Upload
others
View
3
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
Pamiętnik nastolatki
8
Beata Andrzejczuk
Pamiętnika nastolatki
KLUB
KoreKta
Agata ChadzińskaMarlena Pawlikowska
OpracOwanie kOmputerOwe i skład
Anna Kendziak
Ilustracje
Katarzyna Bigos
prOjekt Okładki
Łukasz Kosek
Zdjęcia na Okładce
fot. PlainPicture/EastNewsfot. ImageBroker/EastNews
ISBN 978-83-7569-487-1
© 2014 Dom Wydawniczy „Rafael” ul.Dąbrowskiego16 30-532Kraków tel./fax: 12 411 14 52 e-mail:[email protected] www.rafael.pl
Druk:DrukarniaRAFAEL
L 15 wrzesniaE
M ana imięFilip.Takprzynajmniejpowiedziałami
Gabi.Chodzidoklasykoszykarskiej i jestniesamowicieprzystojny– blondyno niebieskichoczachi staranniewy-stylizowanejfryzurce.Wciążo nimmyślę,tylkoniewiem,jakgopoznać.Ostatniouzmysłowiłamsobie,żenajważ-niejszypowódmojegochodzeniadoszkoły tospotkaćFilipanaprzerwie,bopozatymjesttaksobie.
Całeszczęście,żebędęw jednejklasiez Gabii Pau-liną.Jużpierwszegodniaumówiłyśmysię,żepójdziemyrazem.Tojednakniezmieniłofaktu,żezestrachutrzęsłymisięnogi.Z jednejstronybyłambardzociekawa, jaktobędziew nowejszkole, jacybędąludziez mojejklasyi najakichnauczycielitrafię.Z drugiej– stresściskałmiżołądektakmocno,żeprzedwyjściemniepotrafiłamprze-łknąćśniadania.Wciążmyślałamo tym,jaksięzachować,byniezrobićz siebiegłupkaprzednowymiznajomymi,bysięnieskompromitować.Noi żebynapoczątkutylkoniepodpaśćnauczycielom,bowiadomo,żepotemtosięmadokońcaszkołyprzechlapanemimousilnychstarańnaprawieniawpadki.
’
4
Ostatecznieniejestdobrze.Nauczycieleróżni.Dziew-czynydośćfajne,choćpierwszegodniabyłodziwnie,bonierozmawiałyśmyzesobą.No,chybażektośsięznał,takjakjaz Gabiczyz Pauliną.Gorzejjednakz chłopakami.Czepiająsięnas,dziewczyn,odsamegopoczątku.Właści-wiecokolwieksiędonichpowie,toodrazuwyśmiewają.Podtymwzględematmosferajestokropna.Najlepiejz ichzaczepkamiradzisobieGabi.Nicniemówi,alemacośtakiegokpiącegow spojrzeniu,żegdywbijew nichswójwzroki spojrzyz góry,tomilkną.NajgorzejmaKaśka.Niedość,żenazywasięGłąb,tojeszczemajednookoskośne.Mówiłacośo operacji.Zresztąw okolicachpowiekimasporąbliznę.Chłopcyprzyczepilisiędoniejnatychmiast.
– Mamydownaw klasie!– ryknąłjużdrugiegodniawysokirudzielecimieniemMaciek.Resztachłopakówmuwtórowała.
– Niedość,żedown, to jeszczeGłąb!– śmialisięgłośno.
– Atonietosamo?– Nie,tooznaczapodwójnegogłąba!– rechotalize
swoichwłasnychżartów.Kasiapoczerwieniała.Byłowidać,żeniebardzowie,
jakmasięzachować.Próbowałanawetsięz tegośmiaći obrócićwszystkow żart.Zdnianadzieńbyło jednakcorazgorzej.Zaczęławięcignorowaćichzaczepki,aletonicniedawało.Imusilniejstarałasiępokazać,żematogdzieś,tymbardziejnasilałysiękpinyi wyzwiska.WczorajKasianiewytrzymała.Całądługąprzerwęprzepłakaław toalecie.
Naszczęście1październikamamywycieczkęszkolną,taką integracyjną. Jadąosobyz całej szkoły, te,którechcą;z naszejklasy:ja,Gabi,Paulina,Kaśkai tylkodwóchchłopaków.Możew mniejszościdadząnamspokój i niezepsująwycieczki.
5
L 20 wrzesnia E
C hłopakiw szkoleznówbardzodokuczaliKaśce.Wła-
ściwieniemadnia,bysięnieprzyczepili.Jakiśczastemustrzelalidoniejz długopisówmokrymipapierkami.Terazwymyślilinowysposób.Tnągumkęnakawałkii rzucająjejwewłosy.Potemjestogromnyproblemz wyplątywa-niemtego.
Napoczątkudziewczynystawaływ obronieKasi,aleczęśćsięwycofała.Niechcąmiećdoczynieniaz chłopa-kami.Ja,Gabii Paulinatrzymamyz Kasią,bonamjejżal.Niechcemy,abypoczułasięzupełniesamotna.
