Upload
phungduong
View
214
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Nu me r św ią t e czny
W nume rze m . in . :
Dw uty g od ni k n r 8 8(1 2 3) z 1 5 g ru d nia 20 1 7
Strona 2
Boże Narodzenie
Strona 3
Powiedzcie ludziom o co chodzi !
Strony 4 i 5
Prezydenci wszystkich Polaków
Strony 5 i 6
„Patriotyzm” celebrycki – byle
dowalić Polsce
Strony 6 i 10
Wiersze na Boże Narodzenie
Strona 8
Szoki naftowe i ich znaczenie dla
gospodarki światowej
Strony 9 i 10
Polska tradycja Wigilii Bożego
Narodzenia
Strona 11
Kalifat Europejski
Strona 13
Księgarnia ANTYK poleca
Strona 14, 15, 16, 17 i 18
Mąż stanu (wojennego)
WOJCIECH JARUZELSKI
Strona 19
Święta Bożego Narodzenia
„Podnieś rękę Boże Dziecię,
błogosław Ojczyznę miłą...”
Wszystkim naszym Czytelnikom,
Koordynatorom, Przyjaciołom i Sympatykom
życzymy zdrowych, spokojnych i radosnych
Świąt Bożego Narodzenia.
Niechaj Nowonarodzone Dziecię Boże
towarzyszy Wam i Waszym Rodzinom na
każdy dzień, rozjaśniając jego szarości i trudy.
Niechaj Jego wiara, nadzieja i miłość zagości
we wszystkich polskich domach.
Boże Narodzenie 2017
S t r o n a 2
Narwiku aż po Tobruk. Ofiary męczeństwa
poniesionego wraz z Chrystusem nie były
daremne. Duchowe katusze poniesione z
myślą o Ojczyźnie czekającej na
zmartwychwstanie nie będą nigdy
bezowocne. Groby polskie aż na krańcach
świata wytyczają jej granice znaczone
męczeństwem najlepszych synów i córek
(2).
Apostoł Kazachstanu, bł. ks. Władysław
Bukowiński, wyznał kiedyś: „Nie wiem, co
przyniesie przyszłość, nawet najbliższa, mnie
i moim przyjaciołom pracującym w
duszpasterstwie w Związku Radzieckim. Nie
wiemy w jaki sposób Opatrzność Boża
czuwać będzie nad naszym Kościołem w tym
kraju. Wiem tylko jedno, że słodkie jest
jarzmo Chrystusowe, a brzemię Jego jest
lekkie...” (3).
Zaaplikujmy sobie te słowa jednego z
wielkich patronów naszego trudnego czasu.
Niech każdy z nas powie je sobie teraz
wyraźnie - tak jak w trudnym okresie
wojującego ateizmu w Związku Sowieckim
wyznał ten błogosławiony kapłan. Nie
wiemy, co przyniesie przyszłość, nawet ta
najbliższa. Nie wiemy też, w jaki sposób
Opatrzność Boża będzie czuwać nad Polską
i nad naszym Kościołem, nad naszymi
rodzinami i nad każdym z nas. Wiemy
jednak przede wszystkim to, że Jezus jest dla
współczesnego świata i dla każdego z nas
jedyną drogą, prawdą i życiem (por. J 14, 6).
Za Nim trzeba nam kroczyć, Jego mamy
wprowadzać w nasze życie.
Starajmy się wszyscy żyć zawsze pod
dyktando tych słów. Bo to jest nauka
płynąca z naszego spotkania, gdy
obchodzimy rocznicę cudownych Narodzin
sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Jeśli Jezus
jest w nas i pośród nas, jesteśmy w stanie
wszystko doprowadzić do dobrego końca.
Przecież jest On Panem dziejów i do Niego
należy ostatnie słowo. On jest zawsze
zwycięzcą, a nie człowiek, choćby miał
największą władzę i rządził wielkim
mocarstwem.
Henryk Sienkiewicz, nasz wielki pisarz i
noblista, w trudnym czasie zaborów pod
koniec XIX w. tak pocieszał czytelników w
Epilogu swojej wspaniałej, budującej ducha
narodu powieści historycznej pt. Quo vadis:
„I tak minął Neron, jak mija wicher, burza,
pożar, wojna lub mór, a bazylika Piotra
panuje dotąd z wyżyn watykańskich miastu i
światu”.
Budujmy naszą codzienną pracą, swoim
postępowaniem, miłością do naszych braci i
sióstr Królestwo Boże wszędzie tam, gdzie
przychodzi nam żyć. Niech dzięki nam do
wszystkich ludzi dociera świadomość faktu,
że Jezus, którego narodzenie przeżywamy co
rok na nowo, chce być zawsze z nami.
Zapytany przez faryzeuszów, odpowiedział
wyraźnie: „Oto bowiem królestwo Boże jest
pośród was” (Łk 17, 21). Budujmy je na co
dzień w nas i pośród wszystkich ludzi.
Niech zatem Boże światło oświeca każdego
z nas ! Nie zamykajmy się przed bliźnim !
Otwierajmy się nadal na siebie wzajemnie,
bo dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek
wcześniej rozumiemy aktualność wezwania
św. Pawła Apostoła: „Jeden drugiego
ciężary noście” (Gal 6, 2).
Niech nam we wszystkim Bóg błogosławi !
Prośmy Go o to, dzieląc się opłatkiem –
białym chlebem.
Ks. Prof. Edward Walewander (KUL)
Przypisy:
(1) Por. B. Michalewski, Polscy zesłańcy w
obronie wiary. Kościół katolicki w
sowieckim Kazachstanie w latach 1936-
1990, Krzeszowice 2016, passim.
(2) Por. niezwykły dziennik matki Jadwigi
Ihnatowicz-Suszyńskiej, we wrześniu 1939 r.
zesłanej wraz z sześciorgiem dzieci do
Kazachstanu. Taż, Z korzeniami wyrwiemy
was z ziemi, wstęp i przypisy E. Walewander,
Lublin 1996.
(3) Por. Ks. Jan Nowak, Apostoł
Kazachstanu. Ks. Władysław Bukowiński
(1904-1974), Biały Dunajec - Ostróg 2016,
s. 30-31.
Wspomnienie narodzin bezbronnego
Dziecięcia, a w dziejach świata - Boga
objawiającego się mu w sposób najbardziej
ludzki w stajence betlejemskiej, gromadzi
nas razem co roku. Stale od nowa
zastanawiamy się nad tym, co ten
niezwykły fakt oznacza dla świata, dla
każdego z nas, gromadzących się przy
rodzinnym stole na wigilijnej wieczerzy.
Obecnie o wiele częściej niż jeszcze do
niedawna mówi się i pisze o Polakach na
Wschodzie, naszych rodakach, którym nie
dane było normalne życie na swojej ziemi,
w którą wrośli od stuleci. Jedynym ich
„przewinieniem” był fakt, że byli Polakami
i wyznawali wiarę w Jezusa, Zbawiciela
świata. Poddawano ich za to różnym
prześladowaniom. Byli zsyłani na wschód
w głąb sowieckiej Rosji.
Wielu zesłańców myślało, że roznoszą po
wielkiej Rosji jedynie prochy swego
narodu, podbitego przez Niemców i
Sowietów. Tymczasem oni ukazali tam
polską wielkość, polskie bohaterstwo w
niedoli. Pozostawili wiele śladów naszych
narodowych wartości, bogactwo duchowe
naszej wiary. Zesłanie było dla nich
upokorzeniem, ale bez poniżania się,
bólem bez załamania, niewolą, ale z
zachowaniem niepokonanego ducha,
wyparciem bez zdrady ojczystej ziemi.
Barbarzyński system zsyłając ich brutalnie
na nieludzką ziemię chciał ich upokorzyć,
wpoić przekonanie, że koniec Polski na
zawsze pieczętuje ich niewolniczy los.
Większość zesłańców nie dała się wszakże
upokorzyć, załamać, zrezygnować. Nie
wyrzekła się swego duchowego oblicza,
nie zdradziła ziemi ojczystej, choć
wywieziono ich tak daleko od niej i na
długo (1). Mieli tam zginąć. Zostali celowo
rozproszeni, a mimo to ocalili więź ducha,
zachowali poczucie jedności z całym
cierpiącym narodem. Śmierć na dalekich
kazachstańskich koczowiskach pojmowano
jako akt ofiarny złożony na ołtarzu
Ojczyzny, a rozsiane w tajdze groby stały
się pomnikami polskiego zawierzenia
Bogu oraz uporczywego dążenia do
odzyskania niepodległego Jej bytu i
wielkości tak jak żołnierskie mogiły od
Boże Narodzenie
S t r o n a 3
Tam, gdzie w grę wchodzą ważne sprawy
nie znoszę emocji i pod jej wpływem
wypowiadanych sądów. Z reguły są
nietrafne, niesprawiedliwe i pozbawione
jakiejkolwiek rzeczowości. Zmiana na
stanowisku premiera takie zachowanie
wyzwoliła i należy to odpowiednio
odnotować.
Dlatego nie chcę komentować ani oceniać
zmiany na stanowisku premiera. Nie
powinien zresztą robić tego nikt, kto nie
ma ku temu obiektywnych racji i
kompetencji. Od zabierania głosu
odstraszają wypowiedzi tzw. polityków,
którzy, na dobrą sprawę, za coś chyba
biorą pieniądze, niechby choć za to, że
wiedzą co się dzieje w kołach władzy. Bo
weźmy choćby twierdzenie pana Budki, że
zmiana na stanowisku premiera to zdrada
narodowa. Bez komentarza. Bo trzeba by
najpierw sięgnąć po atest zdrowia tego
pana… Albo za co bierze pieniądze
publiczne pan Korwin Mikke w PE, skoro,
jak zresztą wszystkie poczynania,
nieważne jakiego rządu, krasi on swymi
złotymi myślami besserwissera, a w
przypadku zmiany premiera twierdzi:
Odnoszę wrażenie, że nikt nie chce być
ministrem w tym rządzie. Bo to jak
dowodzić na statku, w którym nie ma
paliwa, w dodatku kapitan każe płynąć w
kierunku raf.
Myślę, że autor tych słów wybaczy, jeśli
uzna się je za wyjątkowo niemądre. Bo, po
pierwsze, skąd on wie, że nikt nie chce
być w tym rządzie? A po drugie, swój
wywód popiera on innym, jeszcze bardziej
wyssanym z palca i absurdalnym
twierdzeniem, że ta niechęć bycia w
rządzie wynika z katastrofalnej sytuacji
ekonomicznej państwa. Stara metoda pana
Korwin Mikke, tzn. zawsze mieć inne
zdanie niż ogół i zawsze tym zdaniem
bulwersować. Szaleństwo, ale czy dające
bilet do PE? Jeśli tak, to znaczy, że to
gremium jest schroniskiem… wiadomo
dla kogo. Otóż teza pana Korwin Mikke
beztrosko unicestwia wszystkie ostatnie
ratingi, dla Polski wręcz rewelacyjnie
korzystne. Bo przecież on wie lepiej niż
instytucje tym problemem profesjonalnie
się zajmujące. Śmieszny megaloman i, co
tu mówić, denerwujący.
Bartłomiej Węglarczyk z Onet z kolei
wystąpił z bardzo alarmującym
stwierdzeniem, że: ratowanie pozycji
Polski w UE i poza nią musi być jednym z
głównych celów polityki premiera
Mateusza Morawieckiego. To zapewne też
jeden z głównych powodów jego
nominacji. I dalej: bo: „Pani premier,
która przed objęciem obecnego stanowiska
nie wiedziała nawet, kiedy Polska weszła
do UE i kiedy pojawiło się euro, po prostu
nie zna się na polityce zagranicznej. Nie
zna też decydentów w Europie, nie ma z
nimi osobistych kontaktów. Moment, w
którym kierownictwo PiS witało ją na
Okęciu po koszmarnej porażce 1:27 w
sprawie ponownego wyboru Donalda
Tuska na szefa Rady Europejskiej, był
symbolem jej dyplomatycznej
bezradności”.
Magazyn Forbes umieścił panią Szydło na
31 miejscu wśród stu najbardziej
wpływowych kobiet świata. Oczywiście
pan Węglarczyk może zawsze powiedzieć,
że miała tam jakieś chody, bo cóż wobec
tego faktu myśleć o jego dywagacji ?
Powoływanie się na wybór Tuska wbrew
sprzeciwom polskiego rządu, jako na jej
porażkę, jest co najmniej zaskakujące,
zwłaszcza, że dziennikarz obojętnie jakiej
opcji, winien być poinformowany o
procedurze „wyboru” Tuska. Pani Szydło
zrobiła tu to, co winna była zrobić, jako
premier kraju, któremu taki kandydat
notorycznie szkodził. Ani ona przegrała,
ani Polska. Przegrałby Tusk, jeśli czułby
kategoriami, do jakich zobowiązywało go
obywatelstwo jego kraju. Ale to jest tylko
pobożne życzenie. A poza tym, skąd wziął
pan Węglarczyk tę fatalną dla Polski
diagnozę pozwalającą na twierdzenie, że
Polska potrzebuje ratunku ? Czyli znowu:
mowa trawa.
Jeszcze bardziej nieodpowiedzialne
odzywki pojawiają się z prawej strony. A
więc „zdrada”, „hańba”, „samobójstwo
PiS”, „koniec dobrej zmiany”. Zwłaszcza
ta ostatnia robi wrażenie, jak gdyby była
Powiedzcie ludziom o co chodzi !
autorstwa „totalnej”, tak miłą dla nich
jest zapowiedzią. Bo to wszystko mi
przypomina przemowy posłów z PO,
Nowoczesnej w sejmie, gdzie bezładna
gadanina i jarmarczne gesty mają
wywołać efekt. Ostatnio mieliśmy w
sejmie takie popisy krasomówstwa, że
skóra cierpła, bo w końcu wykonawcami
byli posłowie, a wydawało się, że
przemawiają na jarmarku i to po jednym.
Widzimy więc, jakie to interpretacje
zmiany w rządzie dochodzą do
szerokiego ogółu i co one są warte. Ale
kierownictwo rządzącej koalicji ma
ścisły obowiązek racjonalnie wyjaśnić
swym wyborcom o co w tym wszystkim
chodzi, bo na zdrowy rozum nikt tego
nie pojmuje. Zwyczajny zjadacz chleba
ma prawo wiedzieć, kogo i dlaczego
wybiera. Jeśli tej wiedzy zabrakłoby, to
co ma uczynić Polak, mając taką
alternatywę jak obecna opozycja, czyli
antypaństwową, antynarodową i nie
wiadomo od kogo zależną i komu co
dłużną obstrukcję podszytą
egoistycznymi celami partyjniackimi, a
obojętną na los państwa, w którym żyje,
a jedynie zatroskaną o swoje ciemne
interesy. Taka opozycja wnosić może
jedynie destrukcję i o to się ona stara.
Dużo mówią o jej etosie bojówki zwane
„obywatele PRL” (bo przecież nie RP),
KOD, takie ORMO „totalnej”.
