie. No ale nie mogłem tego robi� codziennie.
Wi�c jak raz zostały si�. Ale nic - id� w zaparte i odpowiadam:
- Złoto i inne walory, oprócz złotówek, to maj�tek słu�bowy Funduszu
Wczasów Pracowniczych, w którym, jak wiecie, wielostronnie współpracuj�. Jest to
tajemnica słu�bowa i z wyj�tkiem moich przeło�onych z Funduszu Wczasów
Pracowniczych nikomu nic nie wyja�ni� bez specjalnego rozkazu. Bro� mam
słu�bow�. Wcale nie mówi�, �e chodzi o bro� le��c� w szufladzie - i pozwolenie
wydano mi w tym gmachu. Notatki te� nosz� charakter wybitnie słu�bowy i
postronny czytelnik zapoznaj�c si� z nimi nara�a si� na odpowiedzialno�� karn� lub
słu�bow�. To ostatnie oczywi�cie pod warunkiem, �e jest pracownikiem Funduszu
Wczasów Pracowniczych.
Nawet nie s�dziłem, �e w tak krytycznych chwilach mog� mie� takie
gadane.
Przesłuchuj�cy wstał, zbli�ył si� do mnie i gwałtownym ruchem pchn�ł
wraz z krzesłem do tyłu, na szaf�. Ale tak to zr�cznie zrobił, �e dłoni� osłonił mi
potylic� przed kontaktem z metalem.
- Baranie - jaja sobie robisz... jakie słu�bowe? Jaki jest twój zwi�zek z
Afer� Przemytnicz�?
228
- �aden. Powszechnie wiadomo, �e to jest sprawa drugiego departamentu
emeswu, a ja ich nie znam. Nic tu nie zlutujecie - nie nadaje si�...
- Ty kanalio - zawrzeszczał oficer - my nic nie lutujemy! My jeste�my
karz�ca r�ka ludu pracuj�cego miast i wsi! My oczy�cimy kraj z takich jak ty!
Było charakterystyczne, �e przez cały czas istniała dysproporcja mi�dzy
tym, co i jak mówił, a jego gestami i mimik� twarzy sugeruj�c� małe zaanga�owanie
w spraw�. No... my�l� sobie... na razie jest �le, ale nie najgorzej...
- Wi�c nie przyznajecie si� do winy?
- Nie
- No to nie... - wrzasn�ł i wyszedł z pomieszczenia trzaskaj�c drzwiami.
- W�troba na pocz�tku był straszniejszy. Ale z tego jeszcze mo�e wyj��
takie gówno, �e hej... No bo tak - pan Mieczysław jest załatwiony poniek�d r�koma
tak�e Franka, cho� formalnie pan Mieczysław jest w sekretariacie kace. Franek
awansował, ale nowy pierwszy pewnie wcale mu nie ufa i chce go ustrzeli� razem z
panem Mieczysławem. Ta narada u mnie, to był lepszy gips jaki� - Franek był w�ród
tych, którzy rano rozgonili towarzystwo, ale kompozycje mog� by� ró�ne... Sprawy
mi nie wytocz�, bo za du�o wiem, ale tak na zdrowy rozum to ja wszystkim z t� moj�
wiedz� przeszkadzam. No niby, w ogóle ludzie za du�o o sobie wiedz� i tylko
czasem tak bywa, �e na kogo� z tego powodu padnie i wida� na mnie padło. Ciekawe
- jak w mojej sytuacji pograłby Przemyslida... Po prostu wzi�łby na przeczekanie.
Cholera, przepadło jego złoto, nie tylko moje... No ale nie mo�e mie� pretensji...
W tym momencie przemy�lenia przerwał mi wchodz�c do �rodka oficer,
który mnie zatrzymał. Ja widziałem, �e nie jest to zgodne z regulaminem i od razu
domy�liłem si�, �e to bardzo dobrze, albo bardzo �le - chc� mie� mało �wiadków.
Znów zjechali�my winda na parter i załadowali mnie do tego samego
samochodu. Jechali�my mo�e z pi�tna�cie minut w tym samym towarzystwie dwóch
wielkich milicjantów i z cał� pewno�ci� nie wjechali�my do aresztu na
Rakowieckiej. Gdy otworzyły si� drzwi to ujrzałem tylko szpark� nieba i od razu
dosłownie wprowadzili mnie milicjanci do jakiej� willi. Po schodkach w dół do
229
piwnicy, do celi całkiem bez okien, z �arówk� pod sufitem zasłoni�t� drucian� g�st�
siatk�, prycz�, przy�róbowanym stolikiem i takim samym taboretem. Na stoliku była
blaszana miska z trzema kanapkami ze smalcem i blaszany kubek z gor�c� herbat�.
Herbata była lux - na pewno nie Ulung - chyba Yunan, a mo�e Five o'clock? Nadto
na stoliku była ksi��ka. Sprawdziłem, nie był to kodeks karny, lecz "Lalka"
Bolesława Prusa.
Trzy dni chyba tak siedziałem, bo na noc - jak s�dz� - na noc - wydawali
mi po�ciel i gasili �wiatło. Cała t� "Lalk�" - olbrzymie tomiszcze z czyjego�
prywatnego ksi�gozbioru - w skórzanej oprawie, przedwojenne wydanie opatrzone
piecz�tk� i herbem z koron� jakich� hrabiów, przeczytałem nawet prawie do ko�ca.
To była lektura szkolna i ju� raz kiedy� j� czytałem, ale mimo to była dla mnie
pociech�.
Coraz bardziej bowiem, cho� nikt z wyj�tkiem chyba niemowy -
stra�nika mn� si� nie interesował, dochodziłem do wniosku, �e z tej dziupli �ywy ju�
nie wyjd�. Tak b�dzie dla wszystkich najlepiej. Szkoda było tych sztabek, które były
pochowane, gdzie nikt nigdy ich nie odnajdzie, ale co tam - rodzice mieli szmalu jak
lodu, a zreszt� im pewnie te� ju� do dupy si� dobrali. Cholerny �wiat... Co to za
pierdolony ustrój, który normalnym ludziom nie da si� w spokoju dorabia�!
Trzeciego dnia wjechał wreszcie normalny obiad z restauracji, ale na
blaszanych miskach. Ciel�cina duszona z groszkiem zielonym, do tego ogórek
konserwowy, a przedtem zupa pieczarkowa. Pycha! Potem stra�nik podał mi dwa
kubki. Okazało si�, �e w jednym jest kawa - strasznie mocna - chyba trzecia cz���
kubka to był proszek, a w drugim winiak - chyba klubowy, ale mo�e luksusowy?
Wszystkiego tego nie musiałem sprawdza�. Mimo zaduchu, prawdopodobnie nawet
smrodu - czego ju� nie czułem - w�ch miałem wyostrzony. Do tego wszystkiego z
kieszeni stra�nik wyj�ł połamane ptibery zapiecz�towane w celofan i z min�, jakby
znów przyniósł mi kanapk� ze smalcem, bez słowa wycofał si� zamykaj�c jak
zwykle drzwi na sztab�.
230
Ten stra�nik to musiał by� jaki� przodownik pracy socjalistycznej, bo
przecie� na okr�gło musiał mie� słu�b�, albo mo�e po prostu tu mieszkał?
Wszystko to wygl�dało podejrzanie, jak uczta skaza�ca...
Ale� ja miałem bałagan w głowie...
Bezmy�lnie wypiłem pół litra winiaku, pół litra kawy jak szatan i paczk�
ptiberów. Stra�nik musiał filowa�, bo wszedł i gestem kazał mi i�� ze sob�. Ci�gle z
t� sieczk� w głowie szedłem za nim. Było jasne - on ma mnie wyprowadzi� na
egzekutora, który z tyły wło�y mi w czaszk� siedem gram. Pewnie robi� to w takim
miejscu, gdzie s� kafelki, �eby łatwo było zmywa� podłog�, a kafelki były koło
schodów na gór�. Pewnie na schodach czai si� egzekutor, a zatem walnie mi w skro�
i wszystko b�d� widział!!!
Ale nie... Idziemy na gór� i ja na schodach ogl�dam si� za siebie, a za
mn� nikogo nie ma. No jasne - do drzwi wpasowane jest wej�cie do Nyski. Za
miastem mnie kropn�! Po choler� tyle ceregieli! W Nysce nikogo nie ma, a drzwi od
zewn�trz zamyka stra�nik. No durny ja. Wiadomo - rura wydechowa jest do �rodka i
udusz� mnie! Jedziemy - rzecz jasna spaliny rzeczywi�cie id� do pomieszczenia, ale
chyba nie bardziej ni� zwykle? Wiadoma rzecz - Nyska tak jest skonstruowana, �e
troch� spalin, ale przecie� nie dawka �miertelna, zawsze wchodzi do �rodka...
Zatrzymujemy si�. Za oknem słycha�, �e to miasto. Drzwi si� otwieraj� i pokazuje
si� twarz Zygmunta.
- Jezu słodki - swój!!!
Wita si� ze mn�, przyzna� trzeba, tylko przyjaznym skinieniem głowy i
prowadzi mnie do bloku mieszkalnego. Nie wiem, w której dzielnicy jestem.
Wchodzimy do �rodka. Ludzie jak ludzie. Kto� nawet, taki pi�tnastoletni chłopak,
wchodzi do windy. Wida� jest, �e wraca z piłki, bo przepocony, brudny i
zadowolony z siebie... Zwyczajna rzecz. Wysiadamy na czwartym pi�trze i
wchodzimy do otwieranego przez Zygmunta mieszkania. No tak... Normalny lokal
ł�cznikowy, pewnie lokal Zygmunta, gdy załatwia informatorów w Warszawie...
231
Siadam w jednym z dwóch pokojów na krze�le za stołem, ale Zygmunt
ci�gnie mnie do kuchni - pokazuje lodówk� pełn� �arcia i nawet gorzały. Kładzie na
stole kuchennym przygotowany talerz z w�dlinami, dwa talerzyki i dwie
musztardówy. Jak zawsze - szklanki przydziałowe do domu dla �ony, a na lokalu
słu�bowym musztardówy! Mój Bo�e... Jak ja si� rozczuliłem...
Nalał Klubowego do pełna, wypili�my, a mi serce pika od tej kawy.
- Franek swoich ludzi nie zapomina. Podobno dobrze si� sprawiłe�, a
Mietek - to było wyra�nie o panie Mieczysławie - a� kipiał a ch�ci zemsty. Podobno,
tak słyszałem, ale to powiedziałem ci prywatnie. Masz tu siedzie� cicho. W pokoju
obok s� dwie twoje ksi��eczki oszcz�dno�ciowe na pi��set tysi�cy. Ładny kurwa
grosz. Towarzysz Gierek przez całe swoje �ycie tyle nie zarobił - a przecie� jeszcze
�ycie kosztuje - no i kilka brudasów po�yczki ode mnie. Lepiej �eby� si� ludziom w
oczy nie pchał. Inne dokumenty s�, nagan te�, ale tylko jeden... Ile ty kurwa miałe�
naganów? W burdelu to pistolety płciowo si� rozmna�aj� - tak pytał Franek, nie ja -
obrzyna na razie mam w domu, bo przy �onie wstydziłem si� takie co� do torby
pakowa� i jak chcesz, to mog� wrzuci� to �wi�stwo do Wisły..
- Nie, nie... - zaprotestowałem, bo to przecie� cenna pami�tka rodzinna...
- Jak chcesz - czekaj rozkazów i nie szwendaj si� po mie�cie. Telefony
pewnie pami�tasz, ale raczej do nikogo nie dzwo�, najwy�ej do mnie. Nic ci teraz nie
mog� wi�cej powiedzie�. Aha - jeszcze jedno. Ciesz� si� kurwa, �e si� wywin�łe�...
Nic ju� nie b�dzie tak jak było, ale b�dzie dobrze... No nic ci nie powiem, bo sam nie
wiem i w ogóle jest taki pierdolnik, �e głowa si� lasuje. Ale ty czuj si� na
wakacjach...
Powiedziawszy to wyszedł nawet nie podaj�c mi r�ki. No dobra... Na
razie �yj�, cho� nie mnie bra� na plewy - co� tu mi ci�gle nie gra. Chocia� w łeb mi,
przynajmniej ci od Franka, nie dali. A ci od Mietka, mój Bo�e, co miałem zrobi�, to
ju� zrobiłem... Jasne , �e w imieniu Franka wszystko tam u mnie z tej narady
monitorowałem, ale czasu cofn�� si� nie da... Wi�c po co mieliby mnie stuka�?
232
Zwaliłem si� do łó�ka. Wzi�ł mnie jaki� idiotyczny �miech... Pomy�lałem
sobie, �e pan Mieczysław nie mo�e mnie stukn��, bo przecie� wszyscy, jak to bywa -
opu�cili go... Sam nie wiem czemu ta my�l� przyczyniła si� do idiotycznego,
gł�bokiego, ale nie histerycznego - tak mi si� zdawało - �miechu.
Kilka dni pó�niej odezwał si� dzwonek. Otwieram - do diaska - ten
p€łkownik, który mnie przesłuchiwał na Rakowieckiej. Trudno...
- Jeszcze nie wszystko jasne?
- Nie wiem, ja nie w tej sprawie...
- Aha, znam was...
Ale wpuszczam go�cia do �rodka. Ma mnie kropn��, to i tak kropnie, a
mam nagana w kieszeni i jeszcze jest kwestia, kto pierwszy wyci�gnie swoje cacko.
R�k� trzymam w kieszeni, �e niby taki jestem obra�ony...
- Nie si�dziemy? - pyta...
- Prosz� - i prowadz� go przed sob� do kuchni. Z lodówki wyci�gam
cytronet� i niedopity Klubowy...
- Ledwo pana znalazłem... - tamten do mnie...
- Nie wie prawica, co czyni lewica - ja jestem na lokalu Funduszu
Wczasów Pracowniczych, a nie u cioci na imieninach.
- Kolego... młodszy kolego - odpierdol ty si� ode mnie. Robi� co ka��, a
gdyby nie ja, to byłby� ju� nie�le zmasakrowany...
- Przez wróbelki?
- Nie, ale ja mam wpraw� i potrafi�... je�li chc�... Z byłym ministrem teraz
nie patyczkuj� si� - tak u nas w fabryce mówi�...
No rzeczywi�cie - od pewnego czasu nastała moda, aby Rakowieck�
nazywa� fabryk�.
233
- A ja towarzyszu pułkowniku gazety czytam, radia słucham i wiem, �e
towarzysz były, jak si� wyrazili�cie - minister, nadal jest członkiem Biura
Politycznego i sekretarzem kace, faktycznym zwierzchnikiem takich jak pan i ja. Dla
niego to, to samo... pułkownik czy taki go�ciu jak ja...
Tamten, zanim odpowiedział, wzruszył ramionami:
- Sam nie wiem - ale tak mówi�. Afera z "Zatok�" jest teraz i z puczem
Mietka. Mietek zgarn�ł sekretarzy wojewódzkich i chciał ich przekupi� sztabami
złota, dwudziestodolarówkami złotymi i czym tam chcesz... To pewne, �e siedzi
wiceminister - szef departamentu drugiego - a dwójka za głupstwa nie wypada z
gry...
- A co - prasa kłamie... – ci�gle byłem napastliwy.
- To nawet studenci - młody towarzyszu - wiedz�...
- To po co ich pałujecie? - spytałem bez sensu...
- Wy fundamenty podwa�acie? - zaperzył si�...
- Bzdura - pod �cian� bym stawiał - wykonałem ucieczk� do przodu, tez
niezbyt m�dr�...
- My�licie - to w ko�cu i tak uderza w słu�by... Mam wi�cej lat... swoje
wiem... Wol� emerytur�... Ja zreszt� w innej sprawie. Mam wasza klamk�...
Chciałem wam podzi�kowa�...
I wyci�ga zza paska spodni oplecion� tak� trzcink� flaszk�
Jubileuszowego.
Ja si� zdenerwowałem i dawaj karaska� nagana z kieszeni portek, ale si�
zaczepił o materiał i tylko kolba mi wyszła...
Pułkownik zacz�ł si� �mia�, z hukiem poło�ył swoja butelk� na blacie i
powiada:
- Pod marynarka mam na szelkach wasz� belgijk�, ale teraz to nawet boje
si� j� zdj��... Cho� pomy�lcie... Gdybym rzeczywi�cie miał was waln��, to bym to
zrobił dziesi�� razy i tak, �e nawet nie zauwa�yliby�cie... Zreszt� ja do takiej roboty
si� nie nadaj�... Wiem co mówi�... Ale wam mo�e nerwy troch� puszczaj�... Nie
234
dziwi� si�. Na przesłuchaniu byli�cie twardzi jak stal, ale to si� tak gra... Ju� widz� -
do dzi� by�cie p�kli... A zreszt� to nigdy nie wiadomo... Dewizy mo�emy wam
zwróci�, je�li wszystko wy�piewacie o zwi�zkach Mieczysława z "Zatok�".
- Oho - pułkowniku - a złoto?
- Jakie złoto gówniarzu? Patrzcie go aferzyst�... Człowiek si� nara�a, by
uratowa� �ycie młode - idealnie nadajesz si� na kozła...
Tu si� wkurzyłem i jednak wyrwałem mojego gnata razem z podszewk�...
Przystawiłem mu do brody, druga r�k� za chabety...
- Pułkowniczku kurwa, nie ze mn� ta mowa. Nie jestem pudel warszawski.
To jest złoto... słu�bowe..
- A ty kurwa po polsku nie rozumiesz? - odpowiada pytaniem, ale słysz� -
głos mu dr�y.
- Mówi� ci przecie�, �e �adnego złota nie było, bo albo było z "Zatoki", a
Franek twierdzi, �e z "Zatok�" nie masz nic wspólnego i �ledztwo to na razie
potwierdza, albo �ledztwo poszło �le - ty jeste� z "Zatoki" i rodzi si� pytanie o rol�
ministra... A złoto wtedy przepadnie na skarb pa�stwa... Zreszt� - spytaj Franka...
- Takie buty... - pu�ciłem go...
- I co - do emerytury taki fundusik? – ci�gle jeszcze kombinowałem, �eby
si� chocia� podzieli�...
- Mała rybka jestem. Mało jeszcze znasz �ycie. Ty jeste� dla nich takie
pekao - trzymasz kas�, ale do dyspozycji... Niby twoje, ale i nie twoje... Ale ja tylko
tak my�l�. A za t� belgijk� po prostu chciałem podzi�kowa�. To byli moi ludzie. Oni
winni... a ja mógłbym bekn��...
- No dobra - wypijmy po jednym... - machn�łem zrezygnowany r�k�...
- No wypijmy - i wypili�my...
Pułkownik pogłaskał si� po wyliniałej głowie, a z ust to mu �mierdziało - ja
z chlewa!
- Bojowy jeste� chłopak... Podobasz mi si�... Ale du�o wiesz i formalnie nie
w słu�bie - ten gnat jeszcze ci si� przyda...
235
A po chwili, skoro milczałem - dodał:
- Ale to nie ja nadam ci spraw�...
Gdy wreszcie poszedł, uprzednio ostro�nie, �ebym si� nie zdenerwował,
zdejmuj�c z karku moj� spluwk�, humor wcale mi si� nie poprawiał. Nast�pnego
dnia przylazł Zygmunt. Taki był skwaszony, �e a� g�b� miał krzyw�.
- Towarzysze uznali, �e jeste� cennym współpracownikiem. Z pensjonatem
krewa. Bractwo ju� rozp�dzono. No nie ma burdello peerelo (zostawi� bł�dn�
pisowni�). Nawet odpraw� dostaniesz. Dobre były czasy, ale si� sko�czyły. Dawaj
gorzał� na stół...
Ja ju� miałem za du�o tej gorzały - dzie� w dzie�, jak tylko wyszedłem,
a nawet jeszcze w mamrze.
- Polska Ludowa padnie przez te har� - mówi�.
Ale on nic, tylko �ebym dawał, bo temat trudny...
- A dziewczyny - wiesz - to płakały, gdy im kazano si� pakowa�... -
zaczyna, a ja na to:
- No to nie musiałe� mi dla tej rewelacji w�troby marnowa�...
- A co - masz chor�...
- Jeszcze nie - ale b�d� z tob� miał...
- Daj spokój - ja nie o tym... A zreszt�, kto jak kto, ale ja z gorzał� nie
przesadzam.
- To o czym?
- Kurestwa za du�o jest w Polsce Ludowej - nie my�lisz?
- Raczej za mało - o nasz pensjonat.
- Pensjonatu �al, ale nie tobie - za granic� jedziesz...
- J�zyków brachu nie znam, daj sobie siana...
- Nie musisz - fach masz i potrzebny jeste� w Wiedniu chyba, czy jak?
- Tam mnie jeszcze nie było? - spytałem niby oboj�tnie, ale w
rzeczywisto�ci zastrzygłem uszami.
236
Za Gierka wprawdzie zacz�li czasem komu� tam dawa� paszporty, gdy
miał krewnych za granic�, ale ja nie miałem i zawsze s�dziłem, �e w tym
bolszewickim syfie do ko�ca b�d� siedział jak w konserwie. Filmy si� ogl�dało,
Wolnej Europy słuchało, no ju� wiedział człowiek, �e komuna nie taki znów
rarytas... Wszystko z Zachodu było lepsze jak nasze. Nawet piwo było lepsze od
�ywca, chyba �e eksportowy �ywiec, to mo�e nie jest gorszy... Ale oni potrafi� w
butelce od eksportowego szczyny sprzeda�...
- No - st�kaj w ko�cu...
- Pozornie chujowa robota, ale szmal wielki. No bo widzisz, kurew, albo
kandydatek na kurwy u nas, byleby si� wyrwa� na Zachód, jest od zajebania...
- No bez poezji. Sam wiem. Niejedna córka członka kace by si� za paszport
pokurwiła... No i za dewizy...
- Tak my�l�... No wi�c trzeba to zrobi�...
- Córki członków kace na kurestwo puszcza�... w Wiedniu? - jaja sobie
robi�, bo widz�, �e go a� zgina.
- A chuj mi do tego, czyje córki. Byleby si� nadawały. Ty b�dziesz
sprzedawał je alfonsom do zachodnich burdeli. Na pocz�tek do Wiednia.
- A one co - agentki?
- Mo�e tak, a mo�e nie. Ani tobie, ani mi nikt si� nie b�dzie tłumaczył. Na
pewno za to - dewizy pa�stwu s� potrzebne. Id� kurwa rano do sklepu, a masło tam
du�skie. To co kurwa? Nad Wisł� krowy wymiona pogubiły, czy jak?
- Do rzeczy Zygmunt... - sam nie wiem, czemu jestem taki opryskliwy...
- No dobra. Nasi b�d� ci nasyła� dziwki. Jak b�dziesz miał
zapotrzebowanie na konkretn�, to tak� ci wy�l�, jak� narysujesz i za ka�d� zapłacisz
resortowi, ale tobie drugie tyle zostanie.
- To znaczy ile?
- Nie wiem człowieku. Sam musisz zbada� rynek. Ale zasad� ustalono...
Musisz nie za mało, ale te� nie przesadza� z cen�. Towaru mamy po gardło, tylko go
pcha� na eksport... Dewiz w kraju nigdy do��...
237
- Ty - to jest lewizna, jak ten cały "Zalew", czy operacja?
- Po chajrem - operacja... Na "Zatoce" posypała si� dwójka, znaczy si� -
wywiad. Nowi ludzie i nowe, efektywne idee zgodne z linia partii. Ojczy�nie
potrzebne s� dewizy, a słu�by dla ojczyzny i w gównie potrafi� si� babra�. Sam
wiesz...
- A nasza "zatoczka" - chyba nie mniejsza, ni� ta wpadka - jest ju� passe?
- O czym ty chłopie gadasz? My nigdy takich rzeczy... Szaleju si� na�arłe�?
Frankowi mam wspomnie�?
- Dobra, dobra - �artowałem...
I na zgod� nalałem - nawet nie wiedziałem, �e Zygmunt zrobił si� taki
pijak...
- Sam widzisz, �e jednak nie jeste� pewny. Dziwiłem si�, ale si� nie
dziwi�... - zauwa�ył...
Wypili�my...
- Ty - czemu ty mówisz, �e ja nie jestem pewien i �e ty si� temu nie
dziwisz?
- No bo rodz� si� w�tpliwo�ci...
- Do mnie? - �achn�łem si�.
- A w ka�dym razie musisz utwierdzi� zaufanie słu�b do ciebie.
- No dobra, ja mog� wszystko... - mówi� i nakładam na talerzyki �ledzie w
occie. Lubi� �ledzie, ale obrane i przyrz�dzone sprzedaj� tylko w słoikach z octem.
Mo�na jeszcze kupi� z beczki, z flakami i samemu przyrz�dzi�, ale trzeba wiedzie�
jak, no i pó�niej przez trzy dni r�ce �ledziem id�. Wi�c gdy tylko widz�, �e rzucaj�
do sklepu �ledzie w occie, to kupuj�.
- Słuchaj - przed wyjazdem masz załatwi� jednego ksi�dza pod Warszaw�.
- Co znaczy załatwi� - utłuc?
- No wła�nie - masz go załatwi�... A jak, to ju� twój ból głowy. Po prostu
za dziesi�� dni ma go nie by� w�ród �ywych i ju�...
238
- No co ty... Nowa władza z Ko�ciołem katolickim dobrze �yje. Sam
słyszałem, jak towarzysz Gierek mówił: - "wierz�cy i nie wierz�cy"...
- Co ty dzisiaj bredzisz? - replikował...
- No nic nie bredz�, tylko ja do mokrej roboty si� nie nadaj�. Mama jest
wierz�ca, tata chyba te� - po co mam ksi�dza zabi�?
- Potraktuj to jako �wiczenie. Zanim pojedziesz do Austrii, musisz przecie�
dowie��, �e umiesz si� znale�� w ka�dej sytuacji.
Patrz� ja na tego Zygmunta - facet ma coraz mniej włosów, coraz
chudszy, a przecie� znamy si� nie tak wiele lat. Odpowiedzialna ma prac�. Nie b�d�
pytał, ale przecie� jeszcze tydzie� temu robił w wywiadzie. A po twarzy wida� - ile
ma trosk... Mówi mi, �e mam zabi� ksi�dza i to jest normalne, a po tej twarzy widz�,
�e jemu samemu jest głupio, cho� zało�� si�, �e nie jest wierz�cy.
- Kto to wymy�lił?
- Nie ma znaczenia i nie dowiesz si�. Nikomu poza mn� nie mo�esz tego
powiedzie�.
- Mog� kogo� do tego zaanga�owa�?
- Ty czego� nie rozumiesz. Ja ci nie dałem �adnego zlecenia. Chodzi o to,
ze je�li za dziesi�� dni ten ksi�dz b�dzie �y�, tu masz koordynaty - daje mi
przebitkow� bibułk� i trzy fotografie - to ty le�ysz i nie masz zaufania instancji. Ale
koszty mo�esz, a nawet musisz rozliczy�. My rozumiemy, �e manipulacje kosztuj�...
- Ty, Zygmunt - ale po co wła�ciwie stuka� tego gada?
- No sam widzisz, �e gad - uchwycił si� słówka...
- Spójrz na to filozoficznie - kontynuuje. Czy twoim zdaniem ksi��a w
gospodarce socjalistycznej wytwarzaj� co� po�ytecznego?
- No ludziom s� potrzebni...
- A do czego? Do hodowli tuczników s� potrzebni, do spustu �elaza, do
eksportu i importu?
- No nie...
239
- Wi�c sam widzisz, �e s� to zwykłe darmozjady. Paso�yty paso�ytuj�ce na
ciele socjalistycznej ojczyzny. I jeszcze wtykaj� kij w szprychy...
- Wi�c ten katabas niczym konkretnym si� nie zajmuje?
- Nie wiem. Mam przekaza�, to przekazuj�. Ale �e oni, ci ksi��a i
zakonnice darmo chleb polski jedz�, to jestem pewien... Dla zdrowia społecznego...
mo�na powiedzie�...
No i na tym wła�ciwie sko�czyła si� rozmowa... Bo o czym tu było
gada�? Niby teoretycznie prawda, ale niby dlaczego ja?
Aha - powiedział mi jeszcze, �e to, jak cał� spraw� zaaran�uj�, to nie ma
znaczenia, byleby si� nie wydało... �e to jest niby traki mój majstersztyk w cechu...
A tak w planie politycznym to mo�e to słu�y� przypomnieniu, �e wprawdzie na
obecnym etapie władza z Ko�ciołem z dzióbków sobie jedz�, ale niech sobie te
krecie syny nie my�l�... Im trzeba takie sygnały co jaki� czas wysyła�, �eby si� nie
rozpasali...
No i poszedł sobie, zostawiaj�c mi obrzyna, a tak�e niezłe gówno na
�rodku głowy.
Pomysł, �e chc� mnie wpu�ci� jako morderc� ksi�dza i os�dzi�, do��
szybko odrzuciłem. Wi�c w takim razie chc� mnie zwi�za� ze sob� na �mier� i �ycie,
a to jest głupie, bo ja jestem ju� zwi�zany... Wa�ne było dla mnie, �e wła�ciwie to ja
nie musz� osobi�cie tego wszystkiego załatwi�. Oczywi�cie pod warunkiem, �e rzecz
zostanie załatwiona na czysto... Miałem pewien plan. Szybko ruszyłem na Poczt�
Główn� i sprawdziłem po ksi��ce telefonicznej adres. Poci�giem nie chciało mi si�
jecha�, bo jednak ludzie mog� zapami�ta�, a brakowało mi samochodu. W kioskach
nie było ju� "�ycia Warszawy" - od dziesi�tej to normalne - nie ma i ju�, ale
poszedłem do empiku, dwie herbaty wypiłem, zanim doszedłem w kolejce do
przeczytania. Na szcz��cie - cz��ci z ogłoszeniami motoryzacyjnymi �aden cwaniak
nie wyrwał...
Znalazłem dobre ogłoszenie - czteroletnia Syrenka z resorami na
podkładkach miedzianych i z kierownic� od Skody. Stan po remoncie.
240
Zatelefonowałem z budki - to były korowody - wsz�dzie albo połykał monety, albo
słuchawki urwane, ale udało si� w kinie "Bajka". Przed wpychaj�cymi biklety na
film ameryka�ski ko�mi, to op�dza� si� człowiek musiał. Wsiadłem w taksówke i
pojechałem w pobli�e adresu, obejrzałem samochód. Rzeczywi�cie na chodzie.
Złodziej jeden - pi��dziesi�t dwa tysi�ce za��dał i jeszcze kazał si� spieszy�, bo na
wieczór umówiony jest z innym klientem. Pojechali�my na Poczt� Główn� znowu.
Po drodze stargowałem do pi��dziesi�ciu i pół - wi�cej jak za nowy, ale to było
normalne. Na nowy trzeba przydział i taki przydział jeszcze par� dni temu to dla
mnie była betka, ale dzi�? Niestety, nie publikowali cen samochodów, �eby nie
wyszło na jaw, �e s� takie drogie, cho� wszyscy to wiedzieli i nawet nie bardzo
miałem z czym porówna�...
Blankiet umowy miał facet z giełdy. �e te� nie chciało mi si� dwa dni
poczeka� - no ale nie mam czasu, nie tylko nie pomy�lałem. Panikuj� do czorta, czy
jak?
Wsiadłem w ten mój nowy pojazd i prosto z dworca ruszyłem ruszyłem
do Człuchowa. Na ograniczenia pr�dko�ci nie zwa�ałem, bo przecie� miałem t�
swoj� legitymacj� esbe na inne nazwisko. Po drodze waln�łem oczywi�cie g��.
Wła�ciwie to celowo, cho� obawiałem si� stłuczenia szybki reflektora. Tak
odruchowo waln�łem, bo przecie� nawet nie było takiej kuchni, która by mi ja
przyrz�dziła. Byłem bezdomny jak pies. Je�li nie zdob�d� zaufania, to po prostu b�d�
na lodzie: bez przyjaciół, pozycji, pieni�dzy. Bardzo mi si� siebie zrobiło �al. Po
chwili jednak pomy�lałem, �e g�� mogłem da� jako podarunek z podró�y...
zawróciłem. Jaki� cham niósł j� ju� do wsi. Zatrzymałem si� - dawaj - macham t�
legitymacj� tak, �eby nazwiska nie widział, bo czasem i cham ma refleks i mówi�
mu:
– To jest dowód przest�pstwa - dokumenty...
– Jakie przest�pstwo panie... Moja g�� - poznaj� - dzieciaki s�siada mi
powiedziały: - na drodze wariat taka sam� Syrenk�, jak pana - trzasn�ł...
241
– Ja nie mówi� obywatelu, �e to wy popełnili�cie przest�pstwo, ale albo
dowód przest�pstwa wydacie celem przeprowadzenia czynno�ci, albo wezwiemy was
na �wiadka...
Tamten zbaraniał, bo jak ka�dy cham boi si� panicznie s�du...
- A jakie tak dokumenty... Panie kapitanie... Ja ze wsi, wszyscy mnie tu
znaj�...
- To si� jeszcze zobaczy. Posterunkowy wywiad przeprowadzi... Wy mi
obywatelu na czystego wygl�dacie
A mówi� to dla jaj, bo gumofilce - w czerwcu gumofilce! - to miał tak
uwalane gnojem, �e hej...
- Ale posterunkowy zawsze czego� si� dogrzebie... a mi to po co - wy
b�dziecie si� tłumaczy�, a ja papiery wypisywa�. Dawajcie dowód przest�pstwa
obywatelu, albo dowód osobisty, bo ja na słu�bie...
Pewnie, �e dał... Po drodze pukn�łem jeszcze zaj�ca. Zgłupiał pod
Człuchowem w �wietle reflektora. Widno jeszcze było, ale chciałem wypróbowa�,
czy akumulator jest wystarczaj�co mocny?
Zajechałem pod domek mojego sier�anta. Ładny miał domek. Zapraszał
do �rodka, ale stanowczo nie skorzystałem. Za to dałem mu moje zdobycze. Niech
jego �ona ma jakie� zaj�cie... Wrócił po pi�ciu minutach z torb� ortalionowa na
zakupy. Poszli�my na spacer. Przez �rodek jeziora, takiego zaro�ni�tego trzcin�, szła
poniemiecka jeszcze kładka. Trzeszczało to cholera, dechy przegniłe, pale ze staro�ci
spróchniałe, a z prawej bagno i z lewej bagno... �e te� rada narodowa nie kazała
jeszcze tego rozebra�... A �aby darły mordy, �e człowiek człowieka nie słyszał. Po
drugiej stronie był las przerobiony na park miejski - nawet ławeczki - kulturalnie.
Kawalerka niedaleko od nas wino piła - zwykłe J-23, ale na widok milicjanta - fakt,
�e emerytowanego, niemniej zawsze - poszła gł�biej. Dało si� rozmawia�.
Ja mu:
- Wy wiecie, �e ja dla was wszystko?
242
- Ja dla was, panie dyrektorze, te� wszystko, jeszcze by nie... sklerozy nie
mam...
I wyci�ga egzemplarz "W Słu�bie Narodu", rozkłada mi�dzy nami na
ławce, a na tym cztery kotlety mielone, a� ociekaj�ce smalcem - takie dobre,
musztard�, skibki chleba, nawet obrany ju� ogórek - w czerwcu �wie�y ogórek -
rarytas... No i musztardówk� i czyst� stra�ack�. A w drugiej butelce po wódce -
herbata na popitk� i dwie musztardówki... Ech... na bogato... Wida� było, �e nawet
sytuacja sprzyjała konstruktywnej rozmowie i konstruktywnym wnioskom...
Cztery dni pó�niej stałem przy pustej uliczce podwarszawskiego, raczej
szemranego miasteczka. Tak w odległo�ci pi��dziesi�ciu metrów, mi�dzy gał�zkami
krzewu, ale dobrze widoczny, miałem ganek plabanii. Zajechała moja Syrenka.
Wyszło dwóch go�ci. Jeden, mój sier�ant, został przy bramie z r�koma w kieszeni.
Drugi, mo�e nawet troch� starszy, ruszył ku drzwiom. Pewnie zapukał? Otworzyła
jaka� stara baba, a ten facet wszedł wraz z ni� do �rodka. Czekam i czekam. Pi��,
dziesi�� minut... Ja si� denerwuj�, ale i mój sier�ant - mimo odległo�ci przecie� to
widz� - denerwuje si�. Ju� byłem gotów wej�� na stanowisko sier�anta - na czat�, a
sier�ant niech idzie robi� porz�dek. Ma swoj� tetetk�, prywatn�, nigdzie nie
notowan� i mojego jeszcze obrzyna. Czułem, jak krew mi w skroniach pulsuje...
Niepotrzebnie, cholera, kaw� piłem...
Ale na szcz��cie w chwili, gdy ju� chciałem rusza�, kto� wyszedł z
budynku i targa ze sob� worek.
- No kurwa - my�l� - na to si� nie umawiali�my... Miało nie by� rabunku...
Ale co mog� zrobi�?
Oni wsiadaj� do Syrenki, mój sier�ant niepotrzebnie silnik zgasił, bo nie
od razu si� zapala... Ale zaskakuje w ko�cu, i terkoc�c swym dychawicznym
dwutaktem bryka rusza. Ja czym pr�dzej oddalam si�. Wła�ciwie to powinienem
243
wej�� tam i sprawdzi�, ale cholera strachu si� najadłem i poszedłem. Mimo to dumny
byłem. Tak, tak... - dumny. Czułem si� jak gwardzista z Gwardii Ludowej, jaki�
Mały Franek albo Janek Krasicki, który wła�nie wrzucił wi�zk� granatów do "Cefe
Clubu"...
Z sier�antem spotkałem si� o dwudziestej trzeciej pod Poczt� Główn�.
Fakt, �e milicji wokół du�o i pewnie te� tajniaków, bo tu utarg ze sklepów
przywozili, ale z drugiej strony - ludzi tylu, �e nie zwracali na siebie uwagi.
- I jak - wszystko w porz�dku? - pytam...
- Zadanie wykonane, tylko otworzyła ta stara, to j� od razu nadział na nó�.
To fachowiec. My tak peeselowców przed referendum kłuli�my - jak prosiaki... To
był mój dowódca, ma wpraw�, nawet nie zipła. Cała filozofia, by stan�� bokiem, to
w jusze si� człowiek nie ubabra... Potem dziada te� skroił... Dziad idiota, zamiast si�
broni�, zacz�ł si� modli� - kretyn... No ale nie dał mu czasu... Zenek nie z tych...
Zenek go ciach w gardło i wtedy si� ubrudził... Pewnie widzieli�cie?
Nic nie widziałem, bo ju� była szarówka, ale nie było potrzeby si�
tłumaczy�.
- Potem jeszcze biegał w te i nazad, ale wikary pewnie na kurwy przez
okno uciekł, albo wtedy wyszedł, kiedy my narad� robili�my... A w takim razie w
ka�dej chwili mógł wróci�... A tym czasem Zenek nic... Nie pietra, tylko penetruje
lokal. Ja mu mówiłem, �eby nic nie brał, ale on i tak swoje zrobił. To ja mu z tej
zło�ci, �e cały worek fantów wyniósł, i to jakich! - �e premii nie dostanie...
- Dostanie, dostanie... Cho� trzeba pomy�le�, �eby mo�e mniej... Jaka� kara
za samowolke musi by�...
- Panie dyrektorze - ni cholery... Jak mu powiedziałem, �e nic, to nic. Ja
znam �ycie. Jak si� oka�e mi�kko��, to potem ci�gle b�dzie chciał na gorzał�
po�ycza�. Na wieczne nie oddanie... Pana nie zna, ale do mnie mo�e si� przyczepi� i
starego kumpla b�d� musiał stukn��. Dla jego dobra prosz�...
- Dobra - stoi... Przynajmniej pół litra mu postaw. Masz tu pi��dziesi�taka
na pół litra. Naprawd� nawet nie chcesz za bilety?
244
- Panie dyrektorze. Ja jestem człowiek honorowy. Ja mam dług i ja go
spłaciłem. Krew za krew. Mogłem mie� czap� za tego Stalina... A zreszt�... Młode
lata se człowiek przypomniał... Jeszcze nie zardzewiałem... Jakby co, to gotów
jestem do słu�by... A pół litra kupi� i wypij�... Razem z kumplem... Zawsze jest co
wspomina�... Mo�e co� mu fantów puszcz�... U nas jest garnizon, mam kumpli w
tym wojsku, przy forsie. Im zawsze trzeba co�... I głupich pyta� nie zadaj�...
Ju� dwa dni pó�niej przyszedł do mnie Zygmunt. Patrzył na mnie z
podziwem. I raport kazał pisa�. Ja na to, �e robota wykonana, a krasnoludki tego nie
sprawiły, ale on nic, tylko �eby raport. Ja wi�c pytam:
- Mam sam pisa� o tym, �eby�cie mieli na mnie takiego haka?
- No wła�nie o to chodzi. Ale wiesz. Napisz tak, aby w ka�dym zdaniu było
jasne, �e działałe� na rozkaz. Nigdy �adnemu s�dowi takiego czego� si� nie
poka�e...
Wzruszyłem ramionami, ale nic - pisz�, a on mi pomaga. Na koniec
zaznaczyłem, �e koszty własne to pół litra. Nie wchodziłem w szczegóły. Tam
benzyna, jakie� takie rachunki z geesów po drodze... To przy innych tam sprawach...
Pół litra i szlus, �eby nie było, �e jestem pazerny... Zygmunt wypłacił mi za nie od
r�ki. mieli�my si� z tego... No bo rzeczywi�cie. Taka powa�na akcja, taka
synchronizacja, a tylko pół litra. W naszych gierkowskich czasach, a bez wkładu
dewizowego si� obyło... Czysta krajowa produkcja...
No i nie min�ł tydzie�, gdy wsiadałem do poci�gu do Wiednia.
Paszport odebrałem rano, przed dziewi�t�, zanim jeszcze zacz�to wpuszcza�
interesantów. Tak ze setka ludzi koczowała cał� noc, a ja nic. Zaje�d�am jak panisko
resortow� taksówk�, czyli z naszym tajniakiem jako kierowc�, bo przecie� rano
�adnej bym nie złapał, mijam wszystkich z tak� min�, �e sami si� rozchodz�, cho� w
zasadzie dost�pu do drzwi wej�ciowych pilnuj�, grzecznie pukam, od�wierny ze
stra�y przemysłowej równie grzecznie otwiera, ka�e si��� na swoim biurku i idzie po
245
kogo�. Po pi�ciu minutach przychodzi rozespana urz�dniczka – no wida�, �e picie
porannej kawy jej przerwałem - z jakimi� papierzyskami. Ja je wszystkie po kolei
podpisuj�. Ona z jakim� lewym u�miechem mi to daje , oboje ładnie sobie mówimy
do widzenia, ja od�wiernemu te�, a on mnie olewa, jak to stra� przemysłowa - ci��k�
ma prac� z t� kł�bi�c� si� pod drzwiami hołot�. Wychodz� na zewn�trz i z tłumu
słysz�:
- "Czerwony paj�k"
Tak nie gło�ne to było, ale dało si� słysze�, wi�c obracam si� i pytam:
- A co obywatele, po odbiór paszporcików si� czeka? A jak zawróc� i nie
dostaniecie, to co - jeszcze w kraju, a ju� wroga propaganda?
Tamci jak jeden m�� zamarli! Ze strachu, to jasne...
- No, powiedzie� przepraszam, bo wracam...
Ci najbli�si mnie, z niet�gimi minami i tak jako� niewyra�nie, czasem
tylko ruszaj�c wargami, jednak przeprosili. Inni udawali, �e nie wiedz�, o co
chodzi... Stale z batem trzeba nad t� band� sta�... Dałem spokój. Taksówkarz na
dziesi�t� miał dziecko zawie�� do lekarza, czy co? Nie b�d� mu przecie� takich
spraw psuł... Ale ju� byłem tego bliski...
Pojechałem do fabryki na Rakowieck�. Tam w biurze przepustek czekał
oficer, wzi�ł ode mnie paszport i wrócił z trzema a� wizami. Wszystko ładnie,
zgrabnie, nie do rozpoznania. Mam si� nie obawia�, bo wszystkie wizy s�
potwierdzone. A paszport - nie wspomniałem - nie jest na moje nazwisko.
No dobra. W poci�gu mam miejscówk� w pierwszej klasie, przy oknie, w
przedziale dla nie pal�cych. S�siedzi te� raczej mili. Wida�, �e powa�ni ludzie, na
stanowiskach, jad� słu�bowo, ale ka�dy, cho� gadamy, o meritum ani wspomni. No
morda w kuble, �e a� miło. Rzec mo�na, �e elita społecze�stwa delegowana jest za
granic�... Ka�dy wie, jak si� zachowa�.
Dewizy w delegacji oszcz�dzaj�. W przedziale od krakowskiej suchej i
jałowcowej a� �licznie pachnie... Jak to si� mówi - jak w mi�snym za Nieboszczki
246
Rzeczypospolitej... Ju� tam gdzie jad�, to ja si� tych bogactw napatrz�.. he, he... No
a nasi delegowani głodni chodzi� te� nie b�d�...
Taki� jaki� wyluzowany, zadowolony jad�, cho� na niepewne, bo
przecie� po niemiecku ani me, ani be, tyle co z liceum, bo przez dwa lata miałem
niemiecki, ale nauczycielka poszła na emerytur� - do dzieci wyjechała na l�sk i
zmienił nam si� z now� nauczycielk� j�zyk na francuski. I ten luz to był zwodniczy.
W Cz�stochowie na stacji przychodzi dwóch tajniaków, wal� do mego przedziału i
grzecznie, ale stanowczo ka�� i�� ze sob�. Jeden prowadzi, a drugi wzi�ł wszystkie
moje baga�e. Bardzo dokładnie to ustalali, nie było lipy.
No - my�l� - umarł w butach. Zastanawiałem si�, czy co� ze złota nie
wzi��, albo dewiz, ale my�l� sobie: - nie - dali mi dwa tysi�ce dolarów kazionnych,
to musi mi starcza�. Jad� słu�bowo, to ze swoich dopłaca� nie b�d�... Byłem tak
bojowo nastawiony, �e gotów byłem całe powiaty dziewczyn wysiedla� na Zachód,
wi�c kombinowałem, �e szmalu mi nie zbraknie... No rwało mnie do czynu, a tu taki
gips! To wszystko były jaja! Oni chcieli mnie po prostu udupi�... No ale nic takiego
nie wiozłem...
Prowadz� mnie jak przest�pc� na komisariat, tam wybebeszaj� wszystkie
baga�e - nawet trzy tubki z past� do z�bów na moich oczach pokroili. Moim
własnym no�em! Najpierw odkr�cili drewniane deseczki r�czki. Nawet nie s�dziłem,
�e si� odkr�caj�. A oni rozkr�cili i tym rozkr�conym przedwojennym gerlachem
past� do z�bów mi zmarnowali! Przez cały czas mnie obserwowali, a potem na
osobist�. Nawet do dupy, za przeproszeniem - zagl�dali. No jebał was pies.
W ko�cu dali spokój. Jeden wyszedł, wrócił, bez gadania przeprosił
�licznie, wyja�nił, �e taka słu�ba i �e jestem wolny. Ja si� pytam, kiedy mam
nast�pny do Wiednia, albo jakie� poł�czenie z przesiadkami, a oni mi na to, �e nie,
maj� polecenie powtórzy�, �e w Warszawie mam si� stawi� na kwaterze.
Ja tak dla pucu, aby Austriaków zmyli�, mam bilet powrotny, ale bez
miejscówki. Zreszt� najbli�szy poci�g, to wcale nie ekspres, bez miejscówek. Do
Warszawy wróciłem z wszystkimi bambetlami. No poległbym na tym Dworcu
247
Wschodnim, obrabowaliby mnie jak nic, gdyby nie to, �e Zygmunt czekał. No, to ju�
chyba nie jest �le. Zawozi mnie swoj� now� Skod� pod kwater�. A ja my�lałem, �e
ju� do niej nie wróc� i mówi:
- Nie wiem, cholera, o co chodzi, ale kto� spod Siedlec na ciebie czeka...
On nie wiedział, ale ja wiedziałem. Po całej tej aferze nie pojawiałem si�
u Przemyslidy, bo przecie� ci�gle mogłem by� na smyczy. Tajniacy czasem potrafi�
udawa�, �e ich nie ma - a zreszt� nie byłem pewien, czy on nie działał przy tej
"Zatoce", czy te� "Zalewie" - i czy go nie zamkli... Chwali� si� nie miałem czym.
Wprawdzie rozliczony byłem z nim na bie��co, ale te dwie sztabki niby
szwajcarskie, to były jego, a przepadły...
- No i widzisz, młodu człowieku, nigdy nie trzeba ignorowa� starych
przyjaciół. Nawet je�li oni nie b�d� si� m�cili, to los mo�e si� zem�ci�... Uznano, �e
skoro jednak troszk� na tych operacjach zarobiłe�, to powiniene� si� rozliczy� co do
grosza. Mam nadziej�, �e odkładałe� dla siebie w autentycznych sztabkach
bankowych. No to wła�nie takie mi zwró�. Ja si� nie obra��...
Dobrze Przemyslidzie było mówi�... Ale wychodziło na to, �e całe
ryzyko finansowe brałem na siebie ja. Mógłby si� przynajmniej podzieli� - on
sztabk� i ja sztabk�... Ale powiedział to wszystko tonem tak autorytarnym, �e lepiej
było nie kruszy� kopii. Facet miał wej�cia, skoro sprowadził mnie z trasy. A ju�
dwukrotnie s�dziłem, �e jest załatwiony. Po raz pierwszy, gdy w 1968 wyp�dzali
�ydów ze szczególnym uwzgl�dnieniem tych umoczonych w stalini�mie. A on mi
wygl�dał na takiego wła�nie. A drugi raz, gdy wła�nie ostatnio pół zarz�du drugiego
rozp�dzono za szmugielek złota i dewiz. Dało mi do my�lenia, �e nie wpadły sztabki,
ale mimo to s�dziłem, �e palce maczał w tym Przemyslida.
- Masz na to dwa dni. Za dwa dni przyb�d� tu z fantami. Gdyby� był
�ledzony, to masz trzy dni. Ale kłama� - to mówi� w zaufaniu - nie warto... Ja b�d�
wiedział, czy �ledz� ci�, czy nie?
248
Po zło�eniu tego o�wiadczenia wstał z fotela, odwrócił si� na pi�cie i
wyszedł z własnego salonu, zostawiaj�c mnie sam na sam ze swym muzeum. Nawet
herbat� mnie nie pocz�stował.
W tej sytuacji powstałem i ja. Tako� odwróciłem si� n pi�cie i
wyszedłem, przez nikogo nie �egnany, na podwórko, do mojej syrenki.
ledzony chyba nie byłem, a sprawdzałem to na ró�ne sposoby, lecz z
pewno�ci� nie na wszystkie. Z Warszawy wyjechałem na Kielce bocznymi, a
wła�ciwie polnymi drogami. Tak cyrklowałem, by dotrze� na jak�� pierwsz� w nocy,
lecz udało mi si� dopiero na czwart�. Nawet do rodziców nie zajrzałem.
Odwiedziłem tylko jeden ze schowków i wzi�łem, co miałem wzi��. Wróciłem jad�c
przez Ostrowiec, tras� na Lublin, szerokim kołem omijaj�c stolic�. Wprost, a raczej
te� bocznymi drogami, pod Siedlce. Zajechałem na podwórko w porze obiadowej.
Nikt nie wyszedł mi na spotkanie. Przemyslida wprawdzie kazał mi
zjawi� si� za dwa dni, ale mo�na było to rozumie�, jako najpó�niejszy termin. W
termosie miałem jeszcze troch� kawy, bo najpierw j� oszcz�dzałem, a potem
zapomniałem o niej. Wypiłem w samochodzie i w najlepsze zasn�łem. A zasn�� na
siedzeniu syrenki nie jest łatwo.
Obudził mnie, delikatnie potrz�saj�c za rami�, gospodarz. S�dz�c z lekko
obłoconych butów - charakterystycznych, z podeszw�, jak opona traktora - wracał ze
spaceru. Troch� si� zawstydziłem. Ale i przestraszyłem. Przez cały ten czas, tak na
dnie, tkwiła we mnie pami�� sposobu, w jaki poznałem Przemyslid�. Wówczas to on
strasznie si� mnie bał. Dzi�, kto wie, mo�e ja powinienem si� ba�?
Wzi�łem swój pakunek i poszedłem do mieszkania. Tym razem starannie
wytarłem buty. Poprzednio zapomniałem i zostawiałem �lady na podłodze, a
zapewne i na dywanie.
Zasiedli�my w fotelach. Na stoliku poło�yłem, delikatnie, aby nie
naruszy� wzorów na miedzianej blasze, pakunek. Przemyslida rozwin�ł papier,
nast�pnie papiery, w które - ka�da z osobna - zawini�te były sztabki i obejrzał je
249
uwa�nie. Pomy�lałem, �e on chyba pami�ta ka�d� z osobna, bo zdawało mi si�, �e
wr�cz je rozpoznaje.
Wyniósł je do innego pomieszczenia, a po chwili wrócił ju� razem z
gospodyni� nios�c� kaw� w pi�knym, srebrnym i wypucowanym do połysku
dzbanku, a tak�e kanapki ze schabem pieczonym w domu. W �rodek schabu
powtykane były suszone �liwki. Ciekawe, sk�d on brał ten schab i inne produkty w
kraju, gdzie w sklepie szynkowa, nawet lekko zzieleniała, była ozdob� działu mi�sno
- w�dliniarskiego. mietana, �wie�a, to było wida�, te� była w dzbanku ze srebra, ale
mniejszym. Przemyslida bez słowa, lecz uwa�nie mi si� przygl�daj�c, nalał kawy i
gestem spytał, czy j� zabieli�? Zgodziłem si�.
- Odwiedził mnie przyjaciel... Taki stary przyjaciel - znamy si� od
lat... Czasem odwiedzamy...
Z lekka zawołał:
- Michaile Grigoriewiczu... prosimy!
