Kalewala - niekompletna

Embed Size (px)

Citation preview

Kalewala Wstp: Kaleval zwyklimy okresac mianem epopei, eposu narodowego Finow.Nazwa ta, oznaczajca wielki poemat epocki, zakada indywidualne lub tez zbiorowe autorstwo, ustalona wersj, zastosowany kanon kompozycyjny i stylistyczny. Epos kojarzy si nam z archaicznym, choc niekoniecznie prymitywnym tworzywem i jego potraktowaniem, z mozliwe caociowym zasobem informacji, jaki zazwyczaj odlegli od nas w czasie i przestrzeni tworcy uznali za obraz godny pzekazania pamici pokole w postaci najpierw ustnej,a z czasem i zapisanej. Dzisiaj, podwustu latach rozwoju folklorystyki, zwielokrotnia si ilo dokonywanych zapisw epiki, chociaz nie wszystkie moga i w zawody z zapisana przed wiekami klasyka tego gatunku. S jeszcze kraje, w ktorych piewak czy opowiadacz uliczny gromadzi wokol siebie suchaczy, penic t sama funkcj, co jego poprzednicy w zamierzchej przeszoci. W kraju Kalevy bdzie to jednak odtwrca tekstu pisanego. Ostatnia "opowiadajaca z gowy" nosicielka tradycji, Marina Takalo, zostaa odkryta i opisana wkrotce po zakoczeniu II wojny wiatowej. Jednake w cigu dugiego zycia Eliasa Lnnrota (1802 - 1884), czowiek, ktry powoa do zycia Kaleval, przewiney si tysice wyspecjalizowany stranikw pamici plemiennej - piewakw run i wierszowanych legend o witych, paczek pogrzebowych i wodzirejow weselnych, znawcw zakl od chorb i wszelakich przypadoci w lesie, na ldzie i na wodzie, czyli po prostu znachorw i babek pomagajacych poloznicom, dziadow odpistwych, wedrownych rzemielnikw, sprzedawcw ikon i ksigarzy (...) Bya to wpisana w uwicony tryb ycia czstka wiedzy, nie uchodzca za taka w miecie

czy na plebanii, ale niezbdnej na wszelki wypadek. Przy caej rznorodnoci wyliczonych treci i zadan wykonawcw obowizywaa jednolito formy, tak zwane poniej metrw Kalevali - kalevalanmitta, omiozgoskowiec z dwoma, rzadziej trzema incjalnymi akcentami, odmiennymi od rbanego wiersza skaldoe nordyckich, a takze rozlewnej intonacji bylin i paczw ruskich, zgodny natomiast ze struktura fiszczyzny i wespo z dodatkowymi rodkami mnemotechnicznymi jak aliteracja wewnatrz wersu i paralelizm treci wersw ssiednich, organiczniej wicy zdania i strofy niz np.rym w polskiej piesni ludowej. (...)

RUNO PIERWSZE Ogarno mnie pragnienie, Myl mi w mzgu zawitaa, eby czas przywoa pieni, Zaklinaniem wyczarowa, Z kbka wysnu rytm rodzimy, Wiersz powtrzy powierzony, Sowo spywa mi na usta, Miarowo zbiegaj zdania, W czas si jawi na jzyku, Dziel si midzy zbami. Zociuteki miy bracie, Modoci wierny kamracie! Zawtrujmy zgodnie spoem, Skadajmy sowo ze sowem, Razem uyjmy sposobu, Zjednoczmy starania obu; Rzadko, bowiem chodzc krajem Nawiedzamy si nawzajem W tej niebogiej okolicy, Na nieuytej Pnocy. Teraz doni w do uderzmy, Powimy palce z palcami, By si nam dobrze piewao, Ukadao jak najlepiej, By przysuchali si bliscy, Przychylni dobrze przyjli Pord powstajcej modzi, Rosncego wzwy plemienia Owe nuty wydobyte I zaklcia nanizane Na pasie Vainamoinena, W kunicy Ilmarinena, Z ci miecza Kukomielego, Z Joukahainena ciciwy Na gooborzach Pnocy, Wrzosowiskach Kalevali. piewa je z dawna mj ojciec Przy struganiu toporzyska, Uczya ich matka moja Obracajc koowrotek, Kiedy ja sam na pododze Baraszkowa u jej kolan Jako malec uprzykrzony, todzib z mlekiem na brodzie. Nie brako tam sw o Sampo, Ani zakl starej Louhi: Zmierzcho ju w zaklciach Sampo, Zatara si Louhi w kltwach, Z wrbami swymi Vipunen,

Lemminkainen z krotochwil. Insze za sowa bywaj: Wyuczone wraz z przygod, Co si nawiny w drodze, Na wrzosowisku zerway, W chruniaku zebrane skrztnie, Wysmykane wraz z wiklin I ze dbami siana zute, Urwane w przydronym rowie, Kiedym chodzi na pasionk, Na k mydeko gnaem Midzy miodnymi kpami Po pagrkach pozocistych ladami czarnej Muurikki, U boku Kimmo aciatej. Zib mi rytmy swe wydzwania, Dostarczaa nut ulewa, Inne piewki wiatr przynosi, Przypdzay morskie fale, Sw mi dorzucay ptaki, A zda caych drzew wierzchoki. W jeden kbek je zebraem, Powizaem w pczek yka, Wrzuciem je na wasek, Do sa kbuszek ubiany. Zawiozem go do zagrody, Do ssiekw wprost saniami, Schowaem j na podstrzeszu Do puzderka miedzianego. Sporo styg mj wiersz na mrozie, Zibncy dugo w tsknocie, A zabraem z zimna zwrotki, Odchuchaem w nich zaklcia, Wziem puzderko do izby, Na stole stawiam szkatu, Pod stropow belk gadk, Pod krokwiami zdobionymi; Otworzyem sw szkatu, Skarbiec zakl odemknem, Czy wymotam koniec kbka, Wywin yczko z piercienia? Tak wypiewam rytm serdeczny, Wyrazicie go wypowiem Nad razowca kromk czerstw, Nad piana piwa z jczmienia; Jak nie poczstuj piwem, Podpiwku mi nie podadz, To o suchej gbie bd, O studziennej piewa wodzie Na wesoy wieczr dzisiaj,

Na chwa dnia minionego Lub ma jutrzejsz otuch, Rado nowego poranka. Te syszaem sowa pierwsze, Tom wiedzia, co mwi wiersze: Same noce nastaway, Sam nastawa dzionek biay, Sam si zrodzi Vainamoinen, Piewca odwieczny pojawi Z panieskiej prarodzicielski, Dziewy powietrza Ilmatar. Pann bya cra niebios, Grna stworzenia dawczyni, W witoci trwaa powszedniej, Dziewiczoci wiekuistej W przestronnych powietrza progach, Na niebotycznych wyynach. Duy jej si czas nad miar, Uprzykrzyo jej si ycie, e tak sama wci przebywa, Pokutuje jako panna W przestronnych powietrza progach, W nieogarnionych pustkowiach. Nieco niej zej zapragnie, Na falach postawi stop, Na gbi morza otwartej, Na okalajcej toni. Zerwaa si nawanica, Zad wielki wiatr ze wschodu, Spieni morze grzywaczami, Fale w gr wychebota. Zakoysa wiatr dziewczyn, W dal poniosa kobiel pann, W koo modrej morza gbi, W kudach pian pokolebaa. Wiatr ja przewia i zapodni, Brzemienn sprawio morze. Dwigaa ciarne ono, Brzuch brzemieniem wypeniony Przez siedem wiekw mozou, Liczb lat mw dziewiciu. Jeszcze si z niej nie wyoni, Nie uksztatowa potomek. Jako wd wodarka panna Wschd i zachd opywaa, Take pnoc i poudnie, Wszystkie nawiedzia krace Srodze nkana brzemieniem, Blem brzucha dolegliwym; Jeszcze si z niej nie wyoni,

Nie uksztatowa potomek. Lamentowaa ze zami, Wypowiadaa zaklcia: Jakie moje dni, niebogiej, Dola biednego dziewczcia! Spadam nie wiadomo dokd Spod nieba na cae ycie, eby wiecznie wiatr mn miota, Fale nade mn przelewa Po tych wielkich wodach midzy Grzywaczami wzburzonymi. Wier, wolej by mi byo y jako powietrzna panna, Niej tua si tutaj W gociach jako wd mieszkanka. Zimna to dla mnie gocina, Dolegliwe dygotanie W owej na falach siedzibie, Wod majc za ssiada. Oj Udko, najwyszy Boe, Caego wiata rodzicu, Przybd tu do mnie w potrzebie, Zjaw si na wezwanie moje, Uwolnij pann z udrki, Niewiast z kurczw ywota, Jak najprdzej przyjd, nie zwlekaj, Dopom w pilnej potrzebie! Upyna krtka chwilka, Kropel pokropio kilka, Niepozorny ptak, czernica, Polatywaa dokoa Szukajca sobie gniazda, Miejsca, gdzie by moga mieszka. Lataa na wschd i zachd, Na pnoc i na poudnie I nie znalaza pieleszy, Najlichszego nawet lea, Gdzie by moga jajko zoy, Gniazdo na stae zaoy. Szukaa i szybowaa, Medytowaa, mylaa: Jak na wietrze dom postawi, Gniazdo wrd fal ustanowi, Wiatr wywrci moj izb, Fala obali siedzib. Wwczas to wd gospodyni, Macierz wd, powietrzna panna Kolano z wody wychyli, Uniesie ramie nad fal, eby moga si zagniedzi,

By ptaszynie da schronienie. Czernica, ptak niepozorny, Szukajca, szybujca, Kolano w wodzie wypatrzy, W mdrzejcej morskiej fali Zdao jej si kp trawy, wie runi torfowiska. Szukaa i szybowaa, A na czub kolana sidzie, Po czym zbudowaa gniazdo, Zniosa jajka szczerozote, Sze jajek zotych zoya, Sidme zoya z elaza. Ja jajka wysiadywa, Rozgrzewa czubek kolana, Przesiedziaa dzionek, drugi, Trzeci dzie wysiadywaa, Wtedy to wd gospodyni, Macierz wd, powietrzna panna Poczua promienie palce, I e skra si osmala: Zda si, ar kolano trawi, Wszystkie yy w nim rozpawi. Potrznie przeto kolanem, Zadygoce caym ciaem I strci jajka do wody. Z prdem fal si potoczyy, Potuky si na kaway, W drobny mak si potrzaskay. Lecz nie poginy w mule, Nie zatraciy si w wodzie; Na dobre wyszo okruchom, W mig drobiny wypikniay: Skorupka jajka ze spodu Staa si zawizkiem Ziemi, Zasi grna jej polowa Wysokimi niebiosami, tko soneczkiem rumianym, eby ogrzewao z gry, Biako, co byo u dou, Miesiczkiem, eby migota. Co si skrzyo w skorupce, Jako gwiazdy zjaniao, A co si czernio w niej, Pokryo niebo chmurami. Wieki po wiekach przychodz I przemija rok za rokiem, Nowe im przywieca soce, Nowy miesiczek migoce; Wci pywaa wd wodarka,

