24
Mój Mokotów Mokotów, Służewiec, Stegny, Sadyba, Czerniaków, Augustówka Październik 2012 ISSN: 2084-7718 Nakład: 10000 egz. Gazeta bezpłatna Barbara Brylska Kochają ją w Rosji i... na Stegnach Jesień w parku linowym Holiday Inn Józefów Stefan Starzyński Chciał, żeby Warszawa była wielka Tylko u nas niezwykły pokaz polskiej bielizny Izumi Sushi Tajemnice japońskiej kuchni na ulicy Biały Kamień

Mój Mokotów październik 2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

październik 2012

Citation preview

Page 1: Mój Mokotów październik 2012

Mokotów, Służewiec, Stegny, Sadyba, Czerniaków, Augustówka

Mój MokotówMokotów, Służewiec, Stegny, Sadyba, Czerniaków, Augustówka Październik 2012

ISSN: 2084-7718Nakład: 10000 egz.Gazeta bezpłatna

Barbara Brylska Kochają ją w Rosji i... na Stegnach

Jesień w parku linowym Holiday Inn Józefów

Stefan StarzyńskiChciał, żeby Warszawa była wielka

Tylko u nas niezwykły pokaz polskiej bielizny

Izumi Sushi Tajemnice japońskiej kuchni na ulicy Biały Kamień

Page 2: Mój Mokotów październik 2012

Aktualności Czy czeka nas plaga szczurów?

www.lewanowicz.comZłote Tarasy ul.Złota 59 tel. 22 222 1477

Tworzymy biżuterię dla kobiet odważnych, pewnych siebie, ale też tych, które dopiero poszukują swojego stylu. Podążając za trendami mody dbamy, aby nasze projekty były jedyne w swoim rodzaju, dopasowane do charakteru naszych Klientek i podkreślały ich osobowość. Różnorodność form oraz eklektyzm stylów sprawia, że każda kobieta odnajdzie w naszej biżuterii odzwierciedlenie SIEBIE.

Lewanowicz Cafe Plac Grzybowski 10tel. 695447707

Page 3: Mój Mokotów październik 2012

Mój MokotówAdres redakcji i wydawcy:Warszawa, al. Jerozolimskie 89/149 [email protected]

Dział reklamy:[email protected]. 784-367-220

Aktualności Czy czeka nas plaga szczurów?

w numerzepaździernik2012

Oni tu mieszkają Barbara Brylska

Oni tu mieszkaliStefan Starzyński

Moje miejsce: Historia radia na Mokotowie

Najnowsza kolekcja bielizny Alles

PoradyWładza rodzicielska i alimenty

KuchniaIzumi Sushi

Wydawca: WHITE INK STUDIO,WarszawaRedaktor naczelna:Małgorzata PuczyłowskaZastępca red. naczelnej:Tomasz MackiewiczSpecjalista ds marketingu:Jakub Puczyłowski

Wszystkie numery miesięcznika „Mój Mokotów” można znaleźć

na portalu Issuu.com.

Zapraszamy na naszą stronę: http://moj-mokotow.pl

Page 4: Mój Mokotów październik 2012

4 Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

aktualności

iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

aktualności

4

Kiedy Paulina Sykut siadała za kierownicą samochodu podczas wyścigu VIP CROSS 2012, pewnie niejeden z wielu fanów mo-toryzacji zgromadzonych 23 września w Kuklówce koło Radziejowic uśmiechał się pod nosem. Mina im jednak zrzedła, kiedy zwyciężyła ona w wyścigu na czas i w klasyfikacji generalnej. Pokonała nie byle kogo, bo w zawodach udział wzięli między innymi: Piotr Rubik, Jarosław Kret, Andrzej Młynarczyk, Mateusz Damięcki, Marek Włodarczyk,

VIP CROSSJacek Żakowski, Maciej Miecznikowski, Paweł Królikowski, Marcin Baszczyński, Małgorzata Potocka, Grażyna Szapołow- ska, Anna Popek, Kalina Ben Sira, Olga Bończyk, Dorota Kamińska, Ewa Kasprzyk, Małgorzata Ostrowska Królikowska, Marta Kielczyk, Anna Kalata i Paula. Widocznie mercedesy – samochodami tej właśnie marki ścigali się uczestnicy wyścigu – wy- jątkowo dobrze sprawują się, kiedy za ich kierownicą zasiadają kobiety, gdyż dobre wyniki osiągnęły też inne panie,

zwłaszcza Grażyna Szapołowska z Kaliną Ben Sirą. Może dlatego, że swoją nazwę zawdzięczają żonie ich projektanta?Zawodnicy mieli do pokonania dwie trasy off-road (łatwiejszą i trudniejszą), na których najważniejsza była regularność i precyzja, oraz odcinek na czas, gdzie należało przejechać jak najszybciej. Trasa wiodła między słupkami i taśmami, była wąska i kręta, a za każde dotknięcie taśmy lub słupka liczone były punkty karne. Od-cinek off-road gwiazdy pokonywały mer-cedesami nowej klasy G, a odcinek na czas – GLK i ML.W imprezie uczestniczyły też dzieci – oczy-wiście w roli pasażerów. Zanim zaczęły się właściwe wyścigi, trasę off-road pokonali rodzice ze swoimi pociechami. Rzecz jasna zadbano o ich bezpieczeństwo – dzieci pokonywały odcinek specjalny w bezpiecznych fotelikach firmy Maxi Cosi. Skoro foteliki te sprawdziły się tak dobrze w trudnych warunkach rajdu, można być spokojnym, że spełnią swoją rolę także na warszawskich ulicach. W ten sposób, przy współpracy z Fundacją Jedź Bezpiecznie, organizatorzy promowali bezpieczeństwo na drogach. Trzeba przy okazji dodać, że uczestnicy jeździli nie tylko sprawnie i szybko, ale również ostrożnie. Mimo zaciętej rywalizacji żaden mercedes nie został uszkodzony! Samochody spisały się zresztą znakomicie i nie trzeba było wyciągać ich z błota, gdyż z łatwością pokonywały każdą przeszkodę.Imprezę poprowadziła Katarzyna Dowbor.A oto wyniki zmagań:Off-road:I – Jacek Żakowski i Jarosław KretII – Piotr Rubik i Jacek DarowskiIII – Radek Masłowski i Marta KielczykCzasówka:I – Paulina Sykut i Piotr JeżynaII – Andrzej Młynarczyk i Paweł JachowiczIII – Mateusz Damięcki i Grzegorz GosKlasyfikacja Generalna:I – Paulina Sykut i Piotr JeżynaII – Andrzej Młynarczyk i Paweł JachowiczIII – ex aequo Radek Masłowski i Marta Kielczyk oraz Mateusz Damięcki i Grze-gorz Gos

Zwycięzcy otrzymali nagrody od firmy Homedics, Brenda, Petronas i Raiffeisen Leasing, a każdy z zawodników torbę upo-minków samochodowych od Petronasa. Dzieci z kolei dostały od Wedla pudła słodyczy oraz kaski rowerowe od firmy Brenda. O podniebienia uczestników rajdu zadbała mokotowska restauracja Vivandier.

2012

Page 5: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

aktualności

5

W dwie kolejne soboty – 6 i 27 paź-dziernika 2012 r., w godz. 11.00 – 13.00 zapraszamy do Dorożkarni na rodzin- ne warsztaty literacko-plastyczne KSIĄŻ- KOZAURY. Uczestnicy – dzieci w wieku od lat 7 wraz z rodzicami – wymyślą swoje opowieści, spiszą je i samodziel-nie zilustrują za pomocą techniki graficz- nej – linorytu. Ale to nie wszystko, au-torzy dowiedzą się także skąd wziąć pomysł na okładkę, poznają metody składania pierwszych tekstów i nauczą się szycia książek.

Zajęcia poprowadzi Magdalena Pen- czonek – instruktor plastyczny, peda-gog, autorka międzynarodowego pro-jektu KSIĄŻKOZAURY.

Odpłatność – 10 zł rodzina.

Ilość miejsc ograniczona! Obowiązują zapisy telefoniczne: 22 841 91 22.

Urząd Miasta udostępnił na swojej stronie ciekawą mapę akustyczną Warszawy. Przypomina ona mapy Google (nawet podobnie się jej używa) i pokazuje za pomocą kolorów poziom hałasu w poszczególnych miejscach miasta. Po lewej stronie, w pa- nelu „Warstwy”, możemy wybrać sobie rodzaj hałasu, który nas interesuje (hałas drogowy, tramwajowy, przemysłowy, lotniczy). Potem wystarczy znaleźć naszą ulicę i gotowe – już wiemy, na jakie natężenie dźwięku jesteśmy narażeni. Kiedy ogląda się Mokotów z dużej perspektywy, sprawa nie wygląda niestety dobrze – naprawdę cicho jest jedynie w niektórych miejscach na Starym Mokotowie, w okolicach ulicy Bartyckiej, Gagarina, Chełmskiej i Wału Zawadowskiego. Wszędzie indziej poziom hałasu wynosi średnio 55-65 decybeli, a gdzieniegdzie w okolicach Wołoskiej, Racławickiej, Puławskiej, Sobieskiego i Sikorskiego sięga nawet 75 decybeli. Ktoś mógłby spytać, po co taka mapa? W końcu każdy sam wie, czy ma głośno za oknem i czy słyszy przejeżdżające tramwaje. Urząd Miasta wyjaśnia, że „w oparciu o mapy akustyczne opracowywane są długoterminowe plany walki z hałasem w Warszawie”. Ale mapa może się przydać także osobom, które szukają mieszkania w Warszawie i które nie tolerują hałasu. Mapę można znaleźć pod adresem: http://mapaakustyczna.um.warszawa.pl.

