26
NAJEMNIK John Geddes NAJEMNIK Nieraz z n na a wł wł włas as as a a ne ne ne n ż życ ycze zeni nie e wk wk k w w ra r cz czał ł w w w w w w s s s sam am am am m m m ś ś ś śro ro o ode de de e de de dek k k k k k k k k wo wo wo wo w wo w w je je je je je enn nn nn n n n eg eg eg eg eg g e o o o o o o pi pi p p p p p p p p ekła ła. Adrena ali li na n n s s sta ta tał a ł a ł s si ę j j eg ego o uz uzal al eż eżni n enie em. m. E E Ele le le lekt kt kt kt k ktry ry ry yzu zu zu zuj ą j ą j ą j ca ca ca a h h h his is is isto to to tori ri r a a n na na n na aje j jemn m m ik ka, na najs js jsku kute ecz czni niej ejsz szeg ego żo żołn łnie e e ie e e erz z za a a a a do do do do w w w wyn yn yn ynaj aj aj ajęc ęc ęc ęcia ia ia ia. .

John Geddes, "Najemnik"

Embed Size (px)

DESCRIPTION

 

Citation preview

Page 1: John Geddes, "Najemnik"

NAJEMNIKJohn Geddes

NAJEMNIK

John Geddes

Nierazz nnaa włwłwłasasasaa nenenen żżycyczezeniniee wkwkkww rar czczałł wwwwww ssssamamamammmm śśśśrorooodededeedededek kkkk kkkk wowowowowwoww jejejejejeennnnnnnnn egegegegegge oooooo pipipppppppp ekłała.Adrenaalilinann ssstatatałałał ssię jjegego o uzuzalależeżnin enieem.m. EEElelelelektktktktkktryryryyzuzuzuzująjąjąj cacacaa hhhhisisisistotototoririr a a nnanannaajejjemnmm ikka,

nanajsjsjjskukuteeczczniniejejszszegego żożołnłnieeeieeeerzzzaaaa a dodododo wwwwynynynynajajajajęcęcęcęciaiaiaia..

Cena 39,90 zł

„Wzmocnione we wnętrzu samochodu znajome metaliczneterkotanie AK stało się przeokropną, ogłuszającą kakofonią.

Bach! Bach! Bach! Wydawało się, że trwa to w nieskończoność, wypełniając mój świat straszną fanfarą zniszczenia.

(…) Wystrzeliwane z broni automatycznej pociski przeciwpancerne w czasie tysięcznej części sekundy przebijały się przez nasze drzwi,

a potem przez drzwi BMW serii 7, rozrywając tam bez różnicy metal i ludzkie ciała”.

Nazywają ich „psami wojny”. Podejmując ogromne ryzyko, biorą udział w różnych kon iktach zbrojnych. Zimni profesjonaliści – na-jemnicy. Nie ma lepszych specjalistów od zabijania. Bez nich nie

wygrywa się wojen.

John Geddes jest jednym z nich. Od podszewki poznał los najemnika, a nawet stał się jednym z najbardziej

cenionych „na rynku” specjalistów w dziedzinie wojny.W pełni poświęcił się ekstremalnie ryzykownej pracy, która

z czasem stała się jego uzależnieniem.

W tej książce opowiedział swoją historię, a także prawdziwehistorie swoich kolegów po fachu, zarysowując przy tym bardzo

autentyczny, pełen dramatyzmu obraz współczesnej wojny,w której nie ma miejsca na sentymenty.

Geddes_Najemnik_okladka_druk.indd 1 2014-07-25 15:02:45

Page 2: John Geddes, "Najemnik"

john Geddes

n a j e m n i k

tłumaczenie Michał Romanek

Geddes_Najemnik.indd 2 2014-07-24 10:22:00

Page 3: John Geddes, "Najemnik"

john Geddes

n a j e m n i k

tłumaczenie Michał Romanek

Kraków 2014

Geddes_Najemnik.indd 3 2014-07-24 10:22:00

Page 4: John Geddes, "Najemnik"

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie I, Kraków 2014Druk: Abedik

Tytuł oryginałuHighway to Hell

Copyright © by John Geddes and Alun Rees 2006

Copyright © for the translation by Michał Romanek

Projekt okładkiMagda Kuc

Fotografia na pierwszej stronie okładkiCopyright © Notorious91/Vetta/GettyImages

Opieka redakcyjnaJulita CisowskaPrzemysław PełkaArtur Wiśniewski

Opracowanie tekstu i przygotowanie do drukuPracownia 12A

ISBN 978-83-240-2584-8

Geddes_Najemnik.indd 4 2014-07-24 10:22:00

Page 5: John Geddes, "Najemnik"

7

Przedmowa do polskiego wydania

Podczas wielu moich przejazdów autostradą do piekła ani razu nie spotkałem Polaka zatrudnionego jako kontraktor (PMC, czyli pra-cownik prywatnej firmy wojskowej). Gdyby było inaczej, od razu bym go poznał. W jego zachowaniu widać by było, że jest twardy jak kamień, nie usłyszałbym od niego zbędnego słowa. W starciu z rebeliantami okazałby się nieustraszony i zdecydowany, jak czło-wiek stworzony do walki.

Skąd to wiem? Wiem to, bo do dziś powtarza się budzące gro-zę opowieści o polskich żołnierzach, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii, by kontynuować walkę z nazistami. Te opowieści głoszą ich chwałę i składają się na prawdziwą legendę.

Gdy byłem jeszcze w szkole, poznałem część tej legendy: opo-wiadania o szaleńczej odwadze polskich dywizjonów spitfire’ów podczas bitwy o Anglię. Polscy piloci stanowili czwartą co do wiel-kości grupę narodowościową w siłach lotniczych aliantów i przypi-suje im się 11 procent wszystkich zestrzeleń niemieckich samolotów.

Geddes_Najemnik.indd 7 2014-07-24 10:22:00

Page 6: John Geddes, "Najemnik"

PR zedMowa do Pol sKiego w ydania

Z kolei polskie okręty wojenne przypłynęły do Szkocji, by kon-tynuować walkę na morzu, a pamięć o ich poświęceniu w bitwie o Atlantyk czczona jest do dziś – podobnie jak pamięć o boha-terskich czynach stu sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, którzy stawali ramię w ramię ze swoimi brytyjskimi to-warzyszami broni w najcięższych bitwach na pustyni Afryki Pół-nocnej oraz w kampanii prowadzonej w Europie.