Macierz wd, powietrzna panna W wd agodnym koysaniu, Na falach spowitych mgami, Miaa mikk to przed sob, Poza sob niebo jasne. I ju na dziewit wiosn, Latem dziesitego roku Uniosa gow nad morzem, Podwigna cae ciao, I podja trud stworzenia, Wydawa ja potomstwo Na gbi morza otwartej, Wrd okalajcej toni. Dokdkolwiek do nakoni, Tam pwysep usypaa, Gdziekolwiek postawi stop, Tam kryjwki ryb drya, Gdzie zakotoway bryzgi, Tam pogbiaa otchanie. Bokami grunt urabiaa: Tak wyrwnywaa brzegi. Nogami grunt urabiaa adzc owiska ososi, A gdzie gow ugodzia, obia w ziemi zatoki. W dal od ldu odpywajc, Postawi stop w gbinie; Naskadaa skalnych awic, Ukrya w morzu mielizny, Co statkom sdz rozbicia, eglarzowi strat ycia. Usypane byy wyspy, Wychyny z wd awice, Wzbiy si pod niebo supy, Rozpostara w krg calizna, Spisano znaki na skale, Na kamieniach mokre smugi; Lecz si nie narodzi piewca Vainamoinen wiekuisty. Mdry stary Vainamoinen Przebywa w ywocie matki Przez okrgych lat trzydzieci, Nadto jeszcze jedna zim W koysaniu wd agodnym, Na falach spowitych mgami. Gowi si i medytowa, Jak tu y, jak sobie radzi W swoim schowku niewygodnym, W ciemnej i ciasnej siedzibie, Skd nie byo wida soca,

Ni skrawka bodaj ksiyca. Takie wypowiedzia sowo, Takim ozwa si zaklciem: piesz, miesiczku, pom sonko, Niedwiedzico, ty wyprowad Ma przez te drzwi oporne, Przez wierzeje uciliwe Z owego ciasnego gniazda, Maego dla mnie mieszkania! Wypu w drog wdrownika, Otwrz wiat ludzkiemu dziecku, Bym oglda ksiyc w niebie, Blaskiem soca si zachwyca, Dziwowa si niedwiedzicy, Jasnym gwiazdom przypatrywa. Kiedy si pospieszy miesic, Sonko si wyswobodzio, Uprzykrzyo mu si ycie, Bytowanie mu obrzydo, Przeto wrota przytuliska Palcem serdecznym potrci, Maym palcem lewej nogi W kdk z koci zakoace, Kulc gow prg przekroczy, Na kolanach przedpokoje. Std ustami spad do morza Domi rozgarniajc fale, Na asce morza m zosta, Mocarz pomidzy falami. Polegiwa tam pi latek, Pi lat z szstym na dodatek, Po czym jeszcze sidme z smym Tua si, a wyldowa U zatoki bez imienia, Brzegu bez jednego drzewa Wspi si na lad na kolanach, Podpierajc si rkoma, Wsta, eby oglda miesic, Blaskiem soca si zachwyca, Dziwowa si Niedwiedzicy, Jasnym gwiazdom przypatrywa! Tak si zrodzi Vainamoinen, Przemony pieniarz plemienia Z panieskiej prarodzicielski, Dziewicy powietrza Ilmatar. RUNO DRUGIE Obie stopy Vainamoinen

Na wrzosowisku postawi, Na wyspie oblanej morzem, Na bezlenej jaowinie. Niemao tam lat zabawi, Przebywajc bez odmiany Na wyspie, gdzie sw nie sycha, Na bezlenej jaowinie. Miarkowa i medytowa, Dugo ama sobie gow: Kto by t obsia calizn, Sypn gsto nasionami? Pellervoinen, pl gospodarz, Sampsa, niepozorne chopie, Obsiaby on calizn, Sypn gsto nasionami. Obsia ziemi dookoa, Obsia rol, obsia bagna, Obsia odludne polany, Oporzdzi kamioniska. Soniakami obsia wzgrza, wierkami okrge kopki, Wrzosem obsia wrzosowiska, Modniakiem bujnym kotlinki. W zapadliskach zasia brzozy, Olchy zasia na wydmuchu, Czeremchy w zaciszu chodnym, W wieej wilgoci wikliny, Jarzbiny w witych miejscach, Wierzby nad oparzeliskiem, W jaowej ziemi jaowce, A dby na brzegu rzeki. Poczy wyrasta drzewa, Wybujay mode pdy, Zabysy wierkowe wieczki, Czapy sosen zieleniay, Zeszy w zapadliskach brzozy, Wzeszy olchy na wydmuchu, Czeremchy w zaciszu chodnym, W jaowej ziemi jaowce, Pikna jaowca jagoda, Zdrowy owoc czeremchowy. Stary mdry Vainamoinen Wybra si, eby popatrze, Jak wzeszo nasienie Sampsa, Siane przez Pellervoinen.

Zobaczy jak rosn drzewa, Jak bujaj mode pdy; Jeno db nie puci pdw, Boa drzewina korzeni. Na los szczcia zda ladaco, Co chce niechaj si z nim dzieje, Czeka jeszcze ze trzy noce I przez dzionki dwa kolejne. Po tygodniu na ostatek Wybra si by na popatrze, Ale db nie puci pdw, Boa drzewina korzeni. A tu widzi cztery panny, Pitk narzeczonych morza; Jak na ce siano siek, Jak odygi tn zroszone Na skraju mglistej mierzei, Na wyspie skrytej w oparach; Co skosiy, to zgrabiy, Zgarny broni drewnian. Tedy wyszed z morza Tursas, Z fal wyoni si mczyzna, Wszystko siano cisn w ogie, Odda na pastw pomieni, Wszystko spali i spopieli, Na iskierki porozmiata. Pozostaa gar popiou, Proch jeno pozosta suchy; Tkn we listek delikatny, od, zalek dbowy, Z ktrego wyrs kieek pikny, Wystrzelia wi zielona, Niby z ziemi pd poziomki Wybujaa rozwidlona. Rozprostowa db gazie, Wok rozpostar koron, Wierzchoek wypeni niebo, Witki w powietrze wystrzel, Pyn przeszkadza obokom, Chmurkom pyn nie pozwala, Zasania sonko wiecce, Kry miesiczek migotliwy. Tedy stary Vainamoinen Miarkowa i medytowa: Znalazby si drwal dla dbu, Co by pie potny zwali? Trudno jest y czowiekowi, Strach si rusza rybom w wodzie Bez wieccego soneczka, Miesiczka migoccego.

Nie byo jednak junaka, Na tyle dzielnego czeka, Co by db porba zdoa, Zwali na raz sto konarw. Przeto stary Vainamoinen Sam j przyzywa zaklciem: Panno stworzenia, boginko Macierzy i opiekunko, Wiele w morzu masz czeladzi, Moe z niej, ktry poradzi, Jak by ten db poprzycina, Zgadzi to nie dobre drzewo, Co soneczku przeszkadza janie, Wadzi powiacie miesica. Tu m z morza si wynurzy, Z fal wyoni si mczyzna; Nie by ci najwikszy z wielkich, Ani wrd maych najmniejszy: Wysoki jako kciuk ma, Dugi jak do biaogowy. Mia miedziany szom na gowie, Na nogach miedziane buty, Palce w rkawicach z miedzi, Rkawicach miedzianym na nich wyszyciem, Przyodziany w pas miedziany, Za pasem miedziany topr Ze styliskiem na cal dugim, Z ostrzem krtszym od paznokcia. Stary mdry Vainamoinen Miarkowa i medytowa: Podobne toto do czeka I na oko mem zda si, Cho nie dusze nili paluch, Czy tez woowa racica? Ozwie si, przeto w te sowa I takie wypowie zdanie: Tye to mia by mczyzn, Mocarzem ty, ktry niezbyt Gadszy jest od nieboszczyka, Od umrzyka urodziwszy? Przedsi z morza pidzimyk, Gardzina od fal odpowie: Jam ten czek, o ktrym mowa, Przybyy z morskiej czeladzi. Przybyem ten db poupa, Porba drzewo na trzaski. Stary mdry Vainamoinen Tymi ozwie si sowami: Chyba zgoa nie sdzono,

Nie sdzono, nie radzono, By mia db ogromny zrba, Szkodnemu drzewu podoa. Zaledwie to wypowiedzia, Ino raz popatrze zdoa, Jak w przybyszu zajdzie zmiana, W mocarza si przeobraa: O ziemi zatupi nogi, Gowa dosine obokw, Do kolan urosa broda, Do pit pobiegy kdziory, Se od oka do oka, Od nogawki do nogawki W kolanach snia ptora, Ptora dwa dziel bok od boku. Pogaska swoj siekier, Gadko wywecuje ostrze Na szeciu osekach twardych, Siedmiu kamiennych toczydach. Po czy podrepta ochoczo, wawo ruszy do roboty W swoich lunych nogawicach Majtajcych dookoa. Potkn si za pierwszym razem Na piaseczku drobniusiekim, Drugim razem si polizgnie Na rozmikej rudej glinie, Za trzecim dopiero dotar Do stp dbu ognistego. Ugodzi toporem drzewo. J z rozmachem siec siekier, Machn raz i ciachn drugi, Po raz trzeci si zamierzy; Ogie wyskoczy z siekiery, Pomienie z pnia dbowego, Upokorzy db zachciay, Zdruzgota drzewo czerwone. Teraz ju, za trzecim razem Zdoa zrba db ogromny, W proch czerwone drzewo skruszy I sto naraz ci konarw. Na wschd pokado korzenie, Wierzchoek ku zachodowi, Ku poudniowi listowie, Na pnoc gazie goe. Ten, kto wzi jego gazie, Wzi i szczcie wiekuiste, Kto wierzchoek jego uci, Kunszt pochwyci czarnoksiski, Kto poobrywa listowie,

