23

grudzień 2010

  • Upload
    sluga-s

  • View
    227

  • Download
    2

Embed Size (px)

DESCRIPTION

grudzień 2010

Citation preview

Page 1: grudzień 2010
Page 2: grudzień 2010

SPIS TREŚCI

WIADOMOŚCI Korespondent synodu Adamie, gdzie jesteś? O tym się mówiU ŹRÓDŁA – LITURGIA Chrzest Pański Święta RodzinaWIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA Ewangelia dzieciństwa Pana Jezusa Kwestia WcieleniaWARTO! Nasze lektury Kącik muzyczny Kącik dobrego filmu O nich często zapominamy...BURZENIE BASTIONÓW Zaczynamy leczyć Szkaplerze Odpusty (cz.2)Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI Niegdyś katedrą zwana Filozofia tożsamości grudziądzanina... Rozmowa z...

Cieszymy się, że nasze czasopismo do-ciera do coraz szerszego grona wiernych, z któ-rymi się spotykamy w ramach Parafialnych Dni Modlitw o Powołania. W listopadzie odwie-dziliśmy parafie z kolejnych czterech dekana-tów: brodnickiego, golubskiego, rybnieńskiego i wąbrzeskiego. Oddajemy do Waszych rąk ten świąteczny numer „Sługi” w tym wyjątko-wym czasie. Czasie, w którym pochylamy się nad ubogim żłóbkiem. Przychodzimy do niego, by adorować nowo narodzonego Jezusa Chry-stusa. Gromadzimy się także wspólnie z ro-dziną przy wigilijnym stole. W polskiej trady-cji wigilijnej istnieje piękny zwyczaj kładzenia pustego nakrycia dla kogoś, kto... może w ten wyjątkowy wieczór zapuka do drzwi naszych domów. Właśnie, piękny zwyczaj, ale... czy przyjęlibyśmy takiego przechodnia, na przykład bezdomnego? Niech w odpowiedzi (ewentual-nej zmianie odpowiedzi) pomoże Wam artykuł O nich często zapominamy… w dziale Warto! Na nadchodzący czas życzymy Wam, Drodzy Czytelnicy, dwóch rzeczy. Po pierwsze, by przychodzący na świat Pan Jezus narodził się nie tylko w żłóbku, ale także w sercu każdego z Was. Po drugie, szczerego pojednania z Wa-szymi najbliższymi – by łamanie się opłatkiem nie zredukować do przymusowego obrzędu, który nie wniesie ducha optymizmu w nad-szarpnięte relacje. Polecamy Wam także nowo zapro-

jektowaną stronę internetową (adres się nie zmienił: www.seminarium.diecezja.torun.pl), na której (w zakład-ce Czasopismo „Sługa”) dostępne są również aktualne numery naszego czasopisma.

Zespół redakcyjny

Modlitwa za Wyższe Seminarium Duchowne

Diecezji Toruńskiej O Panie Jezu, skieruj swoje wejrzenie na naszeWyższeSeminarium Duchowne w Toruniu, gdzie w pobożności i wiedzywzrastająprzyszlikapłaniTwojegoKościoła. Biskupowi i przełożonym Seminarium daj, Panie, łaskęprawdziwejmądrościwwyborzekandydatówdoposługikapłańskiejorazdowychowaniaichzestanowczościąimiłościąwcnocieiwiedzy. Dzieciom i młodzieży udziel światła rozeznania,żeichpowołanieiodpowiedźnaniepochodzicałkowicieodCiebie.Spraw,abyochoczoprzyjęliwezwaniedopójściazaTobą. W rodzinach kleryków i dobroczyńców SeminariumpomnóżTwojąłaskętak,żebywielkośćpowołaniakapłańskiegobyłanależycie zrozumiana i doceniana przez wszystkich. Który żyjeszikrólujesznawiekiwieków.Amen.

Redagują: Maciej Burkiewicz (red. naczelny), Artur Narodzonek (zastępca red.), Krzysztof Rozynkowski (red. techniczny), Piotr Kalicki (zastępca red. technicznego)Paweł Murawski (foto)Opiekun: ks. dr Marcin StaniszewskiAdres redakcji: Sługa, pl. bł. ks. phm. Stefana W. Frelichowskiego 1, 87-100 ToruńAdres internetowy: www.seminarium.diecezja.torun.plDruk: DRUK-TOR S.C., ul. Nieszawska 33, 87-100 Toruń

Sługa nr 2 (58) 32 Sługa nr 2 (58)

Powyżej: budynek WSD od strony ul. Sienkiewicza Na okładce: centalna część Tryptyku, kaplica p.w. bł. Stefana Wincentego Frelichowskiego, WSD

457

810

1216

19202122

242628

303337

DRODZY CZYTELNICY!

Page 3: grudzień 2010

dziej aktywny okazał się ks. Zbigniew Żynda, a osób świeckich – dr hab. Waldemar Rozyn-kowski. Dyskusje na sali obrad przyczyniły się również do zmiany liczby statutów jak i anek-sów. W wyniku prac synodalnych podczas sesji plenarnych, przed ostateczną redakcją, prawo partykularne zawarte jest obecnie w 481 statutach i 54 aneksach (instrukcje, re-gulaminy i statuty, wzory pism i zasady). W I Synod Diecezji Toruńskiej swój duży wkład wniosło także nasze seminarium duchowne. Pracowały dwie grupy kleryków pod czujnym okiem ks. Krzysztofa Badow-skiego. Pierwsza grupa to członkowie Komisji Skrutacyjnej, której zadaniem było zliczanie głosów. Druga – to grupa logistyczna, któ-ra przygotowywała miejsce posiłku, posłu-giwała przy stole, a także troszczyła się o li-sty obecności, dokumentację fotograficzną i dźwiękową. Obydwa zespoły przygotowy-wały salę obrad. Wszyscy klerycy seminarium uczestniczyli w Mszach Świętych poprzedza-jących obrady, a podczas jednej z sesji rów-nież w obradach jako obserwatorzy. Wszystkie te statystyki to tylko bar-dzo ogólny zarys tego wielkiego dzieła, ja-kie dla dobra diecezji podjął Ksiądz Biskup An-drzej Suski. Być może w przyszłości nasz I Sy-nod doczeka się szczegółowych opracowań, zwłaszcza że dokumentacja jest bardzo ob-szerna. Myślę, że temat ten wart jest podję-cia, wszak I Synod to jedno z najistotniejszych wydarzeń „młodej” Diecezji Toruńskiej.

kl. Wojciech Skolmowski, rok V

Już od wielu lat Diecezja Toruńska, Urząd Miasta Torunia oraz środowiska nauko-we Torunia organizują spotkania z cyklu Col-loquia Torunensia. Stanowią one nawiązanie do dialogu między katolikami, luteranami, kalwinami i braćmi czeskimi, który odbył się w 1645 roku właśnie w Toruniu. W sobo-tę, 6 listopada br. odbyła się już ich szesna-sta edycja. Tegoroczne obrady przebiegały pod hasłem Adamie, gdzie jesteś? (Rdz 3,9). Ich celem było wielostronne spojrze-nie na człowieka, jego naturę i problemy, na które napotyka. Licznie przybyli do wiel-kiej sali Dworu Artusa mieszkańcy Torunia, a wśród nich alumni naszego seminarium, potwierdzili aktualność tego tematu. Do wystąpienia przed zgromadzony-mi organizatorzy spotkań zaprosili znakomi-tych prelegentów, m. in. znanego reżysera, Krzysztofa Zanussiego. Słowa powitania wy-powiedział ks. prof. Jerzy Bagrowicz, przed-stawiając zarazem tematykę obrad i osoby zaproszone. Następnie głos zabrał rektor UMK, prof. Andrzej Radzimiński. Wyraził na-dzieję, że rozpoczynające się spotkanie ukaże wartość dialogu między ludźmi. Pierwszym z wystąpień była prezen-tacja przedstawiona przez ks. dra Wojciecha Grygiela z Krakowa, ucznia ks. prof. Hellera. Przy pomocy slajdów zapoznał on słuchaczy z tym, jak w ciągu wieków kształtował się ob-raz wszechświata oraz jaki to miało wpływ na myślenie człowieka o sobie samym. W sta-rożytności oraz średniowieczu ziemia i czło-wiek na niej zajmowali centralną pozycję w świecie. Jednak w wyniku odkryć Koper-nika i Newtona ta wyróżniona pozycja czło-wieka została utracona. Ziemia okazała się małą, niewiele znaczącą planetą w ogrom-nym wszechświecie. Obecnie, jak dalej mówił ks. Grygiel, wraz z pojawieniem się tzw. za-sady antropicznej (zakładającej, że warunki panujące w kosmosie są „ustawione” pod ist-

Wraz z XVI Sesją Plenarną, która od-była się 20 listopada br., zakończył się naj-ważniejszy etap I Synodu Diecezji Toruńskiej. W tej fazie bowiem członkowie synodu pod-czas sesji plenarnych dyskutowali nad przy-gotowanymi wcześniej projektami statutów i aneksów oraz głosowali za przyjęciem tek-stu w pierwotnej postaci lub z wprowadzo-nymi poprawkami, bądź też za jego odrzuce-niem. Ostatni etap synodu stanowi końcowa redakcja wypracowanego materiału. Należy się spodziewać, że ta faza potrwa jeszcze około pięciu miesięcy i w przyszłym roku ka-lendarzowym na uroczystym zakończeniu sy-nodu w Bazylice Katedralnej Biskup Toruński Andrzej Suski podpisze prawo dostosowane do potrzeb i warunków naszej diecezji. Na „wspólnej drodze”, jaką jest sy-nod diecezjalny, wiele się wydarzyło… War-to więc podsumować to, co najważniejsze. Jak już wspomniałem, ten „odcinek drogi”, jaki stanowiły sesje plenarne, był kluczowym dla całego synodu. Na tym etapie wybrani kapłani oraz wierni świeccy naszego Kościo-ła partykularnego wypowiadali się w spo-sób wolny, świadcząc tym samym pomoc biskupowi diecezjalnemu. Po raz pierwszy spotkali się oni na zgromadzeniu plenarnym 20 października 2007 roku. Oprócz tego, w 2007 roku miało miejsce jeszcze jedno spo-tkanie. Następnie w 2008 i 2009 roku odbyło się po pięć sesji plenarnych, a w roku bieżą-cym – cztery sesje.

Prace członków synodu podczas poszczególnych sesji poprzedzane były pra-cami dekanalnych zespołów synodalnych. Zadaniem każdego z 24 powołanych zespo-łów było zapoznanie się z przygotowanymi propozycjami statutów i aneksów oraz zgła-szanie ewentualnych poprawek. Najbardziej pracowity okazał się zespół synodalny z de-kanatu Lidzbark Welski, gdyż od tego zespo-łu do sekretariatu synodu napłynęło najwię-cej protokołów z dekanalnych posiedzeń, a we wszystkich tych protokołach zgłoszono merytoryczne poprawki.

Każdą z sesji plenarnych poprzedzały także prace Komisji Głównej, która groma-dziła się przeważnie na dwóch spotkaniach. Na nich dyskutowano nad poprawkami i przy-gotowywano tekst do prezentacji na poszcze-gólne sesje.

Wszystkie sesje plenarne odbywa-ły się w kościele p.w. św. Józefa w Toruniu, gdzie mieści się diecezjalne sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy – Patronki diecezji. Każda sesja rozpoczynała się Mszą Świętą, po której członkowie synodu udawa-li się do kaplicy szkolnej klasztoru ojców re-demptorystów na obrady. Na I Synod Diecezji Toruńskiej zostało powołanych przez Księ-dza Biskupa 144 członków – taka liczba była w dniu inauguracji. Jednak w trakcie trwania synodu Ksiądz Biskup wydał jeszcze inne de-krety powołujące i odwołujące. W dniu ostat-niej sesji liczba ta wynosiła 146 osób. Na każdej z sesji prezentowano zakwalifikowany wcześniej przez Komisję Główną materiał, a następnie zgłaszano pro-pozycje poprawek, odbywała się dyskusja i głosowanie. Materiał prezentowało łącznie 17 ekspertów z poszczególnych dziedzin. W dyskusjach, które toczyły się w trakcie prezentacji, nie zabrało głosu około 80 pro-cent członków, jednak niektórzy bardzo chęt-nie brali w nich udział, przez co mieli często wpływ na ostateczną wersję statutu, paragra-fu czy punktu. Wśród duchowieństwa najbar-

WIADOMOŚCI

Sługa nr 2 (58)

WIADOMOŚCI

Sługa nr 2 (58)

Korespondent synodu Adamie, gdzie jesteś?

4 5

Page 4: grudzień 2010

nienie w nim człowieka), na nowo podejmu-je się refleksję nad znaczeniem człowieka we wszechświecie. Jako drugi wystąpił dr Krzysztof Do-rosz. Jego referat dotyczył relacji człowieka do historii. Według dra Dorosza dawna hi-storiografia pomagała człowiekowi dostrzec sens dziejów. Dla przykładu, w katolicy-zmie wszystkie wypadki dziejowe znajdują ostateczne wyjaśnienie w Bogu. W czasach Oświecenia takie postrzeganie dziejów za-łamało się. Losy świata zaczęły jawić się lu-dziom jako bezsensowny ciąg katastrof i cier-pień. Wielu próbowało odnaleźć sens histo-rii w tezach Marksa, ale terror komunizmu i hitleryzmu położył kres temu złudzeniu. Dzisiaj liczni ludzie uciekają od bezsensu hi-storii w konsumpcjonizm i hedonizm. Mów-ca przedstawił tezę, według której przyczyną takiego stanu rzeczy jest zamykanie się czło-wieka na transcendencję. Zakończył posta-wieniem pytania o to, czy różne wyznania, a wśród nich Kościół katolicki, są dziś w stanie pomóc człowiekowi odnaleźć ponownie sens historii przez otwarcie go na Boga. Kolejnym z prelegentów był Krzysz-tof Zanussi, który zwrócił uwagę na rozmycie pojęcia piękno w naszej kulturze. Przywołu-jąc słowa Kamila Cypriana Norwida, znany

reżyser mówił, że dziś nikt nie szuka piękna, lecz tego, co „powabne” i „uderzające”. Sztuka ulega skażeniu, bo nie jest tworzona dla pięk-na, lecz dla pieniędzy. Widać to zwłaszcza w reklamach – bardzo ładnych, ale z banal-nym przesłaniem. Taka kultura, jaką obecnie prezentuje tzw. Zachód, nie przedstawia żad-nej wartości w oczach przybyszów: jest aro-gancka, wstydzi się sama siebie, płodzi mało dzieci i generalnie zmierza do swego końca. Jako znaki nadziei na powrót do wyższego po-ziomu kultury reżyser postrzega powszechne wykształcenie oraz aktywność licznych rzesz społeczeństwa. W zastępstwie nieobecnej s. Małgo-rzaty Chmielewskiej głos zabrał dr hab. Zbi-gniew Stawrowski, prof. UKSW. Przypomniał on postać Giovaniego Pico della Mirandoli i jedno z jego dzieł: Mowę o godności czło-wieka. W tej Mowie ów myśliciel, nawiązując do stworzenia człowieka, twierdził, że Bóg nie nadał ludziom ustalonego miejsca w świecie, lecz obdarzył człowieka możliwością rozglą-dania się wokoło i samodzielnego wyboru swojego miejsca. Jednak zdaniem profesora, z takim przedstawieniem sprawy wiążą się wątpliwości – jak dalece człowiek może okre-ślać sam siebie? Czy może zmieniać swoją naturę (na przykład przez metodę zapłodnie-nia in vitro)? W filozofii takie pytania znalazły dwie różne odpowiedzi. Protagoras uważał, że nie istnieje obiektywny porządek rzeczy. Natomiast Sokrates wskazywał na obiek-tywne wartości i zmysł moralny człowieka. Właśnie ta zdolność, według prof. Stawrow-skiego, wyróżnia ludzi. Dzięki niej nie są oni bezwzględnie uwikłani w swoją biologię. Spotkanie zakończył ks. prof. Je-rzy Bagrowicz, dziękując prelegentom i obec-nym na sali słuchaczom oraz wyrażając na-dzieję, że tegoroczne Colloquia Torunensia pomogą w lepszym zrozumieniu osoby ludz-kiej.

kl. Tomasz Filipiak, rok I

W dniach 24-25 listopada 2010 roku na Wydziale Teologicznym UMK w Toruniu odbyło się sympozjum bioetyczne pod ha-słem Granice eksperymentów biomedycz-nych a godność osoby. W środę, 24 listopada br. zebra-nych powitał dziekan Wydziału Teologiczne-go UMK, ks. prof. Jan Perszon. Konferencję tego dnia „o zdrowym myśleniu” na tematy bioetyczne wygłosił dr Tomasz Terlikowski,

autor kilkunastu książek naukowych i dzien-nikarskich. W swoim wystąpieniu przedsta-wił typowe dla medialnych debat etycznych działania, które odmieniły publiczny dyskurs moralny, stawiając emocje wyżej niż racjonal-ne myślenie. Pan Terlikowski odniósł się rów-nież do kwestii in vitro, aborcji, antykoncepcji i eutanazji. Bardzo jasno wyjaśnił, że począt-kiem człowieczeństwa jest moment poczęcia, a nie implantacji embrionu (a właściwie czło-wieka w stadium embrionalnym) do organi-zmu matki. Dlatego należy z moralnego punk-tu widzenia i czysto racjonalnych przesłanek potępić każdy rodzaj aborcji, nawet tej wy-wołanej antykoncepcyjnymi środkami wcze-snoporonnymi. Aby odrzucić rozmaite nurty etyki utylitarnej [rodzaj etyki zakładającej prymat korzyści bez względu na wykorzysty-wane środki; przyp. red.], a przez to żyć bez-piecznie, moralnie i zdrowo. Na zakończenie

dr Tomasz Terlikowski przedstawił drastyczne statystyki, które ukazały, jak wiele istot ludz-kich ginie przez wymienione wyżej „zabiegi” – morderstwa. W drugim dniu sympozjum jako pierwszy zabrał głos prof. dr hab. Ry-szard Oliński. W swoim wykładzie poruszył temat dotyczący manipulacji genetycznych i klonowania człowieka. Profesor w oparciu o film wytłumaczył na czym polega proces klonowania i w jak dużym stopniu jesteśmy niewolnikami własnych genów. Bardzo jasno zaznaczył, iż człowiek składa się z dwóch sfer: fizycznej i psychicznej, a klonowanie to bar-dzo niebezpieczna reprodukcja powielająca tylko cechy fizyczne. W drugim wystąpieniu, prof. dr hab. Andrzej Tretyn mówił o or-ganizmach genetycznie modyfikowanych. Przedstawił historię przełomowych odkryć, które doprowadziły do powstania i rozwoju biologii molekularnej, inżynierii genetycznej i komórkowej. Wyjaśnił, że organizm mody-fikowany genetycznie to zupełnie inny orga-nizm, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób nienaturalny, wskutek krzyżowania lub rekombinacji. Trzecim z przemawiających był prof. dr hab. Marek Harat, który przedsta-wił historię rozwijania się psychochirurgii na przestrzeni lat. Wymienił i omówił choro-by, które dzięki rozwojowi medycyny można leczyć operacyjnie (zespół natręctw, cięż-ka depresja, zespół Tourette’a), jak również te choroby, o których dyskutuje się czy le-czyć przy pomocy stymulatora (uzależnienie od heroiny, alkoholu, patologiczna agresja, zespoły lękowe, patologia otyłości, anorek-sja, bulimia i otępienie w chorobie Alzheime-ra). Jako czwarty zabrał głos ks. bp dr hab. Józef Wróbel, który zajął się antropologią we współczesnej refleksji bio-etycznej. Ksiądz Biskup wymienił trzy zasady rządzące antropologią personalistyczną: god-

