42

Carissimus 49

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Carissimus - Pismo nowicjatu Towarzystwa Jezusowego Prowincji Polski Południowej w Starej Wsi.

Citation preview

Page 1: Carissimus 49
Page 2: Carissimus 49
Page 3: Carissimus 49
Page 4: Carissimus 49

4

Co to jest nowicjat ?Najprościej rzecz ujmując nowicjat jest

czasem, w którym rozpoczyna się życie we wspólnocie zakonnej. Każdy nowicjat posiada swój dom. Nasz dom jako najstarszy w Euro-pie znajduje się w Starej Wsi. Tutaj mieszkamy przez większą cześć nowicjatu, tutaj uczymy się, modlimy się oraz poznajemy samych sie-

bie. Tutaj również uczymy się znajdować Boga w codzienności, w naszych pracach, obowiąz-kach, a także w rozrywce. Odpowiedzialność za dom w dużej mierze podejmują nowicjusze, sprawując różne funkcje takie jak: bidel, subbi-del, infirmarz, abacowy, kapliczny, kwiatkowy, oraz opieka nad poszczególnymi pomieszcze-niami np. aulą muzyczną, asceterium.

Można powiedzieć, że celem nowicjatu jest sprawdzenie, w duchu rozeznawania, po-wołania do życia w Towarzystwie Jezusowym poprzez różne doświadczenia i próby. Na tej drodze młodym nowicjuszom towarzyszy o. Magister nowicjatu – jednocześnie spowied-nik nowicjuszy oraz ich przełożony. Z nim omawiane są wszystkie doświadczenia, wzloty i upadki. Jest on swoistą lampą nowicjacką, która oświetla nasze drogi i pomaga wyciągać odpowiednie wnioski na przyszłość. Kolejną osobą, która nam towarzyszy jest Socjusz Ma-gistra nowicjatu. Jest to pomocnik Magistra,

który zajmuje się sprawami dyscyplinarnymi, a także organizacyjnymi.

Życie nowicjackie zasadniczo zmierza do głębokiego i przemieniającego doświad-czenia Boga, do identyfikacji z Nim oraz do wzbudzenia pragnienia znoszenia tak jak On wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi. Punktem centralnym nowicjatu są miesięczne Ćwiczenia Duchowe, tzw. Wielkie Rekolek-cje, które nowicjusze odprawiają przez cały styczeń. Na pierwszym roku czas ten polega na przygotowaniu i odprawieniu tych Ćwi-czeń oraz poddaniu weryfikacji ich owoców. W Ćwiczeniach nowicjusze odkrywają w spo-sób namacalny, że jezuici są ludźmi grzeszny-mi, którym przebaczono i powołanymi, aby być towarzyszami Jezusa. W tym czasie wchodzą również w zażyłą relację z Chrystusem, która wyraża się stałą postawą rozeznawania Jego Woli. Siłę do kroczenia tą drogą czerpią z chwil bliskości ze swym Zbawicielem na modlitwie, a w sposób szczególny podczas codziennej Eu-charystii.

W trakcie nowicjatu nowicjusze poznają charyzmat i uniwersalną Misję Towarzystwa przez wprowadzenie w studium naszych do-kumentów założycielskich, takich jak Formuła Instytutu, Autobiografia św. Ignacego, Kon-stytucje i Normy Uzupełniające. Misja ta po-lega na przepowiadaniu i głoszeniu Jezusa Chrystusa, co wzbudza wiarę wyrażającą się w walce o słuszność Ewangelii.

Kolejnym elementem nowicjatu jest kon-takt i bliskość z ubogimi i tymi, którzy cierpią. W Starej Wsi odbywa się to poprzez cotygo-dniowe odwiedzanie ośrodka Caritas w Brzo-zowie. Relacja i przyjaźń z cierpiącymi pozwa-la nowicjuszom zrozumieć dlaczego i w jaki sposób te właśnie cierpiące osoby nas ewan-gelizują i zapraszają do jeszcze większego na-wrócenia, by naśladować Chrystusa ubogiego i poniżonego.

Ważnym elementem w tej początkowej formacji są próby: wspomniane Ćwiczenia Duchowe, próba pielgrzymia, szpitalna, kate-chetyczna. Wszystkie one mają za cel stworze-nie nowicjuszom takie warunki, aby w finale okazało się, jakimi oni naprawdę są i w jakiej mierze przyswajają sobie duchowe założenia naszego powołania. Próby te ukazują, jaka jest

Jaki powinien być nowicjuszPiotr DanielakGrzegorz Kisiel

Page 5: Carissimus 49

5

ich prawdziwa motywacja, zdolność i dojrza-łość do stawiania czoła trudnym sytuacjom oraz w jakim stopniu przyswoili sobie sposób postępowania Towarzyszów Chrystusa. Do-świadczenie bezradności w obliczu bólu, cier-pienia osobistego i innych, powinno skłonić ich do szukania głębszego sensu ludzkiego istnie-nia w Jezusie, aby w ten sposób w pełni sił słu-żyć Mu, odrzucając nadzieję jaką mogliby po-kładać w pieniądzach i w innych marnościach tego świata. Próby pozwalają jednocześnie od-kryć ukryte dotąd apostolskie zdolności. Aby umożliwić tego rodzaju odkrycie, stawia się ich wobec prób przeciwnych ich tendencjom i upodobaniom osobistym.

Doświadczenie duchowe jest ściśle zwią-zane z życiem wspólnotowym, które jest ukie-runkowane na wspólną realizację wartości ewangelicznych. Nowicjat uczy żyć i pracować wspólnie, przekraczać, z prawdziwym zapar-ciem się siebie, płaszczyznę sympatii i anty-patii. Daje również podstawy jezuickiego życia wspólnotowego i wprowadza nowicjuszy w do-świadczenie życia w grupie przyjaciół i towa-rzyszy zjednoczonych przez Pana. To poczucie braterskiej więzi w codzienności, usposabia nas do kroczenia drogą powołania i wypełnie-nia powierzonej nam misji.

Kim powinien być nowicjusz?Nowicjusz to młody mężczyzna, (choć już

połowa kandydatów do Towarzystwa Jezuso-wego ma około 30 lat), który chce być jezuitą; jezuitą w pełnym tego słowa znaczeniu nie jest, ale ze względów praktycznych, tak się go rów-nież określa. Jest za to pewnym swoich moty-wacji, uważa je za szczere i prawdziwe. By być w przyszłości stuprocentowym członkiem Zakonu, trzeba być lub wykazywać zdolności i chęci do bycia emocjonalnie dojrzałym czło-wiekiem. Jest to potrzebne ze względu na trud-ną drogę życia zakonnego a także akademickie-go, duchowego czy wspólnotowego.

Długa, bo trwająca około 11 lat formacja do przyjęcia święceń prezbiteratu, droga wy-maga zdolności do formowania się oraz pracy intelektualnej. Z jednej strony młody umysł jest bardziej chłonny doświadczeń i wiedzy, dlatego ważny jest wiek przyjmowanych kan-dydatów. Z drugiej jednak strony, doświadcze-nia życiowe i przebyta często droga studiów stawia również w dobrym świetle osoby, które chcą wstąpić do Zakonu w nieco starszym wie-ku.

Formacja jezuicka zakłada w nowicjacie konkretne owoce po dwóch latach, do czasu ślubów. Dlatego nie przyjmuje się zwykle osób starszych, ponieważ najprawdopodobniej jacy

by wstąpili do nowicjatu, tacy sami by z niego wyszli.

Z czasem młody towarzysz Jezusa zgłębia siebie, swoją relację z Panem, a to z kolei wpły-wa zarówno na jego zachowanie zewnętrzne, jak i wewnętrzne. Nowicjusz stara się kształto-wać, szlifować to wszystko, co wniósł ze sobą do domu zakonnego. Jednym z ważniejszych owoców jego pracy z o. Magistrem jest przej-rzystość. To coś więcej niż świadomość siebie. To zdolność komunikowania o sobie przeło-żonym i ewentualnie pewnych spraw współ-braciom. To otwartość na nowe zadania, jakie czekają na niego. Zawiera się w tym również odwaga dopuszczania do siebie wewnętrznych poruszeń i szukania rozwiązywania proble-mów, które się z tym wiążą. Przejrzystość jest ważna w zaufaniu pomiędzy jezuitami.

Nowicjusz to również osoba otwarta na całą tradycję Towarzystwa Jezusowego i Kościoła.

Czytając, rozmawiając i odwiedzając różne miejsca, uczy się on pomału, na swój sposób co to znaczy być jezuitą, poznaje rolę Zakonu w Kościele, w historii i obecnie.

Cechy osobowe nowicjusza, jak wynika z rożnych dokumentów Towarzystwa, są pew-nym, idealnym obrazem osób w nowicjacie. Do tego ideału, każdy z nas, próbuje w jakimś stopniu dążyć, mając ufność i nadzieję w Panu przez całe życie.

Page 6: Carissimus 49
Page 7: Carissimus 49

7

Na wspomnienie nowicjatu niejednemu je-zuicie zrobi się, z pewnością, ciepło na sercu.

Ten dwuletni okres pogłębiania żywej relacji z Bogiem, licznych prób, nowych do-świadczeń, poznania siebie, wpisuje się od stu-leci w formację Towarzystwa Jezusowego. Św. o. Ignacy, powołując do życia instytucję nowicjatu, wpisywał się w tradycję wielkich Zakonów. Obecna jego struktura, tak jak i or-ganizacja, prezentuje się jako fundament, bez którego nie można sobie wyobrazić życia w Za-konie. By jednak tak się mogło stać, potrzeba było wielu lat prób i doświadczeń.

