Pilipiuk Andrzej - 03 - Weźmisz Czarno Kure

Embed Size (px)

Citation preview

ANDRZEJ PILIPIUK

WEMISZ CZARNO KURE...

2002

Spis treci:Wemisz czarno kure Problemy Bimbrocig Dom bez klamek Drewniany umys Dziadek Lenin Lenin 2: Co przetrwao Okazja Ostatnia posuga Znalezisko W kamiennym krgu Ostateczna polisa na ycie Park Jurasicki Epilog Reprywatyzacja Spowied Titanic Liverpool 1911 Zbrodnia doskonaa Pogotowie Dodatek: Spotkanie z pisarzem

2

Wemisz czarno kure...Jakub Wdrowycz sta, wpatrujc si ponuro w swoj niedosz plantacj malin na Biaej Grze. Pole dobrane byo idealnie. Poudniowa ekspozycja, solidnie zasilona obornikiem. Wskie i dugie. A jaki pikny by z niego widok. Wzrok waciciela mg si swobodnie lizga po caej dolinie. Na lewo wida byo wysadzan drzewami drog do Huty, dalej majaczya kapliczka stojca na rozstajnych drogach. Przed nim, w dole, leay Wojsawice. Wyranie widzia bia sylwetk kocioa i dach byego ratusza. Za wsi wznosi si masyw Mamczynej Gry oraz Zamczyska i tylko le dobrany punkt obserwacji utrudnia dostrzeenie wielkiej piaskowni. Na prawo, na linii horyzontu, wida byo kirkut i pagrki, za ktrymi leaa Trcianka. Jeszcze dalej majaczy Witoldw, a kpa drzew wyznaczaa pooenie jego rodzinnego Starego Majdanu. Daleko. Prawie osiemnacie kilometrw. Za plecami Jakuba wznosi si niewielki pagrek, a dalej by las, poprzecinany licznymi parowami. W lesie znajdowa si cmentarz z pierwszej wojny wiatowej. A tu bya jego plantacja. Jego niedosza plantacja. Dziesi arw malin, wgniecionych w ziemi koami kombajnu, ktry przejecha tdy, co najmniej cztery razy. Owoce opady w wikszoci na ziemi. Niektre krzaczki unikny losu swoich braci, lecz niewiele ich zostao. - Podo ludzka nie zna granic - powiedzia w przestrze. Jego nieletni syn Marek podnis si z ziemi, gdzie bada lady. - Maliny zebrali najpierw z grubsza do wiader, a pniej pojedzili kombajnem. Sdz, e nie po to, aby ukry lady, ale to jedyna droga tdy. - Droga!? - Przepraszam, tato. Miaem na myli, e to jedyny rwny kawaek pola. Ten bydlak nie mg przejecha poln drog obok, bo ryzykowaby zerwanie bbna. Pojecha na skrty. Idziemy na milicj? - Nie. Wemiemy zemst we wasne rce. Na skraju pagrkw, od strony lasu, pojawi si Jzef Paczenko siedzcy na swojej klaczce. Po chwili podjecha do nich. - lady cign si, a do pola Jopka, ktre jest licznie skoszone. Podobnie jak dwa ssiednie. W jeden dzie na pewno nie da rady. Musia tu szale, co najmniej trzy dni. - Cholera i nikt mnie nie zawiadomi - zdenerwowa si Jakub. - eby ich tak diabli wzili. Jak im jestem potrzebny, to jak sarenki do wodopoju, a tak to kamieniami. Rzucaj kody pod nogi. Na kadym kroku. - Nu, nie denerwuj si. W gminie s dwa kombajny. A to myl, e bya Vistula cierskiego. Job, jeho matery! - A to winia. winia, co kiedy by koleg. - Nu, i co ty bdziesz robi? - Zajdziem go we dwu i przetrzepiemy mu gnaty. Ja na milicj chodzi nie bd. - Za dobrze ci tam znaj. Choroszo. Pjdziem we dwu, przetrzepiemy mu skr i co z tego wyjdzie? Obijem gwno, a bdziemy odpowiada jak za czowieka. Jeli chcesz, to oczywicie ja zawsze z tob. - Ty Jzef boisz si spra jednego faceta? A pamitasz jak we wojn szlachtowalimy Szwabw jak wieprzki? - Wojna to co innego. Lepiej bdzie zrobi mu jakie subtelne kuku. - Kuku? Subtelne... Naraz Jakub urwa, tknity nag myl. Twarz jego rozjani szczery, szeroki, sowiaski umiech.3

- Jak subtelnie? - zapyta. - Co miae na myli? - Podpalimy mu stg, albo i stodo. - Rwnie dobrze mgbym si pod tym podpisa! Wiesz, kogo gliny bd podejrzewa w pierwszej kolejnoci? Mnie. Nie zapominaj, ile czasu siedziaem za ukraisk partyzantk. Ale z t subtelnoci to miae dobry pomys. Masz troch bimbru? Tego mocnego? - Dla ciebie zawsze. Ile ci trzeba? - Dziesi litrw. - Duo, ale znajdzie si. Wpadnij do mnie wieczorkiem. Po dojeniu. Poegnali si i Jzef pojecha na swojej klaczce w dolin. Jakub i Marek obserwowali go przez chwil. - Dlaczego nigdy nie uywa sioda? - Sam go zapytaj. Konie go lubi. Zreszt, jego ociec Anzelm, te by dziwny. Wane, e odleje mi spirytu. - Po co ci a dziesi litrw? - Zobaczysz. Subtelnie. Zemsta musi by subtelna. Rozemia si ponurym rechotem, ktrego nauczy si w wizieniu od najbardziej zatwardziaych kryminalistw. Sto metrw dalej poderwao si stadko kuropatw sposzonych tym dziwnym dwikiem. Ich ko zastrzyg niespokojnie uszami, cho powinien ju przywykn. Wsiedli na wz i pojechali do domu. Gdy tego wieczora Jakub zaszed do zagrody Paczenkw, dobiegao wanie koca wieczorne dojenie. W oborze panowa dziwny niepokj. Ko przestpowa z nogi na nog, to znw uspokaja si. - Co z nim? - zapyta Jzefa. - A nerwowy troch. Siadaj i poczekaj, ju kocz. Pocign jeszcze kilka razy strzyki i klepn krow w zad. Zdj z wiadra gaz i wycisn pian do niewielkiego kubka. Nastpnie przeszed z nim w kt obory, gdzie wla jego zawarto do niklowanej rurki sterczcej z polepy. - Na co to robisz? - Zdziwi si Jakub, ktry pochlebia sobie, zna wszystkie miejscowe zabobony. - Jakby to powiedzie, dla kotw w piwnicy. Bidne, godne kotki. - Masz piwnic pod obor? - Jzef wzruszy ramionami. - Czy to wane. Chod do chaupy. Nalej ci bimbru. - Poszli. Wewntrz domu panowa niead, zna byo brak kobiecej rki. Jak to u wdowca. Wdrapali si na strych, gdzie spor cz pomieszczenia zajmowa solidny kocio i system rurek, tudzie kilka kadzi z zacierem. - Nie boisz si, e ci spadnie na eb, ktrej nocy? - Ni, solidna chaupa. A sufit sam stawiaem. Wytrzyma. Podoga posypana bya warstw piasku. W tym piasku leay butelki pene cieczy. Jakub podnis jedn z nich i popatrzy przez ni na zachodzce soce, widoczne w niewielkim okienku. - Lepszy ni Josifa. - Pewno. Ja dbam o swj odek. Potrjnie destylowany. O kumpli te dbam. To na apwk? - Jako honorarium. - Ty nie wynajmuj adnych epkw do amania mu koci. Sypn si przy pierwszej okazji. Sami moemy to zaatwi. - Ja nie epkw. Mwie delikatnie i ja nad tym mylaem. I mam pomys pierwszej klasy. - Skoro tak, to daj plecak. Zaadowali go do pena, a potem jeszcze sprawdzili, czy samogon na pewno jest dobry. Sprawdzanie zaczo si od maej dawki, w ktrej dawao si wyczu jaki obcy posmak,

4

potem przysza kolej na wiksz dawk dla dokadniejszego zbadania obcej domieszki. Dawka ta okazaa si jednak niewystarczajca. Dopiero nad ranem udao si ustali, e zapewne jest to dodatek pryty z jabek, ktra wczeniej znajdowaa si w tych butelkach, ale ostateczne zweryfikowanie tej hipotezy przyjaciele odoyli na inn okazj. Chata Karwowskiego leaa daleko od Ucha, na wzgrzu, koo przejtego przez Herbapol paacu. Jej lokator najwyraniej nie yczy sobie kontaktw z mieszkacami wsi, a oni rwnie mao yczyli sobie kontaktu z nim. Z Herbapolem toczy wojn podjazdow, milicja nkaa go za prowadzenie poktnej praktyki paralekarskiej, a ludzie rzucali w niego kamieniami. Edward Karwowski by bowiem znachorem. Ponadto zajmowa si wrbiarstwem i kilkoma naukami pokrewnymi. Podobno umia te rzuca uroki, cho tego oczywicie nikt nie by w stanie sprawdzi w sposb jednoznaczny. Owszem, gliniarze, ktrzy go nachodzili, cierpieli potem na wierzb i biegunk, a jeden nawet wyysia, wyjtkowo czsto psuy im si zby i radiowozy, a dwa razy spon posterunek, ale ostatecznie jakie dziewitnastowieczne choroby kademu mog si przytrafi, a komenda moe si zapali z wielu powodw. Podobnie kady weterynarz moe naukowo wyjani utrat mleka u krw, a higienista powstawanie kotunw na gowach miejscowych plotkarek. Nieurodzaj dotykajcy wybirczo pl jednych rolnikw, podczas gdy ssiednie rodziy wysokie plony, zapewne by kwesti umiejtnego nawoenia, a gradobicia te si ostatecznie zdarzaj, cho fakt dokadnego wycelowania w pola pegeeru moe by ju, na ten przykad, nieco zastanawiajcy. Jakub Wdrowycz stan przed chat i rozejrza si po okolicy. Nie podobao mu si to miejsce. Byo zastanawiajce. W promieniu dwudziestu metrw od chaty gleba bya wypalona na such glac. Sterczay z niej smtne pozostaoci jakich badyli. Wygldao to jak may kawaek pustyni, rzuconej w wiat lasw i pl Pagrw Chemskich. Zjawisko byo tym bardziej dziwne, e raptem dwanacie godzin wczeniej nad okolic przesza burza z piorunami i wszdzie wokoo stay kaue wody. Dom chyli si ku ziemi. Powtykane w gleb patyki, obwieszone kolorowymi szmatkami, klekotay ponuro, uderzajc o siebie. Zdobica drzwi krowia czaszka, obwieszona paciorkami, skaniaa do refleksji. Jakub zapuka. - Zjedaj - dobieg go ze rodka starczy gos. - Wybacz mistrzu, e ci nachodz, ale mam wan spraw - zacz. Z wntrza dobieg dwik oznaczajcy, e mieszkaniec rzuci w drzwi butem. - Mam prezent - doda. Wewntrz panowaa przez chwil cisza. - Kto ty? - dobiego wreszcie pytanie zabarwione ironi. - Jakub Wdrowycz ze Starego Majdanu. Egzorcysta - amator. Byem ju tu kilka razy, ostatnio cztery lata temu... - Wejd but aska. Wszed. W chacie panowa potworny smrd. Z boku pomieszczenia znajdowao si palenisko. Dalej stao zapadnite oe. Na wprost od wejcia krlowao potne, cikie biurko z ca pewnoci ukradzione z paacu. Obok znajdowa si rozwalony rega, a na nim kilka rozsypujcych si ksiek. Koo biurka sta dumnie wyprostowany niewysoki staruszek w garniturze. Garnitur zapewne take by kradziony, na oko sdzc, jeszcze przed pierwsz wojn wiatow i od tego czasu ani razu nie widzia prania. - Nu i czego ty, ha? - zapyta czarownik skrzekliwym gosem. - Ty od duchw, ja od czarw. Na naukie fachu przyszede? - Nie. Mam problem z jednym zoliwym typem. Potrzebna mi twoja wiedza. - Hy! Znaczy, co? Chcesz go otru? - Nie. Chc na niego rzuci urok. Staruszek zamia si zoliwie.

5

- Urok? To dobrzi trafi. Co chcesz? Gorczk mog, i sraczk, i wierzb, i wosw wypadanie, nawet zgnilca mogie mu zada. - Co ty. Na to s leki. Musz zaszkodzi jego maszynom. Pojedzi mi kombajnem po polu. - Znasz ty, gdy uroki byy pisane, to jeszcze maszyn ni byo, ani ani. Recept mogie ci poda, ale czy bdzie dobrzi, to nie powim. - Podaj. Sprbuj. - Zara, zara. Ty mwi, e jest u ciebie dla mnie podarek. Jakub wyj z plecaka dziesi butelek i ustawi je rzdkiem na stole. Czarownik zapa jedn. Odkorkowa i pocign z luboci kilka ykw. - Gut - wyrazi swoje uznanie. - Trzydzieci procent jak obszy. - No, co ty. Pene osiemdziesit. Mw recept. - Nu, dobra. Wemisz czarno kur... Noc bya pogodna. Wida byo wszystkie gwiazdy. Droga mleczna przecinaa niebo swoim ukiem. Ziemia powoli oddawaa, zgromadzone podczas dugiego, upalnego dnia, ciepo. Gdzie daleko ujaday psy. Dwa cienie przemkny si bezszelestnie rowem. Rozlego si gdakanie kury. Odpowiedziay mu gosy innych kur, zamknitych w kurnikach. Gdakanie nasilio si, a potem nagle umilko. - Tutaj? - rozleg si stumiony szept. - Tutaj - uspokoi go drugi. - Dawaj om. Zaskrzypiay odrywane od potu sztachety. Po chwili dwa cienie wlizgny si na podwrze. Pies otworzy pysk, aby zaszczeka, ale w tym momencie jeden z nocnych goci przyoy mu do pyska kawa szmaty nasczonej eterem. Pies szarpn si kilkakrotnie i znieruchomia. Dwa cienie podpezy pod drzwi. Jakub zacz kreli kred, na kawaku betonu, skomplikowane symbole. Wreszcie zapali zapak i w jej wietle przez chwil porwnywa sporzdzony rysunek ze swoj pamici. - Fertyg - powiedzia wreszcie. Jzef przekn nerwowo lin. - Nie wiem, czy to zadziaa? - Zobaczymy. Wydoby z koszyka czarn kur, urn jej gow brzytw, po czym starannie zachlapa rysunek krwi. - Uhur hakau seczech - powiedzia z namaszczeniem. - Oby ten, ktry tu mieszka, nigdy nie dojecha swoim kombajnem na pole. W tym momencie na pitrze otworzyo si z rozmachem okno. - Ha, zodzieje! - wydar si cierski. - Chodu - wrzasn nie mniej potnie Jakub. Obaj czarownicy rzucili si do ucieczki. Gospodarz wygarn z dubeltwki w powietrze i straci nastpne dziesi minut na szukanie naboi i ponowne jej nabijanie. Nim skoczy, obaj przyjaciele byli ju daleko. - Wywal to - powiedzia Jzef, patrzc na trzymany przez Jakuba bezgowy zezwok. - No, co ty? Dobra kurka. Zjemy na niadanie. Ciko los dowiadczy Mariusza cierskiego. A byo to tak. Nastpnego dnia rankiem wsiad na kombajn i ruszy w pole, gdzie mia umwion robot. Pech chcia, e dwadziecia metrw od bramy gospodarstwa strzelia mu prawa dtka. Koo zupenie sflaczao. Wrci wic do domu po traktor, eby nim cign kombajn z powrotem na podwrze. Niestety, w czasie gdy uruchamia traktor, nadjechaa ciarwka prowadzona przez pijanego kierowc i zwalia kombajn do rowu. Uruchomienie pojazdu zajo mu czas do wieczora, a urozmaicone