KSIĄŻKOZAURY

Mapa akustyczna Warszawy

Nareszcie. Baza śmieci MPO, położona tuż za Biblioteką Narodową, wreszcie przestanie odstraszać unoszącym się wokół niej smrodem. Założono ją w latach 50. i służyła ona do przeła- dowywania śmieci – między innymi z Mokotowa – na większe ciężarówki, które z kolei wywoziły je na wysypiska. Widok panuje tam iście kosmiczny – góra śmieci, porozrzucane na terenie kontenery, zardzewiałe pojemniki do segregacji śmieci. Trudno uwierzyć, że to miejsce, znajdujące się jakieś dwa kilometry od centrum miasta, przetrwało aż tak długo!Baza już przestała działać i obecnie trwa wielkie sprzątanie. MPO ma czas do 15 października na uporządkowanie terenu. Co dalej? Władze miasta obie-cują, że już na wiosnę, a najpóźniej la-tem, miejsce to zostanie udostępnione spacerowiczom. Trzeba zasadzić tam trawę i wytyczyć alejki.

Wielki śmietnik znika z Pola Mokotowskiego

Projekt dwóch spotkań filmowych, na których zaprezentujemy mło-dzieży oraz mieszkańcom Mokto- wa prawdopodobnie nieznane im oblicze kina amerykańskiego. Ce-lem jest przełamanie stereotypu tego kina jako komercyjnej produk-cji hollywoodzkiej. W zaciszu sali projekcyjnej mieszczącej się w sta-rym, klimatycznym budynku Domu Kultury „Kadr”, w kameralnej, luźnej atmosferze, publiczność będzie mog- ła obejrzeć filmy, które pobudzą ją do głębszych refleksji. Podczas dwóch spotkań zostaną wyświetlone trzy filmy pt. „Jesus Camp”, „Paranoid Park” i „Precious”. Po każdym filmie zapraszamy na dyskusję ze znawcą tematu. Każdybędzie mógł się wypowiedzieć, po-dzielić swoimi refleksjami i zadać nurtujące go pytania. Maraton filmowy współorganizo-wany jest razem z Fundacją Pole Dialogu w ramach projektu „Mikro- laboratorium partycypacji: aktywi- zacja młodzieży w kulturze”, reali- zowanego ze środków Minister-stwa Kultury i Dziedzictwa Naro-dowego.

Page 6: Mój Mokotów październik 2012

6 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaMój Mokotów październik 2012aaaaaa

czysta dzielnica

Szczury pojawiają się niemal na całym terenie naszej dzielnicy – zarówno w ka- mienicach na Starym Mokotowie, jak i w blokach z lat 70. Jest ich wiele także w innych dzielnicach Warszawy: na Goc- ławiu (gnieżdżą się przy kanale, który stanowi dla nich świetną kryjówkę), Woli, Starej Pradze, Żoliborzu. Zaszczu- rzone są też Ochota i Śródmieście. Co więcej, te sprytne zwierzęta bez problemu migrują między dzielnicami, a do tego trudno sobie z nimi poradzić. Nie wybrzydzają, mogą zjeść niemal wszystko i mało co je odstrasza. Niektórzy próbują sobie z nimi radzić, dokarmiając okoliczne bezpańskie koty. Niestety takie dokarmianie nie tylko nie jest skuteczną metodą w walce z gry-zoniami, ale może wręcz pogorszyć sytuację! Po pierwsze, najedzony kot nie będzie polował na szczury! Po dru-gie, jeśli beztrosko zostawiamy karmę dla zwierząt pod blokiem lub w piwnicy, kiedy w pobliżu nie ma akurat żadnego kota, to bardzo prawdopodobne, że pier- wsze pożywią się właśnie szczury! I tak koło się zamyka – nie tylko nie odstra-szamy szczurów, ale jeszcze do tego pomagamy im się rozmnażać. Efekt jest taki, że zamiast jednego problemu, mamy na głowie dwa, bo i dokarmia- nych, niesterylizowanych kotów też przy- bywa. Podobnie ma się rzecz z dokar-mianiem gołębi, gdyż szczury bez prob-

Czy czeka nas plaga szczurów?lemu mogą podbierać im chleb. Nie chodzi oczywiście o to, żeby w ogóle nie pomagać bezpańskim zwierzętom – trudno przecież zostawić je na pastwę losu, zwłaszcza teraz, kiedy nadchodzi zima. Trzeba to tylko robić z głową i pamiętać, że nie jest to sposób na rozwiązanie problemu plagi szczurów.– Szczury najczęściej widuję po godzinie 22, wtedy najchętniej wychodzą na żer. Widziałam je w okolicy wiele razy, ale w pamięci szczególnie utkwił mi taki ob-razek: przez chodnik koło mojego bloku, nie spiesząc się za bardzo, przeszedł sobie szczur. A za nim, też leniwie, dwa koty. Szły jak za przywódcą stada! Oglądały się za nim nieco zdziwione, zaciekawione. Nie miały najmniejszego zamiaru zrobić mu krzywdy! – opowiadamieszkająca na Stegnach pani Małgorzata. – Można próbować z nimi walczyć, ale u mnie w bloku się to nie udało, nawet mimo tego, że mieszkańcy działali ra- zem z administracją. Podkładaliśmy trutki, ale szczury ich nie ruszały. U moich są-siadów wygryzły nawet dziurę w ścianie! Zatkali ją, to skubańce przegryzły drugą! – dodaje pan Krzysztof.Jak więc sobie radzić ze szczurami? Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidem- iologiczna w Warszawie przypomina, że coroczna deratyzacja należy do obowiąz- ków administracji budynku (wynika to z art. 22 ust. 1 ustawy z dnia 5 grudnia

2008 r. o zapobieganiu oraz zwalcza- niu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi – Dz. U. Nr 234 poz. 1570). – Obo- wiązkowej deratyzacji podlegają obszary m.in. skoncentrowanego budownictwa mieszkaniowego, a deratyzację prze-prowadza się corocznie w grudniu, o ile na wskazanych obszarach stwierdzono występowanie gryzoni, a w uzasadnio-nych przypadkach, w miarę potrzeby, również na terenach ogólnodostępnych. Jeśli deratyzacja nie pomaga lub jeśli administracja zaniedbuje swoje obowią-zki, należy to zgłosić do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej przy ul. Kochanowskiego 21, 01-864 Warszawa.Warto też wiedzieć, że szczury przedo- stają się do budynków najczęściej przez otwory wentylacyjne i okienka piwnicz- ne. Przepisy sanitarne mówią, że po- winny być na nich zamontowane spec- jalne kratki, które uniemożliwiają gry- zoniom buszowanie w naszych piwni- cach i mieszkaniach. Jednak nie wszyst- kie spółdzielnie stosują się do tych prze- pisów. Pani Małgorzata już od dłuższego czasu walczy z administracją budynku i mimo tego, że ma za sobą przepisy prawa, do tej pory nie udało się jej go wyekzekwować. – Po tym, jak mój blok został ocieplony, zniknęły wszystkie kratki i widuję coraz więcej szczurów. Administracja zasłania się opiniami eko- logów, ale to ewidentna bzdura! Podob-no tępi się u nas te szczury, ale skoro tak, to dlaczego jest ich tak dużo? Pojawiają się w mieszkaniach na par-terze, wychodzą nawet z toalet, a cha-rakterystyczne chrobotanie słyszę nie-mal codziennie. Niedługo nas zjedzą, jeśli spółdzielnia czegoś wreszcie w tej sprawie nie zrobi!Sanepid ostrzega, że szczury mogą powodować wiele niebezpiecznych cho- rób, w tym włośnicę i wściekliznę, a nawet wirusowe zapalenie wątroby. Są nosicie- lami wielu pasożytów i drobnoustrojów. Dlatego nie wolno się do nich zbliżać. Należy zwłaszcza uczulić na to dzieci!

Page 7: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaaMój Mokotów październik 2012aaaaaa

czysta dzielnica

Przeciętny warszawiak produkuje co roku około 360 kilogramów śmieci. Aż 80% z tego, co wyrzucamy, nadaje się do recyklingu, jednak tylko połowa z nas regularnie selekcjonuje odpady. W rezul- tacie tylko niewiele ponad 10% z 700 tysięcy ton śmieci nie trafia na wysy-piska, które powiększają się z roku na rok. Warto pamiętać o tych liczbach, do czego zachęca Marek Włodarczyk, czyli niezapomniany komisarz Zawada z „Kryminalnych”. Przy okazji aktor apeluje do straży miejskiej o odrobinę wyrozumiałości dla wszystkich, którym los naszej planety nie jest obojętny.Po zakończeniu serialu aktor miał wrócić do Niemiec, w których mieszkał przez 22 lata. Wybrał jednak Wilanów i tutaj zaczął nowe życie. Dobrze czuje się wśród kolegów, kocha polskie filmy i granie w ojczystym języku – choć póki co musi zadowalać się mniejszymi rolami. Po tylu latach za granicą cza-sem jednak trudno przyzwyczaić się do polskich realiów. – Przez lata miesz-