Nie wystarczą jakieś nic nie mówiące
ogólniki mające wyjaśnić dokonujące się
zmiany. Pełna transparentność polityki,
to obok purgacji wymiaru
sprawiedliwości jeden z podstawowych
postulatów stawianych dziś przez Naród.
Odpowiedź należy do rządzących, a nie
do komentatorów od siedmiu boleści.
Zygmunt Zieliński
S t r o n a 4
Większość prezydentów, która przytrafiła
nam się po 1989 roku deklarowała, że są
prezydentami wszystkich Polaków. To
efektowny, ale nic nie znaczący slogan.
Tylko Lech Kaczyński nie miał ambicji
bycia "prezydentem wszystkich
Polaków". Zdawał on sobie sprawę z
isnienia w Polsce wpływowej grupy
ludzi, którzy nigdy go nie będą uważali za
swojego prezydenta – wiedział, że
niezależnie od jego starań nie pozyska
akceptacji beneficjentów komunizmu (i
ich zstępnych). Prezydent Kaczyński
obciążony był "wadą prawną" – nie
posiadał pseudonimu, co czyniło go
niezależnym, "niesterowalnym" i nie
podatnym na szantaże.
W kraju postkolonialnym próbującym
wyzwolić się z półwiekowych zależności,
taka postawa wiązała się z ryzykiem
(także dla rodziny prezydenta). Każdy
następny prezydent, znając los Lecha
Kaczyńskiego, musi brać pod uwagę to
ryzyko już na etapie kandydowania.
Wbrew obiegowym opiniom, prezydent
nie jest tylko "strażnikiem żyrandola", ale
ma potężną władzę – o czym
przekonaliśmy się 24 lipca.
Pamiętamy, w jakich dramatycznych
okolicznościach udało się przeprowadzić
ustawy reformujące sądownictwo –
awantury, gaszenie świateł, wyrywanie
mikrofonów, rzucanie kulkami z papieru
w stół prezydialny. Nasi "obrońcy
demokracji" byli naprawdę bardzo
zmotywowani, by "było tak jak było",
więc posłowie koalicji rządzącej musieli
wykazać się determinacją.
Weta prezydenckie zaprzepaszczające ten
wielki wysiłek spowodowały szok w
środowiskach, które wyniosły prezydenta
do władzy.
Pocieszano się, powtarzając slogan
Gazety Wyborczej, że ta ustawa to "bubel
prawny", że weta rozładują nastroje, że
ustawa dawała zbyt dużą władzę
ministrowi Ziobrze. Nawiasem mówiąc,
trudno zrozumieć dlaczego sędzia
"mianowany" przez Ziobrę miałby być
"upolityczniony", a ci mianowani przez
polityka PSL, aferzystę Jana Burego
niezależności nie jest zbyt wysoka ?
Czyżby Adrian z "Ucha Prezesa" został
stworzony specjalnie dla Najważniejszego
Widza ?
Zwolennicy teorii spiskowych
przypomnieli sobie o przypadkach
polityków, ktorzy zdobywali zaufanie,
awansowali, a w pewnym momencie
zostawali "odpaleni" i przystępowali do
działalności właściwej (jeden taki nawet
został wybrany Człowiekiem Roku Gazety
Polskiej).
Niektórzy uważali nawet, że Andrzej
Duda został narzucony wręcz Jarosławowi
Kaczyńskiemu, bo przypomnieli sobie
udział późniejszego prezydenta w
krakowskich obradach knesetu w 2014
roku.
Aby przerwać spekulacje i uspokoić
nastroje, zorganizowano w październiku
Nadzwyczajny Zjazd Klubów Gazety
Polskiej w Spale. Z klubowiczami spotkali
się Jarosław Kaczyński i Antoni
Macierewicz. Tłumaczono uczestnikom,
że negocjacje z prezydentem są na
ukończeniu, pozostaje tylko kilka
szczegółów, przebiegają w miłej
atmosferze itp. Jednak trudno było oprzeć
się wrażeniu, że to "dobra mina do złej
gry". Można było mieć nadzieję, że to
tylko "konflikt czterdziestolatków"
między ministrem Ziobro, a prezydentem
(który zresztą karierę
zawdzięcza ministrowi). Jednak po
publicznej uwadze prezydenta o ubeckich
metodach ministra obrony i słowach o
armii, która "powinna być polska, a nie
prywatna" okazało się, że istnieje także
konflikt między "czterdziesto, a
sześćdziesięciolatkiem". Prezydent przyjął
narrację TVN o "bojówkach
Macierewicza, które mogą być użyte do
tłumienia demonstracji KOD".
Pierwsze jednostki Obrony Terytorialnej
zostały utworzone nie w stolicy, tylko na
najbardziej zagrożonym wschodzie kraju .
Warto wiedzieć, że brygada OT jest
trzykrotnie mniej skuteczna od brygady
zmotoryzowanej, ale 49 razy tańsza i
Dokończenie na stronie 5
Prezydenci wszystkich Polaków
(przez 14 lat członka KRS) są
"niezawiśli" ?
Weta prezydenta nie zrobiły też żadnego
wrażenia na brukselskich "obrońcach
praworządności". Cyrk z grillowaniem
Polski się nie skończył.
Prezydent Duda ambitnie założył, że
będzie zasypywał podziały między
Polakami i łagodził spory polityczne
będąc "prezydentem wszystkich
Polaków". Dlatego uznał, że mianujący
sędziów KRS musi być "wielopartyjny".
Problem w tym, że nie mamy systemu
wielopartyjnego.Wielopartyjność była w
dwudziestoleciu międzywojennych.
Wszystkie ówczesne partie różniąc się
programami, miały na celu dobro i
samodzielny rozwój kraju (tylko
zdelegalizowana Komunistyczna Partia
Polski zakładała protektorat sowiecki).
Dziś scena polityczna kraju przypomina tę
osiemnastowieczną - są w zasadzie tylko 2
stronnictwa: niepodległościowcy i
"realiści" zorientowani na patronów
zewnetrznych. Porozumienie między tymi
opcjami jest praktycznie niemożliwe, więc
szanse na sukces mediacyjnych działań
prezydenta nie wydają sie duże.
Prezydenckimi wetami szczególnie byli
zawiedzeni ludzie zrzeszeni w klubach
Gazety Polskiej.
To przeważnie byli członkowie
"Solidarności", którym życie nie
szczędziło gorzkich rozczarowań: erozji
ideałów i spektakularnych upadków
swoich przywódców.
Kluby Gazety Polskiej są prawdziwym
przejawem społeczeństwa obywatelskiego
pokazującym, że można działać wyłącznie
z pobudek ideowych – bez dotacji z
Funduszy Norweskich, czy Deutsche
Banku, bez grantów od Sorosza, czy
stypendiów od Gazpromu.
Wielotysięczna rzesza ludzi poświęciła
ogromną ilość czasu i energii na sukces
wyborczy Andrzeja Dudy zbierając
podpisy na listach, uczestnicząc w
komisjach jako mężowie zaufania,
roznosząc ulotki, rozlepiając plakaty.
Niejeden z klubowiczów zastanawiał się,
czy cena za demonstrację prezydenckiej
S t r o n a 5
Zdumiewa, kiedy od czasu do czasu słyszy
się ludzi z ulicy, a więc można by
powiedzieć, nikomu nie ubliżając,
zwyczajnych, powtarzających z
nabożeństwem wypowiedzi ludzi z
pierwszych stron gazet, ekranów
telewizyjnych, pism kolorowych, słowem
celebrytów. Mało tego, nie wnika się w to,
co tamci mówią, bo wystarczy, że są to
nazwiska znane. A przecież tak na zdrowy
rozum, ględzą oni najczęściej banały, lub
wręcz idiotyzmy, krasząc je za to
obrazoburczymi, niekiedy wręcz
bluźnierczymi bredniami, bo tylko tak
mogą manifestować swą wątpliwą
niezwykłość.
Zacząłem przeglądać aktualności w tej
materii i natrafiłem na wypowiedzi pani
Agnieszki Holland. Pozwolę sobie, bez
jakiejkolwiek uszczypliwości po prostu
wypreparować z tych wypowiedzi jakąś
konkretną treść. To coś w rodzaju sekcji
zwłok.
Źródło: Wiadomości Onet 30 XI 2017.
Mówi w komentarzu dla Onetu Agnieszka
Holland:
„Ta brunatna zaraza się rozlewa i to nie
jest tak, że tylko w Polsce mamy do
czynienia z manifestacjami
parafaszystowskimi czy faszystowskimi,
skrajnym nacjonalizmem. Ale Polska jest
jednym z nielicznych krajów i bodajże
jedynym w Unii, gdzie takie zachowanie i
tego typu manifestacja spotykają się z
pewnego rodzaju cichym poparciem
władz”.
Analiza powyższego tekstu: Pojęcia:
„brunatna zaraza”, „parafaszystowskie”,
„faszystowskie”, „skrajny nacjonalizm”,
„ciche poparcie władz”. Jak się mają te
pojęcia do rzeczywistości polskiej ? Cóż
to wielkiego nawet, gdyby na jakiejś
manifestacji pojawiły się napisy o
wydźwięku nacjonalistycznym – a
najczęściej zresztą po prostu narodowym,
patriotycznym – co zdarza się w
wymiarze o wiele większym w
Niemczech, Francji, w wielu krajach nie
tylko Europy, bo poza nią jeszcze
znacznie więcej ? Czy człowiek nie ma
prawa manifestować swego przywiązania
do własnego narodu ? A kiedy
wykrzykuje obscenia, co w obecności pani
Holland niejednokrotnie się działo na
różnych paradach, to tak być powinno ?
Mało znam krajów, gdzie uprzejmość dla
obcokrajowców byłaby większa niż w
Polsce. Pod warunkiem, że obcokrajowiec
nie nadużywa tej gościnności. O co więc
chodzi pani Holland, kiedy strzela bez
prochu do całego narodu, nabijając za to
strzelby tych, który zza płotu strzelają
ostrymi nabojami ? Chodzi o to, że
niektórym wstrętne jest nawet samo
wspomnienie o Narodzie, bo chciano by z
niego zrobić bezkształtną masę.
Reżyserka wzięła udział w procesie 19
osób, które próbowały zablokować
przejście kwietniowej manifestacji ONR
w Warszawie. – „Z zagranicy to
wyglądało potwornie. musimy sobie
zdawać sprawę z tego, że stereotypy
bardziej lub mniej uzasadnione na temat
polskiego antysemityzmu czy rasizmu
często uwiarygodniane są przez oficjalne
wypowiedzi przedstawicieli naszych
władz. Są takim negatywnym obrazem
Polski i Polaków” - przekonuje Holland.
Analiza wypowiedzi: Znowu pojęcia: co
wyglądało tak potwornie z zagranicy ?
ONR ? Kto i gdzie wie w ogóle co to
jest ? Tam nawet wielu o Hitlerze nie
słyszało. A co dopiero takie ruchy
partykularne? Gdyby więc
propagandystom zachodnim, wrogim
Polsce ze zgoła innych powodów, tacy
ludzie, jak pani Holland, nie podpowiadali
o polskim antysemityzmie – pojęciu dla
szerszego ogółu w Polsce co najmniej
niejasnym – nie byłoby bzdurnych
artykułów w niektórych pismach
zachodnich szkalujących Polskę, Polaków,
rząd, a więc coś z czym i kalumniatorzy i
podpowiadacze nie mają nic wspólnego.
To, co pani Holland, także zresztą z
tendencyjną przesadą, nazywa
„negatywnym obrazem Polski i Polaków”,
jest niczym innym jak tylko produkcją
takich jak jej wypowiedzi.
znacznie zwiększa koszty ewentualnej
agresji. Utrudnia również operacje
wrogich komandosów, sabotażystów,
"zielonych ludzików" itp. Jednostki OT
były już tworzone poprzednio, ale po
dojściu do władzy PO zostały
zlikwidowane (ostanią rozwiązał min.
Klich w 2010 roku), a Polska stała się
jednym z nielicznych krajów
pozbawionych komponentu terytorialnego
w armii.
Uporczywe pogłoski o rekonstrukcji
rządu i ewentualnej zmianie na
stanowisku ministra obrony świadczą, że
wyraźne wzmocnienie polskiej
obronności zaktywizowało środowiska
zainteresowane tym, by "było tak jak
było". Komuś zależy na tym, by czołgi
nadal stacjonowały w Żaganiu broniąc
przeprawy na Odrze, żeby ściana
wschodnia była "strefą
zdemilitaryzowaną", a wojsko składało
się w znacznej mierze z mundurowych
urzędników.
Podobno prezydent ma 300 doradców i
cieszy się zaufaniem 70 % Polaków.
Doradcą Antoniego Macierewicza jest
całe jego życie, w którym dokonywał
zawsze właściwych wyborów.
Jan Martini
„Patriotyzm” celebrycki
– byle dowalić Polsce
Prezydenci
wszystkich
Polaków (dokończenie)
Dokończenie na stronie 6
S t r o n a 6
paraliżu.
Ale pani Holland, członkini w Komitecie
Honorowym Parady Równości, honorowa
członkini Akceptacji – stowarzyszenia rodzin
i przyjaciół osób homoseksualnych,
biseksualnych i transpłciowych wzięła udział
(2014) w Paradzie, a jakże! Jej sprawa.
Zresztą nie bez przyczyny, gdyż
zaangażowała się w debatę na temat praw
środowisk LGBT w Polsce po tym, jak jej
córka dokonała coming out. Wiadomo czego
dotyczyła ta rewelacja.
Wypowiadając się w TVN24 na temat
małżeństw jednopłciowych pani H.
stwierdziła: „W Polsce za dziesięć lat to
będzie do pomyślenia. To wszystko wymaga
pracy, nie chodzi o to, czy się coś komuś
podoba czy nie podoba, zadajemy sonie
pytania o godność człowieka o jego prawa
obywatelskie”.
Nikogo nie obchodzą opcje seksualne ani pani
Holland, ani innych toczących walkę o tak
wyartykułowane prawa obywatelskie, nie
mówiąc o godności człowieka, który dla
dogodzenia swym ciągotom gotów jest
wpędzić dziecko w coś więcej niż stres, bo co
ono może czuć, co myśleć, kiedy zamiast
mamy – kogoś dla dziecka niezbywalnego –
posiada dwóch … jak ich nazwać ? W innym
układzie są dwie mamy, a tata..? Po prostu
obłęd. A ta wróżba, co to, według pani H.,
ma być za dziesięć lat…? Przypomina mi się,
kiedy w roku gdzieś może 1948, a więc
dokładnie, kiedy pani H. się rodziła, zjawił się
w gimnazjum agitator z tego samego gatunku,
w jakim ona przyszła na świat i wyrastała i
oświadczył, że za 20 lat o chrześcijaństwie
nikt nawet nie wspomni. Ono nadal jest, a
jego nazwiska nie można sobie nawet
przypomnieć.
Tak to jest z celebrytami i ich nic nie
mówiącymi lub wręcz zdumiewającymi
swym banałem i beztreściowością
prognozami i ocenami. Prawda tkwiąca w
naturze jest w naturalny sposób silniejsza niż
jakakolwiek awersja do niej. Nawet jeśli
pojawia się w postaci różnych niesmak
budzących parad lub celebryckich wynurzeń,
obfitych w słowa, a ubogich w treść.
