20
DYSKUSJA MARCIN KULA Uniwersytet Warszawski Akademia Leona Koźmińskiego Warszawa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ PRyZMAT MIGRACJI Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949-1989, ISP PAN, IPN, Warszawa 2010, s. 534. Książka Dariusza Stoli 2 jest jedną z najważniejszych książek o PRL. Obejmuje problematykę niebagatelnego zjawiska w całym okresie dziejów tej formacji – co rzadkie wśród historyków, na ogół koncentrujących się na mniejszych wycinkach rzeczywistości. Autor jest specjalistą zarówno z zakresu zjawisk migracyjnych, jak z historii PRL. Historią migracji zajmuje się od początku swej drogi zawodowej 3 . Umie posługiwać się statystykami i liczyć. Zna i wykorzystuje szeroką literaturę oraz dane o migracjach. Co ważne, zna oraz wykorzystuje ustalenia z szerokiego pola humanistyki, które dają się zastosować do analizy procesów migracyjnych (np. w kwestiach terroru, nieformalnych kanałów informacji, kapitału społecznego, mniejszości narodowych). Jednocześnie książka spełnia wszystkie warsztatowe reguły historyków. Autor umie docierać do źródeł historycznych. Będąc dobrym i przytomnym badaczem czasów najnowszych, Stola potrafi wykorzystywać źród- ła pochodzenia bezpieczniackiego nie do polowania na prawdziwe lub domnie- Przygotowane na konferencję „Badania migracji w Polsce: stan wiedzy, kierunki i metody”, zor- ganizowaną przez Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego (Jachranka, marzec 2011). 2 Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949-1989, ISP PAN, IPN, Warszawa 2010. 3 Zagadnieniom migracji (bądź takim, których migracje były istotną częścią) Stola poświęcił naj- pierw swoją pracę magisterską, a następnie doktorską i habilitacyjną (Dariusz Stola, Emigracja jako formuła buntu [w:] Widziane i słyszane. Szkice i źródła do historii najnowszej, Warszawskie Zeszyty Historyczne, 1990, nr 4, s. 96-107; tenże, Nadzieja i zagłada, Oficyna Naukowa, Warszawa 1995; tenże, Kampania antysyjonistyczna w Polsce. 1967-1968, ISP PAN, Warszawa 2000).

DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

DYSKUSJa

MarciN kula

Uniwersytet WarszawskiAkademia Leona KoźmińskiegoWarszawa

PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ PRyZMAT MIGRACJI�

Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949-1989, ISP PAN, IPN, Warszawa 2010, s. 534.

Książka Dariusza Stoli2 jest jedną z najważniejszych książek o PRL. Obejmuje problematykę niebagatelnego zjawiska w całym okresie dziejów tej formacji – co rzadkie wśród historyków, na ogół koncentrujących się na mniejszych wycinkach rzeczywistości.

Autor jest specjalistą zarówno z zakresu zjawisk migracyjnych, jak z historii PRL. Historią migracji zajmuje się od początku swej drogi zawodowej3. Umie posługiwać się statystykami i liczyć. Zna i wykorzystuje szeroką literaturę oraz dane o migracjach. Co ważne, zna oraz wykorzystuje ustalenia z szerokiego pola humanistyki, które dają się zastosować do analizy procesów migracyjnych (np. w kwestiach terroru, nieformalnych kanałów informacji, kapitału społecznego, mniejszości narodowych). Jednocześnie książka spełnia wszystkie warsztatowe reguły historyków. Autor umie docierać do źródeł historycznych. Będąc dobrym i przytomnym badaczem czasów najnowszych, Stola potrafi wykorzystywać źród-ła pochodzenia bezpieczniackiego nie do polowania na prawdziwe lub domnie-

� Przygotowane na konferencję „Badania migracji w Polsce: stan wiedzy, kierunki i metody”, zor-ganizowaną przez Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego (Jachranka, marzec 2011).

2 Dariusz Stola, Kraj bez wyjścia? Migracje z Polski 1949-1989, ISP PAN, IPN, Warszawa 2010.3 Zagadnieniom migracji (bądź takim, których migracje były istotną częścią) Stola poświęcił naj-

pierw swoją pracę magisterską, a następnie doktorską i habilitacyjną (Dariusz Stola, Emigracja jako formuła buntu [w:] Widziane i słyszane. Szkice i źródła do historii najnowszej, Warszawskie Zeszyty Historyczne, 1990, nr 4, s. 96-107; tenże, Nadzieja i zagłada, Oficyna Naukowa, Warszawa 1995; tenże, Kampania antysyjonistyczna w Polsce. 1967-1968, ISP PAN, Warszawa 2000).

Page 2: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�0 Marcin Kula

mane czarownice, lecz do badania polskiej rzeczywistości – tej kształtującej się zgodnie z intencjami władz i o której źródła mówią bezpośrednio, oraz tej, nieraz podskórnej, o której informacje trzeba wycisnąć z materiału jak z cytryny. Najcie-kawsze w zbiorach IPN-u są przecież materiały, które mówią o wielu sprawach nie wprost, a nieraz w ogóle wbrew zamiarom autorów.

Stola dobrze zna realia, w jakich rozgrywała się badana przezeń akcja; wie, że znakomita większość z nas żyła w otoczeniu danym, a nie samodzielnie wybie-ranym. Nie sytuuje się ani po stronie tych, którzy – symbolicznie mówiąc – obu-rzają się dziś na sam fakt, że np. redakcja Tygodnika Powszechnego rozmawiała z UB/SB, ani po stronie tych, którzy są oburzeni przypomnieniem, iż np. Ryszard Kapuściński miał dobre kontakty z niejednym działaczem partyjnym. Stola bada rzeczywistość bez sytuowania się w roli domorosłego prokuratora, ani też domo-rosłego obrońcy. Ustala wiele faktów z zakresu podstawowego obrazu zjawiska, takich jak wielkość fal migracyjnych, ich pulsowanie, system paszportowy i jego zmiany. Wśród tych ustaleń wiele jest nowych nawet w zakresie elementarnej faktografii (kto słyszał o dobrowolnej emigracji, czy reemigracji do ZSRR?). Co ważne, nie zatrzymuje się na odtworzeniu faktów. Jest to książka analityczna.

Zarówno z uwagi na ujęcie całości zjawiska w wymiarze merytorycznym oraz chronologicznym, jak z uwagi na sposób podejścia, chętnie widziałbym omawia-ną książkę w nowocześnie ujętej, parotomowej historii PRL, w której każdy tom byłby poświęcony nie kolejnemu odcinkowi chronologicznemu, lecz działowi spraw. Za włączeniem do kolekcji, jaką niestety mogę sobie dziś jedynie wyobra-zić, przemawiałby także interdyscyplinarny charakter prowadzonego badania.

Wszelkie przyzwoite badania migracji (podobnie jak demografii) muszą być interdyscyplinarne – bowiem taka jest natura przedmiotu. Spojrzenie w kręgu spraw migracyjnych – podobnie jak zresztą w innych – jedynie na współczesne przejawy zjawiska nie stanowi dostatecznej podstawy do jego poznania. Nawet w najbardziej woluntarystycznym reżimie i nawet w wypadku jednostkowych, niespodziewanych erupcji zjawisk migracyjnych, są one procesami długofalowy-mi oraz pozostają pod wpływem dawniejszych zaszłości. Niespodziewaną emi-grację pomarcową kształtowała – na co słusznie zwraca uwagę Stola – nie tyl-ko znana kampania, ale długoletnia obserwacja socjalizmu przez potencjalnych migrantów oraz strach wyniesiony z okupacji. Gdy w 1968 r. zapytałem starszą osobę, aż za dobrze pamiętającą okupację, dlaczego ludzie, którzy przetrwali gor-sze rzeczy, teraz emigrują, rozmówca odpowiedział: „właśnie dlatego”. Dodał, że hitleryzm pokazał, w jak wielkim stopniu trzeba się liczyć nawet z nieprawdopo-dobnym rozwojem sytuacji. „Na krótko przed wojną – mówił – pobito mnie za to, że «chodziłem» z Żydówką. Nawet w tym momencie nie przyszło mi jednak do głowy, że iluś ludzi zostanie przepuszczonych przez komin”4. Przeszłość stwarza

4 Cyt. z pamięci.

Page 3: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2��PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

pewien alfabet do zastosowania w teraźniejszości, swoiste instrumenty jej rozpo-znania. Gdy ta sama osoba, wracająca akurat w marcu 1968 r. z Włoch, przeczy-tała pierwszą po jakimś czasie polską gazetę w samolocie, doszła do wniosku, że wraca stalinizm.

Analiza interdyscyplinarna nie pojawia się w polskiej humanistyce często, a więc tym bardziej trzeba ją docenić, gdy się jest stosowana. Należy również oddać szacunek kolegom, którzy wcześniej ruszyli drogą interdyscyplinarną w badaniach migracyjnych. Wśród bezpośrednio mi znanych chciałbym wymie-nić środowisko skupione w swoim czasie wokół Instytutu Badań Polonijnych UJ oraz jego dyrektora, prof. Hieronima Kubiaka. Taką drogą idzie też Stola. Choćby z odnośników widać, że zna przemyślenia innych dyscyplin o zagadnieniach mi-gracyjnych. Dużo pytań, jakie stawia materiałowi historycznemu, wchodzi w za-gadnienia tradycyjnie obejmowane przez socjologię (migracja w funkcji podziału terenów emigracyjnych na miasto i wieś; migracja w funkcji płci, wieku, wy-kształcenia, kategorii zawodowej; trwanie lub osłabianie więzi rodzinnych w wy-niku migracji; nadawanie więziom rodzinnym charakteru transgranicznego).

