28
9. Port Angeles. Kiedy dojechałem do Port Angeles, nadal było dla mnie za jasno. Słońce znajdowało się zbyt wysoko na niebie i mimo że szyby mojego samochodu były czarne, nie było powodu, by niepotrzebnie ryzykować. Powinienem był powiedzieć: jeszcze bardziej niepotrzebnie ryzykować. Miałem pewność, że dam radę odnaleźć myśli Jessiki z daleka – były głośniejsze niż Angeli. A kiedy już odszukam tą pierwszą, będę w stanie usłyszeć tą drugą. Gdy cienie się wydłużą, będę mógł znaleźć się bliżej nich. Jednak na razie zjechałem za miastem na zarośniętą boczną drogę, która wydawała się rzadko używana. Znałem mniej więcej kierunek, gdzie powinienem szukać – tak naprawdę w Port Angeles było tylko jedno miejsce, gdzie można było kupić sukienki. Nie trwało długo, nim znalazłem Jessicę obracającą się dokoła własnej osi przed trzyczęściowym lustrem. W jej pobocznym toku myślowym zobaczyłem Bellę chwalącą długą czarną sukienkę, którą miała właśnie na sobie. Bella wciąż wygląda na wkurzoną. Haha. Angela miała rację – Tyler nieźle pojechał. Ale nie mogę uwierzyć, że tak się tym martwi. Przynajmniej wie, że ma partnera na bal maturalny w zapasie. Co jeśli Mike nie będzie się dobrze ze mną bawił na balu i więcej mnie nie zaprosi? Co, jeśli zaprosi Bellę na bal maturalny? Czy zaprosiłaby Mike’a, gdybym niczego jej nie powiedziała? Czy on uważa, że ona jest ode mnie ładniejsza? Czy ona uważa, że jest ode mnie ładniejsza? „Wydaje mi się, że w niebieskiej ci lepiej. Naprawdę podkreśla twoje oczy.” Jessica uśmiechnęła się do Belli z udawanym ciepłem, podczas gdy tak naprawdę przyglądała się jej podejrzliwie. Czy naprawdę tak sądzi? A może chce, żebym wyglądała w sobotę jak krowa? Byłem już zmęczony słuchaniem Jessiki. Zacząłem poszukiwać w pobliżu Angeli – och, ale ona była akurat w trakcie zmieniania sukienek, więc wyskoczyłem szybko z jej głowy, by dać jej trochę prywatności. No cóż, nie było zbyt wiele kłopotów, w które Bella mogłaby wpakować się w sklepie. Pozwolę im kupować, a potem złapię je, kiedy skończą. Niedługo się ściemni – chmury zaczynały wracać, nadciągając z zachodu. Ujrzałem je tylko przelotnie poprzez gęste korony drzew, ale widziałem, że one przyspieszą zachód słońca. Powitałem je serdecznie, pragnąc ich przybycia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jutro będę mógł siedzieć w szkole obok Belli, znów monopolizując jej uwagę w

"Midnight Sun" - Rozdział 9

  • Upload
    wanda

  • View
    2.092

  • Download
    0

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Po długiej przerwie - rozdział 9. :)

Citation preview

Page 1: "Midnight Sun" - Rozdział 9

9. Port Angeles.

Kiedy dojechałem do Port Angeles, nadal było dla mnie za jasno. Słońce znajdowało się zbyt wysoko na niebie i mimo że szyby mojego samochodu były czarne, nie było powodu, by niepotrzebnie ryzykować. Powinienem był powiedzieć: jeszcze bardziej niepotrzebnie ryzykować.

Miałem pewność, że dam radę odnaleźć myśli Jessiki z daleka – były głośniejsze niż Angeli. A kiedy już odszukam tą pierwszą, będę w stanie usłyszeć tą drugą. Gdy cienie się wydłużą, będę mógł znaleźć się bliżej nich. Jednak na razie zjechałem za miastem na zarośniętą boczną drogę, która wydawała się rzadko używana.

Znałem mniej więcej kierunek, gdzie powinienem szukać – tak naprawdę w Port Angeles było tylko jedno miejsce, gdzie można było kupić sukienki. Nie trwało długo, nim znalazłem Jessicę obracającą się dokoła własnej osi przed trzyczęściowym lustrem. W jej pobocznym toku myślowym zobaczyłem Bellę chwalącą długą czarną sukienkę, którą miała właśnie na sobie.

Bella wciąż wygląda na wkurzoną. Haha. Angela miała rację – Tyler nieźle pojechał. Ale nie mogę uwierzyć, że tak się tym martwi. Przynajmniej wie, że ma partnera na bal maturalny w zapasie. Co jeśli Mike nie będzie się dobrze ze mną bawił na balu i więcej mnie nie zaprosi? Co, jeśli zaprosi Bellę na bal maturalny? Czy zaprosiłaby Mike’a, gdybym niczego jej nie powiedziała? Czy on uważa, że ona jest ode mnie ładniejsza? Czy ona uważa, że jest ode mnie ładniejsza?

„Wydaje mi się, że w niebieskiej ci lepiej. Naprawdę podkreśla twoje oczy.”

Jessica uśmiechnęła się do Belli z udawanym ciepłem, podczas gdy tak naprawdę przyglądała się jej podejrzliwie.

Czy naprawdę tak sądzi? A może chce, żebym wyglądała w sobotę jak krowa?

Byłem już zmęczony słuchaniem Jessiki. Zacząłem poszukiwać w pobliżu Angeli – och, ale ona była akurat w trakcie zmieniania sukienek, więc wyskoczyłem szybko z jej głowy, by dać jej trochę prywatności.

No cóż, nie było zbyt wiele kłopotów, w które Bella mogłaby wpakować się w sklepie. Pozwolę im kupować, a potem złapię je, kiedy skończą. Niedługo się ściemni – chmury zaczynały wracać, nadciągając z zachodu. Ujrzałem je tylko przelotnie poprzez gęste korony drzew, ale widziałem, że one przyspieszą zachód słońca. Powitałem je serdecznie, pragnąc ich przybycia bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jutro będę mógł siedzieć w szkole obok Belli, znów monopolizując jej uwagę w trakcie lunchu. Będę mógł zadać jej te wszystkie pytania, które mam w zanadrzu…

A więc była wściekła z powodu arogancji Tylera. Widziałem to w jego głowie – to, że brał to na poważnie, kiedy mówił o balu maturalnym, że zgłaszał do niej roszczenia. Przywołałem jej wyraz twarzy z tamtego popołudnia – malowały się na niej wściekłość i niedowierzanie – i się zaśmiałem. Byłem ciekaw, co mu powie na ten temat. Nie chciałbym przegapić jej reakcji.

Czas mijał powoli, kiedy czekałem na wydłużenie cieni. Co jakiś czas sprawdzałem Jessicę – jej wewnętrzny głos był najłatwiejszy do znalezienia,

Page 2: "Midnight Sun" - Rozdział 9

ale nie lubiłem pozostawać długo w jej głowie. Zobaczyłem miejsce, gdzie planowały zjeść. Do czasu kolacji będzie już ciemno… może wybiorę przypadkowo tę samą restaurację. Dotknąłem telefonu w kieszeni, myśląc o zaproszeniu Alice… spodobałoby się jej to, ale chciałaby też porozmawiać z Bellą. Nie byłem pewien, czy jestem gotów, by jeszcze bardziej związać Bellę z moim światem. Czy jeden wampir nie był już wystarczającym problemem?

Znów sprawdziłem Jessicę. Zastanawiała się nad biżuterią, akurat zapytała Angelę o zdanie.

Może powinnam oddać naszyjnik. Mam już w domu jeden, który prawdopodobnie będzie pasował, a już wydałam więcej niż powinnam… Mama będzie wariować. Co ja sobie myślałam?

„Nie mam nic przeciwko powrotowi do sklepu. Nie sądzisz jednak, że Bella będzie nas szukać?”

A to, co to ma być? Bella nie była z nimi? Najpierw spojrzałem oczyma Jessiki, potem przerzuciłem się na wzrok Angeli. Były na chodniku przed rządkiem sklepów, właśnie odwracały się, by zawrócić. Belli nie było nigdzie w zasięgu wzroku.

Och, kogo obchodzi Bella? Pomyślała Jess niecierpliwie, nim odpowiedziała na pytanie Angeli: „Nic jej nie będzie. Dotrzemy do restauracji z dużym zapasem czasu, nawet jeśli zawrócimy. W każdym razie, wydaje mi się, że chciała pobyć sama”. Zobaczyłem krótki obraz księgarni, do której według Jessiki miała pójść Bella.

„Pośpieszmy się w takim razie”, powiedziała Angela. Mam nadzieję, że Bella nie myśli, że ją olałyśmy. Była dla mnie taka miła w samochodzie… jest naprawdę uroczą osobą. Ale przez cały dzień wydawała się trochę smutna. Zastanawiam się, czy to nie przez Edwarda Cullena. Założę się, że to dlatego pytała o jego rodzinę…

Powinienem był bardziej się wsłuchiwać. Co przegapiłem? Bella wędrowała gdzieś na własną rękę i pytała o mnie? Angela skupiła się teraz na Jessice – która gadała o tym idiocie, Mike’u – i nie mogłem niczego więcej z niej wydobyć.

Oceniłem poziom światła. Słońce wkrótce schowa się za chmurami. Jeśli zostanę po zachodniej stronie drogi, gdzie budynki rzucają cień na ulicę…

Zaczynałem się denerwować, kiedy jechałem opustoszałymi ulicami do centrum miasta. To nie było coś, co brałem pod uwagę – Bella wędrująca po mieście na własną rękę – i nie miałem pojęcia, jak ją znaleźć. Powinienem był to rozważyć.