Mio wieczn pozyska sobie, Gdzie si trzaski posypay, Poleciay wiry z drzewa, Na jasn gbin morza Midzy wzburzone odmty, Popdzia je wichura, Bryzgi pian porozpraszay Jako dki na gbinie, Jako stateczki na fali. Wiatr je pogna ku Pnocy, Gdzie panienka Pohjolanka Pcienka biae pukaa, Pranie sprawiaa na brzegu, Na wielkim wilgotnym kamieniu, Na cypla dugim ramieniu. Znalaza trzaski na fali, Do kobiaki je zebraa, Zaniosa w koszu do domu, W kobiaeczce do zagrody Na groty dla czarownika, Dla ucznika do koczanu. Gdy ju db zosta zrbany, cito drzewo niegodziwe, Swobodnie zalnio soce, Swobodnie zajania miesic, Obiegay wiat oboki, Opiy go uki tczy Na skraju mglistej mierzei, Na wyspie skrytej w oparach. Tedy lni poczy bory, Puszcze piknie wybujay, Li na drzewie, w ziemi zioa, Zapieway w liciach ptaki, Jy si radowa kosy, Zakukaa kukueczka, Zakiekoway jagody, Kwiaty k ozociy, Wyroso ziele wszelakie, Rnoksztatne wybujao, Jeno jczmie r si wzdraga, Drogocenna darowizna. Tedy stary Vainamoinen Wdrowa i medytowa Na brzegu modrego morza, Nad gbokimi wodami, A odnalaz sze ziarenek, Siedem wypatrzy nasionek Midzy piaskiem drobniusiekim Na brzegu modrego morza, W kunim futerku je ukry,

W kapciuchu z wiewirczej apki. Ruszy, by nim obsia rol, Poobsypywa nasieniem Wedle krynicy Kalevy, Na granicy pola Osmo. Zawierka sikorka z drzewa: Nie skiekuje jczmie Osmo, Nie wzejdzie owies Kalevy Bez przygotowania gruntu, Wykarczowania porby, Wypalenia pogorzeli. Stary mdry Vainamoinen Da do naostrzenia topr, Wykarczowa ni porb, Grunt oczyci nieuyty, ci wszystkie drzewa wyniose, Pozostawi jeno brzoz Na miejsce postoju ptakw I kukania dla kukuek. Ptak w powietrzu przelatywa, Gr nieba kry orze. Zlecia, by si nadziwowa: Dlaczego pozostawiono Brzzk wysmuk nie cit, Drzewin nieuprztnit? Odpar stary Vainamoinen: Pozostawiono ja po to, By da odetchn skrzydaczom, eby i orze odpocz. Pochwali go ptak przestworzy: dobr uczynie spraw, Pozwalajc smukej brzozie, eby rosa ku wygodzie Spoczynek dajc skrzydaczom, ebym i ja sam odpocz. Skrzesa iskr ptak przestworzy, Pomi palce podsyci: Zad i zaj porb Wiatr pnocny, wschodni za nim Do cna wszystkie pnie wypali, Porozprasza, snujc iskry. Wtedy stary Vainamoinen Wzi, wytrzsn sze ziarenek, Siedem niewielkich nasionek Ukrytych w kunim futerku, W kapciuchu z wiewirczej apki, W drobnej garstce gronostaja. J obsiewa nimi role, Rozsypywa j nasiona Wypowiadajc te sowa:

Rzucam ziarna, przesiewajc Pomidzy palcami Stwrcy, Z prawicy Wszechmogcego, By wyrosy na tej roli, Wybujay na polanie. Starko yjca pod ziemi, Babko pl, wodarka roli! Daj si wyklu z ziemi zioom, I roli, by je wspomoga; Niechaj nigdy na tym wiecie Mocy w roli nie ubywa, Pki ask nie skpi dawcy, Cry stworzenia obietnic. Do odogiem lee, ziemio, Zbud si, pole Stworzyciela, Spraw, by dba si zawizay, By odygi wybujay, By wezbray setk kosw, Chwiay kici tysicami Za ork moj i zasiew, Za widok mojego trudu! Oj Udko, najwyszy Boe, Ojcze wadajcy w niebie, Ddw i chmur mocarny sprawco I opiekunie obokw! Ka, by si skbiy chmury, Zgromadziy na narad. Przywoaj chmur ze wschodu, Od pnocy nawanic, Inne od zachodu zelij, Spd z poudnia pozostae, Niech niebiosa nios menie, Niechaj kropi mid z obokw Na ru wychodz z roli, Na szumicy jary jczmie! Ukko, najwyszy wrd bogw, Ojciec wadajcy w niebie Rozkaza zebra si chmurom, Zgromadzi je na narad, Przywoa chmur ze wschodu, Od pnocy nawanic, Inne od zachodu zesa, Z poudnia spdzi ostatek, Z bokw do rodka pozgania, Jak najcilej wszystkie stoczy, Menie sczy j z niebiosw, Pokrapiajc miodem z obokw Na ru wychodzc z roli, Na jczmie jary szumicy, A wyrosa ru ocista,

Wystrzelia bujnowosa Z pulchnej roli, uprawionej Mozoem Vainamoinena. A gdy nasta dzie kolejny, Przeminy dwie, trzy noce, Po tygodniu na ostatek Stary mdry Vainamoinen Przyszed obejrze nareszcie Ork swoj i zasiewy, Owoc swojego mozou; Zgodnie z yczeniem rs jczmie: Kosy byy szeciogranne I dba trzykro zawlone. Kiedy stary Vainamoinen Obchodzi go i oglda, Goszczca z wiosna kukuka Ujrzaa rosnc brzoz: Dlaczego pozostawiono Smuk brzzk nie wycit? Rzecze stary Vainamoinen: Dlatego pozostawiono Brzzk, by rosa dla ciebie, eby ty gdzie kuka miaa; Kukaj sobie, kukueczko, Pohukuj, piersi prgata, Nawouj, srebrzystopierna, Dzwo skargami, cynopira. Kukaj rano, wieczorami, Kukaj, jak si da, w poudnie, eby raniej byo wiatu, Milej lasowi mojemu, Bogatej memu brzegowi, Urodzajniej okolicom! RUNO TRZECIE Stary m?dry Vainamoinen ?y? spokojnie w swoim czasie Na uroczyskach Vainoli, Na wrzosowiskach Kalevy, Uk?ada? zakl?cia swoje, Do?piewywa?, doskonali?. Dzie? po dniu nad nimi trawi?, A i nocami wspomina? Staro?ytne prapocz?tki, Sprawy ukryte g??boko, Ktrych dziatwa dzi? nie ?piewa, Nie pojm? wszyscy doro?li W tym niewydarzonym wieku,

U schy?ku dnia ostatniego. Daleko chodzi?y wie?ci, Rozbieg?a si? wsz?dy fama O pie?ni Vainamoinena, O pouczeniach gardziny, Pofrun??y na po?udnie, Dotar?y te? do Pohjoli. Joukahainena, ch?opak m?ody, Z Laponii dryblas ?ylasty Zab??dziwszy raz do wioski Us?ysza? przedziwne s?owa, Co sposobniej brzmi? w pami?ci, Do zakl?? s? przydatniejsze Na uroczyskach Vainoli, Wrzosowiskach Kalevali, Od tych, jakich sam u?ywa?, Pouczony przez rodzica. Roze?li?o go to srodze, Zazdro?? go nie opuszcza?a, Gdy poj??, ?e Vainamoinen Lepszym ode? zaklinaczem; Poszed?, wi?c do swojej matki, Do przemo?nej rodzicielki I oznajmi?, ?e pojedzie, Bez uchyby si? wybierze Do samych siedzib Vainoli Pokona? Vainamoinena. Ojciec zabroni? synowi, Matka tez mu odradza?a W?drowania do Vainoli, By wie?? spr z Vainamoinenem: Tam ci?, synu, oszo?omi?, Omami? i oczaruj? Usta w ?nieg, g?ow? w ponow?, R?ce wichrem omotaj?, ?e wypl?ta? ich nie zdo?asz, Ani z miejsca ruszy? nog?. Rzecze m?ody Joukahainena: Dobra jest ojcowska wiedza, A jeszcze lepsza matczyna, Moja moc najdoskonalsza; Skoro zechc? si? z nim zmierzy?, I?? o lepsze jak m?? z m??em, Sam zakl?? swoich u?yj?, Zamawiania swe wypowiem, Najlepszego piewc? pie?ni W najlichszego przeinacz?, W kamienne Kurpie obuj?, W portki ob?cz? drewniane, W kotw? z g?azw pier? mu skuj?,

W kamienna bry?? ramiona, W zeskalone r?kawice, Zasi? g?ow? w sz?om ze ska?y. Wyjecha?, wi?c, nie pos?ucha?, Wybra? swojego wa?acha, Ktremu ?ar z pyska bucha?, Iskrami zia?y p?ciny, Zion?cego ogniem zwierza Zaprz?g? do sa? szczeroz?otych, Sam na ?awie si? sadowi, Jako wo?nica zasi?dzie, Batem ci?? bystronogiego, Biczyskiem per?owym ?mign??, Ruszy? biegiem rumak r?czy, Pocwa?owa? bystronogi. Jecha?, a? wiatr ?wista? w uszach, Tak ujecha? dzionek, drugi, Trzeci prawie ma za sob?, A? na trzeci dzie? podr?y Do polan Vainoli dotrze, Do wrzosowisk Kalevali. Stary m?dry Vainamoinen, Wieszcz wiedz?cy z dawien dawna, Jecha? swoimi drogami, Przemierza? swoje dziedziny Poprzez polany Vainoli, Wrzosowiska Kalevali. Zadzierzysty Joukahainena Zajecha? z przeciwka drog?, Oje uderzy?o w oje, G?zwa o g?zw? zaczepi, Zejd? si? oba chom?ta I kab??k z czubkiem kab??ka. Wypad?o konie osadzi?, Zastanowi? si? na drodze. Z kab??ka pociek?a woda, Par? zadymi?o oje. Spyta? stary Vainamoinen: Powiedz, z czyjego? ty rodu, ?e tak g?upio przesz do przodu Nie pytaj?c o drog?? ?amiesz chom?ta drewniane, Kab??ki zacne z wikliny, Byleby mi popsu? sanie, Wys??ek mj sponiewiera?? Na to m?ody Joukahainena, Ale ty daj zna? o sobie, Co? za jeden i sk?d rodem, Z czyjej gromady, ho?yszu? Stary m?dry Vainamoinen

