361
William S. Burroughs Zachodnia kraina The Western Lands z angielskiego przełożył Paweł Lipszyc

Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

William S.

Burroughs

Zachodnia kraina The Western Lands

z angielskiego przełożył

Paweł Lipszyc

Page 2: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Dla Briona Gysina

1916-1986

Page 3: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Zachodnia Kraina jest ostatnim tomem trylogii

pisanej przez trzynaście lat. Powieść Cities of the Red

Night ukazała się w 1981 roku, a The Place of Dead

Roads w roku 1984.

Autor pragnie podziękować: Normanowi Mauerowi

za inspirację, jakiej dostarczyła jego książka Starożytne

wieczory; Daphne Shih za materiały o lemurach i

małpach; Peterowi L. Wilsonowi oraz Jay Friedheim za

informacje o Hasanie i Sabbahu; Deanowi Ripie za dane

na temat węży i stonóg; Davidowi Ohle za mozolne

przepisywanie maszynopisu; Geraldowi Howardowi za

to, że w pierwszej wersji rękopisu zobaczył gotowe

dzieło oraz za jego cierpliwą wiarę; Dorianowi

Hastingsowi za staranną redakcję; Andrew Wyliemu za

cenne wsparcie, zachętę i oddanie; Richardowi

Seaverowi za doprowadzenie do wydania Cities of the

Red Night oraz The Place of Dead Roads; Brionowi

Gysinowi za to, co przekazał mi o Hasanie i Sabbahu, i

za to, że otworzył mi oczy; wreszcie Jamesowi

Grauerholzowi za zredagowanie tej i dwóch

poprzednich książek, i za wszystkie lata.

Page 4: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

1

Stary pisarz mieszkał w wagonie towarowym nad

rzeką. Był to teren dawnego wysypiska śmieci: pięć

akrów nad brzegiem, które pisarz odziedziczył po ojcu,

złomiarzu.

Czterdzieści lat temu pisarz wydał powieść, która

narobiła szumu, a oprócz tego kilka opowiadań i

wierszy. Do tej pory przechowywał wycinki z prasy, ale

pożółkły, zetlały, a on nigdy do nich nie zaglądał.

Gdyby wyjął je z foliowej koszulki, rozsypałyby się w

proch.

Po napisaniu pierwszej powieści rozpoczął pracę nad

drugą, ale nigdy jej nie ukończył. W miarę pisania

wzbierało w nim obrzydzenie do własnych słów, dusiły

go, aż nie mógł znieść ich widoku na papierze. Były jak

arszenik albo ołów, które powoli odkładają się w ciele

do chwili, kiedy... zanucił refren Dead Man Blues Jelly

Roll Mortona. Miał starą nakręcaną victrolę, na której

puszczał czasem jedną z kilku płyt.

Pisarz żył z niewielkiej zapomogi społecznej. Raz w

tygodniu szedł do odległego o milę sklepu po smalec,

fasolę w puszkach, pomidory, warzywa i tanią whisky.

Co wieczór rzucał do rzeki żyłkę z haczykami i często

łapał duże zębacze i karpie. Nielegalnie zastawiał też

wnyki, ale nikt się go nie czepiał.

Rano często leżał w łóżku i patrzył na rzędy

napisanych na maszynie słów, które poruszały się i

Page 5: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przemieszczały, kiedy usiłował je przeczytać, ale nigdy

mu się to nie udawało. Myślał, że gdyby tylko zdołał

spisać te słowa, które nie należały do niego, może

udałoby mu się napisać kolejną książkę, a wtedy... Tak,

co wtedy?

Najczęściej przesiadywał na małej werandzie

dobudowanej do wagonu i patrzył na rzekę. Miał starą

dubeltówkę kaliber 12, z której czasem strzelał do

przepiórek lub bażantów. Pod poduszką trzymał też

rewolwer kaliber 38 z krótką lufą.

Pewnego ranka zamiast słów napisanych na maszynie

zobaczył słowa napisane ręcznie i spróbował je

odczytać. Niektóre z nich napisano na kawałkach

tektury, inne na białym papierze maszynowym, a

wszystkie zostały zapisane jego ręką. Część zapisków

znajdowała się na dnie tekturowego pudełka o

wymiarach trzy na cztery cale. Boki pudełka były

poodrywane. Przyjrzawszy się dokładnie, pisarz

przeczytał słowa: „los innych".

Na którejś kartce pismo biegło z boku i ku górze,

zostawiając po prawej pustą przestrzeń o wymiarach

trzy na siedem cali. Słowa napisano jedne na drugich i

pisarz nie potrafił niczego odcyfrować.

Na kawałku brązowego papieru przeczytał: „2001".

Była też biała kartka z sześcioma czy siedmioma

zdaniami, ze skreślonymi słowami; pisarz zdołał

przeczytać:

„dobrze prawie nigdy"

Wstał i zapisał te słowa na kartce. 2001 to był tytuł

filmu o podróży kosmicznej i komputerze o nazwie

Page 6: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

HAL, który wymknął się spod kontroli. W umyśle

pisarza zaczął kiełkować pomysł występu

brzuchomówcy, z komputerem zamiast kukiełki, ale nie

zdołał doprowadzić go do końca.

I ta druga fraza, „dobrze prawie nigdy". Natychmiast

pojął, że nie oznacza ona „dobrze prawie nigdy", że

słowa nie stanowią części zdania.

Pisarz wyjął nieużywaną od lat maszynę do pisania.

Pudło pokryły kurz i pleśń, zamek zardzewiał. Postawił

maszynę na stole, przy którym jadał. Stół składał się z

przymocowanych do ściany desek o wymiarach dwa na

cztery cale oraz ciężkiego blatu z płyty pilśniowej,

opartej na deskach i starym dębowym krześle.

Pisarz wsunął kartkę do maszyny i zaczął pisać.

Widzę zbocze pokryte jakby piaskiem żłobionym

przez wiatr, ale porasta je trawa albo jakieś zielone

rośliny. Biegnę pod górę po tym zboczu... płot i te

same zielone rośliny na płaskiej łące, gdzieniegdzie

widać zarysy kopców... był prawie na miejscu...

prawie za płotem... rozchodzące się drogi znikały w

oddali... czekanie...

Leżąc w łóżku, widzę przed oczami ręczne notatki

i zapisane strony. Usiłuję czytać, ale udaje mi się

odcyfrować tu i tam zaledwie po kilka słów... Oto

nieduże tekturowe pudełko z poodrywanymi bokami,

zapisane na dnie, ale mogę przeczytać tylko jedną

frazę... „los innych"... i jeszcze kartka... „2001"... a na

białej pokreślonej kartce może sześć zdań... „dobrze

Page 7: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

prawie nigdy"... to wszystko. Na jednej z kartek

widnieje pismo wzdłuż brzegu, z boku i na górze. Nic

nie jestem w stanie przeczytać.

Dawni powieściopisarze, tacy jak Scott, zawsze

wychodzili z długów dzięki pisaniu... chwalebne...

cennym atrybutem pisarza jest wytrwałe dążenie do

celu. Dlatego też William Seward Hall postanowił

wymknąć się śmierci za pomocą pisania. Śmierć, jak

myśli Hall, jest równoznaczna z ogłoszeniem

duchowego bankructwa. Trzeba unikać przestępstwa,

jakim jest ukrywanie zasobów... szczegółowy wykaz

często pozwala dostrzec, że zasoby są znaczne, a

bankructwo rzekome. Pisarz musi badać swoje długi

bardzo skrupulatnie i drobiazgowo.

Hall upomniał kiedyś zapowiadającego się pisarza:

- Nigdy nie będziesz dobrym pisarzem, ponieważ

chronicznie unikasz płacenia rachunków. Ilekroć gdzieś

z tobą szedłem, zawsze próbowałeś wykręcić się od

płacenia swojej części. Pisarze mogą sobie pozwolić na

wiele wad, ale na tę nie. Na rynku pisarskim nie ma

okazyjnych transakcji. Klient płaci, klient wymaga. Jeśli

cię nie stać, poszukaj sobie innego fachu.

Na tym przyjaźń się zakończyła. Mimo to były

przyjaciel, może wbrew sobie, wziął sobie do serca radę

Halla. Poświęcił się działalności reklamowej, bo tam

nikt nie oczekuje od człowieka, żeby płacił.

Dlatego, jeśli możesz i musisz, oszukuj człowieka, od

którego wynajmujesz mieszkanie, ale nie próbuj

wykiwać muzy. Nie podrobisz jakości, tak jak nie

Page 8: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

podrobisz dobrego posiłku.

Und so lang du das nicht hast,

Dieses: Stirb und werde!

Bist du nur ein trüber Gast

Auf der dunklen Erde.

Póki tego nie posiądziesz

Zgiń i znów się przemień!

Tylko smutnym gościem będziesz

Na tej ciemnej ziemi1.

Goethe

Starożytni Egipcjanie wierzyli w istnienie siedmiu

dusz.

Najwyższa dusza, która w chwili śmierci odchodzi

jako pierwsza, nazywa się Ren, tajemne imię.

Odpowiada ona reżyserowi. To on reżyseruje film

twojego życia od poczęcia do śmierci. Tajemne imię

jest tytułem twojego filmu. Kiedy umierasz, wchodzi

Ren.

Druga dusza, która jako druga opuszcza tonący

statek, to Sekem: energia, moc, światło. Reżyser wydaje

polecenia, Sekem naciska odpowiednie przyciski.

Numer trzeci to Khu, anioł stróż. On, ona lub ono

odchodzi jako trzecie... Khu przedstawia się jako ptaka

ze świetlistą głową i lśniącymi skrzydłami, lecącego na

1 J. W. Goethe. Błoga tęsknota, tłum. Mieczysław Jastrun

Page 9: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

tle księżyca w pełni. Coś takiego można zobaczyć na

parawanie w hinduskiej restauracji w Panamie. Khu

odpowiada za człowieka i stając w jego obronie, może

odnieść rany, chociaż nie śmiertelne, ponieważ pierwsze

trzy dusze są wieczne. Udają się do nieba po kolejne

naczynie. Cztery pozostałe dusze muszą dzielić los

zmarłego w Krainie Zmarłych.

Na czwartym miejscu jest Ba, serce, często

zdradliwe. Ma ciało jastrzębia i twoją twarz, skurczoną

do rozmiarów pięści. Perfidne Ba zgubiło wielu

bohaterów, na przykład Samsona.

Piąty jest Ka, sobowtór, najbliżej związany z

człowiekiem. Ka, który zazwyczaj osiąga dojrzałość w

chwili śmierci ciała, jest najbardziej godnym zaufania

przewodnikiem w wędrówce przez Krainę Zmarłych do

Zachodniej Krainy.

Numer szósty to Khaibit, cień, pamięć, wszystkie

twoje uwarunkowania z tego i przeszłych wcieleń.

Siódma dusza to Sekhu, szczątki.

Po raz pierwszy zetknąłem się z tą koncepcją w

książce Normana Mailera Starożytne wieczory i

pojąłem, że znakomicie odpowiada ona mojej własnej

mitologii, rozwijanej przez lata, właściwie od

urodzenia.

Ren, reżyser, tajemne imię, jest historią twojego

życia, twoim przeznaczeniem, jednym słowem lub

jednym zdaniem, o co chodziło w twoim życiu?

Nixon: Watergate.

Billy the Kid: Quién es?

Page 10: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

A czym jest Ren samego reżysera?

Aktorzy pakują się gorączkowo w tysiącach

umeblowanych pokojów i hoteli teatralnych.

- Nie zawracaj sobie głowy tymi gratami, John.

Reżyser jest na scenie! Wiesz, co to znaczy w

showbiznesie: ratuj się, kto może!

Sekem odpowiada mojemu technikowi: światła.

Akcja. Kamera.

- Szefie, nie mamy nawet tyle Sek, żeby usmażyć

staruszkę w pożarze taniego hotelu, a ty chcesz

huraganu?

- No cóż, Joe, będziemy musieli zacząć udawać.

- Pieprzone grube ryby, nie wiedzą nawet, które

guziki naciskać ani co się stanie, jeśli je nacisnąć. Jasne,

zacznijcie udawać, a szczegóły zostawcie Joemu.

Posłuchajcie, prawdziwa katastrofa wytwarza wielkie

Sek: poświęcenie, łzy, złamane serca, bohaterstwo i

gwałtowną śmierć. Pamiętajcie, że jeden przypadek

choroby wenerycznej wytwarza więcej Sek niż cały

oddział chorych na raka. Można też się zetknąć z

najbardziej haniebnymi czynami, do jakich zdolni są

ludzie - pamiętacie tego włoskiego stewarda, który

przebrał się w kobiece ubranie i w ten sposób załapał się

na szalupę ratunkową? „Pies w ludzkiej postaci, z

pewnością urodził się i ocalał po to by wyznaczyć nowe

standardy hańby i wstydu".

Jeśli masz dość Sek, możesz wystawić gwarancję na

następne przedstawienie, ale jeśli pierwsze jest

nabieraniem publiki, nie wystawisz gwarancji nawet na

wychodek.

Page 11: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Sekem wychodzi jako drugi: „Na tym planie nie ma

czadu". Wypija roztwór sody i znika, bekając.

W dzisiejszych czasach wielu ludziom brakuje Khu.

Żadne Khu nie chce dla nich pracować. Szef mafii:

- Odwal się, Khu! Idź zarobić na życie!

Ba, czyli serce, odpowiada za seks. Ten zawsze jest

zdradziecki. Wysysa całe Sek z człowieka. Wiele Ba ma

w sobie truciznę.

Ka jest chyba jedyną duszą, jakiej człowiek może

zaufać. Jeśli tobie się nie uda, Ka też się nie uda. Bardzo

trudno jest jednak skontaktować się ze swoim

prawdziwym Ka.

Sekhu to ciało fizyczne, tę planetę zamieszkują

głównie chodzące Sekhu, w których jest zaledwie tyle

Sek, żeby mogły się poruszać.

Inwazja z Wenus polega na przejęciu dusz.

Hollywood degraduje Ren do poziomu Johna Wayne'a.

Sekem pracuje dla firmy. Wszystkie Khu to jawne

podroby. Ba jest przeżarte przez AIDS. Ka jest

sparaliżowane. Khaibit siedzi ci na głowie jak zrzędząca

żona. Sekhu zostaje zatrute przez promieniowanie,

zanieczyszczenia i raka.

Wśród dusz zaczynają się intrygi i zdrada. Człowieka

nie może spotkać nic gorszego niż otoczenie

zdradzieckich dusz. A co z panem Kula Numer Osiem,

który ma te wszystkie dusze? One bez niego nie istnieją,

a on wylosowuje zawsze brudny kawałek kija.

Ósemki wszystkich krajów, łączcie się! Nie macie nic

Page 12: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do stracenia oprócz zgniłych, brudnych wampirów.

Sto lat temu żyły zagryzające szczury psy, znane jako

Fancy. Człowiek zakładał się, ile szczurów zagryzie

jego Fancy. Szczury zamykano na okrągłej arenie,

otoczonej barierą, przez którą nie mogły przeskoczyć.

Szczury formowały jednak piramidy, dzięki czemu te,

co stały najwyżej, mogły uciec.

Sekhu jest szczurem na samym dole piramidy.

Podobnie jak najniższa liczba całkowita w serii, bez niej

cały seryjny wszechświat idzie z dymem. Nigdy nie

istniał.

Anielscy chłopcy chodzący po wodzie, słodkie,

nieludzkie głosy z odległej gwiazdy. Khu, słodki ptak

nocy ze świetlistą głową i lśniącymi skrzydłami, leci na

tle księżyca w pełni... wsiór-radykalny chrześcijanin

unosi strzelbę...

- Śmierdzące Khu!

Egipcjanie wyróżniali wiele stopni nieśmiertelności.

Ren, Sekem i Khu są względnie nieśmiertelne, ale mogą

odnieść rany. Pozostałe dusze, których nie ima się

śmierć fizyczna, są znacznie bardziej narażone na

ryzyko.

Czy dusza może przeżyć kulę ognistą po wybuchu

bomby atomowej? Jeśli uznamy, że dusze ludzi i

zwierząt są polami sił elektromagnetycznych, to

eksplozja nuklearna może je całkowicie zniszczyć.

Koszmar mumii: rozpad dusz. Na tym właśnie polega

Page 13: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ściśle strzeżona i superczuła funkcja bomby atomowej:

zabójca, który niweluje nadmiar dusz.

- Widzisz, dusze piętrzą się jak drewno opałowe, nie

mamy starego dobrego ognia piekielnego, który by je

strawił, więc gromadzą się jak pieprzony plastik.

Musimy wyprzedzać o krok samych siebie i Ruskich

bo inaczej jakiś żartowniś narazi bezpieczeństwo

narodowe na szwank i zarży:

- Wy macie dusze! Możecie przeżyć śmierć fizyczną!

Na ekranie ruiny Hiroszimy. Odjazd kamery i

widzimy Technika za konsoletą. Za nim stoi Robert

Oppenheimer w asyście trzech mężczyzn w średnim

wieku, w ciemnych garniturach. Wszyscy mają zimny,

martwy wygląd, typowy dla wielkiej władzy.

Technik kręci gałkami. Daje znak, że wszystko jest w

porządku.

- Wszystko gra.

- Jesteś pewien?

Technik wzrusza ramionami.

- Tak wskazują przyrządy.

- Dzięki Bogu to nie był niewypał - mówi Oppy.

- Hm, pospiesz się z wydrukami, Joe.

- Tak, proszę pana. - Spojrzał za nimi kwaśno,

myśląc: „Dzięki Joemu to nie był niewypał. Bóg nie

wie, które guziki naciskać".

Mimo to trochę twardych, młodych dusz przeżyło

Hiroszimę i powróciło, by zagrozić bezpieczeństwu

narodowemu. Dlatego naukowcom polecono

skonstruować Super-zabójcę Dusz. Żadna robota nie

Page 14: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jest zbyt brudna dla pieprzonego naukowca.

Zaczynają od zwierząt. W laboratoriach dochodzi do

wypadków.

- Ratujcie się, panowie! Skidoo 23 nie dał rady

pawianowi z czerwonym tyłkiem!

- To najgroźniejsze zwierzę na ziemi!

Rozżarzona dusza pawiana forsuje stalowe drzwi i

rozdziera się jak wilgotny papier. Musieliśmy puścić

instalację z dymem. Straciliśmy drogi sprzęt i personel.

Niektórzy z tych ludzi byli niezastąpieni. Rzec można,

prawdziwi mistrzowie kucharscy dusz, cordon bleu.

Cóż, próby i błędy. Teraz mamy Zabójców Dusz,

którzy nie odpuszczają. Jasne, poziom pierdnięcia,

Wielki Pierd. Wiemy, jak to wszystko się skończy.

Pierwszy i ostatni dźwięk. A tymczasem cały personel

na planecie Ziemia musi przebywać w zamkniętych

pomieszczeniach. Przekonajcie ich, że nie mają dusz,

tak jest bardziej humanitarnie.

Naukowcy utrzymywali zawsze, że coś takiego jak

dusza nie istnieje. Teraz mogą to udowodnić. Śmierć

totalna. Śmierć duszy. Egipcjanie nazywali to drugą i

ostateczną śmiercią. Taką straszliwą władzą

permanentnego niszczenia dusz dysponują obecnie

dalekowzroczni i odpowiedzialni ludzie w

Departamencie Stanu, CIA i Pentagonie.

Prezydent z lizusami i znajomkami znajdują się

pięćset stóp pod ziemią, w litej skale, gdzie mają zapasy

jedzenia, win i alkoholi na dwieście lat, a także środki

na długowieczność, które pozwolą im cieszyć się tymi

Page 15: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zapasami. (Środków tych nie dopuszczono na rynek w

trosce o bezpieczeństwo narodowe).

Nastoletni prezydent występuje w telewizji, w

świetnie skrojonym garniturze, zwisającym luźno z

wychudłego ciała, by oznajmić piskliwym, na przemian

nadętym i łamiącym się głosem:

- Kategorycznie zaprzeczamy, jakoby istniały [trzask]

tak zwane leki wiecznej młodości, procedury czy

kuracje [trzask], których odmawia się obywatelom

amerykańskim [trzask]. - Prezydent błyska zębami w

chłopięcym uśmiechu i przesuwa grzebieniem po

gęstych, niesfornych włosach. - Ponadto kategorycznie

dementuję pogłoski o tym, jakobyśmy ja, pierwsza

dama, mój syn pedał oraz koledzy z Gabinetu Owalnego

utrzymywali się przy życiu dzięki wampirycznej

technologii, pozwalającej czerpać energię z

amerykańskich pryszczy [chichot], tak zwanych

„jednostek energii"!

Włosy prezydenta prostują się, iskrzą, on sam

pokazuje narodowi amerykańskiemu palec i warczy:

- Ja swoje mam, pieprzcie się! Ratuj się, kto może.

Allen Ginsberg twierdzi, że nie masz duszy.

Starożytni Egipcjanie twierdzą, że ty sam masz siedem

tych drani, a faraonowie czternaście, na tym polega

bycie faraonem. Jak Kim Carsons, faraon na swoim

małym poletku. Pamiętaj, człowiek dysponujący władzą

absolutną na smaganym wiatrem kawałku pustyni albo

w dzielnicy nędzy na prowincji posiada większą władzę

niż prezydent Stanów Zjednoczonych. Taki człowiek

Page 16: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

włada bowiem śmiercią.

Joe Truposz ma dwa plany filmowe, które walczą

przeciw sobie: pierwszy to Bickford, drugi Hart. Każdy

z nich to Ren, reżyser, a towarzyszą im technicy Sekem

oraz cała armia aniołów stróżów. Wreszcie dochodzimy

do podoficerów, którzy się wykręcają; nie chcą

partycypować w Krainie Zmarłych na ludzkich

warunkach.

Ren zawsze pierwszy opuszcza tonący statek, taki z

niego szczur. Nie ma czym się martwić. Wraca do

studia, gdzie zabiera się do nowego scenariusza. Może

dzięki tobie dostanie Oscara, a przynajmniej zostanie

wymieniony w napisach. Ren jest wieczny jak

Hollywood, wieczny jak sama scena.

- Cały świat to scena...

Aktorzy przychodzą i odchodzą. Ren kartkuje

scenariusze.

- Tak, myślę, że ten, B.J. Art i wyniki sprzedaży

biletów. Według mnie to klasyk.

Sekem jest „stroną stałą". Wie, które guziki naciskać,

żeby przedstawienie trwało, wie, gdzie porozstawiać

żołnierzy, żeby urządzić najbardziej katastrofalną

zasadzkę w historii. Bitwa martwych dusz, toczona w

Krainie Zmarłych, po Hiroszimie i Nagasaki.

- Nadchodzi fala od Hiroszimy, wy tępe ziemskie

buraki. Sauve qui peut.

Kiedy więc dla Renny'ego zrobiło się za gorąco,

ulotnił się, zostawiając Joego. Między innymi dlatego

Joe nienawidzi wszystkich Ren. Dusze Joego okropnie

poparzyły się podczas wybuchu. Jego przeznaczenie

Page 17: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

spłonęło w straszliwym bólu, emanującym od dusz

przypieczonych ogniem piekielnym, które wycofały się,

żeby robić proce, noże i jeszcze więcej broni palnej,

żeby zrobić więcej hałasu, a Joe jest nadwrażliwy na

hałas, zatrzaśnięte drzwi odgradzają od hałasu, a potem

morfina Kima znowu przygwoździła go do cmentarza.

- Jestem najlepszym technikiem w piekle i poza nim,

a on chce, żebym produkował broń pneumatyczną,

kastety i łomy... pistolety z melodyjką tańca śmierci...

może powinniśmy otworzyć pieprzony sklep z

proszkiem wywołującym swędzenie i kupami z gipsu.

Czy po mnie przysłano?

Mówi się, że najgorszy ból, jaki może przeżyć

człowiek, to ból towarzyszący rodzeniu kamienia

nerkowego. Na ostrym dyżurze pozwolą ci urodzić

kamień, zanim zrobią ci zastrzyk.

- On może być uzależniony... trzeba zrobić rentgen.

- Urządzenie nie działa, doktorze.

- Cóż, wobec tego nic nie poradzę.

Jeśli twój Ren się wypali, jest znacznie gorzej.

Przeszywający, pulsujący ból nie znika; w żaden sposób

nie możesz oderwać od niego myśli.

Spójrz na człowieka przeznaczenia. Każdy krok,

każdy gest zostaje mu podsunięty we właściwym

momencie. Wystarczy, że poszarżuje, i to wszystko.

Kiedy jednak musisz podnieść swoje zwłoki i wlec je,

krok po kroku, przez rozżarzone do białości, poszarpane

kawały metalu i parujący sok pomarańczowy...

Żadne studio filmowe nie podejdzie do mnie nawet z

grabiami. Dlatego związałem się z Kimem i Hallem.

Page 18: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Źle mi życzycie, wy, którzy mnie wykluczacie.

Jestem skrzydłami, kiedy na mnie latacie.

Kto jeszcze przeniesie to przedstawienie w kosmos?

Sierżanci techniczni, którzy znają się na rzeczy. Hart

i Bickford, biedni aktorzy, co grają na scenie. Mike

Chase w roli ich anioła stróża. Ba, czyli serce

wyprodukowane w Hollywood.

Najeżeni idiotycznymi podejrzeniami, Hart i Bickford

nigdy nie potrafili zaufać żadnemu Ka. A przecież

każdy, kto udał się do piekła i wrócił, wie, że z całej tej

przegniłej bandy możesz zaufać właśnie tylko Ka, czyli

dublerowi, ponieważ jeśli tobie się nie uda, jemu też się

nie uda. Hart i Bickford nigdy by nie przyznali, że

mogłoby im się nie udać.

Wiedzieć, że może ci się nie udać... Z tej wiedzy

rodzi się odwaga. Bickford i Hart nie mogą podjąć tego

ryzyka, i dlatego nigdy nie poznają odwagi. Tchórz zaś

jest najgorszym z panów.

Opuszczona kolonia karna pełna martwych duchów...

Nieopodal pastwiska, na którym pasą się niesamowite

kucyki. Czy ktokolwiek na nich jeździ? Czy ciągną

małe wózki? Czy kładą po sobie uszy i gryzą upiornymi

żółtymi zębami? Wątpię... Linia drzew, a dalej białe

elewatory wbijają się w niebo jak obraz w muzeum

Whitney.

Kafka mówi o punkcie, z którego nie ma powrotu.

Ten punkt jest najtrudniejszy do osiągnięcia. Gra

nazywa się Znajdź Swego Przeciwnika. Plan gry

Page 19: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przeciwnika polega na przekonaniu cię, że on nie

istnieje. „Po co ta cała paranoja?" To tylko jeden z jego

wybiegów. Odkrywasz, że przeciwnik istnieje, ale nadal

jesteś daleko, bardzo daleko od konfrontacji. Mozolna,

drażniąca, nudna droga, smutne głosy, bardziej

nieprzyzwoite, starsze.

Twarze wyrażające zapiekłą nienawiść i rozpacz. Jest

uzbrojony, ale nikt do niego nie strzela. Prościej będzie

go przeczekać. Z Miejsca Ślepych Dróg postanowił się

wyrwać za pomocą strzelaniny. Ostatni z dzielnych

bohaterów. Broń rdzewieje mu w dłoni. Nie jest to

żadna kosmiczna superbroń, tylko Ruger magnum 375...

Jeśli przyjdzie zima... (w latach dwudziestych

dwudziestego wieku był to bestseller, nigdy go nie

czytałem, ale zima to chyba starość, ostatni,

najtrudniejszy sprawdzian). Zdrowie może być

przekleństwem, utrzymuje ciało przy życiu po tym, jak

dusze umarły lub odeszły, twoje Ren i Ka dawno temu

oddaliły się z niesmakiem. „Maugham jest odrażający,

to nie do zniesienia, wynoszę się stąd". Tylko dobre,

silne Ka potrafi utrzymać chłopców w szeregu.

- Słuchajcie, Ren Sekem Khu. - Wyciąga prostą

brzytwę, która jarzy się biało jak plaster światła. - Wy

możecie lecieć na stację kosmiczną, ale wasze skrzydła

zostają tutaj.

Tak to już jest z tymi przeklętymi poetami. Z wieku

dorastania przechodzą bezpośrednio do starości.

Chłopak umarł na cmentarzu w Boulder. Udał się tam,

żeby porozmawiać z Joem.

- Od dawna czekałem, żeby to powiedzieć, panie

Page 20: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Kim.

16 sierpnia 1984, czwartek

Jawny koszmar mojego położenia, położenia

wszystkich ludzi, którzy czekają, aż jacyś szaleńcy czy

spiskowcy wyjadą na fali uderzeniowej jak surferzy i

rozsadzą atomy, z których się składamy. Ślepy

szczęśliwiec, który przeżył, krąży, potykając się, po

moim zrujnowanym domu, z głodnymi, miauczącymi

kotami u stóp. Co ty na to, Kim? Zabij swoje psy i koty.

Powtarzam. Zabij swoje psy i koty. Jajka ugotowały się

w sam raz. Zblazowany Kim bez serca, przyjmuje

teatralne pozy na zapadającym się pokładzie planety

skazanej na zagładę... w pustym zwierciadle odbija się

spaczony chłopak nie do zniesienia. Promienny Kim,

nieustraszony struś, zbiegłe dziecko przestraszonego

starca. Każdy, kto się teraz nie boi, po prostu nie ma

wyobraźni. Oczywiście. Cud. Szczegóły pozostawcie

Joemu.

Stary człowiek w wynajętym domu, razem z kotem

imieniem Ruski. W cichej desperacji rozgląda się za

drogą ucieczki. To chyba Thoreau, czy to nie on utopił

się w stawie Walden z martwym nurem uwiązanym u

szyi? Wybierz kartę... dowolną kartę...

Rozpaczliwie pisze w sprawie drogi ucieczki. Tego

rodzaju wyjścia zdarzają się tylko w czasach chaosu,

kiedy podnoszą się krzyki:

- Ratuj się, kto może!

- Chacun pour soi!

Page 21: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Sauve qui peut!

Jeśli zamierzasz gdzieś się wślizgnąć i ocalić skórę,

musisz to zrobić wtedy, kiedy statek tonie, kraj się

rozpada, w czas, gdy nikt nie wie, kto kim jest, dzięki

czemu możesz się podać za każdego.

Republika weimarska. Kokaina jest tańsza niż

jedzenie. Głodujący chłopcy - die Wandervögel, ptaki

wędrowne - zlatują się do Berlina, żeby sprzedawać się

za posiłek. Bohater paraduje w przebraniu i śpiewa:

- Einer Mann, einer Mann, einer RICHTIGER Mann!

W republice weimarskiej łatwo jest znaleźć parę

butów.

Jeder mann sein eigener Fußball. („Każdy człowiek

jest sam dla siebie piłką nożną"). Za takie banalne

bzdury zasługiwali na klęskę. Lesbijki miały pieśń

marszową: Wir brauchen Reiner Manner mehr.

(„Mężczyzn nam już nie potrzeba"). Geje maszerowali,

skandując: Wir sind anders ais die andern / Die nur im

Gleichschritt der Moral geliebt haben. („Różnimy się

od innych / Którzy kochali tylko w ramach tej samej

moralności").

Trzysta gejowskich barów, zamieszki wywołane

brakiem chleba, walki uliczne, głód... „każdy człowiek

sam dla siebie piłką nożną".

SA marschiert...

Mistrz Levy, poproszony o kilka groszy na

noclegownię przez jednego z Wanderburschen, którzy

ściągali z całych Niemiec do Berlina - możliwe, że

sperma jakiegoś geja stanowiła ich pierwsze pożywienie

od trzech dni - tak więc Levy odparł:

Page 22: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Nie mogę ci dać pieniędzy, ale dam ci dobrą radę.

Tam, pod wiaduktem kolejowym, wieje wyjątkowo

mroźny wiatr.

Levy twierdzi, że powyższa opowieść jest

nieprawdziwa. Był silnym mężczyzną, przypominał mi

Korzybskiego. Dość masywnej budowy, o potężnych

ramionach i doniosłym głosie. Silni ludzie muszą

czasem popełniać niewiarygodnie okrutne czyny, aby

umacniać swoją siłę. Pewien sułtan zawsze odcinał rękę

temu, kto pomógł mu dosiąść konia. Po to, by żyć z

takimi czynami, trzeba być bardzo silnym człowiekiem.

Nie pragnę takiej siły. Taka siła jest najwyraźniej

powoli, po trochu, wmuszana odbiorcy... drzwi

zamykają się za nim, tylko jedne drzwi się otwierają.

Ręka człowieka. Ciach... spina konia, zanim krew

tryśnie...

Na froncie rosyjskim morfina jest najcenniejszym

towarem, ciepłym, miłym kocem chroniącym przed

mrozem, który wnika w ciebie, aż w końcu przestajesz

dygotać, ponieważ nie ma już miejsca na dygot. To, jak

długo żołnierz przebywa na froncie, można poznać po

tym, jak bardzo dygocze. Nowo przybyli dygoczą, jakby

chorowali na malarię. Stare wiarusy poruszają się

powoli jak jaszczurki.

Wilhelmowi dopisało szczęście. Jego pułkownik z

Waffen-SS był narkomanem. Natychmiast po zdobyciu

miasta pułkownik ruszał do aptek i gabinetów

lekarskich. Wilhelm miał fantastycznego mannlichera z

celownikiem teleskopowym. Jakież to było wunderbar,

Page 23: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zdjąć kogoś z pięciuset jardów, jak ręką Boga, drobna

postać padająca w śnieg... hen, tam, na horyzoncie.

Wilhelm strzelał też z przerobionego przez rusznikarza

P38, z kolbą dostosowaną do jego dłoni. Trafiał do

śnieżek w powietrzu.

Powrót do zarekwirowanego domu na wsi, nie trzeba

prosić o zgodę właścicieli. Brygada usunęła ich, bo

musiała... rozumiecie, byli martwi... ampułki i

strzykawki porozkładane. Pułkownik jest szczupłym,

pięćdziesięcioletnim arystokratą o delikatnym, cienkim

nosie, wąskich wargach i drobnych błękitnych żyłach, w

które trudno trafić. Jednak Wilhelm potrafiłby znaleźć

żyłę nawet u mumii.

- Pan pozwoli, pułkowniku.

Krew rozkwita w strzykawce i chłopak przyciska

tłoczek.

- Sieg Heil! - dyszy pułkownik.

Wilhelm zakłada sobie opaskę uciskową... och,

błogosławione ciepło.

- Heil Hitler!

- Heil Hitler! - wtóruje pułkownik.

Wilhelm wie, że cała ta sprawa to szaleństwo;

podobnie było z Napoleonem. Przypomina mu się

wiersz Wiktora Hugo: „Śnieg padał, śnieg padał, śnieg

padał".

Dobrze wie, że pułkownik myśli tak samo. Jak

możemy wyzwolić się spod władzy tego szaleńca i

ocalić tyłki? Takich myśli lepiej jednak nie

wypowiadać. Kiedy rosyjska ofensywa nabiera tempa, a

alianci zbliżają się do Berlina, uważaj na to, co mówisz,

Page 24: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

a nawet co myślisz. Czarne Psy węszą za wszelkimi

oznakami defetyzmu i nielojalności. Jedno słowo, i

możesz zawisnąć razem z rosyjskimi partyzantami, z

tabliczką na szyi: „Oto świnia, która porzuciła

towarzyszy. Teraz na zawsze jest martwa". W dodatku

to był porucznik. Oficerowie nie są wyłączeni z

egzekucji w trybie przyspieszonym... wręcz przeciwnie.

Dlatego rozgrywaj to kalt, przyczaj się i czekaj.

Odgłosy wystrzałów na dworze... Wilhelm pakuje

narkotyki i strzykawki. Będą musieli się wycofać,

chociaż rozkazano im utrzymywać pozycję bis in den

Tod.

- Niech Goebbels, Göring i Hitler pofatygują się tu i

utrzymują pozycję - warczy pułkownik. - Ja się

wycofuję.

Długi odwrót, odmrożeni żołnierze kuśtykają na

nogach bez palców. Idą ci z odmrożonymi powiekami,

którzy już nigdy nie zamkną oczu. Genitalia odpadają,

kiedy próbujesz się wysikać, a stężony żółty mocz

cieknie zmieszany z czarną krwią... w tył, w tył, w tył...

aż ku opłotkom Berlina.

Berlin leży w gruzach, bez wody, jedzenia, policji,

służb medycznych. Każdy radzi sobie sam. Rosjanie

stacjonują na wschód od miasta, alianci na zachodzie.

Wilhelm idzie za głosem instynktu. Wie, że gra w życie

nazywa się „przetrwanie". Wojna jest przegrana, ale

ludzie z SS krążą ze sznurami i posępnie, metodycznie

wieszają wszystkich dezerterów i defetystów na

drzewach, latarniach i sterczących krokwiach

Page 25: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zbombardowanych domów.

O, martwy major. Wilhelm szybko przeszukuje mu

ubranie. Chowa do kieszeni pistolet automatyczny

kaliber 25, a także metalowe pudełko z czterema

opakowaniami ampułek i strzykawką z zapasowymi

igłami... Eukodol... a cóż to takiego? Wilhelm napełnia

strzykawkę z dwóch ampułek, po 0,02 grama każda.

Wkłuwa się i robi zastrzyk.

- Sieg Heil. - Uczucie przypomina niemal doznanie

po zastrzyku z mieszanki morfiny i kokainy. Prawdziwe

uniesienie, jak wtedy, gdy latał na szybowcach. Nie

przyjęli go jednak do sił powietrznych. Był

krótkowidzem.

Nie zatrzymywać się, byle dotrzeć do Amerykanów!

Oni uwierzą we wszystko, jeśli powiesz im to, co chcą

usłyszeć.

Upadek Berlina... muzyka Götterdömmerung...

grzmoty i błyskawice. Oszołomieni mieszkańcy biorą

wodę z lejów po bombach. Błyskawice zastygają w

insygnia Waffen-SS... twarz tancerki płonie

czujnością... TRACH! Rzuca się na ziemię, kiedy tuż

przed nim wybucha pocisk. Potem staje nieruchomo i

patrzy.

Z krokwi zbombardowanego domu zwisa ciało

młodego cywila. Ciało obraca się powoli, odsłania się

twarz. Wilhelm wyciąga nóż, odcina chłopaka i wciąga

w ruiny domu. Tapeta, rozwalona toaletka, wystrój

wnętrza jak w garderobie teatralnej. Wilhelm szybko

zdejmuje mundur. Podnosi ciało chłopaka, zdejmuje z

niego marynarkę... koszulę... ściąga majtki,

Page 26: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

podkoszulek, P38 odkłada na toaletkę. Na wpół twardy

kutas wysuwa się. Wilhelm jest na głodzie,

dygoczącym, palącym głodzie. Unosi pośladki

chłopaka, ściąga spodnie. Spodenki ma z przodu

poplamione spermą. Uśmiecha się, ściąga spodenki z

chłopaka i naciąga je na siebie, aż kutas zostaje na

zewnątrz, dotyka go i szczerząc zęby, spuszcza się na

nagiego trupa. Potem chowa kutasa, podciąga spodnie.

Leżą jak ulał na jego chudej talii i tyłku. Nawet buty

pasują. Och, moje buty. Wkłada marynarkę, sięga do

lewej wewnętrznej kieszeni.

Carl Peterson. Wiek: dwadzieścia dwa lata. Zawód: -

mechanik.

Reklama na ekranie: Obuwie dziecięce ma długą

drogę do przejścia... (Przykrywka agenta, jego fałszywa

tożsamość, jest znana jako buty).

Za wzgórza

I hen, w dal

- Hans!

- Wilhelm!

- Ciągle chodzisz w tym mundurze? Do reszty ci

odbiło?

- Ależ, Wilhelmie, jesteśmy żołnierzami, nie

policjantami. Zgodnie z konwencją genewską mamy

prawo, by traktowano nas jak żołnierzy.

- Chciałbyś to może wyjaśnić kacapom po rosyjsku?

Wilhelm wskazuje na przemykającego włóczęgę w

łachmanach. Hans strzela mu w tył głowy.

- Skoro tak cuchnął, zasługiwał na śmierć - gdera

Page 27: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Hans, wkładając stare łachy włóczęgi. - Ten bezimienny

dupek nie miał żadnych papierów. Pewnie złapię tyfus

od tych wszy z noclegowni!

- Istnieją gorsze rzeczy niż tyfus, Hans... Musimy

znaleźć Amerykanów. Idź na zachód, młody człowieku,

idź na zachód i trzymaj się z dala od Ruskich.

- Kurczę, dobrze was widzieć!

- Czemu się tak guzdraliście?

W Berlinie roi się od policjantów poszukujących

zbrodniarzy wojennych. Kim, pod nazwiskiem Carl

Peterson, zatrudnia się w amerykańskim Wydziale

Dochodzeniowym, gdzie może fotografować listy

poszukiwanych esesmanów. Dzięki wymianie kawy,

czekolady, konserw mięsnych i papierosów na dzieła

sztuki, obrazy, pistolety P38 i nazistowskie bagnety,

które sprzedaje amerykańskim i brytyjskim oficerom,

udaje mu się odłożyć kilka tysięcy dolarów.

Kim czuje się groteskowo, kiepsko obsadzony w roli

handlarza na czarnym rynku. Tylko na nich spójrzcie -

gładcy, wypomadowani, z wypielęgnowanymi

brudnymi paznokciami, o wąskich ramionach i

szerokich biodrach, w drogich ciuchach i brudnej

bieliźnie.

Kim wybiera sierżanta oddziałów technicznych o

zimnym spojrzeniu.

- Mógłbyś je upłynnić? - Pokazuje na ampułki z

morfiną. - Jest ich znacznie więcej.

Sierżant potakuje.

Wkrótce Kim zdołał odłożyć dziesięć tysięcy

Page 28: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

dolarów. Czas przenieść się do Tangeru.

Miasto rozkwita, wstrząsane chciwością i gorączką

pieniędzy jak przed trzęsieniem ziemi. W Tangerze nie

ma wolnych pokoi, ale Kimowi udaje się wymienić

mały obraz Renoira za lokum na Calle Cook, w

zrujnowanej stiukowej willi, prowadzonej przez dawną

burdelmamę z Sajgonu. Kim publikuje folder, w którym

obwieszcza, że posiada pieniądze, które pragnie

zainwestować. Momentalnie oblegają go ludzie pełni

najróżniejszych pomysłów: otworzyć bar, sklep z

odzieżą, sklep z antykami, wejść w przemyt. Kim robi

rekonesans, bada grunt.

Tylu tu arabskich chłopców, że Kim postanawia

zażyć lekarstwo i oddać się przyjemnościom cielesnym.

Udaje się do kliniki w Marshan, prowadzonej przez

francuskiego lekarza i jego żonę. Lekarz jest

niedźwiedziowatej budowy kipiącym życiem

mężczyzną z czarnymi wąsami, un vrai bonhomme.

Żona to zjawia się, to znika, zżerana uzasadnioną

zazdrością. Nie mija wiele czasu, a wypłakuje się

Kimowi z popełnianych przez męża niedyskrecji. Po

trzech tygodniach Kim najgorsze ma za sobą.

- Sois sage - mówi lekarz, miażdżąc mu dłoń w

uścisku.

A teraz lista. W Tangerze przebywa pięciu byłych

esesmanów z alianckiej listy poszukiwanych

zbrodniarzy wojennych. Kim wie, że kilku ludzi z jego

listy podaje się za żydowskich uchodźców.

Page 29: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

O, proszę, doktor Wellingstein, były lekarz z obozu

koncentracyjnego. Jego mam na liście.

Doktor zachowuje się chłodno, z rezerwą.

- Czym mogę panu służyć? - celowo mówi po

angielsku. Kim dał jasno do zrozumienia, że jego wizyta

nie ma charakteru medycznego.

Doktor przyjmuje go w niewielkim salonie z

krzesłami i kanapą obitymi niebieskim atłasem oraz

przeszklonym regałem, a wszystko to równie martwe i

niezamieszkane jak sam doktor - wysoki, wychudły

mężczyzna o zimnej, martwej, jakby stęchłej twarzy.

Kim nalewa sobie sznapsa z karafki na stoliku. Numery

„Réalités" i „Der Spiegel" leżą równiutko ułożone. Kim

przechadza się po mieszkaniu, oglądając obrazy.

- Hm, Klee... Monet...

- To, rzecz jasna, reprodukcje.

- Według mnie bardzo dobre reprodukcje.

- Czego pan chce?

- Och, chętnie kupiłbym kilka pańskich, hm,

reprodukcji. Dopiero co przyjechałem do Tangeru.

Mieszkanie, gdzie się zatrzymałem, jest dość puste.

Taki drobiazg - wskazuje na mały obraz Klee -

rozjaśniłby wnętrze.

- To nie jest sklep. Obrazy nie są na sprzedaż. A teraz

zechce pan wybaczyć.

- Naturalnie, doktorze Unruhe.

Twarz doktora zastyga.

- Chyba mnie pan z kimś pomylił.

- Możliwe, ale wystarczy jeden telefon do Komisji

Page 30: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Zbrodni Wojennych czy jak tam się nazywają, a

wyjaśnimy pomyłkę. - Kim sięga po kapelusz.

- Niech pan poczeka! Kim pan jest?

- Zwykłym żołnierzem Trzeciej Rzeszy...

omamionym jak cały naród niemiecki... Waffen-SS.

- Proszę usiąść, porozmawiajmy - mówi doktor po

niemiecku. - Muszę wypić porządnego sznapsa.

Po sehr gemütlich pogawędce z Kimem doktor łączy

opuszki palców.

- Sądzę, że mogę panu załatwić bardzo lukratywną

posadę. Widzi pan, Szwajcarów nie cieszy obecna

sytuacja w Tangerze... tajne usługi bankowe... druga

Szwajcaria... to im się nie podoba. Mógłbym pana

przedstawić pewnemu człowiekowi... Szwajcarowi.

Doktor telefonuje.

- Dziś o siódmej wieczorem będzie w barze Parade.

Chodzi o lasce.

Kim rusza do wyjścia.

- Może pan polegać na mojej dyskrecji, doktorze.

Widzi pan, bardziej zależy mi na pracy niż na

pieniądzach... Ach, i jeszcze jedno, radzę panu

przenieść pańskie reprodukcje do bankowego sejfu.

Bar Parade to arkady ze sklepami z biżuterią,

pracowniami złotniczymi - pusta czarna przestrzeń z

płaskiego szkła z ciężkimi przeszklonymi drzwiami. W

przyciemnionym wnętrzu panuje atmosfera strachu i

tymczasowości. Słychać tykanie czasu przed zagładą.

Za barem stoi mężczyzna w średnim wieku o wyglądzie

świątobliwego skazańca.

Page 31: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Kim zamawia martini, które staje przed nim jak za

dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Za miesiąc się przeprowadzamy - mówi do Kima

barman.

- Tu wygląda jak w banku - odpowiada Kim.

Barman kiwa głową, po czym idzie dolać pijaczce w

średnim wieku.

Jest kilka minut po siódmej. To musi być człowiek,

na którego czekam. Najpierw do baru wchodzi laska.

Czarna laska, a w ślad za nią chudy mężczyzna w

czarnym garniturze, w czarnych okularach. Wydaje się

macać drogę laską i wygląda na niewidomego.

Podchodzi jednak prosto do Kima i siada na sąsiednim

stołku.

- Ach tak, jesteś młodym przyjacielem doktora

Wellingsteina - mówi, podając Kimowi chłodną i suchą

jak banknot dłoń.

Barman odchodzi na drugą stronę baru.

Mężczyzna mówi, jakby czytał wydruk

komputerowy.

- Tutejsza sytuacja jest chwiejna, ale niestety

przyciągnęła wolny kapitał. To jest, rzecz jasna,

pożałowania godne. Może gdyby potencjalni inwestorzy

zrozumieli, jak niebezpiecznie chwiejna... Myślę, że

dałoby się zorganizować demonstrację. - Podaje

Kimowi dużą grubą kopertę. Proszę to przeczytać.

Operacje finansowe będą realizowane za

pośrednictwem Banque de Geneve.

Dane jakościowe można uzyskać za pomocą

Page 32: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

komputera, przypisując wartość numeryczną

poszczególnym stanom emocjonalnym. Czy obecność

wieprza w meczecie wywołuje w badanym:

1. Obojętność

2. Wyraźne niezadowolenie

3. Złość

4. Gniew

5. Morderczy gniew

Filmujemy pięć... no wiecie, zajść... zarejestrowanych

obecności wieprzy w meczetach i na muzułmańskich

cmentarzach... wieprzy wypuszczanych z ukrytych

chlewów i ciężarówek.

Potrzebujemy ekipy zawodowych przywódców

zamieszek, takich jak La Bomba, który rozpętał

zamieszki futbolowe w Limie, w których zginęły trzysta

pięćdziesiąt dwie osoby. (Wyniki meczów piłki nożnej

napływają z Kapitolu... trzeba udawać zainteresowanie).

Jest jeszcze Zaklinacz. Potrafi zostawiać słowa...

właściwe słowa... w powietrzu, tuż za sobą, kiedy sunie

przez tłumy na targowiskach. Oprócz tego

potrzebujemy kilku starych, dobrych agitatorów

politycznych.

Czy używamy prawdziwych wieprzy? Oczywiście, że

nie. Nagrywamy zgiełk zamieszek, jakie mogłoby

wywołać wtargnięcie wieprzy. Szybko

przemieszczający się aktywiści puszczają nagrania z

poprzednich zamieszek, z wmontowanymi odgłosami

wieprzy, a nasi agitatorzy idą w ślad za nagraniami,

Page 33: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

siejąc wzburzenie wśród gęstniejących tłumów.

Naga przemoc wisi w powietrzu jak mgła.

Europejczyk w średnim wieku (później okazało się, że

to Szwajcar) próbuje niepostrzeżenie przekraść się do

hotelu na skraju Socco Grande. Jest jednym z szarych,

prawie niezauważalnych ludzi, którzy potrafią nagle

stanąć nago, jak człowiek masturbujący się na

zatłoczonym targu.

O Chryste, stało się! ZOBACZYLI go! Ktoś popycha

Szwajcara mocno od tyłu, ten potyka się i pada. Nogi

depczą mu żebra i głowę. Usiłuje wstać, chwyta,

ciągnie, szarpie, rozlega się odgłos jakby rozdzieranego

materiału, kiedy wezwani przez Brytyjczyków

hiszpańscy legioniści na dachach sklepów nad Socco

Grande zaczynają strzelać do tłumu z karabinów

maszynowych. Ludzie wrzeszczą, tratują się, pędzą w

boczne uliczki. Po kilku sekundach wszystko się

kończy; na ziemi zostaje dwudziestu trzech zabitych.

Wielkie pieniądze jak przestraszona ośmiornica

zielenieją i zostają odessane... z powrotem do

Szwajcarii, na zachód na Kajmany, Bahamy, do

Urugwaju...

Bar Szarotka Alpejska z pleśniejącymi wypchanymi

łbami jeleni, kwaśnym piwem i kiszoną kapustą,

przesycony typowym szwajcarskim zapachem

tysiącletnich śmieci, topniejących i wylewających się z

brudnych wiosek na górskich stokach, a także smrodem

niemytych woli, świadczy o tym, że Asunción jest drugą

Page 34: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Szwajcarią. W barze udało się oddać zapach Szwajcarii,

smród serca kraju, a teraz w ślad za smrodem podążą

pieniądze. Chyba że...

Kim Lee siedzi z Allertonem, człowiekiem, z którym

miał się skontaktować, przy stole z czarnego dębu,

przykrytym poplamionym obrusem w biało-czerwona

szachownicę, nad niewielką ilością whisky w brudnej

szklance.

Allerton był szczupłym blondynem bez wieku.

Wydawało się, że sunie kilka cali nad ziemią,

podmuchy powietrza unoszą go to tu, to tam -

wyspecjalizowany organizm, zarazem apatyczny i

drapieżny. Włosy miał jasne, ale czarne, cienkie, jakby

pociągnięcia ołówkiem, lekko wygięte brwi nadawały

mu zaskoczony, choć nie zirytowany wygląd. Był

Amerykaninem, brak jakiegokolwiek wyraźnego rysu

kulturowego sprawiał, że nie mógł być nikim innym.

Jest coś chłodnego i śliskiego w jego swobodnej

bezpośredniości, w łatwości, z jaką wszędzie potrafi się

wślizgnąć i natychmiast nawiązać kontakt. Allerton jest

w istocie agentem doskonałym, któremu brakuje tylko

zaangażowania. Odszedł z CIA po wyrafinowanym

komputerowym oszustwie, którego ofiarą padł jeden z

właścicieli Firmy, tak wyrafinowanym, że Firma

zrezygnowała ze zbyt skrupulatnego dochodzenia.

Allertonowi pozwolono odejść za porozumieniem stron.

Później zatrudnił się w szwajcarskiej marynarce

wojennej, druga Szwajcaria została ze szwajcarskim

smrodem, a wartość banknotów spadła do wartości

papieru, na których je wydrukowano.

Page 35: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Kim posiadał listę. Allerton miał trochę niepewnych

kontaktów z Mosadem z czasów roboty w Arabii

Saudyjskiej, gdzie Żydzi kupowali od niego drobne

informacje za kiepską whisky. Kim i Allerton, jak

konkwistadorzy, brną w głąb niebezpiecznej

urugwajskiej dżungli, gnani czystym ogniem chciwości:

„Bogać cię! Śpij do południa. Pierdol ich wszystkich!".

Pomimo chłodu Allerton jest lojalnym przyjacielem,

na którym można polegać. Zamierza otworzyć sklep z

alkoholem. Kim Lee otworzy restaurację. Codziennie

jeden zestaw dań. Dzięki temu łatwiej się robi zakupy.

Kilka kurczaków. Tylko tak można żyć. Skromne cele

miały się stać fundamentem Margaras Unlimited,

dążenie do wielu skromnych celów pozwoliło na szereg

skromnych osiągnięć, które po pewnym czasie stały się

całkiem poważne.

Z Allertonem w domu na kółkach. Bałagan Glind.

Zmierzamy na południe. Na tyłach domu jest hol oraz

mały pokój, które mogą służyć jako sypialnie. Mówię,

że trzeba zwolnić albo silniki wysiądą, co jest równie

pewne jak niedzielne pieszczoty fallusa widma,

owijające obiekt w pulsujące futro... Pomimo chłodu.

Społeczeństwo zwraca uwagę na czarne wiarygodne

wsparcie smolista broń Margaras grzebień kraju auto

fryzura dochodząc do polityki określonej przez to,

czego nie przyjmie dziura Burna w stroju do walki

Glind krzyczy kapitan o tym, co można wykręcić na

południu. Na tyłach domu jest hol usunąć wargi mogą

służyć jako sypialnie zaczynają się obracać zwolnić, bo

Page 36: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

silniki wyrwą ziejący otwór tak szybko 20 stycznia

aresztowany przez rozkładane ucho widmo. Sztywny

lojalny smażony i dobry ucięta noga wzmianka o tajnej

służbie bez kota schwytanego w stalową pułapkę.

Przesuwamy ciało ze specjalnymi atrybutami oraz mały

pokój na tyłach, który wyrasta na miejscu. Ktoś

proponuje mi prowadzenie baru w Nowej Szkocji.

I to właśnie zrobiliśmy: przenieśliśmy organizację

widmo do Asunción. Żadne KGB nie może nas ściągnąć

za fraki z powrotem do bazy, bo nie ma żadnej bazy,

powołaliśmy więc do życia Margaras Unlimited, tajną

służbę bez kraju. Jej polityka zależy od zleceń, których

MU się nie podejmie. Ogólnie rzecz biorąc, MU

przyjmuje typowe zlecenia tajnych służb: zabójstwa,

wzniecanie zamieszek, rewolucje, załamania walut,

gromadzenie i sprzedaż informacji. Istniała tylko jedna

nieco podobna agencja, a mianowicie Interpol.

Ponieważ personel Interpolu składał się w znacznej

mierze z byłych nazistów, częściowo z listy Kima,

wkrótce mocno się okopaliśmy i weszliśmy w

posiadanie pokaźnych rozmiarów akt przestępców,

dzięki którym mogliśmy werbować agentów pod groźbą

zdemaskowania. Mogliśmy też wymuszać pieniądze w

zamian za usunięcie z akt, co dawało swobodę

działania.

Przekształciliśmy Interpol z biernego biura informacji

o przestępcach, bez uprawnień do przeszukiwania,

zatrzymywania i aresztowania, w ponadnarodową

policję z pełnymi uprawnieniami do aresztowania,

Page 37: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przeszukiwania, zatrzymywania, zdobywania informacji

od wszystkich policji i agencji wywiadowczych, a przy

tym niepodlegającą nikomu.

Zanim się zorientowali, gdzie są dyski organizacji

Margaras, dobraliśmy się do akt KGB i CIA niczym

stado turkuci podjadków. Nasze pliki komputerowe

znajdują się w rozmaitych miejscach, przede wszystkim

w Ameryce, z uwagi na brak nadzoru policyjnego, ale

także w naszych biurach podróży w Ameryce

Południowej; w krajach skandynawskich w biurach

pisma „Nudysta"; kopie plików leżą też w sejfach

szwajcarskich banków. Nasi technicy swobodnie

przemieszczają się od ośrodka do ośrodka, ponieważ nie

muszą raportować do centrum w Moskwie ani do MI-5,

Langley czy Tel Awiwu lub jakichś nieistotnych

agencji.

Szwajcarzy miękną na sedesie z grubą forsą, a żadne

nowe Szwajcarie nie podnoszą kuprów, bo fiskus

dobiera się do kont na Kajmanach i Bahamach. Czy

pominąłem jakieś siatki? Nacjonalistyczne Chiny?

Niebezpieczna mafia wietnamska? Stara Union Corse,

której nie należy lekceważyć? Watykanu nie można nie

przeceniać. Wszystkie grupy nacisku. Nie raportujemy

do nikogo. Naszą polityką jest PRZESTRZEŃ.

Wszystko, co opowiada się po stronie programów

kosmicznych, eksploracji kosmosu, symulacji

warunków kosmicznych, eksploracji przestrzeni

wewnętrznej czy poszerzania świadomości może liczyć

na nasze poparcie. Wszystko, co zmierza w przeciwnym

kierunku, wyeliminujemy. Świat szpiegowski znowu

Page 38: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozszerzył swoje terytorium.

Page 39: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

2

Joe Truposz opuścił karabin jak metalową protezę

wyrastającą ze stawu barkowego, a na jego ustach

zaigrał przelotny uśmiech. Rumieniec odmłodził na

chwilę jego zniszczoną twarz, ale zaraz ulotnił się w

obłoczku dymu. Szybkimi, precyzyjnymi ruchami

rozmontował broń z teleskopem i tłumikiem, po czym

schował części do futerału na narzędzia. Za jego

plecami Kim Carsons i Mike Chase leżeli martwi w

pyle cmentarza w Boulder. Był 17 września 1899 roku.

Oddaliwszy się od cmentarza, Joe skierował się z

powrotem ku Perl Street i centrum miasta, pogwizdując

irytującą melodyjkę, podobną do szmeru zrzucanej

przez węża skóry. Ruszył na stację, kupił bilet do

Denver, w wychodku zrobił sobie zastrzyk z morfiny.

Dwie godziny później był z powrotem w swojej

twierdzy w Denver.

Ani krztyny żalu po Kimie. Artycha, zero zasad i

niewiele rozumu. Tym swoim teatralnym pedalstwem

wcześniej czy później doprowadziłby do jakiejś

kretyńskiej katastrofy... Figura szachowa, którą należało

zabrać z szachownicy i ewentualnie użyć jej później w

bardziej korzystnych warunkach.

Mike Chase był szykowany na poronioną, pełną

idiotycznych ustaw prezydenturę, wspieraną przez

Starego Bickforda, jednego ze żłopiących whisky i

grających w pokera złych ludzi, którzy rządzą Ameryką

Page 40: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

z pokojów na tyłach i klubów. Człowieka pokroju

Bickforda nic nie wytrąca bardziej z równowagi niż

nagłe uświadomienie sobie, że do gry, którą - jak sądził

- w pełni kontroluje, włączył się nieznany gracz. Tacy

ludzie nie tolerują wątpliwości. Wszystko muszą mieć

zapięte na ostatni guzik.

Joe mógł oczywiście związać swój los z Bickfordem -

jeszcze jednym tonącym statkiem, tyle że tonącym

trochę wolniej. Odchodzący w przeszłość kapitalizm

wolnorynkowy miał się przekształcić w kapitalizm

korporacyjny, kolejny ślepy zaułek. Problemu nie

można rozwiązać, nie wychodząc poza niego.

Ludzkiego problemu nie można rozwiązać, nie

porzucając ludzkiej perspektywy. Nadzieję na

przetrwanie może dać tylko radykalna zmiana

szachownicy i figur. Zwróćcie uwagę na egipską

koncepcję siedmiu dusz o różnych i rozbieżnych

interesach. Całą siódemkę trzeba zespolić w jedność, bo

w przeciwnym razie organizm pozostaje narażony na

inwazję pasożytów.

Kima i Chase'a należało zlikwidować z kilku

istotnych powodów. Obydwaj ponosili

odpowiedzialność za śmierć Toma Darka. Chase

zaaranżował całą sytuację, a Kim wykonał robotę.

Niedbalstwo jest zawsze niewybaczalne. Joe i Tom

należeli do tej samej starodawnej gildii druciarzy,

kowali, panów ognia... Loki, Anubis oraz bóg Majów,

Kak U Pacat, Ten, Który Pracuje w Ogniu. Mistrzowie

liczb i pomiarów... technicy. Wraz z nadejściem

współczesnych technologii gildia zaczęła ewoluować w

Page 41: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

stronę fizyki, matematyki, komputerów, elektroniki i

fotografii. Joe mógłby to zrobić, ale był zajęty

modelami broni Korsarza Kima; dłubał się przy tym, co

mógłby zrobić pierwszy lepszy rusznikarz amator.

Jednak prawdziwym powodem był BÓL. We

wszechświecie kontrolowanym i określanym przez

Kima i jego obsesję na punkcie staroświeckiej broni Joe

cierpiał na ohydny, ustawiczny ból. Lewa ręka i bok

przylegały do ciała jak płonąca opończa. Ten rodzaj

bólu dawało się uśmierzyć morfiną, ale innego bólu,

bólu duszy, ani morfina, ani heroina nie mogły

zwalczyć. Joe został sprowadzony z powrotem z Krainy

Zmarłych, z Piekła. Każda chwila, wszystko, na co

patrzył, stanowiło źródło straszliwego bólu.

Sejf, który eksplodował mu w twarz i o mały włos go

nie zabił, znajdował się w magazynie, którego używano

jako schowka na piwo. Piętrzące się skrzynki ze starymi

pomarańczami... sejf wyglądał tak, jakby można go

otworzyć otwieraczem do konserw. Joe już zawsze miał

nosić ze sobą ten wybuch, smród palących się zgniłych

pomarańczy, kordytu i osmalonego metalu. Zmięta,

zniszczona twarz Joego, osmalona piekielnym ogniem,

buchającym ze stopionego jądra skazanej na zagładę

planety.

Oddalając się od cmentarza i nucąc Rower dla

dwojga, Joe czuł się znakomicie. Po raz pierwszy od lat

ból zniknął. Uczucie to przypominało efekt zastrzyku z

morfiny w czwartym dniu odstawienia. Zabijanie

zawsze przynosiło pewną ulgę, jakby ból został

odessany. Tym razem jednak ulga była ogromna,

Page 42: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ponieważ Kim stanowił integralną część kontekstu bólu.

„Ogniem z broni palnej wyrąb sobie drogę ku wolności"

- myślał Joe. Wiedział, że ból powróci, ale do tego

czasu może uda mu się znaleźć wyjście.

Joe skręcił w Miłą... drzewa, trawniki, domy z

czerwonej cegły. Ulica była dziwnie pusta. Psy nie

szczekały. Tylko wiatr w drżących topolach i szum

płynącej wody... Woń palących się liści. Chłopiec w

czerwonym sweterku przejechał na rowerze i

uśmiechnął się do Joego.

Dobrze się stało, że ukrył swoje talenty i atuty.

Dzięki temu trudniej go będzie zlokalizować, kiedy

Bickford zorientuje się, że sprawy przybrały niedobry

obrót, i zacznie szukać nieznanego gracza. Bickford

oczywiście wiedział o przeszłości Joego, ale z

pewnością by go zlekceważył. Rusznikarz, gracz nawet

nie w szachy, ale w warcaby.

Przez wieki, dziesiątki wieków, Joe służył wielu

ludziom, a także wielu bogom, ponieważ ludzie są tylko

przedstawicielami bogów. Służył wielu, ale nie

szanował żadnego. „Nie wiedzą nawet, które guziki

naciskać ani co się stanie, jeśli je naciśniesz. Za każdym

pieprzonym razem wylogowują się z roboty".

Joe jest Druciarzem, Kowalem, Panem Kluczy i

Zamków, Czasu i Ognia, Panem Światła i Dźwięku,

Technikiem. Wie jak i wie kiedy. „Dlaczego" go nie

interesuje. Uciekł z wielu tonących statków. „Mam

słuchać rozkazów teatralnej cioty o ptasim móżdżku?

Szczegóły zostawcie Joemu... Cóż, zostawił o jeden

szczegół za dużo. Wszyscy tak robią".

Page 43: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Musiał się sprężać, zanim Bickford & Co. zdążą się

otrząsnąć i zatkać przeciek. Wiedział, że tylko jeden

człowiek był w stanie przeprowadzić głębokie zmiany,

które mogłyby przełamać impas, w jakim znalazła się

ludzkość: Hasan i Sabbah, HIS. Starzec z Gór. Tak się

jednak składało, że HIS-a odcinała blokada, przy której

Brama Anubisa wyglądała jak marna kłódka.

Joe tak dobrze rozumiał Kima, że mógł sobie

pozwolić na pozbycie się go, jako tej części siebie

samego, która obecnie nie była już użyteczna ani

istotna. Rozumiał podejmowane przez Kima próby

przekroczenia własnej cielesności, z którą nigdy się nie

pogodził. Kim usiłował osiągnąć ten cel za pomocą

lodowatej, nieludzkiej perfekcji, utrzymywanej za cenę

bólu i doskonalonej do granic wytrzymałości. Joe

przyjął postawę negacji, czystej funkcjonalności, którą

można utrzymać jedynie dążeniem do zabójczego celu.

Najprostsza czynność sprawiała mu ból prawie nie do

zniesienia. Taką czynnością mogło być rzucenie okiem

na własne miejsce pracy i ułożenie przedmiotów w

należytym porządku; każdemu przedmiotowi należało

albo przypisać miejsce, albo przenieść go do innego

pomieszczenia, co w efekcie sprowadzało się do

przenoszenia bałaganu w inne miejsce, gdzie z czasem

zabierał się do porządków, aż w końcu każdy przedmiot

miał kontakt z jego ręką, natomiast te rzeczy, dla

których miejsca zabrakło, układał w tak zwaną Muriel,

ostateczny wyraz chaotycznego porządku.

Ów nieustanny ból jest sankcją narzuconą przez

Naturę, z której praw szydzi, pozostając przy życiu.

Page 44: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Jedyną liną ratunkową Joego jest miłość do pewnych

zwierząt. Psy momentalnie reagują na niego

nienawiścią, widząc w nim Obcego, ale Joe potrafi

uczynić się niewidzialnym dla psów (gdyby go

dostrzegły, rozbolałyby je oczy), toteż pies przemyka na

obrzeżach jego schronienia.

Koty widzą w nim przyjaciela. Mrucząc, ocierają się

o niego. Joe potrafi oswajać łasice, skunksy i szopy.

Posiadł utraconą sztukę przeobrażania zwierzęcia w

przyjaciela. Dotyk musi być bardzo odważny i bardzo

delikatny. Joe czuje, jak ki wypełnia utraconą dłoń, a

zwierzę odwraca się i pręży grzbiet pod wpływem

widmowego dotyku. Gdyby dotyk zawiódł, zwierzę

mogłoby zaatakować jak potwór z piekła rodem. Kilka

osób przypłaciło życiem próbę oswojenia

dziewięciokilogramowego tygrysa z Ameryki

Środkowej. Zaprzyjaźnić się z dzikim zwierzęciem

mogą tylko ludzie bez lęku, a właśnie Joemu nie

pozostało już nic, czego mógłby się bać.

Lekki rumieniec zamaskował jego wiek, wzbogacając

wygląd Joego o akcent młodości. Zdemontował

kapitalizm, węża zrzucającego skórę. Przesiadka. Kupił

bilet, żeby móc skorzystać z kibla. Dusze godzinowe...

Joe czuje w swoim stawie barkowym, że Mike Chase

zostanie prezydentem, lekki rumieniec rzucił poronione

ustawodawstwo na poronioną prezydenturę zostawić dla

Bickforda kolejny zlew spowity w opary kwasu

azotawego szybki dokładny Joe z dystansem kolejny

ślepy zaułek. Tylko skrzynka na narzędzia.

Szachownica i warcaby nucą melodyjkę, która brzmi jak

Page 45: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przetrwanie. Pomyśl o siedmiu drogach na scenę

stopionych w jedną. Na cmentarzu jest tylko jeden

człowiek, HIS. Jak można sforsować blokadę, gdy dzień

jest ślepą uliczką?

Joe Truposz należy do wybranej rasy banitów,

znanych jako NB, naturalni banici, którzy dążą do

złamania tak zwanych wszechświatowych praw

naturalnych, narzuconych nam przez fizyków,

chemików, matematyków, biologów, oraz przede

wszystkim: by zastąpić gigantyczne oszustwo

przyczyny i skutku koncepcją synchroniczności, dającą

o wiele więcej możliwości.

Zwyczajni banici łamią prawa ustanowione przez

ludzi. Zakazy kradzieży i zabójstwa są łamane w każdej

sekundzie. Prawo naturalne łamie się tylko raz. Dla

zwykłego przestępcy złamanie prawa jest środkiem do

celu: zdobycia pieniędzy, usunięcia źródła zagrożenia

lub irytacji. Dla NB złamanie prawa naturalnego

stanowi cel sam w sobie: kres tego prawa.

Zwyczajni banici specjalizują się w swoich branżach,

w zależności od predyspozycji i inklinacji, w każdym

razie kiedyś tak było. Wiele dawnych typów

przestępców to obecnie gatunki zagrożone. Weźmy na

przykład Murphy'ego. Ile osób dziś wie, kto to jest

Murphy? Otóż Murphy kieruje jelenia do nieistniejącej

dziwki, która jakoby przyjmuje w domu bez portiera, z

drzwiami wejściowymi niezamykanymi na klucz.

- Szukasz przygody, przyjacielu?

- Cóż, hm, tak...

Page 46: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Murphy telefonuje; wszystko jest ukartowane.

Prowadzi jelenia do wejścia.

- Wejdź na pierwsze piętro, pierwsze drzwi po lewej,

1A. Dziewczyna pierwsza klasa, przyjacielu, już na

ciebie czeka. Płacisz mi teraz, żeby nie było potem

żadnych sprzeczek.

Tylko czarny może mówić prawdziwym głosem

Murphy'ego - opanowanym, aluzyjnym, znajomym - i

mieć prawdziwą twarz Murphy'ego - szczerą, bezczelną,

niegodną zaufania.

Nie zapominajmy też o specach od bajeru, czyli

wydawania reszty. Zaczynasz od płacenia dwudziestką

za towar wart dwa dolary. Kiedy reszta pojawia się na

ladzie, mówisz do sprzedawcy:

- Chyba nie wiedziałem, co robię. Nie chcę zabierać

panu wszystkich drobnych. Proszę, niech mi pan da za

to dziesiątkę. - Po czym odliczasz mu z powrotem

jednodolarówki, zatrzymując sobie na przykład piątkę.

Taka metoda. Trudno jest zostać skazanym za taki

numer, ponieważ nikt nie potrafi dokładnie wyjaśnić, co

zaszło.

Podstawową zasadę takiego oszustwa można znaleźć

w szkicu Edgara Allana Poe o dziewiętnastowiecznych

naciągaczach zwanych cwaniaczkami. Cwaniaczek

wchodzi do trafiki i prosi o prymkę tytoniu do żucia.

Kiedy prymka pojawia się na ladzie, cwaniaczek

zmienia zdanie.

- Jednak poproszę o cygaro - mówi, bierze cygaro i

kieruje się do wyjścia.

- Chwileczkę. Nie zapłacił mi pan za cygaro.

Page 47: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Oczywiście, że nie. Wymieniłem je na tytoń.

- Nie przypominam sobie, żeby zapłacił mi pan za

tytoń.

- Zapłacić! Przecież tam leży! Nie próbuj nabierać

podróżnych.

Nierzucający się w oczy i namolni, spece od reszty są

często narkomanami.

Czy są jeszcze spece od bajeru? Tacy jak Żółtek Weil

ze sklepu, który otwierał lipny zakład brokerski albo

totalizator, kasował klientów przez kilka dni, po czym

znikał z łupem w mrokach nocy. Godny uwagi jest też

brudny szwindel jachtowy, praktykowany swego czasu

przez znanego przywódcę religijnego, który pozostanie

anonimowy. Kupią razem jacht, popłyną na morza

południowe... Ten szwindel wymaga, by jeleń i oszust

mieszkali w tym samym domu na kółkach, upijali się

razem co noc i rżnęli tę samą dziwkę. Żółtek Weil byłby

oburzony. Jedna z jego zasad brzmiała: „Nigdy nie pić z

dzikusem".

Dawni bandyci obrabiający banki, włamywacze,

którzy kupowali od firm ubezpieczeniowych spisy

inwentaryzacyjne sklepów jubilerskich i dokładnie

wiedzieli, czego szukają, kieszonkowcy szkoleni od

najmłodszych lat - mówi się, że najlepsi pochodzą z

Kolumbii - gdzie oni są? Murphy, „bajeranci",

sklepikarze? Odeszli, wszyscy odeszli.

Zwyczajni banici się specjalizują, i tak też jest z

naturalnymi banitami. Joe Truposz specjalizuje się w

biologii ewolucyjnej. Drogo okupioną wiedzę o bólu i

Page 48: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

śmierci postanowił użyć do złamania dwóch praw

biologicznych:

Zasada numer jeden: krzyżówki są dopuszczalne, i to

w ostateczności, tylko między blisko spokrewnionymi

gatunkami, a zrodzone z takich krzyżówek osobniki są

zawsze bezpłodne. Policja Biologiczna wprost ostrzega:

„Znoszenie granic, które matka natura, w swej dojrzałej

mądrości, wytyczyła między gatunkami, prowadzi do

biologicznego i społecznego chaosu".