Nieustępliwy, dumny i nieustraszony. Po tym rozpoznałbym Polaka w szeregach PMC i byłbym dumny, podróżując po irackiej autostradzie z jednym z nich.

Druga wojna światowa jest już historią, ale historią wspaniałą – której wielkości niestety nie dorównało oddanie zachodnich po-lityków. Zawiedliśmy naszych polskich sojuszników. Polskim żoł-nierzom nie pozwoliliśmy wziąć udziału w paradzie zwycięstwa w Londynie, a Związkowi Sowieckiemu pozwoliliśmy najechać wasz kraj. To wstyd. Nasz wstyd, nie wasz.

Dlatego chciałbym zadedykować polskie wydanie mojej opowie-ści o autostradzie do piekła polskim bohaterom drugiej wojny światowej.

John Geddes czerwiec 2013 roku

Geddes_Najemnik.indd 8 2014-07-24 10:22:00

Page 7: John Geddes, "Najemnik"

9

R o z d z i a ł 1

Kontakt!

Po raz pierwszy zobaczyłem ich, gdy dojeżdżali do autostrady. Uwięzieni w sznurze pojazdów przepychali się między nimi, chcąc się przebić do przodu, niecierpliwi, nerwowi, zirytowani; zły nastrój prowadzącego przenosił się przez kierownicę i pedał gazu na cały samochód, szarpiąc i miotając nim na boki. Przyglądałem się im, kiedy mijaliśmy wlot drogi dojazdowej, a teraz widziałem w ramce lusterka, jak jadą już za nami: wzbijając za sobą chmurę pyłu w po-rannym tłoku na drodze przecinającej Al-Falludżę, co chwila zmie-niali pasy. Pick-upy przewożące na otwartej platformie robotników, za którymi w mętnym ciepłym strumieniu powietrza furkotały ich luźne ubrania, usuwały się z drogi, pozwalając czarnemu BMW serii 7 rwać do przodu. Wyglądało to jak stado umykające przed wielkim drapieżnikiem, który gdzieś w głębi upatrzył sobie ofiarę.

Wiedziałem już, co się szykuje – podobnie jak obserwujący rozwój sytuacji ze swoich pick-upów i zdezelowanych sedanów członkowie stada. Oni przyglądali się pogoni z raczej słabnącym

Geddes_Najemnik.indd 9 2014-07-24 10:22:01

Page 8: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

10

zainteresowaniem, szczęśliwi, że to nie ich goni czarne BMW, ale przede wszystkim z nadzieją, że uda im się uniknąć ściągnięcia na siebie jego uwagi. Szczerze mówiąc, wiedziałem, na co się zanosi, już w chwili gdy zobaczyłem samochód z przyciemnianymi szyba-mi, który na chwilę utknął na drodze dojazdowej. Był aż za bardzo typowy: takich właśnie aut najczęściej używają bandy rebeliantów w Iraku. Dlatego kiedy pojawili mi się w lusterku, miałem stupro-centową pewność, że za chwilę zaatakują. Jedyna różnica między mną a pozostałymi obserwatorami polegała na tym, że ja nie by-łem członkiem stada.

Nazywam się John Geddes. Kiedyś byłem chorążym w SAS, a obecnie jestem żołnierzem fortuny, spluwą do wynajęcia albo, jak kto woli, najemnikiem. Miałem dbać o życie pozostałych osób w naszym samochodzie, a jechaliśmy z Jordanii do Bagdadu naj-niebezpieczniejszą drogą na świecie, wiodącą przez obwodnice Al-Falludży i Ar-Ramadi. To droga, którą nazywa się autostradą do piekła.

W samochodzie poza mną było czterech ludzi: ekipa telewizyjna jednej z większych brytyjskich stacji i jordański kierowca. Dlatego kiedy patrzyłem, jak dogania nas to BMW, wszystkie moje zmysły pomagały mi skupić się jedynie na tym, byśmy wyszli z tego żywi: i moi klienci, i ja. Prawie nie spuszczałem wzroku z lusterka, kątem oka jedynie i pozostałymi zmysłami starając się sprawdzić, czy do pościgu nie dołączyły się inne drapieżniki, jak się jednak okazało, wszystko miało się rozegrać tylko między nami a nimi. Ahmed, mój kierowca, też ich zobaczył. Nie musiałem mu mówić, kto to. Za-czął mamrotać i pleść coś pod nosem, ale nie mam pojęcia, czy się modlił, czy przeklinał – widać było tylko, że jest przerażony. Za-zwyczaj nigdy się nie pocił, teraz jednak w ciągu paru sekund na jego czole i karku pojawiły się regularne strużki.

Geddes_Najemnik.indd 10 2014-07-24 10:22:01

Page 9: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

11

BMW zrównało prędkość z naszą i jechało tuż za nami, co było już ewidentną wskazówką. W wojsku mówi się o czymś takim „syg-nał gotowości do walki”, ale ja nie potrzebowałem żadnych syg-nałów; już odkąd zauważyłem tę siódemkę, miałem baaardzo złe przeczucia.

Potem zaczęli nas wyprzedzać. Przez chwilę lekko uniosłem trzymany na kolanach karabinek AK-47, ale odłożyłem go z powro-tem. Wcześniej miałem otwarte okno, teraz jednak je zamknąłem, by pozostać w ukryciu za przyciemnianym szkłem. BMW zrów-nało się z nami i opuściło czarną szybę w przednim oknie: niczym odwrócona kurtyna odsłoniła kierowcę i siedzącego obok niego gościa, który wyglądał na szefa.