Wszedł do pokoju człowiek zaskakuj�co niski, z perkatym nosem, du�ym
brzuchem, w wieku co najmniej czterdziestu pi�ciu lat. Wszedł z baniast� butelk�
brandy Maxim - bodaj najta�szego z francuskich w Pewexie. Tak dwie trzecie co
najmniej ju� było wypite. Dopiero teraz powstał gospodarz, lecz zamiast dokona�
prezentacji podszedł do komody po kieliszki.
Facet, wygl�daj�cy co najmniej komicznie, w swetrze z czego�
sztucznego przetykanego złot� nici�, a dobrze ju� wiedziałem, �e swetry najlepsze s�
z prawdziwej wełny, wzbudzał moj� wesoło��. Sytuacja nie nastrajała do �miechu i
wcale nie wygl�dało na to, by roztropnie było �mia� si� z przyjaciół Przemyslidy.
Nawet je�li zwykli nas�cza� si� trunkami, które Sta� rezerwował dla gorszych
swoich go�ci. Nie w�tpiłem, �e Maxim nie był inicjatyw� Przemyslidy. To te� udało
mi si� opanowa�.
- Michaile Grigoriewiczu... Eto jest tot młody pare�, o którym wam
wielokrotnie mówiłem. Jest troch� nadgorliwy. Wywi�zał si� z zadania o dzie�
wcze�niej...
250
- Oho - pomy�lałem - z tymi sztabkami, to było tylko takie zadanie i mo�e
mi je zwróc�?
- No... to za znajomo��... - odpowiedział ten malutki z dziwnym akcentem i
teraz, to ju� miałem pewno��, �e mam do czynienia z prawdziwym Rosjaninem.
Wypili�my do dna. Ja w pierwszej chwili nie zorientowałem si�, �e z
koniakówek mam pi� do dna, ale natychmiast si� poprawiłem. Rosjanin wypił i
reszt� wytrz�sn�ł wprost na dywan.
- Dobry koniak - powiedział - nie tak ostry, jak nasz sowieckij... No...
kusz... jedz - młody człowieku, ty z drogi. Nie dziwisz si�, �e ja sowietskij
cziełowiek?
- Nie, bo wiem, �e pan Przemyslida to dobry internacjonalista.
Spojrzałem na niego mo�liwie najbardziej spokojnym wzrokiem
zadowolony, �e tak zgrabnie znalazłem słowa...
- Masz racj�... Dobry komunista i internacjonalista. A ty do Awstrii
chciałe�, do wroga, na obcy teren. Czy ty jeste� dobrym internacjonalist�?
- Nie wiem, prosz� pana, ale staram si�...
Rosjanin �achn�ł si�:
- Ja nikakoj pan - ja towarzysz... No i dobrze, staraj si�...
A po chwili, jakby si� wahał, ale w rzeczywisto�ci widziałem, �e jest to
wyre�yserowane, rzucił:
- A Kraju Rad, kraju awangardy klasy robotniczej, ty by� nie chciał
pozna�?
- Chciałbym - szczególnie chciałbym zobaczy�, jak ludzie �yj�... Nie tak z
wycieczk�, ale w�ród ludzi radzieckich...
Sam nie wiem, czemu tak powiedziałem. Po prostu powtórzyłem to, co
zasłyszałem od kilku go�ci w pensjonacie, którzy mówi�c o ZSRR narzekali, �e z
nikim normalnym nie mog� tam porozmawia�, �e nie s� w stanie przebi� si� przez
otoczenie przydzielonych im gepistów. Tylko domy�lałem si�, �e gepi�ci, to nazwa
ich SB. Ju� po chwili bałem si�, �e naruszyłem jakie� tabu, zrobiłem co�
251
niedopuszczalnego tym bardziej, ze po raz pierwszy widziałem w oczach, jak�e
zwykle dyskretnego Przemyslidy, po prostu zdumienie. Nie obce ono było te�, z
natury mało sugeruj�cej skłonno�� ku refleksji, twarzy Michaiła Grigoriewicza. A
jednak szybko si� opanował i poniewa� we flaszce po Maximie pozostało jedynie
wspomnienie, gestem zwrócił si� ku gospodarzowi. Ten zareagował, przyniósł
butelk� Stock'a i jak to bywa zauwa�ył:
- "Koniak Stock przez cały rok"...
- Lato idzie, lato, towarzyszu... A jak ju� b�dzie prawdziwe lato, u nas, na
Krymie, to biełyj mied�wied� najlepszy... Ooo - biełyj mied�wied�... Ale dawaj etot
kaniak sztok...
Gdy tylko wznie�li�my kieliszki, to perkaty rzucił:
- Za wizyt� naszego młodego przyjaciela na Krymie, w prawdziwym
centrum rekreacji zdrowia i wypoczynku ludzi sawietskich.
A po chwili, gdy ju� znów osi�gn�li�my dno kieliszków, dodał:
- Chcesz jecha� w sposób nie zorganizowannyj. No charaszo...
Prigłaszaem... Mój brat, eto czestnyj czełowiek, no prosta - dusza człowiek.
�oneczke - tak si� mówi po waszemu - �oneczk� ma prima sort, taka rabotnaja...
Eeech - wypi� by za naszije �eleznyje sawietskije �enszcziny...
Przemyslida - bez entuzjazmu dla samej czynno�ci, �yczenie jednak
natychmiast spełnił... Po �eleznych sowietskich �enszczinach byłem ju� nie�le
wstawiony...
Tak wi�c, na lato zamiast do Wiednia udałem si� do Zwi�zku
Radzieckiego na słynny Krym. Wiz� w ambasadzie radzieckiej podbito mi
wprawdzie niezbyt elegancko, bo portier o twarzy do�� mocno zdegenerowanego
alkoholika i roznosz�cy analogiczne wonie stanowczo za��dał, bym spluwał tylko do
spluwaczki, gdy ja w ogóle nie planowałem spluwa�... za to bardzo szybko - wci�gu
trzech godzin. Przy okazji, zgodnie z rad� Michaiła Grigoriewicza, w bufecie
252
kupiłem po pi�� małych puszek kawioru czarnego i czerwonego, pi�� puszek
bezsensownie tłustej tuszonki wołowej z fabryki w Baranowiczach - kazano mi
sprawdzi� - czy z fabryki w Baranowiczach, czy nie, no i dwadzie�cia kartonów
ameryka�skich papierosów.
Dla przeci�tnego Polaka, nawet oficera wysokiej szar�y, były to boskie
dary kupione za bezcen. Papierosy po trzydzie�ci pi�� złotych za karton, czyli w
cenie sportów, tuszonka jak tuszonka - tłusta, bo tłusta, ale dawała si� na ciepło
zje��, a kawior - wszyscy mówili, �e taki dobry, no to dobrze... Wszystko to
zawiozłem do rodziców i dopiero pod mamy r�k� tuszonka nabrała sensownego
smaku. Ojciec słysz�c, �e jad� do zeteserer, a� pokra�niał z zadowolenia, cho� od
razu mnie przestrzegł, bym nikomu nie mówił bez potrzeby, a i matce zabronił.
Uwa�ał bowiem, �e bez potrzeby do zetesereru nikogo nie zapraszaj� i byle dyrektor,
to mo�e sobie jecha� do Bułgarii, ale człowiek z perspektywami, który ma zrobi� w
kraju karier�, winien je�dzi� do zetesereru. Gdy wyje�d�ałem, mama dała mi
formalne błogosławie�stwo, zabroniła pi� z Rosjanami wódk�, a ju� zupełnie
zabroniła w czymkolwiek im si� sprzeciwia�, bo dla Rosjanina zastrzeli� człowieka,
to jak zje�� bułk� z masłem... No i dała mi, specjalnie przyniesion� z apteki, bardzo
podobno skuteczn� ma�� rt�ciow� na wszy. Do�� sumiennie musiałem powtórzy�,
które czynno�ci wypadnie podj��, gdyby ta ma�� była potrzebna.
Nie s�dziłem, aby ta cała ma�� miała mi by� bardziej potrzebna, ni� w
kraju, a nigdy dotychczas nie musiałem jej u�ywa�, ale zapakowałem. Walizk�
przecie�, i to skórzan�, miałem pojemn�.
Ale nie wida� było, by mama sprzeciwiała si� wyjazdowi. Przeciwnie -
miałem wra�enie, �e z tym samym nastawieniem �egnałaby mnie przed wyjazdem do
USA. Mo�e na poniewierk�, ale na pewno po dolary...
Zygmunt odprowadził mnie na Dworzec Wschodni. Bilet kupiłem w
"Orbisie" w Alejach Jerozolimskich i gdy tylko przedstawiłem paszport, to kasjerka
najpierw sprawdziła w przetłuszczonym i rozpadaj�cym si� zeszycie, a potem,
dokładnie mi si� przygl�daj�c, wzrokiem takim bardziej policyjnym, czy ja na
253
fotografii, to ja za szyb�, wr�czyła mi miejscówk� pierwszej klasy. Oprócz walizki
miałem jeszcze olbrzymie papierowe torby z Pewexu, gdzie w zgodzie z rad�
Michaiła Grigoriewicza nabyłem trzydzie�ci par spodni ze �cieralnego d�insu Rifle
dla dorosłych i dwadzie�cia par dla dzieci, a Sta� załatwił mi i to od r�ki,
dwadzie�cia pi�� par polskich, z gorzej �cieralnego d�insu, jako� taniej, bo po sto
sze��dziesi�t złotych, kupionych na bazarze Ró�yckiego od bab. Te d�insy masowo
produkowało całe podziemie funkcjonuj�ce wokół podkarpackich wiosek z
Rzeszowszczyzny. Nasi w ogóle nie potrafili sobie z tym da� rady, wi�c tylko
kontrolowali, co i jak. Tak słyszałem jeszcze w pensjonacie, ale miałem pogl�d nieco
bardziej sprecyzowany. Tych trzech oficerów od szytych w kraju d�insów, po pijaku
dosłownie szastało pieni�dzmi i zaraz po marcu 1968 dziewczynom wkładali mi�dzy
nogi całe rulony brudasów wołaj�c, �e teraz to oni s� bananowa młodzie�.
Do tego wszystkiego doł�czyłem pi�� pojedynczych gum bubble-gume -
ameryka�skich - na padarunek dla syna gospodarza, dwadzie�cia krajowych
pakiecików gum po pi�� z prywatnej wytwórni, dwana�cie parasolek damskich
składanych i sze�� m�skich, te� składanych. Jechałem wi�c na ten Krym jak z szabru,
obci��ony niesamowit� ilo�ci� wyrobów, o których sk�din�d, nie tylko do Michaiła
Grigoriewicza wiedziałem, �e w zeteserer s� chodliwe. W banku polskim za�
wymieniłem w oparciu o specjalny talon wr�czony mi po prostu przez Michaiła
Grigoriewicza, trzysta sze��dziesi�t rubli - kwot� podobno znaczn� - i to wpisano mi
do ksi��eczki walutowej. Dokładnie je sobie obejrzałem. Trzydzie�ci sze��, prosto z
drukarni, czerwonych banknotów po dziesi�� rubli. Nic si� od czasów caratu nie
zmieniło - dziesi�� rubli papierowych to czerwoniec... U nas w kieleckiem jeszcze o
tym pami�tano. Tyle, ze kiedy� za czerwo�ca, tak wspominano, to porz�dnego
cielaka kupił...
My�lałem, �e poznam kogo� stamt�d w przedziale, nawet przygotowałem
sobie cał� koncepcj�, jak by tu si� mo�liwie du�o dowiedzie�, samemu mówi�c jak
najmniej. Słówek uczyłem si� ze słownika, który kupiłem w antykwariacie za
trzykrotn� cen� w stosunku do tej wytłoczonej na okładce. Był troch� zu�yty, ale
254
jeszcze kompletny, a nowych w ksi�garniach nie było. Miały by� jakie� wielkie
słowniki w pałacu kultury, w jakim� Orpanie, czy jak, ale łaziłem po tym pałacu i nie
znalazłem... Zgłupiałem i niepotrzebnie pytałem, gdzie jest ksi�garnia, w której
mo�na kupi� słownik i rozmówki polsko - rosyjskie? Chłe, chłe... No to pewnie, �e
mnie dezinformowali...
Jednak a� do granicy jechałem sam. Wagonowa - baba rozło�ysta,
wzrostu grenadierskiego, w wieku nie do ustalenia, z kokiem tak wysokim, z włosów
tak dziwacznie, chyba nieumiej�tnie pofarbowanych, �e roznosz�c po�ciel z tkaniny
bawełnianej o fakturze papieru �ciernego, zamiatała sufit, kazała przyj�� po kipiatok
"czerez dziesiat minut"...
Za dziesi�� minut ruszyłem korytarzem ku ko�cu korytarza, gdzie kł�bił
si� ju� niezły tłumek Rosjan. Teraz dopiero domy�liłem si�, �e Polacy je�dzili,
zapewne polskimi wagonami, te� zreszt� wł�czonymi do składu poci�gu. Pozostałe
kobiety te� miały koki, zreszt� w ró�nych kształtach, lecz nieodmiennie olbrzymie...
Doprawdy, radziecka ziemia karmi kobiety o niezwykle g�stym i obfitym owłosieniu
na głowach...
Gdy tylko wagonowa mnie dostrzegła, dosłownie rykn�ła na pozostałych
podró�nych:
- Towariszczi, tawariszcz inastraniec - dawajcie jewo...
I jak za dotkni�ciem czarodziejskiej ró�d�ki utworzył si� w korytarzu
szpaler mi�dzy podró�nymi wiod�cy mnie wprost do olbrzymiego blaszanego
pojemnika wmontowanego w �ciany wagonu, pod którym, mimo niesamowitego
upału palił si�, niczym w wiejskiej kuchni, w�giel. A okna, jak si� zorientowałem,
były za�róbowane.
Wagonowa wyci�gn�ła w moim kierunku szklank� w metalowej oprawce
i z irytacj�, �e marudz�, sykn�ła:
- Brasaj, tawariszcz, czaj...
Ja domy�liłem si�, o co chodzi, ale oczywi�cie własnej herbaty ze sob�
nie miałem. W termosie miałem kaw�, ale herbaty w wiórkach nie... Szybko jednak,
255
nieomal na wy�cigi, zacz�li mi podró�ni wsypywa� w t� szklank� po troch� herbaty
tak, �e do jednej trzeciej wypełniła si� suszem.
- Nu - kulturna... - skomentowała to baba i odsypała wi�kszo�� w skrawek
gazety, zrobiła tutk� i po prostu wło�yła mi do kieszeni marynarki. Reszt� zalała,
wsypała trzy czubate ły�ki cukru, a gdy z namaszczeniem trzymałem t� szklank� w
jednej r�ce, to do drugiej podała mi najpierw piwo, a potem pół litra wódki. Ja wódki
nie chciałem bra�, lecz ona autorytatywnie zakrzykn�ła:
- Bieri, bieri... paka i jest...
Potem jeszcze dodała olbrzymi� puszk� tuszonki. Flaszki ulokowałem w
kieszeniach marynarki, a ona dodała:
- Tri piatdziesiat siem...
Gdy pokazałem, �e nie mam jak si�gn�� do portfela, wzruszyła
ramionami:
- Patom...
I rzeczywi�cie. Wszyscy brali ten sam zestaw, tylko na dzieci wydawała
wrz�tek, tuszonk� i piwo, ale bez wódki. Ludzie przeciw temu protestowali. Ogl�dali
te butelki i ze znawstwem oceniali:
– eksportnaja...
Czyli tak jak i u nas - to co eksportowe – wida�... jest lepsze...
W przedziale - bukwy ju� jako tako przypomniałem sobie w Warszawie -
dokładnie przeczytałem etykiety. Wódka była "moskovskaia" i etykieta zapisana była
łaci�skimi literami, piwo było �igulowskie i wypicie go, ciepłego jak zupa, lecz bez
w�tpienia samego w sobie nie do przyj�cia, było czynem ponad moje siły, za�
tuszonka była wołowa, tak jak te moje z ambasady, ale wi�ksza i nie z Baranowicz.
Przed Przemy�lem poszedłem do toalety. Prze�yłem szok, a nie mam
słabych nerwów. Gdy tylko otworzyłem drzwi, a mogłem si� tego domy�la�, bo w
upale i zaduchu po całym korytarzu rozchodził si� znajomy mi z krajowych
poci�gów, które jednak przecie� s� wietrzone, charakterystyczny zapach. Ale gdy
tylko otworzyłem drzwi do toalety, to jaka� siła wypchn�ła mnie dosłownie na
256
zewn�trz. No... ale wej�� musiałem. Zamiast muszli klozetowej była po prostu dziura
w podłodze. Wprawdzie zaznaczone były miejsca sugeruj�ce, gdzie nale�y postawi�
stopy, lecz nie wszystkim to si� udało. Mocz po prostu chlupotał na podłodze
rozchodz�c si� falami w rytmie stukotu wagonu o szyny. Nie była to woda, gdy�
wody w kranie nie było. To wszystko by mnie nie dziwiło, te obrazki znałem z
repertuaru pekape, lecz nie w tym nat��eniu! Dopiero gdy wychodziłem, to
zauwa�yłem kł�b jakiej� mi�kkiej brunatnej bawełny, te� zapewne nie pi�knie
pachn�cej, cho� ja ju� nic nie czułem. Starannie, nie dotyk�j�c jej palcami, wytarłem
o ni� buty. Czym pr�dzej wróciłem. W ustach czułem smak skwa�niałego - to było
dla mnie doprawdy odkryciem - gówna. Czym pr�dzej, wbrew swym obyczajom,
odkr�ciłem kubeczek od termosu i nalałem sobie po wr�bki, ciepłej bo ciepłej,
wódki. Wypiłem toto nieomal po rosyjsku, na dwa razy!
Ci�gle jeszcze byłem zszokowany, gdy weszli polscy pogranicznicy i
celnicy. Z wra�enia zapomniałem schowa� napocz�ta butelk�. Pogranicznik pi�knie
�yczył mi, salutuj�c, miłej podró�y i to był optymistyczny akcent - wojsko jednak
potrafi si� zachowa�... Celnicy te� byli uprzejmi. Dwaj, bez w�tpienia działali na
zlecenie, porachowali dosłownie wszystko i cho� na zakupy w Pewexie miałem
stosowne rachunki i wolno mi je było wywie��, to jednak parasolki i spodnie z
bazaru były ewidentnym szmuglem. A jednak nawet powieka im nie drgn�ła.
Zanotowali nawet chusteczki do nosa i te� si� po�egnali �ycz�c miłego wypoczynku.
O celnikach to i owo si� słyszało, wi�c na ich zachowanie złego słowa nie mog�
powiedzie�. Ale było jasne, �e Franek, cho� przecie� krajowe rzeczy kupowałem
przez Zygmunta i Stasia, to jednak chciał by� zorientowany.
Rosjanie za� wpadli do przedziału jak szara�cza. Akcja si� powtórzyła.
Znów wszystko notowali i te� niczemu si� nie dziwili. Byli bardziej wnikliwi. Kazali
mi spu�ci� spodnie, pochyli� si� i zajrzeli w odbyt. Ja roztropnie podczas wizyty z
toalecie miałem własny papier toaletowy, lecz u�ywałem go w nienormalnym dla
mnie po�piechu, wi�c wszystkie te zabiegi nie musiały by� dla funkcjonariuszy
buduj�ce. Wcale ich nie �ałowałem... Wygl�dali jak bandyci w mundurach i takie
257
mieli maniery. Bez słowa odwalili po hejnale z mojej flaszki, nawet nie powiedzieli,
�e "wkusna" i poszli.
Flaszk� z reszt� alkoholu wrzuciłem do pojemnika na �mieci i
systematycznymi ruchami, jak automat, wyci�gn�łem z walizki płask� butelk�
jarz�biaku z metalowym kieliszkiem. Waln�łem sobie dwa pojemniczki pod rz�d,
poprawiłem kaw� i uspokoiłem si�. Miałem jeszcze te� płaskie Martineu, ale
postanowiłem nie otwiera�. W tym upale łatwo mogłem si� upi�. Była bowiem noc,
sama w sobie parna, a na dodatek te okropne okna były za�rubowane. Jedyny wlot
powietrza był - teraz to wiedziałem - przez dziur� w kiblu.
We Lwowie korzystaj�c z półgodzinnego postoju wyszedłem na peron.
Nie chciałem oddala� si� od wagonu ze wzgl�du na pozostawione w nim rzeczy,
jednak zdecydowałem si� ruszy� ku cysternie, a której rozlewano jaki� płyn.
Odcyfrowałem napis - kwas. Co� słyszałem, �e to zapewne kwas chlebowy - pono�
doskonały na kaca.
Wła�nie na moich oczach milicjanci wygonili spod cysterny prywatn�
inicjatyw� - bab� sprzedaj�c�, pewnie za grosze, olbrzymie puste słoje na kwas dla
nie zaopatrzonych przybyszy zza granicy. Ludzie natychmiast - u nas to by
gardłowali, a przynajmniej u�alili si� nad staruszk� - zacz�li kupowa� w stoisku
obok pełne słoje. Potem doczytałem - to był sok z brzozy. Wylewali go wprost do
rynsztoka i puste baniaki podawali sprzedawcy celem powtórnego napełnienia
krwistoczerwonym płynem lec�cym z kurka. Zapach tego czego� był mi chyba
znany... Płyn był do�� chłodny, bo czułem to przez szkło. I do�� w sumie drogi - za
trzy litry prawie rubla... Spróbowałem - to było czerwone wytrawne wino... Nie
miałem szansy przywita� Ojczyzn� Proletariatu na trze�wo...
Gdy z tym baniakiem wróciłem do przedziału, to siedziała w nim ju�
nowa pasa�erka... Mo�e przed trzydziestk�, raczej obfitych kształtów,
prawdopodobnie w delegacji, bo miała ze sob� tylko niewielk�, jak wi�kszo��
miejscowych - jeszcze bardziej obskurn�, ni� to zdarzało si� w Polsce - walizk�.
258
Do�� szybko nawi�zali�my rozmow�. Znała polski! Co wi�cej - równie�
jad�c do Odessy, gotowa była mi udzieli� praktycznych lekcji j�zyka rosyjskiego.
Tak wi�c cał� prawie dob� przegadali�my z doskonałym skutkiem dla mnie.
Wprawdzie była do�� w�cibska i pytała o zbyt wiele rzeczy osobistych, ale albo j�
zbywałem, albo, gdy była nachalna, zwyczajnie łgałem. Dopiero, gdy zbli�ali�my si�
do miasta, to mi powiedziała, �e jest przydzielon� mi przewodniczk� i tłumaczk�
pracuj�c� w turystycznej firmie Intourist. Aha - taki głupi to nie byłem - ju� ja tam
wiem, jak si� nazywa jej biuro turystyczne...
W Odessie wysiedli�my wieczorem. Miasto jakie� jakby zaciemnione. O
godzinie dziewi�tnastej ich czasu ulice po prostu puste. Czekaj�c� na nas luksusow�
taksówk� marki Wołga dojechali�my do hotelu - po rosyjsku - gastinica - o nazwie
"Łondonskaia". Co� w rodzaju warszawskiego Bristolu, tylko du�o mniejszego. No i
jeszcze gorzej utrzymanego - podłogi wprawdzie pastowano i froterowano, ale chyba
od rewolucji nie cyklinowano. Zdumiała mnie liczba karaluchów. Gniazdo -
ewidentnie - miały w tapczanie w moim dwuosobowym pokoju. Kolacj� zjadłem
sam w barze na pi�trze. Jaka� fatalna szynka, tłusta kiełbasa. Wszystko pokrojone w
plasterki centymetrowej grubo�ci. Ja chyba zapomniałem, �e jestem tu go�ciem i
łaman� z polskim ruszczyzn� usiłowałem wynegocjowa� pokrojenie dla mnie w�dlin
nieco cieniej. Babol, mo�e czterdziestoletni, melancholijnie chudy, z wielkimi
oczami i monstrualnym kokiem w kształcie zupełnie foremnej łodzi rybackiej, przy
tym raczej nie uczesany - bo cała ta fryzura była ewidentnie nie pierwszej �wie�o�ci,
doskonale mnie zrozumiał i odci�ł si�, �e palców dla mnie to ona nie b�dzie sobie
obcina�.. Pokazała przy tym te swoje nie obci�te palce i okazało si�, �e ma nie
obci�te, ale paznokcie, pomalowane jakim� kiepskim, złuszczonym lakierem, przez
który przebijała �ałoba ordynarnego brudu. No... jak ja bym co� takiego zauwa�ył u
moich tłumoków kuchennych rodem z pegeeru, to normalnie tłukłbym i patrzył
tylko, czy równo puchnie!
259
Zapłaciłem za to jakie� zupełne grosze i reszt� sumiennie mi wydano.
Bufetowa usiłowała wcisn�� mi jeszcze czekolad�, �e niby na zgod�, ale cho� i w
Warszawie był to rarytas, to zrezygnowałem.
Inni go�cie te� jedli. Przygl�dali mi si� z zainteresowaniem, cho�
przecie� obcokrajowiec nie mógł na nich w takim hotelu robi� wi�kszego wra�enia.
Potem zszedłem na dół, do holu, gdzie ju� czekała Udarka - moja
poznana w poci�gu przewodniczka. Wyszli�my na spacer. Hotel stał na wysokiej
skarpie, wzdłu� której szedł �le o�wietlony bulwar. W dole wida� było port. Jakie�
trzydzie�ci metrów od budynku hotelowego był skwer z pomnikiem - jak si�
dowiedziałem - diuka Richelieu. W m�tnym �wietle było wida�, �e stary. Dziwne to
było, �e kardynał Richelieu, chyba jeszcze młody, bo bez brzucha, a przecie�
czytałem "Trzech muszkieterów", był tutaj w Odessie i na dodatek pono� zakładał
miasto. Udarka dopiero po chwili, gdy weszli�my w przylegaj�cym budynku do baru
"Domu Oficera", za okazaniem przez ni� jakiej� legitymacji - zapewne legitymacji
przewodnika turystycznego - he, he.. - wyja�niła mi, �e to był inny Richelieu -
progresiwnyj, czyli post�powy, gdy ten z "Trzech muszkieterów" był reakcyjny i na
dodatek pop katolickiej cerkwi.
Zaraz potem spytała, czy chc� jutro i�� do katolickiej cerkwi, ale
oczywi�cie od razu odmówiłem. To �mija!
Jeszcze raz mnie podchodziła mówi�c, �e Zwi�zek Radziecki w obronie
pokoju, w celu osłaniania swych licznych sojuszników, musi ponosi� olbrzymie
koszty ł�cz�ce si� z wielkimi wyrzeczeniami, z rado�ci� ponoszonymi przez ludzi
radzieckich i dlatego na ulicach mo�e mi si� wydawa�, �e nie wszystko jeszcze jest
w nale�ytym porz�dku. Ja jej na to, �e przeciwnie, wszystko jest wspaniale, ludzie
mili, a miasto jak nale�y i niczym nie ró�ni si� od miast w Polsce, mo�e z wyj�tkiem
Warszawy, bo Warszawa jest nowoczesna i ma prawie same nowoczesne budynki.
Udarce my�l, �e miasto nie powinno mie� starych budynków bardzo si� spodobała.
260
A co jej miałem powiedzie�? Czy to, �e z tymi swoimi obdrapanymi
kamienicami z ubiegłego wieku Odessa wydała mi si� jeszcze brzydsza, ni�
Piotrkowska w Łodzi? Ale sama zrozumiała...
W barze Klubu Oficera kł�bił si� dziki tłum oficerów i ich niezwykle
krzykliwych �on w ró�nym stopniu upojenia alkoholowego. Stare �ciany były chyba
nawet niedawno malowane, a mo�e bielone wr�cz wapnem, przez który przebijały
si� jeszcze bardziej fantazyjne ni� w hotelu kształty narastaj�cych grzybów. Jednak
było tak parno, �e pewnie grzyb wyrastał tu jeszcze zanim zawieszono wiech� nad
dachem. My w ka�dym razie z zadysponowan� przez Udark� butelk� koniaku,
kilkoma cukierkami i oran�ad�, wyszli�my na podwórko, gdzie były rozstawione
tandetne stoliki ze skrzypi�cymi krzesłami. Stół - czy to stoj�c na nierównym terenie,
czy te� maj�c nierównej długo�ci nogi - w kraju najcz��ciej chodziło o to ostatnie -
zakolebał si�, gdy usiłowali�my za nim zasi��� i butelka spadła rozbijaj�c si� w
drobny mak. Trzeba przyzna�, �e w tej temperaturze natychmiast owiał nas obłok
doskonałego aromatu. Udarka wstała, poszła do bufetu, a ja za ni�.
Za poprzednie zamówienie ja zapłaciłem. Tym razem zapłaciła ona.
Chciała co� jeszcze, zapewne, by kto� posprz�tał szkło. Bufetowa, której kok
przypominał korze� buraka cukrowego, z którego wyrastały dwie ły�wy, stanowczo
odmawiała. Wtedy Udarka pokazała swoje mo�liwo�ci - rozdarła si� na cał� sal�
elektryzuj�c nawet niektórych pijanych oficerów, a ju� na pewno wzbudzaj�c �ywe
zainteresowanie ich kł�bi�cych si� po sali bez miejsc siedz�cych �on. Wrzeszczała
co� o go�ciu z sojuszniczej Polski i inne dyrdymały, ale tonem, który wskazywał, �e
rycze� na wszystkich to jej wolno. Bufetowa jednak, wida� zaprawiona w niejednym
boju, wzruszyła ramionami i odpowiedziała:
- Kurica nie ptica, a Polsza nie zagranica...
Byłem tak zbaraniały, �e nawet nie pomy�lałem, aby jako� zareagowa�.
Po prostu, jak s�dz�, rozdziawiłem jap�... W tym momencie jednak refleksem
wykazała si� Udarka. Kocim ruchem chwyciła bufetow� za kudły, ale nie szarpn�ła.
261
Dzi�ki temu, poniewa� miała dłu�sze od niej r�ce i w ogóle solidniej wygl�dała, była
pani� sytuacji:
- No blad�, bystra... - dosłownie wycedziła.
Bufetowa, bez ruchu, rozkazała swej pomocnicy posprz�ta� i na tym si�
sko�czyło. Wyszli�my z sali, w której panowała nieomal absolutna cisza. W �lad za
nami pod��ała pomocnica bufetowej, mo�e siedemdziesi�cioletnia staruszka na
krzywych i niezwykle cienkich nó�kach z trudem, ale i z wpraw� nios�ca wiadro i
miotł�. Tu jednak nowa katastrofa: na stole pozostał tylko talerzyk po konfietach, a
jedna z dwóch butelek oran�ady była wypita. Udarka, ci�gle jeszcze rozgrzana
niedawnym zwyci�stwem, bez jakiegokolwiek zdziwienia rozejrzała si� po sali. Poza
naszym były w sporym oddaleniu od siebie jeszcze dwa stoliki i oba były zaj�te.
Przy jednym siedziało czterech młodych oficerów, jeszcze mo�e nawet trze�wych i
chyba za�enowanych sytuacj�. Przy drugim stoliku było trzech w wieku trzydziestu
mo�e lat...
Udarka podeszła do tego drugiego stolika i bez słowa, wkładaj�c palce
lewej r�ki w dziurki od nosa pierwszego z brzegu oficera postawiła go do pionu, a
zaraz potem praw� dłoni� trzymaj�c butelk�, palec �rodkowy tej dłoni wsadziła
dosłownie w oczodół delikwenta. Palec haczykowato wbijał si� w oczodół, a samo
oko wygl�dało, jakby bliskie było wypadni�cia, jednak jeszcze nie wypadło. Drug�
r�k�, to dostrzegłem dopiero po chwili, energicznie trzymała w kroczu tego faceta.
- Konfiety - znów wycedziła, cho� z pozorami spokoju.
Po go�ciu nawet nie wida� było, �e jest przera�ony. Wygl�dał tak, jak
wygl�da� mo�e człowiek na chwil� przed utrat� jednego z dwóch oczu...
- Wania... kanfiety - wyszeptał z wielk� ostro�no�ci�, by niczym nie
zirytowa� mojej Udarki.
Wówczas drugi z oficerów nie wstaj�c rzucił gar�� cukierków na
wapienne płyty, którymi wyło�one było podwórko.
- Na stoł... wor... - warkn�ła Udarka.
262
Z drugiego stolika poderwał si� młodziak i poło�ył cukierki na stole.
Zaraz potem usiadł. Moja towarzyszka ostro�nie wyj�ła palec z oka, ale drug� r�k�
uczyniła jaki� energiczny ruch, bo jej ofiara natychmiast upadła na ziemi� zwijaj�c
si� z bólu. Jego koledzy poderwali si�, podnie�li go i bior�c ze sob� w kiesze�
napocz�t� flaszk� ze swojego stolika, szybko si� oddalili. W �lad za nimi ruszyli ci
młodzi.
Dosłownie wida� było, �e Udarka jest z siebie dumna. Ale mimo to oboje
przez cały wieczór sympatycznie rozmawiali�my nie napomykaj�c nawet o
incydencie. Cho� wyobra�am sobie - ten oficer - a wyra�nie to nie on ukradł
cukierki, tylko jego kolega - musiał by� w swojej jednostce ju� sko�czony.
Noc sp�dzili�my u mnie w pokoju. Bufetowa �alu nie miała, bo gdy na
odchodne zamówili�my szampana, to przyniosła, specjalnie dla nas, dwie flaszki
porz�dnie zmro�onego i połusuchowo - czyli półwytrawnego, gdy innym dawała
gorszy, wytrawny i na dodatek nie z lodówki.
Udarka znów usiłowała wyci�gn�� ze mnie informacje, ale korzystaj�c z
intymno�ci sytuacji poprosiłem, by wreszcie dała spokój. Powiedziałem to mo�liwie
taktownie tak�e po to, by jej nie zirytowa�.
W pokoju zabawiali�my si� sob� prawie cał� noc. Łapałem karaluchy i
puszczałem je po jej ciele. Wcale si� nie brzydzili�my. miechu było co nie miara,
gdy takie szkaradnie wielkie, w�sate, właziły tam, gdzie nie trzeba... A� piszczała z
zadowolenia!
A swoj� drog�, czekoladowe cukierki, nawet tak marne, jak sowieckie, do
koniaku, to dobra rzecz...
**************************************************
W poci�gu na Krym Udarka opowiedziała mi dowcip o Odessie:
- Rozmawia dwóch ludzi - jeden adesyta, czyli mieszkaniec Odessy, a drugi
mieszka gdzie� indziej. Ten nie z Odessy pyta: - "skolka liudziej �ywiot w Odesie?
263
No szto� - otwieczaiet adesyta - połtora miliona budziet... A jewriejew skolka? -
znowa spraszywaiet etot nie adesyta. A ja i skazał - otwieczaiet adesyta"...
W D�ankoi, ju� na Krymie, u samej nasady półwyspu, była przesiadka.
Miejscowo�� jest malutka, wła�ciwie tylko stacja kolejowa i osiedle kolejarskie.
Mieli�my par� godzin, wi�c spacerowali�my. Wsz�dzie szw�dało si� mnóstwo
wojskowych w czarnych mundurach - wojsko kolejowe. Ale byli jacy� dziwni,
niezwykle kr�pi, pot��ni jak szafy trzydrzwiowe. Spytałem zatem, sk�d oni takich
bior�?
- A u nas w specwajskach daj� �ołnierzom takie cud pigułki. Oni je jedz� i
jak w czarach drobni chłopcy staj� si� pot��ni w barach. Ooo... u nas s� najlepsi
in�ynierowie zdrowia i fizkultury. Gdy tylko w nast�pnej pi�ciolatce zwi�kszy si�
produkcja specpastylek, to nawet telefoni�ci u nas b�d� jak atleci. Nic tylko na
olimpiad� ich puszcza�. Ale nie martw si�... Dla armii sojuszniczych te� nie
b�dziemy niczego �ałowa�. Wam te� cherlactwo nie jest w koszarach potrzebne...
Doprawdy, Kraj Rad zdumiewał mnie. Oficerowie kradn� cukierki z
oran�ad�, baby lej� chłopów, a chłopy s� chodowani tak dobrze, �e cały �wiat mo�e
tylko zazdro�ci�... No i w kosmos posłali Gagarina pierwszego... Ale ba... My
swoich �ydów jak idioci wyrzucili�my za granic�, a oni nic... Swoich trzymaj�, jak
który chce emigrowa�, to go wysyłaj�, ale na Syberi�. Całe miasta, jak Odessa, maj�
pełne �ydów. To i nic dziwnego, �e nauka u nich taka przoduj�ca. �ydzi im
wszystko wymy�l�. Udarka te� tak s�dzi. Dlatego uwa�a, �e antysemityzm, to jest
bł�dna i szkodliwa koncepcja. Wystarczy tylko pilnowa�, aby �ydzi nigdzie poza
nauk� nie dominowali. Nawet w nauce te� trzeba pilnowa�, aby nie było wi�cej, ni�
te pi�� procent �ydów w poszczególnych rocznikach akademickich. I to wystarczy.
No i do wojska nie trzeba ich wpuszcza�, bo z �ydów �adne wojaki. A nasze Franki,
pany Mieczysławy i tak dalej, zamiast korzysta� ze sprawdzonych wzorów, naszych
�ydów wypu�ciły. I potem dziwi� si�, �e takie pastylki, zamiast samemu
produkowa�, zalewa� nimi Zachód, sprzedawa� im za dolary, nawet dawa� na
Wschód - co tam.. - my musimy si� prosi� Rosjan.
264
Na razie jeszcze nasi Polacy s� jakby wy�si i lepiej zbudowani ni� ludzie
radzieccy, ale nie miałem w�tpliwo�ci - to tylko kwestia czasu. A zreszt� po co si�
szarpa� z t� produkcj� �ywno�ci, martwi� pustymi hakami, skoro na rynek mo�na
rzuca� byle co, dopcha� pastylkami i te� b�dzie dobrze? Tylko czy nasi to
zrozumiej�? Im tylko kiełbasa w głowie... �arli by i �arli, a peerel sk�d ma na to
�arcie bra�?
A ludzie radzieccy - w tym ju� si� zorientowałem - w sklepach było
mało, a i pieni�dzy maj� mało, mimo to s� szcz��liwi i b�d� tak dorodni, jak ci z
D�ankoj. To chyba musi na tym polega�, �e u nich mimo wszystko �wiadomo�� jest
wy�sza...
Udarka powiedziała mi, �e w D�ankoj w 1920 roku dowodził walkami na
Krymie generał Wrangiel. Ja co� ze szkoły pami�tam, �e gdy Piłsudski naiwnie
rzucił si� na Kijów, z tak� pot�g� zadarł i oczywi�cie dostał po dupie, to Wrangiel -
generał białogwardzistów - maszerował na Kijów, albo co? Taki głupi jednak, �eby
si� nadzia� na tani chwyt, to ja nie byłem i o nic Udarki nie wypytywałem, tylko
skomentowałem:
- I Wrangiel i Piłsudski - duraki, bo sowietskij sojuz jest wieczny i
sprzeciwia� mu si� nie nale�y!
Ach, jaka była zadowolona po tej deklaracji! Skwapliwie dodała:
- Pół miliona naszych sowietskich sołdatów poległo za wyzwolenie Polski.
I teraz sowietskij sojuz i polska narodna respublika s� jak dwie siestry... Jedna jest
starsza, a druga jest młodsza.
- No zdziro - pomy�lałem - dobrze sobie przypominam obchody tysi�clecia
pa�stwa polskiego.
Ale oczywi�cie o tym nie wspomniałem.
Z D�ankoj do Teodozji jechali�my niebywale rozpalonym wagonem. W
�rodku nie było przedziałów. Ludzie dosłownie mdleli. Przez cały czas kołatała mi
si� my�l, aby stłuc szyb� i tylko dobre wychowanie mi w tym przeszkodziło. Do
265
restauracyjnego nie mogli�my pój��, bo wszystkich czemodanów nie mogli�my ze
sob� taska�, a zostawia� nie było bezpiecznie.
Zdumiało mnie, �e baby w dowolnym wieku, na oczach wszystkich w
tych wagonach bez przedziałów przebieraj� si�. A nie wydaje si�, by były
bezwstydne. Po prostu w takim wagonie - chyba słusznie - uwa�aj�, �e normy
cywilizowane nie obowi�zuj�.
W Teodozji na dworcu, a dworzec jest tam wprost na bulwarze
nadmorskim, z r�k Udarki przej�ł mnie gospodarz, Nikołaj Grigoriewicz, brat
Michaiła. Tego nie spodziewałem si�. S�dziłem, �e na cały czas pobytu w zeteserer
Udarka jest mi przydana. A tym czasem moje bambetle wyl�dowały w koszu
zdobycznego niemieckiego zundappa, ja sam usiadłem na tylnym siedzeniu, a
motocykl z wielka wpraw� wymijaj�c spacerowiczów prowadził Nikołaj
Grigoriewicz. Nawet si� z Udark� nie zd��yłem po�egna�. Pomachali�my do siebie
r�koma...
Nikołaj Grigoriewicz był starszym bratem Michaiła, pi��dziesi�cioletnim
emerytowanym oficerem wojska lub KGB, zwolnionym z armii w stopniu mi nie
znanym, lecz chyba pułkownika. Miał ju� czwart� �on�, bo poprzednio w odległych
garnizonach i słu��c za granic� �eni� si� musiał w po�piechu, bez zastanowienia i
dobra kobieta trafiła mu si� dopiero za czwartym razem.
Tego wszystkiego dowiedziałem si�, gdy zajechali�my do domu. Uliczka
troch� w gł�bi Teodozji, w dawnej dzielnicy tatarskiej, wykładana białymi
wapiennymi kamieniami, z których zbudowano te� ci�gn�ce si� z obu stron mury
kolejnych, przylegaj�cych do siebie posesji. Jaskrawe, odbijaj�ce si� od białych
kamieni �wiatło i niebywały gor�c ust�piły natychmiast, gdy przez furtk� weszli�my
do �rodka. Obok furtki były drzwi gara�u, nad którym nadbudowane było jeszcze
mieszkalne pi�tro. Tam mieszkał wraz z rodzin� gospodarz. W centrum posesji stał
266
obszerny, parterowy dom kamienny rozparcelowany na pokoje do wynaj�cia.
Mi�dzy domem a murem od ulicy było ocienione trzema olbrzymimi drzewami
morelowymi atrium. W �rodku malutka, czynna fontanna, której woda ci�gle si�
rozpryskiwała na drobne kropelki, tworzyła, w cieniu moreli, swoisty mikroklimat.
Pod daszkiem na czterech kamiennych słupkach stał na wolnym powietrzu
zachodnioniemiecki telewizor marki Telefunken - dobitne �wiadectwo pobytu
gospodarza w NRD; i przedwojenny polski, doskonały zreszt�, jak si� okazało,
radioodbiornik marki Elektrit. Ja słyszałem, chyba od ministra od likwidacji
rzemiosła, który sam był wilniukiem, �e to była fabryka w Wilnie zrabowana przez
sowietów w 1939 i wywieziona wraz z załog� do Mi�ska. Podczas ataku
niemieckiego na zeteserer fabryk� ewakuowano na Syberi�, a poniewa� w 1944
Mi�sk si� spalił, to zainstalowano j� z powrotem, nie wiadomo dlaczego, nie w
Wilnie, lecz w Rydze. Oczywi�cie, od 1939 produkowała pod inn� mark�. O los
wo�onej w te i nazad załogi nie pytałem, bo minister, pod koniec �ycia przestawał
by� ostro�ny, jeszcze by powiedział tak wprost, nie owijaj�c w bawełn� i musiałbym
znów na niego donie��...
Pokoik dostałem mały, dwułó�kowy, z szafk�, stolikiem i dwoma
fotelami. W �cian� wpuszczona była wi�ksza szafa, której jedna półka była za
szkłem. Wszystkie te meble wykonano domowym sposobem, ale solidnie i z
porz�dnych materiałów.
Gdy tylko si� rozpakowałem, gospodarz poprosił mnie do atrium.
Usiedli�my na ławie pod murem domu przy jeszcze jednym stoliku. Na stole stała
popielnica ze spiłowanej łuski armatniej. Obok był kosz na �mieci z o wiele wi�kszej
łuski, pewnie do działa okr�towego. Przyszła jego �ona, Marija - tak mi j�
przedstawił i dobitnie kazał mówi� do niej po imieniu. Ukłoniła si�, jakby była
kelnerk�. Liczyła sobie jakie� trzydzie�ci pi�� lat. Była Mołdawiank�, czyli - czego
dotychczas nie wiedziałem - po prostu Rumunk�. Bardzo pracowita kobieta.
Przyniosła dwie szklanki z grubego, lanego szkła i butelk� chłodnego
wina.
267
- To wino, to Cziornyj Doktor - zaznaczył gospodarz.
Było smaczne - ci��kie, półsłodkie, a mo�e półwytrawne - słabo si� na
tym znam.
Okazało si�, �e dom jako ruin� gospodarz kupił, gdy przechodził na
emerytur�. Sam pochodził z Uralu i te upały troch� go m�czyły. Wszystko własnymi
r�koma odbudował, rozbudował, nawet muszle klozetowe udało mu si� załatwi�,
przez brata. Rzeczywi�cie, muszle były jak najbardziej z Polski, potem to
sprawdziłem, bo z polskimi napisami, ale jakie� przedwojenne chyba, pewnie
wymontowane z rozbieranego budynku. W ka�dym razie spłuczka była �eliwna z
napisem "Niagara" i od razu czułem si� jak w domu. Kablom, gdy si� im
przyjrzałem, te� nic nie brakowało. Elektryczno�� rozchodziła si� po domu
wojskowymi kablami z czasów hitlerowskich, w ołowianych koszulkach, z nazw�
wytwórni i gapami Wehrmachtu.
W zasadzie nie wolno było w zeteserer wynajmowa� pokoi
wczasowiczom, ale po pierwsze, to wszyscy tak robili, a po drugie - z czego� trzeba
�y�. Emerytur� bowiem Kola ma dobr�, ale zawsze nowa kopiejka si� przyda. Potem
zorientowałem si�, �e brał od łebka osiem rubli za nocleg. A to wcale nie były
kopiejki.
Trzecia �ona my�lała, �e do ko�ca �ycia �y� b�dzie jak kuracjuszka, wi�c
musiał j� przep�dzi�. O�enił si� ze sklepow� w sklepie spo�ywczym. Codziennie
widział, ze to robotna dziewczyna, a gdy na jego oczach utłukła szw�daj�cego si� o
sklepie szczura, to ju� wiedział, �e jest to ta baba, której mu było trzeba. Teraz nadal
pracuje w sklepie, ale tylko siedem miesi�cy na pół etatu. Sklep jest naprzeciw
szkoły powszechnej, w której uczy si� ich jedyny syn, to go mo�e dogl�da�. Potem
si� dowiedziałem, �e od pocz�tku maja do ko�ca wrze�nia Marijka po prostu
konsekwentnie szła na chorobowe. Gdy tak sobie gadali�my, to ona moje brudne po
podró�y ubrania wła�nie prała, o czym wcale jeszcze wówczas nie wiedziałem.
Zorientowałem si�, gdy po chwili rozwieszała je na sznurze tłumacz�c si�, �e nie
pytała, bo przecie� to wszystko, w tym upale, to za pi�tna�cie minut b�dzie suche.
268
Stołowa� si� miałem w Domu Oficera Armii Czerwonej o dziesi��,
pi�tna�cie minut drogi od domostwa gospodarzy. Gdyby jednak tego było mało, to
mogłem podobnie jak pozostali wczasowicze, w tej chwili przebywaj�cy na pla�y,
gotowa� sobie równie� w domu. Czego nie b�dzie w sklepie, to si� na bazarze
dokupi...
Wszystko za mnie wobec Kolki i wobec stołówki jest opłacone. Te
rzeczy, które przywiozłem ze sob� na sprzeda�, to on ch�tnie kupi, chyba �e znajd�
lepszego kupca, ale jego zdaniem nie jest to prawdopodobne. Na bazar nie wolno mi
i�� jako sprzedawca, wi�c ka�d� par� spodni i ka�d� parasolk� za ka�dym razem
musiałbym bra� na siebie i ze sob�. Wtedy ludzie b�d� mnie zaczepia� i tak
sprzedam, nawet troch� dro�ej, ale �y� mi nie dadz�, dopóki ostatniej rzeczy z Polski
nie sprzedam. To ju� lepiej jest konsekwentnie odmawia� i za par� rubli mniej mie�
�wi�ty spokój.
Mikołaj Grigoriewicz powiedział, �e chodzi� mog� wsz�dzie, gdzie chc�
w obr�bie miasta, ale nie poza nim, bo w południowej cz��ci, na bulwarze, w
dawnym pałacu Mienszykowów, czasem wypoczywaj� towarzysze z najwy�szych
władz i nie wolno im przeszkadza�, a jeszcze dalej na południe, w Płanerskie, s�
atomnyje łodki i stra�nik, jak głupi, to mo�e nawet zastrzeli�. Dopiero potem
dowiedziałem si�, �e w Płanerskie koło Koktebelu s� nie tylko łodzie podwodne,
zreszt� w warunkach Morza Czarnego podobno kompletnie nieprzydatne, ale i willa
towarzysza Bre�niewa.
W pewnej chwili na moich oczach spadły w k�p� kwiatów przy fontannie
dwie dojrzałe morele. No tak, �y� tutaj i nie umiera�... Po prostu �licznie...
Domy�liłem si�, �e Mikołaj Grigoriewicz jest dobrze zorientowany w
tym, co mam ze sob� na sprzeda�, a to dzi�ki szczegółowej kontroli na granicy.
Umówili�my si� na sto dziesi�� rubli za spodnie Rifle dla dorosłych, sto za Rifle dla
dzieci i dziewi��dziesi�t za podrabiane Rifle z bazaru Ró�yckiego. Po dwadzie�cia
pi�� zaproponował za parasolk�, a poniewa� odniósł wra�enie, �e si� waham, to
najpierw zaproponował dwadzie�cia siedem, a potem dwadzie�cia osiem rubli. Ja
269
miałem ze sob� dwie puszki kawy rozpuszczalnej - jedn� Nesca od Stasia, a drug�
krajow� Marago od rodziców i on s�dził, �e to te� na sprzeda�, ale wyprowadziłem
go z bł�du.
W tej sytuacji udałem si� do mojego pokoju i do kuchni przygotowa�
pocz�stunek: kaw� i koniak Martineu. Wszystko to przyniosłem na drewnianej tacy
słu��cej, jak si� zdaje, tak�e jako deska do krojenia w�dlin. W tym czasie z domku
nad gara�em schodził tak�e Mikołaj Grigoriewicz. Z zachwytem spojrzał na butelk�.
Łaci�skie litery nie były mu obce i szybko odcyfrował napis "France". Dostrzegł, �e
przyniosłem trzecia szklank� dla jego mał�onki. Zachował si� stosownie, je�li
zwa�y�, �e ta flacha kosztowała tak pomi�dzy połow�, a jedn� trzeci� przeci�tnej
pensji krajowej. Było co docenia�. Nie musiał wiedzie�, �e były czasy, gdy takie
trunki traktowałem nie lepiej ni� oran�ad�...
Zaproponował, całkiem roztropnie, by napi� si� dopiero wówczas, gdy
si� obrachujemy. Zgodziłem si� z tym. Marijka zacz�ła mu dawa� jakie� znaki i
zauwa�yłem, �e w gar�ci trzyma jeden parasol m�ski i jeden damski. Mikołaj
Grigoriewicz ze zrozumieniem kiwn�ł mi głow� i zaproponował, �e za parasolki,
skoro s� składane, zapłaci mi po czterdzie�ci rubli. Ja, powodowany nie wiem czym,
poniewa� wbrew mym obyczajom, zgodziłem si� na trzydzie�ci pi��, na co
rozmówca odpowiedział, �e trzydzie�ci sze�� i niczym na targu powiatowym z
rozmachem podali�my sobie r�ce na zgod�. On jeszcze musiał rachowa� nowe
liczby, a Marijka bez liczydła nie chciała mu pomaga�. Na chwil� wycofał si� do
swojego mieszkanka nad gara�em, by po chwili wróci� i poło�y� dosłownie stos
czerwonych dziesi�ciorublówek
- Wosiem tysiaczej sto czityrnatcat rubliej. Paszczitajcie, jest charaszo ili
niet?
I zacz�li�my rachowa�. Składali�my banknoty w kupki po dwie�cie
pie�dziesi�t. Wszystko si� zgadzało. To była góra pieni�dzy - Wołga - fakt �e bez
talonu niedost�pna - kosztowała dziesi�� tysi�ce rubli. Potatarski dom dostał Mikołaj
Grigoriewicz, fakt, �e w ruinie, a poza tym po cenie urz�dowej, za siedemset rubli.
270
Inna sprawa, �e swoich pieni�dzy, szczególnie w Pewexie, te� wyło�yłem bardzo
du�o, tak mniej wi�cej trzydzie�ci pensji krajowych. No ale w rewan�u dostałem
ponad osiemset przeci�tnych miejscowych pensji. Jeszcze z Warszawy wiedziałem,
�e dolar na czarnym rynku kosztuje od dwóch i pół rubla w Armenii do trzech rubli
w Moskwie i to z pocałowaniem r�ki. Wychodziło na to, �e le�ało przede mn� trzy
tysi�ce zielonych... dwa porz�dne mieszkania w Warszawie kupione na wolnym
rynku!
Oczywi�cie miałem własnych pieni�dzy du�o wi�cej, szczególnie w
złocie i u rodziców. Ale te dochody na razie si� sko�czyły i cho� spodziewałem si�,
�e do czego� b�d� potrzebny Przemyslidzie i niewielkiemu wzrostem bratu Mikołaja
Grigoriewicza, to jakie z tym b�d� si� ł�czy� pieni�dze, przewidzie� nie mogłem. Ja
po prostu, mo�e wła�nie poza Przemyslid�, nie znałem nikogo równie bogatego, jak
ja. Cho� oczywi�cie nikt si� swoimi zasobami nie chwali, to jednak mogłem oceni�,
ile wyci�gał od Stasia Franek - z pewno�ci� du�o mniej ni� ja. A przecie� - uchodził
za trzeci� osob� w pa�stwie. Nie pod wzgl�dem dostoje�stw, lecz realnych
wpływów. Chyba jednak wi�cej miał pułkownik W�troba z melasy pana Antoniego
w cukrowni w Nakle. Ale ile takich interesików mogli prowadzi� ci najwi�ksi?