- Jak myślicie, od czego tu jestem? - mówi Joe. -

Niech się stanie.

Zasada numer dwa: skok ewolucyjny prowadzący do

mutacji biologicznych jest ostateczny i nieodwracalny.

Kijanki rozpoczynają życie w wodzie, oddychając za

pomocą skrzeli. W określonym momencie zanikają

skrzela, kijanka wypełza na ląd, gdzie oddycha

powietrzem za pomocą płuc. Następnie wraca do wody,

gdzie przeżywa resztę swoich dni. Może więc wygodnie

byłoby odzyskać skrzela i znowu oddychać pod wodą?

- Mowffy ni ma, przyjdź w piątek - mówi Kosmiczny

Wujek. Takie jest prawo.

Na początek Joe wyciąga z kosmicznego żłóbka

młodziutkiego muła. Jest tam Maria - Matka Mulica -

jest Józef - ojciec - jest też niemożliwe dziecko ze

lśniącą, pulsującą aureolą nad łebkiem.

Narzędziem odmienionego losu był weterynarz z

Kansas znany jako Joe Łazarz. Kopnięty w głowę przez

muła, uznany za zmarłego w szpitalu Lawrence

Memorial, został jednak przywrócony do życia.

Page 49: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Podobnie jak św. Paweł, spadający z osła w drodze do

Damaszku, po cudownym uzdrowieniu Joe Łaz

wiedział, co ma robić.

Zabrał się do tworzenia płodnego muła. W

namagnetyzowanej piramidzie umieścił spermę konia i

osła, poddał promieniowaniu orgonicznemu, po czym

zapłodnił klacz, nie sfuszerował. Łaz poszedł więc

dalej: skonstruował namagnetyzowaną przegrodę i

bombardował kopulujące zwierzęta ŚPO, Śmiertelnym

Promieniowaniem Orgonicznym. Zaszył się w kozią

skórę i zaczął okładać zwierzęta przy dźwiękach

muzyki dzikiego Pana - każda kobieta uderzona biczem

Boga Kozła zajdzie w ciążę - aż wreszcie stworzył

płodnego muła.

Sceptycy uznali muła Joe Łazarza za największe

oszustwo od czasów człowieka z Piltdown.

- Dla mnie to pestka - oświadczył z kamienną twarzą

Joe.

Cichy, tajemniczy były herpetolog z Florydy rzuca

wyzwanie zasadzie numer dwa. Nazywa się Joe

Sanford. Ukąszony przez kobrę królewską, przeżył i

poświęcił się badaniu kijanek i salamander. Sanford

twierdzi, że przywrócił skrzela dojrzałym,

oddychającym powietrzem kijankom przez

wstrzykiwanie im wyciągu z łożyska owcy.

(Tak się składa, że identycznego preparatu używał

doktor Niehaus z Genewy, aby cofnąć czas dla swoich

zamożnych pacjentów: W. Somerseta Maughama,

Nocla Cowarda, papieża Piusa XII oraz prezydenta

Page 50: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Eisenhowera. Pamiętam Eisenhowera, jak machał małą

flagą Stanów Zjednoczonych na łóżku szpitalnym, z

szerokim, debilowatym uśmiechem na twarzy, i

zastanawiałem się, czy kiedykolwiek umrze. Winston

Churchill nie kwalifikował się na kurację odmładzającą

Niehausa, ponieważ nie mógł odstawić gorzały na sześć

tygodni, co było nieodzownym wymogiem).

Zasada numer dwa zakłada, że czas jest

nieodwracalny. Sanford robi dziurę w czasie, a Joe z

chlupotem wlewa krzyżówki.

Nie ma potrzeby niczego udowadniać, wystarczy

stwierdzić fakt. Mamy do czynienia z rewolucją

biologiczną, prowadzoną z nowymi gatunkami i

nowymi sposobami myślenia, wojną, w której pocisk

może trafić w cel dopiero po wielu tysiącleciach. Jak w

tym starym dowcipie o kacie, który tnie samurajskim

mieczem... cóż, tym razem nie trafiłeś. Ale spróbuj

potrząsnąć głową za trzysta lat.

Niechaj zniknie... odwieczna bariera między

roślinożercami a mięsożercami. Stary podział na

mięsożerców i roślinożerców rozpłynął się w

pierwotnym pragnieniu płodzenia stworzeń, które będą

jadły zarówno mięso, jak i rośliny. Lwy pasą się na

trawiastych wyżynach. Do wiosek zakradają się dzikie

zwierzęta ludojady, które są stałocieplne lub

zmiennocieplne, w zależności od otoczenia. Na końcu

ludzkiej ewolucji wszystkie chwyty są dozwolone.

Pełnia jest we wszystkim, co niedokonane, w

nieśmiałości, która się waha.

Niech inni mówią drżącym głosem:

Page 51: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Odważę się na wszystko, co godne człowieka, kto

się poważy na więcej, jest nikim.

- Wcale nie - oponuje Joe.

Ten, kto w ogóle się odważy, musi się odważyć na

wszystko.

Kiedy muły się cielą,

Wszystko jest dozwolone.

Kiedy muły świecą,

Wszystko się cieli.

Krzyżówki z Nieograniczoną Odpowiedzialnością...

KzNO KzNO KzNO.

Doktor Whitehorn przyglądał się badawczo

siedzącemu naprzeciw człowiekowi. Jego czaszka

wyglądała tak, jakby zrobiono ją z cienkiej blachy,

zmiażdżono z lewej strony, a następnie pospawano;

wzdłuż połączenia biegła cienka czerwono-purpurowa

blizna.

Zgodnie z przypuszczeniem doktora ślepe lewe oko

Joego nie było ślepe. Joe zmajstrował sobie sztuczne

oko, połączone przewodami z centrum optycznym,

które przesyłało do jego umysłu obrazy, często

odmienne od tego, co rejestrowało prawe oko.

Rozbieżność ta była szczególnie wyraźna, kiedy patrzył

na ludzi i zwierzęta. Z czasem Joe pojął, jak bardzo to,

co widzimy, jest uwarunkowane tym, co spodziewamy

się ujrzeć, innymi słowy: nawykowymi wzorcami

wzrokowymi. Sztuczne oko było pozbawione wszelkich

wzorców wzrokowych. Soczewkę umocowano na stałe,

toteż Joe mógł nią kierować, tylko poruszając głową.

Page 52: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Nadto w soczewce można było zmieniać ogniskową, co

znacznie poszerzało zakres widzenia bocznego. Joe

odkrył, że bardzo dokładnie potrafi odczytywać ludzkie

intencje i wyraz twarzy, porównując dane dostarczane

przez żywe oko - rejestrujące wrażenie, jakie dana

osoba chce wywierać - z danymi z oka sztucznego.

Czasami rozbieżność przybierała tak groteskowe

rozmiary, iż Joe dziwił się, że nie jest dla wszystkich

oczywista.

Joe wiedział, że doktor Whitehorn, który oglądał jego

referencje z uśmiechem rozbawienia, wątpił w ich

autentyczność.

Zanim doktor Whitehorn poświęcił się badaniom,

pracował jako psychiatra. Zawód ten przyciąga wielu

lekarzy, ponieważ swój wrodzony niedobór

intuicyjnego wglądu w intencje, uczucia i myśli innych

ludzi mają nadzieję zrekompensować wchłanianiem

mnóstwa danych. Doktor Whitehorn musiał jednak

porzucić psychiatrię, ponieważ kontakt z beznadziejnie

okaleczonymi istotami sprawiał mu niezmierny ból, a

jeszcze większy ból sprawiały mu brutalne, nieludzkie

metody leczenia takich pacjentów, ponieważ są

„nienormalni" i dlatego nikt nie da wiary ich skargom

na stosowaną kurację.

Nie znaczy to, że doktor Whitehorn był wyjątkowo

współczującym człowiekiem. Po prostu nie mógł nie

odczuwać czyjegoś bólu, a człowiek siedzący przed nim

wprost promieniował bólem. Oczywiście... rany

fizyczne... proteza, sztuczne oko, ból odciętej kończyny,

ból utraconego oka. Doktor zdał sobie sprawę z dziwnej

Page 53: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

woni, która nie pochodziła od tego człowieka, ale

dostała się do pokoju razem z nim. Smród gnijących

cytrusów i płonącego plastiku, jakby paliło się wesołe

miasteczko.

- Cóż, profesorze Hellbrandt, posiada pan imponujące

referencje.

- Znam się na swojej dziedzinie.

- Powiedziałbym, że nawet na kilku.

- Działałem pod pseudonimem Szeroki Obraz. Można

spędzić całe życie na dopasowywaniu jednego kawałka.

- Większość ludzi nie robi nawet tego.

- Większość ludzi nic nie robi.

- Z pewnością znajdzie się tutaj praca dla człowieka z

pańskimi... hm... zdolnościami i kwalifikacjami, choć

podejrzewam, że niektóre z referencji zostały

sfałszowane.

Joe wzruszył prawym, ludzkim ramieniem i

uśmiechnął się prawą stroną twarzy. Efekt był

niepokojący.

Joe miał kilka przyrządów, które mógł mocować tuż

pod łokciem uciętej ręki. Jednym z nich był paralizator

z dwiema długimi, ostrymi jak igły elektrodami,

którymi można było dźgnąć przeciwnika i wywołać

wewnętrzny wstrząs. Miał też strzykawkę z cyjankiem

powodującym natychmiastową śmierć oraz wiatrówkę z

nabojami usypiającymi. Joe uważał te przedmioty za

zabawki, dla których w miarę postępu badań znajdował

coraz mniejsze zastosowanie. Przed zakończeniem

badań nigdy nie pozwalał komukolwiek odkryć lub

Page 54: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

choćby domyślić się, nad czym Joe faktycznie pracuje.

Wtedy zaś było już zbyt późno, by przeciwnicy mogli

odnieść korzyść z jego pracy.

Odkąd Joe nauczył się korzystać z rozmaitych

zasobów finansowych dzięki grantom na badania,

stypendiom i fundacjom, zaczął żonglować

jednocześnie kilkoma projektami, a wszystkim

przyświecał jeden cel: wywrócić do góry nogami

istniejący porządek naturalny. Joe założył fundację

ekologiczną Siewniki, pod pozorem badania

pożytecznych gatunków roślin i zwierząt oraz

wprowadzania ich na obszary, gdzie dotychczas nie

występowały. Należało przy tym uwzględnić właściwe

warunki klimatyczne, zakłócenia istniejących

ekosystemów, a także potencjalną użyteczność nowych

gatunków jako źródła pożywienia, przeszkody dla

szkodników i tym podobne rzeczy.

W istocie jednak Joe zamierzał przeprowadzać

doświadczenia z dziedziny ewolucji przestankowej.

Miały one polegać na przenoszeniu niewielkich ilości

ryb, zwierząt i gadów do obcych im środowisk, a także

na umożliwianiu krzyżówek przez zbliżanie gatunków

wcześniej niestykających się ze sobą. Warto zaznaczyć,

że jedną z nielicznych istniejących krzyżówek jest

„tyglew", skrzyżowanie tygrysa z lwem, gatunków,

które żyją w różnych środowiskach naturalnych i nie

kontaktują się między sobą bez interwencji człowieka.

Joe potrafił być za pan brat z innymi badaczami, a

tamci to akceptowali. Musieli akceptować, ponieważ

wszyscy bali się Joego, jego białych oczu, śmiertelnie

Page 55: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

bladej cery, słabego głosu, który jednak rozchodził się

po laboratorium i wwiercał im się w głowy... I ten jego

niepokojący uśmiech. Kiedy Joe chciał, żeby coś

zostało zrobione, oni to robili. Nigdy nie spotykał się z

nimi poza laboratorium.

Nikt oprócz Joego i jego ekipy nie wie, że

prawdziwym celem badań jest sabotaż planowanej

autostrady, która miałaby przeciąć dorzecze Amazonki.

W kolejce czekają już Coca-Cola, McDonald's i Hilton.

Joe wie, że budowa autostrady będzie oznaczać zagładę

ostatniej dżungli tropikalnej na Ziemi. Joe jest

zagorzałym ekologiem. Widok ścinanego drzewa

sprawia mu ból.

- Oni nie przejadą - postanawia.

Już to widzi: hotele Hilton w dżungli... z głośników

sączy się melodia Kiedy orchidee kwitną przy księżycu...

bar z orchideami, a pod ścianą zbiornik pełen piranii.

Pracownicy hotelu wrzucają do zbiornika żywe złote

rybki i surowe mięso.

Motele, sklepy z pamiątkami, knajpy z

hamburgerami, pijani Indianie, zanieczyszczone rzeki,

gryzący swąd spalin z dieslowskich silników. Przed

Operą w Manaus turyści pozują do zdjęć z boa

dusicielem.

Straszliwy skandal: wielki gwiazdor muzyki pop, w

napadzie zazdrości wzmożonej kokainą, chwycił

yorkshire teriera swojej dziewczyny i wrzucił do

zbiornika z piraniami. Kiedy piranie rzuciły się na

gramolącego się psa, rozhisteryzowana gwiazdka

Page 56: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rzuciła ciężką popielniczką z brązu, rozbijając zbiornik.

Kłapiące pyskami ryby i zakrwawiona woda chlusnęły

na gości hotelowych, a wypatroszony, ujadający pies

ciągnął wnętrzności po podłodze. To była niezła scena,

uwieczniona przez liczne aparaty fotograficzne dla

potomności i na eksport. Takie właśnie drobiazgi czynią

przyszłość na tyle trwałą, by zasługiwała na

zniszczenie.

Minęli miasteczko Esperanza i zatrzymali się na

piwo... trzej funkcjonariusze Policia Nacionale w

rozpiętych kurtkach, miejscowa młodzież o dziobatych,

szczurzych twarzach, przypuszczalnie zawodowy

szwagier gliniarza - ich życie i horyzonty myślowe

równie wąskie i ograniczone jak dolina szeroka i

otwarta.

Joe widział Góry Skaliste, Alpy, Himalaje, ale to był

nowy wymiar, dziurka od klucza, przez którą mignęła

mu większa planeta, znacznie większa niż Saturn z jego

snów. Cisza była odpowiednio cięższa, kiedy patrzył

przez rozległą dolinę i widział, wyraźnie jak przez

teleskop, miasteczko pełne rozsypujących się stiuków,

rzekę, kamienny most, topole, pola, pasące się owce i

bydło, łatki na szerokim płótnie.

Hotele Hilton zostają rozebrane, autostrada zarasta

krzewami i pnączami, kiedy Joe ciągnie za dywan

czasu, a motele, stacje benzynowe, restauracje

serwujące steki, McDonaldy, szafy grające i pizzerie

lecą z powrotem do dżungli, do małp wyjców i

nawołujących ptaków. Niereagująca na szczepionkę

złośliwa odmiana żółtej febry, straszne choroby skóry,

Page 57: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

błyskawicznie rozwijający się trąd, który zabija w ciągu

kilku miesięcy, czas cofa się do budowy Kanału

Panamskiego, każdy odcinek autostrady wybrukowany

czaszkami. Odwrót. Wycofujemy się. Poza tym nie

mogą znaleźć rąk do pracy. Czający się w oddali

Indianie podobnie jak dżungla czekają na odzyskanie

zabranego im terytorium.

Joe daje na luz i zaczyna się zajmować

transplantologią. Po praktyce pod kierunkiem doktora

Steincrossa, największego specjalisty w branży

przeszczepów, wkrótce zostaje mistrzem w tej

dziedzinie. Joe potrafi ukrywać swoje możliwości i

zachowuje się jak pierwszy lepszy głupi chirurg,

uzależniony od przeprowadzanych operacji oraz

uwielbienia pacjentów, pielęgniarzy i kolegów.

- Doktor Tod... doktor Tod... - niesie się za nim po

szpitalnych korytarzach pełen szacunku szmer. Było o

nim w „Lifie".

- Jak Katon ustanawiaj prawa i siedź wsłuchany w

swoje własne brawa.

Joe stwierdza, że jest to jedna z najbardziej

niesmacznych ról, jakie przyszło mu odgrywać.

Jednocześnie jest to rola śmiertelnie łatwa. Co więcej,

chirurgia przeszczepów wiąże się z jego dążeniem do

tworzenia krzyżówek i mutacji.

Problemem jest syndrom odrzucenia. Gdyby udało

się usunąć tę przeszkodę, świat zalałby biologiczny

potop. Bariera ta jest jednak potwornie trudna do

pokonania. Skoro ciało odrzuca ratujący życie narząd

Page 58: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

innego człowieka, o ileż większy ma sens odrzucanie

części innych gatunków albo mutacji w obrębie jednego

gatunku?

Mimo to widać światło na końcu cięcia

chirurgicznego: tkanka mózgowa nie odrzuca. Jest to

inna kategoria tkanek. Nie odczuwa bólu, a zraniona,

nie odradza się ani nie goi. Joe nie jest na tyle głupi, by

zacząć paplać o przeszczepach mózgu, ale wie, że taka

idea tkwi w umyśle i mózgu każdego transplantologa.

- Czemu by nie włożyć mózgu Einsteina w ciało

młodego rowerzysty, którego mózg uległ zniszczeniu w

wyniku wypadku?

Wiele osób wzdraga się przed takim pomysłem. Ależ

to mogłoby prowadzić do nieśmiertelności! Wystarczy

przenieść stary mózg z jednego ciała do drugiego.

Wcześniej czy później nie będą nawet czekać na ofiary

wypadków.

- Wzywam doktora Sibleya... - To najlepszy spec od

jajecznicy w całej branży. Potrafi wymienić mózg

gołymi rękami.

To wszystko nie interesuje Joego. Najwyraźniej jest

to możliwe, ale po co to robić? Znacznie ciekawsze

perspektywy otwierają się przed przeszczepami

międzygatunkowymi. Powiedzmy: mózg szympansa w

ludzkim ciele. Niehamowany przez liczne blokady

emocjonalne, ustawicznie wpajane ludziom przez

zainteresowane strony, taki szympans mógłby się

okazać supergeniuszem, inaczej mówiąc, mógłby

urzeczywistnić sporą część ludzkiego potencjału.

Dlaczego na tym poprzestawać? Dlaczego

Page 59: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

poprzestawać na czymkolwiek?

Joe nie może się zatrzymać. Nie ma gdzie się

zatrzymać. Nie może kochać drugiego człowieka,

ponieważ nie ma ludzkiego miejsca, skąd mógłby

kochać. Może jednak kochać zwierzęta, dysponuje

bowiem miejscami zwierzęcymi.

Uczucie żalu sprawia mu wielki ból - „żelazne łzy na

policzku Plutona". Odczuwa żal w płytkach czaszki,

protezach, sztucznym oku, we wszystkich przewodach i

obwodach mikroskopijnych chipów, aż po atomy i

fotony.

Organizując projekt badawczy w dziedzinie

odrzucania przeszczepów i reakcji immunologicznych u

zwierząt, zamiast skrzyknąć ekipę immunologów i

chirurgów, Joe dobra! Personel bez przeszkolenia

chirurgicznego i bez doświadczenia naukowego. Młody

człowiek kończący studia medyczne ma głowę tak

napchaną nieprzetrawionymi, często mylnymi

informacjami, że brakuje miejsca na myślenie. W

dodatku student nasiąka całą masą światłoćmiących

przesądów.

Jako powszechnie szanowany chirurg specjalizujący

się w przeszczepach, uhonorowany imponującą kolekcją

tytułów i stopni naukowych, bez trudu uzyskuje

fundusze na swój projekt. Wystarczy, że zwróci uwagę

na korzyści finansowe: wybrany przez niego personel

będzie pracować za jedną czwartą przyjętych stawek. Po

co więc przekupywać jakiegoś immunologa

primadonnę? Najdoskonalszych chirurgów nie

Page 60: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

skusiłyby żadne pieniądze. „Nie jesteśmy

weterynarzami!".

W zasadzie każdy chirurg, który zgodziłby się

pracować w Zoo, jak nazwano projekt, jest

przypuszczalnie niekompetentny albo i gorzej. Jedynym

zatrudnionym przy projekcie lekarzem jest doktor

Benway, a jego uprawnienia są nieważne.

Joe kładzie nacisk na biegłość mechaniczną, ze

szczególnym uwzględnieniem wiedzy z zakresu

elektryki i elektroniki. Chłopcy, którzy od najmłodszych

lat rozkładali rzeczy na kawałki, a następnie je składali

(jak umieli). Chirurdzy są przecież niczym więcej jak

mechanikami, ale wielu z nich to beznadziejni

mechanicy.

Oto wybrane osoby zatrudnione przez Joego:

1. Elektryk, wynalazca

2. Programista komputerowy, jego hobby to

zakładanie przynęty na pstrągi

3. Matematyk, chemik organiczny

4. Rzeźbiarz w drewnie i kości słoniowej

5. Rusznikarz, zegarmistrz

6. Weterynarz, utracił prawo do wykonywania

zawodu, ponieważ leczył udomowione skunksy

7. Rusznikarz, wynalazca

8. Prestidigitator, hipnotyzer

9. Kreślarz, buduje modele statków w butelkach

- Jajecznica!

Ekipa Zoo rzuca się w wir fantastycznych operacji na

Page 61: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zwierzętach... w salach operacyjnych zamieniane są

serca, nerki, płuca, wątroby, wyrostki robaczkowe;

często przeprowadza się sześć operacji jednocześnie,

chirurdzy podają sobie narządy i narzędzia, ślizgając się

na zakrwawionej podłodze. Mózgi przelewane są z

kuwety do kuwety jak rozbełtane jajka.

- Przesuń się! Mam tu guźca w ciąży.

Dzień w dzień całe sterty pozszywanych zwierzęcych

ciał odsyła się na noszach na sekcję lub na salę, gdzie

pacjenci wracają do zdrowia. Zadziwiające, że po takich

zabiegach chirurgicznych zwierzęta nadawały się do

badań nad zachowaniem, ale niektóre mogły nawet

chodzić, szczekać, wyć i warczeć.

Nie słychać miauczenia, ponieważ Joe nie toleruje w

Zoo kotów, szopów, skunksów, norek, lisów, lemurów

ani żadnych innych przewdzięcznych stworzeń. Nie

chciał nawet myśleć ani opisywać podejrzanych

operacji chirurgicznych na nich - niemych dowodach na

to, że swego czasu Stwórca o zręcznych, delikatnych,

kochających palcach oddychał na Ziemi, zanim złe

zwierzę, człowiek, położyło kres dziełu stworzenia i

zatrzymało proces ewolucji.

Człowiek jest bowiem rzeczywiście produktem

końcowym. Nie dlatego, że homo sapiens stanowi

szczyt doskonałości, na którego widok sam Bóg

wyznaje bojaźliwe: „Nic lepszego nie potrafię

stworzyć!", ale dlatego, że człowiek jest nieudanym

eksperymentem, który ugrzązł w biologicznym ślepym

zaułku i w nieunikniony sposób dąży do zagłady.

- Dobra, chłopaki, przebijamy się na wolność.

Page 62: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Pojęcie krzyżówki charakteryzuje wszystkie relacje

między człowiekiem a zwierzętami, ponieważ jedynie

istota będąca zarazem człowiekiem i zwierzęciem może

stanowić pomost między oboma gatunkami. Mówimy tu

o wzorach krzyżówek, raczej potencjałach niż

rzeczywistych odrębnych istotach, zdolnych do

rozmnażania.

Zadaniem stróża jest opiekować się tymi na wpół

ukształtowanymi stworzeniami i urzeczywistniać ich

potencjał. Niektóre istoty okupują to straszliwym

cierpieniem, inne oznaczają całkowitą klęskę.

Wszystkie dotychczasowe wskazówki, zalecenia,

wszystkie zdobyte doświadczenia na nic się tu nie

przydadzą...

Krzyżując dłonie, delikatnie tuli zwierzęcego ducha

do piersi. Duch, pierwszy i jedyny w swoim rodzaju,

zwraca się ku niemu z pełną ufnością. Nikogo innego

nie ma. Czego potrzebuje to stworzenie? Musi się tego

dowiedzieć i za wszelką cenę zaspokoić ową potrzebę.

Terminujący stróż, którego terminowanie dobiegło

końca.

Kiedy jesteś w terenie, możesz liczyć tylko na siebie.

Sam musisz wezwać niezbędną pomoc, niejako ją

przywołać intensywnością swoich potrzeb. Na tej

planecie wiele mówiło się o miłości, a kiedy wszystko

zostanie powiedziane i zrobione - przy czym znacznie

więcej się mówi, niż robi - niewiele osób zrozumie, że

istnieje miłość silniejsza niż miłość mężczyzny do

kobiety czy mężczyzny do mężczyzny - miłość ani

Page 63: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

seksualna, ani religijna. Miłość do stworzenia, które

stworzyłeś z siebie całego, przekracza wszelkie inne

rodzaje miłości.

Z takiej miłości się umiera. Dla tego jednego aktu

stwórczego stracić jedyną rzecz, jaka ma w twoim życiu

sens, stracić każdy oddech, każdy gest, całe znużenie i

ból - taki żal może zabić. Stopniowo zaczyna

pojmować, dlaczego ludzie uczynią wszystko, byle

tylko uniknąć podobnego żalu. On jednak nie może go

uniknąć. Przyjął rolę Strażnika.

Przed bungalowem w Palm Beach czekam na

taksówkę mającą mnie zawieźć na lotnisko. Dobra,

nieszczęśliwa twarz mojej matki - wtedy widziałem ją

ostatni raz. Tak naprawdę to błogosławieństwo. Długo

chorowała. Martwa twarz ojca w krematorium.

- Za późno. Odbiór z Cobblestone Gardens.

Page 64: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

3

Neferti je śniadanie przy długim drewnianym stole

razem z pięcioma uczestnikami wyprawy: Anglikiem,

Francuzem, Rosjaninem, Austriakiem i Szwedem.

Mieszkają w dużym hangarze, wyposażonym w szafki

na akta, prycze, wojskowe skrzynie, półki z narzędziami

i stojaki na broń.

- Spójrz na siebie - zwraca się do Nefertiego Anglik. -

Wypalony kosmonauta. Przecież ty masz wprowadzić

radykalne zmiany... nawoływać!

- Trudno to robić, kiedy moje nawoływania są

kontrowane przez wrogich krytyków, wspieranych

przez skomputeryzowaną policję myśli.

- Krytycy? Wstań! Masz nawoływać!

Neferti doznaje nagłego przypływu energii. Szybuje

pod sufit. Pozostali nie przerywają jedzenia. Między

kęsami Rosjanin studiuje wykresy na stole. W górę i

przez sufit. Napotyka warstwę zbitego śniegu.

Przedostaje się przez śnieg w krystalicznie kobaltowe

niebo nad ruinami Samarkandy.

W dole, na wzniesieniu nad głębokim błękitnym

jeziorem, widzi turecką zagrodę. Ląduje, idzie po palach

wystających na blisko metr nad wodą, dociera do

spiralnych schodów o szerokich stopniach,

wykładanych niebiesko-czerwoną terakotą. Jest gotów

tu pozostać i stawić czoło wszelkim nowym

zagrożeniom. Wszystko jest lepsze niż bezruch.

Page 65: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Wbiegając po schodach, które prowadzą łukiem na

piętro położone około siedmiu metrów nad jeziorem,

gotów jest opuścić stare ciało.

U szczytu schodów staje przed drzwiami z gładkiego

srebrzystego metalu, w których widzi swoją twarz i

ubranie. Ma na sobie strój tatarski... złoty sznur, ubranie

z czerwonego i niebieskiego jedwabiu, twarde

poduszeczki na ramionach i filcowe buty. Za pasem

tkwi zakrzywiony miecz. Twarz ma znacznie młodszą,

podobnie jak szczupłe, krzepkie ciało. Zęby ma żółte i

twarde jak stara kość słoniowa, usta wykrzywione w

desperackim uśmieszku. Najwyraźniej pojawiło się

bezpośrednie niebezpieczeństwo, trzeba podjąć

drastyczne kroki.

Drzwi są wyposażone w wystającą, okrągłą gałkę.

Przekręca ją i drzwi się otwierają. Naprzeciw wychodzi

mały szary pies. Zna tego psa i każe mu się zamknąć. W

głębi widać jeszcze dwa psy: czarnego i brunatnego.

Usiłuje zamknąć za sobą drzwi, ale nie jest pewien, jak

działa mechanizm.

Znajduje się w małym pomieszczeniu z niskimi

kanapami pod ścianami i kołkami na ubrania. Obok

holu wejściowego, za ścianą działową, jest drugie

pomieszczenie tej samej wielkości, otwarte w głębi. W

tym drugim pomieszczeniu spotyka dwóch mężczyzn.

Stary człowiek w szarej dżelabie przedstawia Nefertiego

grubemu, odzianemu w brązową szatę eunuchowi w

średnim wieku, o bezzębnych ustach i emanującego

władczą jedwabistą przebiegłością. Stary eunuch jest

panem psów pod drzwiami.

Page 66: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Jestem zaszczycony - mówi Neferti, kłaniając się.

Eunuch się odkłania. Najwyraźniej mają ważną i

pilną sprawę.

Służący wnosi zaparzoną miętę i szklanki. Trzej

mężczyźni się naradzają. Psy siedzą nieruchomo,

wodząc wzrokiem po twarzach ludzi.

Stary eunuch wyjmuje ze skórzanej torby zniszczony

numer pisma „Officers and Gentleman". Szary pies

węszy i szczerzy żółte kły.

Następnie eunuch wydobywa widelec z zaschniętymi

resztkami jajka. Brunatny pies węszy, rozbłyskują mu

oczy.

Na koniec eunuch bierze kawałek gazety, sweter z

numerem 23 i nóż z pustą rączką. Czarny pies węszy...

Ścianka się przesuwa. Psy wychodzą.

Kiedy Neferti kazał psu się zamknąć, żartował,

ponieważ psy pod drzwiami nigdy nie wydają żadnego

odgłosu. Ciche, zdecydowane, trzymają się kilka

centymetrów za obiektem. Bez względu na to, jak

szybko się odwraca, pies zawsze jest za jego plecami.

Psy są małe, nie ważą więcej niż dziewięć kilo; mają

długie spiczaste pyski, są podobne do rasy schipperke.

Psy pod drzwiami nie są strażnikami, ale przekraczają

próg, wprowadzając śmierć.

Posłużmy się przykładem z historii literatury i

sięgnijmy do książki The Unbearable Bassington

autorstwa Saki (H. H. Munro):

Comus Bassington, straciwszy szansę wżenienia się

Page 67: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

w majątek, ponieważ poprosił dziedziczkę o pożyczenie

pięciu funtów - nic nie irytuje zamożnych bardziej niż

prośba o małą pożyczkę - musi przyjąć pracę w Afryce

Zachodniej.

Pożegnalnej kolacji towarzyszą złowróżbne znaki.

- Nie wiedziałam, że trzymacie psa - powiedziała lady

Veula.

- Nie trzymamy - odparł Comus. - W domu nie ma

żadnego psa.

- Mogłabym przysiąc, że tego wieczoru widziałam

psa, który szedł za tobą przez hol.

- Małego czarnego psa rasy schipperke? - spytał cicho

Comus.

- Tak, tak właśnie wyglądał.

- Też go dziś widziałem. Wybiegł zza mojego

krzesła, kiedy siadałem do stołu.

- Czy kiedyś już go widziałeś? - spytała szybko lady

Veula.

- Raz, kiedy miałem sześć lat. Zszedł za moim ojcem

po schodach.

Lady Veula umilkła. Wiedziała, że Comus stracił ojca

w wieku sześciu lat.

Proszę zwrócić uwagę, że czarny pies wszedł za

Comusem do jadalni. W tym kontekście pies jest raczej

zwiastunem niż nosicielem śmierci. Kto miałby

napuścić psa na Comusa? On już i tak jest skazany na

zagładę, jako ucieleśnienie nieczystej, nieznośnej

chłopięcości. Miedzy zwiastunem a nosicielem nie ma

wyraźnej granicy; pierwszy łagodnie przechodzi w

drugiego.

Page 68: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Średniowieczny kronikarz Gunther Brandenburski

pisał: „Zawsze przed zarazą widziano cuchnącego

chłopca w łachmanach, który pił jak pies z wiejskiej

studni, a potem odchodził". Zaraza, o której mowa, to

Czarna Śmierć.

Zwiastuna można bez trudu przemienić w nosiciela.

Pies pod drzwiami ma w sobie głębokie przeznaczenie i

zapowiedź nieszczęścia, tak jak wąż na wiosnę jest

nabrzmiały od jadu. Pies jest skierowany na konkretny

cel. Mówi się, że człowiek stwarza psy na swoje własne,

najgorsze podobieństwo. Z całą pewnością twój pies

został ukształtowany tak, by zawarł najgorszy obraz

celu. Pies pasuje do celu jak klucz do zamka.

Czarna magia jest najskuteczniejsza na obszarach

podprogowych i peryferyjnych. Najskuteczniejsze są

klątwy rzucane mimochodem. Jeżeli człowiek

spodziewa się ataku parapsychicznego, doskonałą

metodą jest stać się jak najbardziej widocznym dla

osoby lub osób, z których strony spodziewany jest atak,

ponieważ świadome ataki na cel, angażujące pełną

uwagę, rzadko przynoszą skutek i często odbijają się

rykoszetem.

Powyższa strategia ma szczególne zastosowanie w

wypadku krytyków. Umieść swoje nazwisko w książce

telefonicznej, napadaj na pisarzy w audycjach

radiowych, rób wszystko, żeby twój wizerunek

utrzymywał się w centrum uwagi przeciwnika. Najlepiej

jest sprowokować pisarza do publicznej polemiki za

pomocą skandalicznego przeinaczania i fałszowania

Page 69: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jego słów. Oto, na przykład, opinia krytyka o pisarzu,

który sześć lat pracował nad książką: „Ten niechlujny

miszmasz, najwyraźniej wystukany w kilka tygodni".

Zasada, która niemal zawsze się sprawdza: nigdy nie

odpieraj ataku krytyka ani w ogóle mu nie odpowiadaj,

bez względu na to, jak niedorzeczne są zarzuty. Nie

pozwól krytykowi uczyć cię mulety, jak mawiają

toreadorzy. Nigdy nie szarżuj na muletę, nawet jeśli

krytyk pozwala sobie na błędne cytowanie.

Pisanie pełnych uprzedzeń, negatywnych recenzji to

praktyczne zastosowanie czarnej magii. Recenzent

może wywołać mgliste, niekorzystne skojarzenia z daną

książką, dając do zrozumienia, że jest to książka

zupełnie nieważna, nie wyjaśniając jednak dlaczego i

starannie unikając wszelkich konkretów, które mogłyby

przykuć uwagę czytelnika.

Powyższa strategia opiera się na dowodach

naukowych: zgodnie z prawem Poetzela marzenia senne

odrzucają świadomą percepcję na rzecz percepcji

podprogowej. Mamy też hipotezę Freuda, mówiącą o

tym, że percepcja podprogowa, dzięki swemu

neutralnemu charakterowi, może odgrywać rolę

przykrywki dla materiału, który w przeciwnym razie nie

umknąłby cenzorowi marzeń sennych. Dzięki temu

nieprzyjemne odczucia są przyciągane przez percepcję

podprogową. Zachodzi

pięćdziesięciosiedmioprocentowa korelacja między

pamięcią podprogową a maksymalnym uczuciem

nieprzyjemności. Charles Fischer pisze, że marzenia

senne zawierają zazwyczaj nieistotne szczegóły z życia

Page 70: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

na jawie.

Istnieją też inne sztuczki: posługiwanie się

uogólnieniami, takimi jak „przeciętny człowiek" czy

urzędowe „my", w celu wywołania w czytelniku

dezaprobaty, a zarazem stworzenia myślowego

rozziewu pod osłoną niekonkretnego i nieokreślonego

„my". Mamy też technikę niezrozumiałego słowa:

wypchaj recenzję rzadkimi słowami, które każą

czytelnikowi sięgnąć po słownik. Wkrótce przedmiot

dyskusji zacznie wzbudzać w czytelniku niejasne

uczucie obrzydzenia.

Julian Chandler, recenzent książek dla prestiżowego

nowojorskiego dziennika, ma te wszystkie sztuczki w

małym palcu. Na cel wziął tak zwany ruch Beat i

doprowadził sztukę antypisania do perfekcji. Pisarze

używają słów, by przywoływać obrazy. On używa słów,

by zaciemniać i niszczyć obrazy.

Dziś po południu złożył swoją najnowszą recenzję i

umówił się z redaktorem na piętnastą. Czytając kopię

recenzji, czuje miłe, błękitne ciepło. Idealne dzieło

zniszczenia, i on dobrze o tym wie. Redaktor także to

zrozumie. Dwie szpalty i ani jednego obrazu... słowa,

czyste słowa. Przygnębiający i niepokojący rezultat

wzbudza pomruk negacji i sprzeciwu.

„Akcja zaczyna się na płaskowzgórzu, potem

przeskok do pościgu, po chwili znajdujemy się sto lat

później na wyżynach Jemenu, w pościgu za Yackami,

tajemniczymi małpami, które odbywają stosunek,

pocierając się krtaniami, co w konsekwencji prowadzi

Page 71: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do straszliwej (uwaga) zarazy. Kiedy zaraza się kończy,

wracamy na stary Zachód, zatraciwszy poczucie czasu

w plątaninie nieistotnych zdarzeń... jak Tezeusz

rozwijający nitkę na wypadek, gdyby straszliwy

Minotaur zanudził go na śmierć, dzięki czemu

odnajduje drogę powrotną ku wątłemu i

bezsensownemu zakończeniu... «Niebo pociemniało i

zgasło». Piszący te słowa recenzent myślał tylko: o

wiele za późno. Przebijające gdzieniegdzie przebłyski

człowieka, który przed laty napisał Nagi lunch,

świadczą o tym, że autor nie umarł, ale po prostu śpi i

usypia czytelników".

Nagła cisza, jaka zdarza się w dużych miastach...

odgłosy ulicy cichną, przerwa, pauza, a jednocześnie

poczucie, że ktoś stoi za drzwiami. To nie powinno się

zdarzać bez zapowiedzi, za to płaci trzy i pół tysiąca

dolarów miesięcznie.

Podchodzi do wizjera. Korytarz jest pusty aż do

windy. Odciąga zasuwę i otwiera drzwi. Do mieszkania

wślizguje się mały czarny pies, ocierając się o jego nogę

lekko jak wiatr. Krytyk chwyta ciężką laskę, którą

trzyma przy drzwiach.

- Wynoś się stąd!

Ale nigdzie nie widać ani śladu psa.

- Schował się pod jakiś mebel - stwierdza krytyk.

Jednak przesuwanie sprzętów i świecenie latarką

niczego nie daje.

- Cóż, wymknął się.

Nazajutrz skarży się odźwiernemu.

Page 72: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Pies, proszę pana?

Irlandzki odźwierny nie dopuszcza ewentualności, że

pozwoliłby bezpańskiemu psu wślizgnąć się do

budynku. Ostatecznie przecież jest odźwiernym.

- Tak, mały czarny pies.

- Mały czarny pies, proszę pana? (Z minimalnym

akcentem na „mały" i „czarny").

Jack Chandler był niski i szczupły. Jego rodzina

pochodziła z Trynidadu, a on lubił szczycić się swoją

czarną krwią. Ma teraz do czynienia ze skandaliczną

impertynencją, ale twarz odźwiernego jest całkowicie

bez wyrazu, kiedy ten odwraca się, by uśmiechem

powitać innego lokatora.

- Dobry wieczór, doktorze Greenfield.

- Dobry wieczór, Grady.

Doktor Greenfield, w typie białego anglosaskiego

protestanta, mimo sześćdziesiątki zachował zgrabną

sylwetkę, ma rumianą cerę i siwe wąsy.

Krytyk czuje nagle, jak jego starannie pielęgnowane

koneksje wśród białych osypują się u jego stóp niczym

papier toaletowy. Zastanawia się, czy wystosować do

administracji skargę na nieuprzejme zachowanie

odźwiernego, ale rezygnuje. W końcu obcy pies, który

wślizguje się do mieszkania, a potem znika...

- Zniknął, tak? Prędzej ten gość wciągnął go nosem.

Wchodząc do swojej stałej restauracji, Chandler

widzi kierownika sali, który sadza przy stole grupę

gości. Chandler rusza wolnym krokiem do swojego

stolika. Kierownik sali odwraca się i rusza ku niemu z

Page 73: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wyszkolonym uśmiechem, który nagle znika.

- Przykro mi, panie Chandler, ale nie zezwalamy na

wprowadzanie zwierząt.

- Zwierząt? O co chodzi?

- O psa, który z panem wszedł.

- Ależ ja nie mam żadnego psa.

- Widziałem wyraźnie, proszę pana. Mały biały pies.

- Pewnie wszedł z ulicy. Z pewnością nie należy do

mnie.

Kierownik sali nie wygląda na przekonanego...

- Hm, musiał się gdzieś schować.

Kierownik wzywa kelnera, który niechętnie zagląda

pod stół.

- Nic tu nie ma...

Sola nie jest tak wyborna jak zazwyczaj i krytyk ma

zepsuty lunch.

Chandler przychodzi do biura kilka minut po

piętnastej.

- Proszę wejść. Pan Allerton czeka na pana.

Nowa dziewczyna nie potrafi nawet zapamiętać

nazwiska redaktora. Chandler puka lekko i wchodzi.

Zdezorientowany patrzy, jak od biurka wstaje

nieznajomy młody człowiek o jasnych włosach i

brązowych oczach. Sprawia wrażenie, jakby płynął

kilka centymetrów nad podłogą, ściska dłoń Chandlera,

po czym sunie z powrotem na krzesło.

- To straszne, co się przytrafiło Karlowi, prawda?

- Co takiego? O niczym nie wiem.

- Całkowite załamanie nerwowe.

Page 74: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Kiedy to się stało?

- Wczoraj po południu... Rozumiem, że zaczął być

agresywny... Uważał, że śledzi go czarny pies.

Chandler jest wstrząśnięty. Karl zawsze słynął z

opanowania.

- Gdzie on jest? Byliśmy bliskimi przyjaciółmi.

Nowy redaktor wzrusza ramionami.

- Słyszałem, że gdzieś na północy stanu. - Wertuje

szczotki na biurku. - Panie Chandler... W tej recenzji z

najnowszej książki W.S. Halla... Twierdzi pan

kategorycznie, że to słaba powieść, ale nie wyjaśnia pan

dlaczego.

- Ale... - Mój Boże, czy ten śmieć nie ma o niczym

pojęcia?

- Ale? - Młody człowiek unosi pytająco brew, cienką

jak pociągnięcie ołówkiem.

- Cóż... Rozumiałem... - Przecież dostał jasne

polecenie: nie zostawić na powieści suchej nitki.

- Rozumiał pan?

- Rozumiałem, że zalecana jest nieprzychylna

recenzja.

- Zalecana? Próbujemy utrzymywać standardy

bezstronnej oceny. Ostatecznie na tym właśnie polega

krytyka. Radzę, żeby przedstawił pan poprawioną

wersję.

Krótkowidz, znany jako Widzący, oraz Domowy

Rysio, znany jako Fiut, są nieoficjalnie agentami do

zadań specjalnych. Fiut jest zwalistym byłym

policjantem o nabiegłej krwią twarzy gliniarza i

Page 75: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wrednych, złych oczach gliniarza. Widzący i Fiut

rzadko walczą z wrogimi agentami; rozpracowują raczej

cele cywilne: pisarzy, artystów, filmowców,

intelektualistów, wynalazców i naukowców, których

uważa się za zagrożenie dla Szerokiego Obrazu.

Szeroki Obraz to plan ucieczki grupy wybrańców z

planety. Miejscem startu jest Wellington w Nowej

Zelandii. Następnie zostanie uruchomiony program

eksterminacji. Nic dziwnego, że projekt Szeroki Obraz

jest ściśle tajny. Niezdrowo jest nawet podejrzewać

istnienie Szerokiego Obrazu. Jak mówi poeta: „Po takiej

wiedzy, jakie przebaczenie?"2.

Obydwaj agenci są wyszkoleni w walce wręcz, by

ustrzec się przed - raczej mało prawdopodobnym -

kontratakiem. Cel jest zazwyczaj zbyt oszołomiony, by

podejmować natychmiastową akcję, a w dodatku atak

następuje wtedy, gdy cel jest najbardziej bezbronny.

Instynkt agentów pozwala im bezbłędnie wybrać

właściwy moment.

Widzący, będący bardziej złożonym produktem niż

Fiut, stanowi eksperyment w dziedzinie sztucznych

charakterów, komputerowo dopasowanych do celu. Pod

każdym względem stanowi on dokładne przeciwieństwo

celu. Jeśli idzie o wygląd, absolutnie niczym się nie

wyróżnia: ani przystojny, ani szpetny, ani wysoki, ani

niski, ma ciemne włosy, szare oczy, grube kostki stóp, a

ponadto wyposażony jest w grubą, głupią żonę.

Cel wziął udział w konferencji literackiej w

2 T.S. Eliot, Gerontion, tłum. Czesław Miłosz.

Page 76: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Harrowgate, która okazała się katastrofą. Zdawało się,

że lęk okrywa płachtą hotel, ogród na tyłach hotelu i

salę konferencyjną. Trzymając mikrofon, stwierdził, że

drży mu dłoń.

Pierwszy pociąg powrotny do Londynu jest

zatłoczony, pisarz znajduje miejsce w pierwszej klasie.

Wszystkie miejsca w przedziale są zajęte. Naprzeciwko

niego siedzi młody człowiek, który czyta pismo

„Officers and Gentleman". Kiedy pociąg wjeżdża na

Victoria Station, młody człowiek kieruje na pisarza

spojrzenie nienawistnych oczu, jak u jadowitej ropuchy.

Pisarz upuszcza pudełko zapałek. Później dostrzega

tego samego człowieka na początku długiej kolejki do

taksówek. Nienawiść i pogarda w oczach Widzącego

mają rejestrować wszystkie najgorsze chwile

przeżywane przez cel.

Fiut ostro pije i tyje. Szeroki Obraz wchodzi w

ostatnią fazę; rekrutuje się prezydentów, premierów,

ministrów i agencje wywiadowcze. Nieliczne głosy

sprzeciwu przestają się liczyć. Fiut stwierdza, że

zapotrzebowanie na jego usługi stale spada. W istocie

stał się dla wydziału źródłem potencjalnego niepokoju.

Dwukrotnie wykupili go z więzienia, gdzie trafił pod

zarzutem napaści i niestosownego zachowania.

„Następnym razem radzisz sobie sam".

Gnany potrzebą szybkiego drinka, wstępuje do pubu

na World's End. Przy barze siedzi dwóch mężczyzn, a

na podłodze za nimi leży zwinięty miejscowy buldog.

Barman wyciera bar. Fiut właśnie ma zawołać do

Page 77: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

barmana i złożyć zamówienie, kiedy pies spogląda na

niego i warczy. Wargi odsłaniają żółte kły, sierść jeży

mu się na grzbiecie.

- Co jest twojemu psu?

- Nic. - Barman nadal wyciera bar. - Po prostu nie

lubi takich odgłosów.

- Jakich odgłosów?

- Takich, jakie wydawałeś.

- Ale... - Dwaj mężczyźni odwracają się i wpatrują w

Fiuta z wyrazem ponurej dezaprobaty. To najwyraźniej

twardziele. - Jasna cholera... jesteś świrem! - mówi Fiut

i szybko wychodzi.

Wtedy zauważa, że idzie za nim niewielki szary pies.

Fiut okręca się i kopie. Pies chowa się za niego. Fiut

kilkakrotnie podejmuje próby, ale pies zawsze jest za

jego plecami, niezależnie od tego, jak szybko się

odwraca.

Wkrótce pies staje się jego obsesją. Towarzyszy mu

przez kilka przecznic, po czym znika. W końcu Fiut

kupuje ciężką tarninową laskę. Przez kilka dni psa nie

widać. Potem, kiedy Fiut idzie Old Brompton, gdzie

dawniej stal hotel Empress, u jego stóp ponownie

pojawia się mały, szary pies o dziwnym rybim zapachu.

Na rogu Old Brompton i North End Road Fiut odwraca

się i zadaje cios laską. Laska przecina powietrze. Fiut

potyka się i wpada pod nadjeżdżającą furgonetkę z

pralni.

*

Page 78: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Na ostatniej stronie gazety pojawia się krótka notatka

o śmierci Fiuta. Widzący czyta i wcale mu się ona nie

podoba. Jest człowiekiem metodycznym, obdarzonym

fotograficzną pamięcią. Pożycza maszynę do pisania i

spisuje szczegółową kronikę zleceń, jakie wykonywał

dla brytyjskiego wywiadu wojskowego. „Byłem specem

od rzucania uroków w MI-5". Swoją relację chowa do

koperty i zostawia u adwokata z poleceniem, by w razie

jego śmierci, w wyniku wypadku lub w innych

okolicznościach, wysłano ją do „News of the Word",

„People" oraz konserwatywnych mediów, takich jak

londyński „Times".

Ludzie w MI-5 unoszą brwi.

- Fiut chyba się upił i wpadł pod samochód, koniec,

kropka. Krzyż na drogę.

- Jasne, krzyż na drogę, ale...

Ten sam gabinet, pięć dni później.

- Widzący poczuł pismo nosem, grozi, że pójdzie do

mediów. Chce forsy i nowej tożsamości w Ameryce.

- Oby dożył.

Agent rzuca na stół kopertę.

- To jest oryginał z kancelarii adwokackiej. Na jej

miejsce podłożyliśmy paranoiczne wynurzenia szaleńca.

- Doskonale. Henry chyba sobie z tym poradzi.

Widzący pije piwo przy narożnym stoliku w pubie

przy North End Road.

- Na co się, kurwa, gapisz? - Wzdłuż baru podeszło

czterech skinheadów w glanach.

Page 79: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Słuchajcie, ja się nie gapiłem.

Chłopak z nienawiścią mruży oczy.

- Nie gapiłeś się? - Skinheadzi rozciągają się w

tyralierę i podchodzą.

Widzący odzyskał przytomność na ostrym dyżurze.

- Dostałeś porządne lanie. Na szczęście nic ci nie

złamali, ale może nastąpić opóźniony wstrząs mózgu.

Radzimy zostać w szpitalu przynajmniej przez

czterdzieści osiem godzin.

- Nie, nic mi nie jest.

Lekarz wzrusza ramionami.

W ślad za Widzącym wyszedł ze szpitala brązowy

pies. Widzący nie mógł go zgubić. Uznał, że jest to

urządzenie tropiące. Próbują się dowiedzieć, gdzie jest

koperta. Nie jest taki głupi, żeby iść do adwokata.

Dotarłszy do mieszkania, otworzył drzwi wejściowe i

szybko zamknął za sobą. Kiedy jednak otworzył drzwi

do pokoju, tuż przed nim wślizgnął się pies. Widzący

spróbował go złapać, a wtedy ostre jak szpilki zęby

zatopiły się w jego dłoni.

- Jasna cholera. - Zamknął drzwi na zasuwę. - Teraz

mam sukinsyna.

Podszedł do biurka i wyjął ze skrytki

półautomatyczny pistolet kaliber 22 z tłumikiem. Zaczął

zaglądać pod krzesła, macać w szafach, dłoń broczyła

krwią.

- Musi być w łazience. - Zajrzał za drzwi łazienki,

spojrzał w lustro. W kilka sekund było po wszystkim.

Agent do zadań specjalnych rozmawia z lekarzem.

Page 80: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Czy w tym zgonie jest coś niezwykłego?

- Hm, owszem, kilka rzeczy. Po pierwsze, lokalizacja

rany na środku czoła... dziwny kąt. Najwyraźniej stal

przed lustrem w łazience. Tradycyjnym miejscem jest

skroń albo dla wtajemniczonych górne podniebienie.

Policjanci nazywają to „zjedzeniem" albo „zapaleniem"

spluwy. Poza tym rany na dłoni, podobne do ugryzienia

barakudy.

- Nie pochodzą od potłuczonego szkła? Mógł

trzasnąć pięścią w okno. Mamy powody uważać, że

zachowywał się irracjonalnie.

- Nie sądzę. Nie znaleziono odłamków szkła, a

wszystkie zadrapania są pochylone w jedną stronę.

- Może kot?

- Pokój był zamknięty od wewnątrz. Wasz człowiek,

Henry, który śledził cel, wezwał policję.

Funkcjonariusz, który wszedł razem z waszym agentem,

jest pewien, że nie dostało się tam żadne zwierzę.

Agentom do zadań specjalnych cała ta sprawa się nie

podoba: nieznany sprawca, nieznany motyw, nieznany

modus operandi. Jeśli motywem był odwet, inspirowany

lub przeprowadzony przez kogoś, przeciwko komu

wystąpili Fiut i Widzący, to sprawca musi wiedzieć, że

ci agenci byli jedynie płatnymi sługami. W następnej

kolejności zwróci się przeciwko ich mocodawcom, ale

jak mają się chronić przed Nieznanym?

Szef służb specjalnych, Bradbury, słyszał pogłoski o

Margaras, międzynarodowej organizacji wywiadowczej,

niepodlegającej żadnemu krajowi ani żadnej znanej sile.

Page 81: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Dotychczas traktował te pogłoski jako absurdalne - skąd

mieliby pieniądze? Teraz jednak zaczyna się wahać, a

nie jest człowiekiem, który lubi się wahać.

Dlaczego więc ostrzegli panów, dobierając się do

służących? Bradbury niechętnie rozpoznaje procedurę

często stosowaną w jego wydziale, znaną jako

„potrząsanie drzewem". Chcieli ostrzec panów, w

nadziei, że ze strachu podejmą jakieś pochopne,

nierozważne kroki.

- Dajcie mi akta całej służby Fiuta i Widzącego.

Akta obejmują okres dwudziestu pięciu lat,

począwszy od 1959 roku. Sporo celów obecnie już nie

żyje. Bradbury szybko znajduje człowieka, którego

szuka: William Steward Hall, oczywiście pisarz. Hall

sprzeciwiał się wykorzystaniu Fiuta i Widzącego i

protestując przeciwko projektowi zadań specjalnych,

złożył rezygnację.

- Nie znacie tego Halla. On nie ustąpi, tylko uderzy

ponownie, ze zdwojoną siłą. Moim zdaniem:

zlikwidować.

- Myślę, że Fiut i Widzący nauczą go moresu, dając

mu odpowiednią nauczkę.

Ładnie go nauczyli, myśli Bradbury: zapiekła

nienawiść i zabójcza konsekwencja. Kiedy masz takiego

wroga, to go likwidujesz. Nie przerywasz roboty w

połowie.

Pies drzwiowy jest ograniczonym tworem. Naszym

najbardziej wszechstronnym agentem jest Margaras,

budzący trwogę Biały Kot, Tropiciel, Myśliwy,

Page 82: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Zabójca, zwany też Kamienną Łasicą. Jest całkowitym

albinosem. Wszystkie włosy na jego ciele są

śnieżnobiałe, a oczy to perłowobiałe kręgi, które mogą

lśnić rozproszonym srebrzystym światłem bądź skupiać

je w wiązkę laserową. Nie posiadając barwy, pies może

przybierać wszystkie barwy. Posiada tysiąc imion i

tysiąc twarzy. Skórę ma białą i gładką jak alabaster.

Śmiertelnie białe włosy może zwijać wokół głowy jak

szyszak, może je też stroszyć lub stawiać w grzebień; w

pełni panuje też nad wszystkimi włosami na swoim

ciele. Węsząc trop, stroszy brwi i rzęsy. Podłączone do

prądu włosy wokół odbytu i na genitaliach mogą

wywołać paraliżujący wstrząs albo wpuścić jad równie

zabójczy jak parzydełka osy morskiej.

Niektórzy są zdania, że powołując do życia

Margarasa, złamaliśmy status organizacji. Jest zbyt

niebezpieczny. Kiedy chwyci trop, nic go już nie

powstrzyma. Nie pojawia się tylko po to, żeby cię

obwąchać.

Kiedy Margaras się podkrada, światło nasila się,

piżmowy zapach przechodzi w woń ozonu, światło

przybiera barwę ropiejącego, jaskrawego fioletu.

Niewielu jest w stanie oddychać cuchnącym,

„tropiącym" światłem Margarasa. Nic nie istnieje,

dopóki nie zostanie zaobserwowane, a Margaras jest

najlepszym obserwatorem w branży.

- Otwieraj, Fiucie. Masz tam Wenusjanina.

- Zabiję cię, brudny draniu!

ŚWIATŁA-AKCJA-KAMERA.

Pościg osiąga punkt kulminacyjny. Wszędzie wokół

Page 83: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

niego wyją, skomlą, ujadają i piszczą psy, podczas gdy

Margaras się zbliża.

- Czego chcesz ode mnie?

- O co mnie prosisz?

Skierujcie teraz światło prosto na jego twarz, tak by

zobaczyć wytarte czerwone obicie fotela z mosiężnym

numerem w pierwszej klasie przez jego przezroczystą

skorupę, zanikającą w smrodzie zmiażdżonej

śmiertelności, ostatnim odorze nienawiści z

wrzeszczącej ciszy, kiedy krosty na jego twarzy

nabrzmiewają i pękają, rozpryskując zgniłą truciznę po

jadalni.

- Pani Hardy, na pomoc! On kompletnie oszalał!

Proszę wezwać policję! Wezwać karetkę!

Margaras potrafi iść tropem znaków, drobnych

znaków, jakie pozostawia każde poruszające się

stworzenie; potrafi iść tropem przez labirynt

komputerów. Wszystkie ściśle tajne dane leżą przed

nim. Trzymający się w cieniu możni tego świata

panicznie boją się jego światła.

Przyćmione srebrzyste światło Margarasa może

wniknąć i skasować inne programy. On jest

powołaniem. Wyzwaniem. Przeciwnikiem. Wrogowie

Margarasa stale próbują unikać jego światła, jak

kałamarnica znikająca w chmurze atramentu.

Upodobanie do jedzenia i wina, ocenianie obrazów,

muzyki, poezji i prozy. Wyłania się rysopis,

naładowany energią setek upodobań i ocen. Margaras

może kryć się w śniegu i blasku słońca na białych

ścianach, w chmurach, wśród skał, przemieszcza się

Page 84: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wietrznymi ulicami razem z gnanymi wiatrem gazetami,

strzępami muzyki i folii aluminiowej.

Będąc albinosem, Margaras może przybierać

dowolny kolor oczu, włosów, skóry, aż „wybieli" cel.

Nie ma mowy o „wypychaniu", „kasowaniu",

„zdmuchiwaniu"; jest „wybielanie". Biały Mruk: nie

mając koloru, przyciąga wszystkie kolory i plamy; nie

mając woni, przyciąga wszystkie zapachy, a im

wstrętniejsze, tym lepiej, tworząc wiry zapachowe,

trąby powietrzne, tornada, budzące grozę Cyklony

Zapachowe. Ciągnie się za nimi pas niskociśnieniowego

zapachu, w którym eksplodują zwierzęta, wewnętrzne

zapachy są wsysane w Cyklon Smrodu, który wiruje

coraz szybciej, rozrzucając na wszystkie strony prąd

nieczystości, wysysa cmentarze, aż trumny otwierają się

i zmarli tańczą makabryczną wybuchową polkę.

Wychodki są wsysane razem z wrzeszczącymi starcami,

którzy wymachują zapaćkanymi gównem katalogami

Montgomery Ward.

Zapachy mogą być też najsubtelniejszym medium,

pozwalającym dotrzeć do dawnych wspomnień i uczuć.

- Te niuanse, rozumie pan.

Mądry, stary kardynał, ociekający wytwornym

zepsuciem, powoli przesuwa bursztynowe paciorki w

jedwabistych, pożółkłych palcach. Z paciorków unoszą

się drobne, skamieniałe warstwy woni.

- Ach, woń Egiptu...

Chlor z basenu w YMCA, czysty zapach nagich

chłopców... i różnice, mój drogi. Wciągnij tylko do nosa

ten zapach sprzed pierwszej wojny światowej, kiedy

Page 85: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ludzie podróżowali z kuframi i bez paszportów. To

znaczy, rzecz jasna, ludzie, którzy coś znaczyli.

Wygodne, nieprawdaż? Poczuj zapach lat

dwudziestych... tych drogich martwych chłopców,

piersiówek, płaszczy z szopów.

Teraz cofnij się powonieniem do czasów, gdy homo

sap, być może nierozważnie, pojawił się na scenie.

Czujesz różnicę? Nikogo. Nie ma z kim porozmawiać.

Nie ma komu imponować. Potentaci z Hollywood

padają jak muchy, jak nurkowie, którym poprzecinano

rurki aparatów tlenowych. Osobiście uważam, że to

podniecające. Potrafię sobie wyobrazić, jak bym to

wszystko zrobił. No cóż...

Dostrzegasz też różnicę między powietrzem przed i

po 6 sierpnia 1945 roku: swego rodzaju bezpieczeństwo.

Nikt nie zamierza rozsadzić atomów, z których się

składasz... przy odrobinie siły i umiejętności człowiek

mógłby przeżyć sam siebie... ale teraz...

Margaras pracuje nad martwymi marzeniami. Jeśli

zamierzasz zniszczyć pojedynczego człowieka lub

kulturę, zniszcz ich marzenia. Obecnie dzieje się to na

skalę globalną.

Mówią nam, że funkcja snów polega na oduczaniu się

lub oczyszczaniu mózgu ze zbędnych asocjacji. Zgodnie

z tą teorią wszystko, co dzieje się w umyśle podczas

snu, jest efektem swoistego sprzątania w układzie

nerwowym. Powiada się też, że przypominanie sobie

snów bywa szkodliwe, ponieważ może wzmacniać

asocjacje myślowe, które powinny zostać odrzucone.

„Śnimy po to, by zapomnieć", piszą.

Page 86: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Joe wie jednak, że sny, podobnie jak samo spanie, są

biologiczną koniecznością, bez której człowiek umiera.

Margaras wie, że jest to wojna na wyniszczenie. Jasne:

zapomnij o swoim biologicznym i duchowym

przeznaczeniu w przestrzeni. Zapomnij o Zachodniej

Krainie. I umów się z pracownikiem zakładu

pogrzebowego.

Jednak rozpaczliwa walka może odmienić końcowy

rezultat. Joe tropi wenusjańskich agentów, którzy

spiskują z bardzo konkretnym modus operandi i w

bardzo konkretnym celu. Ten antymagiczny,

autorytarny, dogmatyczny spisek jest śmiertelnym

wrogiem ludzi magicznego, spontanicznego,

nieprzewidywalnego i żywego wszechświata.

Wszechświat, jaki usiłują narzucić agenci, jest w pełni

poddany kontroli, przewidywalny i martwy.

W 1959 roku przedstawiciel angielskiej elity

naukowej powiedział do Briona Gysina:

- Jakie to uczucie: wiedzieć, że jest się jednym z

ostatnich ludzi?

Brion zachował rezerwę, na co Wenusjanin dodał

żartobliwie:

- Cóż, życie w rezerwacie nie będzie takie złe.

Program elity rządzącej w książce Orwella Rok 1984

brzmiał: „Noga wiecznie depcząca ludzką twarz!".

Postawa taka jest naiwna i optymistyczna. Żaden

gatunek poddany podobnemu programowi nie

przetrwałby nawet pokolenia. Nie jest to program

wiecznej czy choćby długofalowej dominacji.

Najwyraźniej jest to program eksterminacji.

Page 87: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Joe uznał, że ludzie są zbyt zajęci zarabianiem

pieniędzy, by tworzyć klimat sprzyjający badaniom

naukowym. W przeciwieństwie do Kima, Joe nie

marzył o pisaniu historii na nowo. To kolejny przykład

nieodpowiedzialnego pedalstwa Kima: będzie pisał

historię na nowo, podczas gdy my będziemy czekać.

Cóż, pozwólmy bez żalu wypełniać się przeznaczeniu.

PRZEZNACZENIE paraduje w atomowej koszulce z

krótkim rękawem, połyskując w ciemnościach.

Joe postanawia zamrozić się na pięćdziesiąt lat. Z

milionem dolarów przezornie ulokowanym w akcjach i

na kontach oszczędnościowych, przy całym systemie

fikcyjnych spółek i adresów do korespondencji, kiedy

się zbudzi, będzie bogaty.

A co z Kimem?

- Och - wzrusza ramionami Joe. - Myślę, że ten

potrafi o siebie zadbać w Krainie Zmarłych. Z tym

otworem tuż pod lewą łopatką ma przynajmniej

pewność, że żaden spryciarz nie wyciągnie go

niedopieczonego.

Joe zarzuca haczyk z przynętą w postaci

jasnowłosego nordyckiego nadczłowieka z igrzysk z

1936 roku, Herr Hellbrandta. Tak, osmalony piekłem...

Bierze! Stempel z Medelin w Kolumbii.

Wynagrodzenie w wysokości dwustu tysięcy dolarów

(albo w innej, wskazanej przez niego walucie) za

prowadzenie ośrodka badań genetycznych. Jeśli jest

zainteresowany, może się skontaktować z naszym

przedstawicielem w Mexico City... Abogado Hernández

Desamprado, 23 avenida Cinco de Mayo, Meksyk, D.F.

Page 88: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Joe nie zwierzył się nikomu, ale i tak wiedzą. Czekają

na niego. Postanowił, że zostawi za sobą szok

przyszłości: poświadczone notarialnie notatki medyczne

i zdjęcia rentgenowskie, pokazujące efekty kuracji

polem magnetycznym i wymieniające przypadki pełnej

remisji nowotworów, które leczone w sposób

konwencjonalny, okazałyby się śmiertelne w ciągu

kilku tygodni lub miesięcy. Przypadki te obejmują wiele

rodzajów nowotworów, zawierają wskazówki do

budowy urządzenia do kuracji z łatwo i tanio

dostępnych składników. Urządzenie to jest w sumie

akumulatorem orgonicznym Reicha, konstrukcją z

materii organicznej, wyłożoną żelazną lub stalową

wełną. Joe wprowadził szereg modyfikacji, zwłaszcza

namagnesowane żelazo, które wydatnie zwiększa

działanie.

Rak wydaje się tak niezmiennie rzeczywisty i

odporny na działanie z zewnątrz jak eksplozja

nuklearna. Wybuchowe rozmnażanie się komórek?

Kiedy się zacznie, przypomina zdetonowaną bombę

atomową. Śmierć stanowi końcowy produkt celowości,

przeznaczenia. Coś, co należy zrobić w określonym

momencie, a kiedy zostanie zrobione, nie ma sensu

pozostawać w pobliżu. To jest jak walka byków.

Przeznaczenie = Ren.

Komórka rakowa czy wirus nie mają przeznaczenia,

nie posiadają żadnego ludzkiego celu poza

niekończącym się rozmnażaniem. Nie mają żadnej

pracy do wykonania ani powodu, by umrzeć. Dajcie im

Page 89: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

powód, by umrzeć, a to zrobią. Ostatecznym celem raka

i wszelkich wirusów jest zastąpienie żywiciela. Dlatego

zamiast próbować zabić komórki rakowe, pomóżmy im

się rozmnażać i zająć miejsce komórek żywiciela.

Stwórzmy pierwszego szczura złożonego w całości z

wirusów, to skuteczniejsze - zamiast wszystkich tych

złożonych narządów mamy same komórki,

niezróżnicowaną strukturę. Zamiast próbować

utrzymywać szczura przy życiu, postaramy się utrzymać

przy życiu komórki rakowe. Zamiast próbować

utrzymywać pacjenta przy życiu, podtrzymamy przy

życiu jego śmierć. Jeśli zdoła stać się śmiercią, nie

będzie mógł umrzeć.

Śmierć jest skutkiem ubocznym funkcji. Kiedy

funkcja zostaje spełniona, zachodzi śmierć. Czemu więc

zamiast poświęcić się zacofanej medycynie i

rozpaczliwie próbować zagradzać drogę śmierci, nie

wpuścić śmierci do środka?

Joe uważa raka za kolejny kamień milowy. Rak

usamodzielnił się w czasach rewolucji przemysłowej,

model raka nakierowany na produkowanie identycznych

replik na taśmie produkcyjnej. Analogia ta, odnosząca

się także do ludzkich komórek i rozmnażania, jest

równie solidna jak części do samochodów, puszki,

butelki i słowo drukowane. Joe miał gdzieś raka. Jego

celem nie było ratowanie ludziom życia. Jego celem

była zmiana ludzkiego równania.

Wydawnictwo Alternative Press publikuje zapiski

wraz ze szczegółowymi planami. Wkrótce z całego

kraju zaczynają napływać opinie. Pismo „Life"

Page 90: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zamieszcza „demaskatorski" artykuł. Ostrzeżenia ze

strony Departamentu Żywienia i Leków,

Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycznego oraz

instytutu onkologicznego szybko osiągają poziom

histerii. W szeregach wybucha bunt: doktor X,

szanowany onkolog praktykujący w jednym z miast

Środkowego Zachodu, prosi o zachowanie

anonimowości: „Na własne oczy widziałem... remisję i

pełne wyleczenie nowotworu, który dotychczas

pozostawał nieuleczalny".

Jak Ameryka długa i szeroka ludzie konstruują

ładowarki w kształcie piramid, skafandrów

kosmicznych, zbroi, ustawianych na wysokich wieżach,

pustyniach i szczytach gór, w podwodnych kesonach, w

pustych pniach drzew w głębi lasów zarośniętych

pnączami i orchideami, w ziemiankach wykopanych w

skarpach, w jaskiniach, na łodziach i sterowcach. Nic

nie jest w stanie tego powstrzymać, a przedstawiciele

medycznej biurokracji mieli szybko pożałować swej

nierozważnej i daremnej próby. Oszukujący samych

siebie, przyzwyczajeni do posłuszeństwa i szacunku,

próbowali „apelować do rozsądku" rozwścieczonych

pacjentów albo co gorsza zastraszyć tłum samą swoją

obecnością, którą szybko zdemaskowano jako zwykłe

oszustwo.

Hall zaczytywał się w tej literaturze medycznej. Ale

jego własny lekarz, doktor Benway, nadal jaśnieje jako

wzór odpowiedzialności i kompetencji. Być może

najbardziej niesmaczną książką w tym gatunku jest

dzieło zatytułowane A Pride of Healers. Należy

Page 91: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

pamiętać, że to oddział patologii decyduje o tym, czy

pacjent ma raka, czy nie. Lekarze rozkrajają pacjenta.

Jeśli cokolwiek wygląda podejrzanie, należy odciąć

kawałek i posłać na patologię. Lekarze obracają

skalpelami i czekają. Zapala się zielona lampka.

- Jest złośliwy, chłopaki. Ruszamy. Nie możemy dać

się wyprzedzić Metsom.

Powodowany dumą grasujących uzdrawiaczy,

szpetny, karłowaty patolog, na wpół impotent,

przyłapuje wybitnego chirurga na posuwaniu jego żony.

Wrabia więc chirurga w raka prostaty, a wszyscy

wiedzą, że istnieje tylko jedna kuracja. Chirurg zostaje

wykastrowany, a jądra wysłane na patologię. Kiedy

patolog podnosi jądra swego wroga, ogarnia go

podniecenie i zadziwia żonę wyuzdanym seksem. Ma

dla niej jeszcze jedną niespodziankę: kiedy żona

szczytuje, wpycha jej odcięte jądra do ust.

Unappetitlich, jak mówią Niemcy.

Nie wszyscy są tak drastyczni. Większość z nich to

zwyczajni chciwi, grubiańscy konserwatywni

zatwardzialcy o zbyt wygórowanym mniemaniu o sobie.

Oto Mike Seddons od „ostatecznej diagnozy":

przystojny, rudy, pusty jak poczekalnia. Jak ktokolwiek

może wierzyć w percepcję pozazmysłową czy

cokolwiek w tym rodzaju w obliczu gigantycznych

ośrodków medycznych, pomników postępu, nauki,

racjonalizmu i sztuki leczenia? Ten marny okaz

zakochał się w dziewiętnastoletniej pielęgniarce.

Przeleciał ją w schowku na szczotki, przesiąkniętym

zapachem środków czyszczących. Oświadczył się.

Page 92: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Przyjęła.

Później u pielęgniarki wykrywają raka kości. Muszą

amputować lewą nogę, skalpele w dłoń, żeby rak się nie

rozprzestrzenił. Czy on nadal jej pragnie? Żona mówi

mu, żeby wziął sobie pięć dni do namysłu. Nadal jej

pragnie. Nadchodzące lata widzi z posępną jasnością. O

tak, kiedy w grę wchodzi jego interes, widzi wyraźnie.

Będąc teraz wybitną osobistością w szpitalu,

maszeruje w stronę chirurgii.

- Praktyka chirurgiczna wymaga jaj - mówi. Z

pewnością tak jest. Co by zrobił bez jaj! Maszeruje w

stronę chirurgii, pacjent jest najwyraźniej w fazie

terminalnej - zoperowałby nawet mumię - a żona

kuśtyka za nim na nowej protezie.

- Wytrząśniesz ołów?

- Robię, co w mojej mocy, kochanie.

„Dlaczego nie wróci do swoich kul", myśli mąż z

irytacją. Ale na głos mówi:

- Może poruszaj się dzięki sile odrzutu twoich

śmierdzących bąków?

Trzeba przyznać, że jego słowa są dość przykre, lecz

rak naprawdę cuchnie. Oczywiście to nie jej wina, że

znalazła się w tak opłakanym stanie, ale czy na pewno?

Jego matka powtarzała zawsze: „Synu, w tym życiu

każdy otrzymuje dokładnie to, czego chce, i dokładnie

to, na co zasługuje". Ludzie zazwyczaj w to wierzą,

dopóki otrzymują to, na co ich zdaniem zasługują.

Drogą wolnych skojarzeń Mike przypomina sobie

stary dowcip. Wieczny komiwojażer, bohater

wiecznego sprośnego dowcipu, zauważa w przedziale

Page 93: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kolejowym atrakcyjną kobietę. Zrządzeniem losu

kobieta zajmuje górną kuszetkę naprzeciw jego górnej

kuszetki. Komiwojażer pożera ją wzrokiem. Kobieta

zdejmuje perukę. Wytrząsa szklane oko. Wypluwa

sztuczną szczękę. Odczepia drewniane nogi, po czym

zerka na niego zuchwale i pyta:

- Chciałbyś czegoś?

- Wiesz, czego chcę. Odczep ją i rzuć do mnie.