– Możepowinnaśporozmawiaćo tymz nasząwycho-wawczynią?– zaproponowałaPaulina.
– Cośty.Wtedytojużw ogóleminieodpuszczą– od-parłaKasia.– Niebędęskarżyć.Jakośsobiez tymmuszędaćradę.
– Ciekawejak?– wtrąciłaGabi.– Oninieodpuszczą.Gdypatrzęnatoz boku,towydajemisię,żetosięnasila.
– Możedorosną?– szepnęłaKasiaz nadzieją.– Tak,dorosną,jakskończąszkołę.A coprzeztenczas?– Niewiem– drżącymgłosempowiedziałaKasia.
– Czuję się, jakbymbyła chorana jakąś śmiertelną
’
6
chorobęalbomiałatrąd.Każdegodniawstajęz lękiemi zastanawiamsię,codziśmniespotka.
– Powiedzo tymrodzicom.Możeoniznajdąrozwią-zanie– przyszedłmidogłowypomysł.
– Niechcę, żeby rodzicewiedzieli.Mamabędziezamartwiaćsięnaśmierć,a tatapowie,żeprzesadzamalbożejestemdoniczego,bonieumiemsobiez nimipo-radzić.Zresztą,cotoda?Jeślimamaprzyjdziedoszkoły,tobędziejeszczegorzej,niżgdybymjasamanaskarżyła.– Kaśkawestchnęłagłęboko.
Resztędrogidodomuprzebyłyśmynasiłęwymyślajączastępczetematy,żebyniemilczeć.SytuacjaKaśkibyłaniewątpliwie trudna.Wstydprzyznać,aleodetchnęłamz ulgą,gdyprzekroczyłamprógdomu.
– Julka,gdzietybyłaśtyleczasu?!– usłyszałamzde-nerwowanygłosmamy.
– Wracałamzeszkoły– odparłam,wzruszającramio-nami.
– Tyleczasu?Dziśidziemydostomatologanawyciski.Myślałam,żepodjedziesztramwajem,alboautobusem,a tysięgrzebieszjakmuchaw smole.
O,rety!Naśmierćzapomniałamo tychwyciskach.Mammiećruchomyaparatnagórnąszczękę,a mamabędzierobićkoronkinajedynki.
– Siadaj i jedz– powiedziałazdecydowanie,ale jużspokojniej,podającmipomidorową.– Tylkosiępospiesz– dodała.
Szybkozjadłamzupę,a potemzapiekankęmakaro-nową.O małocosięnieudławiłam,bomamawciążstałaminadgłowąi poganiała.Szybkowrzuciłamtalerzedozmywarkii pochwilibyłyśmyjużw samochodzie,jadącdonaszejdentystki,paniAni.
– Pococitekoronki?– spytałam.– Miałamwielerazyrobionąestetykęnajedynkach.
Terazjednaodtyłucałamisiękruszy.PaniAniapowiedziała,
7
żezębyodtejestetykisą jużsłabe i szkoda jebardziejosłabiać.Trzebazrobićkoronkę.A najedynkitrzebarobićobiejednocześnie.
– Idziścizałoży?– Nocośty?Musimizeszlifowaćzębydotakichko-
łeczków,zrobićwyciski koronkibędązatydzieńlubdwatygodnie.Technikmusijewykonać.
– O,matkoświęta!– jęknęłam.– Totybędzieszterazchodziłapoulicyz kołeczkamizamiastzębów?!
– Nie.Dostanęzastępczekoronki,alei takwzięłamzwolnieniez pracynatenczas– wyjaśniła.– No,ruszsię,Julka.Jesteśmynamiejscu.
Jużpochwilisiedziałamna foteludentystycznym,bomamasięuparła,żebymbyłapierwsza.Potemmiałamzrobićzakupyw pobliskimsklepie,gdyż toszlifowaniejedyneknakołeczkipodobnodługotrwa.
– Nabierzpowietrza,przełknijślinę i wbijzębyw tęmasę– poleciłapaniAnia.
Wykonałampoleceniebezsłowa.– Ijeszczeraz!I jeszczeraz!I jeszczeraz!– paniAnia
byłanieubłagana.– Aaaaaa!– dobiegłmnienaglekrzykdentystki.
Spojrzałamnaniąprzerażonaz wciążwbitymizębamiw różowąmasę.PaniAniausilniepróbowałaz mojegozębowegouściskuwydobyćswojąbiałą lateksowąręka-wiczkę.Czyżbymugryzłająw palec?Tegoniewiedziałam,ale rękawiczkawciąż tkwiłapomiędzymoimizębami.W końcuudałosię jąwyciągnąć.Byładziurawa.Wybu-chłamśmiechem,bomnierozbawiłatasytuacja.PochwilipaniAniatakżezaczęłasięśmiać.