Jeden, dwa, trzy? Nie wi�cej!
Marijka troskliwie umyła nasze szklanki po winie w fontannie i ja
rozlałem. My m��czy�ni siedzieli�my, a Marijka skromnie popijała ju� nieco
wystygł� kaw� na stoj�co pomimo, �e obok stał taboret. Wskazałem gestem, �e toast
winien wznie�� gospodarz i w tym momencie zorientowałem si�, �e jego zdaniem
nalanie do mniej wi�cej jednej trzeciej wysoko�ci rozszerzaj�cej si� szklanki, mo�e
po niecałe sto gram, jest nietaktem. Szybko wi�c uzupełniłem do wysoko�ci dwóch
trzecich. Całej szklanki w tym upale chyba bym nie wytrzymał...
- Za dru�bu mie�du narodami, za dru�bu mie�du narodnoj respublikoj
polszy i sowietskim sojuzem, za dru�bu mie�du nami...
No i oczywi�cie, nawet Marijka chlapn�ła, jak wod�, cały stakan. Ja,
rzecz jasna, te�.
271
- Wkusne - powiedziała Marijka
- Wkusne - potwierdził Mikołaj Grigoriewicz.
- Wkusne - i ja doł�czyłem do chóru.
Zagry�li�my rozpołowionymi przez gospodyni� morelami i popili�my
kaw�.
Mikołaj Grigoriewicz zaproponował, �e skoro nie mog� wpłaci� tych
pieni�dzy na ksi��eczk�, on zreszt� te� nie powinien tego robi�, bo "cisze idziosz,
dalsze dajdziosz", to on we�mie na przechowanie. Potem poczeka si� na dostaw�
kolca do sklepu juwielerniewo i tam w porozumieniu z Annuszk�, podrug� Marijki,
w zgodzie z rad� brata, przerobi si� to wszystko na �lubne obr�czki.
Po chwilowym zastanowieniu uznałem, �e tak b�dzie najlepiej. Od tej
chwili codziennie rano Mikołaj Grigoriewicz przychodził do mnie do pokoju i bez
słów, aby inni nie słyszeli, pytał - czy i ile ma mi da� pieni�dzy? Ja za� starałem si�
mie� przy sobie zawsze sto pi��dziesi�t do dwie�cie rubli.
W Polsce w jeden dzie� przepu�ci� pół pensji nie było łatwo, ale było to
mo�liwe. Ja za�, robi�c co si� dało, nie byłem zwykle w stanie tych pi��dziesi�ciu
rubli ró�nicy wyda� przez trzy dni. A przecie� pensja polska to było wyra�nie wi�cej,
ni� pensja radziecka.
Nad reszt� koniaku przeszedłem z Mikołajem, czyli Kol�, na ty. Jako� tak
w ci�gu godziny od naszej transakcji Kola pojechał swoim motocyklem, na razie
ci�gle osieroconym w gara�u bez towarzystwa samochodu i wkrótce wrócił z now�,
niezbyt wielk�, ale i nie najmniejsza lodówk�. Marijka zaraz dokładnie j� umyła. Ta
lodówka stała w kuchni, obok wi�kszej, dla wszystkich i przeznaczona była tylko dla
mnie.
Teodozja jest po prostu pi�kna. Kola wzi�ł mnie motocyklem na
pragułku. Siedziałem w honorowym miejscu - w koszu ze specjalnie sprofilowanym
siedzeniem dla erkaemisty, gdy tym czasem na tylnym siodełku trzymał si�
272
specjalnego mocowania jego dziesi�cioletni syn, te� Kola. Chciał by� marynarzem,
potem �ołnierzem, a teraz giepist�, tak jak stryjek. Pocieszny maluch!
S� zabytki: najwa�niejszym jest wspaniały, chyba granitowy pomnik
marynarzy, którzy dokonali desantu na opanowan� przez hitlerowców Teodozj�. Nie
jest taki du�y, jak w Wołgogradzie, opiewaj�cy bohaterstwo zwyci�zców w
Stalingradzie, ale zawsze. Gdyby da� mu wy�szy cokół, to byłby zdecydowanie
wi�kszy od naszej warszawskiej Nike.
Rosjanie umieli walczy�! Wysadzili kilkadziesi�t tysi�cy desantowców
na brzegu i zabrali statki. Rad�cie sobie teraz towarzysze sami... A Niemcy -
wiadomo, łatwo si� nie poddaj�... Wszystkich ruskich wybili! Tylko kilkunastu
przedarło si� w góry i przeszło do działa� partyzanckich. Kola w zaufaniu powiedział
mi, �e cz��� z nich poddała si� Niemcom i tych, po wyzwoleniu, Stalin po połowie:
jednych kazał powi�za� drutem kolczastym na szosie i rozjecha� czołgami, a
drugich zesłał na Sybir. To si� nazywa dyscyplina! Oni naprawd� podbij� �wiat! I to
zrozumienie dla warto�ci zdobyczy wojennej. Do dzi� za najcenniejsze uchodz�
zegarki z wyzwalanej Europy. Raz Marijka z zachwytem popatrzyła na moj� Dox� i
mówi:
- Trofiejna...
- A trofiejna, trofiejna, kanieszna... - odpowiedziałem w zgodzie z prawd�...
wietnym zabytkiem jest zamek genue�ski. Och - wspaniała jest jednak
historia Rosji. Ju� w �redniowieczu zachodni imperiali�ci usiłowali j� kolonizowa�,
zamki tu budowali - znaczy si� - kosztowne inwestycje realizowali, a przecie�
nadaremno... Podobno wówczas Teodozja nazywała si� Kaff�. Ale jeszcze
wcze�niej, antyczni Grecy te� kolonizowali Teodozj�. Teraz archeolodzy radzieccy
wnikliwie wszystko badaj�.
Na drugi dzie� po przyje�dzie, gdy tak sobie gulali�my, to tylko na
�niadaniu byłem w Domu Oficera, bo za obiad dla naszej trójki zapłaciłem w
herbaciarni obok zamku. Obiad fatalny, ale co tam... Zreszt�, prawd� mówi�c, tak
złych gospód, to w Polsce nie ma. Nawet najgorszych Gminnych Spółdzielni... Na
273
szcz��cie Kola wcale nie lubi pi� wódki przy ka�dej sposobno�ci. Bystry facet - od
razu zauwa�ył, �e ja te�. Powiedział mi jednak, �e tym chwali� si� nie nale�y, bo
niektórzy głupi ludzie uwa�aj�, �e je�li kto� ci�gle nie pije wódki, to nie jest szczery.
Ja mu na to powiedziałem, �e wódk� pij� w miar�, jak on, a przecie� jestem szczery.
Ustalili�my, �e gdybym co� wiedział, a raczej dowiedział si� od ludzi radzieckich, co
mogłoby by� interesuj�ce dla organów, to �ebym si� nie przejmował, nie szukał
jakiego� kagiebe, tylko od razu jemu powiedział.
Przejechali�my obok przepi�knego i odremontowanego domu
wczasowego dla towarzyszy z kace partii i kace zwi�zków zawodowych. Akurat
nikogo z najwa�niejszych nie było, wi�c udawali�my, �e mamy jaki� interes i
przejechali�my obok, nawet niezbyt szybko. Zaraz potem był taki fragment szosy, z
którego wida� było basen portowy okr�tów podwodnych. Umówili�my si�, �e razem
z małym Kol� mamy mie� głowy skierowane na wprost i tylko zezowa� b�dziemy
we wła�ciwym kierunku. Udało si�, tylko ja, psia krew - nic nie zobaczyłem. No nie
zd��yłem. Mały Kola mówił, �e co� widział, a ja nie widziałem.
K�pali�my si� w morzu. Łowili�my kraby. Kola złapał dwa, gdy ja
zobaczyłem jeszcze jednego. Wynurzyłem si� i zawołałem Kol�, bo kraby łowi si�
sposobem i jeszcze nie chciałem sam ryzykowa�. W wodzie krab jest bardzo zwinny
i mo�e ugry��. Palca nie odgryzie, ale zawsze... Pełn� dłoni�, by nie miał za co
chwyci�, trzeba go wypchn�� na powierzchnie, a potem silnym ruchem wyrzuci� na
chwil� ponad wod�. On z powrotem opada na wod� i przez chwil� znajduje si� na
powierzchni. Wówczas nie mo�e manewrowa� - tak tłumaczył mi Kola i miał racj� -
wtedy trzeba gada chwyta� palcami za korpus mi�dzy łapami ze szczypcami i jest
nasz!
Woda jest czysta i bardzo ciepła. Na brzegu tłumy ludzi - zabawnie
wygl�daj� te ruskie baby ze swoimi kokami na piasku.
Potem na pro�b� małego Koli obejrzeli�my jeszcze pomnik Pawki
Morozowa. Co� i tu cholera nie gra - zakablował własnych rodziców, wi�c dziadek
go zatłukł. Miał racj� staruszek - na bliskich si� nie donosi - co innego obcy... Kola
274
wprawdzie nic nie powiedział synowi, ja oczywi�cie te� nie, ale wida� było, �e jest
tego samego zdania, co ja i �e domy�la si�, jaki jest mój pogl�d.
Troch� jednak przesadzaj�.
Kolacj� zjadłem w Klubie Oficera. Jakie� mi�so w burym sosie, z kasz�,
do tego kiszona, ubiegłoroczna kapusta, sok i chleb. Aha - na pocz�tku jeszcze była
zupa. Chleb jedz� do wszystkiego - to ju� od samego pocz�tku zauwa�yłem.
Ja jem w ostatniej turze. Pierwsza tura w ci�gu czterdziestu minut zjada
potraw� wykonan� z najlepszych produktów. Druga tura w pół godziny zjada te same
dania z gorszych produktów. Potem trzecia tura - z najgorszych. Wszystko to s�
oficerowie z domów wczasowych wraz z rodzinami. Wreszcie czwarta tura dla
oficerów z miasta, niekiedy po prostu emerytowanych i mieszkaj�cych na miejscu.
Tu do poszczególnych stolików przypisani s� ludzie tych samych kategorii. Ja mam
pierwsza kategori� i jem razem w admirałem, który admirała dostał, gdy szedł na
emerytur�. Teraz tutaj mieszka i stołuje si� razem ze swoim letnikiem - malarzem z
Mi�ska, który mieszka u niego od maja do pa�dziernika. Tylko �e malarz siedzi przy
innym stoliku. Je razem z nasz� tur�, ale wedle trzeciej kategorii.
Nadto jeszcze jest wdowa po generale. J� ci�gle, od �mierci m��a, chc�
przerzuci� na trzeci� kategori�, ale ona si� uparła, bo mówi, �e lekarz jej przepisał
norm� �ywieniow� dietetyczna i tylko pierwsza kategoria spełnia te warunki. Babsko
jest durne i pełne fochów. Admirał dla niej, to nikt znacz�cy, bo admirała i to
najni�szego dostał ju� na odchodne i nigdy nie dowodził formacj� wła�ciw� dla rangi
generała.
Admirał dowodził okr�tami rzecznymi i twierdził, �e rzeczna, a raczej
słodkowodna flota radziecka jest wielokrotnie pot��niejsza od floty ameryka�skiej.
A nadto, z nie mniejsz� wnikliwo�ci� dostrzegł, �e je�li taka idiotka, jak Jekaterina
Pawłowna - nasza wdowa - miałaby by� jego �on�, to on dobrze zrobił rozchodz�c
si� ze swoj� bab� i zostawiaj�c jej swoje mieszkanie gdzie� nad Amurem. Zreszt�
mieszkanie jej zabrali, bo nie była ju� �on� oficera i przenie�li j� do komunałki -
jakiej� drewnianej robaczywej rudery.
275
Zdaje si�, �e tu jeszcze trudniej o dobr� �on� ni� w Polsce i w takim razie
rozumiem zadowolenie mojego gospodarza Koli, �e wreszcie wyszukał taki skarb jak
Marijka. Ona nawet koka nie ma.
Trzeciego dnia przed obiadem do Domu Oficera wyruszyłem okr��n�
drog�, najpierw do bulwaru, a potem bulwarem do ulicy, przy której jest Dom
Oficera. Po drodze, tak z ciekawo�ci zajrzałem do sklepu spo�ywczego. Produktów
niewiele, ale cho� to zwyczajny, niewielki sklep, to obok cukru, soli i chleba
sprzedaj� ciepły bulion z piero�kami. Postanowiłem spróbowa�. Jednak �le trafiłem,
bo akurat był pierieryw na otdych dla załogi - czyli pi�tnastominutowa przerwa. No
ale ja miałem czas. Usiadłem sobie grzecznie przy stoliku, a przed lad� kł�bił si�
tłumek z dziesi�ciu mo�e alkoholików - zazwyczaj z wojennymi medalami na
piersiach. Co jaki� czas pogaduj� z ekspedientk�, trzydziestoletni� bab� jak forteca z
fryzjersk� wie�� zamkow� na głowie.
Chc� si� napi� i prosz� j� po imieniu i otczestwie, �eby jednak , nie
zwa�aj�c na przerw� dała im flaszki. A ona nic. Dumna niczym ruski bojar stoi
wyprostowana za lad�, plecami jednak opiera si� o regał. Biały fartuch ma po prostu
mokry od potu i pali sobie kózk�. Kózka to papieros Biełomor lub Kazbek, z długim
pustym w �rodku filtrem, przełamany w dwóch miejscach tak, �e niczym fajka do
góry sterczy raczej krótki fragment papierosa z tytoniem.
Nagle, w jakiej� determinacji, ku ladzie przedziera si� na wózku z deski i
czterech kółek inwalida wojenny bez obu nóg uci�tych przy samym korpusie.
Przemieszcza si� odpychaj�c dło�mi od ziemi i aby mu tych dłoni nie podeptali, na
wszystkich gło�no krzyczy. Dotarł do lady tak, �e tylko czubek oczu mu do niej si�ga
i dawaj - ur�ga... Ty taka nie taka lafiryndo, ja za ciebie w boju walczyłem, medale
dostałem - a medali rzeczywi�cie miał sporo - ty mi teraz wódki nie chcesz sprzeda�.
Wyst�pienie jego było do�� długie, przy czym dwa razy nazwał j� bladzi�.
Sprzedawczyni - jak s�dziłem - zawstydzona, a raczej, s�dz�c z
kompletnego braku reakcji mimicznej na to, co si� dzieje - aby si� odczepi� od
intruza - ostatecznie inwalida wojenny - co z takim robi� - przybli�yła si� do lady. Z
276
blaszanej, sporej miseczki na drobne wsypała monety do szuflady i z rozmachu, t�
mich�, jak nie walnie kombatanta w łeb, �e tylko fikn�ł i bez czucia łupn�ł o
kamienn� posadzk�.
- A wot tiebie miedal! Rugat' budziesz sawietskuju rabocziu �enszczinu...
Kombatanci od razu ucichli - dyscyplina jednak ci�gle jeszcze w nich
była �ywa. Inwalida po chwili zamroczenia jako� si� wtaskał na swoj� desk� z
kółkami od wózka dla dzieci i te� wi�cej nie gardłował.
A piero�ki w bulionie były pierwsza klasa. Sam bulion po prostu od razu
wyparował ze mnie w formie potu. W kolejce nie stałem, bo sklepowa od razu
wyłowiła mnie z tłumku jako jedynego kulturnego człowieka.
Po obiedzie zaprosiłem na spacer admirała wraz z jego koleg� -
malarzem. W ko�cu trefili�my do niego do domu. Admirał - okazało si� - podczas
wojny pływał monitorem po której� z rzek syberyjskich. Dowodził tam słu�bami
patrolowymi i eskortował transporty wodne. Potem, w czterdziestym trzecim,
marynarzy wzi�li mu na front jako podoficerów w jednostkach formowanych z
aresztantów. A on został na gospodarstwie z nieliczna załog� i tylko pilnował. A w
1944 wzi�li go razem z cz��ci� okr�tów - tych mniejszych, które dało si�, cho�by i w
cz��ciach załadowa� na wagony i przenie�li ich z my�l� o u�yciu na Dunaju. Wtedy
był po raz pierwszy w Teodozji. On montował statki, a NKWD wysiedlało Tatarów.
Znał, kogo trzeba i załatwił sobie taki domek. Teraz, na emeryturze, odremontował
go, odpucował, ale letnikom nie chce mu si� wynajmowa�. Pieni�dzy ma do��, wi�c
tylko dawny ordynans, malarz Owsiejenko, na lato do niego przyje�d�a. W remoncie
pomo�e, wódeczki razem si� napij�, na bulwarze obrazki sprzedadz�. Sprzedaje niby
malarz, ale admirał na te okazje zakłada mundur i ju� nikt si� nie targuje.
Anton Siergiejewicz Owsiejenko był niezwyczajnym malarzem. To
znaczy w Polsce byłby chyba zwyczajny, bo malował bohomazy, z których nic nie
mo�na zrozumie�, cho� przyznaj� - gdy popatrze�, to jednak przejmuj�ce. Ale w
Kraju Rad nie ma bohomazów. Je�li dobrze zrozumiałem, to tu nadal obowi�zuje
realizm socjalistyczny, jak u nas przed pi��dziesi�tym szóstym. No i dobrze - obraz
277
to obraz, a nie jaki� Picasso. No wi�c on dla siebie maluje gołe baby, nawet cz�sto
ładnie, ale nierealistycznie, bo na przykład na niebiesko i jakby fruwaj�ce, albo co?
Niektóre, to nawet dla mnie, z moim do�wiadczeniem �yciowym, były mocno
wyuzdane.
A gdzie� ty widział na pla�y sowieckiej goł� bab� - ja si� go pytam.
Po prawdzie, to kostiumy k�pielowe maj� tutaj najró�niejsze i niejeden
jest tak porozci�gany, a ju� biustonosze u kobiet z mniejszymi piersiami tak bardzo
nie dopasowane, �e równie dobrze mogłoby ich nie by�. No ale bez kostiumu to
nawet dwuletniego dziecka nie zobaczysz.
On mi na to, �e owszem, zawiezie mnie na tak� pla��, gdzie same gołe
baby si� opalaj�, tylko �e my te� musimy tak samo. Chciałem mu na to
odpowiedzie�, �e w porz�dku, �e mi to zwisa, czy jestem w gaciach, czy nie, ale nie
umiałem tego wyrazi� po rosyjsku, wi�c tylko si� zgodziłem.
Admirał s�dził, �e zostałem zmuszony sytuacja na t� zgod�, wi�c
tłumaczył, �e cho� jego dawny ordynans ma nieestetyczn�, nawet nie leninowsk�,
lecz wstyd powiedzie� - bucharinowsk� brod�, to jednak jest malarzem, artyst� i
wiele trzeba mu wybacza�. A tak�e, �e nigdy na bulwarze nie sprzedaj� tych bab,
najwy�ej koneserom.
Mieszkanie miał urz�dzone w przedwojenne orzechowe meble i w ogóle
takie wedle wzorów przedwojennych wytworne. Nawet kotary miał w oknach
pluszowe, rozci�gane na ozdobny sznurek. Jaka� stara baba, która na miesi�c
dostawała siedem rubli emerytury, usługiwała im. Okazało si� - wdowa po oficerze
zawodowym, który dostał si� do niewoli, albo w ogóle co� z nim si� zrobiło nie tak,
wi�c j� po wojnie wzi�li do obozu i potem dali najni�sz� emerytur�. Ale schludna
staruszka i robotna. Du�o toto nie zje, a w domu u admirała jest porz�dek i nawet
ładnie.
W dwóch pokojach porozwieszane s� obrazy Owsiejenki, lecz w salonie,
a tak�e w gabinecie admirała - bo admirał ma nawet własny gabinet - jak trzeba -
wisz� jedynie fotografie okr�tów rzecznych, a z boku, w miejscu ikony - malowany
278
portret Stalina. Nadto po całym mieszkaniu wisi sporo obrazów Owsiejenki
pokazuj�cych okr�ty i statki na morzu. Te obrazy - zdaniem admirała najpi�kniejsze,
a zdaniem Antona bezwarto�ciowe, razem sprzedawali na bulwarze. Anton w
dobrym dniu potrafił namalowa� i dziesi��. Przed �niadaniem ta�mowo malował na
wszystkich jedne detale, przed obiadem reszt�, a przed kolacj� wyka�czał. Po kolacji
za� szedł bez admirała do herbaciarni i si� upijał. Tylko wówczas, gdy malował
obrazki marynistyczne, tak si� upijał, ale zawsze. Na bulwar brał sztalugi i
sprzedaj�c jedynie udawał, �e maluje.
O tym Stalinie - proszono mnie, bym nie mówił nikomu i to był bł�d, bo
tak, to mógłbym uwa�a�, �e wszystko jest normalnie, a tak, to oczywi�cie musiałem
poinformowa�.
Anton po drodze kupił lody, takie najlepsze, po dwadzie�cia kopiejek,
sze�� sztuk, m�skie porcje podwójne. Usiedli�my w atrium. Tu te� była mała
fontanna, tylko ogródek mniej dopieszczony ni� u Koli i zjedli�my te lody pod
butelk� wódki. W trakcie sobie przypomnieli�my, �e babuszka te� człowiek i ka�dy z
nas odło�ył na talerzyk troch� loda dla niej.
Zaciekawiło mnie, �e gdyby Anton usiłował swoje gołe baby sprzedawa�
na bulwarze, to mogliby go zamkn�� do obozu, albo, co gorsza, uzna� za
schizofrenika i zamkn�� w szpitalu dla wariatów...
No rzeczywi�cie, trzeba by� wariatem, by takie głupstwa malowa�, ale w
Polsce wszyscy malarze s� wariatami i przecie� od tego wcale nie s� niebezpieczni.
Po co ich zamyka�? Admirał te� uwa�ał, �e je�li malarz tak widzi �wiat jak
Owsiejenko, to nie jest zdrowy na umy�le, ale akurat Owsiejenko nawet muchy by
nie ukrzywdził, na wystawy ze swoimi babami si� nie pcha, pokazuje je tylko
dorosłym i cz�sto członkom partii, nigdy nawet studiuj�cym i pracuj�cym
komsomolcom, wi�c jemu wolno da� spokój.
Wzdłu� całego miasta, równolegle do bulwaru, ale w odległo�ci mo�e
dwustu metrów od niego, leci przykryty jeszcze przedrewolucyjn� chyba, �eliwn�
krat�, �ciek. Wszelkie nieczysto�ci w tym upale maj� okropny, słodkawy zapach.
279
Nad tymi kratami s� tarasy restauracji i kawiar�, ludzie lody jedz� i to im nie
przeszkadza, a przynajmniej konsekwentnie udaj�, �e nie przeszkadza. Du�o mniej
intensywnie, ale ten zapach dociera tak�e do ogrodu admirała.
Ale Anton to jest wariat. Tak przy lodach opowiedział kilka wierszyków,
którymi podobno racz� si� na co dzie� inteligenci radzieccy. Jest to tak zwany
„czarny chumor dziecinny”, bo tematem jest zawsze �mier�, albo co� w tym rodzaju
z udziałem dziecka. Kilka potem sobie wynotowałem:
Malczik Miszania naszoł chleborez
Ticho w kwartiru direktora wlez
Bystro swerszyłsia czornoe deło
W wannie naszli rasczliennoe ceło
Babuszka wnuczku oczen liubiła
Minu w postel jej ana poło�iła
Nocziu dwa moszcznych razdalisa wzrywa
Wnuczenka babuszku to�e liubiła
Krasnoj płoszczad’, zelenyie jełki
Malczik guliaet w bełoj futbołke
Cziornaja „Czajka” promczałas szur - sza
Net, nie da�diotsa mat’ małysza
Malczik Petrunia na kuchnie �arił
Ticho szof – powar k niemu podwalił
Budet teper dlia raboczewo kłasa
Sorok kilo swarenowo miasa
Malczik Parania po relsam guliał
280
S zadi paraniu tramwaj daganiał
Dołgo wiz�ali kolesa tramwaja
Sinye kiszki na osi motali
Dewoczka k moriu kupatsia poszła
Ticho akuła k niej padpłyła
Liazdnuli zuby, bryznuła krow
Wot szto takoe – k prirode liubow
Bantiki, szortiki, zwozdoczki w riad
Tramwaj pereehał atriad aktiabriat
Siska nalewo, siska naprawo
S nimi pagibła wo�ataja Kława
Albo inaczej i dziwniej, bo do dzi� nie wiem, czy zast�powy aktiabrat,
czyli takich ichnich zuchów, był dywersantem, czy raczej miał cechy radzieckiego
marszałka?
Zwiozdoczka k zwiozdoczke, kosticzki w riad
Tramwaj pereechał atriad aktiabriat
Riadom wa�atyj bułku �ujet
Zawtra on nowyj atriad prowiedet
Kinuł Andriusza w teatr sne�ok
Wietsa na Tiuzom (teatr junnosti) cziornyj dymok
„Tak i bywaet” – Andriej gawarit
Jesli w snezok zała�isz dynamit
281
A admirał dla �miechu zrewan�ował si�:
Malczik za reczkoj naszoł pistoliet
Bolsze w derewnie miliciji niet
Malczik w awrage naszoł pulemiot
Bolsze w derewnie nikto nie �iwiot
Kromie deda Archimieda, u katorowo torpieda
Kromie babki – parazitki, u katoroj dwie zenitki
mieszne to, a zreszt� i Koli si� podobało, szczególnie wierszyk admiralski...
Nast�pnego dnia na �niadanie były karbonady, czyli kotlety,
teoretycznie chyba schabowe, z ry�em i z buraczkami - rzecz jasna z ubiegłego roku.
Jeszcze ani razu nie jadłem ziemniaków. Admirał z Owsiejenk� jadali tylko
�niadania i obiady. Po �niadaniu mieli�my z Antonem jecha� do miejscowo�ci
Koktebel na gołe baby. Na to si� nie umawiali�my, lecz on wzi�ł na to �niadanie
sztalugi i drewnian� torb� z farbami. Znaczy si� - b�dzie malował. Ja miałem
nadziej�, �e mo�e sobie jako� tak z boczku przycupniemy, nikomu nie b�dziemy si�
rzucali w oczy, a on nie - ze sztalugami - wida� chce robi� wokół siebie zbiegowisko.
Jem tego swojego karbonada - tak na oko ochłap do�� chudego surowego
boczku, albo podgardla wieprzowego panierowanego. Od samego patrzenia na gluta
z ry�u robi mi si� niedobrze - wszystko to razem na dodatek jest pot��nie przesolone.
Mnie głowa boli po wczorajszej wizycie u admirała - sam admirał mimo tych
samych dolegliwo�ci jednak przyszedł i zaleca mi klina - cho�by i �ygulowskie, je�li
akurat jest w sklepie. No ale ja mam tego do�� - zaje�d�a od admirała jak z gorzelni,
a generałowa a� chłonie ten zapach. Pewnie jej nieboszczka mał�onka przypomina...
282
Podchodz� wi�c do stolika trzeciej kategorii, gdzie mój Anton ze sztalugami bez
kr�pacji zajada kotleta popijaj�c jakim� tanim winem. Czy on chce dosta� zawału?
Po winie na sło�ce - w taki upał - w cieniu czterdzie�ci stopni jak obszył... Wi�c
mówi� mu, �e nie chc� jecha�, �e dzi� to nie dla mnie, bo nie chc� mu na razie
tłumaczy�, �e z tymi sztalugami, to zabawa nie dla mnie. Ale tak stoj�c nad nim sił�
rzeczy widz� jego talerz. Od jego kotleta odpadł kawał panierki, któr� Anton z
zainteresowaniem zsun�ł z mi�sa i objawił nam si� skrawek ryja �wini wraz z
kawałkiem nosa. Nawet pół dziórki było wida�! Taki ró�owy, a skóra na pysku
fachowo ogolona ze szczeciny...
No nie wytrzymałem! Wybiegłem na zewn�trz i na schodkach rzetelnie
pojechałem do Rygi. Anton zobaczywszy, co si� dzieje, pobiegł po Admirała i teraz
obaj mnie jako� cucili. Rzecz jasna - winem. Co za �wiat!
Wyszli�my na zewn�trz i usiedli�my w wiklinowych, dziurawych
fotelach prowadzonej przez jakiego� południowca szaszłykarni. Proponowali mi ten
szaszłyk, ale ja oczywi�cie nie chciałem. Przy trzech stolikach wszystkie miejsca
były zaj�te, ale nam ust�piono, bo admirał jakim� ludziom wyja�nił, �e to
obcokrajowiec zasłabł.
- Ty nie chowany w eseseser, nie mo�esz strawi� naszej kuchni. U was nie
było prawdziwego głodu... - tak skwitował moje zachowanie admirał.
Jednak Anton miał bardziej rzeczowe podej�cie.
- Słuchaj - je�li nie mo�esz tego je��, to czort z tym. Obok dworca
autobusowego jest bazar, tam wszystko dostaniesz w najlepszym gatunku. Jesli tolka
ciebie dzieneg chwatit - kuszaj - szto chocziesz...
To było jakie� wyj�cie i ruszyli�my na bazar. Admirał zatrzymał jad�c�
ulic� polewaczk�. Polewaczka polewała wła�nie wszystko w koło wod�, ludzi
zreszt�, o ile nie uciekli - te�, wi�c s�dziłem, �e kierowca musiał by� jakim� jego
znajomym. Ale nie. Bez gadania wtarabanili�my si� do szoferki - ciasno było, ale
dało si� jecha�. Cały bal kosztował rubla, którego ze swoich wypłacił artysta.
283
Anton niepotrzebnie opowiedział kierowcy cała afer� i ten wzruszył
ramionami:
- Miasa, eta miasa... Nie wkusna? Cziort s niemi, inastrancami... Wot nam
sajuzniki papali - frankijskie sabaczki...
Gdy zorientował si� jednak, ze ja rosyjski rozumiem, to zgłupiał i potem
pieni�dzy przyj�� nie chciał. Anton na sił� mu tego rubla wepchn�ł.
Na bazarze, całkiem sporym, kł�bił si� tłum. Handlowano wszystkim i
wszystkim w najgorszym gatunku. Mnóstwo starzyzny - kto te stare gacie i inne
barachło kupował? �arcia było nie tak wiele. Nieliczne �wie�e jarzyny i owoce były
zadziwiaj�co małe, jakby rosły na Syberii - jop ich mat' - a nie na Krymie. Baby
sprzedawały wino domowe w butelkach i bez zachowania jakiejkolwiek higieny
dawały lepszym go�ciom do popróbowania. Nas w lot oceniono jako lepszych. Gdy
ja, jak to mi si� czasem zdarzało, op�dzałem si� przed amatorami moich spodni
Rifle, moi towarzysze doili wino w najlepsze. W ko�cu musiałem kupi� dwie
butelki, zdaniem admirała fałszywego Cziornego Doktora, ale za to babuszka
wskazała nam inn� bab� syskretnie handluj�c� w�dlinami i mi�sem. W�dliny były
w�dzone - wołowe i wieprzowe - spore ochłapy wprost wkładane do beczki
w�dzalniczej na haku, ale smaczne. Do tego w�dzony jesiotr - za kompletne grosze...
U innej baby kupiłem wielka puszk� czarnego kawioru za jedena�cie rubli - podobno
z nas zdarła. Do tego osełk� masła – rarytas, w sklepach Teodozji w ogóle
niedost�pny, chyba litrowy słój �mietany, butelk� tatarskiej przyprawy czerwonej
barwy o nazie ad�yka, no i kilkana�cie piero�ków. Na koniec jeszcze trafiła si�
upieczona kura. Baba mówiła, �e to kurczak, ale nie, to była kura. Za wszystko
razem zapłaciłem kilkana�cie rubli, a przecie� sam jesiotr był du�o dłu�szy ni� moja
r�ka!
Wszystko to załadował do jutowego worka admirał. Okazało si�, �e ten
do�wiadczony człowiek, w białej płóciennej marynarce nosi taki� płócienny, mo�e
niezbyt czysty, ale za to pojemny worek. Ja miałem ze sob� tylko harcerski chlebak,
który zreszt� i tak wszyscy brali za trofiejny z wojny. Znawcy twierdzili, �e zdarty
284
został z Rumuna, albo z Włocha. W ka�dym razie chlebak te� wzbudzał
zainteresowanie.
Anton tym czasem gadał z jakim� facetem i okazało si�, �e on przywiózł
wła�nie z kołchozu babuszk� na handel i cho� dla niego nie do ko�ca to po drodze, to
jednak zaryzykuje i pojedzie do Koktebelu. Co� trzydzie�ci kilometrów za rubla!
Szoferak chciał dwa ruble, ale Anton si� uparł i stan�ło na rublu.
Mi ju� było wszystko jedno - admirał zobowi�zał si� odda� moje
sprawunki Marijce. Do Koktebelu ruszyli�my olbrzymim KRAZ-em - ci��arówka
wielotonow�, spalaj�ca pewnie ze czterdzie�ci litrów na sto kilometrów. Jedno wino
i kur� wzi�li�my ze sob�. W bułocznoj admirał dokupił nam dwa batony - czyli takie
bułki paryskie, bo na pewno nie tej jako�ci, co wrocławskie.
Krajobrazy Krymu, drogi ci�gn�cej si� pod pasmem gór, s� wspaniałe. Ja
jednak ledwie �yłem - czułem si� jak sma�ona szynka na patelni.
Wysiedli�my nieopodal pla�y. Z boku min�li�my, pono� znan� w całym
sojuzie, wytwórni� koniaków "Koktebel". Gdy tylko weszli�my na pla��, jak zawsze
tutaj – kamienist�, od razu dostrzegłem, �e towarzystwo w kostiumach i bez jest
przemieszane. Jednak jeszcze wi�ksze wra�enie na mnie zrobił widok - w
niezmiernie przejrzystym powietrzu - w ostrym sło�cu - zatoka ze skałami i górami
wdzieraj�cymi si� chwilami w wod�. Mój Bo�e! Jak tu było pi�knie! My szli�my ku
w�skiemu pasmu pla�y ograniczonej skał�. Tu ju� były same golasy. O dziwo
czułem si� tu du�o bardziej jak w Polsce, ni� w Teodozji. Co ja tam tych pla� w
Polsce widziałem - u siebie w miasteczku, dwa razy basen w Warszawie... Nad
morzem w �yciu nie byłem! No nie - raz z wycieczk� szkoln�...
Dopiero po chwili si� zorientowałem:
- Tu kobiety jak u nas w Polsce - koków nie maj�, tylko normalne włosy...
Ja ju� my�lałem, �e u was normalnych bab nie ma...
- S� i normalne - sajuz jest taki wielki, ze u nas wsio jest - odparł Anton...
Ale koki istotnie - monotonne jakie�. Póki b�dzie u władzy towarzysz Bre�niew, to
si� nie zmieni.
285
- Czemu? - pytam.
- Bo towarzyszka mał�onka towarzysza Bre�niewa nosi kok...
Ju� chciałem powiedzie� - "a chuj z ni�" - tak absurdalny zdawał mi si�
Bre�niew ze swoj� połowic�, wobec urody miejsca, a zreszt� i kobiet, ale oczywi�cie
powiedziałem co� innego:
- U nas �ona Gierka, a przedtem �ona Gomółki - tez nosz� koki, ale nikogo
to nie obchodziło...
Przypomniałem sobie jednak znane mi - z rzadka - �ony ró�nych
dostojników i a� gotów byłem postuka� si� w głow� - wi�kszo�� z nich nosiła
rzetelne, mo�e nie takie jak sowiecka sklepowa, ale zawsze do połowy wysoko�ci
fryzury baby bre�niewowej rozro�ni�te koki. �e te� ja jeszcze na to nie wpadłem...
Anton rozstawił swoje sztalugi, zaraz potem całkiem si� rozebrał, wpadł
na par� minut do wody i zapalił Kazbeka. Ja zostałem na brzegu, �eby pilnowa�
rzeczy. Gorsze były te Kazbeki w zapachu ni� nasze Klubowe.
Na filmach wielokrotnie widziałem, �e malarze szkice w�glem robi� na
kolanie, albo na serwetce przy stoliku kawiarnianym. Ale nie Anton - on porz�dnie, z
namaszczeniem. Ludzie, jak si� spodziewałem, zaczynali si� gromadzi�,
komentowa�. Mówili zupełnie inaczej, ani�eli moi rosyjscy, a zreszt� i polscy
znajomi. Jako� tak wida� było, �e kulturalnie. Tego tutaj, a zreszt� w całym Zwi�zku
Radzieckim, wcale si� nie spodziewałem.
Mimo wszystko długo na sło�cu nie wytrzymałem. Schowałem si� z
kocem w cie� pod sam� skał�. Sło�ce było w zenicie, potem zasn�łem. Gdy si�
obudziłem, a było dobrze po szesnastej - spałem prawie pi�� godzin - Anton ci�gle
jeszcze malował. Ju� farbami. Jaki� in�ynier z miejscowo�ci, której nazwy nie chciał
wyjawi�, ofiarował si� mnie odwie�� do Teodozji. Anton chciał zosta�. Nie czułem
si� chyba najlepiej. Podró� słabo pami�tam. Szybko poło�yłem si� spa�, ale Kola i
tak wezwał lekark� - s�siadk�. Martwił si�, �e je�li przyjdzie mi chorowa�, a by�
mo�e mam udar mózgu, to trzeba b�dzie mnie odwie�� do Sewastopola, bo tam
najlepszy szpital. A z drugiej strony - Sewastopol jest miastem zamkni�tym, wi�c
286
mo�e do Jałty? Ale podobno jałta�ski szpital – oczywi�cie ten dla lepszych
pacjentów – w �aden sposób mi nie przysługuje...
Lekarka jednak wcale nie zalecała takiego po�piechu ze szpitalem. Za
dziewi�� rubli podj�ła si� w kwadrans, z �elaznego zapasu szpitalnego załatwi�
glukoz� i witamin� "b" w płynie. Bezwolnie si� zgodziłem. Rzeczywi�cie, nie min�ło
pewnie pół godziny, gdy zrobiła mi kroplówk�. Jako� dochodziłem do siebie.
Spytałem, czy z zapaleniem mózgu b�d� mógł wróci� do kraju?
- Do Polszi... Na szto? U was nie zagarienie mozga, tolka pochmiel'...
- O do czorta - szto za pochmiel', wracz? Szto eta?
- Mensze wodki nada pic - wot i wsio lekarstwa... Sewodnia s wieczera nie
bolsze czem sto, a łutsze – dwa raza po piatdzesiat' gram...
- O do cholery - my�l� sobie - ona ma mnie za sko�czonego alkoholika,
który bez wódki dnia nie mo�e wytrzyma�... No, no...
Ze trzy dni potem w domu siedziałem. Je�� miałem co. Wypiłem
trzylitrowe ba�ki: soku jabłkowego, mandarynkowego - zaskakuj�co niesmacznego,
soku z brzozy i dwie ba�ki kwasu. Do tego zielon� herbat� i tylko jedn� kaw�
dziennie - a ju� przywykłem do dwóch tego paskudztwa... Napoje w słojach dowoził
mi Kola.
Upał, organizm nie nawykły do stałego pompowania spirytusu, no i tak to
si� sko�czyło...
Po trzech dniach wyszedłem na spacer, na bazar. Kupiłem nawet lemonki
do kawioru. Starszy Gruzin sprzedawał kwiaty – mimozy, czy jakiego� innego
drzewa? Po dwa ruble za gał�� - rozbój w biały dzie�! Ale nic, trzy gał�zie kupiłem.
Za rubla doło�ył mi dwunastokartkowy fotograficzny kalendarz ze zdj�ciami Stalina.
Prawdziwa nielegalna robota! Od razu go zakablowałem - siedem rubli przecie� mi
zabrał! Ale Koli sprawa wcale nie zainteresowała. Obejrzał, powiedział:
- "maładcy"... i dodał:
- Nie stiesniajsia - za Stalinu wazmo�na było pad stienu, no do ciurmy - nie
lzia...
287
Nie to nie - a gał�zki pani doktor bardzo si� podobały...
Aha - kupiłem na bazarze dwie bułgarskie koszulki, matroski, w biało -
niebieskie pasy, po trzy ruble. Podobno w sklepie mo�na kupi� po rublu z
kopiejkami radzieckie, ale bez rami�czek. Mi tam wszystko jedno, lecz do sklepu z
ubraniami nie chce mi si� chodzi�. Potrafi� sobie wyobrazi�, co w nich jest. Ludzie
tu s� nie najlepiej ubrani...
Pod wieczór poszedłem do kina w o�rodku wczasowym chemików. Kola
mi to załatwił. Pokazywali, na seansie zamkni�tym, polski film "Jak rozp�tałem
drug� wojn� �wiatow�". miesznie było ogl�da� film, którego aktorzy mówili po
polsku, a lektor po rosyjsku. Bardzo mi to pomogło w nauce rosyjskiego.
Kola wyja�nił, dlaczego ten film jest niecenzuralny w zeteserer. Otó� nie
pokazano w nim w wystarczaj�cym stopniu heroizmu walki ludzi radzieckich i w
ogóle �artowano sobie z wojny. Ale przyznał, �e �mieszny. Najbardziej rozbawiła go
uporczywa walka Włochów o "bordello militare". Włosi, jego zdaniem, to w ogóle
�aden naród, poniewa� walczy� nie umiej�, s� pod tym wzgl�dem jeszcze gorsi ni�
Czesi. Aha - Francuzi jego zdaniem te� zeszli na psy:
- Za Napoleona to był wielki naród - kontynuował. Porz�dnie si� bili w
pierwszej wojnie �wiatowej. A potem to ju� degeneracja. Jedyna nadzieja Włochów i
Francuzów to ich partie komunistyczne. Gdy tylko przejm� władz�, to one ju� ich
naucz�...
************************************************************
************8
A potem znów zacz�li�my z Antonem je�dzi� do Koktebelu. Dwa razy
był z nami ordynans admirała. Okazało si�, �e admirał miał swojego ordynansa -
marynarza zasadniczej słu�by. Był to syn jakiego� dostojnika wojskowego. Nicpo�,
288
wedle Antona, paraj�cy si� włamaniami do domów. Na razie zamiast do wi�zienia
wzi�li go, ze wzgl�du na zasługi wojenne ojca - do wojska. W kadrach wojskowych
za�, aby przypodoba� si� tatusiowi generałowi, pchn�li go do ordynansa. Wcale nie
po zło�ci przydzielili go do admirała. Po prostu admirał mieszkał w kurorcie, a na
dodatek komendantem portu jest znajomy tego taty. No i na admirała padło.
Komendant portu nie chce zgodzi� si� na aresztowanie gagatka, cho� ten chodzi jak
głupi po bulwarze i kuracjuszom proponuje fanty do sprzeda�y. Mi te� proponował:
- Wazmi szubu - mówi do mnie - sobolnaja. Samoje łutsze kaczestwo... Ja
tebe eszczo tigra otdam - moli ewo neskolko pokuszali, no niczewo... Tigra prosta
daram otdam...
- Pradawaj Wowa swai westi drugim... - chc� si� od niego odczepi�.
- Admirał tebe zdełajet pismo, czto eta dar at niewo... Dlia tamo�nikow eta
chwatit... Pasłuszaj - sobolnaja szuba stoit wosiem tysiaczi rubliej. Ja smatrieł w
magazinie. Skolka tiger, ja i nie znaju, no mnoga! Mo�et byt' i dwa tysiaczi?
Wszystkiego tego słuchał Anton. Wzruszył ramionami.
Ale wieczorem, gdy wespół z admirałem, Antonem i trzema
pracownicami przemysłu maszynowego - tu potrafi� ludzie trzyma� mord� w kuble -
nic o nich wi�cej si� nie dowiedziałem - spacerowali�my po bulwarze, admirał wzi�ł
mnie za rami� i na chwil� odci�gn�ł od towarzystwa:
- Wazmi at niewo etu szubu. Emu nie nada dawat' mnogo - pa moiemu -
trista rubliej chwatit. Pismo, czto eta dar at mienia - afarmliu. I snowa na dwie
nedeli moewo urki nie budet damoj... Nu dawaj... Ja eti maładyie �enszcziny damoi
prigłaszu - paguliaiem... Na szto� woram znat', szto u tebe dengi? Ty u niewo
pakupisz i on nieczwo nikamu nie ska�it...
Zgodziłem si�. Dziewczyny były zdumione, gdy na mecie, bo w sklepie,
a nawet w dwóch kawiarniach nie było, kupiłem trzy flaszki szampana, a wypiłem
tylko kieliszek i nic wi�cej z alkoholi. Ja spałem z dwiema. Sumiennie potargałem
im raczej niewielkie, takie tylko dla formalno�ci hodowane koki. Anton zaliczył
289
chyba wszystkie. Wowa, który nam usługiwał - na pewno wszystkie. Czy
któr�kolwiek admirał - tego nie jestem pewien - do�� szybko si� upił.
Kola, którego si� radziłem, po wahaniach o�wiadczył, �eby i szub�, i tigra
bra�... W trzy dni po jublu u admirała starannie ogoliłem krocze i solennie
nama�ciłem si� ma�ci� rt�ciow� od mamy. Na pla�y w Koktebelu wzbudziłem nie
mał� sensacj�. Ju� mnie znali - uchodziłem tutaj za artyst�, lub działacza polskiego
komsomołu.
Nast�pnego dnia i Anton przyszedł ogolony, uprzednio dokonuj�c zakupu
w aptece, bo polskiemu specyfikowi nie ufał.
- Znajesz, kto w etim winawat?
- Adna z etich dziewaczek - kanieszna... - odpowiadam.
- A pa maiemu niet. Wowa - wot w cziom dzieło... Dziewaczki kulturnyie -
cziort znaiet, czto tieper ani dumaiet... U admirała w gastiach... Rasieja kanczaetsia...
Przyczyn naszych zabiegów fryzjerskich nie wyjawiali�my, to te� po
kilku dniach spora cz��� pla�owiczów poszła w nasze �lady.
W ogóle musz� powiedzie�, ze ludzie w Teodozji na bulwarze, a jeszcze
bardziej na pla�y w Koktebelu, s� niezwykle mili. �adnego przekle�stwa nie
słyszałem. Idzie człowiek bulwarem i nagle z nieznajomym w szachy zagra, a to
mo�e akademik z Moskwy, a mo�e ksi�gowy z kołchozu... Zaraz potem pod sklepem
z trzema przygodnie poznanymi lud�mi, je�li tylko chcesz - butyłku wodki wypijesz i
jeszcze sklepowej, która szklank� po�yczy - te� troch� odlejesz. Dziewczyn - ile
wlezie... O zmroku poznajesz na bulwarze, zapraszasz na szampana, który sprzedaj�
tu na kieliszki i zwykle jednak mo�na go dosta�, chyba �e nie dowioz�, a gdy ju�
zrobi si� ciemno, idziecie jak Bóg przykazał na pla��. Piasek jeszcze ciepły. Obok
dziesi�tki takich par robi� to samo. No pełnia wypoczynku i rekreacji!
Ciekawa rzecz - mo�e na kempingu, zreszt� jak cała pla�a nielegalnym -
ludzie si� pieprz�. Z cał� pewno�ci�. Ale na pla�y nie... Całymi rodzinami
przychodz�...
290
A zreszt� id�c do wody zawsze zostawiali�my na brzegu swoje rzeczy, w
tym ja portmonetk� z du�o wi�cej, ni� przeci�tna pensja w tym kraju. A pomimo to
nigdy nic mi nie zgin�ło. I nie słyszałem, aby zgin�ło. Cho� gdy byli�my z Wow�, to
raczej uwa�ali�my na niego. Bali�my si� wstydu...
Jako obcokrajowca ludzie mnie cz�sto zaczepiaj�. Coraz rzadziej
wprawdzie chc� ode mnie kupi� spodnie, czy co� innego, co mam na sobie, bo ju�
wiedz�, �e ja nie handluj�, ale pozna� chce mnie wielu. Zdecydowanie unikam
kontaktów z sowieckimi Polakami. Uprzejmie, ale jednoznacznie - won! Kłopotów
to ja nie chc�...
To, �e na wszystkich domach - oboj�tne - starych czy nowych - obłaziły
tynki, �e na klatkach schodowych - odwiedziłem dwie dziewczyny z Teodozji - jedna
mieszkała w obszcze�iciu, czyli w hotelu pracowniczym i wszedłem tam przez okno,
a druga w normalnym mieszkaniu przedrewolucyjnym, podzielonym na tyle
mieszka�, ile jest pokoi z tym, �e wi�ksze pokoje podzielono tektur� na dwie lub trzy
nawet cz��ci - cuchnie, jakby mieszka�cy swoje potrzeby załatwiali tylko w tym
miejscu - ju� mi tak bardzo nie przeszkadzało. Oczywi�cie, po do�wiadczeniu z
ryjem wieprzowym panierowanym z pewn� nieufno�ci� podchodziłem do potraw
podawanych w zakładach zbiorowego �ywienia, ale kurcz� tabaka, solank� i piero�ki
z blinami we wszelkiej postaci, nawet z ry�em, bardzo polubiłem. Tylko chleba do
ziemniaków nie nauczyłem si� je��... To gospodarzy zawsze niepomiernie dziwiło.
Jedna malarka, dwudziestoletnia, �liczna jak malowanie dziewczyna,
koniecznie chciała wyj�� za mnie za m��. Córka jakiego� bardzo znanego i bardzo
bogatego profesora weterynarii z Leningradu. Anton twierdził, �e bardzo
uzdolniona. Te� malowała w Koktebelu. Ju� drugi rok nie chcieli jej przyj�� do
Akademii, bo �ydówka. Okazuje si� - Rosjanie tak załatwili problem, o czym zreszt�
ju� słyszałem, �e �ydów przyjmuja tylko okre�lon� liczb� na studia i wi�cej nie.
Pozna� mog� łatwo, nie to co u nas, bo ka�dy �yd, a zreszt� Polak równie�, ma to
napisane w paszporcie, a jak sobie w urz�dzie zmieni narodow��, to organa i tak
wiedz� i w konia nie daj� si� robi�.
291
No - artystka w domu... Taka �liczna, przymilna... Gdyby nie �ydówka,
to kto wie? Ale s�ki do ko�ca �ycia... To nie dla mnie... Cho� brałem pod uwag�, �e
mo�e Przemyslida miałby do mnie wi�ksze zaufanie? W ogóle mógłbym na �ydów
liczy�. Ale co ich w kraju zostało? Co oni dzi� mog�? Próba bilansu ewentualnych
strat i zysków wypadła zdecydowanie niekorzystnie.
Na dodatek - najlepsi oficerowie radzieccy do Arabów pojechali - sam
kwiat korpusu oficerskiego Rosji. Sprz�t te� robi� dla nich najlepszy - eksportowy.
Nie to barachło, co do Indii. Polsce podobno te� nie najlepsze rzeczy sprzedaj�. No
ale Polsza nie kurica... Przy najbli�szej próbie izraelskiej napa�ci na bratnie kraje
arabskie z �ydów nic nie zostanie - czarna dziura!
Anton mi poradził, �ebym nie stiesniałsa, bo jak ona jest córk� profesora i
to znanego, to wcze�niej czy pó�niej na akademi� j� przyjm�.
Ale ładna bestia...
Ciekawa rzecz - wszyscy tutejsi, ł�cznie z admirałem, bredzili co� o
konieczno�ci zachowania pokoju na �wiecie. Mówili o tym tak w rozmowach
towarzyskich, ale w tych samych rozmowach ka�d� rzecz gotowi byli rozpatrywa� z
punktu widzenia jej przydatno�ci podczas wojny, a raczej zwyci�skiego pochodu na
Zachód... Taki mimowolny narodowy sport.
Od batiuszki, znajomego Koli, kupiłem hurtem po sze��dziesi�t rubli
szesna�cie ikon - trzy najstarsze były z szesnastego wieku, dwie z siedemnastego,
cztery z osiemnastego i siedem z dziewi�tnastego, ale z pierwszej pono� połowy. By
mi si� nie pomyliło, na odwrotnych stronach desek zapisywałem wiek długopisem,
jak trzeba, rzymskimi cyframi, a poniewa� długopis nie chciał pisa�, to wła�ciwie
ryłem nim w drewnie.
Batiuszka, popijaj�c wódeczk� i zagryzaj�c ju� tegorocznym
ogóreczkiem narzekał, �e na Ural musi po nie je�dzi�. Z Kol� znali si� dobrze - mo�e
nawet z frontu? W ka�dym razie, je�li dobrze zrozumiałem, to podczas wojny
batiuszka by młodszym oficerem, ale co� przeskrobał i najpierw wzi�li go do
karnego batalionu, a potem w popy zesłali... Był po cywilnemu. Tylko taki du�y
292
złoty krzy� popi na złotym ła�cuchu miał w kieszeni. Krzy� te� chciał sprzeda�, ale
�e z �emcziug�, czyli z perłami, to chciał drogo i nie porozumieli�my si�.
Anton te� sprzedał mi, równie� po sze��dziesi�t rubli, dziewi�� aktów
namalowanych w Koktebelu. Wariackie, bo wariackie, a mi si� podobaj�. Wszystkie
baby ró�owe, albo jaskrawo �ółte, lub w podobnych, słonecznych kolorach... Jedna
Gruzinka, aktorka, miała srom niczym w��yk generalski - taki pofalowany - no i on
to namalował. Ech...
Anton na podarunki w kraju dał mi jeszcze swoje trzy obrazki statków
�aglowych. Tak za darmo. Obiecałem zaprosi� go w go�ci do Warszawy, czy gdzie
tam b�d�. Martwi� si�, �e w zale�no�ci od rodzaju czekaj�cego mnie zadania, by�
mo�e nie b�dzie to mo�liwe. Tylko za ramy musiałem zapłaci�.
Za reszt� rubli kupiłem złote obr�czki �lubne. U nas w kraju z przydziału
sprzedaj� tylko przy pierwszym �lubie, a rozwodnicy musz� sobie radzi� sami.
Jubilerom wolno wytwarza� wyroby tylko z powierzonego złota, złom mo�e
skupowa� tylko pa�stwo, a złoto mimo wszystko jest. No wła�nie - co� o tym
wiem....