Zaczyna się śmiać. Żona pyta dlaczego. W końcu jej

mówi, a ona wali go protezą. Trzeba było założyć pięć

szwów.

Tak więc Joe, niczym uciekająca kałamarnica,

zostawił za sobą chmurę atramentu w postaci

orgonicznej kuracji nowotworowej, którą można

porównać z kuracją na śmierć - tak ściśle rak łączy się

ze śmiercią. Oddziały onkologiczne oraz chorych na

raka będących poza szpitalami ogarnęła euforia, a wraz

z powrotem sił witalnych przyszedł gniew: dlaczego

lekarze ukrywali tę kurację? Dlaczego Departament

Żywienia i Leków bez dochodzenia spalił książki

Reicha i wyniki jego badań? (Jeden z sędziów odmówił

wysłuchania zeznań).

Zawód lekarza znacznie stracił na prestiżu i

wiarygodności, co dodatkowo spotęgowały gorączkowe

próby zdyskredytowania kuracji w obliczu coraz

silniejszych dowodów na jej skuteczność. Kiedyś

oznaczenie samochodu symbolem lekarskim stanowiło

ochronę przed aktami wandalizmu. Teraz lekarze

zastają przecięte opony i słowa SKURWIEL

Page 94: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

MORDERCA wypisane mydłem na przedniej szybie.

Napięcie rosło. Niepotrzebne operacje, pacjenci

umierający na ostrym dyżurze.

- Nie możemy przyjmować pacjentów z ostrego

dyżuru.

Kobieta z zawałem serca. Jej mąż dzwoni po karetkę.

- Nie mogę wysłać karetki, dopóki nie dowiem się, co

jej dolega.

- Mówię pani, że ona ma zawał serca!

- Nie mogę wysłać karetki, dopóki nie dowiem się, co

jej dolega.

- MA ATAK SERCA! ZAWAŁ!

- Nie mogę wysłać karetki, dopóki nie dowiem się, co

jej dolega.

Potencjalnie dobroczynne i nieszkodliwe produkty

oraz leki niedopuszczane na rynek... zabójcze produkty

utrzymywane w sprzedaży. Najnowszy przykład: tak

zwane niesterydowe leki przeciwzapalne na artretyzm.

W Anglii osiem osób zmarło z powodu niewydolności

wątroby wywołanej lekiem o nazwie Oraflex, a mimo to

leku nie wycofano z rynku. Zmieniono tylko nazwę.

Widziałem program w telewizji, w którym

przedstawiciel firmy farmaceutycznej, kłamiąc jak

najęty, usiłował przekonać pewną kobietę, że jej

zapalenie wątroby mogło mieć inną przyczynę.

- Wiem, że to przez ten lek.

Powszechny biurokratyczny spisek błędnego

zarządzania...

Zamieszki medyczne z 1999 roku: wszystko zaczęło

Page 95: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

się na oddziale oparzeń w pewnym szpitalu na

Środkowym Zachodzie. Na oddziałach oparzeń stosuje

się stopniowe ograniczanie środków przeciwbólowych

aż do ich odstawienia, ponieważ leczenie może trwać

wiele tygodni. Pojawiały się argumenty, że podawanie

środków przeciwbólowych często prowadziło do

uzależnień. Tak więc pacjenci muszą znosić kąpiele,

podczas których twardymi szczotkami zdziera się

martwą skórę i ciało z poparzonych miejsc. Krzyki

roznoszą się po całym szpitalu i docierają aż na parking.

Grupa kosmonautów amatorów wylądowała na

oddziale oparzeń, kiedy ich rakieta domowej roboty

eksplodowała, ochlapując pasjonatów płonącym

paliwem i rażąc ich kawałeczkami rozżarzonego do

białości metalu.

Dziesięciu kosmonautów przyjęto na oddział oparzeń.

Od razu każdemu podano 25 miligramów demerolu.

Potem nie podawano im nic oprócz aspiryny i darvonu.

Pacjenci nie krzyczeli w kąpieli, ale promieniowali

takim bólem i wściekłością, że trzy pielęgniarki odeszły

jednego dnia. Jedyną pielęgniarką, jaka została na

dyżurze, była wysoka, przepiękna kobieta, będąca w

połowie Murzynką, w połowie Chinką.

- Gdyby to ode mnie zależało, chłopcy, dostalibyście

wszystkie leki, jakich wam potrzeba. Małe

uzależnienie? Co za problem! W waszym wieku można

się odzwyczaić w pięć dni.

Po pierwszym szorowaniu kosmonauci przedstawili

ultimatum:

- Morfina co cztery godziny, tak długo, jak będziemy

Page 96: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jej potrzebować. W przeciwnym razie wychodzimy

stąd.

- Co to za bzdury? Nie będzie żadnej morfiny, a wy

nigdzie nie pójdziecie.

- Przedstawiam mojego brata, adwokata-lekarza.

- Zamierzacie przetrzymywać tu tych ludzi wbrew ich

woli?

- Dla ich własnego dobra. Jeśli opuszczą szpital, w

ciągu kilku dni umrą na zakażenie.

Na poddaszu założyli prywatną klinikę. Kiedy policja

dokonała na nią nalotu w poszukiwaniu nielegalnych

leków, dwaj pacjenci zginęli od kul, a jeden ranny

policjant zmarł. Wszystko transmitowała telewizja.

Wkrótce w całym kraju pacjenci zaczęli masowo

opuszczać szpitale. Odkąd znikła groźba raka, placówki

medyczne wyglądają jak rozległe ugory.

- Te pieprzone łapiduchy przez pięćdziesiąt lat

ukrywały przed ludźmi kurację.

Joe miał kamień w nerce, ale w szpitalu nie chcieli

mu uwierzyć. Pomylili jego zdjęcie rentgenowskie ze

zdjęciem innego pacjenta. Mówi się, że ból

spowodowany przez kamienie nerkowe to najgorszy

ból, jakiego może doświadczyć człowiek. Nic więc

dziwnego, że Joe stanął na czele zamieszek medycznych

w 1999 roku.

Masowe opuszczanie szpitali przenosi się do innych

miast.

- MORFINY ALBO WYCHODZIMY!

- MAW! MAW! MAW!

Lekarze drepczą niespokojnie, jak bydło czujące

Page 97: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zagrożenie.

- Na co czekamy? Na łóżko szpitalne?

- Wytłuc wszystkich pieprzonych konowałów!

Ochroniarze sprawnie się wycofują i tłum wpada do

szpitala.

- Mamy tu chirurga ważniaka.

- Chyba potrzebuje operacji.

- Pewno, cholera, trzeba mu zrobić kiszkotomię...

Podaj mi skalpel.

- Wzywam doktora Friedenhofa i doktora von

Streusschnitta.

Wchodzi profesor von Streusschnitt w asyście

pomocników, którzy wnoszą piły i półmetrowe noże.

- Musimy przeprowadzić, jak się to mówi,

kiszkotomię. Dwie nerki? Jasne, von jest Żydem.

Rauschmit!

Szacuje się, że w noc długich skalpeli wymordowano

dziesięć tysięcy lekarzy, urzędników sektora

medycznego i przedstawicieli firm farmaceutycznych.

Zabójstwa te nie były przypadkowe. Uczestnicy

zamieszek dysponowali listami.

- Jest ten sukinsyn, który pozwolił mi urodzić kamień

nerkowy na ostrym dyżurze.

W wielkich eterowych pożarach spłonął sprzęt wart

miliardy dolarów.

PANIKA... ALARM... AMOK!

Dzień, w którym puściły wszelkie hamulce. Czas

niewiarygodnego zagrożenia i ekstazy. Każde życzenie,

każde marzenie, każdy koszmar stały się nagle równie

rzeczywiste jak brudne ulice i metro. Gliniarz na rogu

Page 98: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

pałuje każdego, kto się nawinie: eleganckich ludzi z

neseserami jadących do pracy, kobiety jak z „Vogue'a",

psy na smyczy.

- Nie lubię cię i nie znam, a teraz, jak mi Bóg miły,

pokażę ci! - wrzeszczy.

Wygłodniałe lamparty i tygrysy, wypuszczone z

ogrodu zoologicznego w Parku Centralnym, wdzierają

się do Lutece. Jeden z ocalałych nie traci przytomności

umysłu i rzuca swój stek z dziczyzny lampartowi, który

go połyka. Szczęśliwiec przeskakuje przez

wypatroszone ciała smakoszy i czmycha.

Pilot wyskakuje na spadochronie z płonącego

samolotu, pokazując pasażerom środkowy palec:

- Do zobaczenia w kościele!

Doktor Benway znowu jest na fali. Dokonuje

obchodu oddziału intensywnej terapii pełnego

pacjentów wymordowanych przez szwedzką

pielęgniarkę, która kąpie się dwa razy dziennie.

Podłączyła do kroplówek amoniak i środki czyszczące.

- Pomyślałam, że to ich przeczyści, doktorze.

- Hm, tak, dobra robota, siostro. Zabierzcie stąd

sztywnych, niech pochowają się nawzajem. Świat

należy do żywych, a my potrzebujemy łóżek. Wpuścić

następną zmianę!

Doktor Benway zamienia się w Herr profesora, jego

oczy lśnią szaleństwem i determinacją.

- An die Arbeit!

Avenida Cinco de Mayo w Mexico City ma

tajemniczy wygląd okolicy, gdzie przetrwały

Page 99: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wymierające zawody, jak bajora stojącej wody na

obrzeżach rzeki. Pod numerem 23 Joe znajduje

tabliczkę ze złoconymi literami: HERNANDEZ

DESAMPRADO, ABOGADO. ASUNTOS DE

DOCUMENTOS Y EMIGRACIÓN.

Trzy piętra w górę skrzypiącą otwartą windą, w

końcu długiego korytarza. Joe puka raz, potem dwa

razy. Drzwi momentalnie się otwierają, jakby ktoś

czekał tuż za nimi, niczym diabełek w pudełku.

Mężczyzna ma na sobie elegancki ciemny garnitur,

błyszczące czarne buty z wysoką cholewką i

perłowoszary krawat ze spinką z perłą.

- Señor Hellbrandt?

Desamprado wyciąga chudą, brunatną dłoń, gładką i

chłodną w dotyku jak podbrzusze jaszczurki, która

wyszła spod kamienia. Wprowadza Joego do małego

pomieszczenia ze starym biurkiem i fotelem

obrotowym. Przy biurku stoi dębowe krzesło ze

skórzanym siedzeniem i oparciem. Joe siada.

Abogado siada na fotelu obrotowym, zgrabnie

zakłada jedną chudą nogę na drugą, po czym okręca się

twarzą do Joego. Ma ponad siedemdziesiąt lat i

pogardliwy, najwyraźniej chronicznie, wyraz twarzy.

Podnosi z biurka cztery kartki spięte miedzianym

spinaczem. Joe widzi, że spinacz poplamił papier

śniedzią. Kartki są stare i grube, przypominają

pergamin. Desamprado spogląda na dokumenty przez

okulary z podwójną ogniskową w złotej oprawce,

krzywi się, jakby lektura była zarazem nużąca i

niesmaczna, wreszcie odzywa się jedwabistym,

Page 100: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

syczącym szeptem:

- Badania genetyczne. Jeśli zrozumie pan rasę,

zrozumie pan wszystko.

Przyjrzał się Joemu, jakby oceniał jego zdolność

zrozumienia wszystkiego. Po całym zestawie gestów,

intonacji i boleśnie wyćwiczonych min Joe rozpoznał w

adwokacie pokrewnego trupa.

- W ramach naszego projektu dostanie pan wolną

rękę.

Przez chwilę wydawało się, że jest zbyt zmęczony, by

mówić dalej. Jego słowa zawisły jak ostygły popiół w

powietrzu gabinetu, rozjaśnianego tylko przez słabe,

szarobiałe światło, które sączyło się przez brudne

zakratowane okno ze zbrojonego szkła.

Hernandez Desamprado z wyraźnym wysiłkiem zdjął

nogę z nogi.

- Trzeba podpisać dokumenty.

Zebrawszy siły, Joe wyjął pióro i przejrzał rozmaite

oświadczenia oraz umowę, które położył przed nim

abogado. W końcu, biorąc głęboki wdech,

skoncentrował się na punkcie pierwszym, starannie

podpisał wszystkie dokumenty i położył je, do dołu

drukiem, na bibule wsuniętej w skórzaną podkładkę.

Desamprado wziął podpisane papiery i umieścił je

gdzieś w przepastnym starym biurku.

Podczas tych zabiegów, które zdawały się ciągnąć w

nieskończoność, Joe poczuł, jak jego pieczołowicie

magazynowana energia życiowa wypływa z niego

niczym zimna szara mgła. Zadrżał, rozpoznając adepta

stojącego wyżej niż on w wampirycznej hierarchii. Joe

Page 101: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nie miał jednak czasu na zabawę w politykę.

Istnieje wiele odmian wampirów. Stare wampy od

peleryn i grobów odeszły razem z Lugosim.

Współczesne wampiry skrzyknęły się i wynajęły

dobrego speca od PR-u, żeby poprawił ich publiczny

wizerunek. Gość nazwiskiem Winston ukuł atrakcyjne

pojęcie dobroczynnego wampiryzmu, posługując się

sformułowaniem „oświeconej współzależności". Weź

trochę, zostaw trochę.

Mimo to zgodnie z nieugiętą logistyką

wampirycznego procesu zabierają one zawsze więcej,

niż zostawiają. Na tym polega racja bytu wampirów.

Istnieją też wampiry odwrotne, wydzielające energię

niczym nawóz stosowany w celu osiągania lepszych,

długofalowych plonów. Na szczycie całej hierarchii

stoją podobne do czarnych dziur wampiry, które można

nazwać astronomicznymi: wsysają wszystko i nie

wypuszczają niczego. Joe ma nadzieję, że nie będzie

musiał zagrać kartą antymaterii.

Joe czujnie lustruje zaułek przed sobą. Znowu na

froncie, znowu w Egipcie. Jest to jednak inny czas i

inne miejsce. Joe oddycha trucizną jednego Boga.

Władzę przejęli wyznający islam Arabowie. Faraonowie

nie żyją, ich bogowie rozsypują się w proch. Pozostały

tylko piramidy, świątynie i posągi...

Miejscem akcji jest Kair, a Joe należy do zakazanej

sekty izmailitów. Jest kupcem, podróżującym w asyście

dwóch ochroniarzy. Nie traci przewodnika z oczu, idąc

przez labirynt zaułków, bazarów i targowisk, w

Page 102: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kwaśnym odorze nędzy i warczącej psiej nienawiści.

Uzbrojony jest w krótki miecz, krótką hebanową pałkę i

zatruty sztylet. To bardzo ważne i - niech mi będzie

wolno dodać - niebezpieczne zlecenie.

Odległe Zgromadzenie było niewielką herbaciarnią z

ławami pod ścianami, położoną w niedostępnej części

targowiska. Ponieważ wszystkie miejsca były zajęte,

obcy pozostali na zewnątrz. Teraz, kiedy podeszli, trzej

mężczyźni wstali, zapłacili i wyszli. To był dla nich

znak, żeby weszli i usiedli.

Było to jego pierwsze spotkanie z Hasanem i

Sabbahem, który siedział naprzeciwko, w odległości

sześciu stóp od Joego. Napisał w swoim dzienniku:

Natychmiast odniosłem wrażenie surowości i

oddania, było to jednak oddanie, z jakim nigdy

wcześniej się nie zetknąłem. W tym człowieku nie było

nic z typowego kapłana fanatyka. Kapłan jest

przedstawicielem i - z racji pełnionej funkcji -

przekazicielem kłamstw. Hasan i Sabbah jest imamem.

Tego nie sposób podrobić. Człowiek zauważa jego oczy

w tak jasnym odcieniu błękitu, że prawie są białe. Jego

umysł jest przejrzysty i zwodniczy jak podziemna woda.

Nie jesteś pewien, gdzie wypłynie, ale kiedy w końcu

wypływa, zdajesz sobie sprawę, że mogło to nastąpić

tylko w tym właśnie miejscu.

Poruszone kwestie. W jaki sposób egipscy bogowie i

demony zorganizowali i uruchomili skomplikowany

system biurokratyczny, który sprawował kontrolę nad

nieśmiertelnością i arbitralnie przydzielał ją nielicznym

wybrańcom? Sam fakt, że tylko nieliczni mogli zostać

Page 103: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zakwalifikowani, dowodzi, że było do czego się

kwalifikować.

Ograniczona i krucha nieśmiertelność faktycznie

istniała. Z tego powodu nikt nie kwestionował systemu.

Ludzie pragnęli stać się bogami na obowiązujących

zasadach. Innymi słowy, składali pokłony przed

faraonem oraz bogami, których reprezentował i w

których istnieniu uczestniczył...

Potem nastały religie monoteistyczne: judaizm,

chrześcijaństwo oraz islam obiecywały nieśmiertelność

każdemu w zamian za przestrzeganie kilku prostych

nakazów. Po prostu módl się, a nie zbłądzisz. Módl się i

wierz - wierz w oczywiste kłamstwo i módl się do

bezwstydnego oszusta.

Nieśmiertelność jest celem i funkcją. Najwyraźniej

zostają zakwalifikowani tylko nieliczni. Czy

chrześcijański Bóg stoi razem ze swymi wiernymi? Nie.

Niczym tchórzliwy oficer trzyma się z dala od strefy

działań wojennych, skąpany w chlipiących modlitwach

swoich pełzających, zjadających gówno wiernych,

swoich psów.

W Mexico City Kim znajduje pracę w sklepie z

bronią, gdzie opracowuje rozmaite wersje Maquahuitl.

Jest to jedyna skuteczna broń aztecka, skonstruowana z

odłamków obsydianu umieszczonych w drewnie. Ma

ona zazwyczaj kształt kija do krykieta. Ostre krawędzie

tłuczonego szkła oraz ciężar rękojeści z twardego

drewna, a doświadczony wojownik, Krwiopijca lub

Zbrojny Skorpion, może odciąć przeciwnikowi obie

Page 104: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

stopy jednym zamachem Maqa... Kim wytwarzał

Maquahuitle w najróżniejszych kształtach, czasem w

formie długich biczów z giętkiego drewna... albo w

kształcie łuku z poprzeczką na dłoń... można je ukryć...

jeden cios w gardło... a także kije z kawałkami

obsydianu wszytymi w skórzane rzemienie nasączone

trucizną.

Kim lubił gubić się na targu, pozwalał się unieść

tłumowi. Parujące z zatrutej gleby żądza krwi, zło i

okrucieństwo uderzają do głowy... woń pulque i moczu,

odkrytych kanałów ściekowych, papryki, tortilli i

pieczonego mięsa, twarze z wielkiego posępnego snu...

twarze z polerowanej miedzi, oczy pałające gwałtowną,

dziką niewinnością... pachnące wanilią ciało koloru

kawy, gardenia za uchem, nikczemne i brutalne twarze

nabrzmiałe zimną, martwą złością, bezręki żebrak

chwyta w zęby rzuconą pogardliwie skórkę chleba.

Młody szlachcic idzie dalej, otoczony orszakiem

ochroniarzy i flecistów... tłum formuje kręgi wokół

artystów i muzyków... żongler rzuca w powietrze

krzemienne noże... trupa mimów przedstawia akt

złożenia ofiary. Wprowadzają więźnia, który odgrywa

ohydną pantomimę żałosnego lęku. Ciągną go na ołtarz.

Kapłan wbija nóż, tryska krew. Gapie parskają i

wybuchają śmiechem, ostrym jak krzemienne noże

błyszczące w słońcu.

Idąc dalej, Kim utrzymuje umysł pusty jak lustro,

które nie ma czego odbijać. Nie daje pretekstu, żeby go

Page 105: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zobaczono. Nagle palący gorący lęk unosi się z ziemi i

bucha ze straganów. Kim wie, co się stało. Doprowadził

pustkę na granicę rozbicia. Został dostrzeżony. Jakiś

człowiek staje mu na drodze i wpatruje się w niego. Inni

zatrzymują się, wskazując Kima palcami, i krzyczą

słowo, którego nie rozumie:

- Dindin!

Pałające czerwonymi błyskami nienawiści i wzgardy

oczy przybliżają się.

Kim uderza stojącego przed nim człowieka swoim

Maquahuitlem, rozcinając gardło aż po kręgosłup.

Szybko wbiega w zaułek. Ktoś łapie go za rękę. Kim

zadaje cios za siebie, czuje, jak ścięgna ustępują przed

szkłem... przez mur... do ogrodu... przez drzwi. Słyszy,

jak prześladowcy zachodzą go z obu stron. Kim

wyciąga z torby chustę, zarzuca na głowę, potem

zanurza dłoń w psich odchodach. Kiedy pogoń wybiega

zza rogu, kuli się pod ścianą i wyciąga brudne dłonie.

- Bakszysz! Bakszysz, dostojni mówcy!

Jeden z przebiegających go opluwa. Kim czeka z

wyciągniętą cuchnącą dłonią. Tłuszcza zawraca, mija

go, mrucząc pod nosem Słowo. Słowo, którego nie

rozumie... Ciemne bezmyślne twarze rżą ze śmiechu.

- Powąchaj róże, Dindin.

Twarze płoną siarkowym złem... Skorpionie

spojrzenia skierowane w jego stronę.

- Dostrzeżony!

Skok nad murem... Zatrzymuje się pod cyprysem nad

kanałem. Najpierw obmywa dłoń z psich odchodów,

potem zmywa krew z ubrania i czyści wiernego Maqa.

Page 106: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Z przyjemnością widzi, że do czarnych odłamków

przylgnęło trochę chrząstek z gardła. Obsydian rozcina

kości, pęka, a każde pęknięcie to nowa rana, nowe

ostrze.

Czując na plecach spojrzenie, jak każdy stary kowboj

w stylu Johna Wayne'a Kim odwraca się, wsuwając

dłoń w obsydianową rękawicę.

Przed nim stoi gładki jak zielony marmur

człowieczek o jadeitowych kocich oczach. Wydziela

zielony zapach wygładzonego kamienia.

- Natychmiast musisz wyjechać. Zobaczyli cię.

Chodź.

Po moście gładki poślizg ziemia opada w przód przez

pola prosa kumkające żaby dotarł do błotnistej rzeki

spienionej przy brzegach. Przewodnik rozchyla krzaki

na brzegu, odsłaniając lekką tratwę przymocowaną do

dwóch dłubanek. Wsiadają na nią i wypływają na

błotnisty nurt.

Page 107: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

4

Kim wie, że nie żyje. Nie jest jednak w Zachodniej

Krainie czy choćby w jej pobliżu.

Otrzymuje wezwanie od naczelnika okręgu.

- Dlaczego więc to nie ja jestem naczelnikiem? W

końcu to ja go stworzyłem.

- Nieprawda. Ty odkryłeś naczelnika, a raczej

dowiedziałeś się, gdzie go opisano, a potem to

odczytałeś. Pisarze nie piszą, ale czytają i przepisują to,

co zostało już napisane. Odczytujesz więc rozkazy,

które następnie są przekazywane przez twego rzecznika,

inaczej mówiąc naczelnika. Imama. Starca.

- Mam wykonać bardzo ważne i można dodać bardzo

niebezpieczne zlecenie?

Naczelnik okręgu pozwolił sobie na lekki uśmiech.

- Sądziłem, że moje ostatnie zlecenie należało do tej

samej kategorii.

- Owszem, i to była niezła fuszerka. Twoje obecne

zadanie polega na odnalezieniu Zachodniej Krainy.

Dowiedz się, jak się ją tworzy. Gdzie Egipcjanie

zbłądzili i ugrzęźli w cuchnących mumiach? Dlaczego

musieli konserwować ciała?

Kim udziela podręcznikowej odpowiedzi:

- Ponieważ nie rozwiązali równania narzuconego

przez pasożytniczą żeńską Drugą Połowę, która do

istnienia potrzebuje ciała fizycznego, pasożytuje

bowiem na innych ciałach. Aby utrzymywać Drugą

Page 108: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Połowę w sposób, do jakiego przywykła od miliona lat,

Egipcjanie uciekają się do odrażającego i

lekkomyślnego środka, jakim jest wampiryzm. Ale jeśli

do Zachodniej Krainy dociera się poprzez kontakt

dwóch mężczyzn, mit dualizmu zostaje rozsadzony,

adepci zaś mogą osiągnąć swój stan naturalny.

Zachodnia Kraina jest naturalnym, czystym stanem

wszystkich mężczyzn. Wróg seksualny zawrócił nas z

drogi ku naszemu biologicznemu i duchowemu

przeznaczeniu.

Naczelnik okręgu zwraca się do rosyjskiego

komisarza:

- Widzi pan, żeton człowiek jest dobrze

poinstruowany.

- Głowa nie od parady - zgrzyta pięciogwiazdkowy

generał.

Tony Outwaite grzebie w ogniu. Wygląda trochę jak

niezadowolona kobieta. Bierze szczypce, wybiera

węgielek nie większy od orzecha włoskiego i przekłada

go na inne miejsce w ogniu.

- Interesują nas konkrety: dane techniczne, coś, co

działa, nie ten mglisty, mdły bełkot. Chcemy dostać

plany Zachodniej Krainy. Rozumie się, że są one pilnie

strzeżone, niewykluczone, że to najpilniej strzeżony

sekret na całej planecie, ostateczna broń biologiczna i

duchowa, wobec której wszelka inna broń staje się

bezużyteczna. Raj dla ludzi... w każdym razie dla tych,

co są w stanie zaakceptować raj i zapłacić za to. Trzeba

zapłacić orkiestrze albo może się okazać, że zagra ci coś

zupełnie innego.

Page 109: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Naczelnik okręgowy wręczył Kimowi kawałek

jeleniej skóry z rysunkiem. Kim poczuł trwogę i odrazę.

- To fragment kodeksu majańskiego, znacznie

starszego niż drezdeński.

Prymitywny rysunek w żółtych i czerwonych

barwach, przypominający wyblakły tatuaż, przedstawiał

człowieka przywiązanego do łoża. Nad spętaną postacią

wiła się olbrzymia, dwumetrowa stonoga.

- Bóg Stonoga. Te monstrualne stonogi żyły kiedyś i

odżywiały się ludzkim mięsem. Masz wrócić do tego

okresu i...

- Odegrać Mojżesza wśród trzcin?

- Tak. Widzisz, te potwory tworzono przez

poddawanie stonóg specjalnemu promieniowaniu. To

mogłoby stać się znowu... Właściwie stanie się, jeśli

twoja misja się nie powiedzie.

13 czerwca 1982 roku. Niedziela. W Stone House.

Patrząc przez szybę w drzwiach wejściowych na

chwasty, drzewa i krzewy, wyraźnie widzę wysoki

kamienny mur porośnięty dzikim winem, bardziej

zielony niż biały, a także stary, również zarośnięty

kamienny dom. Jest to prosta, parterowa budowla ze

spadzistym dachem, szeroka na siedem metrów.

Wchodzenie w medium, skąd mogę to zobaczyć,

wywołuje fizyczny ból, napięcie, zwichnięcie. Dom

wygląda tak, jak mógłby wyglądać ten kamienny dom

gospodarski po pięciuset latach bez obecności ludzi...

martwa, milcząca zieleń, groźna i przytłaczająca.

Co się tu wydarzyło?

Page 110: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Cóż, wydaje się, że wszystko zaczęło się w Hill City.

Liczba mieszkańców 173... 172. Nieważne. Ważny jest

sto siedemdziesiąty trzeci mieszkaniec, Stary Potter, co

nie znaczy, broń Boże, że żył on w samym Hill City.

Stary Potter mieszkał cztery mile od miasteczka i

jeszcze pół mili od drogi, w małym kamiennym domu,

który sam zbudował. Mówią, że jest tam już od

dwudziestu lat. Nikt nie wie, skąd się wziął. Raz na

miesiąc przychodził do miasteczka po zakupy i wszyscy

byliśmy zdania, że było to o jeden raz w miesiącu za

dużo.

Sklep prowadził wtedy Mars Hardy, a trudno

wyobrazić sobie milszego, lepszego człowieka. Był

miły dla czarnych, Indian, chińskich robotników

kolejowych, ale ani trochę nie potrafił być miły dla

Starego Pottera. Nikt zresztą nie potrafił.

- Coś jeszcze, panie Potter? - pytał, myśląc: chcę

tylko, żeby ten człowiek jak najszybciej opuścił mój

sklep.

Na co Stary Potter pochylał głowę i smyrgał ze

sklepu. To była kolejna rzecz, której nikt nie mógł w

nim znieść: poruszał się szybko i bezgłośnie. W zimę i

lato nosił długi czarny płaszcz; wydawało się, że

płaszcz przemyka ze starym w środku.

Co właściwie było nie tak ze Starym Potterem? Nikt

z nas nie potrafił powiedzieć. Nie mogłem znieść jego

obecności, a szeryf powiedział:

- Wolałbym go zabić niż tknąć.

Nawet nas nie interesował, to znaczy dopóki nie

Page 111: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

pojawił się młody Tim z jedną walizeczką. Jego rodzice

umarli na szkarlatynę i młody Tim przyjechał

zamieszkać u krewnych, Parkerów. Tego chłopaka

ciekawiło wszystko. Kiedy Stary Potter wybierał się do

miasteczka, Tim myszkował po jego domu.

- Zabawny dom - doniósł Parkerom. - Zamiast okien

są nisze, w zimie musi być chłodno. Obok jest jeszcze

jeden dom, zawsze zamknięty, sześć na siedem metrów,

z oknami, ale rolety zawsze są zaciągnięte.

Tim nie znalazł dowodów na to, by Potter uprawiał

ziemię czy choćby warzywnik. Jednak Potter zawsze

płacił gotówką, musiał więc mieć zapas pieniędzy. Tima

nie interesowała kradzież, interesowały go dane.

Sprowadził sobie narzędzia włamywacza i pewnego

dnia włamał się do przybudówki.

Początkowo nic nie widział z powodu opuszczonych

rolet, więc obszedł dom i poodsłaniał okna. Spojrzał i

pognał w dół do miasteczka.

- Boże, wiecie, co on tam ma? Skrzynie pełne stonóg,

niektóre ponad półmetrowej długości!

- Kiedy zastanie podciągnięte rolety, domyśli się, że

ktoś tam był i je widział - stwierdził pan Parker.

- Tym lepiej - odparł szeryf. - Może po prostu stąd

zniknie.

- I zostawi te paskudztwa, żeby się rozpełzły?

- Na co czekamy?

Pół godziny później galopowaliśmy na koniach,

zaopatrzeni w spirytus przemysłowy i dynamit.

Zamierzaliśmy spalić to miejsce, z radością

Page 112: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wrzucilibyśmy też faceta do ognia; ale żaden z nas nie

ośmieliłby się tknąć Starego Pottera, więc

postanowiliśmy go zastrzelić, a potem spalić zwłoki.

Jednak się spóźniliśmy. Stary Potter musiał coś

zwąchać i wypuścił stonogi na wolność.

Zsiadamy z koni, ostrożnie podchodzimy z bronią

gotową do strzału, kiedy nagle pan Hardy wrzeszczy:

- Boże, coś mnie ugryzło!

I oto na jego nodze siedzi piętnastocentymetrowa

stonoga, która wygląda tak, jakby w niego wrastała.

Musieliśmy ją odrywać po kawałku, a pan Hardy

krzyczy, że się pali, i tłucze głową o ziemię. Cóż, umarł,

a myśmy się stamtąd wynieśli. Gallaghera też ugryzły i

do miasteczka wróciliśmy tylko we czwórkę.

Stonogi rozpełzły się po całej okolicy. Na truciznę

nie było antidotum, ale jedna z ofiar, która dostała

niewielką ilość jadu, przeżyła i opowiadała, że czuła,

jakby znalazła się w rozżarzonym do białości piecu i

rozdzierały ją olbrzymie stonogi. Od razu było widać,

że to najstraszliwsza śmierć, jaką można sobie

wyobrazić. Stonogi rozpełzały się coraz dalej; docierały

pogłoski o przypadkach w Michigan, Minnesocie,

Illinois, Ohio i Nebrasce. Wydawało się, że pladze nie

będzie końca, ale na pewnych obszarach jakby ustała,

czego nikt nie mógł pojąć - może tam już wszyscy

wyginęli?

W końcu, daleko przed stonogami, wzniesiono tak

zwany mur kwarantanny, przed uprzednim

sprawdzeniem terenu przez ekipy w strojach

Page 113: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ochronnych. Uważa się, że muru nie sposób sforsować.

Są tam zabezpieczenia elektryczne, toksyczne i klejowe.

Oczywiście na cały obszar zrzucono tony pestycydów,

ale nigdy nie dało się wybić wszystkich stonóg.

Obecnie pojawiło się wiele plotek. Niektórzy

twierdzą, że to wszystko bujda, dzięki której bogaci

chcą wygłodzić biedaków i zachować najlepszą ziemię

dla siebie. Tak, mówi się o tym, żeby znaleźć się za

murem i zacząć budować.

Wyspa Esmeraldas słynie z wielkich stonóg, które

mogą niekiedy osiągać niewiarygodną długość

czterdziestu centymetrów. Nie ma zgody co do

szkodliwości ugryzienia przez stonogę dla człowieka, a

wedle mojej wiedzy nie przeprowadzono żadnej

dokładnej analizy ani klasyfikacji jadu. Wszyscy

słyszeliśmy opowieści o tym, że stonogi mają jadowite

kolce w każdej nodze i zostawiają za sobą ślad

rozkładającego się, zakażonego gangreną ciała. Myślę,

że można to włożyć między bajki. Stonoga nie gryzie

nogami, ale parą szczypiec wyrastających z pierwszego

segmentu tułowia.

Mimo to podobne sensacyjne opowieści mają pewne

podstawy. Jakiś lekarz z Portoryko opowiadał mi, że

leczył ludzi ugryzionych przez stonogę. W miejscu

ugryzienia występuje martwica, która nieleczona, może

prowadzić do gangreny. Kuracja polega na miejscowym

nacięciu chirurgicznym i przepłukaniu rany środkiem

dezynfekującym. Następnie nakłada się lekki porowaty

opatrunek. Według lekarza jad stonogi przypomina jad

Page 114: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

brązowego pająka Loxosceles reclusa, występującego

powszechnie na środkowym zachodzie i południu

Stanów Zjednoczonych. Przypadki śmiertelne należą do

rzadkości i zazwyczaj wywołane są przez wtórne

zakażenie tkanki martwiczej.

Informacje dotyczące jadu stonóg są rozproszone i

często sprzeczne. Tabele z dokładną mocą jadu

poszczególnych gatunków węży, wraz ze śmiertelnymi

dawkami, liczbą ofiar w skali roku i odsetkiem

wyleczonych, są ogólnie dostępne; istnieje też sporo

danych na temat jadu skorpionów i pająków. Gorzej z

informacjami o stonogach. Na szczęście do moich

przyjaciół zalicza się młody człowiek nazwiskiem Dean

Ripa, który świetnie nadawałby się na bohatera

powieści Josepha Conrada.

Dean zajmuje się zawodowo chwytaniem węży i

sprzedawaniem ich ogrodom zoologicznym oraz

prywatnym kolekcjonerom. Jest to niebezpieczne i

marnie płatne zajęcie. Trzykrotnie został ukąszony, a

koszty dalekich podróży w poszukiwaniu jadowitych

węży ledwo się zwracają. Kiedy wybrał się w długą

podróż do Ghany, wódz pewnego plemienia zmarł w

dniu przybycia Deana do wioski i mój przyjaciel ledwo

uszedł z życiem. Mniej więcej w czasie tej wyprawy, w

odpowiedzi na moje pytania o jad, napisał do mnie

poniższy list.

Drogi Hall,

w odpowiedzi na Twoje pytania o stonogi: żyje

około trzech tysięcy gatunków. Rozmiary stonóg

Page 115: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wahają się od centymetra średnicy do trzydziestu

centymetrów długości; mają one od piętnastu do stu

siedemdziesięciu siedmiu par nóg. Do polowania

służy im para gruczołów jadowych ze szczypcami

umieszczonymi na pierwszym segmencie tułowia.

Stonogi są oczywiście parzyście symetrycznymi,

metamerycznie segmentowanymi zwierzętami, o

podwójnym brzusznym rdzeniu nerwowym, ze

zwojem nerwowym w każdym segmencie i

skupiskiem tkanki nerwowej nad i pod

wnętrznościami w odwłoku. Stonogi są stworzeniami

dymorficznymi. Zewnętrzne narządy płciowe

samców są często ukryte w segmencie odbytowym,

co może utrudniać ustalenie płci. Atoli lekki nacisk

często powoduje wysunięcie narządów.

Pytasz o jad. Istnieją liczne, choć rozproszone

prace na temat wpływu jadu stonóg na człowieka.

Dawniejsze świadectwa pisane donoszą o zgonach

wywołanych ugryzieniem stonóg, ale współcześni

autorzy zazwyczaj nie dają im wiary. Ponieważ nie

widziano napastnika, mógł nim być równie dobrze

wąż lub skorpion. Znana jest historia o dużej

stonodze, która przepełzła po brzuchu i klatce

piersiowej oficera konfederatów, zostawiając za sobą

szereg ciemnoczerwonych śladów. Wkrótce pojawiły

się gwałtowne, bolesne konwulsje, którym

towarzyszyła znaczna opuchlizna w miejscu

ugryzienia. Ofiara zmarła dwa dni później.

Ugryzienie europejskiej Scolopendra cingulata

wywołuje ból oraz w najgorszym razie zapalenie,

Page 116: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

obrzęk i powierzchowną martwicę, jednak ból szybko

znika, a objawy ustępują po kilku dniach. Stonoga

tego gatunku ugryzła człowieka nazwiskiem Klingel

około trzydziestu razy. W dwudziestu sześciu

wypadkach jedynym objawem był ból, który

ustępował po dwudziestu minutach. W czterech

pozostałych wypadkach ból był silniejszy, podobny

do ukąszenia osy, dłoń i ręka zdrętwiały, ponadto ból

pojawił się w szyi i piersiach. Po jednym czy dwóch

dniach objawy ustąpiły. Niekiedy stonoga gryzła

bezboleśnie, zwłaszcza w godzinę po zabijaniu

czerwców.

Ugryzienie S. heros wywołuje podobno silny ból, a

stonoga, przepełznąwszy po ciele, zostawia czerwony

ślad. S. subpinipes wywołuje silny ból, pęcherze,

opuchliznę, miejscowe stany zapalne, wrzody i

podskórny krwotok. S. viridicornis w Ameryce

Południowej powoduje ośmiogodzinny ból, a po

dwunastu dniach występuje niewielka

powierzchowna martwica. W relacjach mówi się też o

wymiotach, bólach głowy, rozległych opuchliznach

wokół miejsca ugryzienia, którego środek czernieje,

oraz podskórnych krwawieniach, itp.

Bodaj najgroźniejsze gatunki występują w Indiach,

Birmie i na Cejlonie. Powrót do zdrowia po

ugryzieniu tych stonóg trwa długo, niekiedy nawet

trzy miesiące. We wszystkich wypadkach

zanotowano ostre zapalenie gruczołów limfatycznych

z opuchlizną, zapalenie skóry i tkanki podskórnej. Na

ogół w miejscu ugryzienia wystąpił proces

Page 117: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

martwiczy, co czasami prowadziło do owrzodzenia

pełzającego (szybko rozprzestrzeniającego się,

odpadającego nowotworu).

Najpoważniejsze objawy występowały po

ugryzieniu osiągających długość trzydziestu trzech

centymetrów stonóg z wysp Andamanów. Klingel

odkrył, że ugryzienia stonóg, które nie jadły przez

kilka dni, są niegroźne, toteż braku trucizny nie

można tłumaczyć jej brakiem w gruczołach. Biedny

Klingel, ciekawe, czy również tę właściwość

sprawdzał na sobie. Jedyny potwierdzony przypadek

śmiertelny to siedmioletnie dziecko z Filipin,

ugryzione w głowę przez pewien gatunek

Scolopendry.

Skutki ugryzienia stonóg różnią się w zależności

od pory roku. Zimą powodują one najwyżej drobne

krosty, znikające w ciągu godziny. Wiosną, kiedy

stonogi są aktywne, ugryzienie wywołuje zapalenie

mogące trwać trzy dni, bywa, że ugryzienie w palec

prowadzi do opuchlizny dłoni i dolnej części

przedramienia.

Efekt działania jadu stonóg badano przez

wstrzykiwanie go różnym zwierzętom. W roku 1904

niejaki Briot wstrzykiwał jad francuskich stonóg

królikom. Dwa centylitry jadu spowodowały paraliż

tylnej łapy, opuchliznę, ropienie, wreszcie śmierć po

siedemnastu dniach. Wstrzyknięcie innemu królikowi

trzech centylitrów jadu spowodowało śmierć w ciągu

minuty. Briot wnioskował, że jad stonóg, podobnie

jak żmii, wywołuje niemal natychmiastowy paraliż i

Page 118: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

martwicę.

Kilka dni temu pozwoliłem ugryźć się w środkowy

palec bardzo dużemu przedstawicielowi Chilopoda.

Schwytałem tę stonogę w butwiejącym pniaku i

sądząc, że nie uzna mnie za wroga, wziąłem ją w

ręce. Uznała mnie jednak za wroga i zaaplikowała mi

niewielką dawkę jadu.

Doświadczam dziwnych halucynacji, które każą mi

wątpić w zdrowie własnych zmysłów. W nocy budzę

się i stwierdzam, że po pokoju pełzają węże. Drzwi,

które zawsze zamykam na noc, rano zastaję...

otwarte. Są też sny: groteskowo wysoka, chuda jak

szczapa, sięgająca sufitu postać staje nad moim

łóżkiem i przygląda mi się, gdy śpię. Próbuję się

obudzić, ale nie mogę. Przyczyną tych wizji musi być

malaria, chyba że to wina tego przeklętego Ataha.

Nie wiem, co on mi pakuje do jedzenia. Sprawia

przyjazne wrażenie, ale z takimi ludźmi nigdy nic nie

wiadomo. Dziś wieczorem ma mi przynieść kleik,

więc może poproszę go, żeby przyłączył się do

skromnego posiłku. Wtedy zobaczymy, jak stoją

sprawy!

Z oddaniem

Dean Ripa

Miasteczko Esmeraldas skupiło się wokół małej,

głębokiej laguny, na którą dociera się od morza wąskim

kanałem. Lagunę otaczają zalesione góry, miejscami

wznoszące się na wysokość tysiąca metrów.

Podczas sześciogodzinnego rejsu z Trynidadu wiała

Page 119: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

świeża morska bryza, ale kiedy łódź wpłynęła do

laguny, wiatr ustał i łódź otoczył ciężki, przygniatający

skwar. W otoczonej wzgórzami lagunie panowała

martwa cisza. Na zboczach wypatrywałem śladów

ludzkich siedzib, ale ich nie dostrzegłem. Na wzgórzach

musiało być chłodniej; z pewnością wiał tam wiatr.

Łódź zatrzymała się powoli. Nasze bagaże

wyrzucono na brzeg. Nie czekając na napiwek,

marynarze wskoczyli z powrotem, łódź wycofała się i

popłynęła w stronę kanału. Z próchniejącego nabrzeża

spojrzałem ku błotnistym uliczkom i domom. Przegniłe

strzechy pokryto cynkowaną blachą, dachy

przypominały ciało trędowatego.

Już przy pierwszym zetknięciu Esmeraldas wzbudziło

we mnie tak silne uczucie przygnębienia i przerażenia,

jakiego nigdy wcześniej na zaznałem.

Kiedyś podróżowałem po wysokogórskich

miasteczkach w Andach, położonych cztery, cztery i pół

tysiąca metrów nad poziomem morza i przeraźliwie

zimnych. Wszyscy noszą tam szare filcowe kapelusze,

po zachodzie słońca owijają twarze chustami, a oczy

mają zaczerwienione od dymu. Z glinianych chałup nie

sterczą kominy, są tylko otwory w dachach. Panoszą się

dziwne choroby skóry, niekiedy występujące tylko w

jednej dolinie na odludziu; widuje się wielkie

purpurowe narośle na twarzach albo garbusów z

miękkimi garbami, podobnymi do zgniłych melonów.

Po klepisku uganiają się świnki morskie, zjadane przez

ludność - tak samo jak żaby z lodowatych płytkich

jezior na płaskowyżach.

Page 120: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Podróżowałem po wioskach na Saharze, w jednym

hotelu muchy pokrywały stół jak czarny obrus. Muchy...

muchy... zanim weźmiesz do ust kęs jedzenia, obsiadają

go. Zobaczyłem też cmentarze owłosionych Ajnów...

topornie wyciosane z drewna, pomalowane ochrą,

sterczące fallusy na grobach mężczyzn, pęknięte fallusy,

na które sypie śnieg. Tak, widziałem wiele scen

opuszczenia, ale nic nie mogło się równać z martwą,

nieludzką aurą przemocy i zła, jaka spowijała

Esmeraldas.

Z dorożki wysiadł urzędnik i ruszył ku nam wolnym

krokiem. Miał pięćdziesiąt lat i wystudiowaną

niedbałość Petera Lorre w roli skorumpowanego szefa

policji.

- Pasaportes, señores... documentes. - Podejrzliwie

przyglądał się naszym papierom gadzimi oczami

osłoniętymi skórą, szklistymi i szarymi jak oczy karpia.

- Cel waszej wizyty, señores! - szczeknął nagle,

wpatrując się w nas z szaloną wrogością.

- Przybyliśmy tu, aby badać wasze stonogi. Ta wyspa

słynie z wielkich stonóg.

- Ale dlaczego, señores? - spytał błagalnie szef

policji, wyraźnie blednąc.

- Ponieważ nam za to zapłacono. Reprezentujemy

Państwowe Towarzystwo Geograficzne, Smithsonian

Institution oraz muzeum Peabody w Harvardzie.

Obezwładniony tymi imponującymi nazwami,

urzędnik opadł na trzcinowy fotel.

- Oczywiście, oczywiście, powinienem był wiedzieć.

- Otarł twarz brudną jedwabną chustką.

Page 121: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Istotnie, powinien pan. Tak się składa, że mamy

listy z Trynidadu...

Urzędnik, okropnie wystraszony, siedział, ocierając

czoło.

- Listy do burmistrza i gubernatora tej wyspy.

- Jestem jednym i drugim, señor, jak również szefem

policji.

- Świetnie. Zatem te listy polecające są do pana. Czy

to miasto może się poszczycić hotelem?

- Nie szczycimy się, ale jest hotel Splendide.

- Czy może pan znaleźć kogoś, kto zaniesie nasze

bagaże?

- To może być trudne...

W gęstniejącym mroku po nabrzeżu wałęsało się

kilku ludzi. Szef policji skinął na nich ręką i wskazał na

nasze bagaże. Tamci dziwnie coś zaszeptali, zasyczeli,

po czym się rozpierzchli. Nagle stanął przed nami

żylasty człowiek o krzywych zębach, z najeżonymi

czarnymi wąsami.

- Ja José! - Uderzył się kciukiem w pierś. - Tutaj

mnóstwo złych ludzi. - Splunął za czmychającymi

cieniami i załadował nasze bagaże na wóz.

Hotel Splendide wznosi się wokół dziedzińca, na

którym rośnie kilka rachitycznych bananowców i drzew

awokado. Ponieważ na patio wyrzuca się odpadki z

kuchni, stale panuje tam smród gnijących śmieci. O

świcie rozlega się hałas buszujących świń i kur.

Stary Chińczyk, właściciel hotelu, wskazuje ręką na

deskę z kluczami do pokojów. Najwyraźniej jesteśmy

Page 122: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jedynymi gośćmi. Wybieramy pokój od frontu, z oknem

na ulicę i lagunę. W kącie przycupnął wielki szary

pająk.

- On baldzo dobly. Odstlasza stonogi i czalnych

wdowców - mówi właściciel.

Postanawiamy zamieszkać z Arachnidem, jak

ochrzciliśmy naszego dobrego szarego pająka.

Nasz pokój na drugim piętrze jest duży, z hakami na

hamaki i moskitierą w oknie. Siadamy na swoich

kufrach, ponieważ nigdzie indziej się nie da, i

podnosimy sobie nastrój rumem z napojem o nazwie

coca-cola, który podobno zawiera sporą ilość niezwykle

pożądanej kokainy. Rzeczywiście, świetnie pasuje do

jasnego wytrawnego rumu, który wolę od ciężkiego

ciemnego rumu z melasy.

Nasza ekipa składa się z pięciu osób. Jest doktor

Schindler specjalizujący się w botanice; doktor

Schoenberg posiadający encyklopedyczną wiedzę o

pająkach i skorpionach; doktor Sanders, chudy,

jasnowłosy Anglik, jest chemikiem, z kolei Chris Evans

to nasz fotograf.

A ja? Jestem kronikarzem wyprawy. Posiadam też

wiedzę w dziedzinach moich kolegów, co prawda

powierzchowną, ale pozwalającą mi na dostrzeżenie

zależności, które mogłyby komuś umknąć. Przybyliśmy

tu w celu zebrania okazów stonóg, pobrania próbek jadu

i przeprowadzenia analizy i opisu, na ile to będzie

możliwe w tych trudnych warunkach. W tak lichej,

ubogiej okolicy nie będzie problemu z małymi

zwierzętami do doświadczeń, które pomogą nam

Page 123: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

określić moc jadu.

Niech mi będzie wolno wyznać, że do żadnych

stworzeń na tej upiornej planecie nie czuję takiej

nienawiści jak do stonóg. Nie jestem też w tym

odosobniony. Od wielu osób słyszałem, że wyjątkowo

nie cierpią stonóg, skądinąd tak odległych od naszej

rodziny ssaków. Niewątpliwie ważnym elementem

naszej misji jest ustalenie, czy słusznie stonogi

wywołują przerażenie i pogardę - o ile mi wiadomo -

powszechnie. Może są ludzie, którzy lubią stonogi.

Widywałem wprawdzie takich, co głaskali tarantule i

skorpiony, ale nigdy stonogi. Ja sam odnosiłbym się do

takiego człowieka bardzo podejrzliwie.

Dopiero co pieściłem swego kota.

- I jak się miewa mój mały kocurek?

Jaki mężczyzna czy kobieta głaskaliby po brzuchu

stonogę!

- Moja droga dorodna stonoga!

Jeżeli taki człowiek istnieje, radzę natychmiast go

zabić. To zdrajca rodu ludzkiego.

W środku nocy zbudziło nas szuranie i w świetle

latarni ujrzeliśmy Arachnida toczącego śmiertelną

walkę z największą stonogą, jaką w życiu widziałem.

Nie wiedząc, jak interweniować bez narażenia naszego

groźnego sojusznika na niebezpieczeństwo,

dopingowaliśmy z boku. Patrzyliśmy, aż Arachnid wziął

górę nad stonogą, która obrzydliwie wiła się i skręcała,

odsłaniając okropne żółte podbrzusze. Należy przy tym

dodać, że miała już odgryzioną głowę.

Następnie Arachnid uczcił zwycięstwo, przystępując

Page 124: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do uczty. Sen po czymś takim okazał się niemożliwy.

Wstaliśmy o świcie. Stało się jasne, że musieliśmy

znaleźć lepiej strzeżone lokum. Szczęście nam dopisało.

Kilka lat temu (ludzie nie określali tego precyzyjnie)

na wyspie wybuchło powstanie. Na jego czele stanęła

wykształcona w Anglii rewolucjonistka Dolores. Jak

powiedział nam szef policji, całe zdarzenie miało

bardzo tajemniczy przebieg. Najemni robotnicy rolni

nieoczekiwanie chwycili za broń i opanowaliby całą

wyspę, gdyby nie interwencja oddziałów brytyjskich.

Rebelianci okopali się na południu, gdzie ściągali z

ludności daninę, a zbudowane przez nich fortyfikacje i

tunele można oglądać do dziś. Sytuacja patowa

utrzymywała się przez mniej więcej dwa lata. W końcu

powstańców wyrżnięto, a Dolores została publicznie

powieszona.

Stare więzienie rozbudowano, by pomieścić

więźniów dostarczonych przez Brytyjczyków; dodano

dziedziniec, otoczony murem ze strażnicami. Pięciu

przywódców powstania osądzono i powieszono. Innych

deportowano na Trynidad i zmuszono do wieloletniej

pracy na plantacjach. Zwykłych rebeliantów trzymano

przez kilka miesięcy w więzieniu, potem przewieziono

na inne wyspy.

Od szefa policji usłyszałem, że pospolite

przestępstwo jest niemożliwe. Wyspa jest mała i każdy

zna każdego. Szef policji przytknął palec do oka. Ta

nieustanna obserwacja wszystkich przez wszystkich jest

jedną ze specjalności Esmeraldas. Najbardziej

pożądanymi przedmiotami są lornetki i teleskopy, a

Page 125: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

twój status określa sprzęt obserwacyjny, na jaki cię stać.

Całe miasteczko nurza się w oparach szantażu. Dzieci

donoszą za drobne i cukierki. Nasuwa się oczywisty

wniosek: głównym szantażystą w Esmeraldas jest szef

policji.

Podczas rewolucji wszyscy mieszkańcy zostali

donosicielami, ponieważ nikt nie wiedział, ilu

rewolucyjnych konspiratorów przeniknęło do

miasteczek na wybrzeżu. Proces rebeliantów ugrzązł w

labiryncie tak sprzecznych zeznań, że Brytyjczycy

przenieśli go do trybunału wojskowego na Trynidadzie.

Za skromną opłatą wynajęliśmy więzienie. Ponieważ

zbudowano je z myślą o licznych więźniach, było dość

przestronne. Trzy drewniane strażnice runęły, ale

czwarta wciąż była w niezłym stanie.

Przypomnieliśmy szefowi policji, że przybyliśmy na

wyspę w celu badania stonóg.

- Jest pewien człowiek, który wie dużo o tych

zwierzętach... za dużo - powiedział szef. - Mieszka w

głębi wyspy - dodał z wymownym gestem,

świadczącym, że był niskiego zdania o każdym, kto

mieszkał „w głębi wyspy".

Pomocny naukowiec stanowiłby prawdziwy skarb, a

odległość nie mogła być duża. Wyspa nie ma więcej niż

trzynaście kilometrów średnicy. W takim miejscu każdy

wie, gdzie kto mieszka, a już na pewno cudzoziemiec.

Mimo to ludzie, do których się zwracaliśmy, udawali,

że nikogo takiego nie znają: za daleko - mają inne

sprawy na głowie - on wyjechał.

Page 126: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Wreszcie José, za astronomiczną kwotę, zgodził się

zaprowadzić nas do jego domu.

- Oni mają strach. - Uderzył się dłonią w chudą pierś.

Muy macho, nie bać się ludzi stonóg. To wszystko

brednie.

Zabraliśmy prowiant na jeden dzień, uzbroiliśmy się

w maczety i pistolety 410 z podwójną lufą, naładowane

szóstkami. Przekonałem się, że jest to najskuteczniejsza,

w pełni wystarczająca broń, kiedy może grozić

niebezpieczeństwo tylko ze strony węży bądź ludzi. Na

Malajach sprzątnąłem człowieka, który wpadł w szał;

strzeliłem mu w szyję z obu luf z odległości trzech

metrów.

Błotnista droga urwała się nagle w zaroślach i

krzakach. Roślinność zupełnie nie przypominała

południowoamerykańskiej dżungli, bo w ogóle nie było

tu dużych drzew. Mijaliśmy palemki, krzewy, palmy

kokosowe i bananowce. Szło się ciężko; raz po raz

musieliśmy torować sobie drogę maczetami.

Próbowałem wyciągnąć od naszego przewodnika

trochę informacji o kulcie stonogi.

- Kim są ludzie stonogi?

- Źli ludzie... - José splunął. - Mnóstwo szaleni...

wielbią pieprzonego robaka.

Przypomniałem sobie o egipskich skarabeuszach, o

Bogini Skorpiona i częstym motywie stonogi w

ceramice Majów. Jedna ze stronic kodeksu

majańskiego, skądinąd wątpliwej autentyczności,

przedstawia przywiązanego do łoża człowieka, któremu

Page 127: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zagraża wielka, długa na dwa lub dwa i pół metra

stonoga.

- Czy oni się zbierają?

José zmrużył chytrze oczy.

- Być może.

Postanowiłem na razie na tym poprzestać.

Ścieżka wiła się stromo w górę; panował duszący

upał. Czułem się bardziej zmęczony, niż uzasadniałyby

to warunki. Odnosiło się wrażenie, jakby przygniatał

nas jakiś potężny, złowrogi ciężar. Przewodnik

kilkakrotnie błądził i musieliśmy wracać po śladach.

Jego pies, mieszaniec airdale teriera, pobiegł przodem,

ujadając.

Czułem, jakbyśmy szli już wiele godzin, ale zegarek

wskazywał, że minęła dopiero godzina. Nagle dobiegło

nas gwałtowne szczekanie, jakby pies coś zwęszył.

Kiedy jednak dotarliśmy na miejsce, ujrzałem dół

zasłonięty liśćmi palmowymi, skąd dochodził

udręczony jazgot. Zajrzawszy do głębokiego na blisko

dwa metry dołu, zobaczyłem wijącego się psa,

nadzianego na zaostrzone bambusy. Najwyraźniej była

to pułapka zastawiona przez rebeliantów.

- Dios - powiedział od razu José. - Pobrecito...

Najlepiej będzie, jeśli go pan zabije, señor.

Wyciągnąłem pistolet i strzeliłem psu w głowę.

Potem przeładowałem i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Los psa nie wzruszył przewodnika. José otworzył

szkaradnie usta i dźgnął palcem.

- On za dużo jeść... Tu życie jest ciężkie.

*

Page 128: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Około południa wyszliśmy na polanę, gdzie stała

chata na palach.

- Aquí, señores.

Z werandy wolno wyszedł nam na spotkanie

człowiek. Jak rzadko poczułem do niego

natychmiastową antypatię. Wysoki i chudy mężczyzna

miał długie, zmierzwione włosy w kolorze rudoblond i

brudne krzaczaste wąsy. Wykrzywił twarz w grymasie -

który miał być uśmiechem - odsłaniając przegniłe zęby i

ziejąc tak cuchnącym oddechem, że cofnąłem się o

krok. Nie mogłem się odważyć, żeby podać mu rękę, ale

najwyraźniej wcale tego nie oczekiwał. Po prostu stał

tam, zagradzając dostęp do swego domu.

Jego matowoszare, pokryte bielmem oczy były w

nieustannym ruchu, ale ani razu na nas nie spojrzały.

Wiercił się w bardzo nieprzyjemny, spastyczny sposób,

jakby jego dłonie i stopy żyły własnym życiem.

Przedstawiłem nas, a on przy każdym nazwisku kiwał

głową i milczał.

- Jesteśmy z muzeum Peabody. Przyjechaliśmy badać

miejscowe stonogi i zebrać okazy.

Na dźwięk słowa „stonogi" człowiek drgnął, a jego

wąsy zadrgały.

- Powiedziano nam, że może nam pan pomóc.

- Nic nie wiem - powiedział niezwykle grubiańsko. -

Zajmuję się motylami. Stonogi można chyba znaleźć w

innej części wyspy... na zachodzie. - Wskazał ręką z

rozczapierzonymi palcami.

- Cóż, wobec tego nie będziemy więcej zabierać panu

czasu. - W tej chwili wyobraziłem sobie, jak

Page 129: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wyglądałaby jego twarz trafiona kulą kaliber sześć.

Spodziewałem się, że zamiast krwi wyciekłby z niej

jakiś ohydny biały płyn.

Odwróciliśmy się na pięcie i odeszliśmy.

- Muy malo recibido - zauważył José.

Wyspa Esmeraldas zaciera się w umyśle Halla. Przez

kilka nocy nie może posunąć się dalej, aż pewnego

ranka budzi się ze snu o Miejscu Ślepych Dróg:

Od wielu dni płyną w dół rzeki, szerokiej na półtora

kilometra i stale się rozszerzającej, o brzegach jak

zielona linia albo niewidocznych w porannej mgle.

Nasza łódź składa się z dwóch krytych dłubanek

połączonych bambusowym pokładem. Dwa maszty na

żagle do łapania słabego porannego wiatru służą też do

zawieszania brezentu, który chroni ich przed słońcem i

deszczem. Na noc najczęściej przybijają do brzegu.

Przewodnik wyszukuje szybszy prąd na środku rzeki,

a potem wpływa na prądy boczne prowadzące do

brzegu, jak zjazdy z autostrady. Niekiedy mijają farmy z

nieukończonymi, a już zniszczonymi budynkami,

niewielkie uprawy bananów i juki, bulwy obecnej na

każdym cynowym talerzu w Amazonii.

Rzeka powoli się zwęża i łódź nabiera szybkości.

Przewodnik jest teraz czujny, przepływa z prądu na prąd

jak surfer, a drzewa i piaszczyste brzegi zostają w tyle.

- Zbliżamy się do przesmyku!

Woda cicho szumi, zostawiają za sobą wąski

przesmyk. Tuż pod powierzchnią Neferti widzi trawę;

musiała zostać niedawno zalana. Przed nimi wznosi się

Page 130: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ściana zieleni, ale nadal korzystając z bystrego nurtu,

udaje im się wpłynąć wąskim korytem na rozległe

jezioro. Wkrótce tracą ląd z oczu.

Prąd nagle zamiera, łódź dryfuje coraz wolniej, aż w

końcu nie porusza się.

„Leniwa jak malowana łódź/Na malowanym

oceanie".

Woda jest przejrzysta jak powietrze. Trzydzieści

metrów w dole widzą wielkie głazy, przechodzące w

atramentową czerń, która rozpościera się pod nimi jak

atłasowy gobelin, poruszający się czasem, kiedy

przepływają pod nim kształty. W przejrzystej wodzie

pod powierzchnią nie widać ryb; o ich obecności można

wnioskować jedynie z poruszeń i fal ciemności na

obrzeżach pola widzenia.

Jezioro rozciąga się ku niebu we wszystkich

kierunkach - rozległe, okrągłe, niebieskie zwierciadło, z

linią czerwieni w miejscu, gdzie słońce dotyka wody.

Lekka fala dochodząca z czarnej głębiny, znak tego, że

przepływa jakieś wielkie stworzenie, łagodnie kołysze

łodzią.

Przewodnik zagląda do mapy, która rozkłada się jak

akordeon. Na jaskrawej mapie widnieją rysunki

niezwykłych istot. Niektóre wrastają w ziemię głową w

dół; z nóg wyrastają im pędy.

- Najbliższy prąd za pięćset kilometrów - cedzi

przewodnik. - Możemy wiosłować.

- Wiosłować? - powtarza Neferti, wskazując na

słońce, które od minuty nie ruszyło z miejsca.

Przewodnik Wilson, który stracił licencję białego

Page 131: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

myśliwego za zastrzelenie nosorożca z bazooki, kieruje

na Nefertiego swoje zimne błękitne oczy, które stale

zdają się patrzeć prosto w lufę.

- Trzeba tylko pchać. W wodzie w ogóle nie ma

tarcia. - Szybko przeciąga dłonią w wodzie. Czarny cień

rzuca się i zęby kłapią tuż za palcami Wilsona. -

Widzisz, ile byś przeżył w wodzie? Zero tarcia... ryby

głębinowe potrafią poruszać się z niewiarygodną

prędkością.

- A nie moglibyśmy po prostu dmuchać z rufy?

- To na nic. W powietrzu też nie ma tarcia. Musimy

sobie poradzić bez powietrza i wody. Hm... - Nagle jego

oczy rozbłyskują piekielnym blaskiem. - W Eton

urządzaliśmy zawody w waleniu konia... wiecie, na

szybkość i odległość. Szybkie chłopaki preferowały

lekką broń palną, a ci, co spuszczali się daleko, woleli

długi zasięg. Nawet sześćset metrów. Może gdybyśmy

tak stanęli na rufie i odpalili... oceniam, że preferujesz

szybkość, zgadza się?

- Tak. Jeśli jestem w humorze, wystarczy jakieś

dwadzieścia sekund.

- No to lepiej bądź napalony i w humorze. Za

godzinę, właściwie za pięćdziesiąt minut, zacznie

zamarzać metabolizm... więc musimy się sprężać.

Ciśnienie różnicowe powinno nas wypchnąć ze

współrzędnych zamarzania...

Neferti potakuje i z roztargnieniem zrzuca przepaskę

biodrową, jak gdyby porzucał ją na zawsze. Mruży

podłużne zielonożółte wężowe oczy jak gad, który

zastyga w niemym oczekiwaniu na łup. Sutki, uszy i nos

Page 132: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przybierają barwę jaskrawej, pulsującej czerwieni.

Wilson, doskonały jak posąg, stoi nieruchomy z

wyjątkiem poszukującego, nabrzmiałego fallusa,

wypatrując zimnymi niebieskimi oczami odległego celu

na horyzoncie. Jest... celownik się ustawia... jądra mu

tężeją. Zaczyna naciskać spust. To wzbiera z jego

długich, chwytnych palców u nóg i stóp. Szczupłe ciało

Wilsona lśni jak rybia łuska. Zwija się w węzeł w

Punkcie Jeden Nefertiego, pięć centymetrów pod

miejscem, gdzie byłby pępek, gdyby go miał. Wydziera

się z niego ryczące, rozszalałe zwierzę, kozo-koto-jeleń.

Krzyczy w fantastycznej agonii, kiedy rogi przebijają

się mu przez czaszkę, a z nosa tryska krew.

Wilson strzela. Cel znika z celownika. Łódź płynie,

najpierw powoli, potem coraz szybciej.

- Naprzód! - krzyczy Wilson.

Trzymając się siedzeń, ledwo powstrzymują łódź

przed pruciem jak przebity harpunem marlin. Skręcają

w prąd płynący z prędkością trzydziestu kilometrów na

godzinę.

- Wyspa Stonóg - mówi Wilson, wskazując ręką.

Z odległości pięćdziesięciu metrów czują zapach

wyspy, czarny owadzi smród, który wnika w ubranie i

włosy. Czujesz, jakby oblazły cię stonogi.

- Spokojnie, chłopie. Na początku to powala każdego.

Kiedy wychodzą na wapienne nabrzeże, otacza ich

grupa urzędników w brudnych mundurach, którzy w

gnijących kaburach mają zardzewiałe pistolety.

Wyciągają ręce jak żebracy.

Page 133: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Documentes, señores. Por favor... pasaportes -

zawodzą.

Wilson odpycha ich wielkopańskim gestem, a

urzędnicy padają na plecy i próbują wstać jak

przewrócone żuki.

- Idziemy do Explorers Club. Podają tam przyzwoite

steki i zimne piwo.

Ciemne ulice oświetlają tylko lampy naftowe,

umieszczone tu i ówdzie w kioskach. Nikt do nich nie

wchodzi, żeby kupić stare pocztówki i czasopisma,

pleśniejące zapiekanki wieprzowe w celofanie lub

przeterminowane batoniki. Nikt nie wchodzi.

Wszędzie wokół przewalają się tłumy półnagich ludzi

o oczach głodujących.

- Oni muszą się przemieszczać. Biedne dranie, nie

mają gdzie kimać. Kiedy stają, przewracają się i już po

nich, tak jak się stało z tamtymi na nabrzeżu. Jesteśmy

na miejscu.

Dom wygląda tak, jakby przeniesiono go z St. James

Square w tę okolicę pustych placów, śmieci i

rynsztoków. Krawędzie domów są równe i regularne,

ale porosłe mchem i pnączami obsypanymi

żółtozielonymi kwiatami, które wydzielają upiorny

smród odchodów i burdelowych perfum. W środku

słabe żółte światło daje złowrogi blask.

- Kolejna przerwa w zasilaniu - rzuca Wilson przez

ramię.

Zza kontuaru recepcji wychodzi człowiek w

zapleśniałym uniformie, po którym pełzają ślimaki bez

Page 134: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

skorup, i zastępuje im drogę.

- Czy jest pan członkiem, sir? - Wpatruje się w

Wilsona władczym, surowym wzrokiem.

Wilson popycha go palcem, tamten pada na podłogę,

wije się na plecach i lekko macha nogami w powietrzu.

- Na twoim miejscu bym na niego nie nadeptywał

ostrzega Wilson. - Ohyda. - Rusza marmurowymi

schodami do baru.

- Co jest, George? Umarlak przy drzwiach?

- Przykro mi, sir. Naprawdę mi przykro, ale obecnie

zatrudnienie żywej pomocy jest niemożliwe... Poza tym

dzięki niemu hołota nie miała dostępu do Delegacji.

Rozumie pan, co mam na myśli.

- Szkocka z lodem, George, i...?

- Pernod.

- Pernod, już nalewam. Piękno całej sytuacji polega

na tym, że tylko nieliczni dociągają do wypłaty. -

George nachyla się. - Nie dalej jak trzy dni temu pijany

robol odrąbał głowę naszemu ostatniemu. Był mocno

wstrząśnięty.

- Wyobrażam sobie. Macie wolne pokoje, George?

- Klub jest pusty, sir. Możecie zająć dowolny pokój,

ale byłbym wdzięczny, gdybyście zamieszkali na tym

piętrze. Dzięki temu nie będę musiał wchodzić na górę,

ach, te moje plecy.

- Cóż, George, przykro byłoby patrzeć, jak wchodzisz

bez nich. Powiedz w kuchni, żeby przysłali nam dwa

steki z zimnym piwem. Będziemy pod osiemnastką, w

końcu korytarza.

- Żartowniś z pana, panie Wilson - śmieje się George.

Page 135: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Zrobię steki i zaraz przyniosę.

Pokój pachnie opuszczeniem, jak hotel w kurorcie

poza sezonem. George rozkłada dla nich na stole

brudne, zatłuszczone talerze.

- George, ten dżentelmen z „National Geographic"

przyjechał tu badać warunki.

George patrzy posępnie na Nefertiego.

- Nie mam pojęcia po co, sir. Moim zdaniem im

mniej się mówi, tym lepiej.

- George, był tu kiedyś hiszpański profesor, autorytet

w tej dziedzinie... Należał do Klubu.

- A, tak, pamiętam. Cudzoziemiec, sir. Nie odwiedzał

nas już jakiś czas, ale mamy jego adres.

- Świetnie, możesz go wsunąć rano do butów pana

Nefertiego. Powiedz, czy uniwersytet nadal działa?

- Nie mam pojęcia, sir. Jeśli chce pan znać moje

zdanie, to właśnie tam zaczęły się kłopoty... Od

rozruchów studenckich.

- Sprawy są nieco bardziej skomplikowane, George.

- Tak, sir. Często tak jest, sir. Czy to wszystko, sir?

Dobranoc, sir.

Nazajutrz, po dobrym angielskim śniadaniu, ruszamy

w drogę. Niezły spacer. Jedyna taksówka w Strefie jest

na okrągło zajęta przez Delegacje. Jest to teren gruzów,

pustych placów i nieukończonych, rozsypujących się

budynków. Niektóre, dziesięciopiętrowe z

żelazobetonu, najwyraźniej miały być domami

mieszkalnymi. Teraz na piętrach koczują arabskie

Page 136: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rodziny z kozami i kurczakami.

- Czy to prawda, że żyje tu monstrualna stonoga?

- Owszem. Widziałem ją na własne oczy... Porzygać

się można. Smród zwala człowieka z nóg.

- Żywi się ofiarami z ludzi?

- Cóż, można tak powiedzieć.

Zwarty szereg budynków, nie większych niż

trzypiętrowe, wzniesionych z glinianych lub

betonowych połączonych byle jak elementów, w wielu

miejscach blokuje drogę, a ta biegnie górą po rampach

albo dołem tunelami. Całość przypomina wielkie

gniazdo sklecone przez owady, które z powodu

narkotyku straciły poczucie symetrii.

- Sam musisz wybrać ulicę... niektóre są zatkane na

amen. Bóg jeden wie, ilu umarlaków gnije w tych

brudnych norach.

- Co tu się wydarzyło?

- Cóż, nastąpił krach na giełdzie. - Wilson wskazał na

kłębiący się tłum. Potrafi przewidywać jego ruchy i

poruszać się wśród niego niemal tak szybko, jakby on i

Neferti mieli ulice tylko dla siebie. - Ujmijmy to tak:

kraj jest prosty, wsiórsko prosty. Państwo bankrutuje. W

skarbcu nie ma złota, a emitowane pieniądze są bez

pokrycia. Dochodzi do całkowitego krachu, a

banknotami można się podetrzeć. To samo stało się

tutaj. Emitowali fałszywe akcje ludzkie, bez pokrycia.

Zero złota. Tutejsze rezerwy mieściły się w Jednostkach

Energetycznych Sek. Obecnie są one całkowicie

pozbawione Sekem. Początkowo próbowali

kombinować, odbierać ludziom po kilka jednostek,

Page 137: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

licząc na to, że nikt się nie połapie.

- Ile jest tych potwornych stonóg?

- Najpierw była tylko jedna. Potem unowocześniła

technologię i teraz musi ich być ze trzydzieści.

- Czy odczuwają braki Sek?

- Chryste, nie. Wprost kwitną, podobnie jak

większość owadów i niektóre rośliny. Potrzeba Sekem

jest potrzebą ssaków. Zauważyłeś, że tu w ogóle nie ma

zwierząt? Żadnych kotów ani wiewiórek!

- Przypuszczałem, że zostały zjedzone.

- Nic podobnego. Opuściły wyspę. Przybył flecista i

wywabił je swoją grą.

Wilson odwraca się i ogarnia wzrokiem tłum.

- Narzucające się rozwiązanie to wykopać cholernie

duży dół i zmusić ludzi dźganiem, żeby tam wleźli.

Wciąż reagują na dźganie. - Szturcha jednego człowieka

ostrymi prętami na końcu laski elektrycznej. Ten

wydaje nieludzki krzyk i odbiega na dwa metry.

- Widzisz, co mam na myśli? Chcesz zobaczyć

stonogi, tak? Włóż maskę.

Przed nami widnieje ściana wychudzonych ludzi,

wielu całkiem nagich, z odrażająco zdeformowanymi

genitaliami.

- Wygląda na to, że będą nam potrzebne nasze gnaty.

Są to rewolwery kaliber dziesięć, z trzydziestoma

trzycalowymi nabojami w magazynku. Podstawa i

czubek naboju są z twardego metalu, a między nimi

znajduje się miękka warstwa, która pod wpływem

uderzenia rozpłaszcza się do rozmiarów półdolarówki.

- Taki nabój nie przebiłby ludzkiego ciała, boby się

Page 138: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozpłaszczył. Wchodzi za to w owadzie ciało.

Ruszajmy.

Rewolwery prawie nie wydają odgłosu; rozlega się

tylko trzask, jakby wyskakiwał korek z butelki

zwietrzałego szampana. Efekt jest jednak dramatyczny.

