16
Nr 12 (192) lRok XVI grudzień 2011 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5% Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa MIASTO NIE JEST NICZYJĄ WŁASNOŚCIĄ WYżSZA SZKOŁA PRAWA I ADMINISTRACJI s. 8-9 Benefisanci na scenie Teatru Maska. Od lewej: Hilary Kluczkowski, Anna Bienkiewicz-Kujałowicz, Jolanta Nord, Elżbieta Winiarska. Fot. Józef Gajda. Szerzej o aktorskim benefisie pisze Ryszard Zatorski na s. 7. - Pan Profesor gościł w środę, 7 grudnia, w rzeszowskim ratuszu, gdzie wygłosił Pan odczyt na temat „Miasto to nie firma, czyli o dylematach marketingu miasta”. Najbardziej intryguje mnie stwierdzenie: „Miasto to nie firma”. Co za nim się kryje i co to faktycznie oznacza? - Chciałem zwrócić uwagę tym trochę prowokującym tytułem na ryzyka, niebezpieczeństwa i pułapki związane z za bardzo marketingowym i za bardzo„zekonomizowanym” myśleniem o miastach i o promocji miast w dzisiejszej Pol- sce. Rzeczywiście – miasto to nie przedsiębiorstwo, które ma funkcjonować wyłącznie w zgodzie z zasadami racjonalności rynkowej. Miasto to złożony organizm, który powinien zadawalać wiele grup i społeczności o bardzo różnych ocze- kiwaniach i interesach. No i miasto – w przeciwieństwie do firmy - nie jest niczyją własnością. Na pytanie „czyje jest miasto?”, odpowiadam: mieszkańców. Boję się myślenia o mieście jako firmie. Takie myślenie prowadzi do wielu niedobrych – moim zdaniem – następstw. Do przeliczania wszystkiego na złotówki, do zapominania, że pewne rzeczy trzeba robić bezinteresownie. Dotyczy to zresztą zarówno władz miejskich jak i mieszkańców. Ze smutkiem stwier- dzam – mówił o tym podczas spotkania w rzeszowskim Ratuszu – że Poznań, moje rodzinne miasto, jest dziś coraz częściej traktowany jako – właśnie – „miasto-firma”. To niedobra droga, przed którą będę chciał przestrzegać. - Czy zgodzi się Pan Profesor ze mną, że najtańszą promo- cją miasta jest wykorzystanie kojarzonych z nim stereotypów. Jednak miasta wolą pozostać „nijakie”, ponieważ nie chcą przyznać się do snobizmu lub wieśniactwa? - Po części ma Pan rację. Sam wielokrotnie namawiałem urzędników miejskich, m.in. w Poznaniu, czy w Kielcach, aby nie bali się być w podejmowanych działaniach mar- ketingowych autoironiczni. Nieraz dobrze trochę pośmiać się z siebie – a niech tam: niech będzie, że poznaniacy to „dusigrosze” a kielczanie to „scyzoryki”. Ci, którzy umieją, mają odwagę dowcipkować na własny temat wzbudzają w gruncie rzeczy sympatię. Pokazują, że tak naprawdę nie mają żadnych kom- pleksów, żadnego poczucia niższości. Trochę podob- nie z „legendami miejski- mi”. Część z nich stawia takie czy inne miasta i ich mieszkańców w nienajlep- szym świetle. Ale legendy miejskie dodają miastom malowniczości, sprawiają, że coraz bardziej podobne do siebie architektonicznie miasta zachowują jednak swą specyfikę, swój niepowtarzalny koloryt. A to jest dziś w sumie najważniejsze – umieć pokazać się jako ktoś inny, umieć pokazać swą wyjątkowość, nietuzinkowość. Poza tym pokazać rozmaite stereotypy związane z miastami, by potrafili pośmiać się trochę - Jak należy budować markę miasta? Jest Pan autorem projektu marki Rzeszowa. „Rzeszów stolicą innowacji” – to strzał w 10 czy poza tarczę? Czy można to już zmierzyć, zbadać, ocenić? Pytam o efekty promocyjne? - Ja oczywiście mam nadzieję, że nasze propozycje dla Rzeszowa były i są trafione. Rzeszów faktycznie ma duży potencjał innowacyjny – i to w wielu wymiarach. Nie jest więc to hasło przejawem myślenia życzeniowego, „chciej- stwa”. W sumie jednak – pytanie o efekty promocyjne nie jest pytaniem, które powinno być skierowane do mnie… Prof. dr hab. Rafał Drozdowski, dyrektor Instytu- tu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, kierownik Zakładu Socjologii Wiedzy i Świa- domości Społecznej w Instytucie Socjologii UAM, profe- sor Wyższej Szkoły Biznesu w Gorzowie Wielkopolskim. Absolwent studiów politologicznych i socjologicznych na UAM, członek Związku Polskich Artystów Fotografi- ków, członek Zarządu Okręgu Wielkopolskiego ZPAF, w latach 90. aktywnie uczestniczący w budowaniu polskiej branży reklamowej. Specjalista w zakresie jakościowych badań rynkowych, społecznych i wspomagania proce- dur decyzyjnych w biznesie. Jest autorem 112 publikacji naukowych oraz popularno-naukowych. Od roku 1996, tj. od momentu powstania spółki, jest prezesem Zarządu Public Profits Sp. z o.o. (Spółka Public Profits jest firmą wyspecjalizowaną w badaniach i ekspertyzach społeczno- -ekonomicznych oraz marketingowych). Z prof. Rafałem Drozdowskim, dyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, rozmawia Adam Kulczycki. Świątecznej radości pomnażanej przyjazną i ciepłą serdecznością najbliższych - życzy swoim sympatykom zespół redakcyny. Prof. Rafał Drozdowski

Echo Rzeszowa

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Czasopismo mieszkańców Rzeszowa.

Citation preview

Page 1: Echo Rzeszowa

Nr 12 (192) lRok XVI grudzień 2011 r. lISSN 1426 0190 Indeks 334 766 lwww.echo.erzeszow.pl Cena 2 zł, VAT 5%Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa

MIASTO NIE JEST NICZYJĄ WŁASNOŚCIĄ

W Yż SZ A SZ kO Ł A pr AWA I A dM I N IST r ACJ Is. 8-9

Benefisanci na scenie Teatru Maska. Od lewej: Hilary Kluczkowski, Anna Bienkiewicz-Kujałowicz, Jolanta Nord, Elżbieta Winiarska. Fot. Józef Gajda. Szerzej o aktorskim benefisie pisze Ryszard Zatorski na s. 7.

- Pan Profesor gościł w środę, 7 grudnia, w rzeszowskim ratuszu, gdzie wygłosił Pan odczyt na temat „Miasto to nie firma, czyli o dylematach marketingu miasta”. Najbardziej intryguje mnie stwierdzenie: „Miasto to nie firma”. Co za nim się kryje i co to faktycznie oznacza?

- Chciałem zwrócić uwagę tym trochę prowokującym tytułem na ryzyka, niebezpieczeństwa i pułapki związane z za bardzo marketingowym i za bardzo„zekonomizowanym” myśleniem o miastach i o promocji miast w dzisiejszej Pol-sce. Rzeczywiście – miasto to nie przedsiębiorstwo, które ma funkcjonować wyłącznie w zgodzie z zasadami racjonalności rynkowej. Miasto to złożony organizm, który powinien zadawalać wiele grup i społeczności o bardzo różnych ocze-kiwaniach i interesach. No i miasto – w przeciwieństwie do firmy - nie jest niczyją własnością. Na pytanie „czyje jest miasto?”, odpowiadam: mieszkańców. Boję się myślenia o mieście jako firmie. Takie myślenie prowadzi do wielu niedobrych – moim zdaniem – następstw. Do przeliczania wszystkiego na złotówki, do zapominania, że pewne rzeczy trzeba robić bezinteresownie. Dotyczy to zresztą zarówno władz miejskich jak i mieszkańców. Ze smutkiem stwier-dzam – mówił o tym podczas spotkania w rzeszowskim Ratuszu – że Poznań, moje rodzinne miasto, jest dziś coraz częściej traktowany jako – właśnie – „miasto-firma”. To niedobra droga, przed którą będę chciał przestrzegać.

- Czy zgodzi się Pan Profesor ze mną, że najtańszą promo-cją miasta jest wykorzystanie kojarzonych z nim stereotypów. Jednak miasta wolą pozostać „nijakie”, ponieważ nie chcą przyznać się do snobizmu lub wieśniactwa?

- Po części ma Pan rację. Sam wielokrotnie namawiałem urzędników miejskich, m.in. w Poznaniu, czy w Kielcach, aby nie bali się być w podejmowanych działaniach mar-ketingowych autoironiczni. Nieraz dobrze trochę pośmiać się z siebie – a niech tam: niech będzie, że poznaniacy to „dusigrosze” a kielczanie to „scyzoryki”. Ci, którzy umieją, mają odwagę dowcipkować na własny temat wzbudzają w

gruncie rzeczy sympatię. Pokazują, że tak naprawdę nie mają żadnych kom-pleksów, żadnego poczucia niższości. Trochę podob-nie z „legendami miejski-mi”. Część z nich stawia takie czy inne miasta i ich mieszkańców w nienajlep-szym świetle. Ale legendy miejskie dodają miastom

malowniczości, sprawiają, że coraz bardziej podobne do siebie architektonicznie miasta zachowują jednak swą specyfikę, swój niepowtarzalny koloryt. A to jest dziś w sumie najważniejsze – umieć pokazać się jako ktoś inny, umieć pokazać swą wyjątkowość, nietuzinkowość. Poza tym pokazać rozmaite stereotypy związane z miastami, by potrafili pośmiać się trochę

- Jak należy budować markę miasta? Jest Pan autorem projektu marki Rzeszowa. „Rzeszów stolicą innowacji” – to strzał w 10 czy poza tarczę? Czy można to już zmierzyć, zbadać, ocenić? Pytam o efekty promocyjne?

- Ja oczywiście mam nadzieję, że nasze propozycje dla Rzeszowa były i są trafione. Rzeszów faktycznie ma duży potencjał innowacyjny – i to w wielu wymiarach. Nie jest więc to hasło przejawem myślenia życzeniowego, „chciej-stwa”. W sumie jednak – pytanie o efekty promocyjne nie jest pytaniem, które powinno być skierowane do mnie…

prof. dr hab. rafał drozdowski, dyrektor Instytu-tu Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w poznaniu, kierownik Zakładu Socjologii Wiedzy i Świa-domości Społecznej w Instytucie Socjologii UAM, profe-sor Wyższej Szkoły Biznesu w Gorzowie Wielkopolskim. Absolwent studiów politologicznych i socjologicznych na UAM, członek Związku polskich Artystów Fotografi-

ków, członek Zarządu Okręgu Wielkopolskiego ZpAF, w latach 90. aktywnie uczestniczący w budowaniu polskiej branży reklamowej. Specjalista w zakresie jakościowych badań rynkowych, społecznych i wspomagania proce-dur decyzyjnych w biznesie. Jest autorem 112 publikacji naukowych oraz popularno-naukowych. Od roku 1996, tj. od momentu powstania spółki, jest prezesem Zarządu public profits Sp. z o.o. (Spółka public profits jest firmą wyspecjalizowaną w badaniach i ekspertyzach społeczno--ekonomicznych oraz marketingowych).

Z prof. rafałem drozdowskim, dyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w poznaniu, rozmawia Adam kulczycki.

Świątecznej radości pomnażanej przyjazną i ciepłą serdecznością najbliższych - życzy swoim sympatykom zespół redakcyny.

Prof. Rafał Drozdowski

Page 2: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.2

Po expose premiera Podkar-pacie, a w nim miasto Rzeszów, czekają niewesołe czasy. Od wielu miesięcy media straszą rzeszowian nadchodzącym kryzysem. A to wali się gospodarka Grecji, a to Włosi mają niebotyczne zadłuże-

nie. Nic dziwnego, że społeczeń-stwo zostało wzburzone. Czym najbardziej?

Oburzamy się brakiem polskiej strategii gospodarczej. A przecież pierwszą kwestią obecnie jest strategia dla Polski na czas kry-zysu. Zaś najważniejszą kwestią ważną dla tej strategii powinna być odpowiedź na pytanie, kto zapłaci za kryzys. Zanosi się na to, że najbiedniejsi, zgodnie z zasadą niewidzialnej ręki rynku. Drugą kwestią jest pozycja Polski w Unii Europejskiej. Na naszych oczach powstaje europejskie jądro, złożone z 17 państw strefy euro, i 10 państw, które będą miały status obserwatorów. Polska znalazła się w gronie obserwatorów.

Oburzamy się na lichwę upra-wianą przez zagraniczne banki w Polsce. Właściwe własnych banków Polska już nie ma. Zastanawiamy się, czy Polska już zaczyna tracić suwerenność gospodarczą.

Oburzamy się na to, że pod oszukańczymi hasłami walki z komuną sprzedano polskie zakłady przemysłowe. Przerażających przy-kładów jest aż nadto. W ten sposób straciliśmy wiele miejsc pracy.

Oburzamy się na postępujący wzrost cen, który jest pochodną wzrostu cen energii ropy i gazu. Planowaną podwyżkę odczują naj-bardziej osoby ogrzewające domy tym paliwem. Przy obecnym cen-niku PGNiG właściciele domów, w

których wykorzystują na przykład 5 tys. m sześc. rocznie, płacą 8,8 tys. zł (i to bez VAT). Dla nich 15 proc. wzrostu ceny, to dodatkowy wydatek w wysokości 1320 zł.

Oburzamy się na to, że na Rzeszowszczyźnie mamy najniższe zarobki w Polsce.

Oburzamy się na brak miejsc pracy na Podkarpaciu. W powia-towych urzędach pracy pod koniec października było zarejestrowa-nych 137,5 tysiąca osób. Zdaniem ekspertów liczba ta pod koniec roku może przekroczyć 140 tys. Z najnowszych danych Wojewódz-kiego Urzędu Pracy w Rzeszowie wynika, że pod koniec paździer-nika stopa bezrobocia w regionie wyniosła 14,8 procent, czyli o 0,1 proc. więcej niż rok wcześniej.

Oburzamy się na to, że ponad 11 mld euro w 2010 roku zarobili zagraniczni właściciele na swoich firmach działających w Polsce. Przynajmniej tak informuje naj-nowszy raport NBP o bezpośred-

nich inwestycjach zagranicznych. Wśród szwedzkich inwestycji w Polsce są fabryki i sklepy Ikei, oddziały takich firm, jak Skanska, Electrolux, Nordea Bank czy fir-ma windykacyjna Intrum Justitia. Jednak najwięcej w Polsce zarobili Holendrzy, bo ponad 2 mld euro.

Wszyscy jesteśmy uwikłani w jeden wielki problem, który jest kryzysem współczesnego, neolibe-ralnego kapitalizmu. Długa droga przed nami, aby z tego wyjść - powiedział nam podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy prof. dr hab. Grzegorz Kołodko z Aka-demii Leona Koźmińskiego. Grono uczonych dochodzi do wniosku, że neoliberalizm się przeżył. I co na to wielki guru polskiego neo-liberalizmu, prof. Balcerowicz? A no, nic.

Ostatnie dwadzieścia lat histo-rii gospodarczej świata, to wielka ściema systemu finansowego, który skutecznie przekonywał wszyst-kich. Obiecywał wielu powszechny dobrobyt, innych przekupywał zyskami z wirtualnych inwestycji, przekonywał, że tworzy nowe pro-dukty i przyczynia się do rozwoju. Tymczasem stworzył tak naprawdę klasyczną piramidę finansową, owiany złą sławą „łańcuszek świę-tego Antoniego”, w którym wygra-nymi są tylko pierwsi, a płatnika-mi ci, którzy przyłączą się ostatni albo wręcz niczego nieświadomi podatnicy.

BĘdZIE rEALIZACJA? Firma Res-Gaj, która kupiła za ponad 34 milio-

ny złotych tereny po Zelmerze w centrum miasta, zamierza wybudować na nich osiedle mieszkaniowe. Jest to rejon położony wzdłuż torów kolejowych linii Rzeszów-Jasło, dochodzący do ulic Hoffmanowej i Langiewicza oraz jednostki wojskowej. Koncepcję jego zabudowy stworzyli już architekci z pracowni MWM. Ma to być nowoczesna dzielnica o urozmaiconej zabudowie, w której oprócz budynków mieszkalnych znajdą się obiekty handlowe i usługowe, a także biura.

Po obu stronach drogi, która przebiegać będzie przez środek osiedla, zaprojektowano budynki wyso-kie na sześć kondygnacji, zaś na początku i na końcu tego zespołu dwa wieżowce, które będą miały po 55 metrów wysokości. Samochody mają jeździć wokół osiedla trasami okrężnymi, od których prowadzić będą dojazdy do podziemnych, dwukondygnacyjnych parkingów.

Jest to jedna z koncepcji zagospodarowania tere-nów po Zelmerze, który przeniósł się z produkcją poza miasto. Inwestor zlecił już wykonanie następnej koncepcji, a być może powstanie jeszcze jedna. Dopie-ro wówczas wybrana zostanie ta, na podstawie której przygotowany będzie projekt do realizacji. O wyborze zadecyduje między innymi to, jak będzie wyglądał miejscowy plan zagospodarowania, który jest obecnie przygotowywany przez urząd miasta. Plan ten ma być gotowy w przyszłym roku.

kal

UpIEkLI OdrZUTOWCANiezwykłe zamówienie otrzymali rzeszowscy

cukiernicy. Polskie siły powietrzne zleciły im przygo-towanie tortu w kształcie samolotu myśliwskiego F16. Zamówienie to wiązało się z 5 rocznicą używania tych maszyn przez nasze lotnictwo wojskowe. Tort miał 3 metry długości i 2,40 metra szerokości, a ważył ponad 200 kilogramów. Upiekły go połączone siły dwóch cukierni: Radosława Raka oraz „Orłowski & Rak”.

Prace nad tortem trwały trzy dni. Ciasto czekola-dowo-orzechowe z alkoholowym ganaszem kawowym i powidłem z czarnej porzeczki domowej roboty zostało pokryte masą w kolorze popielatym, takim jakim są pomalowane rzeczywiste F16. Tort był wier-nym odzwierciedleniem modelu, który dostarczyło wojsko. Słodką maszynę umieszczono na specjalnym stelażu, by wyglądała, jakby wzbijała się w powietrze z lotniska. Tort został przetransportowany specjalnie przygotowanym samochodem do Poznania, gdzie odbywały się rocznicowe uroczystości. Przodem jechało auto osobowe z napisem „ pilot”, tak jak to się odbywa podczas transportu szczególnych ładunków.

kal

prEZYdENT ZAprASZA Celujemy w kulturę - pod takim hasłem odbędzie

się na rzeszowskim rynku Sylwester 2011, organizo-wany przez Urząd Miasta Rzeszowa i Estradę Rze-szowską. Program przewiduje rozpoczęcie imprezy o

godzinie 20,45, ale o 21 jako pierwszy wystąpi zespół KUKI PAU – zwycięzca tegorocznej „Rockowej Nocy”, Ogólnopolskiego Przeglądu Zespołów Muzycz-nych. Po nim zaprezentuje się polsko-brytyjska grupa THE POISE RITE z piosenkami inspirowanymi tekstami Czesława Miłosza, którego setne urodziny obchodziliśmy w tym roku.

Z radością obejrzymy znany nam od 1974 zespół BUDKA SUFLERA. Tradycyjnie już o północy prezydent Rzeszowa, Tadeusz Ferenc, złoży nam życzenia noworoczne i przy oprawie sztucznych ogni zgromadzeni na rzeszowskim rynku powitają 2012 rok. Imprezę zakończą rytmy ukraińskiej ATMAS-FERY. Partner strategiczny imprezy, PGE Polska Grupa Energetyczna, przygotował dla publiczności niespodziankę.

Józef Gajda

kOńCZĄ prZEJŚCIE

Wielka ulga dla wszystkich miłośników różnorod-nych form aktywności rekreacyjnej nad Wisłokiem. Przejście lub przejechanie rowerem z bulwarów nad zalew wiązało się z nie lada niebezpieczeństwem pokonania czteropasmowej, ruchliwej alei Powstań-ców Warszawy. Problem wyjątkowo stresujący i dla pieszych, i dla kierowców. Dobiegają końca prace przy budowie bezkolizyjnego przejścia pod tą ruchliwą arterią. Ponoć już z końcem tego roku zostanie ono oddane do użytku mieszkańców. Fot. Józef Gajda.

KOMENTARZE

Zdzisław DARAŻ

NA CO SIĘ OBUrZAMY?

INTErESUJĄCE

TApNĘŁO pOd SUFITEM

Zdarzyło się w rzeszowskim przedszkolu, że perso-nel wychowawczy uznał, iż niejaki Bełza, na którym wychowały się pokolenia, nie dorósł do miana dzie-cięcego literata od patriotyzmu pacholąt i postanowił błąd naprawić. Dopatrzył się bowiem w wyliczance „Kto ty jesteś? – Polak mały...”, przypominajacej lita-nię w intencji bogoojczyźnianej, kardynalnego błędu. No, bo jak może taki szczyl w Polskę wierzyć, skoro powinien w Boga? Jak wiara, to wiara. A poza tym, co to za Polska jeśli poszła do Unii? Zatem Polskę wywalili na rzecz Boga. A że to głupio brzmi? A kto powiedział, że w każdym przedszkolu ma być mądrze? Że nie wolno zniekształcać tekstu literac-kiego? Przecież jest demokracja.

Dla reformatorskich geniuszy z przedszkola mam bezinteresownie parę następnych pomysłów. Taki Micki Adamowicz w „Panu Tadeuszu” wydziera się „Litwo! Ojczyzno moja.” Przecież powinno być Pol-sko, albo jeszcze lepiej – Częstochowo. Jak też może jakiś kudłaty wieszcz wrzeszczeć „... a twa zguba w Rzymie!”. Przecież powinno być – w Rosji, albo jeszcze lepiej w Smoleńsku. A weźmy taki nasz hymn. Przecież ten Czarnecki nie powinien po szwedzkim zaborze zasuwać do tego heretyckiego Poznania, czyż nie lepiej do Torunia, albo innego Lichenia? Koniecz-nie trzeba coś zrobić z murzynkiem Bambo. Przecież nie może niejaki Bambo przez całe ranki uczyć się z murzyńskiej czytanki. Powinien z katechizmu. Może

na razie wystarczy. Zastanawiam się, czy poprawianie Bełzy jest wynikiem chwilowego przesunięcia się cze-goś pod sufitem, czy jest to sprawa już nieuleczalna.

ZACZYNA ŚWIECIĆ

Jakoś ucichła idiotyczna, doroczna wrzawa związa-na z instalacją w centrum miasta swiątecznej ilumina-cji. Pewnie, że jej koszty w przeliczeniu na bułki albo litry zupy powalają z nóg. Jest tylko jedna różnica. Te bułki i zupa nie tworzą wizerunku miasta. Zresztą, gdyby magistrat skąpił grosiwa na owe bułki i zupę dla potrzebujacych, rozumiałbym rwetes. Ale nie ską-pi! Jakiś urbanista chałupnik twierdzi w Internecie, że za takie pieniądze mógłby na zicher rozwiązać problem mieszkaniowy bezdomnych. Tęgo muszą mu się pieprzyć króliki na strychu. Pewnie budowałby wigwamy albo inne igloo. Zatem, jeśli nie traktować go poważnie, to nawet nie nudzi. Mnie, notorycznej spacerowiczce po mieście, przysparza ta iluminacja niezwykłych doznań estetycznych. Moi przyjezdni przjaciele również są zachwyceni. A malkontentów odsyłam do Katowic. Niechaj robią zniesmaczenie z tego, że stojąca tam pomnikowa Kasztanka, kobyła Piłsudskiego, prezentuje dorodne oprzyrządowanie ogiera. W dodatku taką Kasztankę-hermafrodytę dosiada osobiście spiżowy marszałek. Patriotyczna profanacja za nasze pieniądze!

Nawojka Kumak

Czyli kapitalizm tak, wypaczenia nie!

W rzeszowskim ratuszu 15 listopada odbylo sie kolejne spotkanie z dostojnymi jubilatami, czyli parami małżeńskimi z terenu miasta, które przetrwały szczęśliwie w tym związku przez pełne 50 lat. Oprócz udeko-rowania ich stosownymi medalami zostali obdarowani z tej okazji sporą dawką okolicznościowych życzeń. Do tych serdeczności z ogromną przy-jemnością dołącza się i zespół redakcyjny „Echa Rzeszowa”. Swoje mał-żeńskie pięćdziesięciolecie obchodzili: Janina i Marian BUDZIKOWIE, Wanda i Leszek CHOJNOWSCY, Zofia i Stanisław CYRULIKOWIE, Zofia i Władysław GILARSCY, Anna i Edward GROSZKOWIE, Feliksa i Walerian KŁAKOWICZOWIE, Stanisława i Leon KWAŚNIKOWIE, Helena i Ryszard OSTRÓWKOWIE, Janina i Adam PARTYKOWIE, Teresa i Marian PAWLIKOWIE, Fryderyka i Tadeusz PŁONKOWIE, Urszula i Kazimierz POMIANKOWIE, Zofia i Wiesław TERESZKO, Anna i jan SZCZEPANIKOWIE.

JUBILACIprZYTUpY MIEJSkIE

Prezydent Tadeusz Ferenc dekoruje Leszka Chojnowskiego. Fot. Józef Gajda.

Ubiegłoroczny wieczór sylwestrowy na rzeszowskim rynku. Fot. Józef Gajda.

