164

Catwalk #6

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: Catwalk #6
Page 3: Catwalk #6

3Catwalk

Redaktor Naczelna ANNA PAJĘCKA [email protected]

Zastępca Redaktor Naczelnej JUSTYNA PAJĘCKA

Skład i Oprawa Graficzna NATALIA MILER Projekt okładki ADAM HEMER

Redaktorzy

JUSTYNA PAJĘCKA

ŁUKASZ ZASŁONA

ADRIAN ZWIERZCHOWSKI

MARTYNA MIERZEJEWSKA

MICHAŁ STRZELECKI

NATALIA MILER

MAŁGORZATA TWARDOWSKA

DOBRAWA ZOWISŁO

BORYS KORBAN

Redakcja Techniczna

ADAM HEMER

ADAM WOJTAŚ

SYLWIA MOSIŃSKA

Edytoriale

MAŁGORZATA TWARDOWSKA

WOJCIECH JACHYRA

HANIA KOMASIŃSKA

KAROLINA CHUDYBA

ALICE NOWICKA

MAGDALENA CZAJKA

WIKTORIA WALENDZIK

MADDIE HERDERSMAN

ARKADIUSZ JANKOWSKI

Kontakt: [email protected]

PR [email protected]

Reklama [email protected]

Editorials by CATWALK [email protected]

catwalkmagazine.pl

facebook.com/MagazineCatwalk

instagram.com/catwalkmagazine

Partner Technologiczny FUTURE HOST

Zdjęcie z okładki:

Fotograf ARKADIUSZ JANKOWSKI

Model PETE WYSZYŃSKI/AMQ MODELS

Page 4: Catwalk #6

10 Backstage – po drugiej stronie życia

12 W modzie czasu jest zawsze mało. Wywiad z Kasią Skórzyńską

18 Crimson. Edytorial Małgorzaty Twardowskiej

24 Future faces

30 Face to face with Stefano Pilati

34 Twórczy umysł. Wywiad z Marcinem Rogalem

40 Wnętrze bałaganu. Edytorial Alice Nowickiej

48 Anna. Edytorial Maddie Herdersman

58 Bo trzeba mieć pasję. Wywiad z Marcinem Dąbrowskim

62 Młodzi. Zdolni. Zdeterminowani. Sylwetka stylisty PRZEMEK PASZKOWSKI

66 A girl next block. Edytorial Hani Komasińskiej

78 Na intelektualnym backstage’u

82 Witch of the woods. Edytorial Karoliny Chudyby

92 Modę i zjawiska z nią związane traktuję jako jedną z najciekawszych dziedzin sztuki współczesnej, gdyż obcujemy z nią każdego dnia. Wywiad z Sebastianem Kobielskim - Rascal Room

98 10 pytań do… Project Runway. Wywiad z Piotrem Czajczyńskim

100 Project Runway. Wywiad z Militą Nikonorov

101 Project Runway. Wywiad z Aleksandrą Bąkowska

102 The hunt for the red october. Sesja okładkowa Arkadiusza Jankowskiego

112 Gucci kontra Nike. Wywiad z Miss Gizzi

118 Think pink. Edytorial Magdaleny Czajki

130 Sztuka i umiejętność przenikania. Wywiad z Gregorem Gonsiorem

134 Spektakl mody

138 Messy. Edytorial Wiktorii Walendzik

154 Backstage

156 Fashion outrage. Edytorial Wojciecha Jachyry

spis tresci

Page 5: Catwalk #6

5Catwalk

Kiedy wybieraliśmy „backstage” na temat przewodni, nie spodziewaliśmy się, że bierzemy go z całym pakietem, jaki konotuje to słowo. Pośpiech, zmiany i szukanie zastępczych rozwiązań na kilka dni przed wydaniem. W efekcie wyszło nam to na dobre i w kwietniowym numerze możemy pokazać Wam nową oprawę graficzną, sesję okładkową Pete’a Wyszyńskiego w obiektywie znakomitego Arka Jankowskiego i po staremu, ciekawych rozmówców i zdolnych fotografów. Kilka stron dalej zobaczycie też zestawienia redakcji, czyli co będzie dla nas fajne w kwietniu. A kolejne strony – raczej intuicyjnie niż celowo – przejęli faceci. Rozmawiamy ze znakomitym stylistą Marcinem Dąbrowskim, artysta-mi Marcinem Rogalem i Gregorem Gonsiorem, Sebastianem Kobielskim, właścicielem bloga Rascal Room i Michałem Witkowskim, który w blogosferze modowej właśnie postawił pierwszy krok. Żeby nie było – o swojej twórczości opowiada nam mega zdolna, młoda projektantka Kasia Skórzyńska. Nie przedłużam i zapraszam do lektury. Do zobaczenia w maju i w międzyczasie gdzieś w Łodzi!

Anna PajęckaRedaktor Naczelna

WSTĘP

Page 6: Catwalk #6

6 Catwalk

Co

będz

ie d

la n

as f

ajne

w k

wie

tniu

?

MARTYNA MIERZEJEWSKA

Miejski styl nie zawsze musi być nudny- ja stawiam na niezależ-ne marki (She’s a riot). Nie-odłącznym dodatkiem są buty Vagabond, które w połączeniu z dobrze zaplanowanym dniem w inspirującym kalendarzu Marka Kamińskiego poprowa-dzą mnie daleko do celu.

ANNA PAJĘCKA

W kwietniu, jak w każdym mie-siącu, fajny będzie dla mnie Catwalk. Oprócz tego czarny kolor, vege jedzenie, ukochane New Balance’y i kilka wolnych dni, które bardzo chciałabym sobie zrobić! A do mojej szafy wrócą dżinsy, które wyrzuci-łam stamtąd jeszcze w liceum.

Page 7: Catwalk #6

7Catwalk

JUSTYNA PAJĘCKA

W kwietniu fajne będą (a wręcz już są) leżaki na Off Piotr-kowskiej, blond włosy, płyta Mister D., czytanie książek w komunikacji miejskiej i to, że dni są dłuższe. Nie mam wielu planów na ten miesiąc, czekam na maj. Ale może zacznę biegać albo oglądać „Grę o tron”?

BORYS KORBAN

To miesiąc pełen przełomów. Temperatura pozytywnie na-straja, więc wyciągam wygod-ne mokasyny Tod’s. Praktycz-nie 24/24 palę w mieszkaniu świece o zapachu dzikiej róży i łączę z zapachem perfum Chanel. Z resztą rzeczy nie rozstaje się w ciepłe dni. Obec-nie czytam książkę z cytatami Karla Lagerfelda i kończę Mar-cowe wydanie Vogue. Zawsze zabieram iPoda, tableta, oku-lary przeciwsłoneczne i ulubio-ną wodę.

Cieszcie się słońcem, inspiruj-cie się ludźmi, żyjcie tak jak chcecie!

Page 8: Catwalk #6

8 Catwalk

NATALIA MILER

Już można doceniać słońce i błękit-ne niebo. Lato jest tuż za rogiem, a sukienka w kwiaty i perfumy CK w niezawodny sposób przynoszą odrobinę owego wyczekiwane-go lata. Ulubiona książka, w moim przypadku Wielki Gatsby zawsze poprawia nastrój, a świeżo zakupio-ny albym o Polsce zachęca do po-dróżowania.

Kwiecień jest smakiem wiosny i przedsmakiem lata. Pełen in-spiracji, planów i dobrych chęci. Ja na pewno będę robić zdjęcia mo-imi dalmierzami.

MAŁGORZATA TWARDOWSKA

Mój aktualny essential to: - książka Szerokie Morze Sar-gassowe, którą noszę przy so-bie i czytam w kółko w nadziei, ze mój licencjat napisze się sam - jabłko, które staram się zawsze za-bierać ze sobą w domu żeby unik-nąć podjadania na mieście, bo zi-mowe kilogramy same się nie zgubią - pomadki do ust Bourjois i Rimmel by Kate Moss w moich ulubionych kolo-rach, których używam szczególnie wte-dy kiedy nie chce mi się malować rzęs - krem do rąk Garniera - płyty Florence and The Machine i Fismolla, czyli moja ulubiona muzyka - aparat Instax 210 i deskorolka- pre-zenty od mojej najlepszej przyjaciół-ki, z którymi ostatnio się nie rozstaję

Page 9: Catwalk #6
Page 10: Catwalk #6

10 Catwalk

Ostatnio zwróciłam uwagę, że słowa takie jak vintage, old school, life style, after party stają się na tyle popularne, że zatra-cają się w bełkocie i tracą swoje znaczenie. Od zawsze lubimy nadawać wyrazom pewne nacechowanie, a te, które wymieni-łam również w  tym wszystkim zaczynają żyć nowym, innym życiem. Okazuje się, że ktoś, kto nie zna angielskiego posługuje się tym językiem. Na szczęście – jak mi się wydaje – nie doszło jeszcze do tego, że ktoś mówi o nich „to słowa polskiego po-chodzenia”.

Nowym słówkiem „na topie” staje się backstage, a nową modą staje się miejsce, które określa. Największy smaczek i  znacze-nie nabierają zdarzenia, sytuacje, jak dotąd ukryte i  pomija-ne. Dajmy na to pokaz mody. Ludzie zbierali się po to, aby w doborowym towarzystwie, czasami w teatralnej scenerii, przy odpowiednim świetle i  dźwiękach muzyki podziwiać modę, podziwiać modelki i  projektantów prezentujących najnowsze trendy. Nikogo nie interesował warsztat krawiecki, porozrzuca-ne skrawki i nitki. Owszem, w 2005 roku John Galliano stwo-rzył dla domu mody Dior kolekcję Creation – zestaw rzekomo specjalnie nieukończony. Oglądając zdjęcia tej kolekcji nikt nie odmówi kunsztu dzieła i  cech rozpoznawczych projektanta, jednakże specjalnie, chyba nikt nie pokusiłby się o  założenie sukienki, do której doczepiona jest podkładka na biust. Ale już bransoletkę – poduszkę do szpilek – owszem. Całość wygląda niewątpliwie ciekawie i  ekstrawagancko. Jednak to wciąż był pokaz, pokaz na wybiegu, który miał czarować, inspirować, za-chwycać lub wzbudzać kontrowersje. Nikt nie musiał udać się „za kulisy”, bo kulisy wyszły do ludzi. I wydaje mi się, że to był początek fascynacji „za sceną”. Być może Galliano był wów-czas nowatorem, ale teraz backstage to nic nowego. Zdaje się, jakby redaktorzy, dziennikarze, blogerzy, fotograficy, miłośnicy mody chcieli powiedzieć „byliśmy ślepi, backstage jest jak dru-

ga, ciekawsza scena”. Trzeba przy tym podkreślić, że backstage to pewien wyróżnik, prestiż. W końcu nie wejdzie tam każ-dy w obłoconych buciorach. Inspirująca nie jest już kolekcja, ale przygotowania tej kolekcji, przygotowania pokazu i  jego organizacja. Okazuje się, że na wybiegu ogląda się już tylko „ciuszki”, trendy takie jak torebki, buty, biżuterię i oczywiście ubrania, ale backstage, to prawdziwa skarbnica. Gdzie możemy przyjrzeć się, jaki modelki mają manicure? Gdzie zobaczymy, jak zapleść fantazyjny warkocz lub zrobić niewiarygodny tapir? Skąd wiemy, jak nakładać cień do powiek, aby stworzyć uni-katową mozaikę na powiece? I wreszcie, czy akcent Adriany Limy nie sprawia, że jest jeszcze bardziej kobieca i seksowna? Wybieg daje odbiorcy zapakowany prezent z  lśniącą kokardą. Być może modelka jest kobieca, olśniewająca i  wygląda nie-ziemsko dobrze, ale czy tak wyglądają prawdziwe kobiety? Czy każda z nas budzi się rano i wygląda jak każda aktorka w filmie po przebudzeniu lub wspomniana modelka na wybiegu? I skąd w nas to zamiłowanie do zakradania się tam, gdzie nas jeszcze nie było? Czy era backstage’u zrodziła się z tego, że w ludziach drzemie pewien wścibski element, przysłowiowy „gap” i nagle pojawiła się okazja, aby wcisnąć swój nos na nowy nieokryty blaskiem fleszy ląd? Ale jeśli pojawiła się w nas fascynacja ku-lisami, aktem tworzenia i  przygotowywania, czy można wie-rzyć, że zobaczymy pewnego dnia modelkę w  jej naturalnej odsłonie? Z odrobiną brzuszka, krzywo pomalowanymi rzęsa-mi i odpryskującym lakierem na paznokciach? Zdecydowanie mówię „nie” obdrapanym paznokciom, ale czy niewychudzo-na modelka lub naturalne piękno są złe? Aby odpowiedzieć na jedne pytania, trzeba zadać inne i chociaż na kilka z nich znać odpowiedzi. Przede wszystkim – do kogo kierowana jest moda z wybiegu? Czy każda dwudziestolatka może pozwolić sobie na torebkę Birkin, żakiet Chanel i buty od Christiana Loubouti-na? I czy każda dwudziestolatka zajmuje przypisane jej miej-

Autor: Natalia Miler

B a c k s t a g epo drugiej stronie życia

Page 11: Catwalk #6

11Catwalk

sce na pokazie? Nie da się zaprzeczyć, że najdroższe nazwiska wychodzą coraz bardziej do konsumentów, ale nie myślmy, że poprzez obniżanie cen swoich produktów. Projektanci coraz częściej tworzą nowe linie skierowane do młodych dziewczyn, nie wspominając o tym, że modelki, które są zatrudniane, czę-sto nie mają nawet piętnastu czy szesnastu lat.

Ostatnim – jak się wydaje – hitem stał się pokaz domu mody Chanel, gdzie Karl Lagerfeld założył swoim modelkom na nogi

buty sportowe – aby nie powiedzieć bezkompromisowo adidasy. Mało tego, wybieg wyglądał jak supermarket. Ale wciąż, mimo wielkich innowacji, które projektanci stosują przy prezentowaniu przed widzem kolekcji, zwracamy się w stronę backstage’u szukając czegoś więcej. Pytanie brzmi – czego? Czego nie daje wybieg i piękna modelka, a co zaspokaja backstage i dlaczego jest wciąż żywym elementem, który tworzy indywidualny obraz mody?

Page 12: Catwalk #6

12 Catwalk

Z Kasią Skórzyńską rozmawiał Adrian Zwierzchowski

W modzieczasu

jest zawsze mało

Page 13: Catwalk #6

13Catwalk

Kasia Skórzyńska to młoda polska projektantka, dyplo-mantka Katedry Mody Akademii Sztuk Pięknych w  War-szawie, laureatka XIV edycji konkursu OFF Fashion. Spe-cjalnie dla naszego magazynu.

Niewątpliwie jesteś awangardową kreatorką, a  Twoje syl-wetki są bardzo dojrzałe. Od zawsze wiedziałaś, że chcesz projektować, czułaś to od samego początku? Widząc to, co tworzysz, ma się wrażenie, że urodziłaś się z niesamowitym talentem. Projektujesz tak ubrania, jak i tkaniny. Wykona-nie, wydaje mi się, zajmuje wiele czasu. Musisz naprawdę kochać to, co wychodzi spod Twojej ręki, mam rację?

Pewnie się zdziwisz, ale zanim zdałam sobie sprawę, że chcia-łabym projektować ubrania, minęło bardzo dużo czasu. Przed tym, jak trafiłam na Katedrę Mody Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie zdążyłam już dwa razy zmienić studia. Po pierw-szym roku kulturoznawstwa postanowiłam jechać do Lizbony, gdzie chciałam sprawdzić swoje predyspozycje artystyczne. Chodziłam na zajęcia na tamtejszy uniwersytet jako wolny słu-chacz. Zawsze interesowałam się sztuką, głównie fotografią, ale dopiero w Portugalii odkryłam, że to naprawdę może być moja droga życiowa. Moda także była moją pasją. Pamiętam, że już jako nastolatka obsesyjnie oglądałam Fashion TV. Mój pobyt w Lizbonie uświadomił mi, że moda to dziedzina, której chcę się poświęcić. Żeby pracować w tej branży trzeba być niezwykle cierpliwym i bardzo pracowitym. To, czy faktycznie się do tego nadajesz dość łatwo zweryfikować na podstawie umiejętności, które jesteś w stanie wykorzystać.

Dostrzegasz jakieś znaczące różnice pomiędzy tym, co w Li-zbonie, a polską rzeczywistością? Niejednokrotnie spotka-łem się z opinią, że kadra warszawskiej Katedry Mody jest

niesamowicie wymagająca. Jak, kolokwialnie mówiąc, nie dać się zwariować? Masz na to jakiś dobry sposób? 

Główna różnica jest taka, że w Lizbonie czas płynie bardzo po-woli i jest to odczuwalne także na tamtejszej akademii. Nikt się szczególnie nie przejmuje terminami, a to że zajęcia zaczynają się później niż powinny to absolutna norma. Korekta trwa całe wieki, bo – poza pracą – jest mnóstwo innych ważnych tema-tów do przedyskutowania, na przykład pogoda na najbliższe parę dni. Profesorowie warszawskiej ASP są nieporównywalnie bardziej wymagający, a już szczególnie kadra Katedry Mody. Na całym świecie wiadomo, że szkoły artystyczne to te, w których się najciężej pracuje. Nasza uczelnia nie jest odstępstwem. Cia-ło pedagogiczne jest bardzo surowe w ocenie. Wydaje mi się, że częstym problemem studentów jest to, że przyjmują krytykę jako atak w stosunku do siebie, nie potrafią jej konstryktywnie wykorzystać. To jest trudne, ale niewątpliwie konieczne, żeby nie dać się zwariować. Trzeba po prostu robić swoje.

Nawiązując do Twoich „początków”, co dało Ci na przy-kład oglądanie Fashion TV? Przyniosło Ci pewną świado-mość, przybliżało z dnia na dzień do pasji, którą parasz się teraz? Nie żałujesz swojego wyboru, a może myślisz, że od-nalazłabyś się też i w innej roli?

Oglądanie Fashion TV otworzyło przede mną zupełnie mi nieznany wcześniej świat, świat tygodni mody, projektantów, modelek – mnie to naprawdę ciekawiło, zaczęłam sama szukać różnych informacji na ten temat, sprawdzać, krążyć. Pamię-tam, że był to jeden z  pierwszych sezonów Natalii Vodiano-vej. I kampanie reklamowe – zaczęłam wycinać wtedy zdjęcia z magazynów. Jednak dopiero teraz widzę, że było to coś więcej niż tylko dziewczęca fascynacja. Pomyślałam, że mogę się tym

Page 14: Catwalk #6

fot. Agnieszka Kulesza i Łukasz Pik

Page 15: Catwalk #6

fot. Agnieszka Kulesza i Łukasz Pik

Page 16: Catwalk #6

16 Catwalk

zająć na poważnie. Jestem pewna, że robię to, co kocham, cho-ciaż jest też bardzo dużo innych dziedzin, które mnie interesu-ją. Myślę, że byłabym całkiem niezłym grafikiem!

Trudno było zacząć? Masz za sobą doświadczenia z dwóch skrajnie różnych środowisk. Absolwent studiów artystycz-nych jest w stanie poradzić sobie sam czy trzeba w tym świe-cie mieć tzw. „znajomości”?

Mam przed sobą jeszcze obronę dyplomu w maju, kolekcja po-kazana na portalu Facebook to jego część. Na razie nie zajmuję się sprzedażą, choć mam już pewien plan, jeśli o to chodzi.

Janusz Noniewicz (kierownik Katedry Mody warszawskiej ASP) zaproponował mi przygotowanie kolekcji na Festiwal Kultury Polskiej w Pekinie. To wywołało ogromne zaintereso-wanie. Kolekcja zwyciężyła w konkur-sie OFF Fashion w Kielcach, otrzyma-łam także nagrodę Doskonałość Mody 2013 „Twojego Stylu”. Kadra, z którą miałam sposobność współpracować, była wymagająca, owszem, ale przy tym bardzo wspierająca.

Niesamowicie ważne są znajomości ze stylistami czy fotografami, część tych kontaktów udało mi się nawiązać już w  czasie studiów, w  dużej mierze dzięki kadrze. Uważam, że są to cen-ne kontakty, które na pewno ułatwiają funkcjonowanie w świecie mody. My-ślę, że bez nich zadanie byłoby utrud-nione, choć tak naprawdę najważniej-sze są ubrania – to one są przepustką.

Sama zajmujesz się wykrojami, do-borem materiałów, projektami, szy-ciem? Jak to wygląda od tej drugiej strony? 

Do tej pory, tworząc autorskie kolekcje na potrzeby akademii, wszystkim zajmowałam się sama. W przyszłości planuję pod-jąć regularną współpracę z konstruktorem i krawcową.

Jak postrzegasz świat mody? Jakie różnice dostrzegasz mię-dzy zagranicznym, a polskim rynkiem mody? Mamy Zienia, Jemioła, Klimas, mamy Młodych Polskich Projektantów, „fashion weekendy” i „fashion weeki”, ale – według mnie – daleko nam jeszcze do londyńskiego czy mediolańskiego tygodnia mody.

Oczywiście, jest mnóstwo opowieści na temat świata fashion, zarówno złych, jak i dobrych. Ja dotąd miałam dobre doświad-

czenia; trzy miesiące spędziłam na stażu w  Londynie, byłam pod wrażeniem profesjonalizmu u ludzi, z którymi się zetknę-łam. Jakość produktu i  pracy – uważam, że tego jest jeszcze zbyt mało na polskim rynku modowym.

A to, że daleko nam do światowych wydarzeń modowych... mało powiedziane. Nie ma sensu próbować im dorównać. Wy-magałoby to nadrobienia długoletniej tradycji, która u nas była raczej znikoma. Nie porównujmy, stwórzmy coś własnego, na wysokim poziomie.