Choć widziałbym głęboki sens reklamowania referowanego podejścia wśród historyków poprzez pokazywanie jak dobre rezultaty przyniosło ono w badaniach Stoli, to jednak w niniejszym omówieniu pójdę w innym kierunku. Spróbuję mianowicie rozszerzyć przemyślenia autora nad tym, co badanie migracji z PRL wnosi do naszej ogólnej wiedzy o zjawiskach migracyjnych, o komunizmie, oraz specyficznie o PRL. Potraktuję ustalenia autora jako swoisty pryzmat. Bowiem, jak zjawisko migracji jest wieloczynnikowe, tak można przez nie dostrzec bardzo wiele spraw. Autor jest tego świadomy i nieraz sam idzie w kierunku przejścia od skądinąd szerokiej tematyki migracji do jeszcze szerszych zagadnień powiąza-nych. Pisze: „Historia migracji pokazuje, że wzrost i słabnięcie strachu to kluczo-we składniki stalinizmu i destalinizacji” (s. 102). W innym miejscu wiąże procesy migracyjne ze wstrętami, czynionymi ludziom uznawanym za Niemców przez ich otoczenie oraz ze słabą integracją autochtonów z ludnością napływową. My-śli o mentalności ludzi, gdy za Bartłomiejem Gapińskim powołuje prośby o po-moc w wyjednaniu paszportu, kierowane w Kalwarii Zebrzydowskiej do Matki Boskiej i św. Judy Tadeusza (opiekuna spraw beznadziejnych!). Inaczej mówiąc: w tym oraz innych zagadnieniach od badanej kwestii szybko dochodzi do dal-szych spraw. Pójdźmy więc tą drogą.

Nie ukrywam, że pisząc tę recenzję mam też inny cel: rozmowę z autorem oraz czytelnikami na temat poruszanych zagadnień. Nie pierwszy raz chcę postąpić wbrew dominującemu w naszej historiografii stylowi recenzji, których recenzent wykazuje autorowi, że pomylił się w paru drobiazgach, przeoczył dwa mało waż-ne opracowania, czy też pominął dwa mało ważne dokumenty archiwalne. Nawet jeśli w takim wyliczeniu zastąpić „dwa” przez większą liczbę, to recenzja nie stanie się od tego ciekawsza i ważniejsza dla nauki.

Page 4: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�2 Marcin Kula

MIGRACJE JAKO POLE TEMATyCZNE

Przy czytaniu Stoli potwierdza się jak trudną rzeczą jest ustalenie statystycz-nych danych odnośnie wyjazdów emigracyjnych. Niejako przy okazji potwier-dza się też, w jak wielkim stopniu spolegliwość statystyki związana jest z demo- kracją.

Przy czytaniu Stoli umacnia się znana z innych casusów migracji trudność zdefiniowania pola badawczego, wręcz trudności terminologiczne (emigracja stała, czasowa, wyjazdy przedstawicieli mniejszości narodowych, repatriacja). Z własnych wspomnień mogę powołać, jak to kiedyś zapytałem kolegę, Polaka żyjącego na stałe w Londynie, dlaczego wyemigrował. Odpowiedział, że nigdy nie podjął decyzji emigracyjnej. Wyjechał, bo to było atrakcyjne i chciał trochę zarobić. Potem kończył mu się PRL-owski paszport, co potraktował jako wy-zwanie i podjął kroki w kierunku przedłużenia pobytu. Walczył tak parokrotnie – zwłaszcza, że nie miał pewności, czy w razie powrotu uzyska paszport ponow-nie. W końcu, po paru latach, więcej go już wiązało z nowym miejscem pobytu i pracy niż ze starym. W tym wypadku czynniki polityczne były motorem starań o przedłużenie pobytu, który ostatecznie okazał się stały. Nie tylko takie czynniki mogą wszakże uczynić emigrację bezpowrotną. W XIX w. czas i koszt podróży do Stanów Zjednoczonych czynił emigrację definitywną dla polskich chłopów, nawet bez udziału czynnika politycznego. W wypadku emigracji do Brazylii te czynniki działały jeszcze mocniej i tym bardziej, że tam większość migrantów pozostawała rolnikami – a rolnicy nie jeżdżą łatwo z wizytami za morze. Do analizy kategorii migracji trzeba zatem włączyć zmianę cywilizacyjną, jaką jest zmiana czasu po-dróży. Przeszkody komunikacyjne w dużym stopniu zmniejszyły się z biegiem czasu. Dziś nawet migracje, jakimi są pielgrzymki do miejsc świętych, wyglądają inaczej i przebiegają na ogół szybciej niż dawniej. Czynniki polityczne w ko-lejnych okresach działały natomiast stale z wielką siłą – choć miały różnorodny charakter.

Nawet stosowanie terminów „migracja wewnętrzna” i „zagraniczna” nie jest oczywiste w wypadku podziału kraju na dzielnice zaborowe. Migracje zagranicz-ne z czasów zaborów mogą stać się wewnętrznymi przy porównywaniu przepły-wów między dawnymi dzielnicami zaborowymi w czasach późniejszych.

W książce Stoli potwierdza się, jak trudno w praktyce oddzielić migracje ekonomiczne od politycznych oraz od motywowanych narodowo. To odnosi się do wszelkich migracji z komunistycznej Polski. Nadzwyczajnie ciekawie Stola przedstawia owo zagadnienie w wypadku mniejszości niemieckiej (czy też: ludzi przypominających sobie o niemieckim pochodzeniu, ludzi uznanych za Niemców, a może polskich Niemców?). Bardzo ciekawie przedstawione są też rozważane sprawy w wypadku parokrotnych fal emigracji żydowskiej bądź/i ludzi uznanych za Żydów.

Page 5: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

213PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

Bardzo ciekawe jest ujęcie migracji jako formy buntu. Warto pamiętać, że niektórzy buntownicy-emigranci w dziejach, choć akurat na ogół nie ci z PRL, przenosili swoje nastawienie i działania buntownicze nawet do nowych krajów.

Wyrzucanie opozycjonistów zagranicę to ciekawy przyczynek do często trud-nego w historii rozróżnienia migracji dobrowolnych i przymusowych. Polaków z Litwy, Ukrainy i Białorusi po wojnie nie wyrzucano pod przymusem bezpośred-nim. Nieraz czyniono im wręcz trudności w wyjeździe, jeśli byli użyteczni jako siła robocza. Wypychał ich jednak przymus sytuacyjny. Ciekawe są zaznaczone przez Stolę problemy emigracji opozycjonistów po stanie wojennym z małych miejsco-wości, gdzie ich szanse oparcia się naciskom były znacznie mniejsze niż w dużych ośrodkach. Bardzo interesująca jest kwestia emigracji opozycjonistów z Wrocła-wia – jak wszystkie, mocno nietypowe sprawy tego okresu w tym mieście.

Przy czytaniu Stoli nasuwa się refleksja o długim trwaniu pewnych elementów zjawisk migracyjnych. Oczywiście w tej kwestii trzeba uważać, gdyż na najwyż-szym poziomie uogólnienia dojdziemy do wniosku, że od czasów limesu rzym-skiego przejście granicy oznaczało znalezienie się po jej drugiej stronie, czyli do banału. Gdy się czyta Stolę, trudno jednak oprzeć się wrażeniu trwania sytuacji, przypominającej w okresie PRL tę z północnego Mazowsza w trakcie „gorączki brazylijskiej”. Trudno zaprzeczyć, że zmieniały się czasy, ustroje, środki komuni-kacji… Trwała wszakże duża rola nieformalnego obiegu informacji (nieraz plo-tek) w sprawach migracyjnych. Trwało zjawisko migracji łańcuchowych, gdzie emigrujący członkowie rodziny, koledzy, fachowcy danego zawodu (np. architek-ci), przyciągali następnych migrantów. Pojawiały się „gorączki migracyjne”. Od siebie mogę dodać, że niektóre nawet w detalach przypominały „gorączkę brazy-lijską”. Trudno ustalić w którym roku, ale pewnego pięknego dnia do ambasady USA przybyła masa ludzi z jednego ze wschodnich powiatów, którzy potraktowali rozdane im przez kogoś blankiety wizowe jako promesy wiz. Podobnie ambasada Chile musiała w jakimś momencie dać ogłoszenie, że nie jest prawdą, jakoby tam-tejszy rząd rozdawał ziemię wychodźcom z Polski.