Page 3: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r. 3

- Jest Pan jednym z sygnata-riuszy „Listu do ludzi lewicy, do działaczy, członków i sympatyków Sojuszu Lewicy Demokratycznej”, który opublikowany został przez tygodnik „Przegląd” z 30 paździer-nika br. Jakie idee przyświecały jego napisaniu.

- W ostatnich wyborach 9 października 2011 r. polska lewica osiągnęła najgorszy wynik w histo-rii III Rzeczypospolitej. Złożyło się na to wiele czynników. W oczeki-waniu na szerszą dyskusję posta-nowiliśmy pokazać przyczyny tej porażki. Nie chodzi nam głównie o wypominanie błędów, ale podjęcie próby dania sobie odpowiedzi, co zrobić, żeby było inaczej.

- Posiłkując się Waszym listem, pofatygujmy się i dajmy odpowiedź.

- Aby lewicowa partia miała szanse w 2015 roku wygrać wybo-ry, musi przedstawić Polkom i Polakom przekonujący program poprawy sytuacji najszerszych grup społecznych. Musi dać odpo-wiedź na słynne już pytanie, „jak żyć”. Jest potrzeba, aby w swoim programie miała wyraźnie zdefiniowane interesy i potrzeby ludzi zarabiających na życie pracą własnych rąk i umysłów. Program tych zmian winien odwoływać się do tychże interesów, dając zarazem rzeczywiste gwaran-

cje zachowania praw socjalnych obywateli. Partia ta powinna uwzględnić w swoim programie przebudowę polskiej mentalności, otwarcie polityki poprzez rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Program musi uwzględniać poglą-dy i potrzeby jednostki, nie naru-szając autonomii człowieka. Partia musi mieć trafnie zdefiniowane potrzeby ważnych dla niej grup społecznych. Partia taka winna mieć wyraźną tożsamość ideową. Musimy sobie bardziej uświado-

mić, że podstawowe wartości, za którymi opowiada się lewica, są nieusuwalnym składnikiem życia społecznego.

- Jakie miejsce w nowoczesnej lewicowej partii może mieć SLD?

- Jesteśmy świadomi, że nie da się zbudować lewicowej partii bez SLD lub przeciw SLD. Żeby było to możliwe, SLD musi się zmienić. Odrzucić trzeba wszelkie pretensje i żale, otworzyć się na tych, z któ-rymi jeszcze wczoraj spieraliśmy się o sposoby realizacji lewicowych ideałów. W liście piszemy m.in., że musimy postawić na liderów, którzy nie boją się wyborczej kon-frontacji, postawić na tych, którzy lubią i szanują ludzi. Wtedy lewica znów będzie silna i społecznie akceptowana. Potrzebna jest kon-solidacja lewicy opartej na wspól-nych wartościach, na respekcie dla tych, którzy myślą lewicowo, ale niekoniecznie tak samo jak inni. W naszym kraju jest dość duży potencjał lewicowego myślenia wśród inteligencji, w tym wśród ludzi sztuki i ludzi nauki. Musimy mieć świadomość, że SLD to nie jedyna partia lewicowa. Musimy wyciągnąć rękę do innych odcieni lewicy. Nie mieć za złe, że nazywa-ją się tak, a nie inaczej. Środowiska lewicowe uległy rozproszeniu, a dość znaczna ich część wycofała się

z życia publicznego wobec odczu-wanej dużej przewagi dyskursu prawicowego. Sytuacja dziś stwa-rza jednak sprzyjające warunki dla mobilizacji intelektualnego poten-cjału lewicy. Zapowiadany kongres lewicy polskiej może dać początek zjednoczenia wszystkich sił lewico-wych. Kongres musi dać impuls do rozszerzenia dialogu między partią lewicy a coraz szerszymi grupami polskiego społeczeństwa.

- Na ile myśli Waszego listu politycznie mogą być spożytkowane na gruncie rzeszowskim?

- Myślę, że jego treść można przenieść w całości na teren Rze-szowa i Podkarpacia. Rzeszów jest na dobrą sprawę środowi-skiem robotniczym i przemysło-wym. Zalicza się do miast dobrze postrzeganych w całym kraju. Jest to zasługa mieszkańców oraz tych, którzy tym miastem kierowali i tych, którzy to czynią dziś. Warto przypomnieć tylko kilka nazwisk ludzi lewicy powszechnie znanych w naszym środowisku, którzy zajmowali najwyższe stanowisko w rzeszowskim ratuszu, choćby: Leon Stanio, Alfred Żądło, Edward Bilut, Ludwik Chmura, no i dzi-siejszy włodarz miasta Tadeusz Ferenc. Rzeszów najlepiej rozwijał się, gdy stery rządów miała właśnie lewica. W mieście i województwie

najbardziej charakterystyczną i cenioną osobą był Władysław Kruczek. To za jego czasów uczy-niono najwięcej dla tego regionu. O tym powinniśmy pamiętać i nie wstydzić się o tym mówić. Zatem rzeszowska lewica ma do wykorzystania dobre przykłady i sukcesy ludzi, którym w swoim czasie przyszło kierować miastem i województwem. To oni potrafili swoimi inicjatywami wciągnąć duże rzesze ludzi w rozwój tego regionu. Potrafili myśleć i działać pragmatycznie.

- Wiem, że jest Pan członkiem Rady Naukowej Instytutu Edwarda Gierka. Proszę krótko powiedzieć coś o tej instytucji.

- Instytut ten powołany został jako fundacja stawiająca sobie za cel m.in. promocję dokonań, wspieranie publikacji na temat Edwarda Gierka oraz tworzenie poświęconych mu lokalnych Izb Pamięci. Edward Gierek to zasłu-żona postać dla regionu śląskiego oraz całego kraju. Jego dekada lat siedemdziesiątych ubiegłego wie-ku bez wątpienia była najbardziej udana w dziejach powojennej Pol-ski. Znaczona jest ona szeregiem dokonań, z których korzystamy i korzystać będą kolejne pokolenia.

- Dziękuję za rozmowęStanisław Rusznica

Miasto

MIEJSkIE dECYZJE

pArkING NAd MIkOŚkĄCO TAM pANIE W rAdZIE

pArTIA LEWICY MUSI ZNALEźĆ SWOJĄ TOżSAMOŚĆ

Porządkowanie gospodarki kanalizacyj-nej, m.in. rozdzielenie kanalizacji deszczo-wej od sanitarnej, należy do zadań własnych gminy. Dlatego też przeprowadzenie takiej inwestycji na terenie obok ZUS, gdzie prze-biega otwartym kanałem Mikośka, będzie realizowane przez miasto. W tej chwili ta rzeczka to brzydko pachnący kanał, którym płynie deszczówka oraz ścieki, pochodzące z okolicznych kamienic. - Od kilku lat w Rzeszowie porządkujemy gospodarkę kanalizacyjną i rozdzielamy sanitarkę od deszczówki. Na ten cel z budżetu miasta co roku przeznaczane są olbrzymie pieniądze. Musimy tak robić, ponieważ po 2015 roku płacilibyśmy bardzo duże kary finansowe za odprowadzanie ścieków bezpośrednio do rzeki - wyjaśnia Urszula kukulska, dyrek-torka Wydziału Gospodarki Komunalnej i Inwestycji Urzędu Miasta w Rzeszowie.

Teren, przez który płynie Mikośka, o pow. ponad 30 arów został sprzedany prywatnej firmie, która zamierza tu doce-lowo wybudować parking. Nim do tego dojdzie należy jednak uporać się z prze-budową sieci kanalizacyjnej. Inwestycja ta będzie kosztować kilka milionów złotych. Opracowano kilka wariantów. Został już wybrany wariant docelowy. Inwestycja będzie realizowana w latach 2012-2013. Po jej zakończeniu inwestor prywatny przystąpi do budowy parkingu. Oprócz tego będzie on musiał utwardzić teren, stworzyć projekt jego zagospodarowania łącznie z wjazdami i zjazdami.

Miasto jest dla różnych użytkowników. Dlatego potrzebne są rozwiązania, które stworzą go przyjemnym i funkcjonalnym w wielu wymiarach - zarówno samocho-dowym jak i pieszym.

Zaczyna się rodzić koncepcja strefy płat-nego parkowania. Może ona jednak powstać po spełnieniu pewnych warunków. Przewi-dywane zmiany muszą zapewnić możliwość dojechania do śródmieścia, ale tylko na jego obrzeża. Wzdłuż ulic obwodowych należy wybudować trzy parkingi wielopoziomowe. Korzystanie z nich powinno być płatne, ale znacznie mniej niż parkowanie na ulicy. Napewno w rejonie centrum miasta oraz szczęk na placu Wolności. Rozwiązanie takie powinno zadowolić kierowców. Nie wjadą oni na stare miasto, ale w każdy jego fragment dojdą pieszo najwyżej w 5 minut po zaparkowaniu samochodu. W tę koncepcję wpisuje się również parking nad Mikośką. Należy rozważyć, aby budowę parkingu wielopoziomowego realizować wspólnymi silami instytucji mających swoje biura w śródmieściu, dla pracowników tych instytucji.

Wydaje się, że proponowane przez Ratusz rozwiązania tym razem będą najbardziej racjonalne. Parking za ZUS-em będzie miał 200 miejsc na samochody. Inwestycja wiąże się też z budową ronda między ul. Fredry, Siemiradzkiego i placem Głowackiego. Projekt skrzyżowania przygotował Domres.

Zdzisław Daraż

rozmowa z dr. Maciejem kijowskim, adiunktem w Zakładzie prawa konstytucyjnego Uniwersytetu rzeszowskiego.

W listopadzie Rada Miasta deliberowała dwukrotnie. W czasie sesji 15 listopada wiele miejsca poświecono wizji budowy w Rzeszowie stalowych parkingów wie-lopoziomowych. Ponoć jest to remedium na zaklejone samochodowymi blaszakami centrum naszego miasta. Coś w tym z pewnością jest, ale mam spore obawy co do walorów estetycznych takich budowli w urokliwym centrum Rzeszowa. Uchwalono również nową nazwę ulicy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że tę nazwę klepnięto z błędem. Nie mam nic przeciwko nazwie ul. 9 Dywizji Piechoty. Jednakże zasady poprawnej pol-szczyzny wymagają, aby po liczebnikach porządkowych wyrażonych w dopełniaczu postawić kropkę. Bowiem taki liczebnik nie ma kropki tylko w mianowniku. Zatem poprawnie nazwę ulicy należało zapisać – 9. Dywizji Piechoty.

Nieporównanie ciekawsza była sesja sta-tutowa. Tutaj wojna rozpoczęła się już przy uchwalaniu porządku obrad. Ale praw-dziwe harce rozgorzały przy uchwalaniu korekty do wieloletniej prognozy finan-sowej miasta. Poszło o środki na budowę multimedialnej fontanny przy al. Lubomir-skich, czyli czegoś w rodzaju fortepianu wodnego ze świeczkami. Widziałem taki we Wrocławiu. Robi wrażenie! Tu zapałał świętym oburzeniem radziecki podmiot sentymentalny, tyrający w radzie dla dobra inwestycji miejskich. Pani przewodnicząca, uwielbiająca siebie ze wzajemnością, huk-nęła takim konceptem ekonomicznym, że co światlejszym łysym włosy na głowie dęba stanęły. Otóż za zaoszczędzone na fontannie 2 mln w roku przyszłym i 4 mln w 2013 chce zrewolucjonizować układ komunikacyjny w centrum miasta i nie tylko. Mówiła nawet coś o I etapie tejże rewolucji. Problem w tym, że każdy z jej 5 pomysłów z osobna wart jest co najmniej kilkadziesiąt, a niektóre grubo ponad 100 mln. Nie przyjmowała do wiadomości, że ten zapis i tak będzie obowiązywał kilka tygodni, czyli do uchwalenia budżetu. Bój o pietruszkę jednak wygrała. Ja na jej miejscu podjąłbym wysiłek o zdjęcie z kalendarza św. Mikołaja. Też rozrzutność.

Oczywiste było, że skoro na sesyjną ambonę wkracza pełnomocnik prezydenta od poszerzania miasta, Krzysztof Kadłucz-ko, to dobrze nie wróży. Nie pełnomocni-kowi, ale debacie. Tym razem obszernie uzasadniał celowość przyłączenia do Rzeszowa ościennego sołectwa Malawa. I zaczęło się! Prawoskrętni podniesli larum,

gardłowali, że wpierw należy bilansować i mówić o kosztach ponoszonych przez miasto dla zurbanizowania tych terenów. Radny Chlebek zaś ripostował, iż każdy włościanin zna tę prawdę, że aby coś wyjąć należy uprzednio to coś włożyć. Święte słowa! Radny Kiczek był za przyłączeniem, ale nie Malawy a Jasionki i przyległości, bo Malawa mu jakoś nie przypadła do gustu. W konsekwencji zgodnymi siłami PiS i prawie PO inicjatywę uwalono jednym głosem. Prezydent jednak zapowiedział ponowienie wniosku i być może nawet poszerzenie go o Trzebownisko.

Zastępca prezydenta, Stanisław Sien-ko, zaprezentował trofea jakie zebrało ostatnio miasto i osobiscie prezydent Tadeusz Ferenc. Od eurocertyfikatu za dobre wykorzystanie środków unijnych, poprzez potwierdzenie prawa używania jakościowego godła „Teraz Polska”, tytuł najlepszego miasta na prawach powiatu aż po drugie miejsce prezydenta Tadeusza Ferenca w rankingu najlepszych prezyden-tów. Z dużym rozgoryczeniem wystąpił Konrad Fijołek, który nie mógł pojąć, jak radny Jerzy Cypryś mógł zrobić na niego donos do prokuratury o popełnienie prze-stępstwa, którego nie było. Stwierdził, że z czymś takim jeszcze nie spotkał się w swojej karierze. Ej, panie przewodniczący! Przecież radny Kopaczewski też doniósł do prokuratury, że szerzycie zbrodniczą ideologię komunistyczną. Chodziło o pro-pozycję nadania jednej z ulic imienia Wła-dysława Kruczka. Pewnie prokuratorzy pękali ze śmiechu, ale coś musieli z tym zrobić. Teraz będzie podobnie. Radnemu Chlebkowi też może oberwać się za to, że nosząc wąsy przedrzeźnia się idolowi Piłsudskiemu, pomimoż był socjalistą.

Nieco zamieszania pojawiło się przy uchwalaniu miejskiej ceny kwintala żyta. Nie ma z czego chichrać się, gdyż jest to podstawa naliczania podatku rolnego i czegoś tam jeszcze, a gruntów rolnych trochę w granicach miasta jest, chociaż nie zauważyłem, aby ktoś na nich coś uprawiał oprócz trawki i samosiejnego badziewia. Pracowicie uprawiają grunty wyłącznie działkowicze. Otóż cenę tego żyta propo-nował prezydent podnieść z 35 zł na 36. Ale pojawili się radni, którzy zawinszowali sobie 37 zł, bo ponoć wówczas byłoby spra-wiedliwiej. W końcu jednak ustąpili i żyto w Rzeszowie warte jest 36 zł za kwintal. Wyjątkowa promocja.

Roman Małek

żYTO W rAdZIE ZdrOżAŁO

17 listopada br. w sali posiedzeń ratu-sza masta Rzeszowa odbyła się konferencja naukowa na temat „Rodzina wobec współcze-snych przeobrażeń społecznych i globalizacyj-nych”. Jej organizatorem było Towarzystwo Naukowe w Rzeszowie, a honorowy patronat sprawowali marszałek województwa podkar-packiego Mirosław karapyta oraz prezydent miasta Rzeszowa Tadeusz Ferenc.

Referentami byli naukowcy z ośrodków uniwersyteckich: Rzeszowa, Krakowa, Ślą-ska, Łodzi, Warszawy i Lublina. Obradom przewodniczył prof. Włodzimierz Bonusiak, prezes Towarzystwa Naukowego w Rzeszowie. Referaty wygłosiło 20 naukowców. Tematyka dotyczyła zagadnień teoretycznych, społecz-no-prawno-wychowawczych i praktycznych.

Jednym z referentów był dr Józef Świe-boda, będący także członkiem Towarzystwa Przyjaciół Rzeszowa. Jego referat nosił tytuł „Słowiańska rodzina Świebodów – wczoraj i

dziś”. Była to próba omówienia problemów ekonomicznych i wkładu rodzin do nauki polskiej oraz kwestii zdrowia w XIX i XX w. na przykładzie rodzin Świebodów, funk-cjonujących w świecie już od 885 r. n.e. po czasy współczesne. Referent zgłosił też swoje pomysły mogące zmniejszyć skutki obecne-go kryzysu gospodarczego i bezrobocia w naszym i sąsiednich województwach. M.in. proponuje zalesienie odłogów, których wciąż przybywa, co po 20 latach da masę drzewną do produkcji papieru, zaś w przypadku drzew dębowych po 40 latach materiał na luksukso-we meble. I co ważne, da możliwość zatrud-nienia określonej liczby osób. Opowiedział się również za komasacją gruntów oraz planową zabudową wsi.

W sumie konferencja była ciekawa i boga-ta w propozycje. Każdy z uczestników mógł znaleźć coś dla siebie.

Informacja własna

prOBLEMY WSpóŁCZESNEJ rOdZINY

dr Maciej Kijowski

Page 4: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.4

Żyją wśród naskOLArSTWO JEGO pASJĄ

Ryszard Lechforowicz urodził się w 1939 roku we Lwowie. Mieszkał tam z rodzica-mi do 1943 roku. Jak pamięta, mieszkali w domu wielorodzinnym na Bogdanówce blisko głównej ulicy Grodeckiej. Ojciec jego pracował jako urzędnik na poczcie. Wycho-waniem dwóch synów, Ryszarda i młodszego Zbigniewa, zajmowała się głównie matka. W wyniku wojennych bombardowań dom ich został zniszczony, a oni sami przenieśli się na tereny obecnej Polski do Klimkówki koło Iwonicza Zdroju. Tu urodziła się Bogusława, siostra Ryszarda.

Od 9 maja 1945 roku rodzina Lechforowi-czów przeniosła się do Rzeszowa. Przez okres dwóch lat mieszkali w budynku poczty przy ulicy Moniuszki, gdzie ojciec, podobnie jak we Lwowie, podjął pracę urzędnika pocztowego. Później zamieszkali przy ulicy Przesmyk. W Rzeszowie Ryszard kończy szkołę podstawo-wą i Technikum Mechaniczne. Zawodowo pracował w Zelmerze, Rejonowym Urzędzie Telekomunikacji oraz w Policji.

Bogate jego życie związane było jednak ze sportem. W pierwszym okresie grał jako trampkarz w piłkę nożną w „Gwardii” Rze-szów. Mając 14 lat rozpoczął już karierę sportową w kolarstwie. W latach 1954-1964 był zawodnikiem sekcji kolarskiej klubów sportowych CWKS „Resovia” oraz warszaw-skiej „Legii”. Jedną z pierwszych w jego życiu bardzo ważnych imprez kolarskich był udział w 1955 roku w rzeszowskim wyścigu zorga-nizowanym z okazji 50-lecia „Resovii”. W wyścigu tym Ryszard wystartował na nowym rowerze, wyczynowym bałtyku.

Po pierwszy sukces sięgnął w 1956 r. W eli-minacjach do drużynowych mistrzostw Polski uzyskał czas, który dał mu I klasę sportową. Tym osiągnięciem zwrócił na siebie uwagę fachowców. Zwłaszcza prezesa Rzeszowskiego Okręgowego Związku Kolarskiego, Albina Małodobrego, który roztoczył nad nim opiekę i pomógł w wypłynięciu na szersze wody. A wypłynięcie to nastąpiło w następnym sezo-nie, w którym wygrał mistrzostwa okręgu we wszystkich wersjach, w tym i w jeździe na czas. Był bliski zwycięstwa w mistrzostwach Polski juniorów, ale na skutek defektu roweru tuż przed samą metą zajął 4. miejsce. Trium-fował w I Bieszczadzkim Ogólnopolskim Wyścigu „O Puchar Bieszczadów” oraz w wielu wyścigach na terenie kraju wyprzedza-jąc wielu renomowanych rywali. Został też mistrzem Polski Zrzeszenia Budowlani. Pasmo świetnych wyników owocowało nominacją do kadry młodzieżowej, w której znajdował się przez dwa kolejne sezony 1958 i 1959. W tym okresie uczestniczył w wielu wyścigach z udziałem czołówki seniorów. Zaliczał m.in. górskie i szosowe mistrzostwa Polski. Ścigał się jak równy z równym z asami tej miary co: Wójcik, Królak, Pruski, Więckowski, Fornal-czyk, Trochanowski, Łasak i inni. W tym cza-sie korzystał z wyczynowego peugeota, który otrzymał w nagrodę z PZKol. za dobre wyniki. Reprezentował Okręg Rzeszowski w wyścigach międzynarodowych i ogólnopolskich.

W 1959 roku dostał powołanie do wojska i służbę pełnił w Warszawie. Miał okazję dalej trenować w sekcji kolarskiej „Legii”. Starto-wał tam z powodzeniem w wielu imprezach z udziałem kadrowiczów. Po ukończeniu służby wojskowej i powrocie do Rzeszowa dalej jeździł w „Resovii”. Po ukończeniu kie-runku trenerskiego i uzyskaniu tytułu magi-stra w warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego poświęcał więcej czasu na pracę szkoleniową. W klubie „Czarnych” Rzeszów wychował kilku dobrych juniorów, którzy z powodzeniem startowali w wielu imprezach kolarskich krajowych i zagranicznych.

W późniejszym okresie Ryszard zajmował się modelarstwem lotniczym. Występował jako zawodnik oraz instruktor. W tej dyscyplinie dochował się brązowego medalisty, Andrzeja Sitarza, późniejszego pilota. W mistrzostwach Polski modeli wolno latających znajdował się zawsze w pierwszej czwórce. Wielokrotnie wygrywał ogólnopolskie zawody w tej kon-kurencji. Przez wiele lat prowadził wyczy-nową sekcję modelarską w Młodzieżowym Domu Kultury w Rzeszowie. Posiada wiele wyróżnień i odznaczeń, m.in. „Zasłużony dla Aeroklubu Rzeszowskiego”, srebrny i brązowy medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju”, złota, srebrna i brązowa odznaka „Za Zasłu-gi dla Kolarstwa Polskiego”, Zasłużony dla Województwa Rzeszowskiego. Bardzo ceni sobie wpisanie jego nazwiska do „Złotej Księgi Klubu Sportowego Resovia”. Jego nazwisko, jako najlepszego zawodnika w sekcji kolar-skiej w latach 1952-1969 wymienione jest w Encyklopedii Rzeszowa. Jest autorem książki „Powstanie i rozwój Rzeszowskiego Towarzy-stwa Kolarzy i Motorzystów”.

Obecnie jest przewodnikiem w Podziemnej Trasie Turystycznej „Rzeszowskie Piwnice”, prowadzi szeroką działalność w Towarzystwie Przyjaciół Rzeszowa. Ma dwóch synów, dorosłe-go już Maćka oraz 6-letniego Arka, który jest w „zerówce”. Wychowuje go wraz z żoną Alicją. Ma też 5-letniego wnuka Bartka, syna Macieja i Joli.

Stanisław RusznicaFot. Karolina Mendrala

rZESZOWSkIWIZErUNEk

Ukazał się album fotogra-ficzny „Nie od razu Rzeszów zbudowano”. Jest to próba foto-graficznego pokazania miasta w układzie dynamicznym, jako tworu żywego, zależnego z jednej strony od historycznych uwarunkowań, a z drugiej od pomysłowości i determinacji jego mieszkańców. Zawsze jed-nak najwięcej zależało od wizji miasta i skutecznego nadawa-nia im realnego kształtu przez zarządzających miejskim orga-nizmem.

Pierwsza część ukazuje w interesującym wyborze histo-rycznym to, skąd wzięliśmy się i jak kształtował się miejski byt na przestrzeni wieków. Są tu dzieje miasta w pigułce, wzbogacone nawet unikato-wymi fotogramami. Autorzy pomieścili dzieje miasta z całą złożonością historycznych zawi-rowań determinujących okresy przyjazne rozwojowi lub ten rozwój ograniczających.

Następnie z fotograf icz-ną precyzją została pokazana determinacja prezydenta Tade-usza Ferenca oraz mieszkańców, zwłaszcza okolicznych sołectw, w poszerzaniu obszaru miasta. W konsekwencji Rzeszów podwoił swój obszar, rozsadzając w pewnym sensie gorset braku przestrzeni rozwojowej.

Ostatnia część albumu zawiera wize-runek dokonań ostatniej dekady. Miasto

przekształciło się w urokliwe, przyjazne mieszkańcom, wygodne i bezpieczne miejsce bytowania. Nie bez powodu zatem przyjezdni postrzegają nasze miasto jako urokliwy, ciekawy i atrakcyjny pod każdym względem obszar.

Augustyn Jagiełła

Tuż przed tegorocznym Świętem Zmar-łych w Osiedlowym Domu Kultury w Wil-kowyi miałem sposobność uczestniczenia po raz pierwszy, w organizowanej po raz drugi, nietuzinkowej imprezie, zwanej „Zaduszkami jazzowymi”. Główny spraw-ca tej świetnej zabawy nie tylko muzycz-nej, Jerzy dynia, twierdzi skromnie, że to krakowska tradycja z początku lat 50., która słusznie i z pożytkiem rozpleniła się po naszym kraju, więc powinna również gościć w Rzeszowie.

