82
Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46 1 1 1

Carissimus 46

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Carissimus - Pismo nowicjatu Towarzystwa Jezusowego Prowincji Polski Południowej w Starej Wsi.

Citation preview

Page 1: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 4611111

Page 2: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 22222

Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46 Carissimus 46

最愛第46号

Page 3: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 4633333

Drodzy Czytelnicy!Z radoœci¹ oddajemy w Wasze rêce kolejny numer naszego Najdro¿szego. Ju¿

czterdziesty szósty raz mamy okazjê wydaæ nasze pismo i podtrzymaæ w ten spo-sób jedn¹ z tradycji naszego nowicjatu. Wszystko w nadchodz¹cym roku skupiasiê wokó³ obchodów Roku Jubileuszowego w Towarzystwie, tak wiêc i my posta-nowiliœmy skoncentrowaæ treœæ Carissimusa wokó³ tych wielkich wydarzeñ w¿yciu ka¿dego jezuity. W zwi¹zku z 450 rocznic¹ œmierci Naszego œw. Ojca Igna-cego zamieœciliœmy artyku³, ukazuj¹cy naszego Za³o¿yciela w sztuce malarskiejoraz aforyzmy i Jego z³ote myœli, które ponadczasowo stanowi¹ drogowskaz dlaka¿dego duchowego syna Œwiêtego z Loyoli. Kolejnymi wydarzeniami dope³-niaj¹cymi nasz Jubileusz s¹ urodziny pierwszych towarzyszy œw. Ignacego: œw.Franciszka Ksawerego i b³. Piotra Fabera. Œw. Franciszek Ksawery zas³yn¹³ jakowielki misjonarz Dalekiego Wschodu. Jego ¿yciowym pragnieniem by³a ewangeli-zacja rozleg³ego Kraju Œrodka – Chin. Zakoñczy³ on swoje ¿ycie, zanim zacz¹³ reali-zowaæ swe œwiête pragnienia. Od tamtej pory po dziœ dzieñ Chiny stanowi¹ priorytet w pracach apostolskich Towarzystwa. Abyprzybli¿yæ historiê samego Œwiêtego Misjonarza, Jego podró¿ na misje oraz ró¿ne trudnoœci, którym musia³ stawiaæ czo³a, zachê-camy Was do lektury artyku³u Karola Trojana. Sylwetki Polaków, pragn¹cych g³osiæ Chrystusa w Chinach przedstawia w swejpublikacji Andrzej Myjak. Temat misji chiñskich dope³nia rozmowa z o. Arturem Wardêg¹, który obecnie pracuje jako misjonarzw Macau.

Trzeba nam pamiêtaæ, ¿e misje Towarzystwa to nie tylko Chiny i Daleki Wschód.Trudnoœci pracy misyjnej w gor¹cej Afryce, w Zambii, ukazuje br. Tadeusz Nogajw rozmowie z now. Filipem Srok¹. Nie wolno nam zapomnieæ tak¿e o wspania³ejhistorii Redukcji Paragwajskich i heroicznej postawie Naszych w Ameryce Po³u-dniowej, którzy walczyli o prawa Indian wœród ¿¹dnych bogactw kolonizatorów,wyzyskuj¹cych ich jako niewolników. Warto zatem pochyliæ siê nad obszernym,ale arcyciekawym artyku³em now. Szczepana Urbaniaka, w którym przedstawiaon historiê i organizacjê tych pañstw jezuickich oraz sylwetki misjonarzy, którzyoddali swe ¿ycie dla Indian.

Do historii Towarzystwa, ale nie bezpoœrednio do pracy misyjnej nawi¹zuj¹dwie publikacje now. Tomasza Kopczyñskiego o szkolnictwie jezuickim na zie-miach polskich i jego wp³ywie na kszta³towanie siê umys³ów Polaków oraz now.Bart³omieja Przepeluka na temat historii naszego koœcio³a we Lwowie.

Wydarzenia z naszego nowicjackiego ¿ycia staraliœmy siê przedstawiæ w opar-ciu o ¿ycie Naszego Wielkiego Za³o¿yciela. Nie wszystkie jednak zajêcia nowicjac-kie znajduj¹ swe wierne odbicie w Europie œw. Ignacego. Dlatego artyku³y, któreje prezentuj¹, s¹ oryginalne jak na czasy wspó³czesne.

Prawdziwymi pere³kami s¹ wiersze naszych m³odszych wspó³braci z pierwsze-go roku. Poezja now. Ireneusza Trojana mocno uderza w swej treœci, ukazuj¹cejcierpienie z powodu grzechu i œmierci. £agodniejsze wiersze prezentuje now. Szcze-pan Urbaniak, nawi¹zuj¹c w nich do codziennego ¿ycia w komunii ze Stwórc¹.

Wszystko to sk³ada siê na bogactwo i ró¿norodnoœæ treœci prezentowanychw tym wydaniu Najdro¿szego. ̄ yczymy wszystkim owocnej i przyjemnej lektury.

now. Krzysztof Faltus SIredaktor naczelny

Fot.1 Redakcja Carissimusa: od góry z lewej Red.Naczelny Krzysztof Faltus, Red. TechnicznyZbigniew Szulczyk i z-ca Red TechnicznegoMarcin Chmaj

Page 4: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 44444

Ogary poszły w las, czyli...Ogary poszły w las, czyli...Ogary poszły w las, czyli...Ogary poszły w las, czyli...Ogary poszły w las, czyli...kilka myśli od początkukilka myśli od początkukilka myśli od początkukilka myśli od początkukilka myśli od początku

Jest nas dziewiê-ciu – jak mówi Oj-ciec Magister – mê-¿ów powa¿nychi dostojnych: Bart³o-miej, Damian, Filip,Ireneusz, Marcin,Przemys³aw, Szcze-pan, Tomasz i Mar-cin. Prowadzeniprzez Opatrznoœæ –w tym pok³adaj¹ uf-noœæ ojcowie, którzynas przyjmowali –podj¹wszy decyzjêo wst¹pieniu do no-wicjatu Towarzy-stwa Jezusowego,zaopatrzeni w liczne,choæ nie zawsze dokoñca odkryte przy-mioty ducha i inte-lektu, stanêliœmy 17sierpnia 2005 roku wbramie KolegiumStarowiejskiego.Zanim jeszcze kto-kolwiek do nas wyszed³, ju¿ byliœmy pod du¿ym wra¿eniem.Pierwsze, dla wielu z nas, nawiedzenie sanktuarium z cudown¹ikon¹ Zaœniêcia Matki Najœwiêtszej, pierwsze nieœmia³e spoj-rzenia w kierunku kolegium i przeœwiadczenie granicz¹cez pewnoœci¹, ¿e zaczyna siê coœ wa¿nego.

Pierwszym, który nas przywita³ by³... Anio³. Dla nas wszyst-kich by³ nim nowicjusz drugiego roku Zbyszek Szulczyk. Nimniej ni wiêcej tylko dobry duch ka¿dego kandydata, wyj¹tko-wo cierpliwy i troskliwy, ze szczególnym zaciêciem pedagogicz-nym (jak siê okaza³o koniecznym do pe³nienia tej funkcji)i z iœcie anielsk¹ wyrozumia³oœci¹. Przez ca³y okres pierwszejprobacji (inaczej kandydatury) Zbyszek dwoi³ siê i troi³, ¿ebyka¿dego z nas starannie wprowadziæ w zakonn¹ codziennoœæ,wyt³umaczyæ regu³y, które niekoniecznie by³y dla nas oczywi-ste i ewentualnie (lub bezustannie – w zale¿noœci od indywidu-alnych predyspozycji) korygowaæ, mówi¹c oglêdnie, niesfor-noœæ niektórych z nas. Przez dwa tygodnie by³ cieniem ka¿degospoœród naszej dziewi¹tki, dyspozycyjnym 24 godziny na dobê.

Fot. 2 Kandydat Damian przed furt¹

Fot. 3 Anio³ witaj¹cy kandydata na furcie

W czêœciowym odosobnieniu przewidzianymprzez Ojca Ignacego dla kandydatów do nowi-cjatu, Anio³ by³ zawsze „o krok przed” (ku przy-k³adowi) lub „o dystans ³okcia za” (ku podtrzy-maniu w s³aboœci). Bodaj jednym z podstawo-wych zadañ Anio³a by³o zorientowanie kandy-datów w topografii kolegium. Pierwsze wra¿e-nie mieliœmy wszyscy podobne: przestronnemuzeum z wieloma obrazami, z których spogl¹-daj¹ srogie oblicza œp. prze³o¿onych domu lubbli¿ej nie znanych œwiêtych. Najciekawsze by³yklatki schodowe – tutaj Anio³ okazywa³ siê nie-zbêdny. Przejœcie z zajmowanego pokoju wy-magaj¹ce jednoczesnej zmiany kondygnacjiby³o wyzwaniem, które wielu powa¿nie przera-sta³o (vide pisz¹cy te s³owa). Ostatecznie, pokilku dniach mniejszych lub wiêkszych zmagañ,kolegium zosta³o „oswojone” - co wiêcej - wszy-scyœmy siê tu mi³o zadomowili.

Drug¹ postaci¹, przedstawion¹ kandydatomdo uszanowania i karnego pos³uchu, by³ So-cjusz Magistra Nowicjatu. Oprócz pomocy wsprawach prozaicznych (na przyk³ad zaopatrze-niu kandydata w coœ, co temu na myœl nie przy-sz³o, ¿e w zakonie mo¿e byæ potrzebne, a oka-za³o siên i e -

zbêdne), by³ onnaszym pierwszym for-matorem. Przez spotka-nia wprowadzaj¹ce wduchowoœæ igna-cjañsk¹ oraz lektury,które proponowa³, two-rzy³ grunt dla dalszejformacji. Ojciec Miro-s³aw Bo¿ek, bo o nimmowa, nie bêd¹c nomi-nalnie Anio³em kandy-datów, wielokrotniezmuszony by³ osi¹gaæte wy¿yny cnoty cier-pliwoœci, które prze-chodz¹ przeciêtne ludz-kie mo¿liwoœci. Jako

Page 5: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 4655555

cz³owiek serdeczny i szczerze zaanga¿owany w ¿ycie najm³od-szych jezuitów, roztropnie i ³agodnie prowadzi³ nas przez czaskandydatury. Jak nas dziewiêciu,wo³amy jednym g³osem: Chwa³a muza to!.

Jednym z przyjemniejszych ak-centów formacji jezuickiej jest zjawi-sko nazywane powszechnie will¹lub przywilejem czwartkowym. Wtym dniu kandydaci i nowicjuszeopuszczaj¹ kolegium, ¿eby na tzw.³onie natury odpocz¹æ od codzien-nej rutyny zajêæ domowych, harto-waæ ducha w towarzystwie cnotli-wych wspó³braci oraz cia³o, graj¹cw pi³kê wed³ug zasady: „ile si³ w no-gach i tchu w p³ucach”. W tym dniutak¿e, wyznaczeni wspó³bracia przy-gotowuj¹ obiad – radoœæ to czy smutek – có¿... zale¿y. Czasemuda siê „szarpn¹æ” coœ bardziej wyszukanego (co okupionebywa nadludzkim wysi³kiem gotuj¹cych, a jeszcze wiêkszymtych, którzy po tej radosnej twórczoœci sprz¹taj¹), innym razem

przychodzi odwo³aæ siê do wyobraŸni lub wspomnieñ z kuchnimamy.

Co do jednego panuje pe³nazgoda – czas zarówno w kandy-daturze jak i ju¿ w nowicjacie, p³y-nie swoim w³asnym, szybkim ryt-mem. Po emocjach pierwszych dni,przyszed³ dla ka¿dego z nas czasg³êbszej refleksji, nawi¹zuj¹cej ju¿nie do zmiany formy ¿ycia i jegorytmu, regu³ i trudnoœci, ale bar-dziej do jego nowej treœci.

Zwieñczeniem kandydaturyby³a introdukcja, czyli przyjêciekandydatów przez Ojca Magistra(duchowego przewodnika i g³ów-nego formatora najm³odszych) donowicjatu Towarzystwa Jezuso-wego. Poprzedzi³y j¹ trzydniowe

rekolekcje, które stanowi³y czas oceny pierwszej probacji i przy-gotowania do dojrza³ego prze¿ycia pocz¹tku kolejnego, znacz-

Fot. 4 Wnêtrze kolegium

nie ju¿ d³u¿szego etapu formacji zakonnej.

Now. Przemys³aw Gêbala SINow. Damian Pawlik SI

Page 6: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 66666

"Jest czymœ wielce niebezpiecznym chcieæ wszystkich prowadziæ t¹sam¹ drog¹ do doskona³oœci; taki cz³owiek nie rozumie, jak ró¿ne

i jak liczne s¹ dary Ducha Œwiêtego."Œw. Ignacy Loyola „Myœli na ka¿dy dzieñ roku”

Page 7: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 4677777

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Marcin ChmajPrzeto przypatrzcie siê, bracia, powo³aniu wasze-mu! Niewielu tam mêdrców wed³ug oceny ludz-kiej, niewielu mo¿nych, niewielu szlachetnie uro-dzonych. Bóg wybra³ w³aœnie to, co g³upiew oczach œwiata, aby zawstydziæ mêdrców, wy-bra³ to, co niemocne, aby mocnych poni¿yæ; i to,co nie jest szlachetnie urodzone wed³ug œwiatai wzgardzone, i to, co nie jest, wyró¿ni³ Bóg,by to co jest, unicestwiæ, tak by siê ¿adne stwo-rzenie nie che³pi³o wobec Boga.

[1Kor 1,26-29]

Nazywam siê Marcin Chmaj. Na œwiat przyszed³em11 marca 1985 roku w Rzeszowie. Wychowa³em siê w kato-lickiej rodzinie. Mam piêcioro rodzeñstwa: Cecyliê (27 lat),Grzegorza (25 lat), Dominika (21 lat), Karolinê (15 lat)i S³awka (11 lat).

Od m³odzieñczych lat chodzi³em na OAZÊ. Z pocz¹tkuby³y to dla mnie spotkania typowo towarzyskie. Nastêpnie,dziêki ³asce danej mi od Boga, OAZA sta³a siê dla mniedrugim domem. I chocia¿ by³ w moim ¿yciu burzliwy okres„ciê¿kiej” muzyki oraz powszechnie rozumianego buntu,jednak regularnie uczêszcza³em na spotkania w ka¿dy pi¹-tek.

Punktem zwrotnym w moim ¿yciu by³a pierwsza wizytana spotkaniu modlitewnym diakonii ewangelizacji. Wtedynawet s³owo „ewangelizacja” by³o mi obce. Jedynym powo-dem, dla którego znalaz³em siê tam, by³a gitara basowa, po-niewa¿ ówczesny moderator ks. Grzegorz Szczygie³ potrze-bowa³ basisty do zespo³u muzycznego, który planowa³ stwo-rzyæ. G³ównym celem tego¿ zespo³u by³o ewangelizowanie.Po wielu koncertach i perypetiach zespó³ otrzyma³ nazwê„Daj (s)Pokój”. Nazwa dziwna poniewa¿ przy pytaniu o pró-bê przed jakimœ koncertem pada³a odpowiedŸ „daj spokój”.Bêd¹c w diakonijnym zespole zosta³em równie¿ w³¹czonyw sam¹ diakoniê, której to zawdziêczam mój wzrost ducho-wy. Jako diakonia ewangelizacji prowadziliœmy wiele reko-lekcji oraz „spêdów ewangelizacyjnych”. W pamiêci utkwi-³y mi rekolekcje, które by³y prowadzone w rzeszowskimI Liceum Ogólnokszta³c¹cym w 2003 roku. Mimo ¿e by³emw kadrze prowadz¹cej, to te rekolekcje by³y dla mnie wielkimprze¿yciem duchowym. Do tej pory je wspominam oraz ¿ycz-liwoœæ jak¹ darzyli siê ludzie w grupie animatorskiej. Czynni-kiem, który nas jednoczy³ by³a modlitwa. W ka¿dy czwartekspotykaliœmy siê aby formowaæ siê do naszej pos³ugi, zaœw niedzielny wieczór zbieraliœmy siê na modlitwie i adoracji

Pana Jezusa. Te spotkania modlitewne by³y dla wszystkich, którzychcieli razem z nami modliæ siê.

Owa wspólnota modlitewna na pocz¹tku dzia³alnoœci liczy³azaledwie kilka osób. Teraz dziêki ³asce Bo¿ej obecnie na niedzielnejmodlitwie spotyka siê kilkadziesi¹t osób. Wraz ze zwiêkszon¹ liczb¹ludzi powsta³a nazwa: „Shalom – wspólnota modlitewna diakoniiewangelizacji”. Dziêki pos³udze w diakonii oraz wspólnej modli-twie moje powo³anie powoli siê kszta³towa³o.

G³ównym czynnikiem który zadecydowa³, ¿e postanowi³emwst¹piæ do Towarzystwa Jezusowego by³o pud³o z ksi¹¿kami, któ-re dosta³em od mojej siostry. Znajdowa³o siê w nim wiele pozycjiz serii: „Biblioteka ̄ ycia Duchowego”. Dziêki tym ksi¹¿kom orazwspomnieniom mojej siostry z rekolekcji ignacjañskich, postano-wi³em sam doœwiadczyæ takiego prze¿ycia. Moje pierwsze rekolek-cje odbywa³y siê w Gliwicach, a dawa³ je o. Andrzej Migacz. Kon-takt z duchowoœci¹ ignacjañsk¹ w praktyce okaza³ siê dla mnieniesamowicie ekscytuj¹cy. Powróci³em do domuz wielk¹ radoœci¹ w sercu i oczekiwaniem na „Szko³ê Kontaktuz Bogiem”, któr¹ to zapowiada³ o. Andrzej w Jaros³awiu. Na SKBzada³em o. Andrzejowi pytanie o mo¿liwoœæ wst¹pieniado Towarzystwa Jezusowego. Po tej rozmowie by³em niesamowi-cie rozbity poniewa¿ o. Andrzej usi³owa³ mnie jak najbardziej znie-chêciæ w mojej decyzji, za co jestem jemu wdziêczny, poniewa¿przez to dokona³o siê oczyszczenie mego powo³ania. Po powrociedo domu modli³em siê o to aby pe³ni³a siê wola Bo¿a. Zaœ wol¹Jego by³o abym s³u¿y³ Jemu pod sztandarem Krzy¿a.Po rozmowie z o. Prowincja³em ca³e wakacje prze¿y³em w wielkimpokoju i z dreszczykiem emocji przed 17 sierpnia – dat¹ przyjazdudo nowicjatu w Starej Wsi. Za to wszystko jestem bardzo wdziêcz-ny Panu Bogu oraz proszê Go o dalsze ³aski na drodze ¿ycia zakon-nego.

Page 8: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 88888

Któ¿ bowiem z ludzi rozeznazamys³ Bo¿y, albo któ¿ poj-mie wolê Pana? Nieœmia³e s¹myœli œmiertelników i prze-widywania nasze zawodne.

[Mdr 9,13-14]

Marcin Jarecki

Spotkanie z o. Prowincja³em przebieg³o pomyœlnie. Pozo-sta³o mi jedynie czekaæ na wynik matury, co by³o trudne i mê-cz¹ce. Og³oszenie wyników zapamiêtam na zawsze jako chwilêwielkiej radoœci. Od tej pory moje myœli nieustannie bieg³y dotego oczekiwanego momentu rozpoczêcia nowicjatu.

Ze spokojem pojecha³em na IDM gdzie pozna³em wieluuczestników w tym tak¿e jezuitów. Pozytywnie nastawiony,17 sierpnia przyjecha³em do nowicjatu.

Urodzi³em siê 18 kwietnia 1986 r. W Lesku w woj. Podkar-packim. Swoje dzieciñstwo spêdzi³em w miejscowoœci Olszani-ca. Nastêpnie mieszka³em w Uhercach Mineralnych gdzie uczêsz-cza³em do szko³y podstawowej i gimnazjum. Liceum w Lesku by³o kolejnym miejscem, w którym siê kszta³ci³em. Ju¿od najm³odszych lat moj¹ pasj¹ by³o czytanie ksi¹¿ek. Myœl o kap³añstwie jako drodze ¿ycia, nie pojawia³a siê w moich ma-rzeniach o przysz³oœci. Jezuitów nie zna³em wcale.

W okresie nauki w Liceum moje ¿ycie by³o pe³ne paradok-sów. Chodzi³em do koœcio³a, przyjmowa³em sakramenty, ale jed-noczeœnie moje nastawienie do Koœcio³a by³o raczej obojêtne.Przemiana, jaka siê dokona³a we mnie trwa³a przez ca³¹ drug¹ i trzeci¹ klasê liceum. Kilka wydarzeñ i wielu wspania³ych ludzisprawi³o, ¿e jestem teraz tutaj. Bardzo wiele zawdziêczam swojejkatechetce i kolegom z klasy.

Dziêki czasopismu List pozna³em w zarysie zakon jezuitów.Mój pierwszy kontakt z przedstawicielami tego zakonu mia³ miej-sce w Starej Wsi podczas weekendowego spotkania. Pielgrzym-ka na Jasn¹ Górê by³a drugim z kolei g³êbokim prze¿yciem du-chowym, które popchnê³o mnie w tym nieoczekiwanym kierun-ku. Decyzja o kap³añstwie dojrzewa³a we mnie od jakiegoœ cza-su. Myœli pojawia³y siê wtedy, gdy usilnie stara³em siê wyobra-ziæ sobie coœ innego. Kolejne wyjazdy na rekolekcje pomog³ymi w g³êbszym poznaniu motywów, jakimi siê kierowa³em orazich oczyszczeniu. Dziêki Szkole Kontaktu z Bogiem pozna³emmedytacjê ignacjañsk¹, przez co moja modlitwa sta³a siê bar-dziej osobista.

Nie robi³em innych planów na przysz³oœæ, nie potrafi³em i nadal nie potrafiê sobie wyobraziæ siebie w innym miejscu.Modli³em siê o poznanie mojej drogi, o pewnoœæ powo³ania a kolejne dni przynosi³y mi uczucie podjêcia w³aœciwej decyzji.Z wiar¹ w siebie i w Bo¿¹ pomoc podszed³em do matury. Naegzamin do Krakowa pojecha³em z pewnymi obawami, ale lekkiezdenerwowanie ust¹pi³o po pierwszej rozmowie.

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Page 9: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 4699999

U Chrystusa na ordynansach...

Seneka twierdzi³, ¿e „¿ycie jest walk¹”. Moja walka roz-poczê³a siê 5 grudnia, roku pañskiego 1985 w przygranicz-nym miasteczku – Hrubieszowie. Jednak¿e od pierwszegoroku mojego ¿ycia mieszka³em w Zamoœciu. W mieœcie tymprze¿y³em najpiêkniejsze lata swojego ¿ycia. Choæ nie mogêpowiedzieæ, i¿ by³y to chwile zawsze wznios³e i prawe. We-d³ug moich rodziców by³em trudnym do wychowywaniam³odzieñcem. Z lekka nadpobudliwym, a przez to wrêcz nie-znoœnym. Rozwija³em siê jednak normalnie, dorastaj¹c wœródprzyjació³ i kolegów na zamojskim blokowisku. Od dzieckaprzejawia³em talent do historii. W tym to kierunku po³o¿y-³em g³ówny nacisk kszta³cenia w szkole podstawowej i œred-niej. Z nauki historii i wartoœci wpajanych w rodzinnym domuukocha³em ponad wszystko Boga i Ojczyznê. W³aœnie têdewizê: Bóg, Honor, Ojczyzna, wypisa³em z³otymi literami wg³êbi mego serca. Z mi³oœci do Narodu postanowi³em walnieprzyczyniæ siê do jego wielkoœci. Niesiony patriotycznymzewem chcia³em go dŸwign¹æ, uszczêœliwiæ, chcia³em nimca³y œwiat zadziwiæ. Lecz rych³o uœwiadomi³em sobie, ¿e samnie mogê tego dokonaæ. Dlatego wst¹pi³em do M³odzie¿yWszechpolskiej.

W tych piêknych idea³ach pojawi³y siê pierwsze rozwa-¿ania o kap³añstwie. Z dzieciñstwa, zosta³a mi po dziœ dzieñ,jedna konkretna myœl na ten temat. Gdy jako dziecko zasta-nawia³em siê, kim bêdê w przysz³oœci, œciera³y siê we mniedwie opcje. Otó¿, albo bêdê ¿o³nierzem, albo ksiêdzem. Niezapomina³em o tym. Ale jednoczeœnie stara³em siê z tymwalczyæ. Zdawa³o mi siê, ¿e szybko o tym zapomnê. Tymbardziej, ¿e moje ¿ycie dalekie by³o od idea³ów ewangelicz-nych. Bóg widocznie chcia³ inaczej. W miarê dojrzewaniarozwa¿ania stawa³y siê coraz bardziej jasne. Liceum by³ookresem formowania siê mego powo³ania. Szczególnie doowych refleksji przyczyni³ siê rok prymasowski, oraz ostat-nia, jak siê póŸniej okaza³o, pielgrzymka Ojca Œwiêtego doPolski w 2002 roku. Wtedy to luŸne i niezobowi¹zuj¹ce my-œli ewoluowa³y w kierunku ostatecznej decyzji. Oczywiœcienie oby³o siê bez batalii wewnêtrznej. Ale jak mawia³ œw.

Augustyn: „dopóki walczysz, jesteœ zwyciêzc¹”. Mimo nader licz-nych upadków powstawa³em, i stawa³em do pojedynku z szata-nem, chc¹cym za wszelk¹ cenê zaw³adn¹æ m¹ duszê. Jednak mójAnio³ Stró¿ czuwa³ nade mn¹.

Okres liceum by³ te¿ czasem mojej wzmo¿onej dzia³alnoœci poli-tycznej dla dobra Polski by³em gotów poœwiêciæ wiele. Dlatego te¿czynnie w³¹czy³em siê w wir kampanii referendalnych i wyborczych.Traktowa³em to jako mój patriotyczny obowi¹zek, mo¿liwoœæ walkio naprawê Rzeczypospolitej.

To ca³e polityczne zamieszanie wp³ynê³o zdecydowanie nega-tywnie na moj¹ sferê duchow¹ i niemal ca³kowicie zag³uszy³o myœlio kap³añstwie. Powróci³y one jednak podczas rozmyœlañ nad wy-borem drogi ¿yciowej. Z natury jestem cz³owiekiem zdecydowa-nym i stanowczym, dlatego te¿ nie mia³em najmniejszych w¹tpliwo-œci, co do kierunku studiów. Ju¿ w III klasie liceum postawi³em naprawo. I choæ moj¹ pasj¹ jest historia, prawo wyda³o mi siê bardziejpraktyczne, daj¹ce wszechstronne wykszta³cenie i horyzonty poskoñczeniu. I tak w odpowiedzi na pytanie: „quo vadis?”, posze-d³em drog¹ kariery. Zatriumfowa³a we mnie ¿¹dza sukcesu, ale z perspektywy czasu mogê powiedzieæ, ¿e przestraszy³em siê. My-œla³em, ¿e nie podo³am, nie udŸwignê krzy¿a. Przed matur¹ powróci-³y rozwa¿ania, czu³em nawet wewnêtrzn¹ pewnoœæ co do kap³añ-stwa. Có¿ z tego, skoro j¹ odrzuci³em. Nie powiedzia³em jednakBogu stanowczego: „nie”! Pomyœla³em, ¿e nawet kiedy skoñczêprawo mogê przecie¿ pójœæ do seminarium. Z t¹ myœl¹ ufaj¹c wBo¿¹ Opatrznoœæ wyruszy³em do kolejnej batalii - zdawania egzami-nów. Z dostaniem siê na studia nie mia³em wiêkszego problemu.Mierzy³em wysoko, bo na najlepszy wydzia³ prawa w Polsce – Uni-wersytetu Warszawskiego. Kap³añstwo odstawi³em na boczny tor.

We wrzeœniu ubieg³ego roku przeprowadzi³em siê do Warsza-wy. Bardzo szybko zaaklimatyzowa³em siê. Bóg da³ mi umiejêtnoœcipotrzebne do nie³atwych zadañ. W stolicy odda³em siê bez resztystudiowaniu i pracy spo³eczno – politycznej. Wydawa³o mi siê, ¿ejestem zadowolony z ¿ycia i wiem, co chcê osi¹gn¹æ. Mia³em œciœleokreœlone cele i plany. A jednak £aska Bo¿a jest niepojêta. Wielerazy rozwa¿a³em, czy ja, grzeszny i ma³y cz³owiek, jestem godzienbyæ kap³anem? W styczniu tego roku podczas Mszy Œwiêtej za

Tomasz Kopczyñski

Page 10: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 1010101010

duszê œ. p. Romana Dmowskiego w koœciele Matki Bo¿ej Zwy-ciêskiej na Kamionku niespodziewanie przysz³a myœl, ¿e prze-cie¿ w tych trudnych dla Koœcio³a czasach potrzeba kap³anów.Pomyœla³em, jak d³ugo mogê czekaæ na podjêcie decyzji? Ilemogê zwodziæ Boga i siebie samego? Rozpocz¹³em drogê, zktórej (jak sobie powiedzia³em w myœlach) nie ma ju¿ odwrotu.

Z Bo¿ej ³aski sprawa nabra³a rozpêdu. Na prze³omie stycz-nia i lutego uzyska³em wewnêtrzn¹ pewnoœæ i œlubowa³em g³ê-boko w sercu, ¿e bêdê s³u¿y³ Panu jako kap³an. Nie uzyska³emjednak przekonania co do tego, czy wybraæ seminarium du-chowne czy te¿ ¿ycie zakonne. Ci¹gle o tym myœla³em, zanie-dbuj¹c obowi¹zki. Potê¿nym prze¿yciem by³o dla mnie odejœciedo domu Ojca, Jana Paw³a II. Dziêkujê Bogu za to dramatyczne,ale patrz¹c z perspektywy, donios³e wydarzenie w moim ¿yciu.Jeœli do tej pory mia³em jakieœ w¹tpliwoœci to od drugiego kwiet-nia przesta³y dla mnie istnieæ. Moje powo³anie rozpozna³emostatecznie jako zakonne. Bi³em siê jednak w myœlach, do jakie-go zakonu Bóg mnie wezwa³. I oto w maju us³ysza³em w Radiu

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

siê Msza Œwiêta, koñcz¹ca procesjê z relikwiami patrona Polski– œw. Andrzeja Boboli. Poszed³em, choæ nie zdawa³em sobiesprawy, ¿e by³ to zakonnik, jezuita. Uzyska³em po¿¹dan¹ odwielu tygodni jasnoœæ. Id¹c za ciosem, wszed³em na stronê je-zuici.pl. Tam pozna³em pokrótce charyzmat i historiê Towarzy-stwa. Dowiedzia³em siê równie¿, ¿e na ul. Rakowieckiej jest Sank-tuarium œw. Andrzeja Boboli. Dziêki godzinom spêdzonym przyrelikwiach œwiêtego przemodli³em sw¹ pewnoœæ. Zdecydowa-³em siê w koñcu, ¿e idê do jezuitów. Dalej by³o ju¿ z górki: wy-miana listów z o. Andrzejem Migaczem, pierwsza rozmowa, re-kolekcje Szko³y Kontaktu z Bogiem i ostateczny egzamin dwu-dziestego lipca. Tak rozpocz¹³ siê pocz¹tek mej drogi, któr¹ mamnadziejê, zwieñczê wst¹pieniem do Towarzystwa Jezusowego.

Maryja, ¿e na rynku Nowego Miasta w Warszawie ma odbyæ

Page 11: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 461 11 11 11 11 1

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Damian Pawlik

Dzielenie siê jest obowi¹zkiem,od którego nie mog¹ uchylaæ siê

ludzie dobrej woli,a szczególnie uczniowie Chrystusa.

[Jan Pawe³ II]Przyszed³em na œwiat 31 stycznia 1985 w Pszczynie, jako

syn Leszka i Magdaleny. Od urodzenia mieszka³em na Œl¹sku,w Czechowicach-Dziedzicach, a¿ do 17 sierpnia 2005r. Zosta³emochrzczony w najstarszym koœciele w Czechowicach pw. œw.Katarzyny.

Pierwsz¹ Komuniê œw. przyj¹³em 15 maja 1994 w koœcielepw. œw. Stanis³awa BM. Podczas tej uroczystoœci pierwszy razwst¹pi³a we mnie myœl o zajêciu miejsca z drugiej strony o³tarza.By³ to najszczêœliwszy dzieñ w moim ¿yciu. Noszê go g³êbokow moim sercu. Sama nauka w szkole podstawowej trwa³a od1992 r. do 2000 r. i minê³a bardzo szybko i przyjemnie. Wiadomo,¿e raz by³o lepiej, raz gorzej. Tak zwykle jest w ¿yciu.Bierzmowanie przyj¹³em 15 maja 2000 w koœciele parafialnympw. œw. Andrzeja Boboli, u Jezuitów, z r¹k ks. bp JanuszaZimniaka.

Szczególnie ukochanym dla mnie miejscem jest KalwariaZebrzydowska, do której od 1998 r. pielgrzymowa³em wrazz babci¹ na odpust Wniebowziêcia NMP. Dró¿ki szczególnieumi³owa³em, gdy¿ s¹ dla mnie nauk¹ mêki, œmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa oraz boleœci, jakie prze¿ywa³aMatka Najœwiêtsza podczas mêki swojego Syna. Podczasczêstych nawiedzeñ tego sanktuarium, czu³em potê¿newstawiennictwo Matki Bo¿ej.

Moja edukacja w szkole œredniej trwa³a piêæ lat. Uczêszcza³emdo technikum mechanicznego przy Zespole Szkó³ „Silesia”w Czechowicach-Dziedzicach. By³ to okres wielkiej próbypowo³ania i nie tylko. Swoje pozytywne piêtno odcisnê³a namnie nasza pani wychowawczyni. Jestem jej wdziêczny za jejserce, trud i troskê w³o¿on¹ w nasze trudne wychowanie, gdy¿by³o nas trzydziestu ch³opców w klasie. Sam ten fakt stwarzatrudnoœci wychowawcze!

Matura nauczy³a mnie, ¿e MO¯NA siê nauczyæ, ¿e mo¿nachcieæ i daæ radê. A wszystko dziêki panu Józefowi, z którymwiele godzin spêdzi³em na nauce matematyki i jêzyka polskiego,za co sk³adam mu wielkie Bóg zap³aæ! I zastanawiam siê teraz,jak on wytrzyma³ ze mn¹ tyle godzin?!

Wracaj¹c jeszcze myœlami wstecz, przypomina mi siê, ¿ew pewnym okresie ¿ycia nie chcia³em chodziæ do koœcio³a. I proszê, jak skoñczy³em?! Dziêki Bogu, ten okres mojego ¿ycia

szybko min¹³ i sprawi³, ¿e w grudniu 1996 r. postanowi³em zostaæministrantem w swojej jezuickiej parafii pw. œw. Andrzeja Boboli.Pamiêtam, ¿e bardzo ba³em siê, ale ówczesny wikary o. Czes³awSalomon bardzo serdecznie mnie przyj¹³. Ministrantem zosta³em8 maja 1997 r. To drugi moment w ¿yciu, w którym pomyœla³emo „drugiej stronie o³tarza”. Jako ministrant nigdy nie mia³emk³opotów ze s³u¿eniem na Mszy œw. W marcu 1999 mia³emuczestniczyæ w kursie lektorskim, jednak¿e nie mog³em z powoduskrêconej dzieñ wczeœniej kostki. Lektorem i tak zosta³em z wolio. Waldemara Szczygio³a. Od wrzeœnia 1999 r. prowadzi³em grupêformacyjn¹ kandydatów na ministrantów. Natomiast w 2002rwzi¹³em udzia³ w kursie Animatora Liturgicznej S³u¿by O³tarza,który odbywa³ siê w Szczyrku. Od wrzeœnia tego¿ roku, zosta³emmoderatorem ministrantów przy swojej parafii.

W ci¹gu ostatnich trzech lat dojrzewa³a we mnie myœl o wst¹pieniu do Towarzystwa Jezusowego. Mimo, i¿ mia³emw ci¹gu tych lat chwile dobre i z³e, ciê¿kie i trudne, w którychnawet odradzano mi wst¹pienie do Towarzystwa, to jednak Bógzechcia³ tak, a nie inaczej. A Bogu nie wolno mówiæ „NIE”. Natej drodze dojrzewania mojego powo³ania pozna³em wielujezuitów, spoœród których dwaj znacznie przyczynili siê dowzrostu mojego powo³ania. Byli to o. Andrzej Baran i o. WojciechKoszyk –dwaj proboszczowie, którym jestem wdziêczny i wiem,¿e mogê na nich zawsze liczyæ.

Najtrudniejszym etapem w tej drodze, bez w¹tpienia, by³orozstanie z przyjació³mi. By³o ciê¿ko... Wtedy nie by³em wstaniepowiedzieæ wa¿nego dla mnie zdania: „¯al odje¿d¿aæ... AleChrystus czeka... A On ma pierwszeñstwo do mojego serca”.Teraz wiem, ¿e nie zostanê sam, bo On jest ze mn¹.

W dzieñ przyjazdu do nowicjatu nawiedzi³em jeszcze mojeukochane Sanktuarium Kalwaryjskie, aby prosiæ Matkê Bo¿¹o jej b³ogos³awieñstwo oraz opiekê na nowej drodze ¿yciazakonnego. Gdy¿ to Ona odt¹d bêdzie szczególnie moj¹ Matk¹.

Page 12: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 1 21 21 21 21 2

„Nie wyœcie Mnie wybrali, ale Ja was wybra³em iprzeznaczy³em was na to, abyœcie szli i owoc

przynosili, by owoc wasz trwa³” [J 15, 16a]

Mam na imiê Bart³omiej. Urodzi³em siê 15 listopada 1985 r.w K³odzku jako syn Stanis³awa i Ireny, brat Patrycji i Wojcie-cha. W rodzinnym mieœcie spêdzi³em swoje dzieciñstwo i okresdojrzewania. W zwi¹zku z tym, ¿e jestem najm³odszy z rodzeñ-stwa w domu mieszka³em tylko z rodzicami. Mój brat, jeszczekiedy by³em ma³y, wyjecha³ do Niemiec, gdzie obecnie mieszka.

Z kolei moja siostra, gdy zacz¹³em naukê w szkole podsta-wowej, rozpoczê³a swoje studia na Akademii Medycznej w Po-znaniu. W chwili obecnej jest mê¿atk¹ i ma dwojê dzieci: sze-œcioletniego Szymona i dziewiêciomiesiêczn¹ Agatkê, dla któ-rej jestem ojcem chrzestnym.

Moje rozeznawanie powo³ania do Towarzystwa Jezusowegotrwa³o przesz³o piêæ lat. By³o wynikiem wielu wydarzeñ i zwi¹-zanych z nimi prze¿yæ oraz doœwiadczeñ.

Wszystko zaczê³o siê od g³êbokiego pragnienia by kiedyœzostaæ ksiêdzem i w taki sposób kroczyæ przez ¿ycie ku PanuJezusowi. Pierwsze myœli o powo³aniu kap³añskim pojawi³y siêwe mnie doœæ wczeœnie, bo jeszcze w szkole podstawowej, tu¿po bierzmowaniu. Samo bierzmowanie by³o dla mnie bardzomocnym prze¿yciem duchowym. To w³aœnie w tym czasie za-cz¹³em baczniej zwracaæ uwagê na kap³ana, który odprawiaMszê œw. Na powa¿nie podchodzi³em do codziennej modlitwy– doœwiadcza³em, ¿e naprawdê pomaga w trudnych chwilach.Czêœciej te¿ w ci¹gu tygodnia pojawia³em siê na Mszy œw.Wynika³o to z potrzeby serca nie z obowi¹zku - bo rodzice kazali.

Nastêpnym krokiem w stronê Towarzystwa by³ czas naukw Liceum. Zapalony myœl¹ oddania swego ¿ycia Panu Bogu,chcia³em poznaæ Go bardziej przez codzienn¹ lekturê Pisma œw.oraz zaanga¿owaæ siê w dzie³o poprzez które przys³u¿ê siê bliŸ-nim (w koñcu prawdziwy chrzeœcijanin jest osob¹, u którejmi³oœæ przejawia siê w czynach, a nie tylko w s³owach).

Chc¹c wypróbowaæ swe si³y w s³u¿bie bliŸnim, zwi¹za³em siêz duszpasterstwem m³odzie¿owym dzia³aj¹cym przy parafii oo.Jezuitów, prowadzonym przez o. Macieja Szczêsnego. Pocz¹t-kowo by³a to Oaza, która z czasem przerodzi³a siê w Magis(Jezuickie Duszpasterstwo M³odzie¿owe). Po roku czynnegouczestnictwa, jak i anga¿owania siê w ¿ycie duszpasterstwa,zosta³em mianowany animatorem. Zajmowa³em siê formacj¹ jed-nej z podgrup tworz¹cych duszpasterstwo. Uczestniczy³em

Bart³omiej Przepeluk

w licznych spotkaniach, zjazdach i rekolekcjach. Trzyletnia for-macja da³a mi równie¿ mo¿liwoœæ nawi¹zania wielu znajomoœci i kontaktów. Przebywanie w towarzystwie jezuitów oraz obser-wowanie ich pracy znacznie przybli¿y³o mi charyzmat zakonu.Zafascynowa³a mnie duchowoœæ ignacjañska, jak równie¿ me-tody modlitwy tj. medytacja. Szczególnie imponowa³o mi has³ozakonu „Wszystko na wiêksz¹ chwa³ê Bo¿¹!!!”, a tak¿e goto-woœæ do dzia³ania i otwartoœæ na pracê wœród ludzi.

Poprzez duszpasterstwo w³¹czy³em siê tak¿e w dzia³alnoœæministranck¹. Pe³ni³em pos³ugê lektora i ceremoniarza. Codzien-na s³u¿ba przy o³tarzu podczas Mszy œw. wyda³a owoce w po-staci jeszcze wiêkszego osobistego zwi¹zania z Panem Jezu-sem. W tym czasie myœl by zostaæ kap³anem pojawia³a siê corazczêœciej. Sta³a siê moim motywem przewodnim, pomaga³a miprzezwyciê¿aæ ró¿ne ¿yciowe trudnoœci i dodawa³a si³ podczasnauki.

Ostateczn¹ decyzjê podj¹³em po ukoñczeniu trzeciej klasyliceum. Podczas wakacji bra³em udzia³ w rekolekcjach magiso-wych, zorganizowanych w Starej Wsi w 2004 r. Nie zastanawia-³em siê d³ugo nad wyborem zgromadzenia (ju¿ u pocz¹tku roze-znawania mojego powo³ania Pan postawi³ przy mnie jezuitów,towarzysz¹cych mi przez ca³y czas). Kieruj¹c siê zasad¹: ”jakju¿ zostaæ ksiêdzem Panie Jezu - to najlepszym”, zdecydowa-³em, ¿e po zdaniu matury wst¹piê do zakonu.

Rok poprzedzaj¹cy wst¹pienie do nowicjatu spêdzi³em w atmosferze przygotowania i nauki do matury. Pan Bóg utwier-dza³ mnie jeszcze bardziej odnoœnie s³usznoœci podjêtej decy-zji. Egzamin dojrza³oœci zda³em w maju 2005 r. Tu¿ po maturzew czerwcu pe³en nadziei pojecha³em na rozmowy do Krakowa.Do Towarzystwa przyj¹³ mnie 13 czerwca 2005 r. prowincja³ -o. Krzysztof Dyrek. Od tej pory pozosta³o mi jedynie po¿egnaæsiê z bliskimi i z radoœci¹ oczekiwaæ wyjazdu do Starej Wsi.

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Page 13: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 461 31 31 31 31 3

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Jeœli ktoœ pe³ni pos³ugê, niech to czyni moc¹,której Bóg udziela, aby we wszystkim by³ uwiel-

biony Bóg przez Jezusa Chrystusa.[1P 4,11]

Moja ziemska wêdrówka rozpoczê³a siê pewnego zimowegoranka w wigiliê Bo¿ego Narodzenia roku 1986. Wtedy to w no-wos¹deckim szpitalu po raz pierwszy otworzy³em oczy, aby za-cz¹æ poznawaæ œwiat, w którym przysz³o mi ¿yæ. Od tego czasumoimi nieod³¹cznymi towarzyszami stali siê rodzice: Jadwigai Krzysztof oraz brat Karol.

