128
Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej MILAN KUNDRA "śycie jest gdzieindziej" SPIS TREŚCI Część pierwsza albo Poeta przychodzi na świat Część druga albo Ksawery. Część trzecia albo Poeta onanizuje się. Część czwarta albo Poeta ucieka. Część piąta albo Poeta jest zazdrosny. Część szósta albo Czterdziestolatek. Część siódma albo Poeta umiera. Część pierwsza albo Poeta przychodzi na świat Kiedy matka poety zastanawiała się nad tym, gdzie poeta został poczęty, brała pod uwagę tylko trzy moŜliwości: albo wieczorem na ławeczce w parku, albo pewnego popołudnia w mieszkaniu kolegi ojca poety, bądź teŜ przedpołudniem w romantycznym krajobrazie nie opodal Pragi. Gdy podobne pytanie stawiał sobie ojciec poety, dochodził do wniosku, Ŝe poeta został poczęty w mieszkaniu jego kolegi, poniewaŜ tego dnia wciąŜ prześladował go pech. Matka poety nie chciała do tego mieszkania pójść, dwa razy się pokłócili, dwa razy się pogodzili, kiedy się kochali, ktoś przekręcił klucz w drzwiach sąsiedniego mieszkania, matka poety wystraszyła się, przestali się kochać, później zaś dokończyli przy obopólnym zdenerwowaniu, co uwaŜał ojciec za przyczynę poczęcia poety. Matka poety jednak w ogóle nie dopuszczała moŜliwości, iŜby poeta miał być poczęty w wypoŜyczonym mieszkaniu (panował w nim starokawalerski bałagan i matka brzydziła się rozścielonego łóŜka, w którym na prześcieradle leŜała wymięta cudza piŜama), odrzucała takŜe i tę moŜliwość, Ŝe został poczęty na ławeczce w parku, gdzie dała się namówić na kochanie bardzo niechętnie i wbrew swemu gustowi, mierziło ją bowiem to, Ŝe właśnie na takich ławkach kochają się w parku prostytutki. Było więc dla niej całkiemjasne, Ŝe poeta mógł być poczęty jedynie podczas słonecznego letniego przedpołudnia za ścianą wysokiego bloku skalnego, sterczącego patetycznie wśród innych głazów w dolinie będącej miejscem niedzielnych spacerów PraŜan. Sceneria ta nadaje się na miejsce poczęcia poety z wielu względów: oświetlona południowym słońcem jest scenerią blasku a nie ciemności, dnia a nie nocy: jest to miejsce pośród otwartej naturalnej przestrzeni, a więc miejsce wzlotu, rozwinięcia skrzydeł; i wreszcie, choć niezbyt oddalona od ostatnich zabudowań miejskich, jest to okolica romantyczna, najeŜona skałami sterczącymi w dziko ukształtowanym terenie. To wszystko wydawało jej się być wymownym obrazem tego, co wówczas przeŜywała. CzyŜjej wielka miłość do ojca poety nie była romantycznym buntem przeciwko prozaicznemu Ŝyciu jej rodziców? CzyŜ odwaga, z jaką ona, córka bogatego sklepikarza, wybrała ubogiego, świeŜo upieczonego inŜyniera, nie była w istocie podobna do tego nieujarzmionego krajobrazu? Matka poety przeŜywała wtedy wielką miłość i niczego tu nie zmienia rozczarowanie, które przyszło niebawem, kilka tygodni po owym pięknym przedpołudniu za skałą. Kiedy bowiem radośnie podniecona oznajmiła swemu kochankowi, Ŝe juŜ dość znacznie opóźnia się intymna niedyspozycja, która jej co miesiąc uprzykrza Ŝycie, inŜynier z oburzającą obojętnością (choć, jak nam się zdaje, udawaną i niepewną) oświadczył, Ŝe chodzi tu o drobne zaburzenie cyklu fizjologicznego, który na pewno powróci znów do swego Strona 1

Kundera - Życie jest gdzie indziej

Embed Size (px)

DESCRIPTION

l

Citation preview

Page 1: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej MILAN KUNDRA

"śycie jest gdzieindziej"

SPIS TREŚCI

Część pierwsza albo Poeta przychodzi na światCzęść druga albo Ksawery.Część trzecia albo Poeta onanizuje się.Część czwarta albo Poeta ucieka.Część piąta albo Poeta jest zazdrosny.Część szósta albo Czterdziestolatek. Część siódma albo Poeta umiera.

Część pierwsza albo Poeta przychodzi na świat

Kiedy matka poety zastanawiała się nad tym, gdzie poeta zostałpoczęty, brała pod uwagę tylko trzy moŜliwości: albo wieczorem naławeczce w parku, albo pewnego popołudnia w mieszkaniu kolegi ojcapoety, bądź teŜ przedpołudniem w romantycznym krajobrazie nieopodal Pragi. Gdy podobne pytanie stawiał sobie ojciec poety, dochodził downiosku, Ŝe poeta został poczęty w mieszkaniu jego kolegi,poniewaŜ tego dnia wciąŜ prześladował go pech. Matka poety niechciała do tego mieszkania pójść, dwa razy się pokłócili, dwa razysię pogodzili, kiedy się kochali, ktoś przekręcił klucz w drzwiachsąsiedniego mieszkania, matka poety wystraszyła się, przestali siękochać, później zaś dokończyli przy obopólnym zdenerwowaniu, couwaŜał ojciec za przyczynę poczęcia poety. Matka poety jednak w ogóle nie dopuszczała moŜliwości, iŜbypoeta miał być poczęty w wypoŜyczonym mieszkaniu (panował w nimstarokawalerski bałagan i matka brzydziła się rozścielonego łóŜka,w którym na prześcieradle leŜała wymięta cudza piŜama), odrzucałatakŜe i tę moŜliwość, Ŝe został poczęty na ławeczce w parku, gdziedała się namówić na kochanie bardzo niechętnie i wbrew swemugustowi, mierziło ją bowiem to, Ŝe właśnie na takich ławkachkochają się w parku prostytutki. Było więc dla niej całkiemjasne,Ŝe poeta mógł być poczęty jedynie podczas słonecznego letniegoprzedpołudnia za ścianą wysokiego bloku skalnego, sterczącegopatetycznie wśród innych głazów w dolinie będącej miejscemniedzielnych spacerów PraŜan. Sceneria ta nadaje się na miejsce poczęcia poety z wieluwzględów: oświetlona południowym słońcem jest scenerią blasku a nieciemności, dnia a nie nocy: jest to miejsce pośród otwartejnaturalnej przestrzeni, a więc miejsce wzlotu, rozwinięciaskrzydeł; i wreszcie, choć niezbyt oddalona od ostatnich zabudowańmiejskich, jest to okolica romantyczna, najeŜona skałamisterczącymi w dziko ukształtowanym terenie. To wszystko wydawałojej się być wymownym obrazem tego, co wówczas przeŜywała. CzyŜjejwielka miłość do ojca poety nie była romantycznym buntem przeciwkoprozaicznemu Ŝyciu jej rodziców? CzyŜ odwaga, z jaką ona, córkabogatego sklepikarza, wybrała ubogiego, świeŜo upieczonegoinŜyniera, nie była w istocie podobna do tego nieujarzmionegokrajobrazu? Matka poety przeŜywała wtedy wielką miłość i niczego tu niezmienia rozczarowanie, które przyszło niebawem, kilka tygodni poowym pięknym przedpołudniu za skałą. Kiedy bowiem radośniepodniecona oznajmiła swemu kochankowi, Ŝe juŜ dość znacznie opóźniasię intymna niedyspozycja, która jej co miesiąc uprzykrza Ŝycie,inŜynier z oburzającą obojętnością (choć, jak nam się zdaje,udawaną i niepewną) oświadczył, Ŝe chodzi tu o drobne zaburzeniecyklu fizjologicznego, który na pewno powróci znów do swego

Strona 1

Page 2: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdobroczynnego rytmu. Mama wyczuła, Ŝe jej kochanek nie chce dzielićz nią nadziei i radości, obraziła się i nie rozmawiała z nim, aŜ dochwili, gdy lekarz oznajmił jej, Ŝe jest w ciąŜy. Ojciec poetypowiedział wówczas, Ŝe przyjaźni się z pewnym ginekologiem, którydyskretnie uwolni ją od kłopotu, na co mama wybuchnęła płaczem. Wzruszające bywają finały młodzieńczych buntów. Najpierwzbuntowała się przeciw rodzicom w imię młodego inŜyniera, a potemzwróciła się do nich o pomoc przeciw niemu. I rodzice nie zawiedli;spotkali się z nim, przemówili mu do serca i inŜynier,zrozumiawszy widocznie, Ŝe nie ma wyjścia, zgodził się na wystawnewesele i przyjął bez skrupułów spore wiano, które umoŜliwiło muzałoŜenie własnego przedsiębiorstwa budowlanego; swój skromnydobytek, mieszczący się w dwóch walizkach, przeniósł do willi,gdzie jego młoda Ŝona mieszkała od urodzenia ze swymi rodzicami. Zręczna kapitulacja inŜyniera nie mogła juŜ wszakŜe zataićprzed mamą poety, iŜ to, w co rzuciła się z zapamiętaniem, którewydawało jej się wspaniałe, to nie była wzajemna wielka miłość, doktórej, jak sądziła, miała pełne prawo. Jej ojciec był właścicielemdwóch prosperujących praskich drogerii, a córka wyznawała zasadęwyrównanych rachunków; skoro zainwestowała w miłość wszystko (byłaprzecieŜ gotowa zdradzić nawet własnych rodziców i ich zacisznydom!), chciała, Ŝeby partner włoŜył do wspólnego skarbca jednakowąsumę uczuć. Starając się naprawić niesprawiedliwość, pragnęła terazznowu z owej skarbnicy uczuć odebrać sobie to, co w niej ulokowała,i ukazywała męŜowi po ślubie dumne i surowe oblicze. Z rodzinnej willi wyprowadziła się niedawno siostra matkipoety, (wyszła za mąŜ i wynajęła mieszkanie w centrum miasta) takŜe stary sklepikarz z Ŝoną pozostali w pokojach na parterze, ainŜynier z ich córką mogli zamieszkać nad nimi w trzech pokojach -dwóch większych ijednym mniejszym, urządzonych dokładnie tak,jak toprzed dwudziestoma laty pomyślał ojciec panny młodej, kiedy willęzbudował. Fakt, Ŝe inŜynier dostał mieszkanie kompletnie urządzone,był mu w pewnym sensie na rękę, poniewaŜ oprócz zawartości dwóchwspomnianych walizek nie miał Ŝadnego majątku; mimo to proponowałjednak, Ŝeby za pomocą drobnych poprawek zmienić wygląd pokoju. Alematka poety nie zamierzała dopuścić do tego, by ten, który jąposyłał pod nóŜ ginekologa, śmiał naruszyć dawny układ wnętrza, wktórym zawarty był duch jej rodziców i wiele lat słodkiegoprzyzwyczajenia, oswojenia i bezpieczeństwa. Młody inŜynier i tym razem skapitulował bez walki; pozwoliłsobie tylko na jeden mały sprzeciw, który odnotowujemy: w pokoju,w którym małŜonkowie kładli się do snu, stał mały stolik; na jegoszerokiej nodze spoczywał cięŜki okrągły blat z szarego marmuru, nanim zaś stała figurka nagiego męŜczyzny; męŜczyzna trzymał w lewejręce lirę, którą opierał o swój lekko wystający bok. Prawą rękęwyrzucił w patetycznym geście, jakby jej palce przed chwiląuderzyły w struny; prawa noga była wysunięta do przodu, głowa lekkouniesiona tak, Ŝe oczy spoglądały w górę. Dodajmy jeszcze, Ŝe twarzmęŜczyzny była niezwykle piękna, włosy kędzierzawe, a bielalabastru, z którego figurka była wykonana, dodawała postaci czegośdelikatnie dziewczęcego, czy teŜ bosko dziewiczego; zresztą słowaboski uŜyliśmy nie bez powodu: według napisu wyrytego na podstawcemęŜczyzna z lirą był greckim bogiem Apollinem. Rzadko jednak matka poety mogła przyglądać się męŜczyźnie zlirą bez zdenerwowania. Zazwyczaj stał odwrócony tyłem do pokoju,kiedy indziej słuŜył jako stojak na kapelusz inŜyniera, innym razemna jego delikatnej głowie wisiał but, a kiedyś znów miał na sobieskarpetkę inŜyniera, która - jako Ŝe śmierdziała - stanowiławyjątkowe zniewaŜenie władcy Muz. JeŜeli matka poety przyjmowała to wszystko zezniecierpliwieniem, winne temu było nie tylko jej słabe poczuciehumoru; wyczuła całkiem słusznie, Ŝe poprzez skarpetkę na cieleApollina mąŜ, pod płaszczykiem Ŝartu, dajejej do zrozumienia to, coinaczej z grzeczności przemilczał: Ŝe odrzuca jej świat i Ŝekapituluje przed nim jedynie tymczasowo. W ten sposób alabastrowyprzedmiot stał się rzeczywistym antycznym bogiem, a więc istotąspoza świata ludzkiego, która w ten ludzki świat ingeruje,komplikuje rozgrywające się w nim wydarzenia, intryguje i zdradza

Strona 2

Page 3: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejto, co utajone. Młoda małŜonka spoglądała nań jak na swegosprzymierzeńca i jej marzycielska kobieca natura uczyniła zeń Ŝywąistotę, w której oczach pojawiało się chwilami kolorowe złudzenietęczówek, a usta zdawały się oddychać. Polubiła tego nagiegomłodzieńca, który był dla niej i zjej powodu zniewaŜany. Patrzyłanajego śliczną twarz i pragnęła, aby dziecko rosnące w jej brzuchubyło podobne do tego pięknego nieprzyjaciela jej męŜa. Chciała,Ŝeby było do niego na tyle podobne, by mogła myśleć, Ŝe to nie mąŜ,ale ów młodzieniec jest tym, który ją zapłodnił; prosiła go, abyswym urokiem naprawił niefortunne poczęcie, odcisnął na nim swojepiętno, przemalowałje, jak kiedyś wielki Tycjan namalował swójobraz na płótnie zepsutym przez partacza. Znajdując mimowolnie wzór w Marii Pannie, która została matkąbez udziału człowieka i stworzyła w ten sposób ideał macierzyńskiejmiłości, do której ojciec się nie miesza i nie przeszkadza w niej,doznała prowokacyjnego pragnienia, aby nazwać dziecko Apollo, cooznaczało dla niej Ten, który nie ma ludzkiego ojca. Wiedziałajednak, Ŝe jej syn miałby cięŜkie Ŝycie z takim wydumanym imieniemi Ŝe wszyscy śmialiby się z niej i z niego. Szukała więc czeskiegoimienia odpowiedniego dla młodzieńczego greckiego boga i przyszłojej na myśl imię Jaromil; na tosię wszyscy zgodzili. Zresztą, była akurat wiosna* i kwitły bzy, kiedy pewnego dniaodwieźli ją do szpitala; tam po kilku godzinach bólu wyśliznął sięz niej młody poeta na zanieczyszczone prześcieradło świata.

* Jaromil w języku czeskim znaczy miłujący wiosnę - przyp.tłum.

2

Potem połoŜyli poetę przy jej posłaniu w małym łóŜeczku i mamasłuchała rozkosznego wrzasku; jej obolale ciało przepełnione byłodumą. Nie zazdrośćmy ciału tej dumy; dotychczas nie zaznało jejzbyt wiele, choć było całkiem ładne: miało wprawdzie niepokaźnytyłeczek i trochę przykrótkie nogi, lecz za to wyjątkowo jędrnepiersi, a pod delikatnymi włosami (tak lekkimi, Ŝe z trudem dawałosię z nich ułoŜyć fryzurę) twarz moŜe nie olśniewająco piękną,posiadającą jednak dyskretny wdzięk. Mama zawsze uświadamiała sobie znacznie bardziej swojądyskrecję aniŜeli swój wdzięk, zwłaszcza Ŝe od dzieciństwa Ŝyła uboku starszej siostry, która doskonale tańczyła, ubierała się wnajlepszym praskim zakładzie krawieckim i ozdobiona rakietątenisową łatwo wchodziła w świat eleganckich męŜczyzn, odwracającsię plecami do rodzinnego domu. Efektowna drapieŜność siostryutwierdzała mamę w przekornej skromności, toteŜ nauczyła się zprzekory kochać sentymentalną powagę muzyki i ksiąŜek. Chodził z nią jeszcze przed inŜynierem pewien chłopak, studentmedycyny, syn z zaprzyjaźnionej rodziny, ale ta znajomość nie mogław powaŜniejszym stopniu napełnić jej ciała świadomością własnejwartości. Gdy się z nią kiedyś na daczy po raz pierwszy kochał,rozstała się z nim zaraz następnego dnia z melancholijnymprzekonaniem, Ŝe ani jej uczuciom, ani jej zmysłom nie dane jestprzeŜyć wielkiej miłości. A poniewaŜ właśnie wtedy zdawała maturę,miała okazję, by oświadczyć, Ŝe cel swego Ŝycia widzi w pracy, ipostanowiła wstąpić (mimo niezadowolenia praktycznego ojca) nawydział filozoficzny. Kiedy juŜ jej zawiedzione ciało siadywało bodaj piąty miesiącw szerokiej ławce uniwersyteckiego audytorium, spotkało pewnegorazu na ulicy zuchwałego młodego inŜyniera, który je zagadnął, a potrzech randkach posiadł. A poniewaŜ ciało było tym razem bardzo (ito nieoczekiwanie) zadowolone, dusza szybko zapomniała o ambicjachnaukowej kariery i (jak to porządna dusza zawsze czynić powinna)pośpieszyła ciału na pomoc: przytakiwała ochoczo poglądominŜyniera, jego wesołej nonszalancji i przemiłej beztrosce. I choćwiedziała, Ŝe są to cechy obce jej otoczeniu, pragnęła się z nimiutoŜsamić, poniewaŜ jej smutne, skromne ciało w ich obecnościprzestawało sobie niedowierzać i zaczynało w zadziwiający sposób

Strona 3

Page 4: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejcieszyć się samym sobą. CzyŜ więc mama była nareszcie szczęśliwa? Niezupełnie: miotałasię pomiędzy wiarą i wątpliwościami; gdy rozbierała się przedlustrem, patrzyła na siebie jego oczami i wydawała się sobiechwilami podniecająca, chwilami zaś nudna. Oddała swe ciało wniewolę cudzym oczom - i w tym tkwiła wielka niepewność. Jakkolwiek wahała się między nadzieją i niewiarą, była wszakŜeskutecznie wyrwana ze swej przedwczesnej rezygnacji; rakietatenisowa siostry juŜ jej nie deprymowała; jej ciało Ŝyło nareszciejak ciało i mama zrozumiała, Ŝe wspaniale jest tak właśnie Ŝyć.Pragnęła, aby to nowe Ŝycie nie było tylko fałszywą obietnicą, lecztrwałą prawdą; pragnęła, Ŝeby inŜynier zabrał ją z uniwersyteckiejławy i z rodzinnego domu i przemienił tę miłosną przygodę wprzygodę Ŝycia. Dlatego powitała ciąŜę z entuzjazmem: wyobraŜałasobie inŜyniera i swoje dziecko i zdawało jej się, Ŝe ta trójkasięga gwiazd i wypełnia wszechświat. Mówiliśmy juŜ o tym wpoprzednim rozdziale: mama szybko zrozumiała, Ŝe ten, któremuzaleŜało na przygodzie miłości, przygody Ŝycia się boi i wcale niepragnie zamienić się razem z nią w posągi sięgające gwiazd. Wiemyjednak równieŜ i to, Ŝe tym razem jej poczucie własnej wartości nierunęło pod naporem oziębłości kochanka. Zmieniło się więc cośbardzo waŜnego. Ciało mamy, do niedawnajeszcze wydane na pastwęoczu kochanka, wkroczyło w nową fazę swej historii: przestało byćciałem dla cudzych oczu, a stało się ciałem dla kogoś, ktodotychczas oczu nie miał. Nie była juŜ waŜna jego zewnętrznapowłoka; ciało stykało się z innym ciałem swą wewnętrzną, nigdyprzez nikogo nie widzianą ścianą. Oczy zewnętrznego świata mogływięc dostrzec tylko jego zewnętrzną nieistotną stronę i nawetzdanie inŜyniera nicjuŜ dla niego nie znaczyło, poniewaŜ nie mogłow Ŝaden sposób wpłynąć na jego wielki los; teraz dopiero stało sięw pehu niezaleŜne i samowystarczalne; brzuch, który potęŜniał ibrzydł, był dla niej rosnącym rezerwuarem dumy. Po porodzie ciało mamy wkroczyło w kolejny okres. Gdy po razpierwszy błądzące usteczka niemowlęcia przyssały się do jej piersi,poczuła słodkie drŜenie rozchodzące się po całym ciele;przypominało to pieszczoty kochanka, było w tym jednak coś więcej:wielkie spokojne szczęście, wielki szczęśliwy spokój. Nigdyprzedtem tego nie doznała; jeŜeli kochanek całował jej piersi,była to sekunda, która miała odkupić godziny zwątpień i nieufności;tym razem jednak wiedziała, Ŝe usta są przyciśnięte do jej piersina dowód bezgranicznego oddania, którego moŜe być pewna.

Istniała jeszcze jedna róŜnica: kiedy kochanek dotykał jejnagiego ciała, zawsze się wstydziła; wzajemne przybliŜanie się dosiebie było , zawsze pokonywaniem obcości i chwila zbliŜenia byłaupojna właśnie dlatego, Ŝe była tylko chwilą. Wstyd nigdy niewygasł, czynił miłość podniecającą, ale równocześnie pilnowałciała, by nie oddało się bez reszty. Tym razem jednak wstyd zniknął- nie było go. Obydwa ciała całkowicie otwarły się dla siebie i niemiały przed sobą nic do ukrycia. Nigdy nie oddała się w taki sposóbinnemu ciału i nigdy inne ciało w ten sposób nie oddało sięjej.Kochanek mógł korzystać zjej łona, lecz nigdy w nim nie mieszkał,mógł dotykaćjej piersi, lecz nigdy z niej nie pił. Ach, karmienie!Z czułością obserwowała rybie ruchy bezzębnych ust ' i wyobraŜałasobie, Ŝe do jej synka wpływają razem z mlekiem równieŜ jej myśli,wyobraŜenia i sny. Był to rajski stan: ciało mogło być w pełni ciałem i niemusiało zakrywać się figowym listkiem; byli zanurzeni w bezkresiespokojnego czasu; Ŝyli razem, tak jak Ŝyli Ewa z Adamem, dopóki nieskosztowali jabłka z drzewa poznania; Ŝyli w swoich ciałach pozadobrem i złem; - mało tego: piękno i brzydota w raju nie róŜnią sięod siebie, tak Ŝe wszystko, z czego składa się ciało, nie było dlanich piękne ani brzydkie, ale rozkoszne; rozkoszne były dziąsła,chociaŜ były bezzębne, rozkoszna ' była pierś, rozkoszny pępek,rozkoszna była malutka pupcia, rozkoszne były kiszki, którychfunkcjonowanie było uwaŜnie śledzone, rozkoszne włoski wyrastającena śmiesznej czaszce. Dbała troskliwie o bekanie, siusianie ikupkanie synka, a była to nie tylko pielęgnacyjna troskliwość

Strona 4

Page 5: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmająca na względzie zdrowie dziecka; nie, troszczyła się owszystkie jego procesy fizjologiczne z pasją. To było coś zupełnie nowego, poniewaŜ mama miewała od dzieckawyjątkowe obrzydzenie nie tylko do cudzej, ale i do własnejcielesności; sama do siebie czuła odrazę, kiedy musiała usiąść wustępie (zawsze starała się przynajmniej, by nikt nie widział, Ŝetam wchodzi). Miała nawet taki okres, Ŝe wstydziła się jeść wobecności ludzi, bowiem przeŜuwanie i połykanie wydawało jej sięobrzydliwe. Cielesność synka, wywyŜszona ponad wszelką brzydotę, wzadziwiający sposób ją teraz oczyszczała i usprawiedliwiałarównieŜjej własne ciało. Mleko, którego kropelka osiadła czasem napomarszczonej skórze brodawki, zdawało się jej poetyckie jak kroplarosy; często ujmowała swą pierś i ściskała ją lekko, Ŝeby zobaczyćtę czarowną kroplę; brała kropelkę na wskazujący palec i kosztowałają; mówiła sobie, Ŝe chce poznać smak napoju, którym Ŝywi się jejsyn, ale chciała raczej poznać, jak smakuje jej ciało; a skoromleko miało dla niej słodki smak, zaś smak ten godził ją zewszystkimi innymi jej sokami i wydzielinami, zaczęła sama siebieodbierać jako smaczną, jej ciało było dla niej czymś przyjemnym inaturalnym, jak kaŜdy twór przyrody, jak drzewo, jak krzak,jakwoda. Niestety, ciesząc się swoim ciałem, mama zaniedbywała jeprzy tym; pewnego dnia uświadomiła sobie, Ŝe jest juŜ za późno, Ŝena brzuchu pozostaniejej zmarszczona skóra z białymi szparami wtkance podskórnej, odstająca skóra, która jak gdyby nie była trwałączęścią ciała, ale jego luźno naszytą powłoką. O dziwo jednak niebyła zrozpaczona, kiedy się o tym przekonała. Nawet pomarszczone nabrzuchu, ciało mamy było szczęśliwe; poniewaŜ było ciałem dla oczu,które dotychczas dostrzegały świat jedynie w zamglonych konturachi nie widziały (były to przecieŜ rajskie oczy!), Ŝe istniejeokrutny świat, w którym ciała dzieli się na brzydkie i ładne. O ile nie widziały tego oczy dziecka, widziały to naturalnieoczy małŜonka, który po narodzeniu się Jaromila starał się z mamąpogodzić. Po bardzo długim czasie znowu się razem kochali; leczbyło to inne niŜ kiedyś; wyznaczali sobie na miłość fizycznądyskretne chwile, kochali się po ciemku i powściągliwie. Mamie byłoto, oczywiście, na rękę: miała świadomość swego oszpeconego ciałai bała się, Ŝe w zbyt namiętnej i otwartej miłości fizycznej szybkostraciłaby błogi wewnętrzny spokój, który dał jej syn. Nie, nie, nie zapomni juŜ nigdy, Ŝe mąŜ ofiarował jejpodniecenie pełne niepewności, syn natomiast spokój pełenszczęścia; dlatego wciąŜ się do niego uciekała (juŜ raczkował, juŜchodził, juŜ mówił), jakby szukając pociechy. Kiedyś cięŜkozachorował i mama przez czternaście dni prawie nie zmruŜyła oka,czuwając nieprzerwanie przy jego ciałku, które było gorące izwijało się z bólu; i ten okres przeŜyła w uniesieniu; gdy chorobaminęła, zdawało jej się, Ŝe przeszła z ciałem syna w ramionachprzez królestwo zmarłych, i znowu wróciła z nim do normalnegoświata; miała wraŜenie, iŜ po tym wspólnym przeŜyciu juŜ nigdy nicich nie moŜe rozdzielić. Ciało męŜa osłonięte ubraniem czy piŜamą, ciało dyskretniezamknięte w sobie, oddalało się od niej i z kaŜdym dniem traciło naintymności, podczas gdy ciało syna było na nią bezustannie zdane;juŜ go wprawdzie nie karmiła piersią, ale uczyła go korzystać zustępu, ubierała go i rozbierała, decydowała o jego uczesaniu iubraniu, codziennie dotykała go zewnętrznie poprzez jedzenie,które mu z miłością przygotowywała. Gdy mając cztery lata zacząłcierpieć na brak apetytu, stała się surowa; zmuszała go do jedzeniai po raz pierwszy poczuła, Ŝe jest nie tylko przyjaciółką, lecz iwładczynią tego ciała; to ciało się broniło, nie chciało przełykać,ale musiało; z dziwnym upodobaniem patrzyła na ten daremny opór ina to podporządkowanie, na tę wątłą szyjkę, na której rysowała siędroga nie chcianego kęsa. Ach, ciało syna, jej dom i raj, jejkrólestwo...

3

A co z duszą syna? Czy dusza nie była jej królestwem? O, tak,tak! Kiedy Jaromil pierwszy raz wypowiedział słowo i było to słowo

Strona 5

Page 6: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmama, mamusia była szalenie szczęśliwa; mówiła sobie, Ŝe samawypełniła cały umysł syna, składający się na razie z jednegojedynego pojęcia, i Ŝe równieŜ w przyszłości, gdy umysł będzierosnąć, rozgałęziać się i rozrastać, jego korzeniem pozostanie nazawsze ona. Przyjemnie zachęcona śledziła troskliwie wszystkienastępne próby wypowiedzi syna, a poniewaŜ przeczuwała, Ŝe pamięćjest zawodna a Ŝycie długie, kupiła sobie dziennik wciemnoczerwonej oprawie i zapisywała tam wszystko, co wychodziło zdziecięcych ust. Jeśli więc posłuŜymy się mamy dziennikiem, przekonamy się, Ŝepo słowie mama nastąpiły rychło dalsze słowa, przy czym słowo tatazaznaczone jest dopiero jako siódme z kolei po: baba, dziadzia,ham, tutu, hafi lulu. Po tych prostych słowach (w mamy dzienniku dokaŜdego z nich dołączony jest krótki komentarz i data) znajdziemypierwsze próby zdań; dowiadujemy się, Ŝe jeszcze długo przed swymidrugimi urodzinami oświadczył: mamusia jest dobra. W kilka tygodnipóźniej powiedział: mamusia jest be. Za ten osąd, który wygłosił,gdy mama odmówiła mu przed obiadem malinowego soku, dostał lanie ipłacząc krzyczał potem: Znajdę sobie inną mamusię! Za to o tydzieńpóźniej sprawił mamie wielką radość mówiąc: Moja mamusiajestnajładniejsza. Kiedy indziej powiedział: Mamusiu, ja ci damlizanego całuska, co miało znaczyć, Ŝe wysunie język i obliŜe mamiecałą twarz. Jeśli przeskoczymy kilka kartek, dojdziemy do wypowiedzi,która zwraca naszą uwagę swą rytmicznością. Babcia obiecała kiedyśJaromilowi, Ŝe mu da jabłuszko, ale potem zapomniała o swejobietnicy i zjadła je; Jaromil czuł się wówczas oszukany, bardzosię złościł i powtórzył kilkakrotnie: Niedobra babusia ukradłajabłusia. W pewnym sensie wypowiedź tę moŜna by postawić obokcytowanej myśli Jaromila, Ŝe mamusia jest be, tylko Ŝe tym razemnie dostał po pupie, poniewaŜ wszyscy - łącznie z babcią - śmialisię i powiedzenie często później między sobą (co jednak nie uszłouwadze czujnego Jaromila) z rozbawieniem powtarzali. Jaromil niebardzo wówczas rozumiał przyczynę swego sukcesu, ale my wiemybardzo dobrze, Ŝe od lania uratował go rym i Ŝe w ten sposób poezjapo raz pierwszy ukazała mu swą magiczną moc. Rymowanych wypowiedzi znajdziemy na następnych stronach mamydziennika jeszcze kilka i sądząc z jej komentarza, Jaromil sprawiałnimi wielką radość i uciechę całemu domowi. Tak na przykładstworzył podobno taki oto zwięzły portret ich słuŜącej Anusi:SłuŜka Ania jest jak łania. Albo kawałek dalej moŜemy przeczytać: Dolasu pójdziemy serduszko uradujemy. Mama domyślała się, Ŝe opróczcałkiem oryginalnego talentu, którym Jaromil był obdarzony,wypływała owa sztuka rymotwórcza z oddziaływania dziecięcychrymowanek, które czytała mu w takiej ilości, iŜ łatwo mógł ulecwraŜeniu, Ŝe język czeski składa się wyłącznie z trochejów; ale tumusimy mamę nieco skorygować: większą rolę niŜ talent i wzoryliterackie odegrał w tym wypadku dziadek, trzeźwy praktyk izaciekły wróg poezji, który celowo wymyślał jak najgłupszedwuwiersze i uczył ich po kryjomu wnuka. Jaromil szybko zauwaŜył, Ŝe jego słowa są zapisywane z wielkąuwagą, i zaczął wykorzystywać to w swoim zachowaniu; o ilewcześniej posługiwał się językiem po to, by się porozumieć, terazmówił, aby usłyszeć aprobatę, podziw albo śmiech. Z góry juŜcieszył się z tego, jak inni będą reagować na jego słowa, aponiewaŜ często zdarzało się, Ŝe poŜądanego oddźwięku nie było,próbował mówić rzeczy nieprzyzwoite, Ŝeby w ten sposób zwrócić nasiebie uwagę. Raz mu się to nie opłaciło; kiedy powiedział tacie imamie: Wy wszyscy jesteście chuje (słowo chuj usłyszał od chłopcaw sąsiednim ogrodzie i pamiętał, Ŝe inni chłopcy bardzo się z tegośmiali), dostał od taty po buzi. Od tego czasu bacznie obserwował, co dorośli w swoich słowachcenią, z czym się zgadzają, czego nie aprobują, a czym sąskonsternowani; umoŜliwiło mu to pewnego razu, gdy stał z mamą wogrodzie, wygłoszenie zdania przesiąkniętego melancholią babcinychutyskiwań: Mamusiu, Ŝycie jest właściwie jak te chwasty. Trudno odgadnąć, co chciał przez to powiedzieć; na pewno niemiał na myśli owej dziarskiej bezwartościowości i bezwartościowej

Strona 6

Page 7: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdziarskości, będącej właściwością chwastów; prawdopodobnie chciałjedynie opisać dość niejasne wyobraŜenie, Ŝe Ŝycie jest smutne idaremne. Pomimo tego, Ŝe powiedział przecieŜ co innego, niŜzamierzał, skutek jego słów był ogromny; mama zamilkła, pogłaskałago po włosach i spojrzała mu w oczy z widocznym wzruszeniem. Tospojrzenie pełne wzruszonej pochwały tak upoiło Jaromila, Ŝepragnął je znowu zobaczyć. Kopnął na spacerze kamień, a potempowiedział: Mamusiu, kopnąłem kamień i tak mi go teraz Ŝal, Ŝechciałbym go pogłaskać - i rzeczywiście pochylił się nad kamieniemi pogłaskał go. Mama była przekonana, Ŝe jej syn jest nie tylkouzdolniony (w wieku pięciu lat umiałjuŜ czytać), ale takŜeniezwykle wraŜliwy i róŜniący się od innych dzieci. Tym swoimmniemaniem dzieliła się często z dziadkiem i z babcią, co Jaromila- bawiącego się dyskretnie Ŝołnierzykami albo konikiem - ogromnieinteresowało. Patrzył potem w oczy przychodzącym gościom iwyobraŜał sobie z zachwytem, Ŝe te oczy widzą w nim wyjątkowe inadzwyczajne dziecko, które moŜe w ogóle niejest dzieckiem. GdyzbliŜały się jego szóste urodziny i za parę miesięcy miał iść doszkoły, rodzina zaczęła nalegać, by dostał samodzielny pokój i spałosobno. Mamie Ŝal było uciekającego czasu, ale zgodziła się.Umówiła się z męŜem, Ŝe w prezencie urodzinowym dadzą synowitrzeci, najmniejszy pokój na piętrze, kupią mu tapczan i inne meblenadające się do dziecięcego pokoiku; biblioteczkę, lustro, którebędzie go mobilizować do czystości i schludności, oraz małebiureczko. Tata zaproponował, Ŝe ozdobi pokój rysunkami Jaromila,i zaczął wkrótce oprawiać w passepartout dziecięcebazgrołyjabłuszek i ogródków. Wówczas mama podeszła do niego ipowiedziała: - Chciałabym cię o coś poprosić. Spojrzał na nią, a jej głos, zarazem nieśmiały i zdecydowany,ciągnął dalej: - Chciałabym kilka arkuszy papieru i kolorowe tusze. Po czym usiadła przy stole w swoim pokoju, rozłoŜyła przedsobą pierwszy arkusz i długo szkicowała na nim ołówkiem litery: wkońcu zamoczyła pędzelek w czerwonym tuszu i zaczęła malowaćpierwszą literę, duŜe ś. Po ś następowało Y a potem powstał z tegonapis: śycie jestjak chwasty. Przyglądała się swemu dziełku i byłazadowolona: litery były proste i mniej więcej tej samej wielkości;wzięła jednak nowy papier i znowu naszkicowała na nim napis ipomalowała go tym razem tuszem ciemnoniebieskim, gdyŜ kolor tenwydawał jej się znacznie bardziej odpowiedni dla nieprzeniknionegosmutku myśli syna. Potem przypomniała sobie, jak Jaromil powiedział: Niedobrababusia ukradła jabłusia, i z uśmiechem szczęścia na wargach zaczęłapisać (tym razem tuszemjasnoczerwonym): Nasza droga babusia jechętnie jabłusia. Później jeszcze, uśmiechając się sama do siebie,przypomniała sobie Wy wszyscy jesteście chuje, ale tej wypowiedzinie namalowała, za to namalowała (na zielono) Do lasu pójdziemy,serduszko uradujemy, następnie (na fioletowo) Nasza Ania jest jakłania (Jaromil mówił wprawdzie słuŜka Ania, ale mamie słowo słuŜkawydawało się niedelikatne), potem przypomniało jej się, jak toJaromil schylił się nad kamieniem i pogłaskał go, i po chwilizastanowienia zaczęła pisać (jasnoniebiesko): Nie mógłbymskrzywdzić nawet kamienia, i dopiero na końcu, z jakimś małymzaŜenowaniem, ale tym chętniej, namalowała (na pomarańczowo)Mamusiu, dam ci lizanego całuska, a później jeszcze (złotymiliterami) Moja mamusia jest najładniejsza ze wszystkich. Wieczoremw przeddzień urodzin rodzice wysłali podekscytowanego Jaromila nanoc do babci i wzięli się do ustawiania mebli i obwieszania ścian.Gdy rano zawołali dziecko do urządzonego pokoju, mama byłaprzejęta, a Jaromil w Ŝaden sposób nie rozproszył jej zakłopotania;stał zmieszany i nic nie mówił. Najwięcej zainteresowania (choć ije takŜe przejawiał niepewnie i nieśmiało) poświęcił biurku: był tomebel szczególnego rodzaju, podobny do szkolnej ławki: blat biurka(pochyły i opuszczany, pod którym było miejsce na zeszyty iksiąŜki) tworzył jedną całość z siedzeniem. - No, i co na to powiesz, nie cieszysz się? - nie wytrzymałamama. - Tak, cieszę się - odpowiedziało dziecko.

Strona 7

Page 8: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej - A powiedz, co ci się najbardziej podoba? - spytał dziadek,przyglądający się z babcią długo oczekiwanej scenie. - Biurko - powiedziało dziecko, usiadło przy nim i zaczęłopodnosić i opuszczać blat. - A co powiesz o obrazkach? - tata wskazał na oprawionerysunki. Dziecko podniosło głowę i uśmiechnęło się: - Znam je. - A jak ci się podobają, kiedy tak wiszą na ścianie? Dziecko siedziało wciąŜ za swym biureczkiem i kiwało głową, Ŝemu się rysunki na ścianie podobają.

Mamie ściskało się serce i najchętniej wyszłaby z pokoju. Byłatu jednak i nie mogła pominąć milczeniem napisów wiszących naścianach, poniewaŜ to milczenie brzmiałoby jak potępienie,powiedziała więc: - A spójrz na te napisy! Dziecko miało spuszczoną głowę i wzrok utkwiony w głębibiurka. - Wiesz, chciałam. . . - ciągnęła mama bardzo zmieszana. - Chciałam, Ŝebyś miał pamiątkę po tym, jak się rozwijałeś odkolebki aŜ do szkolnej ławki, poniewaŜ byłeś bystrym dzieckiem iwszystkim nam sprawiałeś radość... - mówiła tojakby sięusprawiedliwiając, i stremowana powtarzała wciąŜ to samo, aŜ wkońcu nie wiedziała juŜ, co powiedzieć, i zamilkła. A jednak myliła się sądząc, Ŝe Jaromil jej prezentu niedocenił. Nie wiedział wprawdzie, co ma powiedzieć, ale nie byłniezadowolony; zawsze przecieŜ był dumny ze swych słów i nie chciałich mówić na próŜno. Widząc je teraz wypisane starannie tuszem izamienione w obrazy, miał poczucie sukcesu, i to sukcesu takwielkiego i nieoczekiwanego, Ŝe nie umiał nań zareagować i miałtremę. Zrozumiał, Ŝe jest dzieckiem wygłaszającym znaczące słowa iwiedział, Ŝe takie dziecko równieŜ i teraz powinno powiedzieć cośznaczącego, tylko Ŝe nic mu nie przychodziło na myśl i dlategospuścił głowę. Kiedy jednak kącikiem oka widział na ścianach swojewłasne słowa, skamieniałe, stęŜałe, trwalsze i większe niŜ on sam,był tym upojony; zdawało mu się, Ŝe jest otoczony samym sobą, Ŝejest go duŜo, Ŝe wypełnia cały pokój, Ŝe wypełnia cały dom.

4

Zanim jeszcze zaczął chodzić do szkoły, umiał Jaromil czytaći pisać, toteŜ mama zdecydowała, Ŝe mógłby pójść od razu do drugiejklasy; wychodziła w ministerstwie nadzwyczajne zezwolenie iJaromil, po złoŜeniu egzaminu przed specjalną komisją, mógł zasiąśćw ławce pośród uczniów o rok starszych od niego. Wszyscy w szkolepodziwiali go, tak Ŝe klasa wydała mu się jedynie lustrzanymodbiciem domu. Kiedy w Dniu Matki na uroczystości szkolnej uczniowiewystępowali ze swymi popisami, wyszedł na podium jako ostatni izarecytował ckliwy wierszyk o mamach, za który został nagrodzonywielkimi brawami siedzących na widowni rodziców.

2 - śycie...

Pewnego dnia przekonał się jednak, Ŝe za publicznością, któraklaszcze, czai się podstępnie inna publiczność, którajest munieprzyjazna. Stał w zatłoczonej poczekalni u dentysty i spotkałtam wśród czekających pacjentów szkolnego kolegę. Stali obok siebieoparci o framugę okna, gdy wtem Jaromil zauwaŜył, Ŝe jakiś starszypan przysłuchuje się z Ŝyczliwym uśmiechem temu, co mówią. To gozachęciło i spytał się kolegi (podniósł nieco głos, Ŝeby wszyscysłyszeli pytanie), co by zrobił, gdyby był ministrem szkolnictwa.PoniewaŜ kolega nie wiedział, co odpowiedzieć, Jaromil zaczął samrozwijać swe uwagi, co nie stanowiło dla niego Ŝadnego problemu,wystarczyło bowiem tylko powtarzać mowy dziadka, którymi Jaromilaregularnie rozweselał. A więc, gdyby Jaromil był ministremszkolnictwa, nauka w szkołach trwałaby tylko dwa miesiące a

Strona 8

Page 9: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwakacje dziesięć, nauczyciel musiałby słuchać dzieci i przynosić imdrugie śniadanie z cukierni i działoby się jeszcze wieleniezwykłych rzeczy, o których Jaromil rozprawiał bardzo szczegółowoi głośno. Potem otwarły się drzwi gabinetu, z którego siostrzyczkawyprowadziła kolejnego pacjenta. Jakaś pani, trzymająca na kolanachprzymkniętą ksiąŜkę i wsuniętym w nią palcem szukająca strony, naktórej przerwała lekturę, zwróciła się do siostry niemal płaczliwymgłosem: - Proszę, niech pani coś zrobi z tym dzieckiem. Okropniesię tu popisuje. Po świętach BoŜego Narodzenia nauczyciel wywoływał dzieci dotablicy, aby opowiedziały pozostałym, co dostały pod choinkę.Jaromil zaczął wyliczać: klocki, narty, łyŜwy, ksiąŜki; ale rychłozauwaŜył, Ŝe dzieci nie patrzą. na niego tak samo radośnie jak onna nie, lecz niektóre obrzucają go obojętnym a nawet złymspojrzeniem; zmieszał się i do reszty prezentów się nie przyznał. Nie, nie, nie obawiajcie się, nie chcemy powtarzać opowiadanejsto razy historii o dziecku z zamoŜnej rodziny pogardzanym przezbiednych kolegów szkolnych; przecieŜ w klasie byli teŜ chłopcy zrodzin zamoŜniejszych niŜjego, ajednak w towarzystwie zlewali sięz innymi i nikt im bogactwa nie wytykał. CóŜ to więc było takiego,co się kolegom w Jaromilu nie podobało, co ich w nim draŜniło, cogo od nich odróŜniało? Wstyd nam niemal to powiedzieć: to nie było bogactwo, leczmiłość jego matki. Ta miłość pozostawiała ślady na wszystkim;widniała na jego koszuli, uczesaniu, na słowach, których uŜywał, natorbie, do której wkładał szkolne zeszyty, i na ksiąŜkach, któreczytał w domu dla rozrywki. Wszystko było dla niego specjalniewybierane i przygotowywane. Koszule, które szyła mu gospodarnababcia, nie wiadomo dlaczego przypominały raczej dziewczęcebluzeczki niŜ chłopięce koszule. Swoje długie włosy musiał nosićspięte nad czołem mamy spinką, Ŝeby mu nie spadały na oczy. Kiedypadał deszcz, mama czekała na niego przed szkołą z duŜym parasolem,podczas gdy koledzy ściągali buty i taplali się w kałuŜach. Macierzyńska miłość wyciska na czołach małych chłopców piętno,które wzbudza niechęć kolegów. Jaromil nauczył się wprawdzie zbiegiem czasu to piętno umiejętnie zakrywać, ale mimo to, powspaniałym rozpoczęciu nauki w szkole, przeŜył równieŜ przykryokres (trwający rok lub dwa), kiedy koledzy z upodobaniemwyśmiewali się z niego, a kilka razy go dla kawału stłukli. Nawetw tym najgorszym okresie jakichś kolegów jednak miał i nigdy wŜyciu im tego nie zapomniał. Wspomnijmy o nich. Kolegą numer jeden był tato. Czasem brał piłkę noŜną (grywałw nią jako student) i ustawiał Jaromila w ogrodzie między dwomadrzewkami; kopał do niego piłkę, a Jaromil wyobraŜał sobie, Ŝe stoiw bramce i broni barw czechosłowackiej druŜyny narodowej. Kolegą numer dwa był dziadek. Zabierał Jaromila do swychobydwu sklepów: jednym z nich była drogeria, którą juŜ samodzielnieprowadził dziadka zięć, drugim zaś - specjalna perfumeria, gdzieekspedientką była śliczna kobieta, która uśmiechała się uprzejmiedo chłopczyka i pozwalała mu wąchać wszystkie perfumy, toteŜJaromil nauczył się niebawem rozpoznawać je po zapachu; zamykałpotem oczy i zmuszał dziadka, Ŝeby podsuwał mu buteleczki pod nosi egzaminował go. Masz genialny węch - chwalił go dziadek, aJaromil marzył o tym, Ŝe będzie wynalazcą nowych perfum. Kolegą numer trzy był Alik: był to zwariowany piesek, który odpewnego czasu mieszkał w willi; mimo iŜ był niewychowany inieposłuszny, Jaromil zawdzięczał mu piękne marzenia, kiedy towyobraŜał go sobie jako wiernego przyjaciela, który czeka na niegona korytarzu przed klasą, i po skończonych lekcjach odprowadza godo domu tak wiernie, Ŝe wszyscy koledzy zazdroszczą mu i chcą iśćrazem z nim. Marzenie o psach stało się pasją jego samotności idoprowadziło go do kuriozalnego mechanizmu; psy przedstawiały dlaniego zwierzęce dobro, zbiór wszelkich przyrodzonych cnót;wyobraŜał sobie w duchu wielkie wojny psów z kotami (wojny zudziałem generałów, oficerów i z wszystkimi wojennymi fortelami,wyćwiczonymi wcześniej w zabawach z ołowianymi Ŝołnierzykami) i byłzawsze po stronie psów, tak jak człowiek powinien być zawsze po

Strona 9

Page 10: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejstronie sprawiedliwości. A poniewaŜ spędzał wiele czasu w pokoju ojca z papierem iołówkiem, psy stały się takŜe głównym tematem jego rysunków; byłato niezliczona ilość epickich scen, w których psy były generałami,Ŝołnierzami, piłkarzami i rycerzami. Nie mogły one jednak zbytdobrze wywiązywać się z tych ludzkich ról w swej czworonoŜnejpostaci, Jaromil rysował im więc ludzkie ciała. To było wielkieodkrycie! Gdy zaś starał się narysować człowieka, napotykał z koleina powaŜny problem: nie umiał narysować ludzkiej twarzy; za topociągły kształt psiej głowy z plamą nosa na końcu wychodził mudoskonale, tak Ŝe z marzenia i nieumiejętności powstał osobliwyświat ludzi z psimi głowami, świat postaci, które moŜna było łatwoi szybko rysować i łączyć w mecze piłkarskie, wojny i bandyckiehistorie; Jaromil rysował te przygody w odcinkach i zarysował nimimnóstwo papieru. Dopiero kolegą numer cztery był chłopiec; był tokolega szkolny Jaromila, którego ojciec był woźnym w szkole, małym,poŜółkłym człowieczkiem, skarŜącym często dyrektorowi na uczniów;ci potem mścili się najego synie i zrobili z niego klasowegobanitę. Kiedy koledzy zaczęli stopniowo odsuwać się od Jaromila,syn woźnego pozostał jego jedynym wiernym wielbicielem; i takdoszło do tego, Ŝe pewnego dnia został zaproszony do podmiejskiejwilli. Poczęstowano go obiadem, poczęstowano kolacją, ustawiał zJaromilem klocki i odrabiał z nim później lekcje. W następnąniedzielę tata zabrał obu na mecz piłkarski; gra była wspaniała iwspaniały był równieŜ tato, który znał wszystkich graczy poimieniu, ze znawstwem komentował grę, toteŜ syn woźnego niespuszczał z niego oczu i Jaromil miał powody do dumy. Była to przyjaźń na pozór zabawna: Jaromil zawsze schludnieubrany, syn woźnego z dziurami na łokciach; Jaromil ze starannieodrobionymi zadaniami, syn woźnego ocięŜały w nauce. AjednakJaromil dobrze czuł się u boku oddanego przyjaciela, poniewaŜ synwoźnego był nadzwyczaj silny; gdy kiedyś w zimie napadli ichkoledzy, nie dali im rady; Jaromil był dumny, Ŝe oparli sięliczebnej przewadze, ale sława skutecznej obrony nie moŜe dorównaćsławie ataku. Pewnego razu, gdy wspólnie wałęsali się po pustych parcelachna przedmieściu, spotkali chłopca, który był tak czyściutko umytyi ładnie ubrany, jakby szedł na bal dziecięcy.

- Maminsynek - powiedział syn woźnego i zastąpił chłopcudrogę. Stawiali mu uszczypliwe pytania i cieszyli się widokiem jegostrachu. W końcu chłopiec nabrał odwagi i spróbował ich odepchnąć. - Jak śmiałeś! Drogo za to zapłacisz! - krzyknął Jaromil, dogłębi duszy uraŜony tym zuchwałym gestem; syn woźnego potraktowałto jako sygnał i uderzył chłopca w twarz. Inteligencja i siła fizyczna potrafią się znakomicieuzupełniać. CzyŜ Byron nie odczuwał szczerej miłości wobec bokseraJacksona, który chorowitego lorda trenował ofiarnie we wszelkichmoŜliwych sportach? - Nie bij go, przytrzymaj go tylko -powiedział Jaromil koledze i poszedł narwać wiecheć pokrzyw;następnie zmusili chłopca, Ŝeby się rozebrał i całego wychłostalipokrzywami. - Wiesz, jak się mamusia ucieszy, Ŝe ma takiegoślicznego czerwonego syneczka? - mówił mu przy tym Jaromil,doznając wielkiego uczucia serdecznej przyjaźni wobec swegoszkolnego kolegi oraz wielkiego uczucia serdecznej nienawiści dowszystkich maminsynków.

5

Ale właściwie dlaczego Jaromil pozostawał jedynakiem? CzyŜbymama nie chciała mieć drugiego dziecka? Ba, wręcz przeciwnie; bardzo pragnęła przeŜyć ponownie okrespierwszych lat macierzyństwa, ale mąŜ przytaczał zawsze wieleargumentów przemawiających za tym, aby narodziny następnego dzieckaodłoŜyć. Pragnienie drugiego dziecka nie ustawało w niej wprawdzie,lecz nie miała odwagi dłuŜej nalegać, gdyŜ bała się, Ŝe mąŜ jejznowu odmówi, i wiedziała, Ŝe by ją ta odmowa poniŜyła. JednakŜe im bardziej wzbraniała się o macierzyńskim pragnieniu

Strona 10

Page 11: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmówić, tym więcej o nim myślała; myślała o nim jako o czymśniedozwolonym, ukrywanym, a więc zakazanym; myśl o tym, Ŝe mąŜzrobi jej dziecko, nęciła ją juŜ nie tylko ze względu na samodziecko, ale nabierała wjej wyobraŜeniach pociągająconieprzyzwoitego charakteru; chodź, zrób mi córeczkę, mówiła w duchudo męŜa i brzmiało to dla niej bardzo bezwstydnie. Kiedyś późnym wieczorem małŜonkowie wrócili od przyjaciół wwesołym nastroju i ojciec Jaromila, połoŜywszy się obok Ŝony izgasiwszy światło (nadmieńmy, Ŝe od ślubu nie kochał się z niąnigdy inaczej niŜ po ciemku, wzbudzając w sobie poŜądanie dotykiema nie wzrokiem), ściągnął z niej kołdrę i połączył się z nią.Rzadkość ich miłosnych stosunków i wcześniejsze upojenie winemsprawiły, Ŝe oddała mu się w uniesieniu, jakiego dawno przedtem niezaznała. WyobraŜenie, Ŝe razem robią dziecko znowu wypełniło jejmyśli i w chwili, kiedy czuła, Ŝe mąŜ zbliŜa się do szczyturozkoszy, nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć do niego w ekstazie,Ŝeby porzucił zwykłą ostroŜność, Ŝeby od niej nie odchodził, Ŝebyjej zrobił dziecko, Ŝeby jej zrobił śliczną córeczkę, i trzymała gotak mocno i kurczowo przy sobie, Ŝe musiał się przemocą od niejuwolnić, by móc być pewnym, Ŝe jej Ŝyczenie nie zostanie spełnione. Gdy tak leŜeli zmęczeni obok siebie, mama przytuliła się doniego i znów szepnęła mu do ucha, Ŝe pragnie mieć z nim jeszczejedno dziecko; nie, nie chciała ponownie nalegać, chciała mu raczejw ten sposób usprawiedliwiająco wyjaśnić, dlaczego przed chwilą takgwałtownie i niespodziewanie (i chyba niewłaściwie, jest gotowa toprzyznać) okazała swe pragnienie dziecka; plotła, Ŝe tym razem napewno urodziłaby się córeczka i Ŝe mógłby w niej widzieć swojeodbicie, tak jak ona widzi swoje w Jaromilu. I wówczas inŜynier powiedział jej (po raz pierwszy od ślubujej to przypomniał), Ŝe on sam nigdy z nią Ŝadnego dziecka mieć niechciał; jeŜeli przy pierwszym dziecku musiał ustąpić on, to terazkolej na nią, a jeśli chce, by w drugim dziecku zobaczył siebie, tozapewnia ją, Ŝe najmniej zniekształcony własny obraz zobaczy w tymdziecku, które się nigdy nie narodzi. Potem leŜeli obok siebie, mama milczała, a po krótkiej chwilirozpłakała się i szlochała całą noc, a małŜonek nawet jej niedotknął, powiedział tylko parę uspokajających zdań, które nie byływ stanie przeniknąć nawet pod najpłytszą warstewkę jej płaczu;wydawało jej się, Ŝe nareszcie wszystko rozumie; ten, obok któregoŜyje, nigdy jej nie kochał. Smutek, jaki ją ogarnął, był najgłębszy ze wszystkich, jakiedotąd poznała. Na szczęście jednak zjawił się ktoś, kto przyniósłjej pociechę, której nie mogła oczekiwać juŜ od swego męŜa; była toHistoria. Mniej więcej trzy tygodnie po nocy, którą opisaliśmy,mąŜ dostał rozkaz mobilizacyjny, spakował walizeczkę i odjechał wkierunku granicy. Wojna wisiała na włosku, ludzie kupowali maskigazowe i budowali w piwnicach schrony przeciwlotnicze. Jakzbawienną dłoń przyjęła mama nieszczęście swojej ojczyzny;patetycznie je przeŜywała i spędzała długie godziny z synem,któremu barwnie wyjaśniała, co się dzieje. Potem w Monachiummocarstwa doszły do porozumienia i ojciec Jaromila powrócił zprzygranicznego bunkra, który zajęło niemieckie wojsko. Od tej porysiadywali wszyscy na dole w pokoju dziadka i co wieczór roztrząsaliposzczególne kroki Historii, która - jak im się zdawało - jeszczedo niedawna spała (albo czaiła się udając, Ŝe śpi) i naglewyskoczyła z ukrycia, aby w cieniujej ogromnej postaci wszystkoinne pozostało niewidoczne. Ó, jak dobrze było mamie w tym cieniu!Czeskie oddziały uciekały z terenów przygranicznych, Czechy zostałypośrodku Europy niczym nie osłonięte, jak obrana ze skórypomarańcza; pół roku później wczesnym rankiem zjawiły się naulicach Pragi niemieckie czołgi, a mama w tym czasie siedziaławciąŜ obok Ŝołnierza, który nie mógł bronić swej ojczyzny, izupełnie zapomniała, Ŝe to ten, który jej nigdy nie kochał. JednakŜe nawet w czasach, gdy historia tak burzliwie sięprzewala, prędzej czy później wyłoni się z cienia dzień powszednii małŜeńskie łoŜe pojawi się w swej monumentalnej trywialności izdumiewającej wytrwałości. Pewnego wieczoru, gdy ojciec Jaromilaznów połoŜył rękę na maminej piersi, mama uświadomiła sobie, Ŝe

Strona 11

Page 12: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejten, kto ją dotyka, jest tym samym, który ją poniŜył. Odsunęła jegorękę i przypomniała mu w delikatnej aluzji aroganckie słowa, którejej swego czasu powiedział. Nie chciała być zła; chciała przez tęodmowę dać do zrozumienia, Ŝe skromne przeŜycia serc nie idą wzapomnienie z powodu wielkich przeŜyć narodów; chciała dać męŜowiokazję, Ŝeby naprawił teraz swe dawniejsze słowa, i by to, cowówczas poniŜył, dzisiaj znowu podniósł. Wierzyła, Ŝe tragedianarodu uczyniła go wraŜliwszym, i była gotowa przyjąć zwdzięcznością nawet drobną pieszczotę jako pokutę i początek nowegorozdziału ich miłości. Ale, niestety: mąŜ, którego ręka zostałaodsunięta z piersi Ŝony, odwrócił się na drugi bok i dosyć szybkozasnął. Po wielkiej studenckiej demonstracji w Pradze Niemcyzamknęli czeskie wyŜsze uczelnie, a mama daremnie czekała, aŜ mąŜznów połoŜy pod kołdrą rękę na jej piersi. Dziadek stwierdził, Ŝeśliczna sprzedawczyni z perfumerii okrada go juŜ od dziesięciu lat,zdenerwował się i zmarł na apopleksję. Czeskich studentów wywoŜonow bydlęcych wagonach do obozów koncentracyjnych, a mama poszła zwizytą do lekarza, który ubolewał nad złym stanem jej nerwów iradził, by wyjechała na odpoczynek. Sam jej polecił pewienpensjonat na skraju małego uzdrowiska otoczonego rzeką i stawami,które w lecie przyciągają tłumy wycieczkowiczów kochających wodę,wędkowanie i przejaŜdŜki łódkami. Była wczesna wiosna i mamęoczarowała wizja cichych spacerów nad wodą. Potem jednakprzestraszyła się wesołej tanecznej muzyki, która - zapomniana -unosi się w powietrzu ogrodowych restauracji jak tkliwe wspomnienielata; przestraszyła się własnych pragnień i zdecydowała, Ŝe niemoŜe pojechać sama. AleŜ tak, od razu wiedziała, z kim pojedzie! Przez tę udrękęz męŜem i pragnienie drugiego dziecka w ostatnim czasie niemalŜe onim zapomniała. Jaka była głupia, w jakiej niezgodzie z samą sobą,skoro o nim nie pamiętała! W poczuciu winy pochyliła się nad nim: - Jaromilu, ty jesteś moim pierwszym i drugim dzieckiem -przytuliła swoją twarz do jego buzi i ciągnęła dalej nonsensownezdanie: - Jesteś moim pierwszym, drugim, trzecim, czwartym, piątym,szóstym i dziesiątym dzieckiem... - i całowała go po całej twarzy.

6

Na peronie przywitała ich wysoka kobieta o siwych włosach iwyprostowanej figurze; tęgi wieśniak schylił się po dwie walizki iwyniósłje przed dworzec, gdzie czekała juŜ czarna bryczka zzaprzęŜonym koniem; męŜczyzna usiadł na koźle, podczas gdy Jaromilz mamą i z wysoką damą usadowili się na dwóch siedzeniach naprzeciwsiebie i pozwolili unosić się ulicami małego miasta aŜ do rynku,którego jedna strona obrębiona była renesansowymi podcieniami,drugą zaś tworzył Ŝelazny płot, za którym znajdował się ogród a wnim starym winem obrośnięty zamek; potem zjechali w dół ku rzece;przed Jaromilem pojawił się szereg Ŝółtych drewnianych kabin, wieŜado skoków do wody, białe stoliki z krzesłami, w głębi topoleciągnące się wzdłuŜ rzeki, a później bryczka wiozła ich juŜ dalejku osamotnionym willom rozrzuconym nad wodą. Przy jednej z nich koń zatrzymał się, męŜczyzna zszedł zkozła, wziął obie walizki i Jaromil z mamą poszli za nim przezogród, hall, klatkę schodową, aŜ znaleźli się w pokoju, gdziezobaczyli dwa łóŜka przysunięte do siebie tak, jak bywają ustawionełóŜka małŜeńskie, i dwa okna, z których jedno okazało się drzwiamiprowadzącymi na balkon, skąd widać było ogród, a na jego końcurzekę. Mama podeszła do poręczy balkonu i zaczęła głęboko oddychać:

- Ach, jaki tu boski spokój - powiedziała i znowu głębokowdychała i wydychała powietrze i spoglądała w stronę rzeki, gdzieprzywiązana do drewnianego pomostu kołysała się czerwona łódka.Jeszcze tego samego dnia przy kolacji podawanej na dole w salonikumama nawiązała znajomość ze starszym małŜeństwem, zamieszkującymdrugi pokój w pensjonacie, tak Ŝe potem kaŜdego wieczoru długoszumiała w pokoju cicha rozmowa; Jaromil był przez wszystkichlubiany, a mama chętnie słuchała jego opowieści, pomysłów i

Strona 12

Page 13: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdyskretnych przechwałek; tak, dyskretnych: Jaromil juŜ nigdy niezapomni o pani z poczekalni i zawsze będzie szukać tarczy, za którąmógłby się schować przedjej złym spojrzeniem; nadal wprawdziepragnął podziwu, ale nauczył się go zdobywać za pomocą zwięzłychzdań wygłaszanych z naiwnością i skromnością. Willa w cichym ogrodzie, ciemna rzeka z przywiązaną do pomostułódką, rozbudzająca marzenia o dalekich Ŝeglugach, czarna bryczkaod czasu do czasu zatrzymująca się przed willą i zabierająca stądwysoką panią podobną do księŜnych z opowieści o grodach i zamkach,opuszczona pływalnia, na którą moŜna było wejść wysiadając zbryczki, jakby się przechodziło ze stulecia w stulecie, ze snu wsen, z ksiąŜki do ksiąŜki, renesansowy ryneczek z wąskimipodcieniami, za których kolumnadą pojedynkowali się rycerze - tobył świat, do którego Jaromil wkroczył oczarowany. Do tego pięknego świata naleŜał teŜ męŜczyzna z psem; po razpierwszy zobaczyli go, jak stał bez ruchu na brzegu rzeki iwpatrywał się w fale; miał na sobie skórzany płaszcz a obok niegosiedział czarny wilczur; obaj znieruchomiali, wyglądali jakpostacie z innego świata. Ponownie spotkali go w tym samym miejscu;męŜczyzna (znowu w skórzanym płaszczu) rzucał przed siebie patyki,a pies muje przynosił. Kiedy spotkali go po raz trzeci (sceneriabyła wciąŜ ta sama: topole i rzeka), męŜczyzna lekko się mamieukłonił a potem, jak zauwaŜył ciekawy Jaromil, długo się za nimioglądał. Nazajutrz, gdy wracali ze spaceru do domu, zobaczyliczarnego wilczura siedzącego przed wejściem do willi. Kiedy weszlido hallu, usłyszeli dochodzącą z wnętrza domu rozmowę i nie mieliwątpliwości, Ŝe męski głos naleŜy do właściciela psa; byli takzaciekawieni, Ŝe przez chwilę stali bezczynnie w hallu, rozglądającsię i rozmawiając, aŜ wreszcie z jednego z pokojów wyszła gospodynidomu. Mama wskazała na psa: - A gdzieŜ jest jego pan? Zawsze spotykamy go na spacerze.- To nauczyciel rysunków w tutejszym gimnazjum. Mama powiedziała, Ŝe bardzo by chciała porozmawiać znauczycielem rysunków, poniewaŜ Jaromil lubi rysować i ciekawiłabyją opinia specjalisty. Właścicielka pensjonatu przedstawiła mamiemęŜczyznę i Jaromil musiał pobiec na górę do pokoju po swójszkicownik. Siedzieli potem w saloniku wszyscy czworo: gospodyni,Jaromil, właściciel psa, który przeglądał rysunki, i mama, któraprzeglądanie uzupełniała komentarzem; opowiadała, jak to Jaromiltwierdził zawsze, Ŝe nie bawi go rysowanie pejzaŜu ani martwejnatury, lecz zdarzenia; i rzeczywiście, wydaje jej się, Ŝe jegorysuneczki mają w sobie godną uwagi Ŝywość i ruch, choć nierozumie, dlaczego postaciami akcji są wyłącznie ludzie z psimigłowami: moŜe, gdyby Jaromil rysował rzeczywiste ludzkie figurki,jego dziełka miałyby jakąś wartość, lecz tak, niestety, nie jestpewna, czy te chłopięce poczynania mają jakikolwiek sens. Właściciel psa oglądał rysunki z przyjemnością: potemoświadczył, Ŝe właśnie to połączenie zwierzęcej głowy z ludzkimciałem fascynuje go w tych rysunkach. To fantastyczne połączenienie jest bowiem tylko przypadkowym pomysłem, ale, jak o tymświadczy cała masa epizodów, które chłopiec narysował, narzucającymsię wyobraŜeniem. czymś, co swymi korzeniami sięganieprzeniknionych głębi jego dzieciństwa. Niech mama nie oceniatalentu dziecka na podstawie zwykłej zręczności w odwzorowywaniuzewnętrznego świata; takiej zręczności moŜe nauczyć się byle kto;to, co go w rysunkach chłopca zainteresowało jako malarza (dał wten sposób do zrozumienia, Ŝe praca nauczyciela jest dla niego złemkoniecznym zapewniającym mu utrzymanie, to oryginalny światwewnętrzny, który wyrywa się z chłopca na papier. Mama z przyjemnością słuchała pochwał męŜczyzny, gospodynigłaskała Jaromila po głowie i twierdziła, Ŝe ma przed sobą duŜąprzyszłość, a Jaromil patrzył pod stół, zapisując sobie przy tym wpamięci wszystko, co usłyszał. Malarz powiedział, Ŝe od przyszłegoroku przenosi się do praskiego gimnazjum, i będzie rad, jeśli mumama przyniesie pokazać następne prace swego syna.

Świat wewnętrzny! To były wielkie słowa i Jaromil słuchał ich

Strona 13

Page 14: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejz ogromną radością. Nigdy nie zapomniał o tym, ŜejuŜjakopięciolatek uznany był za nadzwyczajne dziecko, róŜniące się odinnych; zachowanie kolegów szkolnych, którzy wyśmiewali się z jegotorby czy koszuli, równieŜ utwierdzało go zawsze (choć w przykrysposób) w przekonaniu o własnej odmienności. AŜ dotychczas wszakŜejego odmienność była dla niego tylko czymś pustym i nieokreślonym;była albo niezrozumiałą nadzieją, albo niezrozumiałym odtrąceniem;teraz jednak otrzymała swą nazwę: oryginalny świat wewnętrzny; anazwa otrzymała zaraz swoją całkowicie określoną treść: rysunkiludzi z psimi głowami. Jaromil przy tym dobrze wiedział, Ŝe napodziwiane odkrycie psoludzi wpadł przypadkiem, tylko dlatego, Ŝenie umiał narysować ludzkiej twarzy; to go doprowadziło doniejasnej myśli, Ŝe odmienność jego wewnętrznego świata nie jestrezultatem jakiegoś mozolnego wysiłku, lecz tkwi we wszystkim, comu mimowolnie i przypadkowo przychodzi do głowy; Ŝe otrzymał ją wdarze. Od tej pory z większą uwagą śledził swoje pomysły i sam zacząłje podziwiać. Tak na przykład przyszło mu na myśl, Ŝe kiedy umrze,świat, w którym Ŝyje, przestanie istnieć. Ta myśl najpierw błysnęłamu tylko w głowie, lecz on, pouczony o swej wewnętrznejoryginalności, nie pozwolił jej tym razem uciec (jak przedtem tyluinnym myślom), ale zaraz ją pochwycił, obserwował, oglądał zewszystkich stron. Przechodząc koło rzeki, zamykał czasem oczy ipytał samego siebie, czy rzeka istnieje takŜe wtedy, gdy mazamknięte oczy. Naturalnie, za kaŜdym razem, kiedyje otwierał,rzeka płynęła tujak przedtem, ale ciekawe było, Ŝe przez to niemogła Jaromilowi w Ŝaden sposób udowodnić, Ŝe była tu i wtedy, gdyjej nie widział. Wydawało mu się to niezmiernie interesujące,zajmował się tą obserwacją co najmniej pół dnia, a potem opowiadało niej mamie. Im bardziej pobyt zbliŜał się do końca, tym większą radośćsprawiały im wspólne rozmowy. Chodzili teraz po zmroku razem naspacery, siadywali na brzegu spróchniałej po części drewnianejławki, trzymali się za ręce i patrzyli na fale, na których kołysałsię wielki księŜyc. - Ach, jakie to piękne - wzdychała mama, achłopiec widział krąg wody oświetlony blaskiem miesiąca i marzył odalekiej drodze rzeki; i wtedy mama pomyślała o pustych dniach, doktórych niebawem powróci, i powiedziała: - Chłopcze, mam w sobiesmutek, którego nigdy nie zrozumiesz. A potem spojrzała synowi w oczy i wydawało jej się, Ŝe widziw nich wielką miłość i pragnienie zrozumienia jej. Przestraszyłasię tego; nie moŜe przecieŜ zwierzać się dziecku z kobiecychzmartwień. Równocześnie jednak te rozumiejące oczy pociągały ją jakzbrodnia. LeŜeli obok siebie na małŜeńskim łoŜu i mama przypomniałasobie, Ŝe tak się kładła z Jaromilem, zanim skończył sześć lat, iŜe była w tym okresie szczęśliwa; pomyślała sobie: to jedynymęŜczyzna, z którym jestem szczęśliwa w małŜeńskim łóŜku; zarazzaczęła się z tej myśli w duchu śmiać, ale potem znowu napotkałajego czułe spojrzenie i powiedziała sobie, Ŝe to dziecko nie tylkopotrafi odciągnąć ją od rzeczy, które ją smucą (a więcdaćjejpociechę zapomnienia), ale teŜ uwaŜnie ją wysłuchać (a więcdaćjej pociechę zrozumienia). - Wiedz, Ŝe moje Ŝycie wcale nie jest pełne miłości -powiedziała wówczas do niego; a kiedy indziej znów: - Jako matkajestem szczęśliwa, ale matka, oprócz tego, Ŝe jest matką, jestrównieŜ kobietą. Tak, te niedopowiedziane zwierzenia pociągały jąjak grzech i ona zdawała sobie z tego sprawę. Gdy pewnego razuodpowiedział jej nieoczekiwanie: - Mamusiu, ja nie jestem taki mały, ja cię rozumiem - nieomalsię przestraszyła. Chłopczyk oczywiście nic konkretnego nie przeczuwał i chciałtylko mamie dać do zrozumienia, Ŝe potrafi dzielić z nią kaŜdysmutek, tym nie mniej słowa, które wypowiedział, były wieloznacznei mama spojrzała w nie, jak w nagle otwierającą się głębię: głębięzakazanej poufałości i niedozwolonego zrozumienia.

7

Strona 14

Page 15: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej

A jak dalej rozwijał się oryginalny świat wewnętrzny Jaromila?Zbyt wiele się w nim nie działo; nauka, z którą chłopiec w szkolepodstawowej łatwo sobie radził, w gimnazjum stała się trudniejszai w jej szarzyźnie bogactwo wewnętrznego świata gdzieś się gubiło.Nauczycielka napomknęła im o pesymistycznych ksiąŜkach, które widząna świecie tylko smutek i zniszczenie, toteŜ twierdzenie o Ŝyciupodobnym do chwastu stało się obraźliwie banalne. Nie był terazwcale pewien, czy to, co kiedyśů myślał i czuł, było jegooryginalną własnością, czy moŜe wszystkie myśli istnieją tu naświecie od dawna gotowe i ludzie wynajmująje sobie tylko, jak zpublicznej wypoŜyczalni. Kim więc jest on sam? Co właściwie jesttreścią jego wnętrza? Pochylał się nad nim badawczo, lecz nie mógłdostrzec tam niczego więcej poza obrazem siebie samego,pochylającego się nad swym wnętrzem.

I wtedy zatęsknił za męŜczyzną, który przed dwoma laty po razpierwszy nazwał jego wewnętrzną oryginalność: poniewaŜ regularnieprzynosił z lekcji rysunków czwórki (kiedy malował wodnymifarbkami, woda przelewała się zawsze poza naszkicowany ołówkiemkontur), mama doszła do wniosku, Ŝe moŜe spełnić prośbę syna,odszukać malarza i z pełnym uzasadnieniem poprosić go, Ŝeby wziąłJaromila pod opiekę i w trakcie prywatnych lekcji poprawiłniedociągnięcia, które psują mu świadectwo szkolne. Pewnego dnia wkroczył więc Jaromil do mieszkania malarza.Mieszkanie to stanowiła zabudowana część strychu kamienicyczynszowej; posiadało ono dwa pomieszczenia; w pierwszym znajdowałasię duŜa biblioteka; w drugim, zamiast okien, widać było wielkiematowe szkła umieszczone w spadzistym dachu; stały tam sztalugi zrozpoczętymi obrazami, długi stół, na którym walały się papiery ibuteleczki z kolorowymi tuszami, a na ścianie wisiały dziwaczneczarne twarze, o których malarz powiedział, Ŝe są to odlewymurzyńskich masek; na tapczanie w kącie leŜał pies (ten, któregoJaromil juŜ znał) i nieruchomo obserwował gościa. Malarz posadził Jaromila przy długim stole i kartkowałszkicownik: - To jest wciąŜ takie same - powiedział w końcu - toby donikąd nie doprowadziło. Jaromil chciał zaoponować, Ŝe przecieŜ to właśnie ci ludzie zpsimi głowami podobali się malarzowi i Ŝe narysował ich teraz dlaniego i z jego powodu, lecz pod wpływem rozczarowania i Ŝalu nicnie potrafił powiedzieć. Malarz połoŜył przed nim biały papier,otworzył buteleczkę tuszu i dał mu do ręki pędzel. - Teraz zacznij rysować to, co ci właśnie przychodzi do głowy,nie zastanawiaj się długo, tylko rysuj... Ale Jaromil był tak wystraszony, Ŝe zupełnie nie wiedział, coma rysować, a gdy go malarz ponownie zachęcił, w ostatecznościuciekł się znów do psiej głowy najakimś koślawym ciele. Malarz byłniezadowolony, a Jaromil powiedział zakłopotany, Ŝe chciałby sięnauczyć malować wodnymi farbkami, którymi w szkole zawsze wychodzipoza linię. - To juŜ słyszałem od twojej mamy - powiedział malarz- ale o tym teraz zapomnij, tak samo jak o psach. Potem połoŜył przed chłopcem grubą ksiąŜkę i otworzył ją nastronicach, gdzie na kolorowym tle wiła się zabawnie nieudolnaczarna kreska, tworząc figury przypominające Jaromilowi rozgwiazdy,stonogi, chrząszcze, gwiazdy i księŜyce. Malarz chciał, Ŝebychłopiec narysował, kierując się własną fantazją, coś podobnego. - Ale co mam rysować? - pytał chłopiec. A malarz powiedział mu: - Rysuj kreskę; rysuj taką kreskę, która by ci się podobała.

I zapamiętaj sobie, Ŝe malarz jest na świecie nie po to, aby cośodrysowywać, lecz Ŝeby stworzyć na papierze świat swoich kresek.