I jeszcze kupiłem du�o dobrego jedzenia. Na ostatni dzie� pojechali�my
do Jałty i tam w sklepie za �ółtymi firankami było wszystko, co zechcesz...
Doktorska kiełbasa wcale nie miała odcienia zielonego. Wino "Cziornyj doktor" było
firmowe - kolekcionnoe - jak mnie poinformowano. Kola sił� wcisn�ł we mnie
kilkana�cie flaszek miejscowych koniaków, takich dwunasto i wi�cej letnich. I ja to
wszystko mam taska�! Nawet argenty�sk� tuszonk� wołow� w puszkach
sprzedawali...
Wszyscy odprowadzili mnie na dworzec. Małemu Koli oddałem
ostatniego dnia ostatnie gumy do �ucia - popłakał si�... Niepotrzebnie dałem mu je
ju� na dworcu. Peron jest na bulwarze - dzieci spacerowiczów rzuciły si� nieomal na
niego, ale jakos tam manewrował, �e dał im tylko jeden płatek do podziału.
Tu bez kr�pacji ludzie ludzi prosz� o papierosa, lub o dwie kopiejki na
telefon. No ale guma do �ucia kosztuje wi�cej. Szczególnie tu.
293
W przedziale czekała na mnie... no oczywi�cie - Udarka. Ucałowali�my
si� serdecznie.
W Odessie nie było miejsc w "Łondonskiej", wi�c w innej, nowoczesnej i
nadmorskiej cz��ci miasta zatrzymali�my si� w olbrzymim domu szkole�
Komsomołu. Luksus - nie to co Dom Oficera. Wszystko w najlepszym gatunku: białe
serwety, zastawa z Teatru Bolszowo w Moskwie - chyba nawet srebrna... W ka�dym
razie jeszcze przed odej�ciem go�ci rachowana przez kelnerk�... Jedzenie takie, �e
bez obaw mo�na było je�� panierowane karbonady. A szkoleni komsomolcy?
Wszyscy byli wyra�nie starsi ni� ja. Czasem tylko ich �ony były młodsze, ale i to
rzadko.
Wieczorem jednak taksówk� wezwan� w recepcji pojechali�my do Klubu
Oficera obok portu. Diuk Richelieu stał jak stał. Do klubu Udarka wkroczyła jak
złota medalistka olimpijska. Poznała j� tylko barmanka i mo�e ta krzywonoga
staruszka, ale nic. Warto było. Barmanka podała nam piero�ki z ryb� w�dzon� i
cebul� - palce liza�. Sama Udarka przyznała, �e i w domu lepszych nie ma.
W nocy, jak poprzednio, puszczałem po niej karaluchy. Ale te były jakie�
mniejsze, cholera i trudne do złapania.
Odwiozła mnie do samego Lwowa. Wyszła z przedziału, gdy wpadła do
wagonu kontrola. Znów wszystko sumiennie porachowali, ale nic ich nie dziwiło.
Celnik zanim wsadził mi palec w tyłek, to tym razem posypał go sobie talkiem. No
có� - ró�ni celnicy ró�nie lubi�...
Nasi porachowali, jak trzeba, ale oczywi�cie osobista rewizj� darowali.
Na dworcu czekał jednak Sta� z trzema �ołnierzami jednostki
nadwi�la�skiej.
- Nie jest �le - pomy�lałem - szanuj� mnie...
Ci �ołnierze oczywi�cie nie�li pakunki do Wołgi. Sta� zawiózł mnie na
nowa kwater�, do Konstancina. Czekała ju� na mnie na podwórku starej, obdrapanej
willi moja syrenka. Pokój z kuchenk� mi dali, w której za kotar� był kibelek. Ale
jakie� rozpadaj�ce si� meble, �elazny balkon z kowalskimi balustradami w esy
294
floresy - tak zardzewiały, �e strach na niego wychodzi�. I niedu�y portret Feliksa
Dzier�y�skiego w w�skich, złoconych ramach. Szkiełko, trzeba przyzna�, muchy
zd��yły nie�le zabrudzi�.
�ołnierzom dałem na piwo, ich dowódcy, który czekał na �ołnierzy w
łaziku, wr�czyłem wódk� kupion� z przydziału od wagonowej poci�gu relacji
Odessa - Warszawa. I tym razem była to wersja eksportowa, ale wódki Kuba�skiej.
Stasiowi za� dałem flaszk� koniaku ze specsklepu w Jałcie. Wida� było, �e liczył na
co� wi�cej. Ale obrazki marynistyczne miałem dla Przemyslidy, Franka i
ewentualnie - dla Zygmunta. Trudno i darmo.
- Ty popatrz Stasiu na te flaszk�. To jest mołdawska "Leninskaia put'".
Kolekcionnyj kaniak chłopie... Pi��dziesi�t siedem procent i dwadzie�cia pi�� lat
wydzier�ki... Ty w �yciu tak dobrej rzeczy nie piłe�. Od czasu �mierci ministra
my�lałem, �e jeste� jedynym człowiekiem w Polsce, który doceni taki dar...
Stasiu, aby mi pokaza�, co o tym my�li, wzi�ł dwie, słabo domyte
musztardówki - znów tylko musztardówki były na kwaterze i od r�ki, wybijaj�c
korek r�k�, polał. Ja od czasów moich przej�� na sło�cu w Koktebelu alkoholu
unikałem, ale có� - jeszcze mi si� Stacho do reszty obrazi.
Łykn�li�my... Stach si� rozpogodził, ucałował mnie z dubeltówki i ładnie
przeprosił:
- �e te� kurwa pozwoliłe� mi to tak od razu otworzy�...
- A co ja mogłem - odci�łem si� - patrzyłe� na mnie jak na przesłuchaniu
przed wyciskiem...
No có� - w �yciu ró�nie bywa. Przyjechałem z tych wakacji i nic -
�adnych propozycji. Przemyslidzie dałem obrazek, chyba nawet nie bardzo mu si�
podobał... Pytał, czy byłem w Teodozji w muzeum Ajwazowskiego. A ja - czort z
tym - nie byłem. Sk�d miałem wiedzie�, �e to taki wa�ny człowiek - okazuje si� -
295
malarz. A przypominam sobie: admirał chciał ze mn� i��, Anton i nawet Kola mówił,
�eby zajrze�. Na głowy z nikim si� nie pozamieniałem, �eby po muzeach si�
wał�sa�...
Tak czy inaczej Przemyslida do�� taktownie i nie wprost, lecz
jednoznacznie dał mi do zrozumienia, �ebym mu si� nie narzucał, a je�li b�d�
potrzebny, to sam da zna�.
Franka te� w �aden sposób nie mogłem złapa�. No bo jak - �eby
porozumie� si� rz�dówk�, to trzeba mie� do niej dost�p. Ja ten telefon miałem na
wyci�gni�cie dłoni w pensjonacie, ale teraz to i na Poczcie Głównej nie mam szans.
Do Pernanbuko mog� zatelefonowa�, ale nie do Franka...
Zygmuntowi dałem obraz - jemu bardzo si� podobał, ale o moich losach
wiedział niewiele wi�cej. Tyle tylko, �e nadal jestem pracownikiem Funduszu
Wczasów Pracowniczych i powinienem si� do nich zgłosi�. No to si� zgłosiłem do
Dyrekcji Generalnej, a tam okazało si�, �e awansowałem na dyrektora, pensje dla
mnie odkładali na nieoprocentowanym koncie, nawet premie mi przyznawali...
Pensja zreszt� - he, he - wzrosła... Ale nie wolno mi jecha� do pensjonatu, bo remont
i tylko bym przeszkadzał. Gdy wspomniałem, �e rzeczy ch�tnie bym stamt�d wzi�ł,
bo pewnie co� jeszcze zostało, to mi kadrówa w FWP powiedziała, �e nie da rady, bo
mnie stra� na biurze przepustek nie pu�ci. A to suka zorientowana... Niby nikt nic nie
miał wiedzie�, a ona wie, �e jest biuro przepustek...
Kazała spokojnie odbiera� co miesi�c pensj� i cicho siedzie�, bo prezes
mnie lubi i krzywdy nie da zrobi�. Dobra sobie. Rozwarłem na ni� ryja, �e nie mam
gdzie w tej Warszawie mieszka�, wi�c kazała mi si� zgłosi� za tydzie�.
Po tygodniu dała w kopercie taki �wistek do Dzielnicowej Rady
Narodowej Dzielnicy Warszawa - ródmie�cie do pokoju takiego i takiego na ulicy
Nowogordzkiej w Warszawie.
No dobrze - poszedłem tam, a referent kazał si� dowiadywa�, czy co� jest,
czy nie ma, bo teraz nie ma.
296
No - my�l� sobie - mam powód, by wej�� Frankowi na głow� i dawaj, z
całym problemem do Zygmunta. Spotkali�my si� w "Niespodziance" na emdeemie
na dole - w takim kurwidołku. Jezu - jakie lafiryndy... Ale szpetne!
No i ja mu mówi�, co i jak, a on mi na to zasuwa mówk�, �e przeci�tnie
czeka si� od o�miu lat - to najlepsi członkowie partii, do dwudziestu lat na przydział
mieszkania, a ja chc� tak hop, hop i ju�.
Na to ja si� pytam:
- Do kogo Zygmunt ta mowa? Co ja - �ycia nie znam? Jak trzeba, to od
razu jest mieszkanie, a jak nie trzeba, to i dwadzie�cia lat człek pokutuje. Ja tu trac�
k�t słu�bowy nie z mojej winy - w cał� afer� wsadził mnie przecie� nie kto inny,
tylko Franek. Do Ruskich nawet jad� cierpie� niesamowite upały, łeb mnie do dzi�
pobolewa, a na mieszkanie nie mam szans...
Zygmunt chyba opacznie zrozumiał moje słowa i wyszło mu, �e głowa to
mnie boli od jakich� szkole� - tak to w jego twarzy wyczytałem. W ka�dym razie
szybko si� urwał.
- No - my�l� - teraz to mam w plecy...
Ale nie, przeciwnie. Na drugi dzie� dzwoni Zygmunt, �ebym do tego
urz�dnika na Nowogrodzkiej szedł jak w dym. I rzeczywi�cie - urz�dnik ucieszył si�,
�e mam własne auto, bo cho� to blisko, to jednak w kilku miejscach... Ze stalowej
szafy wyj�ł kilka kopert z kluczami i jedziemy.
Pierwsze mieszkanko było na emdeemie, porz�dne, ale małe - trzydzie�ci
jeden metrów. Wi�c nie. Dalej jedziemy par� kroków - na Marszałkowskiej, chyba
trzecie podwórze w gł�b. Drugie pi�tro, mieszkanie wspaniałe - cztery olbrzymie
pokoje i słu�bówk�, du�a kuchnia i łazienka, ale w starym budownictwie, po
podwórzu element si� szwenda i alpagi pije. Nie.
Trzecie mieszkanie było na Powi�lu - przedwojenna porz�dna kamienica,
ale tylko dwa pokoje. A ja widz� po tej Marszałkowskiej, �e mog� mie� tych pokoi,
ile chc�. Najwy�ej - poczekam...
297
Telefonuj� do Zygmunta, spotykamy si� w "Lunie" w Alejach
Niepodległo�ci koło Fabryki, jak zacz�to nazywa� kompleks gmachów na
Rakowieckiej. Ja mu mówi�, jak si� rzeczy maj�, a on, �e rzeczywi�cie, to bez sensu,
abym w starych skorupach mieszkał. Nast�pnego dnia spotkalismy si� w Centralnej
Radzie Spółdzielczo�ci Mieszkaniowej - w kiblu na parapecie podanie
wysma�yli�my, �eby w trybie nadzwyczajnym uczyniono mnie spółdzielc�
mieszkaniowym bez sta�u kandydackiego, gdy� wa�ne wzgl�dy socjalne skłaniaj�
mnie do tej pro�by, a mianowicie brak mieszkania. Zło�yłem cieciowi na dziennik
podawczy, nawet kopii nie miałem, �eby po�wiadczył odbiór. Nie min�ł tydzie�, a ja
przez go�ca z jednostek nadwi�la�skich dostaj� odmowne pismo od ceeresem, �e
niestety sta� kandydacki musz� odby� i w sprawie procedury mam si� za dwa dni
zgłosi� do pokoju tego i tego. No dobrze - kij wam w ucho - zgłaszam si�, najwy�ej
wezm� starocia z dzielnicy... A tu nie - czeka na mnie formalny przydział mieszkania
- cztery pokoje Za �elazn� Bram� - pi��dziesi�t dziewi�� metrów, drugie pi�tro. A ja
te domy znam - bardzo du�e bloki, z du�ym holem na dole, kioskiem RUCHU cał�
dob�. Pokoje klitki, ale trudno - za to mury nowe i meneli nie ma. I w ogóle dzielnica
taka bardziej inteligencka - na szóst� nikt tam do roboty nie je�dzi.
No i czas mojego sta�u rachuj�c od daty zło�enia podania min�ł po
dziewi�ciu dniach. Tak zdecydował prezes CRSM i nawet zło�ył pod tym podpis ze
stempla, którym dysponuje jedynie jego osobista sekretarka. Tego akurat
dowiedziałem si� od Zygmunta. Zorientowany facet z niego. Chciałem go z tej
rado�ci wzi�� na obiad do jakiej� dobrej knajpy, ale nie dało rady - okazało si�, �e on
nadal je�dzi do Niemiec, do Hamburga z tymi w�gorzami i szynkami. Co w
pensjonacie, to i on nie wie. No i wła�nie musi ju� rusza�, aby przespa� si� w
Ostródzie i rano towar pobra�.
Cie choroba. Nikt ode mnie nic nie chce, ale powa�ny pracownik w
przerwach mi�dzy jedn� operacja wywiadowcz�, a drug�, ma dla mnie zawsze czas,
a gdy przyjdzie mi do głowy pomysł z mieszkaniem, to jak na tacy mi podaj�. A�
wstyd byłoby przed lud�mi si� przyzna�, jak w try miga stałem si� członkiem
298
realnym, z mieszkaniem, w nauczycielskiej spółdzielni mieszkaniowej. Nie ma si�
co denerwowa�...
Od takiego jednego naszego człowieka, który przeszedł do Domów
Towarowych Centrum na �cianie wschodniej na jednego z dyrektorów dostałem
legitymacj�, nawet ze zdjeciem, na ostatnie pi�tro "Juniora". No i prosz� - byłem w
sklepie za �ółtymi firankami w Jałcie, poszedłem i w Warszawie.
Ekip� remontow� dostałem z ojcowskiego geesu. Wstawili parkiet
bukowy, bo d�bowego po prostu fizycznie w całym wojewódzkim geesie nie było.
wier�wałków na spojenia parkietu ze �cian� te� jak raz nie było, ale miały by�
potem, to sobie sam przybij�. Gorzej, ze od razu polakierowali mi t� podłog�
emolakiem i rzecz jasna, zapomniałem zachowa� sobie flaszk� na te �wier�wałki.
Okna zostały te same, ale od nowa je zamontowano uszczelniaj�c traw� morsk�,
dzi�ki czemu nie b�dzie mi wiało. Zamontowali te� uszczelniaj�c� ta�m� aluminiow�
- w�giersk�. Drzwi obili blach� i zało�yli obok yale porz�dny, przedwojenny zamek
p�taj�cy si� u rodziców jeszcze z czasów szabru. Klucz był systemu poniemieckiego,
wi�c trzeba było zapasowy dorabia� u �lusarza, ale co tam. Do kuchni poszły
cepeliowskie meble kuchenne ze Stopnicy. Stamt�d zreszt� był i parkiet.
Zlewozmywak kupiłem enerdowski na ostatnim pi�trze "Juniora". Ten "Junior" to w
ogóle doskonały wynalazek - nie trzeba sta� w wielodniowych kolejkach na zapisy i
codziennie stawia� si� na odczytywanie listy. No po prostu luksus!
Ekspedientka namówiła mnie na wymian� kuchenki na importowan� z
Czechosłowacji. Podobno gorsze, ni� nasze eksportowe na Zachód, ale lepsze o
niebo od tego, co zastałem na miejscu. Ponadto kupiłem farelk� z nawiewem
powietrza - zupełna nowo��. Gdy wył�cz� ogrzewanie, a jeszcze nie wył�cza pr�du,
to b�dzie jak znalazł. Telewizor kupiłem w normalnym sklepie, bardzo porz�dny,
dwudziestojednocalowy „Beryl”. ! I to bez kolejki. Za jedena�cie tysi�cy złotych.
Mniejsze były nawet po sze�� i pół, ale zupełnie kiepskie. Stolik pod telewizor był
zbyt mały, ale wi�kszych jeszcze w ogóle nie produkuj�, wi�c podło�yłem desk� i
jest w porz�dku. Swoj� drog� – jak zwykle planów pi�cioletnich przemysłu
299
meblarskiego nie skoordynowano z pi�ciolatkami przemysłu elektrotechnicznego!
Je�li Zygmunt nadal liczy na donosy ode mnie, to o tym na pewno nie zapomn�!
Kafelków do łazienki wcale nie mo�na było dosta� - musz� za rad� ojca
czeka� na remont szpitala w Kielcach i mo�e wtedy si� załatwi jako potłuczone
podczas remontu? Podobno maj� otworzy� Pewex z kafelkami, ale nie chce mi si�
wierzy�.
Firanki i zasłony mama ju� kilka lat temu kupiła, bo były i teraz nie
musiałem biega�. Karnisze kupiłem bardzo drogo w Cepelii - nigdzie indziej nie
było. Mam teraz takie ładne, malowane we wzorki, jak w jakim� dziecinnym
pokoju. Same dziecinne pokoje mam. Przynajmniej pod tym wzgl�dem.
Do tego wszystkiego lodówka "Polar" i trzy dywany - podobno nawet
odrzuty z eksportu z Kowar. Rzeczywi�cie - ładne. W "Juniorze" trafił mi si�
odkurzacz z silnikiem japo�skim, a �e był i nawil�acz - wszyscy brali, to i ja
wzi�łem nawil�acz. Po co ma by� wilgotno w mieszkaniu, to nie wiem, ale spróbuje
si� dowiedzie�. Do trzech pokoi dostałem talon na meble z Zamo�cia - to mi załatwił
Zygmunt w BOR-ze u Trzymankiewicza. Mogłem cholera chwil� wstrzyma� si� z
telewizorem i miałbym od nich jeszcze niemieckiego "Grundiga". Ale przepadło.
Tak wi�c mieszkanie urz�dziłem sobie do�� jednostajnie – wsz�dzie te
same firanki i zasłony, nawet – rzucaj�ce si� w oczy karnisze. Wsz�dzie strasz�
fioletowe i w innych kolorach gołe baby i ikony. W łazience na razie mam tylko
wisz�ce lusterko z kiosku, a poniewa� szklanek jak raz nigdzie nie mogłem dosta�, to
kupiłem strasznie drogie, kryształowe, w sklepie z kryształami.
Pieni�dzy mi nie brakuje – przyprowadziłem do ekspertyzy do domu
kusnierza i mówi� mu:
- Prosz� pana – tego futra ja panu z pewno�ci� nie sprzedam. Ale
chc� wiedzie�, ile jest warte?
Ku�nierz ogl�dał je centymetr po centymetrze, w dwóch, mim zdaniem
zupełnie dobrych miejscach a� cmokał z niezadowolenia, kl�ł swoich rosyjskich
konkurentów za partacka robot� i wreszcie orzekł:
300
- Ja mog� panu da� sto osiemdziesi�t tysi�cy i w�tpi�, by jaki�
fachowiec dał panu wi�cej. Mo�e pan to wsadzi� do komisu na Chmielnej i
wtedy, po odliczeniu mar�y, powinien pan dosta� nawet wi�cej, mo�e
dwie�cie tysi�cy... Cho� ja bym zaryzykował i wsadził za wi�cej – jak si� trafi
klient z pieni�dzmi, któremu b�dzie pasowało, to kupi. Dyplomata z Zachodu
mo�e kupi� za dowoln� cen� panie – dolary sprzeda na czarno, a wywiezie bez
cła. To jest na barczystego m��czyzn� wzrostu metr osiemdziesi�t – rzadka
rzecz...
A ja mu na to:
- Poniosłem koszty – za mniej ni� �wier� miliona nie mog�...
- No to ja panu nie pomog�... Za �wier� miliona to mo�na will�
kupi�...
- Kiedy dro�ej� panie... wille dro�ej�. To futra te� musz� dro�e�...
- Wie pan... Słyszy si� to i owo... To jest wspaniała rzecz, to futro...
rzadkie sobole... Na Zachodzie to by poszło za nie wiem ile... Ale na granicy z
tym to i ministra by dupn�li... Wiem co mówi�... Widzi pan – takie futra to
produkty jednostkowe, nawet u ruskich... Ka�de jest rozpoznawalne... To jest
jak obraz, taki muzealny... Pan pewnie zwrócił uwag� na wszyte numery
metryczki... Ale ofiaruje mi go pan bez �adnej metryczki...
- Bo ja go panu nie ofiaruj�, nawet nie chce sprzeda�, chc�
wyceni�... – zje�yłem si�.
Nawet nie pomy�lałem, �e giepi�ci musieli dobrze wiedzie�, czyje to
futro i komu Wowa go r�bn�ł. I nie była to pewnie przodownica kołchozowa, ani
górnik przodkowy... A� si� spociłem. Sk�d we mnie tyle naiwno�ci? Wprawdzie
miałem, jako �wiadectwo pochodzenia, pismo od admirała, ale zabrali mi je na
granicy,. Admirał pewnie dobrze wiedział, co robi – mo�e te� współpracuje? Ja w
ka�dym razie tego pisma ju� nie mam i jakby co, to nie mam czego przedstawi� z
wyj�tkiem protokołu odprawy granicznej... Ale oni zawsze mog� si� wypi�� i
powiedzie�, �e uwierzyli swemu go�ciowi z bratniej peerel.
301
No ale wpadłem na pomysł. Pi�knie podzi�kowałem fachowcowi b�d�c
na siebie zły, �e teraz on wie, gdzie ja mieszkam i zapłaciłem mu za t� fatyg� tysi�c
złotych – pół przyzwoitej pensji!
Nast�pnego dnia z poczty zatelefonowałem do Przemyslidy i od razu
ruszyłem pod Siedlce. Przyje�d�am, pokazuj� i pytam, czy ma komu to sprzeda�. A
on mi na to:
- Pomyliłe� adresy – to ty znasz ludzi, którzy maj� pieni�dze,
cho�by rzemie�lników. Popatrz, na którego by to pasowało i sprzedawaj... No i
pami�taj – tak naprawd� towar ma t� cen�, któr� nabywca chce za niego
zapłaci�...
Zjedli�my dobry obiad domowy i pojechałem. Propozycji nie miał
�adnych.
Dziwna rzecz – nawet nie chc� mnie podsłuchiwa�, bo nie mog� si�
doprosi� telefonu.
Pokazałem t� szub� Zygmuntowi i mówi�, �e szukam klienta, najlepiej
dyplomat�. On tak dla jaj przymierzył, czy na niego pasuje, no ale on jest chuderlak i
futro jest zbyt obszerne. Zapalił papierosa, poci�gn�ł z mojej pi�knej szklanki kawy,
dosłodził sobie, bo uznał, �e pocz�tkowo wsypał za mało, pomieszał, wystukał
krople o brzeg naczynia i pyta:
- Jaka ma by� cena?
A ja mu na to:
- Dla mnie �wier� miliona, a dla ciebie reszta. Dyplomata kupi i za
pół miliona w dutkach. Tak mi mówił ku�nierz, ale twierdzi, �e mo�e
zmobilizowa� tylko sto osiemdziesi�t...
Nie ryzykowałem szar�y z ofert� ku�nierza, bo mo�e jest kapusiem i
Zygmunt wie zbyt wiele? Cho� wygl�dał na zaskoczonego. I bardzo podnieconego –
ja go jeszcze takim nie wiedziałem.
- Słuchaj – nie wiem, czy uda mi si� w zielonych... Daj zapali�, to
pomy�l�...
302
Mama zawsze narzekała, �e od papierosów �ółkn� firanki i planowałem
nie pozwala� moim go�ciom, o ile to b�dzie mo�liwe, na palenie. Ale trudno – cho� z
góry wiedziałem – teraz to on u mnie b�dzie zawsze palił.
- Dwie�cie dwadzie�cia... – zaoferował zaci�gn�wszy si� dymem z
Giewonta.
- Fiu... – my�l� – tego si� nie spodziewałem. Wida� ma kupca w
Niemczech...
- No co ty Zygmunt... – szuba warta jest grubo wi�cej...
- Dajesz czy nie? – przyszpilił mnie niczym igł� owada.
- A je�li powiem, �e zgadzam si� na dwie�cie trzydzie�ci, to jest na
zicher – sprzedane?
- No nie b�d� taki �yd – dwie�cie dwadzie�cia pi��, dajesz mi dzi� i
gotówk� masz w tydzie�.
- Aha – my�l� sobie – w tydzie� obróci do Niemiec i sprzeda. A jak
go dupn�, to moje ryzyko...
- Dobrze, ale gotówka jutro.
- Dawaj jaki� koniak!
Nalałem mu. Do szklanek, bo kieliszków jako� jeszcze nie kupiłem. Same
brzydkie były. A miło byłoby tak jak u Przemyslidy pi� z kryształowych... Jak jacy�
panowie...
Napił si�, pomy�lał i bardzo spokojnie mi wyja�nił:
- Ja mam tak� sytuacj�, �e troch� złotówek odło�yłem z pensji. Ale
to zbunkrowała moja baba. Gdyby futro było damskie, to co innego – na jutro
wszystko bym załatwił. Ale ono jest m�skie – na mnie w sam raz. Tylko troch�
trzeba zw�zi�, skróci� i b�dzie jak ulał. Musz� j� troch� poprzekonywa�.
Wiesz, jak to jest w mał�e�stwie... a zreszt� mo�e i nie wiesz, bo i sk�d... Jak
jej tylko powiem, to ka�e mi w głow� si� popuka�. Jak jej tylko poka��, to to
samo, nawet jeszcze b�dzie zła, �e niby o niej nie my�l�, a sk�d ja wezm� dla
niej sobole? Ale je�li powiesz� w szafie i pojad� do Niemiec, to nim wróc�,
303
�onka sama zmieni zdanie. Poogl�da, pomy�li, �e mo�e w takim razie jak
gdzie� pójdzie ze mn� w takiej szubie, to cho� ona b�dzie tylko w karakułach,
to przecie� mn� szyku zada. Takich soboli nikt nie ma. No nikt ze znajomych.
Zgodziłem si�. Potem sobie wyrzucałem, �e popełniłem bł�d. No bo
Zygmunt mógł mi trele morele opowiada� o swojej babie, a w rzeczywisto�ci
pojecha� z tym do Niemiec i wystawia� moje futro na ryzyko. Mógł te� uzna�, �e ja
jestem ju� załatwiony – przecie� wiedział, �e szw�dam si� bez zaj�cia i zwyczajnie
mi nie zapłaci�. Co mu zrobi�?
Ale nie. Po tygodniu zjawił si� i z pi�ciu ró�nych kieszeni wyj�ł paczki
banknotów po pi��dziesi�t tysi�cy – takie nowe, małe, z Kopernikiem i poło�ył na
stole.
Cholera – tyle forsy za par� zszytych ze sob� futerek zdartych z jakiego�
�cierwa...
No i mam pewno��, �e jeszcze si� licz�. Inaczej fig� z makiem
widziałbym pieni�dze...
Nast�pnego dnia kupiłem komplet kryształów w sklepie na
wi�tokrzyskiej – nawet nie długo stałem w kolejce, akurat rzucili...
A jeszcze potem Sta� mi powiedział, �e zdaniem Zygmunta trac� kontakt
z parti� i z masami, bo powiesiłem sobie na �cianie obrazy religijne. Ju� ja wiem o co
chodzi. Teraz �al mu tych wywalonych pieni�dzy. We łbie mu si� miesza – co ja
mam wspólnego z tymi głupimi masami? Ale istotnie – warto by z jakiej� partyjnej
ksi��ki wyci�� portret Dzierzy�skiego i jak w Kraju Rad – powiesi� sobie w salonie.
To by jako� zrównowa�yło te wszystkie ikony. A jak kupowałem je od popa - on był
taki nasz i Kola był nasz, �e nawet o tym wa�nym aspekcie nie pomy�lałem.
A swoja drog� – takiZygmunt – niby chuchro nigdy w niczym si� nie
wychylaj�ce, chodzi w tych swoich tanich marynarkach, cho� ostatnio cz�sto w
swetrach z Zachodu. ale jak ju� si� postawił, to za worek pieni�dzy.
304
Na Nowy Rok, ale ju� po �wi�tach, na moje zaproszenie przyjechał
Anton. My�l� sobie – czas leci, pensje płac� nie wiadomo za co, a ja zło��
zaproszenie w ambasadzie radzieckiej i przypomn� o sobie. Admirała te� zaprosiłem,
ale jego nie pu�cili. A podobno chciał przyjecha�.
Anton przywiózł ze sob� po prostu stos obrazów, tak ze sto czterdzie�ci, z
czego połowa, jak nie wi�cej – gołych bab. Aby zajmowały mniej miejsca, to zdj�ł
płótna z listew, na których były rozpi�te. To si� chyba blejtram nazywa, chyba �e
blejtram to co� innego. W szkole psia krew uczyli, a ja nie pami�tam.
No to poszli�my do sklepu malarskiego i on a� si� zacukał – takie
podobno dobre farby, p�dzle i jakie� tam takie ró�ne. A wszystko to kosztuje, �e hej!
Listewki kupił, ale na reszt� zabrakło mu pieni�dzy.
Ja go lubi�, cho� widz�, �e najch�tniej, to codziennie piłby wódk�. Wi�c
odliczyłem z brzegu dziesi�� obrazków, te� gołymi babami i za ka�dy dałem mu
pi��set złotych, ale pod warunkiem, �e co tydzie� dostanie tysi�c, �eby mu na cały
miesi�czny pobyt starczyło i jeszcze, �eby na koniec sobie zrobił jakie� zakupy.
Od razu poszli�my do tego sklepu artystycznego, a potem, za rad� jakiej�
malarki poznanej w sklepie, do stołówki stowarzyszenia malarzy. Jest ta stołówka na
drugim pi�trze, lezie si� po schodach. W �rodku tłum i od dymu chod� siekier�
wieszaj. A gwar! Ale nic – za osiem złotych tylko daj� male�kiego schabowego z
ziemniakami i kapust�. Zjedli�my, ja przyniosłem jeszcze po małym Budafoku, bo
był tylko Budafok, rumu�ska �area, likier orzechowy i Ratafia. Wina �adnego! A�
mi było wstyd – w zeteserer przecie� na dworcach wino si� leje! A tu taka n�dza.
Poszedłem do toalety, troch� czasu mi zabrało jej znalezienie – okazało
si�, �e klucz jest za pobraniem u portiera na dole i trzeba da� dych� zastawu. Gdy ju�
to wszystko załatwiłem, wracam, a tu mój Anto� przy barze pije ratafi� z takimi
samymi jak on brodaczami. No przecie� zaraz mi si� porzyga!
Ale odci�gn�� si� nie dał. Wi�c pogadałem razem z nimi, cho�
oczywi�cie tego �wi�stwa nie piłem. Warto było. Okazało si�, �e Anton to jaki�
305
wybitny artysta , bo jak opisał, co maluje i �e nie mo�e wystawia� w zeteserer, to od
razu chcieli mu zrobi� wystaw� niezale�n�, czyli nielegaln�.
- No – my�l� ja sobie – ja b�d� udawał, �e wszystko jest w
porz�dku, �e jestem za, a raporcik jakby ju� sam si� pisał... Ja ju� przecie�
bardzo potrzebuj� przypomina� o sobie! A osi�gni�� ostatnio nie mam, bo i
sk�d?
Nast�pnego dnia awaryjnie widz� si� Zygmuntem i mówi�, co i jak. Nie
mijaj� trzy dni – a jeszcze dwa razy byli�my w tym całym klubie – jeszcze nikt nie
widział jakiegokolwiek antkowego płótna, a ju� wszyscy wiedz�, �e to pisarz
prze�ladowany na zesłaniu na Syberii, wybitny i taki, któremu trzeba pomóc. Dwie
panny na kolorowo ubrane, z jakimi� paciorkami i w sandałach wyr�bał nieomal przy
ludziach. �e niby on siedzi w rogu na krze�le, a ona mu na kolanach, gdy w
rzeczywisto�ci pod stołem sukienk� ma podci�gni�t� i nadziana, �e tylko kieliszkiem
zasłania twarz, aby w oczy si� nie rzucały ró�ne takie grymasy.
- Arty�ci – psia ich ma�...
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przyłazi z rana po
tygodniu Zygmunt, bo ja telefonu ci�gle nie mam i mówi:
- Z tym twoim Antonem to chryja. Nasi nie chc� �adnego skandalu
i daj� mu od razu wystaw� w Domu Kultury na Mokotowie, z honorarium,
kilka muzeów kupi jego płótna i nawet przedstawiciela atasze kulturalnego
zeteserer si� zaprosi. Ale w zamian on nie b�dzie robił �adnego skandalu z
nielegalna wystaw�. Poza tym upewnij si�, czy on czasem tego nie chciał
zrobi� w jakim� ko�ciele. Klechy u nas to wielcy politycy, podobno z ruskimi
nie zadzieraj�, bo oni w zastawie maj� tamtejszych katolików, no ale nigdy nie
wiadomo...
Wystawa była podobno wielkim triumfem. Cał� reszt� obrazów sprzedał
na pniu – ja widz�c co si� dzieje swoje, tak�e te nowe, postanowiłem na razie
trzyma�. Z ambasady było trzech urz�dników, przynie�li ze sob� puszk� kawioru
czarnego, puszk� czerwonego, skrzynk� ró�nych trunków i dwana�cie butelek
306
szampana, a tak�e trzy krasne ryby, czyli takie w�dzone jesiotry ju� pokrojone w
plasterki, na salaterkach i wszystko to doło�yli przed imprez� do produktów
przygotowanych przez organizatorów.
Dom Kultury był nabity go��mi – niektórzy byli bardzo znani. Z dnia na
dzie� Anton stał si� uznanym artyst�, cho� recenzji nie było podobno w prasie
�adnej. Chyba wiem - dlaczego. Ci z ambasady nie byli ju� tak bardzo zachwyceni
gołymi babami, na dodatek mało przypominaj�cymi fotografie, a to oznacza, �e
niezbyt to wszystko było wedle zasad realizmu socjalistycznego. No i – jak s�dz� –
nasza cenzura wszystkie wzmianki prasowe zablokowała. A przecie� było radio i
nawet przez dziesi�� minut telewizja!
Niemniej, gdy Anton odje�d�ał obkupiony w Warszawie za wszystkie
czasy, z cał� walizk� materiałów malarskich, ciuchami i sprz�tem gospodarstwa
domowego, to na dworzec przyszło kilkunastu artystów i niewiele mniej dziewczyn –
wszyscy pili wódk� nie zwa�aj�c na surowe w tym wzgl�dzie zakazy. No ale byli
nasi po cywilnemu – ja ich łatwo rozpoznaj�, wi�c obyło si� bez ekscesów z SOK-
istami.
W ka�dym razie co� si� działo.
A� do jesieni 1974 nic si� nie działo. Absurdalna historia. Pensj� ci�gle
mi płacili, premie zwykle dawali, a ja nic nie robiłem. Nawet na wakacje do Teodozji
czy w ogóle do zeteserer pojecha� nie mogłem. A zreszt� – na listy nikt mi nie
odpisywał, nawet Anton. Z nudów regularnie je�dziłem na wczasy FWP – nic za to
nie płaciłem, bo jechałem jako tajny inspektor. Wszystkie uzdrowiska zwiedziłem.
W Zakopanem nawet doro�karze ju� mnie poznawali, cho� nigdy nie dałem im
zarobi�.
Wakacje sp�dzałem w Bułgarii, w ramach wymiany mi�dzy bratnimi
organizacjami turystycznymi. Interesów �adnych – to oczywiste – zrobi� si� nie dało.
Z nudów nasadziłem tat� na zorganizowanie w miasteczku manufaktury staników.
307
Zygmunt z enerde przywoził mi te materiały, których nie mo�na było kupi� w
Polsce, baby to tłukły na domowych maszynach, igły łamały na pot�g�, ja im te igły
załatwiałem z Radomia i brałem za ka�da podwójn� cen�, bo w sklepach na igły był
deficyt i nie chciałem, �eby mi sprzedawały. Tego Radomia to si� bałem, bo w
zakładach „Łucznik” produkowali nie tylko maszyny do szycia, ale i karabiny. Ten
zakład obstawiony był przez kontrwywiad wojskowy i dla zwykłej zabawy mogli
mnie – człowieka było, nie było – fabrycznego – capn��.
Wykroje brałem w ten sposób, �e Zygmunt kupował mi w Berlinie, bo
najtaniej, staniki ró�nych rozmiarów, które si� rozpruwało i ju� był wzór. Baby na
Ró�ycu płaciły mi od sztuki czterdzie�ci do sze��dziesi�ciu złotych, tak abym miał
prawie dwadzie�cia złotych ze sztuki dla siebie, z czegoZygmuntowi, obok zwrotu za
materiały z enerde, dawałem pi�� złotych i on to jako� drobnił mi�dzy naszych.
Elementy plastikowe tłukł mi na swojej wtryskarce na lewo facet z Otwocka, bez
faktury, bo i po co, ale musiałem mu da� dwadzie�cia tysi�cy na wej�ciu na
wykonanie wzorów. To jaka� skomplikowana historia i chyba nie bardzo mnie
or�n�ł.
Cały dawny powiat, bo powiaty akurat likwidowano, niczym za okupacji
si� zorganizował i walił mi te staniki, a potem do kompletu i majtki, wszystkiego
razem najpierw po tysi�c, a potem po kilkana�cie tysi�cy sztuk miesi�cznie.
Zygmunt na moje potrzeby musiał zamówi� w resorcie now�, wi�ksza chłodni�. Inne
materiały kupowałem wprost w fabrykach, od naszych ludzi tam zatrudnionych,
najcz��ciej w zwi�zkach zawodowych. Z milicji kupiłem złomowan� Nysk�, potem
drug� i dwóch go�ci dla mnie pracowało. Jeden to taki student, co go wyleli i był
ko�cielnym u proboszcza na Pradze. Nasz człowiek, ale o tym oczywi�cie ani mru,
mru... Przez tego proboszcza mój człowiek poznawał ksi��y buduj�cych si�, wi�c
potrzebuj�cych kasy i oni w kraju puszczali mi towar jak cholera. Ale głównie
rozchodziło si� poprzez bazar – nie było targowiska w kraju, gdzie moich wyrobów
bym nie widział. Ja co dwa miesi�ce na dwa tygodnie jechałem na wczasy, wtedy
interes zamykałem, a baby mi w powiecie w tym czasie tłukły towar jak cholera, no i
308
sobie ogl�dałem. Ceny w kraju były zadziwiaj�co zró�nicowane. Ja o wszystkim
pisałem obszerne sprawozdania – mo�na rzec – donosiłem sam na siebie – i było git.
Kupiłem plac w Aninie i nawet rozpocz�łem budow� domu. Z materiałami miałem
krucho, ale kontakty z ksi��mi były jak znalazł. A Zygmunt, za spory grosz –
skrz�tny typ – takie dochody i mimo to ze mnie wyciskał ci��ko zarobion� kas� –
dostarczał mi faktury. Na szcz��cie faktury były in blanco i co jaki� czas
spuszczałem tak� któremu� ksi��ulowi i zwracałem sobie koszta. Przynajmniej do
czasu, gdy okazało si�, �e na którego� w przemyskiem polowali, a on sobie jaja z
nich zrobił i pokazał faktury, których nie miał prawa mie�. Jak mnie wtedy Mietek
opierdolił! Mój Bo�e! My�lałem ju�, �e teraz to si� przejechałem, ale nie – chyba
Franek z lito�ci mnie podtrzymał, albo mo�e uznał, �e cho� na razie nie jestem
potrzebny, to jednak ruskie trzymaj� mnie w rezerwie i mam specjalne papiery.
Naraili mi w ko�cu z Fabryki takiego majstra budowlanego z Otwocka i
on po godzinach razem ze swoj� brygada mi to stawiał. Szybko mu to nie szło, ale
ju� w jakim� takim tempie. Pijani chodzili na okr�gło, ale swoje robili. Ten majster
to ci��ki pojeb – jednego oka nie ma, a raczej ma szklane, ale tak w ogóle to w
porz�dku go��. Raportowa� miałem o nim regularnie co i jak – głupia sprawa. Ale ja
go specjalnie nie uwalałem, bo po co, skoro dobrze muruje i jeszcze mi materiały
załatwia z budowy, �ebym nie musiał po ksi��ach si� prosi�. Poprzedni� partanin�
prawie cał� wyrzucił, a sklecił mi chałup� z wielkiej płyty, z elementów
wybrakowanych, jednopi�trow�, ale solidnie, nie jak to z piszcz�cymi rurami gówno
Za �elazn� Bram�. Troch� wbrew przepisom wyszło mi dwie�cie trzydzie�ci metrów
u�ytkowych. Na parterze elementy były z parteru wie�owca – takie wysokie na
prawie trzy metry, podobnie piwnica, a na pi�trze standardowe. Tylko trudno�� była
z pokojami, bo nie chciałem takich małych klitek no i postarali si� – pokoi mam pi��
plus salon – wszystko jak trzeba, obszerne.
Szpital w kieleckiem w ko�cu zacz�li remontowa�, wi�c kafelki poszły
ju� do nowego domu, podobnie jak rury i armatura. Armatura nie bardzo mi si�
podobała, lecz w sklepach w ogóle nie była do dostania ładniejsza – nawet w
309
Juniorze, wi�c kupiłem w Pewexie. W ogóle to, co nie jest dost�pne za złotówki,
�miało mo�na kupowa� w Pewexie i tylko te ceny – nawet mnie przera�aj�!
Zorientowałem si�, kto w tym Aninie mieszka – działacze partyjni,
oficerowie, adwokaci, pisarze, nawet gwiazdy telewizji. Ale� oni wszyscy mieszkaj�!
Sk�d maj� pieni�dze? Ale� oni musz� robi� przewały... I ja nic o tym nie wiem!
Ostatecznie zdecydowałem, �e kafelki ze szpitala dam tylko do piwnicy,
gara�u, na oba tarasy i do altany, a tak�e do baseniku z fontann�. A do obu toalet,
łazienki i kuchni kupiłem hiszpa�skie. Drogo to wychodzi, ale co tam. Nawet mój
majster, cho� to kompletny matołek, musiał przyzna�, �e hiszpa�skie kafelki s�
pi�kne. Teraz musz� mu patrze� na r�ce, bo wprawdzie na niczym go nie złapałem,
ale �le mu z oka patrzy... Te� si� buduje.
Nawet si� zastanawiałem, czy ze wszystkimi bambetlami nie przenie��
si� do tego Anina, ale dałem spokój, bo u siebie w bloku Za �elazn� Bram�
wynaj�łem na ostatnim pi�trze kawalerk� z telefonem, faktycznie tam mieszkałem, a
w Aninie nie było na razie �adnych szans na telefon.
Z tym telefonem to była afera. Zygmunt zapomniał poinformowa� o tym
fakcie i przez długi czas, o czym nie wiedziałem, nawet nie miałem podsłuchu. Przy
okazji dowiedziałem si�, jak taki podsłuch wygl�da. Oczywi�cie – je�li maj� kogo�
na tapecie, to człowiek zawsze wsi na słuchawce i reaguje stosownie do rozwoju
wydarze�. Ale zwyczajny podsłuch, jest to nowo zbudowana hala niedaleko
Stalingradzkiej z tysi�cami magnetofonów kasetowych. Podobno dla tego podsłuchu
specjalnie kupiono licencj� na produkcj� magnetofonów Thomsona. Taki
magnetofon wł�cza si� automatycznie z chwil� poł�czenia telefonicznego i
konsekwentnie nagrywa wszystko jak leci. Potem z rana zmienia si� kasety. Zatem –
je�li konsekwentnie potrzyma� telefon na głucho przez pół godziny, to nie ma
�adnego podsłuchu, bo kaseta si� sko�czy i do rana jest spokój. A zreszt� – tak
twierdzi Zygmunt – nikt nie ma głowy do słuchania tych tysi�cy kaset. Zygmunt na
przykład ma tylko prywatny magnetofon i nie b�dzie go psuł na pa�stwow� robot�,
310
bo gdyby to robił, to tylko z gadaniny jego własnych obiektów wynikałoby, �e doba
jest zbyt krótka.
I ju� tak przywykłem do tej przedsi�biorczo�ci, gdy ni st�d ni z ow�d –
puk, puk... z rana do kawalerki, o której nic nie mógł wiedzie�, przyszedł
Przemyslida. Na szcz��cie byłem ju� ubrany, cho� jeszcze nie ogolony. Podałem
jak�� kaw� i załatwiane w Gi�ycku, w wytwórni, szprotki w podw�dzane w oleju –
rarytas – prawie takie, jak eksportowe! Nie musiałem si� wstydzi�!
Tak jemy te szprotki, popijamy kaw�, masła nie dostałem, ale nie szkodzi,
bo jest olej z puszki.
- No i rozwijasz si�... Ciesz� si�... – mówi.
Nie wiem, do czego pije, ale pewnie wszystko wie.
- Staram si�, prosz� pana...
- No i dobrze robisz. Widzisz – masz nowe zadanie. Zarobisz
jeszcze wi�cej...
- Mam porzuci� swój dorobek – pytam?
- Ale� nie, je�li dasz rad�. Widzisz – potrzebny jest taki
specyficzny import, w formie paczek kierowanych zza granicy, z Zachodu, do
prywatnych osób do Polski.
- To nie pachnie kryminałem?
- A gdzie tam – �achn�ł si�.
- Od paczek trzeba płaci� cło – zauwa�am.
- No i dobrze. Twoje zadanie b�dzie polega� na tym, �e musisz
znajdowa� figurantów, na adresy których b�d� przychodziły paczki. Ty im
dasz pieni�dze na to cło – dzi� to jest trzysta pi��dziesi�t tysi�cy. To znaczy,
na cło jest troch� mniej, bo dla nich jest dwadzie�cia procent, a dla ciebie
dziesi�� procent. Tylko �e to b�dzie du�o, bardzo du�o paczek. Ty musisz
wyszuka� sobie ludzi, którzy b�d� dociera� do konkretnych osób, które b�d�
u�ycza� swoje adresy.
- Wy ich pó�niej b�dziecie trzymali za jaja?
311
- Eee tam – znów si� �achn�ł – wszystko jest legalne. Je�li tylko nie
sprzeniewierz� pieni�dzy, to wobec prawa b�d� czy�ci. To jest raczej forma
dotacji.
- Aha.
- A nasi o wszystkim wiedz�?
- Którzy nasi – odpowiedział pytaniem?
- No Fabryka...
- Ale� wie, ale nie maj� prawa si� wtr�ca�. Stoi?
- Stoi – zobowi�załem si�.
Ju� nast�pnego ranka, o �wicie, słysz� do drzwi: - puk, puk...
Ledwo przytomny otwieram, a �e miałem wi�ksz� gotówk� w domu, to
nawet za drzwiami trzymam nagana w gar�ci. No ale to nie miało sensu – przyszło
dwóch z Rakowieckiej. Rozbebeszyli mi cały dom wydłubuj�c z ró�nych miejsc
sporo grosza.
- Co jest cholera – my�l�? Czy to czasem nie jest tak, �e ja Fabryce
jako partner Przemyslidy nie pasuj�? Ale �e te� s� tacy bezczelni, aby spiera�
si� z plecami Przemyslidy!
W ko�cu zakwestionowane przedmioty, głównie gotówk� polsk�, troch�
dewiz, wrzucili do torby i sprowadzaj� mnie do du�ego fiata na dole. Porz�dny
pojazd – taki sam jak mój – na szerokich felgach, tylko niebieski, taki przechodz�cy
w bł�kit, gdy mój jest lepszy, bo jellołbahama. Ale tak w ogóle, to te same pojazdy,
nawet silniki tak samo rasowane – z tego samego �ródła. Ale mój jest prywatny – po
przebiegu dwudziestu tysi�cy kilometrów kupiłem go za grosze jako złomowany.
Sta� mi to załatwił. Zawsze miał układy w gara�ach na Słu�ewcu, czyli w bazie
motoryzacyjnej esbe.
Kierowca jedzie z przodu, a ja z tyłu mi�dzy oboma moimi go��mi o
�wicie. My�li mam niewesołe. Firma mo�e mi proces zrobi� lepszy, ni� swego czasu
afer� mi�sn�. Przecie� wszystko wiedz�! Ja nie wiem, czy cho� jeden mój
współpracownik nie jest zarazem kapusiem. Troch� mi to nie pasuje, bo współpraca
312
ze mn� dotychczas była form� premii za dobre donoszenie, a co wa�niejsze – jeszcze
cz��ciej dla krewnych ludzi z firmy. I co – teraz ich wszystkich tak po prostu
wypatrosz�?
Gdy nie skr�cili�my na Mostowo, nie zdziwiłem si�. Ale gdy bez
zwracania uwagi na ograniczenia szybko�ci min�li�my Rakowieck�, to si�
przeraziłem. O do diabła – wiadomo, �e Przemyslida nie współpracuje z
Pernambuko, tylko z ruskimi. Nasi, je�li im nie pasuje, nie b�d� si� przecie� z
ruskimi kłóci�, za to mog� mi cicho da� w łeb i koniec pie�ni. Franek wła�nie z
wielkim hukiem poszedł w odstawk�, podobno pod samym towarzyszem Gierkiem
rył, a ja mog� uchodzi� za człowieka Franka. Troch� mo�e b�d� si� nawet na siebie
d�sa�, a ja w tym czasie b�d� gnił gdzie� w dole w Lesie Kabackim, albo w innym
ustronnym miejscu.
Ale nie – skr�cili�my w Ró�an� i w tym momencie – chyba chwil� zbyt
pó�no – zasłonili mi oczy. To dobrze – wida� po całej tej aferze jeszcze mam co�
wiedzie� i pami�ta�!
W ko�cu odsłaniaj� mi te oczy – szmat� do wycierania samochodu to
zrobili i przez podwórko osłoni�te od ulicy �ywopłotem wprowadzaj� mnie do
przedwojennej, odrapanej willi. A leci od nich gorzałk�, jakby nawet po popijawie
nie spali. Ledwo wytrzymywałem ten smród. Prowadz�c mnie pod ramiona
dosłownie wepchn�li mnie za drzwi, których sami nie przekroczyli. Tam mnie
przej�ł inny, te� bez słowa znów chwycił mnie za rami� i schodami i korytarzem do
takiego gabinetu. Po�rodku stał stół sosnowy, biurowy, przykryty blatem ze szkła.
Wokół stały proste krzesła obite jak�� derm�. Pod �cianami stały szafy do kompletu
ze stołem, a w rogu stolik okr�gły, z blatem z czernionego szkła i z trzema fotelami.
Na �rodku stolika poło�yli malutki obrusik z Cepelii i cepeliowski gliniany
dzbanuszek ze sztucznymi kwiatami.
W pokoju zostałem sam. Nigdzie nie siadałem, tylko jak kołek prze mo�e
kwadrans stałem w miejscu. A� tu nagle otwieraj� si� drzwi i wchodzi nowy szef
313
bezpieki. Znam go z widzenia – mały, szczupły, słynny z tego, �e to w poj�ciu
wszystkich wyj�tkowo wredna kanalia, ale nawet nigdy z nim nie rozmawiałem.
- No – rozwijasz si�.
Ja stoj� na baczno��, jak struna i oczywi�cie nic nie odpowiadam.
- To dzi�ki nam si� rozwijasz. Pod nasz� opiek�...
- Tak jest, towarzyszu generale!
- Wszyscy to doceniamy. I to mnie cieszy.
Chwil� pomilczał i dopiero, gdy wpadłem na ten pomysł i rykn�łem:
- Ku chwale ojczyzny towarzyszu generale!
- Udzielimy ci w nowym zadaniu wszechstronnej pomocy, w
szczególno�ci pomocy kadrowej. To wszystko po to, by zadanie wykona�
perfekcyjnie i jak zawsze, słu�y� naszym towarzyszom kompetentnie.
- Tak jest towarzyszu generale!
- No i dobrze... – facet chwil� jeszcze postał i wyszedł.
Znów postałem sobie, teraz mo�e z dziesi�� minut. Tak na oko, bo mojej
Doxy w tym rozgardiaszu nie wzi�łem. Wreszcie wszedł facet czterdziestoletni mniej
wi�cej, równie� niski, ale ju� nie taki szczupły, łysiej�cy, z bardzo niezdrow� cer�.
Wskazał na fotel przy stoliku i po chwili wszedł �ołnierz w mundurze
nadwi�la�skim, lecz dziwny, bo jednak licz�cy sobie z dwadzie�cia pi�� lat i z tacy
poło�ył na stoliku dwie kawy w szklankach, cukier, popielniczk� i odpiecz�towan�,
lecz pełn� paczk� luksusowych papierosów „Sojuz - Apollo”.
Gdy ju� �ołnierz wyszedł, go�� nie cz�stuj�c mnie – wida� wiedział, �e
nie pal�, albo nie uwa�ał tego za konieczne, zapalił:
- No pijcie t� kaw�. Nale�y si� wam.
Ja wykorzystałem sytuacj�, by przypomnie� o moich sprawach:
- Wasi ludzie zapakowali rano jakie� moje rzeczy do torby. Czy je
odzyskam?
- Ju� jad� do waszego mieszkania. Same – za�miał si� - Gdy
wrócicie, b�d� na miejscu.
314
- Dzi�kuj� – odpowiedziałem mo�liwie wdzi�cznym tonem.
- Masz racj�, dzi�kuj... My ci pomo�emy – wydelegujemy troch�
naszych ludzi do pomocy tobie, ale nikt nie b�dzie kwestionował twojej
samodzielno�ci... przynajmniej do chwili, gdy b�dziesz całkowicie lojalny...