Zapłacił za ratowanie Ziemi

kania w Niemczech nauczyłem się seg- regowania śmieci, nie potrafię już ina-czej żyć. Nie wrzucę plastiku czy szkła do zwykłego kosza, to po prostu nawyk. Wiem, że tak jest dobrze dla naszej Ziemi. W Niemczech na każdym rogu stoją stosowne pojemniki, segregujące odpady. Cieszyłem się, że ten zwyczaj zaczął wreszcie przyjmować się i w kra-ju – opowiada aktor. Jak się jednak okazało, w Warszawie wcale nie jest tak dobrze z ekologią, jak mu się początkowo wydawało. – W pob- liżu mojego domu nie uświadczysz po-jemnika na papier, plastik czy szkło, wszystkie, nie wiadomo czemu – poza-bierali. Dla mnie to prawdziwa udręka. Wypatrzyłem więc najbliższe… w są-siedniej dzielnicy. Zbieram odpady do stosownych worków i jadąc do miasta pakuję je do bagażnika, by wyrzucić... na Sadybie! To oczywista paranoja i kło-pot, ale skoro nie ma innej rady…Ale na tym się nie skończyło, bo przy pojemnikach na Sadybie nie ma moż- liwości zaparkowania samochodu. – Za- parkowałem dosłownie na moment, w miejscu, które nie tarasowało przej-ścia, i pobiegłem co sił w nogach z wor-kami do pojemników, a gdy wróciłem, już czekali na mnie panowie ze stosownym, niemałym mandatem! Tłumaczenia zdały się na nic i straż miejska gorliwie uka-rała słynnego komisarza. – Szkoda, że służby miejskie nie są tak aktywne w sprawach, które rzeczywiście mogą miastu pomóc. Ktoś mniej „ekologiczny” i uparty niż ja po takiej przygodzie wy-rzuci śmieci do Wisły! I za to mandatu na pewno nie dostanie! Wniosek z tej historii jest taki, że nie jest u nas najgorzej z segregacją odpadów, skoro proekologiczni mieszkańcy Wila-nowa muszą jeździć ze śmieciami na Mokotów. Jednak dobrze by było, gdyby straż miejska zrozumiała, że czasem cel uświęca środki... (MP)

Marek Włodarczyk

iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012 7

Pełny asortyment, czeste promocje,

bezpłatna przesyłka

Zapraszamy do zakupów polskich kosmetyków

ekologicznych

www.ava-sklep.pl

Page 8: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

aktualności

8

Dwa dni zabawy, relaksu i sportu – ekskluzywna sieć klinik medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej La Perla z prawdziwym rozmachem otworzyła swoją piątą już pla- cówkę. W pięknym spa w czterogwiazdkowym hotelu Holiday Inn Warszawa Józefów gości powitali dyrektor hotelu Artur Trukawiński i prezes La Perli, Kalina Ben Sira. Wśród zapro-szonych nie zabrakło gwiazd zaprzyjaźnionych z La Perlą. Pojawili się: Anna Mucha, Małgorzata Socha, Karol Strass-burger, Małgorzata Potocka, Olga Bończyk, Aleksandra Nieśpielak, Laura Łącz, Sylwia Wysocka, Magdalena Waligórska, Magdalena Stam, Oliwia Angerstein, Małgorzata Pieczyńska, Magda Schejbal, Izabela Kopeć, Radek Majdan. Wyjątkowo bez narzeczonej, Anny Czartoryskiej, którą zatrzy- mały obowiązki zawodowe, pojawił się Michał Niemczycki. – Mam nadzieję, że wszyscy pacjenci La Perli poczują się tu jak gwiazdy, gdyż każdy jest traktowany indywidualnie, z wielką troską i dyskrecją – powiedziała Kalina Ben Sira, zapraszając do wspólnego świętowania. Zabawa była doskonała. Można było skorzystać z relaksu w nowym SPA dzięki świetnie wyszkolonemu personelowi pracującemu na sprawdzonych kosmetykach La Perla, przetestować na własnej skórze znajdujące się tam naj-nowsze aparaty odmładzające, takie jak Zaffiro, Pelleve i od-chudzające, modelujące sylwetkę Exilis, LPG, Endermologia czy Bellacontour.

Otwarcie Spa La Perla w Holiday Inn Warszawa Józefów

Ale gości przyciągnął też bogaty program imprezy. Ogromne brawa zasłużenie zebrała para taneczna z Akademii Tańca Sulewskich, która rozgrzała parkiet i widzów do czerwoności. Wstęgę przecinano... „na raty”. Pierw-szego wieczoru nożyczek użyły Ania Mucha i Małgosia Socha, reszty dokonały pozostałe gwiazdy, w tym Magda Szejbal, podczas uroczystego, oficjalnego otwarcia w drugim dniu imprezy. Po wieczornych atrakcjach i zabawie w dyskotece do białego rana, zawody w parku linowym i na polu golfowym były dla gości nie lada wyzwaniem. Jednak nie dla Karola Strass-burgera, któremu wystarczyło jedno mistrzowskie uderzenie kijem, by wygrać roczne członkostwo w klubie golfowym Holi-day Inn Warszawa Józefów. Cenne nagrody ufundowały też firmy Wittchen oraz Agros Nova. Na wszystkich uczestników czekały również liczne nagrody, m.in. zabiegi rewitalizacji skóry ciała i twarzy. Bo Klinika La Perla SPA to głównie zabiegi medyczne, a całe menu zabiegowe zostało stworzone przez jej lekarzy z myślą o wymagających klientach.Imprezę poprowadziła Laura Łącz, która jako pierwsza została twarzą La Perli nazywanej dziś „kliniką gwiazd”, gdyż artyści lubią właśnie tę markę, stawiając na elegancję, profesjonalizm i bezpieczeństwo.

Page 9: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 9

Dyrektor hotelu Artur Trukawiński, Kalina Ben Sira i prezes Aquila Park, pan Marcin Górzyński (z prawej)

Monika Wittchen i Ewa Gawryluk z najnowszą kolekcją torebek firmy Wittchen Sylwia Wysocka trafia piłką w dołek

Oliwia Angerstein

Page 10: Mój Mokotów październik 2012

10 Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

życie jak film

iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

W sierpniu minęła kolejna, już 21. rocznica śmierci Kaliny Jędrusik, znakomitej aktorki, która właściwie już za życia stała się legendą. Jed- nak na jej grobie, w którym spoczy- wa wraz z mężem, pisarzem Stanis- ławem Dygatem, w Alei Zasłużonych na Powązkach – nie widać śladów przesadnej pamięci. Jakiś skromny bukiet, świeczka zapalona najpew-niej przez przechodnia, który cenił talent jej albo jego...Kalina nie miała dzieci, które mogłyby dzisiaj pielęgnować pamięć o niej. Stanisław Dygat miał córkę, Magdę, która, choć ostro rozliczyła się z nim w jednej ze swoich książek, to przecież go kochała. Mieszka w Stanach, ale dość często bywa też w Polsce. Być może chętniej odwiedzałaby ojca na Powązkach, gdyby nie fakt, że nawet po śmierci jest przy nim znienawidzo-na przez nią macocha.Kiedy Kalina spotkała Stanisława, była początkującą aktorką, on – już uzna-

Żeby się ożenić, trzeba się najpierw rozwieść...nym pisarzem, autorem dwóch głośnych powieści – „Pożegnań” i „Jeziora Bodeń- skiego”. Ona prosto po szkole teat- ralnej, wraz z kolegami z roku, Bogu- miłem Kobielą i Zbigniewem Cybul-skim – została zaangażowana do Teat-ru Wybrzeże, on – był tam kierowni-kiem literackim. I gdy tylko się poznali, wybuchła między nimi gorąca miłość. „Przez lata, nie wiedząc o tym, szłam ku niemu” – wyznała potem. Ojciec Kaliny, pedagog i senator II Rzecz-pospolitej, miał największy wpływ na kształtowanie umysłu córki. Podsuwał jej różne lektury, w tym prozę Dygata, którego był wielbicielem. Tak więc Kalina, będąc w liceum, po nocach czytała utwory przyszłego męża. Czy to nie jakiś znak, że na egzamin do szkoły teatralnej przygotowała frag-ment „Jeziora Bodeńskiego”?A Stanisław Dygat oszalał na widok młodszej od niego o 17 lat Kaliny. To, że miał już żonę, również aktorkę, Władysławę Nawrocką, przestało mieć

jakiekolwiek znaczenie. „Przyjeżdzaj natychmiast. Sprawa życia i śmierci” – pisał do przyjaciela. A gdy ten przy-jechał, oświadczył mu, że Kalina zos-tanie jego żoną, choć znał ją zaledwie kilka dni. – Jakie to okropne – mówił, że aby sie ożenić, trzeba się najpierw rozwieść. Nie był w stanie rozstać się z tą nową miłością. Ryzykując skan-dal towarzyski, przywiózł Kalinę do Warszawy. A ponieważ nie miał się gdzie z nią podziać, przyprowadził ją... do domu! Przez jakiś czas mieszkali we czworo.Magda Dygat inaczej widzi ten wielki wybuch miłości pisarza do Jędrusik. Całą winą obarcza przyszłą macochę, która zbliżyła się do ojca, stosując przebiegłą intrygę. „Zaprzyjaźniła się bardzo z moją mamą. Kiedy mama była na scenie, zajmowała się uwodzeniem ojca i mnie” – pisze w swoich wspom-nieniach, w których surowo ocenia swoich „niedojrzałych” rodziców, ale na Kalinie nie pozostawia suchej nitki.Kazimierz Kutz, często bywający na „dworze króla Stasia”, także dosko-nale pamięta tamte czasy. – „Kalina wyglądała wtedy jak świeżo wypie-czona bułeczka: z obfitym biustem sięgającym niemal po zęby i oczami młodej sowy. Była ponętna, ale jej seks był z modelu, który dopiero miał nadejść. Dygatowi przypominała znaną już wówczas Marliyn Monroe. A od dawna był on zafascynowany magią Hollywood, a właściwie tym niezwyk- łym procesem, który piękną, lecz zwy- czajną dziewczynę przemienia w bogi-nię seksu, o jakiej marzą mężczyźni. Tę właśnie magię zapragnął przenieść na polski grunt i z Kaliny uczynić hollywoodzką gwiazdę” – opowiadał. Może nie bez racji pisarzowi zarzu- cano wiele razy, że kreując Kalinę na wampa, pozbawił ją osobowości, uczy-nił marionetką, której sznurki trzymał w swoich rękach? Lecz większość uważała, że pomógł jej stać się sobą – kobietą świadomą swej urody, drapieżną, a zarazem liryczną. Jakby nie było, Kalina stała się na tle ów- czesnej szarej rzeczywistości zjawis- kiem niebanalnym i barwnym. Tak bar-