Tak więc Jaromil rysował kreski, które zupełnie mu się niepodobały, zakreślił kilka arkuszy papieru, a na koniec, zgodnie z poleceniem mamy, dał malarzowi banknot i poszedł do domu. Wizyta wypadła więc nieco inaczej, niŜ się spodziewał, i wŜadnym razie nie była odnalezieniem jego zagubionego świata

Strona 15

Page 16: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwewnętrznego, a wręcz przeciwnie: ta jedyna rzecz, jaką Jaromilposiadał - piłkarze i Ŝołnierze z psimi głowami, została muodebrana. Jednak pomimo to, gdy mama zapytała go, jak mu się nalekcji podobało, mówił o niej z zapałem; i nie było to udawanie:chociaŜ jego wizyta nie utwierdziła w nim przekonania o własnymwewnętrznym świecie, znalazł przynajmniej nadzwyczajny światzewnętrzny, który nie dla kaŜdego był dostępny i który juŜ odpoczątku dawał mu drobne przywileje: widział niezwykłe obrazy,które oszałamiały go, lecz ich zaletą było to (natychmiast sobieuświadomił, iŜjest to zaleta), Ŝe były zupełnie niepodobne domartwych natur i pejzaŜy wiszących u nich w domu; słyszał teŜ kilkaciekawych uwag, które sobie zaraz przywłaszczył: zrozumiał naprzykład, Ŝe słowo mieszczanin jest obelgą; mieszczanin to ten, ktochce, Ŝeby obrazy były jak Ŝywe i przypominały naturę: z mieszczanmoŜemy się jednak śmiać, bowiem (to mu się bardzo podobało!) są oddawna martwi, nie wiedząc nawet o tym. Tak więc uporczywie odwiedzał malarza i bardzo pragnąłpowtórzyć sukces, który mu kiedyś przyniosły rysunki psoludzi; lecznadaremnie: bazgroły, które miały być wariacjami na temat obrazówmuró, były czymś zadanym i nie miały w sobie w ogóle urokudziecięcej zabawy: rysunki murzyńskich masek były jedynienieudolnymi imitacjami pierwowzoru i w Ŝaden sposób nie rozbudziły,jak sobie malarz tego Ŝyczył, oryginalnej wyobraźni chłopca. ToteŜw końcu, nie mogąc dłuŜej znieść tego, Ŝe był u malarza juŜ wielerazy i nie doczekał się Ŝadnego uznania, zdecydował się na czyn;przyniósł mu swój tajny szkicownik, w którym rysował nagie kobiececiała. Ich pierwowzorem były przewaŜnie fotografie rzeźb, które znałz ilustrowanych wydawnictw znajdujących się w byłej bibliotecedziadka; były to więc (zwłaszcza na pierwszych stronachszkicownika) same dojrzałe i tęgie kobiety w patetycznych pozach,jakie znamy z alegorii ubiegłego wieku. Dopiero dalsze stronyzawierały coś bardziej interesującego: była tam kobieta bez głowy;mało tego: w miejscu, w którym powinna znajdować się szyja, papierbył przecięty, tak iŜ wydawało się, Ŝe głowę odcięto, i w papierzepozostał dotąd ślad po fikcyjnej siekierze. Nacięcie w papierzewykonał Jaromil noŜykiem; miał bowiem fotografię swej szkolnejkoleŜanki, która mu się podobała i na której ubrane ciało patrzyłczęsto z daremnym pragnieniem zobaczenia go nagim. Wyciętywizerunek jej głowy wsunięty w nacięcia spełniał to jegopragnienie. Dlatego począwszy od tego rysunku, wszystkie kobiececiała były juŜ bez głów i z nacięciami; niektóre pojawiały się wbardzo delikatnych sytuacjach, na przykład w przysiadzieprzedstawiającym oddawanie moczu; ale i na stosie, w płomieniach,niczym Joanna d'Arc; ta scena męczarni, którą moglibyśmywytłumaczyć (a tym samym chyba teŜ usprawiedliwić) szkolnymilekcjami historii, miała bogate rozwinięcie: następne rysunkiprzedstawiały kobietę bez głowy nabitą na ostry pal, kobietę bezgłowy z odrąbaną nogą, kobietę bez głowy i bez ręki oraz w innychsytuacjach, które pomińmy lepiej milczeniem. Jaromil, rzeczjasna,nie mógł być pewien, czyjego rysunki spodobają się malarzowi; byłyone zupełnie niepodobne do tego, co widział w jego grubychksiąŜkach, ani do płócien na sztalugach wjego atelier; ajednakwydawało mu się, Ŝe jest tu coś, co rysunki w jego tajnym zeszycikuzbliŜa do tego, co robi jego nauczyciel: był to smak owocuzakazanego: była to odmienność od obrazów wiszących u nich w domu;była to dezaprobata, która spotkałabyjego rysunki nagich kobiet,tak samojak niezrozumiałe obrazy malarza, gdyby je miało oceniaćgrono złoŜone z rodziny Jaromila i jej najczęstszych gości. Malarz przewertował szkicownik, po czym bez słowa podałchłopcu grubą ksiąŜkę. Sam usiadł nie opodal, rysował coś nakartkach papieru, gdy tymczasem Jaromil widział na stronicachksiąŜki nagiego męŜczyznę, który miał jeden pośladek tak wydłuŜony,Ŝe musiał być podparty drewnianą laską; widział jajeczko, z któregowyrasta kwiatek; widział twarz oblepioną mrówkami; widziałmęŜczyznę, którego ręka zamieniała się w skałę. - ZauwaŜ - zwrócił się do niego malarz - jak Salvador Dalipotrafi bajecznie rysować.

Strona 16

Page 17: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Po czym postawił przed nim gipsową figurkę nagiej kobiety: -Zaniedbywaliśmy rysownicze rzemiosło, co było błędem. Najpierwmusimy poznać świat taki, jakim jest, Ŝebyśmy go potem mogliradykalnie zmieniać. I szkicownik Jaromila zapełniał się kobiecymi ciałami, którychproporcje malarz poprawiał i przerysowywał.

8

JeŜeli kobieta nie Ŝyje w dostatecznej mierze swym ciałem,zacznie uwaŜać ciało za wroga. Mama nie była zbyt zadowolona zdziwacznych bazgrołów, które jej syn przynosił z lekcji malowania,ale gdy zobaczyła rysunki kobiet, poprawiane przez malarza, poczułagwałtowny niesmak. Kilka dni później obserwowała z okna, jakJaromil przytrzymuje w ogrodzie drabinę słuŜącej Magdzie,wspinającej się na czereśnię, i zagląda jej pod spódnicę. Wydawałojej się, Ŝe ze wszystkich stron atakują ją pułki nagich kobiecychpośladków i zdecydowała, Ŝe nie będzie się dłuŜej wahać. Jaromilmiał zaplanowaną po południu normalną lekcję u malarza; mama ubrałasię szybko i wyprzedziła go. - Nie jestem Ŝadną purytanką -powiedziała, kiedy usiadła na krześle w pracowni. - Ale pan wie, ŜeJaromil wkracza w niebezpieczny wiek. Tak starannie przygotowywała sobie w duchu wszystko, co miałamalarzowi do powiedzenia, i tak niewiele z tego zostało.Przygotowywała te zdania w domowym otoczeniu, dokąd wpływa przezokno miękka zieleń ogrodu, zawsze cicho przyklaskując wszystkim jejmyślom. Tu jednak nie było zieleni, tu były dziwaczne obrazy nasztalugach, a na tapczanie leŜał pies z głową pomiędzy łapami ipatrzył na nią przeciągłym spojrzeniem jak powątpiewający sfinks. Malarz odparł mamy zarzut w kilku zdaniach, po czym ciągnąłdalej : musi mamie otwarcie powiedzieć, Ŝe w ogóle nie interesujągo postępy Jaromila na lekcjach rysunków, zabijających tylkomalarskie zdolności dzieci. W rysunkach jej syna zaciekawiła goszczególna, chorobliwa niemal wyobraźnia. - Proszę zwrócić uwagę na tę osobliwą zbieŜność. Na rysunkach,które pokazywaliście mi przed laty, ludzie mieli psie głowy. Narysunkach, które przyniósł mi niedawno, były nagie kobiety, alewszystkie bez głów. Czy nie wydaje się pani wymowna ta uporczywaniechęć, by przyznać człowiekowi ludzką twarz, by przyznaćczłowiekowi jego człowieczeństwo? Mama odwaŜyła się zaoponować, mówiąc, Ŝe jej syn nie jestchyba aŜ takim pesymistą, Ŝeby odmawiał ludziom człowieczeństwa. - Oczywiście, Ŝe do swych rysunków nie doszedł przez Ŝadnąpesymistyczną refleksję - rzekł malarz. - Sztuka czerpie z innychźródeł, nie z rozumu. Na to, by rysować ludzi z psimi głowami, albokobiety bez głów, Jaromil wpadł spontanicznie, z pewnością nawetnie wiedzącjak. To podświadomość podsunęła mu te wyobraŜenia,dziwne a przecieŜ nie bezsensowne. Czy nie sądzi pani, Ŝe istniejejakiś tajemniczy związek pomiędzy jego wizją i wojną, którawstrząsa kaŜdą godziną naszego Ŝycia? CzyŜ wojna nie odebrałaczłowiekowi twarzy i głowy? Czy nie Ŝyjemy w świecie, gdziemęŜczyźni bez głów pragną jedynie kawałka kobiety bez głowy? Czyrealistyczne spojrzenie na świat nie jest tym największymzłudzeniem? CzyŜ dziecięcy rysunek pani syna nie jest o wieleprawdziwszy? Przyszła tutaj, Ŝeby malarza zganić, a stała się terazniepewna jak dziewczynka bojąca się nagany; nie wiedziała, copowiedzieć, i milczała. Malarz podniósł się z krzesła i podszedł dokąta atelier, gdzie stały oparte o ścianę nieobramowane płótna.Wyciągnął jedno z nich, obrócił przodem do wnętrza pomieszczenia,odszedł od niego o kilka kroków, przykucnął i zapatrzył się weń. - Niech pani tu przyjdzie - rzekł malarz, a kiedy do niego(posłusznie) podeszła, połoŜył jej rękę na biodrze i przyciągnął jądo siebie, tak Ŝe kucali teraz obok siebie i mama patrzyła nadziwne zestawienie brązowych i czerwonych farb, tworzących cośjakby krajobraz, pusty i wypalony, pełen tlących się ogni, którerównie dobrze mogłyby być smugami krwi; w ten krajobraz wryta była

Strona 17

Page 18: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej(szpachlą) postać, przedziwna postać spleciona jak gdyby z białychsznurków (jej rysunek tworzyła obnaŜona barwa płótna), unosząca sięraczej niŜ idąca, prześwitująca raczej niŜ istniejąca. Mama znowu nie wiedziała, co ma powiedzieć, ale malarz mówiłsam, mówił o fantasmagorii wojny, która ponoć znacznie przerastafantazję współczesnego malarstwa, mówił o potwornym widoku, jakistanowi drzewo, w którego gałęzie wplecione są strzępy ludzkichciał, o drzewie, które ma palce i z którego gałęzi spogląda oko. Apotem mówił o tym, Ŝe nie interesuje go teraz nic innego, tylkowojna i miłość; miłość, która prześwituje spoza krwawego światawojny, tak jak postać, którą mama widzi na obrazie. (Mamie wydawałosię teraz, po raz pierwszy od początku rozmowy, Ŝe malarza rozumie,gdyŜ i ona widziała na obrazie jakieś pobojowisko, a białe kreskirównieŜ układały jej się w postać). A malarz przypomniał jej drogęnad rzeką, gdzie widzieli się pierwszy raz i gdzie później widywalisię kilkakrotnie, i powiedział jej, Ŝe wówczas wynurzyła się przednim z mgły, ognia i krwi jak płochliwe, białe ciało miłości. A potem odwrócił przykucniętą mamę ku sobie i pocałował ją.Pocałował ją, zanim w ogóle przyszło jej do głowy, Ŝe mógłby jąpocałować. Taki charakter miało zresztą całe ich spotkanie:wydarzenia spadały na mamę nieoczekiwanie, wyprzedzając zawszewyobraŜenie i zastanowienie; pocałunek nastąpił, zanim mogłaby sięnad nim zastanowić i późniejsze rozwaŜanie w niczym nie mogło juŜzmienić tego, co się stało; zdąŜyła tylko szybko zarejestrować, Ŝechyba stało się coś, co nie powinno było się stać; ale nawet tegonie mogła być mama całkiem pewna, pozostawiła więc rozstrzygnięciespornej kwestii na przyszłość i skupiła się na tym, co jest, biorącto takim, jakim jest.

Czuła w ustach jego język i uświadomiła sobie w ułamkusekundy, Ŝe jej język jest wystraszony i bezwolny i malarz czuć gomusi jedynie jako wilgotną szmatkę; zawstydziła się i natychmiastpomyślała niemal ze złością, iŜ nic dziwnego, Ŝe jej język zamieniłsię w szmatkę, skoro tak dawno się nie całowała; prędkoodpowiedziała czubkiem języka języ kowi malarza, a on podniósł jąz ziemi, zaprowadził na stojący opodal tapczan (pies, który niespuszczał z nich oczu, zeskoczył i połoŜył się przy drzwiach),połoŜył ją tam, gładził ją po piersiach, a ona czuła satysfakcję idumę; twarz malarza wydawała jej się młoda i drapieŜna, iprzebiegło jej przez myśl, Ŝe ona sama juŜ od dawna nie czuła siędrapieŜna ani młoda i bała się, Ŝe juŜ nawet tego nie potrafi, alewłaśnie dlatego postanowiła zachowywać się młodo i drapieŜnie, aŜnagle (i znowu wydarzenie to nastąpiło, zanim zdąŜyła o nimpomyśleć) zrozumiała, Ŝe jest to w jej Ŝyciu trzeci męŜczyzna,którego czuje w swoim ciele.

I wtedy uświadomiła sobie, Ŝe w ogóle nie wie, czy go chciała,czy nie chciała, i pomyślała, Ŝe wciąŜjest głupią, niedoświadczonądziewczynką i Ŝe gdyby była powzięła chociaŜ najmniejszeprzypuszczenie, Ŝe malarz będzie chciał się tu z nią całować ikochać, nigdy nie mogłoby się stać to, co się stało. Ta myślposłuŜyła jej jako uspokajające usprawiedliwienie, oznaczałabowiem, Ŝe do zdrady małŜeńskiej doprowadziła ją nie zmysłowośćlecz niewinność; do myśli o niewinności dołączyła się zaś od razuzłość w stosunku do tego, który wciąŜ pozostawiał ją w stanieniewinnej na wpół dojrzałości, i ta złość zaciągnęła się niczymroleta nad jej myślami, tak Ŝe potem słyszała juŜ tylko swójprzyspieszony oddech i przestała panować nad tym, co robi. Gdy uciszyły się ich oddechy, myśli znów się przebudziły iona, by przed nimi uciec, wtuliła głowę w piersi malarza; pozwoliłasię głaskać po włosach, wdychała łagodny zapach olejnych farb iczekała, kto z nich pierwszy się odezwie. To nie był ani on, ani ona - był to dzwonek. Malarz wstał,szybko zapiął spodnie i powiedział: - Jaromil. Strasznie się zlękła. - Zostań tu i nic się nie martw - rzekł do niej, pogładził jąpo włosach i wyszedł z pracowni.

Strona 18

Page 19: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Przywitał się z chłopcem i posadził go przy stole w pierwszympokoju. - Mam w pracowni gościa, zostaniemy tutaj. PokaŜ, coprzyniosłeś. Jaromil podał malarzowi zeszycik, malarz przejrzał, coJaromil w domu narysował, potem postawił przed nim tusze, dał mupapier i pędzel, określił temat i polecił mu, Ŝeby rysował. Następnie wszedł do pracowni, gdzie znalazł mamę ubraną igotową do wyjścia. - Dlaczego pozwolił mu pan zostać? Czemu go pan nie odesłał? - Tak ci spieszno ode mnie? - To jest szalone - powiedziała mama, a malarz znowu ją objął;tym razem ani się nie broniła, ani nie odwzajemniła jego pieszczot;była wjego objęciachjak ciało pozbawione duszy; do ucha tegobezwładnego ciała malarz zaszeptał: - Tak, jest to szalone. Miłość albo jest szalona, albo jej wogóle nie ma. I posadził ją na tapczanie, całował i gładził popiersiach. Potem znów poszedł do Jaromila popatrzeć, co narysował.Temat, który mu zadał, nie miał tym razem na celu ćwiczeniasprawności manualnej chłopca; chciał, Ŝeby Jaromil narysował muscenę z jakiegoś snu, który miał w ostatnim czasie i któryzapamiętał. I teraz rozwodził się nad jego pracą: to, co jest wsnach najpiękniejsze, to niewiarygodne spotkanie ludzi i rzeczy,które w normalnym Ŝyciu nigdy by się nie spotkały; we śnie moŜełódka wpłynąć przez okno do sypialni, w łóŜku moŜe leŜeć kobieta,która juŜ od dwudziestu lat nie Ŝyje, a mimo to wsiada teraz dołodzi, a łódź moŜe natychmiast zamienić się w trumnę, a trumna moŜepłynąć wzdłuŜ kwitnących brzegów rzeki. Przytoczył słynne zdanieLautreamonta o pięknie, które ma w sobie spotkanie parasola imaszyny do szycia na stole operacyjnym i powiedział potem: - To spotkanie nie jest jednak wcale piękniejsze niŜ spotkaniekobiety i chłopca w mieszkaniu malarza. Jaromil zauwaŜył, Ŝe jego nauczyciel jest tym razem jakiś innyniŜ zwykle, nie uszedł jego uwadze Ŝar w jego głosie, kiedy mówiło snach i poezji. Nie tylko mu się to podobało, ale cieszyło go, Ŝeinspiracją do tego płomiennego komentarza stał się on sam, Jaromil,a szczególnie dobrze zapamiętał ostatnie zdanie o spotkaniu chłopcai kobiety w mieszkaniu malarza. Kiedy malarz zaraz na początkupowiedział mu, Ŝe zostaną we frontowym pokoju, Jaromil zrozumiał,Ŝe w pracowni jest prawdopodobnie jakaś kobieta, i to z pewnościąnie byle jaka, skoro nie wolno mu jej zobaczyć. Świat ludzidorosłych był mu wszak jeszcze na tyle daleki, Ŝe nie starał się wŜaden sposób szukać rozwiązania tej zagadki; interesowało go raczejto, Ŝe malarz w tym ostatnim zdaniu postawił jego, Jaromila, narówni z tą kobietą, dla malarza bez wątpienia niezwykle waŜną, i Ŝewłaśnie dzięki Jaromilowi równieŜ przybycie tej kobiety staje sięwidocznie jakoś waŜniejsze i piękniejsze, i wywnioskował z tego, Ŝemalarz go lubi, Ŝe widzi w nim kogoś, kto w jego Ŝyciu coś znaczy,Ŝe dostrzega moŜe jakieś głębokie i tajemnicze podobieństwowewnętrzne, którego Jaromil, będący jeszcze chłopcem, nie moŜe takdobrze rozpoznać, natomiast malarz, dorosły i mądry, o nim wie.Wprawiło go to w niemy zachwyt i kiedy malarz dał mu następnezadanie, gorliwie pochylił się nad papierem.

Malarz odszedł do pracowni i zastał tam mamę we łzach. - Proszę, niech mnie pan zaraz puści do domu! - Idź, moŜecie iść razem, Jaromil właśnie kończy zadanie. - Jest pan diabłem - powiedziała przez łzy, a malarz objął jąi całował. A potem przeszedł znów do sąsiedniego pomieszczenia,pochwalił to, co chłopiec namalował (ach, Jaromil był tego dniabardzo szczęśliwy!) i posłał go do domu. Wrócił do pracowni,połoŜył mamę na stary, polany farbami tapczan, całował jej miękkieusta i mokrą twarz i znowu się z nią kochał.

9

Miłość mamy i malarza nie wyzbyła się juŜ znamienia, którezostało wpisane w ich pierwsze spotkanie; nie była to miłość,której by od dawna w rozmarzeniu wyglądała, patrząc jej śmiało w

Strona 19

Page 20: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejoczy; była to miłość nieoczekiwana, która skoczyła jej z tyłu nakark. Ta miłość wciąŜ przypominała mamie o jej miłosnymnieprzygotowaniu: była niedoświadczona, nie wiedziała, jak się mazachowywać ani co ma mówić; przed oryginalnym i wymagającymobliczem malarza wstydziła się z góry za kaŜde swoje słowo i zakaŜdy gest: jej ciało teŜ nie było lepiej przygotowane; po razpierwszy boleśnie poŜałowała tego, Ŝe tak źle o nie dbała poporodzie; przeraŜał ją widok własnego brzucha w lustrze, tejpomarszczonej, smutno zwisającej skóry. Ach, zawsze pragnęła miłości, w której mogłaby się harmonijniestarzeć, ciało ręka w rękę z duszą (tak, takiej miłości od dawnawyglądała, patrząc jej z rozmarzeniem w oczy): tu jednak, w tymwymagającym spotkaniu, w które nagle wkroczyła, dusza wydawała jejsię okropnie młoda a ciało okropnie stare, tak Ŝe kroczyła przezswą przygodę, jakby następowała drŜącą nogą na cienką kładkę, niewiedząc, czy to młodość duszy czy starość ciała spowoduje upadek.Malarz otoczył ją przesadnym zainteresowaniem i starał się jąwciągnąć do świata swoich obrazów i swych przemyśleń. Mama cieszyłasię z tego; było to dla niej dowodem na to, Ŝe ich pierwszespotkanie nie było tylko zmową ciał, które wykorzystały sytuację.Jeśli jednak miłość oprócz ciała okupuje takŜe duszę, zajmuje towięcej czasu; mama musiała wymyślić istnienie nowych przyjaciółek,aby jako tako usprawiedliwić (zwłaszcza przed babcią i Jaromilem)swą częstą nieobecność w domu. Kiedy malarz malował, siadywała obok niego na krześle, ale tomu nie wystarczało; pouczał ją, Ŝe malarstwo, w jego rozumieniu,jest tylko jednym ze sposobów wydobywania z Ŝycia cudowności; acudowność moŜe odkryć równieŜ dziecko w swoich zabawach i zwykłyczłowiek zapisujący sobie swój sen. Mama dostała papier i kolorowetusze; musiała zrobić na papierze plamy i dmuchać na nie;nierównomierne promienie rozbiegły się po papierze, pokrywając gobarwnym sitowiem; malarz wystawiał jej dziełka za szybą bibliotekii chwalił się nimi przed swymi gośćmi. Zaraz na jednym z pierwszych spotkań dał jej na poŜegnanie doręki kilka ksiąŜek. Mama musiała je potem w domu czytać, i toczytać po kryjomu, poniewaŜ bała się, Ŝe ciekawy Jaromil będzie sięjej pytał, skąd ma ksiąŜki, albo Ŝe podobne pytanie zada jej ktośinny z rodziny, a ona będzie z trudem wymyślać jakieś zadowalającekłamstwo, bowiem ksiąŜki juŜ na pierwszy rzut oka róŜniły się odtych, które miały w bibliotekach jej przyjaciółki czy krewni.Musiała więc chować ksiąŜki do bieliźniarki pod staniczki i nocnekoszule i czytać je w chwilach, gdy była sama. Być moŜe poczuciezakazanej czynności i strach przed zdemaskowaniem nie pozwalały jejskoncentrować się na tym, co czytała, gdyŜ wydaje nam się, Ŝe zbytwiele poŜytku z lektury nie miała, ba - Ŝe jej prawie wcale nierozumiała, chociaŜ niektóre strony czytała dwa i trzy razy podrząd. Przychodziła potem do malarza ze strachem, jak uczennica,która boi się wywołania do odpowiedzi, poniewaŜ malarz od razu jąpytał, jak się jej ksiąŜka podobała, a ona wiedziała, Ŝe chceusłyszeć od niej coś więcej, niŜ zwykłe pozytywne zapewnienie,wiedziała, Ŝe ksiąŜka stanowi dla niego przedmiot dyskusji i Ŝe sąw ksiąŜce zdania, w oparciu o które chciałby się z mamą porozumiećjak w oparciu o wspólnie wyznawaną prawdę. O tym wszystkim mamawiedziała, lecz bynajmniej nie pomogło jej to zrozumieć, cowłaściwie było w ksiąŜce, czy teŜ - co w niej było takiego waŜnego.Jak chytra uczennica sięgnęła więc po wymówkę: skarŜyła się, ŜeksiąŜki musi czytać potajemnie, by uniknąć ujawnienia, i dlategonie moŜe się na nich naleŜycie skupić. Malarz przyjął usprawiedliwienie i znalazł sprytne wyjście:gdy Jaromil przyszedł na następną lekcję, opowiadał mu o nowychkierun kach w sztuce nowoczesnej i poŜyczył mu później doprzestudiowania kilka ksiąŜek, które chłopiec przyjął zwdzięcznością. Kiedy mama po raz pierwszy zobaczyła je na stoleJaromila i zrozumiała, Ŝe jest to kontrabanda przeznaczona dlaniej, przestraszyła się. AŜ dotychczas cały cięŜar jej przygodyspoczywał wyłącznie na niej, teraz natomiast jej syn (to uosobienie

Strona 20

Page 21: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejczystości!) stał się nagle bezwiednym posłańcem cudzołoŜnejmiłości. Ale nic juŜ nie moŜna było zrobić, ksiąŜki leŜały na jegostole i mamie nie pozostawało nic innego, jak zajrzeć do nich podpretekstem uzasadnionej matczynej troskliwości. Pewnego razu ośmieliła się powiedzieć malarzowi, Ŝe wiersze,które jej poŜyczył, wydają jej się zbyt niezrozumiałe i ponure.Ledwie to powiedziała, natychmiast poŜałowała tego, bowiem malarznawet drobną niezgodę zjego poglądami uwaŜał za zdradę. Mamapospiesznie starała się naprawić to, co zepsuła. Gdy zachmurzonymalarz odwrócił się do swego płótna, zdjęła za jego plecamibluzeczkę i staniczek. Miała ładne piersi i wiedziała o tym; niosłaje teraz dumnie (choć nie całkiem pewnie) przez pracownię, aŜ wkońcu na wpół zasłonięta płótnem umocowanym na sztaludze, stanęłaprzed malarzem. Malarz posępnie wodził pędzlem po płótnie ikilkakrotnie spojrzał gniewnie na mamę wyglądającą zza obrazu.Potem mama wyrwała malarzowi pędzel z ręki, wsadziła go sobiemiędzy zęby, powiedziała do niego słowo, którego nigdy dotąd nikomunie mówiła, wulgarne zmysłowe słowo, i parokrotnie cicho jepowtórzyła, aŜ zobaczyła, Ŝe gniew malarza zmienia się w miłosnepoŜądanie. Nie, sama nigdy nie zwykła była zachowywać się w ten sposób itakie postępowanie przychodziło jej z wielkim trudem; zrozumiaławszak juŜ od początku ich zaŜyłości, Ŝe malarz wymaga od niejrozwiązłego i zaskakującego sposobu okazywania miłości, i Ŝe chce,aby czuła się z nim luźno i swobodnie, niczym nie skrępowana,Ŝadnym konwenansem, wstydem, oporami; mówił jej z upodobaniem: - Chcę tylko, byś mi ofiarowała twoją swobodę, twą własną icałkowitą swobodę! I chciał się o tej swobodzie ciągle przekonywać. Mama była juŜnawet w stanie jako tako zrozumieć, Ŝe takie nieskrępowanezachowanie jest moŜe i piękne, ale tym bardziej się bała, Ŝe nigdysię go nie nauczy. A im bardziej starała się umieć swoją swobodę,tym trudniejszym stawała się ona zadaniem, obowiązkiem, czymś, doczego musiała się w domu przygotowywać (zastanawiać sie, jakimsłowem, jakim czynem mogłaby malarza zaskoczyć i dowieść mu swejspontaniczności), tak Ŝe upadała juŜ pod imperatywem swobody jakpod brzemieniem. Nie to jest najgorsze, Ŝe świat jest zniewolony, ale to, Ŝeludzie oduczyli się swobody - mówił jej malarz, a ona pomyślała, Ŝeodnosi się to właśnie do niej, naleŜącej całkowicie do owegostarego świata, o którym malarz twierdził, Ŝe trzeba go zupełnie iw kaŜdej postaci odrzucić. - Jeśli nie moŜemy zmienić świata, zmieńmy chociaŜ naszewłasne Ŝycie i przeŜyjmy je swobodnie - mówił. - JeŜeli kaŜde Ŝyciejest niepowtarzalne, wyciągnijmy z tego wszelkie konsekwencje;odrzućmy wszystko, co nie jest nowe. Trzeba być absolutnienowoczesnym - cytował jej Rimbaud'a, a ona słuchała go naboŜnie,pełna wiary w jego słowa i niewiary w siebie.

Przychodziło jej na myśl, Ŝe miłość malarza do niej moŜepolegać jedynie na nieporozumieniu i pytała się go czasem, czemuwłaściwie ją kocha. Odpowiadał jej, Ŝe kocha ją tak, jak bokserkocha motyla, jak śpiewak kocha ciszę, jak bandyta kocha wiejskąnauczycielkę; mówił, Ŝe kocha ją tak, jak rzeźnik kocha bojaźliweoczy jałówki, a błyskawica idyllę strzech; powiedział jej, Ŝe kochają jak ukochaną kobietę wykradzioną ze zwariowanego domu. Słuchała go zachwycona i przychodziła do niego, gdy tylkowygospodarowała trochę czasu. Czuła się jak turystka, która widzipiękne krajobrazy, lecz jest przy tym tak zgrzana i zdyszana, Ŝenie potrafi się nimi cieszyć. Nie miała ze swej miłościnajmniejszej przyjemności, ale wiedziała, Ŝe jest to miłość wielkai wspaniała, i Ŝe nie moŜe jej stracić. A Jaromil? Był dumny, Ŝemalarz poŜycza mu ksiąŜki ze swojej biblioteki (malarz kilkakrotniechłopcu zaznaczył, Ŝe nigdy nikomu ksiąŜek nie poŜycza i Ŝeonjestjedynym, który uzyskał ten przywilej) i mając nadmiar czasu,spędzał go w rozmarzeniu nad ich stronicami. Sztuka nowoczesna wowych czasach nie była jeszcze własnością mieszczańskich mas imiała w sobie pociągający urok sekty, urok tak bardzo zrozumiały

Strona 21

Page 22: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdla wieku dziecięcego, marzącego o romantyce klanów i bractw.Jaromil wraŜliwie wyczuwał ten urok i czytał ksiąŜki zupełnieinaczej niŜ mama, która czytała je sumiennie od a do zet, jakpodręcznik, z którego będzie odpytywana. Jaromil, któremu niegroził egzamin, właściwie Ŝadnej ksiąŜki malarza nie przeczytał;raczej się na nie gapił, kartkował je, tu przystanął nad jakąśstroną, tam się zatrzymał nad jakimś wersem, nie martwiąc sięwcale, Ŝe reszta wiersza nic mu nie mówi. Ale ten jeden jedyny wersalbo ten jeden ustęp prozy wystarczały, by uczynić go szczęśliwym,nie tylko poprzez swoje piękno, ale zwłaszcza przez to, Ŝe słuŜyłymu jako przepustka do rzeszy wybranych, którzy potrafią dostrzegaćto, co dla innychjest ukryte. Mama wiedziała, Ŝe jej syn niezadowala się rolą zwykłego posłańca i Ŝe ksiąŜki, które tylkopozornie były mu powierzone, czyta z prawdziwym zainteresowaniem;zaczęła więc rozmawiać z nim o tym, co obydwoje czytali, i stawiałamu pytania, których nie miała odwagi zadać malarzowi. Stwierdzałaprzy tym niemal z lękiem, Ŝe syn broni wypoŜyczonych ksiąŜek zjeszcze większą zawziętością niŜ malarz. ZauwaŜyła, Ŝe w tomiewierszy Eluarda zaznaczył sobie ołówkiem niektóre wersy: Spać zksięŜycem wjednym, a słońcem w drugim oku. - Co ci się w tympodoba? Czemu miałabym spać z księŜycem w oku? Nogi z kamienia pończochy z piasku. - Jak mogą być pończochy z piasku? - Synowi wydawało się, Ŝemama wyśmiewa się nie tylko z wierszy, ale i z niego,przypuszczając, Ŝe w jego wieku niczego nie rozumie, i odpowiedziałjej niegrzecznie. Mój BoŜe, nie sprostała nawet trzynastoletniemudziecku. Tego dnia poszła do malarza z uczuciem szpiega przebranegow mundur obcej armii; bała się dekonspiracji. Jej przemowa straciłaresztę bezpośredniości i wszystko, co mówiła i robiła, przypominałogrę amatorskiej aktorki, skrępowanej tremą i recytującej tekst wobawie przed wygwizdaniem. Właśnie w tych dniach malarz odkrył czar aparatufotograficznego; pokazał mamie swoje pierwsze fotografie, martwąnaturę składającą się z dziwnie zgrupowanych przedmiotów, niezwykłeujęcia opuszczonych i zapomnianych rzeczy: potem ustawił ją wświetle padającym przez pochyły dach i zaczął fotografować.Początkowo mama odczuwała to jako ulgę, poniewaŜ nie musiała nicmówić, tylko stała lub siedziała, uśmiechała się i słuchała jegowskazówek i pochwał, które rzucał od czasu do czasu pod adresem jejtwarzy. Potem malarzowi rozbłysły nagle oczy; wziął pędzel, umoczył gow czarnej farbie, odwrócił mamie delikatnie głowę i dwiema ukośnymiliniami przekreślił jej twarz. - Przekreśliłem cię! Zniszczyłem dzieło boŜe! - śmiał się ifotografował mamę, na której nosie krzyŜowały się dwie grube linie.Zaprowadziłją później do łazienki, umyłjej twarz i wytarłręcznikiem. - Przekreśliłem cię przed chwilą, Ŝeby cię terazstworzyć na nowo - powiedział i znowu wziął pędzel, i znów zacząłna niej malować. Były to koła i kreski przypominające dawne pismoobrazkowe. - Twarz - posłanie, twarz - list - mówił malarz i znowupostawił ją pod oświetlonym dachem i znów ją fotografował. PołoŜył ją potem na ziemi i obok jej głowy postawił gipsowyodlew antycznej głowy, którą takŜe pokreślił podobnymi liniami jakgłowę mamy i fotografował później obie te głowy, tę Ŝywą i tęnieŜywą, a potem te kreski z twarzy mamy zmył i namalował na niejinne kreski i znowu ją fotografował, po czym połoŜył ją natapczanie i zaczął rozbierać; mama bała się, Ŝe będzie terazmalować jej piersi i nogi, zdobyła się nawet na Ŝartobliwą uwagę,Ŝe ciała malować jej nie powinien (było to z jej strony odwagą,zdobyć się na Ŝartobliwą uwagę, gdyŜ obawiała się zawsze, Ŝeusiłując Ŝartować, palnie głupstwo i będzie niesmaczna), ale malarzjuŜ nie chciał jej malować, a zamiast tego kochał się z nią,trzymając przy tym jej pokreśloną głowę, jakby go szczególniepodniecało, Ŝe kocha kobietę będącą jego własnym wytworem, jegowłasną fantazją, jak gdyby był Bogiem spółkującym z kobietą, którąsam stworzył. A mama w tej chwili naprawdę nie była niczym innym, jak tylkojego wymysłem i jego obrazem. Wiedziała o tym i sama sobie dodawała

Strona 22

Page 23: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsił, wytrzymać i nie dać po sobie poznać, Ŝe w ogóle nie jest dlaŜeby to malarza partnerką, jego cudownym visavis i istotą godnąmiłości, lecz jedynie nieŜywym odbiciem, posłusznie nastawionymszkiełkiem, bierną powierzchnią, na której malarz wyświetla obrazswego pragnienia. I rzeczywiście wytrzymała, malarz doszedł doszczytu rozkoszy i szczęśliwy ześliznął się z jej ciała. W domuczuła się potem jak po wielkim wysiłku, a w nocy przed spaniempłakała. Kiedy następnym razem przyszła do jego pracowni, kreślenie ifotografowanie ciągnęło się dalej. Tym razem malarz odsłonił jejpiersi i kreślił po ich pięknych sklepieniach. Gdy chciał ją potemrozebrać całą, mama po raz pierwszy oparła się swemu kochankowi.

Trudno docenić zręczność, ba - chytrość, z jaką aŜ dotądpotrafiła przy wszystkich grach miłosnych z malarzem ukryć swójbrzuch. Wielokrotnie pozostawiała na swej nagości pasek dopończoch, dając do zrozumienia, Ŝe ta namiastka ubioru jestpodniecająca, wiele razy wywalczyła sobie półmrok zamiast światła,niejeden raz delikatnie odsunęła ręce malarza, które chciały jąpogłaskać po brzuchu, i połoŜyła je sobie na piersiach; a gdy juŜwyczerpała wszystkie podstępy, odwołała się do swojej nieśmiałości,o której malarz wiedział i którą w niej uwielbiał (przecieŜ dlategotak często mówił jej, Ŝe jest dla niego ucieleśnieniem białegokoloru i Ŝe pierwszą myśl o niej wcielił do obrazu białymi liniamiwyrytymi szpachlą). Teraz jednak miała stać naga na środku pracowni jak akt ponadktórym on panowałby wzrokiem oraz pędzlem. Broniła się, a gdy mutak jak kiedyś przy pierwszej wizycie powiedziała, Ŝe to, czegochce, jest szalone, odpowiedział jej tak samo jak wtedy: tak,miłość jest szalona, i zdzierał z niej ubranie. Stała więc na środku pracowni i myślała w tej chwili wyłącznieo swoim brzuchu; bała się na niego spojrzeć, ale widziała go przedoczyma takim, jaki znała z tysięcznych rozpaczliwych spojrzeń dolustra; wydawało jej się, Ŝe ma na sobie tylko brzuch, tylkopomarsz czoną brzydką skórę i czuła się jak kobieta na stoleoperacyjnym, kobieta, która nie moŜe o niczym myśleć, musi sięoddać w czyjeś ręce i musi jedynie wierzyć, Ŝe to wszystkoprzejdzie, Ŝe operacja i ból się skończą i Ŝe teraz musi to tylkowytrzymać. A malarz brał do ręki pędzel, maczał i przykładał do jejramienia, pępka, nóg, po czym cofał się i brał do ręki aparatfotograficzny; prowadził ją do łazienki, gdzie musiała połoŜyć sięw pustej wannie i kładł na niej metalowy wąŜ z dziurkowanym wylotemprysznica na końcu i mówił, Ŝe ten wąŜ nie wypluwa wody, leczuśmiercający gaz, i Ŝe leŜy na jej ciele jak ciało wojny na cielemiłości; a potem znowu ją podniósł i postawił w innym miejscu iznów fotografował, a ona szła posłusznie, nie starała się juŜzakrywać brzucha, ale miała go wciąŜ przed oczami i widziała oczymalarza i swój brzuch i jego oczy. . . A kiedy ją pomalowanąpołoŜył później na dywanie obok antycznej głowy, pięknej i zimnej,i kochał się z nią, mama nie wytrzymała tego i rozpłakała się wjego objęciach, lecz on prawdopodobnie nie zrozumiał sensu jejpłaczu, był bowiem przekonany, Ŝe jego własna dzika pasja,przemieniona w piękny, wytrwały, pulsujący ruch, nie moŜe wywołaćniczego innego, tylko płacz rozkoszy i szczęścia. Mama uświadomiła sobie, Ŝe malarz nie zrozumiał przyczyny jejpłaczu, opanowała się i przestała płakać. Kiedy jednak przyszła do domu, na schodach zakręciło jej sięw głowie; upadła i stłukła sobie kolano. Przestraszona babciazaprowadziła ją do pokoju, dotknęła jej czoła i wsadziła pod pachętermometr.Mama miała gorączkę. Mama załamała się nerwowo.

10

Kilka dni później czescy spadochroniarze wysłani z Angliizabili niemieckiego pana czeskich ziem; ogłoszono stan wyjątkowy ina rogach ulic pojawiły się plakaty z długimi listami straconych.

Strona 23

Page 24: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejMama leŜała w łóŜku i codziennie przychodził lekarz, Ŝeby jej wbićw pośladek zastrzyk. Wtedy to pewnego razu mąŜ przysiadł na jejłóŜku, wziął ją za rękę i długo patrzył jej w oczy; mama wiedziała,Ŝe jej załamanie przypisuje okropnościom historii i uświadomiłasobie ze wstydem, Ŝe go oszukuje, a on jest przy tym dla niej dobryi w tych cięŜkich chwilach chce być dla niej przyjacielem. TakŜe słuŜąca Magda, która mieszkała w willi juŜ od kilku lati o której babcia chętnie mówiła w duchu dobrych demokratycznychtradycji, Ŝe widzi w niej raczej członka rodziny niŜ siłę najemną,przyszła któregoś dnia do domu z płaczem, poniewaŜ jej ukochanegoaresztowało gestapo. I rzeczywiście kilka dni później jego nazwiskopojawiło się wypisane czarnymi literami na ciemnoczerwonymobwieszczeniu wśród nazwisk innych zamordowanych i Magda dostałaparę dni wolnego, Ŝeby móc pojechać do rodziców swego chłopca. Gdy wróciła, opowiadała, Ŝe rodzina jej ukochanego nie dostałanawet urny z prochami i nigdy się juŜ chyba nie dowie, gdzie leŜązwłoki ich syna. Znowu się rozpłakała i popłakiwała prawiecodziennie. Płakała zazwyczaj w swym malutkim pokoiku, tak Ŝesłychać było tylko jej przytłumione szlochy zza ściany, ale czasemrozpłakała się ni z tego ni z owego równieŜ przy obiedzie; od tejpory, gdy spotkało ją to nieszczęście, rodzina zapraszała ją dowspólnego stołu (kiedyś jadała sama w kuchni) i ta nadzwyczajnałaskawość przypominała jej kaŜdego dnia w południe, Ŝejest wŜałobie i Ŝe sięjej współczuje, czerwieniały więc jej oczy i spodpowieki wypływała łza i spadała jej na knedliki z sosem; Magdastarała sie ukryć łzy i zaczerwienione oczy, spuszczała głowę,pragnęła być niewidoczna, ale tym bardziej ją wszyscy dostrzegalii zawsze ktoś wygłosił jakieś słowa otuchy, na które odpowiadałagłośnym szlochem. Jaromil obserwował to wszystko jak fascynujące widowisko: zgóry juŜ cieszył się na to, jak zobaczy łzę w dziewczęcym oku, jakdziewczęcy wstyd będzie się starał zakryć smutek i jak smutek wkońcu przemoŜe wstyd i pozwoli spłynąć łzie. Wpijał się spojrzeniem(ukradkiem, miał bowiem poczucie czegoś niedozwolonego) w jej twarzi zalewała go fala delikatnego podniecenia i pragnienia obsypaniatej twarzy czułością, głaskania jej i pocieszania. A gdy wieczoremzostawał sam, opatulony kołdrą, wyobraŜał sobie tę twarz z wielkimibrązowymi oczami, wyobraŜał sobie, jak ją głaska i mówi do niej:nie płacz, nie płacz, nie płacz, poniewaŜ nie przychodziły mu dogłowy Ŝadne inne słowa, które mógłby jej powiedzieć. Mniej więcej w tym samym czasie mama zakończyła leczenienerwów (odbyła tygodniową kurację snem) i zaczęła znowu krzątaćsię, załatwiać sprawunki i troszczyć się o domowe gospodarstwo,chociaŜ ciągle skarŜyła się na ból głowy i kołatanie serca. Pewnegodnia usiadła przy stoliku i zabrała się do pisania listu. Zaledwienapisała pierwsze zdanie, natychmiast uświadomiła sobie, Ŝe wydasię malarzowi sentymentalna i głupia, i przestraszyła się jegopotępienia; ale po chwili uspokoiła się: powiedziała sobie, Ŝe sąto słowa, na które nie chce i nie oczekuje odpowiedzi, ostatniesłowa, z jakimi się do niego zwraca; to jej dodało odwagi, pisaławięc dalej; z uczuciem ulgi (i dziwnego uporu) formułowała zdania,jakby je tworzyła rzeczywiście ona sama, ona, taka jaką była, zanimgo poznała. Pisała, Ŝe go kochała, ale Ŝe nadszedł czas, by mupowiedziała prawdę: jest inna, zupełnie inna niŜ sobie malarzmyśli, w rzeczywistości jest zwyczajną i staromodną kobietą i boisię tego, Ŝe kiedyś nie będzie mogła spojrzeć w niewinne oczy syna.Zdecydowała się więc powiedzieć mu wreszcie prawdę? Ach, wcale nie.Nic mu nie napisała o tym, Ŝe to, co nazywała miłosnym szczęściem,było dla niej jedynie mozolnym wysiłkiem, nie napisała nic o tym,jak się wstydziła swego oszpeconego brzucha, ani o tym, jak upadłai rozbiła sobie kolano i musiała przez tydzień spać. Nie napisałamu o tym, poniewaŜ taka szczerość była jej obca, a ona chciałanareszcie być znowu sobą i mogła być sobą tylko w nieszczerości;przecieŜ gdyby mu wszystko otwarcie wyznała, wyglądałoby to jakbyznów się przed nim kładła naga z pomarszczonym brzuchem. Nie, niechciała mu się juŜ pokazywać z zewnątrz ani od wewnątrz, chciałaodnaleźć zacisze swej cnotliwości i dlatego musiała być nieszczerai pisać tylko i wyłącznie o swym dziecku i świętych obowiązkach

Strona 24

Page 25: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmatki. Pod koniec listu juŜ sama uwierzyła, Ŝe to nie jej brzuch,i męcząca gonitwa za pomysłami malarza wywołały u niej kryzysnerwowy, lecz tylko jej wielkie macierzyńskie uczucia, którezbuntowały się przeciwko wielkiej, ale grzesznej miłości. I wydała się sobie w tej chwili nie tylko bezgraniczniesmutna, ale zarazem wyniosła, tragiczna i silna; smutek, który jąprzed kilkoma dniami jedynie bolał, teraz, wyraŜony wielkimisłowami, dostarczał jej takŜe kojącej pociechy; był to pięknysmutek i widziała siebie oświetloną jego melancholijnym blaskiem,i wydała się sobie smutnie piękna. Co za niezwykłe zbieŜności!Jaromil, który w tym samym czasie całymi dniami obserwował płacząceoko Magdy, wiedział dobrze o pięknie smutku i cały się w nimpogrąŜał. Wertował znów ksiąŜkę, którą poŜyczył mu malarz i bezkońca czytał wiersze Eluarda, pozwalając się porywać poszczególnymoderwanym wersom: Miała w ciszy swego ciała małą śniegową kulkękoloru oka; albo: W dali morza, które obmywa twe oko; i: Bądźzdrów, smutku,jesteś wypisany w oczach, które kocham. Eluard stałsię poetą cichego ciała Magdy i jej oczu obmywanych morzem łez;Jaromil widział całe swoje Ŝycie zaklęte w jednym wersie: Smutek,piękna twarz. Tak, to właśnie była Magda: smutek, piękna twarz. Pewnego wieczoru wszyscy poszli do teatru i on został z nią wwilli sam; znał na pamięć domowe zwyczaje i wiedział, Ŝe jestsobota i Magda będzie się kąpać. PoniewaŜ rodzice z babciązaplanowali wyjście do teatru tydzień wcześniej, miał czas, bywszystko przygotować; juŜ przed paroma dniami podniósł w drzwiachdo łazienki klapkę nad dziurką do klucza i za pomocą ubrudzonegookruszka chleba lekko ją przykleił, tak Ŝe trzymała się wpodniesionym połoŜeniu; wyciągnął z drzwi klucz, Ŝeby nie zasłaniałwidoku, i schował go, nikt nie zauwaŜył jego braku, gdyŜ członkowierodziny nie mieli zwyczaju zamykania się przed sobą, zamykała siętylko Magda. Dom był cichy i pusty i Jaromilowi waliło serce. Był na górzew swoim pokoju, połoŜył przed sobą jakąś ksiąŜkę, jak gdyby ktośmógł go przydybać i wypytywać się, co robi, ale nie czytał jej,tylko nasłuchiwał. Wreszcie rozległ się odgłos wody płynącej ruramii uderzenia strumienia o dno wanny. Zgasił światło na schodach izaczął skradać się na dół; miał szczęście - otwór w zamku zostałnie zakryty i gdy przytknął do niego oko, zobaczył Magdę pochylonąnad wanną, juŜ rozebraną, z nagimi piersiami, w samych tylkomajteczkach. Strasznie waliło mu serce, poniewaŜ widział to, czegonigdy dotąd nie widział, i wiedział, Ŝe wkrótce zobaczy jeszczewięcej i Ŝe juŜ nikt nie moŜe mu w tym przeszkodzić. Magdawyprostowała się, podeszła do lustra (widział ją z przodu) iruszyła w kierunku wanny; zatrzymała się, zdjęła majteczki,odrzuciła je (ciągle widział ją z przodu) i weszła do wanny. RównieŜ w wannie Jaromil widział ją wciąŜ przez swój otwór,poniewaŜjednak powierzchnia wody sięgałajej aŜ do ramion, terazbyła to znów tylko sama twarz; ta jednakowa, znana, smutna twarz;musiał uzupełnić sobie jej obraz (teraz, na przyszłość i na zawsze)o nagie piersi, brzuch, uda, pośladki; była to twarz oświetlonanagością ciała; ciągle wzbudzała w nim czułość, lecz i ta czułośćbyła inna, gdyŜ rozlegało się w niej przyśpieszone bicie serca. A potem spostrzegł nagle, Ŝe Magda patrzy mu prosto w oczy.Zląkł się, Ŝe został odkryty. Patrzyła na otwór w zamku iuśmiechała się łagodnie (trochę bezradnie, trochę przyjaźnie).Natychmiast odsunął się od drzwi. Widziała go czy nie? Wielokrotnieto przecieŜ wypróbował i był pewien, Ŝe oko z drugiej strony drzwinie moŜe być widoczne. Ale jak sobie wytłumaczyć spojrzenie iuśmiech Magdy? A moŜe spoglądała w tę stronę tylko przypadkiem iuśmiechnęła się na samą myśl, Ŝe Jaromil mógłby ją podglądać? Takczy inaczej, napotkane spojrzenie Magdy zmieszało go do tegostopnia, Ŝe nie odwaŜył sięjuŜ ponownie zbliŜyć do drzwi. Kiedy jednak po chwili uspokoił się, zaświtał mu w głowiepomysł, który przeszedł wszystko, co dotychczas widział i przeŜył:łazienka nie jest zamknięta, a Magda nie powiedziała mu, Ŝe idziesię kąpać. Mógłby więc udawać, Ŝe o niczym nie wie, ijak gdybynigdy nic wejść do łazienki. I znowu mocniej zabiło mu serce;wyobraził sobie, jak staje zaskoczony w otwartych drzwiach, a potem

Strona 25

Page 26: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmówi: idę tylko po szczoteczkę, i przechodzi koło nagiej Magdy,która w tym momencie nie wie, co powiedzieć; jej piękna twarz jestzawstydzona, tak jak bywała zawstydzona, kiedy chwytał ją przystole nagły płacz, a on idzie koło wanny do umywalki, nad którąleŜy szczoteczka i bierze tę szczoteczkę, i zatrzymuje się późniejprzy wannie i pochyla się nad Magdą, nad jej nagim ciałem, którewidzi przez zielonkawy filtr wody i znowu patrzy jej w twarz,którajest zawstydzona i głaszcze tę zawstydzoną twarz... Ach, gdysobie to wyobraził aŜ do tego momentu, ogarnął go obłokpodniecenia, w którym juŜ nic nie widział i niczego więcej nie mógłsię domyśleć. śeby jego wejście wyglądało całkiem naturalnie, cicho wśliznąłsię z powrotem na górę, a potem schodził na dół, następując głośnona kaŜdy stopień; czuł, jak drŜy, i bał się tego, Ŝe w ogóle niebędzie w stanie powiedzieć spokojnym i naturalnym głosem: idę tutylko po szczoteczkę; pomimo tego szedł, a kiedy był juŜ niemalprzed łazienką i serce tłukło mu się tak, Ŝe prawie nie mógłzłapać tchu, usłyszał: "Jaromilu, ja się kąpię! Nie wchodź tutaj!"Odpowiedział: "AleŜ nie, ja przecieŜ idę do kuchni!" - i naprawdęposzedł na drugą stronę przedpokoju, do kuchni, otworzył i zamknąłdrzwi, jakby coś stamtąd zabierał i poszedł z powrotem do siebie nagórę. I dopiero tam pomyślał sobie, Ŝe niespodziewane słowa Magdynie musiały wcale być powodem tak idiotycznej kapitulacji, Ŝe mógłprzecieŜ powiedzieć: aleŜ Magdo, idę tylko po szczoteczkę, i wejść,a Magda z pewnością by się o to na niego nie gniewała; Magda lubiłago, poniewaŜ zawsze był dla niej grzeczny. I znów sobie wyobraŜał,Ŝe jest w łazience i przed nim leŜy w wannie naga Magda i mówi: niewchodź tu, wyjdź stąd w tej chwili, ale nie moŜe nic zrobić, niemoŜe się bronić, poniewaŜ jest bezsilna, tak jak bezsilna byławobec śmierci narzeczonego, leŜy bowiem uwięziona w wannie, a onpochyla się nad jej głową, nad jej duŜymi oczami... Było to jednak bezpowrotnie stracone i Jaromil słyszał potemjuŜ tylko cichutki szum wody wyciekającej z wanny w otchłaniekanałów; bezpowrotność tej wspaniałej okazji dręczyła go, gdyŜwiedział, Ŝe nieprędko nadarzy się znów taki wieczór, kiedyzostałby z Magdą w domu sam, a jeśli nawet się nadarzy, klucz juŜdawno będzie musiał być na swoim miejscu i Magda będzie mogła sięzamknąć. LeŜał wyciągnięty na tapczanie i był zrozpaczony. Alebardziej, niŜ stracona okazja, zaczęła go dręczyć rozpacz z powoduwłasnego tchórzostwa, własnej słabości, własnego głupiegołomoczącego serca, które odebrało mu przytomność umysłu i wszystkozepsuło. Zalała go ogromna niechęć do samego siebie. Tylko - co począć z taką niechęcią? Jest ona czymś zupełnieinnym niŜ smutek; ba, jest chyba dokładnym przeciwieństwem smutku;kiedy w domu byli na Jaromila źli, często zamykał się w swoimpokoju i płakał; ale był to szczęśliwy, prawie hedonistyczny płacz,płacz nieomal miłosny, gdyŜ Jaromil Ŝałował i pocieszał Jaromila,zaglądając w jego duszę; ta nagła niechęć, która Jaromilowi ukazałaŜałosnego Jaromila, oddalała go jednak i odwracała od własnejduszy! Była jednoznaczna i zwięzła jak obraza, jak policzek;jedynym ratunkiem przed nią była ucieczka. Dokąd od niej uciec? Jeślijednak odkryjemy nagle własną małość, dokąd od poniŜenia moŜna uciectylko na wyspy! Usiadł więc przy swoim biureczku iotworzył ksiąŜkę (tę cenną ksiąŜkę, o której malarz powiedział, Ŝenie poŜycza jej nikomu poza nim) i usilnie starał się skoncentrowaćna wierszach, które lubił najbardziej.1 znów było tam w dali morze,które obmywa twe oko i znowu widział przed sobą Magdę, była tam teŜśniegowa kula w ciszy jej ciała, a plusk wody dobiegał do tegowiersza jak plusk rzeki przez zamknięte okno. Jaromila ogarnęłatęsknota i zamknął ksiąŜkę. Wziął następnie papier i ołówek i samzaczął pisać. Tak jak to widział u Eluarda, Nezvala, Biebla,Desnosa, pisał jeden pod drugim krótkie wersy, bez rytmu i rymu.Była to wariacja na temat tego, co czytał, ale w tej wariacji byłoto, co właśnie przeŜył, był tam smutek, który się rozpuszcza izamienia w wodę, była tam zielona woda, której powierzchnia podnosisię coraz wyŜej, aŜ sięga moich oczu i było tam ciało, smutneciało, ciało w wodzie, ku któremu idę, idę przez nieskończoną wodę.

Strona 26

Page 27: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Czytał sobie swój wiersz na głos wiele razy w kółko śpiewnympatetycznym głosem i był zachwycony. Na dnie tego wiersza byłaMagda w wannie i on z twarzą przyciśniętą do drzwi; nie znalazł sięwięc poza granicami swego przeŜycia; był wszakŜe wysoko ponadnim;niechęć wobec samego siebie została na dole; tam na dole ręcepociły mu się z tremy i przyśpieszał oddech; tu na górze, wwierszu, był wysoko ponad swą słabością; przygoda z dziurką odklucza i własnym tchórzostwem zmieniła się w zwykłą odskocznię, nadktórą teraz latał; nie był juŜ opanowany przez to, co przeŜył, leczto, co przeŜył, było opanowane przez to, co napisał. Następnego dnia poprosił babcię, Ŝeby mu poŜyczyła maszynę dopisania; przepisał wiersz na specjalnym papierze i było to jeszczepiękniejsze niŜ wtedy, gdy mówił go sobie na głos, poniewaŜ wierszprzestał być zwykłym następstwem słów, a stał się rzeczą; jegosamoistność była jeszcze bardziej bezsporna. Zwyczajne słowa są naświecie po to, aby zanikły zaraz po tym, gdy zostały wypowiedziane,słuŜą bowiem tylko momentowi porozumienia; są podporządkowanerzeczom, są jedynie ich oznaczeniem; ale te słowa same stały sięteraz rzeczą i nie były niczemu podporządkowane; ich przeznaczeniemnie było chwilowe porozumienie i szybki zanik, lecz trwanie. To, co Jaromil przeŜył poprzedniego dnia, było wprawdzie wwierszu zawarte, ale zarazem juŜ to w nim z wolna obumierało, takjak ziarno obumiera w owocu. Jestem pod wodą i uderzenia mego sercawywołują kręgi na powierzchni: w tym wersie była mowa o chłopcu,drŜącym pod drzwiami łazienki, który jednocześnie w tym samymwersie powoli znikał; ten wers go przerastał i przeŜywał. Ach, mojawodna miłości, mówił inny wers i Jaromil wiedział, Ŝe wodnąmiłością jest Magda, ale wiedział teŜ, Ŝe nikt inny nie odnalazłbyjej w tych słowach, Ŝe jest w nich zagubiona, rozmyta, pogrzebana;wiersz, który napisał, był całkowicie samodzielny, niezaleŜny iniezrozumiały, tak samo jak niezaleŜna i niezrozumiała jest samarzeczywistość, która się z nikim nie umawia, a po prostu jest;niezaleŜność wiersza była dla Jaromila wspaniałym ukryciem,poŜądaną moŜliwością drugiego Ŝycia; tak mu się to spodobało, Ŝenazajutrz spróbował napisać następne wiersze i stopniowo pochłonęłago ta czynność.1 ChociaŜ juŜ wstała z łóŜka i chodzi po domu jakorekonwalescentka, nie jest jej wesoło. Odrzuciła miłość malarza,lecz miłości męŜa nie odzyskała w zamian. Tata Jaromila tak rzadkobywa w domu! JuŜ się do tego przyzwyczaili, Ŝe wraca dopiero późnąnocą, przywykli równieŜ do tego, Ŝe często zapowiada swąkilkudniową nieobecność, ma bowiem duŜo wyjazdów słuŜbowych, aletym razem w ogóle nic nie powiedział, wieczorem nie wrócił do domui mama nie ma o nim Ŝadnych wiadomości. Jaromil tak rzadko tatę widuje, Ŝe nie uświadamia sobie nawetjego nieobecności i rozmyśla w swym pokoiku o wierszach: jeŜeliwiersz ma być wierszem, musi być przez kogoś czytany; dopiero wtedyudowodni, Ŝe nie jest tylko zaszyfrowanym dziennikiem i moŜe Ŝyćsamodzielnym Ŝyciem, niezaleŜnym od tego, kto go napisał. Najpierwprzyszło mu na myśl, Ŝe pokaŜe swoje wiersze malarzowi, aleprzywiązywał do nich zbyt wielkie znaczenie, Ŝeby zaryzykować i daćje tak surowemu sędziemu. Pragnął widzieć kogoś, kto będzie nimizachwycony co najmniej tak jak on sam, i zrozumiał wkrótce, ktojest przeznaczony do tego, aby być tym pierwszym czytelnikiem jegopoezji; widział go, jak chodzi po domu ze smutnymi oczami izbolałym głosem i wydawało mu się, Ŝe kroczy jego wierszomnaprzeciw; dał mamie z przejęciem kilka starannie wy stukanychwierszy i pobiegł do swego pokoju, by tam zaczekać, aŜ je przeczytai zawoła go. Czytała i płakała. Chyba sobie nawet nie uświadamiała, czemupłacze, ale nie trudno to odgadnąć; wypływały z niej bodajczworakiego rodzaju łzy: najpierw rzuciło jej się w oczypodobieństwo wierszy Jaromila do tych, które poŜyczał jej malarz,i wytrysnęły z niej łzy Ŝalu nad utraconą miłością; potem wyczułajakiś ogólny smutek ziejący z wierszy syna przypomniała sobie, ŜemąŜ jest juŜ drugi dzień poza domem nie uprzedziwszy jej o tym, ipłynęły z niej łzy uraŜonej dumy; zaraz potem zaczęły z niej

Strona 27

Page 28: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwszakŜe wypływać łzy pocieszenia, bowiem syn, który z takimzmieszaniem i oddaniem przybiegł do niej ze swymi wierszami,kładzie jej swoim uczuciem balsam na wszystkie rany; a kiedyczytała wiersze juŜ po raz któryś, napłynęły jej w końcu do oczutakŜe łzy wzruszonego podziwu, gdyŜ wiersze wydawały jej sięniezrozumiałe, toteŜ odniosła wraŜenie, Ŝe jest w nich więcej niŜona sama moŜe zrozumieć, Ŝe jest więc matką cudownego dziecka. Potem go zawołała, lecz kiedy przed nią stał, czuła się takjak wtedy, gdy malarz wypytywał ją o ksiąŜki, które jej poŜyczał;nie wiedziała, co mu ma o wierszach powiedzieć; widziała przed sobąjego pochyloną i pełną oczekiwania twarz i nie potrafiła zrobić nicinnego, jak tylko przytulić go do siebie i pocałować. Jaromil miałtremę, był więc zadowolony, Ŝe moŜe schować głowę na mamy ramieniu,a mama, czując w objęciach dziecięcość jego postaci, odpędziła odsiebie przygnębiające widmo malarza, nabrała odwagi i zaczęłamówić. Nie mogła jednak powstrzymać drŜenia głosu ani łeznapływających jej do oczu i to było dla Jaromila waŜniejsze niŜsłowa, które mówiła; to wzruszenie było dla niego świętą gwarancją,Ŝe jego wiersze mają siłę: rzeczywistą, fizyczną siłę. Ściemniało się, tata nie wracał, a mamie przyszło na myśl, Ŝetwarz Jaromila ma swą delikatną urodę, z którą nie moŜe równać sięani mąŜ ani malarz; ta niepozorna myśl była tak nieodparta, Ŝe niemogła się od niej uwolnić; zaczęła mu opowiadać, jak będąc w ciąŜypatrzyła błagalnie na figurkę Apollina. - I widzisz, jesteś naprawdę taki ładny jak ten Apollo, jesteśdo niego podobny. To nie jest zwykły przesąd, Ŝe w dziecku zostaniecoś z tego, o czym myśli matka, gdy jest w ciąŜy. I tę lirę wziąłeśod niego. A potem opowiadała mu, Ŝe literatura była zawsze jejnajwiększą miłością; przecieŜ na uniwersytet teŜ poszła studiowaćliteraturę i tylko małŜeństwo (nie powiedziała ciąŜa) nie pozwoliłojej poświęcić się bez reszty temu najgłębszemu pragnieniu; jeśliwięc widzi dziś w Jaromilu poetę (tak, to ona pierwsza przypięła muten wielki tytuł), jest to dla niej zaskakującą niespodzianką, alezarazem czymś, na co od dawna czekała. Długo rozmawiali ze sobą tego dnia i w końcu znaleźli w tensposób, matka i syn, tych dwoje niefortunnych kochanków, pociechęw sobie nawzajem.

Część druga albo Ksawery

Słyszał juŜ dochodzący z wnętrza budynku zgiełk przerwy, któraza chwilę się skończy; do klasy wejdzie stary matenatyk i będziedręczyć uczniów danymi na czarnej tablicy: bzyczenie błędnej muchywypełni ciszę między pytaniem profesora i odpowiedzią ucznia... Ale wtedy on juŜ będzie daleko! Minął rok od zakończenia wielkiej wojny; była wiosna iświeciło słońce; szedł ulicami w kierunku Wełtawy, a potem wolnymkrokiem wzdłuŜ nabrzeŜa. Kosmos pięciu godzin lekcyjnych był gdzieśdaleko, a on był z nim związany tylko małą brązową aktówką, wktórej niósł parę zeszytów i jeden podręcznik. Doszedł do mostu Karola. Szpaler rzeźb nad wodą zapraszał go,aby przeszedł na drugą stronę rzeki. Prawie za kaŜdym razem, gdy byłna wagarach (a bywał na wagarach tak często i chętnie!), przyciągałgo most Karola, po którym wędrował. Wiedział, Ŝe i dziś tędypójdzie i Ŝe dzisiaj równieŜ zatrzyma się tam, gdzie pod mostem niema juŜ wody, tylko suchy brzeg, a na nim stary Ŝółty dom; oknonajego trzecim piętrze znajduje się akurat na wysokości kamiennejporęczy mostu i oddalone jest na długość skoku; lubił na niepatrzeć (zawsze było zamknięte) i zastanawiał się, kto za nimmieszka. Tym razem po raz pierwszy (moŜe dlatego, Ŝe był wyjątkowosłoneczny dzień) okno było otwarte. W jego rogu wisiała klatka zptakiem. Zatrzymał się, oglądał tę rokokową klatkę z białego,ozdobnie skręconego drutu, a potem zauwaŜył, Ŝe w półmroku pokojurysuje się postać; mimo iŜ widział ją z tyłu, poznał, Ŝe to kobietai pragnął, Ŝeby się odwróciła i Ŝeby mógł zobaczyć jej twarz. Postać rzeczywiście poruszyła się, ale w przeciwnym kierunku;

Strona 28

Page 29: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejzniknęła w ciemnościach, lecz okno było otwarte i on byłprzekonany, Ŝe to wezwanie, cichy, poufny znak dla niego.

Nie mógł się oprzeć. Wskoczył na murek. Okno dzieliła odmostu głęboka otchłań zakończona twardym brukiem. Aktówka w ręceprzeszkadzała mu. Wrzuciłją przez otwarte okno do ciemnego pomiesz-czenia, a potem sam wskoczył za nią.

2

Wysokie prostokątne okno, na które Ksawery wskoczył, byłotakich rozmiarów, Ŝe rozłoŜonymi rękami dotykał jego wewnętrznychścian, a swoim wzrostem wypełniał je całkowicie. Oglądałpomieszczenie od tyłu do przodu (jak ten, kogo zawsze najbardziejinteresuje głębia) i dlatego zobaczył najpierw w tyle drzwi, potemna lewo przy ścianie zwalistą szafę, na prawo drewniane łóŜko zrzeźbionymi krawędziami, a pośrodku okrągły stół przykryty robionymna szydełku obrusem, na którym stał wazon z kwiatami; dopiero nakońcu dostrzegł swoją aktówkę, która leŜała na dole pod nim napostrzępionym brzegu taniego dywanu. Bodaj w tej samej chwili, kiedy ją dojrzał i chciał po niązeskoczyć, w mrocznej głębi pokoju otworzyły się drzwi i pojawiłasię w nich kobieta. Zobaczyła go natychmiast; w pokoju panowałprzecieŜ półmrok i prostokąt okna jaśniał tak, jak gdyby tutajbyła noc a po drugiej stronie dzień; męŜczyzna w okiennej ramiewyglądał od strony kobiety jak czarna sylwetka na złotym podkładzieświatła; był to męŜczyzna pomiędzy dniem a nocą. O ile kobieta, oślepiona światłem, nie była w stanie rozpoznaćrysów twarzy męŜczyzny, Ksawery był w nieco lepszej sytuacji; jegowzrok przywykł juŜ do półmroku i mógł choć w przybliŜeniu dojrzećmiękkość rysów kobiety i melancholię jej twarzy, której bladośćświeciłaby z daleka nawet w najgłębszych ciemnościach; stanęła wdrzwiach, spoglądając na Ksawerego; nie była ani tak bezpośrednia,by okazać głośno lęk, ani na tyle przytomna, by do niego przemówić. Dopiero po długiej chwili, w czasie której patrzyli sobienawzajem w niewyraźne twarze, odezwał się Ksawery: - Mam tu swoją aktówkę. - Aktówkę? - zapytała i jakby dźwięk słów Ksawerego wyrwał jąz początkowego osłupienia, zamknęła za sobą drzwi.

Ksawery przykucnął na oknie i wskazywał miejsce, gdzie leŜałaaktówka: - Mam tam bardzo waŜne rzeczy. Zeszyt z matematyki, podręcznikprzyrody a takŜe zeszyt, w którym piszemy ćwiczenia stylistyczne zczeskiego. W tym zeszycie mam równieŜ ostatnie zadanie na temat:Wjaki sposób przyszła do nas wiosna. Miałem z nim sporo pracy i niechciałbym go znowu wytrząsać z głowy. Kobieta podeszła kilka kroków do środka pomieszczenia, tak ŜeKsawery widział ją w lepszym oświetleniu. Jego pierwsze wraŜeniebyło właściwe: miękkość i melancholia. Zobaczył w jej niewyraźnejtwarzy dwoje wielkich płonących oczu i przyszło mu na myśl jeszczejedno słowo; lęk: lęk nie wywołanyjego niespodziewanym zjawieniemsię, lecz daWny lęk, który został w kobiecej twarzy w postacistruchlałych wielkich oczu, w postaci bladości, w postaci gestów,które jakby się wciąŜ usprawiedliwiały. Tak, ta kobieta naprawdę się usprawiedliwiała! - Przepraszam - powiedziała. - Nie wiem, jak to się mogłostać, Ŝe pana aktówka znalazła się w naszym pokoju. PrzecieŜsprzątałam tu przed chwilą i nie znalazłam niczego, co by tutaj niepasowało. - Ajednak - rzekł Ksawery przykucnięty w oknie i wskazałpalcem na podłogę. - Ku mojej wielkiej radości aktówka jest tutaj. - Ja teŜ bardzo się cieszę, Ŝe ją pan znalazł - powiedziała iuśmiechnęła się. Stali teraz naprzeciw siebie, a między nimi był tylko stół zrobioną na szydełku serwetą i szklanym wazonem wypełnionymsztucznymi kwiatami z woskowanego papieru. - Tak, byłoby to przykre, gdybym jej nie znalazł - powiedział

Strona 29

Page 30: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejKsawery. - Profesor od czeskiego nie cierpi mnie i gdybym zgubiłzeszyt zadań domowych, groziłoby mi, Ŝe nie przejdę do następnejklasy. Na twarzy kobiety pojawiło się współczucie; jej oczy zrobiłysię nagle tak wielkie, Ŝe Ksawery widział tylko te oczy, jakbyreszta twarzy i całe ciało były jedynie dodatkiem do nich, ichoprawą; nie wiedział nawet, jak wyglądają poszczególne rysy twarzykobiety i proporcje jej ciała, to wszystko dostrzegał ledwiekącikiem oka; wraŜenie całej postaci było właściwie tylko wraŜeniemtych duŜych oczu, które zalewały całe ciało swym brązowym światłem. Ku tym oczom skierował się teraz Ksawery, obchodząc stół. - Jestem stary repetent - powiedział i chwycił kobietę zaramiona (ach, to ramię było miękkie jak pierś!). - Proszę miwierzyć - mówił dalej - nie ma nic smutniejszego niŜ wejść po rokudo tej samej klasy, siedzieć znowu w tej samej ławce. . . Potem zobaczył, Ŝe te brązowe oczy podnoszą się ku niemu izalała go fala szczęścia; Ksawery wiedział, Ŝe mógłby teraz posunąćrękę niŜej i dotknąć piersi, brzucha i czego by tylko chciał,bowiem lęk, którym kobieta była owładnięta, kładł mu ją posłuszniew objęcia. Nie zrobił tego jednak, trzymał dłoń na jej ramieniu,tym cudownym obłym wierzchołku ciała i wydawało mu się towystarczająco wspaniałe, napełniające; nie chciał niczego więcej. Chwilę stali nieruchomo, a potem kobieta drgnęła: - Musi pan szybko zniknąć. Wraca mój mąŜ! Nie było nic prostszego niŜ wziąć aktówkę, wskoczyć na okno iz okna na most, ale Ksawery tego nie zrobił. Rozlewało się w nimbłogie uczucie, Ŝe tej kobiecie grozi niebezpieczeństwo i Ŝe musiz nią tu zostać. - Nie mogę zostawić pani samej! - Mój mąŜ! Niech pan odejdzie! - prosiła go trwoŜliwiekobieta. - Nie, zostanę z panią! Nie jestem tchórzem - odrzekłKsawery, a tymczasem na klatce schodowej wyraźnie juŜ rozlegały siękroki. Kobieta starała się popchnąć Ksawerego w stronę okna, ale onwiedział, Ŝe nie wolno mu opuścić kobiety w chwili, gdy grozi jejniebezpieczeństwo. JuŜ z głębi mieszkania słychać było, jakotwierają się drzwi, i Ksawery w ostatniej chwili rzucił się napodłogę i wlazł pod łóŜko.

3

Przestrzeń między podłogą i stropem utworzonym przez pięćdeseczek, pomiędzy którymi ugina się potargany siennik, nie byławiększa niŜ przestrzeń w trumnie; w odróŜnieniu od niej była towszak przestrzeń pachnąca (tchnęło z niej zapachem siana), bardzoakustyczna (po podłodze niósł się dźwięcznie odgłos kroków) i zdoskonałą widocznością (tuŜ nad sobą widział twarz kobiety, którejnie wolno mu było opuścić, twarz rzutowaną na szare obiciesiennika, twarz przekłutą trzema źdźbłami siana sterczącymi zparcianki). Kroki, które słyszał, były cięŜkie, a kiedy odwrócił niecogłowę, zobaczył na podłodze buty z cholewami stąpające po pokoju.Słyszał potem kobiecy głos i nie mógł pozbyć się lekkiego a jednakbolesnego uczucia Ŝalu: ten głos brzmiał tak samo melancholijnie,lękliwie i nęcąco, jak przed chwilą, gdy zwracał się do niego.Ksawery byłjednak rozumny i stłumił nagły grymas zazdrości;zrozumiał, Ŝe kobieta jest w niebezpieczeństwie i broni się tym,co ma: swoją twarzą i swym smutkiem. Potem usłyszał głos męŜczyznyi zdawało mu się, Ŝe ten głos podobny jest do czarnych butów zcholewami, które widział kroczące po podłodze. A później słyszał,jak kobieta mówi nie, nie, nie i jak para kroków zbliŜa sięchwiejnie dojego kryjówki ijak potem niski strop, pod którym leŜy,obniŜa się jeszcze bardziej i dotyka prawie jego twarzy. I znówsłychać było, jak kobieta mówi nie, nie, nie, teraz nie, proszęcię, nie teraz i Ksawery widział na grubym płótnie siennikacentymetr nad swymi oczami jej twarz i wydawało mu się, Ŝe ta twarzzwierza mu się ze swego poniŜenia. Chciał podnieść się w swojej trumnie, chciał uratować tękobietę, ale wiedział, Ŝe mu nie wolno. A twarz kobiety była tak

Strona 30

Page 31: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejblisko niego, pochylała się nad nim, prosiła go, i sterczały z niejtrzy źdźbła słomy, jakby to były trzy strzały, które tę twarzprzekłuły. I strop nad Ksawerym zaczął się rytmicznie poruszać iźdźbła, które przekłuwały twarz kobiety niczym trzy strzały,dotykały rytmicznie nosa Ksawerego i łaskotały go, tak Ŝe Ksawerynagle kichnął. Na górze ustał wszelki ruch. ŁóŜko znieruchomiało, nie byłosłychać nawet oddechu: Ksawery zamarł takŜe. Dopiero po chwilirozległo się pytanie:- Co to było?- Nic nie słyszałam, kochanieI znów przez chwilę było cicho, - odpowiedział kobiecy głos.po czym męski głos odezwał się znowu: - A czyja jest ta aktówka? A potem rozległy się donośne kroki i widać było buty zcholewami kroczące po pokoju. Oho, ten męŜczyzna był w łóŜku w butach, pomyślał Ksawery irozzłościł się; zrozumiał, Ŝe nadeszła jego chwila. Oparł się nałokciu i wysunął się spod łóŜka, tak Ŝeby widzieć, co się dzieje wpokoju. - Kogo tu masz? Gdzie go schowałaś? - krzyczał męski głosa Ksawery widział nad czarnymi cholewami ciemnoniebieskie bryczesyi ciemnoniebieską bluzę policyjnego munduru. MęŜczyzna rozglądałsię badawczo po pokoju, a potem rzucił się w stronę szafy, któraswymi rozmiarami sugerowała, Ŝe w jej wnętrzu ukrywa się kochanek.W tej chwili Ksawery wyskoczył spod łóŜka cichy jak kot, zwinny jakpantera. Umundurowany męŜczyzna otworzył szafę pełną ubrań i wsunąłdo niej rękę. Ksawery był juŜ za jego plecami i kiedy męŜczyzna razpo raz wsadzał rękę w mroczną czeluść szafy, aby namacać ukrytegow niej kochanka, Ksawery chwycił go z tyłu za kołnierz i prędkowepchnął do środka. Zamknął drzwi, przekręcił klucz, wyjął go,włoŜył do kieszeni i odwrócił się do kobiety.