Skąd biorą się Twoje inspiracje? Szukasz ich pośród tego, co Tobie najbliższe, a może to modowe eventy sa bodźcem? Jak opisałabyś „filozofię’’ tej najnowszej, dyplomowej kolekcji?

Nie ograniczam się w  poszukiwaniach. Inspiracje zazwyczaj czerpię z  czegoś, co lubię i  co mi się podoba – może to być postać, dzieło sztuki, zdjęcie. Do tego dochodzi wie-le innych elementów, niekoniecznie ze sobą powiązanych. To wszystko za-czyna tworzyć jakąś wizualną historię, kolaż. Najnowsza kolekcja była moim spojrzeniem na Chiny, inspirowana przede wszystkim filmami Wong Kar Waia, które są niesamowicie graficz-ne, pełne niespodziewanych zestawień kolorów i  faktur. Starałam się to roz-winąć poprzez użycie różnych tech-nik, takich jak print, haft i  wyszycia koralikowe. Do tego doszedł reaserch na temat mody chińskiej lat 60-tych: z  jednej strony sztywnej i utylitarnej, z  drugiej mającej jakiś pierwiastek glamour. Dlatego te bogate wyszycia, hafty i printy połączyłam z surowymi tkaninami, takimi jak drelich czy len czesany.

Staram się nie dorabiać do ubrań jakiejś wielkiej filozofii. To, co tworzę jest po prostu moją modową interpretacją wszystkie-go, co widzę i co mnie interesuje.

Ile czasu potrzebujesz na zrealizowanie projektów? 

W modzie czasu jest zawsze za mało. Niektóre tkaniny wyko-nuję sama, to bardzo czasochłonny proces. Przykładowo, ko-ralikową bluzę z  ostatniej kolekcji wyszywałam cały miesiąc, spędzając nad nią dzień i noc.

Będziesz sprzedawać w Polsce czy myślisz też o zagranicy?

Na razie chciałabym zacząć od Polski, z czasem, mam nadzieję,

Page 17: Catwalk #6

17Catwalk

uda mi się również rozpocząć sprzedaż za granicą. Daleka dro-ga przede mną, pierwszy krok to obrona dyplomu.

Czego potrzeba, żeby stać się kolejną Chanel czy Giannim Versace, jak sądzisz? Uważasz upór za podstawę? Czas na odpoczynek jest potrzebny czy zbędny? Mówisz, że spędzi-lłaś sporo czasu nad bluzą z  ostatniej kolekcji – pracując nad nią byłaś przekonana, że „musisz” ją jak najszybciej skończyć czy to Twój upór przeważył? Kochasz to, co robisz – stąd moje pytanie: bezemocjonalna powinność czy myśle-nie „chętnie posiedzę nad tym jeszcze dłuższą chwilę”?

Myślę, że bardzo trudno jest dzisiaj stać się kolejną Chanel czy Giannim Versace. Oni byli pionierami, robili coś, czym nikt wcześniej się nie parał. Dziś możemy uznać, że moda nie jest w stanie nas zaskoczyć, że wszystko już było. To, co może nas odróżnić, to nasza interpretacja, autorska historia czy wła-sny punkt widzenia, które zręcznie przekazujemy na wybiegu. Upór i cierpliwość to z pewnością cechy niezbędne w branży modowej.

Odpoczynek zależy od potrzeb każdego z nas. Mnie jest bardzo potrzebny, choć dopiero po zakończeniu projektu. W trakcie pracy nie robię sobie dłuższych przerw, bo trudniej jest mi wró-cić do obowiązków. Poza tym, moda opiera się na deadline’ach, więc często nie mam wyboru – muszę dawać z siebie wszystko do samego końca.

Nie masz czasem dość?

Przyznam, że mam czasami dość, jak każdy, nawet robiąc to, co kocham. Jednak satysfakcja z pracy, którą wykonuję jest dużo silniejsza, motywuje mnie do działania.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również bardzo dziękuję!

fot. Agnieszka Kulesza i Łukasz Pik

Page 18: Catwalk #6

C R IMS O N

photo/model/makeupMalgorzata Twardowska

clothesAgta Warmug

Page 19: Catwalk #6

C R IMS O N

photo/model/makeupMalgorzata Twardowska

clothesAgta Warmug

Page 20: Catwalk #6
Page 21: Catwalk #6
Page 22: Catwalk #6
Page 23: Catwalk #6
Page 24: Catwalk #6

Future faces

KAROLINA WARSZAWIAK / ECManagementWymiary 179 82/61/91Fotograf: Maddie Herdersman

MARTA LEWANDOWSKA / D’VisionWymiary 181 83/61/88

Fotograf: Natalia Erdman

Wybrała MAŁGORZATA TWARDOWSKA

Page 25: Catwalk #6

ANNA BARANOWSKA / D’VisionWymiary 183 83/62/92Fotograf: Łukasz Suchorab

ALEKSANDRA KOPCIUCH / AMQWymiary 176 80/61/90

Fotograf: Krzysztof Wyżyński

Page 26: Catwalk #6

JULIA ELIAS / NEVA ModelsWymiary 177 84/62/89Fotograf: Marlena Matuszak

Page 27: Catwalk #6

WIOLETTA RUDKO (CINDY) / SPECTO ModelsWymiary 179 79/59/87Fotograf: Maciej Nowak

JULIA KOZŁOWSKA / Rebel ModelsWymiary 177 80/60/87Fotograf: Maciej Nowak

Page 28: Catwalk #6

MONIKA MALEC / ECManagementWymiary 178 88/63/93Fotograf: Maddie Herdersman

Page 29: Catwalk #6

KATARZYNA NOWAK / Wave ModelsWymiary 178 88/63/93Fotograf: Piotr Kręglicki

MANUELA LEWAŃSKA / SPECTO ModelsWymiary 180 79/58/87Fotograf: Jakub Saczuk

Page 30: Catwalk #6

30 Catwalk

Dla modelek wyjazd do Mediolanu jest jednym z najtrudniej-szych kontraktów.

Mój ostatni czas we włoskiej stolicy mody nie należał do najła-twiejszych. W pierwszych dwóch tygodniach nie pracowałam – chodziłam na castingi, przykładałam się, ale na opcjach pracy się kończyło. Pamiętam, że troszkę podłamana zadzwoniłam do mojej agencji z pytaniem, czy coś jest nie tak, czy popełniam jakieś błędy. Usłyszałam to, co przed wylotem – w Mediolanie dopiero skończył się fashion week, wszyscy odpoczywają, stąd brak pracy. Faktem też było, że miałam kilka opcji, ale na prace za niczego warte pieniądze, a to, według mojego bookera, jest obniżaniem poziomu modelki. Oprócz tego po raz kolejny zo-stałam zapewniona, że nie powinnam się tym przejmować i że wszystko rozwija się w dobrym kierunku. Czasy, kiedy byłam dla siebie samej również bookerką (musiałam się o  wszystko troszczyć i martwić o każdą najmniejszą sprawę) już się dawno skończyły; miałam nową agencję, ludzi, którzy wiedzieli, jak zadbać o  mój zarobek. Mój booker zakończył rozmowę sło-wami: „stay skinny, beautiful and positive”, reszta to… jego praca. Ufałam mu.

Na drugi dzień zadzwonił cały podekscytowany – miał wspa-niałe wieści! Po naszej wczorajszej rozmowie zaczął wykorzysty-wać swoje kontakty z Mediolanu; skontaktował się z kilkoma osobami i… okazało się, że spodobałam się jednemu z  topo-wych projektantów! Stefano Pilati, były head designer Yves Sa-int Laurent, założyciel Ermenegildo Zegna, przylatywał akurat na dwa dni do Mediolanu! Właśnie pracował nad swoją nową kolekcją (miała zostać zaprezentowana podczas nadchodzącego fashion weeku!) i bardzo potrzebował modelki. Podkreślał też, że bardzo mu się podobam i  chciałby mnie oficjalny poznać przed wrześniowym pokazem. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam!

Nie spałam. Nie jadłam. Nie mogłam skupić myśli ani nawet zwyczajnie, na luzie pogadać z  przyjacielem. Tak wyglądał prawie cały tydzień poprzedzający spotkanie ze Stefano Pila-ti, jednym z  najważniejszych obecnych projektantów mody. Oczywiście mój agent nie omieszkał mi o  tym przypominać prawie każdego dnia! Ciągle wydzwaniał i pisał maile, w któ-rych podkreślał, jak ważna jest praca ze Stefano. Usłyszałam wiele opowieści o tym, jakim wspaniałym i cenionym jest pro-jektantem. Pamiętam, że chyba najbardziej przeraziłam się, kiedy usłyszałam, że Pilati, jeśli mnie polubi, przedstawi mnie najważniejszym na rynku klientom, a nawet załatwi edytorial we włoskim Vogue! Z dnia na dzień uświadamiałam sobie jak ważne będzie to spotkanie, z dnia na dzień coraz bardziej pa-nikowałam i rozkładałam na czynniki pierwsze każdą możliwą sekundę spotkania z wielkim projektantem. Ach, gdyby to były rzeczywiście sekundy, może byłoby łatwiej? W rzeczywistości były to dwa pełne dni, dzień i noc z tak wielką osobą… Ach, wspaniałe 48 godzin!

Na miejscu byłam prawie pół godziny wcześniej, na wszelki wypadek. Musiałam jednak jakoś wykorzystać ten czas – dla-tego też udałam się na kawę do kafejki naprzeciwko wielkiego budynku Zegny. Zastanawiałam się ile osób, z  którymi będę dzisiaj pracować pija tutaj kawę każdego ranka? A może ktoś już tutaj jest, może ten mężczyzna w  garniturze obok mnie? Czas się naprawdę niemiłosiernie dłużył, ale w końcu wybiła odpowiednia godzina i mogłam udać się w zamierzonym kie-runku. W holu spotkałam dwójkę asystentów Stefano, poszłam za nimi. Molly, urocza niska Chinka w  stylowym, za dużym (jestem pewna, że był vintage!) swetrze, wprowadziła mnie do pokoju pełnego rozmawiających ludzi. Nerwowo, od razu zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniach najważniejszej tutaj osoby, projektanta. Szybko jednak okazało się, że ten się spóź-nia, a głośne rozmowy były wynikiem równie wielkiego stresu

Autor: Dobrawa Zowisło

Face FacetoWITH STEFANO PILATI

Page 31: Catwalk #6
Page 32: Catwalk #6

32 Catwalk

pozostałych. Projektant był pierwszy dzień w Mediolanie i nie tylko ja miałam go widzieć pierwszy raz w życiu.

W końcu jednak się pojawił. W biegu i z dwoma telefonami w ręku. Od razu go polubiłam! Miał na sobie długie, jaskra-wozielone skarpetki i… gumiaki! Ach, jakie te gumiaki były urocze i odważne! Całości dopełniały luźne spodnie i kurtka, jakby ze skóry węża, oczywiście jego poprzedniej wielkiej mar-ki, Yves Saint Laurent. Wszystko w odcieniach khaki, idealnie i z wyczuciem godnym prawdziwie cenionej postaci mody.

Szybko zaczęliśmy. W ogóle wszystko się działo bardzo szyb-ko, bo Stefano niejednokrotnie musiał załatwiać kilka spraw na raz. Jego „prawa ręka” jak zwykłam (w myślach, rzecz jasna) nazywać tę starszą wychudzoną Włoszkę, notowała każdą naj-mniejszą uwagę w ogromnym zeszycie. Później zajrzałam, był wspaniały – powyklejany kawałkami materiałów, projektami, rozkładami dni i pokazów. Wtedy jednak uwagi dotyczyły po-prawek, jakie należy jeszcze wykonać w ubraniach z najnow-szej kolekcji. Ach, podkreślmy to tutaj – ubraniach, które JA przymierzałam i  JA jako pierwsza modelka przed przyszłym wrześniowym pokazem w  ogóle mogłam dotknąć! Wtedy to było jeszcze dość nierealne – wszystko, co wtedy się wydarzyło, docierało do mnie dopiero po kilku dniach.

Rankami był jakby poirytowany. W sumie nie dziwiłam się – to pewnie ta perspektywa ciężkiego dnia, wielu spraw do załatwienia i  strachu, że nie zdąży się na czas. Kiedy jednak dzień zbliżał się do końca, muszę przyznać, że Stefano Pilati stawał się nawet bardzo znośnym człowiekiem! Dużo żartował, chwalił swoich asystentów, wyraźnie doceniając ich pracę. Je-den z nich nawet odważył się podsunąć inny pomysł na jego projektu koszulę. Rzekłabym, że podchodziło to nawet pod krytykę wielkiego projektanta, ale jemu to się chyba podobało. Myślę, że celowo wybrał sobie wokół siebie ludzi, którzy są odważni, nie boją się wyrażać własnego zdania. Szczególnie za-imponowała mi Molly, wspomniana już wcześniej Chinka w za dużym swetrze. Była taka młoda, może nawet 2 lata starsza ode mnie. Zajmowała się szkicami każdego projektu, była misterna i dokładna. Rankami zawsze ją podziwiałam – nie potrafiłam zrozumieć, jak człowiek w przeciągu 5 minut potrafi naszkico-wać 8 sukienek czy płaszczy, każdy z  najmniejszym detalem, najmniejszym szwem. Tak jak już wspomniałam ranki w biurze Zegny upływały naprawdę… oh, używając słowa szybko, uży-łabym tutaj eufemizmu. Bo poranne godziny były jak torpedy, bez oddechu.

Pierwszy wieczór wspominam naprawdę szczególnie. Po tym zwariowanym poranku przyszedł czas na lunch, spotkania z ważnymi klientami, a później powrót do pracy. Kiedy wszy-scy, około 17, na nowo spotkaliśmy się w biurze Stefano, pro-jektant zaczął od poproszenia Molly o  przyniesienie herbaty.

Moja ulubienica od razu wybiegła i  wróciła z  sześcioma ro-dzajami herbat, tłumacząc, że nie wiedziała, na którą projek-tant miał ochotę. To go bardzo rozbawiło, rozluźniło atmos-ferę w pomieszczeniu. W końcu wybrał najzwyklejszą, czarną, ale poprosił jeszcze o  dodatkowy dzbanek mleka, no i  rzecz oczywista ciasteczka! Z tym całym zestawem byliśmy gotowi do kontynuowania ciężkiej pracy. Ta jednak tym razem była jakby łatwiejsza, przepełniona anegdotami z życia projektanta czy komentarzami typu: Its too Dior, we need something cooler! Trwało to jakieś 3 godziny, po których na projektanta spadło chyba jakieś olśnienie, bo porwał kawałek materiału, podarł go i kładąc go na moich ramionach zaczął najzwyczajniej w świe-cie tworzyć! Czułam się jak płótno, na które „malarz projek-tant” musi wylać swoje „farby wizje”, oczywiście przy pomocy pędzla, którym w  tym wypadku był ten nieszczęsny kawałek materiału. Wszyscy asystenci w  pierwszym momencie roze-śmiali się, myśląc, że to kolejny z żartów Stefano. Szybko jed-nak dostrzegli, że ten był naprawdę zainspirowany i naprawdę, od bardzo dawna, zaczął tworzyć przy tak dużej grupie osób! Czułam napięcie, był tak blisko, a ja nie wiedziałam, jak mam się zachować. Godzinę stałam jak posąg, unikając jego wzroku – później zdał sobie sprawę, że męczę się w  szpilkach, prze-prosił, pozwolił mi je ściągnąć i  podziękował za cierpliwość. To było tak bardzo ludzkie w  samym środku tego wielkiego momentu. Skończyliśmy o 21:47, co było dokładnie zanoto-wane w wielkim zeszycie „prawej ręki”. Stefano, wciąż w obło-kach swoich wizji, jak przypuszczałam, podziękował wszystkim i wyszedł. Wtedy miałam wrażenie, że całe pomieszczenie, jak-by odetchnęło z ulgą. Zaraz potem usłyszałam: Stefano dawno nie był aż tak zainspirowany! Ostatnio widziałam go takiego, podczas jego pobytu w Nowym Jorku. Wrześniowy pokaz będzie jak wielki boom!

Tamte 48 godzin spędzonych z  wielkim projektantem było jednym z najcenniejszych doświadczeń, jakie zdobyłam będąc modelką. Wszystko działo się bardzo szybko, wciąż jednak je-stem w stanie odtworzyć w myślach atmosferę tamtych dni. To zabawne, ale jestem niezmiernie szczęśliwa, że mogę otaczać się tymi zmęczonymi, poświęcającymi wszystko modzie, ludźmi. Jestem szczęśliwa, że w małej części mogę ją też tworzyć, pozo-stawiając po sobie maleńki ślad w tym jakże trudnym świecie mody.

Page 33: Catwalk #6
Page 34: Catwalk #6

34 Catwalk

Podobno imię Marcin najlepiej pasuje do mężczyzn uro-dzonych pod znakiem raka i ryb. Podobno szczęśliwy kolor Marcina to niebieski. Podobno… Nie będę teoretyzowała o Marcinach, a  szczególnie o  jednym z nich – o Marcinie Rogalu, kiedy mogę go poznać osobiście i dowiedzieć się, kim naprawdę jest. Ma niewątpliwie szczególne imię, wspa-niały talent, dobre maniery. Wyjątkowa osoba, którą warto (po)znać!

Jak podaje księga imion, Twoje pochodzi od łacińskiego imienia Martius i oznacza tego, który jest związany z bo-

giem Marsem. Marcin jest kreatywny i twórczy. Jeśli natrafi na sprzyjające okoliczności, może znacznie rozwijać swoje talenty i odnosić sukcesy. Ma duże zdolności organizacyjne i charyzmę, które idąc w parze mogą porwać tłumy. Jednak-że nie jest to głównym celem Marcina, któremu nie zależy, aby być na świeczniku. Jest bardzo przywiązany do rodziny i poświęca jej znaczną część swojego czasu i uwagi. Czy Ty i Twoi imiennicy rzeczywiście tacy jesteście?

W większości przypadków tak. Ale jak jeszcze chwilę nad tym pomyślę… Pośród wszystkich kolegów żaden nie jest inny od tego, co właśnie powiedziałaś.

Jaka jest historia Marcina Rogala?

Ojej, gdybym miał zacząć od narodzin… Muszę przyznać, że zawsze byłem aktywny ponad normę. W gimnazjum czy w  liceum byłem zwykle przewodniczącym klasy i  szkoły, jak również radnym w Młodzieżowej Radzie Miasta. Nie lubię sie-dzieć i nic nie robić, dlatego wcześnie zacząłem pisać do gazetki szkolnej, uprawiałem kick – boxing, chodziłem na różne zajęcia

dodatkowe. Nie wiedziałem, co mnie czeka, kiedy po maturze wyjechałem z  moją ówczesną dziewczyną do Nowego Jorku. Miały to być wakacje poświęcone zwiedzaniu i jakiejś pracy, ale po namowach mojej dziewczyny i  jej rodziny zdecydowałem się zostać na stałe, głównie dla niej. Wydawało mi się, że to wielka miłość i ta decyzja zdawała się być oczywista. Zostałem tam kosztem rezygnacji ze studiów i pewnego rodzaju „porzu-cenia” rodziny oraz przyjaciół. Najpierw byłem hydraulikiem, pracowałem po sześćdziesiąt godzin tygodniowo, przy czym dochodziło do tego około dwadzieścia godzin szkoły i nauki. Kiedy się rozstałem z dziewczyną, doszedłem do wniosku, że kiedy tyle poświęciłem i tyle czasu straciłem, to muszę zrobić coś, aby okres spędzony na obczyźnie nie poszedł na marne. I wtedy nastąpiły pierwsze ważne dla mnie zmiany. Wielu lu-dzi mówiło mi, abym spróbował być modelem i że mam duże szanse. Początkowo odpowiadałem, że to nie dla mnie, ale z biegiem czasu postanowiłem dać temu szansę. Ale nie myśl, że wszystko przyszło tak łatwo. Praca modela ma pewne wyma-gania, przez co musiałem się odpowiednio przygotować. Kiedy zacząłem intensywnie ćwiczyć w dwa miesiące schudłem jakieś dziesięć kilogramów. Pamiętam, że w poniedziałek wielkanoc-ny – normalny dzień pracy w USA – przeszedłem się po agen-cjach i tego samego dnia podpisałem kontrakt. Ale to nie jest tak, jak ludzie myślą, że modeling staje się wypłacalny i opła-calny w jednej chwili. Dla mnie w tamtym czasie pojawiła się duża przepaść finansowa oraz przepaść między pracą, a  tym, co chciałem robić. Kolejnym przełomowym momentem było nastanie kryzysu ekonomicznego w Stanach. Praca hydraulika stała się niewypłacalna, dlatego z niej zrezygnowałem, ponie-waż nie przynosiła mi żadnych dochodów. Modeling wówczas dopiero się rozwijał. Byłem wtedy bardzo zestresowany tym, co

Z Marcinem Rogalem rozmawiała Natalia Miler

U M Y S Łt w ó r c z y

Page 35: Catwalk #6
Page 36: Catwalk #6

36 Catwalk

działo się dookoła. Stres, presja, tęsknota za domem. I nagle w tym wszystkim pojawiła się potrzeba wyrzucenia wszystkiego z siebie. Zacząłem malować, co mnie bardzo uspakajało.

Co dał ci modeling i co dała ci sztuka?

Dzięki modelingowi poznałem wielu ludzi, którzy dali mi szan-sę zaistnieć w  innych sferach, takich jak projektowanie i two-rzenie różnych rzeczy. Stałem się dla siebie szefem i sam decy-dowałem o rozwoju kariery. Jeden z moich przyjaciół zatrudnił mnie jako scenografa do sesji zdjęciowych, a właściciel mojej agencji poprosił mnie o wyremontowanie jego mieszkania. Do-stawałem szanse od wielu ludzi na wielu różnych płaszczyznach i polach. Najważniejsze, aby każdą szansę wykorzystać maksy-malnie. Zacząłem dostawać też coraz lepsze propozycje jako model. Podczas remontowania mieszkania, właściciel agencji zobaczył, że rysuję, a ponieważ jest bardzo wrażliwy na sztukę zażartowałem, że powinien mieć w swoim mieszkaniu na ścia-nie mural. Zwykły żart przerodził się w poważne zlecenie. To był mój jeden z pierwszych obrazów olejnych.