Kalina Jędrusik

Z Gustawem Holoubkiem

Page 11: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 11iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

życie jak film

wnym, że jej pokazywanie się na ekra-nie uznano za gorszące i „sprawa Kaliny” stała się tematem obrad par-tyjnych, na których postanowiono „zło wytępić w zarodku” i występów tych zabronić.Ich zwązek dla wielu był dziwny, pozbawiony zasad powszechnie uzna- wanych. Po kilku latach małżeństwa oświadczyli, że seks już ich nie łączy i dają sobie w tej sferze wolność, a wierność miała dotyczyć wyłącz- nie uczuć. Miewali więc swoje poza-małżeńskie zauroczenia i romanse. Pierwszy swój bardzo namiętny ro-mans aktorka przeżyła z Tadeuszem Plucińskim, który mówił wprost, że choć miał w życiu wiele kobiet, to „w tych sprawach” Kaliny nie da się porównać z żadną inną! Bliskie więzi łączyły ją z Władysławem Kowalskim, którego odebrała Elżbiecie Kępińskiej, później- szej żonie premiera Rakowskiego, a także z Wojciechem Gąssowskim. To on częściowo sfinansował pogrzeb Kaliny, kiedy umarła samotnie w 13 lat po Dygacie. – Zawsze otaczały ich dzieci. Zajmowały sie jakimiś drobny-mi usługami, przynosiły chleb, mleko, pocztę. Kalina, która ubolewała, że nie może być matką, traktowała je jak własne – wspominał aktorkę Gustaw Holoubek. Jak to więc możliwe, że nie mogła porozumieć się z córką ukocha-nego mężczyzny, a ta traktowała ją jak okrutną macochę z nielubianej bajki? Być może odpowiedzi należy szukać w czasach „sprzed Kaliny”? Magda od najwcześniejszych lat, jeszcze przed rozwodem ojca z jej matką, uważała się za dziecko pokrzywdzone przez los, które narodziło sie przez przy-padek nieodpowiedzialnym ludziom. – „Niełatwo jest znaleźć poczucie bezpieczeństwa w świecie, jeżeli nie miało się go we własnym domu” – przekonuje w swej książce. I chyba rzeczywiście trudno uznać za odpo-wiedzialnch rodziców, którzy zostawili dziecko zawinięte w beciku w teatral-nej szatni, potem zapomnieli odebrać i poszli do domu. A wrócili tylko dla-tego, że padało, a oni w szatni zos-tawili parasol. I przy okazji przypom-

nieli sobie, że oprócz parasola było i dziecko. W dodatku zgubili numerek i szatniarka nie chciała im dziecka od- dać... Magda Dygat twierdzi, że rodzice „bawili się w dom”. Kiedy podrosła, nie było lepiej. Matka grała, ojciec podróżował i pisał. Po rozwodzie Mag-da została z matką, ale nie dogadywały się. Tęskniła za ojcem, ale ten wszyst-kie swoje uczucia oddał nowej żonie. Kalina, nawet ze swoją dobrocią, którą zawsze wspominają ci, ktorzy ją dobrze znali, nie miała szans na przyjaźń z pasierbicą, ponieważ stała się jej rywalką. – „Nie wiem dlaczego zgodziłeś się na wybór pomiędzy mną a moją macochą. Czy nie czułeś, że to było nieszlachetne? Nie chodziło o nią, to był twój wybór. Teraz myślę, że chciałeś mieć przede wszystkim święty spokój!” – Magda w swej książce zada-wała ojcu dziesiątki pytań, na które nie mógł już odpowiedzieć...„Przez pewien czas krążyłam między jedną parą prowadzącą notorycznie skandalizujący tryb życia, pełen ro- mansów, sukcesów, sławy, zagranicz-nych podroży, a drugą zgorzkniałą parą aktorów, ktorzy czuli się niedoce-nieni i którym bezustannie brakowało pieniędzy” – żaliła się. Dom Dygatów był rzeczywiście niekonwencjonalny. – „O każdej porze dnia i nocy można tam było przyjść i znaleźć schronienie” – wspominał Gustaw Holoubek.Otaczał ich zawsze dwór składający się ze znanych pisarzy, aktorów, ludzi z pierwszych stron gazet. – Dzwonił Staś i mówił: dziś o czwartej. I ja wszystko rzucałem i mknąłem do niego – wspomina jeden z przyjaciół Dygata, a Kazimierz Kutz dodaje, że poza ki-nem amerykańskim jedyną rzeczą, która Dygata nie nudziła była... przyjaźń. Dwór Dygatów przestał ist- nieć, gdy pisarza powalił trzeci zawał. Kalina była akurat w trasie koncer-towej, bo właściwie ona jedna zarabiała już wtedy na spłacanie i utrzymanie wymarzonej willi na Żoliborzu. Nie mog- ła sobie darować, że nie było jej przy nim w tej ostatniej godzinie. Magda Dygat widzi to jednak inaczej. Nie tyl-ko obciąża Kalinę za wszystkie swoje

problemy, rozdarcie i nieustanne kon- flikty z ojcem, ale nawet sugeruje, że usiłowała ją pozbawić spadku po nim. Obwinia ją o to, że zaniedbywała męża, który chorował, a potem umarł na ser- ce, otoczony tylko zwierzętami. Jest dla niej bezlitosna, ale czy sprawied-liwa? To mogą ocenić tylko ci, którzy zawiłości tej rodziny śledzili z bliska – „W którymś momencie, gdy przesta-łam być już traktowana jak dziecko, zauważyłam, że moja macocha po- woli zamienia sie z żony w córkę. Zachowywała się w stosunku do mo-jego ojca jak rozkapryszona dziew-czynka. Do niedawna jeszcze ojciec mówił do mnie „Żabko”, teraz „Żabką” była ona. Nagle stałyśmy się dwiema dorosłymi córkami i ona chciała być tą lepszą, bardziej kochaną” – twier-dzi Magda Dygat. Przyjaciele Kaliny przekonują zaś uparcie, że była ona hojna, szczodra i nigdy świadomie nie chciałaby nikogo skrzywdzić... (MP)

Kalina Jędrusik pędzlem Ludmiły Legut (fot. MP).

Page 12: Mój Mokotów październik 2012

12 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

moje miejsce

Tak z dumą mówili mieszkańcy przed-wojennego Mokotwa, gdyż to właśnie tutaj, w lutym 1925 roku, przy Narbutta 29, uruchomiono pierwszą – próbną jeszcze – radiową stację nadawczą w Polsce. Radiostacja Polskiego Towa-rzystwa Radiotechnicznego miała mieć zasięg 200 km, okazało się jednak, że jej sygnał dociera do odbiorców na terenie niemal całego kraju, a nawet za granicę. Co prawda z powodu kłopotów finansowych radiostacja PTR działała zaledwie rok, jednak w tym czasie przed mikrofonem stacji przewinęły się ówczesne znakomitości artystycz- ne Warszawy – Adam Dobrosz, Aleksan- der Michałkowski, Lidia Kmitowa i inni. Kierownikiem programowym stacji był muzykolog Karol Stromenger, a gości zapowiadała pierwsza w naszym kraju spikerka, Halina Wilczyńska. Obdarzona była pięknym głosem, ale była kaleką: utykała. Radio dało jej moż- liwość pokonania kompleksów i czaro- wania słuchaczek i słuchaczy, mimo swojej fizycznej ułomności. Wydaje się, że Polskie Radio było na początku instytucją działającą na zasadzie równo- uprawnienia: we wszystkich rozgłoś-niach polskich pierwszymi spikerkami były kobiety. Zatrudniano je także do zadań technicznych. Obsługiwały ów-czesne „news roomy” i koordynowały

działy tematyczne, takie jak „sprawy ko-biece”. (www.feminoteka.pl)W tym czasie odbiorniki należały jesz-cze do rzadkości, ale ilość abonentów stale wzrastała. O ile w roku 1924 było ich... tylko 170, o tyle już rok później ponad 5000 (w 1938 roku liczba ta przekroczyła milion). Zanim ruszyły próbne audycje PTR, właściciele ra-dioodbiorników mogli słuchać tylko za- granicznych rozgłośni. Pojawienie się polskiego głosu w eterze wzbudziło prawdziwą sensację. Warszawiacy wy-

myślili nawet sprytny sposób informo-wania się o tym, że PTR zaczyna nadawać program. Kto usłyszał głos Wilczyńskiej, dawał znać innym gasząc i zapalając światła w swoim oknie. Po zakończeniu działalności PTR rozgłośnia na Mokotowie nie zamilkła na długo. Już miesiąc później rozpoczęły się próby techniczne Polskiego Radia – spółki, która otrzymała koncesję na nadawanie transmisji na terenie Polski. Polskie Radio przejęło infrastrukturę PTR przy Narbutta, jednak prowizory-czne pomieszczenia nie nadawały się na dłuższą metę na siedzibę szybko rozwijającej się instytucji. Dlatego spółka postanowiła przenieść się na tereny Fortu Mokotowskiego. Roz-bawienie może dziś budzić umowa między magistratem stolicy a Polskim Radiem. Otóż w zamian za użytkowanie terenu Fortu Radio miało płacić jego właścicielowi – miejskim zakładom mleczarskim „Agril”... 1 kg żyta za każdy metr dzierżawionego terenu. Mokotowska radiostacja zajmowała 11 pomieszczeń w fortowych kazamatach, a nad samym Fortem wznosiły się dwa, 70-metrowe maszty nadawcze. Polskie Radio zaczęło nadawać 18 kwietnia 1926 roku. Audycja zaczęła się słowami spikerki Janiny Sztompkówny „Halo, halo, Polskie Radio Warszawa, fala 480 m...”.