Natenczas mu imi? swoje Oznajmi i jeszcze doda: Skoro? m?ody Joukahainena, To mi ust?p nieco drogi, Jako ?e? m?odszy ode mnie. Na to m?ody Joukahainena Tymi ozwie si? s?owami: A c? znaczy m?odo?? m??a, Albo te? jego starsze?stwo? Ktry z nas wi?cej ma wiedzy I w por? j? sobie wspomni, Do tego droga nale?y, A drugi niech si? usunie. Mo?esz wszak, Vainamoinenie, Wieszczu wiedz?cy od wieka W ?piewaniu ze mn? si? zmierzy?, W zaklinaniu pj?? w zawody, M?? niechaj poucza m??a, Niechaj jeden z nich zwyci??a. Stary m?dry Vainamoinen Tymi s?owami odrzecze: Jaki? ma by? ?piewak ze mnie, Albo zaklinacz wytrwa?y, Skorom ca?e ?ycie prze?y? Po?rd lasw, na ustroniu, Na miedzy swojego zagonu, Swojskiej s?uchaj?c kuku?ki; Mw pomimo to, bom ciekaw, Niech us?ysz? moje uszy, C? ty wi?cej wiesz takiego, G??biej od innych rozumiesz? Rzecze m?ody Joukahainen: W rzeczy samej wiem co nie co, A co wiem, to wiem niezbicie I rozumiem dokumentnie: Dymnik w dachu ma siedzib?, A P?omi? nad paleniskiem. Foka to ma dobre ?ycie, Powodzi si? psu morskiemu: Nurka da i haps ?ososia, Z boku sieja si? nawinie. Sieja lubi g?ad? g??bok?, Niezm?con? to? ?ososie, Trudne tar?o ma na mrozie Szczupak z za?linion? g?b?, Garbaty oko? nieborak W g??bi gr??y si? jesieni?, Ale na tarliska latem ?pieszy chrz?szcz?c po wybrze?u. Gdyby tego nie do?? by?o,

Wi?cej mam do powiedzenia, Zw?aszcza to, co najwa?niejsze: P?noc orze reniferem, Koby? u?ywa Po?udnie, Daleka Laponia ?ososia; Znam drzewa na Diablej Grze, Sosny na Piekielnej Skale, Wysokie s? diable drzewa I sosny Piekielnej Ska?y. Trzy s? spadziste siklawy, Trzy jeziora najzacniejsze, Trzy tak?e turnie wynios?e Pod sklepieniem tego ?wiata: Jest w Hame Hallapyora, A w Karelii poroh Kaatry, Vuoksi dot?d nie przep?yn?? Nikt, co znalaz? si? w Imatrze. Rzecze stary Vainamoinen: Wiedza dziecka, pami?? ?e?ska Nie godz? si? brodaczowi, Ani ?onatemu cz?eku; Wyjaw rzeczy praprzyczyn?, Sprawy pierwsze i jedyne! Na to m?ody Joukahainen Tymi ozwie si? s?owami: Znam sikory pochodzenie, Wiem, ?e ptakiem jest sikora, W??em za? zielona ?mija, Rybami w wodzie jazgarze, Wiem, ?e twarde jest ?elazo, ?e czu? kwasem namu? czarny, ?e si? sparzy? mo?na wrz?tkiem, Ogniem o wiele bole?niej. Woda to najstarsza driakiew, Oczy za? leczy wodospad, Stwrca to zaklinacz pierwszy, Bg najwy?szy uzdrowiciel. Z gr jest wody pochodzenie, W niebie ognia narodziny, Ze rdzy wzi??o si? ?elazo, A mied? ma pocz?tek w skale. Z ziem najstarsze s? bagniska, Wierzba po?rd drzew najpierwsza I z korzeni sosny izba, Pierwsze naczynie z kamienia. Stary m?dry Vainamoinen Takie s?owa rzecze zaiste: Pami?tasz jeszcze co? wi?cej, Czy ju? sko?czy?e? paplanie? Na to m?ody Joukahainen:

Mam jeszcze wiedzy co nie co, Bo wspominam sobie czasy, Gdy zaorywa?em morze, Wytycza?em brzeg motyk?, Dla ryb wydr??y?em tonie, Gdy pog??bia?em g??biny, Dla jezior ??obi?em do?y, Wtacza?em gr? na gr?, Do kupy zgarnia?em ska?y. By?em jako szsty z m??w, Sidmy mi?dzy mocarzami Przy urz?dzaniu tej ziemi, Powietrza rozpo?cieraniu, Osadzaniu s?upw ?wiata, Jakem wysklepia? niebiosa, Ksi??yc, kiedy w ruch wprawi?em, Dopomaga?em s?oneczku, Szlak wskaza?em Nied?wiedzicy, Niebo gwiazdami utka?em. Rzecze stary Vainamoinen: ??esz, bracie, na czym ?wiat stoi, Bo ci? nikt nie widzia? wtedy, Gdy zaorywano morze, Motyczono jego brzegi, Gdy dla ryb dr??ono tonie, Gdy pog??biano otch?anie, Kiedy ??obiono jeziora, Gdy na gry wtaczano, Zgarniano ska?y do kupy. Widzie? ci? tam ani s?ysze? Nie zdarzy?o si? nikomu Przy urz?dzaniu tej ziemi, Rozpo?cieraniu powietrza, Osadzaniu s?upw ?wiata, Wysklepianiu firmamentu, Gdy wprowadzano w ruch miesi?czek, S?o?cu i?? dopomagano, Prostowano Nied?wiedzic?, Niebo gwiazdami utkano. Na to m?ody Joukahainen Ima si? takiego s?owa: Skoro mi zabrak?o swady, To u miecza jej po?ycz?, Ej, Vainamoinenie stary, ?piewaku szerokog?by, Chod?my zmierzy? si? mieczami, Porwnajmy swe brzeszczoty! Rzecze stary Vainamoinen: Zgo?a nie gro?ne s? dla mnie Twj miecz i fortele twoje,

Twe wybiegi i przewagi, Mimo to, ani mi w g?owie, ?eby si? mierzy? na miecze Z kim? takim jak ty, dzieciaku, Z tob?, ?a?osny cherlaku. Tedy m?ody Joukahainen Usta zaci??, potrz?s? g?ow?, Czarnego w?sa przygryza I odezwie si? w te s?owa: Kto nie mierzy si? na miecze I nie porwna brzeszczotw, Tego ja w ?wini? przemieni?, I w kiernoza przeinacz?, Taczam wtedy zawadiakw Raz t?dy, a raz ow?dy, W k?cik chlewa ich upycham, Zaganiam w g??b gnojowiska. Ze?li? si? wi?c Vainamoinen, Ze?li? si?, zap?on?? wstydem, J?? si? zakl?? jako pierwszy, Sam czarowa? j?? ?piewaniem. Nie by? to ?piew dzieci?cy, Ani dziewczy?skie prze?miechy, Jeno m??a brodatego, Co go dziecko nie s?ysza?o, Ani po?owa m?odzie?y, Ni co trzeci z zalotnikw W owej nieciekawej dobie, U schy?ku dnia minionego. ?piewa? stary Vainamoinen: M?y?a to? i dr?a?a ziemia, Trz?s?y si? spi?owe gry, Twarde gry rozpada?y, Ska?y p?ka?y na po?y, Calizny na brzegu morza. Wczarowa? Joukahainena, W kab??k p?dy mu powplata?, Pr?ty wierzbowe w chom?to, W czub g?zwy wszczepi? wiklin?, Z?ote burty sanek zmieni? W g?szcz szuwaru na jeziorze, Bi? z per?ow? r?koje?ci? W szumi?ca nad morzem trzcin?, Bieguna z gwiazdk? na czole Zakl?? w gra? nad wodospadem, Kling? miecza z jelcem z?otym W b?yskawic? na niebiosach, ?uk z majdanem ozdobionym W ?uk t?czy ponad wodami, Strza?y w sajdaku opierzy?

Par? skwirz?cych soko?w, Psa, nim zd??y? klapn?? szcz?k?, Jako g?az uwi?zi? w ziemi. Zakl?? czapk? z g?owy m??a W ob?ok wypi?trzony w gr?, R?kawice z r?k przetworzy? W lilie wodne na sadzawce, P?kaftan z modrego sukna W chmurki p?yn?ce po niebie, Pas natomiast w Mleczn? Drog? W?rd rozgwie?d?onego nieba. Samego Joukahainena Zakl?? po pas w grz?zawisko, W bagna do bioder i z brzuchem, Po pachy w piach wrzosowiska. Tego m?ody Joukahainen Nie mg? wiedzie?, ni przewidzie?, Co naprawd? dla? znaczy?o Wybranie si? na wypraw?, Na zawody w zaklinaniu Ze starym Vainamoinenem. Bardzo chcia? uwolni? nog?, Ale ani rusz nie zdo?a?, Druga wyrwa? usi?owa?, Chodak wi?zi? j? kamienny. Tedy Joukahainen m?ody Takiej do?wiadczy? zgryzoty, W takie dosta? si? obroty, ?e w te s?owa si? odzywa: O m?dry Vainamoinenie, Wieszczu wiedz?cy od wieka, Odwo?aj twe ?wi?te s?owa, Cofnij to, co? wypowiedzia?, Uwolnij mnie z grz?zawiska, Z tych opa?w mnie wyswobod?, Zap?ac? najwy?sz? cen?, Okup dam jak najobfitszy! Rzecze stary Vainamoinen: C? mo?esz mi da? takiego, Gdy odwo?am ?wi?te s?owa, Cofn?, co wypowiedzia?em, Uwolni? ci? z grz?zawiska, Z tych opa?w wyswobodz?? Rzecze m?ody Joukahainen: Mam ci ja dwa zacne ?uki, Dwie kusze przedniej roboty, Pierwsza razi w lot strza?ami, Druga mierzy niezawodnie, We? sobie ?uk, jaki wolisz! Rzecze stary Vainamoinen:

Nie dbam o twj ?uk, che?pliwcze, O tw? kusz?, mizeraku, W moim domu mam podobne, Stale s? na podor?dziu, Ka?dy wisi na swym ko?ku, Bez m??a na ?owy chodz?, Bez my?liwego si? trudz?. I jeszcze g??biej pogr??y M?odego Joukahainena. Rzecze m?ody Joukahainen Mam i ?odzie dwie w zapasie, Cz?na dwa nie byle jakie, Jedno ?mig?e jest w zawodach, ?adowne drugie nad miar?, To we?, ktre si? spodoba! Rzecz e stary Vainamoinen: Ani dbam o twoje ?odzie, ani mi wybiera? cz?na, Sam u siebie mam podobne, Wszystkie z pochylni spuszczone, Do odp?yni?cia gotowe, Czy to z wiatrem polatuj?c, Czy te? id?c mu naprzeciw. M?odego Joukahainena Zakl?? w bagno jeszcze g??biej. Rzecze m?ody Joukahainen: Mam dorodne dwa koniki, Dwa wierzchowce wy?mienite, Jeden ?wawszy jest w wy?cigach, Drugi w zaprz?gu wytrwa?y, Tego we?, ktry si? nada! Rzecze stary Vainamoinen: Ani dbam o twoje konie, Wierzchowce w po?czoszkach bia?ych, Ja sam tak?e mam niezgorsze, Wszystkie do pl?sw ochocze, Niby woda l?ni? im k??by, Grzbiet si? mieni jak jezioro. Zakl?? w bagno jeszcze g??biej M?odego Joukahainena. Rzecze m?ody Joukahainen: O stary Vainamoinenie, Odwr? swoje ?wi?te s?owo, Cofnij, co wypowiedzia?e?, Z?ota w czap? ci nasypi?, Dam ci ko?pak pe?ny srebra, Co ojciec na wojnie zebra?, Na wojaczce nagromadzi?! Rzecze stary Vainamoinen: Ani dbam o twoje z?oto,

Srebro twoje, nieboraku, Mam ci ja tego dostatek, Wszystkie spichlerze zape?nione, Na?adowane s?sieki Z?otem starym jako ksi??yc, Srebrem jak s?o?ce odwiecznym. Joukahainena o?piewa?, Jeszcze g??biej go wczarowa?. Rzecze m?ody Joukahainen: O stary Vainamoinenie, Pu?? mnie z tego grz?zawiska, Z miejsca zgubnego wyswobod?, Oddam ci stogi pod domem, Dorzuc? piachy doko?a, By?em z g?ow? uszed? ca?o, Wykupi? siebie samego. Rzecze stary Vainamoinen: Nie stoj? o twoje stogi, O twoje piachy ja?owe, Sam posiadam je w nadmiarze, Pola, ile chcie?, doko?a, Tyle stogw, ile polan, Moje pola s? ?y?niejsze I obfitsze na nich stogi. Znw zakl?? Joukahainena, Jeszcze g??biej go wczarowa?. Wtedy m?ody Joukahainen Straci? resztk? animuszu, Gdy ju? w bagnie tkwi? po szcz?ki, Po brod? w oparzelisku, Mech i b?oto poczu? w g?bie, A? mu w z?bach zachrz??ci?o. Rzecze m?ody Joukahainen: O m?dry Vainamoinenie, Wieszczu wiedz?cy od wieka, We? na powrt swe zakl?cia, Tchu mi pozwl z?apa? troch?, Wypu?? mnie st?d na swobod?, Bo mi nurt porywa nogi, Piasek zasypuje oczy! Je?li cofniesz swe zakl?cia, Moc ich ode mnie odwrcisz, Oddam tobie siostr? Aino, Dzieci? matki swej odst?pi?, ?eby chat? ci sprz?ta?a I szorowa?a pod?og?, Skopki zmywa?a po mleku, P?tno bieli?a na s?onku, ?eby tka?a z?otog?owie I pierniki piek?a z miodem.

Tedy stary Vainamoinen Uradowa? si? niezmiernie, ?e mu siostr? Joukahainen Oddaje na stare lata. Jakby go, kto na sto koni, Na rado?ci szczyt posadzi?, Nabra? g?osu raz i drugi, Trzeci jeszcze raz nabierze, Wspak obrci? ?wi?te s?owa, Odwo?a? wszystkie zakl?cia. Wynurzy? si? Joukahainen, Wydoby? z bagniska brod?, Wykaraska? bark z opa?w, Znowu g?az si? sta? rumakiem, Saniami chaszcze na brzegu, Biczem bagienne sitowie. W mig na kozio? si? wgramoli?, W swoich saniach si? rozsi?dzie, Z my?l? ruszy nieweso??, Z pos?pn? w sercu zadum? Do mateczki swej rodzonej, Do przemo?nej rodzicielki. Z ?oskotem podwal was?g, Do domu gna? jak szalony, Po?ama? p?ozy pod szop?. We wrotach rozwali? sanie J??a macierz odgadywa?, Ojciec ozwie si? s?owami: Czemu? to popsu?e? sanie, Umy?lnie obijasz oje? Pop?dzi?e? jak szalony, Jak g?upi gonisz do domu? Na to m?ody Joukahainen Zap?acze rzewnymi ?zami, G?ow? schyli przygn?biony, Czapka na bakier mu zjedzie, Usta obwis?y ?a?o?nie I opu?ci? nos na kwint?. Podesz?a matka, by spyta?, Bl ukoi? po?pieszy?a: Czemu p?aczesz, mj syneczku, Lamentujesz, pierworodny, Czemu usta ci si? trz?s?, Opu?ci?e? nos na kwint?? Rzecze m?ody Joukahainen: O mateczko, rodzicielko, Nie brak mi do ?ez przyczyny, Skupi?y si? na mnie czary, St?d ich skutki op?akuje, Skro? tych czarw lamentuje!

P?aka? b?d? ca?e ?ycie, Do ostatka dni ?a?owa?, ?em odda? siostrzyczk? Aino, Obieca? mamo, twe dzieci? Za ?on? czarownikowi, Vainamoinenowi w ?o?e, By starucha piastowa?a, Wspiera?a dygoc?cego! Na to matka w obie r?ce Klasn??a zatar?a d?onie, Takie s?owa do? wyrzecze: Nie czas rozpacza?, syneczku, Nie masz, czego op?akiwa? Ani ?a?owa? za wiele. Dawnom sobie tego chcia?a, ?yczy?a przez ca?e ?ycie Wielkiego m??a w mym rodzie, Ktry by mj szczep zaszczyci?, Vainamoinena za m??a, Wiecznego wieszcza mym zi?ciem. Siostra Joukahainenowa Zaszlocha?a ?a?o?liwie, Przep?aka?a dzionek, drugi W progu rodzinnego domu Z ogromnego utrapienia, Z niezmiernej w sercu zgryzoty. J??a j? ?agodzi? matka: Czemu p?aczesz, Aino moja, Gdy m?? zacny si? nadarza, Mocarz z dostojnego domu, By? przy oknie z nim siada?a, Zabawia?a go rozmow?? Tak creczka jej odrzecze: Mateczko moja rodzona, Mam ja do p?aczu przyczyn?, Op?akuje bujn? kos?, Warkocz grubo zaplatany, Puszyste w?osy na g?owie, Bo mi je m?odej oczepi?, Niedoros?ej omotaj?. M?odo?? op?akuje swoj?, S?oneczko umi?owane, S?odycz miesi?cznego blasku, Urod? wszego stworzenia, Bo wydadz? mnie z m?odu, Zapomn? jako dziecin? Z drewutni mojego brata, Pod ojcowskim okieneczkiem. Rzecze macierz do creczki, Dziecku swemu rodzicielka:

Id? ze swym smutkiem, niezgu?o, Z chlipaniem swym, niezdarzona! Chmurzy? si? nie masz powodu, Do narzekania przyczyny: Gdzie indziej te? ci za?wieci Na tej ziemi dzionek Bo?y, Nie tylko pod oknem ojca Albo u wrtni braciszka Dosy? jagd jest na ziemi I poziomek na por?bach, By? zrywa?a je, niebogo, Gdzie? nieco dalej na drodze Poza ojca okolic? I bratersk? pogorzel?. RUNO CZWARTE Aino, dziewcz modziusiekie, Siostra Joukahainenowa, Po gazki sza do gaju Wiza mioteki aziebne. Zwizaa jedn dla ojca, Drug mamie zgotowaa, Szykowaa take trzeci Wi dziarskiemu braciszkowi. Ju do domu powracaa, Olszniakiem pieszya wawo, A tu stary Vainamoinen Zobaczy w gaju dziewczyn, Smuk kibi rd murawy I takimi rzecze sowy: Nie dla innych, moda panno, Jeno dla mnie, moda panno, Nosi masz pery na szyi, Krzyyk na piersi zawiesza, Warkoczem owija gow, Jedwabiem wosy oplata! Na to panna mu odpara: Ani innym, ani tobie Krzyem piersi mej nie zdobi, Nie wplatam wosw w jedwabie. Nie dbam o kosztowne stroje I o biay chleb nie stoj, Dosy mi sukienek skromnych, Przeyje o chleba kromce Razem z moim dobrym ojcem I przy ukochanej matce. I zerwaa krzyyk z piersi, Ze swych palcw piercienie, Rozsypaa pery z szyi,

Wsteczki z wosw czerwone, eby ozdabiay ziemi, Bagnu doday powabu, I do domu posza z paczem, Z zawodzeniem do zagrody. Siedzia ojciec przy okienku, Ociosujc toporzysko: Czemu to paczesz, creko, Co ci trapi modziusiek? Jake ja mam nie narzeka, Nie opakiwa niedoli? Przez to pacz, mj ojczulku, Dlatego gorzko narzekam, e mi krzy spad z acuszka, Rozsuy si kka z pasa, Krzyyk ze szczerego srebra, Plecionki z pasa miedziane. Brat jej siedzcy u wrtni Kabk obrabia misternie: Dlaczego to paczesz, siostro, Co ci trapi modziusieka? Jake ja nie mam narzeka, Nie opakiwa niedoli? Przez to pacz, mj braciszku, Dlatego gorzko narzekam, e mi spad piercionek z palca, Pery z szyi si rozsuy, Piercie z palca szczerozoty, Z szyi pery poyskliwe. Siostra na progu zotymi Nimi pasek przetykaa: Dlaczego to paczesz, siostro, Co ci trapi, modziusiek? Ma paczka paczu przyczyn, Do ez powd zazawiona, Przez to pacz, moja siostro, Dlatego gorzko narzekam, Straciam zoto ze skroni, Srebro z ptnika mojego, Modre wok rzs jedwabie, Z wosw purpurowe wstgi. Matka w spiarni otwartej Chochl mietan zbieraa: Czemu to paczesz, creko, Co ci trapi modziusiek? Rodzicielko moja mia, Matko, co mnie wykarmia! Mam ci ja smutku powody, Zgryzoty w sercu gbokie, Przez to, matu moja, pacz,

