21
PSYCHOLOGIA K£AMSTWA

PSYCHOLOGIA K£AMSTWA - Gandalf.com.pl · WST˚P 11 Rozdzia‡ I O K£AMSTWIE 15 Dzieje k‡amstwa 17 K‡amstwo a moralnoœæ 37 Czym jest k‡amstwo? 54 Dlaczego tak trudno jest

Embed Size (px)

Citation preview

PSYCHOLOGIAK£AMSTWA

TOMASZ WITKOWSKI

O autorze:

TOMASZ WITKOWSKI jest doktorem psycho-logii. Kieruje w³asn¹ firm¹ doradczo-szkolenio-w¹. Pracowa³ jako adiunkt w Instytucie Psy-chologii Uniwersytetu Wroc³awskiego, w 1997roku w Instytucie Psychologii Uniwersytetu wHildesheim w Niemczech. W 1993 r. by³ sty-pendyst¹ programu TEMPUS na Uniwersyte-cie w Bielefeld, równie¿ w Niemczech. Wspó³-

pracuje z wieloma firmami jako konsultant w zakresie psychologiizarz¹dzania doboru kadr, negocjacji, usprawniania przep³ywu in-formacji. Przygotowa³ wiele programów szkoleniowych i przepro-wadza treningi psychologiczne po�wiêcone negocjacjom, sprzeda¿yi zarz¹dzaniu. Jest wspó³za³o¿ycielem elitarnej Szko³y TrenerówBiznesu we Wroc³awiu, która funkcjonuje od 2000 roku. Opubliko-wa³ kilkadziesi¹t artyku³ów naukowych i popularnonaukowych wrenomowanych czasopismach polskich i zagranicznych. Ich pro-blematyka to m. in. zagadnienia motywacji, wyuczonej bezradno-�ci, doboru personelu, psychologii sprzeda¿y. Jest redaktorem ksi¹¿-ki Nowoczesne metody doboru personelu, a tak¿e wspó³autoremwydanej w Bibliotece MODERATORA Psychologii konfliktów. W2000 r. opublikowa³ Psychomanipulacje. Ksi¹¿ka ta wkrótce zajê³aznacz¹c¹ pozycjê na listach bestsellerów psychologicznych.

PSYCHOLOGIAK£AMSTWA

MOTYWY � STRATEGIE � NARZÊDZIA

B I B L I O T E K Amoderatora

Projekt graficzny serii:Krzysztof Albin

Projekt ok³adki i stron tytu³owych:Jacek Rydecki

Rysunki:Marek Tybur

Zdjêcie na ok³adce:Grzegorz Wierbi³owicz

Korekta:Karol Maliszewski

£amanie:Jacek Rydecki

Wydawnictwu nie uda³o siê dotrzeæ do wszystkich autorów(spadkobierców) cytowanych w ksi¹¿ce tekstów. Osoby

zainteresowane prosimy o kontakt.

Fotografiê umieszczon¹ na ok³adce, a tak¿e zdjêcia na str. 318i 319 oraz 322 otrzymali�my dziêki pomocy serwisu Foto.onet.pl.

Chcieliby�my w tym miejscu podziêkowaæ pracownikomportalu Onet.pl za wspó³pracê.

Copyright © 2002 by Tomasz Witkowski

ISBN 83-916555-4-7

Oficyna Wydawnicza UNUStel. (074) 846-14-48, www.ruta.pl, e-mail: [email protected]

Wydanie pierwsze

� Dbam o to, ¿eby utrzymywaæ w nim k³amstwo ¿yciowe.� K³amstwo ¿yciowe? Chyba �le us³ysza³em?

� Nie, powiedzia³em wyra�nie: k³amstwo ¿yciowe. Bo widzi Pan,k³amstwo ¿yciowe to najlepszy �rodek pobudzaj¹cy.