„Cała Europa słucha naszego Mokotowa”

Siedziba Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego przy Narbutta 29

Page 13: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 13iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

Po uroczystych przemówieniach mini-strów słuchacze mogli posłuchać frag- mentu „Popiołów” Żeromskiego w wyko-naniu Stefana Jaracza i wykładu o Fry-deryku Chopinie. Datę tę uznaje się za oficjalny początek polskiej radiofonii.W początkowym okresie działania rozgłośni audycje trwały po dwie go- dziny dziennie. Mniej więcej ¾ czasu antenowego zajmowała muzyka, oprócz niej w programie były wiadomości Pol-skiej Agencji Telegraficznej, wieczory literackie, audycje meteorologiczne i pro- gramy dla dzieci. Żeby zachęcić jak najwięcej ludzi do słuchania audycji, na przełomie lat 20. i 30. Polskie Radio rozpoczęło akcję reklamującą Detefon – tani i wygodny odbiornik radiowy. Był on wyposażony w regulator do nastrajania długości fal, przełącznik, który umożliwiał wybór fal krótkich, średnich i długich, oraz słu-chawki. Jak zachwalał producent:Detefon jest szczytem precyzji tech- nicznej w tego rodzaju aparatach. Wyróżnia się bardzo dużą siłą odbioru i umożliwia słuchanie za pomocą słu- chawek stacji warszawskiej na obsza-rze całej Polski, a w pobliżu innych stacyj nadawczych np. Katowic, Łodzi, Wilna itd., również i stacji lokalnej. Dete- fon jest wykonany całkowicie w kraju, z materiałów krajowych, bardzo pre-cyzyjnie i solidnie, nawet w najdrob-niejszych szczegółach.Bywało, że przy dobrej pogodzie Dete-fon łapał także stacje zagraniczne!Nadajniki radiowe w Forcie Mokotow- skim były jednymi z najdłużej działa-jących po wkroczeniu wojsk niemiec- kich do Polski. Hitlerowcy zajęli je do-piero 26 września. Z nich też korzystał w swoich przemówieniach prezydent Warszawy Stefan Starzyński. Ostatnią audycję przedwojenne Polskie Radio nadało już za pomocą krótkofalówek 30 września 1939 roku: „Hallo, hallo, czy nas słyszycie? To nasz ostatni komu- nikat. Dziś oddziały niemieckie wkro- czyły do Warszawy. Braterskie pozdro- wienia przesyłamy żołnierzom walczą-cym na Helu i wszystkim walczącym, gdziekolwiek się jeszcze znajdują. Jeszcze Polska nie zginęła. Niech żyje Polska!”. Na zakończenie programu popłynął hymn państwowy. (TM)

moje miejsce

Sprawozdawcy Polskiego Radia podczas Wielkiej Warszawskiej na Służewcu

Transmisja z Belwederu

Wóz transmisyjny Polskiego Radia, lata 30.

Page 14: Mój Mokotów październik 2012

14 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

oni tu mieszkali

Stefan Starzyński był prezydentem Warszawy przez 5 lat, od 1934 roku do września 1939. Jego ostatnie przemówienie skierowane do miesz- kańców miasta, w którym mówił o wielkiej i pełnej chwały Warszawie, przeszło do legendy, a on sam stał się jednym z bohaterów Września. Nie opuścił miasta aż do końca. Aresztowany przez gestapo, zginął prawdopodobnie w Dachau. Jednak Starzyński wsławił się nie tylko w momencie wybuchu wojny. Był też najbardziej przedsiębiorczym spośród wszystkich prezydentów stolicy II Rzecz- pospolitej. Dzięki temu tytanowi pracy Warszawa, która pod koniec XIX wieku była prowincjonalnym miastem Cesar-stwa Rosyjskiego, stała się miastem nowoczesnym, liczącym niemal milion trzysta tysięcy mieszkańców.Jak twierdzi autor monografii Starzyń- skiego, Marian Marek Drozdowski: „Był on prezydentem, który ogromnie dużo zrobił dla europeizacji stolicy. W czasie jego rządów wybudowano ponad 120 tys. izb mieszkalnych, co przy ówczesnych normach 2,2 osoby na pomieszczenie,

zapewniało dach nad głową dla prawie ćwierć miliona osób. Rozbudowywano wówczas również Saską Kępę, Grochów, Mokotów i Bielany, czyli dawne przed- mieścia, które stały się częścią integ-ralną Warszawy”. Jan Lechoń pisał z kolei o prezydencie: „Mówi się np. nie raz: najpierw chleb, potem oświata, potem sztuka. I cóż, prezydent Starzyński robi wszystko jednocześnie: jednocześnie buduje tanie domy, odbudowuje stary Arsenał, kończy Muzeum Narodowe”. I nie ma w tych słowach poety przesady. Przedwojenna Warszawa zawdzięczała Starzyńskiemu między innymi budowę Muzeum Histo- rycznego, dokończenie budowy Muzeum Narodowego, połączenie Żoliborza ze Starym Miastem i wiele innych inwes- tycji. Za jego kadencji oddano w War-szawie do użytku także 44 szkoły pub-liczne. Prezydent poszerzał miejskie tereny zielone, otwierał nowe skwery i parki, m.in. Dreszera na Mokotowie czy Sowińskiego na Woli. Wkład Starzyńskiego w rozwój War-szawy i jej upiększenie dobrze oddaje inny fragment artykułu Lechonia: „Trzeba wjechać do Warszawy wszyst- kimi kolejno rogatkami, z każdej strony nowo brukowaną szeroko ulicą wzdłuż kwietników, wśród wszędzie nowo budu- jących się lub choćby nowo otynko- wanych domów (…) Trzeba przypom-nieć sobie, czym był przed paru laty wjazd przez rogatkę Wolską, aby ocenić, czym jest dzisiaj ta bardzo jeszcze uboga, ale z każdym dniem o ileż czystsza, szlachetniejsza, przy-chylniejsza swym mieszkańcom dziel-nica”.Starzyński dbał też o zabytki – odnowił między innymi mury i kamienice na Starym Mieście, barokowe fasady Zamku Królewskiego od strony Wisły, restaurował pomniki. Interesował się również oświatą i kulturą. „Prezydent Starzyński jest od dawna pierwszym, jednym z niewielu, prawdziwym mece-nasem sztuki polskiej w renesansowym rozumieniu tego słowa (…) Wiem, że jak

ognia boi się on posądzenia o reklamę, tak zresztą utożsamił się ze swym dziełem, że zachwyt dla niego starcza mu za największe pochwały” – dodawał Lechoń.Mało kto dziś pamięta, że Trasa Łazienkowska, aleja Na Skarpie czy osiedla mieszkaniowe na Ursynowie, były pomysłami właśnie Starzyńskiego. Nie zdążył ich zrealizować, podob-nie jak budowy metra czy organizacji Olimpiady w Warszawie w 1956 roku. Czytając wspomnienia o Starzyńskim, nie sposób nie zadawać sobie pyta-nia, jak wyglądałaby Warszawa jego marzeń, gdyby nie przerwała ich okrut-nie II wojna światowa.Willa, w której mieszkał Starzyński, została zniszczona w czasie Powstania. Odbudowano ją po wojnie. Znajduje się ona pod adresem Dąbrowskiego 72, przy skrzyżowaniu z al. Niepodległości. Wówczas miejsce to nazywano Wyg-wizdowem, bo tu w początkach 20-lecia kończyła się Warszawa. To w dużej mierze właśnie Starzyński, wówczas prezes Koła Przyjaciół Mokotowa, przy-czynił się do powstania tutaj kolejnych willi i rozwoju całej dzielnicy. (tm)

Stefan Starzyński Chciał, żeby Warszawa była wielka...