Swój kunszt muzyczny zaprezentowały trzy zespoły. OLD RZECH JAZZ BAND i IKS BAND preferujące jazz tradycyjny oraz eksperymentujący w tym gatunku zespół QUADRANT. Całość odbywała się

w urokliwej scenerii jesiennej, widocznej w scenografii, palących się zniczach, owo-cach jesieni oraz barwnej feerii listowia

na stołach. Kierowniczka Marzena Styga zadbała nawet o skromny poczęstunek. Prawdziwe i niekłamane uznanie należy się dla plastycznej oprawy imprezy. Przez programowe niuanse muzycznej uczty prowadzili słuchaczy jak zwykle urocza Ilona Małek i paweł Miedlar, tym razem w cywilu. W finałowym utworze „Gdy wszyscy swięci...” zespoły zaczęły mie-szać się na estradzie, co wcale nie psuło brzmienia, a tylko wzmacniało siłę wyra-zu. Najbardziej do gustu publiczności i mnie osobiście przypadła propozycja OLD RZECH JAZZ BAND zarówno ze względu na wykonanie jak i repertuar. Istniejący zaledwie cztery lata zespół jest w stanie zaspokoić nawet najwybredniejsze gusty muzyczne. Oprócz lidera, Jerzego dyni, zespół tworzą: Henryk Wądołkowski, Tadeusz karczmarz, Andrzej Warchoł, Sebastian Ziółkowski i ryszard krużel. Całość uroczo uzupełniają dwie ekspre-syjne wokalistki – Mariola Niziołek i Małgorzata kluz.

Zarówno dobór repertuaru jak i for-ma słowa wiążącego „Zaduszek” tkwiły w charakterze okoliczności spotkania. Skłaniały zatem do refleksyjnej zadumy nad fenomenem przemijania i dobrodziej-stwem pamięci człowieka, z całą złożo-nością jej natury. Właśnie za to i wiążące się z tym estetyczne doznania kłaniam sie organizatorom i wykonawcom czapką do samej ziemi. A ci, którzy nie skorzystali z zaproszenia, mogą tylko żałować.

Roman Małek. Fot. Witosław Rusinek

ZAdUSZkIJAZZOWE

W sali wystawowej Domu Polonii w Rzeszowie moż-na oglądać do końca grud-nia br. wystawę fotograficzną członków Sekcji Fotograf ii Krajoznawczej rzeszowskiego Oddziału PTTK, zatytułowaną NASZE MIEJSCA. Członko-wie PTTK poprzez fotografię krajoznawczą chcą przybliżać piękno naszego miasta i regio-nu. Tą formą dokumentują też swoją działalność turystyczną. Spotykają się na plenerach, które odbywają się w cieka-wych miejscach i w różnych warunkach pogodowych, co nie jest bez znaczenia dla tematyki fotografowanych obiektów.

Na wystawie 21 autorów prezentuje 73 prace o róż-norodnej tematyce. Można zobaczyć zdjęcia m.in.: Małgorzaty Bąk, Małgorzaty draga-nik, patrycji pitery, Marcina płonki, Anny panek, Zbigniewa Sewerniaka, Teresy Wiech, Tomasza rusznicy, Iwony Soliło, katarzyny Warańskiej, Jerzego Wygody, Jacka Zięby,

Jadwigi Niedziałek, Marii kramarz, Łuka-sza kramarza, Sławomira Gibały, Macieja klimowicza, Anny Nowak, Ewy panas, Mał-gorzaty kucaby, Marcina Lurańca. Opiekę organizacyjną i fachową nad wystawą sprawują Andrzej Wesół, prezes Koła PTTK nr 32 oraz Jerzy Wygoda, znany artysta, fotografik.

Stanisław Rusznica. Fot. Józef Gajda.

NASZE MIEJSCA W FOTOGrAFII

Ryszard i Arek Lechforowicz

Zespół Old Rzech Jazz Band.

Jerzy Dynia

Page 5: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r. 5WSpOMNIENIA Z WĘżYkIEM CZ. 16

kOrpUS pOWIETrZNO-ZMECHANIZOWANYGen. dyw. F. Czekaj

- Kraków powitał gościnnie i radośnie?

- Niekoniecznie! Ówczesny dowódca wojk lądowych, gen. bro-ni Zbigniew Zalewski, na 22 grud-nia 1998 roku wezwał kandydatów do dowództwa tworzonego Kor-pusu Powietrzno-Zmechanizowa-nego, w miejsce rozwiązywanego Krakowskiego Okręgu Wojskowe-go. O finezji tego przedsięwziecia świadczy fakt, że dokonywano go w dniu imienin odwoływanego dowódcy likwidowanego KOW, gen. dyw. Zenona Bryka.

- Ale machnęli mu prezent!- Najwyższej próby! Ale nowe

dowództwo powołano w składzie: gen. dyw. Zygmunt Sadowski – dowódca, gen. bryg. Bolesław Baranowski – zastępca, gen. bryg. Makarewicz – szef sztabu (wkrótce zastąpiony przez gen. bryg. Kwiat-kowskiego) oraz mnie w charakte-rze szefa szkolenia korpusu.

- Czyli znowu organizacja czegoś nowego?

- Coś w tym rodzaju. Zaczę-liśmy dobierać kadrę oficerską. Zetknęliśmy się z nie byle jakim problemem, ponieważ etat korpusu był zdecydowanie skromniejszy od obowiązującego w okręgu. Wielu oficerów musieliśmy zwolnić. To nigdy nie jest łatwe.

- Ale przynajmniej wojsko dosta-liście nieszwejowate?

- Podlegały nam świetne jed-nostki wysoko mobilne: 6. Bry-gada Desantowo-Szturmowa, 25. Brygada Kawalerii Powietrznej, 21. Brygada Strzelców Podhalańskich, 3. Brygada Zmechanizowana oraz cały szereg jednostek rodzajów wojsk.

- Od czego zaczął szkolić gen. Czekaj?

- Jednym z pierwszych zadań szkoleniowych było zgranie współ-działania tych wysoko mobilnych jednostek. Wyobrażaliśmy sobie, że do działań bojowych pierwsza

wchodzi 6. BDSz, która na spa-dochronach przejmuje obiekt lub teren. Następnie wzmacnia ją 25. BKPow., która przemieszcza się na śmigłowcach transportowych wsparta śmigłowcami uzbrojony-mi. Natomiast w finale do rejonu działań bojowych dołączają kolejne brygady już na kołach.

- Dało się to zgrać bez strat?- Szybko nadarzyła się okazja

do sprawdzenia naszych walorów bojowych. Na przełomie maja i czerwca 1999 roku przyjeżdżało do nas z oficjalną wizytą dowódz-two amerykańskiego 5. Korpusu, stacjonujacego w Europie. Nasz dowódca zdecydował, że pokażemy im fragment szkolenia w Nowej Dębie. Pogoda była upierdliwie upalna i dlatego rosnące na poli-gonowych piachach trawy, wrzosy i różne samosiejki były tak wysuszo-ne, ze zapalały sie od byle czego.

- Ciekaw jestem, co wymyśli-liście?

- W ramach próby generalnej w przeddzień wypaliliśmy część tego badziewia na polu roboczym. W dniu ćwiczeń zamówiliśmy 10 jednostek straży pożarnej i ustawiliśmy je wzdłuż pasa ppoż. Gdy zjechało amerykańsko-polskie dowództwo, ustawiliśmy gości w martwej strefie i zaczęliśmy ćwi-czebną wojnę. Nadleciały samoloty z desantem. Amerykanie tylko kręcili z niedowierzania głowami, gdy w jednym czasie wisiało w powietrzu 110 spadochroniarzy. A trzeba dodać, że mieliśmy do dyspozycji sędziwe samoloty An26. Wtedy nadleciało, zapotrzebo-wane uprzednio w Świdźwinie, lotnictwo mysliwsko-szturmowe i zbombardowało odpowiednie obszary dla opóźnienia podejścia sił przeciwnika. Polecieli ubezpie-czeni flarami i po 5 km zrzucili prawdziwe bomby. Następnie nad-szedł czas na uderzenie artylerii rakietowej BM-21, czyli takimi

współczesnymi katiuszami. No i nadleciały śmigłowcami podod-działy 25. BKPow, które już o rejon do zajęcia musiały walczyć uzbro-jonymi śmigłowcami. Ale wtedy w rejon pola roboczego zaczęło skądś napływać coraz więcej jakiegoś dymu.

- Toż dopiero była wojna!- Rzeczywiście! Ogromna dyna-

mika i rozmach akcji w powietrzu i na ziemi, poligonowa sceneria i ten dym tworzyły wrażenie, jakby to był dobrze zrobiony film wojenny. Amerykanie wyjeżdżają zachwyceni z naszym dowodz-twem, a moich oficerów coraz bar-dziej niepokoi potegujący się dym. Ale przecież kupę straży mamy na miejscu i nikt niczego nie melduje.

- Z pewnością to nieprzyjaciel palił się ze wstydu!

- Niestety nie. Wreszcie dowia-duję się, że w otulinie poligonu, poza obszarem ćwiczeń, fajczy się 7-hektarowy młodnik. Oczywiście, przerwałem ćwiczenia i przystą-piliśmy do pomocy strażakom w gaszeniu. Zjechały posiłki, łącznie coś z 50 wozów strażackich.

- Udało się zasikać co trzeba?- Jak najbardziej! Przeprowadzi-

łem stosowne śledztwo, zebrałem niezbędną dokumentację. Złożyli-śmy doniesienie do prokuratury o akcję prowokacyjną pod adresem wojska. Dobrze przewidywałem, że spróbują winę za pożar zwalić na nas. Jednak wszelkie przepro-wadzone ekspertyzy wykluczy-ły spowodowanie pożaru przez ćwiczące wojsko. Do dziś jeszcze trzymam na strychu dokumentację w tej sprawie. Kto wie, kiedy może jeszcze przydać się?

- Chleb powszedni szefa szkole-nia korpusu, to...?

- Ustawiczny nadzór. Prze-mieszczałem się pomiędzy poligo-nami w: Nowej Dębie, Ustce nad morzem, Świętoszowie i Żaganiu. Nie było z tym większych proble-

mów. Przecież byliśmy korpusem powietrznym i dlatego miałem do dyspozycji śmigłowiec.

- Pojawiło się jakieś prawdziwe wyzwanie?

- Owszem i to spore. Mieli-śmy przygotować wydzielone siły mobilne do dyspozycji NATO. Padło na 25. Brydadę Kawalerii Powietrznej, z której należało wydzielić kilka szwadronów (kom-panii zołnierzy) i kilkadziesiąt śmigłowców z pełnym wyposaże-niem bojowym. Zatem zaczęliśmy wszystko solidnie robić. Sztaby sprawdzały dokumentację, stany osobowe, sprzęt. Zgadzało się, więc wyznaczono termin zgłoszenia gotowości. Zdecydowaliśmy się jednak wszystko uprzednio jeszcze sprawdzić praktycznie. Powołana komisja ze mną na czele pofaty-gowała się do Tomaszowa Maz., gdzie zarządziłem zameldowanie się w jednym terminie na płycie tamtejszego lotniska wszystkich elementów składowych tych sił.

- Doleciało wszystko?- Nie mogło być inaczej. Dowód-

ca brygady, płk Gruszka (obecnie gen. broni i dowódca Dowództwa Sił Operacyjnych), zameldował gotowość, a moi ludzie poszli wszystko posprawdzać. Następ-nie podałem dowódcy brygady komendę, aby wydzielony sprzęt i ludzi załadować na śmigłowce i transport kołowy. Śmigłowce pod-nieść w powietrze, a transportowi kołowemu zrobić rundę dookoła lotniska. Gdy wszystko ruszyło, na płycie pozostało trochę sprzętu i ludzi. Nie zmieścili się.

- Pewnie wojsko przytyło i wio-zło również prezenty dla teścio-wych.

- Nie, wykazałem dobitnie, że wojskowe współczynniki zała-dowania są współczynnikami, a realia realiami. Chichrała się tu wdrażana paletyzacja i występujące zawsze jakieś odstępstwa norma-

tywne. - I było

po herba-cie?

- N i c podobne-go! Gdy dojechał dowódca korpusu, popro-silem dowódcę 25. BKPow, aby wybrał sobie cyfrę w przedziale od 1 do 3. Wybrał 2. Wówczas poleciłem 2 szwadronowi wykonać przelot po trasie Tomaszów Maz. – Szymany – Orzysz z zadaniem zajęcia na poligonie określonego wzgórza i utzymania go do czasu podejścia sił głównych korpusu. My polecieliśmy na skróty.

- Udało się?- Cały załadunek, przelot i

zadanie bojowe zostały wykonane wzorowo. Z satysfakcją podziwia-liśmy nad Tomaszowem defiladę 40 śmigłowców z pełną obsadą i sprzętem. No i już z pełnym prze-konaniem mogliśmy zameldować gotowość tych sił NATO. Ale logistycy zaczęli mieć pełne ręce roboty przy wtórnym naliczaniu gabarytów załadunku.

- Nic sobie gen Czekaj nie poeks-perymentował w tym korpusie?

- Trochę tak. Dla przykładu jed-nostka artylerii z dolnośląskiego Głogowa zasuwała na ćwiczenia do Nowej Dęby, gdzie była po raz pierwszy. Dla nich była to zmora. U siebie znali na wyrywki każdą odległość do dowolnego drzewa co do centymetra, a tu musieli solidnie wziąć się do roboty.

- Z lokalną władzą nie zgrzy-tało?

- Ani w Krakowie, ani w żad-nym garnizonie, gdzie stacjono-wały nasze jednostki. A z tej racji, że ówczesny prezydent Krakowa rodzinne korzenie miał w Przy-byszówce, to nawet sentymenty pojawiły się.

Roman Małek

ŚWIĘTO NIEpOdLEGŁOŚCIW tym roku obchodziliśmy 93.

rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla nas, Polaków, żyjących w kraju i poza jego gra-nicami Święto Niepodległości to wielkie święto narodowe. Obchody tego święta zawsze skłaniają nas do przypomnienia dziejowych wyda-rzeń i wybitnych postaci związa-nych z dniem 11 listopada 1918 roku, datą - symbolem odrodzenia niepodległego państwa polskiego po 123 latach niewoli. Wszyscy jesteśmy zobowiązani oddawać należny szacunek tym, którzy z gorącej miłości do Ojczyzny pod-jęli wyzwanie historii i postanowili wywalczyć oraz zorganizować II Rzeczpospolitą. Ich wielkie dzieło wyróżnia się zdecydowanie na tle panoramy całych dziejów Polski.

Wojewódzkie obchody odbyły się w Rzeszowie na placu Farnym, przed pomnikiem pułkownika Lisa-Kuli. Wzięły w nim udział liczne rzesze mieszkańców Rzeszo-wa oraz Podkarpacia. Tradycyjnie rozpoczęły się one mszą świętą w kościele farnym. Apelem poległych i salwą honorową uczczono pamięć tych, którzy oddali swoje życie za Ojczyznę. Pod pomnikiem zło-żono wieńce i wiązanki kwiatów. Przemówienie okolicznościowe wygłosił gospodarz województwa, marszałek dr Mirosław karapyta. Nawiązał on m.in. do sylwetki jednego z bohaterów tamtych lat – pułkownika Leopolda Lisa-Kuli, człowieka, który żołnierskim czy-nem na polach wielu bitew dawał świadectwo niezwykłego talen-tu dowódczego i bezgraniczne-go poświęcenia dla Ojczyzny. We frontowych okopach i wśród bitewnego zgiełku wiedział jednak dobrze, że ucichną kiedyś działa i miłość do Ojczyzny trzeba będzie zaświadczać rzetelną pracą, że Polska potrzebować będzie mniej

żołnierzy, a bardziej inżynierów, nauczycieli i naukowców. Tych, którzy staną w pierwszym szeregu walki o miejsce Polski w rodzinie wolnych narodów. – Mówił mar-szałek.

Warto przypomnieć, że Leopold Lis-Kula urodził się w Kosinie pod Łańcutem 11 listopada 1896 r. W kilka lat po urodzeniu Leopolda rodzina Kulów przeniosła się do Rzeszowa. Wychowaniem małego Leopolda zajmowała się głów-nie matka, ucząc go umiłowania Ojczyzny i prawości postępowania. Takie wychowanie zaowocowało później nieskazitelnością postawy przyszłego pułkownika. Będąc uczniem II Gimnazjum Państwo-wego w Rzeszowie należał do skautingu, zastęp „Lisów”, stąd przejął swój pseudonim. W paź-dzierniku 1912 roku wstąpił do rzeszowskiego oddziału Związku Strzeleckiego. Po wybuchu I wojny światowej walczył jako legionista na wielu frontach. Był ulubieńcem Józefa Piłsudskiego. Dał się poznać jako dobry strateg, ofiarny żołnierz i oficer, o którego waleczności donosiły komunikaty wojenne. W jednej z bitew o miasto Torczyn ciężko ranny, zmarł 7 marca 1919

roku. Pochowany został na cmen-tarzu pobicińskim w Rzeszowie. Przez całe swoje życie realizował piękną maksymę zawartą w „Przy-kazaniach Legionisty”: „Najświęt-szą po Bogu, tak w pokoju jak i na wojnie, jest Ojczyzna, wszelako miłość tę potwierdza jeno czyn”.

W Rzeszowie odbyło się wiele innych, mniejszych imprez patrio-tycznych. W teatrze „Maska” zor-ganizowano spektakl pt. „Ta zie-mia od innych droższa”. Podobne imprezy odbyły się też w szkołach i placówkach kultury. Osiedlowy Dom Kultury „Tysiąclecia” Rze-szowskiej Spółdzielni Mieszkanio-wej wspólnie z miejscowym Kołem Emerytów i Rencistów zorgani-zował dla mieszkańców osiedla piękne przedstawienie patriotycz-ne z udziałem marszałka Józefa Piłsudskiego, w którego wcielił się Feliks Foryt. Ubrany w mundur marszałkowski przypomniał wraz z grupą artystyczną czasy, gdy powstawała II Rzeczpospolita.

Rzeszowianie pokazali, jak obchodzić godnie jedno z najwięk-szych świąt narodowych Polaków.

Stanisław RusznicaFot. Alicja Borowiec

Przedstawiciele Zarządu Wojewódzkiego Związku Emerytów i Ren-cistów Policyjnych oraz rzeszowskiego koła tej organizacji przygotowali bardzo ciepłe i serdeczne spotkanie ze swoimi seniorami, którzy ukoń-czyli już 80 lat życia. Były okolicznosciowe wystąpienia, obdarowywanie okolicznościowymi medalami pamiątkowymi, ciekawe wspomnienia a nawet szampański toast.

SpOTkANIE Z SENIOrAMI

Składanie wieńców pod pomnikiem płk. L. Lisa-Kuli. Pierwszy z prawej marszałek Mirosław Karapyta.

Od lewej: Stefania Rosińska, Bolesław Pezdan, Jadwiga Michalczyk, Halina Wieczorowska, Teresa Kowal, Bożena Szubart, Kazimierz Papierz i Mieczysław Czerwonka. Fot. R. Małek.

Page 6: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.6 Echa kulturalne

rZESZOWSkI kALEJdOSkOp kULTUrALNYOd dziesiąt-

ków lat utarło się, że ostatnie miesiące każde-go roku zachę-cają większość z nas do zbioro-wego śpiewania i to nie tylko z okazji imienin zaprzyjaźnio-nych Katarzyny bądź Andrzeja. Jedną z okazji

jest obchodzone, a właściwie teraz prawie nie obchodzone, święto odzyskania niepodległości, mówiąc krócej 11 listopada. Kiedy oficjalne władze z przeszłości nie akcentowały jego ważności, wielu z nas ochoczo opowiadało o tym, że przybyli ułani pod okienko, albo jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie, a koledzy nie żałują go, jesz-cze końmi go tratują – słowem piosenki legionowe z okresu I wojny światowej. Mnie one bardzo się podobały. Miały swoisty klimat, zachęcały do walki o niepodległość po 123 latach życia naszych przod-ków pod zaborami. Niektóre sformułowania tekstów dziś budzą mieszane uczucia, ale wówczas – ho ho!

Wracamy do nich czasem okazjonalnie, mimo że zbiorowe śpiewanie przychodzi nam najłatwiej podczas uroczystości rodzinnych. W minionym listopadzie cały wachlarz legionowych piosenek przypomniało nam grono uczennic i uczniów rze-szowskiego Centrum Sztuki Wokalnej. Piosenki ukazały się na CD przearanżowane, z towarzysze-niem brzmiącego współcześnie akompaniamentu i są potrzebnym materiałem ku zachowaniu w pamięci.

Koniec grudnia, to proszące się o śnieg święta Bożego Narodzenia i związane z nimi kolędy oraz pastorałki. Kiedyś klatki schodowe w miejskich blo-kach trzęsły się od gromkiego, radosnego śpiewania. Teraz, jakoś tak z roku na rok jest coraz ciszej. Czasem do drzwi zastuka grupka przebierańców, która już po wykrzyczeniu jednej zwrotki wyciąga rękę po kolędę – jak to się drzewiej nazywało.

Wydawać by się mogło po tym wstępie, że ze śpiewaniem zbiorowym jest źle, albo nawet bardzo źle. Ale nie jest tak do końca. Wystarczy przy-patrzeć się działalności rzeszowskiego Oddziału Związku Chórów i Orkiestr. Formalna działalność amatorskiego ruchu chóralnego i orkiestrowego na Podkarpaciu datuje się od 1948 roku. Ten amatorski ruch był na przestrzeni ponad 60 lat przeważnie bardzo ożywiony i potwierdził, że istnieje w spo-łeczeństwie potrzeba zbiorowego muzykowania. W tym roku na Podkarpaciu działa 33 chóry. Działają przy domach kultury, szkołach, wyższych uczel-niach, stowarzyszeniach i parafiach. Dla przykładu: w roku 2007 - 29 chórów z Podkarpacia koncerto-wało aż 232 razy, a 25 orkiestr koncertowało 284 razy, w tym 24 razy poza granicami kraju.

Od pewnego czasu znana jest ogólnopolska impreza pod nazwą ŚPIEWAJĄCA POLSKA. W tym roku w Filharmonii Podkarpackiej podczas finału wystąpiło 1 200 (!) chórzystów. Na scenie zmieściło się TYLKO 700. Pozostali śpiewali na widowni. Od wielu lat znany jest, organizowany w Rzeszowie międzynarodowy obecnie Festiwal Pieśni Religijnej CANTATE DEO, a także cykl koncertów pod wspólnym tytułem MAGNIFICAT. Są także wielkanocne koncerty ALLELUJA, BER-NARDYŃSKIE WIECZORY.

Rzeszowski Oddział Polskiego Związku Chórów i Orkiestr organizuje również m.in. eliminacje Konkursu Chórów A’Capella, no i Międzynarodowe Konfrontacje Orkiestr Dętych. A propos tej formy muzykowania. Na Podkarpaciu istnieje obecnie pod patronatem Związku 24 orkiestry dęte. Kiedyś koja-rzyły się one z muzyką marszową i z ochotniczymi strażami pożarnymi. Dziś ich charakter zmienił się dość znacznie. To już są nie tylko „marszówki”, ale zespoły grające muzykę rozrywkową, nie stro-niące od jazzu. Grają w nich często bardzo młodzi instrumentaliści, nawet 9-14-latkowie posiadający przygotowanie wyniesione ze szkół muzycznych.

Ale obserwujemy również zjawisko znikania dobrze kiedyś prosperujących zakładowych orkiestr dętych. Kto z nas słyszał ostatnio świetną kiedyś orkiestrę dętą z rzeszowskiej WSK? Mieli kiedyś bardzo dobrą orkiestrę rzeszowscy kolejarze. Ale komu w metropolii potrzebna jest ich muzyka? Zniknęli pewnie dlatego, że obecnym wielmożom kojarzą się z poprzednimi czasami, majowymi, lipcowymi, no i czasem październikowymi. Teraz przy okazji większego święta wystarczy przynieść wieniec, czasami zasalutować, ewentualnie zdjąć na chwilkę nakrycie głowy i sprawa załatwiona.

Hej, łza się w oku kręci. Co by tu zaśpiewać, żeby było skocznie, ale i sentymentalnie?

JUBILEUSZ ZpApZwiązek Polskich Artystów Plastyków działa już 100 lat. Z tej

okazji rzeszowskie Biuro Wystaw Artystycznych zorganizowało wernisaż dwóch wystaw, na których wyeksponowało 150 dzieł artystów z naszego województwa oraz archiwalne zdjęcia.

JESZCZE JEdEN pOMNIkNasze miasto może wkrótce wzbogacić się o kolejny pomnik.

Stowarzyszenie Komitet Społeczny Budowy Pomnika ppłk. Łukasza Cieplińskiego chce go upamiętnić w ten sposób. Pomnik ma stanąć na skwerku między ulicą Moniuszki a aleją Cieplińskiego. Rostrzygnięto już nawet konkurs i wybrano projekt artysty rzeźbiarza Karola Badyna z Krakowa. Niestety, zwycięski projekt budzi wiele kontrowersji tych, którzy oglądali go. Wymaga więc poprawek.