Pierwszym domem formacji dla kandy-datów ubiegających się o przyjęcie do Towa-rzystwa Jezusowego był dom przy dawnym kościele della Strada w Rzymie. (na którego miejscu zostanie zbudowany Il Gesu). Według pierwotnego zamysły Ignacego, w tym jed-nym domu mieli rozpoczynać swoją formację wszyscy kandydaci. Dynamiczny rozwój zako-nu, oraz wielka liczba chętnych do wstąpienia uniemożliwiła jednak jego realizację. Później rolę rzymskiego nowicjatu przejmie dom przy kościele św. Andrzeja na Kwirynale. Tu w la-tach 1567-68 probację odbywał św. Stanisław Kostka. Kandydaci byli przyjmowani, na ogół, we wszystkich kolegiach. Z czasem ustalono, że każda prowincja będzie miała jedno takie Kolegium. Nie dziwi nas ten fakt, gdyż zde-cydowana większość ochotników rekrutowała się z miejsc intensywnego zaangażowania je-zuitów. Środowiska uniwersyteckie oraz kole-gialne, w których pracowali jezuici pośród i dla ludzi świeckich, stały się jej głównym źródłem.

Dzięki pewnemu zestawowi pytań ułożo-nych przez Hieronima Nadala wiemy dzisiaj, co wtedy motywowało ludzi ubiegających się o przyjęcie. Początkowo przeważała chęć oca-lenia własnej duszy. Z biegiem lat wzrastało pragnienie wyjazdu na misje oraz szeroko po-jętej pracy duszpasterskiej. Świadczy to o dy-namicznym rozwoju Zakonu i podejmowaniu przez niego nowych form aktywności apostol-skiej. Dobrą wizytówką jezuitów była wyróż-niająca ich pogoda ducha, zapał oraz... kultura osobista. Fascynowało ich także zdecydowanie

z jakim zmierzali do jasno wyznaczonego celu w duchu braterstwa.

Doświadczenie nauczyło jezuitów, by sta-rannie przypatrywać się i egzaminować kandydatów, gdyż nieraz pochopne przyję-cia pociągały za sobą smutne konsekwencje. W pierwszych dekadach funkcjonowania To-warzystwa, jak i później, odsyłano średnio 1/3 kandydatów.

Św. Ignacy w Konstytucjach za właściwe uważał w okresie pierwszej i drugiej probacji odseparowanie nowicjuszy od tego co świa-towe. Natomiast oddzielenie ich od pozosta-łych mieszkańców kolegiów nastąpiło znacznie później. Było to niezbędne dla wychowania, poznania swojej duszy i pracy nad sobą. Pierw-szy taki dom powstał w Mesynie w 1550 roku i od tego czasu stawało się to coraz częstszą praktyką, lecz nie regułą. Długo nierozwiąza-nym problemem był czas trwania probacji. Przyjęto, że powinien być to okres nie krótszy niż jeden rok, co wpisywało się w tradycję in-nych wielkich Zakonów. Doświadczenie poka-zało jednak, że jest on niewystarczający. Osta-tecznie zerwano z tradycją i wydłużono ten okres do dwóch lat. Sytuacja taka była jednak

Na początku (taki) był nowicjat...Paweł Dudzik

...a taki jest teraz

Page 8: Carissimus 49

8

nieczęsta, gdyż jeszcze w latach siedemdziesią-tych XVI w. rzadko zdarzało się, by probacja trwała ponad rok. Decydujący głos w tej kwe-stii należał do przełożonego domu.

W interesującym nas okresie nie wypraco-wano jeszcze stałego programu formacji. Poza ukonstytuowanymi próbami, które należało odbyć, pozostawiono przełożonym domów wielką dowolność. J. O’Malley w swojej książ-

ce Pierwsi Je-zuici przytacza skrajne formy o d b y w a n i a probacji. Po-równuje dom w Simancas, w którym ści-śle wyznaczo-ny plan dnia p o z o s t a w i a ł nowicjuszom sześć godzin snu, z domem prowincji nie-mieckiej, gdzie nieomal zanie-chano Ćwiczeń Duchowych . Jak pokazały lata późniejsze oraz zalecenia K o n g r e g a c j i

Generalnych, skłaniano się ku pierwszemu modelowi wychowania. Tak z czasem powstała próba życia codziennego w nowicjacie.

Pomimo tak wielkich różnic w organizacji i życia w nowicjatach, niezmienne pozostawa-ły wymienione w Konstytucjach próby. Miały one, przede wszystkim, za zadanie sprawdzenie powołania. Najważniejszym elementem były Wielkie Rekolekcje. Pozostałe próby wpisywały się w formy posług apostolskich, jakich podej-mowało się Towarzystwo w tym okresie. Dla lepszego wzrostu duchowego odbywających probację, zalecało się także pomoc człowieka prawego i biegłego w sprawach duchowych. Osoba znana z czasem jako Mistrz nowicju-szów, od tego czasu, stanie się przewodnikiem duchowym i głównym formatorem na drugiej

probacji, która de facto będzie obejmowała cały okres nowicjackiego życia.

Próba szpitalna wywodziła się naturalnie z trudnej posługi, w której jezuici byli począt-kowo osamotnieni. Zaliczało się do nich pomoc w szpitalach, organizowanie środków na ich utrzymanie, ale także służba chorym i umiera-jącym, nieraz z narażeniem życia. Po wprowa-dzeniu wielu środków ostrożności i ograniczeń ustalono dla nowicjuszy okres próbny trwający od jednego do dwóch miesięcy, który obejmo-wał nieraz czasowe zamieszkanie w szpitalu. Natomiast okres uczenia katechizmu wiązał się z charyzmatem pomagania duszom. Nowi-cjusze i scholastycy w tym okresie wygłaszali publiczne kazania oraz katechizowali. Ta po-sługa nabrała większego znaczenia dla funk-cjonowania Towarzystwa zwłaszcza w okresie dynamicznego zakładania nowych szkół, które często borykały się z problemem braku kadry. Nowicjusz musiał także odbyć pielgrzymkę, podczas której, będąc pozbawionym środków, musiał prosić o jałmużnę. Pozwalała ona od-czuć niewygody wędrowania, związanego z ko-niecznością częstej zmiany miejsca posługi.

Formacja w nowicjacie była zwieńczona złożeniem pierwszych ślubów. Po wielu dysku-sjach przyjęto formułę, wg której nowicjusze ślubowali zamiar pełnego wstąpienia do To-warzystwa Jezusowego. Dzisiaj mają one charakter wieczystego (ze strony ślubującego) przyrzeczenia życia w czystości, ubóstwie i po-słuszeństwie. Taka forma ślubów, jak niegdyś tak i dziś, wyróżnia Towarzystwo od innych zgromadzeń i zakonów.

Wymagania stawiane nowicjuszom, w przeważającej części, opierały się na do-świadczeniach pierwszych towarzyszy, którzy przeżyli je jeszcze przed założeniem Towarzy-stwa. Wprowadzenie ich w nowicjacie nieraz budziło zdumienie tych, którzy byli im podda-wani. Nowicjat w formie jaką wykształcił pod koniec XVI wieku z niewielkimi zmianami, spowodowanymi przez zmieniające się epoki, nie utracił swojego ducha: podyktowanego przez Ćwiczenia Duchowe, Konstytucje i cha-ryzmat Towarzystwa Jezusowego. Jego pier-wotne założenia pozostają do dzisiaj aktualne i kształtują nadal nowe pokolenia jezuitów.

Page 9: Carissimus 49

9

wrotom dodają dwie głowy lwów szczerzących kły, jak gdyby miały zaraz zaatakować. Wydają bezdźwięczny ryk odstraszający zło czyhające na zewnątrz. Żeby się dostać do głównej części Kolegium, trzeba przejść aż przez troje drzwi. Jest w tym pewien symbol. To potrójne wejście jakby zachęcało do kilkukrotnego zastanowie-nia się nad decyzją wstąpienie do Towarzystwa Jezusowego.

Przed ostatnimi drzwiami znajduję się nie-wielka poczekalnia. To bardzo dziwne miej-sce: chłodne, oświetlone żółtawym światłem, z lewej strony od wejścia znajduje się okienko furtiana. Na tej samej ścianie wisi duży krzyż. Kiedy wszedłem pierwszy raz w te mury, to ten krzyż zrobił na mnie największe wrażenie. Bije od niego niesamowita moc, jak gdyby Chrystus wołał do wstępujących: Przeznaczyłem Cię do wielkich rzeczy na większą Moją Chwałę! Patrząc na ten krzyż zrozumiałem, że od tego momentu już nic nie będzie takie jak dawniej, że za następnymi drzwiami moje życie nabie-rze innego sensu, że tutaj jest moment decyzji, że wchodzę dalej i rozpoczynam nowe życie, czy wycofuję się i wracam? Kiedy zdecydowa-łem się jednak podążać za Chrystusem w To-warzystwie Jezusowym, zostałem wpuszczony przez furtiana przez ostatnie drzwi wejściowe.

Teraz otwarła się przede mną droga po-przez niezgłębione tajemnice Kolegium. Cho-dząc po korytarzach, czuję się obserwowany. To te postacie na portretach, byłych prowin-cjałów i generałów. Cienie przeszłości, straż-nicy tego domu. Ich oczy wlepione w przecho-dzącego, patrzą z góry, śledzą każdy mój krok. W nocy następuje zmiana warty. Staż nocną przejmują mroczne zwierzęta, pojawiające się ni stąd, ni zowąd. Są szybkie i ciche, praktycz-nie niezauważalne, czasami widać tylko przela-

Drogi czytelniku! Zanim poznasz moją hi-storię, chcę Cię o coś prosić. Chcę, żebyś sobie coś wyobraził. Tylko nie podchodź do tego cy-nicznie, wysil się, proszę. Pragnę, abyś przez cały czas czytania mojej opowieści używał wyobraźni, pomoże ci ona głębiej wejść w to, co chcę Ci przekazać. Tak więc wyobraź sobie swój wymarzony dom. Dom, w którym będziesz czuł się szczęśliwy, bezpieczny, gdzie będzie ciepło i przytulnie. Niewielki, jednorodzinny, może byłby to miejski blok, może chatka w le-sie, może dom na drzewie, może przyczepa kempingowa, to rzecz twojego gustu. Przyznam Ci się, drogi czytelniku, że ja zawsze pragną-łem mieszkać w zamku. Chciałem być otoczony grubymi murami, przez okno swojego pokoju z wysoka mieć widok na okolicę, mieć tyle po-koi, żebym mógł powiedzieć po kilku latach: W tym pomieszczeniu jestem po raz pierwszy. Pragnąłem, aby mój dom zawierał jakąś tajem-nicę, miał ukryte pomieszczenia, podziemia. Dom, w którym mógłbym się zgubić.