Wyprzedzili nas, jadąc dość prędko, a mimo to spokojnie i gład-ko, bez najlżejszych oznak stresu. Przecież to był ich teren; to oni byli najsilniejszym drapieżnikiem w łańcuchu pokarmowym i nie musieli nigdzie się spieszyć. Pewnie myśleli sobie, że może jesteśmy bogatymi Irakijczykami albo Kuwejtczykami. Fajnie też by było tra-fić na turystów z Japonii (choć trudno w to uwierzyć, oni naprawdę przyjeżdżają z Tokio, żeby pozwiedzać Irak). Łupem w postaci trzy-osobowej zachodniej ekipy telewizyjnej, którą miałem faktycznie w samochodzie, jadący czarnym BMW byliby zachwyceni – tylko pomyśleć, ile będzie forsy z okupu, a nawet gdyby nie, to i tak zo-staje sprzęt, który można sprzedać: kamera, trzy telefony satelitar-ne. Czysty zysk, a w dodatku będzie można zastrzelić jordańskie-go kierowcę jak psa.

Ahmed ciągle mamrotał coś pod nosem, ale tym z BMW naj-wyraźniej nie było spieszno łagodzić jego napięcia, bo zauważy-łem, że zwalniają i ponownie jadą równolegle do nas. Potem zo-stali za nami, ale zaraz znowu wyrwali do przodu i jeszcze raz się z nami zrównali. Może bawiła ich ta gra w kotka i myszkę. Moi

Geddes_Najemnik.indd 11 2014-07-24 10:22:01

Page 10: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

12

klienci odsypiali kaca. Pomyślałem, że nie warto ich budzić – i tak nic nie pomogą.

Mimo wszystko miałem pewną przewagę nad napastnikami: z naszego SUV-a GMC doskonale widziałem bandytów z góry. Kie-dy więc zajrzałem przez ich opuszczone okno przy tylnym siedzeniu, zobaczyłem tam trzech uzbrojonych mężczyzn. Z przodu siedział kierowca; częściowo odwinięta kefija raz odsłaniała, raz zakrywa-ła jego złowieszczy uśmiech; gość obok niego miał chustę owiniętą wokół twarzy i wychylał się przed kierowcę, wymachując kałaszni-kowem. Też mam taki, ale się nie chwalę – pomyślałem. Oczy pło-nęły mu nienawiścią i pogardą; jasne było, że chce nas zmusić do zatrzymania się. Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy poczułem, że pochylam się w stronę maski naszego auta, bo Ahmed, człowiek, który miał najwięcej do stracenia – własne życie – faktycznie za-czął hamować.

– Jedź, kurwa, Ahmed! – warknąłem. Stopa naszego kierowcy poszła z powrotem w dół i na chwilę

zepsuliśmy tym kanaliom z siódemki popisy jazdy synchronicznej, ale szybko nas dogonili.

Przerażony Ahmed bełkotał coś bez najmniejszej przerwy po arabsku, a ja patrzyłem przez przyciemnianą szybę na czterech uzbrojonych mężczyzn w samochodzie. Lata doświadczenia mó-wiły mi, że ich zachowanie i sposób obchodzenia się z bronią wska-zują na to, że ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewają, jest prawdziwa walka. Najwyraźniej byli przekonani, że to oni mają w ręku wszyst-kie karty i że wcześniej czy później zjedziemy na pobocze, by po-dać im ich zdobycz na tacy. Postanowiłem trzymać swojego asa w ukryciu: na kolanach, poza zasięgiem ich wzroku.

Po raz kolejny wysunęli się przed nas i po raz kolejny ich szef wychylił się w naszą stronę, ale tym razem wysunął swój AK przed

Geddes_Najemnik.indd 12 2014-07-24 10:22:01

Page 11: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

13

kierowcą i wytknąwszy lufę przez okno, puścił nam serię nad maską, żeby skłonić nas do zatrzymania się. Walczyłem z pokusą otwarcia okna i wystawienia swojego kałasznikowa. „As pod stołem – po-wtarzałem jak mantrę – as pod stołem”. Wyparłem z myśli wszystko inne poza bandytami i swoją ukrytą kartą. Wiedziałem, co muszę zrobić, bo kiedy bandzior strzeliłby drugi raz, celowałby już w sa-mochód, a to by było bardzo niewesołe.

Zza przyciemnianej szyby wpatrywałem się w dzielącą nas od-ległość: blisko metr, na który składała się blacha drzwi i wirujące, pełne pyłu powietrze. Widziałem wyraźnie, że wkurzony bandzior obok kierowcy próbuje mi się przypatrywać.

Opuściłem szybę i popatrzyłem na niego. Przewierciłem go wzrokiem, a potem zrobiłem, co trzeba: zagrałem swoim asem. Ale nawet wtedy nie wyciągnąłem go na stół; w ogóle go nie zobaczyli. Po prostu nacisnąłem spust kałasznikowa, którego ciągle trzyma-łem na kolanach, i puściłem długą serię.

Wzmocnione we wnętrzu samochodu znajome metaliczne ter-kotanie AK stało się przeokropną, ogłuszającą kakofonią. Bach! Bach! Bach! Wydawało się, że trwa to w nieskończoność, wy-pełniając mój świat straszną fanfarą zniszczenia. Bach! Bach! Bach!

Wystrzeliwane z broni automatycznej pociski przeciwpancerne w czasie tysięcznej części sekundy przebijały się przez nasze drzwi, a potem przez drzwi BMW serii 7, rozrywając tam bez różnicy me-tal i ludzkie ciała. Patrzyłem, jak eksploduje głowa kierowcy, która z powodu różnicy wysokości pojazdów znalazła się dokładnie na linii strzału. Siedzący obok przerażony bandzior wrzeszczał na całe gardło, a miejsce wcześniejszej nienawiści i pogardy zajęło w jego oczach niedowierzanie, kiedy pociski z karabinka dosięgły i jego, przeszywając mu ciało na wylot.

Geddes_Najemnik.indd 13 2014-07-24 10:22:01

Page 12: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

14

Bach! Bach! Bach! Palec cały czas trzymałem zaciśnięty na spu-ście, a kule wciąż jeszcze przez parę sekund przecinały dzielący nas metr odległości, aż nagle BMW zwolniło i zostało w tyle. Pa-trzyłem na nie w lusterku i widziałem, jak spod maski bucha para i czarny dym, co upewniło mnie, że moje ostatnie pociski znisz-czyły im blok silnika.