Drzwidogabinetupowoliuchyliłysięi zobaczyłyśmyw nichgłowęzaintrygowanejmamy.Tonasrozśmieszyłojeszczebardziej.Zupełnie zaskoczonawpatrywałasięw nasjakw nadprzyrodzonezjawisko,a myzwijałyśmysięześmiechu.W końcupaniAnia,łapiącz trudemoddech,
8
wyjaśniłamamie,żeo małoconieodgryzłamjejpalca.Palecudałosięuratować,alerękawiczkijużnie.
– Niecodziennywidok– mamapokiwałaz niedowie-rzaniemgłową.– U dentystynaogółwszyscysiedząwbiciw fotelz przerażonąminą.A tu!– wskazałananasręką.– Pacjentkazwijasięześmiechui panistomatologteż!– uśmiechnęłasię.
– Proszęsiadać.Z Julkąjużskończyłam– zwróciłasiędomamypaniAnia.
– Będziebolało?– spytałamojarodzicielkaz lekkimniepokojemw głosie.
– Nicpaniniepoczuje,przecieżznieczulimy.Mamausiadłanafotelu,a japoszłamzrobićzakupy.
Rzeczywiście, toszlifowaniedługotrwało,bogdywróci-łamzesklepu,toczekałamnamamędobrepółgodziny.Dodomudojechałyśmyzmęczone.A tu jeszcze trzebabyłozajrzećdoksiążek.Mamaniepozwoliłamiwłączyćkomputera,bymbezproduktywnienie traciła czasu,więcogarnęłamfejsa i Twitteranasmartfonie.Nimsięzorientowałam,minęłagodzina.Pomyślałam,żetrudno,najwyżejnieodrobięlekcji.Możeudasięjakośprzetrwaćtenjutrzejszydzień.Zresztąwszystkietetestykompetencji,sprawdziany,kartkóweczkijużsązamną.Nauczycielenapoczątkurokuchcielisiękonieczniedowiedzieć, ilesięnauczyliśmyw poprzednichszkołach.
Wzięłamszybkiprysznic i wskoczyłampodkołdrę.Mamajużspała.Chybatoszlifowaniezębówjąsolidniewymęczyło.Jatakżezasnęłamdośćszybko.Niewiem,ilespałam,gdydomoichuszudobiegłkrzykmamy:
– Aaaaaa!O,matko!Zerwałamsięnarównenogii pobiegłamw kierunku
łazienki.– Cosięstało?!– spytałamzdyszana.
9
Mamastałaprzed lustrem.Namójwidokszybkozasłoniładłoniąusta.
– Mamo!Cosiędzieje?O małocoprzezciebiezawa-łuniedostałam.
– Wstałam,żebyzrobićsiku– tłumaczyła,odsuwająctylkonieznaczniedłońodust.– Potemchciałamumyćręce.Gdypodniosłamgłowę,zobaczyłamswojeodbiciew lustrze– dodała.
– I taksięswojegoodbi-ciaprzestraszyłaś?– zachciałomisięśmiać.– Wyglądasz taksamojakzawsze.Możetrochępobladłaś.
– Nieo tochodzi– po-wiedziałapoważnie.– Samazobacz– dodała,zdjęłaz ustdłońi uśmiechnęłasiędomnie.
– Aaaaaa!– krzyknęłamwystraszona jejwidokiem.– Mamo,zakryjto!
Ponownie szybkozakr yła usta dłoniąi wyszeptała.
– Gdyspałam,musiałymi spaść tedwiezastępcze koronki.
– Coteraz?Raczejniechciałamjużoglądaćmamyuśmiechuz dwo-
macieniutkimikołeczkamizamiastjedynek.Wcalemnieniedziwiło,żesiętakwystraszyłaswojegoodbiciaw lustrze.
– Możeudamisięjeznaleźćw łóżku– powiedziałacichoz nadziejąw głosie.
– Chcesz znaleźćdwiemalutkiekoronkiw takimwielkimłóżku?
10
– Samaniewiem.RanopojadędopaniAniponastępnezastępczekoronki,alewolałabymnie jechaćz kołkamiw ustachzamiastjedynek.
– Przecieżniemaszdaleko.Musisztylkopamiętać,żebyw razieczegouśmiechaćsięz zamkniętymiustami– roześmiałamsię,choćżalmibyłomamy.Biedna.