Zygmunt Zieliński
Opłatek
Jest w moim kraju zwyczaj, że w
dzień wigilijny,
Przy wzejściu pierwszej gwiazdy
wieczornej na niebie,
Ludzie gniazda wspólnego łamią
chleb biblijny
Najtkliwsze przekazując uczucia w
tym chlebie.
C.K.Norwid
**********
Aniołowie, aniołowie biali,
na coście to tak u żłobka czekali,
pocoście tak skrzydełkami trzepocąc
płatki śniegu rozsypali czarną nocą?
Czyście blaskiem drogę chcieli zmylić
tym przeklętym, co krwią ręce
zbrudzili?
Czyście kwiaty, srebrne liście posiali
na mogiłach tych rycerzy ze stali,
na mogiłach tych rycerzy pochodów,
co od bata poginęli i głodu?
Ciemne noce, aniołowie, w naszej
ziemi,
ciemne gwiazdy i śnieg ciemny, i
miłość,
i pod tymi obłokami ciemnymi
nasze serce w ciemność się zmieniło.
Aniołowie, aniołowie biali,
O! poświećcie blaskiem skrzydeł
swoich,
by do Pana trafił ten zgubiony
i ten, co się oczu podnieść boi,
i ten, który bez nadziei czeka,
i ten rycerz w rozszarpanej zbroi
by jak człowiek szedł do Boga-
Człowieka,
aniołowie, aniołowie biali.
K. K. Baczyński
Zdaniem reżyserki nasz kraj "izoluje się od
UE". – „Ta cała jakby ideologiczna gadka
na temat wstawania z kolan, suwerenności
itd. jest de facto osłoną postawy "moja
chata z kraja". Izolujemy się, żeby nam nikt
nie mówił, że łamiemy prawo. Problem
polega na tym, że polskie władze łamią
nasze własne prawo. tzn. łamią
konstytucję, którą stworzyli Polacy.
Jednocześnie wstępując do UE
zobowiązaliśmy się do przestrzegania
naszych praw i praw UE. W momencie
kiedy łamiemy te prawa jest zrozumiałe, że
musimy się spotkać ze sprzeciwem
Wspólnoty Europejskiej”.
Analiza wypowiedzi: Trudno o
stwierdzenia bardziej pokrętne niż
powyższe. Co do izolacji Polski, to trzeba
by się najpierw dowiedzieć na czym ona
polega, bo slogan ten funkcjonuje jako
jeden z frazesów bez pokrycia tzw.
„totalnej”. Fakty, na które pani reżyser jest
ślepa mówią wręcz coś przeciwnego.
Polska jest wszędzie reprezentowana, nie
tylko w gremiach europejskich, ale także
światowych. W dodatku jest stale
recenzowana przez światowe gremia
finansowo-ekonomiczne i to tak dodatnio,
jak dotąd nie bywało. Ile trzeba mieć
nienawiści do Polski, żeby powtarzać takie
brednie w nią godzące ? Podobnie ma się
rzecz z łamaniem prawa w Polsce, w
dodatku konstytucji. Dziś już nawet
rozumniejsi przeciwnicy obecnego rządu w
taki czy inny sposób przyznają, że Polska z
państwa teoretycznego staje się państwem
rzeczywistym, zatem czy byłoby to
możliwe bez przestrzegania, ba, bez sanacji
prawa? W UE Polska też nie działa wbrew
prawu, a broni swej suwerenności, wszak
przez Unię zagwarantowanej każdemu z
państw członkowskich, faktycznie jednak
przez niektóre gremia kierownicze UE
przyznawanej tylko niektórym. Propozycja
dwóch prędkości mówi tu sama za siebie. I
nie Wspólnota Europejska Polskę atakuje,
bo czynią to niektórzy urzędnicy nią
usiłujący kierować, zaniepokojeni, że jakiś
kraj potrafi zachować swą tożsamość. I nie
musimy wstawać z kolan, bo ogół Polaków
nigdy przed lewactwem nie kucał, ale
właśnie ludzie pokroju wypowiadającej te
słowa czołgają się na kolanach przed
mocnymi tego świata, ale i oni z kolan nie
wstaną, bo nie przezwyciężą własnego
„Patriotyzm” celebrycki – byle dowalić Polsce (dokończenie)
Wiersze
na Boże Narodzenie
Dokończenie na stronie 10
S t r o n a 7
- Ten nasz nowy kierownik to jakiś tępy
jest, wiesz?
- A dlaczego?
- Już trzy razy dzisiaj pytał się mnie
dlaczego nic nie robię.
***
Spotykają się trzej 20-letni koledzy i
postanawiają oblać urodziny:
- No, to gdzie idziemy ?
- Może do baru "Pod Podkową" ?
- Dlaczego tam ?
- Bo tam są niezłe kelnerki.
W wieku 40 lat koledzy znów się
spotykają:
- To gdzie idziemy ?
- Może do baru "Pod Podkową" ?
- Dlaczego tam?
- Bo tam jest dość tanie piwo.
Spotykają się znów w wieku 70 lat:
- To gdzie idziemy ?
- Może do baru "Pod Podkową" ?
- Dlaczego akurat tam ?
- Bo jest tam nie ma schodów.
W wieku 90 lat znów się spotykają:
- No, to gdzie idziemy ?
- Może do baru "Pod Podkową" ?
- Czemu tam ?
- Bo tam jeszcze nie byliśmy.
***
Rosyjski oligarcha zwiedza Luwr.
Przewodnik:
- No i jak Panu podoba ?
- Ładnie. Skromnie, ale ładnie.
***
Proboszcz pyta parafiankę:
- Dlaczego pani nie zamówiła za zmarłego
męża mszy świętej ? Już nie mówię o
gregoriance, ale chociaż jednej mszy ?
- Po co ? Niech ksiądz pomyśli logicznie.
Jak jest w niebie, to mu nie trzeba, jak w
piekle, to mu nie pomoże, a jak w
czyśćcu... ja go dobrze znam... wytrzyma.
***
Pewien człowiek przeczytał w mądrej
książce, że jeśli chce żyć długo to
powinien codziennie rano jeść płatki
owsiane z odrobiną prochu strzelniczego.
Facet postanowił tego przestrzegać i dożył
wieku 98 lat. Pozostawił po sobie 6 dzieci,
17 wnucząt, 31 prawnucząt i 5 metrowa
dziurę w ścianie krematorium.
***
Dom starców, dyskusja przy porannej
herbatce:
- Wiecie, mam już tak słabe ręce, że
ledwo trzymam tę filiżankę.
- Ja to mam tak słaby wzrok, że nawet nie
widzę tej filiżanki.
- No, ja też. Nie wiem nawet, na kogo
ostatnio zagłosowałem, nie widziałem
nazwisk na tej karcie.
- Co ? Mów głośniej !!!
- A ja to mam taki reumatyzm, że nawet
nie mogę się do was obrócić.
- Ja to jestem ciśnieniowiec. Jak tylko
wstanę, to tak mi się kręci w głowie, że
nie mogę zrobić ani kroku.
- Ta? Ja to mogę, ale nigdy nie pamiętam,
dokąd miałem iść.
- Ech, taka jest cena naszego podeszłego
wieku.
- No, ale nie jest tak źle, panowie -
przynajmniej mamy jeszcze wszyscy
prawa jazdy.
***
IKEA.
Choinka składana:
- Szkielet - 1 szt,
- Gałązki - 46 szt,
- Igły - 13543 szt,
- Klej montażowy - 3 litry.
***
Blondynka umarła i idzie se do nieba.
Piotr zatrzymuje ją u bram raju i mówi:
- Córko, duszyczek u nas full. Wiem że
nie grzeszyłaś ale musisz przejść
eliminacje. Odpowiesz na pytanie
wejdziesz, nie - idziesz do piekła.
- Rozumiem, proszę pytać.
- Jak ma na imię Bóg ?
- Hehehe. proste: Święćsię !
Tu Piotrowi szczęka opadła.
- Że jak ?!
- No przecież w modlitwie jest wyraźnie:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się
imię Twoje.
***
- Dlaczego kobiety tak kochają buty ?
- Bo bez względu na to ile kobieta
przytyje, to buty i tak będą pasować.
***
Do taksówki wsiadły dwie paniusie typu
"damulka z pretensjami".
Po drodze plotkują sobie o tym i o owym.
- To doprawdy okropne, jacy ludzie
bywają niekulturalni ! Wyobraź sobie moja
droga, byłam ostatnio na przyjęciu, gdzie
do ryby podano mi nóż do befsztyków !
- O tak, szokujący brak ogłady. Mnie z
kolei zaproponowano sherry w kieliszku
do szampana !
W tym momencie wtrąca się taksówkarz:
- Szanowne Panie nie wezmą mi, mam
nadzieję za złe, że ja tak tyłem do pań
siedzę ?
***
Dwie stare panny, które razem mieszkają,
położyły się wieczorem spać. W pewnej
chwili jedna z nich mówi:
- Czy nie wydaję ci się, że w pokoju
słychać jakiś szmery ?!
- Chyba tak - mówi druga nasłuchując -
czyżby dostał się do mieszkania jakiś
mężczyzna ?!
- Jeśli tak, to pamiętaj, że ja pierwsza go
usłyszałam !
***
W Kołobrzegu na dreptaku apetyczna
dziewczyna wchodzi na automatyczną
wagę, wrzuca monetę... i z
niezadowoleniem ogląda wydrukowany
wynik.
Zdejmuje wiatrówkę i pantofle, znowu
wrzuca monetę - znów niezadowolona z
wyniku. Zdejmuje bluzkę - wynik ważenia
znowu niezadowalający.
Stoi tak niezdecydowana na tej wadze - co
by tu jeszcze ? - na to podchodzi
przyglądający się temu facet i wręczając jej
garść monet mówi:
- Niech pani kontynuuje - ja stawiam !
***
Kobieta w drogerii.
- Czy macie perfumy o zapachu
komputera ?
- Czego ?!
- Komputera, chciałabym, aby mąż zwracał
bardziej na mnie uwagę.
***
Mamo, a tato to był skromnym i uczciwym
chłopakiem?
- Oczywiście, inaczej byś była o pięć lat
starsza.
Uśmiechnij się...
S t r o n a 8
do góry krzywej Philipsa i że gospodarka
znalazła się w punkcie oznaczającym
zarówno wysoką stopę inflacji, jak i
wysoką stopę bezrobocia. Dlatego
postulowali dalsze zwiększenie inflacji w
celu obniżenia bezrobocia i wyjścia z
recesji. Jednak wyjaśnienie to nie było
poprawne, ponieważ w sytuacji wysokiej
inflacji, jej dalszy wzrost doprowadziłby
do hiperinflacji (tj. do gwałtownego
wzrostu cen) a nie do wzrostu produkcji i
spadku bezrobocia. Dlatego w latach
1980-ych uznano krzywą Philipsa za
wykres błędnie opisujący sytuację
gospodarczą i zaniechano jej stosowania.
W USA był to okres reaganomiki, czyli
polityki gospodarczej Ronalda Reagana,
w której stosowano teorię
monetarystyczną, zalecającą głównie
walkę z inflacją.
Trzeci szok naftowy, spowodowany
również przez kraje OPEC w 2008 roku,
miał łagodniejszy przebieg, ponieważ
trwał krócej niż dwa poprzednie szoki,
zaś ceny ropy naftowej wzrosły nie aż tak
bardzo. Szok ten także przyczynił się do
kolejnej globalnej recesji z lat 2008-2009,
która następnie pojawiała się jeszcze w
niektórych krajach po 2010 roku, czyli
nie chciała się skończyć. Jednak tym
razem to nie szok naftowy był główną
przyczyną recesji a jedynie dodatkową
przyczyną. Najważniejszą przyczyną
recesji była bańka spekulacyjna,
spowodowana przez banki
międzynarodowe i korporacje
transnarodowe.
Dr hab. Dariusz Eligiusz Staszczak
Philips twierdził, że w polityce
gospodarczej należy dokonać wyboru
pomiędzy tymi stopami, czyli chcąc
obniżyć bezrobocie należy zwiększyć
inflację (czyli wzrost przeciętnego
poziomu cen), zaś obniżając inflację
należy liczyć się ze wzrostem bezrobocia.
Dlatego recesję i wysoką stopę bezrobocia
zwalczano dodatkowym dodrukiem
pieniądza do obiegu, co powodowało
jeszcze szybszy wzrost cen, czyli jeszcze
wyższą stopę inflacji, ponieważ wzrost
ilości pieniądza w gospodarce nałożył się
na inflację spowodowaną wzrostem cen
paliw. Jednak pomimo wysokiej inflacji
gospodarka światowa wyszła z recesji.
Sytuacja ta nie dotyczyła Polski i innych
krajów ówczesnego bloku sowieckiego,
ponieważ ówczesny ZSRR zaopatrywał te
kraje w stosunkowo tanią ropę. Jednak
paradoksalnie Polska odczuła tą sytuację
znacznie silniej w latach 1980-ych.
Wynikało to z faktu, że gdy na Zachodzie
zmieniano technologie na
energooszczędne, to PRL kupował
przestarzałe zagraniczne technologie za
kredyty zaciągane za granicą. Była to
słynna „wspaniała” epoka Gierka, po
której nastąpił krach, bo gdy ZSRR
znalazł się w trudnej sytuacji
gospodarczej na początku lat 1980-ych, to
ograniczył dostawy ropy do Polski i
niedobór trzeba było uzupełnić importem
z OPEC po cenach rynkowych.
Przestarzałe technologie zakupione przez
ekipę Gierka okazały się wówczas
zupełnie nieopłacalne i nastąpił kryzys.
Z kolei drugi szok naftowy kraje OPEC
wywołały w latach 1979-1980 i efekty
były podobne do pierwszego, czyli
nastąpiła recesja z lat 1980-1982, która
również charakteryzowała się spadkiem
PKB oraz wzrostem stopy bezrobocia i
stopy inflacji. Wzrost cen ropy naftowej
nałożył się wówczas na wysoką inflację
utrzymującą się po pierwszym szoku
naftowym, dlatego był bardzo
niebezpieczny dla gospodarki. Niektórzy
ekonomiści, zapatrzeni ślepo w krzywą
Philipsa twierdzili wówczas, że w efekcie
szoków naftowych nastąpiło przesunięcie
Szoki naftowe polegały na gwałtownym
ograniczeniu wydobycia i podaży ropy
naftowej przez kraje OPEC (Organization
of Petroleum Exporting Countries –
oficjalna polska nazwa tej organizacji to:
Organizacja Krajów Eksporterów Ropy
Naftowej) i spowodowały gwałtowne
wzrosty cen ropy naftowej i w efekcie
paliw a nawet fizyczny brak paliw w
niektórych krajach, czyli problemy z
zatankowaniem samochodów. Warto
wyjaśnić, że gospodarka światowa wciąż
uzależniona jest od ropy naftowej,
dlatego wzrost cen tego paliwa zwykle
powoduje recesje gospodarcze lub
przyczynia się do ich powstania.