Odwrócony obraz w lusterku pokazał mi, jak czarnym BMW zaczyna zarzucać i jak auto wpada w poślizg. Wokół nas nadal było mnóstwo innych samochodów, ale i osobowe, i ciężarowe z wyćwi-czoną łatwością ulatniały się teraz z miejsca, w którym na pełnej prędkości doszło do strzelaniny. Mnie jednak nie interesował ruch na drodze; najważniejsza była pewność, że kierowca nie żyje, a sie-dzący obok niego szef przypuszczalnie również. Trzech uzbrojo-nych bandytów z tyłu nie miało nawet tyle czasu, by splunąć, nie mówiąc już o tym, by mogli zareagować, poza tym nie mieli na to żadnych szans, bo ich BMW wypadło z gry.

– Jedź, kurwa, jedź! – krzyczałem do Ahmeda, więc dodał gazu i wycisnął sto dwadzieścia na godzinę, a ja odwróciłem się do kore-spondenta i jego ludzi, którzy siedzieli teraz sparaliżowani i ogłu-szeni po najbardziej brutalnym obudzeniu, jakiego dane było im doświadczyć w życiu.

– Okej, chłopaki? – spytałem, ledwo słysząc własne słowa. Za mgiełką wypełniającego wnętrze samochodu gryzącego

dymu widziałem, że przytaknęli sztywno. Patrzyłem, jak ich oczy wciąż wędrują w stronę broni, którą nadal trzymałem na kola-nach, potem na drzwi obok mnie i z powrotem. Próbowali dojść, dlaczego nie strzelałem przez okno, dlaczego drzwi nie wygląda-ją jak złom, tylko są podziurawione szeregiem zgrabnych otwor-ków osmolonych ogniem wystrzałów. Próbowali dociec, dlacze-go nadal żyją.

Geddes_Najemnik.indd 14 2014-07-24 10:22:01

Page 13: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

15

– Witajcie w Al-Falludży – powiedziałem, ale moi bladzi jak ściana pasażerowie nie byli skłonni do rozmowy i aż do Bagdadu nikt nie powiedział już ani słowa.

Nasza podróż zaczęła się tego dnia o świcie: słońce zaczynało wschodzić nad miastem, nadal jeszcze stygnącym z wczorajszego upału niczym gigantyczny betonowy piec akumulacyjny, a nasze uszy drażniło dochodzące ze wznoszącego się nad centrum Am-manu minaretu zawodzenie muezina, który wzywał wiernych na modlitwę.

Ten monotonny śpiew, oklepany podkład dźwiękowy każde-go filmu dokumentalnego, jaki tylko powstał na temat Bliskiego Wschodu – niby nie ma w nim nic nieoczekiwanego, ale i tak za każdym razem człowiekiem aż wstrząsa i zawsze jeżą mu się od tego włosy na karku. W tamtym okresie ten dźwięk irytował mnie nieodmiennie. Śpiew muezina stał się motywem przewodnim mó-wiącym o śmierci i chaosie, a na rozpoczęcie dnia był niemiłym przypomnieniem, jak bardzo została wynaturzona religia oparta na zasadzie porządku i wzajemnego szacunku, przyjmując postać alibi dla mordowania i zamachów bombowych.

Tego dnia zdążyłem już wziąć prysznic i się ogolić, sprawdziłem też (trzykrotnie) swój ekwipunek; był przygotowany zawczasu, więc wystarczyło go przejrzeć. Sprawdzanie ekwipunku jest stałym ele-mentem mojego życia i stało się do tego stopnia rutyną, że niemal zdarza mi się zaglądać w lustro, czy biorę na pewno właściwego goś-cia do roboty. Wziąłem niewielki plecak z pakietem przetrwania, sprawdziłem, czy mam dokumenty i paszport, po czym zszedłem na dół do hotelowego holu, by spotkać się z resztą grupy. Korespon-dent był moim stałym klientem, jego kamerzysta – doświadczonym

Geddes_Najemnik.indd 15 2014-07-24 10:22:01

Page 14: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

16

gościem, znającym się na rzeczy, a trzecim członkiem ekipy był dźwiękowiec i facet od wszystkiego. Kierowca, Ahmed, ciągle jeź-dził na tej trasie.

Omówiłem z nimi ogólne zasady. Zawsze zaczynamy od brie-fingu – w wojsku mówimy na to „odprawa” – podczas którego przypominam, co mają robić w sytuacji, gdyby na drodze doszło do wypadku, gdybyśmy wpadli w zasadzkę albo gdyby ich upro-wadzono. Stojąc tam, czułem się jak personel pokładowy w samo-locie podczas recytowania przed odlotem instrukcji postępowania w razie niebezpieczeństwa, natomiast rozwaleni na pokrytych skó-rą hotelowych sofach moi klienci wyglądali na równie znudzonych jak większość pasażerów.

Na ich twarzach pojawił się blady uśmiech, kiedy dotarłem do informacji:

– Pamiętajcie: nie zatrzymujemy się na stacjach benzynowych, odlewamy się na poboczu, a jak lejemy, to nie gapimy się na fiu-ta, tylko cały czas zachowujemy czujność i rozglądamy się dokoła.

Podczas tej wyprawy nie było kobiet, ale gdyby były, mówiłbym dokładnie to samo (uwzględniając oczywiście różnice anatomicz-ne). Klienci wiedzieli, że nie żartuję, bo dodałem:

– Będą po drodze stacje benzynowe, ale tam nie wolno stawać, od kiedy na jednej zatrzymała się na herbatkę ekipa CNN, która potem została ostrzelana przez rebeliantów. Jechali za nimi i strze-lili parę razy od tyłu. Zabili kierowcę, a pozostali mieli ogromne szczęście, że udało im się uciec.

Czas było ruszać, więc moi klienci wstali z wygodnych sie-dzeń i podeszli do stosu aluminiowych skrzyń ustawionych obok wielkiego GMC pod frontowym zadaszeniem przed wejściem do hotelu.

– Sztywne pudła dajcie zaraz za tylne fotele – powiedziałem.