7Sługa nr 2 (58)

WIADOMOŚCI WIADOMOŚCI

O tym się mówi

Sługa nr 2 (58)

Układ Słoneczny

6

Page 5: grudzień 2010

Obchodem, który kończy okres zwią-zany z tajemnicą Wcielenia – Okres Bożego Narodzenia – jest święto Chrztu Pańskiego. Początkowo wydarzenie znad Jordanu było wspominane w liturgii 6 stycznia. W połącze-niu z odwiedzinami mędrców oraz pierwszym cudem w Kanie Galilejskiej stanowiło treść

święta Epifanii (Objawienia). To zdaje się sugerować, iż za najistotniejszą rzecz tajem-nicy tego dnia nie uważano samego chrztu jako takiego, ale głos Ojca, który objawił Bo-skość Syna. Ponieważ na Zachodzie bardzo mocno rozwijał się kult trzech króli (mędr-ców, magów), którzy według Tradycji od-dali pokłon Dzieciątku Jezus, święto Chrztu

8 9Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

ność człowieka, której nikt nie może mu ode-brać, jedność duchowo-cielesna i natura spo-łeczna człowieka, w której jest on nie tylko jednostką, ale członkiem całego społeczeń-stwa. Ksiądz Biskup zakończył wykład napo-mnieniem, aby człowiek nigdy nie był przed-miotem użycia i jedynie środkiem do celu. W kolejnym wystąpieniu, ks. dr hab. Marian Machinek, prof. UW-M zajął się etycznym kontekstem kontrower-sji wokół obietnic terapii z użyciem komó-rek macierzystych. Jego zdaniem, badania nad potencjałem takich komórek są świadec-twem ludzkiego geniuszu. Pomimo to wyko-rzystanie embrionów należy uznać za etycz-nie niedopuszczalne. Wykład zakończył bardzo ważnym stwierdzeniem: „Nie wolno nam niszczyć embrionów dla naszych badań. Musi być inna droga." W ostatnim wystąpieniu ks. dr hab. Piotr Morciniec, prof. UO podjął temat martwego ciała w medycynie. Cały wykład dotyczył statusu ludzkich zwłok: god-ność osoby czy martwego ciała? Prelegent stwierdził jednoznacznie, że ludzkie zwło-ki pozostają w realnej relacji do zmarłego. Z kolei stosunek do ciał zmarłych kształtuje społeczeństwo, które poprzez niego wyra-ża stopień swojej wrażliwości. Obiektywnie patrząc, zwłokom ludzkim jednak należy się szacunek z racji godności osoby, której inte-gralną część stanowiło właśnie ciało. Pomi-

mo to zdaje się być dopuszczalnym fakt wy-korzystywania zwłok do badań naukowych i eksperymentów, których wyniki potencjal-nie mogą w przyszłości służyć skuteczniejszej ochronie i ratowaniu życia człowieka, przy jednoczesnym zachowywaniu fundamental-nego warunku: traktowania ciała zmarłego z należytym szacunkiem. Po wygłoszonych konferencjach istniała możliwość zadawania pytań prele-gentom, z czego skorzystało wielu uczestni-

ków sympozjum, dając tym samym „zielone światło” dla ciekawej dyskusji. Należy dodać, że konferencja bioetyczna została zorganizo-wana przy współpracy Wydziału Teologicz-nego, Collegium Medicum oraz Towarzystwa Naukowego w Toruniu.

kl. Marcin Brzozowski, rok I

Chrzest Pański

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

...................................................................

Pańskiego, aby nie zostało całkowicie prze-słonięte wydarzeniem z Betlejem, przełożo-no na dzień kończący oktawę Objawienia, czyli na 13 stycznia. Reforma kalendarza li-turgicznego z 1969 roku święto Chrztu Pań-skiego ustaliła na niedzielę przypadającą bez-pośrednio po dniu 6 stycznia. Na zakończenie okresu Bożego Na-rodzenia wspominamy przyjście Pana Je-zusa nad Jordan w celu przyjęcia chrztu od św. Jana, podobnie jak czynili to inni lu-dzie. Według relacji ewangelistów po wyj-ściu Chrystusa z wody, Bóg Ojciec nazywa Go „Synem umiłowanym”, w którym ma upodo-banie, a Duch Święty zstępuje w postaci go-łębicy i spoczywa na Nim (zob. Mt 3, 13-17; Mk 1, 9-11; Łk 3, 21-22; J 1, 29-34). Aby uświadomić sobie, jaką tak na-prawdę tajemnicę przeżywamy, wspomi-nając to, co stało się nad Jordanem, trzeba odpowiedzieć na pytanie: po co Pan Jezus przyjął chrzest? Jego zachowanie musi nas zdumiewać i zastanawiać, bo przecież był to chrzest na odpuszczenie grzechów. Wiąza-ło się z nim wyznanie własnych win i próba zmiany sposobu życia na lepszy od dotych-czasowego. Chrystus zatem chrztu nie po-trzebował. Wchodzi jednak do wód Jordanu, aby wyrazić swoją solidarność ze wszystkimi ludźmi grzesznymi, którzy pragną poprawy. Już w momencie chrztu po raz pierwszy zajął miejsce grzesznika. To wydarzenie było inauguracją pu-blicznej działalności Pana Jezusa. Ono też pokazuje program tej działalności, która za-prowadzi Chrystusa na Golgotę. Papież Be-nedykt XVI w swojej książce Jezus z Nazaretu napisał: „Jezus wziął na swe ramiona ciężar winy całej ludzkości: poniósł Go do Jorda-nu”. Ta prawda jest ukazana w sposób sym-boliczny w tradycji bizantyjskiej. Zgodnie z nią na pamiątkę chrztu w Jordanie odbywa się uroczyste poświęcenie wody. Podczas niego w jeziorze, rzece lub nabrzeżu porto-wym zanurza się umocowany na linie krzyż.

Chrzest Jezusa Chrystusa jest zapowiedzią Jego śmierci. W liturgii Kościoła okres rado-ści z przyjścia Chrystusa na ziemię zamykamy obchodem, który ukazuje sens tego przyjścia. Syn Boży przyjął ludzkie ciało i narodził się w Betlejem po to, aby poprzez śmierć i zmar-twychwstanie zbawić wszystkich ludzi. Bardzo ważne przesłanie wynika-jące ze chrztu nad Jordanem stanowi fakt, że jak Pan Jezus poprzez swój chrzest utoż-samił się ze wszystkimi grzesznymi ludźmi, tak każdy człowiek, przyjmując chrzest, utoż-samia się z Chrystusem. Chrzest sakramen-talny, który każdy z nas przyjął, to nie tylko

chrzest na odpuszczenie grzechu pierworod-nego, ale właśnie „przyobleczenie się w Chry-stusa”. Od tamtego momentu, przyjęcia pierwszego sakramentu, nasze życie stało się kroczeniem drogą Mistrza. Wtedy zostaliśmy włączeni w Jego śmierć, czego wyrazem ma być umieranie dla siebie, czyli rezygnacja z grzechu. Ponieważ Chrystus zmartwych-wstał, więc i my wierzymy, że skoro mamy udział w Jego śmierci, to tak jak On zmar-twychwstaniemy.

dk. Dawid Koncicki, rok VI

U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Page 6: grudzień 2010

10 11Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

U ŹRÓDŁA – LITURGIA U ŹRÓDŁA – LITURGIA

Bez wątpienia społeczeństwa całe-go świata przeżywają dziś różnego rodzaju kryzysy wartości. W sposób szczególny cier-pi na tym polu rodzina. Rozrastają się liczne patologie, które ją niszczą. Powszechne wy-dają się być takie problemy jak niewierność małżeńska, alkoholizm, narkomania czy ho-moseksualizm. Swój ogromny udział w nisz-czeniu rodziny mają także działania związa-ne z rozprzestrzeniającą się tzw. cywilizacją śmierci, czyli aborcja, eutanazja, in vitro. Tam, gdzie ludzie odrzucili Boga, nie może pano-wać zdrowa moralność. Rodzina w takim śro-dowisku jest zagrożona i wymaga ochrony – ochrony przede wszystkim ze strony tych, którzy przy Bogu trwają. Tych zaś również nie brakuje i stanowią oni nadzieję dla świata. Jednak prezentowanie czarnej wizji świata nie jest żadną miarą celem mojego dzielenia się w rubryce Echo słowa. Chciał-bym zatrzymać się nad rodziną, pewną szcze-gólną rodziną. Mam tutaj na myśli tę Rodzi-nę, którą tworzą Pan Jezus, Maryja i św. Józef. Jej święto obchodzimy akurat w tym roku w dzień po uroczystości Bożego Narodzenia, czyli 26 grudnia. Spróbujmy zatrzymać się nad tajemnicą posiadania przez Pana Jezusa ziemskiej rodziny i bycia jej częścią, posłu-gując się fragmentem Ewangelii wg św. Ma-

teusza, którą Kościół przeznaczył na świę-to Świętej Rodziny (Mt 2, 13-15. 19-23). Bóg Ojciec rzeczywiście dał nam swo-jego Syna, aby Ten stał się Człowiekiem i przez swoje życie, śmierć i zmartwych-wstanie wybawił ludzi spod władzy szatana. I ten Syn zamieszkał pośród nas, znalazł swo-je miejsce w konkretnej rodzinie. Został po-częty z Ducha Świętego w łonie swojej błogo-sławionej Matki. Za opiekuna, przybranego ojca, Bóg obrał św. Józefa. Zatrzymajmy się zatem na chwilę nad św. Józefem – nowote-stamentowym modelem mężczyzny, głowy rodziny. Mając przed oczami wspomniany wcześniej fragment Mateuszowej Ewan-gelii, zastanówmy się, co ten tekst mówi nam o św. Józefie. Myślę, że od razu zauwa-żamy, że mąż Maryi jest tym, który podobnie jak jego starotestamentowy imiennik [Józef (Egipski), syn Jakuba, sprzedany przez bra-ci; przyp. red.] miewa sny. Pan Bóg objawia mu swój plan, dwukrotnie posługując się snem. Sen staje się dla św. Józefa miejscem bardzo osobistego, wręcz intymnego spotka-nia z Bogiem. To objawienie nie ma żadnych innych świadków prócz samego adresata. W ciszy nocy, w sanktuarium serca Bóg przed-stawia św. Józefowi swoją wolę. Sny pozwa-lają mu poznać Boży plan, a co za tym idzie, wejść w Boży sposób myślenia. Nie pozostaje

Święta Rodzina

on jednak w snach, ale pozwala Bogu zostać przezeń obudzonym. Słyszy: „Wstań!”. Po-wstaje, realizuje Boży plan, uczy się ufności do Boga. Otwiera się na Boże działanie. Wła-śnie dlatego może być opiekunem Dzieciątka Jezus. Zna swoją słabość i porzuca planowa-nie przyszłości na własną rękę – powierza sie-bie i cały swój dom Temu, który ma moc. Kolejną postacią rozważanego frag-mentu Ewangelii jest Maryja. Matka Boża w biblijnych tekstach dotyczących dzieciń-stwa Pana Jezusa jest przedstawiana jako ta, która stoi nieco na uboczu, obserwuje, rozważa. Nie przypomina nam matki, któ-ra chciałaby wykrzyczeć całemu światu ra-dość z powodu narodzin dziecka. Kontemplu-je w ciszy, adoruje swojego Syna w świątyni własnego serca. Milcząco wskazuje na Pana Jezusa, stawia Go w centrum wszystkiego. Taka postawa może nas bardzo dziwić. Dzię-ki mediom przywykliśmy raczej do zachowań kobiet, które albo robią ze swojego macie-rzyństwa „super-show” i przed kamerami obdzierają relację matka-dziecko ze wszel-kiej intymności, albo „z podniesioną głową” mówią o swoim dziecku: „mój brzuch, moja sprawa”. Maryja wskazuje nam na inne ma-cierzyństwo, na macierzyństwo sakralne, święte – macierzyństwo pełne Boga i miłości. Centralną osobą omawianej pery-kopy ewangelijnej (jak i całego Pisma Świę-tego) jest Jezus Chrystus. Zastanawiałem się, z czym kojarzy mi się prezentowany przez Ewangelistę Mateusza mały Jezus. Przyszedł mi do głowy obraz skarbu – nie ja-kiegoś tam zwyczajnego skarbu, typu „złote talary w szkatułce”, ale najdrogocenniejsze-go, bezcennego Skarbu, który może stano-wić tylko żywa Osoba. Bóg poleca Najświęt-szej Maryi Pannie i św. Józefowi opiekować się swoim Synem, nakazuje ochraniać Go. Całe to „zamieszanie” związane z podróżą do Egiptu i z powrotem zwraca nam uwagę na to, że Pan Jezus jest najcenniejszym Skar-bem, jaki możemy posiadać. Nosimy w so-

bie Chrystusa od chrztu świętego, ale ist-nieją byty nieżyczliwe nam, które chcą, abyśmy ten Skarb odrzucili. Są to złe duchy, z którymi musimy walczyć. Ta walka o żywą relację z Jezusem Chrystusem często odby-wa się w miejscu dla nas niedogodnym, kło-potliwym, którego się boimy. Takie miejsce symbolizuje Egipt. Do Egiptu wchodzimy sła-bi i bezsilni, aby walczyć z tym, co pochodzi od szatana. I bardzo dobrze, jeśli wchodzimy do tego Egiptu bez mocy, bo jeśli tylko otwo-rzymy drzwi Panu Jezusowi, Jego moc objawi się w naszej słabości. On jest tym Światłem, które rozprasza każdą, nawet najmroczniej-szą ciemność. Chciałbym w tym miejscu podzielić się jeszcze pewną refleksją. Napisałem kilka lat temu artykuł do „Sługi”, który również po-ruszał zagadnienie Świętej Rodziny. Na końcu tego tekstu stwierdziłem, nie rowijając za-nadto tego wątku, że potrzebujemy rodzin na wzór Świętej Rodziny. Po opublikowaniu artykułu jeden z moich znajomych zarzucił mi, że ziemska rodzina Pana Jezusa nie może być dla nas w żaden sposób wzorem do bu-dowania własnej rodziny. Uwaga tej oso-by w jakiś sposób odzwierciedla myślenie tego świata. Według prawideł, jakimi rządzi się świat, św. Józef był fatalnym opiekunem, Maryja zaś niedojrzałą, zupełnie niegotową na macierzyństwo rodzicielką. Nie potrafili zapewnić Panu Jezusowi godziwych warun-ków narodzin, nie potrafili zagwarantować

Page 7: grudzień 2010

12 13Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Mu dostatniego życia, dobrego statusu ma-terialnego, społecznego. Święta Rodzina rzeczywiście nie stanowi wzorca dla dzieci tego świata. Ale wcale nie dla nich ma sta-nowić przykład. Rodzina Jezusowa wskazuje nam, którzy jesteśmy dziećmi Bożymi, model bezgranicznego zaufania Bogu i Jego działa-niu, wiary w Jego plan dla nas, Jego Opatrz-ność. Bóg w swojej trosce opiekuje się Świętą Rodziną, prowadzi ją bezpiecznie przez ży-cie. Nie znaczy to, że szczędzi im cierpień – nie na tym polega prawdziwe szczęście. Prowadzi ich pośród przyjaciół i wrogów, przez Nazaret i przez Egipt. Wiedzie swoimi przedziwnymi drogami i zawsze jest z Nimi! Tak samo jest z nami w naszym życiu. Naj-świętsza Maryja Panna i św. Józef zaufali, pozwolili się otworzyć i przyjęli Syna Bożego do swojej rodziny. Nasze rodziny też staną się święte i bliskie Bogu, jeśli tylko zaprosimy do nich Chrystusa. On nas będzie prowadził we wspólnocie przez radości i bóle do chwały zmartwychwstania! Zastanawiałem się, jakie może być podejście do tekstu dotyczącego Świętej Ro-dziny tych osób, które własnej rodziny z róż-nych powodów nie mają. Przypominają mi się słowa papieża Benedykta XVI, które są zapew-nieniem i, jak ufam, proroctwem: „Kto wie-rzy, ten nigdy nie jest sam”. Bóg daje każdemu ze swych dzieci rodzinę. Jest dla nas naj-wspanialszym Ojcem. Pod krzyżem ofiaro-wał nam Maryję jako Matkę. Wszyscy zaś, będąc członkami jednego Kościoła, jesteśmy braćmi i siostrami, bo płynie w nas królew-ska, eucharystyczna Krew Chrystusa! To zły duch chce nam wmówić, że jesteśmy sami; ale Pan Jezus przyszedł, aby zniszczyć dzieła diabła i tego właśnie dokonał. Dziękujmy za-tem nieustannie Zbawicielowi za tak cenne obdarowanie i zapraszajmy Go do naszych rodzin i wszystkich innych środowisk, w któ-rych żyjemy.