6

zostao wycieczk do kka rolniczego, gdzie musia wyebra odpowiedni lewarek oraz wizyt faceta, z ktrym by umwiony na koszenie pola, a ktry to obi mu twarz i inne czci ciaa, a nastpnie opuci jego posesj, zabierajc ze sob wpacon wczeniej zaliczk. Nastpnego dnia zdoa przejecha a kilometr, po czym pka mu tylna o. Sprowadzenie nowej z Lublina trwao rwno tydzie i wymagao wrczenia trzech apwek, w tym dwu cakowicie bezproduktywnie. Wreszcie, gdy znowu ruszy na pole, na szosie pojawi si drugi w gminie kombajn, nalecy do kka rolniczego. Szosa bya dosy wska, ale przecie wielokrotnie ju si na niej mijali. cierski mia dobre oko i tym razem te prawie mu si udao. Wyldowa w rowie. Potrzebna bya pomoc mechanika. niwa dobiegay koca, gdy ponownie ruszy na szos. Tym razem dojecha bez przeszkd na pole i zacz kosi. Gdy dotar do poowy, zapalia si soma wewntrz pojazdu. Usiowa walczy, przez kilka minut, z rozprzestrzeniajcym si ogniem za pomoc ganicy, ale wysiki jego okazay si bezowocne. Kombajn po krtkotrwaym poarze zakoczy ywot efektownym wybuchem, ktry z kolei podpali lecy pokos somy i stojce na polu zboe. Prawdopodobnie sponaby caa okolica, gdyby nie to, e jako bardzo szybko niebo zacigno si chmurami i spad deszcz. Ludzie zaczli jako dziwnie omija jego zagrod, a po caej gminie rozpezy si gupie plotki o czarach. Przez par tygodni by spokj, a potem zaczy si wykopki. Pech, strawiwszy kombajn, zaj si dla odmiany jego traktorem. Zaczo si niewinnie, od zerwania paska klinowego, nastpnie zatar si silnik, ale prawdziwy ubaw nastpi kilka dni pniej. Z niewiadomych przyczyn zablokowa si peda gazu i jednoczenie odmwi posuszestwa hamulec. Traktor, cignc wyadowan burakami przyczep, staranowa bram skupu i wyrn w podstaw potnego silosu. cierski cudem unikn wypadku, wyskakujc w por. Zoliwy los sprawi jedynie, e wpad na sup od linii wysokiego napicia, osun si na zalegajc w pobliu supa stert gnijcych kartofli, wybi sobie siedem zbw i zama rk. Silos by wyjtkowo solidnie wykonany i teoretycznie nawet uderzenie rozpdzonego czogu nie powinno zrobi mu krzywdy, jednak na skutek uderzenia traktora przewrci si jak dugi i rozwali na kawaki. Przez nastpne trzy lata, w tym miejscu, na wiosn wyrastay samosiejki pszenicy. Odby si proces, ale nie zdoano udowodni celowego staranowania silosu, wic Mariusz otrzyma wyrok w zwieszeniu i skierowanie na badania psychiatryczne, bowiem podczas procesu wywrzaskiwa co niezrozumiaego o kltwie i o tym, e zemci si na kim. Nie udao si ustali, kogo mia na myli. Z obserwacji wypuszczono go po miesicu, stwierdzajc, e wprawdzie jest to czowiek wyjtkowo zabobonny, ale nieszkodliwy dla otoczenia. Jakub karmi wanie swoje winki, gdy kto stan w drzwiach obory. Pozna cierskiego. - Wejd do rodka, bo wyzibisz cae pomieszczenie - powiedzia nieyczliwie. Go wszed. - I czego chcesz, ha? - Jakub, ty na mnie rzucie kltw. - Nie kltw, tylko urok, poza tym, co za pomys? Czyja wygldam na czarownika? - Tylko ty by potrafi. Moe jeszcze stary Karwowski z Ucha, ale on nie yje, bo ju nawet jedziem sprawdzi, czy by mi nie pomg i nie odczyni... - A co mu si stao? - Pono wypi na raz dziesi litrw samogonu i szala po wsi, a wreszcie kto pokaza mu lustro i starzec pad na swj widok jak raony piorunem. Jakub poczu swdzenie sumienia i podrapa si w tym miejscu po gowie.

7

- Nu i co dalej? - Odczy urok. Ju nie mog tak y. Jutro chc wia zboe. Mrugn i niezdarnie zacz wciska Jakubowi kopert. Ten wzi i zajrza ciekawie do rodka. Wewntrz byo sze miesicy spokojnego ycia. - Niech ci bdzie - zgodzi si askawie. Dostarczysz dzisiaj jeszcze nastpujce rzeczy... Noc Jakub i Jzef spdzili pracowicie. Zarnli bia kur dostarczon przez gospodarza, powywrzaskiwali w przestrze magiczne formuki. - A ty, achmyto najpierw pomyl dwa razy, zanim pojedziesz na skrty przez czyj plantacj - wrzasn Jakub, gdy ju byo po wszystkim. Dwaj czarownicy z godnoci opucili niegocinn ziemi. Nastpnie udali si do gospodarstwa Wdrowyczw, gdzie upiekli kur i delektowali si ni, popijajc modym winem. - Tak swoj drog to, kiedy znajdowa ty czas, eby majstrowa mu przy kombajnie? Zapyta nieco ju podpity Jzef. - No, co ja miaem majstrowa. Rzucilimy urok. Nie pamitasz? - Pierdoy. Ni ma urokw. - Teraz ju nie bdzie. Karwowski nie yje. - W ogle nie byo. yjemy w dwudziestym wieku. - Haj, ywi dwudziesty wiek. Unieli szklanki do wschodzcego soca...

8

Problemy

Ludzie maj rne problemy. Niektre z tych problemw spoczywaj w ziemi. I to jest naturalne, a zwaszcza po wsiach. Mona nawet powiedzie, e liczba spoczywajcych w ziemi problemw przekracza tam redni krajow. Bya sobie pewna wioska. Nazwa jej waciwie nie jest do niczego przydatna, bowiem mogo si to wydarzy gdziekolwiek, ale wydarzyo si wanie w Wojsawicach. Wie ta nie bya dua, ale do ludna. A tam, gdzie s ludzie, tam s i problemy. Oczywicie kademu co jego. Fiszko mia w ogrdku pogrzeban teciow, Hryniewicz mia pod stodo zakopanego starszego brata (poszo o spadek po ojcu, ktry zakopany by wprawdzie na cmentarzu, ale za to w jego organizmie wystpowao tak wysokie stenie arszeniku, e nawet robaczki go nie chciay je). Biyj mia zakopan na ogrodzie skrzyni pienidzy po pradziadku, ktrej, nawiasem mwic, szukali od trzech pokole i to bezskutecznie. Ponadto w wikszoci murowanych domw w cianach i w piwnicach znajdoway si zamurowane problemy. O ile wioska bya naszpikowana problemami, o tyle szczeglne ich zagszczenie wystpowao w gospodarstwie starego Jzefa Paczenki. Siedem problemw z czasw okupacji i okresu utrwalania wadzy ludowej spoczywao w jego ogrodzie i wchao kwiatki od spodu. Problemy miay rany od broni palnej i siecznej, i nie yy. Troch problemw zakopano w stodole. Problemy te mona okreli z grubsza jako bro palna i amunicja do niej. Na strychu chaupy znajdowa si niewielki problem w postaci kota i systemu rurek sucych do skraplania problemw lotnych. Skroplone problemy trafiay do butelek. Par, wyjtkowo dokuczliwych problemw w bkitnych mundurach, mieszkao w domu po drugiej stronie potu. Ale zasadniczy problem spoczywa gbiej w ziemi... By zimowy wieczr. Na dworze wia wiatr i sypa nieg. W tak pogod Jzef nie wyciubia nosa za prg. No chyba, e akurat musia przej si do wygdki. Ale na razie nie musia. Siedzia sobie wygodnie i sucha radia. A konkretnie - Wolnej Europy. Zreszt, jego radio odbierao wszystkie stacje jakie tylko mg wymyli. To te wizao si z tym gwnym problemem. W drugim fotelu siedzia, pocigajc z luboci nieoczyszczony bimber prosto ze soika po demie, miejscowy poal si Boe egzorcysta - amator Jakub Wdrowycz. Niespodziewanie miy wypoczynek przerwao im pukanie do drzwi. Jzef wyczy radio, a Jakub wetkn do za pazuch, gdzie przechowywa zazwyczaj bagnet sucy mu do krojenia rnych rzeczy. Gospodarz otworzy. Na progu sta Tomasz Cieluk, stary znajomy obydwu. Odetchnli z ulg. Soik z bimbrem wrci na st, a Jzef ponownie wczy radio. - Nu i co ci sprowadza? Ha? - zapyta. - Ukradli mi jawk - powiedzia Tomasz. Dopiero co wrciem z miasta. S lady samochodu, ciarwki. - Wiesz kto? - zaciekawi si Jakub, od niechcenia sprawdzajc stopie naostrzenia majchra. - Ba, ebym to wiedzia. Dlatego przyszedem do was. Ty Jzwa kiedy znalaze jak szkap przez zamawianie. - Aha. Ale potrzebuj czego zwizanego z t krow i nie mog da gwarancji. - Mam od niej kolczyk. Wystarczy? - Powinno. Do starca zacisna si na plastykowej plakietce. - Jutro rano dam ci zna. Siadaj, odpocznij. Chcesz yka? - Chtnie. Zdenerwowaem si.9

Jzef przynis z kuchni musztardwk i soik typu wek wypeniony mtnym pynem. - Nu zdorowia. Go ykn troch i przez chwil usiowa zapa oddech. - U cholera. Co to jest? Politura? - A co? - obrazi si Jzef. - Nie smakuje? - Ognisty, ale lepiej by byo go przedestylowa jeszcze raz. - E, na choler. Go dopi i odstawi musztardwk na st. - Co na zaksk? - zapyta. Podsunli mu ogrki. Zjad jednego razem ze skr, potem poegna si i poszed. - Dawno ci miaem zapyta - odezwa si po chwili milczenia egzorcysta. - Jak to waciwie jest z tym twoim zamawianiem? - A kad si spa z przedmiotem pod gow i na rano wiem. - Tak po prostu? - Aha. Na marginesie musimy nadmieni, e kit, ktry Jzef wcisn przyjacielowi, nie bra si z braku zaufania. Po prostu zobligowano go kiedy do zachowania tajemnicy. Jakub posiedzia jeszcze chwil w cieple, a potem wsiad na motor i pojecha do domu. Jzef nastawi budzik na trzeci nad ranem i podrepta jeszcze do stajni. Sterczaa tu z ziemi poniklowana rura, na ktr nasadzono kiedy nocnik, eby do rodka nie sypay si paprochy. Staruszek zdj naczynie, a potem wpuci do rodka kilka jajek podebranych kurom. Teraz wystarczyo tylko cierpliwie poczeka. Jakie pi godzin. Zasadniczy problem, ktry od kilku pokole trzyma jego rodzin w tym miejscu, spoczywa gboko w ziemi pod stajni. Problem mia sto dwadziecia metrw rednicy, ponad dziesi gruboci i by edonickim statkiem kosmicznym. O ile wszystkie pozostae problemy byy atwe do wykopania i likwidacji, o tyle ten by w zasadzie nierozwizywalny. Rura w stajni bya z nim cile zwizana. Do tej rury po kadym dojeniu aktualny waciciel wlewa kubek mleka. Nie mia pojcia, w jakim celu tak robi, ale jego ojciec powiedzia kiedy, e tak trzeba, wic robi. A od czasu do czasu wrzuca kilka jajek. By ze statkiem umwiony w ten sposb, e jeli wrzuca jajka, statek pozwala mu zej w d i pogada. Poniewa staruszek nie lubi tam zazi, statek rzadko mia jajka do jedzenia. Jzef obudzi si przed witem, czujc w gowie jakie dziwne mrowienie. Wsta i ubra si ciepo. Bardzo ciepo, bowiem na dworze byo dwadziecia stopni mrozu, a on mia ju swoje lata. ykn na rozgrzewk may yczek wdki i wyszed w zadymk. - Ojobjeho materyl - zakl, patrzc na zdumiewajce zjawisko, jakie czekao go tu za progiem. Ziemia bya rozgrzana i parowaa lekko. Na jego podwrku, za potem u ssiadw, i dalej na ich ogrodzie nie byo nawet grama niegu. W powietrzu unosia si ciepa, wilgotna mga. Na ce za szop wida byo krawd wielkiego koa rozgrzanej ziemi. Dalej lea nieg. - Idiota - powiedzia pod adresem statku. Statek odebra jego myl. Odpowiedzia mu telepatycznie. - Ujemna temperatura, panujca na zewntrz twojego schronienia, nie sprzyja waciwemu funkcjonowaniu twojego ciaa. Pragnieniem moim byo, aby nie dozna niewygd zwizanych z twoj spraw. - Kij ci w oko - powiedzia Jzef. - Wycz t grzak, bo jeszcze si kto obudzi i bdzie dekonspiracja! Ziemia przestaa parowa. Trwao to sekundy. Zanim doszed do szopy, caa woda zostaa zamieniona w nieg. Nie zwyczajnie zamroona, ale cita w jaki inny sposb. Czarny krg rozmnoonej gleby zatar si, a potem przesta by widoczny. Podnis z