Jak w wielu innych wypadkach, tak w sytuacjach analizowanych przez Stolę strumień migracyjny nie zmniejszał, lecz zwiększał potencjał migracyjny – po-zornie wbrew logice. Trwale odnosi się do zjawisk migracyjnych używane przez Stolę pojęcie „masy krytycznej”. Gdy w jakiejś społeczności pojawia się masowy exodus, powstaje duża szansa, że jej ogromna część wyjedzie. W marcu powstał obraz, że Żydzi wyjeżdżają. Widzieli ten obraz „wszyscy”, nie tylko ludzie o sil-niejszych bądź słabszych korzeniach żydowskich. Pamiętam, gdy znalazłem się grupce żegnających znajomego na Dworcu Gdańskim – a nastrój był wiadomy – jakiś kolejarz mruknął: „No, nie martwcie się tak, niedługo się spotkacie” (w do-myśle: w Wiedniu). Przypuszczam, że powiedział to bez złych intencji, może wręcz z dobrymi. Dominujący obraz był wszakże jednoznaczny: Żydzi wyjeżdża-ją. Jego powstanie działało samoistnie jako czynnik wypychający.

Page 6: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�4 Marcin Kula

Analogicznie, nieraz w dziejach poczucie osamotnienia w wypadku nie uczest-niczenia w masowej migracji skłaniało w końcu wstrzymujących się do podjęcia decyzji – nim drzwi się zatrzasną. Stola bardzo ciekawie przedstawia to zjawi-sko w odniesieniu do migracji ludzi wyjeżdżających jako Niemcy, Mazurzy lub jako Żydzi. W wypadku Żydów było ono, dodajmy, jeszcze o tyle mocniejsze, że w związku z przetrzebieniem bliskich w Holokauście, w roli szerszych rodzin często występowali znajomi i przyjaciele.

Mimo wszystkich zmian trwała tradycja obszarów wychodźczych; obszary do-celowe migrantów zmieniały się bardziej. Mimo tej ostatniej okoliczności pozo-staje faktem, że jeszcze w 2010 r. decyzję LOT-u o zlikwidowaniu bezpośredniej linii z Krakowa do Chicago górale w obu stron Atlantyku przyjęli z oburzeniem. Pojawiły się nawet opinie, że to zemsta polityczna za częs „te głosowanie Podhala na Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich�. Byłoby ciekawe zbadać, czy trwała tradycja migracji w pewnych grupach społecznych lub/i etnicznych, oraz czy potwierdzało się, że ludzie raz poruszeni (np. przy przenosinach z ZSRR) łatwiej ruszają w drogę ponownie.

Mimo całej ewolucji środków transportu granica była ciągle stresującym miej-scem. Przejęte przez Służbę Bezpieczeństwa listy, w których emigranci radzą jak i kogo przekupywać, by dostać paszport, lub też jak przejść przez „zieloną gra-nicę”, żywo przypominają listy chłopskich emigrantów z północnego Mazowsza z końca XIX w., przesyłane z Brazylii oraz ze Stanów Zjednoczonych do rodzin pozostałych w kraju. Te dziewiętnastowieczne listy też zostały zatrzymane, a in-formacje w sprawach bezpośrednio interesujących policję też zostały podkreślo-ne (za cara niebieskim ołówkiem). Można jednak zastanawiać się, co zmieniało się w zjawisku granicy, chociażby z powodu ewolucji technicznej. Zamiast rzeki Drwęcy, lepiej znanej nielegalnym migrantom niż strażnikom, emigranci doby komunistycznej musieli przekroczyć bronowany pas, strzeżony przez urządzenia, których dawniej po prostu nie było – już nie mówiąc o murze berlińskim (a w paru miejscach na świecie takie mury wciąż dziś istnieją i wyrastają).

Na każdą rakietę zawsze znajdzie się jakaś antyrakieta. Rozwój techniki stwo-rzył więc też pewne szanse ludziom nielegalnie przekraczającym granicę – poczy-nając od samolotu. Po Rewolucji 1956 r. na Węgrzech jacyś tamtejsi emigranci podobno uciekli nawet czołgiem, czyli pojazdem trudnym do zatrzymania. Tak przynajmniej wtedy opowiadano. Wystarczy zresztą obejrzeć Muzeum Muru w Berlinie, by zadumać się nad możliwościami geniuszu ludzkiego. Wystar-czy wspomnieć wyczyn Mathiasa Rusta z 1987 r. – choć on akurat nie odleciał z ZSRR, lecz przyleciał na Plac Czerwony i tym samym wbił jeden z ostatnich gwoździ do trumny systemu.

� Górale wściekli na LOT, Tygodnik Podhalański 19-22 vIII 2010. Pismo to wydawane jest rów-nolegle w Zakopanem oraz w Chicago.

Page 7: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2��PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

Najciekawsze jest może jednak trwanie przez dziesiątki lat typu napięcia po-między czynnikami wypychającymi, a czynnikami przyciągającymi na dalekie tereny – będące pochodną różnic cywilizacyjnych. W listach z końca XIX w. po-jawiał się wątek, że w Ameryce to trzeba dużo pracować, ale jak się pracuje to się ma. Także ten, że w Ameryce człowiek może się dorobić, a nie biedować, jak w tym „ruskim kraju śmierdzącym” (tak to sformułował autor listu, zaś redaktor, prowadzący na początku lat siedemdziesiątych książkę z jego przedrukiem, spoj-rzał mi głęboko w oczy i spytał, czy to zdanie napewno jest w źródle).

„I tgak ci pisze, ze tu w Amerycze jest dobrze, sto razy liepi jak tam w starem kraju, bo tam jest ino bieda, tu kazdy sobie ładnie chodzi”�

„A dowiadujecie sie kochani rodzice czy [siostra] by miała dobrze i dobre życie czy by prowadziła to o tym wcalie nie ma co wspuminać bo ni ma co równać Ameryki z ruskiem krajem śmierdzącym”7.

„Alie bracie, kochany szostunku8, napiszie ci parę słuw o Ameryczie, jakie zycie mamy dobre. Mięszio lub kiełbasa do tiego przanny chlyb, kawa lub cherbata, a do tego rozmaiyte słodtkie ciasta, to iy ty będzies uzywał razem z namy ty słodyczy, bo mie to juz się przejadły”9.

„Bo w Ameryce takiemu jest śle co mu sie nie chce robić, ale takiemu co mu sie chce robić temu jest o 10 rasy lepi jak w kraju i bes kłopotu, bo jak ty kochany szwagrze jesdeś ohrony�0 i nie przepijesz żadnego grosza to tu masz fajne życie i możesz sobie ładny piniąć urzporować��. […] Bo u was jest bida i sa jakie�2 pare lat to jeszczy się gorsza srobi bida, lepi bem ci życzył żebyś tu przyjechał do Ameryki”13.

W kontekście tych zdań z końca XIX w. znakomicie brzmi przytoczone przez Stolę zdanie esbeka z września 1970 r.; ów funkcjonariusz ubolewał, że rodacy, jeżdżący w odwiedziny zagranicę, „nie wciągnięci w rytm skomercjalizowanego życia amerykańskiego, olśnieni blichtrem wielkiego świata na pokaz i rzeczywistą przewagą amerykańską w niektórych dziedzinach, nie wgłębiając się w podłoże i podstawy ekonomiczno-społeczne tego dobrobytu, przenoszą na swoje krajowe

� Listy emigrantów z Brazylii i Stanów Zjednoczonych. 1890-1891, do druku podali, wstępem opatrzyli Witold Kula, Nina Assorodobraj-Kula, Marcin Kula, LSW, Warszawa 1973. List 110: Michał Gołębiewski z Milwaukee, Wis., 1 II 1891. W cytatach z tego tomu została zachowana pisownia ory-ginału.

7 Ibidem, list 114: Kazmierz Grabowski z Reading, Pa., 15 III 1891.8 Siostrzeńcze.9 Ibidem, list 125: Jan Jaszczeński z Grand Rapids, Mich., 17 I 1891.�0 Ochotny, chętny do roboty?�� Uszparować, zaoszczędzić.�2 Za jakieś.13 Idem, list 127: Jan Jesionowski z Trenton, N.J., 4 II 1891.

Page 8: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�� Marcin Kula

środowiska mit o amerykańskim raju, a czasem na poparcie tego pewną sumę do-larów, zebranych ciężką pracą lub spekulacjami swych zagranicznych krewnych” (s. 191-192).

Mimo upływu lat nie zmieniało się przedmiotowe, instrumentalne podejście władz do emigrantów. W okresie międzywojennym państwo polskie chciało po-służyć się emigrantami do Ameryki Południowej, by budować polską siłę w oko-licach Foz de Iguaçu (co było zupełną paranoją). Z kolei słowiańskie mniejszości narodowe, przeznaczone do wysłania do innych krajów południowo-amerykań-skich, polskie władze chciały polonizować na terenie docelowym (co było jeszcze większą paranoją). Władze PRL, gdy decydowały się na wypuszczenie pewnej liczby emigrantów do USA, chciały ich wykorzystać do wywiadowczej penetra-cji przemysłu amerykańskiego. Sam przypadkowo znalazłem się blisko casusu emigranta wypuszczonego z Polski jako Żyd, którego chciano uczynić w Izraelu szpiegiem w Instytucie Weizmanna. Powiedzenie, że wszystkie wywiady świata muszą się kimś posługiwać, nie zmienia faktu, że taka intencja była najczęściej paranoją do sześcianu.