Znałem dobrze Port Angeles. Pojechałem prosto do księgarni, którą zobaczyłem w głowie Jessiki, mając nadzieję, że moje poszukiwania nie potrwają długo, a jednocześnie wątpiąc, że będzie to tak proste. Czy Bella kiedykolwiek coś mi ułatwiała?

Oczywiście, niewielki sklepik był pusty, jeśli nie liczyć anachronicznie ubranej kobiety za ladą. Nie wyglądało to na miejsce, które mogłoby zainteresować Bellę – za bardzo w stylu New Age dla tak praktycznej osoby. Zastanawiałem się, czy w ogóle weszła do środka.

Była tam plama cienia, w której mogłem zaparkować… dzięki niej powstała ocieniona alejka prowadząca prosto do daszku nad sklepem. Naprawdę nie powinienem tego robić. Włóczenie się w ciągu dnia nie było

Page 3: "Midnight Sun" - Rozdział 9

bezpieczne. Co, jeśli przejeżdżający samochód w złym momencie odbije światło w kierunku tego ocienionego miejsca?

Ale nie wiedziałem, jak inaczej szukać Belli!Zaparkowałem i wysiadłem z samochodu, trzymając się

najgłębszego cienia. Wszedłem szybko do sklepu, wyczuwając słaby ślad zapachu Belli w powietrzu. Była tu, na chodniku, ale wewnątrz sklepu nie pozostał nawet najmniejszy ślad jej woni.

- Witam! W czym mogę…? – zaczęła mówić sprzedawczyni, ale ja byłem już za drzwiami.

Podążyłem za zapachem Belli tak daleko jak pozwolił mi cień, zatrzymując się, kiedy stanąłem na skraju światła słonecznego.

Czułem się taki bezsilny! – uwięziony na skraju linii między światłem a ciemnością, która rozciągała się wzdłuż chodnika przede mną. Tak ograniczony!

Mogłem tylko zgadywać, że kontynuowała marsz wzdłuż ulicy, kierując się na południe. Nie było tam zbyt wiele. Zgubiła się? Cóż, to nie byłoby jakoś bardzo nie w jej stylu.

Wsiadłem z powrotem do samochodu i jeździłem wolno ulicami, szukając jej. Wysiadłem w kilku innych plamach cienia, ale wyłapałem jej zapach tylko jeszcze jeden raz, a jego kierunek mnie zadziwił. Gdzie starała się dojść?

Kilka razy przejechałem trasę pomiędzy księgarnią a restauracją, mając nadzieję, że spotkam ją po drodze. Jessica i Angela były już na miejscu, próbując się zdecydować, czy zamawiać, czy czekać na Bellę. Jessica naciskała, by zamawiać natychmiast.

Zacząłem przemykać przez myśli nieznajomych, obserwować przez ich oczy. Z pewnością ktoś musiał ją zobaczyć.

Niepokoiłem się coraz bardziej i bardziej, im dłużej pozostawała nieobecna. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, jak trudna może się okazać do odnalezienia w takiej chwili, jak ta teraz – kiedy była poza zasięgiem mojego wzroku i poza normalnymi miejscami, w których przebywała. Nie podobało mi się to.

Chmury pojawiły się już na horyzoncie i za kilka minut będę wolny, będę mógł wyśledzić ją na pieszo. Wtedy nie potrwa to długo. Moja bezsilność w tej chwili była spowodowana tylko i wyłącznie słońcem. Jeszcze tylko moment, a przewaga znów będzie po mojej stronie i to ludzki świat stanie się bezsilny.

Kolejny umysł, jeszcze jeden… Tak wiele trywialnych myśli.… myślę, że mały ma kolejną infekcję ucha…Czy to było 640 czy 604?Znów się spóźnia. Powinnam mu powiedzieć…Oto nadchodzi! Aha!W końcu odnalazłem jej twarz. Nareszcie ktoś ją zauważył!Moja ulga trwała tylko przez ułamek sekundy, bo odczytałem

dokładniej myśli mężczyzny, który sycił wzrok widokiem jej twarzy w ciemności.

Jego umysł był dla mnie obcy, a jednocześnie nie całkowicie nieznany. Kiedyś polowałem na dokładnie takie myśli.

- NIE! – ryknąłem, a z mojego gardła dobyła się salwa warknięć. Wcisnąłem pedał gazu do końca, ale gdzie miałem jechać?

Page 4: "Midnight Sun" - Rozdział 9

Znałem mniej więcej lokalizację jego myśli, ale ta znajomość nie była wystarczająca. Jeszcze coś, musiało być coś – znak drogowy, fasada sklepu, cokolwiek w zasięgu jego wzroku, co zdradziłoby mi, gdzie dokładnie się znajduje. Ale Bella kryła się głęboko w cieniu, a jego oczy skupiały się wyłącznie na jej przerażonym wyrazie twarzy – i cieszyły się jej strachem.

Jej oblicze zlewało się w jego umyśle z wspomnieniami innych twarzy. Bella nie byłą jego pierwsza ofiarą.

Moje warknięcia zatrzęsły samochodem, ale mnie nie rozproszyły.Nie było okien w ścianie za jej plecami. Przemysłowe okolice

oddalone od gęściej zaludnionej dzielnicy handlowej. Opony mojego samochodu zapiszczały, gdy skręciłem gwałtownie przy wyprzedzaniu innego pojazdu, kierując się w stronę tego, co miałem nadzieję, było właściwym kierunkiem. Zanim tamten kierowca zatrąbił, byłem już daleko przed nim.

Ach, jak się trzęsie! Mężczyzna zachichotał w oczekiwaniu. Strach był czymś, co go przyciągało, czymś, co sprawiało mu radość.

- Trzymaj się ode mnie z daleka – jej głos był niski i równy, krzyczała.- Nie bądź taka, cukiereczku.Obserwował, jak wzdryga się na dźwięk hałaśliwego śmiechu

dobiegającego z innej strony. Zirytował go hałas – Zamknij się, Jeff! pomyślał – ale podobał mu się sposób, w jaki zadrżała. To go podekscytowało. Zaczynał wyobrażać sobie, jak będzie prosić, błagać…

Nie zauważyłem, że byli tam jeszcze inni, dopóki nie usłyszałem głośnego śmiechu. Przeczesywałem myśli dookoła niego, desperacko szukając czegoś, co mógłbym wykorzystać. Stawiał w jej stronę pierwszy krok, naprężając mięśnie rąk.

Myśli wokół niego nie były takim szambem jak te w jego głowie. Wszyscy byli z lekka pijani i żaden nie zdawał sobie sprawy, jak daleko sięgały plany mężczyzny, którego nazywali Lonnie. Po prostu ślepo za nim podążali. Obiecał im trochę zabawy…

Jeden z nich spojrzał nerwowo na wylot ulicy – nie chciał zostać przyłapany na nękaniu dziewczyny – i dał mi to, czego potrzebowałem. Rozpoznałem skrzyżowanie, na które patrzył.

Przejechałem na czerwonym świetle, wciskając się w idealnie szeroką dziurę pomiędzy dwoma samochodami. Zabrzmiały za mną klaksony.

Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Zignorowałem to.Lonnie poruszał się powoli w kierunku dziewczyny, potęgując

napięcie – i strach, który go pobudzał. Czekał na jej krzyk, przygotowując się na jego smak.

Ale Bella zacisnęła zęby i zbierała się w sobie. Był zaskoczony – oczekiwał, że spróbuje ucieczki. Zaskoczony i trochę rozczarowany. Lubił ścigać swoje ofiary, pociągała go adrenalina polowania.

Ta jest odważna. Może to i lepiej… walka będzie lepsza.Byłem przecznicę dalej. Ten potwór był teraz w stanie usłyszeć ryk

mojego silnika, ale nie zwracał na niego uwagi, zbyt skupiony na swojej ofierze.

Zobaczymy, czy spodoba mu się polowanie, kiedy to on będzie ofiarą. Zobaczymy, co sądzi na temat mojego stylu polowania.

Page 5: "Midnight Sun" - Rozdział 9

W innej części mojej głowy, już przebierałem w szerokim wachlarzu tortur, których byłem świadkiem jako członek straży obywatelskiej, szukając tej najbardziej bolesnej. Będzie za to cierpiał. Będzie skręcał się z bólu w męczarniach. Pozostali umrą po prostu za swój udział w tym wydarzeniu, ale potwór o imieniu Lonnie będzie błagał o śmierć, nim mu ją ofiaruję.

Był już na jezdni, wciąż idąc w jej stronę.Wyjechałem ostro zza rogu, światła samochodu oblały scenę i

sprawiły, że mężczyźni zatrzymali się na miejscach. Mógłbym przejechać ich przywódcę, który odskoczył mi z drogi, ale to byłaby zbyt prosta śmierć dla niego.

Pozwoliłem, by samochód obrócił się dookoła tak, że byłem twarzą do kierunku, z którego przyjechałem, a drzwi od strony pasażera znalazły blisko Belli. Otworzyłem je jednym pchnięciem, a ona już biegła w stronę samochodu.

- Wsiadaj – warknąłem.Co, do cholery?Wiedziałem, że to zły pomysł! Ona nie jest sama.Powinienem uciekać?Wydaje mi się, że zaraz zacznę wymiotować…Bella wskoczyła do samochodu bez wahania, zatrzaskując za sobą

drzwi.Wtedy spojrzała na mnie z najbardziej ufnym wyrazem twarzy, jaki

kiedykolwiek widziałem u człowieka i wszystkie moje plany pełne agresji runęły.