A tak na marginesie wielkiej sztuki pomnikowej donoszę, że w osiedlu Kmity, w parku tuż obok dużego placu zabaw dla dzieci, postawiono rzeźbę. Są to maski ryte w kamieniu. W sumie konstrukcja prosta, skromna, ale ożywiająca tę prze-strzeń. Trochę dalej postawiono nowy postument, pewnie będzie nowa rzeźba.

kLUBY, pUBY kULTUrYZdziwiłem się, że jest ich aż tyle w naszym mieście. Najak-

tywniejszym wydaje się klub Live przy al. Rejtana. Ostatnio zorganizował koncert Anny Marii Jopek. Często słychać o klubie studenckim „Pod Palmą” przy ul. Cichej. W „Red Zone” przy Torowej wystąpił zespół ciężkiego uderzenia „Monstrull”. Przy ul. Przesmyk działa „Mienta”, przy Moniuszki „Blue Moon”, przy Mickiewicza „Od zmierzchu do świtu”, przy Reformackiej klub „Kulturalna piwnica”, będący równocześnie siedzibą teatru „Przedmieście”, w WDK jest klub „Bohema”. I co ciekawe, każda z tych placówek stara się coś zaproponować swoim bywalcom, zróżnicowanym i wiekowo, i kulturowo.

ZŁOTE pIórA rOZdANEOddział rzeszowski Związku Literatów Polskich rozdał Złote

Pióra za 2011 r. Otrzymali je: Zdzisława Górska (proza), Anna Bryła i Wacław Turek z miesięcznika „Croscena” z Krosna, danuta Heller z Błażowej. Prezes Oddziału przyznał nagrodę Magdalenie pocałuń-dydycz (poezja), zaś Zarząd Oddziału uhonorował nagrodą Zbigniewa Jana Czuchrę, księdza misjo-narza(poezja).

W FILHArMONII COŚ INNEGOPrócz planowanych koncerów własnego zespołu w placówce

tej odbywa się wiele innych imprez. Np. wystąpiła tu Hanna Banaszak z recitalem promując swoją płytę. Rzeszowscy dzien-

nikarze zorganizowali aukcję swojego kalendarza, składającego się z fotografii kopii obrazów słynnych artystów. Sami dzienni-karze wcielili się w postaci z tych obrazów. Aukcja i sprzedaż

części kalendarzy przyniosły dochód około 15 tys. zł. Dochód ten zasili Fundację Podkarpackiego Hospicjum dla Dzieci w Rzeszowie.

Józef Kanik

MEdAL dLA IrENY GAŁUSZkINa międzynarodowej wystawie fotograficznej „Martwa natu-

ra w fotografii” eksponowanej w Częstochowie, Irena Gałuszka z Rzeszowa otrzymała srebrny medal FIAP. Na 5. Międzyna-rodowy Salon „Martwa natura w fotografii” Częstochowa 2011 nadesłano 542 prace 128 autorów z 21 krajów, m.in. z Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Australii i Izraela. Na wystawę zakwalifikowano 186 prac, w tym i Barbary Bokoty-Tomali, również z Rzeszowa. Ta bardzo ciekawa wystawa została udo-stępniona mieszkańcom Rzeszowa i jest prezentowana w Galerii Fotografii przy ul. 3 Maja 9. Warto zobaczyć.

Józef Gajda

Z MOJEJ LOżY

JErZY dYNIA

ŚpIEWAJMY WrAZ...

Podkarpackie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych w listo-padzie uraczyło miłośnikow sztuki dwiema interesujacymi wystawami. Wpierw wsparło wysiłki Towarzystwa im. Zyg-munta Mycielskiego i władz gminy Wiśniowa, organizując wspólnie z rzeszowską Polfą w ystawę prac uczestników czwartego już pleneru malar-skiego pod wdzięcznym zawo-łaniem „Wiśniowa pachnąca malarstwem”. Ten plener nabrał już charakteru międzynarodo-wego, gdyż pośród 22 artystów znalazło się kilku z Ukrainy i Słowacji. Od 24 lipca do 7 sierp-nia w gościnnej Wiśniowej tworzyli: Emilia i Józef Kaminsky z Bardejova, Mikołaj Pazizin z Tarnopola, Wołodymyr Romaniv z Kałusza, Janina i Stefan Berdak z Krakowa, Andrzej Szewczyk z Bochni, Jakub Ataman, Jerzy Biernat, Anna Maria Szarek, Anna i Andrzej Korzec, Jacek Kawałek, Jan Kardyś, Andrzej Pęckow-ski i Barbara Bokota-Tomala z Rzeszowa. Ponadto swoje dzieła na tegoroczny plener przekazali: Jadwiga Maria Jarosiewicz z Warszawy, Józef Gazda z Rzeszowa, Agnieszka Gaweł-Pasek i Dorota Magryś z Wiśniowej oraz Wiesław Plezia z Zawadki.

Poplenerowe prace, które wzbogaciły powstającą w Wiśniowej galerię, zostały zaprezentowane na wystawie w Polfie. Przyby-łych na wernisaż powitał chór kameralny „Collegium Musicum” rzeszowskiego WDK, pod batutą wielkiego patrioty Wiśniowej,

Andrzeja Szypuły. Później powitalne serdeczności tradycyjnie wygłosił gospodarz, dyrektor Tadeusz Pietrasz, zaś omówił sam plener, przedstawił artystów i zachęcił do delektowania się ich dziełami prezes podkarpackiej zachęty Jacek Nowak. Jak zwykle zaskakiwała różnorodność technik plastycznych oraz bogactwo w oglądzie uroków wiśniowskich.

Dokładnie tydzień później odbył się wernisaż w Galerii na Najwyższym Poziomie przynależnej do rzeszowskiego Elektro-montażu. Tym razem swoje prace z dziedziny rysunku i malar-stwa zaprezentował Stanisław Górecki. Tutaj honory gospodarza godnie i z humorem pełnił prezes Marian Burda, natomiast sylwetkę twórcy i jego dzieła starał przybliżyć się Jacek Nowak, prezes Podkarpackiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych.

Roman Małek

prOpOZYCJE ZACHĘTY

Właśnie tuż przed mikołajkami ukazała się kolejna, starannie wydana książeczka dla dzieci autorstwa Niny Opic, pod bajko-wym tytułem „Klapcio i jego ferajna”. Tym razem autorka ożywia wyobraźnię dzie-cięcą, tworząc ze zwierząt spotykanych na podwórku grono przyjaciół przeżywających w symbiozie z ludźmi niezwykłe przygody. Czegóż w tej interesujacej fabule nie ma! Od dramatycznych poszukiwań zagubionego

po dobrodziejstwo przyjaźni. Od baranka Bęcka po jeżyka Marianka. A wszystko napisane dobrą i mądrą polszczyzną, a każdy epizod zawiera sensowną pointę dydaktyczną. W sam raz pod choinkę dla naszych milusińskich. Walorem tej książki dla dzieci są również ciekawe, barwne i różnorodne technicznie ilustracje.

Rom

MĄdrA BAJkA

Hanna Banaszak

Wernisaż w Polfie. Od lewej: Andrzej Pęckowski, Andrzej Korzec, Anna Maria Szarek, Dorota Magryś, Jan Kardyś, Józef Gazda, Jerzy Biernat, Jakub Ataman, Andrzej Szypuła, Jacek Nowak, Tadeusz Pietrasz.

Page 7: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r. 7Echa kulturalne

NASZA GALErIA ZASŁUżONYCH

HENrYk GŁOWACkI1920 – 1979

TAdEUSZ OdOr1924 – 1995

Był rodowitym warszawiakiem. Walczył w powstaniu warszawskim. Ukończył szkołę szybowcową w Lęborku. W 1950 r. przybył do Rze-szowskiego Aeroklubu i był w nim pierwszym etatowym instruktorem szybowcowym.

W 1952 r. zawieszono go w funkcji instruktora, zaś potem oskarżono go o działalność antypaństwową i aresz-towano. Do lotnictwa wrócił w 1956 r. i szkolił adeptów latania. Od 1977 r. aż do przejścia na emeryturę w 1984 r. był kierownikiem Rzeszowskiego Aeroklubu. W sumie przepracował w tej organizacji ponad 30 lat i wyszko-lił wielu wspaniałych lotników, miał swój udział w ich sukcesach.

Posiadał uzdolnienia aktorskie, grał w zespole teatralnym Woje-wódzkiego Domu Kultury, zaś na imprezach lotniczych wcielał się w postać Ikara.

Urodził się w Kozienicach. W okresie okupacji był więźniem obozu koncentra-cyjnego w Spandau, w pobliżu Berlina. Przeżył dzięki temu, że grał w obozowej orkiestrze.

W latach 50. XX wieku był kierowni-kiem Zakładowego Domu Kultury WSK w Rzeszowie. Był to świetny okres tej placów-ki kultury. Działały w niej bardzo znane: teatr amatorski „Metalowiec”, kabaret „Meluzyna”, zespół folklorystyczny. Hen-ryk Głowacki grał na saksofonie altowym i na klarnecie. Wspólnie z Janem Babulą założył 17-osobowy zespół jazzowy „Big band”, dużo koncertujący w kraju i za gra-nicą. Zaś wspólnie z Józefem Homikiem w 1974 r. założył kapelę podwórkową „Z Wygnańca”. Działała w pierwotnej formie aż do 1990 r.

Grał w zespołach rozrywkowych w znanych lokalach gastrono-micznych w Rzeszowie. Był członkiem i konferansjerem zespołu ZZ Pracowników Państwowych i Społecznych, koncertującym w różnych miejscowościach, w tym często w uzdrowiskach dla kuracjuszy.

SpOTkANIE Z kAZIMIErZEM SMOLAkIEM

W Klubie „Turkus” Wojewódz-kiego Domu Kultury w Rzeszowie raz w miesiącu odbywają się spo-tkania poetów w ramach Podkar-packiej Izby Poetów. 1 grudnia było spotkanie autorskie i promo-cyjne książki kazimierza Smolaka pt. „Dzieje Górna - tom III”. W spotkaniu tym, które prowadził Czesław drąg z WDK, uczest-niczyło wielu autorów książek, poetów, ludzi zainteresowanych literaturą. Uczestniczyli człon-kowie Oddziału Rzeszowskiego Związku Literatów Polskich z prezesem oddziału Martą Pelinko.

Czesław Drąg przypomniał sylwetkę głównego bohatera spo-tkania wraz z jego literackim dorobkiem. Zawodowo K. Smo-lak jest wiceprezesem Zakładów Mięsnych „Smak Górno”, rodo-witym górnowianinem, populary-zatorem historii tej miejscowości. Pisze wiele artykułów do „Kuriera Sokołowskiego”. W prezentowa-nym na spotkaniu trzecim tomie „Dziejów Górna” pokazuje życie

mieszkańców Górna i okolicznych miejscowości w okresie powojen-nym. Autor pokazuje się tu jako znakomity obserwator życia, ludzi i ich zwyczajów. Pisze o tym w przystępny i bezpośredni sposób. Fragmenty tej książki przeczyta-ła na spotkaniu danuta pado z WDK. W czasie spotkania wystąpił chór „Cantilena”z Uniwersytetu Trzeciego Wieku.

Stanisław Rusznica. Fot. autor.

W poniedziałki teatry i inne instytucje artystyczne zazwyczaj odpoczywają. 21 listopada w Teatrze Maska było jednak świątecznie na scenie i na widowni – w uroczystym programie benefisowym honorowani byli bowiem znani i zasłużeni akto-rzy dwóch rzeszowskich teatrów. Przypomnijmy, że owe instytucje kultury również święciły niedawno swe jubileusze: Teatr im. Wandy Sie-maszkowej 65-lecie, a Teatr Maska 55-lecie. Artyści z tych placówek zapisują się nie tylko trwale na kar-tach polskiej kultury, ale w regionie krzewią i przybliżają teatr w kon-taktach z miłośnikami ich talentu, pozyskując do tego grona kolejne pokolenia ludzi kochających sztukę sceniczną.

Benef isantami podczas tego wydarzenia byli z Teatru im. W. Siemaszkowej Hilary kluczkowski (60 lat pracy na scenie) i Anna Bienkiewicz-kujałowicz (45 lat sce-nicznej działalności) oraz z Teatru Maska Jolanta Nord (45 lat pracy artystycznej) i Elżbieta Winiarska (35 lat na scenie). Owi aktorzy, a zarazem działacze Towarzystwa Kul-tury Teatralnej, całe swoje zawodowe życie poświęcili sztuce teatralnej i zyskali tą pracą uznanie widzów i krytyków teatralnych. A w tym roku zostali także odznaczeni przez prezydenta Rzeczypospolitej Pol-skiej Bronisława komorowskiego Złotymi Krzyżami Zasługi, które artystom jubilatom wręczył wicewo-jewoda Wiesław Reguła, a życzenia i gratulacje od samorządu wojewódz-kiego, który wspomógł finansowo społeczników w przygotowaniu tej uroczystości, przekazała osobiście wicemarszałek Anna kowalska.

„Świat jest teatrem, aktorami ludzie…” przypomniał Szekspirem dariusz dubiel znaną prawdę sceny, gdy rozpoczynał ten arty-

styczny wieczór, który przygotował także reżysersko według własnego scenariusza. Bo to właśnie oddział okręgowy Towarzystwa Kultury Teatralnej w Rzeszowie, któremu przewodzi prezesa Dubiel, zaprosił miłośników Melpomeny na ten benefis. I była to uczta artystyczna mnożona przez kolejnych artystów – bo z fragmentami sztuk wystąpili nie tylko jubilaci, ale i ich przyjaciele sceniczni, aktorzy scen rzeszow-skich. Poczynając od sceny z „Wese-la” Wyspiańskiego inscenizowanej dialogiem Anny Bienkiewicz-Kuja-łowicz i Anny Demczuk, byliśmy świadkami ciekawej lekcji lalkarskiej poprowadzonej przez Jolantę Nord i czarownej zabawy, którą zaprezento-wał dwukrotnie Henryk Hryniewic-ki w swym niezwykłym jednoosobo-wym teatrze lalki i aktora, podobnie jak urzekli widzów swym teatrem cieni Bogusław Michałek i Andrzej piecuch. W tym swoistym spektaklu

– z mini antraktami w postaci prezentacji boha-terów wieczoru przez ich przyjaciół w mowach pochwalnych, czyli tzw. laudacjach i dekorowa-niu benefisantów krzy-żami – przypomniane zostały sceny z różnych przedstawień, m.in. w w ykonaniu Elżbiety Winiarskiej i Rober-ta Nowaka zobaczyli-śmy fragment z „Iwony księżniczki Burgunda” W. Gombrowicza, wido-wiska zrealizowanego przez Scenę Propozy-cji Janusza pokrywki. Także niegdysiejszy kie-rownik literacki Kacper-ka, dziennikarz i poeta Marek pękala kwitował jubileusz dowcipnymi prezentacjami aktorów teatru lalki i aktora, czy-

tając fragmenty własnej książki. A jakże urokliwie zabrzmiały owe nastrojowe, sentymentalnie przypo-mniane piosenki ze spektaklu Teatru Siemaszkowej „Słodkie lata 20., lata 30…” . Oprócz wspomnianych już artystów zobaczyliśmy w tym dniu na scenie w Masce także Joannę Baran, Mariolę Łabno-Flaumen-haft, Magdalenę kozikowską--pieńko, Małgorzatę pruchnik, Aleksandra Janiszewskiego, piotra Napieraja, Grzegorza pawłowskie-go, Tadeusz Czwakla i ryszarda Szetelę.

Było uroczyście, nastrojowo i rodzinnie. Zarówno na scenie, gdy listami gratulacyjnymi i kwiatami honorowali benefisantów wicemar-szałek Anna Kowalska, dyrektorzy scen rzeszowskich – remigiusz Caban z Siemaszkowej i Antoni Borek z Maski, piotr Napieraj i ryszard Szetela w imieniu sce-nicznych związków twórczych, także dyrektorka Wydziału Kul-tury, Sportu i Turystyki UM Rze-szowa katarzyna Olesiak oraz Małgorzata Hołowińska, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Domu Kultury i Jerzy Maślanka, prezes stowarzyszenia Nasz Dom Rzeszów. Miałem zaszczyt też wystąpić w tym szeregu w imieniu władz naczel-nych i regionalnych Towarzystwa Kultury Teatralnej. Potem zaś w długich jeszcze rozmowach w foyer teatru artystyczna rodzina aktorów i ich widzów, przywiedziona owym jubileuszem do Maski, dawała wie-lokrotnie wyrazy ukontentowania.

Warto nie skąpić grosza na kul-turę, a na teatr w szczególności. Wydarzenie to udokumentowane zostało także w okolicznościowym programie pt. „Benefis aktorów”, gdzie pomieszczone zostały obszer-ne opowieści o drodze artystycznej benefisantów, obrazowane archiwal-nymi zdjęciami teatralnymi.

Ryszard Zatorski

BENEFIS AkTOróW

Od lewej: Kazimierz Smolak, Alicja Borowiec, Józef Kawałek, Czesław Drąg.

Kazimierz Smolak

Od prawej: wicewojewoda Wiesław Reguła, wicemarszałek Anna Kowalska oraz Anna Kujałowicz, Mariola Łabno-Flaumenhaft i Joanna Baran. Śpiewa Grzegorz Pawłowski. Fot. Józef Gajda.

Jolanta Nord

Page 8: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.8

WYżSZA SZkOŁA pr AWA I AdMINISTr ACJIWyższa Szkoła Prawa i Admi-

nistracji Przemyśl – Rzeszów jest najstarszą niepubliczną uczelnią na Podkarpaciu, utworzoną w 1995 r. Na trzech kierunkach „prawo”, „administracja” i „bezpieczeństwo wewnętrzne” w WSPiA studiuje około 9 tys. studentów.

Uczelnia jest jedyną na Podkar-paciu i jedną z 16 niepublicznych uczelni akademickich w kraju. Oznacza to, że jako jedyna uczel-nia niepubliczna w regionie i w Polsce wschodniej oraz jedna z nie-

licznych uczelni niepublicznych w całej Polsce, posiadamy uprawnie-nia do nadawania stopnia nauko-wego doktora nauk prawnych.

Nowe uprawnienia to nie tylko prestiż. - Dzięki decyzji przyznają-cej nam prawo nadawania stopnia doktora nauk prawnych z uczelni zawodowej staliśmy się uczelnią akademicką. To nie tylko zwykła zmiana statusu i nazwy. Dzięki temu otrzymujemy też dodatkowe uprawnienia. Zyskujemy m.in. członkostwo w Konferencji Aka-demickich Szkół Polskich czy też prawo do prowadzenia studiów podyplomowych, dających upraw-nienia audytorskie – wylicza prof. Jerzy posłuszny, rektor WSPiA.

Wniosek o uzyskanie takich uprawnień uczelnia złożyła w październiku 2010r. 28 marca br. Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów wydała pozytywną decy-zję w tej sprawie. - To ogromny sukces i efekt rozwoju naukowego naszej uczelni – mówi prof. Jerzy Posłuszny.

Przed uzyskaniem uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk prawnych uczelnia musiała wykazać się przede wszystkim dorobkiem naukowym, odpowied-nimi zbiorami bibliotecznymi oraz odpowiednią infrastrukturą – tłu-maczy Rektor WSPiA.

Wyższa Szkoła Prawa i Admi-nistracji jest jedyną uczelnią na Podkarpaciu posiadającą prawo do prowadzenia studiów magister-skich na kierunku „administracja” i nadawania tytułu „magistra administracji”. Jako jedyna uczel-nia niepubliczna na Podkarpaciu ma również prawo do prowadzenia studiów magisterskich na kierun-ku "prawo" i nadawania tytułu "magistra prawa". Założycielem WSPiA jest Towarzystwo Studiów

Samorządowych i Gospodarczych w Rzeszowie.

Zajęcia w WSPiA prowadzą wysoko wykwalifikowani nauczy-ciele akademiccy, w tym wybit-ne autorytety naukowe, a także doświadczeni praktycy m.in.: prof. zw. dr hab. Andrzeja Zolla (b. Prezes Trybunału Konstytucyjne-go, b. Rzecznik Praw Obywatel-skich), prof. dr hab. Zbigniewa Ćwiąkalskiego (b. Minister Spra-wiedliwości), prof. zw. dr hab. Wiesława Skrzydło, prof. zw. dr hab. Zygmunta Niewiadomskiego (sędzia Naczelnego Sądu Admi-nistracyjnego), prof. zw. dr hab. Jana Szreniawskiego, prof. dr hab. Zdzisława Gawlika (Wiceminister Skarbu Państwa), dr Andrzeja kisielewicza (Wiceprezes Naczel-nego Sądu Administracyjnego), dr Zbigniewa Niezgodę (doradca Ministra Sprawiedliwości), mgr Annę Habało (Szef Prokuratury Apelacyjnej). Zapewnia to studen-tom WSPiA wysoki poziom kształ-cenia. Uczelnia zatrudnia obecnie ponad 200 profesorów, doktorów, asystentów i lektorów oraz kilku-dziesięciu prokuratorów i sędziów.

Od 2009 roku uczelnia pro-wadzi jedyny w kraju nowatorski system praktyk zawodowych dla studentów kierunków: „admini-stracja”, „prawo” i „bezpieczeń-stwo wewnętrzne”. Na kierunku „prawo” patronat nad praktykami objął Minister Sprawiedliwości. Praktyki odbywają się co tydzień, głównie w sądach i prokuraturach. Na kierunkach „administracja” oraz „bezpieczeństwo wewnętrzne” praktyki odbywają się co drugi tydzień w instytucjach zgodnych z profilem wybranej przez studenta specjalności.

Uczelnia od 2011 roku prowadzi również finansowany ze środ-ków Unii Europejskiej program „Dyplom WSPiA przepustka do biznesu”. Obejmuje on m.in. prak-tyki oraz płatne staże zawodowe dla studentów kierunku admini-stracja. Staże odbywają się w naj-lepszych firmach z regionu.

Studenci Wyższej Szkoły Prawa i Administracji studiują w nowo-czesnym Kampusie w Rzeszowie oraz w Przemyślu. Kampus WSPiA to nowoczesne obiekty (ok. 18 tys. m2) zlokalizowane na powierzchni ponad 3 ha w centrum Rzeszowa (budynek Collegium Administra-tivum, Collegium Iuridicum, Col-legium Securitatis, klub studencki, ogród wypoczynkowy z plenerową salą seminaryjną oraz w siedzibie uczelni w Przemyślu (3 tys. m2). Każdy prowadzony przez WSPiA kierunek ma swój doskonale wypo-sażony budynek: „administracja” - Collegium Administrativum, „prawo„ – Collegium Iuridicum i „bezpieczeństwo wewnętrzne” – Collegium Securitatis.

Wyższa szkoła Prawa i Admini-stracji jest właścicielem 49 miesz-kań o łącznej powierzchni ponad 3700 m2. Mieszkania zlokalizo-wane są blisko Uczelni. Zespół Mieszkań Uczelnianych zapewni ci tanie zakwaterowanie, lepsze niż w tradycyjnym domu studenckim. W mieszkaniach 3-4 pokojowych,

mieszka 360 studentom studiów stacjonarnych. W każdym miesz-kaniu są pokoje jedno, dwu i trzyosobowe. Ważna jest też niska cena wynajmu. Miejsce w pokoju trzyosobowym kosztuje 200 zł, w dwuosobowym 220 zł a w pokoju jednoosobowym 240 zł. Wszystkie mieszkania wyposażone są w dar-mowy dostęp do Internetu.

kIErUNkI STUdIóW

Administracja w WSPiA jest najbardziej atrakcyjnym i uży-tecznym kierunkiem studiów. Studenci mają do wyboru jedną z piętnastu specjalności. Absolwenci tego kierunku są wszechstronnie wykształceni i tym samym przy-datni w niemal każdej instytucji i podmiocie gospodarczym (m. in.: w urzędach wojewódzkich, powiatowych, gminnych, przed-siębiorstwach i spółkach, firmach ubezpieczeniowych, bankach, urzę-dach i agencjach celnych, urzędach skarbowych, straży granicznej i policji).

PR AWO je s t k ier u n k iem uprawniającym do ubiegania się o przyjęcie na wszystkie aplikacje: sądową, prokuratorską, adwo-kacką, radcowską, notarialną i komorniczą. Zajęcia w WSPiA prowadzą wysoko wykwalifikowa-ni nauczyciele akademiccy, w tym wybitne autorytety naukowe oraz doświadczeni praktycy - sędziowie i prokuratorzy. Zaletą tych studiów jest zdobywanie wiedzy nie tylko „książkowej”, ale i praktycznej.

Jako pierwsza uczelnia w Pol-sce WSPiA wprowadziła pod patronatem Ministra Sprawiedli-wości nowatorski system praktyk zawodowych. Od 3 roku studiów studenci korzystają z dodatkowej ścieżki aplikacyjnej, w ramach której odbywają się bezpłatne, dodatkowe zajęcia przygotowujące do egzaminu na aplikacje. Studenci prawa uczestniczą także w symulo-wanych rozprawach prowadzonych w „sali sądowej” znajdującej się w kampusie uczelni.

Piętnaście lat temu WSPiA jako jedna z nielicznych w Polsce uczelni rozpoczęła kształcenie na studiach z zakresu bezpieczeń-stwa wewnętrznego, w ramach studiów administracyjnych, także na studiach magisterskich. Od roku 2010 jest to kierunek studiów. Studia te są adresowane do osób zainteresowanych problematyką bezpieczeństwa wewnętrznego oraz zamierzających pracować w insty-tucjach takich jak: policja, wojsko, staż graniczna, urzędy i agencje celne i tym podobne. Od nowego roku akademickiego studenci m.in. „bezpieczeństwa wewnętrznego” mają zajęcia w nowym budynku „Collegium Securitatis”, w którym będą uczestniczyć m.in. w warszta-tach strzeleckich.

Uczelnia prowadzi również 28 kierunków studiów podyplomo-wych.