Edukacjê zacz¹³em w szkole podstawowej w Jamnicy, (nie-wielkiej wiosce przylegaj¹cej do Nowego S¹cza). Uczêszcza³emtam przez kolejne szeœæ lat. Dziêki nowej reformie szkolnictwamoj¹ naukê dane mi by³o kontynuowaæ w Gimnazjum Publicz-nym w Kamionce Wielkiej. By³ to stosunkowo spokojny okresmojego ¿ycia. Kolejnym etapem edukacji by³a szko³a œrednia.Po doœæ d³ugim namyœle spoœród nowos¹deckich szkó³ wybra-³em V Liceum ogólnokszta³c¹ce, w którym to przez kolejne trzylata uczêszcza³em do klasy matematyczno - informatycznej.Z perspektywy czasu muszê przyznaæ, i¿ by³ to prze³omowyetap mojego ¿ycia. W tym czasie zacz¹³em rozwijaæ moje ró¿no-rakie zainteresowania: wêdkarstwo, taniec, muzyka. By³em rów-nie¿ wolontariuszem w klubie osiedlowym „Piast”, przez co na-uczy³em siê robiæ nie tylko coœ dla siebie, ale tak¿e dla innych.

Moje ¿ycie religijne rozwija³o siê od najm³odszych lat. Ro-dzice s¹ katolikami, wiêc od pocz¹tku wpajali mi chrzeœcijañskiewartoœci. Po Pierwszej Komunii Œwiêtej przyst¹pi³em do Litur-gicznej S³u¿by O³tarza. Po pó³ roku aspirantury osi¹gn¹³emwreszcie upragniony, jak na tamten czas, cel. Zosta³em mini-strantem. Od tego czasu, co niedzielê stara³em siê spe³niaæ moj¹pos³ugê. Po szeœciu latach ministrantury, aby jeszcze pe³niejmóc uczestniczyæ we Mszy Œwiêtej, po uprzednim kursie, zo-sta³em lektorem.

Prze³omem w moim ¿yciu duchowym, a zarazem czasem,w którym po raz pierwszy pozna³em Jezuitów by³y rekolekcjeSzko³y Kontaktu z Bogiem. Dowiedzia³em siê o nich poprzezmojego kolegê, u którego w szkole, lekcje religii prowadzili w³a-œnie jezuici. Wizja trzech i pó³ dnia spêdzonych w milczeniu nienapawa³a mnie optymizmem, lecz mimo to uzna³em, ¿e jest tojakieœ nowe doœwiadczenie, które warto prze¿yæ. Rekolekcjeodbywa³y siê w Krakowie - £agiewnikach, w czasie pomiêdzyœwiêtami Bo¿ego Narodzenia a Sylwestrem w 2004 roku. By³y

Ireneusz Trojan

one dla mnie czasem, kiedy na nowo odkry³em Boga i po razpierwszy us³ysza³em jego wo³anie: „PójdŸ za Mn¹”.

Kolejne dwa lata obfitowa³y w wiele wa¿nych wydarzeñw moim ¿yciu. Na rekolekcjach pozna³em sch. Miros³awa JajkoSI, który przebywa³ na swojej „magisterce” w parafii p.w. Du-cha Œwiêtego w Nowym S¹czu. Zosta³ on póŸniej moderato-rem nowopowsta³ego, w tej parafii, duszpasterstwa m³odzie-¿owego „Magis”, do którego i ja po miesi¹cu do³¹czy³em,a w póŸniejszym czasie zosta³em animatorem mêskiej grupy.Przez ca³y ten czas stara³em siê odkryæ moje powo³anie, w czympomaga³a mi lektura Opowieœci Pielgrzyma. Kolejnym wa¿-nym wydarzeniem w moim ¿yciu by³a matura. Jeszcze przedotrzymaniem wyników podj¹³em wybór wst¹pienia do Towa-rzystwa. Ju¿ po przyjêciu przez o. Prowincja³a przyjecha³em doStarej Wsi na rekolekcje „Magis-u” oraz na II Ignacjañskie DniM³odzie¿y. Po powrocie do Nowego S¹cza oczekiwa³em ju¿tylko upragnionego dnia, w którym to przekroczê próg nowi-cjatu...

Page 14: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 1414141414

Szczepan Urbaniak

Urodzi³em siê 16 wrzeœnia 1986 roku we Wroc³awiu, jakosyn Zbigniewa i Gra¿yny. W tym mieœcie spêdzi³em moje dzie-ciñstwo i m³odoœæ z moim bratem i rodzicami w typowym miej-skim otoczeniu.

Lata dzieciñstwa minê³y szybko i dobrze je wspominam. Pa-miêtam obozy ¿aglowe, treningi judo... By³em te¿ ministrantem,ale ró¿ne czynniki sprawi³y, ¿e „wyros³em” z koœcio³a. W moimœrodowisku nie by³o „popularne” to, aby chodziæ na MszeŒwiête. Chocia¿ mia³em œwietnych rodziców i dosta³em od nichdobre wychowanie, to mimo to i tak zacz¹³em przechodziæ d³ugiokres odnajdywania mojej w³asnej wiary – osobistej – tej którawyp³ywa z dotkniêcia serca przez Boga, osobistego aktu odna-lezienia Boga przez cz³owieka. W moim przypadku to „odnajdy-wanie” przebiega³o w doœæ burzliwy sposób.

S³ysz¹c „przechodziæ okres odnajdywania mojej wiary” ktoœmóg³by pomyœleæ, ¿e zacz¹³em jej szukaæ. Ale tak naprawdê towcale jej nie szuka³em... Dopiero niedawno j¹ znalaz³em, a w³a-œciwie to zosta³a mi dana... By³ to okres mojego dorastania„okres buntu”. Tak, z obiektywnego punktu widzenia by³ tobunt, ale ja teraz widzê, ¿e by³ to te¿ okres wzrostu mojej wiary,bo jeœli ziarno nie obumrze nie wyda owocu... To by³ w³aœnieokres mojego obumierania dla œwiata, a moich narodzin dla Boga.Mogê powiedzieæ, ¿e doskonale rozumiem sens s³ów œw. Au-gustyna: „Niespokojne jest serce cz³owieka, dopóki nie spo-cznie w Tobie, o Panie...”

Nie przejmowa³em siê zbytnio szko³¹, przysz³oœci¹ i ocena-mi. Myœla³em raczej o tym, ¿eby siê coœ dzia³o, ¿eby by³o wese-lej, ale tak¿e szuka³em swojej idei, wartoœci: w muzyce, w ró¿-nych pogl¹dach. Wyp³ywa³o to w bardzo du¿ej mierze z tego,w jakim œrodowisku przebywa³em, bo w niektórych kwestiach,z racji przechodzenia okresu g³upoty, myœla³em podobnie jak toœrodowisko, i ci¹gnê³o mnie do eksperymentów, robienia rze-czy nowych, wyszalenia siê, ale z drugiej strony zupe³nie niepasowa³em do znacznej czêœci moich kolegów. Mo¿e za du¿omyœla³em, mo¿e nie by³em zbyt „œwiatowy”. W ka¿dym razieBóg prowadzi³ mnie t¹ drog¹, przez ró¿ne cierpienia i niepowo-dzenia, i chocia¿ robi³em wiele z³a, to jednak w przeciwieñstwiedo moich „œwiatowych” kolegów zacz¹³em patrzeæ na to z boku,refleksyjnie. Bóg da³ mi odczuæ Swoj¹ nieobecnoœæ, tak bymzacz¹³ Go szukaæ. I tak do koñca to nie wiem jak i kiedy, ale podkoniec drugiej klasy szko³y œredniej znalaz³em Boga, a w³aœci-wie to On znalaz³ mnie, i z jego ³ask¹ zacz¹³em nowe ¿ycie, poko-cha³em Jego S³owo i drogê mi³oœci, prawdy i pokory, zrobi³emzwrot o 180 stopni.

Jezu Ufam Tobie

Okres ¿ycia, od moich narodzin dla Boga do odkrycia moje-go powo³ania, by³ czasem utwierdzania siê w mojej œwie¿ej,gorliwej wierze, prze³amywania siebie, poznawania prawdy.Zacz¹³em budowaæ siebie ca³ego od nowa. Wzi¹³em siê za na-ukê i mia³em zwyk³e plany na przysz³oœæ: interesowa³a mniehistoria, myœla³em o pójœciu do wojskowej szko³y lotniczejw Dêblinie. Jednak to, co przede wszystkim pamiêtam z tegookresu, to moje ¿ycie duchowe, moje rozmowy z Panem, mojeupadki i walka, moje s³odkie spotkania z Jezusem w Eucharystii.I tak, pewnego dnia – pamiêtam, ¿e by³ to okres zaraz po œwiêciemi³osierdzia Bo¿ego – trafi³ do moich r¹k Dzienniczek œw. Fau-styny Kowalskiej. By³o to chyba najwa¿niejsze wydarzeniemojego ¿ycia. Poch³aniaj¹c kolejne strony, pozna³em, ¿e cho-cia¿ wk³ada³em ca³e serce w to by ¿yæ drog¹ Pana, to jednak nieby³o to to, do czego przeznaczy³ mnie dobry Bóg. Walczy³em,myœl¹c, ¿e sam mogê osi¹gn¹æ œwiêtoœæ, myœla³em, ¿e kocha-³em Jezusa, ale kocha³em go tylko w sposób, który mi odpowia-da³. Zrozumia³em, ¿e Jezus wzywa mnie do drogi doskonalszej.Zrozumia³em, ¿e zwyk³e ¿ycie: praca, rodzina, nie jest mi prze-znaczone, ¿e nie móg³bym ju¿ znaleŸæ innej mi³oœci, bo poko-cha³em Jezusa i by³em raczej pewien, ¿e reszta mojego ¿yciabêdzie ¿yciem, do którego On mnie wzywa.

Wtedy nie wiedzia³em jeszcze o Towarzystwie Jezusowym,i prosi³em Boga, by wskaza³ mi zakon, w jakim mnie widzi bym¿y³. Z czasem zacz¹³em siê utwierdzaæ, ¿e bêd¹ to w³aœnie Jezu-ici. Zacz¹³em wiêc dowiadywaæ siê o Jezuitach z internetu, prze-czyta³em Opowieœæ Pielgrzyma i nie mia³em ¿adnych w¹tpliwo-œci, wiedzia³em, ¿e tego pragnê.

Oto tak znalaz³em siê tu, w Starej Wsi. Wiem, ¿e jest to po-cz¹tek drogi mojego ¿ycia, ale ufam Jezusowi, ¿e z Jego ³ask¹dojdê do jej kresu, tam, gdzie On mnie poprowadzi...

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Page 15: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 461 51 51 51 51 5

Filip Sroka

Od samego pocz¹tku, czyli od mojego narodzenia,19 sierpnia 1986 roku, a¿ do chwili wst¹pienia do zakonu, miesz-ka³em w K³odzku. Tam siê wychowa³em i wykszta³ci³em podczujnym okiem kochanych rodziców. W szóstym roku ¿yciazosta³em ministrantem i by³em nim przez trzynaœcie lat. W dru-giej klasie gimnazjum zosta³em zaproszony do nowo powsta³ejw K³odzku Oazy. By³em najm³odszym uczestnikiem formacji,a starsi ode mnie ludzie wywarli na moj¹ osobê ogromny wp³yw.Przez lata mojej formacji, w Oazie, póŸniej w Jezuickim Duszpa-sterstwie „Magis”, Bóg sta³ siê sensem mojego ¿ycia.

Okres w k³odzkich wspólnotach by³ czasem, który zawszebêdê wspomina³ z ogromn¹ radoœci¹ i têsknot¹, choæ, jakwszystko, i on musia³ siê kiedyœ skoñczyæ. Wspaniali ludzie,których tam pozna³em, nauczyli mnie wiêcej, ani¿eli móg³bymsiê spodziewaæ. Od ka¿dego uczy³em siê trochê, zgodnie z po-wiedzeniem Quoist’a: „Czerp z innych, nie kopiuj ich, b¹dŸsob¹”.

Myœli o kap³añstwie pojawia³y siê we mnie od dzieciñstwa.Z zachwytem patrzy³em na ksiê¿y odprawiaj¹cych Msze œwiê-te i g³êboko w sercu rodzi³y siê pragnienia by zostaæ jednymz nich. Jednak przemyœlenia te odrzuca³em, niejako odpycha-³em w szary k¹t. Tak by³o przez d³ugie lata. Mia³em dziewczynêi moje rozwa¿ania o drodze kap³añstwa powêdrowa³y jeszczebardziej na bok. Uderzy³y jednak z ogromn¹ si³¹ po tym, jakobydwoje stwierdziliœmy, ¿e nasze bycie razem nie ma sensu.By³o to pod koniec czerwca 2005 roku. Wtedy to rozpocz¹³ siêokres, w którym wiêcej czasu poœwiêci³em mojemu powo³aniu.Nadesz³y rekolekcje, które mia³y miejsce w Starej Wsi na WilliJezuickiej. Dwa tygodnie modlitwy i rozmów z ksiê¿mi wyjaœni-³y pewne w¹tpliwoœci. Pod koniec rekolekcji zdecydowa³emsiê na wst¹pienie do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego.

Ju¿ podczas Ignacjañskich Dni M³odzie¿y w Starej Wsipojawi³a siê pierwsza okazja na rozmowê z o. Andrzejem Miga-czem, odpowiedzialnym za powo³ania w Towarzystwie. Po kon-sultacji z o. Magistrem starowiejskiego nowicjatu, o. Andrzejzgodzi³ siê porozmawiaæ z o. Prowincja³em o moim wst¹pieniu

Pozosta³o mi czekaæ i modliæ siê. Po tygodniu dosta³em wiado-moœæ, ¿e mam przyjechaæ na wstêpne rozmowy do Krakowa.Pojecha³em. W by³ej stolicy mia³em trzy rozmowy z bardzo cie-kawymi ojcami. Od wyniku tych konwersacji zale¿a³o, czy zosta-nê przyjêty przez o. Prowincja³a . Z Krakowa wyjecha³em z nie-pewnoœci¹ i nadziej¹. Mia³em czekaæ na kolejn¹ wiadomoœæ odo. Migacza.

Po kilku dniach dosta³em telefon. Mam stawiæ siê jeszcze razw Krakowie. Nastêpnego dnia, 17 sierpnia by³em ju¿ w poci¹gu.Na miejscu od razu uda³em siê na Ma³y Rynek 8, gdzie czeka³amnie decyduj¹ca rozmowa. Minê³y zaledwie dwie godziny, a jawraca³em ju¿ do domu. Zosta³em przyjêty.

Do Starej Wsi mia³em przybyæ 24 sierpnia. I tak siê sta³o.W œrodê, tydzieñ po rozpoczêciu kandydatury przez pozosta-³ych kandydatów by³em ju¿ u bram nowicjatu. Rozpocz¹³ siênowy okres w moim ¿yciu, okres sprawdzenia powo³ania i ws³u-chania siê bardziej w g³os Pana Boga.

Dwutygodniowy, w moim przypadku, okres kandydaturyzakoñczy³ siê 10 wrzeœnia. I wtedy to zosta³em nowicjuszemTowarzystwa Jezusowego. Najbli¿sze dwa lata spêdzê w nowi-cjacie - zdala od domu, rodziców, kolegów i kole¿anek – by jesz-cze lepiej rozeznaæ swoje powo³anie. Tylko Bóg wie, kim bêdêw przysz³oœci, bo to On kieruje moim ¿yciem. Mnie pozosta³otylko ¿yæ zgodnie ze s³owami: „ Jezu ufam Tobie ”.

Na koniec drogi czytelniku, proszê Ciê o modlitwê w mojejintencji, aby Bóg pokaza³ mi drogê, któr¹ mam kroczyæ. Za pa-miêæ i modlitwê sk³adam serdeczne Bóg zap³aæ.

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Page 16: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 1 61 61 61 61 6

„Myœmy poznali i uwierzyli mi-³oœci, któr¹ Bóg ma ku nam”.

[1J 4, 16]

Przemys³aw Gêbala

Te s³owa œwiêtego Jana s¹ szczególnie wpisane w moje¿ycie, w którym doœwiadczenie Bo¿ej mi³oœci by³o zawsze obec-ne – z czasem coraz g³êbsze, przybli¿aj¹ce ku prawdzie o sobiesamym, a¿ po zawierzenie na drodze powo³ania zakonnego.

Urodzi³em siê 28 kwietnia 1979 roku w Wadowicach, w któ-rych – odwo³uj¹c siê do s³ów S³ugi Bo¿ego Jana Paw³a II –równie¿ dla mnie wszystko siê zaczê³o – i ¿ycie, i szko³a,i Koœció³.

Wspomnieniom z dzieciñstwa towarzyszy przede wszyst-kim uczucie radoœci beztroskiego czasu dzielonego z najbli¿-szymi – rodzicami, krewnymi, rówieœnikami. Okres szko³y œred-niej by³ dla mnie czasem, w którym szczególne znaczenie mia³awspólnota oazowa. Charyzmat Ruchu Œwiat³o-¯ycie odpowia-da³ mi na tyle, ¿e formacja w jego ramach sta³a siê dla mnienajwa¿niejszym wymiarem ¿ycia – wtedy poprzez Ruch okre-œla³em siebie. Wspólnota sta³a siê punktem odniesienia wszyst-kich podejmowanych przeze mnie decyzji. Zwieñczeniem for-macji podstawowej by³o b³ogos³awieñstwo animatorskie, któ-re przyj¹³em w sierpniu 1997 roku podczas diecezjalnej piel-grzymki S³u¿by Liturgicznej i Ruchu Œwiat³o-¯ycie do KalwariiZebrzydowskiej. Z perspektywy czasu widzê jak b³ogos³awio-ny dla mojej formacji duchowej by³ to czas.

Po maturze wyjecha³em do Krakowa na studia – nowy etap,nowe œrodowisko i nowe wyzwania. Przez ca³y ten czas Pan zcierpliw¹ mi³oœci¹ dawa³ mi odczuæ, ¿e wci¹¿ jest – bez wzglê-du na moje niewiernoœci. To doœwiadczenie Boga obecnego wmi³oœci wiêkszej ni¿ moje odejœcia, by³o coraz bardziej dojmu-j¹ce. Na czwartym roku wyjecha³em na pó³roczne stypendiumdo Grecji. Czas ten sta³ siê wielkimi rekolekcjami, które z moc¹skierowa³y myœli ku powo³aniu zakonnemu.

Rozeznawanie konkretnej wspólnoty by³o ju¿ procesemoceny w³asnych predyspozycji. Mimo, ¿e od wczesnej m³odo-œci zwi¹zany by³em duchowo z wadowickim Karmelem i przezd³ugi czas ta duchowoœæ by³a mi najbli¿sza, postanowi³em –kierowany, jak ufam, przez Ducha Œwiêtego – przyjrzeæ siê bli-¿ej regule Towarzystwa Jezusowego. Skontaktowa³em siê

z ojcem Andrzejem Migaczem, odpowiedzialnym w prowincji Pol-ski po³udniowej za duszpasterstwo powo³añ. Parokrotnie roz-mawialiœmy – pocz¹tkowo ogólnie, z czasem coraz konkretniej,a¿ do momentu ostatecznej decyzji. Wtedy by³em przekonany –i to przekonanie wci¹¿ we mnie wzrasta, ¿e Bóg powo³a³ mnie doTowarzystwa, bo na tej drodze chce mojego szczêœcia. Powo³a³mnie do kap³añstwa jako walki pod sztandarem krzy¿a i jako s³u¿-by w pokorze na wiêksz¹ Jego chwa³ê. Zarówno w dojrzewaniudo tej decyzji jak i w mojej odpowiedzi dawanej w codziennoœci¿ycia zakonnego, towarzyszy mi Jego szczególne b³ogos³awieñ-stwo. Jest to najdro¿sza mi ³aska, ¿e Bóg, który jest sam¹ Mi³o-œci¹ jest dla mnie Ÿród³em szczêœcia. Niech On sam umocni mniew dochowaniu wiary tej Mi³oœci.

AMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMHAMDG et BVMH

Page 17: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 461 71 71 71 71 7

"Mi³oœæ winno siê zak³adaæ wiêcej na czynach ni¿ na s³owach."œw. Ignacy Loyola CD 230

Page 18: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 1818181818

Nov. Ireneusz Trojan SINov. Ireneusz Trojan SINov. Ireneusz Trojan SINov. Ireneusz Trojan SINov. Ireneusz Trojan SI

Skarga Iskarioty

Wiszêna sznurze moich pragnieñniespe³nionych ambicjizawiœcidyndamprzy najmniejszympowiewie ¿¹dzywaham siê miarowojednostajniepod nosem mrucz¹cmelodiê sprzed latkiedy jeszcze wierzy³em¿e ¿yjêzdobywam siê na ostatniwysi³ek mojej woliszukam no¿a?¿eby siê dobiætylkomuszê pamiêtaæ¿eczasem œmieræ topo prostupójœcie na ³atwiznê.

Uczê siêchodziæpo posadzcemoich niedoskona³oœcinierównejz wystaj¹cymi drzazgamimoich grzechówbosobo buty zabra³najlepszy przyjacielprzy ka¿dym krokuraniê stopybóldaje mi odczuæ

Idêprzez znoszone ulicezab³¹kanych miastwprostdo przodumijam trawnikizroszone porann¹ krwi¹skrêcamw ulicêodwiecznej nienawiœciwidzê dziecibiegaj¹ce za durn¹ludzk¹ egzystencj¹ju¿ niedalekojeszcze tylkodwa potkniêciai bêdê u celuodpocznêna wieki.

Zielonygroszekwyrós³na blaszerozgrzane-gopieca

zdziwiony?

to twojeziarno

si³ê grawitacjiwstajêze œwiadomoœci¹nastêpnego upadkurany szybko siêgoj¹...

Page 19: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 461 91 91 91 91 9

Nasz¹ wêdrówkê œladami Wielkiego Misjonarza zaczyna-my na zamku Xavier w hiszpañskiej prowincji Nawarra, gdzie7 kwietnia 1506 roku swój pierwszy krzyk wyda³ ma³y ch³op-czyk, któremu dano na imiê Franciszek.

W rodzinnej miejscowoœci pobiera³ pierwsze nauki. Po-tem ów m³odzieniec wyjecha³ na Uniwersytet Paryski, gdzieuzyska³ stopieñ magistra. Przez pewien czas wyk³ada³ w Col-lege Domans-Beauvias, gdzie pozna³ b³. Piotra Favre’a orazœw. Ignacego Loyolê. Wkrótce wszyscy zamieszkali w jed-nym pokoju, w College Saint Barbe, w którym prowadzili roz-mowy na temat ich idea³ów i planów na przysz³oœæ. Wrazz wyk³adami w College Domans-Beauvias, Franciszek roz-pocz¹³ na sorboñskim uniwersytecie studia teologiczne z za-miarem poœwiêce-nia swojego ¿yciaBogu. Duchownymwzorem i „sercem”ca³ej trójki by³ œw.Ignacy. 15 sierpnia1534 roku w kapli-cy na Montmartretrzech przyjació³wraz z czterema in-nymi towarzyszamiz³o¿y³a œlub, po-przedzony odpra-wieniem æwiczeñduchowych pod kierunkiem œw. Ignacego. Równoczeœnie po-stanowili, ¿e za dwa lata wszyscy udadz¹ siê do Wenecji,a nastêpnie drog¹ morsk¹ przybêd¹ do Ziemi Œwiêtej.

Gdy wyjazd do ziemskiej ojczyzny Pana Jezusa odwleka³siê, wspó³za³o¿yciele Towarzystwa Jezusowego udali siê doRzymu, gdzie 24 czerwca 1537 roku œw. Franciszek, w wieku31 lat, otrzyma³ œwiêcenia kap³añskie. W latach 1537-1538 Fran-ciszek aposto³owa³ w Bolonii, a potem wróci³ do Rzymu, gdzieodda³ siê pracy duszpasterskiej. 3 wrzeœnia 1540 roku papie¿Pawe³ III zatwierdzi³ Towarzystwo Jezusowe, które w nied³u-giej przysz³oœci mia³o zadziwiæ œwiat.

W tym czasie przychodzi³y do œw. Ignacego nagl¹ce proœ-by od króla portugalskiego Jana III, by wys³a³ do Indii grupêkap³anów. Pocz¹tkowo nic nie zapowiada³o k³opotów, jednak¿ena krótko przed wyjazdem rozchorowali siê dwaj misjonarze:

Franciszek KsaweryFranciszek KsaweryFranciszek KsaweryFranciszek KsaweryFranciszek Ksawery1506 -15551506 -15551506 -15551506 -15551506 -1555

Szymon Rodriguezoraz Miko³aj Bobadil-la. Na szczêœcie pierw-szy z nich zd¹¿y³ wy-zdrowieæ, a miejsce dru-giego zaj¹³ – jako ochotnik–„nasz” Franciszek Ksawery.Po tych wszystkich perypetiach,15 marca 1540 roku ma³a grupka towarzyszy opuœci³a Rzymi uda³a siê do Lizbony, by tam za³atwiæ wszelkiego rodzaju for-malnoœci zwi¹zane z wyjazdem.

Wyje¿d¿aj¹c z Wiecznego Miasta do Lizbony, Franciszek¿ywi³ nadziejê na szybkie odp³yniêcie w kierunku ziemi swoich

marzeñ. Mimo wielkiego entuzjazmu jego cierpliwoœæzosta³a wystawiona na próbê, gdy¿ dopiero po rokuod przyjazdu do Portugalii móg³ j¹ opuœciæ.

Oczekuj¹c na wyjazd do Indii, Ksawery rozpocz¹³pos³ugê wœród chorych w przytu³kach i szpitalach.Dni up³ywa³y na opiece nad potrzebuj¹cymi, któ-rym nie tylko dotrzymywa³ towarzystwa, ale te¿ g³o-si³ S³owo Bo¿e. Pe³ne oddania i mi³oœci zaanga¿owa-nie pomog³o mu w sposób owocny doczekaæ siêupragnionego dnia wyp³yniêcia na Pó³wysep Indyj-ski.

Podczas podró¿y, trwaj¹cej dwanaœcie miesiêcy,przez Mozambik, Melino, Sokortê, Franciszek otrzy-ma³ przydomek „Œwiêty Ojciec”. Zyska³ go sobie

wielk¹ otwartoœci¹, szczeroœci¹ oraz poprzez pomoc duchow¹,której udziela³ pasa¿erom . W ten sposób spêdzi³ czas trudneji wyczerpuj¹cej podró¿y do Goa.

Na miejscu Ojciec zosta³ przyjêty z serdecznoœci¹ przez fran-ciszkañskiego biskupa. Nie przysta³ jednak na jego propozycjêzamieszkania w klasztorze, wybieraj¹c za swoje mieszkanie szpi-tal, gdzie spêdza³ wœród chorych wiele godzin, a przede wszyst-kim czuwa³ przy nich nocami. Pos³uguj¹c wœród potrzebuj¹-cych, wiêŸniów - „swoich drogich przyjació³” - jak siê o nichwyra¿a³, pragn¹³ nie tylko ewangelizowaæ lud Goa, lecz wyru-szyæ do Parawamów, plemienia, które choæ ochrzczone, by³opozbawione pasterza. W zwi¹zku z tym zamiarem nie zgodzi³ siêna funkcjê prze³o¿onego seminarium w Goa, formuj¹cego miej-scowych duchownych.

Przybijaj¹c do Przyl¹dka Komoryn, Franciszek zasta³ widok,

Niezwykła historiaNiezwykła historiaNiezwykła historiaNiezwykła historiaNiezwykła historiaMisjonarza IndiiMisjonarza IndiiMisjonarza IndiiMisjonarza IndiiMisjonarza Indii

Fot. 5 Zamek Xavier

Rys. 1 Œw Franciszek Ksawery

Page 20: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 2020202020

który by³ zwiastunem ciê¿kiej pracy: „Ponura pustynia piaskuspalona przez s³oñce, pomiêdzy lasami palm kokosowychwnêtrza kraju i bezgranicznego morza, na d³ugoœæ prawiedwustu kilometrów; tu i tam kilka nêdznych, kolczastychkrzaków i kilka wachlarzowatych palm, wysokich i prostych,z ich ma³ymi koronami bez cienia. Czasem grupa nêdznychglinianych sza³asów pokrytych palmowymi liœæmi lub wioskaw cieniu liœciastych drzew, pod rz¹dami jakiegoœ pantanga-tin (naczelnik wioski); nagie i brudne dzieci; czarni po³a-wiacze z bia³ym fartuszkiem na prostych catimaran (trzy bel-ki zwi¹zane ze sob¹ na sposób tratwy). Tu i tam kilka antycz-nych, pogañskich œwi¹tyñ ze œwiêtymi krowami, œwiêtymi wê-¿ami, œwiêtymi ptakami i œwiêtymi ma³pami – w kamieniui ¿ywe; straszne oblicza bogów o wielu rêkach, o g³owachs³onia, pachn¹cych oliw¹, pokrytych czerwonym kolorem,

œmiej¹cych siê szyderczo pod œwiêtymi drzewami figowymii ciemnymi grotami; a na ich stra¿y napawaj¹cy strachembramini, dumni z ich kasty, ze œwiêtym powrozem w poprzekpiersi i symbolami bogów namalowanymi na czole w bia³ymkolorze i ¿ywej czerwieni ...”

Sytuacja, któr¹ zasta³, zmotywowa³a go do coraz wiêkszegowysi³ku. Podj¹³ siê przet³umaczenia – na jêzyk Braminów – naj-wa¿niejszych modlitw i prawd wiary. Podczas swojej dwuletniejpos³ugi przemierza³ - niejednokrotnie boso – ca³e wybrze¿e ucz¹cdzieci, doros³ych, kszta³c¹c nauczycieli, sprawuj¹c liturgiê, do-gl¹daj¹c budowy nowych kaplic, przez co zjednoczy³ wokó³Pana wielu tubylców. Szybko uda³o mu siê pozyskaæ cudown¹moc nad prostymi duszami jego chrzeœcijañskich Parawów, doczego przyczyni³y siê zapewne uzdrowienia, które w jego obec-noœci mia³y miejsce i dzia³y siê poprzez jego modlitwy.

Serdecznoœæ, jak¹ okazywa³ podopiecznym, nie wyklucza³astanowczoœci i przejrzystoœci w dzia³aniu. W jednym z przy-padków, kiedy ludnoœæ oddawa³a siê pijañstwu, posun¹³ siênawet do groŸby zastosowania kary wiêzienia za nadu¿ywaniealkoholu.

Pomimo swego trudnego charakteru, czu³ siê bardzo zwi¹-zany i odpowiedzialny za „swoje dzieci”. Gdy w 1544 r. na chrze-œcijanach na Pó³wyspie Komoryn dokonano rzezi, Franciszeknie pozosta³ na to obojêtny i czym prêdzej postanowi³ dotrzeætam z pomoc¹. Gdy dotarcie drog¹ morska nie powiod³o siê,

wyruszy³ do nich pieszo - po-mimo niebezpieczeñstwa, jakiegrozi³o mu ze strony wszech-obecnych Badagów. Gdy najazd„dzikusów” zakoñczy³ siê, napodopiecznych Franciszka przy-sz³a kolejna próba wiary. Doochrony zagro¿onego plemie-nia zostali przydzieleni Portu-galczycy, których styl ¿ycia,niemoralne zachowanie, brutal-noœæ, porwania kobiet postawi-³y pod wielkim znakiem zapyta-nia skutecznoœæ misji naszegoAposto³a.

Niemo¿noœæ osobistej po-mocy nêkanym chrzeœcijanombudzi³a we Franciszku wielki ¿al. W konsekwencji, jego modli-twy o wyzwolenie ludu od portugalskich ¿o³nierzy zosta³y wy-s³uchane, gdy¿ sami „obroñcy” stali siê ofiarami napaœci Bada-gów, przed którymi rzekomo strzegli tubylców.

Pomimo tych trudnoœci pragnienie bycia chrzeœcijaninemwzrasta³o w duszach i umys³ach ludów zamieszkuj¹cych Wy-brze¿e Rybackie. Dlatego te¿ Franciszek uda³ siê pieszo do tychspragnionych dusz, by wyjaœniaæ im katechizm. W tym czasieoko³o dwóch tysiêcy osób przyjê³o chrzest, z czego szeœæsetnowo ochrzczonych ponios³o mêczeñsk¹ œmieræ, nie wyrzeka-j¹c siê wiary w Jezusa Chrystusa.

Widz¹c jak wiele dusz móg³by pozyskaæ dla Pana, pisa³ doPary¿a z proœb¹ o przys³anie wszystkich misjonarzy, jakich Eu-ropa posiada. Wkrótce wyruszy³ z wielkim zapa³em, aby okr¹-¿yæ Przyl¹dek Komoryn. Tym razem podró¿ okaza³a siê ogrom-nym rozczarowaniem, którego przyczyn¹ by³a polityka przeœla-dowcza w³adców zarówno wobec nowo nawróconych, jaki misjonarzy.

Po kilkulet-nim pos³ugiwa-niu w IndiachFranciszek uda³siê w podró¿do Malakki,gdzie opróczn a u c z a n i achrzeœc i jan ,g ³ o s z e n i aEwangelii i od-wiedzania cho-rych, czas swój

poœwiêca³ na naukê jêzyka malajskiego i t³umaczenie g³ównychprawd wiary i modlitw, aby, na ile tylko móg³, pog³êbiæ wiarêswoich nowo nawróconych owieczek.

Krótki okres trzymiesiêcznej pracy apostolskiej na wyspiezakoñczy³ w 1546 r., gdy¿ nadarzy³a siê sposobnoœæ, by odp³y-n¹æ dalej na wschód, ku Molukom. Dop³yn¹wszy do wyspyAmbon napisa³ list, w którym stwierdzi³:

„W tamtych krainach Moluk poganie s¹ liczniejsi od ma-

Fot. 7 Fasada koœcio³a w Mandur

Fot. 6 Ulica w Goa

Rys. 2 Rycina Malakki z XVI wieku

Page 21: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 462 12 12 12 12 1

hometan. I s¹ wrogami wœród nich, poniewa¿ mahometaniechc¹ zmusiæ innych do przyjêcia ich wiary i stania siê niewol-nikami; a poganie nie chc¹ ani tej ani innej rzeczy. Jeœli byli-by tam ludzie, którzy g³osiliby im prawdê, wszyscy staliby siêchrzeœcijanami, poniewa¿ wol¹ siê staæ siê chrzeœcijanami ani-¿eli mahometanami.”

Nowo nawróconym z Ambonu Franciszek dodawa³ ducha,odwiedza³ ich i uczy³. Chc¹c jednak zyskaæ wiêcej dusz dla Je-zusa, uda³ siê – pomimo ostrze¿eñ o mieszkañcach, którzy s¹zdrajcami, wk³adaj¹cymi truciznê do pokarmów i napojów –w kierunku wysp Terna-te i Moro, gdzie ¿ylichrzeœcijanie ochrzczeniwiele lat wczeœniej, leczpozostaj¹cy bez opiekipo zabiciu misjonarzy.

Na wyspie Ternatezatrzyma³ siê na kilkamiesiêcy, sk¹d wyruszy³na Moro. Tam w samot-noœci, œledzony przezwys³anników œmiertelne-go wroga chrzeœcijansu³tana z Djaildo, niesiony na skrzyd³ach Ducha Bo¿ego, od-wiedza³ opuszczonych mieszkañców. Po napisaniu katechizmuwierszowanego dla chrzeœcijan wróci³ – po pó³torarocznej nie-obecnoœci – do Malakki (1547 r.).

Tam te¿ zachêca³ mieszkañców (Portugalczyków), aby ru-szyli w pogoñ za su³tanem z Aczin, który dokona³ nocnegonapadu na ich osadê. Gdy poœcig nie wraca³ w przewidzianymterminie, zaczêto obawiaæ siê klêski i szemraæ przeciwko pomy-s³odawcy. Wiara Franciszka nie s³ab³a, a on sam zapewnia³ ludo zwyciêstwie. Przewidzia³ nawet dzieñ i godzinê, w której zo-sta³o ono odniesione. Po triumfalnym powrocie wszystkie jegos³owa zosta³y potwierdzone przez marynarzy – czym zyska³sobie przychylnoœæ i zaufanie.

W czasie gdy Franciszek przebywa³ na Malakce, zosta³ muprzedstawiony japoñczyk And¿iro, który pragn¹³ chrztu i zanie-sienia chrzeœcijañstwa do swojej oj-czyzny. Jego pragnienie spe³ni³o siêw 1548 roku w Œwiêto Zes³ania Du-cha Œwiêtego, gdy wraz z dwoma to-warzyszami przyj¹³ Sakrament Chrztu.Nastêpnie zamieszkali w kolegium,spowiadali siê, przystêpowali do Ko-munii Œw. oraz otrzymali g³êbokie wy-chowanie zakonne. RównoczeœnieFranciszek wraz z swoimi japoñskimiprzyjació³mi rozpocz¹³ przygotowa-nie, by wyruszyæ w dalek¹ podró¿,której punktem docelowym by³a Ja-ponia.

Niebezpieczny rejs zakoñczy³ siê 15 sierpnia 1549 rokuw Kagosimie – po³udniowym królestwie Japonii. Dziêki œwia-dectwu Paw³a (to imiê przybra³ And¿iro na Chrzcie) ksi¹¿ê Ta-kosiha przyj¹³ ich z ¿yczliwoœci¹ i pozwoli³ na rozpoczêcie g³o-

szenia nowej nauki. Owa swoboda trwa³a oko³o roku, gdy¿ ksiê-ciu zaczêto groziæ zemst¹ bogów i utrat¹ tronu. Dlatego boj¹csiê o ¿ycie i pozycjê, zabroni³ on pod kar¹ œmierci, udzielaniadalszych chrztów (dot¹d Franciszek udzieli³ tego Sakramentuwiêcej ni¿ stu osobom).

Stoj¹c w obliczu takiej sytuacji, Franciszek odp³yn¹³ w kie-runku pó³nocnej stolicy, która by³a siedzib¹ króla Japonii – wyspyMijako (obecnie Kioto). Przybiwszy do brzegów l¹du „ruszy³w drogê z syjamskim kapeluszem i bardzo ubogim ubiorem. Boso,po œniegu, przez góry i doliny, przez trudne do przebycia œcie¿-

ki, które powodowa³y krwawienie stóp, przeby³300 mil, które dzieli³y go od stolicy. Po¿ywienieby³o niewystarczaj¹ce, mróz ostry; jako przyjê-cie otrzyma³ poœmiewisko i pogardê ludu. Roz-bójnicy i wojownicy zagra¿ali bezpieczeñstwuna drogach, ale pomimo niebezpieczeñstw onkontynuowa³ swoj¹ drogê. Przed Bo¿ym Naro-dzeniem doszed³ do Mijako - miasta króla.

Wielka radoœæ, marzenia o mieœcie – wyobra-¿onym sobie na podstawie opowiadañ – maj¹-cym du¿y uniwersytet z piêcioma kolegiami,wiêcej ni¿ dwieœcie klasztorów, kilkadziesi¹t ty-siêcy domów prys³y jak bañka mydlana. Zamiast

królewskiego dworu zasta³ ziemiê z na wpó³ spalonymi domami,opustosza³e ulice, przy których sta³y œwi¹tynie pogañskich bo¿-ków, a zamiast ksiêcia – opuszczonego, nêdznego i ubogiegocz³owieka mieszkaj¹cego w zniszczonym pa³acu; ca³y kraj po-gr¹¿ony w nêdzy i wojnie domowej.

Pomimo tego widoku, Franciszek próbowa³ – niestety nie-skutecznie – uzyskaæ audiencjê u ksiêcia. Na jego widok – zmê-czonego, bladego, ubranego w czerñ mê¿czyzny – mieszkañcyz drwin¹ pytali go, co taki ¿ebrak jak on chce podarowaæ królo-wi.

Wsparty doœwiadczeniem, powróci³ po dary na po³udnieJaponii. Nie chcia³ po raz drugi stan¹æ na ziemi Mijako. Wyru-szy³ zatem do Jamaguci, w której – w drodze powrotnej z Kioto- spotka³ potê¿nego ksiêcia. Tym razem w przepiêknie zdobio-nych szatach, z listem od gubernatora Indii i biskupa Goa, pe-

³en dostojeñstwa stawi³ siê przed jego tronem.Ksi¹¿ê Jositaka przywita³ Franciszka z podzi-

wem i bez wiêkszych przeszkód udzieli³ pozwole-nia na ewangelizacjê narodu. Szansy, któr¹ otrzy-ma³, nie chcia³ zaprzepaœciæ, wiêc od razu zabra³siê do pracy. T³umy pragnê³y s³uchaæ „przybyszaz zachodu”. G³oszenie nauki zaowocowa³o ci¹gudwóch miesiêcy, setkami ochrzczonych.

Wieœæ o Franciszku rozchodzi³a siê bardzoszybko, dlatego otrzyma³ on zaproszenie zachêca-j¹ce go do przybycia na tereny nale¿¹ce do króla zBungu. Odpowiadaj¹c na ten gest, Franciszek przy-by³ na wyspê mo¿liwie najszybciej.

Przyjêcie, jakie zgotowa³ mu król, napawa³o wielk¹ nadziej¹na pomyœlny rozwój misyjnego dzie³a. Swoj¹ mow¹ Franciszekwzbudzi³ zachwyt nawet u najmo¿niejszych i najwa¿niejszychbonzów. Radoœæ panuj¹c¹ w sercu Aposto³a zm¹ci³a na krótkiczas wiadomoœæ, ¿e Jamaguci stanê³o w p³omieniach, ksi¹¿ê

Fot. 8 Wybrze¿e Sancian

Fot. 9 Ogród Kinkakuji w Kioto

Page 22: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 2 22 22 22 22 2

(tak przychylny Franciszkowi) pope³ni³ rytualne samobójstwo,a misjonarze zostali zmuszeni do schronienia siê u jednegoz najwybitniejszych buddystów, który, wraz z ¿on¹, by³ wielkimprzyjacielem Franciszka. Nad trudem misyjnym czuwa³a jednakOpatrznoœæ, gdy¿ w nied³ugim czasie po oblê¿eniu zwróconosiê do brata samobójcy z propozycj¹ objêcia tronu. Przyjmuj¹curz¹d ksi¹¿ê zobowi¹za³ siê do udzielenia opieki misjonarzom.

Otrzymawszy tê krzepi¹c¹ wieœæ, Franciszek postanowi³ wró-ciæ do Indii, dok¹d wzywa³y go jego obowi¹zki wobec tamtej-szej ludnoœci. Z Japonii chcia³ zabraæze sob¹ kilku tamtejszych uczonych,ale na skutek ich obaw o przebiegpodró¿y, musia³ zadowoliæ siê trze-ma przeciêtnymi towarzyszami. Popo¿egnaniu siê w Sancjan wyruszy³w trwaj¹c¹ oko³o trzech miesiêcypodró¿ do Goa. Krótki pobyt ze swo-imi wspó³braæmi poœwiêci³ przedewszystkim na przygotowanie wypra-wy do Chin, ale tak¿e na zachêcaniewiernych i „braci w powo³aniu”, abybyli wierni Chrystusowi, nie ulegalichêci zysku, lecz pozostali w dalszymci¹gu pos³uszni i us³u¿ni.

Wieczorna wielkoczwartkowaAdoracja Najœwiêtszego Sakramen-tu by³a ostatnim – jak siê póŸniejokaza³o – spotkaniem wiernychz „ich” ojcem. Trzy dni póŸniej (wNiedzielê Wielkanocn¹) wsiadaj¹ce-mu na pok³ad Franciszkowi przypo-mina³y siê obrazy wspólnego prze-bywania z Ignacym, Faberem i inny-mi jezuitami w Europie, ich œluby na Montmartre. Pragn¹³ z g³ê-bi serca, aby jeszcze choæ raz móg³ siê z nimi spotkaæ. Przeczu-waj¹c problemy mog¹ce pojawiæ sie w czasie podró¿y, kiedyodp³ywa³, prosi³ o modlitwê w intencji pomyœlnego przebiegumisji.