Zabrało mi to o wiele, wiele mniej niż sekundę, by zrozumieć, że nie mogę zostawić jej w samochodzie, by rozprawić się z tymi czterema mężczyznami na ulicy. Co, miałbym jej powiedzieć, żeby nie patrzyła? Ha! Czy kiedykolwiek robiła to, o co ją prosiłem? Czy kiedykolwiek robiła to, co było bezpieczne?

Czy mógłbym odciągnąć ich poza zasięg jej wzroku i zostawić ją tutaj samą? Mogłem powątpiewać, że kolejny niebezpieczny człowiek grasowałby na ulicach Port Angeles, ale w to, że pojawi się ten pierwszy też powątpiewałem! Jak magnes przyciągała w swoją stronę wszystkie niebezpieczeństwa. Nie mogłem pozwolić, by znalazła się poza zasięgiem mojego wzroku.

Poczułem się jak część tego przyciągania w jej kierunku, kiedy przyśpieszałem, zabierając ją od jej prześladowców gapiących się za moim samochodem z minami pełnymi niezrozumienia. Ona nie zda sobie sprawy z mojej chwili wahania. Uzna, że plan od początku obejmował ucieczkę.

Nie mogłem go nawet uderzyć samochodem. To by ją wystraszyło.Pragnąłem jego śmierci tak wściekle, że to pragnienie dzwoniło mi w

uszach, osnuwało oczy mgłą, czułem jego smak na języku. Moje mięśnie naprężały się z jego powodu, z jego głodu, jego potrzeby. Musiałem go zabić. Obedrę go powoli ze skóry, kawałek po kawałku, oderwę skórę od mięśnia, mięsień od skóry…

Ale dziewczyna – jedyna dziewczyna na świecie – trzymała się kurczowo fotela obiema dłońmi, wpatrując się we mnie. Jej oczy wciąż były szeroko otwarte i całkowicie przepełnione zaufaniem. Zemsta będzie musiała poczekać.

Page 6: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Zapnij pasy – rozkazałem. Mój głos był szorstki z nienawiści i żądzy krwi. Nie zwykłej żądzy krwi. Nie pohańbię samego siebie, pozbywając się tej części człowieczeństwa, która była we mnie.

Zapięła pas, podskakując lekko na dźwięk jego kliknięcia. Ten cichutki dźwięk sprawił, że podskoczyła, ale nie zadrżała ani razu, gdy jechałem przez miasto, ignorując wszystkie przepisy ruchu drogowego. Czułem, że na mnie patrzy. Wydała mi się dziwnie odprężona. To nie miało dla mnie sensu – nie po tym, przez co przeszła.

- Wszystko w porządku? – spytała. Jej głos był zachrypnięty z powodu stresu i strachu.

Ona chciała wiedzieć, czy ze mną wszystko w porządku?Przez ułamek sekundy zastanawiałem się nad tym pytaniem. Nie

dość długo, by zauważyła ten moment zawahania. Czy wszystko było ze mną w porządku?

- Nie – zdałem sobie sprawę, a mój głos wrzał z gniewu.Zawiozłem ją na tą samą nieużywaną drogę, przy której spędziłem

popołudnie, sprawując nad nią nadzór, który mógłby stanąć do konkursu na najgorzej sprawowaną opiekę na świecie. Pod drzewami było teraz czarno.

Byłem tak wściekły, że moje ciało zamarło całkowicie nieruchome. Moje lodowate dłonie aż świerzbiły, by zmiażdżyć jej napastnika, zetrzeć go na taki pył, że jego ciało nigdy nie mogłoby zostać zidentyfikowane…

Ale to oznaczałoby, że musiałbym ją tutaj zostawić samą, bez opieki w ciemną noc.

- Bello? – spytałem przez zęby.- Tak? – odpowiedziała ochrypłym głosem. Odchrząknęła.- Nic ci nie jest? – to było teraz najważniejsze, numer jeden na iście

priorytetów. Zemsta była rzeczą drugorzędną. Wiedziałem o tym, ale moje ciało wypełniał tak wielki gniew, że aż nie do pomyślenia.

- Nic – jej głos był nadal niewyraźny – bez wątpienia ze strachu. A skoro tak nie mogłem jej zostawić.Nawet jeśli nie byłaby z jakiegoś rozwścieczającego powodu w

ciągłym niebezpieczeństwie – z powodu jakichś żartów, który kosmos sobie ze mnie robił – nawet gdybym mógł mieć pewność, że będzie całkowicie bezpieczna w czasie mojej nieobecności, nie mógłbym jej zostawić samej w ciemności.

Musi być taka przerażona.Ale ja nie miałem warunków, żeby ją pocieszyć – nawet gdybym

wiedział, jak to zrobić. Z pewnością wyczuwała promieniującą ze mnie agresję, to akurat było oczywiste. Przestraszyłbym ją jeszcze bardziej, gdybym nie mógł uspokoić tej żądzy mordu buzującej we mnie.

Musiałem pomyśleć o czymś innym.- Rozprosz mnie jakoś – poprosiłem.- Słucham?Ledwo kontrolowałem się na tyle, by wytłumaczyć, czego potrzebuję.- Po prostu gadaj o czymś mało istotnym, aż się uspokoję –

poinstruowałem ją z nadal zaciśniętą szczęką. Tylko fakt, że mnie potrzebowała, trzyma mnie w samochodzie. Słyszałem myśli tamtego faceta, jego rozczarowanie i złość… Wiedziałem, gdzie go znaleźć… Zamknąłem oczy, żałując, że wciąż jestem w stanie patrzeć…

Page 7: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Hm – zawahała się, próbując doszukać się jakiegoś sensu w mojej prośbie, jak to sobie wytłumaczyłem. – Jutro przed lekcjami mam zamiar przejechać Tylera Crowley’a? – dodała, jakby to było pytanie.

Tak, to było to, czego potrzebowałem. To jasne, że Bella wymyśliła coś nieoczekiwanego. Tak jak bywało już wcześniej, groźba przemocy dobywająca się z jej ust była komiczna – po prostu wstrząsająco śmieszna. Gdybym nie pałał żądzą mordu, roześmiałbym się.

- Dlaczego? – warknąłem, żeby zmusić ją do kontynuowania.- Opowiada na prawo i lewo, że idzie ze mną na bal maturalny –

odparła, a jej głos przepełniony był tym jej gniewem kociaka-tygrysa. – Albo jest szalony, albo chce mi jakoś zadośćuczynić to, że prawie mnie zabił w zeszły… no, pamiętasz – dodała sucho. – i wydaje mu się, że bal maturalny jest jakoś odpowiedni, żeby to zrobić. Myślę, że jeśli ja zagrożę jego życiu, będziemy kwita, a on nie będzie mógł nadal starać się mi to zrekompensować. Nie potrzebuję wrogów i może Lauren się odczepi, jeśli on da sobie ze mną spokój. Być może będę jednak musiała skasować jego Sentrę – kontynuowała, teraz już z namysłem. – Jeśli nie będzie miał samochodu, nie będzie też mógł zabrać nikogo na bal…

To, że zobaczyłem, jak czasem opacznie pojmuje rzeczy, było zachęcające. Upór Tylera nie miał żadnego związku z wypadkiem. Wydawało się, że nie zdaje sobie sprawy z uroku, który miała dla ludzkich chłopców ze szkoły. Czy z tego, który miała dla mnie też nie?

Och, to działało. Jej zaskakujący sposób myślenia był zawsze absorbujący. Zaczynałem odzyskiwać nad sobą kontrolę, widzieć coś poza zemstą i torturami…

- Słyszałem coś o tym – powiedziałem jej. Przestała mówić, a ja potrzebowałem tego, by kontynuowała.

- Słyszałeś? – spytała niedowierzająco. A potem jej głos wypełniła jeszcze większa irytacja. – Jeśli będzie sparaliżowany od szyi w dół, też nie będzie mógł iść.

Żałowałem, że nie ma sposobu, bym mógł namówić ją do dalszego grożenia śmiercią i urazami ciała, i nie wyszedł jednocześnie na wariata. Nie mogła wymyślić lepszego sposobu, by mnie uspokoić. A jej słowa – w jej przypadku tylko sarkazm i hiperbolizacja – stanowiły upomnienie, którego w tej chwili bardzo potrzebowałem.

Westchnąłem i otworzyłem oczy.- Lepiej ci już? – spytała łagodnie.- Nie do końca.Tak, byłem spokojniejszy, ale nie było mi nic a nic lepiej. Właśnie

zdałem sobie sprawę, że nie mogę zabić tego potwora o imieniu Lonnie, a nadal pragnąłem tego niemal najmocniej na świecie. Niemal.

Jedyną rzeczą, której w tej chwili pragnąłem bardziej niż popełnić wysoce uzasadnione morderstwo, była ta dziewczyna. I, mimo że nie mogłem jej mieć, samo marzenie o tym sprawiło, że nie mogłem iść dziś wieczorem na „imprezę z zabijaniem” – nieważne, że byłoby to działanie obronne.

Bella zasługiwała na kogoś lepszego niż morderca.Spędziłem siedem dekad, starając się być kimś innym niż zabójca –

czymkolwiek innym od zabójcy. Te lata wysiłku nigdy nie będą mogły sprawić, że będę wart dziewczyny siedzącej obok mnie. A jednak czułem,

Page 8: "Midnight Sun" - Rozdział 9

że gdybym powrócił do tego życia – życia mordercy – nawet na jedną noc, z pewnością na zawsze znalazłaby się poza moim zasięgiem. Nawet gdybym nie napił się jej krwi – nawet gdybym nie miał dowodu na to jarzącego się na czerwono w moich oczach – czy odczułaby różnicę?