Geddes_Najemnik.indd 16 2014-07-24 10:22:01

Page 15: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

17

Dzięki temu skrzynie z kamerami zapakowano tam, gdzie mogły zapewnić przynajmniej jakąś ochronę przed pociskami wystrzeli-wanymi do nas od tyłu. Miękkie bagaże, plecaki i torby z ubrania-mi poukładano za skrzyniami. W trakcie załadunku sprzętu kore-spondent chodził nerwowo tam i z powrotem, jakby ćwiczył jakiś kawałek przed nagraniem. Pili do późna z kamerzystą, dlatego nie mogli się już doczekać, aż wsiądą do wozu i zasną.

Tymczasem Ahmed zaciągał się jakimś cuchnącym papiero-sem. Stanąłem od nawietrznej, uważnie obserwując, co się dzie-je, a wschodzące słońce odbijało się od moich lustrzanych okula-rów. Ten Ahmed to miły gość, dobry mąż i ojciec. Doskonale wie, że rebelianci zawsze zabijają pojmanych jordańskich kierowców. Dlaczego? Bo na rynku zakładników są nic niewarci, a poza tym to zdrajcy islamu, skoro wynajmują się jako szoferzy niewiernych najeźdźców. Jak wszyscy Jordańczycy, którzy codziennie ryzykują życie, wożąc ludzi do Bagdadu, Ahmed musi być albo bardzo spłu-kany, albo bardzo odważny – albo, jak podejrzewam, jedno i drugie.

Dałem mu znak, wskazując maskę samochodu. Podniósł ją, że-bym mógł osobiście sprawdzić poziom oleju i płynu w chłodnicy. Spojrzałem nawet na płyn do spryskiwaczy. Zawsze lepiej sprawdzić dwa razy; o przetrwaniu decyduje dbałość o szczegóły. Rzuciłem też okiem na opony, żeby się upewnić, że mają niewytarty bieżnik, po czym Ahmed przekręcił kluczyk w stacyjce i popatrzyłem, że miernik poziomu paliwa wskazuje pełny bak.

– Dzięki – powiedziałem. – Masz wszystko, czego ci potrzeba do szczęścia?

Ahmed uśmiechnął się w odpowiedzi, więc zwróciłem się do ekipy telewizyjnej.

– No to wsiadamy: czas ruszać, chłopaki. Sprawdźcie, czy na pewno wszystko macie.

Geddes_Najemnik.indd 17 2014-07-24 10:22:01

Page 16: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

18

Podróż do irackiej granicy zajęła trzy godziny. Przez ten czas moi pasażerowie za wiele nie gadali, ustalili tylko parę spraw: z kim będą się spotykać, jaką historię chcą nagrać jako pierwszą. Kore-spondent i kamerzysta wkrótce przysnęli i tylko ich głowy od cza-su do czasu przechylały się z jednej strony na drugą pod wpływem ruchów samochodu. Niedługo dołączył do nich dźwiękowiec.

Ten pierwszy etap podróży jest zawsze niesłychanie nudny: ko-lejne kilometry żółtawoszarych skał i piachu, więc wiedziałem, że dopóki nie dotrzemy do Iraku, nie zobaczymy najmniejszych śla-dów roślinności. Urzędnik brytyjskiej administracji, który przed bez mała stu laty wykreślał na mapie linie wyznaczające grani-ce między tymi dwoma krajami, dał Jordańczykom gorsze ziemie. Przypadł im w udziale krajobraz iście księżycowy, pod którym nie ma nawet kropli ropy, podczas gdy Irakijczycy dostali dwie rzeki i chociaż trochę zieleni, a wszystko to na gigantycznych złożach ropy. Zmianę krajobrazu zauważyłem tuż przed tym, jak moim oczom ukazał się sam posterunek graniczny, na który składa się kilka nijakich budynków oraz zlokalizowane w pewnym oddale-niu od miejscowej administracji niewielkie więzienie wojskowe US Army. Widok granicy ożywił mnie i wyrwał z monotonii minio-nych trzech godzin, wypełnionej jedynie dźwiękiem kół jadących po asfalcie – wiedziałem, że teraz nastrój bardzo się zmieni.

Na jordańskim posterunku zawsze więcej się dzieje: najpierw pięćdziesięcioosobowa kolejka, wbijanie wiz, no i oczywiście obo-wiązkowa opłata za zwolnienie z dodatkowych formalności gra-nicznych. Iracki patrol graniczny najczęściej tylko daje znak, że można jechać, a jedynie od czasu do czasu zagląda do dokumentów, ale nigdy nie ma z tym przesadnych ceregieli, więc wkrótce zatrzy-maliśmy samochód obok amerykańskiej wartowni, bo tam zwykle miał miejsce bardzo ważny punkt całej procedury.

Geddes_Najemnik.indd 18 2014-07-24 10:22:01

Page 17: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

19

– No to teraz, chłopaki, włóżcie kamizelki kuloodporne, a ja pójdę po narzędzia – powiedziałem, po czym znikłem w wartowni.

Kiedy byłem w Iraku po raz pierwszy, dowiedziałem się, że wiele ekip ochroniarskich, opuszczając ten kraj, zakopuje broń w tajnych składach po irackiej stronie, odczytuje współrzędne miejsca na GPS i podczas kolejnej wyprawy po przekroczeniu granicy z po-wrotem po prostu wykopuje swój arsenał. Ten zwyczaj ani trochę mi się nie podobał. Bo co będzie, jeśli podczas gdy my kopiemy schowek, z ukrycia patrzą na nas czyjeś nieżyczliwe oczy? Wtedy po powrocie można wykopać w tym miejscu minę pułapkę albo wejść na niewielką minę przeciwpiechotną podłożoną na powita-nie przez rebeliantów. Nie, to nie był sposób dla mnie. Przez jakiś czas zastanawiałem się nad tym problemem, aż wreszcie moja wro-dzona sympatia oraz podziw dla Amerykanów i ich sposobu pro-wadzenia interesów popchnęły mnie do podjęcia bezpośredniego działania. Podczas pierwszej wyprawy przez granicę zajrzałem do amerykańskiego posterunku granicznego i zagadałem do dowód-cy, wielkiego sierżanta sztabowego z Luizjany. Kiedy się już sobie przedstawiliśmy, spytałem go:

– Pamięta pan, jak to jest w tych westernach? Kiedy kowboje przyjeżdżają do miasta, szeryf odbiera im broń.