Henryk Ibsen

WSTÊP 11

Rozdzia³ IO K£AMSTWIE 15

Dzieje k³amstwa 17K³amstwo a moralno�æ 37Czym jest k³amstwo? 54Dlaczego tak trudno jest k³amaæ? 68

Rozdzia³ IIDLACZEGO LUDZIE K£AMI¥? � MOTYWY 83

K³amstwa mimowolne 89Zwrócenie na siebie uwagi 90K³amstwa grzeczno�ciowe 91K³amstwa operacyjne 101

K³amstwa altruistyczne 102K³amstwa ¿artobliwe 106K³amstwa egotystyczne 110K³amstwa manipulacyjne 117K³amstwa destrukcyjne 124Podsumowanie 128

Rozdzia³ IIIKTO NAJCZÊSCIEJ K£AMIE?PSYCHOLOGICZNY PORTRET K£AMCY 131

Inteligencja 134Pragmatycy i ideali�ci 141Makiawelizm i osobowo�æ bezwzglêdnego gracza 144Psychopatia 152K³amcy patologiczni 155P³eæ 161

SPISTRE�CI

Rozdzia³ IVJAK LUDZIE K£AMI¥? � STRATEGIE 169

Ukrywanie 172Aktywne ukrywanie 174Fa³szowanie emocji 177

Maska 177Fa³szywa emocja 180Fa³szywa atrybucja 183

Uwiarygodnianie fa³szywych faktów 187Szczegó³y 187Zastêpowanie zdarzeñ 191K³amstwa narracyjne 192Uwiarygodnianie strategiczne 195

Manipulowanie przekazem faktów 197Fa³szywa prawdomówno�æ 198Pó³prawdy 199

Gra w prawdê i k³amstwo 206

Rozdzia³ VJAK BYWAMY OK£AMYWANI?� MANIPULACJE JÊZYKIEM I INFORMACJ¥ 211

Retoryka 216Erystyka 222

Sposoby wspieraj¹ce drogê po�redni¹ 228Sposoby drogi po�redniej 231Sposoby drogi bezpo�redniej 238Pozosta³e sposoby 239Æwiczenia 240

Metamodel 244Æwiczenia 258

Rozdzia³ VIWYKRYWANIE K£AMSTWA � NARZÊDZIA 263

Metody naturalne � pu³apki psychologiczne 265Poszukiwanie prawdy na sali s¹dowej 270Techniczne �rodki wykrywania k³amstw � poligraf 284

Przeciw 287Za 292Kontrowersje i uregulowania prawne 296

Przysz³o�æ 298Wykrywanie k³amstwa w doborze personelu 303

Metody typu �papier i o³ówek� 303Badania nad pomiarem uczciwo�ci 305Kontrowersje wokó³ problematykibadania uczciwo�ci 307

Wykrywanie k³amstwa na podstawieobserwacji rozmówcy 309

Wskazówki niewerbalne 309Sfera werbalno-wokalna 329Czy mo¿na udoskonaliæ swoje umiejêtno�ciwykrywania k³amstwa? 336

ZAKOÑCZENIE 343

LAPIDARIUM 351

DODATEK 363

LITERATURA 369

INDEKS RZECZOWY 377

8 9

WSTÊP

Na zakoñczenie mszy, w czasie og³oszeñ, parafialnych pe-wien pastor powiedzia³ do swoich wiernych: �W nastêp-nym tygodniu chcia³bym wyg³osiæ kazanie o grzechu k³am-stwa. Aby�cie mogli lepiej je zrozumieæ, przeczytajcie pro-szê 17 rozdzia³ z Ewangelii wg �w. Marka.� Min¹³ ty-dzieñ. W niedzielê duchowny przygotowuj¹c siê do wyg³o-szenia kazania, poprosi³ o podniesienie r¹k tych uczest-ników mszy, którzy zapoznali siê z zadan¹ lektur¹. Wodpowiedzi unios³y siê rêce wiêkszo�ci zgromadzonych.Pastor u�miechn¹³ siê i powiedzia³: ��w. Marek napisa³tylko 16 rozdzia³ów. Pos³uchajcie zatem o grzechu k³am-stwa...�

Dlaczego to zdarzenie nie przerazi³o duchownego? Dla-czego u�miechn¹³ siê? Otó¿, najprawdopodobniej dlatego,¿e zdawa³ on sobie sprawê z powszechno�ci ³amania jed-nego z podstawowych praw moralnych zawartych w de-kalogu. Wiedzia³ to bez badañ psychologów, które poka-zuj¹, ¿e k³amiemy od 2 do 200 razy dziennie, a mimo towymagamy prawdy i szczero�ci od innych, potêpiamy fa³-szywych polityków i oszustów. Dlaczego zatem nie wykre-�limy raz na zawsze tego bardzo umownego prawa z na-szej obyczajowo�ci?