Zależność od ropy gospodarki światowej
wciąż jest wysoka i to pomimo wielu
działań mających na celu jej zmniejszenie
i przejście do innych paliw, np. autobusy
komunikacji miejskiej w wielu miastach
Polski i Europy coraz częściej jeżdżą na
gaz lub prąd. To ostatnie rozwiązanie
niestety wymaga częstego i długiego
ładowania, z wyjątkiem trolejbusów i
tramwajów, które czerpią zasilanie
bezpośrednio z sieci.
Jednak wróćmy do historii. Pierwszy szok
naftowy OPEC spowodowała w latach
1973-1974 i szok ten był główną
przyczyną globalnej recesji gospodarczej
z lat 1974-1975. Recesja
charakteryzowała się spadkiem PKB
(Produktu Krajowego Brutto – miernik
produkcji krajowej) i wzrostem stopy
bezrobocia oraz wzrostem stopy inflacji,
spowodowanej wzrostem cen paliw.
Warto dodać, że droższa ropa przełożyła
się na wzrost cen niemal wszystkich
towarów a nie tylko tych, do których
produkcji jest używana, ponieważ różne
towary oraz komponenty do produkcji
muszą zostać przetransportowane, a
zatem wyższe koszty transportu należy
dodać do ceny końcowej towarów. W
polityce gospodarczej USA i Europy
Zachodniej dominowała wówczas krzywa
Philipsa. Był to wykres o nachyleniu
ujemnym, bazujący na obserwacjach
autora, który zauważył, że wysokiej
stopie inflacji odpowiada zwykle niska
stopa bezrobocia i odwrotnie. Dlatego
Szoki naftowe i ich znaczenie
dla gospodarki światowej
Z zimowymi pozdrowieniami od autora
S t r o n a 9
W Polsce okres przygotowań do Świąt
Bożego Narodzenia rozpoczyna się z
początkiem adwentu (z łaciny: adventus
przyjście czy okres poprzedzający
Narodziny Chrystusa) niegdyś, w starej
polskiej tradycji był nazywany również
„czterdziestnicą”, jako że obejmował—
identycznie jak Wielki Post—okres 40 dni.
Okres ten zaczynał się od święta Świętego
Marcina 3 Listopada i w założeniach miał
służyć duchowemu przygotowaniu się do
Świętej Nocy Narodzenia Boga.
Obowiązywał wówczas post i
wstrzemięźliwość od hucznych zabaw
oraz post ścisły od potraw mięsnych w
piątki. W XX-tym wieku ograniczono
Adwent do czterech niedziel przed Bożym
Narodzeniem, a zatem do około 28-30 dni.
Końcowym dniem Adwentu jest jednak
zawsze Wigilia Bożego Narodzenia 24
grudnia. Wiąże się z nią wiele
tradycyjnych zachowań i wartości,
pielęgnowanych przez wieki w Narodzie
Polskim. Tradycja ta jest stale obecna na
ziemiach dawnej Polski a więc na obecnej
Ukrainie, Białorusi czy Litwie (także na
Łotwie).
Wigilia Świąt Bożego Narodzenia to dzień
szczególny w każdej polskiej rodzinie.
Poprzedzającego ją dnia czyli 23 grudnia,
Pan Domu (Gospodarz) wnosi choinkę do
mieszkania lub izby w chacie, ustawia ją i
wykonuje wszelkie prace z tym związane.
Tak się dzieje od XIX wieku.
Choinka bowiem na ziemiach polskich
była do tego czasu nieznana i pojawiła się
w XIX wieku za sprawą Niemców,
osiedlających się w Polsce, zwłaszcza z
regionów Bawarii. Choinka znalazła
miejsce obywatelstwa najpierw w domach
mieszczan polskich, a dopiero na
przełomie XIX i XX wieku trafiła pod
wiejskie strzechy. Poprzednio wigilię
obchodzono w Polsce wśrod snopków
słomy na pamiątkę narodzin Chrystusa w
stajence. Snopki te ustawiano w każdym
kącie izby wieczerzy wigilijnej a pod
obrus kładziono wiązkę siana, którą
uprzednio święcono w kościele.
Początkowa choinka, zaadaptowana w
Polsce, była ubierana przez niewiasty
domu oraz dzieci o poranku 24 grudnia.
Ubierano ją w suszone owoce, przemyślne
wyroby regionalne ze słomy oraz
oświetlano ją świeczkami. Ubieranie
choinki był to rytuał każdego polskiego
domu w przygotowaniach do wieczerzy
wigilijnej.
Mężczyźni (co najmniej Pan Domu) - po
ustawieniu choinki 23 grudnia—mieli za
zadanie dopilnować absolutnej czystości
gospodarstwa czy mieszkania. W Wigilię
czyli 24 Grudnia czyścili więc buty
wszystkim domownikom i pilnowali, by
nie zabrakło drew w kominku i w piecu.
Na wsiach sprawdzali też czystość
obejścia. W dzień Bożego Narodzenia
niedozwolone było wykonywanie
jakichkolwiek prac.
Na barkach Pani Domu spoczywało
przygotowanie potraw wigilijnych oraz
świątecznych. Zazwyczaj zajmowało to
dłużej niż jeden dzień, toteż już 23 grudnia
rozpoczynały one przygotowania
kulinarne.
Kolacja wigilijna musiała się składać z 12
potraw (przy czym nawet pieprz i sól
liczyły się za potrawy). 12 potraw na
wspomnienie 12 uczniów Jezusa. Mogło
być ich więcej ale nigdy mniej...
Niezwykłość kolacji wigilijnej polega na
tym, że łaczy ona w sobie w sobie post
oczekiwania na przyjście Chrystusa z
kolacją rodzinną, pełną powagi, ale
zarazem radosnego pojednania.
W Wigilię wszelki spory i waśnie muszą
być odłożone na bok zaś każdy, kto
zastuka do drzwi domu w czasie kolacji
wigilijnej, powinien być posadzony za
stołem jako równy domownikom. Stąd też
tradycja stawiania, pusty talerz dla
„zamorskiego gościa” czy dla
„niespodziewanego gościa”.
Wzięła się ona z dawnego zwyczaju
(znanego jeszcze w XIX wieku)
zostawiania pustego miejsca przy
wigilijnym stole dla duszy ostatnio
zmarłej osoby z danego domostwa.
Na stole wigilijnym najważniejszymi
potrawami są rozmaicie przygotowane
ryby (w polskiej tradycji szczególne
miejsce zdobył sobie karp), a także postny
barszcz z uszkami lub zupa z suszonych
grzybów. Są na nim również inne potrawy,
przygotowane na bazie kapusty i
suszonych grzybów czy grochu. Może to
być np. kapusta z suszonymi grzybami lub
grochem czy pierogi z kapustą i grzybami.
Dobór potraw jest zależny od
miejscowych i rodzinnej tradycji. Z
czasem miejsce na stole zdobył sobie
śledź, przygotowywany w najróżniejszych
odmianach. We wschodniej Polsce
rozpowszechniona jest kutia—słodka
masa z maku, orzechów, zboża i miodu.
Encyklopedia Staropolska Zygmunta
Glogera wskazuje, że „w wigilię
Narodzenia Pańskiego muszą być
produkty z pola, lasu. ogrodu oraz wody”.
W Wigilię obowiązuje ścisły post zarówno
co do ilości jak i co do jakości
spożywanego jedzenia. Nie wolno jeść w
ten dzień mięsa, ani żadnych produktów
na mięsie opartych (np. smalcu).
Obowiązuje też post ilościowy—poza
skromnym śniadaniem jedynym posiłkiem
tego dnia jest kolacja wigilijna.
Kolacja wigilijna zaczyna się z pierwszą
gwiazdą na niebie. Jeśli niebo jest
zachmurzone, rozpoczyna się ją po
zapadnięciu całkowitej ciemności nocy.
Wypada to około godziny 18-tej czasu
polskiego. Ale to nie takie proste. Przecież
Święty Mikołaj jeszcze musi podłożyć
prezenty pod choinkę. To najważniejszy
„punkt programu” tego dnia dla
najmłodszych.
Aby odciągnąć uwagę najmłodszych od
choinki, zazwyczaj zajmuje się czymś
dzieci w osobnym pomieszczeniu lub
wyprowadza na zewnątrz domu, by
obserwowały, czy Święty Mikołaj nie
nadjeżdża. Wtedy osoby dorosłe wkładają
prezenty pod choinkę. Dzieci—trochę
zawiedzione i rozczarowane—wracają do
choinki, by spostrzec, że Święty Mikołaj
już był. Rozczarowanie zamienia się w
wielką radość. Teraz już tylko pozostaje
im spróbować z każdej potrawy wigilijnej
Polska tradycja Wigilii Bożego Narodzenia
Dokończenie na stronie 10
S t r o n a 1 0
kolędy w oczekiwaniu na czas udania się
na Pasterkę czyli Mszę Bożego
Narodzenia o północy. Pasterka kończy
czas adwentu i rozpoczyna radosny czas
Bożego Narodzenia. Dlatego już po
powrocie z Pasterki dozwolone są
świąteczne przysmaki z mięsiwem,
ciastami i alkoholem. Najczęściej jednak
świętowanie rozpoczyna się od obfitego
śniadania świątecznego, które trwa
praktycznie cały dzień.
Same święta Bożego Narodzenia trwają
na całym świecie (poza Stanami
Zjednoczonymi) dwa dni, zaś drugi dzień
świąt—26 grudnia—jest rozmaicie
nazywany w różnych krajach, w
zależności od lokalnej tradycji. W Polsce
jest to po prostu „drugi dzień świąt”.
Jeszcze do początków XX wieku
wszystkie dni pomiędzy 25 grudniem a 6
styczniem (Święto Trzech Króli) były
dniami świątecznymi, zaś okres Bożego
Narodzenia trwał nieprzerwanie do Święta
Matki Bożej Gromnicznej czyli do 2
lutego. Ślady tego można znaleźć w
polskiej tradycji i dzisiaj. Choinka jest
trzymana w domach co najmniej do
Święta Trzech Króli, a tam, gdzie warunki
na to pozwalają nawet do Święta Matki
Bożej Gromnicznej.
Stanisław Matejczuk
Dlaczego jest święto Bożego
Narodzenia ?
Dlaczego jest święto Bożego
Narodzenia ?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na
niebie ?
Dlaczego śpiewamy kolędy ?
Dlatego, żeby się uczyć miłości do Pana
Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.
ks. Jan Twardowski
**********
Przy wigilijnym stole,
Łamiąc opłatek święty,
Pomnijcie, że dzień ten radosny
W miłości jest poczęty;
Że, jako mówi wam wszystkim
Dawne, prastare orędzie,
Z pierwszą na niebie gwiazdą
Bóg w waszym domu zasiądzie.
Sercem Go przyjąć gorącym,
Na ścieżaj otworzyć wrota -
Oto co czynić wam każe
Miłość - największa cnota.
J. Kasprowicz
(inaczej prezenty znikną lub zamienią się
w piasek) i droga do najprzyjemniejszej
dla najmłodszych części Wigilii otwarta.
Kolacja wigilijna zaczyna się od
modlitwy i tradycyjnego opłatka.
Wszyscy składają sobie życzenia,
przełamując się opłatkiem w geście
całkowitego pokoju i pojednania.
Duchowo to właśnie najważniejsza część
każdej Wigilii. Po przełamaniu się
opłatkiem można rozpocząć wieczerzę
wigilijną.
W wielu regionach Polski (zwłaszcza na
wsiach) istnieje zwyczaj, że Gospodarz—
tuż po kolacji wigilijnej—udaje się do
obory czy stajni, by każdemu zwierzęciu
dać kawałek wigilijnego opłatka. Boże
Narodzenie to przecież znak pokoju dla
wszystkich.
Po kolacji wigilijnej dzieci wybierają
prezenty które Święty Mikołaj im
podrzucił pod choinkę. Wszyscy śpiewają
Polski opłatek na sianku—symbol
pojednania (fot. archiwum)
Polska tradycja Wigilii Bożego Narodzenia (dokończenie)
Tradycyjna potrawa wigilijna wschodniej
Polski: kutia (fot. archiwum)
Wiersze
na Boże Narodzenie (dokończenie)
S t r o n a 1 1
Od chwili zaproszenia przez Angelę
Merkel emigrantów z regionów Bliskiego
i Środkowego Wschodu oraz z Afryki
minęły dwa pełne lata. W skali cywilizacji
łacińskiej jest to czas, który możemy
porównać do mgnienia oka. Natomiast
biorąc pod uwagę wielkość szkód,
poczynionych dla tejże cywilizacji w
ciągu owych dwóch lat, jest ona wręcz
zatrważająca.
Nie mam tutaj na myśli szkód
materialnych, chociaż i te można byłoby
określać jako horrendalne. Chodzi mi o
szkody natury psychologicznej.
Agresywna poprawność polityczna,
serwowana przez zachodnie media
niejako „wyprała” mózgi wielu
społeczeństw zachodnich. Napór
nihilistycznej ideologii lewackiej
unicestwiał i nadal unicestwia myślenie w
kategoriach narodowych czy
chrześcijańskich, a więc tych dwóch
wartości, które legły u podstaw
cywilizacji europejskiej.
Faktem jest, że demontaż cywilizacji nie
rozpoczął się od napływu
muzułmańskiego do Europy. Jego
początki sięgają czasów dawniejszych i
dominującej w krajach Europy Zachodniej
ideologii lewicowej. Jednakże ideologia ta
nie mogła wprowadzać lewackich
antywartosci w ujednolicony sposób.
Zawsze istniały różnice między
ugrupowaniami tej opcji politycznej w
poszczególnych krajach.
Środkiem, który doprowadził do rozwoju
ideologii lewackich była hedonistyczna
recepta na życie i jej wsparcie. Było to
jednak możliwe tylko w wyniku wzrostu
bogactwa społeczeństw poszczególnych
krajów Europy Zachodniej. A zatem
połączenie kapitału z ideologią
ateistyczną wydało pożądane owoce.
Pomimo to zmiany, przewidywane przez
masońsko-lewackie środowiska
dokonywały się w sposób bardzo
powolny. Utworzenie Unii Europejskiej
stanowiło okienko możliwości połączenia
marksistowskiego bytu określającego
świadomość z ideologią, która negowała
istnienie Boga. W zasadzie można tutaj
mówić bardziej o grupie programów
ideologicznych różnych partii, które
jednak w swoich podstawach przyjmowały
masońskie założenia Antydekalogu.
Opanowanie organów Unii Europejskiej
przez te środowiska spowodowało, że
zaczęto wcielać w życie założenia
marksistowskie, poszerzone o
doświadczenia niemieckiego i
sowieckiego modelu lewicy.
Zmodyfikowano je do potrzeb
rozpasanych konsumpcyjnie społeczeństw
likwidując powoli odrębności narodowe.
Za głównego przeciwnika uznano
oczywiście religię chrześcijańska (zgodne
z duchem masońskim) zwłaszcza zaś
katolicyzm. Najważniejszym narzędziem
stały się media, zasilane wielkimi
funduszami różnych organizacji
międzynarodowych.