Jeden z pierwszych. To ile było ich wcześniej?

Pierwszy na-malowałem dla dziewczyny na jej osiemnaste uro-dziny. Drugi był próbą trzeciego, który namalowa-łem w swoim mieszkaniu, aby sprawdzić, czy w ogóle potrafię. Neil, właściciel agencji, uwierzył we mnie bardziej, niż ja sam. Dawał mi coraz bardziej kreatywne zlecenia, jak np. projekto-wanie żyrandola czy mebli. Mówił mi, co chciał i wierzył, że zrobię to lepiej, niż on to sobie wyobraża. Zapoznał mnie rów-nież ze swoim kolegą, który akurat chciał wybudować dla sie-bie taras. Zrealizowany projekt znalazł się w New York Magazi-ne Home Design jako miejsce tygodnia. Cały czas pracowałem też jako model i  odnosiłem całkiem niezłe efekty. Tak samo intensywnie malowałem, bo miałem w sobie dużo emocji, któ-re chciałem wyrazić i uzewnętrznić. Tęsknota za domem, duża ilość obowiązków – moja głowa pękała od nadmiaru myśli. Na co dzień byłem wyluzowany, ale w stosunku do dziewczyn nie jestem typem podrywacza, lecz raczej niepoprawnym ro-mantykiem. Ludzie często tego nie rozumieją i oceniają różne moje zachowania i postawy. Ale ja najlepiej wiem kim jestem i jakie są moje wartości. Raz tylko przechodziłem okres bycia „bad guy”, ale trwało to krótko. Nikt nie jest bez skazy, złotym chłopcem. Każdy musi się wyszaleć.

Czy gdzieś jeszcze zaprowadziło cię życie podczas nieobec-ności w kraju?

W międzyczasie byłem w Australii przez pół roku. Ponownie stałem się niepoprawnym romantykiem dla dziewczyny, choć ten związek również nie przetrwał. Ale uważam, że ze wszyst-kiego można wynieść coś dobrego, jakąś korzyść. Nauczyłem się w Australii sporo o samym sobie, a  także zdobyłem nowe umiejętności, m.in. zacząłem rzeźbić w kamieniu i dalej rozwi-jałem swoje malarskie pasje. W 2012 roku w grudniu wróciłem do Polski i wydaje mi się, że to był czas, kiedy już chciałem wrócić. Rzeczywistość tutaj bardzo mnie zaskoczyła, tym bar-dziej, że Ameryka odbiła na mnie swoje piętno. Zacząłem stu-diować finanse i bankowość po angielsku. Nie mówię, że chcę zostać w  Polsce i  nagle stałem się typem domatora, teraz po prostu wyjeżdżam według swoich potrzeb.

Wierzę, że masz określone plany na najbliższą przyszłość, ale gdzie ogólnie widzisz swoje miejsce w świecie za kilka lub kilkanaście lat?

Swoje miejsce widzę w jakiejś małej włoskiej wiosce. Góry, mo-rze, coś jakby moja własna utopia, którą chciałbym zgłębiać. Ale szczerze mówiąc, chyba nie ma takiego miejsca, w którym mógłbym na zawsze zapuścić korzenie i  nigdzie stamtąd nie

wyjeżdżać.

Wierzysz w pew-ną celowość w ży-ciu? Że wszystko dzieje się z okre-ślonego powodu?

Tak. Moim zda-niem każde przeżycie dzieje się z jakiegoś powodu i nawet kie-dy coś jest złe i beznadziejne, nie jest pozbawione sensu. To coś jak efekt motyla, czy efekt domina, każda sytuacja popycha nas dalej i przynosi coś nowego. Tak naprawdę złe i dobre sytuacje nigdy się nie kończą.

Masz własną firmę. Jakie są jej cele i zadania?

Najpierw założyłem MrArtDesign, a Artpride jest od tego po-chodną. I jest to mój rezultat wobec „nie”, które często słysza-łem. Uważam, że każdy we własnych siłach i zakresie może i po-winien wspierać polską gospodarkę. Widziałem duży potencjał w  wykorzystywaniu własnej sztuki na ubraniach, ale firmy odzieżowe odmawiały mi współpracy. W ten sposób założyłem własną markę. I to była najlepsza decyzja, którą mogłem pod-jąć! Bardzo dbam o jakość moich projektów, dlatego wszystkie ubrania są przeze mnie używane, zanim w ogóle wprowadzę je na rynek. Chcę być pewny ich jak najwyższej jakości.

Niezaprzeczalnie osiągnąłeś już bardzo wiele, ale co jeszcze chciałbyś zrobić w życiu?

Chciałbym napisać książkę. Albo i dwie! Myślałem też o nakrę-

„Najważniejsze w życiu to otaczać

się życzliwymi ludźmi, którzy wierzą

i wspierają twoje działania.”

Page 37: Catwalk #6
Page 38: Catwalk #6

38 Catwalk

ceniu filmu i miałem nawet pewne propozycje, ale wizja koń-cowa i ideologia odbiegała od tego, co chciałbym przekazać.

Jakich cech charakteru i  dewiz nabrałeś przez swoje do-świadczenia?

Na pewno trzeba mieć dystans do siebie i do tego, co ludzie mówią. Inni często tego nie wiedzą, ale taka praca to duża presja. Konkurencja, zawsze bycie w  formie, nie możesz po-zwolić sobie na chwilę słabości albo żeby kogoś zawieść. Ale co jest ironią, pewności siebie nabrałem dzięki sztuce i wtedy poczułem się prawdziwym artystą. Bycie modelem to tylko do-datek. To sztuka nauczyła mnie, jak mieć grubą skórę. Czego nauczyłem się dzięki moim różnym projektom to to, że nie można się poddawać i trzeba zawsze iść do przodu niezależnie od okoliczności.

Spotykasz się z ludźmi, którzy zdaja się wiedzieć, a wręcz są przekonani, że wiedzą, co jest dla ciebie najlepsze?

Jest wielu ludzi, którzy nic z  sobą nie robią, a mówią mi, co mam robić. Moi przyjaciele, którzy odnoszą sukcesy w  tym czym się zajmują, zawsze mają dobre rady, dzielą się ze mną swoim doświadczeniem, uczymy się wspólnie na błędach każ-dego z nas. Popychają mnie do działania, wzajemnie się wspie-ramy. Niestety jest też wiele ludzi, którzy zdają się popychać mnie na dno, jakby w ten sposób chcieli podbudować samych siebie, zawsze jest w nich pewna zawiść „jemu się udaje, a mnie nie”. Jest to dziwne skoro wszyscy mamy te same 24 godzi-ny w ciągu dnia. Mnie osobiście często zdarza się wypełnić te 24 godziny pracą z przerwami na jedzenie. Polskie społeczeń-stwo wciąż pozostaje w  ramach „ja wiem lepiej, ja zrobię to lepiej niż ty/inni”. Np. Polska jest chyba jedynym z  krajów, gdzie aby uznać Cię za artystę potrzebujesz dyplomu z  ASP albo innej szkoły artystycznej. A to kompletna bzdura! Nie atakuję szkół artystycznych, uważam że są super i  sam myślę o  studiach podyplomowych na ASP, ale osobiście znam wie-lu ludzi po ASP, którzy nigdy nie stworzyli tyle, ile ja swoich prac zdążyłem już zapomnieć. Bardzo intensywnie zajmuje się sztuką od trzech lat i stworzyłem setki prac i kiedy mam wenę, może ich powstać nawet kilka jednego dnia. Cały czas „tre-nuję” rękę, teraz również lewą – w zapasie. Sztuka to coś, co powinno wypływać z wnętrza artysty, bazować na jego uczu-ciach i  przeżyciach. Ja nazywam to emocjami uchwyconymi w danym momencie. I do tego nikt nie potrzebuje dyplomu. Najważniejsze w  życiu – to co powiedział mi jeden z  moich przyjaciół a  także sąsiad z dzieciństwa – to otaczać się życzli-wymi ludźmi, którzy wierzą i wspierają twoje działania. Kiedyś w wywiadzie dla magazynu Chaos, który pierwszy nazwał mnie „człowiekiem renesansu” powiedziałem, że używam serca jako GPS, a rozumu by upewnić się, że pokazuje dobrą drogę. Po-lecam wszystkim!

Page 39: Catwalk #6
Page 40: Catwalk #6

Fotograf i stylizacja ALICE NOWICKAModel KRZYSZTOF ZARZYCKI, VINCENT

Page 41: Catwalk #6

Wnętrzebalaganu

Page 42: Catwalk #6
Page 43: Catwalk #6
Page 44: Catwalk #6
Page 45: Catwalk #6
Page 46: Catwalk #6
Page 47: Catwalk #6
Page 48: Catwalk #6

A N N A

Page 49: Catwalk #6

Fotograf MADDIE HERDERSMANModelka ANNA O. / Mango Models

Make up PAULINA KRUK / Studio KaszmirHelp MARCIN CHAŁAS

Page 50: Catwalk #6

Kolorowa sukienka: Ma:dam fashion concept (Marysia Słabiak)

Page 51: Catwalk #6

Kolorowa sukienka: Ma:dam fashion concept (Marysia Słabiak)

Page 52: Catwalk #6

Beżowy płaszcz: Ma:dam fashion concept (Marysia Słabiak)

Page 53: Catwalk #6

Suknia z pióropuszem: Żaneta Uba

Page 54: Catwalk #6
Page 55: Catwalk #6
Page 56: Catwalk #6

Czerwony kombinezon: Karolina Pakaszewska fashion designer

Page 57: Catwalk #6
Page 58: Catwalk #6

Z Marcinem Dąbrowskim rozmawiał Michał Strzelecki

bo trzeba mieć

P A S J Ę

Page 59: Catwalk #6

59Catwalk

Praca w modzie! Brzmi jak marzenie: pokazy mody, wyda-rzenia, piękne modelki, sławni projektanci, gwiazdy. Taki obraz często przesłania nam prawdziwe oblicze tego świata. W założeniu ma dawać radość i piękno. Ale czy ów świat prezentuje się tak samo po drugiej stronie lustra? O bla-skach, cieniach oraz ciągłej pasji w zawodzie stylisty i pro-wadzeniu bloga opowiada Marcin Dąbrowski.

Michał Strzelecki: Jak zaczęła się Twoja przygoda z modą, z tym, że zostałeś stylistą i utrzymujesz się w tej branży już od wielu lat?

Marcin Dąbrowski: Zaczęło się w latach 90-tych, kiedy jeszcze studiowałem. Był to okres kiedy interesowałem się równolegle socjologią kultury i antropologią. W tamtym czasie trafiłem na praktyki do „Rzeczypospolitej”. Myślałem, że dziennikarstwo to moja droga, którą pójdę i w tym kierunku będę się rozwi-jał. Teksty Doroty Maj, która pisała dla „Elle”, wydawały mi się najlepsze do nauki pisania o modzie. Pod koniec studiów pojawiło się ogłoszenie, że redakcja „Twojego Stylu” poszukuje asystenta działu stylizacji. Poszedłem na rozmowę. I zostałem asystentem Izy Woźny, z którą później wiele lat współpracowa-łem. Tak zaczęła się kręcić karuzela różnych magazynów ko-biecych i lifestyle’owych. Później pracowałem dla MTV, gdzie stylizowałem prezenterów, następnie były reklamy i tworzenie kostiumów do spotów reklamowych. Jednak ta ostatnia ścieżka nie była zbyt pasjonującą, ale otwierała nowe możliwości.

Jak z Twojej perspektywy wyglądał w tamtym czasie ten świat?

W Polsce zaczynała się cała fala po transformacji. Powstawały kolorowe magazyny, które wówczas paradoksalnie reprezento-wały wyższy poziom niż obecnie. Mimo że wciąż były częścią kultury masowej, to miały wyższe ambicje niż prasa plotkarska. Nikt wtedy nie słyszał jeszcze o tabloidach. Naprawdę można było z tą ścieżką wiązać nadzieję!

Świat mody jednak pochłonął Cię i wciąż utrzymujesz się w swoim zawodzie. Jak on wygląda naprawdę? Wielu ludzi myśli sobie, że zawód stylisty jest lekki i przyjemny, że wy-starczy znać się tylko na ubraniach.

Znam tę pracę od podszewki. To bardzo ciężka, fizyczna pra-ca. Często frustruje, ponieważ dotyka gustu człowieka. Trzeba być psychologicznie przygotowanym, że będziemy spotykać się z  negatywnymi opiniami. Od kiedy zacząłem pracować, wiele się zmieniło. Obecnie chcąc działać w tym zawodzie musisz pra-cować z celebrytami, bo tak zorganizowany jest świat mediów. A do tego potrzebna jest gruba skóra, bo trzeba umieć nie przyj-mować wszystkiego na siebie i wyraźnie stawiać granice. Prze-bywając z  tymi osobami, obcujesz tak naprawdę z  ich oczeki-waniami wobec siebie. Często niestety nadmiernie zawyżonymi. W gruncie rzeczy przyczynił się do tego również magazyn „In-

Style”, który pierwszy zaczął pokazywać modę nie na model-kach, a na gwiazdach. Ale coś za coś. Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć że upór, uczciwość i pracowitość popłacają.

W takim razie poczułeś się kiedyś zmęczony tym zawodem? Myślałeś, żeby zająć się czymś innym?

Teraz jak się nad tym zastanawiam, to rzeczywiście można po 15 latach doznać zjawiska wypalenia. Będąc na studiach, po-znałem teorię dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrow-skiego. I mogę powiedzieć, że rzeczywiście przez parę lat prze-chodziłem okres dezintegracji w swojej pracy. Żyłem ideałami z końca lat 90 - tych i początku XXI wieku. Myślałem sobie, że moda jest ambitna, że może wnosić jakieś wartości. Przeży-łem jednak rozczarowanie. Wydawnictwa to obecnie korpora-cje, które wynajmują często takich pracowników, którzy spe-cjalizują się w rozpowszechnianiu teorii, że analogie do sztuki i do zjawisk kulturowych w modzie są niepotrzebne. Wolą się przekonać (i czytelników przy okazji), że wszystko powinno być wprost. Moda równa się dużo i  tanio. Brawo! Ja jednak jestem zamknięty na zmiany, które fundują nam zagraniczne koncerny mediowe, zorientowane na zysk. To niestety zabiło wszystko, co twórcze w modzie. Poczułem, że moja praca jest bez sensu, że coraz głupsi ludzie pracują w tym środowisku. Ale postanowiłem coś z tym zrobić, a że od zawsze interesowałem się modą męską, stwierdziłem że jest to wreszcie najwłaściwszy moment na wejście na tę ścieżkę.

Jednak po tych wszystkich praktykach z magazynami, para-doksalnie gdzieś ta frustracja Cię zaprowadziła.

Po moim ostatnim doświadczeniu, kiedy byłem szefem dzia-łu mody „InStyle” i  szkoliłem się w  Nowym Jorku, mogłem zobaczyć, jak ta praca wygląda tam i  porównać ją z  realiami w  Polsce. Zauważyłem że mierzymy się z  zupełnie inną per-spektywą i możliwościami. A oczekiwania są ponad skalę. Nie można osiągnąć czegoś wspaniałego i konkurencyjnego opłaca-jąc dumpingowe stawki. Stwierdziłem, że to nie jest fair. Wte-dy postanowiłem zająć się modą męską, wobec której zawsze miałem słabość i  która w  Polsce jest wyjątkowo zaniedbana. Chciałem pokazać, że można o niej pisać w nieco innym stylu niż w magazynie „Logo”. Tzn. sensowniej. I publikować lepsze – ładniejsze i mądrzejsze sesje zdjęciowe.

Dostrzegasz mimo wielu przeszkód pozytywne zmiany w polskiej modzie?

Dzieje się w niej bardzo dużo dobrego. Pojawia się sporo świe-żych nazwisk. Kilka lat temu trochę ze sceptycznym nastawie-niem wybrałem się na Fashion Week do Łodzi. W gruncie rze-czy okazało się, że jest to bardzo przyjemna i  entuzjastyczna impreza. Energia młodych ludzi, których można tam spotkać jest bardzo stymulująca. Tworzenie mody, to nie jest tak jak

Page 60: Catwalk #6

60 Catwalk

się wielu ludziom wydaje, że uszyjesz byle jaki t-shirt z chiń-skiej bawełny i dorobisz do tego ideologie. Jeszcze dodatkowo zrobisz zdjęcie iphonem serialowej aktorce, która w  ramach uznania dla mody zakłada ów t-shirt na zakupy. Nie bądźmy naiwni, to nie jest nawet początek drogi projektanta mody.

No właśnie, moda na bycie projektantem, stylistą, fotogra-fem jest tak duża, że z jednej strony można „wyłowić” zdol-nych ludzi, ale jest też druga strona medalu.

Drugą stroną jest to, że natrafiamy na wielu hochsztaplerów, którzy nabijają ludzi w butelkę, robiąc koślawe rzeczy. To jest żałosne, bezmyślne. Na czym polega sukces Driesa van Notena, czy Helmuta Langa? Na tym, że to była mądra moda. W cią-głym dialogu ze sztuką i światem społecznym.

Słuchając Ciebie, od razu narzuca mi się postać kreowanego wciąż w mediach „projektanta” Gavla.

Bardzo dobry przykład. Modowy Nikodem Dyzma podobnie jak Madox i  Maja Sablewska! Miejmy możliwość mówienia, o  tym że nabijają nas w  butelkę. Oczywiście gusta są różne i  każdy ma prawo, aby taką rzecz założyć. Ale jest mi takich ludzi żal, bo dają się oszukać. To jest ich wybór, że nie chcą być świadomi.

Jakie masz zadnie w takim razie o blogerach, którzy często samozwańczo stają się stylistami, projektantami i dzienni-karzami w jednym?

Bunt, to pierwsze co się we mnie odzywa. Ale zaraz myślę – niech sobie będą stylistami, blogerami. Tło jest zawsze potrzeb-ne. Ja też tak zaczynałem i  może było to nie w  smak moim starszym kolegom. Zobaczymy, kto z nich przetrwa. Bo jak już mówiłem jest to również ciężka fizyczna praca, choć mam na-dzieje, że coraz bardziej będzie umysłowa. Chciałbym żebyśmy wrócili do tych standardów sprzed lat. Czasami boli mnie to, że bardziej doceniani są blogerzy, widząc chociażby ilość linków pod ich profilami. Ale to jest taki tępy żal, trzeba się po prostu nad tym pochylić, taka jest nasza rzeczywistość. Ja od dłuższego czasu staram się nie dać tej frustracji, robię po prostu swoje. Użalanie się nad sobą do niczego nie prowadzi. Takie myślenie szkodzi nam samym.

W końcu sam postanowiłeś założyć bloga. Co Cię do tego skłoniło? Stylizacji z przymierzalni, tudzież innych „intere-sujących” miejsc na szczęście w Twoim blogu nie znajdzie-my. Chciałeś pokazać, jak można w merytoryczny sposób przedstawić modę męską?

Zdecydowałem się założyć go po krótkiej współpracy ze wspo-mnianym już magazynem „Logo”. Nie mogłem uwierzyć, że świat kreowany przez ten magazyn w ogóle istnieje, ponieważ widzę, co interesuje mężczyzn. Widzę jak się ubierają starsi,

młodsi, co ich interesuje poza modą i na pewno nie dam się zwieść założeniom jakiegokolwiek magazynu hołdującemu marketingowej zasadzie rodem z dyskontów – „dużo i tanio”.

Z jakimi opiniami się najczęściej spotykasz odnośnie tego co robisz na blogu?

Jeśli robisz coś z energią, od serca, to znajdzie to uznanie ludzi. Uwierz mi, że tylko raz usłyszałem opinię czy oby nie jestem za stary na bloga. Poza tym spotykam się z bardzo pozytywnym oddźwiękiem. Zdaje sobie sprawę, że sesje, które produkuję i stylizuję nie muszą się wszystkim podobać. Ale ludzie zaczy-nają doceniać to, że jest w tym jakiś przekaz, że nie są to same ubrania. Moda zajmująca się samymi ubraniami, skazana jest na niepowodzenie.

Blog jest tym co daje Ci w tym czasie najwięcej satysfakcji? Bo możesz robić, tworzyć to na co masz ochotę?

Tak. Blog daje mi na ten czas największej przyjemności. Po-dzieliłem sobie swoją pracę na obszary gdzie zarabiam pienią-dze i  rozwijam swoje pasje. Prowadzenie bloga pozwala mi się rozwijać, robić coś dla siebie. Ale nie tylko. Lubię przebywać z młodymi ludźmi od których też mogę dużo czerpać. Prowa-dzę także zajęcia w Artystycznej Szkole Projektowania Ubioru w Krakowie. Jestem z nią związany od zeszłego roku i ona rze-czywiście przynosi mi satysfakcję. Również dużą perspektywę daje mi współpraca z moimi ulubionymi fotografami: Aldoną Karczmarczyk i Piotrkiem Porębskim, którzy robią świetne zdję-cia. Są także ludzie spoza branży z którymi rozmawiam, chodzę do kina, oglądam filmy itp. Czasami przypadkowe spotkania jak np. z  modelem Jankiem Kasprzakiem z  Rebel Models, z  któ-rym robiliśmy sesję. Jest wielkim znawcą hip hopu. Udziela mi mnóstwo cennych informacji np. na temat Pharella Williamsa –jestem jego fanem! Dla mnie najważniejsze są interakcje ludzi. Dlaczego to mu się podoba, co mają do powiedzenia.