Starałem się być dla niej dość dobry. Ten cel był niemożliwy do osiągnięcia. Ale będę się starał.

- Co się dzieje? – szepnęła.Jej oddech wypełnił mój nos i to przypomniało mi, dlaczego na nią

nie zasługuję. Po tym wszystkim, nawet z tym, jak bardzo ją kochałem… nadal sprawiała, że ślinka napływała mi do ust.

Dam jej tyle szczerości, ile będę mógł. Jestem jej to winien.- Czasami mam problem z nerwami, Bello – wyglądałem przez okno

w ciemną noc, pragnąc, by usłyszała zgrozę nieodłączną moim słowom, a z drugiej strony, by jej się to nie udało. W sumie, bardziej, żeby jej się nie udało. Uciekaj, Bello, uciekaj. Zostań, Bello, zostań. – Ale nie byłoby zbyt pomocne, gdybym tam wrócił i zapolował na tych… - Sama myśl o tym niemal wypchnęła mnie z samochodu. Wziąłem głęboki oddech, pozwalając jej zapachowi przypalić moje gardło. – A przynajmniej, staram się przekonać samego siebie, że by nie było.

- Ach.Nie powiedziała nic więcej. Jak wiele usłyszała w moich słowach?

Ukradkiem rzuciłem na nią okiem, ale jej twarz była nie do odczytania. Być może z powodu przerażenia. No cóż, przynajmniej nie krzyczała. Jeszcze nie.

Przez chwilę byłem cicho. Walczyłem z sobą, starając się być tym, kim powinienem. Kim nie mogłem być.

- Jessica i Angela będą się martwić – powiedziała cicho. Jej głos był bardzo spokojny, a ja nie wiedziałem, jak to możliwe. Czy była w szoku? Może wydarzenia dzisiejszego wieczoru jeszcze do niej w pełni nie dotarły. – Miałam się z nimi spotkać.

Czy chciała się znaleźć z dala ode mnie? A może obawiała się, że jej przyjaciółki się martwią?

Nie odpowiedziałem jej, ale zapaliłem samochód i zabrałem ją z powrotem. Z każdym calem, z którym zbliżałem się do miasta, było mi trudniej trzymać się wyznaczonego celu. Byłem tak blisko tego mężczyzny…

Skoro było to niemożliwe – skoro nigdy nie będę zasługiwał na tę dziewczynę – czy był sens pozwolić mu odejść bez kary? Z pewnością mogę sobie pozwolić na tak niewiele…

Nie. Nie poddawałem się. Jeszcze nie teraz. Pragnąłem jej zbyt mocno, by się poddać.

Byliśmy już w restauracji, w której umówiła się z dziewczynami, nim zdołałem uchwycić sens moich własnych myśli. Jessica i Angela skończyły już jeść i teraz naprawdę martwiły się o Bellę. Miały właśnie iść jej poszukać i szły już ciemną ulicą.

To nie była dobra noc, by chodziły same…- Skąd wiedziałeś gdzie…? – przeszkodziło mi niedokończone pytanie

Belli i zdałem sobie sprawę, że palnąłem kolejną gafę. Byłem zbyt rozproszony, by pamiętać, żeby zapytać ją, gdzie umówiła się z koleżankami.

Page 9: "Midnight Sun" - Rozdział 9

Ale, zamiast dokończyć swoje pytanie i żądać odpowiedzi, Bella tylko potrząsnęła głową i uśmiechnęła się półuśmiechem.

Co to oznaczało?No cóż, nie miałem czasu, by głowić się nad jej dziwną akceptacją

mojej wiedzy. Otworzyłem swoje drzwiczki.- Co robisz? – spytała, w jej głosie pobrzmiewało zaskoczenie.Nie spuszczam cię z oka. Nie pozwalam sobie na samotność dziś

wieczorem. W tej właśnie kolejności.- Zabieram cię na kolację.Cóż, to powinno być ciekawe. Wieczór wyglądał na zupełnie inny niż

w ten, podczas którego zastanawiałem się, czy nie zaprosić Alice i udawać, że przez przypadek wybraliśmy tę samą restaurację co Bella i jej przyjaciółki. A teraz, tu właśnie stałem, praktycznie na randce z tą dziewczyną. Tyle że to się nie liczyło, bo nie dałem jej szansy, żeby mogła odmówić.

Zanim zdążyłem okrążyć samochód, otworzyła swoje drzwiczki już do połowy – zazwyczaj poruszanie się w niepodejrzanej prędkości nie było tak frustrujące – zamiast poczekać, bym ja to zrobił. Czy to dlatego, że nie przywykła, by traktowano ją jak damę, czy dlatego, że nie uważała mnie za dżentelmena?

Poczekałem, aż do mnie dołączy, niepokojąc się coraz bardziej, kiedy dziewczyny oddalały się w stronę ciemnego rogu ulicy.

- Zatrzymaj Jessikę i Angelę, nim je też będę musiał wyśledzić – rozkazałem szybko. – Nie sądzę, że będę w stanie się powstrzymać, jeśli znów wpadnę na tych twoich innych przyjaciół. – Nie, nie byłbym na to dość silny.

Zadrżała, ale szybko się pozbierała. Zrobiła pół kroku za nimi i zawołała głośno:

- Jess! Angela! - Odwróciły się, a ona zamachała ręką nad swoją głową, by przyciągnąć ich uwagę.

Bella! Ach, jest bezpieczna! pomyślała Angela z ulgą.Mocno spóźniona! marudziła Jessica, ale i ona była wdzięczna, że

Bella się nie zgubiła i jest w jednym kawałku. To sprawiło, że polubiłem ją trochę bardziej niż wcześniej.

Podbiegły z powrotem i nagle się zatrzymały zaszokowane, kiedy zobaczyły mnie obok Belli.

Uuuuu! Pomyślała zaskoczona Jessica. Cholera, niemożliwe!Edward Cullen? Czy odłączyła się od nas, żeby go znaleźć? Ale

dlaczego pytałaby w takim razie, czy nie ma ich w mieście, skoro wiedziała, że jest tutaj… Zobaczyłem na krótko zawstydzony wyraz twarzy Belli, kiedy pytała Angelę, czy mojej rodziny często nie ma w szkole. Nie, nie mogła o tym wiedzieć, zdecydowała Angela.

Myśli Jessiki galopowały od zaskoczenia do podejrzeń. Bella coś przede mną ukrywa.

- Gdzie byłaś? – spytała natarczywie, wpatrując się w Bellę, ale spoglądając na mnie kątem oka.

- Zgubiłam się. A potem wpadłam na Edwarda – powiedziała, machając jedną ręką w moją stronę. Jej ton był zadziwiająco zwyczajny. Jakby to naprawdę było wszystko, co się stało.

Musi być w szoku. To jedyne wyjaśnienie dla jej spokoju.

Page 10: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Czy nie będzie wam przeszkadzało, jeśli do was dołączę? – spytałem, żeby być grzecznym. Wiedziałem, że już jadły.

Cholercia, ale jest słodki! pomyślała Jessica, a jej myśli stały się nagle z lekka niezborne.

Myśli Angeli nie były dużo bardziej spójne. Szkoda, że już jadłyśmy. Łał. Po prostu… Łał.

A teraz: dlaczego to nie działało na Bellę?- Yyy… pewnie – zgodziła się Jessica.Angela zmarszczyła brwi.- Hm, Bello, właściwie zjadłyśmy, kiedy czekałyśmy na ciebie –

przyznała. – Przepraszamy.Co? Zamknij się! Jess poskarżyła się w swoim wnętrzu.Bella swobodnie wzruszyła ramionami. Tak na luzie. Zdecydowanie

była w szoku.- Nic nie szkodzi. Nie jestem głodna.- Myślę, że powinnaś coś zjeść – nie zgodziłem się. Potrzebowała

cukru w krwioobiegu – mimo że pachniał słodko nawet teraz, pomyślałem kwaśno. Przerażenie spłynie na nią nagle, a pusty żołądek nie pomoże. Łatwo mdlała, wiedziałem o tym z własnego doświadczenia.

Dziewczyny nie będą w niebezpieczeństwie, jeśli pojadą prosto do domu. Zagrożenie nie idzie za nimi krok w krok.

I wolałbym zostać sam na sam z Bellą – o ile ona chciała zostać sam na sam ze mną.

- Macie coś przeciwko temu, bym to ja odwiózł dziś Bellę do domu? – powiedziałem do Jessiki, nim Bella mogłaby odpowiedzieć. – Dzięki temu nie będziecie musiały czekać, kiedy będzie jadła.

- Hm, nie ma problemu, jak sądzę… - Jessica wpatrywała się z uporem w Bellę, szukając jakiegoś znaku, że ona tego właśnie chce.

Chciałabym zostać… ale prawdopodobnie ona chce go dla siebie. Kto by nie chciał? pomyślała Jess. Jednocześnie patrzyła, jak Bella puszcza jej oczko.

Bella puściła oczko?- Dobrze – powiedziała szybko Angela, pragnąc jak najszybciej

usunąć się z drogi, skoro tego chciała Bella. A wyglądało na to, że tego właśnie chce. – Do zobaczenia jutro, Bello… Edwardzie – walczyła ze swoim głosem, by wypowiedzieć moje imię normalnym tonem. Potem chwyciła dłoń Jessiki i zaczęła ją odholowywać.