Ciekawa jest sprawa powrotów z emigracji. U Stoli występuje ona nieco mar-ginesowo, bowiem była marginesowa (poza specyficznym casusem przemiesz-czania się Polaków z ZSRR do Polski). Sprawy nie występujące w społecznej rzeczywistości też jednak bywają ciekawe dla badacza. Znikomość powrotów, nie tylko zresztą w przekroju kto chciał wrócić, ale komu i dlaczego władze pozwa-lały, jest ważna dla analizy socjalizmu. Jest jednak też ważna dla autoprezentacji fal migracyjnych. Polscy emigranci nieraz kultywowali ciekawy dla psychologii społecznej mit powrotu. Za pierwszym razem wielu z nich trwało na obczyźnie z motywacją, że stanowią „czwartą dzielnicę rozbiorową” i przechowują polskość. Samo określenie „Polonia” było charakterystyczne. „Raz, raz, wszyscy wraz. Gdy wolności przyjdzie czas, Amerykę rzucim i do Polski wrócim” – głosiła polonijna piosenka. W 1918 r. bardzo niewielu z nich jednak wróciło, a ci, którzy tak uczy-nili, często szybko jechali znów do Stanów. Po 1989 r. też nie było fali powrotnej. Bodajże wszyscy członkowie emigracyjnej elity, którzy przybyli tu z prezydentem Kaczorowskim celem przekazania insygniów prezydentowi Wałęsie, wieczorem tego samego dnia, tym samym samolotem wrócili do Londynu. Mogli sobie po-wiedzieć, że zwyciężyli – ale dla nich to zwycięstwo przyszło za późno. Nawia-sem: był wśród przybyszów krewny prof. Stefana Kieniewicza. Spotkawszy Pro-fesora, zapytałem o reakcję tego człowieka. Profesor zapytał mnie, czy pamiętam jak się kończy „Nieboska Komedia”. Nie pamiętałem. Profesor spojrzał na mnie surowo i przypomniał: „Galilee vicisti!” (Galilejczyku, zwyciężyłeś).

Przy czytaniu Stoli wraca wielokrotnie stawiane w badaniach pytanie na te-mat roli migrantów dla krajów wychodźczych oraz dla przyjmujących. Prawdo-podobnie była ona odmienna w różnych sytuacjach, ale nie da się ukryć, że nieraz prawdopodobieństwo popełnienia przez migrantów przestępstw lub choćby tylko

Page 9: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�7PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

wykroczeń było większe niż przeciętnie. Trochę chorób migranci też zawlekli do różnych krajów w dziejach. Były powody, dla których migrantów nieraz nie lubia-no. Sami mogliśmy nie gustować w szmuglowaniu kożuchów z Turcji przez część z nas, a NRD-owcy mogli nie polubić ogołacania ich sklepów przez Polaków. Czy jednak, w różnych wymiarach, z perspektywy, ta migracja nie była pożyteczna? Czy ci migranci nie odgrywali, per saldo, dobrej roli? Czy właśnie grupa han-dlująca nie podtrzymywała elementów „normalności”? Czy nie byli to pionierzy swobodnego handlu? Czy nie było pożyteczne udowodnienie, że każdy pieniądz jest wymienialny na każdy? Stefan Kisielewski chciał nawet postawić pomnik nieznanemu przemytnikowi, który to udowodnił – ale takich pomników należało-by postawić wiele. W świetle takich i podobnych pytań, jakie nasuwają się przy lekturze książki Stoli, trudno jest utrzymać zdarzający się niekiedy w podręczni-kach ostry podział na migracje konserwatywne oraz innowacyjne.

Nie najmniej ważna kwestia, która rysuje się w świetle książki Stoli, to zagad-nienie czy może istnieć system „zamordystyczny” z otwartymi, a przynajmniej półotwartymi drzwiami. Sułtańska Turcja i szlachecka Polska źle tolerowały wy-jazdy, zwłaszcza młodzieży. Znaczenie dopuszczenia do pierwszych wyjazdów młodych Turków do „krajów niewiernych” było przeogromne dla wejścia Turcji na drogę reform. ZSRR nigdy swoich drzwi nawet nie uchylił – co mu, po praw-dzie, w ostatecznym rachunku niewiele pomogło. Był to jednak przykład bardzo szczególny, w wypadku którego należałoby rozpatrywać również stopień swo-body migracji wewnętrznych. NRD nie wytrzymała otwartych drzwi. Musiała je zamknąć (dokładniej: zbudować mur). Ostatecznie zaś NRD rozsypała się, gdy licząca się część jej obywateli znalazła szczelinę i odjechała swoimi trabantami, byle dalej. Kuba wytrzymała wyjazdy niezadowolonych; wręcz sobie tym pomo-gła, jakby wypuszczając parę z garnka (ale zobaczymy jeszcze jaka będzie rola wyrosłej zagranicą społeczności kubańskiej dla stabilności/destabilizacji syste-mu). Jugosławia długotrwale pozwalała swobodnie wyjeżdżać swoim obywate-lom do pracy zagranicę i nie z tego powodu zawaliła się. W rozsypaniu się fran-kizmu w Hiszpanii (by sięgnąć do przykładu z innego obozu) napływ turystów z zagranicy odegrał ogromną rolę. W Polsce rola relatywnie szerokiego otworze-nia drzwi, zwłaszcza za Gierka, dla erozji i podminowania systemu była w moim przekonaniu ogromna (Stola poświęca temu mniej uwagi). Nawet wspominane wyżej towary, przywożone legalnie bądź przemycane do Polski, odegrały pewną rolę nie tylko ekonomiczną, ale kulturową i polityczną.

Proces emigracyjny nieraz zabiera najbardziej aktywnych, przedsiębiorczych – i tak pewno było w tym wypadku. Niezależnie od długofalowej straty kraju, Gierkowi było to pewno wygodne. Ci, którzy wracają, nieraz są już jednak innymi ludźmi, nie mogą pogodzić się z krajową rzeczywistością. Ci, którzy przymykali drzwi, wiedzieli co robią. Rozumowali trzeźwo, gdy, przyzwoliwszy na emigra-cję ludzi żydowskiego lub/i niemieckiego pochodzenia, chcieli ją za każdym ra-

Page 10: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�8 Marcin Kula

zem możliwie skrócić czasowo. To nie szło jedynie o większą lub mniejszą licz-bę migrantów. Szło o to, że kraj nie mógł funkcjonować w ramach dwóch norm – emigracji dopuszczonej dla niektórych, przy relatywnym zamknięciu granic dla reszty. Ponieważ nie można było otworzyć drzwi dla wszystkich, więc zamykano (dokładniej: przymykano) dla wszystkich.

Prawda, że zamknięcie rodziło też negatywne zjawiska dla systemu totalitar-nego, zwłaszcza gdy uchylanie drzwi bądź uchylanie ich dla niektórych poka-zywało, że mogą się one otworzyć. To w takim układzie pojawiało się uczucie klaustrofobii, przyciągający miraż Zachodu – którego chyba nie było w ZSRR, gdzie nie widziano zagranicy. W Polsce, w okresie emigracji żydowskiej oraz tzw. żydowskiej pojawił się dowcip, zaczynający się od pytania: „Co byś zrobił, gdyby otwarto granicę dla wszystkich?”. Zagadnięty odpowiadał: „Wlazłbym na drzewo, żeby mnie nie stratowano”.

Skrajności, aczkolwiek rzadkie, nieraz dużo mówią o sytuacjach przeciętnych. Do wypadków ucieczek, zwłaszcza w okresie ryglowania granic, sygnalizowa-nych przez Stolę, można dodać np. skoki z pokładu „Batorego” do fiordów norwe-skich podczas rejsów wycieczkowych. Były one zaplanowane bez zatrzymywania statku w portach, a więc paszport nie obowiązywał. Nie wiem jak wielu skoczyło (może parę wypadków obrosło legendą?), ale coś na rzeczy było. Uczestniczą-cy w jednym z rejsów Antoni Słonimski miał podobno wpisać w księdze hono-rowej statku: „Wychylałem się, wychylam i będę wychylał, ale nie wyskoczę”. Według innej wersji wpis miał brzmieć prościej: „Kuchnia podła, ale nie na tyle, żeby skakać”. Skądinąd bywały ucieczki dokonane w eleganckim stylu. W 1949 r. prof. Bobrowski legalnie zakończył pracę jako ambasador w Sztokholmie. Na własną prośbę uzyskał list odwoławczy i nawet zgodę na paromiesięczny urlop w celu wyjazdu do Francji – skąd wrócił dopiero po Październiku. Sam tłumaczył te względy szacunkiem, jakim cieszył się u osób decydujących. Osobiście widzę w tej decyzji raczej chęć uniknięcia hałasu wokół sprawy, może także polityczną nadzieję na łagodne pozbycie się b. prezesa CUP-u�4.