To nie brzmiało dobrze. Towarzysze ruscy nie słyn�li z tolerowania
podwójnych lojalno�ci:
- Czy towarzyszu to nie stanie w sprzeczno�ci z oczekiwaniami
strony finansuj�cej całe przedsi�wzi�cie?
- Ty si� ciesz, bo ty b�dziesz ludziom dawał pieni�dze do gar�ci –
niektórym palma odbije i przechulaj� wszystko. I je�li nie b�dziesz robił
przekr�tów, to na nas w granicach rozs�dku mo�esz liczy�. I nie przejmuj si�...
To wszystko jest realizowane na nasza pro�b�. My we wszystkim jeste�my
gotowi �wiadczy� naszym wspólnym towarzyszom wszelk� pomoc.
To powiedziawszy nagle wstał, podał mi r�k� – nawet nie zd��yłem
wsta� z fotela i wyszedł.
Zd��yłem dopi� kaw�, na wszelki wypadek podmieniaj�c szklanki, gdy
wszedł ten sam trzydziestoletni co poprzednio, wyprowadził mnie na podwórze,
oddał ju� tylko kierowcy bł�kitnego fiata i wróciłem do domu. Na miejscu były
pieni�dze w teczce, chyba co do grosza, a nawet nieudolnie posprz�tano.
Nast�pnego dnia znów puk, puk o �wicie.
- O rany – my�l�!
Ale nie – to przyszedł technik, aby zamontowa� mi w lokalu na dole i w
Aninie telefony. No to wreszcie si� doczekałem...
W paczkach przychodziły całe pudełka ciasno upchni�tych ko�cówek do
długopisów. Dziesi�tki tysi�cy. Swoje musiał bra� dostawca, swoje figurant, go��,
który mi go znajdował i przekonywał do współpracy, wreszcie ja i Przemyslida.
315
Potem szło to do Rosji. Kiedy� b�d�c u Przemyslidy – miał ju� nowa gospodyni�,
ho�� trzydziestolatk�, a tak�e ogrodnika i �liczny park wokół dworu, spytałem:
- Czy to im si� opłaci?
- No có� – gospodarka radziecka ma rozliczne zadania i musi je
wypełnia�. Radziecki przemysł potrafi wyprodukowa� wszystko, ale wida� si�
nie opłaci. Jednak – nie chce wprost sprowadza� tych ko�cówek, bo Zachód
mo�e łatwo zablokowa� eksport i co – taki wielki kraj ma wróci� do stalówek
w obsadce?
- A CIA o niczym nie wie?
- My�l�, �e wie... Ale co im to przeszkadza?
- Wie pan – to dziwna historia z naszymi figurantami. Od pana na
listach dostaje wszystkich: profesorów, aktorów, oficerów i majstrów
budowlanych. No i ja rozumiem, �e to s� takie dary przyja�ni. Ci ludzie cz�sto
podstawiaj� swoje �ony, matki, no ale wiadomo, o co chodzi. Nasi te� daj�,
zwykle krewnych oficerów, lub współpracowników. Ale jedni i drudzy ka��
dociera� mojej sforze do ludzi znanych ze swych antysocjalistycznych
pogl�dów. Taki sam skup prowadzi „Inco” i cz�sto ju� ludzie „Inco”
usiłowali do nich doj��. Bez skutku. A naszym si� udaje. No – cz�sto si�
udaje. Sprawa jest legalna – przecie� tego nie da si� u�y� jako argumentu, na
przykład przy werbowaniu...
- Czemu?
- No nie ma czym nastraszy�!
- Ale jest marchewka... i to gruba, grubo smarowana masłem! A
nawet je�li nie, to zawsze mo�na go�cia załatwi� i pu�ci� plotk�, �e fors�
dostał za usługi, których nie wy�wiadczył. Prosz� mi wierzy�, dla wielu
problemem nie jest donoszenie, ale obawa, �e inni si� o tym dowiedz�. Taka
plotka potrafi by� argumentem rozstrzygaj�cym. Ale masz racj� - jak kto�
zostanie naszym figurantem, a nie jest współpracownikiem, to jak si� uprze, to
nie b�dzie współpracował. Ale co pan my�li – ludzie to Jakuby prostaczki –
316
my�l�, �e takie sprawy załatwia pok�tny konik spod kina? A zreszt� czy s�
koniki nie współpracuj�ce? Owszem, ale ju� w kryminale. Jak wchodz� w ten
interes, to ju� s� co najmniej w drodze do nas... Tak czy inaczej mamy na nich
haka.
Po chwili przyniósł wchisky marki Ballantine, nalał na dno du�ych
kryształowych szklanek i zmienił temat:
- Wiesz – z Polski eksportuje si� du�o koni. Ró�nych koni –
najcz��ciej rze�nych, do Włoch, Francji, ale czasem doskonałych koni
wierzchowych, nawet arabskich.
- No wiem, tu niedaleko jest stadnina w Janowie Podlaskim.
- No tak, cho� to s� bardzo drogie konie. Ja my�l� o mimo
wszystko ta�szych. Poza tym mo�na kupowa� rze�ne w zeteserer. Gdyby jako�
przej�� pensjonat i troch� gruntu obok, to mo�na by zrobi� o�rodek
koncentracji zwierz�t przed wysyłk�. Siano by kupowa� od chłopów,
ewentualnie nawet owies.
- Ale kto to sprzeda – własno�� pewnie FWP, ale oni nic tam nie
robi�. Podobno chłopi wynie�li ju� ostatni� framug�. A ja my�l�, �e wcale nie
chłopi, tylko nasi oficerowie byli szybsi. Bo nawet parkiety zerwali. Na co
chłopu parkiet?
- Popróbuj – mo�e si� uda?
Par� dni pó�niej wrzuciłem temat Zygmuntowi. Zainteresował si�. Ale
ju� dwa dni pó�niej powiedział, �e nie ma mo�liwo�ci. Chyba od gminy, bo to
własno�� gminna, ale gmina nie ma prawa sprzeda� osobie prywatnej.
- W ogóle kurwa porobiło si�. Ty wiesz co si� stało?
- No nie – odpowiedziałem na tak głupio sformułowane pytanie.
- Ty wiesz, ze w zamian za bezzwrotny jaki� kredyt Gierek sprzedał
Niemców Schmidtowi?
317
- No co� czytałem, �e na podstawie mi�dzynarodowej umowy ilu�
tam naszych, polskich Niemców mo�e wyjecha� do raichu. Wyobra�am sobie,
ilu teraz sobie przypomina, �e ich przodkowie to wył�cznie Niemcy.
- No tak, ale ch�tnych jest i tak za mało. Podpisali kontrakt na zbyt
wielu ludzi i teraz zmuszaj� na Mazurach ludzi do wyjazdu. Cz��ciowo po to,
by ich chałupy kupowa� za bezcen jako dacze – o – to ci mog� załatwi� – ale
głównie po to, by wypełni� kontyngent. Za takiego mazurskiego drwala wraz
ze skretyniał� rodzin� wypada podobno osiemset marek za ka�d� twarz! A w
kraju od dewiz si� nie przelewa! No i w ci�gu jednego dnia – rano przyjechali
ci��arówk� – załadowali do wagonu, a osobowym wieczorem mojego
w�dzarza wysłali do dojczland. Masz poj�cie – tu wielka akcja wywiadu, co
tydzie� wi�ksze dewizy z samego oficjalnego eksportu, a tu taki burdel. Mój
w�dzarz nie protestował, bo pewnie s�dził, �e to za nasz� wiedz�. Ja znalazłem
nowego, nie gorszego w�dzarza z zakładów mi�snych w Ostródzie, ale co tam
– Hamburg si� uparł i od niego nie chce. Chyba z tego wszystkiego po�l� mnie
na ememrytur�. Jakbym co� był winien. A ja wtedy byłem akurat w
Hamburgu!
Patrzyłem na niego zdumiony – bez słowa. Jezu słodki – przecie� mój
interes z powodu podobnego głupstwa mo�e te� skr�ci� kark. A ja z nim. Co za
bardak!
Poradziłem Zygmuntowi, �eby szedł na emerytur�, a ja – je�li nie ma
lepszego pomysłu – jako� go ustawi�. Odpowiedział, �e owszem, je�li nie b�dzie
miał wyj�cia, ale ma troch� grosza, bo �ona oszcz�dna, wi�c mo�e co� na własn�
r�k�?
A jednak jako� go nie szurn�li. Chyba współpraca ze mn� utrzymała go
na powierzchni i nawet dostał awans i odznaczenie: „Budowniczy Polski Ludowej”.
O! – to dobry medal, chlebowy, daje emerytur� w pełnym wymiarze ostatniej płacy.
Pewnie mu zatkali g�b�, aby nie chlapał o tej wpadce z w�dzarzem?
318
Zrezygnowałem z wyjazdów na wczasy, wszystko z braku czasu. Mimo
to z FWP mnie nie wyrzucili. Szczególnie, �e na takie chwilówki, pod pozorem
kontroli, a w rzeczywisto�ci za interesami, nadal je�dziłem cz�sto. Nie musiałem
korzysta� z hoteli. Bez delegacji cz�sto si� okazywało, �e rezerwacja była, a pokoju
nie ma i dymaj człowieku na kwater� prywatn�, albo i nie to.
Miałem pocz�tkowo takie poczucie, �e zbyt wiele srok trzymam za jeden
ogon. Przez pierwsze miesi�ce straciłem kontrol� nad cało�ci�. Wszystkiego nie
potrafiłem zapami�ta�, mieszały mi si� pieni�dze z bielizny z pieni�dzmi na import.
Wreszcie wpadłem na koncept. Przez Stasia dotarłem do mojej dawnej ksi�gowej.
Mieszkała w tej chwili znów w Warszawie, na Targowej w takiej starej kamienicy.
Spotkali�my si� w Bristolu, w kawiarni na pi�trze.
- Gdzie pracujesz?
- W kadrach „Mostostalu”. Tam mnie skierowali. Zupełnie inna
robota, jako tako płac�, ale to nie ksi�gowo��.
Teraz troch� mniej si� malowała. Trzeba przyzna�, �e pensjonat skłaniał
kobiety do malowania si�. Cho� starsza była, ni� ja, to nadal była warta grzechu –
nie roztyła si�, dobrze ubrana. Obr�czki nie nosiła. Miałem to skojarzenie, poniewa�
cz�sto g�sto w pensjonacie musiałem zmywa� wieczorem specyficzna obr�czk� z jej
szminki. Rozczuliło mnie to wspomnienie.
- Wyszła� za m��?
- Jako� nie.
- Przypomniałem sobie, jak musiałem potem zmywa� twoja
szmink�...
- A co – nie masz komu wkłada�?
- Nie to, cho� miło było.
- Dla pana dyrektora wygodnie.
- To fakt, ale miło było...
- Straciłam mieszkanie słu�bowe, ale starczyło na własno�ciowe...
W sumie wyszło nie najgorzej.
319
- Chciałaby� zarobi�?
- Mam prac�.
- No wiesz – du�o wi�cej i po godzinach?
Przyjrzała mi si� uwa�niej:
- Pensjonat znów rusza?
Nie byłem pewien, czy spytała tak z zainteresowania i z gotowo�ci
podj�cia tam pracy, czy te� kpi�c. Celowo tak to rozegrała.
- No nie, nie rusza. Ale robi si� inne interesy. Du�o interesów i
trzeba to jako� rachowa�. Nie daj� rady. My�l�, �e dwie godziny dziennie
pracy starczy, a b�dziesz miała z tego du�o wi�cej, ni� z etatu.
- To jaka� lewizna? Mog� posadzi�?
- Posadzi� nie – roze�miałem si� – ale gdy na którego� trzeciego
maja siły reakcji z klechami i rozw�cieczonymi zakonnicami na czele zaczn�
wiesza� na latarniach, to o nas nie zapomn�...
Ona te� si� roze�miała. Doceniła dowcip. Nie wiedziała, �e zacytowałem
Przemyslid�, bo i sk�d?
Zgodziła si� na wszystko. Postanowiłem interesy przenie�� do Anina i
tam otworzy� biuro. Odwiozłem j� do domu. Gdy stali�my na jakim� �wietle, zacz�ła
mi gmera� przy rozporku. Chwil� potem, ja kierowałem, a ona schyliła si� i dossała.
Dojechali�my na miejsce. Na gór� nie chciałem i��. Takie figle s� dobre, ale spa� z
ni� nie chciałem. Dystans musi by�. �eby pami�tała, kto tu jest szefem, a kto
podwładnym. Jak raz spraw� ustawił w pensjonacie Sta�, �e ja do niej mówi� po
imieniu, a ona do mnie: - panie dyrektorze, to i niech zostanie.
Trzeba przyzna� – od razu zacz�ło wszystko lepiej działa�.
***********************************
Wiosn� 1976 Zygmunt prosił mnie, bym zarezerwował dwa dni w
weekend na wyjazd na seminarium naukowe organizowane przez resort. Ja byłem
320
zdziwiony, bo co ze mnie za naukowiec, ale niech tam. Ruszyli�my z ulicy
Wi�niowej, �e niby jeste�my zwi�zani z esgiepisem. Dwa autokary. Dojechali�my do
o�rodka szkoleniowego PKO w Serocku. Wspaniałe miejsce – klubokawiarnia,
bilard, w parku nad brzegiem zalewu p�taj� si� nagrobki �ydowskie, które – jak si�
okazuje – nazywaj� si� macewy. Dobry kamie� – warto byłoby wyzbiera� i u�y�
jako utwardzenia do drogi, albo co? Przecie� to ju� jest nikomu nie potrzebne!
Przed południem w sobot� był wykład o sytuacji mi�dzynarodowej.
Opowiadał o tym komentator prasowy z jednego z najlepszych tygodników
warszawskich. Mówiono du�o niecenzuralnych rzeczy. Ja mam nawyk, �eby słucha�
jednak Wolnej Europy, ale i tak dowiedziałem si� sporo nowego. Potem był obiad i
po obiedzie był wykład z aktualnych problemów polityki wewn�trznej. Mówca –
profesor uniwersytetu opowiadał o siłach antysocjalistycznych, które podobno
organizowały si� do nowego ataku. Wskazywała na to dyskusja w paryskiej
„Kulturze’ i w londy�skim „Aneksie”. Temat był dla mnie tym bardziej ciekawy, �e
sporo moich figurantów rekrutowało si� z tych �rodowisk. Sam to dostrzegłem.
Zarówno Przemyslida, jak i Zygmunt najbardziej byli zadowoleni, gdy obiekt z tej
kategorii chwycił i zdecydował si� na firmowanie importu. Jeden nawet zwyczajnie
przehulał wszystkie pieni�dze w „Grandzie” w Sopocie, a mimo to sugerowano mi,
�ebym nadal z nim pracował. Prawda, �e straty mi pokryła Warszawa. Ciekawa
rzecz, bo go�� był z listy Przemyslidy.
Naukowiec – profesor nied� – wybitny znawca polityki, cz�sto
wyst�puhj�cy w telewizji działacz partyjny wysokiego szczebla - zacz�ł temat i
zwrócił uwag�, �e absolutna wi�kszo�� rozrabiaczy s� to �ydzi. I to jacy!
Potomkowie działaczy partyjnych. Zarówno ci z kraju, jak i ci z zza granicy.
Najgorszy okazał si� by� Antoni Słonimski, który wprawdzie ma �on�, ale bywa w
kawiarni „Amatorska” na Placu Trzech Krzy�y, a to jest kawiarnia dla pedałów.
Oczywi�cie ju� samo nazwisko mówi, czy Słonimski jest chrze�cijaninem, czy nie.
Ja nie do ko�ca rozumiem, po czym mo�na pozna�, �e nazwisko jest �ydowskie, czy
nie? Jak jest jaki� Goldberg, albo Bekier, to wiadomo, ale Słonimski?
321
Wszyscy ci �ydzi to w rzeczywisto�ci trocki�ci i celem ich jest przej�cie
naszego socjalizmu na słu�b� CIA. CIA bowiem rozumie, �e zdobycze socjalizmu s�
nie do wyrwania z duszy człowieka socjalistycznego i dlatego godz� si� na wariant
trockistowski, który gwarantuje im mo�no�� kontroli sytuacji. No to wreszcie wiem,
o co chodzi z tym trockizmem. To zreszt� te� wyja�nił lektor:
- �ydzi kontroluj� Wall Street, czyli banki i pras� w USA, to te� je�li
podporz�dkuj� �wiat socjalistyczny Stanom Zjednoczonym wykorzystuj�c do tego
celu ideologi� trockistowsk�, to faktycznie �ydzi b�d� kontrolowa� nasz blok. W
tym celu mobilizuj� do walki ostatnie swoje zast�py tych �ydów, których jeszcze nie
ekspulsowalismy z naszego kraju.
- Wyła�� oni – towarzysze – jak karaluchy noc�! Z ka�dej, towarzysze –
szpary! I Kuro� i Blajfer i Blumsztajn. A Michnik! Czy wy towarzysze wierzycie, �e
syn Ozjasza Szechtera, brat stalinowskiego prokuratora, mo�e by� Polakiem?
- A tym czasem Ko�ciół katolicki w Polsce, w swej zapiekłej i
�lepej nienawi�ci do socjalizmu zatracił busol� patriotyzmu. Michnik sobie
ksi��k� pisał na stypendium kardynała Wyszy�skiego. Jdnak, towarzysze, ja
was przestrzegam – kardynał Wyszy�ski jeszcze nie obsun�ł si� tak daleko w
swej zdradzie narodowej, w swej drodze ku Targowicy, jak jego
prawdopodobny nast�pca, kardynał z Krakowa – Wojtyła. Wojtył� po prostu
mo�na nazwa� eksponentem interesów natowskich w kraju. Najlepszy dowód,
�e �aden artykuł w „Tygodniku Powszechnym”, czy w „Znaku” nie mo�e si�
ukaza� bez jego zgody i jego poprawek. A nie jest to, prosz� mi wierzy�,
dobrotliwa cenzura z Mysiej, lecz organ rodem z czasów zbrodni inkwizycji.
Ci�gle na to wskazuj� nasi przyjaciele z Paxu, którzy wiedz�, �e przecie� nie
wszyscy dostojnicy ko�cielni a� tak jawnie słu�� mi�dzynarodowym interesom
imperializmu i finansjery. I dziwi� si�, �e nasze władze rezygnuj� z aktywnego
wpływania na układ sił w episkopacie. Towarzysze, nie jest to niemo�liwe. Ja
ju� nie mówi� o do�wiadczeniach radzieckich, lecz przecie� jest
Czechosłowacja, nawet W�gry Kadara maj� pewne interesuj�ce
322
do�wiadczenia. A nasz „Caritas” nie wykazuje wystarczaj�cej aktywno�ci.
Wcale nie dlatego, �e jest słaby kadrowo, cho� warto by go było wzmocni�.
Mo�e warto pomy�le�, by skierowa� tych duchownych, którzy za nasz�
wiedz� ukrywaj� przed �wiatem swoje sympatie dla socjalizmu, szczególnie
młodszych, dynamicznych, maj�cych przed sob� perspektywy, które mog�
zrealizowa� we współpracy z socjalistyczna ojczyzn�, wła�nie do „Caritasu”.
Trzeba poruszy� problem dyskryminacji kobiet w ko�ciele. Co to jest, �eby w
pa�stwie socjalistycznym istniała instytucja tak jawnie dyskryminuj�ca w
swych szeregach kobiety?
- Tak wi�c, towarzysze, staj� przed nami wa�ne zadania i trudny
egzamin. Partia to docenia i musi stworzy� warunki dla aktywnej walki. Je�li
nie starczy nam kadr, je�li nie starczy nam �rodków, to wcze�niej czy pó�niej
przyjdzie nam si� zwróci� o pomoc do towarzyszy radzieckich. Ja nie strasz�!
Ja jestem towarzysze od tego daleki. Ale taka jest logika historii i
do�wiadczenie W�gier i Czechosłowacji.
No to ja byłem w domu. No bo prosz� – nied� chce unikn��
interwencji radzieckiej dławi�c opozycj�, trockizm, �ydostwo i episkopat. Ja za� daj�
zarabia� wszystkim tym kategoriom na wniosek czy to Przemyslidy, którego
przecie� te� nikt nie chrzcił, za to który nakr�cany jest z Moskwy, czy to na rozkaz z
Warszawy. Czyli obiektywnie zmierzam do interwencji radzieckiej w Polsce. Ba....
No ale tym to ja publicznie nie b�d� si� chwalił!
Jaki� działacz młodzie�owy z SZSP spytał, czy nied� nie widzi
problemu w fakcie, �e obiektywnie zmuszeni jeste�my w imi� dalszego
dynamicznego rozwoju kraju i walki o podniesienie stopy �yciowej, zaci�ga� kredyty
w bankach kontrolowanych przez mi�dzynarodowe �ydostwo, a nasza walk�?
nied� u�miechn�ł si�, niczym cudotwórca i rzucił:
- Warto, towarzysze, �ledzi� do�wiadczenia towarzysza Causescu.
Ja nie mówi�, �e warto przyjmowa� jego polityk� mi�dzynarodow�
nacechowan� niewystarczaj�co pogł�bionym internacjonalizmem, lecz akurat
323
w stosunku do mi�dzynarodowego kapitału prowadzi polityk� aktywn�, a
zarazem niezale�n�. I to mu gwarantuje całkowita stabilizacj� wewn�trzn�.
Prawdziwie siln� i gor�c� wi�� z narodem rumu�skim.
- A towarzszu profesorze nied� – odezwał si� tubalnym i chyba
nie całkiem trze�wym głosem z ko�ca sali Sta� – �e te� cholera nawet go nie
zauwa�yłem - jeste�cie pewni, �e towarzysz Causescu jest z rodziny
chrze�cija�skiej?
- No wła�nie towarzysze – zareplikował kto� inny – ju� on tam wie,
jak si� nie da� tym gudłajom.
Kto� inny zaraz dorzucił:
- Bo Causescu to ma, towarzysze, kiepełe!
nied� słysz�c to a� pokra�niał z zadowolenia. No wida� było, �e a�
zakwitł! Zaraz dodał:
- Ale pami�tajcie towarzysze, z jak podst�pnym mamy do czynienia
wrogiem! �ydzi w 1967 podczas agresji na kraje arabskie korzystali nie tylko
z pomocy materiałowej i finansowej erefen, lecz tak�e erefen wydelegował im
do pomocy tysi�c notorycznych zbrodniarzy z eses i gestapo. To oni u�yli
swych do�wiadcze�, swych umiej�tno�ci wy�wiczonych na zbrodniach na
narodzie polskim, do walki z Arabami. To jest spisek naszych wrogów! Tylko
id�c krok w krok z bratnia kapezeter i jej przywódc�, towarzyszem Leonidem
Bre�niewem, kieruj�c si� ideałami internacjonalizmu, mo�emy w tym wrogim
�wiecie przetrwa�!
Zbyt to wszystko jest dla mnie skomplikowane. Jeszcze przed kolacj�
poznałem towarzysza dziekana z Politechniki l�skiej. Znałem go ju� z pensjonatu.
Teraz dopytał si�, �e nie uko�czyłem studiów. Kazał mi przyjecha� do Katowic, to
jako� si� temu zaradzi. Ja mu na to, �e nie mam czasu, ale on, �e nie, �e
wykształcenie to zbyt wa�na sprawa i �e je�li tylko b�dzie mógł odwiedza� pensjonat
raz na pół roku, to ja b�d� musiał go raz na pół roku rewizytowa�, �eby uzupełni�
324
indeks i jako� te studia odb�bni�. Jest jaki� taki tryb zwany Indywidualny Tok
Studiów i je�li b�d� zdolny, to nawet w trzy i pół roku dam rad�.
Cholera - magister in�ynier – to brzmi porz�dnie.
W nast�pnym tygodniu zajechałem do Katowic. Wyja�niłem, �e na razie
to ja nie dysponuje pensjonatem, bo jest w remoncie, ale co pół roku mog� mu da�
okazj� do zarobku. Pojechali�my na obiad do takiej restauracji w �rodku parku w
Chorzowie o nazwie „Łania”. W tej „Łani” ustalili�my, �e paczk� b�dzie te�
przyjmowała jego córka, równie� raz na rok i wówczas to on b�dzie trzymał mój
indeks i wszystko załatwiał, jednak trzeba b�dzie jeszcze płaci� za prace roczne i
potem za prace magistersk�, bo to s� �lady materialne i one musz� by�. No
zgodziłem si�, ale naciskałem, �eby spraw� załatwi� w dwa lata, to wtenczas na
koniec dam zlecenia z wyrównaniem za cało�� i nawet ekstra. W tej sprawie nic nie
obiecał, ale mówił, �e zrobi, co mo�e.
Naukowiec, ale wygl�da na przytomnego człowieka.
A wracaj�c do wyjazdu do Serocka – jednak wypocz�łem i sporo si�
dowiedziałem. Z tymi �ydami, to chyba jednak przesadzaj�. Cho� kto wie? Jeszcze
si� nad tym zastanowi�. No bo to Wall Street... Czy profesor nied�, wespół nawet z
Causescu, jest w stanie pokona� Wall Street i Izrael? Co� tu si� nasi pl�taj�...
A ze Słonimskim spraw� załatwiono elegancko – czołowe zderzenie i
�miertelny wypadek w chwil� po wydarzeniach w Radomiu i w Ursusie. A ja w tym
czasie w ci�gu drugiego tylko semestru ko�czyłem drugi rok studiów. Raz nawet
byłem w Katowicach. Co� tam przy okazji załatwiałem.
***************************************************8
Od połowy 1977 i dla Warszawy i dla ruskich najwa�niejsi byli figuranci
rekrutuj�cy si� z opozycji i �rodowisk zagro�onych infekcj� – naukowców,
studentów, dziennikarzy, artystów. Na szcz��cie zu�ycie długopisów w Kraju Rad
rosło, wi�c nie musiałem obcina� zlece� dla innych. Ju� dawno przestałem dawa�
325
opusty kaperownikom daj�cym zlecenie ludziom nie zwi�zanym z opozycj�. Zarobek
mieli na opozycjonistach i tych zagro�onych opozycyjno�ci� – z nimi musieli
�wiczy�, �eby przekona�, a z pozostałymi, to mogli si� sami dzieli�. Moi
mocodawcy milcz�co to zaakceptowali, bo przecie� im te� zale�ało na wynikach
wła�nie w tej pierwszej kategorii. A tym czasem tylko jedna trzecia prób w tym
�rodowisku ko�czyła si� sukcesem.
Dziwni ludzie – nie maja paszportów, wi�c nie mog� dorobi� w
szklarniach w Holandii, od czego po jednych wakacjach byle studenciak czuje si� jak
milioner, a gotowego grosza ode mnie nie chc�. To był problem. Wezwał mnie
Przemyslida i wzi�ł na spacer na stawy.
- Słuchaj – tak nie mo�e by�, �eby� miał takie słabe wyniki w
opozycji. Susz� mi ju� o to głow�.
- No ale co mam zrobi�? Jak nie chc�, to nie...
- Aktywniej trzeba, z głow�...
- No ale konkretnie jak?
- Sam nie wiem. Wsad� ten problem swoim ludziom. Ale tak sobie
my�l�, �e to wszystko nie jest trudne. Moim z Moskwy susz� głow�, wi�c oni
mi. Ty za� zasugeruj, �e przecie� problem jest w tym, aby na nazwisko
przyszła na poczt� przesyłka. No to wystarczy przez prowadz�cych, bo
przecie� ka�dy z twoich ludzi nadal ma prowadz�cych, z którymi si� dzieli
zyskami. Oni zrozumiej�. B�d� przejmowali te zawiadomienia na poczcie, czy
od listonoszy – co ciebie obchodzi – jak. Niech si� wyka�� inwencj�. Przecie�
straty na tym nie b�d� mieli. A potem tylko na dowód, mo�na przecie�
obiektowi zwin�� i podmieni� fotografi�. Skar�y� si� nie b�dzie, bo nawet nie
b�dzie wiedział, �e odebrał paczk� i nawet zapłacił cło. O tym przecie� te�
si� nie dowie! Tamci zgarn� kas�, a my wszyscy b�dziemy mieli �wi�ty
spokój.
- No wiesz – nasi to nasi – ale gdyby ruscy si� dowiedzieli?
- A jak? Czy ich przesłuchuj�, czy jak?
326
- No ale gdyby interweniowali, to mog� w oparciu o te listy
kaperowa�...
- Daj spokój – jak zainterweniuj�, to b�dzie taki burdel, �e nikt do
tego nie b�dzie miał głowy. Nie znasz ruskich.
- Zreszt� – dodał po chwili – b�dziemy si� martwi�. To nie nasza
głowa. Niech ci z Moskwy si� martwi�, czy ich wtedy pogłaszcz� za brak
dozoru... Co� wymy�l�... Ja ich znam... A zreszt� powiem ci. Pojawia si�
szansa na nowy towar, jeszcze bardziej dochodowy. Ale je�li si� nie postaramy
na błysk, to nas ubiegn�. A kto si� nie rozwija, ten ginie – to jest prawo natury.
- Czy schodzimy z tych długopisów?
- No nie – poszerzymy mo�e asortyment, a mo�e i stracimy
wszystko. Moi ludzie z Moskwy te� si� boj�. A co ty my�lisz – w Moskwie nie
ma ch�tnych do interesów?
No i po tej rozmowie wszystko poszło jak z płatka. Wszystko to
przepuszczałem przez takiego studenta z Łodzi. On brał w Warszawie nielegalne
gazetki i ró�ne takie, zawoził to do Łodzi, a przy okazji w Warszawie na ró�nych
przyj�ciach kaptował mi w Warszawie ludzi. Jednak ze dwa razy złapałem go na
oszustwie i teraz od razu wiedziałem, do kogo si� zgłosi�. Wzrosła mi wydajno�� –
inni mimo sygnałów działali z wi�kszym umiarem, a ten Mariusz od razu chwycił
blusa i a� go musiałem miarkowa�, �eby razem ze swym parów�, czyli
prowadz�cym, wzi�li na wstrzymanie i przynajmniej co pi�tego opozycjonist�
uznawali za niemo�liwego do zorganizowania. Co za zachłanni ludzie! Od tego
czasu sumiennie wykazywali co pi�tego za niemo�liwego do wci�gni�cia do
współpracy przy imporcie.
Musiałem tylko troch� porz�dku zrobi� w biznesie bieli�niarskim. W
coraz wi�kszym stopniu zast�pował mnie w ró�nych zadaniach Piotru�
Czere�niewski – ten ko�cielny z Pragi. Teraz ju� nie był ko�cielnym, formalnie
pracował jako pracownik społeczny w szpitalu. Jego proboszcza przenie�li do
ko�cioła na Pow�zkach i Piotru� tam si� nie załapał. Zreszt� chyba wolał u mnie
327
robi�. Ale zacz�ły mu si� przykleja� pieni�dze. Zwracał mi na to uwag� tata, a on ma
oko na takie sprawy. Tego tolerowa� nie mogłem. Poprosiłem, aby Zygmunt pogadał
z jego prowadz�cym i po paru dniach znałem problem. Nie był prosty. Mój Piotru� to
pederasta i krocie wydaje na ró�nych chłopców poznawanych w takiej kawiarni na
Krakowskim Przedmie�ciu. Na dodatek ostro gra na wy�cigach i cho� czasem
wygrywa, to jednak zwykle oczywi�cie przegrywa. Bóg z nim, ale on tych
chłopców opłaca i szasta na konie moimi pieni�dzmi. Na razie ma jak�� miar�, skoro
miałem tylko mgliste podejrzenia, ale długo tak nie potrwa. Poprosiłem Zygmunta,
by wykorzystuj�c swoje mo�liwo�ci wsadził go na tydzie� do aresztu, postraszył, a
wykorzysta� mo�na fakt, �e ci�gle je�dzi po alkoholu łami�c swoja skod� przepisy
ruchu drogowego.
Ja w tym czasie miałem ju� prawie nie u�ywane BMW klasy trzysta.
Człowiek ci��ko pracuj�, to musi jednak wygodnie je�dzi�. Fiata dałem w u�ywanie
ksi�gowej. Cho� ma ju� tyle pieni�dzy, �e mogłaby sobie sama kupi�. Ale co tam -
w rachunkach mam przejrzysto��, na dodatek jak mnie zeprze, to nie trac� czasu, bo
ona mi druta ci�gnie. Czasem si� zapominam i staj� koło niej. Ona my�li, �e o to
chodzi i dawaj si�ga mi do interesu. Ona chciała, �ebym ja jej przy tym pie�cił biust,
ale ju� jej jednak troch� zwiotczał. To podobno od odchudzania.
Z afer� z tym Piotrusiem były jednak trudno�ci. Jego ojciec był
członkiem IV, całkowicie naszej Komendy WiN, czyli zbrojnej organizacji
antysocjalistycznej w latach czterdziestych i oczywi�cie miał zasługi. Jego matka to
kadrowa wr�cz w „Trybunie Ludu”. No ale z drugiej strony – za jazd� po pijaku
mo�na go troch� potrzyma�. Dałem kilka zlece� komu trzeba, kilka wzi�ł sam
Zygmunt, chyba tylko dla siebie i dla prowadz�cego Piotrusia, ale tak si� sprawili, �e
w pi�� dni, zanim wyszedł – znaczy dostał sankcj� – dostał wciry od klawiszy i
jeszcze wi�ksze od współzatrzymanych. No nie wiem, czy to go wyleczy z chłopców
i koni, ale przynajmniej teraz wie, czym to pachnie. Jest grzeczny, jak nigdy, a
przecie� i tak zawsze był grzeczny. Nie tym mnie wpienił!
328
************************************************************
***********8
A� wreszcie doczekali�my si�. A raczej to ja si� doczekałem. Chyba
co� niezbyt zadowolony był Przemyslida, gdy przekazywał mi informacj�, �e jestem
zaproszony na szkolenie do Wilna. Dał mi �wistek z okr�gła piecz�ci� i bilet
kolejowy. Wsiadłem na Warszawie Centralnej, w Ku�nicy Białostockiej zmieniano
koła. Zaraz potem Grodno, a na dziewi�tnast� Wilno. Od Grodna towarzyszyła mi
towarzyszka z Inturistu. Nie była to Udarka. Nawet nie wiedziała, kto to jest. Ta
nazywała si� Irena i była rodowit� Litwink�. Na handel nic nie brałem, bo nikt mnie
do tego nie zach�cał. A zreszt� – jakie ja mogłem na tym zarobi� pieni�dze? Była
zdumiona. Jednak par� sztuk portek z Pewexu wzi�łem i dobrze. Jedne od biedy na
ni� pasowały. Zało�yła je pod spódnic�, któr� potem zdj�ła, �eby zobaczy�, jak le��.
Ona twierdziła, �e jak ulał, ja nie byłem taki pewien. No bo za co jej mam dawa�
prawdziwe Wranglery? Smutna zdj�ła zapominaj�c o spódnicy. Ładna była bestia –
co tam – umówili�my si�, �e da mi jeszcze i w drodze powrotnej. W Wilnie chciała
te gacie ju� wzi��, ale powiedziałem jej:
- Hola, moja panno – a rozmawiali�my po polsku – spodnie
dostaniesz w drodze powrotnej!
Ju� to jej głowa, by ona mnie odprowadzała.
Zawiozła mnie w Wilnie zamówionym samochodem słu�bowym do
hotelu „Draugiste”, troch� w bok od starówki. Restauracja hotelowa okazała si� by�
bardzo dobra – cho� oczywi�cie nie tej klasy, co „”Bristol”, czy „Forum”, �e nie
wspomn� o wilanowskiej „Ku�ni”. A to podobno ich najlepsza knajpa. Ale jak
mówi� – bardzo przyzwoita. Tylko kelnerzy s� rozpaczliwie leniwi.
Nast�pnego dnia zwiedzałem Wilno. Straszne nudziarstwo, ponadto moja
Irena nie darowała sobie i zaznaczyła, �e pod Ostr� Bram� �ebrz� tylko �ebracy –
Polacy. W ogóle tego nie skomentowałem. Ale gdy swe powinno�ci za spodnie
chciała odrobi� cho�by w parku na ławce – to te� udałem głupiego. Obcałowywała
329
mnie, tuliła si�, a ja nic... Pewnie chciała zało�y� na ju� umówiona randk�, ale
takiego wała! Umówili�my si� na poci�g powrotny i kwita.
Na wieczór zawie�li mnie do Druskiennik. Umieszczono mnie w
luksusowym pensjonacie architektów – kuchenka z łazienk� i dwa pokoje. W jednym
nocowałem, a w drugim były pomoce naukowe. Rano przyszło dwóch specjalistów.
Jeden był sowieckim Polakiem i mówił �mieszn�, taka archaiczn� polszczyzn�, a
drugi normalnie – ruski - j�zyk polski znał kiepsko i ci�gle ten Polak musiał co�
tłumaczy�, a wida� było, �e zna j�zyk z domu i terminologii po polsku nie umie
u�ywa�. Ale to nawet lepiej, bo ja te� nie znałem. No bo co ja wiedziałem o
komputerach?
Okazało si�, �e mam importowa� przez turystów wyje�d�aj�cych z Polski
i przywo��cych z powrotem towar – komputery osobiste. W stosunku do cen w
Berlinie Zachodnim – podobno najta�szym rynku w Europie – przebicie było prawie
czterokrotne. Nadto dla mnie miało by� pi�tna�cie procent, z czego musiałem opłaci�
naganiaczy. Ja to przekalkulowałem i zaproponowałem jednak dwadzie�cia procent.
Inaczej mógłbym si� nie zmie�ci�. Poniewa� cena dolara w złotych nie była ju�
stabilna, to rozlicza� si� mieli�my w złotówkach, ale rachuj�c w dolarach. To było
rozs�dne. Poniewa� nie od razu łapałem co i jak z tymi komputerami, wi�c oni dali
spokój, gdy obiecałem, �e wynajm� studenta, który na tym si� zna. Skupiony za�
towar miałem gromadzi� w Aninie i zawsze po telefonie, na drugi dzie�, mogłem si�
spodziewa� mikrobusu z ambasady.
Ja wyja�niałem, �e zanim wytworz� poda�, to minie par� miesi�cy, bo
przecie� moi studenci musza wyjecha� na zachód, zarobi� par� groszy i potem
jeszcze wróci�. Nadto poprosiłem, bym mógł przydziela� paszporty moim
ł�cznikom, to oni ju� sami w kraju b�d� załatwia� dewizy i je�dzi� b�d� tylko po
zakupy.
Obiecali przekaza� wy�ej wszystkie moje dezyderaty, a nast�pnie
wr�czyli mi honorarium za konsultacje techniczne – bon na dwa tysi�ce rubli.
Wyszło na to, �e to ja byłem konsultantem, he, he. Wieczór sp�dzili�my w takiej
330
drewnianej restauracji w lesie, nad jeziorem. Było ju� na tyle ciepło, �e zacz�li�my
go na drewnianym stoliku na dworze, ale sko�czyli�my w �rodku. Starałem si� pi�
mało, ale nie udało si�. Jedzenie te� było dobre. W ogóle zdaje mi si�, �e na Litwie
karmi� lepiej, ni� na Krymie.
Nast�pnego dnia przed poci�giem powie�li mnie do Wilna i tam wraz z
tym Polakiem poszedłem w jakiej� nowoczesnej dzielnicy do sklepu za �ółtymi
firankami. A w �rodku tylko importowane towary i jeszcze taniej, ni� w Pewexie!
Okazało si�, �e ceny dolarowe bez cła przeliczaj� po sze��dziesi�t par� kopiejek za
dolara i ja musiałem na raz wyda� dwa tysi�ce rubli. Z trudem, ale dałem sobie rade.
Gdy ju� nie miałem pomysłów, to reszt� dopchn�łem koniakami i papierosami, ale
wydałem co do kopiejki. Nawet ekspedientki – nieodmiennie z kokami – robiły
wielkie oczy. A przecie� musiały to by� damy do�wiadczone. Na zewn�trz czekała
ju� jak najbardziej polska Nyska, tylko na rejestracji sowieckiej i cały ten towar
zapakowany w jedn� kolosaln� skrzyni� z desek zawiozła w �lad za nami na
dworzec. Odebra� miałem na dworcu w Warszawie z baga�owego.
No i dobrze. Irenka by mi �y� nie dała.
Obiad zjedli�my z dawnym hotelu „Astoria”. W toalecie wod�
spuszczałem nie�mierteln� „Niagar�” z polskimi napisami. Zreszt�, ch�tnie to
przyznaj� – miłe miasto, to Wilno.
Okazało si� zreszt�, dlaczego Irence było tak spieszno – gdy wracali�my,
to miała okres. Ona była gotowa do wszelkich desperackich kroków, lecz ja
oczywi�cie nie. Mówi� jej, jak komu dobremu, �eby załatwiła rzecz doustnie, a ona,
�e nie, bo si� wstydzi.
Pal ci� licho – my�l�, i zapraszam j� do wagonu restauracyjnego. A sam
mam na tyłku, jak to w podró�y, porz�dne Levis’y. Gdy tak szli�my wzdłó�
korytarzy, to ja byłem z przodu i musiała na to patrze�. Ju� przy przystawkach z
kieliszkiem szampana, ona odwołała, nie pytaj�c mnie o zdanie, zamówienie, tylko
wzi�ła butelk� połusuchowo i dawaj ci�gnie mnie do przedziału. Ale dała mi szkoł�!
331
Dobra była! Trzy razy ze mnie wycisn�ła. I tylko za ka�dym razem zagryzała
kawałkiem suchego chleba popijaj�c szampanem. A taki ogie� miała w oczach!
Przed Grodnem dałem jej te spodnie i na dodatek sweterek zachodni te� z
Pewexu. Ona �le zrozumiała mój gest i znów z łapami do mnie. Ale j� jako�
powstrzymałem. No normalnie wpadła na widok swetra w orgazm. Ró�ne rzeczy
widziałem, ale z takim temperamentem dziewczyna! I to blondynka! A mówi�, �e
blondynki maj� wła�nie mniej temperamentu.
Na dworcu w Warszawie czekał na mnie Sta�, zreszt� nie�le nawalony.
Oczywi�cie, jego nie�miertelna wołga nie była w stanie unie�� wielkiej skrzyni.
Telefony na dworcu nie działały. Załatwił baga�ow�, lecz za kurs do Anina
musiałem zapłaci� dwa tysi�ce złotych... Narody! Prawie pensj�. Alternatyw� było
koczowanie do rana z t� skrzyni� na dworcu bez pewno�ci, �e rano pojawi� si� jakie�
baga�ówki i �e widz�c przymusowa sytuacj� szoferak znów czego� nie wymy�li.
Mogłem jeszcze na dworcu rozbi� skrzynie i przy ludziach ładowa� to całe bogactwo
do Wołgi. Ciekawe, czy bym zd��ył?
Ju� na miejscu w domu pomy�lałem, �e cholera chyba naprawd� robi� si�
wa�n� postaci�.
Tam w knajpie w Druskiennikach eksperci mi mówili, �e na Litwie �yje
si� najlepiej w całym sojuzie. Lepiej, bior�c �rednio, ni� w Moskwie. Mało miałem
czasu, ale na ulicy n�dza i szarzyzna Litwy na tle Polski po prostu rzucała si� w
oczy. Cho� ludzie, w porównaniu z mieszka�cami Odessy te par� lat wcze�niej, bez
porównania s� bardziej schludni.
No i do tego doszło, �e teraz ja na pot�g� skupowałem czekoladki. Innego
wyj�cia nie miałem. Bałem si� wozi� dolary za granic�, bo jednak dupn�, a w kraju
to niby co mam trzyma�? A złoto to jednak złoto.
Z pensjonatem jednak załatwiłem. Jad� do Olsztyna do konserwatora
zabytków i pytam, czy w ramach akcji ratowania polskich dworków nie mógłbym
332
kupi� tej ruiny. I tam urz�dnik mi na to, �e nie zna stanu prawnego, ale sprawdzi. No
to ja ju� wiem, o co chodzi i wykładam dwie�cie dolarów na stół. On, �e to mało, bo
pałac du�y, wi�c i trudno�ci do przełamania odpowiednio wi�ksze i nie starczy mu
na op�dzenie nieuniknionych przeszkód, które b�dzie musiał pokona�. Ale wiadomo
o co chodzi – jak masz pieni�dze na remont takiego pałacu, to pła� człowieku.
Spierali�my si� zajadle, bo on chciał okr�głe dwa tysi�ce dolarów. Stan�ło jednak na
sze�ciuset i okazało si�, �e tego samego dnia wyruszyłem do gminy z wła�ciwym
zaleceniem. Za sam pałac, przy zobowi�zaniu si�, �e b�d� przestrzegał zasad
remontowania obiektów zabytkowych, zapłaciłem symboliczn� złotówk�.
Komputery skupowałem wprost od oficerów prowadz�cych. Prowadz�cy
wysyłali na zakupy swoich tajnych współpracowników, cz�sto krewnych i potem w
z�bach, poprzez struktury wojewódzkie, wszystko spływało do mnie. Oni skupowali
dolary na rynku i podobno – tak mi powiedział pewien obrotny pułkownik – istniała
przez chwil� mo�no�� zaistnienia rzeczy niemo�liwej – oderwania kursu dolara od
ceny półlitrówki, któr� za dolara zawsze mo�na było kupi� w Pewexie. Oczywi�cie –
dolar zawsze kosztuje troch� wi�cej, bo trzeba przyzna�, �e gorzała z Pewexu jest po
prostu lepsza. Normaln�, rynkow�, ostatnio podobno w jednej gorzelni produkowano
z na wpół zjedzonych przez robactwo cukierków!
Do�� powiedzie�, �e z ambasady prawie codziennie przyje�d�ała nyska, a
czasem i ci��arówka, a brama mojej posesji wcale si� nie zamykała. Musiałem
pobudowa�, i to w try miga, pot��n� hal� magazynow�. Zatrudniłem dwunastu
stra�ników, emerytowanych milicjantów, ka�dy z własna broni� słu�bow�. Płaciłem
im nie gorzej ni� oficerom. Szefem chciałem uczyni� mojego starego milicjanta, ale
zestarzał si� dziad, wi�c go posadziłem w pensjonacie – niech remontuje, stawia
stajnie i przygotowuje pensjonat je�dziecki.
Mój milicjant dziarsko zabrał si� do rzeczy. Obok parku dokupił od
Spółdzielni Kółek Rolniczych grunty, które faktycznie u�ytkował pegeer. Po
pi��dziesi�t hektarów na mnie, na tat� i na siebie. Nawet nie tak du�o wydał na
333
łapówki. Raczej to wszystko wydeptał po urz�dach. Kto by si� spodziewał, �e
stupajka z Człuchowa ma takie zdolno�ci!
Aby nie mie� trudno�ci z konserwatorem zabytków, naj�łem go, w
ramach prac zleconych, to sporz�dzenia ekspertyzy, potem projektu, a wreszcie
nadzoru nad remontem. On szabrował po innych tamtejszych pałacach i dworach,
montował to u mnie i brał za to pieni�dze, o jakich nie marzył. Skupował te�
stosowne dzieła sztuki, jak rogi upolowanych w dawnych wiekach zwierz�t, obrazy i
inne takie fanaberie. Posadzki z czarnego d�bu przeplatanego białym – takie
artystyczne, całkiem przypadkiem załatwiłem od ruskich. Tylko wzi�li plany i
przywie�li kolej�. Co� oczywi�cie pochrzanili, ale wiedzieli o tym, to te� przysłali
tego du�o wi�cej, ni� trzeba.
W Aninie zatrudniałem ju� na stałe obok stra�ników jeszcze kilkana�cie
osób. Ale �e nie mogłem zatrudnia� oficjalnie, wi�c bazowa� musiałem na młodych
zwykle emerytach, a tych mogłem pozyska� tylko z esbe i milicji. Niemniej dwóch
zdolnych jako� wepchn�łem do FWP – ci�gle tam jeszcze byłem dyrektorem
remontowanego domu wczasowego, który ju� teraz był moja własno�ci� i jako �ywo
z FWP nie miał mie� nic wspólnego. Ju� raczej z budownictwem kieleckim, bo
tradycyjnie – materiały budowlanego ci�gn�łem stamt�d. Ci dwaj zdolni to
elektronicy, którzy mi od r�ki naprawiali ten sprz�t, który uszkodził si� w trakcie
transportu.
Do polityki w ogóle głowy nie miałem. To tez zło�ciło mnie, �e cho�
dynamicznie si� rozwijamy i jeste�my dziesi�ta pot�ga na �wiecie, to jednak jest
coraz gorzej. Doszło do tego, �e cho� w sumie jest mi oboj�tne, co jem, byleby nie
był to sma�ony ryj �wi�ski, to przecie� zwykłe zakupy musiałem robi� w Pewexie.
Tak to jest, gdy nie ma gospodyni. Ale sk�d wzi�� warto�ciow� dziewczyn�, gdy
człowiek w ci�głym młynie?
Osi�gn�łem du�o, bardzo du�o pieni�dzy. Tym bardziej, �e komputerami
zainteresowało si� i nasze wojsko. Spotkał si� ze mn� taki major, elektronik, ale
dziwny go��, bo zawsze chodzi w cywilu i nawet, jak na wojskowego, to chyba ma
334
troch� zbyt długie włosy. Ale przez Zygmunta sprawdziłem – rzeczywi�cie – major
elwupe, ale wcale nie z WAT-u, lecz z wywiadu lub z kontrwywiadu. Tego, to nawet
Zygmuntowi nie chcieli powiedzie� precyzyjnie. Ale przecie� o Zygmuncie, to ja
teraz te� nie wiedziałem, czy jest z wywiadu, czy z jakiego� departamentu
wewn�trznego. W czasach Pensjonatu, to ja jednak du�o wi�cej wiedziałem.
Najpierw ten major odwiedził mnie w Aninie, ale oczywi�cie w ogóle z
nim nie gadałem, zanim nie sprawdziłem, kim on jest. Ale zostawił telefon. Zygmunt
poradził, �eby jednak zatelefonowa�. Umówił si� ze mn� jako� dziwnie, bo w
restauracji „Złotu Lin” w Serocku. My�lałem, �e to jest jaka� szpiegowska fanaberia,
ale nic – pojechałem. Byłem kwadrans przed czasem, a facet przyjechał
równocze�nie. Odniosłem wra�enie, �e przez łoki – toki kto� go informował i on to
spotkanie na podwórku przed restauracj� zainscenizował?
W ka�dym razie weszli�my do knajpy razem. Jak na majora w takiej
słu�bie, to był do�� młody, bo mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni. Wiedziałem tylko
tyle, �e nazywa si� Krzesi�ski. I nie wygl�dał na młotka z prowincji. Raczej na
plejboja. Nawet nie znałem jego imienia.
- Uwa�nie obserwujemy pa�sk� działalno��.
- Jak ja oceniacie?
- Wysoko.
- Dlaczego.
- Staramy si� rozpatrywa� problem z punktu widzenia przydatno�ci
dla obronno�ci kraju.
- To zrozumiałe – skwitowałem i wzrokiem zasugerowałem, �e
jednak wolałbym przej�� do konkretów.
Oczywi�cie, nie było to mo�e uprzejme, lecz ja naprawd� byłem
zapracowany.
- My lubimy konkretnych ludzi...
Nadal patrzyłem pytaj�co...
335
- Nigdy nie my�lał pan o tym, by wej�� na wy�szy etap – samemu
podj�� produkcj�?
- No wie pan, ja jestem prywatna inicjatywa. Wła�nie zabiegam o
powołanie firmy polonijnej. To długa procedura. Ale decyzja o powstaniu tej
firmy, jak zreszt� o charakterze jej działalno�ci, nie ode mnie zale�y. Sam pan
wie.
- Ma pan partnera zza granicy? – spojrzał z zainteresowaniem.
- Wierz�, �e i t� trudno�� mo�e pokonam.
- Gdyby my�lał pan o produkcji krajowej, to mo�emy podj��
daleko id�ca kooperacj�. Partnera te� by�my znale�li...
Chwile pomy�lałem. Tu si� robił niezły bajzel. Dotychczas funkcjonuj�
na styku esbe i kagiebe. A teraz jeszcze słu�by wojskowe... Ciasno!
- Widz�, �e ma pan w�tpliwo�ci – dostrzegł w moim zachowaniu
wahanie.
- To mo�e by� skomplikowane przedsi�wzi�cie, taka współpraca.
Problem, by� mo�e, tkwi w koordynacji intencji przyszłych partnerów.
- My�l�, �e to mog� wzi�� na siebie.
Aha – my�l� sobie – oni ju� to wszystko obgadali, tylko beze mnie. Jak
star� szmat� przekazuj� sobie mnie z r�ki do r�ki. No ładnie... Zastanawiałem si�, jak
sformułowa� swoj� w�tpliwo��?
- Nie potrafi� odpowiedzie� – musz� wiedzie� troch� wi�cej...
W tym czasie ju� major poczynił zamówienie. Kelnerka przyniosła coca
– col� i faszerowanego szczupaka. Prywatna knajpa, a trzeba przyzna�, �e wybór był
znakomity.
- Widzi pan – podj�ł major – pan sprowadza sprz�t oparty o cz��ci
ameryka�skiej firmy Digital. A tym czasem jest jeszcze Taiwan – tam nie
wszystko produkuj�, ale du�o i w dobrej jako�ci. No i przede wszystkim – by�
mo�e gotowi s� sprzeda� nam te cz��ci, których jeszcze nie jeste�my w stanie
wytworzy� w kraju.
336
- Czemu jest tak, ze w naszym bloku nie potrafimy opanowa� tych
technologii? No nie wiem... skopiowa�, czy jak?
- A wie pan – opowiadał mi pewien radziecki generał – ze swad� i z
pewn� swoboda podj�ł major – �e rzecz jest na tym etapie rozwoju socjalizmu
nie do zrealizowania. W Sewastopolu, pan wie, to jest na Krymie, jest
wytwórnia półprzewodników. Tam musi by� sterylne powietrze i wła�ciwe
ci�nienie wewn�trzne. Temu re�imowi sprostali, przynajmniej tak mówi�...