Będę musiał znaleźć jakiś sposób, by jej za to podziękować.Niedaleko stał samochód Jessiki oświetlony kręgiem światła

padającym z ulicznej latarni. Bella patrzyła za nimi uważnie, dopóki nie wsiadły do samochodu, a pomiędzy jej brwiami była mała zmarszczka spowodowana zmartwieniem - miała więc pełną świadomość niebezpieczeństwa, w którym się znajdowała. Jessica pomachała ręką, odjeżdżając, a Bella jej odmachała. Gdy samochód zniknął z widoku, wzięła głęboki wdech i odwróciła się, by na mnie spojrzeć.

- Naprawdę nie jestem głodna – powiedziała.Dlaczego czekała, aż odjadą, nim to powiedziała? Czy naprawdę

chciała być ze mną sam na sam – nawet teraz, kiedy była świadkiem mojego morderczego gniewu?

Czy tak było, czy nie, musiała coś zjeść.

Page 11: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Zrób to dla mnie – poprosiłem.Przytrzymałem dla niej drzwi restauracji i czekałem.Westchnęła i weszła do środka.Szedłem obok niej aż do podestu, na którym czekała hostessa. Bella

wciąż wydawała się całkowicie opanowana. Chciałem dotknąć jej dłoni, czoła, by sprawdzić temperaturę. Ale moja dłoń odrzuciłaby ją, tak samo jak wcześniej.

O mój Boże – głośny wewnętrzny głos hostessy wdarł się w moją świadomość. Mój Boże.

Wyglądało na to, że tego wieczoru wszystkie głowy będą się za mną odwracać. A może to ja zauważałem to bardziej niż zwykle, bo tak bardzo pragnąłem, by Bella patrzyła na mnie w ten sposób? Zawsze byliśmy atrakcyjni dla naszych ofiar. Nigdy wcześniej tak wiele o tym nie myślałem. Zwykle – chyba że tak, jak w przypadku takich ludzi jak Shelley Cope czy Jessica Stanley, działała ciągła rutyna, która zacierała obawę – strach pojawiał się dość szybko po początkowym pociągu…

- Stolik dla dwojga? – podpowiedziałem, gdy hostessa się nie odezwała.

- Ach, tak, oczywiście. Witajcie w La Bella Italia – Mmm, jak głos! – Proszę iść za mną.

Jej myśli były zajęte kalkulacjami: może jest jego kuzynką. Nie może być jego siostrą, nie są do siebie w ogóle podobni. Ale zdecydowanie są rodziną. On nie może być z nią.

Ludzkie oczy były ślepe, nic nie widziały właściwie. Jak ta kobieta o ograniczonym umyśle mogła uważać moje fizyczne powaby – przynęty dla ofiary – za tak atrakcyjne, a jednocześnie być niezdolną, by ujrzeć delikatną perfekcję dziewczyny obok mnie?

No cóż, na wszelki wypadek nie ma sensu jej pomagać, pomyślała hostessa i poprowadziła nas do rodzinnego stolika w środku najbardziej zatłoczonej części restauracji. Czy mogę dać mu mój numer, kiedy ona jest z nim…? medytowała.

Wyciągnąłem banknot z tylnej kieszeni spodni. Ludzie stawali się niezmiennie pomocni, kiedy w grę wchodziły pieniądze.

Bella bez żadnych obiekcji zajmowała już miejsce, które wskazała hostessa. Potrząsnąłem głową, a ona zawahała się, przechylając głowę z ciekawości. Taak, dzisiejszego wieczoru będzie bardzo ciekawa. Tłum nie będzie idealnym miejscem na tę rozmowę.

- Może coś bardziej odosobnionego? – poprosiłem hostessę, wręczając jej pieniądze. Jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu, a potem zwęziły, gdy jej palce zacisnęły się na napiwku.

- Pewnie.Rzuciła okiem na banknot, gdy prowadziła nas w stronę ścianki

działowej.Pięćdziesiąt dolców za lepszy stolik? Jest też bogaty. To ma sens –

założę się, że jego kurtka kosztuje więcej niż moja ostatnia wypłata. Cholera. Dlaczego on pragnie odosobnienia z nią?

Zaoferowała nam stolik w cichym kącie restauracji, gdzie nikt nie będzie nas w stanie zobaczyć – zobaczyć Belli reakcji na to, cokolwiek jej powiem. Nie miałem pojęcia, co będzie chciała usłyszeć dziś wieczorem. I co z tego jej powiem.

Page 12: "Midnight Sun" - Rozdział 9

Jak dużo zgadła? Jakie wyjaśnienie dla dzisiejszych wypadków znalazła?

- Jak ten? – spytała hostessa.- Idealnie – powiedziałem i, czując lekką irytację z powodu jej

pełnego urazy stosunku do Belli, uśmiechnąłem się do niej szeroko, ukazując zęby. Niech zobaczy mnie w całej okazałości.

Łaaał.- Kelnerka zaraz się pojawi – Nie może być prawdziwy. To musi być

sen. Może ona zniknie… może napiszę swój numer keczupem na jego talerzu… odeszła, przychylając się lekko na jedną stronę.

Dziwne. Nadal nie była przerażona. Nagle przypomniał mi się Emmett, dokuczający mi w stołówce kilka tygodni temu: założę się, że ja mógłbym ją bardziej przestraszyć.

Czy traciłem złą nutę swojej natury?- Naprawdę nie powinieneś tego robić – pełen dezaprobaty głos Belli

wdarł się w moje myśli – To nie fair.Wpatrywałem się w jej pełen krytyki wyraz twarzy. Co miała na

myśli? W ogóle przecież nie przestraszyłem hostessy, pomimo mojego zamiaru.

- Robić czego?- Mącić tak w głowach ludziom – prawdopodobnie ona hiperwentyluje

teraz w kuchni.Hm, była bardzo blisko prawdy. Hostessa była teraz tylko

połowicznie w pełni zdrowych zmysłów, niespójnie zdając relację na mój temat swojej przyjaciółce-kelnerce.

- No, daj spokój – Bella zganiła mnie, kiedy nie odpowiedziałem od razu. – Przecież musisz zdawać sobie sprawę z tego, jaki masz wpływ na ludzi.

- Mącę ludziom w głowach? – to był ciekawy sposób na określenie tego. Właściwy na dzisiejszy wieczór. Zastanawiałem się skąd ta różnica…

- Nie zauważyłeś? – spytała, nadal była krytyczna. – Wydaje ci się, że wszyscy dostają to, czego chcą, tak łatwo?

- Czy tobie też macę w głowie? – dałem upust swojej ciekawości na głos, a potem słowa już zostały wypowiedziane i było za późno, by je odwołać.

Ale zanim miałem czas gorzko pożałować, że powiedziałem to na głos, odpowiedziała:

- Dość często – a jej policzki zaróżowiły się.Mąciłem jej w głowie.Moje ciche serce spuchło od nadziei większej niż czułem

kiedykolwiek wcześniej.- Witajcie – powiedział ktoś – kelnerka - przedstawiając się. Jej myśli

były głośne i bardziej jednoznaczne niż hostessy, ale ją wyciszyłem. Zamiast słuchać, wpatrywałem się w twarz Belli, obserwując jak krew krąży pod jej skórą, zauważając teraz nie palący ogień w gardle, ale raczej sposób, w jaki to rozświetlało jej twarz, jak to przyciągało uwagę do kremowego odcienia jej skóry…

Kelnerka chciała czegoś ode mnie. Aaa, zapytała, co chcemy do picia. Nadal wpatrywałem się w Bellę, więc kelnerka niechętnie też odwróciła się, by na nią spojrzeć.

Page 13: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Wezmę colę? – powiedziała, jakby prosząc o pozwolenie.- Dwie cole – poprawiłem. Pragnienie – normalne, ludzkie pragnienie

– było oznaką szoku. Upewnię się, że ma dodatkową dawkę cukru z napoju w swoim organizmie.

Jednakże wyglądała zdrowo. Bardziej niż zdrowo. Wyglądała promiennie.

- Co? – spytała natarczywie. Pewnie zastanawiała się, dlaczego się w nią wpatruję. Byłem niejasno świadom, że kelnerka znikła.

- Jak się czujesz? – spytałem.Zamrugała oczami zaskoczona pytaniem.- Nic mi nie jest.- Nie kręci ci się w głowie, nie jest ci niedobrze albo zimno?- A powinno? – była jeszcze bardziej skonfundowana.- No cóż, właściwie czekam, aż wpadniesz w szok - uśmiechnąłem się

lekko, oczekując, że zaprzeczy. Nie będzie chciała, by ktoś się o nią troszczył.

Zabrało jej chwilę, nim mi odpowiedziała. Jej oczy były lekko zamglone. Wyglądała tak czasami, gdy się do niej uśmiechałem. Czy właśnie… mąciłem jej w głowie?

Bardzo chciałbym w to uwierzyć.- Nie sądzę, że coś takiego się stanie. Zawsze byłam dobra w

tłumieniu w sobie nieprzyjemnych rzeczy – odparła na lekkim bezdechu.Czy to oznaczało, że miała dużo do czynienia z nieprzyjemnymi

rzeczami? Czy jej życie zawsze było takie niebezpieczne?- Nawet jeśli, i tak poczułbym się lepiej, gdybyś przyjęła odpowiednią

dawkę cukrów i pożywienia – powiedziałem.Wróciła kelnerka, niosąc nasze cole i koszyczek z chlebem. Postawiła

je przede mną i poprosiła o zamówienie, starając się w międzyczasie przyciągnąć mój wzrok. Wskazałem, że powinna zwrócić się do Belli, a potem wróciłem do wyciszania jej. Jej myśli były wulgarne.