4

Stał naprzeciwko wielkich brązowych oczu a za plecami słyszałdochodzące z wnętrza szafy uderzenia, hałas i krzyk, na tylestłumiony przez wiszące tam ubrania, Ŝe słowa w grzmocie uderzeńpozostawały niezrozumiałe. Usiadł obok tych wielkich oczu, objął ręką ramię kobiety idopiero teraz, kiedy poczuł w dłoni jej nagą skórę, uświadomiłsobie, Ŝe kobieta ma na sobie tylko lekką halkę, pod którą unosząsię nagie piersi, miękkie i jędrne. Łomot w szafie rozlegał się nadal a Ksawery obiema rękamitrzymał kobietę za ramiona i starał się dostrzec wyrazistość jejrysów, która gubiła się wciąŜ w rozwodnieniu jej oczu. Mówił, Ŝebysię nie bała, pokazywał jej klucz na dowód tego, Ŝe szafa jestdobrze zamknięta, przypominał jej, Ŝe więzienie męŜa jest dębowe iŜe więzień nie moŜe go otworzyć ani rozsadzić. A w końcu zaczął jącałować (rękoma dotykał ciągle jej miękkich nagich ramion, takszalenie słodkich, Ŝe bał się posunąć ręce niŜej i dotknąć piersi,jak gdyby nie był dość odporny na ich upojność) i znów mu sięwydawało, Ŝe przytykając wargi do jej twarzy zanurzy się wbezkresnych wodach. - Co zrobimy? - usłyszał jej głos. Głaskałją po ramieniu i mówił, Ŝeby się o to nie martwiła,Ŝejest im tu teraz dobrze, Ŝe jest szczęśliwy jak nigdy dotąd i Ŝewalenie w szafie interesuje go mniej więcej tak samo, jak odgłosyburzy puszczone z płyty gramofonowej, albo jak szczekanie psaprzywiązanego do budy na drugim końcu miasta. Aby pokazać, Ŝe panuje nad sytuacją, wstał i rozejrzał się popokoju.Potem roześmiał się, poniewaŜ zobaczył na stole odłoŜoną czarnąpałkę. Chwycił ją, podszedł do szafy i w odpowiedzi na uderzeniadochodzące z wewnątrz, kilkakrotnie uderzył pałką w drzwi szafy. - Co zrobimy? - spytała ponownie kobieta, a on odpowiedział: - Odejdziemy. - A co z nim? - zapytała, a Ksawery odrzekł:

Strona 31

Page 32: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej - Człowiek wytrzyma bez jedzenia dwa, trzy dni. Kiedy tu zarok wrócimy, zastaniemy w szafie szkielet ubrany w mundur i buty zcholewami. I znowu podszedł do hałasującej szafy i uderzył w nią pałką,śmiał się i spojrzeniem zachęcał kobietę, by śmiała się razem znim. Ale kobieta się nie śmiała, pytała tylko: - Dokąd pójdziemy? Ksawery opowiadał jej, dokąd pójdą. Oponowała, mówiąc, Ŝe tuw tym pokoju jest u siebie w domu, natomiast tam, dokąd Ksawerychce ją zaprowadzić, nie będzie miała ani swojej bieliźniarki, aniptaka w klatce. Ksawery odpowiedział, Ŝe dom to nie bieliźniarkaani ptak w klatce, ale obecność człowieka, którego kochamy. A potemmówił jej, Ŝe on sam nie ma domu, albo - mówiąc inaczej - Ŝe jegodomem są jego kroki, jego marsz, jego podróŜe. śe jego dom jesttam, gdzie otwierają się nieznane horyzonty. śe moŜe Ŝyć tylkoprzechodząc zjednego snu do drugiego, zjednego krajobrazu w inny iŜe gdyby został dłuŜej w jednej dekoracji, umarłby, tak jak umrzejej mąŜ, jeśli zostanie dłuŜej niŜ czternaście dni w szafie. Przy tych słowach naraz oboje zauwaŜyli, Ŝe szafa ucichła. Tacisza była tak uderzająca, Ŝe przebudziła ich oboje. Było to jakbyw chwilę po burzy; kanarek w klatce rozśpiewał się, a w oknie widaćbyło Ŝółte zachodzące słońce. Było to pięknejak wezwanie do drogi.Było to piękne jak boskie zmiłowanie. Było to piękne jak śmierćpolicjanta. Kobieta pogłaskała teraz Ksawerego po twarzy; po razpierwszy go dotknęła; i po raz pierwszy takŜe Ksawery zobaczył jąnie rozmazaną, w jej wyraźnych konturach. Powiedziała do niego: - Tak. Pójdziemy. Pójdziemy dokąd zechcesz. Poczekaj chwilkę,wezmę tylko parę rzeczy na drogę. Jeszcze raz go pogłaskała, uśmiechnęła się do niego i odeszław stronę drzwi. Patrzył na nią oczyma pełnymi nagłego spokoju;widziałjej krok, spręŜysty i płynny, niczym krok wody, którazmieniła się w ciało. PołoŜył się na łóŜku i czuł się wspaniale.Szafa była cicha, jakby męŜczyzna w niej usnął albo się powiesił.Ta cisza była wypełniona przestrzenią, która wchodziła tu przezokno razem z szumem Wełtawy i dalekim krzykiem miasta, krzykiem takdalekim, Ŝe przypominał odgłosy lasu. Ksawery czuł, Ŝe znów jest pełen podróŜy. A nie ma nicpiękniejszego niŜ chwile przed podróŜą, chwile, gdy jutrzejszyhoryzont przychodzi nas odwiedzić i dać nam swoje obietnice.Ksawery leŜał na zmiętoszonych kołdrach i wszystko zlewało mu sięwe wspaniałą jedność: miękkie łóŜko podobne do kobiety, kobietapodobna do wody, woda, którą wyobraŜał sobie pod oknami podobną dopłynącego łoŜa. Potem zobaczył jeszcze, jak otworzyły się drzwi i weszłakobieta. Miała na sobie niebieską sukienkę. Niebieską jak woda,niebieską jak horyzonty, w jakie się jutro zanurzy, niebieską jaksen, w który powoli, lecz niepowstrzymanie zapadał. Tak. Ksawery zasnął.

5

Ksawery śpi nie po to, aby nabrać sił do czuwania. Nie, tomonotonne wahadło senczuwanie, które w ciągu roku kiwnie trzystasześćdziesiąt pięć razy, jest mu nie znane. Sen nie jest dla niego przeciwieństwem Ŝycia; sen jest dlaniego Ŝyciem a Ŝycie snem. Przechodzi ze snu do snujakbyprzechodził zjednego Ŝycia do drugiego. Jest ciemność, jest czarna ciemność, ale z góry opadają powolikręgi światła. Są to światła wysyłane przez latarnie; w tychkręgach wykrojonych z ciemności widać gęsto padające płatki. Wbiegł do drzwi niskiego budynku, prędko przebiegł przez halęi wszedł na peron, gdzie stał gotowy do odjazdu pociąg zoświetlonymi oknami; obok niego spacerował staruszek z latarnią izamykał drzwi wagonów. Ksawery wskoczył szybko do pociągu i w tymmomencie staruszek podniósł latarnię, z innego końca peronu rozległsię przeciągły odgłos trąbki i pociąg ruszył.

Strona 32

Page 33: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej

6

Przystanął na platformie wagonu i głęboko oddychał, byuspokoić przyspieszony oddech. Przyszedł znowu w ostatniej chwili,a przychodzenie w ostatniej chwili było jego dumą. Wszyscy inniprzychodzili według wcześniej przemyślanego planu, toteŜ Ŝyli całeŜycie bez niespodzianek, jak przepisujący teksty wskazane przeznauczyciela. Wyczuwał ich w przedziałach wagonów, jak siedzą tamna wcześniej wyznaczonych miejscach, jak prowadzą znane wcześniejrozmowy, jak opowiadają sobie o schronisku w górach, gdzie będąprzez tydzień mieszkać, o porządku dziennym, z którym zaznajomilisię juŜ w szkole, Ŝeby potem móc Ŝyć na ślepo, na pamięć i beznajmniejszego błędu. Ksawery natomiast przyszedł nieprzygotowany,w ostatniej chwili, pod wpływem nagłego pomysłu i nieoczekiwanejdecyzji. Stał teraz na platformie wagonu i dziwił się, co gowłaściwie skłoniło, by wziąć udział w wycieczce szkolnej, z nudnymikolegami i łysymi profesorami, w których wąsach spacerują wszy. Powędrował wzdłuŜ wagonu: chłopcy stali w przejściu międzysiedzeniami, chuchając na zamarznięte szyby i przykładając oko dookrągłych prześwitów; inni leŜeli leniwie w przedziałach naławkach, nad głowami wzdłuŜ i wszerz narty oparte o siatki nabagaŜe; gdzieś tam grali w karty, zaś w innym przedziale śpiewalinie mającą końca piosenkę złoŜoną z prymitywnej melodii i dwóch słówpowtarzających się w nieskończoność, sto i tysiąc razy: zdechkanarek, zdech kanarek, zdech kanarek... Przy tym przedzialezatrzymał się i zajrzał do środka: byli tam trzej chłopcy z wyŜszejklasy, a obok nich jasnowłosa dziewczyna, jego koleŜanka, która,zobaczywszy go, zaczerwieniła się, ale nie dała nic po sobiepoznać, jakby się bała, Ŝe zostanie przyłapana, dlatego dalejotwierała usta i patrząc wielkimi oczami na Ksawerego, śpiewała:zdech kanarek, zdech kanarek, zdech kanarek, zdech... Ksawery oderwał wzrok od jasnowłosej dziewczyny i mijałnastępne przedziały, z których dochodziły inne sztubackie piosenkii odgłosy zabawy, a potem zobaczył, jak na wprost niego idziemęŜczyzna w mundurze konduktora, zatrzymuje się przy poszczególnychprzedziałach i sprawdza bilety; mundur nie mógł go zmylić, poznałpod daszkiem czapki starego łacinnika i wiedział, Ŝe nie moŜe sięz nim spotkać, po pierwsze dlatego, Ŝe nie ma biletu, po drugie zaśjuŜ bardzo dawno (nie pamięta nawet jak dawno!) nie był na lekcjiłaciny.

Wykorzystał więc moment, kiedy łacinnik nachylił się doprzedziału i przecisnął się szybko koło niego na platformę, zktórej prowadziło dwoje drzwi do dwóch małych kabin: do umywalni ido toalety. Otworzył drzwi umywalni i zobaczył, Ŝe stoi tamprofesorka czeskiego, surowa pięćdziesięciolatka, w objęciach jegokolegi, który siada w pierwszej ławce i którego Ksawery, jeŜeliczasem bywał na lekcjach, zupełnie ignorował. Gdy go dostrzegli,odwrócili się prędko, spłoszeni kochankowie, od siebie i pochylilisię nad umywalką; pod cienkim strumyczkiem wody kapiącej z kranugorliwie myli sobie ręce. Ksawery nie chciał im przeszkadzać i wrócił na platformę; tamzobaczył przed sobąjasnowłosą koleŜankę, która wpatrywała się wniego duŜymi niebieskimi oczami; jej usta nie poruszały się i nieśpiewały juŜ piosenki o kanarku, której zwrotki, jak się Ksawerydomyślał, nie mają końca. Ach, co za głupota, pomyślał - wierzyć,Ŝe istnieje piosenka, która się nie kończy;jakby wszystko naświeciejuŜ od samego początkn nie było zdradą! Z tą myślą patrzyłblondynce w oczy i wiedział, Ŝe nie wolno mu przystąpić donieuczciwej gry, która doczesne podaje za wieczne a małe zawielkie, Ŝe nie wolno mu przystąpić do nieuczciwej gry zwanejmiłością. Dlatego odwrócił się i ponownie wszedł do małej umywalni,w której tęga nauczycielka czeskiego znowu stała naprzeciwko małegokolegi Ksawerego, obejmując go wpół. - AleŜ, nie, bardzo was proszę, tylko się juŜ drugi raz niemyjcie - rzekł do nich Ksawery. - Sam chciałbym się umyć - i ominąłich dyskretnie, przekręcił kurek w kranie i nachylił się nad

Strona 33

Page 34: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejumywalką, chcąc znaleźć w ten sposób względne odosobnienie dlasiebie i dla dwojga kochanków, którzy stali zakłopotani za nim. - Chodźmy gdzieś obok - usłyszał potem rezolutny szeptnauczycielki, trzaśnięcie drzwi i kroki czworga nóg, wchodzących dosąsiedniej toalety. Został sam, oparł się spokojnie o ścianę ioddał się słodkim rozmyślaniom, zza których prześwitywało dwojewielkich błagalnych niebieskich oczu.

7

Potem pociąg stanął, rozległ się odgłos trąbki, krzykimłodzieŜy, trzaskanie drzwiami, tupot. Ksawery wyszedł ze swejkryjówki i dołączył do reszty uczniów wylegających na peron. Apóźniej widać było pagórki, olbrzymi księŜyc i skrzący się śnieg;szli nocą, która była jasna jak dzień. Była to długa procesja, wktórej zamiast krzyŜy sterczały w górę pary nart, niczym naboŜnerekwizyty,jak symbole dwóch palców złoŜonych do przysięgi. Była to długa procesja i Ksawery idąc w niej trzymał ręce wkieszeniach, poniewaŜ on jeden nie miał nart, symbolu przysięgi;szedł i przysłuchiwał się rozmowom kolegów juŜ na wpół zmęczonych;potem obejrzał się i zobaczył, Ŝe jasnowłosa dziewczyna, wątła imała, idzie na samym końcu, potyka się i pod cięŜarem nart zapadasię w śnieg; po chwili znów się obejrzał i zobaczył, Ŝe starymatematyk bierze od niej narty, kładzie je razem ze swoimi naramię, wolną ręką chwyta ją pod ramię i pomaga w marszu. Był tosmutny widok, jak nieszczęsna starość lituje się nad nieszczęsnąmłodością; przyglądał się temu z rozkoszą. Później, najpierw zdaleka a potem z coraz bliŜszej odległości, zaczęła dobiegaćtaneczna muzyka; ukazała się przed nimi restauracja, a wokół niejdrewniane pawilony, do których koledzy Ksawerego szli sięzakwaterować. Ale Ksawery nie miał tu zarezerwowanego Ŝadnegopokoju i nie musiał ani odkładać nart ani się przebierać. Wszedłwięc od razu do sali, gdzie znajdował się parkiet taneczny, kapelajazzowa, a przy stołach kilkoro gości. Natychmiast zauwaŜył kobietęw ciemnoczerwonym swetrze i obcisłych spodniach; koło niejsiedzieli męŜczyźni ze szklanicami piwa, ale Ksawery widział, Ŝe takobieta jest elegancka i wyniosła i nudzi się z nimi. Podszedł doniej i poprosił ją do tańca. Tańczyli razem pośrodku gospody, tylkoich dwoje, i Ksawery widział, Ŝe szyja kobiety jest wspanialepowiędła, skóra pod oczami wspaniale pomarszczona a koło jej ustbiegną dwie wspaniałe głębokie szramy, i był szczęśliwy, Ŝe ma wobjęciach tyle lat Ŝycia, Ŝe on, uczniak, trzyma w ramionach całejedno juŜ niemal zakończone Ŝycie. Był dumny, Ŝe z nią tańczy imyślał o tym, Ŝe za chwilę wejdzie tu blondynka i zobaczy go, jakwysoko nad nią góruje, jakby wiek jego tancerki był wysokimpagórkiem, a ta młodziutka dziewczyna sterczała pod tym pagórkiemjak błagalna łodyga trawy. Rzeczywiście: do lokalu zaczęli się schodzić uczniowie iuczennice, które zmieniły spodnie narciarskie na spódnice, iwszyscy porozsiadali się przy wolnych stołach, tak Ŝe teraz Ksawerytańczył z ciemnoczerwoną kobietą otoczony liczną publicznością;przy jednym ze stołów dostrzegł blondynkę i był zadowolony: byłaubrana znacznie staranniej niŜ wszyscy pozostali; miała pięknąsukienkę, która zupełnie nie pasowała do tej brudnej gospody,białą, lekką sukienkę, w której była jeszcze wątlejsza i łatwiejszado zranienia. Ksawery wiedział, Ŝe ubrałają dla niego, i w tymmomencie był juŜ całkowicie zdecydowany, Ŝe nie wolno mu się jejpoddać, Ŝe musi ten wieczór przeŜyć dla niej i ze względu na nią.

8

Powiedział kobiecie w ciemnoczerwonym swetrze, Ŝe juŜ nie chcedłuŜej tańczyć: odrazę budzą w nim te mordy, które gapią się nanich znad kufli piwa. Kobieta zaśmiała się potakująco; chociaŜ

Strona 34

Page 35: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkapela nie skończyła grać, a na parkiecie byli tylko oni sami,przestali tańczyć (cała gospoda widziała, jak przestają tańczyć),zeszli z podestu i szli razem, trzymając się za ręce, kołowszystkich stołów, aŜ znaleźli się na zewnątrz, na śnieŜnejrówninie. Owionęło ich mroźne powietrze i Ksawery myślał o tym, Ŝe zachwilę tu na mróz wyjdzie teŜ wątła chora dziewczyna w białejsukience. Chwycił znów ciemnoczerwoną kobietę pod ramię i prowadziłją dalej bieluteńką równiną i wydawało mu się, Ŝe jest szczurołapema kobieta, którą prowadził, jest fujarką, na której gra. Po chwili otworzyły się drzwi restauracji i wyszła z nichblondynka. Była jeszcze drobniejsza niŜ przedtem, jej białasukienka gubiła się na śniegu, tak Ŝe wyglądałajak śnieg, którykroczy po śniegu. Ksawery tulił do siebie kobietę w ciemnoczerwonymswetrze, ciepło ubraną i cudownie starą, całował ją, wkładał jejręce pod sweter i kącikiem oka obserwował dziewczynkę podobną dośniegu, jak za nimi patrzy i jak się dręczy. A potem powalił tę starą kobietę na śnieg i tarzał się na nieji wiedział, Ŝe trwa to juŜ długo i Ŝe jest zimno, i Ŝe sukienkadziewczyny jest cienka, i Ŝe mróz dotykajej łydek i kolan isięgajej ud i głaskają coraz wyŜej, aŜ dotyka jej łona i brzucha.Później podnieśli się i stara kobieta zaprowadziła go do jednego zdomków, w którym miała pokój. Okno pokoju na parterze znajdowało się metr nad śnieŜnąrówniną i Ksawery widział przez nie, Ŝe blondynka stoi kilka krokówstąd i Ŝe patrzy na niego przez okno; on teŜ nie chciał opuścićdziewczynki, której obraz wypełniał go całego, zapalił więc światło(stara kobieta roześmiała się lubieŜnie z jego potrzeby światła),wziął kobietę za rękę, podszedłz nią do okna i przy oknie obejmował ją i podnosił jej kosmatysweter (ciepły sweter dla starczego ciała) i myślał o dziewczynce,która musiała byćjuŜ całkiem skostniała, tak skostniała, Ŝe nieczuła własnego ciała, Ŝe była juŜ tylko duszą, smutną i obolałąduszą trzepoczącą się w zupełnie przemarzniętym ciele, które juŜnic nie czuło, które straciło juŜ zdolność dotyku i było jedyniemartwym schronieniem dla łopoczącej duszy, którą Ksawery takbezgranicznie kochał, ach, tak bezgranicznie kochał. Kto by uniósłtaką bezgraniczną miłość! Ksawery czuł, jak jego ręce słabną, jaknie są w stanie podnieść tego cięŜkiego kosmatego swetra choćby takwysoko, Ŝeby odsłonić starcze piersi, czuł niemoc w całym ciele iusiadł na łóŜku. Trudno opisać, jak mu było dobrze, jaki byłzadowolony i szczęśliwy. Gdy człowiek jest bardzo szczęśliwy,nachodzi go sen jako nagroda. Ksawery uśmiechał się i zapadał wgłęboki sen, w piękną słodką noc, w której świeciło dwojezmarzniętych oczu, dwa skostniałe księŜyce.

9

Ksawery nie przeŜywa jedynego Ŝycia ciągnącego się odnarodzenia do śmierci jak długa brudna nić; nie przeŜywa swegoŜycia, ale je przesypia; w tym Ŝyciuspaniu skacze ze snu do snu;śni, we śnie zasypia i jawi mu się dalszy sen, tak Ŝe jego spaniejest jak pudełko, do którego jest włoŜone następne pudełko, a doniego następne i następne. Spójrzcie, w tej chwili śpi równocześniew domu przy moście Karola i w schronisku; te dwa sny brzmią jak dwatony długo trzymane na organach; a do tych dwóch tonów dołącza sięteraz trzeci. Stoi i rozgląda się. Ulica jest pusta, jedynie tu i ówdziemignie jakiś cień, który znika szybko za rogiem albo w bramie. OnteŜ nie chce być widziany; kroczy bocznymi peryferyjnymi ulicami isłyszy dochodzące z drugiej strony miasta odgłosy strzelaniny. W końcu wszedł do jednego z domów i skierował się schodami nadół; w suterenie było kilkoro drzwi; przez chwilę szukał tychwłaściwych, a potem zapukał; najpierw trzy razy, później, poprzerwie, raz i po dalszej przerwie znów trzy razy.

10

Strona 35

Page 36: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Drzwi się otworzyły i młody męŜczyzna w ogrodniczkach zaprosiłgo do środka. Przeszli przez kilka pomieszczeń, gdzie byłarupieciarnia, ubrania na wieszakach, ale i karabiny stojące wkątach, a potem długim korytarzem (musieli juŜ dawno przekroczyćzarysy domu) do małej, podziemnej sali, w której siedziało okołodwudziestu pięciu męŜczyzn. Usiadł na pustym krześle i przyglądałsię obecnym, spośród których znał tylko kilku. Na przodziepomieszczenia siedzieli za stołem trzej męŜczyźni; jeden z nich, wcyklistówce na głowie, właśnie przemawiał; mówił o bliskiej itrzymanej w tajemnicy dacie, gdy wszystko się rozstrzygnie; wtedywszystko będzie musiało być załatwione zgodnie z planem: ulotki,gazety, radio, poczta, telegraf, broń. Następnie wypytywałposzczególnych ludzi, czy wykonali wyznaczone zadania, mającezapewnić powodzenie tego, co kryło się pod ową datą. W końcuzwrócił sie równieŜ do Ksawerego i spytał go, czy przyniósł listę.To była okropna chwila. Ksawery, chcąc się zabezpieczyć, juŜ dawnotemu przepisał listę do swego zeszytu z czeskiego. Ten zeszyt miałrazem z innymi zeszytami i podręcznikami w aktówce. Lecz gdziejest ta aktówka? Przy sobie jej nie ma! MęŜczyzna w cyklistówce powtórzył pytanie. Mój BoŜe, gdzie jest ta aktówka? Ksawery zastanawiał sięgorączkowo i po chwili z otchłani pamięci wyłoniło mu się niejasnei nieuchwytne wspomnienie, słodki powiew szczęścia; chciał towspomnienie pochwycić, ale juŜ nie miał czasu, poniewaŜ wszyscyodwracali ku niemu twarze i czekali, co odpowie. Musiał sięprzyznać, Ŝe listy nie ma. Twarze ludzi, pomiędzy którychprzyszedł jak towarzysz między towarzyszy, stały się surowsze, aczarny męŜczyzna powiedział lodowa tym głosem, Ŝe jeśli listęzdobędą nieprzyjaciele, data, w której pokładali wszelkie nadzieje,będzie zaprzepaszczona i pozostanie taką samą datą jak kaŜda inna:pustą i martwą. Ale zanim jeszcze Ksawery zdąŜył coś powiedzieć, otworzyły siędrzwi za stołem prezydialnym, pojawił się w nich męŜczyzna izagwizdał, wszyscy wiedzieli, Ŝe jest to sygnał alarmowy; nimmęŜczyzna w cyklis tówce zdąŜył wydać pierwszy rozkaz, przemówiłKsawery: - Pozwólcie mi iść pierwszemu - rzekł, poniewaŜ wiedział, Ŝedroga, która ich teraz czeka, jest niebezpieczna, i ten, ktopójdzie pierwszy, narazi Ŝycie. Ksawery wiedział, Ŝe zapomniał listy, i musi zmyć winę. Ale tonie tylko poczucie winy pchało go ku niebezpieczeństwu.Obrzydzeniem napawała go małość, która czyni z Ŝycia półŜycie a zludzi półludzi. Chciał połoŜyć swoje Ŝycie na wadze, na którejdrugiej szali jest śmierć. Chciał, Ŝeby kaŜdy jego czyn, ba - kaŜdyjego dzień, kaŜda godzina i sekunda były w stanie stawić czołanajwyŜszej mierze, jaką jest śmierć. Dlatego chciał iść wpierwszym szeregu, iść po linie nad przepaścią, mieć wokół głowyaureolę pocisków i w ten sposób rosnąć w oczach wszystkich i byćogromny, jak ogromna jest śmierć. MęŜczyzna w cyklistówce spojrzał na niego zimnym, surowymwzrokiem, w którym błysnęła iskra zrozumienia. - Więc idź - rzekł do niego.

11

Przecisnął się przez Ŝelazne drzwi i znalazł się na wąskimpodwórzu. Było ciemno, z oddali dochodziły odgłosy strzelaniny, agdy spojrzał w górę, widział błądzące nad dachami świetlne smugireflektorów. Na wprost wąska Ŝelazna drabinka prowadziła z dołu nadach pięciopiętrowego domu. Podskoczył do niej i szybko piął się dogóry. Pozostali wybiegali za nim na podwórze i przywierali domurów. Czekali, aŜ będzie na dachu, i da im znak, Ŝe droga jestwolna. A potem szli po dachach, skradając się ostroŜnie, a Ksawerybył wciąŜ na przodzie; stąpałjak drapieŜnik, ajego oczy widziałynawet w ciemności. W pewnym miejscu zatrzymał się i przywołał dosiebie męŜczyznę w cyklistówce, by mu pokazać, jak w dole głęboko

Strona 36

Page 37: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejpod nimi zbiegają się czarne postacie z krótką bronią w rękach iuwaŜnie się rozglądają. - Prowadź nas dalej - powiedział męŜczyznado Ksawerego. I Ksawery szedł, skacząc z dachu na dach, złaŜąc po krótkichŜelaznych drabinkach, chowając się za kominami i uskakując przednatrętnymi reflektorami, które co chwila omiatały domy, krawędziedachów i kaniony ulic. Była to wspaniała wędrówka milczących męŜczyzn zamienionych wrój ptaków, które wysoko okrąŜą czyhającego nieprzyjaciela i opadnąna skrzydłach dachów na drugą stronę miasta, gdzie nie ma zasadzki.Była to wspaniała długa wędrówka, tak długajednak, Ŝe Ksaweryzaczął odczuwać zmęczenie, które mąci zmysły i napełnia umysłhalucynacją; wydawało mu się, Ŝe słyszy dźwięki marszapogrzebowego, tego znanego Marchefunebre Chopina, tak jak go grajądęte kapele na cmentarzach. Nie zwalniał kroku, starał się z całej siły wyostrzyć swezmysły i odpędzić tę złowieszczą halucynację. Daremnie: muzykawciąŜ do niego dolatywała, jakby chciała zwiastować jego bliskikoniec, jakby chciała do tej chwili walki przypiąć czarny welonprzyszłej śmierci. Czemu tak się bronił przed tą halucynacją? CzyŜ nie pragnął,aby wielkość śmierci uczyniła jego kroki po dachach niezapomnianymii ogromnymi? CzyŜ muzyka pogrzebowa, która do niego dochodzi jakoprzepowiednia, nie jest tym najpiękniejszym akompaniamentem dlajego odwagi? CzyŜ to nie cudowne, Ŝe jego walka jest pogrzebem apogrzeb walką, Ŝe Ŝycie tak wspaniale zaręcza się tu ze śmiercią? Nie, Ksawery nie bał się, Ŝe śmierć przyszła mu sięzapowiedzieć, lecz Ŝe nie moŜe w tej chwili polegać na własnychzmysłach, Ŝe nie jest w stanie (on, który odpowiada zabezpieczeństwo swych towarzyszy!) dosłyszeć czyhających zasadzeknieprzyjaciół, gdyŜ uszy ma zatkane płynną melancholią marszapogrzebowego. CzyŜby to jednak w ogóle było moŜliwe, Ŝeby halucynacja miałapostać tak rzeczywistą, by słychać było marsz Chopina ze wszystkimirytmicznymi potknięciami i fałszywą grą puzonów?

12

Otworzył oczy i zobaczył pomieszczenie z jedną odrapaną szafąi jednym łóŜkiem, na którym leŜał. Z zadowoleniem stwierdził, Ŝespał w ubraniu, nie musi się więc przebierać; wsunął tylko nogi dobutów porzuconych pod łóŜkiem. Ale skąd odzywa się ta smutna dęta kapela, której tony brzmiątak bardzo rzeczywiście? Podszedł do okna. Nie opodal, w krajobrazie, z którego śniegjuŜ niemal zniknął, stała nieruchomo, zwrócona do niego plecami,grupa ludzi w czarnych ubraniach. Stała opuszczona i smutna, smutnajak krajobraz, który ją otaczał; z bielutkiego śniegu pozostałytylko brudne linie i pasemka na wilgotnej ziemi. Otworzył okno i wychylił się. Teraz lepiej pojął sytuację.Ubrani na czarno ludzie zgromadzeni byli wokół dołu, przy którymleŜała trumna. Po drugiej stronie dołu inni, równieŜ w czerńodziani ludzie, trzymali przy ustach dęte instrumenty, a na nichmałe pulpity z nutami, w których utkwili oczy; grali marsz ŜałobnyChopina. Okno znajdowało się zaledwie metr nad ziemią. Ksawerywyskoczył przez nie na zewnątrz i podszedł do gromadki Ŝałobników.W tej chwili dwaj krzepcy wieśniacy przeciągnęli pod trumną liny,unieśli ją i powoli spuszczali w dół. Stary męŜczyzna i starakobieta stojący w gromadce ubranych na czarno ludzi rozpłakali się,a pozostali brali ich pod ramiona i uspokajali. Potem trumna opadła na dno i ludzie w czerni jeden za drugimpodchodzili i rzucali na nią garść gliny. RównieŜ Ksawery jakoostatni schylił się, nabrał do ręki ziemi z drobinkami śniegu irzucił ją w dół. Był tu jedynym, o którym nikt nic nie wiedział, izarazem jedynym, który sam wiedział wszystko. Tylko on wiedział,jak i dlaczego umarła jasnowłosa dziewczyna, tylko on wiedział oręce mrozu, która posuwała się pojej ciele do góry, od łydek aŜ do

Strona 37

Page 38: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejbrzucha i pomiędzy piersi, tylko on wiedział, kto był przyczynąjejśmierci. Tylko on wiedział, czemu Ŝyczyła sobie, aby ją pochowaliwłaśnie tutaj, gdzie się najbardziej dręczyła i gdzie pragnęłaumrzeć, poniewaŜ widziała miłość, która ją zdradza i oddala się odniej. Tylko on wiedział; ci pozostali byli tu niczego nierozumiejącą publicznością, czy teŜ niczego nie rozumiejącymiofiarami. Widział ich na tle rozległego górskiego krajobrazu iwydawało mu się, Ŝe są zagubieni w bezkresnej dali, tak samo jakzmarła jest zagubiona w bezkresnej glinie, i Ŝe on sam (którywszystko wie) jest jeszcze rozleglejszy niŜ ten mokry krajobraz,tak Ŝe wszyscy pozostali, zmarła, grabarze z łopatami oraz łąki ipagórki wstępują w niego i gubią się w nim. Był napełniony krajobrazem, smutkiem pozostałych i śmierciąblondynki, i czuł, Ŝejest przez nich wszystkich rozsadzany, jakbyw nim rosło drzewo; czuł, Ŝe jest wielki i traktował teraz swąwłasną rzeczywistą postać tylko jako maskę, przebranie, diabelskąmaskę niewinności; w tej masce własnej postaci podszedł teraz dorodziców zmarłej (twarz ojca przypominała mu rysy blondynki; byłapoczerwieniała od płaczu) i składał im kondolencje; podawali munieprzytomnie rękę a on czuł, Ŝe ich dłonie są w jego ręce wątłe imaleńkie. Potem stał oparty o ścianę pawilonu, w którym tak długo spał,i patrzył w ślad za pogrzebowymi gośćmi, którzy rozchodzili sięmałymi grupkami i powoli ginęli w wilgotnej dali. Naraz poczuł, Ŝektoś go głaszcze; aleŜ tak, czuł na twarzy dotyk ręki. Był pewien,Ŝe rozumie to dotknięcie i z wdzięcznością je przyjmował; wiedział,Ŝe jest to ręka przebaczenia; Ŝe blondynka daje mu do zrozumienia,Ŝe go nie przestała kochać i Ŝe miłość jest silniejsza od śmierci.

13

Spadał w dół poprzez swoje sny. Najpiękniejsza była chwila, gdyjeden ze snówjeszcze trwał,alejuŜ za nim prześwitywał następny, do którego przechodził. Te ręce, które głaskały go w chwili, gdy stał w górskimkrajobrazie, naleŜały juŜ do kobiety ze snu, w który z powrotemzapadał, lecz Ksawery jeszcze o tym nie wie, tak Ŝe te ręceistnieją teraz same w sobie; są to cudowne ręce w pustejprzestrzeni; ręce między dwiema historiami, między dwomaistnieniami; ręce nie zepsute przez ciało ani głowę. Niechaj trwajak najdłuŜej ten dotyk rąk bez ciała!

14

Potem oprócz rąk poczuł takŜe dotyk duŜych miękkich piersiopierających się na jego piersiach i zobaczył twarz czarnowłosejkobiety i słyszał jej głos: - Obudź się! Na Boga, obudź się! LeŜał na zmiętym posłaniu w ciemnawym pokoiku z wielką szafą.Ksawery przypomniał sobie, Ŝe jest w domu przy moście Karola. -Wiem, Ŝe chciałbyś jeszcze długo spać - mówiła kobieta,jakby sięusprawiedliwiając. - Ale musiałam cię obudzić, poniewaŜ się boję. - Czego się boisz? - zapytał Ksawery. - Mój BoŜe, ty nic nie wiesz - rzekła kobieta. - Posłuchaj!Ksawery zamilkł i starał się pilnie nasłuchiwać; z oddalidochodziły strzały. Wyskoczył z łóŜka i podbiegł do okna; po moście Karolaspacerowały gromadki męŜczyzn w roboczych kombinezonach zautomatami na ramieniu. Było to coś jakby wspomnienie dobiegające zza kilku ścian;Ksawery wiedział wprawdzie, co oznaczają patrole uzbrojonychrobotników na moście, miał jednak wraŜenie, Ŝe sobie o czymś niemoŜe przypomnieć, o czymś, co by mu wyjaśniło jego własny stosunekdo tego, co widzi. Wiedział, Ŝe naleŜy do tej scenerii i Ŝe tylkoprzez jakąś pomyłkę z niej wypadł, jak aktor, który zapomni wejść

Strona 38

Page 39: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejw porę na scenę i sztuka rozwija się dalej, dziwnie okaleczona, bezniego. AŜ nagle sobie przypomniał. I w momencie, gdy sobieprzypomniał, rozejrzał się po pokoju i odetchnął z ulgą: aktówkawciąŜ tutaj była, oparta w kącie o ścianę, nikt jej nie zabrał.Podskoczył do niej i otworzył ją. Wszystko było na swoim miejscu:zeszyt z matematyki, zeszyt z czeskiego, podręcznik przyrody.Wyciągnął zeszytdo czeskiego, otworzył go z odwrotnej strony iodetchnął po raz drugi: lista, której domagał się od niegoczarnowłosy męŜczyzna, była tu przepisana starannie, drobnymczytelnym pismem, i Ksawerego znów ucieszył pomysł zamaskowaniatego waŜnego dokumentu w szkolnym zeszycie, w którym z drugiejstrony napisane było ćwiczenie stylistyczne na temat: Wjaki sposóbprzyszła do nas wiosna. - CzegóŜ ty tam szukasz? - Niczego - odparł Ksawery. - Potrzebuję twojej pomocy. Widzisz przecieŜ, co się dzieje.Chodzą od domu do domu, aresztują i dokonują egzekucji. - Nie bój się - zaśmiał się. - śadnych egzekucji być nie moŜe! - Skąd moŜesz wiedzieć?! - zaprotestowała kobieta. Skąd mógł'wiedzieć? Wiedział aŜ nazbyt dobrze: listęwszystkich wrogów ludu, którzy mieli być straceni w pierwszym dniurewolucji, miał w swoim zeszycie; egzekucji naprawdę być nie mogło.Zresztą, w ogóle go nie interesowały obawy pięknej kobiety; słyszałstrzelaninę, widział patrole na moście i myślał tylko o tym, Ŝedzień, do którego z takim zapałem przygotowywał się ze swymitowarzyszami boju, nadszedł nagle i on go przespał; Ŝe jest gdzieindziej, w innym pokoju, w innym śnie. Chciał wybiec z domu, chciał się natychmiast zgłosić do tychludzi w roboczych kombinezonach, chciał oddać listę, którą ma tylkoon jeden, a bez której rewolucja jest ślepa, nie wiadomo bowiemkogo aresztować i do kogo strzelać. Uświadomił sobie jednak, Ŝe toniemoŜliwe: nie zna hasła wydanego na ten dzień, od dawna uwaŜanyjest za zdrajcę i nikt by mu nie uwierzył. Jest w innym Ŝyciu, jestw innym zdarzeniu i nie potrafi ocalić z owego Ŝycia tego drugiego,w którym go juŜ nie ma. - Co się z tobą dzieje? - nalegała na niego ze strachemkobieta. A Ksaweremu przyszło na myśl, Ŝe skoro nie moŜe ocalić tegostraconego Ŝycia, musi uczynić wielkim to, które teraz właśnieprzeŜywa. Obejrzał się na piękną, korpulentną kobietę i wiedział wtej chwili, Ŝe musi ją opuścić, poniewaŜ Ŝycie jest tam nazewnątrz za oknami, skąd dobiegają strzały. - Dokąd chcesz iść! - krzyknęła kobieta. Ksawery uśmiechnął się i wskazał na okno. - Obiecałeś, Ŝe zabierzesz mnie ze sobą! - To było dawno temu. - Chcesz mnie zdradzić? Uklękła przed nim i objęła go za nogi. Patrzył na nią i uświadamiał sobie, Ŝe jest piękna i Ŝeprzykro mu będzie od niej odejść. Ale świat za oknem byłjeszczepiękniejszy. AjeŜeli dla niego opuści ukochaną kobietę, wówczas tenświat będzie jeszcze droŜszy o wartość zdradzonej miłości. - Jesteś piękna - mówił do niej. - Ale muszę cię zdradzić.Potem wyrwał się z jej objęć i skierował się w stronę okna.

Część trzecia albo Poeta onanizuje się

Tego dnia, gdy Jaromil przybiegł do niej ze swymi wierszami,mama juŜ się taty nie doczekała; nie doczekała się go takŜe wnastępnych dniach. Dostała natomiast z gestapo urzędową wiadomość, Ŝe jej mąŜjest aresztowany. Pod koniec wojny przyszła następna urzędowawiadomość, ůŜe mąŜ umarł w obozie koncentracyjnym. O ile jej

Strona 39

Page 40: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmałŜeństwo było nędzne, o tyle wdowieństwo było wielkie i dostojne.Miała duŜą fotografię męŜa z okresu, kiedy się poznali; oprawiła jąw złoconą ramę i powiesiła na ścianie. Później ku wielkiej radości praŜan skończyła się wojna. Niemcyopuścili czeskie ziemie i dla mamy rozpoczęło się Ŝycie obdarzonesurowym pięknem wyrzeczeń; pieniądze, które kiedyś odziedziczyła poojcu, rozeszły się, zwolniła więc słuŜącą, po śmierci Alikazrezygnowała z kupna nowego psa i musiała znaleźć sobie pracę. Doszło równieŜ do innych zmian: jej siostra zdecydowała sięzostawić mieszkanie w centrum Pragi Ŝonatemu od niedawna synowi iprzeprowadziła się z męŜem oraz młodszym synem do parterowych pokoirodzinnej willi, podczas gdy babcia przeniosła się na piętro doowdowiałej mamy. Mama pogardzała szwagrem od tej pory, kiedy usłyszała jegooświadczenie, Ŝe Voltaire był fizykiem, który wynalazł wolty. Jegorodzina była hałaśliwa i egoistycznie zapatrzona w swoje prymitywnezabawy: od wesołego Ŝycia w dolnych pomieszczeniach odcinał sięwyraźnie nastrój melancholii roztaczający się na piętrze. A jednak mama chodziła w tym czasie bardziej wyprostowana niŜkiedyś w czasach dostatku. Jak gdyby nosiła na głowie (zaprzykładem dalmatyńskich kobiet, które w ten sposób noszą koszewinogron) niewidzialną urnę z prochami męŜa.

2

W łazience na półeczce pod lustrem stoją buteleczki zperfumami i tubki z kremami, ale mama ich prawie nie uŜywa dopielęgnacji skóry. Jeśli stoi przed nimi tak często, to dlatego, Ŝeprzypominająjej zmarłego ojca, jego drogeria (naleŜy juŜ od dawnado nielubianego szwagra) i wieloletnie beztroskie Ŝycie w willi. Na przeszłości przeŜytej z rodzicami i z męŜem połoŜył siętęskny blask dopiero co zgasłego słońca. To tęskne światło dręczyją: uświadamia sobie, Ŝe potrafi ocenić piękno tych lat dopieroteraz, kiedy minęły, i wyrzuca sobie, Ŝe była niewdzięczną Ŝoną.Jej mąŜ naraŜał się na skrajne niebezpieczeństwo, gryzł sięzmartwieniami i aby zachować spokój, nigdy nie powiedziałjej oniczym ani słowa; ona do dzisiaj nic nie wie o tym, dlaczego byłaresztowany, w jakiej grupie oporu pracował i jaką miał tamfunkcję; nie wie w ogóle nic i traktuje to jako haniebną karę zato, Ŝe była na sposób kobiecy ograniczona i nie potrafiła dostrzecw zachowaniu męŜa niczego innego, jak tylko stygnące uczucia. Kiedypomyśli o tym, Ŝe zdradzała go właśnie wtedy, gdy był najbardziejzagroŜony, pogardza niemal sama sobą. Patrzy teraz na swoje odbicie w lustrze i stwierdza zezdziwieniem, Ŝejej twarzjest wciąŜ młoda, i to jakjej się zdaje -zbytecznie młoda, jakby czas zapomniał o niej niesłusznie i przezpomyłkę. Niedawno doszło do jej uszu, Ŝe ktoś widziałją na ulicy zJaromilem, i sądził, Ŝe to rodzeństwo; wydawało jej się tokomiczne, tym niemniej sprawiło jej radość; od tego czasu chodziłaz Jaromilem do teatru i na koncerty z jeszcze większąprzyjemnością. Zresztą, co jej prócz niego zostało? Babcia traciła pamięć i zdrowie, przesiadywała w domu,cerowała Jaromilowi skarpetki i prasowała córce sukienki. Byłapełna utyskiwań i wspomnień oraz pełna troskliwości. Stwarzałasmutną, pełną miłości atmosferę i potwierdzała kobiecość otoczenia(dwuwdowiego otoczenia) Jaromila.

3

Na ścianach jego pokoiku nie wisiały juŜ namalowane dziecięcepowiedzonka (mama z Ŝalem schowała je do szafy), lecz dwadzieściamałych reprodukcji kubistycznych i surrealistycznych obrazów, którewyciął z róŜnych czasopism i podkleił twardym papierem. Pomiędzynimi była przymocowana do ściany słuchawka telefoniczna z kawałkiemodciętego sznura; (kiedyś naprawiali im aparat telefoniczny iJaromil dostrzegł w odciętej zepsutej słuchawce ów przedmiot,

Strona 40

Page 41: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejktóry, wyrwany ze swego normalnego kontekstu, oddziaływuje cudowniei ma prawo być nazwany surrealistycznym obiektem). JednakŜeobrazem, na który spoglądał najczęściej, był obraz umieszczony wramie lustra wiszącego na tej samej ścianie. Niczego,nieprzestudiował staranniej od własnej twarzy, niczym nie martwił siębardziej niŜ nią i w nic nie wkładał więcej wiary, choć kosztowałogo to duŜo wysiłku. Była podobna do twarzy matki, poniewaŜ jednak Jaromil byłmęŜczyzną, delikatność rysów była bardziej uderzająca: miał ładny,subtelny nosek i mały łagodnie cofnięty podbródek. Ten podbródekbardzo go martwił; doczytał się w znanych rozwaŜaniachSchopenhauera, Ŝe cofnięty do tyłu podbródek jest szczególnieodraŜający, bowiem wystającym podbródkiem róŜni się człowiek odmałpy. Potem znalazł gdzieś fotografię Rilkego i stwierdził, Ŝe i onma cofnięty podbródek, w czym znalazł krzepiącą pociechę. Patrzyłdługo w lustro i miotał się rozpaczliwie w tej ogromnej przestrzenimiędzy małpą i Rilkem. Prawdę powiedziawszy, podbródek cofał się dość łagodnie i mamacałkiem słusznie uwaŜała, Ŝe twarz jej syna posiada dziecięcywdzięk. JednakŜe to właśnie martwiło Jaromila jeszcze bardziej niŜpodbródek: drobne rysy czyniły go o kilka lat młodszym, a poniewaŜjego koledzy szkolni byli o rok od niego starsi, jego dziecięcywygląd był tym bardziej widoczny, nie dający się ukryć,wielokrotnie w ciągu dnia komentowany i Jaromil nie mógł ani nachwilę o nim zapomnieć. JakieŜ to było brzemię, nieść taką twarz! JakŜe cięŜkie byłyte jej leciutkie rysy! (Jaromil miewał czasami okropne sny, kiedy śniło mu się, Ŝemusi podnieść jakiś bardzo lekki przedmiot, fliŜankę herbaty,łyŜkę, piórko, i nie moŜe; Ŝe jest tym słabszy, im lŜejszy jestprzedmiot, Ŝe upada pod jego lekkością; te sny przeŜywał jako snygrozy i budził się spocony; wydaje nam się, Ŝe to były sny o jegolekkiej twarzy rysowanej pajęczynowymi pociągnięciami, którądaremnie starał się podnieść i odrzucić).

4

W rodzinnych domach poetów rządzą kobiety: siostra Trakla,siostry Jesienina i Majakowskiego, ciotki Błoka, babka Hólderlinai Lermontowa, niania Puszkina, a przede wszystkim matki, matkipoetów, przy których blednie ojcowski cień: Lady Wilde i frau Rilkeubierały swych synówjak dziewczynki. Dziwicie się, Ŝe chłopiecpatrzy z niepokojem do lustra? Jest czas, by stać się męŜczyzną,pisze w swym dzienniku Jerzy Orten. Całe Ŝycie będzie poeta szukaćmęskości rysów w swojej twarzy. Kiedy bardzo długo patrzył na swoje odbicie w lustrze, udawałomu się w końcu zobaczyć to, co chciał: twardy wyraz oczu albosurową linię ust; ale by to osiągnąć, musiał przybrać bardzospecyficzny uśmiech, czy raczej grymas, przy którym ściągałkurczowo górną wargę. Starał się takŜe zmienić wygląd twarzypoprzez fryzurę: próbował podnieść włosy nad czołem, tak bytworzyły gęstą, zmierzwioną czuprynę, lecz, niestety, te włosy,które mama kochała ponad wszystko, tak Ŝe nosiła ich pukiel wmedalioniku, były najgorsze, jakie tylko mógł chcieć: Ŝółte jakpierze nowo narodzonych kurczątek i delikatne jak puch dmuchawca;nie dały się w Ŝaden sposób układać; mama często go po nichgłaskała i mówiła, Ŝe to włosy anioła. Ale Jaromil nienawidziłaniołów, a kochał diabły; pragnął zafarbować włosy na czarno, lecznie odwaŜył się na to, poniewaŜ farbowanie włosów było czymśjeszcze bardziej zniewieściałym, niŜ kiedy się je miało blond;pozostawało mu tylko zapuścić długie włosy i nosić je rozczochrane. Przy kaŜdej okazji kontrolował i poprawiał swój wygląd; nieprzepuścił ani jednej witryny sklepowej, by nie rzucić na niąkrótkiego spojrzenia. Im baczniej obserwował własną postać, tymbardziej stawała się ona świadoma, ale takŜe bardziej uciąŜliwa ibolesna. Spójrzmy: Wraca do domu ze szkoły. Ulica jest pusta, ale z daleka idzienaprzeciwko niego nieznajoma młoda kobieta. Niepowstrzymanie

Strona 41

Page 42: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejzbliŜają się do siebie. Jaromil widzi, Ŝe kobieta jest ładna imyśli o swojej twarzy. Stara się przybrać swój wyćwiczony twardyuśmiech, ale czuje, Ŝe mu się to nie uda. Myśli coraz intensywniejo swojej twarzy, której dziewczęca dziecinność czyni go śmiesznymw oczach kobiety, cały jest wcielony w swą dziecinną twarzyczkę,która tęŜeje, drętwieje i (o, rozpaczy!) czerwieni się! Przyspieszawięc kroku, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo tego, Ŝe kobieta na niego spojrzy, jeśli bowiem zostanie przyłapany przez ładną kobietę na tym, Ŝe się czerwieni, nie zniesie tej hańby!

5

Godziny spędzone przed lustrem doprowadziły go aŜ do dnabeznadziejności; na szczęście istniało lustro, które wynosiło go dogwiazd. Tym wznoszącym pod niebo lustrem byłyjego wiersze; tęskniłdo tych, którychjeszcze nie napisał, a tejuŜ napisane wspominał zlubością,jak się wspomina kobiety; był nie tylko ich twórcą, aletakŜe historykiem i teoretykiem; pisał równieŜ uwagi na temat tego,co stworzył, dzielił swoją twórczość na poszczególne okresy tak, Ŝew ciągu dwóch, trzech lat nauczył się patrzeć na nią jako na procesrozwojowy godny historiografa. Znajdował w tym pocieszenie. Tam w dole, gdzie przeŜywał swącodzienność, gdzie chodził do szkoły, jadał obiady w towarzystwiemamy i babci, rozpościerała się niewypowiedziana pustka; za to wwierszach, na górze, ustawiał słupy orientacyjne, tablice znapisami; tutaj czas był podzielony i urozmaicony; przechodził zjednego okresu poetyckiego w drugi i mógł (spoglądając kątem oka wdół na straszny bezruch pozbawiony zdarzeń) oznajmiać samemu sobiew entuzjastycznym uniesieniu nadejście nowego okresu, który otworzynieprzeczuwane horyzonty jego wyobraźni. I mógł teŜ mieć ciche i mocne przeświadczenie, Ŝe pomimoniepozorności swej postaci (i swego Ŝycia) ma w sobie wyjątkowebogactwo; albo, mówiąc inaczej, Ŝe jest wybrany. Objaśnijmy to słowo: ChociaŜ niezbyt często, gdyŜ mama sobie tego nie Ŝyczyła,nadal jednak odwiedzał Jaromil malarza; juŜ dawno wprawdzieprzestał rysować, kiedyś wszakŜe zdecydował się pokazać mu swojewiersze i od tej pory przynosił mu je wszystkie. Malarz czytał jez Ŝywym zainteresowaniem, a czasem zostawiał je sobie, by pokazaćprzyjaciołom; to wynosiło Jaromila na wielkie wyŜyny szczęścia,bowiem malarz, niegdyś bardzo sceptyczny w ocenie jego rysunków,pozostał dla niego niepodwaŜalnym autorytetem; wierzył, Ŝe istnieje(ukryta w świadomości wtajemniczonych) obiektywna miara wartościartystycznych (tak jak w muzeum w Sevres jest ukryty w platynieprototyp jednego metra) i Ŝe malarz ją zna. Było w tym jednak coś niepokojącego: Jaromil nigdy nie był wstanie odgadnąć, co w jego wierszach malarz doceni, a czego nie;czasem wychwalał wierszyk, który Jaromil napisał ot tak, lewąręką, a kiedy indziej odkładał ze znudzeniem wiersze, które chłopiecwysoko sobie cenił. Jak to wytłumaczyć? CzyŜby Jaromil nie potrafiłocenić wartości tego, co pisze; czy nie oznacza to, Ŝe tworzywartości bezwiednie, mimowolnie, podświadomie, a więc bez własnejzasługi (tak jak dawno temu oczarował malarza światem psoludziodkrytych całkiem przypadkowo)? - Oczywiście - powiedział mu malarz, gdy pewnego razuporuszyli ten temat. - Czy fantastyczna wizja, którą ująłeś wwierszu, była rezultatem przemyśleń? Bynajmniej: przyszła ci dogłowy nagle, niespodziewanie, autorem tej wizji niejesteś ty, aleraczej ktoś w tobie; ktoś, kto w tobie poezjuje. Ten poezjującyktoś to jest ów potęŜny prąd nieświadomości, który przepływa przezkaŜdego człowieka; nie jest to Ŝadną twoją zasługą, Ŝe ten prąd, wktórym wszyscy są sobie równi, wybrał sobie ciebie za swojeskrzypce. Malarz traktował to jako lekcję skromności, ale Jaromilznalazł w niej natychmiast błyszczące ziarenko dla swej pychy:niech będzie, Ŝe to nie on stworzył obrazy w wierszu, ale było tucoś tajemniczego, co wybrało sobie właśnie jego piszącą rękę; mógł

Strona 42

Page 43: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwięc się pysznić czymś większym niŜ zasługa: mógł się pysznićpowołaniem. Nigdy zresztą nie zapomniał tego, co mu powiedziała pani zuzdrowiskowego miasteczka: to dziecko ma przed sobą wielką przyszłość.Wierzył w takie słowa jak we wróŜby. Przyszłość była nieznaną daląza horyzontem, w której mgliste wyobraŜenie rewolucji (malarzczęsto mówił o jej konieczności) zlewało się z mglistymwyobraŜeniem cygańskiej wolności poetów; wiedział, Ŝe tę przyszłośćwypełni swoją sławą, i ta świadomość dodawała mu pewności, która wnim Ŝyła (samodzielnie i osobno) obok wszystkich przykrychniepewności.

6

Ach, ta długa pustka popołudni, kiedy Jaromil, zamknięty wpokoju, przegląda się na przemian w dwóch lustrach! Jak to moŜliwe? Wszędzie przecieŜ czytał, Ŝe młodość jestokresem najpełniejszego Ŝycia! Skąd więc ta próŜnia, torozrzedzenie Ŝyciowej materii? Skąd się bierze pustka? To słowo było nieprzyjemne jak słowo poraŜka. Były teŜ innesłowa, których w jego obecności (przynajmniej w domu, w tejmetropolii pustki) nikt nie śmiał wypowiadać. ChociaŜby słowa:miłość albo słowo dziewczyny. JakŜe nienawidził tych trojgazamieszkujących pokoje na parterze willi! Często przesiadywali tamdo późnej nocy goście i słychać było pijane głosy, a wśródnich wrzaskliwe głosy kobiet, rozdzierające duszę Jaromilazagrzebanego pod kołdrą i nie mogącego usnąć. Jego kuzyn byłzaledwie o dwa lata starszy od niego, ale te dwa lata wyrosłymiędzy nimi jak Pireneje, oddzielające od siebie dwa róŜne wieki;kuzynek - student sprowadzał sobie do willi (za cichą zgodąrodziców) urocze panny, a Jaromila delikatnie lekcewaŜył; wujpokazywał się rzadko (był zajęty odziedziczonymi sklepami), za togłos ciotki brzmiał w całym domu; za kaŜdym razem, gdy spotkałaJaromila, zadawała mu stereotypowe pytanie: I cóŜ porabiajądziewczęta? Jaromil miał ochotę plunąć jej w twarz, bowiem topobłaŜliwie jowialne pytanie odsłaniało całą jego biedę. Nie, Ŝebynie miał Ŝadnych kontaktów z dziewczynami, ale było ich tak mało,Ŝe pojedyncze randki były oddalone od siebie jak gwiazdy wkosmosie. Słowo dziewczęta było więc smutne jak słowo tęsknota isłowo niepowodzenie. O ile randki z dziewczętami nie wypełniały mu czasu, o tylewypełniało go oczekiwanie tych randek, a to oczekiwanie nie byłotylko zwykłym gapieniem się w przyszłość, to było przygotowanie istudiowanie. Jaromil był przekonany, Ŝe powodzenie randki zaleŜygłównie od tego, czy nie pogrąŜy się w kłopotliwym milczeniu ibędzie umiał mówić. Randka z dziewczyną była dla niego przedewszystkim sztuką konwersacji. ZałoŜył więc sobie specjalnyzeszycik, w którym zapisywał historyjki nadające się doopowiadania; nie anegdoty, gdyŜ te nie są w stanie wyrazić niczegoosobistego o tym, kto je opowiada. Zapisywał sobie wydarzenia,które sam przeŜył; a poniewaŜ niewiele przeŜył, wymyślałje sobie;nie tracił przy tym dobrego smaku: wymyślone (albo przeczytane czyzasłyszane) zdarzenia, do których wprowadzał siebie jako bohatera,nie miały go heroizować, lecz tylko delikatnie, prawieniepostrzeŜenie przesunąć z obszaru, na którym panuje martwota ipustka, do obszaru, gdzie władnie ruch i przygoda. Zapisywał sobie teŜ róŜne fragmenty wierszy (dodajmy, Ŝe nietych, które sam podziwiał), w których przywoływana była kobiecauroda i które moŜna było wtrącić jako własną uwagę. Tak na przykładzanotował sobie wers: Z twojej twarzy mogłaby być ładnatrójkolorowa wstęga: wargi, oczy, włosy... Taki wers trzeba byłojednak pozbawić sztuczności i rytmu i powiedzieć go dziewczyniejako nagły własny pomysł, jako spontaniczny dowcipny komplement:Twoja twarz jest właściwie trójkolorową wstęgą! Oczy, usta, włosy.Nie uznaję Ŝadnych innych barw narodowych! W trakcie randki Jaromil cały czas myśli o przygotowanychwcześniej zdaniach i boi się, Ŝe jego głos nie będzie naturalny, Ŝe

Strona 43

Page 44: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejzdania będą brzmieć w sposób wyuczony i Ŝe będzie je wypowiadać jakkiepski amatorski aktor. Nie ma więc odwagi ich wysłowić, poniewaŜjednak skupiony jest tylko i wyłącznie na nich, nie potrafipowiedzieć nic innego. Randka jest kłopotliwie milcząca. Jaromilczuje w spojrzeniu dziewczyny drwinę i prędko rozstaje się z nią zuczuciem poraŜki. W domu siada przy stole i pisze wściekle, szybkoi z nienawiścią: Z twych oczu spojrzenia płyną jak mocz Strzelam zkarabinu do wypierzonych wróbli twych głupich myśli Pomiędzy twyminogami jest kałuŜa z której wyskakują pułki Ŝab. . . WciąŜ pisze i pisze a potem czyta z zadowoleniem swój tekst,którego fantazja wydaje mu się wspaniale rozwścieczona. Jestem poetą, jestem wielkim poetą, mówi sobie w duchu izapisuje to później takŜe w swym dzienniku: Jestem wielkim poetą,obdarzonym duŜą wraŜliwością i diabelskąfůantazją, czuję to, czegoinni nie czują... A tymczasem wraca skądś mama i wchodzi do swegopokoju. . . Jaromil podchodzi do lustra i długo patrzy na swąznienawidzoną dziecięcą twarz. Patrzy na nią tak długo, aŜ wreszciewidzi w niej blask wyjątkowości i powołania. A w sąsiednim pokoju mama staje na palcach i zdejmuje ześciany podobiznę męŜa w złotej ramie.

7

Tego dnia dowiedziała się, Ŝe jej mąŜ miał juŜ na długo przedwojną romans z młodą śydówką; gdy Niemcy okupowali czeskie ziemie,a śydzi musieli chodzić po ulicy z haniebną Ŝółtą gwiazdą napłaszczach, nie opuścił jej, nadal się z nią spotykał i pomagałjej, jak tylko mógł. Potem zawlekli ją do terezinskiego getta, a onodwaŜył się na karygodny czyn: z pomocą czeskich straŜników udałomu się przedostać do strzeŜonego miasta i zobaczyć się przez chwilęze swą kochanką. Zachęcony powodzeniem, wybrał się do Terezina poraz drugi i wtedy go złapali, i juŜ nigdy nie powrócił ani on, anijego miła. Niewidzialna urna, którą mama nosiła na głowie, zostałaodłoŜona razem z fotografią męŜa za szafę. JuŜ nie musi chodzićwyprostowana, juŜ nie istnieje nic, co by ją wyprostowywało,poniewaŜ cały moralny patos pozostawili sobie ci inni.. Słyszy wciąŜ głos starej śydówki, krewnej kochanki męŜa, którajej o tym wszystkim powiedziała: "Był to najporządniejszy człowiek,jakiego kiedykolwiek znałam. I: "Zostałam na świecie sama. Całamoja rodzina pozostała w obozie. śydówka siedziała naprzeciw niej w pełnej chwale swego bólu,podczas gdy ból, którego w tej chwili doznała mama, był pozbawionychwały; mama czuła, jak ten ból się w niej nędznie garbi.

8

Wy kupki siana niepewnie dymiącemoŜe palicie tytoń z jej serca

pisał i wyobraŜał sobie dziewczęce ciało pogrzebane wśród pól.W jego wierszach śmierć pojawiała się bardzo często. Mama myliłasię jednak (wciąŜ była pierwszą czytelniczką jego wierszy),tłumacząc to sobie przedwczesną dojrzałością dziecka urzeczonegotragizmem Ŝycia. Śmierć, o której pisał Jaromil, niewiele miaławspólnego z prawdziwą śmiercią. Śmierć staje się prawdziwa dopierowtedy, gdy zaczyna przenikać do człowieka szczelinami starości. DlaJaromila była wszakŜe nieskończenie daleko; była abstrakcyjna; niebyła dla niego rzeczywistością, lecz snem. CzegóŜ jednak szukał wtym śnie? Szukał w nim bezmiaru. Jego Ŝycie było beznadziejnie małe,wszystko wokół niego nijakie i szare. A śmierć jest absolutna; niemoŜna jej rozpołowić ani rozdrobnić. Obecność dziewczyny była czymś błahym (trochę dotyków imnóstwo nic nie znaczących słów), ale jej całkowita nieobecność

Strona 44

Page 45: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejbyła nieskończenie wspaniała; gdy wyobraŜał sobie dziewczynępogrzebaną wśród pól, odkrył naraz wzniosłość Ŝalu i wielkośćmiłości. Ale w snach o śmierci szukał nie tylko absolutu, lecz takŜeszczęścia. Śnił o ciele powoli rozpuszczającym się w glinie iwydawało mu się, Ŝe jest to cudowny akt miłości, w którym ciałodługo i słodko zamienia się w ziemię. Świat bezustannie go ranił; czerwienił się w obecności kobiet,wstydził się i we wszystkim widział drwinę. W jego śnie o śmiercimilczało się i tylko długo, niemo i szczęśliwie Ŝyło.Tak, śmierćJaromila była przeŜywana; była zadziwiająco podobna do tego czasu,kiedy człowiek nie musi wchodzić w świat, poniewaŜ sam dla siebiejest światem i zamyka się nad nim słodkie sklepienie wewnętrznejstrony maminego brzuszka. W takiej śmierci, przypominającej wieczne szczęście, pragnąłbyć złączony z ukochaną kobietą. W jednym z wierszy kochankowie taksię objęli, Ŝe wrastali w siebie nawzajem, aŜ stali się jednąistotą niezdolną do ruchu, zamieniającą się w nieruchomy minerał,który trwa przez wieki, odporny na działanie czasu. Gdzie indziej wyobraŜał sobie, Ŝe kochankowie pozostają zesobą tak niezmiernie długo, aŜ zarastają mchem i sami zamieniająsaŃYX�Ńklasie samna sam, czuł się jak na oświetlonej scenie. Starał się elokwentnąwesołością (nauczył się juŜ mówić nie tylko przygotowane wcześniejzdania) pokryć zakłopotanie. Mówił, Ŝe postępek kolegów jestprzykładem najgorszego ze wszystkich posunięć; jest niekorzystnydla tych, którzy go dokonali (muszą teraz tkwić na korytarzu zniezaspokojoną ciekawością), korzystny zaś dla tych, przeciw którymbył wYmierzony (są teraz razem, jak sobie tego Ŝyczyli). KoleŜankaprzytakiwała, mówiąc, Ŝe powinni tu stać. Pocałunek wisiał wpowietrzu. Wystarczyło tylko pochylić się nad dziewczyną. A jednak droga do warg wydawała mu się nieskończenie daleka i trudna; mówił, mówił i nie całował. Potem zadzwonił dzwonek, co oznaczało, Ŝe za chwilę nadejdzieprofesor i zmusi uczniów zgromadzonych przed drzwiami do wejścia do klasy. Jaromil oświadczył jakie wraŜenie na kolegach, to by zrobiło gdyby ci musieli im zazdrościć, Ŝe się tucałowali. Następnie dotknął palcem warg koleŜanki (skąd się w nim wzięła ta śmiałość irzekł z uśmiechem "Ŝe ślad pocałunku jej warg byłby na jego twarzy spewnościądobrą nauczką dla kolegów. tym czasem Słychać juŜ było za drzwiami zirytowany głos profesora. koleŜanka gdy to mówiła, przytakiwała, Ŝe to szkoda, iŜ się nie całowali. GdyJaromil powiedział, Ŝe byłoby szkoda, gdyby profesor wraz z kolegami niezobaczyli na jego twarzy śladów pocałunków, i znowu chciał się pochylić nadkoleŜanką i znów droga do jej warg wydawała mu się daleka jak wycieczka na MontBlanc. - Tak, powinni nam zazdrościć - odrzekła koleŜanka, wyjęłaz torebki róŜ i chusteczkę do nosa, chusteczkę zabarwiłaróŜem i znaczyła niątwarz Jaromila. Po chwili drzwi się otworzyły i do klasy wtargnął rozsier-dzony profesor z uczniami. Jaromil z koleŜanką powstali, tak jak uczniowie powinni wstawać na powitanie wchodzącego nauczyciela; stali tylko we dwoje wśród rzędów pustych ławek i naprzeciwko nich była gromada gapiów - patrzyli na twarz Jarormila pełną wspaniałych czerwonych plam. A on stał na oczach wszystkich i był dumny i szczęśliwyů

11

W biurze, w którym pracowała, umizgał się do niej kolega.Był Ŝonaty i namawiał ją, Ŝeby go zaprosiła do siebie. Spróbowała wybadać, jaki stosunek zająłby Jaromil do jejerotycznej swobody. Zaczęła mówić ostroŜnie i okręŜnie opoległych męŜach i o tym, z jakim trudem idzie przez Ŝycie. - Co to znaczy nowe Ŝycie? - reagował z rozdraŜnieniem. - Czyto ma być Ŝycie z nowym męŜczyzną? - Zapewne, i to się na to składa. śycie idzie naprzód,

Strona 45

Page 46: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejJaromilu, Ŝycie domaga się swego. . . Wierność kobiety poległemu bohaterowi naleŜała do świętychmitów Jaromila; była gwarancją, Ŝe absolut miłości nie jest tylkowymysłem poetów, lecz Ŝe istnieje naprawdę i Ŝe warto dla niegoŜyć. - Jak mogą kobiety, które przeŜyły wielką miłość, barłoŜyćsię potem z kimś innym? - pomstował na niewierne wdowy. - Jak mogąw ogóle kogoś dotknąć, gdy mają w pamięci męŜa, którego męczono izabito? Jak mogą zamęczonego jeszcze męczyć, zamordowanego znowumordować? Przeszłość ma na sobie odzienie z mieniącej się tafty.Mama odmówiła sympatycznemu koledze i cała jej przeszłość znówzmieniła się zupełnie w jej oczach. PrzecieŜ to nieprawda, Ŝe zdradziła malarza ze względu namęŜa. Opuściła go ze względu na Jaromila, dla którego chciałazachować spokój rodzinnego domu! JeŜeli Ŝyje do dzisiaj w obawieprzed własną nagością, dzieje się tak z powodu Jaromila, któryoszpecił jej brzuch. Nawet miłość męŜa straciła z jego powodu, gdyŜuparcie i za wszelką cenę obstawała przy jego narodzeniu! Odpoczątku wszystko jej tylko zabierał!

12

Kiedy indziej (miał juŜ wówczas za sobą wiele prawdziwychpocałun' ków) szedł alejkami Stromovki z dziewczyną, którą poznałna lekcjach tańca. Ich rozmowa przed chwilą umilkła i w ciszysłychać było ich krok, wspólny krok, który zdradzał im to, czego dotej pory nie odwaŜyli się nazwać: Ŝe idą razem i Ŝe skoro idąrazem, to chyba się kochają; kroki rozlegające się pośród ichmilczenia utwierdzały ich w tym, szli coraz wolniej, aŜ nagledziewczyna połoŜyła Jaromilowi głowę na ramieniu. Było toniewypowiedzianie piękne, tylko Ŝe zanim Jaromil zdołał zakosztowaćtego piękna, poczuł, Ŝe jest podniecony i to w sposób bardzowidoczny. Przestraszył się. Myślał o tym, by widoczny dowód 'podniecenia jak najprędzej zniknął, lecz im bardziej tego pragnął,tym mniej pragnienie to się spełniało. Lękał się, Ŝe oczydziewczyny ześlizgną się po nim w dół i zobaczą ten kompromitującygest ciała. Starał się zwrócić jej spojrzenie ku górze, mówił o ptakach wkoronach drzew i o obłokach. Ten spacer był pełen szczęścia (dotąd Ŝadna kobieta niepołoŜyła mu głowy na ramieniu, a on w tym geście widział oddaniesięgające aŜ po sam koniec Ŝycia), ale zarazem pełen wstydu. Bałsię, by jego ciało nie powtórzyło przykrej niedyskrecji. Po długimnamyśle wziął z mamy bieliźniarki długą i szeroką wstąŜkę i przednastępną randką przewiązał ją sobie pod spodniami, tak byewentualny dowód podniecenia został przywiązany do nogi.

13

Wybraliśmy ten epizod spośród dziesiątków innych, by mócpowiedzieć, Ŝe największym poznanym dotychczas szczęściem była dlaJaromila dziewczęca głowa oparta na jego ramieniu. Dziewczęca głowa oznaczała dla niego więcej niŜ dziewczęceciało. Ciała zbytnio nie rozumiał (czym właściwie są ładne kobiecenogi? jak mają wyglądać ładne pośladki?), podczas gdy twarz byładla niego zrozumiała i tylko ona decydowała w jego oczach o urodziekobiety. Nie chcemy przez to powiedzieć, Ŝe ciało go nieinteresowało. WyobraŜenie dziewczęcej nagości wywoływało w nimzawrót głowy. Zaznaczmy jednak wyraźnie tę delikatną róŜnicę: Nie tęsknił do nagości dziewczęcego ciała; tęsknił zadziewczęcą twarzą oświetloną nagością ciała. To ciało było poza granicami doświadczenia i właśnie dlategonapisał o nim mnóstwo wierszy. IleŜ to razy w jego ówczesnychwierszach pojawia się choćby kobiece łono! JednakŜe za pomocącudownej poetyckiej magii (magii niedoświadczenia) uczynił Jaromilz tego organu słuŜącego do rodzenia i spółkowania kłębiastyprzedmiot i temat figlarnych snów.

Strona 46

Page 47: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Wjednym z wierszy pisał więc, Ŝe wewnątrzjej ciałajest małyzegarek, który tyka. Gdzie indziej wyobraŜał sobie, Ŝe jest to dom niewidzialnychistot. Kiedy indziej znów dał się unieść wizji otworu i widziałsamego siebie zamienionego w dziecięcą kulkę, która długo spada tymotworem, aŜ w końcu zamienia się w sam upadek, upadek, któryjejciałem doŜywotnio spada. W innym wierszu dziewczęce nogi zmieniły się w dwie zlewającesię rzeki; wyobraŜał sobie w tej delcie tajemniczą górę, którąnazwał wymyślonym imieniem brzmiącym jak słowo z Biblii: góra Sejn.Gdzie indziej mówił znów o wielkiej włóczędze welocypedysty (tosłowo wydawało mu się piękne jak zmierzch), który zmęczony jedziekrajobrazem; tym krajobrazem jest jej ciało, a dwiema kupkamisiana, w których pragnąłby zasnąć są jej piersi. Było to takie wspaniałe - włóczyć się po kobiecym ciele,nieznanym, nie widzianym, nierzeczywistym, po ciele bez smrodu,wysypki, bez drobnych wad i chorób, po ciele wyimaginowanym, pociele - wymarzonym miejscu zabaw! Było to takie wdzięczne - mówićo kobiecej piersi i łonie takim tonem, jakim opowiada się dzieciombajki; tak, Jaromil Ŝył w kraju czułości, czyli w kraju sztucznegodzieciństwa. Mówimy sztucznego, poniewaŜ prawdziwe dzieciństwo niejest Ŝadnym rajem i nie jest nawet zbyt czułe. Czułość rodzi się w chwili, gdy człowiek zostaje wyrzucony napróg dojrzałości i poniewczasie zaczyna uświadamiać sobie zaletydzieciństwa, z których jako dziecko nie zdawał sobie sprawy. Czułość jest lękiem przed wiekiem dojrzałości. Czułość jest próbą stworzenia sztucznej przestrzeni, w którejobowiązuje umowa, Ŝe będziemy do tego drugiego zwracać się jak dodziecka. Czułość jest takŜe lękiem przed cielesnymi konsekwencjamimiłości; jest to próba wydobycia miłości z państwa dojrzałości (wktórym jest zobowiązująca, zwodnicza, pełna odpowiedzialności ipełna ciała) i traktowania kobiety jak dziecko. Leciutko stuka sercem swego języka, pisał w jednym z wierszy.Zdawało mu się, Ŝe jej język, mały palec, pierś, pępek sąsamodzielnymi istotami, które rozmawiają ze sobą niesłyszalnymgłosem; wydawało mu się, Ŝe dziewczęce ciało składa się z tysiącaistot i Ŝe kochać to ciało, znaczy przysłuchiwać się tym istotom isłyszećjak tajemniczymjęzykiem rozmawiają ze sobą obie jej piersi.

14

Dręczyła się wspomnieniami. Kiedyś jednak, gdy znowu długospoglądała wstecz, zobaczyła tam hektar raju, w którym Ŝyła zJaromilem jako niemowlęciem, i musiała się poprawić: nie, tonieprawda, Ŝe Jaromil wszystkojej zabierał, przeciwnie, dałjejnajwięcej ze wszystkich. Dał jej kawał Ŝycia nie zbrukanegokłamstwem. śadna śydówka z obozu koncentracyjnego nie moŜe przyjść,by powiedzieć jej, Ŝe pod tym szczęściem kryła się obłuda i nicość.Ten hektar raju to była jej jedyna prawda. I przeszłość (jak gdyby obracała kalejdoskopem) juŜ znowuwyglądała inaczej: niczego cennego Jaromil jej nie wziął, zerwałtylko pozłacaną maskę z czegoś, co było jedynie kłamstwem ifałszem. Jeszcze zanim się narodził, pomógł jej odkryć, Ŝe mąŜ jejnie kocha, a trzynaście lat później uchronił ją od szalonejprzygody, która nic by jej nie dała oprócz nowego Ŝalu. Mówiła sobie, Ŝe wspólne przeŜycie dzieciństwa Jaromila jestdla nich zobowiązaniem i świętym przymierzem. Coraz częściejuświadamiała sobie jednak, Ŝe syn zdradza to przymierze. Gdy doniego mówiła, widziała, Ŝe jej nie słucha, i głowę ma pełną myśli,którymi nie chce się z nią podzielić. Stwierdziła, Ŝe się jejwstydzi, Ŝe zaczyna strzec swoich drobnych tajemnic, cielesnych iduchowych, i zasłania się zawojami, przez które ona nic nie widzi. Bolałoją to i draŜniło. CzyŜ w tej umowie, którą wspólniespisali, gdy był małym dzieckiem, nie było napisane, Ŝe będzie znią zawsze Ŝyć ufnie i bez wstydu? Pragnęła, aby prawda, którą wtedy razem przeŜywali, wciąŜtrwała. Jak w czasach, kiedy był malutki, decydowała kaŜdego rana,

Strona 47

Page 48: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejw co ma się ubrać, i w ten sposób, poprzez wybór bielizny, byłaprzez cały dzień obecna pod jego ubraniem. Kiedy wyczuła, Ŝe jestto dla niego przykre, mściła się na nim, strofując go umyślnie zpowodu najmniejszego zabrudzenia bielizny. Z upodobaniem przebywaław jego pokoju, gdy się ubierał i rozbierał, by karać jego zuchwaływstyd. - Jaromilu, chodź się pokazać - zawołała go kiedyś, gdyprzyszli do niej goście. - Mój BoŜe, jak ty wyglądasz! - przeraziłasię głośno, gdy ujrzała pieczołowicie rozczochraną fryzurę swegosyna. Przyniosła grzebień i nie przerywając rozmowy z gośćmi, ujęłajego głowę i czesała go. A wielki poeta, obdarzony diabelnąfantazją i podobny do Rilkego, siedział; czerwony i wściekły, ipozwalał się czesać; jedyną rzeczą, na jaką się zdobył, był surowyuśmieszek (ten wyćwiczony przez długie lata), który zastygł mu natwarzy. Mama cofnęła się nieco, aby ocenić swe fryzjerskie dzieło, apotem zwróciła się do gości: - Na Boga, powiedzcie mi, czemu to moje dziecko tak siękrzywi? A Jaromil przysięga sobie, Ŝe zawsze będzie naleŜeć dotych, którzy chcą radykalnie zmienić świat.