My�lê, ze istnieje wiele przyczyn, jedna z nich jestnajbardziej fundamentalna. Aby ¿yæ w�ród ludzi, musi-my kierowaæ siê jakimi� wskazówkami, które pozwol¹ namprzetrwaæ i w miarê harmonijnie budowaæ relacje z inny-mi. Zastanawia³em siê niedawno, co powoduje, ¿e decy-dujemy siê na zawarcie znajomo�ci, przyja�ni, na ich utrzy-mywanie z innym cz³owiekiem. Jakie s¹ podstawy takichdecyzji? Czy bierzemy pod uwagê inteligencjê? Wygl¹dzewnêtrzny? Koneksje tej osoby? Jakie� inne cechy psy-chiczne? Z pewno�ci¹, ale s¹ to wszystko cechy drugo-,

12 Wstêp Wstêp 13

je�li nie trzeciorzêdne. Istotniejszym jest pewnie pytanieo to, czego mo¿emy od tego cz³owieka oczekiwaæ w ra-mach szeroko rozumianej wymiany miêdzy lud�mi. Alenajbardziej podstawowe pytanie, na które sobie odpowia-damy w takich sytuacjach, brzmi: na ile mogê ufaæ tejosobie? A co oznacza zaufanie? Oznacza ono ni mniej, niwiêcej, tyko nabycie przekonania o tym, ¿e osoba ta niezagrozi mi w przysz³o�ci swoim zachowaniem, ¿e mnienie skrzywdzi, a wiêc bêdzie dla mnie po prostu dobra.

W codziennym ¿yciu potrzebujemy wiêc narzêdzi, abyodró¿niaæ dobro od z³a. Jednym z nich bêdzie z pewno�ci¹umiejêtno�æ rozró¿niania prawdy i k³amstwa. Nie istnie-je porz¹dek spo³eczny bez zaufania, a zaufanie bez praw-dy lub przynajmniej ogólnie akceptowanych zasad docho-dzenia do niej. Podstawy, na których opiera siê ¿ycie spo-³eczne � takie jak wzajemny szacunek, gotowo�æ do za-wierania umów, przestrzeganie prawa, podporz¹dkowa-nie interesów jednostki interesom zbiorowo�ci � musz¹byæ w sposób przekonywuj¹cy uzasadnione. I to moimzdaniem jest podstawowa przyczyna utrzymywania wmocy zakazu k³amstwa.

Zadania, jakie postawi³em sobie, pisz¹c tê ksi¹¿kê, bêd¹zatem podporz¹dkowane tej ogólnej my�li. Chcia³bym za-tem w pierwszej czê�ci ksi¹¿ki przyjrzeæ siê historii k³am-stwa, jego dziejom, znale�æ jego miejsce w naszych syste-mach moralnych, podj¹æ próbê dookre�lenia zjawiska iodpowiedzieæ na pytanie, co czyni k³amstwo tak trudnym.Czytelnikom niecierpliwym i mocno skoncentrowanym naaspektach praktycznych raczej ni¿ zainteresowanych re-fleksj¹ proponujê przej�cie od razu do rozdzia³u drugiego,który zosta³ w ca³o�ci po�wiêcony motywom, jakie popy-chaj¹ k³amców do czynu. Rozdzia³ trzeci jest szkicem doportretu psychologicznego k³amcy. Analizujê w nim cechyosobowo�ci sprzyjaj¹ce k³amstwu i opisujê zjawiska mniejcodzienne, takie jak patologiczne k³amstwo czy psycho-patiê. W kolejnym rozdziale podejmujê wyzwanie opisa-nia strategii k³amania, sposobów wyprowadzania na ma-nowce naszych bli�nich. Rzecz tyle¿ trudna, co frapuj¹ca.Tytu³ kolejnego rozdzia³u � Jak bywamy ok³amywani?

sugeruje, ¿e dotyczyæ on bêdzie odkrywania warsztatuprofesjonalistów, których zadaniem jest k³amaæ, najczê-�ciej w imieniu jakich� organizacji, instytucji. Rzeczywi-�cie, w tym rozdziale przyjrzymy siê metodom manipulo-wania informacj¹, jêzykiem, na jakie jeste�my nara¿eniniemal bez przerwy. Nie jest to z pewno�ci¹ kompletnyopis wszystkich metod. Swoj¹ uwagê po�wiêci³em kilku,moim zdaniem, ciekawszym. Nale¿¹ do nich: retoryka,erystyka i metamodel jêzykowy. Ostatni rozdzia³ jest pró-b¹ opisania metod wykrywania k³amstwa. Spotkamy siêtutaj zarówno z naturalnymi metodami, z obserwacj¹, jaki z zaawansowan¹ technik¹ zaprzêgniêt¹ do wykrywaniak³amstw. Przyjrzymy siê problematyce pomiaru uczciwo�ciw doborze personelu, ale równie¿ w dochodzeniu do prawdyna sali s¹dowej. Wreszcie, zastanowimy siê nad mo¿liwo-�ciami cz³owieka w zakresie wykrywania k³amstwa.

