48
W NUMERZE: PATRONUJĄ FINANSUJĄ PISMO RUCHU TWÓRCZEGO OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH Dominik na meczu Lecha str. 5 Bieg wokół Mont Blanc str. 7 Dla kogo koperty? str. 13 Depresja a niepełnosprawność str. 15 Jak uwolnić się od cierpienia str. 19 Człowiek taki sam jak inni str. 35 Nr (250) 9 Poznań wrzesień 2015 Nr indeksu 327948 ISSN 1231-8876 „Chłopiec wyciąga z piórnika cyrkiel i trzymając go między palcami nogi rysuje na kartce piękne koło…”. Kwiat od Miłka. Str. 21 FOT. KAROLINA KASPRZAK

"Filantrop Naszych Czasów" - wrzesień 2015

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Pismo Ruchu Twórczego Osób Niepełnosprawnych

Citation preview

W NUMERZE:

PATRONUJĄ

FINANSUJĄPISMO RUCHU TWÓRCZEGO OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH

Dominik na meczu Lecha str. 5

Bieg wokół Mont Blanc str. 7

Dla kogo koperty?str. 13

Depresjaa niepełnosprawność

str. 15

Jak uwolnić sięod cierpienia str. 19

Człowiek taki samjak inni str. 35

Nr (250) 9 � Poznań � wrzesień 2015 � Nr indeksu 327948 � ISSN 1231-8876

„Chłopiec wyciąga z piórnika cyrkiel i trzymając go między palcami nogi rysuje na kartce piękne koło…”. Kwiat od Miłka.

Str. 21

FO

T. K

AR

OL

INA

KA

SP

RZ

AK

2 WRZESIEŃ 2015STRONA

Pacjenci Oddziału Opiekuń-czo-Leczniczego Psychia-

trycznego Zakładu Opiekuń-czo-Leczniczego i Rehabilitacji Medycznej w Poznaniu – Filia w Owińskach potrzebują god-nych warunków życia. Szansę na to daje projekt pod nazwą „Poprawa jakości opieki nad osobami niesamodzielnymi, z zaburzeniami psychicznymi i niepełnosprawnymi intelektu-alnie” realizowany w placów-ce od września 2014 do kwiet-nia 2016.

Działanie jest fi nansowane w 80% z Mechanizmu Finan-sowego Europejskiego Obsza-ru Gospodarczego i Norweskie-go Mechanizmu Finansowego 2009-2014 w ramach Programu Operacyjnego PL07 „Poprawa i lepsze dostosowanie ochrony zdrowia do trendów demogra-fi czno-epidemiologicznych”, w 20% przez Miasto Poznań. Łącz-nie przeznaczono na ten cel po-nad 21 milionów złotych.

Oddział Opiekuńczo-Leczni-czy Psychiatryczny mieści się przy ul. Cysterek 5 w budynku z lat 1870-1874 XIX wieku wznie-sionym w surowym stylu „Roh-bau”. W 1954 roku funkcjono-wał tam Państwowy Dom Po-mocy Społecznej dla Dorosłych, a w 1969 Państwowy Dom Spe-cjalny nr 4 dla Przewlekle Cho-rych. W 1997 roku wojewoda po-znański zadecydował o połącze-niu Zakładu Opiekuńczo-Lecz-niczego przy ul. Mogileńskiej 42 w Poznaniu i Zakładu Opiekuń-czo-Leczniczego dla Dorosłych przy ul. Cysterek 5 w Owińskach. W 2004 roku placówce nada-no nazwę: „Zakład Opiekuńczo-Leczniczy i Rehabilitacji Medycz-nej Samodzielny Publiczny Za-kład Opieki Zdrowotnej ul. Mogi-leńska 42 w Poznaniu” 1.

ZOLiRM jest placówką cało-dobową, w której wsparcie znaj-dują osoby niepełnosprawne z różnych powodów pozbawione pomocy ze strony najbliższych. W Filii w Owińskach obecnie przebywa 60 pacjentów. To męż-czyźni w wieku 30-80 lat. W po-mieszczeniu jest zaledwie 11 sal, a warunki lokalowe są bardzo trudne. Budynek nie spełnia wy-mogów stawianych placówkom leczniczym. Brakuje m.in. przy-stosowań architektonicznych, miejsca na zaplecze dla perso-nelu. W toaletach nie ma drzwi. Jest m.in. niewielka salka tera-

peutyczna połączona z kąci-kiem komputerowym, mała sal-ka, w której odbywają się zaję-cia z muzykoterapii. Z tym pro-blemem placówka zmaga się od wielu lat. Niezastąpioną alterna-tywą w jego rozwiązaniu okazał się projekt „Poprawa jakości…”, który zakłada rozbudowę Od-działu Opiekuńczo-Leczniczego Psychiatrycznego o nowe skrzy-dło z wewnętrznym dziedziń-cem połączone z istniejącym bu-dynkiem przeszklonym łączni-kiem i prace remontowe w starej części budynku. Teren działki, na którym znajdują się zabudo-wania jest objęty ochroną kon-serwatorską.

Jak poinformowała Barba-ra Krzywda, kierownik Oddzia-łu Opiekuńczo-Leczniczego Psy-chiatrycznego, projekt obejmu-je przystosowanie pomieszczeń do potrzeb osób niepełnospraw-nych pod względem infrastruk-tury wewnętrznej i zewnętrznej (montaż wind, platform, drzwi w łazienkach, pochylni i porę-czy). Teraz pokoje są maksymal-nie 9-osobowe, w nowym skrzy-dle pokoje będą maksymalnie 3-osobowe i 20 dodatkowych miejsc.

Prócz tego projekt przewidu-je: utworzenie nowocześnie wy-posażonej sali rehabilitacyjnej z bezpośrednim wyjściem na ta-ras dolny oraz sali doświadcza-nia świata i sal terapii zajęcio-wej, zastosowanie ekologicz-nych rozwiązań technologicz-nych jak np. montaż kolektorów słonecznych, korektę układu drogowego wraz z chodnikami, parkingiem i oświetleniem oraz zagospodarowanie terenów zie-lonych. W przyziemiu nowego budynku będą się znajdowały pomieszczenia techniczne, szat-nie dla personelu, sala rehabili-tacyjna oraz pomieszczenia go-spodarcze. Na parterze przy wej-ściu będzie ulokowana pocze-kalnia z szatnią, punktem infor-macyjnym oraz z pokojem od-wiedzin. Przy wejściu na od-dział zaplanowano węzeł pielę-gniarski z pomieszczeniami go-spodarczo-porządkowymi i wej-ście do stołówki. Sale pacjentów będą umiejscowione na parte-rze i na I piętrze. W starym bu-dynku będzie przeprowadzo-

na wymiana dachu wraz z ocie-pleniem oraz wymianą instala-cji wewnętrznych (elektrycznej, wodno-kanalizacyjnej, central-nego ogrzewania). Zakończenie prac planowane jest na wiosnę 2016 roku2.

Przedsięwzięciami w ramach projektu są również tak zwane działania nieinwestycyjne, czy-li szkolenia, działania terapeu-tyczne oraz działania kształtu-jące postawy zrozumienia i ak-ceptacji. Przewidziane są szko-lenia wzmacniające umiejętno-ści osobiste i komunikacyjne pa-cjentów, szkolenia dla opieku-nów oraz dla personelu medycz-nego. W programie szkoleń dla personelu jest m.in. nauka języ-ka migowego w celu polepsze-nia komunikacji z pacjentem. Istotnym elementem edukacyj-nym są zajęcia dotyczące pie-lęgnacji pacjentów w wieku po-deszłym i osób z zaburzeniami psychicznymi, zajęcia ukierun-kowane na podnoszenie umie-jętności komunikacyjnych i oso-bistych, szkolenia warsztato-we dla rodzin i opiekunów osób niepełnosprawnych czy nawią-zanie współpracy z wzorcowymi ośrodkami w kraju i za granicą.

W ramach działań terapeu-tycznych zespół pracowników Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Po-znaniu opracował koncepcję te-rapii zajęciowej, na którą skła-dają się cztery fazy terapii – je-den pacjent uczestniczy tylko w jednej z nich. To zajęcia dogo-terapeutyczne, muzykoterapeu-tyczne, hortikuloterapia (lecze-nie przez pracę w ogrodzie) z elementami arteterapii i zaję-cia teatroterapeutyczne. W lipcu rozpoczęły się też specjalistycz-ne indywidualne zajęcia tera-peutyczne dla pacjentów z głę-boką i głębszą niepełnospraw-nością intelektualną. Obserwa-cje i doświadczenia terapeutów zostaną zebrane i wydane w for-mie poradnika adresowanego do osób zainteresowanych pra-cą terapeutyczną z osobami nie-pełnosprawnymi.

Na działania terapeutyczne składają się też wyjścia na ba-sen, kręgielnię, ćwiczenia z fi -zjoterapeutą, fi zykoterapia, ma-larstwo, grafi ka, rzeźba. Do dzia-

łań kształtujących postawy zro-zumienia i akceptacji, przeciw-działania stygmatyzacji i dys-kryminacji osób niepełnospraw-nych zaliczają się: przedstawie-nia teatralne z udziałem pacjen-tów, pikniki i spotkania integra-cyjne, konferencje naukowe o te-matyce zdrowia psychicznego i form opieki nad pacjentem prze-wlekle chorym, koncerty muzyki poważnej adresowane do osób niesamodzielnych, niepełno-sprawnych, starszych i z zabu-rzeniami psychicznymi, a także kampania społeczna podkreśla-jąca problem wykluczenia i alie-nacji osób niepełnosprawnych.

Pacjenci Oddziału Opiekuń-czo-Leczniczego Psychiatrycz-nego chętnie wychodzą do lu-dzi. Placówka systematycznie współpracuje m.in. z Warszta-tem Terapii Zajęciowej w Owiń-skach prowadzonym przez Wielkopolski Związek Inwali-dów Narządu Ruchu. Udział w różnego rodzaju spotkaniach in-tegracyjnych stwarza możliwość prezentacji twórczych dokonań. Takim spotkaniem jest np. do-roczna inscenizacja Wędrownej Grupy Teatralnej „Herody”, któ-ra wystawia spektakl w okresie świąt Bożego Narodzenia.

KarolinaKasprzakPOZNAŃ

Chorym – godne życie

Jedną z wdrożonych form leczenia jest hortikuloterapia,

czyli praca w ogrodzie.

1 Źródło: http://www.projektowinska.pl/pl/aktualnosci/1-kilka-slow-o-historii-placowki.html

2 Źródło: Materiały promocyjne pro-jektu

FO

T. K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

STRONA 3WRZESIEŃ 2015

Nie jesteśmy świadomi, jak blisko jest cierpienie. Jak

niewiele trzeba, byśmy zosta-li pozbawieni tego, co bezcen-ne. W cichym mieszkaniu tyka zegar. Czasu jest coraz mniej. Kobieta skrywa twarz w dło-niach. Przeprasza za łzy.

W sierpniowym wydaniu „Fi-lantropa Naszych Czasów” na stronie 3 opublikowaliśmy ar-tykuł „Eutanazja na raty” przed-stawiający dramatyczną sytu-ację 19-letniego Macieja Smo-larkiewicza z Kórnika w powie-cie poznańskim, któremu Ze-spół Koordynacyjny ds. Cho-rób Ultrarzadkich odebrał moż-liwość leczenia jedynym sku-tecznym w jego chorobie i bar-dzo drogim specyfi kiem o na-zwie „Elaprase”. Przypomnijmy, że młody mężczyzna cierpi na mukopolisacharydozę typu II (inaczej zespół Huntera) – prze-wlekle postępujące zaburzenie genetyczne.

Na konsekwencje spowodo-wane przerwaniem terapii dłu-go nie trzeba było czekać. Brak leku podawanego przez pra-wie 6 lat przyczynił się do kata-strofalnego pogorszenia stanu zdrowia Macieja. Jak informują rodzice, pod koniec lipca dostał wysokiej temperatury, przekra-czającej 40 stopni. Lekarz ro-dzinny podejrzewał, że to wi-rus. 4 sierpnia trafi ł na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej Szpitala Klinicznego im. Prze-mienienia Pańskiego Uniwer-sytetu Medycznego w Pozna-niu. Organizm nie reagował na antybiotyki. Zadziałały dopie-ro w 6 dobie. Maciej był utrzy-mywany w śpiączce farmako-logicznej. Podłączony do spe-cjalistycznej aparatury wal-czył o życie. 10 sierpnia prze-prowadzono zabieg tracheoto-mii polegający na wprowadze-niu do dróg oddechowych rur-ki umożliwiającej dopływ po-wietrza do płuc. 17 sierpnia do-stał kolejną infekcję. Był żywio-ny przez sondę do nosa. Pod koniec sierpnia założono tzw. zgłębnik PEG (gastrostomię en-doskopową) w celu dostarcza-nia substancji odżywczych bez-pośrednio do żołądka.

– Najgorsze jest to, że pa-trzymy na cierpienie nasze-go dziecka i w żaden sposób nie możemy mu pomóc. To, co przeżywa, jest nie do opisania – mówi przez łzy mama Macieja Lucyna Smolarkiewicz.

Ojciec Marek Smolarkiewicz wystosował do prof. dr hab. n. med. Mieczysława Walczaka, przewodniczącego Zespołu Ko-ordynacyjnego do spraw Cho-rób Ultrarzadkich pismo z proś-bą o udzielenie odpowiedzi,

Skazany na powolną śmierć

kto ponosi odpowiedzialność za narażenie na utratę zdrowia i życia na skutek wyłączenia z programu lekowego.

Żyjemy w kraju, w którym można pójść do więzienia za znęcanie się nad zwierzęciem czy nieuregulowany obowią-zek alimentacyjny, ale kiedy w rachubę wchodzi kara osób od-powiedzialnych za podjęcie de-cyzji o wstrzymaniu leczenia i przez to narażenie człowieka na utratę zdrowia bądź życia, winnych zazwyczaj nie udaje się ukarać. Chorzy, ilekroć sta-ją do walki z Narodowym Fun-duszem Zdrowia o nieodpłat-ne świadczenia medyczne, za-wsze ją przegrywają. Pozba-wieni leków ratujących życie umierają powoli, nawet przez parę lat, często w bólach i mę-kach. Czy to nie eutanazja?

Przypadek wyłączenia Ma-cieja z programu lekowego nie jest jedyny. Pani Lucyna na-wiązała kontakt telefoniczny z matką, której dziecko z choro-bą rzadką po zaprzestaniu te-rapii żyło 3,5 roku w cierpieniu. W końcu zmarło. Konsekwencji nikt nie poniósł.

„Departament pragnie za-pewnić, że decyzje podejmo-wane przez Zespół Koordyna-cyjny złożony z wybitnych eks-pertów – lekarzy opierają się zawsze na indywidualnej lekar-skiej ocenie stanu zdrowia cho-rego i są podejmowane w opar-ciu o aktualną wiedzę medycz-

ną. Charakter tych rozstrzy-gnięć zawsze stawia na pierw-szym miejscu dobro chorego, a niezależność decyzyjna ze-społu ekspertów pozwala na obiektywne ustalenia, nierzad-ko tak trudnych kwestii, jak od-różnienie zasadności konty-nuacji potrzebnej, skutecznej i przynoszącej korzyści chore-mu terapii od terapii uporczy-wej, gdzie wobec braku efek-tów leczenia dalsze podawa-nie leku nie przynosi poprawy stanu zdrowia ani nawet nie hamuje postępującego proce-su degradacji organizmu” – tłu-maczy Grzegorz Bartolik, za-stępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Mi-nisterstwa Zdrowia, w piśmie do Anity Wachowiak, gminne-go rzecznika ds. osób niepełno-sprawnych w Kórniku.

Przypomnijmy, że wybitni eksperci – lekarze nigdy nie wi-dzieli Macieja Smolarkiewicza ani nie rozmawiali z jego rodzi-cami. W jednym z dokumentów zarzucono rodzicom, że ich syn nie wykonał tzw. testu marszu. Ten zarzut potwierdza fakt, że eksperci nie mieli pojęcia, w ja-kim stanie znajduje się Maciej i w jak znaczącym stopniu wy-maga pomocy innych. Oczeki-wanie wykonania tego typu te-stu od osoby z głęboką niepeł-nosprawnością fi zyczną i inte-lektualną jest absurdem.

Rezultaty terapii specyfi kiem „Elaprase” zauważyli medycy z

gostyńskiego szpitala, w któ-rym Smolarkiewicz miał poda-wany lek. W ich opinii środek spowodował znaczną popra-wę funkcjonowania całego or-ganizmu. Dziwi, że NFZ zde-cydował o zaprzestaniu fi nan-sowania leczenia lekiem „Ela-prase”, ale nie widzi przeszkód w fi nansowaniu leczenia szpi-talnego na poznańskim OIO-M-ie. Mówi się, że jak nie wia-domo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nie inaczej jest rów-nież w tym przypadku. Hospi-talizacja w szpitalu okazała się dla NFZ bardziej opłacalna niż fi nansowanie terapii, której koszt – przypomnijmy – tygo-dniowo wynosi 48 tysięcy zło-tych, a rocznie 2,5 miliona.

Rodzice są świadomi, że po wyjściu ze szpitala Maciej bę-dzie leżał i potrzebował syste-matycznej opieki. Uszczerbku na zdrowiu spowodowanego zaprzestaniem terapii się nie cofnie. Myśleli o skorzystaniu z pomocy hospicjum domowe-go, ale pojawił się problem, bo tego typu placówki oferują po-moc głównie chorym na raka, dzieciom bądź osobom z nie-pełnosprawnościami, ale nie z zespołem Huntera. Rozwiąza-niem okazało się wsparcie fi r-my wynajętej przez szpital, któ-ra zapewnia bliskim pomoc do-mową m.in. w obsłudze respi-ratora, rehabilitacji i pielęgna-cji chorego.

Smolarkiewiczowie zbierają podpisy pod petycją z żądaniem przywrócenia leczenia, którą chcą skierować do premier Ewy Kopacz. Petycję można podpi-sywać elektronicznie na stronie www.zmienmy.to/petycja/sto-p-eutanazji-macieja/

W dramatycznych chwilach z pomocą przyszło wielu życzli-wych ludzi. Poseł do Parlamen-tu Europejskiego Krystyna Ły-backa wystąpiła do Rzeczni-ka Praw Obywatelskich z proś-bą o interwencję. Z treścią do-kumentu oraz z bieżącymi in-formacjami dotyczącymi sta-nu zdrowia Macieja Smolarkie-wicza można zapoznać się na stronie www.stopeutanazjima-cieja.pl

KAROLINA KASPRZAK

Maciej w rodzinnym domu. Widoczne jeszcze efekty terapii lekiem „Elaprase”.

FO

T. A

DA

M JA

STR

ZĘB

OW

SKI /

NEW

SPIX

.PL

STRONA4 WRZESIEŃ 2015

„Wakacje ze sztuką” - pod taka nazwą w dniach

od 20 do 31 lipca zorganizo-wano półkolonie w Kórnic-kim Stowarzyszeniu Pomocy Osobom z Niepełnosprawno-ścią Intelektualną i Ruchową „Klaudynka”.

Przeprowadzono je w ra-mach projektu współfi nanso-wanego przez gminę Kórnik, Wojewodę Wielkopolskiego i dzięki środkom własnym Sto-warzyszenia. Wzięło w nich udział 15 osób z różnymi nie-pełnosprawnościami, którymi zajmowało się dwóch pedago-gów i sztab wolontariuszy.

Dla uczestników były zaję-cia plastyczne, kulinarne, ru-

chowe i fi lmowe, podczas, któ-rych oglądano fi lm o spełnia-niu marzeń – jak w prawdzi-wym kinie. Były też zabawy chustą animacyjną i piłką oraz rejs stateczkiem po jeziorze i bitwa wodna przy użyciu ar-matek wodnych. Dzięki Kór-nickiemu Centrum Rekreacji i Sportu OAZA „półkoloniści” wybrali się na mini golfa.

– Odwiedziliśmy również kórnicki rynek, aby ochłodzić się w fontannie – mówi pre-zes „Klaudynki” Dagmara Ho-rodecka. – Na zakończenie za-jęć był grill. Mamy nadzieję, że podczas półkolonii każdy zna-lazł coś miłego dla siebie.

ROBERT WRZESIŃSKI

Jak poinformowano 19 sierp-nia na stronie interneto-

wej Urzędu Miasta Pozna-nia www.poznan.pl w dniach od 17 sierpnia do 15 września trwały odwiedziny ankiete-rów u około 3.000 mieszkań-ców Poznania i przyległych gmin.

Pytano m.in. o zadowole-nie z mieszkania, rodzaj wła-sności lokalu, układ wnętrza, stan techniczny budynku, także o jego otoczenie: place zabaw, parki, komunikację publicz-ną, szkoły, przedszkola i skle-py oraz o to, co należy popra-

wić. Na podstawie zebranych informacji Miasto Poznań, Uni-wersytet im. Adama Mickiewi-cza, Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu oraz Centrum Ba-dań i Edukacji Statystycznej GUS stworzą diagnozę potrzeb mieszkaniowych poznaniaków.

Władze Poznania chcą w ten sposób stworzyć nie istnieją-cy do tej pory dokument, który określi zasady rozwoju ocze-kiwanego przez poznania-ków mieszkalnictwa, nieza-leżnie od ich statusu społecz-nego i majątkowego. Opraco-wanie awa

Marzenia są po to, aby je spełniać. Jedno z nich

miał Dominik Młynkowiak, który chciał wybrać się na mecz Lecha Poznań. Pomógł je zrealizować prezydent Po-znania Jacek Jaśkowiak, któ-ry 27 lipca odwiedził małych pacjentów przebywających w Klinice Onkologii, Hematolo-gii i Transplantologii Pedia-trycznej Szpitala Klinicznego im. K. Jonschera w Poznaniu. Tam właśnie spotkał Domini-ka, cierpiącego na nowotwór złośliwy – neuroblastomę.

O urodzinach chłopca ob-chodzonych 19 lipca w jego ro-dzinnym Wolsztynie w towa-rzystwie byłego piłkarza Lecha Piotra Reissa piszemy w arty-kule poniżej.

Dominik Młynkowiak pra-gnie wyzdrowieć i cieszyć

się życiem, jak każdy nastola-tek. Rodzice tego dnia chcieli, by przez moment ich syn za-pomniał o chorobie. Wypra-wili mu 19 lipca urodziny. I to jakie!

Do Wolsztyna przyjecha-ła nie tylko najbliższa rodzi-na Dominika Młynkowiaka, ale także zaproszeni goście, wśród których pojawił się, jako gość specjalny, były piłkarz Lecha Poznań Piotr Reiss.

– Dziękuję rodzicom Domi-nika za zaproszenie na jego urodziny. Wcześniej spotykali-śmy się z Dominikiem w szpi-talu, w którym leżał. Tym ra-zem odwiedziłem go poza murami szpitala, w Wolszty-nie, jego rodzinnej miejscowo-ści. Wpłynęło to na bardzo do-brą atmosferę wizyty. Mieliśmy czas, aby porozmawiać w czte-ry oczy. Podziwiam Dominika za to, że walczy i się nie pod-daje, mimo że czasem ma trud-niejsze dni. Mamy coś wspól-nego – na boisku również trze-ba być silnym psychicznie i fi -

FO

T. D

AG

MA

RA

HO

RO

DEC

KA

Półkolonie„Klaudynki”

Ankieterzy u drzwi

zycznie – powiedział Piotr Re-iss.

Na urodzinach nie mogło zabraknąć także delegacji z Drużyny Szpiku, bo również i ona wspiera Dominika w wal-ce z chorobą.

– Piotrek zjawił się w samą porę. Co prawda już wszy-scy skończyli składać życze-nia, ale niespodzianka dla Do-minka była duża, bo nie spo-dziewał się takiego gościa. Ale to nie wszystko, bo Dominik otrzymał od Piotrka Reissa ko-szulkę Lecha z jego i Marcina Kamińskiego autografem. Do-minik bardzo się ucieszył, gdy ją zobaczył, było po nim wi-dać, że jest podekscytowany – mówi Paweł Szymkowiak, wo-lontariusz z Drużyny Szpiku.

Wzruszeni byli nie tylko go-ście, ale przede wszystkim ro-dzice chłopca.

– To był wyjątkowy dzień zarówno dla syna, jak rów-nież dla nas. Dziękuję wszyst-kim gościom za przybycie, życzenia i ciepłą atmosfe-rę. Szczególnie chcę podzię-

– Dominik jest zagorzałym kibicem Lecha Poznań. Na-wet w szpitalu miał klubową pościel! Byłem ujęty siłą pasji młodego kibica, dlatego umó-wiłem się na wspólne ogląda-nie meczu, gdy tylko pozwo-li na to stan zdrowia chłopca. Obiecałem kibicowi Domini-kowi, że jak będzie w szpita-lu dzielny, to po wyjściu pój-dziemy razem na mecz. Domi-nik otrzymuje chemioterapię i zdrowieje – powiedział prezy-dent Jacek Jaśkowiak.

Obietnicę prezydent spełnił 8 sierpnia, gdy KKS Lech Po-znań grał na własnym boisku z Koroną Kielce. Oprócz emo-cji na trybunach, Dominik do-świadczył też spotkania z za-wodnikami.

Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak z Dominikiem Młynkowiakiem, fanem Lecha Poznań.

STRONA 5WRZESIEŃ 2015

Urodziny, i to jakie!

kować Dorocie Raczkiewicz, prezesowi Fundacji im. Anny Wierskiej „Dar Szpiku” za zor-ganizowanie największej nie-

spodzianki w tym dniu, czyli gościa specjalnego Piotra Re-issa. Dzięki tej niespodziance urodziny były szczególne tym

bardziej, że o całej imprezie Dominik nie wiedział do koń-ca. Udało się nam zachować wszystko w tajemnicy, dlatego zaskoczenie Dominika było olbrzymie. Dziękuję wolonta-riuszom Drużyny Szpiku za obecność, prezent i życzenia. Jeszcze raz dziękuję Piotrowi Reissowi za to, że zaszczycił nas swoją obecnością, że po-święcił Dominikowi niedziel-ne popołudnie i sprawił mu tyle radości. Dzięki wielu lu-dziom ten dzień był wyjątko-wy, jedyny i nigdy go nie za-pomnimy – powiedziała Mał-gorzata Młynkowiak, mama Dominika.

Urodziny są raz w roku, jed-nak redakcja „Filantropa” ży-czy Dominikow i, aby miał je każdego dnia.

STANISŁAW FURMANIAKPamiątkowe zdjęcie

w Wolsztynie.

Piotr Reiss z Dominikiem.

Dominik na meczu Lecha

FO

T. (

3X

) U

RZ

ĄD

MIA

STA

PO

ZN

AN

I A

– Bardzo dziękuję panu pre-zydentowi Jackowi Jaśkowia-kowi za zaproszenie, zorgani-zowanie tylu atrakcji dla Do-minika i wspaniałe towarzy-stwo podczas wizyty na Buł-garskiej w Poznaniu. Dzięku-ję tym wszystkim, którzy za-

angażowali się w wyjazd Do-minika na mecz Lecha Po-znań, dotrzymywali nam to-warzystwa na stadionie, oka-zali nam ciepło i zaintereso-wanie. Dziękuję również klu-bowi Lech Poznań za cudowne przyjęcie. Dzięki tym wszyst-

Każdy więc powinien mieć marzenia. Bo nie zna się chwi-li, kiedy mogą się spełnić. Wie-lu rodziców marzy tylko o jed-nym: by ich dziecko wyzdro-wiało. Ich marzenia zapewne się też spełnią, przy pomocy lekarzy oraz zaangażowaniu wolontariuszy Drużyny Szpi-ku. Bo oprócz otrzymywanej chemii dzieci potrzebują rów-nież empatii drugiego człowie-ka. Uśmiech, życzliwość, tro-ska – one też leczą… i to nie tylko duszę. Dają siłę i nadzie-ję.

STANISŁAW FURMANIAK

kim ludziom Dominik czuł się bardzo wyjątkowo i był bar-dzo szczęśliwy tego dnia – po-wiedziała Małgorzata Młynko-wiak, mama Dominika.

FO

T. (

2X

) LU

CY

NA

GO

LCZ

AK

STRONA6 WRZESIEŃ 2015

PKPtylko dla sprawnychW sierpniu tego roku Pol-

skę obiegła szokują-ca informacja o problemach związanych z podróżowa-niem Diany Bulandy. Pisała o tym między innymi dzienni-ki oraz informowały telewi-zje TVN, Polsat i Wiadomości. W lutym problemy z wejściem do Pendolino miała Janina Ochojska. Natomiast Marcina Ordona służby PKP wprowa-dziły w fatalny błąd, za co po-niosły karę nie one, lecz nie-pełnosprawny pasażer.

Wszystkie te osoby są nie-pełnosprawne. Poruszają się o kulach lub na wózkach in-walidzkich. Uwierzyli w zapo-wiedzi kolejarzy o specjalnych udogodnieniach, wprowadzo-nych z myślą o ludziach takich jak oni. Uwierzyli i srodze się zawiedli.

Jako pierwsza, o czym pisa-liśmy na łamach „Filantropa”, problem nagłośniła w mediach wspomniana Janina Ochojska. Poruszająca się o kulach sze-fowa Polskiej Akcji Humani-tarnej nie mogła skorzystać z platformy dla osób niepełno-sprawnych w pociągu Pendoli-no PKP Intercity. Wciągnięta do wagonu poczuła się jak osoba trzeciej kategorii.

O przygodzie Marcina Or-dona rozpisywała się „Gaze-ta Wrocławska”. Musiał doje-chać Pendolino z Wrocławia do Warszawy. Przed podró-żą upewnił się, telefonując do PKP, czy może jako osoba na wózku inwalidzkim kupić bi-let bez dopłaty w pociągu. Za-pewniono go, że może. Okaza-ło się, że nie mógł. Na dodatek dostał karę w wysokości 650 złotych.

Diana Bulanda podróżowała najpierw z Wrocławia do Kato-wic, a następnie z Katowic do Wiednia. Wprawdzie kupiła bi-let na rzekomo dostosowany pociąg, ale tego, co przeżyła, długo nie zapomni.

Na dworcu nikt nie chciał jej pomóc, w końcu wepchnięto ją do wagonu. Podróż do Katowic spędziła na wózku inwalidz-kim w korytarzu przy toalecie. Zestresowana kobieta całą tra-sę przepłakała. awa

Centrum Wspierania Orga-nizacji Pozarządowych „In-

tegracja i Rehabilitacja” w Sza-motułach przygotowało dla osób z niepełnosprawnością intelektualną z terenu miasta i gminy specjalne turnusy waka-cyjne. Każdego dnia, w lipcu i sierpniu, podopieczni Centrum uczestniczyli w ciekawych za-jęciach, mieli okazję spraw-dzać się w działaniach pla-stycznych i muzycznych, uczyć przydatnych w normalnym ży-ciu umiejętności: przygotowa-nia posiłków, rozpalania grilla, zmywania, robienia zakupów.

– Oczywiście, pod fachowym okiem opiekunów i terapeutów Centrum. To taka wakacyjna szkoła życia w pigułce – mówi Dyrektor OPS Szamotuły Iwona Lembicz-Kwatera – Nasi pod-opieczni mieli także grupowe i

indywidualne zajęcia z fi zjote-rapeutą, zwiedzali najciekawsze obiekty w najbliższej okolicy.

Uczestników letnich turnusów w Centrum można było spotkać w miejskich parkach, na trasie nowej ścieżki edukacyjno-spor-towej na szamotulskich „Piosz-czychach”, na lodach z ulubionej cukierni. To nie wszystkie atrak-cje lata w Centrum. W lipcu gru-pa z Szamotuł wybrała się do wrocławskiego Afrykarium, a w drugiej połowie sierpnia do ską-panego w słońcu Kołobrzegu. Wakacje w Centrum „Integracja i Rehabilitacja” fi nansował za po-średnictwem OPS Urząd Miasta i Gminy. Nie po raz pierwszy. Od chwili powstania w 2013 roku placówka organizuje turnusy wakacyjne latem i zimą.

Włodzimierz Kaczmarek , burmistrz Szamotuł:

– Takie mieliśmy założenie. Podopieczni Centrum muszą mieć zapewnioną opiekę nieza-leżnie od tego, czy trwa rok szkol-ny, czy są wakacje. To nie tylko całoroczna forma rehabilitacji dla osób z niepełnosprawnościami, to także wsparcie dla ich opieku-nów. Mogą pracować zawodowo, mieć chwilę dla siebie. Czasami po prostu – odpocząć!

Centrum Wspierania Organi-zacji Pozarządowych „Integracja i Rehabilitacja” powstało z inicjaty-wy i za pieniądze szamotulskie-go samorządu i PFRON. Od chwi-li powstania Centrum funkcjonu-je w strukturach Ośrodka Pomo-cy Społecznej. Dla osób z niepeł-nosprawnościami i ich opieku-nów ważna jest także formuła działania Centrum – funkcjonu-je przez cały rok w godzinach od 7.30 do 15.30, a pobyt podopiecz-nych w Centrum fi nansuje w ca-łości samorząd Szamotuł.