15

Zjawił się wśród nich, gdy dyskusja juŜ rozgorzała; spieralisię o to, czymjest postęp i czy w ogóle istnieje. Rozglądał siędookoła i stwierdził, Ŝe kółko młodych marksistów, na którychspotkanie zaprosił go kolega szkolny, składa się z takich samychuczniów, jacy chodzą do wszystkich praskich gimnazjów. Skupieniebyło wprawdzie znacznie większe niŜ w czasie dyskusji, o którezabiegała w jego klasie nauczycielka czeskiego, tym niemniejniesforni uczniowie byli równieŜ i tutaj; jeden z nich trzymał wręce łodygę lilii, którą co pewien czas wąchał, prowokując tyminnych do śmiechu, tak Ŝe mały czarnowłosy męŜczyzna, właścicielmieszkania, w którym się spotkali, odebrał mu w końcu kwiatek.Potem wytęŜył słuch, poniewaŜ jeden z uczniów twierdził, Ŝe wsztuce nie moŜna mówić o postępie; nie moŜna rzekomo powiedzieć,Ŝeby Szekspir był gorszym autorem niŜ współcześni dramatopisarze.Jaromil miał wielką ochotę wmieszać się do dysputy, lecz niełatwomu było przemówić w otoczeniu ludzi, których nie znał; bał się, Ŝewszyscy będą patrzeć na jego twarz, która się będzie czerwienić, ina ręce, które będą niepewnie gestykulować. A jednak bardzo pragnąłzłączyć się z tym małym zgromadzeniem i wiedział, Ŝe dlategopowinien się odezwać. Dla dodania sobie odwagi pomyślał o malarzu,o jego duŜym autorytecie, w który nigdy nie zwątpił, i upewniał sięw duchu, Ŝejestjego przyjacielem i uczniem. To mu w końcu dodałośmiałości do tego stopnia, Ŝe odwaŜył się włączyć do dyskusji, ipowtórzył myśli zasłyszane podczas wizyt w pracowni. Fakt, Ŝe nieposłuŜył się własnymi myślami, nie jest nawet tak godny uwagi, jakokoliczność, Ŝe nie wypowiadał ich swoim własnym głosem. On sam byłponiekąd zaskoczony, Ŝe głos, którym mówi, podobnyjest do głosumalarza, i Ŝe ten głos pociąga za sobą równieŜjego ręce, którezaczęły opisywać w powietrzu gesty malarza. Powiedział im, Ŝe i w sztuce postęp jest niezaprzeczalny;nowoczesne kierunki oznaczają absolutny zwrot w całym tysiącletnimrozwoju; wyzwoliły nareszcie sztukę z obowiązku propagowaniapolitycznych i filozoficznych poglądów oraz naśladowaniarzeczywistości, tak Ŝe moŜna by nawet rzec, iŜ dopiero od nichzaczyna się prawdziwa historia sztuki. W tym momencie chciało odezwać się kilkoro spośród obecnych,ale Jaromil nie pozwolił odebrać sobie głosu. Początkowo czuł sięnieswojo, gdy słyszał, jak przez jego usta przemawia malarz swymisłowami i melodyką mowy, lecz potem znalazł w tym zapoŜyczeniupewność i bezpieczeństwo; był za nim ukryty jak za tarczą; przestałsię bać i wstydzić; był zadowolony z tego, Ŝe tak dobrze brzmią wtym otoczeniu wypowiadane przez niego zdania, i ciągnął dalej. Odwoływał się do myśli Marksa mówiącej, Ŝe aŜ dotąd ludzkośćprzeŜywała swą prehistorię, a jej prawdziwa historia zacznie się

Strona 48

Page 49: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdopiero od rewolucji proletariackiej, która jest skokiem z państwakonieczności do państwa wolności. W historii sztuki takimdecydującym przełomem jest moment, kiedy Andre Breton razem zinnymi surrealistami odkrył zapis automatyczny, a wraz z nimcudowną skarbnicę ludzkiej podświadomości. Skoro stało się to mniejwięcej w tym samym czasie, co rewolucja socjalistyczna w Rosji,jest w tym jakaś istotna symbolika, bowiem wyzwolenie ludzkiejwyobraźni oznacza dla ludzkości taki sam przeskok do państwawolności, co zniesienie wyzysku ekonomicznego. Tu wtrącił się dodyskusji czarnowłosy męŜczyzna; pochwalił Jaromila za to, Ŝe bronizasady postępu, powątpiewał jednak w to, czy właśnie surrealizmmoŜna postawić w jednym szeregu z rewolucją proletariacką. Wyraziłprzeciwny pogląd, Ŝe sztuka nowoczesna jest dekadencka i Ŝe owąepoką w sztuce odpowiadającą rewolucji proletariackiej jest realizmsocjalistyczny. Bynajmniej nie Andre Breton, ale Jerzy Wolker,twórca czeskiej poezji socjalistycznej, musi być dla nas wzorem.Jaromil spotykał się z takimi poglądami nie po raz pierwszy, juŜmalarz opowiadał mu o nich i sarkastycznie się z nich śmiał.Jaromil takŜe zdobył się teraz na sarkastyczny śmiech i powiedział,Ŝe realizm socjalistyczny nie jest pod względem artystycznym Ŝadnąnowością i podobny jest kropka w kropkę do starego burŜuazyjnegokiczu. Czarnowłosy męŜczyzna zaoponował, twierdząc, Ŝe nowoczesnajest tylko taka sztuka, która pomaga walczyć o nowy świat, do czegoraczej niezdolny jest surrealizm, którego masy ludowe nierozumieją. Debata była interesująca; czarnowłosy męŜczyznaprzedstawiał swe zarzuty z elegancją i bez autorytatywności, tak Ŝespór ani razu nie zamienił się w kłótnię, chociaŜ Jaromil upojonyuwagą, jaką na sobie skupił, uciekał się czasem do wymuszonejponiekąd ironii; zresztą, nikt nie wygłaszał ostatecznego sądu, dosporu włączali się następni dyskutanci, toteŜ ideę, o którą spierałsię Jaromil, przysłoniły inne tematy. Ale czy było to takie waŜne, czy jest postęp, czy go nie ma,czy surrealizm jest burŜuazyjny czy rewolucyjny? Czy było to takiewaŜne, czy rację ma on czy oni? WaŜne było to, Ŝe coś go z nimiłączyło. Spierał się z nimi, ale czuł do nich przy tym gorącąsympatię. JuŜ ich nawet dłuŜej nie słuchał, tylko myślał o tym, Ŝejest szczęśliwy; znalazł towarzystwo ludzi, wśród których nieistnieje ani jako matczyny syn, anijako uczeń klasy, leczjako onsam. I pomyślał, Ŝe człowiek moŜe być w pełni sobą tylko wtedy, gdyjest w pełni pośród innych ludzi. Potem czarnowłosy męŜczyzna wstałi wszyscy wiedzieli, Ŝe oni teŜ muszą wstać i zbierać się dowyjścia, poniewaŜ ich mistrz ma pracę, o której napomykał zumyślną niejasnością, wzbudzającą wraŜenie waŜności i imponującąim. A kiedy juŜ stali w przedpokoju koło drzwi, podeszła doJaromila dziewczyna w okularach. Powiedzmy od razu, Ŝe Jaromilprzez cały czas w ogóle nie zwrócił na nią uwagi; zresztą, niczymszczególnym się nie wyróŜniała, była raczej nijaka; niebrzydka,tylko trochę niedbała; nie umalowana, z gładko ściągniętymi nadczołem włosami, nie tkniętymi ręką fryzjera, w ubraniu, które nosisię tylko dlatego, Ŝe człowiek nie moŜe chodzić goły. - Bardzo mnie zainteresowało to, o czym mówiłeś - powiedziałado niego. - Chętnie bym sobie jeszcze z tobą o tym pogadała...

16

W pobliŜu mieszkania czarnowłosego męŜczyzny był park; weszlido niego i oboje mówili na wyścigi; Jaromil dowiedział się, Ŝedziewczyna studiuje na uniwersytecie i jest o całe dwa lata starszaod niego (ta wiadomość napełniła go szaloną dumą); chodzili poalejce biegnącej dookoła parku, prowadząc uczoną rozmowę; chcieliprędko powiedzieć sobie, co myślą, co sądzą, czym są (dziewczynabyła nastawiona bardziej naukowo, on bardziej artystycznie);zasypali się nawzajem szeregiem wielkich nazwisk, które podziwiają,a dziewczyna znów powiedziała, Ŝe niecodzienne poglądy Jaromilabardzo ją zaciekawiły; milczała przez chwilę, a potem nazwała goefebem; tak, juŜ wtedy, gdy wszedł do pokoju, zdawało jej się, Ŝewidzi ślicznego efeba...

Strona 49

Page 50: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Jaromil nie wiedział dokładnie, co to słowo znaczy, alewydawało mu się rzeczą wspaniałą być jakoś nazwanym, i to w dodatkugreckim słowem; zresztą, miał przynajmniej wraŜenie, Ŝe efeboznacza kogoś, kto jest młody, a przy tym nie oznacza młodościtakiej, jaką do tej pory sam w sobie odkrywał, niezręcznej idegradującej, lecz silną i godną podziwu. Słowem efeb przemówiławięc studentka do jego niedojrzałości, ale równocześnie pozbawiłają niezdarności i uczyniła korzystną. Było to tak zachęcające, Ŝekiedy byli juŜ na szóstym okrąŜeniu parku, Jaromil zdobył się naczyn, do którego przygotowywał się juŜ od samego początku, leczdotychczas bezskutecznie zbierał nań odwagę; wziął studentkę podrękę. Słowo wzią! jest niedokładne; lepiej byłoby rzec, iŜ wsunąłswą rękę pomiędzy jej bok i ramię; wsunął ją tam tak dyskretnie,jakby pragnął, by dziewczyna w ogóle tego nie zauwaŜyła; a onarzeczywiście w Ŝaden sposób nie zareagowała na ten gest, tak Ŝejego ręka tkwiła na jej ciele niepewnie, jak obcy, podsuniętyprzedmiot, torebka albo paczuszka, o którym trzymająca ją osoba namoment zapomniała i który w kaŜdej chwili moŜe wypaść. Potem jednakręka poczuła nagle, Ŝe ramię, pod które jest wsadzona, wie o niej.A jego krok poczuł, Ŝe ruchy nóg studentki stają się corazwolniejsze. To zwalnianie juŜ znał i wiedział, Ŝe cośnieodwracalnego wisi w powietrzu. I jak to zwykle bywa, kiedy manadejść coś nieodwracalnego, człowiek (moŜe dlatego, by przejawićchoć minimum swej władzy nad wydarzeniami), to nieodwracalne choćbyo mgnienie oka przyśpiesza; ręka Jaromila, która cały czasspoczywała nieruchomo, nagle oŜyła i ścisnęła ramię studentki. Wtej chwili studentka zatrzymała się, uniosła oczy ku twarzyJaromila i z ręki (drugiej) wypuściła na ziemię aktówkę. Ten gest zaskoczył Jaromila: przede wszystkim w swymoczarowaniu w ogóle nie zauwaŜył, Ŝe dziewczyna niesie jakąśaktówkę; upuszczona aktówka wkroczyła więc na scenę jak posłanie,które spadło z nieba. A kiedy sobie potem uświadomił, Ŝe dziewczynaposzła na spotkanie marksistów prosto z uniwersytetu i w aktówce sąpewnie skrypty uniwersyteckie i cięŜkie dzieła naukowe, upoiło goto jeszcze bardziej; wydawało mu się, Ŝe pozwoliła upaść na ziemięcałemu uniwersytetowi, by móc go chwycić uwolnionymi od cięŜarurękami. Upadek aktówki był doprawdy tak patetyczny, Ŝe zaczęli sięcałować w uroczystym oszołomieniu. Całowali się bardzo długo, akiedy pocałunki wreszcie się skończyły i nie wiedzieli juŜ, codalej, znowu podniosła na niego wzrok i z przejęciem w głosiepowiedziała: - Myślisz sobie, Ŝe jestem dziewczyną jak wszystkieinne. Ale nie wolno ci myśleć, Ŝe jestem taka jak wszystkie inne. Słowa te były chyba jeszcze bardziej patetyczne niŜ upadekaktówki i Jaromil zrozumiał w osłupieniu, Ŝe przed nim stoikobieta, która go kocha od pierwszego wejrzenia, cudownie iniezasłuŜenie. I prędko zarejestrował takŜe (przynajmniej namarginesie swej świadomości, by móc to tam później przeczytaćuwaŜnie i starannie), Ŝe studentka mówi o innych kobietach, jakbyuwaŜała go za kogoś, kto ma w tej materii tak bogate doświadczenie,Ŝe musi to kobiecie, która go kocha, sprawiać ból. Zapewniłdziewczynę, Ŝe nie utoŜsamia jej z innymi kobietami; potemdziewczyna podniosła z ziemi aktówkę, której Jaromil mógł się terazlepiej przyjrzeć: była naprawdę cięŜka i gruba, wypełnionaksiąŜkami, i wyruszyli w siódme okrąŜenie parku; kiedy później znówsię zatrzymali i całowali, ocknęli się nagle w snopie ostregoświatła. Przed nimi stali dwaj milicjanci i Ŝądali, aby sięwylegitymowali. Oboje kochankowie w zakłopotaniu szukali legitymacji; drŜącymirękami podawali je milicjantom, którzy albo zamierzali zwalczaćprostytucję, albo chcieli się tylko rozerwać w czasie męczącychgodzin słuŜby. W kaŜdym razie dostarczyli obojgu niezapomnianychwraŜeń; całą resztę wieczoru (Jaromil odprowadził dziewczynę dodomu) opowiadali sobie o miłości prześladowanej przez moralność,przesądy, milicję, stare pokolenie, głupie prawa i zgniliznę tegoświata, który zasłuŜył na to, by zostać zmieciony.

Strona 50

Page 51: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej 17

To był piękny dzień i piękny wieczór, lecz gdy Jaromil wróciłdo domu, zbliŜała się juŜ północ i mama chodziła zdenerwowana popokojach. - Czy wiesz, jak się o ciebie martwiłam? Gdzie byłeś? Wogóle się mną nie przejmujesz! Jaromil był jeszcze pod wraŜeniem tego wielkiego dnia i zacząłmamie odpowiadać w taki sam sposób, wjaki mówił na kółkumarksistowskim, naśladując pewny siebie głos malarza. Mama od razu poznała ten głos; widziała twarz syna, z którejprzemawia jej utracony kochanek; widziała twarz, która do niej nienaleŜy, słyszała głos, który równieŜ do niej nie naleŜy; jej synstał przed nią jako obraz podwójnego wyrzeczenia; wydawało jej sięto nie do zniesienia. - Zabijesz mnie! Zabijesz mnie! - krzyczałahisterycznie i wybiegła do sąsiedniego pokoju. Jaromil stał przestraszony i rozlewało się w nim poczuciejakiejś wielkiej winy. (Ach, chłopcze, nigdy nie pozbędziesz się tego poczucia.Jesteś winien, jesteś winien! Za kaŜdym razem, kiedy będzieszwychodzić z domu, towarzyszyć ci będzie pełne wyrzutu spojrzenie,które będzie cię wołać z powrotem! Będziesz chodzić po świeciejakpies przywiązany na długiej smyczy! Nawet gdy będziesz daleko,zawsze będziesz czuł dotyk obroŜy na szyi! Nawet gdy będziesz wtowarzystwie kobiet, nawet gdy będziesz z nimi w łóŜku, z twojejszyi poprowadzi długa smycz i gdzieś daleko mama trzymająca jejkoniec w ręce będzie czuła poprzez szarpanie linki nieprzyzwoiteruchy, które wykonujesz!) - Mamusiu, proszę cię, nie gniewaj się, mamusiu, proszę cię,przebacz mi to! - klęczy bojaźliwie przy jej łóŜku i głaska ją powilgotnej twarzy. (Charlesie Baudelaire, mając czterdzieści lat nadal będzieszsię bał swojej matki!)

18

(Ksaweremu coś takiego nigdy nie mogło się przydarzyć,poniewaŜ Ksawery nie miał matki ani ojca, a nie mieć rodziców - topierwszy warunek wolności. Zrozumcie jednak dobrze, nie chodzi o utratę rodziców. MatkaGerarda de Nerval umarła, gdy był on jeszcze niemowlęciem, a pomimotego Ŝył przez całe Ŝycie pod hipnotycznym spojrzeniemjej pięknychoczu: Wolność zaczyna się nie tam, gdzie rodzice są odrzuceni albopogrzebani, lecz tam gdzie ich nie ma. Tam, gdzie się człowiek rodzi, nie wiedząc nawet z kogo. Tam, gdzie się człowiek rodzi z jaja porzuconego w lesie. Tam,gdzie człowieka wyplują na ziemię niebiosa, a on postawi swą nogęna świecie bez poczucia wdzięczności).

19

Tym, co się narodziło w trakcie pierwszego tygodnia miłościJaromila i studentki, był on sam; usłyszał o sobie, Ŝe jest efebem,Ŝe jest ładny, Ŝe jest sprytny, Ŝe ma fantazję; dowiedział się, Ŝego panna w okularach kocha i boi się chwili, gdy ją opuści (podobnowłaśnie w chwili, gdy rozstają się wieczorem przed jej domem i onapatrzy za nim, jak odchodzi lekkim krokiem, wydaje jej się, Ŝewidzi jego prawdziwą postać: postać męŜczyzny, który się oddala,który odchodzi, który znika...). Nareszcie odnalazł własny obraz,którego tak długo szukał w swoich obydwu lustrach. W pierwszym tygodniu widywali się codziennie: cztery razybyli na długim wieczornym spacerze w róŜnych dzielnicach miasta,raz w teatrze (siedzieli w loŜy, całowali się i nie zwracali uwagina przedstawienie) i dwa razy w kinie. Siódmego dnia znów poszli naspacer: była zima, mróz, a on miał na sobie lekkie paletko, podmarynarką Ŝadnej kamizelki (bowiem szara robiona na drutachkamizelka, którą mu mama kazała wkładać, wydawała mu sięstosowna raczej dla wiejskiego dziadka), na głowie nie miał

Strona 51

Page 52: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkapelusza ani czapki (gdyŜ juŜ na drugi dzień dziewczyna wokularach pochwaliła jego zwiewne włoski, których kiedyśnienawidził, twierdząc, Ŝe są równie nieujarzmionejak on sam), aponiewaŜ jego podkolanówki miały wyciągnięte gumki i opadały muzawsze aŜ na łydki, plącząc się w butach, miał na nogach tylkopółbuty i krótkie szare skarpetki (ich dysharmonię z kolorem spodniprzeoczył, nie rozumiał bowiem subtelności elegancji). Spotkali się około siódmej i poszli na długi spacer w stronęprzedmieścia, gdzie na pustych parcelach śnieg skrzypiał im podnogami i gdzie mogli przystawać i całować się. Jaromila zachwycałooddanie jej ciała. Do tej pory dotykanie przez niego dziewczątpodobne było do długiej wędrówki, w trakcie której pokonywałposzczególne wysokości: długo trwało, zanim dziewczyna pozwoliłasię pocałować, długo trwało, zanim się odwaŜył połoŜyć rękę na jejpiersi, a kiedy dotknął pośladków zdawało mu się, Ŝe jest juŜbardzo daleko - przecieŜ dalej nigdy się nie posunął. Tym razemjednak juŜ od pierwszej chwili działo się coś nieoczekiwanego:studentka wjego ramionach była całkowicie bezwładna, bezbronna,zdecydowana na wszystko, mógł ją dotykać, gdzie tylko chciał.Rozumiał to jako wielkie wyznanie miłości, ale równocześniewprawiało go to w zakłopotanie, nie wiedział bowiem, co począć ztak niespodziewaną swobodą. I tego dnia (siódmego dnia) dziewczyna zdradziła mu, Ŝe jejrodzice wyjeŜdŜają często z domu i Ŝe byłoby jej miło, gdyby mogłaJaromila zaprosić do siebie. Po błyskotliwym wybuchu tych słównastała długa cisza; oboje wiedzieli, co by oznaczało spotkanie wpustym mieszkaniu (przypomnijmy jeszcze raz, Ŝe dziewczyna wokularach w objęciach Jaromila nie usiłowała się przed niczymbronić); milczeli więc i dopiero po długiej chwili dziewczynapowiedziała cichym głosem: - Myślę, Ŝe w miłości nie istnieją Ŝadne kompromisy. Miłośćoznacza ofiarowanie sobie wszystkiego. Z tym oświadczeniem Jaromil zgadzał się całą duszą, bowiem dlaniego równieŜ miłość znaczyła wszystko; nie wiedział jednak, co mapowiedzieć; zamiast odpowiedzi przystanął, utkwił w dziewczyniepatetycznie wzrok (nie uświadamiając sobie, Ŝe jest ciemno, i patosspojrzeniajest kiepsko widoczny) i zacząłją szaleńczo całować iściskać. Po kwadransie milczenia dziewczyna znowu się rozgadała ipowiedziała mu, Ŝe jest pierwszym męŜczyzną, którego do siebiezaprosiła; ma ponoć wśród męŜczyzn wielu kolegów, ale to są tylkokoledzy; przywykli do tego i nawet ją w Ŝartach nazywają kamiennądziewicą. Jaromil słuchał z duŜym zadowoleniem, Ŝe ma być jejpierwszym kochankiem, ale równocześnie poczuł takŜe tremę: słyszałjuŜ wiele opowieści o akcie miłosnym i wiedział równieŜ o tym, Ŝepozbawienie kobiety dziewictwa uwaŜa się powszechnie za cośtrudnego. Dlatego sam nie potrafił w Ŝaden sposób nawiązać dorozmowności studentki, znalazł się bowiem poza teraźniejszością;myślami byłjuŜ przy rozkoszach i obawach związanych z owym wielkimobiecanym dniem, od którego (pomyślał sobie w tej chwili, Ŝejest toanalogia do znanej myśli Marksa o prehistorii i historii ludzkości)rozpocznie się właściwa historia jego Ŝycia. ChociaŜ niewiele ze sobą rozmawiali, chodzili po ulicachbardzo długo; w miarę, jak zapadał wieczór, wzrastał mróz i Jaromilczuł, jak dotyka on jego nieodpowiednio ubranego ciała. Proponował,by gdzieś usiedli, ale byli zbyt daleko od śródmieścia i nigdzie wpobliŜu Ŝadnej gospody nie było. Wrócił więc do domu strasznieprzemarznięty (pod koniec spaceru musiał się opanowywać, by nieszczękać na głos zębami), a kiedy obudził się rano, bolało gogardło. Mama dała mu termometr i stwierdziła, Ŝe ma gorączkę. Ciało Jaromila leŜało chore w łóŜku, podczas gdy jego duszaprzebywała w wielkim oczekiwanym dniu. Wizja tego dnia składała sięzjednej strony z abstrakcyjnego szczęścia, z drugiej zaś - zkonkretnych zmartwień. Jaromil bowiem nie umiał sobie w ogólewyobrazić, co to właściwie, we wszystkich konkretnych detalach,oznacza kochać się z kobietą; wiedział tylko tyle, Ŝe wymaga toprzygotowań, sztuki i umiejętności; wiedział, Ŝe za miłościąfizyczną kryje się niebezpieczeństwo ciąŜy i wiedział teŜ(prowadził na ten temat niezliczone rozmowy z kolegami), Ŝe moŜna

Strona 52

Page 53: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsię przed tym ustrzec. W tamtych barbarzyńskich czasach męŜczyźni(przypominający rycerzy wkładających przed bitwą zbroję) naciągaliprzeźroczystą skarpetkę na swą miłosną nogę. O tym wszystkimJaromil był teoretycznie bardzo dobrze poinformowany. Ale jak sięzaopatrzyć w taką skarpetkę? Jaromil nigdy nie przemógłby wstydu,aby pójść po nią do drogerii! I kiedy właściwie miałby ją załoŜyć,by dziewczyna tego nie zauwaŜyła? Skarpetka wydawała mu się czymśniezręcznym i nie zniósłby tego, Ŝeby dziewczyna o niej wiedziała!Ale czy moŜna włoŜyć skarpetkę wcześniej, w domu? Czy teŜ trzebazaczekać, aŜ będzie stać nagi przed dziewczyną? Tego rodzajupytania pozostawały bez odpowiedzi. Jaromil nie miał Ŝadnej próbnej(treningowej) skarpetki pod ręką, ale obiecał sobie, Ŝe musi ją zawszelką cenę zdobyć i nakładanie przećwiczyć. Przeczuwał, Ŝeszybkość i zręczność odgrywają tutaj duŜą rolę i Ŝe nie moŜna ichnabyć bez treningu. Dręczyły go jednak inne jeszcze sprawy: czymwłaściwie jest akt miłosny? Co człowiek przy tym odczuwa? Jakreaguje jego ciało? Czy nie jest to na przykład taka strasznarozkosz, Ŝe człowiek przy tym krzyczy i traci panowanie nad sobą?Czy nie ośmieszy się takim okrzykiem? I jak długo właściwie takarzecz trwa? Ach, BoŜe, czy człowiek moŜe się w ogóle czegoś takiegopodjąć bez przygotowania? Jaromil nie znał dotychczas masturbacji.Widział w tej czynności coś niegodziwego, czego prawdziwy męŜczyznapowinien unikać; czuł się przeznaczony nie do samogwałtu, lecz dowielkiej miłości. Ale jak poradzić sobie z wielką miłością, jeśliczłowiek nie przejdzie pewnego przygotowania? Jaromil zrozumiał, Ŝemasturbacja jest tym niezbędnym przygotowaniem i przestał czuć doniej nieprzejednany wstręt: nie była juŜ teraz nędzną namiastkąmiłości fizycznej, lecz konieczną drogą do niej prowadzącą; niebyła wyznaniem nędzy, lecz stopniem, po którym wspina się kubogactwu. Dokonał więc (przy temperaturze trzydzieści osiem i dwiedziesiąte stopnia) swej pierwszej imitacji miłosnego aktu, którazaskoczyła go tym, Ŝe trwała niezwykle krótko i nie zachęciła godo Ŝadnych okrzyków rozkoszy. Był więc jednocześnie zawiedziony iuspokojony; powtórzył swą próbę w następnych dniach jeszczekilkakrotnie, ale nie doszedł juŜ do Ŝadnych nowych spostrzeŜeń;utwierdzał się jednak w przekonaniu, Ŝe w ten sposób nabywa corazwiększej pewności, dzięki której będzie mógł śmiało spojrzeć wtwarz ukochanej dziewczynie. Było to bodaj czwartego dnia, od kiedy połoŜył się do łóŜka zobwiązanym gardłem, gdy wczesnym rankiem przyszła do niego babciai powiedziała: - Jaromilu! Na dole jest kompletna panika! - Co się dzieje? -dopytywał się, a babcia wyjaśniała, Ŝe na dole u cioci mająwłączone radio i Ŝe jest rewolucja. Jaromil wyskoczył z łóŜka ipopędził do sąsiedniego pokoju. Włączył odbiornik radiowy iusłyszał głos Klementa Gottwalda. Szybko zrozumiał, o co chodzi, poniewaŜ w ostatnich dniachsłyszał o tym (choć go to zbytnio nie interesowało, miał bowiem,jak to przed chwilą wyjaśnialiśmy, znacznie powaŜniejszezmartwienia), Ŝe niekomunistyczni ministrowie groŜą komunistycznemupremierowi Klementowi Gottwaldowi dymisją. A teraz słyszał głosGottwalda, który wypełnionemu po brzegi rynkowi Starego Miastaujawniał zdrajców, którzy chcieli zaszachować komunistyczne państwoi przeszkodzić narodowi w jego drodze do socjalizmu; wzywał lud, bydomagał się dymisji ministrów i zaczął tworzyć wszędzie nowerewolucyjne organy władzy pod przewodnictwem partii komunistycznej. Słowom Gottwalda, płynącym ze starego odbiornika radiowego,towarzyszyły okrzyki tłumu, które rozpalały Jaromila i wprawiały gow uniesienie. Stał w piŜamie z ręcznikiem wokół szyi w babci pokojui krzyczał: - Nareszcie! To musiało nadejść! Nareszcie! Babcia nie była zbyt pewna, czy entuzjazm Jaromila jestuzasadniony. - Myślisz, Ŝe to naprawdę dobrze? - pytałazatroskana. - Tak, babciu, to dobrze. To doskonale! Objął ją, a potem chodził po pokoju wytrącony z równowagi;mówił sobie, Ŝe ten tłum zgromadzony na starym praskim rynku

Strona 53

Page 54: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwyniósł dzisiejszy dzień wysoko pod niebiosa, gdzie będzie świeciłniczym gwiazda widziana przez wiele stuleci; i natychmiastpomyślał sobie, Ŝe właściwie to przykre, Ŝe ten wielki dzień spędzaw domu z babcią, a nie z ludźmi na ulicy. Zanim jednak zdąŜył tęmyśl dokończyć, otworzyły się drzwi i pojawił się w nich purpurowyze złości wuj krzycząc: - Słyszycie to? Te kurwy! Taki pucz! Jaromil patrzył na wuja, którego zawsze nienawidził, razem zjego Ŝoną i zarozumiałym synem, i wydawało mu się, Ŝe nadeszłachwila, kiedy go nareszcie pokona. Stali naprzeciw siebie: wuj miałza plecami drzwi, a Jaromil miał za plecami radio, tak Ŝe czuł sięzjednoczony ze stutysięcznym tłumem i rozmawiał teraz z wujem tak,jak sto tysięcy rozmawia z jednostką: - To nie jest pucz, to jest rewolucja - powiedział. - Skocz mi do dupy z rewolucją - rzekł stryj. - Łatwo jestrobić rewolucję, gdy ma się za sobą armię, milicję i jeszcze jednomocarstwo. Kiedy słyszał pewny siebie głos stryja, który zwracałsię do niego jak do głupiego chłopca, nienawiść uderzyła mu dogłowy. - Ta armia i milicja chce przeszkodzić kilku łajdakom w tym,by znowu zniewolili naród. - Ty głuptasku - rzekł wuj. - Komuniści juŜ teraz mieliwiększość władzy, a ten pucz zrobili po to, aby ją mieć całą.Herrgot, zawsze wiedziałem, Ŝe z ciebie głupawy kurdupel. - A ja wiedziałem, Ŝe z ciebie wyzyskiwacz i Ŝe ci klasarobotnicza skręci kiedyś kark. Ostatnie zdanie wypowiedział Jaromil w gniewie i zupełnie bezzastanowienia; mimo to, zatrzymajmy się przy nim: uŜył słów, któremoŜna było często wyczytać w gazetach lub usłyszeć z ustkomunistycznych mówców, ale które dotychczas budziły w nim odrazę,jak wszystkie ustalone zwroty. Jaromil zawsze uwaŜał się przedewszystkim za poetę i dlatego nawet wtedy, gdy mówił o rewolucji,nie chciał zrezygnować ze swoich słów. I oto raptem powiedział:klasa robotnicza ci skręci kark. Tak, to ciekawe; właśnie w chwili zdenerwowania (a więc wchwili, gdy człowiek zachowuje się spontanicznie i wychodzi wówczasna jaw jego prawdziweja) zrezygnował Jaromil ze swojegojęzyka iwybrał moŜliwość bycia medium kogoś innego. Zrobił to w dodatku zuczuciem intensywnej rozkoszy; zdawało mu się, Ŝejest cząstkątysięcznego tłumu, Ŝejestjedną z głów tysiącgłowego smoka tłumów iwydawało mu się to wspaniałe. Czuł się nagle silny i mógł śmiać sięw oczy człowiekowi, przed którym jeszcze wczoraj wstydliwie sięrumienił. I właśnie ta ordynarna prostota wypowiedzianego zdania(klasa robotnicza ci skręci kark) sprawiała mu radość, poniewaŜstawiała go wjednym szeregu z tymi wspaniale prostymi męszczyznami,których śmieszą niuanse i których mądrość tkwi w tym, Ŝe chodzi imo istotę rzeczy, która jest ironicznie prosta. Jaromil (w piŜamie z obwiązanym gardłem) stał rozkraczonyprzed radiem, które huczało właśnie za nim ogromnym aplauzem izdawało mu się, Ŝe ten ryk wstępuje w niego i napina go tak, Ŝewznosi się teraz naprzeciw swego wuja, jak niewzruszone drzewo, jakśmiejąca się skała. A wuj, który uwaŜał Voltaire'a za wynalazcę woltów, podszedłdo niego i uderzył go w twarz. Jaromil poczuł piekący ból w twarzy. Wiedział, Ŝe zostałzniewaŜony, a poniewaŜ czuł się wielki i potęŜny jak drzewo czyskała (tysięczne głosy w odbiorniku wciąŜ rozlegały się za nim),chciał rzucić się na wuja i oddać mu policzek. Minęła jednakchwila, zanim się na to zdecydował, tak Ŝe wuj tymczasem odwróciłsię i wyszedł. Jaromil krzyczał: - Ja mu to oddam! Ten lump! Ja mu to oddam! I ruszył w stronę drzwi. Babcia chwyciła gojednak za rękaw iuprosiła, aby nigdzie nie chodził, tak Ŝe Jaromil powtórzył tylkokilkakrotnie ten lump, ten lump, ten lump i poszedł się połoŜyć dołóŜka, z którego przed niespełna godziną wstał od swej wyimagowanejkochanki. Nie był teraz w stanie o niej myśleć. Widział tylko wujai czuł policzek i w nieskoń czoność wyrzucał sobie, Ŝe nie potrafiłzareagować jak męŜczyzna; wyrzucał to sobie z taką goryczą, Ŝe w

Strona 54

Page 55: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkońcu rozpłakał się i moczył ciepłymi łzami poduszkę. Późnym popołudniem przyszła do domu mama i z przeraŜeniemopowiadała, Ŝe w ich biurze juŜ zdjęli dyrektora, którego bardzoceniła, i Ŝe wszyscy niekomuniści obawiają się aresztowania.Jaromil uniósł się na łokciu i włączył się z pasją do dyskusji.Wyjaśnił mamie, Ŝe to, co się dzieje, to rewolucja, a rewolucje totaki krótki okres, kiedy trzeba zastosować przemoc, aby szybkopowstało społeczeństwo, w którym juŜ nigdy Ŝadnej przemocy niebędzie. NiechŜe to mama zrozumie! Mama takŜe całą duszązaangaŜowała się w dyskusję, ale Jaromil potrafił obalać jejzarzuty. Mówił o tym, jak idiotyczne jest panowanie bogatych, całeto społeczeństwo przedsiębiorców i przemysłowców, i z wyrachowaniemprzypominał mamie, jak ona sama we własnej rodzinie cierpiała zpowodu takich ludzi; przypominał pyszałkowatość jej siostry iniewykształconego szwagra. Mama straciła pewność siebie, a Jaromil cieszył się zpowodzenia swoich słów; wydawało mu się, Ŝe pomścił policzek, któryprzed kilkoma godzinami dostał; kiedy sobie o nim przypomniał, Ŝółćmu znów napłynęła do głowy i rzekł: - I właśnie dzisiaj, mamo, postanowiłem wstąpić do partiikomunistycznej. Kiedy dostrzegł w mamy oczach dezaprobatę, rozwijał swojestwierdzenie dalej; mówił, Ŝe i tak się wstydzi, ŜejuŜ dawno tamnie wstąpił, Ŝe jedynie obciąŜające dziedzictwo domu; w którymwyrósł, oddziela go od tych, do których od dawna naleŜy. - MoŜe Ŝałujesz tego, Ŝe urodziłeś się tutaj i Ŝe ja jestemtwoją matką? Mamy głos był uraŜony i Jaromil musiał ją prędko zapewnić, Ŝego źle zrozumiała; jego zdaniem, mama - taka, jaka jest w swejistocie - nie ma przecieŜ w ogóle nic wspólnego ani ze swojąsiostrą ani ze społecznością bogaczy. Ale mama powiedziała: - JeŜeli mnie kochasz, nie rób tego. Wiesz, jakie mam tupiekło ze szwagrem. Gdyby się dowiedział, Ŝe wstąpiłeś do partiikomunistycznej, to byśmy tu z nim w ogóle nie wytrzymali. Bądźrozsądny, proszę cię. Jaromila chwycił za gardło łzawy Ŝal. Zamiastwujowi policzek oddać, dostał teraz od niego następny. Odwrócił sięna drugi bok i pozwolił mamie wyjść z pokoju. Potem znowu sięrozpłakał.

21

Była szósta wieczór, studentka przywitała go w białymfartuszku i zaprowadziła go do schludnej kuchenki. Kolacja nie byławcale nadzwyczajna, jajecznica na kiełbasie, ale była to pierwszakolacja, którą Jaromilowi kiedykolwiek jakaś kobieta (nie liczącmamy i babci) przygotowała, toteŜ jadł ją z dumnym uczuciemmęŜczyzny, o którego troszczy się kochanka. Potem przeszli do sąsiedniego pokoju; był tam okrągłymahoniowy stół nakryty robioną na szydełku serwetą, na której stałmasywny szklany wazon; na ścianach wisiały obrzydliwe obrazy, a podścianą stała kanapa, na której walało się mnóstwo poduszek.Wszystko było na ten wieczór umówione i obiecane, tak Ŝe terazmieli juŜ tylko połoŜyć się na miękkich falach poduszek; ale, odziwo, studentka usiadła na twardym krześle przy okrągłym stole aon naprzeciw niej; długo, długo o czymś rozmawiali na twardychkrzesłach i Jaromila zaczął ogarniać niepokój. Wiedział bowiem, Ŝe o jedenastej musi być w domu; prosiłwprawdzie mamę, Ŝeby mu pozwoliła być całą noc poza domem (wymyśliłsobie, Ŝe koledzy z klasy urządzają jakąś uroczystość), alenapotkał tak surowy sprzeciw, Ŝe nie odwaŜył się dłuŜej nalegać;pozostawało mu więc tylko mieć nadzieję, Ŝe pięć godzinrozciągających się między szóstą ajedenastą, będzie dostateczniedługim czasem na jego pierwszą niiłosną noc. JednakŜe studentkamówiła i mówiła, i przestrzeń pięciu godzin szybko się kurczyła;mówiła o swojej rodzinie, o bracie, który kiedyś próbował popełnićsamobójstwo pod wpływem nieszczęśliwej miłości. - Jestem tym

Strona 55

Page 56: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejnaznaczona. Nie mogę być taka jak inne dziewczęta. Nie mogęlekcewaŜyć sobie miłości - powiedziała, a Jaromil wyczuł, Ŝe tesłowa mają nadać obiecanemu zbliŜeniu cięŜar powagi. Wstał więc zkrzesła. pochylił się nad nią i rzekł bardzo powaŜnym głosem: -Rozumiem cię, tak, rozumiem cię - podniósł ją potem z krzesła,poprowadził w stronę kanapy i posadził ją na niej. Potem się całowali, głaskali i pieścili. Trwało to bardzodługo i Jaromil myślał o tym, Ŝe powinien juŜ chyba dziewczynęrozebrać, ale poniewaŜ nigdy jeszcze tego nie robił, nie wiedział,jak zacząć. Przede wszystkim nie wiedział, czy ma zgasić światło,czy nie. Na podstawie wszystkich informacji dotyczących podobnychsytuacji domyślał się, Ŝe światło powinno się zgasić. Miał zresztąw kieszeni marynarki paczuszkę z przeźroczystą pończoszką i chcącją sobie dyskretnie nałoŜyć w decydującym momencie, konieczniepotrzebował ciemności. Nie mógł się jednak zdecydować, aby wtrakcie pieszczot wstać i podejść do kontaktu, pomijając juŜ fakt,Ŝe wydawało mu się to (nie zapominajmy, Ŝe był dobrze wychowany)trochę zuchwałe; był przecieŜ w cudzym mieszkaniu i była to raczejsprawa gospodyni, by przekręcić kontakt. W końcu odwaŜył sięnieśmiało zapytać: - Czy nie powinniśmy zgasić światła? - Ale dziewczyna odparła:- Nie, nie, proszę cię, nie. Jaromil nie wiedział, czy to ma znaczyć, Ŝe dziewczyna niechce ciemności, a więc nie chce się równieŜ kochać, czy teŜ, Ŝedziewczyna chce się kochać, ale nie po ciemku. Mógłją o to zapytać,lecz wstydził się powiedzieć na głos to, o czym myślał. Potem znowu sobie uświadomił, Ŝe musi być o jedenastej w domui zmusił się, by przemóc nieśmiałość; rozpiął pierwszy kobiecyguziczek w swoim Ŝyciu. Był to guziczek białej bluzeczki i odpinałgo w lękliwym oczekiwaniu, co dziewczyna powie. Nie powiedziałanic. Rozpinał więc dalej, wyciągnął dolny koniec bluzki ze spódnicy,a potem jej bluzeczkę zdjął. LeŜała teraz na poduszkach w samejspódnicy i w staniczku i - rzecz ciekawa: o ile jeszcze przedchwilą namiętnie Jaromila całowała, o tyle teraz, po zdjęciubluzki, była jakby lekko oszołomiona; leŜała bez ruchu, wypiąwszyleciutko piersi, niczym człowiek skazany na śmierć dumniewypinający pierś przed lufami karabinów. Jaromilowi nie pozostawało nic innego niŜ rozbierać ją dalej;z boku spódnicy namacał zamek i rozpiął go; głuptas, nie wiedziałnic o haftce, którą spódnica była spięta w pasie i przez chwilęusilnie i bezskutecznie starał się ściągnąć ją dziewczynie przezbiodra; dziewczyna, wypinając pierś wobec niewidzialnego plutonuegzekucyjnego, nie pomagała mu, gdyŜ jego kłopotów prawdopodobnienie zauwaŜyła. Ach, przeskoczmy jakiś, powiedzmy, kwadrans udręki Jaromila!Wreszcie udało mu się rozebrać studentkę całą. Kiedy widział zjakim oddaniem spoczywa na poduszkach, oczekując chwili tak dawnozaplanowanej, zrozumiał, Ŝe teraz nie pozostaje nic innego, jakrozebrać się samemu. Ale lampa jasno świeciła i Jaromil wstydziłsię rozebrać. Wtedy przyszła mu do głowy zbawienna myśl: obokpokoju stołowego dostrzegł sypialnię (starodawną sypialnię zmałŜeńskimi łoŜami); światło nie było tam zapalone: tam będziemoŜna po ciemku się rozebrać i do tego jeszcze przykryć kocem. - Nie poszlibyśmy do sypialni? - spytał nieśmiało. - Czemu do sypialni? Do czego potrzebna ci sypialnia? -zaśmiała się dziewczyna. Nie wiemy, dlaczego się śmiała. Był to śmiech niepotrzebny,przypadkowy, nieśmiały. Zranił jednak Jaromila; przestraszył się,Ŝe palnął jakieś głupstwo, Ŝe propozycja pójścia do sypialnizdradziła jegośmieszną niedojrzałość. Naraz poczuł się zupełnieopuszczony; był w obcym pokoju pod badawczym światłem Ŝyrandola,którego nie wolno było zgasić, z obcą kobietą, która się z niegośmieje. W tej chwili juŜ wiedział, Ŝe się tego dnia kochać niebędą; czuł się dotknięty i siedział w milczeniu na kanapie; było muz tego powodu przykro, alejednocześnie poczuł ulgę; nie musiałjuŜrozmyślać nad tym, czy światło zgaśnie, czy nie zgaśnie, i jak siębędzie rozbierać; i był zadowolony, Ŝe to nie jego wina; niepowinna się była tak głupio śmiać. - Co ci jest? - zapytała.

Strona 56

Page 57: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej - Nic - odparł Jaromil i uświadomił sobie, Ŝe gdyby wyjaśniłdziewczynie powód urazy, jeszcze bardziej by się ośmieszył.Opanował się więc, podniósł ją z tapczanu i zaczął się jejostentacyjnie przyglądać (chciał się stać panem sytuacji, awydawało mu się, Ŝe ten, kto się przygląda, jest panem tego, komusię przygląda), potem powiedział: - Jesteś ładna. Dziewczyna podniesiona z kanapy, na której aŜ do tej poryspoczywała w zdrętwiałym oczekiwaniu, jakby nagle zostałaoswobodzona; stała się znowu rozmowna i pewna siebie. Wcale jej nieprzeszkadzało, Ŝe się jej chłopiec przygląda (moŜe jej się zdawało,Ŝe ten, komu się przygląda jest panem tego, kto się przygląda), aw końcu zapytała: - Jestem ładniejsza naga czy ubrana? Jest kilka klasycznych kobiecych pytań, z którymi kaŜdymęŜczyzna się spotka w Ŝyciu i na które szkoły powinny młodychmęŜczyzn przygotowywać. Ale Jaromil chodził tak jak my wszyscy dozłych szkół i nie wiedział, co ma odpowiedzieć; usiłował odgadnąć,co dziewczyna chciałaby usłyszeć; był jednak w kłopocie: dziewczynazazwyczaj ukazuje się ludziom ubrana, w związku z tym powinno jejsprawić przyjemność, Ŝe ładniejsza jest w ubraniu; z drugiej stronynagość jest jakimś stanem cielesnej prawdy, wobec tego bardziejpowinno ją ucieszyć, jeśli powie się jej, Ŝe ładniejsza jest naga. - Jesteś ładna naga i ubrana - powiedział, lecz studentka niebyła z tej odpowiedzi zadowolona. Skakała po pokoju, pokazywała sięchłopcu i zmuszała go, Ŝeby odparł bez wykrętów. - Chcę wiedzieć, jaka ci się bardziej podobam. Na pytanie w ten sposób sprecyzowane odpowiedź byłajuŜłatwiejsza: poniewaŜ inni ludzie znają ją tylko ubraną, wydawało musię nietaktem przed chwilą powiedzieć, Ŝe w ubraniu jest brzydszaniŜ naga; skoro jednak zapytała o jego subiektywne zdanie, śmiałomoŜe oświadczyć, Ŝe jemu osobiście bardziej podoba się naga, bowiemw ten sposób da jej do zrozumienia, Ŝe kocha ją taką, jaka jest,ją samą, i nie zaleŜy mu na niczym, co jest dodatkiem do niej. Wszystko wskazywało na to, Ŝe nieźle wybrnął z sytuacji,poniewaŜ studentka, kiedy usłyszała, Ŝe naga jest ładniejsza,zareagowała na to bardzo Ŝyczliwie, nie ubrała się juŜ wcale aŜ dojego wyjścia, wiele razy go pocałowała, a na odchodnym (było zakwadrans jedenasta, mama będzie zadowolona) szepnęła mu w drzwiachdo ucha: - Dzisiaj się przekonałam, Ŝe mnie kochasz. Jesteś bardzodobry, naprawdę mnie kochasz. Tak, lepiej, Ŝe się tak stało.Będziemy tojeszcze przez chwilę oszczędzać, będziemy się na tojeszcze chwilę cieszyć.

22

W tych dniach zaczął pisać długi wiersz. Był towierszzdarzenie i mówił o męŜczyźnie, który nagle zrozumiał, Ŝejest stary; Ŝe znalazł się tam, gdzie los nie buduje swoichdworców; Ŝe jest opuszczony i zapomniany; Ŝe wokół niegopokoje bieli się wapnem i wynoszą sprzęty i wszystko wymieniają w jego pokoju. Wybiega więc z domu (myśl o pośpiechu ma we wszystkich szwach)i kieruje się tam, gdzie kiedyś Ŝył najbardziej intensywnie:oficyna trzecie piętro drzwi w głębi na lewo w kąciez nazwiskiem na wizytówce nieczytelnym w mrokudwadzieścia lat minionej chwili przyjmijcie mnie! Otworzyła mu stara kobieta, wyrwana ze zobojętniałejniedbałości, w którą wpędziła ją długoletnia juŜ samotność. Prędko,prędko przygryza wargi, którym na kolorze po latach juŜ niezaleŜało; prędko rozczochruje sobie starczym ruchem rzadkie niemytewłosy i macha nieśmiało rękami, by zakryć przed nim fotografiedawnych kochanków na ścianach. Potem jednak czuje nagle, Ŝe wpokoju jest słodko i Ŝe powierzchowność nie ma znaczenia:

Dwadzieścia lat I wróciłeśJako ostatnia waŜna rzecz którą spotkam

Strona 57

Page 58: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejI nie mam niczego co mogłabym zobaczyćgdybym ci zajrzała przez ramię w przyszłość.

Tak, w pokoju jest słodko; nic nie ma znaczenia; anizmarszczki, ani niedbałe ubranie, ani poŜółkłe zęby, ani rzadkiewłosy, ani blade wargi, ani obwisły brzuch.

Pewności pewności JuŜ się nie ruszam i przygotowana jestemPewności Piękno wobec ciebie jest niczym Młodość wobec ciebie jest niczym

A on, zmęczony, przechodzi przezjej pokój (ściera rękawiczkąodciski cudzych palców na stole) i wie, Ŝe miała kochanków, zastępykochanków, którzy

wyszachrowali całą jasność jej podskórkajuŜ nawet po ciemku niejest ładnaA wytarte miejsca tak te nic nie znaczą

A duszę rwie mu jakaś pieśń, zapomniana pieśń, BoŜe, jak brzmita pieśń?

Odpływasz odpływasz przez piaski pościelii zamazujesz swe wnętrzeOdpływasz odpływasz aŜ zostanie z ciebietylko środek tylko sam twój środek

I ona wie, Ŝe nie ma juŜ dla niego nic młodego, nic jędrnego. Ale:

W chwilkach bezsilności które mnie teraz napadnąmoje zmęczenie moje ubywanie ten waŜny i tak czysty procesbędą naleŜeć tylko do ciebie

Ze wzruszenia dotykali swych pomarszczonych ciał i on mówił doniej "dziewczynko", a ona do niego "chłopczyku", a potem płakali.

I nie było pośrednika między nimiAni słowa Ani gestu Niczego za czym by się schowaliNiczego za czym by się schowało ubóstwo jej i jego

PrzecieŜ właśnie to wzajemne ubóstwo chłonęli pełnymi ustami.Chciwie je z siebie spijali. Głaskali swe ubogie ciała i słyszeli,jak pod skórą tego drugiego cicho przędąjuŜ wrzeciona śmierci. Iwiedzieli, Ŝe są sobie na zawsze i bez reszty oddani; Ŝe to właśniejest ich ostatnia i zarazem największa miłość, poniewaŜ ostatniamiłość jest tą największą. MęŜczyzna pomyślał:

Oto jest miłość bez drzwiczek na zewnątrz Oto jest miłość jak mur

A kobieta pomyślała:

Odległa moŜe w czasie lecz bliska swą postacią jest śmierćnam dwojgu teraz - Głęboko zanurzeni w fotelachcel osiągnięty A nogi zadowolone tak Ŝe nie starają się nawet okrok a ręce pewne tak Ŝe nawet dotyku nie szukająTeraz tylko czekać aŜ ślina w ustach zamieni nam się w rosę

Kiedy mama przeczytała ten dziwny wiersz, zdumiała ją, jakzawsze, przedwczesna dojrzałość, która umoŜliwia jej synowizrozumieć wiek tak odległy; nie pojęła tego, Ŝe postaci wierszawcale nie oddają psychologii starości. Ale i studentka, którejJaromil później wiersz pokazał, nie miała racji, nazywając gonekrofilskim. Nie, w wierszu wcale nie chodziło o staruszka i staruszkę;gdybyśmy zapytali Jaromila, w jakim wieku są postaci z jegowiersza, byłby zakłopotany i powiedziałby, Ŝe między czterdziestkąa osiemdziesiątką; w ogóle nie znał się na starości, była dla niegoodległa i abstrakcyjna; wiedział o niej tylko tyle, Ŝe jest to

Strona 58

Page 59: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsytuacja, kiedy człowiek ma juŜ za sobą swoją dojrzałość; gdyjegolosjuŜ się skończył; gdyjuŜ nie ma co się bać tego strasznegoniewiadomego, które zwie się przyszłością; gdy miłość, którąspotykamy, jest ostatnia i pewna. Bowiem Jaromil był pełen niepokoju; kroczył ku nagiemu ciałumłodej kobiety, jakby kroczył po cierniach; pragnął ciała i bał sięciała; dlatego w pełnych czułości wierszach uciekał przedkonkretnością ciała do świata dziecięcej beztroski; odbierał ciałutę realność i widział kobiece łono jako tykający zegar z kurantem;tym razem uciekł w przeciwną stronę: do starości; tam, gdzie ciałoniejestjuŜ niebezpieczne ani dumne; gdzie jest ubogie i godnepolitowania; ubóstwo starego ciała godziło go poniekąd z dumąmłodego ciała, które kiedyś teŜ będzie stare. Wiersz był pełen naturalistycznej brzydoty; Jaromil niezapomniał ani o poŜółkłych zębach, ani o zaropiałych oczach, ani oobwisłym brzuchu; ale za obcesowością owych detali uchwytne byłopragnienie ograniczenia miłości do tego wiecznego, nieskończonego,do tego, co moŜe zastąpić macierzyńskie ramiona, do tego, co jestpoddane czasowi, do tego, co jest samym środkiem i co jest w staniepokonać władzę ciała, zdradliwego ciała, którego świat rozpościerałsię przed nim jako nieznany obszar pełen lwów. Pisał wiersze o sztucznym dzieciństwie czułości, pisał wierszeo nierzeczywistej śmierci, pisał wiersze o nierzeczywistejstarości. To były trzy niebieskawe sztandary, pod którymibojaźliwie kroczył ku bardzo rzeczywistemu ciału dojrzałej kobiety. Kiedy do niego przyszła (mama z babcią wyjechały na dwa dni zPragi), w ogóle nie zapalał światła, choć juŜ powoli zapadałzmierzch. Byli po kolacji i siedzieli w pokoju Jaromila. Okołodziesiątej (była to chwila, gdy mama posyłała go do łóŜka)wypowiedział zdanie, które sobie przedtem wielokrotnie w duchupowtarzał, by móc je powiedzieć całkiem lekko i naturalnie: - Nie poszlibyśmy się połoŜyć? Przytaknęła i Jaromil pościelił łóŜko. Tak, wszystko szłopojego myśli i to szło bez przeszkód. Dziewczyna rozbierała się wkąciku i Jaromil rozbierał się (znacznie pośpieszniej) w drugimkącie; prędko włoŜył piŜamę (w kieszeni miałjuŜ wcześniej starannieułoŜoną paczuszkę z pończoszką), wsunął się potem szybko pod koc(wiedział, Ŝe piŜama mu nie pasuje, Ŝejest na niego za duŜa ipomniejsza go) i patrzył na dziewczynę, która nie pozostawiła nasobie niczego i naga (ach, w półmroku wydawała mu się jeszczepiękniejsza niŜ ostatnio) połoŜyła się przy nim. Przytuliła się i zaczęła go szaleńczo całować; po chwiliJaromil pomyślał, Ŝe juŜ najwyŜszy czas otworzyć paczuszkę; sięgnąłwięc do kieszonki i chciał ją niepostrzeŜenie wyjąć. - Co tam masz? - spytała dziewczyna. - Nic - odpowiedział i szybko połoŜył rękę, która chciaławyjąć paczuszkę, na piersi studentki. Potem powiedział sobie, Ŝebędzie ją musiał na chwilę przeprosić i wyjść do łazienki, by mócsię dyskretnie przygotować. Tymczasem jednak, gdy tak rozmyślał(dziewczyna nie przestawała go całować), zauwaŜył, Ŝe podniecenie,które początkowo odczuwał w całej fizycznej oczywistości, zniknęło.Wprawiło go to na nowo w zakłopotanie, gdyŜ wiedział, Ŝe w takimrazie nie ma sensu paczuszki otwierać. Starał się więc dziewczynęnamiętnie pieścić i z niepokojem obserwował, czy utraconepodniecenie znów się pojawia. Ale nie pojawiło się. Ciało pod jegouwaŜną obserwacją było jakby zdjęte strachem: kurczyło się raczejniŜ rosło. Głaskanie i całowanie nie sprawiało juŜ radości ani rozkoszy;było jedynie zasłoną, za którą chłopiec męczył się i rozpaczliwieprzywoływał do porządku swoje ciało. Było to niekończące sięgłaskanie i pieszczenie, i była to niekończąca się udręka, udrękaw całkowitej niemocy, poniewaŜ Jaromil nie wiedział, co ma mówić izdawało mu się, Ŝe kaŜde słowo wskazuje na jego kompromitację;dziewczyna takŜe milczała, gdyŜ prawdopodobnie i ona zaczęłaprzeczuwać jakiś blamaŜ, nie wiedząc dokładnie, czy jest to blamaŜjego czy jej; w kaŜdym razie działo się coś, na co nie byłaprzygotowana i co bała się nazwać. A kiedy juŜ ta straszna pantomima dotyków i pocałunków

Strona 59

Page 60: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejomdlewała, nie mając sił toczyć się dalej, kaŜde z nich połoŜyłogłowę na poduszce i starało się zasnąć. Trudno powiedzieć, czyspali, czy nie, i jak długo spali, ale jeśli nawet nie spali, toudawali, Ŝe śpią, poniewaŜ umoŜliwiało im to ukrycie się przedsobą. Kiedy zaś rano wstali, Jaromil bał się spojrzeć na jej ciało;wydawało mu się dręcząco piękne, tym piękniejsze, im bardziej doniego nie naleŜało. Poszli do kuchni, przygotowali sobie śniadaniei z trudem starali się prowadzić normalną rozmowę. Potem jednak studentka powiedziała: - Ty mnie nie kochasz. Jaromil chciał ją zapewnić, Ŝe to nieprawda, ale nie dopuściłago do głosu: - Nie, nie usiłuj mi niczego wmawiać. To jest silniejsze odciebie i dziś w nocy się to okazało. Za mało mnie kochasz. PrzecieŜsam się dzisiaj przekonałeś, Ŝe mnie za mało kochasz. Jaromil chciał w pierwszej chwili zapewnić dziewczynę, Ŝe toz miarą miłości nie miało nic wspólnego, ale nie powiedział tego.Słowa dziewczyny stworzyły mu bowiem niespodziewaną okazję doukrycia swej kompromitacji. Sto razy łatwiej było znieść wyrzut, Ŝedziewczyny nie kocha, niŜ znieść świadomość, Ŝe ma jakiś męskidefekt. Dlatego nic nie odpowiedział i tylko spuścił głowę. A gdydziewczyna znowu powtórzyła to samo oskarŜenie, powiedział głosemcelowo brzmiącym niepewnie i nieprzekonywająco: - AleŜ nie, kocham cię. - Kłamiesz - powiedziała. - Masz kogoś innego, kogo kochasz.To było jeszcze lepsze. Jaromil pochylił głowę i smutno wzruszyłramionami, jakby przyznawał, Ŝe jest coś z prawdy w tym zarzucie. - To nie ma sensu, jeśli to nie jest prawdziwa miłość - rzekłastudentka posępnie. - Powiedziałam ci, Ŝe nie potrafię tych sprawlekcewaŜyć. Nie zniosę tego, bym była dla ciebie namiastką kogośinnego. ChociaŜ noc, którą przeŜył, była pełna udręki, było z niej dlaJaromila jedno jedyne wyjście: Ŝeby się jeszcze raz powtórzyła i bymógł swe niepowodzenie naprawić. Dlatego musiał jej terazpowiedzieć: - Nie, krzywdzisz mnie. Kocham cię. Ogromnie ciękocham. Ale coś przed tobą ukryłem. W moim Ŝyciu jest rzeczywiściejeszcze inna kobieta. Ta kobieta mnie kochała, a ja jej wyrządziłemwielką krzywdę. LeŜy teraz na mnie jakiś cień, który mnieprzygniata i wobec którego jestem bezsilny. Proszę cię, zrozummnie. Byłaby to krzywda, gdybyś z tego powodu nie chciała się juŜze mną spotykać, bo kocham tylko ciebie, tylko ciebie. - Nie mówię, Ŝe się z tobą juŜ nie chcę spotykać, mówię tylko,Ŝe nie zniosę Ŝadnej innej dziewczyny, nawet w postaci cienia. Toty mnie zrozum, miłość jest dla mnie absolutem. W miłości nieuznaję kompromisów. Jaromil patrzył w twarz dziewczyny w okularach i ściskało musię serce na myśl o tym, Ŝe mógłby ją stracić; wydawało mu się, Ŝejest mu bliska, Ŝe mogłaby go zrozumieć. Mimo to jednak nie mógłsię jej zwierzyć i musiał przybierać minę kogoś, na kim leŜyfatalny cień, kto jest rozbity i godzien litości. - Czy absolut w miłości - pytał ją - nie oznacza przedewszystkim tego, Ŝe jedno drugiego potrafi zrozumieć i kochać zewszystkim, co jest w nim i na nim, nawet z jego cieniami? To było dobrze powiedziane i studentka się nad tym zamyśliła.Jaromilowi wydawało się, Ŝe moŜe jeszcze nie wszystko stracone. Dotychczas nie dawałjej nigdy do czytania swoich wierszy;czekał na spełnienie obietnicy malarza, Ŝe mu pomoŜe opublikować jew jakimś czasopiśmie awangardowym; dopiero blaskiem drukowanychliter zamierzał ją olśnić. Teraz jednak trzeba było przywołaćwiersze na pomoc. Wierzył, Ŝe gdy studentka je przeczyta (anajwięcej obiecywał sobie po wierszu o staruszkach), zrozumie go ibędzie poruszona. Rozczarował się: przypuszcza'ła chyba, Ŝe wobecswego młodszego przyjaciela zobowiązanajest do krytycznej rady icałkowicie zmroziła go rzeczowością uwag. Gdzie się podziało to wspaniałe zwierciadło jegoentuzjastycznego podziwu, w którym kiedyś po raz pierwszy odkryłswą osobowość? Ze wszystkich luster szczerzyła się teraz do niego

Strona 60

Page 61: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejohyda jego niedojrzałości i to było nie do zniesienia. Wtedyprzypomniał sobie nazwisko sławnego poety otoczonego nimbemeuropejskiej awangardy i rodzimych ekscesów, i choć go nie znał anigdy nawet nie widział, poczuł do niego ślepe zaufanie, jakieprosty wierzący czuje wobec dostojnika swego Kościoła. Wysłał muswoje wiersze z pokornym i błagalnym listem. Marzył potem o jegoodpowiedzi, przyjaznej i pełnej uznania, i to marzenie kładło sięjak balsam na jego spotkania ze studentką, które były coraz rzadsze(twierdziła, Ŝe na wydziale zbliŜają się egzaminy i ma mało czasu)i coraz smutniejsze. Powracały znów dla niego czasy (zresztą całkiem niedawne), gdyrozmowa z jakąkolwiek kobietą sprawiała mu kłopoty i musiał się doniej w domu przygotowywać; teraz znów przeŜywał kaŜdą randkę juŜwiele dni wcześniej i całymi wieczorami rozmawiał w domu zestudentką. W owych nigdy nie wygłoszonych monologach rysowała sięcoraz wyraźniej (a jednak tajemniczo) postać kobiety, co do którejistnienia wyraziła studentka swe podejrzenia rano przy śniadaniu wpokoju Jaromila; obdarzyła Jaromila światłem przeŜytej przeszłości,wywoływała zazdrosne zainteresowanie i usprawiedliwiałaniepowodzenie jego ciała. Niestety, rysowała się tylko w nie wypowiedzianych monologach,bowiem z rzeczywistych rozmów Jaromila ze studentką niepostrzeŜeniei szybko zniknęła; studentka przestała się nią interesować równieniespodziewanie, jak niespodziewanie zaczęła o niej mówić. To byłoniepokojące! Wszelkie drobne aluzje Jaromila, starannieprzygotowane przejęzyczenia i nieoczekiwane zamilknięcia, któremiały wyglądać ůna wspomnienia o innej kobiecie, pomijała niezwracając na nie uwagi. Zamiast tego długo (i, co gorsze, całkiemwesoło!) opowiadała mu o wydziale i opisywała róŜnych poznanych tamkolegów tak plastycznie, Ŝe zdawali mu się znacznie bardziej realniniŜ on sam. Oboje powracali do stanu sprzed wzajemnego poznaniasię: z niego stawał się niepewny chłopaczek a z niej kamiennadziewica, prowadząca uczone rozmowy. Tylko chwilami bywało (i techwile Jaromil ogromnie lubił i chłonął), Ŝe nagle zamilkła albopowiedziała ni stąd ni zowąd zdanie, smutne i melancholijne, doktóregojednak Jaromil daremnie starał się nawiązać swymi własnymisłowami, poniewaŜ smutek dziewczyny zwracał się wyłącznie dowewnątrz jej samej i nie pragnął porozumienia ze smutkiem Jaromila. Jakie było źródło tego smutku? Kto wie; moŜe Ŝal jej byłoginącej miłości; moŜe myślała o kimś innym, za kim tęskniła; ktowie; kiedyś ta chwila smutku była tak intensywna (szli właśnie zkina cichą zimową ulicą), Ŝe połoŜyła mu w marszu głowę naramieniu. Mój BoŜe! Tego juŜ przecieŜ doznał! Doznał tego, gdy kroczyłkiedyś parkiem z dziewczyną, którą znał z lekcji tańca! Ten gestgłowy, który go wtedy podniecił, i tym razem podziałał na niego taksamo: był podniecony! Był szalenie i to w widoczny sposóbpodniecony! Tym razem jednak się nie wstydził, wprost przeciwnie -tym razem rozpaczliwie pragnął, Ŝeby dziewczyna jego podnieceniedostrzegła! Ale dziewczyna miała głowę smutnie opartą na jegoramieniu i Bóg wie dokąd patrzyła przez swoje okularki. A podniecenie Jaromila trwało, zwycięsko, dumnie, długo,dostrzegalnie, i on pragnął, Ŝeby zostało zauwaŜone i docenione!Pragnął ująć rękę dziewczyny i połoŜyć ją niŜej na swym ciele, aleto był tylko pomysł, który wydawał mu się szalony i nierealny.Przyszło mu wówczas do głowy, Ŝe mogliby przystanąć i objąć się, idziewczyna czułaby wtedy jego podniecenie na swym ciele. Kiedy jednak zwolnił kroku i studentka wyczuła, Ŝe chceprzystanąć i pocałować ją, powiedziała: - Nie, nie, niech tak zostanie... A powiedziała to tak smutno, Ŝe Jaromil posłuchał bezsprzeciwu. A ten, którego miał między nogami, wydawał mu siętańczącym błaznem, klownem, wrogiem, który się z niego śmieje.Szedł ze smutną i obcą głową na ramieniu i z obcym, śmiejącym sięklownem między nogami.

25

Strona 61

Page 62: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Uległ chyba przypuszczeniu, Ŝe smutek i pragnienie pociechy(sławny poeta nadal mu nie odpowiadał) mogą usprawiedliwićkaŜdy niezwykły krok i przyszedł do malarza niezapowiedziany. JuŜw przedpokoju, słysząc gwar rozmowy, zorientował się, Ŝe trafił naliczniejsze towarzystwo, chciał przeprosić gospodarza i czymprędzej wyjść; malarz zapraszał go jednak serdecznie do pracowni,gdzie przedstawił go następnie swym gościom - trzem męŜczyznom idwóm kobietom. Jaromil czuł, jak płoną mu policzki pod spojrzeniami pięciunieznajomych ludzi, ale jednocześnie był mile połechtany;przedstawiając go, malarz powiedział, Ŝe pisze świetne wiersze, imówił o nimjak o kimś, kogo goście znają juŜ z opowiadań. To byłoprzyjemne uczucie. Gdy siedziałjuŜ w fotelu i rozglądał się popracowni, z duŜym zadowoleniem stwierdził, Ŝe obie kobiety sąładniejsze odjego studentki. Ta doskonała naturalność, z jakązakładały nogę na nogę, strzepywały papierosa do popielniczki iłączyły w dziwaczne zdania uczone terminy i wulgarne słowa! Jaromilczuł sięjak w windzie, która wynosi go na wyŜyny, dokąd niedochodzi męczący głos dziewczyny w okularach. Jedna z kobiet zwróciła się do niego z uprzejmym zapytaniem,jakie wiersze pisze. - Wiersze - wzruszył ramionami w zakłopotaniu. - Znakomite - uzupełnił malarz, a Jaromil pochylił głowę.Druga kobieta spojrzała na niego i rzekła altowym głosem: -Wygląda tu teraz wśród nas jak Rimbaud w towarzystwieVerlain'a i jego kompanów na obrazie FantinaLatoura. Dzieckow śród męŜczyzn. Osiemnastoletni Rimbaud wyglądał podobnona trzynaście lat. Pan teŜ - zwróciła się do Jaromila - wyglądazupełnie jak dziecko. (Nie moŜemy sobie odmówić tego, aby powiedzieć, Ŝe ta kobietapochyliła się nad Jaromilem z równie okrutną czułością, z jakąpochylały się nad Rimbaudem siostry jego nauczyciela Izambarda - tesławne poszukiwaczki wszy - gdy się u nich schronił po jednej zeswych długich wędrówek, a one go obmywały, czyściły i odrobaczały). - Nasz przyjaciel - rzekł malarz - ma to szczęście, które zresztąjuŜ długo nie potrwa, Ŝe juŜ nie jest dzieckiem, a jeszcze nie jestmęŜczyzną. - Okres dojrzewania jest najbardziej poetyckim wiekiem -powiedziała pierwsza kobieta. - Zdziwiłabyś się - rzekł malarz z uśmiechem - jakzadziwiająco gotowe i dojrzałe są wiersze tego zupełnieniedojrzałego i nie gotowego kawalera... - Czy nie zamierza pan wydać ich drukiem? - spytała Jaromilakobieta o altowym głosie. - Czasy pozytywnych bohaterów i popiersi Stalina nie będą zbytŜyczliwe dla jego poezji - powiedział malarz. Wzmianka o pozytywnych bohaterach stała się zwrotnicąprzerzucającą dyskusję z powrotem na tory, po których poruszała sięprzed przybyciem Jaromila. Jaromil był obeznany z tymi tematami imógł swobodnie włączyć się do rozmowy, teraz jednak w ogóle niewiedział, co kto mówi. Wů głowie brzmiało mu niekończącym sięechem, Ŝe wygląda na trzynaście lat, Ŝe jest dzieckiem, Ŝe jestkawalerem. Owszem, wiedział, Ŝe nikt go tu nie chciał obrazić i Ŝezwłaszcza malarzowi jego ůwiersze naprawdę się podobają; tym gorzejjednak; czyŜ w tej chwili zaleŜało mu na wierszach? Zrezygnowałbypo stokroć z ich dojrzałości, gdyby mógł uzyskać w zamian własnądojrzałość. Oddałby wszystkie swoje wiersze za jedno spółkowanie. Towarzystwo prowadziło oŜywioną dyskusję, a Jaromil pragnąłodejść. Był jednak w stanie takiego przygnębienia, Ŝe sprawiało mutrudność wypowiedzenie zdania, którym by oznajmił swoje odejście.Bał się usłyszeć własny głos; bał się, Ŝe ten głos będzie drŜećalbo się jąkać i znowu ujawni tylko wszystkim jego niedojrzałość itrzynastoletniość. Pragnął stać się niewidzialnym, wyjść na palcachi zniknąć gdzieś daleko, zasnąć i długo spać i obudzić się dopieropo dziesięciu latach, gdy jego twarz zestarzeje się i pokryjemęskimi zmarszczkami. Kobieta z altowym głosem znów zwróciła się doniego: - Czemu jest pan taki milczący, dziecko? Wymamrotał, Ŝe woli słuchać niŜ mówić (chociaŜ w ogóle nie

Strona 62

Page 63: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsłuchał) i wydawało mu się, Ŝe od potępienia wygłoszonego pod jegoadresem przez studentkę nie ma ucieczki, a wyrok, na mocy któregowygnany został z powrotem do swojego dziewictwa, które nosi nasobiejak piętno (mój BoŜe, wszyscy po nim poznają, Ŝe dotąd niemiał kobiety), znowu został potwierdzony. A poniewaŜ wiedział, Ŝe pozostali znów na niego patrzą, zacząłsobie gorączkowo uświadamiać swoją twarz i niemal z przeraŜeniemczuł, Ŝe to, co ma na twarzy, to uśmiech jego matki! Poznał go zcałą pewnością, ten delikatny, cierpki uśmiech, czuł, jak mu siedzina ustach i nie mógł się go w Ŝaden sposób pozbyć. Czuł, Ŝe ma natwarzy nałoŜoną maskę, Ŝe matka oblepiła go, jak poczwarka oblepialarwę, której nie chce przyznać prawa do własnej postaci. Siedział więc tutaj, między dorosłymi ludźmi, przepoczwarzonyw matkę, która go obejmowała i ciągnęła z powrotem z tego świata,do którego chciał naleŜeć i który odnosił się do niego uprzejmie,traktując gojednakjak kogoś, ktojeszcze doń nie naleŜy. Było to taknieznośne, Ŝe Jaromil zebrał wszystkie swe siły, aby strząsnąć zsiebie twarz matki, by się z niej wydostać; starał sięprzysłuchiwać dyskusji. Rozmawiali o tym, o czym się wówczas z rozdraŜnieniem mówiłow artystycznych kręgach. Nowoczesna sztuka w Czechach zawszepodkreślała swój związek z rewolucją komunistyczną; kiedy jednakrewolucja nadeszła, ogłosiła jako swój bezwarunkowy programzrozumiały ludowy realizm, a sztukę nowoczesną odrzuciła jakozwyrodniały przejaw burŜuazyjnego upadku. - To jest nasz dylemat - powiedział jeden z gości malarza. -Zdradzić nowoczesną sztukę, z której się zrodziliśmy, czyrewolucję, którą wyznajemy? - Pytanie jest źle sformułowane - powiedział malarz. -Rewolucja, która wskrzesza z grobu akademicką sztukę i tysiącamifabrykuje popiersia męŜów stanu, zdradziła nie tylko nowoczesnąsztukę, ale i samą siebie. Taka rewolucja nie chce zmienić świata,lecz przeciwnie: chce zakonserwować najbardziej reakcyjnego duchaczasu, ducha bigoterii, dyscypliny, dogmatyzmu, wiary i konwencji.Nie mamy Ŝadnego dylematu. Jako prawdziwi rewolucjoniści nie moŜemyzgodzić się na tę zdradę rewolucji. Jaromilowi nie sprawiłoby Ŝadnego problemu rozwijać myślmalarza, której logikę dobrze znał, ale nie w smak mu byłowystępować tu w cieniu malarza jako wzruszający uczeń, jak pilnychłopczyk, który zostanie pochwalony. Przepełniło go pragnieniebuntu i rzekł, zwracając się do malarza: - Pan przecieŜ tak chętnie cytuje Rimbauda: trzeba byćabsolutnie nowoczesnym. Całkowicie się z tym zgadzam. Aleabsolutnie nowe nie jest to, co pięćdziesiąt lat wcześniejprzewidujemy, lecz to, co nas szokuje i zaskakuje. Absolutnienowoczesny nie jest surrealizm, który trwa juŜ ćwierć wieku, ale tarewolucja, która się teraz właśnie dzieje. To, Ŝe jej pan nierozumie, jest tylko dowodem tego, Ŝe jest nowa. Wskoczyli mu w słowo: - Nowoczesna sztuka była ruchem wymierzonym przeciwkoburŜuazji i jej światu. - Tak - powiedział Jaromil. - Gdyby jednak była rzeczywiściekonsekwentna w swym negowaniu współczesnego świata, musiałaby sięliczyć takŜe ze swym własnym zanikiem. Musiałaby wiedzieć, imusiałaby nawet tego pragnąć, Ŝe rewolucja stworzy sobie na własnyuŜytek równieŜ zupełnie nową sztukę. - To znaczy, Ŝe pan zgadza się na to - powiedziała kobieta oaltowym głosie - Ŝe dzisiaj idą na przemiał wiersze Baudelaire'a,Ŝe cała nowoczesna literatura jest zakazana, a kubistyczne obrazyw Galerii Narodowej ściąga się prędko do piwnic? - Rewolucja to przemoc - rzekł Jaromil - to przecieŜ wiadomo,i właśnie surrealizm dobrze wiedział, Ŝe starców trzeba brutalniewykopać ze sceny, nie wiedział tylko, Ŝe sam juŜ do nich naleŜy.Wściekłość i poniŜenie sprawiły, Ŝe formułował swe myśli, jak musię zdawało, precyzyjnie i zjadliwie. Jedno tylko uderzyło go juŜprzy pierwszych słowach: znów usłyszał w swoim głosie tęszczególną, autorytatywną intonację malarza i nie mógł powstrzymaćswej prawej ręki, aby nie kreśliła w powietrzu ruchu,

Strona 63

Page 64: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejcharakterystycznego dla gestów malarza. Była to właściwieprzedziwna dyskusja malarza z malarzem, malarzamęŜczyzny zmalarzemdzieckiem, malarza z jego zbuntowanym cieniem. Jaromilzdawał sobie z tego sprawę i czuł się przez to jeszcze bardziejupokorzony; uŜywał więc sformułowań coraz mocniejszych, Ŝebyzemścić się na malarzu za gesty i za głos, w którym go uwięził. Malarz dwukrotnie odpowiedział Jaromilowi dłuŜszą przemową,ale za trzecim razem juŜ nie. JuŜ tylko patrzył, twardo i surowo,i Jaromil wiedział, Ŝe juŜ nigdy nie wolno mu będzie wejść do jegopracowni. Wszyscy milczeli, aŜ w końcu przemówiła kobieta o altowymgłosie (lecz tym razem nie mówiła tak, jakby się nad nim czulepochylała, niczym siostra Izambarda nad zawszoną głową Rimbauda,ale raczej jakby się od niego ze smutkiem i zdziwieniem odsuwała): - Nie znam pańskich wierszy, ale sądząc z tego, co o nichsłyszałam, myślę, Ŝe trudno byłoby je opublikować w tym reŜimie,którego pan tak energicznie broni. Jaromil przypomniał sobie swój ostatni wiersz o dwojgu starychludziach i ich ostatniej miłości; zdawał sobie sprawę z tego, Ŝeten wiersz, który ogromnie kocha, nigdy nie będzie mógł byćwydrukowany w epoce radosnych haseł i agitacyjnych wierszy, i Ŝewyrzekając się go teraz, wyrzeka się tego, co ma najdroŜszego,wyrzeka się swego jedynego bogactwa, bez czego będzie zupełnie sam. Było jednak jeszcze coś cenniejszego niŜ jego wiersze; było tocoś, czego dotąd nie miał, co było. daleko i za czym tęsknił - byłato męskość; wiedział, Ŝe jest osiągalna tylko poprzez czyn iodwagę; i jeŜeli ta odwaga oznacza: odwaŜyć się na to, by byćopuszczonym, opuszczonym przez wszystkich, przez kochankę, przezmalarza, ba - nawet przez własne wiersze, niech będzie; chce się nato odwaŜyć. I dlatego powiedział: - Tak, wiem, Ŝe te wiersze są rewolucji całkiem niepotrzebne.śałuję tego, poniewaŜ je lubię. Ale mój Ŝal nie jest, niestety,Ŝadnym argumentem przeciwko ich zbyteczności. I znowu przez chwilę było cicho, a potem jeden z obecnychmęŜczyzn rzekł: - To straszne! I rzeczywiście zadrŜał, jakby mu przeszedł mróz po plecach.Jaromil poczuł, Ŝe zjego słów wionęła na wszystkich obecnychzgroza, Ŝe patrząc na niego, widzieli Ŝywy upadek wszystkiego, cokochali i dla czego Ŝyli. Było to smutne, ale i piękne zarazem:Jaromil stracił na chwilę poczucie tego, Ŝe jest dzieckiem. Mama czytała wiersze, które Jaromil milczkiem kładł jej nastół, i starała się poprzez nie zajrzeć w Ŝycie syna. GdybyŜ tewiersze mówiły przynajmniej zrozumiałym językiem! Ich szczerośćjest fałszywa; są pełne zagadek i niedomówień; mama wie, Ŝe syn mapełną głowę kobiet, ale nie ma pojęcia, co go z nimi łączy. Dlatego otworzyła kiedyś szufladę jego biurka i przeglądałają, aŜ w końcu znalazła dziennik. Uklękła na podłodze i wertowałago w podnieceniu; zapiski były hasłowe, dowiedziała się z nichjednak, Ŝe syn ma swoją miłość; oznaczał ją jedynie inicjałem, takŜe wcale nie doczytała się, kim ta kobieta właściwie jest; byłonatomiast zaznaczone z namiętną drobiazgowością, do której mamaczuła wstręt, kiedy się po raz pierwszy pocałowali, ile razyobeszli dookoła park, kiedy pierwszy raz dotknął jej piersi, akiedy pośladków. Potem doszła do zakreślonej na czerwono daty ozdobionejwieloma wykrzyknikami; pod datą było napisane: Jutro! Jutro! Ach,stary Jaromilu, łysy dziaduniu, kiedy będziesz to po latach czytać.przypomnisz sobie, Ŝe tego dnia zaczęła się prawdziwa Historia twegoŜycia! Prędko przebiegła myślą wstecz i uświadomiła sobie, Ŝe byłto dzień, gdy razem z babcią wyjechały z Pragi; i zarazprzypomniała sobie, Ŝe kiedy wróciła, znalazła w łazience swojedrogie perfumy z otwartą nakrętką; spytała się wtedy Jaromila, corobił z perfumami, a on zakłopotany odparł: - Bawiłem się nimi... O, jaka była głupia! Przypomniała sobie, Ŝe Jaromil, kiedy byłmały, chciał być wynalazcą perfum i ujęło ją to; powiedziała mutylko: - JesteśjuŜ chyba wystarczająco dorosły, Ŝebyś nie musiałsię bawić! Teraz jednak wszystko jest dla niej jasne: w łazience

Strona 64

Page 65: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejbyła kobieta, z którą Jaromil tej nocy w willi spał i straciłcnotę. Wyobraziła sobie jego nagie ciało; wyobraziła sobie przy tymciele nagie ciało kobiety; wyobraziła sobie, Ŝe to kobiece ciałobyło skropione jej perfumami, pachniało więc tak, jak ona; zalałają fala obrzydzenia. Zajrzała znowu do dziennika i zorientowałasię, Ŝe po dacie oznaczonej wykrzyknikami wszystkie zapiski siękończą. Proszę, dla męŜczyzny zawsze wszystko się kończy, gdy udamu się przespać z kobietą, pomyślała z cierpką niechęcią i jej synwydał się jej wstrętny. Przez kilka dni unikała go i nie chciałasię z nim widzieć. Potem zauwaŜyła, Ŝejest wychudły i blady; niemiała wątpliwości, iŜ to dlatego, Ŝe się zanadto kocha. Dopiero wiele dni później dostrzegła w mizerności syna opróczzmęczenia takŜe smutek. To ją z nim powoli godziło i dawało jejnadzieję: mówiła sobie, Ŝe kochanki krzywdzą, a matki pocieszają;mówiła sobie, Ŝe kochanek jest wiele, ale matka tylko jedna. Muszęo niego walczyć, muszę o niego walczyć, powtarzała sobie i krąŜyławokół niego jak czujny współczujący tygrys.