Odzywa się w Tobie pedagogiczne wykształcenie, to coraz rzadsze – podejść z empatią do drugiej osoby.

Jest tak, że nie ograniczam się wyłącznie do mody. Korzystam z pedagogicznego wykształcenia. Mam ciągle na siebie jakiś po-mysł. Moda jest zjawiskiem multikulturowym. Trzeba wspierać się tym wszystkim co nas otacza, co w modzie się spotyka, czyli sztuką, psychologią, socjologią, zjawiskami społecznymi. Jak się ma oczy zamknięte na to wszystko, to nie tylko moda na tym traci.

W jakim kierunku chcesz żeby rozwinął się twój blog? Jak widzisz go za parę lat?

To oczywiście tajemnica, ale plany są. Nawet bardzo rozległe.

W takim razie życzę powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Page 61: Catwalk #6
Page 62: Catwalk #6

62 Catwalk

Na swoim koncie mają wiele publikacji w polskich i zagranicz-nych magazynach i  portalach oraz współprace z  licznymi fo-tografami. Na naszych łamach przedstawiamy Wam sylwetki godnych uwagi twórców. Tym razem Przemysław Paszkowski — 21 - letni stylista z Warszawy.

Przemek już na samym początku rozmowy ze mną podkreślił, że podchodzi z pokorą do wykonywanej pracy. To dzięki temu, mimo tak młodego wieku, pracuje w tej branży i pnie się coraz wyżej. Jednak, jak sam zaznacza — „Mam 21 lat. Jedni powie-dzą, że to przecież mało, ale ja uważam, że powinienem być dalej w tym co robię, robić więcej.” Świadczy to o jego deter-minacji, chęci ciągłej nauki i podnoszenia swoich kwalifikacji. Przemek nie odbył żadnych kursów — „Uważam, że nikt nie nauczy mnie bycia stylistą. Tego trzeba nauczyć się samemu, ciężko pracować, słuchać ludzi będących wyżej i  uczyć się.” Twierdzi, że w Polsce nie ma odpowiednich kursów, dlatego planuje kształcić się w tym kierunku za granicą.

Kiedy zaczęła się jego przygoda z modą i stylizacją? „Samo za-interesowanie modą wynikło z  prostej przyczyny — zakupy z mamą. W wieku 14 lat pomagałem jej, dobierałem stylizacje; później doradzałem znajomym i wtedy już wiedziałem, że chcę ubierać ludzi. Pierwsza sesja zdjęciowa, podczas której zająłem się stylizacją, odbyła się ponad cztery lata temu. Fotografem był Daniel Jaroszek” — mówi. Przemek zdradził nam, że in-teresował się minerałami, kolekcjonował różne kamienie. „Od zawsze miałem słabość do błyszczących elementów. Bardzo lu-bię okres baroku, być może na razie nie widać tego w moich stylizacjach, ale chcę by ten motyw był idealny i dlatego wciąż czekam na odpowiedni moment oraz na ubrania i  dodatki.” Praca stylisty to dopiero początek jego drogi zawodowej. „Mam

wiele planów, ale o tym będę mówił, jak się spełnią” — dodaje. Realizuje się w różnych dziedzinach — „Jeśli potrzebuję zmian, wyjeżdżam lub zamykam się w domu na kilka dni, rozmyślając, co mogę robić, by móc się spełnić. Jeśli mam potrzebę wyżyć się, to idę na basen lub pobiegać. Jeśli mam potrzebę tworzenia — robię sesje. To wbrew pozorom najłatwiejsze rozwiązanie — odejmując oczywiście ciężką pracę i cały dzień w studio. Bar-dzo jestem wdzięczny za to, że wybrałem taką drogę, że mogę się spełniać; nie wszyscy mają możliwość rozwoju.”

Przemek zajmuje się stylizacją zarówno modelek jak i mode-li— „Modeli zazwyczaj stylizuję do testów, modelki do cze-goś mocniejszego, ponieważ są do tego większe możliwości” — podkreśla. Jest otwarty na różne propozycje, zależne od stylu sesji oraz czasu — „Sesje zazwyczaj mam ustalone mie-siąc do przodu, choć jak to bywa w naszym kraju, ludzie lubią wszystko na szybko. Zdarzyło mi się dzień wcześniej dowie-dzieć, że mnie potrzebują. Wtedy też trzeba jakoś sobie radzić, dlatego zazwyczaj mam w domu ubrania na niespodziewane sesję, kobiece też” — dodaje. Gdzie szuka inspiracji? „Artyści są wzrokowcami. To, co widzimy, gdzie przebywamy, dokąd podróżujemy — to nas inspiruje!” Jedną z przeszkód jest ogra-niczenie, które odczuwa; Przemek nie ma żadnych wiążących umów, nie współpracuje z  żadnym magazynem, a  wtedy — jak podkreśla — trudno jest zdobyć jakiś ciekawy projekt; coś, czego jeszcze nie było. Ale jak sam mówi — „Zawsze da się zrobić coś z  niczego, wystarczy trochę kreatywności.” Kogo ceni najbardziej? „Na pewno Grace Coddington: za pomysły i dążenie do swoich marzeń. Mieszkała na niewielkiej wyspie, marzyła o świecie mody i zawalczyła o swoje szczęście. Została modelką, później fotoedytorem, pracowała u Calvina Kleina, aż w końcu została dyrektorem kreatywnym „Vogue’a”. Zawsze

Sylwetka stylisty PRZEMEK PASZKOWSKIAutor: Martyna Mierzejewska

M l o d z i .

Z d o l n i .

Z d e t e r m i n o w a n i .

Page 63: Catwalk #6

fot. Łukasz Pukowiec

Page 64: Catwalk #6

fot. Aleksander Silvertone

Page 65: Catwalk #6

65Catwalk

marzyła o pracy w modzie i zrobiła to. Też chciałbym być aż tak zdeterminowany do pracy i spełniania swoich marzeń. Jednak najbardziej zachwycam się Isabel Blow. Widziałem wystawę poświęconą jej osobie. To, jaki miała wizerunek, jak napraw-dę żyła modą, jest dla mnie wyjątkowe. Sam chciałbym nosić przedziwne kapelusze. Do tego kupowanie sukien w rozmiarze modelki, by móc je później wykorzystać do sesji zdjęciowej, jest czymś niezwykłym. To prawdziwy szacunek do mody. Raz zrobiłem podobnie: kupiłem sylikonowy gorset z wtopionymi piórami od Sebastiana Owsianki, bo jestem fanem modowej sztuki i eleganckiej awangardy. Doceniam też Andrzeja Sobo-lewskiego za jego świeże stylizacje; zazdroszczę możliwości ko-rzystania ze światowych designerów. Jednak dziwi mnie fakt stylizowania nowej kolekcji Ewy Szabatin. Może traktuje to jako wyzwanie?”

Przemek podziwia wielu polskich i  zagranicznych projektan-tów — „niedawno wróciłem z  Londynu. Miałem okazję wi-dzieć kolekcje światowych domów mody, a nie tylko śledzić ich pokazy. Bardzo sobie cenię najnowszą kolekcje Prady — świet-nie odszyte płaszcze, wszystko pokryte kamieniami, a  suknie z nadbudowanym stanikiem robią wielkie wrażenie. Z polskich projektantów cenię Mariusza Przybylskiego za dobre ceny i ja-kość. W jego bluzie chodzę na co dzień, a jego piankowy bom-ber noszę na każdą okazję. Zuo Corp bardzo mnie interesuje, głównie przez materiały i  stwarzanie przez nich sylwetki ko-biety na nowo. Czekam, aż wreszcie zrobią nową kolekcję, bo ile można czekać! Anię Orską za tworzenie własnej autorskiej biżuterii, za wyjątkowe i unikalne projekty, ale i za ciepło, któ-re od niej bije — szanuję prawdziwe i dobre osoby. Najlepsza jest oczywiście nasza caryca, Gosia Baczyńska — jej suknie to prawdziwa sztuka; do tego te światowe materiały — prawdziwa uczta dla moich oczu. Jej butik bardzo dobrze się prezentuje, jest wyjątkowy, do tego mieści się na Pradze, gdzie sam miesz-kam.” Trzeba dodać, że Przemek odbył staż w butiku Gosi Ba-czyńskiej przed jej pokazem na Pradze. Do tej pory współpra-cował także z wieloma różnymi fotografami, takimi jak: Łukasz Pukowiec, Agata Mayer, Piotr Domagała, Aleksander Silver-ton, Marcin Ziółko, Paweł Widurski, Jakub Woźniak, Zosia Zija&Pióro, Lidia Skuza, Daniel Jaroszek, Bartek Szmigulski. Efekty jego pracy publikowane były na łamach szwedzkiego magazynu „Revs”, a także w „Superior Magazine”, „SYN Ma-gazine”, „Imperium Kobiet”, „Moda&Styl” oraz na portalach malemodelscene.net, themodelway.com, designscene.net, tvn.pl (sesja z gwiazdami tvn wraz z dziećmi z fundacji). Jest rów-nież wiele rzeczy, które nie zostały opublikowane, a  którymi mógłby się pochwalić — „Miałem parę sesji, które wyszły pięk-nie; są ciekawe, estetyczne, wykonane perfekcyjnie, ale na razie się nie ukazały.”

Zapytany o plusy i minusy pracy stylisty odpowiada — „Polski rynek jest specyficzny, tu dopiero wszystko się rozwija. Najlep-sze stanowiska dla stylistów są zajęte, więc nie wiem, czy się wybiłbym się na wystarczająco wysoki poziom. Owszem, dzia-łam, ale to dopiero początek drogi. Plusy też są: dużo zdolnych osób, fotografów czy projektantów. Może największym proble-mem nie jest samo wybicie się, bo rynek jest mały, ale trud-no jest osiągnąć dobry poziom, zdobyć szacunek i  zaufanie.” Według Przemka dobry stylista powinien cechować się przede wszystkim pracowitością i  zorganizowaniem. „To wystarczy do pewnego momentu; jeśli masz „gadane” i  znajomości, to można przez jakiś czas spełniać się w tej branży, wykonując niewymagające zadania; jednak aby osiągnąć coś więcej, nie-zbędny jest talent, znajomość trendów i niepowtarzalny gust; czyli to, czego nie da się wypracować.. Ja cechuję się dokład-nością, ale i  chaotycznością, jestem mocną osobowością i nie każdemu to odpowiada.” Przemek jest realistą, ale wie również, że jeśli nie spróbuje, to nie dowie się, co może go spotkać. Jak sam podkreśla nie zapeszam, ale w przeciągu pół roku, nie przewiduje już pracy w Polsce. Dąży, jak każdy człowiek do szczęścia i spełnienia, które jest bardzo blisko. „Cele są różne; stylista może iść w różnym kierunku — pozostać przy sesjach, pracować w magazynie lub przy większych produkcjach, być personal shopperem. Myślę, że w każdej tej dziedzinie się od-najduję, nie chcę się ograniczać tylko do jednego wątku. Praca w Elle, najlepiej brytyjskim, byłaby dla mnie odpowiednia, ale to czas pokaże.” Jego ambicja i  zamierzone cele pokazują, że przy takiej determinacji na pewno osiągnie wszystko czego pra-gnie. Życzymy mu tego!

Page 66: Catwalk #6

Fotograf HANIA KOMASIŃSKAModelka DOMINIKA ROBAK / D’Vision

A girlnext

block

Page 67: Catwalk #6
Page 68: Catwalk #6
Page 69: Catwalk #6
Page 70: Catwalk #6
Page 71: Catwalk #6
Page 72: Catwalk #6
Page 73: Catwalk #6
Page 74: Catwalk #6
Page 75: Catwalk #6
Page 76: Catwalk #6
Page 77: Catwalk #6
Page 78: Catwalk #6

N a i n t e l e k t u a l n y m b a c k s t a g e ' u

Autor: Łukasz Zasłona

Page 79: Catwalk #6

79Catwalk

Moda może stać się efektywnym środkiem wyrazu artystycz-nego. Narzędziem służącym do formułowania kreatywnych, intelektualnie wartościowych wypowiedzi. Jej charakter, podobnie jak w przypadku innych dziedzin sztuki, organi-zuje funkcja estetyczna. Projektanci mody na mnóstwo roz-maitych sposobów przekształcają konwencjonalną definicję piękna. Kwestionują obowiązujące kanony, obnażają ich umowność wykorzystując elementy czerpane na przykład z estetyki turpizmu. Moda jest lustrem, w którym, wraz ze zmieniającymi się trendami, odzwierciedlają się przeobra-żenia zachodzące w upodobaniach społecznych. Za jej po-mocą można nie tylko wyrażać indywidualizm, ale również określić własną tożsamość płciową (bądź przewrotnie jej przeczyć ukazując tym samym jej performatywny charak-ter). Wybieg jest sprawnie działającą tubą służącą do wyra-żania politycznych poglądów (o czym przekonują chociaż-by ostatnie pokazy męskich kolekcji Waltera Van Beiren-doncka czy Umita Benana). Budując estetykę nowych me-diów, moda w umiejętny sposób podejmuje dialog z innymi dziedzinami sztuki oraz środkami przekazu artystycznego znacznie wzbogacając ich emploi. Stanowi przydatne na-rzędzie krytyki społecznej, chętnie wykorzystywane przez niszowych twórców oraz niektóre czołowe marki (poka-zy Chanel czy Moschino zorganizowane w  przestrzeniach wystylizowanych na supermarkety w  swym założeniu nie stanowią przecież jedynie pustej apoteozy konsumpcjoni-zmu). Skoro buduje ją tak wielu różnych aspektów, czemu tak trudno jest o niej mówić?

W inteligenckim światku przyznawanie się do niewiedzy doty-czącej mody nadal jest w dobrym tonie. Pokutujące w tych sfe-rach rozumienie jej istoty jako jednego z podstawowych instru-mentów przemocy symbolicznej lub sprawnie funkcjonującego mechanizmu służącego do wytwarzania w  społeczeństwie fał-szywych potrzeb, wynika z dość pobieżnego oglądu sprawy. Te błyskotliwe frazesy można uznać za prawdziwe jedynie w od-niesieniu do wąskiego pasma stricte komercyjnych magazynów shopping’owych, których kolorowe strony z  właściwą modą mają stosunkowo niewiele wspólnego. Dzięki hojnemu wspar-ciu reklamodawców, docierają jednak do szerokiego kręgu od-biorców kreując w  ich umysłach taki, a  nie inny wizerunek mody. Hasła bijące z okładek: „zamszowe torebki bliźniaczki” (koniecznie noszone razem), „kobieta muszkieter”, „pokaże-my ci jak nosić neony” czy „makijaż kipiący seksem”, budu-ją opresyjny zestaw banalnie brzmiących nakazów i  zakazów wyssanych z wypielęgnowanych palców stylistek, których nie-przestrzeganie grozi zepchnięciem na margines świata wiecznej hiperboli. Z reperkusjami lawin tego rodzaju mądrości wielu z  nas, zajmujących się modą styka się w  życiu codziennym. Zdążyliśmy przyzwyczaić się już do osobliwych reakcji wywoły-wanych odpowiedzią na pytanie o wykonywany zawód. Mimo

że większość z  zadających je osób żyje w  przeświadczeniu, iż kolekcje Chanel (o ile oczywiście kojarzy tę markę) nadal pro-jektuje nieśmiertelna Coco, a styl postrzega przez pryzmat logo Louis Vuitton, na którego kreatywne interpretacje natyka się na okolicznych bazarach, na hasło „moda” reaguje najczęściej iro-nicznym uśmiechem lub wymownym uniesieniem brwi. Tym samym umieszcza nas w  gronie zabawnych i  nieszkodliwych clownów, żyjących w oderwaniu od rzeczywistości, jedynie po to, aby umiejętnie dopasowywać sukienki do butów i torebek na imieniny cioci Ireny. Trudno zresztą oczekiwać społecznego szacunku, skoro rodzima prasa mody sama najskuteczniej pod-cina – i tak już wystarczająco wiotką – gałąź, na której siedzi. Na łamach miesięczników w charakterze ekspertów wypowia-dają się wszelkiej maści celebryci (kogo na Boga interesować mogą porady osób, których wizerunek nie jest wynikiem ich własnych wyborów, lecz efektem pracy sztabu profesjonali-stów?!) lub osoby, które odnoszą co prawda zasłużone sukcesy, tyle tylko, że w dziedzinach absolutnie nie związanych z modą. Z bliżej nieokreślonych przyczyn polskie magazyny doszły do wniosku, że posiadanie odpowiednich kompetencji nie jest wa-runkiem koniecznym, aby pisać o  modzie. Czego oczekiwać można od tekstu felietonisty o  znanym nazwisku, który nie tylko nie zna, ale którego najczęściej w ogóle nie obchodzi ide-ologiczne zaplecze analizowanej kolekcji, który nie rozumie hi-storii i stylu pracy ocenianego projektanta, a co za tym idzie nie potrafi osadzić kolekcji w żadnym kontekście? Otóż najczęściej melodyjnego wywodu pełnego niczym nieumotywowanych, zjadliwych uwag i uszczypliwych komentarzy. Taki tekst, choć skrzy się dowcipem, nie posiada merytorycznej wartości. Efekt półrocznej harówki projektanta staje się pożywką dla dzienni-karskiego treningu.

Ów wygodny punkt widzenia ograniczający się do elokwent-nej negacji wszystkiego, co nie jest konwencjonalnie ładne (bez dociekania przyczyn dlaczego), spotkać można także w telewi-zji. Ta, odkrywszy komercyjny potencjał kryjący się w modzie, pokusiła się o realizację pierwszego polskiego talent show dla początkujących projektantów. Uczestników oceniają eksperci przemawiający zaskakująco zgodnym głosem, którzy przede wszystkim dbają o własne interesy. W ogniu krytyki znajduje się wszystko to, co nie zgadza się z wizją mody projektowanej przez członków jury. Kreacje, które nie podkreślają biustu lub innych trzeciorzędnych cech płciowych modelek stają się prze-pustką do opuszczenia programu. Wilczy bilet zagraża tym, którzy odważą się myśleć i  tworzyć poza schematami, ściśle określonymi przez jury. Od uczestników oczekuje się bowiem, aby z  parasoli, starych kostiumów powstałych na potrzeby innego show lub innego rodzaju odpadów, tworzyli pod pu-bliczkę wyłącznie butikową odzież. Najchętniej ubrania dla 30. letniej biurwy z wielkiego miasta, która chciałaby prezentować się ładnie, praktycznie i  kobieco, zarówno w  pracy, jak i  na

Page 80: Catwalk #6

80 Catwalk

gorsza jednak, że przebrana w piórka opiniotwórczej niezależ-ności. Na domiar złego moda jest formą silnie zakorzenioną w czasie, nastawioną na błyskawiczne zmiany, a to nie sprzyja refleksyjności. Bezwzględny kalendarz pokazów – Pre - fall – Fall/Winter – Couture - Resort – Spring/Summer - Couture – z  każdym dniem wypełnionym średnio 15. prezentacjami mnożonymi przez dwa (moda męska i damska), buduje system, w którym nie ma miejsca na pogłębione analizy kolekcji. Czas niezbędny na przeprowadzenie rzetelnej krytyki ograniczony jest do minimum. Należy uwijać się jak w  ukropie, gdyż na horyzoncie majaczy już mnóstwo następnych kolekcji.

W powszechnej opinii moda jest zresztą domeną półgłówków. Najczęściej zajmują się nią kobiety i geje. A to, w patriarchal-nym systemie, w zupełności wystarcza, aby z miejsca przykleić jej łatkę niedorzeczności. Kobiety i  geje nie potrafią przecież pojąć niczego, co wymagałoby pogłębionej analizy. W tym

miejscu w  sukurs przychodzi także chrześcijańska tradycja, z punktu wi-dzenia której każda nadwyżka wzbu-dza szereg podejrzeń. Ubrania służyć mają wyłącznie przykryciu nagości. Chęć ich dekorowania czy wyrażania strojem własnego charakteru stają się problematyczne. Kojarzą się z  ko-biecą frywolnością, krótko mówiąc z grzechem. Mało tego! Ów pomiot szatana dodatkowo uposaża prze-cież jednostkę w  narzędzia, dzięki którym może ona skutecznie prze-ciwstawić się uniformizacji. Stać się widoczna na tle tłumu, a tym samym wyjątkowo niebezpieczna (zwłaszcza z  punktu widzenia władzy). Podob-nie jak sztuka, moda posiada poten-

cjał wprowadzania chaosu do uporządkowanego systemu. Po-przez swe zróżnicowanie otwiera umysły i poszerza horyzonty, a umiejętnie wykorzystana potrafi być doskonałym nośnikiem idei (np. anarchistycznego punku). Co jednak najgorsze, w od-różnieniu od twórczości artystycznej najczęściej bezpiecznie zamkniętej w  muzeach, bezpardonowo wkracza w  życie co-dzienne, wychodzi na ulicę, gdzie bardzo łatwo może stać się zarzewiem rewolucji! Tej ostatniej, wraz z nadchodzącą wiosną, życzę polskiemu myśleniu o modzie.

randce z chłopakiem w trendy restauracji. Cóż, brak jednego chociażby dziennikarza – a trochę ich jednak działa na rynku – w składzie jury programu, który, nie ograniczony interesami własnej marki, mógłby obiektywnie ocenić faktyczną jakość powstających projektów, najlepiej określa wartość tego rodzaju produkcji.