TOMASZ GRABOWSKI

Wakacje w Centrum

STRONA 7WRZESIEŃ 2015

Sportowa walka z własną słabością to piękna pa-

sja i przykład dla innych. A wsparcie ludzi z niepełno-sprawnością to idea god-na naśladowania. Będzie to artykuł o zwycięstwie siły ducha – nad słabością. I o bezinteresownej pomocy.

Krzysztof Małkowski wiódł życie pełne emo-cji i aktywności. Aż do wy-padku. Urazy kręgosłupa w trzech miejscach – na szczę-ście bez przerwania rdze-nia. Uszkodzenie czaszki. Wstrząśnienie mózgu. Trzy-dziestoprocentowy uszczer-bek na zdrowiu i diagnoza: jeśli będzie pan chodził bez balkonika, to cud. A jednak! Już po 3 miesiącach pojawił się w pracy. Jak wspomina współpracownica Katarzyna Ulikowska, stał, klęczał ale pracował. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych.

Także – biegania. Z suk-cesami. Jeśli dziś chcecie prześledzić sukcesy Pola-ków w biegach ekstremal-nych, obejmujących biegi w górach, z pewnością padnie jego nazwisko. Jako pierw-szy Polak ukończył w 2012 roku ultra-maraton w Szwaj-carii pod nazwą „Mountain-man”. I ciągle się doskona-

BłażejFriedrichPOZNAŃ

Bieg wokół Mont Blanc

FO

T. 2

X)

BŁA

ŻEJ

FR

IED

RIC

H

Katarzyna Ulikowska z fi rmy York (w środku), Urszula Zaworska i Krzysztof Małkowski.

To dla nich, uczestników Warsztatu Terapii Zajęciowej w Owińskach, pobiegnie Krzysztof Małkowski. Na pierwszym

planie uczestnik Jarosław Trepto, utalentowany wokalista.

lił. Aż zakwalifi kował się do najtrudniejszego biegu dla najlepszych. Nie wszyscy mogą przebiec trasę Ultra Trail du Mont Blanc długo-ści 168 kilometrów, wiodą-cą szczytami Alp wokół ich szczytu najwyższego – Mont Blanc (stąd nazwa tej tra-sy). Uczestnicy podczas bie-gu odwiedzają aż trzy pań-stwa, których granice tu-taj się schodzą: Szwajcarię, Francję i Włochy. Każdy bie-gacz ma 46 godzin na dotar-cie do mety. Z tego typu bie-gami wiąże się słowo „prze-wyższenie”. Określa się nim sumę pokonanych wyso-kości poszczególnych gór. Szczyt Mont Blanc ma „tylko” 4.810 metrów nad poziom morza, natomiast uczestnicy biegu pokonują w sumie aż 9.600 metrów wysokości. A więc jakby dwukrotnie wbie-gają na Mont Blanc!

Bieg Krzysztofa postano-wiła wesprzeć fi rma „York”, której zaimponował swo-ją pasją i uporem: za każdy przebiegnięty kilometr bie-gacz otrzyma od niej 100 złotych. A on pomyślał: bie-gam. Gonię swój cel, któ-rego jeszcze sam nie rozu-miem. Nie chcę być z tym sam. Mogę zrobić coś dobre-go dla innych. Niech każda zdobyta złotówka pomnaża się, czyniąc dobro. I tak po-stanowił przekazać uzyska-ny dar Kołu Wielkopolskie-go Związku Inwalidów Na-rządu Ruchu w Owińskach na wsparcie prowadzonego

przez tę organizację Warsz-tatu Terapii Zajęciowej, a konkretnie na potrzeby wy-jazdu rehabilitacyjnego jego uczestników.

6 czerwca spotkali się wszyscy w Owińskach, aby się poznać, porozmawiać, zaprzyjaźnić. Spotkanie za-częło się od zwiedzania WTZ, pokazania tego, co już osiągnięto, a co jeszcze trze-ba zrobić. Prezes Koła Ur-szula Zaworska przedsta-wiła gości. Pytano, jak czę-sto się trenuje przed takim biegiem, kto może uczest-niczyć, czy będą biegli inni Polacy, jak wygląda wyposa-żenie biegacza. Okazuje się, że mimo morderczych wa-runków chętnych do star-tu było ponad 5.000 osób! Z nich wyłoniono 2.000. W tej grupie jest 40 Polaków. Kwa-lifi kacja polega na udziale w innych górskich biegach. Na wyposażeniu każdego bie-gacza znajduje się plecak, a w nim odzież, telefon i ba-terie, kubek, bidon na mini-mum 1 litr płynu, 2 lampki-czołówki z kompletami re-zerwowych baterii, ratowni-cza folia NRC, bandaż, zapas żywności, kurtka przeciw-deszczowa, długie spodnie, dodatkowa ciepła odzież, czapka i wodoodporne ręka-wiczki oraz… gwizdek. Kie-dy brak sił na krzyk, właśnie gwizdek może ściągnąć po-moc lub ułatwić odnalezie-nie biegacza.

Inne odpowiedzi dotyczy-

ły doświadczeń Krzyszto-fa Małkowskiego. W ubie-głym roku podczas biegu w Szwajcarii pobłądził i poko-nał przez to dłuższą trasę – około 150 kilometrów! Ćwi-czy około 2,5 godziny rano i 4 po południu – ostatnio na Dziewiczej Górze, wbiegając i zbiegając z niej. Był też tre-ning w Poznaniu, który po-legał na wbieganiu i zbiega-niu z 6 kilogramowym ple-cakiem po schodach położo-nych obok Mostu Przemysła. O atmosferze podczas tego typów biegów powiedział, że czasem jest to duch rywa-lizacji, ale częściej poczucie wspólnoty. Uczestnicy potra-fi ą znaleźć chwilę, by razem zatrzymać się i podziwiać piękne widoki.

Krzysztof mówił, że idea przekazania pieniędzy na wsparcie osób z niepeł-nosprawnością to dla nie-go motywacja. Wspomniał, że sam był unieruchomiony, poruszał się o kulach i wie, że wtedy liczy się każda po-moc, a każdy dobry gest i sympatia są bezcenne. Trzy-majcie więc kciuki za bieg pana Małkowskiego. Przygo-towanie, odliczenie do star-tu i wszystkie aktualności możecie śledzić na bieżąco na stronie http://trail168.pl oraz na Facebooku https://www.facebook.com/tra-il168?fref=ts

Panie Krzysztofi e! Trzy-mamy kciuki za bieg i szczę-śliwy powrót do kraju!

STRONA8 WRZESIEŃ 2015

Wolontariusze Drużyny Szpiku mimo, że były wa-

kacje, nie wypoczywali. Od-wiedzali swoich podopiecz-nych w Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera w Pozna-niu.

Czas wakacji wielu ludziom szybko mija, bo spędzają go nad jeziorem, morzem, w górach. Cieszy ich wiele atrakcji. Jednak są osoby, które tego nie mają, ponieważ zamknięte są w szpi-talnych czterech ścianach. Prze-bywają tam tylko ze swoimi ro-dzinami i… swoją chorobą. Cho-robą, której nikt nie chciałby mieć. Dlatego tak ważne jest, aby o nich nie zapominać i w miarę możliwości odwiedzać.

Tym razem było wiele niespo-dzianek. Na V oddział wjecha-ła foto-budka (www.foto-bud-ka.com.pl), a za nią wolonta-riusze, dwaj prezydenci Pozna-nia, obecny Jacek Jaśkowiak i były Ryszard Grobelny, była dy-rektor Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak oraz pięściarz zawo-dowy Damian Wrzesiński. Pre-zydent Jacek Jaśkowiak zawitał na oddział po raz pierwszy, po-dobnie jak Ewa Wójciak. Oboje przynieśli kosze owoców, a pre-zydent dodatkowo książeczki o Poznaniu i wiele praktycznych gadżetów.

Wolontariusze Drużyny Szpi-ku byli radośni, ponieważ mo-gli się spotkać z wieloma dzieć-mi, bo nie przebywały w izolat-kach. Konrad „Kondziu”, wcze-śniej przebywający w izolatce, tym razem był już na normalnej sali. Jeżeli jest w lepszej formie, to energia go roznosi. Podobnie Alanek, można było się z nim na chwilę przywitać. Niestety, Rok-sankę można było zobaczyć tyl-ko przez szybę. Natomiast Pio-trek był po punkcji, więc musiał leżeć. Każdy wolontariusz cho-ciaż na chwilę wchodził do sali, do której można było wejść, by przywitać się, porozmawiać. Spotkali też kilku nowych ma-łych pacjentów, bojowo nasta-wionych do walki z chorobą.

Przez cały czas wizyty była obecna pani prof. Danuta Ja-nuszkiewicz-Lewandowska, która zaprosiła obu prezyden-

Wakacyjne odwiedziny na Szpitalnej

tów i Ewę Wójciak na Oddział Transplantacji Szpiku Kostnego. Przez szybę pomachali Kamilo-wi. Natomiast Tomek zapatrzo-ny był w ekran monitora. A Pa-tryk… cały czas walczy.

Wolontariuszy Drużyny Szpi-ku cieszą te wejścia, bo wiedzą, że swoją obecnością przynoszą dzieciom radość.

– To wejście było wyjątko-we. Na naszą prośbę Krystian Matysiak przywiózł foto-bud-kę. Dzieciaki na V oddziale mia-ły super zabawę, ponieważ ro-biły sobie pamiątkowe zdjęcia. Jak zawsze, nie zabrakło miłych rozmów, oczywiście przy kawie i domowym cieście, które przy-gotowali wolontariusze Druży-ny Szpiku. Tego dnia byli z nami obaj prezydenci Poznania: Ka-pitan naszej Drużyny Ryszard Grobelny oraz obecny prezy-dent Jacek Jaśkowiak – powie-dział Piotr Stanisławski, koordy-nator w Drużynie Szpiku.

Największą radość zarówno dorosłym, jak i dzieciom przy-niosła foto-budka, bo w niej nie można być poważnym, czego wyraz dali obaj prezydenci wraz z Ewą Wójciak.

STANISŁAW FURMANIAK

FO

T. (

3X

) ST

AN

ISŁA

W F

UR

MA

NIA

K

Chora dziewczynka w towarzystwie prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka (z lewej) i byłego prezydenta

Ryszarda Grobelnego, kapitana Drużyny Szpiku.

Alanek z tatą Tomkiem.

Profesor Danuta Januszkiewicz-Lewandowska (z lewej), prezydenci Poznania, chore dzieci i ich mamy oraz wolontariusze.

STRONA 9WRZESIEŃ 2015

Annie Kerner z Muret nie-daleko Tuluzy we Francji

przyjechała do Polski, aby zo-baczyć, jak działa wolontariat w Stowarzyszeniu „mali bracia Ubogich” i poznać kraj, z któ-rego pochodzą jej przodkowie. Spotkanie z Annie odbyło się 12 sierpnia w siedzibie stowa-rzyszenia w Poznaniu.

Jest wolontariuszką od roku. Wychowała piątkę dzieci i od-kryła, że może być potrzeb-na innym. Zwłaszcza że wcze-śniej pracowała jako opiekunka seniorów. W Polsce odwiedzi-ła Warszawę, Poznań i Lublin. Przywiozła ze sobą mnóstwo materiałów, wśród nich karton z płytami, na których są nagra-ne jej tańce, także ulotki, gazet-ki i inne pamiątki. Z Poznania wyjechała z ciężkim bagażem, bowiem oddział „małych bra-ci Ubogich” hojnie się zrewan-żował.

– Tłumaczyłam jej treść wy-kładu psychologa na temat ko-lorów – mówi Bolesława Re-tecka. – Z zainteresowaniem obejrzała moje zdjęcia z Portu-galii. W rewanżu Annie poka-zała fi lm o działalności francu-skich „małych braci Ubogich”, zaprezentowała fotografi e z całorocznego domu pobytu, do którego mogą jeździć francu-scy seniorzy. Obejrzeliśmy tak-

Seniorzy na co dzień czę-sto zmagają się z ubó-

stwem, chorobami, niepeł-nosprawnością. Wielu z nich samotnie pozostaje w do-mach, a ich udział w życiu społecznym bywa ograni-czony. Wychodząc naprze-ciw potrzebom tej grupy bur-mistrz Swarzędza i Ośrodek Pomocy Społecznej zaprosił na tradycyjne coroczne spo-tkanie pod nazwą „Dawnych wspomnień czar”.

26 lipca przy Scenie nad Je-ziorem zaśpiewała Eleni, jed-

Czar dawnych lat

FO

T. (

2X

) K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

Eleni zaśpiewała znane przeboje, m.in. „Nic miłości nie pokona”.

Dla swarzędzkich seniorów spotkania ze sztuką mają znaczącą rolę.

Gość z Francji

że wyemitowane z płyty tańce, których nasz gość jest wielkim entuzjastą.

Zdziwienie Annie wzbudzi-ła duża liczba wolontariuszy w Polsce, zwłaszcza młodych lu-dzi, którzy włączają się w dzia-łalność na rzecz innych. Nie-stety, we Francji młodzież nie

garnie się do pracy ze starszy-mi osobami. Pozytywnie zasko-czył ją katalog propozycji dla podopiecznych poznańskiego stowarzyszenia. Paradoksalnie francuskie stowarzyszenie dys-ponuje funduszami na działal-ność, natomiast w Polsce trze-ba walczyć o każdą złotówkę.

– Spodobało się jej, że goszczą u nas osoby pozna-ne prywatnie – dodaje B. Re-tecka. – Wykłada psycholog, przychodzi rehabilitant, był misjonarz. – Zapraszane są też osoby z grona przyjaciół i znajomych.

AURELIA PAWLAK

FO

T. M

AR

TA N

AJD

EK

Trzecia z lewej Annie Kerner z Francji.

na z najpopularniejszych pio-senkarek i grupa wokalna „Szafa gra” skupiająca akto-rów dwóch warszawskich te-atrów muzycznych – „Buff o” i „Roma”. Skład grupy tworzą: Barbara Melzer, Beata Wyręb-kiewicz, Wojciech Dmochow-ski, Rafał Drozd.

Przeboje z lat 70, 80 i 90-

tych wprowadziły widzów w znakomity nastrój. Wszystkie miejsca siedzące były zaję-te, seniorzy tłoczyli się także na stojąco, zwłaszcza w wej-ściu do hali i gorąco oklaski-wali wykonawców, co świad-czy o ogromnej potrzebie ta-kich właśnie, adresowanych

do nich przedsięwzięć. Ko-lejka po autografy oraz pa-miątkowe zdjęcia ustawiła się jeszcze w czasie trwania wy-stępów. Tego rodzaju atrakcje artystyczne nie zdarzają się co dzień.

KAROLINA KASPRZAK

STRONA10 WRZESIEŃ 2015

Wielkopolski Związek In-walidów Narządu Ru-

chu przystąpił do realizacji programu „Aktywny niepeł-nosprawny”. Na jego elemen-ty składają się – wizyta w Ter-mach Maltańskich, piknik na Dziewiczej Górze, zwiedzanie Palmiarni Poznańskiej, a tak-że zapoznanie z pracą Warsz-tatu Terapii Zajęciowej.

Latem na pierwszy ogień poszły Termy Maltańskie. Dla wielu osób była to pierwsza okazja, aby zobaczyć poznań-ski Aquapark. W ten dzień do-jazd do Term był utrudnio-ny – trwał Enea Challenge Po-znań, czyli trzecia edycja tria-thlonu w Poznaniu. Kiedy jego uczestnicy jeździli na rowe-rach, uczestnikom wypraw na Termy przyszło przeprawiać się do basenów. A to, ze wzglę-du na fatalne oznaczenie ob-jazdów, było bardzo utrudnio-ne. Mimo to tylko z niewielkim

Wydawałoby się, że osoba z niepełnosprawnością sta-

ła się już pełnoprawnym człon-kiem naszego społeczeństwa. Jak się okazuje – niestety, nie zawsze. To oburza – tym bar-dziej, gdy wiąże się z wypo-czynkiem.

Wielkopolski Związek Inwa-lidów Narządu Ruchu miał kie-dyś zamysł stworzenia swoistej księgi dobrych praktyk, w któ-rej można by zapisywać placów-ki polecane i te, do których nie-pełnosprawnym lepiej się nie zbliżać. Niestety, pomysł z bra-ku środków odłożono do szufl a-dy. Ale sytuacja, którą tu opiszę, świadczy, że trzeba go zrealizo-wać jak najszybciej.

Ulę i Bogdana Nowaków w środowisku osób z niepełno-sprawnością zna prawie każdy.Zawsze uśmiechnięci, życzliwi, śpieszący z pomocą innym, rów-nież pełnosprawnym. Obydwo-je są po poważnych chorobach, poruszają się o kulach. Aktywni działacze WZINR wspomagają-cy jego działalność. Po trudach całorocznej pracy zechcieli wy-jechać na urlop. Pragnienie jak najbardziej uzasadnione. Ale czy spełnione?

27 lipca bieżącego roku w siedzibie Zarządu

Transportu Miejskiego w Po-znaniu przy ulicy Matejki 59 odbyło się spotkanie dotyczą-ce mobilnej aplikacji ITS Pla-ner.

W spotkaniu uczestniczy-li przedstawiciele Zarządu Transportu Miejskiego, Wy-działu Zdrowia i Spraw Spo-łecznych Urzędu Miasta Po-znania, niestety, tylko czterech przedstawicieli organizacji po-zarządowych oraz główni bo-haterowie spotkania – przed-stawiciele fi rmy „Szybkie Mia-sto” pracujący nad mobilną aplikacją ITS Planer.

Z pewnością wszyscy za-uważyli montowane od po-czątku roku na ulicach i przy-stankach kamery i tablice in-formacyjne. Tak Miasto zaczę-ło budowę systemu ITS – Inte-ligentnego Systemu Transpor-towego. System opiera się wła-śnie na kamerach instalowa-nych przy światłach sygnaliza-cyjnych. Dzięki nim ITS może obserwować ulice i decydo-wać o włączeniu zielonych świateł – nie będzie na przy-kład pozwalał jechać samo-chodom, jeśli kolejne światła nie gwarantują zmieszczenia się kolumny pojazdów mie-dzy nimi.

opóźnieniem spotkano się na basenach termalnych. Wszy-scy korzystali ze zjeżdżalni, rwącej rzeki, solanki, base-nów sportowych i zewnętrz-nych, bowiem pogoda tego dnia sprzyjała plażowaniu. Z basenów zewnętrznych moż-na było obserwować zmagania triathlonistów.

Ale to wyjście to nie tyl-ko okazja do plażowania i za-bawy w miłym towarzystwie. Dzięki dofi nansowaniu zada-nia ze środków Powiatu Po-znańskiego na Termy przyje-chały osoby z terenu powia-tu, dla których była to pierw-sza możliwość skorzystania z uroków basenów i pozna-nia tego pięknego obiektu. Ce-lem było też umożliwienie ak-tywnego wypoczynku w wo-dzie, której walorów rehabili-tacyjnych nie da się przecenić. W Termach można skorzystać nie tylko z wód termalnych, ale również z solanki. Szkoda, że korzystanie z niej nie jest moż-liwe dla osób z niepełnospraw-nością ruchową. Obiekt wszak chwali się dostępnością, ale, jak się okazuje, są rewiry nie dla wszystkich dostępne.

Na wyjściu na Termy skorzy-stali nie tylko niepełnospraw-ni, ale wszyscy przebywają-cy w tym czasie w basenach. Był to przykład tolerancji i in-tegracji osób niepełnospraw-nych z pełnosprawnymi. Do-brze, że WZINR poświęca tak wiele uwagi nauce, jak można z korzyścią dla obu stron ak-tywnie spędzać czas, wzboga-cając wzajemną wiedzę i do-świadczenie.

BŁAŻEJ FRIEDRICH

Razem na Termach

Rezerwacji dokonali w czerwcu. Wymarzony urlop nad Bałtykiem miał się zacząć 25 lipca. Wysłanie zaliczki po-przedziły rozmowy telefonicz-ne mówiące o tym, że aby wejść na parter, należy pokonać czte-ry stopnie, stołówka znajduje się na poziomie pokoju, z któ-rego jest wyjście na taras. W trakcie rozmów i wymiany ma-ili Bogdan uzyskał wiele szcze-gółowych informacji potwier-dzających, że pracownik pen-sjonatu zdaje sobie sprawę z niepełnosprawności swoich go-ści. Ustalono nawet wysokość łóżek i małżeństwo uzyska-ło zgodę na ich podwyższenie, pozwalające osobie niepełno-sprawnej na położenie się bez przeszkód. Uzgodniono pomoc przy wypakowaniu. Słowem: gość w dom – Bóg w dom!

W upalny poranek mieli do pokonania około 300 kilome-trów. Jak się wydawało – w jed-ną stronę. Około 4 godzin jaz-dy bez przerwy, ale oni jecha-li 5,5 godziny. Gorąco, ale prze-cież w perspektywie wieczór na tarasie, szum morskich fal, trzy-manie się za ręce i podziwianie zachodu słońca. Dojechali na

Będzie też rozpoznawał po-jazdy ZTM, dając im uprzywi-lejowaną pozycję w szybkim poruszaniu się po mieście. Dzięki zamontowanym w po-jazdach czujnikom pasażero-wie oczekujący na przystan-kach będą wiedzieli o rzeczy-wistym czasie przyjazdu i od-jazdu tramwaju czy autobusu, bowiem te informacje będą wyświetlane na przystankach. Skorzystają również kierow-cy – na montowanych tabli-cach nad jezdniami wyświe-tli się komunikat o kolizji, kor-kach, a znane już od dłuższe-go czasu tablice parkingowe będą pokazywały rzeczywistą liczbę wolnych miejsc na da-nej ulicy.

System miał też służyć do rejestracji wykroczeń drogo-wych, ale na chwilę obecną włodarze miasta wycofali się z tego pomysłu. Cały system słu-ży usprawnieniu ruchu w Po-znaniu i ma go przyspieszyć, szczególnie publiczny, o 10 %. Nic dziwnego, że ZTM chce maksymalnie wykorzystać efektowny i efektywny pro-gram ITS zlecając fi rmie „Szyb-kie Miasto” budowę aplikacji, która ma wspomóc porusza-nie się po mieście szczególnie osobom z niepełnosprawno-ściami. I właśnie z tą aplikacją F

OT.

(2

X)

AR

CH

IWU

M W

ZIN

R

STRONA 11WRZESIEŃ 2015

Android króluje? Nie zawsze!

Co za inwalidzi!16, bo tak mieli się zjawić – na obiad.

Na powitanie wyszedł pan i raptem przywitał przybyłych da-lekim od staropolskiego powita-niem:

– O Jezu! Co za inwalidzi! Co za kłopot!

To był pierwszy szok. I zaraz kolejne. Okazało się,

że aby wejść do pokoju, trze-ba pokonać 13 stopni a nie 4. Na powitanie, jak domyślają sie Ulka i Bogdan, wyszła właści-cielka pensjonatu, którą rów-nież zatroskała możliwość do-stania się do pokoju. Chyba dla ochłonięcia skierowała swoich gości na obiad – jak się okaza-ło, wcale nie na poziomie poko-ju, ale należało przejść do jadal-ni około 25 metrów, ale dwoma schodami dół i po śliskich kafel-kach, które były dla naszych bo-haterów wyzwaniem, podob-nie jak i dojście do toalety. Pro-blemem była również forma po-dawania posiłków w formie sto-

łu szwedzkiego. Mieli jednak szczęście, bo posiłek do stołu im przyniesiono.

Po obiedzie wrócili do roz-mów z właścicielką na temat swojego pobytu w pensjona-cie. Niestety, powiedziała, że nie będzie brała sobie na głowę tak wielkiego „kłopotu” – zwra-ca zaliczkę odmawiając zakwa-terowania Ulki i Bogdana. Kie-dy usłyszała prośbę o przeno-cowanie choć na jedna noc lub pomoc w znalezieniu innego ośrodka stwierdziła, że nie wy-raża zgody, a wszystkie kwate-ry są zajęte i muszą sobie radzić sami. Aby dopełnić obrazu „go-ścinności”, przypomnę powta-rzane wielokrotnie w rozmowie telefonicznej i zaakceptowane przez przedstawiciela pensjona-tu wymagania naszych niepeł-nosprawnych bohaterów.

Poszukując kwatery w Dar-łówku, Kołobrzegu, Koszalinie podjęli decyzję o powrocie do domu. Szczęście w nieszczę-

ściu, że samochód jest przysto-sowany w taki sposób, iż mo-gła go prowadzić Ulka i na czę-ści trasy odciążyła Bogdana. Po 13 godzinach pobytu non stop na nogach dotarli do domu. Ko-niec urlopu.

Najbardziej mnie zbulwerso-wał brak empatii gospodarzy pensjonaty i to, że bez skrupu-łów odesłali dwie znacznie nie-pełnosprawne osoby w powrot-ną podróż ponad 300 kilome-trów bez odpoczynku. Często je-stem świadkiem, że obcy prze-chodzień, widząc osobę star-szą czy niepełnosprawną w ja-kimś kłopocie, wyciąga do niej pomocną dłoń. Kiedy okazało się, że ośrodek nie spełnia wa-runków, należało zrobić wszyst-ko, aby zapewnić im bezpieczny nocleg i odpoczynek. Tak postą-piłby każdy. Przykre, że tym ra-zem tej oczywistej reguły nie do-pełniono. Tym bardziej przykre, ze tego typu pensjonat obowią-zuje gościnność.

A jak musieli się poczuć boha-terowie naszej historii po uwa-gach typu: Boże! Co za inwa-lidzi! Ale kłopot! Nie bierzemy sobie na głowę takiej odpowie-dzialności! Pragnę powiedzieć, ze wielokrotnie uczestniczy-łem z Ulką i Bogdanem w różne-go rodzaju imprezach – od raj-dów samochodowych po pikni-ki – i zawsze to oni służyli pomo-cą innym, niż byli dla innych kło-potem.

Mam dość dużą bliznę po operacji. Nigdy i nikt nie trakto-wał mnie z tego powodu inaczej, nie zaczepiano mnie na basenie i nie wydziwiano, że jestem „kło-potem”. Widocznie miałem wię-cej szczęścia niż Ulka i Bogdan i zawsze wokół mnie znajdowali się ludzie na poziomie. Czy czło-wiek kulturalny będzie wydzi-wiał, że ktoś jest rudy, a ktoś ma piegi? Że jest łysy? Że ma wadę wzroku? To nie wybór Uli i Bog-dana, że poruszają się o kulach. Tym większy dla nich szacunek, że są, działają. I pomagają in-nym. Nawet w tak przykry, ale i heroiczny sposób testując nad-bałtycki pensjonat.

BŁAŻEJ FRIEDRICH

zostaliśmy zapoznani podczas spotkania w ZTM.

Możliwości aplikacji prezen-towano na telefonie, a nie po-przez prezentację, co zdecy-dowanie pogłębiło możliwo-ści poznawcze. Aplikacja jest dedykowana w szczególności osobom z dysfunkcją wzroku dlatego wykonana jest w kolo-rystyce żółto-czarnej. Główny ekran został podzielony na za-kładki. I tak na przykład w za-kładce ZAPLANUJ TRASĘ mo-żemy zaplanować trasę pie-szo, rowerem lub komunikacją miejską. Zakładka WARUNKI ATMOSFERYCZNE podaje po-godę jaka czeka na nas w róż-nych częściach miasta. Rów-nie ciekawa wydaje się zakład-ka UTRUDNIENIA mówiąca o kolizjach, awariach i wypad-kach na terenie miasta. Apli-kacja będzie odtwarzała ko-

munikaty głosowe albo po-przez samą aplikację albo po-przez „talkBack” zainstalowa-ny w telefonie.

Poznań ma też otrzymać jako pierwsze miasto w Pol-sce mapę dedykowaną oso-bom niedowidzącym z nanie-sionymi na niej najważniej-szymi placówkami (banko-maty, poczta, przystanki itp.), która będzie dostępna w apli-kacji. Wydawałoby się, że nic tylko czekać, aż będzie moż-na potrzebną nie tylko niepeł-nosprawnym aplikację ścią-gnąć bezpłatnie z Google Play, ale okazało się, że spotkanie może jeszcze wnieść wiele nowych rozwiązań do aplika-cji. Przede wszystkim, jak się okazało, system Android jest ogólnie najpopularniejszy, je-śli jednak chodzi o osoby nie-dowidzące, preferują one te-

lefony z systemem iOS, czy-li iPhony.

Niestety, ta sugestia do mo-mentu premiery nie zosta-nie uwzględniona. Część osób niedowidzących woli, kiedy świecą litery, a część – kiedy świeci tło. Różne zdania doty-czą też ustawienia szybkości odtwarzanego tekstu czy po-większenia ekranu. Wszystkie te sugestie zostaną uwzględ-nione w premierowym wyda-niu aplikacji. Ponadto do poło-wy września mają być jeszcze naniesione następujące po-prawki – dodanie katalogu ulu-bione, zmiana numerów przy-stanków na ich nazwę i kie-runkowość odjazdu pojazdu, informacja, które pojazdy będą niskopodłogowe. W zakładce UTRUDNIENIA ma być zmie-niona kolejność informacji – aplikacja najpierw ma nas in-

formować, gdzie one występu-ją a dopiero później jak długo.

Nie zostaną uwzględnione rzeczywiste czasy odjazdów, co będzie mankamentem apli-kacji. Jednak każda aplikacja rozwija się wraz z rozwojem możliwości sprzętu czy nowi-nek technicznych. Tak samo ITS Planer ma być w miarę po-siadanych środków wzbogaca-ny o kolejne, przydatne funk-cje. Pierwotnie zakładano, że w połowie sierpnia najbardziej zainteresowana grupa użyt-kowników czyli osoby niepeł-nosprawne, dostanie aplika-cję do przetestowania. Nieste-ty, jak wynika z koresponden-cji z „Szybkim Miastem”, raczej należy oczekiwać na końcowy produkt.

Szkoda, że tak mało orga-nizacji wzięło udział w spo-tkaniu, przez co, być może, nie wychwycono wszystkich mankamentów aplikacji. Z drugiej strony jeśli testować będzie można dopiero goto-wy produkt, to uwagi już nie-wiele zmienią. Testować będą Poznaniacy, ale raczej tylko ci, co pracują na Androidzie. I to chyba największa wada apli-kacji.

BŁAŻEJ FRIEDRICH

STRONA12 WRZESIEŃ 2015

Portal dla osób na wózkach inwalidzkich wozkowicze.

pl założony przez osoby nie-pełnosprawne – Agnieszkę Ku-bicką i Sebastiana Mankiewi-cza uzyskał wsparcie fi nanso-we w konkursie „Mikrodotacje Wielkopolska Wiara 2015” na realizację projektu pod nazwą „Włącz świadomość na potrze-by osób na wózkach”.

Inicjatywa została dofi nan-sowana ze środków progra-mu Fundusz Inicjatyw Obywa-

Każdy Polak powinien od-wiedzić i poznać swo-

ją stolicę. Kierując się tymi słowami, członkowie Wiel-kopolskiego Związku Inwa-lidów Narządu Koło w Śre-

Blisko 180 000 złotych prze-znaczyło Miasto Poznań

na adaptację mieszkania chro-nionego dla seniorów na po-znańskich Winogradach. Pro-jekt dofi nansował również Bank Gospodarstwa Krajowe-go ze środków Funduszu Do-płat w ramach rządowego pro-gramu wsparcia budownictwa socjalnego. Klucze do miesz-kania ofi cjalnie przekazano 5 osobom w połowie sierpnia. To pierwsze tego rodzaju przed-sięwzięcie w Poznaniu.

Mieszkania chronione są szansą dla osób starszych, któ-

Straciły ważność karty parkingowe dla niepeł-

nosprawnych wydane bez-terminowo. Od 1 lipca 2015 obowiązują nowe. Pozo-stawienie pojazdu na „ko-percie” bez nowego doku-mentu wiąże się z manda-tem w wysokości 800 zło-tych i z 5 punktami karny-mi. 2 tysiące złotych grzyw-ny grozi osobie, która ko-rzysta z karty parkingowej bez uprawnień do jej po-siadania. Nowelizacja prze-pisów pozwala eliminować nadużycia związane np. z fałszerstwem dokumentu czy posługiwaniem się kar-tą parkingową wystawioną na nazwisko osoby dawno zmarłej. Tego typu proce-derów w Polsce było mnó-stwo.

Nowe warunki ubiegania się o kartę parkingową wy-wołały lawinę krytycznych głosów. Najwięcej – odebra-nie uprawnień posiadaczom kart wydanych beztermino-wo. Rzecznik Praw Obywa-telskich informuje, że zno-welizowane przepisy usta-wy „Prawo o ruchu drogo-wym” nie naruszają kon-stytucyjnej zasady ochro-ny praw słusznie nabytych1. Choć utrata prawa do karty budzi niezadowolenie, zmia-ny są uzasadnione. W ca-łym kraju przed 1 lipca mie-liśmy około 650 tysięcy kart parkingowych, a „kopert” za-ledwie 13 tysięcy. Znaczące ograniczenie liczby posiada-czy kart umożliwia korzysta-nie z miejsc parkingowych najbardziej potrzebującym – osobom, które ze wzglę-du na duże problemy w po-ruszaniu się nie mogą wyjść z samochodu bez szerokie-go otwarcia drzwi (tę moż-liwość daje tylko „koperta”).