Jego intuicja i tym razem nie zawiod³a. W czasie postojuw Malakce – po dwumiesiêcznym niespokojnym rejsie – kapi-tan tego portu zabroni³ jednemu z towarzyszy Ksawerego (Die-go Pereirze) dalszej podró¿y. Zamkn¹³ on w ten sposób Fran-ciszkowi legaln¹ drogê do Chin, gdy¿ Diego mia³ udaæ siê dokróla jako ambasador.

Zawiœæ Don Alvaro de Ataide nie ograniczy³a siê tylko dowydania zakazu wyp³yniêcia, lecz osi¹gnê³a swoje apogeumw rozkazach wydawanym swoim podw³adnym: „zwykli [oni –przypis red.] czekaæ na Ojca na ulicy i krzyczeæ za nim: „Pijak!”oraz miotaæ inne obel¿ywe wyzwiska ....”1

Odpowiedzi¹ na szykany by³o odprawianie Mszy œw. zaswojego przeœladowcê. Pomimo wielu petycji, próœb, a nawetgróŸb ekskomuniki papieskiej, Alvaro pozosta³ nieugiêty.2

Czas odbicia od brzegów Malakki zbli¿a³ siê nieub³aganie.Tu¿ przed wejœciem na pok³ad Franciszek jeszcze raz modli³ siêza kapitana portu. Zakoñczywszy modlitwê, wszed³ na okrêti odp³yn¹³...

Po wyczerpuj¹cej podró¿y oczom Franciszka ukaza³a siêwyspa Sancjan, na której spotka³ przyjació³ z Japonii, którzyobiecali mu pomoc w za³atwianiu ró¿nych spraw koniecznych,aby móg³ wejœæ na teren Chin kontynentalnych. Minê³o kilkatygodni zanim znaleziono chiñskiego kupca, który zgodzi³ siêprzeprowadziæ ich w kierunku Kantonu.

Sk³adaj¹c powodzenie ca³ej misji w rêkach chiñskiego kup-ca ryzykowali zdradê z jego strony. Zdaj¹c sobie sprawê z nie-bezpieczeñstwa, jakie grozi³o gdyby zostali zdemaskowani,

z szeregu towarzyszy wyprawy w pani-ce uciekli chiñski t³umacz oraz wspó³bratAlvaro Ferreira. W ten oto sposób na„podbój” Chin wyruszy³o ju¿ tylkotrzech œmia³ków.

Chwile oczekiwania na powrót kup-ca z Kantonu wype³nione by³y wielk¹nadziej¹, a przede wszystkim samotno-œci¹. Przez g³owê Franciszka przelatywa³yró¿ne myœli, powstaj¹ce na wypadekucieczki pos³añca.

Kolejne dni mija³y. Ojciec czu³ siêcoraz s³abszy. Brak po¿ywienia i wyczer-panie powodowa³y, ¿e cia³o zaczê³o od-mawiaæ mu pos³uszeñstwa. Stany œwia-domoœci przeplata³y siê z utratami przy-tomnoœci i md³oœciami, gor¹czka wzma-ga³a siê. Nawet upuszczenie krwi nieprzynios³o po¿¹danego skutku.

Pomimo tych wielkich cierpieñ Fran-ciszek nie przestawa³ modliæ siê, by Je-zus okaza³ mu swe mi³osierdzie oraz byMatka Najœwiêtsza wstawia³¹ siê w jegosprawie. Kres ziemskiego pielgrzymowa-

nia aposto³ Indii i Japonii, osi¹gn¹³ nie spe³niwszy swojegonajg³êbszego marzenia o chrystianizacji Chin: trzeciego grud-nia 1552 roku, prze¿ywszy 46 lat i osiem miesiêcy.3

„By³a to œmieræ uboga i pokorna, nie pozbawiona obawyi lêku, taka, jaka bywa udzia³em cz³owieka ubogiego i po-kornego, który nie ma najmniejszego pojêcia o tym, ¿e œwiatzechce o nim pamiêtaæ. Tysi¹com ludzi zaniós³ pokrzepienie,jakie daje Koœció³ w ich ostatnich chwilach, lecz on sam umar³bez namaszczenia i Wiatyku. Gdy ok³adano wapnem jego kru-che, wyczerpane cia³o i chowano je w nie poœwiêconej chiñ-skiej ziemi, nie by³o nikogo, kto by przeczyta³ nad nim ostat-nie modlitwy, którymi Koœció³ ¿egna swe dzieci”

O œwiêtoœci Franciszka mówi³y nawet „znaki Nieba”. Poœmierci jego cia³o w cudowny sposób nie ulega³o rozk³adowi.Udaj¹c siê na „³ono Abrahama” Aposto³ nie „odpoczywa³”, leczwytrwale pracowa³, wypraszaj¹c wiernym potrzebne ³aski dlaludnoœci. Na przyk³ad podczas transportu jego zw³ok do Indiiokrêt, na którym znajdowa³a siê trumna, unikn¹³ dwukrotnegozatoniêcia w momencie, gdy pasa¿erowie prosili Boga - przezjego orêdownictwo – o przetrwanie sztormu. Innym zaœ razem,gdy „przyby³” do Malakki, w mieœcie skoñczy³a siê epidemiai usta³ g³ód.

Te i inne znaki czynione za jego pomoc¹ pos³u¿y³y do wsz-

Fot. 10 Koœció³ w Goa

Page 23: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 462 32 32 32 32 3

Karol Trojan

czêcia procesu beatyfikacyjnego, zakoñczonego w 1619 roku.Natomiast od 1622 roku Ksawery wraz z Ignacym Loyol¹ patro-nuj¹ nam ju¿ jako œwiêci. W 1748 papie¿ Benedykt XIV og³osi³Franciszka Patronem Wschodu, od przyl¹dka Dobrej Nadzieido Chin i Japonii. W 1904 roku Pius X wybra³ go na PatronaDzie³a Krzewienia Wiary na ca³y œwiat; w 1927 zosta³ wybranyPatronem Wszystkich Misji.

1 Monumenta Xaveriana II326, 341 [za: Powstanie i Rozwój To-warzystwa Jezusowego II 414,415;Wyd. WAM, Kraków1969]

2 Tam¿e

3 Monumenta Xaveriana II 894-896 [za: Powstanie i Rozwój To-warzystwa Jezusowego II 434; Wyd. WAM, Kraków 1969]

Page 24: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 2424242424

Ignacy w obrazachIgnacy w obrazachIgnacy w obrazachIgnacy w obrazachIgnacy w obrazach

Bardzo czêsto ci, którzy bardzo siê odznaczyli w s³u¿bie Koœcio³owi, nie s¹ uwiecznia-ni na p³ótnach, czy utrwalani w inny sposób dla potomnych za ich ¿ycia, szczególniekiedy nie by³o firm fotograficznych. Jest to nawet zrozumia³e, maj¹c tyle pracy w Koœcielei z Koœcio³em, ciê¿ko by³oby znaleŸæ te dwa czy trzy dni na siedzenie na sto³ku przed malarzem, a bior¹cpoprawkê na temperament Ignacego... có¿, jego portrety s¹ wykonane poœmiertnie, i czêsto nie s¹ do siebiepodobne...

Po lewej stronie mamy przyjemnoœæ ogl¹daæ Ignacego oddanego, jak samo tym mówi³, „marnoœciom tego œwiata”. W twierdzy Pampeluna, do którejobrony rozpali³ jej nielicznych mieszkañców z garstk¹ ¿o³nierzy z garnizo-nu, chocia¿ za bardzo talentu krasomówczego jeszcze nie rozwin¹³,podczasbitwy, w proporcjach 9 plus 6 tysiêcy na conajwy¿ej kilkauset, otrzyma³ jaksam to nazwa³ póŸniej bardzo wielk¹ ³askê... kulê w nogê. Nudz¹c siê pod-czas rekonwalescencji, czyta³ ¿ywoty œwiêtych, i to by³o pocz¹tkiem jegonawrócenia.

Po prawej, nasz Ignacy tu¿ po na-wróceniu, gdy bêd¹c w Monsterra-cie odda³ wszystkie swoje ubraniaszlacheckie ¿ebrakowi, któremu nadobre to nie wysz³o... Kiedy Ignacywyrusza³ w dalsz¹ podró¿, dogoni³go ktoœ pytaj¹c, czy nie odda³ pew-nemu biedakowi swoich ubrañ... Bie-

dakowi pewnienieŸle siê dosta³o,w koñcu by³o tooskar¿enie o kra-dzie¿...

Chwila kiedy, pierwsi towarzysze Ignace-go i on sam niewiedz¹c o tym, zak³adaj¹podwaliny pod Towarzystwo Jezusowe,œlubuj¹c ubóstwo i czystoœæ na Montmar-tre, poniewa¿ nie podjêli jeszcze decyzjio tym,komu œlubowaæ pos³uszeñstwo.

Rys. 3 Ignacy ranny broni¹c Pampeluny

Rys. 4 Œw. Ignacy w Monsterracie

Rys. 5 Œluby pierwszych Towarzyszy na Montmartre

Page 25: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 462 52 52 52 52 5

Ignacy przez d³u¿szy czas prosi³ Maryjê, któr¹ nazywa³ „Nasz¹ Pani¹”,¿eby szepnê³a s³ówko swojemu Synowi, by przy³¹czy³ go do Siebie. W LaStorta mia³ wizjê:... sam Ojciec ukaza³ mu siê z Jezusem i powiedzia³ doNiego: „Chcê ¿ebyœ przy³¹czy³ go do Siebie”, na co Jezus do Ignacego:„Chcê, ¿ebyœ nam s³u¿y³”. W ten sposób nie tylko sam przysz³y genera³,ale i ca³e jego Towarzystwo zosta³o do Niego przy³¹czone w sposób szcze-gólny.

Ignacy przyj¹³ œwiêcenia kap³añskie w czerwcu1537 roku, natomiast Mszê Œwiêt¹ prymicyjn¹zamierza³ odprawiæ „ju¿” 25 grud-nia roku nastêpnego przy ¿³óbku Na-rodzenia Pañskiego. W praktyce jegopierwsza Msza Œwiêta mia³a miejscew bazylice Matki Boskiej Wiêkszejw Rzymie. Wielekrotnie mia³ podczascelebrowania Eucharystii wizje, po-cieszenia i ³zy, a¿ w koñcu jego le-karz zakaza³ mu sprawowaæ Naj-œwiêtsz¹ OfiarêJezusa Chrystusa,boj¹c siê by z powodu ³ez nie straci³wzroku.

Ignacy bardzo nie chcia³ byæ genera³em, cho-cia¿ prawdopodobnie od pocz¹tku wiedzia³kto nim zostanie... Pierwsi Towarzysze zobo-wi¹zali siê œlubem do pos³uszeñstwa OjcuŒwiêtemu, który de facto by³ ich prze³o¿o-nym, natomiast jeden spoœród nich mia³w jego zastêpstwie rozstrzygaæ bie¿¹ce spra-wy Towarzystwa. Podczas g³osowania, któryz nich mia³ zostaæ „primus inter pares”, czylipierwszy wœród równych, Ignacy napisa³skromnie, ¿e po rozeznaniu w Panu g³os swójodda na tego, którego wybierze OpatrznoœæBo¿a... Wszystkie g³osy pad³y na niego, na cooczywiœcie siê nie zgodzi³, na to z kolei nie zgo-dzi³a siê reszta i koniec koñców rz¹dzi³ Towa-rzystwem do koñca swoich dni.

Now. Zbigniew Szulczyk SI

Rys. 6 Wizja w La Storta

Rys. 7 Msza Œw. Œw Ignacego

Rys. 8 Prze³o¿ony Generalny œw. Ignacy z KonstytucjamiRys. 9 Popiersie œw. Ignacego

Page 26: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 2 62 62 62 62 6

Pierwszym polskim misjonarzem, który uda³ sie do Azji, by³franciszkanin Benedykt Polak z Wroc³awia, który towarzyszy³Janowi z Pian del Carpine w jego wyprawie do Chin (1245-1247).Jego zapiski z podró¿y s¹ nieocenionym Ÿród³em informacji natemat Chin i chrzeœcijañstwa na tym obszarze. Mój artyku³ kon-centruje siê na polskich misjonarzach z Towarzystwa Jezusowe-go.

Na kartach historii zapisa³a siê sylwetka An-drzej Rudomina. Urodzi³ siêoko³o roku 1595 na Litwie(prawdopodobnie w Do-wgieliszkach), do Towarzy-stwa wst¹pi³ w 1618 r. w Wil-nie, œwiêcenia kap³añskieprzyj¹³ w 1623 r. w Rzymie,a zmar³ 3 wrzeœnia 1632 r.w Fuzhou w Chinach.W jego biografii zauwa¿yæmo¿na niezwyk³e okolicz-

Sylwetki polskich misjonarzySylwetki polskich misjonarzySylwetki polskich misjonarzySylwetki polskich misjonarzySylwetki polskich misjonarzyTowarzystwa JezusowegoTowarzystwa JezusowegoTowarzystwa JezusowegoTowarzystwa JezusowegoTowarzystwa Jezusowegona Dalekim Wschodziena Dalekim Wschodziena Dalekim Wschodziena Dalekim Wschodziena Dalekim Wschodzie

noœci poprzedzaj¹ce decyzjê o wst¹pieniu do zakonu, co uczy-ni³ bêd¹c ju¿ gotowym do o¿enku, maj¹c nawet ustalon¹ datêœlubu. Nag³y impuls spowodowa³, ¿e porzuci³ wszystkie wcze-œniejsze plany ( by³y one byæ mo¿e planami przede wszystkimjego ojca, który chcia³, aby rosn¹cy maj¹tek znalaz³ m³odego isprawnego zarz¹dcê) i poszed³ za g³osem serca. Jego decyzjaby³a na tyle buduj¹ca, ¿e zaraz za Andrzejem w szeregi jezuitówwst¹pi³ Miko³aj W³ossowski, kucharz Rudominów. Po nowi-cjacie Andrzej studiowa³ teologiê w Wilnie, a od 1622 r. konty-nuowa³ studia na uniwersytecie gregoriañskim w Rzymie.

Kolejny zwrot w ¿yciu Andrzeja Rudominy nast¹pi³ wwyniku snu, który wydaje siê doœæ fantastycznym. Natomiastfaktem s¹ decyzje podjête przez m³odego jezuitê. W wizji uka-zanej mu przez Anio³a Stró¿a zobaczy³ œwiat dŸwigany przezjezuickich misjonarzy. Najwiêcej problemów i koniecznoœci w³o-¿enia wysi³ku dostrzeg³ na wschodzie i dlatego te¿ wybra³ Chi-ny, by tam pe³niæ misjê zlecon¹ mu przez Pana. Zaraz po otrzy-maniu œwiêceñ kap³añskich poprosi³ ojca genera³a Vitteleschio pozwolenie na wyjazd do Chin. Warto zauwa¿yæ oddanieJezusowi i odwagê, z jak¹ Andrzej wybra³ kraj, do którego siêuda³. Jego dzia³anie przenikniête by³o ignacjañskim magis i

Chiny od pocz¹tku przyci¹ga³y wielu misjonarzy z Europy. Wielkie dzie³o Ewangeli-zacji tego olbrzymiego kraju zapocz¹tkowa³ w³oski jezuita AlessandroValignano,który przyby³ z W³och by kontynuowaæ wielkie dzie³o rozpoczête przez œw. Francisz-ka Ksawerego. Za jego przyk³adem na wschód ruszyli misjonarze Towarzystwa zinnych kajów Starego Kontynentu. Poni¿sze opracowanie ma na celu przybli¿yæ namjezuitów z Polski, którzy wyruszali g³osiæ Chrystusa w Kraju Œrodka

Fot. 11 Trzypokoleniowa rodzina ludu Ainu

Rys. 10 Alessandro Valigniano

Rys. 11 Wuchang - cnoty konfucjañskie

Rys. 12 Wuchang 1 - Dobroæ, Humanizm

Page 27: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 462 72 72 72 72 7

agere contra. Kierowa³ nim przede wszystkim ogromny zapa³do pracy dla Pana. Bez znaczenia wydawa³y mu siê trudy i prze-ciwnoœci.

Ju¿ w 1625 roku znalaz³ siê w Indiach, gdzie pos³ugiwa³chorym i biednym, a po krótkim okresie oczekiwania na statekwyp³yn¹³ w kierunku Chin. W 1626 roku dop³yn¹³ do Makao,a stamt¹d uda³ siê do Jiading ko³o Suzhou. Wspó³pracowa³tak¿e z o. Aleni przy wydaniu ,,Odpowiedzi na ró¿ne pytaniao sprawy wiary’’. W póŸniejszym czasie zapad³ na gruŸlicê p³uc.Od tamtej chwili choroba ju¿ go nie opuœci³a. Podczas swojego¿ycia w Chinach, Andrzej Rudomina napisa³ dzie³ko ascetycznepo chiñsku:

, ,Osiemna-œcie obrazówserca’’ na tematchiñskiego okre-œlenia dotycz¹-cego Boga.

W 1628 rokuo. Andrzej zosta³wys³any do pro-wincji Fujian,gdzie mimo pro-pozycji kuracjiw Makao pozo-sta³ ju¿ do koñca¿ycia, jakby œwia-domy, ¿e nied³u-go umrze. Postê-puj¹ca chorobauniemo¿liwi³a muod 1631 roku od-prawianie Mszyœw., a pod koniec¿ycia, z powoduwrzodu na gar-dle, nie móg³ ju¿ nawet przyjmowaæ Komunii œw. Zmar³ w wieku35 lat w otoczeniu chiñskich chrzeœcijan. Ostatnie chwile przy-nios³y mu podobno doœwiadczenie wizji œw. Ignacego, któranape³nia³a go radoœci¹ i pokojem. Da³ œwiadectwo ofiarnego¿ycia w s³u¿bie Bogu w Towarzystwie Jezusowym. Lu-dzie, którym poœwiêci³ ¿ycie, otoczyli go czci¹ po œmier-ci.

Kolejnym wybitnym misjonarzem tego pokoleniajest o. Wojciech Mêciñski. Urodzi³ siê w 1598 roku wszlacheckiej rodzinie w Osmolicach nad Wieprzem. Oj-ciec jego by³ kalwinem, lecz przy chrzcie Wojciechaprzeszed³ na katolicyzm. Obdarzony darem modlitwy,od dziecka marzy³, by zostaæ jezuit¹ i misjonarzem,jednak¿e rodzina nie by³a przychylna tym planom. Ra-zem z bratem studiowa³ na Akademii Krakowskiej, gdzieukoñczy³ retorykê. Studiowa³ równie¿ medycynê i wie-le podró¿owa³ po Europie. W Rzymie wst¹pi³ do Jezu-itów. Tam te¿, mimo protestów rodziny, zapisa³ na uposa¿enieKolegium Jezuitów w Krakowie, a¿ siedemnaœcie wsi

i miasteczko Nowodwór.Do wyjazdu na misje doJaponii przygotowywa³siê w Portugalii, gdzieprzez cztery lata uczy³ siêportugalskiego i studio-wa³ teologiê. Stamt¹d od-p³yn¹³ statkiem na DalekiWschód. Podró¿ roz-pocz¹³ w 1630 roku, leczgwa³towne wichury i bu-rze zawróci³y z powrotem jego okrêt do wybrze¿y Portugalii.Niezwykle schorowany ciê¿k¹ podró¿¹, w trzy lata póŸniej wy-p³yn¹³ ponownie w podró¿ do Indii, zatrzymuj¹c siê w Goa,gdzie jako Albertus de Polonia pracowa³ z wielkim poœwiece-niem, pielêgnuj¹c chorych w szpitalu. U grobu œwiêtego Fran-ciszka Ksawerego, misjonarza Japonii, zawiesi³ srebrn¹ lampê iwota sprawione z czêœci ojcowizny. ,,W dalszej okolicy tegomiasta - pisze profesor Feliks Konieczny w Œwiêtych w dzie-jach narodu polskiego - rozpocz¹³ sw¹ dzia³alnoœæ misjonarsk¹,nawróconym nadaj¹c na chrzcie imiona œwiêtych polskich. Wroku 1634 uda³ siê do Malabaru i nastêpnie na Malakkê. Wszê-dzie bra³ pod sw¹ opiekê chorych urz¹dzaj¹c szpitale. Z koñ-cem czerwca postanowi³ ruszyæ dalej, ¿eby zbli¿yæ siê do wy-marzonej niemal od dzieciñstwa Japonii”.

U schy³ku XVI wieku w Japonii, dziêki misjonarskiej pracyœwiêtego Franciszka Ksawerego, by³o pó³ miliona katolików.Jednak¿e krwawe przeœladowania ze strony szoguna Dejfufanyoraz dyktatura wojskowa po³o¿y³y kres rozkwitowi chrzeœcijañ-stwa. „ Prze³o¿eni zakonni ksiêdza Mêciñskiego, wiedz¹c, ¿edotarcie tam oznacza pewn¹ œmieræ, d³ugo nie chcieli wyraziæna to zgody. Dopiero, kiedy jeden z Jezuitów w Japonii Krzysz-tof Ferera, za³ama³ siê podczas tortur i przyrzek³ wspó³praco-waæ z w³adzami przeciwko misjonarzom, otworzy³a siê mo¿li-woœæ wyjazdu tam, by nowymi ofiarami okupiæ s³aboœæ Ferery”- tak czytamy w Encyklopedii Wiedzy o Jezuitach na ziemiachPolski i Litwy. Zatem w lutym 1642 roku Wojciech Mêciñskiodp³yn¹³ do Manilli na Filipinach, sk¹d pocz¹tkiem lipca, wprzebraniu Chiñczyka, wybra³ siê z wizytatorem Antonim Rubi-no i trzema towarzyszami do japoñskiej twierdzy Kagaksana apóŸniej na wyspê Satsuma. Wkrótce Jezuici zostali odkryci

przez ludzi szoguna Hitetate i 21 sierp-nia przewieziono ich do Nagasaki,gdzie poddano ich okrutnym tortu-rom. Miêdzy sierpniem 1642 roku amarcem roku nastêpnego o. Mêciñskimêczony by³ 105 razy. Poddawano gomiêdzy innymi okrutnej torturze wody,ale nie da³ siê z³amaæ. Móg³ uwolniæsiê jednym s³owem, na które czekano- wyparciem siê Chrystusa. Zawieszo-no go wraz z towarzyszami g³ow¹ wdó³ nad zag³êbieniem z nieczystoœcia-

mi. Zmar³ po 7 dniach mêki - 23 marca 1643 roku. Jego cia³ospalono, a prochy wrzucono do morza.

Kolejn¹ postaci¹, któr¹ warto wymieniæ jest o. Micha³ Piotr

Fot. 12 Chiñska pagoda

Rys. 13 Wuchang 2 - S³usznoœæ, Prawid³owoœæ

Rys. 14 Wuchang 3 - W³aœciwoœæ,Odpowiednioœæ, Zachowanie Zwyczajów

Page 28: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 2828282828

Boym. Urodzi³ siê we Lwowie oko³o 1614roku. Gdy mia³ 14 lat, w obliczu œmierciœlubowa³ œw. Franciszkowi Ksaweremu,¿e w razie ocalenia odda siê pracy misyj-nej na Dalekim Wschodzie. Wierny temuœlubowi wst¹pi³ do zakonu jezuitów wKrakowie (1631). Po nowicjacie odby³ stu-dia filozoficzne w Kaliszu i teologiczne wKrakowie, gdzie zosta³ wyœwiêcony na ka-p³ana. Nastêpnie odby³ tzw. trzeci¹ pró-bê w Jaros³awiu i wyjecha³ do Rzymu, stam-t¹d do Lizbony, sk¹d pod koniec 1643 roku odp³yn¹³ do Makaow towarzystwie 10 ksiê¿y i paru kleryków - póŸniejszych towa-rzyszy pracy w Tonkinie.

Z podró¿y tej wys³a³ do o. Cieœlaka SI w Rzymie opis Kafra-rii wraz z rysunkami fauny i flory mozambickiej. W Chinachprzybra³ nazwisko Pu Mi-ko Cze-jüen. Uczy³ siê jêzyka krajowe-go, zapoznawa³ siê z medycyn¹ chiñsk¹ i ró¿nymi metodamimisyjnymi. Pomaga³ wmisji o. Benedyktowi deMattos na wyspie Hay-n a n ,a po zajêciu jej przezMand¿urów (1647) po-œpieszy³ z pomoc¹ ksiêdzuE.Cardaso w Tonkinie. W tym czasie, pos³ugu-j¹c siê urzêdowymi mapa-mi chiñskimi, wykona³ kil-kunastostronicowy AtlasChiñski. W drugiej po³o-wie 1649 roku zosta³ wy-s³any do po³udniowychChin, na dwór Jongliego,ostatniego z dynastiiMingów - pretendenta dokorony po zajêciu pó³nocnych prowincji przez Mand¿urów. Tukobieca czêœæ dworu przyjê³a ju¿ chrzest, jak równie¿ ochrzczo-ny zosta³ Konstanty - trzymiesiêczny synek Jongliego. Mimooporu cywilnych w³adz portugalskich, które lêka³y siê odwetuMand¿urów, Micha³ Boym, w celu uzyskania pomocy dla Jon-gliego ze strony chrzeœcijañskiej Europy, zosta³ wybrany napos³a do Rzymu w towarzystwie dwóch m³odychChiñczyków.Z Makao odp³yn¹³ w pierwszych dniach stycznia1651 roku. W grudniu 1652 roku dotar³ do Wene-cji. £aciñski opis tej podró¿y pozosta³ w rêkopi-sie. Ju¿ z Wenecji rozes³a³ do ró¿nych uniwersyte-tów swoj¹ apologiê jezuickiej metody misyjnejw Chinach. W Rzymie przebywa³ do marca 1656roku. Niezra¿ony przez wiele niepowodzeñ, próbo-wa³ znaleŸæ zainteresowanie dla sprawy Jongliegow komisji kardynalskiej i u papie¿a oraz w zakoniejezuitów. Ogólnie, w wyniku intryg nie wierzono wpowodzenie misji w Chinach.

Pobyt w Rzymie wykorzysta³ do przygotowaniado druku swoich prac. Pod koniec marca 1656 roku,otrzymawszy listy od papie¿a, na czele licznej dru¿y-ny misyjnej odp³yn¹³ z Lizbony w drogê powrotn¹.W Goa wskutek nakazu prze³o¿onych, roz³¹czy³ siê zswoimi towarzyszami podró¿y. Wêdrowa³ samotniew ró¿nych warunkach, z Goa pieszo do Meliapuru,potem statkiem jakiegoœ muzu³mañskiego kupca do-tar³ do Pegu, w koñcu przyby³ (1658) do Ajuthia -ówczesnej stolicy Syjamu. Tu ponownie spotka³ siê

z swoimi towarzyszami podró¿y. Jednemu z nich, ks.Coupletowi przekaza³ swoje kolejne rêkopisy i ³aciñski tekstparu chiñskich rozpraw medycznych oraz katechizm chiñski.Do Tonkinu przyby³ w sierpniu 1658, ale dopiero w lutym na-stêpnego roku razem z Chiñczykiem Andrzejem, towarzyszemrzymskiej legacji, uda³ siê do Jongliego, który odniós³ chwilo-we zwyciêstwo nad Mand¿urami, wkrótce jednak zosta³ ca³ko-wicie rozgromiony i uszed³ do s¹siedniego Pegu. W tych za-

mieszaniach, trapionychorob¹ i niepowodze-niem Micha³ Boym, za-koñczy³ swoj¹ ziemsk¹tu³aczkê 22 sierpnia 1659roku.

Warto te¿ wspo-mnieæ sylwetkê Jana Mi-ko³aja Smoguleckiego.Urodzi³ siê oko³o 1610roku w Krakowie. Pod-czas studiów we Frybur-gu w Bryzgowii, ujawni-³y siê jego zdolnoœci donauk œcis³ych. Ju¿ jakopiêtnastolatek wyda³traktat astronomicznySol illustratus ac impu-gnatus, ceniony przez

wspó³czesnych mu astronomów, cytowany nawet przez Hewe-liusza i Kepplera. Filozofiê i prawo studiowa³ w Rzymie. Po po-wrocie do ojczyzny sprawowa³ wiele powa¿nych funkcji pu-blicznych. Jego kariera rozwija³a siê szybko i nic nie wskazywa-³o na to, ¿e porzuci to wszystko. W 1638 r. Smogulecki wst¹pi³

do jezu- itów, a po œwiêceniach kap³añskich w 1644roku, wyjecha³ na misje do Chin. Po doœæd³ugiej podró¿y, która przyprawi³a go nie-mal o œmieræ, dotar³ do Makao w 1646 roku.W Jiangnan i Hangzhou zdobywa³ wiedzêo zwyczajach chiñskich i uczy³ siê jêzyka.Tam te¿ przyj¹³ chiñskie nazwisko: Mu Nige,Rude. Gdy dotar³ do Chin, najechali je Tata-rzy. W zawierusze wojennej nieszczêœliwiestraci³ przywieziony ze sob¹ sprzêt astro-

nomiczny. Z powodu straty przyrz¹dów astro-nomicznych i braku kontaktu z uczonymi, ca³y

Rys. 15 Wuchang 4 -M¹droœæ

Rys. 16 Wuchang 5 - Zaufanie

Fot. 13 Rodzinu ludu Auin

Page 29: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 462 92 92 92 92 9

swój czas poœwiêci³ katechizacji miejscowej ludnoœci. Mimoniesprzyjaj¹cej sytuacji ochrzci³ wielu pogan. Dziêki wiedzy ma-tematycznej, trafi³ do elity intelektualnej. Zapozna³ Chiñczy-ków z logarytmami. Cesarz us³y-szawszy o uczonym Polaku, za-prosi³ go na swój dwór. W trak-cie rozmowy z cesarzem, Smogu-lecki przedstawi³ swój plan ewan-gelizacji Mand¿urii. Cesarz zgo-dzi³ siê na projekt, przestrzeg³ jed-nak ojca przed trudnoœciami.Otrzymawszy list polecaj¹cy,Smogulecki wyruszy³ na obszarChin, na którym nie stanê³y jesz-cze stopy misjonarzy. W czasiepodró¿y apostolskich, 17 wrze-œnia 1656 r. w Tschao-king-fouzapad³ nagle na jak¹œ nieznan¹chorobê, która spowodowa³ajego œmieræ.

Na koniec chcia³bym jeszcze wspomnieæ tych polskich je-zuitów, którzy wprawdzie do Chin nie dotarli, ale uczynili wszyst-ko, by siê tam znaleŸæ. Do nich nale¿eli m. in. o. Jan IgnacyLewicki, urodzony na Podlasiu ok. roku 1608. Do Towarzystwawst¹pi³ w Rzymie w 1632 roku, zgin¹³ w czternaœcie lat póŸniej wdrodze do Tonkinu na skutek roztrzaskania okrêtu. Z jego rela-cji wiemy o czci, jak¹ otaczali chiñscy chrzeœcijanie o. AndrzejaRudominê. Do Chin próbowali równie¿ dotrzeæ w 1688 rokudrog¹ l¹dow¹ (wyznaczeni spoœród wielu chêtnych Polaków)o. Konrad Terpi³owski i o. Ignacy Franciszek Zapolski. Sprze-ciw cara nie pozwoli³ im jednak podró¿owaæ przez Syberiê. Kil-

kanaœcie lat póŸniej, dwóch innych jezuitów - o. Pawe³ Wro-czyñski i scholastyk Aleksander Kulesza równie¿ próbowa³odotrzeæ do Chin. Rozdzieleni (miêdzy Mo³dawi¹ a Erywaniem)

z podró¿uj¹cym z nimi o. Oœnic-kim zostali pozbawieni œrodkówdo ¿ycia. Postanowili jednak pie-szo wyruszyæ do Kraju Œrodka.By³ to oczywiœcie utopijny po-mys³. Szczêœliwie o. Zapolski we-zwa³ ich i zabra³ do Isfahanu. Na-le¿y jednak zauwa¿yæ niezwyk³¹pasjê i zapa³, które poci¹ga³y je-zuitów w kierunku Chin pomimowielu niebezpieczeñstw.

Podobnie niepowodzeniemskoñczy³a siê wyprawa ojców:Jana Grassi, Norberta Korsaka iJana Stürmera - matematyków ifizyków z konwiktu w Po³ocku.

Próbowali oni - rezygnuj¹c z przedstawiaj¹cej ma³e szanse po-wodzenia drogi l¹dowej - dotrzeæ do Chin tradycyjn¹ drog¹morsk¹. Okrêty wyp³ywa³y z Lizbony, gdzie polskich jezuitówzatrzyma³a Kongregacja Rozkrzewiania Wiary, jako ¿e formalnienie istnieli oni na œwiecie - z racji obowi¹zuj¹cej kasaty Towa-rzystwa. By³ to rok 1805.

Dopiero w XX wieku Polacy z Towarzystwa Jezusowegopojawili siê ponownie w Chinach. Jan Konior i Artur Wardêgaudali siê w 1989 roku na Tajwan, gdzie uczyli siê jêzyka. Nastêp-nie kontynuowali studia w Pary¿u (Wardêga) i Rzymie (Ko-nior). Obecnie o. Artur pracuje w Makao w Instytucie im. Ma-teo Ricciego, a o. Jan odbywa swoj¹ trzeci¹ probacjê w domuprobacyjnym w Jastrzêbiej Górze.

Andrzej Myjak

Fot. 14 Budynek szkolny w Chinach

Page 30: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 3030303030

O. Artur K. Wardêga SI po szeœcioletniej formacji w Prowincji Pol-ski Po³udniowej Towarzystwa Jezusowego wyjecha³ w 1989 rokuna misje do Chin. Osiem lat przebywa³ na Tajwanie, gdzie przeztrzy lata uczy³ siê jêzyka chiñskiego i studiowa³ teologiê na Jezuic-kim Fakultecie Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu Fujenw Taipei. Studia teologiczne Kontynuowa³ w Centre Sevres w Pary-¿u. W 1996 roku otrzyma³ w Taipei œwiêcenia kap³añskie z r¹kks. kard. Shan Guoxi. Doktoranckie studia sinologiczne odby³ naUniwersytecie Paryskim, specjalizuj¹c siê w zakresie wspó³czesnejliteratury chiñskiej. Przez dwa lata wyk³ada³ na Uniwersytecie Fu-

jen, a od 2002 roku przebywa w Macao (Chiny), gdzie jest pracownikiem naukowym w Macau Ricci Insti-tute i adiunktem na wydziale Literatury i Nauk Humanistycznych w Instituto Inter-Universitário de Ma-cau.

Misje na Dalekim Wschodzie dzisiajMisje na Dalekim Wschodzie dzisiajMisje na Dalekim Wschodzie dzisiajMisje na Dalekim Wschodzie dzisiajMisje na Dalekim Wschodzie dzisiaj- rozmowa z o. Arturem K. Wardęgą- rozmowa z o. Arturem K. Wardęgą- rozmowa z o. Arturem K. Wardęgą- rozmowa z o. Arturem K. Wardęgą- rozmowa z o. Arturem K. Wardęgą

- misjonarzem w Chinach- misjonarzem w Chinach- misjonarzem w Chinach- misjonarzem w Chinach- misjonarzem w Chinach

Nov. Krzysztof Faltus: Kiedy narodzi³o siê u Ojca powo³aniemisyjne do pracy na Dalekim Wschodzie?

o. Artur K. Wardêga: Jak siêgam pamiêci¹, to musia³o to byæw starowiejskim nowicja-cie. Pamiêtam, ¿e JanekKonior by³ zapalonym or-ganizatorem kó³ka misyjne-go, no i pewnego razu po-prosi³ mnie o przet³umacze-nie hiszpañskiej broszurkimówi¹cej o œw. FranciszkuKsawerym. Potrzebne muto by³o na trzeciego grud-nia, rocznicê œmierci Œwiê-tego. Od tego czasu œw.Franciszek ju¿ mnie nie wy-puœci³ ze swych misyjnychr¹k i poprowadzi³ przez Ca-stillo de Xavier w Navarraa¿ na wyspê Sanchuang wChinach po³udniowo –wschodnich. Tak siê z³o¿y-³o, ¿e od trzech lat mieszkam i pracujê w Makao, po³o¿onymw odleg³oœci oko³o 300 km od tej s³ynnej wyspy.

KF: Czy nie odstrasza³a Ojca odleg³oœæ dziel¹ca Polskê i Chi-ny oraz trudnoœci zwi¹zane dostaniem siê tam i ciê¿k¹ prac¹?Przecie¿ w historii Towarzystwa do Chin dotar³o tylko kilkupolskich misjonarzy, a wyprawy wielu innych czêsto zakoñ-

czy³y siê niepowodzeniami z ró¿norakich przyczyn.o. AW: Wyje¿d¿aj¹c do Chin jecha³em, jak siê to mówi, „w ciem-no”. Trzeba pamiêtaæ, ¿e by³ to czas krwawej masakry chiñ-skich studentów na placu Tian An Men w Pekinie (4 czerwca1989) i sytuacja w Chinach by³a szczególnie napiêta. Chiñska

prowincja Towarzystwa Jezuso-wego, do której siê udawa³em, niemia³a w tamtym czasie wspólnotyw Pekinie, do której móg³bym do-³¹czyæ i gdzie móg³bym pobieraænaukê chiñskiego. Tak wiêc jedy-nym miejscem by³ Tajwan, w Pol-sce zupe³nie nieznany. Trudnoœciz otrzymaniem wizy do Tajwanuby³y ogromne. Polska nie mia³a¿adnego kontaktu ze „zbunto-wan¹ wysp¹”. Nie by³o nawetmowy o wys³aniu jakiejkolwiekpaczki z Polski na Tajwan. W dzieñodlotu do Taipei okaza³o siê, ¿eupragnion¹ wizê zapodziali gdzieœus³u¿ni ojcowie Werbiœci w War-szawie. No i bez wizy wylecieliœmy

z Jankiem Koniorem do Singapuru, a póŸniej (ju¿ z wiz¹) doTaipei.

Przed wyjazdem zapozna³em siê z referatem o. NatoñskiegoSI o misjonarzach polskich, którzy udali siê do Chin, tak ¿ewszelkie, nieprawdopodobne trudnoœci, jakie napotyka³em nadrodze do realizacji mego powo³ania do Pañstwa Œrodka, utwier-dza³y mnie w autentycznoœci moich d¹¿eñ, podobnych do tych

Fot. 15 o. Wardêga w biurze

Fot. 16 o. Wardêga z parafianami

Page 31: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 463 13 13 13 13 1

o jakich pisa³, o. Natoñski. Reasumuj¹c z perspektywy czasu,nie odleg³oœæ geograficzna i nie dychotomia polityczna miêdzywoln¹ Polsk¹ a komunistycznymi Chinami, czy kapitalistycz-nym Tajwanem stanowi³y dla mnie trudnoœæ. Nade wszystkoutrudnienia sprawia³ kulturowy i osobowy wymiar oraz samproces adaptacji do œrodowiska chiñskiego, podlegaj¹cego ci¹-g³ym zmianom, adaptacji do bardzo tradycyjnego Koœcio³aw Chinach oraz do samego Towarzystwa, wielokulturowego,a jednak o charakterze chiñskim, które na nowo dziœ poszukujeswego miejsca w nowoczesnych Chinach. Te i podobne aspek-ty by³y i pozostaj¹ nadal jednym z najwiêkszych wyzwañ moje-go powo³ania.

KF: Jak wygl¹da praca misyjna w kraju, w którym zaledwie1% ludnoœci to chrzeœcijanie?

o. AW: No có¿, tak jak to by³o za czasów Ricciego i Boyma, taki obecnie wszystko opiera siê na przyjaŸni i na znajomoœciachz Chiñczykami, na atrakcyjnoœci wiedzy i kultury misjonarzy noi nade wszystko na dobrej znajomoœci jêzyka i tradycji chiñ-skich. W kraju gdzie autentycznoœæ i przejrzystoœæ osobowapoddawane s¹ ci¹g³ej weryfikacji (ryt biesiad, recytacja wier-szy, œpiewanie piosenek, sztuka chiñskiej kaligrafii) i gdzie pod-stawowym pytaniem jest: „kto ty jesteœ?”, pomyœlnoœæ zasie-wu ewangelicznego w du¿ej mierze zale¿y od tego, kim siê na-prawdê jest. Bez przyjaŸni i Paw³owej wiary uczynków, bez mi-³oœci bliŸniego i poszanowania jego “chiñskoœci”nie ma mowyo jakiejkolwiek pracy misyjnej w Chinach.

Jak my tam pracujemy? W du¿ej mierze poprzez instytucjeu¿ytecznoœci publicznej takie jak: uniwersytety(Tajwan, Ma-kao), szko³y zawodowe, œrednie, podstawowe (Pekin, Xiamen,Hong Kong, Makao, Tajwan), jak równie¿ poprzez przedszkola.Oddzia³ujemy na opiniê publiczn¹ poprzez wydawnictwa, au-dycje radiowe i TV (filmy Kuangchi Studio w Tajpei), prasêi czasopisma (m.in. jezuicki miesiêcznik REN LAI na Tajwaniei nasz kwartalnik sinologiczny, dwujêzyczny SHEN ZHOU JIAOLIU & CHINESE CROSS CURRENTS w Makao), poprzez Insty-tuty Ricci w Tajpei, w Makao i w San Francisco, parafie, domyrekolekcyjne i oœrodki powo³aniowe. W dobie renesansu, jakiprze¿ywa obecnie chrzeœcijañstwo w Chinach (g³ównie wœródinteligencji chiñskiej), dobrze rozwija siê wspó³praca Instytu-

tów Ricci w Makao i w San Francisco z wydzia³ami Studiów nadChrzeœcijañstwem uniwersytetów w Szanghaju, w Pekinie,w Shenzhen, w Kantonie, w Wuhan i w Hong Kongu. Szerokorównie¿ rozwiniête s¹ dzie³a Caritasu w chiñskich leprozoriach,wœród dzieci opuszczonych i wœród chorych na AIDS. Chocia¿oficjalne statystyki wskazuja uporczywie na niski procent wie-rz¹cych, to jednak ich liczba stale roœnie, a liczba mi³oœnikówchrzeœcijañstwa i ludzi wspó³pracuj¹cych z Koœcio³em jestz pewnoœci¹ imponuj¹ca.