kl. Łukasz Waśko, rok V

Ewangelia dzieciństwa – pod tym określeniem kryją się te rozdziały Ewange-lii, które opisują zapowiedź narodzin Zbawi-ciela, fakt Jego narodzenia w Betlejem i lata dziecięce Pana Jezusa. We współczesnej eg-zegezie, czyli badaniu i krytycznej interpre-tacji tekstów Biblii, cieszą się one szczegól-nym zainteresowaniem, gdyż coraz częściej w ostatnich latach pojawiały się pytania o hi-storyczność tych wydarzeń. Czy rzeczywiście Chrystus narodził się w Betlejem? Czy uciekał wraz z rodzicami przed Herodem do Egip-tu? Jaka gwiazda przyprowadziła mędrców do żłóbka? Czy to wszystko fakty historycz-ne, czy może barwna legenda? Spróbuje-my poszukać odpowiedzi na te i inne pyta-nia w oparciu o Ewangelię dzieciństwa według św. Mateusza. W środowiskach racjonalistycznych i laickich rozdziały te (Mt 1-2) zalicza się do le-gendy. Opisy Ewangelii dzieciństwa, według tego ujęcia, nie przedstawiają żadnej war-tości historycznej. Przeniknięte są bowiem legendą i dogmatyką Kościoła pierwotnego. Natomiast postawę krańcowo przeciwną zaj-mowała do niedawna większość egzegetów i apologetów katolickich. Negacja wartości historycznej budziła reakcję obronną. Zwo-lennicy tej drogi twierdzili, że Mateuszowa Ewangelia dzieciństwa jest wierną relacją hi-

storyczną, sporządzoną na sposób kroniki. Taka sytuacja trwała przez lata. Oby-dwa obozy rzucały coraz to nowe argumenty na poparcie swojej interpretacji pierwszych dwóch rozdziałów Ewangelii według św. Ma-teusza. Było to stanowisko „albo-albo”: albo Ewangelia dzieciństwa jest tylko ahi-storyczną legendarną mitologią bez żadnej wartości historycznej, albo jest tylko wierną relacją historyczną. Ten dylemat nie mógł zadowolić nikogo. I jedni bowiem, i drudzy popełniali te same błędy – nie uwzględnia-li zasady rodzaju literackiego i nie liczyli się z osiągnięciami krytyki biblijnej. Konstytucja dogmatyczna Sobo-ru Watykańskiego II o Objawieniu Bożym Dei Verbum, idąc za encykliką papieża Piusa XII Divino afflante Spiritu, uczy, że „w celu od-szukania intencji autorów natchnionych nale-ży między innymi uwzględnić również rodzaje literackie”. Aby więc dowiedzieć się, co pisarz natchniony chciał nam powiedzieć w Ewan-gelii dzieciństwa, należy zbadać jej rodzaj li-teracki, a to nie jest sprawą łatwą, ponieważ mamy do czynienia nie z tekstem współcze-snym, lecz starożytnym. Dlatego właśnie za-gadnienie rodzaju literackiego należy do naj-trudniejszych i najbardziej dyskutowanych problemów Ewangelii dzieciństwa. Każde rozumne mówienie czy pisanie wyraża się za pomocą odpowiednich form literackich. Dlatego nie pojmie się w pełni tekstu biblijnego bez uwzględnienia jego li-terackiego rodzaju. „Całkiem inaczej bowiem ujmuje się prawdę w tekstach historycznych rozmaitego typu, czy prorockich, czy poetyc-kich, czy innego rodzaju literackiego. Musi więc komentator szukać sensu, jaki hagiograf w określonych okolicznościach, w warun-kach swego czasu i swej kultury zamierzał wyrazić i rzeczywiście wyraził przy pomocy rodzajów literackich, których w owym czasie używano” (DV 12) – taką drogę podpowiada nam Sobór Watykański II. Dwa stwierdzenia są tu szczególnie ważne. Pierwsze: istnienie

w Piśmie Świętym tekstów historycznych o różnym stopniu historyczności. Zatem po-między dwoma skrajnościami (faktem histo-rycznym a legendarną mitologią) istnieje cała gama tekstów o różnym stopniu historyczno-ści. Drugie: przy interpretacji należy uwzględ-nić rodzaje literackie, których wówczas uży-wano. Zatem traktowanie tych tekstów tak, jakby były one napisane dziś przez jakiegoś współczesnego kronikarza, według współ-czesnej metodologii historycznej, jest niedo-puszczalne. W interpretacji Mateuszowej Ewan-gelii dzieciństwa trzeba wziąć pod uwagę także metodę historii form, tradycji i redak-cji. Apostołowie nie tylko przypominali sło-wa i czyny Pana Jezusa w sposób kronikarski, ale je interpretowali, wyjaśniali w świetle Zmartwychwstania i w świetle Ducha Praw-dy (por. DV 19). Była to już pierwsza inter-pretacja teologiczna słów i czynów Chry-stusa. W tych opisach wybrane fakty z życia Zbawiciela nie zostały podane i utrwalone na piśmie dla ciekawości, ale były głoszone, by stać się fundamentem wiary Kościoła, to znaczy, że głównym zamiarem ewange-listy nie był zamiar historyczno-kronikarski, lecz teologiczny. Interpretacja teologiczna w opisach dzieciństwa Pana Jezusa jest więc, w świetle najnowszych badań, czymś oczywistym. Mia-ła ona jednak inną formę niż współcześnie –

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIAWIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Ewangelia dzieciństwa Pana Jezusa – historia czy legenda?

Page 8: grudzień 2010

14 15Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

dokonywała się przecież nie według metod dzisiejszych, ale według sposobów znanych w ówczesnym judaizmie palestyńskim. Roz-powszechniony był wtedy rodzaj literacki zwany midraszem. Termin midrasz pochodzi od hebrajskiego słowa darasz, które znaczy: szukać, badać, studiować. Midrasz oznacza więc badanie, wyjaśnianie. Było to budujące wyjaśnienie tekstu Pisma Świętego z zastoso-waniem do teraźniejszości. Midrasz nie ma nic wspólnego z legendą – jest to swoisty, anegdotyczny sposób interpretacji Biblii. Celem takiego opowiadania nie była wier-ność kronikarska w opisywaniu wydarzeń, lecz zbudowanie wiernych. Taki sposób in-terpretacji Pisma Świętego był szeroko sto-sowany w Palestynie w czasach Nowego Te-stamentu, mógł go więc użyć również i autor biblijny. Wielu egzegetów głosi dzisiaj teorię, że także Mateuszowa Ewangelia dzieciństwa może należeć do rodzaju literackiego zwa-nego midraszem. Jednak, jak się wydaje, nie można tu mówić o „czystym” midraszu, lecz, co najwyżej, o pewnych elementach midraszowych. Najlepszym określeniem ro-dzaju literackiego dwóch pierwszych rozdzia-łów Ewangelii według św. Mateusza pozo-staje więc po prostu Ewangelia dzieciństwa. W niej, podobnie jak i w całej Ewangelii, zbawcze wydarzenia zostały zinterpretowane w świetle wydarzeń paschalnych, w świetle Ducha Świętego i w odniesieniu do Starego Testamentu. Wyraża się w niej teologia au-tora natchnionego. Ewangelia dzieciństwa ma więc swój rdzeń historyczny oraz oryginal-ną i rozbudowaną interpretację teologiczną. Nie jest zatem ani „suchą” kroniką historycz-ną, ani legendą, ani też samą tylko teologią. Po ustaleniu rodzaju literackiego, drugim problemem, jaki należy rozstrzygnąć przed przystąpieniem do interpretacji teolo-gicznej, jest struktura Ewangelii dzieciństwa. Poznanie struktury literackiej ułatwia odczy-tanie treści teologicznej. Najbardziej uzasad-

niona literacko i teologicznie (wśród wielu innych) jest propozycja dzieląca te teksty na dwie części, które pokrywają się z podzia-łem na rozdziały. Podział ten najlepiej oddaje intencję samego ewangelisty. Pierwszą część Mateuszowej Ewan-gelii dzieciństwa (Mt 1) można by zatytuło-wać: Pochodzenie i osoba Mesjasza. Zawiera ona bowiem dwa ściśle powiązane ze sobą tematy: genealogię Zbawiciela i opis Jego na-rodzenia, a także szereg szczegółów charak-

teryzujących Jego godność i dzieło, do któ-rego został posłany. Postarajmy się pokrótce zagłębić w najważniejsze zagadnienia tej czę-ści. Stary Testament znał rodzaj literacki zwany genealogią lub rodowodem. Gene-alogie w sposób obrazowy wyrażały jedność i kontynuację historii zbawienia. Św. Mateusz łączy pochodzenie Pana Jezusa z historią na-rodu wybranego, z Abrahamem i Dawidem. Historię tę dzieli on, nieco schematycznie, na trzy wielkie etapy: od Abrahama do Da-wida – 14 pokoleń, od Dawida do niewoli babilońskiej – 14 pokoleń, od niewoli babi-lońskiej do Chrystusa – 14 pokoleń. Chrystus jest ostatnim ogniwem i szczytem tej historii. Same liczby, ulubione przez św. Mateusza, wskazują na celowo zastosowany schema-tyzm. Obliczenie jest tylko „przybliżone”. Aby Pan Jezus był prawdziwym Mesjaszem nie jest konieczne, by narodził się dokładnie

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

po trzech seriach 14 pokoleń. Ewangelista jednak, mając na uwadze cel teologiczny, użył schematu „3 x 14”, aby sugestywnie i syme-trycznie, a więc w sposób typowo semicki, wyrazić prawdę, że Chrystus jest rzeczywiście Mesjaszem, bo pochodzi od Abrahama i Da-wida. W Mateuszowej genealogii jest jeszcze wiele innych ciekawych zabiegów literackich, mających znaczenie symboliczne, jednak uwzględniając pedagogiczną zasadę stop-niowania wiedzy, przejdziemy już do kolejnej kwestii, pozostawiając zainteresowanemu Czytelnikowi możliwość samodzielnego po-głębienia wiedzy na ten temat poprzez od-wołanie się chociażby do bibliografii podanej na końcu tego artykułu. W Mt 1 podany jest także opis oko-liczności narodzin Jezusa Chrystusa. Poczę-cie i narodzenie Odkupiciela dokonuje się dzięki specjalnej interwencji Ducha Świę-tego. Stanowiło to wypełnienie się Pisma (zob. Iz 7,14). Pan Jezus pochodzi z rodu Da-wida, realizuje więc obietnice dane domowi tego króla Izraela. W tej perspektywie chodzi nie o kronikę, ale o dokładnie sprecyzowa-ną naukę teologiczną o charakterze poucza-jącym. Język jest skondensowany, prosty, bez zbytecznych ozdób, posiada za to ważne i precyzyjne twierdzenia oraz teologiczną ter-minologię. Główny temat drugiej części Ewange-lii dzieciństwa (Mt 2) stanowi postawa ludzi wobec Mesjasza. Składa się ona z trzech epi-zodów: pokłon mędrców, ucieczka do Egiptu i rzeź niemowląt oraz powrót z Egiptu i za-mieszkanie w Nazarecie. Także wiele wąt-ków tej części wymaga pogłębionej analizy, warto jednak przede wszystkim zauważyć, że św. Mateusz wyraźnie nawiązuje w swym opisie tych wydarzeń do historii Mojżesza – uczy, że Pan Jezus jest „nowym Mojżeszem”, nowym i wiecznym Prawodawcą, który uwol-ni swój lud nie z niewoli egipskiej, ale z niewo-li grzechu. Co więcej, ucieczka do Egiptu i po-wrót z niego stanowią wydarzenia centralne

również w historii całego Izraela. Ewangelista zatem chciał wykazać, że Chrystus jest praw-dziwym Izraelem, a w historii Chrystusa od-nawia się historia całego Izraela. W świetle powyższych rozważań należałoby nieco zmienić tytułowe pytanie i sformułować je następująco: Ewangelia dzieciństwa Pana Jezusa – historia czy teolo-gia? Odpowiedź: i jedno, i drugie. Współcze-sne badania wcale nie dewaluują elementu historycznego, chcą jedynie dotrzeć do niego w sposób naukowy. Do ustalenia faktów hi-storycznych zawartych w dwóch pierwszych rozdziałach Ewangelii według św. Mateusza można dojść w dwojaki sposób. Po pierwsze, poprzez porównanie ich z analogicznymi tek-stami św. Łukasza. Między nimi są niemałe różnice, ponieważ opisy te mają swoje źródła w dwóch różnych tradycjach. Mimo to u pod-staw obydwu leży wspólny element istotny, który pozwala wnosić o historycznej au-tentyczności głównych wydarzeń Ewangelii dzieciństwa. Po drugie, poprzez porówna-nie tych opisów ze źródłami historycznymi pozabiblijnymi, a szczególnie z tłem histo-rycznym, religijnym i społecznym tamtych czasów. Stanowią one bowiem dobry test do kontroli autentyczności naszych tekstów. Stosując te dwa kryteria, należy wyciągnąć następujący wniosek: o historyczności tekstu Mt 1-2 decydują opisywane w nim postacie i ich autentyczna charakterystyka oraz miej-sca, w których rozgrywają się wydarzenia.

Page 9: grudzień 2010

Ewangelia dzieciństwa posiada zatem wyraź-ny rdzeń historyczny. Wydarzenia te nie zostały jednak opi-sane w sposób „suchy” i kronikarski, lecz zo-stały zinterpretowane. Teologia tych rozdzia-łów koncentruje się wokół kilku zasadniczych kwestii. Chrystusa-Mesjasza ewangelista umieszcza w perspektywie historii zbawie-nia. Spotykamy liczne cytaty ze Starego Te-stamentu, mające uświadomić czytelnikowi, że wszystko, o czym się teraz dowiaduje, zo-stało kiedyś zapowiedziane, teraz natomiast weszło tylko w fazę realizacji. W historii Pana Jezusa wypełniły się zapowiedzi i obietnice proroków – wypełnił się czas. Jezus Chrystus to prawdziwy Me-sjasz. Jest On najpierw synem Abrahama, w Nim bowiem realizuje się obietnica dana patriarsze (por. Rz 4, 6-9). Jest On również synem Dawida, prawdziwym potomkiem królewskiego rodu, z którym Pan Bóg zwią-zał nadzieje mesjańskie. Jezus Chrystus to nie tylko Mesjasz Izraela, ale także pogan. Potwierdza to pokłon pogańskich mędrców. Pan Jezus, w świetle Ewangelii dzie-ciństwa według św. Mateusza, jest nowym początkiem, nowym Adamem. Narodzenie z Dziewicy można właściwie zrozumieć w kon-tekście Starego Testamentu, który zna cały szereg narodzin niedających się wytłumaczyć w żaden naturalny i czysto biologiczny spo-sób (np. Izaak, Samson, Samuel). We wszyst-kich tych narodzinach Pan Bóg czyni płodną niemoc ludzką, a cudownie narodzone dzieci stają się zawsze wielkimi postaciami w histo-rii Izraela. W narodzinach Chrystusa dokona-ło się coś więcej: On został powołany do życia na ziemi przez Ducha Świętego, jest więc Sy-nem Bożym. W Nim rozpoczyna się „nowa historia”. Do żłóbka Pana zostali powołani i Żydzi, i poganie. Pierwsi otrzymali wyraźne objawienie przez słowo, drudzy zaś, niejasne objawienie przez gwiazdę. Aby odczytać peł-

ny sens tej gwiazdy, musieli iść i pytać Żydów (Mt 2,1). Zatem Izrael miał wcześniejsze i ja-śniejsze objawienie, a jednak Żydzi nie po-szli do Mesjasza, choć byli tak blisko Niego. Uprzedzili ich poganie. Izrael zaś złączył się z bezbożnym Herodem w prześladowaniu Mesjasza, dlatego zabrane mu zostało zba-wienie, a dane poganom, którzy otworzyli się na Boże wezwanie. Niewierność Izraela nie zniweczyła jednak Bożego planu zbawie-nia. Na miejsce starego wejdzie nowy Izrael. Temat ten przenika całe dzieło św. Mateusza, a Ewangelia dzieciństwa jest jakby miniaturą całej Ewangelii. Jak widać zatem z naszych rozwa-żań, ewangeliści nie chcieli napisać kroniki o Jezusie Chrystusie, lecz pragnęli odpowie-dzieć na pytania: Kim jest Jezus z Nazaretu? Po co przyszedł na ten świat? Odpowiedzie-li na nie w świetle wydarzenia paschalne-go, Starego Testamentu i w sposób literacki wówczas stosowany.

kl. Karol Wierzchowski, rok IV

Bibliografia:Kudasiewicz J., Biblia – historia – nauka, Kra-ków 1978, s. 315-333.