Moja historia, drogi czytelniku będzie za-wierała najważniejsze momenty egzystowania w Kolegium jezuitów w Starej Wsi, miejscu, które od 20 sierpnia 2007 roku stało się moim domem. Pragnę, abyś towarzyszył mi w tej przygodzie, którą Ci przedstawię i zasmako-wał wrażeń, których osobiście doświadczyłem. Tak więc, od początku…

Do Kolegium najłatwiej dostać się przez… furtę. Oczywiście nie jest to jedyne wejście, znam na razie tylko siedem wejść prostych, czy-li używając drzwi, ale są tutaj jeszcze inne wej-ścia, bardziej skomplikowane. Drzwi na furcie są solidne, powiedziałbym wręcz, że to wrota, muszę używać obydwu rąk, żeby je uchylić. Są nie do wyważenia, chyba, że z użyciem sil-nego ładunku wybuchowego. Charakteru tym

Page 10: Carissimus 49

10

tujący cień. Dwa razy miałem z nimi spotkanie pierwszego stopnia. Fascynujące stworzenia, ślepe, jednak niesamowicie zwinne, czarne, z małymi kłami jak szpilki. Ich atutem jest to, że doskonale opanowały technikę latania… są nietypowo duże. W mrokach nocy korytarze należą do nich. Te mury stały się ich domem, egzystują tu z nami i są poważane. Tak to nie-toperze. Nocni strażnicy korytarzy. Dobrze się z nimi współpracuje, ale o tym później.

Często modlę się w kaplicy nowicjackiej, zbudowanej w stylu neorenesansowym, z du-żym obrazem św. Stanisława Kostki w centrum ołtarza, a z lewej strony jedną z największych relikwii po świętym (żebro). Na suficie piękne drewniane kasetony, na ścianach medaliony największych świętych Towarzystwa – Ojca Ignacego, św. Stanisława Kostki, św. Andrzeja Boboli, św. Franciszka Borgiasza, św. Alojzego

Goznagii, św. Alfonsa Rodrigueza. Ich twarze są zwrócone na ołtarz, jedynie twarz św. Fran-ciszka Ksawerego skierowana jest na wschód (ołtarz jest po stronie zachodniej).

Zawsze interesował mnie dziwny ślad na ścianie między stalami. Po jakimś czasie obserwacji stwierdziłem, że są to niewielkie drzwi. Zastanawiałem się, co jest za nimi. Przez niewielką dziurkę stwierdziłem, że w dzień jest tam dosyć jasno, że za kaplicą nie ma po-mieszczenia tylko niewielki korytarz. Tu nasu-wało się kolejne pytanie: dokąd on prowadzi? Chciałem za wszelką cenę dostać się do środka. Wsadziłem łyżeczkę stołową w niewielki otwór w drzwiach, gdzie powinna być klamka i prze-kręciłem. Udało się! Zamek odblokowany. Nie sądziłem, że tak łatwo pójdzie; gdyby drzwiczki otwierały się w prawidłową stronę musiałbym przesuwać ciężkie ławki, żeby w ogóle je uchy-lić. Zaskoczyło mnie to, że drzwi otwierały się do środka, wbrew zawiasom. Wszedłem. Kory-tarz był dosyć ciasny, dobrze oświetlony. Cią-gnął się jakieś dwadzieścia metrów i kończył się wielkimi drzwiami zamkniętymi na amen. Za to kilka metrów wcześniej znalazłem otwór w drewnianym suficie, który prowadził do jesz-

cze jednego korytarza nad tym, w którym się teraz znajdywałem. Nie potrafiłem się jednak tam dostać. Wróciłem do kaplicy kontynuując medytację. Nic dziwnego, że nie mogłem się wcale skupić. Myślałem nad tajemnicą kryją-cą się za drzwiami w końcu przejścia, oraz tym dziwnym korytarzem drugiej kondygnacji. Kilka dni zajęło mi zorganizowanie się. Dowie-działem się, że jeden z moich starszych współ-braci także próbował rozwikłać tajemnicę drugich drzwi, zajęło mu to kilka miesięcy, ale w końcu jakimś cudem zdołał załatwić cenny klucz, który zaspokoi naszą ciekawość. Od tego momentu miałem towarzysza w odkryciu ta-jemnicy korytarza za kaplicą.

W pewien pochmurny wieczór, kiedy nadarzyła się okazja, wybraliśmy się ponow-nie do tajemniczego miejsca. Musieliśmy, tym razem, wejść dyskretnie, nie wzbudzając po-

dejrzeń. Kiedy znaleź-liśmy się w korytarzu, postanowiliśmy spraw-dzić najpierw dokąd prowadzi ten nad nami. Używając stołka, pod-skoczyłem i złapałem się za krawędzie dziury w podłodze. Podnosząc się na rękach, znalazłem się na drugiej kondy-gnacji. Było tam dużo kurzu i aż gęsto od pa-

jęczyn. Korytarz był praktycznie cały pokryty pajęczynami, wyglądało na to, że dawno nikt tędy nie przechodził. Podłoga była z desek, nie-pewna. Bałem się, że zaraz coś trzaśnie i znajdę się z połamanymi nogami w jakieś dziurze. De-likatnie szedłem wzdłuż przejścia. Byłem sam, ponieważ współbrat został męczyć się z tajem-niczymi drzwiami położonymi niżej.

Z końca korytarza dobiegało jasne świa-tło. Zastanawiające… Byłem bardzo ciekawy skąd on dochodzi. Doszedłem do celu i prze-żyłem dziwne uczucie, nagle atakujące moją sferę emocjonalną, zwane przez niektórych uczonych… szokiem. Momentalnie kucnąłem w miejscu, kurczowo szukając czegokolwiek na podłodze do złapania. Przed sobą mia-łem kilkanaście metrów w dół. Jeden krok i… Znalazłem się na szczycie ołtarza głównego Bazyliki. Po prawej miałem figurę Boga Ojca – najwyżej położonej postaci w świątyni. Z tego miejsca mogłem obserwować całą Bazylikę. Miałem przy tym silne zawroty głowy spowo-dowane zarówno wysokością, jak i barokowym przepychem. Uradowany z odkrycia, zszedłem w dół. Chciałem się podzielić radością z tak wspaniałego odkrycia ze współbratem, ale nie

Page 11: Carissimus 49

11

zastałem go przed drzwiami. Były uchylone, więc stwierdziłem, że jest w środku. Wreszcie znalazłem się w tajemniczym pomieszczeniu, które tak bardzo chciałem zobaczyć. Miało ono duże, półokrągłe okna. Wszędzie stały ogrom-ne regały z bardzo starymi książkami, które były oprawione w skórę, złote ornamenty, testy głównie łacińskie i niemieckie (znalazłem cen-ną Biblię Wujka pisaną w staropolskim języ-ku). Wiele z tych książek pisanych było ręcznie starannym pismem. Stwierdziłem, że dawna kaligrafia była na wysokim poziomie. Byłem zafascynowany odkryciem, ale w dalszym ciągu nie mogłem znaleźć mojego towarzysza. Podej-rzewałem, że wrócił już do kaplicy. Nagle usły-szałem głos dobiegający spod ściany. To był głos współbrata, który dziwnym trafem dostał się do pomieszczenia za regałem. Próbowałem mebel odsunąć, lecz był zbyt ciężki. Dopiero gdy pchnąłem go z prawej strony, lekko się uchylił. Był jakby postawiony na ruchomym podeście. Uwolniłem mocno wystraszonego towarzysza. Za regałem znaleźliśmy coś jeszcze bardziej fa-scynującego niż sama biblioteka. Mianowicie cztery schodki prowadzące stromo w dół. Nie-stety, przejście było zamurowane. Tak to się stało, że rozwiązując jedną zagadkę, napotka-liśmy kolejną, jeszcze trudniejszą do rozwikła-nia. Dałem za wygraną, przejście przez ścianę było niemożliwe, kucie dziury w ścianie byłoby przesadą. Pozostawiłem odkrycie tej tajemnicy przyszłym pokoleniom.