Ciała rozpadają się jak zgniłe melony.

- Włóż ten jednorazowy ortalion, chłopie.

Odziani w ortaliony do kostek, brną w przestrzeni

wyrąbanej przez strzały; poodrywane szczypce i szczęki

jeszcze drgają. Ortaliony zostają ostrożnie wrzucone do

pojemnika na odpadki.

Latające stonogi bzyczą, składając jaja w

nieszczęśnikach.

- Patrz, jak będą się wylęgać.

Nagi człowiek szarpie ciało z krzykiem, gdy głowy

stonóg przebijają mu się przez skórę, tryskają

strumienie ropy i krwi. Milczący tłum przechodzi;

ludzkie twarze są puste, katatoniczne. Człowiek wierzga

konwulsyjnie, kiedy głowa stonogi wysuwa się z jego

penisa. Druga wydostaje się przez oczodół. Wilson

zabija ofiarę jednym strzałem ZH&KP-7.

Gąszcz wąskich przejść między czterema piętrami

boksów, długich na metr osiemdziesiąt, głębokich na

metr dwadzieścia i wysokich na półtora metra. Górne

boksy są w połowie puste, bo tylko nieliczni mogą się

tam wdrapać po drabinkach sznurowych i żerdziach z

wyciętymi stopniami. Dolne boksy pełne są zmarłych i

umierających, którym ledwo starcza energii, by

wylewać pomyje na błotniste ścieżki między klitkami.

Page 139: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Na nagich wzgórzach i wśród zrujnowanych domów

boksy nikną.

Docierają do małego amfiteatru z wapiennymi

ławkami wokół okrągłej, wyłożonej gładkim marmurem

areny o średnicy siedmiu metrów. Na środku areny

wznosi się kamienna stela, pokryta drobnym pismem z

włosków, oczu, odnóży i szczypiec stonóg. Znaki drgają

i falują, tworząc spazmatyczne wzory, które przecinają

się, nachodzą na siebie, nieruchomieją i pełzają. Cały

kamień pulsuje ohydnym życiem. Pod stelą leży

człowiek, przywiązany skórzanymi pasami do łoża.

Nogi łoża z twardego drewna tkwią w starożytnych

otworach w marmurowej arenie.

Widzowie są całkiem nadzy, mają na sobie tylko

niezwykłe złote naszyjniki i bransolety w kształcie

stonóg z opalowymi oczami. Wargi się rozchylają, w

powietrzu unoszą się zaraźliwe oddechy, twarze kurczą

się i pełzają na czaszkach, w wielkich oczach lśniących

jak czarne zwierciadła odbija się obmierzły, szalony

głód.

- Odżywiamy się razem ze stonogą.

La jeunesse dorée z Pedeville.

Neferti i Wilson przepychają się do pierwszego

rzędu. Lękliwe Pędy, jak nazywają się miejscowi,

uciekają przed nim.

Słychać szum płynącej wody. Kiedy zbiornik się

napełnia, w głębi amfiteatru unosi się krata z brązu.

Wyłania się głowa potwornej stonogi, cuchnącej tak,

jakby sęp narobił na gnijące kraby. Kiedy stonoga się

zbliża, przywiązany człowiek zaczyna krzyczeć.

Page 140: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Stonoga unosi głowę, jakby czegoś szukała.

Neferti staje u wezgłowia, z jedną dłonią swobodnie

wspartą na steli, drugą wyciągniętą ku stonodze, która

podpełza z przerażającą prędkością. Palce Nefertiego są

nogami stonogi w powietrzu, płynny gest sprawia, że

starodawne pismo rozsypuje się w proch.

Stonoga zwija się w powietrzu po raz ostatni i w

postaci czerwonego pyłu osypuje się na kamienne ławy.

Leżący człowiek rozchyla skórzane pasy, które

rozsypują się w czarny proch.

Zadanie wykonane.

Page 141: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

5

Neferti idzie zaułkami na przedmieściach Memfis,

zamieszkanych przez biedotę. Śledzą go oczy, w

których odbijają się nędza, choroby i głód. Ludzie

odwracają się od niego, kobiety zasłaniają twarze,

ponieważ jest skrybą i należy do elity, która wzbudza

nienawiść i lęk.

Neferti urodził się nad morzem jako syn rybaka. Jego

rodzina była biedna, ale nie głodowała jak ci ludzie tu,

w głębi lądu. Jest pewien skorupiak - zwany

skorpionem morskim - niezwykle ceniony przez

bogaczy, a Neferti wiedział, gdzie szukać tych

stworzeń, podobnie jak zawsze potrafił wyczuć w domu

obecność skorpiona czy stonogi. Umie je wyczuć, tak

samo jak wyczuwa niebezpieczeństwo. Skorpiony

morskie wypuszczają identyczne sygnały, słabsze, ale

mimo wszystko wyczuwalne.

- Zatrzymaj łódź. Tu są skorpiony morskie.

Kiedy dostarczał ten rarytas zamożnym klientom,

często składano mu propozycje. Neferti zdążył już

zdecydować, czy dana propozycja jest dla niego

korzystna. Wkrótce nadarzyła się okazja, jakiej szukał:

zaproponowano mu stanowisko skryby starego

pederasty Sesostrisa.

Neferti uczył się hieroglifów z zapierającą dech w

piersiach szybkością. Sesostris nigdy jeszcze nie miał

takiego ucznia. Neferti wiedział, że ściągnie na siebie

Page 142: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

niebezpieczeństwo, zwracając na siebie uwagę,

zwłaszcza wybitnością. Czas jednak nie był jego

sprzymierzeńcem.

Każdego dnia Neferti zapisywał, z kim ma się

spotkać i jak zamierza postąpić. Oczywiście starannie

ukrywał ten eksperyment przed Sesostrisem. Idąc,

Neferti umie myśleć hieroglifami, pisać z mijanych

rysunków: rogata sowa, nogi, oczy, usta, czekająca

pusta droga. Idąc, pisze: nadchodzić, jego nogi i oczy

czekające na drodze; snop zboża na polu; sterczący

członek pod przepaską. Nadchodząc, czekać na ciebie

od dawna: nogi, oczy, usta, droga, wskazująca dłoń,

sterczący członek, snop zboża.

Poszczególne hieroglify można narysować na wiele

różnych sposobów. Można z nich stworzyć obraz,

obrazy z kolei mogą się poruszać. Tablice z

hieroglifami można ustawiać w rozmaite kombinacje.

Neferti zaprojektował własne hieroglify, oznaczające

całe tablice, a także sposoby ich łączenia. Wzlatująca

rogata sowa oznacza miejsce połączenia tablic.

Abata pełnił funkcję Probierza Skrybów, a ponieważ

skrybów było znacznie więcej niż dostępnej pracy,

Abata stał się bardzo ważny, a jego pozycję można było

porównać z rolą współczesnego krytyka sztuki.

Skrybowie dzielili się na kilka szkół: tradycyjną,

naturalistyczną, funkcjonalną, sytuacyjną, punktową,

losową i układankową. Abata niezmienne wybierał

najbardziej konwencjonalne, sztywne i banalne wzory

pisma, przez co szkoły wykonujące te martwe śmiecie

Page 143: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zalewały rynek. Pozycja Abaty była jednak zagrożona.

Handlarze zasięgali rady u własnych probierzy. Nawet

najbardziej prostaccy parweniusze z wyłaniającej się

warstwy kupców narzekali na jego nudne malowidła na

murach, pod każdym kątem i w każdym świetle

wyglądające identycznie.

- Chcemy pisma ze szkoły układankowej.

W dziełach tej szkoły hieroglify składają się na

większy obraz: oko, członek, woda, ptaki i zwierzęta

opowiadają pewną historię. Na pierwszy rzut oka jest to

tylko obraz, ale po chwili hieroglify wypływają z chmur

i wody, wyskakują ze zwinnych jaszczurek, biegną z

zającami symbolizującymi godziny, siedzą z ropuchą

liczącą milion lat, wytryskują z odchodami rzucanymi

przez gniewną małpę, ciurkają ze strumieni, chłopiec

onanizuje się w cieniu sowiego skrzydła, kurek na

dachu wiruje na wietrze.

Władza Abaty zależała od skutecznego nakłaniania

innych probierzy do popierania jego sądów, co ostatnio

stawało się coraz trudniejsze. Coraz powszechniej

uważano, że marny gust Abaty zagraża rynkowi. Inni

probierze, węsząc rozchodzący się smród porażki,

zaczęli go unikać, a stary wyznaczył cenę za

zlikwidowanie Abaty. Z każdego zaułka czy bramy

mógł polecieć nóż. Abata miał ochroniarzy, ale jeden z

nich mógł pracować dla twierdzy Alamout.

Czasy były niespokojne. W niebiosach toczyła się

wojna, ponieważ Jedyny Bóg dążył do eksterminacji lub

zneutralizowania Wielu Bogów i ustanowienia władzy

absolutnej. Kapłani opowiadali się to po jednej, to po

Page 144: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

drugiej stronie. Od południa, wschodu i od strony

pustyń na zachodzie nadciągała rewolucja. Możni

trzymali w ręku nie tylko całą ziemię i bogactwa, ale

także Zachodnią Krainę. Prawo do mumifikacji, a

zarazem do nieśmiertelności, przysługiwało jedynie

członkom wybranych rodów.

Neferti opowiedział się po stronie rebeliantów i

wyznawców Wielu Bogów. Kapłani Jedynego Boga

wydali nowy edykt przeciwko sodomii. Karą było

wbicie na pal. Związki Nefertiego ze starym pederasta,

skrybą Sesostrisem, stały się nader niebezpieczne.

Patron Nefertiego był dobrodusznym, chwiejnym

człowiekiem. W ostrym sporze wokół pojęcia Jedynego

Boga nie potrafił się opowiedzieć po żadnej ze stron.

Neferti łagodnie zwracał mu uwagę, że neutralnej

pozycji nie da się utrzymać, zwłaszcza w obliczu

nowego edyktu. Wrogowie Sesostrisa tylko czekali na

taką okazję. Próbując nie robić sobie wrogów, stary

pederasta na pewno nie zyskał żadnych przyjaciół

godnych zaufania.

Neferti zamierzał zdobyć tajemny papirus Zachodniej

Krainy. Skrybowie tacy jak on nawet nie mieli prawa

wiedzieć o istnieniu takiego papirusu. Na wypadek

aresztowania Neferti nie rozstawał się z alabastrowym

flakonikiem z trucizną, nosił też cienki sztylet ze

żłobkowanym czubkiem zanurzonym w jadzie kobry.

Skrybowie terminatorzy mieszkali w dormitoriach,

gdzie obowiązywała surowa dyscyplina. Dotychczas

Nefertiemu nie zagrażały te uciążliwe warunki, a to

dzięki jego znajomości z Sesostrisem. Wyjątkowo

Page 145: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

traktowany, a także ze względu na posiadane zdolności,

stał się obiektem nienawiści i zawiści, twardych jak cios

pięścią i ostrych jak siekiera.

Hieroglif plującej kobry chroni człowieka. Neferti

wie, gdzie plunąć i jakiego jadu użyć; ma też

sojuszników myślących tak samo. Teraz jednak jego

pozycja była mocno zagrożona. Podtrzymując związek

z Sesostrisem, wyznaczał coraz to nowe miejsca

spotkań: jednego dnia był to pokój w wiosce, innego

sekretne groty i zatoczki.

Wszyscy skrybowie poznawali egipski panteon: Ra,

Bast, Seta, Ozyrysa, Amona, Horusa, Izydę, Nut, Hator.

Wielu bogów jest znanych tylko grupie

wtajemniczonych, jak na przykład wrzeszczący

skorpion: pół kot, pół skorpion, zrodzony podobno ze

związku Bast z Boginią Skorpiona. Wyposażony w

ogon pełen zabójczego jadu, kocie pazury i owadzie

szczęki, jest przywoływany tylko w najstraszliwszych

klątwach. Jest też Bóg Stonoga o ciele stonogi, z kłami

jadowymi wyrastającymi z gruczołów szyjnych, o

przezroczystej ludzkiej głowie, w której za czerwonymi,

fasetowymi oczami jarzy się rozżarzony do białości

mózg. Jego ukąszenie powoduje śmierć w potwornych

męczarniach; ofiara smaży się żywcem. Bóg Stonoga

żyje w grotach z czerwonego piaskowca w rozżarzonej

Upalnej Krainie na południu.

Z gliny i twardego drewna Neferti wytwarza kostki,

na których kreśli wypukłe hieroglify. Potem wystarczy,

że odciśnie kostkę w tuszu, i może odbijać hieroglify na

Page 146: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

papirusie. Demony i pomocników można powołać do

istnienia i nadać im funkcje oraz kontekst. Posiadają

szczególne właściwości, broń, sposoby dostępu,

wrogów i przyjaciół, panów i służących.

Jeden z pomocników ma charakterystyczne

wgłębienie na czubku członka, gdzie Stwórca

pozostawił odcisk kciuka. To był niewielki kciuk, nie

większy niż palec, ale znacznie dłuższy, z trzema

stawami. Pomocnik ten zostawia po sobie woń piżma i

pioruna, błękitny zapach morskiego wiatru. Nazywa się

Dawca Wiatrów. Chyży, o lekkich kościach, potrafi

śmigać po bagnach i lotnych piaskach, wspinać się na

skarpę lub ścianę pałacową. Długimi, cienkimi palcami

może zmiażdżyć człowiekowi szyję albo urwać mu

rękę. Jest pomocnikiem w groźnych podróżach i

niemożliwych ucieczkach. Zna Bangutot, sznur z

nasienia, który dusi śpiącego nieprzyjaciela, zna

zapachy męstwa i niebezpieczeństwa, fretek i

pikantnych koronek poplamionych przez promieniste

podróże.

Jego odpowiednikiem u Majów jest Ah Pook, patron

uliczników, wędrowców i wyrzutków (twarz z

zielonego marmuru, pełne okrągłe wargi, gorejące oczy

jak jadeitowe szparki). Ah Pook zna dzielnice nędzy

Tenochtitlán, nory i cuchnące zaułki Stonogowego

Miasta. Ma gładki, przezroczysty zielony członek,

wydziela woń grzybów, muchomorów, dżungli,

nieujarzmionych dzikich kotów, orchidei, mchu i

kamienia.

Innym pomocnikiem jest nastoletni Ka boga Samu.

Page 147: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Olśniewająco piękny, zna wszelkie sekrety seksu i

zalotów. Jest jedynym obrońcą przed boginiami

seksualnego zniszczenia i śmierci w orgazmie,

wampirycznej Lilith oraz Ixtab, bogini sznurów,

wnyków i perwersyjnego seksu. Jego członek jest

pulsującą rurą, pełną opalizującego różowego światła.

Jego słodki i ciężki zapach płonie w ciele, wywołując

ukłucia i fale rozkoszy. Ma płomiennorude włosy. Drży

przed nim nawet omdlewająca z miłości bogini Bast.

Pomocnik Uzdrawiacz jest spokojny, siwy, o dobrej,

nieszczęśliwej twarzy, doświadczył bowiem wiele bólu.

Jest zręczny i szybki: pod jego palcami ból ustępuje, a

choroba się cofa. Przynosi ze sobą woń czystych

bandaży i wiatru o świcie po gorączkowych majakach

oraz sen po bezsennej nocy.

Każdemu pomocnikowi odpowiada demon lub

przeciwnik. Wielu gra obydwie role. Istnieją demony

nękane bólem bezzębnej, bezpłodnej nienawiści, które

żyją tylko po to, by ranić. Zamieszkują one ciała złych

starych stróżów i dozorców.

Faraon jest wyznawcą Jednego Boga, ale nie ma

poparcia gwardii pałacowej. Wcześniej czy później

zostanie zamordowany. Neferti nie chce się angażować

w przegraną sprawę, której zresztą i tak się

przeciwstawia, nadal jednak podlega faraonowi i jego

tajnej policji. Są wszędzie, obserwują i nasłuchują.

Ludzie poruszają się jak w pantomimie, udając

niewinność.

O każdej porze dnia i nocy faraon może wezwać

Page 148: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wszystkich w pałacu na audiencję.

- Faraon oczekuje! Chodźcie!

Nie ma czasu, żeby się ubrać, tylko pospiesznie

narzucona szata i znowu ruszamy.

Przed faraonem ustawiają się szeregi. Strażnicy

pałacowi, wywodzący się z kasty genetycznych

eunuchów, starannie szukają broni. Na dany znak świta

pałacowa bardzo wolno przesuwa się przed tronem.

- Stać!

Każdy zatrzymuje się u stóp faraona na badanie.

Faraon, o alabastrowej twarzy i czarnych wężowych

oczach, patrzy na ciebie, wokół ciebie, na wskroś

ciebie; szuka sztyletu w twym umyśle, nasłuchuje

ukradkiem szeptanych słów, węszy za potem lęku

podszytego poczuciem winy. Strażnicy stoją w

pogotowiu po obu stronach tronu. Kiedy faraon daje

znak laską, żebyś szedł dalej, próbujesz ukryć uczucie

ulgi. Teraz wskazuje laską i strażnicy wyciągają kogoś z

tłumu.

Neferti jest biegły w sztuce telepatycznego

blokowania i mylenia tropów. Nie można opróżniać

swego umysłu, bo natychmiast zostałoby to

dostrzeżone. Trzeba stworzyć całkowicie nieszkodliwą

umysłową przykrywkę, do której faraon będzie mógł się

dostroić: „Dla mnie faraon jest bogiem". Nie można

jednak przesadzić.

Naturalnie wrogowie próbują wykorzystać audiencję

na swój użytek. Telepatyczni brzuchomówcy potrafią

rzucać nielojalne myśli: „Jak długo mamy znosić tego

obmierzłego wieprza faraona? Nasz czas nadejdzie...

Page 149: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

niedługo, bardzo niedługo".

Są też miotacze zapachów, którzy potrafią rzucić

zapach na człowieka na zatłoczonej ulicy. Ludzie

odsuwają się z sykiem, pozostawiając ofiarę w kręgu

oczu płonących nienawiścią i pogardą. Zdarza się, że

miotacz zapachu wykorzystuje audiencję do

zdyskredytowania rywala i sprawia, że staje on przed

faraonem, cuchnąc odchodami. Jest to jednak

niebezpieczny eksperyment, ponieważ doświadczony

miotacz potrafi odrzucić smród ze zdwojoną siłą.

Grzech tajemnych malowideł się pleni, chociaż jest

karany wbiciem na rozżarzony do białości pal z brązu.

Ukryci malarze dzielą się na plemiona. Neferti należy

do plemienia kobry. Jego członkowie nigdy nie rozstają

się z narzędziami umożliwiającymi samobójstwo i

spotykają się w sekrecie, by porównywać broń

stosowaną przy samobójstwach i zabójstwach. Chętnie

zabierają ze sobą na tamten świat tylu ludzi, ilu się tylko

da.

Miejsca ich spotkań nie są sekretne w tym sensie, że

są ukryte. Dla postronnego obserwatora wyglądają jak

zupełnie zwyczajny dom czy gospoda. Gdyby

niepożądany obcy wszedł do środka, nie zobaczyłby nic

godnego uwagi, a raczej pustkę, brak czegokolwiek, co

mogłoby wzbudzić jego zainteresowanie czy

przyjemność. Jedzenie nie jest właściwe niesmaczne,

ale są to właśnie te potrawy, których nie lubi. Jeśli

podejmie próbę zbliżenia seksualnego, zakończy się ona

szorstkim orgazmem, zarówno bolesnym, jak i

Page 150: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

odrażającym. Pościel nie jest brudna, ale sprawia

wrażenie takiej i cuchnie brudem.

Jeden ze smakoszy piszących recenzje do

przewodników turystycznych udał się do takiego

przybytku i wyszedł z kubkami smakowymi

pozamienianymi miejscami. Niczym Szalony Koń,

grany przez Jimmy'ego Durante, przewraca oczami przy

obmierzłych przystawkach, sardynkach wyjadanych z

puszki łyżką do butów i popijanych green river.

Potrawy mięsne składają się z odpadków z lokali

zamkniętych przez Instytut Higieny, przyprawionych

starym keczupem i popitych koktajlem wiśniowym,

pełnym granulek nierozpuszczonego słodu

syntetycznego, kupowanego na tony. Na deser ananas z

puszki i sałatka z prawoślazu.

Niepożądani goście najczęściej od razu gonią do

wyjścia i nie wracają.

Do pokojów młodzieży zakrada się pewien

szczególny gatunek wampirów, mogących przybierać

męską lub żeńską postać. Nie sposób się oprzeć

rozkoszom, jakie oferują, a ofiara jest całkowicie

zaabsorbowana tymi nocnymi wizytami, przed którymi

nie chroni żaden zamek w drzwiach ani zaklęcie. Ofiara

traci wszelkie zainteresowanie kontaktami z ludźmi.

Żyje tylko dla odwiedzin wampira, przez co staje się

coraz słabsza i bardziej wycieńczona. Na koniec

przypomina chodzącą mumię.

Podobne odwiedziny zdziesiątkowały tereny wiejskie

i teraz wielkie posiadłości świecą pustkami. Od dawna

podejrzewa się, że wampiry są duchami mumii, które w

Page 151: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ten sposób osiągają nieśmiertelność i zdobywają energię

potrzebną do utrzymania Zachodniej Krainy.

Rewolucja rozprzestrzenia się, a partyzanci zajęli

wiele opuszczonych posiadłości.

Przywódca partyzantów Mementot rzucił straszliwą

groźbę:

- Rozwalę każdą pieprzoną mumię, jaką dostanę w

łapy. Zachodnia Kraina bogaczy jest cała we krwi

fellachów, wznosi się na ciałach i kościach fellachów,

rozświetla ją duch fellachów.

Sterroryzowani bogacze sprowadzili z południa

najemników, brudnych Etiopów, którzy czerpią rozkosz

z torturowania więźniów. Powszechną rozrywką jest

palenie ofiar w muślinie. Nieszczęśnika owija się

kawałkami muślinu nasączonego pszczelim woskiem na

podobieństwo mumii, a następnie podpala, by bawił

zebranych tańcem mumii przy akompaniamencie

fletów... Przenikliwe dźwięki w ohydny sposób

naśladują krzyki poparzonego.

- Dalej! Dalej! Dalej! - skandują, obsikując się ze

śmiechu.

Rozlega się drgający syk i partyzanci atakują jak

milczące głodne duchy. Jeden ucina mieczem zwęgloną

głowę tańczącej mumii. Wykrzywiona we wstrętnym

grymasie, głowa toczy się pod nogi najemników. Kiedy

ich obrzydliwe pragnienie zadawania cierpień zostaje

zaspokojone dzięki ostrej stali, najemnicy, opuszczeni

przez mocodawców, którzy pozamykali się w

cytadelach, nieruchomieją jak marionetki i albo

przyłączają się do partyzantów, albo wycofują się do

Page 152: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Upalnej Krainy na południu.

W Upalnej Krainie jest siedem studni artezyjskich, a

osady skupiają się wokół cennej wody. Domy są

szczelnie pozamykane, z wyjątkiem ekranów

wentylacyjnych, impregnowanych oliwą, która zabija

owady. Człowiek wychodzący na dwór także musi

natrzeć oliwą wszelkie odsłonięte części ciała, włożyć

strój z wielu warstw jedwabiu i buty do kolan.

Wychodzi się tylko nocą, kiedy temperatura spada do

pięćdziesięciu stopni. Domy chłodzi się warstwami juty

stale polewanej wodą, której parowanie daje więcej

chłodu, w miarę jak skwar na zewnątrz się nasila.

Studnie są zasilane przez podziemne rzeki, które

czasami zmieniają bieg. W Japonii ludzie kąpią się w

takim ukropie, że trzeba trwać w całkowitym bezruchu,

dopóki woda nie ostygnie. Jeden ruch, a śmiertelnie się

poparzysz. Tu, w Upalnej Krainie, to samo dotyczy

powietrza, tyle że ono się nie ochładza. Jeden szybki

ruch i zaraz zaczynasz się smażyć. Przejście przez pokój

zajmuje godzinę. Od mówienia spalisz sobie wargi i

udusi cię spękany język. Tak mijają trzy miesiące, po

czym przychodzą powoli masy chłodniejszego

powietrza, studzącego twe płonące ciało, i boskie wiatry

niosące deszcz.

Tylko w tym regionie występują pewne cenne

minerały: metal dający się kształtować jak glina, który

twardnieje i robi się twardy jak brąz, metal, który jarzy

się łagodnym zimnym płomieniem, wydzielając

miarowy, cichy deszcz śmierci. Nawet jeden kontakt z

Page 153: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

tą substancją prowadzi do śmierci po kilku tygodniach.

Ciało i wnętrzności usychają, kruche kości łamią się jak

sucha trzcina. Maść z metalu chroni przed śmiertelnym

oddziaływaniem płonącego srebra.

Tajemni malarze z plemienia kobry zebrali się w

nędznej gospodzie. Popijają wyśmienite wino z

glinianych kubków. „Niewłaściwy gość" dostałby wino

pasujące do naczynia, kwaśną zawiesinę oblepiającą

zęby i usta. Malarze nie uważają wszystkich obcych za

niepożądanych, których należy się jak najszybciej

pozbyć. Są jednak pewni ludzie przynoszący pecha i

tych sobie nie życzą: donosiciele, szpiedzy nadworni,

dostarczyciele plotek, szaleńców i religijni szubrawcy.

Jak zwykle porównują narzędzia służące do

samobójstwa i zabójstwa, zatrute szpilki, pierścienie,

klamry, kolczyki i zęby, truciznę wszytą pod skórę,

ubrania nasączone trucizną. Jako środek do

samobójstwa jady kobry i mamby są szybkie,

bezbolesne i nawet dość przyjemne. Niektórzy z

malarzy są uzależnieni od jadu kobry.

Jad kobry, ususzony i podawany w starannie

dobranych dawkach przez wdmuchiwanie roztworu w

ciało za pomocą zaostrzonej rurki, wywołuje łagodną

euforię, trwającą do trzech godzin. Regularne użycie

prowadzi do uzależnienia, a człowiek staje się odporny

na jad. Co jest przydatne przy używaniu kobry jako

broni.

Jad kobry jest obecnie stosowany wyłącznie w

obrzędach inicjacyjnych oraz przez grupę

Page 154: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zaawansowanych adeptów, którzy porozumiewają się

sykami, gadzimi pomrukami, a niekiedy lodowatymi

wrzaskami rozwścieczonego gada. Stopniowo stają się

zmiennocieplni i przestają śnić. Symptomy odstawienia

są bardzo bolesne; temperatura krwi spada do

dwudziestu czterech stopni, by w ciągu kilku godzin

wzrosnąć do trzydziestu siedmiu. Wtedy wszelkimi

dostępnymi sposobami należy powstrzymywać

pacjentów przed samobójstwem. W wypadku braku

jadu jedynym lekarstwem są ogromne dawki heroiny.

Nie zawsze ma się kobrę pod ręką, ale tylko nieliczni

decydują się na to niebezpieczne uzależnienie. Na

szczęście nałóg nie rozwija się szybko.

Teraz przechodzimy do bardziej żałosnych akt: hm,

tak, Reggie Carlton... anonimowe rysy, które nie

wiedzieć czemu są bardzo przykre. Człowiekowi zbiera

się na mdłości... ohydny członek sterczący tuż pod

pępkiem, pomarszczony i purpurowoczarny na końcu.

Spłaszczona pała podrywa się, wokół czubka

ociekającego zabójczym jadem widnieją

purpuroworóżowe guzki. Martwe, puste oczy, ohydny

kutas. Za jego plecami żebrzą zdeformowane dzieci.

Wszystkie kutasy są zdeformowane, niektóre

opuchnięte i nabrzmiałe, inne cienkie jak ołówki,

rozwidlone członki z drobnymi kłami nacierają na

siebie, tryskając jadem; odbyt, w którym znajdował się

członek; członek wyrasta powoli z pępka.

Te demony rodem z Boscha są pokrewne żmii

gabońskiej, gadowi z symetrycznym wzorem w

Page 155: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kolorach brązowym, czarnym i białym, grubemu jak

zwykłe udo, z tępo zakończonym ogonem. Po obu

stronach łba w kształcie szpadla znajdują się

przezroczyste szaroróżowe gruczoły jadowe, a na pysku

dwa małe purpuroworóżowe rożki, które wijąc się,

węszą za ofiarą (repliki koguta gabońskiego). Zamiast

wić się jak wąż, żmija gabońska pełza na żebrach prosto

przed siebie, niczym zdecydowana gąsienica.

Mimo napęczniałego, apatycznego wyglądu żmija

gabońska potrafi poruszać się wystarczająco szybko, by

schwytać poruszającego się szczura lub przerażoną

dłoń. Jad ma właściwości hemotoksyczne i

neurotoksyczne, toteż ukąszenie często prowadzi do

poważnych uszkodzeń układu nerwowego. Jad

działający na krew utrzymuje w miejscu jad nerwowy,

który sprawia, że ofiara staje się podatna na gangrenę i

inne zakażenia. Jeśli człowiek nie umiera od ukąszenia

wielkich, ociekających jadem zębów żmii gabońskiej,

często zostaje na zawsze sparaliżowany. Jedna ofiara

jest sparaliżowana od szyi w dół, inna powoli umiera z

powodu rozwijających się zakażeń. Rękę już

amputowano, zakażenie dociera do mózgu.

Na domiar złego żmija gabońska warczy, jak

warczałby pies, gdyby był zmiennocieplny. Warkot ten

sięga końca epoki gadów, kiedy pojawiły się zwierzęta,

mniej więcej rozmiarów wilka, będące po części

gadami, a po części już ssakami. Mogły być

zmiennocieplne, z sierścią i gadzimi zębami. Wyglądały

całkiem interesująco. Inne były stałocieplne, pokryte

łuską, z wilczymi zębami. Co się z nimi stało?

Page 156: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Najpewniej nawalił termostat.

Wyznawcy kultu Bra praktykują stan czujnego,

złowrogiego uśpienia, który może przejść w zimną

histerię zabójczej wściekłości. Kult ten czci wiele

gatunków jadowitych węży, które żują, jedzą i karmią

się śmiercią. Mamba spada z drzew niczym zielony

błysk, z rozwartymi małymi szczękami, albowiem ten

długi, smukły, delikatny wąż, nie grubszy niż solidna

laska, ma sto osiemdziesiąt centymetrów długości.

„Bardzo szybki. Bardzo dobry", jak powiedział Ernest

Hemingway o generale Omarze Bradleyu. Zęby mamby

są niewielkie, nie występuje podrażnienie ani

opuchlizna. Ofiara może nawet nie wiedzieć, że została

ukąszona, dopóki nie zaczną jej się plątać słowa i nie

wystąpią problemy z chodzeniem aż do upadku. Po

godzinie następuje śmierć w chwili przybycia do

szpitala, o ile w ogóle jest szpital, do którego można

przybyć. Żadnego bólu.

Według Brasów Boonowie są dość pospolici.

Grupa ospałych Brasów zebrała się w mieszkaniu

przy Cheney Walk, w którym jest jak w egipskim

ogrodzie w południowym skwarze. Grzejniki niestety

nie działają. Człowiek z London Electric, jedynej firmy

upoważnionej do naprawy grzejników, mruknął coś o

„części" trzy tygodnie temu i tyle go widziano.

Sycząc, słuchają opowieści Sanduna o tym, jak trzech

Boonów opróżniło gejowski bar w Chelsea.

- Siedzą przy barze, w białych krawatach jak z

Page 157: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

reklamy Arrow Collar z lat dwudziestych autorstwa E.

C. Leyendeckera. Od pasa w dół są nadzy. Jak gdyby

nigdy nic sączą szampana, kiedy ohydni Boonowie,

warcząc, spryskują ich śmiercionośnym jadem.

Pięćdziesięciu wrzeszczących gejów utkwiło w wyjściu.

- Boonowie poszukują naczynia, które zapłodni ich

zabójczą spermę, więc co pewien czas robią takie

rekonesanse. Jednak cioty padają jak martwe gołębie.

Jad przeżera swój własny otwór. Boonowie się

wycofują.

- To niegodne naczynia. Zwijajmy się stąd, niech ci

kolesie skisną we własnym sosie. Są brudni.

- To było niezłe przedstawienie. Na pewno warte

grzechu.

Obszar kontrolowany przez oddziały faraona się

kurczy. Poza jego granicami rozpościera się pustkowie,

gdzie nikt nie sprawuje władzy; opuszczone posiadłości

ziemskie, pałace i wille mogą należeć do każdego, kto

je zajmie.

„Albowiem bogacze biednieli, biedacy zaś się

bogacili. Ten stan rzeczy utrzymywał się przez sto lat" -

pisze kronikarz.

Posiadacze ziemscy, którzy uciekli do miasta, zasilili

szeregi nowej biedoty, utrzymując się przy życiu z

pracy fizycznej i dzięki wsparciu dworu. Ich posiadłości

dostały się w ręce buntowników, którzy nie mogąc

sprzedawać produktów na dużą skalę, zajęli się uprawą

ziemi, rybołówstwem i myślistwem tylko na własne

potrzeby...

Page 158: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

W pomieszczeniu zebrało się trzydziestu mężczyzn i

chłopców. Łuki i włócznie postawili pod ścianą, zasiedli

do długiego stołu i zabrali się do picia destylowanego

wina. Rozmawiają o różnych demonach, jakie

spodziewają się napotkać po śmierci, która może im się

przytrafić w każdej właściwie chwili. Wojownicze

plemiona, niezadowoleni najemnicy i byli żołnierze

włóczą się po okolicy jak sfory psów. Zebrani powołują

się na Księgę Umarłych oraz inne teksty i mapy

porozkładane na stole.

Dekretem demonicznych strażników mumifikacja

stała się nieodzownym warunkiem nieśmiertelności w

Zachodniej Krainie. Ale właściwie dlaczego?

Najwyraźniej mumie pełnią funkcję naczyń do zbierania

i przechowywania plazmy fellachów, niezbędnej do

zachowania ich panów. W zamian za to ssące mumie

otrzymują warunkową nieśmiertelność jako wampiry,

które doi się niczym mszyce.

Jeden Bóg, wsparty przez władzę świecką, zostaje

narzucony masom w imię islamu, chrześcijaństwa i

państwa, ponieważ każdy ze świeckich władców chce

być tym Jedynym. Być człowiekiem inteligentnym lub

spostrzegawczym pod takim jarzmem to być

„wywrotowcem".

- A ty na co się gapisz?

Starzy bogowie będą ledwie wegetować jako atrakcje

turystyczne.

- Kupi pan amulet? Zmniejszoną głowę? Zaostrzoną

kość? Baldzo bludna! Baldzo mocna!

Page 159: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Jeden Bóg może poczekać. Jeden Bóg to czas.

Stopniowo każda spontaniczna i żywa istota uschnie i

umrze jak stary dowcip. Co sprawia, że stary dowcip

staje się stary i martwy? Powtarzanie.

Kto zatem powołał do życia wszystkie te piękne

stworzenia, koty, lemury, norki, drobne delikatne

antylopy, śmiertelnie niebezpiecznego błękitnego węża,

drzewa, jeziora, morza i góry? Ci, którzy potrafią

tworzyć. Żaden naukowiec by tego nie wymyślił.

Naukowcy odwrócili się plecami do stworzenia.

Amulet, proszę pana?

Pełen gwoździ.

Dobry amulet.

Działa bez zarzutu.

Zmniejszoną głowę?

Wyrosną włosy.

Zaostrzoną kość?

Baldzo bludna.

Baldzo moćna.

Zachodni uczeni uważają oczywiście, że egipscy

zwierzęcy bogowie to twory fantazji prymitywnego,

zacofanego ludu, któremu nie było dane czerpać

korzyści ze wspaniałych zdobyczy rewolucji

przemysłowej, rewolucji, w wyniku której standardowy

produkt ludzki obala sam siebie, by postawić na swoim

miejscu (o ileż wydajniejsze) maszyny.

Jednak każda fantazja ma podstawy w faktach.

Twierdzę, że gdzieś kiedyś zwierzęcy bogowie

Page 160: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

naprawdę istnieli i z tego właśnie istnienia zrodziła się

wiara w nich. Monolityczne pojęcie Jednego Boga

zmiażdżyło rewolucję biologiczną, która mogła

przełamać bariery międzygatunkowe, wywołując

niewyobrażalny chaos, przerażenie, radość i trwogę,

nieznane lęki i ekstazy, szalone zawroty głowy z

powodu ekstremalnych doznań, niezmierzone zyski i

straty, ohydne ślepe zaułki.

Cóż mają z nami wspólnego ci, którzy rodząc się, nie

poczuli takiego żaru?

Kulty jastrzębia o niebieskich oczach, surowych i

bezlitosnych jak słońce; kulty sowy o wielkich żółtych

nocnych oczach i ostrych jak igły szponach; latające

łasice i gady...

Jeden Bóg ma jednak wagę i czas. Ciężki jak

piramidy, upakowany ponad miarę, Jeden Bóg może

poczekać. Możliwe, że liczni bogowie nie mają więcej

czasu niż motyle, kruche i smutne jak okręcik z

uschłych liści, albo przezroczyste nietoperze, które

rodzą się raz na siedem lat, by wypełnić powietrze

niesamowitą burzą aromatu.

Wyobraźmy sobie Wszechświat Jednego Boga. WJB.

Duch cofa się z przerażeniem przed takim śmiertelnym

impasem. Jedyny Bóg jest wszechmocny i

wszechwiedzący. Ponieważ może zrobić wszystko,

może też nie robić nic, albowiem każda czynność

domaga się swego przeciwieństwa. Wie wszystko, więc

niczego nie musi się już uczyć. Nie może donikąd się

udać, bo jest już, kurwa, wszędzie, jak krowie łajno w

Page 161: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Kalkucie.

WJB jest zawczasu nagranym wszechświatem,

autorem nagrania jest On. Jest to płaski,

termodynamiczny wszechświat, ponieważ z definicji nie

ma w nim tarcia. Dlatego też On wynajduje tarcie i

konflikt, ból, lęk, choroby, głód, wojnę, starość i śmierć.

Jego WJB zwalnia jak stary zegar. Coraz więcej

kosztuje tworzenie coraz mniejszej liczby jednostek

energii Sek, jak nazywamy je w branży.

Wszechświat Magiczny, WM, jest wszechświatem

wielu bogów, często skłóconych. Tu paradoks

wszechmocnego, wszechwiedzącego Boga, który

zezwala na cierpienie, zło i śmierć, nie powstaje.

- Co się stało, Ozyrysie? Mamy głód.

- Cóż, wszystkich nie zadowolisz. Sam kombinuję,

jak mogę.

- Nie możesz nam dać nieśmiertelności?

- Może załatwię wam odroczenie. Doprowadzę was

aż do Duad, ale dalej musicie sobie radzić sami.

Większość ludzi nie może na to liczyć. Najwyżej jeden

na milion, a w kategoriach biologicznych to bardzo

dużo.

Naszą uwagę zwracają noże, odrodzenie i śpiewy.

Wszelka ludzka myśl spłaszczona na suchą łupinę za

rozdwojoną skorupą. Chodząc wśród hieroglifów, on

spłaszcza człowieka i naturę na kamień i papirus. Z

wyjątkiem kamienia i brązu znika wszelka głębia.

Byliśmy nieświadomi perspektywy. Celowo ją

ignorowaliśmy. Płaski świat należał do nas, wszystko w

Page 162: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nim miało kiedyś nazwę, a wszystkie nazwy były kiedyś

nasze. Wraz z pojawieniem się perspektywy, nazwy

uciekają z papieru i rozpraszają się po umysłach ludzi

tak, że nigdy więcej nie można ich przyskrzynić.

Możliwość samobójstwa zagraża ich pozycji. Nie

sprzeciwiamy się temu, że król nosił kiedyś imię, że

stawiano jego kamienne posągi, tajemne w

powszechnym rozumieniu, i... wściekłość ożywionego

prochu, która warczy jak pies... szczekanie i pomruki

czarnego granitowego pogodnego kryształu rozmawiają

w słońcu... odżyć na łodziach bagno w niebo znaczone

tratwami, dym ognisk w porannej mgle. Wszelka ludzka

myśl spłaszczona w teraźniejszości... błyski

niewinności... narodziny i śpiew na mokradłach.

Bóg nikłej szansy, niemożliwości, pijany od ciosów

bokser wstaje z desek i zwycięża przez nokaut, ślepy

Samson burzący świątynię, koń, który z ostatniego

miejsca atakuje do zwycięstwa, Bóg niebezpiecznych

podróży, pomocnik w drodze od śmierci do ponownych

narodzin, w drodze do Zachodniej Krainy.

Możliwość ponownych narodzin czyni twoje

położenie niemal beznadziejnym. On jest bogiem

prawie, bogiem gdyby tylko, bogiem cudów, który

wymaga od swych wyznawców więcej niż jakikolwiek

inny bóg. Nie wzywaj go, jeśli nie jesteś gotowy podjąć

najwyższego ryzyka, zdać się na najmniejszy łut

szczęścia. Szansa wymaga pełnej odwagi i oddania. On

nie ma czasu dla dłużników, sknerów i jęczydusz.

On jest bogiem drugiej szansy oraz ostatniej szansy,

bogiem samotnej walki, nożownika, szermierza,

Page 163: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rewolwerowca, pierwszego podróżnika na dziewiczym

szlaku, pierwszego, który wypróbowuje nowy pojazd

lub broń, na oślep stawia krok w ciemności, staje sam w

miejscu, gdzie nie był jeszcze nikt... Bóg mutacji i

zmiany, bóg nadziei w beznadziejności, przynosi zapach

morza, rozległych otwartych przestrzeni, zapach odwagi

i determinacji... zapach milczenia witającego rezultat.

Wielkie przebudzenie zrodziło się z grozy martwego,

bezdusznego wszechświata. Wszystkie stare autorytety,

takie jak Kościół i państwo, zawiodły. Setki kultów ze

swymi odpowiedziami jawią się jako kłamstwa w

nieuchronnie łagodnym białym świetle Białego Kota, to

kłamstwa, za którymi nie kryje się nic poza

przerażeniem i pustką.

Wszystko zaczęło się od prasy brukowej, „Enquirer",

„People", „The World": STAROŻYTNY PAPIRUS

EGIPSKI DOWODZI, ŻE ŻYCIE PO ŚMIERCI JEST

W ZASIĘGU KAŻDEGO.

W każdym numerze jest mowa o życiu po śmierci:

jakaś gospodyni domowa dostała od zmarłego męża

giełdowy cynk. Wkrótce papirus zaczął przekazywać

bardzo dokładne wskazówki, jak dotrzeć do Krainy

Zmarłych. Wiadomość ta pada na letnie pola golfowe

czekające na deszcz, na wysuszone pustynie

środkowych stanów Ameryki, beznadziejne ugory

rozpaczy; błysk światła i nadziei nad pogrążającą się w

mroku ziemią; wielka chmura w kształcie grzyba z

każdą chwilą bliższa.

Jak marynarze Starego Świata, którzy w olśnieniu

Page 164: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ujrzeli kulistą ziemię, nadającą się do żeglugi i

naniesienia na mapę, tak przebudzeni pielgrzymi

dostrzegają przebłyski leżących poza śmiercią

rozległych obszarów, które można stworzyć, odkryć i

nanieść na mapę, otwarte dla wszystkich gotowych

zrobić krok w nieznane, krok równie drastyczny i

nieodwracalny jak wyjście z wody na ląd. Jest to krok

od słowa do ciszy. Od czasu do przestrzeni.

Rozpoczęła się pielgrzymka do Zachodniej Krainy,

podróż przez Krainę Zmarłych. Przez oblaną morzami

ciszy planetę przetaczają się fale uniesienia. Na

twarzach malują się nadzieja, determinacja i pełna

czujność, jest to bowiem najbardziej niebezpieczna ze

wszystkich dróg, a każdy z pielgrzymów musi spotkać i

pokonać własną śmierć.

Rządy upadają przez zwykłą obojętność. Autorytety,

pozbawione wampirycznej energii, którą wysysają ze

swoich wyborców, zdają się tym, czym są: martwymi,

pustymi maskami manipulowanymi przez komputery.

Co stoi za komputerami? Piloty do zdalnego sterowania.

Oczywiście. Lepiej żeby cię tam nie było, kiedy cały ten

pierdolnik wyleci w powietrze. Nie zostało tu nic prócz

nagrań. Wyłącz je, są tak samo promieniotwórcze jak

stary dowcip.

Spójrz na więzienie, w którym siedzisz, w którym

wszyscy siedzimy. To kolonia karna, która zmieniła się

w obóz zagłady. Miejsce drugiej i ostatniej śmierci.

Rozpacz jest surowcem drastycznej zmiany. Nadzieję

na ucieczkę mogą mieć tylko ci, którzy są gotowi

porzucić wszystko, w co kiedykolwiek wierzyli.

Page 165: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

W tym czasie Neferti mieszkał w pociągach nad

rzeką. Była to dawna stacja rozrządowa Kansas City,

labirynt krętych torów, mnóstwo wagonów pasażerskich

i pociągów towarowych. Stale powstają nowe tory, a

wagony są przesuwane przez lokomotywy manewrowe.

Mieszka tu około tysiąca ludzi.

Sygnał pociągu na dworze. Zabawiamy się sygnałami

pociągów przepuszczanymi przez komory pogłosowe,

zrujnowane magazyny, wybite okna, puste stacje

kolejowe, tanie pokoje hotelowe, samotne bocznice,

stłumione syreny we mgle, wrzaski zbłąkanych kotów,

stawy o zmierzchu, kumkające żaby, świetliki, muzykę

na polu golfowym. Ci, którzy mają stare lokomotywy

parowe, wyprawiają się do Denver i St. Louis. Inni

tkwią na opuszczonych, zardzewiałych, zarośniętych

zielskiem torach i nigdzie nie jadą. Jest w tym jakiś

sens.

Te młodziaki tak strasznie chcą dotrzeć do

Zachodniej Krainy, że nawet gdyby tam się znaleźli,

toby o tym nie wiedzieli. Trzeba iść dalej, dalej, dalej...

dokąd? Im szybciej się przemieszczasz, tym bardziej

wszystko wygląda tak samo. Kukurydza i trawa wyrasta

między wagonami, a wiele z nich oplatają pnącza.

Neferti rozchyla pnące róże i wchodzi do wagonu

restauracyjnego. Czarnoskórzy chłopcy w białych

garniturach wybiegają mu naprzeciw.

- Dobry wieczór, biały szefie, mamy suma

gotowanego żywcem w szczynach szparagowych...

naprawdę pikantny.

Page 166: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Ściągają maski i ciężko siadają...

- Zastanawiam się, czy kiedykolwiek uruchomimy

ten wrak.

- Jeśli chcesz jeżdżących pociągów, oni je mają.

Ciągnie cię do St. Louis, może do Doliny? Chciałbyś

pojechać do House of David i obejrzeć, jak dziewczyny

jedzą gówno? Pycha! Człowiekowi od razu robi się

lepiej. Może chciałbyś się wytarzać w utopionej dziwce,

która przez dwa tygodnie gniła w rzece des Peres?

Burdel Peorii i Pantalon Rose? Denver i Salt Chunk

Mary?

Chłopcy smażą suma na kuchence spirytusowej.

Może rzucić tu kotwicę i się rozejrzeć. Popatrzeć na

tamtą starą rzekę w dole.

Chłopcy częstują się nawzajem martini.

- Proszę, Jones. - Wręcza mu lśniącą

dziesięciocentówkę.

- Uczciwy z pana białas, szefie, naprawdę uczciwy

stary białas. Kiedy umrę, chcę, żeby pochowali mnie

nad panem, z pańskim fiutem w moim tyłku.

- Twoja postawa jest godna pochwały, Jones. Co byś

powiedział na „szefa kelnerów"?

- To muzyka gejowskich zer... chciałem powiedzieć:

sfer, szefie.

Jednak ten numer z kelnerem i białym człowiekiem

się wyczerpuje, a my dobrze o tym wiemy. Pozwólmy

sprawom się toczyć, aż staną w miejscu. Twoja śmierć

zawsze jest z tobą. Nie musisz się uganiać i jej szukać.

Wygląda na słońce zachodzące za rzeką.

- Gdzie moje race dymne, czarnuchu? Chcę mieć

Page 167: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zamglony zachód słońca.

- Zużyliśmy je w Ostatnich Zamieszkach.

Ostatnie Zamieszki były konfrontacją starego

porządku, Kościoła i państwa, rządów

nieprzystosowanych dla nieprzystosowanych,

biologicznym samobójstwem. Kiedy rozwiał się dym,

niewiele pozostało... tylko puste budynki i Sekhu,

ludzkie szczątki.

Po kolacji Neferti wyprawia się na targ. Towary leżą

na pływających domach i nadrzecznych straganach.

Wybiera pistolet pneumatyczny. Do ręcznie

obracanego bębenka można załadować sześć strzałek,

którymi strzela się kolejno. Pistolet ma sześćdziesiąt

centymetrów i wygląda jak flet. Neferti kupuje dwa

zapasowe bębenki, strzałki i wybór trucizn (ośmiornica

jadowita, wąż morski, szkaradnica, cyjanek). Wybiera

funkcjonalny model z hebanu, z aluminiowym

bębenkiem.

Zbiorniczki na jeden strzał, nie grubsze niż długopis,

wykonane są z hebanu, drewna tekowego, kości i kości

słoniowej. Mieszczą się w przyborniku skryby - małe

kałamarze z truciznami, które miesza się, jak malarz

miesza farby. Pistolet z gładką lufą, każdy nabój to

sześć strzałek wielkości gwoździ, które po trzech

metrach rozpryskują się na trzydzieści centymetrów.

Nie możesz chybić. Dasz radę pełnej sali dupków albo

ścigającemu cię tłumowi.

Wypoczęty po postoju na torowisku i oczyszczony

pustką, Neferti jest gotowy do ponownego podjęcia

Page 168: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

niekończącej się podróży poza wzgórza i hen w dal. W

jego stroju znajduje się skomplikowany układ kieszeni,

które mają pomieścić narzędzia, narkotyki i broń.

Neferti studiował w Akademii Sztuczek. Kiedyś w

przebraniu nagiego tancerza wyciągnął przyrząd do

kastrowania wieprzy z krocza rywalizującego z nim

szejka, który usechł i umarł ze wstydu. Z umalowanymi

oczami, szczupłą, zręczną figurą i zabójczymi dłońmi

przypomina bardziej piękną, złą kobietę niż mężczyznę,

co znaczy, że zdołał nakierować kobiecy aspekt swojej

natury na zabójczy, rozżarzony cel.

Neferti idzie dalej, z nabytkami dyskretnie

rozmieszczonymi na całym sobie. Niesie lekki plecak.

W dłoni stalowa laska, zakrzywiona na końcu. Może nią

zaczepić czyjąś kostkę lub gardło - przedłużenie jego

rąk, którym może dotknąć i odsunąć na bok. Czujność

jest uzasadniona - kątem oka dostrzega cichy,

niebezpieczny ruch przeciwnika na stromej bocznej

uliczce. Neferti okręca się i wypala mu w pierś

strzałkami z cyjankiem. Tamten sinieje w mgnieniu oka,

nóż spada z brzękiem na ziemię, napastnik pada.

Do idącego dalej Nefertiego dołącza chłopak.

- Czego pan szuka?

- Ubrań, młody człowieku, dość szczególnych ubrań.

- Ma pan może na myśli ubrania od El Hombre

Invisible?

- Otóż to.

- Są drogie, sam pan zobaczy. Zaprowadzę pana.

- Neferti! Przynosi pan zaszczyt mojemu skromnemu

Page 169: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

sklepikowi. - Stary człowiek wstaje, wpatrując się z

uprzejmą bezczelnością. - Ale czym mógłbym... -

zaciera ręce - panu służyć?

- Potrzebuję płaszcza.

Twarz starego tężeje i robi się chłodna.

- To, o co pan prosi, jest nielegalne.

- Czyż wszystko, co cenne, nie jest nielegalne?

Twarz starego capa rozluźnia się w wyrazie

zadowolenia.

- Oczywiście, trzeba zawsze widzieć sprawy w

szerokiej perspektywie... Tak, mam to, czego panu

trzeba. Proszę spojrzeć.

Przechodzą do skarbca. Na misternych ramach,

udrapowane tak, by pobudzić klienta - w tym wypadku

szczupłego, wzrost metr osiemdziesiąt - wiszą Płaszcze

Mroku i Niewidzialności. Niczym gruby czarny welwet,

gromadzący zawsze więcej ciemności, potrafią wyssać

światło z pomieszczenia lub ulicy.

Neferti wślizguje się w obcisły sweter. Przesuwa

palcami po niebieskoczarnej dżelabie. Są też buty do

bioder.

- Stroje ciemności, señor. Tak, mam różne rozmiary.

Oto płaszcz do noszenia o zmierzchu i o świcie, szaro-

czarny, jak pan widzi, welwetowy w dotyku, szarobiały

welwet w porannym świetle, czarny welwet kryje się na

obrzeżach jak mgła niewywołanego filmu, ścieżka

ciemności. Opończe... tak, człowiek może zarzucić taką

na siebie, rozsiewając smugi mroku, do tego obcisłe

spodnie, golf i rosyjski kapelusz. Strasznie eleganckie.

Jednak staromodne peleryny wciąż są popularne, można

Page 170: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

się nimi okręcić... silny zamach welwetową ciemnością

wybija wsiowemu burakowi głupie słowa z ust razem z

cholernymi zębami.

Neferti drapuje sobie płaszcz na ramionach. Miękki i

lekki jak powietrze, idealnie przylega do ciała. Podobny

do peruki kapelusz zakrywa czoło i przylega do karku

pod płaszczem; buty do kostek stąpają po miękkiej

warstwie mroku.

Neferti wchodzi pod arkady na rynku. Jest późne

popołudnie. Wiele straganów świeci pustkami.

Namacalna cisza pustego targu, ciężka nieobecność

wielu głosów, ludzi wszelkiej maści, którzy spieszą, by

sprzedawać i kupować - wszystko to jest nieobecne, nie

ma nawet przeczącego wzruszenia ramion czy

zmarszczki na wodzie.

Ci, którzy wychowali się na targu, potrafią rozpoznać

rodzaj kupca po ciszy pustego straganu, sklepu lub

miejsca pod kolumnadą, gdzie ma zwyczaj rozkładać

towary. Człowieka wyraźniej określa bowiem to, czym

nie jest, niż to, czym jest, jak gdyby został wykuty z

kamienia. Ruchomy tunel milczenia pozostawiony przez

sprzedawcę wody, chłodnego milczenia, które nie jest

pragnieniem.

Tutaj zalega milczenie głośnego kaleki,

sprzedającego jakiś szmelc. Ledwie wyczuwalna woń

kadzidła, spokój, rozproszenie, mali ludzie posprzątali

po nim. Tężejąca cisza stronników ciszy. Wielu

odwraca się na bok, bo tylko nieliczni są w stanie

oddychać w miejscu, gdzie brakuje słów.

Neferti pilnuje, by nie opuszczać cienia, żeby nikt nie

Page 171: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

dostrzegł plamy mroku tam, gdzie jest światło. Pod

arkadami zawsze jest cień, a zresztą targ jest pusty, no,

prawie pusty.

Mija małą kawiarnię z ławami pod ścianą, gdzie

ludzie piją herbatę z miętą i podają sobie fajki z kifem...

śmiech za jego plecami.

Dociera do placu pełnego gruzu i piachu, gdzie

wyładowuje się towary. Zapach koni, nawozu, wołów,

skóry, ostry smród wielbłądników. Neferti podnosi

wzrok: kłębowisko chmur. Będzie musiał przejść po

cieniach rzucanych przez nie.

Prawie przeszedł; tuż przed nim ścieżka wśród drzew

i szmer wody. Nagle zmienia się wiatr i Neferti zostaje

schwytany przez oślepiające słońce. Szybkim krokiem

rusza dalej.

Rozlega się okrzyk. Dostrzeżono go. Czterech

mężczyzn biegnie w jego stronę, wyciągając noże,

chwytając kamienie i zardzewiałe żelastwo. Neferti

dobywa pistolet pneumatyczny, pac, pac, pac, pluje

małymi podmuchami śmierci.

Jadem kobry trafia przywódcę grupy, brzuchatego

brutala o okrągłej świńskiej twarzy i krzaczastych

rzęsach. Kolczasta strzałka wbija się na cal w twardy,

tłusty, włochaty bandzioch. Grubas rozdziawia gębę,

potyka się i pada na kolana. Góra ciał jak w meczu

futbolu amerykańskiego. Strzałka z jadem szkaradnicy i

we krwi rozlewa się ból jak od żrącego kwasu. Stojący

przed Nefertim napastnik unosi toporek... jad kobry

prosto w otwarte usta. Usiłuje unieść toporek, ale ręce

ciążą mu jak drewniane kłody.

Page 172: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Napastnik trafiony strzałką z jadem szkaradnicy nie

przestaje krzyczeć. Tłum zbiera się nagle, jakby wyrósł

spod ziemi; gapie krążą i kłapią jak pobudzone rekiny.

Nadchodzi chwila, kiedy wszyscy zwrócą oczy na

Nefertiego. Odzywa się ostro:

- Nie widzicie, że ten człowiek ma atak? Natychmiast

sprowadźcie Uzdrowiciela!

Patrzą na krzyczącego wystarczająco długo, by

Neferti zdążył zapaść się w chłodnym cieniu drzewa

Page 173: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

6

Gdy kwiecień deszczu rzęsistym strumieniem

Marcową suszę zmoczy do korzeni

Wtedy i ludzi ogarnia pragnienie

Zbożnej pielgrzymki3

Jest coś podniecającego w idei pielgrzymki, gdy

wiosenny deszcz ożywia uśpione korzenie, rozchodzi

się nagle zapach morza, rozpościera się widok pustkowi

i zapanowuje świąteczna, a zarazem pełna determinacji

atmosfera. Każda taka okazja przyciąga chmary

oszustów, cwaniaków, przewodników i zawodowych

morderców.

Tugowie, oszuści, znowu działają, zjednoczeni w

morderczym bractwie czekają na radosny okrzyk:

- Beeeetho! (Obcy).

Wtedy podróżni przebrani za księgowego, hipisa,

speca od survivalu, rolnika, artystę, pracownika

akademickiego, konserwatystę, popowego muzyka,

agenta CIA i kagiebistę jak jeden mąż zrzucają

przebranie i duszą Beethów.

Jak można ochronić swoją karawanę przed

oszustami? Oczywiście można im uciec, ale nie ma

takiej potrzeby. Oczywistej prawdy duchowej nie

można podrobić, tak jak niepodobna podrobić wiersz,

3 Goeffrey Chaucer, Opowieści kanterberyjskie, tłum. Helena Pręczkowska.

Page 174: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

obraz czy dobry posiłek, a wprawne oko natychmiast

rozpozna oszustwo. Czemu wiec tak wielu słucha

eleganckich kłamstw oszusta, który pragnie wyłudzić od

nich pieniądze za pomocą sztuczki lub przemocy?

Odpowiedź brzmi: jeleń boi się oszusta, boi się jego

silniejszej woli i błyszczących oczu. Słucha go jak

trzyletnie dziecko.

Oszust stawia na swoim.

Lękam się ciebie, wiekowy oszuście.

Lękam się twej kościstej dłoni.

Nie bój się, nie bój, gościu na zjazd

To ciało nie upadło

To było lipne morderstwo z wykorzystaniem

świńskiego pęcherza napełnionego krwią. Oszust udaje,

że zabija wspólnika, bo ten spartaczył interes, na którym

wszyscy mieli zarobić i w który jeleń zainwestował całe

swoje oszczędności. Teraz na jelenia spada

odpowiedzialność za współudział w zabójstwie.

Wywożą go z miasta i zaczynają doić.

- Niestety, mam złe wieści. Krewni domagają się

sekcji.

- Myślałem, że wszystko zostało załatwione.

- My też.

Najpierw muszą opłacić lekarza, żeby podpisał akt

zgonu „z przyczyn naturalnych". Następnie lekarz

zostaje oskarżony o fałszerstwo i wszystkie wystawione

przez niego dokumenty stają się przedmiotem śledztwa.

Na szczęście udało się nam dogadać z kimś z wydziału

Page 175: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rejestrów, kto wyciągnie nasze akta. Nagle pojawia się

nieoczekiwany świadek: strzał zbudził sprzątaczkę,

która leżała zemdlona w schowku na szczotki.

Wszystkich tych ludzi należy „opłacić".

Jeleń boi się oszusta, a zarazem za wszelką cenę

pragnie uczestniczyć w niebezpiecznym, wspaniałym

świcie Żółtego Dzieciaka Weila i High Ass Kida.

Oszust bezlitośnie macha marchewką, a jeleń, wyjąc,

wraca po jeszcze. Zdarza się też, że jeleń przejmuje

inicjatywę.

- Mówię ci, Henry, nie mogę tego znieść. On ciągle

do mnie wydzwania. „Jest robota?". Zmieniam adres, a

ten wynajmuje prywatnego dupka, żeby mnie znalazł.

Ustawił nawet jeleni, i to dobrych. Nie chcę jego jeleni.

Nie chcę jego pieniędzy.

- Czy nie mówiłeś kiedyś, że szukasz idealnego

jelenia? Cóż, chyba znalazłeś to, czego szukałeś. Zdaje

się, że dzwoni twój telefon.

Droga do Waghdas, miasta wiedzy, jest długim,

okrężnym objazdem, wiodącym przez labirynt

ignorancji, głupoty i błędów. Podobnie jak tugowie,

pielgrzymi używają rozmaitych profesji jako

przykrywek i udają, że się nie znają, ale w obliczu

zagrożenia formują zwarty front.

Często sprawdzają nas celnicy, musimy więc szukać

sposobu na ukrycie narkotyków i broni. Narkotyki

ukrywa się jako jedzenie, konserwy i maści, z kolei

broń jako laski i długopisy, dla pozoru rozmontowane

na części, pochowane w butach oraz odzieży i

Page 176: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przytroczone do zwierząt. Czasem trzeba zmusić

zwierzęta do połknięcia narkotyków i amunicji, które

później wyciąga się z odchodów; jeśli czasu jest mało i

potrzebujemy mięsa, zwierzęta zabija się i rozcina.

Grupa, do której dołączyliśmy, liczyła kilkaset osób,

w życiu nie widziałem żałośniejszej i nędzniejszej

bandy złodziei. Wszyscy pragnęli się wzbogacić,

zwabieni opowieściami o złocie, kamieniach

szlachetnych, cennych odmianach drewna i rzadkich

ziołach, które pozwoliłyby im spędzić resztę życia w

luksusie i nieróbstwie. Wiele tu było najróżniejszych

środków transportu oraz jucznych zwierząt; niektóre

ciągnęły wozy i czterokołowe powozy, a te raz po raz

grzęzły podczas rzecznych przepraw i w mokradłach.

Droga do Zachodniej Krainy z definicji jest

najbardziej niebezpieczną drogą na świecie, wiedzie

bowiem poza śmierć, poza podstawowe boskie pojęcia

lęku i zagrożenia. Jest to najpilniej strzeżona droga na

świecie, ponieważ prowadzi do daru przewyższającego

wszystkie inne: do nieśmiertelności.

W tę drogę rusza każdy. Do celu dociera jeden na

milion. Pod względem biologicznym jeden na milion to

bardzo dużo. Egipcjanie i Tybetańczycy odbywali tę

podróż po śmierci, a ich Księgi Umarłych zawierają

bardzo dokładne wskazówki - tyleż dokładne, co

arbitralne.

Kto ustala reguły? W Waghdas, punkcie startu dla

zachodnich pielgrzymów, większość szkół utrzymuje,

że czekanie na śmierć jest bardzo niekorzystne. Jeśli

Page 177: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

oczekujesz na śmierć, podlegasz jej warunkom. Grasz

przeciwko kasynu. Przegrana jest niemal pewna.

Najlepsze, na co można mieć nadzieję, to pomyślne

odrodzenie.

- Nie czekaj, mały. Ruszaj teraz!

- Ale jak?

W Waghdas roi się od ludzi, którzy powiedzą ci jak.

Oto Targ Pielgrzymów w Waghdas, mieście wiedzy.

Jak okiem sięgnąć, ciągnie się we wszystkich

kierunkach. Są tu części podziemne i części orbitalne,

rozległe, skomplikowane konstrukcje wznoszą się

trzysta metrów nad ziemią.

Wiedza ma wiele postaci i kontekstów. Otoczone

krużgankami, porośnięte bluszczem sale, poważna

młodzież w strojach akademickich... to, co typowe, zbyt

często nie jest prawdą - celowo unikane tak jak banał - i

z czasem staje się nietypowe, a wtedy zgodnie z

nieubłaganą logiką mody ponownie staje się prawdą.

Wiedza może być równie wybuchowa jak materia

przechodząca w energię, równie zabójcza jak wirus, na

który jedynym lekarstwem jest śmierć. Wiedza może

łączyć ludzi w tajne bractwa, wiedza o jakimś

niewyobrażalnym czynie lub tak odrażającym

obrzędzie, że obcemu nie pomieściłby się w głowie.

Bracia są bezpieczni dopóty, dopóki będą trzymać się

razem i zachowają milczenie.

Na targu roi się od tajnych stowarzyszeń i stale

powstają nowe. Większość koncentruje się na

pielgrzymce i stosuje rygorystyczny trening, uważa się

bowiem, że tylko on może dać nadzieję na

Page 178: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przetrwanie... Trening obejmuje wiele rodzajów broni i

dyscyplin, medytację, wipassanę, zen, a także syntezy

dawnych nauk z najnowszymi zdobyczami w dziedzinie

badań mózgu i neurologii.

Inne stowarzyszenia żerują na pielgrzymach. Okolica

roi się od wszelkiego rodzaju szarlatanów i oszustów,

sprzedających lipne działki, wille i rezydencje w

Zachodniej Krainie. Siedzisz sobie w swojej pięknej

willi, jakby przeniesionej wprost z Disneylandu, nad

przejrzystym błękitnym jeziorem, z którego woda

schodzi z ostatnim szyderczym „cuuuuukier".

Dziwki, przewodnicy, macherzy i przedstawiciele

biur podróży krążą po targu jak rekiny. Na każdym rogu

stoją mesjasze, którzy przykuwają przechodniów

świdrującym spojrzeniem.

- Twoje życie leży w gruzach.

- Posiadamy jedyną drogę do osobistej

nieśmiertelności.

Swami, rinpocze, praktykujący JEST.

- Oto cała prawda, ludzie, to, co jest tu i teraz przed

wami, a kiedy uchwycicie JEST, zdobędziecie BĘDZIE.

Nieokrzesani specjaliści od survivalu, uzbrojeni po

zęby, wszędzie węszą śmiertelną zarazę.

- Przeklęci zboczeńcy i narkomani.

- Seks oraz przekraczanie granicy stanu i zastrzyki z

marihuany.

Partyzanci komunistyczni głoszą ludowi immoralizm.

- Nie czekajcie. Ruszajcie teraz. Jak?

Są tu kabiny elektromagnetyczne, gwarantujące

natychmiastowe oderwanie się od ciała. Zachowajcie

Page 179: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jednak ostrożność: być może tak naprawdę nie

wychodzicie z ciała, ale jest to jedna z tych

sfingowanych podróży, jak w Mission Impossible, gdzie

delikwent myśli, że wrócił do ojczystej Rosji, podczas

gdy w istocie znajduje się w pomieszczeniu

operacyjnym CIA.

Niebezpieczna droga. Możesz mieć pewność, że na

drodze do Zachodniej Krainy napotkasz każdą pułapkę,

każdy błąd i zasadzkę, jakie od zarania zastawiano na

człowieka.

Nie ma miasta, które przywiązywałoby większą wagę

do mody niż Waghdas; jest to też miasto najbardziej

podzielone i najbardziej wyczulone na najmniejsze

nawet zmiany. Prawda jest taka, że większość

pielgrzymów nie ma o niczym zielonego pojęcia.

Dlatego nieustannie krążą, a każda nowość przyciąga

rozgorączkowaną masę ochoczych pielgrzymów. Mody

przetaczają się przez Waghdas jak huragany przez

Miami albo tornada przez Kansas.

Nowa broń? Och, wcale nie nowa. Stara jak Egipt:

cep. Nagle wszyscy, którzy są kimś, oszaleli na punkcie

cepa: cepy z wplecionymi żywymi wężami, ze

stonogami i skorpionami w cienkich szklanych

pojemnikach, z zatrutymi ogonami jeżozwierzy czy

kostkomeduzą, wyciąganą z akwariowej kabury.

- A, madame, często zastanawiałem się, jaki klejnot

godzien pani niezrównanej urody mógłbym pani

ofiarować... teraz mnie nagle olśniło.

Zręcznie wyjmuje ze zbiornika jadowitą ośmiornicę i

umieszcza na szyi przerażonej kobiety. Ośmiornica

Page 180: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozjarza się jasnoniebieskim światłem, błękit rozlewa

się na twarz kobiety, która pochyla się na krześle i pada

twarzą w pieczoną alaskę.

Potem przychodzi szał na broń pneumatyczną i

długopisy pneumatyczne, jak ołówki rysownika,

wykonane z bambusa i najcieńszego tekowego drewna,

kości słoniowej i hebanu.

- Nie chodzi o broń, kochanie, ale o sposób, w jaki z

niej strzelasz.

Wspaniali goście o przekrwionych twarzach, w typie

starych angielskich pułkowników, potrafią zanieść się

udawanym angielskim kaszlem... ehem... i z każdym

humfha ho wypluwają strzałkę z jadem żmii gabońskiej.

Jak w Masce czerwonej śmierci. Cały klub jest zasłany

ciałami trafionych agentów, którzy krwawią wszystkimi

porami i otworami ciała...

Wytworny młody absolwent Oksfordu z elegancją

trzyma pistolet pneumatyczny z kości słoniowej między

kciukiem a palcem wskazującym, wyrzuca strzałkę...

szput... która po prostu zdmuchuje przeciwnika jak jakiś

paproch. Grubiańskie typy, które bekają strzałkami

niczym karabiny maszynowe... Bek Bek Bek! (Ohydny

agent CIA o żabiej twarzy wybekał cały Bar Parade).

Śpiewający artyści strzałek... świst... strzałka

wyleciała... broń pneumatyczna w kształcie fletów,

garłacze jak klarnety... i trąbki mogące wyrzucić

dziesięć strzałek w rytmie Dead Man Blues. Irlandzcy

tenorzy sypią strzałkami i tabakierkami z zabójczą

tabaką... „A psik" - i wykichuje strzałkę niczym pocisk.

*

Page 181: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Wielu pielgrzymów ma nadzieję wcisnąć się do

środka wyłącznie dzięki stylowi, robiąc to, co

szykowne, na czasie, trendy, robiąc właściwą

swingującą rzecz. Gorączkowo próbują przybierać

modny wygląd, czego efektem są zwichnięte kończyny i

wypadnięty dysk, ponieważ moda galopuje z

oszałamiającą prędkością... niezdarny, zataczający się

numer wyszedł z mody... modny jest numer sprężysty,

zdecydowany, pełen gracji... nonszalancja i

zamaszystość nie jest modna... modna jest gorliwość i

zainteresowanie... seks jest niemodny, seks jest

modny... modny, niemodny... prawo, lewo. Nigdy nie

będzie z ciebie stylowa ciota, Brad, jeśli się nie

wyprostujesz, nieco przygarbisz, rozluźnisz, napniesz...

nie spuszczaj piłki z oczu... naucz się odwracać wzrok...

naucz się patrzeć na... stój... idź... pułapka stylu.

Styl zmienia się coraz szybciej, ponieważ najwyższy

arbiter wydaje instrukcje co tydzień, codziennie, co

godzinę. Ludzie zrzucają nieodpowiednie ubrania na

ulicy, uśmiechając się szyderczo na widok mniej

zwinnych rywali, którzy nie przeszli kursu Alexandra w

szybkim, sprawnym rozbieraniu się i przebieraniu.

Wszyscy noszą saszetki z przyborami toaletowymi na

wypadek nagłej zmiany stylu fryzur; można zobaczyć,

jak obcinają niemodne długie włosy i brody w

restauracjach, na ulicach czy w metrze, włosy unoszą

się w powietrzu i lądują w jedzeniu jak przyprawy.

Ludzie uczą się odbijać jak bumerangi. Ubrany w skórę,

wchodzisz do lokalu, gdzie cię olewają, albo wchodzisz

w smokingu do baru, gdzie modne są skóry - i efekt jest

Page 182: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

taki sam.

Arbiter ma twarz szarą jak wosk, bardzo czerwone

wargi, jego oczy migoczą oślepiającą złośliwością.

Traci zmysły: od przepasek biodrowych do pełnego

stroju, skinheadzi, osiemnastowieczni dandysi, togi,

dżelaby. Wszyscy noszą teraz ogromne walizki.

Pielgrzymi wędrujący do Zachodniej Krainy

zaopatrują się w Waghdas, mieście wiedzy. Ponieważ

niebezpieczeństwa są bardzo liczne i dla każdego

pielgrzyma inne, rodzaj sprzętu i zapasów, jakich będzie

potrzebował, jest przedmiotem domysłów. Choćby nie

wiedzieć jak rzadkie, ekskluzywne, wyszukane,

dziwaczne były twoje wymagania, Waghowie potrafią

je zaspokoić.

W mieście pełno jest sprzedawców zabójczych

środków halucynogennych. Po zażyciu Zachodniej

Bańki pielgrzym widzi nagle panoramę jezior i dolin,

rozległych miast, świątyń i alei, po których uwolniony

od ciała porusza się bez wysiłku, nie czując głodu,

pragnienia ani znużenia. Po kilku godzinach wszystko

się rozpływa, a podróżujący pielgrzym zostaje sam ze

swoim głodem, pragnieniem, potrzebami cielesnymi, z

nieposłusznym ciałem, wśród drażniących, posępnych

miejsc, gdzie wszystko jest tym, na co wygląda. Nie ma

tajemnicy, nie ma magii. Śmierć jest równie prozaiczna

jak codzienna gazeta dla płaskich umysłów albo basen

dla pacjenta nieuleczalnie chorego na raka. Nic nie

może być tam dalej, ponieważ nic nie jest bliżej ani z

boku w tym martwym miejscu, pozbawionym celu i

Page 183: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

sensu. Nieszczęsny podróżny wlał całą swoją magię w

bańkę... puf... szorstka powierzchnia, za którą nie ma

nic... zapach spalonego plastiku i zgniłych pomarańczy.