Święta Rodzina jest idealną i najdo-skonalszą ze wszystkich rodzin, jakie kiedykol-wiek istniały. Jest ona doskonałym wzorem dla wszystkich rodzin. Jak powiedział papież Paweł VI, „związek Józefa i Maryi jest szczy-tem, z którego rozlewa się świętość po całej ziemi”. Jest rodziną niezwykłą, ponieważ nosi w sobie pieczęć dziewiczego poczęcia Pana Jezusa, który przychodzi na świat za sprawą Ducha Świętego. Pomimo swojej niezwykło-ści Święta Rodzina prowadziła w Nazarecie całkiem zwyczajne życie. Wcielenie Syna Bożego, które doko-

nało się w Świętej Rodzinie, stanowi fakt hi-storyczny. Jezus Chrystus przyszedł na świat w rodzinie Maryi i Józefa po to, aby dokonało się pojednanie całej ludzkości z Bogiem. Jed-ność Świętej Rodziny była miejscem szczegól-nej Bożej interwencji. Można mówić o tajem-nicy Jezusa Chrystusa. Fakt Jego Wcielenia jest, z jednej strony, faktem historycznym i historiozbawczym, jak się zwykło go nazy-wać w teologii. Z drugiej zaś strony, stanowi centralną prawdę wiary. Syn Boży, druga Oso-ba Trójcy Świętej, w celu zbawienia świata przyjął ludzką naturę i stał się w pełni Czło-wiekiem, pozostając także w pełni Bogiem. Dwie natury – Boska i ludzka – spotkały się ze sobą w jednej Osobie. Ta prawda wiary zo-stała ogłoszona w 451 roku podczas Soboru Chalcedońskiego i jest centralną osią całej wiary chrześcijańskiej. Wcielenie Słowa Bożego, Jezusa Chrystusa, jakie dokonało się za sprawą Du-cha Świętego w Świętej Rodzinie, jest wy-darzeniem zbawczym, ale również stanowi tajemnicę naszej wiary. Tajemnica pojedna-nia Boga ze światem jest niezwykłym wyda-rzeniem, w którym Syn Boży staje się Czło-wiekiem: przychodzi na świat jako Mesjasz, Kapłan, Prorok, Pan, Odwieczne Słowo Ojca, Syn Boży. W dzieło Wcielenia jest zaangażowa-na cała Trójca Święta. Bóg Ojciec – według swojej odwiecznej ekonomii zbawienia –

posyła w stosownym czasie swego anioła do Najświętszej Maryi Panny, aby za Jej przy-zwoleniem Duch Święty dokonał Inkarna-cji Odwiecznego Logosu (Słowa Bożego) w ludzkie ciało. Dzięki temu Bóg w Jezusie Chrystusie wkroczył do historii właśnie w po-częciu w łonie Maryi, a nie w czasie Bożego Narodzenia (wielu katolików nie odróżnia faktu Wcielenia od Narodzenia Pana Jezusa, które było efektem uprzedniej Inkarnacji). Od tego momentu rozpoczął się kulminacyj-ny etap historii zbawienia, bo Jezusa Chrystu-sa wyczekiwały czasy wcześniejsze. Nim także żyje chrześcijaństwo, aż do wypełnienia się dziejów. Duns Szkot, a za nim szkoła francisz-kańska, utrzymywali, że już we Wcieleniu nastąpiło zbawcze pośrednictwo, gdyż w Je-zusie Chrystusie natura Boska połączyła się z ludzką. Nie poddając tego poglądu ocenie (całe życie Chrystusa Pana i wydarzenia pas-chalne będą dopełniały i finalizowały ten pro-ces), trzeba podkreślić, że z faktu Wcielenia weźmie początek nauka Kościoła o Panu Je-zusie jako prawdziwym Człowieku i prawdzi-wym Bogu. Znalazło to swój wydźwięk na so-borach: Nicejskim, Konstantynopolitańskim, Chalcedońskim i wielu innych. Poprzez Wcielenie Bóg włączył ma-terię w dzieło odkupienia i zbawienia; stała się ona niejako narzędziem Bożych działań. Manichejczycy, gnostycy i niektórzy asce-ci średniowieczni oraz z późniejszych epok uważali materię i ciało ludzkie za coś złego już ze swej natury. Poglądy te były wynikiem niezrozumienia faktu Wcielenia, poprzez któ-ry Bóg uświęcił ciało ludzkie, nadał mu nie-zbywalną godność i umożliwił człowiekowi kooperację w dziele zbawienia. Przez fakt Inkarnacji Syn Boży zjedno-czył się w mistyczny sposób z każdym człowie-kiem, co tak często eksponował Jan Paweł II w swych licznych przemówieniach, powołu-jąc się na konstytucję duszpasterską o Koście-le w świecie współczesnym Gaudium et spes

16

Kwestia Wcielenia

17

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA

Sługa nr 2 (58)Sługa nr 2 (58)

Page 10: grudzień 2010

P. Kraśko, K. Durczok, K. Wiśniewska, R. Nęcek, A. Mrożek, B. Król, Bitwa o Kościół Sam tytuł książki może wydawać się prowokujący. Co zna-czy wyrażenie „bitwa o Kościół”? Prezentowana pozycja porusza wiele aspektów życia Kościoła w Polsce, które w ciągu ostatnich kilku lat były szeroko komentowane w mediach i wzbudzały olbrzy-mią wrzawę w różnych środowiskach. Omawiane tematy dotyczą m.in. katolickich mediów, Komisji Majątkowej, krzyża sprzed Pałacu

Prezydenckiego. Jak zaznacza jeden z autorów, ks. B. Król, książka nie ma wzbudzać emo-cji ani wywoływać poszukiwania winnych i oskarżonych. Stanowi szukanie prawdy i walkę o dobre imię Kościoła. Prezentowana lektura zawiera rozmowę, którą odbyli autorzy. Czasami padają mocne słowa, poruszane są niewygodne tematy. Jest to bardzo cenne, ponieważ po-znajemy opinię różnych środowisk, często przeciwnych Kościołowi. To sprawia, że czytelnik staje się uczestnikiem otwartej i szczerej rozmowy, w której sam musi odpowiedzieć na pre-zentowane opinie. Każdy, kto sięgnie po tę pozycję, na pewno nie przejdzie obojętnie wokół omawianych problemów. Jednak książka ta to nie tylko dyskusja nad problemami w Kościele, ale także pytanie o przedstawianie Kościoła w mediach. Zachęcam do lektury i do własnej refleksji.

J. Navarro-Valls, Rzecznik. Krok w krok za Janem Pawłem II Czy może być ktoś, kto lepiej by znał Jana Pawła II niż ten, który był jego rzecznikiem prasowym? Zapewne można by było wskazać kilka osób, które były bliżej papieża, ale by-cie rzecznikiem prasowym oznacza przynależność do najbliższej „drużyny” Ojca Świętego. Wszyscy chyba pamiętamy Joaquína Navarro-Vallsa, który udzielał informacji na temat stanu zdrowia papieża w ostatnich tygodniach życia Jana Pawła II. Dzisiaj daje nam swoją książ-kę, która oczywiście nie jest w stanie ukazać wszystkich wydarzeń z życia „papieża-Polaka”. Mimo to czytelnik znajdzie w niej wiele myśli i szczegółowych faktów, które przedstawią ogólną sylwetkę Ojca Świętego. Każdy rozdział, opisujący konkretny fakt z życia papieża, pro-wadzi nas ku odkryciu jak wielkim Człowiekiem był nasz rodak na Stolicy Piotrowej. War-to sięgnąć po tę pozycję, choć może się nam wydawać, że wiele wiemy o „naszym papieżu”. Navarro-Valls odkrywa przed nami nieznane fakty, które sprawiają, że jeszcze raz przeniesie-my się w czasy pontyfikatu Jana Pawła II i z nowej, głębszej perspektywy spojrzymy na kulisy jego życia.

J. Badeni, Uwierzcie w koniec świata Jest to ostatnia książka charyzmatycznego dominikanina, który zmarł w marcu br. Kto chce zachować spokój, niech nawet nie dotyka tej książki. To współczesne proroctwo do-tyka, łamie, „burzy” nasze życie i rzuca na nie nowe światło. Lektura mówi o nieuchronnym czasie, który się zbliża i dotknie każdego z nas. Jest to zapis tego, co o. Badeni usłyszał pod-czas sprawowania Mszy Świętej. Otrzymał zadanie, aby przypomnieć ludziom o końcu świa-ta. Gdy nastąpi ostateczny koniec, ukazane zostaną wszystkie nasze słabości, opadną maski, pod którymi staramy się ukryć prawdę o nas samych. Można na początku czuć strach, niechęć, a nawet wstręt do treści lektury, która jednak ostatecznie wlewa wiarę w nasze serca.

kl. Kamil Pańkowiec, rok IV

18

(GS 22). Wcielony Logos podkreślił godność i wielkość człowieka, gdyż sam stał się Czło-wiekiem. Odnowił Bożą ikonę człowieka, który został stworzony na obraz i Boże po-dobieństwo. Jezus Chrystus, będąc obrazem Boga Niewidzialnego, zajaśniał w naszych du-szach nowym blaskiem, większym niż to mia-ło miejsce w akcie stworzenia. Owocem Wcielenia Syna Bożego, któ-re swój punkt kulminacyjny osiągnęło w mi-sterium Paschy, jest przekazywanie ludziom wszystkich pokoleń słowa Bożego i sprawo-wanie sakramentów świętych. Ten owoc przekłada się w życiu wyznawców Chrystusa na świadomość i moc właściwego przeżywa-nia przez nich własnej, ludzkiej śmiertelno-ści. Dzięki temu dokonuje się w mentalności człowieka „przewrót kopernikański”. Prawda o Wcieleniu Chrystusa i wiara paschalna po-zwalają wierzącym w Niego lepiej rozumieć znaczenie i doniosłość śmiertelności swego ciała, a tym samym właściwie przeżywać całe życie cielesne (ziemskie), łącznie ze śmiercią, i w ten sposób przygotować się na pełnię ży-cia wiecznego w zmartwychwstaniu. To właśnie jedynie w świetle do-pełnionej tajemnicy Wcielenia, rozjaśnia-jącej naszą ludzką śmiertelność, człowiek wierzący może rozumieć i przeżywać siebie w swojej cielesności i duchowości. To wła-śnie w świetle tej tajemnicy spotykają się w człowieku na nowo i właściwie: cielesność i duchowość. To dzięki tej tajemnicy te aspek-ty egzystencji integrują się w człowieku

dla urzeczywistniania obrazu Boga zgodnie z zamysłem Boga (zob. Rdz 1,26n). Nadto, dzięki temu otwierają się przed człowiekiem perspektywy i możliwości stale nowego pod-chodzenia do tego wszystkiego, co dotyka go w jego ziemskiej egzystencji: co go rani, upokarza, co go cieszy i pociąga, co jawi się jemu jako (realny czy pozorny) sukces lub po-rażka, co jawi mu się jako życie lub umiera-nie. Bóg dokonał tego w Jezusie Chrystusie, swoim Wcielonym Synu, po to, aby człowiek nie szukał chwały – ani w swej cielesności, ani w swej duchowości. Bez znajomości tajemnicy Wciele-nia Syna Bożego człowiek nie jest w stanie dobrze przeżyć swego życia, tzn. swej śmier-telności i wszystkich wydarzeń oraz aspek-tów, które są jej przejawem lub człowiekowi o niej przypominają. Tajemnica Wcielonego Słowa Bożego oświeca śmiertelność czło-wieka, umożliwia człowiekowi pełne zro-zumienie siebie. To Bóg „musiał” się wcie-lić, aby człowiek na nowo poznał wartość swej cielesności i nie pozostał tylko „ciałem” dla siebie, lecz mógł docenić i właściwie uży-wać swe ciało i przeżywać – zgodnie z du-chem (zamysłem) Boga swoją śmiertelną cielesność. To Bóg w przyjętej przez Jezusa cielesności „musiał” umrzeć, aby człowiek nauczył się i miał moc umierać, a w ten spo-sób stawać się dzieckiem Boga (zob. J 1,11n). Jest przedziwnym cudem w historii ludzkości, spełniającym się w każdym wierzącym w Je-zusa Chrystusa, że właśnie fakt śmiertelności ciała, postrzegany w świetle tajemnicy Wcie-lenia i Paschy, pozwala człowiekowi zdobyć prawdziwą mądrość i sztukę życia. Odtąd jest dane człowiekowi odkrywać przedziwną prawdę: śmiertelność, widziana w świetle tajemnicy Wcielenia, staje się pomostem powrotu człowieka do Boga. Przeżywanie tej prawdy staje się zasadniczą treścią każde-go człowieka wierzącego w Chrystusa.

dk. Arkadiusz Sobociński, rok VI

19Sługa nr 2 (58)

WIARA POSZUKUJĄCA ZROZUMIENIA WARTO!

Sługa nr 2 (58)

Page 11: grudzień 2010

Ostatnimi czasy zauważyłem w swo-ich recenzjach pewną tendencję. Przez kolej-ne numery naszego czasopisma opisywałem coraz to bardziej reggowe zespoły. I tym ra-zem nie będzie niespodzianki. Chciałbym zwrócić uwagę na mazowiecki zespół Regau. Już sama jego nazwa wizualnie i fonetyczne podobna jest do słowa reggae. Przy tej okazji obiecuję, że postaram się, by w następnym numerze „Sługi” w Kąciku muzycznym zago-ściła „reprezentacja” innego gatunku mu-zycznego.

Najpierw kilka słów o historii zespołu. Powstał on w 2003 roku, a jego członkowie sami określają się jako pochodzący z Mazow-sza. Uzasadniają to tym, że trudno wskazać jedną miejscowość, jaka mogłaby posłużyć jako „kwatera główna” zespołu. Początko-wo zespół funkcjonował pod nazwą MBO i, jak to często dzieję się z młodymi kapelami, szukał swojego stylu. Członkowie zespołu za-haczyli o prawie wszystkie gatunki muzycz-ne, eksperymentując z hip-hopem, reggae, rockiem, funkiem, metalem czy nawet „ta-necznymi bitami”. W końcu doszli do wnio-sku, że właśnie reggae to gatunek dla nich. Rok później zespół miał kilkumiesięczną przerwę, gdyż jeden z członków zespołu udał się na Wyspy Brytyjskie. Po jego po-wrocie zespół zmienił nazwę na obecnie

funkcjonującą – Regau. W tym samym roku Mateusz wstąpił do seminarium duchow-nego. Jednak, jak mówi Mikołaj Grudziński, „wstąpienie do seminarium nie przeszkodzi-ło w braniu udziału w próbach i koncertach. W każdym razie mamy mocne wsparcie du-chowe”. Rok 2005 wydaje się być rokiem przełomowym, gdyż wtedy to wyklarował się już ostateczny skład zespołu, ustalono nazwę oraz zespół nagrał demo z czteroma kawałkami. Od tamtego roku zespół czekał na okazję, by nagrać swoją debiutancką pły-tę. Ich marzenia ziściły się w tym roku. Zespół nagrał płytę Nareszcie. Jak widać, sama na-zwa świadczy o tym, że fani i zespół nareszcie doczekali się „krążka”.

Płyta utrzymana jest w typowych klimatach roots – reggae, choć dwa ostat-nie kawałki przechodzą w „DUB”. Moim zda-niem wykonawcy dokonali trafnego zabiegu, gdyż te dwa kawałki w sposób bardzo delikat-ny, wręcz naturalny, zamykają całą kompozy-cję. Materiał na płytę dojrzewał przez wiele lat, aczkolwiek warto było czekać, bowiem na płycie słyszymy porządną dawkę dojrza-łego, chrześcijańskiego przesłania. To jeden z powodów, dla których zespół zdecydował się na granie reggae. Ponadto, od samego począt-ku muzyka reggae dla zespołu Regau łączyła się z pewnym zaangażowaniem duchowym. Dlatego na płycie usłyszymy, że „gesty znaczą więcej niż słowa”(Gesty i słowa) czy „wolność prawdziwa to wyboru sztuka, tego, co poży-tek przynosi dla ducha” (Twój wybór). Teksty piosenek nawiązują do życiowych sytuacji każdego człowieka, dzięki czemu każdy może się w nich odnaleźć. Jest w nich mowa o wol-ności, miłości, wierności, odwadze, radości i duchowych potrzebach człowieka.

Zespół tworzy 7 osób: Mikołaj Gru-dziński – gitara, głos; Tomek Gawarski – gita-ra; Piotrek Muranowicz – bas; Mateusz Ga-warski – klawisze; Jarek Sadowisk – perkusja; Arek Dankiewicz – trąbka; Damian Ruta – pu-zon. W takim składzie zespół może pozwolić

20

Regau

Z obiektywem wśród kleryków ...

Dni seminaryjne – księża moderatorzy wraz z uczestnikami i socjuszami (24.10.2010r.)

XVI Colloquia Torunensia w Dworze Artusa (6.11.2010r.)

I

WARTO!

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 12: grudzień 2010

Seminaryjny dzień skupienia – Eucharystia(11.11.2010r.)

Budowa Centrum Dialogu na terenie WSD(koniec listopada 2010r.)

III

XVI Sesja Plenarna I Synodu Diecezji Toruńskiej(20.11.2010r.)

Andrzejki 2009 i 2010 – satyra życia seminaryjnego w wykonaniu kleryków roku IV(23.11.2010r.)

II Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 13: grudzień 2010

sobie na eksperymenty muzyczne. Klimat czasami lekki i swobodny, czasami poważny i stonowany sprawia, że odbiorca angażu-je się i w sposób naturalny zaczyna zastana-wiać się nad przesłaniem utworów.