Do 30 czerwca (czyli do momentu, w którym utraciły ważność stare karty parkin-gowe) w Poznaniu i powiecie poznańskim wystawionych zostało ich aż 18 tysięcy. Po 1 lipca – jedynie 5.273 karty (dane z 12 sierpnia). Zgodnie z ustawą z 23 października 2013 o zmianie ustawy „Pra-wo o ruchu drogowym” i nie-których innych ustaw (Dz.U. z 2013 r., poz. 1446) imien-ną kartę parkingową można otrzymać wyłącznie na pod-stawie ważnego orzeczenia wydanego przez Powiato-wy Zespół do spraw Orzeka-nia o Niepełnosprawności. Orzeczenia Zakładu Ubez-pieczeń Społecznych (ZUS)

telskich przez Stowarzyszenie Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich PISOP. Trwa od 1 czerwca do 31 paź-dziernika. Celem projektu jest zwrócenie uwagi na bariery ar-chitektoniczne, z którymi zma-gają się osoby z niepełnospraw-nością narządu ruchu, integra-cja, a przede wszystkim pokaza-nie problemu dostępności miejsc publicznych.

W ramach projektu „Wózko-wicze” organizują spotkania in-

mie przebywali w Warsza-wie w dniach od 22 do 24 lip-ca. Na wstępie na lotnisku im. F. Szopena, zwiedziliśmy ter-minale, z tarasu widokowego oglądaliśmy starty i lądowa-nia samolotów.

Następnie udaliśmy się do Senatu i Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej. Byliśmy gośćmi po-sła Tadeusza Tomaszewskie-go, który na co dzień udostęp-nia nam swoje biuro poselskie na biuro naszego Związku. W kuluarach sejmowych spotka-liśmy się z wicemarszałkiem Sejmu Jerzym Wenderlichem, senatorem z naszego regionu Piotrem Gruszczyńskim, po-słami Leszkiem Millerem i Da-riuszem Jońskim. Umożliwio-no nam także wejście na ga-lerię sali plenarnej, gdzie słu-chaliśmy posiedzenia Sejmu. Członkowie Koła mając możli-wość zobaczyć i porozmawiać

na żywo z posłami stwierdzi-li, że są zupełnie inni pod każ-dym względem jak w mediach, o czym ich poinformowali.

Podczas naszego pobytu w Warszawie zwiedziliśmy Za-mek Królewski, Trakt Królew-ski, Łazienki, Ogrody dachowe największe w Europie, Cmen-tarz Wojskowy, Muzeum Po-wstania Warszawskiego z pro-jekcją fi lmu „Miasto ruin”, Mu-zeum Żydów Polskich Polin. Spacerując po Warszawie oglą-daliśmy pomniki, obejrzeliśmy zmianę warty przy Grobie Nie-znanego Żołnierza. Atrakcją dla nas był przejazd dwiema li-niami metra. Po trzydniowym zwiedzaniu stolicy, gdzie aura była dla nas aż nazbyt łaskawa, wracaliśmy zmęczeni, ale i za-dowoleni z poznania historii i zabytków Warszawy.

MARIA PĘKALA

re nie wymagają pomocy w wy-konywaniu czynności dnia co-dziennego, a oczekują na miej-sce w domu pomocy społecz-nej. Lokatorzy mieszkania przy ul. Winogrady 150 zostali wy-brani spośród oczekujących na miejsce w DPS przy ul. Ugory 18/20. Piotr Michalak, dyrektor DPS poinformował, że w kolej-ce na miejsce w DPS czeka po-nad 100 osób.

Pomieszczenie zaadopto-wane na mieszkanie chronio-ne było pustostanem wymagają-cym gruntownego remontu oraz przystosowań pod kątem po-

trzeb osób niepełnosprawnych. Dzięki pomocy fi nansowej udało się je wyremontować. Całkowita powierzchnia mieszkania to 156 m². W lokalu są 4 pokoje, w tym jeden dwuosobowy dla małżeń-stwa, kuchnia i łazienka. Wy-miary pomieszczenia pozwala-ją na swobodne wykonywanie manewrów wózkiem inwalidz-kim, a budynek posiada windę. Czynsz jest dość tani – wyno-si 350 złotych miesięcznie plus opłaty za media. Lokatorzy mają zapewnioną pomoc z zakresu prawa i psychologii.

KAROLINA KASPRZAK

tegracyjne oraz dwa konkur-sy – na lokal, którego przystoso-wania najbardziej chcą miesz-kańcy stolicy Wielkopolski oraz na najciekawszy fi lm lub zdję-cie ukazujące nietypową ak-tywność osób niepełnospraw-nych i ich integrację ze społe-czeństwem. Pytania, pomysły i propozycje współpracy moż-na zgłaszać mejlowo: [email protected]

KAROLINA KASPRZAK

Mieszkania dla seniorów

Ze Śremu – w Sejmie

„Wózkowicze” działają

FO

T. A

RC

HIW

UM

STRONA 13WRZESIEŃ 2015

i Kasy Rolniczego Ubezpie-czenia Społecznego (KRUS) nie są honorowane.

Po 1 lipca do posiadania karty parkingowej uprawnio-ne są osoby mające znacznie ograniczone możliwości sa-modzielnego poruszania się. Wszystkie osoby legitymują-ce się orzeczeniem o umiar-kowanym stopniu niepełno-sprawności mogą ubiegać się o weryfi kację uprawnień do posiadania karty parkin-gowej. Karta parkingowa nie przysługuje osobom z orze-czeniem o niepełnospraw-ności w stopniu lekkim.

– Karta parkingowa nie może być wydana beztermi-nowo. Wydajemy ją na mak-symalnie 5 lat. Aby wyrobić taką kartę, trzeba najpierw złożyć dokumentację o wy-danie nowego orzeczenia o niepełnosprawności i sta-wić się na komisję lekarską. Osoby zaliczone do znacz-nego stopnia niepełno-sprawności od 2003 roku z symbolem przyczyny niepeł-nosprawności 04-0, 05-R lub 10N mogą występować o wy-danie karty bez konieczno-ści weryfi kacji posiadanego orzeczenia. Wydanie orze-czenia uzyskuje prawomoc-ność po 14 dniach od daty podpisania odbioru orzecze-nia. Jest to czas na złożenie odwołania od decyzji komi-sji. Jeśli odwołanie nie zosta-nie złożone w ciągu 14 dni, po tym terminie osoba nie-pełnosprawna przychodzi do Powiatowego Zespołu z do-kumentacją i, o ile orzecze-nie zostało wydane u nas, kartę parkingową dostaje od ręki. Nowa karta ważna jest tak długo, jak długo ważne jest orzeczenie. Jeżeli orze-czenie traci ważność po 2 la-tach, to karta również – wy-jaśnia Mariola Kokocińska, przewodnicząca Powiatowe-go Zespołu do spraw Orze-kania o Niepełnosprawności w Poznaniu.

Posiadanie orzeczenia o niepełnosprawności w stop-niu znacznym nie jest wa-runkiem uzyskania prawa do korzystania z karty par-kingowej, jeśli w ocenie ze-społu osoba nie ma znacznie ograniczonych możliwości samodzielnego poruszania

się. Osoby ze wskazaniem do wydania karty parkingo-wej mogą się o nią ubiegać w każdym Powiatowym Ze-spole do spraw Orzekania o Niepełnosprawności na tere-nie całego kraju. Nowa kar-ta obowiązuje we wszyst-kich miastach Polski i w każ-dym państwie członkow-skim Unii Europejskiej. Karty są produkowane w oparciu o ich skanowanie. Co istot-ne – po upływie 5 lat trze-ba oddać starą kartę i wyro-bić nową, nawet jeśli orze-czenie o niepełnosprawno-ści zostało wydane na stałe. Posiadacz karty musi ode-brać ją osobiście w siedzi-bie Powiatowego Zespołu do spraw Orzekania o Niepeł-nosprawności, nawet jeśli orzeczenie zostało wydane w trybie zaocznym (z uwagi na brak możliwości dotarcia osoby niepełnosprawnej na komisję).

Osoba ubiegająca się o wydanie karty parkingowej powinna przedstawić orze-czenie o niepełnosprawno-ści, aktualne zdjęcie o wy-miarze 35 mm x 45 mm, dowód osobisty, wypełnio-ny wniosek (wzór wniosku na www.bip.powiat.poznan.pl – w zakładce po prawej stronie pn. „Formularze/In-formacje” kliknąć kategorię „Osoby niepełnosprawne”) oraz wpłacić na miejscu 21 złotych gotówką. Posiadacz karty parkingowej nie musi

mieć prawa jazdy ani wła-snego samochodu – pojazd, którym podróżuje jest uprzy-wilejowany.

Karta parkingowa przy-sługuje nie tylko osobie nie-pełnosprawnej ze znacznym ograniczeniem możliwo-ści samodzielnego porusza-nia się, ale także placówkom zajmującym się rehabilitacją osób niepełnosprawnych. Przed 1 lipca w Poznaniu i powiecie poznańskim wy-stawionych było około 100 kart, a po 1 lipca zaledwie 28. Rozporządzenie Mini-stra Pracy i Polityki Społecz-nej z dnia 18 czerwca 2014 w sprawie rodzaju placówek uprawnionych do uzyskania karty parkingowej wskazu-je, że nie mogą z niej korzy-stać zakłady pracy chronio-nej i stowarzyszenia spor-towe. Podmiotami upraw-nionymi są m.in.: warsztaty terapii zajęciowej, ośrodki, w których organizowane są turnusy rehabilitacyjne, za-kłady opiekuńczo-lecznicze, zakłady pielęgnacyjno-opie-kuńcze, hospicja, specjali-styczne ośrodki szkolenio-wo-rehabilitacyjne, sanato-ria uzdrowiskowe i szpita-le uzdrowiskowe dla dzieci i dorosłych. Placówka może otrzymać kartę parkingową maksymalnie na 3 lata.

Fałszerstwo dokumen-tu czy posługiwanie się kar-tą parkingową wystawio-

ną na nazwisko osoby daw-no zmarłej przed noweliza-cją przepisów nie było jedy-nym problemem. W wielu przypadkach karty były wy-korzystywane przez osoby zdrowe np. dyrektorów do-mów pomocy społecznej czy zakładów pracy chronionej do innych celów – m.in. do ubiegania się o darmowe ko-rzystanie z miejsca w stre-fi e płatnego postoju, gdy nie podróżowali z osobą niepeł-nosprawną. Społeczne ak-cje pn. „Zabrałeś moje miej-sce – weź moje kalectwo” czy „Zrób zdjęcie „niepeł-nosprawnemu”” wobec wal-ki z nadużyciami okazały się nieskuteczne.

M. Kokocińska przyzna-je, że w niekorzystnym po-łożeniu są przewoźnicy, któ-rzy na zlecenie Urzędu Mia-sta przewożą dzieci niepeł-nosprawne. Sytuacja nie jest problematyczna jeśli dziecko posiada kartę parkingową, ale gdy tej karty nie ma. Czę-sto są to dzieci z orzeczenia-mi wydanymi przez Porad-nię Psychologiczno-Pedago-giczną (np. z uwagi na zabu-rzenia osobowości), a orze-czenie z tej instytucji także nie uprawnia do ubiegania się o kartę parkingową.

W Biurze Strefy Parkowa-nia Zarządu Dróg Miejskich przy ul. Pułaskiego 9 w Po-znaniu, po okazaniu kar-ty parkingowej, można za-łatwić tzw. identyfi kator oso-by niepełnosprawnej, któ-ry umożliwia parkowanie w każdym miejscu. Wyrobienie takiego identyfi katora kosz-tuje 60 złotych.

Aby uniknąć manda-tu, korzystając z karty par-kingowej należy umieścić ją za przednią szybą pojaz-du, a jeśli pojazd nie posia-da przedniej szyby – w wi-docznym miejscu w przed-niej części pojazdu – tak, aby pierwsza strona karty była widoczna dla służb kontrol-nych i umożliwiała odczyta-nie numeru i daty ważności. Od 4 stycznia 2016 r., po uru-chomieniu centralnej ewi-dencji posiadaczy kart par-kingowych, ich właścicie-le będą uiszczać opłatę ewi-dencyjną.

KAROLINA KASPRZAK

Dla kogo „koperty”?

1 „Stanowisko RPO ws. kart parkin-gowych”: https://www.rpo.gov.pl/pl/content/stanowisko-rpo-ws-kart-parkingowych-0

Wzórkarty parkingowej

dla osób niepełnosprawnych – do umieszczenia za przednią szybą

pojazdu.

STRONA14 WRZESIEŃ 2015

Ulica Nowowiejskiego 15 w Poznaniu to adres, któ-

ry jest już znany Wielkopola-nom. Mieści się tam „Dobra Ka-wiarnia” utworzona przez „Do-brą Spółdzielnię Socjalną”. Go-ści obsługują osoby z niepełno-sprawnością intelektualną. To jedyne takie miejsce w stolicy Wielkopolski. „Dobra Kawiar-nia” działa od 2 lipca, a klien-tów z każdym dniem przybywa. Obdarzeni pozytywną energią przekazują ją dalej.

Przypomnijmy, że „Dobrą Spółdzielnię Socjalną” założy-ły dwie poznańskie organiza-cje pozarządowe – Stowarzy-szenie „Na Tak” i Polskie Stowa-rzyszenie Na Rzecz Osób z Upo-śledzeniem Umysłowym – Koło w Poznaniu. Pomysł spotkał się z dużym uznaniem. Za pośred-nictwem portalu polakpotrafi .pl, dzięki hojności darczyńców, udało się zebrać ponad 20 tysię-cy złotych. Pieniądze przezna-czono na sfi nalizowanie prac re-montowych, montaż klimatyza-cji i zakup mebli.

„Dzień dobra” – tak codzien-nie spółdzielcy witają swoich gości. 31 lipca w podziękowaniu za wsparcie zaprosili na „para-petówkę”, czyli wydarzenie pod hasłem: „Otwieramy się na do-bre”. Przed „Dobrą Kawiarnią” zebrał się tłum zainteresowa-nych.

– Przychodzą do nas osoby w różnym wieku – dzieci, do-rośli i seniorzy. Dużo ludzi chce nas naśladować, bo pokazuje-

Mam na imię Sylwia i je-stem 25-letnią niepełno-

sprawną dziewczyną. Choru-ję na porażenie mózgowe czte-rokończynowe spastyczne. Je-stem zupełnie normalną osobą, mimo że poruszam się na wóz-ku inwalidzkim. Prowadzę blo-ga o nazwie „Colletta”.

Jakiś czas temu napisała do mnie dziennikarka „Wiadomości Wrzesińskich”, Katarzyna Staw-na, z pytaniem czy nie chciała-bym opowiedzieć o swoim blogu „Colletta”. Początkowo się waha-łam, ale po rozmowie z przyja-ciółką Alex zgodziłam się.

Na pisanie bloga namówiła mnie Alex – moja przyjaciółka, która sama pisze bloga i książ-ki. Na początku myślałam, że to kiepski pomysł. Nigdy nie byłam orłem z polskiego, więc twier-dziłam, że nie dam sobie rady. Ona jednak nie odpuszczała. Sama stworzyła mi bloga – „Col-letta”. Pierwszy wpis pojawił się 12 grudnia 2014 roku. Później

Niestety, u niepełnospraw-nych depresja to codzien-

ność. Wpływa na to wiele czynników, na przykład po-czucie winy, strach o przy-szłość, samotność, bezsilność wobec choroby i zachowań innych osób. Spróbuję przed-stawić to na przykładach.

POCZUCIE WINY Każdy chory zna to uczucie,

gdy ktoś mu pomaga, a później tę osobę boli kręgosłup. Lub gdy rodzice zajmują się tobą, a dla twojego rodzeństwa nie mają czasu. Tak wygląda codzien-ność osób niepełnosprawnych. Poczucie winy zawsze nam to-warzyszy. Dlatego warto sta-rać się być jak najwięcej sa-modzielnym. Wiem dobrze, że to bardzo trudne, ale war-to poszukać jakiejkolwiek mo-tywacji i próbować. Moja mo-tywacją było na przykład to, że mama zaszła w ciążę i bałam się, że jak będzie mi za dużo pomagać, to stanie się jej coś złego. Właśnie wtedy zaczę-łam więcej czynności wykony-wać sama. Udaje mi się to do dziś. Teraz moją motywacją jest mój chłopak: to, że chcemy w przyszłości być samodziel-ni, on musi pracować, a ja mu-szę sobie radzić. Oczywiście,

my, że warto dawać szansę za-trudnienia. Niedawno odwiedził nas 90-letni mężczyzna, które-go pasją jest gra na akordeonie. Zależy nam, aby każdy, kto do nas zawita, czuł się jak najlepiej. Tu wszyscy się poznajemy. Ser-wujemy potrawy tworzone z lo-kalnych oraz sezonowych pro-duktów, dania dla wegan i bez-glutenowców. Żywność i napoje można też zamawiać na wynos – mówiła Agnieszka Frankow-ska, prezes „Dobrej Spółdzielni Socjalnej”.

Wszystkie dania są przygoto-wywane na miejscu, nie ma tzw. „półfabrykatów”, jest zdrowo i smacznie. W „Dobrej Kawiarni” zatrudnienie znalazło 6 osób z niepełnosprawnością intelektu-

alną, które przed podjęciem pra-cy były uczestnikami warszta-tów terapii zajęciowej. Teraz do-skonale sprawdzają się w no-wych obowiązkach, uczą się sa-modzielności i niezależności.

Wnętrze pomieszczenia zdo-bią prace Justyny Matysiak, uczestniczki WTZ „Krzemień”, światowej artystki sztuki art-brut. Symbolem „Dobrej Kawiar-ni” jest dmuchawiec, a jednym z założeń myśl: „Przestańmy się integrować. Zacznijmy razem żyć”. Zdanie pasuje do obecnych czasów, bo choć o integracji mówi się dużo, często nie idzie to w parze z traktowaniem osób z niepełnosprawnością jak rów-nych sobie.

KAROLINA KASPRZAK

„Dobrą Kawiarnię” podczas ofi cjalnego otwarcia odwiedziła Zdzisława Gorynia, przewodnicząca poznańskiego koła POSOUU

(z lewej) i Halina Grzymisławska-Słowińska, prezes Stowarzyszenia „Na Tak” (druga z prawej).

Zainteresowanych było wielu…

Pracownicy wspólnymi siłami otwierają się na ludzi.

Dzień dobrocidla wszystkich

FO

T. (

3X

) K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

SylwiaKośmiderMIŁOSŁAW

SKM

STRONA 15WRZESIEŃ 2015

były przerwy związane z różny-mi sytuacjami. Nie wierzyłam w to, że dam radę pisać i ktoś bę-dzie chciał to czytać, ale Alex nie odpuszczała. Ciągle mówiła, że mam próbować, a ona mi po-może. W sumie to bardziej niż ja wierzyła, że się uda.

Moim pierwszym małym suk-cesem był tekst pod tytułem „Życie osobiste osób niepełno-sprawnych”. Ten wpis miał bar-dzo dużo wyświetleń. Wtedy po-myślałam, że może warto pi-sać? Może w ten sposób komuś pomogę? Teraz staram się pi-sać teksty regularnie, co nie jest proste. Trzeba temu poświęcać dużo czasu, co nie zawsze się udaje. Nie zmienia to faktu, że zmieniłam zdanie na temat blo-gowania. Piszę chętnie teksty i z niecierpliwością czekam na od-zew ludzi. Sprawia mi to dużo frajdy i daje mnóstwo satysfakcji.

Blog powstał z myślą o oso-bach niepełnosprawnych, ale „Colletta” istnieje przede wszyst-kim po to, aby uświadomić in-nym, że ludzie chorzy czy nie-pełnosprawni są równie warto-ściowi jak zdrowi. Powstał rów-nież dlatego, żeby pokazać oso-bom niepełnosprawnym, że warto próbować realizować swoje marzenia pomimo, a cza-sem razem, ze swoją dolegli-wością. Chcę uczyć, że najbar-dziej ogranicza nas nasz własny umysł, niechęć czy brak wiary w siebie i motywacji. Ten blog ma dawać nadzieję i być przykła-dem dla wszystkich, którzy go potrzebują.

Choruję od dziecka, z winy le-karzy. Kiedyś szpital był moim drugim domem. Jednak teraz staram się cieszyć życiem, bo zawsze mogło i może być go-rzej. Co mogę powiedzieć o tej

chorobie? Jak to mówią leka-rze, trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Dążyć do jak największej samodzielno-ści. Wiem, jak to brzmi. Sama to przeszłam i nadal przechodzę. Banały lekarskie to tylko banały. Rzeczywistością jest ból, przy-kurcze, leki, badania itp. Dlatego właśnie chcę wspierać innych w podobnej sytuacji.

Największą trudnością, z jaką się spotykam, jest nieprzystoso-wanie miast do poruszania się na wózku. Mieszkam od dziecka w małej miejscowości, od 7 lat mam wózek elektryczny, co jest dużym ułatwieniem. Wszystko byłoby super, gdyby można było się nim swobodnie poruszać po mieście, co jest jednak niemoż-liwe i grozi wypadkiem. Przykła-dem mogą być chodniki, gdzie po jednej stronie ulicy jest pięk-ny zjazd, a po drugiej krawężnik,

który ma około 5 cm wysokości, co jest barierą nie do pokonania dla wózka.

Staram się pisać na własnych przykładach, bo chcę, aby to było bardziej prawdziwe. Nie zawsze łatwo pisze się o sobie. Moje życie nigdy nie było łatwe i nigdy nie będzie, ale chcę, żeby moi czytelnicy wiedzieli, że to, o czym piszę, dotyczy ludzi, nie tylko niepełnosprawnych.

Jestem osobą pozytywnie na-stawioną do życia. Ludzie, którzy mnie znają osobiście, zawsze pytali, skąd ta siła, uśmiech, po-zytywne nastawienie, przecież jestem chora, nie mam szans na to, żeby wstać z wózka. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, nie wiem, czy to kwestia wycho-wania czy mój charakter. Uśmie-cham się, bo widzę też pozytyw-ne rzeczy w moim życiu oraz otoczeniu. Jestem silna, bo mu-szę. Wiem, że jak się poddam, to koniec ze mną i wpadnę w de-presję albo jeszcze coś gorszego.

Na koniec chcę bardzo po-dziękować pani Karolinie, która zwróciła uwagę na mojego bloga i zaproponowała mi pisanie dla „Filantropa”. Jest mi bardzo miło, że będę mogła pisać dla czytelni-ków czasopisma, które porusza tematy bliskie memu sercu.

nie wiem, czy nam się uda, ale warto o to walczyć.

STRACHO PRZYSZŁOŚĆ

Każdy kiedyś dorasta, idzie na swoje i zakłada rodzinę. W przypadku osób chorych usa-modzielnienie się jest bardzo trudne. Boimy się, że jak rodzi-ców zabraknie, to trafi my do ja-kiegoś ośrodka i niestety, to jest najbardziej prawdopodobna wersja… Dlatego bardzo nama-wiam osoby chore do szukania miłości. To jest właśnie szansa na „normalne” życie.

Samotność – to uczucie zna chyba każdy, ale nie każdy jest tak samotny jak osoby niepeł-nosprawne, bardzo często sie-dzimy zamknięci w czterech ścianach patrząc na tv, a to nie jest dobre dla nikogo. War-to otworzyć się na ludzi i świat

choć to trudne. Nie mówię tu o chodzeniu na jakieś bale, dys-koteki czy tym podobne, ja sama też nie lubię dyskotek, zabaw i bali czuję się po pro-stu tam nieswojo, źle. Nie mogę patrzeć jak inni tańczą a ja nie mogę, po prostu im zazdrosz-czę i chce mi się płakać. Uwiel-biam za to spotykać się z mo-imi przyjaciółkami, chodzić na spacery (po prostu jeździć wóz-kiem po okolicy bez celu). Każ-dy powinien znaleźć coś dla sie-bie to może być nawet zwykłe rozmawianie, czatowanie przez internet, jak wstydzicie się swo-jej choroby to na początku nie musiciee mówić o tym. Ja tak poznałam swoja miłość.

BEZSILNOŚĆ WOBECCHOROBY I LUDZI

Są w naszym życiu chwi-le załamania. Wtedy widzi-

my wszystko w czarnych bar-wach, mamy ochotę poddać się chorobie, jest nam wszyst-ko jedno. Właśnie takie myśle-nie prowadzi do depresji. Trze-ba sobie umieć to uświadomić i zwrócić się po pomoc do spe-cjalisty.

Czy ja miałam kiedyś depre-sję? Tak, i to właśnie przez lu-dzi i ich podejście do nas. Mam wyrwane około 3 miesiące z życiorysu. Po prostu nie pamię-tam nic z tego okresu, wiem tyl-ko tyle, co mi opowiedzieli bli-scy, na przykład że nie mogli się ze mną dogadać. Byłam wte-dy w 5 klasie podstawówki, za-wsze chodziłam do normalnej, publicznej szkoły, lekcje mia-łam w domu, ale raz w tygo-dniu chodziłam do szkoły, żeby mieć kontakt z rówieśnikami. Szkoła nazywa się integracyj-na, więc nie było problemu, do-

póki nie wypadłam z wózka ko-leżance z klasy. Oczywiście, nie miałam do niej żadnych preten-sji i oprócz kilku siniaków nic mi się nie stało.

Tak naprawdę to jest nasza codzienność, każdemu mo-żemy wypaść z wózka. Wła-śnie po tym incydencie dosta-łam zakaz chodzenia do szko-ły. Mama prosiła, tłumaczyła, ale dopiero gdy zagroziła, że zgłosi się z tym do kuratorium oświaty, to dyrekcja zmieniła zdanie, a ja po około 3 miesią-cach wróciłam do szkoły i do życia.

Depresja to okropna choroba naszych czasów. Jedni są na nią bardziej narażeni, inni mniej. To chyba zależy od charakteru człowieka. Ważne, żeby się jej nie poddać i mieć oparcie w bli-skich.

SYLWIA KOŚMIDER

Moja przygoda z pisaniem

Depresja a niepełnosprawność

STRONA16 WRZESIEŃ 2015

Niedawno szukałam pew-nego adresu w jednej

ze znanych dzielnic Pozna-nia. Gdy zadzwoniłam do jednej z wilii, otworzyła mi bez żadnego zastanowienia starsza pani. Nie zapytała, kim jestem, w jakiej sprawie przychodzę, o co mi chodzi. Jej niefrasobliwość zasko-czyła mnie.

Pisaliśmy już w „Filantro-pie” o oszustach, którzy wy-łudzają pieniądze od star-szych ludzi. Pomimo ostrze-gających przed nimi ulotek w kościołach, organizacjach skupiających seniorów, po-mimo wykładów i prelekcji na ten temat – łatwowierność starszych ludzi jest niewy-obrażalna. Zmieniają się też zastawiane na nich zasadz-ki. Oszuści wymyślają wciąż nowe sposoby, by oszukać seniorów. Zjawisko to nasi-la się w czasie letnich waka-cji i zbiera znaczne żniwo. W niedzielę 26 lipca w poznań-skich kościołach zachęcano do przeczytania listu z prze-strogami od poznańskiej po-licji, zamieszczonego w pa-rafi alnej gablocie.

– W związku z powta-rzającymi się przypadka-mi oszustw, których ofi arami stają się między innymi oso-by starsze, mieszkające sa-motnie, apelujemy o wzmo-żoną ostrożność i zdrowy rozsądek. Nie wolno rozma-wiać z obcymi, wpuszczać ich do mieszkań, odbierać od

„PomocnaMama” pomaga Fundacja „Pomocna Mama”

już po raz trzeci 31 lip-ca, tym razem w restaura-cji BOSS przy ul. Bosej w Po-znaniu, zorganizowała ak-cję charytatywną „Ciuch&Hel-p&Health” w Poznaniu.

Poczęstunek dla dzieci i wo-lontariuszy przygotowała Aka-demia Umiejętności „Kulinarne Przygody”. Dla dzieci przygoto-wano zabawy i konkursy. Każ-de dziecko otrzymało upomi-nek, a zwycięzcy nagrody. Na stoiskach można było zakupić m.in. ubrania używane oraz buty dla dzieci i dorosłych, tak-że zabawki dla dzieci. Stylist-ka udzielała paniom porad. Oferowano bezpłatne zabiegi z zakresu medycyny natural-nej. Dzieci w obecności rodzi-ców mogły skorzystać z bez-płatnych treningów biofeed-back, które prowadziła prezes „Pomocnej Mamy” Lidia Bu-kowska. Były też porady tera-peutki behawioralnej i media-tora sądowego. Dzięki tej akcji Fundacja „Pomocna Mama” ze-brała środki na zakup materia-łów szkolnych dla swoich pod-opiecznych.

MARCIN WOJCIESZAK

nich telefonów – mówi sier-żant Katarzyna Wielgosik. – Sprawcy przestępstw działa-ją w różny sposób, wykorzy-stując zaufanie i dobre ser-ce ludzi. Oszuści często wy-korzystują sposób działania na tak zwaną „legendę”. Pro-szą o szklankę wody, kartkę, aby zapisać wiadomość dla sąsiada, podają się za listo-nosza, urzędnika, pracowni-ka ZUS, pomocy społecznej, administracji albo gazowni. Po podstępnym dostaniu się do mieszkania wykorzystu-ją chwilową nieuwagę i okra-dają domowników.

Kolejną metodą działania oszustów jest działanie pole-gające na wyłudzeniu pienię-dzy. Sprawca dzwoni najczę-ściej do osoby starszej, poda-jąc się za członka rodziny lub bliskiego znajomego z proś-bą o pilną pożyczkę w związ-ku między innymi z wypad-kiem, chorobą, albo nagłą ofertą kupna atrakcyjnego przedmiotu w bardzo atrak-cyjnej cenie. W obu przypad-kach sprawca może poinfor-mować, że osobiście nie bę-dzie mógł odebrać gotówki, w związku z czym zgłosi się po nią inna osoba.

Sprawcy oszustw mogą też podszywać się pod policjan-tów lub strażników miejskich. Popularność zyskał proce-der, w którym oszust telefo-nuje do starszych ludzi, żą-dając pieniędzy. Rozłącza się, a po chwili ponownie słychać dzwonek telefonu. Tym ra-zem telefonuje rzekomy funk-cjonariusz Centralnego Biura Śledczego. Podaje swoje peł-ne dane osobowe. Następnie informuje, że wie o poprzed-nim telefonie, gdyż rozpraco-wuje grupę przestępczą, któ-rej członek przed chwilą zate-lefonował. Oszust jest namie-rzany i fałszywy policjant pro-si o współpracę przy jego za-trzymaniu. Mówi o koniecz-ności przekazania gotówki osobie bez umundurowania, która przyjdzie do mieszka-nia. Odbierze ją po to, by włą-czyć jako dowód do prowa-dzonej sprawy. Zapewnia, że

pieniądze będą bezpieczne.

– Podczas rozmowy wpro-wadzana jest nerwowa at-mosfera, wszystko dzieje się szybko i sprawnie – doda-je sierżant Katarzyna Wiel-gosik. – Często osoba, która odbiera telefon, działa odru-chowo, wykonuje wszystkie instrukcje i polecenia „poli-cjanta”, który może prosić o wypłacenie gotówki z ban-ku. Dodatkowo taki „poli-cjant” często instruuje, by w przypadku pytań pracowni-ków banku o to, po co senio-rowi potrzebna nagle duża ilość gotówki, odpowiadać, że zamierza przeprowadzić remont lub wydarzyła się na-gła awaria.

Warto w przypadku takich telefonów weryfi kować otrzy-mane informacje. Nie prze-kazywać pieniędzy osobom nieznanym. O próbach wy-łudzeń oraz dziwnych tele-fonach natychmiast informo-wać policję. Gdy oszust usi-łuje wejść do mieszkania, a mamy wątpliwości, czy dana osoba jest funkcjonariuszem policji, należy poprosić o jej legitymację służbową.

Aby nie paść ofi arą oszu-stów działających w ten spo-sób, należy spojrzeć przez wizjer w drzwiach lub przez okno. Jeśli nie znamy odwie-dzającego, trzeba zapytać go o cel wizyty, poprzez zapię-ty łańcuch uchylić drzwi i po-prosić o okazanie legitymacji służbowej, dowodu osobiste-go czy identyfi katora.

W przypadku jakichkol-wiek wątpliwości co do toż-samości osoby należy umó-wić się na inny termin spo-tkania, sprawdzić w admini-stracji osiedla lub innej odpo-wiedniej instytucji ( np. ener-getyka, gazownia) wiary-godność osoby pukającej do drzwi.