Stefan Starzyński przed swoją willą na Mokotowie

Prezydent był też wielbicielem motoryzacji

Page 15: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 15iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

oni tu mieszkają

Znów się uśmiecha tym swoim ciepłym, niezapomnianym uśmiechem Krzysi Wołodyjowskiej, który przez lata nic a nic się nie zmienił. Znowu gra w filmach, spotyka się z ludźmi, a nawet potrafi cieszyć się drobiazgami. Chociaż myślała, że nigdy po śmierci ukochanej córki już się nie podniesie. Miała jednak jeszcze syna, dla którego musiała jakoś okiełznać ten rozdzierający ból, poskromić rozpacz i rozpamiętywanie, które prowadziły prosto do szaleństwa. Dla Ludwika – narodziła się po raz drugi. – Myślę wyłącznie o jego szczęściu, o tym, że założy rodzinę, obdarzy mnie wnukam – wyznaje aktorka. Z przekonaniem mówi, że żadna, najbardziej udana rola, największa kariera, nie są w stanie zastąpić kobiecie radości z posiadania dziecka. Nauczyła się więc po prostu być szczęśliwą z powodu tego, co jej pozostało, a nie nieszczęśliwą z powodu tego, co utraciła, choć gdzieś w tle zawsze czai się to pytanie „ A jak-by to było, gdyby Basia żyła?” Kiedy Barbara Brylska jakoś doszła do siebie, niczego tak bardzo nie potrzebowała jak pracy, która mogła być dla niej wybawieniem. Ale w Polsce propozycji aktorskich nie było i tak jest w zasadzie do dziś. Co więcej, reżyserzy wycofywali się z wcześniej obiecanych ról. Kiedy pytała dlaczego, słyszała odpowiedź – nie chcemy

Mimo wielkiej tragedii miałam też i szczęście...mieć na planie osoby w tak ciężkiej żałobie. To też bolało – wspomina. Bo prawdą jest, że choć zagrała w tylu filmach, choć zdobyła ogromną popularność, ale była i jest w Polsce aktorką jednak niewykorzystaną. Na szczęście nie zapom-niano o niej za wschodnią granicą, gdzie zawsze była wielką i uwielbianą gwiazdą. Tam wciąż jeździ po kilka razy w roku, głównie zimą, bo od wiosny do jesieni przebywa w swoim letnim domku pod Wyszkowem. Uprawia kwiaty i warzywa, robi przetwory, które potem rozdaje przyjaciołom. Uwielbia tę swoją samotnię na wsi i spokój. Na co dzień mieszka na warszawskich Stegnach, gdzie wszyscy ją traktują jak kogoś bardzo bliskiego. W życiu prywatnym także szczęście nie było jej pisane. Ma za sobą dwa rozwody, z Janem Borow-cem, naukowcem, i Ludwikiem Kosmalem, lekarzem, ojcem jej dzieci. Była też w głośnych związkach: z Jerzym Zelnikiem i jugosłowiańskim aktorem Słobodanem Dmitrijevicem. Pier-wszy był wówczas zbyt młody i niedojrzały, drugi „zapomniał” powiedzieć jej, że jest zaręczony. Aktorka wyznaje dziś: – Smutne, ale nigdy nie miałam tyle miłości, ile sama potrafiłam ofiarować. I już pewnie nie dostanę. Pogodziłam się z tym, choć dusza się nie starzeje. W Rosji, gdzie trak-towana jest jak bogini, nie mogą uwierzyć, kiedy im opo- wiada o swoim prawdziwym życiu. Że jest samotna, że nie zatrudnia rzeszy służących, że trochę o niej zapomniano, a jej emerytura wynosi 525 złotych! I choć jest tam niefor-malną ambasadorką polskiej kultury, co cieszy, chciałaby przecież grać więcej we własnym kraju. Dlatego bez wa- hania przyjęła rolę Niny w „Jasnych, błękitnych oknach” Bogusława Lindy, choć nie była to łatwa decyzja. – Jest tam ujęcie, gdy Nina siedzi obok umierającej córki. Kręcenie tej sceny wiele mnie kosztowało... Gdyby Basia żyła, byłaby w wieku Joasi Brodzik, mojej filmowej córki. Bałam się, jak moje wzruszenie przyjmą ludzie obecni na planie – wspominała. Podobnie było w „Miłości na wybiegu”, gdzie zagrała przyjaciółkę głównej bohaterki. Gdy grała w tym filmie, którego akcja dzieje się w świecie mody, także wróciły wspomnienia o najpiękniejszej modelce, jaką znała – jej Basi. Ale może los specjalnie podsuwa jej właśnie takie role, w których musi stawić czoła swojemu bólowi? – Wierzę w reinkarnację. Coś się kończy, by coś innego się zaczęło. Tyle spraw udowodniło mi, że Basia jest przy mnie. I czuwa. Dzielę się z nią radościami, troskami nie. Nigdy nie chciała widzieć, jak się smucę – wyznaje aktorka. Basia więc byłaby dumna, widząc jak jej mama każdego dnia dzielnie sobie radzi, mimo rany w sercu, która nigdy się nie zagoi. – To wszystko co mnie spotyka, tłumaczę sobie: tak miało być. Pomimo wielkiej tragedii miałam tego szczęścia naprawdę dużo i za to dziękuję – mówi. I dodaje: Mimo wszystko potrafię nadal czerpać radość z życia. Mam przecież syna, nie jestem głodna, nie jest mi zimno... Innych czasem spo-tyka jeszcze gorszy los... (MP)

Barbara Brylska

Page 16: Mój Mokotów październik 2012

16 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

§ nasi eksperci

Michał Rączkowski Michał KwiecińskiMichał Rączkowski Michał Kwieciński

Jak zabezpieczyć dobro dziec- ka, kiedy rodzice się rozwodzą?

Rodzice po rozstaniu bardzo często nie potrafią oddzielić swoich relacji z partnerem od relacji z dzieckiem i zaakceptować faktu, że dziecko pot-rzebuje ich obojga, aby prawidłowo się rozwijać. Skupieni na swych emoc-jach, na walce o przyznanie opieki i alimentów, traktują dziecko w sposób instrumentalny, każąc mu wybierać między mamą a tatą. A przecież dla obojga rodziców dobro dziecka jest najważniejsze. Emocje towarzyszące rozstaniu powo-dują, że walczący ze sobą rodzice nie potrafią dojść do porozumienia w kwestii sposobu sprawowania opieki nad dzieckiem, co skutkuje eskalacją wzajemnych oskarżeń czy próbami utrudniania kontaktów z dzieckiem. Rodzice niejednokrotnie są skoncen-trowani na sobie i chcą odegrać się w jakiś sposób za zdarzenia, które spowodowały, że czują się dotknięci. Tracą na tym wszyscy, ale najbardziej pokrzywdzone jest dziecko.

Jak zatem zadbać o dobro dziecka, które do prawidło-wego rozwoju intelektualnego i emocjonalnego potrzebuje zarówno matki, jak i ojca?

Aby uchronić dziecko przed uczes- tnictwem w konflikcie, warto uregu-lować wszelkie kwestie prawne zwią- zane z jego życiem po rozstaniu rodziców. W pierwszej kolejności war-to dojść do porozumienia w zakresie kontaktów dziecka z mamą i tatą. Ostatnia nowelizacja Kodeksu rodzin-nego i opiekuńczego z dnia 13 czer- wca 2009 roku stwarza prawne zachęty dla rozwodzących się rodzi-ców do osiągnięcia porozumienia w kwestii dalszej opieki nad dziec-kiem. Zgodnie z art. 58 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego sąd uw-zględnia porozumienie małżonków o sposobie wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywaniu kontak-tów z dzieckiem po rozwodzie, jeżeli jest ono zgodne z dobrem dziecka. Jest to jedyna szansa, aby sąd pozostawił pełnię władzy rodzicielskiej obojgu rozwiedzionym małżonkom. W innym wypadku sąd powierzy wy- konywanie władzy jednemu z rodzi- ców, ograniczając jednocześnie wła-dzę rodzicielską drugiego z nich do określonych obowiązków i uprawnień.Jedną z form sprawowania opieki nad dzieckiem, która w Polsce budzi sporo zainteresowania, jest opieka wspólna zwana inaczej naprzemienną. Polega ona na tym, że po rozwodzie dziecko mieszka przez jakiś czas u jednego

rodzica, a następnie przez podobny czas u drugiego. Opieka naprze-mienna daje dziecku możliwość nawiązania jednakowych więzi z mamą i z tatą. Rodzicom pozwala to na nor-malne uczestnictwo w rozwoju dziec-ka po rozstaniu, dziecko zaś otrzymu-je macierzyńskie i ojcowskie ciepło, co ułatwia mu pogodzenie się z nową rzeczywistością. Wybór opieki naprze-miennej jest pewną formą ucieczki od przykrej w skutkach, zarówno dla rodziców, jak i dla dziecka, walki o sprawowanie nad nim bezpośred-niej, samodzielnej opieki. Niezależnie od wybranego przez rodziców spo-sobu sprawowania opieki, wypraco-wanie porozumienia uchroni dziecko od piętrzenia się kolejnych konfliktów.Rozwodzący się rodzice często oddają swoją przyszłość, a przede wszystkim przyszłość swoich dzieci w ręce sądu, który wyręcza ich w po- dejmowaniu decyzji. Warto jednak samemu wziąć na siebie odpo-wiedzialność za decydowanie o spra-wowaniu opieki nad dziećmi. W tym celu należy dojść do porozumienia z partnerem. Dużym ułatwieniem może okazać się przeprowadzenie tych ważnych i trudnych rozmów z pomocą mediatorów. Mediacja jest sposobem rozwiązywania konfliktów przy udziale bezstronnych i neutral-nych mediatorów, którzy towarzyszą stronom w procesie uzgodnień. To dobre rozwiązanie, które pomoże uniknąć nieporozumień i odsunąć od dyskusji zbędne emocje.

Jak ustalić wysokość alimen-tów zaspokajającą potrzeby dziecka?