W Bazylice znajdują się dwie wieże, bardzo wysokie, jedna z nich jest z zegarem. Na tą wie-że zaprowadził nas w kandydaturze Anioł. Pa-sjonujące miejsce, zwłaszcza te wąskie, ciągną-ce się w nieskończoność korytarze, niepewne schody z desek i przepiękny stary mechanizm zegarowy. Z wieży widać nawet dalej posunięte wsie, zresztą jest to najwyżej położony punkt wi-dokowy w okolicy. Tam na szczycie, silnie wiało. Jeden z podmuchów wiatru rozbudził we mnie pragnienie zdobycia drugiej wieży, zamkniętej i zapomnianej. Uważana była za niebezpieczną i niewartą trudu. Mnie jednak jeszcze bardziej to zachęciło, zwłaszcza, że drzwi wejściowe do niej były zabite deskami. Kiedyś na strychu znalazłem korytarz prowadzący na wieżę z ze-garem. Wieże budowane były symetrycznie, czyli na pewno istnieje również wejście na wie-żę zapomnianą. Długo szukałem jakichkolwiek wejść prowadzących do niej… i nic. Ściana zachodnia, na której powinny znajdować się drzwi, była gładka. Ogarniała mnie coraz więk-sza rezygnacja. Po upływie kilkunastu tygodni zauważyłem, że z zachodniej ściany wylatują nietoperze. Oznaczało to, że gdzieś jednak jest przejście. Zabrałem dobrą latarkę i zacząłem

poszukiwać jakieś dziury w ścianie. Przeczu-cie mnie nie myliło; przez wyłom dostałem się do wąskiego pomieszczenia, które poprowa-dziło mnie do spiralnych schodów. Miałem na-dzieję, że niedługo znajdę się na wieży. Jednak w połowie drogi na górę, schody się skończyły. Znalazłem się w przejściu zablokowanym przez pokrywę na zawiasach, która była zamknięta na kłódkę. Nie miałem sprzętu, aby ją zerwać, więc chciałem zawrócić. Kłódka przykuła moją uwagę, bo była wykonana kunsztownie, bardzo solidna i… otwarta. Tak, nie była zatrzasko-wa i zamek był otwarty. Odchyliłem pokry-wę i wszedłem do środka. Znalazłem się w dosyć du-żym dziwnym pomieszcze -niu. Z moich przypuszczeń byłem prawie u szczytu wie-ży, a jednak za-miast widoku na całą Starą Wieś, miałem przed sobą… pokój. Przypo-minał bardziej k l a s z t o r n ą celę. Stara pry-cza, krzesło, stolik, narzę-dzia do flage-lacji i dziwne skórzane ma-ski na twarz. Czyżby jakieś miejsce pokut-ne starych mnichów? Nie wiem, kto mógł tutaj mieszkać. Kogo mnisi chcieli ukryć i dlaczego wejście było zamykane od zewnątrz? Kto żył w tak ciężkich warunkach? I do czego mogą służyć te dziwne maski, duże i nieforemne? Kolejna tajemnica niedokończona. Czy to się nigdy nie skończy?

Ostatnim, ale chyba najciekawszym miej-scem, które nadaje piękno naszemu Kolegium, jest wirydarz. Rośnie w nim trawa i kwiatki, na środku jest studnia i figurka Matki Bożej z Lourdes. Niech mi Matka Boża wybaczy, ale nie jest to najciekawszy element wirydarza. We wschodniej części kwadratu znajduje się mały ganeczek, oczywiście zamknięty, lecz przez małe okienko można dostrzec, że chroni on wejścia do podziemi. Od początku nowicjatu szukałem tego wejścia. Zawsze wiedziałem, że zakonnicy

Page 12: Carissimus 49

12

wznosząc swoje budowle, potrafili wykorzysty-wać podziemia do różnych celów. I tego chcia-łem się dowiedzieć. Co kryją podziemia Staro-wiejskiego Kolegium? Ta tajemnica nie mogła pozostać przeze mnie nienaruszona, lecz nigdy nie mogłem znaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi, aby ją zbadać. Potrzebowałem silnego impulsu, który by zwalczył strach i dodał mi trochę szaleństwa. Długo musiałem czekać na taki impuls. W końcu przyszedł; ktoś nad-szarpnął moją ambicję i pod wpływem afektu postanowiłem zejść do podziemi.

Była ciepła, bezchmurna noc. Namówi-łem najodważniejszego współbrata, który już wcześniej deklarował swój udział w wyprawie. Uchyliłem okienko tak, abyśmy mogli prześli-znąć się do środka. Zeszliśmy na dół. Znaleźli-śmy się, prawdopodobnie, na głębokości około pięciu metrów. Przed nami ciągnął się długi korytarz. Mieliśmy latarki, ale widoczność była ograniczona. Po kilkunastu metrach przejście znów schodziło w dół. Nie było schodów, lecz delikatny spadek, na końcu którego znajdo-wało się duże pomieszczenie, wielkości naszej auli rekreacyjnej. Na ścianach znajdowały się płaskorzeźby, głównie aniołów trzymających w ręce miecz z ostrzem skierowanym ku górze. Kiedy przyświeciłem latarką w dolną część po-mieszczenia ujrzałem straszne postaci demo-nów jakby spadających w otchłań ciemności. Przerażenie we mnie rosło. W pewnym mo-mencie mój współbrat, już na wpół ciepły i bla-dy jak ściana, szarpnął mnie za rękaw, lecz nie

mógł wydobyć ani słowa. Przyświe-cił latarką na dziwne tablice

na ścianach, na których znajdowały się ła-

cińskie sentencje i nazwiska. Już

teraz zrozumia-łem. Znaleźli-śmy się w ka-takumbach. Wyobraźnia zaczęła sil-nie działać. Bez przerwy nasuwały mi się strasz-liwe sceny z najgor-szych horro-rów. Miałem w r a ż e n i e , że tablice się ruszają, że demony żyją, że z ot-

chłani zaraz coś nas zaatakuje. Mój towarzysz miał otwarte oczy, ale był nieprzytomny. Ja otrzeźwiałem dopiero wtedy, kiedy po drugiej stronie komnaty zauważyłem kolejny korytarz, w którym znajdowały się bardzo przyjemnie uspakajające płaskorzeźby drzew i kwiatów. Szarpiąc współbrata, tam właśnie wyruszy-łem. Sądziłem, że taka okazja może się więcej nie powtórzyć, a nie chciałem jej zmarnować. Mój towarzysz, w lekkim szoku, poddawał się mojemu prowadzeniu. Pełną świadomość od-zyskał dopiero po kilku minutach chodzenia po korytarzu. Pojawił się pewien problem, zna-leźliśmy się na rozstaju trzech przejść. Zaczął się labirynt. Dalsze korytarze już nie posiadały płaskorzeźb. Były proste, wybrukowane kamie-niem. Czułem woń wilgoci. Żeby się nie zgubić, szliśmy środkowym przejściem, potem rów-nież wybieraliśmy środkowe. A dlatego potem, ponieważ rozstaje spotkaliśmy jeszcze trzy razy. Zrozumiałem, że pod Kolegium i ogroda-mi znajduję się cała sieć korytarzy, prawdopo-dobnie istnieją także inne wejścia do budynku. Sam nigdy nie odkryłem żadnego; przejście, którym podążaliśmy, schodziło głębiej i było niestety zalane. Próbowaliśmy jeszcze innej drogi, ale w pewnym momencie zakończyliśmy na bardzo gęstych korzeniach, które solidnie naruszyły strukturę korytarza. Wróciliśmy do Kolegium z poczuciem pewnego niesmaku, z nie do końca zaspokojoną ciekawością. Wła-ściwie dopiero od tamtej wyprawy zrozumia-łem, jak bardzo nikłą wiedzę posiadam o tym miejscu i jak wiele tajemnic tutaj pozostało jeszcze nieodgadnionych.

Spędziłem w Kolegium Starowiejskim już półtora roku, jednak z czasem coraz bardziej mnie ono fascynuje, nabieram coraz większego szacunku do tego miejsca, które teraz nazy-wam moim domem. Niektórym czytelnikom Carissimusa może się moja historia wydawać nieprawdopodobna, mogą ją uważać za zmy-śloną. Twierdzić będą, że w opisanych miej-scach byli i nie widzieli w nich nic szczególne-go. Dlatego cytuję tutaj ważny fragment z Ewangelii św. Marka: Mając oczy nie widzi-cie, mając uszy nie słyszycie. Chcę podkreślić, jak bardzo ważny jest nowicjat w Towarzystwie Jezusowym, jak ważny jest nowicjat dla mnie. Uczę się tutaj widzieć rzeczy znajdujące się głę-biej niż tylko powierzchownie widzone zmy-słem wzroku. Z radością chce wyznać, że Chry-stus spełnia wobec mnie swoją obietnicę, która brzmi: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z po-wodu Ewangelii, żeby nie otrzymać stokroć więcej teraz, w tym czasie (..), a życia wiecz-nego w czasie przyszłym /Mk 10, 29-30/

Page 13: Carissimus 49

13

Trwa Walka... czarno odziana postać rzuciła się na nie-

go z uniesionym toporem. Głuchy brzdęk tarczy rozdarł ciszę. Nie zdążył się jeszcze otrząsnąć, gdy potężne uderzenie w brzuch powaliło go na ziemię. Błysk stali. Instynktownie podniósł miecz parując ostrze przeciwnika tuż przed swoją szyją. Z krzykiem rzucił się na ciemną postać. Cios, unik, trzask. Krew. Znów upadek. I dalej walka. Wrzask, złość, strach. Brak tchu. I znowu cios... - Czy to fragment książki fanta-stycznej lub wyrywek z gry RPG? Nie. To moja codzienność. Tyle już lat, dzień w dzień wciąż staję naprzeciw moim słabościom i wadom, mojej grzesznej naturze, moim przyzwyczaje-niom i głupocie. Cały czas zmagam się sam ze sobą gdy, tak jak św. Paweł, robię to, czego tak naprawdę nie chcę, a nie ro-bię tego, co chcę. Nie toczymy bo-wiem walki przeciw krwi i ciału, lecz (...) przeciw rządcom świa-ta tych ciemności, przeciw du-chowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich /Ef 6,12/.

PoczątekOdkąd pamiętam

moją pasją było rycer-stwo, bitwy, walka. Całą tę rzeczywistość odkry-wałem i przeżywałem w rysunku, książkach oraz grach komputero-wych, fabularnych i plan-szowych. Ostatecznie za-ciągnąłem się do jednego z bractw rycerskich, gdzie cały opisywany wcześniej klimat stał się możliwie najbardziej wyraźny. Miecz w dłoni, ciężar zbroi, krzyk dziesiątków ludzi wokół mnie, bitwy, turnieje. Dlatego ducho-wość ignacjańska urzekła mnie natychmiast, gdy

Pod Sztandarem Krzyża

zacząłem ją poznawać. Jej autor, św. Ignacy z Loyoli, do trzydziestego roku życia sam był rycerzem i wszystkie swoje doświadczenia duchowe przeżywał i opisywał przez pryzmat tego czasu. Jego sposób myślenia pociągnął mnie do głębszej zażyłości z Bogiem i do pod-jęcia prawdziwej walki w służbie prawdziwemu Królowi. Bo jeśliby ktoś nie przyjął wezwania takiego Króla, jakże bardzo byłby godny na-gany i potępienia ze strony wszystkich jako rycerz przewrotny i tchórzliwy (ĆD 94).