10

zaciekawieniem gar niegu do oczu. W wietle rzucanym przez latarni stojc na ulicy nieg nie rni si niczym od zwyczajnego. - Niele - powiedzia z uznaniem. - Staram si - odpowiedzia statek w jego gowie. W kcie szopy Jzef odwali na bok stare ko i zacz kopa motyk w twardej jak skaa ziemi. Szo mu to opornie, gleba bya zmroona. - Pomc? - rozlego si w jego gowie. - Jeli nie sprawi ci to problemu... Gleba zacza parowa i cigu kilku minut staa si mikka. Jednoczenie poczu si lejszy. Praca staa si czyst przyjemnoci. Ziemia waya tyle co puch, podobnie jak opata. Wystarczyo jednak, e odrzuca j troch dalej, a opadaa w d szybciej ni normalnie. - Sprytne - powiedzia. - Jak to robisz? - Ekranuj czciowo grawitacj. Pracuj sobie, nie przejmuj si. I tak masz zbyt niski iloraz inteligencji, eby zrozumie, jak to robi. - Pies ci bk liza - odgryz si kopicy. - Wcale nie jeste taki mdry, jak ci si wydaje. - Jzefie, cywilizacja Edon trwaa o cae eony duej ni ziemska. - I co z tego? Zdaje si, e jeste tu zakopany. I nie moesz si wykopa. I gdzie te zdobycze techniki, ktre pozwoliyby ci wrci do siebie? eby ju nie wnika, jaki bd popenie, e si tu zarye. - Nie dorose jeszcze do krytykowania wyej od ciebie stojcej cywilizacji. - Wydaje ci si, e jeste taki mdry. Wiesz, co mog zrobi? Przestan ci wlewa to mleko do dziurki co wieczr i zobaczymy jak dugo pocigniesz. - Dugo. A znajdzie si kto inny. Pracowa. Wkrtce odsonio si wejcie. Jzef odwali waz. Zaraz za nim, w korytarzu, leeli trzej esesmani. Tak jak wtedy, gdy w pogoni za nim wbiegli na pokad statku. Mieli otwarte oczy, ale nie oddychali. Statek zatrzyma dla nich czas. Gdyby si teraz obudzili, nie pamitaliby, e spali. Omin ich obojtnie. Zdy si ju do nich przyzwyczai, jak do grzyba na cianie. - Mgbym ich wypuci - zaproponowa statek. - Z ochot podetn ci gardo. To chyba ley w waszych zwyczajach? - Masz pojcie o naszych zwyczajach, jak lepy o kolorach - odgryz si. - A tylko sprbujesz ich wypuci, to wlej ci do rury swojego bimbru. I co wtedy zrobisz, niemoto? - Najpierw ci zaatwi. Tak si tutaj mwi? - Tak. Ale nie zaatwi, bo zgupiej. Wychodz z piwniczki, a tu bach inny wiat. Jeli faktycznie czas dla nich stoi, to mog by niele zaskoczeni. Zdechnij ich wreszcie, po co nam oni? Statek milcza. Starzec przeszed po lekko nachylonej pododze do sporej sali. Od ostatniego razu, przed dwoma laty, nic si tu nie zmienio. Podoga pokryta bya kiedy zot foli, ale dawno nie zostao po niej ladu. Ostatecznie mino tyle pokole, a za co trzeba pi. Jego dziadek wykrci spore diamenty, suce do jakich tam celw, z takiej jednej maszynki. Dla niego nie zostao prawie nic. Owszem byo kilka siedlisk wykonanych z czystego niklu, ale statek co zrobi si skpy ostatnimi czasy i nie pozwala spyli ich na zom. Dziwaczne urzdzenia poyskiway w ciemnoci. Porodku unosia si spora, czterowymiarowa konstrukcja. Go omija j starannie, wzrokiem. Patrzenie na ni grozio cakowitym pomieszaniem zmysw. - Wcz wiato, co? - zagadn.

11

Zapalio si wiato. Nie byo wida jego rde, ale w sali pojaniao. Za to w caej wsi przygasy latarnie. Mechanizmy pojazdu przeszy z biegu jaowego w stan penej gotowoci. Organiczno - cybernetyczny mzg sprawdzi wszystkie sekcje. By gotw. - Pena gotowo - zameldowa. W caej wsi ludzie ocknli si ze snu, czujc nieznone swdzenie midzy uszami. Wikszo jednak zaraz ponownie zapada w sen. Na cmentarzu na wp zmumifikowane ciaa poruszyy si w swoich grobach. Na okolicznych kach zakwity trawy. Zakwity niestety pod niegiem, tote nikt nie zauway tego ciekawego i pouczajcego zjawiska. Nadwyki energii wyciekay przez pknicia w burtach. A byy to bardzo dziwne rodzaje energii, w wikszoci nieznane ziemskiej nauce. - Nie pieprz o penej gotowoci - powiedzia zrzdliwie staruszek. - Jakby mia pen gotowo, to by std piorunem odlecia. - Mona sprbowa. Pojazd zatrzs si lekko. W caej wsi rozhutay si lampy. Drobne zaburzenia grawitacyjne obaliy na ziemi paru pijaczkw chlajcych w gospodzie. Niestety, nikt nie mia wczonego telewizora, bo akurat lecia japoski film erotyczny cignity niechccy, z do odlegej kapitalistycznej przyszoci, przez anomali czasoprzestrzenn. Woda w studniach zagotowaa si. Piasek na gbokoci kilku metrw pod statkiem cio na marmur, co teoretycznie przynajmniej, byo z naukowego punktu widzenia niemoliwe. Miedziane druty od wysokiego napicia stay si na chwil nadprzewodnikami. - Ty lepiej si uspokj, bo mi zabudowania poniszczysz takimi wstrzsami. Drenie ustao. - Czasami myl, e mgbym odlecie powiedzia statek. - Gdybym wam wyczy elektryczno na jakie dwa tygodnie...Taka ilo energii wystarczy, eby dolecie na geostacjonarn, a tam kry nasza cysterna z paliwem na powrt... - Jakby przez dwa tygodnie nie byo prdu to skapowaliby, e co jest nie tak. Ciebie by wykopali i rozebrali na czci, a ja bym poszed siedzie. A co do tej cysterny, to Rusy na pewno dawno j znaleli i zabrali. W powietrzu pojawia si trjwymiarowa projekcja. Przedstawiaa rwnin, z ktrej sterczay budynki, zblione ksztatem do koskich zbw wetknitych niewaciw stron. Pomidzy nimi baraszkoway dziwaczne stwory, wygldajce jak skrzyowanie mapoluda z omiornic i motylem. Obok nimi biegay koniopodobne koszmary. - Dobra, dobra - powiedzia Jzef. - Nie wciskaj mi takich kitw. wietnie wiem, e leciae stamtd setki lat. Trawa zwida przez ten czas, a te mapiszony wyzdychay. Co tam syszaem o ewolucji. - To wspaniaa cywilizacja. Fakt, e nie odpowiadaj na moje sygnay nie oznacza wcale, e ich tam nie ma. Moe to ja jestem zanadto uszkodzony. - Gdyby byli, to by przylecieli. Chyba, e maj ci gdzie. Jakby mi si traktor cakiem rozgraci, to bym go zostawi na polu. - Pamitaj, e pierwszy z twojej rodziny mia te wanie geny. Rozbilimy si na tej planecie. Wikszo zmara od tutejszych zarazkw. Reszta musiaa zmieni struktur genetyczn. Jeste potomkiem tych konio-mapiszonw. - Pierdoy. Rykaem si, zrobiem syna. I gdzie te obce geny? - S upione. Mona je wywoa. Twj organizm jest mocniejszy od zwykego ludzkiego, inaczej dawno ju by nogi wycign od tego cuchncego pynu, ktry z takim upodobaniem w siebie wlewasz, rujnujc swj umys. - Ju ty si o to nie bj. Pij za swoje. Czowiek wykorzystuje dziesi procent swojego mzgu, wic reszt mog przeznaczy na alkoholizm. Obraz zmieni si. Midzy chaupami pluskay si w gnojwce winie.

12

- Tak, wiem. Wyldowalicie tu przed trzystu laty. Twierdzisz, e przylecielicie nas owieci, ale mi si widzi, e w rzeczywistoci to chcielicie sobie naapa niewolnikw, bo tam na Edonie nie chciao si wam ju robi za bezdurno. Ale co nie sklapowao. Dobra. No to naucz mnie czego. Jak robi bimber z trocin na przykad. - Moje instrukcje pozwalaj mi przekazywa wiedz tylko istotom o odpowiednim ilorazie inteligencji. - Znaczy masz mnie za gupiego? - Mona to tak w uproszczeniu okreli. - Ty sukinsynu! Statek milcza. Chyba by obraony. O ile wiedzia, co to znaczy by obraonym. Jzef wycign z kieszeni krowi kolczyk. - Poszukaby czego dla mnie? - zapyta. - Fig, jak si mawia w tych stronach. - No wiesz! Moja rodzina haruje na ciebie od pokole, a ty takie siupy? Przyjacielskiej przysugi odmawiasz? - Dobra, dobra, o co chodzi? - Rbnli krow mojemu kumowi. Kapujesz? - Rozumie. Masz prbk DNA? - Ze dna stawu nic nie braem. Masz tu kolczyk z jej ucha. Moe na nim co bdzie. Ze ciany wystrzelia macka. Zapaa kolczyk i wcigna go gdzie w bebechy pojazdu. Jzef podszed do miejsca, gdzie znika i obmaca gadk powierzchni. - Nieze - powiedzia. - Fajna sztuczka. - To nie sztuczka. To nauka - zaprotestowa pojazd. Wywietli map okolicy, trjwymiarow projekcj z lotu ptaka. Po chwili wykona zblienie na jeden z domw. - Krowa nie yje. Miso znajduje si tutaj w dwu lodwkach - powiedzia. - Wystarczy? - Zrb zblienie na tabliczk z numerem - poleci starzec. Czasami ludzie narobi sobie problemw. Na przykad ukradn krow ssiadowi i zarn j po cichu. Stali we trzech na zasypanym niegiem podwrzu Marcina Bardaka. Jakub, Jzef i oczywicie Tomasz. Mieli ze sob wszystko, co byo potrzebne, to znaczy problemy wykopane w stodoach. Jzef nacisn guzik dzwonka. Odpowiedziao mu milczenie. Nacisn jeszcze raz. Marcin obudzi si w swoim plugawym barogu. - Kto tam, k...twoja ma? - zapyta, gramolc si z wyra. Jakub od niechcenia dotkn drutem do bieguna baterii. Kostka trotylu wyrwaa drzwi razem z framug. - Zupenie jak w czterdziestym czwartym zauway Jzef, repetujc pepesz. Wpadli do chaupy we trzech. Bardak by wyranie nie w nastroju do przyjmowania wizyt. - Wypierdala! - wrzasn. Tomasz przecign mu seryjk po kredensie i nowiutkim telewizorze. - Gdzie moja jawka cierwo? - zapyta. - Nie braem adnej jawki! Jzef otworzy lodwk. Wewntrz tkwia na sztorc wiartka cielaka. - To, co to jest? - Nigdy mi tego nie udowodnicie! Kady sd mnie uniewinni. - Prawie kady - powiedzia Jakub, od niechcenia rozstrzeliwujc rzdek garnkw. - Pa piciokrotn warto krowy i to ju, bo inaczej...- znaczco, delikatnie nacisn spust. - Zaraz tu bdzie caa wie! - To bdziesz mia goci na pogrzebie.

13

Zapaci dopiero, gdy postrzelili video. Gdy czowiek nie ma innych problemw, sucha bzdurnych audycji radiowych, a potem stara si poskada uzyskane wiadomoci do kupy i stresuje si tym. Od nagrzanego pieca wiao ciepem. Dwaj starcy, Jakub i Jzef siedzieli w fotelach i suchali przez radio audycji o UFO. Jakub nie mg si nadziwi. - Cholera i pomyle tylko, e przylatuj w talerzach takie mae, zielone sukinsyny. - Pies ich trca. - Tak swoj drog, to chciabym takiego dorwa. - I co by z nim zrobi? - A kozikiem pod ebro. Na co nam tacy na naszej planecie? Mao to mamy bez nich problemw? Mona by potem sprawdzi, co taki ma w kiszkach. Zawsze to ciekawe. -...Tak wic, wobec zgromadzonego materiau wydaje si, e kosmici to istoty do sympatyczne i szukajce przyjacielskich kontaktw z ludmi - powiedzia prowadzcy audycj. - Te co. Zielone paskudztwo, pewnie midzygwiezdne wampiry - wciek si egzorcysta. -...Pozostaje nam mie nadziej na przyjacielskie kontakty trzeciego stopnia. Oni z pewnoci take do tego d... Jzef umiechn si. Popatrzy na kumpla, ktry wanie macha noem. Puci do niego oko i dola mu bimbru. Spojrza w zadumie na swoje przedrami. Bkitne yy byy dobrze widoczne. Pulsoway lekko w rytm uderze jego serca. Jeli faktycznie pyna w nich krew koniopodobnych zwierzakw z planety Edon, to chyba by na dobrej drodze, jeli chodzi o nawizywanie przyjacielskich kontaktw z tubylcami.