KOMUNIZM JAKO POLE TEMATyCZNE

W odniesieniu do komunizmu jako zjawiska najciekawszy materiał przynosi książka odnośnie do jego nominalnego internacjonalizmu. To, jak bardzo był on nominalny, zdumiewa gdy się prowadzi refleksję nad komunistycznymi działania-mi szowinistycznymi. Także jednak gdy się wspomni deportacje według kryterium narodowościowego lub/i gdy się wspomni rubrykę narodowość w kwestionariu-

�4 Czesław Bobrowski, Wspomnienia ze stulecia, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1985, s. 215-216.

Page 11: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

2�9PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

szach (choć, co warto pamiętać, w PRL nie wpisywano narodowości w dowodach osobistych, odmiennie niż w ZSRR).

Zdumienie ogarnia, gdy się wspomni reklamowanie PRL jako państwa mo-noetnicznego oraz gdy się przyjrzy zanalizowanym przez Stolę migracjom ludzi udających się z Polski w drogę jako Niemcy lub Żydzi. Przecież w końcu ten nominalnie internacjonalistyczny system potrafił pozbywać się Niemców lub Ży-dów podobnie jak hitleryzm pozbywał się Żydów jeszcze przed „ostatecznym roz-wiązaniem” (w Bułgarii pozbywano się prawdziwych lub domniemanych Turków itd.). To, że jedni, drudzy, czy trzeci, w konkretnych, stworzonych warunkach chcieli wyjechać, a po wojnie niektóre kraje chciały ich przyjąć, wbrew pozorom mało w tym zmieniało.

W różnych momentach w dziejach komunizmu chciano się pozbywać „ob-cych”, traktując taki wyjazd jako ukoronowanie działań przeciw tym grupom i li-cząc na zadowolenie szerszych środowisk. W tej sprawie (skądinąd nie tylko w tej) ów komunistyczny, dziś odsądzany od narodowego charakteru rząd komunistów, realizował endecki ideał polskiego państwa. Był on realizowany także w warstwie symbolicznej. Pozbywanie się Niemców było elementem „czyszczenia” szerzej rozumianego (np. czyszczenia miejscowej symboliki poniemieckiej, pomniejsza-nia niemieckiego okresu dziejów ziem zwanych wtedy „Odzyskanymi” na rzecz akcentowania roli Piastów śląskich itd.).

Zdumiewa w ogóle jak ten rzekomo internacjonalistyczny system potrafił wskazywać kto jest Niemcem, a kto Żydem. Jeszcze w wypadku Niemców nieco stopniował zaliczanie ludzi do owej grupy. Stola powołuje określenie „bezspor-ny Niemiec” – z czego wynika, że byli też „sporni Niemcy”. Takie rozróżnienia pojawiły się pewno ze względu na kwestię autochtonów, którzy byli potrzebni jako „dowód” na piastowski rodowód niektórych terenów. W odniesieniu do osób pochodzenia żydowskiego takie niuanse okazywały się niepotrzebne. Na doda-tek w praktyce system operował kryterium tzw. krwi (pochodzenia od rodziców danej narodowości). Pozostałoby tylko zbadać ile pokoleń wstecz traktował jako istotne kryterium. Prawda, że RFN, wprawdzie z zażenowaniem, ale korzystała z materiałów hitlerowskich w sprawie wpuszczania ludzi jako Niemców. Z kolei, przy całym nominalnym internacjonalizmie, gdy nie chciało się wysyłać migran-tów do NRD, nawet tych spośród migrantów potencjalnych, na których zależało tamtejszej elicie, to „proletariusze wszystkich krajów” okazywali się całkowicie rozłączeni. Autochtonów pozbywano się jeśli byli „antypolscy”, nie zaś jeśli byli antykomunistyczni, choć tacy najpewniej byli bardziej niż „antypolscy”.

Można oczywiście długo dyskutować nad źródłami postaw nacjonalistycz-nych, ksenofobicznych, czy wręcz szowinistycznych elity komunistycznej. Także nad tym, czy owe postawy rzeczywiście pozwalały bliżej zjednoczyć się z masami – czego potrzebę elity odczuwały, choć bliskość niby gwarantowała ideologia, w którą komuniści ponoć wierzyli. Pozostaje faktem, że przywiązywanie więk-

Page 12: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

220 Marcin Kula

szej wagi do „krwi” niż do kultury i samoidentyfikacji przez organa paszportowe było chyba zgodne z podejściem panującym w Polsce. „Marzec” pokazał słabość konceptu „Polak pochodzenia żydowskiego” w społeczeństwie. Dziś też, mam wrażenie, ludzie mało bawią się w takie subtelności. W najczęstszym przekonaniu ktoś jest Żydem lub nie jest. Nie musi to być związane z negatywnym stosunkiem do Żydów. Mówimy tu jedynie o sposobie postrzegania kwestii narodowości.

Odrębną sprawą jest kwestia wiązania z systemem komunistycznym ludzi uznawanych za innych. W 1956 r. postawy ksenofobiczne wobec ludzi naznaczo-nych jako Żydzi były najpewniej zarazem postawami przeciw systemowi. W od-niesieniu do 1968 r. znacznie trudniej dać odpowiedź na to pytanie. Wszystko jednak wskazuje, że obraz Żydów jako osób popierających komunizm jest dziś w Polsce częsty.

Na zagadnienie migracji z obszaru komunistycznego można też spojrzeć z punktu widzenia procesu modernizacyjnego. Migracje były nieraz weń uwikła-ne. Przyciąganie imigrantów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii, czy w Argentynie było dyktowane wymaganiami rozwoju gospodarczego i zagospo-darowania terenu. W Brazylii także – ale już w połączeniu z ideologią cywiliza-cyjnego zbliżania kraju do Europy, na niekorzyść Afryki (co miało następować dzięki importowi białej siły roboczej, na niekorzyść zatrudniania własnej ludności czarnej). Jednak w Turcji elementem projektu modernizacyjnego, a w tym two-rzenia nowoczesnego narodu tureckiego, okazało się niestety wyrzucenie Greków zamieszkałych na tureckich wybrzeżach od czasu Wielkiej Kolonizacji Greckiej.

Komunizm był nośnikiem idei modernizacyjnej (inna sprawa jak rozumianej i jak realizowanej). Czy w tym kontekście wyrzucanie jednych, a hamowanie emi-gracji drugich było częścią projektu? W moim przekonaniu nie.

Marginesowo ciekawa jest też podnoszona przez Stolę sprawa zróżnicowanego i zmiennego stosunku polskich Żydów-komunistów do emigracji Żydów. Czoło-we postacie rodzącej się Polski Ludowej, jak Alfred Lampe (zm. 1943) lub Hilary Minc, chciały kraju monoetnicznego. W tej koncepcji Żydzi i Polacy żydowskiego pochodzenia mieli wybór pomiędzy asymilacją bądź emigracją. Niektórzy komu-niści, działający w środowiskach żydowskich sami emigrowali (Grzegorz Hersz Smolar, Adolf Berman), niektórzy zaś byli przeciw emigracji do imperialistów. Ta sprawa mogła przecinać rodziny (bracia Adolf i Jakub Bermanowie). Stola świetnie wychwycił, jak to, „gdy w styczniu 1950 r. kierownictwo Poalej Syjon skierowało do KC PZPR swego rodzaju list pożegnalny w przededniu likwidacji i «całkowitej ideowej emigracji partii do Państwa Izrael», jego adresatem był Ja-kub, a nadawcą Adolf” (s. 59). Taka sytuacja nie dziwi, skoro przed wojną podział na syjonistów i komunistów też nieraz przecinał rodziny.

Stola ciekawie potwierdza orwellowskie cechy systemu. W odniesieniu do okresu stalinowskiego mówi: „Biuro Paszportów Zagranicznych okazało się więc instytucją, której zadaniem było nie wydawanie paszportów, a ich nie wydawa-

Page 13: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

22�PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

nie” (s. 28). Można to stwierdzenie rozwinąć. Przecież Departament Współpracy Kulturalnej MSZ nie służył rozszerzaniu, lecz ograniczaniu kontaktów. Podobny charakter w Polskiej Akademii Nauk miało funkcjonujące pod orwellowską na-zwą „Biuro Współpracy Naukowej z Zagranicą”.