Zapraszaj¹c czytelnika do lektury, chcia³bym poprosiægo o potraktowanie wiêkszo�ci moich s¹dów, sformu³o-wañ, twierdzeñ jako propozycji rozumienia zjawisk, a niejako prawd objawionych. W najmniejszej mierze nie ¿y-czy³bym sobie, aby ksi¹¿ka ta sta³a siê podrêcznikiem czyte¿ poradnikiem. My�lê, ¿e tylko mocno refleksyjne po-dej�cie, szczególnie do tematu tak krn¹brnego jak k³am-stwo, mo¿e przynie�æ po¿ytek zarówno czytelnikowi, jak iautorowi. Niechaj wiêc lektura ksi¹¿ki bêdzie zaczynemdo poszukiwañ, przemy�leñ i dyskusji z autorem, z sa-mym sob¹, z prawdami uznanymi lub objawionymi, a mo¿ewreszcie i z k³amstwami, które zago�ci³y na dobre w na-szym ¿yciu, w naszej kulturze, wokó³ nas.

ROZDZ IA£ I

O K£AMSTWIE

Gdyby k³amstwo, podobnie jak prawda, mia³o tylko jedn¹ twarz,³atwiej daliby�my sobie z nim rady; przyjêliby�my po prostu

za pewnik przeciwieñstwo tego, co mówi k³amca, ale odwrotnastrona prawdy ma sto tysiêcy postaci i nieograniczone pole.

Michel de Montaigne

Dzieje k³amstwaKiedy stajemy przed z³o¿onym problemem do rozwa-

¿enia, dobrze jest zasiêgn¹æ opinii ze �róde³ innych ni¿tylko dziedzina, któr¹ sami reprezentujemy. Jednym ztakich �róde³ mo¿e byæ wiedza historyczna. Uzasadnienieznaczenia wiedzy historycznej jest do�æ oczywiste i z pew-no�ci¹ nie jest spowodowane manier¹ rozpoczynania wy-powiedzi odwiecznym �ju¿ staro¿ytni��. Kiepska jest cy-wilizacja, kultura, która nie potrafi korzystaæ z do�wiad-czenia poprzednich pokoleñ. Budowanie wiedzy w izola-cji, bez zwa¿ania na zgromadzony dorobek, to nie tylkowywa¿anie otwartych drzwi, to równie¿ stagnacja rozwo-ju my�li. W tej ksi¹¿ce nie raz oka¿e siê, ¿e wielu ludzipo�wiêci³o energiê i zapa³ na odkrywanie rzeczy znanych,a mo¿e tylko nieco zapomnianych czy zaniedbanych. Tenb³¹d jest do�æ czêsto powtarzany, szczególnie przez przed-stawicieli m³odych ga³êzi nauki, a do takich z pewno�ci¹mo¿na zaliczyæ psychologiê. Innym cennym, chocia¿ w do-bie mody na socjobiologiê do�æ kontrowersyjnym, �ród³ems¹ obserwacje zwierz¹t prowadzone przez etologów.

K³amstwo to temat powszedni, niezmiennie zwi¹zanyz moralno�ci¹, który traktuje siê jak zwyk³¹ umiejêtno�æ,ale i sztukê; jednak czasami staje siê problemem praw-nym, za� innym razem filozoficznym. Jego z³o¿ono�æ upo-wa¿nia do skorzystania z przedstawionej na wstêpie me-todologii i zasiêgniêcia opinii z obu istotnych �róde³. Có¿zatem s¹dz¹ na temat k³amstwa staro¿ytni? Ku mojemuzdziwieniu (i zadowoleniu) okaza³o siê, ¿e nie mieli oni zk³amstwem specjalnych problemów, nie miota³y nimisprzeczno�ci i wyrzuty sumienia w obliczu zjawiska, któ-