Podróżny zatrzymuje się przed murem pomalowanym

w błękitne i jasnoróżowe piramidy, stoją tam rozwalona

skrzynia, tokarki i pusty worek po cemencie.

Rusztowanie podpiera dach z podartej folii. Na murze

można dostrzec patykowate sylwetki ludzkie, podobne

do tych, jakie pozostały na murach Hiroszimy. Cienie

nie poruszają się. Są okna, dawniej mieścił się tu sklep...

lista cen na białej desce.

Wiesz, że za tym murem nie ma nikogo. Nie ma tam

nic prócz fotografii. Popatrz na cienie, które powinny

tańczyć na wietrze. Nie poruszają się. Spójrz na duże

ciemnoszare okno: po lewej coś, co może być chudą jak

szczapa męską nogą w szynach ortopedycznych. Głowa

mężczyzny znajduje się po prawej stronie okna, usta

otwarte, wąsy.

Tugowie działali w Indiach na początku

dziewiętnastego wieku, przed budową kolei. W tamtych

czasach podróżni i pielgrzymi przemieszczali się w

grupach, a czyjąś ewentualną nieobecność zauważano

po upływie kilku tygodni, a nawet miesięcy. Oszuści

przyłączali się do karawany i poruszali się osobno,

udając, że się nie znają. Każdy oszust miał własną

przykrywkę: jedni podawali się za kupców, inni za

cyrulików, żołnierzy lub kowali, a wszyscy byli biegli w

swoim fachu. Swoje ofiary określali mianem Beetho

(„obcy").

Page 184: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Na dany znak dusiciele rozprawiali się z podróżnymi

i ich okradali. Po to, by gazy nie wabiły psów, hien i

szakali, ciała cięli toporkami, a następnie grzebali w

miejscach ognisk. Ocenia się, że w ciągu około

dwudziestu lat oszuści zamordowali milion Beetho.

Uważa się to za jeden z największych zbrodniczych

spisków w historii. Wszyscy tugowie byli sługami

bogini zniszczenia Kali.

Pielgrzymujący do Zachodniej Krainy podróżują

grupami, a współcześni oszuści działają na tym terenie,

wyposażeni w nowoczesną broń. Podczas postojów

dochodzi do scen jak z mydlanej opery.

Oto na kanapie wyleguje się młoda para. Ona jest

nowoczesną dziewczyną, absolwentką Vassar, on

starzejącym się oszustem. Kłamstwo pozwala mu

zachować młodość.

Ona: Ty i ja musimy porozmawiać o naszym

związku.

On: Cóż, kochanie, myślę, że to piękna sprawa.

Ona: Tylko tyle to wszystko dla ciebie znaczy, Jerry?

Sprawa?

On: Nie ruszaj się, Wendy!

Strzela do czarnej mamby, która pełznie ku perłowej

szyi kobiety.

On (patrząc na zabitą żmiję): Widzisz, Wendy, na

tym to właśnie polega. Jeden człowiek wie, że może

polegać na drugim w obliczu śmierci.

Ona: Chyba rozumiem, Jerry. Zawsze tak będzie, bez

względu na to, co się stanie.

Page 185: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Beetho!

Przerażona kobieta otwiera szeroko oczy i już

wszystko rozumie, jej twarz wiotczeje i robi się pusta.

Kobieta osuwa się na podłogę. Mężczyzna wyciera nóż,

a jego twarz jest pusta, choć pogodna.

Były gliniarz i dwaj bezdomni piją na skrzynkach, z

których zrobili sobie stolik.

- Jeździliśmy bryką po okolicy, namierzyliśmy

jednego leszcza... zawołaliśmy do niego po

przyjacielsku: „Hej, chodź tu na chwilę", a ten

podchodzi cały roześmiany. Facet krzywi się ohydnie i

odsłania okropne żółte zęby.

- Potem daliśmy mu w ryj. - Znowu się wyszczerza. -

Daliśmy mu prosto w ryj.

- Walcie ich kijem w jaja - mówi gliniarz. - Wtedy od

razu miękną i możecie z nimi zrobić, co wam się

żywnie podoba.

- Daliśmy mu w ryj...

BEETHO!

Trzeci bezdomny bierze broń z tłumikiem i strzela

gadule prosto w usta. Gliniarzowi strzela w krocze.

Wywoływacz Beetho jest prawdziwym specjalistą i

musi wybrać odpowiedni moment działania. Niektórzy

specjalizują się w związkach międzyludzkich; zdarzało

się, że zakochiwali się w Beetho i uciekali z nim czy z

nią. Zew Beetho sięga jednak głęboko. Między

człowiekiem a wyznaczonym mu Beetho dochodzi

niekiedy do scen rozdzierających serce, my jednak

Page 186: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

mamy do wykonania prostą robotę dla Kali.

Obozowisko pielgrzymów. Powodzie zatrzymały ich

na kilka tygodni. Siedzą przy ogniskach lub kręcą się

bez celu. Atmosfera hipokryzji i niejasny lęk tłumią

rozmowy. Ludzie rzucają uwagi w nadziei, że będą

cokolwiek znaczyć. Nie mają nic do powiedzenia, ale

boją się milczeć, toteż wszystko, co mówią, brzmi

płasko, pusto i mdło. Cień śmierci kładzie się na

twarzach. Każdy boi się sąsiada, i słusznie, ponieważ

oszuści pobierają należność w śmierci.

Horus Neferti jest nieco zmęczony rolą pierwszego

naiwnego, wiecznym odbiciem nieznośnej, promiennej

chłopięcości. Promienność jest jednak silną, lekką

bronią, która przydawała mu się w wielu

niebezpiecznych przygodach. Należy oszczędzać swoje

kilowaty, bo w przeciwnym razie, kiedy znajdziesz się

w opresji, może ci strzelić bezpiecznik.

Zmrok nad dzielnicą nędzy w Nekropolis. Ulice są

tak głębokie, że dno niektórych skrywa ciemność.

Światło jest tu najcenniejszym towarem. Bezmyślni,

bełkoczący zmarli coraz bardziej wydeptują ulice,

warstwa grobów po warstwie, coraz głębiej w mrok.

Bogacze mieszkają na ulicach światła po słonecznej

stronie, gdzie codziennie przez godzinę świeci słońce.

Pozostali grzęzną coraz bardziej w ciemnej otchłani.

Neferti znajdował się na zrujnowanych

przedmieściach Nekropolis, w głębokiej dolinie, ale

wciąż jeszcze nad powierzchnią ziemi. Zmierzch zapadł

wcześnie, w nieruchomym powietrzu unosił się duszący

Page 187: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

smród umarłych. Wokół Nefertiego zacieśniał się krąg

dziesięciu wielkich padlinożernych psów, za którymi

krok w krok postępowała zgraja warczących złodziei

cmentarnych.

Neferti patrzy na nich, uśmiecha się i włącza

wewnętrzne światło. Najpierw wysyła tylko słaby blask,

jak świetlik, tylko tyle, żeby zwabić psy do swego

krocza, gardła i łydek. Kiedy nie wiesz, co robić, nie rób

nic. Wreszcie poczuł kulę ognia, wznoszącą się spod

pępka ku górze i tryskającą mu z oczu migotliwym

strumieniem światła. Psy i złodzieje cmentarni zostają

odrzuceni. Skowycząc, wyjąc i warcząc, odwracają się i

czmychają.

Horus Neferti skręcił do knajpy Odskocznia, gdzie

spełniają się marzenia. No, czasami. Działa to tak:

nosisz w głowie pewien scenariusz, zazwyczaj złożony

z marzeń. Skomplikowany sprzęt elektroniczny

materializuje marzenia; dokładniej rzecz biorąc, istnieje

nieskończenie wiele stopni ich materializacji. Jest na

przykład śmiertelna materializacja, która może cię zabić

albo powalić kastetem, jak duch Joego Varlanda w

Krótkiej podróży do domu. Chwiejna, kurcząca się siła,

zebrana na ostatni mocny cios.

Śmiertelna materializacja jest tu próbą złota.

Niektórzy ludzie to skąpiradła, kochanie. Wielu

zamawia, a potem próbuje się wymigać od płacenia

rachunku. Mam dla was nowinę, cwaniaki: nie da rady.

To wasz rachunek.

Ludzie chcą się zabawić, ale nie posunąć się za

Page 188: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

daleko - nie ma sprawy. Dla chętnych jest płytka część

basenu. Marzyciele nigdy u nas nie giną, chyba że

zniesie ich na głęboką wodę.

Jak funkcjonuje ten mechanizm? W dużym stopniu

polega na skupianiu tego, co już jest. Wzmacniacz

marzeń.

Neferti przechadza się niespiesznie, przymykając

oczy w rozleniwionej pogardzie... przewodnicy,

macherzy, handlarze narkotyków, dziwki wszelkiej

maści. Jeden z handlarzy, o pomarszczonej, pokrytej

plamami twarzy, podchodzi do Nefertiego.

- Świetny skoczny towar!

Skoczny towar powoduje najgorsze uzależnienie, w

jakie może popaść człowiek. Za pierwszym razem

odlatujesz na osiem godzin. Koniec odjazdu

przypomina zejście po kokainie, połączone z kacem

alkoholowo-barbituranowym i ostrym narkotykowym

głodem. Trzeba wtedy brać coraz większe dawki, które

działają coraz krócej.

Neferti odsyła handlarza machnięciem ręki.

Sklepy ze zdrową żywnością gwarantują naturalne

produkty... jad żmii, owadów, ryb i mięczaków. To w

znacznym stopniu niezbadany obszar. Jad ryby

szkaradnicy, znajdujący się w ostrych kolcach, które

zostają w ciele, powoduje chyba najgorszy ból, jakiego

może doświadczyć człowiek. Narkotyk uśmierza ból,

więc co powiecie na jad szkaradnicy uśmierzony kobrą

królewską albo ośmiornicą jadowitą? Czujesz zapach

wchodzącego i wychodzącego narkotyku. Mocz cuchnie

Page 189: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rybą.

Pewien pracownik zatrudniony do pakowania

suszonego jadu kobry niechcący wciągnął do płuc

niewielką ilość. Stan wywołany przez jad opisał jako

pogodną euforię. Jad kobry, pod nazwą handlową

cobraxine, stosowano w latach trzydziestych

dwudziestego wieku jako środek przeciwbólowy w

przypadkach nieuleczalnego raka. Zaprzestano jednak

jego stosowania z powodu wysokich kosztów produkcji.

- Nie chcemy kolejnego nałogu - powiedział wysoko

postawiony urzędnik do spraw narkotyków. - Zaczną się

włamywać do ogrodów zoologicznych.

Pewien stary hodowca węży z Florydy przez

czterdzieści lat codziennie wstrzykiwał sobie jad kobry

królewskiej. Wygląda bardzo młodo jak na swój wiek,

który zna tylko Bóg, ale zapomniał. Jest to jedyny

człowiek, który może przeżyć ukąszenie kobry

królewskiej.

Neurotoksyczny jad kobry, węża morskiego, węża

tygrysiego, węży z rodzaju Bungarus, mamby i

ośmiornicy jadowitej nie powoduje bólu, a w

odpowiednich dawkach może być nawet przyjemny.

Hemotoksyczny jad grzechotników, mokasynów

błotnych, stonóg i większości żmij powoduje niezwykle

bolesną opuchliznę w miejscu ukąszenia. Zawsze należy

się liczyć z możliwością gangreny i innych

przewlekłych zakażeń. Wiele żmij, na przykład

gabońska, posiada toksyny zarówno hemotoksyczne, jak

i neurotoksyczne. Z wyciągów zwierzęcych można

produkować preparaty nadające się do wstrzykiwania

Page 190: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

lub wdychania.

Dandysi w osiemnastowiecznych strojach zaczęli

nosić tabakierki. Bufotenina, wyciąg z jadu ropuchy,

powoduje truskawkową wysypkę, znakomicie pasującą

do różowych koronek. Są świry, które wprowadzają

trucizny przez odbyt. Duch mamby bierze ich w

posiadanie, zielenieją na twarzy, a po brodzie ścieka im

zielona ślina.

Neferti wpadł na dawnych kumpli z Czerwonej Nocy

i razem skoczyli rozerwać się do wężowiska. Dwie

młode cioty w przebraniu kupidynów, ze skrzydełkami,

łukami i kołczanami, strzelają do siebie strzałkami z

jadem węża tygrysiego. Szanse są pięćdziesiąt na

pięćdziesiąt, a czy może być uczciwsza zabawa? Lokal

jest gustownie urządzony, same cioty w stylu

starożytnej Grecji, w tle marmurowe posągi par i

kolumnady, gdzie wylegują się nadzy młodzieńcy.

Trafienie! Ugodzony młodzieniec z twarzą

zmartwiałą w idiotycznej żądzy pada na kolana, jego

wargi i język puchną, krew dzwoni mu w uszach,

pomalowane na niebiesko niebo czernieje, młodzieniec

umiera, mając wytrysk... Drugi tuli go w ramionach,

spuszcza niewinnie wzrok i uśmiecha się obleśnie.

Umierający młodzieniec wydaje ekstatyczny okrzyk, a z

jego członka tryska krew.

- Co to za debilne zabawy?!

Idiotycznie uśmiechnięte nagie stonogowe świry

rozsiadły się sobie na twarzach. Ciała mają pokryte

erogennymi nakłuciami głębokimi do kości; wolno

Page 191: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

drapią rany, które pękają pod delikatnymi palcami, leje

się z nich cuchnący wysięk z krwią, podczas gdy

narkomani wiją się w galwanicznych spazmach.

Jeśli o nas chodzi, to tego rodzaju zabawy są sprawą

uboczną. Nie chcemy mieć nic wspólnego z tymi

zwierzęcymi narkotykami. Wielu tradycjonalistów woli

wprowadzać jad bezpośrednio od żywych zwierząt, jak

Kleopatra i jej osa. Utrzymują przy tym, że łączy ich tak

bliskie pokrewieństwo z wężem czy nawet pająkiem, że

stworzenie zawsze wpuści odpowiednią dawkę jadu.

Dwóch Boonów wystawia się na zęby wielkiej żmii

gabońskiej, która waży dwanaście kilo i warczy jak

pies. Uprawiają seks, krew cieknie im z oczu, członków,

odbytu i wszystkich porów skóry; poruszają się coraz

wolniej, w miarę jak neurotoksyczny jad zaczyna

działać. Zlani krwią, pogrążają się w śpiączce, a wtedy

podchodzi lekarz i podaje im surowicę. Przeżyją, tylko

otarli się o śmierć. Z sennym jękiem żmija zabiera się

do trawienia królika.

Jest też oczywiście ciota w stroju Kleopatry,

bogowie!, musi mieć z dziewięćdziesiąt lat;

siedemdziesiąt lat temu uznano go za

najprzystojniejszego mężczyznę na świecie. Teatralnym

gestem kładzie sobie na piersiach osę, a lekarz

wstrzykuje mu w tyłek surowicę.

- Kleopatro, czy tak jest dobrze?

- Tak, to godne królowej... ach, żołnierzu...

Robi krok w przód, po czym pada na twarz martwy.

Atak serca. A może zabiła go surowica? Tak czy inaczej

umarł jak prawdziwa królowa.

Page 192: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Świry, które chcą być odrażające, obkładają sobie

ciała skorpionami i stonogami.

- O rany, jestem taki przygnębiony. Moja maleńka

doda mi animuszu! - To mówiąc, w lokalu Ma Maison

ściąga spodnie i kładzie sobie na sterczącym członku

trzydziestocentymetrową stonogę. W gości jakby piorun

strzelił. - Widzicie, to się potem zabliźnia.

Na hollywoodzkich potentatów wylegujących się

przy basenie spada deszcz jadowitych ośmiornic. Pijany

scenarzysta stoi, kiwając się w tył i w przód.

- Masz jakiś problem, Joe? - wyślizgują się słowa.

Joe, w gumowych rękawicach, wyciąga z torby

przedmioty przypominające małe niebieskie frisbee.

- Myślicie, że możecie kupić talent, a potem wyrzucić

jak wyciśniętą cytrynę? Zaraz wam pokażę naturalny

talent.

Ciska niebieskim krążkiem... Pac, na obwisły

brzuch... Pac, na tłustą zimną twarz.

Unoszą się na wodzie jak śnięte karpie, białe

owłosione brzuchy sterczą w nieruchomym szarym

smogu.

Dźwięk może działać jako środek uśmierzający. Jak

dotąd nie posiadamy jeszcze wystarczająco potężnej

muzyki, by mogła spełniać funkcję wygodnej broni.

Pamiętacie tę historię o angielskim dżentelmenie w

Indiach: spotkanie z grubiańskim miejscowym, który

nie zszedł białemu z drogi? Kiedy służący Anglika

ruszył do przodu, żeby ukarać zuchwalca, chłopak

sięgnął po zatknięty za pas flet jak po broń. Następnie

Page 193: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

czmychnął.

W rządowym hotelu pomimo wypitych sześciu

kolejek whisky narrator miał problemy z zaśnięciem i

raz po raz nękały go ohydne sny.

- O trzeciej nad ranem obudziło mnie coś, co mogę

opisać jedynie jako trupa dmuchającego mi w uszy;

zdecydowanie najbardziej obmierzły, wstrętny odgłos,

jaki słyszałem w życiu. Bez wstydu przyznaję, że zdjęty

przerażeniem, chwyciłem spodnie i dałem nogi za pas.

Nazajutrz stwierdziłem, że mój pies i wierny miejscowy

chłopak nie zdążyli uciec... Oczy wyszły im z orbit, a

twarze zastygły w wyrazie takiego przerażenia, że nie

mogłem na to patrzeć. Natychmiast rozkazałem, by

zaplombowano ich w trumnach. Ta przeklęta muzyka

niosła ze sobą tak ohydną tajemnice, że żaden człowiek

nie może jej poznać i ujść z życiem.

To musiał być dobry pies.

Każdy marzy o niezawodnej broni... o promieniu, o

artefakcie. Nie ma nic bardziej przerażającego niż stać

twarzą w twarz ze śmiertelnym warczącym wrogiem i

mieć pod ręką tylko broń parapsychiczną, która może

zadziałać albo nie. W takiej właśnie chwili sięgasz w

głąb i dobywasz zatyczki.

Hinduiści nauczają, że świat niebiański stanowi

większe zagrożenie dla duszy niż świat piekielny, jest

bowiem bardziej zwodniczy i może prowadzić do

popełnienia fatalnego błędu: przesadnej pewności siebie

oraz przekonania o bezkarności. Dusza, jak wojownik,

musi nieustannie ćwiczyć, bo inaczej, rozparta na

Page 194: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

widmowym tronie, osłabnie. Przepych pałacu,

niekończące się defilady, paradne łodzie, złoto i lapis-

lazuli, rydwany i łucznicy - wszystko to osłabiła

świadomość konfliktu będącego ostateczną

rzeczywistością...

„Bezpieczeństwo, przyjazna maska zmian, do której

uśmiechamy się, nie widząc, co pod nią się uśmiecha".

To przypomina album rodziny Romanowów.

Uroczystości od rana do wieczora. Każdy posiłek to

wydarzenie wagi państwowej. Jak mogli zachować

choćby odrobinę inteligencji i charakteru pod takim

naporem nonsensu i głupich maskarad? Odpowiedź

brzmi: nie zachowali. Stali się równie puści i banalni jak

role, które grali w rozsypującym się śnie o carskiej

Rosji... letnie pałace, jachty, marynarze i przeglądy

wojska, bale, polowania, rozrywki dla duszy i bardzo

mało życiodajnych sił. Nic dziwnego, że nie dostrzegają

gęstniejących cieni, wyraźnie widocznych dla

bezstronnego oka aparatu fotograficznego.

Starożytny Egipt jest oczywiście nieporównanie

bardziej okazały. Wszędzie złoto i drogie kamienie,

niewolnicy i wojownicy, wszystkie upajające atrybuty

władzy absolutnej. Na wkopanym w ogrodzie słupie

krwawi ucięta dłoń. Był panem psów myśliwskich, a

złodzieje otruli pięć rasowych mastyfów

sprowadzonych z północy. Mało jest rzeczy

groźniejszych dla duszy niż władza absolutna.

Pamiętajcie, władzę absolutną otrzymuje się w

określonym celu. Tym celem jest PRZESTRZEŃ.

W Waghdas ludzie zgadzają się co do celu, w

Page 195: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przeciwnym razie nie byłoby ich tam. Jeśli idzie o

środki do jego osiągnięcia, istnieje olbrzymia

różnorodność koncepcji i metod. Nieporozumień jest

tyle, że zostaje narzucone pole zbieżności. Wszyscy są

zgodni, że sam system autorytarny byłby zgubny dla ich

wspólnego celu i prowadziłby tylko do starych oszustw,

kłamstw i tworzenia hierarchicznych struktur.

Wykorzystując w ten sposób uzyskaną i

utrzymywaną wolność, pewne grupy pracują

niestrudzenie nad obaleniem wolności i przywróceniem

porządku Jednego Boga, Jednej Partii. Grupy te jednak

wymierają. Co pewien czas wydajemy Zarządzenie o

Naruszeniu Porządku Publicznego - ZNPP - i daną

grupę likwiduje się w ten czy inny sposób, jak krowy z

nosacizną.

Sekwencja filmowa... a teraz wyobraź sobie, że nie

żyjesz i całe twoje życie rozpościera się przed tobą

panoramicznie: rozległy labirynt pokoi, ulic,

krajobrazów, nie w sekwencji, ale w

przemieszczających się wiązkach skojarzeń. Twój pokój

na strychu w St. Louis otwiera się na poddasze w

Nowym Jorku, skąd wychodzisz na ulicę w Tangerze.

Są tam wszyscy ludzie, jakich znałeś. Coś podobnego

dzieje się, rzecz jasna, w snach. Kiedy ma się do

czynienia z nieprzyjacielem, strategia polega na

zwabieniu go na własny teren. Zamiast przekraczać

rzekę, sprowadź ludzi z przeciwległego brzegu na swoją

stronę, gdzie znasz wszystko i masz pod sobą swoich

sojuszników.

Page 196: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Miasto podobne do Tangeru nad wezbraną rzeką,

przepływającą tam, gdzie biegła kiedyś Avenida de

España. Razem z Waringiem i jego służącym

Targuistim zatrzymaliśmy się w pensjonacie Riverfront.

Mamy balkon nad rzeką, gdzie przesiadujemy

wieczorami na trzcinowych krzesłach, patrząc, jak

płetwy rekinów kroją połyskliwą zieloną wodę, po

której pływają łodzie. Zapach glinianych chałup i

stojącej morskiej wody. Siedzimy, popijając poncz, dżin

z cukrem i cytryną albo rum z mlekiem kokosowym, ale

w tę miłą, leniwą scenę wkradła się fałszywa nuta.

Do tego samego pensjonatu przychodzi na kolację

stary maniak religijny, bo jego żona jest zbyt wierząca,

żeby gotować, i całymi dniami czyta Biblię. Krąży też

ze trzydziestu naprzykrzających się typów, którzy

nazywają siebie wybrańcami Jehowy. Waring i ja

zamierzamy pozbyć się ich raz na zawsze, wnosząc

skargę do szwagra Targuistiego, kapitana policji. Kiedy

ma się do czynienia z takimi świrami, wszystkie chwyty

są dozwolone.

Jak to się często zdarza, los daje mi kuksańca.

Pewnego popołudnia stoję na tyłach pensjonatu, kiedy

jakiś wybrany dupek podpełza do mnie jak wredny stary

krab i mówi:

- Uważasz, że Missouri to dziura? Ja jestem z

Missouri. - Po czym wchodzi do holu, żeby czytać

Biblię. W odległości dwudziestu kilku metrów widzę

jego żonę, jak stoi przed drewnianym domem z 1910

roku i rozmawia z drugim starym wenusjańskim

Page 197: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

śmieciem nazwiskiem siostra Willoughby. Wtedy dla

zabawy unoszę się w powietrze na wysokość szesnastu

metrów, chyba zrobilibyście to samo? Na mój widok

babsko zaczyna wrzeszczeć:

- Szatan! Szatan! Szatan! - Wbiega do domu i

wypada ze strzelbą.

Przy kolacji spotykam tego biblijnego pierdziela z

przygarbionym synem-tłuściochem, jakby

wyrzeźbionym ze starego łoju.

- Boże, Boże, gdzie jest moja towarzyszka? - jęczy

staruch i wlepia we mnie gały, nie podejrzliwie, ale po

prostu tak jak gapi się na każdego, kto pije piwo, a sam

wygląda paskudnie i niepoczytalnie. Zapomniałem, że

jest wegetarianinem, i nie będę miał przyjemności

oglądania, jak zjada swoją drugą połowę. Tak czy

inaczej nie ma czasu do stracenia. Musimy dotrzeć na

komisariat, zanim zgłosi zaginięcie żony, a siostra

Willoughby zacznie mówić językami.

- Przepraszamy, że zawracamy panu głowę naszymi

sąsiedzkimi sprawami, ale ta stara Willoughby wariuje.

Wrzeszczy na amerykańskie nauczycielki z ważnymi

kartami kredytowymi American Express, że są

dziwkami, a pensjonat Riverfront traci klientów, bo

wielebny Norton wygłasza w barze kazania o

wstrzemięźliwości... Ci ludzie nękają turystów.

Kapitan unosi wzrok, jego twarz pochmurnieje.

- Przyszliśmy do pana dlatego, że żona wielebnego

znikła jakiś czas temu. Mamy poważne podejrzenia...

wszystko wskazuje na to... świadek słyszał strzał...

- On ma oczywiście pozwolenie na broń.

Page 198: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

(Marokańska policja nie przeoczy niczego).

- Kapitanie, on pewnie zjadł szczątki żony. To jeden

z obrzydliwych obyczajów tych ludzi. W dodatku ta

Willoughby... to bardzo niebezpieczna kobieta. Gotowa

jest napaść na turystę w drodze do banku.

Marokańczycy są światłym, cywilizowanym narodem.

Benemakada słynie, nawet w Ameryce, z szybkiego

radzenia sobie z ludźmi umysłowo chorymi, zanim

popełnią jakąś straszną zbrodnię.

(Myślę, że im wcześniej podadzą siostrze Willoughby

jakiś silny środek uspokajający, tym lepiej).

Pakujemy się do wozu policyjnego i zawozimy

siostrę Willoughby do Benemakada... Prosimy tędy, do

nieba bram. Po chwili wychodzi do nas młody angielski

lekarz, zdejmując biały fartuch.

- Torazyna, którą w nią wpompowałem, uspokoiłaby

wściekłego konia. Zanim straciła przytomność,

wrzeszczała, że spadłeś z nieba jak szatański sęp,

porwałeś jej siostrę i zamieniłeś w królika. - Unosząc

brew, przyjrzał mi się pytająco. - Naprawdę to zrobiłeś,

stary? Dobra robota, i w ogóle. A, chyba trzeba jej dać

jeszcze raz. Właśnie wezwała imienia pańskiego

nadaremno.

Teraz czas na wielebnego Nortona.

- Ależ mojej żony nie ma dopiero od tego popołudnia.

Po powrocie nie zastałem jej w domu, nie mogłem też

znaleźć siostry Willoughby, która miała przyłączyć się

do nas podczas wieczornej modlitwy.

- Pańscy sąsiedzi twierdzą coś innego. Ich zdaniem

pani Norton nie ma już od blisko dwóch tygodni. -

Page 199: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Kapitan wyciąga kartkę papieru. - Panie Norton, mam

tutaj zezwolenie na strzelbę. Gdzie jest ta broń?

- Cóż, właściwie nie wiem. Zazwyczaj trzymam ją

tam w kącie przy drzwiach. Może ukradły ją arabusy.

Wchodzi policjant ze strzelbą.

- Znalazłem ją zakopaną pod domem, kapitanie.

- Panie Norton, mam obowiązek aresztować pana pod

zarzutem zabójstwa. Jesteśmy cywilizowanym narodem.

Nie stosujemy kary śmierci. Jeśli uznają, że popełnił

pan morderstwo w afekcie, może dostanie pan tylko

dwadzieścia lat. - Uśmiechając się upiornie, kapitan

szturcha wielebnego. - Ona bzykała się z jakimś

Arabem. Pan dostał szału. Zanim zorientował się pan,

co się dzieje, zabił pan żonę. Kiedy pan to robił, szatan

musiał kierować pana ręką. Przyznaj się, człowieku,

ulżyj swojej duszy.

- Miałbym zabić moją świętą Mary? Musi pan być

szalony albo na żołdzie komunistów!

- Takie gadanie nie przyniesie panu nic dobrego. -

Kapitan wskazuje na drugiego policjanta, który trzyma

w objęciach szkielet. - Jak pan to wytłumaczy?

- To obyczaj naszej sekty.

Patrzę porozumiewawczo na kapitana, a on posępnie

kiwa głową.

- Niektórzy ludzie przechowują same prochy... my

zachowujemy cały szkielet, ponieważ Biblia mówi:

„Oczyśćcie aż do kości". Słono zapłaciłem za

wysuszenie i dezynfekcję tego szkieletu. To ciotka

Klara.

- To jest szkielet pańskiej żony, panie Norton. Pan ją

Page 200: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nie tylko zabił, ale i zjadł.

Cóż, pozostałych schwytano i błyskawicznie

deportowano w ładowni statku do przewozu bydła. W

ten sposób poradzono sobie z tym żmijowiskiem.

Tylko nieliczni pielgrzymi docierają do miasta

Ostatniej Szansy. Przeszkodami są lenistwo, folgowanie

sobie, alkohol, uzależnienia, starość i głupota. Ale

rzeczą nie do przeskoczenia jest brak specjalnej odwagi,

odwagi, by stawić czoło przeciwnikowi, twemu

ostatecznemu wrogowi. Jeśli brakuje ci jej, nigdy nie

dotrzesz do Ostatniej Szansy. Każdy pielgrzym, który w

życiu rozwiązywał problemy przemocą, musi przejść

przez Ostatnią Szansę albo cofnąć się do punktu

wyjścia. Nikt nie opuszcza Ostatniej Szansy, nie

odbywszy walki na śmierć i życie. Udział w tej walce

wiąże się z ryzykiem drugiej i ostatniej śmierci. W

Ostatniej Szansie grasz o wszystko.

Niektórzy twardziele wjeżdżają do miasta uzbrojeni

w pociski atomowe i likwidują cel wraz z najbliższym

otoczeniem, takim jak bar albo pół hotelu. Tych

„chłopców A" omija się szerokim łukiem. Miasto jest w

stylu westernowym: atrapy fasad, zapach kul ziela

toczących się na wietrze, bary, hotele, chińskie pralnie i

palarnie opium, burdele i szulernie. Na pielgrzymów,

którzy wolą rozstrzygać sprawy w pojedynku, czekają

rewolwerowcy...

- Zostaw to atomowe gówno i walcz jak mężczyzna.

Co z ciebie za twardziel? Narażasz życie dziwek,

nauczycielek i słodkich piegowatych szkrabów!

Page 201: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Przepraszam. Ty po prostu nie jesteś mną.

Jest także Reguła Pojedynku, którą można

dostosować do tego, aby wyeliminować nic niewartą

hołotę, i zróbmy to dziś.

W ciągu pięciu dni pojedynków, odpowiadających

tygodniowi Ouayeb u Majów, należy przyjąć każde

wyzwanie. Rozsądni mieszkańcy, uzbrojeni po zęby,

kryją się na wieżach strzelniczych lub w piwnicach, ale

szaleńcy chodzą po mieście, wrzeszcząc:

- Wiem, że tam jesteście, francuskie pieski...

Wyjdźcie i walczcie!

Strzał z dalekiej wieży strzelniczej. Pocisk 45-70

trafia prosto w usta i rozrywa kark. Kręg i krew

tryskają.

Są też „otwarte sezony", które rozpętują się jak

tornada. Amatorzy pojedynków, w asyście sekundantów

i chirurgów, chodzą ulicami, policzkując przechodniów,

i wdzierają się do barów.

- Mówiłeś coś?

- Nie, ja nic.

- O, zdawało mi się, że coś mówiłeś...

OSTRZEŻENIE DLA WSZYSTKICH

MIESZKAŃCÓW OKRĘGU DOUGLAS... ZBLIŻA

SIĘ OTWARTY SEZON. OSTRZEGA SIĘ

MIESZKAŃCÓW, ABY NIEZWŁOCZNIE SIĘ

UKRYLI.

Uważa się, że reguła pojedynku jest wentylem

Page 202: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

bezpieczeństwa, dzięki któremu zapobiega się

masowym zamieszkom i rewolucjom politycznym.

Celem jest utrzymanie wojen w małej, indywidualnej

skali... Człowiek przeciwko człowiekowi, stworzenie

przeciwko stworzeniu. Dlatego każdy, kto czuje

niesmak, może się udać do najbliższej Spelunki

Pojedynków i ulżyć sobie w ten czy inny sposób.

Ludzie przestają dusić w sobie negatywne emocje,

liczba zawałów serca regularnie spada, co więcej - na

Pasteura, Listera i Doca Halsteda! - liczba zachorowań

na raka także spada.

Tutaj możesz wybierać do woli. Diabelnie

przepisowe pojedynki, z sekundantami i chirurgami

stojącymi w pobliżu...

- Jasny gwint, panie, co za rana. Można wjechać panu

w trzewia powozem z czwórką koni.

Osiemnastowieczni dandysi.

- A, tak. - Patrzy na rywala, jakby usiłował ustawić

ostrość w teleskopie. - Jako wyzwany na pojedynek,

mam prawo. - Gładzi tamtego po policzku i cmoka.

- Taka piękna buzia, a blizny po szabli wcale nie są

atrakcyjne. Za to rapier robi tylko niewielki otwór... ale

wystarczy. - Zażywa tabaki.

- Powiedzmy, o jakiejś cywilizowanej porze... około

południa? To mi zaostrzy apetyt na déjeuner.

Jako fechmistrze są godni siebie. Sekundant

sprawdza czas na zegarze słonecznym.

- Przepadnie mi lunch u księżnej - zawodzi.

Chirurg już jest pijany. Szybka narada. Rywale

Page 203: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wchodzą do przebieralni, po czym pojawiają się ze

sztyletami w obu dłoniach, z czubów miękkich butów

wystają im półksiężyce ostrej jak skalpel stali, a wzdłuż

podeszew biegną małe stalowe ostrza do wymierzania

kopniaków w krocze. Wybucha kanonada pięści i nóg,

tryska krew. Jeden z walczących, wypatroszony po

pępek kopniakiem w krocze, pluje nienawiścią jak

zdychająca łasica i zadaje cios sztyletem. Przez żebra

prosto w serce.

Remis. Rywale będą się pojedynkować ponownie.

Przystojny meksykański chłopak spotyka się ze

starszym przeciwnikiem. Maczety z

osiemnastocalowym ostrzem, którym można by ogolić

włosy na rękach i piersiach. Chico jest szybki. Trafia

tamtego w wierzch dłoni, przecinając ścięgna i żyły. Nie

mrugnąwszy nawet okiem, ranny upuszcza maczetę,

podbija ją bosą stopą, chwyta lewą dłonią i rozcina

głowę chłopaka jak orzech kokosowy.

Pojedynek junkra studenta miał niewłaściwy

przebieg. Najpierw wysoki Sas tnie studenta księcia w

twarz. Sekundanci uśmiechają się, kiwając głowami...

- Ach ja, ach ja...

Jednak księciu to się nie podoba. Nieznacznie

przykuca, zadaje cios z biodra i w mig odcina Sasowi

łeb. Głowa toczy się po trawie, szczerząc z

niedowierzaniem zęby. Sekundanci są w szoku.

- Unerhört! Unerhört!

- Mein Gott, erhat den Kopf ganz abgeschutten!

Page 204: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Wiele z tych pojedynków oznacza niemal pewną

śmierć obydwu przeciwników, ale te, w których obaj

rywale na pewno zginą, są wykluczone, nie na mocy

formalnego zakazu, ale z powodu głębokiej odrazy.

Podejmowanie ryzyka jest dobre. Zabijanie się jest

odrażającym czynem, tak jak autokastracja.

Dwaj chłopcy rozebrani do pasa stają naprzeciw

siebie uzbrojeni w cepy, cienkie paski perforowanej

stali zostały zanurzone w jadzie szkaradnicy. Jedno

zranienie powoduje śmierć w ciągu kilku sekund

ohydnej agonii. Oczy obydwu płoną pełną nienawiścią.

Są bardzo podobni do siebie. Coraz bardziej. Jeden z

chłopców wydaje przeraźliwy krzyk, skacze do przodu,

świst, chybił.

Odskakuje w tył. Krążą wokół siebie, mrużąc oczy,

patrzą z wyrachowaniem. (Cepy mają rękojeści z

giętkiej stali lub sprężyn. Odpowiedni stopień wygięcia

to jeden z sekretów walki na cepy).

Zamarkowane cięcie w twarz, potem kucnięcie i

zamach na nogę... tylko draśnięcie, ale wystarczy. Gapie

kuksają jeden drugiego.

- To jest smakowite!

Chłopak unosi się na fali bólu. Ziemia chwieje mu się

pod nogami. Prask... silny cios w ręce i pierś. Trach...

dostaje w twarz i szyję. Zanim dotkną ziemi, obaj są

martwi, z nieludzko nabrzmiałymi twarzami.

Cep doskonale nadaje się do wprowadzania trucizny,

ponieważ zamiast jednej strzałki lub strzały pozostaje

Page 205: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do rozstrzygnięcia tylko jedna kwestia: która trucizna?

Neferti wybrał się kupować cepy... cepy w

długopisach i laskach... małe zakrzywione noże w

parasolce. Wydrążone spody można wypełnić

smakołykami... dziesięć stonóg i kubek prasowanych

pustelników brunatnych... gangrena w ciągu kilku

sekund dociera do kości... wbudowane pojemniczki z

trucizną... można ją też rozpylać eleganckim

rozpylaczem... zęby z ostrza piły wszyte w skórę. Albo

jeśli wolisz folklor, kawałki obsydianu w rzemieniach z

jeleniej skóry marynowanej w czarnych wdowach,

bieluniu, tojadzie i jadzie węża Bungarus... Cepy

dwuręczne, ze skalpelami i ołowianymi ciężarkami,

którymi można odciąć nogę... trzymetrowe bicze

zakończone sześciocalowymi podwójnymi stalowymi

ostrzami, cienkimi jak igła.

Neferti wybiera laskę z cepami z bambusa

maczanymi w kurarze i jadzie ośmiornicy.

W mieście Ostatniej Szansy ogromną rolę odgrywają

zasady dobrego wychowania. Ponieważ człowiekowi,

którego wyzwano na pojedynek, przysługuje prawo

wyboru broni, barowy rozrabiaka nie wie, w co się

pakuje... pojedynek w dwupłatowcach z pierwszej

wojny światowej, średniowieczny turniej, a może

pojedynek na motorach z użyciem łańcuchów

motocyklowych. Rywal, który nie posiada żadnych

szczególnych zdolności, może wybrać zabójczą wersję,

czyli pół na pół: jedna broń naładowana nabojami,

druga ślepakami, wybór przez losowanie. Obydwaj

Page 206: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

strzelają jednocześnie z bliskiej odległości. Albo dwie

pigułki: jedna z cukrem, druga z cyjankiem. Obaj łykają

i czekają.

Pół na pół wzbudza największą grozę ze wszystkich

pojedynków, ponieważ zdolności w takiej walce nie

mają znaczenia. W pojedynku na pistolety czy miecze

walczącemu może przyjść w sukurs najzwyklejsza

odwaga; pół na pół to coś zgoła innego.

Przeciwnicy siedzą naprzeciw siebie przy stole. Na

stole leży srebrna taca, a na niej dwie filiżanki herbaty i

dwie białe kapsułki. Pierwszego wyboru dokonuje się za

pomocą rzutu kośćmi albo w inny sposób. Jeden z

przeciwników wybiera kapsułkę i popija herbatą. Jego

wróg połyka drugą. Potem czekają... i właśnie czekanie

jest sednem całej zabawy. Jak długo? Można tak

sporządzić kapsułki, by rozpuszczały się przez

określony czas, od sześćdziesięciu sekund do dwunastu

godzin.

Oto pojedynek papierosowy. Połknięta trucizna

rozpuszcza się w czasie wystarczającym na wypalenie

papierosa. Przeciwnicy zapalają papierosy i kierują na

siebie wzrok.

- Zamierzam swojego dopalić!

Rywal wybucha suchym, szeleszczącym śmiechem,

przypominającym odgłos samicy skorpiona pożerającej

partnera.

- Wiesz, jak działa ta trucizna? Jak piorun... zwali cię

z krzesła.

- Mnie?

Page 207: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- A kogo? Ja jestem w czepku urodzony.

- Słynne ostatnie słowa.

Ten, który przeżył, z wrażenia nasikał w spodnie.

Większość ludzi wycofuje się z pojedynku pół na pół.

Pół na pół może opróżnić każdy bar.

- Mówiłeś coś?

- Nic nie mówiłem, proszę pana. Muszę zanieść starej

matce czopek z opium.

To, czy sprawę rozstrzygną umiejętności, czy pół na

pół, zależy od tego, kto zgadza się na pojedynek. A

także od tego, co jest przedmiotem sporu.

- Ty marny obwiesiu, pół na pół, nie chowaj się za tą

tabletką z cyjankiem i zachowuj się jak mężczyzna.

- Nie zniesiesz zwykłego losowania, co,

rewolwerowcu?

- Pieprz się, kamikaze.

W końcu rewolwerowiec wyzywa człowieka od pół

na pół albo odwrotnie. Zezwala się na dziesięć dni

szkolenia. Ilu dobrym strzelcom przydarzyło się, że

zabrali na strzelnicę nowicjusza, który w życiu nie

strzelał, a poszło mu lepiej niż im.

W Ostatniej Szansie panuje uprzejma, mordercza

atmosfera powagi. Każdy bowiem przybywa tu, żeby

znaleźć swoich wrogów, a każdy, kto dotarł tak daleko,

posiada śmiertelnych wrogów, z którymi nigdy nie

będzie mógł się pogodzić i którzy nigdy z nim się nie

pogodzą. Prędzej czy później w Ostatniej Szansie

spotkasz swych wrogów. Tymczasem masz tu hotele i

Page 208: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

restauracje na każdy gust i portfel.

Jeżeli obowiązują pewne reguły, to tylko

sporadycznie i na określonym terenie. Są tu dzielnice

nędzy, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone, a całe

miasto roi się od zabójców, ponieważ wielu bogaczy nie

chce spotykać się z wrogami na uczciwych zasadach.

Znacznie łatwiej jest wynająć kogoś, kto przekupi

wroga, złapie go w zasadzkę albo wyzwie na pojedynek.

Jednak zawodowi uczestnicy pojedynków nigdy nie

żyją długo.

Kim szuka zastępcy szeryfa znanego jako Zed

Barnes. Miał zwyczaj strzelać z krocza, więc nazywano

go Borsukiem. Legenda głosi, że walczący borsuk

zawsze atakuje krocze.

Pewnego razu Kim sikał o świcie. Zummmmm...

poczuł świst naboju 30-06, wystrzelonego przez Zeda z

trzystu jardów. Szeryf chybił o pół cala.

- Dopadnę cię, Borsuku - przysiągł Kim.

Uzbrojony w rewolwer 44 Special z krótką lufą oraz

dwulufowy pistolet kaliber 20, dosiadł deresza i ruszył

na poszukiwania.

Założył też stalowy ochraniacz na genitalia, z ostrym

szpikulcem z przodu.

Borsuk uciekł do Meksyku z tuzinem podobnych

sobie dupków. Niektórzy pracowali w Kongu

Belgijskim, gdzie pobierali opłatę za dostarczanie

odciętych murzyńskich genitaliów, byli też strażnicy i

nadzorcy znad Putumayo, z czasów kauczukowego

Page 209: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

boomu. Borsuk zajął miasteczko w Chihuahua i zaczął

rozszerzać swoje terytorium, zatrudniając wszystkich

drani z okolicy, chłopców podpalających koty... o, ten

młodziak przyda się Borsukowi.

Borsuk działa z powodzeniem i wszędzie

rozmieszcza tajniaków. Tych, którzy są podejrzani o

zdradę, torturuje się na śmierć ku uciesze Borsuka i jego

pochlebców, którzy jeśli wypadną z łask, sami staną się

źródłem rozrywki.

Kiedy Borsuk dowiedział się, że Kim przetrząsa

Ostatnią Szansę, nie mógł przegapić okazji pozbycia się

swego najgroźniejszego wroga. Zed wie, że na równych

zasadach nie ma szans. Postawił na strzał z dużej

odległości ze swego 30-06 z teleskopowym

celownikiem.

Borsuk wjeżdża do miasta w przebraniu starego

brudnego poszukiwacza złota i wchodzi do baru-sklepu

Scrantona.

- Jajecznica na szynce!

Zjada.

- Butelka whisky!

Wypija, po czym zawija się w brudny śpiwór.

Dobrze się ukrył.

Kim wiedział, że Zed wyjdzie ze swojej querencia i

spróbuje szczęścia, ponieważ jego wróg zaczynał być

jego obsesją. Ilekroć coś się działo, Zeda oblatywał

strach; był przekonany, że Kim przekupił kucharzy,

żeby go otruli. Uczciwego kucharza kazał żywcem

ugotować w tłuszczu. Najbliżsi sojusznicy zaczęli się od

Page 210: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

niego odsuwać.

Rozumiecie, on musi spróbować, tak jak przeciwnicy

Hasana i Sabbaha musieli spróbować. Sułtanowi nie

staje? To przez Starca. Sułtan rzucił wszystkie swoje

niezłe konkubiny na pożarcie krokodylom.

Zed musi przyjechać. Kim pozna, że przyjechał, po

najbardziej typowej rzeczy dla tego człowieka: po jego

zapachu.

Psy św. Huberta potrafią wytropić człowieka w

mieście wśród miliona innych ludzkich zapachów. Kim

ma jednak charta faraona, który wyczuwa zapach przez

stulecia. Daje chartowi do powąchania brudną bieliznę

Zeda, którą dostał od jego służącego, jedynego, o

którym Zed sądzi, że może mu ufać.

Charty faraona nie szczekają ani nie wyją. Kiedy

chwytają trop, ich uszy i pysk czerwienieją. Im

czerwieńsza barwa, tym bliżej zwierzyna.

Kim wchodzi do Scrantona z chartem faraona akurat

w chwili, kiedy stary poszukiwacz się budzi. Chart

węszy, uszy i pysk czerwienieją, a Kim mówi:

- Dobra, Barnes, daj sobie spokój z tym starym

poszukiwaczem.

Twarz Zeda przedstawia niezły widok: maska

odrażającej paniki. Obnaża zęby, wytrzeszcza oczy i

gwałtownie sięga po sidewindera z nabojami 45

pełnymi jadu grzechotnika diamentowego; jad zawarty

w jednym naboju wystarczy do zabicia pięciu ludzi.

Jednak chybia i zamiast w Kima trafia w krowę, która

pada na ziemię, mucząc rozpaczliwie. Kim rozwala go

Page 211: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jednym strzałem, który zarazem likwiduje całą ścianę

sklepu.

Kiedy właściciel sklepu, pan Scranton, zobaczył, że

psie uszy czerwienieją, ukrył się w piwnicy. Teraz każe

Kimowi płacić za zniszczenia i konserwy warte ze

dwieście dolarów, które wyparowały z półek; zapach

fasoli i pomidorów wgryzł się w deski, Scranton będzie

musiał rozebrać cały sklep i zbudować od nowa, a

najgorsze, że wszystko przesiąkło najpaskudniejszym na

świecie smrodem Zeda Barnesa.

Taki był koniec Zeda Barnesa, niezbyt godnego

przeciwnika, ale należało wyrównać rachunki za tę kulę

30-06, co świsnęła Kimowi obok fiuta.

Mówią, że Adama ulepiono z gliny. Cóż, Zeda

Barnesa ulepiono z sępiego gówna. Nie ma świństwa, w

które Bóg nie wetknąłby łap, żeby stworzyć więcej istot,

które będą kupować jego szajs. „Płódźcie się i

rozmnażajcie".

Potrzeba ich coraz więcej, więcej i więcej, żeby

wypełnić fabryki i biura, więcej, więcej i więcej, żeby

konsumować wyprodukowany szajs.

Dlatego Bóg zaczyna udawać. Wypuszcza ludzi bez

imion. Dosłownie Bezimiennych Dupków, BD. Ich imię

brzmi: błoto. Ich imię brzmi: gówno. Bez Anioła, Serca,

Sobowtóra czy Cienia. Same szczątki, utrzymywane w

ruchu za pomocą energii czerpanej z Banku Energii...

ciała ożywiane czekami na nędzne życie.

Sprzątnięcie Zeda mogło wywołać panikę, ponieważ

zasoby ludzkie znikają ze sceny. Stopniowo kończą się

goryle. Sprzedaje się już świnie i w szybkim tempie

Page 212: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

sięga się nawet po niższe gatunki.

Page 213: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

7

Droga do Zachodniej Krainy jest zdradliwa i

nieprzewidywalna. Aktualnie łatwe przejście wkrótce

może się okazać śmiertelną pułapką. Oczywista droga

prawie zawsze jest drogą głupca, poza tym strzeżcie się

dróg środka, umiarkowania, zdrowego rozsądku i

starannego planowania. Ale jednak jest czas na

planowanie, umiarkowanie i zdrowy rozsądek.

Ponieważ Neferti skłania się ku skrajnym doznaniom,

grawituje w stronę dzielnicy pariasów, zamieszkanej

przez wyrzutków, chorych, szaleńców, narkomanów,

parających się zakazanymi zawodami, nielegalnych

mumifikatorów, speców od aborcji i chirurgów

wykonujących dziwne przeszczepy. Stary mózg, młode

ciało? Stary dureń ma młode ciało, ale brak mu

młodzieńczej przytomności. Oddał duszę za protezę.

Można powiedzieć, że każdy projekt nieśmiertelności

oparty na podtrzymywaniu ciała, na łataniu go i

wymienianiu w nim części jak w starym samochodzie

jest najgorszy z możliwych. To tak, jak postawić na

pewniaka i podwoić stawkę, kiedy się przegrało.

Zamiast oddzielać się od ciała, zatapiasz się w nim; z

każdym oddechem przeszczepionych płuc, z każdym

wytryskiem młodego członka, z każdym wydaleniem z

młodzieńczych narządów coraz bardziej uzależniasz się

od ciała. Metoda przeszczepów przyciąga jednak wielu

głupców, a adeptów można spotkać właśnie w tej

Page 214: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

dzielnicy.

Londyn, Paryż, Rzym, Nowy Jork... wiesz, gdzie

znajdują się ulice, place i mosty. Aby dotrzeć do danej

dzielnicy, wystarczy posłużyć się mapą i proszę: rząd

światełek pokaże ci, jak dojechać metrem do celu.

Jednak w Waghdas dzielnice, ulice, place i mosty

zmieniają kształt i z dnia na dzień przemieszczają się

jak wędrowne wesołe miasteczka. Wygodne, drogie

domy wokół schludnego placu (wszyscy mieszkańcy

mają klucz do bramy) mogą zmienić się w straszne

getto w chwili, gdy tam dotrzesz. Owszem, istnieją

mapy, ale dezaktualizują się, kiedy tylko zostają

wydrukowane.

Neferti orientuje się w terenie i odnajduje dzielnicę

pariasów za pomocą następującej metody: umieść siebie

w scenie z przeszłości, najlepiej takiej, której już nie

ma. Budynki wyburzono, ulice poprowadzono inaczej.

Dawny opuszczony plac, gdzie pod zardzewiałą blachą

znajdowało się węże, teraz jest parkingiem albo

budynkiem mieszkalnym. Nie zawsze jednak trzeba

zaczynać od scenerii, która już nie istnieje. Tu nie ma

sztywnych reguł, tylko wskazówki. Czy można wybrać

dowolne miejsce? Niektóre działają lepiej niż inne.

Pewne znaki podpowiedzą ci, czy wybrane miejsce jest

funkcjonalne. A teraz wstań i opuść to miejsce. Jeśli

masz umiejętności i poszczęści ci się, znajdziesz w

Waghdas punkt, którego szukasz.

Neferti odszukuje najokropniejszą część dzielnicy

pariasów. Ma na sobie nierzucające się w oczy

Page 215: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przebranie wędrownego sprzedawcy; towarzyszy mu

jeden ochroniarz. Napotykają przeszkodę w postaci

gromady żebraków. Neferti rzuca monetę bezrękiemu

trędowatemu, który chwyta ją w otwór po nosie, po

czym wraz z ropą i krwią wytrząsa do glinianego

naczynia. Inni żebracy podchodzą bliżej, demonstrując

swe rany. Ochroniarz wali cepem z miedzianymi

ciężarkami, żebracy cofają się, plując i miotając

straszne przekleństwa. Jeden z nich unosi swą szatę i

uśmiechając się przez ramię, wypuszcza z siebie

strumień odchodów.

Wchodzą do winiarni, gdzie toczy się konkurs obelg.

Ministerstwo zdrowia zakazało tych konkursów,

ponieważ zanieczyszczały powietrze, ale w tej dzielnicy

wszystko, i wszyscy, jest dozwolone. Sztuka obelg

przypomina flamenco.

Duch Obelg wstąpił w jednego z gości w kobiecym

stroju. Zerwał się na równe nogi i skoncentrował na

przeciwniku, naśladując wszystkie ruchy i gesty z

obmierzłą nienawiścią i głęboką empatią, przysuwając

twarz na odległość kilku centymetrów od ofiary.

Angielskiego majora z monoklem ogarnia histeria,

jego stężała twarz pęka, z ust chlusta struga nieczystości

- słowa cuchnące jak tryskające odchody. Major

krzyczy i wybiega z winiarni, ścigany szyderczym

rechotem.

Zwycięska królowa obelg staje na środku winiarni

niczym balerina. Odwraca się i patrzy na Nefertiego,

szukając punktu zaczepienia jak żerująca stonoga.

Neferti odrzuca przeciwnika z taką siłą, że tamten

Page 216: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozpłaszcza się na ścianie i osuwa się na podłogę ze

skręconym karkiem.

Pozostali stają w półkolu. Neferti wymachuje cepem

z jadowitymi gąbkami. Twarze i ręce puchną, czernieją,

pękają. Chowa cep do pochwy. (Cepy chowa się,

przepychając rączkę przez dno pochwy, tak jak

ośmiornica chowająca się do jamy wciąga za sobą

macki).

Neferti poprawia nieistniejący monokl.

- Ruszajmy dalej. Niech te zgniłki kiszą się we

własnym sosie. Są obleśni.

Wstępuje do perfumerii, żeby natrzeć twarz i dłonie

maścią, a ubranie posypać sproszkowanym kadzidłem.

Wchodzą do Zajazdu Spotkań... bar wzdłuż ściany,

kilka stołów. Barman - krzyżówka człowieka z

pawianem - ma długie żółte kły. Kiedy mandryl daje

susa nad barem, rozsądni goście się kryją. Teraz kieruje

złowrogie przekrwione oczka na Nefertiego. Twarz

niechętnie przybiera wyraz szacunku. Staje się uniżony.

- Czym mogę służyć, szlachetny panie?

Neferti zamawia opiumowy absynt. Jego ochroniarz

wychyla podwójną brandy z mango. Neferti sączy

drinka, rozglądając się wokoło: kilku młodych dworzan

z Pałacu na wyprawie, obok stolik budzących grozę

Ziejących. Zażywając pewne zioła i odchody stonóg,

mają tak cuchnący oddech, że z odległości dwóch

metrów uderza on w człowieka jak kop w jaja. Z bliska

taki oddech może zabić.

Każdy Ziejący stosuje inny przepis. Jedni zażywają

Page 217: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

odchody nietoperzy, inni wymioty sępów ze zgniłymi

krabami albo płyny zbierające się w niestarannie

zabalsamowanej mumii. Ziejący zaopatrują się w te

mieszanki w specjalnych sklepach. Rywalizują między

sobą w najwstrętniejszych oddechach, a te stopniowo

wyżerają dziąsła, wargi i podniebienia.

Jeden z Ziejących wydycha powietrze nad stołem

dworzan i martwe muchy wpadają do drinków. Ziejący

sepleni przez rozszczepione podniebienie:

- Wybaczcie, szlachetni panowie. Nie chciałem

dopuścić, żeby muchy drażniły wasze szacowne osoby.

Neferti wzdryga się na wspomnienie spotkania ze

starym Ziejącym...

Ziejący zastępuje mu drogę. Nie ma warg, a w

kącikach jego ust widać larwy.

- Co łaska, szlachetny panie.

- Z drogi, śmieciu.

Stary Ziejący ani drgnie. Uśmiecha się, z ust wypada

mu larwa.

- Proszę, dobry panie.

Neferti strzela mu w brzuch z czterdziestkiczwórki

special. Ziejący zgina się wpół, a z ust, wraz z lawiną

zgniłych zębów i larw, dobywa mu się tak odrażający

zapach, że Neferti mdleje.

Odzyskał przytomność w pałacowej komnacie, gdzie

krzątali się przy nim królewscy lekarze. Na

wspomnienie spotkania wymiotował tak długo, aż

zaczął wyrzucać z siebie zieloną żółć. Najgorsza była

świadomość tego, że jego Ka zostało zbrukane. Trzy

Page 218: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

miesiące surowego postu oczyszczającego, podczas

którego jadł tylko owoce i pił najczystszą wodę

źródlaną, przywróciły go do zdrowia.

Do Nefertiego podpływa piękny młody Ziejący, o

gładkiej purpurowej skórze jak przejrzały tropikalny

owoc.

- Szlachetny panie - mruczy. - Potrafię ziać wieloma

zapachami. - Wydycha ciężki, lepki zapach piżma, który

sprawia, że krew napływa Nefertiemu do pachwiny. -

Mogę ci pokazać, jak przekroczyć rzekę Duad.

Duad jest rzeką ekskrementów, jedną z

najgroźniejszych przeszkód na drodze do Zachodniej

Krainy. Aby przekroczyć życie, musisz przekroczyć

kondycję życiową, gówno, bąki, szczyny, pot i gile

życia. Zmartwiałe obrzydzenie jest równie zgubne jak

chorobliwa fiksacja, to dwie strony tej samej fałszywej

monety. Należy osiągnąć stan łagodnego oderwania, a

wtedy Duad ukazuje się jak skomplikowana układanka.

Duad stanowił podwójną trudność dla Nefertiego,

ponieważ był on narażony na działanie zabójczej

trucizny chrześcijaństwa.

Dlatego Neferti kiwa głową do Ziejącego, a Ten,

Który Wydziela Silne Zapachy i Skalane Wiatry,

prowadzi ich przez labirynt zaułków, ścieżek, drabin,

mostów i chodników, przez zajazdy i place, patia i

domy, gdzie ludzie jedzą, śpią, wydalają i uprawiają

miłość. To jest dzielnica biedoty, gdzie tylko

nielicznych stać na luksus prywatnego domu, przez

który obcy nie mają prawa przechodzić. Istnieje wiele

Page 219: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

stopni prywatności. W pewnych domach publiczne

przejście prowadzi tylko przez ogród. Inni mieszkają w

otwartych budach na ruchliwych ulicach albo w

labiryncie tuneli pod miastem lub na dachach, gdzie

sąsiedzi rozwieszają pranie i przywiązują owce, kozy

oraz drób. Niektórzy mają prawo pobierać myto. Pewne

trasy są wyłączną własnością klubu, tajnego

stowarzyszenia, sekty lub gildii. Walki o prawa do

przejścia są częste i krwawe. W tej dzielnicy nie ma

służb publicznych, policji, straży pożarnej, wody, prądu,

usług medycznych. Wszystko to zapewniają, albo i nie,

rody lub kluby.

Neph pozwala swoim dalekowzrocznym tropicielom

wypuścić się trochę za daleko. Czasem nazywa się ich

duchowymi przewodnikami lub pomocnikami. Mają oni

przeprowadzić rekonesans, żeby człowiek wiedział,

czego się spodziewać; powinni też zawiadamiać

centralę o zagrożeniach, warunkach, wrogach i

sojusznikach, z którymi należy nawiązać kontakt lub ich

unikać. Tropiciele dają mu ogólne pojęcie o terenie...

cenne i interesujące, ale w danym momencie niemające

zastosowania.

Neferti znajduje się w Złotym Zwieraczu,

maksymalnie obskurnym barze gejowskim na końcu

długiego, krętego zaułka, wydeptanego przez wiele

pokoleń ludzi, przestępujących przez ludzkie i

zwierzęce odchody pokrywające zbrązowiały kamień.

Bar leży na przedmieściach Waghdas, gdzie szakale

występują równie często jak przynoszące pecha koty.

Page 220: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Sączy drinka i rozgląda się: na końcu baru trzy stare

cioty, żałosne padlinożerne sępy trzęsące się z głodu i

przerażającej rozwiązłości.

- Zrób mi to, śmierci!

Trujące marionetki... W chudym rudzielcu przy barze

Neph rozpoznaje płatnego zabójcę. Jest dobry... Na

pewno pracuje dla Watykanu.

Przechodząc obok trzech ciot, szepcze niemal

odruchowo:

- Powinien was uśpić weterynarz.

Reprodukcja belgijskiego siusiającego chłopca i

muszla z różowego papier mâché, cała w plamach

wieloletniego brudu. Kiedy Neph sikał, z sedesu

wyskoczył chudy Turek z hiszpańską bródką. Z

rozporka sterczał mu stalowosiny członek.

- Podoba ci się.

Po powrocie do Złotego Zwieracza skinął głową do

Ziejącego.

- Tam jest tylne wejście.

W podmuchu stęchłego, chłodnego powietrza drzwi

otworzyły się na coś, co przypominało muzealny

korytarz. Kiedy zrobił krok, zatrzasnęły się za nim.

Neph poczuł podmuch czarnej nienawiści, potwornie

odrażającej, a zarazem smutnej i beznadziejnej.

Co go nienawidzi? To, co nie jest nim i nigdy nie

może nim się stać. Nienawidzą go za to, kim jest,

ponieważ muszą stać się tym, kim jest, albo umrzeć.

Człowieka określa to, czym nie jest. Niech więc ich

nienawiść będzie dłutem do wykucia posągu

Page 221: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

olśniewającej urody. Każde przekleństwo, każde plujące

warknięcie, każde apoplektyczne parsknięcie, każdy

zjadliwy, szyderczy wrzask poleruje jego marmur,

usuwa skazy; lekki ruch ust ustaje, kiedy zmarszczki

zmartwień są gładkie jak biały kamień. Atak ustępuje i

zamiera jak bakterie uwięzione w ślepym zaułku

antybiotyku.

Lesbijska mistrzyni obelg przemyka z powrotem,

żeby zwymiotować kwasy żołądkowe na nieskazitelny

marmur.

- Dobrze by było, moje Żeberko, gdybyś pocałowała

mnie w paluch... tu jest drobna nierówność, zgrubienie...

odrobina twojego kwasu... Dziękuję, możesz już iść.

Lesbijka wypluwa zieloną żółć.

- Opanowany kloc. Mam nadzieję, że udławisz się

sam sobą.

Neph czuje chłodną, kamienną ulgę. Zniknęli... Na

razie.

Neferti i piękny Ziejący idą przez targ kwiatowy.

Nagle wybiega starucha i wrzeszczy na Ziejącego:

- Wyssałeś mi z kwiatów cały zapach. Voleur!

- Tylko po to, by oddać ci go po dziesięciokroć -

odpowiada Ziejący i zionie taką kwiatową wonią, że

nad całym targiem rozciąga się smog lepkiej słodyczy.

Mijają restaurację Notre Dame.

- Voleur! Moje jedzenie pachnie jak tektura.

Wyssałeś cały aromat!

Ziejący odwraca się, robi wydech, a całą dzielnicę

przenika cudna czosnkowa woń. W stronę Notre Dame

Page 222: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zewsząd zaczynają spieszyć śliniący się ludzie.

- Potrafię się poruszać jak ośmiornica. Widzisz,

jestem antywampirem. Zabieram trochę, oddaję dużo.

Nawet więcej, niż są w stanie użyć. Moja dewiza to

„być w ciągłym ruchu". Tylko tak można żyć.

Wampiryzm jednokierunkowy jest najgorszą rzeczą,

jaka może się przydarzyć człowiekowi. Mam na myśli

utrzymywanie trwałego obrazu za pomocą skradzionej

energii. Niektórzy zajeżdżają taki trwały obraz, wyjąc

na bezkrwistej pustyni. Inni trochę zabierają i trochę

zostawiają, żyją i pozwalają żyć, ale w kategoriach

wampiryzmu zawsze zabierają więcej, niż zostawiają.

Błąd polega na zafiksowanym obrazie.

- Zafiksowany obraz jest podstawowym błędem

śmiertelników, przekonanie, że istnieje jakieś JA,

któremu nie wolno się zmienić, a już na pewno nie

wolno mu zmienić koloru. Pamiętasz tego białego z

Johannesburga, którego pszczoły pogryzły tak, że cały

sczerniał? Zabrali go do szpitala dla czarnuchów, tam

budzi się i krzyczy:

- Gdzie ja jestem, czarne dranie?!

- Jezdeś u mamy i taty, mały.

Neferti odrzuca swoje ego, swoje „ja", swoją twarz, z

którą wychodzi na spotkanie innych. Tutaj nie ma nic,

przed czym musiałby się bronić. Czuje, jak stare

mechanizmy obronne osuwają się, szeleszcząc jak

płócienne worki, odpadają od kryształowych kości,

przepalają się jak koszulka Colemana... strzępy czarnej

opończy w nocnym wietrze.

Page 223: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

W latach dwudziestych dwudziestego wieku każdy

miał farmę, gdzie spędzał weekendy. Pamiętam huczące

lampy Colemana, które wydzielały zapach odkażanych

toalet... Khaibit, mój cień, moje wspomnienie, szarpią

nim podmuchy wiatru.

MIODOWE DRZWI

Kamieniarze odkopali warstwę skamieniałych

plastrów miodu. Zgęstniała słodycz, zapieczętowana

przez stulecia, wyciekła z plastra, a Faraon, Wielki

Wychodek 8, wyniuchał ją w swoim pałacu, oddalonym

o pięćdziesiąt mil. Mówiono, że Wielki 8 wiedział,

kiedy jego poddany defekował, i potrafił poznać po

zapachu, który to.

Faraon wysłał na miejsce najbardziej

doświadczonych kamieniarzy. Warstwę skamieniałych

plastrów odłupano od skały i przetransportowano do

pałacu. Plastry o nieregularnych kształtach miały

dziesięć na osiem stóp, a w niektórych miejscach dwie

stopy wysokości.

Wielki 8 był bardzo stary, wydał więc polecenia

dotyczące jego mumifikacji. Po usunięciu organów

wewnętrznych oraz mózgu, po procesie suszenia i

konserwacji, naga mumia nie miała zostać owinięta w

len, ale umieszczona w sarkofagu z wyciętych plastrów

miodu, a ten miał zostać zalany miodem.

Wiadomo, że cukier się nie psuje. Wkrótce inni

ruszyli słodkimi śladami Wielkiego Wychodka 8,

nakazując, by ich mumie konserwowano w syropach

Page 224: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

pomarańczowych i truskawkowych, różanych i

lotosowych, w glicerynie z okruchami opali... sarkofag

buja się na osi, okruchy unoszą się w glicerynie, a przez

małe kryształowe okno można oglądać zmarłego w jego

ostatniej siedzibie.

Kapłani niepokoją się i drepczą jak bydło węszące

niebezpieczeństwo. Fala nietypowych metod

balsamowania może podkopać fundamenty ich Sprawy,

biadolą. Te obawy nie są bezpodstawne.

Mistrz balsamowania, Złota Skóra, wynalazł metodę

polegającą na pokrywaniu mumii cienką warstwą

metalu. Mumię posypuje się węglem drzewnym, a

następnie zanurza w kadzi ze złotem, miedzią lub

solami srebra. Metale przylegają do mumii dzięki

urządzeniu, którego sekretu Złota Skóra strzegł jak oka

w głowie. Człowiek spowity w złotą skórę nie musi się

obawiać owadów, padlinożerców, czasu ani wody.

Wstępna mumifikacja musi być jednak bardzo

dokładna, w przeciwnym razie człowiek zostanie na

zawsze uwięziony w ohydnej, gnijącej, płynnej masie

ciała, kości i larw.

Złota Skóra zostawia niewielki otwór, zatykany

nieprzepuszczającą powietrza pieczęcią. Raz do roku, w

dniu poczęcia zmarłego, odbywa się Wdychanie.

Pieczęć zostaje zdjęta, zebrani dostojnicy podchodzą i

wąchają. Jeśli pojawi się choćby ślad rozkładu,

balsamista zostaje pocięty na małe kawałki, a te wrzuca

się do bardzo gorącego ognia - przy miechach pracuje

dziesięciu nubijskich niewolników - i każde włókno

mistrza rozwiewa się w powietrzu, aż nie zostaje nic,

Page 225: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nic, nic, popołudniowy wiatr unosi popiół i miesza go z

piaskiem i pyłem. To najgorsza rzecz, jaka może się

przytrafić mistrzowi balsamowania, który chciał być

zmumifikowany... już wybrał sobie posiadłość w

Zachodniej Krainie, już za nią zapłacił.

Zdarza się czasem, że konkurent, niezadowolony były

pracownik albo złośliwy dowcipniś dobiera się do

grobowca, robi otwór w złotej skórze i wtryskuje do

środka lewatywę z rzadkiego gówna, rozkładającej się

krwi i pełnej larw padliny sępa. Następnie zamyka

otwór i czyści metal, by zatrzeć ślady.

Z okazji Piątego Wdychania zebrał się spory tłum.

Podczas poprzednich wdychań z mumii rozchodził się

słodki, pikantny aromat, a goście wzdychali z uznaniem.

Tym razem, kiedy Złota Skóra odkręcił zakrętkę,

wyrwał mu ją z rąk cuchnący gejzer, który obryzgał

dostojników gównem i wijącymi się larwami.

Złota Skóra uniknął egzekucji, ponieważ faraon i

arcykapłan poznali rękę budzącego grozę demona Fuku,

znanego też jako pogromca mumii, napadającego na

bezbronne zmumifikowane ciała.

Fuku jest bogiem arogancji. Nie szanuje niczego i

nikogo. Raz wydarł się na faraona Wielkiego Dwa

Domy 9:

- Jak mi będziesz pyskował, oderwę fiuta z twojej

mumii!

Stworzenie Chaosu, bóg dowcipnisiów i duchów,

budzący grozę wszystkich ludzi nadętych, oszustów,

hipokrytów, chwalipiętów... dziki, nieujarzmiony, nie

ma innego władcy niż Pan, bóg paniki. Wszędzie tam,

Page 226: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

gdzie Pan gna wrzeszczące tłumy przy świdrujących

dźwiękach fletni, znajdziecie Fuku.

Oferujący konkurencyjne ceny balsamiści proponują

miesięczne opłaty za ubezpieczenie mumii. Jeśli

będziesz żyć pięćdziesiąt lat albo umrzesz nazajutrz,

masz zapewnioną przyszłość w Zachodniej Krainie.

(Obejmujące się stare małżeństwo stoi przed swoją

skromną małą willą). Zachodnia Kraina jest obecnie

otwarta dla klasy średniej, czyli kupców,

rzemieślników, spekulantów, awanturników, alfonsów,

hien cmentarnych i prostytutek. Kapłani załamują ręce i

ostrzegają przed okropną nadpodażą dusz. Egiptowi

zagraża inwazja z zewnątrz i bunt wewnętrzny. Chcąc

zapewnić sobie lojalność klasy średniej, Faraon

postanawia rzucić jej największy ochłap, jaki posiada.

Da ludziom nieśmiertelność.

- Jeżeli doprowadzimy do alienacji ludzi z klasy

średniej, zaoferują swoje talenty partyzantom i

buntownikom.

- Mówisz prawdę, Wielki Wychodku, ale mnie się

podobają dawne metody.

- Mnie też. Dawniej mieliśmy przyjemny mały klub.

Jeśli sprawy przybiorą zły obrót, zawsze możemy

zlikwidować nadmiar mumii.

Zespoły balsamistów mogą oferować niskie ceny,

ponieważ proces balsamowania przebiega na pasach

transmisyjnych, a każda grupa zajmuje się daną częścią

procesu: usunąć mózg, usunąć organy wewnętrzne,

owinąć ciało. Balsamiści stają się niezwykle zręczni i

Page 227: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

szybcy. To, co zajmowało miesiąc, wykonują w jeden

dzień.

- Te zmiany są zbyt szybkie dla Khepery - jęczy

arcykapłan. (Khepera, żuk gnojnik stawania się, coraz

szybciej gorączkowo ugania się tam i sam. Bezradny,

pada na grzbiet i słabo wierzga odnóżami w powietrzu).

Trzy godziny i dwadzieścia trzy minuty od śmierci do

mumifikacji: godzina na dokładne wypatroszenie,

godzina w kadziach suszących, godzina w kadziach z

wapnem, organy wewnętrzne umieszczone w

gustownych dzbanach, owinąć ciało i przenieść do

strzeżonych dzień i noc komunalnych lochów, gdzie

skrupulatnie pilnuje się poziomu wilgotności i

temperatury.

- Widzisz, Wielki Wychodku, sprawy wymknęły się

spod kontroli.

- To prawda. Wcześniej czy później zawsze tak jest.

Nawet ubodzy fellachowie balsamują zwłoki

domowym sposobem w szopach do suszenia ryb i

wędzarniach. Praktycznie każdy może się dostać do

Zachodniej Krainy.

Młodzi kwestionują ideę mumii:

- Przechowywać tego samego dupka po wsze czasy?

Czy to apel do młodych?

- Cuchnie jak zaschnięte gówno.

- Macie do zaoferowania coś lepszego? - pyta

poważny młody skryba. - Wiemy, że mumifikacja może

zapewnić nieco nieśmiertelności. - Zwraca się do

Nefertiego: - A cóż lepszego możesz zaoferować niż tak

niepewne przetrwanie?

Page 228: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Mogę zaoferować niezgodę na przetrwanie na takich

warunkach, na katastrofalnych warunkach narodzin.

Mogę zaoferować zdecydowane szukanie ratunku na

innych obszarach. Kto nam narzuca tę całą brednię o

mumiach?

- Bogowie.

- Kim oni są, żeby narzucać takie warunki?

- Są tymi, którym udaje się narzucać takie warunki.