- Hm… - Bella spojrzała szybko w menu. – Wezmę ravioli z grzybami.- A pan?- kelnerka chętnie odwróciła się do mnie.- Ja nie będę jadł.Bella zrobiła minę. Hmm. Musiała zauważyć, że nigdy nie jadłem

ludzkiego jedzenia. Przecież widziała wszystko. Zawsze zapominałem o ostrożności, gdy z nią byłem.

Poczekałem, aż znów zostaliśmy sami.- Napij się – rozkazałem.Byłem zaskoczony, gdy ustąpiła natychmiast i bez żadnych obiekcji.

Piła, dopóki nie opróżniła całkowicie szklanki, wiec popchnąłem drugą colę w jej stronę, marszcząc lekko brwi. Pragnienie czy szok?

Wypiła jeszcze trochę, a potem nagle zadrżała.- Jest ci zimno?- To tylko cola – odparła, ale znów zadrżała, a jej wargi drgały lekko,

jakby miała za chwile zacząć szczękać zębami.Śliczna bluzka, którą miała na sobie, wydawała się zbyt cienka, by

właściwie ją chronić. Przylegała do niej niczym druga skóra, niemal tak delikatna, jak ta pierwsza. Była taka krucha, taka śmiertelna.

- Nie masz kurtki?

Page 14: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Mam – rozejrzała się dookoła siebie, ciut zaskoczona. – Och, zostawiłam ją w samochodzie Jessiki.

Ściągnąłem z siebie kurtkę, żałując, że ten gest niszczy temperatura mojego ciała. Byłoby miło móc zaoferować jej wygrzane okrycie. Wpatrywała się we mnie, na jej policzki znów wpełzywała czerwień. O czym teraz myślała?

Podałem jej kurtkę przez stół, a ona założyła ją natychmiast i znów zadrżała.

Taak, byłoby bardzo miło być ciepłym.- Dzięki – powiedziała. Wzięła głęboki oddech, a potem podciągnęła

za długie rękawy, by uwolnić swoje dłonie. Wzięła kolejny oddech.Czy wydarzenia tego wieczora wreszcie do niej docierały? Odcień jej

skóry nadal był w porządku – jej skóra była kremowo-różana dzięki głębokiemu błękitowi bluzki.

- Ten niebieski pięknie wygląda z twoją cerą – skomplementowałem ją. Po prostu mówiłem prawdę.

Oblał ją rumieniec, pogłębiając ten efekt.Wyglądała dobrze, ale nie było sensu ryzykować. Popchnąłem koszyk

z chlebem w jej stronę.- Doprawdy – zaoponowała. – Nie mam zamiaru dostać szoku.- Powinnaś – normalna osoba by dostała. Nawet nie wyglądasz na

wstrząśniętą – wpatrywałem się w nią z dezaprobatą, zastanawiając się, dlaczego nie może być normalna, a potem czy naprawdę chciałbym tego.

- Czuję się z tobą bardzo bezpieczna – odparła, a jej oczy znów wypełniła ufność. Ufność, na którą nie zasługiwałem.

Wszystkie jej instynkty były bardzo złe – zupełnie odwrotne. To musi być to. Nie rozpoznawała niebezpieczeństwa, tak jak istota ludzka powinna być w stanie. Reagowała przeciwnie. Zamiast uciekać, zostawała, przyciągana do tego, co powinno ją przerażać…

Jak mogłem ją chronić przed samym sobą, kiedy żadne z nas tego nie chciało?

- To bardziej skomplikowane niż planowałem – mruknąłem.Zobaczyłem, jak obraca moje słowa w swojej głowie i zastanawiałem

się, co z nich wyciągnęła. Wzięła kromkę chleba i zaczęła jeść. Nie wyglądała na świadomą tej czynności. Żuła przez chwilę, a potem zamyślona przechyliła głowę na bok.

- Zwykle jesteś w lepszym humorze, gdy twoje oczy są jasne – powiedziała normalnym tonem.

Jej obserwacja, wypowiedziana tak beznamiętnie, sprawiła, że się zachwiałem.

- Co?- Jesteś zawsze zrzędliwy, kiedy twoje oczy są czarne, wtedy

spodziewam się tego. Mam teorię na ten temat – dodała lekko.Wymyśliła swoje własne wyjaśnienie. Oczywiście, że tak. Poczułem

głęboki strach, zastanawiając się, jak blisko dotarła do prawdy.- Więcej teorii?- Yhym – całkowicie nonszalancko odgryzła kolejny kęs. Zupełnie

jakby nie dyskutowała na temat aspektów bycia potworem z tym potworem we własnej osobie.

Page 15: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Mam nadzieję, że tym razem byłaś bardziej kreatywna – skłamałem, kiedy nie kontynuowała. Tak naprawdę miałem nadzieję, że się myli – że jest kilometry od prawidłowej odpowiedzi. – Nadal czerpiesz inspirację z komiksów?

- No cóż, nie, nie wzięłam tego z komiksu – odparła ciut zaambarasowana. – Ale nie wpadłam na to sama.

- I? – spytałem z zaciśniętymi zębami.Z pewnością nie mówiłaby tak spokojnie, gdyby zaraz miała zacząć

krzyczeć.Kiedy wahała się, przygryzając wargę, wróciła kelnerka z jej

zamówieniem. Nie zwracałem na nią zbyt wiele uwagi, kiedy postawiła talerz przed Bellą, a potem spytała, czy na pewno niczego sobie nie życzę.

Odmówiłem, ale poprosiłem o więcej coli. Kelnerka nie zauważyła pustych szklanek. Wzięła je i odeszła.

- A więc mówiłaś…? – podpowiedziałem zaniepokojony, gdy tylko znów zostaliśmy sami.

- Powiem ci w samochodzie – powiedziała cicho. Aha, będzie źle. Nie chciała mówić o swojej teorii w otoczeniu innych ludzi. – Jeżeli… - nagle dodała.

- Są jakieś warunki? – czułem takie napięcie, że niemal warknąłem.- Oczywiście, mam kilka pytań.- Oczywiście – zgodziłem się szorstkim tonem.Jej pytania prawdopodobnie wystarczą, by mi powiedzieć, w którą

stronę podążają jej myśli. Ale jak na nie odpowiem? Kłamstwami powodowanymi poczuciem odpowiedzialności? A może odwiodę ją od prawdy? A może nic nie powiem, niezdolny do podjęcia decyzji?

Siedzieliśmy w ciszy, kiedy kelnerka uzupełniła jej szklankę colą.- No cóż, zaczynaj – powiedziałem z zaciśnięta szczęką, kiedy

odeszła.- Dlaczego jesteś w Port Angeles?To było zbyt proste pytanie – dla niej. Niczego nie zdradzało, ale

moja odpowiedź, gdyby była zgodna z prawdą, zdradziłaby zbyt wiele. Niech to ona pierwsza coś wyjawi.

- Następne – odparłem.- Ale to jest najłatwiejsze!- Następne – powtórzyłem.Moja odmowa ją sfrustrowała. Odwróciła wzrok ode mnie i spojrzała

na swoje jedzenie. Myśląc intensywnie, powoli ugryzła kęs i żuła z namysłem. Popiła colą, a potem wreszcie uniosła na mnie wzrok. Jej oczy zwęziły się podejrzliwie.

- W takim razie dobrze – rzekła. – Powiedzmy, oczywiście hipotetycznie, że… ktoś… wie, co akurat dzieje się w ludzkich głowach, no wiesz, czyta myśli – z kilkoma wyjątkami.

Mogło być gorzej.To wyjaśniało ten półuśmiech w samochodzie. Była bystra – nikt

wcześniej sam tego nie odgadł. Z wyjątkiem Carlisle’a, ale wtedy, na początku, było to raczej oczywiste, skoro odpowiadałem na wszystkie jego myśli, jakby mi o nich powiedział. Zrozumiał, nim ja zrozumiałem…

Page 16: "Midnight Sun" - Rozdział 9

To pytanie nie było takie złe. Mimo że było jasne, że wiedziała, iż coś jest ze mną nie tak, nie było tak źle, jak mogło być. W końcu czytanie myśli nie było cechą z wampirzego kanonu. Zgodziłem się z jej hipotezą.

- Z jednym wyjątkiem – poprawiłem. – oczywiście hipotetycznie.Walczyła z uśmiechem – moja mętna szczerość ją ucieszyła.- Dobrze, z jednym wyjątkiem. Jak to działa? Jakie są ograniczenia?

Jak… ta osoba… znalazłaby inną osobę w idealnie właściwym czasie? Skąd wiedziałaby, że ta inna osoba ma kłopoty?

- Hipotetycznie?- Pewnie – jej wargi zadrgały, a wilgotne brązowe oczy były pełne

chęci.- No cóż – zawahałem się. – Jeśli… ten ktoś…- Nazwijmy go Joe – zasugerowała.Musiałem się uśmiechnąć na ten jej entuzjazm. Czy ona naprawdę

sądzi, że prawda to dobra rzecz? Jeśli moje sekrety byłyby przyjemne, po co trzymałbym je w tajemnicy?

- Niech będzie Joe – zgodziłem się. – Gdyby Joe przykładał do tego wagę, określenie czasu nie musiałoby być tak dokładne – potrząsnąłem głową i zdusiłem drżenie na myśl, jak mało brakowało, żebym się dzisiaj spóźnił. – Tylko ty mogłaś wpaść w tarapaty w tak małym mieście. Wiesz, zepsułabyś im statystyki na temat przestępczości na kolejnych dziesięć lat.

Jej wargi wygięły się w podkówkę, a potem je wydęła.- Mówiliśmy o hipotetycznym przypadku.Zaśmiałem się z jej irytacji.Jej wargi, jej skóra… wyglądały na takie miękkie. Chciałem ich

dotknąć. Chciałem dotknąć opuszkiem mojego palca zmarszczki na jej czole i ją wygładzić. Niemożliwe. Moja skóra byłaby dla niej odpychająca.