W takim klimacie nastąpiła druga faza
realizacji „rewolucji bez rewolucji” czyli
gwałtownych przemian ideologicznych
przeprowadzanych na zasadzie zmiany
świadomości. Szczególnym polem walki
było i jest wychowywanie w tym duchu
młodych pokoleń. Szkoły i system
oświatowy został podporządkowany
ideologii poprawności politycznej. W tym
samym kierunku przebudowywano
świadomość całych społeczeństw.
Wszystkie lewackie rewolucje mają to do
siebie, że nie gardzą żadnymi sojuszami,
nawet najbardziej nieprawdopodobnymi.
Na drodze do niszczenia chrześcijaństwa
lewackie ugrupowania nie gardzą
pieniędzmi z wszelkich źródeł, a
jednocześnie doszło tutaj do sojuszu z
religią wrogą chrześcijaństwu czyli z
Islamem. Jest rzeczą pewną, że taki alians
wcześniej czy później musi się rozlecieć, a
jedynym pytaniem jest która strona bedzie
ofiarą. Wydaje się, że przy gwałtownym
wzroście liczbowym emigrantów
muzułmańskich w Europie Zachodniej
ruchy i organizacje lewackie nie bedą
miały specjalnych szans.
Stąd wyciągnięcie otwartych ramion ku
Islamowi przez Angelę Merkel jest
tragicznym posunięciem, którego skutki
już są odczuwalne w calej Europie. A
bedzie jeszcze gorzej—to tylko kwestia
czasu. Przygotowana przez lewactwo
próżnia religijna w krajach starej Unii jest
automatycznie wielką pożywką dla
Islamu. Nie trzeba być bardzo bystrym
obserwatorem, by nie zauważyć
zanikającej liczby kościołów i pojawianie
się na to miejsce równie licznych
meczetów. Podobna sytuacja ma miejsce
w organach władzy lokalnej czy na scenie
politycznej. Otwarcie stawiane już
obecnie żądania utworzenia Partii
Islamskiej w Niemczech czy odsetek
szkolonych policjantów (30% w Berlinie)
to tylko niektóre przykłady. Prawo
szariatu, chociaż nieoficjalne, jest już
stosowane zwyczajowo w gettach,
zasiedlonych przez muzułmanów w
miastach państw europejskich. Nie jest
przypadkiem, że pan Khan, muzułmanin,
jest burmistrzem Londynu.
Na tym tle państwa nowej Unii, zrzeszone
w tzw. Grupie Wyszehradzkiej prezentują
się jeszcze względnie bezpiecznie dzięki
twardej postawie ich rządów co do
przyjmowania tzw. „uchodźców” (jak
poprawna politycznie propaganda ich
nazywa). Pojawia się jednak pytanie: jak
długo taka sytuacja będzie miała miejsce ?
Do tej pory lewaccy szaleńcy unijni
wracają jak „pijani do płotu” w kierunku
myśli tzw. relokacji czyli
rozprzestrzeniania się milionów
emigrantów w krajach, którym obca jest
ideologia masońsko-lewacka.
Jednocześnie (pomimo poprawności
politycznej) nawet niemieccy eksperci od
spraw emigracji do Unii Europejskiej
przewidują, że za kilkanaście lat ilość
muzułmańskich emigrantów osiągnie w
Europie liczbe 100 milionów (!) Przy
takich prognozach trudno sobie
wyobrazić, by wolnym był od nich
jakikolwiek kraj starego kontynentu.
Internetowi prześmiewcy z wielką dozą
racji piszą o Kalifacie Niemieckim,
Kalifacie Francuskim czy Kalifacie
Szwedzkim. Niedługo pewnie zacznie
pojawiać się nazwa Kalifat Europejski.
Pytanie tylko czy obejmie on również
Polskę ? I trzeba je zadać już teraz.
Jan Woś
Kalifat Europejski
S t r o n a 1 2
A wasze mordy będą i śmieszyć i nudzić.
Nie chcą was areszty, sądy, prokuratury
Bo hołotę można tylko tępić, jak szczury.
Bo jedynie szczury przypominacie
Zarazę roznosicie, jad w sobie macie.
Ten małpi koncert przed sejmem RP
Może trwać, póki Soros forsę dać chce,
By nią napchać pyski takich pawianów,
Którym się marzy grać rolę Polski panów.
Ale panem zdrajca, warchoł nie zostanie,
Co najwyżej zasłużył na tęgie lanie.
I tego obywatel RP się w końcu dosłuży,
Jeśli swym chamstwem Polaków znuży,
Bo chamstwo jego, jak program „totalnej”
Siłę swą czerpie z zadymy nachalnej,
Tak długo, póki ich nie rozsierdzi
To, co przed sejmem już nadto śmierdzi.
Dlatego, uwaga, dziady i baby, staruszkowie,
Byście nie wylądowali w wariatkowie.
Ósmego grudnia przed sejmem wieczorem,
Dom starców się zjawił prawie in corpore .
Na czele wrzask czynił ludzkim głosem
Knur z kozią brodą i bulwiastym nosem.
Za nim staruszki i starcy małą gromadą
Wykrzykiwali obsceniczne słowa ze swadą.
Potomkowie to, widać, na co wiek wskazuje,
Ubowców. Może i gorsi niż tamci szuje.
Słownik ubecki słychać było wszędzie,
Na ku na hu, na pier, jak kiedyś w Urzędzie
Polaka analfabeta, cham z gwiazdkami,
Bił i obrzucał chamskimi wyzwiskami.
Kto was, zgrzybiała bando tego nauczył,
Kto wam to szambo rozlewać poruczył?
Kto wam przed Sejmem Rzeczypospolitej
Smrodzić pozwolił, hołocie przepitej.
Czy z noclegowni was wypędzono za picie?
Bo na to właśnie wskazuje to co robicie.
Będziecie rozrabiać, wrogom Polski służyć,
Dom starców przed sejmem RP
„Kogo Pan Bóg chce ukarać temu rozum
odbiera.” Tak głosi stara prawda,
wyrażona w polskim porzekadle. O jej
słuszności i głębokim sensie świadczą
ostatnie protesty, w których chodzi chyba
naprawdę tylko o to, by wrzaskami i
chamstwem zwrócić na siebie uwagę.
Brak tych elementów obnaża niemoc tzw.
totalnej opozycji z jej agendami typu
KOD czy Ubywatele RP.
Ostatnio jednak granice zwykłego,
najczęściej wulgarnego chamstwa zostały
przekroczone, stając się prostym
łamaniem prawa. Najpierw mieliśmy
niesamowitą wprost, obelżywą napaść na
dziennikarkę TVP Info, a zaraz potem
podpalenie drzwi biura poselskiego Beaty
Kempy. Oba akty powinny zostać
rozpatrzone przez prokuraturę, a następnie
skierowane do odpowiedniego sądu.
Jednakże jest i inne powiedzenie: „ryba
psuje się od głowy”. Źródłem poczucia
bezkarności elementów różnej maści jest
zarówno zdegenerowany system
praworządności, jak i (chyba przede
wszystkim) bezgraniczne chamstwo wielu
posłów i senatorów z partii PO czy
Nowośmiesznej. Nie chodzi tutaj nawet o
błazenadę, którą uprawiają z mównic tych,
najważniejszych w państwie, organów, bo
do tych zdążylismy się już przyzwyczaić.
Ich błazenada często jest wspierana
otwartym nawolywaniem do łamania
prawa. Dotyczy to również osób, które w
sposób szczególny powinny być
odpowiedzialne za praworządność, a więc
kastę sędziowską. Ta zaś przejęła na
siebie rolę politycznego wichrzyciela.
Kiedyś zdrada stanu była ostro
napiętnowana przez prawo. Dzisiaj w
praktyce cieszy się zupełną bezkarnością.
Z tym należy raz na zawsze skończyć.
Wszelka dyskusja, a nawet polityczne
spory muszą mieć swoje granice, których
przekroczenie powinno mieć swoje
konsekwencje prawne. To prerogatywa
każdego państwa.
Dlatego nadszedł chyba czas na
opamiętanie się tzw. totalnej opozycji.
Brak rozumu nie jest usprawiedliwieniem,
zaś konsekwencje są tragiczne.
Jan Woś
Czas na opamiętanie
S t r o n a 1 3
Jerzy Targalski
Służby specjalne i pieriestrojka.
ROLA SŁUŻB SPECJALNYCH I
ICH AGENTUR W
PIERIESTROJCE I DEMONTAŻU
KOMUNIZMU W EUROPIE
SOWIECKIEJ.
Całość: tomy 1 do 5
Wydawca: Fundacja Pomocy Antyk
Rok wydania: 2017
Opis fizyczny: okładki miękkie
Przedstawialiśmy już tom 1
pięciotomowego dzieła dr Jerzego
Targalskiego, poświęconego
komunistycznym służbom specjalnym
oraz ich agenturom w dobie
pierestrojki. Dzisiaj chcemy zaoferować
całość czyli tomy od 1 do 5, które w
usystematyzowany i uporządkowany
sposób ujmują w wielu rozdziałach
złożoność problemu zarówno
chronologicznie jak i terytorialnie.
Całość jedynej w swoim rodzaju próbie
analizy działania służb specjalnych
doby komunizmu jest z pewnością
ważną pozycją dla wszystkich, którzy
interesują się tymi zagadnieniami, ale
także dla tych, którzy chcą pogłębić
wiedzę na ten temat.
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasze ceny:
Tom 1: 42,00 złote
Tom 2: 52.00 złote
Tom 3: 58.00 złotych
Tom 4: 72.00 złote
Tom 5: 30.00 złotych
Termin realizacji: 7 dni roboczych
Nasza cena całości: 284,00 złote
Martin Malachi
Ostatnie konklawe. Tom 1
Wydawca: Wydawnictwo ANTYK
Marcin Dybowski
Rok wydania: 2017
Opis fizyczny: 362 strony, okładka
miękka
www.ksiegarnia.antyk.org.pl Szokująca powieść z kluczem, bestseler -
podobnie jak "Dom smagany wiatrem" -
odsłaniający przed czytelnikami kulisy
wydarzeń rozgrywających się w samym
sercu Watykanu - prowokacyjne,
frapujące spojrzenie na kryzys w Kościele
katolickim , w którym - po śmierci Pawła
VI - przygotowywane jest konklawe.
Przed konklawe i podczas wyboru
kolejnego papieża w śmiertelnych
zapasach ścierają się ze sobą tradycyjni
kardynałowie wierni Chrystusowi z
modernistami, dla których najważniejsze
są własne wizje - dostosowania nauki
Kościoła do tzw. współczesnego świata i
opinii publicznej poprawnej politycznie,
przesiąkniętej komunistycznymi
truciznami.
Czy Kościół za przyczyną właśnie
wybieranego Papieża, powróci do wiary
Apostołów, z jakimi przeciwnościami i
przeciwnikami będzie musiał walczyć
nowy papież, na jakich frakcjach w łonie
Kościoła będzie opierać swe działania?
Czy też Owczarnia - opuszczona przez
strażników i pasterzy - po równi pochyłej,
z każdym rokiem coraz bardziej, przytulać
się będzie do nowoczesnej apostazji
Antychrysta.
Malachi Martin, mając dość szczegółowe
informacje na temat wewnętrznych spraw
Watykanu, w wyrazisty sposób
przedstawia w powieści "Ostatnie
konklawe" kondycję moralną i
intelektualną osób decydujących na
samym szczycie o tych losach Kościoła,
których świadkami jesteśmy obecnie.
Życzę błogosławionych Świąt Bożego
Narodzenia i Do Siego Roku 2018 !
Marcin Dybowski
Termin realizacji: 14 dni roboczych
Nasza cena: 38.00 złotych
S t r o n a 1 4
Pradziadek przelewał krew za Polskę w
Powstaniu Styczniowym. Dziadek
spędził na zesłaniu na Syberii dziesięć
lat. Ojciec walczył z „czerwoną zarazą”
podczas wojny w 1920 roku. A ich
prawnuk, wnuk i syn ? No właśnie...
Przez lata gorliwie służył Moskwie,
dostał order za walkę z polskim
podziemiem niepodległościowym, kazał
strzelać do polskich robotników na
Wybrzeżu i wydał wojnę polskiemu
narodowi. Pośród wszystkich polskich
zdrajców postać to wyjątkowo ohydna,
bo najbardziej chyba zakłamana. Jak
do tej pory nikt nie wpadł jeszcze na
pomysł postawienia mu pomnika, ale
poczekajmy, wszystko jeszcze przed
nami. Całkiem spora grupa ludzi
lansuje przecież już od dawna teorię
„mniejszego zła”, uzasadniającego
wszystkie przeszłe honory, honoraria i
bruderszafty.
Wojciech Witold Jaruzelski urodził się 6
lipca 1923 roku o godzinie 21 w majątku
Kurów, (wsi pomiędzy Puławami a
Lublinem), w rodzinie ziemiańskiej
Władysława i Wandy z Zarębów. W roku
1928 przyszła na świat jego młodsza
siostra – Teresa.
Rodzina Jaruzelskich wywodzi się od
rycerza zwanego Ślepowronem, stąd też
nazwa rodowego herbu, którym Konrad
Mazowiecki (ten sam, który sprowadził
do Polski Zakon Krzyżacki), obdarował
przodków Wojciecha w nagrodę za walki
z Jadźwingami. Dziadek Wojciecha,
również Wojciech, brał udział w
awanturze, funkcjonującej w naszej
historiografii pod nazwą powstania
styczniowego, za co na okres ośmiu lat
trafił na Syberię. Po powrocie do Polski,
poślubił Helenę (z domu) Filipowską,
która wniosła mu duży posag. Dzięki
temu małżeństwo mogło kształcić liczne
potomstwo. Ojciec Wojciecha,
Władysław, w 1920 roku walczył w
wojnie polsko – bolszewickiej.
7 października 1923 roku Wojciech
Jaruzelski został ochrzczony w
miejscowym kościele parafialnym.
Rodzina była głęboko religijna i
patriotyczna. W 1925 roku Jaruzelscy
opuścili Kurów i zamieszkali w majątku
Trzeciny nad rzeką Brok.
Kształcony początkowo w domu
Wojciech, został następnie wysłany do
Warszawy, do powszechnego gimnazjum
Ojców Marianów na Bielanach. Zdolny i
pracowity, zyskał szybko opinię prymusa.
(Nie mylić z prymasem !). 15 września
1935 roku wstąpił w szeregi Związku
Harcerstwa Polskiego, należał do drużyny
im. Stanisława Żółkiewskiego. W tym
czasie opublikował w szkolnej
„Jednodniówce” artykuł zatytułowany
Służba Polsce. Odwoływał się tam do
tradycji Orląt Lwowskich i harcerzy,
którzy polegli w 1920 roku walcząc z Ciąg dalszy na stronie 15
Mąż stanu (wojennego)
WOJCIECH JARUZELSKI
bolszewikami. W 1939 ukończył IV klasę
gimnazjum uzyskując tzw. „małą
maturę”. W szkole przyjaźnił się z
Tadeuszem Gajcym, późniejszym poetą i
żołnierzem Armii Krajowej.