14

Bimbrocig

Przejcie graniczne koo Hrubieszowa nie wygldao specjalnie imponujco. Po stronie ukraiskiej terminal urzdzono wykorzystujc stary dom przewonikw. Po stronie polskiej walnito spory hangar i take murowany budynek dla pograniczniakw. Granica przebiegaa przez rodek Bugu. Oba brzegi polski i ukraiski czy lekki, metalowy most opierajcy si na drewnianych palach. Z polskiej strony brzeg rzeki zabezpieczaa pordzewiaa, metalowa siatka rozpita na poprzekrzywianych ze staroci drewnianych palach. Po drugiej stronie z wody sterczay betonowe kloce i wietrzejce skorupy bunkrw. Na supach zrobionych z szyn kolejowych rdzewiay cae tony drutw kolczastych. Od czasu upadku Zwizku Radzieckiego nikt nie konserwowa umocnie. Na przejcie od radzieckiej strony wyjechaa czarna, pordzewiaa nieco woga. Jakub Wdrowycz, Pawe Skorliski i Josif Kleszczak lecy w krzakach na pagrku sto metrw od terminalu jak na komend woyli w uszy suchawki podczepione do mikrofonu kierunkowego i przyoyli do oczu solidne wojskowe lornetki. Na dachu Wogi znajdowaa si adna, drewniana trumna. Z budki wyszed celnik. - Dokumenty - poleci. Dwaj Ukraicy siedzcy w wozie podali mu przez okienko paszporty. - A to, to co? - zainteresowa si, klepic burt trumny. - Nasz przyjaciel zmar w Polsce wyjani jeden z podrnych - wieziemy trumn, by sprowadzi jego zwoki do ojczyzny. Tu zrobi odpowiednio zbola min. - Sprytnie to wykombinowali - powiedzia Kleszczak do Jakuba. - Znasz ich? - zaciekawi si Skorliski. - Ta...Mychajo i jego brat...rwne chopaki...Tymczasem celnik nakaza podrnym wysi z auta. Po kilu minutach trumna staa na asfalcie. Wachman podnis wieko. Wewntrz spoczywaa setka butelek ukraiskiej wdki. - Znakomity pomys - pochwali celnik, a potem zabra si za wypisywanie papierw do rekwizycji. Tyle tylko, e wiecie chopaki, to ju przed wami wymylono. Poda im z powrotem papiery. Woga wjechaa do Polski. Celnicy wnieli trumn wraz z zawartoci do budynku. Po chwili trzej wsplnicy mogli obserwowa dalsze losy adunku. Urzdnicy oprniali kolejne butelki, lejc ich zawarto do paszczy potnego silosu o pojemnoci, co najmniej 10 tysicy litrw, za trumna spocza pod wiat na sporym stosie innych trumien. Puste butelki trafiy do kontenera jakiej firmy zajmujcej si recyklingiem odpadw szklanych. - Kurde - mrukn Jakub. - A wic mwie, e jaki planujesz interes? - Mam po tamtej stronie cystern gorzelnianego spirytusu - wyjani Kleszczak. Przetoczyem j w nocy do starej cegielni, zaledwie trzysta metrw od rzeki. Spirytus mog spuci po dolarze za litr... - Wchodz w to - powiedzia Skorliski. - Tylko jak cholera sforsowa t przeklt rzek... Jakub spokojnie bada lornetk agodnie wijcy si nurt. - Most pontonowy - podsun. - Wojska inynieryjne poo go w godzin... Kleszczak pokrci gow. - A takich doj to ja nie mam...Zreszt, nie da si dojecha cystern od naszej strony. Zapory przeciwczogowe to raz, poza tym mog by miny...A i wasz brzeg wysoki. Cysterna nie podjedzie. Zreszt, nie opaci si, taki most to kup forsy kosztuje.15

Zamylili si. - Trzeba bdzie tradycyjnie - mrukn Jakub. - Alkohol w kanistry i dk... - Trzeba by zrobi ze sto kursw - westchn Skorliski... - Nie, niekoniecznie - zaprotestowa Wdrowycz. Na dk wejdzie 300 litrw, przerzucimy to w maksymalnie dziesiciu ratach. Popatrzcie na tamto zakole. Nie zobacz nas ani z posterunku, ani ze stanicy...Od polskiej strony droga jest blisko...A i od waszej wygodnie mona si przemkn nad sam wod, midzy tymi rozwalonymi bunkrami... - To ma rce i nogi - przyzna biznesmen. - A spiryt bdziemy chowa w tej szopie - Wdrowycz wskaza przechylon mocno, drewnian bud z zapadnitym dachem. - dka odpada - mrukn Kleszczak. - Ale mam wojskowy ponton. Silnik te by si znalaz... - adnych silnikw. W nocy, po wodzie dwik niesie si daleko...A ja ju pywaem przez Bug... egzorcysta umiechn si do swoich wspomnie. Milczeli przez chwil. - Jest karawana - ucieszy si Ukrainiec. Faktycznie, na granicy pojawiy si cztery, nieco zdezelowane samochody marki UAZ, wypenione jego ludmi. Odprawa celna posza gadko, wachmani sprawdzili jedynie, czy w dtkach na pewno jest powietrze a nie spirytus, a w chodnicach na pewno woda, a nie spirytus. - Tylko frajerzy przemycaj w koach - mrukn Kleszczak - przecie to by potem na kilometr mierdziao. A i gumie szkodzi takie rozpuszczanie... Celnicy nakuli siedzenia drutami do robtek sprawdzajc, czy wewntrz nie ma, zamiast gbki, woreczkw z alkoholem. Ogldziny wypady pomylnie. Kierowcom zwrcono paszporty i kawalkada ruszya. - To co, jutro po twojej stronie? - zapyta Jakub. Ukraiski biznesmen powoli skin gow. - Jutro. Spotkamy si w warsztacie. Karawana przejechaa bezpiecznie. Przemytnik odetchn z ulg. - No i tona surowca jest - mrukn ucieszony. - Czas na mnie. Ucisnli sobie donie i ruszy ku podnu wzgrza, gdzie zaparkowa swojego rozsypujcego si ze staroci mercedesa. Po chwili dogoni wolno jadca karawan i poprowadzi j szos na Chem. - W zasadzie mona by i na tym poprbowa spki - mrukn milczcy dotd Skorliski. - Ma ju swoich odbiorcw - pokrci gow Jakub. - Poza tym nie masz pieca martenowskiego. - A, no nie mam - westchn biznesmen. - A jecha z towarem a do Warszawy, troch daleko...Moe si po drodze rozsypa... Na przejcie wjechaa na rowerze strasznie gruba kobieta. Wyja z kieszeni paszport. Dwaj celnicy podkradli si od tyu i jak na komend zaczli dga j drutami. Spod obszernego paszcza na wszystkie strony trysny cienkie strumyki spirytu z poprzebijanych prezerwatyw. Jakub zamia si ponuro. Po chwili szczuplutka kobieta w za duym paszczu staa porodku sporej, szybko parujcej kauy... Skorliski westchn - Boj si, ebymy nie skoczyli tak jak ona - mrukn. - Mam i pomys legalnego biznesu - mrukn Jakub. - Zupenie legalnego? Egzorcysta strzepn z kurtki niewidoczny pyek. - Prawie - ucili.

16

Na przedmieciach Rawy Ruskiej znajdowaa si stara, opuszczona wiele lat temu fabryczka. W miasteczku nazywano to miejsce Warsztatem. Zwykli ludzie wiedzieli, eby si tu nie zapuszcza, a gliniarze byli przekupieni. Zreszt, Kleszczak nie by frajer i w zasadzie wszystko, co robi, byo na tyle zblione do granic prawa, e w razie czego by w stanie przekupi sdziego naprawd niewielk sum...Z zewntrz fabryczka ozdobiona bya szyldem Warsztat naprawy pojazdw. Jakub zastuka w bram. - Przepustka - warkn uzbrojony w kaasza stranik. Egzorcysta popatrzy mu gboko w oczy. Wachman zastyg. - Przepraszam - wykrztusi. Automatycznym ruchem otworzy drzwiczki i wpuci Jakuba do rodka. Na rozlegym podwrzu trwaa zwyczajna, gorczkowa krztanina. Cay jeden kt zapeniay zdezelowane, radzieckie samochody. Na czterech rampach jednoczenie technicy grzebali pod podwoziami, nadajc im pozory sprawnoci. Maolaci z palnikami zrcznie demontowali karoserie. Wewntrz hali huczay ponuro prasy toczce elementy nadwozia. Jakub przeszed kilka krokw. Dwaj technicy wanie spawali z wytoczonych odpowiednio, grubych, miedzianych, blach karoseri Wogi. Nadzorca z katalogiem w rce ocenia na oko ich prac. Druga karoseria bya akurat lakierowana na ssiednim stanowisku. Kilka kolejnych stao pod wiat i suszyo si. Tu krcili si maolaci instalujcy boczne listwy, szyby, lusterka...Wreszcie na kocu linii technologicznych osadzano karoserie na podwoziach. Tu przechodziy jeszcze jedn, drobiazgow kontrol. - Nieza fabryka - Jakub odgad bez trudu, e jego przyjaciel stoi za nim. - A co - mrukn z dum Kleszczak. - Dziesi samochodw dziennie idzie przez granic. cznie cztery tony miedzi, zysk 300% na kadym...To ju nie te czasy, e si odlewao z metali kolorowych zderzaki czy felgi. Dzi liczy si ilo. Tylko hurtownicy mog si utrzyma w biznesie... Egzorcysta pokiwa gow. Na punkt lakierowania wtoczono Moskwicza. Ten dla odmiany lni nieziemskim blaskiem. - Zoto? - zapyta. - Gdzie tam, mosidz. Zota si nie opaca, ceny po obu stronach s podobne... - Szkoda - mrukn egzorcysta, widzc, jak lakiernicy pokrywaj zocist blach burym lakierem - adnie wieci... - A, no c robi. Biznes jest biznes...nie wiem, jak dugo jeszcze potrwa, zanim mnie wykryj...Gotw? - Jasne. Wsiedli do Jeepa Cherokee. Tu u siebie Kleszczak nie musia si maskowa. Pojechali w stron przejcia granicznego. Kilometr od terminalu zakrcili w boczn, poln drog i po kilkunastu minutach zatrzymali si przed zrujnowana cegielni. Weszli do rodka. W nozdrza uderzy ich niebiaski zapach spirytusu gorzelnianego, wypdzonego z ukraiskich kartofli. Faktycznie w dawnym piecu do wypalania cegie staa potna ciarwka - cysterna. Z tylnego spustu aromatyczna strka spywaa do dwudziestolitrowego kanistra. Dwaj ludzie Kleszczaka zasalutowali. Jakub wyj z kieszeni manierk i postawi pod strumie. Napeniwszy, pocign solidny yk. - Dziewidziesit dwa procent - oceni. - Kurde, znowu mnie w gorzelni oszukali wciek si biznesmen - miao by dziewidziesit pi... - Pierwsze 300 litrw gotowe do przerzutu - zameldowa jeden z pracownikw. - Dobra, niecie nad rzek - rozkaza szef. Zmierzch zapada powoli. Egzorcysta zaksi pieczonym burakiem. - Poradzisz sobie sam? - zaniepokoi si jego przyjaciel.

17

- Pewnie - podnis z kta drg do odpychania dki. Woda sprawiaa wraenie czarnej jak atrament. Noc bya bezksiycowa. Lekkie chmury, ktre wiatr przygna przed wieczorem, zasaniay chwilami gwiazdy. Pomidzy dwoma klocami betonu, zatopionymi tu przy brzegu, koysa si ciki, wojskowy ponton desantowy o wypornoci, co najmniej tony. Do jego koca przywizana bya linka rdzeniowa, zdolna utrzyma dowolny ciar. Jakub bdzie musia wiosowa tylko w jedn stron. Z powrotem Kleszczak i jego ludzie po prostu go cign. Gdyby prd wody porwa egzorcyst, take nie bdzie problemw, by przyholowa go do bezpiecznego brzegu. Kanistry okrcono szmatami, aby nie brzczay. Spirytus wypenia je a po wrby wleww, co eliminowao chlupotanie zawartego w nich eliksiru. - Gotw? - zapyta szeptem ukraiski biznesmen. - Jasne - Jakub skoczy do pontonu Z przeciwnego brzegu rzeki kto zawieci latark. Trzy krtkie byski. Droga wolna, wrogowie daleko. Spokojnie odepchn si drgiem. Dno opadao agodnie, trzymetrowa tyczka w zupenoci wystarczaa. Wypyn na rodek nurtu. Zakole. Instynkt podpowiedzia mu, e co jest nie tak. Woda wokoo niego robia si podejrzanie bura. Pojedyncze gwiazdy wiecce na nieboskonie przestay si w niej odbija. Skd napyna fala cikiego, trupiego odoru. Jakub skoncentrowa si. Nieoczekiwanie co szarpno za drg. Egzorcysta natychmiast go puci. Da znak do tyu, aby Kleszczek ciga go z powrotem. Nagle w burt pontonu wczepio si kilka par zielonkawych, plamistych rk i wiat fikn kozioka. Jakub natychmiast zanurkowa do dna i szybkimi ruchami ramion pomkn w stron polskiego brzegu. Po ukraiskiej stronie hukn wystrza karabinowy, a po chwili caa seria. Pod wod sycha byo je sabo. To Kleszczak przyszed mu z pomoc... Egzorcysta cigle pyn. Nieoczekiwanie co zapao go za kostk. Wyprowadzi drug nog energiczny kopniak i poczu z satysfakcj, e jego stopa miady rozpuche oblicze wroga. Dwie olizge donie wpiy mu si w gardo. Ciachn noem, odcinajc jedn w nadgarstku. Olepiajcy bl w udzie. Dno pod nogami. Zerwa si i zaczerpnwszy gboko powietrza, brn w stron brzegu. Skorliski pospieszy mu na pomoc. Wbieg w wod po pier i dzielnie wali saperk. Tymczasem po ukraiskiej stronie obudzili si pograniczniacy. W nocnym powietrzu daleko nis si ryk silnikw terenowych samochodw. Jakub nie oglda si. Kleszczak sobie poradzi. - Kurde, krwawisz jak winia - mrukn biznesmen, taszczc przyjaciela na brzeg. Rozci szybko drelichowe spodnie i owietli ran latark. Gwizdn cicho przez zby. W udzie egzorcysty tkwi grot dzidy wykonany z koci. - Kurde, co si tam stao? - zapyta. - Utopce - wyjani ponuro Wdrowycz. - To wiem...No jednego, co najmniej, w kark dziabnem...Tylko dlaczego? - Znalazy sobie okazj do wyrwnywania porachunkw...Wyrwa ocie i kulejc, dowlk si do samochodu. Tu pospiesznie opatrzyli ran i nie wczajc wiate, odjechali. Kleszczak przyjecha rankiem. Jakub lea w swojej chaupie i uzupenia piwem nocn utrat krwi. Czu si podle. - Dobrze widziaem? - zapyta. - Topielaki ci dorway? Jakub kiwn ponuro gow. - Kurde - mrukn ukraiski biznesmen. - Sabo je wida w noktowizorze, ale jednego z kaacha dziabnem... - Dziki... - Przepad nasz spiryt i kanistry - westchn Skorliski siedzcy na awie w kcie. Cholera by to wzia...300 litrw poszo... - Fatalnie - westchn Kleszczak. - Jak sdzisz Jakub, duo ich tam siedzi?