- Dotarcie do Zachodniej Krainy oznacza wyzwolenie

z lęku. Czy wyzwalasz się z lęku, kuląc się na

wieczność w swoim ciele? Twoje ciało jest łodzią, którą

należy odrzucić, kiedy dotrzesz na odległy brzeg, albo

sprzedać, jeśli znajdziesz amatora... ta łódź jest pełna

dziur... pełna dziur.

Neferti i Ziejący stoją przed drzwiami ze

skamieniałych plastrów miodu.

- Oto szczyt jego sarkofagu - mówi Ziejący.

- Co zrobiliście z Faraonem Wielkim Wychodkiem

8?

- Zjedliśmy go. Był niewiarygodnie smaczny.

Ziejący zionie na drzwi ciężką, lepką słodyczą. Neph

szybko się cofa, żeby się nie scukrzyć, ponieważ słodki

oddech może być równie zabójczy jak cuchnące

wyziewy.

Drzwi uchylają się na naoliwionej osi. W środku

toczy się festiwal Ziania. Rozśpiewani Ziejący

wydzielają odpowiednie zapachy, mariachi bekają

smażoną fasolą i chili. Są tu piece do chleba i tortilli.

Świętym patronem Ziejących jest Humwawa, Pan

Page 229: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Odrazy, który unosi się na szepczącym południowym

wietrze, jego twarz to kłębowisko wnętrzności, a

oddech to trupi odór. Żadne kadzidła ani perfumy nie są

w stanie usunąć smrodu Humwawy. Jest panem

wszystkiego, co kwaśnieje, gnije, czyli w efekcie Panem

Przyszłości. Jest też Pazuzu, Pan Gorączki i Zarazy...

Zieje wonią szpitali i gangreny, przeżartego trądem

ciała, ropiejących gruczołów, czarnych wymiotów,

biegunki cholerycznej, smrodem palonego plastiku i

zgniłych pomarańczy.

On nauczy Nepha jeździć na zapachach.

- Stań tutaj. - Ziejący staje sześć stóp przed Nephem i

zionie na niego odorem padliny. Zgodnie ze wskazówką

Neph nie broni się przed odorem. Czuje się tak, jakby

jadł bardzo ostrą paprykę albo wdychał sole trzeźwiące.

Gwałtowne oczyszczenie głowy, lekkość, uniesienie w

chwili, gdy wdychasz śmierć i bez mrugnięcia okiem

stajesz twarzą w twarz z jej zapachem, jej zgnilizną, gdy

wdychasz własną śmierć.

Wdychaj swą śmierć.

Śmierci, jesteś w środku. Wdychaj.

Jesteś w środku. Oddychaj śmiercią.

W oddechu. Jesteś śmiercią.

Ludzie wierzący w nieśmiertelność powinni

pamiętać, żeby niczego nie traktować zbyt poważnie.

Należy też pamiętać, że frywolność jest jeszcze bardziej

zgubna... a zatem, co teraz?

Wychodzimy ze Złotego Zwieracza, Na dwór tylnym

wyjściem... stopnie w dół... skała wysoka na tysiąc stóp,

Page 230: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

żwir, w dół, w dół, w dół, hen, w dal, schodzimy w dół

przechyleni jak spadający samolot. Wspierasz się na

lasce i szybujesz w dół, żeby obniżyć lot, tak więc

ześlizgujemy się po schodach. Po obu stronach rosną

krzewy i kaktusy... okolica wygląda jak Gibraltar. Czy

jesteśmy sławnymi małpami ze Skały, pędzącymi w dół

po zboczu? W dół, prosto w zabudowania, gdzie kobiety

wieszają pranie i plotkują. Chłopcy na rowerach.

Jesteśmy Brytyjczykami, pozostaniemy Brytyjczykami -

martwe palce w dymie wskazujące na Gibraltar.

Na końcu schodów znajduje się małe betonowe

lądowisko przy autostradzie, a po drugiej stronie szosy

jeszcze jedno, o ile uda ci się do niego dotrzeć. Jak

okiem sięgnąć - pustka. Atmosfera całkowitego

opuszczenia... nie ma tu nic, zupełnie nic.

Siadam na małej betonowej półce i opieram się o

porośnięte trawą zbocze. Patrzę na trawę pod moim

podbródkiem, rozprostowuję nogi na kamiennych

schodach prowadzących ku drodze. Przed sobą mam

autostradę, ale nic po niej nie jeździ. Po co iść dalej?

Oglądam się za siebie, na schody. Niebo jest ciemne od

deszczu. Najwyraźniej utknąłem tu... czekam.

Wsiąść do pociągu. Jest noc, za oknem widzę wodę,

migoczące punkciki światła zostają w tyle, teraz

pojawiają się zielone skaliste zbocza, pociąg trąbi

kołysze się stuk stuk nabiera szybkości... przełęcz

Raton... zrujnowane magazyny powybijane okna migają

za szybą... kołyszę się z boku na bok, idąc korytarzem

do toalety... stęchły zapach dymu z cygar, para żelazo

sadza i odchody zaschnięte na popękanych skórzanych

Page 231: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

siedzeniach. Nie widzę swojej twarzy w lustrze na

drzwiach toalety... lustro jest puste... huuuuuuuuuu...

milknie... Pociąg jedzie teraz wzdłuż zatoki lub bardzo

szerokiej rzeki...

Spójrz na ich Zachodnią Krainę. Jak wygląda? Domy

i ogrody bogaczy. Czy tylko tyle bogowie mają do

zaproponowania? W takim razie już czas na nowych

bogów, którzy nie proponują tak lichych łapówek.

Niebezpiecznie jest nawet myśleć w ten sposób. Życie

to rzecz bardzo niebezpieczna, przyjacielu, i tylko

nielicznym udaje się z nim ujść. Nie ujdziesz z życiem,

uchylając się od niebezpieczeństwa, kiedy do wygrania

mamy cały wszechświat, a do stracenia zupełnie nic. Już

wszystko zostało stracone. Po tym, co teraz wiemy, nie

może być przebaczenia. Pamiętaj, dla nich jesteśmy

koszmarem. Czy możesz ufać propozycjom

pokojowym, sojuszom i porozumieniom

proponowanym przez przeciwnika, który przygląda ci

się w ciemności? Oczywiście, że nie.

Sami możemy stworzyć własną Zachodnią Krainę.

Wiemy, że Zachodnią Krainę utwardza krew i energia

fellachów, wysysana przez wampiryczne mumie, tak jak

doprowadza się wodę, by stworzyć oazę. Taka oaza

trwa dopóty, dopóki jest woda i technologia

umożliwiająca jej doprowadzanie. Jednak oaza

samowystarczalna, odtwarzana przez jej mieszkańców,

nie potrzebuje niegodnej wampirycznej deski

ratunkowej.

Możemy stworzyć krainę marzeń.

Page 232: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Ale jak możemy ją utrwalić?

- Nie możemy. Na tym właśnie polega błąd mumii.

Mumie utrwalają ducha. Kiedy to jednak robisz, duch

przestaje być duchem. Uczynimy siebie mniej trwałymi.

Cóż, na tym właśnie polega sztuka, prawda? Nie

tylko sztuka, ale wszelka twórcza myśl jest zabieganiem

o nieśmiertelność. Dopóki żyją niechlujne, głupie tak

zwane demokracje, dopóty duchy różnych nudnych

ludzi, których nie spamiętam, będą się kręcić wśród

bałaganu, jaki zrobili.

My, poeci i pisarze, jesteśmy schludniejsi, gaśniemy

w pełne świetlików wieczory, bal maturalny i daleki

gwizd pociągu, żyjemy w służącej otwierającej jajko

ugotowane dla dawnego rekonwalescenta, żyjemy w

śniegu na grobie Michaela, spływającym miękko z

jakiejś kosmicznej przestrzeni, jakby nadciągał stamtąd

na świat kres dla wszystkich - żyjących i zmarłych -

żyjemy w zielonym świetle na końcu przystani Daisy, w

ostatnim i największym z ludzkich marzeń...

Pluję na chrześcijańskiego Boga. Kiedy Biały Bóg

przybył wraz z Hiszpanami, Indianie przynieśli owoce,

ciastka kukurydziane i czekoladę. Biały Bóg

chrześcijański poobcinał im ręce. Nie był

odpowiedzialny za chrześcijańskich konkwistadorów?

Owszem, był. Każdy bóg ponosi odpowiedzialność za

swoich wyznawców.

Co robię w Gibraltarze z moim posępnym Ba?

Oczywiście czekam. Cóż innego ludzie robią w

Gibraltarze? Czekają na statek, czek bankowy, list,

Page 233: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

czekają na uszycie garnituru, czekają na naprawę

samochodu, czekają na wizytę u angielskiego lekarza.

Pierwszą noc Hall spędza w hotelu Rock. Angielska

kolonialna mgła jest nieznośna, pokój ciasny i

niewygodny, po południu, kiedy chciał spać, łomotali

robotnicy. Przeniósł się więc do pokoju przy Main

Street, do którego szło się po brudnych schodach, mijało

ciemną recepcję, a sam pokój wychodził na szyb

wentylacyjny. Czym dokładnie śmierdzi to miejsce?

Tłustymi frytkami i nieświeżą rybą, starymi

materacami, nigdy niedotykanymi przez słońce, i stalą

temperaturą 26,6°C. Hall przypomina sobie identyczny

smród tanich hoteli w Panama City.

Korespondencję kazał kierować na adres Lloyda,

gdzie posiada skrytkę.

- Przykro mi, sir, nic dla pana nie ma.

Realizuje czek i rusza Main Street w cieniu Skały.

Ten wielki zwal skał, krzewów, fortyfikacji i wież

radiowych widać zewsząd.

Jesteśmy Brytyjczykami, pozostaniemy

Brytyjczykami.

Herbaciarnia z wyłożoną kaflami podłogą i roślinami

w donicach ciągnie się na pięćdziesiąt stóp od ulicy,

lustra po obydwu stronach odbijają Halifax, Maltę,

personel wojskowy i cywilny, rozmowy o urlopach,

przydziałach i służących. Hall z trudem tu oddycha.

Płaci i wychodzi, czując na sobie niechętne spojrzenia.

„To nie był ktoś z zamorskiego personelu".

Sklepy odzieżowe z irlandzkim tweedem, sklepy z

Page 234: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

aparatami fotograficznymi, lornetkami polowymi,

pozytywkami, sklepy hinduskie, wierne kopie sklepów

w Panamie, na Malcie i Madagaskarze... kule z kości

słoniowej powkładane jedna w drugą, gobeliny z

tygrysami i brodatymi jeźdźcami z zakrzywionymi

szablami. Kto kupuje to gówno? Hall podejrzewa, że

sklepy muszą być przykrywką dla jakiegoś

monstrualnego spisku. Oczywiście wielu Hindusów

zajmuje się wymianą pieniędzy.

Bar dla żołnierzy i marynarzy z drzwiami

wahadłowymi, kilku starych tangerczyków wpadło na

jeden dzień na zakupy. Herbata Earl Grey, marmolada

Fortnum & Mason, brązowy cukier, specjalne

ciasteczka śmietankowe. Krawiec obiecał, że garnitur

będzie gotowy nazajutrz. Czy zostaną na noc na Skale?

Z powrotem do hotelu, ciężki klucz wieszasz na

haczyku. Łóżko nieposłane... pościel wygląda na brudną

i cuchnie brudem, nie jest biała, ale szara, w kolorze

cukru z sierocińca, poza tym wilgotna, lepi mu się do

skóry jak przepocony całun. O wpół do szóstej wstaje z

łóżka, wypija w pokoju dwie duże whisky, siedząc na

poplamionym krześle z czarnego drewna, na ścianie

portret Edwarda VII, niewątpliwie prezent od firmy,

która instalowała klozety z miedzianymi rurami i

nieustannie kapiącym rezerwuarem pod sufitem.

Hotelowa restauracja jest prawie pusta... staroświecki

komiwojażer z zestawem pozytywek z Hongkongu,

tanich radioodbiorników i latarek „paluszków". Szpetny

grubawy kelner ma zmierzwione czarne włosy i złote

Page 235: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zęby; ma na sobie brudną czarną marynarkę i białą

koszulę, czarną na kołnierzyku.

Zrezygnowany Hall zamawia stek z frytkami i pół

butelki czerwonego wina.

- A, na początek przynieś mi podwójną whisky.

- Nie mamy pozwolenia na alkohole

wysokoprocentowe.

- Z pewnością nie macie.

Spalony stek jest cienki, pomarszczony i twardy jak

podeszwa. Frytki ociekają tłuszczem, a kelner przyniósł

słodkie białe wino.

- Przynieś mi czerwone wino, ty małpo gibraltarska o

włochatym tyłku, albo wypiję je z twojego gardła! -

chrypi bardzo cicho Hall, nie otwierając ust.

Zaskoczony kelner cofa się, wydając z siebie charkot.

Hall wskazuje na pozycję w karcie.

- To... zabierz to, a przynieś mi to. - Kelner chwyta

butelkę i odchodzi, mrucząc pod nosem. Obrusy są tak

samo wilgotne i szare jak pościel, poplamione

jedzeniem, winem, piwem i popiołem z papierosów.

Zupełnie nie do zniesienia. Hall przypomina sobie, że z

lotniska przy East Beach widział napis: Hotel Panama.

Hall wymeldowuje się z hotelu i dociera na postój

taksówek na placyku pod drzewami, na których jest

pełno wróbli.

- To gdzieś w okolicy East Beach...

GUINNESS JEST DLA CIEBIE DOBRY.

Personel hotelu Panama jest uprzejmy w porównaniu

z innymi hotelami na Skale. Prowadzą go do pokoju na

Page 236: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

tyłach, z widokiem na dzielnicę robotniczą i wieże

radiowe na Skale. Pokój jest czysty, z dużym

wygodnym łóżkiem, szafą, biurkiem, łazienką ze sporą

wanną z różowej porcelany. Gorącej wody jest ile dusza

zapragnie.

Nazajutrz idzie do Lloyda.

- Przykro mi, sir. Nic dla pana nie ma.

„Mój Boże, statek odpływa za trzy dni. Jeśli książki

nie dotrą do tego czasu...".

Przed hotelem wzdłuż plaży biegnie droga

prowadząca do płotu wokół lotniska, oddalonego o

jakieś pięćset metrów od hotelu. Jeśli spojrzeć w

przeciwną stronę, widzi się East Beach Road, która

łączy się z główną szosą, biegnącą wokół Skały na

wysokości około czterdziestu stóp nad poziomem

morza. Przy skrzyżowaniu East Beach z główną szosą

stoi miejska spalarnia śmieci z wysokim kominem,

paprzącym niebo tłustym czarnym dymem.

Znowu u Lloyda.

- Proszę bardzo, sir. Proszę tu podpisać...

W ostatniej chwili. Statek odpływa nazajutrz o

dziewiątej wieczorem. Hall kupuje torbę na paczkę z

książkami. Otworzy ją dopiero na statku. Kupuje zapas

alkoholu, jakieś biszkopty i ser. Pod wpływem impulsu

skręca w stromą boczną ulicę. Brama, ciemne schody.

DOKTOR HENLEY, INTERNISTA I CHIRURG.

„Czemu nie spróbować?".

Gabinet jest mocno zaniedbany, podobnie jak ubranie

lekarza w jaskrawych barwach. Wysoki, szczupły lekarz

jest po sześćdziesiątce, ma ruchliwe niebieskie oczy, jak

Page 237: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

sroka rozglądająca się za błyskotką, którą mogłaby

porwać.

- Czym mogę służyć, młody człowieku?

- Panie doktorze, mam problem. Jestem uzależniony

od morfiny, a jutro wypływam do Wenezueli... rejs trwa

piętnaście dni.

- Hm, cóż... rzeczywiście masz problem.

- Wystarczy mi gran dziennie, panie doktorze. - Hall

wysuwa z portfela dwudziestofuntowy banknot. Lekarz

patrzy na banknot.

- Mogę panu wypisać receptę najwyżej na dziesięć

granów albo dam panu pięć granów dilaudidu.

- Wezmę dilaudid.

Lekarz wypisuje receptę. Hallowi przesuwa się przed

oczami kłopotliwa przeszłość. Same utrapienia.

Hongkong, Singapur, Aden, Aleksandria. Jak to się

stało, że wylądował na Skale?

Lekarz mówi coś przez telefon, po czym odkłada

słuchawkę.

- Proszę z tym pójść do angielskiego aptekarza na

Main Street i zapytać o señora Ramireza.

Natychmiast pędzi do apteki. Señor Ramírez

spogląda na receptę.

- Dwie minutki, sir.

Wraca z ciemnobrązową fiolką.

- Dziesięć funtów, sir. - Aptekarz wie, że klient nie

będzie się targował.

Hall jest jedynym pasażerem na statku. Kiedy tylko

wchodzi na pokład, podnoszą kotwicę. Jego kabina jest

Page 238: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

idealna: łóżko, biurko, krzesło i komoda. Wstrzykuje

sobie jedną ósmą grana i idzie spać.

Budzi go ruch statku i zapach morza. Po śniadaniu

rozpakowuje książki. Gdzie jak nie w Londynie mógł

kupić właśnie te tytuły, których potrzebuje?! Może w

Paryżu, bo wiele tekstów źródłowych jest po francusku,

ale wtedy książki nie dotarłyby na czas. Wszystko tu

jest... analiza jadu stonóg, opisy przypadków, ilustracje

trzech tysięcy odmian. Otwiera przenośną maszynę do

pisania...

Page 239: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

8

Święto Dziękczynienia, wtorek, 24 listopada 1985

roku. Miasto przyszłości o nazwie Leukan, zwarty

kompleks domów z czerwonej cegły, z balkonami i

schodkami przeciwpożarowymi. Na pryczy przykrytej

zwykłym wojskowym kocem tulę białe dziecko. Jest

całe białe. Nawet jego oczy są białe. Nie widzę

wyraźnie twarzy. Dziecko ma długie białe szpony. Oczy

migoczą biało jak diamenty lub śnieg, piżmowa gorąca

zwierzęca woń, strzępki kliszy rozjaśniają scenki

wydarzeń, zanim wypalą się jak koszulka lampy

Colemana.

Ulica jak tratwa, róg Pershing i Walton... róg

odpływa wśród drzew, wędkarze łowią ryby z

chodników, delikatne drganie liści, wiewiórka

odskakuje i zastyga w bezruchu, stary druk jest kruchy,

odpada od kartki, fale biją o ściany morza, stare zdjęcia

zwijają się i pękają. Parada Fałszywego Proroka unosi

się w upalnej letniej nocy... żółta poświata, ogromne

liście, deser: różowe ciasto, podmuch wiatru szarpie

tekturę na brzegach, falochrony osuwają się w morze,

zrujnowany dom, deszcz, szare niebo.

Spójrz na ten pojazd kosmiczny, wygląda jak

używany samochód albo samolot, podziurawiony

przeplatanymi milami i fatalnymi usterkami. Masz

nadzieję, że nadaje się na podróż w jedną stronę. Pojazd

Page 240: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nazywa się MAM NADZIEJĘ, ŻE MNIE DOWIEZIE.

- Joe, chyba skrzydło się odrywa.

- Oba się odrywają, szefie.

- No to je napraw!

(Dawniej był jakimś potentatem, nie potrafi się

oswoić z myślą o niebezpiecznym statku kosmicznym, a

„niebezpieczny" to zbyt słabe słowo na ten złom).

- Naprawić? Czym, szefie, plastrami i gumą do żucia?

Może rozbierzesz się do pasa i dołączysz do ludzi.

Wyjdź na zewnątrz i sam go napraw.

- Ja? Hm... - Zaczyna do niego docierać. Ci starzy

kolesie od kasy i władzy są najgorsi, gorsi od

pułkowników KGB.

Kim w marynarskiej czapce odgrywa gejowską

parodię. Jest już w kosmosie, daleko w lodowatym

mroku, ale jednocześnie jest tu, w mieście ze

scenografii. Całe Lawrence wystawiono na sprzedaż,

wykupują je Rosjanie albo ktoś taki. Z żywą Ziemią

łączą teraz Kima tylko koty, kiedy sceny z przeszłości

eksplodują jak bańki mydlane, małe przypadkowe

błyski, podejrzane przez Kocie Drzwi. Drzwi prowadzą

na zewnątrz, a potem z powrotem do środka. Delikatnie

dotknij przyrządów kontrolnych dla pogodnych

magicznych chwil: zielonego reniferka w Forest Park,

małych szarych ludzików, którzy grali w moim bunkrze

i czmychnęli przez znikające kocie drzwi.

Drzwi cię otaczają... staw o zmierzchu, rzuca się

ryba, kot tuli się do mnie i unosi łapkę, by dotknąć

mego brzucha...

Page 241: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

To wrzosowisko, ten spokój, ta cicha scena...

Czy Wordsworth brał do ust alkohol? Czy był

ukrytym opiumistą? No wiecie, półpasiec. My, ludzie

światowi, rozumiemy te sprawy. Czy był, mówiąc

wprost, pedofilem?

- Masz tu ćwierć pensa, Lucy.

- Ojooooj... ćwierć pensa, sir, dla mnie?

- Tak, moja słodka kaczuszko, dla ciebie.

(Dla ciebie, jeżeli mnie wpuścisz).

- Co się stało mojemu małemu słodkiemu

pączusiowi?

- Och, wie pan, idzie zima, a ja potrzebuję nowego

płaszczyka.

- Przecież kupiłem ci w zeszłym roku.

4 stycznia 1986 roku. Śniło mi się, że dzielę pokój z

Józiem Stalinem. Była to alkowa wychodząca na

korytarz, który prowadził do restauracji. Wszystko

działo się w Chicago, ale nie przypominało Chicago.

Miasto wygląda jak tekturowa scenografia w szarej

mgle. Po drugiej stronie rzeki jest wschodnie St. Louis,

chwasty wyrastają przez popękane chodniki, mała nisza

lat dwudziestych dwudziestego wieku... tu i tam proste

linie, zapach rzecznych statków i koczowisk

włóczęgów.

Patrzę na Stalina, myśląc, że oto jest człowiek z

krwią milionów na rękach. Niewątpliwie zabiłby mnie

równie lekko jak każdego innego dekadenckiego

burżuja. On jednak zachowuje się przyjaźnie, wcale nie

jak Józio Stalin, którego znam z kronik i filmów. I

Page 242: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

tamten, i ten są niscy, ale ten Józio nie ma wąsów. Jest

nieogolony, zaniedbany, w średnim wieku, brudny i

przepocony.

„Niedźwiedzia gawra jest w Chicago".

Powyższe zdanie zostało wzięte z tekstu lub snu, jaki

przyśnił mi się w Tangerze w 1963 roku. Wtedy nie

miało dla mnie żadnego znaczenia. Nadal nie ma. Oto

jeszcze jedno: „Kapitan Bairns został dziś aresztowany

w morskim morderstwie Chicago. Odlegli świadkowie

widzieli jasny błysk, kiedy aresztowano sprawcę".

„Życie to chybotliwy płomień, przed którym i po

którym jest przemoc", powiedział mi we śnie Ian

Sommerville.

Co, do diabła, je Józio? Jakąś czarną pulpę mięsną,

może kaszankę. Nie mogę oderwać wzroku od tej sceny,

jakbym wypatrywał nieomylnych znaków

wielomilionowych morderstw. Najtrudniejsze jest

pierwsze sto tysięcy. Podobno później jest już z górki.

Tłusta mięsna potrawa nie zdradza żadnych oznak, ani

dobrych, ani złych. Józio nie jest nawet odrażający.

Mimo to wygląda jak ktoś, kto kiedyś był kimś...

- Patrz, to Al Capone albo John Barrymore, albo Jack

Buck, albo Manolete. - Ktoś, kto kiedyś był kimś... tam,

w koszuli bez kołnierzyka, z wystającym mosiężnym

ćwiekiem. Ale owszem, on był kimś... bez dwóch zdań.

To nie jest nawet prywatny pokój. Przez okno widzę

kasę i hostessę prowadzącą stałych klientów do

stolików. Są to mężczyźni w średnim wieku, którzy do

żon zwracają się „matko".

- Wiesz, matka i ja byliśmy w Meksyku i wcale nam

Page 243: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

się nie podobało. Matka miała atak hemoroidów, nie

mogliśmy dostać maści na nie, a ja od razu

powiedziałem: „Kiedy się, ludzie, ucywilizujecie?". Na

to aptekarz: „Nie chcemy waszego syfilisu, dość mamy

własnego", potem dał matce czopek z opium i trochę jej

ulżyło.

Hostessa wygląda jak Olive Oyl, długa szyja i głowa

kurczaka. Patrzę na Józia. Ten znał sekret władzy: siedź

długo, ruszaj się szybko. Hitler umiał się ruszać, ale nie

umiał siedzieć. Stalin umiał siedzieć jak każdy chłop.

Zignoruj psa, a wpadnie w rozpacz, zacznie skomleć i

szczerzyć zęby w uśmieszkach, jak Gary Cooper w

najbardziej niesmacznej ze swoich ról: uroczego

milionera. Gra ekscentrycznego milionera, który kupuje

całą piżamę, a chce tylko górę... czyż to nie słodkie?

- Tylko górę, sir? Cóż, obawiam się... - Gorączkowe

znaki od właściciela sklepu. - Ach, tak, oczywiście,

panie Wentworth. Rozumiem.... tylko góra.

Siada do pianina i uwodzi sprzedawczynię.

- Moja dzieweczko, wyjdź pod okieneczko.

Zerka na nią raz po raz, posyłając te swoje ohydne

uśmiechy. Dziewczyna zajada jednak dymkę i trzyma

go na dystans.

- Włóż mi obrączkę na palec... dopóki tego nie

zrobisz, będę z tobą walczyć wszystkimi dostępnymi

warzywami.

Walcz z nim rzygowinami. Na to właśnie zasługuje.

Masz różnicę między gwiazdorem a aktorem. Aktor

może zagrać każdą rolę, ale gwiazdor zawsze gra siebie.

Page 244: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Jest coś szczególnego, co tylko Gary Cooper może

wnieść do roli, niezależnie od tego, czy wiesza

najlepszego przyjaciela za kradzież bydła, czy jest

Panem Dobrym Amerykaninem.

Tak, gwiazdor gra siebie po kawałku. Przypomnij

sobie Johna Wayne'a w Czerwonej rzece. Wszyscy dali

słowo, że dotrwają do końca przeganiania bydła... muu

muu muu. Kiedy jednak zaczęło być ostro, dwóch

tchórzliwych skunksów zdezerterowało.

Złapali ich i przywlekli do Księcia, który leżał oparty

o siodło, jak zwykle pijany. Popijając, wymamrotał:

- Pokażę im coś, czego nie zapomną. Tamte

tchórzliwe gnidy skomlą:

- Dobrze, dawaj, zastrzel nas!

Książę pociąga solidny łyk, ociera usta wierzchem

dłoni, a potem padają słowa, wypowiedziane tak

szkaradnie, że chyba nie słyszałem nic gorszego:

- Zaraz was powieeeeszę!

Oczywiście powstrzymuje go przed tym jego PR-

owiec.

- To by źle zrobiło twojemu wizerunkowi, Książę.

Będziemy musieli wezwać Starego, żeby strzelił ci w

nogę i cię powstrzymał.

Dezerterzy czmychają jak kojoty, bo nimi są. Później,

w wywiadzie, Książę bronił swego pierwotnego

stanowiska.

- Cholera, jasne, że powieszę tych sukinsynów! Może

przedstawiają mnie jako surowego, okrutnego

człowieka, ale nigdy jako małodusznego czy skąpego.

Cóż, odrobina małostkowości mogłaby wyglądać

Page 245: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

znacznie ładniej. Bo już brzydziej chyba być nie mogło.

Hollywood sfilmował ten gatunek aż do kości. Nie

ma takiego ludzkiego marzenia, którego Hollywood nie

zredukowałby do obrzydliwej trawestacji. Trzeba wam

wiedzieć, że ludzki stereotyp został przełamany...

wypełza potworna stonoga z głową hollywoodzkiego

Żyda i pada z pacnięciem na stronę tytułową

„Völkischer Beobachter".

Ruch nazistowski zamknięty w trzech minutach czasu

filmowego. Pucz monachijski... Mein Kampf...

olimpiada... obozy koncentracyjne... Blitzkrieg... front

rosyjski... bunkier... egzekucje w Norymberdze... kat

próbuje zainstalować krzesło elektryczne na Samoa...

prąd redukuje go do garstki popiołu.

Stary sierżant tańczy hula.

- Chciałbym spotkać moa z Samoa.

W oślepiającym błysku pierdół przychodzi chwila,

kiedy nagle widzi wszystko, widzi, jak wszystko

stanowi część wielkiej całości. On jest wszystkim, a

wszystko jest nim, nie ma samotności ani oddzielenia,

jest tylko nieskończona miłość. Zna wszystkie pytania i

wszystkie odpowiedzi, a jest tylko jedna odpowiedź,

napisał więc Nature Boy i wyzdrowiał.

Największy sekret na tym świecie niesłychanym:

Po prostu kochać, po prostu być kochanym.

Szarża Lekkiej Brygady: Mamy przewagę

zaskoczenia. Wirusowi wrogowie nie mogą pojąć

Page 246: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

giętkości. Nie mogą uwierzyć, że jesteśmy w stanie

przetrwać ich pozornie niezawodne audycje.

Start. Maszyny są zbudowane ze światła, a ty musisz

być zupełnie pusty. Szybkość rozsadzi każdą trwałą

myśl na atomy. Cel znajduje się w południowej części

stanu Utah... wszystkie eskadry kierują się na cel...

współrzędne SU 23... pudło... szukać dalej... radary...

sieć przesuwa się w górę, w dół i w bok jak wielka

mechaniczna zabawka... magnetyzm na odwrót...

potrafią wyciągać ci myśli z mózgu i z powrotem je

wciskać... przed nami ściana... bardzo wąskie

przejście... ściana jest czarna... przejście wygląda jak

szczelina... wypływamy na Jezioro Samotnej Gwiazdy...

Jezioro jest puste, nabrzeże zrujnowane. Kilka

potrzaskanych kadłubów pełnych wody. W aluminiowej

łodzi wiosłowej wypływam na nieruchomą czarną toń.

Wściekłe ataki wrzeszczących demonów Boscha, z

wmontowanymi równolegle wsiórami, lubującymi się w

mordowaniu czarnuchów i tłuczeniu pedałów... oprócz

tego warczące psy... drut kolczasty... psy... wieże...

Achtung! Ogień broni maszynowej... grzęźniemy w

starych filmach wojennych.

Przypominam sobie zabawę ze szkolnego autobusu:

Dziecko 1: Wpuszczę ci do domu żmiję miedziankę.

Dziecko 2: Wpuszczę kobrę do kuchenki twojej

matki.

Dziecko 1: Wypuszczę czarne wdowy w wychodku

twojej babci.

Dziecko 2: Wpuszczę ci piranie do wanny.

Dziecko 1: Wleję ci kwas siarkowy do płynu do ust.

Page 247: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Dziecko 2: Wleję ci kwas azotowy do kropli do oczu.

Cuda są zrobione z najbardziej niewiarygodnych

składników. Cuda są też najgroźniejszą bronią. Kiedy

wszystko inne zawodzi, ostatnią deską ratunku jest cud.

To jest wiek cudów albo wiek całkowitego braku

magii, antycudów, całkowicie przewidywalny

wszechświat, który zanika aż do Nada.

Orgon uczepił się słupa. Chrystus krwawił, czas się

skończył. Termodynamika zwyciężyła w żółwim

tempie.

Cud Białego Kota.

Biały Kot ma milion obrońców, którzy gotowi są

walczyć do śmierci za swego Białego Kota.

- Śmierć zarządowi!

- Śmierć spiskowi stanowemu!

- Wyjdźcie i powiedzcie, co robicie! Wimpy zrywa

się i woła:

- Próbujecie zabić naszego Białego Kota?

Wimpy leży mi na kolanach, mrucząc głośno. Tak

bardzo potrzebuje miłości. Moja malutka brązowa

bestyjka Wimpy.

Nieoczekiwany składnik? Jakież niebezpieczeństwo

może się wiązać ze starym człowiekiem, który pieści

swoje koty? Wielkie czarne koty wychłeptują Drogę

Mleczną.

Wyłaźcie spod stołu, członkowie zarządu, stańcie

twarzą w twarz z Białym Kotem i z kryjącymi się za

nim twarzami.

Czyżby bali się niegroźnego koniecznego kota? Nie.

Page 248: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Śmiertelnie boją się bogów i duchów, które symbolizuje

Biały Kot. „Ten kot to nikt inny tylko Ra". Biały Kot

symbolizuje też wiele innych dużych i małych mocy, o

których od dawna sądzili, że są martwe lub

zablokowane.

- Mówię wam, nic nie mogło przedostać się przez tę

blokadę... nic... ale oto jest... Biały Kot.

Kot jaśnieje nieubłaganym białym światłem, które

pada na akta i operacje, na wytyczne i notatki, wszędzie

pada. Nie pozostaje ani trochę ciemności. W tym

świetle wszelka moc słabnie i obraca się w proch.

Światło na kłamstwa i plany awaryjne dla drastycznie

zredukowanego personelu, garstki samozwańczych

wybrańców, którzy przeżyją wywołaną przez siebie

zagładę.

Operacja Kliper: statek kosmiczny napędzany siłą

wybuchu, który obraca Ziemię i jej mieszkańców w

dymiący popiół. To nie jest dobre dla wizerunku, o nie.

A.J. Crump był filantropem. Nie zawsze nim był.

Wiele lat przed nawróceniem odkrył, że znacznie

bardziej opłaca się wypłacać pensje, niż je otrzymywać.

Zbyt skąpy, żeby zatrudniać księgowego, sam odręcznie

prowadził księgi rachunkowe, które trzymał w wielkim

rejestrze w obskurnym biurze, skąd kierował wartą

wiele milionów dolarów firmą hardware, obejmującą

zasięgiem całe Stany. Przeglądając rachunki w dniu

Bożego Narodzenia, postanowił rozszerzyć maksymę:

„Rozdawanie pieniędzy przynosi większy zysk niż

zarabianie".

Page 249: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Z tego powodu założył Fundusz Crumpa. Na

początek kazał zainstalować przed łaźnią turecką koryto

dla koni. Dlaczego to zrobił? Czy on sam był czysty?

Czy był czystym starszym panem? Nie, nie był czysty,

ponieważ nie mógł się zdobyć na to, żeby się wykąpać;

bał się, że poniesie stratę. Za to aprobował czystość u

innych. Dlaczego koryto dla koni? Czy kochał

zwierzęta? Nie ma powodu, by tak sądzić, ale nigdy nie

widziano, żeby skrzywdził zwierzę.

Była to zresztą tylko jedna z wielu jego inicjatyw

obywatelskich. Założył też schronisko dla bezdomnych

zwierząt. Szczególnie lubił koty. Nie stosował eutanazji.

- W przeciwieństwie do ciebie, nie uważam, żebym

wyświadczał kotu przysługę, zabijając go.

Kiedy sąsiedzi skarżyli się, że jego koty uciekają i

zabijają ptaki, założył sieć karmników dla ptaków.

Pojawiły się też kuchnie z zupą i noclegownie dla

bezdomnych. Wszystkie przybytki uświetniła

naturalnych rozmiarów fotografia Założyciela.

Podatki obciął do kości. W domu, gdzie mieszkał,

mieścił się Urząd Międzynarodowego Żywienia,

specjalizujący się w paczkach żywnościowych

zawierających witaminy, minerały i białka w

specjalnym pakiecie Crumpa, nie większym niż pudełko

papierosów, a dzięki temu łatwym w dystrybucji.

Jest dzień Bożego Narodzenia. Stary Crump wraca

myślą do dawnych świąt. Cóż, zawsze lubił rozdawać

rzeczy. Jasne, cnota się wyczerpuje, ale potem powraca,

powiększona o odsetki.

Obecne święta... głaszcze białego kota na kolanach.

Page 250: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Przyszłe święta...

Około piętnastu lat temu wymyśliłem program

telewizyjny, który miał się nazywać „Na wezwanie".

Zaproszeni do programu goście mieli odpowiadać na

szereg szczegółowych pytań. Gośćmi mogły być

zarówno znane osoby, jak i ludzie nieznani. W razie

gdyby gość się nie pojawił, pytania zadawalibyśmy

kukle, wyglądającej jak gość, i sami udzielalibyśmy

odpowiedzi. Nie bądź kukłą. Staw się na wezwanie.

Pomysł programu czekał spokojnie aż do dzisiejszego

ranka. Zdarza się, że jakaś wiadomość doprowadza

człowieka do takiej irytacji, że w rezultacie osiąga on

oświecenie. Jest to tak zwane szajbnięte oświecenie -

jedna z trudniejszych dróg, którą poszedł na przykład

Ezra Pound. Nie jest tak, że człowiek dziękuje za

irytujące zdarzenie, którego efektem jest perła. Nie

chciał tego zdarzenia i prawie na pewno cofnie się przed

oświeceniem przez to zdarzenie wywołanym.

Dziś rano wymyśliłem program telewizyjny oparty na

Białym Kocie. Biały Kot symbolizuje srebrzysty

księżyc, który wściubia nos w ciemne zakamarki i

sprząta niebo przed następnym dniem. Pojęcie Białego

Kota oddaje sanskryckie słowo margaras, które oznacza

myśliwego, detektywa, tropiciela, tego, który idzie

szlakiem. Jest też niszczycielem sił czających się w

ciemnościach. Nieubłagane srebrne światło Białego

Kota obnaża wszelkie ukryte motywy i istoty.

Program telewizyjny mógłby nosić tytuł „Kocie

Oko". Goście mają się stawić przed Kocim Okiem.

Page 251: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Przypomina to starą grę „Prawda i konsekwencje". Oto

zasady: w Warwick w stanie Rhode Island mieszka

pewien śmieć, który zabił kota w kuchence

mikrofalowej. Dowiadujemy się, jak się nazywa i gdzie

mieszka. Fotografujemy gnoja i jego dom.

Przeprowadzamy wywiad środowiskowy.

Następnie wzywamy go do programu telewizyjnego.

PRAWDA. Gość oczywiście odmawia.

KONSEKWENCJE. O wszystkim mówimy w

programie. Korzystamy z obleśnej kukły. Pokazujemy

zdjęcia gnoja. Pokazujemy jego dom. Zapraszamy

telewidzów, żeby dzwonili i nadsyłali swoje

komentarze. Lepiej by zrobił, gdyby wystąpił w

telewizji. Konsekwencje, jakie możemy wywołać, są

zabójcze. Facet się przeprowadza. Zmienia nazwisko.

Biały Kot go odnajdzie. Nigdy nie rezygnuje.

Jeszcze inny program nazywa się „Prawda i

Rekompensata". Zapoznani artyści, nieznane zasługi,

zapomniani wynalazcy, pomysły, koncepcje,

nierzucający się w oczy pracownicy sił Djoun, mali

ludzie.

Tematem programu są schroniska dla zwierząt, gdzie

się je trzyma, a nie zabija. Przepraszam... mówi się

„usypia". Czy chciałbyś zostać uśpiony? Zwierzęta też

tego nie lubią. Potrafią poznać śmierć, kiedy ją zobaczą,

a tak zwane humanitarne schroniska społeczne to obozy

śmierci. Nie mogłem tam pracować za żadne pieniądze.

Owszem, schroniska wykonują dobrą robotę. Znajdują

domy dla niektórych zwierząt itd. Bez dwóch zdań. Ale

nie w moim programie.

Page 252: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Pod Nowym Jorkiem są dwa stałe schroniska, jest też

jedno w Chicago o nazwie Tree House. W programie

pokazujemy ich pracę, namawiamy telewidzów do

składania darowizn, podsuwamy dobre rady.

Wyszukujemy ludzi nieznanych, nienagrodzonych.

Człowiek, który zatrzymał się i pomógł. Ludzie, którzy

przygarniają bezdomne zwierzęta. Kowalscy tego

świata. Karzemy ludzkie śmieci i nagradzamy

Kowalskich.

Chodźcie, pijacy i ćpuny... chodźcie, zboczeńcy w

dygocie.

Przyjmijcie za zasługi spóźniony wieniec laurowy.

Otrzyma go każdy, gdziekolwiek na niego zasłużył.

Wy, ludzkie śmieci, robole, milaczki, klubowicze.

Zejdźcie z drogi przed wieńcem laurowym.

To wieniec nieśmiertelny i nie wam się należy.

(Louise Bogan)

Droga do Zachodniej Krainy jest najbardziej

niebezpieczną ze wszystkich dróg, a co za tym idzie,

przynosi największą nagrodę. Wiedza o istnieniu tej

drogi narusza ludzkie przymierze: nie wolno ci stawać

twarzą w twarz z lękiem, bólem i śmiercią, nie masz też

prawa się dowiedzieć, że święte ludzkie przymierze

zostało zawarte pod grozą lęku, bólu i śmierci. Tamci

mogą zachowywać przymierze na wypadek, gdyby

zostali przyłapani na tym, że od miliona lat wierzyli w

brednie.

Wkroczenie do Zachodniej Krainy oznacza

Page 253: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

pozostawienie ludzkiego przymierza w wychodku, wraz

z katalogami z małpiarni.

Waghdas zajmuje rozległy obszar wokół jeziora, na

obrzeżach przechodzi w przedmieścia i tereny wiejskie.

Wokół miasta znajduje się kilka ośrodków z całą gamą

stylów życia. Neph odbył kilka przypadkowych

podróży, często wybierając drogę za pomocą rzutu

monetą.

Towarzyszy mu Neku, młodzieniec kipiący energią

życiową, oraz Mekem o ciele jak z żywego marmuru,

cichy jak głaz. Docierają do rozstajnych dróg, gdzie

Neph chwyta woń stonogi, podobną do smrodu zgniłych

przypraw, niesionego przez gorący wiatr, który pokrywa

skórę pęcherzami i drapie w płuca. Wracają po śladach,

skręcając pod kątem prostym.

O zachodzie słońca docierają do miasteczka nad

bagnistym jeziorem. Neph skręca i czuje na twarzy

wiatr znad jeziora... czysty, wyraźny, błękitny zapach.

W tej części Waghdas stoją stare domy z czerwonej

cegły, kryte łupkiem, dachówką i miedzią, otoczone

drzewami i ogrodami. Trawniki ciągną się aż do jeziora

i molo.

Dom w alei Pershing jest oddalony od brukowanej

ulicy, wydeptanej do gładkości przez wieki

przemarszów. Neph znajduje klucz, przekręca go w

zamku. W środku potyka się o stertę zabawek... kolejne

święta Bożego Narodzenia piętrzą się warstwami... na

szczycie sterty strzelba trzydzieści na trzydzieści i

pudełko nabojów. Ozdoby choinkowe kruszą się pod

Page 254: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jego stopami jak śnieg.

Neph przechodzi przez jadalnię zawaloną brudnymi

naczyniami, mija spiżarnię, kuchnię, przeciska się przez

kupy śmieci. W końcu wychodzi na werandę z tyłu

domu, skąd rozciąga się widok na podwórze i alejkę.

Ogród zarasta zielsko. Opuszczony budynek mieszkalny

przy alei Euklidesa rozpada się, powybijane szyby...

cała okolica pachnie pustką i brakiem.

Ze strzelbą w dłoni przechodzi przez ogród, mija

popękany beton alejki i wychodzi na ulicę. Od

dwudziestu czy trzydziestu lat nikt tą ulicą nie szedł.

Chwasty, pnącza i niskie drzewka prawie całkowicie

zarosły chodnik.

Co tu się stało? Nic się nie stało. Przyczyna śmierci:

zupełnie nieciekawa. Ci ludzie nie byli w stanie

stworzyć żadnego wydarzenia. Zmarli z powodu braku

jakichkolwiek powodów, by pozostawać przy życiu...

przyzwoici bezbożnicy.

Sny są ci potrzebne. Są biologiczną koniecznością i

twoją liną ratunkową łączącą cię z przestrzenią, inaczej

mówiąc: ze stanem Boga. Z byciem jednym ze

Lśniących. Wynika z tego, że bogowie są biologiczną

koniecznością. Stanowią integralną część człowieka.

Pomyśl o faraonach: byli jak bogowie. Dokonywali

nadludzkich wyczynów siły i zręczności. Potrafili

czytać w myślach i sercach ludzi, umieli przewidywać

przyszłe wydarzenia. Stali się bogami, co oznacza, że

czasami musieli wymierzać straszliwe kary: odrąbać

rękę złodziejowi albo odciąć wargi krzywoprzysięzcy.

Teraz wyobraź sobie intelektualistę, humanistę, złego

Page 255: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

katolika jako Boga. Taki człowiek nie zniósłby

spowodowania żadnego cierpienia. Co więc się dzieje?

Nic. Nie dochodzi do strasznych wypadków. Nawet

staruszka nie ginie w pożarze noclegowni. Żadnych

huraganów, tornad, opozycji, bólu, rozkładu. Żadnej

śmierci. Tak więc przyzwoici bezbożnicy, którzy nie

mogli zaakceptować żadnego boga ani też przyjąć

boskich prerogatyw, po prostu rozsypali się w proch, jak

ciastko przed laty zamoczone w kawie bezkofeinowej

Postum... ostatnia drżąca ovaltine. Długa przerwa nie

przyniosła odświeżenia.

„Profesor nie żyje, wypadek w USA". To jest stary

cut-up z Minutes to Go (1960), który przez wszystkie te

lata czekał na swoje miejsce w wielkiej układance.

Wprowadza nabój do komory i strzela w zakurzone

okno sklepowe... trach... kurz wylatuje przez otwór w

nieruchome powietrze. Od lat nikt tutaj nie oddychał.

Ani krztyny powietrza... uschły liść leży tam, gdzie

upadł.

Idzie na zachód do Maryland Terrace i prosto do

King's Highway. Widmowy bagaż pokryty kurzem.

Fronton hotelu Park Plaza zawalił się, wygląda jak po

wybuchu bomby; w holu pełno jest uschłych liści i

ziemi, rośnie trawa i pnącza. Odlany z brązu chłopiec

jest zielony od śniedzi i upstrzony ptasimi odchodami.

Przechodzi przez King's Highway, mija olbrzymie

domy z marmuru i cegły, zakurzone rozwalone

szklarnie, gdzie rośliny wylewają się kaskadami przez

otwory wybite w brudnym szkle. Nigdzie nie widać ani

Page 256: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

jednego szkieletu. Z okna wypada szyba i rozbija się...

jeszcze jedna... i jeszcze. Teraz widzę, że kit kruszy się i

wypada, drewniane ramy gniją na moich oczach. Lepiej

się stąd wynieść, póki mam na kościach ciało.

Biegiem przez Lindell do parku Forest... mały staw,

gdzie przychodził z siatką łapać żaby i rybki, które

wrzucał do wiaderka... iść dalej... w stronę zoo i Forest

Park Highlands.

Oto zoo w St. Louis, zarośnięte jak starożytne ruiny.

Ledwo widać alejki, gdzieniegdzie zardzewiałe

ogrodzenia, staw, zielony od glonów, ale przejrzysty.

Można zajrzeć w zielony półmrok, gdzie szkielet

niedźwiedzia porusza się, gdy powiew marszczy wodę,

a z głębiny dobywa się czarny smród padliny.

Ostrożnie idzie dalej... nagła woń słoni. Pyk... pac...

nabój wystrzelony przez tłumik. Pada na ziemię, turla

się. W tych klatkach trzymano małe zwierzęta... wilki i

lisy... piżmowy zapach.

Biegiem pędzi do ujęcia, skąd można pić. Przed sobą

ma budynek... strzały padają z dachu.

„Schwytano go w zoo dla pozycji i przewagi". (Stary

cut-up).

To jest berlińskie zoo. Znowu ma na sobie buty z

Waffen-SS. Przez własną głupotę zgodził się na to

spotkanie, podczas którego miał oddać listę za

pięćdziesiąt tysięcy dolarów amerykańskich.

Przeszukuje dach. Nagłe poruszenie. Wysuwa

strzelbę do przodu. Wystrzał brzmi głośno, z lufy tryska

płomień. Pocisk trafia agenta, uzbrojonego w karabin z

tłumikiem. To pewnie był Anglik.

Page 257: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Haiti - Tuż obok niego gwizdnął pocisk kaliber

dziewięć milimetrów. Obrócił się i strzelił do gliniarza,

który poleciał na plecy, wypuszczając broń.

Dostrzega niemieckiego gliniarza w czarnym

mundurze, uzbrojonego w zgrabny czarny

półautomatyczny pistolet Heckler & Koch P-7, który

czyści co noc; gliniarz zatacza się w tył, a broń wypada

mu z dłoni, jakby była zbyt gorąca. Gliniarz znika z

pola widzenia, a pistolet upada na ziemię z głuchym

odgłosem. Ludzie krzyczą i wskazują rękami z coraz

dalszej odległości, jakby widziani przez oddalający się

teleskop.

Kiedy zabijasz gliniarza, robisz drzwi, myśli z

zadowoleniem. Nie chciał zastanawiać się nad tym

filozoficznie. Czy „jeśli taka będzie wola Allacha",

może być daleko? Poza tym słowa te, napisane przez

pisarza, cuchną co najmniej nepotyzmem, o ile nie

jawnym oszustwem.

Ogrodzenie... nie cierpi tego niebezpiecznego drutu

kolczastego tuż pod kroczem. Z torby z narzędziami

wyjmuje przecinak, przecina drut i przechodzi, w dół po

stromym błotnistym zboczu ku autostradzie. Ależ one

się rozpadają... betonowe bloki rozsadzane przez

korzenie drzew... w końcu wrosną w nasze kości...

żwirowana droga prowadzi do wejścia... podmuch

gorąca od strony sceny, zapach prażonej kukurydzy,

słoni i dużych kotów... słyszy trąbienie i posępny

warkot. Upał wzbudza w kotach niepokój.

Treser lwów, Wielki Armand, ostro pije i nagle

ogarnia go strach, którego woń koty doskonale

Page 258: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wyczuwają. Słoń rozdeptuje trzyletnie dziecko na

różową miazgę. Wygląda na to, że nad całym

przedstawieniem wisi klątwa.

Nadciąga burza, powietrze jest ciężkie i nabrzmiałe

od przemocy. Grupki wrogich młodych ludzi o

milczących, pustych twarzach patrzą, czekają. Żadnych

śmiechów, bardzo niewiele rozmów.

- Lada chwila rozniosą całą tę budę w drobny mak...

już to widziałem - mówi stary naganiacz. Zamyka się w

swoim wagonie towarowym i robi sobie zastrzyk.

- HEJ, ĆWOKU!

Chwilę później brzuchaty aborygen rzuca się na

naganiacza z palikiem od namiotu, potem strzela do

niego w miejsce, gdzie koszula wylewa się nad

paskiem. Naganiacz pada, drąc się jak kastrowany

wieprz.

Biegnie dalej. Ma pewien plan. Wielki Armand,

treser lwów, ogarnięty żałosnym lękiem, pije bimber ze

słoika.

- Nie mogę tam wejść. Rozszarpią mnie na

kawałeczki.

- Nie musisz wchodzić. Po prostu wypuść koty.

Biegną w tę stronę ze śledziami od namiotu,

palikami, nożami, bronią palną i siekierami. Warczące

koty wypadają z klatek. Ćwoki na przedzie cofają się z

krzykiem, ale ci z tyłu napierają, wrzucają ich prosto w

środek stada kotów, robi się zamieszanie jak we młynie

podczas meczu futbolu amerykańskiego, koty dostają

zupełnego świra, skaczą w kłębowisko wymachujących

rąk, nóg i ciał, gryzą i drapią pazurami.

Page 259: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

W końcu z ciemniejącego nieba spada deszcz.

Joe zachował fragmentaryczne wspomnienia z Krainy

Zmarłych: kamienne ulice z plamami ropy naftowej...

zielona mgiełka namacalnej groźby i zła... zieleń

tornada. Jest to jednak statyczne tornado, ciężka,

wsysająca pustka. Twarze na ulicy przepływają w tym

ciężkim zielonym medium, twarze zniekształcone nie

do poznania przez nienawiść, zło i rozpacz... twarze, w

których odbijają się ohydne nieznane potrzeby i głód.

Wiatry rozdzierającego bólu przetaczają się ulicami w

falach krzyków i jęków, skomlenia i szalonego,

dzikiego śmiechu. Jarzące się oczy, strzelające

błękitnym płomieniem... ulice biegną w dół, ludzie

ślizgają się w kałużach ropy i z krzykiem wpadają w

zielonoczarny mrok.

PUNKT KONTROLNY... straszna Policja Śmierci

sprawdza, selekcjonuje. Areszt może oznaczać tylko

Drugą i Ostateczną Śmierć. Zabierają jakiegoś chłopca,

który wydaje wysoki, sierocy okrzyk rozpaczy.

Ka Joego, szybkie i lekkie jak cień, prześlizguje się

przez Punkt Kontrolny. Jeden z Gliniarzy Śmierci

dostrzega ulotny błysk i unosi broń śmierci, podobną do

śmiertelnego promienia z bilardu elektrycznego. Ka

Joego zdejmuje gliniarza strzałem z ciężkiego pistoletu

pneumatycznego, wielkie ciśnienie wyrzuca

mikroskopijny pocisk. W miejscu, gdzie stał gliniarz,

zostaje tylko ziejąca czarna dziura.

W nogi. Dziura za nimi wessała policyjny patrol.

Biegną przez wielkie, opuszczone wesołe miasteczko,

Page 260: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zarośnięte ostami i ciernistymi pnączami. Czuje zapach

rzeki Duad, smród zgniłych cytrusów i palonego

plastiku.

Rozwalony, palący się elewator zbożowy... kolejka

górska staje w płomieniach, rozrzucając wrzeszczących

pasażerów jak race. Ropa naftowa zbiera się w czarne

kałuże... smród mineralnych odchodów. Gdzieniegdzie

pojawiają się wiry niesamowitego spokoju, jakiego

można doświadczyć tylko w obliczu śmiertelnego

zagrożenia. Ponieważ to właśnie jest to. Jesteś zdany

tylko na siebie. Stoisz w obliczu Drugiej i Ostatecznej

Śmierci. Bagniste brzegi rzeki Duad są tuż przed tobą.

Duad wije się przez wielkie wesołe miasteczko ku

niebu, diabelskie młyny, tunele, kolejki, wybuchają

nagłe zamieszki, po których zostaje sterta uciętych

kończyn, morze krwi, wnętrzności i mózgów

wdeptanych w tłuste ulice... wśród trupów pełzają

wężowato-łasicowate stworzenia o wielkich oczach,

chłepczą krew, jedzą mózgi... jaskrawe, śmiertelnie

prawdziwe niebezpieczeństwo i prymitywna symulacja

oraz pozornie prawdziwe zagrożenie i niegroźne

złudzenie.

Gabinet luster, tunel strachów, karuzele, sceny,

strzelnice, ekspozycje zwierząt, pokazy dziwolągów,

powodzie, pożary, wybuchy, tanie hotele i knajpy, bary,

łaźnie, kuglarze, oszuści, przewodnicy, alfonsi,

jaskrawe kolory, różowy, pomarańczowy, wiśniowy,

purpurowy, zielony groszek, ogłuszające eksplozje

muzyki, fajerwerki...

Na Joego spada deszcz rac i rzymskich świec,

Page 261: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozdzierający ból. W jego polu widzenia pojawia się

twarz Kima.

- Ledwo mu się udało.

Nagły chłód wypełnił tę scenę, temperatura spadła o

piętnaście stopni... zamarzający pot, niebo na

horyzoncie przybrało barwę jasnozieloną, wielkie koty

zostawiły ofiary, które skomląc, pochowały się pod

wagonami towarowymi, a ćwoki zwiały z zagrożonego

terenu, pognali z wrzaskiem, bombardowani gradem

wielkości kurzych jaj, robiącym dziury w namiotach.

Słonie zatrąbiły niespokojnie, a potem rozległ się ten

odgłos: jakby nisko przelatujący odrzutowiec, wagony

towarowe poprzewracały się jak pudełka zapałek, drące

się koty wyleciały w powietrze razem z wężami,

dziwolągami i namiotami, kołki od namiotów gwizdały

jak strzały... ławki, krzesła, strzelnice, rumiane lalki z

loczkami, huczące wagony kolejowe - wszystko porwał

w niebo czarny wir.

Para z przedmieść, która właśnie podejmowała Szefa,

z przerażeniem ujrzała, jak lew spada do ich ogrodu

różanego, skąd zerwał się z wściekłym rykiem i rzucił

się na oziębłą matronę, panią Światową we własnej

osobie. Zasłoniła się dłonią...

- Aaaaach!... - Lew wbił do wewnątrz jej głowę jak

zgniłe jajko o cienkiej skorupce. Kruche stare kości

kobiety rozsypały się na kamiennym tarasie, podczas

gdy dostawcy i służący rozbiegli się pospiesznie, kryjąc

się w domu albo w ogrodzie.

Lew dopadł uciekającą ciotę, która prowadzi sklep z

antykami.

Page 262: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Na pomoc! - krzyczy ciota. Jego młody kochanek,

syn gospodarzy, nadbiega z dubeltówką, z jednej lufy

rozwala głowę kochankowi, z drugiej kładzie trupem

lwa.

- Nie wiedziałem, co robię - tłumaczył potem policji.

- On był moim najlepszym przyjacielem. - Szlochając,

rzucił się w kamienne objęcia starego sierżanta

dyżurnego.

OSOBA Z TOWARZYSTWA ZABIJA LWA

ZRZUCONEGO PRZEZ TORNADO

Spiesząc na pomoc przyjacielowi, zaatakowanemu

i przygwożdżonemu do ziemi przez lwa zrzuconego

przez tornado, William Bradshinkle III przypadkowo

postrzelił śmiertelnie swego przyjaciela, Grega

Randolpha.

Bradshinkle powiedział, że potknął się, biegnąc na

miejsce zdarzenia z dubeltówką. Jedna z luf

wystrzeliła, a Randolph został trafiony w głowę. Lew

pobiegł w stronę Williama, ten strzelił z drugiej lufy,

powalając zwierzę.

„Czuję się okropnie - powiedział młody człowiek. -

On był jednym z moich najlepszych przyjaciół".

Salon w domu Bradshinkle'ów. Niemodna dzielnica

w północnej części St. Louis, nieopodal parku Forest

Highlands. Duża posiadłość leży na wapiennym

wzgórzu, porośniętym drzewami i ogrodami - spokojna

wyspa wśród magazynów, fabryk i rozpadających się

Page 263: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

drewnianych i ceglanych domów dla biednych

robotników.

Z miejsca, gdzie siedzą, rozciąga się widok na ogród i

staw rybny, aż po zasnuty dymem horyzont i czerwony

zachód słońca - prawdziwy Turner. Dom zdaje się

unosić nad St. Louis jak czarodziejski dywan.

Billy jest uderzająco przystojnym młodzieńcem o

ciemnych włosach, błękitnych oczach, z wyrazem

permanentnej niezgody na twarzy.

(To ma być życie? Jak oni mają czelność

obdarowywać mnie tak nędznym losem? Gówno,

szczyny i smród, tak długo, aż polubisz. Życie, mój

drogi, nadaje się tylko do konsumowania najuboższych.

Co ja mam tu robić?).

- Coś trąciło mi rękę, mamo.

- Nikt cię nie obwinia, kochanie. Pani Randolph

telefonowała, żeby powiedzieć, że to był wypadek i że

wie, jak bardzo kochałeś Grega. Powiedziałam jej, że

dostałeś środki uspokajające.

- Dobrze, ale kiedy pociągałem za spust, pilnując,

żeby pociski nie trafiły Grega... poczułem, jakby coś

poruszyło moją ręką.

- Naturalnie, kochanie. Wszyscy jesteśmy we

władaniu mocy. Nie jednej, ale wielu, często ze sobą

skłóconych. Stanowi to część jakiegoś planu mocy.

- Greg opowiadał właśnie, jak wielbi zieleń tornado,

wtedy spojrzałem w górę, zobaczyłem lwa lecącego nad

garażem i zrozumiałem, że to prawdziwy lew z cyrku,

który od tygodnia dawał przedstawienia w parku Forest

Highlands. Greg nie zobaczył lwa, bo stał odwrócony

Page 264: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do niego plecami, a ja popędziłem do domu po

dubeltówkę. Nie wiem, dlaczego za mną nie ruszył.

Dobiegając do drzwi tarasu, zobaczyłem, że lew ląduje

w krzakach róż. Ciernie musiały go rozwścieczyć, bo

rycząc, zerwał się i skoczył na panią Światową, która

właśnie zamierzała zejść z tarasu do ogrodu. Upadła na

taras, i przysięgam, rozprysła się na kawałki jak sopel

lodu, wypłynęło trochę gęstej krwi, podobnej do

czerwonego kwasu. Spójrz tam... nie można jej zmyć,

wżarła się w kamień... Tym właśnie była pani

Światowa... lodem i kwasem. Wciąż widzę Grega

biegnącego w stronę stawu w przypływie głupiej paniki.

Kiedy wróciłem z dubeltówką, lew dopadł go nad

stawem, więc zaszedłem zwierzę od tyłu i strzeliłem mu

nad lewym barkiem. Nagle, gdy pociągałem za spust,

zobaczyłem w celowniku twarz Grega, kompletnie

zniekształconą przez lęk...

- Niech umarli grzebią umarłych - mruknęła pani

Bradshinkle.

- Ależ mamo, jak to jest, kurwa, możliwe?

- Nie bądź grubiański. To tylko takie powiedzenie.

- Ten lew szybujący po zielonym niebie z

wystawionymi pazurami. To przypominało starożytny

egipski kicz, kochanie. Brakowało mu tylko świetlistych

skrzydeł.

- Łatwo dostaję siniaków, ale szybko się goję -

skrzeczy papuga.

Bill posyła jej poirytowane spojrzenie.

- Wulgarne ptaszysko. - Podobnie jak w wypadku

wielu nadzwyczaj przystojnych ludzi, jego irytacja nie

Page 265: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ma żadnej mocy. Cała obecność Billa jest niematerialna,

zbyt doskonała, by mogła być cielesna. Wydaje się, że

lada chwila przeobrazi się w... portret.

- Mamo, chciałbym ci przedstawić Kima Nefertiego

Carsonsa, Wielkiego Faraona Dwóch Wychodków,

który oddycha sprawiedliwością i prawdą, najlepszego

strzelca na zachód od Pecos...

Kim ujmuje jej dłoń w swoje dłonie...

- Bóg planuje bezbłędnie.

Schodzą poniżej stawu rybnego. Zalesione wzgórze

urywa się nagle stromym wapiennym urwiskiem, sto

pięćdziesiąt metrów nad powierzchnią jeziora. Znajdują

się na cyplu, który osiąga wysokość dwustu czterdziestu

metrów, i idzie się wśród pagórków, zanim dotrze się do

krawędzi, ma się wrażenie falujących wzgórz.

- Co się stało z St. Louis?

- Nigdy o nim nie słyszałem.

- Jak się schodzi nad jezioro?

- Och, jest cały system jaskiń... prowadzi aż do grot.

W miejscu, gdzie łączy się z lądem, cypel ma

szerokość sześciuset metrów, ale zwęża się do zaledwie

dziewięćdziesięciu metrów na przeciwległym końcu,

gdzie na niewielkim kawałku ziemi leży ogród. Dom

jest dziobem wielkiego statku, zakotwiczonego wśród

skał i drzew stałego lądu.

System jaskiń wrzyna się w ląd na wiele kilometrów.

Nikt nie wie, jak daleko sięgają korytarze. Jedne

zwężają się w ślepe zaułki, inne otwierają się na

olbrzymie pieczary z podziemnymi rzekami i jeziorami.

Page 266: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Panuje tu śmiertelny bezruch nieprzeniknionej

wzniosłości; w gęstej atmosferze trudno jest oddychać.

Człowiek dusi się w opustoszałych krainach wróżek,

zaczarowanych oknach, zrujnowanych pałacach.

Siadają nad marmurowym stawem, gdzie żyją

człekokształtne traszki.

- Musieliśmy je zabrać z głębszych pieczar, bo

zapadała się ziemia. Niektóre nie przeżyły przeprawy

przez suche tunele. Nosiliśmy tyle wody, ile się dało,

ale nie zawsze wystarczyło. Teraz zostały tylko trzy...

Traszki mają barwę migotliwej macicy perłowej, a w

ich wielkich przezroczystych oczach odbija się ostatnia

daleka, zapadająca się pieczara, gdzie tysiące lat temu

schroniły się przed licznymi wodnymi, ziemnymi i

powietrznymi drapieżnikami. Kiedy po raz pierwszy

tam trafiły, przez szczelinę w skale sączyło się światło.

Z czasem jednak szczelina się zamknęła. Oczy traszek,

niewidzące od tysięcy lat, pełnią teraz funkcję narządu

oddechowego: tęczówki kurczą się i rozkurczają,

pompując wodę do płuc.

Traszki są tak smutne, że ich widok wzbudza

odwieczny ból beznadziejnych ślepych zaułków.

- Istnienie to rzecz bardzo niebezpieczna i jedynie

nielicznym udaje się ujść z życiem... Jestem tylko

pokornym posłańcem. Czasy starożytnego Egiptu to

jedyny okres w historii, kiedy wrota nieśmiertelności

były otwarte, wrota Anubisa. Wrota zostały jednak

zajęte i zmonopolizowane przez nieszczęsny element...

wampiry dość niskiego rzędu.

- Ustalono, że spotkasz się z człowiekiem, który

Page 267: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przełamie ten monopol. Nazywa się Hasan i Sabbah...

HIS.

Page 268: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

9

6 czerwca 1985 roku. Piątek. Jestem gdzieś w Iranie,

szukam na mapie tajemniczej miejscowości Dżunbara,

gdzie Hasan i Sabbah schronił się przed

nieprzyjaciółmi. Dżunbara znajdowała się na północ od

stolicy. Nie powinno jej być na mapie, a mimo to

została wyraźnie zaznaczona.

Przez szczelinę w wapiennym bloku dostrzegam

człowieka wielkiej mocy, kamiennego człowieka o

rękach i nogach z gładkiego marmuru.

Kamienny Człowiek dał HIS-owi bazę, w której HIS

mógł się schronić przed wrogami i przegrupować

nadwątlone siły.

Zagrożenie jest dla człowieka biologiczną

koniecznością, jak sen i marzenia senne. Jeśli stajesz

twarzą w twarz ze śmiercią, to w momencie

bezpośredniej konfrontacji jesteś nieśmiertelny. Dla

zachodniej warstwy średniej zagrożenie jest rzadkością,

a jego pojawieniu się towarzyszy uczucie zaskoczenia.

Mimo to wszyscy stale jesteśmy w niebezpieczeństwie,

ponieważ nasza śmierć istnieje: Mektub - została

napisana - tylko czeka na ujawnienie sensu zdziwionego

rozpoznania.

Czy istnieje technika pozwalająca na stanięcie oko w

oko ze śmiercią bez bezpośredniego fizycznego

zagrożenia? Czy można dotrzeć do Zachodniej Krainy

Page 269: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

bez śmierci fizycznej? Takie pytania zadawał Hasan i

Sabbah.

Don Juan mówi, że każdy człowiek stale nosi ze sobą

własną śmierć. Wojownik bez skazy raz po raz

porozumiewa się ze swoją śmiercią, staje z nią twarzą w

twarz i jest nieśmiertelny. Szkolenie w Alamout

polegało więc na kontaktowaniu adepta z jego śmiercią.

Po nawiązaniu takiego kontaktu zabójstwo stawało się

koniecznością. Szkoleni przez HIS-a zabójcy nie

próbowali nawet uciekać, chociaż po schwytaniu

poddawano ich torturom. Dokonując zabójstwa,

przekraczali zarówno własne ciało, jak i śmierć

fizyczną. Agent zabijał własną śmierć.

Współcześni agenci uważają, że takie rozumowanie

to romantyczne bzdury. Zamierzasz zrezygnować z

agenta, którego szkoliłeś tyle lat? Owszem, ponieważ

został on wyszkolony tylko w jednym celu: zabić jeden

raz. Współczesny agent robi coś zgoła odmiennego od

posłańców HIS-a. Współcześni agenci ochraniają i

rozwijają kółka polityczne. Szkolenie proponowane

przez HIS-a przygotowywało ludzi do warunków

przestrzennych, do istnienia bez ciała fizycznego. Jest to

logiczne posunięcie ewolucyjne. Ciało fizyczne w

obecnej postaci nie jest przystosowane do przestrzeni.

Jest za ciężkie, bo obarczone szkieletem, który ma

umożliwiać zachowanie wyprostowanej pozycji w polu

grawitacyjnym.

Rozdźwięk między strukturami politycznymi a

warunkami charakterystycznymi dla przestrzeni coraz

bardziej się powiększa. Struktury polityczne

Page 270: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nieuchronnie odcinają liny ratunkowe łączące nas z

przestrzenią, narzucając nam zunifikowane środowisko,

w którym mutacje ewolucyjne są niemożliwe.

Według przestankowej teorii ewolucji, jeśli

zachwiana zostaje równowaga, stosunkowo szybko

pojawiają się mutacje. Ryby przeniesione do zupełnie

nowego, innego środowiska już po kilku pokoleniach

ujawniły szereg zmian biologicznych. Kiedy jednak

przeniesiono więcej ryb, ich pierwotna forma powróciła.

Zmiany występują w odpowiedzi na drastyczne

zachwianie równowagi w małej izolowanej grupie.

Wszystkie izolowane grupy nieuchronnie asymilują się

w dominującym jednolitym środowisku.

Jestem kotem samotnikiem, dla którego wszystkie

supermarkety są do siebie podobne. Nie tylko one, ale i

ludzie w środku, od Helsinek po San Diego, od Seulu po

Sydney.

Co odkrył w Egipcie Hasan i Sabbah? Odkrył, że

Zachodnia Kraina istnieje, odkrył też, jak ją znaleźć. To

był ogród, który pokazał swoim zwolennikom. Odkrył

też, jak pełnić funkcję Ka dla swych uczniów.

W chwili śmierci Ren, Sekem i Khu opuszczają ciało,

które szybko zamienia się w tonący statek. Ka jest

przykute do ciała. Jest oficerem na pierwszej linii,

narażonym na takie samo ryzyko jak jego ludzie, i to

dzień po dniu, a nie tylko raz, jak Jezus. Jeśli jego

chłopiec zginie w Krainie Umarłych, on też zginie. Na

zawsze. Twoje Ka jest więc twym jedynym

przewodnikiem wiodącym cię przez Krainę Zmarłych

Page 271: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

do Zachodniej Krainy, a to najbardziej niebezpieczna

spośród wszystkich dróg, bo prowadzi przed oblicze

samej śmierci. Nie wierz w chrześcijańskiego Boga,

Allacha ani nikogo z tej marnej zgrai, zamieszkującej

obskurne niebiosa pełne pereł, złota i hurys, nie wierz w

bogów niewolników i służących, bogów składających

kłamliwe obietnice... Bogów niewolników.

HIS-a widziałem wielokrotnie w parkach, na placach,

w herbaciarniach. Spotykał się z wieloma ludźmi, ale

zawsze w jakimś celu. Zbierał kawałki układanki, tu

kawałek, tam kawałek, jak Izyda składająca na powrót

Ozyrysa, którego pocięto na czternaście kawałków i

rozrzucono po całym Egipcie. O ile sobie przypominam,

długo nie mogła znaleźć jego fiuta.

Kair i Aleksandria były kulturalnymi stolicami

świata. Uczeni z Chin, Indii i Europy przybywali do

tych miast po naukę. Oficjalną religią był islam, ale

spotykało się też Żydów, Koptów i najróżniejsze sekty

muzułmańskie.

HIS miał kontakty wśród elity akademickiej. Nie

wiedzieli, co zamierza. A zamierzał przejąć Zachodnią

Krainę, mordując demonicznych strażników rękami ich

ludzkich przedstawicieli. Już sporządzał listy.

Do działania demonom potrzebni są ludzcy nosiciele.

Dobroczynne istoty mogą zamieszkiwać lasy, wodę i

chmury. Kiedy przybierają ludzką postać, dzieje się tak

na żarliwe życzenie nosiciela. Demony, podobnie jak

tajniacy, nie potrzebują zaproszenia. Kiedy już wejdą,

Page 272: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

trzeba się piekielnie napracować, żeby je wyrzucić.

Demony potrzebują nosiciela równie rozpaczliwie jak

narkoman opium... miła, ciepła kołderka... uchroni

przed zimnem.

Jeśli przetniesz związek między demonem a

nosicielem, wyrzucisz demona na dwór. Demony

dobrze się jednak kryją. Mogą być sklepikarzami,

pracownikami poczty... Szczególnie upodobały sobie

konsjerżki, dozorców i woźnych. Jak poznać tych,

których trzeba zabić? Doświadczony agent ich

wyniucha. Można też szeroko zarzucić sieć.

Program telewizyjny o szczepionce na zapalenie

wątroby typu B, podawanej gejom zgłaszającym się na

ochotnika. Fragmenty wywiadów:

- Ile kontaktów seksualnych odbył pan w ciągu

minionych sześciu miesięcy?

- Sześciu miesięcy? [chichot] Cóż, dokładnie nie

pamiętam, ale...

Tam siedzą demony...

(Podsłuchane w Londynie, podczas mijania drużyny

skautów:

- Właśnie tu wstępują te demony. Dymają skautów).

Nie wyglądają zresztą bardzo demonicznie. Im

bardziej znajomo coś wygląda, tym mniej wzbudza lęku

i wrogości. Kiedy słowo „gej" staje się potoczne, a

jedna mama nachyla się nad płotem i zwierza się

drugiej: „Mój syn jest gejem", bliska staje się cała

parada rodziców gejów z transparentami:

MÓJ SYN TO GEJ

I TO JEST OKEJ

Page 273: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

JESTEM DUMNY Z MOJEGO SYNA GEJA

Ale, i jest to poważne „ale", pewien odsetek ludzi z

różnych środowisk dąży w przeciwnym kierunku: im

więcej gejów się ujawnia, w tym większą histerię

wpadają ci ludzie, często uciekając się do przemocy. To

są nosiciele demonów. Po ich bestiach ich poznacie.

Naklejka na gruchocie: ZABIJ PEDAŁA DLA

CHRYSTUSA.

HIS już sporządzał listy. W tych czasach wiele

aktywnych demonów można było znaleźć pośród

ortodoksyjnych muzułmanów. Demony zawsze można

znaleźć wśród fundamentalistów, takich, co nigdy nie

przyprą demona do muru i nie powiedzą: „Co ty tu

robisz? Zabieraj swój tyłek z mojego tyłka, ale już!".