Ciekawe dla charakterystyki komunizmu było widoczne w książce przepla-tanie się zideologizowania ustroju oraz jego zaskakująco duży pragmatyzm. Symbolem mieszaniny ideologii i pragmatyzmu może być konstatacja władz decydujących o migracjach, że Polski nie stać na kształcenie młodzieży dla ka-pitalistów. Pokazana przez autora służba paszportowa była częścią systemu, ale między sobą mówiła zaskakująco otwartym tekstem (mało nowomowy!). Ubo-lewała, że wśród turystów zagranicznych było mało robotników i chłopów (jak w sferze oświaty ubolewano nad złym składem klasowym np. kandydatów na studia w zakresie archeologii klasycznej) – ale nie organizowała dla rolników wycieczek dla zwiedzania wsi kubańskiej. Emigracji zarobkowej nie chciano – bowiem z ideologii wynikało, że nie mogło być powodów dla wychodźstwa z kraju socjalistycznego. Nadto elita ustroju, która wchodziła na rynek pracy w okresie międzywojennym, zbyt dobrze pamiętała wielki kryzys i migracje za chlebem. Gomułka mawiał, że lepsze są kolejki do sklepów niż do urzędów zatrudnienia. Jednocześnie ten system okazywał się na tyle pragmatyczny, że go-tów był przehandlować migrantów (w kontekście łączenia rodzin) za niemieckie kredyty. Prawda, że polski komunizm nie doszedł w handlu ludźmi do poziomu Rumunii lub NRD. System gotów był dawać paszporty nie według jakichś prze-słanek zasadniczych, ale zgodnie z użytecznością lub nieużytecznością danych ludzi na rynku pracy. Rzekomo najbardziej humanistyczny z systemów chętnie pozbywał się ludzi nieprodukcyjnych, a zwłaszcza stanowiących obciążenie dla budżetu państwa. Władze pamiętały, ażeby migranci rozliczyli się przed wyjaz-dem z podatków i mieszkania. Ten rzekomo humanistyczny reżim podchodził do migrantów podobnie instrumentalnie jak służby imigracyjne USA lub państw latynoamerykańskich, ustalające kogo chciano wpuścić. Bardzo ciekawa jest konstatacja Stoli:

„Praktyka wydawania zezwoleń na emigrację i komentarze w sprawozdaniach BP MSW wskazują, że łatwiej było wyjechać kobiecie niż mężczyźnie, osobie starej niż młodej, pozostającej na utrzymaniu innych niż pracującej, niewykształconej niż wykształconej, pracującej w prywatnym gospodarstwie rolnym, warsztacie lub sklepie niż w «gospodarce uspołecznionej», mieszkańcowi wsi niż mieszkańcowi miasta, Żydowi i Niemcowi (ściślej ludziom uznawanym za takich przez władze) niż etnicznemu Polakowi. Ta szczególna lista pozwala odczytać ludnościowe pre-ferencje władzy ludowej i pewien ideał obywatela PRL: produktywnego pracow-nika najemnego przedsiębiorstwa państwowego, zdrowego, względnie młodego i wykształconego mężczyznę polskiego pochodzenia” (s. 152).

Page 14: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

222 Marcin Kula

Prawda, że służby imigracyjne północno- i południowoamerykańskie ustalały kogo wpuścić, a ci decydowali kogo wypuścić (pozbyć się) – co stanowiło nie lada różnicę.

Przywiązując zdumiewająco małą wagę do aktywnej roli pieniędzy, elita systemu okazywała mentalność gospodyni domowej gdy nakazywała młodym emigrantom płacić za odbyte studia. Była przeciw wycieczkom handlowym, ale faktycznie umiarkowanie z nimi walczyła. W państwowych komisach łatwo przyj-mowano rzeczy ze szmuglu, a w „Delikatesach” skupowano artykuły spożywcze pochodzenia zagranicznego”. Odpowiednie władze najpewniej widziały w takich procederach uzupełnienie zaopatrzenia rynku.

Z powodów ideologicznych promowano „pociągi przyjaźni” – po czym przy-mykano oczy na te składy handlowe, jadące z odpowiednio czerwoną dekoracją.

System nie lubił wyjazdów specjalistów zagranicę, ale zorganizował „Polservi-ce”, ażeby zgarniać haracz z zarobków tych, którzy wyjeżdżali (prawda, że także po to, by wszystko kontrolować). System uważał opozycjonistów za wrogów ludu i narodu, ale gdy mu wygodnie było się ich pozbyć, to ich wręcz wypychał. Oko-liczność, że najważniejsi nie dali się wypchnąć, była zjawiskiem z innego zakresu spraw. Nawiasem mówiąc, Kuba systematycznie pozbywała się niezadowolonych.

System nie dopuszczał do tworzenia politycznej reprezentacji mniejszości na-rodowych, ale był gotów wypuścić ludzi pochodzenia żydowskiego bądź/i niemie-ckiego, gdy było to wygodne w polityce wewnętrznej, a ekonomicznie opłacalne (przyznanie kredytów przez RFN, a korzystnych warunków handlowych przez Izrael). Kierował się komunistyczną ideologią, ale reformując politykę wobec pol-skiej diaspory powoływał się, jako na pozytywne przykłady, na politykę Chin i III Rzeszy (1955). Z powodów ideologicznych chciano współpracy, a nawet turysty-ki pomiędzy krajami obozu – w imię nawiązania więzów przyjaźni – ale uważa-no, by ludność się nadmiernie nie zaprzyjaźniała. Przecież te wszystkie rosnące wskaźniki wymiany pomiędzy Krajami Demokracji Ludowej nie powinny prze-słaniać faktu, że w większości z nich ośrodki wypoczynkowe były tak lokowane, ażeby nie prowadzić do przesadnego poznania kraju. Mało kto jechał gdzie indziej niż nad socjalistyczne morze, a już niezmiernie rzadko na wędrówkę w interiorze z plecakiem. Gdy tylko pojawiał się jakiś powód do niepokoju, „bratnie” kraje zamykały granice lub ograniczały przepływ ludzi, nie mówiąc o ograniczaniu na różne sposoby wykupywania towarów przez przybyszów.

Oczywiście to wszystko nie powinno dziwić. W końcu Lenin pierwszy okazał się pragmatykiem, gdy przeprowadził rewolucję w Rosji – wbrew nauce Marksa. Mimo to robi wrażenie, jak często elita ustroju komunistycznego podejmowała decyzję w kierunku realizacji tego, co akurat było w danej chwili wygodne (np. właśnie w sprawach migracji), zaś dług ideologiczny spłacała pustym gadaniem.

Prawda, że ideologia mogła nieraz przeplatać się z postawą pragmatyczną. Z ucieczkami przez zieloną granicę walczono do upadłego zarówno ze względów

Page 15: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

223PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

ideologicznych, jak dla tej prostej przyczyny, że żaden system dyktatorski nie może ich tolerować. W końcu, w moim przekonaniu nie jest prawdą jakoby carat walczył z „gorączką brazylijską” z uwagi na ubytek miejscowej siły roboczej, jakoby potrzebnej dziedzicom – co podnoszą opracowania. Nie przypuszczam, by owej siły tak bardzo brakowało. Władza z istoty swojej nie mogła pozwolić na nielegalną emigrację.

Doraźnie pragmatyczna postawa pomagała ustrojowi komunistycznemu. Nam też, bowiem była wygodniejsza niż zideologizowany gorset. W niektórych spra-wach wyszła jednak systemowi „bokiem”. Byliśmy zadowoleni z praktycznej dwuwalutowości (zwłaszcza ci, którzy mieli bądź mogli mieć dolary) – ale osta-tecznie sprawa niemoralności zakupu polskich towarów za dolary pojawiła się wśród 21 postulatów gdańskich. Uznanie w praktyce dolara za drugą (pierwszą?) walutę obnażało bankructwo systemu – podobnie zresztą jak zaproponowanie ma-łego fiata jako szczytu szczęścia (do produkcji małego fiata nie trzeba było aż komunizmu!).

Dla charakterystyki komunizmu ważne są stwierdzane przez Stolę podobień-stwa i różnice pomiędzy krajami obozu. Autor wielokrotnie i przekonywująco po-twierdza rzecz znaną z innych pól obserwacyjnych: w jak wielkim stopniu system zamknięcia granic był wzorowany na radzieckim. Nawiasem mówiąc, pamiętam jakie wrażenie zrobiło na mnie, gdy na lotnisku w Hawanie zobaczyłem miej-scowych WOP-istów, siedzących w budkach identycznych jak na lotniskach ra-dzieckich. Pewno przywieziono je po prostu z ZSRR, jak tysiące innych rzeczy. We wszystkich naszych krajach cała filozofia ruchu granicznego była kalkowana z ZSRR, gdzie została odziedziczona po caracie. Mistyka granicy stamtąd przy-szła. Puste tereny przygraniczne, do których zbiegały się zające z całego obszaru kraju, to też był przecież wymysł jeszcze carski. Cała mistyka paszportu, który w ZSRR był traktowany jako coś więcej niż książeczka z zadrukowanymi stro-nami, też naśladowała „bratni kraj”. Zgubienie zagranicą radzieckiego paszportu było rzeczą straszną dla obywatela radzieckiego. Ta mistyka sytuowała się na po-graniczu mistyki legitymacji partyjnej oraz mistyki granicy. Paszporty PRL też miały nadruk, iż stanowią własność państwa (choć płaciło się za nie!). Koniecz-ność ich zwracania miała oczywiście znaczenie praktyczne (choć i tak nie nada-wały się do ponownego wykorzystania w braku odpowiednich pieczątek). Miała jednak także wymiar prawie mistyczny.

Widać w książce Stoli pewne tendencje, występujące w rozważanej sprawie równolegle w całym obozie i niewątpliwie uzgadniane z Moskwą lub, co na jed-no wychodzi, ustalane wspólnie podczas dorocznego „regulowania zegarków” na Krymie. Na reakcję ZSRR w sprawach migracyjnych nieraz bardzo uważano (prościej: obawiano się jej). Niemniej jednak, nawet jeśli blokowiska były iden-tyczne w całym obozie, to specyfikę poszczególnych krajów widać było choćby w kompozycji walizkowego obrotu towarowego.