27

W tych dniach zrobił maturę. Z wielkim Ŝalem rozstawał się zkolegami, z którymi chodził osiem lat dojednej klasy, i zdawało musię, Ŝe urzędowo stwierdzona dojrzałość rozpościera się przed nimjak pustynia. Potem pewnego dnia dowiedział się (był to przypadek:spotkał młodego człowieka, którego znał ze spotkań w mieszkaniuczarnowłosego męŜczyzny), Ŝe studentka w okularach zakochała się wjakimś koledze. Później się z nią spotkał; powiedziała mu, Ŝe za kilka dniwyjeŜdŜa na wakacje; odpisał sobie jej adres; nie wspomniał o tym,czego się o niej dowiedział; bał się to wypowiedzieć; bał się, Ŝew ten sposób przyspieszy ich rozstanie; cieszył się, Ŝe go dotądcałkiem nie opuściła, chociaŜ ma innego; cieszył się, Ŝe wolno mują czasem pocałować i Ŝe zachowuje się wobec niego przynajmniej jakkoleŜanka; lgnął do niej straszliwie i gotów był odrzucić wszelkądumę; była jedyną Ŝywą istotą na pustyni, którą przed sobą widział;trzymał się kurczowo nadziei, Ŝe ich ledwie tląca się miłość moŜejeszcze rozgorzeć. Studentka wyjechała, a zamiast niej było tu parne lato podobnedo długiego dusznego tunelu. List adresowany do studentki(płaczliwy i błagalny list) spadał tym tunelem i spadał nim bezodpowiedzi. Jaromil myślał o słuchawce telefonicznej wiszącej naścianie w jego pokoju; o zgrozo, nabyła ona nagle sensu czegośŜyjącego: mikrofon z przeciętym drutem, list bez odpowiedzi,rozmowa z niesłyszącym... A kobiety w lekkich sukienkach unosiły się po chodnikach,szlagiery wydostawały się przez okna na ulice, tramwaje byływypełnione ludźmi niosącymi w torbach ręczniki i kąpielówki, astatek wycieczkowy odpływał w dół Wełtawy na południe, w stronęlasów. . . Jaromil był samotny i tylko matczyne oczy obserwowały gouwaŜnie i były zawsze przy nim, ale to właśnie było nie dozniesienia, Ŝe czyjeś oczy wciąŜ obnaŜały jego samotność, któramiała być ukryta i niewidoczna. Nie znosił spojrzeń matki ani jejpytań. Uciekał z domu i wracał późno, kładąc się zaraz do łóŜka. Powiedzieliśmy, Ŝe nie był stworzony do masturbacji, lecz dowielkiej miłości, a jednak w owych tygodniach onanizował sięrozpaczliwie i wściekle, jakby chciał sam siebie karać czynnościątak niską i haniebną. Pobolewała go potem całymi dniami głowa, aleon niemal się z tego cieszył, poniewaŜ ten ból przysłaniał mu urodękobiet w lekkich sukienkach i tłumił zuchwałe roztęsknione melodieszlagierów; mógł wówczas w łagodnym otępieniu łatwiej przepływaćprzez nieskończoną powierzchnię dnia. A list od studentki nie nadchodził. Gdyby choć przyszedł jakiśinny list! Gdyby w ogóle ktoś zechciał wkroczyć wjego pustkę! Gdybysławny poeta, któremu posłał do oceny swój wiersz, zechciałwreszcie napisać do Jaromila kilka zdań! O, gdyby chociaŜ onnapisał do niego w ciepłych słowach! (Tak, powiedzieliśmy, Ŝe

Strona 65

Page 66: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejoddałby wszystkie swoje wiersze za to, Ŝeby być uznanym zamęŜczyznę, ale uzupełnijmy to: skoro nie został uznany zamęŜczyznę, jedno tylko mogło go nieco pocieszyć - by zostałprzynajmniej uznany za poetę). Pragnąłjeszcze raz zwrócić się do sławnego poety. Chciał siędo niego zwrócić nie listownie, ale w formie poetyckiegofajerwerku. Wyszedł kiedyś z domu z ostrym noŜem. KrąŜył długowokół budki telefonicznej, a kiedy się upewnił, Ŝe w pobliŜu nie manikogo, wszedł do środka i uciął słuchawkę z końcem sznura.Codziennie udawało mu się jakąś słuchawkę uciąć, aŜ wreszcie podwudziestu dniach (list od dziewczyny ani od poety nie nadchodził!)miał dwadzieścia odciętych słuchawek. WłoŜyłje do pudła, pudłozapakował, związał sznurkiem, napisał na nim adres sławnego poetyi swoje nazwisko jako nadawcy. Poruszony zaniósł paczkę na pocztę. Gdy odchodził od okienka, ktoś klepnął go po ramieniu.Odwrócił się i zobaczył kolegę z powszechniaka, syna woźnego.Ucieszył się, Ŝe go widzi (kaŜde wydarzenie było mile widziane wpustce bez wydarzeń); wdał się z nim chętnie w rozmowę, a kiedydowiedział się, Ŝe kolega mieszka niedaleko poczty, zmusił goniemal, by go na chwilę do siebie zaprosił. Syn woźnego nie mieszkał juŜ z rodzicami w szkole, miał swojewłasne, jednopokojowe mieszkanie. - śony nie ma w domu - wyjaśniał, gdy wchodzili z Jaromilem doprzedpokoju. Jaromil nie przypuszczał, Ŝe jego kolega jest Ŝonaty. - No tak, juŜ od roku - stwierdził kolega i powiedział to ztaką oczywistością i pewnością siebie, Ŝe Jaromil poczuł zazdrość.Potem usiedli w pokoju i Jaromil zobaczył pod ścianą łóŜeczko zniemowlęciem; uświadomił sobie, Ŝe jego kolega jest ojcem rodziny,a on onanistą. Kolega wyciągnął z głębi szafy butelkę wódki, nalał do dwóchkieliszków, a Jaromil pomyślał sobie, Ŝe on sam Ŝadnej butelki wdomu nie ma, gdyŜ mama zadawałaby mu dziesiątki pytań, na co mu onapotrzebna. - A co robisz? - pytał go Jaromil. - Jestem w milicji - powiedział kolega, a Jaromil przypomniałsobie dzień, gdy stał z obwiązanym gardłem przy radiu, z któregorozlegał się skandowany krzyk tłumów. Milicja była najmocniejsząpodporą partii komunistycznej takŜe jego kolega prawdopodobnie byłw tych dniach wśród burzących się tłumów, podczas gdy on, Jaromil,był z babcią w domu. Tak, kolega rzeczywiście był wtedy na ulicach i opowiadał otym zarazem dumnie i powściągliwie, toteŜ Jaromil uczuł potrzebędać mu do zrozumienia, Ŝe są razem związani tym samym przekonaniem;powiedział mu o spotkaniach w mieszkaniu czarnowłosego męŜczyzny. - Ten śydek? - rzekł syn woźnego bez entuzjazmu. - Miej na niegooko! To bardzo dziwny facet! Syn woźnego wciąŜ mu uciekał, był ciągle troszkę wyŜej odniego i Jaromil pragnął mu dorównać; powiedział smutnym głosem: - Nie wiem, czy wiesz, ale mój tata zginął w obozie. Od tejpory wiem, Ŝe świat musi się radykalnie zmienić i wiem, gdzie jestmoje miejsce. Syn woźnego przytaknął wreszcie ze zrozumieniem; długo jeszczerozmawiali, a kiedy mówili o swej przyszłości, Jaromil ni z tego,ni z owego oświadczył: - Chcę zająć się polityką. Sam był zdziwiony, Ŝe to powiedział, jakby te słowawyprzedziły jego myśl, jakby zadecydowały bez niego i za niego ojego drodze Ŝyciowej. - Wiesz - ciągnął - mama chciałaby, Ŝebymzajął się estetyką albo francuskim, albo nie wiadomo czym jeszcze,tylko Ŝe mnie to nie bawi. To nie jest Ŝycie. Prawdziwe Ŝycie tojest to, co robisz ty. A kiedy potem wychodził z mieszkania synawoźnego, wydawało mu się, Ŝe przeŜył dzień decydującego oświecenia.Jeszcze przed paroma godzinami nadawał na poczcie paczkę zdwudziestoma słuchawkami myśląc, Ŝe jest to wspaniałe, fantastycznewezwanie, poprzez które prosi wielkiego poetę o odpowiedź. śe w tensposób wysyła mu w podarunku swe daremne oczekiwanie na jego słowo,swą tęsknotę za jego głosem. JednakŜe rozmowa z kolegą, która

Strona 66

Page 67: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejnastąpiła (i on był pewien, Ŝe to nie był przypadek!) zaraz potem,nadała jego poetyckiemu czynowi prze ciwne znaczenie: nie był topodarunek ani błagalne wezwanie; bynajmniej: on dumnie zwracałpoecie całe daremne oczekiwanie; ucięte słuchawki były uciętymigłowami jego oddania i Jaromil z ironią odsyłał je poecie zpowrotem, jak turecki sułtan odsyłał chrześcijańskiemu przywódcyucięte głowy krzyŜowców. Teraz wszystko zrozumiał: całe jego Ŝycie było oczekiwaniem wopuszczonej kabinie przy słuchawce telefonu, z którego nie moŜnabyło nigdzie dzwonić. Ma przed sobą tylko jedno wyjście: odejść zopuszczonej kabiny, prędko odejść! - Jaromilu, co się z tobą dzieje? Poufała obojętność pytania sprawiła, Ŝe łzy napłynęły mu dooczu; nie mógł nigdzie uciec, a mama ciągnęła dalej: - PrzecieŜjesteś moim dzieckiem. PrzecieŜ znam cię na wylot.Wiem o tobie wszystko, chociaŜ z niczego mi się nie zwierzasz. Jaromil spoglądał w bok i było mu wstyd. A mama mówiła dalej: - Nie wolno ci patrzeć na mnie jak na matkę, pomyśl sobie, Ŝejestem twoją starszą przyjaciółką. Gdybyś mi się zwierzył, moŜe byci ulŜyło. Wiem, Ŝe coś cię dręczy. - Po czym dodała cicho: - I wiem, Ŝe to z powodu jakiejś dziewczyny. - Tak mamo, jest mi smutno - przyznał się, poniewaŜ ciepławaatmosfera wzajemnego zrozumienia otoczyła go zewsząd, tak Ŝe niemógł się z niej wyrwać. - Ale trudno mi o tym mówić... - Rozumiem cię; ja teŜ wcale nie chcę, Ŝebyś mi teraz o czymśmówił, chcę tylko, byś wiedział, Ŝe moŜesz mi wszystko powiedzieć,kiedy będziesz chciał. Posłuchaj. Jest dziś wspaniała pogoda.Umówiłam się z kilkoma przyjaciółkami, Ŝe popłyniemy parostatkiem.Wezmę cię ze sobą. Powinieneś się trochę rozerwać. Jaromilowi zupełnie się to nie uśmiechało, ale nie miał podręką Ŝadnej wymówki; poza tym był tak zmęczony i smutny, Ŝe niemiał nawet dosyć sił, by się bronić, tak Ŝe nie wiedząc nawet jaki kiedy, znalazł się nagle w towarzystwie czterech dam na pokładziestatku spacerowego. Wszystkie panie były w mamy wieku i Jaromildostarczył im wdzięcznego tematu do rozmowy; były bardzo zdziwione,Ŝe jest juŜ po maturze; stwierdziły, Ŝe jest podobny do mamy;kręciły głowami nad tym, Ŝe postanowił studiować w wyŜszej szkolenauk politycznych (zgodziły się z mamą, Ŝe to nie pasuje do takdelikatnego chłopca) i, naturalnie, wypytywały go figlarnie, czychodzi juŜ z jakąś dziewczyną. Jaromil nienawidził ich w duchu, alewidział, Ŝe mama jest wesoła, i ze względu na nią grzecznie sięuśmiechał. Potem statek zatrzymał się i damy ze swoim młodzieńcemwyszły na brzeg pełen na wpół nagich ludzi i szukały miejsca, gdziemogłyby się opalać; tylko dwie miały stroje kąpielowe, trzeciaodsłoniła swe tłuste białe ciało, pozostawiając na sobie róŜowemajtki i biustonosz (wcale nie wstydziła się intymności bielizny,moŜe czuła się cnotliwie ukryta za swoją brzydotą), a mama mówiła,Ŝe wystarczy, jeśli opali sobie twarz, którą - mruŜąc oczy -zadzierała ku niebu. Wszystkie cztery były natomiast zgodne co dotego, Ŝe ich młodzieniec musi się rozebrać, opalać i kąpać: mamapomyślała takŜe i o tym i zabrała dla niego kąpielówki. Z pobliskiej gospody dochodziły tu dźwięki szlagierów inapełniały Jaromila tęsknotą; opalone dziewczęta i chłopcyprzechodzili koło nich i Jaromilowi wydawało się, Ŝe wszyscy naniego patrzą; ich spojrzenia paliły go jak ogień; starał sięrozpaczliwie, by nikt nie poznał, Ŝe naleŜy do tych czterechstarszych dam; damy natomiast ochoczo się do niego ůprzyznawały izachowywały się jak jedna matka z czterema szczebiocącymi głowami;nalegały, by się wykąpał. - Nie mam się tu nawet gdzie przebrać - bronił się. - Głuptasku, nikt się na ciebie nie będzie patrzeć, owiń siętylko ręcznikiem - zachęcała go gruba dama w róŜowej bieliźnie. - Kiedy on jest wstydliwy - śmiała się mama i wszystkiepozostałe kobiety śmiały się razem z nią. - Musimy to respektować, jeśli jest wstydliwy - powiedziałamama. - Chodź, przebierz się tutaj, za tym ręcznikiem i nikt cięnie zobaczy - i trzymała w rozłoŜonych rękach duŜy biały ręcznikkąpielowy, którego ściana miała go chronić przed spojrzeniami

Strona 67

Page 68: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejplaŜy. Cofnął się, a mama z ręcznikiem ruszyła za nim. Cofał sięprzed nią, a ona ciągle szła za nim, tak Ŝe wyglądało to, jakbywielki ptak z białymi skrzydłami prześladował uciekającą ofiarę. Jaromil cofał się i cofał, a potem odwrócił się i zacząłuciekać przed siebie. Kobiety spoglądały za nim zdumione, mama wciąŜ trzymała wrozpostartych rękach duŜy biały ręcznik, a on przedzierał siępomiędzy obnaŜonymi młodymi ciałami i znikał im z oczu.

Część czwarta albo Poeta ucieka

Musi nadejść ta chwila, kiedy poeta wyrwie się matce z rąk ibiegnie. Jeszcze niedawno szedł pokornie w dwuszeregu: z przodusiostry - Izabelle i Vitalie, za nimi on z bratem Frederikiem, a ztyłu, jako dowódca, matka, która w ten sposób oprowadzała co tydzieńswe dzieci po Charleville. Gdy miał szesnaście lat wyrwał się jej po raz pierwszy z rąk. WParyŜu złapali go policjanci, nauczyciel Izambard ze swymisiostrami (tak, tymi, które pochylały się nad nim, wyszukującmu we włosach wszy) uŜyczył mu na parę tygodni dachu nadgłową, a potem, po dwóch policzkach, ugrzązł znowu w chłodnychmatczynych ramionach. Ale Arthur Rimbaud uciekał wciąŜ na nowo; uciekał z nieodłącznąobroŜą na szyi i uciekając pisał wiersze.

2

Był wówczas rok 1870 i do Charleville dochodził z oddali hukdział na wojnie pruskofrancuskiej. Jest to sytuacja szczególniesprzyjająca ucieczce, bowiem odgłosy bitew nostalgicznie pociągająliryków. Jego krótkie ciało z krzywymi nogami odziało się w husarskimundur. 18letni Lermontow został Ŝołnierzem, umknął swojej babce i jejuciąŜliwej macierzyńskiej miłości. Pióro, będące kluczem do własnejduszy, zamienił na pistolet, będący kluczem do bram świata. Jeślibowiem poślemy kulę w piersi człowieka to tak, jak byśmy do tychpiersi sami weszli; a piersi tego drugiego, to jest świat. Od chwili, gdy wyrwał się mamie z rąk, Jaromil wciąŜ jeszczeucieka i równieŜ jego krokom towarzyszy jakby huk dział. Nie są towybuchy granatów, ale wrzawa politycznego przewrotu. W takich czasachŜołnierz jest dekoracją, a polityk - Ŝołnierzem. Jaromil juŜ nie piszewierszy, lecz chodzi pilnie na wydział nauk politycznych.

3

Rewolucja i młodość naleŜą do siebie. CóŜ moŜe rewolucja obiecaćdorosłym? Jednym potępienie, innym powodzenie. Ale nawet to powo-dzenie nie jest nadzwyczajne, dotyczy bowiem tylko tej gorszej połowyŜycia i oznacza oprócz wygód takŜe niepewność, wyczerpujące działaniei naruszenie przyzwyczajeń. Młodość jest tu w zdecydowanie lepszej sytuacji: nie jestobciąŜona winą i rewolucja moŜeją w całości wziąć w obronę. Niepewnośćczasów rewolucji jest dla młodzieŜy zaletą, gdyŜ w niepewnośćwprowadzony jest świat ojców; o, jak wspaniale wkracza się w wiekdojrzałości, kiedy mury forteczne dojrzałego świata są zburzone! Naczeskich wyŜszych uczelniach w pierwszych latach po roku 1948komunistyczni profesorowie byli w mniejszości. JeŜeli rewolucjamiała zapewnić wpływ na uniwersytet, musiała dać władzę studentom.Jaromil pracował w wydziałowej organizacji Związku MłodzieŜy izasiadał przy egzaminach. Potem referował komitetowi politycznemuszkoły, jak profesor egzaminował, jakie stawiał pytania, jakie mapoglądy, tak Ŝe właściwie egzamin zdawał raczej pytający niŜ pytany.

4

Ale egzamin zdawał równieŜ Jaromil, gdy referował przedkomitetem. Musiał odpowiadać surowym młodzieńcom i pragnął mówić tak,

Strona 68

Page 69: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejby się im spodobać. Tam, gdzie chodzi o wychowanie młodzieŜy,kompromis jest zbrodnią. Nie moŜna pozostawiać w szkole nauczycieli zprzestarzałymi poglądami: albo przyszłość będzie nowa, albo jej niebędzie. I nie moŜna wierzyć nauczycielom, którzy z dnia na dzieńzmienili swoje poglądy: albo przyszłość będzie czysta, albo będziehaniebna. Jeśli Jaromil stał się bezkompromisowym działaczem, który swymiinformacjami ingerował w losy ludzi dorosłych, czy moŜemy nadaltwierdzić, Ŝe uciekał? Czy nie wydaje się raczej, Ŝe juŜ spocząłosiągnąwszy cel? Bynajmniej. JuŜ kiedy miał sześć lat, uczyniła go mama rok młodszym odkolegów; ciągle jest o rok młodszy. Gdy zdaje relację o profesorzemającym burŜuazyjne poglądy, nie myśli przy tym o nim, lecz cały czaspatrzy niespokojnie w oczy młodzieńców i obserwuje w nich swój własnyobraz; tak jak w domu przed lustrem kontroluje swoją fryzurę iuśmiech, tak w ich oczach kontroluje pewność, męskość, twardośćswoich słów. WciąŜ jest otoczony ścianą luster i nie widzi tego, co jest pozanią. Bowiem dojrzałości nie moŜna podzielić; dojrzałość jest albocałkowita, albo jej nie ma wcale. Dopóki gdzie indziej będziedzieckiem, jego zasiadanie przy egzaminach i zdawanie relacji oprofesorach będzie tylko sposobem jego biegu.

5

PoniewaŜ wciąŜ od niej ucieka i wciąŜ jej nie moŜe uciec; jada znią śniadania i kolacje, mówi jej dobranoc i dzień dobry. Rano dostajeod niej torbę na zakupy; mama nie zwaŜa na to, Ŝe ten kuchennyrekwizyt zupełnie nie pasuje do ideologicznego stróŜa profesorów, iwysyła go na zakupy. Oto idzie tą samą ulicą, na której widzieliśmy go na początkupoprzedniej części, kiedy czerwienił się na widok nieznajomej kobietyidącej mu naprzeciw. Od tego czasu upłynęło juŜ kilka lat, ale onnadal się czerwieni, a w sklepie, do którego posyła go mama, boi sięspojrzeć w oczy dziewczynie w białym fartuchu. Ta dziewczyna, posadzona na osiem godzin w ciasnej klatce kasy,strasznie mu się podoba. Miękkość rysów, powolność gestów, uwięzie-nie, to wszystko wydaje mu się tajemniczo bliskie i jemuprzeznaczone. Wie nawet czemu: ta dziewczyna jest podobna do słuŜącej, którejzastrzelili kochanka: smutek - piękna twarz. A klatka kasy, w którejsiedzi dziewczyna, podobna jest do wanny, w której widział siedzącąsłuŜącą.

6

Siedzi pochylony nad biurkiem; boi się końcowych egzaminów nawydziale, tak samo jak bał się ich w gimnazjum, poniewaŜ przyzwyczaiłsię pokazywać mamie świadectwo z samymi piątkami i nie chce jejzmartwić. JakŜe nieznośny jest jednak brak powietrza w tym ciasnym praskimpokoiku, gdy w powietrzu unoszą się echa rewolucyjnej pieśni i widmatęgich chłopów z młotami w ręce zaglądają do okien! Minęło pięć lat odwielkiej rewolucji w Rosji, a on musi się garbić nad podręcznikiem itrząść się ze strachu przed egzaminem! Skaranie boskie! W końcu odsuwapodręcznik na bok (jest późna noc) i marzy o rozpoczętym wierszu;pisze o robotniku Janie, który chce zabić sen o pięknym Ŝyciu przezto, Ŝe go urzeczywistni; wjednej ręce trzyma młot, w drugiej ramięswej ukochanej i tak idzie pośród towarzyszy walczyć w szeregachrewolucji. A student prawa (ach, tak, to jest Jerzy Wolker) widzi na stolekrew, duŜo krwi, bowiem

gdy wielkie sny się zabijaduŜo krwi płynie

Strona 69

Page 70: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejale on się krwi nie boi, gdyŜ wie, Ŝejeśli ma być męŜczyzną, nie wolnomu bać się krwi.

7

Sklep zamykają o szóstej wieczorem, a on chodzi czatować naprzeciwległym rogu. Wie, Ŝe parę minut po szóstej dziewczyna z kasyzawsze stąd wychodzi, ale wie równieŜ, iŜ za kaŜdym razem towarzyszyjej inna młoda sprzedawczyni z tego samego sklepu. Ta jej przyjaciółka jest znacznie mniej urodziwa, ba - wydaje musię niemal brzydka; jest właściwie jej dokładnym przeciwieństwem:kasjerka jest czarna, ona ruda; kasjerka jest korpulentna, ona chuda;kasjerka jest cicha, ona głośna; kasjerka jest tajemniczo bliska, onajest odpychająca. Powtarzał swoje czatowanie częściej w nadziei, ŜemoŜe kiedyś dziewczyny opuszczą sklep osobno i uda mu się zagadnąćbrunetkę. Nigdy jednak tak się nie stało. Kiedyś śledził je obie;przeszły kilkomaulicami, a potem weszły do kamienicy; spacerował wpobliŜu prawie godzinę, ale Ŝadna z nich nie wyszła.

8

Przyjechała do niego z prowincjonalnego miasta i słucha wierszy,które jej czyta. Jest spokojna; wie, Ŝe syn wciąŜ do niej naleŜy; nieodebrały gojej ani kobiety, ani świat; przeciwnie: kobiety i światdostały się do magicznego kręgu poezji, a to jest krąg, który ona samawokół syna opisała, to jest krąg, w którym ona skrycie panuje. Właśnie czyta jej wiersz poświęcony pamięci jej matki a swojejbabci:

bowiem idę do bojubabuniu mojawalczyć o piękno świata tego

Pani Wolkerowa jest spokojna. Niech sobie tylko w swoich wierszachsyn idzie do boju, niech sobie tam trzyma młot w ręce i ukochaną podramię; nie przeszkadza jej to; przecieŜ pozostawił tam i ją, i babcię,rodzinny kredens i wszystkie cnoty, które mu wszczepiała. Niechaj goświat widzi z młotem w ręce. Ona wie bardzo dobrze, Ŝe chodzić przedobliczem świata jest czymś zupełnie innym, niŜ gdyby odszedł od niejw świat. Ale poeta teŜ wie o tej róŜnicy. I tylko on wie, jak tęskno jestw domu poezji.

9

Tylko prawdziwy poeta wie, jakie ogromne jest to pragnienie, bynie być poetą, jakie to jest pragnienie, by opuścić ten zwierciadlanydom, w którym panuje ogłuszająca cisza.

Wygnany z marzeń państwawśród tłumów chcą się skryći pieśni me w przekleństwapragnę zmienić

Ale gdy Franciszek Falas pisał te wersy, nie był w tłumie narynku; pokój, w którym pochylał się nad stołem, był cichy. A w ogóle, to nieprawda, Ŝe był wygnany z państwa marzeń. Właśnietłumy, o których pisał, były państwem jego marzeń. Nigdy nie udało mu się równieŜ zmienić pieśni w przekleństwa,raczej przeciwnie - jego przekleństwa wciąŜ zamieniały się w pieśni.CzyŜby naprawdę nie dało się uciec ze zwierciadlanego domu?

10

Ale ja sam siebie poskromiłemi nadepnąłem na gardło swej pieśni,

napisał Włodzimierz Majakowski i Jaromil go rozumie. Wierszowana mowa

Strona 70

Page 71: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwydaje mu się koronką naleŜącą do bieliźniarki mamy.JuŜ od kilku miesięcy nie napisał Ŝadnego wiersza i nie chceich pisać. Ucieka. Chodzi wprawdzie mamie na zakupy, ale zamyka przednią szuflady biurka. Zdjął ze ściany wszystkie reprodukcjenowoczesnych obrazów. Co powiesił na ich miejscu? MoŜe fotografię Karola Marksa? Bynajmniej. Na pustej ścianie powiesił fotografię ojca. Była to fotografia ztrzydziestego ósmego roku, ze smutnej mobilizacji, i ojciec był naniej w oficerskim mundurze. Jaromil lubił tę fotografię, z której spoglądał na niego człowiek,którego tak mało znał i który zniknął mu juŜ z pamięci. Tym bardziejtęsknił za tym męŜczyzną, który był piłkarzem, Ŝołnierzem i więźniem.Tak bardzo brakowało mu tego męŜczyzny.

11

Aula wydziału filozoficznego była przepełniona, a na podiumsiedziało kilku poetów. Młodzieniec w błękitnej koszuli (jakie nosiliwówczas członkowie Związku MłodzieŜy), z bujną czupryną do góryzaczesanych włosów, stał na przodzie i mówił: - Poezja nigdy nie odgrywa tak waŜnej roli jak w czasachrewolucji; poezja oddała rewolucji swój głos, a rewolucja w zamian zato wyzwoliła ją z samotności; poeta dzisiaj wie, Ŝe ludzie go słyszą,Ŝe słyszy go zwłaszcza młodzieŜ, bo: "Młodość, poezja i rewolucja - tojedno!" Potem powstał pierwszy poeta i recytował wiersz o dziewczynie,która rozstaje się z ukochanym, poniewaŜ ukochany, pracujący przysąsiedniej tokarce, jest nicponiem i nie wypełnia planu; ukochany niechce jednak dziewczyny stracić i dlatego zaczyna pilnie pracować, aŜwreszcie na jego tokarce pojawia się czerwona chorągiewka przodownikapracy. Po nim wstawali kolejni poeci i wygłaszali wiersze o pokoju, oLeninie i Stalinie, o bojownikach zamęczonych przez faszystów i orobotnikach przekraczających normy.

12

Młodość nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka to potęga być młodym.Ale poeta (ma około sześćdziesięciu lat), który teraz powstał, abyzarecytować swój wiersz, wie o tym. Młodym jest ten, wygłaszałśpiewnym głosem, kto idzie z młodością świata, a młodością świata jestsocjalizm. Młodym jest ten, kto zanurzony jest w przyszłości i nieogląda się wstecz. Powiedzmy to innymi słowami: w pojęciu sześćdziesięcioletniegopoety młodość nie była oznaczeniem określonego wieku, lecz wartością,I nie mającą nic wspólnego z konkretnym wiekiem. Taka myśl ładniezrymowana spełniała co najmniej dwa zadania: po pierwsze była ukłonemw stronę publiczności, po drugie zaś w magiczny sposób pozbawiałapoetę jego podeszłego wieku i stawiała go w jednym szeregu. (nie byłobowiem wątpliwości, Ŝe kroczy z socjalizmem i nie ogląda się wstecz)z młodymi dziewczętami i chłopcami. Jaromil siedział wśród publiczności i obserwował poetów zzainteresowaniem, ale mimo to jakby z drugiego brzegu, jako ten, ktodo nich I juŜ nie naleŜy. Słuchał ich wierszy z taką samąobojętnością, zjaką kiedy indziej słuchał słów profesorów, o którychzdawał potem relację w komitecie. Najbardziej interesował go poeta oznanym nazwisku, który teraz wstaje z krzesła i podchodzi do podium.(Tak, to ten sam, który otrzymał kiedyś paczkę z dwudziestoma uciętymisłuchawkami).

13

- Drogi mistrzu, nastał miesiąc miłości; mam siedemnaście lat.Wiek nadziei i złudzeń, jak zwykło się mówić... Jeśli posyłam Panuniektóre moje wersy, to dlatego, Ŝe kocham wszystkich poetów,wszystkich dobrych parnasistów... Proszę się zbytnio nie krzywić, gdybędzie Pan czytać te wersy: sprawiłby mi Pan szaloną radość, gdyby byłPan tak uprzejmy, drogi mistrzu, i pomógł mi mój wiersz opublikować...Jestem nieznany, ale czy to waŜne? Wszyscy poeci są braćmi. Te wersy

Strona 71

Page 72: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwierzą, kochają, ufają: to wszystko. Drogi mistrzu, niech się Pan nademną nachyli, niech Pan mnie trochę podźwignie, jestem młody, niech miPan poda rękę... I tak kłamał; miał piętnaście lat i siedem miesięcy;było to jeszcze przedtem, nim po raz pierwszy uciekł mamie zCharleville. Ten list będzie mu jednak długo brzmiał w głowie jakolitania hańby, jako świadectwo słabości i uzaleŜnienia. Wszak się nanim zemści, na tym drogim mistrzu, na tym starym głupcu, na tym łysymTheodorze de Banville! JuŜ za rok strasznie wyszydzi całą jego poezję,wszystkie smętne hiacynty i lilie w jego wierszach i wyśle mu toszyderstwo jako polecony policzek. W tej chwili jednak drogi mistrz nie przeczuwa nienawiści, którana niego czyha, i recytuje wersy o radzieckim mieście zburzonym przezfaszystów i na nowo powstającym z gruzów; ozdobił je cudownymisurrealistycznymi girlandami; piersi radzieckich dziewcząt unoszą sięnad ulicami jak kolorowe baloniki; lampa naftowa ustawiona pod niebemoświetla to białe miasto, na którego dachach lądują helikopterypodobne do aniołów.

14

Publiczność zwiedziona urokiem osobowości poety wybuchnęłabrawami. JednakŜe pośród bezmyślnej większości była teŜ mniejszośćmyślących, i ci wiedzieli, Ŝe rewolucyjna publiczność nie moŜeczekaćjak pokorny petent na to, czym ją obdarzy podium; przeciwnie,jeśli ktoś jest dziś petentem, to są nim wiersze; proszą, Ŝeby zostaływpuszczone do socjalistycznego raju; ale młodzi rewolucjoniścistrzegący jego bram muszą być surowi: bowiem albo przyszłość będzienowa, albo jej nie będzie; albo będzie czysta, albo splugawiona. - Co za bzdury nam tu chce przeszmuglować! - krzyczy Jaromil, ,a pozostali przyłączają się do niego. - Chce poŜenić socjalizm zsurrealizmem? Chce poŜenić kota z koniem, jutro z dniem wczoraj szym? Poeta słyszał wyraźnie, co się dzieje na widowni, ale był dumnyi nie zamierzał ustąpić. Od młodości przyzwyczajony był prowokowaćograniczoność mieszczuchów i nie było dla niego problemem to, Ŝe stałsam przeciw wszystkim. Spurpurowiał i wybrał jako ostatni ze swychwierszy inny niŜ pierwotnie zamierzał: był to wiersz pełen dzikichobrazów i drastycznej erotycznej fantazji; gdy skończył, rozległy sięgwizdy i krzyki. Studenci gwizdali, a przed nimi stał stary męŜczyzna, który donich przyszedł dlatego, Ŝe ich kochał; w ich gniewnym buncie widziałpromyki własnej młodości. Przypuszczał, Ŝe jego miłość upowaŜnia godo tego, by mówił im to, co myśli. Była wiosna 1968 roku i działosię to ' w ParyŜu. Niestety jednak studenci zupełnie nie potrafilidostrzec ! promyków swej młodości w jego zmarszczkach i starynaukowiec patrzył zaskoczony, jak wygwizdują go ci, których kocha.

15

Poeta uniósł rękę, aby uciszyć wrzawę. A potem zaczął na nichkrzyczeć, Ŝe są podobni do purytańskich nauczycielek, do dogmatycznychksięŜy i ograniczonych policjantów; Ŝe protestują przeciwko jegowierszom, gdyŜ nienawidzą wolności. Stary naukowiec słuchał w milczeniu gwizdów i mówił sobie, Ŝekiedy był młody, teŜ miał wokół siebie gromadę i teŜ chętnie gwizdał,lecz gromada dawno się rozpierzchła i jest teraz sam. Poeta krzyczał, Ŝe wolność jest obowiązkiem poezji i Ŝe metaforarównieŜ jest warta tego, by o nią walczyć. Krzyczał, Ŝe będzie Ŝenićkota z koniem i nowoczesną sztukę z socjalizmem, i jeśli jest todonkiszoteria, to chce być Don Kichotem, poniewaŜ dla niego socjalizmjest epoką wolności i rozkoszy i inny socjalizm odrzuca. Stary naukowiec obserwował hałasującą młodzieŜ i nagle przyszłomu na myśl, Ŝe w tej sali jedynie on ma przywilej wolności, poniewaŜjest stary; tylko wtedy, gdy człowiek jest stary, nie musi się juŜtroszczyć o opinię swej gromady, o opinię publiczności ani oprzyszłość. Jest sam ze swą bliską śmiercią, a śmierć nie ma uszu nioczu, nie musi się jej podobać; moŜe mówić i robić to, co się jemusamemu podoba. A oni gwizdali i starali się dojść do głosu, Ŝeby mu

Strona 72

Page 73: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejodpowiedzieć. W końcu powstał Jaromil; miał ciemno przed oczami, a zasobą tłum; mówił, Ŝe tylko rewolucja jest nowoczesna, podczas gdydekadencki erotyzm i niezrozumiałe obrazy poetyckie są rupieciami iludowi są obce. - W końcu co jest nowoczesne? - pytał sławnego poety.- Pańskie niezrozumiałe wiersze, czy my, którzy budujemy nowy świat?Absolutnie nowoczesny - odpowiadał zaraz - jest tylko lud budującysocjalizm. Po jego słowach zagrzmiały oklaski audytorium. Te oklaski długo jeszcze brzmiały, gdy stary naukowiec odchodziłkorytarzami Sorbony i czytał na ścianach: Bądźcie realistami,chciejcie niemoŜliwego. A kawałek dalej: Emancypacja człowieka będziecałkowita albo Ŝadna. I jeszcze dalej: Tylko bez wyrzutów.

16

Ławki w przestronnej klasie są odsunięte pod ściany, a napodłodze poniewierają się pędzle, farby i długie papierowetransparenty, na których kilku studentów wyŜszej szkoły politycznejmaluje hasła na majowy pochód. Jaromil, który jest autorem iredaktorem haseł, stoi nad nimi i spogląda do notatnika. Ale co to? Pomyliliśmy daty? Jaromil dyktuje malującym kolegom tesame hasła, które przed chwilą czytał wygwizdany naukowiec nakorytarzach wzburzonej Sorbony. Bynajmniej, nie pomyliliśmy się:hasła, które Jaromil podaje do wypisania na transparentach, sądokładnie takie same, jak te, którymi dwadzieścia lat później zapisaliparyscy studenci mury Sorbony, mury Nanterre, mury Censier. Senjest rzeczywistością - poleca napisać na jednym ztransparentów; a na następnym: Bądźcie realistami, chciejcieniemoŜliwego; a obok: Zarządzamy nieustające szczęście; i dalej: Dosyćkościołów (to hasło szczególnie mu się podoba, składa się z dwóch słówa obejmuje dwa tysiąclecia historii), i następne hasło: śadnej wolnościdla wrogów wolności!, i następne: Wyobraźnia do władzy!, i dalej:Śmierć obojętnym!, i jeszcze: Z rewolucją do polityki, do rodziny, domiłości! Koledzy malowali litery, a Jaromil chodził pomiędzy nimidumniejak marszałek słów. Był szczęśliwy, Ŝe jest poŜyteczny i Ŝe jegosztuka tworzenia zdań znalazła tu swe zastosowanie. Wie, Ŝe poezjajestmartwa (poniewaŜ sztukajest martwa, jak głosi mur Sorbony), aleumarła po to, aby zmartwychwstać jako sztuka agitek i haseł natransparentach i na murach miast (poniewaŜ poezja jest na ulicy, jakgłosi mur Odeonu).

17

- Czytałeś "Rude pravo"? Była tam na pierwszej stronie opublikowana lista stu haseł na pierwszego maja. Wydał ją WydziałPropagandy Komitetu Centralnego Partii. Tobie nie pasowało ani jednoz nich? Przed Jaromilem stał otyły młodzieniec z komitetu powiatowego,który przedstawił mu się jako przewodniczący uczelnianej komisjiorganizacji obchodów 1 maja 1949. - Senjest rzeczywistością. PrzecieŜ to idealizm najcięŜszegokalibru. Dosyć kościołów. Całkowicie bym się z tobą zgodził,towarzyszu, ale na razie jest to w sprzeczności z polityką partiiwobec Kościoła. Śmierć obojętnym. CzyŜ moŜemy ludziom grozić śmiercią?Wyobraźnia do władzy. Ładnie by to wyglądało. Z rewolucją do miłości.Przepraszam, co przez to rozumiesz? To znaczy, Ŝe chcesz wolnej miłości w przeciwieństwie do burŜuazyjnego małŜeństwa, czy teŜ monogamii wprzeciwieństwie do burŜuazyjnego promiskuityzmu? Jaromil oświadczył,Ŝe albo rewolucja przemieni cały świat we wszystkich jego elementach,włącznie z rodziną i miłością, albo to nie będzie rewolucja. - No dobra - przyznał otyły młodzieniec - ale to moŜna wyrazićlepiej: Za socjalistyczną politykę, za socjalistyczną rodzinę.Widzisz, a to jest hasło z "Rudego prava". Mogłeś sobie oszczędzićwysiłku.

18

Strona 73

Page 74: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej śycie jest gdzie indziej, napisali studenci na murze Sorbony.Tak, dobrze o tym wie, przecieŜ dlatego wyjechał z Londynu doIrlandii, gdzie się burzy lud. Nazywa się Percy Shelley, madwadzieścia lat a przy sobie setki ulotek i proklamacji jakolegitymację, która umoŜliwi mu wstęp do prawdziwego Ŝycia. PoniewaŜ prawdziwe Ŝycie jest gdzie indziej. Studenci wyrywająkostki z bruku, przewracają samochody, stawiają barykady; ich wejściew świat jest piękne i hałaśliwe, oświetlone płomieniami i uczedzonewybuchami bomb łzawiących. W o ile gorszej sytuacji był Rimaud, którymarzył o barykadach Komuny Paryskiej, a nigdy się na nie z Charlevillenie dostał. Za to w roku 1968 tysiące Rimbaudólv mają swoje własnebarykady; stojąc za nimi, odmawiają zawarcia z dotychczasowymiposiadaczami świata jakiegokolwiek kompromisu. Eman-cypacja człowieka będzie całkowita albo jej nie będzie. Ale kilometr stąd, na drugim brzegu Sekwany, dotychczasowiposiadacze świata dalej prowadzą swe Ŝycie i wrzawa DzielnicyŁacińskiej dociera do nich jedynie jako coś, co dzieje się w oddali.Sen jest rzeczywistością, pisali studenci na murze, ale zdaje się, Ŝeprawda była po przeciwnej stronie: ta rzeczywistość ( barykady,przewrócone drzewa, czerwone sztandary) była snem.

19

Ale tego nie wie się nigdy w danej chwili, czy rzeczywistość jestsnem czy sen rzeczywistością; studenci, którzy gromadzili się przedwydziałem ze swymi transparentami, przyszli tam chętnie, ale wiedzielirównocześnie, Ŝe gdyby tam nie przyszli, mogliby mieć w szkolekłopoty. Praski rok 1949 zastał czeskich studentów właśnie w tymciekawym przełomowym momencie, gdy sen nie był juŜ tylko snem; ichentuzjazm był jeszcze dobrowolny, ale był juŜ takŜe obowiązkowy. Pochód ruszył ulicami i Jaromil maszerował wzdłuŜ niego; byłodpowiedzialny nie tylko za hasła na transparentach, ale równieŜ zaskandowanie kolegów; nie wymyślał juŜ Ŝadnych wspaniałychprowokujących aforyzmów, lecz wypisał sobie w notesie kilka hasełzalecanych przez centralny wydział propagandy. Wykrzykuje je na głosjak intonujący modlitwy podczas procesji, a koledzy je za nimskandują.

20

Pochód przeszedł juŜ Placem Wacława obok trybuny, na naroŜnikuustawiły się zaimprowizowane kapele i młodzieŜ w błękitnych koszulachtańczy. Wszyscy bratają się tu ze sobą bez Ŝenady, choć jeszcze przedchwilą się nie znali, ale Percy Shelleyjest nieszczęśliwy, poetaShelleyjest sam. Jest juŜ w Dublinie od paru tygodni, rozdał setkiproklamacji, policja dobrze go juŜ zna, ale jemu nie udało się zbliŜyćdo Ŝadnego , Irlandczyka. śycie wciąŜ jest tam, gdzie nie ma jego. Gdyby tu chociaŜ stały barykady i rozlegała się strzelanina!Jaromilo wi wydaje się, Ŝe uroczyste pochody są tylko ulotną imitacjąwielkich rewolucyjnych demonstracji, Ŝe nie mają Ŝadnego cięŜaru iprzeciekają ' między palcami. W tej chwili przypomina sobie dziewczynę uwięzioną w klatce kasyi ogarnia go straszliwa tęsknota; wyobraŜa sobie, Ŝe rozbija młotemwystawę, odpycha kilka kupujących bab, otwiera klatkę kasy i uprowa-dza ze sobą na oczach zdumionych ludzi oswobodzoną brunetkę. IwyobraŜa sobie dalej, Ŝe idą razem zatłoczonymi ulicami i pełnimiłości tulą się do siebie. A taniec, który wiruje dokoła, nagleprzestaje być tańcem, ale są to znów barykady, jest rok 1848 i 1870,i 1945 i jest to ParyŜ, Warszawa, Budapeszt, Praga i Wiedeń, i są toznowu te odwieczne zastępy, które skaczą przez historię z barykadyna barykadę, I a on skacze z nimi i trzyma ukochaną kobietę za rękę...

21

Czułjej ciepłą rękę w dłoni i wtedy go nagle zobaczył. Szedłnaprzeciw niego, rozłoŜysty i krępy, a u jego boku sunęła młodakobieta; nie miała na sobie niebieskiej koszuli, jak większośćdziewcząt tańczących na jezdni; była elegancka jak gwiazda pokazów

Strona 74

Page 75: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejmody. Barczysty męŜczyzna rozglądał się rozkojarzony i co chwilapozdrawiał kogoś skinieniem; kiedy zbliŜył się do Jaromila na kilkakroków, przez moment spotkały się ich spojrzenia i Jaromil w nagłejsekundzie zmieszania (i za przykładem innych, którzy sławnegomęŜczyznę rozpoznawali i pozdrawiali) skłonił głowę w geściepozdrowienia; męŜczyzna teŜ go pozdrowił nieobecnymi oczyma (tak, jakpozdrawiamy kogoś, kogo nie znamy) i z rezerwą skinęła równieŜ głowąkobieta, która mu towarzyszyła. Ach, ta kobieta była niezwykle piękna! I była całkowicierzeczywista. A dziewczyna z kasy i z wanny, tuląca się aŜ do tejchwili do boku Jaromila, w błyszczącym świetle jej rzeczywistego ciałarozpłynęła się i zniknęła. Stał na chodniku w haniebnym osamotnieniu i oglądał sięnienawistnie za nim; tak, to był on, drogi mistrz, adresat paczki zdwudziestoma słuchawkami.

22

Wieczór powoli opadał - na miasto, a Jaromil pragnął jąspotkać. Kilkakrotnie pobiegł za jakąś kobietą, która mu ją z tyłuprzypominała. Było to piękne, wczuć się w daremną pogoń za kobietązagubioną w bezmiarze ludzi. Potem zdecydował się, Ŝe pójdziespacerować koło domu, do którego widział, jak kiedyś wchodziła. Byłoto nieprawdopodobne, Ŝeby ją tam spotkał, ale nie chciało mu się iśćdo domu, dopóki matka jest jeszcze na nogach. (Znosił dom tylko wnocy, gdy mama śpi, a fotografia taty się budzi). Chodził więc tam i z powrotem zapadłą peryferyjną ulicą, naktórej pierwszy maja ze swymi sztandarami i gałązkami bzu niepozostawił Ŝadnego wesołego śladu. W kamienicy rozświetlały się okna.Rozświetliło się teŜ okno mieszkania w suterenie tuŜ nad chodnikiem.Jaromil zobaczył w nim znajomą dziewczynę! Ale nie, nie była to jegoczarnowłosa kasjerka. To była jej koleŜanka, szczupła ruda dziewczyna;podeszła właśnie do okna, Ŝeby spuścić Ŝaluzje. Jaromil nawet nie zdąŜył przełknąć całej goryczy rozczarowania,gdy zorientował się, Ŝe został zauwaŜony; zaczerwienił się i zachowałsię tak samo jak kiedyś, gdy piękna słuŜąca spojrzała z wanny nadziurkę od klucza: uciekł.

23

Była szósta wieczorem, drugiego maja; sprzedawczynie wyszłygromadą ze sklepu i stało się coś nieoczekiwanego: ruda dziewczynawychodziła sama. Schował się szybko za rogiem, ale było juŜ za późno. Rudazobaczyła go i ruszyła ku niemu. - Czy pan wie, Ŝe nie wypada zaglądać wieczorem ludziom domieszkań? Poczerwieniał i starał się szybko skierować rozmowę o wczorajszymwydarzeniu na inne tory; bał się, Ŝe obecność rudej dziewczyny znów muzepsuje okazję, gdy jej czarnowłosa koleŜanka wyjdzie ze sklepu. Aleruda była bardzo rozmowna i wcale nie zamierzała poŜegnać się zJaromilem; nawet mu zaproponowała, Ŝeby ją odprowadził do jejmieszkania (odprowadzać pannę do domu jest ponoć znacznieprzyzwoiciej, niŜ podglądać pannę przez okno). Jaromil rozpaczliwie spoglądał na drzwi sklepu. - A gdzie jest pani koleŜanka? - spytał w końcu. - Zaspał pan. Ona juŜ od nas odeszła. Szli razem w kierunku domu dziewczyny i Jaromil dowiadywał się,Ŝe obie dziewczyny pochodzą ze wsi i miały tu w Pradze wspólną pracęi mieszkanie; brunetka wyjechała jednak z Pragi, poniewaŜ wychodzi zamąŜ. Gdy zatrzymali się przed kamienicą, dziewczyna zapytała: Nie zechciałby pan wstąpić do mnie na chwilkę? Zaskoczony i zmieszany wszedł do jej pokoiku. A potem, niewiedział nawet jak to się stało, objęli się, pocałowali i po chwilisiedzieli juŜ na łóŜku, na pierzynie przykrytej wełnianą narzutą. Było to takie szybkie i takie proste. Zanim zdąŜył pomyśleć o

Strona 75

Page 76: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejtym, Ŝe stoi przed nim trudne i decydujące zadanie Ŝyciowe, połoŜyłamu rękę między nogami i chłopiec poczuł dziką radość, bowiem jegociało reagowało tak, jak przystoi i jak naleŜy. - Jesteś bombowy, jesteś bombowy - szeptała mu potem do ucha, aon leŜał obok niej z głową zanurzoną w poduszce i był pełen ogromnej' radości; po chwili ciszy usłyszał: - Ileś ty miał przede mną kobiet? Wzruszył ramionami i uśmiechnął się z umyślną zagadkowością. ; -Ukrywasz to? - Zgadnij. - No, powiedzmy - od pięciu do dziesięciu. Zalało go radosne poczucie dumy; zdawało mu się, jakby przedchwilą, kochał się nie tylko z nią, ale i z tymi pięcioma czydziesięcioma, kobietami, na które go oceniła; jakby nie tylkopozbawiła go dziewictwa, lecz przeniosła go od razu daleko w głąbmęskiego wieku.

24

Spojrzał na nią z wdzięcznością i jej nagość wprawiła go wzachwyt. Jak to moŜliwe, Ŝe mu się kiedyś nie podobała? PrzecieŜ ma naswej klatce piersiowej absolutnie niezaprzeczalne piersi i absolutnieniezaprzeczalne owłosienie na podbrzuszu! - Jesteś sto razy ładniejsza naga niŜ ubrana - rzekł do niej,chwaląc jej urodę. - Pragnąłeś mnie juŜ od dawna? - zapytała go. - Tak, pragnąłem, przecieŜ wiesz. - Tak, wiem. ZauwaŜyłam to, gdy przychodziłeś do nas po zakupy.Wiem, Ŝe wyczekiwałeś na mnie przed sklepem. - Tak. - Nie miałeś odwagi mnie zagadnąć, bo nigdy nie szłam sama. Jajednak mimo to wiedziałam, Ŝe będziesz tu kiedyś ze mną. PoniewaŜ jateŜ cię pragnęłam.

25

Patrzył na nią, a w uszach brzmiały mu jej ostatnie słowa; tak,tak to jest: przez cały ten czas, kiedy dręczył się samotnością, kiedyz rozpaczą uczestniczył w zebraniach i w pochodach, kiedy wciąŜ biegłi biegł, jego dojrzałość była tu juŜ przygotowana; cierpliwie czekałtu na niego ten pokój w suterenie z wilgotnymi ścianami i ta zwyczajnakobieta, której ciało całkowicie materialnie połączy go nareszcie zzastępami. Im bardziej się kocham, tym większą mam ochotę robićrewolucję, im bardziej robię rewolucję, tym większą mam ochotę siękochać, napisane było na murze Sorbony, a Jaromil wniknął po raz drugiw ciało rudej. Albo dojrzałość jest pełna, albo jej nie ma. Kochał jątym razem długo i wspaniale. A Percy Shelley, który miał, podobnie jak Jaromil, dziewczęcątwarz, i nie wyglądał na swój wiek, biegał tymczasem po ulicachDublinu, wciąŜ biegł i biegł, gdyŜ wiedział, Ŝe Ŝycie jest gdzieindziej. TakŜe Rimbaud ciągle biegł - do Stuttgartu, do Mediolanu, doMarsylii, a potem do Adenu i do Harare i z powrotem do Marsylii, alewtedy miał juŜ tylko jedną nogę, a z jedną nogą biegać się nie da. Pozwolił znowu swemu ciału zsunąć się z jej ciała i pomyślałsobie, kiedy tak leŜał obok niej, wyciągnięty i zmęczony, Ŝeodpoczywa nie po dwóch miłosnych aktach, lecz po kilkumiesięcznymbiegu.

Część piąta albo Poeta jest zazdrosny

Podczas gdy Jaromil biegł, świat się zmieniał; szwagra, któryuwaŜał Voltaire'a za wynalazcę woltów, oskarŜyli o rzekome oszustwa(jak setki innych drobnych kupców w owym czasie), zabrali mu obydwasklepy (naleŜały odtąd do państwa) i wsadzili na parę lat dokryminału; jego syna i Ŝonę wysiedlili jako wrogów klasowych z Pragi.

Strona 76

Page 77: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejObydwoje odchodzili z willi w lodowatym milczeniu, zdecydowani nigdynie wybaczyć mamie, Ŝe jej syn przystał do wrogów rodziny. Do willi wprowadzili się lokatorzy, którym rada narodowaprzydzieliła opuszczone pokoje na parterze. Przyszli tu z nędznegopiwnicznego mieszkania i uwaŜali za niesprawiedliwość, Ŝe kiedyś dokogoś naleŜała taka duŜa i przyjemna willa; sądzili, Ŝe nie przychodzątutaj mieszkać, ale wynagrodzić sobie dawne krzywdy historii.Okupowali bez pytania ogród i domagali się od mamy, Ŝeby szybkozałatwiła naprawę tynku, który odpada i mógłby pokaleczyć ich dziecibawiące się na podwórku. Babcia starzała się, traciła pamięć i pewnego dnia (prawieniezauwaŜalnie) zamieniła się w proch krematorium. Nic dziwnego, Ŝe mama tym gorzej znosiła to, Ŝe jej syn sięwyobcowuje: studiował w szkole, której nie darzyła sympatią i przestałprzynosić jej swe wiersze, które przywykła regularnie czytać. Kiedyposzła zajrzeć do jego szuflady, zastała ją zamkniętą, co było dlaniej policzkiem: Jaromil podejrzewają, Ŝe grzebie wjego rzeczach!Pomogła sobie zapasowym kluczem, o którym Jaromil nie wiedział, nieznalazła jednak w dzienniku Ŝadnego nowego zapisu ani Ŝadnego nowegowiersza. Potem zobaczyła na ścianie jego pokoiku fotografię męŜa wmundurze i przypomniała sobie, Ŝe kiedyś prosiła figurkę Apollina, abyz jej płodu wymazała rysy małŜonka: ach, czyŜby musiała jeszcze zezmarłym męŜem walczyć o syna? Mniej więcej tydzień po tym, jak opuściliśmy Jaromila wpoprzedniej części w łóŜku rudej dziewczyny, mama znowu otworzyła jegobiurko. W dzienniku znalazła kilka lakonicznych uwag, których niezrozumiała, ale odkryła coś znacznie waŜniejszego: nowe wiersze syna.Wydawałojej się, Ŝe lira Apollina zwycięŜa znów mundur męŜa, iucieszyła się w duchu. Gdy je przeczytała, miłe wraŜenie jeszcze się spotęgowało, bowiemwiersze (stało się to właściwie po raz pierwszy!) naprawdę się mamiepodobały: były rymowane (mama zawsze w głębi duszy uwaŜała, Ŝe wierszbez rymu nie jest wierszem) i były równieŜ zupełnie zrozumiałe i pełnepięknych słów; Ŝadnych starców, rozpuszczania ciała w glinie,obwisłych brzuchów i zaropiałych oczu; były tam nazwy kwiatów, byłoniebo i obłoki i kilkakrotnie pojawiło się (co w jego wierszach nigdysię nie zdarzyło!) takŜe słowo matka. Potem przyszedł do domu Jaromil; gdy usłyszała jego kroki naschodach, wszystkie lata cierpienia napłynęły jej do oczu i niepowstrzymała płaczu. - Co ci jest, mamo, na Boga, co ci jest? - pytał ją, a mamauwaŜnie przysłuchiwała się czułości, której dawno juŜ w jegogłosie nie słyszała. - Nic, Jaromilu, nic - odpowiadała płacząc, a płacz ten wzmagałsię potęgowany synowską troską. I tym razem wypływało z niej wielerodzajów łez: łzy Ŝalu z powodu tego, Ŝe tak bardzo jest opuszczona;łzy wyrzutów, Ŝe syn ją zaniedbuje; łzy nadziei, Ŝe moŜe wreszcie (pomelodyjnych zdaniach nowych wierszy) wróci do niej z powrotem; łzygniewu, Ŝe stoi nad nią bez ruchu i nie potrafi nawet pogłaskać jej pogłowie; łzy podstępu, które miały go wzruszyć i zatrzymać przy niej.W końcu po minucie zakłopotania chwycił ją za rękę: to było piękne;mama przestała płakać i słowa płynęły z niej równie obficie, jak przedchwilą łzy; mówiła o wszystkim: o swym wdowieństwie, osamotnieniu, olokatorach, którzy chcieliby ją wypędzić z jej własnego domu, osiostrze, która ją znienawidziła (i to z twojego powodu, Jaromilu!) iw końcu o tym najwaŜniejszym: Ŝe w tym Ŝyciowym osamotnieniu odwracasię od niej jedyny człowiek, jakiego ma na świecie. AleŜ to nieprawda, ja się od ciebie nie odwracam! - Nie mogła sięzgodzić z takim tanim zapewnieniem i zaczęła się gorzko śmiać; jakŜeŜsię od niej nie odwraca, przychodzi późno do domu, bywają dni, kiedynie zamieniają ze sobą ani słowa, a jeśli czasem rozmawiają, ona wiedoskonale, Ŝe jej nie słucha i myśli o czym innym. Tak, staje się dlaniej obcym. AleŜ, mamo, nie staję się obcym. Znowu się gorzko zaśmiała. Nie staje się? Ma mu więc toudowodnić? Ma mu powiedzieć, co ją zraniło? Mama przecieŜ zawszerespektowała jego prawo do prywatnego Ŝycia; juŜ kiedy był małymchłopcem, sprzeczała się ze wszystkimi, Ŝe musi mieć swój własny dziecięcy

Strona 77

Page 78: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejpokój; a teraz, jaka zniewaga! Jaromil nie moŜe sobie wyobrazić, jaksię czuła, gdy przekonała się (całkiem przypadkowo, ścierając kiedyśkurze w jego pokoju), Ŝe zamyka szuflady w biurku! Przed kim jezamyka? Czy naprawdę myśli, Ŝe ona mogłaby, niczym jakaś ciekawskaplotkarka, wsadzać nos w jego sprawy? - AleŜ, mamo, to nieporozumienie! Ja tych szuflad w ogóle nieuŜywam! JeŜeli są zamknięte, to przez przypadek! Mama wiedziała, Ŝesyn kłamie, ale to nie było waŜne: waŜniejsza od kłamliwych słów byłapokora głosu proponującego pojednanie. - Chciałabym ci wierzyć, Jaromilu. - Uścisnęła mu rękę. Potem pod wpływem jego spojrzenia uświadomiła sobie ślady łez natwarzy i odeszła do łazienki, gdzie przeraziła się własnego odbicia wlustrze; zapłakana twarz wydawała jej się brzydka; wyrzucała sobieteraz równieŜ szarą suknię, w której wróciła z biura. Szybko umyła sięzimną wodą, przebrała się w róŜowy szlafrok, poszła do kuchenki iwróciła z butelką wina. Potem rozgadała się o tym, Ŝe ich dwoje znowupowinno sobie ufać, gdyŜ na tym smutnym świecie nie mają nikogo pozasobą. Mówiła długo na ten temat i zdawało jej się, Ŝe oczy, którymiJaromil się w nią wpatruje, są przyjazne i wyraŜają zgodę. Pozwoliławięc sobie powiedzieć, Ŝe nie wątpi w to, iŜ Jaromil, dziś juŜstudent, ma na pewno swe prywatne tajemnice, które ona respektuje; niechciałaby tylko, Ŝeby kobieta, z którą Jaromil moŜe się spotyka,zmąciła ich wzajemny stosunek. Jaromil słuchał cierpliwie i ze zrozumieniem. JeŜeli unikał mamyw ostatnim roku, to dlatego, Ŝe jego Ŝal wymagał samotności iciemności. Jednak od czasu, gdy zakotwiczył się na słonecznym brzeguciała rudowłosej, pragnął światła i pokoju; niezgoda z matkąprzeszkadzała mu. Do powodów natury uczuciowej dołączyły się teŜbardziej praktyczne względy: ruda miała swój samodzielny pokój,podczas gdy on, męŜczyzna, mieszka u mamy i moŜe realizować swojesamodzielne Ŝycie tylko dzięki samodzielności dziewczyny. Gorzkoodczuwał ten brak równouprawnienia i był zadowolony, Ŝe mama siedzi tuz nim w róŜowym szlafroku przy winie i wygląda jak całkiem przyjemnamłoda kobieta, z którą moŜe po przyjacielsku dogadać się co do swychpraw. Powiedział jej, Ŝe nie ma przed nią nic do ukrycia (mamęścisnęło w gardle w trwoŜliwym oczekiwaniu) i rozgadał się orudowłosej dziewczynie. Zataił przy tym fakt, Ŝe mama zna ją zwidzenia ze sklepu, w którym robi zakupy, niemniej jednak wyznał jej,Ŝe panna ma osiemnaście lat i nie jest Ŝadną studentką, lecz zupełnieprostą dziewczyną, która (powiedział to niemal bojowo) zarabia na sweŜycie własnymi rękami. Mama nalewała sobie wina i wydawało się, Ŝe wszystko obraca sięna lepsze. Obraz dziewczyny, który przed nią malował rozgadany syn,rozpraszał jej niepokój: dziewczyna była młodziutka (straszliwe widmorozpustnej kobiety szczęśliwie się rozpływało), nie była zbytwykształcona (mama nie musiała się więc bać siły jej wpływu) iwreszcie Jaromil aŜ podejrzanie podkreślał jej prostotę isympatyczność, z czego wywnioskowała, Ŝe dziewczyna nie jestnajładniejsza (toteŜ mogła z ukrywanym zadowoleniem spodziewać się, Ŝezainteresowanie syna zbyt długo nie potrwa). Jaromil wyczuł, Ŝe mama spogląda na obraz rudej dziewczyny bezdezaprobaty, i był szczęśliwy: wyobraził sobie, jak tu, przy wspólnymstole siedzieć będzie z mamą i z rudą, z aniołem swego dzieciństwa iz aniołem swej dojrzałości; wydawało mu się to wspaniałe jak pokój;pokój pomiędzy domem i światem; pokój pod skrzydłami dwóch aniołów. Po długim czasie byli znowu, matka i syn, szczęśliwie uFni.Mówili jedno przez drugiego, ale Jaromil ani na moment nie spuszczałprzy tym z oczu swego małego praktycznego celu: prawa do swojegopokoju, do którego mógłby przyprowadzić dziewczynę i być z nią takdługo, jakby sam zechciał; zrozumiał bowiem, Ŝe prawdziwie dorosłyjest tylko ten, kto jest nieskrępowanym panem jakiejś zamkniętejprzestrzeni, w obrębie której wolno mu robić, co chce, gdzie przeznikogo nie jest obserwowany ani kontrolowany. Tak teŜ (okręŜnie iostroŜnie) przedstawił to mamie; będzie ponoć bywał w domu tymchętniej, im bardziej będzie mógł się tu uwaŜać za pana samego siebie. Nawet pod zasłoną wina mama pozostawała czujnym tygrysem: od razuwiedziała, do czego syn zmierza. - Jak to, Jaromilu, czyŜbyś nie czuł się tu panem siebie? ;

Strona 78

Page 79: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejJaromil powiedział, Ŝe bardzo mu się w domu podoba, ale chciałby .mieć prawo zaprosić sobie tutaj, kogo chce. i Ŝyć w domu równiesamodzielnie, jak mieszka ruda u swego najemcy. Mama zrozumiała, Ŝe Jaromil stwarza jej tu wielką okazję;przecieŜ ' i ona ma róŜnych wielbicieli, których musi odrzucać,poniewaŜ boi się potępienia Jaromila. CzyŜ nie mogłaby sobie terazprzy odrobinie zręczności kupić w zamian za swobodę Jaromila takŜetrochę swobody dla siebie? Kiedy jednak wyobraziła sobie, Ŝe Jaromiljest w swym , dziecinnym pokoju z obcą kobietą, zrodził się w niejsprzeciw nie do pokonania. Musisz zdawać sobie sprawę, Ŝe jest jakaś róŜnica między matką Ii najemcą - powiedziała dotknięta i w tej samej chwili wiedziała juŜ,Ŝe w ten sposób sama sobie dobrowolnie zabrania tego, by znowu Ŝyć jakkobieta. Zrozumiała, Ŝe jej odraza do Ŝycia erotycznego syna jestwiększa od tęsknoty jej ciała za własnym Ŝyciem i przeraziła się tegoodkrycia. Jaromil, który skupił się wyłącznie na swym celu, nie zdawałsobie ', sprawy z mamy nastroju i kontynuował przegraną walkę,uŜywając kolejnych daremnych argumentów. Dopiero po chwili zauwaŜył,Ŝe mamie płyną po policzkach łzy. Przestraszył się, Ŝe obraził aniołaswego ' dzieciństwa i umilkł. W zwierciadle maminych łez jegopretensje do niezaleŜności jawiły mu się nagle jako zuchwałość,bezczelność, ba - obleśna bezwstydność. Mama zaś była zrozpaczona: widziała, jak przepaść między nią isynem z powrotem się otwiera. Nic nie zyskuje, tylko znowu wszystkotraci. W pośpiechu zastanawiała się, co zrobić, aby nie przerwać doreszty tej cennej nici porozumienia z synem; ujęła go za rękę i zełzami w oczach powiedziała: - Ach, Jaromilu, nie gniewaj się; martwię się tym, Ŝe się takzmieniłeś; strasznie się zmieniłeś w ostatnim czasie. - Jak to, ja się zmieniłem? Wcale się nie zmieniłem, mamo. - Zmieniłeś. I powiem ci, co mnie najbardziej boli w tej zmianie.śe juŜ nie piszesz wierszy. Pisywałeś takie ładne wiersze i juŜprzestałeś, i to mnie boli. Jaromil chciał coś powiedzieć, ale mama nie dopuściła go dogłosu. - Uwierz swojej matce: znam się na tym trochę; jesteś ogromnieutalentowany; to jest twoje przeznaczenie; nie powinieneś go zdradzić;jesteś poetą, Jaromilu, jesteś poetą i boli mnie, Ŝe o tym zapominasz.

Jaromil słuchał niemal z zachwytem maminych słów. To prawda,anioł dzieciństwa rozumie go jednak najlepiej ze wszystkich! Czy i onsam nie martwił się, Ŝe juŜ nie pisze wierszy? - Mamo, ja juŜ znowu piszę wiersze, piszę je! Ja ci je pokaŜę! Nie piszesz, Jaromilu - mama pokręciła ze smutkiem głową - nie staraj się mnie oszukać, wiem, Ŝe ich nie piszesz. - Piszę! Piszę! - wołał Jaromil i pobiegł do swego pokoju,otworzył szufladę i przyniósł wiersze.

I mama spoglądała na te same wiersze, które czytała przed kilkomagodzinami, klęcząc przed biurkiem Jaromila: - Ach, Jaromilu, te są piękne! Zrobiłeś duŜe postępy, duŜepostępy! Jesteś poetą, a ja jestem taka szczęśliwa...

2

Wszystko zdaje się świadczyć o tym, Ŝe ta Jaromila olbrzymiatęsknota za nowym (ten kult Nowego) była jedynie nieokreślonąprojekcją tęsknoty cnotliwego młodzieńca za niewiarygodnością nieznanego dotąd spółkowania; gdy po raz pierwszy spoczął na brzegu ciałarudej, przebiegła mu przez głowę dziwna myśl, Ŝe juŜ wie, co to znaczybyć absolutnie nowoczesnym; być absolutnie nowoczesnym oznacza leŜećna brzegu ciała rudej. Był więc taki szczęśliwy i pełen entuzjazmu, Ŝe miał ochotęrecytować dziewczynie wiersze; przeleciały mu przez głowę wszystkie,które umiał na pamięć (własne i cudze), ale uświadomił sobie (zresztąz pewnym przeraŜeniem), Ŝe rudej Ŝadne z nich by się nie podobały ipomyślał, Ŝe absolutnie nowoczesne są tylko te wiersze, które jest wstanie przyjąć i zrozumieć ruda, dziewczyna z mas.

Strona 79

Page 80: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Było to niczym nagłe olśnienie; czemu właściwie chciał nadepnąćna gardło własnej pieśni, czemu chciał się wyrzec poezji na rzeczrewolucji? PrzecieŜ teraz, kiedy wylądował na brzegu prawdziwegoŜycia (pod słowem "prawdziwe" rozumiał gęstość powstałą na skutekzmieszania tłumów, fizycznej miłości i rewolucyjnych haseł), wystarczytylko, Ŝeby się temu Ŝyciu całkowicie oddał i stał się jegoskrzypcami.

Czuł, Ŝe jest pełen wersów i spróbował napisać wiersz, którypodobałby się rudowłosej dziewczynie. Nie było to takie łatwe; dotych-czas pisywał wiersze bez rymów i napotykał teraz na techniczneproblemy związane z regularnym wierszem, nie wątpił bowiem, Ŝeruda uwaŜa za wiersz to, co się rymuje. Ostatecznie i zwycięskaRewolucja była tego samego zdania; przypomnijmy sobie przecieŜ, Ŝe wtych latach wierszy bez rymów w ogóle nie drukowano; cała nowoczesnapoezja była uznana za wytwór zgniłej burŜuazji, a wolny wiersz byłnajbardziej ewidentnym przejawem poetyckiej zgnilizny. Czy w miłości zwycięskiej rewolucji do rymów mamy widzieć jedynieprzypadkowe upodobanie? Bynajmniej. W rymie i rytmie jestczarodziejska moc: bezkształtny świat zawarty w regularnym wierszustanie się od razu przejrzysty, regularny, jasny i piękny. JeŜeliśmierć pojawi się w wierszu akurat wtedy, gdy na końcu poprzedniegowersu zegar wybije ćwierć, stanie się i ona dźwięcznym elementemporządku. I gdyby nawet wiersz przeciwko śmierci protestował, jest onamimowolnie usprawiedliwiona, chociaŜby jako powód pięknego protestu.Kości, róŜe, rany, wszystko w wierszu zmienia się w balet, a poeta zczytelnikiem są w tym balecie tancerzami. Ci, którzy tańczą, nie mogą,naturalnie, nie zgadzać się na taniec. Poprzez wiersz realizujeczłowiek swoją zgodę na byt, a rym i rytm są najbrutalniejszymiśrodkami owej zgody. A czyŜ zwycięska rewolucja nie potrzebujebrutalnego potwierdzenia nowego ładu, a więc liryki pełnej rymów? Szalejcie ze mną!" - wzywa Vitezslav Nezval swoich czytelników,a Baudelaire pisze: "Trzeba być bezustannie pijanym... winem, poezją,cnotą, wedle upodobania..." Lirykajest pijaństwem i człowiek sięupija, aby łatwiej jednoczyć się ze światem. Rewolucja nie pragnie byćbadana i obserwowana, pragnie, by ludzie się z nią jednoczyli; w tymsensie jest liryczna i liryki potrzebująca. Rewolucja ma jednak na myśli inną lirykę niŜ ta, którą pisywałkiedyś Jaromil; wówczas obserwował w upojeniu ciche przygody iwspaniałe osobliwości swego wnętrza; dzisiaj wszakŜe opróŜnił swąduszę jak hangar, aby weszły do niej hałaśliwe kapele świata; urokosobliwości, które rozumiał tylko on sam, zamienił na urokpowszechności, które rozumiał kaŜdy. Gorąco pragnął zrehabilitowaćdawne piękno, nad którym sztuka (w zwyrodniałej pysze) kręciła nosem:zachód słońca, róŜę, rosę na trawie, gwiazdy, zmierzchy, śpiewdochodzący z oddali, matkę i tęsknotę za domem; ach, jakiŜ to byłpiękny, bliski i zrozumiały świat! Jaromil powracał do niego zezdumieniem i wzruszeniem, jak marnotrawny syn, wracający po długichlatach do domu, który kiedyś opuścił. Ach, być prostym, zupełnie prostym, prostym jak ludowa pieśń, jakdziecięca wyliczanka, jak potoczek, jak ruda dziewczyna! Być u źródła wiecznego piękna, kochać słowa dal, srebro, tęcza,i kochać słowo ach, to tylekroć wyśmiewane słówko! Jaromila fascynowały równieŜ niektóre czasowniki, zwłaszcza te,które wyraŜały prosty ruch naprzód: biec, iść, a jeszcze bardziejpłynąć i lecieć. W wierszu napisanym z okazji urodzin Lenina, rzuciłna falę gałązkę jabłoni (ten gest oczarował go powiązaniem z dawnymiobyczajami ludu, puszczającego po wodzie wianki kwiatów), abypopłynęła do kraju Lenina; z Czech wprawdzie Ŝadne wody do Rosji niepłyną, ale wiersz jest zaczarowanym obszarem, gdzie rzeki zmieniająswój bieg. W innym wierszu napisał, Ŝe świat będzie pewnego dnia wolnyjak zapach igliwia wędrujący łańcuchem gór. W jeszcze innym wierszupisał znów o woni jaśminu, która jest tak silna, Ŝe zmienia się wniewidzialny Ŝaglowiec płynący w powietrzu; wyobraŜał sobie, Ŝe wsiadana pokład woni i płynie daleko, daleko, aŜ do Marsylii, gdzie właśniew tym czasie (jak pisało "Rude pravo") strajkowali robotnicy, którychtowarzyszem i bratem chciał być. Dlatego teŜ w jego wierszach niezliczoną ilość razy pojawiał się

Strona 80

Page 81: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejnajbardziej poetycki instrument ruchu - skrzydła; noc, o którejopowiadał wiersz, pełna była cichego bicia skrzydeł; skrzydłami byłoobdarzone pragnienie, tęsknota, nawet nienawiść i, oczywiście, czasrównieŜ unosił się na skrzydłach. We wszystkich tych słowach było utajone pragnienie bezmiernegoobjęcia, w którym jakby oŜywał słynny wers Schillera: Seid umschfungen, Mifionen, diesen Kuss der ganzen Weft! Bezmierne objęcieogarniało sobą nie tylko przestrzeń, ale i czas; celem Ŝeglugi byłanie tylko strajkująca Marsylia, lecz takŜe przyszłość, ta cudowna wyspaw oddali. Przyszłość była kiedyś dla Jaromila przede wszystkim tajemnicą;kryło się w niej wszystko, co nieznane; dlatego nęciła i przeraŜała;była przeciwieństwem tego, co pewne, przeciwieństwem rodzinnego domu(dlatego w chwilach niepokoju marzył o miłości starych ludzi, którzysą szczęśliwi, poniewaŜ nie mająjuŜ przyszłości). Rewolucjanadałajednak przyszłości całkowicie odmienne znaczenie: nie była juŜtajemnicą, rewolucjonista znał ją na pamięć; znał ją z broszur,ksiąŜek, wykładów, z agitacyjnych przemówień; nie przeraŜała,przeciwnie - dawała pewności wewnątrz teraźniejszości, tak Ŝerewolucjonista uciekał do niej jak dziecko do mamy.