Patrzyłem na niego z zaciekawieniem – w naszym �rodowisku nie było w
zwyczaju tak swobodnie mówi� o Kraju Rad. Nie s�dz�, aby w jego organizacji było
inaczej – o co� mu chodzi.... A on tym czasem kontynuował:
- Tak wi�c wszystko byłoby dobrze, ale do produkcji potrzebny jest
czysty spirytus. Oczywi�cie – w Zwi�zku Radzieckim spirytus produkowa�
potrafi�, a tak�e pi�. Nie było sposobu, by ten spirytus ju� na halach
produkcyjnych kontrolowa�. Bo kontrolerzy te� dzionek zaczynali od
szklaneczki tego składnika produkcji. Oni zatrudnili kobiety, ale „naszi
�eleznyje sawietskije �enszcziny”, skoro buduj� drogi i bloki mieszkalne, to
tak�e potrafi� wypi�. W rezultacie jako�� produkcji była zdecydowanie
niezadowalaj�ca.
Roze�mieli�my si�. Ale major znów podj�ł temat:
- To w takim razie postanowili wydziela� tylko tyle spirytusu, ile
wedle normowszczyków było niezb�dne. Ale to było jeszcze gorzej – pili i tak,
a bez spirytusu tłukli badziewie. Wi�c wygonili te baby i wzi�li z łagrów
skazane kobiety – matki, obiecuj�c im przeniesienie dzieci do lepszych
dzietdomów, skrócenie wyroków i oddanie tych dzieci, gdy wróc� na wolno��.
No – my�l� – teraz to ju� pójdzie. Ale nie – łagiernice chlały, kurwiły si� z
m�skim personelem i one dopiero poło�yły produkcj�. Mało tego – w ci���
zachodziły tak masowo, �e nawet radziecka sie� dzietdomów, najwi�ksza na
�wiecie, nie byłaby w stanie tego wchłon��. No i wtedy zgłosili si� do pana.
337
Wła�nie na stół wpłyn�ły półmiski z linem w �mietanie. W �yciu nie
jadłem nic tak smacznego!
- Tak wi�c – w trakcie jedzenia major kontynuował – ja znam
takiego Chi�czyka z Taiwanu, który podj�ł si� zapewni� dostawy cz��ci, a
trzeba powiedzie�, �e tam wszystko jest czasem nawet dziesi�� razy ta�sze,
ni� ameryka�skie. Takie pecety, jak te pa�skie sprowadzane przez wielbł�dów,
kosztuj� po sze��set dolarów, a pan skupuje po cztery tysi�ce... jest ró�nica? A
gdyby jeszcze zast�pi� cz��ci tajwa�skie, za które jednak trzeba płaci� w
dolarach, polskimi – oczywi�cie tymi, które jeste�my w stanie wyprodukowa�,
to ró�nica w ogóle b�dzie bardzo du�a.
- Ale przecie� Taiwan jest sojusznikiem Stanów Zjednoczonych.
Amerykanie tak na to si� zgadzaj�?
Krzesi�ski wzruszył ramionami:
- Pan wie, �e Amerykanie uznali legalno�� władz maoistowskich w
Pekinie. Taiwan został nawet wyrzucony z ONZ. Nie musz� si� przejmowa�.
Na wszelki wypadek, aby on miał podkładk�, zrobimy z pana działacza
opozycyjnego...
- Cooo?
Równie dobrze mógł mi przyło�y� siekier� w głow�...
- No tak – �eby Amerykanie zacz�li si� zastanawia�, o co chodzi.
Ale o tych Amerykanach, to ani mru, mru. Oczywi�cie cał� reszt� niech pan
powie. Widzi pan – w kraju nie dzieje si� dobrze... id� zmiany...
- Ja si� na tym nie znam – odpowiedziałem z całkowita szczero�ci�.
- A widzi pan – człowiek z takimi talentami, a to nie jest moja
opinia, nie mo�e si� separowa� od spraw publicznych. Jest pan niezale�nym
działaczem gospodarczym. Na zachodzie byłby pan milionerem...
No – niezły naiwniak – pomy�lałem...
338
- Przepraszam - poprawił si� jednak – nie jest moim zadaniem
zagl�danie panu do kieszeni, lecz tryb przypuszczaj�cy w sprawie milionów
wycofuj�...
- Przesadza pan – zareplikowałem, zreszt� bez wiary w sw�
zdolno�� przekonywania.
- Tak wi�c powstaje inicjatywa obywatelska – taka ankieta na temat
mo�liwo�ci dokonania realnych i uzasadnionych zmian w kraju. Gor�ce
głowy, jak zawsze, ale kraj potrzebuje zmian. My to rozumiemy...
Było jasne, �e wszystko to jeszcze musz� skonsultowa�, wi�c dalej długo
nie gadali�my. Za wszystko zapłaciłem ja, major wzi�ł rachunek i rozstali�my si� na
razie w zgodzie.
Profesor Mołojewicz wygl�dał dziwnie. Mieszkał luksusowo w naro�nej
kamienicy na Ho�ej, ale nie w jakiej� starej, zapuszczonej ruderze, w której kiedy�,
obok, oferowano mi te� pi�kne, lecz zapuszczone mieszkanie. Pami�tam – z wielki
�alem rezygnowałem. Taka pi�kna kamienica. No ale trudno. Otó� kamienica
profesora była wspaniale utrzymana. Sstare, niezniszczone podczas wojny kafelki na
schodach, mozaiki w oknach, wsz�dzie czysto. On mieszka na pierwszym pi�trze:
olbrzymie pokoje, stare meble, obrazy. To wszystko nie tak luksusowe, jak u
Przemyslidy, ale za to zharmonizowane, jako� bardziej na swoim miejscu. Sam
profesor – jak wiem – seksuolog – dziwaczna profesja, jest człowiekiem drobnym, o
rysach twarzy, które czasem widywałem w Zwi�zku Radzieckim, ale rzadko.
Zaprosił mnie, bym usiadł w starym, ale wygodnym krze�le za stołem. Mał�onka
profesora, wyra�nie młodsza i niczego jeszcze sobie, podała kaw�, a on wyci�gn�ł
brandy.
Przygl�dałem mu si� z ciekawo�ci�. Wiedziałem, �e jest bogaty, bo pisze
kryminały i najwi�ksze pieni�dze, cho� w kraju bierze du�e, ma z edycji w Zwi�zku
Radzieckim.
339
- Ciesz� si�, �e zechciał pan przyby�. Wie pan oczywi�cie,
dlaczego chciałem si� z panem spotka�?
Zygmunt dał mi instrukcje, wi�c oczywi�cie wiedziałem:
- Nie do ko�ca, panie profesorze. Ale generalnie tak. Jak wiem,
zawi�zało si� seminarium Wiedza i Wnioski grupuj�ce ludzi ró�nych
zawodów, w tym tak�e działaczy społecznych. Ja jednak jestem tylko
skromnym rzemie�lnikiem, nie �adnym dyrektorem wielkiej fabryki, wi�c nie
wiem, czy zasługuj� na takie wyró�nienie, a przede wszystkim, czy moja
skromna wiedza w ogóle komu� na co� mo�e si� przyda�?
- Prosz� si� nie przejmowa� – odpowiedział, wyra�nie zadowolony
z moich słów – warunki społeczno – polityczne sprawiaj�, �e wedle
uzyskanych przeze mnie informacji, działa pan na mo�liwie najwi�ksz� w
naszym kraju skal�. Pan oczywi�cie wie, ze nasza działalno�� jest
komentowana w �wiecie, w tym tak�e w Wolnej Europie. Nic na to nie
poradzimy, ale nie ma innej mo�liwo�ci skutecznego dotarcia do opinii
publicznej.A to, co naszemu krajowi jest niezb�dne, to jest społeczny dyskurs.
Sam pan widzi – opozycja jest ju� taka silna, �e nikt jej nie mo�e zdławi�,
powstaj� nawet Wolne Zwi�zki Zawodowe. Nie da si� rz�dzi� bez brania pod
uwag� opinii, ale tak�e i woli społecze�stwa, jej ró�nych podmiotów...
- Towarzysz Gierek jednak ci�gle konsultuje, w fabrykach, na
wiecach – zauwa�yłem.
- Widz�, �e jest pan człowiekiem ostro�nym. Prosz� jednak zwróci�
uwag�, �e nie jeste�my jak�� opozycj�, raczej gronem osób w ró�nych
dziedzinach fachowych, pragn�cych ratowa� nasz kraj. Chyba ma pan pogl�d
na stan polskiej gospodarki?
- Poza tym, co widz� na półkach sklepowych, na ulicach, w bardzo
w�skim zakresie.
- I czy jest pan tym stanem, który widzi pan w obr�bie swoich
zainteresowa� – usatysfakcjonowany?
340
- Panie profesorze – w zasadzie tak. Je�eli odnotowuj� jakie�
skromne sukcesy, to dzi�ki temu, �e wyst�puj� okresowe braki tego, czy
owego. Ale przyznaj� – sam fakt, �e te braki wyst�puj� i pomimo mojej
działalno�ci, czy osób mi podobnych, ust�pi� nie chc�, jest dla pa�stwa
niepokoj�cy.
- Czy mo�e cos pan o tym powiedzie�?
- Wła�ciwie, to o konkretach nie chciałbym zbyt wiele mówi�, cho�
wszystko, co robi�, jest legalne, przynajmniej o ile mi wiadomo. Pan wie –
przepisy ci�gle si� zmieniaj�. Na powielaczu je drukuj� i drukuj�. Swoja
drog�, poniewa� działalno�� seminarium poci�ga za sob� koszta, ch�tnie na
miar� skromnych mo�liwo�ci poczyni� jaki� wkład. Prosz� pana profesora o
nie komentowanie tej mojej deklaracji.
- Ciesz� si� z pana słów. Na szcz��cie nasza działalno�� nie jest
kosztowna i nie jeste�my w takiej potrzebie. Ale to na razie. Pragn�
podkre�li�, �e w�ród naszych respondentów s� liczni ludzie niew�tpliwie
zwi�zani z aparatem władzy, przewin�li si� nawet członkowie kace,
redaktorzy „Polityki”...
Aha – my�l� sobie – ju� ja wiem jacy – zwi�zani z informacj�
wojskow�...
- Widzi pan, nie chodzi o to, by bez potrzeby dra�ni� naszych
sojuszników. Oni te� musz� zrozumie�, �e bez radykalnych zmian Polska
stanie si� dla nich dramatyczna kul� u nogi. Otworzyli front w Afganistanie i
oczywi�cie odnosz� tam same sukcesy, ale to jeszcze nie wiadomo, na ile lat
tych sukcesów si� skazali? To nie jest czas – z ich punktu widzenia – na
trudno�ci w Polsce. A one ju� s�.
Zgodziłem si� z profesorem, pobrałem kwestionariusze ankiet, umówiłem
si� na termin ich wypełnienia i wyszedłem. Dziwny człowiek. Drukuj� go w
zeteserer, a nie wydaje mi si�, by był ruskim człowiekiem. Cho� czort go wie.
341
Tylko rodzi si� pytanie – po co ja im tu w tym towarzystwie? Jest jasne,
�e słu�by to kontroluj�. Ba, nawet członkowie kace tu kombinuj�. W co� tu
wdeptuj�... Ale nie mam wyj�cia. Pachnie to wielka polityk�, a ja jestem na ni� zbyt
chudy w uszach...
Potem dopytałem jeszcze Zygmunta o tego profesora. No i odpowiedział
mi dziwacznie:
- Ten twój profesor, o ile mi wiadomo, jest lojalny wobec
wszystkich słu�b, ale nie jest agentem �adnej. On jest jeszcze inaczej
zorganizowany.
- Ruski człowiek?
- Mo�e, ale te� raczej nie. Jego matka była jak�� Buriatk�, czy tez
raczej, ale nie wiem, czy dobrze pami�tam: - Chakask�...
- �e kim?
- No Chakask�?
- Co to za dziwo?
- Pewnie jacy� ludo�ercy w Rosji – wiesz, inaczej mówi�c –
Samojedzi. Słyszałem, �e tacy s�.
A� wzruszyłem ramionami. Jezu, jak to dobrze, �e istnieje Rosja i
człowiek tak� dzicz� nie musi sobie zawraca� głowy. Niech ju� oni si� nimi martwi�
i w swoim zakresie trzymaj� za twarz. Kto by ich spami�tał?
- Ty, to w takim razie z kim on jest zwi�zany?
Zygmunt popatrzył na mnie takim wrednym wzrokiem i a� prychn�ł:
- Co ja wiem. Nikt mi nic nie mówi, ale tak co� mi si� obiło o uszy,
�e tak całkiem bezprizorny to ten profesor nie jest. Jaka� mafia, ale nie mafia,
cholera go wie... Daj mi spokój, mo�e on jest zwi�zany z Watykanem? No
przecie� jakie� siły musiały nam zrobi� to �wi�stwo i wybra� Wojtył� na
papie�a. Mo�e to oni wysadzili rotund� na rogu Jerozolimskich i
Marszałowskiej? Mo�e oni spalili Dom Dziecka?
342
- Ty ze mn� nie polatuj w piczki. Nic mi do tego, ale wszystkie
skowronki �piewaj�, �e to Zygmunt przypomina, �e jest i jest w grze. A
Wojtyła, to mo�e fanatyk, lecz nie głupek. Głupków na papie�y nie bior�...
- Ty nie b�d� taki mundry – odszczekn�ł si� i tyle si�
dowiedziałem.
Rzeczywi�cie, z krajem nie działo si� dobrze. CIA podst�pnie poprzez
�ydowskie banki uzale�niła Polsk� od kredytów i mamy na tym polu kłopoty.
Chłopi siej� dywersj� i nie chc� produkowa� wystarczaj�cej ilo�ci �ywno�ci.
Prolety zawracaj� głow�, �e chc� wódk� koniecznie kiełbas� zagryza�, jakby ta
ich partanina była warta kiełbasy. Na dodatek ruskie włazły do Afganistanu jak w
gówno i to ka�dy rozumie – przecie� to dzicz w sam raz do partyzantki –
Krzesi�ski mówił, �e taki Afgan złapie szczura, zje i cały dzie� mo�e walczy� i
jak zginie, to jest zadowolony, bo idzie do jakich� hurys Alllaha. No i jeszcze ten
spisek z papie�em. Nie mogli go nasi utłuc? Jakbym chciał, to sam t� ankiet�
Wiedzy i Wniosków bym wypełnił i tak bym dał czadu, �e w pi�ty by poszło. No
ale nie jestem głupi – dałem Zygmuntowi – niech w Fabryce ci nasi naukowcy te�
troch� popracuj�.
Ogl�dałem w telewizji wizyt� papie�a. Nie taki diabeł straszny. Nasi
si� spi�li i rzucili na ten czas towar do sklepów nie gorzej, ni� na �wi�ta i jako�
przeszło. Setki tysi�cy dewotów tam poszło. Ale to nic, do Cz�stochowy te� ła��.
Nasi bali si�, �e ten papie� rzuci hasło, by naszych wiesza� na latarniach i nie
wiadomo, co by było, bo to taki tłum. Ale ten papie� to mi�czak – typowy klecha
– ni tak, ni siak. A tak, to mamy troch� czasu i co� si� wymy�li. Tak mówi
Krzesi�ski. Uwa�a, �e nawet da si� wykorzysta� tego papie�a do pozytywnych
zmian. No – daj Bo�e. W ka�dym razie papie� dał ciała – miał na swoje skinienie
takie tłumy i nic! A od naszych, którzy byli na mszach wiem, �e te tłumy były
343
wystarczaj�co sfanatyzowane, by zrobi� ka�de głupstwo. Ale� nam si� dostał
narodek?
Przez kontakty Krzesi�skiego wkr�cono mnie na taki wieczór u
niejakich Walerowskich. Okazuje si�, �e opozycja jest ju� tak bezczelna, �e robi
regularne przyj�cia i tam na tych przyj�ciach knuje. Mało tego – u jednego
takiego siwego, to podobno przez cały czas istnienia peerelu w imieniny Jana w
czerwcu spotykaj� si� i nic. Tam te� jako� tak zakr�ciłem, �e mnie zaprosili.
W ka�dym razie u tych Walerowskich tłum był tak dziki, �e trzeba
było siedzie� na podłodze. To nie dla mnie. Taki gitarzysta �piewał, �e:
„przyszłe pokolenia b�d� si� �miały, �e usiłowali�my papierow�
amunicj� – czyli niby drukami powielaczowymi – dochodzi� swoich racji” –
obala� ustrój. No rzeczywi�cie – �ałosne, niczego nie rozumiej�ce towarzystwo.
Zasłu�� sobie tylko na wzruszenie ramion i pogard�. Tak ich potomni musza
oceni�, no bo trzeba mie� mocno nasrane w głowie, by dla paru nieczytelnie
wydrukowanych bzdur łama� sobie karier�? Sami tacy z dobrych domów, albo
takich udaj�cy – we łbie im si� od dobrobytu przewraca...
Ten �piewak nazywa si� Kelus i jestem pewien, �e z takim
nazwiskiem to �yd. Cholera – w tym kraju tylko �ydzi s� uzdolnieni.
piewał te� piosenk� o jakim� chłopaku – fizyku – wymienionym z
nazwiska i imienia, który szedł do wojska, ale bez ch�ci. Ko�czy si� to, �e: - „gdy
ojczyzna mnie zawoła, zamiast piersi wypn� dup�, bo ta nafta nie jest moja”.
Imi� si� zgadza, nazwisko te�, ale tamten chyba był matematykiem. A mo�e robił
dwa fakultety? W ka�dym razie rozs�dny go�ciu, ma normalny stosunek do
rzeczywisto�ci. Tylko �e ja tego nikomu nie mog� powiedzie�. Zreszt� nie taki
rozs�dny, skoro si� ze swoimi pogl�dami obnosi.
Ale, ale – w dwa lata – w stachanowskim tempie zostałem magistrem
górnictwa w�glowego. A ja o kopalniach wiem tyle, �e maj� takie wie�e z
konstrukcji stalowej, chyba na windy? Kosztowało to du�o, ale niech tam –
jestem magistrem i zapisałem si� na doktorat. Jak ju�, to ju�, na sobie b�d�
344
oszcz�dzał? Na oblewanie dyplomu zaprosiłem Zygmunta i Stasia, a tak�e
Piotrusia, do kawiarni „Kamienne Schodki” na Rynku Starego Miasta. W
restauracjach kryzys si� zrobił i nigdy nie wiadomo, co maj� w kuchni! A w tych
„Kamiennych Schodkach” ustaliłem, �e b�d� dzikie kaczki pieczone z jabłkiem,
bo zawsze s�. Tak wi�c w „Kamiennych Schodkach” zamówiłem stolik, a
poniewa� od Krzesi�skiego po�yczyłem „Protokół Dyplomatyczny”, taki
samouczek dla dyplomatów, jak nale�y si� zachowywa� - to moja pierwsza
ksi��ka przeczytana od lat – wi�c miałem szereg uwag do tego, co proponowała
kierowniczka sali. W ko�cu z podziwem dostrzegła, �e to ja, z moja wiedz�,
mógłbym by� kierownikiem sali. Oczywi�cie darowałem sobie wszelki
komentarz.
Krzesi�ski chciał, �ebym swoje obrazy Antona dał na wystaw� u
Walerowskich. Ja nawet takiego jednego zahaczyłem w tej kwestii. Mówi� mu, �e
Anton siedzi w psychuszce, bo od Krzesi�skiego dowiedziałem si�, �e po wizycie
u mnie, Antona posadzili i tam ju� został – szkoda chłopa. Podobno w jakim�
serbskim instytucie. Znale�li u niego tak� schizofreni� bezobjawow�, czyli tak�,
której znale�� nie mo�na u chorego, a ona jest, skoro go�� jest politycznie
niepewny. Dobrzy s� ci ruscy. Maj� pomysły. Nie podoba mi si� to. Jak ju� u nas
wprowadz� t� schizofreni� bezobjawow�, to naprawd� nikomu nie b�d� mógł
podpa��!
Wi�c jak opowiedziałem historyjk� o Antonie, to on przyjechał do
mnie do Anina i był zachwycony. Ale to jaki� dziad – po�yczył ode mnie par�
groszy – zorientował si�, �e mi ich nie brakuje i na szcz��cie rozeszło si� po
ko�ciach. Gadało si� o tej wystawie, nawet w Wolnej Europie mówiono, �e taki
wybitny malarz, przypomnieli t� wystaw� w Domu Kultury na Mokotowie – maj�
jednak informacje – ale tak konkretnie to nikt si� tym nie zaj�ł. No i dobrze. Te
gołe baby lubi�, a jeszcze co� by si� z nimi stało... Na szcz��cie w Wolnej
Europie mojego nazwiska nie wymieniano. A pieni�dzy w oznaczonym terminie
oczywi�cie nie zwrócił. Spotkał si� ze mn� ze dwa razy jeszcze, alkoholu wypił,
345
ile si� dało i zamiast zwraca� mi pieni�dze, obiecał, �e opisze mnie w swojej
poezji. Ustalili�my, aby przynajmniej bez nazwiska. Co� tam słyszałem jego
nazwisko, ale nie jestem pewien. Wierszy nie lubi�, ale gdy ju� napisze, to przy
okazji ma mi podrzuci�. Wiersz o mnie, czy mo�e mi dedykowany? Ciekawe.
Chciał ze mn� zagra� w szachy na pieni�dze, ale po prostu dałem mu jeszcze
troch� pieni�dzy. Wrednie mu z oczu patrzyło, nazwisko te� ma takie szpotawe,
ale skoro ma wiersze o mnie pisa�? Podobno jestem idealnym tematem. Bystry
facet – w lot zorientował si�, �e jestem człowiekiem czynu.
Dał mi co� swojego wydrukowanego na powielaczu. Co� o jakiej�
carycy, ale ja wierszy nie lubi�, wi�c rzuciłem to gdzie� i zagubiło si� w
mieszkaniu. A chciałem da� jako ciekawostk� Przemyslidzie. Wyszło na to, ze
staruszka zast�piłem w wa�nych interesach, to niech ma poczucie, ze jednak o
nim pami�tam i nieodmiennie go ceni�.
W sklepie w Aninie poznałem jednego takiego umorusanego wozaka
rozwo��cego ko�mi w�giel. Pogadałem i wyszło na to, �e w tym roku nie b�dzie
mi brakowało w�gla. Nazwoził mi tego, ze hej, nawet mu pół litra postawiłem.
Twarda sztuka. Mo�e mi si� jeszcze w ró�nych takich sprawach przyda�. Na
razie skupowa� b�dzie dla mnie dolary. W Aninie nie brakuje ludzi z dewizami, a
jak im kaza� płaci� za w�giel i koks w dolarach, to jakie b�d� mieli wyj�cie? A
mi dewiz, jeszcze bardziej ni� pa�stwu, ci�gle mało!
Na kupionej niedaleko mojego domu w Aninie parceli postawiłem z
wybrakowanych elementów prefabrykowanych hal� produkcyjn� – dziewi��set
metrów. Mój majster si� zbiesił i nie chciał tego robi�, wi�c naj�łem ekip� z Kielc. I
bardzo dobrze – wszystkie elementy mi sprowadzili z Kielc i nawet tata załatwił na
to papiery. Dosłownie wszystko w nim zostało na produkcji odrzucone jako produkt
wybrakowany: i betonowe elementy ju� ze stolark�, i armatury i cegły i nawet beton.
346
Ba – nawet ci��kie Kamazy, które mi to wszystko przywoziły, były akurat w
remoncie i dlatego nie mogły wozi� na pa�stwowe budowy.
Ale nie mam skrupułów – na takiej dyskusji �rodowiska Wiedzy i
Wniosków pewien utytułowany mówca zauwa�ył, �e w systemie socjalistycznym
wszystko to co pa�stwowe, jest marnowane, niszczeje, albo u�ytkowane jest bez
sensu, gdy wszystko to, co ludziom uda si� rozkra��, natychmiast znajduje sensowne
zastosowanie. Przecie� to prawda! �e te� ja sam na to nie wpadłem.
W ogóle od czasu, gdy przeczytałem „Protokół Dyplomatyczny”
autorstwa Edwarda Pietkiewicza – to na pewno jaki� profesor, czuje si� pewniej w
takich wytwornych towarzystwach. Wydano to jako druk powielaczowy w Wy�szej
Szkole Nauk Społecznych, bez ceny, za to jako druk �cisłego zarachowania, tylko dla
swoich. I słusznie – po co zaraz wszystkim taka wiedza?
Min�ła zima z 79 na 80, a moje interesy szły coraz lepiej. Rodzice te�
rozbudowali swój dom do rozmiarów kamienicy, bo na pi�trze jest magazyn
półfabrykatów i gotowych wyrobów bieli�niarskich. Ja nawet podj�łem starania, aby
to zalegalizowa�, jako firm� polonijn�, lecz to nie ma sensu, bo trzeba by
legalizowa� te półfabrykaty, a przecie� normalna drog� one s� kompletnie nie do
dostania.
Na 15 marca ustalili�my z Krzesi�skim termin naszego wylotu do
Bangkoku w celu spotkania z Chi�czykiem. Zygmuntowi przedstawiłem spraw�, �e
potrzebny mi paszport i jak uprzednio – zgłosi� si� musiałem po niego na Krucz�
przed otwarciem biura.
Nigdy jeszcze, poza zeteserer, a tak�e przez jeden dzie�, z wycieczk�, w
Berlinie Wschodnim, nie byłem za granic�. Nigdy w ka�dym razie nie byłem w
strefie dolarowej. Od roku brałem korepetycje z angielskiego trzy razy w tygodniu,
ale cz�sto mi co� wypadało, wi�c mo�na powiedzie�, �e dwa razy w tygodniu, a
tak�e z rosyjskiego raz w tygodniu. Wprawdzie na filmach angielskoj�zycznych, a
kilka razy byłem w kinie, niewiele rozumiałem, ale zawsze ju� co�.
347
Nastraszono mnie, �e ceny na zachodzie s� bardzo wysokie, bo oni dolary
traktuj� jak my złotówki, to te� postanowiłem wzi�� ze sob� pi�� tysi�cy tych
dolarów.
Z Krzesi�skim spotkali�my si� na lotnisku na Ok�ciu, chcieli�my wypi�
kaw�, ale akurat nie było, wi�c wypili�my herbat� i dawaj na kontrol�. Widzieli�my,
�e w strefie wolnocłowej, ju� za dewizy, kawy mo�na si� napi�, wi�c nie było na co
czeka�.
Bez problemu mijamy kontrol� WOP-u i Krzesi�skiego bez �adnych
takich przepuszczaj� przez cło. Tylko o co� spytali. Poniewa� obok patroszyli jakich�
handlarzy, to my�l� sobie – mi te� dadz� spokój, zreszt� – wszyscy �wi�ci przecie�
wiedza o moim wyje�dzie i pewnie dali jakie� instrukcje? Ale nie. Facet o wygl�dzie
bazyliszka prosi mnie na kontrole osobist�. Oczywi�cie – szybko znalazł te pi��
tysi�cy dolarów, a nadto, nie wiem po co, zainteresowały go druki reklamowe
ameryka�skiego Digitalu i jeden druk reklamowy taiwa�skiej firmy.
Pyta mnie:
- Co to jest?
Ja odpowiadam, jak komu dobremu:
- To s� druki reklamowe. Tak jak nasz LOT dla zagranicznych
drukuje na ładnym papierze kolorowe ulotki, tak firmy elektroniczne te�
drukuj� takie, ogólnie dost�pne ulotki.
- A od kiedy to w pa�stwie socjalistycznym, jakim jest Polska,
takie ulotki na ulicach rozdaj�?
Gdyby nie te dolary, które w trzech paczkach, bo schowałem w trzy
miejsca, �eby mnie nie okradli, to wzruszyłbym ramionami. Ale nic takiego nie
zrobiłem:
- Prosz� pana, ja przecie� wcale nie mówiłem, �e dostałem je na
ulicy.
- Tak, tak – wszyscy tak mówi�. A elektronika, to materiał
strategiczny...
348
I on mi to mówi? Czy ja nie wiem, �e ona jest strategiczna? Czy ja nie z
tego �yj�? Milcz� jednak.
- Musimy to wyja�ni�. Na razie nie poleci pan tym samolotem, ale
za trzy dni jest nast�pny.
Nie zni�ałem si� do pró�b. Nie miało to sensu. Chcieli mnie dupn��, to
dupn�li. Tylko po któr� choler�. Jak� rol� odegrał w tym Krzesi�ski? Czy to s� gry i
zabawy mi�dzy wywiadem wojskowym i kontrwywiadem esbe? Dlaczego musiało
pa�� na mnie?
Jakim� korytarzem poprowadzono mnie do celi, w �lad za mn� na wózku
jechały moje bambetle. Potrzymali mnie nawet bez szklanki wody do �rodka nocy.
W nocy za� wsadzili w Nysk� i zawie�li na Rakowieck�. Ale nie do gmachu
ministerstwa, lecz do aresztu. Byłem zm�czony. Bezwiednie zdałem ciuchy do
depozytu, w zamian dostałem jakie� szmaty. To chyba wbrew przepisom – nie byłem
przecie� skazany, lecz zatrzymany i przysługuj� mi ciuchy cywilne. Tak słyszałem.
No i zacz�ła si� gehenna. Przez dwadzie�cia dziewi�� dni nic si� nie
działo. Siedziałem w pojedynce i nie miałem �adnego kontaktu z innymi lud�mi, z
wyj�tkiem kalifaktorów. Z nudów wymy�liłem sobie chorob�, lecz przyj�ł mnie w
towarzystwie sanitariusza o wygl�dzie oprawcy rze�niczego lekarz, który nawet nie
usiłował udawa�, �e jest trze�wy, a tym bardziej, �e jest uprzejmy. Przeciwnie –
chamidło tak mi siebie w mo�e trzy minuty – bo tyle czasu trwała wizyta – obrzydził,
�e wi�cej ju� tam si� nie zgłaszałem.
Do�� powiedzie�, �e na trzy dni zaaplikował mi trzy razy dziennie
lewatyw�! I mimo moich protestów t� lewatyw� wykonywano! Ja prosiłem i
groziłem – nic nie pomogło. Wi�c potem ju� nie przeszkadzałem i dobrze zrobiłem –
gdy si� opierałem, to tak gmerał tym szpikulcem, �e cała dupa mnie bolała. Gdy
przestałem przeszkadza� i współpracowałem, to te� bolała, ale ju� mniej.
Wariantów przyczyn, dla których mnie wsadziłem, miałem par�, ale
ka�dy był bez sensu. Nawet mi nie przedstawiono nakazu prokuratorskiego, a
przecie� trzymali mnie powy�ej czterdziestu o�miu godzin.
349
Po dwudziestu dziewi�ciu dniach przyszli klawisze, sprowadzili mnie do
suki wi�ziennej i ju� w par� minut pó�niej byłem na rakowieckiej. No to byłem w
domu. Zamkli mnie esbecy za kar�, �e współpracowa� zacz�łem z wojskiem. Co za
granda! Przecie� o wszystkim informowałem. Mało tego – za ka�dym razem pytałem
o pozwolenie. W ko�cu nie krasnoludki wydały mi paszport!
Dwóch cywilów przej�ło mnie od klawiszy i zawiozło wind�, potem
pieszo, troch� klucz�c, do pokoju przesłucha�. Nic si� nie zmieniło. Dwa zł�czone ze
sob� blatami naprzeciw biurka, szafa stalowa, orzeł na �cianie i nic wi�cej.
Tak byłem wynudzony, a zreszt� i zoboj�tniały, �e wła�ciwie to z
zainteresowaniem czekałem na rozwój wypadków.
Po mo�e pół godzinie zjawił si� klient, którego nie znałem. Przedstawił
si� jako porucznik Ostrowski.
- A jak imi� pana porucznika – pytam?
- A na co wam imi�, mnie tu wszyscy znaj�.
Gdyby naprawd� wszyscy go znali, to ja te� bym znał...
- Wpadł pan jak �liwka w kompot – rzucił.
Ja wzruszyłem ramionami, bo nie ze mn� takie gadki.
Ten niby Ostrowski zauwa�ył to, poderwał si�, zacz�ł wrzeszcze�:
- Ty szpiegu pierdolony. Ojczyzn� socjalistyczna zdradzasz,
sojusze nam kurwa nara�asz, ramionami wzruszasz? My ci� do takiej
kazamaty wpu�cimy, gdzie b�dziesz miał wod� pod grdyk� i jak si� klawisz
pomyli, to utoniesz i chuj z tym, nawet na pogrzeb nikt nie pójdzie.
Ja troch� si� zdenerwowałem, ale nadal milcz� i nic po sobie nie pokazuje.
Wida� przyj�li wariant nie rozmawiania po dobroci, no to nie. Jak maj� da� w łeb, to
dadz� niezale�nie od tego, jak ze mn� b�d� gada�. I tak wszystko tak naprawd�
zale�y od ruskich, a oni chyba ze mnie s� zadowoleni. Je�li ruskie mnie opuszcz�, to
oczywi�cie – umarł w butach, ale i tak to jeszcze nie znaczy, �e mnie utrupi�. Raczej
przesun� do rezerwy, do wykorzystania w przyszło�ci. Du�o niby wiem, ale czemu
miałbym zdradza�?
350
- Gadaj kurwa – gdzie schowałe� pieni�dze i złoto? Gdzie twoje
judaszowe srebrniki?
- Aaa – tu was mam – zrozumiałem wszystko.
Taki rympał! Mo�ecie mnie zabi�! Nigdy nie wyjawi�, gdzie dołuj�
szmal! Ani gdzie złoto. Ja nawet nie umiałbym tego opisa� – takie miejsca
wybierałem, �e jak dadz� mi jaki� zastrzyk, to nie da rady precyzyjnie tego opisa�. A
sam nie zaprowadz� ich, cho�bym miał skona�.
Tamten dalej ci�gn�ł swe wyzwiska, ale tylko do chwili, gdy uniosłem
dło� w ge�cie, �e chc� co� powiedzie�. Umilkł natychmiast i nawet objawił na swej
twarzy pewne zainteresowanie.
I ja mu wtedy wygarn�łem, nawet nie podnosz�c głosu:
- Nigdy, po prostu nigdy nie dostaniecie ode mnie ani grosza.
Mo�ecie mnie zabi�. Ja po prostu nie mam ani grosza. Mojego tat� mo�ecie
powiesi� za jaja, a mamusi� �ywcem zakopa� w grobie. Mnie te�. Chuj z tym.
Id� do swoich wspólników, drobny chujku i razem si� z nimi wyonanizuj si� w
szklank�. Czy wszystko dobrze poj�łe� gnoju?
Tamtego naprawd� zatkało. Zaraz potem zacz�ł wygl�da�, jakby chciał
mnie zabi�. Ale ju� po chwili nabrał gł�boki haust powietrza, obrócił si� na pi�cie i
wyszedł. Ojej – to jeszcze mleczak i partacz. Ja bym jednak dla zasady przywalił z
raziczek, za ten onanizm z przeło�onymi. Przecie� wszystkiego słuchaj� na
interkomie i te� musieli si� wkurzy�. Mimo to, dobrze spraw� przemy�lałem. Od lat
ju� unikałem przekle�stw, wi�c je�li teraz u�yłem brzydkich wyrazów, to celowo.
Po mo�e godzinie wlazł do pokoju Zygmunt. No tego mogłem si�
spodziewa�.
Nic nie mówi, tylko siada. Sprawa jest jasna. Kumple postanowili mnie
obrabowa�. Nie warto tłumaczy�. Ja te� milcz�, wi�c tak sobie siedzimy. W ko�cu
tamtemu si� znudziło, zreszt� uciekał przede mn� wzrokiem:
- Milion...
Ja nic, cho� my�l� sobie – tanio poszło...
351
- No mówi� ci – milion wpłacasz do skarbu pa�stwa za swoje afery
i jest fertisz.
Nawet mu nie odpowiedziałem.
- Czy ty jeste� słup soli? Ja z tob� negocjuje, a ty milczysz?
A ja tylko wzruszyłem ramionami.
- My ciebie puszczamy, a ty w dzie� pó�niej w kopercie, jak trzeba,
a jeszcze lepiej, w walizce przynosisz dewizy – milion sałaty i ani centa mniej.
Nadal milcz�.
- Słuchaj, ja ryzykuje, �eby ci� z tej kabały wyci�gn��, a ty w ogóle
ze mn� nie współpracujesz.
Ja na niego popatrzyłem jak na gówno.
- Człowieku, przecie� masz afer� szpiegowsk�, �e r�ka noga mózg
na �cianie.
Ja nadal nic.
- Wiozłe� ze sob� do wrogiego pa�stwa tajne dokumenty
kacepezetpeer, czy nie?
- No nie�le, co� mi podrzucili – u�wiadamiam sobie. Ale w takim
razie tym bardziej milcz�. Tym razem jednak, my�l� sobie, troch� przyjdzie
posiedzie�. Podrzuci� mi mogli nawet plany bomby atomowej ze wierku. A
co ich to kosztuje?
- Nie interesuje ci�, jakie to tajne dokumenty szmuglowałe� dla
CIA?
Nie objawiłem tym zainteresowania.
- A „Protokół dyplomatyczny” to pies?
Teraz rozdziawiłem g�b� jak wiejski głupek na targu... Czy oni na głowy
poupadali?
Ale milcz� – przecie� nawet kretyn zrozumie, �e umiej�tno��
poprawnego doboru kieliszków do ró�nych trunków, sposoby operowania sztu�cami
i zasady, wedle których przy powitaniu raz ten, raz drugi jako pierwszy ma wyci�ga�
352
dło�, nie s� materiałem szpiegowskim. Nie wiem, jak tam u Amerykanów z kultur�
osobist�, ale widziałem na tajnych fabrycznych projekcjach dwa filmy z Bondem i
wiem, �e zawsze mog� si� spyta� Anglików.
Zygmunt nie jest dure�, wi�c je�li to sypn�ł, to jednak mnie kryje.
Obna�ył słabo�� całej tej afery. Mogłem przemówi�:
- Słuchaj, do�� tej parodii. Mog� ci da� sto tysi�cy na Polski
Czerwony Krzy�, albo na oran�ad�, bo tyle akurat mam. Nie mam ani grosza
wi�cej. Reszt� powiedziałem temu typkowi, a ty to słyszałe�...
Tamten jakby odetchn�ł, ale zaraz przyj�ł zatroskan� min� i zacz�ł
lamentowa�?
- Czy ty traktujesz nas niepowa�nie. Sto tysi�cy? Daj spokój.
Milion i ani centa... Oni naprawd� zesraj� ci si� na łeb. wi�ty Bo�e nie
pomo�e... Niepowa�ny jeste�. Przemów po ludzku – pół miliona i
rozpoczynamy normaln� dyskusj�.
Ja znów wzruszyłem ramionami i odwróciłem si� do okna.
Zygmunt wstał, wyszedł i po dziesi�ciu minutach wraca z kaw�,
ciasteczkami i nawet z trzema takimi pasztecikami z kapust� i pieczarkami. Kładzie
tac� z tym towarem przede mn�, puszcza do mnie oko, wyci�ga z kieszeni marynarki
– jak zwykle bardzo taniej – piersiówk� winiaku luksusowego i wlewa mi troch� do
kawy.
Ja mu gestem pokazuj�, �e najpierw ma upi� troch� z butelki. Tamten w
lot łapie o co chodzi i wbrew woli – tak z rana to on w ogóle nie pije – poci�ga
rzetelny łyk. No to wskazuj� mu na paszteciki i ciasta. Zjada jednego pasztecika,
nawet z apetytem i ciastko, kokosank�. Ale ja wol� jeszcze par� minut odczeka�,
wi�c sobie milczymy. Troch� si� zaczerwienił, jak to po alkoholu, zatem dawaj,
rzucam si� kaw� i te paszteciki. Nikt o paczkach dla mnie nie pami�tał, wi�c po
ziemniakach z sosem, w którym potrafiła pływa� zwierz�ca sier��, to była uczta.
Nawet dałem mu znak, �e winiaku chc� chlapn��.
Zjadłem, wypiłem, to teraz znów mog� mnie wsadza�:
353
- No to jak powiedziałem – sto tysiecy...
- Jaja sobie ze mnie robisz?
- A ty ze mnie?
- Powiedz co�, bo mnie tak opierdol�, �e nic nie b�d� mógł zrobi�?
No... wi�cej...
- Sto tysi�cy razy dwa, �eby�cie jeszcze mieli na dropsy...
Wymiotło go od razu z pokoju. Nawet flaszk� mi zostawił, to sobie znów
poci�gn�łem.
Po chwili wraca:
- Dwie�cie pi��dziesi�t tysi�cy i jest fertisz.
- Termin miesi�czny – odpowiadam.
- Co tak długo?
- Nie mam w kieszeni takiej gotówki. Musz� i�� na grzyby, albo na
ryby, mo�e złot� rybk� złowi�... Ale w�dkowa� to ja lubi� w samotno�ci, bez
asysty. Sam wiesz, jak jest...
Znów wylazł i po chwili wrócił:
- Jest zgoda. Zaraz wracasz na dołek i jutro ci� zwolni�...
- No to dwie�cie tysi�cy...
- Co za dwie�cie?
- No za noc w dołku płacicie.
- Z byka spadłe� – s� przepisy...
- Przepisy s�... We łbie ci si� bełta? – ripostowałem.
Znów wyszedł. Wraca u�miechni�ty.
- Za godzin� b�dziesz na wolno�ci...
W szoferce suki pojechał ten cały niby Ostrowski z tekturow� teczk� pod
pach�. Po dwóch godzinach jechałem słu�bowym polonezem z Zygmuntem do
domu. Kazałem mu si� zatrzyma� przy „Cristal – Budapeszcie”, �eby zje�� co�
porz�dnego. Wprawdzie ciuchy przesi�kły smrodem mamra, ale co tam. Przy
zwalnianiu dali mi spis zwracanych rzeczy i oczywi�cie – pi�ciu tysi�cy dolarów
354
brakowało. Ale tego si� spodziewałem. Inaczej przecie� Ostrowski mówiłby przecie�
o przest�pstwie dewizowym – jedynym realnym punkcie zahaczenia na mnie.
Zwrócili mi jednak portfel z tysi�cem złotych i portmonetk� z jakimi� drobnymi.
Ulice wygl�dały tak samo, cho� wiosna mocno posun�ła si� do przodu,
ale jako� pi�kniej. Nad butelk� czerwonego wina do zupy rybnej – w �wietle
„Protokółu Dyplomatycznego” był to karygodny bł�d, lecz ja poprosiłem kelnera o
jakie� wino do tej zupy i potem, do kotleta na placku ziemniaczanym i on poprawnie
dobrał „Egri Bikaver” do dania głównego, lecz zapomniał, �e do zupy potrzebne
byłoby białe wino.
- Dolar stoi ju� na mie�cie sto dziesi�� złotych – zacz�ł normalna
rozmow�.
- To wszystkie ceny pójd� w gór�...
- �eby� wiedział, b�d� podwy�ki. Jaroszewicz ju� si� na tym
poło�ył... tak mówi�, �e i tak musz� by� podwy�ki. Ju� nawet parówek nie
mo�na dosta�. U nas w Konsumach szynkowa chodzi za szynk� i sprzedaj� po
pół kilo? To ja si� pytam, �winie w kraju dupy potraciły? Podobno wszystko,
ze wszystkich kadeeli idzie do Moskwy na olimpiad�.
- Nie o tym mówi� – ceny w interesach...
- To ty nic nie wiesz?
- A co?
- Twój interes, ten z ruskimi, przej�ło wojsko do spółki z
Przemyslid�.
- Aaa...
No i teraz wszystko zrozumiałem. Ten pieprzony Przemyslida okazał si�
by� jeszcze rze�kim staruszkiem.
- Jak on to zrobił?
- Pami�tasz Wiedz� i Wnioski?
- No takie miałem od nich zlecenie, akceptowane u nas – razem
gadali�my.
355
Ruskim te� dałem cynk, ale tego Zygmuntowi nie chciałem mówi�.
- No wi�c ruskie s� ci�te na Rakowskiego i dlatego w�ciekły si� na
ciebie.
- Ale przecie� mówi si�, �e Rakowski jest z ferajny wojskowej. To
czemu Przemyslidzie kazali robi� to z wojskiem?
- Taki m�dry to nie jestem. Ale tyle wiem, �e jak jest burdel i nic
do siebie nie pasuje, to znaczy, ze jest normalnie. Strzec si� trzeba, gdy
wszystko układa si� logicznie...
- To prawda. Logiczne jest, ze ja jestem teraz takie troch� pochyłe
drzewo, wi�c skacz� po mnie kozy.
- Ja z tego b�d� miał na samochód. Zreszt�, mi pieni�dzy starcza.
Co by� miał z tego, �e powiedziałbym, �e ja w te klocki nie wchodz�? Ja bym
miał krzywo, a ty nie miałby� nawet �yczliwej duszy. Ja mam z tego
pi�tna�cie, a mo�e nawet tylko dziesi�� kawałków – chcesz – to zwróc�.
- No jasne, ze chc�. To mój szmal!
Popatrzył na mnie bez entuzjazmu. Co� sobie w łebku rachował. Pewnie
mu wyszło, �e jednak dla dziesi�ciu kawałków nie warto ze mn� zrywa�.
- Masz to u mnie.
- Kto poza tym gnojkiem w tym siedzi?
- Daj spokój. Czy ja pytam, na których jeziorach b�dziesz ryby
łowił?
- Co z bielizn�?
- Piotru� dalej kr�ci, ale co� chyba du�o przegrywa w pokera.
- Bardzo du�o?
- No mo�e nie... zreszt�, kto ich tam wie, tych szulerów. W ka�dym
razie wi�cej, ni� zwykle i jeszcze mieszka z dwoma takimi chłopcami. Ci�gle
im ciuchy kupuje... Ale te ciuchy, to betka.
- Dadz� mi spokój?
356
- Chyba nie. Ja bym zszedł z tej bielizny. Przynajmniej na razie.
Masz Pensjonat. Je�li wywi��esz si�, to mo�e załatwi� ci zlecenia z Fabryki na
kuracjuszy?
- Znowu burdel?
- Eee – nie wiem. Ale chyba nie... To jeszcze nic pewnego...
No i wróciłem do Pensjonatu na Mazury. Wzi�łem ze sob� ksi�gow�.
Remont si� ko�czył. Mój milicjant od rana chodzi na ba�ce, ale upijał si� dopiero
wieczorem, po robocie. Stary dziad z niego, zrz�dliwy, ale to dobrze, bo siedzi
budowla�com na karku. Pałac mam taki, jak chyba tylko ko�cioły potrafi� jeszcze
lepiej wyszykowa�. Nawet �ciany poci�gn�li gipsow� szlicht�, aby były gładkie jak
lustro. Tak� szlicht�, to tylko przed wojn� kładziono - jak mawiał nieboszczyk
minister – za nieboszczki Rzeczpospolitej. On to mówił dopiero na staro��, gdy ju�
go szurn�li z tego rzemiosła. Zasłu�ony był człowiek, bronił rzemiosła pazurami
przed dogmatykami! Kraj wiele mu zawdzi�cza. Przecie� byłoby jak u sowietów,
albo w Czechosłowacji – z braku prywatnych szewców ludzie sami by sobie buty
reperowali!
Na pierwszego lipca ostatnie meble, wszystko za gotówk� odrzuty z
eksportu – najwy�sza jako��, jedynie tu, czy tam zadrapania, lub kawałem okleiny
si� odczepił i odbiorca z Zachodu zakwestionował – zostały ustawione. W
budynkach pierwotnie pomy�lanych jako stajnie, te� miałem dwadzie�cia siedem
pokoi z łazienkami. Szerzej zatrudniłem ludzi z pegeeru. Dyrektor – ci�gle ten sam
– krzywo na mnie patrzył, lecz wyja�niłem mu, �e teraz nie b�d� si� separował i
dzi�ki temu on u go�ci b�dzie mógł wiele załatwi�.
Bar poprowadziła mi taka dziewczyna - Olga - po rusycystyce, ze wsi.
Studiowała w Gda�sku, ale tam nie dostała mieszkania, wi�c wróciła i groziło jej, �e
zostanie nauczycielk�. Sprawdziłem przez Zygmunta – nie było przeciwwskaza�.
Wprawdzie okazało si�, �e ona jest z rodziny ukrai�skiej, ale mi to wisi, a Fabryce
357
wida� te�. Pomaga� miała jej młodsza siostra. Zaopatrywa� w spirytualia i w takie
tam ró�ne b�d� ja. Co� trzeba jednak robi�.
Na otwarcie zakładu chciałem zaprosi� tłum ludzi z Fabryki, �eby
pokaza�, �e ci�gle �yj�, ale odradzono mi. Po prostu – bez �adnych skierowa�
fabryka wykupiła u mnie komplet miejsc po cenach hotelowych. Zaopatrzenie nadal
miałem bra� z olszty�skich Konsumów, albo sk�dkolwiek, co oznaczało zielone
�wiatło dla interesów z tat�.
Ojciec sam ju� nie woził, bo troch� zapłacił i po prostu został gminnym
prezesem geesu. Tak było łatwiej. Bielizn� nadal szyli, ale rozprowadzali mi to
swoimi kanałami w�glarze. W�giel i bielizna damska – to mo�e by� tylko u nas.
Z nimi zreszt� zrobiłem jeszcze inny interes. Brat mojego w�glarza jest
bystrzak, wi�c pusta hala, w której nie zaistniała fabryka komputerów, poszła w r�ce
moich remontowców z kieleckiego i w trzy miesi�ce, na pierwszego wrze�nia ma
tam by� dyskoteka. Pozwolenia załatwiłem zadziwiaj�co łatwo - jednak nadal mnie
ceni�. Ja jestem wła�cicielem, a ten Maniek - brat w�glarza, moim kierownikiem.
Kierownikiem artystycznym zrobiłem Piotrusia pod warunkiem, �e nie zobacz�
�adnego szulera i �adnego pederasty z wyj�tkiem góra jednego chłopca dla Piotrusia.
Tyle na mnie utargował. No i w ten sposób Piotru� b�dzie kontrolował Ma�ka i
odwrotnie, a ja nie musze sobie suszy� głowy. Gorzał� b�d� ja im dowoził –
kupowa� b�d� w Pewexie i co najwy�ej jeszcze od taty. Przydziały alkoholu na
gminy s� teraz sztywne, artykuł zrobił si� ni st�d ni z ow�d deficytowy, ale po co ma
mu si� ludno�� rozpija�?
Wszystko to chamska prowizorka – betonowe podłogi hali po prostu
pomalowało si� na olejno, �ciany te�, troch� kiepskich stolików i ławek ze Stopnicy,
no i sporo kasy na elektronik�.
W Pensjonacie od razu zacz�ł si� ruch. Jak rozumiałem, mieli tu
przyje�d�a� esbecy ze swoimi informatorami, aby wypoczywa�, albo my�le� nad
nowymi akcjami, a tu nie - zwalili si� esbecy z rodzinami, jakie� dmuchane koła
gumowe, kiełbaski przy ognisku, rano na �niadanie kawa zbo�owa z mlekiem. No
358
istne cuda wianki – par� miesi�cy min�ło, a ja zamiast zbroi� ruskie dywizje
pancerne w komputery pokładowe czołgów wysłuchiwałem �ali, �e czyje� dziecko
przez dwa tygodnie tylko pół kilo przytyło. Gdyby matka tego bachora nie była córk�
znanego mi pułkownika, to zwyczajnie naplułbym jej w lico.
Ale ju� w lipcu wybuchły pierwsze strajki i oficerów zrobiło si� jakby
mniej. Za to rodzin jeszcze przybyło. Od pocz�tku sierpnia to ju� po prostu �adnego
faceta nie było. Wszystkie te �ony, córki i matki takie jakie� niena�arte łaziły, �e im
w ko�cu poradziłem, �eby poszły do pegeeru popatrze�, jak tam pegeerusy pracuj�.
Pomysł był dobry, bo w pegeerze robili akurat pota�cówk�. Całe stado g�si wyszło z
Pensjonatu i chyba niejedna wróciła stamt�d zapłodniona przez zdrowych fizycznie,
cho� mo�e niezbyt sprawnych umysłowo robotników rolnych. Je�li m��ulkowie si�
nie połapali i nie oddali do skrobania, to całe �ycie hodowa� b�d� latoro�le jakich�
półmózgich buraków.
Jednak dwudziestego pierwszego sierpnia dostałem jeden telefon, a mam
teraz tylko normalny cywilny telefon i w ci�gu jednego dnia – won – wszystkich
wywaliłem. Autobusy pekaesu podjechały pod bram� pensjonatu i zgłupiałe rodziny
płacz�c jechały. Bały si�, �e w kraju taka ju� rewolucja, �e na miejscu razem z
dzie�mi tłum ich zaszlachtuje. Ja im klaruje, �e przecie� rozmowy si� tocz�, a ich
faceci wła�nie co� szykuj� i zanim dojad� do domów, to ze stoczni kamie� na
kamieniu nie zostanie, wi�c nie musz� si� martwi�, tylko �miało jecha� w Polsk�, bo
Polska jest ich, a nie sił antysocjalistycznych, a one dalej w płacz. Dopiero, gdy im
powiedziałem, �e Wolna Europa podała, �e strajkuj�cy nie czuj� nienawi�ci do
czerwonych paj�ków, to zrozumiały i dawaj, tarabani� si� do wła�ciwych i
niewła�ciwych pojazdów. Pół godziny jeszcze trwało porz�dkowanie tego bałaganu,
bo idiotka z Cz�stochowy nie rozumiała, �e autobus do Wrocławia jest dla niej
lepszy, ni� do Katowic. Milicjant potem mi klarował, �e ona miała racj�, ale co mnie
to obchodzi – grunt �e w zgodzie z poleceniem wysłałem bab� z gnojami precz –
cho�by i na ksi��yc. Jako� sobie da rad�... Przecie� to wyj�tkowa sytuacja!
359
Która� wydra przed odjazdem gadała innym babom, ze ruskie nie
zostawi� nas na pastw� losu i jak trzeba b�dzie, to wkrocz�. Tyle to i ja wiem. Tylko
czy po intrydze tego dziada Przemyslidy to byłoby dla mnie dobre, czy złe?
Wszystko zale�y od tego, jak on mi te buty skroił i w co z jego gadania oni
uwierzyli. A tego nie wiem...