Gdy osoba staje się natar-czywa, trzeba natychmiast powiadomić policję pod nu-merem 997 lub 112. Warto też zaalarmować sąsiadów.

AURELIA PAWLAK

Seniorzy: uwaga, oszust

FO

T. P

AW

EŁ K

WIA

TK

OW

SKI

FO

T. (

2X

) A

RC

HIW

UM

FU

ND

AC

JI „P

OM

OC

NA

MA

MA

Sierżant Katarzyna Wielgosik.

STRONA 17WRZESIEŃ 2015

Spotkanie pod orzechem

Podopieczni Wielkopolskiego Stowarzyszenia na Rzecz

Osób z Chorobą Alzheimera spotkali się jak co roku 19 lip-ca pod starym orzechem na terenie Rodzinnych Ogrodów Działkowych im. 2 Armii Woj-ska Polskiego w Poznaniu. Nikt nie spodziewał się tego dnia nawałnicy, łamiącej drzewa i zrywającej dachy.

W spotkaniu uczestniczył Zdzisław Śliwa, prezes Okręgo-wego Zarządu Polskiego Związ-ku Działkowców w Poznaniu i zaprzyjaźnieni działkowcy. Była też prezes Stowarzyszenia Elż-bieta Fiszbach.

– To już ósme spotkanie pod orzechem – powiedział Z. Śli-wa. – Osoby chore na Alzheime-ra tutaj znajdują wytchnienie. Te spotkania wpisały się na stałe w nasz kalendarz wydarzeń.

Przedstawiciele Stowarzysze-nia wręczyli prezesowi jak co roku roślinę przeznaczoną do posadzenia na działce. Ten za-proponował, by utworzyć ogró-dek roślin – darów stowarzysze-nia. Piknik trwał do późnego po-południa. Dopiero potężna bu-rza sprawiła, że wszyscy schro-nili się w świetlicy, a potem roze-szli do domów.

AURELIA PAWLAK

Mają od czterech do szesna-stu lat i poruszają się na

wózkach inwalidzkich. Z myślą o nich stworzono program, da-jący szansę na poprawę kondy-cji fi zycznej i psychicznej. Jego celem jest udowodnienie, że dzieci w tej kategorii wiekowej mogą poprawić swoje codzien-ne życie.

Fundacja Aktywnej Rehabi-litacji „FAR” od 1997 roku pro-wadzi zajęcia i obozy dla dzie-ci z urazami rdzenia kręgo-wego i przepukliną opono-wo-rdzeniową. Wieloletnie do-świadczenie w pracy z najmłod-szą grupą niepełnosprawnych zaowocowały rozwiązaniem, jakim było wdrożenie w życie 2013 roku specjalistycznego pro-gramu pod nazwą „Komplekso-wa aktywizacja społeczna dzieci w wieku 4 – 16 lat poruszających się na wózku inwalidzkim”. Pro-jekt ten realizowany od 1 kwiet-nia 2013 roku kończy się 31 mar-ca 2016 roku. Może uda się go przedłużyć na kolejne lata. Za-leży to od Państwowego Fun-duszu Rehabilitacji Osób Nie-pełnosprawnych, który fi nansu-je przedsięwzięcie. Aby skorzy-stać z programu należy spełnić kryterium wiekowe, przedstawić orzeczenie o niepełnosprawno-ści, poruszać się na wózku in-walidzkim i wykazać trudności w chodzeniu.

– Chcemy, aby dzieci poprawi-ły umiejętności związane z po-ruszaniem się i samoobsługą, uzyskały jak największą nieza-leżność fi zyczną oraz psychicz-ną – mówi Monika Brzezińska, specjalista do spraw organiza-cji zajęć regionalnych i weeken-dowych oraz obozów. – Chcemy też, by podniosły stopień świa-domości własnego ciała i po-ziom integracji ze środowiskiem, a także umiejętność współpra-cy w grupie rówieśniczej. Przez trzy lata zaufało nam 1000 mło-dych osób oraz ich opiekunów. Mamy możliwość objęcia peł-nym wsparciem wszystkich na-szych podopiecznych.

Indywidualne sesje, zajęcia regionalne dla dzieci i młodzie-ży, odbywają się przynajmniej dwa razy w miesiącu w każdym regionie Polski. Obejmują one technikę jazdy na wózku, tre-ning usprawniający, gry zespoło-

we, zabawy integracyjne, naukę przesiadania, wykłady na temat budowy wózka, a także spotka-nia w plenerze, wspólne wyjścia na miasto. Rodzice tych dzieci mogą wziąć udział w szkoleniu dotyczącym doboru odpowied-niego wózka, problematyki uro-logii, odleżyn, dojrzewania.

– Program zajęć jest dopa-sowany do potrzeb dzieci i ich opiekunów w zależności od gru-py wiekowej i schorzenia – do-daje Monika Brzezińska. – Na specjalne szkolenia zaprasza-my dzieci wraz z rodzicami, co zapewnia im komfort psychicz-ny, związany z brakiem rozłą-ki z dziećmi na dłuższy okres. Dzięki doświadczonym instruk-torom Aktywnej Rehabilitacji ro-dzice i dzieci otrzymują kom-pendium wiedzy na tematy me-dyczne, psychologiczne, prawne. Spotkanie weekendowe to czę-sto jedyna możliwość zapozna-nia się z programową ofertą FAR dla osób mieszkających daleko od dużych miast.

Są także obozy aktywnej re-habilitacji, które dzięki ciekawe-mu programowi i indywidualne-mu podejściu do każdego dziec-ka cieszą się od lat największym zainteresowaniem. Dzieci mają zajęcia treningowe, majsterko-wanie przy wózku, dużo czasu na zabawę, odpoczynek i roz-mowy w grupie. Każde dziec-ko ma swojego instruktora po-ruszającego się na wózku oraz opiekuna pełnosprawnego.

– Poprzez prezentację wzor-ców osobowych i trening umoż-liwiamy uczestnikom rozwija-

nie swoich umiejętności oraz wzmocnienie wiary w siebie – mówi Monika Brzezińska. – W przypadku dzieci, które dorasta-ją jako osoby niepełnosprawne, pomoc w uzyskaniu pozytyw-nego obrazu samego siebie jest niezwykle istotna.

Instruktorzy udzielający po-rad w domu, prowadzący za-jęcia w regionie, a także pod-czas obozów i szkoleń dla dzie-ci są w większości osobami po-ruszającymi się na wózkach in-walidzkich. Prezentując własne doświadczenie, jako osób nie-pełnosprawnych, są konkretny-mi wzorcami dla uczestników. Przekazana przez nich pełna in-formacja o możliwościach nor-malnego i w pełni sprawnego funkcjonowania w społeczeń-stwie sprawia, że rodzice inaczej patrzą na swoje niepełnospraw-ne dziecko.

Działania FAR w ramach pro-jektu „Kompleksowa aktywiza-cji” to często przełomowy krok dla rodzin z dziećmi niepełno-sprawnymi. To pierwsze samo-dzielne decyzje, wyjazdy oraz otwarcie na świat dla dzieci, ale też dla rodziców.

– Cieszą nas zmiany, o któ-rych informują nas rodzice i na-uczyciele – mówi Monika Brze-zińska. – Każdy przejaw wła-snej decyzyjności, samodzielne poruszanie się autobusami, wy-chodzenie do kina czy na lody z przyjaciółmi, a przy tym wolne chwile na odpoczynek dla rodzi-ca są znakiem, że nasze wspar-cie daje oczekiwane rezultaty.

AURELIA PAWLAK

Sprawne na wózkach

FO

T. (

2X

) A

UR

ELIA

PA

WLA

K

FO

T. A

RC

HIW

UM

FA

R

STRONA18 WRZESIEŃ 2015

W książce Witolda Bońkowskie-go „Niewyobrażalne. Potęga i Pa-radoksy Naszych Umysłów”, któ-rej fragmenty przedrukowujemy, znajdują się przypisy i źródła po-danych informacji. Red.

*

JAK SKOŃCZYĆZ NAŁOGIEMZAMARTWIANIA SIĘ, ZANIM ONSKOŃCZY Z TOBĄ?

Doświadczenie uczy, że w trudnych sytuacjach najlep-szym rozwiązaniem jest cał-kowite zaabsorbowanie jakąś pracą, rozwiązywanie proble-mu, który zajmie nas całko-wicie i bez reszty. Pozwala to myślom na oderwanie się od zmartwień i nieszczęść, daje mózgowi odpocząć.

W rezultacie zaczniemy mówić jak Winston Churchill: Nie mam czasu na zmartwie-nia. I będziemy zdrowsi. Po-dobnie rozumowali wielcy wynalazcy, politycy, uczeni. W najcięższych warunkach ma-terialnych, często bez grosza przy duszy, nie odrywali się od swej pracy, zaspokajając tyl-ko najprostsze potrzeby. Pra-ca tak ich absorbowała, że nie docierały do nich kłopoty dnia codziennego. Nie mieli pro-blemów dodatkowych, ubocz-nych, które odrywałyby ich od głównego zadania. I osiąga-li swój cel.

Zdarzają się sytuacje skraj-ne, jak ta opisana w książce Dale’a Carnegiego. Autor po-daje przykład postawy wice-prezesa fi rmy General Mo-tors, Charlesa Ketteringa, któ-ry nim wstąpił do GM, zajął się pracą nad nowatorskim ty-pem zapłonu do silników sa-mochodowych. Był wtedy w bardzo trudnej sytuacji mate-rialnej. Laboratorium zorga-nizował w stodole, utrzymy-wał się z żoną z 1500 dolarów, które pani Kettering zarabia-ła lekcjami gry na fortepianie. Aby się ubezpieczyć na życie, musiał pożyczyć 500 dolarów. Żona wynalazcy bardzo prze-żywała tę sytuację, nie sypia-ła po nocach, bała się o przy-szłość rodziny. Jednocześnie

Powrót z wakacji przebiegł dla nas wyjątkowo łagod-

nie. Trzy tygodnie tęskno-ty do wspólnych zajęć dały już znać o sobie. Wypoczęci i pełni energii wróciliśmy do naszego Warsztatu Terapii Zajęciowej w Owińskach.

Powrót z wakacji WitoldBońkowski

ście bez większych strat. Po-rządkowanie zajęło nam dwa dni i park odzyskał swój daw-ny blask. Kolejny dzień upłynął na pracy w ogródku i zbieraniu plonów wcześniejszej pracy (sa-łatka z pomidorów była prze-pyszna). Nie zapomnieliśmy, że mimo pięknego lata zima zbliża się wielkimi krokami: w naszej piwnicy na półkach już stoją za-kiszone ogórki, a my pracujemy nad zapasami dalej.

Powrót do odświeżonych pra-cowni był bardzo miły. Pracow-nia komputerowa powitała nas wesołym limonkowym kolorem, w pracowni muzycznej króluje kolor soczystej brzoskwinii. Ta-kie zmiany zachęcają do pra-cy. na

Podczas porannego kręgu każdy mógł opowiedzieć, jak spędził wakacje. Wspólnie przy-gotowaliśmy listę działań na najbliższy czas. Najwięcej pracy czekało przed budynkiem WTZ, gdzie przyroda pokazała swo-je groźne oblicze – na szczę-

FO

T. (

4X

) A

RC

HIW

UM

WT

Z W

OW

IŃSK

AC

H

STRONA 19WRZESIEŃ 2015

podziwiała męża, który był tak zaabsorbowany pracą, że w ogóle nie martwił się spra-wami bytowymi. Miał przed sobą cel, który konsekwent-nie realizował i starał się nie odrywać od pracy z powodu spraw, które jej nie dotyczy-ły. Ostatecznie odniósł wielki sukces (z drugiej strony trze-ba podziwiać dzielną połowi-cę Ketteringa, która doskona-le rozumiała sytuację i wspie-rała męża).

Następną metodą pozwala-jącą poradzić sobie ze zmar-twieniami jest klasyfi kowa-nie problemów, które nas drę-czą. Nie zapominajmy, że za-wsze mogą pojawić się kłopo-ty, przy których te obecne, „do-łujące” nas kompletnie, mogą okazać się nieistotne. Nie od-dawajmy się kłopotom, zde-nerwowaniu, rozpaczy osta-tecznie i bez reszty, bo nigdy nie wiadomo, co jeszcze nas spotka. Zabójcza bywa ma-łostkowość, robienie proble-mu z najdrobniejszych spraw, zwracanie uwagi na drobia-zgi, przykładanie jednakowej miary do zjawisk i wydarzeń o różnej randze i znaczeniu. Na ogół mężczyźni łatwiej sobie radzą z klasyfi kowaniem oce-ny (jak sami lapidarnie ma-wiają, nie lubią robić „z igły widły”), ale i wśród nich są maksymaliści, którzy potrafi ą zrobić niebotyczną sprawę z każdego drobiazgu. I tacy są szczególnie uciążliwi i nud-

ni (pomijając już fakt, że sami się zadręczają). Jeżeli chcemy zachować spokój umysłu, nie możemy go przeciążać dro-biazgami. Życie jest za krót-kie, aby było małe. Nie niszcz-my go przywiązywaniem zbyt wielkiej wagi do nieistotnych problemów.

Nie wolno martwić się na zapas. Niekiedy wyobraźnia podpowiada nam apokalip-tyczne wizje sytuacji, w któ-rych się znajdziemy, co kom-pletnie nas rozstraja i demo-bilizuje. Później okazuje się, że wcale nie było źle: sytu-acje pozornie bez wyjścia roz-wiązywały się same bez więk-szych trudności, a groźne po-łożenie, w jakim się znaleźli-śmy, ostatecznie okazało się w miarę bezbolesne. Pamię-tajmy, ze największe trage-die, nieszczęścia spotykają nas najczęściej wtedy, gdy się ich nie spodziewamy. Osoby o słabszej konstrukcji, mniejszej odporności psychicznej, mogą irracjonalnie wyjaśniać, że za-martwiając się na zapas „za-czarowują” sytuację, odwra-cają groźne fl uidy. Takie wyja-śnienie jednak jest całkowicie nierealistyczne. Nie zawsze mamy wpływ na rozwój przy-szłych wydarzeń, a na pewno nie będziemy mieć wpływu, jeśli zatracimy zdolność roz-sądnego działania z powodu zamartwiania się. Znacznie rozsądniej jest przewidywać te sytuacje, na które może-

my rzeczywiście mieć wpływ dzięki odpowiedniemu, pro-fi laktycznemu postępowaniu.

Kolejnym sposobem na uniknięcie zbędnego stre-su jest pogodzenie się z tym, co już się zdarzyło i czego już nie zmienimy. Jeżeli już zda-rzył się wypadek, doszło do tragicznego wydarzenia – nie przeżywajmy go w nieskoń-czoność. Czas sprzed tego wydarzenia już nie wróci, ży-cie płynie dalej.

Ojciec dorosłej córki zmar-łej w wypadku przez trzy ko-lejne dni od jej śmierci praco-wał katorżniczo od rana do wieczora, porządkując jej po-kój. Dopiero po zakończeniu pracy „pękł”, puściły mu ner-wy. Druga fala nerwowej reak-cji pojawiła się w chwili zdej-mowania po mszy pogrzebo-wej urny z jej prochami z oł-tarza. Niosąc jej szczątki krok za krokiem w drodze do gro-bu, stopniowo się uspokajał. W momencie przekazywania urny grabarzowi był już spo-kojny i opanowany. Wyko-nał, co do niego należało. Od-tąd rozumował rzeczowo: sta-ło się, czasu nie odwrócimy, trzeba żyć dalej. Innego wyj-ścia nie ma. Taka postawa za-leży jednak od osobowości. Matka zmarłej w gruncie rze-czy nie pogodziła się ze stra-tą do dziś.

Król Anglii Jerzy V na ścia-nie swej biblioteki w pała-cu Buckingham kazał umie-ścić napis: Naucz mnie nie wyć do księżyca i nie płakać na rozlanym mlekiem. Wbrew pozorom bowiem jeśli tyl-ko chcemy, jesteśmy w stanie znieść znacznie więcej, niż nam się wydaje. Cierpimy naj-częściej dlatego, że sami so-bie szkodzimy. Ciągłe powro-ty do przeszłości nie służą na-szej kondycji psychicznej. Po-trafi ą nas skutecznie zdemo-bilizować i ubezwłasnowol-nić. Nadmierne przejmowanie się tym, co kiedyś będzie lub może być, osłabia nas i zała-muje. Trzeba skupić się na po-konywaniu bieżących kłopo-tów i zmartwień, a nie przeży-

wać ich jak druzgocącej klę-ski – i tak niczego nie zmieni-my. Jeśli przestaniemy zamar-twiać się tym, czego nie mo-żemy zmienić, nie padniemy od jednego silnego uderzenia, jak dąb w lesie, ale ugniemy się jak trzcina i znów się wy-prostujemy, będziemy wciąż trwali. Trzeba nauczyć się w miarę pogodnie przyjmować to, co nieuniknione.

Organizm i psychika czło-wieka mają ograniczoną moż-liwość przyjmowania klęsk i niepowodzeń. Ludzie słabi i wyczerpani czasem wybiera-ją samobójstwo. Ale przecież można działać inaczej. Można wyznaczać sobie limit strat i zmartwień. Nie przepłacajmy, do niczego nie dążmy nieroz-sądnie i za wszelką cenę.

Wreszcie ostatnia rzecz, która może pojawić się w wal-ce z bezcelowym zamartwia-niem się: analizowanie za-szłych wydarzeń – zjawisko, które Cernegie określił jako ”piłowanie wiórów”. Czym in-nym jest bowiem wykorzysty-wanie minionych doświad-czeń – czy to w codziennym życiu, technice albo w woj-skowości, a czym innym jało-we zadręczanie się szczegóła-mi z przeszłości.

Podsumowując: pojawiają się przed nami różne proble-my. Są takie, z którym jeste-śmy w stanie sobie poradzić, i takie, na które nie mamy żad-nego wpływu. Zajmowanie się tymi drugimi nie ma żadnego sensu.

cdn.

ZASTRZEŻENIETreść tej książki opiera się

na wiedzy ogólnodostępnej, czerpanej zarówno z osobi-stych doświadczeń autora, jak i z przytoczonych przez niego publikacji. Nie należy jej trak-tować jako diagnozy medycz-nej ani jak porady lekarskiej.

Książka została wydana wy-łącznie w celach edukacyj-nych; ma na celu popularyza-cje wiedzy o wpływie ludzkie-go umysłu na organizm czło-wieka, nie stanowi więc alter-natywy dla profesjonalnego le-czenia medycznego. Zamia-rem autora jest jedynie zwró-cenie uwagi na potęgę umysłu i jego wpływ na organizm czło-wieka oraz uświadomienie ol-brzymiego potencjału drze-miącego w każdym z nas.

Autor nie ponosi odpowie-dzialności za zachowanie czy-telnika sprzeczne z niniejszym ostrzeżeniem.

Jak uwolnić się od cierpienia?(5)

STRONA20 WRZESIEŃ 2015

„Mapowanie zapachem” – pod takim hasłem

zorganizowano darmowe warsztaty sensoryczne dla osób z dysfunkcjami wzro-ku. Uczestnicy zebrali się 9 sierpnia w Sali Wielkiej Cen-trum Kultury Zamek w Po-znaniu w ramach Festiwalu „Transatlantyk”, trwającego od 7 do 14 sierpnia. Niewido-mi i słabowidzący opowiada-li o swoich ulubionych zapa-chach i poznawali nowe.

Spotkanie prowadziła Mar-ta Siembab, jedyna w Polsce senselier, czyli osoba, która zawodowo zajmuje się zapa-chami (trener zapachów). Pół-

Wspieranie osoby starszej i niesamodzielnej wymaga

od bliskich nakładu sił i czasu. Opieka nad człowiekiem prze-wlekle chorym obciąża fi zycz-nie i psychicznie. W takim przy-padku znaczącą rolę odgrywa-ją dzienne placówki opieki me-dycznej. Pobyt chorego w pla-cówce daje opiekunowi szan-sę na aktywność zawodową, a przede wszystkim na chwilę wytchnienia.

Defi cyt dziennych placówek opieki medycznej zauważany jest od dłuższego czasu. Dobra wiadomość w tej sprawie poja-

wiła się pod koniec lipca. Mini-sterstwo Zdrowia przeznaczy-ło 40.000.000,00 złotych na pi-lotażowe tworzenie i funkcjono-wanie dziennych domów opie-ki medycznej dla osób niesa-modzielnych. O wsparcie fi nan-sowe aplikować mogą podmio-ty lecznicze, które mają zawartą umowę z oddziałem wojewódz-kim Narodowego Funduszu Zdrowia na udzielanie świad-czeń z zakresu opieki zdrowot-nej i funkcjonują co najmniej od 1 stycznia 2012. Każdy podmiot może złożyć tylko 1 wniosek (niezależnie od tego, czy jest be-

nefi cjentem czy partnerem pro-jektu).

Wnioski należy składać do 30 października osobiście lub pocz-tą na adres: Ministerstwo Zdro-wia Departament Funduszy Eu-ropejskich, ul. Miodowa 15, 00-952 Warszawa. Dokumenta-cja konkursowa jest do pobrania na stronie www.mz.gov.pl w za-kładce „Aktualności”, w komu-nikacie „Ministerstwo Zdrowia ogłasza konkurs na tworzenie i prowadzenie dziennych domów opieki medycznej” zamieszczo-nym 23 lipca.

KAROLINA KASPRZAK

Na jednym z poznańskich osiedli, przy drzwiach

wejściowych na klatkę scho-dową, czeka uśmiechnięty chłopiec. Miłosz Bronisz, bo o nim mowa, zawsze tak wita gości. Chociaż nie ma w peł-ni wykształconych rąk i nóg, bez trudu pokonuje schody. 11-latek cierpi na fokomelię – wadę rozwojową kończyn1. Czwartą klasę ukończył ze średnią 5,4, zna biegle język angielski i wszystkie daty wy-darzeń, o których uczył się na lekcji historii.

Spotkanie na klatce schodo-wej z Miłoszem powoduje od-ruch pomocy. Mieszkanie jest na parterze, ale kilka stopni schodów trzeba pokonać. Nim zdążyłam zapytać czy pomóc, odważnie ruszył przed siebie. W drzwiach stała mama z Jul-ką, roczną siostrzyczką chłop-ca. Tak rozpoczęła się moja wizyta.

Miłosz Bronisz urodził się 13 września 2004 roku. W trakcie badania ultrasonografi czne-go (USG) przeprowadzonego w czasie ciąży okazało się, że będzie miał krótsze kończyny. Nie było wiadomo, o ile. Rodzi-ców – Kamillę i Roberta Bro-niszów pocieszał fakt, że inne organy nie są uszkodzone. Po porodzie, w karcie wypisowej ze szpitala, lekarze zamieści-li informację o skierowaniu do poradni rehabilitacyjnej, orto-pedycznej i laryngologicznej. Nikt wtedy nie mówił o foko-melii. Czym jest ta wada, ro-dzice dowiedzieli się od or-topedy. Zdiagnozowano tak-że niedosłuch oraz tak zwa-ną małopłytkowość, która na-kładała konieczność wykony-wania co 3 tygodnie badania krwi. Przez pierwsze pół roku Broniszowie odbywali konsul-tacje lekarskie. Zamiast racz-kowania chłopiec opanował umiejętność kulania się po podłodze. W taki sposób prze-mieszczał się i – co istotne – robił to o wiele sprawniej niż o 3 lata starszy zdrowy brat.

Miłek samodzielnie je, pije, kąpie się, siada na kanapie – radzi sobie we wszystkich czynnościach dnia codzienne-go. Używa w tym celu stóp po-magając sobie prawą dłonią połączoną bezpośrednio z tu-łowiem. Żaden rehabilitant czy fi zjoterapeuta nie uczył go ra-dzenia sobie w ten sposób, to przyszło – jak mówi pani Ka-milla – instynktownie. Wspar-cie potrzebne jest sporadycz-nie np. w szkolnej toalecie, przy zapięciu protez, z których ko-rzysta, czy wsadzeniu na wó-

toragodzinny warsztat skła-dał się z części teoretycznej i praktycznej.

– W środowisku osób wi-dzących istnieje wiele prze-konań dotyczących tego, jak osoby niewidome traktują za-pach – mówiła prowadząca.

W warsztacie wzięły udział osoby z całkowitą i częścio-wą utratą wzroku. Towarzy-szyli im bliscy oraz przyjacie-le. M. Siembab pytała uczest-ników, czy rozpoznają lu-dzi po zapachu. Jedna z ko-biet przyznała, że kluczową rolę w poznawaniu osoby od-grywa głos, a dopiero później

zapach. Niektórzy niewidomi rozpoznają osoby po zapa-chu ubrań czy perfum. Węch w przypadku osób z uszko-dzeniami wzroku określany jest jako tak zwana zastęp-cza forma odbioru świata ze-wnętrznego.

Na blotterach (papierkach używanych w perfumeriach do prezentacji zapachów) przedstawiono kompozycje zapachowe perfum i popro-szono o charakterystykę osób, które ich używają. Uczestni-cy dowiedzieli się na przy-kład, że nuty owocowe koja-rzone są najczęściej z dzieć-mi, symbolizują beztroskę i radość, dlatego takiego za-pachu nie powinien używać profesjonalista. Rozmawiano o kodzie zapachowym, który podkreśla temperament czło-wieka. Prowadząca pokaza-ła między innymi zapach syn-tetycznej waniliny stosowa-nej w branży nieruchomo-ści przy sprzedaży mieszkań i akordu pudrowego (tworzo-nego z wykorzystaniem irysa oraz fi ołka), który daje wraże-nie czegoś ciepłego w doty-ku, bezpieczeństwa i spokoju. Na zakończenie warsztatów stworzono tak zwaną „mapę zapachów”, gdzie przypisy-wano zapachy do konkret-nych osób.

KAROLINA KASPRZAK

Czym pachnie człowiek?

Poznawanie zapachów przez osoby z dysfunkcjami wzroku.

Dotacje na dzienną opiekę

FO

T. K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

STRONA 21WRZESIEŃ 2015

zek elektryczny z joystickiem. Miłosz w tym roku był uczest-nikiem kolonii „Mali odkrywcy” organizowanych przez Funda-cję im. Doktora Piotra Janaszka „Podaj dalej” w Koninie i pora-dził sobie bez problemu. Upar-cie szuka sposobów na roz-wiązanie różnych sytuacji. Nie boi się wyzwań.

– Kiedyś w nocy poczu-łem pragnienie. Picie stało na biurku, a nie chciałem budzić mamy czy brata Błażeja. Zrobi-łem więc sobie schodki z ksią-żek, wspiąłem się na nie i się-gnąłem napój z biurka – opo-wiada Miłosz.

Do trzeciej klasy był uczniem Niepublicznej Szko-ły Podstawowej i Gimnazjum „Zawsze razem” w Poznaniu. Pracownicy poradni psycho-logiczno-pedagogicznej, za-uważając jego wybitne zdol-ności, zaproponowali rodzi-com, aby poszukali placów-ki, w której mógłby je rozwi-jać. Proponowano nauczanie indywidualne, ale wówczas nie miałby kontaktu z rówie-śnikami. Broniszowie znaleźli Chrześcijańską Szkołę Podsta-wową i Gimnazjum im. Kró-la Dawida, także w Pozna-

niu. Wychowawczyni okaza-ła przychylność. Pragnęła jak najwięcej dowiedzieć się o Miłku. Przed pierwszym kon-taktem dzieci z chłopcem po-kazała fi lm o nim. W szkole jest jedynym uczniem z nie-pełnosprawnością ruchową, ale czuje się w pełni akcepto-wany. Miłosz to chłopiec nad wyraz inteligentny, dojrza-ły, obdarzony pogodą ducha, okazujący empatię i zrozumie-nie każdemu człowiekowi, a w szczególności potrzebującym. Spośród wszystkich przed-miotów szkolnych najbardziej lubi przyrodę. Dostrzega pięk-no otaczającego świata, inte-resują go rośliny i zwierzęta. Ogromną radość sprawił mu prezent od czytelniczki arty-kułu opublikowanego w „Gło-sie Wielkopolskim” – kolekcje najróżniejszych ptaków ze-brane w kilku segregatorach.

Gdyby w przyszłości objął najwyższe stanowisko urzęd-nicze, dążyłby do zlikwidowa-nia barier architektonicznych, które utrudniają osobom nie-pełnosprawnym codzienne funkcjonowanie. Chciałby rów-nież prowadzić hotel dla zwie-rząt.

Mama chłopca w Internecie znalazła informację o Nicku Vujicicu2, mężczyźnie z rzad-ką chorobą – tak zwanym ze-społem tetra-amelia, czyli cał-kowitym wrodzonym brakiem kończyn. Opowiedziała Miło-szowi o nim, gdy ten miał bar-dzo ciężki dzień spowodowany trudnością w akceptacji wła-snej niepełnosprawności. Nick, mniej więcej w tym samym wieku co Miłosz, także prze-żywał chwile załamania. Od tamtej chwili mężczyzna stał się wzorem dla Miłosza. Posta-nowił, że kiedy dorośnie, też zostanie mówcą motywacyj-nym. Chce żyć dla innych. Naj-większym marzeniem Miłka było osobiste spotkanie z Vuji-cicem. Zobaczyli się 30 kwiet-nia 2015 roku na poznańskim stadionie. Dla Miłosza było to „spotkanie z bratem”.

Pokój chłopca jest ciepły i słoneczny, a półki wypełnione książkami o dinozaurach, pta-kach oraz o innych zwierzę-tach. Mieszka w nim razem z bratem. W rogu stoi piętrowe łóżko. Miłek bardzo lubi spę-dzać czas z Błażejem, rozma-wiać o książkach. Z dumą eks-ponuje swoje prace plastycz-

ne – ma ich całkiem pokaź-ną kolekcję. Zastanawia mnie, jak Miłek korzysta z przyrzą-dów geometrycznych. Ekier-kę czy kątomierz trzeba prze-cież wziąć do ręki, położyć na papierze… Tu – zaskoczenie. Chłopiec wyciąga z piórnika cyrkiel i trzymając go między palcami nogi rysuje na kartce piękne koło. Na początku uży-wał do tego celu podkładki, ale teraz nie jest potrzebna. W szkole ma ławkę bez nóg – na niej pisze i czyta. Jest tak pra-cowity, że zadania domowe ma odrobione już w szkole. Celem Miłka było pójście do pierwszej komunii przy pomocy protez i tak też się stało. Wygrał upór i determinacja.

– Niech pani zgadnie, kto jest moim ojcem chrzestnym – mówi Miłosz. – Paweł Małecki, mistrz cukiernictwa!

To właśnie pan Paweł jest jedną z osób zaangażowanych w akcję zbiórki funduszy na protezy dla Miłosza. Chłopiec szybko z nich wyrasta. Trzeba wymieniać tzw. leje (najważ-niejsze elementy w protezach nóg) czy stopy. Koszt protez ze zgięciem w kolanie wyno-si około 50 tysięcy złotych. Na-rodowy Fundusz Zdrowia do-płaca niewiele, zaledwie jed-ną piątą kwoty. W zbiórce pie-niędzy pomogła również m.in. Fundacja Jaśka Meli „Poza ho-ryzonty” i akcja charytatywna „Panny młode”, która cyklicz-nie organizuje pomoc dla po-trzebujących osób niepełno-sprawnych.

Spotkanie z Miłoszem i jego rodziną dobiega końca. W pre-zencie od chłopca dostaję ry-sunek oraz kwiat wykonany z papieru. Miłek każdego ujmu-je troską i wrażliwością. Hi-storia chłopca pokazuje, że je-śli stworzymy dziecku niepeł-nosprawnemu odpowiednie warunki do rozwoju i eduka-cji, może ono naprawdę wiele osiągnąć.

KAROLINA KASPRZAK

Kwiat od Miłka

11-letni Miłosz bardzo lubi rysować.

FO

T. K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

1 Fokomelia polega na niedorozwoju lub braku kości długich z obecnością stóp lub dłoni połączonych bezpośred-nio z tułowiem. Przyczyną są niepra-widłowości w trakcie ciąży, przyjmo-wanie w jej trakcie niektórych leków (np. talidomidu) bądź uwarunkowania genetyczne. (Źródło: wikipedia.org)

2 Nick Vujicic to australijski mówca mo-tywacyjny pochodzenia serbskiego, który na całym świecie prowadzi wy-kłady na temat niepełnosprawności. Ma tylko jedną zdeformowaną stopę z dwoma palcami, przy pomocy której wykonuje wszystkie codzienne czyn-ności. (Źródło: zyciebezograniczen.pl)

STRONA22 WRZESIEŃ 2015

Do największych wyda-rzeń sportowych zali-

czyły się 14 Światowe Let-nie Igrzyska Olimpiad Spe-cjalnych. W dniach 24 lip-ca – 2 sierpnia w Los An-geles sportowcy z niepeł-nosprawnością prezento-wali swoje talenty w dys-cyplinach: pływanie, lek-koatletyka, badminton, ko-szykówka, boccia, bowling, kolarstwo, jeździectwo, pił-ka nożna, golf, gimnastyka, piłka ręczna, judo, kajakar-stwo, maraton, trójbój si-łowy, wrotkarstwo, żeglar-stwo, softball, tenis stoło-wy, tenis i piłka siatkowa.