Warto jeszcze raz zacytować lide-ra zespołu, Mikołaja: „Nie chodzi nam o to, żeby ludzi nawracać, ale śpiewamy po pro-stu o tym, czym żyjemy i co ma dla nas war-tość. Od nawracania jest Pan Bóg, to On daje taką łaskę, a my chcemy być tylko Jego do-brym narzędziem”. „Słowiańskie rastamany w kurtkach ocieplanych” – w taki sposób określają siebie muzycy – „stawiamy na do-brą zabawę, na scenie i pod sceną. Regau do tańca i do różańca, tym razem zapraszamy was do tańca”. Teraz nie zostaje mi powie-dzieć więcej niż: Nareszcie doczekaliśmy się pełnego wydawnictwa tego zespołu!

kl. Paweł Śliwiński, rok II

Rok temu zachęcałem wszystkich kinomanów na łamach naszego czasopisma do obejrzenia filmu Bella. Opowiada on o ko-biecie, która borykała się z problemem nie-chcianej ciąży, rozważając możliwość aborcji. Film ten został nagrany jako głos w dyskusji na temat obrony życia poczętego. Jakiś czas temu jeden z moich profesorów zachęcił do obejrzenia polskiego filmu o tej samej tematyce, nakręconego nieco wcześniej, bo w 2004 roku, przez Małgorzatę Szumow-ską. Nagranie nosi tytuł Ono. Pozwólcie za-

tem na kilka słów refleksji pod wpływem obejrzanego filmu. Bohaterką jest dwudziestodwulet-nia Ewa (w jej roli debiutantka – Małgorzata Bela), która zachodzi w nieplanowaną ciążę. Początkowo postanawia dokonać aborcji i je-dynie przypadek powoduje, że nie dochodzi do zamordowania nowo poczętego człowie-ka. Podczas wizyty u lekarza dowiaduje się, że płód ma zdolność słyszenia. Od tej pory zmienia się jej stosunek do dziecka. Nie tyl-ko zaczyna je szanować, ale i przygotowywać do przyjścia na świat. Zmienia się także jej sto-sunek do świata. Wsłuchuje się w otaczające ją dźwięki. W tłumie osobliwych, ale cieka-wych ludzi odnajduje „punka”, który jest de-alerem narkotykowym i który nieświadomie udaremnił jej usunięcie ciąży. Zaprzyjaźnia się też z prostytutką, która potem towarzyszy jej w zajęciach szkoły rodzenia i która wkrót-ce zaprasza ją na swój ślub w odległej wio-sce. Przede wszystkim jednak zmieniają się relacje Ewy z rodzicami, oschłe – jak się wy-daje – od czasu, gdy dziewczyna rzuciła na-ukę i zaczęła pracować na stacji benzynowej. Dystans narzuca matka – wyniosła strażnicz-ka mieszczańskich tradycji domu; ojciec o du-szy artysty stara się go zmniejszyć, ale coraz bardziej nieporadny pod wpływem choroby Alzheimera niewiele może zdziałać. Odejdzie, robiąc miejsce dla swego wnuka. Pomysł na scenariusz Małgorzata Szumowska zaczerpnęła z radia. Jej ojciec po wysłuchaniu audycji powtórzył córce, że naukowcy odkryli nową właściwość pło-du – dziecko w łonie matki słyszy. Szumow-ska uznała, że o tym chciałaby opowiedzieć w swoim najnowszym filmie. Swoimi plana-mi podzieliła się z matką, znaną dziennikar-ką i pisarką, Dorotą Terakowską. Usłyszała od niej, że jest to temat nie tylko na scena-riusz, ale i na książkę. Równolegle z pracami nad filmem, Terakowska pisała powieść, zaty-tułowaną tak jak dzieło córki. Książka została uznana za jedną z najlepszych w jej dorobku.

Ono

21

Granice eksperymentów biomedycznych a godność osoby - sympozjum bioetyczne(25.11.2010r.)

Uroczyste nadanie tytułu Bazyliki Mniejszej Kolegiacie św. Mikołaja w Grudziądzufot. S. Dzierzbicki

(6.12.2010r.)

IV

WARTO!

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 14: grudzień 2010

Warto wspomnieć jeszcze kilka słów o dwóch kreacjach aktorskich w Ono. Po ca-stingu w roli Ewy została obsadzona amator-ka, modelka i absolwentka Wydziału Filolo-gicznego UMK w Toruniu, Małgorzata Bela, która dopiero po sukcesie filmu Ono rozpo-częła studia aktorskie w Stanach Zjednoczo-nych. Szumowska pisała scenariusz również z myślą o zmarłym już Marku Walczewskim, który miał się wcielić w rolę ojca Ewy, chore-go na Alzheimera. Aktor w owym czasie rze-czywiście cierpiał na tę chorobę, a jego rola w filmie Ono była jedną z ostatnich. Dzisiaj coraz częściej można usłyszeć głośną dyskusję na tematy bioetyczne. Wie-le jest kwestii, jeszcze więcej poglądów. Film Małgorzaty Szumowskiej z pewnością włącza się w ową polemikę, pokazując piękno życia ludzkiego już od momentu poczęcia. „Ono jest człowiekiem, Ono słyszy, Ono ma prawo do życia!”

kl. Michał Rogoziński, rok V

Każdego razu, kiedy odwiedzamy bezdomnych mężczyzn w schronisku, brzmią w naszych uszach te mocne, ale jakże piękne słowa Chrystusa Pana: „Wszystko coście uczy-nili jednemu z tych najmniejszych – Mnieście uczynili…”. W naszym toruńskim seminarium już od ponad roku istnieje grupa zrzeszają-ca kleryków, którzy pragną, na miarę swoich możliwości, pomagać osobom bezdomnym. W zeszłym roku przed świętami Bo-żego Narodzenia zadzwoniła do seminarium pani prof. Urszula Żegleń, która poprosiła, aby w wigilijny dzień dwóch kleryków udało się wraz z nią do schroniska dla bezdomnych im. św. Alberta Chmielowskiego. Pani profe-sor chciała, by schroniskowa Wigilia nabrała szczególnego charakteru poprzez zaproszenie kandydatów do kapłaństwa. Przysłowiowy „los” padł na naszych dwóch braci: Wojciecha i Mateusza. Jak wspominają, tamten dzień był szczególny nie tylko dla bezdomnych, ale także dla nich samych, bowiem chodząc od pokoju do pokoju, wlewali radość w serca poprzez śpiewanie kolęd i łamanie się opłat-kiem z ubogimi. Tak wszystko się zaczęło… Po powrocie z ferii świątecznych Mateusz zaproponował założenie grupy, która będzie systematycznie odwiedzała naszych ubogich braci i niosła im Chrystusa w słowie Bożym, modlitwie i pocieszeniu. Jak wszyscy wiemy, początki bywają trudne i owa grupka była bardzo mała. Jednak dobrym przedsięwzię-ciom Pan Bóg nie skąpi swej łaski i grupa za-częła się rozrastać. Dzisiaj liczy już 25 człon-ków. Minął rok i, jak to czytamy w Dziejach Apostolskich, „los padł na Macieja”. To wła-śnie mi powierzono kierowanie grupą klery-ków odwiedzających bezdomnych mężczyzn. Odwiedzamy naszych „ubogich bra-ci” dwa razy w miesiącu, przeważnie w nie-dziele. Grupki wyruszające do schroniska składają się z trzech lub czterech osób. Celem „niedzielnych odwiedzin” jest przybliżenie

naszych potrzebujących braci do Chrystu-sa poprzez wspólną modlitwę oraz udziele-nie pomocy w możliwym dla nas zakresie. Gdy przybywamy do „naszych bezdomnych”, rozpoczynamy spotkanie od wspólnej roz-mowy przy kawie, o tym, co zdarzyło się w ostatnich dniach, a także o problemach, ja-kie trapią ich oraz nas samych. Każdorazowo staramy się służyć dobrą radą, pomocną dło-nią. W czasie rozmów jeden lub dwóch klery-ków udaje się na pierwsze piętro, aby odwie-dzić osoby mające trudności z poruszaniem się, bądź są chore – zapraszane są na wspól-ną kawę i modlitwę do świetlicy na parterze. Gdy wszyscy jesteśmy już w świetlicy, rozpo-czynamy wspólną modlitwę, na którą składa-ją się: czytanie niedzielnej Ewangelii, krótkie rozważanie oraz dowolna modlitwa, np. lita-nia. Opatrzność Boża szczególnie czu-wa nad naszą grupą. Dlaczego tak twier-dzę? Oto odpowiedź. W odwiedzanym przez nas schronisku jeden z braci bardzo ciężko zachorował, miał ogromne problemy z poruszaniem się. Pewnej niedzieli poprosił nas, abyśmy zorganizowali dla niego balko-nik, który ułatwi mu chodzenie. Podjęliśmy się tego zadania. Po powrocie do semina-rium, namyśle i modlitwie zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy wśród kleryków na balko-nik dla bezdomnego brata. Kwota, jaką ze-braliśmy, wielokrotnie przewyższyła sumę, której potrzebowaliśmy. Zakupiliśmy balko-nik, ale nie tylko. Nabyliśmy także dla każ-dego pokoju leki chroniące przed grypą. Gdy zawieźliśmy sprzęt do ośrodka, usłyszeli-śmy od naszego brata bezdomnego radosne: „wreszcie będę mógł chodzić”. Z naszych serc wyrwała się pieśń dziękczynna Bogu za to, że mogliśmy po prostu pomóc. Nie mogę także nie wspomnieć o oso-bie, która należy do naszej grupy i wykonuje wiele dobrej pracy. Mowa tu o naszym ojcu duchownym, ks. Sławomirze Witkowskim. To właśnie przez jego ręce spływają duchowe

łaski na „naszych bezdomnych”. Ojciec Sławo-mir spowiada ich kilka razy w roku, uprzednio przygotowywanych przez nas do sakramen-tu pokuty i pojednania. Jest także pomysło-dawcą odprawienia Mszy Świętej w ośrodku przed Bożym Narodzeniem. Obecność ka-płana jest bardzo ważna, gdyż nie wszyscy mogą udać się do kościoła z powodu cho-roby. Niektórych od pójścia do kościoła od-strasza lęk i kompleks, wywołany zajmowaną przez nich marginalną pozycją społeczną. Dziękuję Panu Jezusowi za to, że mnie posyła właśnie do moich bezdomnych braci. Fakt, że mogę spotykać Chrystusa w drugim,

ubogim człowieku jest dla mnie wielkim da-rem. Często sam nie doceniam tego, co do-staję od bliźnich, a nawet od samego Stwórcy. Ale gdy idę do bezdomnych, potrafię dać na-wet to, o czym myślałem, że w ogóle nie po-siadam. Dziękuję Panu, że poprzez spotkania z ubogimi wyrywa mnie z mojego egoizmu i biadolenia. Dziękuję, że poprzez nauczycieli, jakimi są bezdomni, uczy mnie wdzięczności za każdy, nawet mały dar. Jako koordynator grupy odwiedzających bezdomnych proszę o modlitwę w intencji tych zapomnianych braci, zapomnianych przez nas, ludzi XXI wie-ku. Proszę także i za nas, kleryków, abyśmy ni-gdy nie ustali w trudzie zanoszenia Chrystusa maluczkim. Abyśmy pamiętali, że wszystko, co czynimy, czynimy właśnie Panu Jezusowi!

kl. Maciej Kępczyński, rok III

23

O nich często zapominamy...

22

WARTO! WARTO!

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 15: grudzień 2010

We wrześniu 2009 roku rozpoczęły się w Polsce prace nad regulacjami prawnymi dotyczącymi procedury in vitro. Przez ostat-nie półtora roku wielu ludzi o różnorakim światopoglądzie, w tym także posłowie, dys-kutują nad projektami dotyczącymi projektu zapłodnienia in vitro. Zaczął poseł PO Jaro-sław Gowin. Zaproponował następujące roz-wiązanie: in vitro dozwolone pod warunkiem, że w laboratoriach nie produkowano by „nad-liczbowych” ludzkich zarodków. Embrionów także nie wolno byłoby zamrażać i niszczyć. Jednak projekt pana Gowina nie jest zgodny z nauką Kościoła, która otwarcie sprzeciwia się „produkcji ludzi” w laboratorium. Projekt ten nie spotkał się ze zbyt dużym zaintereso-waniem także w szeregach samej Platformy Obywatelskiej i został uznany za zbyt „kon-serwatywny”. W jego miejsce partia przygotowa-ła plan zespołu posłanki Kidawy-Błońskiej. Jej program pozwala na stosowanie in vitro bez większych ograniczeń. Warto także zwró-cić uwagę na projekt, który wypracował po-seł PiS-u Bolesław Piecha, z wykształcenia ginekolog. To jeden z programów tworzonych przez polityków, uwzględniający punkt wi-

dzenia katolików. Piecha proponuje zakazać całkowicie „tworzenia” ludzi przez in vitro. Dozwolone miałoby pozostać tylko wszcze-pianie kobietom tych zarodków, które już dzi-siaj są w polskich laboratoriach zamrożone. Zakaz całkowitego stosowania sztucznego zapłodnienia zakłada obywatelski projekt – Contra in Vitro. Niestety, w połowie listo-pada br. został odrzucony przez parlamenta-rzystów i nie jest już możliwy do zaakcepto-wania przez polskie prawodawstwo. Projekt ten poparło jednak przeszło 200 tysięcy oby-wateli. Do tej pory media często podawa-ły, że taki „średniowieczny” punkt widzenia reprezentują jedynie księża. Z materiałów telewizyjnych wynika, że żaden „normalny człowiek” w sprawie in vitro nie zgadza się z nauką Kościoła. Okazało się, że taki obraz świata istniał tylko w głowach „popraw-nie politycznych” dziennikarzy. Wszyscy, a zwłaszcza ludzie młodzi, którzy świadomie i dobrowolnie popierają Kościół, wiedzą do-skonale, że metoda sztucznego zapłodnienia, mająca służyć przekazywaniu życia ludzkie-go, jest nieodłącznie związana z niszczeniem życia człowieka w fazie prenatalnego roz-woju. W konsekwencji także staje się głębo-ko nieetyczna i jej stosowanie powinno być prawnie zakazane. Z publikowanych danych

– z różnych ośrodków medycznych stosują-cych in vitro – wynika, że w trakcie tej pro-cedury ginie od 60 do 80 procent poczętych istot ludzkich. Nie chcemy jednak zajmować się teraz argumentacją na rzecz zwalczania in vitro i wykazywania zła tej metody. Za-miast tego spróbujmy odpowiedzieć na py-tanie: gdzie i w jaki sposób mogą szukać po-mocy przede wszystkim młode małżeństwa, które borykają się z problemami poczęcia dziecka i które chcą zarazem pozostać wierne nauce Kościoła, a przez Jego pośrednictwo, także Chrystusowi i Jego Ewangelii? Z pomocą przychodzi nam stosunko-wo nowa dziedzina nauki zwana naprotechno-logią, która za swój cel obrała rozpoznawanie i, co warto podkreślić, leczenie niepłodności. Zajmuje się ona monitorowaniem stanu zdro-wia kobiety, szczególnie w okresie prokreacyj-nym. Kluczowym narzędziem jest tzw. model Creightona, oparty na bardzo szczegółowej obserwacji organizmu kobiety podczas na-turalnego cyklu miesięcznego. Naprotech-nologia do diagnostyki niepłodności używa również badań sonograficznych, hormonal-nych, endoskopowych, natomiast do lecze-nia niepłodności – leków stymulujących ja-jeczkowanie, wspomagających prawidłowy przebieg cyklu miesięcznego, a także metod chirurgicznych przywracających płodność. To co proponuje naprotechnologia, to zu-pełnie inna filozofia podejścia do proble-mu. In vitro nie uznaje przyczyny problemu, choroby powodującej niepłodność za ważną do zdiagnozowania i leczenia. W swoim zało-żeniu ma prowadzić do jak najszybszego po-częcia i urodzenia dziecka, które ma przyjść na świat poza kontekstem aktu małżeńskie-go. Nie są istotne również „koszty” w postaci zniszczonych, zamrożonych lub selektywnie „zredukowanych” embrionów. Zatem sposób myślenia stojący za in vitro uznaje przedmio-towość człowieka, uznaje dziecko za produkt i towar, nawiasem mówiąc, bardzo kosztow-ny. Pamiętajmy również o tym, że napro-

technologia jest całkowicie zgodna z etyką i moralnością, akceptuje nauczanie Kościoła we wszystkich szczegółach. Należy pamię-tać, że praktyka dobra etycznie jest też do-bra i skuteczna medycznie. Nie ma tu więc sprzeczności między etyką a nauką. Niepłod-ność nigdy nie dotyczy tylko jednej ze stron, kobiety lub mężczyzny, ale konkretnego mał-żeństwa, dlatego naprotechnologia pochyla się nad problemami niepłodności małżeń-skiej, zajmuje się diagnostyką i leczeniem tak kobiety, jak i mężczyzny. Właściwe postę-powanie lekarskie, oparte na rzetelnej wie-dzy medycznej, obejmuje postawienie dobrej diagnozy oraz zastosowanie odpowiedniego leczenia, co może przyczynić się do zdecy-dowanego ograniczenia problemu niepłod-ności, dając wielu szansę na doczekanie się upragnionego potomstwa. Naprotechnologia rozwinęła klasyczne metody, w tym chirur-gię naprawczą, a jej wyniki są bardzo dobre. Jednak nie generuje takich zysków, jak in vi-tro, przez co nie jest popierana przez firmy, a jest atakowana przez nastawionych na wy-nik finansowy właścicieli „laboratoryjnych fabryk dzieci”. W naprotechnologii punktem końcowym prowadzonych badań jest urodze-nie dziecka, zatem ważnym elementem jest zapewnienie całościowej opieki prenatalnej. Wyraża się ona we wczesnym potwierdzeniu poczęcia dziecka oraz możliwie precyzyjnym wyznaczeniu terminu porodu. Postępowanie to zapobiega w znacznym stopniu poronie-niom oraz przedwczesnym porodom. Bada-nia naukowe prowadzone przez instytuty me-dyczne w Stanach Zjednoczonych i w Irlandii udowodniły wysoką skuteczność naprotech-nologii – około 50 procent u par niepłodnych, które poddały się proponowanemu pełnemu leczeniu. Jest to także pierwszy system, któ-ry łączy planowanie rodziny z monitorowa-niem zdrowia kobiet. Także w Polsce działają kliniki spe-cjalizujące się w naprotechnologii. Pierw-sza tego typu placówka, założona w stycz-

25

Zaczynamy leczyć

BURZENIE BASTIONÓW

24 Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

BURZENIE BASTIONÓW

Page 16: grudzień 2010

niu 2009 roku, znajduje się w Białymstoku. Jej głównym pomysłodawcą i kierownikiem jest dr Tadeusz Wasilewski. Przywołując postać tego lekarza, należy wspomnieć, że zanim został założycielem tej bardzo cennej kliniki, przez wiele lat trudnił się wykonywaniem zabiegów in vitro. Grun-towna analiza tej metody i wykazanie jej bezzasadności z naukowego punktu wi-dzenia, a także współpraca z łaską samego Chrystusa – o czym pan Wasilewski chętnie opowiada – przyczyniły się do zaprzestania działania na rzecz sztucznego zapłodnienia. Dr Tadeusz Wasilewski jako wybitny znaw-ca naprotechnologii gościł także w Toruniu. Na zaproszenie kapłanów i kręgu Domowego Kościoła z parafii Matki Bożej Królowej Polski w Toruniu, prelegent zaprezentował wykład na temat naprotechnologii, który został tak-że ubogacony świadectwem chrześcijańskie-go życia. Spotkanie miało miejsce 7 listopa-da br. w kościele parafialnym na toruńskim Rubinkowe I. Wszystkim, którzy pragną do-wiedzieć się więcej na temat białostockiej kliniki, a także o samym zagadnieniu napro-technologii, polecam stronę internetową: www.naprotechnologia.pl.