11
l 1 pazdziernikae
W stałamdziśbardzopodekscytowana.W końcudwa
dniluzui wyjazddoPraginaintegracyjnąwycieczkę.Mamazdecydowała,żepodrzucimniepodszkołę.Majużpięknestałekoronki i uśmiechasięszeroko.Trochęsię jednaknamęczyła,botetymczasowewciążjejspadały.PaniAniazabezpieczyłamamyjedynkiczymś,cowyglądałojakgumadożucia,żebyniespadałyi żebymamadoczasuzrobieniatychstałychmiałakomfort,choćwiadomobyło,żewycho-dzićz czymśtakimnazębachz domutobyłaryzykownasprawa.Mamachowałasięwięcprzedcałymświatem.Przyszedł jednaklistonosz.Chybabyłnazastępstwie,bowcześniejgoniewidziałam.Przyniósłjakieśprzesyłkii wpa-trywałsięw mamęjakzauroczony.W sumienicdziwnego,jestatrakcyjnąkobietą.Mamapodpisałajakieśświstki,noi sięzapomniała.Chciałaodwzajemnićjegouśmiechi wy-szczerzyłazęby.Listonosz,widząccośw rodzajugumydożuciazamiastzębów,doznałszoku.Najpierwzaniemówił,potemwydobyłz siebiedziwnedźwięki,którezapewnemia-łyoznaczać„dowidzenia”,a potemtakszybkouciekał,żebałyśmysię,żezarazprzywaliw słup.Myślałam,żeumręześmiechu.Mamateżw końcusięroześmiała.
’
12
– Wszystkomasz?– dobiegłmniejejgłos.– Tak,mamo.Jadętylkonadwadni.Spakowałam
sięjużwczoraj.– Akurtkaprzeciwdeszczowa?– Przecieżniepada.– Alew każdejchwilimożezacząćpadać.Mamyjesień.– Mamw torbie,spakowaną– wyjaśniłam.– Weźdopodręcznej,bojakzaczniepadaćw czasie
drogi,tocikierowcaz bagażnikatorbywyciągaćniebędzie.– OK.– W duchuprzyznałamjejracjęi przełożyłam
kurtkę.Pod szkołędojechałyśmy szybko.Autokar czekał
z bokubudynkunaparkingugraniczącymz parkiem.Byłojużtrochęosób,a wśródnichnauczycielkaodgeografii,trochękulejąca.Notak,towszystkoskutekwczorajszegodnia.Panisiedziałanakrześlei długąwskazówkąpokazy-wałacośnamapie.Byłanamaksawkurzona,bochłopakioczywiściecałyczassięwygłupiali.Nagleusłyszeliśmytrzask. Jednemuz nichpotłukłasiębutelka.Wszystkieoczypowędrowały,więcw tamtymkierunku.Pawełszybkozebrałszkłoi odwróciliśmysięponowniew stronętablicy.
– Panizniknęła– szepnęłaGabi.– Widzę– odparłam.– Gdzieonajest?– poklasieprzeszedłszeptzdziwienia.Wtemkunaszemuzaskoczeniuzzabiurkawyłoniła
siędłoń.– Nicminiejest– usłyszeliśmyjejgłos.Chłopakichociażrazzachowalisięjaknależy,bopod-
bieglii pomogliwstaćnauczycielce.Okazałosię,żepanihuśtałasięnaswoimkrześle,pokazującnamtewszystkierzeczynamapie,noi sięz tymkrzesełkiemprzewróciła.
Opowiedziałamo tymmamiei razemsięśmiałyśmy,siedzącw samochodzie.Pożegnałamsięz niądopiero,gdyzobaczyłamGabi.Szybkimkrokiemruszyłamw jej
13
kierunkui omalniewpadłamna...Filipa!O,rety!Onteżjechałnawycieczkę!Alesięucieszyłam.Z drugiejstronydrżałamzestrachu.Samaniewiem,czegosiębałam.A możetoniebyłstrachtylkoemocje?
– Widziałaś,ktojedzie?– szturchnęłamGabi.– Widziałam,widziałam– roześmiałasię.– Cicho!– syknęłam.– Jeszcze się zorientuje, że
o nimmówimy.– Nibyjak?Śmiaćmisięniewolno?– zapytała,alejuż
nicniedodała,bodoautokaruzbliżałasięKaśkai Paulina.Kierowcaotworzyłbagażnik,byśmymoglipoukładać
tamswoje torby.Potemzaczęliśmyzajmowaćmiejscaw autokarze.Jausiadłamz Gabi,a Kaśkaz Pauliną.Filipzeswojąpaczkązajęlioczywiście tyłautokaru.PaniodgeografiizwanaSkałąodczytała listęobecności i ruszy-liśmy.Z nauczycielipojechał jeszczepanodhistorii,naktóregowszyscymówiliMieszko.Początkowomyślałam,żetoksywa,aleonautentycznietakmiałnaimię.
PaczkaFilipastraszniehałasowała.Śmialisięgłośnoi rzucaligłupimitekstami.Poczułamsięjaknalekcjiw kla-sie.Niczymszczególnymnieodróżniali sięodnaszychchłopaków.No,może tym,żenamniedokuczali. Ichidiotycznetekstybyłyraczejogólnikowe.Skałakilkarazypróbowałaichuciszyć.Bezskutecznie.W końcuMieszkotaksięwkurzył,żeażzrobiłsięczerwonynatwarzy.
– Dość tego,panowie! – wrzasnął. – Proszę, ty– wskazałpalcemnaniskiegoblondyna– siadaszkołoWeroniki.Ty– wskazałnadrugiegochłopaka– tutaj.Ty– terazprzyszłakoleinaFilipa– usiądzieszz Julką.