Wojciech Werhun

Page 14: Carissimus 49

14

Dwa SztandaryWszyscy znamy takie filmy jak: Bravehe-

art, Król Artur, Władca Pierścieni, etc. Dwie wrogie siły, dwie armie, potężni dowódcy, wal-ka dobra ze złem, prawdy z fałszem, odwagi z tchórzostwem. Smak ucisku i zwycięstwa. Otóż nie jest to tylko fikcja, bajka czy patetycz-na historia, ale najprawdziwsza rzeczywistość, w której przychodzi nam żyć. Święty o. Igna-cy wprowadzając w jedną z medytacji, pisze wprost: widzieć wielkie pole, całą ową okolicę Jerozolimy, gdzie najwyższym i powszech-

nym Wodzem dobrych jest Chry-stus, Pan nasz. I inne

pole, okolicę Babilonu,

g d z i e hersz-

t e m

nieprzyjaciół jest Lucyfer (ĆD 138). Dla tego świętego było jasne, że nasze życie jest wojną Kościoła z diabelskimi mocami. Jest potężną bitwą duchów i ludzi, którzy opowiedzieli się za Jezusem lub przeciw Niemu. Którzy zde-cydowali się wstąpić pod sztandar Krzyża lub pod sztandar Szatana. Ojciec Ignacy pragnie, by każdy człowiek zobaczył tę rzeczywistość, zaobserwował ją w swoim życiu i świadomie dołączył do armii Zbawiciela, stawiając czoła Nieprzyjacielowi na polu bitwy, którym jest zwykła codzienność. Właśnie to jest niesamo-wita, rzeczywista walka dobra ze złem! Może-my sobie wyobrazić, że stoimy w szeregach ar-mii Kościoła, nad nami łopoce sztandar Krzyża, na horyzoncie wyłaniają się czarne wojska Ba-bilonu. A my stoimy odważnie, bo na naszym czele, z uniesionym mieczem, na białym koniu siedzi Jezus – Król, za którym pójdziemy choć-by w ogień.

Znać swoją twierdzęCzy chcemy tego, czy nie – jesteśmy czę-

ścią poważnego oblężenia. Nieustannie nękani i atakowani przez siły Babilonu, musimy się bronić. Walka toczy się o jedyną w swoim ro-dzaju twierdzę – o serce człowieka, moje serce. Św. Ignacy poucza, że Nieprzyjaciel (Szatan) zachowuje się jak wódz na wojnie, gdy chce jakiś gród zwyciężyć i złupić. Wódz bowiem lub dowódca wojskowy, rozbiwszy obóz i zba-dawszy siły i środki obronne jakiegoś zamku, atakuje go od strony najsłabszej (ĆD 327). Dlatego tak ważne jest, by poznać jak najdo-kładniej siebie, swoją uczuciowość, motywa-cje, słabości, lęki. Te wszystkie szczeliny naszej twierdzy są genialnie wykorzystywane przez Nieprzyjaciela natury ludzkiej – uderza w nie z łatwością, zadając przy tym dotkliwe straty. Gdy nie znamy naszej twierdzy, skąd mamy wiedzieć jak się bronić, które miejsca umac-niać, jaką taktykę podjąć? Jesteśmy bezbron-ni, a każdy atak złego wprowadza nas w pa-nikę. Gubimy się w chaosie własnych emocji i uczuć.

Czas nowicjatu, który teraz odbywamy, jest właśnie studiowaniem planów mojej twierdzy. Odkrywamy kolejne naruszone miejsca, ale także poznajemy jej zalety. Ta wiedza pozwala podczas dziennego oblężenia zwracać szcze-gólną uwagę na słabsze mury, daje możliwość przeniesienia walki na inną, mocniejszą część zamku i przede wszystkim umożliwia trzeźwe i spokojne kontrolowanie całej walki.

Page 15: Carissimus 49

15

TaktykaŻadnej bitwy nie można prowadzić bez tak-

tyki. Aby świadomie prowadzić wojnę, trzeba znać twierdzę, pole bitwy i możliwości swojej armii, ale trzeba też mieć doświadczenie bo-jowe, znajomość różnych manewrów i przede wszystkim – znać swojego wroga. Św. Ignacy dał nam potężną broń na Nieprzyjaciela – me-dytację i rachunek sumienia, praktykowane codziennie przez wszystkich jezuitów.

Medytacja poranna, oparta na Słowie Bo-żym, jest niczym innym jak spotkaniem z Kró-lem – Jezusem, który, jak każdy wielki dowód-ca, staje przed bitwą wobec wszystkich swoich rycerzy i płomienną mową rozpala w ich ser-cach wolę walki. Umocnieni słowem, zapa-miętując wszystkie Jego wskazówki, ruszamy do boju.

Natomiast rachunek sumienia, odbywa-ny w połowie dnia i na sam jego koniec, jest niejako naradą wojskową z Chrystusem, pod-czas której wspólnie oceniamy przebieg bi-twy aż do tego momentu. Razem spoglądamy na taktykę wroga oraz moje reakcje i oceniamy wynik wszystkich posunięć. Wyciągając wnio-ski, podejmujemy decyzje co do dalszej wal-ki.

W tej taktyce najistotniejsza jest za-żyłość z Jezusem, kontakt z Nim i cią-głe konfrontowanie moich decyzji z Jego świętą wolą. To On jest tym, który zna mnie najlepiej, który mnie umacnia i wspiera, który pragnie mojego zwycię-stwa i doń mnie prowadzi.

Żołnierz pod Sztan-darem Krzyża

To określenie pojawia się w historii jezuitów niemal na każdym kroku. Towarzy-stwo Jezusowe zostało powo-łane do istnienia bullą Pawła III Regimini militantis Essle-siae (Stojąc na czele wojują-cego Kościoła), natomiast w samej Formule zakonu jest napisane wprost: Ci, którzy w Towarzystwie naszym (...) chcą walczyć dla Boga pod sztandarem krzyża (...) niech wiedzą, że kiedy zaciągną się w te szeregi żołnierzy Jezusa Chrystusa, będą musieli, ma-jąc dniem i nocą przepasane

biodra, być gotowi do wypełniania tak wiel-kiego zobowiązania. Św. Ignacy tak właśnie postrzegał każdego jezuitę – jako rycerza, któ-ry nie chce zadowolić się przeciętną pracą, ale w sposób wyjątkowy odznaczyć się w służbie dla jedynego Króla. Tym pragnieniem zaraził pierwszych Towarzyszy, a oni, kolejne pokole-nia. Dziś na świecie około 19 tys. jezuitów, po-dążając za swoim założycielem, walczy dzień i noc dla Jezusa. Podejmują najróżniejsze za-angażowania mając jeden wspólny cel – więk-szą Jego Chwałę. My, u progu życia zakonnego, spoglądamy w przyszłość pragnąc, jeżeli taka jest wola Jego Boskiego Majestatu, sta-nąć w szeregach Towarzyszy Je-zusa i z podniesionym mie-czem ruszyć za Królem na chwalebną wal-kę pod Sztan-d a r e m K r z y -ż a .

Page 16: Carissimus 49
Page 17: Carissimus 49

17

Page 18: Carissimus 49

18

Page 19: Carissimus 49

19

Page 20: Carissimus 49

20

Page 21: Carissimus 49

21

Page 22: Carissimus 49

22

Page 23: Carissimus 49
Page 24: Carissimus 49
Page 25: Carissimus 49
Page 26: Carissimus 49
Page 27: Carissimus 49
Page 28: Carissimus 49
Page 29: Carissimus 49
Page 30: Carissimus 49
Page 31: Carissimus 49

31

Page 32: Carissimus 49

32

28 września 2007 roku Radio Watykań-skie doniosło o śmierci Kardynała o. Adama Kozłowieckiego, jezuity, emerytowanego arcy-

biskupa Lusaki. Tymczasem rok później natrafia-my na sensacyj-ny rysunek na-rysowany przez młodego Adama kilka dni po wstą-pieniu do Zakonu i na kilka nie-znanych faktów z jego życia.

Kozłowiecki urodził się, jak na porządnego kawalarza (a sły-nął on ze specy-ficznego poczucia humoru) przysta-ło, w prima aprilis w 1911 roku w Hu-cie Komorowskiej koło Kolbuszowej w rodzinie hra-

biowskiej jako jeden z trzech synów Adama i Marii. Był wychowankiem słynnego jezuic-kiego Zakładu Naukowo – Wychowawczego w Chyrowie. Jak sugerują akta w naszych ar-

chiwach, kiedy osiemnasto-letni Adam chciał wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, jego ojciec nie chciał wyrazić na to zgody, ten więc uciekł się do modlitwy do św. Sta-nisława Kostki, prosząc go o wsparcie i zażegnanie kon-fliktu. Ofiarował nawet w tej intencji swój sygnet rodo-wy. Kiedy w końcu, wbrew woli rodziny (popiera go tylko starszy brat), wstępuje do nowicjatu w Starej Wsi w roku 1929, kilka dni po in-trodukcji do nowicjatu rysuje portret św. Stanisława z ma-

łym Jezusem. Uderza w tym rysunku z jednej strony prostota, a z drugiej talent przyszłego Kardynała. Odważne pociągnięcia ołówkiem mówią nam dużo o charakterze Kozłowieckie-

go – konkretny i zdeterminowany, prawie jak sam św. Stanisław Kostka, który też w końcu wstąpił do jezuitów na przekór ojcu. Dalsza hi-storia pokazuje, że patron nowicjuszy wstawił się za Kozłowieckim, bo już przy okazji świę-ceń kapłańskich w roku 1937 ojciec pojednał się z Adamem.