Dyskusji o  modzie, za którą nie kryłyby się czyjeś interesy, w Polsce właściwie nie ma. Ogranicza się ona w zasadzie do kil-kunastu niezależnych blogów posiadających stosunkowo nie-wielką liczbę wtajemniczonych czytelników. Niewielki i silnie hermetyczny światek rodzimego high fashion, zorganizowany wokół naczelnej zasady – ręka rękę myje, zaludniają postaci, które, mimo posiadanej wiedzy, notorycznie gryzą się w języki, aby nie wypaść z zaklętego kręgu wzajemnej adoracji. Dzien-nikarz zajmujący się polską modą, chcący nadal znajdować w swej skrzynce mailowej zaproszenia na pokazy, posiada dwie możliwości. Wchodząc między wro-ny może krakać jak i  one, a  zatem sypać obfite komplementy na temat wszystkiego z czym się styka, bądź też stosować metodę taktownego uniku – przemilczać to, co należałoby skry-tykować skupiając się wyłącznie na kuluarach pokazów. Uczciwość nie wchodzi w rachubę. Czyni z dzienni-karza persona non grata i  wystawia na ostracyzm. Na przywilej krytyko-wania mogą pozwolić sobie jedynie ci, którzy nie mają nic do stracenia – outsiderzy na wycieczce do świata mody sponsorowanej przez magazy-ny. Ci jednak w  temacie mają nie-wiele do zaoferowania. Braki w wie-dzy umiejętnie przykrywają ironią, która, oprócz tego, że utrwala istniejące stereotypy i cementuje wizję świata mody jako targowiska próżności, niczego nowego nie wnosi do sprawy.

Istniejącej sytuacji nie pomaga z  pewnością specyficzny cha-rakter samej mody, która w dominującej mierze jest biznesem uzależnionym od kaprysów potencjalnych reklamodawców. To oni kształtują zawartość magazynów zamieniając wiele z nich w  komercyjne katalogi towarów. W takim systemie dobrym dziennikarzem mody nie jest ten, kto, odwołując się do po-siadanej wiedzy, wyłapuje perełki z  fali papy, lecz ten, który umiejętnie tworzy teksty – laurki na tematy narzucane odgór-nie. Pytaniem nie jest to, o czym pisać, lecz to, jak pisać dobrze o czymś, czemu, kierując się zmysłem estetycznym, nie należa-łoby poświęcić ani chwili uwagi. To praca niewiele różniąca się od zadań typowego członka zespołu agencji reklamowej, tym

Page 81: Catwalk #6

Niewielki i silnie hermetyczny światek ro-dzimego high fashion, zorganizowany wokół

naczelnej zasady – ręka rękę myje, zaludniają postaci, które, mimo

posiadanej wiedzy, notorycznie gryzą się w języki, aby nie wypaść z zaklętego

kręgu wzajemnej adoracji.„

Page 82: Catwalk #6

Fotograf KAROLINA CHUDYBAModelka KLEMENTYNAStylizacja ANIA / Kukishop

Page 83: Catwalk #6

W i t c h of the woods

Page 84: Catwalk #6
Page 85: Catwalk #6
Page 86: Catwalk #6
Page 87: Catwalk #6
Page 88: Catwalk #6
Page 89: Catwalk #6
Page 90: Catwalk #6
Page 91: Catwalk #6
Page 92: Catwalk #6

92 Catwalk

Sebastian Kobielski, autor bloga rascal-room.blogspot.com to twórca własnej wizji świata, która go otacza. Łącząc modę ze sztuką i designem pokazuje, że te trzy płaszczyzny współgrając ze sobą w efekcie tworząc mieszankę wybuchową. Jego niesza-blonowe podejście do mody sprawia, że nabiera ona nowego znaczenia. Jednak to nie wszystko - Sebastian zaskakuje nas twórczym podejściem. Co mam na myśli? O tym dowiecie się z rozmowy, która pokazała mi, że to mężczyzna, który dołączył do grona jednego z lepszych i kreatywnych postaci w blogos-

ferze.

Czym jest projekt Rascal Room? Jak doszło do jego powstania?

Pierwszego bloga założyłem w okresie studiów. Dokumentował on kolejne kroki powstawania mojej pracy dyplomowej. Wrzu-całem tam wszystko co mnie intrygowało - niektóre z inspiracji doprowadziły do jego zablokowania (śmiech)

Kilkakrotnie rozważałem założenie nowego – skrojonego pod tematykę modową, ale jak to z  pomysłami czasem bywa, po prostu się rozmył.

Pewnego winnie-upojnego wieczoru przyjaciółka Anna Love, przeprowadzała rewizję mojej szafy i stwierdziła, że trzeba coś z  tym zrobić. Tak narodził się pomysł bloga. Około godziny trzeciej nad ranem zadzwoniłem do Michała Dąbka Gimmickz Photography, którego znałem z uczelni (wielokrotnie realizo-waliśmy różne sesje) z pytaniem- czy podejmuje temat. Zaspa-ny potwierdził i tak się zaczęło.

W założeniu osią bloga miała być moda oraz tematy, które po-średnio się z nią łączą, czyli sztuka i design oraz sylwetki inspi-

rujących twórców.

Skąd pomysł na taką nazwę?

Źródeł jest kilka. Używałem wcześniej „Rascala” w  sieci jako nicka. Po angielsku oznacza „łobuz, hultaj, ananas” (ostatnie moje ulubione) Łączy się z bliską mi estetyką – wyraźną i kon-trastową. Słowo „room”, czyli „pokój” - to wytrych, który ide-alnie spaja podstrony na blogu.

W jakim kierunku dążysz? Co chcesz osiągnąć realizując ten projekt?

Postawiłem sobie wiele osiągalnych celów tworząc ten projekt, które konsekwentnie realizuję. Na pewno chciałbym dotrzeć do szerokiego grona odbiorców, szczególnie tych, którzy póki co nie są entuzjastami prezentowanych tematów. Modę i zjawi-ska z nią związane traktuję jako jedną z najciekawszych dzie-dzin sztuki współczesnej, gdyż obcujemy z nią każdego dnia.

Na swoim blogu łączysz modę ze sztuką i fotografią. Współ-pracując z wieloma osobami w ramach projektu Room Ma-tes pokazujesz, że to wszystko wyróżnia Twojego bloga. Skąd pomysł na taką formę prezentacji?

Mam to wielkie szczęście, że na swojej drodze poznałem i po-znaję bardzo ciekawe i  kreatywne osobowości. Chętnie pre-zentuję ich twórczość oraz sylwetki, gdyż uważam, że to co robią jest bardzo inspirujące. Poza tym lubię działania zespoło-we, kiedy moja idea ewoluuje, a nawet zupełnie zmienia swój pierwotny kształt – właśnie dzięki współtwórcom. Blog Rascal Room to również praca mini zespołu, Michał Dąbek Gimmic-kz Photography jest autorem wszystkich sesji, a wspomniana Anna Love od początku wspiera mnie we wszystkich działa-

Z Sebastianem Kobielskim rozmawiała Martyna Mierzejewska

Modę i zjawiska z nią związane traktuję jako jedną z najciekawszych dziedzin sztu-

ki współczesnej, gdyż obcujemy z nią każdego dnia.

Page 93: Catwalk #6

93Catwalk

niach i  wielokrotnie pomagała mi w  kwestiach organizacyj-nych. Oczywiście nie zawsze panuje wiosenna sielanka – nawet ostre, kreatywne kłótnie służą sprawie. Zresztą dzięki temu emocje są cały czas gorące.

Wielowymiarowa sztuka, a wraz z nią fotografia to moje wiel-kie pasje bez których po prostu nie wyobrażam sobie życia.

Masz w planach powiększenie jeszcze tego projektu i współ-pracę z szerszym gronem artystów?

Oczywiście! Pojawią się już w najbliższych miesiącach, a zapro-szeni artyści pochodzą z bardzo skrajnych środowisk o zupełnie różnej wrażliwości.

Niedawno świętowałeś pierwsze urodziny swojego bloga. Co zmieniło się w Twoim życiu przez ten czas?

Przez te dwanaście miesięcy poznałem wielu fantastycznych ludzi, wziałęm udział w pięknych projektach i wydarzeniach, a w mini.momentach zwątpienia motywacji dodawali mi sym-patycy bloga – za co bardzo serdecznie im dziękuję.

Bardzo cieszy mnie oczywiście fakt, że Rascal Room został zauważony przez opiniotwórcze osoby i portale modowe – to bardzo budujące.

Rascal Room to projekt w  którym prezentujesz nie tylko swoje stylizacje, ale duży nacisk kładziesz na promocję pol-skich marek. Które z nich cenisz najbardziej i za co?

Promowanie rodzimych projektantów i marek to jeden z fun-damentów mojego bloga. Mam ogromny szacunek i  podzi-wiam projektantów za to, iż mimo bardzo wielu utrudnień (a autorska moda w naszym kraju do najłatwiejszych biznesów nie należy) realizują swoją pasję i nie zaniżają poziomu, idąc na skróty sprawdzonymi komercyjnie sposobami.

Ze względu na różnorodność działań trudno mi wymienić kon-kretne nazwiska, marki – po prostu już się pojawiły albo poja-wią się w przyszłych postach.

Poza rodzimym rynkiem chętnie też sięgam po ubrania, akce-soria czy biżuterię z zagranicznych kolekcji.

Jesteś nieszablonową postacią, która ma pomysł na siebie i  konsekwentnie go realizuje. Pod względem stylu idziesz w określonym kierunku. Gdybyś miał go scharakteryzować to jaki on jest?

Skrajny. Nie chcę ograniczać się do jednego toru stylizacji. Lu-bię wyraźne, a nawet krzykliwe formy, co nie wyklucza klasyki i elegancji. Dorzućmy do tego odpowiednie akcesoria i można działać.

Do czego przykładasz największą wagę tworząc stylizacje?

Ciągle poszukuję interesujących rozwiązań, projektantów, brandów. Nie boję się eksperymentować i  nawet czasem po-pełniać błędy – traktuję te epizody jak lekcje. Ufam swojej intuicji. Kiedy po przymiarkach czuję, że to właściwy zestaw i swodobnie mógłbym go założyć wtedy zabieram się za przy-gotowanie sesji.

Patrząc na Ciebie od razu widzę, że jesteś indywidualistą. Lubisz zwracać na siebie uwagę?

Fryzura robi całą robotę za mnie (śmiech) Spotykam się z za-interesowaniem moim wyglądem, ale nie przeszkadza mi to. Wiem w jakiej szerokości geograficznej funkcjonuję i przyjmu-ję to z całym bagażem blasków i cieni.

Dążę do tego, aby to moja działalność skupiała uwagę z moją osobą w tle, choć niekoniecznie za kotarą.

Jakie ubrania najbardziej oddają Twój charakter? Bez czego nie wyobrażasz sobie swojej szafy?

Jak chyba u każdego – wygląd to suma samopoczucia, humoru i aktualnej kondycji. W sytuacji, gdy do wyboru mam formy proste, lub niestandardowe wykończenie czy szycia – zawsze wybieram to drugie.

Swojej szafy nie wyobrażam sobie bez szuflad na buty, akcesoria i biżuterię.

Gdzie szukasz inspiracji?

Jeśli dobrze spojrzysz możesz dostrzec je wszędzie, nawet na ulicy, która zresztą jest kopalnią pomysłów, w sztuce szczegól-nie współczesnej, galeriach, albumach, performance, architek-turze, magazynach, klipach, blogach tematyczych, w  podró-żach które są idealną okazją do poszerzania horyzontów, no i oczywiście w kontakcie z drugim człowiekiem podczas roz-mowy. Ten świat trzeba chłonąć jak gąbka – ma tyle odcieni do zaproponowania.

Poza prowadzeniem bloga, w jaki sposób realizujesz się?

Zawodowo jestem związany z  legendarną pracownią Jagi Hupało Born To Create. Odpowiadam za szerokopojęte relacje m.in. z mediami jak również koordynuję projekty pracowni – pokazy mody, sesje, wydarzenia specjalne itp.

Prywatnie chciałbym oddać się wszystkim swoim pasjom, nie-stety doba ma tylko 24 godziny i nie chodzi tu o złe zarządza-nie czasem. Jak tylko zrobi się cieplej wracam do dancehallu na otwartym powietrzu – wolę tańczyć w plenerze niż na sali.

Dosyć niedawno w  pracowni Jagi Hupało powstał nowy

Page 94: Catwalk #6

Michał Dąbek - Gimmickz Photography

Page 95: Catwalk #6

95Catwalk

projekt Moodbox za który jesteś odpowiedzialny. Jaki jest jego cel? Kogo do tej pory prezentowaliście?

Moodbox to najmłodszy projekt pracowni. Jego myśl przewod-nia „in fashion we trust” mówi same za siebie. Prezentujemy w nim ubrania i biżuterię młodych, jak i uznanych projektan-tów, którzy trafiają w nasz gust. Dajemy możliwość zaprezento-wania swojego talentu w połączeniu z regularną sprzedażą. Do tej pory pojawili się u nas m.in. NUMER uchman/winiarska , Bola, Me-Like, Monty and Doyle, pjotr, ooh!Andy, Kamila Kasperska-Gawrońska , Jarosław Juźwin, ID FOR FUN, Yes to dress, Filip Roth i inni.

Fragmenty Twojego pokazu dyplomowego, które może-my oglądać na blogu robią naprawdę ogromne wrażenie. Zdradź mi skąd zaczerpnąłeś inspiracje do jego stworzenia i co jest jego motywem przewodnim?

Bardzo Ci dziękuję, miło to słyszeć. Zanim dyplom powstał w ostatecznej formie, zdążył mieć już kilkanaście wersji i każda wydawała mi się idealna. Na szczęście moi promotorzy ukru-cili moje zapędy i udało mi się wyrobić z terminem. Kolekcja akcesoriów „Pain & Pleasure”, która znajduje się na blogu to jedna z  3 części „Lasu fikcji”, który stworzyłem – pozostałe dwie zaprezentuję nieco później, kwestie techniczne aby oddać wiernie całość w sieci.

Kiedyś w którejś z książek przeczytałem zdanie „aby osiągnąć przyjemność przez ból”. Te słowa utkwiły mi w pamięci i po-stanowiłem, że przełożę język na akcesoria, a żeby było trudniej wykonam je z materii codziennego użytku – może i nieskrom-nie, ale jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. A ko-lekcję będzie można zobaczyć 17 maja w Warszawie podczas Nocy Muzeów w pracowni Jagi Hupało – serdecznie zapraszam!

Jedną z  mocnych stron Twojego bloga jest dobór miejsc, które za każdym razem idealnie oddają charakter sesji. Czym się sugerujesz przy ich doborze?

Kluczem przy wyborze pleneru jest zaplanowany temat zdjęć, który jako scenografia idealnie podkreśli klimat ubrań oraz to jakie emocje chcielibyśmy, aby towarzyszyły przy odbiorze ca-łości. Zresztą robienie sesji na pustych ścianach byłoby dla nas totalnie nudne. Czasem przy sesjach z udziałem zaproszonych gości tak jak w przypadku „Funny Games” z udziałem wspa-niałej Aiko Tachi czy „3 x FashionForms” z piosenkarką Mileną Załęską – aranżujemy studio ze względu na niezbędną intym-ność i wyciszenie.

Najbardziej w moją pamięć zapadła sesja, w której główną rolę odegrał wełniany płaszcz Jarosława Juźwina. Co cenisz w jego kreacji najbardziej?

To był drugi post świeżo po założeniu bloga, mam do niego ogromny sentyment.

Temperatura była mocno poniżej zera, a wykonanych skoków żeby uchwycić ten idealny było ileśdziesiąt – kilka dni później zaprezentowany look uznano za stylizację tygodnia, a później trafił do Fahion Book Poland. Jarka znam jeszcze z  czasów liceum kiedy razem poznawaliśmy zaklete rewiry clubbingu. Pamiętam jego początki – ubrania, które przygotowywał na różne konkursy oraz pierwsze szkice wełnianej kolekcji, wiem ile pracy i wysiłku włożył w to, aby powstała.

Miałem przyjemność stylizować jego pierwszego lookbooka i  pomagać mu przy debiucie na Alei Projektantów podczas Fashion Philosophy w  Łodzi. Jest bardzo pracowity i  konse-kwentnie realizuje obrane przez siebie cele. Bardzo podoba mi się idea Holograms i modele sukienek 3D – czekam, aż uszyje jakieś męskie sylwetki z hologramami, a płaszcze i marynarki z ostatniej kolekcji absolutnie trafiają w mój gust. Jako przy-jaciel jest świetnym motywatorem oraz bardzo obiektywnym krytykiem bloga.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w modzie?

Moda jest dla mnie Sztuką, projektanci – Artystami. Poszukuję w  niej innowacji i  świeżego spojrzenia, przekraczania granic. Niby wszystko zostało wymyślone – a  na przykład Iris Van Harpen czy Hussein Chalayan ciągle powalają na kolana.

Nowe technologie w modzie to dla mnie gorący temat. Oczy-wiście chylę czoło przed wspaniałym rzemiosłem i jakością ma-terii, które na pierwszy rzut oka sprawia, że masz do czynienia z  rękodziełem. W ogólnodostępnej modzie ważny jest stosu-nek jakości do ceny – nienawidzę naciągactwa pod pretekstem filozofii marki. Lubię projekty garażowo-chałupnicze. Mimo, że są na tzw. „jeden raz”, jest to efekt autentycznej pasji twór-cy. Globalnie – zaangażowanie wielkich koncernów w kwestie społeczno-kulturowe jest pożytecznym zjawiskiem. Nawet jeśli to chłodna PRowa kalkulacja – niesie komuś autentyczną po-moc – dobrze, że się odbywa.

Najbardziej szalona sesja, którą wykonaliście, bądź sam po-mysł, który nie został wykonany? Zdarzyła się Wam taka sytuacja?

Zgromadzonych pomysłów uzbierałem już spory folder – część na pewno uda się zrealizować w tym roku, reszta poczeka na swoją kolej albo spocznie jako fantazyjny koncept w szuflandii. Pomysł z zebraniem zupełnie różnych od siebie męskich blog-gerów w jeden, kreatywny edytorial – to jeden z tych najbar-dziej realnych, który chciałbym zrealizować.

Odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie nastąpił boom na

Page 96: Catwalk #6

96 Catwalk

promowanie mody męskiej. Jak odbierasz nie tyle co mę-ską część blogosfery (np. Ekskluzywny Menel, Vanitas, Mr. Vintage), ale przede wszystkim mężczyzn na ulicach? Są oni bardziej świadomi swojego wyglądu, odważniejsi w wybo-rze stylizacji?

Od kilku lat faktycznie można zauważyć wielki boom na modę. Widać to po ilościach pokazów, targów, setkach propozycji w  sklepach internetowych, formatach telewizyjnych typu ta-lent show czy „Pani X/Pan Y radzi ...”.

Męska część blogosfery w  Polsce choć może skromniejsza w liczbach niż damska, nie ma się absolutnie czego wstydzić. Wspomniani przez Ciebie bloggerzy, jak również kilkoro in-nych prowadzących swoje www – przedstawiają ciekawe pro-pozycje oraz porady w  obrębie własnej estetyki, tym samym ukazując temat mody w szerokim kontekście. Co do mężczyzn na ulicach czy w  pomieszczeniach – na przełomie lat widać ogromną zmianę i  podejście w modzie ulicznej. Prym wiodą nastolatki, które wdzięcznie i bez kompleksów eksperymentu-ją, nie bojąc się wyrażać siebie, faceci w garniturach również podchodzą do tematu z większą fantazją, w obrębie casualu jest coraz lepiej. Wiele razy słyszałem, że ten progress dotyczy tylko dużych miast z czym się nie zgadzam, może w tych mniejszych postępuje to wolniej, ale postępuje.

Owszem nie jesteśmy jeszcze jednym z najlepiej ubranych spo-łeczeństw na świecie, ale to też wymaga czasu.

Nie zapominajmy też o fakcie, że nie wszyscy mają łatwy do-stęp do różnorodnych ubrań – na szczęście tu pomoc niosą sklepy internetowe.

Co do tej pory uważasz za swój największy sukces?

Fakt, że blog ma coraz szersze grono sympatyków, został za-uważony przez opiniotwórcze portale modowe jak i  lifestylo-we, pozytywne opinie od projektantów, propozycje nawiązania współpracy przy różnych projektach, wyrazy sympatii i  kon-struktywnej krytyki od ludzi napotkanych przy okazji różnych eventów oraz to, że właśnie opowiadam o tym wszystkim To-bie (śmiech)

Zdradzisz mi jakie jest Twoje największe marzenie związane z tym co robisz? Co chciałbyś osiągnąć prowadząc bloga?

Rozszerzyć formę Rascal Room jako niezależną platformę mo-dowo-artystyczną i zupełnie się jej poświęcić, choć poświęcenie to złe słowo – chciałbym, aby moja pasja stała się również moją pracą – co wcale nie jest takie nierealne.

Dziękuję za rozmowę.

Bardzo dziękuję Ci za świętną rozmowę i gorąco pozdrawiam Czytelników „Catwalk Magazine”.

Michał D

ąbek - Gim

mickz Photography

Page 97: Catwalk #6

Michał Dąbek - Gimmickz Photography

Page 98: Catwalk #6

98 Catwalk

W każdym odcinku ‚Projectu Runway’ uczestnicy pokazują jak różne mogą być interpretacje jednego zadania. Nam troje z nich odpowiada na 10 takich samych pytań. Sprawdźcie jak różne były odpowiedzi.

…Piotra Czajczyńskiego

Jak to było z Twoim udziałem w ‚Project Runway’? Sponta-niczna decyzja czy raczej przemyślany plan?

Zdecydowanie spontaniczna decyzja! Dosłownie po finale jed-nego przedsięwzięcia (II edycji HeArt Fashion) „z marszu” zło-żyłem podanie do Project Runway, nawet nie widząc uprzednio spotu reklamującego casting, a  sugerując się jedynie namową znajomych oraz przyjaciół. Znam zagraniczne edycje, dlatego cieszę się, że mnie przekonali, bo dzięki temu (ku mojemu za-skoczeniu) jestem w programie i celebruję każdą chwilą w nim spędzoną - jest to dla mnie niepowtarzalne przeżycie, nowe doświadczenie i  okazja, by promować, coś czemu przypisuję ogromne znaczenie- kreatywność.