dk. Marcin Sokołowski, rok VI

8 grudnia obchodzimy w Kościele uroczystość Niepokalanego Poczęcia Naj-świętszej Maryi Panny. Tego dnia wspomi-namy tajemnicę dogmatycznie ogłoszoną przez papieża Piusa IX w 1854 roku. Tytuł maryjny pochodzi od słów, jakie Matka Boża według świadectwa Bernadetty Soubiro-us wypowiedziała w Lourdes dnia 25 mar-ca 1844 roku: „Ja jestem Niepokalane Poczę-cie”. Jednak prawdę o cudownym poczęciu Maryi czczono już od X wieku na Zachodzie pod nazwą Poczęcie Świętej Maryi Panny, a w XII wieku określono to święto nieco ści-ślej, a mianowicie: Niepokalane Poczęcie Świętej Maryi Panny. Uroczystość ta ma jed-nak swój początek w Kościele wschodnim, gdzie Narodzenie Maryi czczono od VI wieku. Od XV wieku Niepokalane Poczęcie jest zwią-zane z postacią św. Beatrycze de Silva Mene-ses i objawieniem jej Niebieskiego Szkaplerza Niepokalanego Poczęcia NMP. Pierwotnie szkaplerz służył jako część stroju ochronnego dla rolników i mnichów, którzy chronili w ten sposób swój strój pod-czas ciężkich prac fizycznych. Szkaplerz w kształcie prostokąta wykonywany był z kawałka materiału. Wycięty otwór na gło-wę umożliwiał przewieszenie go przez pierś i plecy (łac. scapula – plecy), który z czasem stał się symbolem męki Chrystusa (łac. Iugum Christi – jarzmo Chrystusa). Popularność szkaplerza rozszerzała się również wtedy, gdy klasztory prowadziły działalność ewangelizacyjną, np. trynitarze, którzy wykupywali więźniów, ofiarowując wyzwolonym Szkaplerz Trójcy Przenajświęt-szej lub gdy nauczali, np. benedyktyni i kult Szkaplerza św. Benedykta. Niektóre brac-twa zakonne również wniosły swój wkład w jego rozpowszechnienie, np. Bractwo Krzyża i Męki Pańskiej Naszego Pana Jezusa, prowadzone przez ojców pasjonistów, ofiaro-wywało Szkaplerz Męki Pańskiej (czarny).

Dzięki tym praktykom świeccy byli cały czas w kontakcie z zakonami. Każdy ro-dzaj szkaplerza jest sygnowany przez ściśle określone zgromadzenie czy bractwo, praw-nie zatwierdzone przez Stolicę Apostolską. Do najczęściej zakładanych szkaplerzy należą: Szkaplerz Karmelitański (rozpowszechniany przez Zgromadzenie Matki Bożej z Góry Kar-mel), współcześnie najbardziej znany, Szka-plerz Serca Jezusowego (ojcowie pasjoniści), Szkaplerz Męki Pańskiej – czerwony (księża marianie) i wiele innych. Wiele szkaplerzy jest owocem mi-stycznych przeżyć i objawień. Dla przykładu, Szkaplerz Niepokalanego Serca Maryi (zielo-ny) objawiony został Justynie Bisgueyburu, zaś św. Annie Emmerich – Szkaplerz Najświęt-szego Oblicza Pana Jezusa. Dzień 8 grudnia dla „świata szkaplerzy” jest także wspomnie-niem jednego z objawień: ukazaniem się Naj-świętszej Maryi Panny wraz ze szkaplerzem niebieskim – Niepokalanego Poczęcia NMP. Niezwykłość tego szkaplerza polega na tym, że istniał on niemal trzy stulecia przed dniem 8 grudnia 1854 roku, w którym to papież Pius IX bullą Ineffabilis Deus ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu NMP. Kolebką szkaplerza niebieskiego jest Hiszpania, z którą związana jest postać św. Beatrycze de Silva Meneses (1426-1492), która w Toledo założyła Zakon Franciszkanek od Niepokalanego Poczęcia NMP (potocznie zwany zakonem konceptualistek), oficjal-nie zatwierdzony przez papieża Juliusza II w roku 1511. Siostry zakonne według swojej reguły miały obowiązek zakładania pod biały habit niebieskiego szkaplerza, którego nosze-nie szybko zaczęli praktykować także ludzie świeccy. Stolica Apostolska była przychylna tej praktyce, opatrzonej zresztą wieloma przywilejami. Niezwykle głośno zrobiło się o niebieskim szkaplerzu w 1616 roku. Mia-nowicie, 2 lutego pobożna Ursula Beninca-sa (późniejsza założycielka teatynek od Nie-pokalanego Poczęcia NMP) miała widzenie,

w którym aniołowie rozdawali wiernym świeckim Szkaplerz Niepokalanego Poczęcia NMP. Jednocześnie Ursula została zobowią-zana przez Jezusa Chrystusa, by ów szkaplerz rozpowszechniać. Należy pamiętać, że z noszeniem ja-kiegokolwiek szkaplerza związane są sakra-mentalia [sakramentalia to „znaki i czynności, ustanowione przez Kościół, mające na celu uświęcenie osób, rzeczy i różnych okoliczno-ści życia ludzi wierzących, osiągane przez mo-dlitwę Kościoła” – cytat w: ks. dr Krzysztof Le-wandowski, Poświęcenia i błogosławieństwa, „Sługa”, nr 55; przyp. red.] . Przywdziewający szkaplerz wyraża pragnienie bycia zbawio-nym dzięki pomocy Najświętszej Maryi Pan-ny. Wypełniając pewne określone praktyki, związane ze szkaplerzem, można te pragnie-nia urzeczywistnić. Chociaż wierni świec-cy nie są zobowiązani do tego, by nosząc szkaplerz niebieski, przestrzegać wszystkich surowych reguł eremu teatynek, to jednak powinni znaleźć czas, by czcić Niepokalaną Dziewicę. Noszący ten szkaplerz manifestuje

chęć stawania się na wzór Maryi Niepoka-lanej, czyli wszelkiego grzechu się wyrzeka i tworzy szczególną więź z Bogiem (komunię) tak, by zasilić szeregi świętych i dostąpić god-ności przebywania w wiecznej światłości. Jako że noszenie szkaplerza jest przywilejem i osobistym wyborem, można

Szkaplerze

27

BURZENIE BASTIONÓW

26

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 17: grudzień 2010

uzyskać odpust zupełny pod zwykłymi wa-runkami, w takie dni jak: uroczystość Nie-pokalanego Poczęcia NMP (8 grudnia), uro-czystość Wniebowzięcia NMP (15 sierpnia), uroczystość Narodzenia Pańskiego (25 grud-nia), Niedziela Zmartwychwstania Pańskie-go, wspomnienie św. Kajetana (7 sierpnia), uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Ponadto, odpust można zyskać także w chwili śmierci. Należy jednak pamiętać, że wspo-mniane odpusty nie będą pozyskane, je-śli wierny nie będzie przestrzegał zobowiązań wynikających z noszenia szkaplerza i przyna-leżności do Bractwa Niepokalanego Poczę-cia NMP. Zaznaczmy, że członkostwo w Brac-twie nie jest konieczne, by przyjąć szkaplerz. Zobowiązania zaś są następujące: noszenie niebieskiego szkaplerza, odmawianie spe-cjalnego nabożeństwa do NMP, zachowanie czystości co do swojego stanu, częste przy-stępowanie do sakramentów świętych, żarli-wa modlitwa za zmarłych członków Bractwa, odmawianie koronki 10 cnót ewangelicznych Najświętszej Maryi Panny, codzienna modli-twa wyznaczona przez kapłana w dniu przy-jęcia szkaplerza. Dawniej szkaplerze noszono na ubra-niu. Dziś często, dla wygody noszenia, płó-cienny szkaplerz przybiera formę medalika (w 1919 roku papież Pius X zezwolił na zastą-pienie medalikiem szkaplerzy płóciennych). Stanowi on znak osobistego kontaktu z Pa-nem Bogiem, noszony pod ubraniem, zakryty dla ludzi. Symbolizuje szczególną pobożność i cześć oddawaną Niepokalanej. Przy czym należy bezwzględnie pamiętać, że szka-plerz nigdy nie może stać się talizmanem czy gwarantem zbawienia dla noszącego go. Ma stać się pomocą na drodze poszukiwania spotkania z Panem Bogiem, stałej pamięci o Nim oraz wspierać nas w dążeniu do świę-tości.

kl. Damian Wiśniewski, rok II

Na łamach poprzedniego nume-ru czasopisma „Sługa” (nr 57) postarałem się przybliżyć zagadnienie odpustu, a tak-że „czynności”, których wypełnienie skutkuje uzyskaniem odpustu zupełnego. W tym nu-merze „Sługi” chciałbym pogłębić temat związany z odpustami, jakże ważny, ale zara-zem, jak się zdaje, mało znany. Na przestrzeni wieków wielu papie-ży autorytatywnie wypowiadało się w spra-wie odpustów. Warto przywołać kilka doku-mentów, które w sposób istotny wpływały na rozumienie odpuszczania kar doczesnych – oto one: bulla Anti quorum habet papieża Bonifacego VIII (1294-1303), bulla Unige-nitus Dei Filius papieża Klemensa VI (1342-1352), bulla Salvator noster papieża Mar-cina V (1417-1431), konstytucja Liceat ea papieża Sykstusa IV (1471-1484), bulla Cum postquam oraz Exsurge Domine papieża Le-ona X (1515-1525), konstytucja Auctorem Fidei papieża Piusa VI (1775-1779), konstytu-cja Quod super papieża Piusa XI (1922-1939), konstytucja Iubilaeum maximum papieża Piusa XII (1939-1958). Obecnie obowiązują-cą wykładnię tematyki odpustowej stanowi wydana przez Pawła VI (1963-1978) konsty-tucja Indulgentiarum doctrina z dnia 1 stycz-nia 1967 roku. Dokument ten stał się pod-stawą do opracowania Wykazu odpustów, który zawiera 70 pozycji nadań odpustowych. Dla porównania, wykaz z 1952 roku prezen-tował aż 781 takich pozycji. Zmiany poczynione w roku 1967 uporządkowały i doprecyzowały wiele kwe-stii. Przed wspomnianą reformą wyróżniano kilka rodzajów odpustów: zupełne i cząstko-we (przy czym dzielono je jeszcze na takie, które można było zyskać tylko raz dziennie i na takie, o które można było zabiegać kilka razy w ciągu dnia), osobiste (udzielane grupie wiernych), rzeczowe (w powiązaniu z przed-miotem, np. szkaplerzem) oraz miejscowe

(przypisane do określonego miejsca, np. ko-ścioła). Konstytucja Indulgentiarum doctrina kładzie kres tym podziałom i wyróżnia tylko dwa rodzaje darowania przez Kościół kar do-czesnych: zupełne i cząstkowe. W poprzednim numerze wymie-niłem czynności „codzienne”, których wy-pełnienie wiąże się z uzyskaniem odpustu zupełnego. Istnieją także inne nadania, dzię-ki którym zyskuje się zupełne darowanie kar doczesnych. Mianowicie, odpust zupełny przysługuje temu, który: nawiedzi bazyli-kę św. Jana Chrzciciela na Lateranie, Mat-ki Bożej Większej, św. Piotra na Watykanie lub św. Pawła za Murami (i odmówi tam Oj-cze nasz i Wierzę) w święto tytułu, w jakiekol-wiek święto nakazane lub raz w roku w innym dniu ustalonym przez wiernego; przyjmie błogosławieństwo papieskie Urbi et Orbi; w Wielki Piątek uczestniczy w adoracji krzyża (ucałuje krzyż w trakcie liturgii); bierze udział w ćwiczeniach duchowych przez co najmniej trzy pełne dni; uczestniczy w Eucharystii z obrzędem Pierwszej Komunii Świętej; po-bożnie odprawi nabożeństwo Drogi Krzy-żowej; nawiedzi w trakcie trwania synodu diecezjalnego kościół, w którym odbywa się ów synod (odpust jednorazowy); nawiedzi pobożnie kościół parafialny w święto tytułu lub dnia 2 sierpnia, chyba że ordynariusz wy-znaczy inny dzień; nawiedzi kościół lub ołtarz w dniu jego konsekracji; nawiedzi w uroczy-stość założyciela kościół lub kaplicę zakon-ną; nawiedzi kościół lub kaplicę dnia 2 listo-pada (odpust można wtedy ofiarować tylko za zmarłych). W przypadku pięciu ostatnich przykładów nadawania odpustu konieczne jest odmówienie w tych kościołach/kapli-cach modlitw: Ojcze nasz i Wierzę. Zupełne darowanie kar można zyskać także w tzw. go-dzinę śmierci, nawet jeśli wierny tego dnia już prędzej dostąpił odpustu. Ponadto, od-pust przysługuje kapłanowi obchodzącemu swój jubileusz kapłaństwa, prymicjantowi, jak i wiernym uczestniczącym w tzw. prymi-

cyjnej Mszy Świętej. Łącznie wykaz uwzględ-nia 15 nadań odpustów zupełnych. Co ciekawe, nadaje się także odpu-sty, które z reguły są cząstkowe, poza nie-licznymi wyjątkami (okolicznościami czasu, miejsca), dzięki którym zyskuje się (pod tymi samymi warunkami, za tę samą „czynność”) odpust zupełny. Istnieje 15 takich nadań, do których zalicza się chociażby adorację Najświętszego Sakramentu, za którą, jeśli trwała przynajmniej pół godziny, przysługu-je odpust zupełny; podobnie jak za pobożne słuchanie homilii w czasie Misji świętych – w każdej innej okoliczności – odpust cząst-kowy. Ponadto, istnieje cała paleta modlitw, za które wierny zyskuje częściowe darowanie kar doczesnych: począwszy od Znaku Krzy-ża, aktów strzelistych, modlitw: Aniele Boży, Anioł Pański (Królowo nieba), poprzez Skład Apostolski i Symbol Nicejsko-Konstantynopo-litański, kończąc na modlitwie za zmarłych, Psalmie 51, kantyku Magnificat czy modli-twach o powołania. Łącznie Wykaz odpustów wymienia 40 różnych możliwości uzyskania samego odpustu cząstkowego. Chciałbym zachęcić naszych Czy-telników do korzystania ze skarbca Kościo-ła, którego nieodzowną częścią są właśnie odpusty. Rzeczywiście, o ile my, katolicy, mniej lub bardziej regularnie korzystamy z sa-kramentu pokuty i pojednania, o tyle chyba często zapominamy o możliwości „wyczysz-czenia konta” – o możliwości zrzucenia z sie-bie wszystkich kar doczesnych za popełnione winy, odpuszczone uprzednio przy spowiedzi. A okazji ku temu, jak wynika z niniejszego ar-tykułu, nie brakuje. (Każdemu kto chciałby poszerzyć własną wiedzę z zakresu zagadnień odpustowych polecam syntetyczną i przej-rzystą lekturę ks. Bogusława St. Patolety, Od-pusty według Kodeksu Prawa Kanonicznego Jana Pawła II.)

kl. Krzysztof Olaś, rok IV

29

BURZENIE BASTIONÓW

Odpusty (cz. 2)