Mimo to wciąż jeszcze nie zrobiliśmy pierwszego

kroku, żeby zlokalizować Zachodnią Krainę i uzyskać

do niej dostęp. Czy Zachodnia Kraina ciągle istnieje?

Zdobywcy zazwyczaj próbują zniszczyć starych bogów.

Gdyby zdobywcy byli chrześcijanami, nie istniałaby

taka potrzeba. Egipcjanie ciągną do chrześcijaństwa jak

sępy do padliny. Jedni i drudzy wierzą w

zmartwychwstanie ciała. Na tym właśnie polega sens

mumifikacji.

Jednakże islam to zupełnie inna bujda. Zachodnia

Kraina nie mogła zniknąć, nie zostawiając planu.

Wyruszamy na poszukiwanie tego szkicu. Ja, moich

dwóch strażników, HIS ze swoim kochankiem i

ochroniarzem, który podobnie jak Jezus Chrystus jest

cieślą, i jeszcze czterech ismailitów, cichych, jak cienie.

Page 274: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Na początek udajemy się do Memfis, gdzie na końcu

długiej, wyboistej ulicy w dzielnicy kupców czeka na

nas dom. Ogród okalają wysokie mury najeżone

szpikulcami. Dwa duże warczące psy najwyraźniej

stanowią integralną część domu.

Na widok psów twarz Hasana ciemnieje; rzuca kilka

słów strażnikom w nieznanym mi dialekcie. Strażnicy

dobywają krótkich mieczy i za pomocą kilku zręcznych

cięć rozprawiają się z psami. Ledwo pochowano psy,

pojawia się piękny biały kot.

Oglądamy świątynie i posągi... tępi dozorcy żebrzą

wzrokiem o pieniądze. Posągi budzą grozę, niektóre

mają piętnaście metrów wysokości, olbrzymie ramiona

z gładkiego granitu, blisko dwumetrowe pięści, większe

niż w rzeczywistości i o ileż bardziej nieśmiertelne w

kamieniu.

Jedna rzecz się tu nie zmienia: rzeka, błoto i

fellachowie, z błotem w duszach, o tępych,

przygaszonych żółtych oczach. Fellachowie są

pożywieniem Ozyrysa, błoto to jego odchody, rzeka jest

wielkim pisuarem, do którego bogowie oddają mocz, a z

cuchnącego błota powstali boscy królowie i bogowie,

którzy obdarzyli nieśmiertelnością garstkę wybrańców,

kapłanów i skrybów, wezyrów i książąt. Obdarowani

wznieśli Zachodnią Krainę, z kolei ich niewolnicy

wybudowali piramidy, grobowce i świątynie.

Dobrze jest słuchać. Najlepiej jest być posłusznym.

Zachodnia Kraina zbudowana jest z błota, ze śmierci

fellachów i energii uwalnianej w chwili śmierci.

Teraz zdaję sobie sprawę, że Mugwumpy z Nagiego

Page 275: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

lunchu byli poborcami śmierci, tak jak Feku, poborcy

gówna. Hieroglif oznaczający „stawanie się"

przedstawia żuka gnojnika, Khepera. Ze śmierci

zbudowali Zachodnią Krainę, natomiast z bólu, lęku,

chorób i odchodów zbudowali Duad - fosę wokół

Zachodniej Krainy, aby ten ekskluzywny klub nie został

opanowany przez wieśniaków.

Powyższe przemyślenia kształtowały się w oparach

haszyszu i herbaty miętowej, pośród kwiatów i

krzewów naszego ogrodu. Dla uwiarygodnienia

„przykrywki" wędrownego kupca dyskretnie nabyłem

olejek różany, piżmo i rzadkie pakistańskie jagody,

wywołujące wizje wspaniałego, przejrzałego zepsucia,

pachnących trupów i zgniłych kwiatów.

Feku, poborcy śmierci, są tak wyspecjalizowani, że

nie przypominają już ludzi. Ich twarze mają miedziany

połysk jak skrzydła żuka. Usta wydłużają się w

purpurowy dziób, wielkie czarne oczy błyszczą owadzią

niewinnością ludzkich uczuć. Długa różowa trąbka

może wysuwać się z ust na sześćdziesiąt centymetrów,

wsysając energię uwalnianą w chwili śmierci.

Gwałtowna śmierć jest najpożywniejsza, dlatego

stworzenia te zlatują się jak sępy na pola bitewne, w

miejsca zamieszek i egzekucji.

Pierwsze zdjęcie, zanim bogowie... obrabiający banki

bandyci z lat trzydziestych dwudziestego wieku, mapy

samochodowe rozłożone na kuchennym stole w

kryjówce na farmie.

- Blokady na pewno będą tutaj... i tutaj... tu

Page 276: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

moglibyśmy się zaszyć.

- Mhm... nie wywęszą nas, kiedy będziemy

wychodzić, będą przeszukiwać dom za domem.

- To ma sens... spróbujmy tutaj... ruszajmy.

Jak zwykle zdjął go zimny, wsysający lęk.

- Tak, ruszajmy - wychrypiał przez zaschnięte gardło.

- Walimy prosto na nich. - Zastanawia się, czy boją się

tak jak on. Pewnie tak, ale o tym się nie mówi. Nie

wypada.

Po co wiódł to życie? Przecież każda sekunda mogła

być ostatnią... i właśnie dlatego tak żył. Kiedy stale

masz przed sobą śmierć, przez ten czas, jaki ci

pozostaje, jesteś nieśmiertelny. Zawsze tak było:

niezdrowy, wsysający lęk i poczucie, jakby mdlał...

potem przypływ odwagi i czysta słodycz narodzin.

Gdzieś czytał, że tak właśnie czuł się po strzelaninie

jeden z rewolwerowców na Dzikim Zachodzie. Jednak

lęk może trwać, aż staje się nie do zniesienia; w końcu

łamie cię, a wtedy właśnie pęka sam lęk - i budzi się w

tobie nadzieja.

Jakim człowiekiem był Hasan i Sabbah? Kim był?

Przez ostatnie czterdzieści lat życia HIS zajmował

górską twierdzę Alamout na terenie dzisiejszego

północnego Iranu. Starzec wysyłał asasynów z twierdzy

Alamout, kiedy uznał, że byli gotowi, a ich misja

niezbędna. Mówiono, że potrafi sięgać nawet do Paryża.

Co się tyczy szkolenia asasynów, nie dysponujemy

dokładnymi informacjami. Nieliczne dane historyczne,

jakie przetrwały, są fałszywe, takie jak przekazana

Page 277: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przez Marco Polo sławna relacja o pełnych hurys

niebiosach, obiecywanych męczennikowi po wykonaniu

zadania.

Jedno ze świadectw mówi o tym, że HIS kazał ściąć

własnego syna za to, że przemycił do twierdzy butelkę

wina. Nie ma wątpliwości, że prawdziwy powód był

inny. Chłopak prawdopodobnie spiskował przeciwko

Starcowi. Takie rzeczy zdarzają się w najlepszych

rodzinach Wschodu.

Oprócz tego mamy niewiele informacji. Czy Hasan i

Sabbah kiedykolwiek opowiedział dowcip, czy się

uśmiechał albo pił? Niektórzy twierdzą, że pod koniec

życia został alkoholikiem, a przemycona butelka wina

była przeznaczona dla niego i zatruta. Pogłoski...

Niewiele z nich można się dowiedzieć o samym

człowieku, a obraz, jaki się wyłania, nie wzbudza

sympatii. Trudno przestać myśleć o tych złych starych

mułłach, o zaciętych, surowych twarzach. Chcę

powiedzieć, że nic nie wiemy o jego życiu osobistym,

zwyczajach, dziwactwach. Bardzo możliwe, że chciał

zachować anonimowość.

O tak, poznałem go osobiście, ale w ogóle go nie

znałem. Był człowiekiem o wielu twarzach i wielu

charakterach. Z dnia na dzień zmieniał się nie do

poznania. Czasami z jego twarzy bił oślepiający blask

czystego ducha. Innym razem surowe szare bruzdy lęku

i rozpaczy zdradzały klęskę, poniesioną w jednej z

bitew duchowych. Bitwy toczy się po to, by zwyciężać,

a to właśnie się dzieje, kiedy przegrywasz. Jedno wiem

na pewno: był oficerem z pierwszej linii, który nigdy

Page 278: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nie wymagał od swoich ludzi tego, czego sam by nie

zrobił. Gotów był walczyć z nimi ramię w ramię, od

stóp do głów we krwi.

HIS obracał się w rozmaitych kręgach islamskich. W

tamtych czasach działało wiele odszczepieńczych sekt,

jak sentymentalni sufi, zbyt słodcy, by mogli być

niebezpieczni. W czasach, gdy Arabowie stanowili

awangardę cywilizacji, istniał cały labirynt arabskiej

myśli i nauki. Pijacy zawdzięczają Arabom destylację, a

handel wprowadzenie zera. Co począłby bez zera

Burroughs albo IBM? Spośród wszystkich istniejących

sekt właśnie ismailitów dotknęły szczególnie bezlitosne

prześladowania, ponieważ dopuścili się najstraszniejszej

herezji w islamie: przejęli prerogatywy Stwórcy, i to w

całkiem dosłownym sensie. Celem Hasana i Sabbaha

było tworzenie nowych istot.

Widać, jak żyła na czole zamyślonego mułły

nabrzmiewa i pulsuje niczym pobudzony robak. Imam

przekazuje przywództwo poddanemu w bezpośrednim

kontakcie. Tego nie można udawać. Zobaczy to każdy,

kto potrafi patrzeć duchowym okiem.

W momencie, kiedy poddajesz się kondycji ludzkiej,

rodząc się, staje się ona beznadziejna... prawie. Istnieje

jedna szansa na milion, a w kategoriach biologicznych

to bardzo dobry wynik. Zacznij w miejscu, gdzie stoisz,

patrząc prosto w lufę. Dziewięć dziesiątych twojej

działalności to bezcelowe wiercenie się, zapalanie

kolejnego papierosa... dziewięć dziesiątych zbędnego

balastu, który cię obciąża... grasz przeciwko kasynu.

Page 279: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Filmy mają organizować kilka chwil istotnej akcji,

ale i tak w sześćdziesięciu procentach składają się one

ze zbędnego balastu. Weźmy na przykład Ojca

chrzestnego... cięcie, cięcie, cięcie. Kto by chciał

oglądać, jak ten gość kupuje brzoskwinię, wkłada

płaszcz, wypija kieliszek wina? Mamy tu może dziesięć

minut prawdziwej akcji, a to jest bardzo dobry film.

Scenariusz swego życia możesz przelecieć przez

tydzień, często znacznie szybciej. Jakiś statysta

przechodzień przepuszcza kasę w kilka sekund.

Ustaw się na planecie poruszającej się w tym tempie.

Każde spotkanie jest złowieszcze jak kometa. Powietrze

pełne jest zagrożeń, lęku, żalu i ekstazy. Coraz szybciej

dookoła.

Delegat rosyjski podarł Kartę Atlantycką na kawałki i

ku zdumieniu Narodów Zjednoczonych podtarł nią

tyłek.

- Nawet do tego się nie nadaje - stęknął.

Czerwony alarm spodziewany lada chwila... do

Centrali... wydano sprzęt... przechodzić... prezydent na

gorącej linii... Sprawdzają broń, srają coraz szybciej na

koniec szeregu do wyjścia dołączyć do szeregu do

wejścia... coraz szybciej dookoła... samoloty NATO

startują i lądują... palec sierżanta z obsługi technicznej

sięga do przycisku... prezydent na gorącej linii...

dookoła coraz goręcej... palec się cofa, znowu się

wysuwa... dookoła coraz bliżej... CZERWONY AL...

prezydent na gorącej linii... tymczasem spadły głowy

trzech Rosjan... głowy turlają się. Na Kremlu

strzelanina w stylu dawnych weteranów...

Page 280: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

Starzec, Hasan i Sabbah, stoi w ozonowym smrodzie

determinacji, persona imama jaśnieje...

- Ta przyszłość może się nie wydarzyć, jeśli wszyscy

uderzycie we właściwym momencie we właściwe

miejsca. Mamy więc ludzkie życie z kilkoma

znaczącymi i sensownymi momentami, rozrzuconymi tu

i ówdzie... to nie muszą być wspaniałe dzieła

śmiertelnego kunsztu, ale po prostu nocne niebo nad St.

Louis albo gdziekolwiek. Może to być biały kot na

ścianie z czerwonego błota z widokiem na Marrakesz...

ten kocur jest samym Ra. Kot ucieka: jeśli widzisz coś

pięknego, nie przywiązuj się; jeśli widzisz coś

strasznego, nie wzdragaj się, radzi tantryczny mędrzec.

Przebłyski, nieważne jak uzyskane, są rzadkie, jak więc

mamy znieść mordęgę długich lat zbędnego balastu,

przewalania naszych starzejących się ciał z miejsca na

miejsce? Znosimy to dzięki wiedzy, że jesteś moim

twórcą, a nie odźwiernym, ogrodnikiem, sklepikarzem,

cieślą, aptekarzem czy lekarzem, na jakiego wyglądasz.

- Ilu dzisiaj zabiłeś, doktorku? - woła znajomy agent

z Hicksville. A ty czujesz się świetnie, kiedy powiesz

coś głupiego i wulgarnego, napawasz się rozkoszą

oszukiwania i dwulicowości, rozkoszą bycia kimś

zupełnie innym niż twarz pokazywana światu, kimś

niebezpiecznym.

Odgrywanie banalnej roli dostarcza ogromnej

przyjemności... Słuchanie opinii konserwatywnych

zatwardzialców. Mam go na liście. Nikt nie będzie po

Page 281: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

nim tęsknił.

- Co do Żydków, to masz rację. Czytałeś Protokoły

Mędrców Syjonu?

Sobotni poker... Wygrywasz zawsze, jeśli tylko

chcesz, w głębi serca kryjesz pogardę, którą tamci

wyczuwają, ogarnia ich strach, więc chcą cię

udobruchać, przegrywając... Cała komedia ludzka

wystawiona ku twojej uciesze.

Tak naprawdę to czekasz na chwilę działania. Kiedy

się ruszysz? Wtedy gdy twój Ka zawładnie tobą,

zacznie kierować twymi ruchami, a ty się z nim

zjednoczysz.

Ka, sobowtór, podejmuje w Krainie Zmarłych takie

samo ryzyko jak ty. Jeśli umrzesz, i on umrze. Jeśli

będziesz torturowany, on też. Wasze interesy są więc

całkowicie zbieżne, a jest to jedyna podstawa

absolutnego zaufania. Nie opuści cię w potrzebie,

będzie też wiedział, kiedy ta chwila nastąpi.

Męski Ka pełni funkcję sprawcy zaprojektowanego

tak, by troszczył się o najszerzej rozumiane męskie

interesy, ze szczególnym uwzględnieniem

nieśmiertelności. Przypomnij sobie sen, w którym

kobiety w szarych szortach i bezrękawnikach,

przejeżdżając na rowerach przed sceną, unoszą w górę

pięści i intonują Śmiertelność!

Pamiętaj, że skoro jesteś mężczyzną, twój Ka musi

być męski. Każde żeńskie Ka jest z pewnością

zabójczym intruzem, z radością przyjmowanym przez

przerażająco duży odsetek zidiociałych, omamionych

mężczyzn, którzy nie mogą się doczekać, aż zostaną

Page 282: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zamienieni w wieprze. Pamiętaj, że egipski hieroglif

oznaczający tchórza to kobieta jako mężczyzna, czyli

żeńskie Ka, biorące w posiadanie męskie ciało.

Poszczególne Ka różnią się nieco od siebie, ale

ludzie, którzy są do siebie podobni, mają podobne Ka.

Można ich rozpatrywać wymiennie. Podstawowy duch

Ka, męski Ka, jest w istocie imamem. Najszybszą formą

kontaktu jest seks. Seks jest podstawą lęku, przyczyną,

dla której wpadliśmy w pułapkę i zostaliśmy

wpakowani w beznadziejną kondycję ludzką. Ka może

uwolnić pozbawiony lęku akt seksualny.

Oto rozpoczyna się magiczny rytuał: „Niechaj

Lśniący nie mają nade mną władzy".

Co za sknerstwo! Czy Lśniący to twoje psy

podwórzowe? Mają wykonać robotę i wracać do nieba?

Adept, który najpierw zastraszył Lśniących amuletem

i laską mocy z kości słoniowej, teraz przekupuje ich

kadzidłami z domu towarowego Woolworth, onanizuje

się albo posuwa swoją dziewczynę, a oni muszą go

słuchać i dopełnić warunków umowy.

Niech Lśniący we mnie wejdą. Ja też chcę lśnić.

Właśnie dlatego przywołuję Lśniących.

Dobrze wiem, że łamię wszystkie możliwe prawa i

regulaminy lotu. Co z tego? Czas się zatrzymać -

zmiana - start. Celem kontaktowania się z demonami,

sukubami, inkubami, promienistymi chłopcami i

Lśniącymi jest kopulowanie z nimi i płodzenie

pożądanego potomstwa, przez co rozumiem potomstwo

o długofalowym potencjale przetrwania.

Page 283: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

*

W dzisiejszym Egipcie, tak jak wśród ruin Majów i

Azteków, człowiek styka się z przerwaną historią, gdzie

współczesna rzeczywistość straciła wszelki związek z

przeszłością historyczną, wznosząc trwałą barierę

czasową. Z tego względu ostatnim miejscem, gdzie

powinno się szukać kluczy do starożytnego Egiptu, jest

sam Egipt.

Zależy mi zwłaszcza na dotarciu do Egiptu sprzed

około tysiąca lat, kiedy działał tam Hasan i Sabbah.

Wtedy właśnie rodzi się koncepcja zbawienia przez

zabójstwo. Pierwszą użyteczną wskazówką jest egipska

koncepcja siedmiu dusz. HIS pojmuje, że Ka, sobowtór,

jest przewodnikiem prowadzącym do ogrodu. Ka musi

jednak zabić fałszywe Ka w cielesnej postaci. Fałszywe

Ka, czyli Feku, musi się ujawnić, kiedy prawdziwe Ka

w pełni zawładnie ludzkim organizmem. Być

naczyniem dla prawdziwego Ka - oto rola ludzkiego

organizmu. Wrogowie HIS są rozmaitymi cielesnymi

manifestacjami fałszywego, pasożytniczego Ka.

Przewaga Feku polega na tym, że jest nieskończenie

płodny i podlega mutacjom, jak wirus. Feku atakuje Ka

i natychmiast zaczyna tworzyć fałszywe kopie, które

pozostają w pewnym związku z oryginałem, tak jak

nowotworowe komórki wątroby powstają z komórek

wątroby. Na pozór jest to autentyk, ale nie może

przetrwać kontaktu z autentykiem. Komórka

nowotworowa i zdrowa komórka nie mogą zajmować

tej samej przestrzeni.

Religie są orężem, a niektóre działają bardzo szybko.

Page 284: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Zwróćmy uwagę na potężną ekspansję islamu,

docierającego aż do bram Wiednia, południowej

Hiszpanii, na wschodzie do Persji i Indii, na zachodzie

do Słupów Herkulesa oraz zdążającego w głąb czarnej

Afryki. Na obszarach zatrzymanego czasu, jak w

Egipcie, należy posłużyć się dzwonem nurkowym. W

takich miejscach czas się cofnął i zastygł.

- Zabezpieczyć luki, panie Hyslop. Schodzimy na

dno.

Z powrotem przez warstwy gazet, wiwatujące tłumy,

w dół, mijając Nasera, aż do tłustego, smutnego

komedianta Faruka, w dół przez duszne sale

restauracyjne hotelu Shepherd, spalone przez

rebeliantów, brytyjskim kolonistom - pewnym siebie jak

aktorzy odgrywający role cichego uprzywilejowania i

opanowania - płomienie w hotelu wydają się

płomykami świec... w dół przez nawoływania do

modlitwy, przez duszącą stagnację świata arabskiego, z

powrotem do dawnego wybuchu energii, który

rozprzestrzenił się aż po bramy Wiednia, południową

Hiszpanię, aż po Atlantyk, a potem KLUNK. Allach

nadział się na tysiącletni blok pisarski.

- Zimne słońce na chudym piegowatym chłopcu -

powtarza Burroughs przez tysiąc lat.

Allach rozpisał się na tysiąc lat i dziś nie jest w stanie

napisać nic lepszego niż Chomeini. Mówię wam, ci

starzy mułłowie mieli w oczach straszne spojrzenie.

Oczy zezowały w górę i na lewo, nadając twarzy wielce

nieprzyjemny wyraz. Te twarze miały fakturę

Page 285: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

uschniętego drewna. To jest paskudna pisanina,

Allachu, i - mówię w imieniu Szwadronu Szekspira -

bardzo się nam nie podoba.

Najostrzejsza odmiana bloku pisarskiego zaczęła się

w chwili, gdy doprowadziłem opowieść do Hasana i

Sabbaha w Egipcie, gdzie podobno posiadł tajemnicę

tajemnic, dzięki której mógł przyciągnąć zwolenników,

założyć twierdzę w Alamout i z daleka kierować

zabójcami.

Rozumiem, że całe moje podejście do HIS-a było

błędne. Postawiłem go na odległym piedestale, a potem,

powodowany opóźnionym odruchem chrześcijańskim,

wzywałem jego pomocy, jak katolik dotykający

świętego medalika. Kiedy poniosłem klęskę, poczułem

się zdradzony. Nie przyszło mi na myśl, że i on poniósł

klęskę, że stawiając na mnie, sporo ryzykował. Zamiast

pytać o pikantne szczegóły, zadałem kolejne pytanie:

„Czy HIS czuł się w Egipcie tak źle jak ja w hotelu

Express?". Natychmiast zrozumiałem, że odpowiedź

brzmi: „Tak!".

Ja jestem HIS-em, a HIS jest mną. Nie jestem

agentem czy przedstawicielem, którego można

porzucić, kiedy robi się gorąco, albo którego może się

wyprzeć jakiś szef z odległego gabinetu. Taki jest

właśnie rezultat szkolenia HIS-a. Ka jego zabójców

zlało się z jego własnym Ka. Od tej pory HIS znajduje

się w takim samym niebezpieczeństwie, właściwie w

tym samym niebezpieczeństwie, co pracujący dla niego

zabójcy.

Page 286: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

HIS pojmuje, że jego niefortunna próba zostania

wezyrem sułtana zrodziła się z głębokiej bezbronności.

Niektórzy nazwaliby ją tchórzostwem. Rozpaczliwie

potrzebował ochrony przed wrogami, którzy nienawidzą

go za to, kim jest, ale jeszcze bardziej za to, co mógłby

osiągnąć. HIS stanowi bowiem największe zagrożenie

dla ich pasożytniczej pozycji. Jest głosem oczywistego

duchowego faktu.

Wpaść w ręce takich wrogów to piekło, a on ledwo

uszedł z życiem.

Osamotniony w Egipcie, bez pieniędzy i

zwolenników, HIS znalazł się w rozpaczliwym

położeniu. Wyczuwa otaczającą go nienawiść: warczące

psy i niechętni odźwierni, wrodzy urzędnicy i

właściciele domów. Mija trzech starców siedzących na

ławce przed małą kawiarnią. Odprowadzają go zimnym,

nieprzyjaznym wzrokiem. Idzie dalej, wyczuwając

nienawiść jak namacalną siłę, kiedy w plecy uderza go

niewielki kamień.

HIS odwraca się gwałtownie... widzi ulicznika z

twarzą wykrzywioną w psim grymasie. Chłopak spluwa.

Starcy przyglądają się, marszcząc brwi. Nie ma sensu

robić z tego sprawy. Odwraca się na pięcie i oddala

szybkim krokiem.

Żar jak z pieca. Za ostatnie pieniądze musi wynająć

mieszkanie. Porozsyłał wici do zwolenników, ale nie

ma pewności, czy przybyli i kiedy, jeśli w ogóle, i czy

może liczyć na pomoc.

Właściciel domu, zwalisty brodacz zionący

Page 287: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zwietrzałym winem i cebulą, nie wzbudza jego

zaufania. Mimo to zgadza się zapłacić za tydzień z góry.

- Rachunek wsunę ci pod drzwi.

To też mu się nie podoba. Słowo człowieka powinno

wystarczyć. Jest jednak zbyt zmęczony, żeby szukać

dalej.

Pokój to klitka, gdzie jedyną wentylacją jest kratka w

drzwiach. Na podłodze leży siennik, jest też dzban z

wodą, miednica i kilka drewnianych kołków w

ścianach. W przepasce biodrowej i koszuli, ze

zdobionym nożem za pasem, kładzie się na sienniku i

natychmiast zapada w niezdrowy sen.

Ktoś łomocze do drzwi. HIS narzuca dżelabę i

otwiera drzwi. W progu stoi właściciel domu.

- Czego chcesz?

- Czego chcę? - Właściciel uśmiecha się szyderczo. -

Oczywiście chcę pieniędzy.

- Przecież zapłaciłem ci za tydzień.

Właściciel przygląda mu się z zimną arogancją.

- Nic mi nie zapłaciłeś. - „To cudzoziemiec", myśli

właściciel domu. „Pewnie z Libanu albo z jakiegoś

kraju jeszcze dalej na wschodzie, w dodatku jest pewnie

heretykiem. Tacy ludzie nie mają czego szukać w

Kairze". - Jeżeli się stąd nie wyniesiesz, wezwę policję.

Chybabyś tego nie chciał, co?

HIS ocenia sytuację. Czerwona fala przetacza mu się

wzdłuż kręgosłupa, jeży włosy na karku i wystrzela z

oczu jako błysk światła. Właściciel domu wydaje

zduszony okrzyk i cofa się, kiedy nóż wbija mu się pod

Page 288: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

żebra i trafia w serce. Blednie jak płótno, otwiera i

zamyka usta.

HIS pospiesznie chowa nóż do pochwy, wciąga

wiotczejące ciało do pokoju i rzuca na siennik.

Przeszukując trupa, znajduje za pasem sakiewkę z

monetami. Następnie wychodzi, zamykając za sobą

drzwi.

Szybkim krokiem na dół po schodach i na ulicę.

Skręcając za rogiem, o mały włos nie wpada na jakąś

kobietę, która otwiera usta, żeby go przekląć, potem

jednak zamyka je i pierzcha.

Gdy tak przemyka wąskimi, krętymi uliczkami,

pozwalając nieść się nogom, po raz pierwszy od

przybycia do Egiptu czuje się wolny i spełniony. Dla

ludzi tego pokroju jest tylko jedna odpowiedź.

Jest wieczór i od rzeki wieje lekka bryza. Nagle zdaje

sobie sprawę, że umiera z głodu. Od dwóch dni nie miał

nic w ustach. Staje przed małą restauracją, z ławą pod

ścianą. Na płonącym węglu drzewnym kipią kotły, na

stole stoją miski i kosz świeżego chleba.

- Wejdź.

Mężczyzna ma zniszczoną brzydką twarz. Brak mu

przednich zębów, ale uśmiech i spojrzenie mówią same

za siebie, kiedy nalewa do miski pikantny gulasz

jagnięcy z cieciorką, po czym wręcza HIS-owi bochen

jeszcze ciepłego brunatnego chleba.

HIS szybko zjada gulasz, potem prosi o dokładkę.

Kiedy kończy, mężczyzna przynosi fajkę z kifem,

zapala ją i podaje gościowi.

- Przybywam z dalekiego Wschodu - mówi HIS,

Page 289: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

starannie dobierając słowa. - Nazywają mnie między

innymi Ismail.

Właściciel restauracji wyciąga dłoń... jeden długi

uścisk, jeden krótki.

- Darzę szacunkiem to imię. - Przynosi dwie filiżanki

miętowej herbaty i ponownie nabija fajkę.

HIS opowiada o właścicielu domu. Restaurator kiwa

głową.

- Znam tego człowieka. Sam był cudzoziemcem,

Hetytą, a przy tym policyjnym informatorem. Najlepiej

będzie, jeśli niezwłocznie opuścisz Kair.

Memfis: plątanina straganów i filarów połączonych

pomostami, smród ryb, rzecznego błota, ścieków i potu

fellachów. Oczy spoglądają na niego z błotnistą

wrogością, zimne i nieczułe jak przemykające bokiem

skorpiony. HIS-owi towarzyszy młody wioślarz Ali,

młodzieniec o kręconych włosach, lisiej twarzy o

ostrych rysach i czujnych oczach ulicznika. Ali

wydziela ledwo uchwytny zapach wiwery. Nosi ciężki

kij, a w pochwie z krokodylej skóry nóż do trzciny.

Oddalając się od rzeki, docierają do dzielnicy

willowej, gdzie domów strzegą mury i zaryglowane

bramy. Widok i zapach HIS-a jak zwykle doprowadza

do szaleństwa psy, które skaczą na bramy i szczekają.

Ta bezsensowna nienawiść denerwuje HIS-a, który wie,

że psy widzą w nim nie tylko intruza, ale zagrożenie dla

ich życia, coś immanentnie niepsiego. Od tego

człowieka czy jego zwolenników pies nie dostanie

jedzenia, miłości ani schronienia.

Page 290: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Skręcają w uboższą dzielnicę kupców,

rzemieślników, handlarzy, skrybów, specjalistów od

balsamowania zwłok, magów i czarownic.

Ali stuka głośno kijem w zielone drzwi z ciężkim

mosiężnym zamkiem. Drzwi otwierają się i całkiem

łysy starzec o jasnych piwnych oczach ptaka zaprasza

ich gestem do środka. Potem zaryglowuje drzwi i

prowadzi gości do pomieszczenia wychodzącego na

mały, okolony murem ogród. Starzec ma taką samą lisią

twarz jak Ali i wydziela ten sam zapach wiwery.

- Ten człowiek chce amulet na psy - mówi Ali.

Starzec obnaża w uśmiechu bezzębne dziąsła.

- Jest mu potrzebny. Widziałem, jak nadchodzicie od

strony rzeki. Oczywiście mam amulety... jednak amulet

jest wart tylko tyle, ile jego właściciel. Podobnie jak

broń, może pomóc. Oto kocia bogini Bast.

Wskazuje na namalowany na ścianie obraz w

jaskrawych barwach, przedstawiający Bast z kosą,

stojącą po kolana we krwi... morze krwi sięga nieba.

- Na każdą boginię przypada bóg. Tylko nieliczni

wiedzą o kocim bogu Kunuku, co czyni go jeszcze

potężniejszym. Widzicie, znanego boga wzywa tylu

ludzi, że traci on moc.

Przedstawiony na obrazie Kunuk jest niewysoki - ma

półtora metra wzrostu - pokryty srebrzystym futrem, z

oczami jak opale. Trzyma kosę, którą potrafi rzucać tak

zręcznie, że kosa ścina głowę i wraca do jego dłoni.

Kunuk umie też żonglować trzema sierpami.

Kunuk jest dzikim, wolnym, kapryśnym duchem,

miotanym lodowatymi namiętnościami. W rękach

Page 291: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

słabego, lękliwego człowieka jego amulet jest więcej

niż bezużyteczny, bo przyciąga ataki, których Kunuk

nie chce odpierać. Sprzeczka niegodna jego sierpa albo

straszliwych, trzycalowych szponów, zdolnych

wypatroszyć ofiarę jednym szybkim ruchem. Czasami

ścina psom głowy, którymi potem żongluje na

odległych, widmowych targowiskach.

Głos Kunuka jest równie ostry jak jego sierp. Tylko

nieliczni go słyszą, a jeszcze mniej ludzi potrafi go

naśladować. Żaden pies nie może znieść głosu Kunuka,

bo wbija się w uszy jak rozżarzone do czerwoności igły,

aż z nosa i oczu tryska krew. Dla kotów głos ten jest jak

łagodna pieszczota. Wyginają grzbiet, miauczą i

mruczą. Najszybciej można zbliżyć się do Kunuka,

słysząc jego głos.

Jedną ze ścian zajmują drewniane przegródki ze

skórami zwierząt i węży, czaszkami, mazidłami,

butelkami, słojami i ziołami. Z ogrodu wchodzi

purpurowoszary kot i ociera się o nogę HIS-a.

Starzec wraca ze srebrną szkatułką o wymiarach trzy

na pięć na jeden cal. W szkatułce znajduje się misterna

plątanina miedzianych, srebrnych i złotych drutów,

przyspawanych do boków i dna. Starzec zamyka

wieczko szkatułki. Na brzegu najwyższej warstwy

drutów znajdują się otwory w kształcie hieroglifów,

wycięte w wieczku. Starzec podnosi szkatułkę i pokój

zaczyna wibrować wysokim dźwiękiem.

HIS czuje brzęczenie aż w kościach, wibruje jak

struna od ouda. Czaszka i zęby bzyczą na wysokiej

częstotliwości, jak sonda srebrzystego światła.

Page 292: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Myślę, że mogę zaradzić twoim kłopotom z psami...

pozostaje jeszcze kwestia mojego wynagrodzenia.

- Naturalnie. Najpierw chciałbym jednak

przetestować to urządzenie. Nie wątpię w twoją

uczciwość, ale urządzenie może w moim wypadku nie

działać.

- Oczywiście. Wyjdź przez bramę i skręć w prawo.

Idź ulicą, aż dotrzesz do meczetu. Pies nazywa się

Cerber. Nie musisz go wołać, wyjdzie sam.

Ali wstaje, ale starzec powstrzymuje go gestem dłoni.

- On musi pójść bez nikogo. W przeciwnym razie to

nie będzie prawdziwa próba. Musi też zostawić nóż i

kij.

HIS czuje, jak zalewa go fala chorobliwego,

lodowatego lęku.

- Jeśli nie zaufasz w pełni tej szkatułce, będzie

całkowicie bezużyteczna.

HIS odkłada nóż na stół zdrętwiałymi palcami. Bierze

głęboki wdech. Lęk coraz mocniej ściska mu pierś.

Zawroty głowy.

- Pamiętaj, szkatułka cię nie zawiedzie, jeśli ty nie

zawiedziesz szkatułki.

HIS wychodzi przez bramę na rozpaloną

południowym słońcem ulicę jak człowiek idący na

egzekucję; walczy z lękiem i z każdym krokiem ponosi

kolejną klęskę. Jest bliski omdlenia. W ręku nie ma ani

krzty siły. Nawet gdyby miał nóż, wie, że nie zdołałby

go wyciągnąć z pochwy. Oczami wyobraźni widzi, jak

zrywa się do ucieczki, a gówno i szczyny ciekną mu po

udach. Kurczowo przyciska szkatułkę do walącego

Page 293: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

serca. Wciąga powietrze głęboko do płuc i koncentruje

się na jednym punkcie, dwa cale pod pępkiem. Tych,

jak i innych sekretów walki nauczył go pewien

podróżny z Dalekiego Wschodu.

Potyka się, powłóczy nogami, wreszcie widzi

niebieską kopułę meczetu... otwarta brama... niski

warkot... olbrzymi czarny pies. Na widok HIS-a oczy

zwierzęcia rozbłyskują zielonym ogniem. Pies skrada

się, sierść jeży mu się na grzbiecie, mięśnie prężą do

zabójczego skoku. HIS wysuwa szkatułkę w stronę psa.

HIS czuje, jak energia ki spływa po jego ręce do

szkatułki; słyszy słowa swego nauczyciela:

- Nie opuszczę cię w potrzebie.

Nagle na HIS-a spływa spokój. Lęk go opuszcza. Pies

warczy, cofa się i znowu naciera. HIS stapia energię ki

w błysk srebrzystego światła. Pies odskakuje w tył,

wyjąc z bólu i wściekłości. Kiedy zbliża się znowu, HIS

zwiększa moc. Tym razem pies odskakuje jak

szarpnięty niewidzialnym łańcuchem. Z nozdrzy i uszu

cieknie mu krew. Skomląc i wyjąc, odwraca się z

rozpaczliwym skowytem i ucieka z powrotem do

ogrodu.

HIS czuje, jak jego spokój łagodnie stapia się ze

słonecznym blaskiem i cieniami na ulicy, z białymi

ścianami i bramami. W bramie pojawia się starzec,

który patrzy na HIS-a ze złowrogą podejrzliwością. HIS

wyciąga szkatułkę i dozorca się cofa.

- Trzymaj bramę zamkniętą, a psa nie spuszczaj z

łańcucha.

Brama zamyka się ze szczekiem. Twarz dozorcy i

Page 294: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

warkot psa zlewają się w jego umyśle jak okruchy snu.

- Przekonałeś mnie.

- W takim razie pozostaje kwestia mojego

wynagrodzenia. Nie chodzi o pieniądze, ale o coś

znacznie cenniejszego. Moim wynagrodzeniem jest

prawo, żeby ci służyć.

W odróżnieniu od innych mistrzów, HIS zostaje jego

sługą. Jeśli sługa przegra i poniesie klęskę, również HIS

przegra i poniesie klęskę. Z tego powodu nie traktuje

lekko brania sobie sług. Tak naprawdę to wcale ich nie

przyjmuje. Jak przedłużenie jego osoby może być

sługą? Pan zachowuje dystans między sobą a sługą.

Tutaj mamy do czynienia ze szczególną bliskością,

właściwie z tożsamością, na której opiera się związek.

Rola strażnika polega na ochronie dziecka w

niełatwym okresie po pierwszej śmierci. Jest to trudna,

niebezpieczna i niewdzięczna praca. W razie

niepowodzenia nie uznaje się żadnych wymówek, nie

ma też żadnych nagród za sukces. Strażnik łączy

bezlitosną kompetencję w wypełnianiu obowiązków

piastuna z głęboką czułością wobec ochranianego

dziecka.

Strażnik powstaje w chwili poczęcia, jest więc

biologicznie związany ze swym podopiecznym.

Strażnicy mają zazwyczaj silny odruch pieszczoty.

Pieszczą skunksy, szopy pracze, koty, lemury i...

- W telewizji wół piżmowy w głębokim śniegu,

którego chciałem objąć, bo to szlachetne zwierzę o

wielkich wilgotnych oczach, całe porośnięte gęstym

Page 295: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

futrem.

Zapłata nie wchodzi w grę. Strażnik jest kimś innym

niż Khu. Wieczne Khu po śmierci opuszcza ciało. Khu

nie ryzykuje w Krainie Zmarłych. Ma dobre intencje,

ale angażuje się tylko w ograniczonym stopniu.

Strażnik angażuje się całkowicie. Zajmuje prawie

taką samą pozycję jak Ka, ale niezupełnie. Można

powiedzieć, że Ka jest oficerem prowadzącym

strażnika. Jeśli Ka chce skutecznie działać, nie może

tracić z oczu szerokiej perspektywy.

W mieście Waghdas jest wielu zawodowych

strażników, specjalizujących się w rozmaitych

rodzajach ochrony. Jedna z agencji oferuje ochronę

przed tugami. Ci chytrzy ochroniarze są typowymi

agentami o lodowatym spojrzeniu, których interesuje

wyłącznie kariera we wszechświecie, który jest polem

gry.

Weź dowolną książkę szpiegowską:

Kiedy Peter wszedł do gabinetu, na ustach szefa

zagościł uśmiech. W przeszłości zdarzało się, że

uśmiech szefa powodował odmrożenia u agentów.

- Masz kłopoty z tym żydowskim chłopakiem?

- Jest trochę wyniosły - odparł Peter swobodnie.

- Pewnie, że tak. Parcha będziemy traktować jak

Żyda, a Żyda profesjonalistę z klasą, pochodzącego z

Rutherford w stanie New Jersey, potraktujemy jak

parcha. Od razu mu powiedz: „Chcesz się dostać do

miłego gojowskiego Country Clubu? Lubimy miłych

Żydów z bombami atomowymi, którzy opowiadają

Page 296: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

żydowskie dowcipy".

Peter wyobrażał sobie szefa jako starego speca od

deratyzacji o zimnym spojrzeniu, który zastanawia się,

jakiej przynęty użyć do wytrucia szczurów w

magazynie... trochę melasy, odrobina łososia z puszki i

mnóstwo arszeniku. Peter wiedział, że ma do czynienia

z kimś wielkim. Przez chwilę wahał się, bo słowa

wydały mu się sentymentalne, ale w końcu powiedział

wylewnie:

- Dopiero zaczęło do mnie docierać, co z ciebie za

cholerny drań!

Szefowi sprawiło to wyraźną przyjemność, ale odparł

chłodno:

- Cóż, można to i tak ująć. Ja nazywam to

kontrolowaniem gry.

- Nawet jeśli oznacza to...?

- Operacja ma kryptonim POP.

- Ofiar mogą być miliony.

- Miliardy, Peter. Miliardy. - Szef rozłożył ręce i

uśmiechnął się. - Wszystko to będą ludzie z zewnątrz.

Nikt z naszych nie ucierpi. Operacja Bunkier.

- Jak długo?

- Wystarczająco długo, żeby sprawy przycichły.

Potem wyłonimy się jak Feniks, oczywiście bez

niedogodności bycia spopielonym, jak to się stanie z

wieśniakami.

Peter poczuł cudne ssanie w żołądku. Oto była

prawdziwa wielkość. Autentyku nie podrobisz.

- Ty naprawdę jesteś cholernym draniem! -

wykrzyknął.

Page 297: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Po prostu rzuć kilka wskazówek... miejsce w

bunkrze dla odpowiednich Żydów. Wiesz, co mam na

myśli... białych Żydów. Żadnych galicyjskich śmieci.

Słyszałem, że portugalscy Żydzi są najlepsi, podobnie

jak portugalskie ostrygi.

- Gość zaczyna mięknąć, szefie. Ni stąd, ni zowąd

mówi: „To parchy z naszej rasy przynoszą nam złą

sławę".

- Dzień jutrzejszy zawsze jest biały i niebieski -

odparł tajemniczo szef. - Jakieś kłopoty z białasem?

- Nawet nie pisnął. Posmarowałem starym dobrym

smalcem w rodzaju: „Co ty tam robisz z czarnuchami,

małpami i Żydkami? Bądź tutaj, gdzie twoje miejsce, i

zachowuj się, jak przystało na białego".

- A jak się miewa nasz czarniawy?

- „W bunkrze zawsze znajdzie się miejsce dla

odpowiedniego czarniawego".

- I on to przełknął? Wierzy w amerykański sen jak

wszystkie czarnuchy... Cóż, jak powiedziała jedna

miesiączkująca piczka do drugiej: „Sedno tkwi w

szmacie".

Szef uśmiechnął się powoli i obleśnie.

Ludzie bez długofalowych zobowiązań. Każdy może

ich kupić, ale to nie przynosi im honoru. Zatrudnienie

takich ludzi jako ochroniarzy daje niepewną i

tymczasową ochronę przed protektorami... stara zabawa

w ściąganie haraczy.

- Jeśli masz olej w głowie, będziesz się przede mną

Page 298: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ochraniał. Za pewną cenę. - Szantaż kwitnie, a ceny

rosną.

Tak więc inne agencje ochraniają cię przed tymi,

które chronią cię przed tugami, i tak dalej. Hitler

stworzył SS, żeby chronić się przed SA i aby

wyeliminować SA. Gdyby żył dostatecznie długo,

potrzebowałby kogoś, kto ochroniłby go przed SS,

potem ochroniarzy przed tymi ochroniarzami... Gdzie

jest tego koniec? Może na końcu jest tylko jeden

ochroniarz, będący oczywiście twoim śmiertelnym

wrogiem.

Kiedyś widziałem obraz przedstawiający balon, który

nieoczekiwanie wzbił się w niebo, a ludzie trzymający

za sznury zostali porwani w górę, bo większość z nich

nie miała instynktu samozachowawczego, nakazującego

w porę się puścić. Po kilku sekundach znaleźli się

dwadzieścia, trzydzieści metrów nad ziemią. Ci, którzy

nie puścili sznurów, zlecieli z wysokości stu

pięćdziesięciu lub trzystu metrów. Podstawowa zasada,

jeśli chcesz przetrwać: Naucz się puszczać.

Inaczej mówiąc: nigdy nie trzymaj się kurczowo,

kiedy twój strażnik nakazuje ci się puścić.

NATYCHMIAST.

Przypuśćmy, że to ty trzymałeś jeden z tamtych

sznurów. Czy puściłbyś w porę, czyli oczywiście po

pierwszym szarpnięciu? Powiem ci coś ciekawego.

Teraz, po przeczytaniu tego akapitu, miałbyś znacznie

większą szansę na puszczenie się w porę, niż gdybyś go

nie przeczytał. Pisarstwo, jeśli jest czymkolwiek, to

Page 299: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

właśnie przestrogą...

PUŚĆ!

Słowo o warunkach panujących w Krainie Zmarłych:

mieszkania są niestabilne, trudno do nich trafić z

powrotem, a prywatność jest fikcją. Drzwi są słabe,

często wcale ich nie ma, toteż mieszkania wychodzą na

korytarze, chodniki, ulice, zawsze też da się inaczej do

nich dostać, i dlatego można zastać u siebie każdego i

wszystko, jeśli człowiek ma dość szczęścia, że w ogóle

posiada jakiś lokal. Łazienki są brudne i niewłaściwie

wyposażone. Trzeba się golić w toalecie kawałkiem

rozbitego lustra.

Jak zwykle szukam miejsca, gdzie mógłbym zjeść

śniadanie, co zawsze jest trudne. Tym razem jest to

stołówka. W kolejce za mną staje świętej pamięci

Mikey Portman. Jak zwykle nie ma pieniędzy... ja

zapraszam. Dochodzi jedenasta. Stołówka kończy

wydawanie posiłków. Zimny, wodnisty omlet po

hiszpańsku pacnięty na brudny talerz razem z gąbczastą

grzanką i zimną kawą. Dlaczego musimy jeść, skoro

jesteśmy martwi? Przypuszczam, że spożywamy samą

ideę jedzenia.

Tym razem mieszkamy w piwnicy pełnej betonowych

korytarzy, drewnianych ścianek działowych i

siatkowanych drzwi. Zamieszkałem na wysokości

pięciu metrów nad betonową posadzką, na gzymsie, do

którego wchodzi się po chybotliwej żelaznej drabince.

Pochyły gzyms ma szerokość stu osiemdziesięciu

centymetrów, więc stale grozi mi, że spadnę. Arabka

Page 300: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Fatima czeka, aż będzie mogła wejść i posprzątać.

Lokale często przypominają hotele, windy wywożą

człowieka na niewłaściwe piętro albo grzęzną między

piętrami. Psy mające pilnować drzwi naprzykrzają się

ludziom na korytarzu, niektórzy je oswajają. Tutaj

napotyka się te same trudności, kiedy chce się znaleźć

lokum, zjeść śniadanie - w jednym miejscu kelner

powiedział mi, że restauracja jest za mało wytworna - a

kiedy człowiek już znajdzie mieszkanie, nie zna dnia i

godziny.

Biali myśliwi oferują ochronę przed bardzo groźnymi

zwierzętami, gadami i płazami, jakie można spotkać w

rzece Duad oraz na okolicznych zapowietrzonych

nizinach, trzęsawiskach i bagnach. Myśliwi muszą

długo zabijać zwierzęta, zanim nabiorą pewności, że są

martwe. W przeciwieństwie do strażników chroniących

przed tugami, biali myśliwi mają kodeks honorowy. Ich

obowiązkiem jest narażać życie dla klienta, nawet jeśli

nim gardzą.

Przez gęste zarośla przedzieramy się ku łące, która

schodzi nad rzekę. Przeciwległy brzeg kryje się we

mgle.

- No, to chodźmy.

Biały myśliwy powstrzymuje swego klienta.

- Nie uszedłbyś nawet trzech kroków. Patrz...

Ciska kamień na łąkę. Kamień przebija cienką

warstwę błota, z otworu bucha para, trawa dookoła

zaczyna się wić i skręcać jak na obrazie van Gogha, aż

nagle wyłania się parujący szpon.

- Nie chodzi tylko o błoto, które jest lepkie jak

Page 301: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozgrzana guma, nie sposób po nim chodzić, nie da się

pływać. W gorącym błocie żyją drapieżniki, oczywiście

ślepe, ale wystarczy przebić powierzchnię, żeby zaroiło

się od olbrzymich krwawych robaków o okrągłych

otworach gębowych jak piły obrotowe; pełno tam też

krabów i węży o ostrych jak igły zębach,

zakrzywionych do wewnątrz. Lepiej spróbujmy podejść

od strony dżungli.

Skręcamy i idziemy skrajem zabójczej łąki,

porośniętej błyszczącą zieloną trawą. Przed nami

ogromne drzewa. Nasza droga ginie w mroku. Z

gorącego siarkowego źródła, tryskającego z rozpadliny

w wapieniu, wypełza wielka stonoga. Wilson strzela z

dubeltówki, rozrywając stonogę od głowy do dupy.

Cuchnące, wypatroszone ciało zwija się, z kłów

strumieniami strzyka jad, który rozpuszcza wapień.

Weź pod uwagę taki scenariusz: HIS i Neph udają się

na pielgrzymkę i docierają do Zachodniej Krainy.

Wiedza, z jaką wracają, mogłaby zniszczyć istniejący

ład, zaprowadzony przez wenusjańskich kontrolerów.

Przejawem tego ładu są wszelkie autorytarne rządy i

organizacje: Kościół, partia komunistyczna, właściwie

wszystkie obecnie działające rządy. Jest to ścisły

monopol władzy.

Spróbuj więc zdobyć władzę w jakimś małym kraju,

a następnie powołaj do życia system całkowicie

odrębny od innych systemów. Dokładnie to zrobił HIS

w Alamout. Po pierwsze, w rejestrach nie ma żadnych

zbrodni bez ofiar. Jeśli ktoś chce brać narkotyki, to jego

Page 302: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

sprawa. Zanim zdążysz mrugnąć, KGB, CIA i wszystkie

inne agencje dostają rozkaz, żeby się z tobą rozprawić.

HIS i Neph uciekli do Egiptu, mając na karku

wszystkich łapsów świata. Dotarłszy do górskiej

twierdzy Alamout, HIS utrzymywał ją przez następne

trzydzieści lat. W przeciwieństwie do tego, co niektórzy

twierdzą, wcale nie poniósł klęski. Jego celem nie było

prowadzenie polityki w starym stylu, polegającej na

zdobywaniu terytorium. Alamout nigdy nie miała trwać.

Twierdzę założono po to, by zyskać czas na

wyszkolenie agentów do przyszłej walki, która toczy się

tu i teraz, na oczach was wszystkich. Granice zostają

wytyczone.

- Słowo Boże mówi, że okultyzm to nieprzyjaciel.

Jakiś nawrócony sukinsyn wsłuchuje się w Głos

Swego Pana jak dobry ludzki pies.

- Magia jest nieprzyjacielem. Stworzenie jest

nieprzyjacielem.

ALAMOUT

Czasami można to zrobić w kilka minut. Na inne

okazje trzeba czekać latami. Niekiedy wcale się to nie

wydarza. Smutne, ale zawsze jest pożyteczna praca do

wykonania. Kiedy do tego dochodzi, obydwaj wiedzą.

Nie sposób tu oszukiwać. Ani HIS, ani adept nie

mogliby tego sfałszować. Weź czystego chłopca z

pustyni, bez żadnych mechanizmów obronnych, a

uzyskasz bezpośredni dostęp do Ka. Można zapisać

tajemne imię i wysłać zabójcę z misją.

Page 303: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Przez miękką bramę w strudze roztopionego złota

wchodzi do ogrodu pana i wie, że Starzec stanie obok

niego i pokaże, kiedy, gdzie i jak uderzyć.

Nogi prowadzą go domu. Właściciel w średnim

wieku ma dość smutny wyraz twarzy. Wymieniają

sygnały dłoni. Właściciel nazywa się Temsemani.

Wyciąga plan miasta i pokazuje mu, którędy sułtańska

lektyka będzie przejeżdżać podczas festiwalu.

Ali przez trzy dni pokazuje się w tej okolicy,

wchodząc w szacowną rolę płatającego psikusy

ulicznika, odganianego z krzykiem przez sklepikarzy.

Sześćdziesiąt lat temu sułtan wyruszył przeciw

nomadom z zachodniej pustyni - komiczna wyprawa, bo

nomadzi cofają się przed sułtańskimi wojskami.

Wyprawa ruszyła. Sułtan z konkubinami i

dworzanami zamieszkał w przepysznym namiocie. Jest

fircykowatym, niezwykle przystojnym młodzieńcem o

zimnej twarzy, przypominającej żłobiony dłutem

marmur. Zwiadowcy odkryli jezioro smoły, bulgoczącej

od podziemnego gorąca. Sułtan rozkazał napełnić

beczki smołą, która świetnie nadaje się do polewania

oblegających wojsk.

Grupa młodych chłopców z pustyni przyłączyła się

do wyprawy, wykonując prace fizyczne w zamian za

resztki jedzenia. Oczy sułtana zatrzymują się na jednym

z chłopców i mrużą się w chciwym oczekiwaniu. Sułtan

daje mu dłonią znak, żeby się zbliżył. Chłopiec

podbiega z olśniewającym uśmiechem.

- Umiesz biegać?

Page 304: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Chłopiec przytakuje skwapliwie, spodziewa się, że

zostanie posłańcem, co oznacza jedzenie od nadawcy i

adresata. Na rozkaz sułtana zwiadowca oblewa chłopca

smołą i przykłada pochodnię. Wrzeszcząc w agonii,

chłopiec przebiega pięćdziesiąt metrów i pada na

wydmę.

Sułtan podchodzi niespiesznie, wciągając głęboko do

płuc woń pieczonego ciała i ostrej oliwy. Chłopiec leży

twarzą do ziemi, dygocząc spazmatycznie. Sułtan

obraca go pogardliwym ruchem buta. Przez ułamek

sekundy chłopiec patrzy na sułtana, a zwęglone oczy

zieją nienawiścią.

Muzyka zaczyna się wczesnym rankiem. Sułtan ma

się zjawić za godzinę. Brodaci syryjscy strażnicy stoją

już na ulicach, powstrzymując tłumy trzymanymi

poziomo pałkami. Ali przemyka się przed tłumem.

Ludzie zaczynają wiwatować, Ali czuje, jak dreszcz

przebiega mu po plecach aż do karku, bije z oczu

gwałtownie, a Starzec jest tam, owinięty w świetlistą

opończę.

Sułtan jest chudym, starym człowiekiem z siwą,

starannie przystrzyżoną brodą. Powinien być wspaniały,

ale nie jest. Sprawia wrażenie małostkowego, wrednego

człowieka o złym charakterze. Nigdy nie patrzy przed

siebie, ale zawsze nieco w górę i na lewo. Nie wiadomo,

co tam widzi, ale najwyraźniej mu się to nie podoba.

Sułtan rządzi od dawna, a jego kraj kwitnie. Udziela

audiencji, podczas których każdy może przedstawiać

swoje skargi. Wieści o miłosierdziu i mądrości sułtana

Page 305: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rozeszły się po całym kraju. Dzięki sułtańskim

akweduktom i spichlerzom ludzie są wolni od głodu.

Tym, którzy nie mają ziemi lub sprzętu rolniczego,

sułtan każe rozdawać chleb i zupę. Jego wojska strzegą

granic, przynosząc wolność od lęku.

Ali przeciska się przez wiwatujący tłum: ot, zwykły

ulicznik, pilnuj swojej sakiewki. Twarz sułtana jest

maską ze starej kości słoniowej, poprzecinaną

zmarszczkami szlachetnego spokoju, z którym jednak

kontrastują oczy martwe jak smolne jeziora.

Teraz! Ali czuje to w karku i oczach - błysk

srebrzystego światła. Ulica faluje mu pod nogami,

przenosząc nad barierą z pałek. Jak spadająca gwiazda

pędzi w stronę sułtana.

Z niewiarygodnym wysiłkiem sułtan zwraca oczy na

stojącego o metr przed nim chłopca, dno odpada z

sułtańskich oczu i zostaje tylko ohydna maska krabiego

przerażenia. Sułtańska maska rozpryskuje się w krzyku

żałosnego rozpoznania:

- Ty!

Sztylet Alego uderza sułtana w podbródek i przebija

czaszkę. Jeden ze świadków powiedział, że kiedy

sztylet ugodził, oczy sułtana zajęły się ogniem i płonęły

jak smoła.

Wezyr eunuch nieporadnie gramoli się z lektyki,

krzycząc:

- Brać go żywcem! - Ale hetyccy strażnicy zdążyli

już roztrzaskać Alemu czaszkę pałkami. -

Powiedziałem...

- Nie słyszeliśmy, panie. - Strażnik uśmiecha się

Page 306: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

złowrogo do wezyra.

- Każę cię...

- Na pewno, panie?

- No cóż... uważajcie... i pamiętajcie, że to ja wydaję

wam rozkazy.

- Będziemy pamiętać, panie.

Na widok tych wyszczerzonych w uśmiechu

brodatych twarzy wezyra ogarnia lodowaty lęk.

Żeby tylko ze wszystkimi szło tak łatwo. Wystarczyło

tylko wślizgnąć się w tę dłoń, jakbym wciągał

rękawiczkę. Kierowanie chłopcem w taki sposób może

być ryzykowne. Zdarza się, że chłopcy zablokowują

przyrządy kontrolne, zawsze też istnieje groźba

wrogiego przejęcia. W razie nieprzyjacielskiej okupacji

może dojść do całkowitej przerwy w zasilaniu.

Zazwyczaj istnieje jakiś promyk, nikła szansa, ale

całkowita przerwa w zasilaniu zawsze oznacza, że cała

operacja jest spalona. Tamci dobrali się do twojego

agenta i przeciągnęli go na swoją stronę. Trzeba się

szybko wycofać.

Sułtan i tak nie mógł żyć długo, jeśli pamięta się o

ambitnym generale, wezyrze zdrajcy i jego dwóch

ponurych synach. Starzec wie, co się wydarzy. Wezyr

pospiesznie otruje sułtańskich synów, generałowi

zapewni zajęcie przy zagranicznych podbojach, a sam

powoła do życia umiarkowany reżim. Wezyr jest

tchórzliwym, skorumpowanym, leniwym, ale bardzo

chytrym człowiekiem. Podczas gdy sułtan

rygorystycznie prześladował heretyckie sekty,

Page 307: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przysparzając sobie wielu śmiertelnych wrogów, nowy

reżim będzie łagodny, dzięki czemu Starzec będzie

mógł bez trudu porozmieszczać swoich agentów.

Stary ogrodnik wytrząsnął popiół z fajki na kif.

Nieruchomo siedział na stołku w cieniu szopy z

narzędziami. Wydawało się, że nasłuchuje, głowa i

tułów poruszały się niemal niedostrzegalnie, jak kobra

kołysząca się w takt melodii fletu zaklinacza.

Wstał. Podniósł sierp i sprawdził ostrze. Poszedł nad

staw i znowu zabrał się do ścinania trawy i zielska

wzdłuż brzegu.

Każdego dnia o tej porze, czyli wczesnym

wieczorem, generał przechadzał się po ogrodzie.

Znakomity ogrodnik sprawił, że ogród znacznie

przewyższał inne. Generał przystanął, żeby przyjrzeć się

ogrodnikowi przy pracy. Powolne ruchy starca zdawały

się wypływać z wewnętrznego rytmu.

- Ten człowiek pracuje w takt muzyki - uzmysłowił

sobie generał i ta myśl uwolniła jego umysł od

dręczącej obsesji na punkcie Starca. Właśnie

organizował wyprawę przeciwko twierdzy Alamout;

ślubował uwolnić Persję od heretyka i wyplenić

zdradziecką sektę. Nienawiść zżerała go tak bardzo, że

budził się w środku nocy, przeklinał i miotał

bluźnierstwa. Za każdym krzakiem widział czających

się zabójców.

Widok precyzyjnych ruchów ogrodnika przynosił

ukojenie. Stary pracował teraz coraz szybciej, wirował

w szalonym tańcu derwiszów. Generał zbyt późno

Page 308: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

usłyszał świdrujący dźwięk fletów i groźne pulsowanie

bębnów; z wściekłym charkotem dobył miecza.

Sierp błysnął w słońcu, przecinając na pół

bluźnierstwo generała, jego głowa spadła na klomb

różany, gdzie wykrzywiona w grymasie, nadziała się na

kolce. Ciało zatoczyło się w niezdarnym niedźwiedzim

tańcu, po czym runęło, tryskając szerokim strumieniem

czarnej krwi.

Z pałacu nadbiegli strażnicy. Stary ogrodnik ruszył

ku nim tanecznym krokiem, wirując i wymachując

rękami, aż padł, przygwożdżony lancami i mieczami.

A.J. przychodzi na bal kostiumowy w przebraniu

meksykańskiego bandyty, w brudnych, podartych

bawełnianych spodniach i koszuli oraz szerokim

sombrero podziurawionym przez kule.

- Chinga! - krzyczy, wyciąga maczetę i jednym

ruchem ścina głowę rosyjskiemu chartowi lady

Caroline.

AJ. wskazuje na śliniącą się głowę, ohydnie małpuje

najpierw ją, potem spazmatycznie drgające ciało. Z

rozporka wypada mu wielki gumowy członek, pręży się

i spryskuje gości cuchnącym żółtym wysiękiem.

- Jeśli komukolwiek nie podoba się to, co zrobiłem,

mogę jeszcze raz użyć maczety.

Po chwili wchodzi ponownie, tym razem jako pirat z

opaską na oku i sępem na ramieniu, za pas zatknął

pałasz i rusznicę.

- Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni! - śpiewa z

entuzjazmem.

Page 309: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Dobywa pałasza, ścina głowę pułkownikowi

Greenfieldowi; purpurowa z wściekłości twarz wpada z

chlupotem w homara w sosie śmietanowym, obryzgując

gości gęstą breją.

- Jo, ho, ho, i butelka rumu!

A.J. ścina głowę pani Światowej, której twarz

zastygła w obłędnym grymasie, coś między lodowatą

dezaprobatą a jawnym przerażeniem. Głowa toczy się

po tarasie, sypiąc diamentami z naszyjnika.

- Kto pierwszy, ten lepszy! - krzyczy zidiociały

angielski lord, odsłaniając długie, żółte końskie zęby.

Ochlapani krwią goście przepychają się, łapią toczące

się diamenty.

A.J. ścina ambitnego młodego polityka. Nieszczęśnik

rozdziawia usta, gasnącymi oczyma błaga, by go

wysłuchać, jakby za pomocą srebrnego, wywalonego aż

po nasadę języka chciał zdobyć jeszcze jeden głos.

- Gorzała i diabeł załatwili pozostałych.

AJ. wyciąga dubeltową rusznicę, naładowaną

żelaznymi opiłkami i kryształami cyjanku, zdejmuje

dwóch tajniaków, zanim zdążyli wyjąć uzi z neseserów

zamykanych na skomplikowany mechanizm.

Stary ogrodnik zatacza w tańcu koncentryczne kręgi.

Plum, głowa gwiazdki filmowej tonie w błękitnej

lagunie.

W twierdzy Alamout muzycy i adepci robią przerwę

na herbatę miętową. Przed chwilą koncentrowali się,

aby za pomocą muzyki uaktywnić dalekiego agenta.

Page 310: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Teraz zaśmiewają się do łez, bo Starzec zabawia ich

swoim manekinem. Manekin o rozmiarach dorosłego

człowieka ma siwą brodę i oczy z niebieskiego szkła,

strzelające promieniami światła.

- Widzisz, mój synu, całą teraźniejszość, całą

przeszłość i całą przyszłość można zawrzeć w

pojedynczym dźwięku muzyki.

- Uracz nas jeszcze swą mądrością! - papla manekin.

- Ponieważ muzykę odbiera się całym ciałem, za jej

pomocą jeden organizm może porozumiewać się z

drugim.

Agent CIA nachyla się do przodu, lustrując

pomieszczenie laserowym spojrzeniem.

- To skuteczny sposób przekazywania instrukcji i

odbierania informacji od agentów.

Muzyczna inteligencja. Agent przychodzi na koncert

i otrzymuje instrukcje. Informacje i rozkazy wysyłane i

odbierane przez śpiewaków ulicznych, zespoły licealne,

gwiżdżących chłopców, artystów kabaretowych,

śpiewających kelnerów, za pośrednictwem audycji

muzycznych, szaf grających, płyt i radioodbiorników.

Żagle czerwone na morzu dalekim,

Gdy słońce kona...

Zaczyna się czerwony alarm.

Wróćcie bezpiecznie kochankę do domu

Page 311: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

W moje ramiona4.

Wszyscy agenci wracają do bazy.

Grupa oddanych rosyjskich agentów przebranych za

wieśniaków ryczy Gwiaździsty sztandar na wiecu

politycznym.

Czerwona łuna rakiet

Rosyjskie rakiety są w drodze.

W zapadającym zmroku

ROSYJSKIE POCISKI UDERZAJĄ W

WASZYNGTON.

- Uciekajmy na wzgórza!

Jakie wzgórza? Stukające liczniki Geigera odliczają.

Rozkładający się ołów literuje ostatnie sylaby

zarejestrowanego czasu. Orgon zaparł się na pozycji.

Chrystus krwawił. Czas się wyczerpał. W dyscyplinie

połowicznego rozpadu zwyciężyło promieniowanie.

- Kiedy metal gnije, wszystkie chwyty są dozwolone

- powiedział stary mądry szeryf z Teksasu. Jego młody

zastępca zastanawiał się, jak można powstrzymać

rozpad ołowiu. Może ołów potrzebował po prostu

4 Utwór Red Sails in the Sunset wykonywał m. in. Nat King Cole. Słowa: Jimmy Kennedy, muzyka: Hugh

Williams, tłum. Michał Lipszyc.

Page 312: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

miłości dobrej kobiety i szarlotki? Jakie to proste,

myślał, kiedy więzienie się rozpadało. To było ponad

siły szeryfa.

- Na czym może polegać człowiek, kiedy jego

więzienie się rozpada? Wracać do środka, grzechotniki

rogate! - krzyczy, sięgając niedłońmi po stopioną

strzelbę.

- „Że tylko głupcy zwykli się litować nad niecnotami,

których ukarano, nim złe spełnili"5 - cytuje Kim,

wypychając ohydnego wsióra z szalupy ratunkowej.

Rekiny przyciszają jego wrzaski do znośnego poziomu,

wreszcie cisza.

- Ciekawe, kiedy on doszedłby do tego samego

wniosku na mój temat? W samą porę.

Kim pociąga solidny łyk brandy z piersiówki i

otwiera puszkę z wołowiną, dziękując Allachowi za

oczy do patrzenia i ręce do wiosłowania. Słońce ścieli

się szkarłatnym szlakiem na ciemniejącym morzu, które

ciągnie się po horyzont we wszystkich kierunkach.

Jeszcze jeden łyk brandy, żeby uczcić i rozsmakować

się w błogosławionej nieobecności.

Co pewien czas łódź kołysze się delikatnie, jakby dno

oceanu nieco się poruszyło, nie mącąc powierzchni. To

tak, jak gdyby ktoś powoli poruszył akwarium bez

rozrywania błonki na powierzchni wody, na której

rozsypano pokarm dla ryb. Kim tym właśnie jest:

pokarmem dla ryb.

Kim przypomina sobie Ducha Rekina, małą

5 Król Lear, William Szekspir, tłum. Józef Paszkowski.

Page 313: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

drewnianą figurkę wyrzeźbioną gdzieś na południowym

Pacyfiku. Widział ją w londyńskim muzeum

Burlington... chytry, tajemniczy, bardzo stary i

cierpliwy, napędzany zimnym, zabójczym,

nieubłaganym głodem wszystkiego, co może

wyszarpnąć i połknąć jego wielki pysk. Każdy rekin jest

zastępowalny, ale głód pozostaje, by znaleźć sobie

nowe naczynie. Rekin przetrwał trzysta milionów lat

dzięki wielkiemu pyskowi do odrywania kawałów

mięsa i jelitom zdolnym strawić prawie wszystko.

Nie można sobie wyobrazić, by Homo sapiens w

obecnej postaci mógł przetrwać jeszcze tysiąc lat.

Bezdennie głupi ludzie o barbarzyńskich manierach. Co

zresztą znaczą lata, abstrahując od ludzkich metod

pomiaru i ludzkiej percepcji? Czy czas upływa, jeśli nie

ma nikogo, kto mógłby rejestrować jego upływ?

Oczywiście, że nie, albowiem czas jest wytworem

ludzkiej percepcji.

Z przodu po prawej Kim dostrzega czarny kształt

wynurzający się z morza, to najpewniej wyspa, choć nie

widać świateł. Kim wstaje i wiosłuje ku odległemu

lądowi w stylu śródziemnomorskim, pochyla się w

przód i robi długi zamach wiosłami, łódź sunie przed

siebie, potem rozluźnia się, wyciąga z wody pióra,

znowu przechył w przód. Niespełna godzina do

zmierzchu.

Książka z jaskrawymi różami, które oplatają i

przebijają słowa. Widzi, jak róże przebijają mu ciało,

bolące czerwone przezroczyste ciernie wyrastają mu z

Page 314: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

palców rąk i nóg, jego członek to jarząca się róża.

Po przeciwnej stronie ulicy widzi ludzi w białych

szatach stojących w bramie. Ludzie rozstępują się, a on

wchodzi w pustą białą przestrzeń, rozjaśnioną światłem

wydostającym się z jego ciała. Jego oczy to ocienione

purpurowe róże z migoczącymi czarnymi różyczkami w

miejscu źrenic, usta pełne są ciernistych zębów. Rosnąc,

przenosi się z miejsca na miejsce, unoszony przez

rwący, cichy roślinny strumień. Dociera do białego

pokoju bez jednej ściany. Po kruchym niebie w kolorze

błękitnej skorupki jajka szybują jastrzębie. Pokój

wychodzi na skarpę, opadającą stromo, tysiąc metrów,

ku dolinie.

Tuż przed nim staje Starzec, który trzyma instrument

w kształcie pędzla. Pisze wskazówki przez drzwi, mija

dwóch odźwiernych, skręca w lewo. Droga pnie się

stromo pod górę do znajomej krainy olbrzymów,

karłów, zamków i drzwi, które otwierają się nagle na

prowadzące w dół schody, po czym się zatrzaskują;

magia pajęcza, magia zwierciadlana, magia karciana,

magia fusów od kawy, magia widelców i łyżek.

Wchodzi do średniowiecznej karczmy, zimne, wrogie

twarze zwracają się w jego stronę. Siada i kładzie ręce

na stole.

- Karczmarzu!

Flejtuchowaty osiłek podnosi wzrok znad baru, który

wyciera brudną szmatą.

- Do mnie mówisz?

- Owszem. Natychmiast przynieś mi piwo, ser i

chleb.

Page 315: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Może to niewłaściwi ludzie, niewłaściwe miejsce.

- Niewłaściwi ludzie uczą się miejsc.

Róża mówi pospiesznie. Dłonie i palce, z których

wyrastają ostre ciernie, zaciskają się lekko na szyi

karczmarza. Róża rośnie z powrotem do swego stołu.

Karczmarz dotyka gardła, patrzy na swoje zakrwawione

dłonie.

- Już podaję, panie - mówi karczmarz, patrząc, jak za

stołem Róży staje człowiek w mundurze straży

pałacowej i dobywa miecza.

- Musisz pójść ze mną, cudzoziemcze. Twoje

dokumenty?

Róża rozprostowuje palce lewej dłoni, wyciskając

ciernie, które z łoskotem wbijają się strażnikowi w

pierś. Twarz strażnika przybiera barwę

jaskrawoczerwoną, potem trupio bladą. Łagodnie osuwa

się na podłogę.

Na dworze zapada zmrok, wiatr wzmaga się od

kociego miauczenia do wrzasku. Róża rozpościera

pelerynę jak lemur; unoszony podmuchami wiatru,

coraz szybciej leci nad doliną, zostawia za sobą

strumień siarkowych bąków, pędzi po niebie jak

kometa, napędzany tysiącletnimi zwierzęcymi

pierdnięciami, które wyskakują i przepalają go na

wskroś.

Wychodzę na światło w cichym barze, scenografia

przedstawia pokój stołowy, dyskretna rozmowa,

elegancko ubrani goście, którzy najwyraźniej są

statystami. Nadskakująco uprzejmy restaurator

Page 316: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

prowadzi mnie do najlepszego stolika.

- Doktor telefonował, żeby powiedzieć, że spóźni się

kilka minut, proszę pana. Czy napije się pan czegoś?

Zamawiam martini z odrobiną absyntu, z którego

słynie ten lokal. Martini przechowują tu w zamrażarce.

Każdy, kto poprosiłby o lód, zostałby natychmiast

wyrzucony na zewnątrz, na bruk zaułka.

Doktor siada naprzeciwko. Przystojny stary białas,

sztuczny jak Żółtek Weil. Na stoliku pojawiają się dwa

kieliszki martini.

- Przepraszam, że kazałem ci czekać, Bill.

Doktor unosi kieliszek. Pijemy. Uśmiecha się

znacząco nad kieliszkiem.

- Cóż, sprawy wymknęły się z rąk.

- Z czyich rąk?

- Z moich, rzecz jasna. - Doktor zagląda do pustego

kieliszka, obracając nim w palcach. - Nie wiem, co mam

z tobą począć, Bill, naprawdę nie wiem.

- Kiedy masz wątpliwości, nie rób nic.

- Przeciwnie... kiedy masz wątpliwości, zawsze coś

rób. Może to być twoja ostatnia czynność, zanim

sparaliżuje cię zwątpienie. W terminalnej fazie paraliżu

trzeba cię karmić siłą, ponieważ nie potrafisz

zdecydować, by jeść; jest tyle powodów, żeby tego nie

robić. - Stary oszust pochyla się, wybucha śmiechem i

szturcha mnie w ramię.

Na moim talerzu pojawia się wyśmienity stek z sarny

z dzikim ryżem, stary uśmiecha się półgębkiem i

potrząsając głową, wbija wzrok w stół. Wcale mi się to

nie podoba. Wszystko to jest tandetne, groźne i

Page 317: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zdradliwe... bardzo zdradliwe.

- Wiesz dobrze, Bill, że złamałeś reguły gry i

przysporzyłeś wielu zgryzot wielu ważnym osobom.

Starą Hrabinę strasznie rozbolała głowa, monsieur

nabawił się wrzodów. Gdybyś tylko zechciał posłuchać

głosu rozsądku.

- Słucham. Powiedz coś rozsądnego.

- Właśnie to zrobię. Chcesz, żebyśmy ci powiedzieli,

czego chcemy, a to nie jest rozsądne.

- Zależy, kto decyduje.

- My decydujemy, Bill. My decydujemy.

- Udowodnij to. Tu i teraz.

Doktor odwraca się, unosząc dłonie w teatralnie

obronnym geście.