' Jaromil napisał wiersz o działaczu komunistycznym, który zasnął nakanapie w sekretariacie późną nocą, gdy płodne zebranie poranną rosą, juŜ się pokryło (obrazu walczącego komunisty nie dało się wyrazić 'inaczej niŜ za pomocą obrazu komunisty obradującego); odgłos tram wajupod oknem przemienił się we śnie w bicie dzwonów, wszystkich dzwonówświata, które ogłaszają, Ŝe wojny definitywnie się skończyły ' i kulaziemska naleŜy do ludzi pracy. Zrozumiał, Ŝe cudownym skokiem znalazłsię w dalekiej przyszłości; stał gdzieś wśród pól, a ku niemu zbliŜałasię kobieta na traktorze (na wszystkich plakatach kobieta przyszłościprzedstawiana była jako kobieta na traktorze) i ze zdziwieniemrozpoznawała w nim tego, którego nigdy nie widziała, spracowanegomęŜczyznę z dawnych lat, tego, który poświęcił się, Ŝeby ona mogłateraz szczęśliwie (i ze śpiewem na ustach) orać łany. Zeszła ze swejmaszyny, by się z nim przywitać; mówi mu: "Tu jesteś w domu, tu jesttwój świat..." i chce go wynagrodzić (na Boga, jak mogłaby ta młoda ''kobieta wynagrodzić starego steranego działacza?); w tym momencietramwaje na ulicy głośno zadzwoniły i męŜczyzna odpoczywający nawąskiej kanapie w kącie sekretariatu obudził się... NapisałjuŜ wiele nowych wierszy, a mimo to nie był zadowolony;znał je bowiem na razie tylko on i mama. Wysyłał je wszystkie doredakcji "Rudego prava", które co rano sobie kupował; kiedyś wreszcieodkrył na trzeciej stronie w prawym górnym rogu pięć czterowersowychstrofze swoim nazwiskiem wydrukowanym tłustymi literami pod tytułem.Jeszcze tego samego dnia wręczył gazetę rudej, mówiąc, Ŝeby ją sobiedokładnie przejrzała; dziewczątko długo nie mogło znaleźć niczegociekawego (była przyzwyczajona wiersze pomijać, toteŜ w ogóle niedostrzegła nazwiska przy nich wydrukowanego) i Jaromil musiał w końcuwskazać wiersz palcem. - Nie wiedziałam, Ŝejesteś poetą - patrzyła mu z podziwem w oczy.Jaromil powiedział jej, Ŝe pisze wiersze juŜ od bardzo dawna, iwyciągnął z kieszeni kilka innych wierszy, które miał w rękopisie.Rudaje czytała, a Jaromil wyznałjej, Ŝejakiś czas temu przestał pisaćwiersze, i dopiero teraz, gdy ją spotkał, znów do nich powrócił.Spotkał rudą, jak gdyby spotkał Poezję. - Naprawdę? - spytała dziewczyna, a kiedy Jaromil przytaknął,objęła go i pocałowała. - Szczególne jest to - ciągnął dalej Jaromil - Ŝe jesteś nietylko królową mych obecnych wierszy, ale i tych, które napisałem,zanim cię poznałem. Kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłem, wydawało misię, Ŝe moje dawne wiersze oŜyły i zamieniły się w kobietę. Z przyjemnością patrzył na jej zaciekawioną i zdziwioną twarz, apotem zacząłjej opowiadać, jak przed laty pisał długą prozę poetycką,jakieś fantastyczne opowiadanie o chłopcu imieniem Ksawery. Pisał?Właściwie nie pisał, raczej tylko śnił o jego przygodach i pragnął jekiedyś opisać. Ksawery Ŝył zupełnie inaczej niŜ inni ludzie; jego Ŝycie byłosnem; Ksawery spał i śnił mu się sen; w tym śnie zasnął i śnił mu się

Strona 81

Page 82: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejnastępny sen, w którym znowu zasypiał i znowu śnił mu się sen; i ztego snu, powiedzmy, zbudził się i znalazł się w poprzednim śnie; itak przechodził ze snu do snu i przeŜywał właściwie na zmianę kilkaistnień; mieszkał w kilku istnieniach i przechodził z jednego dodrugiego. Czy to nie wspaniałe, Ŝyć tak, jak Ŝył Ksawery? Nie byćprzywiązanym tylko do jednego Ŝycia? Być wprawdzie śmiertelnym, leczpomimo to mieć wiele istnień? - Tak, to by było piękne... - rzekła ruda. I Jaromil opowiadał dalej o tym, Ŝe gdy pewnego dnia zobaczył jąw sklepie, osłupiał, bowiem największą miłość Ksawerego wyobraŜałsobie właśnie tak: szczupłą, rudą, leciutko piegowatą... - Jestem brzydka - powiedziała ruda. - Nie! Kocham twoje piegi i twoje rude włosy! Kocham je, gdyŜ sąmoim domem, moją ojczyzną, moim dawnym snem! Ruda pocałowała Jaromila, a on ciągnął dalej: - Wyobraź sobie, całe opowiadanie zaczyna się tak: Ksawery lubiłwłóczyć się zakurzonymi podmiejskimi ulicami; mijał zawsze takie jednookno w suterenie, zatrzymywał się przy nim i marzył, Ŝe mieszka tam,być moŜe, jakaś piękna kobieta. Pewnego dnia w oknie paliło sięświatło i Jaromil zobaczył wewnątrz delikatną, wątłą, rudowłosądziewczynę. Nie wytrzymał, otworzył na ościeŜ skrzydło uchylonego oknai wskoczył do środka. - Ale ty od okna uciekłeś! - zaśmiała się ruda. - Tak, uciekłem - powiedział Jaromil - poniewaŜ zląkłem się, Ŝepowraca do mnie mój sen; wiesz, co to znaczy, gdy naraz wchodzisz wsytuację, którą znałaś dotąd tylko ze snu? W tym jest coś takokropnego, Ŝe masz ochotę uciec! - Tak - ruda przyświadczyła uszczęśliwiona. - Wskoczył więcdo niej do środka, ale potem przyszedł jej mąŜ i Ksawery zamknął go wcięŜkiej dębowej szafie. Ten mąŜ jest tam do tej pory, zamieniony wkościotrupa. A Ksawery zabrał tę kobietę ze sobą w dalekie strony, takjak ja zabiorę ciebie. - Jesteś mój Ksawery - szepnęła ruda Jaromilowi wdzięcznie doucha i zaczęła odmieniać to imię, zmieniając je na Ksawerka, Ksawika,Ksawka i nazywała go tymi wszystkimi słówkami i długo, długo całowała.

3

Spośród wielu wizyt Jaromila w suterenie dziewczyny pragniemy ;odnotować tę, podczas której ruda miała sukienkę z naszytymi z przoduod kołnierzyka do samego dołu duŜymi guzikami. Jaromil zaczął je ůrozpinać, a dziewczyna roześmiała się, poniewaŜ guziki słuŜyły tylkojako ozdoba. - Poczekaj, sama się rozbiorę powiedziała i uniosła rękę, byzłapać z tyłu na szyi koniec zamka błyskawicznego. Jaromil czuł się w przykry sposób przyłapany na swejniezręczności i teraz, gdy zrozumiał w końcu zasadę zapinania, chciałprędko naprawić niepowodzenie. Nie, nie, sama się rozbiorę, zostaw mnie! cofała się przed nim iśmiała się. Nie mógł dłuŜej nalegać, poniewaŜ nie chciał stać się śmiesznym;zarazem jednak stanowczo nie zgadzał się na to, Ŝe dziewczyna chcerozbierać się sama. W jego wyobraŜeniach miłosne rozbieranie róŜniło się od rozbierania codziennego właśnie tym, Ŝe kobietę rozbierakochanek. To nie doświadczenia wytworzyły w nim taki pogląd, ale literatura. i jej sugestywne zdania: umiał rozbierać kobietę; albo: rozpinał jejwprawnym ruchem bluzkę. Nie potrafił sobie wyobrazić miłości fizycznejbez uwertury chaotycznego i poŜądliwego rozpinania guzików, ściąga niazamka, zdzierania sweterków. - Nie jesteś przecieŜ u lekarza, Ŝebyś się rozbierała sama -protes tował. Dziewczyna juŜ wyśliznęła się z sukienki i była w samejbieliźnie. - U lekarza? Dlaczego? Tak, wygląda to jak u lekarza. No, tak - zaśmiała się dziewczyna - rzeczywiście, jak u lekarza.Zdjęła stanik i stanęła przed Jaromilem nadstawiając mu swe małepiersi. - Kłuje mnie, panie doktorze, tutaj koło serca.

Strona 82

Page 83: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Jaromil patrzył na nią nie rozumiejąc, a ona powiedziałausprawiedliwiająco: - Przepraszam pana, przywykł pan z pewnością badać pacjentów naleŜąco. - I połoŜyła się na tapczanie, mówiąc: - Proszę spojrzeć, cotam u mnie z tym sercem. Jaromilowi nie pozostało nic innego, niŜ przyjąć warunki gry:pochylił się nad klatką piersiową dziewczyny i przyłoŜył ucho do jejserca; dotykał małŜowiną miękkiej poduszeczki piersi i słyszał z głębiregularne stukanie. Pomyślał sobie, Ŝe moŜe właśnie w ten sposóbnaprawdę dotyka piersi rudej lekarz, gdy bada ją za zamkniętymi itajemniczymi drzwiami gabinetu. Podniósł głowę, spojrzał na nagądziewczynę i przeszyło go uczucie palącego bólu, widział ją bowiemtaką, jaką ją widzi obcy męŜczyzna - lekarz. Szybko połoŜył obie sweręce dziewczynie na piersiach (połoŜył je tam jako Jaromil, nie jakolekarz), aby przerwać męczącą grę. AleŜ, panie doktorze, co pan robi! Tego panu przecieŜ robić niewolno! To nie jest badanie lekarskie! - broniła się ruda, a Jaromilaogarnęła złość; widział twarz swej dziewczyny, jak wygląda w chwili,gdy ją dotykają obce ręce; widział, jak zalotnie protestuje, i miałochotę ją uderzyć; uświadomił sobie jednak w tym momencie, Ŝe jestpodniecony, toteŜ zdarł z dziewczyny majteczki i złączył się z nią. Podniecenie było tak ogromne, Ŝe zazdrosna złość Jaromila szybkosię w nim rozpuszczała, zwłaszcza, gdy słyszał jęki dziewczyny (tęwspaniałą cześć) i słowa, które miały juŜ na zawsze naleŜeć do ichintymnych chwil: - Ksawku, Ksawiku, Ksawerku! Potem leŜał spokojnie obok niej, całował ją czule po ramieniu ibyło mu dobrze. JednakŜe ten dureń nie mógł zadowolić się pięknąchwilą; piękna chwila miała dla niego znaczenie tylko wtedy, jeślibyła posłanką pięknej wieczności; piękna chwila, która wypadłaby zpoplamionej wieczności, była dla niego jedynie kłamstwem. Chciał sięwięc upewnić, Ŝe ich wieczność jest nie splamiona, i zapytał,błagalnie raczej niŜ napastliwie: - Ale powiedz mi, Ŝe to był tylko głupi Ŝart z tym badaniemlekarskim. - No pewnie - powiedziała dziewczyna; cóŜ miała odpowiedzieć natak głupie pytanie? JednakŜe to jej no pewnie Jaromila nie zadowoliło; ciągnął: Nie zniósłbym tego, Ŝeby dotknęły cię jakieś inne ręce próczmoich. Nie zniósłbym tego i głaskał dziewczynę po jej uboŜuchnychpiersiach, jakby w jej nietykalności było zaklęte całe jego szczęście.Dziewczyna (całkiem niewinnie) się roześmiała: - Ale co robić, kiedy jestem chora? Jaromil wiedział, Ŝe trudno jest uniknąć jakiegokolwiek badanialekarskiego i Ŝe jego stanowisko jest nie do obrony; równie dobrzewiedział jednak, Ŝe jeśli piersi dziewczyny dotkną inne ręce, całyjego świat ulegnie zniszczeniu. Dlatego powtarzał: - Ale ja bym tego nie zniósł, rozumiesz, ja bym tego nie zniósł. - Więc co mam zrobić, jeśli zachoruję? Powiedział cicho i z wyrzutem: MoŜesz przecieŜ sobie znaleźć lekarkę. - CzyŜ ja mogę sobie kogoś wybierać? PrzecieŜ wiesz jak to jest.- Zaczęła teraz mówić z nieukrywanym rozgoryczeniem. - Wszyscyjesteśmy przydzieleni do jakiegoś lekarza! CzyŜbyś nie wiedział, czymjest socjalistyczna słuŜba zdrowia? Nie masz Ŝadnego wyboru i musiszsłuchać! Weź choćby te badania ginekologiczne... Jaromilowi zamarło serce, ale spytał jakby nigdy nic: - CzyŜbyśmiała jakieś kłopoty? - AleŜ nie, to profilaktyka. Ze względu na raka. Jest takiezarządzenie. - Milcz, nie chcę tego słuchać rzekł Jaromil i połoŜył jej rękęna ustach; połoŜył ją tam tak gwałtownie, Ŝe zląkł się niemal tegodotyku, bowiem ruda mogła uwaŜać to za uderzenie i rozgniewać się; aleoczy dziewczyny patrzyły pokornie, tak Ŝe Jaromil nie musiał w Ŝadensposób łagodzić niezamierzonej brutalności swego gestu; spodobała musię ona i powiedział: - Oświadczam ci, Ŝejeśli ktoś cięjeszcze kiedyś dotknie, tojuŜnigdy nie będę mógł cię dotknąć ja.

Strona 83

Page 84: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej WciąŜ trzymał rękę na jej ustach; po raz pierwszy dotknąłbrutalnie jakiejś kobiety i poczuł, Ŝe jest oszołomiony; połoŜył jejpotem obie ręce na szyi, jakby ją dusił; czuł pod palcami kruchość jejgardła i pomyślał sobie, Ŝe wystarczyłoby zacisnąć palce i udusiłabysię. - Udusiłbym cię, gdyby ktoś cię dotknął - rzekł, trzymając ciągledziewczynę obiema rękami za gardło; cieszyło go uczucie, Ŝe w tymdotyku zawarty jest moŜliwy niebyt dziewczyny; zdawało mu się, Ŝeprzynajmniej w tej chwili ruda rzeczywiście do niego naleŜy, ioszołomiło go poczucie szczęśliwej władzy, poczucie tak piękne, Ŝezaczął dziewczynę znowu kochać. W trakcie miłosnego aktu kilkakrotnie ścisnął ją brutalnie, kładłjej rękę na szyi (przyszło mu na myśl, Ŝe byłoby pięknie udusićkochankę podczas stosunku) i parę razy ją ugryzł. Potem znów leŜeli obok siebie, ale akt miłosny trwał widoczniezbyt krótko, tak Ŝe wcale nie zdołał rozproszyć gorzkiego gniewuchłopca; ruda leŜała koło niego, nie uduszona, Ŝywa, ze swym nagimciałem, które chodzi na badania ginekologiczne. - Nie bądź na mnie zły - pogłaskała go po ręce. - Powiedziałem ci, Ŝe brzydzę się ciałem, którego dotykały inneręce. Dziewczyna zrozumiała, Ŝe chłopiec nie Ŝartuje; powiedziała znaciskiem: - O BoŜe, przecieŜ to były tylko Ŝarty! Ładne mi Ŝarty. To była prawda. - To nie była prawda. - Jak to nie? To była prawda i ja wiem, Ŝe nic na to nie moŜnaporadzić. Badania ginekologiczne są obowiązkowe i ty na nie musiszchodzić. Ja teŜ ci tego nie wyrzucam. Tylko, Ŝe ciało, któregodotykają obce ręce, budzi we mnie odrazę. Trudno, ale tak juŜ jest. Przysięgam ci, Ŝe nic z tego nie było prawdą. Nigdy` nie byłamchora, tylko jako dziecko. W ogóle do lekarza nie chodzę. Na badaniaginekologiczne dostałam wezwanie, ale je zgubiłam. Nigdy tam niebyłam. Nie wierzę ci. Musiała go zapewniać. A co będzie, jeŜeli cię wezwą po raz drugi`? Nie bój się, mają w tym bałagan. Uwierzył jej, ale jego goryczy nie mogły uśmierzyć rzeczoweargumenty; nie chodziło przecieŜ tylko o badania lekarskie; chodziłoo to, Ŝe mu się wymyka i Ŝe nie miał jej całej. - Tak cię kocham mówiła, ale on nie wierzył tej krótkiej chwili;chciał wieczności; chciał chociaŜby małej wieczności jej Ŝycia iwiedział, Ŝe jej nie ma; uświadomił sobie znowu, Ŝe kiedy ją poznał,nie była dziewicą. - Jest to dla mnie nie do zniesienia, Ŝe cię ktoś będzie dotykaći Ŝe cię ktoś dotykał - rzekł. - Nikt mnie dotykać nie będzie. - Ale dotykał. I to budzi we mnie wstręt. Objęła go. Odepchnął ją. - Ilu ich było? - Jeden. - Nie kłam!- Przysięgam, Ŝe był tylko jeden. Kochałaś go?Pokręciła głową.- To jak mogłaś barłoŜyć się z kimś, kogo nie kochałaś?- Nie dręcz mnie - powiedziała.- Odpowiedz mi! Jak mogłaś to zrobić!- Nie dręcz mnie. Nie kochałam go i było to potworne. Co było potworne? - Nie pytaj się. - Dlaczego nie mam się pytać! Rozpłakała się i płacząc wyznała mu, Ŝe to był starszy męŜczyznau nich na wsi, Ŝe był wstrętny, Ŝe miał nad nią władzę ("nie pytajsię, nie pytaj się o nic!), Ŝe nie moŜe o nim w ogóle myśleć ("jeŜelimnie kochasz, nigdy mi o nim nie przypominaj!"). Płakała tak bardzo, Ŝe Jaromil pozbył się wreszcie swego gniewu;

Strona 84

Page 85: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejłzy są znakomitym środkiem do usuwania plam. W końcu ją pogłaskał. - Nie płacz. - Ty jesteś mój Ksawerek - powiedziała do niego. - Ty wszedłeśprzez okno i zamknąłeś go w szafie i zostanie z niego szkielet, a mniezabierzesz daleko, daleko. Objęli się i pocałowali. Dziewczyna zapewniła go, Ŝe nie zniesieŜadnych rąk na swoim ciele, a on ją zapewniał, Ŝe ją kocha. Zaczęlisię znowu kochać i kochali się czule, z ciałami po brzegi napełnionymiduszą. - Jesteś mój Ksawerek - mówiła potem do niego i głaskała go. -Tak, zabiorę cię daleko, gdzie będziesz bezpieczna - rzekł i wiedział,dokąd ją zabierze; przecieŜ ma dla niej przygotowany namiot podbłękitnym Ŝaglem świata, namiot, nad którym ptaki latają w stronęprzyszłości, a zapachy płyną do strajkujących w Marsylii; przecieŜ madla niej dom strzeŜony przez anioła jego dzieciństwa. - Wiesz co, chciałbym cię przedstawić mojej mamie powiedział, aoczy miał pełne łez.

4

Rodzina zamieszkująca pokoje na parterze chlubiła się rosnącymbrzuchem matki; trzecie dziecko było w drodze i ojciec rodzinyzaczepił kiedyś matkę Jaromila, byjej powiedzieć, Ŝe toniesprawiedliwe, iŜ dwoje ludzi zajmuje przestrzeń tej samej wielkościco pięcioro ludzi; zaproponował jej, Ŝe mogłaby mu odstąpić jeden ztrzech pokoi na piętrze. Mama odpowiedziała, Ŝe to niemoŜliwe. Lokatorrzekł, iŜ w takim razie rada narodowa będzie musiała sama zbadać, czypomieszczenia willi są sprawiedliwie rozdzielone. Mama odparła, Ŝe jejsyn będzie się niedługo Ŝenić i potem będą na piętrze we troje, a moŜewkrótce we czworo. Gdy nieco później Jaromil oświadczył, Ŝe chce jejprzedstawić swoją dziewczynę, było jej to na rękę; lokatorzy zobacząprzynajmniej, Ŝe się nie wykręcała, mówiąc o rychłym małŜeństwie syna. Ale kiedy się przyznał, Ŝe mama dziewczynę dobrze zna ze sklepu,do którego chodzi na zakupy, nie potrafiła ukryć wyrazu niemiłegozaskoczenia. - Mam nadzieję - powiedział napastliwie - Ŝe ci nie przeszkadzato, iŜjest sprzedawczynią. Mówiłem ci przecieŜ, Ŝe to całkiemzwyczajna pracująca kobieta. Mama przez chwilę nie mogła pogodzić się z myślą, Ŝe tachaotyczna, nieuczynna i nieładna dziewczyna jest miłością jej syna,ale w końcu opanowała się. - Nie gniewaj się, Ŝe mnie to zdziwiło - powiedziała i gotowabyła znieść wszystko, co jej syn przygotował. Doszło więc do trzech cierpkich godzin wizyty; wszyscy mielitremę, ale jakoś to wytrzymali. - I jak ci się podobała? - pytał mamę niecierpliwie, gdy zostalisami. - AleŜ tak, całkiem mi się podobała, czemu nie miałaby mi siępodobać odpowiedziała, wiedząc doskonale, Ŝe ton jej głosu przeczytemu, co mówi. - Więc nie podobała ci się? - AleŜ mówię ci, Ŝe mi się całkiem podobała. - Nie, poznaję po głosie, Ŝe ci się nie podobała. Mówisz coinnego niŜ myślisz. Ruda dopuściła się podczas wizyty wielu niezręczności (pierwszapodała mamie rękę, pierwsza usiadła przy stole, pierwsza podniosła doust filiŜankę kawy), wielu niegrzeczności (wchodziła mamie w słowo) inietaktów (spytała mamy, ile ma lat); gdy mama zaczęła wyliczać teniedostatki, przestraszyła się, Ŝe będzie się synowi wydawaćmałostkowa (przesadną staranność w przyzwoitym zachowaniu Jaromilpotępiał jako przejaw mieszczańskości), toteŜ zaraz dodała: Nie jest to, oczywiście, nie do naprawienia. Wystarczy, jeŜelibędziesz ją do nas częściej przyprowadzał. W naszym otoczeniuwyszlachetnieje i wychowa się. JednakŜe w chwili, gdy wyobraziła sobie, Ŝe musiałaby tonieładne, rude i nieprzyjazne ciało widywać regularnie, ogarnęła ją nanowo nieodparta niechęć i powiedziała uspokajającym głosem:

Strona 85

Page 86: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej - Nie moŜesz jej przecieŜ mieć za złe, Ŝe jest taka, jaka jest.Musisz wziąć pod uwagę środowisko, w którym wyrastała i gdzie pracuje.Nie chciałabym być dziewczyną w takim sklepie. KaŜdy sobie wobecciebie pozwala, musisz wszystkim dogodzić. Kiedy szefchce ciępoderwać, nie wolno ci odmówić. W końcu w takim środowisku tychróŜnych romansów nie bierze się na serio. Spoglądała na twarz syna i widziała, jak się czerwieni; gorącafala zazdrości napełniła jego ciało i mamie wydawało się, Ŝe ciepłotej fali sama w sobie czuje; (jakŜe by nie: była to przecieŜ ta samagorąca fala, którą poczuła w sobie, gdy przedstawił jej rudą, tak ŜemoŜemy powiedzieć, Ŝe stali tu naprzeciw siebie, matka i syn, jak dwanaczynia połączone, przez które przepływa ta sama substancja Ŝrąca).Twarz syna była teraz znowu dziecięca i poddana; nagle stanął przednią juŜ nie ten obcy i samodzielny człowiek, ale jej ukochane dziecko,które kiedyś do niej uciekało i które ona uspakajała. Nie mogłaoderwać oczu od tego wspaniałego widoku. Potem jednak Jaromil odszedł do swego pokoju, a ona przyłapałasię na tym (była juŜ przez chwilę sama), jak wali się pięścią pogłowie i półgłosem upomina samą siebie: "Przestań, przestań, nie bądźzazdrosna, przestań, nie bądź zazdrosna!" Tym niemniej - co się stało, to się nie odstanie. Namiot uszytyz lekkich błękitnych Ŝagli, namiot harmonii strzeŜony przez anioładzieciństwa był potargany. Przed matką i synem otwarła się epokazazdrości. Słowa mamy o romansach, których nie bierze się na serio,nieustannie brzmiały mu w głowie. WyobraŜał sobie kolegów rudej -sprzedawców, opowiadających jej nieprzyzwoite dowcipy, wyobraŜał sobieten krótki obleśny kontakt pomiędzy słuchaczem i opowiadającym istrasznie się dręczył. WyobraŜał sobie, jak kierownik sklepu otrze sięo nią ciałem, niepostrzeŜenie dotkniejej piersi albo poklepieją popośladkach i złościł się, Ŝe takich dotknięć nie bierze się na serio,podczas gdy dla niego oznaczają one wszystko. Kiedyś, gdy był u niejz wizytą, zauwaŜył, Ŝe zapomniała zamknąć się w ubikacji. Zrobił jejscenę, zaraz bowiem wyobraził ją sobie, jak jest w ubikacji u siebiew pracy i obcy męŜczyzna zaskakuje ją tam przypadkowo siedzącą namuszli. JeŜeli zwierzał się rudej ze swej zazdrości, potrafiła goczułością i przysięgami uspokoić; ale wystarczyło, Ŝe został na chwilęsam w swym dziecięcym pokoju i zaraz uświadamiał sobie, Ŝe nie maŜadnej gwarancji, Ŝe ruda, uspakajając go, mówiła prawdę. Czy sam nie zmuszajej właściwie, Ŝeby kłamała? Skoro nawet na głupie badania lekarskiereagował z taką złością, czy nie zabronił jej tym samym raz na zawszemówić mu to, co myśli? Minął bezpowrotnie pierwszy szczęśliwy okres, kiedy kochanie byłoradosne, a on był pełen wdzięczności za to, Ŝe z naturalną pewnościąwyprowadziła go z labiryntu dziewictwa. To, za co był jej wtedywdzięczny, poddawał teraz gorzkiej analizie; niezliczoną ilość razyprzypominał sobie bezwstydny dotyk jej ręki, którym go podczaspierwszej wizyty tak bajecznie podnieciła; badał go terazpodejrzliwymi oczyma: to przecieŜ niemoŜliwe, mówił sobie, Ŝeby po razpierwszy w Ŝyciu dotknęła w ten sposób właśnie jego: jeŜeli odwaŜyłasię na tak bezwstydny gest zaraz za pierwszym razem, pół godziny potym, jak go spotkała, gest ten musiał być dla niej całkiem zwyczajnyi mechaniczny. To było straszne. Pogodził się juŜ wprawdzie z tym, Ŝemiała przed nim kogoś innego, ale pogodził się z tym tylko dlatego, Ŝena podstawie słów dziewczyny stworzył sobie wizję jakiejś na wskrośgorzkiej, bolesnej znajomości, w której była ona jedynie wykorzystanąofiarą; wizja ta budziła w nim Ŝal i w tym Ŝalu rozpuszczała sięponiekąd zazdrość. Jeśli jednak w czasie tej znajomości dziewczynanauczyła się owego bezwstydnego dotyku, nie mogła to być znajomość takcałkiem nieudana. W tym geście jest przecieŜ zawarte zbyt wiele radości, w tym geście jest cała mała historia miłosna! Był to zbyt bolesny temat, Ŝeby miał odwagę o nim mówić, poniewaŜjuŜ samo głośne nazywanie poprzedniego kochanka sprawiało mu wielkąudrękę. Pomimo to, starał się okręŜnie wybadać pochodzenie owegodotyku, o którym nieustannie myślał (i którego wciąŜ na nowo zaznawał,bowiem ruda miała w nim upodobanie) i uspokoił się w końcu myślą, Ŝewielka miłość, która nadejdzie nagle, jak uderzenie gromu, uwolni

Strona 86

Page 87: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejnaraz kobietę od jakichkolwiek oporów i wstydu, i ona, właśniedlatego, Ŝe jest czysta i niewinna, odda się kochankowi równieszybko, jak uczyniłaby to dziewczyna lekkich obyczajów; małotego: miłość otworzy w niej takie źródło nieoczekiwanych inspiracji,Ŝe jej spontaniczne zachowanie moŜe przypominać obycie doświadczonejkobiety. Geniusz miłości zastąpi w jednej chwili wszelkiedoświadczenie. Ta refleksja wydawała mu się piękna i wnikliwa; w jejświetle jego dziewczyna stawała się świętą miłości. A potem któregoś dnia kolega z roku spytał go: - Co to za chudzinka, z którą wczoraj szedłeś? Wyparł się dziewczyny jak Piotr Chrystusa; wykręcił się, Ŝe to byłaprzygodna znajoma; pogardliwie machnął nad nią ręką. Ale, jak PiotrChrystusowi, tak i on pozostał w duszy wierny swej dziewczynie.Ograniczył wprawdzie wspólne spacery po ulicach i był zadowolony,kiedy nikt go z nią nie widział, ale jednocześnie nie zgadzał się wduchu ze swoim kolegą i zraził się do niego. I zaraz wzruszył się tym,Ŝe jego dziewczyna ma skromne, nieładne sukienki, i widział w tym nietylko urok dziewczyny (urok prostoty i ubóstwa), ale przede wszystkimurok swej własnej miłości: mówił sobie, Ŝe nie trudno kochać kogośefektownego, doskonałego, dobrze ubranego; taka miłoś‚jest tylko nicnie znaczącym odruchem, który wywołuje w nas automatycznieprzypadkowość pięk na; jednakŜe wielka miłość pragnie stworzyć kochanąistotę właśnie z niedoskonałego stworzenia, które zresztą jeststworzeniem tym bardziej ludzkim, im mniej doskonałym. Pewnego dnia, kiedyjej znowu (prawdopodobnie pojakiejś męczącejkłótni) wyznał miłość, powiedziała mu: - I tak nie wiem, co ty we mnie widzisz. Jest wkoło tyleładniejszych dziewcząt. Rozzłościł się i tłumaczył jej, Ŝe zdrada nie ma z miłością nicwspólnego. Twierdził, Ŝe kocha w niej to, co dla wszystkich innychjest brzydkie; w jakimś uniesieniu zaczął to nawet nazywać; mówił, Ŝejej piersi są małe i nędzne, z wielkimi pomarszczonymi brodawkami,budzącymi raczej litość niŜ zachwyt; mówił, Ŝe jej twarz jestpiegowata, włosy rude a ciało chude i Ŝe właśnie dlatego ją kocha. Ruda rozpłakała się, poniewaŜ dobrze rozumiała fakty (uboŜuchnepiersi, Ŝadkie włosy), źle rozumiała myśl. Natomiast Jaromil był swoją myślą oczarowany; płaczdziewczyny, która martwi się inspirował i rozgrzewał go w jegosamotności; mówił sobie, ale Ŝycie poświęci na to, Ŝeby ją tego płaczuoduczyć i przekonać" ją do swej miłości. W tym wielkim rozczuleniupojmował takŜe jej poprzedniego kochanka wyłącznie jako jeden zprzejawów jej brzydoty, którą w niej kocha. To był naprawdę godnypodziwu wyczyn woli i umysłu; Jaromil o tym wiedział i zaczął pisaćwiersz:opowiadajcie mi o tej, o której ciągle myślę(to był wers powracający jako refren),opowiadajcie mi, jak się starzeje (juŜ znowu chciał ją mieć z całą jej ludzką wiecznością), opowiadajciemi o tym, jak była mała (i chciał ją nie tylko z jej przyszłością, lecz takŜe z przeszłością),pozwólcie mipić wodę, którą wypłakała (a zwłaszcza z jej smutkiem, uwalniającym go od jego smutku),opowiadajcie mi o miłościach, które jej młodość zabrały; wszystko, co na niej obmacały, z czego się z niej wyśmiewały, będę wielbił; (i jeszcze kawałek dalej:) niczego w jej duszy nie ma ani w ciele, nawet dawne miłości leŜące wpopiele, czego bym chętnie nie pił. Jaromil był zachwycony tym, co napisał, gdyŜ wydawało mu się, Ŝena miejscu wielkiego błękitnawego namiotu harmonii, sztucznejprzestrzeni, gdzie zostały zniesione wszelkie przeciwieństwa, gdziematka z synem i synową siedzą przy wspólnym stole pokoju, znalazł innydom absolutu, absolutu okrutniejszego i prawdziwszego. Bowiem zamiastabsolutu czystości i pokoju, istnieje tu absolut bezmiernego uczucia,w którym wszystko, co nieczyste i obce, rozpuszcza się jak w roztworzechemicznym. Był urzeczony tym wierszem, chociaŜ wiedział, Ŝe go Ŝadna gazetanie wydrukuje, poniewaŜ nie ma nic wspólnego z radosną epoką

Strona 87

Page 88: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsocjalizmu; pisał go jednak dla siebie i dla rudej. Gdy jej goprzeczytał, była wzruszona do łez, lecz zarazem przestraszona tym,Ŝejest tam mowa ojej brzydocie, o tym, Ŝe ktoś ją obmacywał, i o tym,Ŝe będzie się starzeć. Skrupuły dziewczyny nie przeszkadzały Jaromilowi. Przeciwnie -pragnął je widzieć i smakować, pragnął się nad nimi rozwodzić i długoje dziewczynie wyperswadowywać. Gorszą rzeczą jednak było to, Ŝedziewczyna nie umiała zatrzymywać się przy temacie wiersza zbyt długoi po chwili skierowała roznowę na co innego. O ile był w stanie wybaczyć jej nędzne piersi (za nie nigdywłaściwie się na nią nie gniewał) i obce ręce, kturejądotykały,jednego nie potrafiłjej wybaczyć: gadatliwości. Proszę.właśnie skończył czytać jej coś, w czym był on cały, ze swąnamiętnością, uczuciem, krwią, a ona za parę chwil juŜ znowu wesołoopowiada o czymś innym. Tak, był w stanie ogarnąć wszelkie jej błędy wszechwybaczającymroztworem miłości, ale tylko pod jednym warunkiem: Ŝe ona się w tymroztworze posłusznie połoŜy, Ŝe nie będzie nigdzie indziej poza tąwanną miłości, Ŝe ani jedną myślą nie będzie się z tej wanny wymykać,Ŝe będzie całkowicie zanurzona pod powierzchnią jego myśli i słów, Ŝebędzie zanurzona w jego świecie i w Ŝadnym innym świecie anikawałeczkiem swego ciała i myśli nie będzie obecny. A ona zamiast tego znowu - powiada, i mało tego, Ŝeopowiada, ale opowiada o swojej rodzinie, tej rodziny Jaromil nielubił w niej najbardziej ze wszystkiego, gdyŜ nie bardzo wiedział,jak przeciwko niej protestować (była to całkiem niewinna rodzina,ponadto rodzina proletariacka, a vięc rodzina z mas), ale protestowaćprzeciw niej chciał, poniewaŜ właśnie do myśli o niej ruda bezustanniewyskakiwała z wanny, którą dla niej przygotował i napełnił rozpuszczalnikiem miłości. Znowu musiał słuchać opowieści o jej ojcu (starym steranymrobotniku ze wsi), o jej rodzeństwie (to nie była rodzina, tylkokrólikarnia, mówił sobie Jaromil: dwie siostry, czterech braci!, azwłaszcza o jednym z braci (nazywał się Jan i był to jakiś dziwnyptaszek, przed Lutym pracował jako szofer u pewnegoantykomunistycznego ministra); nie, to nie była tylko rodzina, to byłoprzede wszystkim obce i antypatyczne dla niego środowisko, któregopierze ruda ma wciąŜ na sobie przylepione, pierze czyniące ją dlaniego obcą i sprawiające, Ŝe ciągle nie jest całkowicie i bezresztyjego; a ten brat, to teŜ nie był tylko brat, ale przedewszystkim męŜczyzna, który widywał ją z bliska przez całychosiemnaście lat, który zna dziesiątki jej drobnych intymności,męŜczyzna. który korzystał z tej samej ubikacji (ile teŜ razyzapomniała się zamknąć!, męŜczyzna, który był świadkiem okresu, kiedyzmieniała się w kobietę, męŜczyzna, który z pewnością wiele razy widziałją nagą... Musisz być moja i umrzeć chociaŜby w męczarniach,jeśli tegozechcę, pisał chory, zazdrosny Keats do swojej Fanny, a Jaromil, któryjest juŜ znowu w domu, w swym dziecięcym pokoju, pisze wiersze, Ŝebysię uspokoić. Myśli o śmierci, o tych wielkich objęciach, w którychwszystko cichnie; myśli o śmierci twardych męŜczyzn, wielkichrewolucjonistów i przychodzi mu na myśl, Ŝe chciałby ułoŜyć tekstmarsza Ŝałobnego, który śpiewano by na pogrzebach komunistów. Śmierć; naleŜała wówczas, w tych czasach obowiązkowej radości, dotematów niemal zakazanych, ale Jaromilowi zaświtała w głowie myśl, Ŝeon (pisał przecieŜ juŜ wcześniej piękne wiersze o śmierci, był na swójsposób specjalistą od piękna śmierci) jest w stanie odkryć ówszczególny punkt widzenia, z którego śmierć straci zwykłąchorobliwość; czuł, Ŝe potrafi napisać socjalistyczne wiersze ośmierci; myśli o śmierci wielkiego rewolucjonisty: jak słońce, którezapada za górę, umiera bojownik.. i pisze wiersz, który nazywaEpitafium: Ach,jeśli umrzeć, to z tobą moja miłości, i tylko wpłomieniach, zmieniony w blask i Ŝar...

5

Liryka jest obszarem, na którym jakiekolwiek twierdzenie stajesię prawdą. Liryk wczoraj powiedział: Ŝyciejest daremne jak płacz, adziś powiedział: Ŝycie jest wesołe jak śmiech, i za kaŜdym razem miał

Strona 88

Page 89: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejrację. Dzisiaj powie: wszystko się kończy i zapada w ciszę, ajutropowie: nic się nie kończy i wszystko wiecznie brzmi, i obastwierdzenia obowiązują. Liryk nie musi nic udawadniać; jedynymdowodem jest patos przeŜycia. Geniusz liryki to geniuszniedoświadczenia. Poeta mało wie o świecie, ale wychodzące z niegosłowa układają się w piękne konfiguracje, mające idealną strukturękryształu; poeta jest niedojrzały, a mimo to jego wers ma w sobiedefinitywność przepowiedni, przed którą równieŜ on sam stoi wosłupieniu. Ach, moja wodna miłości, czytała mama kiedyś pierwszy wierszJaromila i myślała sobie (niemal ze wstydem), Ŝe jej syn wie o miłościwięcej niŜ ona; nie wiedziała nic o Magdzie podglądanej przez dziurkęod klucza, wodna miłość była dla niej określeniem czegoś znaczniebardziej ogólnego, jakąś tajemniczą kategorią miłości, poniekądniezrozumiałą, której znaczenia mogła się tylko domyślać, tak jakdomyślamy się sensu słów Sybilli. MoŜemy sobie kpić z niedojrzałości poety, ale musimy się takŜezdumieć: w jego słowach więźnie kropla spływająca z serca i obdarzawiersz blaskiem piękna. JednakŜe tej kropli wcale nie musiało wycisnąćz serca prawdziwe Ŝyciowe przeŜycie, wydaje nam się raczej, Ŝe poetagniecie sobie czasem serce, mniej więcej tak, jak kucharka wygniatanad sałatą rozkrojoną cytrynę. Jaromil, szczerze mówiąc, nie zawracałsobie zbytnio głowy strajkującymi robotnikami w Marsylii, lecz kiedypisał wiersz o miłości, jaką do nich czuje, wzruszali go oni naprawdęi polewał tym wzruszeniem obficie swoje słowa, które w ten sposóbstawały się krwawą prawdą. Liryk maluje wierszami swój autoportret; poniewaŜ jednak Ŝadenportret nie jest wierny, moŜemy równie dobrze powiedzieć, Ŝe sobiewierszami przemalowuje twarz. Przemalowuje? Tak, czyni ją wyrazistszą, bowiem dręczy gonieokreśloność własnych rysów; sam sobie wydaje się rozmazany,niewyraźny, nijaki; tęskni za kształtem samego siebie; pragnie, byfotograficzny wywoływacz wierszy dał jego rysom trwałość. I czyni ją bardziej znaczącą, przeŜywa bowiem Ŝycie ubogie wwydarzenia. Zmaterializowany w wersach świat jego uczuć i snów posiadaczęsto burzliwą postać i zastępuje dramatyczność czynów, której on samjest pozbawiony. śeby jednak mógł przyodziać się w swój portret i wejść pod jegopostacią w świat, portret musi być wystawiony a wiersz opublikowany.W "Rudym pravie" wydrukowali juŜ wprawdzie Jaromilowi kilkawierszy, ale on mimo to był niezadowolony. W listach, któretowarzyszyły wysłanym wierszom, zwracał się poufałym tonem donieznajomego redaktora, gdyŜ chciał go skłonić do odpowiedzi izaznajomić się z nim, jednakŜe (było to niemal obraźliwe!), chociaŜ muwiersze drukowali, nikomu nie zaleŜało na tym, by poznać go jako Ŝywąistotę i zaprosić go do siebie; redaktor nigdy mu na jego listy nieodpowiedział. TakŜe oddźwięk jego wierszy wśród kolegów był inny niŜoczekiwał. MoŜe gdyby naleŜał do elity współczesnych poetów, którzypojawiali się na estradach i których zdjęcia błyszczały wilustrowanych tygodnikach, moŜe w takim wypadku stałby się atrakcjądla roku, na którym studiował. JednakŜe tych kilka wierszy zagubionychna stronach dziennika przykuło uwagę ledwie na parę minut i uczyniłoz Jaromila w oczach kolegów, mających przed sobą polityczną lubdyplomatyczną karierę, istotę raczej nieciekawie dziwną niŜ dziwnieciekawą. A Jaromil tak szalenie pragnął sławy! Pragnął jej jak wszyscypoeci: O sławo, ty mocne bóstwo, niechaj mnie twe wielkie imięinspiruje i niech cię me wiersze zdobędą, modlił się do niej ViktorHugo jestem poetą, jestem wielkim poetą i kiedyś będzie mnie kochałcały świat, powinienem to sobie mówić, powinienem tak się modlić doswej nie usypanej mogiły, pocieszał się nią Jerzy Orten. Opętańcze pragnienie podziwu nie jest jedynie słabostką dodaną dotalentu poety (jak byśmy ją traktowali, powiedzmy, u matematyka czyarchitekta), lecz naleŜy do samej istoty poetyckich uzdolnień, poetajest przez nie wprost określony: bowiem poetą jest ten, kto ukazujeswój autoportret światu, wiedziony pragnieniem, byjego twarz utrwalonana płótnie wierszy była kochana i ubóstwiana. Moja dusza jest egzotycznym kwiatem o szczególnym, intensywnym

Strona 89

Page 90: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejzapachu. Mam wielki talent, moŜe nawet jestem geniuszem, zanotował wswym dzienniku Jerzy Wolker, a Jaromil, zniechęcony do milczącegoredaktora dziennika, wybrał kilka wierszy i posłałje donajpowaŜniejszego czasopisma literackiego. Co za szczęście! PoCzternastu dniach dostał odpowiedź, Ŝe jEgo wiersze uznano za przejawtalentu i Ŝe ma łaskawie odwiedzić redakcję. Przygotowywał się do tejwizyty niemal tak długo,jak swego czasu do randek z dziewczynami.Postanowił, Ŝe chcE się redaktorom przedstawić w najgłębszym tegosłowa znaCzeniu i dlatego starał się samemu sobie wyjaśnić, kimwłaściwie jest; kim jest jako poeta, kim jest jakoczłowiek,jakijestjego program, od czego w'yszedł, co przezwycięŜył, cokocha, czego nienawidzi. Wziął sobie w końcu papier i ołówek i wypisałw punktach swoje poglądy, swoje stanowiska, swoje okresy rozwojowe.Zapisał kilka kartek, a potem pewnego dnia zapukał do drzwi i wszedł.Za stołem w redakcji siedział wychudły człowieczek w okularach, któryspytał go, czego sobiE ŜyCzy. Jaromil podał swoje nazwisko. Redaktorznowu zapytał, czego sobie Ŝyczy. Jaromil ponownie wymienił(wyraźniej i głośniej) swoje nazwisko. Redaktor powiedział, Ŝe jest mumiło, iŜ moŜe Jaromila poznać, ale chCiałby wiedzieć, czego sobieŜyczy'. Jaromil rzekł, iŜ wysłał do redakcji swoje wiersze i zostałlistownie zaproszony do złoŜenia wizyty. Redaktor odparł, Ŝewierszami zajmuje się jego kolega, który akurat jest nieobecny.Jaromil powiedział, Ŝe to wielka szkoda, gdyŜ chciałby się dowiedzieć,kiedy jego wiersze będą wydrukowane. Redaktor stracił cierpliwość,wstał z krzesła, wziął Jaromila pod ramię i zaprowadził go przedwielką szafę. Otworzył ją i wskazał na wysokie stosy papieru ułoŜonegona półkach: - Miły towarzyszu, codziennie dostajemy wiersze przeciętnie oddwunastu nowych autorów. Ile to jest rocznie? - Nie potrafię w pamięci policzyć odpowiedział zmiEszany Jaromil, kiedy redaktor zmuszał go do odpowiedzi. - To jest cztery tysiące trzystu osiemdziesięciu nowych poetówrocznie. Nie miałbyś ochoty - wybrać się za granicę? - Czemu by nie - odrzekł Jaromil. - To nie przestawaj pisać powiedział redaktor. - Jestem pewien,prędzej Czy później zaczniemy poetów eksportować. Inne kraje ekspor-tują monterów, inŜynierów albo zboŜe czy węgiel, ale naszym najwięk-szym bogactwem są poeci. Czescy poeci będą zakładać poezję krajówrozwijających się. Nasza gospodarka uzyska za poetów cenne urządze niamiernicze i banany. Kilka dni później mama powiedziała Jaromilowi. Ŝe szukał go wdomu syn woźnego. - Mówił, Ŝebyś go odwiedził na milicji. I ponoć mam ci przekazać,Ŝe gratuluje ci twoich wierszy. Jaromil poczerwieniał z radości: - Naprawdę tak mówił? - Tak, kiedy wychodził, powiedział dosłownie: proszę mu powie-dzieć, Ŝe mu gratuluję jego wierszy; proszę nie zaponmieć mu tegoprzekazać. - To się bardzo cieszę, tak, bardzo się cieszę - mówił Jaromil zeszCzególnym naciskiem. - PrzecieŜja te wiersze piszę właśnie dlatakich ludzi jak on, a nie dla jakichś redaktorów. Stolarz teŜprzecieŜ nie robi ; stołów dla stolarzy, ale dla ludzi. Wszedł więc któregoś dnia do wielkiego budynku SłuŜby Bezpieczeń-stwa, zgłosił się u portiera uzbrojonego w pistolet, czekał w hallu iw końcu podał rękę staremu koledze, który zszedł z góry po schodach iwesoło się z nim witał. Poszli potem do jego biura, a syn woźnego juŜpo raz czwarty powtarzał: Człowieku, nie miałem pojęcia, Ŝe mam takiego sławnego szkol negokolegę. WciąŜ mówiłem sobie, czy to on, czy nie on, ale w końcupomyślałem, Ŝe takie nazwisko tak często się przecieŜ nie pojawia.Potem zaprowadził Jaromila na korytarz do wielkiej gabloty, w którejbyło naklejonych kilka fotografii (ćwiczenia milicjantów z psem, zbronią, ze spadochronem), wywieszone dwa okólniki, a między tymwszystkim błyszczał wycinek z gazety z wierszem Jaromila; ten wycinekbył w ozdobnej ramce wykonanej czerwonym tuszem i dominował ńad całągablotką. - Co ty na to? - zapytał syn woźnego, a Jaromil nie mówił nic,

Strona 90

Page 91: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejale był szczęśliwy; po raz pierwszy widział swój wiersz ŜyjącyniezaleŜnie od niego, swoim własnym Ŝyciem. Syn woźnego wziął go pod ramię i zaprowadził z powrotem do swojejkancelarii. - Widzisz, nawet byś nie pomyślał, Ŝe milicjanci teŜ czytająwiersze - roześmiał się. - Czemu nie - powiedział Jaromil, któremu imponowało właśnie to,Ŝe jego wierszy nie czytają stare panny, ale męŜczyźni noszący nabiodrach rewolwer. - Czemu nie, dzisiejszy milicjant, to nie to samo,co rzezimieszki z burŜuazyjnej republiki. Powiesz sobie, Ŝe do milicjanta wiersze nie pasują, ale tonieprawda - kontynuował syn woźnego swoją myśl. Jaromil takŜe kontynuował swą myśl: - PrzecieŜ dzisiejsi poeci teŜ nie są tym, czym bywali poecikiedyś. To nie Ŝadne rozkapryszone panienki. I syn woźnego ciągnął dalej: - Właśnie dlatego, Ŝe mamy takie twarde rzemiosło (chłopie, nawetnie wiesz, jakie twarde), przyda nam się czasem coś delikatnego.Człowiek inaczej nie wytrzymałby tego, co tu musi robić. Potem zaprosił go (poniewaŜ właśnie kończyła mu się słuŜba), Ŝebyposzli usiąść w gospodzie naprzeciwko i wypili parę piw. - Człowieku, tu u nas to nie Ŝadne hece - ciągnął, trzymając wręce półlitrowy kufel. - Przypominasz sobie, co ci ostatnio mówiłem otym śydzie? JuŜ jest w pudle. Niezła z niego świnia. Jaromil, oczywiście, nic nie wiedział o tym, Ŝe czarnowłosymęŜczyzna, który prowadził kółko młodzieŜy marksistowskiej, zostałaresztowany; miał wprawdzie niejasne pojęcie, Ŝe się aresztuje, alenie wiedział, Ŝe aresztowanych są tysiące, Ŝe są między nimi równieŜkomuniści, Ŝe są męczeni i Ŝe ich wina jest na ogół fikcyjna; dlategonie potrafił na tę wiadomość zareagować inaczej, jak tylko zwykłymzaskoczeniem, w którym nie było postawy ani osądu, było jednak sporoprzeraŜenia i współczucia, tak Ŝe syn woźnego musiał energiczniestwierdzić: - Tu nie ma miejsca na Ŝadne sentymenty. Jaromil przestraszył się, Ŝe syn woźnego znów mu ucieka, Ŝe znówjest trochę dalej niŜ on. - Nie dziw się, Ŝe jest mi go Ŝal. Trudno się przed tym obronić.Ale masz rację, sentymentalizm mógłby nas drogo kosztować. - Strasznie drogo - powiedział syn woźnego. - Nikt z nas nie chce być okrutny - rzekł Jaromil. - Co to, to nie - zgodził się syn woźnego. - Ale największego okrucieństwa dopuścilibyśmy się, gdybyśmy niemieli odwagi być okrutnymi wobec okrutnych - powiedział Jaromil. -Jasna sprawa - przytaknął syn woźnego. - Nie ma wolności dla wrogów wolności. To jest okrutne, ja wiem,ale tak być musi. - Musi - przyświadczył syn woźnego. - Mógłbym ci o tym wieleopowiedzieć; tylko Ŝe ja ci nic opowiadać nie mogę i nie mam prawa.Przyjacielu; to są same tajne sprawy, mnie nawet z Ŝoną nie wolnorozmawiać o tym, co tutaj robię. - Ja wiem - powiedział Jaromil. - Ja to rozumiem i znowuzazdrościł koledze tego męskiego zawodu, tej tajności i tej Ŝony, itego, Ŝe musi mieć przed nią tajemnice i ona musi się z tym pogodzić;zazdrościł mu prawdziwego Ŝycia, którego okrutne piękno (i piękneokrucieństwo) wciąŜ Jaromila przerasta (wcale nie rozumie, dlaczegoaresztowali czarnowłosego męŜczyznę, wie tylko, Ŝe tak musiało być),zazdrościł mu prawdziwego Ŝycia, do którego on sam (teraz, twarzą wtwarz z kolegą rówieśnikiem, znowu to sobie gorzko uświadamia) ciąglejeszcze nie wkroczył. Podczas gdy Jaromil zamyślił się zawistnie, syn woźnego spojrzałmu głęboko w oczy (jego usta rozszerzyły się leciutko w tępymuśmiechu) i zaczął recytować wersy, które przyczepił w gablotce; umiałcały wiersz na pamięć i nie pomylił ani jednego słówka. Jaromil niewiedział, jaką przybrać minę (kolega ani na chwilę nie spuszczał zniego oczu), poczerwieniał (uświadamiał sobie niezręczność naiwnejrecytacji kolegi), ale uczucie szczęśliwej dumy było znaczniesilniejsze niŜ uczucie wstydu: syn woźnego zna i lubi jego wiersze!Jego wiersze weszły więc juŜ do świata męŜczyzn zamiast niego, jakojego posłańcy i przednie straŜe! Napłynęły mu do oczu łzy błogiego

Strona 91

Page 92: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsamoupojenia, zawstydził się ich i schylił głowę. Syn woźnego skończył recytować i wciąŜ patrzył Jaromilowi w oczy;potem powiedział, Ŝe przez cały rok w pięknej willi pod Pragą odbywasię szkolenie młodych milicjantów i Ŝe wieczorami urZądzają tam odczasu do czasu spotkania z róŜnymi ciekawymi ludźmi. Chcielibyśmy zaprosić tam w którąś niedzielę takŜe czeskichpoetów. Zorganizować wielki wieczór poezji. Zamówili sobie jeszcze jedno piwo i Jaromil powiedział: To bardzo pięknie, Ŝe właśnie milicjanci urządzają wieczórpoetycki. - A dlaczego by nie milicjanci? Co z tego? - Właśnie, co z tego rzekł Jaromil. - Milicja, poezja, moŜe tubardziej do siebie pasuje, niŜ ktoś sobie myśli. - Czemu nie miałoby pasować? powiedział syn woźnego. - Czemu nie? - rzekł Jaromil. - Jasne, czemu nie - powiedział syn woźnego i oświadczył, Ŝechciałby widzieć wśród zaproszonych poetów takŜe Jaromila. Jaromil wzbraniał się, ale w końcu chętnie się zgodził; patrzcie,o ile literatura waha się, czy podać swą wątłą (cherlawą) rękę jegowierszom, podaje ją mi teraz (szorstką i twardą) samo Ŝycie.

6

Popatrzmy na niego jeszcze przez chwilę, jak siedzi przy piwienaprzeciw syna woźnego; za nim w oddali jest zamknięty świat jegodzieciństwa, a przed nim, pod postacią byłego szkolnego kolegi, światczynów, obcy świat, którego się boi i do którego rozpaczliwie tęskni.W tym obrazie zawarta jest podstawowa sytuacja niedojrzałości; liryzmjest sposobem, jak stawić czoło tej sytuacji. Człowiek wygnany zbezpiecznej zagrody dzieciństwa pragnie wejść w świat, poniewaŜ jednakrównocześnie się go boi, stwarza sobie z własnych wierszy sztuczny,zastępczy świat. Pozwala swym wierszom krąŜyć wokół siebie, jakplanety wokół słońca; staje się środkiem małego wszechświata, w którymnie ma nic obcego, w którym czuje sięjak w domu,jak dziecko w cielematki, gdyŜ wszystko jest tu stworzone z jednej materii jego duszy. TuteŜ moŜe urzeczywistnić wszystko, co "na zewnątrz" jest takie trudne;tutaj moŜe, jak student Wolker, ciągnąć z tłumami proletariatu narewolucję i jak panicz Rimbaud biczować swe "małe kochanki", ale i tetłumy i te kochanki nie są z wrogiej materii obcego świata, lecz zmaterii jego własnych słów, są więc nim samym i nie burzą jednościwszechświata, który dla siebie zbudował. Znacie moŜe przepiękny wiersz Ortena o dziecku, które byłoszczęśliwe wewnątrz ciała matki i traktuje swoje narodzenie jakopotworną śmierć, śmierć pełną światła i okropną tak, Ŝe chce wrócić zpowrotem, z powrotem do mamy, z powrotem do przesłodkiej woni. Wniedojrzałym męŜczyźnie pozostaje jeszcze długo tęsknota zabezpieczeństwem i jednością owego wszechświata, który w matce całysamym sobą wypełniał, i pozostaje w nim takŜe niepokój (czy gniew)wobec dorosłego świata względności, w którym gubi się jak kropla wmorzu obcości. Dlatego młodzi ludzie są namiętnymi monistami,wysłannikami absolutu; dlatego poeta snuje sobie prywatny wszechświatwierszy; dlatego młody rewolucjonista pragnie absolutnie nowegoświata, ukutego z jednej jedynej jasnej myśli; dlatego nie znosząkompromisu, ani w miłości, ani w polityce; wzburzony student krzyczypoprzez dzieje swoje wszystko albo nic, a dwudziestoletni Viktor Hugowścieka się, kiedy widzi, jak Adela Foucher, jego narzeczona, unosisobie na zabłoconym chodniku suknię tak, Ŝe widać jej kostkę. Wydajemi się, Ŝe wstydjest waŜniejszy niŜ suknia, upomina ją potem w surowymliście i grozi: uwaŜaj na to, co mówię, jeśli nie chcesz, bymspoliczkował pierwszego zuchwalca, który ośmieli się na ciebiespojrzeć! Świat dorosłych, gdy usłyszy taką patetyczną groźbę, wybuchaśmiechem. Poeta jest zraniony zdradą kostki ukochanej i śmiechemtłumu, i dramat poezji i świata zaczyna się. Świat dorosłych wie przecieŜ, Ŝe absolut jest tylko złudzeniem,Ŝe nic, co ludzkie, nie jest wielkie ani wieczne i Ŝe to całkiemnormalne, gdy siostra śpi z bratem w jednym pokoju; ale Jaromil siędręczy! Ruda oświadczyła mu, Ŝe jej brat przyjedzie do Pragi i będzie

Strona 92

Page 93: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindzieju niej przez tydzień mieszkał; poprosiła go nawet, by przez ten czasnie odwiedzałjej. Tego juŜ było dla niego zbyt wiele i głośno sięoburzył: nie moŜe przecieŜ pogodzić się z tym, Ŝeby z powodu jakiegośczłowieka (z pogardliwą wyniosłością nazwał go jakimś człowiekiem)przez cały tydzień miał zrezygnować ze swojej dziewczyny! - Czemu mi to wyrzucasz? - broniła się ruda. - Jestem młodsza odciebie, a spotykamy się zawsze u mnie. U ciebie nie wolno nam sięspotkać nigdy! Jaromil wiedział, Ŝe ruda ma rację, i jego rozgoryczenie jeszczewzrosło; uświadomił sobie znowu hańbę swej niesamodzielności izaślepiony złością oznajmił mamie jeszcze tego samego dnia (zniespotykaną dotąd stanowczością), Ŝe będzie zapraszać do siebie swąpannę, gdyŜ nie ma moŜliwości być z nią gdzie indziej sam na sam.

JakŜe są do siebie podobni, matka i syn! Oboje są w równymstopniu urzeczeni nostalgią za monistycznym rajem jedności i harmonii;on chce iść za przesłodkim zapachem macierzyńskich głębi, a ona tymprzesłodkim zapachem chce (znowu i ciągle) być. Gdy syndorastał, starała się być nadal owinięta wokół niego jak delikatneobjęcia; przyjęła wszystkie jego poglądy, wyznaje sztukę nowoczesną,opowiada się za komunizmem, wierzy w sławę syna, pomstujena dwulicowość profesorów, którzy wczoraj mówili co innegoniŜ dzisiaj; chce być koło niego ciągle jak niebo, chce być ciągle ztej samej materii co on. Ale jak mogłaby głosicielka harmonijnej jedności przyjąć obcąmaterię innej kobiety? Jaromil widział dezaprobatę w jej twarzy i stałsię uparty. Tak, pragnie wprawdzie powrócić do przesłodkiego zapachu,poszukuje dawnego, macierzyńskiego wszechświata, ale juŜ od dawna nieszuka go w matce; w poszukiwaniu utraconej matki najbardziejprzeszkadza mu właśnie matka. Zrozumiała, Ŝe syn nie ustąpi, i poddała się; ruda znalazła siępo raz pierwszy sam na sam z Jaromilem w jego pokoju, co było byniewątpliwie wspaniałe, gdyby nie byli oboje tacy nerwowi; mama poszławprawdzie do kina, ale właściwie była ciągle z nimi; wydawało im się,Ŝe ich słyszy; mówili przyciszonym głosem; kiedy Jaromil spróbowałrudą objąć, natrafił na jej chłodne ciało i zrozumiał, Ŝe lepiejbędzie nie nalegać; tak więc, zamiast cieszyć się z oczekiwanychradości tego dnia, z zakłopotaniem tylko o czymś rozmawiali, nieprzestając śledzić ruchu wskazówek zegara, które oznajmiały imzbliŜający się powrót matki; jedyna droga z pokoju Jaromila wiodłabowiem przez jej pokój, a ruda nie chciała się z nią za Ŝadną cenęspotkać; wyszła co najmniej pół godziny przed jej powrotem,pozostawiając Jaromila w bardzo złym nastroju. Nie zniechęciło go to jednak, lecz uczyniło jeszcze bardziejzatwardziałym. Zrozumiał, Ŝe jego pozycja w domu, w którym Ŝyje, jestnie do zniesienia; to nie jest jego dom, to jest dom matki, a on jestw nim tylko współlokatorem. Rozbudziło to w nim zawzięty upór.Zaprosił znowu rudą do siebie i przywitałją tym razem rozwiązłąrozmową, którą chciał energicznie zagłuszyć krępujący ich ostatnioniepokój. Miał nawet na stole butelkę wina, a poniewaŜ nie byliprzyzwyczajeni do alkoholu, znaleźli się szybko w stanie, w jakimudało im się zapomnieć o wszechobecnym cieniu matki. Przez cały tydzień mama wracała do domu późnym wieczorem, jaksobie tego Jaromil Ŝyczył, ba - robiła więcej, niŜ sobie Ŝyczył: byłapoza domem równieŜ i w te dni, kiedy jej o to nie prosił. Nie była toani dobra wola ani przemyślane ustępstwo; to była demonstracja. Jejpóźne powroty miały niezbicie dowieść surowości syna, miały ukazać, Ŝesyn poczyna sobie, jakby był panem domu, a ona była tam jedynietolerowana i nie wolno było jej nawet usiąść z ksiąŜką na fotelu wswoim pokoju, kiedy zmęczona wraca z pracy. Podczas tych długich popołudni i wieczorów spędzanych pozadomem, nie mogła, niestety, odwiedzać Ŝadnego męŜczyzny, poniewaŜkolega, który ją kiedyś adorował, juŜ dawno zmęczył się daremnymobleganiem, chodziła więc do kina, do teatru, starała się (z małympowodzeniem) nawiązać kontakt z niektórymi na wpół zapomnianymiprzyjaciółkami i ze zwyrodniałą satysfakcją wczuwała się w gorzką rolękobiety, która po stracie rodziców i męŜa jest przez własnego synawypędzana z domu. Siedziała w ciemnej sali, daleko od niej całowało

Strona 93

Page 94: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsię na płótnie dwoje nieznajomych ludzi, a jej płynęły po twarzy łzy.Pewnego dnia wracała do domu nieco wcześniej niŜ zwykle, przygotowanana to, by mieć obraŜoną minę i nie odpowiadać synowi naprzywitanie. Kiedy weszła do swego pokoju, nie zdąŜyła jeszcze zamknąćza sobą drzwi i krew uderzyła jej do głowy; z pokoju Jaromila, a więcz miejsca oddalonego zaledwie o parę metrów, dochodziłprzyspieszony oddech jej syna i towarzyszące mu kobiece jęki. Nie mogła ruszyć się z miejsca, a jednocześnie pomyślała, Ŝe niemoŜe tu przecieŜ stać tak bez ruchu i słuchać miłosnego zawodzenia,byłoby to bowiem tak, jakby stała tuŜ przy nich, jakby się na nichpatrzyła (w tej chwili naprawdę widziała ich w duchu, jasno iwyraźnie), i to było absolutnie nie do zniesienia. Ogarnęła ją falaobłędnej wściekłości, tym bardziej szalonej, Ŝe natychmiastuświadomiła sobie jej bezsilność, nie mogła bowiem ani tupać, anikrzyczeć, ani rozbijać mebli, ani do nich wejść i bić ich, nie mogłazrobić w ogóle niczego, tylko stać tu nieporuszenie i słuchać ich. I w tej chwili odrobina zdrowego rozsądku, jaka w niej pozostała,złączyła się z tą ślepą falą wściekłości w nagły i szalony pomysł. Gdyruda znowu zajęczała w sąsiednim pokoju, mama zawołała głosempełnym obawy: - Jaromilu, na Boga, co tam się dzieje? Westchnienia w pokoju obok momentalnie ustały, a mama pobiegłado apteczki; wzięła z niej buteleczkę i pospieszyła z powrotem dodrzwi pokoju Jaromila; nacisnęła klamkę; drzwi były zamknięte. Na Boga, nie straszcie mnie, co się stało? Czy coś się stałopanience? Jaromil trzymał w objęciach ciało rudej, które trzęsło się zestrachu, i rzekł: - Nie, nic... - Panna dostała ataku? - Tak. . . - odpowiedział. - Otwórz, mam dla niej krople - mówiła mama i znowu chwyciła zaklamkę zamkniętych drzwi. - Poczekaj - powiedział syn, wstając pospiesznie z tapczanu. -Taki ból - mówiła mama to okropne. - Zaraz, zaraz - rzekł Jaromil i w pośpiechu narzucił na siebiespodnie i koszulę; dziewczynę przykrył kocem. - To Ŝołądek, prawda? - pytała mama przez drzwi. Tak - odparł Jaromil i uchylił drzwi, Ŝeby wziąć od mamybuteleczkę z kroplami. - Chyba mnie wpuścisz do środka - powiedziała mama. Jakieś szaleństwo pchałoją coraz dalej: nie pozwoliła się zbyć iweszła do pokoju; pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był stanik rzuconyna krzesło i reszta dziewczęcej bielizny; potem zobaczyła dziewczynę;kurczyła się pod kocem i była blada, jakby rzeczywiście miała atak.Teraz juŜ nie mogła się cofnąć; usiadła przy niej. - CóŜ to się pani stało? Wracam do domu i słyszę takie jęki,biedne maleństwo. . . Nakapała jej dwadzieścia kropli na kostkę cukru: - Ale ja to znam, te skurcze Ŝołądka, zaŜyje pani to i zarazbędzie pani lepiej. . . I podała jej cukier do ust, a dziewczyna posłusznie otwierałausta, tak jak przed chwilą otwierała je pod dotknięciem warg Jaromila. O ile do pokoju syna przywiodła ją oszałamiająca złość, terazpozostało w niej tylko samo oszołomienie; patrzyła na te małe,leciutko otwierające się usta i ogarnęła ją straszna ochota zerwać zrudowłosej dziewczyny koc i miećją przed sobą nagą; zburzyć tę wrogąnieprzystępność owego małego świata, którą tworzy dziewczyna iJaromil; dotykać tego, czego on dotyka; ogłosić to swoim; okupować to;objąć te obydwa ciała swymi delikatnymi, niewidzialnymi objęciami;wejść między ich nagość, tak licho zakrytą (nie uszło jej uwadze, Ŝe na podłodze leŜą porzucone spodenki, które Jaromil nosił pod spodniami), wejść między nich nie zuchwale, lecz niewinnie, jak gdyby szło o atak Ŝołądka;być z nimi tak, jak była z Jaromilem, kiedy karmiła go własną piersią;przejść po kładce tej dwuznacznej niewinności do ich zabaw i do ichkochania; być jak nieboskłon wokół ich nagich ciał, być z nimi... Potem przestraszyła się własnego podniecenia. Poradziładziewczynie, Ŝeby głęboko oddychała i prędko wyszła do swego pokoju.