W miejsce dziatwy od kawy zbo�owej z miejsca zjawili si� oficerowie z
całej Polski, z jakiej� Piły, Szczecina, Warszawy i sk�dkolwiek, ale raczej z Polski
północnej, ze swoimi pupilami. Przyjechało kilku lektorów z Warszawy, z Akademii
Spraw Wewn�trznych. Były wykłady ogólne i zaj�cia indywidualne. Ja w tych
zaj�ciach nawet nie mogłem uczestniczy�. Oni nawzajem si� nie znali – tylko z
imienia, a zreszt� nie wiadomo, czy z prawdziwego. Ja te� ich nazwisk nie znałem,
ale jedynie stemplowałem delegacje wystawiane bez nazwisk, za to z piecz�tkami SB
z takiego, a takiego województwa.
No ale to czy owo si� słyszało. Szkolili ich na działaczy opozycyjnych.
Potem przyjechał taki chudy mały psycholog z Warszawy i dawaj – teraz ich w try
miga szkolili na działaczy zwi�zkowych. Jak w piekarni – jedni przyje�d�ali, inni
odje�d�ali. Olga pozornie nie miała roboty, tylko kaw� robiła w ekspresie i parzon�,
albo dawała coca – col�. Alkoholu nie było wolno. Nawet znajomym oficerom
odmawiałem. Był wyra�ny zakaz, wi�c si� do niego stosowałem. Tamci jednak
chyba ze wsi sobie przynosili, bo cho� nie wolno było opuszcza� o�rodka – znów
zjawili si� nadwi�la�scy – to wolno było pływa� na sze�ciu kajakach i sze�ciu
rowerach wodnych. No to tamci pod pozorem szkolenia na wodzie mogli dopłyn��
do brzegu i dawaj, na wódk�, bo piwa w ogóle nie było w całym dawnym powiecie.
Ale szkoli�, to te� szkolili si� na tym jeziorze. Po wodzie głos niesie i
niejedno słyszałem. Melancholijny po moich przej�ciach byłem, dziwnie si� czułem
maj�c tak mało zaj��, wi�c szw�dałem si� nad brzegiem, czasem nawet w�dk�
moczyłem w wodzie, ale co to za łowienie, gdy ja, nie to �e brzydz� si� robalami, ale
łowi� wol� na ciasto.
360
Tak wi�c oni dyskutowali o sposobach „przej�cia” strajków tam, gdzie to
si� udało. Albo – jakie plotki trzeba rozsiewa� przez agentur�, aby konkretnego
człowieka wybrano w jakich� wyborach, do jakich� komisji. Albo co wymy�la� na
człowieka, �eby go pogrzeba� w oczach ludzi. Tu okazało si�, �e najlepsze jest
rozpowszechnianie plotki, �e facet jest agentem. Natomiast zniech�cali do
plotkowania, �e kto� jest �ydem, bo to wcale nie musi zaszkodzi�. wiat si� ko�czy
– w partii, czy w policji �yd ma przer�bane, a u ludzi nie? Nawet o tym nie
pomy�lałem... Rozpatrywano wariant post�powania z kim�, kto miał córk� z
nie�lubnym dzieckiem, �e miała go wła�nie z nim – z ojcem i z dziadkiem
równocze�nie. Pomysł, tak pływaj�c na rowerze wodnym, uznali za dobry, bo szybko
si� rozniesie w�ród załogi, lecz nie byli pewni, czy ludzie uwierz�. A szukali
pewniaków, które od razu przynios� skutek. Wi�c chyba tego nie zagrali, cho� czort
ich wie... Inny wariant, ale to z kajaka – �eby porobi� odbitki faceta, jak rypie si� w
delegacji z jak�� kole�ank� z pracy, a w domu �ona i dzieci, lecz to mogło, zdaniem
rozmówców – tylko pomóc obiektowi, bo chodziło o jak�� hut�, czyli m�ski zakład
pracy.
A codziennie wieczorem było ognisko. piewali ró�ne takie
antysocjalistyczne i antyradzieckie piosenki, na przykład:
„Jedna atomowa, druga atomowa
i wrócimy znów do Lwowa”
albo uczyli si� na pami��:
„Bo�e co� Polsk� przez tak liczne wieki” i tak dalej.
Chodziło o to, by nasi ludzie znali piosenki, nie bali si� ich �piewa� i
�eby to �wiadczyło o ich nieskazitelnej wrogo�ci do socjalizmu i sojuszu z zeteserer.
Bo �e akurat tylko tym mo�na sobie zaskarbi� sympati� załóg pracowniczych
wielkich zakładów pracy, to w to nikt nie w�tpił.
Porozumienia gda�skie, moment podpisywania wszyscy ogl�dali�my w
salonie w telewizji. Sala była nabita. Wszyscy gło�no klaskali, cieszyli si�. Nie to,
�eby nieszczerze, w ramach pozoracji. Chodziło o to, �e tyle dni intensywnie si�
361
uczyli i gdyby nasi tak od razu tych warchołów rozp�dzili, to cała ta praca poszłaby
na marne. A wraz z ni� awanse, odznaczenia, gratyfikacje... No po prostu – był
wło�ony wysiłek ludzki i jak to cz�sto u nas – zmarnowałby si�. A cał� pul�
zgarn�łoby wojsko i jakie� zomo – zdaje si� – zmotoryzowane odwody milicji
obywatelskiej. No ale wszystko szcz��liwie si� sko�czyło i porozumienia podpisano.
Zaraz potem działaczy zakładowych wywiało, za to zjawiły si� zast�py nauczycieli,
naukowców, studentów, lekarzy i Bóg raczy wiedzie� kogo jeszcze. W ka�dym razie
lepsze towarzystwo – od razu w sprawie gorzały si� postawili, �e jak jej nie b�dzie,
to oni nie b�d� si� szkoli� i z Warszawy dostałem cynk, �e wódka wchodzi na bar,
ale płatna. Bo za kaw� i ciastka z baru osobno płaciła Warszawa i nawet interesowało
mnie, czy Olga nie robi czasem zbyt wielkich przekr�tów. �eby jej nie
demoralizowa�, to kazałem, aby wszystko w barze było płatne.
Ciekawa rzecz, �e robotnicy potrafi� zrobi� strajk, ale u nas to kupowali
gorzał� na lewo. Natomiast inteligenci, niby takie wymoczki, a tu pryncypialnie –
jeszcze chwila, a powołaliby do �ycia pensjonatow� komisj� strajkow�.
Aha – przysłali takiego byłego ksi�dza, który teraz pracował w esbe, aby
nauczył naszych inteligentów modli� si�. Ale to okazało si� prawie niepotrzebne,
cho� gro�ono, �e przeprowadz� egzamin. Były ksi�dz zreszt� si� upił i po trzech
dniach, gdy zacz�ł ju� całkiem bredzi� od rzeczy, zwyczajnie kazałem go odesła� do
jego miasta. Bo szkoleniem dowodził taki pułkownik z Bydgoszczy, za�
administracyjnie dowodziłem ja. Jako� tak wyszło. Walk� z siłami
antysocjalistycznymi organizował prywatny przedsi�biorca z tego tytułu, �e był
prawnym wła�cicielem obiektu! Gdy zdałem sobie z tego spraw�, to u�miałem si�
serdecznie!
Raz nawet przyjechał do mnie ojciec. Jako prezes spółdzielni
przywieziony został słu�bowym fiatem 132. Takiego oczywi�cie nie ma nawet
naczelnik gminy. W ogóle ojciec jako� porz�dnie zacz�ł wygl�da�. Sporty palił tylko
w domu, bo nawet w samochodzie kto� mógłby wyczu�, wi�c tylko Marlboro. A kl�ł
362
je jak jasna cholera. No ale inaczej mu nie wypadało. Przyjechał zastanowi� si�, czy
nie i�� na emerytur�, bo czas ju� min�ł i nie bardzo mu si� chce dalej tyra�.
- Wiesz – mówi – Bogda�ski mógłby wej�� na moje miejsce. Ja go
mam w gar�ci, chodzi mi jak zegarek.
A ja tego Bogda�skiego to znam i wiem, ze teraz chodzi, a jak b�dzie
potem, to nie wiadomo. Sam nie tak dawno przesiedziałem miesi�c w mamrze, o
czym rodzicom nawet nie wspomniałem. Oczywi�cie wyja�niłem im, � skala moich
interesów si� zmienia i �e wypada, abym robił co� innego, lecz bez szczegółów.
- Ludziom to tato nie wolno ufa�. Póki trzymasz ich za twarz, to
jest dobrze. Id� jakie� zmiany w kraju. Lepiej by� na posadzie.
Zmartwił si�, ale co było robi�. Przenocował. Zahaczył jeszcze o
rybaków, �eby troch� w�gorzy kupi�, takich na uw�dzenie i pojechał z powrotem. A
moja szkolona w o�rodku agentura ju� plotkowała, �e mój ojciec jest nowym
sekretarzem partii w jakim� województwie, tylko nie mogli ode mnie wydusi�, w
którym?
Od połowy wrze�nia Pensjonat jednak wyludnił si�. Po kilkunastu,
czasem tylko kilku ludzi było na miejscu. A� z pocz�tkiem pa�dziernika robota znów
ruszyła pełna par�. Teraz ju� nie miałem w�tpliwo�ci – szkolono aktyw, chyba
głównie oficerów esbe, do współpracy z wojskami radzieckimi. A zatem – sprawa
była przyklepana – nasi musieli wiedzie�, jak si� zachowywa� wobec ruskiego
wojska. Rosyjskie słówka, poprawna wymow�, to nawet z Olg� �wiczyli nad
„Starowinem Lubuskim”, bo był najta�szy – jedyna polska wódka, jaka dawało si�
jeszcze kupi� cho�by i w Pewexach. Dla lepszych go�ci miałem jeszcze par�
kartonów �ubrówki z syropem jabłkowym. Nie to, co prawdziwy sok jabłkowy, ale
zawsze... Do �arcia te� były najcz��ciej parówki, jajecznica, kurczaki i inne
badziewie. Cały kraj mówił, �e lepsze gatunki mi�sa i w�dlin zjada milicja, wojsko i
esbe, a u nas, cho� nie tak, jak u cywili, ale te� było cienko. Tylko masła i serów
twardych nie brakowało, bo nasi przejmowali dary zachodnie i co� z tym cholera
trzeba było robi�. Cał� piwnic� i strych zapełnione miałem workami z m�k�, cukrem,
363
sol�, pakami z herbat� – ale tylko luksusowe gatunki, no i papierosami. Trafił mi si�
tygodniowy przydział Marlboro na całe województwo, to wzi�łem. Na strychu ju�
miejsca nie było, a i tak dwie plbrzymie skrzynie z zapałkami kazałem wcisn��. W
listopadzie dostałem z Ostródy trzy tysi�ce puszek z szynk� po trzy i pół kilo chyba –
waga była w funtach i po angielsku, ale zrozumiałem, wi�c z baru sprzedawałem ile
kto chce z potrójnym przebiciem. Po szynkowej w Konsumach moje esbeki brali
całymi baga�nikami. To samo od jakiego� polskiego pułkownika elwupe – to
znajomy mojego milicjanta – siedem tysi�cy półkilowych puszek sowieckiej
tuszonki. Sprawdziłem – z Baranowicz – a jak�e! Masło to te� brali po �wiartce
wielkiego bloku – chłodno ju�, to si� w baga�niku nie rozpu�ci. Sery – takie prawie
czerwone – ameryka�skie – te� na cz��ci wielkich bloków brali. Znów, jak za
dobrych czasów specjalnie po �arcie przyje�d�ały do mnie słu�bowe samochody
tylko z kierowca. To co – pułkownicy i generałowie te� nie mieli innych doj��?
Z ko�cem grudnia szkolenie pod ruskich nagle si� sko�czyło. I znów
tylko na soboty i niedziele zapełniał si� o�rodek, a tak to puchy... Na �wi�ta
przyjechali wy�si rang� z rodzinami – ja na lewo par� �wi� kupiłem, jakie� dwa
cielaki. Mój milicjant wszystkie galanto zaszlachtował, po�wiartował, a tłumoki
kuchenne – tylko stara ju� nie �yła, jako� pozamieniały to na wyroby.
Zastanawiali�my si�, co zrobi� w Wigili�. Był pomysł, aby wyprawi�
tradycyjn� Wigili� z uszkami i z kol�dami, a nawet z opłatkiem. Grzybów kuchnia
nie miała, bo sk�d, ale z kapust� – prosz� bardzo. Tak chciały �ony moich go�ci, ale
dzieci nie – �e niby lepiej dyskotek�. Sami oficerowie nie wypowiadali si�. Wyszedł
kompromis – najpierw była kolacja, tradycyjna – ryb nie zabrakło – cho� nie z
naszego jeziora – ci�gle jeszcze, mimo zabiegów ichtiologów z Kortowa, rybki w
nim takie jakie� nie najlepsze.
A potem normalnie, dyskoteka dla młodszych i kto tam chciał, a reszta w
barze i po pokojach wódk� chlała. A wybór na �wi�ta przygotowałem najlepszy –
całe zapasy wystawiłem. O dwunastej w Wigili� z tego wszystkiego strzelano w
powietrze, całymi magazynkami słu�bowych tetetek. Pijani wartownicy zacz�li wali�
364
z kałachów i tylko jeden major zauwa�ył, �e burdel jest w kraju, gdy słu�ba
wartownicza nie przestrzega regulaminu. Okazało si�, �e wolno im było strzela�, ale
najpierw ostrzegawczo, a skoro nasza palba nie umilkła – to do nas. To zdaniem
majora byłoby w porz�dku. Natomiast strzały na wiwat z wartowni, to burdel, a nie
wojsko i w lepszych czasach całe to towarzystwo poszłoby pod s�d, na pokazówk�.
Przez dwa dni �wi�t starszyzna leczyła w barze ból głowy, a młodzie�,
gdy znów chciała hałasowa� dyskotek�, spacyfikowano metod� tradycyjn� – laniem
pasem przez tatusiów. Troch� ruchu na kaca im nie zaszkodziło.
Na te wczasy młodzi przywie�li sporo płyt – Olga je podczas �wi�t
przegrywała na kaseciaka. Ciekawa rzecz – były to same płyty angielskoj�zyczne i
kupowane w strefie dewizowej.
Nastroje w�ród kadry dowódczej nie s� najlepsze. Oni maj� nawyk nie
rozmawiania o sprawach zawodowych przy rodzinach, ale alkohol rozwi�zywał
j�zyki.
- Dryfujemy z pr�dem sił antysocjalistycznych. Nie mamy
inicjatywy. Nic nie proponujemy. A sytuacja dojrzewa do ruchu w te lub w
tamt� – biadoli tłusty jak beczka pułkownik – chyba z Rzeszowa.
- W t�, to ja wiem, ale w tamt�? – pyta si� warszawski major.
A przy stoliku siedzi jeszcze �ona rzeszowskiego pułkownika i kapitan,
ale bardzo jaki� wa�ny, z Poznania.
- To ju� wy w Warszawie musicie wiedzie�. Jasne rozkazy s�
potrzebne.
Po tym dictum major nabrał powietrza i z wa�n� min�, spo�ywszy kielich
soplicy, uniósł dło� z pustym kieliszkiem odchylaj�c mały palec:
- Radzieccy nas zostawili. Podobno papie�a si� przestraszyli. I
Amerykanów. Od nas domagaj� si� aktywnej walki, ale sami nie chc� wyj��
na ulice. A jak my mamy to zrobi�? Z kim? Moi podwładni cichcem, ale wcale
nie tak, �eby�my tego nie widzieli – na gwałt chrzcz� dzieci. Co oni sobie
365
my�l� – �e jak kontrrewolucja we�mie władz�, to chrzczonych zostawi� w
spokoju?
- Dajcie spokój, majorze – wł�cza si� kapitan z Poznania – jak
zaczniemy �ciga� naszych za te chrzciny, to nikt nam nie zostanie. To nie
sposób. Zewrze� szeregi mo�na tylko pilnuj�c, by zawsze pami�tali, �e jest
konfrontacja. Skoro władze polityczne o tym nie pami�taj�, to kto� musi...
Major nieznacznie wzruszył ramionami:
- Ale co nam to da, �e zetrzemy si� z dziesi�cioma milionami?
Radzieccy wtedy nam pomog�, załó�my, ale co – zrobi� ruch kadrowy.
Utracimy do reszty inicjatyw�.
Na to kapitan a� si� obruszył:
- Ja nie chc� straszy�, ale jaki b�dzie ruch kadrowy, gdy partia
poszuka kozłów ofiarnych? Pami�tacie, co było w pi��dziesi�tym szóstym?
Kogo rzucili na po�arcie?
- Wtedy wyselekcjonowali �ydów. A teraz �ydów u nas nie ma... –
wysapał tłu�cioch.
Po chwili dodał:
I chwała Bogu najwy�szemu!
- Pułkowniku – znajd� jakie� inne kategorie. Jak chcesz uderzy�, to
kij znajdziesz... – odparł major.
- Ja te� mówi� – zaparł si� major - �adnych gwałtownych ruchów.
Tylko co jaki� czas przypomina�, �e wrogów nie brakuje. Sytuacja w ko�cu
sama si� wyklaruje... Na naszych mo�emy liczy�. Wa�ne jest zatem, jaka
b�dzie postawa wojska. Rodzi si� pytanie – czy starczy im ideowo�ci?
W tym momencie zdecydowałem si� wyj�c z kieszeni flaszk�
hiszpa�skiego brandy i postawi� na stole. Tak naprawd� to było dla kapitana.
Obiecał mi cały zestaw przedwojennych �yrandoli z jakiego� pałacu – przerabianych
na �arówki, jeszcze przed wojn�, z takich na �wiece. Nie za darmo, ale raczej tanio.
366
- Zdrowie gospodarza – weszła mu w słowo, bo co� jeszcze chciał
powiedzie�, �ona pułkownika.
Lecz ja si� z tym nie zgodziłem i rozlewaj�c trunek do kieliszków z
szarmanckim u�miechem wezwałem:
- Towarzysze – zdrowie pi�knej damy...
**********************************************************
***********8
W kwietniu odbyła si� u mnie konferencja naukowa partyjnego zaplecza
intelektualnego. Sami partyjni naukowcy, ale tacy najwierniejsi. Jak si�
zorientowałem – po prostu współpracownicy. Dlatego te� wybór padł na moj�
placówk�.
Do udziału w obradach mnie nie dopuszczono, cho� nawet chciałem si�
wkr�ci�. Ostatecznie – jakkolwiek w tej chwili lepiej jest sprawy zbyt nachalnie nie
popycha�, to jednak mam otwarty przewód doktorski i przy najbli�szej okazji
politycznej spodziewam si� z dobrym skutkiem obroni� prac�. Podobno oryginaln�.
Tak wi�c zredukowany zostałem do roli zaopatrzeniowca, karmiciela i
takie tam. Naukowcy kl�li, �e nie mo�na zrobi� polowania, bo nie sezon i wyra�nie
popatrywali na wy�sze szar�e, które mogły nie bacz�c na przepisy wyrazi� zgod� i
nawet bro� udost�pni�. W Ła�sku podobno s� du�e zapasy broni my�liwskiej, a u
mnie i tak zameldowanych było tylko pi��dziesi�ciu, a pozostałych dowoziło si�
autobusem wła�nie z Ła�ska.
Przez dwa dni obradowali i pili tylko wieczorami. Bar miał obrót przez
cał� dob�, nawet du�y, ale dyskretny. Balanga była dopiero w niedziel� wieczorem.
Poniewa� na rynku były trudno�ci z mi�sem – po prostu w ogóle go nie
było, za to skup jako� był nieudolny i nie udawało si� chłopom oddawa� �ywca, wi�c
kupiłem cztery ponad stukilogramowe prosiaki. Przez cztery godziny piekły si� na
ro�nie pod laskiem i zapach był taki, �e skrócono obrady.
367
Jednak do konstruktywnych wniosków doszli. Uznali, �e trzeba odnawia�
parti� eliminuj�c kapitulantów ze struktur poziomych, najlepiej – wchodz�c do nich.
Utrzymywa� presj� unikaj�c skrajnej konfrontacji. Zabiega� o jeszcze wi�ksze
trudno�ci rynkowe i w ogóle, o nieregularne funkcjonowanie wszystkiego i wini� o
to siły antysocjalistyczne. Zreszt� słusznie – bez nich nikt by si� przecie� nie
wygłupiał. Obraz wroga na zachodzie nale�y ukazywa� we wła�ciwym �wietle
wskazuj�c na �rodowiska u wroga najbardziej patriotyczne, zachowawcze,
antysemickie na przykład, by podwa�y� opinie wroga w �wiecie, a swoja drog� w
przyszło�ci samych patriotów wykorzysta�. Kogo� przecie� trzeba b�dzie przyci�ga�
do nas... Ale wyst�pi� dopiero wówczas, gdy w obozie wroga nast�pi� wyra�ne i
ró�norodne podziały, a ludno�� b�dzie tak zm�czona, �e apatyczna.
Ale nowy premier nie spełniał pokładanych w nim nadziei. Dopiero na
jesieni z tego, co działo si� w pensjonacie mogłem wnosi�, �e wreszcie maj� jasn�
wizj� działania. Robota a� furczała. Z wielka nadzieja oczekiwałem zbli�aj�cego si�
przesilenia.
Martwiłem si� tylko o zasady funkcjonowania wówczas dyskoteki. Tak
bowiem było, �e ja miałem dochody z wyszynku – około dwudziestu tysi�cy dolarów
miesi�cznie – teraz ju� wszystko warto było rachowa� tylko w dolarach, a i tak
jeszcze pi�tna�cie tysi�cy dolców dostawałem ekstra. To była góra pieni�dzy! Te
ekstra pieni�dze były dla mnie – przeci�tnie pi��, sze�� tysi�cy i dla ró�nych takich z
esbe, �eby nie tylko nie utrudniali, ale wr�cz pomagali dociera� moim ludziom do
farmaceutyków, jak morfina, maj�cych charakter narkotyczny.
A wi�c dla mnie bardzo wa�ne było, czy w tych chwilach przełomu
działalno�� rozrywkow� da si� kontynuowa� bez zakłóce�, czy nie?
Na pocz�tku grudnia pan mecenas – poznałem takiego poprzez jednego z
moich go�ci i on wreszcie zacz�ł co� skutecznie działa� przy rejestracji firmy
polonijnej – zatelefonował, �e wreszcie jest decyzja, ale to jeszcze tam trzy tysi�ce
dolarów ekstra b�dzie kosztowa�. Za to do profilu działalno�ci udało mu si� wcisn��
368
wszystkie te bran�e, o jakich tylko udało nam si� podczas pierwszej rozmowy
pomy�le�. Była okazja do snucia planów.
Przypuszczałem, �e hasłem do akcji b�dzie zastrzelenie papie�a. W maju
si� nie udało i trudno. Ale ju� było wiadomo – po pierwszym słomianym zapale
ludno�� popadłaby w apati�, której tak wyczekiwał major podczas �wi�t Bo�ego
Narodzenia. Oczywi�cie zadanie nie było łatwe, jednak troch� tak, jak kibic wierzy w
zwyci�stwo swojej dru�yny, ja liczyłem w perfekcyjno�� działania odpowiednich
słu�b radzieckich. Kto� mi w zaufaniu powiedział, �e wywiad izraelski, cho� jest
du�o mniejszy, to jest jeszcze lepszy. A to był kto� mo�e nawet z wywiadu, a w
ka�dym razie z fabryki.
Podobno u nas w kraju robi� usługówk� dla Amerykanów, bo stworzyli
siatk� z punktu widzenia ich własnej agentury – ameryka�sk�. Genialne! I nasi nic
wi�cej o niej nie wiedz�.
Mój dawny majster budowlany, ten, który stawiał mi Anin, został
członkiem biura politycznego. Taki patentowy kretyn! Nasze słu�by, one go musiały
wylansowa�, trafiły w dziesi�tk�! Ja naprawd� nie znam wi�kszego idioty! Je�li im
kazano znale�� półmózga, to przesadziły – przecie� go�� nie ma �adnego zwoju
mózgowego...
Miałem takie dziwne uczucie, ze kraj �ył w jakim� szale�stwie, a ja tym
czasem robiłem konkretne rzeczy. Na przykład szef milicji jednego z wi�kszych
miast mazurskich wspomniał mi, �e zakłady spirytusowe mog� nie wykona� planu,
bo nie maj� opakowa� szklanych i nie mog� skonfekcjonowa� swojej produkcji. Ja w
takiej sytuacji w porozumieniu z Zygmuntem, za ci��kie pieni�dze, załatwiłem
faktury zamówie� i przelewy na fabryk� elektroniczn� i dawaj – kupiłem sto
dwadzie�cia beczek po 80 litrów spirytusu rektyfikowanego. Je�li uwzgl�dni� ró�ne
koszta osobowe, ł�cznie z ci�gnikiem z przyczep� z pegeeru, to mi to wyszło po
około dwadzie�cia złotych za litr. Chłopaki z Anina od skupu odkupili butelki, z
warszawskich zakładów spirytusowych odkupili na lewo jeszcze wi�ksz� ilo��
surowych kapsli, a jeden �lusarz sam pomy�lał i zrobił r�czn� kapslownic�.
369
Potem tylko �ci�gn�łem czterech chłopaków z Anina, takich mniej
gadatliwych i pod kierunkiem milicjanta przyst�pili do pracy. Na moim polu, a mo�e
na polu milicjanta, przylegaj�cym do lasku, w którym jest pensjonat, stoj� dwie
poniemieckie, troch� si� ju� sypi�ce stodoły. Te stodoły stoj� w szczerym polu, gdzie
tylko perz ro�nie, wi�c postawiło si� jaki� płotek.W jednej stodole zwalili�my beczki,
a w drugiej zrobili�my mieszalnie. Butelki myli�my w baliach do prania. Brak
bie��cej wody stanowił trudno��. W wolnej beczce mieszało si� na oko, ale bez
oszustw, spirytus z wod�, aby uzyska� czterdzie�ci procent i to wszystko. Na razie
nie mieli�my etykiet. Potem i etykiety si� znalazły – trzeba było pilnowa�, �eby
naklejali równo. Nie było to proste. Przymrozki si� zacz�ły. W ka�dym razie interes
si� rozkr�cił. Od pocz�tku grudnia co dwa dni przyje�d�ał na lewo wynaj�ty Star, ale
z papierami i zabierał urobek. Transport był podejrzany, bo butelki były w
samochodzie luzem i to ustawione pionowo, bo zbyt wiele by przeciekało. Jednak
bałagan w kraju był taki, �e milicjanci z drogówki, gdy zatrzymywali i okazywało
si�, ze papiery s�, to niczemu si� nie dziwili, tylko po flaszce na twarz brali.
Kierowca z konwojentem w zamian domagali si� pustej butelki, któr� stłuk�, �e niby
s� rozliczani z tego. Zwykle milicjanci w wozie mieli takie dobro. Jak nie, to
wypijali na miejscu i ju� po minucie zwracali szklane opakowanie.
W Warszawie była posucha na alkohol. Do Anina, do mojej dyskoteki,
gdzie nie do��, �e była na okr�gło gorzała, ale jeszcze mo�na j� było kupi� bez
zak�ski w dowolnych ilo�ciach, cho� oczywi�cie z narzutem, odbywały si� całe
pielgrzymki. Nyska towaru na wesele pojechała nawet do Sochaczewa! To jednak
było podejrzane. Dlatego wymy�liłem, �e moi chłopcy z Anina musz� stworzy�
własn� sie� melin.
W przewidywaniu jeszcze gorszych dla pijaków czasów kupiłem od
geesu w Kielcach niesamowite ilo�ci alkoholu na rachunki dyskoteki. Wszystko to
zwalałem w mojej willi. Gdyby jakim� trafem wybuchł po�ar, to bł�kitny płomie�
poszedłby prostu ku niebu! Na t� gorzał� pobrałem nawet zaliczki w esbe na przyszłe
wykorzystanie mego lokalu. Brakowało mi ju� złotówek, bo przecie� z dyskotek�
370
rozliczałem si� wła�ciwie tylko w dolarach, nawet za wyszynk a zielonych w
trudnych czasach wolałem nie wydawa�. A ju� w ogóle wi�kszych nominałów – od
dziesi�ciu dolarów w gór�.
Tak wi�c dziesi�tego grudnia, zm�czony jak pies wracam do Pensjonatu,
a tu okazuje si�, �e wjecha�, to tak, mog�, ale nie wyjecha�.
- Taki rozkaz – szczekn�ł komendant posterunku, który przecie�
zwykle z r�ki mi jadł.
Wzruszyłem ramionami. W Pensjonacie tym czasem tłok, a� byłem
zdumiony. Mnóstwo esbeków i ich pupili. Wyszynk formalnie jest wstrzymany, ale
całe towarzystwo a� bucha spirytusem. Okazało si�, �e taki major, którego dobrze
znałem, najpierw wszelkie zapasy opiecz�tował, opisał, nawet butelki w moim
prywatnym barku, zakazał sprzeda�y Oldze, a potem sam zgłosił si� do mojego
milicjanta, �eby mu „duchem załatwi� dwie flaszki”. Major formalnie został
komendantem merytorycznym, czy jak, tego nadzwyczajnego szkolenia.
Od tej chwili w pokoju milicjanta, w oficynie, urz�dował taki stró� z
pegeeru i w zamian za połówk� z rana i połówk� z wieczora wraz zagrych� na
okr�gło wydawał produkty ze stodoły po dwie�cie pi��dziesi�t złotych. Narzut dały
szelmy wy�szy, ni� w dyskotece! Ale nikt nie protestował! Stró� spał po trzy mo�e
godziny na dob�, ale – jak mówił:
- Ja jestem taki, �e jak mam wódk� i zak�sk�, to spa� nie musz�...
Chwil� pomy�lałem i z baru wycofałem papierosy przerzucaj�c je te� do
stró�a. Oczywi�cie z nowa cen�. To te� nikogo nie zdziwiło. Skoro pa�stwo na
swoich produktach potrafi da� now� etykiet� z now� cen�, to ja nie musiałem
zmienia� etykiet!
Nikt mi nic nie mówił, ale wszystko wiedziałem. Gdy w telewizorze
mówiono o spotkaniu Jaruzelskiego z Glempem i Wał�s�, to wszyscy tylko si�
rechotali. Jaki� porucznik z Grudzi�dza – znałem go – pyta mnie:
- I co – kochany kierowniczku – uda si�, czy si� nie uda?
371
- Co ma si� uda� – wzruszam ramionami, bo tamten wyci�ga
flaszk� z tym gównem ze stodoły i chce mnie tym faszerowa�.
- No jak to co?
- No wła�nie – co?
- Zamach, panie kierowniczku, zamach... Z czołgami pójdziemy na
naród, bo pobł�dził. Naród nawet pod g�sienicami jako� b�dzie �ył, wi�c my
mu szkolimy przywódców. Na gwałt. Przyszedł rozkaz, �eby bra� na
szkolenie, a Zenek akurat jest na rybach, pod lodem sobie łowi, to jego strata.
Szkolony jest – okazuje si� – na przywódc� – Janek, bo siedział w domu i
bimber p�dził... B�dzie dobrze! Napijmy si� kierowniczku!
Anin o aferze, do�� ogl�dnie i ojca – dosadniej – poinformowałem
poprzez milicjanta. On i tak wychodził przez płot do stodoły, za ka�dym razem –
wytrzymały staruszek – przynosz�c plecak i dwie siatki butelek. Całe to towarzystwo
piło na umór, a chyba i na zapas kupowało... No to poszedł do sołtysa i stamt�d
zadzwonił. Czy oni zrozumieli, co i jak to tego jednak nie wiedziałem.
Rano trzynastego w pensjonacie było pusto. Tylko major był ju� w takim
ci�gu, �e spał na okr�gło i tylko co par� godzin budził si�, wzywał dzwonkiem
pokojówk� i ona przynosiła mu w szklance setk� wódki i wystudzon� herbat�. Bez
lito�ci dla załogi zarz�dziłem generalne sprz�tanie. Telewizor z przemówieniem
Jaruzelskiego dałem na cały regulator, ale co kto� chciał si� zatrzyma� i popatrze�, to
goniłem! My�lałem, �e generał b�dzie mówił o masowych rozstrzelaniach i o
wywózce na Sybir, wi�c chciałem unikn�� niepotrzebnych spazmów.
Ciekawe, czy internowani rzeczywi�cie s� w wi�zieniach, czy od razu
poszli do piachu?
Ja to bym si� nie spieszył... Rozstrzela� mo�na tylko raz, a wskrzesi�
ludziska si� nie daj�. Czy nasze generały o tym my�l�? Pinochet rozstrzeliwał i teraz
ma kłopoty. Cały �wiat si� go czepia, a szczególnie pa�stwa naszego obozu.
Rechotalismy, bo o tym mówił, podczas narady intelektualistów, taki jeden, chyba
chemik?
372
Trzynastego wieczorem kl�łem w �ywy kamie�, �e nie wolno porusza�
si� po drogach. Paliwo miałem, ale nie miałem pozwolenia od komisarza. Nawet nie
wiedziałem, kto to jest? Nast�pnego dnia planowałem pojecha� do gminy i cos si�
dowiedzie�. Tak czy inaczej, najpierw musiałem zajrze� do Anina, a potem do
rodziców.
Pod wieczór wzywa mnie do swojego pokoju major. Jego stan jest
dramatyczny – wygl�da, jakby dogorywał. Le�y w łó�ku, chyba �ygał i płacze...
Płacze i mówi:
- Nie mam �adnych rozkazów, Ale wydaje mi si�, �e trzeba jecha�
do Warszawy. Wy macie legitymacje słu�bow�?
Ja oczywi�cie ci�gle mam, co roku przedłu�an�, star� moj� legitymacje
na lewe nazwisko, ale nie wiem, czy w stanie wojennym mog� si� ni� posługiwa� i
czy w ogóle powinienem o tym wspomina� majorowi:
- To jest bardziej skomplikowana sprawa, a czemu majorze
pytacie?
- Mam słu�bowe auto, ale �le si� czuj� – zawie�cie mnie...
- Z tego, co mówi� w telewizji, to trzeba mie� pozwolenie od
specjalnego komisarza w gminie. Komisarza wojskowego...
- Cooo? – nieomal rykn�ł nagle reanimowany major - od
wojskowego? Zatankujcie mojego fiata i jeszcze dajcie kanister. Cholera wie,
co jest na drodze.
Wi�cej nie trzeba było mi mówi�. Kazałem przygotowa� dwa termosy – z
kaw� i herbat�, kanister z benzyn� i kanister z czystym spirytusem – tym mo�na
zahandlowa�, a w najgorszym razie wla� do baku – silnik powinien na spirytusie
poci�gn��. Do teczki wrzuciłem nagana. Bo cho� bro� kazali zda�, to jednak nie
wiem, czy mnie to dotyczy. A poza wszystkim na stałe zameldowany jestem na
Grzybowskiej. Anin formalnie jest lokalem towarzysz�cym budynków o
przeznaczeniu na działalno�� rzemie�lnicza. Wi�c jakby co, to jad� wła�nie zda�
bro�. W tej samej teczce mam flaszk� brandy i rewiduj�cy cho�by nie wiem co – w
373
takich czasach zechce wzi��. I sam b�dzie kombinował, jak ko� pod gór�, co z tym
fantem zrobi�?
Jechali�my noc�. Fiat majora, jak to pojazd słu�bowy, oczywi�cie był
felerny i słabo grzał. Major najpierw poci�gał ze swojej flaszki, któr� wyszabrował
od milicjanta i tylko ci�gle mówił, �e je�li przestanie pi�, to umrze na zawał serca.
Nie potrafiłem wykluczy�, �e umrze. Ale od nie picia?
Poprzedniej nocy na Warszaw� szedł jaki� garnizon z Mazur, mo�e nie
jden, bo na poboczu za�nie�onej szosy stały dziesi�tki, jak nie setki popsutych
czołgów, skotów, ci��arówek i gazików z marzn�cymi załgami. Wzdłó� szosy
je�dziły wojskowe stary i tym z zepsutych pojazdów �ołnierze z platformy zrzucali
jakie� konserwy, suchary, �elazne koksowniki i kilka szufel koksu – tak wprost na
�nieg... To te� wzdłó� szosy wida� było rozpalone koksowniki i jak zmokłe wrony –
kul�cych si� przy nich �ołnierzyków. �andarmeria wojskowa – sk�d oni nabrali tylu
�andarmów? – ci�gle kontrolowała, ale legitymacja majora robiła swoje. Ja
podawałem t� legitymacj� – oni nawet nie porównywali fotografii z twarz� osoby –
miałem na głowie rusk� karakułow� uszank�, wi�c brali mnie za majora i dawaj –
salutowa�, zreszt� co najmniej niedbale.
Od Mławy majorowi sko�czyła si� wódka i molestował mnie, słusznie
przypuszczaj�c, �e co� tam jednak mam. Przed Pło�skiem zatrzymałem si� i na
mrozie chciałem przela� mu z kanistra do butelki, ale nie dawało rady. W ko�cu
wlałem tak dwie trzecie do kubeczka z termosu, reszt� zalałem kaw� i musieli�my
jeszcze z dziesi�� minut posta�. Heroicznie wytrzymał do Modlina. Tu nas zatrzymał
kolejny patrol, �ołnierz pokazał legitymacj� majora swemu zwierzchnikowi i ten
przyczłapał do nas. Kazał wyj��. No dobrze - wyszli�my.
- Aaa! Wszystko jasne. �ołnierz miał w�tpliwo�ci, bo wasz�
legitymacj� majorze pokazał wasz kierowca.
- Towarzysz kierownik był tak uprzejmy, �e te� cz��� trasy
prowadzi - odpowiedział mój pasa�er i to było chyba wszystko, na co go było
sta�, cho� od postoju pod Pło�skiem i tak si� o�ywił.
374
- Aaa... kierownik... - popatrzył na moje karakuły. Towarzysz na
narad�, do komitetu?
- Jakiego komitetu? – pytam.
- No warszawskiego – wy jeste�cie trzeci. Aktyw stołeczny si�
zbiera.
- Cholera – wracamy z Mazur – potrzebne jakie� przepustki?
- A wy z jakiego resortu?
- Spraw wewn�trznych – to jasne...
Major dodał:
- Mo�ecie nam wystawi� taka przepustk�, to wystawiajcie, nie
b�dziemy czasu traci�...
- Ja nie mog�. Mog� wam podbi� list, �e tam jedziecie. Nic wi�cej.
Zimno... – dodał, bez w�tpienia pij�c do aromatów rozsiewanych na mro�nym
wietrze przez mego towarzysza.
- Dajcie czyst� mena�k� – odpowiadam.
Do metalowego naczynia nalałem do pełna. Oficer zaprasza do siebie do
łazika. Wracam do samochodu po nagana – w stanie wojennym chyba nie wolno
rozstawa� si� z broni�. Gospodarz to widzi i ogl�da:
- Ładna sztuka, zabytkowa.
- Ostatnio działała.
Wchodzimy do �rodka. Mój major z pełn� powaga niesie mena�k�. W
�rodku jest ciasno, ale ciepło. Na stole l�duj� musztardówki.
- Za zwyci�stwo – toast wznosi wojskowy.
- Popijamy lan� do tych samych musztardówek, z metalowego
kanistra przymocowanego do rusztowania podtrzymuj�cego plandek�, herbat�.
Chłodn�, cho� jeszcze nie zimn�, słab� jak słomka i przesłodzon�.
Oficer rozło�ył na odwrotnej stronie skórzanej teczki meldunkowej mój
pistolet i czy�ci go.
375
- Lubi�, cholera, �eby bro� si� �wieciła, jak psu jaja... W
warunkach wojennych, to grunt. Wiecie, co si� dzieje?
- Tyle co z radia – wrogów pointernowano, a strajki si� łamie.
Ekstrema w odwrocie. Nasi rozwalaj� ich, czy tylko aresztuj�?
- Cholera wie, ale rozkazy mówi�, �eby unika� niepotrzebnego
hałasu. Ja my�l�, �e to b�d� jakie� koncentraki...
- Szkoda – zauwa�am – ludzie musz� zobaczy�, �e mamy sił� – po
Bierucie dwadzie�cia lat jeszcze pami�tali. Nowe pokolenie musiało przyj�� i
ich te� trzeba poduczy�...
- Przyjdzie rozkaz, to poka�emy, na co nas sta�...
- A wy co� wiecie – pytam?
Major, znów rozlewaj�c do musztardówek, a� prycha...
- Miała by�, cholera, garnizonowa gazeta frontowa, ale im si�
powielacz zepsuł, a mo�e zgubił? Burdel wa ma� na cztery fajerki. Z tego co
wiem od oficerów, do dziewi��dziesi�ciu pi�ciu procent sprz�tu wyjechało za
bram�, a ju� za bram� z holu zdj�li trzydzie�ci procent. Drugie trzydzie�ci
stan�ło po drodze. Stary na łysych oponach l�duj� w rowach i wypadek za
wypadkiem. Jakby ekstrema broniła si� na rogatkach, to nasi jeszcze
szturmowaliby Warszaw�. A gadało si�, �e Amsterdam, Hamburg i
Kopenhaga b�d� dla naszych. Ruski generał opowiadał, �e jak był na zwiadzie
w Amsterdamie, to tam jubilerski sklep z diamentami na sklepie z diamentami.
I to wszystko niby nasze. A my tam chyba na pancernych hulajnogach
mogliby�my dotrze�. Nawet w sucharach mamy manko – kwatermistrz sobie
tuczarni� �wi� zorganizował i �elaznym zapasem skarmiał... Teraz jak nic go
rozstrzelaj�. W warunkach wojennych nie maj� prawa inaczej...
- A ruskie wle�li?
- Ró�nie mówi� – jedni ich widzieli, a inni nie... Podobno nie, ale
s� tacy, co widzieli. Orzysz podobno cały obsadzili...
- Ale burdel – wreszcie przemówił major
376
- Czas nam rusza� – dodał, energicznie wyszedł z łazika i pierdz�c
okrutnie pu�cił na �nieg pot��nego pawia.
Majorowi afera nie była potrzebna, wi�c czy pr�dzej wypisał nam pismo,
wr�czył mi je razem z wyczyszczonym naganem i ruszyli�my.
Warszawa była jak wymarła. Godzina policyjna dobiegała ko�ca, ale ludzi
jeszcze nie było wida�. Tylko �ołnierze przy koksownikach i szybko je�d��ce
wojskowe i milicyjne pojazdy patrolowe. W gmachu komitetu stołecznego przy Alei
wierczewskiego za to �wiatło si� jarzyło. Tłum działaczy i troch� naszych stało i
siedziało w sali głównej, pl�tali si� po całym gmachu, na co� w napi�ciu czekali.
Szła jaka� akcja, czy co� tam i to musiało by� kluczowe dla rozwoju wypadków w
mie�cie. Jeszcze si� dobrze nie rozejrzałem, tylko mojego majora usadziłem w
fotelu, �eby spał, gdy do wielkiej sali kto� wbiegł i krzykn�ł:
- Towarzysze! W Ursusie zwyci�stwo. Zdobyli od razu! Mamy
Lipskiego!
- Urrra!
Po prostu wszyscy krzyczeli, ja te�. Nie gorzej, ni� po zdobyciu bramki w
meczu reprezentacji narodowej.
Zaraz potem wszyscy zacz�li si� rozchodzi�. Mój major spał. Poprosiłem
znajomego z Mi�dzylesia, �eby podrzucił mnie do domu. Zgodził si�.
Przeładowałem swoje rzeczy – kanistra z wódka ju� nie było – chyba w Modlinie
r�bn�li, wło�yłem �pi�cemu majorowi w kiesze� kluczyki i do domu. Nie musiałem
spa� na Grzybowskiej.
W Aninie zamiast pustego domu zastałem z pi�tnastu facetów jak w boga
patrz�cych w mojego Piotrusia. Nawet nie tak bardzo pijani, ale jako� tak
rozchełstani. Na szcz��cie do mojej sypialni, zreszt� podobnie jak do piwnicy i na
strych, gdzie trzymałem zapasy papierosów i alkoholi – pomieszczenia były solidnie
zamkni�te - nie włazili. Piotru� co� kr�cił, ale chwyciłem go za chabety i wy�piewał:
- To zboczki, prosz� pana magistra in�yniera. Oni te� si� boj�.
Teraz wszystkich aresztuj� i my tu si� schowali�my. Do dyskoteki ich nie
377
puszczałem przez cały czas – jak pan kazał. Ale teraz co miałem robi�? My te�
si� boimy...
- No... Nie jest �le... Znaczy... wszyscy si� boj�. Chyba si� uda...
Kazałem im równo z ko�cem godziny milicyjnej wynosi� si�, ale tak
naprawd�, to było mi oboj�tne. Cennych rzeczy nie ruszali. Gdy postanowiłem si�
umy�, wyszło szydło z worka – zu�yli prawie wszystkie moje pewexowskie
kosmetyki i �yletki. Pal ich licho..
Po tylu wydarzeniach ju� miałem zasn�� snem sprawiedliwego, gdy na
dole usłyszałem łomot. Zdenerwowałem si�, bo byłem pewien, �e jak do siebie
zawitała tu nowa horda wyznawców igraszek m�sko – m�skich, wi�c ju� w salonie,
id�c do drzwi, dwóch celowo potr�ciłem. Otwieram, a tu za drzwiami jaki� esbek,
nawet go znam, ale nie pami�tam sk�d, jeden milicjant i jeden taki o wygl�dzie
kosmity – cały w skórach, w kasku z goglami, wszystko to nabijane metalowymi
�wiekami, a szczególnie skórzane r�kawice.
Esbek mnie pyta, czy ja, to ja. Odpowiadam, �e istotnie, ja to ja.
- Czy posiadacie obywatelu bro�?
Odetchn�łem. Wprawdzie akurat naszych nie musiałem si� obawia�, ale
zawsze to lepiej jest wiedzie�, czego ludzie od ciebie w takiej sytuacji chc�?
- Tak, mam bro�, specjalnie po to, by j� zda�, przyjechałem przed
chwil� z Mazur.
Po chwili zastanowienia dodałem:
- Prosto z podró�y zd��yłem by� tylko w komitecie stołecznym i
dopiero co przyjechałem. Tych obywateli z wyj�tkiem mojego pracownika i
kilku osób widzianych przelotnie nie znam.
- Spokojnie, po kolei, do nich przejdziemy w swoim czasie.
Zaprowadziłem go do gabinetu, tamci dwaj zostali w salonie. Wr�czyłem
nagana, pozwolenie i spytałem:
- Jeste�cie pewni, �e nie powinienem tej broni zachowa�? Przecie�
ekstrema podobno szaleje na mie�cie.
378
On jednak moja uwag� zignorował i mozolnie zacz�ł chemicznym
ołówkiem wypisywa� jaki� blankiet. Potem na chwil� wyszedł do salonu i rzucił
swoim:
- Wylegitymujcie tych gagatków. I w ogóle ustalcie, co ich tak
du�o?
Wrócił do mojej sypialni, siadł w fotelu tak wprost, na moich gaciach i
skarpetkach.
- Nie za du�e u was zgromadzenie?
- Nie wiem, co to za ludzie, poza tym, �e s� to znajomi mojego
pracownika, obecnego tu Czere�niewskiego. Zapewniam, �e jest on zasłu�ony
dla Fabryki. Fabryka poprzez niego wła�nie kontroluje to �rodowisko. Tak
s�dz�...
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Nawet chyba nie chodziło mu o to, �e
ja takich spraw nie powinienem wywleka� w rozmowie z kimkolwiek – nigdy zreszt�
tego nie robiłem – co� mi si� pomyliło – ale o to, �e tak dziwne go spotykaj�
ostatnimi dniami przypadki.
- My ich wylegitymujemy, a zatrzyma� i tak nie mog�, bo jak –
wszystkie suki w akcji...
- �e te� macie czas, �eby po nocach �ci�ga� bro� od ludzi poza
wszelkim podejrzeniem...
Esbek jednak tylko wzruszył ramionami.
Przeszedłem do gabinetu. Esbeka a� poderwało, �eby pobiec za mn�.
Otwieram barek – wsadził tam nerwowo nos, jakby si� bał, �e trzymam tam
pancerfausta, ale oczywi�cie na widok baterii trunków całkowicie si� rozkleił.
Zm�czony byłem, sytuacja była nadzwyczajna, wi�c niech tam, rozlałem
do kieliszków porz�dne porcje bardzo starego Bisquita, takiego po sze��dziesi�t
dolców za butelk� w Pewexie. Podobno na Zachodzie taki kosztuje dwie�cie dolców.
No ale psi� słu�b� ma chłopak, niech popróbuje dobrego. Mnie te� zreszt� troch�
suszyło po spirytusie w Modlinie.
379
Esbek waln�ł od razu cało�� porcji, tak z osiemdziesi�t gramów i
energicznie wyszedł do salonu:
- Tylko dokładnie mi ich sprawdzi�, przepyta�, co za cudaki, a...
docisn��, jak trzeba, te� nie zaszkodzi. I nie przeszkadza�...
Wrócił i wida�, �e chce jeszcze. No to nalałem mu Maxim’a, za to do
pełna. Przypomniałem sobie, �e w lodówce barkowej były ze trzy butelki coca – coli.
Zajrzałem – były, wi�c dwie wzi�łem i do tego kryształowe szklaneczki.
Nie chciało mi si� gada�, ale co� trzeba w takiej sytuacji mówi�:
- Du�o jeszcze dzi� takich wizyt?
Tamten dopił i dopiero wzruszył ramionami:
- Co mi ka��, to ja robi�. Na razie staram si� nie zasypia�.
- Uda si�?
- No najwy�ej zasn�...
- Ja nie o tym – czy... – nie wiedziałem, jak nazwa� zamach, wi�c
ostatecznie powiedziałem – stan wojenny powiedzie si�?
- Musi. Bo albo peerel jest nasz, albo ich. Nie damy si� do ruskich
wyp�dzi�. Jeszcze par� instrumentów mamy w zanadrzu...
Po chwili jednak zorientował si�, �e teraz to on chlapn�ł niepotrzebnie,
wi�c zamilkn�ł. Ja poszedłem do barku i przytaskałem reszt� Maxima na stolik.
Tamten w milczeniu sobie nalał pełn� kryształow� koniakówk�, wypił, wstał,
wyszedł do salonu i po chwili w jego miejsce wszedł do �rodka kosmita.
- Co do cholery – we własnym domu na chwil� nawet mnie nie
spuszczaj� z oka?
Tamten wrócił z innym cywilem, rozespanym – pewnie koleg� �pi�cym
w samochodzie.
- Pocz�stujcie obywatelu i tego funkcjonariusza...
- Pal was licho – my�l� – kład� na stół nowy kieliszek ze szklank�,
ale niech obsługuj� si� sami
380
Esbek nalał najpierw mi, a potem koledze i sobie. Flaszka si� sko�czyła.
Wypili, gdy ja jedynie umoczyłem usta. Miałem na dnie jeszcze Bisquit’a, który
został wymieszany z ordynarnym Maximem.
Tamci waln�li, jak ze szklanki, strz�sn�li jak musztardówki po bimbrze i
odezwał si� mój esbek:
- Obywatelu, na rozkaz moich przeło�onych mam was zawie��
celem podj�cia dalszych czynno�ci.
- Co jest, cholera – zmobilizowa� mnie chc�? Nigdy nie byłem w
słu�bie czynnej, nawet w wojsku...
- Nam si� nie tłumacz�. Jest rozkaz, to wykonujemy.
Wsiadamy do fiata. Wzi�łem ze sob� szczoteczk�, bielizn�, jakie�
pieni�dze, a nawet termos, zreszt� pusty. Kto wie, co si� przyda?
Najpierw jedziemy na most Poniatowskiego, czyli normalnie, cho� lepiej
byłoby przez łazienkowski. Ale na wysoko�ci komendy na Cyryla i Metodego
skr�camy na północ. Walimy przez Prag�. Miasto jako� o�yło. Ludzie snuj� si�, lecz
nie ma ich wielu. Dochodz� do wniosku, �e jaki� sztab zorganizowano na Bródnie, w
stanie wojennym nie maja alkoholu, wi�c chc� mnie zmobilizowa�, bym si� tym
zaj�ł. Przepisy przepisami, ale kto� musi zabezpieczy� sposoby ich obchodzenia. Bez
sensu! Ja przecie� mam powa�ne interesy na głowie!
Na rondzie przed Stalingradzk� przypominaj� sobie, by nasadzi�
magnetycznie przyklejaj�cego si� do karoserii koguta. Milicji i wojska na
Stalingradzkiej niesamowite ilo�ci. Jakie� kolumny czołgów, skotów, jeden nawet na
poboczu le�ał kołami do góry, a przed bram� szkoły na Gol�dzinowe wystawili
posterunek z autentycznym ci��kim karabinem maszynowym. FSO wygl�da na
obl��on�, jak jaka� wroga twierdza. Na płotach ponasadzane transparenty
„Solidarnosci” i inne wrogie emblematy, na przykład portrety papie�a. Nas tylko raz
zatrzymali, ale na widok przepustki potwierdzaj�cej zasadno�� koguta machn�li r�ka.
Kierowca w �niegu o mało nie wjechał pod ruszaj�cy wła�nie, zreszt� z wielkim
hukiem – czołg. Jako� jednak wywineli�my si�, po chwili zajechali�my przed
381
nieznany mi kompleks pawilonów za wysokim betonowym płotem. Okazuje si� –
wi�zienie na Białoł�ce. Rzezywiscie – nie�le wymy�lili – miejsce postoju sztabu nie
jest łatwe do zdobycia, a i dezerterzy, je�li si� trafi�, nie b�d� mieli łatwego zadania.
Przed brama stra�nicy. Mój podchodzi do stra�nika, pokazuje jakies papiery i tamten
naciska dzwonek. Brama si� otwiera, wje�d�amy i od razu stajemy. Mój esbek
podchodzi do kolejnego stra�nika i znów macha tymi papierami. Wraca, prosi, bym
wyszedł, prowadzi mnie do dwóch stra�ników, oni mnie przejmuj� i prowadz� do
�rodka. Tam jaki� sier�ant słu�by wi�ziennej patrzy na mnie jak na kotlet –
wprawdzie apetyczny, ale ju� nie pierwszy tego dnia na talerzu.