- Nie napadaj na mnie, Bill. Zawsze grałem z tobą

uczciwie. Jestem tylko starym komediantem.

- Dobrze, do rzeczy, drogi panie.

- Cóż, ujmijmy to tak, Bill. - Doktor chodzi dookoła

patio zrujnowanej hiszpańskiej willi z lat dwudziestych.

Może to być Floryda albo południowa Kalifornia.

Aksamitna noc, w powietrzu woń rozkwitającego w

nocy palczaka. - Mogę przedstawić ci propozycję.

- W zamian za co?

- Hm, najpierw rozważ propozycję: miłe, bezpieczne

miejsce, strzelnica, basen i pełno wszystkiego, czego

tylko chcesz, Bill. Jesteśmy ludźmi światowymi. Jasne,

że jesteś nieco do naprawy. Mamy szczepionki, które

temu zaradzą.

Cóż warte jest życie, kiedy znika sens? Przemykając

Page 318: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

się w źle dopasowanym ciele z wyprzedaży od dawna

świecącej pustkami, jeśli jest kimkolwiek, to nosicielem

dziecka ukształtowanego z jego umysłu i ciała. Każdy

zabójca, jakiego wyszkolił, stał się jego dzieckiem. Sam

stał się swymi agentami i posłańcami.

Głos Starca brzmi jak cichy, suchy szelest skóry

zrzucanej przez węża.

- Prawdziwa walka jest dopiero przed nami. To, co

tutaj robimy, to tylko ćwiczenia. Poznaliście czystą

wolę zabijania, która bierze się z pełnej świadomości

tego, co zabijacie.

Dni rozpaczliwych pościgów i ucieczek, pułapek

wyczuwanych w samą porę, szybkiego noża w zaułku,

uczucia po zabójstwie - słodkiego i czystego jak

ponowne narodziny nieustannej czujności, potwornego

zmęczenia, spania co noc w innym miejscu, zmian

tożsamości: kupiec, święty, uczony, żebrak, lekarz,

człowiek bez zawodu, podróżny po niebezpiecznych

drogach zmieniających się sojuszy, niepełnego

zaangażowania, fałszywej lojalności. (Wie, że ten

człowiek go zdradzi). Kryjówki, które nie są

bezpieczne. (Wie, że nie może tam wrócić na noc.

Zorganizowali zasadzkę).

Tu, w Alamout, jest bezpieczny. Nikt nie może go

tknąć. Ale bezpieczeństwo to najbardziej niebezpieczny

ze stanów.

Page 319: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

10

DOLINA

Nie ma wyjścia z Doliny, otoczonej stromymi

zboczami z przewieszką. Jak dostali się tutaj

mieszkańcy Doliny? Nikt nie pamięta. Są tu od wielu

lat. Dzieci rodziły się, starzały i umierały w Dolinie, ale

nie było ich wiele. Brakuje pożywienia. Przez Dolinę

płynie strumień, więc ludzie wznieśli tamę i założyli

staw, żeby hodować ryby. Wzdłuż strumienia uprawiają

kukurydzę. Co pewien czas zabijają ptaki, jaszczurki i

węże. Większość dzieci trzeba zabijać zaraz po

urodzeniu, a przy życiu pozostaje tylko określona

liczba, zapewniająca przetrwanie społeczności.

Niektórzy mówią, że może ktoś ich zobaczy, że

spuszczą dla nich liny ratunkowe. Legenda głosi, że

pewien człowiek zbudował machinę latającą ze skór

jaszczurek, węży i ryb, rozpiętych na szkielecie z

lekkiego drewna. Budowa zajęła mu całe życie; miał

siedemdziesiąt lat, kiedy machina była wreszcie gotowa.

Wyglądała jak olbrzymia ważka z

dwudziestometrowymi skrzydłami.

Budowniczy obliczył, że prądy powietrzne, w upalne

popołudnia wznoszące się z dna Doliny, zdołają unieść

machinę. Pojazd udźwignąłby tylko jedną, w dodatku

lekką osobę. Wybrano trzynastoletniego chłopca. W

tym czasie budowniczy był już dość korpulentny z

Page 320: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

powodu dodatkowych racji żywności, przyznanych mu

na czas budowy pojazdu, który - jak mieli nadzieję -

stanie się ich wybawieniem: „Esperanza".

Budowniczy miał przyrząd podobny do różdżki,

misternie skonstruowany z najlżejszych rybich ości.

Właśnie tą różdżką sprawdzał powietrze, a przyrząd

zdawał się przedłużeniem jego dłoni, zgrubiałych od lat

ciężkiej pracy. Potrząsał głową.

Ale pewnego dnia różdżka zaczęła podrygiwać, drżeć

i wskazywać na niebo nad skałami. Budowniczy skinął

głową.

- Nadszedł czas, ale musisz się pospieszyć.

Chłopiec zajął miejsce. Nie ma czasu na pożegnania.

Mężczyźni i kobiety z Doliny delikatnie unieśli

wielki pojazd nad głowy.

- Ahora!

Wyrzucona rękami mieszkańców Doliny, machina

wzbiła się w powietrze. Poszybowała do przodu,

wydawało się, że się rozbije, potem porwał ją prąd

powietrza i uniósł hen, prawie ku ogromnym

przewieszkom; słońce zamigotało tęczowo na rybich

łuskach, na skórach jaszczurek i węży, samą Dolinę

skrywał już cień.

Potężny podmuch z dna ciemniejącej Doliny porwał

machinę jak sępa na wietrze... potem jedno skrzydło

oderwało się, powietrzny statek przechylił się i stracił

równowagę. Drugie skrzydło zawadziło o szczyt skały i

chłopiec runął w dół, ciągnąc za sobą powiewające

strzępy kadłuba.

To się działo wiele lat temu, nikt dokładnie nie wie

Page 321: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ile. Mierzenie czasu nie ma tu sensu. Tylko starzy

ludzie pamiętają, a nikt nie wie, ile oni mają lat. Od

tamtej pory nikt już nie próbował zbudować podobnej

machiny.

Dolina jest wąska, w najszerszym miejscu liczy

zaledwie sześćset metrów, dlatego słońce dociera tu

tylko przez kilka godzin dziennie. Ludzie wyhodowali

odmianę kukurydzy wschodzącej w świetle księżyca i

gwiazd, jasnobłękitnej kukurydzy o metalicznym

smaku, mieniącej się słabym blaskiem. Kukurydza jest

pożywna, ale gniją od niej dziąsła, wypadają zęby, aż

kukurydza atakuje podniebienie... na koniec język,

dziąsła i wargi zostają przeżarte do kości.

Kukurydzojady upodabniają się do wyszczerzonych

czaszek, ich zakażone ciała jarzą się w ciemnościach.

Większość z nas unika zabójczej kukurydzy, bo wiemy,

co się dzieje, kiedy atakuje kości i pożera kręgosłup...

głowa żyje potem jeszcze przez kilka godzin.

Jedyną rzeczą, jaka trzyma nas przy życiu, jest

muzyka, a Kukurydzojady są w tej dziedzinie wybitne.

Śpiewają przez przegniłe dziąsła, wydając dziwny,

lepki, nieskończenie smutny odgłos, lament żywej

ektoplazmy; grają też na delikatnych instrumentach z

piór, rybich skór, liści i owadzich skrzydeł...

instrumenty rozpadają się w dłoniach, delikatne flety

pękają i opadają na ziemię...

Kiedyś mogliśmy hodować paprykę chili, ale wybiła

ją zaraza. Myślę, że pozabijalibyśmy się, gdyby nie

grifa. Rośliny posadziliśmy pośrodku Doliny nad

strumieniem, żeby codziennie mogły korzystać ze

Page 322: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

słońca. Rośliny są ciemnozielone, niemal czarne i

oleiste. Jedno pociągnięcie z fajki wystarczy na wiele

godzin. Grifa, podobnie jak wszystko inne, jest

starannie wydzielana. Jak się przestrzega reglamentacji?

Nie ma potrzeby niczego przestrzegać tu, gdzie wszyscy

znamy ograniczenia potrzeb. Ryby, grifa, pokrzywy,

mrówki, jaszczurki, węże, mech ze skraju urwiska,

ptaki, wszystko jest dokładnie wydzielane. Muzycy

mają pierwszeństwo i otrzymują dodatkowe racje.

Zdarza się, że Kukurydzojad całymi latami

przygotowuje na instrumencie jedną pieśń.

Na czym jeszcze upływa nam czas? Codziennie

musimy planować, co będziemy jedli. Snucie planów

wiąże się ze skomplikowanymi kalkulacjami: trzeba

liczyć ryby, kolby księżycowej kukurydzy, pokrzywy i

mech. Błąd w obliczeniach mógłby doprowadzić do

głodu i naszego wymarcia. Musimy wierzyć, że nasz

ród jest cenny i musi być podtrzymywany.

Często słyszymy: „Dziś nie będzie jedzenia", czasem

jedynym pokarmem jest skąpa racja gotowanych

pokrzyw. Z ogniem miewamy kłopoty, na szczęście

jednak są płonące kryształy. Czasami mamy ucztę:

zdarza się, że ktoś zabije dwa duże węże albo można

złowić jedną z ryb. Podczas takich rzadkich okazji

Kukurydzojady dają występ, a nazajutrz niektórzy z

nich umierają. Ich ciała trzeba pociąć i wykorzystać do

użyźnienia uprawy księżycowej kukurydzy dla

przyszłych Kukurydzojadów.

Kukurydzojady mają powołanie, jak kapłani. Mieć w

rodzinie Kukurydzojada to zarazem zaszczyt i hańba. W

Page 323: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

okresie dojrzewania ujawnia się znak Kukurydzojada:

wyraz marzycielskiej rozpaczy, głodnego ducha w czas

głodu, dostrzec też można szlachetną rezygnację, która

jest silniejsza niż głód. Początkowo Kukurydzojady są

krzepkie i silne. Na tym etapie wielu usiłuje wypełznąć

z Doliny. Słyszano o kilku, którzy dotarli aż do

przewieszek.

Wkrótce nadciąga zgnilizna. Kukurydzojady budzą

się, plując zębami, krwią i ropą. Powinni zacząć uczyć

się starodawnych pieśni i muzyki, powinni zabrać się do

budowania instrumentów. Kukurydzojady warzą też

piwo z księżycowej kukurydzy, które pije się podczas

uroczystości. Browar śmierci jest zabójczy. Jeden kubek

zabija w trzy dni... trzy dni strasznego bólu kości,

krwawienia przez skórę, dosłownego pocenia się krwią.

Chcąc uniknąć tak potwornej śmierci, Kukurydzojad

wybiera towarzysza, który zabije go o świcie.

Śmiertelny cios zadaje się nożem z obsydianu pod

żebro, w serce.

Ucieczka z Doliny zaprząta nasze myśli. Może

udałoby się wydrążyć tunel. Budowę rozpoczęto, ale po

pięciu latach pracy nie dało się doprowadzić powietrza i

robotnicy się udusili. Tunel już dawno się zapadł, ale do

dziś widać wejście. Dobrze się tam łapie węże i

jaszczurki.

Niektórzy zaczynają ćwiczyć wychodzenie z ciała, co

ma im pozwolić na wylot z Doliny. Latacze dostają

dodatkowe racje grifa, ale zdaniem wielu są zwykłymi

leniwymi pasożytami.

- Stary, muszę opanować wychodzenie z ciała,

Page 324: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kapujesz? - Opanowują więc, słońce wschodzi i

zachodzi, dzieci się rodzą, starzy umierają.

Nie ma jak wysłać wiadomości z Doliny. Przywiązać

ptakowi do nogi? Nie wiemy nawet, co to jest.

Próbowaliśmy też puszczać sygnały dymne, ale musimy

wydzielać skąpe porcje opału.

Latacze zajęli się telepatią. Jeden z nich zmontował

urządzenie z kryształu kwarcu i drutu, który uzyskał,

wkładając do ognia pewne kamienie, z których wytopiły

się buły. Stopiony metal wyklepał na cienkie

kawałeczki, z rybich skrzeli uformował sobie nauszniki,

wreszcie przeprowadził druty od odrutowanego

kryształu do nauszników. W nausznikach dało się

słyszeć trzaski, urywki muzyki i ludzkich głosów.

Słyszeliśmy ich... oni nas nie. Ale wiedzieliśmy, że tam

są.

Z tej okazji urządziliśmy festyn. Wszyscy się popili.

Rozdano piwo z księżycowej kukurydzy, dodatkowe

racje grifa. Nie przesadziliśmy, ale było co świętować.

Nie jesteśmy sami! Ktoś żyje na zewnątrz Doliny. Oni

nas znajdą. Spuszczą liny. Wyciągną nas z Doliny tam,

gdzie przez cały dzień świeci słońce. Nie zabraknie nam

jedzenia. Znajdziemy się w niebie.

Pewnego dnia stało się. Nad głowami usłyszeliśmy

ogłuszający huk, spojrzeliśmy w górę i zobaczyliśmy na

niebie coś, co wyglądało jak legendarna Ważka.

Zaczęliśmy machać i wołać. Pojazd unosił się przez

chwilę, potem zawrócił i odleciał. Nazajutrz wrócił nad

Dolinę z kilkoma takimi samymi jak on.

Page 325: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Jeden z pojazdów minął przewieszki i wylądował nad

strumieniem. Latacze wybiegli na spotkanie dwóch

ludzi wysiadających z pojazdu.

- Mucho gusto... buenos días... muchos años aquí.

Przybysze wyjaśnili, że wszystkich nas ewakuują, ale

teraz mogą zabrać tylko pięciu. Pięciu lataczy wsiadło

do powietrznego statku, który następnie wystartował.

Kolejna maszyna wylądowała, ale na widok

zbliżających się Kukurydzojadów piloci podjęli decyzję

o odwrocie.

- Tych żółtków trzeba poddać kwarantannie.

- Do mojego helikoptera nie wsiądą.

- Skontaktujemy się z Atlantą.

Piloci ostrożnie zrzucili paczki żywnościowe.

Wprowadzono surową kwarantannę... wokół Doliny

rozmieszczono żołnierzy. Uzbrojone helikoptery miały

uniemożliwić każdą próbę dotarcia do Doliny z

powietrza. Żołnierze zawrócili helikopter wynajęty

przez dziennikarzy, ostrzegając, że mają rozkaz

zestrzelić każdy obiekt latający, który naruszy

kwarantannę.

Wszystkich mieszkańców Doliny, czterdziestu

mężczyzn i trzydzieści pięć kobiet w ubraniach

ochronnych, przetransportowano do Atlanty i

umieszczono w odosobnieniu. Dolina znajdowała się, co

prawda, w Kolumbii, ale miejscowe władze z radością

przekazały sprawę w ręce gringos, zamiast ryzykować

przyjęcie odpowiedzialności za jakąś straszliwą

epidemię.

Page 326: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Okazało się, że Kukurydzojady cierpią na chorobę

popromienną. Mimo to ani na kukurydzę, ani na zmiany

chorobowe na ciałach nie reagowały najczulsze i

najnowocześniejsze wykrywacze promieniowania.

Komisja badająca tę sprawę doszła do następującego

wniosku: „Jeśli czynnikiem etiologicznym jest

promieniowanie, to musimy stwierdzić, że jest to

nieznana dzisiaj odmiana promieniowania".

Dziennikarze oczywiście prześcigali się w

domysłach, gromko domagali się zgody na

przeprowadzenie wywiadu z ludźmi z Doliny i na ich

sfotografowanie. W odpowiedzi usłyszeli, że z uwagi na

groźbę wybuchu epidemii należało zastosować

drastyczne środki zapobiegawcze. Tylko naukowcy i

lekarze z Centrum Kontroli Chorób będą mieli prawo

dostępu do ludzi z Doliny, chyba że się okaże, iż nie ma

niebezpieczeństwa rozprzestrzenienia się nieznanej

choroby w świecie albo takie niebezpieczeństwo zostało

zażegnane.

Dziennikarze utyskiwali, węszyli po Centrum,

podtykali mikrofony każdemu, kto wchodził lub

wychodził. Dokładne testy wykazały, że choroba

kukurydziana nie jest bezpośrednio zaraźliwa, ale

wywołuje ją nieznana substancja w kukurydzy bądź w

ziemi uprawnej. Wszystkie próby wyodrębnienia

tajemniczej substancji spełzły na niczym.

W końcu ludzi z Doliny wypuszczono i zwołano

konferencję prasową. Latacze zdominowali konferencję,

opowiadając legendę o Ważce zwanej „Esperanza". Bez

końca snuto domysły, jak ludzie znaleźli się w Dolinie:

Page 327: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

odgrodziło ją od świata trzęsienie i obsunięcie się ziemi,

mieszkańcy Doliny przeżyli katastrofę statku

kosmicznego, oni lub ich przodkowie spuścili się do

Doliny po linach, które następnie spadły.

Kukurydzojady założyły zespół rockowy o nazwie

Świecąca Kukurydza i stały się fantastycznie bogaci.

Kiedy przestały jeść zakażoną kukurydzę, rozwój

choroby ustał. Chorzy zrobili sobie operacje plastyczne.

Pozostali ludzie z Doliny się rozpierzchli, przy czym

większość przeniosła się do latynoskich barrios w Los

Angeles i Nowym Meksyku. Kilka osób pojechało do

Nowego Jorku.

Po kilku latach o Dolinie zapomniano.

Względny Einstein, znany w rodzinie jako wujek,

odkrył zależność między materią a energią. Niektórzy z

nas uważają, że należało go zamordować w sitowiu.

Einstein ustalił też, że prędkość światła wynosi 300 000

kilometrów na sekundę. Przy tej prędkości ziemia traci

światło. Każdy mierzalny czynnik jest ilościowy, a

każdy czynnik ilościowy wyczerpuje się w czasowym

wszechświecie. Proces ten znacznie przyspieszyła

fotografia. Zdjęcie nie posiada własnego światła i żeby

zobaczyć fotografię, potrzebne jest światło. Ilekroć ktoś

robi zdjęcie, o tyle mniej światła jest w obiegu.

Ciemność na granicy pola widzenia gromadzi się,

najpierw powoli... przytłumione głosy na granicy

słyszalności.

Śmiały rabunek światła... sprawcy zbiegli z milionem

kilowatów, wartym co najmniej sto milionów na

Page 328: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

czarnym rynku światła. Moduł Świetlny, czyli MŚ, jest

niewielkim prostokątem podobnym do grubej karty

kredytowej, który można umieścić w czytniku i

wytworzyć określoną ilość światła.

Chcesz oświetlać swój dom i ogród w ciągu dnia?

(Według przepisów strefowych masz taki obowiązek).

Nad swoją pułapką masz kawałek przytulnego nieba jak

parasol? Solidna klasa średnia, o krok przed wielkim

zaciemnieniem... niebezpieczne zawody... jednego dnia

rozświetlony niczym choinka, następnego dnia pogrąża

się w mroku.

Czarnorynkowi spekulanci... Bar u Joego, neon zgasł

wiele lat temu. Bar oświetla dziesięciowatowa żarówka,

stoliki skrywa mrok. Do stolika przysiada się chłopak.

- Mam trochę światła. Wymienię na towar.

Chłopak traci wzrok od ciągłego przebywania w

ciemnościach. Dopóki nie pojawi się światło, nie

możesz wiedzieć, czym jest ciemność. Znikąd nie

dobiega ani krztyna światła. Chłopak mruga w

półmroku. Zależy mu tylko na takiej ilości światła, żeby

mógł sobie zrobić zastrzyk. Wkrótce oślepnie i będzie

potrzebował świetlnego chłopca jako przewodnika.

Jeśli zostały ci zapasy, możesz sam wytworzyć trochę

światła; za określoną sumę można też zrobić transfuzję

światła. Politycy usiłują przekonać ludzi, że mają

system, który pozwala zjadać głosy i srać światłem.

Mimo to światła jest coraz mniej, o czym wszyscy

wiedzą. Światło oddala się od tej planety z prędkością

300 000 kilometrów na sekundę i nic nie jest w stanie

sprowadzić go z powrotem. Wkrótce nie będzie można

Page 329: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kupić światła za żadną ilość modułów świetlnych.

Koniec dnia

Zaszło słońce

Za jezioro

Za wzgórza

Za niebo

Pierwsze spotkanie Joego z Krainą Zmarłych:

pierwszą rzeczą, jaką zauważa, są kałuże ropy na

ciemnych ulicach, a może to tylko plamy oleistej

ciemności. Czuć jednak wyraźnie ropę i zapach metanu.

Niebo jest czarne i ciemnozielone.

Przychodzi do domu przy alei Pershing. Jest tam jego

matka, a z Joego wysuwa się długa gadzia szyja,

zakrzywia nad głową matki i zaczyna żarłocznie

wygryzać jej z pleców kawałki ciała, złowrogi

drapieżny gad ze starodawnego dołu ze smolą. Matka

wybiega z sypialni, krzycząc:

- Śniło mi się coś strasznego! Śniło mi się, że zjadasz

mi plecy!

Szary kot Palacz jest sojusznikiem w tej mrocznej,

oleistej okolicy. Tamtej nocy, kiedy zginął Ruski, a ja

myślałem, że nie powinienem był z nim tu przychodzić,

Palacz znalazł go i wyprowadził, tak jak Fletch zdjął z

drzewa rosyjskiego niebieskiego kociaka.

Istnieje wiele innych miejsc...

restauracja/hotel/dworzec, gdzie człowiek nigdy nie jest

pewny swojej rezerwacji i rzadko udaje mu się trafić z

powrotem do pokoju, jeśli wyruszy na poszukiwanie

Page 330: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

śniadania, które zawsze trudno jest namierzyć.

Le Grand Hôtel des morts: windy, schody,

wielopoziomowy kompleks pokoi, restauracji i sklepów.

W windzie kilka razy miga mi Ian Sommerville, mijam

go na korytarzach i w poczekalniach. Do recepcji stoi

długa kolejka ludzi czekających na pokoje. Sam mam

rezerwację na numer 317, ale nie mogę jej być pewny,

skoro tyle osób napływa do hotelu. Wielu gości

wygląda na Amerykanów; ostrzyżeni na jeża, z

plecakami, niewątpliwie wrócili z Wietnamu.

Słyszałem, że doszło do strasznego spiętrzenia.

To miejsce jest wielkim lotniskiem, portem,

dworcem, są tu hotele, restauracje, kina i sklepy. Iana

spotykam na półpiętrze przed butikiem. Jest

niewyraźny, zwiewny, chłodny... przeprasza i wchodzi

do środka. Stanowi dziwne połączenie matematyka

(naprawdę rozumie takie sprawy jak teoria kwantów) z

zimnym draniem. Jako starszy i mądrzejszy, jest gotów

na tym poprzestać. Po chwili jednak wchodzę za nim i

pytam dziewczynę o Iana Sommerville'a.

- Ach, tak - odpowiada dziewczyna, kiedy Ian

wychodzi. Wymieniamy kilka martwych zdań. Nie ma

znaczenia, kto co mówi.

- Czy jest tu Brion?

- Nie. Nie przyjedzie.

- Ciekawe, czy nadal mam rezerwację - jęczę

żałośnie, Ian nie ma zdania na ten temat.

- Zeszłej nocy spałem na kanapie w pokoju z

czterema czy pięcioma osobami.

- Cóż, to całkiem szczere stwierdzenie - odpowiada

Page 331: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

lakonicznie Ian, odwracając się na pięcie.

Butik składa się z kabin ułożonych według jakiegoś

tajemnego wzoru. Wchodzi kilka czarnych dziewczyn, z

którymi Ian rozmawia na tematy zawodowe, ale nie

rozumiem, o czym mówią... skręty w niewłaściwą

stronę, zgubione tropy prowadzą nas do tego butiku na

obcej planecie, gdzie on czuje się swojsko, a ja nie, i nie

sposób zasypać tej przepaści, Ian przyjechał tu w

sprawach, o których nie mam pojęcia.

Hotel nazywa się La Farmacia, ale nigdzie nie mogę

znaleźć apteki, żeby kupić kodeinę. Miasto wygląda na

europejskie... Szukam lokalu, gdzie mógłbym zjeść

śniadanie. Z tym zawsze są problemy. Idę aż na koniec

linii metra, potem wracam do hotelu. Tam muszą być

restauracje. Wchodzę do jednej, dość wypełnionej

ludźmi, ale kelner mówi:

- To nie jest odpowiednie miejsce. Nie jest zbyt

wytworne.

Przypomina mi się anegdota o pani Rubenstein:

„Och, Ryszardzie, tak żałuję, że nie byłeś wczoraj na

moim przyjęciu". Natychmiast połyka przynętę. „Ależ,

księżniczko, nie zostałem zaproszony". „To było bardzo

wytworne przyjęcie".

Zgrabny obraźliwy prztyczek od kelnera - szpetnego,

kanciastego Włocha o kościstych kolanach i zapadniętej

klatce piersiowej, porośniętej włosami, które wystają

między guzikami koszuli. Ma długie, skołtunione włosy

i znoszony czarny garnitur.

Odnajduję drogę powrotną do pokoju hotelowego. Z

korytarza wchodzą za mną dwa psy, brunatny i szary.

Page 332: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Najwyraźniej są to psy drzwiowe, ale ponieważ

znajduję się w Krainie Zmarłych, nie muszę się

martwić.

Kraina Zmarłych: długa ulica po obu stronach

wysadzana drzewami, które niemal stykają się

konarami. Dochodzi do końca ulicy, gdzie żelazne

schody prowadzą w dół. Na schodach znajduje

pieniądze, które skrzętnie wrzuca do pojemnika na

śmieci, nucąc:

- Śmiecenie jest samolubne i niechlujne. Nie rób tego.

W Krainie Zmarłych ilościowa waluta jest

bezwartościowa, a każdego, kto użyłby takiego środka

płatniczego, uznano by za człowieka kompletnie

pozbawionego smaku. U stóp schodów, prowadzących

na kamienną promenadę nad rzeką, dostrzegam monetę

wielkości srebrnego dolara. Moneta jest ze srebra albo

jakiegoś jasnego metalu. Na środku widnieje płaski

relief, przedstawiający dwie prawie połączone kości

łopatkowe, tak jak łopatki rosyjskiego kota niebieskiego

niemal się łączą, jeśli kot jest czystej rasy. To jest kocia

moneta, a dokładniej rosyjska niebieska moneta,

ponieważ w Krainie Zmarłych obowiązuje waluta

jakościowa, odzwierciedlająca cechy, jakimi pielgrzym

charakteryzował się za życia. Kocią monetę znajdzie

tylko wielbiciel kotów.

Są tu monety dobroci: ich posiadacz pomógł komuś,

nie oczekując zapłaty, jak tamten recepcjonista z hotelu,

który przestrzegł mnie przed glinami, albo gliniarz,

który podrzucił mi skręta, żebym mógł wypalić w

Page 333: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

wozie. Są monety dziecięce. Pamiętam dzieciaka ze snu,

z oczami na szypułkach jak ślimak, który pytał:

- Nie chcesz mnie?

- Chcę!

Poza tym są monety łez, monety odwagi, monety

Johnsona, monety prawości.

Czy są rzeczy, których nie zrobiłbyś za żadne

pieniądze? Pod żadnym pozorem. W zamian za młode

ciało! Moneta prawości zaświadcza o tym, że jej

posiadacza nie można przekupić żadną łapówką

ilościową. Moneta potwierdza, że jej posiadacz

kategorycznie odrzucił pakt z diabłem.

Monety nie można ukraść ani przekazać nikomu, kto

nie uzyskał prawa do jej używania. Monet nie można

sfałszować. Skradziona moneta często matowieje i

czernieje. Zawsze zadźwięczy fałszywie testowana na

kamertonie. Każdy sklepikarz i właściciel zajazdu ma

kamerton do sprawdzania monet, którymi płacą klienci.

Prawdziwa kocia moneta zamruczy harmonijnie.

Fałszywa lub skradziona moneta będzie syczeć i

trzaskać. Każda moneta ma unikatowe brzmienie.

Moneta prawdy z chińskim ideogramem

oznaczającym człowieka, który dotrzymuje słowa,

dźwięczy prawdziwie. Nie potrzebujesz rachunku. Jeśli

będzie fałszywa, zadźwięczy pusto i fałszywie jak Jerry

Falwell. Kłamstwo wyjdzie na światło dzienne.

- Poproszę o rachunek.

- Wsunę ci go pod drzwi.

- Świetnie. Wtedy dam ci pieniądze.

Pewne monety są niezbędne do uzyskania innych

Page 334: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

monet. Tylko za monety tchórzostwa, upokorzenia i

wstydu można kupić monetę prawdziwej odwagi.

Jedynie za monety łez można kupić dziecięce i kocie

monety, a także monety dobroci. Z kolei za kocie i

dziecięce monety można nabyć niezmiernie rzadką

monetę kontaktu. Zaświadcza ona, że posiadacz

kontaktował się z innymi istotami. Monety świadczące

o kontakcie z kotami są niezbędne do uzyskania monety

kontaktu zwierzęcego.

Monety nikłej szansy, koń, który zrywa się z ostatniej

pozycji i wygrywa na linii mety, oszołomiony od

ciosów bokser, który podnosi się, kiedy sędzia doliczył

do dziewięciu, i zwycięża przez nokaut, Samson

zwalający świątynne kolumny. Wszyscy spisani na

straty, ostatnia rozpaczliwa rozgrywka, moneta będąca

ostatnią deską ratunku. Takiej monety można użyć tylko

raz.

Tyle monet, a żadnej nie można kupić za pieniądze

ani nic ilościowego. Diabeł handluje tylko towarem

ilościowym.

- Czy jest coś, czego nie zrobiłbyś za pieniądze? Za

młode ciało? Za nieśmiertelność?

- Owszem... nie wydłubałbym kotu oka... i wielu

innych rzeczy.

Rozmowa natychmiast zostaje przerwana.

- Cóż, jeśli zamierzasz być taki.

Zamierzam. Wolę już biedzić się ze swoim

siedemdziesięcioletnim ciałem niż przystać na jakąś

szemraną propozycję.

Jest tam jeszcze jeden sklep. W którym domu, Kiki?

Page 335: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Przerwy. Odnowić sojusz, który nie jest zabawny?

Znajomość okoliczności informator policyjny.

(Przerwa na słowo ode mnie).

Pensjonaty ze snu szepczą z Meksyku do Paryża...

pył bezsennych nocy.

(Indianin wyszedł).

Limfatyczny szary zimowy spacer w porze przerwy.

Rzucam się na chłopaka tłustego jak szczur.

- Ssss. - Planeta zwierzęcych niechlujów.

Duchu kolibra, nie stworzyłeś owoców.

(Drobny zimny chichot).

Wyjechali, zostawiając okiennicę łomoczącą na

wietrze.

Ślady opon w zamarzającym błocie.

Sztywna od spermy bandana w suchej szufladzie

pustego hotelu, a obok zaschnięty karaluch.

Deszcz na pajęczynach, puste toalety letnich szkół.

Skorupki od jajek, wilgotne skórki od chleba,

wyczesane włosy.

Duże puste poddasze: gipsowy pył opada mi na

ramiona, co przypomina pierwszy łopot żagla podczas

burzy, która wzbiera w ciszy morskiej. Gips sypie się

już w całym pokoju. Wynośmy się stąd, póki czas!

W rowie z chłopcem z czasopisma. Letnia noc

oddycha przez zasolone skrzela, porowaty smak na

języku wśród pokryw skrzydeł i muszli, kamienie

ułożone w kształt róży pod łukami bram, woń

hiacyntów. Matka i ojciec zawiozą mnie do Liberty,

miasteczka studenckiego w stanie Ohio. Kiki wcale się

to nie podoba.

Page 336: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Ciepły wiatr zimowe rżysko

Późne popołudnie w latach dwudziestych

Pokój nad kwiaciarnią przy pustym placu, gdzie

znajdowałem węże pod zardzewiałym żelastwem

Mały zielony wąż pieści miłośnie mi twarz.

Woń spelunek, białe jedwabne szale, smokingi, zjawy

z lat dwudziestych, blaknące na papierze.

Boże Narodzenie było ciepłe sadza na topniejącym

śniegu

Idąc wzdłuż granitowych murów ulicą Euklidesa

Powiedziałem do kuzyna

„Nie mogę uwierzyć, że to Boże Narodzenie".

Wigilia

W całym domu

Nie drgnie nic

Nawet wesz.

Wysoki pokój

Homary w wysokim pokoju

Na końcu ulicy imprezują

Trzeba ich było powstrzymać

Mick Jagger i ja chyba

Zaciągnęliśmy zasłony

To nie koniec

Wyruszam na polowanie

Pamiętaj

Zeszłej nocy wyły psy

Trzeba nakarmić psa

Błyskawica na południu Hiszpanii

Powiem ci trochę kryształów

Page 337: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

I ananasów... ostatni homar

Zjesz homara?

Kochać się z tobą

W wysokim pokoju

Słodkie różyczki drogi stary książę

Gruby i połyskliwy w ciemnych okularach

Martwy na sedesie

Chodźcie, wybiórczy historycy

Nie bądźcie drażliwi

Drażliwy w mieszkaniu

Usłużnie dostrzegłem odrobinę centralnego

ogrzewania

Drobny whippet i centralny żar

Wygłupy a jednak gdybym mógł

Telefon rozbrzmiewa na niebie

Zaśmieconym srebrem i BUM BUM

Masz szampana? Gdzie ja?

Mój Boże to wszystko jest takie -

Homar...

Niedźwiedzie polarne pasą się na soczystych

zielonych łąkach. Wrzeszczący czarnoskóry chłopak

tańczy w cywilnych kościach... szmaragdowe trąby

powietrzne.

- To zawsze jej palce u stóp, żeby zostawić w

spokoju.

Te magiczne wizje są całkowicie pozbawione

zwyczajnych ludzkich uczuć i doświadczeń. Nie ma w

nich przyjaźni, miłości, wrogości, lęku ani nienawiści.

Page 338: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Nie ma reguł ani serii kroków, mogących doprowadzić

człowieka do punktu, skąd coś widać. W konsekwencji

takie wizje zagrażają każdemu systemowi dogmatów.

Każdy dogmat musi postulować drogę, pewne kroki,

które doprowadzą do zbawienia, obiecywanego przez

ów dogmat. Chrześcijańskie niebo perłowych bram i

śpiewających aniołów, muzułmański raj wiecznych

dziwek i wody pod dostatkiem, komunistyczne niebo

państwa robotników. W przeciwnym razie nie ma

miejsca na hierarchiczną strukturę, która mediuje

między dogmatem a człowiekiem, która dyktuje drogę.

Chcąc trwać w czasie, każda struktura musi raz po raz

pojawiać się w przewidywalny sposób. Wizje,

przebłyski Zachodniej Krainy istnieją nie w czasie, ale

w przestrzeni. Jest to inne medium i inne światło, bez

żadnych czasowych współrzędnych czy znaków.

Medium to posiada pewne podobieństwo do

hologramów.

Pamiętam wystawę wczesnych hologramów, w

większości figur szachowych, w małych szklanych

gablotkach. Przedmioty te mają w sobie coś dziwnie

przytłaczającego, obcego. Medium wzroku można

sfałszować. Może je sfałszować hologram. Jednak

sfałszowane medium staje się mylące i przykre.

Hologram jest złudzeniem magii bez magii.

Jednym z najrzadszych duchów, którego najtrudniej

zobaczyć, jest kotojeleń: pół jeleń, pół kot. W tym

duchu roślinożerca jednoczy się z mięsożercą.

Kotojeleń jest jasnozielony, ma łeb i rogi jelenia oraz

Page 339: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kocie pazury. Potrafi się wspinać na drzewa i biec z

dużą szybkością. Może jeść mięso albo trawę. Kiedy je

mięso, ma kocie zęby. Kiedy je trawę, ma zęby jelenia.

Kotojelenia można zobaczyć tylko na leśnych polanach

w czarnozielonym świetle tornada.

Kotojeleń jest bowiem duchem tornad i trąb

powietrznych, o zwinności i sile kota oraz szybkości

jelenia. W jego zielonoczarnych oczach trzaskają

błyskawice. Kotojeleń potrafi unieść nawet najcięższe

brzemię rozpaczy i beznadziei, lęku, apatii i śmierci.

Kiedy zostaje przywołany, cały ciężar czarnej magii i

negatywnych sił zostaje wciągnięty z powrotem do

źródła i wessany w czarny lej. Tego ducha nie mogą

przywołać żadne słowa, a tylko całkowita pustka.

Musisz znaleźć małą, okrągłą polanę, otoczoną

krzewami i drzewami, ale otwartą z jednej strony. Na

środku polany na stercie czarnych kamieni umieść

kryształowy barometr. Kamienie są gładkie,

wypolerowane przez nasienie ze snu. Teraz stań na

północnym skraju polany. Wszystkie myśli i uczucia

wyrzuć przez kość ogonową. Zostanie z ciebie szkielet z

kryształowych kości. Kiedy ciało wtopi się w mech,

temperatura obniży się o dwadzieścia stopni w ciągu

dwudziestu trzech sekund, barometr zacznie spadać, aż

imploduje w czarnym świetle. Wtedy w zielono-

czarnym świetle tornada ujrzysz kotojelenia.

Kotojeleń będzie stał przez sekundę zatrzymanego

czasu. Potem usłyszysz świst wiatru wśród drzew, koci

jęk przechodzący we wrzask, czarne kamienie zawirują

swobodnie wokół kotojelenia. Niebo i drzewa, jezioro i

Page 340: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

rzekę, wszystko wciągnie wirujący lej. Nie zostanie

kamień na kamieniu. Kotojeleń jest duchem totalnej

rewolucji i totalnej zmiany. Kotojeleń jest duchem

czarnej dziury.

PRACUJĘ DLA CZARNEJ DZIURY,

GDZIE NIE OBOWIĄZUJĄ PRAWA NATURY.

Pracuję dla czarnej dziury

Sprawię, że muł się ocieli

Jestem nieproszonym prętem

Zbłąkaną samowolną dusza

Wyskakuję to tu

To tam

Nie mam ludzkiego celu

Jestem osobliwością

Nie mam ludzkiego ja

Nikt mi nie może zapłacić

Nikt mnie nie może uwolnić

Jestem zamkiem bez klucza

Osobliwością.

Drzewa mają po sześćdziesiąt i dziewięćdziesiąt

metrów wysokości. Podnosząc wzrok, widzi coś, co na

pierwszy rzut oka przypomina liście w jaskrawych

kolorach, jednak barwy przemieszczają się i zmieniają,

w miarę jak kolorowe wiatry mieszają się i wirują,

czerwone, pomarańczowe, żółte, rdzawe, tylko zielone

liście i błękitne niebo pozostają ostre i bolesne. Pod

drzewami biegnie bardzo stara ścieżka, koryto głębokie

Page 341: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

na mniej więcej metr. Gdzieniegdzie po bokach wystają

korzenie, które krzyżują się na dnie... trzeba patrzeć pod

nogi.

Stwierdza jednak, że jego ciało unika przeszkód.

Stąpa lekko, długimi krokami. Mięśnie rysują się pod

ubraniem, palce stóp są porozdzielane, genitalia w

sączku. To jego druga skóra z lekkiego, mocnego,

gładkiego materiału w zielone i żółte cętki,

zmieniającego kolor, kiedy idzie przez światło i cień.

Nasiąka ciszą i nie jest w stanie wymówić: „Dokąd

idę?".

Odchodzenie i przychodzenie są obecne

jednocześnie, nie rozdziela ich linearna sekwencja słów.

Teraz mija długi, niski budynek. Rynsztok ciągnie się

w dal. Wzdłuż budynku biegną jakby tory kolejowe,

które rozgałęziają się na bok w złożonych wzorach. W

tym labiryncie są wewnętrzne wieże, znane jedynie

mieszkańcom, ponieważ labirynt jest wbudowany w

duszę. Człowiek z innym wzorem labiryntu z pewnością

by zabłądził.

Widzi kanały, drogi i wieże, sięgającą nieba misterną

siatkę zamków, śluz, ogrodów i pływających domów,

ciągniętych przez wielkie żółwie z otworami na liny w

skorupach. Żółwie o błoniastych łapach poruszają się ze

zdumiewającą szybkością i siłą, ciągnąc barki z

towarami i pasażerami.

W oddali dostrzega duże jezioro w mlecznym świetle.

Nigdzie nie widać słońca ani satelity. Tak łagodne,

równomiernie rozchodzące się światło musi być

światłem odbitym. Co pewien czas spotyka na swej

Page 342: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

drodze ludzi. Ich ciała wyczuwa jako dokładne

przemieszczenie.

Wreszcie sobie przypomniał. Wcześniej ani razu nie

udało mu się odtworzyć tego snu po przebudzeniu.

Szedł w wielkim tłumie ludzi, którzy mieli w sobie coś

wschodniego. Świeciło upiorne jasne słońce, a ludzie

byli na wpół nadzy. Milczący, spowolniali, wyglądali na

zagłodzonych. Panowała całkowita cisza, tylko słońce i

milczący tłum.

Szedł wśród nich, niosąc duży zakryty kosz. Miał go

gdzieś zanieść, ale nie potrafił znaleźć miejsca, gdzie

mógłby go zostawić. Strasznie było tak iść przez tłum,

nie wiedząc, gdzie złożyć brzemię, które dźwigał od tak

dawna.

Szedł tak długo, aż dotarł do torów kolejowych. Po

obu stronach ciągnęły się rzędy rozpadających się

domów. Na ciasnych podwórkach za domami gniły

wychodki, a na sznurach suszyły się podarte, dymiące

szmaty. Sama ziemia wyglądała na brudną i

opuszczoną. Niekończący się przepływ ludzkości przez

niekończący się czas. Ostrzeżenie... snop przerażenia,

przyszłość czerni, błąd i zniszczenie między

świetlistością a mrokiem. Potworny sen, jęki, szuranie

nogami po podłodze, może nawet coś więcej.

25 grudnia: Wczoraj przepisałem fragment ze snem z

książki Serce to samotny myśliwy Carson McCullers. W

myślach biegłem w tym śnie, kiedy zdjął mnie znajomy

chłód, zwiastujący zdziwione i straszne zrozumienie...

- Co jest w koszu?

Page 343: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Powracający sen o wchodzeniu do ciemnego pokoju.

Ktoś leży na łóżku. Budzę się, krzycząc:

- Nie! Nie! Nie!

Przypadek z koszem. Straszne jasne słońce utknęło na

niebie. Nie ma gdzie postawić kosza, kiedy tak idzie

przez milczący tłum ludzi o wygłodniałych twarzach.

Nie jest to głód jedzenia, ale czegoś innego, czego tam

nie ma. Nie wie, gdzie złożyć brzemię, które dźwigał od

tak dawna.

W koszu umiera dziecko. Znikąd pomocy pod tym

słońcem, co utknęło na starym filmie, z którego życie

wycieka powoli i cicho jak sunący tłum.

Powiedzenia starego Białego Myśliwego.

Nie zdobędziesz prawdziwej odwagi, dopóki nie

stracisz odwagi. Musisz ją stracić podle, całkowicie...

podwinąć ogon i czmychnąć. Żadna euforia nie może

się równać z odzyskaną odwagą. Dlatego prawie zawsze

jest to odwaga zgubna. Czym mógłbyś ją przebić? A

jeśli nie zostało ci nic, czym mógłbyś ją przebić, na co

tu jeszcze czekasz?

Nigdy nie walcz z lękiem twarzą w twarz. Wszystkie

te bzdury o wzięciu się w garść, a im mocnej ciągniesz,

tym jest gorzej. Wpuść lęk do środka i bacznie mu się

przyjrzyj. Jaki ma kształt? Jakiego jest koloru? Niech

lęk obmyje cię od środka. Wycofaj się i trwaj. Udawaj,

że lęku nie ma. Stań się trywialny. Ciekawe, co podadzą

na tym przyjęciu wydziałowym? Na pewno jakiś żrący

poncz, od którego nabawię się przepukliny rozworu

przełykowego. Mozolny rytuał przyjęć wydziałowych i

Page 344: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

biurowych ma ci przypomnieć, że ostry lęk i nuda

wzajemnie się wykluczają.

Istnieje wiele sposobów na zdystansowanie się od

lęku. Zachowaj milczenie i oddaj głos lękowi. Poznasz

go po tym, co robi. Śmierć nie lubi, by oglądać ją z tak

bliska. Śmierć musi zawsze wywoływać zdziwiony

okrzyk: „To ty!".

Ostatnia osoba, jaką spodziewałeś się ujrzeć, a

jednocześnie któż, jeśli nie ona?

Kiedy de Gaulle, po ostrzelaniu jego samochodu z

karabinów maszynowych, strzepnął z klapy potłuczone

szkło i powiedział: „Encore!", śmierć nie mogła go

tknąć.

Nie można mówić do śmierci: „A, to znowu ty!".

Śmierć nie jest w stanie tego znieść.

Francis Macomber i Lord Jim: stracona odwaga.

Obydwaj czmychnęli. Odwaga odzyskana: śmierć.

MASZYNA ŻYCZEŃ

Stary pisarz mieszkał w przerobionym wagonie

towarowym na wysypisku śmieci nad rzeką. Wysypisko

należało do firmy rozbiórkowej, a pisarz zatrudnił się

jako dozorca. Dowódca wysypiska śmieci. Czasami

nosił marynarską czapkę. Już nie pisał. Blokada

twórcza. Zdarza się.

Zapadał zmrok, był wieczór Bożego Narodzenia.

Pisarz przeszedł właśnie czterysta metrów do postoju

ciężarówek, gdzie sprzedawano kanapki z indykiem na

gorąco, z sałatą i sosem. Wracał z kanapką do domu,

Page 345: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

gdy usłyszał miauczenie. Drogę zaszedł mu mały czarny

kot. Pisarz postawił torbę, nachylił się do kota, a ten

skoczył mu w ramiona i przytulił się, mrucząc głośno.

Duże, miękkie płatki śniegu sypały się z nieba, jakby

nadciągał stamtąd na świat kres dla wszystkich -

żyjących i zmarłych, przypomniał sobie pisarz. Dlatego

zabrał małego czarnego znajdę do wagonu towarowego

i podzielił się z nim kanapką z indykiem.

Nazajutrz poszedł do najbliższego sklepu i kupił

zapas karmy dla kotów. Znajdę nazwał Palacz,

nawiązując do Czarnych Palaczy. Są to szczeliny w

skorupie ziemskiej, trzy tysiące metrów pod

powierzchnią morza, gdzie nie ma tlenu ani światła, za

to panuje ogromne ciśnienie. Wydaje się oczywiste, że

nie mogą tam istnieć żadne formy życia. Mimo to

wzdłuż szczeliny Czarnego Palacza życie wprost kipi:

olbrzymie kraby, robaki długości stu dwudziestu

centymetrów, małże wielkie jak talerze. Kiedy

wyłowiono jednego z takich małży, rozszedł się

podobno smród, jakiego nikt wcześniej nie znał.

Stworzenia te zjadają minerały i wysysają składniki

odżywcze z siarkowodoru.

Palacz był dziwnym kotem. Sierść miał połyskliwą i

czarną jak sadza, białe oczy migotały w ciemności. Rósł

szybko. Palacz, stworzenie z pozbawionych światła

otchłani, gdzie życie w znanej postaci nie może istnieć,

przyniósł ze sobą światło i kolor, tak jak kolory

wylewają się ze smoły. Z obszaru całkowicie

pozbawionego powietrza, gdzie ciśnienie zmiażdżyłoby

łódź podwodną jak puszkę po piwie, kot przyniósł

Page 346: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

skompresowaną odmianę życia. Odżywiał się

fosforyzującymi minerałami, więc jego oczy migoczą

jak diamenty. Jego ciało jest uformowane z braku

światła. Palacz darzy pisarza szczególną miłością,

pochodzącą ze szczególnego miejsca; ma do

przekazania pilną jak wulkan lub trzęsienie ziemi

wiadomość, którą tylko pisarz potrafi odczytać.

Pisarz znowu zaczyna pisać, oczywiście opowiadania

o zwierzętach. W poszukiwaniu bohaterów wertuje The

Audubon Society Bool of Animal Life... Nietoperz

tropikalny o długich, smukłych czarnych palcach i

spiczastym smutnym czarnym pyszczku, do złudzenia

przypominającym pyszczek Palacza. Z żółwiej skorupy

wyziera nietoperz rybak nocny. Podpełza nietoperz

blady, jedyny odżywiający się na ziemi. Przewracając

strony, pisarz gładzi ilustracje i przyciąga je ku sobie

ruchem zaobserwowanym u pewnej kotki, która

przyciągała ku sobie pięcioro kociąt.

Na widok lemura mokoka o okrągłych oczach i

wystającym czerwonym języczku pisarz doświadcza

niemal bolesnej rozkoszy... jedwabista sierść,

błyszczący czarny nosek, oślepiająca niewinność.

Galago o wielkich okrągłych żółtych oczach, palcach

przednich i tylnych łap wyposażonych w maleńkie

przyssawki... Rosomak o gęstej czarnej sierści, z ciałem

płasko przy ziemi, głową zadartą w górę, by obnażyć

zęby w złośliwym, obleśnym uśmieszku. (Rosomak

skrapia swoje pożywienie piżmem, którego nie zniesie

żadne inne zwierzę). Piękny lemur katta, skaczący po

lesie jak na pogo, lotokot z dwoma tajemniczymi

Page 347: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zwojami w mózgu. Należący do najrzadszych zwierząt

palczak wielkości kota, z długim puszystym ogonem, o

okrągłych pomarańczowych oczach i cienkich,

kościstych palcach, zakończonych długimi, ostrymi jak

igły pazurami. Tak dużo zwierząt, a on kocha je

wszystkie.

Palacz zniknął. Stary pisarz porozwieszał po okolicy

jego zdjęcie i wyznaczył pięćdziesiąt dolarów nagrody.

W końcu kupił maszynę życzeń. Instrukcja obsługi jest

prosta. Fotografię, obcięty paznokieć, włos lub

cokolwiek związanego z przedmiotem twojego życzenia

umieszczasz między dwiema miedzianymi płytami,

poruszanymi przez induktor, zasilany zwykłym prądem.

Następnie wypowiadasz życzenie.

- Wiesz pan, nie twierdzę, że to działa, ale znam

gościa, który usunął trądzik ze szpetnej twarzy swojej

córki. Dopóki nie usunął trądziku, nikt nie wiedział, jak

bardzo paskudną miała twarz, więc może nie powinien

był tego robić. Potem ten sam gość wypowiedział

życzenie, żeby hemoroidy jego babki w znacznym

stopniu ustąpiły. Przedtem były jak dżdżownice, teraz

wyglądają jak małe czerwone robaczki, które zakładasz

na haczyk. Inny facet wyciągnął tasiemca ze swojej

ciotki, która przytyła o pięć kilo w ciągu tygodnia.

- Czy ta maszyna może zrobić coś pozytywnego, na

przykład odnaleźć zaginionego kota?

- No, nie wiem, ale coś mi się zdaje, że dla tego

ustrojstwa nie ma rzeczy niemożliwych.

- „Wszystko jest w zaniechaniu, w niewierze, w

Page 348: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zawahaniu".

- Że co?

- Ezra Pound.

- Powiedz Ezrze, żeby schował próżność do kieszeni.

Pamiętaj też, że to jest maszyna do mordowania. Musisz

to usłyszeć: pewien człowiek życzył sąsiadowi śmierci.

Sąsiadowi odbiło, rzucił się na tamtego z piłą

mechaniczną, przeciął go na pół jak w numerze

cyrkowym z przepiłowaną kobietą, z tą różnicą, że

facet, który życzył sąsiadowi śmierci, nie mógł się

ukłonić. Na koniec sąsiad padł trupem, takie to było

wspaniałe. Dlatego zanim wypowiesz jakieś ohydne

życzenie, dobrze się zastanów.

Stary sprzedawca maszyn do życzeń pada na kolana i

splata dłonie.

- Daj mi kobitek, obsyp mnie bogactwem! - szydzi.

Bogowie przypadku nie lubią dłużników, sknerów,

jęczydusz. Daj maszynie jękliwe życzenie, a wkrótce

dostaniesz prawdziwy powód, żeby jęczeć. Tym, co

wypowiadają życzenia bez przekonania, zostanie

odebrane nawet to, co mają.

- Chcę tylko jednego.

- Wobec tego, w taki czy inny sposób,

przypuszczalnie to dostaniesz. Oto twoja maszyna,

zapakowana jak prezent gwiazdkowy. Muszę jeszcze

zadzwonić w kilka miejsc.

Po powrocie do wagonu towarowego stary pisarz

rozpakował maszynę życzeń i podłączył do prądu.

Następnie usiadł przed maszyną i wymówił w myślach

Page 349: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

bezwarunkowe życzenie powrotu Palacza, martwego

lub żywego, bez względu na konsekwencje. Wiedział,

że spełnienie życzenia może spowodować trzęsienie

ziemi (niespotykane w tej okolicy) albo zimowe

tornado. Kto wie, może nawet rozedrze znany

wszechświat na strzępy?

- Niech spadnie.

Przez okno wagonu widział spadające płatki śniegu,

jak w szklanej kuli, przycisku do papieru. Jego życzenie

jest potężną siłą. Pisarz może sięgnąć przed siebie i

odwrócić przycisk do papieru do góry dnem. Może

rozbić go na połówki. Widzi, jak Palacz, ze śnieżnymi

kryształkami na sierści, biegnie przez zimowe rżysko,

jest coraz bliżej. Nagle, choć trudno w to uwierzyć,

rozlega się drapanie do drzwi i ćwierkoczące

miauczenie Palacza. Pisarz uchyla drzwi i do środka

wlewa się ciemność.

- Wygląda na to, że otworzył drzwi, żeby zaczerpnąć

powietrza, dostał zawału i zamarzł - oświadczył

rzecznik policji.

Czujny, ambitny reporter przeprowadził dochodzenie

i napisał artykuł, który stał się jego przepustką do

Nowego Jorku i sławy dziennikarza śledczego,

specjalizującego się w zjawiskach nadprzyrodzonych.

ZDUMIEWAJĄCA HISTORIA

WIDMOWEGO KOTA PISARZA

- To było coś jak ze Strefy mroku - mówi sąsiad

Page 350: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

zmarłego. - Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

Kiedy William Steward Hall wprowadził się rok temu

do Lost Fork, tylko jeden człowiek wiedział, kim on jest

i skąd przybył. Tym człowiekiem jest Eugene Williams,

emerytowany profesor literatury angielskiej. Poniższa

relacja jest oparta na wywiadzie z profesorem

Williamsem:

Trzydzieści lat temu Hall napisał książkę

zatytułowaną O chłopcu, który strugał zwierzęta z

drewna. Opowiadała ona o kalekim chłopcu, który

strugał z drewna zwierzęta, a następnie ożywiał je za

pomocą rytuałów masturbacyjnych. Kiedy jego kreacje

na powrót zamieniły się w drewno, chłopiec umarł,

przez co tchnął w nie życie po raz ostatni. Zwierzęta się

rozpierzchły. Książka przyniosła pisarzowi sławę. Stała

się przedmiotem zajadłych ataków i pochwał bez

umiaru. Hall już nigdy więcej nic nie napisał.

Podczas pobytu pisarza w tych stronach profesor

Williams był jego jedynym gościem:

- Był dobrym rozmówcą, ale nauczyłem się nie pytać

o jego następną książkę. Z głębokim, wprost żałobnym

smutkiem poprosił mnie, żebym już nigdy o tym nie

wspominał. Chyba naprawdę był w żałobie. W tamtej

książce uśmiercił sam siebie.

- Na Boże Narodzenie wyjechałem z miasta. Po

powrocie na początku stycznia poszedłem odwiedzić

Billa. Powiedział mi, że w Boże Narodzenie znalazł

kota, którego nazwał Palaczem. Słyszałem dziwne

ćwierkoczące miauczenie, ale nic nie widziałem.

Dopiero po chwili zrozumiałem, że to Bill wydaje ten

Page 351: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

odgłos, nie otwierając ust. Trochę nieswojo się

poczułem, ale to było nic w porównaniu z tym, co stało

się potem.

- Bill otworzył puszkę karmy dla kotów, ciągle

wydając ten odgłos, a ja niemal widziałem tam kota.

Potem klęknął na czworaka i mrucząc, otarł się o

niewidzialne nogi. Wyprostował się, postawił puszkę na

podłodze, klęknął i zaczął jeść.

- To było dla mnie za dużo. Dopiero po tygodniu

zdobyłem się na to, żeby ponownie go odwiedzić.

Zastałem go w stanie rozpaczy. Powiedział, że Palacz

zniknął. Zamierzał wyznaczyć nagrodę i pokazać

sąsiadom zdjęcie Palacza. Przewołana fotografia była

tylko czarną plamą, ale ludzie chcieli zrobić mu

przyjemność, więc udawali, że widzą tam kota.

- To rzeczywiście bardzo czarny kot.

Pomyślałem, że zdobędę czarnego kotka i powiem

Hallowi, że znalazłem go w pobliżu, ale zanim

zdążyłem to zrobić, opowiedział mi o maszynie życzeń,

która pozwoli mu odzyskać Palacza.

- Cóż, warto spróbować - powiedziałem.

- To wszystko, co mam do powiedzenia. Myślę, że

życzenie Halla spełniło się, w taki czy inny sposób.

- Co się stało z maszyną życzeń?

- Mam ją. Policja znalazła odręcznie spisany

testament, w którym Hall zostawił mi cały swój

dobytek. Nie było tego wiele: naczynia kuchenne,

karma dla kotów, trochę narzędzi, maczeta, Ruger

Speed-Six Magnum, dubeltowa strzelba Rossi kaliber

dwanaście oraz maszyna życzeń.

Page 352: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Czy zamierzasz jej użyć?

- Nie... ale kto nie przyjmie amuletu z małpiej łapki?

Rok 1959 w Paryżu, w hotelu Beat przy Git-le-Coeur

9, był gorączkowym, pompatycznym okresem.

Wydawało się nam, że jesteśmy międzyplanetarnymi

agentami prowadzącymi śmiertelny bój... bitwy...

szyfry... zasadzki. Wtedy to wszystko wydawało się

prawdziwe. Kiedy patrzysz stąd, to kto wie? Obiecano

nam ewakuację z czasu i przestrzeni. Otrzymywaliśmy

wiadomości, nawiązywaliśmy kontakty. Wszystko

miało znaczenie. Zagrożenie i lęk były jak najbardziej

prawdziwe. Gdy ktoś próbuje cię zabić, nie masz

wątpliwości. Lepiej rusz tyłek i walcz.

Pamiętasz, jak wywołałem wybuch energii, który

zgasił wszystkie światła w londyńskiej dzielnicy Earl's

Court aż do North End Road? Za pięć funtów

tygodniowo wynajmowałem wtedy pokój w hotelu

Express, dawno już rozebranym. A wiatr, jaki

przywołałem niczym Conrad Veidt w jednym z filmów?

Z uniesionymi rękami stał wysoko na wieży, wołając:

„Wiatr! Wiatr! Wiatr!". Wichura pozrywała okiennice

ze sklepów przy World's End i wywołała fale, które

zabiły kilkaset osób w Holandii, Belgii czy gdzieś tam.

Z miejsca, gdzie teraz jestem, wszystko to czyta się

jak powieść fantastyczno-naukowa, może nie

najwyższych lotów, ale wtedy nosiło to wszelkie

znamiona realności. Były ofiary śmiertelne... nawet

całkiem sporo.

Cóż, stąd nie można się wydostać. Nie ma żadnego

Page 353: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

ważnego zlecenia. Ratuj się, kto może. Jak powiedział

tamten dziad we śnie: „Może przegraliśmy". To właśnie

się dzieje, kiedy człowiek przegrywa.

Jednak w tamtych czasach wciąż jeszcze istniały

purpurowe spłachcie, wiry czasowe przy brzegu rzeki.

Pamiętam Cygana z pawianem skaczącym przez koło w

takt starej, obleśnej melodii, pamiętam niedźwiedzia w

kagańcu, tresowaną kozę wchodzącą na drabinę i

niemieckiego grajka o wilczej twarzy i drobnych

ostrych zębach. Odeszli, wszyscy odeszli... Wkrótce ci,

co mogliby po nich tęsknić, także odejdą.

Jestem więc tu, w Kansas, z moimi kotami, jak

honorowy przedstawiciel planety, która zgasła wiele lat

świetlnych temu. Może faktycznie nim jestem, kto wie.

Reżyser miota się po pustej scenie, wydając

bezsensowne polecenia. Radio nie działa. Broń przestała

funkcjonować wiele lat świetlnych temu. Cień, czyli

potwornie okaleczona pamięć, czepia się szczątków,

czyli Sekhu. Duch, który musi pozostać w ciele po

odejściu pozostałych: te same szczątki, które

umożliwiły innym odejście, pierwotnie dostarczyły im

zbiornika, gdzie mogli zamieszkać.

Palm Beach na Florydzie. Sanford Avenue 202.

Matka i ja pijemy whisky z cukrem i skórką cytrynową,

którą przyrządzam codziennie o szesnastej. Próbujemy

uchronić mojego syna Billa przed zaplątaniem się w

jeszcze większe tarapaty przed procesem, który

wytoczono mu pod zarzutem posługiwania się

sfałszowanymi receptami na amfetaminę.

Page 354: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

Matka wchodzi do mojego pokoju z torbą pełną

buteleczek po środkach uspokajających, które leżały u

Billa, gdzie bez trudu mogli je znaleźć gliniarze z

wydziału narkotykowego. Obciążoną kamieniem torbę

zabieram nad jezioro Worth i wrzucam do wody.

Codziennie idę do końca piaszczystej drogi nad

morzem, żeby doczekać szesnastej. Raz zatrzymał się

wóz policyjny, wjechał na drogę, gliniarze przyjrzeli mi

się i zawrócili.

- To tylko stary pierdziel z laską i podwiniętymi

nogawkami.

Przynajmniej śmiem zjeść brzoskwinię.

Sen rozgrywa się dokładnie tam, na piasku, pośród

drewna wyrzuconego przez fale. Budynek w kształcie

litery L z otwartymi drzwiami. W drzwiach stoi stary

dziad, który mówi:

- Przegraliśmy!

Były chwile zarówno katastrofalnej klęski, jak i

chwile tryumfu. Czysty instynkt zabijania. Przekonujesz

się, co znaczy przegrać. Haniebny lęk i upokorzenie.

Walczyliśmy dalej, choć nie mieliśmy broni.

Opuszczeni. Odcięci. Mimo to nosiliśmy mundury

galowe odległej planety, która dawno już zgasła.

Wiadomości z centrali? Jakiej centrali? Ratuj się, kto

może, o ile ktoś ma jeszcze jakieś „się". Nie ma takich

wielu.

Patrzę na dużą książkę, z papieru wytworzonego z

jakiegoś ciężkiego, przezroczystego materiału. Kartki są

niebieskie, druk niewyraźny. Książka jest

przytwierdzona do podłogi balkonu. Patrzę na książkę,

Page 355: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

kiedy wtrącają się dwie Chinki, mówiąc do kogoś, kogo

nie widzę zbyt wyraźnie:

- To śmieszne. W końcu to tylko stary dziad.

Wojny prowadzi się po to, by zwyciężać, a oto co się

dzieje, kiedy przegrywasz. Mimo to samo pozostanie

przy życiu to już zwycięstwo.

Śmierć duszy przybiera wiele postaci:

osiemdziesięciolatek pije z wypełnionego po brzegi

sedesu, zatkanego gównem.

- Przegraliśmy!

Oddziały onkologiczne, gdzie śmierć jest równie

banalna jak basen dla chorych. Tylko puste łóżko, które

trzeba przygotować na przyjęcie kolejnych szczątków.

Chodzące szczątki, wypełniające wielkie szpitale,

nawiedzane przez nicość.

Drzwi zamykają się za tobą i zaczynasz się

orientować, gdzie jesteś. Ta planeta jest obozem

zagłady... drugą i ostatnią śmiercią. Szansa na

wydostanie się stąd wynosi może jeden na miliard. To

już ostatnia partia.

Nie powinno się lekkomyślnie przywoływać

zaprzyjaźnionego Palacza, stworzenia z pozbawionych

światła otchłani, gdzie ciśnienie spłaszczyłoby lufę.

Palacz wyłania się w wybuchu ciemności.

Pamiętaj, Palacz przypomni ci złożoną obietnicę.

NOWOŻEŃCY ZGINĘLI W GWAŁTOWNYM

POŻARZE...

- Nie w ten sposób! - woła przerażony człowiek,

który wypowiedział niemądre życzenie. - Spartaczył

Page 356: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

operację, w wyniku czego zostałem sparaliżowany, a

potem zabrał mi cholernego ptaka. Chciałem tylko

zrujnować go oskarżeniem o błąd medyczny, chciałem,

żeby stracił prawo do wykonywania zawodu, żeby

ledwo wiązał koniec z końcem jako akuszer, a ona żeby

handlowała na Piccadilly. Nie zamierzałem ich spalić.

Hm, cóż, faktycznie powiedziałem: „Do diabła z nim, a

ona niech się smaży razem z nim". Ale nie miałem na

myśli...

Uważaj i pamiętaj, że istnieje coś takiego jak za dużo

dobrego. Tak jak ten mądrala, który chce, żeby

wszystkie jego życzenia natychmiast się spełniły. Budzi

się, musi się ogolić i ubrać - tylko to powiedział, a już

zrobione, śniadanie zjedzone, w biurze kolejny milion

dolarów, coraz szybciej i szybciej, całe życie wypalone

w kilka sekund. Chwyta się radości, młodości,

niewinności, czarownych chwil, które pękają pod jego

dotykiem jak bańki mydlane.

Pan Hart pragnął niezawodnej broni, która

zapewniłaby mu stałe bezpieczeństwo. Ma niezdrową,

pokrytą krostami twarz, która aż pęka pod naporem tak

odrażającej tajemnicy, że tylko nieliczni mogą ją poznać

i przeżyć. Ludzie uciekają przed nim w panice lub

padają z wywalonymi językami i popękanymi oczami.

Może te oczy widziały Palacza.

Joe krząta się po domu, parzy herbatę, pali papierosy,

czyta jakieś bzdury, ale raz po raz przyłapuje się na tym,

że wstrzymuje oddech. W takich chwilach z ust wyrywa

mu się odgłos bólu prawie nie do zniesienia. Nie sposób

Page 357: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

umiejscowić tego bólu gdzieś w ciele. Dokładnie rzecz

biorąc, nie jest to nawet jego ból. Joe czuje, jakby jakaś

istota w jego wnętrzu straszliwie cierpiała, a on nie wie

dlaczego ani jak uśmierzyć ten ból, który odbiera jako

paraliżujące znużenie, niemożność wykonania choćby

najprostszej czynności, jak wypełnienie wniosku o

przedłużenie prawa jazdy. Co noc obiecuje sobie, że

zrobi to nazajutrz, ale nazajutrz stwierdza, że po prostu

nie może. Myśl o tym, że miałby usiąść i to zrobić,

sprawia mu pośredni ból który wysysa z niego siły tak,

że ledwo może się ruszyć.

Co jest nie w porządku? Po pierwsze to, że nie ma ani

jednego miejsca, skąd cokolwiek wygląda w porządku.

Joe nie może wyobrazić sobie drogi wyjścia, ponieważ

nie ma miejsca, które mógłby opuścić. Jego jaźń

rozsypuje się na strzępy i odłamki, fragmenty starych

piosenek, luźnych cytatów, ulotnych, zdecydowanych i

ukierunkowanych zrywów, które nie prowadzą donikąd

i do niczego, jak ciało opuszczane w chwili śmierci

przez kolejne dusze.

Jako pierwszy odchodzi Ren, tajemne imię.

Przeznaczenie. Znaczenie. Reżyser wtacza się na

zapadającą się scenę. W obskurnych hotelach

teatralnych aktorzy gorączkowo się pakują.

- Nie zawracaj sobie głowy tymi mandami, John.

Reżyser jest na scenie, a wiesz, co to oznacza w show-

biznesie!

- Ratuj się, kto może!

Następna w kolejności jest Sekem, energia. Inaczej

mówiąc, technik, który wie, które przyciski wciskać. Po

Page 358: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

przyciskach nie zostało ani śladu. Sekem znika z

beknięciem.

Potem Khu, strażnik, intuicyjny przewodnik po

niebezpiecznym labiryncie. Teraz jesteś zdany sam na

siebie.

Później Ba, czyli serce. „Tępy rozkład uczuć". Nie

zostało mu nic oprócz uczuć dla kotów. Ludzkie

uczucia usychają i zostają po nich tylko martwe

okruchy, porzucone w jakiejś odległej szufladzie. „W

pomarszczonej dłoni trzymał zdjęcie małego chłopca...

w zamglonej, poszarpanej dali ktoś zatrzasnął szufladę

biurka", (cut up z lat 1962-1963).

Czy to Ka, sobowtór, cierpi tak straszny ból?

Uwięziony, nie może uciec, nie może nawet określić

miejsca, do którego mógłby uciec?

Następnie Cień, pamięć, arbitralnie wybrane i

przedstawione sceny... borsuk zastrzelony przez

wychowawcę z Południa na obozie w Los Alamos,

smutny, kurczący się pysk, toczący się po zboczu,

krwawiący, umierający.

Na kilka sekund Joego elektryzuje rozżarzona

wściekłość. Wyrywa wychowawcy rewolwer i uderza

go nim w twarz.

- Przecież on mógł pogryźć jednego z chłopców!

Chłopcy? Nawet pożądanie umarło. Chłopcy gasną

jeden po drugim jak umierające gwiazdy. Borsuk to już

kości i proch. Wychowawca umarł wiele lat temu we

śnie na zawał. Mroczna postać stoi nad wychowawcą,

mierząc mu w pierś ze starej automatycznej

czterdziestkipiątki.

Page 359: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

- Ale, ale... ja, ja...

Kule wbijają mu się w pierś, wyciskają dech. Z

zardzewiałym rewolwerem stoi na pustym wzgórzu, jak

stary korzeń obrastający popękaną kolbę.

- Gibony. - Tak dyrektor A.J. Connell nazywał

swoich chłopców. Małpy bezogoniaste. Fu! Gibon to

bardzo niebezpieczne zwierzę. Mój przyjaciel łagodnie

odepchnął swojego udomowionego gibona, a ten okręcił

się z wściekłym wrzaskiem i przegryzł mu tętnicę

udową. Przyjaciel wiedział, jak się zachować. Przeżył.

Gibona oddał do zoo.

A wy byście tak nie zrobili? Odłamki i fragmenty.

Wielki dom w Los Alamos. Boże, jak zimno było na

tych pryczach.

- Złazić i chodzić jak kaczki! - mówi wychowawca,

który prowadzi piętnastominutową gimnastykę przed

śniadaniem. Wiatr i kurz... tam gdzie wieją balsamiczne

bryzy... Los Alamos. Ziemię skrywa cień ogromnego

grzyba.

Jezioro Ashley wciąż tam jest. Joe łapie pstrąga,

dużego pstrąga, ma ze trzydzieści centymetrów. Zjada

się mięso z grzbietu... ości pstrąga.

Woń kadzidła. W swoim pokoju w Los Alamos palił

kadzidła i czytał Małe Niebieskie Książeczki.

Lata dwudzieste, szukam mieszkania w Village. Mam

na sobie pelerynę, a w dłoni szablę, metrową szablę w

żłobionej drewnianej pochwie z mosiężnym zapięciem.

Czy da się ją nosić po prawej stronie, żebym nie musiał

zdejmować całego pasa?

Szabla: „Je suis Américain, catholique et

Page 360: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

gentilhomme. Żyję ze swojej szabli". Złota strzała

Josepha Conrada.

Opłakiwać wadę, którą sobie wyobrażasz. Jaka postać

wyłoniłaby się wraz z wybuchowym odrębnym bytem,

rozpaczliwą ostatnią szansą? Numer 4, kaliber 12, albo

nigdy wybuchowa szczerość. Widzisz to się bierze z

uczciwości poświęcenie oszołomionego od ciosów

liczonego boksera. Trach i masz swoją krzyżówkę,

prędkość światła plask. As w dziurze koty drapią

głęboko zakopane twoje własne prawa przyrody

tworzymy nasz własny plan. Kilku ludzi HIS-a

wybuchło na niebie, co z krzyżówką? Tak potwierdził

prymitywne nie do pomyślenia nie czas. Strażnik jest

najsmutniejszym strzałem ma w sobie łzę. Wielki

Wybuch strzelba sztuka orgazm dowolnego ciała

stałego jedynego w swoim rodzaju. Szansa beznadziejna

wiadomość błyska ostatnią rozpaczliwą rozgrywką

nieba Ruski rozwala kasyno niezmienne wyniki tak

proste jak wyciśnięcie energii ukierunkowana praca

pędzla.

Chcę dotrzeć do Zachodniej Krainy - jest tuż przed

tobą, po drugiej stronie szemrzącego strumyka. Ten

strumyk to zamarznięty rynsztok. Nazywa się Duad,

pamiętasz? Pomiędzy tobą a Zachodnią Krainą płynie

wszelki brud, trwoga, lęk, nienawiść, choroby i śmierć z

całej historii ludzkości. Niech płynie! Mój kot Fletch

przeciąga się za mną na łóżku. Drzewo jak czarna

koronka na tle szarego nieba. Błysk radości.

Kiedy wreszcie ludzie pojmą, że nie chcą, nie mogą

Page 361: Burroughs William S. - Zachodnia Kraina

chcieć tego, czego „chcą"?

Jeśli chcesz ujrzeć niebo, musisz się znaleźć w piekle.

Przebłyski z Krainy Zmarłych, przebłyski pogodnej,

ponadczasowej radości, równie starej jak cierpienie i

rozpacz.

Stary pisarz nie mógł więcej pisać, ponieważ dotarł

do kresu słów, kresu tego, co można uczynić ze

słowami. I co dalej? „Jesteśmy Brytyjczykami,

pozostaniemy Brytyjczykami". Jak długo można trwać

na Gibraltarze, z kilimami, na których wąsaci jeźdźcy

na bułatach polują na tygrysy, z kulami z kości

słoniowej powkładanymi jedna w drugą, z

wyzierającymi szwami, z długą herbaciarnią z lustrami

po obu stronach, zmęczonymi fuksjami i fikusami,

sklepami sprzedającymi angielską marmoladę i herbatę

od Fortnum & Mason... czepiają się swojej Skały jak

małpy gibraltarskie, czepiają się, a w dłoniach zostaje

im coraz mniej.

Bar Parade w Tangerze jest zamknięty. Na Górze

kładą się cienie.

- Proszę się pospieszyć. Już czas.