Była to po temu ostatnia dobra pora, bo mieli się już później nigdy nie spotkać. Kiedy wybuchła II wojna światowa, Adam został aresztowany przez gestapo. Przebywał w więzieniach w Krakowie i Wiśniczu, a póź-niej w obozach koncentracyjnych Auschwitz i Dachau. Tam doczekał się wyzwolenia przez armię amerykańską. Po wojnie sam zgłosił się do wyjazdu na misje do ówczesnej Rodezji Północnej (dzisiejsza Zambia), chociaż jak pi-sał: Dziś Bóg żąda ode mnie bym to odrzucił i nie tylko odrzucił, ale podeptał, bo dziś nie śmiem nawet marzyć o powrocie, co mi wolno było w zamknięciu obozowym. Organizował tam szkolnictwo misyjne, został wikariuszem apostolskim, a w 1956 roku wyświęcono go na biskupa. Jako pierwszy metropolita Lusaki brał udział m.in. w obradach Soboru Watykań-skiego II. W 1969 roku zrezygnował z przewo-dzenia archidiecezją i wrócił do zwykłej pracy duszpasterskiej. Ostatnią jego placówką było Mpunde, gdzie do śmierci pracował jako wika-ry. W roku 1998 papież Jan Paweł II mianował arcybiskupa Kozłowieckiego kardynałem.

Historia naszego Współbrata jeszcze bar-dziej udowadnia i zwraca uwagę na uniwersal-ność biografii św. Stanisława Kostki – Adam w końcu także odkrywał swoje powołanie w prestiżowej jezuickiej szkole, w takim sa-mym też celu sprzeciwił się rodzicom; a także uniwersalność jego kultu – to u niego szukał modlitewnego wsparcia. Na odwrocie obraz-ka Kostki zostawił nam też piękne przesła-nie – Idźcie za Nim!, tak jak on sam poszedł, bo chociaż bieg jego życia potoczył się zupeł-nie inaczej, pokazuje nam, że warto szukać w św. Stanisławie wzoru nowicjusza.

Oryginał obrazka przepadł. Została nam tylko podpisana z tyłu fotografia trzymana przez o. Stanisława Majchra od 1959 roku, któ-remu niniejszym chcemy gorąco podziękować i szczątki informacji na jego temat.

Obrazek Nowicjusza AdamaPrzemysław Wysogląd

rys. A. Kozłowiecki

Portret z 1956 r.

Page 33: Carissimus 49

33

Pragnienie... Pisać czy mówić o nim jest trudno. Z jednej strony ma się wrażenie, że pra-gnienie to słowo oczywiste. Ot, chce mi się pić, chciałbym gdzieś pojechać, coś zobaczyć. Ale podskórnie czuje się, że tu nie o to chodzi.

Pismo Święte ponad 360 razy (czyli jakby każdego dnia) przypomina człowiekowi żeby się nie bał. Dlaczego łączę lęk z pragnieniem? Jak tu się nie bać, jeśli się przypatrzy młody nowicjusz przykładom innych świętych współ-braci, którzy pragnęli czegoś więcej w życiu... Spróbujmy połączyć żywe postacie z pragnie-niem - świętego Ignacego Loyolę i Stanisława Kostkę.

Potrzeba czy pragnienieCo to jest pragnienie? Często wydaje mi się

jest mylone z potrzebą np. jedzenia czy picia albo bycia docenionym. Popu-larne slogany banalizu-ją często głębsze rozumienie słów. Stąd p r a -

gnienie to coś ponad naturalnego i kierujące człowieka ku Bogu. Przestaje on żyć dla siebie, a zaczyna widzieć szerszą perspektywę życia.

Stanisław nie wiedział co go czeka w związ-ku z jego pragnieniem. Ignacy też nie planował z góry założenia Zakonu. I jednemu i drugie-mu bohaterowi czegoś w życiu brakowało. Jak najlepiej wypełnić, to co najogólniej nazywali powołaniem? Pojawiał się niepokój, lęk, złość innych osób. W przypadku Kostki była to ro-dzina, znajomi i sami jezuici. Świętego Igna-cego okaleczono w walce, potem męczył się z inkwizycją, z prowincjałem franciszkańskim w Ziemi Świętej, miał problemy ze współbrać-mi, z innymi duchownymi, chciano go uwięzić, ośmieszyć, oskarżyć o herezję.

Obydwu jezuitów wypełnianie pragnień kosztowało zdrowie. Stanisława męczyły dia-bły, zaś Ignacego myśli samobójcze. Po zaprze-

staniu postów były to choroby skut-

kujące jego ś m i e r -

cią.

Grzegorz Kisiel

Page 34: Carissimus 49

34

DecyzjeMówi się, że duchowość św. Ignacego jest

duchowością pragnienia. Dlaczego? Być może poprzez poznawanie siebie i swojej obecnej tu i teraz relacji do Boga, w człowieku zaczy-na coś się kotłować, zaczyna on ciążyć swoimi decyzjami w którąś stronę. Czuje, że czegoś mu

brakuje, choć sam do końca nie wie czego i być może nigdy się tego nie dowie. Ale nie chodzi o to żeby wiedział, ale żeby proces, który w nim się rozpoczął trwał i by ta pustka, którą on od-czuwa, konkretyzowała się. I tu nie chodzi o ja-kieś filozofowanie, ale o powstawanie różnych kształtów, które pragnienie przybiera, zmie-nia się z biegiem dni i lat, jeśli podejmowane w ciągu życia decyzje opierają się o tu i teraz. Ignacy nigdy nie wiedział co się stanie w jego życiu. I to go może bolało, bo czasem, jak każdy człowiek, mógł mieć plany, które bardzo chciał realizować a tu znów nic z tego...

Oczyszczanie pragnieńCzasem można pewnie się podłamać tym,

zwłaszcza jeśli jest się młodym, że ciągle coś nie wychodzi i ciągle nie wiadomo jak spełnić to, co nazywa się wewnętrznym pragnieniem.

Brak cierpliwości. Choć być może tak napraw-dę chodzi jedynie o zaspokojenie siebie, a nie tych pragnień. I tu pojawia się kolejny pro-blem. Pewności tego, co odkryłem. Może mi się wydawać, że znam siebie, ale tak naprawdę mogę nic o sobie nie wiedzieć. Wydaje mi się,

że istotną czę-ścią pragnie-nia jest jakieś napięcie, któ-re rodzi się pod wpływem p r a g n i e n i a . I to napięcie pewnie często chce być zaspo-kojone, czyli tak naprawdę właśnie cho-dzi o realizację tego napięcia, a nie samego p r a g n i e n i a . P r a g n i e n i e może rodzić pozory i trze-ba bardzo na nie uważać. Bo one są czę-sto przeźroczy-ste dla mało w p r a w n e g o oka. I od tego

jest rachunek sumienia, by nie samemu, ale z Panem Jezusem poznawać to, co w codzien-ności dzieje się we wnętrzu człowieka. Co pro-wadzi do bliskiej z nim relacji, a co oddala. Inaczej mówiąc, czy moje chęci mnie do Niego zbliżają, czy mnie na siebie zamykają.

A teraz o mnie. Mnie też boli. Może nie aż tak bardzo, ale chcę coś napisać. Trudne to. Dlaczego? Bo szczere. Bo trudno się przyznać, że chciało by się coś dobrego napisać, że chcia-ło by się, by to ktoś przeczytał. I ktoś powie, że się użalam nad sobą. Tak, po części pewnie tak. Ale bez uświadomienia sobie tego czego chcę przy okazji pisania artykułu, nie dojdę ni-gdy prawdopodobnie do poznania tego praw-dziwego pragnienia, które mogę wyrazić tym tekstem. Jestem słaby, ale siła w tym leży, żeby szukać i... pragnąć, choć... boję się pragnąć.

Page 35: Carissimus 49

35

Od lat ważnym elementem jezuickiej, a tym samym naszej, nowicjackiej, pobożności jest kult Najświętszego Serca Pana Jezusa. Z pew-nością można powiedzieć, że w Nim zawarta jest cała nasza duchowość. Pan Jezus na pewno o tym wiedział, dlatego na drodze św. Małgo-rzaty postawił nieprzeciętnego jezuitę Klaudiu-sza la Colombiere. Jako spowiednik klasztoru wizytek uwiarygodniał i rozprowadzał na cały świat niżej wspomniane objawienia.

Jednak główna zasługa w rozpowszechnia-niu się nabożeństwa do Serca Pana Jezusa przy-pada skromnej zakonnicy, wizytce, św. Małgo-rzacie Marii Alacoque. Żyła ona w tym samym wieku i czasie, co św. Jan Eudes, ale w zupeł-nym ukryciu w klasztorze w Paray-le-Monial. 27 grudnia 1673 roku Małgorzata dopuszczona została do tego, by spoczęła na Sercu Jezuso-wym. Pan Jezus pokazując jej swoje Serce peł-ne ognia, rzekł do niej: Moje Boskie Serce tak płonie miłością ku ludziom, że nie może dłużej utrzymać tych płomieni gorejących, zamknię-tych w moim łonie. Ono pragnie rozlać je za twoim pośrednictwem i pragnie wzbogacić ludzi swoimi Bożymi skarbami. Następnie Je-zus wziął serce Małgorzaty i umieścił je sym-bolicznie w swoim Sercu. Potem już przemie-nione i jaśniejące oddał Małgorzacie. Usłyszała pocieszające słowa: Dotąd nosiłaś tylko imię mojej sługi. Dzisiaj daję ci inne imię - umiło-wanej uczennicy mojego Serca.

Drugie objawienie miało miejsce na po-czątku roku 1674. Pan Jezus ponownie objawił Małgorzacie swoje Serce i wymienił dobrodziej-stwa i łaski, jakie przyrzeka czcicielom swojego Serca. To nabożeństwo - pisze św. Małgorzata - jest ostatnim wysiłkiem Jego miłości i będzie dla ludzi jedynym ratunkiem w ostatnich cza-sach. Wśród różnych form czci Pan Jezus zażą-dał czci także wizerunków swojego Serca.