Przedsięwzięcie wsparło Ministerstwo Sportu i Tury-styki oraz Państwowy Fun-dusz Rehabilitacji Osób Nie-pełnosprawnych. Udział wzięło około 7 tysięcy za-wodników ze 177 państw. Osoby z niepełnosprawno-ścią intelektualną z naszego kraju wyjechały z igrzysk z osiągnięciami godnymi naj-wyższego uznania – polska reprezentacja zdobyła aż 66 medali – 29 złotych krąż-ków, 18 srebrnych i 19 brązo-wych. W jej skład wchodziło 60 zawodników – 31 kobiet i 29 mężczyzn. Polacy wrócili z Los Angeles do Warszawy we wtorek 4 sierpnia. Wita-

Stowarzyszenie Na Rzecz Dzieci i Młodzieży Niepeł-

nosprawnej w Pobiedziskach w powiecie poznańskim zmieni-ło nazwę. Nowa nazwa organi-zacji: Stowarzyszenie Na Rzecz Osób Niepełnosprawnych i Ak-tywności Lokalnej „Dla ciebie”. Jednym z działań Stowarzysze-nia są doroczne półkolonie pod hasłem „Razem możemy wię-cej”.

Półkolonie w tym roku odby-ły się po raz szósty. Od 9 do 15 sierpnia podopieczni oraz osoby zdrowe spokrewnione z człon-kami Stowarzyszenia twórczo spędzały czas na terenie Stani-cy Hufca Związku Harcerstwa

no ich brawami na Lotnisku Chopina.

14 Światowym Letnim Igrzyskom Olimpiad Specjal-nych towarzyszyły wielkie emocje. Aż trzema złotymi medalami może poszczycić się Patryk Jaszcz z Mielca za zmagania w bowlingu w ka-tegorii indywidualnej, w de-blu oraz w kategorii zespo-łowej. W pływaniu zwycię-żył Sebastian Wilman z Bia-łegostoku, Elżbieta Kasprzyk z Kędzierzyna-Koźla i Kinga Iwańska z Cieszyna. W ka-jakarstwie dwa srebrne me-dale zdobył Daniel Gietka z miejscowości Miastko w wo-jewództwie pomorskim. W jeździectwie na czołowym miejscu uplasowała się po-znanianka Marta Borowska, zdobywając dwa srebrne trofea oraz jedno brązowe.

Organizatorzy igrzysk zwrócili uwagę, że nie me-dale są najważniejsze, ale popularyzacja pozytywnego wizerunku człowieka z ogra-niczeniem sprawności, bu-dowanie postawy społeczne-go uznania i szacunku. Wy-darzenie dowiodło ogromnej siły, determinacji i pasji osób z niepełnosprawnością.

OPRACOWAŁA

KAROLINA KASPRZAKŹRÓDŁO: PFRON.ORG.PL

Polacy zdobyli66 medali

Patryk Jaszcz (z lewej) i Mateusz Kaczmarek zdobyli złote medale w bowlingu.

Przy różnych wytworach sztuki.

Uczestnicy półkolonii z prezes Małgorzatą Halber (w środku).

INICJATYWA STOWARZYSZENIA NA RZECZ

FO

T. A

DA

M N

UR

KIE

WIC

Z/O

LIM

PIA

DY

SPE

CJA

LNE

POLS

KA

towano je 15 sierpnia podczas „Dnia rodziny”, czyli podsumo-wania półkolonii. Uczestnikom przez 6 dni towarzyszyła grupa 17 wolontariuszy.

– Półkolonie w Imiołkach to enklawa akceptacji, kształtowa-nie umiejętności współżycia z ludźmi, bez rywalizacji i zaciętej walki. Młodzi ludzie przekonują się, że taki świat może istnieć – zauważyła Hanna Bujakiewicz, koordynator wolontariuszy i wy-chowawca jednej z grup.

Członkowie Stowarzyszenia tego rodzaju spotkań potrze-bują. Wolontariusz jest nie tyl-ko osobą współuczestniczącą w twórczej aktywności, ale przede wszystkim przyjacielem, kimś

Polskiego Poznań-Nowe Mia-sto „Orle gniazdo” w Imiołkach w gminie Kiszkowo w powiecie gnieźnieńskim. Udział wzięło ponad 40 uczestników. Rezulta-tem spotkania były imponujące prace malarskie i innego rodza-ju wytwory sztuki, zabawy spor-towe, przedstawienie teatralne z inscenizacją muzyczną. Prezen-

do kogo można podejść, na-wiązać dialog, zaprzyjaźnić się. Młodzi ludzie, dając siebie oso-bom niepełnosprawnym, w po-dziękowaniu za serce otrzymują od nich najszczerszą przyjaźń i również serce.

– Tegoroczne półkolonie zo-stały sfi nansowane z wpłat 1% podatku na cele statutowe or-

STRONA 23WRZESIEŃ 2015

ganizacji i innych darowizn. Na półkoloniach letnich się integru-jemy, ale przedsięwzięcie ma również wymiar rehabilitacyj-no-terapeutyczny – podopiecz-ni korzystają z ćwiczeń uspraw-niających, masaży czy konsulta-cji logopedycznych – powiedzia-ła Małgorzata Halber, prezes Sto-warzyszenia.

Na zakończenie uczestnicy, wolontariusze i wychowawcy otrzymali pisemne podziękowa-nia. O potrzebie takich spotkań świadczyła wypowiedź Aman-dy, uczestniczki poruszającej się

FO

T. (

8X

) K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K

Tomek i Zosia Miłostan przy swoich pracach plastycznych.

Przedstawienie teatralne czas zacząć.

Dzieci z pisemnymi podziękowaniami.

Trochę rytmiki.

OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH I AKTYWNOŚCI LOKALNEJ „DLA CIEBIE” W POBIEDZISKACH

Imiołki – szkołaprzyjaźni i serca

Członkowie i przyjaciele Stowarzyszenia.

na wózku inwalidzkim: „Chce-my Imiołki za rok!”. Półkolonie zostały zorganizowane z myślą o osobach niepełnosprawnych, które z uwagi na skromne moż-liwości fi nansowe nie mogły spę-dzić wakacji poza domem.

KAROLINA KASPRZAK

W grupie – raźniej.

STRONA24 WRZESIEŃ 2015

Groźnadla oczuZwyrodnienie plamki żółtej

związane z wiekiem, czyli tak zwane AMD (ang. Age-re-lated Macular Degeneration) jest przewlekłą, postępują-cą chorobą oczu, która pro-wadzi do pogorszenia wady wzroku, całkowitej utraty wi-dzenia, a nawet ślepoty. Pro-jekt edukacyjny pod nazwą „Wiem o AMD” realizuje Fun-dacja Wspierania Rozwoju Okulistyki „Okulistyka 21” w Poznaniu.

Działanie jest współfi nanso-wane przez Ministerstwo Pra-cy i Polityki Społecznej w ra-mach Rządowego Programu Aktywności Społecznej Osób Starszych (ASOS) na lata 2014 – 2020. Projekt obejmuje pro-wadzenie punktu konsultacyj-nego na Os. Piastowskim 115 w Poznaniu gdzie można uzy-skać darmowe porady dotyczą-ce chorób oczu występujących po ukończeniu 50 roku życia, profi laktyki AMD oraz dostęp-nych metod leczenia. Punkt jest czynny we wtorki i piątki w godzinach 10.00 – 18.00.

Pytania można zadawać również telefonicznie i mejlo-wo: (61)87-92-300,  533-335-814, [email protected] Inicjatywa przewi-duje ponadto 39 spotkań edu-kacyjnych, wydanie broszury informacyjnej, uruchomienie strony internetowej z wiado-mościami na temat AMD i pu-blikację artykułów edukacyj-nych w bezpłatnym czasopi-śmie dla seniorów.

Celem Fundacji Wspiera-nia Rozwoju Okulistyki „Oku-listyka 21” jest – jak czyta-my na stronie www.okulisty-ka21.pl – nieodpłatne wspiera-nie działań m.in. na rzecz pod-noszenia jakości metod lecze-nia okulistycznego dorosłych i dzieci, wspieranie edukacji w zakresie profi laktyki, diagno-styki oraz leczenia chorób na-rządu wzroku, szkolenie per-sonelu medycznego, przygoto-wywanie analiz dotyczących organizacji ochrony zdrowia.

KAROLINA KASPRZAK

Feeria barw, muzyka i tań-ce prezentowane przez ze-

społy z różnych stron świata po raz kolejny zawitały do Wiel-kopolski. XV Światowy Prze-gląd Folkloru „Integracje” zgro-madził najlepsze zespoły, któ-re brały udział w poprzednich edycjach wydarzenia. Organi-zatorem była Akademia Wy-chowania Fizycznego im. Eu-geniusza Piaseckiego w Pozna-niu i Stowarzyszenie Kultural-no-Sportowe „Integracje”.

Tegoroczną edycję zrealizo-wano pod hasłem „Różne obli-cza folkloru”. Przez tydzień, od 9 do 16 sierpnia, w Poznaniu, Lesznie, Wągrowcu, Wronkach, Kostrzynie, Grodzisku Wlkp i Swarzędzu odbywały się warsz-taty ludowe dla dzieci, koncer-ty, wieczory narodowe, nauka tańców polskich, turniej spor-tów tradycyjnych, kolorowe ko-rowody uliczne. Pierwszego dnia światowy folklor zawitał do Ko-strzyna i Swarzędza. Popisy ta-neczne przyjechały oglądać tłu-my mieszkańców powiatu po-znańskiego i Wielkopolski.

W jubileuszową edycję wpisa-ła się uroczysta gala „Anioły kul-tury” w Akademickim Centrum Kultury „Trops” w Poznaniu bę-dąca podziękowaniem dla spon-sorów przedsięwzięcia. Statuet-ki na tę okoliczność przygoto-wali uczestnicy Warsztatu Tera-pii Zajęciowej przy Stowarzysze-niu Przyjaciół Dzieci Specjalnej Troski im. Leszka Grajka w Swa-rzędzu. Uhonorowany został m.in. prof. Jerzy Smorawiński, rektor AWF w Poznaniu, który 15 lat temu wsparł pierwsze spo-tkanie ze światowym folklorem.

Na koncercie przy scenie ple-nerowej w Swarzędzu gości wi-tał Marian Szkudlarek, burmistrz i Dariusz Majchrowicz, dyrektor artystyczny Światowego Prze-glądu Folkloru „Integracje”. Ce-lem wydarzenia było zwrócenie

XV ŚWIATOWY

Z Czech,

FOT.

(8

X)

KA

RO

LIN

A K

ASP

RZ

AK

uwagi na różnorodność folkloru oraz ukazanie atrakcyjności kul-tury ludowej. W XV edycji wy-stąpił m.in. balet folklorystycz-ny „Tzontemoc” z Meksyku, któ-ry był uczestnikiem przeglądu w 2006 roku. Priorytetem grupy jest krzewienie kultury oraz tra-dycji ludowej wśród przyszłych nauczycieli. „Tzontemoc” zało-żył w 1968 roku prof. Jorge Gu-tiérrez Escoto i Auror Rodrígu-ez Quezad.

Światowy folklor to warta po-znania historia bogactwa kultu-ry. Przybliżyły ją zespoły z Czech, Rosji, Słowacji, Polski, Ukrainy, Węgier oraz z wymienionego już Meksyku. Uwagę zwracały au-tentyczne ludowe stroje i formy

XV edycja przeglądu folklorystycznego zebrała wielu zainteresowanych.

Trzymać się za uszy tańcząc nie jest łatwo.

Zespół Pieśni i Tańca „Rzeszowiacy” rozpoczął koncert w Swarzędzu.

STRONA 25WRZESIEŃ 2015

prezentacji – do najciekawszych można zaliczyć taniec z macze-tami.

W Swarzędzu gościł najstar-szy zespół słowacki „Trenčan” (działa od 65 lat w miejscowo-ści Trenčin), który ma na swo-im koncie ponad 2.300 koncer-tów w kraju i za granicą. Naro-dowe i regionalne tańce ukra-ińskie przedstawił zespół „Vo-

lynyanka” (uczestnik przeglą-du w 2007 roku), uhonorowany nagrodą „Folk Amateur” za naj-wyższą jakość artystyczną już po roku koncertowania. Trady-cję polskiego folkloru ukazał Ze-spół Pieśni i Tańca „Rzeszowia-cy” – grupa reprezentacyjna Sa-morządowego Centrum Kultury w Mielcu założona w 1952 roku.

KAROLINA KASPRZAK

PRZEGLĄD FOLKLORU „INTEGRACJE”

Rosji, Meksyku…

PIĘKNO TAŃCA I MUZYKIFestiwal folkloru na scenie plenerowej w Swarzędzu był dla mnie

wielkim przeżyciem. Ponownie mogłem zobaczyć zespoły, które w minionych latach zdobyły nagrody publiczności. Przyjechali Czesi, Meksykanie, Rosjanie, Słowacy, Ukraińcy, Węgrzy, Rzeszowiacy.

Światowy Przegląd Folkloru to dla mnie możliwość oglądania tego, co najpiękniejsze w różnych kulturach świata. Niech dzięki takim festiwalom kultura ludowa nigdy nie zaginie! Bo jej pieśni i muzyka to kultywowanie najstarszych tradycji narodów. Niepowta-rzalny, autentycznych wytwór ich zdolności twórczych, zdumiewa-jący oryginalnością i talentami anonimowych twórców, którzy go tworzyli przez stulecia. Zdradzę swoja tajemnicę: gdyby widownia mogła głosować i przyznać nagrodę dla najlepszego zespołu, był-bym za Meksykiem, który powrócił do Swarzędza po dziewięciu la-tach – w cudownych strojach, z cudownymi tańcami i melodiami.

MICHAŁ OGONIAK

Żeńska reprezentacja ukraińskiego zespołu „Volynyanka”.

Najstarszy zespół słowacki – „Trenčan”.

Pokaz gry na instrumentach.

Zespół „Cifra” z Czech, którego rodzinnym miastemjest Uherské Hradiště.

STRONA26 WRZESIEŃ 2015

– Orkiestra dęta jest od wie-lu lat prawdziwą dumą Swa-rzędza. Ile lat grał pan w niej i od kiedy jej pan szefuje jako kapelmistrz?

– Do orkiestry zapisałem się w 1987 roku, czyli jestem z nią związany 28 lat. A dyrygentem jestem od 2006 roku, czyli 9 lat. W przyszłym roku orkiestra obchodzi jubileusz 70-lecia.

– Ilu członków liczy obec-nie orkiestra?

– 35 muzyków oraz 20 dziewczyn towarzyszących muzyce tańcem.

– Jaki jest wasz repertuar?

– Szeroko pojęta muzyka rozrywkowa, marszowa i sa-kralna.

– Czy muzyka to pana ży-ciowa pasja?

– Muzyka to świetny spo-sób na życie. Moja przygoda z muzyką zaczęła się właśnie w swarzędzkiej orkiestrze. Pod czujnym okiem mojego pierw-szego nauczyciela pana Raj-

W Wielkopolsce braku-je krwi, szpitale oraz

Regionalne Centrum Krwio-dawstwa i Krwiolecznictwa alarmują o pomoc. Braku-je szczególnie grup 0 Rh- i A Rh+. Krew jest najcenniej-szym darem jaki można ko-muś ofi arować. Kto ukoń-czył 18 lat, a nie ukończył 65 roku życia, ma szansę ocalić komuś życie.

Przy Parafi i pw. św. Mak-symiliana Marii Kolbe przy ul. Walki Młodych w Lubo-niu zbiórki krwi organizowa-ne są od kilkunastu lat, a od 5 lat można się zarejestro-wać w bazie dawców szpiku. Tym razem zbierano krew 16 sierpnia dla czteroletniego Tomka, który 19 sierpnia miał przeszczep szpiku kostnego. Ponadto część zebranej krwi

munda Gronowskiego, byłe-go kapelmistrza naszej orkie-stry, rozpocząłem naukę gry na trąbce. Później była szkoła muzyczna w Poznaniu. Po jej ukończeniu pracowałem jako muzyk w różnych orkiestrach, także za granicą. A głównie, oczywiście, w orkiestrze swa-rzędzkiej, zwłaszcza gdy zo-stałem jej kapelmistrzem. Wy-stępowaliśmy w Czechach, Francji i Niemczech, gdzie na Międzynarodowych Dniach Muzyki w Rastede zdobyli-śmy 2 srebrne medale za prze-marsz i koncert.

– Proszę o kilka słów na te-mat Festiwalu Orkiestr Raj-munda Gronowskiego.

– Nasz festiwal jest już tra-dycją Swarzędza. Odbywa się już po raz siedemnasty. Pre-zentują się orkiestry z kraju i zagranicy. Festiwal przycią-ga rzesze fanów kochających orkiestry dęte, ich widowisko-wość i specyfi czne brzmienie.

– Serdecznie dziękuję za wywiad.

Muzyka jego pasją Z drygentem swarzędzkiej orkiestry dętejŁUKASZEM GOWARZEWSKIM rozmawia MICHAŁ OGONIAK.

Krwiobus w Luboniu

AleksandraLewandowskaPOZNAŃ

przekazano innym małym pacjentom Kliniki Onkolo-gii, Hematologii i Transplan-tologii Pediatrycznej Szpita-la im. Karola Jonschera w Po-znaniu, a część także Regio-nalnemu Centrum Krwiodaw-stwa i Krwiolecznictwa w Po-znaniu.

Na parking koło kościo-ła podjechał specjalistycz-ny autobus przeznaczony do organizowania zbiórek krwi poza centrami krwiodawstwa. Przybyły 54 osoby, wśród nich czternastu nowych dawców szpiku. Do pojazdu, w któ-rym odbywał się pobór bez-cennego leku, wchodziły oso-by w różnym wieku i płci. Ma-ciej Witkowiak oddawał krew po raz trzeci. Na pytanie, dlaczego to robi, odpowie-dział krótko: z chęci pomocy. Równie skromny był Roman Wrzyszcz, który w swoim ży-ciu oddał już 18 litrów krwi. Młoda dziewczyna Maria Pa-lacz odpowiedziała: wiem, że to ważne. Kiedyś miałam wy-padek i też miałam transfuzję. F

OT.

AR

CH

IWU

M

FO

T. (

2X

) A

LEK

SAN

DR

A L

EWA

ND

OW

SKA

STRONA 27WRZESIEŃ 2015

Filipek przyszedł na świat 30 grudnia 2014 roku. Był ma-

lutki, miał niespełna 3 kg, a mimo to od razu stał się naj-większym szczęściem dla swo-ich rodziców. Niestety, urodził się z wadą serca HLHS, polega-jącą na niedorozwoju lewej ko-mory, w związku z czym więk-szość swojego krótkiego ży-

9,45 litra krwiSupermarket Intermarché w

Luboniu 6 sierpnia był po raz drugi organizatorem ak-cji krwiodawczej. Krew pobie-rano w krwiobusie Regional-nego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Poznaniu.

Akcję koordynowali przedsta-wiciele Klubu Honorowych Daw-ców Krwi „Lubonianka”. 21 osób oddało 9,45 litra krwi. Luboński supermarket rozlosował wśród krwiodawców 10 apteczek.

ROBERT WRZESIŃSKI

HONOROWI DAWCY KRWI ZE SWARZĘDZA i KOSTRZYNA

Uratowali niejedno życieHonorowi dawcy krwi to lu-

dzie zasługujący na miano cichych bohaterów, bo to wła-śnie oni bez rozgłosu i splen-doru ratują zdrowie a nieraz i życie innym ludziom, dzieląc się cząstką siebie. Tacy ludzie żyją wśród nas na terenie mię-dzy innymi gminy Swarzędz i Kostrzyn Wielkopolski.

To właśnie na terenie Swa-rzędza i Kostrzyna w minio-nym półroczu działacze Klu-bu Honorowych Dawców Krwi PCK przy Spółdzielni Mieszka-niowej w Swarzędzu zorgani-zowali w sumie sześć akcji po-boru krwi, cztery w Swarzę-dzu i dwie w Kostrzynie. Krew była przeznaczona dla dzieci chorych na hemofi lię, białacz-kę oraz inne schorzenia rako-we. Zebrano jej niemało, bo aż 138.541 litra. Do oddania krwi zgłosiło się 416 osób, lecz le-karze dopuścili tylko 309 chęt-nych. Pozostali ze względu na zły stan zdrowia w danym dniu odchodzili z żalem od stanowi-ska poboru krwi stwierdzając, że jak tylko podleczą się, to się zjawią na następnych akcjach.

W tym gronie była też mło-dzież z Zespołu Szkół nr 1 w Swarzędzu, która oddała 36,140 litra tego cennego leku. Nie zabrakło również poten-cjalnych dawców szpiku kost-nego.

FO

T. (

2X

) EU

GEN

IUSZ

JAC

EK

Pobór krwi w Swarzędzu. Krwiodawcy w Kostrzynie.

cia spędził w Centrum Zdrowia Matki Polki na Oddziale Kar-diochirurgii w Łodzi.

Już w styczniu przeszedł pierwszą, bardzo trudną opera-cję, do kolejnej został zakwalifi -kowany na koniec sierpnia tego roku. Niestety, najprawdopo-dobniej nie będzie to operacja ostatnia.12 sierpnia, w związ-ku z wielkim problemem, jakim jest brak krwi, zorganizowano zbiórkę krwi dla Filipka pod pa-tronatem wicewojewody Doro-ty Kinal. Akcja ta odbyła się w Wielkopolskim Urzędzie Woje-wódzkim w Poznaniu w godzi-nach od 9 do 14. Zarejestrowało się około 40 osób, z czego 18 od-dało krew, każdy po 450 ml.

Przy okazji można było zare-jestrować się również w Bazie Dawców Szpiku. Tego dnia Ma-ria Homan – koordynator Dru-

żyny Szpiku zachęcała wszyst-kich przybyłych, udało jej się na-mówić 17 osób. Wspierał ją Rafał Szczeszek, który także należy do Drużyny Szpiku, a jako krwio-dawca koordynuje tego typu ak-cje w Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim już od 4 lat. Nie-stety, nie każdy może honorowo oddać krew. Przetaczana krew musi być bezpieczna dla biorcy. Najpierw przeprowadzany jest wywiad zawierający szereg py-tań dotyczących zdrowia, należy też podać swoje dane personal-ne. Później badana jest hemo-globina, następnie odbywa się jeszcze badanie lekarskie i do-piero po nim, jeśli wykluczone zostaną wszelkie przeciwwska-zania, można honorowo oddać krew.

ALEKSANDRA LEWANDOWSKA

W WIELKOPOLSKIM URZĘDZIE WOJEWÓDZKIM

Krew dla Filipka

FO

T. R

OB

ERT

WR

ZES

IŃSK

I

Cześć i chwała osobom nie-pełnosprawnym, które w licz-bie 31 osób dołączyły do grona krwiodawców.

EUGENIUSZ JACEKPREZES KLUBU HDK PCKPRZY SM W SWARZĘDZU

FO

T. A

LEK

SAN

DR

A L

EWA

ND

OW

SKA

STRONA28 WRZESIEŃ 2015

Uczestnicy klubów senio-ra w gminie Czerwonak

udowadniają, że ciekawość poznawania świata i jego ta-jemnic nie jest zależna od wieku, a życie jest cały czas interesujące.

29 lipca brali udział w za-jęciach, na których poznawa-li tajemnice robotyki. Przed-stawiciele fi rmy Go4Robot za-proszeni na spotkanie wypeł-nili seniorom czas zajęciami na temat nowoczesnych tech-nologii.

Samodzielnie konstruowa-ne przez seniorów roboty z klocków lego podłączono do komputerów sterujących pod okiem instruktorów. Była to niecodzienna okazja do zdo-

MarcinWojcieszakPOBIEDZISKA

Seniorzy budują roboty

FO

T. (

5X

) V

IOLA

GO

LBA

-SO

BO

LEW

SKA

bywania nowej wiedzy i do-świadczeń.

Kluby działają w Owińskach, Kicinie i Czerwonaku. Odby-wają się w nich zajęcia z pla-styki, śpiewu, ćwiczenia yogi. Są grupy taneczne, warszta-ty kulinarne, spotkania aktywi-zujące pamięć i wzmacniające wiarę we własne możliwości.

– Uwielbiam swoją pracę z seniorami – mówi Krystyna Dyba, instruktor klubów se-niora. – To wspaniali ludzie. Są otwarci na nową wiedzę i nowe kontakty. Planujemy ko-lejne, twórcze spotkania.

STRONA29WRZESIEŃ 2015

Dom Zakonny Zgroma-dzenia Najświętsze-

go Serca Jezusa w Pobie-dziskach ponownie stał się 26 lipca miejscem nieco-dziennego teatralnego wy-darzenia. Stowarzysze-nie na Rzecz Osób Niepeł-nosprawnych i Aktywno-ści Lokalnej „Dla Ciebie” w Pobiedziskach realizowało podczas wakacyjnych dni z Instytutem Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie warsztaty te-atralne zakończone orygi-nalnym spektaklem.

Ogólnopolski projekt „Lato w teatrze” promuje teatral-ne działania edukacyjne dla dzieci i młodzieży. Udowad-nia, że teatr może być głosem młodych ludzi, którzy ze sce-ny mówią o ważnych dla nich sprawach. Spektakl „Kiedy dorosnę pofrunę”, zanim tra-fi ł na scenę, poprzedziły in-tensywnie przygotowania.

25-osobowa grupa mło-dzieży pracowała przez dwa tygodnie pod opieką profe-sjonalnych instruktorów: Mi-kołaja Mikołajczaka – taniec, Jarosława Szelesta – sceno-grafi a, Patryka Lichoty – mu-

INICJATYWA STOWARZYSZENIA „DLA CIEBIE” W POBIEDZISKACH

Powrót teatru

FO

T. (

5X

) V

IOLA

GO

LBA

-SO

BO

LEW

SKA

zyka i Grażyny Wydrowskiej – warsztaty aktorskie.

Wspólnie spędzone w klasztorze chwile, których najbardziej zajmującym ele-mentem była warsztatowa praca teatralna zbliżyły do siebie wszystkich uczestni-ków. Kilkanaście dni obco-wania ze sztuką, tworzenie i zgłębianie jej, uwrażliwiło młodych ludzi i uświadomiło, że teatr może być głosem we-wnętrznego dialogu ze świa-tem i ma istotne możliwości przekazu.

Spektakl wywarł głębo-kie wrażenie na publiczno-ści. Dał możliwość postrze-gania życia poprzez sztukę. Żył swoim życiem, czarował ruchem, światłem, dźwię-kiem. Zmuszał do myślenia. I do pełnych uznania braw na koniec.

Można być dumnym z tego, co ciężką pracą osią-gnęli w dziedzinie teatru młodzi ludzie, uczestnicy projektu „Lato w teatrze”. W

obecnym, elektronicznym świecie potrafi li powrócić do autentycznych wartości sztuki.

MARCIN WOJCIESZAK

STRONA30 WRZESIEŃ 2015

Znaleźli się tutaj z róż-nych powodów. Wyszli ze

społecznego marginesu, aby podjąć próbę normalnego ży-cia. Czasami musieli poko-nać głębokie kryzysy. Cza-sami brakowało sił. Podno-sili się, bo zaufali sobie i in-nym. Wiedzieli, że jeśli nie te-raz – to nigdy. W Chudobczy-cach znaleźli swoje przyjazne miejsce. Choć byli tacy, którzy swoją szansę zaprzepaścili.

Ta mała miejscowość w gmi-nie Kwilcz z zabudowaniami po dawnym Państwowym Go-spodarstwie Rolnym szybko zaludniła się podopiecznymi Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”. Początkowo miesz-kańcy wsi trochę się obawia-li nowych lokatorów. Byli prze-cież wśród nich alkoholicy, bezdomni, chorzy, mający pro-blemy z prawem, dawni więź-niowie. Obie strony początko-wo traktowały się nieufnie. Ale po pewnym czasie niepokoje zniknęły. Miejscowe środowi-sko uszanowało wysiłki tych, którzy postanowili wyjść z krę-gu zła i uczciwą pracą na rzecz społecznego dobra zasłużyć na ludzki szacunek. W maju

tego roku pojawiła się w Chu-dobczycach grupa młodzie-ży ze świetlicy terapeutycznej w Poznaniu, o czym pisaliśmy na łamach „Filantropa”. Chcie-li zobaczyć, jak tu się żyje i po-móc w pracach porządkowych.

– Historia „Barki” założo-nej przez moich rodziców To-masza i Barbarę Sadowskich wiąże się z położonym oko-ło 20 kilometrów stąd Włady-sławowem – mówi Ewa Sa-dowska. – Zachwyciła ich mała wioska położona wśród lasów i pastwisk. Zamieszkali tutaj wraz z grupą dwudziestu pię-ciu osób z zakładów psychia-trycznych, domów popraw-czych, więzień. Wkrótce dołą-czyła do nich Zuzanna z psa-mi, Andrzej zamieszkujący po-niemiecki bunkier, wytatuowa-ny Heniu. Stworzyli rodzinę. Z czasem osoby te przestawa-ły brać narkotyki i pić alkohol. Zrywały z dawnym życiem.

Gdy pojawiła się możliwość otrzymania od Skarbu Pań-stwa Chudobczyc, malowni-czo położonej wioski, Tomasz i Barbara Sadowscy szybko za-łatwili wymagane formalności potrzebne do przejęcia tej far-my. Niektórzy z „Barki” nie wy-kazywali entuzjazmu, niepew-ni, czy udźwigną taką odpo-wiedzialność. Kto sobie z tym poradzi? Wkrótce przekona-li się, że warto było przejąć to urokliwe miejsce. Obszar oko-ło 450 hektarów otwierał nowe możliwości.

Po gospodarstwie oprowa-dza Adam. Jest liderem, przy-jechał tutaj na jakiś czas, bo-wiem na co dzień pracuje z bezdomnymi w Londynie. Los nie oszczędzał mu ciosów. Był na dnie, ale znalazł w sobie dość sił, aby odmienić swo-je życie. Latem wraz ze swoim wiernym psem pilnuje dom-ków campingowych w ośrod-ku wypoczynkowym, należą-cym do lokalnego stowarzy-szenia. Adamowi podoba się stary dworek usytuowany nie-daleko bloków. Marzy mu się remont, by przywrócić temu miejscu dawną świetność.

– Kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy do Chudobczyc starym samochodem, ukaza-ły się nam dwa bloki w sta-nie surowym, rozpadające się budynki, wokół bieda – doda-je Ewa Sadowska. – Wówczas mój tata rozłożył ręce i po-wiedział: tutaj urządzimy cen-trum spotkań, będą przyjeż-dżać grupy międzynarodowe, powstanie wspólnota, ludzie zaczną odbudowywać swo-je życie. I tak się stało. Po kil-ku latach Fundacja „Barka” po-stanowiła usamodzielnić Chu-dobczyce. Powstało Stowa-rzyszenie Integracji Wspólno-ty „Barka”, którego szefem zo-stał Tomek. Wychowywał się w domach dziecka. Dzisiaj jest szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci, szanowanym rad-nym gminy Kwilcz.

W blokach mieszka około 70 osób. Liczba ta nie jest stała, bo są i tacy, którzy nie wytrzymu-ją i odchodzą, a na ich miejsce przychodzą nowi. W jednym z bloków znajduje się hotelik i stołówka, w której członko-wie wspólnoty jadają posiłki. Za budynkami gospodarczy-mi jest łąka, na której pasą się

Żyć od nowa

FO

T. (

4X

) A

UR

ELIA

PA

WLA

K

Adam (z prawej) z kolegą.

Ewa Sadowska.

kozy „melomanki”. Uwielbia-ją, gdy ich opiekun włącza im muzykę poważną. Po drugiej stronie gospodarstwa, w po-bliżu dworku, w trawie buszu-ją owce. Jak w każdej wspólno-cie – bywa różnie, ale jej człon-kowie starają się przestrzegać obowiązujących zasad.

Chudobczyce stały się dla wielu ludzi spokojną przysta-nią, domem. Tutaj odnaleź-li spokój, opiekę, miłość dru-giego człowieka, radość, ale przede wszystkim uwierzy-li, że można żyć inaczej. Mogą spełniać swoje marzenia. Do-stają szansę wyjścia na prostą, ale od nich zależy czy ją wyko-rzystają. Tak jak Adam, Tomek i inni.

AURELIA PAWLAKKolorowe świnki.

Buszujące w trawie.

STRONA 31WRZESIEŃ 2015

Rąk używamy codziennie niezliczoną ilość razy.

Budząc się rano myjemy nimi twarz, ubieramy się przy ich pomocy, robimy zakupy, roz-mawiamy przez telefon, pra-cujemy na komputerze. Nie zastanawiamy się, co byśmy zrobili, gdyby nagle okazało się, że są całkiem bezwład-ne. W takiej właśnie sytuacji znalazła się Emilia Andrusz-ko-Ratajczak z Czerwonaka w powiecie poznańskim, któ-ra w 1981 roku usłyszała dia-gnozę: stwardnienie rozsia-ne (SM).