Sercemistanęło.Niebyłamw stanienawetprzyswoićnatęchwilę,gdzieprzesadziłGabi.Filiprozsiadłsięobokmnie.Byłwściekły.Miałamjednaknadzieję,żemuminie.Nadarzyłasięw końcuokazja,bygopoznać.Wprawdzieparaliżowałmniestrach,alerównocześnietakbardzosięcieszyłam.
14
– I żadnychsprzeciwów!– kontynuowałMieszko.– Bozawrócimyi żadnejwycieczkiniebędzie!
ObserwowałamFilipaukradkiem.Gdyjużwydawałomisię, żezłośćmu trochęopadła,odważyłamsięgozagadnąć.
– Mamnadzieję,żedadząnamtrochęwolnegoczasuw Pradze,takiegodlasiebie.
– Pewniedadzą– burknął.– Byłeś jużw Pradze?– próbowałamgowciągnąć
w rozmowę.– Byłem– powiedziałchłodno.– Jajadęporazpierwszy.Podobałocisię?– Miastojakmiasto– odpowiedziałlodowatymtonem.Zerknęłamnaniego i natychmiast tegopożałowa-
łam.Naszespojrzeniaspotkałysię.Alew jegooczachzobaczyłamwyraźnąniechęć.Niemiałampojęcia,o cochodzi.Niczłegoprzecieżniezrobiłam.Chciałamtylkoz nimporozmawiać,byśmyobojemiłomoglispędzićczasw autokarze.Przecieżonw ogólemnienieznał.Skądwzięłasiętairytacja?
Odwróciłtwarzw drugąstronę,takjakbyniechciałmniewidzieć.Smutekścisnąłmi serce.Poczułamsięzwyczajnieupokorzona.Czyżbymbyła takastraszna?Uważałamsięzaprzeciętnądziewczynę,choćkoleżankizawszemimówiły,żejestembardzoładna.Jestemdośćwysoka,bomamażmetrsiedemdziesiątpięćwzrostu.Byłam też szczupła.ZdrowądietędonaszegodomuwprowadziłamojasiostraMichalina, jeszczezanimwy-jechaładoAustralii,gdziemieszka jejchłopak.Miśkazdałamaturęi wyjechałanastudia,a myz mamąprzy-zwyczaiłyśmysiędopotraw,któreprzyrządzała.Włosymiałamciemnei długie.Lubiłamdługiewłosy,dlategotylkopodcinałamkońcówki.Wszyscyteżmówili,żemamślicznezieloneoczy.Nawetmniepodobałasiętazieleń.
15
Była takaintensywna.Fakt,niebyłamtakapiękna jakGabi– niższaodemnie,alerównieszczupła,jasnablon-dynkao niebieskichoczach.Gabinigdyniewychodziłaz domubezmakijażui zawszemiałastaranniedobranedodatki.Dotegomakijażutonawetnaszawychowawczynisięprzyczepiła,żenibyw pierwszejklasiegimnazjalnejtodziewczynypowinnybłyszczećnaturalnąurodą,aleGabipuściłatęuwagęmimouszui dalejprzychodziładoszkołyumalowana.Pomyślałam,żemożeFilipjesttakiwściekły,boskoro już ichporozsadzali, towolałbysiedziećkołoGabi,a niemnie.Bezwzględunaprzyczynę,czułamsięokropnie.Takbardzobyłomiprzykro.Starałamsięzapa-nowaćnadswoimiemocjami,bałamsiębowiem,żezarazpocieknąmiz oczułzy.
Resztędrogiprzejechaliśmyw milczeniu.Założyłamnauszysłuchawkii wcisnęłamprzyciskodtwarzającymu-zykęnasmartfonie,a potemgapiłamsięw okno,trzęsącsięcałyczasw środkuzezdenerwowania.Filipzamknąłoczy i spałalboudawał,żeśpi.Głowęmiałodwróconąw drugąstronę.
16
l 2 pazdziernikae
W czorajzwiedziliśmysiedzibęwładcówczeskich,zamek
naHradczanach.NastępniepodziwialiśmypanoramęPragiz mostuKarola.PrzestrzeńpomiędzymostemKarolaa zamkiemwypełniająniezwyklecennebudowleMałejStrany,w tymstrzelistasylwetkakościołaśw. Tomasza.SpacerowaliśmyteżmalownicząZłotąUliczką.Późnympopołudniemudaliśmysiędohotelu,w którymmieliśmyspędzićnoc.Dostaliśmyrównieżdwiegodzinyczasuwolne-go.Chodzącz Gabi,Kaśkąi Paulinąpopraskichulicach,opowiedziałamimcałąhistorięz Filipem.
– Nowłaśnie,zauważyłam,żespałcalusieńkądrogę– skwitowałaKaśka.
– Jamuspaćniezabraniam– burknęłam.– Nierozumiemtylko,dlaczegobyłdlamnietakinieprzyjemny.