18 Rozdzia³ I O k³amstwie 19

re my nazywamy k³amstwem. Dlaczego? � Z tej prostejprzyczyny, ¿e nie znali oni takiego pojêcia jak k³amstwo!Ba, staro¿ytni Grecy nie znali równie¿ pojêcia grzechu, co,kto wie, czy nie by³o przyczyn¹ tak wielkiego rozkwitu ichcywilizacji (przekorni stwierdz¹ pewnie, ¿e jej upadku). Aleje�li nie znali pojêcia k³amstwa, to przecie¿ musia³y istnieæjakie� okre�lenia na akty, które my nazywamy k³amstwem?Tak by³o w istocie, z tym ¿e pojêcie takie nie tylko mia³opozytywny wyd�wiêk, ale ponadto ³¹czy³o siê g³ównie z pod-stawowymi zadaniami poetów. Greckie s³owo yeudox ozna-cza³o przede wszystkim czynno�æ tworzenia fikcji. Nie ist-nia³o rozró¿nienie pomiêdzy fikcj¹, �wiadomym wprowadza-niem w b³¹d, fa³szem. Takie rozumienie zjawiska nie wi¹za-³o siê z ¿adnymi moralnymi konotacjami! Czy zatem Grecyk³amali? Czy nie byli przypadkiem w tej uprzywilejowanejpozycji, ¿e nie�wiadomi tego, co sk³onni byliby�my nazwaægrzechem, zwyczajnie nie mogli k³amaæ?

Pojêcie, o którym mowa, istnia³o ju¿ w czasach Hezjoda,czyli co najmniej od VIII w. p.n.e. Ale przecie¿ w stuleciupoprzedzaj¹cym czasy Hezjoda opisana zosta³a przez Ho-mera postaæ Odyseusza � mistrza fortelu, wprowadzania wb³¹d i k³amstwa, gdyby chcieæ u¿yæ wspó³czesnego nam jê-zyka. Jak zatem traktowano jego umiejêtno�ci? Nale¿y przy-puszczaæ, ¿e kunszt, którego nie brakowa³o Odyseuszowi,traktowano jak umiejêtno�ci bardzo po¿yteczne w ¿yciu izdaje siê, ¿e wówczas nie zadawano sobie trudu, aby oce-niaæ je z moralnego punktu widzenia. Nie ma w tym nicdziwnego, je�li spojrzymy na historiê naszego gatunku dale-ko, daleko wstecz. Nietrudno bêdzie odnale�æ k³amstwo iuznaæ je za jedno z naczelnych praw natury. Bo to nie cz³o-wiek, lecz natura, a �ci�lej rzecz bior¹c, ewolucja �wynala-z³a� zachowania, które my nazywamy k³amstwem b¹d� oszu-stwem. Zostawmy na chwilê staro¿ytnych Greków i spójrz-my na przyk³ady ilustruj¹ce wymy�lno�æ k³amstw natury.

Odnosi siê to w szczególno�ci do pewnych po³udniowoame-rykañskich g¹sienic � bezbronnych stworzeñ, których jedy-n¹ obron¹ jest mimikra. (�) Wielkie, zielone, ¿yj¹ce na drze-wach g¹sienice z Gujany Brytyjskiej trwaj¹ zazwyczaj w bez-

ruchu, podobne do ga³¹zki winoro�li. Lecz gdy tylko wstrz¹-sn¹æ ga³êzi¹, podnosz¹ przedni¹ czê�æ cia³a i ustawiaj¹ j¹poziomo, a równocze�nie wyginaj¹c siê rozszerzaj¹ bulwia-sto przedni segment z wielk¹, gro�n¹, czarn¹ plam¹ podob-n¹ do oka, otoczon¹ ¿ó³tym pier�cieniem. W tym stanie g¹-sienica pozostaje przez kilka minut i bardzo przypominajadowitego wê¿a drzewnego ¿yj¹cego w�ród zielonych li�ci.G¹sienice takie s¹ te¿ pospolite w Brazylii. Najlepszym przy-k³adem jest Leucorhampha triptolemus, normalnie zwisaj¹-ca z ³odyg ro�lin. Zaniepokojona, wygina siê i wówczas przódjej cia³a uderzaj¹co przypomina g³owê i grzbiet wê¿a. Przezkilka sekund ko³ysze siê na boki i to, co dopiero wydawa³osiê niewinn¹ ga³¹zk¹, nagle przekszta³ca siê w wê¿a z otwar-t¹ paszcz¹, czerwonymi szczêkami i okrutnymi oczyma.1