Ubierasz innych. Sam też nosisz ubrania swojego autor-stwa? Jak wygląda Twoja garderoba?

Moja garderoba “pęka w  szwach”, bo pomimo tego, iż dys-ponuję kilkoma szafami, to wciąż brakuje mi miejsca i to nie dlatego, że wciąż kupuję coś nowego lub szyję sobie kolejne outfity, ale dlatego, że po prostu jest w nich wiele artefaktów z  przeszłości, które czekają na swój powrót do chwały. Co więcej, nie pamiętam kiedy ostatnio wyrzuciłem jakiekolwiek ubranie - nie należę to tych osób, które zmieniają garderobę co

sezon i wyrzucają rzeczy, bo stały się one stare lub niemodne - czekam aż staną się one vintage, a przez to, iż jest to chyba na-sza cecha rodzinna, to dorobiłem się już paru skarbów o takim charakterze po rodzicach i dziadkach.

Pamiętasz jak wyglądał twój pierwszy zrealizowany projekt?

Pierwszym zrealizowanym projektem była sukienka mojej kuzynki na 18stkę. Pamiętam, że był to gorset ze spódnicą, tworzący całość - utrzymany w  stylizacji przypominającej te noszone przez bohaterkę „Sexu w Wielkim Mieście” - Carrie Bradshaw, trochę a’la balerina. Strój został przeze mnie zapro-jektowany, ale nie uszyty - były to moje bardzo wczesne po-czątki krawieckie, więc wolałem, żeby realizacją zajął się ktoś z wieloletnim doświadczeniem. Niemniej jednak projekt i do-bór tkanin należały do mnie - a moja kuzynka była gwiazdą imprezy.

Gdybyś mógł zrobić pokaz w każdym, dowolnym miejscu na świecie, bez ograniczeń, jakie byłoby to miejsce?

Myśląc o wymarzonym pokazie, chyba nigdy nie myślę o kon-kretnym miejscu. Raczej przychodzą mi na myśl jakieś niespre-cyzowane lokalizacje, które w  moim odczuciu utrzymują po części atmosferę pozafizyczną, bo dla mnie pokaz - zwłaszcza ten rodem z  marzeń, kojarzy się z  pewnego rodzaju obrząd-kiem, celebrą. Dlatego też idealnym miejscem byłby dla mnie np. las - jako pomnik natury lub kościół - jako symbol wiary. Nie ukrywam, iż świetną lokalizacją na takie przedsięwzięcie jest również Stary Browar w Poznaniu jako kwintesencja miasta – architektury, ludzi oraz sztuki. Niejednokrotnie, kiedy snuję się po jego korytarzach, to przychodzą mi na myśl pomysły na realizację swojego „modowego spektaklu” właśnie tam, bo

10 PYTAN DO . . .

Page 99: Catwalk #6

99Catwalk

czaruje on swoimi zakamarkami.

Jaka była najciekawsza opinia jaką usłyszałeś na temat swo-ich projektów?

Spodobała mi się opinia, którą usłyszałem kilka razy w życiu. Otóż ktoś przyznał mi, że pomimo iż moje projekty nie są w tej osoby stylu, to podobają się jej. Cenię sobie taką otwartość, która jest ponad gustami oraz uprzedzeniami.

Spektakl teatralny, trasa koncertowa znanej gwiazdy, film. Gdybyś dostał propozycję zaprojektowania ubrań dla wszystkich trzech opcji i musiał wybrać jedną, która by to była?

Bardzo ciężki wybór, zwłaszcza, iż wszystkie trzy dziedziny są bliskie mojemu sercu. Dla sceny się żyje – bez względu na to czy jest ona dosłowna czy metaforyczna! Jeśli jednak miałbym wybrać jedną z  trzech wymienionych, to chyba wybrałbym film, lecz nie pierwszy lepszy, tylko taki, który sprzyjałby moim teatralnym zapędom - może nawet melodramat .Tym sposobem nie musiał-bym rezygnować z  niczego kosztem czegoś innego.

Wyobraź sobie, że pro-jektujesz sukienkę na bal debiutantek. Dla twojej klientki to wielki dzień. Musi zrobić ogromne wra-żenie. Jak wygląda twój projekt?

Na taką okazję wszyscy spodziewaliby się kolejnej „kreacji z  szafy księżniczki”. Ja dla odmiany zaproponowałby strój damy - myślę tu o klasycznej sukni w fasonie „syreny”, gdzie główną rolę odgrywałaby tkanina. Byłaby tak szlachetna jak sama debiutantka, a pomimo ogólnych tendencji w modzie do odkrywania ciała - ja diametralnie bym je zasłonił, co dodałoby szczypty intrygi do kreacji, przy jednoczesnym podkreśleniu atutów kobiecej sylwetki.

Gdybyś miał wybór i  mógł pokazać swoją kolekcję tylko podczas jednego światowego tygodnia mody który byś wy-brał?

Pomimo ogromnych sentymentów, którymi darzę Stany Zjed-noczone w tym Nowy York i jego tydzień mody, to wybrałbym London Fashion Week. Dostrzegam w nim chyba największy potencjał oraz kreatywność projektantów, w tym Ziad’a Gha-

nem – jednego z  moich ulubionych londyńskich couturier. Wydaje mi się, iż wpasowałbym się w ten właśnie event ze swo-ją estetyką.

Pokaz to też podkład muzyczny. Wielu projektantów mówi, że inspiruje ich muzyka. Jaki utwór, rodzaj muzyki, płyta, wokal wpasowałby się w Twój styl?

Trzeba by zacząć od początku, czyli od tego jaka muzyka miała wpływ na tworzenie mojego stylu, bo jest znaczący czynnik inspiracyjny jakim się kieruję w swoim życiu- trochę przypo-mina to nierozłączny związek. Pierwsze wspomnienie muzycz-ne jakie posiadam - jeszcze z ery kaset magnetofonowych, to debiutancki album Vanessy Mae „The violin player”. Potem (aż do teraz) lawirowałem po całej rozpiętości muzyki popularnej, ale próbę czasu i osłuchania się przeszło tylko kilka artystów, takich jak: Marina and the Diamonds, Paloma Faith i Janelle Monae- jestem ich fanem od samego początku. Od niedawna

„żywię się” też muzyką bar-dziej elektroniczną, w  tym kpop’em, projektując przy dźwiękach Grimes, Mo, 2NE1 oraz Clean Bandit. Organizując pokaz sięgnął-bym po któregokolwiek z  wymienionych wykonaw-ców i miałbym pewność, że przy odpowiedniej aranżacji tworzyłby „jeden organizm” z moją kolekcją.

Gdyby każda możliwa modelka lub gwiazda mo-gła otworzyć Twój pokaz,

kogo byś wybrał?

Bez chwili zawahania- Luisa Casati ! Uwielbiam jej charyzmę, sposób bycia oraz okultystyczne powiązania, a przy tym wszyst-kim fenomenalne wyczucie smaku w kwestii doboru gardero-by. Prawdziwa ikona awangardy! Problem polega na tym, że nie żyje, więc może sprowadzenie na mój pokaz nie byłoby nie-możliwe, ale dajmy odpocząć jej niespokojnej duszy.

10 PYTAN DO . . .

Page 100: Catwalk #6

100 Catwalk

… Mility Nikonorov

Jak to było z Twoim udziałem w ‚Project Runway’? Sponta-niczna decyzja czy raczej przemyślany plan?

Kiedy oglądałam pierwszą, amerykańską wersję - sama bardzo chciałam wziąć udział w Project Runway, jeśli byłaby taka oka-zja. Minęło wiele lat i w niej jestem! Czyli można powiedzieć, że było to i przemyślane i zarazem spontaniczne.

Ubierasz innych. Sama też nosisz ubrania swojego autor-stwa? Jak wygląda Twoja garderoba?

W mojej garderobie nie ma czegoś, czego sama nie zaprojek-towałam. Może jedna para jeansów, ale jej nie noszę. Każdy model z mojej kolekcji jest najpierw testowany przeze mnie, dlatego wiem, że wszystko co trafia do sprzedaży jest naprawdę warte polecenia.

Pamiętasz jak wyglądał twój pierwszy zrealizowany pro-jekt?

Pierwszym zrealizowanym projektem w  wieku dziecię-cym była kreacja dla lalki - misternie zdobiony ogon syreny. Pierwszy poważny projekt to były spodnie o bar-dzo skomplikowanym kroju z wojskowej tkaniny.

Gdybyś mogła zrobić pokaz w każdym, dowolnym miej-scu na świecie, bez ograni-czeń, jakie byłoby to miejsce?

Uwielbiam włoskie klimaty, moim marzeniem jest, aby w przy-szłości właśnie tam mieć pokaz. Uważam, że moje projekty: kobiece, kolorowe, sensualne miałyby szansę spodobać się Włoszkom.

Jaka była najciekawsza opinia jaką usłyszałaś na temat swo-ich projektów?

Najciekawsze opinie wystawiają dziewczyny, kobiety, które no-szą moje projekty. Często po otrzymaniu swojego zamówienia wysyłają mi swoje zdjęcia z  podziękowaniami. Zdarza się, że ich mężczyźni dziękują mi za kreację, w której Panie czują się kobieco. Uwielbiam również moment, kiedy klientka zakłada gotową już dla niej suknię ślubną: często ten uśmiech i  łezka w oku to wystarczająca opinia.

Wyobraź sobie, że projektujesz sukienkę na bal debiutan-tek. Dla twojej klientki to wielki dzień. Musi zrobić ogrom-ne wrażenie. Jak wygląda twój projekt?

Projektując lub dobierając suknię dla moich klientek kieruję się nie tylko okazją (w tym przypadku Balem Debiutantek) ale również jej charakterem, urodą. Dlatego ciężko mi opisać, co by to było. Z pewnością kreacja w stylu haute couture dopaso-wana do osobowości osoby, dla której by powstała.

Gdybyś miała wybór i  mogła pokazać swoją kolekcję tyl-ko podczas jednego światowego tygodnia mody który byś wybrała?

Mediolan albo Nowy Jork

Pokaz to też podkład muzyczny. Wielu projektantów mówi, że inspiruje ich muzyka. Jaki utwór, rodzaj muzyki, płyta, wokal wpasowałby się w Twój styl?

Muzyka jest inspiracją dla wielu twórców. W mojej pracowni, kiedy ja tworzę nową kolekcję, w pomiesz-czeniu obok często odby-wają się próby zespołu roc-kowego mojego męża, po-wstają nowe piosenki. Wte-dy przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły, wtedy powstały najbardziej hito-we modele. Czyli z pewno-ścią jest to dla mnie duża inspiracja.

Gdyby każda możliwa modelka lub nawet gwiazda mogła otworzyć Twój pokaz, kogo byś wybrała?

Nie będę oryginalna, jeśli odpowiem, że Anja Rubik. Poznałam ją osobiście i oprócz tego, że jest ikoną to ma osobowość, jest silną kobietą. Z pewnością chciałabym, aby w moim pokazie wzięła też udział Marta Dyks. Jest to modelka, z którą miałam przyjemność kilkukrotnie współpracować. W tym momencie robi międzynarodową karierę, bierze udział w pokazach i kam-paniach najbardziej uznanych światowych projektantów.

Page 101: Catwalk #6

101Catwalk

… Aleksandry Bąkowskiej

Jak to było z Twoim udziałem w ‚Project Runway’? Sponta-niczna decyzja czy raczej przemyślany plan?

Nie da się tego zaplanować, szczególnie, że mamy do czynienia z I edycją. Dowiedziałam się o istnieniu programu i po krótkim rozliczeniu “za i przeciw”, zdecydowałam się podjąć to wyzwa-nie.

Ubierasz innych. Sama też nosisz ubrania swojego autor-stwa? Jak wygląda Twoja garderoba?

Z dumą mogę powiedzieć, że moja garderoba się skurczyła. Kupuję coraz mniej, ale za to wartościowe rzeczy. Dlatego moja garderoba to klasyki i proste ubrania, taki mam styl i  tak też projektuję. Czasem noszę swoje rzeczy, zwykle sample.

Pamiętasz jak wyglądał twój pierwszy zrealizowany projekt?

To nie było nic co zrobiła-bym teraz, ale wspominam świetnie. Zabawa, ekspresja, DIY.

Gdybyś mogła zrobić po-kaz w  każdym, dowolnym miejscu na świecie, bez ograniczeń, jakie byłoby to miejsce?

Zrobiłabym w swoim domu, super byłoby mieć dom.

Jaka była najciekawsza opinia jaką usłyszałaś na temat swoich projektów?

Nie wiem. Chyba już żadna opinia mnie nie zaskakuje.

Spektakl teatralny, trasa koncertowa znanej gwiazdy, film. Gdybyś dostała propozycję zaprojektowania ubrań dla wszystkich trzech opcji i  musiała wybrać jedną, która by to była?

Najbardziej chciałabym zrobić ubrania do filmu po to żeby po-znać wszystkie osoby, które go tworzą i obserwować jak pracują twórcy i gwiazdy kina, jak powstają te ujęcia, które zapamię-ta widownia. Nie wiem czy bym się sprawdziła, ale na pewno bym spróbowała bez względu na to czy to byłby debiut niezna-nego reżysera, czy film, którego wyczekują krytycy czy też hol-lywoodzki bestseller. Myślę, że to byłoby inspirujące przeżycie i lekcja wielu rzeczy, których nigdy nie próbowałam.

Wyobraź sobie, że projektujesz sukienkę na bal debiutan-tek. Dla twojej klientki to wielki dzień. Musi zrobić ogrom-ne wrażenie. Jak wygląda twój projekt?

Na pewno nie przyćmiewa debiutantki, lecz wydobywa jej piękno i  pewność siebie. Przyznam, że projektowanie sukni balowych nie leży w mojej naturze. Czuję się lepiej w robieniu ubrań, które towarzyszą ludziom na co dzień.

Gdybyś miała wybór i  mogła pokazać swoją kolekcję tyl-ko podczas jednego światowego tygodnia mody który byś wybrała?

Na razie chciałabym spróbować swoich sił na naszym, lokal-nym Łódzkim. A jeśli nie tam to moje pierwsze kroki skieruję do Berlina i Sztokholmu. Dalej jeszcze nie wiem.

Pokaz to też podkład muzyczny. Wielu projektantów mówi, że inspiruje ich muzyka. Jaki utwór, rodzaj muzyki, pły-

ta, wokal wpasowałby się w Twój styl?

Muzyka do pokazu pasu-je do kolekcji na dany se-zon, do klimatu w  który chcę wprowadzić widzów. Powinna wraz z  miejscem i  scenografią tworzyć spójną całość, dopełnienie kolekcji. Słucham bardzo różnej mu-zyki i raczej nie na swój gust muzyczny zdałabym się do-bierając dźwięki do pokazu, wolałabym sięgnąć po coś co zaskoczy także mnie.

Gdyby każda możliwa modelka lub nawet gwiazda mogła otworzyć Twój pokaz, kogo byś wybrała?

Jakby tak Patti Smith się zgodziła to byłabym zaszczycona.

Page 102: Catwalk #6

Fotograf ARKADIUSZ JANKOWSKIModel PETE / AMQ ModelsStylizacja MARIUSZ BRIANSKIMakijaż MAGDALENA GISZTEROWICZAsystent PIOTR SZEWC

t h e h u n t

o c t o b e rfor red

Page 103: Catwalk #6

Meggins: Guk ModelsSzorty i płaszcz: Joanna Startek

Buty: Reebok

Page 104: Catwalk #6

Spodnie i płaszcz: Joanna Startek

Page 105: Catwalk #6

Spodnie i bluza: Joanna Startek

Page 106: Catwalk #6

Meggins: Guk ModelsSzorty: Joanna Startek

Page 107: Catwalk #6

Płaszcz: Joanna Startek

Page 108: Catwalk #6

Buty: DieselSzorty i płaszcz: Joanna StartekCzapka własność stylisty

Page 109: Catwalk #6

Buty: Nat-2Szorty i koszula: Joanna Startek

Page 110: Catwalk #6
Page 111: Catwalk #6
Page 112: Catwalk #6

Grafika: Mateusz Suda

Page 113: Catwalk #6

113Catwalk

Michał Witkowski, Michaśka Literatka, Miss Gizzi. Choć ni-gdy nie był typem smutnego literata w wyciągniętym swetrze, raczej nikt nie spodziewał się, że postanowi zostać... blogerem modowym i zmienić tożsamość. Zdania na temat jego obecno-ści w  tej części blogosfery są podzielone. Bywają tacy, którzy swoimi słowami wręcz rozkładają przed nim czerwony dywan, inni najchętniej by go w ten dywan zawinęli i odesłali gdzieś daleko. Nam już jako Miss Gizzi opowiada, w czym nie zgadza się z Tomkiem Jacykowem, czego brakowało mu w literaturze i czyje mieszkanie opisał w najnowszej książce.

Kiedy zobaczyłam Cię po raz pierwszy na polskim Fashion Weeku, zastanawiałam się, czy dobrze widzę i  czy to na pewno ten Michał Witkowski. Podejrzewam, że wiele osób miało podobne odczucia. Jak to było z tą modą?

To też nie jest tak, że „Viva Moda” zamówiła u mnie tekst o Fa-shion Weeku, a ja pojechałem i się zakochałem. Od lat co mie-siąc kupowałem te wszystkie drogie zagraniczne magazyny na śliskim papierze. Kupowałem w Likusie. Kochałem sesje foto-graficzne, modę, kosmetyki, urodę itd. I od lat narzekałem, że dlaczego akurat ja musiałem wylądować właśnie w literaturze, gdzie jest najmniej „glamuru”. No, ale że zawsze uważałem, że należy wszystko zmieniać, kiedy czuje się jakąś niewygodę w swoim życiu, bo ono jest krótkie i marzenia trzeba spełniać, no to postanowiłem wejść w modę na całego i mieć te swoje ścianki, czerwone dywany, pięknych modeli. A tamten Fashion Week uświadomił mi tylko, jak łatwo mi będzie to osiągnąć, biorąc pod uwagę choćby różnicę w  zarobkach między mną a przeciętną blogerką. I to, że już jestem medialny, mam tysią-ce znajomości w Vivach, Galach, Twoich Stylach. Że w sumie poniekąd nawet znam się na modzie, choć teraz zacząłem się

gruntownie wszystkiego uczyć, począwszy od materiałów i hi-storii stroju.

Louis Vuitton, ścianki sponsorskie, botoks kontra maszyna do pisania, spotkania autorskie w bibliotekach i wyciągnię-te swetry. Stereotypy. Przyjęło się, że moda i  literatura to dwa odrębne światy. Laureatowi Nike wypada być modnie ubranym?

Oj, mam w dupie, co wypada. W dzisiejszych czasach każdy myśli tylko o zaspokojeniu własnego poczucia spełnienia. Nie wyobrażam sobie, że dałbym się kastrować rodzicom czy kryty-kom literackim, którzy mówiliby mi, że coś nie wypada. Sami niech się kastrują, a ja będę się spełniał! Zresztą zawsze w moim życiu było o wiele więcej botoksu niż Nike.

Wielu twoich czytelników spodziewa się, że moda to epi-zod, który „przyda się do prozy”. Ty mówisz, że zostajesz tu na dłużej.

Co do tych głosów, że to niby tylko do prozy itd., to może za kilka lat, kiedy ludzie będą widzieli, że nic się nie zmienia, ucichną. Bardzo nie lubię, kiedy ktoś nie traktuje tego, co ro-bię, poważnie.

A branża mody? Projektanci, blogerzy, dziennikarze od po-czątku potraktowali Twoją obecność na pokazach poważnie czy może jednak podchodzili z dystansem w obawie, że sta-ną się bohaterami powieści?

Oczywiście, do dzisiaj większość jeszcze uważa, że to nie jest poważne. Nie wierzy w  to choćby Michał Zaczyński. Może, gdy pod koniec roku 2014 zobaczą moją własną kolekcję, to zmienią zdanie? Bo chcę wprowadzić własny brand, „Fashion

Z Miss Gizzi rozmawiała Justyna Pajęcka

G U C C I kontra N I K E

Page 114: Catwalk #6

114 Catwalk

Pathology by Michał Witkowski”

Projekty, które na Twoje życzenie tworzył Kamil Sobczyk to wstęp do tego, co będziesz chciał zaproponować w swojej pierwszej kolekcji?

Nie do końca. Mimo wszystko będę chciał robić te „niszowe”, stonowane rzeczy. Sobczyk zaś musi dostosować się do wymo-gów ściankowego targowiska próżności. Poza tym Sobczyk nie jest jedyny. Jest taka akcja, że każdy z zaprzyjaźnionych ze mną projektantów (czyli prawie wszyscy) zaproszony jest do zapro-jektowania jednej rzeczy w ramach haute couture dla mnie. I ja to kupię. Tak jak zwykle nie mogą zaszaleć, bo boją się, że to się nie sprzeda, tak tu przychodzi klient i mówi, że weźmie wszystko, proszę bardzo, popuśćcie wodze fantazji. Rozmawia-łem o tym z Joanną Klimas, ze Stróżyną, z Jemiołem, będę teraz rozmawiał z Zieniem, nad projektem pracuje też Karger. Pra-cuje też Kas Kryst. Zasada jest taka, że co oni zrobią, ja kupię, nałożę, pokażę. A na koniec zrobimy imprezę, coś jak wernisaż, gdzie pokażemy, kto jak mnie skwitował w swojej kreacji.

Widzę, że dla naszych projektantów jesteś wręcz wyma-rzonym klientem. Pieczarkowskiego też nosiłeś w  chwilę po pokazie. Masz już stylizacyjne plany na najbliższy FW? Muszę tu przy okazji koniecznie zapytać o „stylizację infan-tylną” z urodzin KMaga.