UCZELNIA prZYJAZNA

STUdENTOMWyższa Szkoła Prawa i Admini-

stracji działa w oparciu o najlepsze tradycje i wzorce akademickie, które nakładają obowiązek part-nerskiego i przyjaznego trakto-wania studentów. Uczelnia kieruje się jasnymi kryteriami pobierania opłat za studia – nie pobiera żad-nych dodatkowych opłat poza wpi-sowym i czesnym; w czasie roku akademickiego nie podwyższa

NAJSTArSZA NIEpUBLICZNA UCZELNIA W rEGIONIE

Alicja kobiałka , studentka WSPiA znalazła się wśród 15 fina-listów II edycji Konkursu „Grupa EPL rozmawia ze studentami”. Jej film „Czas na kurs, kurs na czasie” bierze teraz udział w głosowaniu na najlepszą pracę. Nagrodą główną jest miesięczny staż w sekretariacie Grupy EPL w Brukseli. Plebiscyt na najlepszą pracę potrwa do 5 grud-nia. Głosować można na portalu społecznościowym Facebook.

Alicja Kobiałka, studentka kie-runku administracja w Wyższej Szkole Prawa i Administracji, wybrała film, bo jak mówi, napi-sanie dobrego eseju wydawało się bardzo trudne, tak jak przygotowanie plakatu. – Postawiłam więc na film, bo ta forma wydawała mi się najprostsza do zrealizowania i najlepsza do przekazania mojego pomysłu na wykorzystanie środków unijnych – mówi Alicja Kobiałka.

Film zatytułowany „Czas na kurs, kurs na czasie” przedstawia pró-bę wzajemnej komunikacji mieszkańców Unii Europejskiej. Ma on na celu pokazanie jak ważna jest znajomość języków obcych szczególnie u ludzi w wieku 39,5+ na obszarach wiejskich. – Możemy w nim zobaczyć

STUdENTkA WSpIA W FINALE Rektor prof. Jerzy Posłuszny

Alicja Kobiałka

Campus przy ul. Cegielnianej.Campus przy ul. Cegielnianej.

Hol główny campusu w Rzeszowie.

Page 9: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r. 9

WYżSZA SZkOŁA pr AWA I AdMINISTr ACJIopłat za studia; w kolejnych latach studiów opłata może wzrosnąć jedynie o poziom inflacji.

W ramach jednej opłaty za studia studenci mają możliwość otrzymania co najmniej trzech dyplomów: ukończenia studiów, certyfikatu językowego oraz Euro-pejskiego Certyfikatu Umiejętności Komputerowych. Ponadto studenci WSPiA mogą także kształcić się bezpłatnie w Studium Doradztwa Podatkowego.

Dla studentów i absolwentów WSPiA powstało także Biuro Karier. Należy ono do Ogól-nopolskiej Sieci Biur Karier i pomaga studentom i absolwentom skutecznie wejść i efektywnie funkcjonować na rynku pracy. W biurze można uzyskać pomoc w znalezieniu stałego zatrudnienia, pracy dodatkowej, odpowiednio przygotować się do rozmowy kwalif ikacyjnej z pracodawcą, uczestniczyć w warsztatach i szko-leniach przygotowujących do pracy zawodowej.

NAJNOWSZY BUdYNEk dLA

STUdENTóW WSpIADoskonale wyposażone labo-

ratorium kryminalistyczne oraz wielofunkcyjna, pełnowymiarowa hala (gimnastyczna i koncertowa), w takich warunkach od tego roku akademickiego uczą się studenci WSPiA. Wszystko dzięki najnow-szej inwestycji Wyższej Szkoły Prawa i Administracji, czyli „Col-legium Securitatis”. Inwestycja warta ponad 13 mil zł powstała na terenie campusu uczelni przy ul. Cegielnianej w Rzeszowie. Dofinansowana została z Regio-nalnego Programu Operacyjnego Województwa Podkarpackiego w kwocie prawie 8 mil zł.

W laboratorium kryminali-stycznym znajduje się m.in. mikro-skop laboratoryjno-badawczy do badań śladów biologicznych oraz Video spektrokomaparator do badania autentyczności doku-mentów, takich jak paszporty czy wizy. - Jest to urządzenie takie samo jak te, których używa obec-nie m.in. Policja i Straż Granicz-na – tłumaczy Marek rogalski, kierownik działu administracji WSPiA. W laboratorium znajdzie się również wariograf, czyli tzw. wykrywacz kłamstw i w peł-ni wyposażona walizka śledcza. Dobór urządzeń, które znalazły się w pracowni kryminalistycznej to autorski pomysł wykładowcy WSPiA prof. Adama Tarachy (wybitnego polskiego specjalista z zakresu kryminalistyki) – dodaje Maria data. W budynku „Colle-gium Securitatis” Wyższej Szkoły Prawa i Administracji znajdują się również m.in. pełnowymiarowa, wielofunkcyjna hala sportowa i koncertowa (z widownią na 350 osób) oraz laboratorium technik biurowych, akademicki inkubator przedsiębiorczości i nowoczesna sala komputerowa.

OBIEkT SpOrTOWY I pArkINGI

Obecny kształt budynku „Col-legium Securitatis”, to nie koniec inwestycji Wyższej Szkoły Prawa i Administracji. Trwa bowiem roz-budowa obiektu. W nowo budo-wanej części będą odbywać się m.in. warsztaty z zakresu szkolenia strzeleckiego. Nasi studenci będą korzystać z nowoczesnej strzelni-cy elektronicznej, wyposażonej w

zestaw specjal-nych czujników oraz nowocze-snych pistole-tów. W nowym budynku znaj-dą się również dw ie sa le do ćwiczenia róż-nych sztuk wal-ki. Przy budyn-ku „Collegium S e c u r i t a t i s ” powstanie rów-nież podziemny i naziemny par-king dla studentów i pracowników uczelni.

dZIAŁALNOŚĆ NAUkOWA

Wyższa Szkoła Prawa i Admi-nistracji, oprócz kształcenia stu-dentów zajmuje się również sze-rzeniem myśli prawniczej w życiu naukowym Podkarpacia. Przy-kładem takiego działania jest np. powołanie przez WSPiA Podkar-packiego Forum Myśli Prawniczej. Forum jest płaszczyzną dyskusji i wymiany poglądów w środowisku prawniczym regionu. Składa się z czterech sekcji, tj.: prawa karnego, prawa cywilnego, prawa gospodar-czego i prawa administracyjnego. Konwersatoria prowadzą m.in.: prof. Andrzej Zoll i prof. Zbigniew Ćwiąkalski).

Wyższa Szkoła Prawa i Admi-nistracji Przemyśl-Rzeszów jest również organizatorem „Ogól-nopolskiej Olimpiady wiedzy o Państwie i Prawie”. Jej celem jest szerzenie wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych wiedzy z zakresu szeroko pojmowanej problematyki dotyczącej m.in. państwa, prawa, w tym - konsty-tucyjnego, zasad i procedur demo-kratycznych, Unii Europejskiej, Praw Człowieka. To jedyna tego typu olimpiada w Polsce. Patronat nad nią objął minister sprawie-dliwości, a przewodniczącym komisji był prof. Wiesław Skrzydło (UMCS, WSPiA) – wybitny polski konstytucjonalista. W pierwszej edycji Olimpiady wzięło udział ponad 1000 uczniów z ok. 100 szkół z całej Polski. W II edycji do pierwszego etapu przystąpiło ok. 2500 tys. uczniów z ok. 150 szkół. Do tegorocznej edycji zgło-siło się już ponad 3 tys. uczniów z ponad 160 szkół z całej Polski. Najlepsi uczniowie za zwycięstwo w Olimpiadzie Wiedzy o Państwie i Prawie otrzymują możliwość bez-płatnego studiowania w WSPiA, zakwaterowanie w mieszkaniach uczelnianych oraz stypendia przez cały czas trwania studiów.

WSPi A pr z ygotow uje te ż uczniów szkół ponad gimnazjal-nych do studiowania na kierunku prawo i bezpieczeństwo wewnętrz-ne. W tym celu powołana została Młodzieżowa Akademia Prawa oraz Młodzieżowa Akademia Bez-pieczeństwa. Adresowana jest do uczniów klas maturalnych szkół ponadgimnazjalnych z Rzeszowa i okolic. Zadaniem akademii jest przygotowanie uczniów do stu-diów prawniczych i skłonienie ich do ref leksji nad wł a sny m i pre -dyspozycjami do wykonywania w przyszłości zawo-dów prawniczych lub związanych z bezpieczeństwem w e w n ę t r z n y m . Zajęcia w Mło-dzieżowej Akade-mii są bezpłatne.

Z inic jat y w y

WSPiA został powołany również Polsko-Ukraiński Klub Konsty-tucjonalistów. Zrzesza on kil-kudziesięciu najwybitniejszych polskich i ukraińskich prawników. Współprzewodniczącymi klubu są wybitni konstytucjonaliści.

WYdAWNICTWOW ramach opłaty za studia

WSPiA zapewnia studentom pod-ręczniki wydane przez Wydaw-nictwo WSPiA, opracowane przez prowadzących zajęcia. Od począt-ku realizacji programu rozdano już 110 tys. egzemplarzy. Nakładem wydawnictwa WSPiA ukazało się już ponad 105 podręczników uczelnianych. Wiele z podręczni-ków, z racji ciągle zmieniającego się prawa, doczekało się już kolej-nych wydań. Niektóre zaś uzyskały rangę ogólnopolskich.

WSPiA publikuje także mono-grafie swoich pracowników. Doty-czą one m.in. zagadnień związa-nych z samorządem terytorialnym, wyborami. Obejmują również zagadnienia ze sfery przedsiębior-czości.

Uczelnia była inicjatorem i jest siedzibą ogólnopolskiego czasopi-sma prawników administratywi-stów pt. „Administracja”. W skład rady naukowej tego czasopisma wchodzą wybitni profesorowie prawa administracyjnego Polski z większości ośrodków akademic-kich, a redaktorem naczelnym jest prof. Ludwik Żukowski. Na łamach czasopisma ukazują się opracowania z zakresu szeroko pojętych nauk o administracji: prawa administracyjnego, polityki administracyjnej, nauki admini-stracji, historii administracji, teorii organizacji itp. Stałe działy to przede wszystkim studia i artykuły naukowe oraz posiadające znacze-nie dla praktyki komentarze, glosy, orzecznictwo sądów krajowych i unijnych, dyskusje o ważniejszych dla administracji projektach aktów prawnych. Publikowane są też opracowania z zakresu doświad-czeń dydaktycznych. Osobny dział redakcja poświęca działalności dydaktycznej szkół wyższych w zakresie nauk o administracji (informacje i recenzje programów dydaktycznych, informacje i recen-zje podręczników akademickich) oraz informacjom dotyczącym zakończonych przewodów dok-torskich i habilitacyjnych, a także dane o osobach, które uzyskały tytuł profesora, publikacje z życia naukowego różnych uczelni: infor-macje o ważnych z punktu widze-nia administracji konferencjach krajowych i międzynarodowych.

NAJSTArSZA NIEpUBLICZNA UCZELNIA W rEGIONIE

STUdENTkA WSpIA W FINALE Francuza, Włocha i Anglika, którzy próbują zapytać się mieszkańców pewnej wioski o drogę. Bariera językowa bardzo to utrudnia. Film pokazuje jak ważne jest finansowanie kursów językowych dla ludności w średnim wieku – opowiada Alicja Kobiałka. W niemym, czarnobiałym filmie utrzymanym w klimacie kina z początku XX wieku, wystąpiła rodzina studentki WSPiA. – Była to produkcja niskobudżetowa pomoc rodziny okazała się więc nieoceniona, a przy okazji świetnie bawiliśmy się – mówi Alicja Kobiałka. - Pomysł na film o takiej tematyce wziął się stąd, że moi rodzice mieli wyjechać za granicę. Zaczęłam, więc zasta-nawiać się jak poradzą sobie bez znajomości języków obcych. Według mnie inwestowanie właśnie w kursy językowe dla ludzi w średnim wieku pozwoli na szybszy rozwój i jeszcze lepszą integrację Unii Europejskiej - tłumaczy Alicja.

Film znalazł się wśród 15 najlepszych prac wyłonionych przez jury, w którym zasiadała m. in. Elżbieta Łukacijewska, poseł do Parlamentu Europejskiego z Podkarpacia. Nagrodą główną w konkursie „Grupa EPL rozmawia ze studentami” jest miesięczny staż w Sekretariacie Grupy EPL w Parlamencie Europejskim w Brukseli. Autorzy 3 najciekawszych prac zaprezentują swoje pomysły przed Komisarzem ds. budżetu - Januszem Lewandowskim. 10 wyróżnionych osób otrzyma zaproszenie na obiad z Przewodniczącym PE Jerzym Buzkiem i członkami Jury.

Na film Alicji Kobiałki, studentki WSPiA można głosować pod adresem http://apps.facebook.com/konkurs_epl/. Film można oglądać w serwisie Youtube pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=O-35Um1W5JCo.

Budynek szkoły w Przemyślu.

Mieszkania studenckie przy ul. Cegielnianej.

Page 10: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.10

Na terenie Rzeszowa Rze-szowska Spółdzielnia Miesz-kaniowa prowadzi działalność kulturalną we wszystkich swoich osiedlach. Warto przypomnieć wiele inicjatyw podejmowanych przez placówki kultury RSM w kończącym się 2011 roku. Osie-dlowy Klub Kultury „Karton” mieszczący się przy ulicy Ofiar Katynia obejmuje swoją dzia-łalnością osiedle Baranówka, „Gwarek” funkcjonuje w osiedlu Kmity, „Krak” jest w osiedlu Krakowska Południe. Osiedlo-wy Dom Kultury „Tysiąclecia” prowadzi działalność w osiedlu 1000-lecia, a Środowiskowy Klub Kultury „Akwarium” świadczy swoje usługi spółdzielcom osiedla Śródmieście. W sumie to ponad 40 procent mieszkańców naszego miasta ma możliwość korzystać z oferty placówek kultury Rze-szowskiej Spółdzielni Mieszka-niowej. Inne spółdzielnie: Nowe Miasto, Zodiak, Projektant też w działalności kulturalnej mia-sta uczestniczą. Kluby te ze sobą współpracują. Chciałyby one, aby taka współpraca była również z Rzeszowskim Domem Kultury, który ponoć ma wspo-magać działalność kulturalną na terenie miasta Rzeszowa. Przybliżmy naszym czytelnikom Kluby Rzeszowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.

Osiedlowy Klub Kultury „Kar-ton” to bardzo aktywna placów-ka. Mieści się ona na 460 m. kwadr. powierzchni. Ma sale do plastyki, muzyki, audiowizualną, widowiskową, komputerową, zaplecze techniczno-gospodarcze. Kierownik klubu, Józef Tadla, mówi, że przy dobrym rozkładzie zajęć da się zaspokoić potrzeby wszystkich chętnych do udziału w pracach wielu grup artystycz-nych.

W klubie organizowane są spotkania literackie, koncerty kameralne, wystawy obrazów,

p r z e g l ą d y t w ó rc z o ś c i a r t y s t y c z -nej, turnieje. W r a m a c h s p o t k a ń l i t e r a c k ic h mieszkańcy osiedla mie-li możliwość bycia razem z poeta mi : Martą pelin-ko, Bogusła-wem kotulą, Jadwigą kupi-szewską, Stachem Ożogiem, ks. Zbigniewem Czuchrą, dorotą kwoką, Zdzisławem Stokłosą, Mieczysławem działowskim, Stanisławą kopiec. W tym roku zorganizowano wiele wernisaży wytworów znanych artystów nie tylko z osiedla, ale też i z miasta Rzeszowa oraz Podkarpacia.

Przy klubie działa społeczna oficyna wydawnicza „Karton”, która wydała już 13 książek poetyckich, m.in. Janiny Ata-man, Stacha Ożoga, doro-ty kwoki, Magdaleny Moty-ki, reginy Nachacz, dariusza drumli, Małgorzaty dolińskiej, Grzegorza Zielińskiego, karo-liny kus. Wydawana jest też gazeta „Osiedlowy Świ@t”, która ukazała się już w 90 numerach. Klub Karton organizuje różne wycieczki krajoznawczo-tury-

styczne, dni osiedla, półkolonie dla dzieci.

Tak szerokiej dzia-łalności, którą pro-wadzi klub, nie było-by, gdyby nie ludzie, działacze osiedlowi stwarzający dobrą atmosferę pracy twór-czej. Warto wymienić przynajmniej kilka tych osób: Bolesław kosiorowski, Józef Wierzbick i, Józef U r y n i a k , A d a m decowski, August

Nepelski, Mieczysław kaniu-czak, Leszek Stolarz, dorota kwoka, Maria Tomkiewicz, Józef Śnieżek, Jerzy Nawrocki oraz kierownictwo administracji osiedla: Maria kuźniar i Edward Bazan.

Osied low y Dom Kultur y „Tysiąclecia” jest największą pla-cówką kultury w RSM, zajmuje prawie 560 m. kwadr. powierzch-ni. Ma piękną, klimatyzowaną salę widowiskową dla 150 osób z pełnym nagłośnieniem. Są różne pracownie dla twórców, sale wykładowe, kawiarenka,

pomieszczenia dla emerytów i seniorów, harcówka, jest peł-ny dostęp do sieci interneto-wej. Kierownik k lubu, Halina kostoń, wraz z k ierow ni k iem administ racji , B o g u s ł a w e m Sakiem, cenią sobie aktywność i n s t r u k t o r ów prowadzących zajęcia oraz duże zaangażowanie wielu działaczy z osiedla: Feliksa Foryta, Teresy dubik, Ewy kozerskiej, Haliny pietrasiewicz, krystyny rogo-zińskiej, Zofii Węgrzyn, Ire-ny Walczak, krystyny krok, Mieczysława doskocza, Wło-

dzimierza rymanowskiego, Józefa kozerskiego, Jana potery, A nt o n i e g o Gubernata, Jana Gołą-ba . Dz ięk i nim zauwa-ża się coraz w i ę k s z ą aktywizację s p o ł e c z n ą o r a z i nt e -grację poko-leń poprzez uczestnictwo w kulturze.

D u ż y m za intereso-waniem cie-szą się zajęcia plastyczne, udział w zespole tańca nowoczesnego, nauka gry na gitarze i instru-mentach klawiszowych, zespoły wokalne. Aktywnie działa dru-żyna harcerska, Uczniowski Klub

Sportowy „Jubilat”. Wizytówką ODK jest kapela „Cianto”. Dom Kultury organizuje wiele wyjaz-dów poza teren miasta, w okresie wakacji organizowana jest półko-lonia dla dzieci, współuczestniczy w organizacji dni osiedla i wielu imprez patriotycznych. Ściśle współpracuje ze Szkołą Podsta-wową nr 19, Gimnazjum nr 10 i Zespołem Szkół Specjalnych im. UNICEF.

Osied low y K lub Kultur y „Gwarek”, kierowany przez Józe-fę Zabłocką jest znany wśród

dzieci i dorosłych. Ma wiele zespołów tanecznych: „Skrzaty”, „Tempo Twist”, „Floor Cleaners”. Jest też wiele grup twórczych. Najpopularniejszym zespo-

łem jest kape-la podwórkowa „ R z e sz ow sk ie Wiarusy” kie-rowa na przez S t a n i s ł a w a po r ę b s k i e g o . Pow ier z c h n i a użytkowa klu-bu to 20 0 m kwadr, w tym jest sala klubo-wa z zapleczem k u c h e n n y m , sala plastyczna, konferencyjna. Posiada Internet,

telewizję satelitarną, odpowied-nie nagłośnienie w salach. Klub jest organizatorem wszystkich

ważniejszych imprez w osiedlu, np. dni osiedla, pożegnanie lata. Z okazji Dni Osiedla corocznie wydawana jest piękna, kolorowa „Jednodniówka”, informująca o ważniejszych wydarzeniach w

osiedlu. Klub współpracuje ściśle ze Szko-łą Podstawo-wą nr 16 oraz Przedszkolem nr 17.

W osiedlu j e s t b a rd z o dobra atmos-fera do aktyw-ności kultural-nej. Stwarzają ją: kierownik administracji

Tadeusz Bilski, Józef kanik, Władysław Finiewicz, Halina Barszcz, Zbigniew pretorius, Jerzy kulpiński, Jan Szczypek i wielu innych. W okresie wakacji prowadzona jest półkolonia, jest wiele organizowanych wycieczek.

Osied low y K lub Kultur y „Krak” z osiedla Krakowska Południe ma swoją siedzibę w budynku przy ulicy Solarza 7. Posiada dużą piękną salę klubową z zapleczem kuchen-nym, mniejsze pomieszczenia na zajęcia różnych zespołów. Jak mówi kierowniczka Klubu, Agata Jamuła, mieszkańcy osiedla są zadowoleni z oferty klubu, która jest interesująca i wystarczająca, jak na obecne warunki.

Organizowane są różne zaba-wy, wycieczki poza osiedle. W klubie organizowane są półko-lonie. Zespoły biorą udział w różnych przeglądach, imprezach osiedlowych, jak np. dni osiedla, dzień dziecka. W pomieszcze-niach klubowych swoje zajęcia i spotkania prowadzą: Szkoła Tańca Sportowego „AKSEL”, Studio Ruchu „ANNA”, Uni-wersytet Trzeciego Wieku, Klub Brydża Sportowego. Klub ma wielu wspierających go działa-czy spośród mieszkańców osie-dla: Maria rzeszutek, Bogdan Janosz, Andrzej Lasota, Adam Jurasz. Wspomagany jest przez kierownictwo administracji: Zdzisława Wysockiego i Marię prostak.

Środowiskowy Klub Kultury „Akwarium” został zlokalizowa-ny na 280 m. kwadr. powierzch-ni w pawilonie handlowym w osiedlu Pułaskiego. Do swojej dyspozycji ma dwie sale. Pro-wadzone są w nich zajęcia kółka plastycznego, sekcji tenisa stoło-wego, zespoły wokalne, nauka gry na instrumentach muzycz-nych. W klubie organizowane są m.in. koncerty noworoczne ze spotkaniami opłatkowymi oraz wspólnym kolędowaniem dla społeczności osiedla Śród-mieście. Ciekawymi imprezami artystycznymi są konkursy dla dzieci i młodzieży „Mam Talent” oraz festiwale piosenki „Mini Playback Show”.

Imprezy plenerowe organi-zowane są na scenie w Parku Jedności Polonii z Macierzą. Kierownik klubu rafał kulasa mówi, że na osiedlu RSM „Śród-mieście” jest wielu działaczy wspomagających wiele zajęć i imprez artystycznych, m.in.: Józef król, Zdzisław Nizioł, Adam Biesiadecki, Zdzisław kozak, krystyna Gajdek, Janusz dźwierzyński, Zbigniew Lis (kierownik administracji).

Stanisław Rusznica

kULTUrA W OSIEdLACH SpóŁdZIELCZYCH W 2011 r.

Wieczór literacki poety-rzeźbiarza Stacha Ożoga w OKK „Karton”.

Wycieczka młodzieży z OKK „Karton” do Krakowa.

Uczestnicy wycieczki ODK „Tysiąclecia” w Gospodarstwie Agroturystycznym „Boska Dolina” w Dylągówce.

Kapela „Rzeszowskie Wiarusy” z OKK „Gwarek”.

Zespół Skrzaty i Tempo Twist z OKK „Gwarek”.

Dni Osiedla w OKK „Krak”.

Dzień Dziecka w OKK „Krak”.

Wycieczka uczestników ze ŚKK „Akwarium”.

Page 11: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r. 11Spotkania z przeszłością

pIOTr WIELkI BYŁ W rZESZOWIE

18 grudnia 1922 – zwołana została żałobna sesja Rady Miejskiej w Rze-szowie w związku z tragiczną śmiercią prezydenta Gabriela Narutowicza. Usta-nowiono na niej fundację jego imienia, z której miano opłacać dokształcanie wyróżniających się młodych rzemieśl-ników.

Grudzień 1924 – zaczęła ukazywać się Trybuna Rzeszowska.

Grudzień 1926 – wybrano ostatniego rabina Rzeszowa, którym został Aron Lewin.

1 grudnia 1932 – ukazał się pierwszy numer dwutygodnika Promień.

23 grudnia 1934 – uruchomiony został pierwszy zakład wodociągowy. Stacja miała wydajność 80 l/sek.

Grudzień 1937 – w zakładach H. Cegielskiego wykonano pierwszą serię gotowych obrabiarek.

3 grudnia 1938 – wmurowano akt erekcyjny pod dom kolejarza w Rze-szowie.

Grudzień 1939 – reaktywowano Pol-ską Policję określaną mianem „granato-wa”, która podlegała niemieckiej policji porządkowej.

4 grudnia 1939 – usunięto orła z wieży ratuszowej.

6 grudnia 1939 – Gimnazjum Mecha-niczne w Rzeszowie uzyskało zgodę na budowę nowych pomieszczeń szkoły.

19 grudnia 1939 – przybywa do Rzeszowa z Kalisza pierwszy transport wysiedlonych Żydów.

24 grudnia 1939 – aresztowano Stanisława Jachimowskiego, profesora II Gimnazjum i Liceum, organizatora tajnego nauczania w Rzeszowie.

Grudzień 1940 – wprowadzono kar-ty pracy dla wszystkich pracowników fizycznych i umysłowych.

17 grudnia 1941 – wychodzi zarzą-dzenie o utworzeniu dzielnicy żydow-skiej w Rzeszowie.

23 grudnia 1943 – ukazał się pierw-szy numer dwutygodnika Prawda Dnia, wydawanego w Podokręgu Rzeszów AK.