W tym samym roku 1674 miało miejsce trzecie z wielkich objawień. W czasie wysta-wienia Najśw. Sakramentu pojawił się Świętej Pan Jezus jaśniejący chwałą, ze stygmatami pięciu ran, jaśniejącymi jak słońce. Pan Jezus ponownie odsłonił swoją pierś i pokazał swoje Serce w pełni blasku. Zażądał, aby w zamian za niewdzięczność, jaka spotyka Jego Serce i Jego miłość okazaną rodzajowi ludzkiemu, dusze pobożne wynagradzały temuż Sercu zranione-

mu grzechami i niewdzięcznością ludzką. Zażą-dał od świętej, aby w duchu tegoż zgromadze-nia odbywała się w każdą noc przed pierwszym piątkiem miesiąca adoracja godzinna (godzina święta) oraz aby Ko-munia Święta w pierw-sze piątki miesiąca była również ofiarowana w celu wynagrodzenia Boskiemu Sercu za grze-chy i oziębłość ludzką.

Wreszcie w piątek po oktawie Bożego Cia-ła, 10 czerwca 1675 roku nastąpiło ostatnie wiel-kie objawienie. Kiedy Małgorzata klęczała przed tabernakulum w czasie nawiedzenia Najświętszego Sakra-mentu, ukazał się jej Chrystus, odsłonił swoje Serce i powiedział: Oto Serce, które tak bardzo umiłowało ludzi, że nie szczędziło niczego aż do zupełnego wynisz-czenia się dla okazania im miłości, a w zamian za to doznaje od więk-szości ludzi tylko gorz-kiej niewdzięczności, wzgardy, nieuszanowa-nia, lekceważenia, ozię-błości i świętokradztw, jakie oddają mu w tym Sakramencie Miłości. Lecz najbardziej boli Mnie to, że w podobny sposób obchodzą się ze Mną serca służbie mojej szczególnie po-święcone. Dlatego żądam, aby pierwszy pią-tek po oktawie Bożego Ciała był odtąd po-święcony jako osobne święto ku czci Mojego Serca i na wynagrodzenie Mi przez Komunię i inne praktyki pobożne zniewag, jakich do-znaję. W zamian za to obiecuję ci, że Serce moje wyleje hojne łaski na tych wszystkich, którzy w ten sposób oddadzą Mu cześć lub przyczynią się do jej rozszerzenia.

Krótka refleksja na temat Serca Pana JezusaKrystian Mółka

Page 36: Carissimus 49
Page 37: Carissimus 49

37

Na pewno w stawaniu się jezuitą, a więc byciu nowicjuszem trudne jest jedno - to jest wyrwanie człowieka z jednego środowiska i wsadzenie go do zupełnie innego, ze wszech miar nieznanego.

Osamotnienie, zupełna dezorientacja, to są uczucia, które mi najczęściej towarzy-szyły przez pierwsze dni. Okazało się bowiem, że nawet już msze są zupełnie inne, bo teraz już od pierwszego dnia pobytu, siedzi się na wido-ku – w stallach. Do tego dochodzi jeszcze plan dnia, na którym godzina pobudki to oszała-miająca piąta trzydzieści. Modlitwy, których przybywa, a które każdy nowicjusz ma obo-wiązek odprawić (chociaż akurat to był dla mnie najmniejszy problem, bo lubiłem trochę dłużej posiedzieć w oratorium, przed Panem Jezusem, ale różnica w czasie przeznaczonym na modlitwę była widoczna z każdym dniem). Jakby tego było mało, to na dodatek z nowicju-szami z pierwszego i drugiego roku nie mamy prawa rozmawiać (przynajmniej do czasu kie-dy my przestaniemy być kandydatami, a sta-niemy się nowicjuszami) oraz przebywać. Je-dynym nowicjuszem, z którym ma się kontakt przez czas kandydatury jest tzw. Anioł, czyli nowicjusz pierwszego roku, który wprowadza kandydatów w tajniki nowicjackiego życia. Po-siłki też je się oddzielnie, mimo że na tej sa-mej sali i w tym samym czasie co wszyscy. Co-dziennie dochodzą nowe obowiązki odnośnie sprzątania Kolegium, służby do stołu i sprząta-

O tym, jak młody człowiek staje się nowicjuszem

nia po posiłkach. Żeby jeszcze trochę dołożyć stresu, to na okres kandydatury zbiegają się dwa ważne święta w Bazylice Matki Bożej Mi-łosierdzia, która jest pod opieką jezuitów oraz śluby drugiego roku, na których wypada pierw-sza służba do stołu dla prawie stu dwudziestu gości. Jeśli się to wszystko razem zbierze oraz dołoży do tego zupełną izolację w kontaktowa-niu się z rodziną i przyjaciółmi przez okres kan-dydatury, to jest to materiał o dużym potencjale stresującym.

Jeśli ktoś myśli, że po introdukcji do nowi-cjatu jest lepiej, to się myli. Dochodzą do tego jeszcze konferencje i rozmowy z o. Magistrem, na których trzeba otworzyć się przed kimś, którego zna się dopiero 2 tygodnie i to bardzo, bardzo dogłębnie (mówiąc bardzo dogłębnie naprawdę mam na myśli szczerą opowieść o swoim życiu). Jesteśmy obdarowywani nowy-mi funkcjami i ogólnie jest więcej pracy i obo-wiązków.

Tak mniej więcej wygląda początkowe życie człowieka, który staje się nowicjuszem, nie łudźcie się, że w przyszłości będzie łatwiej, bo historia pokazuje, że wysiłki na tej drodze raczej rosną, niż maleją. Jeśli czytał ten tekst ktoś, kto nie był pewien czy wstąpić czy nie, to mam nadzieję, że już bardziej zniechęcić go nie mogłem. Ci naprawdę zdecydowani, wstą-pią pomimo tego, co bym im tutaj napisał. A cała reszta albo zna już to wszystko z autopsji, albo nie jest w stanie sobie tego wyobrazić.

Piotr Tutak

Page 38: Carissimus 49

38

SŁOWNIK NOWICJACKI A

Abacowy – nowicjusz koordynujący pracę w abacum, odpowiedzialny za porządek i przygotowanie jadalni.

Abacum – pomieszczenie przy jadalni; miejsce, gdzie nowicjusze wprawiają się w sztuce zmywania i wycierania naczyń.

Agere contra (łac.: działać przeciw) – ignacjańskie hasło określające zasadę i metodę postępowania, mającego na celu uwolnienie się od wszystkiego, co sprawia przyjemność, lecz nie jest działaniem na większą chwałę Bożą.

AMDG et BVMH – Ad Maiorem Dei Gloriam et Beatissimae Virginis Mariae Honorem (łac.: wszystko na większą chwałę Bożą i ku czci Najświętszej Maryi Panny); hasło przewodnie jezuitów, rozszerzone o nawiązanie do, tak mocno wpisa-nego szczególnie w pobożność polską, kultu maryjnego.

Anioł – nowicjusz starszego rocznika opiekujący się tymi, którzy zgłosili się do Zakonu i rozpoczęli miesięczną kandydaturę. Do jego zadań należy wprowadzenie kandydatów w zwy-czaje życia nowicjackiego.

Apostolat – jedno z zaangażowań ze-wnętrznych, duszpasterskich, jakie podejmują nowicjusze lub scholasty-cy w trakcie swych studiów.

Asceterium – dawniej pomieszczenie, w którym nowicjusze spędzali cały dzień na wspólnej nauce, modlitwie i rekreacji; obecnie sala wykładowa.

Aula rekreacyjna – pomieszczenie wspólne, w którym zakonnicy spoty-kają się w czasie wolnym.

Aulowy – nowicjusz opiekujący się aulą rekreacyjną, odpowiedzialny za po-rządek i wyposażenie.

BBidel – starosta wśród nowicjuszy,

mający w stosunku do innych pewną władzę (nierozłączną z dziesiątkami niełatwych obowiązków).

Brat – jezuita, który nie jest kapłanem.Budzący – nowicjusz, którego zadaniem

jest codzienne budzenie współnowi-cjuszy.

CCarissimus – (łac.: najdroższy) trady-

cyjny sposób zwracania się do nowi-cjusza przez starszych jezuitów.

Ceremoniarz – mistrz ceremonii; osoba czuwająca nad poprawnością i pięknem obrzędów kościelnych.

Czytanie do stołu – lektura duchowa, czytana podczas wspólnego posiłku.

Czytanie duchowne – czytanie lektury o tematyce duchowej.

Ćwiczenia duchowne (Ćwiczenia duchowe) – książeczka napisana przez św. Ignacego, opisująca sposób odprawiania rozmyślań, rachunków sumienia itp.; rekolekcje ignacjańskie oparte na wskazaniach wspomnia-nego świętego, podzielone na cztery etapy – tzw. tygodnie; wszystkie mo-dlitwy oraz spotkania z kierownikiem duchowym.

DDeo gratias – (łac.: Bogu niech będą

dzięki) na refektarzu również znak, że można prowadzić rozmowy.

Diariusz – księga zawierająca zapis codziennych wydarzeń; kronika domu zakonnego, dziennik, historia.

Dinks – kloc drewna na kiju służący, po uprzednim owinięciu szmatą, do froterowania korytarzy.

Dom – każda placówka jezuicka, nieza-leżnie od jej statusu i charakteru.

Druga probacja – okres formacji obejmujący: nowicjat, studia oraz czas pracy, aż do rozpoczęcia trzeciej probacji.

Duchowny – ojciec duchowny; ojciec który pełni funkcję spowiednika domu.

Duszpasterstwo – konkretny obszar pracy apostolskiej.

Dyspensa – pozwolenie lub zwolnienie z obowiązku udzielane przez przeło-żonego.

Dzień willowy – dzień wolny od zajęć, połączony z wyjściem na willę.

EEgzamin – rozmowa z kandydatem

przed przyjęciem do Zakonu.Egzaminator – jezuita wyznaczony

przez prowincjała i odpowiedzialny za przyjmowanie kandydatów.