18

Egzorcysta wychyli kolejny kufel. Jego twarz odzyskiwaa ju normalne kolory. - Moe by nawet kilkadziesit...cigne ponton? - Tak, podziurawiony jakby rogami. - Czyli maj te krowoaki - mrukn Jakub. - No krowy, co si potopiy - wyjani, widzc, e nie rozumiej. - Mona by sprbowa guszy granatami...Duo roboty, miejsce fatalne, a i efekty sabe... - Fatalnie - powiedzia Kleszczak, bo ja mam ju kolejn cystern. Trzeba co innego wymyli. - Egzorcysta poskroba si po gowie. - Pomys jest...- powiedzia. - Tylko, e potrzeba by z p kilometra stalowej linki i p kilometra szlaucha. - Da si zaatwi - Kleszczak kiwn gow. Co jeszcze? - Harpunik... - Bdziemy polowa? - ucieszy si Skorliski - mier utopcom... - One ju nie yj - Wdrowycz zdoby si na smutny umiech. - Nie, z nimi porachunki wyrwnamy przy innej okazji...Teraz jest robota, nie warto si rozprasza. Aha. opaty te bd przydatne. Ale ze dwa dni musz wypocz... Przepuka ran na nodze kubkiem bimbru. Na szczcie, topielce nie zatruy ostrza... Na granic wjecha tir - chodnia. Kierowca poda celnikowi paszport, listy przewozowe i deklaracj celn. Wachman spokojnie przeczyta. - Ptusze woowe z Uzbekistanu - mrukn. - O, to tam s krowy? Kierowca umiechn si na potwierdzenie. - Otwieraj klap - poleci celnik. Zaskrzypiay stalowe wierzeje, z wntrza adowni powiao arktycznym zimnem. Celnik zawieci latark. - Miay by ptusze, a tymczasem s cae woy - mrukn. - Sprawdzi... Jego dwaj podkomendni wskoczyli do rodka i wycignli jedn, zamroon krow. Zawya szlifierka ktowa, tylko tak mona byo rozpiowa micho zamroone w temperaturze - 40C. Z wntrza wypatroszonego brzucha sypny si paczki ukraiskich papierosw. - Co to niby jest? - celnik zapyta kierowc. - Nie mam pojcia - zega Rosjanin. - Wrogowie podrzucili... Trzysta metrw niej, w d rzeki, Jakub ustawi nieduy wielorybniczy harpun na trjnogu. Wycelowa w ukraiski brzeg i wystrzeli. Ostrze pomkno nad wod, cignc za sob stalow link. Z ponurym tpniciem wbio si w rosnc po tamtej stronie wierzb. Kleszczak wyszed zza betonowych blokw i odczepiwszy link od harpuna, pocign w swoj stron. Zapad zmierzch. Na granic wjecha tir. Celnik dusz chwil bada list przewozowy. - Kartofle do Doniecka? - zdziwi si. Kierowca powanie pokiwa gow. Wachman wyj z kieszeni krtkofalwk i wywoa posterunek po drugiej stronie. - Hej moojcy - zagadn po ukraisku. - Kartofle u was w sklepie s, po ile? - Po jakie p hrywny - wyjani Ukrainiec. - Dziki - celnik wyczy nadajnik. - No, to wyjanij mi robaczku tak rzecz - zwrci si do przewonika. - Skoro u nas kartofle s po czterdzieci groszy, a u nich po dwadziecia, to dlaczego wieziesz je na Ukrain, zamiast od nich do nas? - Ja nic nie wiem - wyjani kierowca. - Kazali to wie.

19

- No, to do dziea - celnik wrczy mu opat. - Zwal ton do rowu, zobaczymy, co masz tam pod ziemniaczkami... Kierowca splun ponuro. - Ca ton. - Wanie. - Calutk? - Co do kartofla. - Tyle roboty? - mrukn - To ja si lepiej od razu przyznam...Mercedesa tam w ziemniakach rbnitego zakopalimy... Celnik wystuka numer na komrce. - Hrubieszw? Przysyajcie ekip, trzeba bdzie zapudowa jednego obywatela... P kilometra szlaucha signo akurat od cegielni Kleszczaka do szopy po polskiej stronie. - Kurde, Jakub jeste geniuszem - powiedzia Skorliski. - Tylko jak to przepompujemy? A i cystern musz cign... - Spoko. Zaraz bdzie moja ekipa - umiechn si egzorcysta. W pi minut pniej, koo szopy, zaparkoway wz straacki i szambiarka. - To pewni ludzie, zawioz ci spiryt, gdzie tylko zechcesz - wyjani wsplnik. Dwaj straacy podczepili pomp do wylotu rurki i szybko napenili zbiornik. - Dobra, zawiecie pod ten adres w Lublinie - Skorliski poda im wizytwk. - Tam wam zapac, zaraz zadzwoni... Straacy odjechali bez sowa. Teraz miejsce wozu zaja szambiarka. - Cholera - mrukn biznesmen, patrzc nieufnie na pojazd. - Spokojnie - Wdrowycz poklepa go po ramieniu - umylimy instalacj Ludwikiem. A spirytus i tak wszystko odkaa...Zreszt, co si amiesz, nie my bdziemy to pili... - Racja - biznesmen umiechn si szeroko. - Do roboty chopaki. Zahuczaa pompa i zbiornik powoli zacz si wypenia. Jakub wyj z kieszeni komrk. - No i jak tam - zapyta Kleszczaka pilnujcego cysterny po drugiej stornie granicy. - Spado cinienie - zameldowa ukraiski biznesmen. - Nie cigniecie? - Kurde, jak to nie? - zdumia si egzorcysta. - Cay czas pompa idzie. Machn rk. Obsuga szambiarki wyczya silnik. Jakub odczepi rurk i pocign ostronie yk. Szlamowata, cuchnca muem woda z Bugu. - O karwia - zakl. - Co si stao? - zaniepokoi si Pawe. - Zasrane utopce przeciapay nam bimbrocig! Cigniemy wod z rzeki, a nie spiryt! Pobieg na brzeg i po chwili wydoby z wody poszarpany koniec szlaucha. - Tym razem tocie przesrali - warkn. Gdzie w trzcinach rozleg si ironiczny rechot. Na posterunek graniczny wjecha volkswagen. Wysiedli z niego staruszek w garniturze i mody czowiek (te w garniturze) z aktwk. Celnik wytrzeszczy na nich oczy. - Kim wy u licha jestecie? - Gwny Urzd Ce - mody czowiek pokaza legitymacj - Komisja do spraw likwidacji skonfiskowanych towarw. Celnik zasalutowa. - Gwny technolog utylizacji alkoholu przedstawi si staruszek, okazujc lipn legitymacj. - Prowadcie do zbiornika. Celnicy posusznie doprowadzili obu wsplnikw do silosu. - Stopie napenienia? - zapyta Jakub. - Osiem tysicy litrw - zameldowa celnik. Mamy jeszcze dwa tysice rezerwy...

20

- Stenie? - Wedug pomiarw okoo siedemdziesit procent... - Czysto? - Lalimy jak leci. Wedle instrukcji wszystko razem, wdk, koniaki, spirytus, modawskie wina... - W porzdku. Wykopa rw do Bugu i oprni zbiornik. - Tak po prostu do rzeki? - zdumia si celnik. - Przecie taka ilo alkoholu...Zaniknie ycie biologiczne. - Zniszczenie takiej iloci alkoholu innymi metodami jest niemoliwe - powiedzia Jakub. - Mona oczywicie go spali, ale to potrwa miesicami...Poza tym moe wybuchn... - Nie daoby si jako bardziej ekologicznie? zaspi si kierownik przejcia. - Najbardziej ekologicznym sposobem zniszczenia takiej iloci wdy byoby jej wypicie powiedzia faszywy technolog i umiechn si do swoich myli. - Osiem tysicy litrw? - zdumia si celnik. - No i sami widzicie, e si nie da. Kopa rw i do roboty. Czterej celnicy wykopali kana w niespena trzy godziny. Jakub osobicie odkrci spust. Alkohol popyn strug wprost do granicznej rzeki. - Prosz wypeni protok - Skorliski podsun zbaraniaym celnikom papiery. Zaczli podpisywa. Dwie godziny pniej, kilometr w d rzeki, ukraiski biznesmen Kleszczak wyprowadzi dwudziestu swoich ludzi na brzeg. Zgodnie z przewidywaniami Wdrowycza tu wanie, na mielinie, osiady pijane utopce i nieprzytomne krowoaki. Josif rozda podwadnym gazrurki i kije bejsbolowe. - Nikt nie bdzie niszczy bezkarnie bimbrocigw! - powiedzia. - Wykoczy to cierwo. Wody rzeki zabarwiy si posok...

21

Dom bez klamek

Gdzie porodku miasta Chema stay niedue domki. Za nimi wyrastaa niewielka grka. Pomidzy domkami rozpociera si plac, a na placu wznosi si budynek sdu. Budynek by nowy, wielki i wspaniay. Sala sdowa, te wielka i wspaniaa, bya tego dnia prawie pusta. Nie tak jak za dawnych dobrych czasw, gdy awki dla wiadkw wypeniali kumple Jakuba. Zamiast nich siedziao kilku studentw prawa z kajetami i dyktafonami w rkach. Sdzia te siedzia i mia ju do. Ostatecznie spotykali si dwudziesty raz. Gliniarze z Woj sawie zajmujcy miejsce dla wiadkw byli zmczeni. Posterunkowy Birski wyglda wrcz fatalnie. Wieloletnia wojna podjazdowa z Jakubem Wdrowyczem uczynia go zgorzkniaym. Sam Jakub, mimo e dobiega dziewidziesitki, wyglda rzeko. Nawet zbyt rzeko. By cakowicie pewien siebie. Przecie czowieka w jego wieku nie posadz do mamra. Opar brod na nadgarstkach i sucha w skupieniu mowy oskarycielskiej. Zarzucano mu, jak zazwyczaj, pdzenie samogonu. Jakub nie mia adwokata. Zawsze sam tumaczy si ze swoich postpkw. Sdzia popatrzy na niego z odraz. Gdyby cho raz mg wyda wyrok uniewinniajcy i wysa tego mietnikowego dziada tam, skd przyszed. - Czy oskarony przyznaje si do winy? zapyta wreszcie, gdy przebrzmiay sowa prokuratora. Jakub przywoa na twarz szeroki, szczery, sowiaski umiech. Zote zby wypeniajce jego usta zabysy w pmroku sali sdowej. - Nie przyznaj si do zarzuconego mi czynu - powiedzia niemal radonie. - Co oskarony ma na swoje usprawiedliwienie? - Wysoki sdzie, nawet w najgorszych czasach stalinowskich, pastwo pozwalao obywatelom produkowa wino w domu. Pod warunkiem, e robili je na wasny uytek. - Zgadza si. - Tak wic nie zamaem prawa. Po prostu robiem sobie wino z cukru. Studenci rozemieli si, ale zaraz umilkli. - Co na to powiedz wiadkowie oskarenia? - zagadn sdzia, zezujc w niedwuznaczny sposb na posterunkowego Birskiego. - Wysoki sdzie - zacz gliniarz. - Po pierwsze nie syszaem nigdy o winie z samego cukru... - Poyj tak dugo jak ja, to nie takie rzeczy poznasz - powiedzia Jakub yczliwie. Waciwie to nawet lubi tego tpego glinowink. - Po drugie za, wysoki sdzie, analiza wykonana alkometrem wykazaa, e to jego wino miao osiemdziesit procent alkoholu. Z awek, gdzie siedzieli studenci, rozlegy si stumione dwiki, jakby kto si krztusi. Sdzia popatrzy w tamt stron surowo. - Prosz zachowa spokj albo opuci sal - zagrozi. Dwiki umilky. - Prosz o gos - zdenerwowa si Jakub. - Udzielam. - Po pierwsze nigdzie nie jest powiedziane, e nie moe by wina mocniejszego ni wdka. Po drugie... - Prosz o moliwo ustosunkowania si do sw oskaronego - zada prokurator. - Udzielam. Dalsze argumenty przedstawi pan panie Jakubie za chwil, o ile zajdzie taka potrzeba.

22

- Czy oskarony wie, co to jest? - oskaryciel podnis ze swojego stolika jaki przedmiot. Wioskowy egzorcysta popatrzy na niego ze zdziwieniem. - No ksika. Gruba ksika. - Czy oskarony widzi ze swojego miejsca jej tytu? - Encyklopedia. Szsty tom. Czy ten obezjajec prokurator ma mnie za gupiego? - zwrci si z pytaniem do studentw. Nie mogli odpowiedzie, bo trzymali twarze pod awkami. - Prosz zachowa spokj, bo bd musia wyznaczy grzywn za uywanie wobec sdu wyrae obraliwych - odezwa si sdzia. - Wobec tego prosz wyznaczy - zaproponowa Jakub, ale kolejny wygup pominito milczeniem. - Czy wie pan, co to jest encyklopedia? Oskarony poskroba si po gowie, udajc zadum. Ilekro drapa si po gowie, robi to w sposb przywodzcy na myl starego, wyleniaego szympansa. - Jak si czego dokadnie nie wie, to mona tam poszuka odpowiedzi - powiedzia wreszcie. - To taka bolszewicka Biblia. Trzech studentw musiano wyprowadzi z sali. - Znakomicie. Prosz teraz posucha: Wino napj alkoholowy (8-22% alkoholu) otrzymywany w wyniku fermentacji alkoholowej miazgi lub soku winogron a take innych owocw (wina owocowe). Czy oskarony zrozumia t definicj? Jakub poczu si niepewnie. Byo to u niego rzadkie uczucie. Ostatni raz dowiadczy go jakie czterdzieci lat temu, gdy motor jego kumpla po rozoeniu na czci i zoeniu z powrotem do kupy jako nie chcia dziaa. - Oczywicie, co nie znaczy, e przyjmuj j do wiadomoci. - Sd uda si na narad - powiedzia sdzia i opuci sal. Wzrok Jakuba spotka si ze wzrokiem posterunkowego. Patrzyli sobie przez chwil w oczy. Oczy Jakuba byy jak porcelanowe kulki z wymalowanymi tczwkami i renicami. Nie wyraay nic. Wikszo krw w Wojsawicach miaa bystrzejsze spojrzenie. Mimo to Birski nie mg znie tego wpatrywania si. Nie by pewien, czy jego wrg go widzi, ale gdy spuci oczy, na jego twarzy spostrzeg wyraz pogardy. Wyraz ten zaraz znikn, ustpujc obojtnoci. Wrci sdzia. - Sd uzna oskaronego winnym wszystkich zarzucanych mu czynw. Jednoczenie, majc na uwadze zaawansowany wiek oskaronego, zmuszony jest zrezygnowa z umieszczania go w wizieniu. Jakub umiechn si, a Birski zrobi si czerwony jak burak. - Biorc jednak pod uwag wysok spoeczn szkodliwo czynw oraz oglny stopie zdemoralizowania oskaronego, sd postanawia skierowa go na doywotnie przebywanie w zamknitym zakadzie psychiatrycznym. - Co? - zdziwi si Jakub. Posterunkowy Birski zerwa si z miejsca i zacz rechota tak straszliwie, e sdzia przez chwil myla, czy i jemu nie przydaoby si par tygodni obserwacji w wariatkowie. - Dwadziecia lat - krzykn policjant. Dwadziecia lat stara i oto udao mi si posadzi t swoocz na dobre. Sdzia przywoa go do porzdku, a potem odetchn z ulg. Jemu take byo mio, e nie bdzie musia wicej mie do czynienia z tym parszywym typem. A potem popeni bd. Popatrzy na podsdnego. Oczy Jakuba Wdrowycza straciy swoj obojtno porcelanowych kulek. Patrzyy z totaln, zimn nienawici. Sdzia odnis paskudne,