2 grudnia 1945 – otwarta została Miejska Biblioteka Publiczna w lokalu przy ul. H. Sawickiej.

21 grudnia 1946 – ekshumowano żołnierzy radzieckich pochowanych na prowizorycznym cmentarzyku przy placu Śreniawitów.

31 grudnia 1997 – po raz pierwszy zagrano hejnał rzeszowski z budynku ratusza.

17 grudnia 2004 – Podkarpacka Rada do Spraw Osób Niepełnospraw-nych przyznała Podkarpacki Order Wdzięczności dla Gminy Miasta Rze-szów „w uznaniu działań na rzecz poprawy warunków życia osób niepeł-nosprawnych”.

12 grudnia 2007 – podpisanie umo-wy o partnerstwie pomiędzy samo-rządami miasta Rzeszowa i Satu Mare (Rumunia).

Opracowała Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Rzeszowie.

k A L E N d A r I U M

W klubie „Świat Książki” opubliko-wana została drukiem nowa książka profesora Andrzeja Andrusiewicza „Piotr Wielki. Prawda i mit.” Poprzed-nie, które również napisał profesor: Carowie i cesarze Rosji (2005), Iwan Groźny (2006) oraz Dymitr Samozwa-niec i Maryna Mniszech (2009) ukazały się także w tym Klubie, należącym do wielkiego wydawnictwa niemieckiego „Bartelsmann”, które zostało ostatnio wykupione przez globalną korporację „Grupa Wydawnicza Weltbild”, dzia-łającą w 55 krajach, będącej wydawcą najnowszej książki Profesora. To jedy-ny przypadek publikacji przez autora, pracującego w Rzeszowie, by tak syste-matycznie pisać kolejne swoje książki, zajmujące się dziejami Rosji, z punktu widzenia polskiego specjalisty w jednej z największych światowych firm wydaw-niczych i poddawać je ocenie masowego czytelnika. Wydawnictwo „Weltbild”, mając pewność, że książki Profesora będą się doskonale sprzedawać, zadbało o staranną szatę graficzną, kolorowe ilustracje i twardą okładkę. Ta książka będzie służyć pokoleniom czytelników. Zarówno ta, jak i wszystkie wymienione

wyżej książki stanowią wielką promocję uczelni, której pracownikiem jest pro-fesor Andrusiewicz i miasta Rzeszowa, co jest wypadkiem wyjątkowym, który władze naszego miasta powinny odpo-wiednio docenić i nagłośnić.

Zainteresowania A. Andrusiewicza dziejami Rosji, od czasów Bolesława Chrobrego do dziś, mocno splecionymi z naszą historią, po raz kolejny przyniosły doskonały rezultat w postaci interesują-cej lektury. Połączenie głębokiej wiedzy na ten temat z analizą ogromnej liczby danych archiwalnych i źródłowych oraz wykorzystania niezmiernie obszernej literatury w wielu językach, poświęconej temu wybitnemu władcy i reformatoro-wi Rosji, z interesującymi wnioskami i jasnym, popularnym językiem, dało w rezultacie książkę, która zainteresuje specjalistów oraz studentów-historyków i szeroką rzeszę czytelników, ciekawych historii. Książka ta jest barwną panora-mą losu Piotra i ludzi z nim związanych, ich sukcesów i klęsk, przyjaźni i spisków oraz zdrad i prób zreformowania kraju przez grupę sojuszników i przyjaciół cara, twórcy europeizacji Rosji.

W książce przedstawione są pod-stawowe fakty z życia Piotra, niekiedy powszechnie znane, niekiedy jednak nieznane powszechnie, albo bardzo mało poznane. Dotychczasowe książki poświęcone tej postaci, opierają się bowiem na kilku ledwie źródłach i sta-nowią często kompilacje wcześniejszych pozycji. W życiu tak opisywanego Piotra Wielkiego jest nadal wiele luk, które należało wypełnić, co wspaniale udało się Profesorowi.

O Piotrze pisali jego zwolennicy (piotrofile) i jego wrogowie, starając się strącić go z piedestału (antypiotrowcy), bo niewielu ta kontrowersyjna postać pozostawiała i pozostawia obojętnymi. Spory te zresztą trwają i dziś w rosyj-skich kręgach politycznych i naukowych, gdzie wciąż pojawiają się nowe interpre-tacje roli Piotra w historii.

Nowa książka profesora Andrzeja Andrusiewicza „pIOTr WIELkI. prAWdA I MIT”.

Ginęli przy ołtarzu, sprawując mszę świętą, w więzieniu, złapani w drodze przez bandy UPA. Wszystkich spotkał okrutny los. Zginęli z rąk UPA na Wołyniu. Im właśnie poświęcona jest wystawa „Niedokończone msze wołyńskie. Mar-tyrologium duchowieństwa wołyńskiego – ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej”.

Ekspozycja opowiada o tragicznych wyda-rzeniach, które rozegrały się na Wołyniu w 1943, a swój początek miały w drugą niedzielę lipca 1943 roku. Ukraińska Powstańcza Armia atakuje katolickie świątynie. Giną zgromadzeni w świątyni wierni i duchowni. Wspominając kapłanów, którzy okrutną śmiercią zakończyli życie, powstała wystawa „Niedokończone msze wołyńskie”. Na wystawie przedstawiono sylwet-ki osób duchownych, które zginęły w okrutny sposób w tym tragicznym czasie. Całość tworzy 18 biogramów księży, 4 braci zakonnych i jednej zakonnicy (biogramy zostały zamieszczone w okolicznościowym wydawnictwie). Nie ujmuje wszystkich duchownych, gdyż ciągle odkrywane są nowe fakty i przybywają kolejni męczennicy.

„I rodzi się pytanie, które wyrywa się z serca i woła: Dlaczego?! Dlaczego, w imię czego, brat odbiera życie bratu?! To pytanie unosi się nad całymi dziejami ludzkości. To pytanie uporczy-wie powraca i dzisiaj. Dlaczego w niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku brat podniósł rękę

na brata?! Dlaczego znów przelała się krew nie-winnych ofiar?! Dlaczego?! Odpowiedzi nie ma, bo to jest mysterium iniquitatis - tajemnica zła, zła, które nie poddaje się żadnemu racjonalne-mu wytłumaczeniu, zła, które wykracza poza wszelkie ludzkie pojęcia. Z tą tajemnicą zmie-rzyć się może jedynie tajemnica przeogromnej Bożej miłości, która zaprowadziła Jego jedynego Syna na szczyt Golgoty. Niech więc w tym dniu unoszą się ku niebu modlitwy za wszystkie ofia-ry tej straszliwej tragedii, za wszystkich, którzy opłakują swoich bliskich. Modlimy się także za tych, którzy w swoim zaślepieniu, podeptaw-szy przykazania Boże i Chrystusową naukę o miłości, podnieśli rękę na brata. Boże, przebacz im” – pisze ks. bp Marcjan Trofimiak w liście pasterskim z okazji 65. rocznicy tragicznych wydarzeń na Wołyniu. Słowa łuckiego pasterza są aktualne i dziś, w przededniu 69. rocznicy ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej Wołynia i Kresów Wschodnich przez nacjona-listów z OUN i UPA.

Organizatorami wystawy, która podróżuje po Polsce i Ukrainie, są: Centrum UCRAINICUM KUL wraz z Katolickim Stowarzyszeniem „Civi-tas Christiana”, Instytutem Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Naro-dowi Polskiemu Oddział w Lublinie, Instytu-tem Badań Kościelnych w Łucku, Konsulatem Generalnym RP w Łucku, Polskim Związkiem Katolicko-Społecznym, Europejskim Centrum „Dom Europy”, Towarzystwem Przyjaciół Krze-mieńca i Ziemi Wołyńsko-Podolskiej.

Aktualnie wystawę można oglądać w Atrium Collegium Norvidianum KUL (al. Racławickie 14). W jej uroczystym otwarciu wziął udział, m.in.: ks. bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz diecezji łuckiej na Ukrainie, JM Rektor KUL ks. prof. dr hab. Stanisław Wilk. Podczas uro-czystości dr Leon Popek (IPN Lublin) wygłosił prelekcję „Losy kapłanów diecezji łuckiej w czasie II wojny światowej”. Odbyła się także pro-mocja książki dr. Popka „Ostrówki. Wołyńskie ludobójstwo”, nagrodzonej w konkursie Książka Historyczna Roku.

Tekst i zdjęcie: Adam Kulczycki

Modlitwę w intencji pomordowanych duchownych poprowadził ks. bp Marcjan Trofimiak w asyście JM Rektora KUL ks. prof. dr hab. Stanisława Wilka.

NIEdOkOńCZONE MSZE WOŁYńSkIE

STULECIE ZHp W rZESZOWIENazwa Rzeszowska Chorągiew ZHP pojawiła się po raz pierwszy wówczas, gdy PKWN utwo-

rzył województwo rzeszowskie. W bieżącym roku harcerze Chorągwi Podkarpackiej ZHP im. Olgi i Andrzeja Małkowskich obchodzą 100-lecie powstania we Lwowie harcerstwa. Jednostki organizacyjne do tej pory organizowały szereg uroczystości jubileuszowych, między innymi zloty poszczególnych hufców, brały także udział w zlocie ogólnopolskim 22. maja we Lwowie. Oleńka, Andrzej i Leopold, takie imiona zostały nadane drzewom posadzonym w Parku Jedności Polo-nii z Macierzą. Odbyła się uroczysta msza św. w kościele farnym pod przewodnictwem biskupa ordynariusza Diecezji Rzeszowskiej, który wygłosił piękną homilię.

22 maja 1911 r. Andrzej Małkowski wydał we Lwowie rozkaz powołujący pierwsze drużyny harcerskie. Ruch powstał z połączenia metodyki skautingu i ideałów polskiej walki o niepodległość. Harcerstwo to skauting + niepodległość. W teatrze uczestnicy obchodów usłyszeli ilustrowany slajdami skrót historii ZHP. Przedstawione hasła z historii były zredagowane w duchu pisowwskiej poprawności historycznej. Nie jest to dziwne, ponieważ przewodnicząca Komisji Historycznej Chorągwi jest gorącą zwolenniczką PiS.

Projekt uchwały sejmowej o obchodach 100-lecia według posłów PiS, to kuriozalna zbitka zafałszowań i półprawd. Na szczęście poseł Katarasińska przedstawiła poprawną wersję uchwały, mówiącą między innymi, że „Sejm Rzeczpospolitej Polskiej składa hołd wszystkim pokoleniom i wszystkim formacjom polskiego harcerstwa z nadzieją, że przez kolejne stulecia będzie ono kon-tynuowało dzieło założycieli" i którą Sejm głosami posłów PO i SLD uchwalił.

LISTY

ciąg dalszy na s. 13

ciąg dalszy na s. 13

Page 12: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.12

Z szufladyBogusława kotuli

NOWOMOWAkSZTAŁTOWAĆ kSZTAŁT kOTYLIONA

pAprOkI

Jeść musi się! Jak zwał, tak zwał. Żreć, konsumować, wpieprzać, spożywać, napchać się. Szamanie nie ulega przedawnieniu, można najwyżej je zakłócić. Zatwardze-nie, sraczka, zębowa sztuczność, dieta, polityczna lub ideologiczna głodówka. Dobrze funkcjonujące ludzkie bebechy pochłaniają, tra-wią i wysrywają olbrzymie ilości wszelkiego jadła. Jak święte gleby to wytrzymują? A ile tych świętych fruktów idzie w kanał? Przeraża-jące!

Księgarnie zawalone są piękny-mi wydawnictwami o gotowaniu, smażeniu, grilowaniu, duszeniu,

pieczeniu i jeszcze innym papra-niu. Wszyscy coś i jakoś pichcą. Wokół profesjonalnych kucharzy krążą utalentowani ponoć: aktorzy, prezenterzy TV, spikerzy, zakonne mateczki, dziennikarze i sportowcy. Jaka z tego żołądkowa korzyść czy duchowe przeżycie? Cholera wie. Przy okazji wpycha sie klientom lodówki, zamrażarki, kuchenki, miksery, czajniki, patelnie i szyb-kowary. A więc geszeft idzie na fest!

Wrzeszczą dietetycy, gastro-logowie, ekolodzy, że to żarcie modyfikowane, to istna zaraza i generalnie do dupy. Mówiąc szcze-rze, to mają tylko kawałek racji. Taka czy inna zawsze idzie do tej samej rury poniżej krzyża. Specjal-ne atrakcje to gotowanie, pieczenie i pichcenie uprawiane dla telewizji przez nasze polskie, patriotyczne aż do europejskości kobitki, co to poprzebierane na ludowo udają wiejską część Ojczyzny. Nie mówi się o nich, broń Boże, polskie chłopki. Ważą cudowne zupy, zale-wajki i barszczyki. Pieką pachnące paplańce z rodzynkami, migdała-

mi, daktylami. Lepią i stulają do ciastowej kupy pierogi, naleśniki, jakieś mięso, warzywne zawijańce, o których nawet nie śniło się żar-łocznym Sasom.

Jak pięknie to brzmi dla Bruk-seli! Swojskie jadło czy regionalne przysmaki. Ale bajer! Gdyby te paproki zjod normalny, polski chłop, to obesrołby się po samą grdykę. Zagraniczni to wpitalają, bo ich żałądki także są na konser-wantach. Nie tak przecież dawno na przydomowych grządkach rosła marchewka, pietruszka, seler czy ćwiki całkiem normalne w kształ-cie, wielkości czy kolorze. Na dzisiaj marchew ma wielkość tego interesu, co to jest u dorodnego buhaja.

„Oj, staromiejskie baby majo po dwa brzuchy...”. No, nie tylko to miały podwójne i nie tylko staro-miejskie kobitki. Ścisłe kościelne posty robiły jednak swoje. „Co tam tyż moja dzisio upaprała?” Co też miała bidula za wybór? Kiszona z beki, zimiory, serwatka, olej lniany lub konopny i ten powszechny z żarnowej mąki. Była jeszcze suszo-

na rzepa trybutka, jagły, cebula i czosnek oraz wiara w zbawienie przez dochowanie postów.

Prawda, bieda nawet u nienaj-biedniejszych piszczała jak przy-depnięta mysz. Często niebo waliło długimi dyszczami i gradem, zima potrafiła dosypać śniegiem jak napierdzianą pierzyną, a Słońcu zachciewało się czasem dodatko-wych, temperaturowych wybuchów. I co wtedy? Pozostawało tylko śpie-wanie „Królu Boży Abrahama...”. Kto jeszcze pamieta jak to dalej leci, niech sobie dośpiewa.

Alarm! Ciągle trwa alarm, że ileś tam milionów dwunożnych głoduje. Jak to możliwe? Dzieci umierają z głodu, a tym przejedzonym lata to koło dupy. Straszne to, że pol-skie, zapomniane dzieci po prostu przymierają głodem, nie mają w papierze drugiego śniadania, na ciepło jedzą raz na... Akcje cha-rytatywne typu „Pomóż dzieciom przetrwać zimę”, to dla normalnej władzy państwowej sakramencka kompromitacja i paskudny wstyd. Wspaniałym, restauracyjnym menu

nie ma sensu nawet podetrzeć się, bo najpierw trzeba mieć po czym.

Jasne, najlepiej i najbezpieczniej narzekać, a to mamy od dawna w polskim zakresie czynności. Spapraliśmy parę istotnych rzeczy, nie tylko w produkcji i kasowym rozdawnictwie podstawowego papu. Mówią, gadają, plotą, że w Polsce nie ma cudów. Jak to nie ma! Cho-ciażby sobie taki jeden. W lasach ojczystych żyje, nawet ją chronią, malutka, zygzakowata żmijka. Podobno to jadowita gadzina. No, i co z tego? Niech sobie żyje. Od dłuższego czasu następuje w Polsce cud jadowego pomnażania. Taka jadowa Kana Galilejska. Wygląda na to, że po krzakach, charpen-tołach i prawdziwych lasach wije się setki jadowitych kobr, grze-chotników i okularników. Mało tego. Wyłażą i walą jadem w ludzi! Cholera, co jest?

Przestańmy paprać w polityce, między sobą i między innymi, a zacznijmy paprać w jedzonku. Wtedy moze nie pozjadamy się żywcem.

Ja myślę – tak rozpoczyna każdą wypowiedź, na każdy temat rene-sansowy europoseł Ryszard Czar-necki. Po takim wstępie następuje treść, która całkowicie przeczy zawartej w inwokacji tezie. Nastę-puje po niej bowiem cytowanie z kapelusza dalekowzrocznych myśli prezesa I Ogromnego. Znaczy to, że europoseł myśli, iż jego prezes myśli, że on nie myśli. Chociaż z drugiej strony taki początek może również świadczyć, że Czarnecki nie jest jeszcze pewien swoich racji i dopiero o nich myśli, jeszcze bez pełnego przekonania o słuszności. Jednakże ze względu na dbałość o higienę psychiczną telewidzów, należałoby myślenie Czarneckiego pozostawić w jego zaciszu domo-wym. No, ewentualnie rozszerzyć jeszcze do czułego sam na sam z prezesem.

kotylion – tak określił sobie prezydent Najjaśniejszej ozdóbkę przypinaną do klapy z okazji świę-ta Niepodległości. Coś musiało mu

się pokiełbasić, ponieważ kotylion to taniec polegający na doborze par według identycznych bukie-cików lub wstążek czy maskotek. Najczęściej kotyliona tańczono w rytmie walca, a nie niepodle-głości. To może być ciekawe, na kogo padłoby prezydentowi do pary. Jeszcze takiego kotyliona przypinano koniowi zwycięskie-mu na torze wyscigowym, gdyż koń zdobny w puchar albo medal wyglądałby wyjatkowo głupio. W niepodległościowe święto nie widziałem nigdzie pląsających dostojnioków, ani cwałujących patriotów. No, może oprócz tych z placu Konstytucji, którzy ganiali z maskami na twarzy, oczywiście, ze względu na skromność w oka-zywaniu uczuć patriotycznych. Ta prezydencka ozdóbka to po prostu nie żaden kotylion, a kokarda, która w dodatku ma patriotyczne korzenie umocowane historycznie. Używano jej w czasie powstania listopadowego, chociaż, jak wia-

domo, mało skutecznie. Ale może prezydentowi w kotylionowym bajzlu już wyjdzie?

kształtować kształt – rządu zamierzał wicepremier Waldemar Pawlak, po wyborach. Gdyby ten kształt nie został ukształtowany, to co stałoby się z całą resz-tą poza rządem? Sczezłaby jak, nie przymierzając, owa pałająca panieńskim rumieńcem dzięcielina mickiewiczowska, której nikt nie widział. Przy sikawkowym mozole wicepremiera kształt rządu został ukształtowany na poziomie sprzed czterech lat i wszystko poszło jak konie po betonie. Ale coś mi się wydaje, że w niezbyt odległym czasie cały kształt będzie trzeba kształtować od nowa.

Mieć zachwyt – dla filmu chiał pewien prezenter TVP Kultu-ra. Czyli z tego wynika, iż ten zachwyt nie jest abstrakcją, lecz rzeczownikiem jak najbardziej sprawdzalnym, bo tylko coś takie-go można mieć. Czyli wrzucił

go do tego samego wora co rze-czowniki: garb, teściowa, koń, kochanka czy pół litra. Nie można było najzwyczajniej zachwycić się owym dziełem? Widocznie chęć posiadania u prezentera jest tak samo silna, jak chęć bycia pre-zesem u właściciela padłego już, niestety, kota.

pojałanie – naszych unijnych braci dostrzegł poseł Kłopotek w spornym wystapieniu ministra Sikorskiiego w kwestii mizernej kondycji finansów unijnych. Gdy ktoś zaczął się chichrać próbował skorygować wypowiedź, ale po zmieleniu czegoś tam w efekcie wyszło mu znowu pojałanie. Gdy-by użył prostrzego fonetycznie i dykcyjnie określenia – opieprzył, wyszłoby mu z pewnością bezbłęd-nie. I po cóż, ach po cóż było mu to wymądrzanie? A może kiedyś cierpiał na dysleksję i coś z kło-potów z czytaniem zostało mu w mowie? Nieistotne. Poseł znowu błysnął.

Zapieklak – niby neologizm z dumą telewizyjnie prezentowany przez niejakiego uprzednio mar-szałka, a później tańczącego w pijanym widzie z kablami, Ludwi-ka Dorna. Myślałem początkowo, że chodzi mu o kogoś pochodzą-cego z jakiegoś Zapiekła. Bzdura! Objaśnił on wszem i wobec, że on langsam nie zalicza się do ludzi zapiekłych, czyli nie uchodzi mu w żadnym przypadku przypisy-wać sobie osobiście w językowym natchnieniu wymyślonego tytułu politycznego zapieklaka. Dlatego nie nosi w sercu żadnej urazy do Ziobry o to, że mu osobiście kiedyś naubliżał. Nie Ziobro Dornowi lecz przaeciwpołożnie. Panie Dorn, neologisto! Zapieklak występował w naszym języku już w staro-polszczyźnie. Ostatnie znaczenie tego pojęcia może pan usłyszeć w warsztacie samochodowym. Coś z tą inwencją w kwestii neologizmów jednak szwankuje.

Roman Małek

W Bliznej, małej, otoczonej lasa-mi wiosce położonej na północ-nym krańcu powiatu ropczyckio--sędziszowskiego, odżył hitlerowski poligon. No może niecały i nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, wystarczający jednak dla ukazania potęgi machiny wojennej hitlerow-skich Nieniec. Niedawno, bo pod koniec sierpnia, na terenie tejże wio-ski otwarto Park Historyczny Blizna.

W ostatnich latach II wojny świa-towej stara puszczańska osada stała się niezwykle ważnym punktem na wojennej mapie Europy. Bez zbyt-niej przesady można powiedzieć, że na jej polach – w pewnym sen-sie – ważyły się losy wojny. Krótka opowieść o tym, co tu było i co się tu działo, przybliży nam wojenne dzieje Bliznej.

Wiosną 1940 roku pomiędzy Mielcem, Dębicą, Ropczycami i Kolbuszową Niemcy zaczęli orga-nizować wielki poligon wojsk SS. Na centrum poligonu obrano zabu-dowania zakładów chemicznych i przyfabrycznego osiedla w Pustko-wie, w rejonie którego powstał też wkrótce obóz pracy przymusowej. Wioski położone w obrębie poligo-nu: Ocieka, Kochanówka, Niwiska, Zdżary, Leszcze, Blizna i szereg innych, zostały wysiedlone a zabu-dowania zniszczone.

Po zbomba rdowa niu przez angielskie bombowce w sierpniu 1943 r. niemieckiej bazy rakietowej

w Peeneműnde teren Blizny został wybrany jako miejsce kontynu-owania prób z bronią rakietową. Wkrótce rozpoczęto prace zwią-zane z budową nowego poligonu. Nazwano go Artiellerzelfied Blizna. Doprowadzono tu linię kolejową i drogę, wybudowano budynki gospodarcze, elektrownię i baraki mieszkalne, wzniesiono wyrzutnie pocisków rakietowych. Wszystkie obiekty i urządzenia były doskonale ukryte i zamaskowane, a cały teren ogrodzony i otoczony gęstą siecią posterunków, nie dopuszczano tu nawet esesmanów z załogi poligo-nu. Urządzanie bazy zakończono w lutym 1944 roku. Jednak już

znacznie wcześniej, bo z początkiem listopada 1943 roku, na teren Bliznej przybyła specjalna jednostka Wehr-machtu, określona kryptonimem „bateria 444” i zaczęto dokonywać prób z pociskiem V-1, zwanym latającą bombą, potem balistycznym pociskiem rakietowym A-4, znanym powszechnie jako V-2. Pierwszą, nieudaną zresztą, próbę z bombą V-1 przeprowadzono 15.11.1943 roku, ostatni pocisk wystrzelono prawdopodobnie 24.06. następnego roku.

Jednocześnie na drugim końcu Polski, w rejonie miejscowości Sarnaki nad Bugiem, położonej w odległości około 300 km od Bliznej, w miejscu spodziewanego upadku rakiet, zorganizowano stanowi-sko obserwacyjne. Konspiracyjny wywiad już w grudniu 1943 roku zwrócił uwagę na dziwne samoloty i buchające ogniem latające cyga-ra, które często spadały na ziemię lub eksplodowały w powietrzu. Kawałki owych latających bomb szukali Niemcy, jak i żołnierze polskiej konspiracji. Informacje o poczynaniach Niemców dotarły do Warszawy i dalej do Londynu. W maju 1944 roku udało się przechwy-cić jedną z rakiet V-2, która spadła nie eksplodując. W częściach prze-transportowano ją do Warszawy. Jej najważniejsze elementy dotarły wkrótce do Londynu.

Z chwilą zbliżania się frontu hitlerowcy rozpoczęli stopniową likwidację bazy. Pod koniec lipca 1944 roku zgrupowanie party-zanckie mieleckiego obwodu AK opanowało Bliznę. Pomimo kontr-ataków wieś pozostała w rękach partyzantów aż do nadejścia wojsk radzieckich w dniu 1 sierpnia. Na teren bazy przybyli przedstawicie-le sztabu Armii Radzieckiej, a w miesiąc później grupa specjalistów brytyjskich.

Po przejściu frontu ludność powróciła do swojej wioski. Nieby-wale szybko uporano się z obiektami bazy rakietowej. Materiał uzyskany z ich rozbiórki posłużył do odbudo-wy zniszczonych domów, był jedyną rekompensatą za doznane krzywdy.