28

BURZENIE BASTIONÓW

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Page 18: grudzień 2010

Około 20 km na północ od Torunia, przy drodze krajowej nr 1 leży prastare mia-sto Chełmża, o którym pierwsza wzmianka, zawarta w dokumencie z Loynz, pochodzi z 1222 roku. W dokumencie księcia Konra-da Mazowieckiego (oddającym część ziem generalnemu biskupowi Prus Chrystianowi) znalazła się wieś Łoza wraz z okolicznymi dobrami. To grodzisko ma istotne znaczenie dla dalszych rozważań. Nie wiemy jak było ono uposażone w okresie rządów biskupa pruskiego, ale z pewnością istniało i rozwija-ło się, skoro w 1246 roku wielki mistrz zako-nu krzyżackiego, Henryk von Hohenlohe za-twierdził nadanie (sprzed trzech lat) tej osady wraz z przyległymi gruntami pierwszemu biskupowi chełmińskiemu, Heidenrykowi. (Zapewne już wówczas była ona potencjalną siedzibą nowego biskupstwa.) W 1251 roku „znika” Łoza, a poja-wia się nowa nazwa, już miasta, Culmense (Chełmno nad jeziorem), ostatecznie spo-lszczona na Chełmża. Swoją nazwę miasto zawdzięcza Heidenrykowi, który nawiązywał w niej nie tylko do położenia, ile do głównego miasta Ziemi Chełmińskiej – Chełmna. To właśnie w Chełmży znajduje się jeden z najstarszych zabytków ziemi chełmiń-skiej – kościół pokatedralny p.w. Trójcy Prze-najświętszej. Dokładnie 22 lipca 1251 roku de-

kretem pierwszego biskupa chełmińskiego, wspomnianego już wcześniej Heidenryka, do-minikanina, rozpoczyna się budowa katedry, trwająca do połowy XIV stulecia. Chełmża staje się ostatecznie stolicą biskupią i parafią. Równocześnie biskup ustanowił przy niej ka-pitułę, której członkowie mieli wieść życie wspólne, oparte na regule św. Augustyna. Najprawdopodobniej wkrótce po wy-daniu dokumentu erekcyjnego przystąpiono do prac budowlanych, bowiem w roku 1254 papież Innocenty IV udzielił czterdziestodnio-wego odpustu tym wszystkim, którzy podjęli się trudnego i kosztownego dzieła budowy, jak również tym, którzy to dzieło w jakikol-wiek sposób wsparli. Pomyślnie rozwijająca się budowa została na pewien czas wstrzymana z powo-du częstych w tym okresie napadów pru-skich. Bryła ukończonej w połowie XIV stu-lecia katedry składała się z prostokątnie zamkniętego chóru. Zwieńczono go trójkąt-nym szczytem na ścianie wschodniej, krytej dwuspadowym dachem nawy poprzecznej (transeptu). Do tejże nawy przylegały dwie założone wieżyczki oraz trójnawowy korpus, kryty jednym wspólnym dachem dwuspado-wym, w który wtopiony był ukryty za boczny-mi szczytami nieco niższy dach transeptu. Źródła podają, że w czasie zbroj-nej rozprawy króla Jagiełły z Krzyżakami w roku 1422 „katedrę obrócono w popiół”. To może nieco wyolbrzymione określenie, ale świadczy o ogromie zniszczenia, jakie-mu uległa chełmżyńska katedra. Zburzone zostały wówczas szczyty, dachy oraz wie-że, zwłaszcza wieża południowa przy fa-sadzie zachodniej. Ze sklepień ocalały jedynie dwa przęsła zachodnie w nawie po-łudniowej i środkowej oraz sklepienia chóru. Do odbudowy przystąpiono natychmiast. Mimo tej wręcz katastrofalnej sytuacji, rozwi-jało się przy odbudowującej się z trudem kate-drze normalne życie religijne diecezji. Tu bo-

wiem od XV do początku XVII wieku odbyło się kilka synodów diecezjalnych, które zwo-ływali co pewien czas kolejni biskupi cheł-mińscy: Arnold Stapil (przed 1416 rokiem), Jan Marienau (w 1438 roku), Stefan z Nidzicy (1481), Piotr Kostka (1583) oraz Wawrzyniec Gembicki (1605). W wyniku potyczek między luterana-mi a katolikami w Toruniu w czasie procesji Bożego Ciała w roku 1688 magistrat toruń-ski – po dłuższych dysputach i szukaniu win-nych – na wyraźne polecenie króla Jana III So-bieskiego, musiał zapłacić poszkodowanemu biskupowi Opalińskiemu za „ausus podczas processyi sanctissimi Corporis Chrysti” kwotę 21 tysięcy złotych pruskich w trzech ratach. Za tę sumę wybudowano w roku 1692 baro-kowy hełm na północnej wieży katedry, zwa-nej od tego czasu wieżą Opalińskiego. W roku 1753 włoski architekt Gio-vanni Battista Cocchi wybudował barokową zakrystię z kapitularzem na piętrze, przylega-jącym do południowej ściany prezbiterium. W drugiej połowie XIX i na początku XX stu-lecia wykonano sporo prac adaptujących obiekt do nowej funkcji – kościoła parafialne-go. Tak więc rozebrano przylegające po stro-nie południowej do katedry zabudowania kapitulne oraz rozmieszczone wokół kościoła kanonie. Dnia 2 sierpnia 1950 roku pożar spo-wodowany uderzeniem pioruna w znacznym stopniu zniszczył zewnętrzną bryłę katedry wraz z częścią zabytkowego wyposażenia. Podczas pożaru spłonęły doszczętnie wszyst-kie dachy z zabytkową więźbą, barokowe hełmy wieży północnej oraz kopulaste zakoń-czenia wschodnich wieżyczek. Zawaliła się ponadto część sklepień przęsła zachodniego w nawie środkowej oraz w wieży południo-wej. Znacznemu zniszczeniu uległy polichro-mie na sklepieniach, fragment gotyckiej pa-sji oraz górne zwieńczenie głównego ołtarza z dwoma obrazami. Odbudowany z datków miejsco-

wych parafian kościół, otworzył ponownie swe podwoje w grudniu 1953 roku. W trakcie prac budowlanych usunięto m.in. zabytko-we ścianki działowe między kaplicami tran-septu a środkowym przęsłem oraz na nowo otynkowano wewnętrzne ściany i sklepienia z wyjątkiem żeber sklepiennych, filarów mię-dzynawowych i ścian chóru. W kolejnym eta-pie prac założono nową konstrukcję stalową wszystkich dachów. W latach 1969-1971 zrekonstruowa-no zniszczoną przez pożar wieżę północną oraz przeprowadzono niezbędne prace kon-serwatorsko-złotnicze zabytkowych obiek-tów wyposażenia. Ojciec Święty Jan XXIII 12 kwiet-nia 1960 roku wyniósł kościół Świętej Trój-cy do godności kolegiaty, a Jan Paweł II w lutym 1982 roku nadał mu zaszczytny tytuł bazyliki mniejszej. W 1994 roku zo-staje ustanowiony konkatedrą. Ponadto, 14 września 1966 roku w katedrze odbyły się uroczystości milenijne chrztu Polski, któ-rym przewodniczył Prymas Polski kard. Ste-fan Wyszyński. Gotycka świątynia jest budowlą orientowaną [prezbiterium zwrócone w kie-runku wschodnim; przyp. red.], wykonaną z cegły, trzynawową, pokrytą trzema dachami

3130 Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Niegdyś katedrą zwana

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Page 19: grudzień 2010

jącym scenę Chrztu Pańskiego. Po wyjściu z kaplicy za kratą znajduje się drewniany ołtarz św. Franciszka z Asyżu pochodzący z początku XVII wieku, przyozdo-biony barokowym obrazem Zdjęcie z Krzyża. Drugi ołtarz jest poświęcony bł. Stefanowi Wincentemu Frelichowskiemu, kapłanowi wywodzącemu się z Chełmży. Sam ołtarz z dwudziestowiecznym obrazem pochodzi z połowy XVIII wieku i jest wykonany z czar-nego marmuru. W ścianie nawy są umiesz-czone epitafia ks. dziekana Józefa Łempickie-go, ks. kanonika Wojciecha Mikołajewskiego i podkomorzego pomorskiego Krzysztofa Bą-kowskiego. W nawie głównej znajdują się czte-ry ołtarze pochodzące z 1777 roku. Ołtarz Przemienienia Pańskiego z dwoma obrazami: Przemienienia Pańskiego i Matki Bożej z Dzie-ciątkiem. Ołtarz poświęcony św. Walentemu z obrazem tego świętego. Ołtarz Matki Bożej z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Ołtarz poświęcony św. Annie Samotrzeciej z obrazem świętej i obrazem-zasłoną przed-stawiającą Najświętsze Serce Pana Jezusa. Wszystkie ołtarze są polichromowane i ozdo-bione ciekawą tematyką figuralną i roślinną. W nawie głównej znajduje się też późnorene-sansowa ambona z 1604 roku, bogato rzeź-biona i złocona z przedstawieniami Chrystusa Zbawiciela, ewangelistów i postaci czterech ojców Kościoła na balustradzie schodów. Wnętrze świątyni uzupełniają dużych roz-miarów obrazy zawieszone na ścianach naw bocznych ze scenami z Pisma Świętego, a tak-że: rzeźby świętych, epitafia i płyty nagrobne, tablice pamiątkowe, późnobarokowy świecz-nik z głową jelenia wiszący przed chórem, a także ciekawe sklepienie krzyżowo-żebro-we ozdobione ładną ornamentyką roślinną i figuralną, zworniki naw, zdobnicze elemen-ty kolumn o różnych kształtach, wspierające nawę główną, wielobarwne witraże przedsta-wiające świętych oraz błogosławionych. Ten wielowiekowy kościół, wysokiej

klasy zabytek, wymaga ciągłego czuwania i stałej troski o jego piękno. Trzeba też pa-miętać, że świątynia to nie tylko obiekt histo-ryczny, ale przede wszystkim miejsce kultu i przemiany wewnętrznej człowieka. War-to nadmienić, że drugą świątynią w Chełm-ży, a zarazem kościołem filialnym konkatedry Świętej Trójcy, jest kościół p.w. św. Mikołaja, pochodzący z 1248 roku, zbudowany z cegły i kamieni polnych.

kl. Dominik Kosiński, rok V

W listopadowym numerze „Sługi” infor-mowaliśmy czytelników o uroczystym nadaniu Kolegiacie p.w. św. Mikołaja w Grudziądzu god-ności Bazyliki Mniejszej. Z tej okazji 17 listopa-da 2010 roku w budynku filii UMK przy ul. Sien-kiewicza w Grudziądzu odbyło się sympozjum pod hasłem: „Grudziądz wczoraj, dziś, jutro”. Jed-nym z zaproszonych prelegentów był ks. prof. Mi-rosław Mróz, wykładowca Wydziału Teologicz-nego UMK, dodajmy: pochodzący z Grudziądza. Poniżej zamieszczamy obszerne fragmenty jego wystąpienia.

Redakcja

1. Kwestia tożsamości Tożsamość to termin, który jest często używany w naszym codziennym ży-ciu. Wydawałoby się, ze jest on współcze-snej daty. Niemniej jednak – jak powie Barbara Skarga, profesor filozofii, zmarła w 2009 roku: „Tożsamość jest jedną z naj-starszych kategorii metafizycznych, analizo-waną z najrozmaitszych punktów widzenia”. (…) Termin tożsamość zagościł w przestrzeni nauk społecznych za sprawą Erika Eriksona (1902-1994). (…) Chociaż jednak on sam nie podał jasnej definicji tożsamości, to może-

3332

dwuspadowymi. Każda nawa ma swój własny dach. Od strony zachodniej – dwuwiekowa fasada. Najstarszą częścią katedry, nawiązu-jącą do nadreńskich katedr romańskich, jest elewacja wschodnia, którą zwieńczają ster-czyny na szczycie schodkowym. Do wnętrza wchodzimy przez dwa portale, nad którymi są umieszczone płaskorzeźby przedstawiają-ce sceny z Pisma Świętego. W lewej nawie od strony północnej pod chórem muzycznym zobaczymy wmuro-wane w ścianę epitafium kanonika Wojcie-cha Krzywkowskiego, gotyckie rzeźby grupy Ukrzyżowania (początek XV wieku). Ołtarz Matki Bożej Bolesnej z 1760 roku, bogato złocony z obrazem ołtarzowym przedstawia-jącym Matkę Bożą trzymającą na kolanach umęczone ciało Chrystusa. Następnie epitafia kanonika Sebastiana Gierłowskiego i bisku-pa Zygfryda Kowalskiego. Tuż obok znajduje się ołtarz (początek XVII wieku) poświęco-ny św. Maksymilianowi Kolbemu z obrazem przedstawiającym męczennika w celi śmierci obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birke-nau. Za kutą żelazną kratą na wschodniej ścianie transeptu znajduje się kaplica z ołta-rzem Krzyża Świętego, przedstawiającym sce-nę Ukrzyżowania. Ołtarz wykonany z ciem-nego marmuru i alabastru przez wybitnego rzeźbiarza z Włoch Giovanniego Battistę Coc-chiego w 1744 roku. Po lewej stronie ołtarza rzeźba Chrystusa dźwigającego krzyż (gotyk) i epitafium biskupa T. Czapskiego. Prezbiterium od wnętrza kościoła od-dziela belka tęczowa, na której znajduje się zespół gotyckiej pasji. Uwagę przyciąga baro-kowy ołtarz główny, wykonany z drewna, je-den z największych w północnej części Polski, którego projektantem był Giovanni Battista Gisleni (ok. 1650 roku). W centralnym miej-scu wielkiego ołtarza znajduje się rzeźba Trój-cy Świętej, zasłaniana obrazem o tej samej tematyce. Nad ołtarzem, w tondzie [tondo – z wł.: talerz, krąg; przyp. red.], obraz Wnie-

bowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Całość zwieńcza scena przedstawiająca św. Jerze-go (patrona Diecezji Chełmińskiej) na koniu w zbroi rycerskiej, walczącego ze smokiem. Wystrój ołtarza głównego uzupełniają rzeź-by św. Piotra, św. Andrzeja, św. Stanisława ze Szczepanowa, św. Wojciecha oraz licznych aniołów. Całość została bogato pozłocona i wyrzeźbiona w tematyce roślinnej. W prezbiterium uwagę zwracają ponadto: stalle z 1519 roku, rzeźbione, po-lichromowane; monumentalny, późnore-nesansowy marmurowy pomnik nagrobny z figurą biskupa Piotra Kostki (koniec XVI wie-ku); wczesnogotyckie sedilia kamienne z za-chowaną polichromią; barokowy portal pro-wadzący do zakrystii i epitafia biskupów: Kazimierza Jana Opalińskiego, Adama Kosa, Iwona Onufrego Rogowskiego i Kazimierza Jana Szczuki. Po wyjściu z prezbiterium od strony południowej znajduje się kaplica bł. Juty z oł-tarzem jej poświęconym, który w całości wy-konany jest z czarnego marmuru; pochodzi z 1753 roku. Obraz przedstawia bł. Jutę odda-jącą hołd Chrystusowi Zmartwychwstałemu. Nad kartuszem [kartusz – ozdobne obramo-wanie obrazu lub rzeźby; przyp. red.] w gór-nej części ołtarza – Duch Święty w postaci go-łębicy. Po prawej stronie ołtarza chrzcielnica z drugiej połowy XVIII wieku, drewniana, po-lichromowana, z obrazem na zaplecku ukazu-

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Filozofia tożsamości grudziądzanina: z biskupem Chrystianem spojrzenie ku

przyszłości

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJIZ OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Page 20: grudzień 2010

który ona zbiera, pomieszany jest z różnymi grudkami ziemi, napotkanych gałązek drzew i roślin, które wystają w śniegu, czy też rzeczy pozostawionych na stoku. W takiej kuli śnież-nej są różne rzeczy. I gdy patrzę na moją „toż-samość grudziądzanina”, na moją kulę śnież-ną, to mogę powiedzieć, że oprócz śniegu, czyli tego codziennego, zwykłego przebiegu części życia, które z moim Grudziądzem było i jest związane, kiedy chodziłem do Szko-ły Podstawowej nr 1 przy ul. Konarskiego na Chełmińskim Przedmieściu, potem do I Li-ceum Ogólnokształcącego przy Sienkiewicza, oprócz dojazdów do szkoły w zatłoczonym tramwaju wtedy linii nr 2, dni spędzanych

w zaciszu rodzinnym, to do tej kuli śnieżnej spadającej po stoku mojego życia przyczepiły się takie fakty, jak smak cukierków anyżówek kupionych u pana Łojaka przy ul. Toruńskiej (wtedy 1 Maja), widok i zapach kwitnących orchidei przed wejściem do szkoły, entuzjazm nowego powiewu zmian, kiedy w telewi-zji w Studio 2 wystąpił zespół Abba, czy ra-dość z biletu do kina Tivoli na film Człowiek z marmuru Andrzeja Wajdy, a potem spotka-nie w dyskusyjnym klubie filmowym, a było to niedługo przed maturą, wiosną 1977 roku.

3. Tożsamość a zadomowienie„Śmiertelni są w czworokącie, mieszkając”.

(Martin Heidegger, Budować, mieszkać, myśleć) (…) Gdy Józef Tischner rozpracowu-je na swój własny swoisty sposób tę myśl [Martina Heideggera; przy. red.] w książce Filozofia dramatu, nakreśla, że śmiertelny człowiek tak właściwie sens swojej egzysten-cji, a tym sposobem też swojej tożsamości, zamyka w dwubiegunowym czworokącie określanym przez ziemię i niebo: ziemię, na której człowiek zakłada, buduje swój dom, i ziemię, w której spoczywa, jako śmiertelny cmentarz, oraz niebo, w które spogląda, szu-kając tego, co w górze, i ku której to górze wy-rywa się ludzka dusza, a więc będą to instytu-cje wyrażające to, co duchowe w człowieku, instytucje wyższej kultury: kino, sale kon-certów i rozrywki, ale także świątynie, gdzie człowiek doświadcza pociechy, której potrze-buje, przebaczenia swoich win, które na du-szy człowieka gromadzą się w ciągu całego jego życia, i miłości, którą rozwija aż po gra-nice możliwości spotkania z Bogiem. Świą-tynia otwiera horyzont całkiem innej prze-strzeni, gdzie to, co jest dotykalne, widzialne, odbierane jest jedynie jako rzeczywistość, odnosząca nas ku temu, co naprawdę jest, chociaż tego materialnymi oczyma nie widzi-my, a nasze cielesne uszy nie słyszą. Ów dwu-biegunowy czworokąt mojej tożsamości jest tam, gdzie jest mój dom, to miejsce, w któ-rym się zadomowiłem przez moją naukę i pra-cę, to cmentarz, gdzie dotykam dziedzictwa przeszłości i kruchości tego ziemskiego bie-guna, to moja świątynia, gdzie otrzymałem przebaczenie i gdzie została mi dana moc, aby prawdziwie miłować, to przestrzenie i in-stytucje kultury, które uprawiają glebę mojej jaźni, mojego wewnętrznego ja.

4. Tożsamość a bycie z innymi„Człowiek staje się Ja w kontakcie z Ty”.

(Martin Buber, Ja i Ty)

35

my powiedzieć, że jest ona, przynajmniej na poziomie bezpośredniego doświadczenia, poczuciem osobowej jedności budującej się przez kolejną sekwencje stadiów, na pozio-mie których dochodzi do rozwiązania lub nie-rozwiązania kryzysów typowych dla danego wieku człowieka. To właśnie te rozwiązania kryzysów (bądź nierozwiązania) wpływają na tożsamość człowieka, jego obraz siebie i samopoczucie. (…) Filozofia to także „uczenie mą-drości”: jak miłować więc takie miejsce, któ-re jest moje, co sprawia, że darzę go uczuciem i chcę na rzecz tej społeczności pracować, i to jeszcze bezinteresownie, nie pytając za-wsze za ile i nie narzekając, że to jest bez sen-su? Odkryć taką zasadę, takie principium, arché, taki swoisty „kamień filozoficzny”, który sprawia, że jestem dumny z bycia gru-dziądzaninem i zawsze obok mojego imienia i nazwiska mogę napisać: grudziądzanin. (…) Jasne jest jednak, że nie wszy-scy, którzy urodzili się w Grudziądzu, któ-rzy mieszkali albo mieszkają w naszym mie-

ście, a więc mają wpisany w dowód osobisty Grudziądz, czy to jako miejsce urodzenia, czy zamieszkania, ową tożsamość (o któ-rej tu mowa) posiadają, czy też posiąść pragnęli i pragną. Co stanowi o tym fak-cie? Czy tożsamość jest jedynie taką cechą,

którą arbitralnie można wybrać, czy jest ono czymś, o czym nie my przesądzamy?