23

natrtne wraenie, e w tych oczach odbijaj si poary wzniecone wiele lat temu, gdy Jakub jeszcze nie pozby si paskudnego nawyku palenia gospodarstw swoich wrogw. - Przysigam, e spal ten budynek! - rykn Wdrowycz, zgoa nie starczym gosem. Spal ten kurnik, a ruiny poronie trawa. Studenci skrupulatnie notowali jego sowa. Na ich twarzach malowa si zachwyt. Wepchnli go do pokoju. - To bdzie teraz twoja kwatera - powiedzia ten ponury wachman w fartuchu, ktry tu robi za szefa. - Za godzin obiad. Drzwi zatrzasny si z hukiem. Jakub zawy i przykopa w nie. Ani drgny. Rozejrza si rozjuszony. Pod jedn cian tkwi w pozycji kwiatu lotosu prawie goy czowiek w turbanie na gowie. Na krzeseku, za biurkiem siedzia moe dwudziestoletni chopak w piropuszu. Ale byo tu te okno. Jakub wyda z siebie potworny skowyt i rzuci si na nie. Niestety, siatka odrzucia go z powrotem. Westchn ciko. - Tdy nie da rady - powiedzia Indianin. - Ju prbowaem. Pan pozwoli, e si przedstawi jestem Maciej Borychowski. Student na SGGW. - A ja jestem Jakub Wdrowycz, egzorcysta amator. Do jakiego plemienia...? - Wybaczy pan. Bierze mnie pan za wariata, nie okazujc mi tego. Dzikuj. Jakub po raz kolejny poczu si niezrcznie. - Ten strj jest istotnie mylcy, ale widzi pan to jest tak, e okropnie nie chciaem i do wojska, wic postanowiem uda wariata. Wz albo przewz. Albo dadz A albo D. A ci wpakowali mnie na obserwacj. No, a te konoway doszy do wniosku, e faktycznie mi odbio. - A nasz towarzysz? - Dalalladin Ben Husajn - przedstawi si siedzcy, nie otwierajc oczu. - Jak by to na wasz jzyk, czarownik? Arabski cudotwrca. Jakub wyrazi ywe zainteresowanie. - Przepraszam, ten Husajn Saddam od najazdu na Kuwejt to jaki wasz krewny? zagadn z szacunkiem. - Nie. aden krewny. Za co pan si tu dosta? - Zrobili mi rewizj i wykryli w kocu bimbrowni w szopie pod podog - powiedzia Jakub. - Za stary ju byem, eby mnie sadza do puda to i tak trafiem. Macie plan ucieczki? - Prawie - powiedzia Arab. - Musz si troch skoncentrowa. Mj dywan jest w depozycie. Jeli dotr do niego myl, to moe przyleci. - Ale siatka w oknie - zaprotestowa Indianin. - Mielimy rozway, jak si jej pozby. - Moe mgbym pomc? - zagadn Jakub, wycigajc spod odklejajcej si podeszwy buta ydowski Wos - cieniutk zodziejsk pik jeszcze przedwojennej produkcji ze specjalnie hartowanej stali. Brwi obu wsptowarzyszy niewoli uniosy si. Indianin wykona rk ostrzegawczy gest. - Nie teraz. Zreszt, nie opracowalimy planu do koca. Jakub pooy si na jedynym wolnym ku. - To wy opracujcie, a ja si zdrzemn. Nerwy sobie zszargaem. Waln si na tward leank i po chwili spa jak zabity. Obudzi si dopiero na obiad. Po obiedzie powlekli go na rozmow z naczelnym psychiatr. Jakub musia zdj kurtk i pooy si na kozetce, a potem przyszed ten najwaniejszy. - Jak pan si nazywa? - zagadn przyjanie. Jakub odpowiedzia umiechem. - Moje nazwisko znajduje si na pierwszej stronie historii choroby lecej na paskim biurku. Na wypadek, gdyby nie umia pan czyta, su informacj, e nazywam si Jakub

24

Wdrowycz, mam prawie dziewidziesit lat i chc si widzie z adwokatem. Zamierzam poda do sdu skorumpowanego sdziego i tego palanta posterunkowego, na skutek knowa ktrych znalazem si w tej godnej poaowania sytuacji. Lekarz zamruga oczami. - Czym zajmowa si pan przed aresztowaniem? - Byem wioskowym egzorcyst amatorem, synnym w caej Polsce i poza jej granicami. Moje umiejtnoci moe potwierdzi prezes Polskiego Towarzystwa Ezoterycznego. - Ktry prezes? - Pan Biedermeier. - Ach. Tak. Moe zdziwi to pana, ale siedzi u nas od trzech miesicy z objawami totalnego obdu. Jakub usiad. - Optao go! Mwiem kretynowi, eby nie czyta tych zafajdanych ksiek z Wrocawia. Ale to si dobrze skada. Leczyem ju optania. Pozwoli pan, to si nim zajm... - Moe pozwol. A jakiego argumentu uyli ci dranie: sdzia i posterunkowy, eby wsadzi pana tutaj? - Zarzucili mi, e pdz bimber. - Oczywicie bezpodstawnie. - Panie doktorze, a co to jest dwiecie litrw? Zapas na p roku? - Jest pan alkoholikiem? - zaciekawi si lekarz. Czy przebywa pan kiedykolwiek na kuracji odwykowej? - Miaem kiedy wszyty esperal, ale wypraem bagnetem, a resztki wypukaem z organizmu spirytusem gorzelnianym. - Dobrze. Przejdziemy teraz do paskiego yciorysu. Prosz powiedzie, co pamita pan najlepiej. - Pamitam, jak urnem si po raz pierwszy - powiedzia Jakub w rozmarzeniu. To byo w pierwsz wojn, miaem wtedy dziesi lat. - A inne silne przeycia? - Raz mi mj tatko zabra butelk z piwem. A potem to z takich mocnych, to jak pierwszy raz uciem Szwabowi gow, ale to byo ju we drug wojn. Trzymaem j, a ona jeszcze ya, to znaczy ruszaa oczyma i ruszaa, i w ogle nie chciaa przesta. - I co pan zrobi? - A rzuciem w choler. I jeszcze pamitam, jak mnie ugryz wampir - podwin rkaw koszuli i zademonstrowa dwie bardzo stare blizny. - Prosz opowiedzie, jak to si stao. - Poszlimy z Jzefem Paczenk, znaczy moim ssiadem, do lasu. Robilimy do pna, a to by stycze i zrobio si ciemno. To naamalimy jedliny, zapalilimy ogie i poszli spa. A rano ju to miaem. Lekarz umiechn si. - Prosz mwi dalej. - Ech walczyem z rnymi upiorami. I tak przeyem. A teraz na stare lata pakuj do wariatkowa. - Podobno odgraa si pan, e spali sd? - A dlaczego by nie? Ukrzywdzili? Ukrzywdzili. Niech si sma. - Dobrze. Na ile zna pan prawo? - Raczej kiepsko, cho bez przerwy nkaj mnie rnymi paragrafami. - wietnie. Prosz posucha, co panu powiem. Sdzia nie mia prawa skaza pana na doywotni pobyt w zakadzie. - O! - zdziwi si Jakub.

25

- Co wicej, sd moe zarzdzi obserwacj psychiatryczn. Poniewa z racji paskiego wieku praktycznie nie moe pan ju odsiadywa kary wizienia, ja po stwierdzeniu, e jest pan zdrowy, mam pene prawo pana wypuci. Ale pod dwoma warunkami. - Aha? Bimbru napdzi? Lekarz westchn. - Panie Jakubie. To jest klinika. Mamy laboratoryjny spirytus, gdyby byo trzeba. Ale nie w tym rzecz. Zatrzymamy tu pana na obserwacji tak na wszelki wypadek. Poza tym oni bd si interesowa, co z panem. - Nie sdz. Ciesz si, e si mnie pozbyli. - Dlatego mog by kopoty po paskim powrocie. No, nieistotne, to ju moje zmartwienie. Po trzecie jako egzorcysta udzieli mi pan drobnych konsultacji. - Pan prezes... - C, gdy si ma na co dzie do czynienia ze wirami, to czasami czowiek te zwariuje, a czasami mona znale przypadki, w ktrych jest co wicej. Pan rozumie? - Tak. Czasem kto zachowuje si jak wariat, chory na urojenie maniakalne, a w rzeczywistoci jest w tym jaka gbsza, obca, ciemna logika. Lekarz zajrza do karty pacjenta. - Naprawd skoczy pan tylko dwie klasy szkoy podstawowej? - Wojna przeszkodzia. Chciaem potem i do wieczorwki, ale wybucha kolejna wojna, a potem ju si jako nie wybraem. Zreszt, na co mi. Mam swj fach, troch grosza odoone. A pij, bo lubi. I ludzie czasami przychodz do mnie po rady, to i odwdziczy si umiej. - Co bdzie potrzebne do odprawienia egzorcyzmu? Jakub wylicza do dugo. Lekarz nie zadawa adnych pyta, ale na kocu nie wytrzyma. - Spirytus laboratoryjny to rozumiem, moe by potrzebny do dezynfekcji ran. Ale led? - Nu ni, spirytus do popicia po robocie, a led na zagrych. Gdy Jakub wrci do celi, wyczu od razu zmian nastroju. Dalalladin siedzia pod cian i koncentrowa si. Koncentracja wypeniaa pokj. Powietrze, mimo uchylonego okna, byo tak gste, e mona w nim byo zawiesi siekier, ale akurat adnej nie byo pod rk. Za to kapcie Indianina unosiy si w powietrzu. Jakub podszed do nich i przydusi je do podogi. Ju tam zostay. Arab ockn si. - No i jak? - zapyta. Indianin przerwa obliczenia na kartce. - Postp geometryczny - powiedzia. - Dzi koo pnocy bdzie mona podziaa. - Co mierzycie? - zaciekawi si Jakub. - Badam zwikszanie si potencjau telekinetycznego naszego drogiego gocia. Przesta yka tabletki i od razu pomogo. Zaczo si od dwu sekund unoszenia kapci, teraz doszed do minuty. - Aha - zrozumia Jakub. - No nic. Ja bd jeszcze w nocy brany na zabieg. Tak wic uciekajcie beze mnie. - Nie zostawimy kumpla z celi... - Poradz sobie. Maj mnie za jaki czas puci - poda pi. - Do dziea. Do kolacji krata bya przecita. Pielgniarz przyszed po Jakuba w rodku nocy. - No, czeka ci zabieg - powiedzia. W izolatce wszystko byo przygotowane. Chory prezes lea rozkrzyowany na ziemi. Patrzy spode ba i, co uderzyo Jakuba na samym pocztku, oczy jarzyy mu si na czerwono. Jego rce i nogi przywizano do solidnych hakw. - Ciekawe - zauway Jakub.

26

- Aha. Pamitka po dziewitnastowiecznych metodach - wyjani doktor. - Wyglda na ciki przypadek. - Nie ma cikich przypadkw. S tylko li egzorcyci - powiedzia Wdrowycz z godnoci. - Zanim mu si to zrobio, czyta to - lekarz poda mu opas ksig w skrzanej oprawie zaopatrzon w zamek. Jakub otworzy j ostronie. Stronice byy czyste. - Przeczyta i tre wskoczya mu do gowy wyjani rzeczowo. - Ale chyba da si przywrci stan pierwotny. - Dobrze by byo. Ta ksika pochodzi z Biblioteki lskiej. Egzorcysta zabra si do rzeczy z werw i znajomoci rzeczy. Na pocztek powicon kred narysowa krg wok lecego, potem obok nakreli pentagram i zmusi lekarza, eby wszed do rodka. - To dla bezpieczestwa - powiedzia. Wreszcie uznawszy, e wszystko jest w porzdku, zapali wiece i otworzywszy pust ksik, zacz odmawia jakie zaklcia po starocerkiewno-sowiasku. Wok lecej postaci pojawiaa si parokrotnie wietlista aureola, ale zaraz znikaa. - Za silny - powiedzia wreszcie Jakub. - Nie da si? Ju chyba niele szo... - Zrobi inaczej. Wejd do jego umysu. - Czy to na pewno bezpieczne? - Nie. Uoy nieduy stosik z zi i zapali je. Unis si paskudny, czarny dym. Jakub zdj koszul i zaciwszy si w palec, wymalowa na skrze skomplikowany wzr. Potem dotkn palcem czoa i natychmiast pad jak podcity. Lekarz patrzy na niego przestraszony. Po dugiej chwili wahania postanowi pospieszy mu z pomoc, ale ledwie wysun nog poza pentagram, poczu co w rodzaju uderzenia prdem. Tymczasem Jakub Wdrowycz mia drobne problemy. W chwili, gdy dotykajc czoa, otworzy poczenie, w jego umys wtargno jakie monstrum. Wbio si jak kleszczami w jego myli i zaczo wysysa ja. Jakub nawet si nie broni, nie musia. Monstrum zjadao jego wspomnienia oraz myli i pucho coraz bardziej, a potem nagle zwino si w sobie i zaczo ucieka. Pody za nim. Spotkali si na szarej rwninie pord zwojw mzgowych prezesa. - Nu i papai ty - powiedzia Jakub. Stwr zwija si w konwulsjach. - Nie smakowao? - zmartwi si egzorcysta. Potwr z pogard bryzn jak mazi. - Widzisz robaczku ju raz taki jeden mentalny wampir we mnie wlaz. I co si stao? Zdech. Ciebie te to czeka. Stwr ju si nie rusza. Jakub zarzuci go na rami i wynis na zewntrz. Rzuci go z rozmachem na betonow posadzk i wskoczy w swoje ciao. Star kropk z czoa. - Nu, gotowe - powiedzia do oniemiaego lekarza. - Mona wyj. Lekarz pochyli si nad ciemnym, rozlanym ksztatem na pododze. - Co to jest? - zdumia si. - Uporzdkowana ektoplazma. Mona to spali na przykad - podpali stwora wieczk. Po chwili zostaa tylko gar popiou. - I ju. Po problemie. - A prezes? - yje. Dojdzie do siebie. - Ale co to byo?