Sielską młodość przerwał Wojciechowi
wybuch wojny. Jaruzelscy uciekli przed
nawałą niemiecką na Litwę, gdzie
przetrwali aż do ostatniej sowieckiej
wywózki w czerwcu 1941 roku. Pan
Władysław, jako „element społecznie
niebezpieczny i kontrrewolucjonista”,
trafił do łagru w Reszotach w
Krasnojarskim Kraju. Wojciecha wraz z
S t r o n a 1 5
matką i siostrą załadowano do
przepełnionego wagonu bydlęcego,
zmierzającego do syberyjskiej osady
Turaczak za Ałtajem. Po miesięcznej
podróży czekała go ciężka praca przy
wyrębie drzew w tajdze. Tam właśnie
dorobił się typowej dla tego regionu
choroby oczu, tak zwanej śnieżnej ślepoty,
której pamiątką stały się
charakterystyczne przyciemnione okulary
i kolejne późniejsze przezwisko:
„Ślepiec”. A także dowcip: „Kiedy
Jaruzelski przestanie nosić ciemne
okulary ? Kiedy przyspawa Polskę do
ZSRR”.
Postanowienia układu Sikorski-Majski
(lipiec 1941 r.) dotarły do Jaruzelskich na
tyle wcześnie, że zdołali połączyć się z
amnestionowanym ojcem na krótko przed
jego śmiercią z wycieńczenia i na tyle
późno, że Wojciech nie zdążył już wstąpić
do Armii Andersa. W maju 1943 roku bez
wahania zaciągnął się do organizowanego
przez komunistów wojska, dowodzonego
przez Zygmunta Berlinga. Po ukończeniu
szkoły Oficerskiej w Riazaniu (z marną
zresztą lokatą), 11 listopada 1943 roku
złożył przysięgę wojskową w obozie w
Sielcach nad Oką. Jesienią tegoż roku
został mianowany dowódcą plutonu w 8
Kompanii 5 Pułku w II Dywizji Piechoty
im. Jana Henryka Dąbrowskiego. 2
stycznia 1944 wyruszył na front.
Lata, jakie Jaruzelski spędził w ZSRR
kryją jego największą tajemnicę. Wtedy to
właśnie, przytłoczony przypuszczalnie i
obezwładniony potęgą Moskwy,
zaprzysiągł jej lojalną i wierną służbę. Tak
przynajmniej postawę błyskawicznie
awansującego Jaruzelskiego oceniali jego
wywodzący się z Armii Czerwonej
przełożeni.
W maju 1944 roku został dowódcą
plutonu zwiadu konnego 5 Pułku
Piechoty. Wątły fizycznie, okazał się dużo
lepszym sztabowcem niż frontowcem. W
sierpniu jego oddział przekroczył Wisłę
pod Puławami, biorąc udział w walkach
na Przyczółku Magnuszewskim, a
następnie pod Warką. Wrzesień to walki
na warszawskiej Pradze, szczególnie
ciężkie nad Kanałem Żerańskim. 17
stycznia 1945 roku, świeżo awansowany
podporucznik Wojciech Jaruzelski
wkroczył do Warszawy od strony
Łomianek i Młocin.
Potem następują boje o Wał Pomorski,
zdobycie Mirosławca, zajęcie wsi
Bobrujsko i Dziwnówka. 15 marca 1945
roku 5 Pułk Piechoty bierze udział w
zaślubinach z morzem. Dwukrotnie ranny
Jaruzelski, trzykrotnie zostaje odznaczony
srebrnym medalem Zasłużony na Polu
Chwały, dwa razy również jego pierś
ozdabia Krzyż Walecznych. Za całość
kampanii wyzwalania Polski otrzymuje
Srebrny Krzyż Orderu Virtutu Militari. 1
maja pluton Jaruzelskiego samodzielnie
zdobywa wioskę Rinow pod Berlinem.
Po zakończeniu wojny, już porucznik
Wojciech Jaruzelski postanowił zostać w
wojsku. Od jesieni 1945 roku aż do
początków roku 1947, w powiecie
hrubieszowskim brał udział w walkach z
tak zwanymi „bandami zbrojnego
podziemia” (chociaż słowem banda
należałoby raczej określić przeciwną
stronę). Za walki w tępieniu polskich
patriotów otrzymał Srebrny Krzyż
Zasługi. 22 lipca 1946 roku został
awansowany na stopień kapitana.
W 1947 roku podjął studia w Centrum
Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie, po
ukończeniu którego został wykładowcą
taktyki i służby sztabów. Wstąpił również
do PPR, a po zjednoczeniu ruchu
robotniczego w 1948 roku, do PZPR. Tej
ukochanej przez siebie organizacji
pozostanie wierny aż do jej mało
chlubnego końca w roku 1989.
25 stycznia 1949 otrzymał awans na
podpułkownika - wcześniej jeszcze był
oczywiście kapitanem i majorem. Po
ukończeniu Akademii Sztabu Generalnego
(im. Karola Świerczewskiego)
powierzono mu stanowisko szefa zarządu
akademii wojskowych i szkół oficerskich.
Podczas studiów, z powodu niezwykłej
przykładności, pilności, dobrego
wychowania i wielkiej pobożności,
koledzy Wojciecha Jaruzelskiego
nazywali go „małym Jezusem” W latach
1955 - 1957 był zastępcą szefa Głównego
Zarządu Wyszkolenia Bojowego. W
międzyczasie, w roku 1952 lub 1953,
ukończył dwuletni Wieczorowy
Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu. A
jak powiada stare porzekadło: WUML tym
różni się od UJ (Uniwersytetu
Jagiellońskiego), czym Alma Mater od
Kurwa Mać.
Z tym okresem życia generała, związany
jest chyba jego drugi wielki sekret. W
znalezionej przez dziennikarzy notatce
biograficznej z maja 1949 roku,
sporządzonej przez oficera Informacji
Wojskowej, jej autor pisze o Jaruzelskim,
że jest on tajnym informatorem o
pseudonimie „Wolski”, zwerbowanym 23
marca 1946 roku. Według tej notatki,
Jaruzelski to „dobry tajny
współpracownik, nadający się na
rezydenta”. To wyjaśniać może
błyskawiczną karierę, którą bohater tej
krótkiej opowieści zrobił w wojsku, mimo
ziemiańskiego pochodzenia. IW była
uzależnionym od Związku Sowieckiego i
Armii Czerwonej organem kontrwywiadu
wojskowego, działającym w Polsce w
latach 1944 - 1957, odpowiedzialnym -
obok Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego - za masowe represje wśród
żołnierzy Wojska Polskiego, Armii
Krajowej oraz ludności cywilnej. W 1957
roku przekształcona została w Wojskową
Służbę Wewnętrzną Ministerstwa Obrony
Narodowej.
Za swą wierną służbę komunistycznej
Polsce (i Moskwie), otrzymał w lipcu
1956 roku stopień generała brygady. Gdy
w roku 1960 zaczęto odwrót od
październikowej polityki, Jaruzelski został
szefem wszechwładnego Głównego
Zarządu Politycznego. Tępił na tym
stanowisku z zaangażowaniem
klerykalizm, manifestujący się w
potajemnym uczestnictwie niektórych
oficerów w obrzędach religijnych, nękał
Kościół, obmyślając makiaweliczne akcje
przeciwko alumnom i krzewił, jak tylko
potrafił, polsko radziecką przyjaźń.
Ciąg dalszy na stronie 16
Mąż stanu (wojennego) WOJCIECH JARUZELSKI (ciąg dalszy ze strony 14)
S t r o n a 1 6
Wcześniej jeszcze, bo w marcu 1955
roku, na konkursie chopinowskim - grał
akurat chiński pianista Fu-Tsung -
spostrzegł w czasie przerwy młodą
kobietę, która bardzo mu się spodobała.
Miała na imię Barbara i była artystką
wojskowego zespołu pieśni i tańca.
Poprosił wspólnego znajomego, aby ich
sobie przedstawił i tak się zaczęło. A
skończyło się na małżeństwie, zawartym
w 1960 roku przed kierownikiem USC w
Szczecinie. W 1963 roku dochowali się
wspólnie córki o imieniu Monika.
Godna prawdziwego patrioty i Polaka
działalność Wojciecha w GZP została
zauważona, w związku z czym pięć lat
później otrzymał kolejny awans, tym
razem na szefa Sztabu Generalnego, a w
czerwcu 1964 wybrano go członkiem
Komitetu Centralnego Zjednoczonej
Partii Robotniczej, zwanej przez
niektórych Polską (PZPR). Obowiązujące
mechanizmy personalne wskazują, że
nastąpiło to z pełną aprobatą (a może
nawet i z inicjatywy) Moskwy.
W kraju sojuszników poszukiwał wśród
tak zwanych „partyzantów” niejakiego
Mykoły Demki, używającego nazwiska
Mieczysław Moczar. (Kto nie z Mieciem,
tego zmieciem). W 1967 roku wspólnie z
nim zainicjował ochoczo brutalną akcję
„oczyszczania wojska” z elementów
syjonistycznych, a przy okazji z ostatnich
oficerów wywodzących się z armii II
Rzeczypospolitej, jak również z tych,
którzy wykazywali jeszcze resztki
niezależności i samodzielnego myślenia.
W nagrodę dostał nominację na generała
broni i stanowisko Ministra Obrony
Narodowej.
Generał Jaruzelski twierdził, że akcję
„oczyszczania” przeprowadzał Główny
Zarząd Polityczny WP, a wśród oficerów
zwolnionych z wojska „ani jeden (...) nie
był pracownikiem Sztabu Generalnego,
której to instytucji ja wówczas byłem
szefem”. Pomimo tego bardzo żałował
tego co się wtedy stało albowiem była to
„ciemna, brudna karta najnowszej
historii”.
„Tamten czas ma jednak wiele płaszczyzn
i uwarunkowań – mówił (...). - Na
różnych etapach różne były moje – i
miejsce, i możliwości. Nie uchylam się
jednak od krytycznej oceny tego na co
mogłem mieć realny wpływ. Ubolewam z
powodu symptomów i faktów jakie
„pełzały” w drugiej połowie lat
pięćdziesiątych i w latach
sześćdziesiątych. Rok 1967 to było w
Wojsku wybuchowe apogeum. Po tzw.
wojnie czerwcowej pojawił się w naszych
Siłach Zbrojnych (...) szokujący sygnał
strategiczno-profesjonalny. W warunkach
antagonistycznie podzielonego wówczas
świata nastąpiło obsesyjne wręcz
uwrażliwienie na ochronę tajemnicy,
problem lojalności oraz zagrożenia
zaskakującą napaścią zwłaszcza z
powietrza. (...) Powstała w skali kraju
swoista psychoza, słynne określenie
„piąta kolumna”, pożywka dla podejrzeń,
inspiracja i pretekst do oskarżeń oraz
różnych, niewątpliwie także
preparowanych informacji, wreszcie
polityczno-personalnych rozgrywek (...)”.
W sierpniu 1968 roku 2 Armia WP pod
dowództwem generał Floriana
Siwickiego i osobistym nadzorem
generała Wojciecha Jaruzelskiego
wkroczyła na terytorium Czechosłowacji
w ramach operacji „Dunaj”, mającej na
celu „ochronę sąsiedzkiego kraju przed
przejęciem władzy przez siły
antysocjalistyczne”. Pomimo licznych
trudności realizacyjnych generałom udało
się zgodnie z planem zająć między
innymi miasto Hradec-Kralowe.
Interwencja koordynowana z Legnicy
przez generała Jurija Pawłowskiego,
przyjęta została ze zrozumieniem przez
społeczeństwo Czechosłowacji,
zaskarbiając sympatię dla Polski na
długie lata. „Wprowadzili żołnierza na to
czeskie Psie Pole, z nowym hasłem: Za
waszą i naszą niewolę” - Tak w wierszu
Plama pisał o udziale polskiego wojska w
„praskiej wiośnie” Marian Hemar.
Wtórował mu w Sierpniowych nocach w
Hradcu Kralowe Jacek Tarkowski: „W
Hradcu dni są niespokojne i noce zatrute,
miażdży bruki polski żołnierz swym
podkutym butem”.
W tym samym roku Jaruzelski otrzymał
najwyższe odznaczenie PRL, „Order
Budowniczych Polski Ludowej”,
zakwalifikowano go także na
dwumiesięczny kurs strategiczno-
operacyjny w Akademii Wojskowej im.
K. Woroszyłowa w Moskwie. Wraz z nim
wyjechali generałowie: Tadeusz
Tuczapski, Florian Siwicki i Wojciech
Barański.
Tymczasem nadciągnął grudzień roku
1970 i w Polsce zaczęło się robić jeszcze
bardziej nieciekawie. Ogłoszona przez
rząd podwyżka cen żywności wywołała w
całym kraju niepokoje, a w niektórych
miejscach rozruchy. Do największych
doszło w Gdańsku, Gdyni, Elblągu i
Szczecinie. W Gdańsku ludzie rozpoczęli
szturm na gmach Komendy Miejskiej
MO. Władysław Gomułka podjął decyzję
o użyciu przez milicję i wojsko broni. Do
wykonania polecenia przystąpił ówczesny
minister obrony narodowej, generał
Wojciech Jaruzelski.
Nie wahał się ani chwili. Kiedy jedenaście
lat później groziła nam jakoby interwencja
radziecka, pan generał – jak oświadczył w
jednym z telewizyjnych wywiadów –
„rozważał nawet możliwość popełnienia
samobójstwa”. Gdy kazano mu strzelać do
bezbronnych robotników, możliwości
takiej nie rozważał. A szkoda.
8 grudnia 1970 roku generał Jaruzelski
wydał rozkaz (MON nr 8884/Oper.) „(...)
w sprawie zasad współdziałania wojska i
resortu spraw wewnętrznych w zakresie
zwalczania wrogiej działalności (...)”,
który stanowił podstawę do kooperacji
MON i MSW w tłumieniu robotniczych
protestów w czasie wydarzeń grudnia
1970 i był jedną z przyczyn późniejszej
masakry. 14 grudnia o godzinie 23.40, z
polecenia generała Jaruzelskiego szef
Sztabu Generalnego WP wydał tajny
szyfrogram nakazujący dowódcom
okręgów wojskowych
przeprowadzających akcję pacyfikacyjną
na Wybrzeżu podjęcie działań w
przypadku ewentualnego użycia wojsk do
Ciąg dalszy na stronie 17
Mąż stanu (wojennego) WOJCIECH JARUZELSKI (ciąg dalszy ze strony 15)
S t r o n a 1 7
uważano generała za mizantropa i
odludka, do czego przyczyniała się w
oczywisty sposób demonstracyjna
abstynencja. Jak z taką wadą potrafił
zdobyć zaufanie „towarzyszy radzieckich”
pozostanie jego słodką tajemnicą.