– No jasne – powiedział. – No bo w sumie ani ja nie jestem kowbojem, ani pan szeryfem,

ale tak mi przyszło do głowy, że mógłby pan zrobić dla mnie coś podobnego, tylko odwrotnie: czy to byłby kłopot, gdyby pan od-bierał mi broń, jak będę, że tak powiem, wyjeżdżał z miasta i wra-cał do Jordanii?

– Ale skąd! Nie ma żadnego problemu, z przyjemnością! – oznajmił. I tak to się ułożyło. Zdawałem im broń, dostawałem pokwi-

towanie, a oni trzymali wszystko elegancko w zamknięciu do

Geddes_Najemnik.indd 19 2014-07-24 10:22:01

Page 18: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

20

czasu naszego powrotu. Nie trzeba się martwić o miny ani pod-stępne zasadzki, nie trzeba się pocić, machając łopatą w krzakach. I w ogóle nie trzeba myśleć o tym, że coś – albo kogoś – trzeba bę-dzie gdzieś zakopać.

Z tego kulturalnego układu płynął jeszcze jeden ważny pożytek, a była nim okazja do pogadania z jankesami w wartowni, okazja do dowiedzenia się czegoś na temat aktywności rebeliantów, o któ-rej wiadomości docierały do Amerykanów na bieżąco. W pobliżu jordańskiej granicy problemy nie zdarzały się często, ale goście w wartowni zawsze wiedzieli, jeśli gdzieś dalej na drodze coś się działo, i chętnie dzielili się tą wiedzą z przejeżdżającymi. W Iraku informacja może decydować o przetrwaniu.

Jeszcze tego samego dnia przypieczętowaliśmy naszą umowę z sierżantem skrzynką piwa, za które jankesi zawsze są bardzo wdzięczni, bo te biedaki służą w armii, w której panuje prohibi-cja. Potem pokazałem im na strzelnicy parę specjalnych ćwiczeń z kałasznikowem i udzieliłem kilku cennych wskazówek na temat walki przy użyciu tego rosyjskiego karabinka. Byli przeszczęśliwi, a ja bardzo się cieszyłem, że zostawiłem w tym oddziale US Army nieco szlifu z Hereford.

Więc również tym razem zajrzałem do wartowni i wręczyłem swoje pokwitowanie, po czym zaczekałem, aż broń zostanie przy-niesiona ze składnicy i mi oddana.

– No to zaczynamy. Młody żołnierz przystąpił do wydawania po kolei poszczegól-

nych składników mojego prywatnego arsenału. – Jeden AK-47, numer seryjny... – Dzięki, nie trzeba numeru; na pewno to ten sam. – Oczywiście, proszę pana. A więc mamy jeden karabinek au-

tomatyczny AK-47 plus sześć magazynków po trzydzieści nabojów,

Geddes_Najemnik.indd 20 2014-07-24 10:22:01

Page 19: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

21

jeden pistolet Glock plus cztery magazynki po dwanaście nabojów. Numer seryjny? – spojrzał na mnie pytająco.

– Nie, dzięki. – Okej, no to idziemy dalej. Dwa granaty L2 bez oznaczeń i je-

den granat z białym fosforem. To wszystko, proszę pana, wystar-czy tu podpisać i może pan zabrać broń. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?

– W sumie chyba nie, wielkie dzięki. – Nabazgrałem nazwisko na dole kwitka. – Na drodze nic ciekawego?

– Z tego, co wiemy, wszędzie spokój. Życzę panom szczęśliwej podróży.

– Dzięki, kolego. Do zobaczenia w drodze powrotnej. Przeniosłem broń do samochodu. Stojąca przy nim ekipa wy-

raźnie pominęła ten fakt milczeniem, ponieważ oficjalnie broń pal-na w ogóle nie miała prawa istnieć, nie mówiąc już o granatach.

Brytyjskie i inne europejskie sieci telewizyjne wyznają zasadę, że kiedy dziennikarzowi towarzyszy broń, traci on swoją bezstron-ność i neutralność, czego skutkiem może być narażenie na porwa-nie i (jakkolwiek drastyczna jest ta myśl) możliwość, że skończy się ono egzekucją. Utrzymuje się, że – paradoksalnie – od tego losu chronić może korespondentów brak broni, ponieważ stanowi on wyraźny dowód, że ekipa telewizyjna składa się wyłącznie z osób niebiorących udziału w walce. Gdyby to było takie proste! Można przyjąć niemal za pewnik, że ludzie pokroju osławionego Musaba az-Zarkawiego, człowieka Al-Kaidy w Iraku, nie zadali sobie tru-du, by zapoznać się z wytycznymi dla pracowników stacji telewi-zyjnych, natomiast same ich czyny dobitnie ilustrują ich poglądy w tej kwestii. A są one dość proste. W ich słowniku nie występuje

Geddes_Najemnik.indd 21 2014-07-24 10:22:01

Page 20: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

22

takie pojęcie jak „neutralność”, a liczy się dla nich wyłącznie ich własna wynaturzona interpretacja słowa, które Wszechmocny ucie-leśnił na świętych kartach Koranu. Interpretacja ta sprowadza się zasadniczo do ogólnej zasady, że nikt, absolutnie nikt, nie ma prawa poruszać się spokojnie po ich krajach. Zasada ta stoi w głębokiej sprzeczności z mocno zakorzenioną w świecie arabskim tradycją gościnności. Dzisiaj w Iraku zamiast gościny należy raczej się spo-dziewać wykorzystania własnego wizerunku w celach propagan-dowych: może to być na przykład występ w paru filmach wideo, w trakcie których będzie można nagrać swoje błagalne apele, a po ostatnim dać sobie odciąć głowę.

Amerykańskie sieci telewizyjne od razu zdały sobie sprawę, jak wygląda sytuacja w regionie, i na ogół ich ekipy podróżują z bar-dziej niż wystarczającą ilością uzbrojenia, by móc stawić czoła przeciętnej bandzie rebeliantów. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy może paść strzał snajpera albo kiedy trafi człowieka pocisk wystrzelony z granatnika, nie ma też sposobu, by uchronić się przed pałającym piekielną żądzą mordu i zniszczenia zamachowcem sa-mobójcą, jednak z wyjątkiem tych najgorszych ewentualności eki-py telewizyjne mogą być spokojne, że mają to, co potrzebne do obrony i do utrzymania konwoju do chwili, gdy nadejdzie pomoc. Są oczywiście argumenty przemawiające za ich strategią i przeciw niej – można o niej powiedzieć, że cechuje ją autorytaryzm – ale nie ma absolutnie żadnych sensownych argumentów na rzecz prze-mieszczania się po Iraku bez broni. Żadnych.