Page 16: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

224 Marcin Kula

Stola ciekawie pokazuje specyfikę Polski – zarówno naturalną (brak bezpo-średniej granicy z obozem kapitalistycznym), jak w zakresie funkcjonowania ustroju. W końcu w Polsce nie było paszportów wewnętrznych – nawet jeśli wzo-rem ZSRR paszport długo nazywano „paszportem zagranicznym”. Polska wyda-wała cudzoziemcom wizy bez określenia docelowego miejsca pobytu (Rosjanom zdarzało się dziwić, jaki to u nas panuje bałagan). Po 1956 r. duże grupy ludzi jeździły z Polski na Zachód. W NRD zaliczenie pracownika naukowego do kadry jeżdżącej było bardziej cenione niż habilitacja – a przecież i tak nie oznacza-ło swobody jeżdżenia i nie uwalniało od różnych przykrości przy przekraczaniu granicy��.

PRL JAKO POLE TEMATyCZNE

Odnośnie samej PRL refleksja Stoli dużo wnosi do rozważań nad uwarun-kowaniem spolegliwości źródeł historycznych wytworzonych w ramach tej for-macji. Wyprodukowała ona mnóstwo papieru, ale z rażącymi lukami. Nadto tak-że w kwestiach emigracyjnych potwierdza się, co łatwo zauważyć praktycznie w każdej dziedzinie – że mianowicie komunistyczny personel preferował opisy i analizy casusów jednostkowych w miejsce szerszych ujęć. Pisze Stola: „Pewna nieporadność w operowaniu materiałem statystycznym to ogólniejszy problem SB, jej ślady widać także w opracowaniach o wyjazdach legalnych. Wynikała, jak się zdaje, z charakterystycznej dla tajnej policji optyki, swoistej odmiany per-sonalizmu, kształtującej obraz świata w oczach oficerów SB. Zbierali oni dane o osobach i związkach między nimi, interesowali ich konkretni ludzie, a nie spo-łeczeństwo – zjawiska czy grupy społeczne. Widzieli raczej drzewa niż las” (s. 216). Uzupełniłbym te słowa opinią, że szerszych opracowań cały komunistyczny aparat zarówno nie umiał, jak nie chciał robić (wolał być ostrożny!).

Nawet na przykładzie dokumentacji paszportowej potwierdzają się totalitarne cechy konstrukcji PRL (nawet jeśli jej obudowa w różnych okresach łagodziła ten charakter). Tak samo, jak w wypadku ankiet personalnych w miejscach pra-cy, zbierano przeogromne ankiety paszportowe z najbardziej nieprawdopodob-nymi pytaniami, wzbogaconymi o miejsca dla wpisania dodatkowych informa-cji z własnej woli. Częstotliwość wypisywania owych ankiet pozwalała śledzić ewentualne niespójności, przypominała też petentowi, że państwo o nim myśli. Potem zaś tworzył się z tych ankiet może i najszerszy zbiór informacji o ludziach, służący organom niekoniecznie paszportowym.

�� Jens Niederhut, Doświadczenia pracowników administracji i instytucji NRD, uprawnionych do podróży służbowych na Zachód [w:] Socjalizm w życiu powszednim. Dyktatura a społeczeństwo w NRD i PRL, pod redakcją naukową Sandrine Kott, Marcina Kuli, Thomasa Lindenbergera, TRIO, Zentrum für Zeithistorische Forschung Potsdam, Warszawa 2006, s. 198-199.

Page 17: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

22�PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

Refleksja Stoli dużo wnosi do rozważań nad kwestią niezmiennych oraz zmien-nych elementów konstrukcji PRL. Niektóre stałe jej cechy robią wrażenie – jak za-sadniczo niezmienne podstawowe podejście do ruchu przez granicę. Także atako-wanie w wielu sprawach nie przyczyny, ale skutku. Gdy aparat był niezadowolony z liczby osób, pragnących wyjechać do NRF (RFN), gdy był wręcz przestraszony skalą zjawiska, to nie myślał nad jego przyczyną, ale zmniejszał liczbę paszportów (1967). Trwałość widać także w sprawach mniej ważnych. Tak, jak u początków PRL pojawiła się propozycja wysyłania paczek z żywnością przez przodowników pracy do bezrobotnych w USA, tak u jej schyłku Jerzy Urban przedstawił projekt wysyłania śpiworów bodajże dla amerykańskich bezdomnych.

U Stoli dobrze widać ewolucję liczby ludzi jeżdżących zagranicę, w tym do krajów zachodnich. Także to, że drzwi w drodze zagranicę, choć nieraz przymy-kane, po 1956 r. już nie zatrzasnęły się. Widać zmniejszanie się stopnia izola-cji chociażby polskiej gospodarki, za czym poszła konieczność ułatwienia spraw paszportowych co najmniej pracownikom instytucji z centrum ustroju. Nie można było obsadzić esbekami wszystkich stanowisk central handlu zagranicznego, nie można było zmienić w esbeków wszystkich marynarzy i całego personelu latają-cego. Od jakiegoś momentu nie można było już nawet dostatecznie gęsto prze-szpiclować tych środowisk. Udawało się stosować półśrodki (np. paszporty całej załogi w rękach jednej osoby) – ale to były półśrodki.

Ciekawe są obserwacje Stoli na temat relatywnego cywilizowania się nawet Biura Paszportów. W stosunku do wczesnego okresu powojennego Stola używa ciekawego określenia „biurokracja rewolucyjna” (s. 40). W odniesieniu do póź-niejszych czasów już by ono nie pasowało – ani do systemu, ani do nowego typu funkcjonariuszy. Nawiasem mówiąc, socjologiczne, wielostronne studium róż-nych gałęzi aparatu PRL oraz jego ewolucji byłoby nam bardzo potrzebne. Nie-mniej jednak instytucje nie drgnęły; co najwyżej zmieniło się ich działanie, ale tę zmianę zawsze można było cofnąć (i cofano niejedną, jak stan wojenny pokazał).

Funkcjonariusze nawet czasem usiłowali coś zmienić ku lepszemu. Jeśli ich chęci były szczere, to jednak również na takich przykładach widać, jak trudne to było w ramach tego ustroju. Modernizacja wybiórcza, na dodatek przy zachowa-niu imponderabiliów, jest zawsze bardzo trudna, a puszczenie 50 samochodów, nawet dla eksperymentu, lewą stroną szosy jest karkołomne. Budowa „gierkówki” miała najjaśniejsze zielone światło, a okazała się niezwykle trudna��. W najlep-szych okresach uzyskanie paszportu nie było ani pewne, ani łatwe. Nie rezygno-wano ze specyficznych rozmów z wieloma jeżdżącymi.

Sprawa jest jednak jeszcze szersza – czy też ma dodatkowy aspekt. W reżi-mach dyktatorskich propozycje reform nieraz wychodzą od elity rządzącej, wręcz

�� Oktawiusz Supiński, „Gierkówka”. Budowa trasy szybkiego ruchu Warszawa – Katowice w la-tach 1973-1976, praca magisterska napisana pod kierunkiem Marcina Kuli w Instytucie Historycznym UW w r.ak. 2007/08.

Page 18: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

22� Marcin Kula

od policji, bowiem inaczej być nie może. Pod koniec stalinizmu sygnał w kierun-ku naprawy stosunków z Polonią i emigrantami rodził się w bezpiece, a formu-łowany był przez bardzo niedobrą postać (płk. Józefa Czaplickiego, który zresztą z czasem sam wyemigrował). Pod koniec życia Stalina najpewniej Beria był prze-konany o potrzebie reform. Może jeszcze dowiemy się kiedyś, czy za działaniami Gorbaczowa nie stał np. wojskowy wywiad, który pierwszy musiał się zoriento-wać jak bardzo ZSRR pozostaje w tyle.

Praca Stoli pokazuje – jeśli trzeba – wiele dowodów nieefektywności działania systemu. Odnośnie np. przemytu towarów przez granice oraz „turystyki handlo-wej” nasuwa się jęk, że tak dużo geniuszu ludzkiego oraz ducha przedsiębiorczo-ści nie mogło być wykorzystane w bardziej centralnym nurcie życia społecznego. Zrozumienie tego „lewego” handlu i jego roli byłoby bardzo ważne w świetle po-trzebnych szerszych rozważań nad realnymi dochodami ludności, co Oskar Lan-ge postulował od 1956 r. W końcu musiał być jakiś mechanizm, który pozwalał obracać dużą ilością towarów ludziom wyraźnie mało zarabiającym – oraz poli-tyczny lub/i kryminalny mechanizm, który to umożliwiał mimo wiedzy władz na ten temat. Handlarze wygrywali z urzędami. Prawda, że działała tu prawidłowość znana ze starć regularnego wojska z partyzantami: wojsko przegrywa, gdy nie wygrywa; partyzantka wygrywa, gdy nie przegrywa. Nawiasem mówiąc, byłoby warto szerzej przyjrzeć się geniuszowi prowadzących „lewy” handel marynarzy, lotników, kolejarzy, dyplomatów, transportowców, zawodowych przewodników turystycznych – czyli ludzi z natury zawodu kontaktujących się z zagranicą.