W sztuce oszustwa szczególnie wyspecjalizowa³y siêpaso¿yty � organizmy, dla których oszukaæ skomplikowa-ny uk³ad odporno�ciowy ¿ywiciela, znaczy przetrwaæ:

Wyrafinowane metody zmagañ z uk³adem odporno�ciowym pro-wadz¹ do zmylenia go lub unieczynnienia. Wiele robaków (�)po przy³¹czeniu przeciwcia³ do powierzchniowych antygenówpaso¿yta, ale przed dalszymi, komórkowymi etapami reakcjiprzeciwpaso¿ytniczej, zrzuca antygeny powierzchniowe wraz zprzeciwcia³ami. Te kr¹¿¹ we krwi i odk³adaj¹ siê w ró¿nychmiejscach organizmu, wywo³uj¹c stany zapalne tam, gdzie wcalenie ma paso¿yta! (�) Za szczególnie podstêpne uznaæ mo¿emyte paso¿yty, które, przebywaj¹c w ¿ywicielu, zmieniaj¹ swojeantygeny powierzchniowe tak, ¿e z wysi³kiem zmontowana od-powied� uk³adu odporno�ciowego okazuje siê niewarta nawetprzys³owiowego funta k³aków. Postêpuj¹ tak na przyk³ad ni-cienie, których kolejne stadia larwalne maj¹ coraz to inne �prze-branie�. Do perfekcji dosz³y jednak �widrowce. Otó¿ te przeby-waj¹ce we krwi pierwotniaki systematycznie zmieniaj¹ cz¹-steczki glikoprotein (s¹ to zwi¹zki bia³kowo-cukrowe) pokry-waj¹ce powierzchniê komórki. Gdy tylko organizm ¿ywicielazaczyna rozpoznawaæ dany typ cz¹steczki, pierwotniaki te zmie-

1 T. R. Henry, Paradoksy natury. Wiedza Powszechna, Warszawa 1967.

niaj¹ powierzchniow¹ glikoproteinê na now¹, której ¿ywicielrozpoznawaæ jeszcze nie potrafi. Uzyskuj¹ czasow¹ przewagê,a co za tym idzie, szybko siê mno¿¹. �widrowce mog¹ wypro-dukowaæ ponad 120 odmian powierzchniowej glikoproteiny.2

Oto oszustwa, przy których pomys³y Odyseusza s¹ nie-winnymi igraszkami. Podejrzewam zreszt¹, ¿e czytelnicyznaj¹ tysi¹ce podobnych przyk³adów, zwierzêta udaj¹ce ka-wa³ki ro�lin, ro�liny udaj¹ce pod³o¿e. Wystarczy pój�æ na³¹kê, do lasu, do�wiadczyæ podczas grzybobrania trudno�ciw odró¿nianiu kapeluszy podgrzybków od br¹zowych li�ci,których pe³no wokó³, aby bardzo szybko doj�æ do przekona-nia, ¿e jednym z podstawowych celów zachowania siê orga-nizmów ¿ywych jest wprowadzanie w b³¹d innych organi-zmów. A robi¹ to dlatego, ¿eby nie daæ siê zje�æ, zdobyæpo¿ywienie (wiele zwierz¹t drapie¿nych przypomina otoczeniepo to, aby nie sp³oszyæ ofiary) b¹d� umo¿liwiæ rozmna¿anie (np.kwiaty, które upodabniaj¹ siê do samic owadów, aby swymwygl¹dem zwabiæ samce, które przenios¹ dalej ich py³ek).