Oprócz kontaktów z dzieckiem, konieczne będzie ustalenie wysokości alimentów. Zakres świadczeń alimen-tacyjnych zależy od usprawiedliwio-nych potrzeb dziecka, których zaspo-kojenie pozwoli mu na prawidłowy rozwój fizyczny i duchowy. Nie moż- na ogólnie określić, co należy rozu-mieć pod pojęciem usprawiedliwio-nych potrzeb, gdyż są one różne

Władza rodzicielska i alimenty

Page 17: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 17iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

w zależności od jego uzdolnień oraz wieku. Wysokość alimentów zależy również od zarobkowych i mająt-kowych możliwości rodziców, które nie są tożsame z rzeczywiście osią-ganymi zarobkami. Istotne jest, jakie rodzice osiągaliby zarobki i dochody w pełni wykorzystując swoje zdol- ności umysłowe i możliwości fizyczne. Pamiętać należy, iż dziecko ma prawo do zapewnienia mu równej stopy życiowej ze swoimi rodzicami. Jeżeli zatem jeden z rodziców żyje na wysokim poziomie, to powinien on zapewnić dziecku szansę życia w podobnych warunkach. Rodzice w przypadku uzgadniania wysokości alimentów powinni się kierować zdrowym rozsądkiem, pamiętając przy tym, iż alimenty mają na celu zapew-nienie dziecku życia w podobnych warunkach, w jakich żyło przed roz-wodem.Dzieci w sprawach rozwodowych są często pośrednimi lub bezpośrednimi poszkodowanymi. Za szczególny wy-raz braku poszanowania ich praw należy uznać wciąganie ich w konflikt małżonków. Dojście do porozumienia w zakresie sprawowania opieki nad dzieckiem oraz alimentów ma na celu ochronę dobra dziecka, które z racji samego rozstania rodziców znalazło się w trudnej do zaakceptowania sytuacji. Polubowne rozwiązanie po- wyższych kwestii daje rodzicom szansę samodzielnego kreowania otaczającej ich rzeczywistości, do któ-rej łatwiej będzie im się przystosować. Zawierając porozumienie, unikną arbi- tralnego rozstrzygnięcia sądu w zakre- sie opieki nad ich dzieckiem i ali-mentów, niejednokrotnie niezado-walającego żadnej ze stron.

Rączkowski & Kwieciński Adwokaci

ul. Wilcza 46, IV p.00-679 Warszawatel. +(48 22) 29-20-391www.rklegal.pl

17

zdrowie

Panie doktorze, co to jest choroba nie- spokojnych nóg?

Zespół niespokojnych nóg, nazywany w skró- cie RLS (Restless Legs Syndrome) albo choroba Ekboma, to choroba neurologiczna, która narzuca choremu przymus ciągłego poruszania nogami, co w dzień przeszkadza mu pracować, a w nocy spać. Choć nazwa choroby brzmi zabawnie, może choremu zrujnować życie. Cierpi na nią 5-10 proc. dorosłych osób – niektórzy doświadczają tyl-ko sporadycznych skurczy pod koniec dnia, dla innych schorzenie jest prawdziwą udręką. Jest to bardzo zagadkowa choroba, której przyczyna wciąż pozostaje nieznana. Przy-puszcza się, że u podstaw RLS leżą zaburze-nia związane z dopaminą, substancją, od której zależy m.in. koordynacja ruchów ciała, nie wyklucza się też dziedzicznego tła tych zaburzeń. Pacjenci często nie zgłaszają się do lekarza, biorąc swoją potrzebę porusza-nia nogami za tik nerwowy, co jest błędem, gdyż tę chorobę można skutecznie leczyć.

Jakie są podstawowe objawy tej choroby?

Trudno je przeoczyć, gdyż ta dolegliwość jest bardzo dokuczliwa. Pacjenci opisują dziwne doznania w nogach, takie jak „chodzenie ro- baków pod skórą”, „kipienie krwi”, „wodę sodo- wą w żyłach”. Zmuszają one do przebierania nogami, marszu, zmiany pozycji. Tego ruchu chorzy nie są w stanie kontrolować. W nocy nie mogą zasnąć albo często się budzą. To powoduje ciągłe zmęczenie, drażliwość, huśtawki nastrojów, kłopoty z pamięcią czy koncentracją. Długie loty samolotem, jazda samochodem lub inne podróże, w czasie których trzeba siedzieć w bezruchu przez długi czas, mogą być nie do wytrzymania. Wizyta w teatrze lub kinie to dla pacjenta prawdziwe wyzwanie. Dolegliwości często odczuwają kobiety ciężarne, ale u nich objawy mijają tuż po urodzeniu dziecka. Wyniki ogólnych badań lekarskich, a nawet rezonansu magnetycznego czy tomografii komputerowej na ogół nie wykazują nic niepo-

kojącego, żadnych odchyleń od normy.

Kto najbardziej narażony jest na RLS?

Ponieważ przyczyna powstawania choroby jest nieznana, trudno tez określić, kto jest nią najbardziej zagrożony. U niektórych pacjen-tów RLS rozwija się jako odrębna jednostka chorobowa, ale bywa też, że powstaje w wy- niku innej choroby lub zmian w organizmie, jak na przykład w wyniku niewydolności nerek, w niedokrwistości z niedoboru żelaza, neuro-patii z niedoboru witaminy B12, przy choro-bie Parkinsona czy dyskopatii.

Jak przebiega leczenie?

Schorzenie często nie jest prawidłowo rozpo- znawane, a jego leczenie jest trudne. Wiado-mo, że lekarze mylą RLS z depresją, stre-sem, rwą kulszową lub zapaleniem stawów. Najskuteczniejsze są leki, które uzupełniają braki dopaminy lub naśladują jej działanie. Tymi samymi lekami leczy się chorobę Par- kinsona, z tym, że w RLS stosuje się je w dużo mniejszych dawkach. Po takiej kuracji objawy mijają bardzo szybko, ale po odstawieniu leków równie szybko wracają – działają bowiem wyłącznie objawowo. Podaje się preparaty żelaza, a w trudnych przypadkach nasenne leki nowej generacji, które nie uzależniają.

Czy oprócz leków możemy pomóc sobie, na przykład zmianą stylu życia?

Jak najbardziej. Pomocny, jak we wszystkim, jest ruch, który rozładowuje napięcie w nogach. Nieprzyjemne odczucia łagodzą ciepłe kąpiele, ciepłe lub zimne okłady, masaż łydek. U niek-tórych osób w złagodzeniu objawów choroby pomaga odstawienie kofeiny, alkoholu i papie- rosów. Pomóc mogą również suplementy z że- lazem lub z małymi dawkami magnezu. Dobre efekty może przynieść akupresura i techniki relaksacyjne. Ponieważ RLS nasila się wieczo-rem, należy tak zaplanować dzień, by właśnie wtedy czymś „zająć nogi” – pójść na spacer albo gimnastykę...

Choroba niespokojnych nógdr Rafał Uniczko

Page 18: Mój Mokotów październik 2012

18 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

Dlaczego zdecydowała się pani otworzyć restaurację właśnie z kuchnią japońską?

Od dawna interesuję się Japonią – jej historią i kulturą. Skończyłam japonistykę na UW, studiowałam też w Tokio, gdzie uczęszczałam między innymi na zajęcia z kaligrafii, ikebany, ceremonii herbacianej... A że moją drugą wielką pasją jest kuchnia, więc najlepszym sposobem, żeby te dwie pasje połączyć, było stworzenie Izumi Sushi. Zresztą w Japonii te wszyst-kie sfery – kultury, historii, kulinariów – nierozerwalnie się splatają. Sushi narodziło się z prostych kiszonek rybnych. Nigiri w obecnej formie na początku XIX wieku przyrządzał w Edo – tak wtedy nazywało się Tokio – Hanaya Yohei. Różniło się ono od dzisiejszego sushi smakiem, jedzono je nie pałeczkami a długimi wyka- łaczkami. Dopiero po I wojnie świa-towej w Japonii powstały restauracje, które specjalizowały się w jednym

rodzaju dań, na przykład donburi, unagi czy sushi. Wtedy też zaczęto dodawać do niego wasabi. Wcześniej, kiedy nie było lodówek, wasabi speł-niało funkcję chrzanu, miało po prostu zabijać bakterie. Ale było smaczne, więc zaczęto je stosować jako do-datek. W tym samym czasie w menu Japończyków pojawił się marynowany imbir, przegryzany pomiędzy różnymi kawałkami i oczyszczający podnie-bienie.

Skąd wzięła się nazwa pani restauracji? Co oznacza słowo izumi?

Jak wszystkie japońskie pojęcia, trud-no je dosłownie przetłumaczyć na eu-ropejskie języki. W oryginale składa się ono z dwóch piktogramów. U góry znajduje się znak oznaczający kolor biały, a u dołu oznaczający wodę. Dla każdego Japończyka skojarze-nie jest oczywiste. Biała woda to po prostu woda czysta i zdrowa, rześko

tryskająca ze źródła. Wybrałam to słowo, bo najlepiej oddaje ono zasady, którymi kierowaliśmy się, otwierając Izumi. Chcieliśmy, żeby była to res-tauracja wierna japońskiej tradycji, bazująca na najlepszych, oryginal-nych produktach. Menu stanowi oczywiście wizytówkę każdej dobrej restauracji, ale równie ważny jest szef kuchni i jego doświadczenie, a także miejsce i wystrój wnętrza.

… który naprawdę robi wraże-nie. Zwłaszcza rosnące w środ-ku palmy.