Czerwonak to gmina wiej-ska w województwie wielko-polskim, położona kawałek za Poznaniem. Na jednej ulicy mieszkają trzy osoby z tą cho-robą. Wśród nich – bohaterka reportażu. Brama prowadząca do jej domu otoczona jest zie-lenią. Okolica spokojna, wolna od miejskiego zgiełku, sprzyja rozwijaniu pasji artystycznej.

Emilia Andruszko-Rataj-czak urodziła się na Białoru-si, na Janowszczyźnie, w 1952 roku. Tworzy od najmłodszych lat. Po szkole średniej podję-ła studia w Instytucie Filolo-gii Rosyjskiej, jednak nie to było jej celem. Pragnęła zda-wać na Akademię Sztuk Pięk-nych, ale w realizacji tego za-mierzenia przeszkodziła dia-gnoza. Przed chorobą nie zda-wała sobie sprawy, czym jest stwardnienie rozsiane. Zaczę-ła utykać na prawą nogę. Ten stan utrzymywał się przez kil-ka lat, stopniowo przybiera-jąc na sile. Lekarz reumato-log, podejrzewając, że może to być SM, wypisał skierowa-nie do neurologa. Badania wy-konane w 1981 roku podczas pobytu w szpitalu potwierdzi-ły przypuszczenia. Wyraz twa-rzy lekarza, który przekazywał wiadomość mówił wszystko. Słowa – jak mówi pani Emi-lia – były w zasadzie niepo-trzebne. Wtedy namalowała obraz przedstawiający musz-lę wśród splątanych gałęzi, a w niej uwięzioną kobietę bez możliwości ruchu. Tak właśnie się czuła.

Diagnoza wywołała szok i niedowierzanie, bo przecież było tyle planów! Dzięki li-teraturze krok po kroku do-wiadywała się więcej o cho-robie. Między innymi tego, że stwardnienie rozsiane ma róż-ne postacie. W jej przypadku to postać postępująca. Cho-roba ograniczała coraz bar-dziej. Na przekór trudnościom wyszła za mąż i urodziła dwie córki – Joannę i Iwonę. Proble-

my z chodzeniem nasiliły się, w końcu straciła władzę rów-nież w dłoniach. Nie była w stanie malować.

– Długo wydawało mi się, że moje ręce do mnie „powró-cą”, znów zaczną słuchać. Na-dzieja tkwiła we mnie moc-no. Malowanie ustami w ogóle nie wchodziło w grę. Nie bra-łam tego w żaden sposób pod uwagę. Jednak któregoś dnia postawiłam na bristolu kilka kresek. Ułożyły się w zimowy pejzaż. Potem zarysowałam fl amastrem cały blok. To było takie wyrażanie siebie. Cza-sem pogodne, czasem, może nawet częściej, dramatyczne. Teraz z perspektywy czasu za-uważam, że malowanie usta-mi bardziej mnie „kręci”, jak to mówi młodzież – opowiada Emilia Andruszko-Ratajczak.

W marcu 2010 roku zosta-ła członkiem Stowarzyszenia Artystów Malujących Ustami i Nogami „Amun”. Ze wzglę-du na znaczne ograniczenia w poruszaniu się nie ma moż-liwości wyjazdów na plenery artystyczne, ale systematycz-nie tworzy, głównie na płótnie. Każdego dnia rano na dwie godziny siada przy sztaludze.

O swojej pasji opowiada w fi lmie dokumentalnym „SM” w reżyserii Ilony Bidzan (relację

z emisji fi lmu w poznańskim Centrum Kultury Zamek pu-blikowaliśmy na stronie 19 w wydaniu czerwcowym „Filan-tropa Naszych Czasów” z 2014 roku). Przypomnijmy, że fi lm opowiadał historie trójki osób chorych na SM – Wojciecha Stańko, Gabrieli Zenki i Emilii Ratajczak.

Podstępna choroba odebra-ła jej samodzielność i nieza-leżność. Obecnie jest osobą leżącą. Wstaje sporadycznie – aby tworzyć czy wyjść na spa-cer przy pomocy wózka inwa-lidzkiego. Potrzebuje wspar-cia we wszystkich codzien-nych czynnościach. Pomaga jej córka Iwona, która z nią mieszka (druga córka prze-bywa za granicą) i opiekunki z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej. Korzysta również ze wsparcia Wielkopolskiego Oddziału Polskiego Towarzy-stwa Stwardnienia Rozsiane-go. Najważniejsze jest dla niej to, że z pomocą drugiej oso-by może jeszcze stać na wła-snych nogach – nie uginają się na skutek spastyki, jak to czę-sto bywa w SM. W utrzymaniu resztek sprawności dużo daje systematyczna rehabilitacja.

Nad łóżkiem wiszą obrazy o tematyce przyrodniczej. Na stoliku – zbiorek twórczości jej autorstwa, który przygotowa-

ły i wydały córki. Każdy wiersz zdobi ilustracja malowana ustami. Wyjątek stanowi praca na okładce, bo ta została wy-konana pędzlem w dłoni. Za-glądam do środka. Wiersze są niebanalne, głębokie. Wiem, że duszny, zatłoczony autobus nie będzie dobrym miejscem na lekturę. Potrzebuję samot-ności, a co najważniejsze – ci-szy, aby poznać, wchłonąć, zrozumieć. Wiersze Andrusz-ko-Ratajczak układa najpierw w myśli, najczęściej w nocy. Rano przychodzi opiekunka i notuje je na kartce. Potem cór-ka wprowadza do komputera.

Zbiorek nosi tytuł „Myśli jak obrazy” zawiera między in-nymi wiersz „Trwanie”, któ-ry odzwierciedla trudne emo-cje związane z chorobą. Po-dobne znajdujemy w utworze „Szklana kobieta w lustrze” czy „Motyle”. Chociaż sama o sobie mówi, że jest uosobie-niem spokoju, liryki pokazują wewnętrzną walkę z „nieprzy-jaciółką”, tęsknotę za czymś, co było i nigdy nie powróci. Z nostalgią wspomina miej-sca i krajobrazy z dziecięcych lat. Poznań dzisiaj nie wydaje jej się tak ujmujący jak kiedyś. Tętni nowoczesnością, stał się bardziej hałaśliwy.

Przez uchylone okno wpa-da dźwięk kosiarki i zapach trawy. Wpada też mucha, któ-ra uporczywie kręci się wo-kół nas, a w końcu przysiadu-je na twarzy mojej rozmów-czyni. Naturalnym odruchem w takiej sytuacji jest strzepnię-cie owada dłonią. Pani Emilia nie może tego zrobić. Uśmie-cha się tylko i mówi:

– Kiedyś namalowałam sie-bie. A że zawsze miałam ta-kie „wielkie włosy”, pokręcone, otaczające twarz dużym bu-kietem, na tym moim obrazie byłam drzewem, a głowa jego koroną. Podobał mi się. Szko-da, że już zamalowany.

*Wiersze Emilii Andruszko-

Ratajczak na stronie 37.

KAROLINA KASPRZAK

Razemz nieprzyjaciółką

Emilia Andruszko-Ratajczak: Długo wydawało mi się, że moje ręce do mnie „powrócą”, znów zaczną słuchać. Nadzieja tkwiła we mnie mocno. Malowanie ustami w ogóle nie

wchodziło w grę.

FO

T. A

RC

HIW

UM

RO

DZ

INN

E

STRONA32 WRZESIEŃ 2015

Na łamach „Filantropa Na-szych Czasów” wielokrot-

nie prezentowaliśmy sylwet-ki twórców-seniorów, którzy mimo ograniczeń nie ustają w realizacji pasji. Taką osobą jest Elżbieta Dąbrowska. Prace ar-tystki oglądano 11 sierpnia pod-czas wernisażu wystawy w Ga-lerii Sztuki Współczesnej „Sta-rówka” przy Zespole Dzien-nych Domów Pomocy – Filia nr 4 „Klub Starówka” w Poznaniu.

E. Dąbrowska pochodzi z Lu-blina. Urodziła się w 1944 roku. Twórczość artystyczną zaszcze-piła w niej mama. Od 2011 roku

jest członkiem Koła Malujących Lekarzy przy Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej w Poznaniu. In-teresuje się różnymi formami te-rapii jak fi zykoterapia, muzyko-terapia, biblioterapia czy zagad-nieniami medycyny (szczególnie genetyką i immunologią). Ob-razy Dąbrowskiej emanują en-tuzjazmem i siłą ekspresji. To przyroda, zwierzęta, ulubione miejsca. Artystka lubi podróżo-wać po Polsce i zagranicy, pisze reportaże oraz felietony. Prowa-dzi zdrowy tryb życia.

KAROLINA KASPRZAK

Podopieczni Alicji Twardosz, którzy tworzą grupę zawod-

ników trenujących szermierkę „Z fl oretem do gwiazd”, posta-nowili zorganizować 8 sierp-nia niecodzienne spotkanie. Są wyjątkowi jako grupa, któ-ra prawdopodobnie jest jedyną w Polsce skupiającą osoby nie-pełnosprawne trenujące szer-mierkę. Ponadto o ich wyjąt-kowości stanowi pełne empatii życie, wypełnione, poza spor-tem, pomocą charytatywną, w tym także na rzecz bezdom-nych i porzuconych zwierząt.

Tym razem, wspólnie z Fun-dacją „Głosem Zwierząt”, za-prosili na spotkanie pod hasłem „Szermierka pod chmurką oraz pieskie sprawy”. Odbyło się, jak zawsze, na terenie Domu Pomo-cy Społecznej w Poznaniu, pro-wadzonego przez siostry Sera-fi tki. W trakcie spotkania Joan-na Rozmiarek – przedstawiciel-ka Fundacji „Głosem Zwierząt”, omówiła problemy krzywdzo-nych psów i kotów oraz poin-formowała, jak można im po-magać. Marlena Nowicka i Nata-lia Jarnuszkiewicz z tejże funda-cji uczyły, na przykładach dwóch piesków, jak z nimi postępo-

wać, np. kiedy można pogłaskać oraz jakie są podstawowe reak-cje psa. Atrakcją był pokaz psich sztuczek.

Mimo upału uczestnicy „Szer-mierki pod chmurką” pod okiem Alicji Twardosz i siostry dyrek-tor Cecylii uczestniczyli w na-uce podstawowych umiejętności szermierczych. Dzięki uprzej-mości Sióstr Serafi tek ochłody można było poszukać w base-nie, z czego bardzo chętnie pra-wie wszyscy skorzystali.

Szermierka i pieskie sprawy to nietypowe i humanitarne połą-czenie. Zapewne dzięki temu na spotkaniu pojawili się nowi za-wodnicy, którzy będą z zapałem trenować razem „Z fl oretem do gwiazd”. Ambasadorką miłości do skrzywdzonych zwierząt jest Alicja Twardosz, która zaskaku-je swoimi pomysłami i ich reali-zacją wspólnie z podopiecznymi szermierczej grupy. Połączenie zajęć szermierki wraz z edukacją i wzbudzaniem empatii do zwie-rząt jest cenną rehabilitacją du-szy i ciała – zwłaszcza dla osób niepełnosprawnych, które sku-pia grupa „Z fl oretem do gwiazd”.

MARCIN WOJCIESZAK

Szermierka pod chmurką

FO

T. (

2X

) A

LIC

JA T

WA

RD

OSZ

Jej pasją – malarstwo

Elżbieta Dąbrowska (z prawej) z przyjaciółmi.

FO

T. K

AR

OLI

NA

KA

SPR

ZA

K F

OT.

KA

RO

LIN

A K

ASP

RZ

AK

STRONA33WRZESIEŃ 2015

Nazywam się Zbyszek Stru-gała, jestem uczestnikiem

Warsztatu Terapii Zajęciowej w Czeszewie. Chciałbym opo-wiedzieć czytelnikom „Filan-tropa” o pracowni kompute-rowej, która powstała w grud-niu 2003 roku wraz z utwo-rzeniem naszego Warsztatu.

Oprócz niej w naszym WTZ są jeszcze pracownie: ogrod-nicza, stolarska, artystyczna, sztuki użytkowej i gospodar-stwa domowego.

W grudniu 2003 roku zosta-łem uczestnikiem Warsztatu Terapii Zajęciowej w Czesze-wie. Trafi łem właśnie do pra-cowni komputerowej, którą prowadziła – i prowadzi – tera-peutka Marta. Wtedy nie przy-szło mi do głowy, że tej właśnie osobie będę kiedyś dużo za-wdzięczał.

Początki pracy w Warszta-cie nie należały do łatwych. Dostaliśmy komputery, które pochodziły z darów, lecz nie-stety, były już dość stare, wiec pracowało się na nich ciężko. Ale cieszyliśmy się, że w ogóle mamy komputery. Dopiero nie-co później w miarę możliwości zaczęto ulepszać pracownię. Ciekawostką jest, jak wyglą-dała sprawa korzystania z In-ternetu w początkach istnienia WTZ-tu. Dwa lat temu nie każ-dy posiadał Internet w domu, był to luksus nie każdemu do-stępny.

Tak też było w Warsztacie. Najpierw do Internetu był pod-łączony tylko komputer na-szej terapeutki i można było z niego korzystać tylko godzi-nę dziennie. Jak chciałem wy-słać jakiś artykuł do czasopi-sma, musiałem poprosić pa-nią Martę, aby mi go wysłała. Albo „oszczędzaliśmy” nasze godziny korzystania z Inter-netu i wtedy jednego dnia mo-gliśmy używać go aż 5 godzin. Dopiero później otrzymaliśmy stałe łącze i teraz to, że każ-dy może skorzystać z Interne-tu kiedy chce, jest rzeczą natu-ralną i oczywistą.

Spędziłem kilka lat w pra-cowni komputerowej. Pamię-tam, że na początku było mi ciężko się przyzwyczaić do no-wej sytuacji, jaką był sam po-byt w WTZ. Miałem wiele pro-blemów z tym związanych, za-

Komputer – mój cały świat

nim się z tym wszystkim oswo-iłem. O samym komputerze także nie wiedziałem zbyt wie-le, tylko pisać umiałem. Dopie-ro tu, w pracowni komputero-wej, nauczyłem się prawdzi-wej obsługi komputera. Oka-zało się, że to nie takie łatwe, jak się wydaje. Wtedy nie wie-działem jeszcze, że kompu-ter można obsługiwać tylko za pomocą samej klawiatury, bez myszy – co dla osoby z pora-żeniem kończyn górnych było przełomowym odkryciem!

Z pomocą terapeutki Mar-ty nauczyłem się pracować na różnych edytorach, pro-gramach, nauczyłem się, jak można przerobić zdjęcie czy zrobić okolicznościową kart-kę. A co najważniejsze – na-uczyłem się posługiwać In-ternetem, który stał się moim oknem na świat. W pracowni komputerowej nauczyłem się też współpracy z uczestnika-mi i terapeutami, szczególnie podczas pracy nad warsztato-wą gazetką, która kiedyś była wydawana w WTZ. W pracow-ni komputerowej rozpoczęła się moja przygoda z dzienni-karstwem. Dziś wraz z innymi uczestnikami zajmuję się w niej, poza pisaniem arty-kułów, również takimi sprawa-mi, jak na przykład tworzenie comiesięcznych list obecności dla każdej pracowni. Wykonu-jemy kartki okolicznościowe, zaproszenia, kolorowe foto-kalendarze, wizytówki, dyplo-my, plakaty, a także prowadzi-my stronę internetową nasze-go Warsztatu i jego fanpage na Facebooku. Tworzymy dla in-nych pracowni kolorowanki, materiały z zadaniami eduka-cyjnymi czy szablony do wy-cinania ze sklejki bądź z ma-teriału i szycia. We współpra-cy z pozostałymi pracowniami w okresie przedświątecznym malujemy króliki, ptaszki, kur-ki, choinki. Szyjemy i haftuje-my, robimy zajączki na patyku i kartki świąteczne. Pracy mamy co niemiara!

Pracownia komputerowa jest dla mnie nie tylko miej-scem pracy, lecz także drugim domem.

ZbigniewStrugałaORZECHOWO

ZSO

FO

T. (

3X

) A

RC

HIW

UM

WT

Z W

CZ

ESZ

EWIE

STRONA34 WRZESIEŃ 2015

W upalną niedzielę 28 czerwca rozpoczęły się

jubileuszowe 25-te wczaso-rekolekcje dla osób niepeł-nosprawnych przy parafi i św. Wita w Rogoźnie. Jubileusz spowodował, że przyjecha-ły osoby niepełnosprawne nie tylko z Wielkopolski, ale tak-że ze Śląska.

Nasze dziesięciodniowe spotkanie zaczęło się jak za-wsze w niedzielę podczas

Tym artykułem rozpoczynamy druk cyklu publikacji na te-

mat osób głuchoniewidomych i głuchoślepoty autorstwa Moni-ki Janc. Reportaż Karoliny Ka-sprzak na jej temat publikowali-śmy w sierpniowym wydaniu „Fi-lantropa”. Monika Janc jest oso-bą głuchoniewidomą w znacz-nym stopniu, z zachowanymi resztkami widzenia i słuchu, a reportaż ukazuje jej imponującą aktywność w dziedzinie eduka-cji, sportu, turystyki i działalno-ści społecznej. (Red.)

GŁUCHONIEWIDOMY – CZYLI KTO?

Człowiek taki sam jak inni, mający swoje uczucia, potrzeby, marzenia, rado-ści i smutki. Człowiek, który chciałby pracować, założyć rodzinę, prowadzić auto, czy wstąpić do klasztoru. Czło-wiek, który często jest igno-rowany i odrzucany przez społeczeństwo, przez urzęd-ników, pracodawców, czy wykładowców – zdarza się też, że przez najbliższych.

Powodem tej sytuacji jest często przekonanie, że je-śli ktoś nie widzi i nie sły-szy w dużym stopniu, to nie jest możliwa komunika-cja z nim. Takiego człowie-ka uważa się czasem także za ograniczonego umysło-wo, który nie może się nicze-go nauczyć; nie posiadają-cego zdolności do działania i tworzenia – nie wspomina-jąc już o tym, by taka osoba mogła odnosić sukcesy w ja-kieś dziedzinie. Takie myśle-nie stygmatyzuje, jest krzyw-dzące i nieobiektywne. Wie-dza na temat głuchoślepo-ty w naszym kraju jest, nie-stety, nadal ogromnie ogra-niczona i stereotypowa. Wy-nika to z jednej strony z fak-tu, że takich osób jest nie-wiele w stosunku do popu-lacji innych osób niepełno-sprawnych – w granicach powiatu mieszka kilkanaście osób głuchoniewidomych, a gminy – do trzech. Szacuje się, że w Polsce mieszka od 7-8 tys. osób z tą niepełno-sprawnością.

Z drugiej strony zbyt małe jest nagłaśnianie problemów

dni mieliśmy okazję zastano-wić się, za kogo uważamy Je-zusa oraz nad tym, czy mu ufamy. Dla wielu z osób w tych dniach najtrudniejsza była ci-sza, która musiała panować podczas posiłków.

Od czwartku zaczęła się dru-ga część naszego pobytu, czy-li wczasy. Rankiem tego dnia wyruszyliśmy na wycieczkę do Środy, gdzie w parafi i Najświęt-szego Serca Jezusowego po-sługę proboszcza pełni ksiądz Krzysztof Michalczak. Był on jednym z założycieli wczaso-rekolekcji oraz fundacji „Dar Rogoźna”, dzięki której nasze spotkania w Rogoźnie są moż-liwe. Po mszy zwiedziliśmy ry-

Jubileuszowerekolekcje

tej grupy osób. Pojawiają się co prawda audycje w radio, telewizji czy artykuły w ga-zetach specjalistycznych i codziennych. Ale działa-nia takie są mimo wszyst-ko mało efektywne, gdyż nie przynoszą oczekiwanych re-zultatów – w szczególności prawnych. Osoba głuchonie-widoma według Polskiego systemu prawnego ma status „non est” – czyli „nie istnie-je”. Gluchoślepota nie docze-kała się do dnia dzisiejszego oznaczenia jednym kodem w klasyfi kacji ICD i dlatego nie traktuje się jej jako od-rębnej jednostki chorobowej.

Stworzenie takiego umo-cowania prawnego bardzo ułatwiłoby funkcjonowanie osób głuchoniewidomych, zaoszczędziło pracy leka-rzom, urzędnikom czy in-nym osobom, które działa-ją na rzecz osób z dysfunk-cją wzroku i słuchu. Obec-nie, zgodnie z systemem orzeczniczym, osoby ta-kie mogą mieć wpisane dwa kody oznaczające uszkodze-nie narządu wzroku i słu-chu, jednak takie rozwiąza-nie drastycznie ogranicza między innymi dostęp do najnowszych metod rehabi-litacyjnych, specjalistyczne-go sprzętu, który ma ułatwić życie i tym samym pozwolić na większą samodzielność.

GŁUCHOŚLEPOTA Pojęcie „osoba głucho-

niewidoma” czy też termin” głuchoślepota” zazwyczaj sprawiają, że myślimy o lu-dziach, którzy zupełnie nic nie widzą i nic nie słyszą. Określenia te jednak obej-mują zdecydowanie większą grupę osób, u których wystę-puje jednoczesne uszkodze-nie wzroku i słuchu. Znacz-na część z nich jest w stanie korzystać – w różnym zakre-sie – z jednego lub obu tych zmysłów. Zdefi niowanie głu-choślepoty jest na dzień dzi-siejszy trudne – brakuje jed-noznacznego i komplekso-wego określenia – inaczej bowiem defi niuje się dzie-ci, a inaczej dorosłych. Zało-żenia wobec dzieci głucho-niewidomych kładą nacisk na aspekty związane ze sto-sowną edukacją i zaznacza-ją, że ze względu na sprzę-żenie uszkodzenia wzroku i słuchu dzieci wymagają wy-sokospecjalistycznego pro-cesu edukacyjnego opraco-wanego specjalnie dla nich.

Uznana przez Towarzy-

mszy św. w parku w miejsco-wości Sierniki pod fi gurą Mat-ki Bożej. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy jechaliśmy do Siernik eskortowani przez klub motocyklowy z Pozna-nia. Na miejscu zostaliśmy po-witani przez Rogozińską Or-kiestrę Dętą oraz okolicznych mieszkańców. Po mszy świę-tej, która zakończyła się wy-puszczeniem 25 gołębi, zosta-liśmy zaproszeni na skrom-ny poczęstunek, a chętni mieli możliwość przejażdżki brycz-ką oraz pogłaskania młodych kóz.

Następnego dnia rozpoczęli-śmy 3 dniowe rekolekcje ścisłe, które prowadził ksiądz Krzysz-tof Kubaszewski. Podczas tych

nek miasta, a następnie ruszy-liśmy na obiad do restauracji „Kasztelan”. Podziwialiśmy re-stauracyjny ogród pełen pięk-nych kwiatów.

W niedzielę tradycyjnie zor-ganizowaliśmy festyn rodzin-ny dla mieszkańców Rogoź-na. Oprócz tradycyjnego wy-stępu gwiazdy, czyli uświet-niającego każdy festyn Pio-tra Kraussa, mieliśmy okazję posłuchać koncertu niewido-mych braci Matysiak. Najwię-cej osób zgromadziło fi nałowe losowanie loterii oraz występ króla Disco Polo Bartka Tecła-wa. Mieliśmy też stoiska ani-macyjne dla dzieci. Po koncer-cie Bartka parkiet zapełnił się tańczącymi ludźmi.

MonikaJancPOŁAJEWO

MJP

KrzysztofMurkowskiROGOŹNO

KMR

FO

T. A

RC

HIW

UM

STRONA35WRZESIEŃ 2015

KLASYFIKACJA OSÓB GŁUCHONIEWIDOMYCH

Podziału osób głuchoniewidomych możemy dokonać, kierując się dwoma wyznacznikami – stopniem uszko-dzenia narządów wzroku i słuchu jak i czasu wystąpienia głuchoślepoty tj. powstania problemów ze wzrokiem i słu-chem. Stosując pierwsze kryterium – stopień uszkodzenia – osoby głuchoniewidome dzielimy na grupy:

A) osoby całkowicie głuchoniewidome – jednocześnie niesłyszące i niewidzące,

B) osoby głuchoniewidome – niesłyszące i jednocześnie słabowidzące,

C) osoby głuchoniewidome – niewidzące i jednocześnie słabosłyszące,

D) osoby głuchoniewidome – słabo słyszące i słabowi-dzące.

Zauważyć można w tym podziale ogromny kontrast między osobami głuchoniewidomymi; z jednej strony są to ludzie, którzy nie zachowali lub mają minimalne reszt-ki wzroku i słuchu, a z drugiej osoby głuchoniewidome z dużo mniejszymi dysfunkcjami tych narządów. Są to oso-by słabowidzące i słabosłyszące, dzięki czemu mogą one w większym zakresie korzystać ze wzroku i słuchu. Po-środku znajdują się osoby, które są zupełnie niewidome lub głuche, ale drugi zmysł – wzrok lub słuch mają w lep-szej kondycji i to na nim opierają swoją aktywność.

Dokonując podziału ze względu na czas wystąpienia dysfunkcji wzroku i słuchu, możemy wyróżnić dwie za-sadnicze grupy osób głuchoniewidomych:

A) osoby z głuchoślepotą wrodzoną, u których proble-my ze wzrokiem i słuchem występują od urodzenia, lub nastąpiły tuż po urodzeniu,

B) osoby z głuchoślepotą nabytą, u których problemy ze wzrokiem i słuchem pojawiają się później.

Pomiędzy tymi dwiema grupami znajdują się osoby z wrodzonym i ujawniającym się od urodzenia uszkodze-niem wzroku lub słuchu, u których dysfunkcja drugiego narządu nastąpiła w późniejszym czasie. Bardzo ważną cechą jest zarówno stopień uszkodzenia wzroku i słuchu jak i czas wystąpienia tych dysfunkcji u konkretnej osoby. Wyróżniamy 16 wariantów tych dwóch składowych; nie-mniej jednak w zakresie tej samej konfi guracji warunki słuchowe i/lub wzrokowe mogą się różnić i być lepiej lub gorzej pożytkowane przez osobę głuchoniewidomą.

stwo Pomocy Głuchoniewi-domym defi nicja dotycząca dorosłych (także w innych krajach) jest defi nicją funk-cjonalną, która wskazuje na aspekt ogólnej sprawności konkretnej osoby i stwier-dza ona, że: „głuchoniewi-domą jest osoba, która na skutek jednoczesnego, po-ważnego uszkodzenia słu-chu i wzroku napotyka trud-ności odmienne od spowo-dowanych wyłącznie uszko-dzeniem wzroku lub słuchu, widoczne we wszystkich sferach jej funkcjonowania, zwłaszcza w komunikowa-niu się, samodzielnym po-ruszaniu i dostępie do in-formacji” (http://tpg.org.pl/kim-jestesmy/kim-sa-oso-by-gluchoniewidome). Tak szerokie ujęcie głuchoślepo-ty, sprawia, że więcej osób głuchoniewidomych może otrzymywać stosowną po-moc i wszelkie wsparcie.

Kryteria medyczne stoso-wane w poprzednich defi ni-cjach, które wskazują sto-pień uszkodzenia wzroku i słuchu, są bardzo ważnymi wskaźnikami, jednak nie po-winny być jedynymi. W przy-padku wzroku bardzo waż-nymi weryfi katorami są ob-niżenie ostrości wzroku i ograniczenia w polu widze-nia, natomiast w odniesie-niu do narządu słuchu istot-ny jest poziom uszkodzenia w decybelach – zwłaszcza dla częstotliwości ważnych dla mowy. Czasami docho-

dzi do sytuacji, w której kry-terium medyczne nie spraw-dza się i osoby z mniejszym defi cytem wzroku i słuchu funkcjonują gorzej niż osoby ze znacznym uszkodzeniem tych zmysłów.

Bardzo ważne jest więc kierowanie się nie tylko aspektem medycznym, de-fi nicjami, ale indywidual-ne spojrzenie na każdą oso-bę głuchoniewidomą. Cieka-wą i dość długo oczekiwa-ną przez liczne państwa de-fi nicję zaprezentował w 2006 roku Nordic Staff Training Centre for Deafblind Services (http://www.istworld.org/OrgUnitDetai ls.aspx?Or-g U n i t I d = e 3 9 9 4 5 3 d 8 e b -d48a59f9f82139f948f8a), która w sposób bardzo zde-cydowany wskazuje na na-rzędzia wsparcia jako nie-odzowne podłoże do za-pewnienia głuchoniewido-mym możliwie najlepszych warunków funkcjonowania. Defi nicja ta mówi: „Głucho-ślepota to specyfi czny rodzaj niepełnosprawności, który stanowi kombinację dwóch najważniejszych zmysłów człowieka: słuchu i wzro-ku. Niepełnosprawność ta ogranicza aktywność osób nią dotkniętych i ich pełne uczestnictwo w społeczeń-stwie w takim stopniu, że dla optymalnego funkcjono-wania wymagają one wspar-cia ze strony otoczenia – od-powiednich usług oraz przy-stosowania środowiska ze-

wnętrznego i/lub udostęp-nienia adekwatnych techno-logii.”

Defi nicja ta doskonale ko-reluje z przyjętą w 2004 roku przez Parlament Europejski Deklaracją Praw Osób Głu-choniewidomych. Dokument ten wskazuje odrębność i

unikatowość głuchoślepo-ty; namawia państwa UE do prawnego uregulowania sy-tuacji osób z jednoczesną dysfunkcją wzroku i słuchu, by ich życie społeczne i za-wodowe mogło zmienić się na lepsze.

cdn.

Człowiek taki sam jak inni(1)

FO

T. P

IOT

R S

TAN

ISZ

EWSK

I

STRONA36 WRZESIEŃ 2015

Uczestnicy kościańskiego Środowiskowego Domu

Samopomocy odpoczynek wa-kacyjny spędzają bardzo ak-tywnie. Zwiedzili miejscowe muzeum, podziwiali multime-dialną dioramę Kościana, brali udział w marszu z mapą i po-znawali sylwetki znanych Pola-ków. Jednak największą atrak-cją okazał się wyjazd do Klu-czewa, gdzie mieści się gospo-darstwo agroturystyczne „U Ko-wola”.

Kowale zaczynają powoli zni-kać, jest ich coraz mniej, więc nie lada gratką jest zobaczyć, czym się charakteryzuje ten za-wód i jak wygląda warsztat ko-wala. Pan Krzysztof, który kowa-lem jest z dziada pradziada, wy-ciąga rozżarzony kawałek meta-lu, z którego, niczym z elastycz-nej plasteliny, formuje podkowę dla konia. Oprócz pieca z dmu-chawą, ważnym elementem w tym warsztacie jest kowadło, na którym da się nawet tworzyć muzykę za pomocą młotków. Podkowę oczywiście dostaliśmy na szczęście i dowiedzieliśmy się jak ma być powieszona, by przynosiła szczęście.

Kuźnia nauczyła nas, że nasze życie jest jak ten kawałek meta-lu, z którego powstała podkowa. „Kuj żelazo póki gorące”… Po-tem, już gdy ostygnie, to ciężko

już coś z nim zrobić. Wielokrot-nie odpuszczamy, wielokrotnie zwlekamy i odkładamy coś na później, szanse na działanie ma-leją, a stare porzekadło staje się prawdziwe.

Kolejną lekcją było to, że gdy zrobimy coś sami i włożymy w to serce, to zawsze będziemy chętniej wracać do tego, aniże-li do rzeczy zakupionych. Mie-liśmy okazję zobaczyć czter-dziestoletnie zabawki wykona-ne przez ojca pana Krzysztofa. Zabawki te mają duszę i mimo tego, że nie mają metek znanych producentów, to rozwinęły wy-obraźnię dwóch pokoleń, gwa-rantując im przy tym dobrą za-bawę.

Jeśli mówimy o gospodar-stwie agroturystycznym to nie może zabraknąć zwierząt go-spodarskich. I tak mieliśmy oka-zję pogłaskać żywicielkę rodziny „mućkę”, karmić kozy, które bez-trosko się pomiędzy nami prze-chadzały, a także zobaczyć, jak wygląda zimowy sweter, kiedy

Kuj żelazo…

FO

T. (

5X

) K

ATA

RZ

YN

A A

DA

MSK

A

jeszcze znajduje się na czterech łapach i robi „meeee”…

Atrakcji nie brakowało, gdyż czekały na nas przejażdż-ki bryczką po okolicy, wyciecz-ka na wieżę widokową, z któ-rej rozciąga się panorama okoli-cy. Odważni nie tylko weszli na trzydziestometrową wieżę, ale

również zeszli w podziemia sta-rych magazynów beczek z wi-nem. Po zwiedzeniu komplek-su pałacowego w Siekowie uda-liśmy się na swojskie jadło. Jedli-śmy tak, jak się jadło dobre sto lat temu, czyli zdrowo.