W każdym razie w tym wypadku przeprowadziłem już swo-bodną i szczerą wymianę poglądów na te tematy ze swoimi klien-tami i powiedziałem im, że mogą oczywiście zakazać mi wzięcia broni. Ja jednak zignoruję ich zakaz i wezmę broń, chyba że ab-solutnie tego nie chcą, ale w takim wypadku będą musieli znaleźć

Geddes_Najemnik.indd 22 2014-07-24 10:22:01

Page 21: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

23

sobie kogoś innego do konwojowania. W tym oczywiście tkwił cały szkopuł, ponieważ znalezienie kogoś, kto zechciałby poje-chać tą autostradą bez broni, przypomina nieco szukanie darmo-wego piwa w burdelu. Podobnie jak całkiem sporej liczbie innych osób zajmujących się ochroną przejazdów na tym terenie mnie również zdarzyło się ze dwadzieścia albo i więcej razy, że dałem się przekonać, by jechać tą autostradą bez broni. Jednak wielo-krotnie było wtedy tak, że niebezpieczeństwo mijało nas o włos, i czułem się wtedy nagi i bezbronny, dlatego postanowiłem, że albo będę podróżował z bronią, albo wcale. Jeśli komuś się to nie podoba, nie musi jeździć ze mną.

– Słuchaj – powiedziałem korespondentowi – wystarczy, że po-wiesz w redakcji, że będziesz jechał z ochroniarzem, któremu wy-dałeś polecenie, żeby nie zabierał broni. Tyle im powiedz, a potem udawaj, że nie widzisz, co ze sobą zabieram. Proste. Nie widziałeś, więc jakby się wydało, wina spadnie na mnie.

– Wszystko pięknie, John, ale za jeżdżenie z uzbrojonym ochro-niarzem mogę wylecieć z roboty – odpowiedział.

– Jasne, że możesz, i to by było straszne, ale równie dobrze mo-żesz zostać zabity, jeśli nie będę miał broni. Zresztą o tym, że zła-małem zasady, twoi szefowie dowiedzą się tylko wtedy, kiedy zosta-niemy porwani, no a wtedy to już i tak nie będzie miało znaczenia.

– Święta racja, John, ale co będzie, jak... – Żadnego „co będzie”, stary. Powiem ci, co będzie. Jak grupa

rebeliantów postanowi wziąć nas jako zakładników z tego powodu, że mam broń, to stanie się tak dlatego, że tej broni nie użyję. Dlate-go jak nas porwą, to tak czy siak będzie to moja wina, więc możesz mnie wylać, dzięki czemu twoi szefowie nie wyleją ciebie. A tym-czasem udawaj, że mój karabin jest niewidzialny. Zgoda?

– Okej, tylko...

Geddes_Najemnik.indd 23 2014-07-24 10:22:01

Page 22: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

24

– Żadnych „tylko”. Stoi? – Stoi. I tak to mniej więcej wyglądało. A mimo to nie mam najmniej-

szych wątpliwości, że nawet dziś ten klient mógłby stracić pracę, gdyby w jego redakcji – w bezpiecznym londyńskim studio – do-wiedziano się, że złamał ich niewzruszone zasady dotyczące repor-terów wojennych. Czysty obłęd.

Tak czy owak stanęło na tym, że biorę broń, czego dowodem było jej przyniesienie przeze mnie z amerykańskiej składnicy. Mogłem więc wrócić do spraw organizacyjnych. Członkowie ekipy włożyli kamizelki kuloodporne, grube i nieporęczne, takie jakie najczęś-ciej widzi się w relacjach telewizyjnych: zapewniają maksymalną ochronę, ale poruszanie się w nich to istna męka. Ja używam włas-nej, ściśle specjalistycznej kamizelki kuloodpornej zaprojektowanej do walki w trudnych sytuacjach. Kamizelka jest bardzo droga, ale wedle deklaracji z prospektu ma stanowić „sprawdzony kompro-mis między pełną ochroną a mobilnością”. Tego nie wiem, ale na pewno czuję się w niej wygodniej.

Napięcie w samochodzie wyczuwalnie wzrosło. U pasażerów dało się zauważyć wyraźny lęk, mimo że do rozpoczęcia naprawdę podnoszącego adrenalinę przejazdu przez Al-Falludżę i Ar-Ramadi brakowało jeszcze z półtorej godziny. Prawdziwa jazda zaczyna się od miejsca znanego jako punkt 127. Jest to znajdujący się na pobo-czu zwykły znak drogowy na środku pustkowia, umieszczony tam po to, by poinformować znużonego podróżnego, że ma jeszcze 127 kilometrów do Bagdadu – jednak dla użytkowników autostrady do piekła nabrał on ogromnego znaczenia. Stało się tak dlatego, że z bliżej nieznanych przyczyn tak się jakoś składa, że na zachód od

Geddes_Najemnik.indd 24 2014-07-24 10:22:01

Page 23: John Geddes, "Najemnik"

KontaK t!

25

punktu 127 nic się nigdy nie dzieje, ale po drugiej stronie często potrafi się rozpętać prawdziwe piekło. Obecnie jest to praktyczny punkt spotkań i miejsce, w którym można się zatrzymać, zastano-wić i odpowiednio nastroić przed kluczowym odcinkiem drogi.

Rozpoznałem okolicę punktu 127, zanim dotarliśmy do samego znaku, i kazałem Ahmedowi zjechać na bok na krótki postój. Przy-pomniałem wszystkim podróżnym, że zanim odjedziemy, mają się odlać (zachowując czujność), bo nie będziemy się już po drodze zatrzymywać, chyba że ktoś nas do tego zmusi. Korespondent ziew-nął; wyglądał na nieco poirytowanego, bo przerwano mu drzemkę, a gdyby przespał całą drogę aż do Bagdadu i obudził się dopiero przed hotelem, mógł sobie oszczędzić niepokoju i stresu z powodu niebezpieczeństw czyhających na autostradzie.