Mam plany. Ich ukoronowaniem ma być... Nieważne. Nie będę zdradzał. Nie wiem, jak się wyrobię w tej Łodzi, bo normalnie u mnie robienie stylizacji trwa tydzień, a tu trzeba aż siedmiu (w tym roku czterech). Ale będzie ostro. Stopień kontrowersyj-ności Lady Gagi w sukni z mięsa. Przy tym infantylna to pikuś. Będą kreacje spalone, „poszprejowane”, wytarzane w błocie.

Powiedziałeś: „trwa ostra walka o  flesze i  ktoś, kto przy-szedłby ubrany w dobrym stylu, ale w sposób stonowany, w ogóle nie zostałby zauważony”. Lepiej być uznanym za fashion freaka niż zniknąć w tłumie?

No, jest pewien konflikt między wyrafinowanym i wysmako-wanym offem, szczególnie belgijskim i japońskim, ku którym mam naturalne skłonności, szczególnie Commes des Garcons i  Ann Demeulemeester, a  „oczojebnymi” czy wyzywającymi kreacjami, jakich wymaga rzeczywistość imprez. Może potem, kiedy nie będę już musiał walczyć o  zauważenie, będę mógł sobie pozwolić na bardziej subtelne rzeczy, których obecnie — poza specjalistami — ludzie nie łapią. Jak pokazuję na moim facebooku Commes, to to nie ma ani jednego lajka. Ludzie piszą: „takie materiały, a tak popsute! Marynarka w kratkę i ko-szula w  inną kratkę, tak się nie robi! Te rzeczy źle leżą! Zęby bolą”. Na Ann ci napiszą: „w lumpeksie widziałem podobny t–shirt, tyle że nie kosztował 1700 zł”. Nie rozumieją.

Właśnie, drogie ubrania. Kiedyś na swoim facebooku infor-mowałeś o  cenie każdej kupionej rzeczy. Przy dzisiejszym podejściu, że cena nie gra roli w kwestii modnego ubioru, nie jest to przypadkiem obciach?

Mam inne podejście. Uwielbiam drogie ubrania. Oczywiście uzupełniam je innymi, ale te drogie najbardziej cieszą. Kocham moje buty i  tak dalej. Jakbym je dostał za darmo, to pewnie bym ich nie kochał. Poza tym już nie podaję cen, bo wiele osób uważało, że to nie wypada... Ale jak mam dać 2 tysie za pod-koszuleczek od Ann Demeulemeester, to jak nie napiszę ceny, nikt nawet nie raczy zwrócić na niego uwagi.

Jak już jesteśmy w  tym temacie, jak myślisz, ile luksuso-wych aut kupiłbyś za wartość swojej garderoby?

No, nie tak prędko. Po pierwsze, nic nie jest na sprzedaż. A po drugie, tak totalnie to mi odbiło dopiero od roku. Nie umiem tego wycenić. Jak dostaję np. 300 tysięcy, to najpierw kupu-ję rzeczy najdroższe; torby, skórzane kurtki, rzeczy powyżej 5 tysięcy. Potem, na koniec zostawiam sobie te podkoszulki... A prawa jazdy nie zamierzam mieć, więc nie interesują mnie auta.

Nosisz różnych projektantów; topowych, mniej znanych, polskich, zagranicznych, popularne marki. Ubrań z  jaką metką masz w swojej szafie najwięcej?

Rick Owens, Dsquared2 i Gucci. Totalnie do siebie nie pasują, prawda?

Wiele osób kupujących modę autorską krytykuje sieciówki. Jakie Ty masz zdanie na ten temat?

Sieciówki maję tę zaletę, że natychmiast reagują na modę uli-cy. Idą z nią krok w krok. Robią też wszystko, co pojawia się na pokazach. Wada to jakość. Poza tym dostępność. Nie chcę nosić bluzki, którą może mieć każdy. Nawet jeśli coś mi się po-doba, to wiem, że to samo w każdym polskim mieście podoba się wielu innym ludziom, że wkładają to samo do koszyka. To samo z  TK Maxxem. Widzę markę Gold, ale każdy może ją teraz mieć za 130 zł.

Istnieje jakaś rzecz, której nie założyłby Michał Witkowski?

Oczywiście Louis Vuitton! Poza tym Prada. D&G. Just Caval-li... O H&M nie wspominam. Nie lubię YSL. Lubię czasem Givenchy i mam go bardzo dużo. I bądź tu mądra. Odchodzę od takich firm, które robią na maksa normalne rzeczy, jak Trus-sardi, Zegna, Burberry.

Jaki był najlepszy polski pokaz jaki widziałeś do tej pory?

Najlepszy pokaz? Mało dobrych było. Historycznie patrząc, najlepsze polskie pokazy to był Arkadius. Szczególnie United

Page 115: Catwalk #6

115Catwalk

States of Mind.

Ustaliliśmy już, że lubisz modę i  chcesz być w  tym świecie. A tak zupełnie w drugą stronę. Jest coś, co Cię w modzie wkurza?

Mnóstwo! Przede wszystkim to, że prawdziwe przeżycia artystyczne, to ja mam na youtubie, a nie w Łodzi. Że Polacy od czasu Arkadiusa boją się zaszaleć. Że szyją garsonki i suknie ślubne. Że część ludzi myśli, że bloger to taki ktoś, kto prowadzi bloga, aby dostać tiszerta z H&M.

Przywołujesz Arkadiusa. Publikowałeś kiedyś Wasze wspólne zdjęcia. Jak to było z tą znajomością? Masz może gdzieś w szafie jakieś jego projek-ty?

Oj, Arkadius to jest temat–rzeka. W skrócie więc. Wysłałem mu „Lubiewo” na jego londyński adres, gdy tylko wyszło w 2005 roku i on od razu zaprosił mnie do siebie. Nie miałem wtedy kasy, więc postawił mi przelot. No i najpierw się w so-bie zakochaliśmy i  przez jakiś czas myśleliśmy, że będziemy razem, całowaliśmy się itd. Potem okazało się, że jednak raczej zostaniemy „przyjaciółkami”. I tak ja do niego jeździłem, ra-zem jeździliśmy po świecie; Kuba, Brazylia, Marakesz, Kuala Lumpur, Kuwejt, Oman, Bahrajn itd. Cuda się działy. Mam dużo jego sampli z pokazów, które nigdy nie weszły do produk-cji, istnieją tylko w jednym egzemplarzu i nabierają sobie war-tości. Mieszkanie Arka w  Londynie zostało opisane w  nowej powieści „Zbrodniarz i  dziewczyna”, która ukaże się w  maju (jako „mieszkanie Kurta”). Ale wiesz, Arek miał bogate życie, a jeszcze opowiadając, dodatkowo zmyśla, bo nie umie inaczej, a jeszcze jak dobrał się ze mną, to po prostu wióry leciały!

Wysłałeś mu „Lubiewo”, nie znając go osobiście czy mieli-ście okazję wcześniej się poznać?

Znałem kolesia, który był jego partnerem biznesowym, i  jak dowiedziałem się, że tak właśnie jest, zaraz kazałem się przed-stawić. Ale Arka zobaczyłem po raz pierwszy na londyńskim lotnisku, kiedy po mnie wyszedł.

Romantyczna przeszłość z  Arkadiusem brzmi jak news z „Pudelka”. A jak to było z tym Jacykowem? Był romans?

Nie. Z Arkiem przynajmniej nam się wydawało przez pierwsze tygodnie, że to jest romans. Tomka kocham za jego błyskotliwość i  inteli-gencję i  nigdy nie miało to nic wspólnego z erotyzmem. Po prostu umówiliśmy się, że zrobimy taką akcję, po-nieważ chciałem sobie z nim pochodzić na imprezy i mie-liśmy się razem polansować.

Miało Ci to pomóc w  ka-rierze pisarza czy już wte-dy chciałeś wejść do świata mody?

Musicie zrozumieć, że ja nie potrzebuję pomocy jako pi-sarz. Nie potrzebuję lansu.

Tam wszystko się kręci idealnie. Ja chcę być gwiazdą. A jako pisarz gwiazdą nigdy nie będę.

Chwilę po premierze „Margot” mówiłeś, że nie należysz do showbiznesu. Teraz już czujesz się jego częścią? Uważasz się za celebrytę?

Chcę należeć do mody, a moda należy do showbiznesu. Mogę też być celebrytą, jeśli w  Polsce na każdą znaną i  stającą na ściankach osobę mówi się: celebryta. Dla mnie celebryta nie może być znany z powodu tego, że na czymś się zna, pisze, robi bloga, tylko musi być znany wyłącznie z powodu, że jest „mło-dy, piękny i bogaty” i inni mogą żyć jego życiem. Ja rzeczywi-ście miewam takie momenty, że inni mogliby mi zazdrościć. Mieszkam w najlepszych hotelach, w Intercity jeżdżę w salon-ce menedżerskiej, jem w restauracjach najwyższej klasy, noszę ciuchy powyżej dwóch tysięcy od sztuki i  mogę je kupować codziennie... Ale poza tym pracuję od rana do nocy.

Eventy, ścianki, ciuchy od projektantów. Mam wrażenie, że teraz nawet wyglądasz młodziej niż 5 lat temu. Cieka-wi mnie bardzo, jak to było wcześniej, na przykład na stu-diach. Jak prezentowałeś się jako „poważny pan polonista”?

Sweterek w  serek (śmiech). Myślałem, że zapytasz o operacje plastyczne, skoro mówisz, że wyglądam młodziej...

No właśnie, powiedziałeś kiedyś, że jak będziesz miał pie-niądze, to parę rzeczy poprawisz. Poprawiłeś?

Co do operacji, to ingerencji chirurgicznych nie miałem, ale ponieważ właściciel wrocławskiego Dermamedu, prof. Suro-

Page 116: Catwalk #6
Page 117: Catwalk #6

117Catwalk

wiak, jest moim przyjacielem, to trochę poszaleliśmy... Nie ma chyba takiego zabiegu w cenniku dermatologii estetycznej, którego nie miałem i to po pięć razy. Teraz zrobię sobie jeszcze raz usta na lachociąga, bo już mi się wchłonęły. Restylane.

A wracając do Tomka Jacykowa. Co sądzisz o jego debiucie na rynku wydawniczym? Przeczytałeś książkę?

Oczywiście! To jedyny celebryta, który ma tak wyrazisty styl, że od razu wiadomo, że sam to pisał. Ogólnie ma rację, z grubsza się z nim zgadzam. Jest kilka punktów kontrowersyjnych. On uznaje solarium za coś w dobrym guście, ja nie. On uważa, że w pewnych momentach życia (pogrzeby itd.) trzeba uznawać dresscode, ja uważam, że należy to omijać nawet na pogrzebach i obronach prac magisterskich. Zresztą — mój system wartości dopiero się buduje. Czasem się kłócimy. O McQueena, o mar-ki, o to, co mam na siebie włożyć (bo Jacyków nie uznaje porad wobec siebie, więc zwykle rozmawiamy o  moich stylówach). Ale dalej go kocham miłością wielką i matczyną, jest cudowny.

Obserwujesz showbiznes, komentujesz ciuchy celebrytów. Kto z nich Twoim zdaniem ma najciekawszy styl?

Kto w ogóle ma styl, może od tego zacznijmy. Bo jak widzę laskę, która przyszła w  louboutinach i  złotej sukience, a  na-stępnym razem w małej czarnej, to widzę, że po prostu kupuje w  sklepach sukienki i  je nakłada. Żadnego stylu nie ma, bo każda jest inna. Swój rozpoznawalny styl ma na pewno Tamara Gonzalez. W ogóle blogerzy i blogerki są bliżej tego, co nazy-wamy „własnym stylem” od celebrytek.

Na koniec wróćmy do prozy. Co z  postacią luja (z którą zresztą wszyscy kojarzą Twoje książki)? Jest choć trochę „fa-shion”?

Obawiam się, że nie. Luj mieszka sobie w prozie, z której prze-cież nie rezygnuję. Powraca zresztą w nowej powieści „Zbrod-niarz i dziewczyna”. Może nawet zostanie mu „nakupowane”.

Page 118: Catwalk #6
Page 119: Catwalk #6

Fotograf i stylizacja MAGDALENA CZAJKAModelka MILENA / FUTURE

Models managmentMake up ROKSANA KRUSZEWSKA

t h i n kP I N K

Page 120: Catwalk #6
Page 121: Catwalk #6
Page 122: Catwalk #6
Page 123: Catwalk #6
Page 124: Catwalk #6
Page 125: Catwalk #6
Page 126: Catwalk #6
Page 127: Catwalk #6
Page 128: Catwalk #6
Page 129: Catwalk #6
Page 130: Catwalk #6

130 Catwalk

Wydaje się, że współczesny świat to miejsce, gdzie jedy-ną stałą może być zmiana. Dotyczy to również artystów. Sztuka z  pewnością nie oferuje przygotowanej recepty na osiągnięcie celu – nie ma żadnej gotowej odpowiedzi na pytanie o najwłaściwszy sens i kierunek dla swojego wysił-ku. Istnieje możliwość dokonania wyboru na każdym po-ziomie w akcie kreacji. To zrealizowany postulat wolności twórczej. Dziś już raczej nieliczni realizują się wyłącznie w  ramach jednej dyscypliny. Przeglądając dorobek wielu artystów nie tylko młodego i  średniego pokolenia, można łatwo zauważyć, że jedną z  charakterystycznych cech ich twórczości są intermedialne narracje. Jak nigdy wcześniej, ciekawość i potrzeba wykorzystywania wielu różnych tech-nik i środków przekazu dotyczy młodego pokolenia twór-ców – w tym mojego rozmówcy: Gregora Gonsiora.

Działasz na wielu płaszczyznach takich jak moda, street art, kostium. Skąd u  Ciebie tak szerokie zainteresowania wieloma dyscyplinami? Poszczególne artystyczne realizacje wpływają na siebie, przenikają się w jakiś sposób?

Zajmuje się modą, kostiumem teatralnym, street artem, sce-nografią i projektowaniem wnętrz. Od ponad roku trochę tych projektów się zagęściło. Wszystko zaczęło się od „malowania ścian” zarówno we wnętrzach jak i na zewnątrz. Muralami zają-łem się jeszcze przed studiami. W czasie ich trwania, zacząłem próbować innych środków artystycznego wyrazu, na przykład multimedia. Teraz też zajmuje się różnymi dyscyplinami. Moż-na oczywiście skupić się na jednej rzeczy. Ja mam jednak w so-bie pewien niepokój wewnętrzny, który nie pozwala mi zająć się jednym twórczym aspektem. Lubię działać w  wielu dzie-dzinach, technikach i często łączyć dyscypliny sztuki ze sobą.

Każda z realizacji to dla Ciebie oddzielny projekt, inna hi-storia?

Właśnie nie. Wszystko się ze sobą przenika. Tak jak projekto-wanie kostiumów teatralnych, które trzeba zespolić z  całym spektaklem, ale też ze scenografią. Wszystkie dyscypliny w których tworzę, przeplatają się ze sobą. Dotyczy to również komercyjnego projektowania. Tak samo z  grafikami, które tworzyłem i  wykorzystywałem w  nich elementy charaktery-styczne dla murali.

Czym jest da Ciebie i jak rozumiesz dzisiejszy fenomen ze-wnętrznej sztuki miejskiej?

Nie jestem teoretykiem i trudno jest mi teraz ten rodzaj sztuki zdefiniować. Dyscyplin i sposobów wyrazu w Urban Arcie jest teraz tak dużo, że nie zastanawiałem się nad tym. Mnie intere-suje nielegalne malowanie na pustostanach, a nie dewastowa-nie świeżo odremontowanych kamienic.

Rysują się dwie tendencje street artu. Są to prace, wykorzy-stujące miasto jako medium-nośnik dla autoekspresji bądź wypowiedzi krytycznej i  prace, wykorzystujące miasto jako materiał artystyczny, odnoszące się do jego struktury bądź ją modyfikujący. Która z nich jest bliższa Tobie?

W mojej pracy skupiam się na dosyć bogatej, rozbuchanej for-mie, ale nie podaje bezpośrednio przekazu od razu na talerzu. To co przedstawiam jest raczej luźną ilustracją, bogatą w zna-czenia. Nie tworzę swojej historii w ten sposób, że jest zrozu-miała. Pozostawiam to raczej do dyspozycji odbiorców, każdy może tą historię stworzyć po swojemu, jest otwarta. I tak sta-ram sie podchodzić do swoich prac. Jednak zawiera się w nich

sztukai umiejętność przenikania

Z Gregorem Gonsiorem rozmawiał Michał Strzelecki

Page 131: Catwalk #6
Page 132: Catwalk #6

132 Catwalk

pierwiastek odnoszący się do miejsca, w którym tworzę. Robiąc mural staram się nawiązać do historii tego miejsca, otoczenia, albo wpisać się w dane miejsce kolorystyką.

Nie uważasz, że mamy już dziś plagę, bądź wysyp streeto-wych projektów, co prowadzi do taniej sztuki z  cyklu „polo street art”?

Trochę niestety tak jest w tym momencie. Dzieje się tak, po-nieważ murale tworzy się na różne okazje. Fajnie jeśli ktoś to robi dla otoczenia i szczerze według własnej wizji. Czasami jed-

nak wychodzą mocno kiczowate rzeczy. Wszystko zależy od or-ganizatorów takiego przedsięwzięcia. Nie powiedziałbym też, że wszystko w tym co można zobaczyć jest sztuką. Wiele jest realizacji plakatowych skupiających się wyłącznie na promocji jakichś wydarzeń i  nic poza tym. Wszystko co powstanie na ścianach można nazwać muralem, wszystko jest street artem, ale nie wszystko jest sztuką.

Moda to także rodzaj sztuki użytkowej, która wychodzi na

ulice. Jak ją postrzegasz, w jaki sposób o niej myślisz jako projektant ?

Akurat jeśli chodzi o modę to z tzw. „street fashion” mam nie po drodze. Moje poprzednie dwie kolekcje były zupełnie inne. Bardziej poszedłem w  stronę haute couture, w  teatralizacje ubioru. Lubię się spełniać w  tym, co robie pod kątem arty-stycznym, dlatego proponowana przeze mnie moda właśnie tak wygląda. Jak dotąd zaprojektowałem dwie autorskie kolekcje. Pierwsza była dyplomową z 2008 roku, natomiast drugą stwo-rzyłem specjalnie na pokaz w Berlinie. Jeżeli projektuje kolek-cję to musi być to zrobione od A do Z. Oprócz ubrań oczy-wiście, projektuje akcesoria: buty, torebki. Te ubrania nie są łatwe do noszenia i nie dla wszystkich. Są bardziej artystyczne, to znaczy nie do każdego odbiorcy dotrą. Mogą spodobać się wielu stylistom, być wykorzystane w sesjach, ale najważniejsi są klienci, kupcy. Oczywiście miałem przygodę związaną z pro-jektowaniem ubrań dla popularnych polskich marek i od czasu do czasu robie je jeszcze na zlecenie - nie mam z tym problemu. Ale wolę spełniać się i wyżywać artystycznie. Szukam ciągle wyzwań, kiedy jeszcze mam ku temu okazje.

Czyli nie szukasz i nie podążasz za kompromisami w swo-ich artystycznych realizacjach?

Tak. Podchodząc do kolekcji ufam swojej intuicji i nie idę na kompromis, według zasady, musi się sprzedać. Takie podej-ście jak dotąd zawsze procentowało. To samo mogę powiedzieć o projektowaniu wnętrz i tworzeniu murali, czym obecnie się zajmuję. Zawsze staram się wierzyć w to co robię. Wiadomo, że pewne kompromisy są potrzebne szczególnie kiedy pracuje dla klienta, ale staram się robić wszystko w zgodzie z  samym sobą, tłumaczyć do końca swoją wizję, bronić jej. Jeśli chodzi o projektowanie najbardziej lubię tworzyć kostiumy dla spek-takli teatralnych.

Kiedy zaczęła się twoja przygoda z teatrem

Dwa lata po moim dyplomie rozpoczęła się przygoda z teatrem. Miałem taką potrzebę i chęci. Ale jest to moc-no zamknięte środowisko i ludzie działają na zasadzie już sprawdzonych i wypróbowanych nazwisk. Dzięki moim ko-lekcjom otworzyłem sobie kolejne drzwi do teatru. Cieszę się, że udało mi się stworzyć kostiumy do spektaklu, bo one pokazały moje możliwości. Dostałem tą szansę od Mariusza Grzegorzka. On właśnie zaprosił mnie do dużego spektaklu rzucając od razu na głęboką wodę. Z Mariuszem udało się, zrobić jeszcze kolejne dwa spektakle. Później był projekt „Farinelli” we Wrocławiu, który zrobiłem z inną ekipą.

Co daje Tobie, jako projektantowi, możliwość tworzenia kostiumów teatralnych?

Page 133: Catwalk #6

133Catwalk

Lubię współpracę z większą grupą ludzi, gdzie trzeba po-łączyć kilka komórek w jeden organizm. Tam są wyzwania i skrajnie inny temat. Projektując kostiumy muszę podpo-rządkować różne rzeczy, gdzie określone są wytyczne doty-czące relacji: widz, reżyser i aktorzy. Wszystko trzeba połą-czyć ze sobą w jedną całość. Każdy temat daje duże możli-wości twórcze, trzeba się wykazać i zrobić jak dyby jedną kolekcję, która ma jednocześnie odzwierciedlać konkretną postać na scenie w danym spektaklu.

Pracujesz obecnie nad jakąś nową kolekcją, którą za-prezentujesz na wybiegu ?