Z dawnej bazy zachowało się niewiele. Pośrodku polany zacho-wały się tylko betonowe fundamenty wyrzutni, dwa schrony obsługi, fundamenty hali montażowej i ślady nasypu po linii kolejowej. W okolicy pozostały jeszcze betonowe drogi a na polach pobliskiej wioski Ocieka ponure cielska żelbetonowych schro-nów bojowych. Wbrew pozorom nie stanowiły linii obronnej, prawdo-podobnie służyły wojskom SS dla celów ćwiczebnych.

Park Historyczny utworzono na obszarze około 1 km2. W jego cen-trum wznosi się potężna rakieta V-2. Na szczęście jest to tylko naturalnej wielkości stalowy korpus wykonany w jednym z ropczyckich zakładów. Jego długość, w tym przypadku

wysokość, liczy blisko 15 m. Wojna skończyła się ponad 60 lat

temu. Jej pozostałości wciąż przy-pominają o latach tragedii, krwi i chwały, o ogromie ludzkich cierpień i zniszczeń. Park Historyczny Blizna to przedsięwzięcie o tyle ciekawe, co i – moim zdaniem – bardzo kontrowersyjne. Mimo tego warto zobaczyć, co pozostało po słynnej niemieckiej „Wunderwaffe”, co zro-biono dla „upamiętnienia” poligonu „baterii 444”. Zrobiono makietę poligonu, ale brak mi tu jednak drugiej strony tego obrazu: widoku ludzi wypędzanych z rodzinnej wsi i „latających bomb” spadających na Londyn. A do Bliznej warto zaglądnąć, nawet w niezbyt pogodny dzień jesieni. Bezkresne lasy i czyste powietrze, nawet o tej porze roku przesiąknięte zapachem sosen, tylko dobrze nam zrobią. Był tu Hitler, Himmler i von Braun, nie możemy być gorsi. Od Ropczyc do Blizny to niespełna 20 km, od Rzeszowa 30 km dalej.

Stanisław Kłos

v-2 ZNOWU STrASZY

Page 13: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.13Rozmaitości

TAN

KU

J NA

JTAN

IEJ!

Stacja benzynowa ul. LubelskaStacja benzynowa ul. Trembeckiego

- Jaśliska, miejscowość przy granicy ze Słowa-cją, wydała aż siedmiu znanych malarzy – Józefa, Pawła, Antoniego, Jana, Michała, Zygmunta i Feliksa Bogdańskich?

- prof. Zenon Brzewski z Akademii Muzycz-nej w Warszawie, twórca Międzynarodowych Mistrzowskich Kursów Muzycznych w Łańcucie, urodził się w Ulanowie?

- Witold Lutosławski skomponował Małą Suitę pod wrażeniem wygrywanych na fujarce melodii lasowiackich przez Pawła Kalinkę spod Tarnobrzega?

- większość dawnych, z XIX i w XX wieku, działaczy kulturalnych była nauczycielami?

Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Wystarczy zaglądnąć do Słownika biograficzne-go twórców oświaty i kultury XIX i XX wieku Polski Południowo-Wschodniej. Jest to najnow-sze wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego pod redakcją Andrzeja Meissnera i Kazimierza Szmyda. Po raz pierwszy powstał taki pomysł jeszcze w latach 60., za czasów Stanisława Frycie z ówczesnej WSP, ale upadł. Powrócono do niego na początku 2001 roku w gronie pracowników Zakładu Historii Oświaty i Wychowania uczelni.

Słownik obejmuje dwie dziedziny życia spo-łecznego terenów zbliżonych do granic obecnego województwa podkarpackiego - oświatę i kulturę. Znalazło się w nim, opracowane przez ok. 110 autorów, 700 biogramów – cytuję za twórcami - animatorów życia kulturalnego, profesjonalnych i ludowych twórców oraz odtwórców kultury, dziennikarzy, bibliotekarzy, wydawców, księgarzy, drukarzy, pisarzy, pamiętnikarzy, malarzy, rzeź-biarzy, muzyków, kompozytorów, muzealników, archiwistów, etnografów, fotografików, działaczy oświatowych, organizatorów placówek edukacyj-nych i wreszcie przedstawicieli różnych zawodów zaangażowanych w funkcjonowanie oświaty i kultury na Rzeszowszczyźnie.

Przy wyborze nazwisk kierowano się cztere-ma okresami historycznymi: lata zaborów, okres międzywojenny, lata okupacji hitlerowskiej i okres po II wojnie światowej. W słowniku znalazły się, z kilkoma wyjątkami, osoby, które działały na Podkarpaciu, a nie tylko urodziły się, no i oso-by, które już nie żyją. Dla pasjonatów „małych ojczyzn” jest to pasjonująca lektura, bowiem słownik pokazuje wkład ludzi żyjących na Pod-karpaciu w tworzenie dorobku kulturalnego nie tylko lokalnego, ale też ogólnokrajowego, a nawet światowego.

Jerzy Dynia

A WIECIE, żE...

Zasługą autora jest podejście do opisywanego bohatera w sposób obiektywny, dokładne opisanie tego wielkiego cara i „odbrązowienie” tej postaci, a jeśli przy okazji Piotr schodzi z cokołu, to czy-telnik niewątpliwie to doceni. Przy okazji wyjaśni dla siebie tajemnice życia i śmierci Piotra i spory wokół jego osoby, i dokonań, które po dziś dzień prowadzą historycy rosyjscy i światowi. Czytelnicy docenią też, że w czasach panującej powszechnie rusofobii książka nie jest „antypiotrowa” ani „propiotrowa” i nie upraszcza trudnych spraw polsko-rosyjskich, starając się wyciągać obiektywne wnioski z interesujących materiałów źródłowych i pamiętników z epoki oraz różnorodnych opra-cowań.

Car Piotr, mimo wielkiego podziwu dla cywi-lizacji Zachodu i jego osiągnięć, był rdzennym Rosjaninem i wszystko, co robił – robił dla swego kraju. Rosjanie dali temu świadectwo, umieszcza-jąc go w pierwszej piątce największych postaci w historii Rosji w plebiscycie Imię Rosja w 2008 roku. Również W. Putin wiele razy mówił, że Piotr jest dla niego wzorem polityka.

Polscy czytelnicy, dla których przede wszystkim była pisana ta książka, docenią także obecność spraw i wątków polskich. Na marginesie warto zauważyć, że niewiele zapewne osób wie, że Piotr, wprawdzie krótko, ale przebywał w Rzeszowie, pośpiesznie wracając z Holandii, by objąć tron po śmierci ojca. Nie ma jednak w naszym mieście żadnego śladu tej obecności, która dla turystów ze Wschodu, traktujących Piotra, jako wielką postać, mogłaby być pewną atrakcją turystyczną.

Spory o postać cara, jak pisze A. Andrusiewicz, będą trwać jeszcze długo. Ale wydaje mi się, że każdy kolejny autor, niezależnie od jego pochodze-nia, zabierający głos w tym sporze – bez znajomo-ści książki profesora Andrusiewicza o Piotrze – nie będzie mógł pretendować do rangi naukowej. To jedyny ostatnio przypadek, iż rosyjscy autorzy będą musieli sięgnąć po polską książkę, by dowiedzieć się o swoim carze czegoś mało znanego.

PS. W Rzeszowie książka jest dostępna w Księ-garni „Świat Książki” przy ul. Jagiellońskiej.

pIOTr WIELkI BYŁ W rZESZOWIE

ciąg dalszy ze s. 11

Jest oczywiste, że w krótkim wystąpieniu prelegent nie był w stanie przed-stawić wszystkich wątków historii harcerstwa, ale nie można pomijać istotnych faktów. Przypomnijmy je. Młodzież polska znalazła się w lasach między innymi dlatego, ponieważ prawica zapowiadała III wojnę światową. W Szczecinie ZHP został użyty do manifestacji antyrządowej i dlatego pogorszyły się stosunki ZHP z rządem. Po reaktywowaniu 1956 roku ZHP, w którym uczestniczyli z naszej chorągwi Jan Irzyński i Zbigniew Wal, a druh Nowakowski prowadził obrady Zjazdu, najważniejszym działaczem ZHP była Zofia Zakrzewska. Boha-ter chorągwi, gen. Świerczewski zginął jako ostatnia ofiara rzezi wołyńskiej jak minister Pieracki czy Lis-Kula z rąk nacjonalistów ukraińskich.

Po roku 1957 Chorągiew Rzeszowska zainicjowała w Bieszczadach zorga-nizowaną turystykę poprzez akcję hotele bieszczadzkie, zainicjowała rozwój żeglarstwa na zalewie Solińskim. Podjęła w akcji „Werynia” ideę budowy linii kolejowej z Rzeszowa do Warszawy. Prowadziła wychowanie techniczne w drużynach specjalnościowych, posiadała 4 domy harcerza i własną flotę żeglar-ską. Drużyna artystyczna „Skra” z Dębicy brała udział w Festiwalu Piosenki w Opolu. Dodam, że ten okres, to były złote lata harcerstwa.

Harcmistrz

STULECIE ZHp W rZESZOWIEciąg dalszy ze s. 11

19 listopada 2011 r. w Rzeszowie, na hali spor-towej IV LO odbyły się II Otwarte Mistrzostwa Podkarpacia Wushu pod patronatem Prezydenta Miasta Rzeszowa pana Tadeusza Ferenca. W ramach Mistrzostw rozegrano konkurencje Taolu (form) tradycyjnych północnych i południowych oraz walk Sanda i Qingda (pełny i lekki kon-takt). Do Rzeszowa zjechało aż 140 zawodników z 10 klubów a na zaproszenie organizatora, Sifu Tomasza Płazy prowadzącego Szkołę Chow Gar Kung Fu w Rzeszowie, przyjechali znani na świe-cie mistrzowie tego stylu z Singapuru i Niemiec. Imprezę uświetniła obecność Wielkiego Mistrza pana Lim Chim Kim, który specjalnie na zawody przybył z Singapuru.

Podczas zawodów można było podziwiać wystę-py rzeszowskich zawodników z dwóch uznanych w kraju szkół chińskiej sztuki walki, Chow Gar Kung Fu i „Nan Bei – Tygrys” którzy, dzięki świetnemu wyszkoleniu zdobyli w sumie aż 50 (!) medali.

KS „Nan Bei – Tygrys” wystawił 16 osobową ekipę w składzie: juniorzy – Patryk Chruścik, Tymoteusz Czarnik, Wojciech Proszak oraz seniorzy – Ewa Solarz, Karol Solarz, Anna Liszcz, Bartłomiej Rawski, Anna Kubiak, Mariola Kubiak, Wiktoria Cieślicka, Rafał Kielar, Renata Zięba, Elżbieta Proszak, Jacek Romanow, Bohdan Sawczyn i Marek Wolski.

Na tych zawodach, przy udziale utytułowanych adeptów z Niemiec walka o medale odbywała się na bardzo wysokim poziomie i była wyjątkowo trudna. W konkurencjach uczestniczyło wielu zawodników z Kadry Narodowej juniorów i seniorów.

Zawodnicy rzeszowskiego „Tygrysa” zdobyli ogółem 25 medali. Tym razem liderem drużyny okazała się aktualna podwójna Mistrzyni Polski Anna Kubiak, która startując w czterech konkurencjach, zdobyła aż 4 złote medale!

Informacja własna

SpEkTAkULArNE SUkCESY

Anna Kubiak

Page 14: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.14

Grupa naukowców z Uniwersytetu Rzeszow-skiego złożyła niedawno wizytę w chińskim mieście Tianjin, gdzie gościła w tamtejszej uczelni Nankai University. Delegacja zawiozła i przekazała prezesowi Regionalnej Izby Handlo-wo-Gospodarczej w Tianjin list od prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca, proponujący nawią-zanie współpracy. Propozycja ta spotkała się z zainteresowaniem Chińczyków. Poprosili oni o informacje o Rzeszowie i określenie dziedzin, które mogłyby znaleźć się w kręgu wspólnych zainteresowań.

Różnica między wielkością obu miast jest ogromna, ale obie aglomeracje i regiony są ośrodkami przemysłu lotniczego. Ponadto Chiń-czycy są coraz bardziej zainteresowani inwe-stycjami w Polsce, a współpraca z Rzeszowem otworzyłaby drogę do takich przedsięwzięć na Podkarpaciu.

***Niemiecka firma Vollack, budująca w całej

Europie wielopoziomowe parkingi, zapropono-wała władzom Rzeszowa postawienie kilku takich obiektów w naszym mieście. Przedstawiciel firmy Maciej Jabłoński zaprezentował ten projekt na sesji Rady Miasta. Poinformował też, że Vollack nie tylko buduje, ale także zapewnia inwestora, który jest w stanie sfinansować budowę, a potem także zarządzać parkingiem. Oferta spodobała się radnym oraz prezydentowi miasta i jest rozważa-na w ratuszu. Niemiecka firma została zaproszona na konkretne rozmowy.

***Pasażerowie korzystający z lotniska w Jasionce

mogą latać nie tylko do Warszawy, ale także do Gdańska przez Katowice. Nowe połączenie uru-chomił OLT Jetair. Rejsy do Warszawy odbywają się dwa razy dziennie: rano i wieczorem, a do Gdańska raz dziennie. We wrześniu inny prze-woźnik, Eurolot, otwarł najdłuższą trasę lotniczą w Polsce, z Rzeszowa do Szczecina. Na tej linii samoloty latają dwa razy w tygodniu – w piątki i niedziele. Ostatnio Eurolot zaproponował pasa-żerom rejsy w promocyjnej cenie 150 zł. Lotnisko

w Jasionce jest jednym z najdynamiczniej rozwi-jających się portów lotniczych w Polsce. Można stąd polecieć także do Frankfurtu, Manchesteru, Londynu, Bristolu, Birmingham, East Midlands oraz Dublina. Lotnisko obsługuje również loty czarterowe do Egiptu, Grecji, Turcji i Tunezji.

***27 minut i 4 sekundy potrzebował rzeszowski

trialowiec, Krystian Herba, by wjechać rowerem na szczyt najwyższego budynku w Europie, 257-metrowej wysokości wieżowiec MesseTurm we Frankfurcie w Niemczech. Trialowiec miał do pokonania 61 pięter. Przygotowując się do tego wyczynu Krystian Herba przez trzy miesią-ce trenował w Rzeszowie oraz w warszawskim hotelu Inter Continental. To już szósty rekord rzeszowianina. Wcześniej na rowerze wjechał na ostatnie piętro Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, pokonał 46 pięter w biurowcu Altus w Katowicach, zdobył najwyższy budynek w Wiedniu Millennium Tower oraz najwyższy hotel w Europie Gran Hotel Bali w Benidorm w Hisz-panii. W planie ma jeszcze wjechanie rowerem na najwyższy na świecie hotel Rose of Rayhaan by Rotana w Dubaju.

***Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości

zaleciła, by podkarpackie centrum wystawien-niczo-kongresowe, które ma być budowane za pieniądze z Unii Europejskiej, powstało w parku przemysłowym w pobliżu lotniska w Jasionce. Z taką lokalizacją obiektu wystąpił marszałek woje-wództwa. Konkurencyjny projekt zakładał, że centrum wystawienniczo-konferencyjne zostanie ulokowane w kompleksie Millenium Hall. Projekt marszałka województwa spotkał się z wyższą oceną, ponieważ jest samodzielnym obiektem. Zostanie on zarekomendowany Ministerstwu Rozwoju Regionalnego, które podejmie ostateczną decyzję. Obiekt ma mieć powierzchnię 23,4 tys. m kw. a koszt jego budowy ma wynieść 66 mln zł, przy czym część tych kosztów pokryje budżet wojewódzki.

kal

króTkO

SpOrT SZkOLNY kOSZYkóWkA

Gimnazjada – dziewczętaDo tegorocznych listopadowych

zawodów w koszykówce dziewcząt zgłosiły się 4 reprezentacje szkół miasta Rzeszowa, które zagrały systemem każdy z każdym plus rewanż. W tych zawodach liczyły się tak naprawdę 2 drużyny (G-9

i G-7), które stoczyły 2 wyrów-nane spotkania. Pierwsze z nich zakończyło się wynikiem 27:18, a drugie 20:17. Oba mecze wygrało Gimnazjum nr 9. Pozostałe mecze były jednostronnym widowiskiem na korzyść obu drużyn. Skład mistrzowskiej drużyny stanowiły:

Matusz Wiktoria, Ludwin Alek-sandra, Fortuna Zuzanna, Cebula Marcelina, Majka Aleksandra, Mazurek Anna, Wilk Gabriela, Machowicz Milena, Chojecka Gabriela, Wilk Wiktoria. Opie-kunem drużyny mistrzowskiej była Magdalena kowal. Wszyst-kie mecze rozegrane zostały w Gimnazjum nr 7. W kolejności uplasowały się drużyny: G-9, G-7, G-8, G-JPII.

Gimnazjada – chłopcyW tej kategorii wystartowało 8

drużyn, które w wyniku losowania podzielono na 2 grupy eliminacyj-ne. Do finałów awansowały po 2 najlepsze drużyny z zaliczeniem meczu. Z grupy „A” awansowały drużyny z G-7 i G-JPII z wynikiem 25:22, natomiast z grupy „B” awans uzyskały G-6 i G-9 z wynikiem 32:15. W finale, zdaniem obserwa-torów faworytem było Gimnazjum nr 6, które najpierw pokonało G-JPII 24:17, a później już bez-pośrednio w meczu o pierwsze miejsce, pomimo gry strefowej w obronie przeciwników, rozprawiło się z Gimnazjum nr 7 42:24. Na pochwałę zasługuje zawodnik z Gimnazjum nr 6, Tomasz piasec-ki, który był zdecydowanie najlep-szym zawodnikiem w tegorocznej „GIMNAZJADZIE”. Odnotować też należy, że w meczu o 3 miejsce ambitni chłopcy z G-JPII pokonali chłopców z Gimnazjum nr 9 19:10. Zwycięska drużyna z G-6 to: Bog-dan kamil, passowicz Tobiasz, Chorążykiewicz k., Wojnowski Michał, Szakalicki rafał, pia-secki Tomasz, Walas damian, Hałdys Aleksander. Opiekunem zwycięskiej drużyny był Grzegorz Wojciechowski. Wszystkie mecze rozegrane zostały w Gimnazjum Sióstr Pijarek w Rzeszowie. Dru-żyny zajęły miejsca w kolejności: G-6, G-7, G-JPII, G-9.

Stanisław Rusznica

Drużyna dziewcząt z G-9.

Drużyna chłopców z G-6.

W tym numerze Echa Rzeszowa prezentujemy, przy współudziale nauczycieli Barbary kotwasińskiej i Jolanty Nazarko, sylwetki dwóch utalentowanych uczniów rzeszow-skich szkół.

Artur Gieracki jest uczniem Ogólnokształcącej Szkoły Muzycz-nej II stopnia w Zespole Szkół

Muzycznych nr 1 im. Karola Szy-manowskiego w Rzeszowie, w kla-sie perkusji u nauczyciela Norberta Budy. Artur jest wszechstronnym instrumentalistą. Uprawia różne gatunki muzyki od klasycznej po rozrywkową. Jest perkusistą w zespole Combo prowadzonym przez Marcina puto oraz w szkol-nym Big-Bendzie prowadzonym przez Janusza Szczęcha. Jego największym sukcesem jest zaję-cie III miejsca w Ogólnopolskim Konkursie Gry na Zestawie Perku-syjnym, zorganizowanym z okazji XIX Międzynarodowego Festiwalu Perkusyjnego DRUM FEST w 2010 roku w Opolu. Szczęśliwy był dla niego rok 2011. Z zespołem KUKI PAU zajął I miejsce w festiwalu „Cieszanów Rock”, I miejsce w „Rockowej Nocy” w Rzeszowie. Brał też udział w „Regge Festiwal” w Ostródzie oraz w festiwalu „Gra-my” w Szczecinie. Ciągle szuka nowych wrażeń, doświadczeń oraz inspiracji.

Jarek Wasiński jest uczniem Zespołu Szkół Mechanicznych w

Rzeszowie interesuje się mode-larstwem redukcyjnym. Mówi, że jego pasja narodziła się z zabawy wykonywania w młodości replik modeli różnych samolotów. Pierw-szy samodzielnie wykonany model, to niemiecki myśliwiec z II wojny światowej, złożony w 2004 roku.

Tata Jarka od samego początku zdawał sobie sprawę, że zainteresowanie modelar-stwem jego syna, to coś poważniejszego niż kolej-ne przelotne hobby. W 2009 roku zgłosił udział syna do XXIII Podkar-packiego Konkursu Kar-tonowych i Plastikowych Modeli Redukcyjnych w Sanoku, w którym Jarek zajął I miejsce. W następ-nych latach były kolejne sukcesy. W tym roku

zajął również I miejsce w VII Ogólnopolskim Konkursie Modeli Redukcyjnych w Rzeszowie. Nale-ży do Koła Naukowego „Modelar-nia” prowadzonego przez Maksy-miliana Sobczaka w Zespole Szkół

Mechanicznych w Rzeszowie. W swojej kolekcji Jarek posiada oko-ło 90 własnoręcznie wykonanych modeli. Prawie wszystkie są repli-kami samolotów z okresu II wojny światowej.

Stanisław Rusznica

MŁOdE TALENTY

Jarek Wasiński

Artur Gieracki

Page 15: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WA Nr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.15WIEŚCI SpOd kIJA

W Ę dk A r Sk I E prZEdZIMIE

Napoje alkoholowe towarzyszą człowiekowi od dawien dawna. Trunek dodaje animuszu, odwagi, rozwija sfe-rę marzeń i pragnień. I wszystko było-by dobrze, gdyby alkohol był używany od czasu do czasu i w niewielkich ilościach. Ale tak nie jest. Sięgający po alkohol wpadają w pułapkę - piją coraz częściej i coraz więcej. W krót-kim czasie ulegają uzależnieniu i nie potrafią już obejść się bez picia. Jed-nym słowem popadają w alkoholizm, który sam w sobie jest chorobą, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, w dodatku chorobą powodującą wiele zniszczeń w organizmie. Nadużywanie alkoholu jest bowiem przyczyną licz-nych, groźnych schorzeń, które mogą prowadzić nawet do śmierci.

Najnowsze amerykańskie badania wskazują, że picie dużych ilości alko-holu ma związek z wysokim ryzykiem nabawienia się raka płuc. Potwierdzają

to wyniki trzech niezależnych badań, które zostały zaprezentowane na 77. dorocznym spotkaniu towarzystwa lekarzy American College of Chest Physicians w Honolulu na Hawajach. Stwierdzono tam, że

ostatnio pojawia się coraz wię-cej dowodów na to, że spożywanie alkoholu - zwłaszcza w nadmiernych ilościach - może zwiększać ryzyko powstania różnych nowotworów zło-śliwych, np. raka krtani, przełyku, jeli-ta grubego, wątroby, piersi oraz płuc.

pIWO GrOźNIEJSZE Od WINA

Naukowcy z Kaiser Permanente w Oakland (Kalifornia) przebadali ponad 126 tys. osób, wśród których zebrano informacje między inymi na temat palenia papierosów (najważniej-szy czynnik ryzyka raka płuc), ilości spożywanego alkoholu, płci, przyna-

leżności etnicznej, wskaźnika masy ciała, poziomu wykształcenia. Stan ich zdrowia śledzono do roku 2008. W tym okresie ponad 1,8 tys. badanych zachorowało na raka płuc.

Analiza potwierdziła, że najważ-niejszym, oprócz palenia papierosów, czynnikiem ryzyka wszystkich typów tego nowotworu jest picie dużych ilo-ści alkoholu, przy czym nieco większe zagrożenie wiązało się z piciem piwa niż wina czy napojów spirytusowych.

- Nadużywanie alkoholu ma wiele szkodliwych skutków – nie tylko w postaci powikłań sercowo-naczynio-wych, ale też zwiększonego ryzyka nabawienia się raka płuca” – skomen-tował prowadzący badania dr Santon T. Siu. Podkreślił, że jego zespół nie zaobserwował związku między piciem umiarkowanych ilości alkoholu a ryzy-kiem rozwoju tego nowotworu.

Jeśli nawet alkoholik nie nabawi się

raka, to dopadną go przewlekłe stany zapalne błon śluzowych jamy ustnej, przełyku, żołądka i dwunastnicy. Dojdzie do zaburzeń wchłaniania substancji, a co za ty idzie do spadku wagi i ogólnego złego samopoczucia, spowodowanego niedoborem skład-ników pokarmowych. W przypadku stanów zapalnych możliwe są też pęknięcia błony śluzowej powodujące krwawienia.

WĄTrOBA W NIEBEZpIECZEńSTWIE

Na działanie alkoholu jeszcze bar-dziej narażona jest wątroba. Może ulec zapaleniu, stłuszczeniu i zwłóknieniu, a w końcu marskości. Ten ostatni etap objawia się jako osłabienie organizmu i utrata wagi. Następują obrzęki, poja-wia się płyn w jamie brzusznej i krwo-toki. Kończy się to często przewlekłą

żółtaczką, a bywa i rakiem wątroby. Zmiany w wątrobie pojawiają się już przy codziennym spożywaniu 60-80 gramów alkoholu przez mężczyzn i powyżej 20 gramów przez kobiety.

Spożywanie alkoholu nie jest tak-że obojętne dla funkcjonowania trzustki. Powoduje ostre i przewlekłe zapalenie tego organu. W kanalikach trzustkowych pod wpływem alkoholu wytracają się substancje białkowe tzw. korki i czopki, co powoduje niszczenie tych kanalików i obumieranie trzustki. Często dochodzi do zapalenia trzust-ki, które może się skończyć śmiercią chorego. A wszystko z powodu nad-używania alkoholu.