Budynek palmiarni przy ulicy Biały Kamień 4, w którym mieści się Izumi sushi, powstał w latach 30 ubiegłego wieku. W 2009 roku został odrestau- rowany i przebudowany, żeby zapew-nić odpowiednie warunki niemal stu-letnim palmom daktylowym i fikusom. Trzeba było podnieść dach, bo urosły one na tyle, że napierały na stary sufit. Ponadto zamontowano tu sterowane

smaki świata

Tajemnice japońskiej kuchni na ulicy Biały Kamień

Page 19: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 19iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

smaki świata

komputerowo mechanizmy odpowie-dzialne za temperaturę, wilgotność i oświetlenie, które zapewniają tym egzotycznym roślinom odpowiednie warunki.

A jeśli chodzi o menu? Wspom- niała pani o wierności japoń-skiej tradycji, ale widzę, że ser-wujecie także dania z grilla.

Sushi stanowi podstawę naszego menu, ale można u nas spróbować także dań na ciepło. Ponieważ mój mąż, Alon Than, który jest naszym sze-fem kuchni, bardzo dużo podróżował i zdobywał doświadczenie na całym świecie, postawiliśmy na kuchnię fu-sion. Tak zresztą robili również słynni japońscy mistrzowie kuchni, w tym Nobu Matsuhisa, który w latach 70. mieszkał w Peru i łączył tamtejszą kuchnię z japońską. Dlatego w menu, oprócz tradycyjnych potraw, mamy także dania, których nie oferują inne restauracje – na przykład serwujemy maki sushi z kaczką i żurawiną. Myślę, że każdy smakosz znajdzie u nas coś dla siebie, tym bardziej, że jakość naszych dań została już wielokrotnie doceniona. W 2007 zdobyliśmy tytuł restauracji roku, wygraliśmy też pierw-szy Ogólnopolski Festiwal Sushi, rok

temu z kolei Wine &Food Noble Night, a w tym roku byliśmy tam gośćmi hono- rowymi. Razem z mężem kochamy gotować i bardzo nas cieszy, że nasz wysiłek jest doceniany. To właśnie Alon stoi za sukcesem kulinarnym obu naszych restauracji – bo prowa-dzimy także Izumi sushi na Placu Zbawiciela. Jest naprawdę najlepszym mistrzem sushi w Polsce a także wybitnym szefem kuchni. Poznaliśmy się, kiedy byłam w Japonii. I myślę, że przywożąc go tutaj, oddałam dużą przysługę polskiej gastronomii.

Restauracje serwujące sushi od kilku lat powstają jak grzy-by po deszczu. Czym na ich tle wyróżnia się Izumi sushi?

Częściowo już odpowiedziałam na to pytanie. Po pierwsze, stosujemy tyl-ko wypróbowane, najwyższej jakości składniki. Po drugie, mamy duży wybór dań, podczas gdy inne podobne res-tauracje oferują jedynie tradycyjne sushi. Po trzecie, tylko w naszej res-tauracji szefem kuchni jest Alon! Ale oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. One też, jak wiadomo, decydują o ja- kości dań. Otóż inne restauracje korzystają z sosów produkowanych w Japonii, co – wydawałoby się – jest

zaletą a nie wadą. Problem jednak w tym, że według przepisów Unii Europejskiej importowane sosy nie mogą zawierać ekstraktów mięsnych. Dlatego te najlepsze, na przykład sos kabajaki, który powstaje na ba-zie węgorza, sprowadzany jest tu bez ekstraktu. My, dbając o najwyższą jakość naszego sushi, przyrządzamy go na miejscu, oczywiście ściśle według japońskiej receptury. Reszta składników, w tym ryż i wodorosty nori, pochodzi oczywiście z Japonii. Chociaż warto może wspomnieć, że o ile nie ma w Europie technologii i warunków do produkcji nori, o tyle ryż przyjmuje się u nas bardzo dobrze. Także na polski rynek powoli wkracza ryż produkowany we Włoszech. Mają tam świetnie wyszkolonych farmerów i ich produkty są naprawdę wysokiej jakości. Zresztą tak samo jest teraz w Stanach Zjednoczonych, w Kalifornii.

To świadczy o tym, że kuchnia japońska podbija świat. Jak pani myśli, dlaczego tak się dzieje?

Sushi, co zresztą potwierdzają Goście naszej restauracji, jest po prostu bar- dzo smaczne! I o ile każde, nawet naj-lepsze danie, w końcu każdemu się przejada, o tyle sushi nie sposób się

Page 20: Mój Mokotów październik 2012

20 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

znudzić. Możemy je przyrządzać na co najmniej kilkadziesiąt sposobów. W zależności od tego, co wkładamy do środka albo dajemy na wierzch – mogą to być ryby, warzywa, kal- mary, ośmiornice, a nawet omlety z jajka – uzyskujemy za każdym ra-zem niepowtarzalny smak. Co więcej, kuchnia japońska jest bardzo zdrowa. Wodorosty, wchodzące w skład dań sushi, zawierają bardzo dużo wita-min, minerałów i pierwiastków, takich jak jod, selen, molibden. Ponadto sos sojowy i wszystkie produkty pochod- ne, takie jak serek tofu czy pasta so-jowa, są bogate w fitohormony, które pozwalają utrzymać równowagę hor-monalną naszych organizmów. W tym zawiera się tajemnica gładkiej cery Japończyków, ich młodego wyglądu, braku zmarszczek...

Jak odróżnić dobre sushi od sushi kiepskiej jakości?

Jeśli chodzi o kuchnię japońską to w Polsce istnieją albo restauracje na naprawdę wysokim poziomie, albo po prostu kiepskie. Na Zachodzie ten poziom jest bardziej wyrównany, większość restauracji reprezentuje podobny, średni. Wynika to z tego, że boom na sushi ciągle u nas trwa i wielu widzi w nim dobrą okazję na biznes, a jednocześnie brakuje wyk-walifikowanych kucharzy. A jak tę jakość ocenić? Podstawowym błędem niedoświadczonych kucharzy jest przyrządzanie sushi, którego nie da się zjeść za jednym razem albo takiego, które się rozpada. Trzeba też zwrócić uwagę na sposób gotowania ryżu. Nie może on być ani za miękki, ani za twardy. Ważne jest również to, jak ryż jest doprawiony. Wielką tajem- nicą każdej dobrej restauracji sushi jest zalewa do ryżu, czyli baza spo-rządzana z octu ryżowego, koniecznie oryginalnego. Dodaje się do niego w pewnych proporcjach sól, cukier i inne, tajemne składniki znane tylko restauratorom. Często te zalewy są albo za słodkie, albo za słone, albo za kwaśne. Jest to szczególnie ważne,

smaki świata

Zestaw z nigiri sushi

Kaczka z mango salsa

Zestaw hitori

Page 21: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 21iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

bo sercem sushi nie jest ryba tylko ryż. Musi on być doskonale ugotowany, doskonale przyprawiony i mieć odpo-wiednią konsystencję. Żeby robić do-bre sushi trzeba nawet dziesięciu lat nauki.

Jakie dania szczególnie pole-ciłaby pani nowym gościom Izumi sushi?

Jeśli ktoś ma opory przed surowymi rybami – a wiem, że nie każde polskie podniebienie je lubi – to proponuję, żeby spróbował dań pieczonych. Mamy w naszej ofercie maki sushi z pieczonym łososiem, ale też kre- wetki, kaczkę... Można również spró- bować wersji wegetariańskich naszego sushi, np. z warzywami takimi jak japońska tykwa. Poza tym polecam tofu i inari oraz cienkie sushi hoso- maki, na przykład z ogórkiem. No i moje ukochane tamago, czyli omlet japoń- ski. Natomiast z dań na ciepło – dos-konałą kaczkę w sosie teriyaki z man-go salsa i kurczaka teriyaki, a z ryb – halibuta gotowanego na parze lub okonia w sosie cytrusowym. Polecam też coraz bardziej popularny, a kiedyś nieznany w Europie, makaron z mąki gryczanej.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję, a przy okazji chciałabym zaprosić wszystkich czytelników mie-sięcznika „Mój Mokotów” na trzecie urodziny naszej restauracji, które przy- padają 23. października oraz na mo- jego bloga o kuchni japońskiej i nie tylko (www.foodfashionblog.com).

A w listopadzie na hasło Mój Mokotów 10% rabatu dla Czytelników.

ul. Biały Kamień 4tel: (22) 424 00 51

Alicja i Alon Than

smaki świata

Page 22: Mój Mokotów październik 2012

22 Mój Mokotów październik 2012aaaaaaiiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

oni tu mieszkają

Podczas pierwszego uroczystego wieczoru otwarcia nowej kliniki La Perla w Holiday Inn Józefów pod Warszawą wszystkich zach-wycił pokaz bielizny polskiej mar-ki Alles. Panie doceniły nie tylko jej piękno, ale i przystępną cenę, a panowie nie mogli oderwać wzroku od modelek. Tym bar- dziej, że tylko ten jeden raz, spec- jalnie dla gości La Perli, w ich rolę wcieliły się także grające w ser-ialu „Klan” aktorki – Magdalena Stam i Oliwia Angerstein. I po-mimo tremy, przy wielkiej owacji, spisały się jak widać znakomicie.

Romantycznie i drapieznie

Najnowsza kolekcja bielizny Alles

Alicja Wojciechowska, właścicielka firmy Alles z Magdaleną Stam i Oliwią Angerstein.

Page 23: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa 23iiiiiiiiiiMój Mokotów październik 2012Mój Mokotów październik 2012aaaaaa

Romantycznie i drapieznie

Najnowsza kolekcja bielizny Alles

Magdalena Stam

Oliwia Angerstein

Page 24: Mój Mokotów październik 2012

Mój Mokotów październik 2012aaaaaa