– Dajspokój– wtrąciłaPaulina.– Byłwściekły,boichMieszkoporozsadzał.Niemógłsiedziećz chłopakami.
– Tomusiałsięwyżyćnamnie?– nierozumiałam.– Natowygląda– potwierdziłaGabi.Gdywróciłyśmydohotelu i zjadłyśmykolację,do
naszegopokojuwszedłAdrianz drugiejBrazemz Grześ-kiem,teżz jegoklasy.
’
17
– Chodźciedonas,dziewczyny– zaproponował.– Siedzimysobiewiększągrupąi siętrochęwygłupiamy.Cobędzieciesamerobić?
– OK– ucieszyłasięGabi.– Zachwilędowaswbija-my.Którynumerpokoju?
– Stopięć– odparłGrzesiek.– Idźciesame– powiedziałam,gdytylkozachłopaka-
mizamknęłysiędrzwi.– W stopiątcejestFilip.Widziałam,jakwchodziłz bagażem.
– Przestańświrować,Julka– zezłościłasięGabi.– NieidzieszdoFilipa,tylkonazaproszenieAdrianai Grześka.
– Idźciesame– byłamuparta.– Niemamochoty,byznówmnieupokorzył.
– Niby jakcięmaupokorzyć?Tamjestdużaekipa– zauważyłaPaulina.– Niemusiszz nimgadać.
Wszystkietrzyzaczęłymnienamawiać.W końcuule-głam.Gabiprzedwyjściemoczywiściewytuszowałajesz-czerazrzęsy i pociągnęłaustabłyszczykiem.Nakoniecprzejrzałasięw lustrze.
– Nodobra,spadamy– powiedziałai pierwszaruszy-ław kierunkudrzwi.
Wstopiątcerzeczywiściebyłotłoczno.Wszyscyśmialisięi rozmawiali.Kątemokazauważyłam,żeFilipdosko-nalesiębawi.Zagadywałdziewczyny,żartowałz chłopa-kami,dochwili,nowłaśnie,dochwili,gdymniezobaczył.Obrzuciłmnielodowatymspojrzeniem,a jegohumorprysłjakbańkamydlana.Siedziałmoże jeszczez piętnaścieminutnaburmuszony,a potemwstałi wyszedłz pokoju.
Ztrudempowstrzymywałamłzy.Czyjajestemtrędo-wata?W tejchwilizrozumiałam,jakmusiałasięczućKaś-kaupokarzanaprzezchłopakówz naszejklasykażdegodnia.Jakonasobiez tymdawałaradę?Janiepotrafiłam,mimożeFilipnawetminiedokuczał,tylkotraktujemniejakkogośgorszego,z kimniechcemiećnicwspólnego.
18
Zresztąsamaniewiem,jakonmnietraktował.Miałamtylkoświadomość,jakokropniesięz tymczuję.SzepnęłamGabinaucho,żeidędopokoju,i wymknęłamsiępoan-gielskuzestopiątki.Chciałamzasnąć,aleniepotrafiłam.Rozpłakałamsięnadobre.Zacospotykamnietakakara?
Dziewczynywróciłypojakichśdwóchgodzinach.– Mieszko zaczął sprawdzaćpokoje i wszystkich
powywalał– żaliłasięGabi.– Ludziepytalio ciebie,alepowiedziałam,żeciębrzuchrozbolałi poszłaśsiępołożyć.
– Dzięki– szepnęłam.– Aswojądrogą,totymusiałaśjakośpodpaśćtemu
Filipowi– stwierdziła.– Wróciłzarazpotem,jaktywyszłaś,i znówtryskałhumorem.
– Nieznamgo.Widywałamgotylkow szkole.Podo-bałmisię.Mówiłamwamo tym.Alenigdyw życiuz nimnierozmawiałam.No,dowczoraj.O iletomożnanazwaćrozmową.
– Płakałaś?– spytałaKaśka.– Jużmiprzeszło– burknęłam.– Poprostudośćmam
takiegotraktowania.– Nieprzejmujsięnim– wtrąciłaPaulina.– Trochęsięjejniedziwię,żesięprzejmuje.Chłopak
takiładny,żeażdechw piersiachzapiera– powiedziałaGabiz błyskiemw oku.– AleAdrianteżniczegosobie.
– Kwestia gustu – Kaśkawzruszyła ramionami.– MnietencałyFilipw ogólesięniepodoba.Takiprzylizanyi wyprasowanyjakz żurnala.Nielubiętakichchłopaków.
– No,no,Kaśka lubi takichw styluMarcina.Caływieczórz nimprzegadała.
– Bojestmądry.– CotozaMarcin?– zaciekawiłamsię.– ZpierwszejA –wyjaśniłaPaulina.– Tenz długimi
włosami,cogranagitarze.Takiluzak.