Oczywi�cie, mimikra czy homochromia to zachowaniazaprogramowane genetycznie lub sterowane instynktemi mo¿na ich wystêpowanie oddzieliæ od naszego pojmowa-nia k³amstwa, które nasuwa od razu my�l o intencjonal-nym wykorzystaniu oszustwa. Wspó³czesna biologia do-starcza jednak faktów, które mo¿emy interpretowaæ jakokontrolowane, ��wiadome� b¹d� �egoistyczne�.3 A jakie tofakty? Chocia¿by aktywne ukrywanie siê, zachowania od-wracaj¹ce uwagê (np. odci¹ganie od gniazda) czy kontro-lowane wprowadzanie w b³¹d podczas walki i obrony. Otoprzyk³ad takiego podstêpnego i jak siê wydaje w pe³nikontrolowanego zachowania:

Jedn¹ z oznak inteligencji jest zdolno�æ do u¿ycia podstêpu.¯yj¹cy w Kalifornii w¹¿ heterodon p³askonosy (hognose �przedmiot studiów Harry�ego Greene�a i Gordona Burghard-ta) jest w tej dziedzinie mistrzem. W sytuacji zagro¿eniarozdyma kark jak kobra i pozoruje k¹sanie (choæ sam jestca³kiem niejadowity). Je�li to nie odstrasza napastnika, sy-muluje gwa³towny atak �miertelnej choroby, dostaje drga-wek, wije siê, wypró¿nia (zapewne z zamiarem zmniejszeniaswej apetyczno�ci), po czym wywala jêzyk, przewraca siê nagrzbiet i udaje trupa. Dr Burghardt � który przyznaje zresz-t¹, ¿e prowadz¹c swe obserwacje zawsze próbuje sobie wy-obraziæ, jak sam czu³by siê bêd¹c wê¿em � twierdzi, ¿e ca³eto przedstawienie trudno wyja�niæ jako mechaniczne ode-granie instynktownie opanowanej roli, w¹¿ bowiem ca³y czasbacznie obserwuje poczynania przeciwnika i dostosowuje donich sw¹ taktykê.4

Takie zachowania staj¹ siê jeszcze bardziej wyrafino-wane u wy¿szych ssaków, w szczególno�ci u naczelnych, aumiejêtno�æ ich stosowania decyduje bardzo czêsto o suk-

Fot. 1. Mimikra � k³amaæ aby móc po¿reæ�

2 W. Kofta, Oszustwo za cenê ¿ycia. �Wiedza i ¯ycie�, nr 11, 1998.

3 W tym miejscu mo¿na wywo³aæ niekoñcz¹c¹ siê dyskusjê na te-mat �wiadomo�ci u zwierz¹t. ¯eby unikn¹æ mielizn ja³owej polemiki,proponujê czytelnikom, których szczególnie dra¿ni termin ��wiadome�,aby go w swoim egzemplarzu ksi¹¿ki wykre�lili i skoncentrowali siêna dalszym ci¹gu mojego wywodu.

4 K. Szymborski, Ludzie i bestie. �Wiedza i ¯ycie�, nr 4, 1997.

Fot

. M

ICH

MIR

EK

20 Rozdzia³ I O k³amstwie 21

cesie rozrodczym i o prze¿yciu, chocia¿ niektórzy etolodzymaj¹ w tym miejscu w¹tpliwo�ci. Nale¿y do nich KonradLorenz. W swojej pracy zatytu³owanej Regres cz³owieczeñ-stwa stawia tezê, i¿ opisywane formy k³amstwa i oszu-stwa s¹ dozwolone jedynie w stosunku do osobników in-nych gatunków. Uwa¿a on, i¿ ok³amywanie osobników tegosamego gatunku by³oby ewolucyjnie nieprzystosowawcze.

Szczególnie w przypadku sygna³ów miarodajnych dla doborup³ciowego musi istnieæ pewna rêkojmia, ¿e sygna³ jest skorelo-wany z cech¹, jak¹ wysy³aj¹cy rzeczywi�cie posiada. Na tymw³a�nie polega du¿a uniformizacja i standaryzacja cech miaro-dajnych dla seksualnego doboru. Podobnie jak w przypadkuwspó³zawodnictwa sportowego warunki kwalifikacyjne musz¹byæ bardzo dok³adnie ujednolicone, aby ujawniæ ró¿nice jako-�ciowe, tak � na przyk³ad � stroje weselne wszystkich samcówkaczki krzy¿ówki i sposoby zachowania wszystkich gêsi gêga-wych podczas zalotów s¹ �ci�le znormalizowane. W³a�nie dziê-ki temu uwa¿ny obserwator, a niew¹tpliwie tak¿e wspó³ple-mieniec, dostrzega drobne ró¿nice wystêpuj¹ce miêdzy poszcze-gólnymi osobnikami. (�) Innymi s³owy: le¿y to w interesiedanego gatunku zwierz¹t, aby zdobycz i wróg-po¿eracz � alenie wspó³plemieñcy � byli fa³szywie informowani.5