KF: Z jakimi trudnoœciami musi siê zmagaæ wspó³czesny mi-sjonarz pracuj¹cy w Chinach?

o. AW: Przede wszystkim z jêzykiem i z chiñsk¹ mentalnoœci¹(tradycj¹). Chrzeœcijañstwo w Chinach, mimo swojej atrakcyj-noœci i pokaŸnego dorobku, wci¹¿ jest jednak uwa¿ane za reli-giê obcych (czêsto nieprzyjaznych Chinom) mocarstw. W od-ró¿nieniu od buddyzmu, który przybra³ “patynê” chiñskoœcii mocno zintegrowa³ siê z kultur¹ i spo³ecznoœci¹ chiñsk¹, chrze-œcijañstwo tej „patyny” z ró¿nych wzglêdów siê nie doczeka³olub nie wypracowa³o jej. Nawet w samej nazwie „religii” jestzawarta sprzecznoœæ. Jej chiñski ekwiwalent „zong jiao” wska-zuje bardziej na doktrynê kasty klanicznej ni¿ na coœ, co ma³¹czyæ cz³owieka z Bogiem (o czym mówi przecie¿ jej ³aciñskiŸród³os³ów). W konsekwencji papie¿ w chiñskiej terminologii„jiao zong”oznacza przewodnika kasty. Taki uk³ad rzeczy wzbu-dza u przeczulonych na chiñsk¹ suwerennoœæ Chiñczyków nie-ufnoœæ ,a niekiedy i agresjê. A przecie¿, gdy na pocz¹tku VIIwieku chrzeœcijañstwo w swej nestoriañskiej oprawie dotar³odo Pañstwa Œrodka zosta³o ono przez samych Chiñczyków okre-œlone mianem “Promieniuj¹cej[œwietlistej] Nauki”. Na szczêœcie

bardziej adekwatna (ni¿ w jêzyku polskim) pozostaje nazwa ksiê-dza, który po chiñsku oznacza po prostu „ojca duchownego”[shenfu], tj. tego, którym w rzeczy samej ma byæ. Oprócz trud-noœci „historyczno-kulturowych” istniej¹ w Chinach opory typutradycjonalnego. Dotyczy to w du¿ej mierze kwestii powo³ania.Rodziny chiñskie, obecnie przewa¿nie ma³odzietne (ogranicze-nie i kontrola urodzeñ), opieraj¹ siê wcia¿ na tradycji konfu-cjañskiej, która nakazuje, by najstarszy syn zachowa³ ci¹g³oœærodu i otoczy³ opiek¹ starzej¹cych siê rodziców. Te uwarunko-wania sprawiaj¹, ¿e m³ody cz³owiek lojalny wzglêdem swoch

Fot. 17 Konferencja Ojca misjonarza

Fot. 18 o. Wardêga z grup¹ duszpastersk¹

Page 32: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 3 23 23 23 23 2

przodków i szanuj¹cy swych rodziców nie jest w stanie wst¹piædo zakonu lub zostaæ ksiêdzem. Inn¹ trudnoœci¹ jest to, ¿e Chiñ-czycy nie maj¹ prawie wolnego czasu dla siebie. Wiêkszoœæz nich jest przepracowana, a dzieci po wyjœciu ze szko³y ca³ewieczory spêdzaj¹ w tzw. repetytoriach (buxiban’ach), gdzie dopóŸnych godzin nocnych wa³kuj¹ materia³ i przygotowuj¹ siêdo codziennych egzaminów-sprawdzianów w szkole. Przy ta-kim porz¹dku dnia trudno znaleŸæ dla nich odpowiedni czas nakatechezê. Ostatnio nawet Tajwan pozbawi³ katolików wolne-go dnia na Bo¿e Narodzenie, poniewa¿ zniós³ przypadaj¹ce na25 grudnia œwiêto Konstytucji zatwierdzone przez generalissi-mo Chiang Kai-shek’a.

KF: Na czym w obecnych czasach polega inkulturacja na Da-lekim Wschodzie, gdzie oprócz chrzeœcijan jest tak wielu lu-dzi ró¿nych wyznañ?

o. AW: Poniewa¿ w praktyce os³awiona inkulturacja okaza³a siêterminem niezbyt szczêœliwym, w u¿yciu jest wiêc tutaj termininterkulturacji mówi¹cy o przenikaniu siê, interakcji dwóch kul-tur; kultury dominuj¹cej i kultury alternatywnej. Kilkanaœcie lattemu ciekawym eksperymentemby³o dostosowanie kanonuMszy œw. do rytu daoistyczne-go, opartego na oczyszczeniuduszy poprzez liturgiê Kyrie Ele-ison oraz czytania i doprowadze-niu jej do zjednoczenia z Abso-lutem podczas przeistoczenia.Szkoda, ¿e poza krêgami mi-strzów Dao, wysi³ek ten nie zna-laz³ szerszego odg³osu. Osobi-œcie odprawiaj¹c Mszê œw. dlaChiñczyków staram siê, choæ wograniczonym zakresie, stosto-waæ ich œrodki wyrazu symbo-licznego. I tak do Mszy œw. ubie-ram po chiñsku skrojon¹ albê, podczas przygotowania darówk³adê na o³tarzu owoce, kwiaty, ry¿, okadzam o³tarz, zapalaj¹cpachn¹ce ¿erdki oraz uk³onem sk³adam ho³d przodkom. Nie mate¿ tutaj zwyczaju przyklêkiwania przed o³tarzem, czy przed Ta-bernakulum, w zamian oddaje siê tu g³êboki sk³on. Ponadtow naszej asystencji Azji po³udniowo-wschodniej prowadzonyjest dialog miedzyreligijny, szczególnie z buddyzmem w Japo-nii, w Chinach, w Tajlandii, w Sri Lance, na Tajwanie i w Singa-purze. Owocem tego jest wzmo¿ona wspó³praca na polu chary-tatywnym, s³u¿by ubogim, opieki zdrowotnej itd. Organizowa-ne s¹ równie¿ wspólne modlitwy i dzielenie siê doœwiadcze-niem wiary oraz, jak to by³o w moim przypadku, umo¿liwia siêwymianê naukow¹. Zosta³em bowiem zaproszony na buddy-styczny Uniwersytet Nan Hua na Tajwanie do dania serii pre-lekcji na temat pocz¹tków i rozwoju sztuki chrzeœcijañskiej po-cz¹wszy od okresu epoki bizantyjskiej po renesans. Moimi s³u-chaczami byli studiuj¹cy tam buddyjscy mnisi i mniszki. Po-nadto w Instytucje Ricci w Makao przygotowujemy wydanieprzewodnika po niemal wszystkich œwi¹tyniach buddyjskichw Chinach. Jest to swego rodzaju pionierska i zarazem monu-

mentalna praca.

: W Chinach istnieje tak¿e podziemny Koœció³. Jaka jestró¿nica pomiêdzy oficjalnym Koœcio³em, uznawanym przezw³adze, a tym „tajnym”?

o. AW: Tak, od 1949 roku istnieje tzw. Chiñskie PatriotyczneStowarzyszenie Katolickie utworzone przez komunistyczny rz¹dchiñski (daleki „kuzyn” naszego Biura d/s Wyznañ), które jestw Chinach tzw. oficjalnym Koœcio³em kierowanym przez rz¹d.Wed³ug ogólnodostêpnych statystyk skupia ono oko³o 4 mi-lionów cz³onków (biskupów, ksiê¿y, diakonów, seminarzystów,sióstr zakonnych i œwieckich). Koœció³ ten nie uznaje autoryte-tu papie¿a i œlepo popiera rz¹d m. in. w takich kwestiach jak:sztuczna regulacja urodzin, aborcja, eutanazja itp. NatomiastKoœció³ tzw. podziemny ma ponad 12 milionów kleru i wiernychoraz nieprzerwanie jest wierny Ojcu Œwiêtemu i nauczaniu Ko-œcio³a powszechnego. Ponad 70% ksiê¿y w Chinach otrzyma³oœwiêcenia z r¹k biskupów patriotycznych, t.j. mianowanych przezw³adzê, bez konsultacji ze Stolic¹ Apostolsk¹. Koœció³ w Chi-nach jest wiêc rozdarty i przeœladowany, mimo to prê¿nie siê

rozwija i daje piêkne œwiadec-twa wiary.

KF: W Europie w ostatnich la-tach gwa³townie spada liczbapowo³añ do Towarzystwa. Jakto echo odbija siê w ChiñskiejProwincji oraz na jakie trud-noœci napotykaj¹ m³odzi, któ-rzy s³ysz¹ g³os Chrystusaw swych sercach?

o. AW: Ka¿de powo³anie jestdrogocennym darem Boga, któ-re nale¿y usilnie wypraszaæ. Po-dobnie jak w Europie tak i tutaj

w Azji gwa³towny rozwój ekonomiczny jak i destrukcyjne aspek-ty globalizacji powoduj¹, ¿e powo³añ jest ma³o, a jak ju¿ s¹, toniejednokrotnie dalekie od idea³u. W Chinach jest wiele powo-³añ, lecz brak nale¿ytej formacji. Niemo¿noœæ formowania ich namiejscu w Chinach, sprawia, ¿e ma³y procent jest w stanie opu-œciæ kraj i udaæ siê do nowicjatów za granic¹, np. na Filipiny.Tak¿e przez d³ugi czas sprawa przygotowania formatorów by³adoœæ zaniedbywana w Prowincji Chiñskiej. Daje to o sobie bo-leœnie znaæ szczególnie teraz, gdy Chiny coraz bardziej otwie-raj¹ siê i nawet stawiaj¹ nam œmia³e wyzwania. Spadek czy brakpowo³añ spowodowany jest równie¿ tym, i¿ wiele obecnychrodzin chiñskich posiada tylko jedno dziecko, i to przewa¿niep³ci mêskiej, którego ¿adn¹ miar¹ rodzice nie poœwiêc¹ dla Ko-œcio³a. W gruncie rzeczy czy to w Europie, czy to w Chinach,przyczyny spadku powo³añ s¹ do siebie podobne – bo przecie¿œwiat coraz bardziej staje siê jedn¹ globaln¹ wiosk¹” .

Serdecznie dziêkujê za rozmowê. Niech œwiêty Patron, Franci-szek Ksawery, wyprasza Ojcu przed Bo¿ym Tronem wiele £ask,potrzebnych w pos³udze bliŸnim i pracy misyjnej na DalekimWschodzie.

Now. Krzysztof Faltus SI

Fot. 19 Chiñskie owieczki duszpasterza

Page 33: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 463 33 33 33 33 3

"Ufaj Bogu tak, jakby ca³e powodzenie spraw zale¿a³o wy³¹cznieod Niego; tak jednak dok³adaj wszelkich starañ, jakbyœ ty sam mia³

wszystko zdzia³aæ, a Bóg nic zgo³a."œw. Ignacy Loyola „Myœli na ka¿dy dzieñ”

Page 34: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 3434343434

Redukcje Paragwajskie, Republika Jezuicka, Misje, Repu-blika Guarani – pod takimi okreœleniami przeszed³ do historiijeden z barwniejszych jej epizodów. Epizod ten rozci¹ga siê na150 lat i obejmuje on historiê precedensow¹ pod ka¿dym wzglê-dem - wielk¹ ludzk¹ przygodê, epopejê „na miarê Homera”. Otó¿jezuickim misjonarzom, jako pierwszym w historii, uda³o siêstworzyæ pañstwo egalitarne, coœ na wzór pañstwa doskona³e-go, tworz¹c z dzikich, uprawiaj¹cychpoligamiê i kanibalizm Indian ze szcze-pu Guarani w tropikalnej Ameryce po-³udniowej, spo³eczeñstwo chrzeœcijañ-skie z jedyn¹ w swoim rodzaju, wysokorozwiniêt¹ kultur¹ i systemem spo³ecz-no-ekonomicznym. Z tych te¿ powo-dów, piœmiennictwo historyczne na te-mat redukcji jest ogromnie zró¿nicowa-ne – od skrajnego potêpienia do wyra-zów zachwytu. W XVIII wieku, gdyoœwiecona laicka Europa nie by³a spe-cjalnie przychylna jezuitom, a na tematredukcji kr¹¿y³y po dworach absoluty-stycznych w³adców Europy niestworzo-ne historie o chciwoœci i okrucieñstwiejezuitów wzglêdem biednych Indian, re-dukcje niespodziewanie znalaz³y uzna-nie u najwiêkszych myœlicieli tego okre-su. I tak na przyk³ad Monteskiusz, au-tor Ducha Prawa, uwa¿a³, ¿e ojcowieza³o¿yli miasto idealne, w którym po-trafiono „rz¹dziæ ludŸmi, czyni¹c ichszczêœliwymi” i dostrzega³ w redukcjach republikañski wzór.Mo¿na powiedzieæ, i¿ 150-letnia historia redukcji w doskona³ysposób przedstawia ducha jezuickich misjonarzy, którego wzo-rem jest Franciszek Ksawery.

Do Paragwaju, ojczyzny Guaranów, hiszpañscy odkrywcydotarli w 1516 r. Trzeba zaznaczyæ, ¿e Guaranowie, jako jednoz najliczniejszych zwi¹zków plemiennych, zamieszkiwa³i nie tyl-ko sam Paragwaj, lecz tereny od równika, a¿ po brzegi Rio de laPlata, czyli obszar dzisiejszej Argentyny, Brazylii, Paragwaju iUrugwaju. Przybycie Europejczyków ³¹czy³o siê z rozpoczêciemmozolnego i krwawego podboju, trwaj¹cego do pocz¹tku XVIIwieku. Nierówna walka bêd¹c¹ w³aœciwie eksterminacj¹ Indian

Wielka HistoriaWielka HistoriaWielka HistoriaWielka HistoriaWielka HistoriaRedukcjiRedukcjiRedukcjiRedukcjiRedukcji

ParagwajskichParagwajskichParagwajskichParagwajskichParagwajskich

doprowadzi³a do tego, ¿e w ci¹gu 250 lat, liczba autochtonówspad³a z miliona do 8 200 ludzi. Guaranowie, a w³aœciwie jakwol¹ etnolodzy – Tupi-Guarani – byli plemieniem nomadów.Nasi bohaterowie zajmowali siê prymitywnym rolnictwem napogorzeliskach, mieli jedynie drewniane narzêdzia i przenosilisiê z miejsca na miejsce. Byli te¿ œwietnymi myœliwymi. ̄ yli wniewielkich grupach, sk³adaj¹cych siê z oko³o dwudziestu ro-

dzin. Byli poligamistami i kanibalami.Na tej ziemi jezuici w swojej pracy

nie byli pionierami, jak w Japonii, anite¿ twórcami pewnego systemu jakw Chinach. W Ameryce Po³udniowejzostali wyprzedzeni chocia¿by przezfranciszkanów czy dominikanów. Dlajasnoœci dalszego opowiadania, nale-¿a³oby powiedzieæ, czym s¹ owe reduk-cje. „Ad vitam civilam et ad ecclesiamreducti sunt” – (sprowadzeni zostalido ¿ycia obywatelskiego i do Koœcio-³a) - Tak brzmi tekst za³o¿ycielski re-dukcji jezuitów. Ide¹ redukcji jest spro-wadzenie (zredukowanie) koczowni-czych i rozproszonych Indian, do sta-³ych osiedli, w celu ³atwiejszego ichucywilizowania i nawrócenia. Jeden zg³ównych bohaterów tej opowieœci, oj-ciec Ruiz de Montoya, okreœla reduk-cje jako „wioskê Indian, wedle pradaw-nych swych obyczajów ¿yj¹cych, któ-rzy przemys³em ojców sprowadzeni

zostali do mieszkania w du¿ych miejscowoœciach, do prowa-dzenia w nich ludzkiego ¿ywota oraz do przyodziania cia³a wszaty”. Z tego opisu wynika te¿ element zachowania kulturyw³asnej Indian, czyli inkulturacja. W ró¿nych definicjach re-dukcji jest zatem podkreœlany wymiar zarówno religijny, (eccle-siam reducti sunt), jak i obywatelski, kulturalny i cywilizacyjny(do prowadzenia w nich ludzkiego ¿ywota...).

Jezuici przybyli do Salty w roku 1586, na zaproszenie Fran-ciszka de Vittoria, dominikanina; pierwszego Biskupa Tucuma-nu (obecnie miasta i prowincji w Argentynie). Decyzja o spro-wadzeniu jezuitów wyp³ywa³a z tego, ¿e redukcje zak³adane wlatach osiemdziesi¹tych XVI stulecia przez np. Franciszkanina

Fot. 20 Ruiny Redukcji San Ignacio-Mini

Page 35: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 463 53 53 53 53 5

Ludwika Bolanosa, nie dawa³y oczekiwanych rezultatów.Umieszczeni w nich Indianie byli podlegli kolonizatorom, któ-rzy ich wyzyskiwali i okrutnie siê z nimi obchodzili, tote¿ ci niegarnêli siê do wiary chrzeœcijañskiej. Ale chocia¿ pocz¹tkowakolonizacja Hiszpanów by³a masakr¹, to z czasem, na skutek jejostrego potêpienia przez miejscowych dominikanów i francisz-kanów, hiszpañskie w³adze usi³owa³y z³agodziæ swoje podej-œcie, kwestionuj¹c coraz bardziej potêpiane niewolnictwo, ra-czej ze wzglêdów politycznych ni¿ etycznych.W roku 1543, nowe ustawy po stronie hiszpañskiej d¹¿y³y dozniesienia niewolnictwa, zachowuj¹c jednak encomienda (Tu-bylec nie by³ odt¹d w³asnoœci¹ kolonisty, który dysponowa³jego „si³¹ robocz¹”, pod warunkiem, ¿e „doprowadzi go do wia-ry chrzeœcijañskiej”). Ta nowa odmiana pañszczyzny nie wp³y-nê³a na przyjêcie przez Indian Ewangelii. Po stronie portugal-

skiej by³o jeszcze gorzej. Tam kolonista by³ królem a Indianuwa¿ano tam za zwierzynê, na któr¹ nale¿a³o polowaæ. Posunê-³o siê to do tego stopnia, ¿e najbardziej wp³ywowe rodziny wSao Paulo tworzy³y bandy indiañsko-portugalskich metysów,których nazywano mamelucos i których jedynym zadaniem by³o„³apanie dzikusów”.

W takich oto warunkach pracowali pierwsi jezuiccy misjo-narze. Trzech z nich, Szkot – Tom Fields, Hiszpan – Juan deOrtega, oraz Portugalczyk – Pedro Solanino, pojawi³o siêw stolicy - Asuncion i zak³o¿y³o pierwsze misje. Sk³ada³y siênañ szko³a, seminarium oraz sierociniec. Pocz¹tkowo przyjêtoich bardzo dobrze, miejscowa elita wystawi³a nawet zakonni-kom dom i piêkn¹ œwi¹tyniê. Próbowali te¿ tzw. „misji lotnych”,wêdruj¹c w g³¹b kraju by nawracaæ Indian. Jednak pocz¹tkowa¿yczliwoœæ okazana jezuitom szybko ust¹pi³a miejsca napiêciomi konfliktom, wywo³anym na skutek potêpienia przez zakon me-tod, jakimi pos³ugiwa³a siê hiszpañska szlachta. W 1604 roku,ojciec Lorenzana, superior misji w Asuncion, publicznie potêpi³wszystkich tych, którzy wykorzystuj¹ Indian, gro¿¹c gniewemBo¿ym i ekskomunik¹. Na skutek tych ostrych staræ zakonni-kom odciêto dostawy ¿ywnoœci i ofiary pieniê¿ne. Sytuacja wy-maga³a dzia³ania. Fundamenty pod redukcje zosta³y po³o¿onedziêki inicjatywie wielkiego jezuity Diega de Torres Bollo, na

synodzie w Assun-cion w roku 1603.Sprawa ruszy³a nadobre, gdy pi¹ty ge-nera³ Towarzystwa –o. Klaudiusz Aqu-aviva, podj¹³ zdecy-dowane dzia³ania. W1607 r. wyniós³ Para-gwaj do godnoœcioddzielnej prowincjidaj¹c tamtejszym oj-com znaczniewiêksz¹ niezale¿-noœæ i swobodê dzia-³ania. Pierwszymprowincja³em zosta³ Diego de Torres. Plan by³ nastêpuj¹cy: popierwsze zakaz jakiejkolwiek formy niewolnictwa oraz encomien-da (które by³o zast¹pione kontrybucj¹ w naturze sk³adanej ko-ronie hiszpañskiej); po drugie: zgrupowanie plemion na miej-scu, w wioskach, z w³asnym samorz¹dem i po trzecie, zakazwstêpu do tych wspólnot Hiszpanom, Portugalczykom, i Me-tysom.

Trzeba zaznaczyæ, ¿e przedsiêwziêciu temu sprzyja³y wa-runki polityczne. Z powodu braku sukcesu w podboju Indian,król Hiszpanii Filip III, s³uchaj¹c dobrych rad otoczenia i prze-konany o korzyœciach politycznych i wojskowych, jakie mo¿eprzynieœæ rozwi¹zanie zalecane przez jezuitów, stwierdzi³: „Na-wet, gdybyœmy rozporz¹dzali niezbêdnymi do tego si³ami, nieu¿ylibyœmy ich. Indian z Guayry nale¿y zdobyæ tylko przez na-uczanie Ewangelii. Innym wa¿nym elementem by³o to, ¿e reduk-cje nie podlega³y ani miejscowemu gubernatorowi, czy koloni-zatorom, ale wprost Królowi Hiszpanii. Mia³o to kluczowe zna-czenie, gdy¿ eliminowa³o przyczynê niepowodzeñ wczeœniej-szych prób. Problem ten, opisa³ jeden z misjonarzy: „Indianieszczerze mi³uj¹ prawo Bo¿e, lecz nie lubi¹ Hiszpanów. W swychumys³ach uwa¿aj¹ bowiem, i¿ nie da siê pogodziæ niewolnic-twa, z godnoœci¹i wolnoœci¹ sy-nów Bo¿ych...”

Tak wiêc oj-ciec Torrez, odroku prowincja³Paragwaju, we-zwa³ do Assun-cion, dwóchW³ochów, ojcówJose Cataldinai Simone Maceta,by wys³aæ ich doGuaira, nad do-p³yw Parany.Wyruszywszy zAssuncion, do-tarli do staregoCiudad Real 2 lu-

Fot. 21 Dzieci Indian Guarani

Fot. 23 Mapa Republiki Guarañskiej

Fot. 22 Bogato rzeŸbiona brama redukcji

Page 36: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 3 63 63 63 63 6

Fot. 25 Przeprawa indian przez rzekê Paranê

tego 1610 r. wyczerpani i chorzy. Podjêta nastêpnie podró¿³odzi¹, zakoñczy³a siê w pierwszych dniach lipca 1610 r., narzece Paranapane. Tam te¿ po³o¿yli kamieñ wêgielny pod przysz³¹republikê – Loreto (pierwsza redukcja, nazwana tak na czeœæprzywi¹zania œw. Ignacego do Matki Boskiej Loretañskiej). Re-dukcjê stanowi³o dwieœcie rodzin, ochrzczonych kilka lat wcze-œniej przez ojców Ortegê i Fieldsa. Wtedy nie wiedzieli jeszcze,¿e przedsiêwziêcie to rozroœnie siê do zdumiewaj¹cych rozmia-rów (30 redukcji, wszystkie zaœ na obszarze oko³o 350 000 km).Nie wiedzieli, ¿e w ca³¹ sprawê zaanga¿owanych bêdzie oko³o250 tys. Indian Guarani i ponad 200 ojców jezuitów, z którychoko³o trzydziestu przyp³aci³o te misje w³asnym ¿yciem. Wspo-mnieæ tu nale¿y trzech œwiêtych mêczenników TowarzystwaJezusowego, którzy oddali ¿ycie w obronie wiary i Indian w1628 roku: Paragwajczyka œw. Rocha Gonzaleza, oraz dwóchHiszpanów, œw. Alfonsa Rodrigueza i œw. Jana del Castillo, be-atyfikowanych 16 maja 1988 roku przez Jana Paw³a II. Nie wie-dzieli, ¿e stworz¹ precedens w skali œwiata, który nie móg³ niewp³yn¹æ na jego losy, ¿e stworz¹ „raj na ziemi”. Pocz¹tki by³yjednak bardzo ciê¿kie.

Pierwsza redukcja rozwija³a siê bardzo dobrze. Nap³ywa³odo niej coraz wiêcej Indian tak, ¿e szybko siê przeludni³a.W tych okolicznoœciach jeden z kacyków (przywódców wspól-noty indiañskiej) rzuci³ myœl za³o¿enia w odleg³oœci pó³torej milidrugiego osiedla. W ten sposób powsta³o San Ignacio-Mini,druga redukcja. Wkrótce potem stworzono w tej¿e okolicy jesz-cze dwa osiedla. Jak pisze o. Charlevoix: „Szybkie te postêpynasunê³y wówczas obu jezuitom pomys³ utworzenia republikichrzeœcijañskiej, która zdo³a³aby wznowiæ w tym barbarzyñskimœrodowisku najpiêkniejsze dni pierwszych wieków chrzeœcijañ-stwa”. Pocz¹tki jednak, by³y bardzo trudne. Ojciec Ruiz de Mon-toya donosi, ¿e kiedy dotar³ do pierwszej redukcji – Loreto –stwierdzi³, i¿ ojcowie Cataldino i Maceta byli „bardzo ubodzy[...] sutanny mieli tak po³atane, i¿ pierwotnej materii najmniej wnich sta³o”. Maxime Haubert zauwa¿a, ¿e „poœród dzikusówjezuici mieszkaj¹ i pracuj¹ z Bogiem tylko; jedynie w jego mi³o-œci znajduj¹ pocieszenie, tylko w Jego chwale odkrywaj¹ w³asn¹godnoœæ”.

Oprócz k³opotów materialnych, pierwsi misjonarze musieliwiele siê wycierpieæ, by zmieniæ mentalnoœæ Indian. Trzebaby³o nak³oniæ kacyków, by odprawili swoje na³o¿nice, zaprze-stali ludo¿erstwa. I w koñcu, by to plemiê, przyzwyczajone dokoczownictwa nak³oniæ do regularnej pracy. „Wœród tak wy-stêpnego ludu wszystko budowaæ trzeba by³o od pocz¹tku.

Tylko cud móg³ zapewniæ powodzeniedzie³a, a Ten, który zamiarem tym na-tchn¹³ misjonarzy, nie szczêdzi³ im wcaleutrapieñ” – (o. Charlevoix). Owszem,prób, i utrapieñ nie brakowa³o, ale te¿ tejniez³omnej mocy, która wyp³ywa ze szcze-rej wiary oraz Bo¿ej ³aski.W tej pierwszej fazie redukcje wygl¹da³yjak rodzaj obozowiska wojskowego, sk³a-daj¹cego siê z drewnianych baraków -stu budynków w œciœle geometrycznymuk³adzie, otaczaj¹cych bardzo wysoki

koœció³, zbudowany z ogromnych cedrów, kolegium oraz cabil-do – rady miejskiej. Woda, dzwonnica, po³o¿enie obronne, zie-mie uprawne dooko³a - Wedle tego wzorca za³o¿ono pierwszedziesiêæ redukcji, w regionie Parany (1610 - 1630). Gdy któreœ zplemion przy³¹cza³o siê do nowej redukcji, trzeba by³o zaj¹æ siêwznoszeniem zabudowañ, zasiewami i zakupem byd³a. Ojcowiemusieli to robiæ sami. Wielu jezuitów, którzy w Europie pocho-dzili z arystokratycznych rodzin, tu przeistacza³o siê w drwali,cieœlów, kopaczy, murarzy i oraczy. Tak ogólnie wygl¹da³y re-dukcje w swoim pierwszym wydaniu. By móc opisaæ redukcjêw jej szczytowym okresie, muszê przedstawiæ historiê owego

exodusu - dramatycznego oraz prze³omowego momentu histo-rii redukcji.

Wspomina³em ju¿ wczeœniej o pazernoœci brazylijskich plan-tatorów nie skrêpowanych przez ¿adn¹ pañstwow¹ w³adzê.Stworzenie redukcji jawi³o im siê jako wyzwanie: jak mo¿na po-zbawiæ siê surowca, jakim jest ludzkie byd³o – Guaranie?! Ajeszcze czyniæ tych podludzi obywatelami, którzy unikali enco-mienda i wynosiæ ich do rangi wytwórców, konkurencji! Stwier-dzono zatem, ¿e poniewa¿ naiwni jezuici zgrupowali kilkadzie-si¹t tysiêcy Indian w paru zagrodach, to nie ma potrzeby nadalpolowaæ na nich w d¿ungli: owe wioski sta³y siê kurnikami dlalisów...Gdy w 1628 roku, gubernatorem Asuncion zosta³ przy-chylny Portugalczykom plantator, sytuacja sta³a siê krytyczna.W 1629 roku pauliœci (od miasta Sao Paulo) przeprowadzilipierwszy regularny atak na redukcjê w Encarnacion. Jezuici mielitylko jedno wyjœcie - przemieœciæ swoich wiernych poza zasiêgmamelucos, z dala od Guaira. M¹¿, który na okolicznoœæ exodu-su mia³ przej¹æ obowi¹zki Moj¿esza, niezgorzej siê nadawa³ dotego podwójnego zadania: przekonaæ Guaranów, ¿e musz¹ opu-

Fot. 24 Wodospady prowincji Entre-Rios

Page 37: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 463 73 73 73 73 7

œciæ swoj¹ ziemiê i zawieœæ ich do ziemi obiecanej – ojciec Anto-nio Ruiz de Montoya – przewodniki wódz tej wielkiej wyprawy. W ci¹gu szeœciu miesiêcy przerzu-ci³ populacjê Guaranów o osiemset kilometrów na po³udnie. Iluich by³o? Szacunkowo prawie 30 tys.tych, którzy podjêli exodus. By³a to wy-soka cena, poniewa¿ zginê³o wielu ludzi,a ci, którzy wyszli ca³o z tej próby, mielisiê okazaæ skutecznymi w dzia³aniu pio-nierami. Dziêki temu wyczynowi Guara-nie zyskali ciesz¹cego siê powa¿aniemprzywódcê. Ruiz de Montoya wiedzia³jednak, ¿e bêdzie potrzebowa³ orê¿a z praw-dziwego zdarzenia. Bo chocia¿ teraz bylio wiele bardziej bezpieczni to jednak ma-melucos powróc¹, czy to rzek¹ Urugwaj,czy od strony morza. Wystara³ siê zatemo zezwolenie od prze³o¿onych na obronêswoich interesów u króla Hiszpanii - Fili-pa IV. Uzyska³ nie tylko prawo do uzbro-jenia i wyszkolenia Guaranów, udzielone-go przez radê Kastylii, lecz tak¿e bullê og³oszon¹ przez papie¿aUrbana VIII, która zakazywa³a wszelkich form niewolnictwa podkar¹ ekskomuniki. Jak siê okaza³o kilka lat póŸniej, Guaraniemusieli sprostaæ powarznej bitwie w obronie swoich miast. W1641 mamelucos wsiedli do stu ³odzi, i wyl¹dowali w pobli¿uredukcji, której obronê powierzono kacykowi Abariu. Zaopa-trzone w kilkaset strzelb i zbrojnych ³odzi, Indiañskie zastêpystawi³y im czo³o, a potem roznios³y na strzêpy najeŸdŸców narzece Mboroe. W ten sposób Guaranie zapewnili sobie na stolat poczucie bezpieczeñstwa. W tym te¿ okresie „Republika Je-zuicka” sta³a siê „imperium”, co jak siê mia³o okazaæ tak¿e po-

œrednio przyczyn¹ dramatu upadku redukcji. Ale na razie wyda-je siê, ¿e jezuici oraz ich podopieczni zwyciê¿yli...

Tak wiêc redukcje spokojne ju¿ od najazdów, zaczynaj¹swoje wielkie odrodzenie i od 1640 przez oko³o wiek rozwijaj¹siê, aby w XVIII wieku zadziwiæ œwiat. I tu jest w³aœnie momentby opisaæ ich fenomen. Oko³o 30 redukcji le¿a³o w pobli¿u rzekUrugwaju i Parany, w prowincji Entre-Rios, na terenie dzisiej-szej Argentyny, Paragwaju, i Brazylijskiego Rio Grande. By³yone dosyæ luŸno po³¹czone z sob¹ politycznie, wiêc nazwa „re-publika” jest raczej umowna. Wybór miejsca przeznaczonego

pod budowê ka¿dego z osiedli redukcyjnych ustalony by³ postarannych studiach przygotowawczych, uwzglêdniaj¹cych kli-mat, ¿yznoœæ gleby, przyjemne po³o¿enie oraz warunki strate-giczne u³atwiaj¹ce obronê. Osady zak³adano zazwyczaj na wznie-

sieniach, w pobli¿u rzek,w odleg³oœci siedmiu luboœmiu mil jedna od dru-giej. Uk³ad wewnêtrznyredukcji stosowa³ siê nie-mal jednolicie do jednegowzoru („Kto pozna jednoz tych miast, zna jewszystkie, wszystkie bo-wiem s¹ do siebie podob-ne”) Wszystkie ulice,przecina³y siê prostopa-dle. Oœrodkiem ka¿degomiasta by³ koœció³. Do-chodzi³o siê do niego po-przez wielki kwadratowyplac (plaza) otoczony pal-

mami, drzewami pomarañczowymi i ozdobiony pomnikami reli-gijnymi. Koœcio³y, budowane czasem przez neofitów, jeszczeprzed samym osiedleniem, by³y piêknie ozdabiane. Dalej domwdów, szko³a i kolegium jezuickie, szpital. Arsena³, gospoda dlaprzyjezdnych i domy prywatne zajmowa³y pozosta³e pierzejeplacu. Za koœcio³em i kolegium znajdowa³ siê piêkny ogród klasz-torny. Poza skupiskami domów ju¿ na terenie wiejskim, ci¹gnê-³y siê przestronne i porz¹dne wytkniête aleje wiod¹ce ku wybu-dowanym w szczerym polu kapliczkom, które wyznacza³y punk-ty koñcowe procesji. Lacouture pisze: „Bardzo prêdko uderzanas wspaniale oczywiste znaczenie tego za³o¿enia: wymyœleniena nowo krajobrazu, przestrzeni, poddanych pod kreskê ka-mieñ, uk³ad ujarzmionej myœli, jak w Pekinie, w Wersalu czySankt Petersburgu [...] Poprzez rozmach perspektywy, czystoœælinii wspania³¹ potêgê tworzywa i jego s³oneczne piêkno, jawi¹siê tutaj w sposób teatralny, porz¹dek, sta³oœæ i bezpieczeñ-stwo po to, by oswoiæ i zracjonalizowaæ œwiat oraz leœnychludzi.” Gdy czytamy te opisy, trudno uwierzyæ, ¿e te arcydzie³aurbanistyki i architektury, powsta³y w œrodku d¿ungli AmerykiPo³udniowej. Wzniesione nie na rozkaz absolutystycznego w³ad-cy, lecz rêkami Indian i ojców jezuitów, dla w³asnej wspólnoty.Przy okazji odkrywamy tu wielki talent i duszê artystyczn¹ sa-mych Indian. Guaranie wykazywali wybitne zdolnoœci do rzeŸ-by, malarstwa, a przede wszystkim do muzyki. Charlevoix pisze:„Bez wielkiego trudu zdo³ali oni dorównaæ swoim mistrzom. Na-uczyli siê œpiewaæ z nut najtrudniejsze melodie”, a w 1637 rokuo. Ripario napisa³ do prowincja³a : „Wielu spoœród nich ma ju¿du¿¹ wprawê w komponowaniu muzyki (...). U¿ywaj¹ najró¿-niejszych instrumentów.” Dziêki zachowaniu wysokiego pre-sti¿u rzemios³ artystycznych rozwinê³o siê tak¿e tkactwo, sny-cerstwo, garncarstwo. Garbarnie dostarcza³y skór, olejarniet³uszczów, rozwiniête by³o ludwisarstwo, przemys³ cukrowy icegielnie. Bujnie rozrasta³y siê zak³ady jubilerskie, pracownieœlusarzy, cieœlów, piekarnie, szwalnie, a nawet warsztaty zegar-mistrzowskie. Produkcja dewocjonaliów osi¹gnê³a poziom po-

Fot. 26 Indianin na polowaniu (kadr z filmu „Misja”)

Fot. 27 Plac przed koœcio³em z lotu ptaka

Page 38: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 3 83 83 83 83 8

Fot. 28 Jeden z oko³o 270 wodospadów Ignasu szerokoœci 4 kilometrów

równywalny z europejskim. Pierwsz¹ drukarniê za³o¿ono tam wpo³owie XVII wieku. Wydawano w niej g³ównie ksi¹¿ki w jêzy-ku Guarani. Kwit³o ¿ycie umys³owe i kulturalne.

Jest to rzeczywistoœæ iœcie bajkowa. Ale by dope³niæ miarytych wspania³oœci, nale¿y przedstawiæ system polityczny i eko-nomiczny republiki. W jednym z opisów czytamy: „to indiañ-skie pañstwo odpowiedzia³o najnowoczeœniejszym wymogomdemokracji, gdy¿ nie by³o w nim mas ciemiê¿onych przezwszechpotê¿ne rzesze urzêdnicze, ale swoboda obywateli ogra-niczona by³a jedynie interesem ogó³u; w republice tej wy³onio-ny w wolnych wyborach tubylczy urzêdnik by³ urzêdnikiem ws³u¿bie dobra ogó³u, który nie mia³ na wzglêdzie interesów w³a-snych.” Co prawda jest to trochê powierzchowy opis guarañ-skiego systemu, ale w istocie by³ on daleko wybiegaj¹cy wprzysz³oœæ, tak, ¿e mo¿e jeszcze mu nie dorównaliœmy... Ow-szem pewn¹ w³adzêdalej mia³ wódz –kacyk. W ka¿dymosiedlu iloœæ kacy-ków nie przekracza-³a piêædziesiêciu,przy œredniej liczbie20 - 25 tys. miesz-kañców osiedla.Jednak pod koniecistnienia redukcji wadministracji tylkokilka procent stano-wili potomkowie ka-sty kacyków. Pod-stawow¹ instytucj¹ kadrow¹ by³y wybory. Wszystkie funkcjepubliczne pochodzi³y z demokratycznego g³osowania, które od-bywa³o siê w Nowy Rok. Listy wybierano spoœród najgorliw-szych chrzeœcijan. Nie istnia³y partie polityczne oraz stronnic-twa. Zakonnicy nie ingerowali w proces administracyjny, conajwy¿ej s³u¿yli rad¹, jednak¿e z racji swoich kompetencji, od-dania, czasu, jaki poœwiêcali sprawom publicznym, tak¿e mieliwp³yw inspiruj¹cy i kontroluj¹cy. Byli przywódcami duchowy-mi republiki. W³adza znajdowa³a siê w rêkach ludu. Osi¹gniêtoto chocia¿by poprzez instytucjê zebrañ otwartych; w wiêkszo-œci posiedzeñ gabinetów móg³ uczestniczyæ ka¿dy. Proboszczczy superior zgromadzenia byli wyk³adni¹ prawa i instytucj¹odwo³awcz¹. Policja utrzymywa³a porz¹dek profilaktyk¹, a nierepresjami. Na wszelki wypadek zabronione by³y nocne wyj-œcia z domu. Oczywiœcie zdarza³y siê przewinienia i wystêpki.Wykroczenia odnosi³y siê przewa¿nie do stosunku do pracy,zaœ kar¹ by³o napomnienie ze strony spo³ecznoœci lub misjona-rzy. Jeden z ojców pisze: „nie by³o przestêpstw, które wymaga-³yby stosowania kar sro¿szych ani¿eli modlitwa, post, a niekie-dy tylko ch³osta”. Zbrodniarzy zsy³ano niekiedy do s¹siednichosiedli. System penitencjarny by³ ³agodny, tote¿ wszyscy pod-dawali siê wyrokom z pokor¹ i spokojem. Przestêpstwa kobiet,dla lepszego zrozumienia motywów, os¹dza³y kobiety. Karaœmierci, jak ma siê rozumieæ, w „Chrzeœcijañskiej Republice” nieistnia³a.

Ale tym, co budzi³o najwiêksze zainteresowanie

i kontrowersje na prze³omie dziejów, by³ system w³asnoœci, pra-cy i podzia³u dochodów. Otó¿ wszystko to, co do tej pory opi-sa³em mia³o miejsce w systemie, w którym w³asnoœæ prywatnaw wiêkszoœci dziedzin ¿ycia spo³ecznego nie istnia³a, gdziewszystko nale¿a³o do wspólnoty, wspólnie te¿ decydowano opodziale rzeczy. Mimo tego, ¿e Indianie stykali siê z w³asnoœci¹prywatn¹, to nie kwestionowali formy komuny, podobnej dotej, któr¹ znajdujemy we wspólnotach zakonnych. Trudnostwierdziæ czy by³ to komunizm, czy chocia¿by chrzeœcijañskikomunizm, jak pisze Lugon, podobny pocz¹tkom chrzeœcijañ-stwa. Na temat ten ró¿ni ludzie przedstawiaj¹ ró¿ne punkty wi-dzenia. Wiadomo jednak, jakie by³y fakty, a interpretacjê ichmo¿na zostawiæ specjalistom. Lacouture pisze: „zwa¿ywszy natradycje guarañskie z jednej strony, a na system wspólnotowyInków z drugiej, Torres i jego ojcowie-za³o¿yciele ustanowili

system mieszany: z jednej strony ama’mbae, czyli rodzinne po-letko, wchodz¹ce w zakres w³asnoœci prywatnej; z drugiej stro-ny tupa’mbae, czyli ziemia bo¿a, a wiêc wspólnotowa.” Ro-dzinne poletko zaspokaja³o potrzeby rodziny, a ziemia wspólnadawa³a zysk ca³ej wspólnocie. Nie istnia³o dziedziczenie. Jeœlichodzi o klejnoty i ozdoby kobiece, ograniczone do dwóchuncji z³ota na g³owê, ojcowie zachêcali swoich parafian, by czy-nili z nich dary dla Koœcio³a, gdzie zdobi³y pos¹gi œwiêtych.Istnia³ przymusowy charakter pracy. Nie by³oby wspólnoty aniprodukcji bez tego rodzaju przymusu, poniewa¿ Guaranowienie kierowali siê ani chêci¹ zysku, ani pragnieniem rodzinnegogromadzenia dóbr dla celów spadkowych. Jednak je¿eli istnia³jakiœ przymus, to zmierza³ on raczej ostatecznie do indywiduali-zacji: „Swoboda wyboru miejsca pracy i jej rodzaju, decydowa-nia o w³asnym planie produkcji, okreœlania w³asnej konsumpcjiczy wymiany dóbr nie by³a ani hamowana, ani kontrolowana,wrêcz przeciwnie - stymulowana. [...] Nadrzêdnym celem wama’mbae nie by³o niszczenie, ale wzbudzanie motywacji doniezale¿noœci w postêpowaniu” – o. Popescu. Jeden z ojcówpiêknie opisa³ aspekt kolektywistyczny tego systemu: „ludzie,którzy nic nie maj¹ na w³asnoœæ, a rozporz¹dzaj¹ wszystkim”.

O tym jak wygl¹da³ dzieñ typowego Guaranina dowiaduje-my siê z ró¿nych listów. Dzwon bije o œwicie. Msza ogólna,nastêpnie rozdawanie kukurydzianej papki. Szko³a obowi¹zko-wa dla dzieci obu p³ci od lat siedmiu! Otwieraj¹ siê warsztatyrzemieœlnicze otaczaj¹ce collegio, a rolnicy, zwerbowani, do

Page 39: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 463 93 93 93 93 9

Now. Szczepan Urbaniak SI

wspólnych prac, ruszaj¹ w pole ze œpiewem, za niesionymi naczele koœcielnymi chor¹gwiami. Godzina przerwy ko³o jedena-stej. Do pi¹tej po po³udniu czas przeznacza siê na obrabianierodzinnego poletka. Rytm wyznaczaj¹ ceremonie ze œpiewem...Zauwa¿yæ tu mo¿na charakter zakonny, jaki wnieœli jezuici. Gu-aranowie nie znali nigdy dzie-siêcio- dwunasto- czy nawetczternastogodzinnego dniapracy, przyjêtego zarówno wrolnictwie jak i przemyœle kapi-talistycznym. Dzieñ pracy nieprzekracza³ nigdy oœmiu go-dzin. Ponadto czwartek uwa¿a-no za dzieñ wolny od zajêæ obo-wi¹zkowych. Precedensem jesttak¿e powszechna edukacja,nieznana wtedy w Europie orazopieka socjalna. Guaranowieuprawiali tak¿e sporty, z któ-rych jednym z ulubionych by³api³ka no¿na. Ogromnie rozwinê-³a siê hodowla byd³a i uprawayerba mate, czyli herbaty para-gwajskiej.