- No tak, mówiliśmy – odparłem, wracając do rozmowy, nim pogrążę się za bardzo w smutku. – Może nazwiemy cię Jane?

Pochyliła się przez stół w moją stronę, cały humor i irytacja zniknęły z jej dużych oczu.

- Skąd wiedziałeś? – spytała cichym i poważnym tonem.Powinienem powiedzieć jej prawdę? Jeśli tak, którą jej część?Chciałem jej powiedzieć. Pragnąłem zasługiwać na zaufanie, które

wciąż było widoczne na jej twarzy.- Wiesz, możesz mi ufać – szepnęła i wyciągnęła rękę, jakby chciała

dotknąć moich dłoni, które leżały na pustej część stołu przede mną.Zabrałem je stamtąd – nie mogąc znieść myśli o jej reakcji na moją

oziębłą i kamienną skórę – a ona opuściła dłoń.Wiedziałem, że mogę jej ufać, że będzie chroniła moich tajemnic.

Była całkowicie godna zaufania, dobra do cna. Ale nie mogłem ufać, że nie będzie przez nie przerażona. Powinna być. Prawda była przerażająca.

- Nie wiem, czy mam teraz jakikolwiek wybór – mruknąłem. Przypomniałem sobie, że raz jej dokuczyłem, nazywając „wyjątkowo złą obserwatorką”. Obraziłem ją, skoro wiedziałem, że miała rację. Cóż, mogłem chociaż naprawić tę jedną niesprawiedliwość względem niej. – Myliłem się – jesteś dużo bardziej spostrzegawcza niż myślałem – a przecież, mimo że mogła o tym nie wiedzieć, uważałem ją już teraz za dobrą obserwatorkę. Niczego nie przegapiała.

Page 17: "Midnight Sun" - Rozdział 9

- Myślałam, że nigdy się nie mylisz – odparła, z uśmiechem drażniąc się ze mną.

- Kiedyś tak było – kiedyś wiedziałem, co robię. Kiedyś zawsze wiedziałem, dokąd zmierzam. A teraz wszystko pogrążyło się w chaosie i wrzawie.

A jednak nie oddałbym tego. Nie chciałem już życia, które miało sens. Nie, jeśli chaos oznaczał, że mogę być z Bellą.

- Myliłem się co do jeszcze jednej rzeczy związanej z tobą – kontynuowałem, zmieniając temat. – Nie jesteś jak magnes na wypadki – to nie jest dość szeroka definicja. Jesteś magnesem na wszelkie kłopoty. Jeśli w promieniu dziesięciu mil znajduje się coś niebezpiecznego, nieuchronnie cię znajdzie. – Dlaczego ona? Co zrobiła, żeby zasłużyć na cokolwiek z tego, co ją spotkało?

Twarz Belli znów stała się poważna.- I uważasz, że ty też jesteś takim kłopotem.Szczerość była ważniejsza w wypadku tego pytania niż

jakiegokolwiek innego.- Nie mam co do tego wątpliwości.Jej oczy lekko się zwęziły – tym razem nie podejrzliwie, ale z

dziwnym zmartwieniem. Znów wyciągnęła dłoń powoli i z rozmysłem. Odsunąłem swoje ręce na cal od niej, ale to zignorowała, zdecydowana, by mnie dotknąć. Wstrzymałem oddech - teraz nie z powodu jej zapachu, ale z powodu nagłego obezwładniającego napięcia. Strachu. Moja skóra napełni ją obrzydzeniem. Ucieknie.

Przeciągnęła lekko opuszkami palców po wierzchu mojej dłoni. Ciepło jej delikatnego chętnego dotyku nie dało się porównać z niczym, co czułem wcześniej. Była to niemalże czysta przyjemność. Niemalże z powodu strachu. Obserwowałem jej twarz, gdy poczuła zimny kamień mojej skóry. Wciąż nie mogłem oddychać.

Uniosła kąciki ust w półuśmiechu.- Dziękuję – powiedziała, napotykając mój wzrok swoimi poważnymi

oczyma. – To już drugi raz.Jej miękkie palce pozostawały na mojej dłoni, jakby było im tam

dobrze.Odparłem na tyle normalnym tonem, na ile byłem w stanie:- Nie próbujmy po raz trzeci, dobrze?Skrzywiła się, ale pokiwała głową.Wyciągnąłem swoje dłonie spod jej rąk. Jej dotyk była dla mnie tak

nadzwyczajny, że nie miałem zamiaru pozwolić magii jej akceptacji przeminąć i zmienić się we wstręt. Schowałem je pod stołem.

Czytałem w jej oczach. Mimo że jej umysł wciąż był niemy, mogłem w nich zobaczyć i ufność, i zaciekawienie. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że chcę odpowiedzieć na jej pytania. Nie dlatego, że byłem jej to winny. Nie dlatego, że chciałem, by mi ufała.

Dlatego, że chciałem, by mnie poznała. - Jechałem za tobą do Port Angeles – powiedziałem. Słowa wylewały

się ze mnie zbyt szybko, bym mógł je w jakiś sposób redagować. Wiedziałem, że prawda jest niebezpieczna, że podejmuję ryzyko. W każdej chwili jej nienaturalny spokój mógł runąć, zmieniając się w histerię. Przeciwnie, ta wiedza sprawiła, że zacząłem szybciej mówić. – Nigdy

Page 18: "Midnight Sun" - Rozdział 9

wcześniej nie starałem się utrzymać konkretnej osoby przy życiu i okazało się, że jest do dużo bardziej kłopotliwe niż mógłbym sobie wyobrazić. Ale prawdopodobnie było tak tylko dlatego, że chodzi o ciebie. Zwykli ludzie zdają się przeżywać kolejne dni, nie napotykając tylu katastrof.

Obserwowałem ją, czekając.Uśmiechnęła się. Jej usta uniosły się w kącikach, a czekoladowe oczy

ociepliły.Właśnie przyznałem się, że ją śledzę, a ona się uśmiecha!- Nie myślałeś nigdy, że może mój limit wyczerpał się za pierwszym

razem, w wypadku z vanem i że walczysz z przeznaczeniem? – spytała.- To nie był pierwszy raz – odparłem przygarbiony ze wstydu,

wpatrując się w kasztanowy obrus. Wszelkie tamy opadły, prawda wciąż wylewała się ze mnie lekkomyślnie. – Limit wyczerpał się, gdy zobaczyłem cię pierwszy raz.

To była prawda i to mnie złościło. Zostałem umieszczony w jej życiu niby ostrze gilotyny. Było tak, jakby została naznaczona dla śmierci przez jakiś okrutny niesprawiedliwy los i – skoro ja okazałam się jego niechętnym narzędziem – ten sam los wciąż próbował wykonać na niej wyrok. Wyobraziłem sobie ten los spersonifikowany – przerażająca, zazdrosna wiedźma, mściwa harpia.

Pragnąłem by coś, ktoś był za to odpowiedzialny – tak, że miałbym coś konkretnego, przeciwko czemu mógłbym walczyć. Coś, cokolwiek, co mógłbym zniszczyć, tak by Bella była bezpieczna.

Bella siedziała bardzo cicho. Jej oddech przyspieszył.Uniosłem na nią wzrok, wiedząc, że wreszcie ujrzę strach, na który

czekałem. Czy nie przyznałem właśnie, jak byłem blisko zabicia jej? Bliżej niż te kilka cali, dzięki którym van jej nie zabił. A jednak jej twarz wciąż wyrażała spokój, jej oczy nadal były zwężone tylko z powodu zmartwienia.

- Pamiętasz? – musiała to pamiętać.- Tak – odparła spokojnym i poważnym tonem. Jej głębokie oczy były

pełne świadomości.Wiedziała. Wiedziała, że kiedyś chciałem ją zabić.Gdzie podziały się krzyki?- A jednak wciąż tu siedzisz – powiedziałem, zwracając uwagę na

wewnętrzną sprzeczność.- Tak, nadal tu siedzę… z twojego powodu – wyraz jej twarzy zmienił

się, stała się ciekawa, kiedy niezbyt subtelnie zmieniała temat. – Bo jakimś sposobem wiedziałeś, jak mnie dzisiaj znaleźć…?

Beznadziejnie spróbowałem jeszcze raz naprzeć na barierę chroniącą jej umysł. Tak bardzo pragnąłem zrozumieć! To nie miało dla mnie żadnego sensu. Jak mogła w ogóle dbać o resztę, skoro miała przed sobą całą nagą prawdę?

Czekała, tylko ciekawa. Jej skóra była blada, co było w jej wypadku normalne, ale nadal mnie martwiło. Jej kolacja stała przed nią niemal nietknięta. Jeśli wciąż będę zdradzał jej zbyt wiele, będzie potrzebowała jakiegoś zabezpieczenia, kiedy minie szok.

Powiedziałem, jakie mam warunki:- Jedz, to będę mówił.

Page 19: "Midnight Sun" - Rozdział 9

Rozważała to przez pół sekundy, a potem ugryzła kęs z taką prędkością, że to zaprzeczyło jej spokojowi. Była bardziej niecierpliwa niż zdradzały to jej oczy.

- Śledzenie ciebie jest trudniejsze niż powinno – powiedziałem. – Zwykle mogę znaleźć kogoś bardzo łatwo, jeśli już kiedyś słyszałem jego myśli – mówiąc to, uważnie wpatrywałem się w jej twarz. Dobrze zgadnąć to jedno, potwierdzenie tej hipotezy to co innego.