Zaskakuje jak mało władze PRL mogły zdziałać w niektórych sprawach. Zna-jomy, który w staraniach o mieszkanie zaszedł wysoko, usłyszał od ważnej osoby w KC PZPR: „Ludzie z ulicy przeceniają nasze możliwości”. W sprawach badanych przez Stolę to się potwierdzało. Prawda, że od SB wymagano bardzo dużo, wręcz zbyt dużo. Jeśli chciano od niej w jakimś momencie, by agenturalnie zniechęcała Niemców do wyjazdu, to już pozostawało chyba tylko przekazanie w jej ręce pro-dukcji bomby A – jak zrobiono w ZSRR. Zaskakuje jednak wielokrotnie stwierdza-na przez Stolę bezradność Biura Paszportowego i jego chęć, by to instancje PZPR przejęły rozwiązanie niejednego problemu wychodźczego. Zaskakuje, jak wielość podań paszportowych przekraczała możliwości nawet przeogromnego aparatu MSW. Zaskakuje podana przez Stolę informacja, że przy staraniach o wizytę u ro-dzin w Polsce emigranci do RFN podawali fałszywą datę wyjazdu (by skrócić okres zakazu wizy), a władze nie dawały rady tego sprawdzać. Gdy się czyta o tym, jak bohatersko pokonywali oni napotykane trudności, nasuwa się jedynie ironiczne zda-nie z epoki PRL, że „socjalizm zwycięsko pokonuje trudności, które sam stwarza”.

Prawda, że w tym systemie poszczególne instrumenty były wspomagane przez inne. Biuro Paszportów było tylko częścią systemu paszportowego – podobnie jak urząd cenzorski był tylko częścią systemu cenzury. Biuro Paszportów mogło nie zauważyć i nie zarejestrować człowieka, który bez jego zgody przedłużył pobyt

Page 19: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

227PRL i migracje międzynarodowe; PRL przez pryzmat migracji

zagranicą – ale działający w ramach tego samego systemu i odpowiednio oprzy-rządowany zakład pracy zauważył.

Gdybym wiedział, jak „oni” są, mimo wszystko, niesprawni, może byłbym odważniejszy w różnych sprawach (sic). Zaskakuje, jak wiele, nawet na takim systemie, ludzie mogli wymóc siłą trwałego naporu – i to jeszcze nim najpierw podpalili KW w Gdańsku, a potem masowo zastrajkowali. Ciekawe też, jak ludzie potrafili obrócić na swoją korzyść wszelkie rozluźnienie systemu (por. np. spo-tykanie się rozdzielonych rodzin na plażach nad Morzem Czarnym). Ważne też, jak ludzie obracali na swoją korzyść istnienie polskiej diaspory, wzmacnianej, co ważne, kolejnymi falami migracyjnymi. Wagi diaspory późniejsza PRL już nie mogła zmniejszyć, na podobieństwo odcięcia „białej” emigracji przez ZSRR. Nie przewidziała też znaczenia nowych fal emigracji, z którymi kontakt „krajowców” był siłą rzeczy prostszy. Gdy się mówi o znaczeniu polskiej diaspory, warto pa-miętać nie tylko o polityce, ale też o sprawach elementarnych (pomoc pieniężna i rzeczowa, zaproszenie na Zachód, łóżko do spania dla czasowego migranta).

Osobną sprawą jest kwestia nacisku samej elity PRL, rozumianej szerzej niż aparat, na liberalizację możliwości wyjazdów. Istotne znaczenie w tym zakresie miało tu chyba nie tak duże jak w innych krajach obozu rozdzielenie elity partii/państwa/SB od elity szerzej rozumianej. Wszystkich nie można było zaspoko-ić okresowymi posadami w placówkach dyplomatycznych, a większość chciała jeździć. Także warto pomyśleć nad powiązaniem nawet jeszcze zamkniętej PRL z życiem międzynarodowym. Nie można było nie respektować pewnych umów międzynarodowych. Nie można już było powstrzymać przekazywania pozytyw-nego obrazu Zachodu do Polski (nawet w NRD to się nie udawało). Nie można było powstrzymać jazd na Zachód. Stalinizm był w tym zakresie konsekwentny. Co było mu potrzebne z Zachodu, zdobywał z pomocą wywiadu i podobnych służb. Zresztą ZSRR był tak ogromny, że – do czasu – można było utrzymywać duży stopień autarchii. Socjalizm PRL ograniczał jazdy, ale po pierwsze jednak je dopuszczał, a po drugie dozwalał na przepływ informacji, towarów oraz obra-zów. To wpływało na dynamikę wewnętrzną oraz na żądanie coraz szerszego ot-wierania. Co ważne, z punktu widzenia władz zaspokojenie potrzeby wyjazdów stawało się cennym instrumentem pójścia ludziom na rękę. W konsekwencji Pol-ska była otwarta w stopniu zdumiewającym jak na kraj zamknięty – co zauważa Stola chociażby przez znak zapytania dodany do tytułu swojej książki (“Kraj bez wyjścia?”). Na krótką metę system nawet na tym korzystał, na dłuższą to go pod-minowało (jak masowy samochód, czy jak, nie przymierzając, wizyty papieża; najpierw Gierek, potem Jaruzelski liczyli, że te wizyty im pomogą).

Bardzo ciekawy jest pulsacyjny charakter migracji z Polski. Czasem otwierano szerzej bramy, po trochu dla wszystkich lub szerzej wybiórczo. Wtedy zaczynał działać „popyt odłożony”, a więc parcie na wyjazdy było tym większe. W jakimś momencie przykręcano śrubę. Tak samo działo się z cyklem „inwestycje-kon-

Page 20: DYSKUSJa PRL I MIGRACJE MIĘDZyNARODOWE; PRL PRZEZ

228 Marcin Kula

sumpcja-inwestycje” lub/i „zamordyzm-bunt-demokracja-zamordyzm”. Czasowo wracające pójście ludziom na rękę owocowało jednak przez długie lata, a samo pulsowanie zmniejszało beznadziejne przekonanie o niezmienności i nieugiętej trwałości ustroju. Król raz obnażony nie jest już takim samym królem, nawet je-śli odzyskuje władzę. Przemienność otwierania/zamykania granicy miało też złe z punktu widzenia systemu skutki psychologiczne: rodziła przekonanie, że można się jednak do czegoś dopchać, że władza może dać, byle chciała. Było to zjawisko podobne do ambiwalentnych skutków lepszego zaopatrzenia sklepów w przed-dzień 1 maja (znaczy się mają, ale nie dają).

Ciekawe są obserwacje Stoli o codziennym funkcjonowaniu aparatu czuwania nad ruchem międzynarodowym. Np. obserwacja, że w biurze paszportowym (biu-rach paszportowych) często chętnie zatrudniano rodziny funkcjonariuszy MSW. Podobnie obserwacje o roli cichych, nikomu z zewnątrz nieznanych instrukcji w miejsce jasnych przepisów (swego czasu nazywaliśmy to zjawisko „ustawo-dawstwem powielaczowym”). Ustawa mogła być nawet niezła, ale to nie ona de-cydowała. Występowała tu analogia z konstytucją, w swojej literze jeszcze nie najgorszą – ale mało ważną. W 1976 r. pojawiło się powiedzonko a propos kon-stytucji: „Po co ją zmieniać, jeszcze wcale nie używana”.

Jeszcze ważniejsze nawet od dosłownej treści tych wszystkich instrukcji, na-rad, uchwał, notatek, formułowanych wniosków, były sygnały, jakie ich wydawa-nie niosło. Także w sprawach paszportowo-migracyjnych to był system, którym kierowano sygnałami. Zrobienie plenum dowolnego szczebla partii na dowolny temat mogło nie mieć żadnego znaczenia bezpośredniego – poza tym, że aparat dowiadywał się, iż w najbliższym czasie należy uznawać daną sprawę za istotną (do następnego plenum na inny temat).

Ciekawie występuje u Stoli schizofrenia legitymizacji systemu. Z jednej stro-ny znajdował ją w marksowsko-leninowskiej filozofii dziejów, ale z drugiej był zadowolony np. z tego, że przedwojenne zasady paszportowe przewidywały moż-liwość odmowy paszportu z ważnych względów państwowych (to, że w demokra-tycznym państwie powołanie takiego przepisu w odmowie można zaskarżyć, było już mniej ważne).

Takie obserwacje potwierdzają często to, co wiadomo z innych działów życia – tyle, że dotyczą działu najmniej znanego. W ten sposób potwierdzają też, że w systemie nie mogło być sektorów całkowicie wydzielonych. Wojsko i aparat bezpieczeństwa mogły funkcjonować sprawniej, ale to było wciąż realno-socja-listyczne wojsko i takaż „bezpieka”. Może zresztą nie funkcjonowały lepiej, tyl-ko miały większe środki i ułatwienia. Czarnobyl potwierdził, że w ZSRR wręcz atomistyka nie była sektorem prawdziwie wydzielonym. To dużo mówi w często dyskutowanej kwestii rzekomo wyjątkowej jakości materiałów archiwalnych UB/SB. Nie są one jakościowo lepsze niż inne. Książka Stoli potwierdza wszakże jak ważne jest szukanie w nich odpowiedzi na sensownie postawione pytania.