„Czas generała| nadszedł w lutym 1981
roku, kiedy Sejm powierzył mu funkcję
Prezesa Rady Ministrów. Nowy Premier
przedstawił dziesięciopunktowy program
złagodzenia bieżących trudności w
zaopatrzeniu ludności w podstawowe
towary i usługi konsumpcyjne, poprawy
ochrony zdrowia, nasilenia walki ze
zjawiskami patologii społecznych a
zwłaszcza z alkoholizmem, zahamowania
tendencji spadkowych w produkcji rolnej,
przemysłowej, uporządkowania procesów
inwestycyjnych oraz wykonania zadań
eksportowych. (Ustawę antyalkoholową
spłodzili w jego imieniu generałowie o
wielce zobowiązujących nazwiskach:
Żyto, Baryła i Oliwa).
Od czasu dymisji Gierka, dzięki
przemyślanej polityce kadrowej,
Jaruzelski poumieszczał swoich ludzi we
wszystkich newralgicznych punktach
aparatu państwowego i partyjnego, dzięki
czemu bez większego trudu, w
październiku 1981 roku przejął z rąk
Stanisława Kani stanowisko I Sekretarza.
Po cichu również szykował największy
numer swojego życia.
5 grudnia na szczycie państw Układu
Warszawskiego w Moskwie przedstawił
koncepcję samodzielnego zlikwidowania
„Solidarności” i opozycji, gdy tylko
„wystąpią pierwsze oznaki wyczerpania
społeczeństwa”.
„Obywatele Polskiej Rzeczypospolitej
Ludowej! – powiedział przed ekranami
telewizorów 13 grudnia 1981 roku. –
Zwraca się do was Wojskowa Rada
Ocalenia Narodowego. (...) Czas zejść z
drogi klęski, zapobiec narodowej zgubie.
(...) Powodując się nadrzędnym interesem
narodowym i powagą historycznej chwili,
Rada Państwa na mocy artykułu 33 ustęp
2 Konstytucji PRL wprowadziła z dniem
dzisiejszym stan wojenny na obszarze
całego kraju...”
Zgodnie z konstytucją, na którą się
powołał, Rada Państwa nie miała
najmniejszego prawa nic wprowadzać,
ponieważ trwała akurat sesja Sejmu. Ale
co tam, zagrożonych interesów
„czerwonych posiadaczy” trzeba było
bronić za wszelką cenę. Nawet za cenę
zdrady.
- Niech nie poleje się ani jedna kropla
polskiej krwi – mówiło to bydlę, a trzy
dni później, na katowickiej kopalni
„Wujek” milicjanci strzelali do ludzi jak
do kaczek. Lista śmiertelnych ofiar stanu
wojennego jest zresztą dużo dłuższa.
Obejmuje ponad sto nazwisk. W tej
trudnej dla kraju sytuacji, pan generał
okazał się prawdziwym mężem stanu.
Wojennego.
W roku 1989, kiedy wiały już zupełnie
inne wiatry, Wojciech Jaruzelski jeszcze
raz wykazał wielki polityczny instynkt.
Zdecydował się mianowicie na podjęcie
rozmów z opozycją. Jego nadzieje, że
zmiany w systemie miały zakres
względnie umiarkowany, rozwiały się po
wyborach z 4 czerwca,
przeprowadzonych w następstwie
rozmów Okrągłego Stołu. Wielkie
zwycięstwo wyborcze „Solidarności”
oznaczało w praktyce koniec systemu i
rychłe – jak się miało wkrótce okazać –
odsunięcie partii komunistycznej od
władzy.
W lipcu wybrany został (przysłowiowym
jednym głosem) na pierwszego
prezydenta III RP, rezygnując
jednocześnie z funkcji szefa PZPR.
Głową państwa był jednak krótko – gdy
przeciwnicy zażądali dymisji, z
godnością ustąpił. Od tego czasu zajął się
tworzeniem własnej legendy –
pragmatycznego patrioty i zbawcy
ojczyzny.
W lutym 1992 roku Sejm przeważającą
liczbą głosów podjął uchwałę, w której
uznał decyzję o wprowadzeniu stanu
wojennego za sprzeczną z konstytucją
PRL. Powołano specjalną komisję do
przesłuchania ówczesnych członków
zadań specjalnych i faktycznie
włączający siły zbrojne do konfliktu.
Obwinianie Jaruzelskiego o strzelanie do
stoczniowców jest – oczywiście –
niesłuszne. Sprawę tę Wojciech
Jaruzelski wyjaśnił raz na zawsze w
wywiadzie udzielonym „Gazecie
Wyborczej” (16.04.1997):
„Za wydarzenia w Gdyni odpowiada
przede wszystkim Zenon Kliszko –
powiedział - który wydał polecenie, a
przecież on był wyposażony w
pełnomocnictwa przez Władysława
Gomułkę”.
Postawa, jaką zajął podczas
grudniowego przesilenia, spowodowała,
że rychło włączono go do Biura
Politycznego. Ale darzący początkowo
Jaruzelskiego wielkim zaufaniem nowy
gensek Edward Gierek, z czasem
ochłódł do tego stopnia, że na spotkania
z nim generał musiał wkładać gruby
sweter. Bardzo niepokoiły go skrywane
skrzętnie, lecz wciąż rosnące ambicje
ministra obrony.
- Siedzi na posiedzeniach i milczy, ze
wszystkim się zgadza, ale
odpowiedzialności przyjąć nie chce; nie
chce powiedzieć słowa, żeby nie zostało
zapisane – mówił „ojciec Edward” o
Wojciechu.
W rezultacie utrącił najwyższy
wojskowy awans, na jaki liczyć mogli
niejako automatycznie wszyscy
dotychczasowi ministrowie obrony PRL.
- Gówno ! – stwierdził. – Nie będzie
Jaruzelski marszałkiem.
W rewanżu generał internował go
podczas puczu wojskowego w grudniu
1981 roku.
W wojsku Jaruzelski też nie był
szczególnie lubiany. Zarzucano mu
wyniosłość, brak szacunku dla
podwładnych i otaczanie się miernotami,
odsuwanie natomiast ludzi
uzdolnionych. Z drugiej jednak strony
chwalono jego pedantyczność i
pracowitość. W kręgach towarzyskich Dokończenie na stronie 18
Mąż stanu (wojennego) WOJCIECH JARUZELSKI (ciąg dalszy ze strony 16)
S t r o n a 1 8
Rady Państwa. Rok później jednak
parlament po roku został rozwiązany, a
przejmujące wówczas władzę SLD i PSL
zrezygnowały z kontynuacji śledztwa
parlamentarnego. Jaruzelskiego
doceniono, zapraszając go na pierwsze
posiedzenie Sejmu II kadencji. W 1996
roku komisja odpowiedzialności
konstytucyjnej gromadząca dokumenty
dotyczące stanu wojennego uznała, że
wprowadzenie stanu wojennego było
„wyższą koniecznością”, a sejm umorzył
postępowanie wobec Jaruzelskiego,
podzielając opinię tej komisji.
9 maja 2005 roku, na zaproszenie
prezydenta RP Aleksandra
Kwaśniewskiego, Jaruzelski wziął udział
w delegacji państwowej na uroczystości z
okazji okrągłej rocznicy zakończenia II
wojny światowej w Moskwie. Został tam
odznaczony przez prezydenta Federacji
Rosyjskiej Władimira Putina Medalem
Sześćdziesięciolecia Zwycięstwa.
Ceremonia odbyła się podczas przyjęcia,
wydanego na Kremlu przez rosyjskiego
prezydenta. Przeciw odznaczeniu łajdaka
tym orderem zaprotestował wówczas
prezydent Czech Václav Klaus,
przypominając rolę generała w trakcie
interwencji w Czechosłowacji w 1968.
O zasługach bohaterskiego generała nie
zapomniał także pełniący wówczas
obowiązki prezydenta RP Bronisław
Komorowski. 9 maja 2010 roku zaprosił
go do wzięcia udziału w delegacji
państwowej na uroczystości z okazji
sześćdziesiątej piątej rocznicy
zakończenia II wojny światowej w
Moskwie. 24 listopada 2010, na
zaproszenie już prezydenta RP
Bronisława Komorowskiego, przybył do
Pałacu Prezydenckiego na posiedzenie
Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Począwszy od roku 1993, w rocznicę
ogłoszenia stanu wojennego, przed
domem Wojciecha Jaruzelskiego przy
ulicy Ikara na warszawskim Mokotowie
odbywały się demonstracje przeciwników
generała w czarnych okularach. W 2003
roku po raz pierwszy uczestniczyli w niej
również zwolennicy renegata, którzy
podziękowali mu za podjętą 13 grudnia
decyzję. Ośmielony ich obecnością generał
po raz pierwszy wystawił nos ze swojej
nory i wyszedł do demonstrujących,
dziękując im za wyrazy poparcia oraz
zagrzewając do dalszej walki „na froncie
ideologicznym i edukacyjnym”.
Podkreślił, że „gdyby nie stan wojenny,
nie byłoby 13 grudnia w Kopenhadze i
Brukseli”.
Według niego (i całkiem sporej grupy
zwolenników), stan wojenny nie tylko
uratował Polskę przed obcą interwencją,
ale jeszcze przyśpieszył proces
demokratycznych przemian (!). Ależ
oczywiście, despotyczne prześladowania –
jak powszechnie wiadomo – nadzwyczaj
przyśpieszają przemiany i prowadzą ku
poprawie. A wszyscy Polacy z
rozczuleniem wspominają stan wojenny,
odczuwając wdzięczność wobec generała,
że ich wyprowadził z ziemi sowieckiej,
domu niewoli, pod eskortą ZOMO i
wojska. I tylko grupa oszołomów,
skupiona głównie wokół Jarosława
Kaczyńskiego, zmusza sąd i prokuraturę
do prowadzenia przeciwko twórcom stanu
wojennego politycznej krucjaty. Że też
jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby 13
grudnia ustanowić oficjalnie Dniem
Wdzięczności Narodowej...
Niestety większość Polaków nie wie na
czym naprawdę polegał stan wojenny. A
polegał on na przetrąceniu kręgosłupa
rodzącej się demokratyzacji. To znaczy
ruchowi „Solidarności”, który mógł trwale
zmienić nie tylko Polskę, ale i Europę.
Jaruzelskiemu i całej jego szajce nie
chodziło wtedy o to, by uchronić Polskę
przed interwencją sowiecką. Chodziło po
prostu o ratowanie własnych tyłków i
zachowanie władzy, z czego zdawać sobie
sprawę powinien każdy, kto posiada coś
takiego jak mózg. Amen!
W marcu 2011 roku u Wojciecha
Jaruzelskiego zdiagnozowano nowotwór.
11 maja roku 2014 przeszedł rozległy udar
mózgu, wskutek którego został częściowo
sparaliżowany i utracił zdolność
samodzielnego oddychania. Zmarł 25 maja
2014 w Warszawie, a krótko przed
śmiercią wyspowiadał się oraz przyjął
katolickie sakramenty, mimo deklarowania
się przez większość życia jako ateista.
Kancelaria Prezydenta RP Bronisława
Komorowskiego zwróciła się do rodziny
zmarłego z propozycją zorganizowania
pogrzebu państwowego z honorami.
Rodzina propozycję przyjęła. Prezydent
Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz,
zwana Bufetową, zgodziła się na pochówek
prochów generała na cmentarzu na
Powązkach i w imieniu miasta nieodpłatnie
przekazała kwaterę na ten cel.
Przeciwko organizacji państwowego
pogrzebu i pochówku na Powązkach
zaprotestował prezes Instytutu Pamięci
Narodowej Łukasz Kamiński, który
oświadczył, że „nie można pogodzić
pamięci o ofiarach systemu totalitarnego z
honorowaniem pogrzebem państwowym na
Cmentarzu Wojskowym na Powązkach
człowieka, który poświęcił większość
swojego życia służbie reżimowi
komunistycznemu”. Sprzeciw wobec
decyzji władz wyrazili również niektórzy
działacze opozycji demokratycznej oraz
rodziny ofiar stanu wojennego.
Pogrzeb odbył się 30 maja. Mszę świętą
żałobną w katedrze polowej Wojska
Polskiego odprawił biskup polowy Józef
Guzdek wraz z księżmi Adamem
Bonieckim i Wojciechem Lemańskim.
Urna z prochami zmarłego nie była obecna
w świątyni. Oprócz najbliższej rodziny
zmarłego żony Barbary Jaruzelskiej i córki
Moniki, obecni byli między innymi
prezydent RP Bronisław Komorowski, a
także byli prezydenci Lech Wałęsa i
Aleksander Kwaśniewski. Na placu przed
katedrą demonstranci rozwijali w tym
czasie rozwinęli portrety i plakaty
przypominające ofiary stanu wojennego.
- Wojciechu ! Żołnierzu ! Spocznij ! –
powiedział nad grobem dyktatora były
komunistyczny aparatczyk, Aleksander
Kwaśniewski. - Twoja służba skończona.
A my, baczność ! Walka o dobre imię
Wojciecha Jaruzelskiego trwa !
Przemysław Słowiński
Mąż stanu (wojennego) WOJCIECH JARUZELSKI (dokończenie)
S t r o n a 1 9
Boże Narodzenie to szczególny dzień,
który obchodzimy na pamiątkę przyjścia
na świat Jezusa Chrystusa — Syna
Bożego. W świetle opisów Ewangelii i
powstałej na nich tradycji
chrześcijańskiej, narodziny miały miejsce
w nocy, w małej szopie miasteczka
Betlejem. Nie jest znana dokładna data
narodzin Chrystusa, a pierwsi
chrześcijanie większą wagę (co jest
zrozumiałe) przywiązywali do
upamiętnienia męki, śmierci i
zmartwychwstania Jezusa, niż do faktu
Jego narodzin.
Dlatego też aż do IV wieku nie
obchodzono dnia Bożego Narodzenia, a
jeśli już gdzieś lokalnie to czyniono,
obchody były symboliczne i
niekoniecznie związane z datą 25 grudnia.
Zresztą, nawet w IV wieku trudno jest
ustalić konkretną datę wprowadzenia
obchodów tego święta. Najstarszym
świadectwem na temat dnia narodzin
Chrystusa jest krótka wzmianka
Chronografa z 354 roku (zredagowana już
w 336 roku), w początku której, w tzw.
Depositio Martyrum umieszczono pod
datą 25 grudnia notatkę: VIII Calendas
Ianuarii natus Christus in Bethlehem
Iudae. Przy czym data odnosi się
wyłącznie do dokonania zapisu, a nie do
określenia dnia narodzin. Ponieważ
notatka ta otwiera wyliczenie
męczenników przyjmuje się, że nie
chodzi tutaj o historyczny lecz liturgiczny
zapis faktu przyjścia na świat Chrystusa.
Nie jest wiadomym od kiedy obchodzono
w Rzymie Boże Narodzenie. Wiadomo,
że święto to zostało wprowadzone przez
cesarza Konstantyna Wielkiego, który
zrównał chrześcijaństwo z innymi
religiami, kończąc w ten sposób w
Edykcie Mediolańskim z 313 roku okres
prześladowań wyznawców Chrystusa w
Cesarstwie Rzymskim. Jeśli przyjąć, ze
wtedy też, jako wotum dziękczynne za
zwycięstwo cesarza Konstantyna nad
Maksencjuszem rozpoczęto świętowanie
Bożego Narodzenia, to jego początek
można datować własnie po tej dacie. Jeśli
zaś przyjąć, że było to wotum po
zwycięstwie nad Licyniuszem w 324
roku, to wówczas własciwym byłby czas
po roku 324.