W tym samym czasie, gdy wspólnoty guarañskie rozkwita-³y w œwietle Ewangelii, spokojnie i szczêœliwie, wszêdzie do-oko³a narasta³y ciemnoœci. Redukcje by³y dla œwiata kolonial-nego i Europy czasów oœwiecenia czymœ o ca³kowicie odmien-nym potencjale, co musia³o spowodowaæ wy³adowanie nara-staj¹cej a nieuchronnej burzy. Sam dramat upadku redukcji sta³siê inspiracj¹ dla wielu artystów. Mo¿na wspomnieæ chocia¿bys³ynn¹ Misjê Rolanda Joffego, z Robertem de Niro i JeremymIronsem w rolach g³ównych. G³ównym wrogiem redukcji sta³

siê minister portugalski Markiz Pombal. Pretekstem sta³a siêplotka, jakoby jezuici odkryli i eksploatowali cenne z³o¿e z³ota.Jezuici zdo³ali siê oczyœciæ z wszystkich zarzutów, jednak mieliza du¿o przeciwników, zarówno na dworach Europy jak i w ko-lonialnej Ameryce, której zabierali zarówno niewolników – In-

dian, jak i byli znaczn¹ konku-rencj¹ produkcyjn¹. Ostatecz-ny cios nast¹pi³, gdy Hiszpa-nia odst¹pi³a terytorium reduk-cji na korzyœæ Portugalii, w za-mian za tereny u ujœcia Rio dela Plata. Nasili³y siê ataki mili-tarne na redukcje, których In-dianie próbowali broniæ. Sytu-acja sta³a siê krytyczna w 1767roku, gdy król Hiszpanii pod-pisa³ dekret o wydaleniu jezu-itów z terenów Korony Hisz-pañskiej, a wiêc tak¿e z tere-nów Ameryki Po³udniowej.Czêœæ jezuitów, zosta³a zamor-dowana, czêœæ uwiêziona, in-nych deportowano do Europy.

Tysi¹ce Indian skazano na œmieræ albo na materialny lub moral-ny upadek. Inni przepadli na zawsze, na niezbadanych pustko-wiach Amazonii lub Gran Chaco. W Po³owie 1768 roku Republi-ka Guarani przesta³a istnieæ.

Taki jest koniec tej historii bohaterstwa, poœwiêcenia, wspól-noty i braterstwa. Myœlê, ¿e mimo wielkiej tragedii upadku re-dukcji, nie liczy siê to, ¿e to wielkie dzie³o nie przetrwa³o i mate-rialnie, bo dobro i zbudowanie, które uda³o siê stworzyæ jezuic-kim misjonarzom, nie zginê³o, ale trwaæ bêdzie na wieki.

Fot. 29 Kadr z filmu „Misja” o tragicznym upadku Redukcjach

Bibliografia:1. Lacouture Jean, 1998, Jezuici tom 1 Zdobywcy, OficynaWydawnicza Volumen, Warszawa2. Lugon Clovis, 1971, Chrzeœcijañska komunistyczna republikaGuaranów, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa

Page 40: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 4040404040

Wśród ludów Zambii...Wśród ludów Zambii...Wśród ludów Zambii...Wśród ludów Zambii...Wśród ludów Zambii...

wszystko by³o tak, jak mi powiedzieli przed wst¹pieniem. Samnowicjat by³ nieporównywalnie ciê¿szy od tego, jaki mamydzisiaj. Kiedyœ by³o twardo, nie by³o chwili ulgi. Zanim z³o¿y-liœmy œluby, mieliœmy wiedzieæ, po co tu przyszliœmy.

F.S.: Jak wygl¹da³a Brata przygoda z Afryk¹?

Br. T.N.: Zanim wyjecha³em na misje, jako zakonnik by³emw wojsku. Po nim wys³ali mnie do Czechowic, gdzie pracowa-

czyli, jak wyglądała praca na naszychczyli, jak wyglądała praca na naszychczyli, jak wyglądała praca na naszychczyli, jak wyglądała praca na naszychczyli, jak wyglądała praca na naszych

placówkach misyjnych w Afryce?placówkach misyjnych w Afryce?placówkach misyjnych w Afryce?placówkach misyjnych w Afryce?placówkach misyjnych w Afryce?

Br. Tadeusz Nogaj SI urodzi³ siê w 1937 roku w Starej Wsi k. Brzozowa, dozakonu wst¹pi³ w 1955, na misje do Afryki wyjecha³ w roku 1968. Do Polskipowróci³ w 1988 i od tamtej pory mieszka w Starej Wsi, gdzie pracuje, jakofurtian w tutejszym kolegium.Historia polskich misjonarzy w Zambii rozpoczyna siê w 1912 roku, jeszcze jakomisja prowincji galicyjskiej. Przez ca³y okres dzia³alnoœci, na rzecz ludów Zambii na

misji pracowa³o dziesi¹tki jezuitów zró¿nych krajów, choæ wiêkszoœæ pochodzenia polskiego.Wielu te¿ misjonarzy przyp³aci³o swoj¹ pos³ugê duszpa-stersk¹ ¿yciem, umieraj¹c na egzotyczne choroby. Nie bezznaczenia dla dzia³alnoœci misji by³a praca braci zakonnych.Ich ogromny wk³ad w powstawanie nowych koœcio³ów, do-mów, szkó³, dbanie o finanse i zaopatrzenie by³ podstaw¹egzystencji misji zambijskiej. Trzeba wspomnieæ, ¿e to w³a-œnie Oni chodzili na polowania, nara¿aj¹c siê na atak zestrony dzikich zwierz¹t. Nie raz zdarza³o siê, ¿e brat niepowraca³ z polowania. Przyk³adem jest br. Franciszek Bu-lak, który w 1944 roku zosta³ po¿arty przez lwa. Lecz mimowszystko, misja rozwija siê i z wiar¹ oraz odwag¹ niesieDobr¹ Nowinê o Chrystusie Jezusie ludom tubylczym Ro-dezji P³n., a¿ po dziœ dzieñ. W tym wywiadzie zostaje poru-szony przede wszystkim temat misyjnej pracy Br. TadeuszaNogaja SI, który 20 lat spêdzi³ na misji w Zambii, buduj¹ckoœcio³y, poluj¹c i dbaj¹c o ekonomiê domów, w którychmieszka³.

Filip Sroka: Czy móg³by Brat przytoczyæ kilka wspomnieñz okresu nowicjatu?

Br. Tadeusz Nogaj: Samo wst¹pienie do nowicjatu by³o prze-¿yciem bardzo przyjemnym, pomimo tego, ¿e wiedzia³em, i¿ bê-dzie bardzo ciê¿ko. To nie by³o to samo, co teraz. Zastanawia-³em siê czy podo³am. Do nowicjatu wst¹pi³em w 1955 roku.Prze¿y³em go, jeszcze raz powtarzam, bardzo przyjemnie,

Fot. 30 Br. Nogaj i Now. Filip Sroka, autor artyku³u

Page 41: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 464 14 14 14 14 1

³em jako kucharz. W 1967 roku prowincja³ zapyta³ siê mnie, czypojadê na misje. Kiedy prowincja³ ka¿e, to tak siê robi, wiêc jaodpowiedzia³em: „jeœli siê nadajê, to jadê”. Podziêkowa³ i kaza³mi siê przygotowaæ. Wyjecha³em 15 stycznia 1968 roku, wrazz trzema ojcami: o. Szub¹, o. Wargockim i o. Smyd¹. Droga namisje prowadzi³a przez Holandiê, Rzym i Ziemiê Œwiêt¹, któr¹bardzo chcia³em zobaczyæ. Po Ziemi Œwiêtej oprowadzi³ naspolski jezuita, tamtejszy superior na papieskim Biblicum. Potemszczêœliwie dotarliœmy do Zambii.

Ciekawym doœwiadczeniem by³a nauka jêzyka angielskie-go, niezbêdnego do pracy na misji. Jeœli chodzi o mnie, a nawetnie tylko o mnie, ale o wszystkich czterech jezuitów, którzywyjechali ze mn¹ na misje, to jêzyka uczyliœmy siê sami. Trzebaby³o wkuwaæ s³ówka. Powiedzieli nam, ¿e jak bêdziemy znali400-500 s³ów, to bêdziemy mogli siê bez problemu porozma-wiaæ. To nie jest prawd¹. Mo¿na znaæ 400-500 s³ówek, ale trzebajeszcze umieæ z³o¿yæzdanie. Co innego mó-wiæ po angielsku, coinnego znaæ s³ówka.Swobodnie rozma-wiaæ umia³em dopie-ro po roku.

F.S.: Czy w tamtymczasie w Zambiimieszka³ brat tylkoz Polakami? Co na-le¿a³o do Brata obo-wi¹zków?

Br. T.N.: Na misjipracowali jezuiciz ró¿nych krajów naœwiecie. Byli Anglicy, Amerykanie, Kanadyjczycy, byli S³owa-cy, Jugos³owianie. Towarzystwo by³o mieszane. Wœród nichby³ m.in. Jego Eminencja Ks. Adam Kardyna³ Koz³owiecki.Od samego pocz¹tku do moich obowi¹zków nale¿a³y zakupy,budowa, polowania itp. Utrzymanie ca³ej naszej wspólnoty, le-¿a³o na moich barkach, a to by³o bardzo ciê¿kie. Z Chingobwe*na zakupy jeŸdzi³o siê do najbli¿szego miasta - Kafue - któreoddalone by³o o ponad 200 km, ale Land Roverem jecha³o siêok. szeœciu godzin, a ciê¿arówk¹ cztery godziny d³u¿ej. Nie za-wsze mo¿na by³o wszystko dostaæ, dlatego miêso pozyskiwali-œmy z polowañ, na które chodzi³em przewa¿nie w okolice domu.Tam te¿ zajmowa³em siê ogrodem, z którego pozyskiwaliœmywarzywa. Podczas pobytu na placówce Chingobwe, powierzo-ne zosta³o mi zadanie zbudowania koœció³ka w Mbasha. Dodat-kowo by³em ksiêgowym, dba³em o finanse. Inni jezuici mieli naswoich barkach jeszcze ciê¿sze zadania. Oni równie¿ budowalikoœcio³y, domy, warsztaty takie jak tartak i m³yny. Uprawiali

Now. Filip Sroka SI

wraz z Afrykanami pola, zawozili chorych do szpitala. Ksiê¿ajeŸdzili, a raczej chodzili od wioski do wioski i g³osili S³owoBo¿e, odprawiali Msze œw., na które trzeba przyznaæ przycho-dzi³o sporo ludzi. Nauczali w zak³adanych przez Jezuitów szko-³ach, w czym póŸniej pomaga³y sprowadzone ze Starej Wsi sio-stry S³u¿ebniczki.

F.S.: Czy sztuki polowania nauczy³ siê Brat równie¿ w Za-mbii?

Br. T.N.: W wojsku pozna³em jedynie teoriê i zasady jak trzy-maæ broñ, ³adowaæ itd. Jednak polowanie to co innego. Tejsztuki nauczy³em siê na misji. Inaczej poluje siê w dzieñ, a ina-czej w nocy. Gdy jest ciemno, cz³owiek nie wie do czego strzela,to jest ca³kiem, co innego.

F.S.: Jakie panowa³ystosunki z tubylca-mi?

Br. T.N.: Raczej do-bre, a nawet bardzodobre. Murzyni bylibardzo mili i okazy-wali serdecznoœæ dlamisjonarzy. Nie by³owrogoœci do nas,uwa¿ali nas za swo-ich przyjació³, bo mydu¿o robiliœmy dlanich. Panowa³a ¿ycz-liwoœæ. Doceniali to,co dla nich robiliœmy.Widzieli trud niesio-

ny dla nich, dla ich dobra. My oddaliœmy im ca³ych siebie. Taktrzeba by³o, bo tylko wtedy misja mog³a przynieœæ efekty.Wszystko dziêki Panu Bogu.

F.S.: Gdzie pracowa³ Brat po powrocie z Zambii?

Br. T.N.: Po powrocie z misji trafi³em do Starej Wsi, do mojejrodzinnej miejscowoœci. Tu siê wychowa³em i tutaj czekam naspokojn¹ œmieræ. Na razie pracujê jako furtian. Dzieñ mija zadniem. Czekam spokojnie na koniec ziemskiej pielgrzymkiw miejscu, w którym przyszed³em na œwiat.

Bardzo dziêkujê za rozmowê!

*formy fonetyczne, spolszczone.

Fot. 31 Podwórze w Kasisi

Page 42: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 4242424242

„Takie bêd¹ Rzeczypospolite, jakie ich m³odzie¿y chowa-ne” - twierdzi³ wybitny kanclerz koronny – Jan Zamojski.Kszta³cenie m³odego pokolenia stanowi czynnik decyduj¹cyo kierunku rozwoju narodu. Polska drugiej po³owy XVI wiekuby³a krajem o niskim poziomie edukacji. Podupadaj¹ca Akade-mia Krakowska stawa³a siê powoli szko³¹ jedynie dla ni¿szychstanów spo³ecznych, a poziom nauczania znacznie siê obni-¿y³. Wyk³ady by³y czêsto odwo³ywane, a kiedy ju¿ dosz³y doskutku by³y w opinii studentów nieciekawe. Tak¿e system szkó³parafialnych i œrednich pozostawia³ wiele do ¿yczenia. Ma-gnateria i bogatsza szlachta wysy³a³a swe dzieci do szkó³ za-granicznych, zaœ biedniejsza czêœæ spo³eczeñstwa by³a skaza-na na szko³y Polskie. Na taki grunt w po³owie wieku wkroczy³yszko³y protestanckie. Szerz¹ca siê g³ównie wœród szlachty he-rezja przynios³a ze sob¹ nie tylko nowy pr¹d religijny. Nowinkinaukowe, wysoki poziom dydaktyczny kadry naukowej oraznauka jêzyka polskiego by³y niemal¿e ich wizytówk¹. Sytuacjasta³a siê o tyle powa¿na, ¿e Polsce grozi³o odszczepienie siê odKoœcio³a Powszechnego i za³o¿enie tzw. koœcio³a narodowe-go. W tych burzliwych dla narodu czasach, nie zabrak³o jed-nak mê¿ów wybitnych. Oto œwiadomy powagi sytuacji kardy-na³ Hozjusz sprowadzi³ do Polski w 1564 roku zakon jezuitów,umieszczaj¹c ich pierwsze kolegium w Braniewie. Specjaln¹opiek¹ otoczy³ ich król Zygmunt August, który ju¿w nastêpnym roku nada³ zakonowi „obywatelstwo polskie”.Towarzystwo Jezusowe traktowane podówczas jako lekarstwo

Wpływ szkolnictwa jezuickiegoWpływ szkolnictwa jezuickiegoWpływ szkolnictwa jezuickiegoWpływ szkolnictwa jezuickiegoWpływ szkolnictwa jezuickiegona wychowanie młodzieżyna wychowanie młodzieżyna wychowanie młodzieżyna wychowanie młodzieżyna wychowanie młodzieży

w Rzeczypospolitej Obojga Narodóww Rzeczypospolitej Obojga Narodóww Rzeczypospolitej Obojga Narodóww Rzeczypospolitej Obojga Narodóww Rzeczypospolitej Obojga Narodów

na reformacjê, sta³o siê w nied³ugim czasie ko³em zamacho-wym polskiej oœwiaty.

Szkolnictwo jezuickie od momentu powstania by³o ukie-runkowane na wychowanie i nauczanie m³odzie¿y sfer rz¹dz¹-cych, odgrywaj¹cych kluczow¹ rolê w pañstwie. By³o to spo-wodowane wzglêdami czysto praktycznymi, poniewa¿ zakonnie dysponowa³ odpowiednimi zasobami ludzkimi do prowa-dzenia szkolnictwa elementarnego.

System wychowania jezuitów skrystalizowa³ siê ostatecz-nie w Ratio studiorum z 1599 roku i by³ on podporz¹dkowanytradycyjnej pedagogice katolickiej. Katolicki pogl¹d na œwiatodznacza siê przede wszystkim bardzo œciœle ukazan¹ hierar-chi¹ wartoœci i ich podporz¹dkowaniem naczelnej idei Boga,jako ostatecznego celu cz³owieka i ludzkiego ¿ycia. Tote¿ pe-dagogika jezuicka za cel wychowania uwa¿a takie ukszta³to-wanie cz³owieka, aby przez ¿ycie moralne, zgodnie z sumie-niem i wiar¹, osi¹gn¹³ swój cel ostateczny. Dydaktyka, opartana tych przes³ankach, musia³a byæ przede wszystkim wycho-waniem religijnym. Równolegle z pobo¿noœci¹ mia³o iœæ umo-ralnianie m³odzie¿y.Polecano wyrabiaæw ch³opcach karnoœæi poszanowanie autory-tetu przez pos³uszeñ-stwo, sumiennoœæ, przezpilnoœæ w naukach,czystoœæ obyczajów,skromnoœæ i og³adê ze-wnêtrzn¹. G³ówn¹ me-tod¹ przeprowadzaniatego planu, a zarazem za-sadnicz¹ cech¹ wycho-wania jezuickiego, mia-³a byæ wedle przepisów,³agodnoœæ, dobroæ, po-³¹czona z powag¹ i wiel-kim poszanowaniemgodnoœci dziecka. Karymia³y byæ stosowane wostatecznoœci, a wœródkar, na ostatnim miejscupostawione by³o bicie.

Fot. 32 Dziedziniec g³ówny Uniwersytetu Wileñskiego

Rys. 17 Podobizna karty tytu³owejszóstego wydania Rationis Studiorum

Page 43: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 464 34 34 34 34 3

Jezuici, opieraj¹c swe szkolnictwo na tak solidnych fila-rach, rozpoczêli poprzez sw¹ dzia³alnoœæ reformê polskiegoszkolnictwa. Jak ju¿ wczeœniej wspomnia³em, pierwsze kole-gium zosta³o otwarte w 1565 roku w Braniewie. Z przybyciemjezuitów do Polski sta³o siê jasne, i¿ kiedyœ bêdzie musia³o

dojœæ do próby si³z placówkami prote-stanckimi. Towarzy-stwo Jezusowe wy-sz³o z tej próby zwy-ciêsko. Rozwija³o siêniezwykle dynamicz-nie i ju¿ pod koniecXVI wieku by³o11 kolegiów jezuic-kich. Górowa³y onenad szkolnictwemprotestanckim przedewszystkim dziêkitemu, ¿e ¿ycie kole-giów by³o bardziejurozmaicone i bogat-sze. Dzia³alnoœæ soda-licji, uroczystoœciszkolne i koœcielne,a szczególnie teatr

szkolny mia³ du¿e znaczenie propagandowe. Kroniki powta-rzaj¹ wiele razy, ¿e przedstawienia ogl¹dane by³y przez inno-wierców, którzy zachwyceni gr¹ uczniów i pod wra¿eniem wi-dowiska, zabierali swe pociechy ze szkó³ protestanckich, po-wierzaj¹c ich wykszta³cenie jezuitom. Po drugie, na mocy wie-czystych fundacji, kolegia mia³y zapewniony byt materialny,a nauka by³a w nich bezp³atna. Natomiast istnienie szkó³ inno-wierczych by³o ca³kowicie zale¿ne od ³aski opiekuna i jego„wiernoœci” nowinkom. Szkolnictwo heretyckie odczuwa³owci¹¿ braki nowych nauczycieli, podczas gdy jezuici bardzoszybko otworzyli kolegia kszta³c¹ce dydaktyków na najwy¿-szym poziomie np. Krasnystaw, Jaros³aw. Te przes³anki zade-cydowa³y o niezwykle bujnym rozkwicie oœwiaty jezuickiej,dziêki czemu zakon ten, w przeci¹gu kilkudziesiêciu lat sta³ siêpotêg¹, która decydowa³a o kierunku rozwoju szkolnictwapolskiego.

Aktem prze³omowym prosperity jezuickiej by³o powstaniew 1579 roku Akademii Wileñskiej, której rektorem zosta³ PiotrSkarga. Uczelnia, podobnie jak inne wy¿sze szko³y Towarzy-stwa, pocz¹tkowo mia³a tylko trzy wydzia³y: humanistykê, filo-zofiê z matematyk¹ oraz teologiê. Za g³ówny cel stawia³a sobiestworzenie przeciwwagi dla protestanckich oœrodków nauko-wych na pó³nocy. Mia³a ona byæ bastionem w walce z refor-macj¹, naukow¹ alternatyw¹ przeciwko herezjom. Wileñska „al-mae matris” promieniowa³a swym poziomem na ca³¹ Rzeczpo-spolit¹. Jej mury opuœci³o wielu wybitnych mê¿ów, którzy stalisiê elita intelektualn¹ kraju. Universitas Academia Societas Jesuw Wilnie wywiera³a równie¿ naukowy wp³yw na ca³¹ Europê.Doœæ wspomnieæ, ¿e liryki prof. Skarbiewskiego wprowadzo-

no jako lektury zamiast Horacego na uniwersytecie w Oksfor-dzie. Okres œwietnoœci Akademii zakoñczy³ rok 1655. Wtedy toRosjanie zajêli Wilno, wymordowali po³owê mieszkañców mia-sta i rozpoczêli szeœcioletni¹ okupacjê. Budynki szko³y zosta³yw tym czasie doszczêtnie zniszczone. Dopiero lata trzydziesteXVIII wieku przynios³y d³ugo oczekiwan¹ modernizacjê. Zre-organizowano wydzia³y humanistyczne i wprowadzono histo-riê jako przedmiot obowi¹zkowy. Na uczelni wyk³adali wybitniprofesorowie. Mieli oni wkrótce odegraæ wa¿n¹ rolê w odro-dzeniu kulturalnym Polski. Byli to m.in. Franciszek Bohomo-lec, „ojciec komedii i nowoczesnego teatru polskiego”, obroñ-ca jêzyka polskiego oraz Adam Naruszewicz, wybitny historyki poeta. Jednak¿e najwybitniejsz¹ postci¹ akademii by³ miano-wany w 1767 roku „astronomem królewskim” - Marcin Poczo-but. Ten znakomity naukowiec rozpocz¹³ prace nad stworze-niem dok³adnej mapy Polski. Za swe osi¹gniêcia w dziedzinieastronomii zosta³ powo³any na cz³onka Królewskiej AkademiiNauk w Londynie. Bujny rozwój Uniwersytetu przerwa³a kasa-ta zakonu w1773 roku.A k a d e m i aW i l e ñ s k awykszta³ci³akwiat pol-skiej inteli-gencji, takbardzo po-trzebnej wtrudnych dlao j c z y z n yc z a s a c h .Rzeczpospo-lita nie s³ucha³a jednak m¹drych napomnieñ tych szacownychludzi i pogr¹¿a³a siê w anarchii.

Niestety, szkolnictwo jezuickie u progu osiemnastego stu-lecia by³o niemal¿e odzwierciedleniem stanu pañstwa. Pomimotrudnoœci, zniszczone przez zawieruchy wojenne kolegia po-ma³u od¿ywa³y, i z ewolucyjnie ulepszanym programem stawa-³y siê coraz bardziej konkurencyjne w stosunku do chocia¿byszkolnictwa pijarskiego. Jezuici poszli z duchem czasu. Z trosk¹o jak najlepsze wychowanie m³odego pokolenia, postawionona naukê nowych przedmiotów tj.: matematyka, jêzyki nowo-¿ytne, historia, geografia, prawo. Zakonnicy uwypuklili spo-³eczn¹ funkcjê szko³y, jej stosunek do realiów ¿ycia ca³egonarodu, jej zaanga¿owanie siê w sprawy pañstwa. To - jakby-œmy to dzisiaj nazwali - wychowanie obywatelskie by³o zjawi-skiem nowatorskim w szkolnictwie, umacnia³o w uczniach po-czucie patriotyzmu i œwiadomoœci narodowej. Na owych fun-damentach rozpoczêto tworzenie nowego typu szkó³ – Colle-gium Nobilium. Pierwsza tego typu jezuicka placówka powsta-³a w 1751 roku w Wilnie. W nauczaniu zwracano baczn¹ uwagêna zastosowanie zdobytej wiedzy. Na lekcjach fizyki ekspery-mentalnej omawiano m.in. problemy zwi¹zane z morzem: budo-wê okrêtów, ich obci¹¿enie i wydobywanie z wody wraków.Jak jezuici wychowywali ¿aków mo¿na dowiedzieæ siê ze staro-

Rys. 19 Tablica „Doœwiadczeñ skutków”ks Rogaliñskiego SI

Rys. 18 MoŸdzie¿ i pociski z „Scienta ArtiumMilitarum”

Page 44: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 4444444444

druków. Jeden zdokumentów za-wiera pouczenie:„wszyscy profeso-rowie najbardziej oto staraæ siê bêd¹,aby mocno wrazilim³odym dowcipemw y s o k i ei m¹dre zadaniawzglêdem Religii,Ojczyzny i dobrychobyczajów...” orazpostanowienie do-tycz¹ce obowi¹zkuprowadzenia „roz-mów sto³owych”,które wychowan-kowie powa¿nie i

politycznie” maj¹ prowadziæ codziennie po obiedzie, a zw³asz-cza zim¹, w obecnoœci swoich prze³o¿onych, bowiem „rozmo-wy o rzeczach powa¿nych i uczonych równym s¹ œrodkiem donabywania umiejêtnoœci, jak ksi¹g czytanie” .Cech¹ znamienn¹Wileñskiego kolegium by³o to, ¿e wychowywali siê w nim iuczyli nie tylko synowie wielmo¿ów, ale równie¿ ch³opcy po-chodz¹cy z ubogich rodzin.

W rok po otwarciu owej placówki powo³ano do ¿ycia Col-legium Nobilium w Warszawie. By³a to szko³astricte elitarna, nastawiona na kszta³cenieprzywódców, tzn. osób, które w przysz³oœcimia³yby przejmowaæ obowi¹zki i odpowie-dzialnoœæ za kierunki, sposoby i poziom spo-³ecznych poczynañ, inicjowanych przez or-ganizatorów ¿ycia publicznego. Jezuici, zda-j¹c sobie sprawê z donios³oœci tego przed-siêwziêcia, postarali siê postawiæ swoj¹ in-stytucjê na najwy¿szym poziomie. Dlatego te¿g³ówn¹ trosk¹ rektorów by³o zapewnienie od-powiednich si³ nauczycielskich dla kolegium.W szkole wyk³ada³o kilku najznamienitszychjezuitów polskich, których œlady w kulturzes¹ powszechnie znane, a byli to m.in. Franci-szek Bohomolec, Adam Naruszewicz orazIgnacy Nagurczewski. Nie zabrak³o te¿ wy-bitnych naukowców francuskich, którzy wy-pêdzeni w 1762 roku z ojczyzny, oddali sweus³ugi Rzeczypospolitej. Dziêki temu Colle-gium Nobilium mog³o poszczyciæ siê wyso-kim poziomem nauczania i programem, które-go nie powstydzi³yby siê podobne placówkiw Europie zachodniej. Król Stanis³aw August Poniatowskizwyk³ mawiaæ o nim: „muz siedlisko”. W programie wyk³adówpoczesne miejsce zajmowa³y wiadomoœci, które mo¿na okre-œliæ mianem wiadomoœci o Polsce i œwiecie wspó³czesnym. Spe-cjaln¹ uwagê zwracano na po¿ytek nauk dla pañstwa, szerokoomawiano sprawy gospodarcze i bogactwa naturalne kraju.

K³adziono nacisk na koniecznoœæ zu¿ytkowania osi¹gniêæ na-uki do techniki wojskowej oraz zapoznawano z nowymi sposo-bami budowy twierdz. Wiele uwagi poœwiêcano omawianiuustrojów pañstwowych. Na wyk³adach z historii i prawa po-równywano ró¿ne systemu rz¹dów wspó³czesnych i dawnych.Charakterystyczne jest, ¿e przy przerabianiu prawa rzymskie-go, szukano odpowiedników w ustawach obowi¹zuj¹cych wPolsce i w innych krajach. Praktyczne zapoznanie siê z funk-cjonowaniem instytucji Pañstwa Polskiego dokonywa³o siêna sejmikach szkolnych.

Szczególne zas³ugi dla Collegium Nobilium odda³ rektorKarol Wyrwicz. Pragn¹³ on jak najbardziej unowoczeœniæ szko-³ê i oprzeæ j¹ na najnowszych osi¹gniêciach pedagogiki. Zgod-nie z duchem czasu znacznie powiêkszy³ rolê jêzyka francu-skiego, stawiaj¹c go przed ³acin¹ i niemieckim. Wyprzedzaj¹cinne wspó³czesne mu szko³y, wprowadzi³ nowe przedmioty na-uczania: prawo natury i prawo narodów. Godnym uwagi jestjego system stosowania kar, które praktycznie ogranicza³y siêdo upomnieñ, podkreœlaj¹c wartoœæ upomnieñ prywatnych.Ogromnym osi¹gniêciem by³o wprowadzenie egzaminów pu-blicznych, jako koronnej uroczystoœci w szkole. By³ on nietylko sprawdzianem wiedzy, popisem i reklam¹ szko³y, lecz tak-¿e propagowaniem wœród szlachty wartoœci nauki, a zw³aszczajej nowych dzia³ów. Ilustrowane przyrz¹dami i doœwiadczenia-mi egzaminy œci¹ga³y licznych goœci i w ten sposób spraw-dzian spe³nia³ rolê publicznych wyk³adów. Sam król chêtnieprzychodzi³ na popisy, zw³aszcza na pokazy ze sztuki wojsko-

wej.Collegium Nobilium w pe³ni swojego roz-

woju zosta³o podciête przez kasatê zakonujezuitów w 1772 roku i prawie zupe³nie zapo-mniane. Dzie³o to odda³o nieocenione zas³u-gi dla wychowania m³odego pokolenia Pola-ków, pokolenia, które wszelkimi si³ami próbo-wa³o ratowaæ Rzeczpospolit¹ przed upadkiem.

Jezuici uczyli, ¿e zanim zaczniesz wyma-gaæ od innych, musisz nauczyæ siê wymagaæod siebie; mówili, ¿e wolnoœæ (szlachecka)musi byæ podporz¹dkowana odpowiedzialno-œci moralnej. Wychowankowie szkó³ jezuic-kich zasilili szeregi reformatorów ustroju pañ-stwowego i byli nies³ychanie aktywni w pa-triotycznej s³u¿bie. Prawi i znakomicie wy-kszta³ceni obywatele walnie przyczynili siê dodzie³a naprawy Rzeczypospolitej. Walczyli owolnoœæ i niezawis³oœæ Polski. Owe reformyzosta³y jednak podkopane przez zaborców, akasata zakonu jezuitów przynios³a kres ichszkolnictwu po I zaborze. Ale w ówczesnychrealiach znacznie bardziej liczy³y siê batalio-

ny ¿o³nierzy, ni¿ choæby armia naukowców.

Now. Tomasz Kopczyñski SI

Rys. 21 Tablica z zajêæ trygonometrii: obliczaniewysokoœci kolumny Zygmunta w Warszawie

Rys. 22 Karta tytu³owa Geografiipowszechnej K. Wyrwicza

Page 45: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 464 54 54 54 54 5

Historia kościoła oo. JezuitówHistoria kościoła oo. JezuitówHistoria kościoła oo. JezuitówHistoria kościoła oo. JezuitówHistoria kościoła oo. Jezuitówp.w. Św. Piotra i Pawłap.w. Św. Piotra i Pawłap.w. Św. Piotra i Pawłap.w. Św. Piotra i Pawłap.w. Św. Piotra i Pawła

we Lwowiewe Lwowiewe Lwowiewe Lwowiewe Lwowiepowa³y powoli. W roku 1630 zasklepiono mury koœcio³a. Dnia9 XII uroczyœcie wniesiono do œwi¹tyni Najœwiêtszy Sakrament,relikwie i obrazy. Konsekracja odby³a siê w roku 1640. Pracewykoñczeniowe trwa³y jeszcze do 1660 r. Pierwotnie wewn¹trzœwi¹tyni na koñcu naw bocznych, znajdowa³y siê bogato zdo-bione sztukateri¹ i z³oceniami kaplice Matki Bo¿ej i b³. Stanis³a-wa Kostki. O³tarze i obrazy w œrodku kaplic, ozdobiono sre-brem. Empory posiada³y poz³acane balustrady, a sklepieniu do-dawa³y uroku piêkne z³ocenia, malowid³a i sztukaterie. Wie¿êkoœcio³a wzniesiono miêdzy rokiem 1701, a 1702. By³a ona naj-wy¿sz¹ we Lwowie i mierzy³a 80 m. wysokoœci. W wie¿y za-mieszczono pierwsze lwowskieobserwatorium astronomiczne.Przebudowa wnêtrza...Niestety, po¿ar z dnia 11 VIII1734 zniszczy³ dach koœcio³a.W nastêpstwie tego wypadkuwystrój wnêtrza uleg³ prawieca³kowitej zmianie na póŸnoba-rokowy. Do roku 1742 na skle-pieniach naw, g³ównej i bocz-nych, malowano freski. Po stro-nie pó³nocnej koœcio³a dobu-dowano zewnêtrzn¹ kaplicê œw.Benedykta, mêczennika, którejfundatorami byli Dzieduszycz-cy. Pod kaplic¹ zbudowanokryptê. W nawie g³ównej,umieszczono miêdzy 1744a 1747 r. nowy murowany i marmuryzowany o³tarz z bogat¹ornamentyk¹. W roku 1753 zafundowano sporz¹dzone z po-z³oconej blachy miedzianej o³tarze œw. Ignacego i œw. Fran-ciszka Ksawerego. W 1756 r. sporz¹dzono zegar na wie¿ê ko-œcieln¹. Natomiast w roku 1758, zainstalowano o³tarze œw. Sta-nis³awa Kostki oraz œw. Krzy¿a – by³y one odlane z miedzii poz³ocone. Konfesjona³y i ³awki sporz¹dzono w latach 1762-1764. W tej postaci koœció³ przetrwa³ do momentu zniesieniazakonu Jezuitów w roku 1773, przez papie¿a Klemensa XIV.Utrata œwi¹tyni...W zaborze austriackim kasatê przeprowadzono miêdzy wrze-œniem, a paŸdziernikiem tego samego roku. Maj¹tki jezuickieprzesz³y w rêce rz¹du austriackiego. Zewnêtrzn¹ kaplicê œw.Benedykta, zamieniono w archiwum i mieszkanie dla woŸnych.W 1828 r. rozebrano gro¿¹c¹ zawaleniem siê wie¿ê koœcieln¹.Œwi¹tynia do roku 1836 s³u¿y³a akademikom i ¿o³nierzom.

U pocz¹tku...SprowadzenieJezuitów doLwowa datujesiê na rok 1584.Z a k o n n i c yswoj¹ obecnoœæw mieœcie za-wdziêczaj¹ usil-nym staranioma r c y b i s k u p alwowskiego JanaDymitra Soli-

kowskiego. Tu¿ po przyjeŸdzie do Lwowa, dzia³alnoœæ ojcówjezuitów ogranicza³a siê do g³oszenia kazañ i spowiadaniaw kaplicy katedralnej, a nastêpnie od 1594 r. do g³oszenia Chry-stusa w drewnianej kaplicy œw. Stanis³awa Biskupa. Nowo-przybyli ksiê¿a, zamieszkiwali pocz¹tkowo w pa³acu biskupim,nieco póŸniej miêdzy domami ksiê¿y katedralnych.

Brak sta³ej placówki uniemo¿liwia³ szersze dzia³anie na poluduszpasterskim i naukowym, tote¿ w³adze zakonu poczê³y sta-rania o nabycie gruntów pod przysz³y koœció³ z kolegium i szko³¹.

Teren pod zabudowê jezuick¹ wytyczony zosta³ w roku 1608,przez specjalnie w tym celu powo³an¹ komisjê królewsk¹. Usta-lono, ¿e plac mia³ mieæ 78,5 m. na 43,65 m. Na placu tym, znajdo-wa³y siê m.in. dwór hetmana Miko³aja Mielnickiego zniszczonypo po¿arze, ³aŸnia miejska, stara szko³a, dom krawca, dom chi-rurga oraz dom ks. oficja³a nazywanystarym probostwem. W tych okolicz-noœciach, rozpoczêto przygotowaniado budowy murowanego koœcio³apod wezwaniem œw. Piotra i Paw³a.Budowa koœcio³a...

Pracê rozpoczêto w roku 1610.Kamieñ wêgielny uroczyœcie poœwiê-ci³ arcybiskup Jan Zamoyski, dnia31 VII w œwiêto œw. Ignacego (za³o-¿yciela zakonu). G³ównymi fundato-rami œwi¹tyni byli: El¿bieta Sieniaw-ska, wspomniany wy¿ej arcybiskupJan Zamoyski oraz hetman Stanis³aw¯ó³kiewski.

Budow¹ koœcio³a kierowa³ brat Gia-como Briano SI, architekt w³oski, przy-by³y do Polski w 1616 r. Prace postê-

Fot. 33 Bok lwowskiego koœcio³a

Fot. 34 Fasada koœcio³a we Lwowie

Fot. 35 Œwiêty z fasadykoœcio³a

Page 46: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 4646464646

Odzyskanie koœcio³a po kasacie...Jezuici powrócili do swojego daw-nego koœcio³a dopiero w roku1836, w 22 lata po odnowieniu To-warzystwa Jezusowego. Dnia 17VIII tego¿ roku gubernium przeka-za³o œwi¹tyniê z powrotem w rêceoo. Jezuitów. Natychmiast rozpo-czêto gruntown¹ renowacjê ca³e-go koœcio³a. Odnowieniu podda-no o³tarz g³ówny: poz³ocono cy-borium w kszta³cie arki przymierzaoraz zamieszczono obraz Ukrzy¿o-wanego, sprowadzony specjalniez Wiednia. W kolejnych latach od-œwie¿ono zewnêtrzn¹ stronê ko-œcio³a. Do roku 1879 odnawianonawy: g³ówn¹ i boczne wraz z o³-tarzami, po³o¿ono marmurow¹ po-sadzkê, zainstalowano nowe ba-laski, a tak¿e stopnie przed o³tarzem. W oknach œwi¹tyni za-mieszczono witra¿e. Przebudowaniu uleg³y tak¿e organy. Fa-sada na zewn¹trz koœcio³a wzbogaci³a siê o cztery figuryœw. oo. Jezuitów wyrzeŸbione z kamienia piaskowego. Kapli-cê œw. Benedykta odremontowano w 1893 r., tu¿ po jej odzy-skaniu. W kaplicy zamieszczono dêbowy o³tarz i witra¿e. Odtego czasu koœció³ nie ulega³ przebudowie.

Obraz Matki Boskiej Pocieszenia...Szczególnym klejnotem koœcio³a, by³a kopia obrazu Matki

Boskiej Pocieszenia. Obraz sprowadzono do Lwowa pod ko-niec XVI w. z Rzymu z bazyliki Santa Maria Maggiore. P³ótnoszybko uzyska³o opiniê cudownego, co przyczyni³o siê dorozszerzenia kultu maryjnego we Lwowie. Obraz zdoby³ sobiewiele wotów, zarekwirowanych przez rz¹d austriacki po kasa-cie zakonu. Doczeka³ siê tak¿e koronacji, która mia³a miejscednia roku 28 maja 1905 dnia. Po wojnie wizerunek Matki Bo-skiej przewieziono do Krakowa, a stamt¹d w roku 1974 doWroc³awia, gdzie spoczywa do dziœ w jezuickim koœciele przyAlei Pracy.Dzia³alnoœæ duszpasterska

Parafia œw. Piotra i Paw³a od pocz¹tku swego istnienia, posia-da³a wielu znakomitych kap³anów. Rocznie w koœciele udziela-no od 11 do 15 tysiêcy spowiedzi. Rozdawano przesz³o 30 ty-siêcy Komunii œw. Ojcowie pe³nili funkcje kapelanówobozowych, wiêziennychi dworskich. Spe³niali obowi¹zki kaznodzie-jów katedralnych. Duszpasterzowali

wœród grupy miejscowych Ormian. Zakonnicy zak³adali liczneko³a i ruchy wyznaniowe, zrzeszaj¹ce wiernych z parafii. Od1608 r. utworzono dwa stowarzyszenia zwi¹zane z kultem Ma-ryjnym. S¹ to tzw. Sodalicje Mariañskie. W 1610 r. powsta³ostowarzyszenie niemieckie. W roku 1630 zorganizowano Soda-licjê obywateli miejskich.W latach 1684 - 1740 przy koœciele powsta³y cztery bractwa:Bractwo Dobrej œmierci - przy o³tarzu œw. Krzy¿a, Bractwo Opatrz-noœci Bo¿ej - w kaplicy Matki Boskiej Pocieszenia, BractwoSerca Jezusowego oraz Bractwo Matki Boskiej Bolesnej -przykaplicy œw. Benedykta. Dzia³alnoœæ ksiê¿y jezuickich zamar³amiêdzy 1773,a 1836 rokiem, wskutek kasaty zakonu. Po odno-wieniu Towarzystwa Jezusowego i przywróceniu koœcio³a weLwowie ksiê¿om jezuickim, wznowiono tradycyjne nabo¿eñstwa.Ksiê¿a jako kapelani i katecheci, rozpoczêli pracêw pensjonacie sióstr Serca Jezusowego. Ponadto jezuici pro-wadzili misje ludowe i dawali rekolekcje. Kazania g³oszono

w jêzyku polskim i niemiec-kim. Wskrzeszono tak¿edzia³alnoœæ organizacji i ru-chów religijnych oraz two-rzono nowe. Na pocz¹tkuXX w., kierowano w sumieprzesz³o dwudziestomab r a c t w a m ii kongregacjami. Dzia³al-noœæ duszpasterska kwit³anieprzerwanie do roku1939.Opuszczenie Lwowa

W roku 1939 wybuch³a IIwojna œwiatowa. W wynikudzia³añ wojennych -12 IXsp³on¹³ dach koœcio³a.Uszkodzeniom uleg³orównie¿ prezbiterium. Wroku 1942 hitlerowcy

dokonali pierwszych aresztowañ zakonników. Mimo wielutrudnoœci kontynuowano dzia³alnoœæ duszpastersk¹. Jezuicizdecydowali siê opuœciæ parafiê dopiero pod koniec 1945 r.Rezydencjê zamkniêto 4 VI 1946. Gmach koœcio³a przeznaczonyzosta³ na magazyn ksi¹¿ek dawnej Biblioteki Ossoliñskich.

Por. Jerzy Paszenda SJ Budowle jezuickie w Polsce XVI–XVIII w. Tom II

Por. Encyklopedia wiedzy o jezuitach naziemiach Polski i Litwy 1564-1995

Now. Bart³omiej Przepeluk SI

Fot. 36 Œwiêty z fasady

Rys. 23 Matka Boska Pocieszenia

Page 47: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 464747474747

"Bez w¹tpienia oznak¹ wiêkszej cnoty jest zdolnoœæ dzielenia rado-œci z Panem naszym przy ró¿nych zajêciach ni¿ tylko w jakimœ jed-nym. Musimy w³o¿yæ tu wiele wysi³ku, aby przy Jego boskiej pomo-

cy dojœæ do tego." œw. Ignacy Loyola fragment z listu

do œw Franciszka Borgiasza

Page 48: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 4848484848

By³ ch³odny jesienny wieczór. Trzy postacie zanurzonew mroku zachodz¹cego s³oñca krokiem wolnym, ale zdecydo-wanym snu³y siê w¹skimi uliczkami szesnastowiecznego Pary-¿a. Ciemny ubiór wtapia³ ichw atmosferê otoczenia...Wróg, który skrada siê ci-szej ni¿ jakikolwiek z³odziej,dzia³a skryciej ni¿ szum wia-tru, zabija skuteczniej ni¿ostrze sztyletu skrytobójcy,czai³ siê, aby zaatakowaæznienacka... Czuli jego obec-noœæ, wiedzieli, ¿e mo¿e byæzaraz za rogiem ulicy, a mo¿eju¿ go minêli? Mo¿e idziekrok w krok za nimi, czeka-j¹c tylko na chwilê nieuwa-gi? Szli zdecydowanie przedsiebie, wiedz¹c jak bardzoryzykuj¹ i ¿e na szali po³o-¿one jest ich ¿ycie...

S³ychaæ by³o szum wia-tru zwiedzaj¹cego dzielnicemiasta. Niós³ on ze sob¹ przykry zapach, woñ, która odrzuca...Trzech towarzyszy przesz³y ciarki po plecach... To ju¿ niedale-ko, on jest w pobli¿u... i nie ma litoœci, gdy ju¿ ktoœ znajdzie siêw jego rêkach...

Powoli, z dusz¹ na ramieniu, wlek¹c nogi jedna za drug¹przez zabrudzone ulice, szli do du¿ego drewnianego domuz oknami zabitymi deskami... S³ychaæ by³o tylko ciszê i nic wiê-cej, ciszê, która parali¿uje i obezw³adnia lêkiem... On jest w œrod-ku... i czeka... czeka na kolejne ofiary...