2. Tożsamość a pamięć„Jesteśmy jak ta Bergsonowska kula śniegu toczą-ca się po stoku, ta sama i wciąż inna, otwarta na nieprzewidywalne zmiany, na całkiem nowe zwro-ty, zachowująca jednak pamięć o swym skompli-kowanym przebiegu”.

(Barbara Skarga, Tożsamość i różnica)

(…) Jeżeli bym zechciał namalować obraz z takim podpisem: Tożsamość grudzią-dzanina, co bym namalował? Jak malował-bym obraz Tożsamość, co on by przedstawiał? Łatwiej jest malować kwiaty na łące. Łatwiej jest malować morze, czy góry, kapliczkę gdzieś na polanie zatopioną w słońcu, ale malować pojęcia czy terminy nie jest łatwo. I może dlatego tak trudno czasami współczesnemu człowiekowi zatopionemu w rzeczywistości świata rzeczy zrozumieć sztukę współczesną wyrażającą często raczej nie tyle konglomerat otaczającego świata, ile właśnie pojęcia, któ-re można zobaczyć we wnętrzu swojej duszy. Jak więc namalowałbym tożsamość? Na moim obrazie podpisanym Tożsa-mość namalowałbym śnieżną kulę (zgodnie z moim nazwiskiem kojarzącym się z zimową aurą). Filozof francuski, uhonorowany Nagro-dą Nobla z dziedziny literatury w 1927 roku, Henri Bergson, w swoim dziele Ewolucja twórcza ma rację, kiedy mówi, że jesteśmy kulą śnieżną, która tocząc się po zboczu, po-większa się. (…) W tym ujęciu nasze „Ja toż-samościowe” zostaje potraktowane jako byt substancjalny, zgodnie z tradycją scholastycz-ną, ale i jako dynamiczny, gdzie osoba ludzka jest określonym, trwałym, ale pełnym ruchu bytem, w który wpleciony zostaje czas i ciężar pamięci. Nie ulega wątpliwości, że gdy myślimy o naszej tożsamości, to trwa w nas jakoś cała nasza przeszłość. Gdy śnieżna kula toczy się w dół po zboczu góry, to ten materiał śnieżny,

34

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Tramwaj linii nr 2 na ul. Toruńskiej

Page 21: grudzień 2010

Kl. Marek Matecki: Jak według Ojca w dzisiejszych cza-sach chrześcijanin powinien przeżywać Ad-went i okres Bożego Narodzenia? Jakie widzi Ojciec zagrożenia dla Świąt ze strony komer-cji?

O. Feliks Dziadczyk: Myślę, że wszyscy zdają sobie sprawę z tego, czym jest Adwent i do czego nas przy-gotowuje oraz jakie wyznacza nam cele. Adwent przybliża nas do tajemnicy nasze-go zbawienia, a jeszcze ściślej: do tajemni-cy Wcielenia Syna Bożego w ludzką natu-rę. Wprowadza więc nas w relację naszego stosunku do Boga i ustawia człowieka jak-by na właściwej pozycji w stosunku do Boga, zależnie od jego osobistego zaangażowania się w życiu religijnym. Czas Adwentu dla kato-lików „śpiących” lub „drzemiących” jest cza-sem przebudzenia. Dlatego katolik w okres Adwentu wejdzie z radosną powagą. Powa-ga ta przejawiać się będzie w modlitewnym skupieniu, lecz nie smutku; ale jednocześnie skupienie to będzie rozpierała radość, ponie-waż „Pan jest blisko” (Flp 4,5) i „zbliża się od-

kupienie nasze” (Łk 21,28). Powiedziałem: ra-dość, a nie hałas, żeby nie było tak, jak za dni Noego: kiedy to jedli i pili aż do dnia, kie-dy Noe wszedł do arki i przyszedł potop, który wszystkich pochłonął (zob. Mt 24,37). Dzisiejsza komercja robi dużo hałasu; wrza-skiem i bieganiną ze światełkami stara się przytłumić religijny sens Oczekiwania, a czyni to pod pozorem usługi świątecznej. I to jest bardzo niebezpieczne, ponieważ ściemnia re-ligijny wymiar Bożego Narodzenia. Pojawia-jąca się moda na świąteczny wyjazd w góry lub nad morze wyzwala obojętność religijną, a przy tej okazji zatraca się więź rodzinna, tak bardzo ważna dla naszej narodowej tra-dycji. Drzemiący, budząc się ze snu, nie wie co się dzieje i leci za „światełkami”, lokując w nich całą swoją religijność. Dlatego św. Pa-weł nakreśla program, pokazując, jak należy przeżyć czas Adwentu: odrzucić uczynki ciem-ności; odstawić hulanki i pijaństwo, rozpustę i wyuzdanie, kłótnie i zazdrości, nie dogadzać zmysłom, żyć przyzwoicie, nie ulegać żądzom, przyoblec zbroję światła (por. Rz 13, 11-14). To jest gotowy program; tylko go realizować; innego nie ma co wymyślać. Krótko mówiąc, wprowadzić więcej ascezy i bratniej miłości, czyli komunii – zjednoczenia we wspólnocie.

Kl. Bartosz Adamski: Nie tak dawno cała wspólnota semi-naryjna miała okazję razem z Ojcem dzięko-wać Bogu za dar Ojca powołania przy okazji świętowania złotego jubileuszu kapłaństwa. Nie sposób zatem zapytać o Ojca drogę do święceń. Czy jakieś szczególne wydarzenie wpłynęło na Ojca powołanie? Co Ojciec może powiedzieć o latach spędzonych w zakonie?

O. Feliks Dziadczyk: Nie miałem żadnych cudownych zna-ków. Moje powołanie właściwie zrodziło się na lekcjach religii. Były to lekcje prowadzo-ne przez ojca jezuitę, ale muszę powiedzieć, że to były lekcje przygotowane i czuło się,

37

(…) Gdy „Ja” staje naprzeciw swojego „Ty”, osiąga się kolebkę prawdziwej tożsamo-ści. Człowieczeństwo ustanawia się w kon-takcie z drugim człowiekiem, w otwarciu się na niego. Doświadczenie „Innego” ujawnia moje „Ja”. Tożsamość to nie jest bowiem świadomość osamotniona, całkowicie in-dywidualna i monadyczna, wyższe warstwy tożsamości są uwarunkowane przez roz-mowę i dialog, relację i kontakt z innymi. Tomasz z Akwinu, chociaż nie współczesny, ale średniowieczny, powiedziałby, uzupeł-niając, że przez amor amicitiae, przez miłość przyjaźni i przez caritas, archetyp wszystkich relacyjnych powiązań ważnych dla kształto-wania się prawdziwej i pełnej osobowości ludzkiej. Podstawowy sens tożsamości ujaw-nia się w darze darmo danym, z łaski bliskości drugiego. Wtedy, gdy mogę przejrzeć się i zo-baczyć moją tożsamość jak w lustrze, ale nie w pojedynkę, lecz razem z innymi, wspól-nie smakować mój dom i świątynię, tożsa-mość zdobywa dopiero rys realności. To nie technika aparatu fotograficznego sprawia, że poszczególne fotografie wkładam do tego samego albumu mojej tożsamości, ale to mi-łość karze mi umieszczać poszczególne wy-brane zdjęcia, które uchwyciły nie tylko mnie samego, ale związki i relacje, które poprzez bliskość z innymi na wspólnej fotografii zosta-ły uwiecznione.

5. Biskup Chrystian: grudziądzkie prin-cipium tożsamości Kto pchnął „kulę śnieżną” naszej pamięci, kto dał impuls, że bieg naszych grudziądzkich tożsamości miał początek? To biskup Chrystian, on bowiem jest po-czątkiem wszystkiego, on jest naszym prin-cipium, on jest naszym grudziądzkim arché. A jak odnaleźliśmy arché, zasadę, to odna-leźliśmy nasz „ filozoficzny kamień” naszych grudziądzkich tożsamości. Chrystian z gru-dziądzkiego herbu, ten który wyznaczył „ka-mieniami milowymi” tożsamość każdego

z nas (aluzja do nazwy dzielnicy Grudziądza Kuntersztyn, ofiarowanej przez biskupa płoc-kiego Gedko (Kuntera) biskupowi Chrystiano-wi, dzisiaj w obrębie miasta). Biskup Gedko wystepuje w doku-mencie (tzw. dokumencie łowieckim, w któ-rym Konrad, książę mazowiecki, podarował biskupowi Chrystianowi szereg grodów i wsi w ziemi chełmińskiej, wśród których wy-mieniony jest również quondam castra Gru-denz – niegdyś gród Grudziądz) z 5 sierp-nia 1222 roku, w którym odstąpił biskupowi Chrystianowi jurysdykcję kościelną w ziemi chełmińskiej i lubawskiej. Nadanie to służyło jako udostępnienie terenu pod bazę dla akcji misyjnej w Prusach. Darowiznę tę zatwierdził papież Honoriusz III w bulli Cum a nobis peti-tur w 1223 roku. Jeżeli dla tożsamości ważny jest po-czątek tego, co nas stanowi, to zapewne tego „początku” należy szukać w naszej pa-mięci (historii). Także w tym, czego od „po-czątku” (gdy sięgniemy pamięcią sami i przez innych, którzy zapamiętali) jeste-śmy naocznymi świadkami. Ów pozostający w nas „początek” do najważniejszego termi-nu filozoficznego arché i do terminu mennie, pozostać. To „pozostanie” ma w znacznym stopniu wiele wspólnego z utrzymaniem tożsamości, a ta tożsamość jest tak samo w znacznym stopniu związana z „począt-kiem”, naszym początkiem. Tak więc chodzi tu o utrzymanie wierności własnemu „po-czątkowi” i własnej „drodze” bycia sobą. Uczestnicząc w nadziei protoplasty naszego miasta, wizji biskupa Chrystiana, pełni wdzięczności dla jego dokonania, bu-dujmy tożsamość naszego dzisiaj i jutra. Nie-chaj chrystianowy gród nad Wisłą będzie do-mem ludzi dumnych z własnego dziedzictwa, gdzie odnajduje się impulsy ważne również dla wspólnie planowanej przyszłości.

ks. dr hab. Mirosław Mróz, prof. UMK

36

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Rozmowa z ...

O. Feliksem Dziadczykiem SJ, spowiednikiem i kierownikiem

duchowym kleryków WSD

Page 22: grudzień 2010

3938

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

że to jest kapłan z powołania, który wierzy i któremu zależy, aby uczniów pociągnąć do Boga i Kościoła, ale jednocześnie był to ka-płan radosny, dowcipny, ale nie wulgarny, który umiał z nami pojechać na wycieczkę, „powygłupiać się”, a gdy przyszedł czas sku-pienia czy modlitwy, umiał z nami się modlić. To wszystko dało mi obraz dobrego kapłana i tak rozpoczęła się moja piękna przygoda pod sztandarem Chrystusa. W zakonie nie miałem trudności z zachowaniem regulaminu, a gdy jechałem do zakonu to tylko myślałem o tym, by nie obejrzeć się za siebie, ponieważ pamięta-łem na słowa Pana Jezusa: „Kto przyłożył rękę do pługa, a ogląda się wstecz, nie jest Mnie godzien” (Łk 9,62). I nie oglądałem się. Życie kleryckie na ogół przebiegało spo-kojnie, chociaż dwa razy miałem „potyczkę” z profesorem, który przytarł mi odrastające rogi. Czas przygotowania się do kapłaństwa przez dni skupienia czy rekolekcje to był czas wewnętrznie przeżywany, a do kapłań-stwa podchodziło się z ogromnym szacun-kiem i drżeniem, bo to było coś wielkiego, kapłaństwo – to była świętość. Ale to było 50 lat temu. Dziś...? Moje pierwsze lata kapłań-skie spędziłem w Szczecinie, na parafii, jako wikariusz. Będąc opiekunem ministran-tów, zgromadziłem ich setkę. Miałem bardzo dobrego ojca proboszcza, mojego byłego ka-techetę, który mnie w tej pracy wspomagał. To był rok 1962 – środek komuny. A potem „poleciały” urzędy w zakonie i w duszpaster-stwie. Lata przeżyte w duszpasterstwie para-fialnym uważam za udane i bardzo piękne. Szczególnie służba człowiekowi w sakramen-cie pokuty i pojednania. To „rodzenie” ludzi dla Boga.

Kl. Marek Matecki: A na czym polega obecna posługa Ojca?

O. Feliks Dziadczyk: Teraz już jestem na emeryturze. Chciałbym dużo, ale już nie te lata. Cieszę się, że jeszcze mogę trochę usłużyć w kościele (Msze Święte, kazania, konfesjonał) no i tu, w seminarium. To dla mnie ogromna radość. Kontakt z młodymi trzyma mnie i sam czuję się młodym. Mam sporo prywatnych spotkań ze studentami, którzy przychodzą na rozmo-wy ze swoimi problemami młodości, zako-chania.

Kl. Bartosz Adamski: Jednym z elementów formacji kle-ryka w seminarium, ale także praktyką po-dejmowaną przez coraz większą liczbę osób świeckich, jest kierownictwo duchowe. Czym ono jest i czym różni się ono od posia-dania stałego spowiednika?

O. Feliks Dziadczyk: Stały spowiednik i kierownik ducho-wy może być w jednej osobie, ale można też rozdzielić: kto inny będzie spowiednikiem, a kto inny kierownikiem. Osobiście wyda-je mi się, że lepiej jest mieć spowiednika i kierownika duchowego w jednej osobie, ponieważ w tym wyraża się i większe zaufa-nie, i unika się pewnej dwulicowości. Kie-rownik duchowy jest towarzyszem w naszej drodze do Boga. Na tyle z niego skorzystasz, na ile szczerze się przed nim otworzysz. War-to wiedzieć, że kierownika obowiązuje tajem-nica, tak jak lekarza. Nie jest ona tej miary, co tajemnica spowiedzi; ale jest to sekret powierzony, którego nie można złamać. Je-śli chcesz odnieść korzyść z rozmów z kie-rownikiem duchowym, powinieneś przyjść do niego odpowiednio „przygotowany”, tzn. z jakąś konkretną sprawą, problemem, zapytaniem, aby spotkanie nie ograniczało się do opowiadania o pogodzie lub o gwiaz-dach.

Sługa nr 2 (58) Sługa nr 2 (58)

Kl. Marek Matecki: Na koniec naszej rozmowy, prosiliby-śmy o udzielenie kilku rad dla kleryków. Pyta-my o nie, gdyż życie i problemy przygotowu-jących się do sakramentu kapłaństwa są Ojcu bardzo bliskie. W jaki więc sposób klerycy po-winni kształtować swoją duchowość?

O. Feliks Dziadczyk: Może zacznę od tego drugiego czło-nu pytania: w jaki sposób kształtować swoją duchowość? Wydaje mi się, że przede wszyst-kim trzeba chcieć formować się duchowo. Każdemu klerykowi powinno zależeć na for-

macji; następnie powinien się on otworzyć na słowo, które Bóg do niego kieruje; dalej, być otwartym na słowa kapłana, na różne wydarzenia i okoliczności oraz umieć czytać historię człowieka i świata; umieć czytać sie-bie: kim jestem i jaki jestem, co sobą repre-zentuję. Kształtowanie duchowości musi być oparte na fundamencie wiary, a ta musi się karmić modlitwą i sakramentami świętymi. Nie można zapomnieć o ascezie. Dziś chyba zapomina się często o umartwieniu, abnega-

cji, o wyrywaniu z duszy „chwastów”; o wy-plewieniu swojego „ogródka”. To nie pomaga w ukształtowaniu w sobie silnego charakteru. Jeśli chodzi o rady dla kleryków, to trzeba powiedzieć, że nikt nie jest święty i tak do-skonały, aby nie potrzebował pouczenia, rady czy jakiejś wskazówki. Pierwsza więc rada: mieć zawsze w sobie pokorę i trochę samo-krytyki w stosunku do siebie; bliźniego zawsze wyżej cenić od siebie. Nie czuć się upoważ-nionym do stwierdzania czy ktoś ma powoła-nie, czy nie, bo to jest sprawa przełożonych. Ktoś taki powinien się sam zastanowić czy ma powołanie. Jeśli kiedyś pójdziesz na jakąkol-wiek parafię, nigdy nie zaczynaj od wprowa-dzania zmian i nie szukaj wygody dla siebie. Najpierw staraj się rozejrzeć, poznać miejsco-wą tradycję i okoliczności, a o innych mów zawsze dobrze. Mowa kleryka niech będzie budująca. Na każdym stanowisku i na każ-dym poziomie trzeba być człowiekiem. Dla-tego najważniejsze jest to, aby zakochać się w Panu Jezusie i jak najlepiej przygotować się do kapłaństwa, a swojemu życiu seminaryj-nemu nadać charakter bardziej ekspiacyjny.

Kl. Bartosz Adamski: Dziękujemy serdecznie Ojcu za roz-mowę i za poświęcony nam czas. Pragnie-my życzyć Ojcu jak najwięcej sił, zdrowia, a nade wszystko błogosławieństwa Bożego w dalszej, jakże ważnej, posłudze kapłańskiej. Szczęść Boże!

Rozmawiali:kl. Bartosz Adamski, rok Ikl. Marek Matecki, rok I(26 XI 2010 roku)

Z OBIEKTYWEM W DIECEZJI

Nasze pismo utrzymuje się z Waszych dobrowolnych ofiar, dlatego serdecznie dziękujemy za wsparcie naszego dzieła.

BÓG ZAPŁAĆ!Numer konta WSD: 49-1240-1936-1111-0000-1322-0453

...................................................................

Page 23: grudzień 2010