Data 25 grudnia jest również datą czysto
symboliczną i przypada ona na czas
przesilenia zimowego, kiedy to w Rzymie
obchodzono pogańskie święto boga
Słońca. Przeciwstawiono mu święto
Narodzin Boga-Człowieka, Jezusa
Chrystusa, nazywanego „Słońcem
sprawiedliwości” (Mal. 3,20),
„Światłością świata” (J 8,12) czy
„Światłem na oświecenie pogan” (Łk
2,32).
IV wiek to niewątpliwie początek
obchodów Święta Bożego Narodzenia,
wprowadzonego przez cesarza
Konstantyna Wielkiego. Nic dziwnego, że
właśnie z jego dworu rozpowszechniło się
w IV oraz V wieku na cały ówczesny,
chrześcijański świat. Jednak już wtedy
zarysowała się pewna różnica między
Kościołem Wschodnim a Zachodnim.
Kościół Wschodni znał wyłącznie Święto
Epifanii, obchodzone 6 stycznia.
Zniesiono je dopiero w wiekach VI-VII,
wprowadzając Boże Narodzenie.
Najpóźniej uczynił to Kościół Ormiański,
bo w 1306 roku.
Wigilia Bożego Narodzenia w dzisiejszym
znaczeniu istniała juz w VI wieku, zaś
oktawę obchodów święta wprowadzono
około 615 roku. Stosunkowo wcześnie, bo
w IV wieku rozszarzono Święto Bożego
Narodzenia, dołączając doń święto
Szczepana Pierwszego Męczennika (26
grudnia), Jana Apostoła (27 grudnia) czy
Świętych Młodzianków (28 grudnia).
Postanowienia Soboru Watykańskiego II
dokonały reformy liturgii Bożego
Narodzenia, określając czas świąteczny na
okres od nieszporów 24 grudnia do święta
Chrztu Pańskiego, przypadającego na
niedzielę po Epifanii. Tym samym okres
Bożego Narodzenia zaczął obejmować
wszystkie święta, przypadające na ten
czas. Wśród nich na czolo wysuwa się
uroczystość Bożej Rodzicielki (1
stycznia).
Historia uroczystości Bożego Narodzenia
jest dosyć złożona. W okresie
wprowadzania tego święta słowem natale
określano rocznicę czyli pamiątkę
ujakiegoś faktu. Odnoszono go głównie
do poświęcenia kościoła czy monarszej
koronacji. Zatem pod nazwą natalitas
rozumiano bardziej monarsze
dostojeństwo Chrystusa aniżeli
towarzyszące Jego narodzeniu ubóstwo.
Uświadomił je dopiero w średniowieczu
święty Franciszek z Asyżu, wprowadzając
żłóbek.
Obchodom Święta Bożego Narodzenia
towarzyszą obrzędy i zwyczaje, ustalone
dla poszczególnych regionów, ale w
swoim generalnym zarysie wykazujące
wiele podobieństw. Część z nich pochodzi
jeszcze z czasów przedchrześcijańskich.
Zostały one zaadoptowane przez Kościół i
związane z liturgią.
W ciągu wieków pojawiły się również
inne elementy towarzyszące Bożemu
Narodzeniu. Choinka jako współczesny
symbol świąt (udokumentowany
historycznie) pojawiła się dopiero w XVI
wieku. Po raz pierwszy została
przedstawiona na sztychu Cranacha
Starszego z roku 1509. Pochodzi ona z
kręgu kulturowego okolic Tyrolu i
Bawarii. Właśnie tam, w żłóbku kościoła
w Neusstift (Południowy Tyrol)
umieszczono ją, udekorowaną świecami,
w roku 1621. Z czasem zwyczaj ten
rozpowszechnił sie na cały świat. Do
Polski zawędrował dopiero na przełomie
XVIII i XIX wieku z zaboru pruskiego.
Od czasów Wielkiej Rebelii Francuskiej i
coraz silniejszych atakach na Kościół
lewacko-masońskich środowisk Boże
Narodzenie jest w kulturze masowej
sprowadzane do neopogańskich
zwyczajów, z których usuwa się jego
istotę. Widać to zwłaszcza w XX i XXI
wieku. Głównymi elementami tak
propagowanych świąt stają się: choinka,
prezenty, śnieżynka, bałwanek czy
bombki. W wielu krajach nie wolno
prezentować publicznie scen Bożego
Narodzenia, zaś sama nazwa zostaje
zmieniona na potrzeby tzw. „poprawności
politycznej”.
Roman Skalski
Święta Bożego Narodzenia
S t r o n a 2 0
zjednoczonej prawicy. Bo rządy w
koalicji takiej zmiany by nie umożliwiły.
Widać to choćby w sposobie działania
tego, co niesłusznie nazywa się dziś w
Polsce opozycją, a co w istocie jest
sabotażem państwa bez względu na
ewentualne skutki. Celem tzw. opozycji
nie jest bowiem dobro państwa i jego
obywateli, ale przywrócenie mętnej wody,
w jakiej w czasie swoich rządów
dopuszczeni do połowu odławiali swą
dolę. Jest to zjawisko nierzadkie w naszej
historii, mającej na swoim koncie
Targowicę, szmalcowników, nie mówiąc
o rzeszy szpicli pracujących na rzecz
ujarzmienia narodu przez komunistów, a
dziś nierzadko korzystających z tłustych
synekur i szkalujących Polskę na forum
UE, czy jeszcze szerzej, w świecie.
Ale nie mniej rzadko zachodzi taki układ
w wyniku wyborów, jak rządzenie przez
jedno ugrupowanie, w dodatku mające
taką opozycję, która robi wiele hałasu i
jak może szkodzi, ale przede wszystkim
sobie.
I pomyślmy, czy bez tych podsłuchów
byłoby to wszystko możliwe? Być może,
ale osobiście w to wątpię. Takie mocne
uderzenie niewątpliwie pomogło obalić
ten zmurszały gmach zbudowany na
fundamencie PRL i liberalizmu
przeradzającego się wręcz w libertynizm?
Bez rewelacji knajpianych chyba jednak
„pozostałoby jak było”, czyli zgodnie z
hasłem prominentów III RP.
Zygmunt Zieliński
jednym stoliku, wypada zapytać, gdzie
jest ten skutek wprost nie zamierzony, a
jednak zachodzący? Mam tu na myśli
skutek dobry, obecny w sposób
akcydentalny, ale w istocie wagą swą
dominujący nad skutkiem, nazwijmy go
umownie, złym.
I tu dochodzimy do sedna naszej
dywagacji. Dodam, sedna niezmiernie
interesującego i stanowiącego niemała
łamigłówkę, dla prawników, moralistów,
polityków, no, i przede wszystkim dla
dotkniętych tym zakazanym procederem.
Trudno wątpić we wpływ, jaki rewelacje
knajpiane wywarły na nastroje społeczne,
bo jednak ta część społeczeństwa Polski,
której dobro kraju i jego obywateli leży na
sercu nie mogła pozostawać obojętna
wobec poglądów na państwo, dobro
publiczne, samo sprawowanie władzy,
jakim wyraz dawali najwyżsi państwowi
urzędnicy. Cynizm, ale zarazem szczerość
w odsłanianiu bagna, jakim była w istocie
cała struktura owego „teoretycznego
państwa”, pogarda dla jego kulejących
agend musiała poruszyć i zaniepokoić
poważne kręgi społeczeństwa. Nieczuli na
to wszystko mogli pozostać tylko
beneficjenci reżimu. Dopiero jednak po
jego przegranej wiadomo dokładnie kim
oni byli i w pewnym sensie nadal są. Jeśli
do tego dodać zły stan państwa, nawet w
wymiarze bytowym, co odbijało się na
szerokich warstwach nie
uprzywilejowanych systemem, korupcję
widoczną gołym okiem, indolencję (czy
zamierzoną) władz w jej zwalczaniu,
kurczenie się suwerenności Polski w
ramach UE, wręcz jej kolonizację na
wielu płaszczyznach, to trudno
zaprzeczyć, że owe rewelacje knajpiane
stanowiły potwierdzenie owych słabości.
Trzeba by dalej, założyć całkowite
ogłuszenie narodu pozbawionego
instynktu samozachowawczego, żeby
mogła liczyć na wygraną w wyborach tak
zlasowana ekipa rządząca. A jednak, jak
na to wskazuje jej dzisiejsze zachowanie,
liczyła.
„Dobra zmiana” była jednak możliwa
tylko przy absolutnej wygranej
Pojęcie to znane jest głównie w teologii
moralnej, choć etyka nie motywowana
religijnie zna je także. Gdyby spytać
kogoś, powiedzmy maturzystę, czy nawet
po studiach, ale nie zainteresowanego
problematyką etyczną, czy taką
podstawową filozofią życia, mógłby ktoś
taki nie wiedzieć o czym mowa. A jednak
warto coś o tym wiedzieć. Najogólniej
mówiąc, czyn o podwójnym skutku
zachodzi wówczas, kiedy działamy dla
osiągnięcia dobrego skutku, a w sposób
niezamierzony dopuszczamy
ewentualność skutku przeciwnego. To,
moim zdaniem, najprostsze
wytłumaczenie, choć nie zawsze rzecz jest
tak prosta i nieskomplikowana.
Z takim czynem o podwójnym skutku
mamy obecnie do czynienia w związku z
wyrokami na organizatorów i
wykonawców podsłuchów knajpianych,
które pogrążyły niektórych polityków.
Podsłuchy są zabronione prawem i już
dlatego samego są czymś nagannym.
Dochodzi do tego jeszcze, jak by nie było,
problem moralny, gdyż tak czy inaczej
działa się na szkodę, lub w zamiarze
spowodowania szkody, bliźniego. Przy
najlepszej woli, nawet mając sympatię dla
podsłuchujących, co może być
motywowane różnymi względami, nie
tylko nagannymi, nie można zasadnie
twierdzić, iż parający się takim
procederem wolni są od winy, a więc
także od kary.
To jest zatem ta ciemna strona podsłuchu.
Zamiar w przypadku podsłuchów w
takich lokalach jak Sowa i Przyjaciele, nie
jest jednoznaczny. Tylko wykonawcy
jego mogą powiedzieć, czy przyświecał
im cel bezdyskusyjnie naganny – szkoda
drugiego człowieka n. p. poprzez szantaż
– czy też chodziło o cele mniej
jednoznacznie złe, n. p. ciekawość.
Mając tak klarowną eksplikację moralną
tego, co działo się w niektórych lokalach
odwiedzanych przez prominentów
władzy, celebrytów i zwyczajnych
gangsterów, przy czym dodać należy, że
zwykle te trzy kategorie były w lokalu
obecne jednocześnie, w dodatku przy
Czyn o podwójnym skutku
S t r o n a 2 1
A gęba jego prostacka i harda.
Ważna jest tylko Polska, ojczyzna
Bo się skończyła intratna lewizna,
Wyprzedaż Polski za marną złotówkę,
A do kieszeni brało się gotówkę
I budowała się książęca fortuna
Za to co odpaliła kolesiom komuna,
Której uwłaszczyć się pozwolono.
Tak kraj obdarto i rozgrabiono.
Kolonią niemalże uczyniono.
Historię na nowo pisać przyjdzie,
Skoro wszystko na jaw wyjdzie,
Co uradzono przy „okrąglaku”,
I w Magdalence przy koniaku.
W uściskach Bolka z Kiszczakiem,
Jąkajły z innym partyjniakiem.
Gdzie śmiechu było co niemiara,
Bo naiwnych śmieszyła wiara,
Iż „opozycja” komunę zwalczyła.
A dziś, cóż, kiedyś zacząć trzeba
Ratować Polskę. Dać więcej chleba,
Nie tym co kradną lecz co pracują.
Rozprawić się z złodziejską żulią
Przywrócić honor, sumienie, wiarę
W sprawiedliwą dla łotrów karę.
Nadzieja w sercu niech nie gaśnie
Na lepsze jutro. Bo ono właśnie
Dziś się otwiera i serce raduje,
Każdemu, kto Polskę miłuje.
Mamy dziś w Polsce gabinet cieni
Schetyna „rządzi”, Szczerba się pieni
Rzuca z mównicy jakieś papiery
Akompaniuje mu kawał megiery.
Która z kolei drze kartę, wymiar A3
Przez tylne do historii wejść drzwi
Pragnąc, gdyż od frontu nie puszczają
Takich co równo pod sufitem nie mają.
Tak więc się składa, że w sejmie RP
Zasiada każdy, kto tylko chce.
Nieważne, psychol, czy niedouczony,
Nieważne czy jedną czy dwie ma żony,
Nieważne skąd biorą się jego miliony,
Nieważne nawet czy nawiedzony.
Nieważne, że łapy po wziątki wyciąga
Ojczyźnie zdradziecko szkodzi, urąga,
Nieważne, że kwalifikacje ma kloszarda,
Lepsze jutro
Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: [email protected]
Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis
S t r o n a 2 2
To we Włoszech zaczęto w uroczystość
Bożego Narodzenia wystawiać żłóbki, w
których umieszczano figury Świętej
Rodziny, aniołów i pasterzy. Do
rozpowszechnienia tego zwyczaju
przyczynił się św. Franciszek. Z
przekazów pozostawionych przez jego
biografa – Tomasza z Celano – wiemy,
że w wigilijną noc Biedaczyna z Asyżu
zgromadził w grocie w miejscowości
Greccio okolicznych mieszkańców i
braci, by w prosty sposób
pokazać im, co to oznacza, że „Bóg stał
się człowiekiem i został położony na
sianie”. W centrum jaskini leżał wielki
głaz, pełniący rolę ołtarza. Przed nim
bracia umieścili zwykły kamienny żłób do
karmienia bydła, przyniesiony z
najbliższego gospodarstwa. W pobliżu, w
prowizorycznej zagródce, stało kilka
owieczek, a po drugiej stronie wół i osioł.
Jak pisał kronikarz, zwierzęta
„zaciekawione, wyciągające szyje w
stronę żłobu, pochylając się i jakby
składając pokłon złożonej w nim figurce
przedstawiającej dziecię Jezus”.
Postaci do szopki wybrano spośród
obecnych braci i wiernych. Zapalonymi
pochodniami św. Franciszek rozjaśnił
niebo, a w lesie ukryli się pasterze,
którzy na dane hasło wznosili gromkie
okrzyki. Do dziś szopka w Greccio
przyciąga corocznie rzesze turystów.
(wPolityce.pl)
W dniu 30 grudnia 2017 roku
o godzinie 4:00 pm
w klasztorze Sióstr Felicjanek
4210 Meadowlark Ln SE
w Rio Rancho
odbędzie się spotkanie
bożonarodzeniowo-opłatkowe.
Polską Mszę Świetą odprawi
ks. Michał Niemczak.
Serdecznie zapraszamy !
Z życia Polonia Semper Fidelis
Czy wiesz, że... ?