Dlatego gorzko narzekam: Po gazki szam do gaju Wiza gazki aziebne, Zwizaam jedna dla ojca, Drug mamie zgotowaam, Szykowaam take trzeci Wi dziarskiemu braciszkowi, Ju do domu powracaam, Popieszaam przez polan, Ozwa si do mnie Osmoinen, Przybysz z plemienia Kalevy: Nie dla kogo masz innego, Jeno dla mnie jedynego Na szyi swe pery nosi, Krzyyk na piersi zawiesi, Warkoczem owija gow, Jedwabiem wosy oplata! A zerwaam krzyyk z piersi, Z mojego palca piercienie, Z moich skroni modre wstgi, Z wosw przewizki czerwone, eby ozdabiay ziemi, Bagnu doday powabu, Sama rzek tymi sowy: Ani innym, ani tobie Krzyem piersi mej nie zdobi, Wosw nie wplatam w jedwabie, Nie dbam o kosztowne stroje I o biay chleb na stoje, Dosy mi sukienek skromnych, Przeyje o chleba kromce Razem z moim dobrym ojcem I przy ukochanej matce. Na to matka jej odpara, Tako rzecze rodzicielka: Nie pacze mi, cru mia, Com ci za modu zrodzia! Przez rok masem si odywiaj, Bdziesz mie peniejsz buzi, Na drugi jedz wieprzowin, wawa bdziesz nili inne, Na trzeci spijaj mietan, To si jeszcze gadsza staniesz, Na greczce jest spichlerzy, Najlepszy najd w nim alkierzyk, Gdzie skrzynia na skrzyni stoi I szkatua na szkatule. Otwrz skrzyni najpikniejsz, Wieczko odemknij ozdobne, Znajdziesz tam sze pasw zotych,

Siedem sukien modrosinych, Miesiczna Dziewa je tkaa, Socepani wyszywaa. Jeszcze za paniestwa mego, Kiedym dziewczciem chadzaa, Jagody zbieraa w lesie, Pod grka malin szukaa, Dziew miesiczna przy tkaniu, Socepani przy kdzieli Zobaczyam na rozdrou, Przy modrej puszczy obrzeu. Podeszam do nich z obaw, Przybliyam si niemiao, Baga jam je pokornie, Tymi zaklinaam sowy: Daj mi zota miesiczna Dziewo, Srebra uycz, Socepani, Onej dzieweczce niebogiej, Dziecku, co prosi w potrzebie. Zota mi Miesiczna Dziewa, Srebra daa Socepani; Nasadziam w czepiec zota, Srebrem utkaam trzsienie, Niby kwiat poszam do domu, W ojca dwr uradowana. Dzie nosiam je i drugi, Ale ju trzeciego ranka Zdjam wszystko zoto z czepca, Zacne srebro z mojej gowy, W spichrzu na grce pokadam, Zoyam pod wiekiem skrzyni, Gdzie spoczywa a do dzisiaj, Cay czas nieogldane. Przyozdb jedwabiem skronie, Zota na gow naczepiaj, Na szyj pery byszczce, We na piersi krzyyk zoty, W koszul pcienn, Ze lnu wypatrz najcieszego, Przywdziej sukienn spdnic, Na ni zapask jedwabn I poczoszki wzuj wzorzyste, Trzewiczki najszykowniejsze, Zaple wosy w warkocz gruby, Upnij je w ptlik jedwabny, W na palec piercie zoty, Na rce zote obrcze. Stamtd powrcisz do chaty, Ze spichlerza do sieni wkroczysz Ku radoci domownikw,

Rodzicielki rozrzewnieniu. Jako kwiat przejdziesz gocicem, Koyszc si powdrujesz Dostojniejsza nili wprzdzi, Wspanialsza, ni dotd bya. Takie sowa rzecze matka, Prawi swojemu dzieciciu. Sw matki crka nie sucha, Pomimo uszu pucia. Posza paczc po podwrzu, Zapociem zasumowana, Takie tam sowa wypowie, Takie z ust jej zbiego zdanie: Kdy kry myl szczliwych, Dola w czepku urodzonych? Taka to jest myl szczliwych, Dola w czepku urodzonych Niczym drobna mie w strumyku, Fala na wysokim morzu; Jaka to jest myl niebogi, Taka cyraneczki dola, Niczym szron na strzesze stromej I gbokiej studni woda. Czsto mnie wt dzieweczk, Dzieci wte, niedorose, Nawiedzaa myl po drodze, W zagajniku oblegaa, Nagabywaa na ce, rd zaroli osnuwaa Nie janiejsza nili smoa, W sercu od wgla nie bielsza. Pomylniej by dla niej byo, Lepiej zdaoby si zgoa Nie rodzi si, nie dorasta Trapic si oczekiwaniem Owych dzionkw nieszczliwych, Owej bezradosnej doli; Gdybym zmara szstej nocy, Na sm zamkna oczy, Nie kosztowaoby wiele: Ptna okie na koszul, Ma mogik na miedzy, Troch paczu rodzicielki, Jeszcze troch mniej rodzica, A braciszka ani troch. Przepakaa dzie i drugi, A j pyta ja macierz: Czemu to, niebogo, paczesz, Co ci trapi, modziusiek? Dlatego pacz, nieboga,

Przez calutki czas si al, e oddaa mnie nieszczsn, Obiecaa wasne dzieci, Wyj mi kaesz za starucha Na uciech zgrzybiaemu, Na podpor kulasowi, Na oson stygncemu. Bodaj mi raczej kazaa W gbokie wstpowa fale, Bym siej za siostr miaa, Za braciszka gaz pod wod; Bo lepiej zamieszka w morzu I pod falami przebywa, Siej majc za siostrzyc, Gaz podwodny jako brata, Nili by pod wadz starca, Oparciem dla trzscego, Nogawica dla kaleki, Kosturem kulejcego. Po czym podejdzie pod grk, Wejdzie do wntrza spichlerza, Otwara najlepsz skrzyni, Uniosa ozdobne wieko, Zotych pasw sze znalaza, Siedem spdnic modrotkanych, Wystroia si wspaniale, Od stp do gw przyodziaa, Woya zoto we wosy, Warkocze srebrem przybraa, Skro wok modrym jedwabiem, Gow nitka purpurow. A potem powdrowaa Przez polan jedn, drug, Poprzez bagna, poprzez pola, Poprzez bory nieprzebyte, Droga tak wypiewywaa, Nucia sama do siebie: Serce gorycz mi przenika, Rozbolaa mnie gweka, Gorycz gorsza by nie bya, Bl by nie by boleniejszy, Gdybym pomara, nieboga, Zagina niezdarzona, Od owych smutkw ogromnych, Strapienia uprzykrzonego! Niechby ju nadesza chwila Na rozstanie si z tym wiatem, Pora, eby zej pod ziemi, Zstpi w d do Tuoneli: Ojciec po mnie nie zapacze,

Matka nie zmartwi si zgoa, Nie zwilgnie oblicze siostry, Oczy brata si nie zrosz, Gdybym tak wpada do wody, Stoczya si w rybne tonie, Pomidzy fale gbokie, W ciemny namu na dnie morza. Dzionek, drugi wdrowaa, A na trzeci dzie nareszcie Dosza do morskiego brzegu, Pomidzy trzcin nadbrzen, Gdy noc ciemna nadcigna, I w ciemnoci przystana. Dziewcz wieczr przepakao, Przelamentowao nock Na wilgotnym morskim gazie, Ponad rozleg zatok. A o wicie raniusieko Na skraj mierzy spojrzaa: Zobaczya tam trzy panny, Ktre w morzu si kpay, Aino czwart z nich zostanie, A pit witka wikliny! Na wierzb rzuci koszul, Spdnic na osiczyn, Poczochy na go ziemi, Buty na gaz pord wody, Pery na piach pian zmyty, Na przybrzeny wir piercienie. Pstry kamie sta pord morza, Janiejcy niczym zoto, Pyn si do pokusia, Na gaz umkn zamierzya. Dosta si tam zapragna, Usadowi si na skale, Na wzorzystym pstrym kamieniu Poyskujcej gadzinie; W wod si pogry kamie, Paski gaz na dno obsun, Z kamieniem razem dziewczyna Aino pod spd owej skay. Tak to upada gobka, Zgina nieszczsna panna, To rzeka jeszcze przed mierci, Padajc wypowiedziaa: Poszam w morzu si wykapa, Zabdziam na gbin I tutaj, gobka, gin, mierci okrutna umieram; Oby nigdy mj rodziciel,

Pki yj na tym wiecie, owi ryb nie usiowa W owej ogromnej gbinie! Poszam si umy na brzegu, Miaam si wykpa w morzu, I tutaj, gobka, gin, mier zabraa mnie, ptaszyn; Oby nigdy moja matka Rodzicielka, pki yje, Nie braa wody do dziey Z tej rozlegej zatoki! Poszam umy si na brzegu, Miaam si wykapa w morzu, I tutaj gobka, gin, mier zabraa mnie, ptaszyn; Niechaj take mj braciszek Przenigdy, dopki yje, Nie poi bieguna swego Na tutejszym morskim brzegu! Poszam umy si na brzegu, Miaam si wykpa w morzu, I tutaj, gobka, gin, mier zabraa mnie, ptaszyn; Niechaj te siostrzyczka moja Przenigdy, dopki yje, Nie przemywa sobie oczu Na pomocie w tej zatoce, Bo ile jest wody w morzu, Tyle bdzie w nim krwi mojej, Ile ryb przepywa przez nie, Tyle w nim mojego ciaa, Ile tu witek na brzegu, Tyle koci z moich eber, Ile na nim bujnej trawy, S to moje stargane wosy. Tac bya mier modej panny, Zgon gobki urodziwej, Kto teraz zaniesie sowo, Usty opowie przekae Do sawnego dworu panny, Do domostwa urodziwej? Zali niedwied powie sowo, Usty opowie przekae? Niedwied wieci nie przekae, Krw zajty zabijaniem. Kto teraz zaniesie sowo, Usty opowie przekae Do sawnego dworu panny, Do domostwa urodziwej? Sowo oddano wilczysku,

By opowie nioso w pysku, Wilk nie przekazuje wieci, Bo baranw stado dusi. Kto teraz zaniesie sowo, Usty opowie przekae Do sawnego dworu panny, Do domostwa urodziwej? Lisowi oddano sowo, By usty zanis opowie, Lecz lis nie przekaza wieci, Bo lis dusi stado gsi, Kto teraz zaniesie sowo, Usty opowie przekae Do sawnego dworu panny, Do domostwa urodziwej? Zajcowi dano sowo, By usty zanis opowie, Zajc odpowiedzia pewnie: u mnie sowo nie przepadnie! Ruszya zajc na wycigi, Zacz kica krzywonogi, Drobi biegiem dugouchy, Kluczy zuch z rozcitym pyskiem Do sawnego dworu panny, Do domostwa urodziwej, Do progu ani pokica, W przedsionku przycupn sobie, ania bya pena panien, Z miotekami go zagadn: Chyba chcesz do garnka, kusy, Na pieczyste, wyupiasty, Na wieczerz gospodarza, Na przeksk gospodyni, Na przysmaczek dla creczki, Dla synka na podobiadek? Doszed do gosu zajczek, Wyupiastooki rzecze: Samego diaba moecie Sobie w kocioku gotowa! Ja tu ze sowem przyszedem, Usty przekaza opowie: Utona urodziwa Z piersi w cynowych ozdobach, Srebrny supe si rozwiza, Rozsu si pasek miedziany, W morsk to si pogrya Gboko pod grzywaczami, Siej majc za siostrzyc, Za braciszka gaz podwodny. Na to matka w pacz uderzy,