Egzorta – referat ascetyczny, wygłoszo-ny we wspólnocie domowej.

Emaus – wyprawa odbywająca się po Świętach Paschalnych; nowicjusze na cały dzień opuszczają kolegium, aby nawiedzać lokalne miejsca kultu reli-gijnego; nazwa nawiązuje do Ewange-lii wg św. Łukasza (Łk 24,13).

FFilozofia – studia filozoficzne; pierwszy

etap studiów w Zakonie.Filozofowie – scholastycy jezuiccy

odbywający studia filozoficzne.Flexoriae – w nowicjacie pół godziny

dowolnej modlitwy.Formacja – proces kształtowania mło-

dego zakonnika.Formator – osoba odpowiedzialna za

formację młodych jezuitów; w nowi-cjacie funkcję tę pełni o. Magister.

Funkcje nowicjackie – drobne, stałe obowiązki, dotyczące różnych obsza-rów życia wspólnotowego, powierzane nowicjuszom i traktowane jako jedna z prób.

Funkcyjny – osoba, której powierzono jedną z funkcji w domu.

Furta – pomieszczenie przy wejściu do kolegium; portiernia.

Furtian – brat zakonny lub osoba świec-ka pracująca na furcie.

GGenerał – jezuita sprawujący najwyższą

władzę w Zakonie.Gorzkie żale – żartobliwie: konferencja

porządkowa; przypomnienie reguł życia wspólnotowego.

IInfirmarz – nowicjusz który opiekuje

się chorymi jezuitami.Infirmeria – miejsce dla chorych;

tu nowicjusze uczą się realizować w praktyce przykazanie miłości bliź-niego, opiekując się chorymi braćmi i ojcami; w infirmerii młodzi jezuici poznają co to szacunek do ludzkiej sła-bości, ułomności; szkoła cierpliwości, pokory, miłosierdzia.

Introdukcja – obrzęd uroczystego włą-czenia kandydatów do nowicjatu.

KKandydat – osoba przyjęta na pierwszą

probację, przed introdukcją.Kandydatura – czas próby wstępnej,

poprzedzającej formalne przyjęcie do nowicjatu.

Kapliczny – nowicjusz opiekujący się kaplicą domową.

Kolegium – dom zakonny w którym mieszkają jezuici w trakcie formacji.

Kolokwium wzrostu – praktyka spotkań osobistych formatora z for-mowanym.

Konstytucje Towarzystwa Jezu-sowego – dokument ułożony przez św. Ignacego, określający jezuicki sposób postępowania i funkcjonowa-nie Towarzystwa.

Kontemplacja – modlitwa wewnętrzna człowieka, który dzięki specjalnej ła-sce doświadcza szczególnej obecności Boga.

Kontemplatywność w działaniu – charakterystyczna dla jezuitów zdolność do kontemplacji Boga, po-łączona z umiejętnością aktywnego działania.

Krajka – wąski płócienny lub tkany pas, wiązany na sutannie przez no-wicjuszy.

Page 39: Carissimus 49

39

LLaboresy – prace wykonywane przez no-

wicjuszy w ramach dbania o porządek i higienę w kolegium.

Loca – toaleta.

MMagis – (łac.: bardziej) to słowo wyraża

pragnienia każdego jezuity.Magister – mistrz nowicjatu; prze-

łożony mający wgląd do sumień nowicjuszy.

Magisterka – etap formacji, jaki ma miejsce po zakończeniu studiów fi-lozoficznych, a przed rozpoczęciem teologii.

Magisterkowicz – scholastyk odbywa-jący magisterkę.

Majówka – majowy, wspólny wyjazd rekreacyjny.

Manduktor – patrz Bidel.Mattony – gra karciana pamiętająca cza-

sy ojców białoruskich; przypomina trochę mieszankę Piotrusia i wojny.

Medytacja – godzinne rozmyślanie; modlitwa podejmująca zwykle treści Pisma Świętego.

Minister – osoba odpowiedzialna za sprawy materialne w domu.

NNawiedzenie – udanie się do kaplicy na

krótką modlitwę przed Najświętszym Sakramentem.

Nasi – jezuici o sobie, niezależnie od stopnia, stażu życia zakonnego oraz narodowości.

Nowicjat – u jezuitów dwuletnia próba, po której składa się wieczyste śluby; jest to dla nowicjusza ważny czas roze-znania swego powołania, pod czujnym okiem formatora.

Nowicjusz – jezuita odbywający nowi-cjat, przygotowujący się do złożenia ślubów.

OObłóczyny – obrzęd przyjęcia sukni

zakonnej.Ojciec – jezuita, który otrzymał święce-

nia kapłańskie.Ojcowie Białoruscy – jezuici, którzy

przetrwali okres kasaty Zakonu (1773 – 1814) na terenie Cesarstwa Rosyj-skiego. Na początku XIX w. przybyli do Starej Wsi.

Opowieść pielgrzyma – autobiogra-fia św. Ignacego z Loyoli; tradycja stanowi, że nowicjusze pierwszego roku, idąc w ślady założyciela, również spisują historię swojego życia.

PPaździernikówka – październikowy,

rekreacyjny wyjazd.

Peregrynacja – wędrówka; jedna z prób nowicjuszy; kilkudniowa, pie-sza pielgrzymka do Rostkowa (miej-sca narodzin św. Stanisława Kostki SI) bez żadnych środków do życia.

Probacja – (łac. próba) okres formacji kandydata (Pierwsza Probacja), nowicjusza (Druga Probacja); kilku-miesięczny okres (Trzecia Probacja) przed złożeniem uroczystej Profesji.

Profes – kapłan, który złożył uroczystą profesję.

Profesja – ostatnie i uroczyste śluby.Prowincja – jednostka administracyjna

w Towarzystwie JezusowymProwincjał – główny przełożony pro-

wincji.Próby nowicjackie – elementy for-

macji mające na celu przystosowanie i uodpornienie na trudne sytuacje życiowe; m.in. szpitalna, kateche-tyczno-wspólnotowa, peregrynacyjna, Wielkie Rekolekcje.

Przechadzka – spacer, rozumiany jako punkt dnia w harmonogramie nowicjackim.

Puncta – forma przygotowania do medytacji; w nowicjacie przygoto-wywane samodzielnie wieczorem lub dawane przez przełożonych.

RRachunek sumienia – codzienna

praktyka modlitewna każdego jezuity; kwadrans szczerości między człowie-kiem a Bogiem.

Refektarz – jadalnia.Rekreacja – forma wspólnotowego spę-

dzania wolnego czasu; w nowicjacie obowiązkowy punkt dnia; spotkanie na auli rekreacyjnej przy kawie, mu-zyce i prasie.

Rektor – przełożony kolegium.

SSacelan – patrz kapliczny.Scholastyk – jezuita po pierwszych

ślubach.Scholastykat – czas formacji obejmują-

cy studia filozoficzne i teologiczne.Separacja – oddzielenie. Sprowadza się

do ograniczenia kontaktów pomiędzy poszczególnymi grupami formacyj-nymi; np. pomiędzy kandydatami a nowicjuszami.

SI (S.I.) – skrót od łac. Societas Iesu (Towarzystwo Jezusowe; w Polsce stosowany był również skrót TJ lub T.J.).

Silentium sacrum – czas wyciszenia, skupienia w ciągu dnia; staramy się wtedy nie prowadzić rozmów.

SJ (S.J.) – (ang. the Society of Jesus) skrót od nazwy Towarzystwo Jezu-sowe.

Skupienie – jeden lub kilka dni poświę-conych wyciszeniu i modlitwie.

Socjusz Magistra – (łac. towarzysz Magistra) najbliższy współpracow-nik o. Magistra; odpowiedzialny za funkcjonowanie nowicjatu w sferze materialnej.

Sprawa sumienia – coroczna, szczera rozmowa z Prowincjałem.

Subbidel – nowicjusz odpowiedzialny za zaopatrzenie nowicjatu; w szafie subbidela można znaleźć środki czy-stości, niezbędne kosmetyki, artykuły papiernicze, a także słodycze.

Superior – przełożony, stojący na czele lokalnej wspólnoty.

ŚŚluby zakonne – wieczyste przyrze-

czenie Bogu posłuszeństwa, ubóstwa i czystości; dla jezuitów charaktery-styczny jest czwarty ślub – posłuszeń-stwa papieżowi.

T Teologia – studia teologii; okres for-

macji podstawowej, od zakończenia magisterki, będący przygotowaniem do święceń kapłańskich, a zakończony uzyskaniem odpowiedniego stopnia naukowego.

Trzecia probacja – ostatni etap forma-cji podstawowej, którego zakończenie jest warunkiem do złożenia ostatnich ślubów.

Trzydniówka – modlitewne skupienie, trwające trzy dni, najczęściej w mil-czeniu; czas poświęcony na modlitwę i duchową odnowę.

UUpomnienie braterskie – przyja-

cielskie i życzliwe zwrócenie uwagi lub wytknięcie błędu między współ-braćmi.

Wielkie Rekolekcje – rekolekcje mie-sięczne, obejmujące cztery tygodnie Ćwiczeń Duchownych; jest to naj-większa próba dla każdego nowicjusza i zarazem mocne przeżycie duchowe.

WWilla – dom wypoczynkowy, zwykle

należący do kolegium lub domu formacji.

Wizytacja – doroczne odwiedziny pro-wincjała każdej wspólnoty lokalnej, połączone z szeroko pojętą kontrolą jej życia.

Wspólnota – zespół jezuitów, wyod-rębniony prawnie, kierowany przez przełożonego lokalnego: superiora lub rektora.

Współbrat – patrz nasi.

ZZmiana funkcji – uroczyste ogłoszenie

nowych zadań i funkcji dla każdego nowicjusza.

Page 40: Carissimus 49
Page 41: Carissimus 49

41

Page 42: Carissimus 49