19
Przysłuchiwałamsię ichopowieściom i w duchucieszyłamsię,żeKaśkadobrzesiębawi.Naszczęścienaszklasowymęskiduetsiedziałcichoi jejniedokuczał.W końcuzmęczonawrażeniami,i tymipozytywnymi,i nie-przyjemnymi,zasnęłam.
RanoobudziłmniegłosMieszka.– Wstawać,śpiochy!Pakujemybagaże, idziemyna
śniadaniei nadalzwiedzamyPragę.Leniwiewstałyśmyz łóżek.Powolizabrałyśmysiędo
porannejtoaletyi pakowaniarzeczy.– Czyniemoglibynamdaćtrochędłużejpospać?
– jęknęłaPaulina,przeciągającsię.Pośniadaniuzwiedzaliśmycentrummiastai takzwa-
nąprawobrzeżnąPragę.Naszpobytw tympięknymmie-ściezakończyliśmyspaceremwzdłużwybrzeżaWełtawy.Porobiłyśmyz dziewczynamidużofoteki powrzucałyśmyjenaInstagram.Następnieposzliśmynaobiadi dostaliśmyczaswolnynazakupy.
Gdyzbliżałasięporapowrotu,zaczęłamsiębardzodenerwować.Czyznówbędęmusiałasiedziećz Filipem?A możew drodzepowrotnejMieszkoodpuścii będziemymogli siedzieć,z kimchcemy?Temyśliniedawałymispokoju.Niestety,mojenajgorszeobawysiępotwierdziły.
– Siadamytaksamo, jakpoprzednio– powiedziałstanowczymgłosemhistoryk.
Nasamąmyśl,żeznówbędęmusiałasiedziećkołoFilipa,przeszłymniezimnedreszcze.Wpadłamdoautokarujaknaj-szybciejtylkomogłami zajęłammiejsceprzyoknie.Tymrazemtojamodliłamsię,bywydarzyłosięcoś,żebytylkoniesiedziałobokmnie.Utkwiłamwzrokw widokuzaszybą.Niestety!Jużpochwiliczułamjegociałoobokswojego.Zamarłam.
– Hej!Filip jestem– dobiegłdomoichuszuciepły,aksamitnygłos.
20
Pomyślałam,żealbośnię,albomamjakieśschizy,ewentualnie,żetonietenFilip.
Odwróciłamgłowęw jegostronę,niedowierzającżedomniemówi.
– Julia– wykrztusiłamz trudem.– Wiem, jakmaszna imię– pokazałw uśmiechu
swojebiałe,równezęby.– Skąd?– spytałamzdziwiona,niemogącwciąż
uwierzyć,żenormalniezemnąrozmawia.– Chodziszdonaszejszkoły.Trudnocięniezauważyć
– uśmiechnąłsięzawadiacko.– Chyba jużwewrześniuwiedziałem,jakmasznaimię.
– Niewiedziałam,żetaksięwyróżniam– odwzajem-niłamuśmiech,alewciążbyłamcałarozdygotana.
– Jesteśbardzoładna– powiedziałnieoczekiwanie,wpatrującsięw mojeoczy,a japomyślałam,żesięprze-słyszałam.Spiekłamraka!Autentycznie!Niepamiętam,kiedysięostatnio takzaczerwieniłam.Na jego twarzydostrzegłamprzebłyskwesołości.Odwróciłamgłowęw stronęoknai udawałam,żepodziwiamwidoki.
– ChodziszdopierwszejC,prawda?– ciągnąłdalejrozmowę.
– Tak– odpowiedziałamlakonicznie.– Jajestemw koszykarskiej.– Wiem– odparłami natychmiastpożałowałamtych
słów.– Tak?A skąd?– wydawałsiębyćrozbawiony.– No,takjakośwyszło– dukałam.– Poprostuwiem.
Tyteżwiedziałeś,żejachodzędoC– dodałampospiesz-nienaswojąobronę.
– Owszem,jawiedziałem,bomnietoakuratbardzointeresowało– cieńuśmiechupojawiłw kącikachjegoust.– A skądtywiedziałaś?– wciążprzyglądałmisięz nieukry-wanymzaciekawieniem.
21
– Chłopakiodnasz klasymówiliczęsto,żeto jestkoszykarska,pokazującnawas– kłamałam.– Noi wi-działamcięw tejkoszykarskiejgrupie,jakz nimiszedłeś– dodałam i odwróciłamgłowęw jegostronę.Naszespojrzeniaspotkałysię.
– Maszpięknezieloneoczy– szepnąłciepło,a jaznówbardzosięzmieszałam.
Dokońcapodróżybyłczarujący.Niepotrafiłamsobietegowszystkiegopoukładaćw głowie.Skąd tanagłaprzemiana?Gdywysiedliśmyz autokaru,podszedłdomnie i cmoknąłmniew policzek,ale tak jakośdłużejprzytrzymałusta.Przeszłymnieciarki.Rety!Jasięchybazakochałam!