Ja roni ez strumienie, Tymi zaklina sowy, Lamentowaa nieboga: Nie zmuszajcie, biedne matki, Przenigdy, pki yjecie, Nie hodujcie swoich crek, Nie zmuszajcie dzieci waszych Do maestwa wbrew ich woli, Tak to ja, nieszczsna matka, Koysaam swoja cru, Gobk sw hodowaam. Pakaa macierz i z oczu Obfite ronia lozy Ze swoich renic bkitnych Na policzki, nieboraczka. Jedna i druga uroni, Obfite spyway lozy Z policzkw pomizerniaych Na bujn pier rodzicielki. Jedna i drug uroni, Obfite spyway lozy Z bujnej piersi macierzyskiej Na podoka jej pcienko. Jedn i druga uroni, Obfite spyway lozy Na pcienku jej podoka Na poczochy krany rbek. Jedna i drug uroni, Obfite spyway lozy Z kranego rbka poczochy Na trzewiczki zlotem szyte. Jedna i druga uroni, Obfite spyway lozy Z trzewiczkw wyszytych zotem Na ziemi pod jej stopami, Uyniaa ziemi zami, Wd do wody dolewaa. Gdy na ziemi popaday, Biec poczy jako rzeka: A trzy rzeki z niej urosy, Z owej wody wypakanej, Co pocieka z jej oblicza, Po policzkach popyna. Na kadej z tych rzek powstay Trzy ogniste wodospady, W kadej kipicej siklawie Spitrzyy si trzy krawdzie, Na kadej krawdzi skalnej Pagrek wyrs zocisty, Na czubku kadego wzgrka

Brzzki trzy powyrastay, Na wierzchoku kadej brzozy Siady zote trzy kukuki. Zakukay trzy kukuki, Jedna: Mio, mio! Druga: Junaka, junaka! Trzecia: Rado, rado! Ktra: Mio, mio! Ta kukaa trzy miesice Dla dziewczyny nie kochanej, Tej, co spoczywaa w morzu. Ktra: Junak, junaka! Ta kukaa sze miesicy Tej, co ma nie zaznaa, Usychajcej z tsknoty. Ktra: Rado, rado!, Ta kukaa cae ycie Dla mateczki bezradosnej, Dni ycia przepakujcej. Te sowa wyrzecze matka, Przysuchujc si kukuce: Niech adna matka nieboga Kukuki dugo nie sucha, Bo kiedy kukuka kuka, Serce mocno jej zastuka, lozy jej popyn z oczu, Policzkami jej popyn, Jako ten groch si potocz, Wielkie niby bb pociek, O okie ubdzie ycia, O pid czowiek postarzeje, Cae ciao si zeszpeci, Gdy suchasz kukuki wiosn. RUNO PITE Ju rozesza si wiadomo, Rozprzestrzenia pogoska O mierci modej dziewczyny, Zaginiciu urodziwej. Stary mdry Vinminen Rozgoryczy si tym srodze, Paka wieczorem i rankiem, A jeszcze wicej nocami, e przepada hoa panna, e zagino dziewcztko, W morska to si pogryo, Pod te grzywacze gbokie. Wzdychajcy, zatroskany, Serdecznie zafrasowany

Szed na brzeg modrego morza I takie wyrzecze sowa: Mw swj sen, Untamo, niku, Drzemliwy mieszkacze ziemi, Gdzie si mieci pastwo Ahto, Gdzie drzemi cry topieli? Powiedzia swj sen Untamo, Mow sw mieszkaniec ziemi: Tam si mieci pastwo Ahto, Cry toni spoczywaj Na brzegu mglistej mierzei, Na skraju wyspy cienistej, Pod gbokimi falami, Pord czarnego namuu. Tam si mieci pastwo Ahto, Drzemi tam cry Vellamo W tej izdebce malusiekiej, W komrce nader ciasnej, U spodu pstrego kamienia, W pobliu podwodnej skay. Tedy stary Vinminen Na rybne wyruszy tonie, yki swoje poprzeglda, Posprawdza swoje wdziska, Wyj z torby swoj wd, Wdzisko elazne z mieszka; Wiosem wprawnie posterowa, d skierowa w stron wyspy, Ku mglistej mierzei brzegom, Do skraju cienistej wyspy. Tam dni spdza na owieniu, Ustawicznie z yk zyty, Z rk wiecznie w pogotowiu Wdk w fale wci zarzuca, Trudzi si niezmordowanie, Drgao wdzisko miedziane, yka ze srebra wistaa, Brzczaa niteczka zota. Ale ju na drugi dzionek, Gdy kolejny nasta ranek, Zatargaa wdk ryba, Tro elazny hak chwycia, Zabra j do swojej odzi, Na dnie czenka uoy. Przyglda si jej, obraca, Te wypowiadajc sowa: Czy ta ryba to jest ryba, Nie widzi mi si to zgoa, Byszczca jest niczym sieja, Niby tro poyskujca,

Janiejca niczym szczupak, Od krzaka wszak smuklejsza, Ksztatna zda si jako czowiek, Wstk wok ma jak panna, Lecz nie pas, niczym syrena, Uszy ma nie jak gobka, Rozmiar morskiego ososia, Okonia z wielkiej gbiny. U pasa mia n Gardzina, W pochwie z rkojeci srebrn, Rycho zatem wydobdzie Srebrnogowy n z oprawy, eby t ryb rozpata, W dzwona pokroi ososia Na zaksk, na niadanie, Co na zb na podobiadek, Na obiad tez ks niezgorszy, Najgodniejszy na wieczerz. Zabra si do patroszenia, Ryb j rozcina noem. Tu wyplusn oso w morze, Pstra ryba migna jeno Z dna cynobrowego czna, Z odzi Vinminenowej. Zaledwie uniosa gow I prawe rami wyoni Z grzbietu pitego grzywacza, Z szstego wodnego wiru, Praw do do gry wzniesie, Ukazaa lew nog Na sidmym grzbiecie grzywacza, Na szczycie dziewitej fali. Stamtd takie sowa rzecze, To wypowiada zdanie: O stary Vinminenie! Nie zdam ci si jako oso Do pokrojenia na dzwonka, Rybka do powiartowania, eby sobie mg poniada, Ksek mie na podobiadek, Na obiadek uywanie, Czy te uczt na wieczerz. Rzecze stary Vinminen: Po co zatem przysza do mnie? Przyszam do ciebie, by zosta Gobk stale przy tobie, Na wieki u twego boku Pozostajc maonk, Bym ci zacieaa oe, Podkadaa ci zagwek,

Sprztaa tw chatk ma, Szorowaa tw podog, Do izby wnosia ogie, Pomi w piecu podsycaa, Pieka ci pkate chleby I pierniki wypiekaa, Przynosia dzbanek z piwem, Zastawiaa st biesiadny. Jam nie aden oso z morza Ani oko z fal gbiny, Lecz dziewczyna moda, panna, Siostra Joukahainenowa, Ktrej pragne wiek cay, Podae cae ycie. O ty nieszczsny staruchu, Niemdry Vinminenie, Co zatrzyma nie potrafi Wonicy z rodu Vallemo, Cry gbin, jedynaczki! Rzecze stary Vinminen, Smutny, z opuszczona gow: O siostro Joukahainena, Powrciaby raz jeszcze! Ale ju nie powrcia, Za nic w wiecie, nigdy w yciu, Wywina si, umkna, Znikna z powierzchni morza We wntrzu pstrego kamienia, W gazie o barwach wtroby. Stary mdry Vinminen J si tedy zastanawia, Jak tu radzi sobie w yciu, Posplata niewd i wod Cign go tam i na powrt Wzdu zatoki, drugi w poprzek Cign przez zaciszne wody, Poprzez owiska ososi, Dookoa wd Vinli, Przyldkami Kalevali, Poprzez pospne gbiny, owiska na penym morzu, Poprzez rozlewiska Joukoli, Poprzez ososiska Laponii. Mnstwo innych ryb naapa, Jakie tylko w wodzie yy, Jeno jednej nie odnalaz, Ktr stale mia na myli, Wodnej dzieweczki Vellamo, Cry gbin, jedynaczki. Tedy stary Vinminen,

Z gow smtnie opuszczon, Z czapk zsunit na czoo, Takie wypowiada sowa: O ja gupiec nad gupcami, Niedomylny ze mnie starzec! Miaem ci ja rozum kiedy, Myleniem serce obdarzono, Wielkie serce w pier woono, Byem na swj czas sposobny, Ale w tej najnowszej dobie, W wieku dla mnie nieprzyjaznym, Kiedy mnie zawodzi sia, Wszelka mdro ma zmalaa, Wszystek rozum si rozproszy, Wszystko stao si na opak. Ktrej chciaem cae ycie, Ktrej pragnem za on, Spomidzy wodnic Vellamo, Najmodszej z cr wodnej pani, Za wieczyst przyjacik, Za maonk, poowic, Ta na haczyk mj trafia I na dno mego czenka, Nie zdoaem jej zatrzyma, Pod dach wasny przyprowadzi, W falach j pozostawiem, Pomidzy morska gbin! Jeszcze drogi szmat zwdrowa, Szed wzdychajc zatroskany, W stron domu si obrci, I takie sowo powiedzia: Kukuki mi si trafiay, pieway radosne ptaki, Rano i wieczr kukay, A niekiedy i w poudnie, Czemu cicho ich woanie, Wdziczny gos ich si zatraci? Smutek stumi gos gboki, Smutek przygnbi kochan, Bo nie sycha, by kukaa, O zachodzie pie piewaa Ku radoci mych wieczorw I na porankw osod. A ja teraz nie wiem zgoa, Jak da sobie w yciu rad, Obija si po tym wiecie, Po tych ziemiach podrowa; Gdyby ya moja macierz, Trwaa przy mnie rodzicielka, Mogaby mi opowiedzie,