Ciemne postacie zatrzyma³y siê i ogarnê³y wzrokiem budy-nek. Nagle, jak sztylet, powietrze przeci¹³ g³os... kobiecy g³os:

- Zaczekajcie chwilê, sprawdzê, co to jest.- Idê z tob¹ – powiedzia³ mê¿czyzna ubrany w czarn¹ stu-denck¹ sukniê, mierz¹cy niewiele ponad pó³tora metra wy-sokoœci.- Lepiej zostañcie tutaj, to mo¿e byæ niebezpieczne...- Idê z tob¹ – przerwa³ jej zdecydowanie, chocia¿ da³o siêwyczuæ w jego g³osie lêk...

Dwie osoby podesz³y do starych drewnianych schodów i po-woli, stawiaj¹c krok po kroku na stopniach, otoczeni cisz¹ prze-rywan¹ skrzypieniem starych spróchnia³ych desek, zbli¿yli siêdo drzwi, których lata œwietnoœci dawno ju¿ minê³y i dla któ-rych odpowiedniejszym miejscem by³by piêkny kaflowy pie-cyk. Przez dziurê wielkoœci piêœci, mo¿e zrobion¹ przez kogoœ,kto w panice przed kimœ lub przed czymœ ucieka³, mogli zajrzeæ

Posługując chorymPosługując chorymPosługując chorymPosługując chorymPosługując chorymwczoraj i dziśwczoraj i dziśwczoraj i dziśwczoraj i dziśwczoraj i dziś

do œrodka... S³ychaæ przyspieszony oddech obydwu postaci,ka¿da z nich s³yszy bicie nie tylko swojego serca, ale tak¿eserca swego towarzysza... W powietrzu czuæ niepewnoœæ, lêk,

wahanie...Weszli do œrodka i... krzyk!!! Nagle tê nie-

znoœn¹ ciszê przerwa³ dŸwiêk tak g³oœny, ¿e ser-ce skoczy³o im do gard³a; by³ to mo¿e bardziejjêk bólu przeszywaj¹cy powietrze ni¿ okrzyk dzi-kiego zwierzêcia, w ka¿dym razie pochodzi³z pokoju nieopodal. Poma³u po spróchnia³ychdeskach korytarza doszli do ma³ego pomiesz-czenia i poczuli przykr¹ woñ wydobywaj¹c¹ siêz le¿¹cego na materacu cia³a, które by³o tak wy-cieñczone i tak wyniszczone, ¿e nie przypomi-na³o ju¿ cz³owieka. To, co tak bardzo wyniszczy-³o to biedne ludzkie cia³o, by³o ich œmiertelnymnieprzyjacielem. To by³ wróg

- To zaraza, mnich mia³ racjê... chodŸmy ju¿panie Ignacy, bo siê zarazimy! – zabrzmia³ ko-biecy g³os nagl¹cy towarzysza- Ja zostanê. Zaczekajcie na mnie na zewn¹trz –odpowiedzia³ zdecydowanie, chocia¿ w g³osieczu³o siê lêk – „Panie Jezu! Tyœ siê nie ba³ doty-

kaæ trêdowatych, to ja przynajmniej zajmê siê tym bieda-kiem, bo wiem, ¿e Ty w nim na mnie czekasz...” – pomyœla³Ignacy i podszed³ do chorego, prze³amuj¹c lêk i obrzydze-

nie, jakie siê w nim budzi³o.Cz³owiek le¿¹cy na materacu odwróci³ siê w stronê, z której

s³ychaæ by³o kroki i zobaczy³ ¿yczliw¹ twarz, która siê do niegouœmiecha³a... Kiedy zauwa¿y³, ¿e postaæ bez s³owa odwija opa-trunek z jego lewego boku, zl¹k³ siê i poczu³ wstyd... Zobaczyranê, poczuje obrzydzenie i odejdzie... i znowu zostanê sam,a tak bardzo potrzebujê pomocy, tak bardzo cierpiê...

Jak bardzo siê zdziwi³, kiedy spostrzeg³, ¿e nieznajomego

Rys. 25 Tragedia epidemii...

Rys. 24 Œw. Ignacy ubo¿szy od biedaka, któremu odda³ubranie w Monserrat, za to bogatszy duchem

Page 49: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 464 94 94 94 94 9

wcale nie przera¿a ropiej¹ca rana, której brzydotê ciê¿ko doczegokolwiek przyrównaæ. Delikatnie, z czu³oœci¹ matki oczy-œci³ j¹, przemy³ i bardzo ostro¿nie zmieni³ opatrunek. Fizycznaulga, jak¹ odczu³ by³a niczym wobectego, jakiej pociechy dozna³... Poczu³,¿e jeszcze komuœ na nim zale¿y, ¿e niejest sam... Wyszepta³ tylko dwa s³o-wa:

- Kim jesteœ?- Zostañ z Bogiem – us³ysza³w odpowiedzi, której towarzyszy³ szczery, radosny iprawdziwy uœmiech

Nieznajomy wyszed³ z pomieszczenia.Zostañ z Bogiem? Ktoœ kiedyœ mio Nim mówi³, ale czy¿by to by³ Onsam? Ale jak... czy¿by pamiêta³ o mnie,biednym ¿ebraku, kiedy nawet mojarodzina siê mnie wypar³a?

Ignacy opuœci³ mury ponuregobudynku i do³¹czy³ do swoich towa-rzyszy.

- Gdzie by³eœ tak d³ugo? Co tak d³ugo robi³eœ? Niepoko-iliœmy siê...

W odpowiedzi ujrzeli tylko delikatny uœmiech... uœmiech, którypowiedzia³ im wszystko...

Ciemne postacie uda³y siê w drogê powrotn¹, wêdruj¹cpoma³u w milczeniu ponurymi uliczkami Pary¿a, których mrocz-ny klimat potêgowa³a jeszcze ch³odna, jesienna noc...

***Wsta³ ranek, s³oñce przenika³o swymi promieniami p³atki

œniegu na drzewach, przez co bardzo rozjaœnia³o otoczenie, kon-trastuj¹c z ciemnym br¹zem drzewa.

Czterech mê¿ów spo¿ywa porann¹ strawê w kuchni wielkie-go domu. Siostry kucharki przygotowa³y dla swych podopiecz-nych miêso pokrojone na plastry, bia³y ser, a do popicia herba-tê.

Czterech muszkieterów w dwudziestym pierwszym wiekuwyrusza na misjê brodz¹c w œniegu. Czasem nawet biegn¹ (bobudzik dziwnym zbiegiem okolicznoœci zadzwoni³ za póŸno) dobudynku brzozowskiego szpitala.

M³ody nowicjusz ubrany w bia³y kitel, pewny siebie i goto-wy na wszystko, puka do drzwi... S³yszy „Proszê” wypowiada-ne chórem przez t³um niewiast, po czym przestêpuje próg dy-¿urki pielêgniarek, ¿eby zapoznaæ siê z personelem... Tak zaczy-na siê pierwszy dzieñ próby szpitalnej.

Pierwsz¹ misj¹ zlecon¹ przez prze³o¿on¹ oddzia³u by³o mie-rzenie ciœnienia pacjentów. Nowicjusz „uzbrojony po zêby”w s³uchawki i ciœnieniomierz, podszed³ do progu sali numerjeden. Pierwszy raz jest najgorszy... lekki dreszcz przeszed³ mupo plecach. Chwilka, ¿eby zebraæ si³y, uœmiech na twarzy i dodzie³a!

- Dzieñ dobry, zmierzê pañstwu ciœnienie.Pierwszy krok zrobiony, teraz ju¿ pójdzie.- Ale¿ proszê, proszê – i starsza uœmiechniêta pani, ucie-

szona, ¿e ktoœ poœwiêca jej trochê uwagi podwija rêkaw.- To jak siê dzisiaj czujemy? – zapyta³ zak³adaj¹c „narzêdzietortur” na rêkê – lepiej?

- Lepiej nie mówiæ... – odpo-wiedzia³a z uœmiechem. Na-wi¹za³a siê weso³a, krótka roz-mowa, ale inni pacjenci te¿czekaj¹, nie tyle na zmierze-nie ciœnienia, bo i tak wiêk-szoœæ wie, czy ma je wysokieczy niskie. Czekaj¹ na cho-cia¿by chwilê poœwiêconej imuwagi.

Po pó³torej godzinieuœmiechania siê i pompowa-nia powietrza, kiedy to skoñ-czy³ tê pracê, szefowa ku-chenki oddzia³owej, zada³auprzejme pytanie:

- Robisz coœ teraz?- Nie, teraz nie.

- ChodŸ, pomo¿esz przy œniadaniu!- Ju¿ idê – odpowiedzia³.

Chwilkê póŸniej zaj¹³ ju¿ stanowisko „g³ównego sternikawózka Batory” i roznosi³ chleb, zupê mleczn¹, herbatê i od cza-su do czasu bulion.

- Wiesz co? Pomó¿ „dziadeczkowi” coœ zjeœæ, sam nie darady – mówi wskazuj¹c na staruszka, co najmniej osiem-dziesiêcioletniego, który ledwo rusza³ rêk¹ – ³y¿kê ma nabiurku, daj mu trochê bulionu.- Nie ma sprawy – odpowiedzia³.

Wzi¹³ sto³ek, usiad³ ko³o jego ³ó¿ka. Pomóg³ dziadkowi usi¹œæwy¿ej, podnosz¹c czêœæ ³ó¿ka od strony g³owy do góry. Ktoœto m¹drze wymyœli³. Po³o¿y³ serwetki z ligniny ko³o brody.

- No to teraz coœ zjemy.- Yhy... obrze – us³ysza³ cichy g³os „dziadeczka”

£y¿k¹ nabieraj¹c nieco bulionu podawa³ mu do ust; nie maco ukrywaæ, przy okazji najad³a siê te¿ lignina... no có¿, ³y¿ka

Fot. 37 Andrzej Myjak pe³ni¹cy pokornie cich¹ s³u¿bê na oddzialeneurologii

Fot. 38 Krzysztof Faltus dbaj¹cy o cia³a (i dusze) pacjentów z„wewnêtrznego”

Page 50: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 5050505050

z zupk¹ nie zawsze trafia³a z ró¿nych powodów do ust pacjen-ta...

Ciœnienie zmierzone, jest ju¿ po œniadaniu, to teraz czas nazapoznanie siê z pacjentami. Chwila napiêcia, trochê niepewno-œci i lêku. O czym porozmawiaæ? Od czego zacz¹æ? Jak siê poto-czy rozmowa, nie mówi¹c jak siê w ogóle skoñczy... Ale kolejnezadanie. Trzeba odprowadziæ pacjentkê do rentgena,

- ̄ aden problem!„Ale gdzie jest ten rent-

gen?” – pomyœla³. Nawet niezd¹¿y³ zadaæ pytania, kiedyus³ysza³ w odpowiedzi:

- Wiesz gdzie iœæ, nie?Mo¿e myœla³ za g³oœno...- Nie, jeszcze nie wiem.- Na korytarzu w lewo,trafisz na pewno.- Dobrze, ju¿ idê.

I pchaj¹c przed sob¹ wózekz pacjentk¹ zmierza do miej-sca bliskiego spotkania pa-cjentki z promieniami X...

A w kilka chwil po po-wrocie...

Tiiit tiiit tiiit tiiit tiiit, to czerwony alarm na dy¿urce, ktoœwzywa pomocy, szybko, b³yskawiczna, brawurowa akcja, loka-lizacja: pokój numer 7, zg³oszenie przyjête, nie ma czasu dostracenia, ka¿da chwila jest wa¿na, szybko...

Zasapany nowicjusz wpada do wyznaczonego pokoju...Na ³ó¿ku spokojnie le¿y dziadek i mówi ³agodnym g³osem- Kroplówka mi siê skoñczy³a- Dobrze, rozumiem, ju¿ zmieniam... – i spokojnie od³¹cza

Now. Zbigniew Szulczyk SI

kroplówkê, pod³¹czaj¹c nastêpn¹.Jeszcze nie skoñczy³, a tu znowu tiiit tiiit tiiit tiiit... Lokaliza-

cja: pokój numer 13, to na koñcu korytarza. Szybko, mo¿e ktoœpotrzebuje czegoœ przeciwbólowego w tempie ekspresowym?Mo¿e ktoœ zas³ab³? Straci³ przytomnoœæ? Prêdzej!!! Zakoñczy³poprzedni¹ pracê i do dzie³a!

Wszed³ do pokoju, gdzie le¿a³a starsza kobieta, prosz¹c ozmianê opatrunku. Uœmiechn¹³ siê,za³o¿y³ rêkawiczki i zacz¹³ odwijaæligninê. Uœmiech na jego twarzyzmniejszy³ siê trochê, gdy zobaczy³ropiej¹c¹ ranê. Poczu³ obrzydzenie.Szybko siê opamiêta³, uœmiechn¹³ ipomyœla³: „Panie Jezu, ale Ciebiechoróbsko chwyci³o w tej babci,pomogê Ci w niej najlepiej, jak tyl-ko potrafiê...” W tym momencieodór ropy nie dra¿ni³ go ju¿ tak bar-dzo. Zmieni³ siê jakby w zapach ró¿. Powiedzia³ do niej:- Przemyjemy trochê, zmienimy opa-trunek i bêdzie jak nowy.- Dobrze, dziêkujê – szepnê³a cicho,wdziêczna za ¿yczliwoœæ.

Czas p³ynie nieub³aganie. Zmêczony po dniu pracy, odwie-dza Szefa w szpitalnej kaplicy i na³adowany wra¿eniami oraznowymi doœwiadczeniami - wraca do domu.

Jutro kolejny dzieñ praktyki, na który czeka ca³e popo-³udnie...

Fot. 39 Zbigniew Szulczyk podczas pracy apostolskiej... niekoniecznies³owem, na wzburzonym morzu ducha onkologii

Page 51: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 465 15 15 15 15 1

Śluby - jako całkowiteŚluby - jako całkowiteŚluby - jako całkowiteŚluby - jako całkowiteŚluby - jako całkowiteoddanie się Bogu.oddanie się Bogu.oddanie się Bogu.oddanie się Bogu.oddanie się Bogu.

W myœl Œwiêtego Ojca Ignacego, który w ÆwiczeniachDuchownych pisze: W ka¿dym dobrym wyborze, je¿eli chodzio nas samych, oko naszej intencji winno byæ proste, wpatrzo-ne jedynie w cel, dla którego jestem stworzony, a mianowiciedla chwa³y Boga, Pana naszego, i dla zbawienia mej duszy.I cokolwiek wybieram, powinno byæ pomocne do tego celu,dla którego jestem stworzony. Nie trzeba bowiem podporz¹d-kowywaæ i naci¹gaæ celu do œrodków, ale œrodki do celu.

Powo³anie do ¿ycia zakonnego jest wy³¹czn¹ inicjatyw¹Boga, który oczekuje od tych, których wy-bra³, odpowiedzi w postaci ca³kowitego i wy-³¹cznego oddania siê Jemu. Doœwiadczenie tejbezinteresownej mi³oœci Boga jest tak g³êbo-kie i silne, ¿e cz³owiek czuje siê zobowi¹zanyodpowiedzieæ na nie bezwarunkowym poœwiê-ceniem Mu w³asnego ¿ycia, z³o¿eniem w ofie-rze wszystkiego — teraŸniejszoœci i przysz³o-œci — w Jego rêce. W³aœnie, dlatego mo¿nazrozumieæ to¿samoœæ osoby konsekrowanej,przyjmuj¹c za punkt wyjœcia — w œlad za œw.Tomaszem — totalny charakter jej ofiary, po-równywalnej do prawdziwej ofiary ca³opalnej.Jan Pawe³ II w Adhortacji Apostolskiej VitaConsecrata wyjaœni³: ¯ycie konsekrowane, g³êboko zakorze-nione w przyk³adzie ¿ycia i w nauczaniu Chrystusa Pana,jest darem Boga Ojca udzielonym jego Koœcio³owi za spraw¹Ducha Œwiêtego. Dziêki profesji rad ewangelicznych cha-rakterystyczne przymioty Jezusa — dziewictwo, ubóstwo ipos³uszeñstwo — staj¹ siêw pewien swoisty i trwa³y sposób widzialne w œwiecie, a spoj-rzenie wiernych zwraca siê ku tajemnicy Królestwa Bo¿ego,które ju¿ jest obecne w historii, ale w pe³ni urzeczywistni siêw niebie.

Osoby zakonne praktykuj¹ rady ewangeliczne przez tzw.profesjê, czyli œluby sk³adane publicznie wobec przedstawi-

cieli Koœcio³a. Pierwsze œluby sk³ada siê zwykle na rok, poktórego up³ywie mog¹ byæ ponawiane. Œluby te okreœlane s¹jako czasowe. Po kilkakrotnych ponowieniach sk³ada siê œlubywieczyste, obowi¹zuj¹ce do koñca ¿ycia, nazywane profesj¹wieczyst¹. Je¿eli chodzi o zakon Jezuitów jest on jedynym za-konem, w którym po dwóch latach nowicjatu sk³ada siê œlubywieczyste proste.

Rady ewangeliczne sta-nowi¹ g³ówn¹ oœ ¿ycia za-konnego, dotykaj¹ trzechistotnych dziedzin egzysten-cji i ¿yciowych odniesieñosoby ludzkiej. Œlub czysto-œci, zawieraj¹cy obowi¹zekdoskona³ej wstrzemiêŸliwoœciw celibacie, nie jest tylko do-browoln¹ rezygnacj¹ z ma³-¿eñstwa i ¿ycia rodzinnego,ale wyborem Chrystusa jakojedynej mi³oœci. Œlub ubó-stwa zobowi¹zuje osoby

konsekrowane do ¿ycia pracowitego i ubogiego oraz do zale¿-noœci od prze³o¿onych w u¿ywaniu i dysponowaniu dobramimaterialnymi. ¯ycie w ubóstwie pomaga osobom konsekro-wanym zdobywaæ wolnoœæ wewnêtrzn¹ przez oderwanie odprzywi¹zania do rzeczy materialnych i kierowanie uwagi nadobra duchowe i solidarnoœæ miêdzyludzk¹. Przez œlub pos³u-szeñstwa osoby duchowne zobowi¹zuj¹ siê do podporz¹dko-wania w³asnej woli prawowitym prze³o¿onym, gdy wydaj¹ onipolecenia zgodne z Ewangeli¹ i konstytucjami instytutu. Oso-by zakonne przez ten œlub w³¹czaj¹ siê w realizacjê planówBoga na wzór Chrystusa pe³ni¹cego zawsze wolê Ojca.

Po dwuletniej formacji zakonnej pod kierunkiem magistra nowicja-tu o. Mieczys³awa Ko¿ucha, w Bazylice pod wezwaniem Wniebo-wziêcia N M P w Starej Wsi w dniu 27 sierpnia 2005 roku, szeœciunowicjuszy potwierdzi³o swój wybór, sk³adaj¹c œluby zakonne.

Andrzej Myjak

Fot. 41 Pami¹tkowe zdjêcie (ju¿) scholastyków

Fot. 40 Nowicjusze drugiego roku w momen-cie podjêcia ¿yciowej decyzji

Page 52: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 5 25 25 25 25 2

Jak co roku, maj niesie œwie¿y powiew do nowicjatu. Jestczasem odpocznienia, spotkania z rodzin¹, a tak¿e zacieœnieniakontaktów z naszymi wspó³braæmi z Gdyni, Czech i S³owacji.

Tego roku wybraliœmy siê do Gdyni. Wyruszyliœmy ze Sta-rej Wsi i podró¿owaliœmy poci¹giem ca³y dzieñ. Ale co to by³ zadzieñ...

Jeszcze nie dojechaliœmy do Gdyni, a ju¿ mieliœmy przygodêz plecakami. Dwóch naszych odwa¿nych nowicjuszy zostawi³obaga¿e bez opieki w innym przedziale (Notabene to nie ci nazdjêciu!). Wszyscy w napiêciu oczekiwali co bêdzie. I masz ci

los - sta³o siê - baga¿e zniknê³y... Jednak nasibohaterowie wykazali siê wówczas wprostniezwyk³¹ odwag¹, poœwiêceniem, trzeŸwo-œci¹ umys³u i zdolnoœciami negocjacyjnymi.Ju¿ po chwili dowiedzieli siê, ¿e ich baga¿„wysiad³” na wczeœniejszej stacji. Nie, nie...poci¹gu nie zawracano - to baga¿ dowiezio-no póŸniej.

Tych pierwszych chwil w Gdyni nie dasiê zapomnieæ. Ledwie wysiedliœmy z poci¹-gu a ju¿ zostaliœmy namierzeni. Ach, co zaorganizacja!!! Natychmiast podstawiono sa-mochody i w tej samej chwili pojawi³ siê rów-nie¿ przewodnik, który poprowadzi³ nas przez

Wyprawa na drugi koniec Polski...Wyprawa na drugi koniec Polski...Wyprawa na drugi koniec Polski...Wyprawa na drugi koniec Polski...Wyprawa na drugi koniec Polski...

nieznane nam obszary, bacz¹c, jak dobry pasterz, by nikt siê niezgubi³.

Gdy weszliœmy do naszych pokoi, odnieœliœmy wra¿enie, ¿eto apartamenty. Ka¿dy z ³azienk¹ i cudownym widokiem na mo-rze, który zapiera³ dech w piersiach...

Zaopatrzeni w specjalnie przygotowane identyfikatory wy-ruszyliœmy na zwiedzanie okolicy.

kolejne dni wype³nia³y nam:- konferencje- sport i rekreacja- Msze Œw.- wspólne prace

Konferencje

Pierwsze nasze wyk³ady prowadzi³niezwyk³y cz³owiek - o. Antoni Üçerler.Opowiada³ nam o misjach w Chinachoraz pokazywa³ na mapach wêdrówkipierwszych misjonarzy chiñskich. Za-skoczy³ nas równie¿ poziomem i kom-petencj¹ wyk³adów poniewa¿ przyniós³specjalnie nagrany dla nas wywiadz Kardyna³em Chiñskim Paulem Cha-nem i Zambijskim Kardyna³em AdamemKoz³owieckim.

W kolejne dni, podczas konferen-cji, które by³y prowadzone przez wielo-letniego asystenta o. Genera³a – o. Bo-gus³awa Steczka, zg³êbialiœmy tajnikiKonstytucji Towarzystwa. Mogliœmysiê tu wykazaæ równie¿ w³asn¹ inicja-tyw¹ omawiaj¹c wa¿ne dla Towarzystwazagadnienia i dziel¹c siê nimi na forum.

Coraz wa¿niejsz¹ rolê odgrywaj¹ wewspó³czesnym œwiecie media, a co za

Zjazd Nowicjatów wZjazd Nowicjatów wZjazd Nowicjatów wZjazd Nowicjatów wZjazd Nowicjatów wGdyniGdyniGdyniGdyniGdyni

Fot. 42 Wszyscy uczestnicy zjazdu nowicjatów trzechnarodowoœci i trzech prowincji

Fot. 44 Internacjonalne spotkanie integracyjnenowicjuszy trzech prowincji. Od lewej: RobertSvaton, Zbigniew Szulczyk i Rafa³ Kowal

Fot. 43 Towarzystwo mi³oœników gierkarcianych, z prezesem - o. Socjuszem

Page 53: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 465 35 35 35 35 3

tym idzie jest to te¿ wa¿ny œrodek docierania z Ewangeli¹ i ¿yciemchrzeœcijañskim do cz³owieka. Tym trudnym zagadniem pracyw telewizji dzieli³ siê z nami o. Andrzej Majewski.

Wprowadzano nas równie¿ w obszar zainteresowania szko³¹i prac¹ nad kszta³ceniem m³odzie¿y, która od wieków le¿y jezu-itom g³êboko na sercu. Od tego, bowiem, zale¿y kszta³t, poziom

i serce przysz³ych pokoleñ. Z tego ambitnego zadania wyœmie-nicie wywi¹za³ siê o Wojciech ̄ mudziñski.

Sport i rekreacje

Wa¿ne dla integracji nowicjatów by³y wspólne prace, wyj-œcia, a tak¿e rekreacje, podczas których wymienialiœmy siê wza-jemnie wiedz¹ o zwyczajach panuj¹cych w naszych nowicja-tach.

Towarzyszy³y nam czêsto gry typu: scrabble, szachy, ping- pong.

Tych momentów nam nie brakowa³o, a mimo to czuliœmy ichniedosyt - co by³o niew¹tpliwie oznak¹ dobrego wspólnegosamopoczucia.

Znalaz³ siê te¿ czas na grilla wraz z domownikami oraz kilkawypadów nad morze, do Sopotu, Gdañska i Jastrzêbiej Góry.

Niezapomniane prze¿ycie stanowi³ te¿ dla nas turniej pi³ki

no¿nej, który rozgrywany jest tradycyjnie ka¿dego roku. Dotradycji zaczyna te¿ nale¿eæ to, i¿ zawody wygrywaj¹ po³¹czo-ne si³y S³owacko-Czeskie wspierane przez aktywnie graj¹cychsocjuszów polskich prowincji.

W meczach równie¿ uczestniczyli ¿ywio³owo nasi magi-strzy obserwuj¹c bacznie zachowania, reakcje i ruchy swoichpodopiecznych i zapewne wyci¹gali st¹d odpowiednie wnioskiformacyjne.

Mimo trzeciego miejsca czuliœmy siê wspaniale, tzn. obe-sz³o siê nie tylko bez wiêkszych nerwów, wyzwisk, ale nadtozabawa i walka cechowa³a siê zdrow¹ rywalizacj¹, prawdziwymduchem sportu i wzajemn¹ mi³oœci¹.

Eucharystia

Centralnym punktem ka¿dego dnia by³a wspólnie przygo-towywana i prze¿ywana Eucharystia. To tu - od Chrystusa uczy-liœmy siê mi³oœci, oddania i cierpliwoœci. To Jemu powierzali-œmy sprawy naszych prowincji, powo³añ i misji. To w Nim zanu-rzaliœmy nasze ¿ycie ufaj¹c, ¿e je oczyœci, przemieni i pokrzepi.Nasza ³¹cznoœæ pomiêdzy nowicjatami wzmacniana by³a przezczêste œpiewy w jêzyku polskim, czeskim i s³owackim.

Na zakoñczenie naszego pobytu w Gdyni odby³o siê wspól-ne podsumowanie, dzielenie i przedstawienie propozycji na ko-lejne spotkania. Zjazd cieszy³ siê powszechnym uznaniem. Ra-dowa³o przede wszystkim to, ¿e w ca³ej naszej odmiennoœci,wielonarodowoœci potrafimy siê razem porozumieæ, dzieliæ. Cie-szy³ nas poziom wyk³adów, zapa³ i oddanie prelegentów, któreby³o szczególnie widocznym œwiadectwem mo¿liwoœci dzia³a-nia w Towarzystwie i co roztacza³o nowe horyzonty przed na-szymi przysz³ymi dzia³aniami. W wielu z nas umacnia³y siê, b¹dŸbudzi³y pragnienia do wyboru jakiejœ konkretnej drogi w Towa-rzystwie. Zjazd zrodzi³ poczucie wdziêcznoœci i doœwiadczeniepokoju. W takim duchu, po oœmiu dniach pobytu w Gdyni, bezwiêkszych problemów wróciliœmy do Starej Wsi.

sch. Tomasz WoŸny SI

Fot. 46 Wspólna chwila relaksu na boisku

Fot. 45 Grupa trzymaj¹ca w³adzê czyli magistrzy, od lewej: zGdyni o. Leszek M¹drzyk, ze Starej Wsi o. Mieczys³aw Ko¿uchi z Ruzomberoku o. Vojtech Suchy. W tle o. Socjusz PolskiejProwicnji Po³udniowej (PME) o. Dariusz Wiœniewski

Fot. 47 Pozdrowienia znad morza... W drodze na Jastrzêbi¹ Górê

Page 54: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 5454545454

Stara Wieœ - Sztab Generalny Armii Po³udnie (Prowincji Polski Po³udniowej); 13 czerwca 2005;g. 10:30; 7 dni do dnia „Zero”

Genera³owie zebrani w sztabie s¹ podekscytowani – to dziœ zaczynaj¹ opraco-wywaæ strategiê misji „Rostkowo”, której pocz¹tek jest planowany na 20 czerw-ca. Ciasno opasuj¹ stó³, pochylaj¹c siê nad mapami i dyskutuj¹c o mo¿liwienajlepszych trasach przemarszu oddzia³ów w rejon wsi Rostkowo, na pó³nocod Warszawy. Wojska desantowe dokonaj¹ zrzutu oddzia³ów specjalnych w trzechmiejscach za Wis³¹. Dalej trzy grupy armii – Wschód, Centrum i Zachód, pozo-stawione bêd¹ same sobie. Zadaniem oficerów jest przygotowaæ marszruty, któ-re umo¿liwi³yby pokonanie oko³o 120 km w nieca³e 5 dni, ale jednoczeœnie, by od-dzia³y nie zosta³y rozpoznane. W punkcie zbornym przejmie nasze oddzia³y umó-wiona osoba (ks. Proboszcz) i zajmie siê nimi w oczekiwaniu na wóz transporto-wy. W sobotê 25 czerwca, po za³adunku na pok³ad oddzia³y zostan¹ przegrupo-wane do koszar, by mog³y oczekiwaæ na kolejn¹ wa¿n¹ misjê.

Kryptonim <ROSTKOWO>Kryptonim <ROSTKOWO>Kryptonim <ROSTKOWO>Kryptonim <ROSTKOWO>Kryptonim <ROSTKOWO>

21 czerwca 2005

Zaczêliœmy iœæ do Rostkowa. Ju¿ na samym pocz¹tku poja-wi³y siê pewne w¹tpliwoœci - jak to bêdzie prosiæ o jedzenie,k¹piel czy nocleg. Pojawi³y siê pewne w¹tpliwoœci. Jednak wmiarê pokonywanych kilometrów i traconych kalorii potrzebazaczê³a wygrywaæ nad przeszkodami, które sta³y siê b³ahe wobliczu g³odu czy zmêczenia.

PóŸnym popo³udniem przybyliœmy do P³oñska i rozpoczêli-œmy poszukiwania noclegu. Na pocz¹tku udaliœmy siê do naj-bli¿szego koœcio³a, gdzie wyszed³ do nas tamtejszy proboszcz.By³ mi³y, ale odes³a³ nas do innej parafii, przy której znajdowa³osiê hospicjum, zapewniaj¹c, ¿e tam nas przyjm¹, gdy¿ maj¹ wiê-cej miejsca. Drugi proboszcz ostro¿nie nas przepyta³ w obec-noœci wikarego i poleci³ pójœæ do miejskiego centrum pomocyrodzinie. Jednak tam by³o zamkniête. Wróciliœmy do ostatniegoproboszcza, lecz bramy i furtki by³y ju¿ zatrzaœniête. W parafial-nym kompleksie znajdowa³ siê oœrodek dla niepe³nosprawnychi tam œwieci³o siê œwiat³o. Zauwa¿yliœmy kobietê, z któr¹ rozma-wialiœmy przez zamkniête drzwi, prosz¹c o kontakt z probosz-czem. Zadzwoni³a do niego, lecz on nie chcia³ wyjœæ i ponownienas wys³uchaæ. Kiedy wróciliœmy do poprzedniej parafii by³oju¿ po godzinie 22.00. Wikary wspomóg³ nas kwot¹ 20 z³., alenoclegu nie móg³ zapewniæ. Po spo¿yciu kolacji za 10 z³, zasnê-liœmy na oddalonym polu kukurydzy.

22 czerwca 2005

Obudziliœmy siê w œpiworach nasi¹kniêtych wilgoci¹ od ze-wn¹trz. Prêdko spakowaliœmy siê i ruszyliœmy na Mszê œw.Komunii udzieli³ nam kap³an, który poratowa³ nas wczoraj pie-niêdzmi. Po przyjêciu pokarmu duchowego, spo¿yliœmy œnia-danie, które stanowi³y œledzie i chleb zakupiony poprzedniegodnia, aby cia³o mia³o si³y. Posi³ek zjedliœmy niedaleko miejsca,gdzie nocowaliœmy. Tam te¿ wysuszyliœmy œpiwory.

W drodze grozi³o nam niebezpieczeñstwo, poniewa¿ podpi-ty, pal¹cy mê¿czyzna zbulwersowa³ siê b³ahym wyrzuceniemœmieci do sklepowego kosza. Kaza³ mi je wyci¹gn¹æ spoœródinnych, chwytaj¹c moj¹ szyjê. A Pan Jezus, Ojciec i Duch Œwiê-ty siedzieli na wysokoœciach i spogl¹dali na nêdzê ludzi wypo-wiadaj¹cych z³owrogie s³owa i dokonuj¹cych nienawistnychczynów.

Poszczêœci³o nam siê w porze obiadowej. W pierwszym domuw okolicy Joñca Leszek poprosi³ pewn¹ pani¹ o coœ do jedze-nia. Ona bez jakiegokolwiek przejawu zawahania, wpuœci³a nasdo domu, gdzie przywita³a nas 82-letnia babcia. Kobiety nakar-mi³y nas do syta i porozmawia³y z nami.

Potem poszukiwaliœmy rzeki Wkry, po czym na jej brzeguwypoczêliœmy. Stamt¹d udaliœmy siê do Królewa z nadziej¹ nanocleg w jakimœ domu. Pytaliœmy o niego star¹ babciê na obej-œciu, na probostwie, u pewnej pani i jeszcze w dwóch miej-

Fot. 48 Sztab Generalny Grupy Operacyjnej. Od góry z lewej: JakubBiela, Daniel Michalski, Pawe³ Beñ, Maciej Hamczyk,MateuszJanyga, Tomasz WoŸny i Leszek Wilczak

Page 55: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 465 55 55 55 55 5

scach. W koñcu przyj¹³ nas jakiœ pan, wybudzony ze snu przezcórkê, która otworzy³a nam drzwi. Nie wiedzia³ za bardzo, gdzienas przenocowaæ, ale mimo to zgodzi³ siê. Poczêstowa³ nas tak-¿e truskawkami, które zrywaliœmy z krzaczków. D³ugo z namisiedzia³ i rozmawia³, po czym obieca³ nakarmiæ, gdy wróci ¿ona.Kiedy gospodyni przyjecha³a i zobaczy³a nas przed domem,ma³¿onkowie wymienili parê zdañ w mieszkaniu. Gospodarz stop-niowo zacz¹³ siê przebudzaæ. Kiedy by³ bardziej œwiadomy, zmie-ni³ zdanie. Poinformowa³ nas, ¿e zapewni nam kolacjê i prysz-nic, ale nie przyjmie nas na noc. Zjedliœmy kanapki i botwinkê.Wczeœniej Leszek wzi¹³ prysznic. Ja natomiast k¹pa³em siê poposi³ku i w tym czasie gospodarz zdecydowa³ siê jednak przy-j¹æ nas na nocleg. Poprosi³ tylko o dowody osobiste, którechcieliœmy daæ w zastaw. Kiedy byliœmy ju¿ pewni tego, i¿ zo-staniemy na noc w tym domu, zapewniliœmy o bezpieczeñstwie,ujawniaj¹c, kim jesteœmy. Takim spo-sobem drug¹ noc spêdziliœmy ju¿ namiêkkim ³ó¿ku w œpiworze.

23 czerwca 2005

Rano smakowaliœmy ryby i jajkaod kur z domowej zagrody. Byliœmybardzo wdziêczni rodzinie i wzmoc-nieni wyruszyliœmy w dalsz¹ trasê.Na obiad zjedliœmy jajka dane namna drogê. Tego dnia postanowiliœmynadrobiæ trochê kilometrów omijaj¹cMalu¿yn i zatrzymuj¹c siê w WoliM³ockiej, gdzie wed³ug mapy mia³byæ koœció³. Okaza³o siê, ¿e by³ protestancki i poza tym ju¿dawno zosta³ zburzony. Pewna pani powiedzia³a nam o Mszyœw. w Sulerzy¿u o godzinie 18.00. Dodatkowe kilometry. Dokoœcio³a dotarliœmy 20 minut po pi¹tej. Trwa³a w nim naukai spowiedŸ dla m³odzie¿y przygotowuj¹cej siê do bierzmowa-nia. Oczekiwaliœmy Mszy œw., ale proboszcz jedynie komuniko-wa³ bez niej. Spo¿yliœmy Cia³o Chrystusa, po czym, zajêtegom³odzie¿¹ ksiêdza, Leszek szuka³ w zakrystii i na plebanii. Zapy-ta³ go o dach nad g³ow¹ - jak¹œ przestrzeñ do spania. Kap³anda³ klucze i skierowa³ do koœcielnego. Ten otworzy³ nam miesz-kanie naprzeciw domu Bo¿ego, a obok swojego. By³o ono pozmar³ym seniorze i zosta³y w nim jedynie go³e œciany. Koœciel-ny nakarmi³ nas w swoim domu, gdzie poznaliœmy jego rodzinê.

Byliœmy zmêczeni przejœciem oko³o trzydziestu kilometrów,wiêc udaliœmy siê do pomieszczenia nam przeznaczonego. Jaby³em wycieñczony, co odczuwa³em ju¿ w koœciele, wiec posta-nowi³em siê po³o¿yæ. Po chwili przyszed³ ksi¹dz, zada³ kilka ogól-nych pytañ i obejrza³ nasz¹ mapê. Poinformowa³ nas tak¿e, ¿e³azienka jest zdatna do u¿ytku. Obmy³em wannê rêk¹ z kilkuty-godniowego kurzu. Rozgrzani s³onecznym dniem mogliœmy siêsch³odziæ zimn¹ wod¹ (Leszek mówi³ o jej dobrym wp³ywie nazakwasy). I tak min¹³ kolejny dzieñ.

24 czerwca 2005

Wstaliœmy o wpó³ do ósmej, aby w 30 minut pozbieraæ siêi pójœæ na Mszê œw. Nie licz¹c nas by³o z piêæ osób: koœcielny,jego ¿ona i ktoœ jeszcze. Ksi¹dz d³ugo modli³ siê po Eucharystii.Nie zabra³ nas do siebie na œniadanie, lecz odprowadzi³ do ko-œcielnego. Zjedliœmy, wys³uchaliœmy przemyœleñ o biedzie, ka-p³anach i wierze w Boga. Odwa¿ê siê napisaæ, ¿e w tym momen-cie wraz z Leszkiem wspó³czuliœmy z ubogimi.

Ruszyliœmy drog¹ asfaltow¹, a¿ wreszcie doszliœmy do lasu.ZnaleŸliœmy ustronne miejsce miedzy drzewami, gdzie œció³kapod nogami by³a z ca³ym bogactwem ¿yj¹tek, a gdzie niegdzieznajdowa³a siê trawa. Komary na szczêœcie nie dokucza³y (tyl-ko Bogu dziêkowaæ), wiêc daliœmy sobie trochê czasu na odpo-

czynek. Przed postojem ogl¹dali-œmy m³ode bociany w gnieŸdziena s³upie, mijaliœmy tak¿e krowyzmierzaj¹ce na zebranie zwo³anew stodole, a poniewa¿ gospodarzwyjecha³, zaczê³y siê zamieszki -jak w „Folwarku zwierzêcym”.Gdzieœ dalej dziewczynka tañczy-³a w rytm disco-polo. Spotkaliœmyte¿ ch³opca, któremu spad³ ³añ-cuch w rowerze i maj¹c trudnoœæz jego za³o¿eniem przekl¹³ jak tozwykle robi¹ prawdziwi mê¿czyŸniw takich sytuacjach.

Po postoju i marszu zaczêliœmy odczuwaæ g³ód. Doszliœmydo g³ównej drogi, gdzie znajdowa³a siê leœniczówka. Postano-wiliœmy spytaæ o dalsz¹ drogê i poprosiæ o coœ do jedzenia -zaj¹³ siê tym Leszek. Leœniczy wskaza³ nam kierunek. Leszeknieœmia³o zwróci³ siê z proœb¹ o kromkê chleba. Pan odpowie-dzia³: „A¿ tak (w domyœle: Ÿle)!?” Leszek: „I coœ ciep³ego dopicia” (a grza³o s³oñce). Leœniczy: „Mo¿e zimnego (ze zdziwie-niem).” Napiliœmy siê soku, posililiœmy siê œledziami i kurcza-kiem oraz chlebem, po czym podziêkowaliœmy i ruszyliœmyw dalsz¹ drogê zostawiaj¹c folder o Starej Wsi.

Gdy pokonaliœmy kilka kilometrów, za przejœciem kolejowym,spotkaliœmy przez przypadek Mateusza, Maæka i Daniela. Ma-teusz skwitowa³: „Czarny sen Socjusza spe³ni³ siê.” Nasi wspó³-bracia spieszyli siê na Mszê œw. W Lekowie nocowaliœmy naplebani.

25 czerwca 2005

Obudziliœmy siê w mieszkaniu wikarego. O 8.00 uczestni-czyliœmy we Mszy œw. na zakoñczenie roku szkolnego. Oczywi-œcie nie pasowaliœmy do bia³ych koszul gimnazjalistów, czymwzbudzaliœmy ogólne zainteresowanie. Na koñcu uczniowiei nauczyciele sk³adali ¿yczenia proboszczowi z okazji imienin.Zjedliœmy œniadanie i porozmawialiœmy z wikarym. Z powodu

Fot. 49 Piêkne krajobrazy z peregrynacji...

Page 56: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 5 65 65 65 65 6

zmêczenia mojego kolana, razem z Leszkiem skróciliœmy sobietrasê i obraliœmy kierunek przeznaczony Mateuszowi, Maæko-wi i Danielowi. Po po³udniu odpoczywaliœmy w sadzie pewne-go staruszka. Przyszed³ obok nas i ca³y czas siê krêci³. Spytali-œmy, czy mu nie przeszkadzamy? Odpowiedzia³: „Czy tu krowychodz¹, czy ktoœ le¿y, mi nie robi ró¿nicy”. Obiad wy¿ebraliœmyobok - u so³tysowej, która pakowa³a dzieci na kolonie. Znalaz³a

sch. Pawe³ Beñ SI

te¿ chwilê na przyrz¹dzenie nam czterech kanapek, które zjedli-œmy na kolejnym postoju za lasem. Wtedy Rostkowo by³o ju¿od nas oddalone tylko o 6 km. Im bli¿ej celu, tym droga bardziejsiê wyd³u¿a³a.

Fina³: zebraliœmy siê w siedmiu przy kolacji, na której mieli-œmy rybê. Ona nam towarzyszy³a od pocz¹tku. Ryba – ICHTIS.

Page 57: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 465 75 75 75 75 7

"Kto chce wst¹piæ do zakonu niech wie, ¿e nie bêdzie mia³ tuwytrwania i spokoju, chyba ¿e przeskoczy próg zakonny obiema

nogami, to jest wol¹ i s¹dem rozumu."œw. Ignacy Loyola „Myœli na ka¿dy dzieñ”

Page 58: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 5858585858

Pierwsza misja apostolska -Pierwsza misja apostolska -Pierwsza misja apostolska -Pierwsza misja apostolska -Pierwsza misja apostolska -DPSDPSDPSDPSDPS

Niedziela, 18 kwietnia, ch³odny wiosenny poranek, pokój jed-nego z nowicjuszy na drugim piêtrze kolegium starowiejskiego.

6:30 – Znowu ten budzik... dzwoni ju¿ chyba z dziesiêæ minut...¿e te¿ mu siê to nie nudzi...6:32 – Otwieram oczy, u¿ywaj¹c wszystkich miêœni, o którychprzedtem nie mia³em pojêcia... kto by powiedzia³ ¿e powieki s¹takie ciê¿kie...7:30 – Msza Œw. w Bazylice z p³omiennym kazaniem Ojca Magi-stra (ju¿ siê rozbudzi³em...)

Pomijaj¹c nieistotne szczegó³y z dnia typu œniadanie, przejdŸ-my dalej...