Robię akcesoria, które są w sklepach internetowych i stacjo-narnych we Wrocławiu, Gdańsku, Berlinie oraz w internecie na Mostrami.pl. Pokaz mody jest dużym przedsięwzięciem wymagającym ogromnej pracy organizatorskiej, dlatego obecnie skupiam się wyłącznie na tworzeniu dodatków.

Nie obawiasz się tak długiej przerwy? Inni szybko chcą przystąpić do realizacji kolejnych kolekcji. Chcą się wpasować w określone założenia, dotyczące biznesu ja-kim jest moda.

Nie, nie mam żadnego zacięcia, żeby być kojarzonym tyl-ko z fashion albo street artem. Lubię ciągle podejmować nowe wyzwania i wtedy skupiam się na innych celach. Nie mam ciśnienia jak większość projektantów, że muszę stwo-rzyć dwie, cztery kolekcje w roku. Równolegle staram się tworzyć na kilku ścieżkach i dzięki temu czuje się spełniony. Jeżeli pojawią się nowe możliwości, to wtedy zrobię jakąś kolekcję lub chętnie podejmę się tematu teatralnego. Teraz skupiam się na projektowaniu wnętrz i ma na pół roku moc-no zaplanowany kalendarz.

Jak wygląda współpraca z Gregorem Gonsiorem?

Lubię, kiedy ktoś zostawia mi wolną rękę przy tworzeniu. Z pewnością musi mi zaufać. Duży procent wiary w to, co robię jest o tyle istotny, że klient w połowie projektu nie jest w stanie sobie wyobrazić jak wszystko ma wyglądać. Moje wcześniejsze realizacje dotyczące wnętrz, to były akcenty w postaci murali albo instalacji. Później były to już bryły 3D, tworzone w różnych technikach. Teraz skupiam się na całym wnętrzu, które musi przyciągać uwagę i również musi być funkcjonalne, także to też jest kolejne wyzwanie.

Jest jeszcze jakaś kolejna droga, którą chcesz iść? Nie zapytałem Cię jeszcze o funkcjonowanie w obiegu gale-ryjnym ?

To kolejna otwarta ścieżka w tym momencie. Mam w pla-nie dużą wystawę w tym roku, a może nawet dwie. Myślę

także nad wyjazdami plenerowymi z ekipą, gdzie będziemy wychodzić w przestrzeń. Najważniejsza będzie jednak z tego dokumentacja. Galeryjne działania, też chciałbym, żeby wy-paliły w tym okresie. Ale nie zdradzę szczegółów, ponieważ rozmowy jeszcze trwają.

Co daje Tobie każda kolejna praca albo realizacja arty-styczna ?

Moja szkoła nie skończyła się na zrobieniu dyplomu magi-stra. Nie wyszedłem z założenia dziękuje, już wiem wszyst-ko. Każda kolejna praca wniosła coś nowego w mój roz-wój. To wszystko składa się na to w jaki sposób podchodzę do nowych wyzwań. Splatanie tych wszystkich zdobytych umiejętności ze sobą w pracy jest wynikiem doświadczenia. Cały czas uczę się podejmując coraz to nowsze wyzwania. Kiedy pojawia możliwość zrobienia czegoś, czego nie ro-biłem - nie rezygnuję. Wręcz przeciwnie, taka sytuacja sty-muluje do myślenia o podejściu do nowej realizacji. Dzięki temu, że w taki sposób myślę nigdy nie miałem problemu z podejmowaniem nowych wyzwań. Swobodnie przenikam w każdą inną dziedzinę.

Na koniec zapytam Cię, co takiego dostrzegasz w  Łodzi, że postanowiłeś pracować i  tworzyć w  tym mieście. Moż-na spotkać się z wieloma skrajnymi opiniami dotyczącymi tego miasta. Na jednych wpływa pozytywnie inni twierdzą, że trzeba stąd uciekać.

Mieszkałem w Warszawie i Trójmieście. Jednak do Łodzi cały czas wracam. Obserwuję, że to miasto miewa okresy mocnego rozwoju, później wydaje się Tobie, że jednak wszystko się za-trzymało. Upadło kilka dużych festiwali i  myślisz - o  znowu w  tym mieście nic się nie dzieje. Uważam, że jest tutaj duży potencjał, który zostanie wykorzystany i w przyszłości dostrze-żony. Jest to miasto, w  którym z  pewnością można się speł-niać zawodowo. Staram się nie narzekać tylko brać z  niego i wykorzystywać to, co jest najlepsze. Wiem, że ono daje i bę-dzie dawało mi sporo inspiracji. Poza tym współpracuję tutaj z  krawcami, mam tu pracownię i  pod tym względem, wiele w tym mieście realizuję.

Dziękuję za rozmowę

Page 134: Catwalk #6

S p e k t a k lm o d y

Autor: Michał Strzelecki

Page 135: Catwalk #6

135Catwalk

W dzisiejszych czasach pokazy mody stały się nowym ga-tunkiem popkultury — fuzją rewii, musicalu, teatru i hap-peningu. Nie mamy do czynienia jedynie z prezentowaniem najnowszych trendów — przed naszymi oczami rozgrywa się prawdziwy spektakl, który stanowi istotny element, wpływający w dużym stopniu na odbiór kolekcji.

Moda podlega ciągłym zmianom; jesteśmy świadkami czasów, w których za kulisami pokazów projektant żegna się z etosem władcy, ustępując miejsca specjalistom z różnych dziedzin, po-magających mu w kreowaniu nowych trendów i opracowaniu strategii ich przekazywania. To właśnie strategie, za pośrednic-twem których prezentuje się kolekcje, stały się w dobie obra-zowania bardzo istotnym czynnikiem, wpływającym na odbiór mody. Bez względu na to czy traktuje się pokaz mody jako instrument marketingu, czy też środek przekazu jakiejś idei, jest on otwartą i  stale zmieniającą się formą. Gdzie możemy szukać źródeł obecnej sytuacji? Myślę, że w latach 70-tych, kie-dy haute couture zaczęło tracić na wartości, natomiast popular-ność zyskało masowe pret-a-porter. W następnej dekadzie, wraz z  nadejściem ery marketingu, sztuka wysokiego krawiectwa straciła swój elitarny charakter; od tego czasu pokazy mogą już konkurować z występami gwiazd show-biznesu.

Siłą napędową, która zmieniła sposób postrzegania rzeczywi-stości, było rosnące tempo życia. To ono przyczyniło się do przekształceń w  pojmowaniu sztuki, biznesu, przemysłu, ale także mody. Lata 90. są doskonałym przykładem jak m.in.: Commes des Garçons, Martin Margiela i  Hussein Chalayan, przedstawili konceptualne podejście do prezentacji kolekcji. W tym okresie, wykształciła się również zupełnie odmienna forma w organizacji pokazów, polegająca na swoistym show. Gallia-no i  McQueen rozpoczęli realizację widowisk na wielką ska-lę; ekstremalna teatralność tych pokazów mody została przez Carolin Evans określona jako: „pretekst od odwrócenia uwa-gi od komercyjnych pobudek i  celów”. W 1995 roku Walter van Beirendonck przekształcił wybieg w wirtualną przestrzeń, w  której modelki wchodziły w  interakcje z  komputerowymi obrazami.

Dziś mo da prze ni ka róż ne dzie dzi ny roz ryw ki; epa tu je roz ma-chem i eks tra wa gan cją. Włą czy ła się w nurt popkul tu ry i przy-ję ła jej pra wa: „Mo da to nie tyl ko pro duk ty, któ re ku pu je my, ale wszyst ko na co pa trzy my to prze ży cie, emo cje, fe eling” — po-wie dział Ni co la For mi chet ti, dy rek tor ar ty stycz ny do mu mo dy Thier ry Mu gler. Dwa lata temu projektant za an ga żo wał La dy Ga gę, któ ra na  tle de ko ra cji przy po mi na ją cej ko ściół ro mań-ski, za śpie wa ła do mu zy ki Sta bat Ma ter Per go le sie go. Wszystko jest już możliwe; do wi do wi ska, któ re trwa nie wię cej niż pół go dzi ny, bu du je się sce no gra fie za set ki tysięcy, a czasami na-wet miliony do la rów: sztucz ny śnieg, sce ne rię wiej skiej far my, gór skie go pej za żu, ogro du. Doskonałym przykładem mogą być

pokazy Chanel w  Grand Pa la is — naj więk szej w  Pa ry żu ha li wy sta wowej, zbu do wa nej przy Po lach Eli zej skich na Wy sta wę Świa to wą w 1900 ro ku. Lagerfeld zdaje się bez końca czerpać inspiracje ze swoich snów, a pieniądze jakie inwestuje się w jego pokazy, sprawiają, że sen urzeczywistnia się na naszych oczach; i tak raz zabiera nas na dno oceanu, by ukazać magiczny świat głębin, a w następnym sezonie zaprasza na wystawną ucztę przy suto zastawionym stole. Sprawne dozowanie napięcia, poprze-dzające każdą prezentację marki, sprawia, że scenografia poka-zu Chanel jest zwykle równie szeroko komentowana, jak pięk-ne kreacje legendarnego domu mody. Przykładowo najnowsza kolekcja została zaprezentowana w scenerii supermarketu: mo-delki kroczyły między regałami pełnymi produktów, natomiast artykuły żywnościowe służyły jako rekwizyty, dopełniające sty-lizacji. Za pośrednictwem pokazu przypomniano, że tożsamość współczesnego mieszkańca „globalnej wioski” jest głównie toż-samością konsumenta w supermarkecie kultury, ale koniecznie ubranego w Chanel.

Mo no pol wielkich domów mody zaczął prze ła mywać H&M, glo bal na fir ma o za się gu po pu lar nym oraz sil nym za ple czu fi-nan so wym. Po cząw szy od 2005 ro ku, co se zon or ga ni zu je ona wydarzenia, na któ re za pra sza dzien ni ka rzy, gwiaz dy roz ryw ki oraz ce le bry tów. W 2009 roku pokaz Soni Rykiel przygotował Etien ne Rus so, twór ca naj bar dziej spek ta ku lar nych even tów z  bran ży luk su so wej, bez któ re go nie od by wa się ża den show Cha nel, Her me sa, La nvina czy Miu Miu. Ponad dwa tysiące go ści z ca łe go świa ta, czer wo ne dy wa ny, dy my, kel ne rzy w li-be riach. Efekt był zdumiewający: wejście roz świe tlał las sztucz-nych drzew, natomiast na wznie sie niu, u stóp roz ja rzo nej świa-tła mi wie ży Eif a (o wy so ko ści  dwudziestu pięciu  metrów) zbu do wa no mi nia tu ro wy Pa ryż.

Pro du cen tem me ga spek ta kli jest tak że ame ry kań ska sieć bie li-zny i ko sme ty ków Vic to ria’s Se cret, za ło żo na w 1977 ro ku przez Roya Ray mon da, który obecnie z ko ron ko wych sta ni ków VS czerpie zysk wysokości mi liarda do la rów rocz nie. Co roku (po-cząwszy od 1995) odbywa się także hucz ny pokaz bie li zny, na któ ry za pra szane są set ki znanych oso bi sto ści.  Kierownictwo marki z  roku na rok stara się podtrzymywać najlepsze trady-cje, a  także ciągle podnosić rangę wydarzenia — zatrudniane są najpopularniejsze modelki, które prezentują bieliznę w ory-ginalnych kostiumach, tworząc niezwykle ciekawe widowi-ska. Trzeba przyznać, że organizatorzy nie oszczędzają na aran-żacji pokazów — w 2012 roku całość przedsięwzięcia koszto-wała dwanaście milionów dolarów.

Aby dodać modzie powagi i prestiżu, organizatorzy na miejsca pokazów wybierają często przestrzenie historyczne, np.: muzea, pałace, akademie sztuki. Dla tych in sty tu cji do chód, jaki przy-nosi wynajęcie sal, stanowi nierzadko sposób na pod re pe ro wa-nie bu dże tu, więc biz nes modowy w  pewien sposób wspiera

Page 136: Catwalk #6

136 Catwalk

sektor pu blicz ny, kulturowy, artystyczny. Producenci pokazów za granicą są gotowi wynająć najdroższe miejsca: Mu zeum Czło wie ka w  Pa ry żu, Mu zeum Sztu ki No wo cze snej w  Pa ry-żu, no wo jor ską MO Mę. Pre zen ta cja zi mo wej ko lek cji bi żu te rii Swa ro vskie go w  czerw cu  2011 ro ku od by ła się w  Me dio la nie w  Pa laz zo Re ale. Prze mie rza jąc sa le szes na sto wiecz ne go pa ła-cu, oglą da li śmy eks po zy cję bi żu te rii za aran żo wa ną w  spo sób, ja kie go nie po wsty dzi li by się ku ra to rzy mu zeum sztu ki no wo-cze snej. Rów no cze śnie od by wa ł się bankiet dla dwóch ty się cy za pro szo nych go ści.

Polska rzeczywistość

W naszym kraju nie ma na razie możliwości na organiza-cje takiego widowiska, jakie możemy zobaczyć w Paryżu, Mediolanie, Londynie czy Nowym Jorku. Na szczęście, dla naszych projektantów, z pomocą przychodzą sponsorzy. To oni w większości przypadków pokrywają koszty związane z przygotowaniem kolekcji, a więc: zakup materiałów, wy-nagrodzenie dla ludzi współpracujących z projektantami, a także koszty dotyczące samego pokazu: gaże modelek, osób odpowiedzialnych za makijaż, fryzury, reżyserię, sce-nografię, realizację świetlną czy też sam sprzęt niezbędny do przeprowadzenia imprezy. Dla organizatorów zdobycie wystarczającej kwoty nie stanowi jeszcze pełnego sukcesu. Problemy zaczynają się podczas rozmów ze sponsorami na temat brandingu — widoczności ich logotypów, spotów re-klamowych, kolorów charakteryzujących ich markę podczas pokazu, itd. Często sponsorzy próbują tak mocno zaistnieć na imprezie modowej, że goście zaczynają odbierać ją nie-mal jako targi produktów luksusowych; mamy zatem bary (stoiska firmy alkoholowej, współpracującej z organizato-rem), strefę dla palaczy (stoisko firmy tytoniowej), strefę, gdzie można napić się kawy (stoisko koncernu sprzedają-cego kawę) i wiele innych, często bardzo oryginalnych ma-rek, promujących swoje produkty podczas tego typu wyda-rzeń… Częstym widokiem są również samochody, stojące bardzo blisko wybiegu, tak by nikt nie miał cienia wątpliwo-ści, kto sponsoruje wydarzenie.

Trzeba jednak pamiętać, że najważniejszym elementem po-kazów w centrach światowej mody są kolekcje — to one wyznaczają globalne trendy na kolejne sezony. Natomiast w Polsce, w związku z bardzo małą liczbą wydarzeń modo-wych, pokazy największych projektantów są przede wszyst-kim okazją do spotkań przedstawicieli świata show-biznesu, kultury i szerokiego grona bywalców podobnych imprez. W związku z tym pokaz kolekcji to tylko skromny fragment ca-łego przedsięwzięcia: show zaczyna się dużo wcześniej, kie-dy to fotoreporterzy uwieczniają kolejno przybywających celebrytów na tle ścianki sponsorskiej pokrytej logotypami

donatorów.

Mimo braku ogromnych funduszy, Polska zawsze była ko-lebką kreatywnych ludzi. Czasem wystarczy dobry pomysł, elastyczność i zdolność do kompromisów, a można osią-gnąć pożądany efekt, bez wielkich nakładów finansowych. Tak powstał pomysł na pokaz kolekcji wiosna/lato 2010 dla Paprocki&Brzozowki, który został zorganizowany na po-czątku października w dawnym budynku Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Kolejnym przykładem może być pokaz kolekcji Agnieszki Maciejak w 2013 roku, który był uzupełniony zaskakującą scenografią, pełną świateł i la-serów; w szklanej płaszczyźnie budynku, kolorowe wiązki odbijały się od elementów sceny, co stanowiło uzupełnienie koncepcji scenerii, ale także doskonale oddawało charakter tego, co można było zobaczyć na wybiegu. Za pomocą sa-mego oświetlenia i ogromnej przestrzeni, w jakiej została zgromadzona publiczność, Łukasz Jemioł także pokusił się o przeniesienie nas poza ziemskie granice i trzeba przyznać, że efekt ten przyczynił się do lepszego odebrania i zrozu-mienia koncepcji projektanta. Jak widać polscy organizato-rzy modowych widowisk, mimo przeszkód starają się sięgać po nowe rozwiązania. Świetnym pomysłem było przecież zaadaptowanie pofabrycznych budynków w Łodzi czy Soho Factory w Warszawie.

Długo można by wymieniać równie ciekawe realizacje. Wśród ich twórców na pewno znaleźliby się: Baczyńska, Przybyszewski, Woliński, Zień. Każda z tych osób ma świadomość, że współczesne pokazy mody to dopracowa-ne w szczegółach wydarzenia, w których na bazie kolekcji — czyli głównego elementu — budowany jest wielowymia-rowy spektakl, dzięki któremu twórcy mogą przekazywać idee, propagować markę, wzbudzać zainteresowanie me-diów i przekonywać do siebie nas — publiczność. Przedsta-wienie musi przecież trwać.

Page 137: Catwalk #6
Page 138: Catwalk #6

Fotograf WIKTORIA WALENDZIKModelka OLGA R. / Mango ModelsStylizacja XTRAVAGANZAMake up i fryzura NATALIA ZDROJEK

Page 139: Catwalk #6
Page 140: Catwalk #6

Legginsy: COCOON

Page 141: Catwalk #6

Bluzka: Klaudia CichońSpódnica: River Island

Page 142: Catwalk #6

Top: TopshopSpodnie: Klaudia Cichoń

Page 143: Catwalk #6
Page 144: Catwalk #6
Page 145: Catwalk #6
Page 146: Catwalk #6
Page 147: Catwalk #6
Page 148: Catwalk #6
Page 149: Catwalk #6

Body: Victoria’s SecretSpódnica: Topshop

Płaszcz: własność stylistki

Page 150: Catwalk #6
Page 151: Catwalk #6

Zdjęcie z lewejTop: TopshopSzorty: Sylwia KarimButy: Simple

Kurtka: COCOON

Page 152: Catwalk #6
Page 153: Catwalk #6
Page 154: Catwalk #6

154 Catwalk

16 minut pokazu — może nam się zdawać, że to proste, że przychodzi łatwo; kilkanaście modelek, co sezon nowe sylwetki, oraz wybieg, na którym projektant prezentuje swoje dzieła. A jednak pokaz mody to coś więcej, za każdą modelką i strojem stoi ogrom pracy i wcale niemały budżet. Przecięt-ny pokaz w miejscu alternatywnym kosztuje około 250 tysięcy złotych, początkujący projektant zwy-kle nie może sobie na to pozwolić, pozostaje mu szukać ratunku finansowego u sponsorów. Z kolei dla marek takich jak Chanel, Dior czy Valentino 250 tysięcy to zaledwie kropla w morzu finanso-wych potrzeb; zważywszy na widowiskowość sce-nerii, zatrudnianie top-modelek i najlepszych ludzi w branży — dyrektorów artystycznych, stylistów, kierowników castingu, makijażystów, stylistów fryzur, garderobianych, wchodzących w ogromny sztab ludzi, od których zależy jakość prezentacji — przeciętny pokaz takiej marki należałoby oszaco-wań na około 3–4 miliony euro. Niemałe koszta.

Co się tyczy modelek — najlepiej zatrudnić naj-lepsze. Czyli takie, które w danym sezonie zro-biły dużo pokazów, albo takie, które na liście top utrzymują się od paru lat. Unika się dzięki temu niepotrzebnych wpadek. Typ urody modelki i jej sylwetka decydują o sukcesie prezentacji. Twarze początkujące biorą za jeden pokaz około 500 euro, z czego mniej więcej 20 procent idzie do właści-ciela agencji, twarze bardziej rozpoznawalne mogą wziąć do 20 tysięcy euro za jedno przejście.

A jak to wszystko wygląda za kulisami? Pat Mc-Grath (autorka fantastycznych make-upów dla Miu Miu i Comme des Garcons) znana jest z tego, że

na backstage przyjeżdża z co najmniej sześćdzie-sięcioma kuframi kosmetyków. Daje to pewne wy-obrażenie o rozmachu przedsięwzięcia, nie dziwi zatem istna gorączka przygotowań — trzeba naszy-kować stanowiska wizażystów, fryzjerów, modelek i stylistów, aby maksymalnie usprawnić pracę nad pokazem. Podobno przygotowanie makijażu do po-kazu Haute Couture Givenchy na sezon jesień/zima 2015 trwało 7 godzin. Czas przygotowań obliczony jest co do sekundy; nikt nie może dać plamy. Spóź-nienia źle świadczą o pokazie, traci on wówczas w oczach zaproszonych gości i redaktorów. Dlatego na pokazach zagranicznych są niedopuszczalne i niemal się nie zdarzają. W Polsce stanowią niestety normę na wydarzeniach czterech najlepszych ko-mercyjnych projektantów.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nietrudno wyobra-zić sobie, ile wysiłku kosztuje zrobienie perfekcyj-nie dopracowanego pokazu, ile uporu potrzeba, by się znaleźć wśród najlepszych. Łatwo też odgad-nąć, jak zacięta walka o laury toczy się ponad gło-wami modelek, stylistów, makijażystów, gardero-bianych…

backstage

Autor: Borys Korban

Page 155: Catwalk #6
Page 156: Catwalk #6

FashionOutrageFotograf WOJCIECH JACHYRAModel MACIEK MIĄSEK / Embassy ModelsMakijaż i fryzura NATALIA ZDROJEKStyle DORIAN DANDIS

Page 157: Catwalk #6
Page 158: Catwalk #6
Page 159: Catwalk #6
Page 160: Catwalk #6
Page 161: Catwalk #6
Page 162: Catwalk #6
Page 163: Catwalk #6
Page 164: Catwalk #6

catwalkmagazine.pl