Odkręciłem butelkę i pociągnąłem łyk wody, po czym wziąłem się do przygotowania przestrzeni w szoferce na resztę trasy. Rów-nocześnie nastrajałem się psychicznie na wszelkie możliwe niespo-dzianki. Towarzyszył temu ustalony porządek działań, wyraźnie wskazujący, że w naszej podróży dotarliśmy do ważnego momentu, od którego potrzebna będzie zwiększona czujność.

– Dobra, chłopaki, hełmy na głowy i proszę ich nie zdejmować aż do końca wycieczki. Jeśli chcecie coś wyjąć z bagażu, to teraz, bo jak ruszymy, to nie chcę o tym słyszeć. Nie będzie takiej możli-wości, choćby nie wiadomo co to było.

Kiedy poprzypinali sobie hełmy, uważnie się im przyjrzałem. Na ich twarzach odmalowywał się rodzący się lęk, jak u kogoś, kto szykuje się na szaleńczą przejażdżkę rollercoasterem. Ich bezbar-wne oczy były niemal szkliste od adrenaliny, którą nabrzmieli. Nie mieli ochoty na to, co ich czeka, ale mimo to byli zdecydowani i coraz silniej czuli, jak wali im serce, jak toczona przez każdego wewnętrzna walka, by zachować pozorny spokój, wysusza im usta.

Geddes_Najemnik.indd 25 2014-07-24 10:22:01

Page 24: John Geddes, "Najemnik"

Rozdział 1

Ahmed przesuwał w palcach sznurek koralików i nieświado-mie przygryzał wargę, z niecierpliwością czekając, aż z powrotem zasiądzie za kierownicą. Ja byłem zajęty mocowaniem zapasowej kamizelki kuloodpornej do okuć drzwi od wewnątrz samochodu, by stworzyć dodatkową barierę między pasażerami a ewentualnym ogniem z broni ręcznej. To skuteczne zabezpieczenie, które ocaliło niejedno ludzkie życie. Ponownie odezwał się odruch sprawdzania, więc zerknąłem na poziom oleju, wody i paliwa. Na wszelki wypa-dek. Kiedy już wszyscy wsiedliśmy do wozu, położyłem sobie na kolanach swojego kałacha, przykrywając go zielono-czarną kefiją, by nikt go nie wypatrzył, i wręczyłem Ahmedowi glocka. Wiedzia-łem, że będzie umiał się nim posługiwać, bo wcześniej mu wszyst-ko pokazałem. Kierowca wetknął go między udo a fotel i skinął w moją stronę.

– No to jedziemy – powiedziałem, co też Ahmed uczynił, przy-spieszając tak bardzo, jakby chciał oderwać odrzutowiec od pasa startowego, i coraz mocniej dociskając pedał gazu.

Miał go w ten sposób dociskać przez całą drogę do Bagdadu, utrzymując prędkościomierz na poziomie stu kilometrów na go-dzinę, jakby goniło go pół piekła – i kto wie, czy tak nie było.

Ruch zaczął nieco gęstnieć, kiedy zbliżyliśmy się do Al-Falludży, miasta, które leży po obu stronach autostrady, otaczając ją niczym złowroga izolacja, zbombardowane, ostrzelane i zrujnowane, ale w przeważającym stopniu nieugięte. I właśnie wtedy dostrzegłem ich, jak przepychają się przez korkujące się pomału samochody na drodze dojazdowej. A potem czarne BMW pojawiło się za nami w lusterku, rwąc do przodu...

Geddes_Najemnik.indd 26 2014-07-24 10:22:01

Page 25: John Geddes, "Najemnik"
Page 26: John Geddes, "Najemnik"

NAJEMNIKJohn Geddes

NAJEMNIK

John Geddes

Nierazz nnaa włwłwłasasasaa nenenen żżycyczezeniniee wkwkkww rar czczałł wwwwww ssssamamamammmm śśśśrorooodededeedededek kkkk kkkk wowowowowwoww jejejejejeennnnnnnnn egegegegegge oooooo pipipppppppp ekłała.Adrenaalilinann ssstatatałałał ssię jjegego o uzuzalależeżnin enieem.m. EEElelelelektktktktkktryryryyzuzuzuzująjąjąj cacacaa hhhhisisisistotototoririr a a nnanannaajejjemnmm ikka,

nanajsjsjjskukuteeczczniniejejszszegego żożołnłnieeeieeeerzzzaaaa a dodododo wwwwynynynynajajajajęcęcęcęciaiaiaia..

Cena 39,90 zł

„Wzmocnione we wnętrzu samochodu znajome metaliczneterkotanie AK stało się przeokropną, ogłuszającą kakofonią.

Bach! Bach! Bach! Wydawało się, że trwa to w nieskończoność, wypełniając mój świat straszną fanfarą zniszczenia.

(…) Wystrzeliwane z broni automatycznej pociski przeciwpancerne w czasie tysięcznej części sekundy przebijały się przez nasze drzwi,

a potem przez drzwi BMW serii 7, rozrywając tam bez różnicy metal i ludzkie ciała”.

Nazywają ich „psami wojny”. Podejmując ogromne ryzyko, biorą udział w różnych kon iktach zbrojnych. Zimni profesjonaliści – na-jemnicy. Nie ma lepszych specjalistów od zabijania. Bez nich nie

wygrywa się wojen.

John Geddes jest jednym z nich. Od podszewki poznał los najemnika, a nawet stał się jednym z najbardziej

cenionych „na rynku” specjalistów w dziedzinie wojny.W pełni poświęcił się ekstremalnie ryzykownej pracy, która

z czasem stała się jego uzależnieniem.

W tej książce opowiedział swoją historię, a także prawdziwehistorie swoich kolegów po fachu, zarysowując przy tym bardzo

autentyczny, pełen dramatyzmu obraz współczesnej wojny,w której nie ma miejsca na sentymenty.

Geddes_Najemnik_okladka_druk.indd 1 2014-07-25 15:02:45