27

- Mentalny wampir. Siedzia w ksice i podczas czytania wylaz. Zjada myli. Std nastpia desynchronizacja zachowania. Zreszt, co ja bd tumaczy. To pan jest psychiatr. - I jak go pan zaatwi? - Wlaz mi do gowy i naar si moich myli. Wida zaszkodziy mu. Lekarz usiowa wyobrazi sobie myli Jakuba. To musiao by nieze, cuchnce bajoro. - No, popracowalimy, to moe teraz co nieco wypijemy? - A ksika? - Zobaczmy. Ksika bya znowu zapisana. - Nic z niej nie wylezie? - Nic. Poszli do gabinetu doktora i raczyli si spirytusem laboratoryjnym skaonym eterem. Lekarz rozciecza i pi ze szklanki po herbacie, a egzorcysta pi nie rozcieczony prosto ze soja. Gdzie koo pnocy Jakub by wanie w wesoym i troch podniosym nastroju wywoanym przez alkohol, a lekarz na najlepszej drodze do delirium tremens, gdy niespodziewanie kto zapuka do okna. Unieli gowy i wlepili zdumiony wzrok w niepokojce zjawisko za szyb. Na wzorzystym, perskim dywanie siedzieli arabski czarownik i niedoszy Indianin. Dywan unosi si w powietrzu. - No, adn kuracj przechodzi pan panie Jakubie - powiedzia czarownik. - Na pewno nie chce pan lecie z nami? Jakub wzi pod pach sj. - Podrzucicie mnie w rodzinne strony? Mam tam jedn spraw do zaatwienia. - Jasne, wsiadaj - Indianin popatrzy podliwie na sj. - Do zobaczenia - powiedzia Jakub doktorowi, zakrci sj i umieci go troskliwie pod pach, a potem z parapetu wgramoli si na dywan i odlecia. Psychiatra uszczypn si w policzek. By trzewy, no prawie trzewy, a nadal widzia to samo. Oddalajcy si dywan z trzema osobami na pokadzie. - Tak chyba zaczyna si obd - powiedzia do siebie. A potem otworzy szafk, w ktrej trzyma rodki odurzajce. Gdzie porodku miasta Chema stoj sobie mae biae domki. Otaczaj plac. Za domkami jest niedua grka. Na placu trawa zaczyna porasta ruiny. Sdu ju nie ma. Spali si.

28

Drewniany umys

Jakub wsta chwiejnie od stou. Krzeso popchnite jego tykiem przewrcio si, a e byo stare, rozleciao si na kawaki. Egzorcysta z trudem utrzymujc rwnowag, dotar do zbawczej ciany i opierajc si o ni, ruszy do drzwi. Zoliwy prg usiowa podstawi mu nog, ale Jakub kopn energicznie i wyprchniaa belka wyleciaa na zewntrz. Co zapao go za gumofilca. Popatrzy w d i stwierdzi, e to jedna z szedziesiciu puszek od piwa przyczepia si do buta. Wreszcie wytoczy si na zewntrz. Na niebie co wisiao, ale czy byo to soce, czy ksiyc w peni, trudno byo powiedzie. Wszystko tono w zielonych oparach. Za to byo do chodno, co pozwolio mu si domyle, e chyba jest jesie. - Kurde - mrukn Jakub. - Nie trza byo pryty miesza z piwem. wiat zakoysa si gwatownie, jak gdyby ziemia chciaa strci pasoyta ze swojego grzbietu, ale nie udao si. Wreszcie Wdrowycz przywdrowa na miejsce. Stan, opierajc si czoem i jedn rk o drzewo, drug za rozsupa drut trzymajcy rozporek i wydobywszy ptaszka, zacz la. Jego dobrze wytresowany organizm przez ostatnie dwie godziny cierpliwie przetacza alkohol do pcherza, tote struga, ktr wypuszcza, miaa mniej wicej czterdzieci procent mocy. Z kadym wylanym litrem egzorcysta by coraz bardziej trzewy. Wreszcie oprni zbiorniki i zadowolony schowa kuk. Ruszy w stron szopy. Zielone cienie ustpiy i mg teraz stwierdzi, e jednak jest dzie. I faktycznie chyba bya jesie. - Nie ma si co byczy, gdy robota czeka mrukn do siebie. Jaka konkretnie robota czeka, tego nie wiedzia...Pl nie obsiewa od lat, czekajc na dotacje z UE. Dotacje wprawdzie dotd nie napyny, ale on wytrwa twardo w swoim postanowieniu. Zwierzt take ju od dawna nie trzyma... Prawie doczapywa ju do szopy, gdy nieoczekiwanie usysza piew. Hej, my chopcy z nadprzestrzennych baz Nam nie straszny jest alienw kwas, Egzorcysta zatrzyma si gwatownie. Co mu si nie zgadzao i to nawet, o zgrozo, dwie rzeczy. Po pierwsze pie sycha byo tylko w pamie odbioru telepatycznego, po drugie piewa j chr zoony z co najmniej dwu lub trzech setek gosw. Rycerzy Jedi czas wykurza z gniazd... - Kurde - mrukn Jakub. Wczy swj mzg na szybsze obroty. Trzy procent komrek, ktrych ludzie uywaj zazwyczaj do mylenia, nadal byo zamroczonych, ale pozostae dziewidziesit siedem pomalutku rozgrza. Inteligencja powoli zacza pi si w gr po skali. Gdy dosza do dwustu pidziesiciu IQ, Jakub wyczy grzak. Zwoje stygy, co jednak potrwa musiao par godzin. - Trzystu telepatw na wycieczce - mrukn egzorcysta. - W caym kraju jest tej hooty nie wicej ni dwudziestu.... My szturmowcy gwiezdnego imperium - zakoczy chr. Pod sam koniec gosy niele ju bekotay.

29

- Nawet gdyby zwalili si tu telepaci z caej Europy...- mrukn egzorcysta. - No waciwie nie jest to wykluczone...Jzyk telepatyczny jest wsplny dla wszystkich ludzi, ale poczubym wczeniej... Usiad na pieku i zamyli si. Tych trzystu telepatw musiao by niedaleko. Zupenie niedaleko...Nieoczekiwanie sygna uderzy prosto w niego. W oczach stany mu wieczki, z uszu poszo troch krwi. - Jakubie Wdrowycz zostae wybrany - rozleg si w jego gowie spiowy gos. Egzorcysta podkrci gono do minimum, ale sygna przedar si przez zabezpieczenia. - Zostae wybrany - powtrzy. - Wiem, kurde - powiedzia Jakub. - Jeszcze przed wojn. I co z tego? - Tamto zapomnij. Zostae wybrany do nowych celw. Egzorcysta poskroba si po gowie. - Jakich znowu celw? - Zaniesiesz naszych braci do wszystkich zaktkw tej planety. Nadchodzi czas, abymy przejli wadz nad wiatem. Jakub nadludzkim wysikiem zaoy blokad mentaln i odetchn z ulg. - Co maego, co nie moe si samo porusza - mrukn. - Rozumne aby? Chyba nie. A moe mylce wirusy? W tym momencie bariera ochronna zostaa przeamana nagym uderzeniem. Jakub, trc zazawione oczy, policzy si napastnikw. Byo ich ponad trzystu. - Podejd i poko si swojemu nowemu panu - rozkaza gos. Egzorcysta pokaza doni gest podpatrzony na amerykaskim filmidle. Kolejne uderzenie obalio go na ziemi. Zaraz po tym nogi zesztywniay mu jak kody i nieznana sia podniosa go do pionu. Ruszy jak na szczudach w stron drzewa, ktre przed paroma minutami podla. - Na kolana niewolniku - powiedziao drzewo. Gos troch bekota, co oznaczao, e Jakubowe siki faktycznie byy tym razem mocne... - Waa - z przekonaniem odpar Jakub. - Niewolnictwo jest tu od dawna zakazane... Kolana zgiy mu si nieoczekiwanie i po chwili klcza w trawie. - Bij mi pokon - zadao drzewo. - W dup mnie pocauj - powiedzia Jakub. W sekund pniej lea, bijc gow w ziemi. - A teraz posuchaj niewolniku - odezwa si pie. - Zaniesiesz moje orzechy i rozsiejesz po caej ziemi. Gdy wyrosn, stworzymy sie, za pomoc ktrej bdziemy sterowali ludzkoci. Wasz czas si skoczy. Nadchodzi era rozumnych drzew! - Diabli nadali - mrukn. - Nie diabli, tylko sami do tego doprowadzilicie. Tu na wzgrzach osiada chmurka pyu radioaktywnego po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. - Mutasy - zrozumia Jakub. - Mutanci idioto! - Czego tu nie rozumiem - poskary si. - Czego? - zainteresowao si drzewo - Dlaczego to wanie ty zacze myle? - Czy zdarzyo ci si kiedy rozupywa woskie orzechy? - Nigdy w yciu - zega na wszelki wypadek. - Ja nie podnisbym rki, ale widziaem, jak inni upali. - Gdy przejmiemy wadz, zostan ukarani. Surowoukarani. A wic wiesz, e misz woskiego orzecha przypomina wygldem ludzki mzg? - Aha. A i dlatego tworzycie zbiorowy intelekt! Mylicie znaczy orzechami... - Wanie. A teraz wtajemnicz ci w szczegy planu...

30

Pijane orzechy znowu zapieway. Pie zacz gada na temat wysiewania jednego orzecha co cztery kilometry, ale egzorcysta nie sucha. Zastanawia si gorczkowo, jak pozby si problemu, a przy okazji jak uratowa ludzko. I co byo do przewidzenia niebawem wymyli. - Wiesz co - powiedzia, przerywajc cig instrukcji, jak sadzi orzechy na terytorium Wielkiej Brytanii. - Sdz, e przydaoby ci si troch nawozw azotowych, gleba w tym kcie podwrza zawsze bya jaowa... - Ha, zaczynasz wykazywa waciw inicjatyw niewolniku - ucieszyo si drzewo. Nawozy to dobra rzecz...Przynie. Jakub poczapa do szopy. W kcie drzema dwudziestolitrowy plastikowy pojemnik z cuchncym pynem. Sta tu ju od dwudziestu lat, bo Jakub nie zwyk papra ziemi chemi. Teraz odkrci nakrtk i powcha. Przez te lata niewtpliwie w preparacie zaszo szereg niekorzystnych zmian. Umiechn si jadowicie i przydwiga kanister pod orzech. Nastpnie puci strug cuchncej cieczy. W powietrze buchn upiorny smrd, co byo waciwie bez znaczenia bowiem drzewa, jak powszechnie wiadomo, nosw nie maj...by mniej wicej w poowie, gdy orzech zorientowa si, co si wici. - Zdrada - wrzasno w jego gowie trzysta drewnianych gosw. - A zdrada, zdrada - warkn. - Nie lubi by niewolnikiem jakiego tam Pinokia... A potem zaoy kolejn blokad mentaln, poczapa do chaupy i poszed spa. Gdy obudzi si nastpnego dnia, drzewo stao martwe. Jakub podszed ostronie z siekier w rce. Licie poky i opady na ziemi. Orzechy jeszcze w zielonych upinach walay si pod nogami. Jakub z zadowoleniem rozdepta kilka z nich. - Wadzy nad wiatem si zachciao powiedzia mciwie. - Frajerzy...Drewniane mzgi, a nie pomyleli, e jakby tak podporzdkowali sobie ludzko, to w zimie, gdy nie ma orzechw, ludziska by wszystko wykarczowali... A potem mocniej zapa trzonek i zabra si za rbanie pnia. - Widzisz - odezwaa si liwa do jabonki - mwiam, e atak frontalny bdzie mao skuteczny... - Spokojnie - umiechna si jabo. - Zaatwimy go zim. Przygotuj odpowiednio jabka, niech tylko sprbuje napdzi z nich bimbru...Zdobdziemy jeszcze wadz nad wiatem. To tylko kwestia czasu...