RAFAŁ IKS

STRONA 37WRZESIEŃ 2015

EMILIA ANDRUSZKO--RATAJCZAK

Nieprzyjaciółka

Zwaliła sięniezapowiedziana.Gdybym wiedziała,że to ona,nie wpuściłabym jejna pewno.Okazała sięwizytą przewlekłą.Jak długo zostanie?Nie wiem.Myślę, że do końca.

Trwanie

Umówiłam sięz sobą na trwanie.Na dłonie, które niczegonie przyjmą.Na stopy,które nie kiwną palcem, żeby pójść.I jeszcze z sufi tuzwisa ona.Ciężka i niewygodna.Ciągle mnie sprawdza,czy trwam.Dopiero nocą opadam w ciszę, lekko dotykam dna.Wtedy zrywam umowę.Wychodzę na długi spacer,tylko wezmę parasol,pewnie go nie otworzę.Chcę iść daleko.Czuć na ustachkrople deszczu,a na skroniachletni wiatr.

Jesienną porą, gdy za oknem szaro, mglisto i

monotonnie pada deszcz – nasze dzieci bywają czę-ściej rozdrażnione, niż w innych miesiącach roku. Są wtedy marudne, kapry-śne, płaczliwe, a nieraz tak-że lękliwe albo zachowu-ją się agresywnie. Niekiedy potem żałują, a Damian ma zwyczaj mówić „przepra-szam mamo, że jestem taki deszczowy”.

Rozdrażnienie dzieci czę-sto udziela się rodzicom, a nieraz to właśnie od nich dzieci „zarażają się” złym humorem. Na nic tu szuka-nie przyczyn i obwinianie jednych bądź drugich, bo-wiem na nasze organizmy działa wiele czynników wy-wołujących wewnętrzne na-pięcie.

Niekiedy główną rolę od-grywają zmiany fi zjologicz-ne, na przykład spowodowa-ne zbyt małą ilością światła, niskim ciśnieniem atmosfe-rycznym, nadmiarem wilgo-ci w powietrzu i inne. Na „fi -zjologiczne tło” nakładają się drobne kłopoty codzien-ności, urastając do dużych zmartwień. Mówiąc ogól-nie, jesienią jest w nas mniej chęci do pokonywania trud-ności, mniej entuzjazmu do życia. I dotyczy to zarówno dzieci, jak ich rodziców.

Jak w takich sytuacjach pomóc dziecku, a także so-bie samemu? Jedną z propo-zycji jest zastosowanie re-laksu, czyli ćwiczeń odprę-żających, rozluźniających mięśnie, spowolniających przebieg procesów fi zjolo-gicznych.

Techniki relaksacyjne są skutecznym sposobem ra-dzenia sobie ze stresami co-dzienności. W Europie zo-stały zapoczątkowane na początku lat 60-tych przez Johannesa Schulza, który swoją propozycję autogen-nego treningu oparł na za-łożeniu o jedności psychiki i ciała.

Obecnie istnieją rozma-ite techniki relaksacyjne, a w zastosowaniu do dzie-ci szczególnie dobra wyda-je się być technika „stopnio-wanej relaksacji”, zapropo-nowana przez Jacobsona. Pozwala ona na uzyskanie

uspokojenia, wewnętrznego wyciszenia się dziecka, uła-twia także jego zasypianie.

Techniki relaksacyjne, w ich rozwiniętej postaci, to jest z głęboką sugestią włącznie, powinny być prak-tykowane przez wykwalifi -kowanego terapeutę. Jednak prostsze odmiany relaksu mogą być stosowane samo-dzielnie, także przez rodzi-ców w stosunku do dzieci.

Rodzice mogą zastosować relaks odwołujący się przede wszystkim do wyobraź-ni dziecka, korzystając przy tym z wątków bajek czy fi l-mów, ze zjawisk przyrodni-czych czy z własnej fantazji.

Na przykład matka kła-dzie dziecko na tapczanie albo miękkim dywanie i sia-da swobodnie (albo kładzie się) obok niego. Mówi spo-kojnym, łagodnym głosem: „Rozrzuć luźno ręce i nóż-ki, właśnie tak. Oddychaj po-woli i głęboko. Spróbujmy to zrobić razem. A teraz zaba-wimy się w kolorowe chmu-ry. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że przed tobą przesu-wają się duże, miękkie, cie-płe chmury. Teraz przesuwa się chmura niebieska. Jest cała jasnoniebieska, ty wi-dzisz tę niebieską chmurę... przesuwa się wolno, wol-niutko... powietrze też jest niebieskie... wciąż przesu-wa się niebieska chmura...” itd. Matka kolejno wprowa-dza inne kolory, sprawdza, czy dziecko jest rozluźnione, to jest czy ma wiotkie ramio-na i nóżki. Chwilami może lekko muskać twarz dziec-ka dłonią bądź lekkim dmu-chaniem.

Takie „sesje terapeutyczne” z mamą (także z tatą!) mogą wywierać bardzo dobry sku-tek, szczególnie na dzieci osłabione chorobą, a także na dzieci pobudliwe i lękliwe. Oczywiście, treść i przebieg „sesji” mogą być różne, matki mają na ogół wiele wspania-łych pomysłów.

Relaksujące znaczenie może też mieć zabawa z dzieckiem, szczególnie taka, jak na przykład przelewa-nie z naczynia do naczynia ciepłej wody, dmuchanie na kłębek waty, przesypywanie piasku czy koralików. Pod-stawową zasadą jest przy

tym powolność ruchów, przesuwanie się przedmio-tów czy zjawisk, ich odkon-kretnienie w wyobraźni.

Inaczej przebiega relaks oparty o zasadę napinania i rozluźniania mięśni (tzw. „stopniowana relaksacja”). Poddane tej technice dziecko leży wygodnie na tapczanie lub kocu, z małą poduszecz-ką pod głową i naprzemien-nie zaciska i rozluźnia mię-śnie. Najpierw mięśnie dłoni, potem nóg, z kolei brzucha, głowy i na końcu twarzy.

Matka podsuwa dziec-ku różne adekwatne do jego czynności skojarzenia, na przykład mówi: „Wyobraź so-bie, że jesteś wielkim niedź-wiedziem, masz mocne łapy, mocne nogi – pokaż, jaki je-steś cały silny” (dziecko ko-lejno napina ramiona, dło-nie, nogi, tułów). A po chwi-li: „Teraz zamień się w motyl-ka, bądź taki lekki, jak to tyl-ko możliwe, miej lekkie ra-miona, lekkie nóżki, lekkie ciało...”

A później: „Teraz jesteś wielkim dinozaurem, łamiesz gałęzie mocnymi łapami, sil-nymi nogami odsuwasz leżą-cy głaz, masz duży brzuch” (dziecko nadyma go)...itp. Za-wsze chodzi po prostu o na-przemienne napinanie i roz-luźnianie mięśni. Przy mię-śniach twarzy można wyko-rzystać mimikę zdziwienia („zobaczyłeś zielonego ludzi-ka”), złości („ktoś ciebie po-pchnął”), radości („otrzyma-łeś prezent”) itp.

Odczuwanie przez dziec-ko różnicy między napię-ciem a rozluźnieniem wpły-wa na nie kojąco. Pamiętaj-my, że zastosowana wobec dzieci relaksacja powinna przebiegać zawsze w atmos-ferze łagodnej serdeczności i spokojnej zabawy.

Niekiedy korzystniejsza jest cisza, kiedy indziej na-strojowa muzyka. Dzieci mają różne preferencje od-nośnie warunków, w jakich relaks skutecznie je odprę-ża. Jednak dla wszystkich dzieci jeden warunek jest za-wsze taki sam: są nim zwró-cone ku niemu pełne miłości oczy matki.

IRENA OBUCHOWSKAZ KSIĄŻKI „KOCHAĆ I ROZUMIEĆ” CZ.III

Deszczowe dzieci

STRONA38 WRZESIEŃ 2015

Anna Tasiemska to oso-ba zawsze pogodna, po-

mocna, pełna optymizmu. Nikt by się nie domyślił, że prze-szła przez piekło. Gdy choro-ba Alzheimera zaatakowała jej mamę Barbarę, zebrała mnó-stwo doświadczeń, które teraz przekazuje rodzinom zmaga-jącym się z tym schorzeniem. Była z mamą do końca.

Z zawodu jest księgową. Bar-dzo skrupulatna, dokładna, ale także wspaniała organizatorka otwarta na ludzi. Nie przejdzie obojętnie obok potrzebujących pomocy. Troszcząc się o cho-rą mamę zrozumiała, jak wie-le człowiek potrafi znieść. Ten czas ją umocnił i ukształtował. Dzisiaj potrafi zrozumieć każde cierpienie.

– Zaczęło się od dziwnego za-chowania mamy – wspomina Anna. – Mówiła o śledzących ją wrogach czyhających na jej ży-cie, o zainstalowanych w domu podsłuchach, dziwnych głosach. Byłam przerażona, przez myśl mi nie przeszło, że może to być choroba Alzheimera. Z osoby zaradnej, przedsiębiorczej, stop-niowo przeobrażała się w bez-bronne dziecko.

Anna wraz z mężem łudzi-li się, że może są to konsekwen-cje chorej tarczycy. Ale wkrótce była to już tylko równia pochyła. Mama zaczęła podejrzewać są-siada o kradzież wody. Nie dało się jej przekonać, że to niemoż-liwe. Temuż sąsiadowi przypi-sała kradzież prądu. Wyłącza-ła z gniazdek telewizory, lodów-kę, radio, wideo, powodując w domu chaos. Zapomniała zakrę-cić kran, zalała sąsiadów. Szme-ry w mieszkaniu zwiastowały, że sąsiad z ósmego piętra rozpo-czyna złodziejski proceder. Od-kręcała gaz, spaliła kilka czajni-ków i garnków.

– Zastanawialiśmy się z mę-żem jak zaprowadzić mamę do lekarza, wiedząc, że ten pomysł spotka się z oporem – mówi Anna Tasiemska. – Czas naglił, nie było już na co czekać. Ucie-kliśmy się do podstępu i zapro-wadziliśmy mamę do psychiatry profesora Andrzeja Rajewskie-go. Decyzja była szybka. Mama trafi ła na oddział w szpitalu psy-chiatrycznym, na którym prze-

ROZDZIAŁ 13PIERWSZAWYCIECZKA

Ha… wcale nie było leżenia. Byliśmy dziś na wyciecz-

ce. Pawełek po raz pierwszy opuścił oddział. Zjechaliśmy windą na parter. Zaszliśmy do kiosku. Jedyne miejsce, do którego dziś można pójść w szpitalu. Pawełka aż trzęsło, gdy zobaczył różne smakowe wody i dżem. Kupił sobie pi-stolet na bańki mydlane.

Poszliśmy na 1 piętro. Tam jest oddział intensywnej tera-pii, więc korytarze puste. Wy-patrzyliśmy kolorowe poduchy na korytarzu. Skąd one tam się wzięły? Nie mam pojęcia. Zbu-dowaliśmy z nich pociąg i za-częliśmy puszczać baki mydla-ne.

To było takie nasze miej-sce w szpitalu. Zupełnie nie-zwykłe. Puste długie korytarze, nasz kolorowy pociąg podu-chowy i dziesiątki baniek… Po-tem wyszliśmy na dwór. Przed szpital, wciąż puszczając bań-ki mydlane. Jakby to był jakiś nasz parasol ochronny. Oto-czeni bańkami stanęliśmy za wiatrem, za drzewem. Na tra-wie! Na trawie wśród koniczy-ny, białej i różowej, mając pod nogami mnóstwo kwitnących traw, kwiatów polnych i na-wet kępę rozchodnika, którego nie widziałam od tak wielu lat. Kiedyś całe torowiska były nim porośnięte. Teraz gdzieś wygi-nął. Nasz kawałek trawy miał może dwa na trzy metry. Chy-ba zapomnieli go skosić. Za-tęskniłam za łąkami, na któ-rych byśmy pewnie teraz byli, spacerując w okolicach naszej działki, gdybyśmy nie byli tu, gdzie jesteśmy.

Przetrwać, przetrwać jesz-cze trochę… Myślę sobie, że już bliżej niż dalej. Tak siebie i Pa-wełka przekonuję.

Pawełka coraz trudniej mi utrzymać w dobrej formie psy-chicznej. Mam średnio dwa, trzy razy dziennie histerię… z powodu żółtego sera, niespo-dzianki, którą chce… z powo-du bez powodu. Nie poznaję Pawełka. Krzyczy, płacze, za-czyna mną szarpać. Już kończy się jego cierpliwość. Dzielność nie, ale ma dość.

A.M. KrystosikGromadzińskaSZCZECIN

bywała trzy miesiące. Tam oka-zało się, że nie potrafi wrócić do pokoju, w którym przebywała. Po wypisaniu ze szpitala nadal nie było wiadomo, co ją dręczy. Komisja kwalifi kacyjna w Za-kładzie Ubezpieczeń Społecz-nych potwierdziła podejrzenia, że mama cierpi na chorobę Al-zheimera. Przyznano jej pierw-szą grupę inwalidzką.

Pani Barbara coraz bardziej zapadała na zdrowiu. Po roku znowu trafi ła na szpitalny od-dział psychiatryczny, ale już dla bardzo ciężko chorych. Anna, widząc cierpienie mamy, w oba-wie, że jej stan będzie się pogar-szać, zwłaszcza że psychiatrzy stwierdzili u niej parafrenię, czyli obłęd z omamami, zabrała ją w piżamie do domu. Wiedziała, że od tego momentu poświęci ma-mie każdą wolną chwilę.

Życie Anny i Piotra Tasiem-skich zupełnie się zmieniło. Mu-sieli wszystko przeorganizować. Zamieszkali z chorą w ich no-wym mieszkaniu. Pierwsze pół roku to była prawdziwa szkoła życia. Zwłaszcza, że do miesz-kania wprowadziła się mama Piotra chora na nowotwór. Jej choroba trwała sześć miesięcy. Zmarła na raka trzustki.

– Jak wytrzymałam wszystkie trudności, nieprzespane noce, potworne zmęczenie? – zasta-

nawia się Anna Tasiemska. – Mi-łość do mamy dodawała mi sił. Postanowiłam, że będę z nią do końca. Miała ogromną wolę ży-cia. Nie poddawała się. Pokonała wiele coraz bardziej skompliko-wanych chorób. Przeszła opera-cję woreczka żółciowego, złama-nie szyjki kości udowej, kłopoty z kręgosłupem. Na domiar złe-go stwierdzono u niej raka ner-ki, którego zoperowano. Zma-galiśmy się z odleżynami, bak-terią coli, aftami, grzybem w ja-mie ustnej, początkami zapale-nia płuc.

Choroby sprawiły, że orga-nizm stawał się coraz słabszy. Widać było, że pani Barbara ga-śnie. Oczy traciły blask, brako-wało sił na jakikolwiek gest. Przestała jeść. Powoli godziła się ze śmiercią. Rodzina walczy-ła o każdy dzień, godzinę, minu-tę. Jednak przyszedł dzień, gdy Anna widziała, że już nic się nie da zrobić. Mama zmarła w jej ramionach. Nie żałuje ani chwi-li spędzonej z nią. Nie zostawi-ła mamy na samotne umieranie w szpitalnym łóżku. Anna Ta-siemska uważa, że w chorobie Alzheimera trzeba się pogodzić z tym, że bliska osoba na nią za-chorowała. I z tym, że nigdy nie wyzdrowieje.

AURELIA PAWLAK

Była z mamą do końca

Anna Tasiemska: „Miłość do mamy dodawała mi sił”. F

OT.

AU

REL

IA P

AW

LAK

STRONA39WRZESIEŃ 2015

Dwa życia(16)

Dziś, gdy wróciliśmy ze spa-ceru, znów miał atak histerii. Dopóki wiedział, że musi tu być, że musi tu być długo, to ja-koś to znosił. Teraz, gdy mówi się już o przepustce od po-niedziałku, stracił całą swoją grzeczność i cierpliwość.

Staram się go rozumieć, ale nie mam już sposobów na te jego napady. Po prostu siedzę obok, jeżeli da się przytulić, to przytulam, jeżeli nie, to po pro-stu jestem obok. Żadne tłuma-czenie, żadne obietnice, prośby ani groźby nie pomagają. Musi wykrzyczeć się, wypłakać.

NIEDZIELADziś znów byliśmy na dwo-

rze. Gorąco, ale i wietrznie. Doszliśmy (trochę dojechali-śmy wygrzebaną z kąta spa-cerówką Pawełka) aż na plac zabaw. Pięknie zrobiony, z wy-myślnymi konstrukcjami za-równo dla małych, jak i więk-szych dzieci. Otoczony ziele-nią. Bardzo ładny. Na środku wielkie litery PZU. Niech będą i największe jakie można so-bie wyobrazić, byle takich pla-ców było więcej. Pawełek po-woli oglądał wszystkie sprzęty. Oczy mu się świeciły, ale miał w sobie jakąś mądrość, która go trochę hamowała. Natural-nie zachowywał ostrożność. Nawet nie trzeba go było pil-nować.

Potem znów była histe-ria o jedzenie. Wiecznie głod-ne ostatnio dziecko. Sterydy robią swoje. Z drugiej strony brzuszek, wciąż niezbyt zdro-wy, więc trzeba uważać i naja-dać się zamiast opychać. Takie to trudne. Pawełek już od prze-szło tygodnia ma dietę zapie-rającą, więc dostaje suchą buł-kę i szynkę drobiową. Niema-ło, bo pięć kromek na pierwszą i dwie na drugą kolację. Ale dla niego to za mało.

Wieczór minął nam na ryso-waniu i wycinaniu różnego ro-dzaju samolotów, bomb i ma-chin, chyba bojowych, które Pawełek z zapałem rysował, a ja miałam wycinać.

Nasze jutrzejsze wyjście opóźni się o jeden dzień. Dziś ma dyżur nasza lekarz prowa-dząca, więc jutro jej nie będzie, a to ona musi o wszystkim za-

decydować. Pawełek posmut-niał na wieść o tym, ale jakoś dał sobie wytłumaczyć.

WTOREK19 CZERWCA 2012

To ma być ten dzień. Cze-kamy na wypis, na ostateczną decyzję. Dziś mamy wyjść ze szpitala.

Pawełek jeszcze śpi… w szpitalnym łóżku. Rączki wy-rzucone do góry, anielski wy-raz twarzy. Oczy otworzył tyl-ko na chwilę, gdy zmieniali-śmy się z Jackiem po godzinie 6. Zazwyczaj dosypiam razem z nim. Dziś jakoś nie mogę. Czekam…

Za oknem, pomimo wcze-snej pory, bardzo ciepło. Jest już 21 stopni i okropnie parno. Po-wietrze nagrzane. Przed szpi-talem rozkwitły róże. Takie ni-skie, różowe. Pachną jak szalo-ne. Powietrze aż ciężkie, bo jest ich cała łąka wzdłuż podejścia do szpitala od ulicy. Gdy przy-jechaliśmy były malutkie, takie ledwo wystające z ziemi.

Na łóżku z Pawełkiem orka

Ola. Miała wczoraj ciężki dzień, Orka oczywiście. Pawe-łek przećwiczył na niej wszyst-ko, co sam przeszedł, jakby chciał już to wyrzucić z pamię-ci. Orka miała wycinaną nerkę, potem wszywaną nową. Do-stawała mnóstwo zastrzyków. Nawet krew dostawała. Do tej pory ma przyklejony do płe-twy wenfl on, a do grzbietu na-malowany przez Pawełka wo-rek z krwią. Orka miała wyry-wane zęby – musiałam zrobić papierową szczękę. Dostawa-ła zastrzyki, bardzo dużo za-strzyków, ale z wodorostów, bo one są dla orek najlepsze. I była dzielna.

Orka była na bloku operacyj-nym, ale z mamą, bo jej mama miała specjalny fartuch i mo-gła wejść. Ola była usypiana… i przez całą noc miała pobie-raną krew do setek probówek, które były połączone z ma-szyną w laboratorium. Biedna orka…

Wczoraj była u nas pani psy-cholog. Niejako podsumowu-jąc nasz pobyt tutaj stwier-dziła, że Pawełek napraw-

dę dobrze radzi sobie ze stre-sem. Powiedziała, że jest bar-dzo dzielny, a metoda, któ-rą wybrał na owo radzenie so-bie, bardzo jest dobra. Jego ry-sowanie, malowanie i lepienie to według niej kreatywne ra-dzenie sobie ze stresem. Ryso-wanie, czasami mechaniczne, uspokaja w niezwykły sposób. Pawełek rzeczywiście czasami rysował twórczo, a czasami ry-sował dziesiątki takich samych samolotów i potem ja ciął na drobniutkie kawałki. Pomijając aspekt psychologiczny, świet-nie wyćwiczył sobie rączkę. Rozwinął się w nim talent. Po-trafi narysować wszystko, co chce i wychodzi mu to bardzo realistycznie.

Chciałoby się napisać: nie ma tego złego…, ale ja już wolę, żeby takich okazji nie było.

„Nasze” mieszkanko cze-ka na Pawełka. Wysprząta-ne wspólnymi siłami z rodzi-ców pomocą. Na tyle, na ile się dało, zrobiło się ładne. A może my się już do niego przyzwy-czailiśmy. Przemeblowaliśmy trochę. Moje łóżko przysunęli-śmy do Pawełkowego. Żeby nie spadł w nocy, bo łoża wysokie, tak, że wdrapywać się na nie trzeba.

Dziś rano nawet nasz gospo-darz pan B. pytał o Pawełka za-niepokojony, dlaczego jeszcze nie wychodzi (przecież miał już wczoraj wrócić do domu).

Nasz pan gospodarz to czło-wiek dusza, z troską wyma-lowaną na twarzy. Szczerze przejmuje się naszym pro-blemem. Ma tu jakąś znajo-mą pielęgniarkę na neurologii. Mówił, że do niej chodził py-tać o Pawełka. Jak tylko może, ułatwia nam nasz pobyt w jego domu.

Okazało się że ma działkę w Kołczewie. Jaki ten świat mały. I to taką już z domkiem, po ko-ledze, który zginął na motorze. Może więc będziemy się wi-dywać w weselszych okolicz-nościach. Można powiedziać, że jesteśmy sąsiadami. Swój na swego zawsze trafi ? Może coś w tym jest. Może przesiąk-nięci „kołczewskimi klimata-mi” jesteśmy trochę podobni i dlatego łatwiej nam się poro-zumieć.

Pawełek wciąż śpi, ale zaraz go trzeba będzie budzić, bo mierzenie ciśnienia, bo poran-ny „przegląd”.

Mam nadzieję, że wszystko to już po raz ostatni.

cdn. FO

T. A

RC

HIW

UM

RO

DZ

INN

E

STRONA40 WRZESIEŃ 2015

Długo i cierpliwie szukali optymalnego kąta, aż Artu-

ra to znudziło.– To bez sensu… – powiedział

zmęczonym głosem. Lecz Jania nie ustępowała. Podniosła blat od nowa.

– Jakby jeszcze wyżej pod-nieść ten pulpit, to obyłbyś się bez tych okularów – po jakimś czasie zauważyła Ela.

– Spróbujmy.Jania zdjęła mu pryzmaty, zaś

pan Józef maksymalnie zmniej-szył kąt nachylenia pulpitu.

– Jeszcze trochę – poprosił do-strzegając szansę powodzenia.

Józef jeszcze bardziej uniósł blat. Pod takim kątem obie stro-nice widoczne były od górnych po ostanie linie tekstu. Artur ucieszył się.

– Tak jest całkiem dobrze – odetchnął z ulgą.

Przeczytał pierwszy akapit. Doskonale. Wysokość i odle-głość od oczu była w sam raz.

– No, proszę. Człowiek kombi-nuje, cuda na kiju wymyśla i mę-czy te szare komórki, a tu zwykły pulpit starczy.

– Proste rozwiązania są za-wsze najlepsze – rzekła Ela.

– I zawsze do głowy przycho-dzą na końcu.

– W takiej sytuacji chyba zo-stawię ci jeszcze ze dwa tytuły – zaproponował Zdziś. – Teraz bę-dziesz potrzebować więcej.

– Jest pewien problem… – za-uważył Artur. Ponowił próbę ob-rócenia kartki. Jednakowo nie-skutecznie.

– Nie dosięgniesz? – z żalem spytała Ela. – Spójrz Janiu… nie daje rady…

– Właśnie widzę – odparła magister. – Ale mam nadzieję, że i na to znajdzie się sposób.

Wyjęła z reklamówki coś, co wyglądało jak mały lizak z bar-dzo długim patykiem, przy czym patyk był z metalu, a lizak z two-rzywa sztucznego.

– Chwyć to zębami – poleci-ła i wsunęła Arturowi do ust pla-stik. – Zaciśnij i spróbuj gumką na końcu pręta obrócić stronę.

– Kapitalnie! – ucieszył się Jó-zef. – Aleś to sobie wycyrklowa-ła!

– To jedno mamy z głowy. – Już nie będę ci potrzebna –

no poły żartem, na poły ze smut-kiem powiedziała Elżbieta.

– Zawsze i we wszystkim bę-dziesz mi potrzebna, by żyć.

Spojrzał na dzbanek z kompo-tem i już bez emfazy dodał:

Opowieśćosobliwie inna(14)

– By pić. – Dobra, to wy tutaj popijajcie

sobie słodko, a ja pędzę na hy-droterapię – powiedziała magi-ster. Schowała pryzmaty. Potem z satysfakcją popatrzyła na plon swojej pomysłowości.

– Też muszę iść – Józef spoj-rzał na zegarek. – Dużo czasu zmarudziłem…

– Zaczekaj, Janiu – rzucił w stronę magister chwytając za ciężki kosz. – Następnym razem wezmę z korytarza jakiś wózek – postanowił.

ROZDZIAŁ ÓSMY– Wstawaj śpiochu! – zawoła-

ła Basia. Po pięciu dniach wróci-ła z urlopu i z nowym zapasem sił od samego rana zabierała się do porządkowania wszystkie-go, co w czasie jej nieobecności wymknęło się z ram oddziało-wej dyscypliny.

– Dalej, szkoda życia na ta-kie gnicie w wyrze – rzekła fi lo-zofi cznie.

Podeszła do okna i otworzyła drugie skrzydło.

– Gorąco dziś będzie jak nie mogę. Żarówa już teraz daje na cały regulator…

– Nic nie słyszę… – odparł Ar-tur. Nieprzespana noc teraz da-wała mu się we znaki. Chętnie poleżałby jeszcze w spokoju.

Pielęgniarka zebrała z para-petu suszące się ręczniki. Spoj-rzała na niego przez ramię.

– No dalej! – ponagliła. – Szkoda takiego dnia!

– Lubię ciepło… dobrze się ćwiczy… – rzekł ziewając sze-roko. Nie było rady, musiał jakoś się pozbierać.

– Przyniosłam ci pas – powie-działa, palcem pokazując szarą, papierową torbę, która wypcha-na leżała na pomocniku.

– Zrobili?… – ucieszył się.– Właśnie byłam odebrać. Zo-

bacz.Rozdarła torbę. Zrobiony na

wymiar w należących do Kliniki warsztatach szeroki pas z zielo-nej skóry, z trzema klamrami do zapięcia, wydał się całkiem od-powiedni.

– Mogę bliżej?… – poprosił.Basia podała mu pas, a on

przycisnął go do twarzy. Teraz dopiero mógł poczuć, jak mięk-ka była skóra i jak delikatna wy-ściełająca ircha.

– Na brzuch?– Jania go wymyśliła. Podob-

no komuś tam pomógł.– Komu? – spytała od niechce-

nia. Ruszyła w stronę wiszących ręczników i przechodząc na drugą stronę łóżka, nogą zawa-dziła o wystający pulpit.

– A tu co za klamot? Skrzynka po kalafi orach jakaś?! – zawoła-ła. – Co to jest?! Budka lęgowa dla bociana?…

Podniosła go.– Pulpit do czytania… – wyja-

śnił – kiedy leżę na plecach.– To już Ela ci nie wystarcza? Odłożyła pulpit z powrotem

pod łóżko i nogą popchnęła głę-biej. Potem zdjęła okrycie przy-gotowując go do toalety.

– Teraz mogę dużo więcej…– Wszystkich książek i tak nie

przeczytasz – rzuciła przez ra-mię zajęta otwieraniem mydła.

– Nie mam aż tak wielkich ambicji. Choć może warto by było spróbować? – odparł wo-dząc za nią wzrokiem.

Ona wyjęła zza stóp kostki zapobiegające szpotawieniu i jęła rozpinać klamry.

– Wstawiłbyś sobie telewi-zor, jak wszyscy… – powie-działa skupiona na klamrach pasów – tyle jest fi lmów i cie-kawych programów… A ty sta-le z nosem w tych kartkach. Oczy popsujesz, ze starych pa-pierów Zosi roztoczy się nały-kasz, a mądrzejszy i tak nie bę-dziesz…

Odrzuciła paski i płat zabez-pieczającego fi lcu.

– Jasna choinka! – krzyknęła. – Jasna choinka – powtórzyła już ciszej przyglądając się uważnie jego nogom.

– Coś się stało?… – zaniepo-koił się.

– Jasna choinka – wymamro-tała zdenerwowana. – Kto ci za-pinał łuski na nogi? Nie Lenka przypadkiem? Pierdoła saska…

– Co tam jest?…– Poniżej kolan odcisnął ci

się pasek… Ktoś za mocno ścią-gnął!

– Odleżyny?…– Martwica jak sto pięćdzie-

siąt! – rzekła. Mówiąc nie od-rywała wzroku od kolan. – Nie czujesz nic?

Teraz uzmysłowił sobie, że swędzi go gdzieś na piszcze-lach.

– Lekkie mrowienie… – od-parł.

– To dopiero się narobiło… – z niedowierzaniem kręciła głową. – Jasna choinka… Będzie masa-kra, już to widzę… Oddziałowy zabije połowę dziewczyn, ordy-nator drugą… a profesor dobi-je resztę.

– Dla profesora już nie star-czy… – mimo przejęcia starał się być dowcipny.

– Dzisiaj akurat nie ma ob-chodu. Ale jak będzie? Jasna… – wyjrzała na korytarz i z chrobo-tem kółek wciągnęła zostawio-ny tam wózek zabiegowy. – Da-waj te giry – rzekła – zrobię ci opatrunki.

Swędzenie nie było dokucz-liwe. Pocieszał się, że odleżyny zrobiły się w mało newralgicz-nym miejscu. Może nawet szyb-ciej się zagoją, niż ta na bio-drze. Nie miał siły martwić się więcej. Już nie. Już miał dosyć. Może choć trochę w tym co się zdarzyło było mniej groźnego. Tę odrobinę starał się odnaleźć. Nóg przecież mu nie obetną… O! tak! To był mocny argument. Bardzo mocny, nie ma co… Tyl-ko czy teraz nowe rany, razem z tamtą na boku, która rozkrwa-wiła się podczas prób chodze-nia w poręczach, nie staną się przeszkodą i nie pozbawią go basenu? Realia były bezwzględ-ne. To byłoby najgorsze. Już nie wyobrażał sobie ćwiczeń bez kąpieli. Basen. Czy można było żyć bez basenu?

– Nie odbiorą mi hydrotera-pii?… – podzielił się swym nie-pokojem.

– Czy ja ci wiem? – odparła Basia. – Odkręcała butlę z „Ri-vanolem”.

– Załamałbym się chyba…– Nie mów nic na wizycie,

może się nie pokapują – pora-dziła.

– A basenowa, ta cała Luś-ka?… – rzekł wcale nie uspoko-jony. – Ona mnie wypierniczy…

– Luśka? – zastanowiła się Ba-sia. – Nie, ona nie… Ale dla pew-ności, jak będę u niej, to zaga-dam. Będzie dobrze, nie martw się – pocieszyła go. Dużą pęse-tą wyjęła z puszki kilka gazików. Spojrzała na nogi i znów pokrę-ciła głową.

– Jasna choinka! – zaklęła.cdn.

Zbigniew M.NowakKOŁOBRZEG

STRONA 41WRZESIEŃ 2015

Piknik w Lutyni to impreza integracyjna osób niepeł-

nosprawnych, corocznie or-ganizowana przez Koło Środa Wielkopolskiego Związku In-walidów Narządu Ruchu.

Również w tym roku 22 sierpnia członkowie wszyst-kich Kół Związku (jest ich 6) spotkali się na tym pikniku. Przywitał wszystkich prezes średzkiego koła Jurek Skrobi-szewski. Przygotowano per-fekcyjnie 5 konkursów, co nie było łatwe, gdyż wzięło w nich udział 220 osób. Były rzuty rin-go, piłeczką do wiaderek i kon-kurencja zwana „ścieżką ży-cia”: zawodnicy rzucali przed siebie skrawki materiału (każ-dy miał ich po pięć). Zwyciężał ten, kto pokonał najdłuższy dy-stans. Ciekawa były zabawa pi-łeczką pingpongową, nie mó-

Wakacje. Oznaczały wszystko, co najlepsze:

długie, ciepłe dni, słońce, ko-lory, zapachy, mnóstwo leni-wego czasu do wykorzystania w taki sposób, jaki tylko przyj-dzie nam do głowy. A przycho-dziły nam różne pomysły, jak to chłopakom w wieku szkolnym.