Strona 94

Page 95: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej

7

Przed budynkiem milicji stał zamknięty mikrobus, a obok niegoprzechadzali się poeci, czekający na przyjście kierowcy. Byli równieŜz nimi dwaj męŜczyźni z milicji, organizatorzy przygotowywanegospotkania; był tu takŜe Jaromil, który wprawdzie znał niektórychpoetów z widzenia (na przykład sześćdziesięciolatka, występującegoswego czasu na mityngu na jego wydziale i recytującego wiersze omłodości), ale nie miał odwagi nikogo z nich zagadnąć. Jegoniepewność łagodziło poniekąd to, Ŝe przed dziesięcioma dniami wyszłowreszcie w czasopiśmie literackim pięć jego wierszy; uwaŜał to zaurzędowe stwierdzenie tego, Ŝe ma prawo nazywać się poetą; pismo miałna wszelki wypadek wsunięte do kieszeni marynarki tak, Ŝe wyglądał,jakby miał jedną stronę męsko spłaszczoną a drugą kobieco wypukłą.Potem przyszedł kierowca i poeci (było ich z Jaromilem jedenastu)wsiedli do mikrobusu. Po godzinie jazdy mikrobus zatrzymał się wprzyjemnej rekreacyjnej okolicy, poeci wysiedli, organizatorzypokazali im rzekę, ogród, willę, oprowadzili ich po całym budynku, posalach wykładowych, po sali, w której za chwilę rozpocznie sięuroczysty wieczór, zmusili ich, by zajrzeli do trzyosobowych pokoi,gdzie mieszkali kursanci (ci, zaskoczeni, stawali na baczność, witającpoetów z takim samym zdyscyplinowaniem jak urzędową kontrolę spraw-dzającą porządek w pokojach), a w końcu zaprowadzili ich do gabinetunaczelnika. Tam czekały juŜ na nich kanapki, dwie butelki wina,naczelnik w mundurze i oprócz tego wszystkiego równieŜ jednawyjątkowo ładna dziewczyna. Kiedy podali, jeden po drugim, rękęnaczelnikowi, mrucząc przy tym swoje nazwiska, naczelnik wskazał nadziewczynę : - Tojest kierowniczka naszego kółka filmowego - i wyjaśniał potemjedenastu poetom (którzy podawali dziewczynie rękę), Ŝe ludowa milicjama swój zakładowy klub, w którym kwitnie bogate Ŝycie kulturalne;mają tu zespół teatralny, zespół śpiewaczy, a teraz załoŜyli równieŜkółko filmowe, prowadzone przez tę młodą dziewczynę, która jeststudentką szkoły filmowej, a przy tym jest tak uprzejma, Ŝe chcepomagać młodym milicjantom; ma tu zresztą do dyspozycji najlepszemoŜliwości: znakomitą kamerę, sprzęt oświetleniowy, a przede wszystkimzapalonych młodych męŜczyzn, co do których naczelnik nie ma pewności,czy tak interesują się filmem czy instruktorką. Gdy uścisnęła wszystkim rękę, instruktorka dała znak młodzieńcomstojącym przy wielkich lampach, tak Ŝe poeci razem z naczelnikiemprzeŜuwali teraz kanapki w Ŝarze silnego światła. Ich rozmowa, którejnaczelnik starał się nadać maksymalną naturalność, przerywana byłapoleceniami dziewczyny, po których następowało przesuwanie świateł zmiejsca na miejsce i wreszcie ciche brzęczenie kamery. Naczelnikpodziękował następnie poetom za przybycie, popatrzył na zegarek ipowiedział, Ŝe publiczność juŜ niecierpliwie czeka. - No więc, towarzysze poeci, ustawcie się, proszę - powiedziałjeden z organizatorów i wyczytywał z kartki ich nazwiska; poeciustawili się w rzędzie i kiedy organizator dał im znak, wkroczyli napodium; był tam długi stół i kaŜdy z poetów miał przy nim wydzielonekrzesło i miejsce oznaczone wizytówką. Poeci usiedli na krzesłach, az sali (wypełnionej po brzegi) rozległy się oklaski. Jaromil po raz pierwszy kroczył tak na oczach tłumu; ogarnęło goupojenie, które nie opuściło go aŜ do końca wieczoru. Wszystko zresztą szło znakomicie; kiedy poeci usiedli nawyznaczonych miejscach, jeden z organizatorów podszedł do mównicyprzystawionej do końca stołu, przywitał jedenastu poetów i przedstawiłich. Za kaŜdym razem, gdy wymienił nazwisko, wywołany poeta wstawał,kłaniał się i sala grzmiała owacją. Jaromil takŜe wstał, ukłonił sięi był tak oszołomiony brawami, Ŝe dopiero po chwili zauwaŜył synawoźnego, który siedział w pierwszym rzędzie i machał do niego; skinąłmu równieŜ i ten gest uczyniony na oczach wszystkich pozwolił muodczuć czar udawanej bezpośredniości, toteŜ jeszcze kilka razy podczaswieczoru skinął z góry koledze,jak ktoś, kto się na podium czujeswobodniejak u siebie w domu. Poeci byli usadowieni według alfabetu iJaromil znalazł się po lewej ręce sześćdziesięciolatka: - Chłopcze, to jest niespodzianka, nie wiedziałem wcale, Ŝe to

Strona 95

Page 96: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejpan! PrzecieŜ miał pan niedawno w czasopiśmie wiersze! Jaromil grzecznie się uśmiechnął, a poeta ciągnął dalej: - Zapamiętałem pańskie nazwisko, to znakomite wiersze, sprawiłymi duŜo radości! Ale w tej chwili znów doszedł do głosu organizator i zaproponowałpoetom, Ŝeby w kolejności alfabetycznej podchodzili do mikrofonu i bykaŜdy z nich zarecytował kilka swych ostatnich wierszy. Poeci podchodzili więc, czytali, otrzymywali brawa i wracali zpowrotem na swoje miejsce. Jaromil drętwiał ze strachu, kiedy na niegoprzyjdzie kolej; bał się, Ŝe będzie się jąkać, bał się, Ŝe nie będzieumiał nadać swemu głosowi naleŜytej siły, bał się wszystkiego; alepotem wstał i szedł jak oślepiony; nie miał czasu o niczym myśleć.Zaczął czytać i zaraz po pierwszych wersach nabrał uczucia pewności.Iů rzeczywiście, aplauz po jego pierwszym wierszu był najdłuŜszy zewszystkich, jakie do tej pory rozlegały się na sali. Oklaski dodały Jaromilowi odwagi, tak Ŝe drugi wiersz czytałzjeszcze większą pewnością niŜ pierwszy i wcale mu nie przeszkadzało,Ŝe nagle rozjarzyły się w pobliŜu niego dwa duŜe reflektory,oświetliły go, a dziesięć metrów od niego rozbrzęczała się kamera.Udawał, Ŝe tego wszystkiego nie widzi, ani razu nie zaciął się wrecytacji, zdołał nawet podnieść oczy znad papieru i spojrzeć nietylko w nieokreśloną przestrzeń sali, ale w całkiem określone miejsce,gdzie (parę kroków od kamery) stała śliczna instruktorka. I znów byłaowacja, a Jaromil czytał jeszcze dwa wiersze, słyszał brzęczeniekamery, widział twarz dziewczyny, ukłonił się i wrócił na miejsce; wtej chwili podniósł się z krzesła sześćdziesięciolatek i zadzierającuroczyście głowę, rozłoŜył ramiona i zacisnął je na plecach Jaromila: - Przyjacielu, pan jest poetą! Pan jest poetą! A poniewaŜ oklaski ciągle jeszcze brzmiały, odwrócił się sam wstronę sali, skinął ręką i kłaniał się. Gdy jedenasty poeta skończył recytować, organizator znowu wszedłna podium, podziękował wszystkim poetom i oznajmił, Ŝe ci, którzybędą tym zainteresowani, mogą po krótkiej przerwie ponownie przybyć dotej sali i podyskutować z poetami. - Ta część spotkania nie jest juŜ obowiązkowa, lecz dobrowolna idotyczy tylko zainteresowanych. Jaromil był oszołomiony; wszyscy ściskali mu ręce i gromadzilisię wokół niego; jeden z poetów przedstawił się jako redaktor wydaw-nictwa; wyraził zdziwienie, Ŝe Jaromil nie ma dotychczas wydanego tomikuwierszy i poprosił go o nie; inny zapraszał go serdecznie, by razem znim wziął udział w mitingu organizowanym przez związek studentów;podszedł do niego takŜe syn woźnego, który później nie odstąpił go juŜani na chwilę, dając wszystkim do zrozumienia, Ŝe znają się oddzieciństwa; przyszedł do niego równieŜ naczelnik i powiedział: -Zdaje mi się, Ŝe laury zwycięstwa zdobywa dzisiaj ten najmłodszy!Naczelnik zwrócił się następnie do pozostałych poetów i oświadczył, Ŝeku jego wielkiemu zmartwieniu, nie będzie juŜ mógł uczestniczyć wdyskusji, musi bowiem być obecny na wieczorku tanecznym, któryurządzają kursanci szkoły zaraz po zakończeniu programu poetyckiego wsąsiedniej sali. Zjechało tu wszak z tej okazji, napomknął z figlarnymuśmiechem, duŜo dziewcząt z okolicznych wsi, bowiem milicjanci toznani przystojniacy. - No nic, towarzysze, dziękuję wam za wasze piękne wiersze i mamnadzieję, Ŝe nie widzimy się po raz ostatni! - Po czym podał wszystkimrękę i wyszedł do sąsiedniej sali, skąd dochodziłajuŜ muzyka dętejkapeli przygrywającej do tańca. Natomiast w sali, gdzie jeszcze przed chwilą rozlegały sięoklaski, gromadka poetów stojących u stóp podium osamotniała teraz;jeden z organizatorów wszedł na podium i oznajmił: - Szanowni towarzysze, ogłaszam koniec przerwy i ponownie oddaję głos naszym gościom. Proszę tych, którzy chcą uczestniczyćw dyskusji z towarzyszami poetami, aby usiedli. Poeci zajęli więc znowu swoje miejsca na podium, a naprzeciw nichna dole, w pierwszych rzędach opustoszałej sali, usiadło okołodziesięcioro ludzi. Był wśród nich syn woźnego, obaj organizatorzytowarzyszący poetom w mikrobusie, starszy pan z drewnianą nogą i zlaską i oprócz mniej rzucających się w oczy ludzi równieŜ dwiekobiety: jedna miała pod pięćdziesiątkę (moŜe maszynistka z

Strona 96

Page 97: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkancelarii), drugą zaś była instruktorka, która skończyła juŜnakręcanie i wpatrywała się teraz duŜymi i spokojnymi oczami w poetów;obecność ładnej kobiety była tu tym bardziej istotna i dla poetówpokrzepiająca, im głośniej i bardziej zachęcająco rozbrzmiewała przezścianę z sąsiedniego pomieszczenia dęta kapela i rosnąca wrzawapotańcówki. Obydwa rzędy siedzące naprzeciwko siebie były w przybliŜeniurówne liczebnie i siedziały tu na wprost siebie jak dwie druŜynypiłkarskie; Jaromil miał wraŜenie. Ŝe milczenie, które zapadło, jest ciszą przed jakimś meczem; a poniewaŜ to milczenie trwało juŜ prawie pół minuty,zdawało mu się, Ŝe jedenastka poetów traci pierwsze punkty. Jaromil nie doceniałjednak swoich kolegów; przecieŜ niektórzy znich w ciągu roku odbywali setki róŜnych dyskusji, tak Ŝedyskutowanie stało się ich specjalnością. Przypomnijmy sobiehistoryczne okoliczności: były to czasy pogadanek i mityngów;najróŜniejsze instytucje, kluby zakładowe, organizacje partyjne imłodzieŜowe urządzały wieczory, na które zapraszano rozmaitychmalarzy. poetów, astronomów lub ekonomistów; organizatorzy tychwieczorów byli za swoie organizatorstwo odpowiednio oceniani inagradzani, gdyŜ czasy wymagały rewolucyjnej aktywności, a ta, niemogąc wyŜywać się na barykadach, musiała krzewić się na zebraniach ipogadankach. TakŜe ci róŜni malarze, poeci, astronomowie czyekonomiści bardzo chętnie przybywali na podobne pogadanki, poniewaŜw ten sposób wykazywali, Ŝe nie są specjalistami ograniczonymi, alerewolucyjnymi i zŜytymi z ludem. Poeci znali więc doskonale pytania, które zadawała publiczność,wiedzieli doskonale, iŜ powtarzają się one z miaŜdŜącą regularnościąstatystycznego prawdopodobieństwa. Wiedzieli, Ŝe na pewno ktoś ichzapyta: Jak zaczynaliście towarzyszu, pisać`? Wiedzieli, Ŝe ktoś innyspyta: W jakim wieku napisał pan swój pierwszy wiersz`? wiedzieli, Ŝe ktoś zapyta, którego autora lubią najbardziej i musielisię liczyć takŜe z tym, Ŝe znajdzie się ktoś, kto będzie się chciałpochwalić marksistowskim wykształceniem i postawi im pytanie: Jakbyście, towarzyszu, zdefiniowali realizm socjalistyczny? I wiedzieli,Ŝe oprócz pytań spotkają się z sugestiami, Ŝe naleŜałoby pisać więcejwierszy: 1. o zawodzie tych, z którymi odbywa się spotkanie, 2. omłodzieŜy, 3. o tym, jakie złe było Ŝycie w kapitaliźmie, 4. omiłości. Początkowe pół minuty milczenia nie było więc wywołane zakłopotaniem; było to raczej niedbalstwo, wynikające ze zbytniejprofesjonalnej rutyny, albo ze złego zgrania, poniewaŜ w takimskładzie poeci razem nigdy nie występowali i dawali terazjedendrugiemu pierwszeństwo w zagrywce. W końcu zabrał głossześćdziesięcioletni poeta, mówił wzniośle i pięknie i po dziesięciuminutach improwizacji zachęcił przeciwległy rząd, aby nie wstydził sięzadawać jakichkolwiek pytań. Poeci mogli więc nareszcie wykazaćerudycję i umiejętność zaimprowizowanego zgrania, które od tej porybyło bezbłędne: potrafili się wszyscy wymieniać, jeden drugiegodowcipnie uzupełniać: powaŜną odpowiedź przeplatać zręcznąanegdotą.Padły,oczywiście,wszystkiepodstawowe pytania i nastąpiły po nich wszystkie podstawowe odpowiedzi; (kogóŜnie zainteresowałoby opowiadanie sześćdziesięciolatka, który na pytanie, jak ikiedy napisał swój pierwszy wiersz odpowiadał Ŝe gdyby nie kotka Micatue nie byłby nigdy poetą bowiem swój pierwszy wiersz napisał o niej,mając pięć lat; potem ten wiersz zacytował, a poniewaŜ przeciwległy rząd niewiedział,czy traktować go powaŜnie,czyjako Ŝart,natychmiast sam się zacząłśmiać,tak Ŝe później wszyscy,poeci i pytający śmiali się długo i wesoło). Naturalnie doszło równieŜ do sugestii.Tym,który w pewnej chwili wstał izaczął rezolutnie mówić,był sam kolega szkolny Jaromila. Tak, wieczór poetyckibył znakomity : wszystkie wiersze były pierwszorzędne. Czy ktoś sobie jednakuświadomił, Ŝe wierszy zostało zarecytowanych co najmniej trzydzieści trzy(licząc,Ŝe kaŜdy poeta recytował mniej więcej trzy wiersze),ale przy tym niewygłoszono tu ani jednego wiersza, który by jakoś,choćby w drobnej mierze,dotyczył SłuŜby Bezpieczeństwa? A czyŜ moglibyśmystwierdzić, Ŝe SłuŜba Bezpieczeństwa zajmuje właściwie w naszym Ŝyciu mniejmiejsca niŜ Jedna trzydziesta trzecia? Potem wstała pięćdziesięciolatka ioświadczyła, Ŝe całkowicie zgadza się z tym,co po wiedział kolega Jaromila, alema ona zupełnie inne pytanie: dlaczego tak mało pisze się dziś o miłości? W

Strona 97

Page 98: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejrzędzie pytających rozległ się tłumiony śmiech, a pięćdziesięciolatkakontynuowała: przecieŜ i w socjaliźmie ludzie się kochają i chętnie przeczytająsobie coś o miłości. Sześdziesięcioletni poeta wstał, odchylił do tyłu głowę irzekł, iŜ towarzyszka ma absolutną rację.Dlaczego człowiek w socjaliźmie miałbysię wstydzić miłości? Czy jest w niej moŜe coś złego? On jest starym męŜczyzną,a przecieŜ nie boi się przyznać, Ŝe kiedy widzi kobiety w lekkich letnichsukienkach,pod którymi widać ich młode,powabne ciała nie moŜe się oprzećpokusie,by się za nimi nie obejrzeć. Rząd jedenastu pytających wybuchnąłzgodnym śmiechem grzeszników, a poeta, zachęcony, ciągnął dalej: - Co ma ofiarować tym pięknym, młodym kobietom? Ma im moŜe dać młotozdobiony asparagusem? A gdy zaprosi je do mieszkania,czy moŜe ma włoŜyć dowazonu sierp? Bynajmniej,musi im ofiarować róŜe; poezja miłosna podobna jestdo ' róŜ, które ofiarujemy kobietom. - Tak, tak, gorliwie przytakiwała pięćdziesięciolatka,toteŜ zachęcony tympoeta wyciągnął z kieszeni kartkę papieru i zarecytował długi wiersz miłosny. - Tak, tak,to jest wspaniałe,rozpływała się pięćdziesięciolatka,leczzaraz po tym wstał jeden z organizatorów i powiedział,Ŝe wiersz był wprawdzieładny ale i w miłosnej poezji musi być widoczne, Ŝe pisze ją socjalistycznypoeta. Ale w czym to moŜe być widoczne? pytała się pięćdziesięciolatka, wciąŜjeszcze upojona widokiem patetycznie odchylonej głowy poety oraz jegowierszem. Jaromil przez cały czas milczał,chociaŜ przemawiali juŜ wszyscy, przy czymwiedział,Ŝe odezwać się musi; miał wraŜenie, iŜteraz nadeszła jego chwila; to pytanie miał juŜ przecieŜ od dawnaprzemyślane; od dawna, jeszcze w czasach,gdy chodził do malarza i z oddaniemsłuchał jego wypowiedzi na temat nowej sztuki i nowego świata. O zgrozo, toznowu malarz,to znów jego słowa i jego głos wypływają z ust Jaromila! Co mówił?śe miłość była w dawnym społeczeństwie do tego stopnia zdeformowana przezpieniądze, względy społeczne, przesądy. Nigdy nie mogła byćsobą,Ŝe była jedynie cieniem samej siebie. I dopiero nowe czasy,kładące kreswładzy pieniądza i wpływon przesądów,pozwolą człowiekowi być w pełni człowiekiemi miłość będzie większa niŜ kiedykolwiek przedtem. Socjalistyczna poezja miłosnajest głosem tego wyzwolonego i wielkiego uczucia. Jaromil był zadowolony z tego, co mówił,i czuł na sobie spojrzenie dwojganieruchomo utkwionych w nim duŜych czarnych oczu; wydawało mu się, Ŝe słowa"wielka miłość", "wyzwolone uczucie" płyną z jego ust jak oflagowany Ŝaglowiecdo portu tych wielkich oczu. Ale gdy skończył mówić,jeden z poetów zgryźliwie się uśmiechnął i rzekł: - CzyŜbyś naprawdę myślał,Ŝe w twoich wierszach jest więcej miłosnychuczuć niŜ w wierszach Heinricha Heinego? Albo miłości Victora Hugo są dlaciebie zbyt małe? Czy miłość Machy i Nerudy była moŜe okaleczona pieniędzmi iprzesądami? To nie powinno było się stać; Jaromil nie wiedział, co ma odpowiedzieć;poczerwieniał i widział przed sobą dwoje duŜych czarnych oczu,świadków jegozniewagi. Pięćdziesięciolatkaprzyjęła owe sarkastyczne pytania z satysfakcją i powiedziała: - Co chcecie zmieniać w miłości, towarzysze? Do końca wieków będzie ona zawsze taka sama. Organizator znowu zabrał głos: - Nie, towarzyszko, co to, to nie! - Nie, naprawdę nie to chciałem powiedzieć rzekł pospieszniepoeta - ale róŜnica pomiędzy poezją miłosną dnia wczorajszegoi dzisiejszego tkwi w czym innym niŜ wielkość uczucia. - Więc w czym? - dopytywała się pięćdziesięciolatka. W tym, Ŝe miłość w minionych czasach, nawet ta największa, byłazawsze jakąś ucieczką człowieka od Ŝycia społecznego, które byłozniechęcające. Natomiast miłość dzisiejszego człowieka jest związanaz naszymi obywatelskimi obowiązkami, z naszą pracą, z naszą walką wjedną całość; i na tym polega jej nowe piękno. Przeciwległy rząd wyraził aprobatę dla tej opinii, natomiastJaromil wybuchnął złośliwym śmiechem: - To piękno, przyjacielu, nie jest znów takie nowe. CzyŜby wŜyciu klasyków miłość nie szła w parze z ich walką społeczną?Kochankowie ze słynnego wiersza Shelleya oboje byli rewolucjonistamii razem zginęli na stosie. Czy to jest, według ciebie, miłośćodizolowana od Ŝycia społecznego?

Strona 98

Page 99: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Najgorsze było to, Ŝe tak jak przed chwilą Jaromil nie wiedział,co odpowiedzieć na zarzuty kolegi, równieŜ jego kolega był terazzupełnie w kropce, tak Ŝe naprawdę mogło powstać wraŜenie(niedopuszczalne wraŜenie), Ŝe między dniem wczorajszym i dzisiejszymnie ma róŜnicy i Ŝaden nowy świat nie istnieje. Tu jednakŜe wstałaponownie pięćdziesięciolatka i z uśmiechem zaciekawienia spytała: - Powiedzcie mi więc, w czym tkwi róŜnica pomiędzy dzisiejszą iwczorajszą miłością? W tej decydującej chwili, gdy wszyscy wpadli w zakłopotanie,wtrącił się męŜczyzna z drewnianą nogą i z laską, który cały czasuwaŜnie, lecz z wyraźnym zniecierpliwieniem śledził dyskusję; terazwstał i mocno oparł się o krzesło: Pozwólcie, towarzysze i towarzyszki, Ŝe się wam przedstawię - powiedział, a ludzie w jego rzędzie zaczęli na niegopokrzykiwać, Ŝe nie musi tego robić, bo go przecieŜ dobrze znają.

- Nie przedstawiam się wam, ale towarzyszom, których zaprosiliś-my na spotkanie odciął się, a poniewaŜ wiedział, Ŝe jego nazwiskopoetom nic nie powie, opowiedział im w skrócie całą historię swegoŜycia; pracuje w tej willi juŜ prawie trzydzieści lat; był tu jeszczeza czasów fabrykanta Koćvary, który miał tutaj letnią posiadłość; byłtu równieŜ w czasie wojny, gdy fabrykanta aresztowano, a jego willęuŜywało gestapojako letnisko; po wojnie zabrali narodowi socjaliści, a terazjest tu milicja. - Na podstawie tego wszystkiego, co widziałem, mogę poświadczyć,Ŝe Ŝadna władza nie troszczy się tak o lud pracujący, jak ta,komunistyczna. A jednak nawet dzisiaj nie wszystko jest, według niego,w porządku: I za fabrykanta Koćvary, i za gestapo, i za narodowychsocjalistów przystanek autobusowy był zawsze naprzeciwko willi. Tak, to było bardzo wygodne: zrobił ze swego mieszkania wsuterenie. które tu w willi ma, dziesięć kroków i był na przystanku.I nagle przystanek przesunęli o dwieście metrów dalej. JuŜ protestowałwszędzie, gdzie się da. Wszystko nadaremnie. - Powiedzcie mi - uderzył laską o podłogę - dlaczego właśniedziś, gdy willa naleŜy do ludu pracującego, przystanek musi być takdaleko? Ludzie z pierwszego rzędu wtrącali (częściowo zezniecierpliwieniem, częściowo z pewną wesołością), ŜejuŜ mu przecieŜsto razy tłumaczyli, Ŝe autobus zatrzymuje się teraz przed fabryką,którą w międzyczasie wybudowali. MęŜczyzna z drewnianą nogą odparł, Ŝe jest mu to wiadome, aleproponował, Ŝeby autobus zatrzymywał się na obu miejscach. Ludzie z jego rzędu odpowiedzieli mu, Ŝe to nonsens, by autobusmiał dwa przystanki w odległości dwustu metrów. Słowo nonsens dotknęło męŜczyznę z drewnianą nogą; oświadczył, Ŝenikomu nie wolno się tak do niego zwracać; uderzył laską o ziemię ipoczerwieniał. Zresztą, to nieprawda, Ŝeby nie mogło być przystankówdwieście metrów od siebie. Wie, Ŝe na innych trasach autobusyzatrzymują się na takich krótkich przystankach. Jeden z organizatorów wstał i powtórzył męŜczyźnie z drewnianąnogą słowo po słowie (widocznie musiał to juŜ wielokrotnie robić)orzeczenie Czechosłowackiej Komunikacji Samochodowej, na mocyktórego dosłownie zakazuje się, aby przystanki były rozmieszczone wtak małej odległości. MęŜczyzna z drewnianą nogą odpowiedział, Ŝe proponował takŜerozwiązanie kompromisowe: moŜna byłoby umieścić przystanek do-kładnie pośrodku między willą milicji i fabryką. Wtedy jednak zarówno robotnicy jak i milicjanci mieliby daleko doautobusu, zarzucali mu. Spór trwał juŜ dwadzieścia minut, a poeci bezskutecznie usiłowaliwłączyć się do dyskusji; uczestnicy spotkania zajęci byli tematem, naktórym się doskonale znali i nie dopuszczali ich do głosu. Dopiero wchwili, gdy męŜczyzna z drewnianą nogą był na tyle zniechęconysprzeciwem swych współpracowników, Ŝe obraŜony usiadł znowu nakrześle, zapadło milczenie, do którego wdarła się głośna dęta muzykaz sąsiedniego pomieszczenia. Potem długo nikt się nie odzywał, aŜ wreszcie jeden z

Strona 99

Page 100: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejorganizatorów wstał i podziękował poetom za wizytę oraz interesującespotkanie. W imieniu gości sześćdziesięcioletni poeta wstał ipowiedział, Ŝe spotkanie było (jak zawsze zresztą) znacznie bardziejinspirujące dla nich, dla poetów, i Ŝe to oni dziękują. Z sąsiedniej sali dobiegł głos wokalisty, gospodarze spotkaniaskupili się wokół męŜczyzny z drewnianą nogą, by złagodzićjego gniew,a poeci zostali sami. Dopiero po chwili podszedł do nich syn woźnegoz oboma organizatorami i odprowadził ich do mikrobusu.

8

W mikrobusie, którym wracali do pociemniałej Pragi, oprócz poetówsiedziała takŜe urocza instruktorka. Poeci otoczyli ją i kaŜdy z nichstarał się jej jak najbardziej zaimponować. Jaromilowi nieszczęśliwymzbiegiem okoliczności przypadło zbyt odległe miejsce, toteŜ nie mógłuczestniczyć w zabawie; myślał o swej rudej dziewczynie i uświadamiałsobie z definitywną jasnością, Ŝe jest beznadziejnie brzydka. Potem mikrobus zatrzymał się gdzieś w centrum Pragi i niektórzyz poetów postanowili wstąpić jeszcze na chwilę do winiarni. Jaromil iinstruktorka poszli z nimi; siedzieli - przy duŜym stole, rozmawiali,pili, po czym wyszli z winiarni i dziewczyna zaproponowała im, Ŝebyposzli do niej. Wówczas jednak została ich juŜ tylko garstka: Jaromil,sześćdziesięcioletni poeta i redaktor wydawnictwa. Porozsiadali się wfotelach w ładnym pokoju na piętrze nowoczesnej willi, gdziedziewczyna wynajmowała mieszkanie, i dalej popijali. Z zapałem, któremu nikt nie mógł dorównać, adorował dziewczynęstary poeta. Siedział obok niej, wychwalał jej urodę, recytował jejwiersze, improwizował poetyckie ody na jej cześć i chwytał ją za ręce.Niemal w ten sam sposób odnosił się do Jaromila redaktor wydawnictwa;nie chwalił wprawdzie iego urody, ale powtarzał bez końca: jesteśpoetą, jesteś poetą! (Zaznaczmy, Ŝejeśli poeta nazwie kogoś poetą, jestto co innego, niŜ kiedy nazwiemy inŜyniera inŜynierem, albo rolnikarolnikiem, bowiem rolnik, to ten, kto uprawia pole, ale poetą niejestten, kto pisze wiersze, lecz ten, kto jest przypomnijmy to słowowybrany, Ŝebyje pisać, i tylko poetajest w stanie w innym poecie tendotyk łaski bezbłędnie rozpoznać, gdyŜ - przypomnijmy sobie listRimbauda - wszysczy poeci, są braćmi i tylko brat w bracie potrafirozpoznać tajny znak rodu). Instruktorka, przed którą klęczał sześćdziesięciolatek i którejręce były przedmiotem jego skwapliwych dotknięć, patrzyła nieustanniena Jaromila. Jaromil szybko to sobie uświadomił, był tym w najwyŜszymstopniu oczarowany i równieŜ nieustannie patrzył na nią. Był tocudowny prostokąt! Stary poeta zapatrzony w instruktorkę, redaktor wJaromila, a Jaromil z instruktorką w siebie. Tylko raz została na chwilę zakłócona ta geometria spojrzeń,kiedy redaktor wziął Jaromila pod ramię i wyprowadził go na balkonprzylegający do pokoju; poprosił go, Ŝeby razem siusiali przezbalustradę na dwór. Jaromil chętnie spełnił jego prośbę, pragnąłbowiem, aby redaktor nie zapomniał o swej obietnicy, Ŝe mu wyda tomik. Gdy obydwaj wracali z balkonu, stary poeta podniósł się z kolani powiedział, Ŝe juŜ czas, by sobie poszli; widzi przecieŜ doskonale,Ŝe to nie jego pragnie młoda dziewczyna. Zwrócił się teŜ do redaktora(znacznie mniej spostrzegawczego i taktownego), by zostawili juŜwreszcie samych tych, którzy tego pragną i na to zasługują, poniewaŜ,jak nazwał ich stary poeta, są księciem i księŜniczką tego wieczoru.JuŜ i redaktor zrozumiał, o co chodzi, i był gotów do wyjścia, juŜ gostary poeta brał pod ramię i ciągnął ku drzwiom i Jaromil widział, Ŝezostaje sam z dziewczyną, która siedzi w szerokim fotelu zpodkurczonymi nogami, z rozpuszczonymi czarnymi włosami i z oczaminieruchomo w niego utkwionymi. . . Przypadek dwojga ludzi, którzy właśnie mają zostać kochankami,jest tak odwieczny, Ŝe z jego powodu o mało nie zapomnielibyśmy oczasie, w jakim się dzieje. JakieŜ to przyjemne, opowiadać takiewłaśnie zdarzenia. JakŜe słodko byłoby zapomnieć o niej, o tej, którawysysa z nas limfę naszych krótkich istnień, by zuŜytkować ją na swedaremne dzieła, jakby to było pięknie zapomnieć o Historii! Jednak jejwidmo puka do drzwi i wkracza w zdarzenie. I nie przychodzi ani podpostacią tajnej policji, ani w postaci nagłego przewrotu; historia nie tylko

Strona 100

Page 101: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkroczy po dramatycznych wierzchołkach naszego Ŝycia, ale przecieka jakbrudna woda takŜe dniem powszednim; do naszego zdarzenia wchodzi wformie gaci. W czasach, o których opowiadamy cyganerja była w ojczyŜnieJaromila politycznym występkiem; ubrania, które noszono (zresztą, byłoparę lat po wojnie i wciąŜ panowała nędza), były szkaradne;elegancję bielizny równieŜ uwaŜały te surowe czasy za rozpustę wręczkarygodną! MęŜczyŜni, którym mimo wszystko przeszkadzała brzydotasprzedawanych wtedy gaci (gaci szerokich, sięgających aŜ do kolan iobdarzonych komicznym rozporkiem na brzuchu),ubierali zamiast nich krótkie płócienne szorty nazywane spodenkamigimnastycznymi i przeznaczone (jak sama nazwa wskazuje) dogimnastyki, a więc na boisko i do sali gimnastycznej. Było todziwne, gdy wówczas w Czechach męŜczyźni wchodzili do łóŜekswoich kochanek w strojach piłkarskich, chodzili więc do kochanek, jaksię chodzi na boisko, lecz z punktu widzenia elegancji nie było tonajgorsze; spodenki gimnastyczne miały jakąś sportowąprzyzwoitość i były w wesołych kolorach: niebieskie, zielone,czerwone, Ŝółte. Jaromil nie troszczył się o swoje odzienie, poniewaŜ był podopieką matki; ona mu wybierała ubranie, ona mu wybierała bieliznę,ona troszczyła się o to, Ŝeby się nie przeziębił i miał odpowiedniociepłe gacie. Wiedziała dokładnie, ile par gaci powinno leŜeć wbieliźniarce i wystarczyło jej przelotne spojrzenie do szafy, Ŝebyprzekonać się, które z nich ma Jaromil na sobie. Gdy widziała, ŜeŜadnych z gaci w bieliźniarce nie brakuje, od razu się złościła; nielubiła, kiedy Jaromil wkładał spodenki gimnastyczne, gdyŜ uwaŜała, Ŝenie mają one nic wspólnego z gaciami i nadają się tylko do saligimnastycznej. Kiedy Jaromil bronił się, mówiąc, Ŝe gacie są brzydkie,odpowiadała mu z ukrywanym rozdraŜnieniem, Ŝe chyba nikomu się w nichnie pokazuje. Jeśli więc Jaromil szedł do rudowłosej dziewczyny,wyciągał zawsze z bieliźniarki jedną parę gaci, chowałje do szufladybiurka i po kryjomu ubierał spodenki. JednakŜe tym razem nie wiedział,co go wieczorem spotka, i miał na sobie obrzydliwe gacie, grube,rozciągnięte, brudne, szare! Powiecie, Ŝe jest to błaha komplikacja,Ŝe mógł przecieŜ zgasić światło, Ŝeby go nie było widać. jednakŜe wpokoju paliła się mała lampka z róŜowym abaŜurem, która niecierpliwieczekała juŜ na to, aby dwojgu kochankomświecić przy ich kochaniu i Jaromil nie potrafił sobie wyobrazić,jakimi słowami mógłby skłonić dziewczynę, Ŝeby zgasiła lampkę. Albo stwierdzicie, Ŝe mógł brzydkie gacie zdjąć razem zespodniami. JednakŜe Jaromil nie mógł sobie wyobrazić,jak zdejmujegacie i spodnie równocześnie, poniewaŜ nigdy tego nie robił; takinagły przeskok do nagości przeraŜał go; rozbierał się zawsze partiamii długo pieścił się z rudą w spodenkach, które zdejmował dopiero podwpływem podniecenia. Stał więc przeraŜony naprzeciwko duŜych czarnych oczu ioświadczył, Ŝe teŜ juŜ musi iść. Stary poeta niemalŜe się rozgniewał; mówił, Ŝe nie wolno muobraŜać kobiety i szeptem opisywał mu rozkosze, które go czekają;alejego słowa jakby jeszcze bardziej uzmysławiały Jaromilowi brzydotęgaci. Widział cudowne czarne oczy i z rozdartym sercem cofał się kudrzwiom. Ledwie wyszedł na ulicę, ogarnął go rozpaczliwy Ŝal; nie mógłpozbyć się obrazu wspaniałej kobiety. A stary poeta (rozstali się zredaktorem na przystanku tramwajowym i szli teraz sami nocnymiulicami) dręczył go, wciąŜ na nowo wyrzucając mu, Ŝe obraził damę izachował się głupio. Jaromil powiedział poecie, Ŝe damy obrazić niechciał, ale jest zakochany w swojej dziewczynie, która go kocha nadŜycie. Jest pan naiwny, rzekł mu stary poeta. Jest pan przecieŜ poetą,jest pan kochankiem Ŝycia, nie skrzywdzi pan swej dziewczyny tym, Ŝepokocha się pan z inną; Ŝyciejest krótkie i okazje, które przepuścimy,nie powrócą. Udręką było słyszeć to. Jaromil odpowiedział staremu poecie, Ŝewedług jego mniemania jedna wielka miłość, w którą włoŜymy wszystko,cojest w nas,jest czymś więcej niŜ tysiące przelotnych miłostek; Ŝe onma w swojej jednej dziewczynie wszystkie inne kobiety; Ŝe jegodziewczyna jest taka zmienna, tak niepowtarzalna, iŜ jest w stanie

Strona 101

Page 102: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejprzeŜyć z nią więcej nieoczekiwanych przygód niŜ Don Juan z tysiącemi jedną kobietą. Stary poeta przystanął; słowa Jaromila widocznie trafiły doniego: - MoŜe ma pan rację - rzekł. - Ja jednak jestem starymczłowiekiem i naleŜę do starego świata. Przyznam się, panu, Ŝe choćjestem Ŝonaty, bardzo chętnie zostałbym u tej kobiety zamiast pana.Gdy Jaromil ciągnął dalej swoje wywody o wielkości monogamistycznejmiłości, stary poeta odchylił głowę. - Ach, moŜe ma pan rację, przyjacielu, ba - z pewnością ma panrację. CzyŜ i ja nie marzyłem o wielkiej miłości? O jednej jedynejmiłości? O miłości nieskończonej jak wszechświat? Tylko, Ŝe ja jąspartaczyłem, bracie, poniewaŜ w tym starym świecie, świecie pieniędzyi kurew, nie wiodło się wielkiej miłości. Obydwaj byli pijani i stary poeta chwycił młodego poetę zaramiona i zatrzymał się razem z nim na środku jezdni. Wyciągnął dogóry rękę i zawołał: - Niech zginie stary świat, niech Ŝyje wielka miłość! -Jaromilowi wydawało się to wspaniałe, cygańskie i poetyckie, długokrzyczeli więc obaj z entuzjazmem w ciemnościach Pragi: - Niech zginie stary świat! Niech Ŝyje wielka miłość! Potem stary poeta ukląkł nagle przed Jaromilem i ucałował mu,rękę. - Przyjacielu, chylę czoła przed twoją młodością! Moja starośćchyli czoła przed twoją młodością, gdyŜ tylko młodość zbawi świat! Następnie umilkł na chwilę i dotykając gołą głowąjego kolana,dodał głosem bardzo melancholijnym: - I chylę czoła przed twą wielką miłością! W końcu rozstali się i Jaromil znalazł się w domu, w swoimpokoju. I znów stanął mu przed oczami obraz pięknej i utraconejkobiety. Powodowany pragnieniem samoupokorzenia, poszedł przejrzeć sięw lustrze. Zdjął spodnie, by móc zobaczyć się w swoich obrzydliwych,rozciągniętych gaciach; patrzył długo i z nienawiścią na swą komicznąbrzydotę. A potem uświadomił sobie, Ŝe ten, o kim myśli z nienawiścią, towcale nie on sam. Myślał o matce: o matce, która przydziela mubieliznę, przed którą musi po kryjomu ubierać spodenki, a gaciechować do biurka; myślał o matce, która wie o kaŜdej skarpetce ikoszuli. Myślał z nienawiścią o matce, która trzyma go na długiejniewidzialnej smyczy, wrzynającej mu się w szyję.

9

Od tej pory był w stosunku do rudej dziewczyny jeszcze bardziejokrutny; było to zresztą okrucieństwow uroczystej szacie miłości.Dlaczego nie zrozumiała, o czym właśnie teraz myślał? Czemu nie wie,w jakim jest teraz nastroju? To znaczy, Ŝe jest dla niej tak obcy, iŜnie wyczuwa, co się dzieje wjego wnętrzu? Gdyby go naprawdę kochała,tak jak on kocha ją, musiałaby to przecieŜ wyczuć! Dlaczego zajętajest sprawami, których on nie lubi? Czemu wciąŜ opowiada o swych braciach i siostrach? Czy nie czuje, Ŝe właśnie teraz Jaromil mapowaŜne zmartwienia i potrzebuje jej pomocy i zrozumienia, a nie jejwiecznych egocentrycznych opowieści? Dziewczyna broniła się jednak. Czemu nie mogłaby, na przykład,opowiadać o swej rodzinie? CzyŜ Jaromil nie opowiada o swojej? A czyjej matka jest gorsza od matki Jaromila? I przypomniała mu (po razpierwszy od tamtego czasu), jak mama wtargnęła do nich do pokoju ipodawała jej do ust cukier z kroplami. Jaromil matki nienawidził i kochał ją zarazem; przed rudą zacząłjej natychmiast bronić; co w tym było złego, Ŝe chciała się niązaopiekować? Świadczy to jedynie o tym, Ŝe ją lubi, Ŝe jązaakceptowała! Ruda zaczęła się śmiać: mama nie jest przecieŜ taka głupia, Ŝebynie odróŜnić miłosnych westchnień od jęków przy skurczach Ŝołądka!Jaromil obraził się, milczał i dziewczyna musiała go przepraszać.Pewnego razu szli po ulicy, ruda wsunęła mu rękę pod ramię i znowuuparcie milczeli (bowiem kiedy nie robili sobie wymówek - milczeli, agdy nie milczeli, robili sobie wymówki); wówczas Jaromil zobaczył, Ŝena wprost nich idą dwie przystojne kobiety. Jedna z nich była młodsza,druga starsza; ta młodsza była bardziej elegancka i ładniejsza, ale (o

Strona 102

Page 103: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdziwo) ta starsza równieŜ była całkiem elegancka i zaskakująco ładna.Jaromil znał obie te kobiety: tą młodszą była instruktorka, tą starszązaś jego matka. Poczerwieniał i ukłonił się. Obie kobiety teŜ go pozdrowiły (mama, z nieukrywaną wesołością), a Jaromil czuł się w obecności nieładnej' dziewczyny tak, jakby urocza instruktorka zobaczyła go w hańbie ,obrzydliwych gaci. W domu wypytywał mamę, skąd zna instruktorkę. Mama od-powiedziała z kokieteryjnym uśmiechem, Ŝe zna ją juŜ od dłuŜszego 'czasu. Jaromil wypytywał dalej, ale mama wciąŜ odpowiadała wymijają-co: wyglądało to tak, jak wtedy, gdy kochanek pyta kochankę o jakiś 'intymny szczegół, a ona irytująco zwleka z odpowiedzią; w końcu mupowiedziała: ta sympatyczna kobieta odwiedziła ją mniej więcejprzed czternastoma dniami. Bardzo podziwia Jaromila jako poetę ichce nakręcić o nim film krótkometraŜowy; byłby to wprawdzie filmamatorski, wyprodukowany pod patronatem zakładowego klubu mili-cyjnego, ale miałby i tak zapewnioną znaczną liczbę widzów. - Dlaczego przyszła do ciebie? Czemu nie zwróciła się wprost domnie? - dziwił się Jaromil. Nie chciała mu się podobno naprzykrzać i chciała jak najwięcejdowiedzieć się od niej. W końcu, któŜ moŜe wiedzieć więcej o synu, niŜjego matka? Zresztą, ta młoda dama była tak miła, Ŝe poprosiła mamę ofaktyczną współpracę nad scenariuszem; tak, wymyśliły wspólnie(ukrywały to przed Jaromilem) scenariusz o młodym poecie. - Dlaczego nic mi nie powiedziałyście? - pytał Jaromil, dlaktórego połączenie matki z instruktorką było instynktownienieprzyjemne. - To pech, Ŝeśmy cię spotkały; miałyśmy to dla ciebieprzygotowane jako niespodziankę. Pewnego dnia wróciłbyś do domu, atutaj byliby filmowcy z kamerą i tylko by cię nakręcili. CóŜ miał Jaromil począć? Kiedyś przyszedł do domu i podał rękędziewczynie, w której mieszkaniu siedział przed kilkoma tygodniami, iczuł się tak samo biedny jak wówczas, chociaŜ tym razem miał podspodniami czerwone spodenki (od czasu wieczoru poetyckiego umilicjantów juŜ nigdy nie włoŜył ohydnych gaci). JednakŜe, kiedystawał twarzą w twarz z instruktorką, zawsze coś je w ich rolizastępowało; gdy spotkał ją na ulicy z matką, wydawało mu się, Ŝeniczym obrzydliwe gacie otaczają go rude włosy jego dziewczyny, a tymrazem w błazeńskim geście zamieniły się w kokieteryjne mowy iwymuszoną gadatliwość matki. Instruktorka oświadczyła (nikt nie pytał ojego zdanie), Ŝedzisiaj będą nakręcać materiał dokumentalny, fotografie z dzieciństwa,do których mama doda komentarz, bowiem cały film - jak mu mimochodemoznajmiły - jest pomyślany jako opowiadanie mamy o synupoecie. Chciałzapytać, o czym mama chce opowiadać, ale bał się to usłyszeć; rumieniłsię. W pokoju oprócz niego i dwóch kobiet znajdowali się jeszcze trzejmęŜczyźni, stojący w pobliŜu kamery i dwóch wielkich lamp; zdawało musię, Ŝe go obserwują i uśmiechają się posępnie; nie miał odwagi, bysię odezwać. - Ma pan wspaniałe zdjęcia z dzieciństwa. Najchętniej bym jewszystkie wykorzystała - powiedziała instruktorka i wertowała rodzinnyalbum. - Czy to wyjdzie na płótnie? - pytała mama z fachowymzainteresowaniem, a instruktorka zapewniała ją, Ŝe nie ma się czegoobawiać; potem wyjaśniła Jaromilowi, Ŝe pierwsza sekwencja filmubędzie zwykłym montaŜem jego fotografii, na których tle niewidocznamama będzie opowiadać swoje wspomnienia. Później zobaczymy samą mamę, apotem dopiero poetę; poetę w rodzinnym domu, poetę piszącego, poetę wogródku wśród kwiatów i wreszcie poetę na łonie natury, w miejscach,gdzie bywa najchętniej; tam, w ulubionym zakątkuotwartego krajobrazu, będzie recytował niemej rozmowy przez cały czasmiał brzmieć mamy komentarz), a kiedy stwierdziła, Ŝe wyraz twarzyJaromila jest niezbyt uprzejmy, zaczęła opowiadać mu o tym, Ŝeniełatwo jest być matką takiego chłopca jak on, takiego nieśmiałegosamotnika. "Jak to? Wcale jej nie lubię" - odciął się, lecz nikt nietraktował go powaŜnie). Jaromilowi okropnie się ten scenariusz nie podobał i proponował,Ŝe sam chciałby nad nim jeszcze popracować; zarzucał, Ŝe jest zbytkonwencjonalny (pokazywać fotografie rocznego dziecka jest przecieŜ

Strona 103

Page 104: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejrzeczą śmieszną!); twierdził, Ŝe zna bardziej interesujące problemy,na których naleŜałoby się skupić; pytały się, co ma na myśli, lecz onodparł, Ŝe nie potrafi wymienić ich teraz z głowy i właśnie dlategochciałby wstrzymać się jeszcze z nakręcaniem. Za wszelką cenę pragnął filmowanie jakoś odłoŜyć, ale nic niewskórał. Mama objęła go za ramiona i powiedziała do swej czarnowłosejwspółpracowniczki: - To jest mój wieczny malkontent! Nigdy z niczego nie byłzadowolony... A potem czule nachyliła się ku jego twarzy: - Prawda`? Jaromil nie odpowiadał, a ona powtarzała: - Prawda, Ŝe jesteś mój mały malkontent, przyznaj się, Ŝe takjest! Instruktorka powiedziała, Ŝe niezadowolenie jest cnotą autorów,jednakŜe tym razem autorem nie jest on, lecz one dwie i gotowe sąpodjąć wszelkie ryzyko; niech tylko pozwoli im zrobić film tak, jakone go sobie wyobraŜają, tak samo, jak one pozwalają mu pisać wierszetak, jak on je sobie wyobraŜa. A mama dodała, Ŝe Jaromil nie musi się obawiać, Ŝeby ten film,miał mu przynieść ujmę, poniewaŜ one obie, mama i instruktorka, tworzągo z największą sympatią dla niego; powiedziała to bardzokokieteryjnie i nie było jasne, czy bardziej kokietuje jego, czy nowąprzyjaciółkę. W kaŜdym bądź razie kokietowała. Jaromil nigdy jejtakiej nie widział; jeszcze przed południem wstąpiła do fryzjera imiała teraz głowę uczesaną w uderzająco młodzieńczy sposób; mówiłagłośniej niŜ zwykle, ciągle się śmiała, posługiwała się wszystkimi dowcipnymi zwrotami, jakich się w Ŝyciu nauczyła i z wielkim upodobaniem grała rolę gospodyni roznoszącej filiŜanki z kawą męŜcznznom przy urządze-niach oświetlających. Do czarnowłosej dziewczyny zwracała się z ostentacyjnązaŜyłością przyjaciółki (tak, Ŝe zacierała w ten sposób róŜnicęwieku), ajednocześnie obejmowała Jaromila pobłaŜliwie za ramiona,nazywając go małym malkontentem (tak, Ŝe w ten sposób wtrącała go zpowrotem do jego dziewictwa, do jego dzieciństwa, do jego pieluszek).Ach, jakiŜ wspaniały widok stanowi tych dwoje stojących na przeciwsiebie i przepychających się nawzajem: ona go pcha do pieluszek, a onją pcha do grobu, ach, jakiŜ wspaniały widok stanowi tych dwoje...). Jaromil skapitulował; widział, Ŝe obie kobiety są rozpędzone jaklokomotywy i Ŝe nie jest w stanie stawić czoła ich potokowiwielosłowia; widział trzech męŜczyzn koło lamp i kamery i wydawało musię, Ŝe jest to szydercza publiczność, która zaczęłaby gwizdać przykaŜdym jego błędnym ruchu; dlatego mówił niemal szeptem, one natomiastodpowiadały mu głośno, aby je publiczność słyszała, bowiem obecnośćpubliczności była dla nich korzystna, dla niego zaś niekorzystna.Powiedział więc, Ŝe się poddaje i zamierzał odejść; sprzeciwiłysięjednak (i to znów kokieteryjnie), mówiąc, Ŝe powinien zostać;rzekomo będzie im przyjemnie, gdy będzie śledził ich pracę. Chwilamiwięc przyglądał się, jak kamerzysta rejestruje poszczególne fotografiez albumu, chwila mi zaś wychodził do swego pokoju i udawał, Ŝe czytaalbo pracuje; w głowie kłębiły mu się splątane myśli; usiłował znaleźćjakieś dobre strony tej zgoła niedobrej sytuacji i przyszło mu dogłowy, Ŝe instruktor ka wymyśliła, być moŜe, całe to filmowanie po to,by znowu się z nim spotkać; mówił sobie, Ŝe jego matka jest tu jedynieprzeszkodą, którą trzeba cierpliwie obejść; starał się prędko uspokoići zastanowić się, w jaki sposób mógłby teraz wykorzystać bzdurnefilmowanie na swoją korzyść, czyli na to, by naprawić niepowodzenie,które dręczyło go od owej nocy, gdy nierozwaŜnie opuścił mieszkanieinstruktorki; usiłował przemóc wstyd i podpatrywał od czasu do czasu,jak idzie filmowanie, pragnąc, Ŝeby choć raz powtórzyło się to ichzapatrzenie się w siebie, to nieruchome długie spojrzenie, które gowjej mieszkaniu tak oczarowało; ale instruktorka była tego dnia bardzorzeczowa i zajęta pracą, tak Ŝe ich spojrzenia spotykały się rzadko iprzelotnie; zaniechał więc tych prób, zdecydowany zaproponowaćinstruktorce, Ŝe odprowadzi ją do domu po skończonej pracy. Kiedy trzej męźczyźni nosili juŜ do furgonetki kamerę wyszedł ze swego pokoju. I wtedy usłyszał, jak mama zwraca się doinstruktorki: - Chodź, odprowadzę cię. Zresztą, moŜemy jeszcze gdzieś wstąpić.W trakcie pracowitego popołudnia, podczas gdy był zamknięty

Strona 104

Page 105: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejw swoim pokoju, obie kobiety przeszły na ty! Kiedy to sobieuświadomił, poczuł się tak, jakby mu ktoś sprzątnął kobietę sprzednosa. Chłodno poŜegnał się z instruktorką, a gdy obie kobiety wyszły,wyszedł równieŜ i on, i z wściekłością kroczył szybko w stronękamienicy, gdzie mieszkała ruda; nie było jej w domu; spacerowałjakieś pół godziny koło domu w coraz czarniejszym humorze, aŜ w końcuzobaczył nadchodzącą dziewczynę; na jej twarzy malowało się radosne zasko-czenie, zaś najego obliczu gniewne wyrzuty; dlaczego nie majej w domu? cze-mu nie pomyślała, Ŝe moŜe przyjść? gdzieŜ to się podziewa, Ŝe w'raca dodomu dopiero wieczorem'? Jeszcze nie zdąŜyła zamknąć za sobą drzwi, a juŜ zdzierał z niejubranie; a potem kochał się z nią i wyobraŜał sobie, Ŝe leŜy pod nimkobieta o czarnych oczach; słyszał westchnienia swojej rudej; aponiewaŜ jednocześnie widział czarne oczy, wydawało mu się, Ŝe owewestchnienia naleŜą do tych oczu i był tym tak poruszony, Ŝe kochał jąkilka razy z rzędu, ale nigdy nie dłuŜej niŜ parę sekund. Dla rudejdziewczyny było to tak niezwykłe, Ŝe się roześmiała; jednakŜe Jaromilbył tego dnia szczególnie czuły na kpiny, a nie dostrzegł w śmiechurudej przyjacielskiej pobłaŜliwości; poczuł się uraŜony i dał jejkilka policzków; rozpłakała się, a Jaromila ogarnęła niezmiernabłogość; płakała, a on uderzył ją jeszcze parę razy; płacz dziewczyny,która płacze z naszego powodu, jest odkupieniem; to Jezus Chrystus,który za nas umiera na krzyŜu; Jaromil przez chwilę napawał sięłzami'rudej, potem je całował, później uciszałją i odchodził do domuponiekąd uspokojony. Kilka dni później filmowanie ciągnęło się dalej;znowu przyjechała furgonetka, wysiedli z niej trzej faceci (taposępna publiczność), a wraz z nimi urocza dziewczyna, którejwestchnienia słyszał przedwczoraj w mieszkaniu rudej; naturalnie, byłatu równieŜ matka, coraz młodsza, przypominająca instrument muzyczny,który dźwięczał, grzmiał, śmiał się, wymykał się orkiestrze i chciałgrać solo. Tym razem oko kamery miało być skierowane wprost na Jaromila;trzeba było ukazać go w rodzinnym otoczeniu, przy jego biurku, wogródku (gdyŜ Jaromil podobno lubi ogródek, lubi grządki, trawnik,kwiaty); trzeba było pokazać go z mamą, która jak juŜ powiedzieliśmy - sama przedtem w długim ujęciu opowiadała o swym synu.Instruktorka posadziła ich na ławeczce w ogrodzie i zmuszała Jaromila,Ŝeby sobie o czymś z mamą swobodnie rozmawiali; ćwiczenie swobodytrwało godzinę, a mama ani na chwilę nie straciła dobrego humoru;ciągle coś mówiła (na filmie miało nie być słychać, o czym rozmawiają,na tle ich niemej rozmowy przez cały czas miał brzmieć mamykomentarz), a kiedy stwierdziła, Ŝe wyraz twarzy Jaromila jest niezbytuprzejmy, zaczęła opowiadać mu o tym, Ŝe niełatwo jest być matkątakiego chłopca jak on, takiego nieśmiałego samotniczego chłopca,który się ciągle wstydzi. Potem wsadzili go do furgonetki i pojechali w kierunku owejromantycznej okolicy pod Pragą, gdzie według mamy przekonaniaJaromil został poczęty. Mama była zanadto wstydliwa, by kiedykolwiekkomukolwiek powiedzieć, dlaczego ten krajobrazjest dla niej takidrogi; nie chciała i zarazem chciała o tym powiedzieć i dlatego terazz wymuszoną dwuznacznością mówiła przede wszystkim o tym, Ŝewłaśnie ten krajobraz dla niej osobiście oznaczał zawsze krajobrazmiłości. krajobraz miłosny: - ZauwaŜcie tylko, jak pofalowana jest tu ziemia, jak przypominakobietę, jej zaokrąglenia, jej macierzyńskie kształty! Zwróćcie takŜeuwagę na skały, błędne skały. sterczące tu samotnie! CzyŜ te skały, testerczące, stojące, wznoszące się skały nie mają w sobie czegośmęskiego`? CzyŜ nie jest to krajobraz męŜczyzny i kobiety? CzyŜ niejest to erotyczny krajobraz? Jaromil myślał o tym, Ŝeby się zbuntować; chciał powiedzieć im,Ŝe ich film jest bzdurą; buntowała się w nim duma kogoś, kto wie, coznaczy dobry smak; byłby moŜe w stanie urządzić mały niewymyślnyskandal, albo w najgorszym razie uciec, tak jak to zrobił kiedyś nanadwełtawskim kąpielisku, tym razem jednak nie mógł; były tu czarneoczy instruktorki, a on był wobec nich bezsilny; bał się je po razdrugi utracić; te oczy zamykały mu drogę ucieczki. W końcu przyprowadzono go pod jakąś wielką skałę, przed którąmiał recytować swój ulubiony wiersz. Mama była w najwyŜszym stopniu

Strona 105

Page 106: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejporuszona. Jak dawno juŜ tu nie była! Dokładnie w tym miejscu, gdziedawno temu kochała się pewnego niedzielnego przedpołudnia z młodyminŜynierem, dokładnie tutaj stał teraz jej syn; jak gdyby wyrósł tu polatach jak grzyb (ach, tak jakby w miejscu, gdzie rodzice wysypalinasienie, rodziły się dzieci jak grzyby!); matka była urzeczonawidokiem tego pięknego, przedziwnego, nierzeczywistego grzyba, którydrŜącym głosem recytował wiersz o tym, Ŝe chciałby umrzeć wpłomieniach. Jaromil czuł, Ŝe recytuje idiotycznie, ale nic nie mógłna to poradzić; powtarzał sobie w duchu, Ŝe nie jest Ŝółtodziobem, ŜeprzecieŜ wówczas, podczas owego wieczoru w milicyjnej willi, recytowałpewnie i błyskotliwie; tym razem jednak nie mógł; ustawiony przedniedorzeczną skałą w niedorzecznym krajobrazie, w obawie, Ŝe w pobliŜuznajdzie się jakiś praŜanin na spacerze z psem lub z dziewczyną(spójrzcie, miał podobne zmartwienia, jak jego matka przeddwudziestoma laty!), nie potrafił się w ogóle skoncentrować i słowa,które mówił, wypowiadał z trudem i nienaturalnie. Zmuszały go, Ŝeby wciąŜ od nowa powtarzał swój wiersz, aŜwreszcie zrezygnowały. - Moje wieczne strachajło - westchnęła mama - nawet w gimnazjumbał się kaŜdego egzaminu, ileŜ razy musiałam dosłownie wyganiać go doszkoły, poniewaŜ się bał! - Instruktorka powiedziała, Ŝe wiersz mógłbywyrecytować w postsynchronii jakiś aktor, tak Ŝe wystarczy moŜe, gdyJaromil, stojący pod skałą, będzie tylko bezgłośnie otwierać usta. Zrobił tak. - Na Boga - wołała do niego instruktorka juŜ zniecierpliwiona. -Musi je pan otwierać dokładnie w zgodzie ze słowami swego wiersza, anie ot tak tylko, jak się panu spodoba. Ten aktor musi to przecieŜnałoŜyć na ruchy pańskich ust! Stał więc Jaromil przed skałą, otwierałusta (posłusznie i dokładniej i kamera w końcu zaterkotała.

10

Jeszcze przed dwoma dniami stał na dworze przed kamerą w lekkimpaletku, a dzisiaj musiał juŜ włoŜyć zimowy płaszcz, szalik ikapelusz; spadł śnieg. Mieli się spotkać o szóstej przedjej domem.ByłajuŜjednak za kwadrans siódma, a ruda wciąŜ nie nadchodziła. Spóźnić się chwilę, to nic powaŜnego, ale Jaromil, tylekroćuraŜony w ostatnich dniach, nie miał juŜ siły znosić dalszegoponiŜenia; musiał spacerować koło domu na ulicy pełnej przechodniów,tak Ŝe wszyscy przechodzący obok mogli go widzieć, jak czeka na kogoś,kto się do niego nie spieszy, i w ten sposób wystawia swą poraŜkę na widok publiczny. Bał się spojrzeć na zegarek, by ten nazbyt wymowny gest niezdradził go przed całą ulicą, jako daremnie czekającego kochanka;podwinął sobie troszeczkę rękaw płaszcza i zatknął go pod zegarek,tak, by móc nań spoglądać całkiem niepostrzeŜenie; gdy zauwaŜył, ŜeduŜa wskazówka przewędrowała kolejnych pięć minut z piętnastubrakujących do godziny siódmej, poczuł, Ŝe ogarnia go wściekłość; jakto jest, Ŝe on przychodzi zawsze przed umówioną godziną, a ona,głupsza i brzydsza, spóŜnia się? Przyszła wreszcie i napotkała kamienną twarz Jaromila. Poszli dojej pokoju, usiedli i dziewczyna zaczęła się tłumaczyć; była rzekomou koleŜanki. To było najgorsze, co mogła powiedzieć. Nic nie mogło jejusprawiedliwić, ale juŜ najmniej jakaś koleŜanka, która dla niegooznaczała samą kwintesencję błahości. Powiedział rudej, Ŝe doskonalerozumie wagęjej spotkania z koleŜanką i dlatego proponujejej, Ŝeby doniej wróciła. Dziewczyna wiedziała, Ŝe jest niedobrze; powiedziała, Ŝe miały zkoleŜanką bardzo waŜną rozmowę; koleŜanka rozstaje się z ukochanym;jest to ponoć bardzo smutne, koleŜanka płakała, ruda musiała jąpocieszać i nie mogła odejść, zanim jej nie uspokoiła. Jaromil powiedział, Ŝe to bardzo szlachetnie z jej strony, Ŝesuszyła łzy koleŜance. Ale kto teraz będzie suszyć jej łzy, kiedyrozstanie się z Jaromilem, który nie ma zamiaru chodzić dłuŜej zdziewczyną, dla której idiotyczne łzy głupiej koleŜanki znaczą więcejniŜ on? Dziewczyna zdawała sobie sprawę, Ŝe jest coraz gorzej;powiedziała Jaromilowi, Ŝe się przed nim tłumaczy, Ŝe jest jej przykroi Ŝe go przeprasza.

Strona 106

Page 107: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Było tojednak za mało, by nasycićjego uraŜoną ambicję;oświadczył, Ŝe jej tłumaczenia w niczym nie zmienią jego przekonania;to, co ruda nazywa miłością, Ŝadną miłością nie jest; nie, zastrzegałsię, nie jest to z jego strony Ŝadna małostkowość, jeśli wyciąga takdaleko idące wnioski z epizodu na pozór banalnego; właśnie w takichdrobiazgach uwidacznia się istota jej stosunku do niego; ta nieznośnaswoboda, ta beztroska naturalność, z jaką odnosi się do Jaromila taksamo jak do koleŜanki, do klienta w sklepie, do przechodnia na ulicy!Niech się juŜ nigdy nie waŜy powiedzieć mu, Ŝe go kocha! Jejmiłośćjest tylko Ŝałosną imitacją miłości! Dziewczyna widziała, Ŝe juŜ gorzej być nie moŜe. Starała sięprzerwać pocałunkiem nienawistny smutek Jaromila; odtrącił ją od ustniemal brutalnie; wykorzystała to, by upaść na kolana i przycisnąćgłowę do jego brzucha; Jaromil zawahał się przez chwilę, ale potempodniósł ją z ziemi i chłodno poprosił, Ŝeby go nie dotykała. Nienawiść, która uderzyła mu do głowy jak alkohol, była wspaniałai oczarowała go; oczarowała go tym bardziej, Ŝe odbita od dziewczynywracała z powrotem i dotykała równieŜ jego samego; był tomasochistyczny gniew, bowiem Jaromil dobrze wiedział, Ŝe odtrącając odsiebie rudą dziewczynę, odtrącajedyną kobietę,jaką posiada; czułdoskonale, Ŝe jego gniew jest nieuzasadniony i Ŝe jest w stosunku dodziewczyny niesprawiedliwy; ale moŜe właśnie dlatego był jeszczebardziej okrutny, poniewaŜ tym, co go pociągało, była przepaść;przepaść osamotnienia, przepaść samopotępienia; wiedział, Ŝe bezdziewczyny nie będzie szczęśliwy (będzie sam) ani zadowolony z siebie(będzie wiedział, Ŝe skrzywdził), ale ta świadomość była bezsilnawobec cudownego upojenia złością. Oświadczył dziewczynie, Ŝe to, coteraz powiedział, nie odnosi się tylko do tej chwili, ale na zawsze;nigdy juŜ nie będzie chciał, by dotknęła go jej ręka. Dziewczyna nie po raz pierwszy spotkała się z pełną rozŜaleniazłością, tudzieŜ z zazdrością Jaromila; tym razem jednak słyszała wjego głosie wściekłe nieomal zdecydowanie; czuła, Ŝe Jaromil jest wstanie uczynić wszystko, by ukoić swój niezrozumiały gniew. Dlatego,niemal w ostatniej chwili, prawie na samej krawędzi przepaści,powiedziała: - Proszę cię, nie gniewaj się na mnie. Nie gniewaj się,Ŝe cię okłamałam. Nie byłam u Ŝadnej koleŜanki. To go zmieszało. - Więc gdzie byłaś? - Ty się będziesz gniewać, ty go nie lubisz, ale ja nic na to nieporadzę, musiałam do niego pójść. - U kogo byłaś? - Byłam u brata. Tego, co u mnie mieszkał. To go rozdraŜniło. - CóŜ to macie ciągle za sprawy? Nie gniewaj się, w ogóle nic dla mnie nie znaczy, w porównaniu ztobąjest dla mnie niczym, ale zrozum, to mimo wszystkojest mój brat,przecieŜ razem wyrastaliśmy przez całych piętnaście lat. WyjeŜdŜa. Nadługo. Musiałam się z nim poŜegnać. Sentymentalne poŜegnanie z bratem było dla niego czymśobrzydliwym. - GdzieŜ to moŜe wyjeŜdŜać brat, Ŝe musisz się z nim Ŝegnać takdługo, iŜ zaniedbujesz wszystko inne? WyjeŜdŜa na tydzień nadelegację? Czy moŜe na niedzielę na daczę? Nie, nie wyjeŜdŜa ani na daczę, ani na delegację; jest to cośznacznie powaŜniejszego i ona nie moŜe tego Jaromilowi powiedzieć,gdyŜ wie, jak strasznie Jaromil by się gniewał. - I ty to nazywasz miłością? Kiedy ukrywasz przede mną coś,z czym się nie zgadzam? Gdy coś przede mną taisz? Tak, dziewczyna wie doskonale, Ŝe miłość oznacza absolutnąszczerość; ale niechŜe ją zrozumie: boi się, po prostu się boi... - Co to moŜe być? GdzieŜby mógł wyjeŜdŜać brat, Ŝe boisz się mio tym powiedzieć? CzyŜby Jaromil naprawdę się nie domyślał? Naprawdę nie potrafiodgadnąć, o co chodzi? Nie, Jaromil nie potrafi tego odgadnąć; (w tej chwili jego gniewjuŜ tylko kuśtykał za jego ciekawością). W końcu dziewczyna wyznała mu to: jej brat postanowił opuścićpotajemnie, nielegalnie, bezprawnie ten kraj; pojutrze juŜ będzie za

Strona 107

Page 108: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejgranicą. JakŜe to? Brat chce opuścić naszą młodą socjalistyczną republikę?Brat chce zdradzić rewolucję? Brat chce zostać emigrantem? CzyŜby niewiedział, co to znaczy być emigrantem? CzyŜby nie wiedział, Ŝe kaŜdyemigrant automatycznie staje się pracownikiem obcych słuŜbwywiadowczych, które chcą zniszczyć naszą ojczyznę? Dziewczyna kiwała potakująco głową. Instynkt podpowiadał jej, ŜeJaromil znacznie łatwiej wybaczy zdradziecką ucieczkę brata, niŜkwadrans spóźnienia: Dlatego kiwała głową i twierdziła, Ŝe zgadza sięze wszystkim, co mówi Jaromil. - Jakie to ma znaczenie, Ŝe się ze mną zgadzasz? Miałaś mu towyperswadować. Miałaś go zatrzymać! - Tak, odradzała to bratu; robiławszystko, co mogła, aby mu to wyperswadować; przecieŜ właśnie dlategosię spóźniła; teraz juŜ chyba Jaromil rozumie, dlaczego się spóźniła;juŜ teraz chyba będzie mógł jej przebaczyć. O dziwo, Jaromil rzeczywiście powiedział, Ŝe wybacza jejspóźnienie; nie moŜe jej jednak wybaczyć, Ŝe jej brat wyjeŜdŜa zagranicę. - Twój brat stoi po przeciwnej stronie barykady. Dlategojest moim osobistym wrogiem. JeŜeli wybuchnie wojna, twój brat będzie strzelał do mnie, a ja do niego. Zdajesz sobie z tego sprawę? Tak, zdaję - mówiła ruda dziewczyna i zapewniała Jaromila, Ŝestoi zawsze tylko przy nim, przy nim i przy nikim innym. - Jak to, stoisz przy mnie? Gdybyś rzeczywiście stała przy mnie,nie mogłabyś nigdy puścić brata za granicę! - Co mogłam zrobić? Miałam go zatrzymać siłą? - Miałaś natychmiast przyjść do mnie, a ja juŜ bym wiedział, corobić. Ale ty zamiast tego kłamałaś. Wymyślałaś coś o swojejkoleŜance! Chciałaś mnie oszukać! A potem mówisz, Ŝe stoisz przy mnie. Przysięgała, Ŝe naprawdę przy nim stoi i będzie stać w kaŜdychokolicznościach. - Gdyby to, co mówisz, było prawdą, wezwałabyś milicję! Jak to milicję? PrzecieŜ nie mogłaby wezwać milicji na własnegobrata! Tak przecieŜ nie moŜna! Jaromil nie znosił sprzeciwu: Jak to nie moŜna? JeŜeli ty jej nie wezwiesz, zrobię to sam!Dziewczyna znowu powtarzała, Ŝe bratjest bratem i Ŝe nie moŜe sobiewyobrazić, jak mogłaby wezwać na niego milicję. - A więc brat znaczy dla ciebie więcej niŜ ja? Pewnie, Ŝe nie znaczy, ale z tego przecieŜ nie wynika, Ŝe miałabygo zadenuncjować. - Miłość oznacza wszystko albo nic. Miłość jest pełna albo jejnie ma. Ja stoję tu a on po przeciwnej stronie. Ty musisz stać przymnie, a nie gdzieś w środku pomiędzy nami. A jeśli stoisz przy mnie,musisz robić to, co robię ja, chcieć tego, czego chcę ja. Dla mnie losrewolucji jest moim własnym losem. JeŜeli ktoś występuje przeciwkorewolucji, występuje przeciwko mnie. A jeśli moi wrogowie nie sątwoimi wrogami, to ty jesteś mym wrogiem. Nie, nie, nie jest jego wrogiem; chce z nim we wszystkim tworzyćjedno; przecieŜ ona teŜ wie, Ŝe miłość oznacza wszystko albo nic. -Tak, miłość oznacza wszystko albo nic. Wobec prawdziwejmiłości wszystko blednie, wszystko inne staje się niczym. Tak, całkowicie się z tym zgadza, ona teŜ czuje to dokładnie taksamo. - Ba, właśnie po tym poznaje się prawdziwą miłość, Ŝe jestgłucha na to, co mówią inni. Ty jednak ciągle słuchasz tego,co ci ktoś mówi; wciąŜ masz kogoś na względzie i tymi względamidepczesz potem po mnie. Na Boga, nie chce go deptać, tylko boi się tego, Ŝe mogłabywyrządzić bratu straszną krzywdę, Ŝe brat mógłby za to drogo zapłacić. - A gdyby nawet za to zapłacił? JeŜeli za to zapłaci, zapłacisprawiedliwie. A moŜe się go boisz? Boisz się z nim rozstać? Boisz sięrozstać z rodziną? Chcesz być do niej ciągle przyklejona? Gdybyświedziała, jak nienawidzę twej strasznej połowiczności, twej strasznejniezdolności do kochania! Nie, to nieprawda, Ŝe nie jest zdolna do kochania; kocha gonajbardziej, jak tylko potrafi. - Tak, kochasz mnie najbardziej, jak tylko potrafisz - śmiał się.- Tylko Ŝe ty wcale nie potrafisz mnie kochać! Wcale nie potrafiszkochać!

Strona 108

Page 109: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejZnowu przysięgała mu, Ŝe to nieprawda Mogłabyś beze mnie Ŝyć?Przysięgała, Ŝe nie.- Mogłabyś Ŝyć, gdybym umarł? Nie, nie, nie. Mogłabyś Ŝyć, gdybym cię opuścił? Nie, nie, nie, kręciła głową. Czego jeszcze mógł chcieć? Jego gniew opadł i zostało po nimtylko wielkie poruszenie; ich śmierć była nagle z nimi; słodka,przesłodka śmierć, którą sobie poprzysięgli, gdybyjedno z nich zostałoopuszczone przez drugiego. Powiedział głosem łamiącym się zewzruszenia: - Ja teŜ nie mógłbym Ŝyć bez ciebie. Ona teŜ powtarzała, Ŝe nie mogłaby bez niego Ŝyć i nie Ŝyłaby, ipowtarzali sobie oboje to zdanie tak długo, aŜ zalała ich wielka falaoszołomienia; zdarli z siebie ubrania i kochali się; nagle poczuł podręką wilgoć łez najej twarzy; to było wspaniałe; jeszcze nigdy nieprzydarzyło mu się, by kobieta płakała z miłości do niego; łzy byłydla niego tym, w co rozpuszcza się człowiek, gdy chce być nie tylkoczłowiekiem, gdy pragnie przekroczyć swój los; wydawało mu się, Ŝe włzie człowiek ucieka ze swego materialnego losu, ze swych granic,zamienia się w dal i staje się nieskończonością. Ogromnie wzruszyła gota wilgoć łez i naraz poczuł, Ŝe on teŜ płacze; kochali się, a całeich ciała oraz twarze były mokre, kochali się, a właściwie sięrozpuszczali, ich wilgocie mieszały się i zlewały niczym dwie rzeki,płakali i kochali się i byli w tej chwili poza światem, byli niczymjezioro, które odbiło się od ziemi i wznosi się do nieba. Potem, leŜącjuŜ spokojnie obok siebie, długojeszcze głaskali sięczule po policzkach; rude włosy dziewczyny sklejone były w zabawnepasemka, a twarz jej poczerwieniała; była brzydka i Jaromilprzypomniał sobie swój wiersz, w którym napisał, Ŝe chce pić wszystko,co w niej jest, i jej dawne miłości, i jej brzydotę, i jej sklejonerude włosy, i brud jej piegów; głaskał ją i z rozczuleniem dostrzegałjej wzruszające ubóstwo; powtarzał jej, Ŝe ją kocha i ona powtarzałato samo. A poniewaŜ nie chciał rozstawać się z tą chwilą absolutnegonasycenia, gdy oszołomiła go wzajemnie przyrzeczona śmierć, powiedziałznowu: - Naprawdę nie potrafiłbym bez ciebie Ŝyć; nie potrafiłbym bezciebie Ŝyć. - Tak, mnie teŜ byłoby strasznie smutno, gdybym cię nie miała.Strasznie smutno.Drgnął: - Więc jednak potrafisz sobie wyobrazić, Ŝe mogłabyś beze mnie Ŝyć? Dziewczyna w ogóle nie przeczuwała zastawionej pułapki: - Byłoby mi okropnie smutno. - Ale potrafiłabyś Ŝyć? - CóŜ bym miała robić, gdybyś mnie opuścił? Ale byłoby miokropnie smutno. Jaromil zrozumiał, Ŝe stał się ofiarą nieporozumienia; ruda nie przyrzekła mu swej śmierci, a kiedy mówiła, Ŝe nie mogłaby bez niegoŜyć, traktowała to tylko jako miłosne schlebianie, ozdobny frazes,metaforę; nieszczęsna idiotka, w ogóle nie ma pojęcia, o co chodzi;obiecuje mu swój smutek, jemu, znającemu tylko absolutne miary, wszystko albo nic, Ŝycie lub śmierć. Pełen gorzkiej ironii pytał sięjej: - Jak długo byłoby ci smutno? Dzień? Tydzień? - Tydzień? - uśmiechnęła się cierpko. - Mój Ksawuszku, jaki tamtydzień... przytuliła się do niego, by dotykiem ciała dać mu dozrozumienia, Ŝejej smutek trudno byłoby przeliczyć na zwykłetygodnie. A Jaromil zastanawiał się, jaką wagę właściwie ma jejmiłość? Parę , tygodni smutku, dobrze. A cóŜ to w ogóle jest smutek?Trochę złego nastroju, trochę tęsknoty. A cóŜ to jest tydzieńsmutku? Nikt przecieŜ , nie jest w stanie tęsknić bezustannie. Byłabysmutna przez kilka minut przed południem, kilka minut wieczorem; ileto razem? Ile minut smutku waŜyjej miłość? Na ile minut smutku zostałoceniony? WyobraŜał sobie swoją śmierć i wyobraŜał sobie jej Ŝycie, obo-jętne, niczym nie wzruszone, wesoło i obco pnące się nad jego niebytem. Nie miał juŜ ochoty wszczynać roznamiętnionego dialogu; słyszał

Strona 109

Page 110: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejjej głos, który pytał go, dlaczego jest smutny, lecz nie odpowiadał;odbierał czułość jej głosu jak nieskuteczny balsam. Potem wstał i zaczął się ubierać; nie był juŜ na nią zły; wciąŜgo pytała, czemu jest smutny, a on zamiast odpowiedzi głaskał jątylko melancholijnie po twarzy. A potem spytał, patrząc jej prosto woczy: - Na tę milicję chcesz iść sama? Myślała, Ŝe ich cudowne kochanie uśmierzyło bezpowrotnie jegozłość wobec brata; była zaskoczona pytaniem i nie umiała na nieodpowiedzieć. Ponownie (smutno i obojętnie) zapytał: - Pójdziesz sama na milicję? Coś tam wyjąkała; chciała odwieść go odjego zamysłu,ajednocześnie bała się to powiedzieć wprost; wykrętność tego jąkaniabyła wszakŜe widoczna, toteŜ Jaromil powiedział: - Rozumiem cię, Ŝe nie chcesz tam iść, sam to załatwię - ipogłaskał ją (współczująco, smutno, z rozczarowaniem) po twarzy. Była zmieszana i nie potrafiła nic powiedzieć. Pocałowali się iJaromil wyszedł. Rano obudził się juŜ po wyjściu mamy. Wczesnym rankiem, gdyjeszcze spał, połoŜyła mu na jego krześle koszulę, krawat, spodnie,marynarkę i, oczywiście, gacie. Nie moŜna było zburzyć tego oddwudziestu lat panującego zwyczaju i Jaromil ciągle go biernieprzyjmował. Ale tego dnia, kiedy zobaczył ułoŜone jasnobeŜowe gacie ztymi szerokimi pałętającymi się nogawkami, z wielkim rozporkiem nabrzuchu, głośno niemal prowokującym do siusiania, ogarnęło go święteoburzenie. Tak, wstał tym razem w taki sposób, jak się wstaje, by rozpocząćwielki i decydujący dzień. Wziął gacie i przyglądał im się, trzymającje w wyciągniętych rękach; przyglądał im się uwaŜnie i z czułąnieomal nienawiścią; potem włoŜył koniec nogawki do ust i zacisnąłzęby; tę samą nogawkę złapał prawą ręką i szarpnął gwałtownie;usłyszał odgłos rozdzieranego materiału; odrzucił potargane gacie naziemię, pragnąc, Ŝeby tam zostały i Ŝeby zobaczyła je mama. Potem włoŜył Ŝółte spodenki, włoŜył przygotowaną koszulę, krawat,spodnie, marynarkę i wyszedł z domu.

11

Oddał na portierni dowód osobisty (,jest to konieczne, jeśli ktoś chce wejść do wielkiego gmachu, będącego siedzibą SłuŜbyBezpieczeństwa) i stąpał w górę po schodach. Patrzcie na niego, jakkroczy, jak waŜy kaŜdy krok! Idzie, jakby na barkach niósł cały swójlos; idzie w górę po schodach, jak gdyby wspinał się nie tylko nawyŜsze piętro budynku, ale takŜe na wyŜsze piętro własnego Ŝycia, skądzobaczy to, czego dotąd nie widział. Wszystko mu sprzyjało; gdy wszedł do kancelarii, zobaczył twarzszkolnego kolegi i była to twarz przyjaciela; uśmiechała się radośniena jego powitanie; była mile zaskoczona; była wesoła. Syn woźnego oświadczył, iŜ jest bardzo szczęśliwy, Ŝe Jaromilprzyszedł go odwiedzić, i w duszy Jaromila rozgościła się błogość.Usiadł na podsuniętym krześle i po raz pierwszy naprawdę poczuł, Ŝesiedzi tu naprzeciw swego szkolnego kolegi, jak męŜczyzna naprzeciwmęŜczyzny; jak równy naprzeciw równego; jak szorstki naprzeciwszorstkiego. Przez chwilę tak sobie gwarzyli, jak gwarzą ze sobą koledzy, aledla Jaromila była to tylko łagodna uwertura, podczas której cieszyłsię niecierpliwie na podniesienie kurtyny. - Chcę cię o czymś bardzo waŜnym zawiadomić - powiedziałpotem powaŜnym głosem. - Wiem o człowieku, który w najbliŜszym czasiechce uciec za granicę. Musimy coś z tym zrobić. Syn woźnego spowaŜniał i postawił Jaromilowi kilka pytań. Jaromilodpowiedział na nie szybko i dokładnie. - To bardzo powaŜna sprawa - oświadczył syn woźnego. - Niemogę tego sam załatwić. Zaprowadził potem Jaromila długim korytarzem do innego biura,gdzie przedstawił go starszemu męŜczyźnie w cywilnym ubraniu;przedstawił go jako swego przyjaciela, tak Ŝe ów starszy męŜczyzna teŜsię do Jaromila przyjacielsko uśmiechnął; zawołali maszynistkę i

Strona 110

Page 111: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejspisali protokół; Jaromil musiał wszystko dokładnie opowiedzieć: jaksię nazywa jego dziewczyna; gdzie pracuje; ile ma lat; skąd ją zna;jaka jest jej rodzina; gdzie pracował jej ojciec, jej bracia, jejsiostry; kiedy powiadomiła go o przygotowywanej ucieczce brata; kimjest ten brat; co Jaromil o nim wie. Jaromil wie o nim duŜo, dziewczyna często mu o nim opowiadała; tojest właśnie powód, dla którego całą sprawę uwaŜał za bardzo waŜną ispieszył się, by swych towarzyszy, swych współbojowników, swychprzyjaciół na czas powiadomić. Brat nienawidzi mianowicie naszegoustroju; jakieŜ to smutne! Pochodzi z całkiem skromnej, ubogiejrodziny, ale poniewaŜ pracował kiedyś jako kierowca u pewnegoburŜuazyjnego polityka,jest na Ŝycie i na śmierć związany z ludźmi,którzy knują intrygi przeciwko naszemu państwu; tak, to moŜepoświadczyć z absolutną pewnością, poniewaŜ jego dziewczyna tłumaczyłamu poglądy brata bardzo dokładnie; byłby gotów strzelać do komunistów;Jaromil potrafi sobie doskonale wyobrazić, co będzie robić ówczłowiek, gdy wyjedzie na emigrację; Jaromil wie, Ŝe jego jedyną pasjąjest zniszczenie socjalizmu. Z męską rzeczowością wszyscy trzejmęŜczyźni podyktowali maszynistce protokół, po czym starszy męŜczyznapowiedział synowi woźnego, Ŝeby prędko poszedł załatwić, co trzeba.Gdy zostali sami w pokoju, podziękował Jaromilowi za jego przysługę.Powiedział mu, Ŝe jeśli cały naród będzie tak czujny jak on, naszasocjalistyczna ojczyzna będzie bezpieczna. Powiedział równieŜ, Ŝecieszyłby się, gdyby to ich spotkanie nie było ostatnim. Jaromil zpewnością sam dobrze wie, ilu wrogów ma wszędzie nasze państwo;Jaromil obraca się na wydziale wśród studentów, a moŜe znatakŜejakichś ludzi z kręgów literackich. Tak, wiemy, Ŝe są to wwiększości uczciwi ludzie; ale znajduje się między nimi równieŜ wielutakich, co szkodzą. Jaromil patrzył z zachwytem w twarz milicjanta; wydawała mu siępiękna; była poorana głębokimi zmarszczkami i świadczyła o cięŜkim,męskim Ŝyciu. Tak, on, Jaromil, teŜ bardzo by się cieszył, gdyby ichspotkanie nie było ostatnim. Nie pragnie niczego innego; wie, gdziejest jego miejsce. Podali sobie ręce i Jaromil wyszedł z gmachu milicji na mroźne słoneczne przedpołudnie. Spojrzał na chmury wznoszące się naddachami miasta. Wciągnął do płuc zimne powietrze i czuł sięprzepełniony męskością, która przedzierała się wszystkimi porami jegociała na zewnątrz i chciała śpiewać.