Czy warto się tak unicestwiać? Wstrzemięźliwość w piciu to jedyne rozsądne zachowanie, by uniknąć wie-lu chorób i cieszyć się długim życiem.

Publikacja sponsorowana.Oprac. KAL

pOd pArAGrAFEM

CHOrOBA WYNISZCZAJĄCA OrGANIZM

Kalendarzowa zima tuż tuż. Jednak pogoda o tej porze roku lubi płatać figle. Według prognoz synoptyków tegoroczny grudzień, a przynajmniej jego pierwsza połowa, ma być dość ciepły. Jeśli te prze-powiednie się sprawdzą, w wodzie będą panowały warunki sprzyjające żerowaniu ryb, a zatem także wędkowaniu. Nie przegapmy takiej okazji. Często bywa, że w ciepłe, grudniowe dni biorą naprawdę okazałe ryby .

Szukamy ich w zacisznych i głębszych partiach wody, przy ujściach dopływów. Wybieramy najgłębsze dostępne miejsce. Teraz pozostaje tylko zarzucić w łowisko niewielką ilość zanęty (która powinna być bardziej wabiąca niż sycąca) i cier-pliwie czekać. Jeśli w przeciągu 30 minut nie nastąpią brania, zmieniamy miejsce. Zestaw wędkowy, bez względu na to jaką metodą będziemy łowili, musi być najde-likatniejszy z możliwych do zastosowania w danych warunkach. Delikatny zestaw, to jedyna nasza broń na nieruchliwe i podejrzliwe ryby. Przynęty stosowane zimą to przede wszystkim ochotka (sprawiająca nieco kłopotu, ze względu na małe roz-miary i swoją delikatność), larwy muchy plujki oraz niewielkich rozmiarów czer-wone robaki.

Osobny rozdział wędkarskich przygód to późnojesienny lub zimowy połów dra-pieżników. Po kilku nocach z przymroz-kami wzrastają nasze szanse na złowienie dużego szczupaka. Łowimy go na żywą lub martwą rybkę. Z pozyskaniem żywca możemy mieć problem, jednak przy odro-binie szczęścia uda się złowić niewielką, przydatną jako przynęta rybkę. Zapobie-gliwi wędkarze jeszcze wczesną jesienią zaopatrzyli się w zapas martwych rybek (ukleja, kiełb, płoć). Zamrożone (zapako-wane pojedynczo w folię, aby się nie skle-iły podczas zamrażania) są bardzo dobrą przynętą na szczupaki i nie tylko, kto wie czy nie lepszą od żywca.

Przy tej metodzie puste brania prawie nie występują. Szczupak właściwie nigdy nie wypuszcza martwej ryby. W ponad 95 proc. przypadków zostaje zacięty. Duża skuteczność tej metody spowodowana jest sposobem zbrojenia przynęty. Martwą rybę zbroimy pojedynczą kotwicą, którą wbija-my jednym grotem tuż za jej pokrywami skrzelowymi. Przypon wolframowy, lub ze specjalnej plecionki przy pomocy specjal-nej igły prowadzimy w ciele przynęty aż do odbytu. Optymalna długość przyponu to 50-70 cm.

Łowimy wędką ze spławikiem, a także z obciążeniem dennym. Modyfikacji tych metod jest zapewne tyle ilu wędkarzy. Połów na martwą rybkę jest godny pole-cenia z powodu swojej dużej skuteczności, zwłaszcza w zimnej porze roku. Zimowe wędkowanie sprawia wiele przyjemności pod warunkiem, że zadbamy o odpowiedni ubiór oraz nad wodą zachowamy daleko idącą ostrożność. Kąpiel w lodowatej wodzie nie należy do przyjemności.

W grudniu obowiązuje zakaz łowienia: pstrąga potokowego, siei, troci wędrownej i jeziorowej, łososia, miętusa, suma oraz ryb podlegających ochronie gatunkowej.

Janusz Jędrzejek

WYrOk ZA NIErZĄdRzeszowski bokser Dawid K. został skazany na

2,5 roku więzienia „ za założenie i kierowanie grupą przestępczą czerpiącą korzyści z nierządu”. Jest to kara łagodniejsza od tej, jakiej domagał się prokurator, żąda-jąc 4 lat pozbawienia wolności. Sąd Okręgowy w Rze-szowie, przed którym toczyła się ta sprawa, uniewinnił natomiast Dawida K. od zarzutu handlu narkotykami. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.

Według prokuratury, oskarżony w latach 2003-2007 czerpał korzyści z pracy prostytutek w dwóch rzeszow-skich agencjach towarzyskich i jednej w pobliskim Lutoryżu. Kobiety pracowały w nich dobrowolnie, ale otrzymywały jedynie niewielką część kwot płaconych przez klientów. Po zatrzymaniu w lutym 2007 r. przez CBŚ, Dawid K. ps. „Cygan” został tymczasowo aresz-towany na trzy miesiące. Wyszedł na wolność za porę-czeniem majątkowym w wysokości 60 tys. zł. Ponadto poręczenie złożył za niego także prezydent Rzeszowa.

Wraz z bokserem na ławie oskarżonych zasiadało jeszcze 7 innych osób, a wśród nich barmani i ochro-niarze z agencji. Dwoje oskarżonych zostało uniewin-nionych, a z pozostałej piątki jeden otrzymał karę 1,5 roku w zawieszeniu na trzy lata, a czworo kary od 1,5 roku do dwóch lat pozbawienia wolności.

pOdrABIALI MArkĘProkuratura Okręgowa w Rzeszowie przekazała

do sądu akt oskarżenia przeciwko 7 osobom, którym zarzuca podrabianie napoju znanej, światowej marki. Oskarżeni to mieszkańcy województw: podkarpackiego, mazowieckiego i warmińsko-mazurskiego, w wieku od 37 do 50 lat. Wśród nich są dwie kobiety. Produkcja i rozlewanie napoju odbywały się w obiektach zlokalizo-wanych niedaleko Rzeszowa.

Śledztwo rozpoczęło się z początkiem listopada ubiegłego roku, gdy rzeszowscy policjanci z wydziału do walki z przestępczością gospodarczą zatrzymali tira transportującego ponad 11 tys. dwulitrowych butelek podrobionego napoju. Zdaniem śledczych w nielegalnej wytwórni wyprodukowano co najmniej 180 tysięcy litrów podrobionego napoju, który pod sfałszowanymi etykietami znanej marki był rozprowadzany nie tylko w kraju, ale też eksportowany na Litwę i do Anglii. Jak oszacowano, oskarżeni zarobili na tym procederze ponad 400 tysięcy złotych.

Pięciu z oskarżonych przyznało się do winy i uzgod-niło z prokuratorem warunki skazania bez przeprowa-dzania rozprawy. Czterech z nich ma ponieść kary od 9 miesięcy do 3 i pół roku pozbawienia wolności w zawie-szeniu na 6 lat, a jeden karę 5 lat więzienia w zawiesze-niu. Ponadto wszystkich czekają wysokie grzywny oraz przepadek osiągniętych korzyści. Dwóm pozostałym oskarżonym, którzy nie przyznali się do winy, grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Odrębne postępowanie toczy się przeciwko właścicielowi wytwórni, 41-letnie-mu mieszkańcowi Rzeszowa - Romanowi K.

kSIĘGOWA pOdkrAdAŁA Była księgowa Teatru Maska w Rzeszowie stanie

przed sądem, jako oskarżona o przywłaszczenie sobie ponad 800 tysięcy złotych. Prokuratura Rejonowa dla miasta Rzeszowa skierowała już w tej sprawie akt oskarżenia do sądu.

44-letniej Edycie P. zarzuca się, że systematycznie podbierała pieniądze z kasy Teatru Maska i Muzeum Dobranocek oraz fałszowała dokumenty księgowe, by ukryć ten proceder. Kontrola przeprowadzona przez Urząd Miasta wykazała, że z kasy teatru wyparowało w ten sposób ponad 775 tysięcy złotych. Edyta P. była także księgową w Muzeum Dobranocek i tam również – jak wynika z aktu oskarżenia - przywłaszczyła sobie ponad 47 tysięcy złotych. Przesłuchana w charakterze podejrzanej, kobieta tylko częściowo przyznała się do zarzucanych jej nadużyć. Tłumaczyła, że do takiego kroku popchnęły ją problemy osobiste. Grozi jej do 15 lat więzienia.

KAL

Czy warto się tak unicestwiać?

Telewizja Polonia wyemitowała film „Porozumienie”, zrealizowany przez Adama Sikorskiego przy współpracy historyków IPN Lublin: R. Wnuka, S. Poleszaka i M. Zajączkowskiego. Panowie z IPN realizujący ten film powiedzieli jednak coś nowego, jak dotychczas niewielu nawet wśród history-ków o tym wiedziało.

Film opowiada o porozumieniu pomię-dzy AK a UPA. Do tego czasu obowiązywa-ła zasada wyrażana w środowiskach akow-skich. Zawieranie lokalnych porozumień z UPA przez podziemie polskie bez wiedzy i zgody władz wyższych, było niemożliwe i zakazane. Tak więc mówienie o zawartych porozumieniach, czy rozmowach na ten temat w powiecie lubaczowskim (który chyba najwięcej krzywd doznał ze strony Ukraińców w latach 1944-1947) pomiędzy Polakami i Ukraińcami świadczy o nie-znajomości tematu przez autorów takich informacji.

A co ujrzeliśmy w filmie? Okazuje się, że również teza iż AK nie walczyła z Armią Czerwoną, wygłaszana przez gen Okulickiego przed sądem w Moskwie, nie była prawdziwa. Bowiem autorzy filmu w komentarzu jak doszło do porozumienia stwierdzają, że główny inicjator porozu-mienia, cichociemny Marian Gołębiowski „Ster” „Korab”, dowódca Inspektoratu Zamojskiego AK, dochodzi do wniosku, że nie UPA a Armia Czerwona jest głównym wrogiem Polski. Dlatego podjął działania na rzecz porozumienia z UPA w walce z nowym wrogiem(?). Jego partnerem ze strony UPA był pułkownik Juri Łopatyński „Szejk”, którego Niemcy uwolnili z obozu i na spadochronie dotarł do prowydnyka UPA na Zakierzonię.

Przywiózł on instrukcje od Bandery. Następują rozmowy. Odbyły się one 2 i 21 maja 1945 r. Pierwsza, przygotowawcza odbyła się w Dolinach koło Rudy Różaniec-kiej. Druga w Rudzie Różanieckiej i w tej udział wzięli ze strony UPA Juri Łopatyński ”Szejk”, ze strony polskiej Marian Warda Polakowski z obwodu AK Susiec i "Ojciec Jan" reprezentujący rzeszowski Okręg NOW. Skończyły się one uzgodnieniem ewentualnego spotkania dowództwa i przy-rzeczeniem, że do czasu rozmów nie będzie wzajemnych napadów i walk zbrojnych.

Można przypuszczać, że zakończyły się wzajemnym zawieszeniem broni. Jak się okazało, były to tylko puste słowa ze strony banderowców. Ukraińcy złapali dwóch żoł-nierzy polskiego podziemia i ich zamordowali. Do nawią-zania pierwszych kontaktów doszło dzięki pośrednictwu księży katolickich i prawo-sławnych. Księża, aby roz-wiać obawy przed zasadzką, byli gotowi wystąpić w roli zakładników. 2 maja 1945 r. w Rudzie Różanieckiej spotkali się por. AK-DSZ Marian War-da, „Polakowski” i referent II Okręgu OUN Korniej-czuk „Wyr”, przybyły właśnie ze Lwowa Jurij Łopatyński „Szejk” i absolwent Liceum Krzemienieckiego Sergiusz Martyniuk „Hrab”, a także: inspektor „Ster” (Gołębiew-ski), jego zastępca „Wyrwa” (Stanisław Książek), komen-

dant Rejonu V – Susiec por. „Polakowski” (Marian Warda), komendant Obwodu Tomaszów Lubelski, Jan Turowski „Nor-bert” i dowódca oddziału leśnego Narodo-wego Związku Wojskowego por. Franciszek Przysiężniak, „Ojciec Jan”.

Po latach „Wyrwa” tak wspominał to niezwykłe spotkanie: „Same rozmowy przebiegały bardzo spokojnie, nasi roz-mówcy to byli ludzie z klasą, widać było po nich doświadczenie i odpowiedzialność”. Podczas tego spotkania wytyczono strefy wzajemnych wpływów, ustalono sposoby podtrzymywania kontaktów, hasła dla oddziałów, a także zasady poruszania się po obszarze kontrolowanym przez drugą stronę w wypadku pościgu przez UB lub NKWD. Postanowiono wymieniać się informacjami wywiadowczymi i wspólnie zwalczać agentów komunistycznych.

By uniknąć zarzutów o mordowanie nie-winnych ludzi, sądzenie osób narodowości polskiej na obszarze kontrolowanym przez UPA wymagało konsultacji z komendan-tami AK-DSZ i odwrotnie, przy sądzeniu osób narodowości ukraińskiej na terenie „akowskim” konieczne były konsultacje z UPA. Według „Stera” ostatecznym celem sojuszu „było wspólne państwo polsko--ukraińskie. Oba narody miały prowadzić wspólną politykę zagraniczną, obronę, gospodarkę i oświatę. Ziemie o ludności mieszanej miały mieć wspólny zarząd”. To ewidentne nawiązanie do porozumienia Pił-sudski–Petlura z 1920 r. może było dyskuto-wane, ale z pewnością nie miało charakteru formalnego. Ciekawe, iż „Szejk” podczas spotkania poinformował zebranych, że OUN w Galicji wydała zakaz „jakichkol-wiek działań wojskowych skierowanych przeciwko Polakom. W instrukcjach cyto-wanych w filmie natomiast, przy tej okazji używano terminu o ziemiach na zachód od Sanu „ziemie czasowo oddane w zarząd Polsce przez sowiety”.

W ten sposób dowiedzieliśmy się, o co wałczyły upowskie bandy na wschodnich terenach województwa podkarpackiego. Polską racją stanu jest umacnianie na Ukrainie szerokiej tolerancji dla wszystkich mniejszości: Żydów, Rosjan, Rumunów, Tatarów, Niemców i oczywiście Polaków. Nacjonalizm ukraiński był i będzie śmier-telnym wrogiem Polski

Zdzisław Daraż

BrATErSTWO BrONI Ak-UpA

Od lewej stoi: kpr. Józef Borecki „Komar” – adiutant komendanta Obwodu AK–DSZ–WiN Tomaszów Lubel-ski, siedzą przodem od lewej: por. „Norbert”, kpt. Marian Gołębiewski „Irka” – inspektor Inspektoratu AK–DSZ–WiN Zamość, kpt. Stanisław Książek „Rota” oraz Mykoła N. „Kor-niejczuk” – prowidnyk II okręgu Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich, od lewej siedzą tyłem: przedstawiciel Ukraiń-skiej Głównej Rady Wyzwoleńczej płk „Szejk”, „Hrab” – oraz „Polakowski”.

Page 16: Echo Rzeszowa

ECHO RZE SZO WANr 12 (192) rok XVI grudzień 2011 r.16

Lustro dla brzydkiej kobiety nie jest właściwym prezentem.

A. DecowskiTy mów ciągle, że tęsknota, ja będę pilnował

złota.K. I. Gałczyński

Narażamy się na wiele rozczarowań, zawierzając uczuciom tak burzliwym jak miłość.

M. Skłodowska-CurieWiedza to majątek, którego złodziej nie ukradnie,

ale i którego w spadku się nie otrzymuje.W. Grzeszczyk

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, sami sobie naplujemy.

M. ZałuckiMało jest zalet, których by Polacy nie mieli

i mało błędów, których udałoby im się uniknąć. W. Churchill

Mając 20 lat myślałem tylko o kochaniu. Potem kochałem już tylko myśleć.

A. EinsteinWolę tych, którzy popierają mnie ze strachu,

niż tych, którzy popierają mnie z przekonania. Przekonania zmieniają się, strach pozostaje.

J. Stalin

Zebrał Rom

MĄdrOŚCI

Mistrzostwa Europy w piłce nożnej zelektryzo-wały Polskę. Wiadomo, że we wszystkie inwestycje związane z Euro 2012 – stadiony, drogi, transport itp. – wpompowanych zostanie ponad 80 mld zł, czyli 20 mld euro. Dla porównania Portugalia wyłożyła 4 mld euro. Bogaci Austriacy i Szwajcarzy, aby godnie przyjąć gości w czasie mistrzostw trzy i pół roku temu, wydali zaledwie miliard euro. No, ale oni mieli już autostrady i hotele.

Rzeszów i Podkarpacie wydały też miliony na infrastrukturę, aby godnie przygotować się do tych mistrzostw. I czego się dowiadujemy? Otóż tego, że autostrad na Podkarpaciu na tę imprezę nie będzie. Para w gwizdek. Niepewna jest też modernizacja linii kolejowej do Medyki. Lotnisko w rozbudowie.

Rozczarowuje również reprezentacja Polski. Wprawdzie zasłużenie ograliśmy Węgrów, szczegól-nie do przerwy grając dobrą piłkę. Decydujący gol padł po samobójczej bramce rywali. Widok pustych trybun stadionu w Poznaniu na pewno nie miał nic

wspólnego z tym, czego się spodziewamy za siedem miesięcy podczas Euro 2012. Organizator sprzedał na ten mecz zaledwie 8000 biletów. Pomyśleć, że już nie będzie takiej reprezentacji jaka została stworzona w Polsce Ludowej.

PZPN każe sobie płacić coraz więcej za wejściówki. Mecz z WKS to wydatek rzędu 20-60 złotych. Na Węgry było dużo drożej, cena sięgała 120 złotych. Spotkanie z Węgrami miało być testem dla obiektu w Poznaniu przed Euro. Oficjele UEFA musieli być zaskoczeni, że na pół roku przed mistrzostwami kibi-ce nie chcą oglądać reprezentacji. Ktoś powie, o co chodzi? Autostrady zostaną zbudowane nieco później, ale będą. Linia kolejowa podobnie. A że mistrzostwa przebiegną w typowym, polskim bałaganie i nasz region nic na tej imprezie nie zyska? To nic się nie stało. Jak zwykle po EURO w Sejmie będziemy mieli widowisko oskarżających demokratycznych partii o to, kto ponosi winę.

Zdzisław Daraż

rozmaitości

KRZYŻÓWKA

Poziomo: 3/ kolorowe, roz-świetlają świątecznie ulice mia-sta, 7/ zimny podmuch wiatru, 8/ dochód, zysk, 9/ nasiona lnu, 10/ miotła do tłumienia ognia, 11/ Rzeszów Główny, 14/ drugi mecz Stali z Resovią, 15/ choroba zakaźna wywołana przez grzyby (do nuty po re dodaj zwierzę, które przyszło do woza), 16/ portiera, zasłona.

Pionowo: 1/ włości starosty, 2/ brak siły, opadają rece, 3/ Boże Narodzenie, 4/ nieproszony gość, ale nie w wigilijny wieczór, 5/ obok komika w teatrze, 6/ cyfrówka do pstrykania, 11/ drużyna piłkarzy z pobliskiej Malawy, 12/ mecenas w sądzie, 13/ żołnierz dawnej piechoty tureckiej.

Rozwiązania prosimy przesyłać na kartkach pocztowych pod adresem redakcji. Z tej krzyżówki wystarczy podać hasła zawiera-jące literę Ś. Za prawidłowe rozwiązanie krzyżówki z poprzedniego numeru nagrodę otrzymuje Andrzej Lewandowski z Rzeszowa.

Emilian Chyła

1 2 3 4 5 67

89

1011 12 13

14

15

16

SpOrTOWE pUZZLE

CZYżBY rOZCZArOWANIE EUrO?

Wydawca: TOWARZYSTWO PRZYJACIÓŁ RZESZOWA.Redaktor naczelny: Zdzisław daraż. Redagują: Józef Gajda, Józef kanik, Bogusław kotula, kazimierz Lesiecki, roman Małek, Stanisław rusznica, ryszard Zator ski.Adres redakcji: 35-061 Rzeszów, ul. Słoneczna 2. Tel. 017 853 44 46, fax: 017 862 20 55. Redakcja wydania: roman Małek.Przygotowanie do druku: Cyfrodruk Rzeszów, druk: Geokart-International Sp. z o.o.Redakcja nie od po wia da za treść ogło szeń i nie zwraca materiałów nieza mó wio nych. Zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.email: [email protected], strona in ter ne to wa www.echo.erzeszow.pl ISSN – 1426-0190czasopismo mieszkańców.

Ależ się biedaczysko utrudziło taszczeniem mikołajowego wora!

OkrAdŁ JUBILErA

Z ŁAWECZKI NAD WISŁOKIEM

LIST dO MIkOŁAJAZa moich dziecięcych czasów na

początku grudnia pisało się listy do Mikołaja, a później koniecznie trze-ba było zostawić zapisaną kartkę na oknie, aby ten dobrotliwy staruszek mógł na czas go stamtąd zabrać i spełnić dziecięce marzenia. W niewy-tłumaczalny sposób kartka znikała z okna i z biciem serca czekało się na moment, gdy znajdzie się paczuszkę pod poduszką. Jaka to była frajda, roz-pakowywać szary pakunkowy papier, pod którym krył się mikołajkowy prezent. Oczywiście, paczuszka miała wyraźny napis: „Od świętego Mikołaja dla Ninki”. Zdarzało się, był napis:

„Dla Niny” i do tego dołączona rózga (chociaż zupełnie nie wiem dlaczego). Ale w środku zawsze coś było.

W szkole z samego rana o niczym innym się nie mówiło, jak tylko o prezentach. Która jaką dostała lalkę, jaką czekoladę lub (co było szczytem marzeń) łyżwy figurówki. I nie przeszkadzało, że oczy lalki nie zamykały się dobrze, czekolada była słodkawa, a łyżwy po kimś już używane. Radochy było co niemiara, bo wtedy dzieciarnia cieszyła się wszystkim, nie to, co dzisiaj. Słyszy się tylko, że to bez sensu, tamto obciachowe, a tamto to już całkowicie nie cool...

Już dawno wyrosłam z lalek i łyżew, nikt też nie daje mi jakoś nocą paczuszek pod poduszkę, ale tak sobie siedząc na ławeczce jednak wyjęłam długopis i napisałam list do świętego Mikołaja. Cała nadzieja w świętym, no bo tylko święty Mikołaj może spełnić takie marzenia:

kochany Święty Mikołaju!Ostatnio byłam grzeczna i bardzo, bardzo Cię proszę przynieś mi:kulturalnych ludzi wokół,a nie dotychczasowych chamidłów,choć trochę ludzką służbę zdrowia,a nie cwaniaków w białych kitlachz ciągle dziurawym portfelem,mniejszą ilość darmozjadów-urzędników,no i przychylne ludziom urzędyi polityków, co nie dla żłobu i korytapolską się martwią!Zagrzmiało w niebiosach, zahuczało, a Mikołaj zaś pogroził mi palcem z

nieba i napisał szarym szronem na szybie: „PIEKŁO DZIECKO, STRASZ-LIWE PIEKŁO ZA TAKIE MARZENIA!!!”. I za oknem była wielgachna rózga... Co, to już marzyć nie wolno?...

Nina Opic

Późną nocą dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie ktoś powia-domił telefonicznie, że włamywacz wybija szybę w salonie jubilerskim przy ul. Jagiellońskiej. Chwilę później zjawiły się tam policyjne radiowozy. Policjanci zwrócili uwagę na rowerzystę, który czym prędzej próbował odjechać. Najwy-raźniej na widok policyjnych wozów wpadł w panikę. Policjanci rozpoczęli za nim pościg i szybko zablokowali mu drogę. Zauważyli, że uciekinier odrzucił pod mur kamienicy jakiś przedmiot. Była to paleta ze złotą biżuterią. Nie ule-gało wątpliwości, że pochodziła z włamania do jubilerskiego sklepu. Mężczyzna został zatrzymany i przewieziony do policyjnego aresztu. Znaleziono przy nim inne przedmioty pochodzące z salonu jubilerskiego.

Wstępne ustalenia wskazują, że zatrzymany może mieć na swym koncie kilka innych włamań do salonów z biżuterią w Rzeszowie. W ostatnich dwóch latach w Rzeszowie odnotowano dziewięć takich zdarzeń. 48-letniemu mieszkańcoi Rzeszowa grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

HANdLOWALI NArkOTYkAMIW powiecie łańcuckim działała 40 – osobowa grupa mężczyzn w wieku od

20 do 35 lat, która handlowała narkotykami. Wszyscy staną przed Sądem Okrę-gowym w Rzeszowie, by odpowiedzieć za to przestępstwo. Prokuratura skiero-wała już akt oskarżenia w tej sprawie. Trzem oskarżonym zarzuca się ponadto, że produkowali narkotyki. Uprawiali oni konopie, a następnie suszyli liście i sprzedawali marihuanę. Pozostali mężczyźni oskarżeni są o posiadanie i handel marihuaną i amfetaminą. U każdego z nich znaleziono od kilku gramów do ponad kilograma narkotyków. Niektóre osoby posiadały także tabletki ekstazy.

Większość oskarżonych przyznała się do zarzucanych im przestępstw. 23 osoby postanowiły dobrowolnie poddać się karom więzienia w zawieszeniu, na co zgodziła się prokuratura. Pozostałym grożą kary pozbawienia wolności od 3 do 15 lat. Z najsurowszymi karami muszą się liczyć ci, którzy uprawiali kono-pie i wytwarzali marihuanę w znacznych ilościach. KAL