31

Dziadek

W knajpie byo tego wieczora bardzo wesoo. Ajent kupi od Ruskich nieco przechodzony, kolorowy telewizor i ustawi na ladzie. Telewizor spodoba si wszystkim bywalcom. Aparat pokazywa obraz pokryty delikatn kaszk zakce i wydawa dwiki, z ktrych niekiedy mona si byo domyla ludzkiej mowy. Jakub Wdrowycz pi wanie czwarty kufel Pery, gdy nieoczekiwanie obraz w telewizorze nieco si ustabilizowa. Staruszek oderwa wzrok od piwa i wbi go obojtnie w ekran. Nieoczekiwanie na ekranie pojawia si jego podobizna. Gos co z oywieniem zatrajkota, a potem pokazano jakie gry. - Cholera? - zdziwi si Semen. - To ju jeste taki sawny, e ci w Wiadomociach pokazuj? Ajent przywali w obudow kuflem. Obraz wyostrzy si. Dwik te uleg znacznej poprawie. Gos znowu co zagdaka, a potem na ekranie pojawia si twarz prowadzcego. - Ciekawe znalezisko...bla bla...zabezpieczone bla bla... - Jakie znowu znalezisko? - zdenerwowa si egzorcysta. - Przecie ja siedz tutaj! Prowadzcy nie uzna za konieczne powtrzenie informacji, zacz referowa co na temat nalotw na Afganistan, - Gadaj cierwo o znalezisku! - wydar si Jakub. Facet w telewizorze znowu go zignorowa, wic Wdrowycz zoy palce w odpowiedni gest i cisn kuflem. Naczynie wpado w ekran jak w jezioro, szko kineskopu zafalowao niczym woda i wrcio do normy. Cay nard ujrza pokryt krwi, piwem i szklan sieczk twarz prowadzcego. Niemal natychmiast program przerwano i wywietlia si plansza przepraszamy za usterki. - Nieadnie Jakub, moge telewizor uszkodzi...- delikatnie upomnia go przyjaciel. - Ma za swoje. Dlaczego nie powtrzy? - Jeli to co wanego, to jutro przeczytasz w gazetach. A jeli nic wanego to nie ma po co gowy sobie zawraca - wzruszy ramionami stary kozak. - Napijmy si. Po chwili zastanowienia Jakub przyzna mu racj. Zamwili jeszcze po kuflu. Rankiem skacowany egzorcysta przyby do wsi w szlachetnym zamiarze nabycia gazety. Zajrza najpierw do monopolowego, potem do misnego. (Pamita, e dawniej w tych wanie sklepach zawijano towar w gazety, ale jak si okazao wyszo to ostatnio z mody). W przypywie rozpaczy, walczc z obrzydzeniem, wszed do ksigarni, gdzie poinformowano go, i gazety mona kupi w kiosku. Tame faktycznie naby jedn i siad w parczku na aweczce. - Cholera, osiemdziesit lat na wiecie yj i jeszcze em gazety kupowa nie musia i na staro taka haba - westchn. Na jego doniach pojawiy si czerwone kropki - uczulenie na sowo drukowane. Mia to od dziecistwa...Haba jednak si opacia, bowiem ju na przedostatniej stronie zobaczy gapic si z papieru wasn gb. - Wot te na! - powiedzia. - To ju jestem taki wany, e nawet ze zdjciem mnie opisuj? Poczu gwatowny przypyw szacunku do samego siebie. Zaraz jednak skupi si na fotografii. Jedna powieka lekko opadaa, ucho oklape od ciosu acuchem krowiakiem, brwi nieco bardziej krzaczaste ni to widywa w lustrze... - Hmm? - mrukn, wytajc pami. - Przecie to dziadek! - olnio go nieoczekiwanie. - Ano zobaczmy, co tu nacykane - wczyta si w tekst artykuu. Czytanie szo mu opornie, nie wszystkie litery zdoa sobie przypomnie.32

- Przed kilku laty z lodowca na pograniczu Austrii i Szwajcarii wydobyto znakomicie zakonserwowane ciao mczyzny - przesylabizowa. - Kurde znalaz si stary. Ale cholera, co ze zotem? Na awce przysiad jego kumpel Semen. W rce stary kozak trzyma identyczny egzemplarz gazety. - Znaleli mojego dziadka - pochwali si Jakub. - Co ty, tu pisze, e to trup z epoki neolitu. Bardzo ciekawe znalezisko... - Co to jest nielit? - zainteresowa si Wdrowycz. - Modsza epoka kamienia. Czasy, kiedy nie znali metalu i narzdzia robili z krzemienia... - Jak mogli robi co z kamienia, skoro nie mieli metalowych motkw i dut, eby go obrabia? - zdziwi si staruszek. - A chyba, e laserem - odpowiedzia sam sobie. - Dotd nie natrafiano na dobrze zachowane zwoki z tego czasu. Pewnie go teraz pokroj na kawaki, eby zobaczy, co jad i tak dalej. - Co? - Jakubem a zatrzso. - Chc pokroi mojego dziadka? cierwo to byo, ale po moim trupie! - To nie twj dziadek - umiechn si Semen. Ten trup lea w lodzie przez ostanie kilka tysicy lat. - Akurat - parskn Jakub. - Mwi ci, e to mj dziadek. Pamitam jak dzi. Wzi cale zoto i poszed. Chcia zaoy sobie konto w Szwajcarii, a kasa bya wsplna...I wszystko si zgadza. Tylko cholera powinien mie przy sobie worek zotych rubli...Zreszt i tak trzeba jecha. - Dokd? - Jak to, dokd, tam gdzie go trzymaj. Niech powie, co z fors zrobi...A ty Semen bdziesz mi potrzebny. - Po co? - stary kozak unis brwi do gry. - Jak to, po co? Przecie ja nie gadam po zagranicznemu... Kozak wzi gazet do rki i wczyta si w tekst artykuu. - Po co mamy jecha za granic - mrukn. - Tu pisz, e tego cudaka zamroonego przywieli do Warszawy na wystaw archeologiczn. - Archeo...Co? - Archeolodzy to tacy, co w ziemi grzebi wyjani Semen. - w sumie mona by zapa pekaes do Lublina i gdzie za cztery, moe pi godzin bdziemy na miejscu...Tylko najpierw trzeba si przej do informatyka... - A po co? - zdziwi si Jakub. - Trzeba karty wstpu podrobi, eby nas wpucili. A i achy by si lepsze przyday... Wachmani pilnujcy wstpu na uroczysto otwarcia wystawy zastygli ze zdumienia, gdy przed wejciem do muzeum pojawili si dwaj starcy ubrani w arabskie burnusy i turbany na gowach. Wyszy z goci z zanadrza wycign papier pokryty kilkunastoma linijkami arabskich znaczkw oraz opatrzony licznymi piecztkami rnych kolorw. Niszy z Arabw, ktremu spod gabliji wystaway noski gumofilcw okaza identyczny dokument. - Kurde - jeden z wachmanw poskroba si po gowie. - Co to za jedni? Niszy z goci spojrza na niego przenikliwie wodnisto-bkitnymi, wiskimi oczkami. Co zatrzeszczao w gowie stranika, gdy jego myli kieroway si na nowe tory. - To pewnie zaproszeni gocie - powiedzia do drugiego. - A jeli to Talibowie? - zafrasowa si drugi wachman. - Na otwarciu imprezy bdzie prezydent, premier, minister i cala kupa vipw...Moe trzeba ich przynajmniej obszuka? Wodniste lepia wbiy wzrok w jego oczy. Po chwili i on przesta mie wtpliwoci. Obaj zamaskowani przybysze weszli do holu. Przejcie w gb muzeum zasaniaa pachta szarego ptna. Przed ni sta na mwnicy siwowosy archeolog.

33

- Sensacyjne znalezisko...bla bla bla...bez precedensu...bla bla...dziki uprzejmoci naszych przyjaci...blabla bla... Tum zaklaska. Na mwnic wstpi kolejny uczony. - Dziadek to pewnie za t zason - zauway niszy z Arabw. - Pewnie tak - mrukn Semen. - Trzeba poczeka a otworz wystaw i wtedy dostaniemy si do rodka... - W takim tumie nic nie zdziaamy - parskn Jakub. - A moe da si od drugiej strony? Stary kozak odczepi ze ciany plan ewakuacyjny budynku. - Da si - mrukn. Ruszyli w drug stron. Weszli do sal ekspozycyjnych. - Cholera - mrukn egzorcysta, patrzc na lece w gablotce amulety kultury uyckiej. Ciekawe, ciekawe...O i chaupa jak w Dbince dawniej stawiali - obejrza model chaty z okresu wpyww rzymskich. - Cholera wie, ile czasu potrwaj te szopki - Semen wyrwa go z poznawczego transu. Musimy si pospieszy. Ruszyli przez cig sal. Wreszcie drog zagrodzia im ciana z desek pocignita bia, bawenian tkanin. - Cholera zagrodzili. - Spoko - mrukn Jakub. Wycign z cholewy gumofilca bagnet od Kaasznikowa i wyciacha dziur w materiale. Potem silnym ciosem wyama pyt padzierzow i rozciachawszy kolejn zason, utorowa wejcie do nastpnego pomieszczenia. Sala bya prawie pusta, tylko porodku stao kilka gablot. Jeden koniec przegrodzony by pcienn zason, zza ktrej dobiegao przemwienie uczonego. Obaj wamywacze ruszyli w stron ekspozycji owietlonej mocnymi punktowymi reflektorkami. - No i wszystko si zgadza - mrukn egzorcysta, patrzc na zgromadzone w gablocie elementy stroju. - Kouch z krliczych skrek, pamitam jak tatko hodowa, buciory z yka, nawet i ja do szkoy jeszcze w takich chodziem, uk do polowania na ptaki, bo dubeltwk za bardzo w lesie sycha byo i si gliny przypieprzali...Parciany pasek, koszula z worka... W rodkowej gablocie na warstwie suchego lodu spoczyway zmumifikowane zwoki. - Jest i dziadunio - mrukn Semen. - Jeste aby pewien, e to on? - Kolor skry si troch nie zgadza, ale to normalne u mumii - Jakub wyrn diamentem dziur w szklanym wieku. Odczepi alarm. - Co chcesz zrobi? - zainteresowa si kozak. To sztywny trup... - Jak to, co? Oywi i zapytam, co z fors zrobi... - Oywi to co? - popatrzy z powtpiewaniem na ciao. - Poza tym zamroony. Egzorcysta wycign spod gabliji suszark do wosw. - Mj bimber postawi na nogi nawet umarego - egzorcysta wetkn nieboszczykowi w usta lejek i spokojnie wla w gardziel mumii p litra mtnego pynu z piersiwki. Rozejrza si za kontaktem, eby podczy suszark, ale nigdzie nie wypatrzy... Za kotar rozlegy si oklaski. - Chyba musimy si spieszy - zauway Semen. - I jak, dziaa? - Kurde, co si nie oywia - westchn Wdrowycz. - Trzeba jednak chyba rozmrozi...Gadaj dziadek, gdzie jest zoto - potrzsn trupa za ramiona. Gowa odpada od ciaa z suchym trzaskiem. Semen zapa j za wosy i wycign z sarkofagu. Z rozchylonych ust wyla si samogon. - Ty, zobacz - zwrci si do Jakuba. - To tylko woskowa kuka zrobiona tak, eby udawa mumi...A to naszych archeologw w jajo zrobili. - Cholera - Wdrowycz kopn ze zoci w postument. - Gdzie jest moje zoto?

34

W tej chwili oklaski przybray na sile i kto uroczycie zerwa kotar. Prezydent stan na progu sali. Za jego plecami toczyli si inni gocie. - O? - powiedzia, widzc dwu Arabw, z ktrych jeden mia na nogach gumofilce, a drugi cigle trzyma za wosy gow mumii. W nastpnej chwili prezydent lea na ziemi przygnieciony przez piciu agentw BOR u, ktrzy wasnymi ciaami zasaniali go przed zamachowcami. Tum zastyg w bezruchu. Jakub mrugn kilka razy oczkami. - Chyba zaraz spuszcz nam omot - powiedzia szeptem do Semena. Ten postpi krok do przodu. - Salaam - powiedzia po arabsku - Allach Akbar. My by gocie, archeolodzy z Afganistanu. W cigu trzydziestu sekund budynek opustosza. - Co ich tak wymioto? - zdziwi si Jakub. - Psychologia tumu - owiadczy Semem z zadowoleniem. - Na co si jednak przydaa ta uniwersytecka wiedza...po osiemdziesiciu latach, ale lepiej pno ni wcale... Wyszli przed budynek, tu te byo zupenie pusto, tylko gdzie z oddali sycha byo wycie syren wozw policyjnych. Zrzucili burnusy i ruszyli spokojnie przez park w stron Starego Miasta. - Co z tym ciapkiem - stary kozak cigle trzyma jeszcze pod pach gow. - Pod autobus wrzucimy czy co? A moe postraszymy kogo? - To z wosku? - zamyli si egzorcysta. - Wsad do siatki. Zabieramy ze sob. Knot si ze sznurka od snopowizaki wprawi i wieca bdzie.

35

Lenin

By spokojny, rodowy wieczr. Od zniknicia Jakuba Wdrowycza mija wanie szsty dzie. Jego kumple zaczynali ju odczuwa pewien niepokj. Wprawdzie czoowy egzorcysta - amator znika wczeniej parokrotnie, ale tym razem zrobi to cakiem niespodziewanie. Gospoda w Wojsawicach bya czynna duej, jak to w rody. Wprawdzie targ odbywa si rano, ale niektrzy bywalcy oblewali swoje interesy do dugo. Tak byo i tym razem. Jzef Paczenko, Tomasz Cieluk, Jan Grzdkowski i Semen Korczaszko siedzieli przy stoliku w kcie. - A ja uwaam, e trzeba by zawiadomi gliny - wcieka si szeptem Tomasz. - Jakub nie byby zadowolony. - A widziae kiedy, eby by zadowolony? - No nie. Pewnie trafia mu si jaka powana robota. - Zostawiby konia u Semena. - Nu, ko sam do mnie przyszed. A obora jest zamknita. Znaczy wypuci go i zamkn. - A ja wam powiem, e mnie si to wszystko nie podoba. W tym momencie, drzwi otworzyy si i na progu stan Jakub Wdrowycz. By dziebko zawiany, ale nic nie wskazywao, by podczas swojej nieobecnoci ponis jakie uszczerbki na zdrowiu. Rozejrza si rednio przytomnym wzrokiem, a potem umiechn si na widok kumpli. Kumple zaraz go zauwayli i zacignli do swojego stolika. - Nu i gdzie ty bywa? - zapyta Semen. - Ech, nie uwierzylibycie. Dajcie jakiego piwa, bo przepaliem gardo spirytem. Niebawem stana przed nimi bateria butelek. Jakub odkorkowa jedn z nich o kant stou i popatrzywszy mtnie na twarze suchaczy, a wok stolika zgromadzili si wszyscy bywalcy, zacz opowiada. Ludzie suchali go z rozbawieniem. Powszechnie wiadomo byo, e gdy sobie chlapnie, to opowiada niestworzone historie, ale nawet jeli s zupenie nieprawdopodobne, to jest czego posucha. Tego wieczoru przeszed siebie. To wszyscy musieli przyzna. Korytarz cign si w nieskoczono. Korytarz by betonowy. Betonowe byy ciany, sufit, podoga. Na pododze lea czerwony chodnik, wytarty ju nieco przez miliony par butw, ktre po nim przeszy. Chodnik tak jak korytarz cign si w dal, w szary pmrok, a znika, zjedzony przez perspektyw. Jakub Wdrowycz drepta cierpliwie. Obok niego kroczy ni to przewodnik, ni to stranik. Ponury wachman, solidnie zbudowany, z automatem Kaasznikowa w owosionej apie. Do jego charakterystyki naleaoby doda, e mia kilka orderw upitych tu i wdzie na piersi. Twarz wachmana bya lekko biaawa, jak brzuch nitej ryby, co przyjemnie wspgrao z rwnie chorobliw barw cian. - Sympaty