Początkowo zamierzał iść prosto do domu, usiąść przy biurku ipisać wiersze. Po kilku krokach zawrócił jednak; nie chciał być sam.Wydawało mu się, Ŝe jego rysy w ciągu minionej godziny stwardniały,krok stał się pewniejszy, głos bardziej szorstki, i pragnął byćwidzianym w tej przemianie. Poszedł na wydział i wdawał się ze wszystkimi wrozmowę. Nikt mu wprawdzie nie powiedział, Ŝe jest inny niŜbył, ale słońce wciąŜ świeciło, a nad kominami miasta unosił sięciągle nie napisany wiersz. Poszedł do domu i zamknął się w swympokoiku. Zapisał kilka kartek papieru, ale nie był zbyt zadowolony.OdłoŜył więc pióro i przez chwilę marzył; marzył o tajemniczym progu,który musi przekroczyć chłopiec, by stać się męŜczyzną; zdawało musię, Ŝe zna nazwę tego progu; nie była to miłość; ten próg nazywał sięobowiązkiem. O obowiązku trudno jest pisać wiersze; jaką wyobraźnię marozbudzić to surowe słowo? Jaromil wiedział jednak, Ŝe właśniewyobraźnia rozbudzona przez to słowo, będzie nowa, niebywała,niespodziewana; nie miał zresztą na myśli obowiązku w dawnymrozumieniu, jako czegoś narzuconego z zewnątrz, lecz obowiązek, któryczłowiek sam sobie stwarza, swobodnie wybiera, obowiązek, który jestdobrowolny i stanowi powód śmiałości i dumy człowieka. Te rozmyślania napełniały Jaromila pychą, bowiem z ich pomocąszkicował swój własny i zupełnie nowy portret. Znowu zapragnął byćwidziany w swej cudownej metamorfozie i pospieszył do rudej

Strona 111

Page 112: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdziewczyny. Było juŜ koło szóstej, sądził więc, Ŝe zastanie ją w domu.Gospodarz oświadczył mu jednak, Ŝe dotąd nie wróciła ze sklepu. PonoćjuŜ pół godziny temu szukali jej tu jacyś dwaj panowie i musiał imoznajmić, Ŝe jego podnajemczyni dotychczas nie wróciła. Jaromil miał aŜ nazbyt duŜo czasu, przechadzał się więc tami z powrotem po ulicy, na której mieszkała ruda. Po pewnym czasiezauwaŜył dwóch męŜczyzn, spacerujących tam i z powrotem, tak samo jakon; Jaromil pomyślał, Ŝe są to, być moŜe, ci dwaj, o których mówiłgospodarz; potem zobaczył, Ŝe z przeciwnej strony nadchodzi rudadziewczyna. Nie chciał, Ŝeby go zobaczyła; wszedł do bramy jednego zdomów i patrzył, jak jego dziewczyna szybkim krokiem zmierza do swejkamienicy i znika w niej. Potem dostrzegł obydwu męŜczyzn wchodzącychza nią. Poczuł niepewność i nie miał odwagi ruszyć się z miejsca.Mniej więcej po minucie wyszli z domu wszyscy troje; dopiero terazzauwaŜył, Ŝe nie opodal domu stało auto; obaj męŜczyźni wsiedli doniego razem z dziewczyną i odjechali. Jaromil zrozumiał, Ŝe dwaj panowie są najprawdopodobniejmilicjantami; oprócz lodowatego strachu, poczuł takŜe pokrzepiającezdumienie, Ŝe to, co zrobił rano, było prawdziwym czynem, w wynikuktórego sprawy poszły w ruch. Nazajutrz pospieszył do dziewczyny, by zastać ją zaraz po powrocie z pracy. Gospodarz powiedział mu jednak, Ŝe od tej pory, gdyją zabrali ci dwaj panowie, ruda do domu nie wróciła. Bardzo go to poruszyło. Następnego dnia rano poszedł znowu namilicję. Syn woźnego nadal zachowywał się wobec niego poprzyjacielsku, uścisnął mu rękę, wesoło się uśmiechał, a kiedy Jaromilzapytał go, co jest z jego dziewczyną, która dotychczas nie wróciła dodomu, powiedział mu, Ŝeby się nie martwił. - Naprowadziłeś nas na bardzo waŜną sprawę. Musimy im porządniepopatrzeć na rączki - i wieloznacznie się uśmiechnął. I znowu wychodził Jaromil z gmachu milicji na mroźne słoneczneprzedpołudnie i znów odetchnął lodowatym powietrzem i czuł się wielkii napełniony losem. Ajednak było to coś innego niŜ przedwczoraj.Dopiero dzisiaj pomyślał mianowicie, Ŝe swoim czynem wkroczył dotragedii. Tak, dosłownie tak mówił do siebie, gdy schodził poszerokich schodach na ulicę; wkraczam do tragedii. WciąŜ słyszał tęŜartobliwą pogróŜkę: musimy im porządnie popatrzeć na rączki, i słowate rozbudziłyjego wyobraźnię; uświadomił sobie, Ŝejego dziewczyna jestteraz w rękach obcych męŜczyzn, Ŝe jest zdana na ich łaskę i niełaskę,Ŝe jest w niebezpieczeństwie i Ŝe kilkudniowe przesłuchanie napewnonie jest niczym przyjemnym; przypomniał sobie równieŜ o tym, coopowiadał mu jego szkolny kolega o czarnowłosym śydzie i o twardejsurowości swej pracy. Wszystkie te myśli i wyobraŜenia napełniały gojakąś słodką, pachnącą i wzniosłą materią, tak Ŝe wydawało mu się, Ŝerośnie i Ŝe kroczy ulicami jak poruszający się monument smutku. A potem przyszło mu na myśl, Ŝe juŜ wie, dlaczego przed dwomadniami zapisał kilka kartek papieru wierszami, które nie były nicwarte. PrzecieŜ dwa dni temu właściwie nie wiedział jeszcze wcale, cozrobił. Dopiero dzisiaj rozumie swój własny czyn, samego siebie i swójlos. Przed dwoma dniami chciał pisać wiersze o obowiązku, ale dzisiajwie więcej: chwała obowiązku wykwita z rozciętej głowy miłości. Jaromil szedł po ulicach oszołomiony własnym losem. Potem przyszedł do domu i znalazł tam list. Bardzo bym się cieszyła, gdyby Panwprzyszłym tygodniu, tego i tego dnia, przyszedł na mały wieczorek,gdzie spotka Pan towarzystwo, które powinno być Panu miłe. Podpisanabyła instruktorka. ChociaŜ zaproszenie niczego konkretnego nie obiecywało, Jaromilogromnie się z niego ucieszył, było bowiem dowodem tego, Ŝe instruk-torka niejestjeszcze straconą okazją, Ŝe ich historia niejestzakończona, Ŝe gra będzie się toczyć dalej. I do głowy wdzierała musię osobliwa, niejasna myśl, Ŝe jest w tym jakiś głębszy sens, skorolist przyszedł ; właśnie tego dnia, gdy zrozumiał tragizm swejsytuacji; napełniało go nieokreślone, lecz pokrzepiające uczucie, Ŝewszystko to, co w ostatnich dwóch dniach przeŜył, kwalifikowało gonareszcie do tego, aby mógł stanąć twarzą w twarz błyskotliwej urodzieinstruktorki i na jej wieczorek towarzyski wkroczyć pewny siebie, beztremy, jak męŜczyzna. Czuł się wspaniale, jak nigdy przedtem. Czuł, Ŝejest pełen wierszy i usiadł przy biurku. Nie, nie moŜna przeciwstawiać

Strona 112

Page 113: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsobie miłości i obowiązku, myślał, to jest właśnie przestarzałerozumienie problemu. Miłość czy obowiązek, kochanka czy rewolucja,nie, nie, to nie to. Nie wciągnął rudej w niebezpieczeństwo dlatego,Ŝe miłość dla niego nic nie znaczy; przecieŜ właśnie Jaromil pragnie,Ŝeby świat jutra był światem, w którym ludzie będą kochać się bardziejniŜ kiedykolwiek przedtem. Tak, tak to wygląda: Jaromil pchnął wniebezpieczeństwo swoją dziewczynę właśnie dlatego, Ŝe ją kochałbardziej, niŜ inni męŜczyźni kochają swe kobiety; właśnie dlatego, Ŝewie, co to miłość i przyszły świat miłości. To, oczywiście, straszne,poświęcić jedną konkretną kobietę (rudą, piegowatą, drobniutką igadatliwą) dla przyszłego świata, ale moŜe to właśnie jest jedynąwielką tragedią naszych dni, godną wielkich strof, godną wielkiegowiersza! Siedział przy biurku i pisał, to znowu wstawał zza biurka ichodził po pokoju, i wydawało mu się, Ŝe to, co pisze, jest najlepszeze wszystkiego, co do tej pory napisał. Był to upojny wieczór,upojniejszy niŜ wszystkie miłosne wieczory, jakie tylko potrafił sobiewyobrazić; był to upojny wieczór, chociaŜ ' spędzał go sam w swymdziecięcym pokoju; mama była w sąsiednim pomieszczeniu i Jaromilzupełnie zapomniał, Ŝe się kiedyś na nią gniewał; gdy zapukała dodrzwi jego pokoju, Ŝeby zapytać go, co robi, zwrócił się do niej czule"mamusiu" i poprosił, by Ŝyczyła mu spokoju i skupienia, poniewaŜ"piszę dziś największy wiersz mojego Ŝycia". Mama uśmiechnęła się(macierzyńsko, taktownie, ze zrozumieniem) i Ŝyczyła mu spokoju. Potem połoŜył się do łóŜka i pomyślał, Ŝe w tej chwili jegodziewczyna jest otoczona samymi męŜczyznami: milicjantami, śledczymi,dozor cami; Ŝe mogą z nią robić, co chcą; Ŝe patrzą, jak przebiera sięw więzienne ubranie; Ŝe dozorca obserwuje przez okienko w drzwiachceli, jak siada na kuble i siusia. Nie bardzo wierzył w te skrajne moŜliwości (chyba ją tylko prze-słuchają i szybko wypuszczą), ale fantazji nie moŜna upilnować; wciąŜ na nowowyobraŜał ją sobie, jak siedzi w celi na kuble, a obcy męŜczyznaobserwuje ją, i jak z niej przesłuchujący zdzierają ubranie; ale cośgo niepokoiło: przy tych wszystkich wyobraŜeniach nie odczuwał zazdrości! Musisz być moja, i umrzeć chociaŜby w męczarniach, jeśli tegozechcę leci okrzyk Keatsa przez stulecia. Dlaczego Jaromil miał byćzazdrosny, Ruda naleŜy teraz do niego bardziej niŜ kiedykolwiek indziejjej los jest jego wytworem; to jego oko obserwuje ją, gdy siusia dokubła; to jego ręce dotykają ją rękami dozorców; jest jego ofiarą, jegodziełem, jego, jego, jego, jego. Jaromil nie jest zazdrosny; zasnął tego dnia snem męŜczyzny.

Część szósta albo Czterdziestolatek

Pierwsza część naszej opowieści obejmowała piętnaście lat ŜyciaJaromila, podczas gdy piąta, choć o wiele dłuŜsza, zaledwie jeden rok.Czas płynie więc w tej ksiąŜce w odwrotnym tempie niŜ w rzeczywistymŜyciu: coraz wolniej. Dzieje się tak poniewaŜ oglądamy historie Jaromila z wierzyobserwacyjnej, którą wznieśliśmy w punkcie jego śmierci. Jegodzieciństwo jest dla nas dalą, w której zlewają się miesiące i lata;kroczył ze swoją mamą od tych mglistych horyzontów aŜ do wieŜyobserwacyjnej, w pobliŜu której wszystko jest juŜ wyraźne jak napierwszym planie starego obrazu, gdzie na drzewach widać kaŜdy liść,a na liściu delikatne Ŝebrowanie. Tak jak wasze Ŝycie określone jest przez pracę i małŜeństwo,które sobie wybraliście, tak samo nasza powieść ograniczona jestwidokiem z owej wieŜy, skąd widać tylko Jaromila i jego matkę,natomiast pozostałe postacie wolno nam dostrzegać jedynie wtedy, gdypojawiają się w obecności obojga protagonistów. Wybraliśmy tenwłaśnie sposób, tak jak wy wybraliście wasz los, i nasz wybórjesttak samo nieodwracalny. KaŜdy człowiek Ŝałuje jednak, Ŝe nie mógł przeŜyć innych istnień,tylko to jedno jedyne; wy takŜe chętnie przeŜylibyście wszystkie waszeniezrealizowane moŜliwości, wszystkie wasze moŜliwe istnienia. (Ach,niedościgniony Ksawery!) Nasza powieśćjest podobna do was. Ona teŜ :pragnie stać się innymi powieściami, tymi, którymi być mogła a nie

Strona 113

Page 114: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejbyła. Dlatego marzą nam się wciąŜ inne moŜliwe a nie zbudowane wieŜeobserwacyjne. Co by było, gdybyśmy je wznieśli, powiedzmy, w Ŝyciumalarza, w Ŝyciu syna woźnego albo w Ŝyciu rudej dziewczyny? CóŜ mywłaściwie o nich wiemy? Niemal tyle samo, co niemądry Jaromil, któryw gruncie rzeczy nigdy o nikim nic nie wiedział! JakaŜ by to byłapowieść, która śledziłaby karierę zahukanego syna woźnego, do którejto powieści, jedynie na zasadzie epizodu, wkroczyłby dwu lubtrzykrotnie były kolega szkolny - poeta! Albo gdybyśmy obserwowalihistorię malarza i mogli się wreszcie dowiedzieć, co naprawdę myślało swej kochance, której rysował po brzuchu tuszem! Jeśli jednak człowiek nie moŜe w Ŝaden sposób wyskoczyć ze swegoŜycia, czyŜ powieść nie jest w takim razie znacznie swobodniejsza? CóŜby się stało, gdybyśmy szybko i po kryjomu zburzyli wieŜę obserwacyjnąi przenieśli ją choćby na chwilę gdzie indziej? Powiedzmy, gdzieśdaleko poza śmierć Jaromila! Powiedzmy, aŜ w dzisiejsze czasy, kiedyjuŜ nikt (przed paroma laty umarła teŜ jego matka), nikt nie pamiętaimienia Jaromila.

2

Ach, BoŜe, postawić wieŜę aŜ tutaj! I odwiedzić, na przykład,tych wszystkich dziesięciu poetów, którzy siedzieli razem z nim natrybunie na milicyjnym wieczorku! GdzieŜ są wiersze, które wtedyrecytowali? Nikt, kompletnie nikt juŜ o nich nie pamięta, i oni samiby się ich przed nami wyparli; poniewaŜ się za nie wstydzą, wszyscysię juŜ za nie wstydzą. Co właściwie pozostało z czasów tak odległych? Dzisiaj są to dlawszystkich lata procesów politycznych, prześladowań, zakazanychksiąŜek i egzekucji niesłusznie skazanych. Ale my, którzy pamiętamy,musimy dać nasze świadectwo; były to nie tylko czasy straszliwe, lecztakŜe liryczne! Rządzili nimi ręka w rękę kat i poeta. Mur, za którym więzieni byli ludzie, cały zbudowany był z wierszyi pod tym murem się tańczyło. AleŜ nie, Ŝaden dance macabre. Tutajtańczyła niewinność! Niewinność ze swym krwawym uśmiechem. śe były toczasy złej liryki? Niezupełnie! Powieściopisarz, który pisał o tychczasach, widząc je ślepymi oczami konformizmu, stworzył kłamliwedzieła, martwe juŜ przy narodzeniu. Ale poeta, który z tymi czasamitak samo ślepo się utoŜsamiał, pozostawiał często po sobie pięknąpoezję. PoniewaŜ, jak juŜ powiedzieliśmy, w magicznym polu poezjikaŜde twierdzenie staje się prawdą, jeśli stoi za nim siła przeŜycia.A poeci przeŜywali, aŜ się z ich uczuć dymiło, a na horyzoncierozlewała się tęcza, wspaniała tęcza nad więzieniami.. Ale nie, nie przeniesiemy naszej wieŜy obserwacyjnej w dzisiejszedni, gdyŜ nie chodzi nam o to, by opisywać owe czasy i nadstawiać imcoraz to nowe zwierciadła. Nie wybraliśmy sobie tych lat po to, by jeportretować, ale wyłącznie dlatego, Ŝe wydawały nam się jedyną pułapkąna Rimbauda i na Lermontowa, jedyną pułapką na poezję i na młodość.CzymŜe innym jest powieść, jeśli nie pułapką na bohatera? GwiŜdŜemy naopis czasów! Tym, kto nas interesuje, jest młody męŜczyzna piszącywiersze! Ten młody męŜczyzna, któremu daliśmy na imię Jaromil, nie moŜenam więc nigdy zniknąć całkowicie z pola widzenia. Tak, opuśćmy nachwilę naszą powieść, przenieśmy wieŜę obserwacyjną aŜ na koniec ŜyciaJaromila i ustawmy ją w myślach zupełnie innej postaci, ugniecionej zcałkiem innego ciasta. Nie stawiajmy jej jednak dalej niŜ jakieś dwa,trzy lata po jego śmierci, dopóki nie jest jeszcze przez wszystkichzapomniany. Zbudujmy rozdział, który byłby w takim stosunku do resztyopowieści, jak ogrodowa altana do willi. Altana oddalona jest od willi o kilkadziesiąt metrów; jest tosamodzielna budowla, bez której się willa obejdzie; zresztą, juŜ dawnowynajął ją inny właściciel i mieszkańcy willi z niej nie korzystają.W altanie jest jednak otwarte okno, tak Ŝe dolatują przez nie z oddalikuchenne wyziewy i głosy ludzi z willi.

3

Uczyńmy tą altaną męską garsonierę; przedpokój, w nim garderoba

Strona 114

Page 115: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwbudowana w ścianę, niedbale otwarta na ościeŜ, łazienka ze starannieumytą wanną, kuchenka z nie uprzątniętym naczyniem i pokój w pokojubardzo szeroki tapczan, naprzeciw niego duŜe lustro, wszędzie dookołabiblioteka, ze dwa oszklone obrazki (reprodukcje antycznych malowidełi posągów), podłuŜny stolik z dwoma fotelami i okno wychodzące napodwórze, z widokiem na kominy i dachy. Jest popołudnie i właściciel garsoniery wraca właśnie do domu;otwiera aktówkę i wyciąga z niej wymięte ogrodniczki, wiesza je wszafie; potem idzie do pokoju i otwiera na ościeŜ okno; jest słonecznywiosenny dzień, do pokoju wpada świeŜy powiew, a on idzie do łazienki,puszcza do wanny gorącą wodę i rozbiera się; ogląda swoje ciało i jestz niego zadowolony; jest to czterdziestoletni juŜ męŜczyzna, ale odczasu, kiedy pracuje fizycznie, jest w znakomitej kondycji; ma lŜejszymózg i silniejsze ramiona. Teraz leŜy juŜ w wannie; przełoŜył przez nią drewnianą deskę, takŜe wanna słuŜy mu równocześniejako stół; ma przed sobą leŜące ksiąŜki(to przedziwne zamiłowanie do antycznych autorów!), grzeje się wgorącej wodzie i czyta jedną z ksiąŜek. A potem słyszy dzwonek. Najpierw jeden krótki, później dwa długiei po małej przerwie znowu krótki. Nie lubił nieproszonych gości i dlatego miał z kochankami iprzyjaciółmi umówione sygnały, po których poznawał, kto przychodzi.Ale do kogo naleŜy ten sygnał? Pomyślał, Ŝe jest juŜ stary i ma słabąpamięć. - Chwileczkę! - zawołał, wstał z wanny, wytarł się, bezpośpiechu włoŜył płaszcz kąpielowy i poszedł otworzyć.

4

Przed drzwiami stała dziewczyna w zimowym płaszczu. Poznał ją od razu i był tak zaskoczony, Ŝe nie wiedział nawet, codo niej mówi. - Puścili mnie - powiedziała. - Kiedy? - Dziś rano. Czekałam aŜ wrócisz z pracy. Pomógł jej zdjąć płaszcz; był to cięŜki, brązowy, wytartypłaszcz; powiesił go na wieszaku. Dziewczyna miała na sobie sukienkę,którą czterdziestolatek dobrze znał; uświadomił sobie, Ŝe właśnie wtej sukience była u niego ostatnim razem, tak, w tej sukience i w tymsamym zimowym płaszczu, i miał wraŜenie, jakby do tego wiosennegopopołudnia wkroczył zimowy dzień sprzed trzech lat. Dziewczyna teŜ była zaskoczona, Ŝe pokój jest wciąŜ taki sam,podczas gdy w jej Ŝyciu tyle się w międzyczasie zmieniło. - Wszystko jest tu tak, jak było - powiedziała. - Tak, wszystko jest tak, jak było - przytaknął i posadził ją wfotelu, w którym zawsze siadywała; potem zaczął ją spieszniewypytywać: jesteś głodna? naprawdę jadłaś? kiedy jadłaś? dokądwybierasz się ode mnie? pojedziesz do domu? Powiedziała mu, Ŝe powinna pojechać do domu, Ŝe była juŜ nawet nadworcu, ale zawróciła i przyszła do niego. - Poczekaj, pójdę się przebrać - uświadomił sobie, Ŝe jestw płaszczu kąpielowym; wyszedł do przedpokoju i zamknął za sobą drzwi;zanim się zaczął przebierać, podniósł słuchawkę telefonu; wykręciłnumer, a kiedy odezwał się kobiecy głos, przeprosił, Ŝe nie ma dzisiajczasu. Nie miał wobec dziewczyny siedzącej w pokoju Ŝadnych zobowiązań;pomimo tego nie chciał, Ŝeby słyszała jego rozmowę, i mówił ściszonymgłosem. Patrzył przy tym na cięŜki, brązowy płaszcz, który wisiał nawieszaku, i napełniał przedpokój tkliwą muzyką.

5

Było to mniej więcej trzy lata temu, kiedy widział ją po razostatni, a jakieś pięć lat temu, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Miałznacznie ładniejsze kobiety, ale ta dziewczyna posiadała kilka cennychzalet; kiedy ją poznał, miała zaledwie siedemnaście lat, była zabawniebezpośrednia, erotycznie uzdolniona i elastyczna: robiła dokładnie to,co widziała w jego oczach; po kwadransie zrozumiała, Ŝe nie wolnorozmawiać z nim o uczuciach i, nie prosząc o Ŝadne wyjaśnienie,

Strona 115

Page 116: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejprzychodziła posłusznie tylko wtedy (było to zaledwie raz w miesiącu),gdy ją do siebie zapraszał. Czterdziestolatek nie ukrywał swego upodobania w lesbijkach;kiedyś w miłosnym upojeniu dziewczyna szeptała mu do ucha, jak napadław kabinie na kąpielisku obcą kobietę i kochała się z nią;czterdziestolatkowi bardzo się to podobało, a później, gdy zrozumiałnieprawdopodobieństwo opowiadanej przygody, tym bardziej wzru-szyła go dziewczęca gorliwość. Dziewczyna nie poprzestawała zresztą nawymysłach, chętnie zaznajamiała czterdziestolatka ze swymiprzyjaciółkami i stała się inspiratorką wielu pięknych erotycznychzabaw. Zrozumiała, Ŝe czterdziestolatek nie tylko nie domaga sięwierności, ale wręcz czuje się bezpieczniej, jeŜeli jego przyjaciółkama inne powaŜne znajomości. Opowiadała mu więc ze szczerą niedyskrecjąo swoich chłopcach, byłych i obecnych, co czterdziestolatkainteresowało i bawiło. Teraz siedzi naprzeciw niego w fotelu(czterdziestolatek przebrał się juŜ w lekkie spodnie i sweter) i mówi: - Kiedy wyszłam z więzienia, na wprost mnie jechały konie. - Konie? Jakie konie?

6

Wyszła rano z bramy i obok przejeŜdŜali właśnie na koniachsportowcy z klubu jeździeckiego. Siedzieli prosto i pewnie, jak gdybywyrastali ze zwierząt i tworzyli z nimi jedno ciało, wysokie inadludzkie. Dziewczyna czuła, Ŝe jest głęboko pod nimi, mała iniepozorna. Wysoko nad nią rozlegało się parskanie i śmiech, a onatuliła się do muru. - A dokąd poszłaś potem? Poszła na końcowy przystanek tramwaju. Było przedpołudnie isłońce juŜ zaczynało grzać; miała na sobie cięŜki, zimowy płaszcz iwstydziła się spojrzeń przechodniów. Bała się, Ŝe na tramwaj czekaćbędzie duŜo ludzi i wszyscy będą się jej przyglądać. Na przystankubyła, na szczęście, tylko jedna staruszka. To było dobre; to było jakbalsam, Ŝe stała tam tylko jedna staruszka. - I od razu wiedziałaś,Ŝe pójdziesz najpierw do mnie? Obowiązek nakazywał jej jechać do domu, do rodziców. JuŜ była nadworcu, juŜ stała w kolejce do kasy, lecz kiedy przyszła na nią kolej,uciekła. Ma lęk przed domem. Potem poczuła głód i kupiła sobie bułkęz kiełbasą. Usiadła później w parku i czekała, aŜ będzie czwarta iczterdziestolatek wróci z pracy. - Cieszę się, Ŝe przyszłaś najpierw do mnie, jesteś miła, Ŝeprzyszłaś do mnie - powiedział. - A przypominasz sobie - dodał pochwili - Ŝe oświadczyłaś mi, iŜ nigdy w Ŝyciu juŜ do mnie nie przyjdziesz? -To nieprawda - powiedziała dziewczyna. - To prawda - uśmiechnął się. - Nie. Gdy nie przestawał się dziwić, powiedziała mu, Ŝe chłopaka, októrym przecieŜ czterdziestolatek dobrze wie, naprawdę kocha i niechce go dłuŜej oszukiwać; przyszła poprosić czterdziestolatka, Ŝeby tozrozumiał , i nie gniewał się na nią. ChociaŜ czterdziestolatek miał bujne Ŝycie erotyczne, w gruncierzeczy był idyllistą i strzegł spokoju i ładu swoich przygód;dziewczyna krąŜyła wprawdzie na gwiezdnym niebie jego miłości jakoskromna pobłyskująca gwiazdeczka, lecz nawet jedna mała gwiazda,wyrwana nagle ze swego miejsca, moŜe nieprzyjemnie naruszyć kosmicznąharmonię. Czuł się poza tym dotknięty niezrozumieniem; zawsze przecieŜcieszył się, Ŝe dziewczyna ma chłopaka, który ją kocha; pozwalał sobieo nim ' opowiadać i dawałjej rady, jak ma z nim postępować. Chłopiecbawił go do tego stopnia, Ŝe chował nawet do szuflady wiersze, któredziewczyna od niego dostawała; budziły w nim odrazę, ale interesowałygo tak samo, jak interesował go i budził w nim odrazę świat, którypowstawał wokół niego i który obserwował z gorącej wody w swojejwannie. Był gotów czuwać nad obojgiem kochanków z całą cynicznąłaskawością i dlatego nagłą decyzję dziewczyny odczuwał jakoniewdzięczność. Nie potrafił się na tyle opanować, by nie dać tego posobie poznać, a dziewczyna, widząc jego spochmurnienie, mówiła coraz

Strona 116

Page 117: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejwięcej, Ŝeby usprawiedliwić swoje postanowienie; wciąŜ od nowazarzekała się, Ŝe chłopaka kocha i chce być wobec niego uczciwa. A teraz siedzi naprzeciw niego (na tym samym fotelu, w tej samejsukience) i twierdzi, Ŝe niczego takiego nigdy nie mówiła.

8

A jednak to była prawda. Przyszła wtedy do niego iczterdziestolatek otworzył zaraz barek; kiedy chciał nalać do dwóchkieliszków koniak, dziewczyna pokręciła głową: - Nie, ja nie będę pić, juŜ nigdy u ciebie nie będę pić. Czterdziestolatek zdziwił się, a dziewczyna ciągnęła dalej: - Ja juŜ do ciebie nigdy nie przyjdę, a dzisiaj przyszłam tylkopo to, Ŝeby ci o tym powiedzieć. Nie kłamała. NaleŜała do tych zacnych dusz, które nie robiąróŜnicy pomiędzy tym, co jest, a co być ma, i etyczne ŜyczenieuwaŜają za prawdę. Owszem, pamięta, co mówiła czterdziestolatkowi; alewiedziała równieŜ, Ŝe nie powinna była tego mówić i dlatego terazodbierała wspomnieniu prawo do rzeczywistego istnienia.Ale pamiętała to dobrze, jakŜe by nie; zabawiła wtedy u czterdziestolatka nieco dłuŜej, niŜ zamierzała, i spóźniła się na randkę. Chłopakbył śmiertelnie obraŜony, wyczuła więc, Ŝe go udobrucha jedyniewymówką równieŜ śmiertelnie powaŜną. Wymyśliła sobie, Ŝe jej bratzamierza uciec za granicę i Ŝe się z nim Ŝegnała. Nie przypuszczała,Ŝe chłopak będzie ją zmuszać, Ŝeby poszła brata zadenuncjować. ToteŜ nazajutrz, zaraz po pracy, pobiegła znowu doczterdziestolatka, Ŝeby zapytać go o radę; czterdziestolatek był miłyi przyjacielski; radził jej, Ŝeby pozostała przy swoim kłamstwie iprzekonała chłopca, Ŝe brat po dramatycznej scenie przysiągł jej, Ŝeza granicę nie wyjedzie. Wymyślił jej dokładnie, jak ma opisać scenę,w trakcie której odwiodła brata od nielegalnego przekroczenia granicyi jak ma chłopcu zasugerować, Ŝe właśnie on stał się pośrednio wybawcąjej rodziny, poniewaŜ bez jego wpływu i ingerencji brat byłby juŜ moŜew tej chwili aresztowany na granicy lub nawet zastrzelony przezprzygraniczną straŜ. - Jak właściwie wyglądała wtedy twoja rozmowa z chłopakiem?- spytał ją teraz. - Nie rozmawiałam z nim. Aresztowali mnie właśnie, gdy wracałamod ciebie do domu. Czekali na mnie przed domem. - Więc ty z nim juŜ nigdy potem nie rozmawiałaś. - Nie. - Ale powiedzieli ci na pewno, co się z nim stało... - Nie. - Ty naprawdę nic nie wiesz? - dziwił się czterdziestolatek. -Nic nie wiem - dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami,jakby chciała powiedzieć, Ŝe niczego wiedzieć nie chce. - Umarł - rzekł czterdziestolatek. - Umarł wkrótce po tym, jakcię zabrali.

9

O tym dziewczyna nie wiedziała; z bardzo daleka dobiegały do niejpatetyczne słowa chłopca, który tak chętnie kładł miłość i śmierć natej samej wadze. - Coś sobie zrobił? - spytała cichym głosem skłonnym nagleprzebaczyć. Czterdziestolatek uśmiechnął się: - AleŜ nie, całkiem zwyczajnie zachorował i umarł. Jego matkawyprowadziła się. JuŜ byś po nich w tej willi nie znalazła ani śladu.Tylko na cmentarzu stoi duŜy czarny pomnik. Wygląda, jakby to był gróbwielkiego pisarza. Tu leŜypoeta... kazała tam napisaćjego matka. Podjego nazwiskiem wyryte jest to epitafium, które mi kiedyś dałaś: Ŝechciałby umrzeć w płomieniach. A potem znowu milczeli; dziewczyna myślała o tym, Ŝe chłopiec nieodebrał sobie Ŝycia, ale całkiem zwyczajnie umarł; Ŝe i jego śmierćodwróciła się do niej plecami. Nie, wracając z więzienia, nie chciałasię z nim juŜ nigdy widzieć, ale nie liczyła się z tym, Ŝe go nie ma.PrzecieŜ, skoro on nie istnieje, nie istnieje juŜ takŜe przyczyna

Strona 117

Page 118: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejcałego jej trzyletniego więzienia i wszystko stało się tylko złymsnem, nonsensem, czymś nierzeczywistym. - Wiesz co - zaproponował - zrobimy sobie kolację, chodź mipomóc.

10

Poszli oboje do kuchni i kroili chleb; na masło kładli plasterkiszynki i kiełbasy; kluczem do konserw otworzyli puszkę sardynek;znaleźli butelkę wina; z kredensu wyjęli dwie szklanki. Robili tak zawsze, gdy odwiedzała czterdziestolatka. Było tobłogie poczucie, Ŝe ten stereotypowy kawałek Ŝycia ciągle tu na niączekał nie zmieniony, nie naruszony i mogła do niego bez skrupułówwejść; wydawało jej się w tej chwili, Ŝe był to najpiękniejszykawałek Ŝycia, jaki , kiedykolwiek poznała. Najpiękniejszy? Dlaczego? Był to kawałek Ŝycia pełen bezpieczeństwa. Ten męŜczyzna był dla' niej dobry i nigdy niczego od niej nie wymagał; nie czuje się wobecniego niczemu winna ani do niczego zobowiązana; była u niego zawszebezpieczna, jak bezpieczny jest człowiek, gdy znajdzie się na chwilępoza zasięgiem swego losu; czuła się tu bezpieczna, jak bezpiecznajest postać dramatu, gdy opadnie kurtyna po pierwszym akcie inastępuje przerwa; pozostałe postaci równieŜ odłoŜą maski, a pod nimisą ludzie, którzy beztrosko sobie coś opowiadają. Czterdziestolatek juŜ od dawna czuł, Ŝe jest poza swym Ŝyciowymdramatem: na początku wojny uciekł ze swoją młodą Ŝoną do Anglii,walczył przeciwko Niemcom w angielskim lotnictwie i stracił Ŝonę podczas bombardowania Londynu; potem wrócił, pozostał juŜ w wojs ku,lecz w tym samym czasie, gdy Jaromil postanowił studiować w wyŜszejszkole nauk politycznych, jego przełoŜeni doszli do wniosku, Ŝe wczasie wojny zanadto związał się z kapitalistyczną Anglią i nie jestdostatecznie pewny dla socjalistycznej armii. I tak znalazł się w halifabrycznej, odwrócony plecami do Historii i jej dramatycznychprzedstawień, odwrócony plecami do własnego losu i zapatrzony w samegosiebie, w swoje niezobowiązujące zabawy i w swoje ksiąŜki. Przed trzema laty dziewczyna przyszła się z nim poŜegnać,poniewaŜ proponował jej zwykły antrakt, podczas gdy chłopak obiecywałjej Ŝycie. A teraz siedzi naprzeciw niego, przeŜuwa chleb z szynką,popija wino i jest niezmiernie szczęśliwa, Ŝe czterdziestolatekofiaruje jej antrakt, który z wolna rozpościera się w niej błogąciszą. Poczuła się naraz swobodniej i rozgadała się.

11

Na stole były juŜ tylko puste talerzyki z okruszkami i wypita dopołowy butelka, a ona mówiła (swobodnie i bez patosu) o więzieniu,współwięźniarkach i klawiszach, zatrzymując się przy tym, jak tozawsze miała w zwyczaju, na detalach, które wydawały jej się ciekawei które łączyła w nielogiczny, ale miły tok opowiadania. Było jednak jeszcze coś innego w jej dzisiejszej wielomówności;dawniej w rozmowie zawsze zmierzała naiwnie do sedna sprawy,podczas gdy tym razem, tak się przynajmniej czterdziestolatkowiwydawało, jej słowa słuŜyły do tego, aby istotę rzeczy ominąć. Ale jaką istotę rzeczy? Potem przyszło to czterdziestolatkowi dogłowy i zapytał: - A co z bratem? Dziewczyna odparła: - Nie wiem. . . - Puścili go? - Nie.. I czterdziestolatek dopiero teraz uświadomił sobie, dlaczegodziewczyna uciekła sprzed kasy na dworcu i dlaczego tak się boi jechaćdo domu; była przecieŜ nie tylko niewinną ofiarą, ale takŜewinowajczynią, która przysporzyła nieszczęścia bratu i całej rodzinie;mógł sobie wyobrazić, w jaki sposób wymuszali z niej naprzesłuchaniach przyznanie się i jak ona, wymykając się im, plątałasię w nowych i coraz bardziej podejrzanych kłamstwach; jak wytłumaczy

Strona 118

Page 119: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejdziś komukol wiek, Ŝe o wymyśloną zbrodnię oskarŜyła brata nie ona,lecz jakiś młodzieniaszek, o którym nikt nie wiedział i któregodziśjuŜ nawet nie ma? Dziewczyna milczała, a czterdziestolatka zalała fala współczucia: - Niejedź juŜ dzisiaj do domu. Masz na to czas. Musisz wszystkodobrze przemyśleć. JeŜeli chcesz, moŜesz zostać u mnie. Potem nachylił się ku niej i połoŜył jej dłoń na twarzy; niegłaskał jej, trzymał tylko rękę miękko i długo przyciśniętą do jejskóry. Był to gest tak łagodny, Ŝe dziewczynie zaczęły płynąć z oczułzy.

12

Od śmierci swojej Ŝony, którą kochał, nie lubił kobiecych łez;bał się ich tak samo, jak tego, Ŝe kobiety uczynią go częścią swychŜyciowych dramatów; widział w ich łzach macki, które chcą go objąć iwyrwać z jego idyllicznego nielosu, i brzydził się ich. Dlatego przeraził się, czując na dłoni ich nielubianą wilgoć. Alezaraz potem jeszcze bardziej przeraziło go to, Ŝe nie potrafił się tymrazem obronić przed ich tkliwym smutkiem; wiedział bowiem, Ŝe nie sąto łzy miłości, Ŝe nie są przeznaczone dla niego, Ŝe nie są podstępem,' szantaŜem ani grą; wiedział, Ŝe po prostu są, same dla siebie, ipłyną z dziewczyny, jak niewidzialnie wypływa z człowieka jego smutekczy radość. Był bezbronny wobec ich niewinności i był nimi przejęty dogłębi duszy. Pomyślał, Ŝe przez cały okres jego znajomości z tą dziewczyną,nigdy ', nie wyrządzili sobie nawzajem Ŝadnej krzywdy; Ŝe zawszewychodzili sobie naprzeciw; Ŝe darowali sobie zawsze krótką chwilępogody , i niczego więcej nie chcieli; Ŝe nie mają sobie nic dozarzucenia. Miał teŜ szczególną satysfakcję z tego, Ŝe wtedy, gdydziewczynę aresztowali, zrobił dla jej ratowania wszystko, co byłomoŜliwe. Podszedł do dziewczyny i podniósł ją z fotela. Otarł jej palcamiłzy z twarzy i objął ją czule.

13

Za oknami owej chwili, gdzieś daleko, trzy lata wcześniej, śmierćprzestępuje juŜ niecierpliwie z nogi na nogę w opowieści, którąporzuciliśmy; jej koścista postać wkroczyła juŜ na oświetloną scenę irzuca swój cień tak daleko, Ŝe i do garsoniery, gdzie stoją naprzeciwsiebie dziewczyna i czterdziestolatek, wpada mrok. Delikatnie obejmuje jej ciało, a ona tkwi przytulona, nieruchomoi niezmiennie, w jego objęciach. Co oznacza to przytulenie? Oznacza ono, Ŝe mu się oddaje; wsunęłamu się do rąk i chce tak pozostać. Ale to oddanie nie jest otwarciem się! Wsunęła mu się dorąk zamknięta i zaryglowana; ramiona zwarte ku sobie zakrywają jejpiersi, a głowa nie jest zwrócona ku jego twarzy, lecz zwieszona jestna jego piersiach; patrzy w ciemność jego swetra. Wsunęła mu się dorąk zapieczętowana, Ŝeby ukrył ją w swych objęciachjak w kasie pancernej.

14

Podniósł ku sobie jej pochyloną mokrą twarz i zaczął ją całować.Kierowała nim współczująca sympatia, nie zmysłowe poŜądanie, jednakŜesytuacje posiadają pewien automatyzm, którego nie moŜna uniknąć;starał się przy pocałunku otworzyć jej usta językiem, lecz nie udawałomu się to; jej wargi były zamknięte i odmówiły odpowiedzi jego ustom. Ale, o dziwo, im dłuŜej nie udawało mu sięjej pocałować, tymbardziej wzbierała w nim fala współczucia, uświadamiał sobie bowiem,Ŝe dziewczyna, którą trzyma w objęciach, jest zaklęta, Ŝe wyrwali jejduszę i Ŝe ma w sobie krwawiącą ranę po tej amputacji. Czuł w rękach wychudłe, kościste, mizerne ciało, ale wilgotnafala sympatii z pomocą zapadającego zmroku zamazywała zarysy i wymiaryi odbierała im obojgu konkretność i materialność. I w tej chwilipoczuł na swym ciele, Ŝe jest w stanie się z nią kochać.

Strona 119

Page 120: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Było to całkiem nieoczekiwane: był zmysłowy bez zmysłowości,podniecony bez podniecenia! To była chyba tylko czysta dobroć, któraw wyniku tajemniczego przeistoczenia zmieniła się w podniecenie ciała!Ale chyba właśnie to zaskoczenie i niezrozumiałość owego podnieceniacałkiem go poniosły. Zaczął pieścić poŜądliwiejej ciało i rozpinaćguziki sukienki. - Nie, nie! Proszę cię, nie! Nie! - broniła się.

15

PoniewaŜ nie mogła samymi słowami powstrzymać jego natarczywości,wyrwała mu się i uciekła do kąta pokoju. - Co ci jest? Co z tobą? - pytał się. Tuliła się do ściany i milczała. Podszedł do niej i pogłaskał ją po twarzy. - Nie bój się mnie, no, nie bój się. I powiedz mi, co ci jest? Coci się stało? Co się z tobą stało? Stała, milczała i nie mogła znaleźć słów. A przed oczami stanęłyjej konie, przejeŜdŜające koło bramy więzienia, wysokie i mocnozbudowane konie, złączone z jeźdźcami w dumne podwójne ciała. Była taknisko pod nimi i tak nieporównywalna z ich zwierzęcą doskonałością, Ŝepragnęła zlać się z jakąś rzeczą, będącą w pobliŜu; chociaŜby z pniemdrzewa albo z murem, w których nieoŜywieniu mogłaby się skryć. - Coci jest? - nalegał wciąŜ. - Szkoda, Ŝe nie jesteś staruszką albo staruszkiem - powiedziaław końcu. A potem jeszcze raz: - Nie powinnam była tu przychodzić, bo niejesteś staruszką ani staruszkiem.

16

Długo głaskał ją po twarzy, a potem (w pokoju było juŜ ciemno),poprosił ją, Ŝeby mu pomogła posłać łóŜko; leŜeli obok siebie na jegobardzo szerokim tapczanie i on mówił do niej cichym pocieszającymgłosem, jakim od lat juŜ z nikim nie rozmawiał. Pragnienie fizycznej miłości zniknęło zupełnie, ale sympatia,głęboka i nieprzeparta, była tu ciągle i domagała się swego;czterdziestolatek zapalił lampkę i znów przyglądał się dziewczynie. LeŜała kurczowo wyciągnięta i patrzyła w sufit. Co się z niąstało? Co tam z nią robili? Bili ją? Straszyli? Dręczyli? Niewiedział. Dziewczyna milczała, a on głaskał ją po włosach, po czole,po policzkach. Głaskał ją tak długo, aŜ wydawało mu się, Ŝe z jej oczu znikastrach. Głaskał ją tak długo, aŜ zamknęły jej się oczy. Okno garsoniery było otwarte i do wnętrza wpływało powietrzewiosennej nocy; lampka juŜ się nie świeciła, a czterdziestolatek leŜałnieruchomo obok dziewczyny, wsłuchiwał się w jej oddech, w jejniespokojne zasypianie, i kiedy wydawało mu się, Ŝe juŜ śpi, jeszczeją lekko pogłaskał, szczęśliwy, Ŝe mógł jej darować pierwszy sen wnowej erze jej smutnej wolności. RównieŜ okno altany, którą zbudowaliśmy tym rozdziałem, jestciągle otwarte tak, Ŝe nieustannie dolatują tu zapachy i dźwiękipowieści, którą opuściliśmy tuŜ przed jej kulminacją. Słyszycie, jakśmierć przytupuje niecierpliwie z oddali? Niech trochę poczeka,jesteśmy jeszcze tutaj, w obcej garsonierze, ukryci w innej powieści,w innej historii. W innej historii? Nie. W Ŝyciu czterdziestolatka i dziewczynyjest to raczej przerwa w historii niŜ historia. Ich spotkanie zaledwiewplącze się we wspólny tok Ŝycia. Było to jedynie krótkie wytchnienie,które czterdziestolatek umoŜliwił dziewczynie przed dalszą nagonką,jaka ją czeka. TakŜe w naszej powieści rozdział ten był tylko cichą pauzą, wktórej nieznajomy męŜczyzna zapalił niespodziewanie lampę dobroci. Popatrzmy jeszcze przez kilka sekund na tę cichą lampę, todobrotliwe światło, zanim altana zniknie nam z pola widzenia.

Część siódma albo Poeta umiera

Strona 120

Page 121: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej

Tylko prawdziwy poeta wie, jak tęskno jest w zwierciadlanym domupoezji. Za oknem słychać dalekie odgłosy strzałów, a serce ściska sięz pragnienia, aby odejść; Lermontow zapina guziki wojskowego munduru;Byron wkłada do szufladki nocnego stolika rewolwer; Wolker maszerujew swych wierszach z masami; Halas klnie do rymu; Majakowski następujena gardło swej pieśni; w zwierciadłach szaleje wspaniała bitwa. Aleuwaga! Jeśli poeci przez pomyłkę przekroczą granice zwierciadlanegodomu, zginą, bowiem nie potrafią strzelać i jeśli wystrzelą, trafiąjedynie w swoją własną głowę. Biada, słyszycie ich? JuŜ jadą! Koń pędzi w górę serpentynamikaukaskich gór, a siedzi na nim Lerrnontow z pistoletem. I znowutętent kopyt i turkot powozu! To jedzie Puszkin, takŜe z pistoletem iteŜ na pojedynek! A cóŜ to słychać teraz? To jest tramwaj; powolny,hałaśliwy praski tramwaj; jedzie nim Jaromil, jedzie z jednegoprzedmieścia na drugie; ma ciemne ubranie, krawat, zimowy płaszcz ikapelusz. Który poeta nie marzył o swej śmierci? Który poeta nie malowałjej sobie w wyobraźni? Ach, jeśli umrzeć, to z tobą, miłości moja, itylko wpłomieniach, zmieniony w blask i Ŝar... Myślicie, Ŝe to tylkoprzypadkowa gra wyobraźni powodowała, Ŝe Jaromil przedstawiał sobieswoją śmierć w płomieniach? Bynajmniej; przecieŜ śmierć jestposłaniem; śmierć mówi; akt śmierci ma swoją semantykę i nie jestobojętne, w jaki sposób człowiek ginie, jakiego Ŝywiołu pada ofiarą. Jan Masaryk zakończył swoje Ŝycie w roku czterdziestym ósmymupadkiem na dziedziniec praskiego pałacu, po tym, gdy zobaczył, jakjego los rozbija się o twardy kil historii. Trzy lata później poetaKonstantin Biebl prześladowany przez tych, których uwaŜał zawspółtowarzyszy, skacze z piątego piętra na bruk tego samego miasta(tego miasta defenestracji), Ŝeby jak Ikar zginąć, pochłonięty przezŜywioł ziemi i zobrazować swoją śmiercią tragiczny konfliktprzestrzeni i ciąŜenia, snu i przebudzenia. Mistrz Jan Hus i Giordano Bruno nie mogli umrzeć od powrozu animiecza, lecz tylko na stosie. Ich Ŝycie przemieniło się w ten sposóbw sygnalny ogień, w światło latarni morskiej, w pochodnię, któraświeci daleko w przyszłość; bowiem ciało jest śmiertelne, myślnatomiast wieczna, i drŜący byt płomieniajest obrazem myśli. JanPalach, który dwadzieścia lat po śmierci Jaromila oblał się na praskimrynku benzyną i podpalił, nie mógłby prawdopodobnie wstrząsnąćsumieniem narodu jako topielec. Za to Ofelii nie moŜna sobie wyobrazić w płomieniach; musiałaskończyć w wodzie, poniewaŜ głębia wód oznacza to samo, co głębia wczłowieku; woda jest śmiertelnym Ŝywiołem dla tych, którzy zagubilisię sami w sobie, w swojej miłości, w swoim uczuciu, w swoimszaleństwie, w swoich zwierciadłach i wirach; w wodzie toną dziewczętaz ludowych pieśni, których luby nie wrócił z wojaczki; do wodyskoczyła Harrieta Shelley; w Sekwanie utopił się Paul Celan.

3

Wysiadł z tramwaju i podąŜa do willi, z której kiedyśnierozwaŜnie uciekł od pięknej brunetki. Myśli o Ksawerym. Najpierw był tylko on sam, Jaromil. Potem Jaromil stworzył Ksawerego, swego bliźniaka, a z nim takŜeswoje drugie Ŝycie, składające się ze snów i przygód. A teraz nadeszła chwila, kiedy zniesione juŜ zostałoprzeciwieństwo między snem a jawą, między poezją i Ŝyciem, międzymyślą i czynem. Zniknęło teŜ przeciwieństwo między Ksawerym iJaromilem. Obydwaj zlali się wjedną istotę. Człowiek marzeń stał sięczłowiekiem czynu, przygoda snu stała się dla niego przygodą Ŝycia.ZbliŜał się do willi i czuł swoją dawną niepewność, spotęgowaną tym,Ŝe drapało go w gardle (mama nie chciała go na wieczorek puścić,twierdząc, Ŝe powinien raczej leŜeć w łóŜku). Przed drzwiami zawahał się i musiał przywołać na pamięć swojeostatnie wielkie dni, by dodać sobie kuraŜu. Myślał o rudej, o tym, Ŝeją przesłuchują, myślał o milicjantach i o biegu wydarzeń, którewprawił w ruch swą własną siłą i wolą...

Strona 121

Page 122: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej - Jestem Ksawery, jestem Ksawery... - powtarzał sobie w duchu izadzwonił.

4

Towarzystwo zgromadzone na wieczorku składało się z młodychaktorów, aktorek, malarzy i studentów praskich szkół artystycznych;właściciel willi sam uczestniczył w zabawie i oddał do dyspozycjiwszystkie pomieszczenia. Instruktorka przedstawiła Jaromila kilkuosobom, dała mu do ręki kieliszek prosząc, by sam sobie nalewał winaz butelek, których było tu pod dostatkiem, a potem opuściła go.Jaromil wydawał się sobie w wieczorowym ubraniu, w białej koszuli ikrawacie okropnie sztywny; wszyscy dookoła ubrani byli swobodnie, bylejak, wielu było w samych swetrach. Wiercił się na krześle, aŜ w końcu,nie mogąc dłuŜej tego wytrzymać, zdjął marynarkę, przerzucił ją przezoparcie krzesła, rozpiął koszulę pod szyją i rozluźnił krawat; czułsię nieco swobodniej. Wszyscy prześcigali się w tym, by zwrócić na siebie uwagę. Młodziaktorzy zachowywali się tu jak na scenie, rozmawiając głośno inienaturalnie, kaŜdy starał się wykazać swój dowcip czy oryginalnośćpoglądów. TakŜe Jaromil, który wypił juŜ parę kieliszków wina,usiłował wystawić głowę nad powierzchnię zabawy; kilkakrotnie udało musię powiedzieć zdanie, które wydawało mu się zuchwale dowcipne i naparę sekund przykuło uwagę pozostałych.

5

Zza ściany dobiega głośna muzyka taneczna puszczona z radia; radanarodowa przydzieliła przed paroma dniami trzeci pokój na piętrzerodzinie lokatora; dwa pokoje, w których mieszka wdowa z synem, sąskorupką ciszy ze wszystkich stron otoczoną hałasem. Mama słyszy muzykę, jest sama i myśli o instruktorce. JuŜ kiedyzobaczyła ją po raz pierwszy, wyczuła z daleka niebezpieczeństwomiłości pomiędzy nią i Jaromilem. Starała się z nią zaprzyjaźnić tylkopo to, aby zawczasu zająć dogodną pozycję, z której mogłaby potemwalczyć o syna. A teraz ze wstydem uświadomiła sobie, Ŝe na nicjej sięto nie zdało. Instruktorce nawet nie przyszło do głowy ją równieŜzaprosić na wieczorek. Odsunęli ją na bok. Kiedyś instruktorka wyznała jej, Ŝe pracuje w zakładowym klubiemilicyjnym tylko dlatego, Ŝe pochodzi z bogatej rodziny i musi miećpolityczną protekcję, Ŝeby mogła studiować. I mama pomyślała sobie, Ŝeta wyrachowana dziewczyna zamienia wszystko w środek prowadzący docelu; mama była dla niej jedynie stopniem, na który wspięła się, Ŝebybyć bliŜej jej syna.

6

A rywalizacja trwała dalej; kaŜdy chciał zwrócić na siebie uwagę.Ktoś grał na fortepianie, kilka par tańczyło, stojące tu i ówdziegrupki wybuchały głośną rozmową i śmiechem; wszyscy starali się odowcipne powiedzonka i kaŜdy usiłował wybić się swym duchem nadpozostałych, Ŝeby go było widać. Był tam takŜe Martynow; wysoki, przystojny, trochę operetkowoelegancki w swym mundurze z wielkim sztyletem, otoczony kobietami.Och,jak ten człowiek draŜni Lermontowa. Bógjest niesprawiedliwy, skorodał głupcowi piękną twarz a Lermontowowi krótkie nogi. O ile poeta niema długich nóg, o tyle ma sarkastycznego ducha, który go unosi w górę. Podszedł do gromadki Mańynowa i czekał na swoją okazję. Potemopowiedział zuchwały dowcip i obserwował, jak stojący wokółzdrętwieli.

7

Nareszcie (nie było jej juŜ dłuŜszy czas) zjawiła się w pokoju. - Jak się tu panu podoba? - podeszła do niego i popatrzyła nańduŜymi brązowymi oczami. Jaromilowi wydawało się, Ŝe powraca ta cudowna chwila, gdy

Strona 122

Page 123: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsiedzieli razem w jej pokoju i nie mogli oderwać od siebie oczu. - Nie podoba mi się - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy. - Towarzystwo pana nudzi? - Przyszedłem tu ze względu na panią, a pani wciąŜ nie ma.Dlaczego mnie pani zaprosiła, skoro nie mogę być z panią? - Jest tu tylu interesujących ludzi. - Ale oni wszyscy są dla mnie tylko pretekstem, Ŝebym mógł byćblisko pani. Są dla mnie tylko schodami, po których chciałbym wspinaćsię do pani. Czuł się śmiały i był zadowolony ze swojej elokwencji. - Tych schodów jest tu dziś sporo! - roześmiała się. - Zamiast klatki schodowej mogłaby mi pani wskazać raczej jakiśtajny korytarz, Ŝebym się do pani szybciej dostał. Instruktorka uśmiechnęła się: - Postaramy się o to - rzekła, wzięła go za rękę i wyprowadziłaz pomieszczenia. Prowadziła go po schodach ku drzwiom swojegopokoju i Jaromilowi załomotało serce. Łomotało niepotrzebnie. Wpokoju, który znał, siedzieli jeszcze inni męŜczyźni i kobiety.

8

W sąsiednim pokoju juŜ dawno zgasili radio, jest głęboka noc,mama czeka na syna i myśli o swojej poraŜce. Potem jednak mówi sobie,Ŝejeśli nawet przegrała tę bitwę, będzie walczyć dalej. Tak, tak toczuje: będzie walczyć, nie pozwoli go sobie zabrać, nie da się odniego odsunąć. wciąŜ będzie szła z nim i za nim. Siedzi w fotelu iczuje sięjakby szła; jakby szła długą nocą za nim i po niego.

9

Pokój instruktorki wypełniony jest rozmowami i dymem, poprzezktóryjeden z męŜczyzn (mógł mieć koło trzydziestu lat)juŜ od dłuŜszegoczasu przygląda się Jaromilowi. - Zdaje mi się, Ŝe słyszałem o tobie - mówi do niego w końcu. -O mnie? - spytał z satysfakcją Jaromil. Trzydziestolatek zapytał, czy Jaromil jest tym samym chłopcem,który od dzieciństwa odwiedzał malarza. Jaromil ucieszył się, Ŝe za pośrednictwem wspólnego znajomego,moŜe silniej związać się z towarzystwem nieznanych ludzi i skwapliwieprzytaknął. Trzydziestolatek rzekł: - Ale teraz juŜ dawno u niego nie byłeś. - Dawno. - A dlaczego? Jaromil nie wiedział, co odpowiedzieć, i wzruszył ramionami. - Ja wiem, dlaczego. Przeszkodziłoby ci to w karierze. - W karierze? - Jaromil spróbował się roześmiać. - Drukujesz wiersze, recytujesz na estradach, nasza gospodyninakręciła o tobie film, Ŝeby sobie poprawić polityczną reputację.Malarzowi tymczasem zabroniono wystawiać. Wiesz przecieŜ, Ŝe pisano onim jako o wrogu ludu. Jaromil milczał. - Wiesz, czy nie wiesz? No, słyszałem o tym. - Jego obrazy są podobno burŜuazyjnym zwyrodnieniem. Jaromil milczał - A czy wiesz, co malarz robi? Jaromil wzruszył ramionami. - Wyrzucili go ze szkoły i pracuje jako robotnik na budowie.PoniewaŜ nie ma zamiaru odwoływać tego, w co wierzy. Maluje tylkowieczorami przy sztucznym świetle. Ale maluje mimo to wspaniałeobrazy, ty natomiast piszesz obrzydliwe knoty!

10

Kolejny bezczelny dowcip, i jeszcze jeden, aŜ piękny Martynowpoczuł się dotknięty. Upomina Lermontowa przed całym towarzystwem. CóŜ to? Czy moŜe Lermontow ma zrezygnować ze swych dowcipów? Ma

Strona 123

Page 124: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejsię moŜe tłumaczyć? Nigdy! Przyjaciele ostrzegają go. Nie ma sensu ryzykować pojedynkuz powodu głupstwa. Lepiej wszystko załagodzić. Twoje Ŝycie,Lermontowie, jest cenniejsze niŜ śmieszny błędny ognik honoru! Co takiego? śe jest coś cenniejszego niŜ honor? Tak, Lermontowie. Twoje Ŝycie, twoje dzieło. Nie, nie ma niczego nad honor! Honor jest tylko głodem twojej zarozumiałości, Lermontowie. Honorjest iluzją zwierciadeł, honor jest tylko teatrem dla tej mało waŜnejpubliczności, której jutro tu juŜ nie będzie! Ale Lermontow jest młody i sekundy, w których Ŝyje, są dla niegowiecznością, a tych kilka dam i panów, którzy na niego patrzą, toamfiteatr świata; albo pójdzie przez ten świat pewnym krokiemmęŜczyzny, albo nie zasługuje na to, by Ŝyć!

11

Czuł, jak mu po twarzy spływa błoto hańby i wiedział, Ŝe z takąpomazaną twarzą nie mógłby tu z nimi pozostać ani minuty. PróŜno gouciszają, próŜno go uspokajają. - Niepotrzebnie staracie się nas pogodzić rzekł. - Są spra'wy,które pogodzić się nie dadzą. Potem wstał i poruszony zwrócił się do trzydziestolatka: - Osobiście jest mi przykro, Ŝe malarz pracuje na budowie imaluje przy złym świetle. Ale obiektywnie rzecz biorąc, to wszystkojedno, czy maluje przy świeczce, czy w ogóle nie maluje. Cały światjego obrazów jest bowiem od dawna martwy. Prawdziwe Ŝycie jest gdzieindziej! Całkiem gdzie indziej! I to jest powód, dla którego niechodzę do malarza. Nie mam ochoty dyskutować z nim o problemach,które nie istnieją. Niech mu się wiedzie jak najlepiej. Nie mam nicprzeciw martwym. Niech im ziemia lekka będzie. I tobie teŜ to mówię -wskazał na trzydziestolatka. - Niech ci ziemia lekką będzie. Jesteśmartwy, choć nawet o tym nie wiesz. Trzydziestolatek wstał takŜe i powiedział: - Byłoby moŜe ciekawe zobaczyć, jak wypadłaby walka pomiędzytrupem a poetą. Jaromilowi krew uderzyła do głowy. - Proszę bardzo, moŜemy spróbować - rzekł i zamachnął siępięścią na trzydziestolatka, któryjednak złapał go za rękę, gwałtownymszarpnięciem odwrócił go plecami do siebie, po czym prawą ręką chwyciłgo za kołnierz, lewą zaś za tył spodni, i uniósł w górę. - Dokąd mam pana poetę wynieść? - zapytał. Obecni przy tym goście, którzy jeszcze przed chwilą starali siępogodzić obu rywali, nie mogli powstrzymać się od śmiechu;trzydziestolatek kroczył przez pokój, trzymając wysoko w górzeJaromila, który rzucał się w powietrzu jak zrozpaczona, delikatnaryba. W końcu doniósł go do drzwi balkonu. Otworzył je, postawił poetęna progu i zamachnął się nogą.

12

Rozległ się wystrzał, Lermontow chwycił się za serce, a Jaromilupadł na lodowaty beton balkonu. O, Czechy, sława wystrzałów tak często zmienia się u was w hecękopniaków! Ale czy mamy wyśmiewać się z Jaromila za to, Ŝe jest parodiąLermontowa? Czy mamy moŜe wyśmiewać się z malarza, Ŝe naśladowałAndre Bretona, bo tak jak on nosił skórzany płaszcz i chował wilczura.CzyŜ i Andre Breton nie był imitacją czegoś wzniosłego, do czegochciał być podobny? Czy parodia nie jest wiecznym przeznaczeniemczłowieka? Zresztą, nie ma nic prostszego, niŜ zmienić sytuację.

13

Rozległ się wystrzał, Jaromil chwycił się za serce, a Lermontowupadł na lodowaty beton balkonu. Ma na sobie galowy mundur carskiego oficera i podnosi się z

Strona 124

Page 125: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejziemi. Jest katastrofalnie opuszczony. Nie ma tu historiografiiliterackiej z jej balsamami, które nadałyby wzniosły sens jegoupadkowi. Nie ma pistoletu, w którego wystrzale zniknęłoby chłopięce poniŜenie. Jest tu tylko śmiech, który dobiega przez okno i na zawsze go zniewaŜa. Podchodzi do poręczy i patrzy na dół. Niestetyjednak, balkon niejestna tyle wysoki, by mógł mieć pewność, Ŝe się zabije, jeśli skoczy.Jest zimno, marzną mu uszy, marzną mu nogi, przestępuje i nie wie, copocząć. Boi się, Ŝe otworzą się drzwi balkonu i pojawią się w nichroześmiane twarze. Został schwytany. Jest w pułapce fraszki. Lermontow nie boi się śmierci, ale boi się śmieszności. Chciałbyskoczyć w dół, lecz nie skoczy, gdyŜ wie, Ŝe o ile samobójstwo jesttragiczne, o tyle nieudane samobójstwo budzi śmiech. Zaraz, zaraz. Co to za dziwne zdanie? PrzecieŜ, czy samobójstwopowiedzie się, czy nie, jest to jeden i ten sam czyn, do któregoprowadzą te same pobudki i ta sama odwaga! CóŜ więc odróŜnia tutragiczne od śmiesznego? Tylko przypadek powodzenia? Co właściwieodróŜnia małość od wielkości? Powiedz, Lermontowie! Czy tylkorekwizyty? Pistolet czy kopniak? Tylko kulisy, które podsuwa ludzkiemuzdarzeniu Historia?) Dosyć! Na balkonie jest Jaromil, ma na sobie białą koszulę zrozluźnionym krawatem i trzęsie się z zimna.

14

Wszyscy rewolucjoniści kochają płomienie. Percy Shelley takŜemarzył o śmierci w ogniu. Kochankowie z jego wielkiego poematu zginęlirazem na stosie. Pod ich postaciami Shelley ukazał siebie i swojąŜonę, ale pomimo to zginął w odmętach wód. JednakŜe przyjaciele poety,jak gdyby chcieli naprawić tę semantyczną pomyłkę śmierci, ułoŜyli namorskim brzegu wielki stos, na którym spalili jego ciało, obgryzioneprzez ryby. CzyŜby i z Jaromila śmierć chciała zadrwić, skoro posyła munaprzeciw mróz zamiast Ŝaru? Bowiem Jaromil chce umrzeć; myśl o samobójstwie wabi go jak głossłowika. Wie, Ŝe przyszedł tu przeziębiony, wie, Ŝe zachoruje, ale niewróci z powrotem do pokoju, nie moŜe juŜ znieść upokorzenia. Wie, Ŝetylko objęcia śmierci mogą go ukoić, te objęcia, które wypełni całymswym ciałem i duszą i będzie w nich nieskończenie wielki; wie, Ŝetylko śmierć moŜe go pomścić i oskarŜyć o morderstwo tych, którzy sięśmieją. Pomyślał, Ŝe połoŜy się pod drzwiami i pozwoli opiekać się odspodu zimnem, aby ułatwić śmierci zadanie. Usiadł na ziemi; beton byłtak lodowaty, Ŝe po chwili nie czuł juŜ pośladków; chciał się połoŜyć,ale nie miał na tyle odwagi, by przytknąć plecy do zmroŜonej ziemi,więc znowu wstał. Mróz obejmował go całego, był wewnątrzjego lekkich półbucików, byłpod spodniami i pod spodenkami, od góry wsunął mu rękę pod koszulę.Jaromil szczękał zębami, bolało go gardło, nie mógł przełykać, kichałi chciało mu się sikać. Rozpiął sobie skostniałymi palcami rozporek;sikał potem przed siebie na ziemię i widział, jak ręka, która trzymaprzyrodzenie, trzęsie mu się z zimna.

15

Przytupywał z bólu na betonowej posadzce, ale za nic na świecienie otworzyłby drzwi do tych, co się śmiali. Ale co z nimi? Czemu saminie przyjdą do niego? Czy są aŜ tacy źli? Czy tacy pijani? A właściwiejak długo juŜ stoi na mrozie? W pokoju zgaszono nagle wiszącą u sufitu lampę, pozostawiającjedynie przytłumione światło. Jaromil podszedł do okna i zobaczył, Ŝe nad tapczanem świeci sięmała lampka z róŜowym abaŜurem; przyglądał się długo, aŜ w końcuzobaczył dwa nagie ciała w uścisku. Szczękał zębami, trząsł się i patrzył; na wpół zaciągniętazasłona nie pozwalała mu stwierdzić z pewnością, czy ciało kobietyprzykryte ciałem męŜczyzny naleŜy do instruktorki, ale wszystkowskazywało na to, Ŝe tak; włosy tej kobiety były czarne i długie. Ale kim jest ten męŜczyzna? Mój BoŜe, przecieŜ Jaromil wie,

Strona 125

Page 126: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziejkto to jest! PrzecieŜ to wszystko juŜ kiedyś widział! Zima, śnieg,górska równina i w rozświetlonym oknie Ksawery z kobietą! AleprzecieŜ od dziś Ksawery i Jaromil mieli być jedną istotą. CzemuKsawery go zdradza? Mój BoŜe, dlaczego na jego oczach kochasię z dziewczyną?!

16

W pokoju było ciemno. Nie było niczego słychać ani widać. W jegomyślach takŜe niczego nie było: ani złości, ani Ŝalu, ani upokorzenia;w jego myślach było tylko straszliwe zimno. Nie mógł juŜ tego wytrzymać; otworzył szklane drzwi i wszedł dośrodka; nie chciał niczego widzieć, nie rozglądał się na prawo ani nalewo, tylko szybko przeszedł przez pokój. Na korytarzu świeciło się światło. Zbiegł po schodach na dół iotworzył drzwi pokoju, gdzie zostawił swoją marynarkę; było tamciemno, jedynie słaba poświata przenikająca z przedpokoju oświetlałaniewyraźnie kilka śpiących postaci, które głośno oddychały. WciąŜtrząsł się z zimna. Macał rękami po krzesłach, by namacać marynarkę,ale nie mógł jej znaleźć. Kichnął; ktoś ze śpiących przebudził się iofuknął go. Wyszedł do przedpokoju. Tam wisiałjego zimowy płaszcz. WłoŜył gona koszulę, ubrał kapelusz i wybiegł z willi.

17

Kondukt juŜ wyszedł. Na przodzie koń ciągnie wóz z trumną. Zawozem idzie pani Wolkerowa i widzi, jak spod czarnego wieka sterczyróg białej poduszeczki; ten przytrzaśnięty róg jest jakby wyrzutem, Ŝeostatnie łoŜe jej chłopca (ach, ma dwadzieścia cztery lata) jestniestarannie posłane; czuje nieodparte pragnienie poprawienia tejpoduszki pod jego głową. Potem trumna leŜy w kościele otoczona wieńcami. Babcia, któracierpi na martwicę, musi sobie palcem unieść powiekę, Ŝeby cokolwiekwidzieć. Ogląda trumnę, ogląda wieńce; na jednym z nich jest wstęga znazwiskiem Martynowa. - Wyrzućcie to rozkazuje. Jej stare oko, nad którym palecprzytrzymuje bezwładną powiekę, wiernie strzeŜe ostatniej drogiLermontowa, mającego dwadzieścia sześć lat.

18

Jaromil (ach, jeszcze nie ma dwudziestu lat) jest w swoim pokojui ma wysoką gorączkę. Lekarz stwierdził zapalenie płuc. Za ścianą słychać głośną sprzeczkę lokatorów, a dwa pokoje,w których mieszka wdowa z synem, są wysepką ciszy. Ale mama nie słyszyhałasu z sąsiedniego pokoju. Myśli tylko o lekarstwach, gorącejherbacie i zimnych okładach. Jeszcze gdy był malutki, siedziała nadnim nieprzerwanie wiele dni, by go wynieść, poczerwieniałego irozpalonego, z państwa umarłych. Teraz będzie przy nim siedzieć taksamo gorliwie, długo i wiernie. Jaromil śpi, majaczy, budzi się i znów majaczy; ogień gorączkiliŜe jego ciało. Więc jednak płomienie? Jednak zamieni się w blask i Ŝar?

19

Przed mamą stoi nieznajomy męŜczyzna, który chce rozmawiaćz Jaromilem. Mama odmawia. MęŜczyzna przypomina jej nazwiskorudowłosej dziewczyny. - Pani syn zadenuncjował jej brata. Są teraz oboje aresztowani.Muszę z nim porozmawiać. Stoją naprzeciw siebie w mamy pokoju, ale dla mamy pokój tenjest teraz jedynie przedsionkiem komnaty syna; strzeŜe jej jakuzbrojony anioł bramy raju. Głos gościa jest przykry i budzi w niejgniew. Otwiera drzwi od pokoju syna. - Więc niech pan z nim porozmawia.

Strona 126

Page 127: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej MęŜczyzna zobaczył rozognioną twarz chłopca majaczącego wgorączce, a mama powiedziała cichym, lecz zdecydowanym głosem: - Nie wiem wprawdzie, o czym pan mówi, ale zapewniam pana, Ŝe mójsyn wiedział, co robi. Wszystko, co robi, jest w interesie klasyrobotniczej. Gdy wypowiadała te słowa, które często słyszała od syna, alektóre dotychczas były jej obce, czuła, jak napełnia ją poczucieogromnej siły; była teraz złączona z synem bardziej niŜ kiedykolwiekprzedtem; stanowiła z nim jedną duszę, jedną myśl; tworzyła z nimjeden wszechświat, utkany z jednej, jednorodnej materii.

20

Ksawery trzymał w ręce aktówkę, w której był zeszyt do czeskiegoi podręcznik przyrody. - Dokąd chcesz iść? Ksawery uśmiechnął się i wskazał na okno. Okno było otwarte,świeciło w nim słońce i z daleka dobiegały przezeń odgłosy miastapełnego przygód. - Obiecałeś mi, Ŝe zabierzesz mnie ze sobą... - To było dawno temu - powiedział Ksawery. - Chcesz mnie zdradzić? - Tak. Zdradzę cię. Jaromil nie mógł złapać tchu. Czuł tylko, jak bardzo Ksaweregonienawidzi. Jeszcze niedawno myślał, Ŝe on i Ksawery są jedną i tąsamą istotą pod dwiema postaciami, lecz teraz rozumie, Ŝe Ksawery jestkimś zupełnie innym i Ŝe to jego największy wróg! A Ksawery pochylił się ku niemu i pogłaskał go po twarzy: - Jesteś piękna, jesteś bardzo piękna... - Czemu zwracasz się do mnie jak do kobiety! Zwariowałeś?- krzyknął Jaromil. Ale Ksawery nie pozwolił sobie przerwać: - Jesteś bardzo piękna, ale muszę cię zdradzić. Odwrócił się potem i odchodził w stronę otwartego okna. - Ja niejestem kobietą! Ja przecieŜ niejestem kobietą! - krzyczałza nim Jaromil.

21

Gorączka na chwilę opadła i Jaromil rozglądał się dookoła; ścianysą puste; obramowana fotografia w oficerskim mundurze zniknęła. - Gdzie jest tatuś? - Tatusia tu nie ma - mówi mama czułym głosem. - Jak to? Kto go zdjął? Ja, kochanie. Nie chcę, Ŝebyś na niego patrzył. Nie chcę, bypomiędzy nas dwoje ktoś wkraczał. TerazjuŜ nie ma potrzeby, byśmy sięokłamywali. Musisz o tym wiedzieć. Tatuś nigdy nie chciał, Ŝebyś sięurodził. Nigdy nie chciał, Ŝebyś Ŝył. Zmuszał mnie do tego, Ŝebyś sięnie narodził. Jaromil był osłabiony gorączką i nie miał juŜ siłwypytywać się ani sprzeczać. - Mój piękny chłopcze - mówi do niego mama i głos jej drŜy. Jaromil uświadamia sobie, Ŝe kobieta, która do niego mówi, zawszego kochała, zawsze mógł na nią liczyć, nigdy się o nią nie musiał baći nigdy nie musiał być o nią zazdrosny. Ja nie jestem piękny, mamusiu. Ty jesteś piękna. Wyglądasz takmłodziutko. Mama słyszy, co mówi syn, i chce jej się płakać ze szczęścia: -Wydaje ci się, Ŝe jestem piękna? PrzecieŜ ty jesteś do mnie podobny.Nigdy nie chciałeś o tym słyszeć, Ŝe jesteś do mnie podobny. Ale toprawda i jestem szczęśliwa, Ŝe tak jest. I głaskała go po włosach, Ŝółtych i delikatnych jak puch, icałowała go po nich. - Masz włosy anioła, kochanie. Jaromil czuje, Ŝe jest bardzo zmęczony. Nie miałby juŜ sił iść zajakąś innną kobietą, wszystkie są tak daleko i droga do nich jestnieskończenie długa. - Nigdy właściwie nie podobała mi się Ŝadna kobieta - mówi- tylko ty, mamusiu. Ty jesteś ze wszystkich najpiękniejsza.

Strona 127

Page 128: Kundera - Życie jest gdzie indziej

Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej Mama płacze i całuje go. - Pamiętasz zdrojowe miasteczko? - Tak, mamusiu, ciebie kochałem najbardziej ze wszystkich. Mama widzi świat przez wielką łzę szczęścia; wszystko wokół jestwilgotno rozmazane; rzeczy uwolniły się z więzów kształtów i tańczą,i cieszą się. - Naprawdę, kochanie? - Tak - mówi Jaromil, trzyma mamy rękę w swej gorącej dłonii jest zmęczony, ogromnie zmęczony. JuŜ się piętrzy glina nad trumną Wolkera. JuŜ pani Wolkerowawraca z cmentarza. JuŜ leŜy kamień nad trumną Rimbauda, ale jego mama,jak wiadomo, kazała sobie jeszcze otworzyć rodzinny charlevillskigrobowiec. Widzicie ją, tę surową panią w czarnej sukni? Zagląda wciemną wilgotną czeluść i upewnia się, Ŝe trumna jest na swoim miejscui Ŝe jest zamknięta. Tak, wszystko jest w porządku. Arthur leŜy i nieucieka. Arthur juŜ nigdy nie ucieknie. Wszystko jest w porządku. A więc jednak woda? Nie Ŝadne płomienie? Otworzył oczy i zobaczył pochyloną twarz z lekko cofniętympodbródkiem i delikatnymi Ŝółtymi włosami. Ta twarz nad nim była takblisko, Ŝe wydawało mu się, iŜ leŜy nad brzegiem studni i widzi w niejwłasną postać. Nie, Ŝadne płomienie. Utonie w wodzie. Patrzył na swoją twarz na powierzchni wody. Potem zobaczył naglew tej twarzy ogromny strach. I to była ostatnia rzecz, jaką widział.

KONIEC

Opracowano jako plik tekstowy w październiku 1999r.�

Strona 128