22
L 15 pazdziernikae
N ieogarniamtego,cosięwokółmniedzieje,a już
najmniejrozumiemFilipa.Porazpierwszyw szkolespotka-liśmysiędwadnipowycieczce.Zobaczyłamgoz daleka.Ucieszyłamsiębardzonajegowidok.Sercenatychmiastprzyspieszyłoswojebicie.Jakiebyłomojezdziwienie,gdyFilipprzeszedłobokmnie, jakbynigdynic.Wprawdzierzuciłkrótkie:„cześć”,alesięnawetnieuśmiechnął.
– Gabi, czy tymimożeszwytłumaczyć,o comuchodzi?Najpierwsprawia,żeczujęsięjakaśgorsza,po-temprawimikomplementyi jestprzemiły,a teraz,gdybyniefakt,żepowiedziałmi„cześć”,tośmiałomogłabymstwierdzić,żetraktujemniejakpowietrze.
– Wieszco?– Gabiprzyglądałamisiędłuższąchwilę.– No,mów– zniecierpliwiłamsię.– Niewiem,czypowinnam– zawahałasię.– Bojęsię,
żesięobrazisz.– Nieobrażęsię.Obiecuję.Mów,cocichodzipo
głowie.– Botakpomyślałam– zaczęłaostrożnie– żew tym
autokarzetomożeon...– Co?!No,mów!
,
23
– Możemusięnudziłoi sobiejajarobił– wyrzuciłaz siebieszybko.
Zatkałomnie,słowodaję.Jasne,obiecałam,żesięnieobrażę.W końcusamanalegałam,żebypowiedziała,comyślinatentemat.Alenicniemogłamporadzić,żeby-łamwściekłanaGabii zrobiłomisiębardzosmutno.Jak-byniebyło,zwierzyłamsiędziewczynomzeswoichuczućdoFilipa.Gabidoskonalewiedziała,żewciążo nimmyślę.Mogławięcchoćbyzewzględunatenfaktoszczędzićmiswoichuwag.Myślałam,żesięzarazrozpłaczę.Dotknęłomnietobardzo.Gabispojrzałanamniepodejrzliwie.
– Ajednaksięobraziłaś– stwierdziła.– Nie,nieobraziłamsię– wycedziłamprzezzaciśnię-
tezęby.– Poprostutoniebyłoprzyjemne.– Samachciałaświedzieć,comyślę– wzruszyłara-
mionami.– Wiemi dlategoniemamdociebiepretensji– po-
wiedziałamzła.Naszczęściezadźwięczałdzwoneki weszłyśmydosali
biologicznej.Nawethumor trochęmisiępoprawiłpodwpływemwydarzeń.Panirozpoczęłalekcję.Olekz naszejklasywciążzgłaszałsiędoodpowiedzi, trzymającrękęw górze.Paniprzyglądałamusiębadawczo,zdziwiona,boprzecieżniezadałajeszczeanijednegopytania.W końcuniewytrzymałai zapytała:
– Olek,dlaczegowciążsięzgłaszasz,skoroo nicniepytam?
Olekwlepiłw niąwzroki jakgdybynigdynicodparł:– Właściwiesamniewiem.Całaklasaryknęłaśmiechem.Gdywychodziliśmyz sali,dostrzegłamFilipa.Szedł
w naszymkierunku.Pomyślałam,żetak,jakkilkadnipowycieczce,znówrzucimikrótkie„cześć” i pójdziedalej,ale,nie!Wręczbiegłw mojąstronęz uśmiechemna
24
twarzy.Nawetobejrzałamsięzasiebie,sądzącżebyćmożezmierzadokogoś,ktostoizamną.
– Cześć– przytuliłmniei cmoknąłw policzek.– No,mów,cou ciebiesłychać?
Gabi,przyglądającasiętemuz boku,byłarównieza-skoczona,jakja.Stałaz rozdziawionymiustami.Wemniezakiełkowałouczucietriumfu.Ciekawe,czyterazteżmibędziewciskać,żeFilipw autobusiewyłączniesięnudziłi robiłsobiezemnie jaja?Zebrałamsięszybkow sobiei odpowiedziałam:
– WszystkoOK,tylkozadajądużo.A cou ciebie?– Teżzadają,alewiesz,w klasiesportowejmamy
większeluzy.Jakktośdostaniejedynkęzesprawdzianu,topraktyczniemożejąpoprawiaćażdoskutku.Terminyteżmamydłuższe,a sprawdzianyczęstoprzekładane.
– Zazdroszczę– westchnęłam.– Alemymamycodziennietreningi,a dotegodo-
chodzązawody,więcczasutrochęmniej,a zabawićsięteżtrzeba.– Wyglądałnarozbawionego.– Możesiękiedyśrazemzabawimy?
– Może– wydusiłamz siebie,niemającpojęcia,w jakisposóbzabawiasięFilip.
– No,tosiemka.Muszęspadać.– Siemka– odparłam.PoczekałyśmynaPaulinęi Kaśkęi ruszyłyśmyw stronę
domu.