Piszę „nam”, ponieważ w tam-tym wesołym, szczenięcym cza-sie moimi ulubionymi kompa-nami byli kuzynowie: Grzechu i Stachu. Mieszkali nieopodal, w uroczym, malutkim domu na-szych dziadków. Opisując ich, najlepiej zrobię przypominając postacie Bolka i Lolka. Bolek, to Stachu. Wyższy, szczuplej-szy z ciemnymi włosami. Lolek, to Grzechu. Jasny blondyn, niż-szy i grubszy. Nawet tempera-ment mieli podobny do postaci z kreskówki. Stachu żywy, ener-giczny, odważniejszy. Grzechu – nazywany przez dziadka Bubu-siem, jako najmłodszy był piesz-czochem dziadków.

Mniej więcej w wieku pię-ciu lat miał zwyczaj nazywać wszystkich nie po nazwisku, czy

wiąc o tradycyjnym łowieniu rybek.

Zdobywcy trzech czołowych miejsc otrzymali dyplomy i upo-minki. Zmaganiom towarzyszy-ła zabawa z muzyka na żywo. Żadna osoba z niepełnospraw-nością nie miała kłopotu ze sko-rzystaniem z atrakcji. Bawiono się do późnego wieczora.

Imprezę zorganizowano bez wsparcia zewnętrznego. W

Lutynia – kolejna odsłona

Moi kuzyniimieniu, ale na podstawie sko-jarzeń. I tak pani sąsiadka na-zywana była przez niego panią Truskawkową, bo w jej ogrodzie było dużo truskawek. Pani, któ-ra miała kilka psów, była panią Psową. Każdy miał jakieś cieka-we określenie.

Któregoś razu babcia poprosi-ła go, aby poszedł do pobliskie-go małego sklepiku, tak zwa-nej kolonialki i zrobił drobne za-kupy. Sklep prowadził pan, któ-ry miał w nim przysłowiowe my-dło i powidło. Nie przejmował się zanadto ani czystością, ani za-opatrzeniem, wydawało się, że pracuje bardziej dla zabicia cza-su, niż z powołania, czy chęci zysku. Z tego powodu otrzymał od babci przezwisko Papudrok (w gwarze poznańskiej – osoba niechlujna, nie dbająca zbytnio o siebie i swoje otoczenie).

Grzechu dostał kilka mo-net, siatkę i odprowadzo-ny wzrokiem do furtki zniknął za rogiem. W sklepie, jak to u Papudroka, kolejka sięga-ła do drzwi. Klientelę stanowili w zasadzie sami swoi. Wszy-scy znali się doskonale, mieli o czym rozmawiać, toteż nikt nie narzekał, że czas ucieka. Grze-chu wszedł do środka i z ga-lanterią rzekł: „Dzień dobry pa-nie Papudrok”. Rozmowy usta-ły. Wszyscy spojrzeli w stro-nę uśmiechniętego od ucha do ucha chłopca. Panu Papudro-kowi wypadł z ręki bilon, któ-ry miał właśnie wydać sąsiad-ce babci. Potoczył się po ladzie i z brzękiem turlał po podło-dze. Grzechu rzucił się do zbie-rania drobnych. Zbierał je, kładł na ladę i mówił: „proszę, panie Papudrok, o jeszcze tu jest, pa-

nie Papudrok!”. Sytuacja była tak zaskakująca, że nawet pan Papudrok nie wiedział, jak zare-agować. Grzechu, wróciwszy z zakupami do domu opowiedział babci, jak to wszyscy cieszyli się z jego dobrych manier…

Nieszczęsna babcia. Mia-ła teraz dużo czasu, chodząc z wnuczkiem do innego, odległe-go sklepu, aby uczyć go po dro-dze nazwisk sąsiadów. Powtórz: pani Przybylska. Pani Przybyl-ska – Truskawkowa, powtarzał uparcie Grzechu. Utrapienie z tym Bubusiem, wzdychała, tasz-cząc ciężkie siatki.

Od tego czasu coś jakby i czy-ściej zrobiło się w sklepie pana Papudroka i zaopatrzenie się po-prawiło. Tylko babcia nadkłada-ła drogi, chodząc ze wstydu inną ulicą.

ANDRZEJ ROSSA

trakcie pikniku odbyło się też posiedzenie Zarządu Głównego WZINR, na którym podsumo-wano rajd „Powiat Poznański – jak tu pięknie!” współfi nanso-wany ze środków Powiatu Po-znańskiego i przygotowania do kolejnych imprez związanych z realizacją zadania „Aktyw-

ny niepełnosprawny”. Przed-stawiono również podjęte dzia-łania, mające na celu otwar-cie Zakładu Aktywności Zawo-dowej we współpracy z gminą Czerwonak. Gościem pikniku był burmistrz Środy Wielkopol-skiej Wojciech Ziętkowski.

BŁAŻEJ FRIEDRICH

FO

T. (

2X

) A

RC

HIW

UM

WZ

INR

STRONA42 WRZESIEŃ 2015

*Przy tobie

Cierpienie ma sens.

Droga Mleczna urzeka,

Mlekiem jej nakarmię

Usta spragnione ciebie.

Mniej niż punkt

Na nieboskłonie,

To jestem ja.

A ty słońce rozpalone

Gorączka zmysłów

Bez końca.

Widzę blask

Twoich oczu

I czuję się pochłonięta

Poprzez znaki

Ku wieczności.

*Jakże pragnę

Dzielić z tobą

Ciężar dnia

Dzisiejszego,

Mówić jednym głosem,

Zgodnie,

Ufnie patrzeć ci w oczy.

Zziębnięte ręce grzać

Na twych ramionach

I być z tobą,

Póki nie skonam.

Kolczastym krzewem

Zraniona,

Odsuwam dłonie

Ze strachem

I tylko cisza

Zgwałcona płacze.

*Twoja dzikośćPłoszy konie.Twe spojrzenieSłowa peszy.Ciesz się z uniżoności,Która mieszka we mnie.Będę cię gładzićPo twarzyTak długo, aż marzenieStanie się

Gniazda słowiki, W twych włosachŚpią pisklęta.I nikt nie widziPrócz ciebiePukli pięknychNa topolach.

*Ciepłe Jak deszcz majowySą twoje dłonie kochane.I nic mnie Bardziej nie ukoi,Niż ich dotyk.Czuły gest, Co się mieniW tysiącachŚwiateł blaskuTylko tobie Zawdzięczam.

*W twojej twarzy Widzę twarz Boga.Jesteś zmęczonyI senny,Przed tobąWieczna droga.Przerwie ciszęPierwiosnek,Zaśpiewa łąka,Na chwile rozdzieleni,Lecz komu potrzebnaRozłąka?Z twej twarzy wyzieraLudzkość

Odarta ze złudzeń,Pełna goryczy.Jednak anioł smutkuOminął twe oblicze,Przemknął między namiI zasnął zawstydzony.

*W roztargnionymSpojrzeniu,W rozedrganym słowie,Widzę ciebie wyraźnie:Stoi przede mną Człowiek.Oddychasz nierówno,Gniesz palce,Zaciskasz dłonie, Lecz twe spojrzenieJest gorące,Wszędzie za mnąChodzi.

*Ciepłą stróżką mlekaZalej moje oczy.Daj wytchnienie.Zabłądzimy W dzień jasny,Aż do nocyNa grząskimGruncie łóżka.Zapomnę, co chciałamPowiedzieć na temat,Który już nie istnieje.Przygarnę ciebieJak wielką nagrodęI zapadnę sięW siebie.

Wiersze Aldony Wiśniewskiej

Rzeczywistością

I gęsty woal nieufności

Rozwieje się

Pośród pól.

*Gdzie twoje włosy

Dziewczyno?

Gdzie one są?

Porwał je wiatr

Co przemija.

Zabrał je wody prąd.

Odleciały z ptakami

Na południe.

Tutaj wiją

Obraz Aldony Wiśniewskiej.

STRONA43WRZESIEŃ 2015

Grupa składająca się z dzie-ci niepełnosprawnych z

rodzicami i dorosłych niepeł-nosprawnych, uczestników warsztatów, wraz z prowa-dzącymi zajęcia i koordynato-rem projektu spędziła dzień 20 sierpnia na wycieczce do Gołu-chowa, Śmiełowa i Młodziko-wa. Ta turystyczna wyprawa była możliwa dzięki projekto-wi „Czas w kolorach tęczy” do-towanemu przez wójta Gminy Kleszczewo.

Dzień ten poświęcony był obcowaniu z kulturą i sztuką, a także rekreacji, sprzyjającej zdrowiu i dobremu samopoczu-

W kolorach tęczyciu. Zadowoleni ale zmęczeni wróciliśmy wieczorem do Klesz-czewa. Dziękuję wszystkim uczestnikom i paniom prowa-dzącym zajęcia: Paulinie, Kasi i Agnieszce oraz pani Basi za do-bry nastrój, uśmiech, wzajem-ną pomoc. A pan Adam dawał nam poczucie bezpieczeństwa w autokarze. Uzyskaliśmy mnó-stwo wiedzy z historii, oglądali-śmy zwierzęta, jeździliśmy wo-zem z dwukonnym zaprzęgiem, były zawody w rzucie podkową, oprowadzanie konia na lonży, ognisko z pieczeniem kiełbasek.

MIROSŁAWA RADZIMSKA

FO

T. (

5X

) A

RC

HIW

UM

STRONA44 WRZESIEŃ 2015

FILANTROP NASZYCH CZASÓW. Miesięcznik.

REDAGUJĄ: Marcin Bajerowicz – redaktor naczelny, Błażej Friedrich, Stanisław Furmaniak, Andrzej Grzelachowski Aga, Karolina Kasprzak, Aleksandra Lewandowska, Magdalena Molenda-Słomińska, Maciej Sieradzki, Zbigniew Strugała, Robert Wrzesiński.

ADRES REDAKCJI: 60-681 Poznańos. Bolesława Chrobrego 33 m 65tel. 822-64-54, kom. 608-311-903e-mail: [email protected]

www.jadwiga.org; [email protected]

WYDAWCA: Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Filantrop” os. Bolesława Chrobrego 33 m 6560-681 Poznań, tel. 608-311-903, 61-8226-454, www.filantrop.org.pl

KONTO: BZ WBK SA VI/O Poznań28-1090-1362-0000-0001-0665–8259

DRUK: DRUKARNIA „KOM-DRUK”Grzegorz Komisarekul. Karpińskiej 1660-462 Poznańtel. 618 172 206e-mail: [email protected]

Redakcja zastrzega sobie prawo skrótów i zmian w nadsyłanych materiałach oraz nie bierze odpowiedzialności za ich autorstwo.

Za treść reklam i ogłoszeń redakcja nie ponosi odpowiedzialności.

JerzySzulcWARSZAWA

Fraszki

TadeuszMaryniakWARSZAWA

TMW

NEGOCJACJEPrzy okrągłym stoleZgnojona elitaWynegocjowałaDostęp do koryta.

ŚWIATŁYSiedział na świeczniku,Choć z niejednej stronyMiał takie przebłyskiJak nieoświecony.

ROZWÓDTakie ciśnienieTa para miała,Że para z pary Wyparowała.

Myśli niepokorne� Kiedy w piekle wybucha

rewolucja, wtedy ziemia się trzęsie.

� Ten, kto pracuje, modli się za wszystkich.

� Trzeba tak żyć, żeby umrzeć młodo – żyjąc długo.

� Dzieląc każdy włos na czworo, nie przybędzie nam włosów na głowie.

� Nie wszyscy, którzy przeszli przez ucho igielne, wiedzieli, dokąd pójść.

� Ludzie są hojni: za dużo cech ludzkich przypisują Bogu, a boskich sobie.

� Prawda nie znosi wzroku, dlatego nie należy mówić prosto w oczy.

RAJ CZUJĄ I RACUJĄPolska rzeczywiścieJest prawdziwym rajemDla tych darmozjadów,Co rządzą tym krajem.

TWARDZIELChce walczyć na ringu,Mówi, że nie pęka,Choć nos już złamany,Palec oraz szczęka.

REFORMATORZYPazerna watahaWszelkich darmozjadówZnowu się bogaci,A z nas robi dziadów.

WIELKI MŁYNZ wielkiego młyna Mąki niewiele.Gdy jęzoramiTylko się miele.

SZATNIARKARozbierał się przed niąChłopów długi szereg.Po dwa złote brałaZa każdy numerek.

DOMATOROn się nieswojoCzuje w plenerze,Woli oglądać światW komputerze.

RY

S. A

ND

RZ

EJ R

OSS

A

STRONA45WRZESIEŃ 2015

KazimierzGraczykŁÓDŹ

KGŁ

Był październikowy wie-czór, Wojciech Kowalski

wrócił ze spaceru. Zamierzał poczytać ulubioną książkę. Żona poszła do rodziców kil-ka ulic dalej. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi.

– O, kochanie zapomnia-ło kluczy – szepnął z uśmie-chem.

Przez głowę przemknęła mu myśl żartobliwego powi-tania. Otworzył drzwi i onie-miał: przed nim stał przyjaciel z Rosji, z Iwanowa, Władimir Charitonow.

– No szto Witia (tak wyma-wiał imię „Wojciech”) zdra-stwuj i daj pyska, kak wy ga-waritie. Chotieł uwidit tiebia i pit iz taboj polskoj sołodkoj wodoczku! – powiedział wi-tając się.

Władimir był dyrygentem orkiestry w cyrku Iwanow-skim i często jeździł do Pra-gi, by tam grać w fi lharmonii. Mówił, że tam lepiej płacą.

Wyjął z torby pół litra „Sto-licznoj”, zaproponował jej wy-picie, a później polskiej „słod-kiej”. Po przyjacielskiej uczcie Władimir zaproponował, by poszli na spacer.

– Ja chaczu posmatrit, Ili wieczer w twoim gorodie ta-koj kak u nas – oznajmił z po-wagą.

Kowalskiego ucieszyła pro-pozycja, bo obawiał się, że gdy wypiją całego „Adwoka-ta”, będą pijani.

– Witia, pomnisz? – zapytał Władimir, gdy szli ulicą. – Kak my w Iwanowie pieli na uli-cje? To i w Twoim gorodie po-piejom.

Kowalski nie mógł zawieść gościa. Ustalili, że będą śpie-wać po rosyjsku „Podmo-skiewski zmierzch” i „Jarzę-binę czerwoną”. Musiało to brzmieć dobrze, bo zbiera-ła się wokół nich coraz więk-sza grupa zainteresowanych. Następnie Władimir zapropo-nował, by zaśpiewali jeszcze coś. Podczas śpiewu tekstu „Kalinki” i innych gromadzi-ło się coraz więcej słuchaczy. Nagle pojawiły się dwa radio-wozy milicji.

– No, obywatele – zwrócił się do śpiewaków sierżant,

LECH JAKÓBKOŁOBRZEG

Aforyzmy� Ciąganie pajaca

za sznurki jest zajęciem nad wyraz niebezpiecznym. Po jakimś czasie zaczynamy powtarzać jego ruchy.

� Idee są jak zarazki: często giną z ich nosicielami.

� Najgorsze piekło to czyściec: nie jesteś po żadnej stronie.

� Umarłemu zawsze łatwiej o kawałek ziemi.

� Umarłeś? Daj pożyć innym.

� Sądząc po ilości amatorów rządzenia jesteśmy najlepiej zorganizowanym społeczeństwem.

� Obraził się na świat. Ale czy świat o tym wie?

� Tylko myląc się mam pewność, że nie błądzę.

� Malkontentom nawet deszcz nie chce padać z ziemi do nieba.

� Z belek w waszych oczach łacno zbudujecie mi szubienicę.

� Cóż za różnica – rzekł – oglądać kraty z tej czy z tamtej strony.

� Nie darują ci błędu. Chyba, że będą z tego dla nich profi ty.

� Burczy mucha na lepie o mękach Tantala.

� Trudno nazwać życie poważnym zajęciem, skoro je coś nagle i nieodpowiedzialnie przerywa.

� Walka głupoty z głupotą. A oni zaraz: „Walka przeciwieństw!”

� Rozkwitającą władzę zapylają pochlebstwa.

WSPOMNIENIE Z PRL-U

Śpiewacywychodząc z radiowozu. – Dość tego festiwalu, z tym trzeba było do Zielonej Góry. Teraz zapraszam do radiowo-zu, na komendzie porozma-wiamy w spokoju!

– Obywatelu sierżancie – próbował wyjaśnić Kowalski. – To mój przyjaciel z

Iwanowa w Związku Ra-dzieckim. Trochę wypiliśmy i stąd ta wesołość. Zresztą w Iwanowie też śpiewaliśmy.

– Tak, na pewno, gdyby tak było, bylibyście teraz na Sybe-rii. A z niego taki Rosjanin, jak ze mnie Chińczyk. – Tu sier-żant roześmiał się, inni mili-cjanci zawtórowali mu.

– To według was prawdzi-wy Rosjanin powinien mieć brodę i nosić kufajkę?! – Ko-walski poczuł ogarniającą go złość. – A z pana to może i do-bry byłby Chińczyk.

– Dość tej dyskusji, do sa-mochodu! – wrzasnął w od-powiedzi sierżant.

Aby uniknąć większych kłopotów, Kowalski skinął na Władimira i pozwolili się za-wieźć na komendę milicji. Tu czekał na nich z groźną miną komendant, porucznik Pu-chalski.

– No, no, dorośli, a zacho-wywali się jak chłystki – za-czął porucznik. – A teraz pró-bujecie pograć ze mną?!

– Witia prawdu gawarit – nagle włączył się Władimir. – Ja Ruskij iz Iwanowa, a eto dokumient.

Tu wyjął z kieszeni pasz-port i podał go porucznikowi. Ten aż zbladł z wrażenia.

– Zamknie nas pan, to może źle wpłynąć na pańskie dal-sze życie. – Kowalski czuł, że sytuacja staje się korzystna.

– Ciekawe, dlaczego za-mknięcie was ma mi zaszko-dzić? – porucznik jakby zła-godniał.

– Bo to, że Władimir jest z Iwanowa, to wynika z pasz-portu. Ale jest jeszcze coś…

– Niby co takiego?! – nie wytrzymał porucznik.

– Żona Władimira na pew-no nie ucieszyłaby się z za-

mknięcia męża. A ma ogrom-ne wpływy w Związku Ra-dzieckim – tu Kowalski roz-pierany dobrym humorem po-zwolił sobie na blef. – Ona jest we władzach partyjnych okrę-gu Iwanowskiego.

– Tak? Niemożliwe. Kit mi wciskacie – wątpił porucznik.

– Kit?! Myśli pan, że zwykły śmiertelnik z tego kraju mógł-by jechać do innego do pra-cy?! Ja jestem przewodniczą-cym związku zawodowego, byłem u nich i dobrze wiem, co tam można, a co nie.

– To pan związkowiec? – zapytał niemal szeptem po-rucznik. Nagle zaklął, skinął na sierżanta i wyszli z pokoju.

– Ale nagrabiłeś – zwrócił się do niego z wyrzutem. – Zamiast ich wylegitymować, to ich tu przywlokłeś! A te-raz grzecznie odwieziesz ich do domu!

– Ja?

– A kto ich tu przytargał?! I jeszcze jedno: na miejscu ich przeproś!

– Dobrze!

Sierżant odwiózł Kowal-skiego i Władimira.

– Panowie, przepraszam was za ten incydent – powie-dział sierżant na pożegnanie. – Tylko mam prośbę, nie śpie-wajcie już na ulicy, lepiej w domu i też nie za głośno.

– Na razie na pewno, a po-tem zobaczymy… W gardłach nam zaschło.

I dokończyli napoczętą bu-telkę „Adwokata”.

– Kagda my snowa uwidim-sja? – zapytał ze łzami Władi-mir.

– Nie wiem, ale teraz spo-tkajmy się na dłużej. Oj, po-śpiewamy teraz sobie.

– Oj, budiem dołgo pieli. Witia, my druzja po wsie dni.

Minęło wiele lat, nie spo-tkali się. Podobno Władimir „mnoga citajet”, to znaczy rozpił się. Pisała o tym do Ko-walskiego koleżanka z Iwa-nowa.

Takie to były czasy.

STRONA46 WRZESIEŃ 2015

Inne smakiW niedzielę 9 sierpnia w

Centrum „Amarant” w Domu Tramwajarza na po-znańskich Jeżycach miesz-kańcy Poznania mieli oka-zję spróbować przysmaków wegetariańskich. Serwował je otwarty w tym dniu „Bar Tramwajarza”.

– Brakowało na Jeżycach ta-kiego miejsca, w którym moż-na by miło spędzić czas i spró-bować innych potraw – mówi Paulina Szkudłapska, opieku-jąca się strefą seniora w „Ama-rancie”.

Bar został usytuowano w dawnej szatni Domu Tramwa-jarza. Wstawiono stare stoły, krzesła, szafki, a członkowie klubu „Niezapominajki” poda-rowali swoje meble kuchenne. Skompletowano zastawę i bar mógł rozpocząć działalność. Zamawia się potrawę, płaci, a następnie dostaje numerek. Po jego wywołaniu można ode-brać swoje danie.

– Miejsce jest przyjazne i przytulne – dodaje Paulina Szkudłapska. – Mam nadzie-ję, że bar przyciągnie senio-rów, którym nie warto gotować tylko dla siebie. Czekamy tak-że na rodziny z dziećmi. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

W kuchni rządzi Maciejka Pobidyńska, która codziennie proponuje atrakcyjne dania. Potrawy będą dostosowane do pory roku. Latem – świeże owoce i warzywa, chłodniki, koktajle owocowe. Ceny waha-ją się od 7 do 16 złotych.

Podczas otwarcia odbyły się między innymi warsztaty ku-linarne dla dorosłych i dzie-ci. Był seans fi lmowy i ciekawe koncerty.

AURELIA PAWLAK

Seniorzy z Klubu Senio-ra „Brzozy” jak co roku

pojechali nad morze na let-ni wypoczynek. W tym roku był to Jarosławiec, gdzie przebywali od 16 do 21 czerwca.

Było ognisko, zabawy i konkursy o tematyce mor-skiej, wspólne śpiewanie. Wybrali się autokarem na wycieczkę do Darłowa. Po-znali miasto i Zamek Książąt Pomorskich.

Z Darłowa przepłynęli tramwajem wodnym do Dar-łówka. Atrakcją była zaba-

Wśród widzów, którzy przy-byli do Domu Kultury „Na

Skarpie” Spółdzielni Miesz-kaniowej „Osiedle Młodych” na spektakl muzyczny „Teatru Droga” pod tytułem „Kto poślu-bi naszego Skarbeczka”, zna-lazła się „Ciupa wózkowicze” z Duszpasterstwa Akademic-kiego św. Rocha – razem pięć osób.

Mieli okazję posłuchać mu-zyki i śpiewu, obejrzeć taniec w wykonaniu 16 aktorów. Była to premiera przedstawienia, które ponownie zostanie wystawione po wakacjach. Na spektakl ten złożyły się piosenki z lat pięć-dziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. W humo-rystyczny sposób pokazuje on losy Kubusia, dla którego rodzi-na próbuje znaleźć żonę...

Scenarzystą przedstawie-nia jest Marta Knap, główną po-mocą reżyserską Dorota Abbe,

wa taneczna z konkursami, a także sportowa „Senioria-da”. Brali w niej udział wszy-scy uczestnicy, a zwycięzcy otrzymali medale.

Seniorzy zwiedzili też Muzeum Bursztynu w Jaro-sławcu i galerię prac jedy-nej w Polsce artystki malu-jącej piaskiem. Obrazy za-chwyciły wszystkich, a ma-larka zdradziła sposób ich powstawania. Skorzystali z aquaparku „Panorama”.

ROBERT WRZESIŃSKI

akompaniował Piotr Wiza – zna-ny m. in. w Domu Kultury „Na Skarpie” jako prowadzący Estra-dowy Zespół Artystyczny Senio-rów „Wrzosy”.

Do obejrzenia spektaklu za-

chęcił instruktor „Na Skarpie” Radosław Stachowski. Po przed-stawieniu można było kupić związane z nim gadżety, a także cegiełki na rzecz „Teatru Droga”.

ROBERT WRZESIŃSKI

FO

T. R

OB

ERT

WR

ZES

IŃSK

I

Losy Kubusia

„Brzozy” nad morzem

FO

T. M

AŁG

OR

ZA

TA A

ND

RZ

EJEW

SKA

FO

T. A

RC

HIW

UM

CEN

TR

UM

AM

AR

AN

T

STRONA 47WRZESIEŃ 2015

ul. Karpińskiej 16, 60-462 Poznańtel. 618 172 206

www.komdruk.pl � mail: [email protected]

Zbigniew Jenek to senior, który poświęca swój czas

innym ludziom w podeszłym wieku.

Działalność dla seniorów roz-począł w 2001 roku, kiedy zo-stał wybrany do rady osiedli Ja-giellońskiego, Oświecenia i Po-wstań Narodowych Spółdziel-ni Mieszkaniowej „Osiedle Mło-dych” w Poznaniu. Kolejny jego etap współpracy z seniorami rozpoczął się, kiedy wybrano go do Rady Nadzorczej „Spółdziel-ni Mieszkaniowej „Osiedle Mło-dych”.

Gdy w 2005 roku został człon-kiem, potem przewodniczącym Zarządu Rady Samorządu Po-mocniczego Miasta Poznania „Zielone Rataje”, starał się, by w każdym z corocznych budżetów uwzględniono pomoc m.in. na organizowanie spotkań opłatko-wych i na paczki bożonarodze-niowe dla chorych seniorów, po-zostających samotnie w domach.

Postarał się o sfi nansowanie zakupu keyboardu i sztalug ma-larskich dla Klubu Seniora „Zło-ta jesień”. Wspólnie z Wydzia-łem Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Poznania zapew-nił przekazanie osobom w po-deszłym wieku ciśnieniomierzy oraz glukometrów. Pomimo że jego kadencja w „Zielonych Ra-

Stowarzyszenie Budujemy Przystań w Radomiu ist-

nieje, by pomagać niepełno-sprawnym dzieciom i ich ro-dzinom. Założyliśmy je w 2011 roku, od 2012 roku prowadzi-my przedszkole, szkołę pod-stawową i gimnazjum w Ze-spole Niepublicznych Placó-wek Oświatowych Specjal-nych w Radomiu.

Od 2014 roku tworzymy tak-że bibliotekę dla naszych pod-opiecznych i ich bliskich. Księ-gozbiór gromadzimy dzięki za-angażowaniu ludzi dobrej woli, akcjom charytatywnym, hojno-ści wydawnictw, instytucji i dar-czyńców.

Zwracamy się do Państwa z prośbą o wsparcie. Chęt-nie przyjmiemy książki – lite-raturę piękną, dokumental-ną, dziecięcą, specjalistyczną: z zakresu pedagogiki specjal-nej (zwłaszcza oligofrenope-

tajach” skończyła się, nadal spo-tykał się z seniorami.

Następny etap działalności Zbigniewa Jenka na rzecz osób w podeszłym wieku rozpoczął się w październiku 2012 roku, kiedy został przewodniczącym Zarządu Koła Polskiego Związ-ku Emerytów Rencistów i Inwa-lidów nr 54. Jest ono najwięk-szym z podległych Zarządowi Oddziału Okręgowego PZERiI w

Poznaniu. Skupia 170 seniorów. Pan Zbigniew organizuje dla nich spotkania z udziałem ta-kich osób jak kardiolog czy inni lekarze. Stara się przygotowy-wać możliwie wiele atrakcji dla seniorów. Dzięki niemu wyjeż-dżają oni na jednodniowe i dal-sze wycieczki. Byli w Sandomie-rzu, Kodeniu, Białowieży, Wil-nie. Zaplanowana jest wyciecz-ka do Chorwacji z odwiedzina-

mi m. in. Medjugorie, Dubrowni-ka, Split. Pana Zbigniewa cieszy radość seniorów, że mogą zwie-dzać świat.

– Po spotkaniu opłatkowym – mówi Zbigniew Jenek – zawsze odwiedzamy około 10 osób, któ-re są najbardziej chore. Zawozi-my im paczki gwiazdkowe.

Najstarszy członek ma 95 lat, leży w łóżku. Tacy właśnie lu-dzie są wspierani przez pana Zbigniewa. Pomaga seniorom w załatwianiu różnych spraw. Od-biera dla nich lekarstwa z apte-ki. W razie potrzeby umie na-prawić gniazdko elektryczne czy cieknący kran. Zawozi sweter-ki wykonane przez Wandę Leit-geber, należącą do Koła PZERiI nr 54. Kiedyś robił to dla Domu Dziecka przy ulicy Swoboda, te-raz dla Domu Pomocy Społecz-nej dla Dzieci prowadzonego przez Zgromadzenie Córek Mat-ki Bożej Bolesnej (Serafi tek) w Poznaniu.

ROBERT WRZESIŃSKI

Pan Zbigniew i jego przyjaciele

Zbigniew Jenek w swoim domu.

dagogiki), alternatywnych me-tod komunikacji, psychologii, rehabilitacji itp. (oprócz pod-ręczników szkolnych). Powięk-szając zasoby biblioteki, może-my umożliwić dzieciom dostęp do dóbr intelektualnych, rodzi-com stworzyć szansę pozna-wania wartościowych pozycji, a nauczycielom i terapeutom ułatwić dostęp do fachowej li-teratury. Jeżeli uważacie Pań-stwo nasz apel za godny uwagi, prosimy o kontakt z Norbertem Kacprzakiem, tel. 668-401-888, e-mail: [email protected]

PAWEŁ BOROWIECKISTOWARZYSZENIE

BUDUJEMY PRZYSTAŃZESPÓŁ NIEPUBLICZNYCH

PLACÓWEK OŚWIATOWYCH SPECJALNYCH

UL. WOŚNICKA 125C 26-600 RADOM

TEL. 48-33-43-505 [email protected]

WWW.BUDUJEMYPRZYSTAN.ORG

Książkidla biblioteki

FO

T. R

OB

ERT

WR

ZES

IŃSK

I

WRZESIEŃ 201548STRONA

Kolejne Dni Wisełki koło Międzyzdrojów, zorgani-

zowane przez Hufi ec ZHP Po-znań Grunwald, Sołectwo Wi-sełka, Urząd Gminy Wolin i Pa-rafi ę Wisełka, rozpoczęły się 23 lipca biegiem na trasie do plaży i z powrotem o długości około 2,5 km. dla pań i panów powyżej 16 roku życia oraz na trasie o długości około 800 m. dla dziewczynek i chłopców w wieku od 9 do 16 lat.

Zgłosiło się 38 osób, w tym troje sześciolatków. Wszyscy ukończyli bieg, podczas które-go była wspaniała zabawa i at-mosfera. Każdego uczestnika oznaczono odblaskową bran-soletą reklamującą miasto Po-znań, którą po biegu zatrzymy-wał na pamiątkę.

Na Placu Neptuna odbyła się ceremonia uroczystego otwar-cia Dni Wisełki. Wręczono me-dale i puchary zwycięzcom bie-gów oraz puchar dla najmłod-

Harcerze z Poznania – dla Wisełki

oprócz członków Rady Przy-jaciół Harcerstwa hufca, har-cerze z 40 Czarnej Drużyny z Hufca Warszawa Ursus, któ-rzy przebywali w naszej bazie na obozie. Wszystkim serdecz-nie dziękujemy. Festyn trwał do wieczora, po czym Wisełką za-władnęła muzyka. Każdy mógł bawić się prawie do północy.

Atrakcją trzydniowych Dni

Wisełki nazajutrz w piątek był Jarmark św. Jakuba na terenie kościelnym, gdzie można było posłuchać muzyki. A w sobotę panie z Koła Perełki w Wisełce pokazały, jak można wykonać piękne robótki ręczne. Dni Wi-sełki zakończył koncert muzy-ków ze Szczecina.

HUFIEC ZHP POZNAŃ-GRUNWALD

szego uczestnika. Honorowy mieszkaniec Wisełki Komen-dant Hufca hm. Marian Derda przekazał sołtysowi w imieniu swoim, swojej żony i Hufca 20 par trampko-korków dla mają-cej powstać w Wisełce szkół-ki piłkarskiej. I rozpoczął się festyn prowadzony przez po-znański Hufi ec.

Było chodzenie na szczu-dłach, wyścigi w workach, ska-kanka, rzuty do celu, wyścigi z

kółkami, śpiewanie, recyta-cje wierszy. Uczestników na-gradzano maskotkami, bonami do cukierni, smażalni, pizze-rii, mini golfa i salonu gier. Była też zgaduj zgadula z gwary po-znańskiej i kramik z poznański-mi pyrami z gzikiem oraz paj-dą chleba ze smalcem i ogór-kiem. Prowadziliśmy promocję miesięcznika „Filantrop”, któ-ry cieszył się dużym zaintereso-waniem.

W festynie pomagali nam,

FOT.

(5

X)

AR

CH

IWU

M