9:00 – Podchodzi do mnie wspó³brat z dru-giego roku...9:01 – Pyta siê czy nie mam czasu po po-³udniu9:01 – Mam czas9:02 – Pyta siê czy idê z nim do DPS-u9:03 – Chwila namys³u...9:03:30 – No jasne to Dom Pomocy Spo-³ecznej, gdzie chodzimy odwiedzaæ sta-ruszków i staruszki9:04 – A nawet dwie chwile...9:05 – Pewnie, ¿e tak9:05 – Umówiliœmy siê na 14:00

W kilka godzin póŸniej...Godzina 14:00Wyruszyliœmy zatopion¹ w b³ocie drog¹, poœród pól i

lasów, wœród odg³osów dzikich... ptaków dobiegaj¹cychz pobliskich drzew, a¿ w koñcu dotarliœmy do asfaltu.St¹d droga do budynku na obrze¿ach pobliskiego Brzo-zowa by³a ju¿ niedaleka.

Id¹c trochê w niepewnoœci, w koñcu to mój pierwszyraz – co ja im powiem jak wejdê do ich pokoju, jak siêzachowam itd. – doszliœmy w koñcu do celu... Przed oczy-ma stan¹³ mi ogromny, trzypiêtrowy budynek, z du¿ymkru¿gankiem i obszern¹ sal¹ zaraz przy wejœciu. Odwie-dzaj¹c naszego Szefa w kaplicy, ruszyliœmy wype³niæ jedn¹z naszych pierwszych apostolskich misji...

„Dzisiaj jeszcze pójdziemy razem, póŸniej poradzisz ju¿sobie sam” – us³ysza³em ³agodny g³os mojego wspó³bra-ta, który by³ ju¿ sta³ym bywalcem tego domu.Z ka¿dym piêtrem ciœnienie we krwi by³o coraz wiêksze, a

szliœmy na piêtro ostatnie, do ostatniej chwili nie wiedzia³em cobêdzie i jak to ma wygl¹daæ.

Puk, puk. „Proszê” us³ysza³em powiedziane silnym kobie-cym g³osem i m³odzieniec w czarnej sukni z sympatycznymuœmiechem na ustach, wszed³ pewnym krokiem do ma³ego po-koiku (ja za nim oczywiœcie), w którym na swoich ³ó¿kach sie-dzia³y dwie starsze, uœmiechniête kobiety.

„Szczêœæ Bo¿e, ksiêdzu!”„Szczêœæ Bo¿e, widzê ¿e zdrowie dopisuje wraz z humorem”

– bo rzeczywiœcie nasze drogie panie by³y wyj¹tkowo weso³e„Jak tu siê nie uœmiechn¹æ, kiedy ksiê¿a wchodz¹ do nas”

Standardowy pakiet tematów to pogoda i cosiê z tym wi¹¿e spacery, samopoczucie, jakieœ spe-cjalne wydarzenia w domu i religia. Ten zestaw spe³-nia swoje zadanie praktycznie w ka¿dym pokoju, zka¿d¹ osob¹.

To, co mnie chyba najbardziej zaskoczy³o, toto, ¿e oni tak naprawdê nie potrzebuj¹ ¿adnych niewiadomo jak porywaj¹cych rozmów na niewiado-mo jak ciekawe tematy, jak to czêsto bywa z m³o-dzie¿¹, ale wystarcza z nimi po prostu byæ. Nawetsamo posiedzenie obok, zw³aszcza je¿eli dana oso-ba bardzo s³abo reaguje na otoczenie (a pamiêtamtak¹ pani¹, która tyko lekko siê uœmiechnê³a kiedypotrzyma³em j¹ za rêkê) samo powiedzenie chocia¿paru s³ów mi³ym, spokojnym tonem ma dla nichogromn¹ wartoœæ. Tu nie ma znaczenia co siê mówi,ale ¿e siê po prostu jest.

Fot. 50 Budynek brzozowskiego Domu Pomocy Spo³ecznej

Fot. 51 Objêta misj¹ apostolsk¹...

Page 59: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 465 95 95 95 95 9

Now. Zbigniew Szulczyk SI

W³aœnie w DPS-ie mia³em okazjê poznaæ, ¿e cz³owiek jestcz³owiekiem i jako takiemu nale¿y siê szacunek, niezale¿nie odtego w jakim jest wieku, jakiego jest zdrowia i jaka jest, b¹dŸby³a jego pozycja spo³eczna.

Fot. 52 Babcia z kwiatami

Page 60: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 6060606060

Dzień willowyDzień willowyDzień willowyDzień willowyDzień willowy

W nowicjacie wszystkie dni tocz¹ siê wed³ug ustalone-go planu, który z niewielkimi wyj¹tkami stosuje siê dlaca³ego tygodnia. Kolejne punkty dnia nastêpuj¹ posobie w œciœle ustalonym porz¹dku: pobudka, medyta-cja, Msza Œw., konferencja ... . Lecz jest jeden wyj¹tko-wy dzieñ, w którym plan przestaje w znacznym stopniuobowi¹zywaæ. Jest to owy dzieñ willowy. Czwartek. Wtym dniu ca³e rzesze (czyt. jdenastu) nowicjuszy pod¹-¿a pieszo (ewentualnie z pomoc¹ przychodzi ludzkatechnika w postaci rowerów) na willê1.

Po przybyciu na miejsce, nierzadko naznaczonewieloma ciekawymi przygodami, nowicjusze od-daj¹ siê wszelkim zajêciom rekreacyjnym. Od wie-lu lat niepodzielnie króluje wœród nich pi³ka no¿-na.

Dla ludzi nie obeznanych z klimatem starowiejskiego nowicjatu ten termin mo¿e mówiæ niewiele lubnic zgo³a. Lecz dla nas, nowicjuszy, te dwa s³owa zawieraj¹ w sobie tak wiele treœci...

Lecz mo¿e zacznê od pocz¹tku...

Fot. 53 Marcinów dwóch i bezkresna preria...

Fot. 54 Wspólne kopanie... czyli pi³ka no¿na

Page 61: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 466 16 16 16 16 1

W dni o sro¿szej pogodzie wiêkszoœæ z nas rozsiada siêprzy kominku i oddaje siê b³ogiemu lenistwu tudzie¿ gra wkarty lub gry planszowe.

W miêdzyczasie dwóch nowicjuszy przygotowuje posi³ekdla reszty relaksuj¹cych siê nowicjuszy, wykazuj¹c przy tymwprost nieograniczon¹ wyobraŸni¹.

Po tak intensywnie spêdzonym dniu wszyscy zmêczeni aczszczêœliwi, ró¿nymi sposobami i drogami, wracaj¹ do kole-gium by znów zsynchronizowaæ swój rytm z ogólnie ustalo-nym planem dnia...

1) Willa jest to dom rekolekcyjno-wypoczynkowy po³o¿onywœród przepiêknych lasów, odleg³ych od starowiejskiego kole-gium o ok. 4 km.

Now. Ireneusz Trojan SI

Fot. 55 LBpK.... czyli Le¿enie Bykiem przy Kominku. Od lewejPrzemek, o. Socjusz i Krzysiek

Fot. 56 Wielmo¿nie nam w kuchni panuj¹cySzemak D¿abala (angielskojêzyczna wersjaPrzemka Gêbali)

Fot. 57 Wszystko co dobre (za)szybko siêkoñczy, czas wracaæ do kolegium.

Page 62: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 6 26 26 26 26 2

Nasze Pielgrzymowanie

Od kilku lat istnieje tradycja, ¿e nowicjusze pierwszego roku, pod koniec swych wakacji, bior¹ udzia³ wPieszej Pielgrzymce Krakowskiej na Jasn¹ Górê, wspomagaj¹c naszych w Krakowie, którzy przewodnicz¹jednej z grup, opatrzonej numerem 11 pod czujnym okiem œw. Franciszka Ksawerego.

W tym roku nasze pielgrzymowanie wygl¹da³o jed-nak trochê inaczej. Przybyliœmy planowo do krakowskie-go kolegium, na dwa dni przed wyruszeniem na pielgrzy-mi szlak. Ju¿ tego samego dnia, w godzinach wieczor-nych, odby³o siê pierwsze, przedpielgrzymkowe spotka-nie. Czasu by³o niewiele z tego wzglêdu, i¿ w tym rokuwraz z terminem pielgrzymki zbieg³o siê przygotowaniedo Œwiatowych Dni M³odzie¿y w Kolonii. Dotychczaso-wy przewodnik grupy – o. Wojciech Zió³ek wraz z m³o-dzie¿¹ z duszpasterstwa WAJ przygotowywa³ siê w³aœniedo wyjazdu za granicê. Dowiedzieliœmy siê, ¿e w tym rokuster w grupie przej¹³ poprzednik o. Wojtka – o. MarekWójtowicz. Tak¿e nowicjat reprezentowany by³ przez dwarazy mniejsz¹ iloœæ nowicjuszy, ni¿ mia³o to miejsce w ubie-g³ych latach. Spora grupa WAJowiczów wyje¿d¿a³a doKolonii, wiêc problem zrodzi³ siê tak¿e przy obsadzeniumikrofonów w grupie oraz z animacj¹ muzyczn¹. Ale prze-cie¿ problemy s¹ po to, aby je rozwi¹zywaæ. Tak te¿ przedwymarszem z Wawelu usiedliœmy wszyscy razem i rozpo-czêliœmy prawie ¿e wojskow¹ naradê. Funkcje rozdzielili-œmy szybko i sprawnie. Scholkê grupy utworzy³y po³¹-czone si³y duszpasterstw jezuickich WAJ i MAGIS, wspo-magane przez scholastyków graj¹cych na gitarach. Szefem po-rz¹dkowych zosta³ sch. Micha³ Mas³owski, a pomaga³ mu nasz

Andrzej. Œw. Ignacy w swoim pielgrzymowaniu zaufa³ ca³kowi-cie Panu, i¿ to On bêdzie karmi³ go, dawa³ mu schronienie i dachnad g³ow¹ w drodze. Z takim celem i nastawieniem i my przygo-

towywaliœmy siê do wyru-szenia do Czêstochowy. Fak-tem jednak jest to, ¿e Panw swym dzia³aniu pos³ugujesiê ludŸmi, dlatego te¿ usta-nowiliœmy spoœród nas mini-stra grupy - Zbyszka, którytroszczy³ siê, byœmy nie usta-li w drodze oraz kwatermistrza– Krzyœka, który wraz z p. Er-nestem, zabiega³ o to, byœmymieli gdzie spocz¹æ w nocy,aby zregenerowaæ nasze s³a-be cia³a. Po ustaleniu pod-stawowych struktur, dziêkiktórym grupa mo¿e normal-nie funkcjonowaæ w trasie,ze spokojem w duszy, udali-œmy siê nastêpnego dnia dokolegiaty œw. Anny, aby za-pisaæ siê na pielgrzymkê.W ten sposób, póŸnym po-

po³udniem, byliœmy gotowi do wyruszenia na spotkanie z Nasz¹Matk¹ w Czêstochowskim Wizerunku.

Tak w skrócie wygl¹da³o przygotowanie od strony tech-nicznej. Znacznie inaczej przygotowywaliœmy siê ducho-wo do tego wydarzenia. Dla ka¿dego z nas, w ró¿nychaspektach, by³ to pierwszy pielgrzymkowy raz. Andrzeji Zbyszek zupe³nie debiutowali na pielgrzymce, a dla mnieby³a to pierwsza pielgrzymka d³u¿sza ni¿ dwa dni. Ka¿dyz nas niós³ w swoim sercu konkretne intencje, by przezwstawiennictwo Królowej Polski, przed Jej tronem w Czê-stochowie, przedstawiæ je Jezusowi. Ka¿d¹ kroplê potu,ka¿d¹ niedogodnoœæ, trudne warunki, nasze s³aboœci i nie-domagania fizyczne, które objawia³y siê na trasie, ka¿dykrok w stronê Jej Jasnej Góry, z której roztacza swe pano-wanie nad Polsk¹ i sercami jej synów ³¹czyliœmy z trudem,jaki Jezus i Ona, Jego Matka, doœwiadczali podczas swejziemskiej pielgrzymki, aby przed Jej obliczem doznaæ praw-dziwej radoœci i duchowego pocieszenia.

Dni pielgrzymkowe wygl¹da³y podobnie, wiêc nie wiem,czy nie by³oby nudne dla Ciebie, drogi Czytelniku, œledziæ teksto b¹blach na stopach i pielgrzymkowych narzekaniach. Dlate-go skupiê siê dlatego na pierwszym i ostatnim dniu naszego

Fot. 58 Msza Œw. na Wawelu

Fot. 59 Kard. Macharski wyprowadzaj¹cy p¹tników z Wawelu

Page 63: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 466 36 36 36 36 3

wêdrowania, które zas³uguj¹ na to, by poœwiêciæ im wiêcej uwagi.Myœl przewodni¹ pielgrzymki stanowi³ cytat z Ewangelii œw.£ukasza: Zostañ z nami, Panie! Pielgrzymowanie rozpoczêli-œmy szóstego sierpnia na Wawelu. O godzinie siódmej, ustêpu-j¹cy metropolita krakowski, kard. Franciszek Macharski w uro-czystej koncelebrze z arcybiskupem Stanis³awem Dziwiszem –swoim nastêpc¹ oraz z przewodnikami grup sprawowali Eucha-rystiê inicjuj¹c¹ nasz¹ drogê do Maryi. Kardyna³ w swej homiliiprzypomnia³ nam o istocie pielgrzymowania, wspomina³ piel-grzymowanie w ¿yciu nasze-go Wielkiego Rodaka – s³u-gi Bo¿ego Jana Paw³a II oraz¿egna³ nas tak, jak matka wy-prawiaj¹ca w drogê swe dzie-ci. Na koniec Mszy œw. wrê-czy³ jednemu z kap³anów,wieloletniemu przewodniko-wi pielgrzymki, krzy¿ misyj-ny, przed jego wyjazdem naCzarny L¹d. Ze wzgórza wa-welskiego wszystkie grupy,drog¹ wyznaczon¹ przezszlak królewski, przemasze-rowa³y przez Rynek, kieruj¹csiê do granic miasta, w kie-runku Olkusza.

Po szeœciu dniach spê-dzonych w drodze dotarli-œmy przed oblicze Maryi.Przed jasnogórskim szczy-tem padliœmy na twarze, bi-j¹c przed sw¹ Królow¹ czo-³em, jak czynili to nasi ojco-wie. Ka¿da z grup zosta³apowitana przez kustosza jasnogórskiego sanktuarium. Na spo-tkanie pielgrzymom wyszed³ równie¿ pasterz archidiecezji kra-kowskiej, kard. Macharski.

XXV PPK wraz z Grup¹ 11 w Liczbach8300 - tylu p¹tników wyruszy³o z Wawelu na Jasn¹ Górê 6 sierpnia.152 – tyle kilometrów pokonali pielgrzymi w drodze do Maryi134 - tylu p¹tników pielgrzymowa³o w naszej grupie39 – tylu m³odych z grup Betania i Spes z ks. Zbyszkiem pielgrzymowa³o wraz z nasz¹ grup¹.11 - numer naszej grupy9 - tyle grup wchodzi³o w sk³ad Cz³onu œródmiejskiego, którego czêœci¹ by³a nasza Jedenastka8 – tyle cz³onów liczy³a XXV PPK6 – tyle dni pielgrzymowaliœmy na Jasn¹ Górê5 – tyle lat trwa³a przerwa w pielgrzymowaniu o. Marka Wójtowicza4 – tylu scholastyków sz³o w tym roku w Jedenastce3 – tylu nowicjuszy wspomaga³o Jedenastkê2 - numer Cz³onu Œródmieœcie1 – jeden jest tylko o. Przewodnik

Now. Krzysztof Faltus SI

Przybycie do tronu Pani Naszej wywo³a³o wiele ³ez wzru-szenia w oczach pielgrzymów. Tak¿e i w moich oczach pojawi³ysiê ³zy radoœci i szczêœcia. I choæ mieszka³em w s¹siedztwieklasztoru jasnogórskiego ponad czternaœcie lat, to jednak ka¿-de przybycie w pielgrzymkowej grupie do stóp NiepokalanejMatki nape³nia³o i zawsze bêdzie nape³niaæ mnie wzruszeniem.O godzinie dziewiêtnastej uczestniczyliœmy w Najœwiêtszej Ofie-rze Jezusa, sprawowanej przed szczytem jasnogórskim. Po Mszyœw. rozje¿d¿aliœmy siê powoli do naszych domów. Do Krakowa

przybyliœmy kilka chwil popó³nocy. W kolegium przyul. Kopernika wypoczywa-liœmy po pielgrzymim tru-dzie, dziel¹c siê pierwszy-mi prze¿yciami i refleksjamipo pielgrzymce.

Pisz¹c o tegorocznympielgrzymowaniu nie mogêzapomnieæ o m³odzie¿yuzale¿nionej z Czêstocho-wy i Mstowa, zgromadzo-nej w dwóch grupach wrazz ich opiekunem, ks. Zbysz-kiem, które tak¿e w tymroku sz³y ze znaczkiem œw.Franciszka Ksawerego. Cim³odzi ludzie, którzyw swym ¿yciu niejedno-krotnie siêgnêli dna, bar-dzo mocno œwiadczyli oswej gor¹cej wierze w Chry-stusa, bêd¹c przyk³ademdla niejednego p¹tnikaz naszej grupy i nie tylko.

Pamiêtamy o nich nieustannie w naszych modlitwach.Do Starej Wsi wróciliœmy 13 sierpnia i od razu w³¹czyliœmy

siê w przygotowania przed odpustem ku czci WniebowziêciaNMP, pomagaj¹c wspó³braciom z II roku.

Fot. 60 Jasna Góra dniem jasnym

Page 64: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 6464646464

Lipiec nieub³aganie chyli³ siê ku koñcowi. Nowicjusze spê-dzaj¹cy wakacje w Nowym S¹czu powoli przygotowywali siêdo opuszczenia bursy. Smutek z powodu rozstania z górskimiwycieczkami i kajakami na jeziorze Ro¿nowskim rozwiewa³a myœlo „ma³ych wakacjach” w Starej Wsi. Ka¿dy przyzna mi racjê, ¿estarowiejskie kolegium, to nie s¹decka bursa na Œw. Ducha, alena szczêœcie po powrocie do domu, nie od razu zasiedliœmy wasceterium i s³uchaliœmy konferencji o. Magistra. Ka¿dy z lek-kim napiêciem szed³ z w³asnym baga¿em do pokoju, który zo-stawi³ na ca³e trzy tygo-dnie. Powodem tego stre-su bynajmniej nie by³ faktpozostawienia osamotnio-nej celki zakonnej, ale ta-blica og³oszeñ nowicjac-kich, do której przytwier-dzona by³a ju¿ od kilku dnitabela z rozpisanymi funk-cjami na II IgnacjañskieDni M³odzie¿y, sporz¹-dzona przez bidela. Ów od-dany s³usznej sprawie no-wicjusz (imienia nie wy-mieniamy, aby nie popad³ w samouwielbieniei pró¿n¹ chwa³ê), dobrowolnie skróci³ pobyt w No-wym S¹czu, abyœmy wszystko zastali dopiête naostatni guzik.

Bezpoœrednio przed drugim Œwiêtem M³odychpod ignacjañsk¹ bander¹ w Starej Wsi, odbywa³ysiê rekolekcje dla m³odzie¿y z duszpasterstwa jezu-ickiego MAGIS. Stu szeœædziesiêciu m³odych, od-danych Jezusowi ludzi, podsumowywa³o kolejnyrok swej formacji w dwóch miejscach na terenie

naszej parafii: w Ze-spole Szkó³ w StarejWsi i na Willi. Zwieñczeniem po-g³êbiania wiêzi z Panem podczasdziewiêciodniowego skupieniaby³a owa impreza pod nazw¹ Igna-cjañskie Dni M³odzie¿y, któr¹swoj¹ obecnoœci¹ wsparli niema-gisowcy, zaprzyjaŸnione z nimi na-stolatki tak¿e spoza jezuickich pa-rafii - sympatycy zakonu œw. Igna-cego.

Dzieñ wczeœniej do kolegiumprzybyli jezuici z ca³ej prowincji,którzy podjêli siê zadania bycia dla

Ignacjańska ImprezaIgnacjańska ImprezaIgnacjańska ImprezaIgnacjańska ImprezaIgnacjańska Impreza

ponad trzystuosobowej grupy m³odzie¿y, na czele z bogatszymw doœwiadczenie z zesz³orocznej, pionierskiej imprezy ojcemdyrektorem Andrzejem Migaczem oraz jego zastêpc¹ o. Toma-szem Nogajem. Wieczorem omówiliœmy za³o¿enia taktycznei stopieñ zaanga¿owania nowicjuszy w pomoc starszym w po-wo³aniu wspó³braciom. Nasza pomoc skierowana by³a w stro-nê gospodarcz¹ IDM - u, ale jak¿e wa¿n¹ strategicznie. Poma-galiœmy przy zmywaniu naczyñ, nakrywaniu sto³ów i przygoto-wywaniu wody do mycia brudnych naczyñ.

Plan dla samych uczestników by³ bardzo atrak-cyjny. Dzieñ obfitowa³ w ciekawe konferencje z za-proszonymi goœæmi (m.in. zaproszony by³ o. LeonKnabit), ró¿nego rodzaju warsztaty tematyczne, któ-re swym ciekawym programem przyci¹ga³y m³odychludzi. Oprócz tradycyjnych æwiczeñ poœwiêconychmodlitwie, tañcom towarzyskim i integracyjnym,ogromn¹ popularnoœci¹ cieszy³y siê spotkaniaz Ochotnicz¹ Stra¿¹ Po¿arn¹ ze Starej Wsi, repre-zentuj¹cym Policjê m³. aspirantem Kazimierzem Ba-rañskim oraz z o. Krzysztofem Bielem, który uczy³

wszystkich chêtnychtechnik bluesa i jazzu,a tak¿e gry na gitarze.Za³oga wozu bojowe-go Stra¿y Po¿arnejoraz p. Barañski, przy-bli¿ali swoim pod-opiecznym sposobypracy Stra¿y i Policji.Warsztaty te cieszy³ysiê tak¿e sporym za-interesowaniem po-œród ¿eñskiej czêœciuczestników. Na ko-niec odby³y siê poka-

zy niektórych warsztatów, przygotowane przez samych uczest-ników pod czujnym okiem swych instruktorów; tak warsztatyOchotniczej Stra¿y Po¿arnej zaprezentowa³y akcjê gaœnicz¹,uczestnicy i inni zgromadzeni na pokazie mogli zakosztowaæprzeja¿d¿ki policyjnym motocyklem, prowadzonym przez p. Ba-rañskiego, a prowadz¹ca warsztaty taneczne Beata pe³ni³a pod-czas fina³owego wieczoru zaszczytn¹ funkcjê wodzirejki ogrom-nego poloneza, którego tañczy³o ponad sto par. W ci¹gu dnianajwa¿niejszymi punktami programu by³y modlitwy porannei wieczorne oraz Eucharystia, która stanowi centrum ¿ycia chrze-œcijañskiego. M³odzi w grupach przygotowywali modlitwy po-ranne, którymi rozpoczynali ka¿dy z piêciu dni pobytu u stópMi³osiernej Matki Starowiejskiej. Aby podkreœliæ szczególne

Fot. 61 Zespó³ „BeczkaŒwiat³a” w akcji

Fot. 62 Grupa stra¿aków na warsztatach

Fot. 63 O. Maciej Szczêsnyodkrywaj¹cy nowe powo³anie...

Page 65: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 466 56 56 56 56 5

miejsce Mszy œw. w ¿yciu wewnêtrznym ka¿dego chrzeœcijani-na, by³a ona sprawowana w œrodku ka¿dego dnia, o godzinie12. W pierwszy dzieñ, na rozpoczêcie IDM – u, uroczystej kon-

celebrze przewodniczy³ o. Prowincja³Krzysztof Dyrek, który oficjalnie otwo-rzy³ œwiêtowanie magisowiczów. W ko-lejnych dniach Najœwiêtsz¹ Ofiarêsprawowali m. in. o. Leon Knabit, nasineoprezbiterzy, oraz wszyscy ojcowie,przybyli na wspólne œwiêtowanie.

Modlitwy wieczorne mia³y miejscepo wspólnym koncertowaniu w domo-wym ogrodzie. M³odzi, bawi¹c siê ¿egnali odchodz¹cy, obfitu-

j¹cy w ró¿nego rodzaju wra¿enia i doœwiadczenia dzieñ. Na de-skach IDM-owej sceny wyst¹pili m. in. o. Fabian B³aszkiewicz,o. Marcin Baran, o. Krzysztof Biel, sch. Krzysztof Nowak, uta-lentowani uczestnicy imprezy, którzy chcieli siê podzieliæ swo-imi zdolnoœciami oraz zespó³ Siewcy Lednicy, który zagra³ fina-³owy koncert w ostatni wieczór. Nie wolno nam jeszcze zapo-mnieæ o zespole z Gliwic - „Beczce S³oñca”, który sw¹ pos³ug¹poprzez œpiew ubogaca³ ka¿d¹ Eucharystiê i wspomaga³ wie-czorne koncertowanie. Raz po raz przez scenê przewija³ siêo. Andrzej Migacz w specjalnie przygotowanej koszulce - któr¹

otrzyma³ w darze - z napisem „OJCIEC DYREKTOR”. Odzienieto sprawia³o na wszystkich ogromne wra¿enie. W pi¹tek za-

miast koncertu, nowicjusze przy-gotowali nabo¿eñstwo, którego te-matem by³a Eucharystia. Po wys³u-chaniu S³owa Bo¿ego i przypo-mnieniu sobie starotestamental-nych obietnic Stwórcy o odkupie-niu i Pokarmie z Nieba, którym ludswój obdarza, nowicjusze przed-stawili pantomimê Ostatniej Wie-czerzy, podczas której Jezus cu-downie ukry³ siê pod postaciamichleba i wina. Nastêpnie m³odzi -tak jak Aposto³owie w Wieczerni-ku - ³amali siê wzajemnie chlebem.

W tê radosn¹ chwilê wkroczy³ Pan, ukryty w kawa³ku bia³egochleba, którego wszyscy adorowali, dziêkuj¹c Mu za tak wielkidar, i¿ raczy³ zostaæ wœród nas, tutaj na ziemi, kontempluj¹cniezg³êbiona tajemnicê Bo¿ej mi³oœci, tego ¿e Bóg – Stwórcapragn¹c byæ tak blisko cz³owieka, ukry³ swoje bóstwo wobecnas, aby staæ siê powszednim jak chleb, który obra³ sobie zaprzedmiot ukrycia. Czas ten, podarowany nam przez Pana naJego Uwielbienie pokaza³, jak bardzo m³odym ludziom potrzeb-na jest cisza i skupienie, wyjœcie z zakrzyczanego otoczenia,oderwanie siê od Internetu, telewizji, g³oœnej muzyki. Myœmypozwolili, aby Pan wywiód³ nas na pustyniê i tam cicho i ³agod-nie przemawia³ do nas oraz opatrywa³ nasze stroskane codzien-noœci¹ i oszpecone grzechem serca, które pomimo tego nale¿¹do Niego i pragn¹ Go kochaæ tak, jak On kocha nas!

Fot. 66 Starowiejski wieczernik...

Fot. 67 Dzielmy siê wiar¹ jak chlebem...

Fot. 68 W odwiedzinach u Andrzeja Boboli

Fot. 65 Z nami by³ oczywiœcie Pan Jezus...

Fot. 64 o. Dyrektor Andrzej Migacz zawsze w akcji

Page 66: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 6 66 66 66 66 6

Po raz pierwszy w tym roku IDM-owicze pielgrzymowali pie-szo do Strachociny- miejsca narodzin œw. Andrzeja Boboli. Namiejscu przyjê³y ich goœcinnie siostry franciszkanki Niepokala-nego Serca Maryi. W Sanktuarium poœwiêconym temu wielkie-mu Œwiêtemu m³odzi modlili siê przy jego relikwiach, ofiaruj¹ctrud pielgrzymowania i uczestniczyli w Najœwiêtszej Ofierze Je-zusa, który dodawa³ si³ œw. Andrzejowi w chwili, gdy ten sk³a-da³ Jemu ofiarê z siebie samego. Uroczyst¹ homiliê do m³odychwyg³osi³ o. Jacek Bolewski.

W tym roku nawet pogoda by³a ³askawa dla naszej drogiejm³odzie¿y. Przez pe³ne piêæ dni œwieci³o s³oñce, a temperaturaw cieniu siêga³a kilku kresek powy¿ej 30 stopni Celsjusza. Tak-¿e przez ten naturalny dar, Pan Bóg jeszcze bardziej rozpala³wnêtrza tych, którzy przyszli do Niego, aby Go wielbiæ i dziêko-waæ Mu za wszystko w³asnie tu, w Starej Wsi.

Niestety, czas p³ynie nieub³aganie do przodu i nawet takwspania³e, podjête dla wiêkszej Chwa³y Bo¿ej przedsiêwziêciezbli¿a³o siê powoli ku koñcowi. Nadszed³ ostatni dzieñ lipca.Dzieñ, w którym wspominamy za³o¿yciela Towarzystwa, Œw.Ojca Naszego Ignacego Loyolê. W tym to dniu, uroczyst¹ Eu-charysti¹ o godzinie dziewi¹tej, zakoñczy³y siê Drugie Igna-cjañskie Dni M³odzie¿y w Starej Wsi. Po Mszy œw. m³odzi ¿egnali

M³odzi o IDM –ieIDM to wspania³a zabawa, która zbli¿a nas nie tylko do Pana Boga, ale tak¿e do ludzi. Na Ignacjañskich Dniach M³odzie¿ypozna³am du¿o ciekawych ludzi, z którymi warto utrzymywaæ dalszy kontakt. Poprzez zorganizowane warsztaty mo¿emy rozwijaæswoje zainteresowania, m. in. uczyæ siê kontaktu z drugim cz³owiekiem, œpiewaæ, tañczyæ, ale równie¿ odkrywaæ w sobie nowetalenty i specjalizacje. Panuje tutaj wspania³a atmosfera, która jest stworzona przez fenomenalnych ksiê¿y jezuitów.Aœka z Wroc³awia, Marta z Wroc³awia i Kinga z Katowic

Nasz przyjazd na IDM poprzedzi³y rekolekcje dla grup Magis. Ja jestem animatork¹ grupy „£osie” z Bytomia. Sama idea spotkaniam³odych jest bardzo fajna, a i to, ¿e m³odzi chc¹ przyje¿d¿aæ i spotykaæ siê ze sob¹ – to jest po prostu piêkne. My, bêd¹c porekolekcjach, prze¿ywamy to ca³kiem inaczej od tych, którzy przyjechali na sam¹ Imprezê. Brak³o nam trochê czasu, aby och³on¹æpo wyciszeniu i skupieniu, panuj¹cym na nich. Na pocz¹tku da³o siê te¿ odczuæ pewnego rodzaju rywalizacje pomiêdzy du¿ymiwspólnotami, które liczy³y kilkadziesi¹t osób, a miêdzy nami, którzy liczymy kilkanaœcie osób. Czas jest fajnie zaplanowany. Nawarsztatach ka¿dy mo¿e znaleŸæ coœ dla siebie. Ponadto prowadz¹ je osoby, które s¹ do tego dobrze przygotowani. Chyba nie maosoby, która nudzi³aby siê. Przed nami wieczorem koncert Siewców Lednicy i ufam, ¿e bêdzie super. Bardzo podoba³ mi siê wieczór,podczas którego prezentowaliœmy twórczoœæ w³asn¹. To by³a bardzo dobra myœl, której w zesz³ym roku zabrak³o. Pogoda, którejpodczas ostatnich IDM brakowa³o - w tym roku dopisa³a. Bardzo mêcz¹ce s¹ dy¿ury, ale w trakcie ich pe³nienia tak¿e dzieje siêdu¿o fajnych rzeczy.Ania Peterek z Bytomia

Jako prowadz¹ca warsztaty muszê powiedzieæ, ¿e by³o bardzo fajnie. Jeœli chodzi o m³odych, zaanga¿owanie jest zmienne iprzypomina pewnego rodzaju sinusoidê: opada, wzrasta opada, wzrasta...ale to chyba w zale¿noœci od pogody. Spojrzenie ostrony organizacyjnej – super! Jestem zaskoczona i to bardzo pozytywnie. Przyjecha³am tutaj po raz pierwszy i mam wra¿enie, ¿ewszystko jest dopiête na ostatni guzik. Nie ma przestojów i pró¿nego oczekiwania nie wiadomo na co. Pozdrawiam wszystkichprzyjació³!Beata z Krakowa – prowadz¹ca warsztaty taneczne

IDM jak IDM. By³o super!!!! Niech ¿yj¹ kierowcy autokarów, którzy ka¿dego ranka dowozili nas z willi do szko³y.Wojtek

siê deklaruj¹c jednoczeœnie swój udzia³ w kolejnych imprezachprzygotowywanych dla nich przez jezuitów. Oko³o po³udniagwarna przez ostatni tydzieñ Stara Wieœ opustosza³a, ¿egnaj¹csympatycznych m³odych ludzi, bêd¹cych nadziej¹ obecnychpokoleñ na przysz³oœæ, budowan¹ na fundamencie wiary w œwie-cie, który tak mocno ulega pozorom kusiciela.

Fot. 69 O. Maciej Szczêsny ze swoj¹ trzódk¹...

Page 67: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 466 76 76 76 76 7

Now. Krzysztof Faltus SI

IDM? Pomys³ dobry, wykonanie bardzo dobre, choæ uwa¿am, ¿e spotkania w grupach po konferencjach by³y zbyteczne. Wiêcejczasu mog³o byæ przeznaczone na warsztaty. M³odych to interesuje i w tym mogliby siê bardziej odnaleŸæ. Dobra atmosfera i tylkotak dalej.Filip z K³odzka

IDM w Starej Wsi trwa³ 4 dni. By³y to ciê¿kie 4 dni... Ka¿dy dzieñ by³ ca³kowicie wype³niony. Zaczyna³ siê od porannejmodlitwy, potem œniadanie, (zawsze przygotowane i obs³ugiwane przez któr¹œ z grup). PóŸniej odbywa³y siê konferencje, prace wgrupach, skrzynka pytañ (do goœcia dnia) i to trwa³o do oko³o poludnia...

Nastêpnym punktem programu by³a szko³a œpiewu, o 12:00 odmawialiœmy Anio³ Pañski i rozpoczynaliœmy najwa¿niejszespotkanie... czyli Eucharystiê :) jak zawsze przebieg³a ona w ogromnym skupieniu uczestników, ale te¿ i radoœci p³yn¹cej ze œpiewuulubionych piosenek, które gra³ nam zespo³ z Gliwic.

Nastêpnie by³ obiad, chwila wytchnienia i... ka¿dy bieg³ na wybrany przez siebie warsztat. By³y m.in warsztaty misyjne,policyjne, stra¿ackie, tañca, œpiewu animatorskie i wiele wiele innych. Ja zapisa³am siê na warsztaty animatorskie prowadzoneprzez o. Macieja Szczêsnego SI (moderatora z k³odzkiego Magis). Spotknia by³y bardzo ciekawie prowadzone, Ojciec przybli¿a³i pokazywa³ jak pracowaæ i kszta³towaæ grupe, przytacza³ przy okazji bardzo ciekawe przyk³ady bior¹c je z w³asnego doœwiadcze-nia. Nastêpnie nastêpowa³a znów chwila wytchnienia, kolacja i... pogodny wieczór, koncerty, przedstawienia przygotowane przezuczestników... Tak wygl¹da³y drugi i czwarty dzien IDM-u. Pierwszy dzieñ by³ bardziej organizacyjny, kiedy to przybywali doSatrej Wsi wszyscy chêtni m³odzi ludzie, aby poznaæ bli¿ej Boga, oraz aby te¿ zawrzec nowe znajomoœci z ludŸmi z innych miast.a tak¿e poznaæ coœ nowego, zdobyæ kolejne doœwiadczenie. W dugi dzieñ natomiast organizatorzy zorgnizowali nam piesz¹pielgrzymkê do Strachociny. Pogoda nam dopisa³a, by³o bardzo gor¹co, jednak pomimo upa³u na twarzach uczestników widocznyby³ ca³y czas uœmiech, a czas by³ umilany przez Ojców, oraz osoby muzyczne, którzy to co jakiœ czas zachêcali nas do wspólnegoœpiewu. Po d³ugim i mêcz¹cym marszu, wreszcie dotarliœmy do celu. Tam zostaliœmy przywitani przez tamtejsze siostry ciep³¹ ibardzo smaczn¹ zupk¹. Gdy ju¿ posililiœmy swoje brzuszki, a nasze zmêczone nogi odpoczê³y Ojcowie uznali, ¿e zregenerowaliœmynasze si³y i ruszamy dalej. Jak siê potem (na szczêœcie) okaza³o, niedaleko bo do pobliskiego koœció³ka, gdzie zostaliœmy przywi-tani. Nastêpnie udaliœmy siê na polanê, na której odby³o siê krótkie nabo¿eñstwo, a nastêpnie rozrywka poprowadzone przezduszpasterswo z K³odzka. Po chwilowym rozluŸnieniu, wróciliœmy do koœció³ka, gdzie odby³a siê szko³a œpiewu i oczywiœcieMasza Œw. Po Eucharysti, czekaliœmy na autokary, które zawioz³y nas na smaczn¹ kolacjê, gdzie mogliœmy zregenerowaæ nasze si³y,aby móc dalej uczestniczyæ w programie, który by³ przygotowany.

Przez ca³y czas trwania IDM-u mo¿na by³o te¿ zadbaæ o swoj¹ kondycjê, organizowane by³y m.in. zawody w siatkowkê, pilkênozn¹, koszykówkê itp.

I tak oto bardzo szybko minê³y 4 dni rekolekcji, po których niestety trzeba by³o siê rozstaæ. Jednak w naszych zeszytachzosta³y adresy naszych nowych znajomych, a w sercach du¿o radoœci i ziarno, które zosta³o zasiane. A tak¿e chêæ powrotu za rok!!

Ola z Opola

Page 68: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 6868686868

Nov. Szczepan Urbaniak SINov. Szczepan Urbaniak SINov. Szczepan Urbaniak SINov. Szczepan Urbaniak SINov. Szczepan Urbaniak SI

DawniejGdy ¿ycia i prawdy

w sobie nie mia³emGdy jeszcze Go nie pozna³em

W odpoczynkuzmêczenie bezsensu cierpia³em

W radoœcispokoju serca nie zna³em

Wœród ludzi zgubienia nat³okuWœród œwiata owegoCo szepta³ zgie³kliwie

Co krzycza³ straszliwieNic nie zyska³em

Ni celu, ni szczêœciaNim w Boga bezkres nie spojrza³emWiêc niech wys³awione bêdzie imiê

TegoZ którego wyp³yn¹³em

I w którym ¿yjêBo z Nim

Mi³oœci odwieczn¹ tajemnic¹W trudzie

b³ogie serca ukojenieW cierpieniu

radoœci œwiat³a promienieW sekundzie ka¿dej

Gdzie mêdrcum¹droœæ twoja

gdy prawdê poznaszGdzie b³aŸnie

szyderstwo twojegdy ¿ycie siê sypie

Gdzie biegnieszzwyciêzco przegranyczy w górê?Gdy w przepaœæ upadaszNie trzeba m¹droœciw zagadce najwiêkszejNie przyjemnoœci smakuBy rozkosz najwiêksz¹ posi¹œæZaszczytów i s³awyNie starczyby godnoœæ najwy¿sz¹ zdobyæ

Lecz uznaæ ¿eœ g³upim¹droœci¹ zab³ysn¹æ

w pokorze swej stan¹æwyjœæ poza siebie, w mi³oœci ofiarnej

A s³oñce ci wzejdzieW tryumfie wywy¿szon, Bóg uni¿ony

A w radoœæ i szczêœcie JegoZostaniesz w³¹czony

O PanieTy w Twej mi³oœciza g³upiœdla œwiata tegoZa œmiesznyW szczêœciu wiecznym twoimCzy jest ktoœ bardziej nieszczêœliwyNi¿ tyO Panie

mi³oœci uwielbieniedrogi szlachetna walka

prawd¹ oœwieconaWiêc có¿ Ci, Panie, powiemO jedno chcê Ciê dziœ prosiæDaj mi Jezuzawisn¹æ na krzy¿uzatraæ mnie dla CiebieBy w nienawiœci rozsmakowanydawny cz³owiek umar³a w mi³oœci odnowionynowy siê narodzi³

Page 69: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 466 96 96 96 96 9

Życie brata zakonnego -Życie brata zakonnego -Życie brata zakonnego -Życie brata zakonnego -Życie brata zakonnego -przez pracę do Pana Boga.przez pracę do Pana Boga.przez pracę do Pana Boga.przez pracę do Pana Boga.przez pracę do Pana Boga.

Br. Tadeusz Jajko urodzi³ 04 lipca 1927 roku w Przysietnicy k. Brzozowa.Do Towarzystwa Jezusowego wst¹pi³ 14 wrzeœnia 1949 roku. Aspiranturêodby³ w Czechowicach, a nowicjat w Starej Wsi. Nastêpnie pracowa³ jakokucharz i infirmarz m.in. w Krakowie, Nowym S¹czu. Obecnie pomaga nafurcie w Starej Wsi.

Filip Sroka: Jak trafi³ Brat do Towarzystwa Jezusowego?

Br. Tadeusz Jajko: Do jezuitów przyszed³em wraz z br. Mieczy-s³awem Sobot¹. Zachêci³a nas do tego pewna pani, która pra-cowa³a wówczas w starowiejskim kolegium. Powiedzia³a: „IdŸ-cie do jezuitów, ja tam pracujê, tamjest dobrze, dadz¹ wam dobrze jeœæ”itd. To by³y proste s³owa. Br. Mietekmnie zachêci³ i poszliœmy do zakonu.Mietek zosta³ przyjêty a ja nie - z po-wodu choroby. Minê³o pó³tora rokui chcia³em jechaæ do pracy do Raci-borza, tam gdzie moi koledzy. Ponie-wa¿ dokumenty mia³em z³o¿one tu-taj, w nowicjacie, musia³em je ode-braæ, by móc zameldowaæ siê w Ra-ciborzu. Przyszed³em do Starej Wsii poprosi³em ówczesnego o. Magi-stra o zwrot dokumentów. D³ugo nieprzychodzi³. Jak zjawi³ siê ponownie,zapyta³ mnie: „ Co byœ teraz wybra³:zakon, czy pracê w Raciborzu?” Bar-dzo chcia³ us³yszeæ odpowiedŸ, wiêcodpowiedzia³em, ¿e na pewno wy-bra³bym zakon. Okaza³o siê, ¿e pó³godziny wczeœniej dosta³ list odo. Genera³a, w którym by³o pozwole-nie na przyjêcie mnie do Towarzy-stwa Jezusowego, nawet natych-miast. Na ten dzieñ czeka³em. Wy-bra³em zakon. O. Magister kaza³ miprzyjœæ jeszcze raz do Starej Wsi,zg³osi³ do sióstr s³u¿ebniczek, ¿eby wyleczy³y mi wa¿niejszezêby (poniewa¿ mnie bola³y) i poda³ termin wyjazdu. Pojecha-³em do Krakowa. Tam jeden z braci dop³aci³ mi do biletu i dalejuda³em siê do Czechowic. Na miejsce dotar³em nad ranem. Pierw-

szy dzieñ by³ wolny, lecz póŸniej zaczê³a siê praca.Najpierw by³em tzw. skupuj¹cym i s³u¿y³em do trzech Mszyœwiêtych. By³o bardzo ciê¿ko. Ba³em siê. Eucharystia by³a po³acinie, a ja s³u¿y³em (po raz pierwszy). Mia³em wtedy 22 lata.Wstawa³em o godz. 500 i pracowa³em a¿ do godz. 2100. Nie mia-³em ¿adnego odpoczynku, oprócz chwili na modlitwê ró¿añ-

cow¹. Co dwa tygodnie duchow-ny mia³ w kaplicy konferencje natemat œwiêtoœci. Podczas pobytuw Czechowicach nauczy³em siê go-towaæ. Brat, który zazwyczaj pra-cowa³ w kuchni, zachorowa³ na rakai musia³em go zast¹piæ. W aspiran-turze spêdzi³em osiem miesiêcy,a po nich mia³em kilka dni wolnegona wyjazd do domu. PóŸniej zacz¹³siê nowicjat w Starej Wsi. Opiekênade mn¹ przej¹³ Anio³. Odby³emrekolekcje, a po nich by³y ob³uczy-ny. Przez ca³y okres nowicjatu pra-cowa³em g³ównie w kuchni, wyko-nywa³em tak¿e ró¿ne prace tech-niczne oraz prace w ogrodzie itp..