Siedziała bez ruchu z szeroko otwartymi oczami. Poczułem, jak moje szczęki się zaciskają, gdy czekałem na atak paniki.

Ale ona tylko raz mrugnęła powiekami, głośno przełknęła, a potem szybko wzięła kolejny kęs. Chciała, żebym mówił dalej.

- Pilnowałem Jessiki – kontynuowałem, obserwując, jak każde słowo do niej dociera. – Niezbyt dokładnie – jak mówiłem, tylko ty mogłaś wpakować się w kłopoty w Port Angeles – nie mogłem się powstrzymać, by tego nie dodać. Czy zdawała sobie sprawę, że życia innych ludzi nie były nawiedzone taką plagą wydarzeń, w których niemal ocierali się o śmierć? A może myślała, że to normalne? Była najmniej normalną osobą, jaką spotkałem w całym swoim życiu. – Na początku nie zauważyłem, że odeszłaś gdzieś na własną rękę. Potem, gdy zdałem sobie sprawę, że już z nią nie jesteś, poszedłem cię szukać w księgarni, którą zobaczyłem w jej głowie. Byłem w stanie stwierdzić, że do niej nie weszłaś i że poszłaś na południe… i wiedziałem, że musisz się wkrótce pojawić. A więc czekałem na ciebie, przypadkowo przeszukując myśli ludzi na ulicy – żeby zobaczyć, czy nikt nie zauważył cię na ulicy, bo wtedy wiedziałbym, gdzie jesteś. Nie miałem powodów, żeby się martwić… ale byłem dziwnie zaniepokojony… - mój oddech przyspieszył, gdy przypomniałem sobie tamto uczucie paniki. Jej zapach jątrzył moje gardło, co mnie ucieszyło. Ten ból oznaczał, że ona nadal żyje. Dopóki ja płonąłem, ona była bezpieczna.

- Zacząłem okrążać okolicę wciąż… nasłuchując – miałem nadzieję, że to słowo dla niej pasuje. To musiało być dezorientujące. – Słońce wreszcie zachodziło i już miałem wysiadać i szukać się na pieszo. I wtedy…

Gdy to wspomnienie pojawiło się w mojej głowie – niczym nie zakłócone i żywe, wszystko dokładnie takie, jak w tamtej chwili – znów poczułem jak moje ciało ogarnia ta sama mordercza furia, zamieniając je w lód.

Chciałem, żeby umarł. On musiał umrzeć. Mocno zacisnąłem żeby, koncentrując się na tym, by pozostać tu, przy stole. Bella wciąż mnie potrzebowała. Tylko to było ważne.

- Wtedy co? – szepnęła z szeroko otwartymi oczyma.- Usłyszałem ich myśli – powiedziałem przez zęby, nie mogąc

sprawić, by nie zabrzmiało to jak warknięcie. – Zobaczyłem w jego umyśle twoją twarz.

Ledwo mogłem się oprzeć potrzebie zabójstwa. Wciąż wiedziałem dokładnie, gdzie go znaleźć. Jego czarne myśli ciągnęły mnie w czarną noc w ich stronę…

Ukryłem swoją twarz wiedząc, że jej wyraz był podobny do tych u potwora, łowcy, zabójcy. Przywołałem sobie przed oczy jej widok, by się kontrolować, skupiając się tylko na jej twarzy. Na delikatnej oprawie jej kości, cienkiej powłoki jej bladej skóry – niczym jedwab rozpostarty na szkle, niezwykle miękkiej i łatwej do zmiażdżenia. Była zbyt krucha na ten

Page 20: "Midnight Sun" - Rozdział 9

świat. Potrzebowała obrońcy. I, z powodu jakiegoś skomplikowanego błędu losu, to ja byłem najłatwiej dostępny.

Spróbowałem wyjaśnić moją agresywna reakcję tak, żeby zrozumiała.

- Było mi bardzo… trudno – nawet nie wiesz, jak trudno – po prostu zabrać cię stamtąd i zostawić ich… przy życiu – szepnąłem. – Mogłem pozwolić ci iść z Jessiką i Angelą, ale bałem się, że jeśli zostanę sam, będę ich szukał.

Po raz drugi tego wieczoru przyznałem się do zamiaru zabójstwa. Przynajmniej ten był uzasadniony jej obroną.

Nic nie mówiła, gdy ja walczyłem z sobą, próbując się kontrolować. Wsłuchiwałem się w rytm jej serca. Był nieregularny, ale wraz upływem czasu zwolnił i znów stał się równy. Oddychała też regularnie – równo i głęboko.

Byłem już na skraju. Musiałem odwieźć ją do domu, zanim…Czy wtedy go zabiję? Czy znów stanę się mordercą, teraz, kiedy ona

mi ufa? Czy istniał jakikolwiek sposób, by mnie zatrzymać?Obiecała, że powie mi o swojej najnowszej teorii, kiedy zostaniemy

sami. Czy chciałem ją usłyszeć? Byłem jej ciekaw, ale czy zaspokojenie mojej ciekawości nie będzie gorsze niż niewiedza?

W każdym razie z pewnością miała już dość prawdy jak na jeden wieczór.

Znów na nią spojrzałem, jej twarz byłą bledsza niż wcześniej, ale spokojna.

- Gotowa, żeby jechać do domu? – spytałem.- Gotowa, żeby stąd wyjść – odparła, dokładnie dobierając słowa,

jakby proste „tak” nie do końca wyrażało to, co chciała powiedzieć.Frustrujące.Wróciła kelnerka. Usłyszała ostatnie zdanie Belli, jakby zawahała się

po drugiej stronie przepierzenia, zastanawiając się, co jeszcze może mi zaoferować. Chciałem przewrócić oczyma na kilka z tych propozycji, które błąkały jej się po głowie.

- Nie potrzeba państwu czegoś? – spytała mnie.- Dziękuję, chcielibyśmy zapłacić – odparłem, wpatrując się w Bellę.Oddech kelnerki stanął i momentalnie – używając terminologii Belli –

mój głos zamącił jej w głowie.W nagłym momencie olśnienia, słysząc, jak mój głos brzmi w błahej

ludzkiej głowie, zdałem sobie sprawę, dlaczego przyciągam tego wieczoru tak wielką admirację – bez towarzystwa zwykłego strachu. To przez Bellę. Tak bardzo starając się nie stwarzać dla niej niebezpieczeństwa, być mniej przerażającym, być ludzkim, naprawdę straciłem ostrą nutę swojego charakteru. Inni ludzie widzieli teraz tylko piękno, bo moja wrodzona groza była dokładnie ukryta.

Spojrzałem na kelnerkę, czekając, aż się pozbiera. To było nawet zabawne, teraz, kiedy znałem tego przyczynę.

- Oczywiście – wyjąkała. – Proszę bardzo.Wręczyła mi okładkę z rachunkiem, myśląc o kartce, którą za niego

wsunęła. Kartce z jej numerem telefonu i imieniem.Tak, to było raczej zabawne.

Page 21: "Midnight Sun" - Rozdział 9

Pieniądze znów miałem przygotowane. Natychmiast oddałem jej okładkę tak, żeby nie marnowała czasu, czekając na telefon, który miał nigdy nie nadejść.

- Reszty nie trzeba – powiedziałem, mając nadzieję, że wielkość napiwku załagodzi jej rozczarowanie.

Wstałem, a Bella szybko podążyła za mną. Chciałem zaoferować jej moją dłoń, ale pomyślałem, że sprawdzałbym swoje szczęście ciut za bardzo jak na jeden wieczór. Podziękowałem kelnerce, wciąż wpatrując się w Bellę. Wydawało się, że ją też coś bawi.

Wyszliśmy – szedłem tak blisko niej, jak tylko miałem odwagę. Dość blisko, by ciepło bijące od jej ciała było jak fizyczny dotyk po lewej stronie mojego ciała. Przytrzymałem dla niej drzwi, a ona westchnęła cicho. Zastanawiałem się, co ją zasmuciło. Wpiłem w nią wzrok, już miałem zapytać, ale wtedy ona nagle spojrzała w ziemię, wydając się zakłopotana. To mnie zaciekawiło, tak samo jak zniechęciło do zadawania tego pytania. Cisza pomiędzy nami wciąż trwała, gdy otworzyłem dla niej drzwi od samochodu, a potem sam do niego wsiadłem.

Włączyłem ogrzewanie – cieplejsza pogoda nagle się skończyła, zimno musi być dla niej nieprzyjemne. Wtuliła się w moją kurtkę z uśmieszkiem na ustach.

Czekałem, opóźniając rozmowę, aż światła miasta zniknęły. Dzięki temu poczułem, że jestem z nią bardziej sam na sam.

Co było właściwe? Teraz, kiedy skupiałem się tylko na niej, samochód wydał mi się bardzo mały. Jej zapach krążył w nim razem z powietrzem z klimatyzacji, potęgował się. Stawał się coraz silniejszy, jakby autonomiczną jednostką. Obecność, która domagała się uwagi.

Miała ją – płonąłem. A jednak ogień był do zaakceptowania. Wydawał mi się dziwnie właściwy. Dostałem tak wiele tego wieczora – więcej niż oczekiwałem. A ona tu była, przy moim boku, wciąż mi przychylna. Byłem jej w zamian za to coś winny. Poświęcenie. Ofiara całopalna.

Gdybym mógł się tego trzymać – tylko ogień i nic więcej. Ale jad wypełniał moje usta, moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu tak, jakbym polował…

Musiałem trzymać się z daleka od takich myśli. I wiedziałem, co mnie rozproszy.

- Teraz… – zacząłem. Strach przed jej odpowiedzią przytępiał płomień. – Twoja kolej.