- Chc� rozmawia� z waszym przeło�onym – mówi� do niego, bo
jestem jednak zdezorientowany.
- Z przeło�onym kurwa! Jeste�cie internowani! Od teraz ja jestem
waszym panem bogiem! St�d ju� kurwa nie wyjdziecie. Albo was
wychu�damy, albo kurwa - doktorem murkiem. Tak czy tak do piachu...
Byłem bardzo zm�czony. Popadłem w jaki� letarg. Zabrali mi pasek,
sznurowadeł we włoskich butach na zamek nie miałem, za to zdj�li krawat. Wr�czyli
jaki� koc, po�ciel z papieru �ciernego barwy szarej i przeprowadzili korytarzem
mi�dzy szpalerem funkcjonariuszy z tarczami i pałami szturmowymi. Tylko jeden
mnie zdzielił, zreszt� niezbyt mocno. Wpadłem do otwartej celi. W �rodku było ju�
pi�ciu osadzonych. Okazało si� – te� internowani. Wła�nie jedli �niadanie: chleb,
kawa z bromem i po trójk�ciku sera topionego – dobro całkowicie w kraju
niedost�pne. Podzielili si� ze mn� swoimi porcjami. Ja machinalnie zjadłem, co mi
dali. Pytaj�:
- Z jakiego zakładu?
Nie od razu zrozumiałem. Wreszcie załapałem:
- Prywatna inicjatywa... rzemiosło... mo�na powiedzie�...
Kto� w tym czasie, widz�c mój stan, powlókł mi po�ciel� koc i poduszk�,
chyba z mielonej cegły. Waln�łem si� na wyro i zasn�łem snem sprawiedliwego. Jak
kamie�.
382
Mili ludzie, ci ekstremi�ci. Nastroje mamy pod psem. Wiadomo�ci tylko
te, które nadaj�, chcesz czy nie, z gło�nika – kołcho�nika zawieszonego w celi. Jest
oczywiste, �e to same kłamstwa. Jednak powoli sytuacja si� klaruje, dla moich
nowych towarzyszy nie najlepiej.
Ja nie mam do tego stosunku emocjonalnego. Przypuszczam, �e wsadzili
mnie tu po to, bym był kapusiem. Idea mo�e słuszna, ale ja nie jestem taki prosty
kapu�. Mam wa�niejsze rzeczy do roboty. Gdy mnie wezw�, abym kapował, to po
prostu odmówi� – oka�� si� nieu�yteczny i mnie wypuszcz�.
Gdy inni osadzeni pytaj� mnie, z jakiego tytułu mnie posadzili, to w
zgodzie z prawda odpowiadam, �e nie wiem. Powiadam, �e jestem wła�cicielem
pensjonatu i dyskoteki, człowiekiem nawet nie najbiedniejszym, a z polityka nie
mam nic wspólnego. Ustroju, powiadam, nie lubi�, ale kto lubi?
- W normalnym ustroju, jak człowiek ma kiepełe, to mo�e do woli
si� bogaci�. A u nas... jedynie boi si�, �e zaraz mu wszystko zabior�.
Zdaje si�, zacz�li mnie uwa�a� za cwanego w interesach �yda, to za to
słowo „kiepełe” – okazuje si� – z j�zyka �ydowskiego, albo te� za szpiega
ameryka�skiego, któremu nic nie potrafi� dowie��, rozwali� cichcem nie chc�, wi�c
internowali. Mi to nie przeszkadza. �ydzi i tak rz�dz� �wiatem, wi�c �aden wstyd
by� na tym �wiecie �ydem, a szpieg ameryka�ski? Oho! Tak da� nog� do Ameryki i
zacz�� wszystko od nowa – zainwestowa�, co tam człowiek uciułał, w jaki�
normalny biznes!
Póki sa ruskie, to w tym kraju przecie� nic si� nie zmieni. A jak si�
zmieni, to trzeba b�dzie wła�nie do ruskich ucieka�! Co za fatum? Człowiek z
takimi talentami jak ja, w kapitali�mie byłbym nababem, skazany jestem na �ycie w
por�banych systemach.
�eby chocia� z góry mo�na było co� zainwestowa� w tej Rosji, cho�by
kupi� jaki� po tatarski dom w Teodozji i na wszelki wypadek go wyszykowa�! To
383
człowiek czułby si� troch� bezpieczniejszy. Ale gdzie tam – teraz to nie jest
mo�liwe. Tam te� musieliby obali� komunizm. A jakby chcieli go obali�, to dawno
by to zrobili. Naszych Polaków, to straszy si� ruskimi i bajzel si� toczy. Ale którymi
ruskimi straszy si� ruskich? Sami siebie? Mój Bo�e, przecie� u nas ani godziny nasi
by nie rz�dzili, gdyby nie pewno��, �e ruskie wjad� swoimi czołgami.
Cho� – czy nie pozwol�? Kiedy� Przemyslida wspominał, �e ruskie s�
pragmatyczni i nawet gotowi byliby w skrajnej sytuacji odda� władz�
Wyszy�skiemu, lecz za gwarancje, �e w razie kryzysu mi�dzynarodowego nie b�d�
zagro�one linie komunikacyjne z enerde. Ale takich gwarancji Wyszy�ski nie mógł
im da�. A nasi daj�, �e jakby co, to utopi� ludno�� we krwi, tak �e nikt nie strzeli do
ruskiej lokomotywy, bo ju� nikt taki nie b�dzie �ył.
No ale nasi co� słabi. Na Białoł�ce wiemy ju�, �e FSO spacyfikowali,
nawet chyba ze trzy razy, ale ja pami�tam nerwowo�� w�ród oblegaj�cych, gdy mnie
tu wie�li. Bali si�. I ci moi, którzy mnie wie�li, cho� nab�blowali si� brendy, to te�
si� bali. To wszystko lada moment mo�e trzasn��. Ekstremie zabrakło determinacji –
rozwali� by tak nawet nie dwadzie�cia tysi�cy naszych i reszta byłaby jak stado
baranów. A wtedy ruscy mieliby do my�lenia – mogliby wygenerowa� now� swoj�
ekip�, ale jeszcze słabsz� i mniej pewn�, albo godzi� si� z ekstrem�. A wtedy,
gdybym �ył, to spieprzałbym do Rosji... za Don! Wszyscy nasi by si� zrywali, a� by
im nogi z dup wypadały.
Jeden taki na spacerniaku literalnie mi opisał, �e w 1945 roku w Jałcie
Polska została przez Roosevelta i Churchilla zwyczajnie dana sowietom, razem z
Czechosłowakami i W�grami, jak stara, niepotrzebna nikomu marynarka. No i fakt –
kraj był do cna obrabowany przez Niemców i ruskich. Jedna pi�ta ludno�ci le�ała w
piachu, a główne miasta i tysi�ce miejscowo�ci, nawet wioska moich starych, były
zburzone i spalone. Na choler� im ten kłopot? Na Zachodzie ludno�� była prawie nie
tkni�ta, kraje prawie nie zniszczone i obrabowane co najmniej mniej metodycznie, a
jednak Amerykanie miliardy musieli utopi� w planie Marschalla. To po co im było
384
ładowa� szmal jeszcze w Polsk�? Raczej niech łykn� ja ruskie. Mo�e si� udławi�?
Podobno Roosevelt z Churchillem tak wła�nie kombinowali...
No i teraz odbieraj� tantiemy od inwestycji w Jałcie. Jak by nie było –
Polska ruskim stoi ko�ci� w gardle.
Ciekawa koncepcja – musz� sobie j� przemy�le�.
Dopiero po tygodniu wezwali mnie na przesłuchanie.
Wchodz� do gabinetu przesłucha�, a wiem, �e dotychczas nikogo nie bili,
wi�c całkiem na luzie, nawet z zaciekawieniem, �e wreszcie si� dowiem, o co chodzi.
Wchodz�, a tu stary znajomy Ostrowski. �e te� ja tego wcze�niej nie wymy�liłem!
Tu stan wojenny, �wiat si� wali, a ci ci�gle chc� mnie rabowa�!
Wchodz�, nie czekaj�c na zaproszenie siadam, a tamten wyskakuje na
mnie z mord�! �e �ywy to ja st�d nie wyjd�, �e wszystko na skarb pa�stwa, do
ostatniej obr�czki złotej i takie tam trele morele.
Ryczał jak wół z pół godziny, jak nakr�cony. Ja nie przerywałem. Po pół
godziny przypomniał sobie, �e warto by zapali� papierosa, wyci�gn�ł paczk�
ameryka�skich, pewnie gdzie� podczas rewizji ukradzionych i nerwowo szuka �ródła
ognia. Z wra�enia a� zaniemówił.
A ja spokojnie:
- Zapałeczek kutasiku zapomniało si�?
My�lałem, �e mnie w jap� strzeli, ale nie. Jak spłoszony ptak zamachał
łapami i wybiegł z trzaskiem wal�c drzwiami. No to jeden – zero dla mnie...
Wraca po chwili, z zapalniczk� z Pewexu w gar�ci i z dopalonym do
połowy papierosem.
- Albo dasz szmal, albo ubijemy.
- Powiedz swemu hersztowi, �e niech ubija.
- Ty� na głow� upadł. Przecie� zanim zatłuczemy, to b�dziemy
jeba�, a ty b�dziesz wisiał na sznurku za jaja. Sam b�dziesz prosił, �eby ci�
szybciej wyko�czy�.
385
- Do dzieła, kurwi pomiocie... – wzruszam ramionami. A boj� si�,
jak jasna cholera, lecz chyba nie okazuj� tego po sobie...
Tamten znów wylazł, a po chwili wkroczyli klawisze i do�� obcesowo
odprowadzili mnie pod cel�.
Pod cel� koledzy mnie pytaj� – czego chcieli?
- Nie jestem biedny, a oni s�dz�, �e jestem bardzo bogaty i
skitrałem gdzie� złoto i waluty. Oni mi gro��, �e mam odda� wszystko na
pa�stwo, a w rzeczywisto�ci, abym oddał im połow� do r�ki, na lewo.
Zwyczajny rabunek.
To samo opowiadałem na spacerniaku i wkrótce chyba cały internat o
tym wiedział. Internowani przypomnieli sobie wystaw� Antona i nawet mnie na tym
balu na Placu Komuny Paryskiej, czyli na Placu Wilsona. Ja po wizycietej wizycie
na pami�� nauczyłem si� „Protokółu Dyplomatycznego”. Warto było tam pój��. I w
ogóle, na spacerniaku i pod cel�, do wieczora traktowano mnie jak swojego
człowieka.
Pod wieczór, po kolacji, gdy kombinowali�my, jak przygotowa� si� do
wi�t Bo�ego Narodzenia, wyci�gaj� mnie znowu.
Wrzucaj� mnie do gabinetu, a tu ni mniej, ni wi�cej, tylko Zygmunt.
- Ratuj si� – mówi...
- To ty ratuj resztki staro�ci i id� na emerytur� – firma w pi�tk�
goni.
- Co ty bredzisz?
- Normalnie, skoro całego towarzystwa nie rozwalono na dzie�
dobry, to z czasem si� je wypu�ci i oni wszystkich nas ode�l� do ojczyzny
białych nied�wiedzi. A zd��ymy, lub nie – uciec.
- Czy ty masz nawalone – nas słuchaj� przez mikrofon...
- Na to licz�.
- Daj spokój dyrdymałom. Masz we mnie przyjaciela. Powiadam ci
– oddaj szmal.
386
Powiedział to niby z przekonaniem, �eby było słycha�, ale cho� �adnych
znaków nie dawał, to jak on w takich razach – bez �adnej mimiki. Znów palanty dały
mu si� naci�� na ten sam numer.
- Słuchaj Zygmunt. Przed tob� był ju� jeden kol�dnik – ten niby
Ostrowski. Sugerował, �e jak nie, to mnie pu�cicie, by zaci�gn�� w ciemny
zauł i wytłuc ze mnie wszystko, co dobre. No wi�c nie. Ja dzi� na spacerniaku
gadałem tak ze trzydziestk� osób. Jednemu dałem gryps. Zgaduj któremu? To,
po co mnie trzymacie, wiedz� ju� wszyscy. Wy zreszt� te� wiecie, �e oni
wiedz�. Po to tu jeste�. Nie dam ani grosza. Cały towar przejmie Glemp i jego
ferajna. Par� nowych ko�ciołów zbuduj�, a mo�e i plebanii. Ju� mój tatu� za
Gomółki za to siedział. U nas to rodzinne. A moja duszyczka zamiast w piekle
wyl�duje w czy��cu i załatwi� sobie takie układy, �eby sobie was ogl�da� w
kociołkach piekielnych. A przecie� wiesz dobrze – was to b�d� do piekła
podsyła� szwadronami, w rytmie salw plutonów egzekucyjnych.
- To kurwa jaka� zaraza, ta ekstrema. Wystarczyło par� dni i ju�
jeste� zainfekowany. A przecie� taki byłe� normalny. Oni tego słuchaj�. Teraz
naprawd� si� wkurwi�.
- A chuj z nimi – robi� gest Kozakiewicza – taki wielki i z wszami
jak krasne czołgi.
W ogóle podczas przesłucha� swad� mam wi�ksz�, ni� zwykle. Boj� si�,
a mimo to wal� jak cepem...
- Dobra, dajmy temu spokój. Tym razem b�dzie kosztowa� milion.
- Id� na emerytur� – straciłe� resztki inteligencji. Takiego wała, jak
Wał Miedzeszy�ski.
- No ja zrobiłem wszystko – chyba naprawd� si� zmartwił.
- Daj spokój Zygmunt. Oni nie pójd� na ten skandal. Jutro o aferze
b�dzie wiedziała Wolna Europa. Id� do tych kutasów i spytaj, czy chc�
normalnie gada�. Mog� wykona� co�, na czym oni i wielu du�o zarobi,
legalnie, a ja nie strac� i b�dzie git. Ale musz� mnie kutasy ładnie przeprosi�,
387
bo jak nie, to mi wisi. Ja dotrwam nowego etapu i wtedy im gnaty porachuj�.
Nie �artuj�. Ja wszystko przewidziałem. Elaborat smarowałem trzy dni. Wal�
po nazwiskach i faktach. Klawisze mówi�, �e wszystko w mamrze potrafi�
znale��... No to ich sprawd�cie... Znajd� – macie mnie. Nie znajd� – dłu�ej
wypadnie mnie przeprasza�. Teraz ulgowa taryfa – wypadnie tylko rzuci�
jedno słówko.
Niczego si� nie boj�. Nawet je�li to nie ja jestem wtyka w naszej celi, to i
tak jego o�wiadczenie, �e nic nie pisałem, nie jest wiarygodne. Od naszych szpiegów
wiem, ze pisa� mo�na nawet w zupełnej ciemno�ci i to zupełnie czytelnie. Oni za�
wiedz�, �e ja to mog� wiedzie�. A grypsu nie znajd�, bo go nie ma. Luksusowa
sytuacja.
Zygmunt wychodzi i po chwili wraca z pułkownikiem Kalafiorem.
- Wiedziałem, �e to ty – zwracam si� do Kalafiora po imieniu, cho�
brudzia wcale nie pili�my.
- No dobra, przepraszam. Sam wiesz, czasy s� nerwowe i człowiek
czasem najpierw robi, a potem my�li.
U�miecha si� i wali flaszk� jarz�biaku o stół.
- Beze mnie. Jeszcze musz� i�� pod cel�, po�egna� si� z
chłopakami. Co sobie pomy�l�, gdy z dogoworu wróc� po gorzale?
- No wła�nie o to chodzi. Niech my�l�. My�lisz, �e zgodz� si�, po
tym wszystkim, �eby uwa�ali ci� za swojego?
- O ty gł�bie warzywny – my�l� sobie...
- Dawaj... lej i nie gadaj... – szczekam.
Pojawia si� musztardówka. Najpierw dla mnie, prawie po wr�bki.
Cholera – rozpije si� przez tych durniów! Nic... waln�łem od jednego razu i popiłem
z metalowego kubka herbaty, chyba tej kazionnej, z bromem.
Potem niewiele mniej Kalafior nalał Zygmuntowi, wreszcie sobie. Obaj
popijali z tego samego kubka. Innego czaju, ni� z bromem, przecie� nie było.
- No to gadaj, bo robota czeka – przeci�ł sielank� Kalafior.
388
- Normalnie. Mam działk� czterdzie�ci hektarów na Mazurach,
obok Pensjonatu. Formalnie to własno�� mego milicjanta, ale tak naprawd�
moja. Nad jeziorem, pod lasem, nawet dziki w szkod� wchodz�. Podzieli� to
na działki tysi�c metrów, wytyczy� dró�ki, to wyjdzie jakie� dwie�cie
pi��dziesi�t dacz. Zało�ymy szybko spółdzielnie sportu i rekreacji, lub innego
słusznego dzieła na chwał� peerelu i po kosztach, jakie w stanie wojennym
uda si� zbi�, postawi� dacze. A pi�� dacz b�dzie za friko – dla znajomych.
- A jak du�e dacze?
- Daj spokój – b�d� materiały, to i pałace mo�na postawi�. Byleby
materiały skr�ci� i dru�yny robocze. Jakie� wojsko, albo ZOMO... Od biedy
mo�na pegieerusów pop�dzi� do roboty i płaci� im z funduszu rolnego
jakiego�. Stanu surowego za bardzo nie spieprz�, bo jak, a wyko�czy� i tak
ka�dy b�dzie musiał w swoim zakresie. Ja od siebie dorzucam pawilon na
sprz�t wodny, pomost i jak�� knajp� ze sklepem otworz�. Nie strac�...
- Nic na tym łobuzie nie stracisz!
- A po co mam traci�? Grunt, �e ty zyskasz!
- Ja ci� jeszcze kiedy� cwaniaku zapierdol�.
- Skoro mi grozisz, to wracam pod cel�. Z interesu nici. Mo�esz mi
s�downie sekwestrowa� maj�tek. Albo zgoda na zicher i sielankowa
współpraca, albo dalej wyjmuj podczas snu spr��yny z dupy na wczasach
resortowych. Ja ciebie przetrzymam, a nie, to grób, mogiła, nie b�d� miał
zmartwie�... W przeciwie�stwie do ciebie. Takie ci uszyłem buty, �e kolejna
odnowa z mety zdmuchnie ci� na Mokotów, ale po drugiej stronie
Rakowieckiej. Chyba �e wojsko szału dostanie wcze�niej. Teraz chyba wojsko
rz�dzi... Czy si� myl�?
- Daj spokój – przecie� wiesz, �e ci� lubi�. Tylko martwiłem si�, �e
jeste� nieu�yty. Teraz – widz� – zmienia si� – b�dziemy s�siadami... Na co�
si� przydasz...
389
Pod cel� chłopakom od razu powiedziałem, �e wymusili na mnie sporo
grosza, ale Bóg z nimi. Puszczaj� mnie – tak powiedzieli, a wódk� kazali wypi�,
�eby koledzy spod celi uznali mnie za kapusia. Grozili, �e sił� wcisn� mi szyjk� w
gardło i mog� przy tym uszkodzi� z�by. Dałem spokój i sam wypiłem. Z
musztardówki – chamstwo niemyte.
- Hak im w smak.. – zauwa�ył który�.
- Chcesz, to pu�ci si� felieton do Wolki. Przy pierwszej okazji...
- Felieton to nie, ale warto, by wspomnieli mimochodem, �e
internat wykorzystywany bywa do wymuszania haraczy od mniej ubogich
obywateli. Tak bez szczegółów, mimochodem, najlepiej przy okazji
omawiania innej kwestii.
- Zrobi si�, co si� da... – usłyszałem.
- Aha – jaki� skowronek �wierka mi w uchu, �e po moim
znikni�ciu b�dzie ostry kipisz. Taki chyba po cało�ci... Pomin� szczegóły –
was b�d� wiska�, ale to oni maj� teraz sraczk�...
Gdy wychodziłem, to na drog� dali mi kopa w tyłek, �ebym ju� nie
wracał... A jak sko�czy si� ten cały burdel, to na grobie komuny umówili�my si� na
wi�ksz� wódk�. Na koniec solennie obiecali�my sobie wyszcza� si� na malowany
gównem napis „peerel”.
Kalafior oczywi�cie podsłuchiwał. Odwo��c mnie zauwa�ył, �e Zygmunt
słabo mnie wykorzystuje jako informatora, a jestem cwany i szybko łapi� kontakt. W
istocie rzeczy zły był, �e nie wyszedł mu manewr z jarz�biakiem. Wzruszyłem
ramionami z tylnego siedzenia – Kalafior siedział w wołdze obok kierowcy, a ja
obok Zygmunta i tego idioty Ostrowskiego. Tylko jap� rozdziawił, gdy odwaliłem
jego zwierzchnikowi:
- Daj mi spokój, ja nie mam czasu, by nawet wszystkie powa�ne
interesy załatwi� jak trzeba. Szukaj pastuszku, owieczek do pasania, na innych
halach...
Nawet kierowca nieznacznie si� u�miechn�ł...
390
Kontrakt z esbe na wynajem Pensjonatu w pełnym obło�eniu miałem do
ko�ca 1982, a tym czasem pensjonariuszy wymiotło. Dopiero, gdy na pocz�tku
marca zarejestrowano w abcugach spółdzielni� domków rekreacyjnych nowo
powołanego do �ycia koła Towarzystwa Przyjaciół Krainy Jezior, to zacz�ły wpada�
rodziny członków – funkcjonariuszy z całego kraju. W kwietniu zwołali�my zebranie
walne spółdzielców w restauracji Konsumów przy kinie Muranów. Zostałem
wiceprezesem spółdzielni, a Stasia – udało mi si� od rana utrzyma� go w trze�wo�ci
– zrobiłem prezesem. Dyrektorem został mój milicjant, a drugim wiceprezesem
Zygmunt. Znaczy si�, Zygmunt jest jednak ich człowiekiem zaufania. Tym durniom
po prostu gówno chlusta pod czaszkami! �eby było tanio, to wódk� na zebranie
przywiozłem swoj�, jeszcze t� rozlewan� w stodole. Jaki� kontroler trzy dni potem
zgłosił si� do mnie, wi�c go wraz z koleg� wpisałem do spółdzielni.
Rozlewni� ustawiło si� w kurniku jednego chama. Amerykanie przestali
nam dostarcza� zbo�e, przynajmniej za darmo lub na kredyt, bo przecie� mimo
embarga w �wiecie mo�na było kupi� dowolna pszenic� za gotówk�, wi�c wi�kszo��
kurników padła. mia� mi si� chciało, gdy słuchałem, jacy to �li ci Amerykanie, �e
nie chc� nadal nam dostarcza� za darmo tego i owego, a nawet sko�czyły si� kredyty
na wieczne nie oddanie. Ciekawe, ze ruskie nie s� takie hojne, jak za legalnej
„Solidarno�ci” Amerykanie. Raz przysłali transport darmowej wołowiny podobno w
tak złym gatunku, �e nawet wojsko miało problem, jak upitrasi� te wióry, wi�c w
ko�cu co si� dało, to poszło na mielonk� konserwow�, a czego sanepid ju� �adna
miar� nie mógł dopu�ci� do spo�ycia, to poszło do jakiej� prywatnej przetwórni pasz
zwierz�cych – podobno rewelacyjny interes!
391
Przez Zygmunta Kalafior dostarczał mi faktury na tysi�c beczek za ka�dym
razem, a dyrektor gorzelni sprzedawał mi je bez gadania. Kalafiorowi dawałem
siedemset dolców, a dyrektorowi trzysta. Cz��� puszczałem na melinach przez moich
w�glarzy, a cz��� szła do melin milicyjnych, to znaczy kontrolowanych bezpo�rednio
przez milicj� i esbe.
Burdel w interesie meliniarskim jest w Warszawie i w okolicach
kompletny. Ci sami esbecy bezpo�rednio kontroluj� jedne meliny, prowadzone przez
ich agentur�, a zarazem pobieraj� haracz od moich w�glarzy za ich meliny. Ja tych
moich nakr�ciłem, �eby nie pozwalali mundurowym sobie wchodzi� na głow�. Tyle i
tyle twojego i krótka rozmowa. A nie, to zamykaj mnie, spałuj, ale nie znasz dnia ani
godziny. Wkładanie agentury nie miało sensu, bo przecie� w�glarstwo – oczywi�cie
– w�glarstwo dla mnie – lepiej płaciło, ni� jakiekolwiek gratyfikacje od parówy. A
rozpracowanie przez esbe mojej siatki w ogóle mnie nie martwiło – to raczej kolejni
�ledczy wchodzili do interesu z nami. Jedn� r�k� smarowali na nas raporty, a drug�
przez swoje mamusie emerytki, ciotki – wydry i kochanki po dziesi�tej skrobance
wchodzili do chewry. Byle student miał za miesi�c pracy na Zachodzie tyle, co oficer
milicji przez rok. Z tej dupy gówno wypadało ju� tylko na rzadko... Co drugi agent i
krewny esbe prowadził w mie�cie melin� z moj� gorzał�...
Podczas zebrania spółdzielców ustalono, �e dla doprowadzenia bydynków
do stanu surowego wszyscy jako� b�d� zrzuca� swoje mo�liwo�ci, przydziały, na
jedn� kup�. I koszty tego potem podzielimy równo. Ja, o czym nie wspominałem,
zobowi�zany byłem pokry� pi�c udziałów. Nadto jednak zarezerwowałem dla siebie
jeszcze trzydzie�ci domków, jako „rekreacyjny fundusz rezerwowy spółdzielni”. Pi��
domków dostał Zygmunt, jeszcze kilku Bolków po dwa. Dyrektorowi pegeeru
oddałem sze�� do podziału z jego kumplami za pi��dziesi�t nowych hektarów.
Komuna nie�le ju� zdychała – w zamian za bezcen odkupili�my pi��dziesi�t
przylegaj�cych hektarów pegeerowskich. Takie cuda jeszcze chyba si� nie zdarzały,
by pegeer co� oddał!
392
Robocizna formalnie nic nie kosztowała, bo zatrudniło si� brygady z
kilku pegeerów płac�c im z Pa�stwowego Funduszu Rekultywacji Terenów
Poprzemysłowych. Pa�stwowe fundusze okazały si� efektywnym instrumentem
gospodarczym – wszyscy od razu je polubili�my. Ten powstał specjalnie dla nas. Ilu
to posłów - kapusiów musiało pod dyktando swych parówek – spółdzielców, dr�czy�
si�, po co to tak naprawd�, w my�l instrukcji, mozolnie podnosz� dłonie za
ustanowieniem nowego, jak�e wa�nego z punktu widzenia ekologii funduszu?
Wiosn� spotkałem w Warszawie ojca. Kontakt, ze wzgl�du na wył�czone
telefony i brak mi�dzymiastowej był utrudniony. Ze zdumieniem dowiedziałem si�,
�e awansował do kieleckiego OKON-u, czyli do tego ciała, które miało by� ni�szym
szczeblem planowanego w przyszło�ci PRON-u. S�dziłem, �e to zawracanie głowy,
ale przecie� nie – ojciec dobrze my�lał – trzeba odbudowa� szwalni�, teraz ju�
legaln�, jako firm� polonijn�, której sam jestem wła�cicielem, a do tego potrzebne s�
stosunki. Ojciec ma nowego faworyta – Pawlaka – on ma by� kierownikiem
produkcji. No dobra, trzeba pojecha�, przyjrze� si�, jak to tam jest...
Na nic nie mam czasu. Gania mnie po kraju w te i we wte. W ko�cu sobie
zamówiłem przez PEWEX BMW siódemk�. Najlepsz�, jaka w ogóle jest. Do tego
jeszcze BMW pi�tk� albo na zapas, albo dla ochrony, bo o czym� takim my�l� i ta
ochrona musi przecie� za mn� nad��y�.
Na brzegu jeziora na wysoko�ci osiedla rekreacyjnego rozpocz�to budow�
mojego nowego pensjonatu, stylizowanego na zabytek, wraz z restauracj�, barem i z
dyskotek�. A co... Kilka domków przydzieliłem moim w�glarzom, to niech i tu
kr�c� mi lody. A na dwóch pi�trach b�d� pokoje do wynaj�cia, za� na strychu pokoje
słu�bowe.
Całego kompleksu pilnuje oddział ZOMO, �eby miejscowi materiałów
nie rozkradli. I tak budowla�cy kradn� i to jest �ywioł. Czterech ju� poszło do
mamra, co mnie kosztowało kolejne dwa przydziały dla s�dziów i dwa dla
prokuratorów. Czasy s� takie, �e zamykaj� ludzi nawet za darmo, ale jak chcesz
posadzi� dla postrachu ewidentnego złodzieja, to pła�! A takich dwóch chłopków, co
393
chcieli co� dla siebie ukra��, jak na pa�stwowym, to ZOMO-wcy tak stłukli, �e jeden
zdechł i trzeba było pozorowa� utoni�cie, a tego drugiego, �eby �wiadków nie było,
to chyba nawet �ywcem utopili. Ale... to ju� nie moja komenda. Tym kieruje kto� od
Kalafiora.
Dwie dacze kosztował mnie doktorat. Przyjechał do mnie profesor – ju�
nie dziekan, ale mówi, �e nadal mo�e, cho� dro�ej. My�l� sobie – ju� z uprzednio
wydałem troch� grosza – szkoda marnowa�. Rozliczyłem si� tymi daczami. Im ze
l�ska daleko, ale mog� sprzeda�, a nawet je�dzi� – trasa do Warszawy dobra, a
kłopoty z paliwem, bo niby na kartki, jak wszystko, nie b�d� trwa� wiecznie. Łykn�ł.
Za to szurn�li mnie z dyrektora FWP. Komisarz wojskowy ci�gle o mnie
pytał i dwa razy przychodziła moja sekretarka prosz�c, �ebym mu chocia� na oczy
si� pokazał. Ja nawet my�lałem, ale co tam, w ko�cu nie miałem czasu... Napisałem
podanie o zwolnienie z obowi�zków za porozumieniem stron.
Człowiek niby jest naukowcem, dostojny, w moim BMW prowadzi
zawsze kierowca, a jednak czasu mam coraz mniej. Ledwo zd��yłem na pogrzeb
rodziców. A umierali po kolei – najpierw mama, a potem tata. Pawlak i tak ju�
ci�gn�ł szwalni� – szycie z powierzonego materiału dla Hiszpanów, Włochów, a
ostatnio coraz cz��ciej Niemców. Złoty interes. Ju� w o�miu byłych kurnikach,
cz�sto rozbudowanych, kr�c� si� kołowrotki maszyn do szycia. Musz� tego dobrze
pilnowa�. Umawiam si� na deklarowanie ni�szych opłat za przerób i lokuj� wszystko
w bankach na wyspie Man, na Cyprze i nawet na Bahama. Ja do niedawna my�lałem,
�e bahama, to kolor �ółty i nic wi�cej. A tam, okazuje si�, s� lepsze banki, ni� w
Szwajcarii. Robi� takie przekr�ty, �e zyski z rozlewni, a mam ju� trzy, przerabiam w
szwalni na dolary transferowane na Zachód. Ju� cholercia musz� ostro my�le�, by
sobie przypomina�, gdzie w zamierzchłych czasach skitrałem złote sztabki. Ale
znalazłem czas i razu jednego sprawdziłem. S�, to niech le�� – je�� nie wołaj�, a
człowiek nie zna dnia ani godziny.
394
He, he... gdy sko�czyłem interesy ze złotem, to my�lałem, ze ju� w �yciu
tyle nie zarobi�! A przecie� zaraz potem zarobiłem...
W temacie melin robi si� inflacja! Jeden esbek pod pozorem
kontrolowanej przez esbe drukarni podziemia antykomunistycznego zacz�ł drukowa�
takie nalepki na wódk�, �e s� lepsze ni� pa�stwowe. Po tym je mo�na pozna�! No ale
nie jestem jedynym jego klientem i układ jest taki, �e nie mo�na tego na razie
zmieni�. Niestety, ju� nie tylko ja zaopatyruj� meliniarzy...
Kompleks wypoczynkowy w pensjonacie tez działa bez zarzutu. Sam
pensjonat działa jak super hotel z czterema gwiazdkami. Dobudowałem teraz jeszcze
prawdziwe stajnie, korty. Pasze mam ze stu pi��dziesi�ciu hektarów moich i
dzier�awionych, a tak�e dziesi�ciu, co zostały po parcelacji na działki, milicjanta. Do
hotelu przy letniskach dobudowałem basen – oczywi�cie taki troch� mniejszy, �eby
mi si� szkoły nie p�tały. Latem konkurencj� dyskotece robi namiot cyrkowy z
wojska, w którym jest tancbuda i graja regularne wiejskie kapele, te, co na weselach.
A czasem dla młodzie�y robi� tam bal i sprowadzam przez dyskotek� w Aninie
jakie� znane zespoły.
Latem 87 nawet na tydzie� poleciałem do Teodozji. Jako� tak zahaczyłem
na jednym przyj�ciu radzieckiego konsula i wyraził zgod�. Nie warto wchodzi� dwa
razy do tej samej rzeki. Antona udało mi si� wcze�niej zawiadomi� – ulokował si� u
Koli, tam gdzie i ja. W Teodozji i w Koktebelu nadal jest pi�knie, ale ten
prymitywizm przera�a mnie. Rosja to ju� jednak Azja. Maj� nowego genseka,
Gorbaczowa, ale co on zmieni?
Spróbuj� sprowadzi� Antona do Polski, mo�e nawet na stałe. Jest strasznie
zniszczony po tej psychuszce. Dobrze, �e do nas ta zaraza nie dotarła. A sukinsyny
planowali – dobrze to wiem! Tylko bali si�, �e Zachód nam kredytów nie da...
Wracaj�c, troch� nielegalnie zahaczyłem o Mi�sk i od tamtejszych artystów kupiłem
za rad� Antona ze trzysta płócien. To niech przyje�d�a i mi je oprawia. Ja potem
porozwieszam to po pokojach hotelowych i b�dzie ładnie. Zreszt� mam ju� inny
395
stosunek do malarstwa nowoczesnego. Ostatecznie jestem doktorem. Na wszystkich
wizytówkach to pisz�.
W lipcu, gdy byłem na tych wakacjach – pierwszych od lat, to wybuchła
afera z Piotrusiem. Drapn�li go na granicy ze złotem i zabrali mu. Dure� mógł
pogada� ze mn�! Ale taki major Szczepa�ski, w barku koło letniska spokojnie mi
tłumaczy, �e chyba nie mógł ze mn� gada�, bo tego złota jest dziwnie du�o.
Przerachowałem. No... je�liby rzeczywi�cie całe �ycie oszcz�dzał, to miał prawo. Ale
Piotru� wydaje na chłopców, a jeszcze wi�cej na konie, �e nie wspomn� o ruletce...
Znaczy si� – podł�czył do mego ruroci�gu kurek. Cały weekend tarmosiłem si� ze
sob�, co robi�, a� wzywam tego Szczepa�skiego i jednak, wcale bez przekonania, �e
dobrze robi�, powiadam:
- Huncwot jest i złodziejaszek, a na dodatek haniebnie łamie prawo
pa�stwowe. Je�li to mo�liwe, to jednak najpierw dajcie mu popali�, a potem
dajcie szans�... To nie jest zły chłopak, cho� pedalisko i szuler...
- Tak jest – mój Szczepa�ski waln�ł kopytem o podłog�, bez
szacunku dla raz na tydzie� pastuj�cych klepk� bab, zrobił półobrót i poszedł
w choler�. Nawet si� zastanawiałem, czy go nie zawróci� i jednak nie cofn��
sugestii...
No i w sierpniu stare wróciło. Okazało si�, �e esbe znów wynaj�ło kilka
pokoi, by przygotowa� akcj� pod nazw� pepees. W zamian za przyschni�cie sprawy
z przemytem złota Piotru� ma odegra� w tej aferze istotna rol�. Dlatego niektóre
szkolenia i narady postanowiono przeprowadza� u mnie w Pensjonacie.
Ekstremi�ci planowali powoła� do �ycia, czy nawet tylko odtworzy�
Polska Parti� Socjalistyczna. Nasi ich penetrowali przez Górny l�sk. Grupa
niejakiego Kowala rzekomo brała od nich pras�, konkretnie „Robotnika” i potem
zwałowała go na Rakowieckiej. Oni zreszt� o tym PPS ci�gle podobno w swoim tym
„Robotniku” pisali. Nie było siły, �eby ten pepees zatrzyma�, a z jakich� powodów
bardzo go nie chcieli. Tym czasem nawet Moczulski chciał paru swoich
396
kapeenowców oddelegowa� do tego ppepesu, �yby było wi�cej nielegalnych partii
politycznych.
Mi to wisiało, czy s� partie polityczne nielegalne, czy nie, ale mi major
Partyka obja�nił, �e to ma by� partia robotnicza i przeciwna prywatnej inicjatywie.
No, no... to słowo „socjalizm” od razu mi nie pasowało. Sam zacz�łem razem z nimi
si� martwi�, czy aby korowcy w to nie wdepn�. O jakich� rozmowach z ekstrem�,
które prowadził na polecenie generała premiera Jelitczak słyszało si� to i owo. I u
mnie w Pensjonacie, niby przypadkiem, znacz�ce postaci obu stron spotykały si�
przy barze. No có�, rachunki regulowali, nic mi do tego.
Tak wi�c ju� we wrze�niu, na krótko przed przyjazdem Antona, doszło do
serii trzech takich niby przypadkowych spotka�, gdy w tak zwanej „rodzinie”, czyli
w�ród wy�szych eszelonów opozycyjnych, szyto buty pepeesowi. Z jakim skutkiem,
to nie wiem. Tylko jeden taki, do�� chyba znany, jak podsłuchałem, przy kieliszku
zarzekał si� takiemu profesorowi psychologii, który ju� kiedy� miał u mnie wykłady
z ramienia esbe, �e nic nie jest w stanie obieca�, bo przecie� Jacek i Janek nie s�
wcale obliczalni. Mój profesor rozkładał ze zrozumieniem r�ce i jednak naciskał, �e
dobro ojczyzny wymaga, by pewne inicjatywy, jako niewła�ciwe, zdusi� w zarodku,
lecz metodami politycznymi, dalekimi od prowokacji esbeckich.
Ze dwie godziny potem zastałem mego propfesora samotnego przy
stoliku, zamówiłem dwa ballantim’y na koszt firmy i pytam:
- Co wła�ciwie jest takiego złego w tym pepees. Partia ta b�dzie
przeciwna post�powi i to potrafi� zrozumie�. Ale czemu akurat ona jest taka
niedobra?
- No a jaka partia, panie doktorze, teraz rz�dzi?
- No pezetpeer – to si� wie...
- A jaka to jest partia – faszystowska?
Tu rozdziawiłem g�b�, no bo niby komunistyczna, ale czort j� wie, jaka
ona jest naprawd�?
397
- Rozumiem pa�ska rozterk� – sam ja podzielam. Ale có�,
zało�enia ideowe i w sumie – programowe, s� komunistyczne i w takim razie
najłatwiej nam b�dzie ten bałagan cywilizowa� pod szyldem
socjaldemokratycznym. Tak jak SPD Schmidta, czy szwedzcy
socjaldemokraci. A zreszt�, co� z ich koncepcji trzeba b�dzie zapo�yczy�, bo
kraj nie wytrzyma gwałtownej liberalizacji.
- Politycznej, by� mo�e, ale gospodarcza jest nam niezb�dna.
Trzeba ten kraj ratowa�, da� szans� ludziom z inicjatyw�...
Profesor u�miechn�ł si�, a miał zwyczaj mówi� tak, by nawet
zaj�kni�ciem nikogo nie irytowa�.
- A jednak chyba wypadnie obcina� nam ten ogon po kawałku.
Mo�e si� zreszt� myl�? Tak czy inaczej jedna partia byłaby socjalistyczna
wywodz�ca si� z dzielnego podziemia, a druga z korzeniami w peerelu. A pan
wie, jak ludzie przepadaj� za peerelem. Teraz ju� nie mo�emy liczy� na
towarzyszy z zeteserer. Maj� swoje problemy – pierestrojka. Wszystko im si�
włapach rozłazi. W Afganistanie nie odnosz� sukcesów. Jak Raegan rozpocz�ł
wy�cig do gwiezdnych wojen, to wysłał w kosmos Discovery, a tym czasem
radziecki prom kosmiczny Buran nawet nie wzniósł si� w powietrze. No nie
lata cholera i ju�. A taki podobny do ameryka�skiego...
- No dobrze – przerywam – ale co ma Buran do naszych partyjek
pod podłog�?
- A to, �e te partyjki lada dzie� b�d� legalnie działa� – taka jest
logika dziejów. I ja bym chciał, aby PPS działał jak najgorzej, fatalnie, a
najlepiej, by si� poł�czył z pezetpeer i dał nam nowe otwarcie...
- Ale czy przez to nie grozi nam hamowanie inicjatywy
gospodarczej w kraju? – upewniam si�.
- No panie doktorze. Czy pan i pana koledzy dadz� si� czym�
pohamowa�? A taki pełen wigoru pepees, gdyby stał si� popularny – mógłby.
To sami trocki�ci – powiem panu w zaufaniu.
398
- Dobrze, �e nie mówi pan profesor o tym, �e to sami �ydzi...
- Na tym, to ja drogi panie si� nie znam – profesor si� zaperzył...
- No nie... �le si� wyraziłem – chodzi mi o to, �e pan powiedział o
tych trockistach tak, jak ró�ne idioty w dawnych latach mówiły o �ydach... A
to sko�czony kretynizm, ten cały antysemityzm...
Profesor popatrzył na mnie z szacunkiem.
- Panie doktorze. Rzeczywi�cie – naród nam si� trafił wyj�tkowo
antysemicki. Trzeba przyzna�, �e opozycja demokratyczna podobnie, jak
nasze elity władzy, zwalcza to zdecydowanie. W ka�dym programie
politycznym, w ka�dej wa�nej deklaracji podziemia na szcz��cie jest passus
pi�tnuj�cy t� wstr�tn� skorup�, ten tak bolesny dla kraju wrzód
bezinteresownego, głupiego i szkodliwego dla kraju antysemityzmu. Czasem
a� strach da� im prawo głosowania, bo jeszcze popr� antysemitów? Przecie�
były chwile, gdy pod kierunkiem tego bandyty Moczara nawet w naszym
ruchu dały si� dostrzec pierwiastki antysemickie.
- Eee tam, dure� schlebiał najni�szym instynktom mas –
nieszczerze si� oburzyłem, bo wspomniałem stare dobre dzieje, pana
Mieczysława, Franka... Dobre były czasy, człowiek był młody, pełen złudze� i
entuzjazmu...
W pierwszych dniach pa�dziernika przyjechał Anton. Przywiózł ze sob�
kolejnych ponad sto obrazów, tym razem z własnego mieszkania. Wi�cej dobytku
nie miał. Obrazy hurtem kupiłem po trzydzie�ci dolców za sztuk� i wydzieliłem mu
pokój w pawilonie. Obiecałem, �e je�li uda si� go zatrzyma� na stałe, to zbuduj� mu
pracowni� z wielkimi powierzchniami ze szkła, dobrze ogrzan� w zimie. Tu troch�
bajerowałem, bo co roku trzeba było dosłownie pazurami walczy� o w�giel, bo moi
w�glarze ju� dawno wzi�li rozbrat z wo�eniem opału. No ale sko�czy si� pieprzona
komuna i wierzyłem – b�dzie lepiej!
Razem z Antonem zacz�ł w wynaj�tych pod akcje pepees pokojach
bywa� Melanowski! Prawdziwy, nawet dobrze zasuszony kutas Melanowski.
399
Bezwstydnie wywalił mnie swego czasu z uczelni i teraz nawet nic nie mogłem mu
zrobi�. Wydelegowali go na takiego, co ma odgrywa� wa�n� role w tym pepeesie i
teraz był intensywnie szkolony.
Naukowej kariery nie zrobił, nadal był tylko doktorem, podobno miał
trudno�ci z habilitacj�... Z satysfakcj�, nie podaj�c r�ki, wr�czyłem tej szmacie
wizytówk� z tytułem doktorskim. Jego jakby szlag trafił, twarz pobielała, chyba
znikn�łem z jego pola widzenia i był nie�le zaskoczony. Ale ju� po chwili łasił si�
jak mysz do kota. Ja jednak o starych dziejach nie wspomniałem.
Zreszt� po namy�le doszedłem do wniosku, �e w sprawie pepesu mo�na
by� pełnym otuchy – taka wesz jak Melanowski narobi tam niezłego bigosu.
Na chwil� przed powołaniem tego pepees na działkach na Mokotowie na
razie odwołali z akcji Piotrusia, �e niby jeszcze nie jest wylansowany w �rodowisku.
A tak naprawd�, to bali si�, �e jest zbyt głupi. W ogóle na ludziach si� nie znaj�.
Piotru� mo�e na szmal naci��, ale zje�� w kaszy, to si� nie da. Nie ten model...
Wystawa obrazów Antona, a tak�e jego przyjaciół – wył�cznie moich
zbiorów – była jeszcze wi�kszym wydarzeniem, ni� ta przed laty. W salach domu
kultury na Mokotowie znów spotkali si� ludzie re�imu i ludzie opozycji. Niby taka
jest napi�ta sytuacja w kraju, a tu w zgodzie opozycjonista wali wódeczk�, byleby
schłodzona – z bolszewickim ministrem i jest dobrze... Na gruncie kultury nie ma ju�
�adnych sporów – ostatecznie – wszyscy musimy popiera� zrujnowanego przez
sowiecki system psychuszek Artyst� – przez du�e A!
A swoja droga Anton rzeczywi�cie nie jest odległy od kondycji
psychicznej warzywa. Taki go�� ju� nie narozrabia. Lansuj� go jako mego
przyjaciela. Zreszt� nie jest to odległe od prawdy.
S�dz�c z przebiegu rautu po wystawie, to młodzie� opozycyjna pije nie
gorzej, ni� narybek esbecki. S� jednak bardziej spontaniczni. No i dobrze, takich
łatwiej wykiwa�...
Zim� 88 dokonał si� w PPS rozłam. ledziłem to na bie��co. Pomylono
godziny spotkania ich władz naczelnych tak, �e grupa radykalnych spotkała si�
400
wcze�niej, wprowadzona w bł�d zmieniła lokal, a mniej radykalni, jakie� profesory,
przyszli o czasi i w pierwotnie ustalone miejsce, a jednak zbyt pó�no. Nic by si� nie
stało, ale młodzi przyj�li radykalne uchwały w imieniu partii, a Malinowski namówił
starych, by w takim razie zamiast negocjowa� wydali o�wiadczenie, �e młodzi s�
sterowani przez esbe. Wszystko to dostało si� do Wolnej Europy, tych gazetek
podziemnych i w ogóle stało si� znane.
Ju� przedtem PPS wybrał sobie od razu władze, gdy jeszcze partia liczyła
ze sto osób i wielu ch�tnych po prostu si� nie załapało. Ale gdy usłyszeli, �e na razie
wej�cie do władz im nie grozi, to postanowili poczeka�. To wszystko ustalono
wcze�niej, w moim pensjonacie i udało si�. Skoro natomiast dokonał si� rozłam, to
po prostu nie wst�pili. W naturalny sposób zablokowano rozwój opozycyjnej partii
lewicowej – o co przecie� chodziło. Nasza agentura w �rodowiskach opozycyjnych
opowiadała banialuki z jedn� prawd�: tam nie warto wchodzi�, bo si� kłóc� i cze��.
Pami�tam – po tym sukcesie pito w pensjonacie radzieckie wina musuj�ce na umór!
A po rozłamie Piotru� został najpierw skarbnikiem najwa�niejszego okr�gu – bo
warszawskiego, za� zaraz potem w ogóle skarbnikiem PPS. I dobrze – zacz�ł
przegrywa� nie moje pieni�dze, lecz dotacje dla PPS z CIA, czy od kogo tam...
Ja zreszt� znów zacz�łem wypełnia� jakie� ankiety. Dawne �rodowisko
Wiedzy i Wniosków aktywizowało si�. Dostawałem zaproszenia od ambasad
zachodnich na spotkania z wielkimi tego �wiata, którzy nauczali Polaków z tej i
tamtej opcji o zasadach funkcjonowania systemu demokratycznego i wolnego rynku.
Bardzo ładnie mówili – szczególnie jeden kardynał, a tak�e Zbigniew Brzezi�ski.
Gryzie mnie to, �e w pensjonacie odbyło si� kilka spotka� po�wi�conych
robieniu interesów prywatnych, kreuj�cych nowych, polskich prywatnych
przedsiebioców, w oparciu o �rodki z funduszy pa�stwowych. Go�ci było du�o,
głównie zwi�zanych z Fabryk� i oni u mnie mnie nie zaprosili do obrad! W tej
sytuacji doprowadziłem do spotkania z ruskim radc� handlowym, aby załapa� si� z
innej ma�ki i te� nic... Zjadłem kawior, ale chwała Bogu, z woda mineraln� – u nich
suchoj zakon i wreszcie przestali pi� wódk�.
401
Za to wódki napiłem si� z pułkownikiem Brył�. I to miało sens.
Umówili�my si�, �e ruszymy stary biznes z burdelami. No bo jest tak. Prawo
zabrania czerpania dochodów ze str�czycielstwa, ale nie z zapewniania ludziom
towarzystwa kobiet. W takim razie mo�na tworzy� instytucje, które nazwali�my
agencjami towarzyskimi, �e niby za pieni�dze mo�na sobie wynaj�� szykown� lask�
do pój�cia do teatru. A poniewa� ludzie z natury swej s� wolni, wi�c co b�d� robili
po teatrze, to ju� nie nasza sprawa. My kasior� zdzieramy od klienta za samo
towarzystwo. W tym czasie ja finansuj� budow� lub adaptacje lokali i takie agencje
powstan� stacjonarne. I znów – b�d� pokoje, gdzie człowiek b�dzie mógł sobie
spokojnie pogada� z lask�, a o czym b�d� gada�, nie nasza to rzecz. Zakłady te
prowadzi� b�d� co bystrzejsi dotychczasowi meliniarze wspólnie ze swymi
opiekunami z milicji i esbe, a ja dorzuciłem jeszcze moich w�glarzy. Wekslami
obci��y si� tych przedsi�biorców tak, �e b�d� nam z r�ki je��. Musimy nad tym
dobrze popracowa�, �eby nasza rola nie była zbyt jednoznaczna.
Drug� spraw� było przygotowanie si� do legalizacji handlu walutami. Tu
pułkownik za bardzo swoim ludziom nie ufał:
- Cholera, ju� mi ich przebrali, ch�tnych inni naj�li, nie
zorientowałem si� na czas...
- No spokojnie pułkowniku, znajdziemy nowych, lepszych, od
w�glarzy...
- A oni temu wszystkiemu podołaj�? Przecie� to matołki!
- Matołki, matołki, ale lubi� pieni�dze i s� zdyscyplinowani. Teraz
s� kalkulatory, to wcale nie musz� si� myli� przy rachunkach. A zreszt� na
kasjerów mo�na naj�� normalnych ludzi...
Ale najwa�niejszy przewał rysował si� z wódk�. Otó� mo�na było
przypuszcza�, �e za chwil� b�dzie wolno importowa� alkohol prawie bez cła i opłat.
No prawie... W ka�dym razie akcyza monopolowa działa� b�dzie w stosunku do
alkoholu krajowego, a wobec importowanego nie. I wygraj� ci, którzy maj� dost�p
do tanich wódek na Zachodzie, a tak�e maj� tanie �rodki transportu. Wygl�da na to,
402
�e wódka b�dzie w cenie oran�ady i konkurencja odbywa� si� b�dzie na niskim
poziomie.
To za� rodziło kolejne pytanie – co z moimi rozlewniami? – a miałem ich
ju� par�. Pułkownik nie miał pomysłu tym bardziej, �e meliny nieodwołalnie musiały
odej�� w niebyt.
No i dobrze... Pułkownik nie ma pomysłu, a ja mam. Krajowe gorzelnie
nie b�d� miały zbytu i ka�dy dyrektor sprzeda mi gorzał� w beczkach na byle jaki
papier, �eby tylko sprzeda�. Od razu kazałem Antonowi jecha� do Mi�ska i w
miesi�c wróci� z papierami firmy zajmuj�cej si� handlem wszystkim. Taki Zenu�,
student prawa – o prawników teraz warto zabiega� – pojedzie z nim i pomo�e, bo
przecie� Anton to warzywo – byleby miał jak�� modelk�, to j� maluje i jest
szcz��liwy, Nawet nie jestem pewien, czy je rypcia!
Tak sobie marzyłem, �e jak ju� zarobi�, to nic nie b�d� robił, tylko b�d�
wypoczywał. Ale jak tu odpuszcza�? Przecie� czasy id� takie, �e kto b�dzie pracował
jak wół, to zgarnie cał� pul�, a kto si� b�dzie lenił, po prostu spadnie na dno.
Dosłownie! Je�li b�d� słaby, to zwyczajnie – zrobi� mi jakie� �ledztwo za to czy za
tamto – za byle jakie głupstwo wsadz� do mamra. Za ti im ostrzej gram, tym mniej
mi grozi!
W ogóle mam pewne my�li na temat porz�dku społecznego. Pracy dla
wszystkich nie ma, nie b�dzie i nie ma potrzeby, by była. Trzeba zatem podzieli�
ludno�� �wiata na trzy kategorie: bussinesmanów, pracuj�cych i nie pracuj�cych.
Faktycznie przynale�no�� do tych warstw i tak b�dzie dziedziczna. Terytorialnie
trzeba b�dzie ich rozdzieli� tak, by na obszarach dla biznesu byli biznesmeni i ci,
którzy akurat z ró�nych wzgl�dów s� tu potrzebni. Obszary gospodarcze pozostawi�
trzeba pracuj�cym. A w enklawach nieróbstwa pozostawi� jedynie sklepy, kluby
piłkarskie, jakie� niezb�dne słu�by, ale generalnie – niech si� kitłasz� we własnym
403
sosie. A jak złami� prawo, to do pierdla. Tak rozumiem nowe czasy. Całkowicie j�
popieram.