Jak na swoim poprzestawa, eby nas nie ara troska, Nie dokuczaa zgryzota W owych czasach nieprzyjaznych, W owych gorzkich utrapieniach! Matka z grobu usyszaa, Z gbi morskich fal odpara: Jeszcze matka jest przy yciu, Jeszcze czuwa rodzicielka, Ktra potrafi powiedzie, Jak na swoim poprzestawa, eby nas nie ara troska, Nie dokuczaa zgryzota W owych czasach nieprzyjaznych, W owych gorzkich utrapieniach: Udaj si do cr Pnocy, S tam panny przystojniejsze, Dziewy dwakro urodziwsze, Pi albo sze razy wawsze, Nie jak te ospae z Jouko, Te laposkie niedolatki. Tam si oe, mj syneczku, Z najlepsz z panien Pnocy, Ktra jest mia dla oczu I urodziwa z oblicza, Co nkami wawo drobi, Nadto gibka jest jak rybka!" RUNO SZSTE Stary mdry Vinminen Postanowi, e si uda Do wyzibej okolicy, Do pospnych stron Pohjoli. Konia powego jak soma, rebca wzi jasnogniadego, Zote wsadzi w pysk wdzida, Ogw srebrny na eb woy, Wskoczy na grzbiet rumakowi, Zaci po kbach wierzchowca; Ruszy w drog bez popiechu, Miarkowa zapa bieguna, Rumaka somianej maci, Wierzchowca jabkowitego. Pdzc wrd polan Vinli, Wszerz wrzosowisk Kalevali Rumak bieg, trwaa wyprawa, Zmala dom, ubyo drogi; Wjecha ju na pene morze, Ponad otwart gbin,

Nie zamoczywszy kopyta, Nie pograjc pciny. Mody Ksie Joukahainen, Laposki modzik ylasty, Nienawi w sercu hodowa, Zawi od dawna gbok ywi do Vinminena, Od wiekw sawnego wieszcza. Naszykowa uk ognisty, Wyporzdzi go kunsztownie, Z elaza zbudowa kusz, Jelce z miedzi narychtowa, Zotem ozdobi wzorzystym, Zadba o srebrn opraw. Skd plecion ni namota, Ciciw skd wydobdzie? Z cigien ososia piekielnego, Z lnu, co Lempo go zasiewa. Tak uday mu si jelce, uk nad podziw si wydarzy, Mile si przedstawia oku I wart by godziw cen: Ko mg stan na uczysku, W wygiciu biegao rebi, W jelcu moga spa dziewczyna, Zajc w wizaniu ciciwy. Strzay wyci upierzone, Brzechwy z trojga pir zoone, Trzonki wystruga dbowe, Groty ich nasyci smo. A gdy byy ju gotowe, Opierzy je pniej zrcznie Jaskczym puchem mizernym, Wrbla pirkami z ogona. I nasyci swoje strzay, Nasyci je i napoi Czarnymi jadami gadu, mii trujc posok. Ze strzaami w pogotowiu, Z ukiem napitym do strzau Czatowa, a Vinminen, Nadejdzie ze Suvantoli. Czeka wieczr, czeka ranek, Czeka jeszcze do poudnia. Dugo na Vinminena Wyczekiwa nieznuenie, Przesiadujc pod oknami, ledzc zza wga stodoy, Czajc si za opotkami, Czatujc na szczerym polu,

Z koczanem strza za plecami I z dobrym ukiem pod pach. Wyczekiwa te w oddali Od drugiej strony gocica, Na cyplu, gdzie pon ogie, Wi gorzaa na mierzei, Przy kipicym wodospadzie, Gdzie si wity nurt kotuje. A ktrego dnia nareszcie, Gdy ju duyy si czaty, Na zachd zwrci spojrzenie, Dostrzeg z poudniowej strony, e midzy falami morza Zamyo co, zamodrzao: Zali to od wschodu zorza, Zali poranna nieoga? Nie byo zorzy od wschodu, Ani porannej nieogi, Jeno stary Vinminen, Pieniarz sawny z dawien dawna, Po drodze do ziemi Pohjoli, Wdrujcy na skraj wiata Na koniu jak soma powym, Na wierzchowcu jabkowitym. Wwczas mody Joukahainen, Laposki modziak ylasty, Sign po swj uk ognisty, Zapa strza najcelniejsz, Wymierzy w Vinminena, Zabi chcc starca z poudnia. Ja matka wypytywa, Badaa go rodzicielka: Na kogo przygotowae uk elazem opatrzony? Wwczas mody Joukahainen Takimi odrzecze sowy: Na tego przygotowaem uk elazem opatrzony: Na gow Vinminena, By zabi starca z Poudnia: Ustrzel Vinminena, Wiecznego wieszcza przeszyj Poprzez serce i wtrob, Bok mu przebij na poy. Matka go odegnywaa, Wzbronia i zakazaa: Nie miej tkn Vinminena, Starca z plemienia Kalevy; Vin jest z wielkiego rodu Szwagierki mojej bratankiem.

Jakby zastrzeli Vin, Co z Kalevy si wywodzi, Rado uszaby ze wiata, Pie zniknaby z tej ziemi; Lepsza jest rado na wiecie, Pie dononiej si rozchodzi, Niby dano jej w Manali, W ciasnych domostwach pod ziemi. Nad tym mody Joukahainen Niewiele si zastanawia, Waha si na mgnienie oka, Gdy do strzela mu kazaa, Jedna kae, druga przeczy,, A nabrzmiay w palcach yy. Tymi sowy na ostatek Odezwie si, tak wypowie: Niechaj nawet dwakro ujdzie Wszelka rado z tego wiata I wszystkie pieni przepadn, Strzel pewnie, bez wahania. Napi tgo uk ognisty, Zaczep odcign miedziany A do lewego kolana, uk o prawe opierajc, Wycign strza z koczana I spomidzy strza trjpirych Wydoby strza najtsz, Wybra trzonek ja najlepszy, Umocowa na ciciwie, Osadzi na lnianym splocie. Wymierzy swj uk ognisty Prosto z prawego ramienia, Skadajc si, by ustrzeli, Ugodzi Vinminena, Po czym bez sowa rzecze: Tutaj tnij, brzozowy grocie, Przeszyj, sosnowa gazi, Zadzwo, napita ciciwo! Jeli obsunie si rka, Ty pu gr strza w locie, Jeeli rka zgruje, Niechaj lot obniy strzaa! Zeskoczy zaczep miedziany Wypuszczajc pierwsza strza, Ktra posza ostro gr, Ponad gowa a do nieba W koujce niebem chmury, W krce gr oboki. Jednak strzeli, nie ustpi I wypuci drug strza

Ta posza za bardzo doem, Do gospodyni podziemi: Chciaa uj w gb kraju mierci, Gr piasku wp rozrya. Trzeci raz wypuci strza, Posza pewnie po raz trzeci, Trafia do modrego osia Pod starym Vinminenem, Razia powego rebca, Wierzchowca jabkowitego, Strzaa wesza mu pod pach, Lew opatk przebia. Tedy stary Vinminen Palcami pad w gb ywiou, Domi zwrci si ku fali, Garci w grzywy fal potoczy Z grzbietu modrej maci osia, Wierzchowca jabkowitego. Rozptaa si nawanica, Okrutna fala na morzu, Poniesie starego Vin W dal poza granice ziemi, Na owe wodne obszary, Na otwart przestrze morza. Wwczas mody Joukahainen Takim chepi si jzykiem: Ju, stary Vinminenie, Nie zobaczysz nigdy w wiecie, Nie ujrzysz na wasne oczy Jasnej powiaty miesica Na wrzosowiskach Vinli, Na polanach Kalevali! Sze lat bujaj tu na fali I siedem kolejnych wiosen, Pokouj sobie lat osiem Na owych wodach przestronnych, Na rozkoysanych falach. Przez sze lat jako wierczyna, Siedem lat jako choina, Osiem jako pie zrbany! Do domu wrci wawo, Matka zada mu pytanie: Zali ustrzelie Vin, Zabie syna Kalevy? Na to mody Joukahainen Odpar takimi sowami: Trafiem Vinminena, Zgadziem syna Kalevy, Daem mu zamiata morze, Kazaem szorowa fale

Na owym kaprynym morzu, W ustawicznym kotowaniu Wprost na palce zlecia starzec, Domi skoni si ku wodzie, Potem si na bok przewrci, Leg na plecach na ostatek, W tej chwiejbie na morskich falach, W grzywaczy rozkoysaniu. Matka odpara do w te sowa: le uczynie nieszczniku, e zabi Vinminena, Zgadzie syna Kalevy, Wielkiego ma z Poudnia, Najlepszego w Kalevali! RUNO SIDME (fragment) Stary mdry Vinminen Pywa po gbokich wodach Jako jodowe igliwie, Jako sosny pie sprchniay Poprzez caych sze dni lata Oraz sze kolejnych nocy; Przed sob mia wd przejrzysto, A za sob jasne niebo. Pyn jeszcze przez dwie noce I dwa dni co si duyy; Przeto na dziewita nock Po przebyciu dnia smego, Ogarna go udrka I przemogo przygnbienie, Z nogi uby mu paznokie I opuszki palcw z rki. Tedy stary Vinminen Takie wypowiada sowa: Biada mi, nieborakowi, Utrapionemu niedol, em z rodzinnych stron wyruszy, W ktrych tyle lat mieszkaem, W pnym wieku w wiat szeroki, By si bka dniem i noc Ustawicznym wiatrw wianiu, W koataniu si po falach, Po nieogarnionych wodach, Po rozwartej gbi morza; Zimne tutaj mam mieszkanie, Mierzi mnie zibnicie tutaj, Wieczne w falach przebywanie, Obcowanie z penym morzem. Nic mi zgoa nie wiadomo,

Jak tu sobie w yciu radzi W owym nie przyjaznym czasie, U schyku wieku starego: Czy budowa dom na wietrze, Czy na falach izb ciosa? Jak na wietrze dom zbuduj, Nie znajd na nim oparcia, Jak wyciosam chat w wodzie, Woda ciesiok uniesie. Przelatywa ptak z Laponii, Orze od pnocno-wschodu, Nie by on ci z tych najwikszych, Ale i z najmniejszych nie by: Skrzydem zawadza o wod, Drugim dociera do nieba, Ogonem omiata morze, O szkiery obija dziobem. Lata tdy i owdy, zyglda si, przypatrywa, Zobaczy Vinminena Na rodku modrego morza: C tu robisz w morzu