F.S.: Czym zajmowa³ siê Brat pozakoñczeniu nowicjatu?

Br. T.J.: Moim nastêpnym zajêciemby³a infirmeria. Przez dwa, albo trzylata pracowa³em przy chorych. Po-dawa³em im leki i w razie potrzebyopatrywa³em. Po pos³udze w infir-

merii pracowa³em dziesiêæ miesiêcy w zakrystii, nastêpniew jadalni, gdzie zajmowa³em siê s³u¿eniem do sto³u, myciemnaczyñ itp. PóŸniej wys³any zosta³em do Krakowa do pomocyw kuchni w naszym kolegium przy ul. Kopernika. By³y to lata

Rozmowa z br. Tadeuszem JajkoRozmowa z br. Tadeuszem JajkoRozmowa z br. Tadeuszem JajkoRozmowa z br. Tadeuszem JajkoRozmowa z br. Tadeuszem Jajko

Fot. 70 Filip (wywiadowca) z udzielaj¹cym wywiadu Br. Jajko

Page 70: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 7070707070

1956 – 1960. W by³ej stolicy zaczê³y siê moje bóle w nodze, lecznic nie mówi³em, bo ba³em siê, ¿e wyrzuc¹ mnie z zakonu. Na-stêpnie przeznaczono mnie na szefa kuchni w Nowym S¹czu.Odwiedzi³em wiele naszych parafii. By³em jeszcze raz w Krako-wie, w Nowym S¹czu, w Czechowicach, w Zakopanem. Po opusz-czeniu Zakopanego wyjecha³em do K³odzka, gdzie by³em do-mowym i skupuj¹cym, a na samym koñcu zakrystianinem. Tamte¿ bardzo rozbola³a mnie noga i to z jej powodu trafi³em dokliniki w Krakowie. Po badaniach okaza³o siê, ¿e mam cukrzycêi ¿e trzeba amputowaæ nogê do kolana. Po rehabilitacji pos³anyzosta³em do Starej Wsi, gdzie przebywam do dzisiaj. Pomagamna furcie, modlê siê i pogwizdujê.

F.S.: Prace w której placówce wspomina Brat najmilej?

Br. T.J.: Nie mo¿na mówiæ, ¿e naktórejœ placówce by³o lepiej czygorzej, choæ bardzo dobrze wspo-minam pracê w Zakopanem i No-wym S¹czu. Wszêdzie by³o coœciekawego i interesuj¹cego, a za-razem zaskakuj¹cego – du¿o pra-cy i zajêæ.

F.S.: Wœród nowicjuszy postrze-gany jest Brat jako cz³owiekbardzo weso³y, potrafi¹cy cieszyæsiê z ¿ycia. Sk¹d bierze siê taradoœæ?

Br. T.J.: Na pewno od PanaBoga! Radoœæ z tego, co siê po-siada. Pamiêtam, jak w Krakowie,gdy odjêli mi nogê, zadzwoni³y pielêgniarki z zapytaniem, czymog¹ po mnie przyjœæ? Ja im odpowiedzia³em: „PrzyjdŸcie,przyjdŸcie, bo jestem l¿ejszy o jedn¹ nogê. Szybko mnie na tymwózku wywieziecie.” Zawsze staram siê byæ weso³y, bo po cosiê smuciæ, po co p³akaæ, jak i tak ju¿ nic nie wyp³aczemy. Jed-nak, gdy przychodzi strapienie, wtedy pomaga ró¿aniec doMatuli Najœwiêtszej.

F.S.: Czy posiada Brat jakieœ szczególne wspomnienia z ¿yciazakonnego?

Br. T.J.: Tak! Takim wspomnieniem jest na pewno moment z³o-¿enia ostatnich œlubów dziesiêæ lat po wst¹pieniu oraz piêæ-dziesi¹ta rocznica wst¹pienia. Czeka³em wtedy i myœla³em: wy-trwam czy nie wytrwam? Do bardzo mi³ych wspomnieñ muszêzaliczyæ równie¿ okres nowicjatu, a szczególnie mattony, kiedywygra³em.

F.S.: Czy praca w kuchni nale¿a³a do zajêæ przyjemnych?

Br. T.J.: Trzeba zacz¹æ od tego, ¿e kiedyœ w kuchniach naszych

domów pracowali tylko bracia, a to ze wzglêdu na siln¹ klauzu-rê. Teraz ju¿ tego nie ma. Jezuitom gotuj¹ przewa¿nie siostryzakonne lub najmowane panie kucharki. Dla mnie z pocz¹tku,kiedy uczy³em siê gotowaæ, zajêcie kucharza nie nale¿a³o dotych przyjemnych. Jednak z czasem praca ta, stawa³a siê corazciekawsza i weselsza. Przyzwyczai³em siê i zacz¹³em robiæwszystko na wiêksz¹ chwa³ê Bo¿¹. I to pomaga³o, nawet w trud-nych chwilach. Gotowania uczy³em siê od starszych braci, jed-nak najwiêcej nauczy³ mnie mistrz kuchni, podczas mojego po-bytu w Nowym S¹czu. Codziennie (przez trzy miesi¹ce) mia³emz nim trzygodzinne zajêcia. To by³o bardzo interesuj¹ce i cennedoœwiadczenie.

F.S.: Jakie dania lubi³ Brat najbardziej przyrz¹dzaæ?

Br. T.J.: Bardzo dobrze wycho-dzi³o mi pieczenie pieczywa, aw szczególnoœci bu³ek. Lubi³emte¿ gotowaæ rosó³. Potrafiê wê-dziæ wêdliny, czego nauczy³ymnie siostry s³u¿ebniczki, u któ-rych (podczas pobytu w NowymS¹czu) pobiera³em cotygodnio-we nauki. By³o wiele takich po-traw, ale ja ju¿ wiêkszoœæ poza-pomina³em.

F.S.: Od piêtnastu lat mieszkaBrat w Starej Wsi. Jak ¿yjesiê tutaj, w starowiejskim ko-legium?

Br. T.J.: Poniewa¿ jestem tutajprawie wychowany - pochodzê z s¹siedniej wioski, Przysietni-cy - to tutaj jest jak w domu, blisko rodziny. Czujê siê bardzodobrze. Dzieñ mija za dniem. Nie mo¿e zabrakn¹æ Mszy œwiêtej,codziennego ró¿añca i innych modlitw. Czasami (gdy tylko ni-komu nie przeszkadzam) lubiê sobie pogwizdaæ i poœpiewaæ.Jednak czasami jestem upominany (i bardzo s³usznie), abymszanowa³ pozosta³ych wspó³braci i zachowywa³ ciszê. Nieod-³¹cznym elementem dnia jest równie¿ insulina, któr¹ muszê do-stawaæ w zwi¹zku z cukrzyc¹ oraz praca na furcie.

Dziêkujê bardzo za rozmowê. ̄ yczê wielu ³ask Bo¿ych, zdro-wia i w dalszym ci¹gu wiele radoœci.

Bóg zap³aæ.

S³owniczek:1. skupuj¹cy - brat odpowiedzialny za zaopatrzenie

domu2. domowy - odpowiedzialny za sprawy techniczne

i porz¹dkowe domu

Nov. Filip Sroka SI

Fot. 71 Br. Jajko w akcji

Page 71: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 467 17 17 17 17 1

KronikaKronikaKronikaKronikaKronikaNowicjacka 2005Nowicjacka 2005Nowicjacka 2005Nowicjacka 2005Nowicjacka 2005

StyczeñNowicjusze II roku przywitali Nowy Rok na naszych placówkach, gdzierozpoczynali sw¹ próbê katechetyczn¹. Tomasz WoŸny, Mateusz Janygai Daniel Michalski w Nowym S¹czu, Jakub Biela i Leszek Wilczak w Opolu,Pawe³ Beñ i Maciej Hamczyk w Gliwicach.

Nowicjusze I roku rozpoczêli Æwiczenia Duchowne pod kierownictwem o.Magistra. Rekolekcje trwa³y 28 dni, a odprawia³o je czterech wspania³ych:Krzysztof Faltus, Zbigniew Szulczyk, Andrzej Myjak i Karol Trojan.

Obchodziliœmy imieniny Ojca Magistra

LutyW Œwiêto Ofiarowania Pañskiego - dzieñ ¿ycia konsekrowanego - nowicjusze I rokuprzywdziali suknie zakonne. Delegacje nowicjatu i naszej wspólnoty domowejuczestniczy³y w uroczystoœciach diecezjalnych w katedrze w Przemyœlu podprzewodnictwem Arcybiskupa Metropolity Przemyskiego Józefa Michalika.

Goœciliœmy w naszej wspólnocie Ojca Prowincja³a Krzysztofa Dyrka SI, któryprzeprowadzi³ wizytacjê w naszym domu. Nowicjusze w tym czasie odbyli swoj¹sprawê sumienia

Graliœmy w Mattony podtrzymuj¹c tradycjê Ojców Bia³oruskich. Na wspólnychspotkaniach mattonowych by³ obecny o. Prowincja³.

Po wizytacji I rok rozpocz¹³ próbê w brzozowskim Szpitalu.

Nast¹pi³a zmiana funkcji w nowicjacie oraz przeprowadzki. Bidelem zosta³ DanielMichalski, subbidelem Jakub Biela.

Weszliœmy w czas pokuty i przygotowania siê do obchodów pami¹tki Zmartwychwstnia Pana.

MarzecI rok zakoñczy³ sw¹ próbê szpitaln¹.

We wszystkie pi¹tki Wielkiego Postu poœciliœmy o chlebie i wodzie, abypozyskane w ten sposób œrodki przekazaæ biednym, jako wielkopostn¹ja³mu¿nê.

W szpitalu brzozowskim zmar³ br. Bronis³aw Hadam. W uroczystoœciachpogrzeboych bra³ udzia³ o. Prowincja³ Krzysztof Dyrek SI

Obchodziliœmy Triduum Paschalne i Œwiêta Wielkanocne. SurrexitDominus vere, alleluia!

KwiecieñPrze¿ywaliœmy œmieræ umi³owanego Ojca Œwiêtego Jana Paw³a II. Dziêki poœrednictwu mediów uczestniczylismy w Jego pogrzebie.

Wyruszyliœmy na „Emaus”, aby spotkaæ Zmartwychwsta³ego Pana w przyrodzie i ludziach.

Fot. 74 Ostatnie po¿egnanie Br. Hadama

Fot. 73 Mattony nowicjuszy pod przewodnic-twem prezesa - O. Socjusza

Fot. 72 Starowiejskie kolegium zim¹

Page 72: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 7272727272

MajNa pocz¹tku miesi¹ca tradycyjnie juz goœciliœmy naszych najmilszych goœci- rodziców.

Braliœmy udzia³ w zjeŸdzie nowicjatów w Gdyni. Nad morze oprócz nas przybylinowicjusze z Czech i S³owacji. Wspólna integracja dokonywa³a siê na wielup³aszczyznach.

Na nasz¹ tegoroczn¹ majówkê udaliœmy siê na Ukrainê. Goœciliœmy u ss.S³u¿ebnic we Lwowie, £awrze Poczajewskiej i u oo. Bazylianów w Krechowie,gdzie uczestniczyliœmy w S³u¿bie Bo¿ej, sprawowanej dla nas przez o.Pachomiusza - mistrza nowicjuszów bazylianów. Szczególnie w pamiêci utkwi³o

nam dziesiêciogodzinneoczekiwanie na wjazd do Polski.Braliœmy udzia³ w sympozjum o S³udze Bo¿ej s. Robercie Babiak w domu generalnymss. S³u¿ebniczek i obejrzeliœmy piêknie przygotowane przez najm³odsze siostryprzedstawienie.

W domu generalnym ss. S³u¿ebniczek uczczono relikwie œw. Tereski z Lisieux.Uczestniczyliœmy w uroczystej Mszy œw. celebrowanej przez o. Rektora.

Nasze apostolstwa zawiesiliœmy na okres wakacji.

CzerwiecNowicjusze II roku, zdani na Bo¿¹ Opatrznoœæpielgrzymowali do Rostkowa. W ten sposóbodbywali swoj¹ próbê peregrynacyjn¹.

Obchodziliœmy z³oty Jubileusz ¿ycia zakonnego braci: Józefa Druzga³y i Tadeusza Nogaja.

Dwóch nowicjuszy bra³o udzia³ w œwiêceniach prezbiteratu Naszych w Krakowie.

LipiecSwoj¹ Mszê prymicyjn¹ w starowiejskiej bazylice odprawi³ o. Tomasz Nogaj. Nowicjuszebrali udzia³ w tej podnios³ej i wzruszaj¹cej uroczystoœci. Kazanie wyg³osi³ o. WojciechZió³ek.

Rozpoczêliœmy wakacje, czaswypoczynku po trudach nowicjackiejformacji. Spêdzaliœmy je w domu iwspólnie w Nowym S¹czu. Chodziliœmywiele po górskich szlakach, zwiedzaliœmy miasto i p³ywaliœmy na kajakach. Pogodawyj¹tkowo nam dopisywa³a.W³¹czyliœmy siê w przygotowania II Ignacjañskich Dni M³odzie¿y w Starej Wsi.

SierpieñI rok pielgrzymowa³ do Czêstochowy pomagaj¹c Naszym w prowadzeniu grupyjezuickiej, wchodz¹cej w sk³ad II cz³onu Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej.

II rok odprawia³ swoje rekolekcje przed œlubami.

Fot. 77 Nabo¿eñstwo przygotowane przeznowicjuszów

Fot. 76 Na sympozjum by³o wiele znamienitychosób

Fot. 75 Wszystkie drogi prowadz¹ do... Gdyni. Zjazdnowicjatów

Fot. 78 O. Nogaj udzielaj¹cy b³ogos³awieñstwa

Page 73: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 467 37 37 37 37 3

Umar³ król, niech ¿yje król!!! Po¿egnaliœmy o. Socjusza Dariusza Wiœniewskiego,który obj¹³ funkcjê ministra w Czechowicach - Dziedzicach i przywitalismy przyby³egow jego miejsce zza Wielkiej Wody o. Miros³awa Bo¿ka.

W³¹czyliœmy siê hojnie w przygotowanie i obchody uroczystoœci odpustowych kuczci Wniebowziêcia Najœwiêtszej Maryi Panny w naszej starowiejskiej bazylice.

Mia³a miejsce zmiana pos³ug nowicjackich: bidelem zota³ Zbigniew Szulczyk asubbidelem Krzysztof Faltus.

Na willi odby³y siê rekolekcje dla m³odzie¿y ze Starej Wsi i okolic, które dawa³o. Socjusz Miros³aw Bo¿ek. Pomagali mu nowicjusze: Krzysztof Faltus i AndrzejMyjak

Dziewiêciu kandydatów rozpoczê³o ¿ycie zakonne w naszym domu poprzez pierwsz¹ próbê. Czu³¹ opiekê nad nowoprzyby³ymiroztoczy³ anio³ Zbyszek Szulczyk.

Pod koniec miesi¹ca siedmiu naszych starszych wspó³braci z³o¿y³o swe pierwsze œluby zakonne. Œwiêtowalismy wspólnie z ichkrewnymi to wielkie wydarzenie.

Wziêliœmy ochoczo udzia³ w wykopkach. W zbieraniu p³odów ziemi pomoglinam nasi nowi scholastycy.

Nowicjat opuœci³ Karol Trojan.

WrzesieñCi¹g dalszy naszych prac przy zbiorach. Do walki z ziemi¹, której musimy wydrzeæostatniego ziemniaka, zachêca nas myœl o pysznych daniach, które bêdziemyspo¿ywaæ zim¹.

O. Magister wyjecha³ naUkrainê dawaæ rekolekcjesiostrom S³u¿ebnicom weLwowie. Tym razem celnicybyli dla niego ³askawsi.

Wspólnota nowicjacka powiêkszy³a siê o dziewiêciu nowicjuszy pierwszegoroku. Uroczystoœæ introdukcji prze¿ywaliœmy w kaplicy domowej, modl¹c siêprzed figurk¹ Matki Nowicjuszów.

Nowicjat opuœci³ nowicjusz pierwszego rokuMateusz Siwek

Pod koniec miesi¹ca grono nowicjackieuzupe³ni³ Przemys³aw Gêbala z Wadowic.Anio³ zakasa³ rêkawy i pocz¹³ wprowadzaæ

naszego Przemka w tajniki ¿ycia nowicjackiego.

Tradycyjnie ju¿ w³¹czyliœmy siê w obchody ku czci œw. Micha³a Archanio³a na poœwiêconej Mu wBliznem górze .

PaŸdziernikW bazylice rozpoczê³y siê nabo¿eñstwa ró¿añcowe, które sw¹ obecnoœci¹ ubogacali nowicjusze.

Goœciliœmy w nowicjacie naszych powo³aniowców z m³odzie¿¹ podczas ich skupienia. Has³emtych dni by³o powiedzenie: „Z kim przestajesz takim siê stajesz”. I rok przygotowa³przedstawieniez historii Towarzystwa. Potem podjêlismy mi³ych Goœci na specjalnie przygotowanej „s³odkiejrekreacji”.

Prze¿ywaliœmy wspólnie introdukcjê Przemka.

Fot. 79 Nowicjusze drugiego roku podejmuj¹cy¿yciow¹ decyzjê

Fot. 82 Powo³aniówka z O. Migaczemi Paw³em Bro¿yniakiem na czele

Fot. 81 Nowicjacka wspólnota w komplecie

Fot. 80 Do ostatniego ziemniaka...

Page 74: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 7474747474

Nowicjusze brali udzia³ w kiszeniu kapusty na zimê pod wodz¹ br. Edwarda Jawora. Niektórzy,zw³aszcza ze starszych ojców i braci, których podniebienia s¹ na kapustê bardzo wra¿liwe,okreœlali jej smak jako oryginalny. Powodem tego by³ zbyt grubo poszatkowany surowiec.

Dope³niaj¹c nowicjacki zwyczaj paŸdziernikówki, udaliœmy siê w Bieszczady. Ze strony naturytak¿e by³o bez zmian. Padaj¹cy œnieg i ostry wiatr towarzyszy³y nam od pierwszych chwil na

szlaku.

Odwiedzi³ nas o. Ludwik Zapa³a SI, pracuj¹cy namisji w Kasisi w Zambii. Wspólnie graliœmy w pi³kêno¿n¹ na sali sportowej.

ListopadUczestniczyliœmy w Uroczystoœci Wszystkich Œwiêtych odwiedzaj¹c groby naszych.

Wspólnotê nowicjack¹ opuœci³ Andrzej Myjak.

Ostatniego dnia listopada II rok rozpocz¹³ swoje rekolekcje.

GrudzieñOjciec Maciej Szczêsny SI udziela³ nowicjuszom II roku niezbêdnych wskazówek do pracy zm³odzie¿¹ podczas czekaj¹cej ich próby katechetycznej.

6 grudnia nowicjusze wcieleni w œw. Miko³aja i Anio³ków odwiedzali przedszkola i ochronki ss.S³u¿ebniczek i inne miejsca.

Fot. 84 W tych bieszczadzkich lasach...

Fot. 83 Kiszenie „oryginalnej” kapusty

Fot.Rys. 85 Wieczne odpoczywanieracz braciom bia³oruskim daæ

Page 75: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 467 57 57 57 57 5

SłowniczekCarissimus ju¿ kolejny rok trafia w rêce naszych Rodzin, Przyjació³ i Znajomych – osób, dla których s³owa

takie jak abacum czy bidel mog¹ wydaæ siê nieco zagadkowe. W zwi¹zku z powy¿szym redakcja – podtrzymuj¹cchlubn¹ tradycjê – postanowi³a po raz kolejny zamieœciæ krótki s³ownik „wtajemniczaj¹cy” nieco w pojêcia zwi¹zanez ¿yciem w Towarzystwie i duchowoœci¹ ignacjañsk¹.

abacum (³ac.) – pomieszczenie przy refektarzu; miejsce, gdzie nowicjusze wprawiaj¹ siê w sztuce zmywania iwycierania naczyñAMDG (³ac.) – Ad Maiorem Dei Gloriam (wszystko na wiêksz¹ chwa³ê Bo¿¹); has³o przewodnie jezuitówAMDG et BVMH (³ac.) – Ad Maiorem Dei Gloriam et Beatissimae Virginis Mariae Honorem (wszystko nawiêksz¹ chwa³ê Bo¿¹ i ku czci Najœwiêtszej Maryi Panny); has³o przewodnie jezuitów, rozszerzone o nawi¹zaniedo tak mocno wpisanego szczególnie w pobo¿noœæ polsk¹ kultu Maryjnegoasceterium – dawniej pomieszczenie, w którym nowicjusze spêdzali ca³y dzieñ na wspólnej nauce, modlitwie irekreacji; obecnie sala wyk³adowabidel – „starosta” wœród nowicjuszy, maj¹cy w stosunku do innych pewn¹ w³adzê (nieroz³¹czn¹ z dziesi¹tkaminie³atwych obowi¹zków)carissimus (³ac.) – najdro¿szy, tradycyjne s³owo okreœlaj¹ce nowicjuszaceremoniarz – mistrz ceremonii; osoba czuwaj¹ca nad poprawnoœci¹ i piêknem obrzêdów koœcielnychÆwiczenia duchowne (Æwiczenia duchowe) – ksi¹¿eczka napisana przez œw. Ignacego, opisuj¹ca sposób odpra-wiania rozmyœlañ, rachunków sumienia itp.; w szerszym kontekœcie – rekolekcje ignacjañskie oparte na wskaza-niach wspomnianego œwiêtego, podzielone na cztery etapy – tzw. tygodnie; cech¹ charakterystyczn¹ tych rekolek-cji jest zachowywanie milczenia w trakcie ich odprawianiaDeo gratias (³ac.) – ³ac. Bogu niech bêd¹ dziêki; na refektarzu równie¿ znak, ¿e mo¿na prowadziæ rozmowydinks – kloc drewna na kiju s³u¿¹cy, po uprzednim owiniêciu szmat¹, do froterowania korytarzyEmaus – wyprawa odbywaj¹ca siê po Œwiêtach Paschalnych; nowicjusze na ca³y dzieñ opuszczaj¹ kolegium, abynawiedzaæ lokalne miejsca kultu religijnego; nazwa nawi¹zuje do Ewangelii wg œw. £ukasza (£k 24,13)flexoriae (³ac.) – w nowicjacie pó³ godziny dowolnej modlitwyformacja – trud kszta³towania m³odego jezuity na wzór i podobieñstwo najdoskonalszej Formy – Jezusaformator – osoba odpowiedzialna za formacjê m³odych jezuitów; w nowicjacie funkcjê tê pe³ni o. Magisterfurta – pomieszczenie przy wejœciu do kolegium; portierniainfirmeria – miejsce dla chorych; tu nowicjusze ucz¹ siê realizowaæ w praktyce przykazanie mi³oœci bliŸniego,opiekuj¹c siê chorymi braæmi i ojcami; w infirmerii m³odzi jezuici poznaj¹ co to szacunek do ludzkiej s³aboœci, u³om-noœci; szko³a cierpliwoœci, pokory, mi³osierdziaintrodukcja – obrzêd uroczystego w³¹czenia kandydatów do nowicjatukandydat – osoba przyjêta na pierwsz¹ probacjê, przed introdukcj¹kolegium – dom zakonny w którym mieszkaj¹ jezuici w trakcie formacjikolokwium wzrostu – praktyka spotkañ osobistych miêdzy formatorem a formowanymKonstytucje Towarzystwa Jezusowego – dokument u³o¿ony przez œw. Ignacego, okreœlaj¹cy jezuicki sposóbpostêpowania i funkcjonowanie Towarzystwakontemplacja – modlitwa wewnêtrzna cz³owieka, który dziêki specjalnej ³asce doœwiadcza szczególnej obecnoœciBogakontemplatywnoœæ w dzia³aniu – charakterystyczna dla jezuitów zdolnoœæ do kontemplacji Boga, po³¹czona zumiejêtnoœci¹ aktywnego dzia³anialaboresy – prace wykonywane przez nowicjuszy w ramach dbania o porz¹dek i higienê w kolegiumloca – toaleta

Page 76: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 7676767676

magis (³ac.)– wiêcej; to s³owo wyra¿a pragnienia ka¿dego jezuityMagister – mistrz nowicjatu; prze³o¿ony maj¹cy „wgl¹d” do sumieñ nowicjuszymattony – gra karciana pamiêtaj¹ca czasy ojców bia³oruskich; przypomina trochê mieszankê „Piotrusia” i „wojny”medytacja – godzinne rozmyœlanie; modlitwa podejmuj¹ca zwykle treœci Pisma ŒwiêtegoMinister – osoba odpowiedzialna za sprawy socjalne w domuMM, PS, refektarskie, ST1, ST2 itd. – oznaczenie poszczególnych prac na refektarzu, np. MM – sprz¹tanie poposi³kach; ST1 – s³u¿enie do sto³u w czasie obiadunawiedzenie – udanie siê do kaplicy na krótk¹ modlitwê przed Najœwiêtszym Sakramentemnowicjat – u jezuitów dwuletnia próba, po której sk³ada siê wieczyste œluby; jest to dla nowicjusza wa¿ny czas lep-szego rozeznania – pod czujnym okiem formatora – swego powo³anianowicjusz – osoba formowana w nowicjacieob³óczyny – obrzêd przyjêcia sukni zakonnejOpowieœæ pielgrzyma – autobiografia œw. Ignacego z Loyoli; tradycja stanowi, ¿e nowicjusze pierwszego roku,id¹c w œlady za³o¿yciela, równie¿ spisuj¹ historiê swojego ¿yciapaŸdziernikówka – paŸdziernikowy, rekreacyjny wyjazdperegrynacja – wêdrówka; jedna z prób nowicjuszy; kilkudniowa, piesza pielgrzymka do Rostkowa (miejsca naro-dzin œw. Stanis³awa Kostki SI) bez w³asnych œrodków do ¿yciaprobacja – próba; w nowicjacie m³odzi jezuici przechodz¹ kilka prób m.in. szpitaln¹, katechetyczno-wspólnotow¹,peregrynacyjn¹, czy wielkie rekolekcjeprowincja – jednostka administracyjna, kilka domów zakonnych podleg³ych prowincja³owiProwincja³ – g³ówny prze³o¿ony prowincjipuncta (³ac.) – opracowane wieczorem, syntetyczne punkty s³u¿¹ce do póŸniejszego wykorzystania na porannejmedytacjirachunek sumienia – codzienna praktyka modlitewna ka¿dego jezuity; kwadrans szczeroœci miêdzy cz³owiekiema Bogiemrefektarz – jadalnia; tu nowicjusze „wzrastaj¹ w powo³aniu”rekreacja – czas spêdzany wspólnie (osobno nowicjusze oraz bracia i ojcowie) na rozmowach, grach oraz prze-gl¹daniu prasy przy kawie i muzycerektor – prze³o¿ony kolegiumsacrum silentium (³ac.) – czas wyciszenia, skupienia w ci¹gu dnia; staramy siê wtedy nie prowadziæ rozmówscholastyk – jezuita po pierwszych œlubachSI (S.I.) – skrót od ³ac. Societas Iesu (Towarzystwo Jezusowe; w Polsce stosowany by³ równie¿ skrót TJ lub T.J.)SJ (S.J.) – skrót od ang. the Society of Jesus (j/w)Socjusz Magistra – prawa rêka Magistra; ojciec, który przywo³uje nas do porz¹dku oraz zaopatruje w œrodki doegzystencjisprawa sumienia – coroczna, szczera rozmowa z Prowincja³emsubbidel – nowicjusz odpowiedzialny za zaopatrzenie szafy, w której znajduj¹ siê œrodki czystoœci, zeszyty itp.œluby zakonne – wieczyste przyrzeczenie pos³uszeñstwa, ubóstwa i czystoœci; dla jezuitów charakterystyczny jestczwarty œlub – pos³uszeñstwa papie¿owitrzydniówka – rekolekcje trzydniowe przed introdukcj¹wielkie rekolekcje – rekolekcje miesiêczne, obejmuj¹ce cztery tygodnie Æwiczeñ Duchownych; jest to najwiêk-sza próba dla ka¿dego nowicjusza i zarazem mocne prze¿ycie duchowe

Page 77: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 467777777777

"Cz³owiek ma siê pos³ugiwaæ stworzeniami w ca³ej tej mierze, wjakiej pomagaj¹ mu w osi¹gniêciu jego celu; zaœ w tej mierze ma siêich pozbywaæ, w jakiej s¹ przeszkod¹ do tego¿ celu."

œw. Ignacy Loyola ES 23

Page 78: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 7878787878

Spis treści fotografiiSpis treści fotografiiSpis treści fotografiiSpis treści fotografiiSpis treści fotografii

Fot. 1 Redakcja Carissimusa ...................................................................................................................................................................................................... 4Fot. 2 Kandydat Damian przed furt¹ kolegium ....................................................................................................................................................................... 4Fot. 3 Anio³ witaj¹cy kandydata na furcie ................................................................................................................................................................................ 4Fot. 4 Wnêtrze kolegium .............................................................................................................................................................................................................. 5Fot. 5 Zamek Xavier .................................................................................................................................................................................................................. 19Fot. 6 Ulica w Goa ..................................................................................................................................................................................................................... 20Fot. 7 Fasada koœcio³a w Mandur ........................................................................................................................................................................................... 20Fot. 8 Wybrze¿e Sancian ............................................................................................................................................................................................................ 21Fot. 9 Ogród Kinkakuji w Kioto ............................................................................................................................................................................................... 21Fot. 10 Koœció³ w Goa ............................................................................................................................................................................................................... 22Fot. 11 Trzypokoleniowa rodzina ludu Ainu .......................................................................................................................................................................... 26Fot. 12 Chiñska pagoda ............................................................................................................................................................................................................ 27Fot. 13 Rodzinu ludu Auin ....................................................................................................................................................................................................... 28Fot. 14 Budynek szkolny w Chinach ........................................................................................................................................................................................ 29Fot. 15 O. Wardêga w biurze .................................................................................................................................................................................................... 30Fot. 16 O. Wardêga z parafianami .......................................................................................................................................................................................... 30Fot. 17 Konferencja Ojca misjonarza ..................................................................................................................................................................................... 31Fot. 18 O. Wardêga z grup¹ duszpastersk¹ ............................................................................................................................................................................. 31Fot. 19 Chiñskie owieczki duszpasterza ................................................................................................................................................................................... 32Fot. 20 Ruiny Redukcji San Ignasu ......................................................................................................................................................................................... 34Fot. 21 Dzieci Indian Guarani ................................................................................................................................................................................................. 35Fot. 22 Bogato rzeŸbiona brama Redukcji ............................................................................................................................................................................. 35Fot. 23 Mapa Republiki Guarañskiej ...................................................................................................................................................................................... 35Fot. 24 Wodospad prowincji Entre-Rios .................................................................................................................................................................................. 36Fot. 25 Przeprawa indian przez rzekê Paranê ........................................................................................................................................................................ 36Fot. 26 Indianin na polowaniu (kadr z filmu „Misja”) ........................................................................................................................................................ 37Fot. 27 Plac przed koœcio³em z lotu ptaka .............................................................................................................................................................................. 37Fot. 28 Jeden z oko³o 270 wodospadów Ignasu szerokoœci 4 kilometrów .......................................................................................................................... 38Fot. 29 Kadr z filmu „Misja” o tragicznym upadku Redukcji .............................................................................................................................................. 39Fot. 30 Br. Nogaj i Now. Filip Sroka, autor artyku³u ............................................................................................................................................................ 40Fot. 31 Podwórze w Kasisi ........................................................................................................................................................................................................ 41Fot. 32 Dziedziniec g³ówny Uniwersytetu Wileñskiego ........................................................................................................................................................... 42Fot. 33 Bok lwowskiego koœcio³a ............................................................................................................................................................................................. 45Fot. 34 Fasada koœcio³a we Lwowie ........................................................................................................................................................................................ 45Fot. 35 Œwiêty z fasady koœcio³a ............................................................................................................................................................................................... 45Fot. 36 Œwiêty z fasady koœcio³a ............................................................................................................................................................................................... 46Fot. 37 Andrzej Myjak pe³ni¹cy pokornie cich¹ s³u¿bê na oddziale neurologii ................................................................................................................ 49Fot. 38 Krzysztof Faltus dbaj¹cy o cia³a (i dusze) pacjentów z „wewnêtrznego” .............................................................................................................. 49Fot. 39 Zbigniew Szulczyk podczas pracy apostolskiej... niekoniecznie s³owem, na wzburzonym morzu ducha onkologii ......................................... 50Fot. 40 Nowicjusze drugiego roku w momencie podjêcia ¿yciowej decyzji ........................................................................................................................ 51Fot. 41 Pami¹tkowe zdjêcie (ju¿) scholastyków ..................................................................................................................................................................... 51Fot. 42 Wszyscy uczestnicy zjazdu nowicjatów trzech narodowoœci i trzech prowincji ....................................................................................................... 52Fot. 43 Towarzystwo mi³oœników gier karcianych, z prezesem - o. Socjuszem ................................................................................................................... 52Fot. 44 Miêdzynarodowe spotkanie integracyjne nowicjuszy trzech prowincji. Od lewej Robert Svaton, Zbigniew Szulczyk i Rafa³ Kowal ............. 52Fot. 45 Grupa trzymaj¹ca w³adzê czyli magistrzy .................................................................................................................................................................. 53Fot. 46 Wspólna chwila relaksu na boisku .............................................................................................................................................................................. 53Fot. 47 Pozdrowienia znad morza... W drodze na Jastrzêbi¹ Górê ..................................................................................................................................... 53Fot. 48 Sztab Generalny Grupy Operacyjnej. ........................................................................................................................................................................ 54Fot. 49 Piêkne krajobrazy z peregrynacji... ............................................................................................................................................................................ 55Fot. 50 Budynek brzozowskiego Domu Pomocy Spo³ecznej ................................................................................................................................................ 58Fot. 51 Objêta misj¹ apostolsk¹... ........................................................................................................................................................................................... 58Fot. 52 Babcia z kwiatami ........................................................................................................................................................................................................ 59Fot. 53 Marcinów dwóch i bezkresna preria... ....................................................................................................................................................................... 60Fot. 54 Wspólne kopanie... czyli pi³ka no¿na ......................................................................................................................................................................... 60Fot. 55 LBpK.... czyli Le¿enie Brzuchem przy Kominku. Od lewej Przemek, o. Socjusz i Krzysiek .................................................................................. 61Fot. 56 Wielmo¿nie nam w kuchni panuj¹cy Szemak D¿abala (angielskojêzyczna wersja Przemka Gêbali) ................................................................ 61Fot. 57 Wszystko co dobre (za)szybko siê koñczy, czas wracaæ do kolegium ...................................................................................................................... 62Fot. 58 Msza Œw. na Wawelu ..................................................................................................................................................................................................... 62Fot. 59 Kard. Macharski wyprowadzaj¹cy p¹tników z Wawelu ............................................................................................................................................ 63Fot. 60 Jasna Góra dniem jasnym .......................................................................................................................................................................................... 63Fot. 61 Zespó³ „Beczka Œwiat³a” w akcji ................................................................................................................................................................................ 64

Page 79: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 467 97 97 97 97 9

Fot. 62 Grupa stra¿aków na warsztatach ................................................................................................................................................................................ 64Fot. 63 O. Maciej Szczêsny odkrywaj¹cy nowe powo³anie... ................................................................................................................................................ 64Fot. 64 O. Dyrektor Andrzej Migacz zawsze w akcji ............................................................................................................................................................... 65Fot. 65 Z nami by³ oczywiœcie Pan Jezus... ............................................................................................................................................................................. 65Fot. 66 Starowiejski wieczernik... ............................................................................................................................................................................................. 65Fot. 67 Dzielmy siê wiar¹ jak chlebem... ................................................................................................................................................................................ 65Fot. 68 W odwiedzinach u Andrzeja Boboli ............................................................................................................................................................................ 65Fot. 69 O. Maciej Szczêsny ze swoj¹ trzódk¹... ....................................................................................................................................................................... 66Fot. 70 Filip (wywiadowca) z udzielaj¹cym wywiadu Br. Jako ............................................................................................................................................ 69Fot. 71 Br. Jajko w akcji ............................................................................................................................................................................................................ 70Fot. 72 Starowiejskie kolegium zim¹ ....................................................................................................................................................................................... 71Fot. 73 Mattony nowicjuszy pod przewodnictwem prezesa - O. Socjusza ........................................................................................................................... 71Fot. 74 Ostatnie po¿egnanie Br. Hadama .............................................................................................................................................................................. 71Fot. 75 Wszystkie drogi prowadz¹ do... Gdyni. Zjazd nowicjatów ....................................................................................................................................... 72Fot. 76 Na sympozjum by³o wiele znamienitych osób ........................................................................................................................................................... 72Fot. 77 Nabo¿eñstwo przygotowane przez nowicjuszów ........................................................................................................................................................ 72Fot. 78 O. Nogaj udzielaj¹cy b³ogos³awieñstwa .................................................................................................................................................................... 72Fot. 79 Nowicjusze drugiego roku podejmuj¹cy ¿yciow¹ decyzjê ........................................................................................................................................ 73Fot. 80 Do ostatniego ziemniaka... .......................................................................................................................................................................................... 73Fot. 81 Nowicjacka wspólnota w komplecie ........................................................................................................................................................................... 73Fot. 82 Powo³aniówka z o. Migaczem i Paw³em Bro¿yniakiem na czele ............................................................................................................................ 73Fot. 83 Kiszenie „oryginalnej” kapusty .................................................................................................................................................................................. 74Fot. 84 W tych bieszczadzkich lasach... ................................................................................................................................................................................... 74Fot. 85 Wieczne odpoczywanie racz naszym Braciom Bia³oruskim daæ Panie... ............................................................................................................... 74

Page 80: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 8080808080

Spis treści rysunkówSpis treści rysunkówSpis treści rysunkówSpis treści rysunkówSpis treści rysunków

Rys. 1 Œw Franciszek Ksawery ................................................................................................................................................................................................... 19Rys. 2 Rycina Malakki z XVI wieku .......................................................................................................................................................................................... 20Rys. 3 Ignacy ranny broni¹c Pampeluny ............................................................................................................................................................................... 24Rys. 4 Œw. Ignacy w Monsterracie ............................................................................................................................................................................................ 24Rys. 5 Œluby pierwszych Towarzyszy na Montmartre .............................................................................................................................................................. 24Rys. 6 Wizja w La Storta ............................................................................................................................................................................................................. 25Rys. 7 Msza Œw. Œw Ignacego ................................................................................................................................................................................................... 25Rys. 8 Prze³o¿ony Generalny œw. Ignacy z Konstytucjami ..................................................................................................................................................... 25Rys. 9 Popiersie œw. Ignacego ................................................................................................................................................................................................... 25Rys. 10 Alessandro Valigniano ................................................................................................................................................................................................. 26Rys. 11 Wuchang - cnoty konfucjañskie ................................................................................................................................................................................... 26Rys. 12 Wuchang 1 - Dobroæ, Humanizm ............................................................................................................................................................................... 26Rys. 13 Wuchang 2 - S³usznoœæ, Prawid³owoœæ ...................................................................................................................................................................... 27Rys. 14 Wuchang 3 - W³aœciwoœæ, Odpowiednioœæ, Zachowanie Zwyczajów ...................................................................................................................... 27Rys. 15 Wuchang 4 -M¹droœæ ................................................................................................................................................................................................... 28Rys. 16 Wuchang 5 - Zaufanie .................................................................................................................................................................................................. 28Rys. 17 Podobizna karty tytu³owej szóstego wydania Rationis Studiorum ........................................................................................................................ 42Rys. 18 MoŸdzie¿ i pociski z „Scienta Artium Militarum” ..................................................................................................................................................... 43Rys. 19 Tablica „Doœwiadczeñ skutków” ks Rogaliñskiego SI ............................................................................................................................................ 43Rys. 20 Adam Naruszewicz ........................................................................................................................................................................................................ 43Rys. 21 Tablica z zajêæ trygonometrii: obliczanie wysokoœci kolumny Zygmunta w Warszawie ....................................................................................... 44Rys. 22 Karta tytu³owa Geografii powszechnej K. Wyrwicza ................................................................................................................................................. 44Rys. 23 Matka Boska Pocieszenia ............................................................................................................................................................................................ 46Rys. 24 Œw. Ignacy ubo¿szy od biedaka, któremu odda³ ubranie w Monserrat, za to bogatszy duchem ........................................................................ 48Rys. 25 Tragedia epidemii... ..................................................................................................................................................................................................... 48

Page 81: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 468 18 18 18 18 1

Spis treści artykułówSpis treści artykułówSpis treści artykułówSpis treści artykułówSpis treści artykułówS³owo Wstêpu ........................................................................................................................................................... 2S³ówko o kandydatach:Ogary posz³y w las, czyli... kilka myœli od pocz¹tku ............................................................................................ 4Marcin Chmaj ........................................................................................................................................................... 7Marcin Jarecki ......................................................................................................................................................... 8Tomasz Kopczyñski .................................................................................................................................................. 9Damian Pawlik ........................................................................................................................................................11Bart³omiej Przepeluk ............................................................................................................................................. 12Ireneusz Trojan ....................................................................................................................................................... 13Szczepan Urbaniak ................................................................................................................................................ 14Filip Sroka .............................................................................................................................................................. 15Przemys³aw Gêbala ................................................................................................................................................ 16Ma³e co nieco o Historii i nie tylko...Franciszek Ksawery 1506 -1555 Niezwyk³a historia Misjonarza Indii ........................................................... 19Ignacy w obrazach ................................................................................................................................................ 24Sylwetki polskich misjonarzy Towarzystwa Jezusowego na Dalkim Wschodzie ............................................. 26 Misje na Dalekim Wschodzie dzisiaj - rozmowa z o. Arturem K. Wardêg¹ - misjonarzem w Chinach ........ 30Wielka historia Redukcji Paragwajskich ............................................................................................................ 34Wœród ludów Zambii... czyli, jak wygl¹da³a praca na naszych placówkach misyjnych w Afryce? .............. 40Wp³yw szkolnictwa jezuickiego na wychowanie m³odzie¿y Rzeczpospolitej Obojga Narodów ..................... 42Historia koœcio³a oo. Jezuitów p.w. Œw. Piotra i Paw³a we Lwowie ................................................................. 45Coœ o nas...Pos³uguj¹c chorym wczoraj i dziœ ........................................................................................................................ 48Œluby - jako ca³kowite oddanie siê Bogu. ........................................................................................................... 51Wyprawa na drugi koniec Polski... Zjazd Nowicjatów w Gdyni ....................................................................... 52Kryptonim „ROSTKOWO” .................................................................................................................................... 54Pierwsza misja apostolska - DPS ......................................................................................................................... 58Dzieñ willowy ......................................................................................................................................................... 60Nasze Pielgrzymowanie ......................................................................................................................................... 62Ignacjañska Impreza ............................................................................................................................................. 64¯ycie brata zakonnego przez pracê do Pana Boga. Rozmowa z br. Tadeuszem Jajko .................................. 69Kronika nowicjacka .............................................................................................................................................. 72S³owniczek .............................................................................................................................................................. 75Nasza twórczoœæ i coœ jeszcze...Wiersze:

Nov. Ireneusz Trojan SI .................................................................................................................................... 18Nov. Szczepan Urbaniak SI ............................................................................................................................. 68

Ojca M¹dela dzie³ek kila:Ku doskona³oœci ................................................................................................................................................. 6Mi³oœæ to czyny .................................................................................................................................................. 17Ufaj i dzia³aj ..................................................................................................................................................... 33Radoœæ we wszystkich pracach ....................................................................................................................... 47Do zakonu obiema nogami .............................................................................................................................. 57

Page 82: Carissimus 46

Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46Carissimus 46 828 28 28 28 2