Wydaje siê to do�æ przekonywuj¹ce, szczególnie, ¿e dobórmusi uwzglêdniaæ nie tylko wybranie odpowiednich cech,ale równie¿ zabezpieczyæ przed kazirodztwem, które niesprzyja rozwojowi gatunku. Ale czy ju¿ sam fakt gro¿eniasobie nawzajem z wykorzystaniem wszelkich dostêpnychmetod powiêkszania sylwetki cia³a, podkre�lania swojej war-to�ci bojowej nie jest oszustwem? Sam Lorenz nie jest zresz-t¹ do koñca przekonany o bezwzglêdnej uczciwo�ci wzglê-dem osobników tego samego gatunku. Ogranicza zachowa-nia uczciwe do genetycznie zaprogramowanej wymiany sy-gna³ów i przytacza przyk³ady wystêpowania k³amstw w in-dywidualnym wyuczonym i � jak zaznacza � byæ mo¿e ro-zumnym zachowaniu zwierz¹t.

Georg Rüpell opowiada³ mi o samicy pie�ca (�lisa polarne-go�), która za pomoc¹ pewnego wybiegu uwalnia³a siê odobecno�ci swoich m³odych, kiedy jej zanadto dokucza³y: wy-dawa³a krzyk ostrzegawczy, po którym jej dzieci ucieka³y na³eb na szyjê do nory, podczas gdy ona sama nie wykazywa³adalszych objawów niepokoju.6

Jednak bardziej dramatyczna jest pewna historia, któraprzydarzy³a siê w ogrodzie zoologicznym w Amsterdamie, aprzy pomocy której Lorenz stara siê zasugerowaæ istnieniegenetycznego programu negatywnej oceny k³amstwa. Rzeczzdarzy³a siê podczas do�æ lekkomy�lnego czyszczenia klatki:

(�) orangutan nagle opu�ci³ siê na pod³ogê klatki i zanim zdo-³ano zamkn¹æ rozsuwane drzwi z³apa³ obiema rêkami za brzegdrzwi i futrynê. Podczas gdy stra¿nik i na szczê�cie obecnyprzy tym dyrektor, A. F. J. Portielje, rozpaczliwie, z ca³ej si³ystarali siê zamkn¹æ drzwi, potê¿ne ramiona ma³py ci¹gle po-szerza³y otwór w drzwiach. Wówczas Portieljemu wpad³a dog³owy zbawcza my�l, która wobec napiêtej sytuacji by³a wrêczgenialna: z okrzykiem przera¿enia pu�ci³ drzwi, odskoczy³, zotwartymi ustami wbi³ wzrok w miejsce bezpo�rednio za pleca-mi ma³py, tak, jak gdyby tam ujrza³ co� w najwy¿szym stopniugro�nego. Orangutan da³ siê oszukaæ, odwróci³ siê, drzwi siêzatrzasnê³y. Ale najwa¿niejsze w ca³ej historii jest to, co nast¹-pi³o potem! Mianowicie orangutana ogarn¹³ sza³ w�ciek³o�ci,takiej, jakiej Portielje nigdy jeszcze u ¿adnego zwierzêcia tegogatunku nie widzia³. Portjelje powiedzia³ mi, ¿e jest absolutnieprzekonany, i¿ orangutan w pe³ni zrozumia³ wszystkie powi¹-zania i z³o�ci³ siê na to, ¿e uwierzy³ k³amstwu.

Czy teraz k³amstwo i oszustwo, chocia¿ z pewnymi w¹t-pliwo�ciami, nie jawi siê jako bardziej neutralny mecha-nizm? Je�li nie, pozostawmy na razie z boku rozwój filoge-netyczny, wróæmy do ludzi i przyjrzyjmy siê ontogenezie.Kiedy cz³owiek zaczyna k³amaæ, oszukiwaæ, wprowadzaæ wb³¹d? Kiedy po kryjomu zje ciastko? Kiedy zbroi co� i stara

5 K. Lorenz, Regres cz³owieczeñstwa. PIW, Warszawa 1986. 6 Tam¿e.

22 Rozdzia³ I O k³amstwie 23

siê ten fakt ukryæ? Chyba jednak du¿o, du¿o wcze�niej. Ciczytelnicy, którzy wychowywali w³asne dzieci z pewno�ci¹prze¿yli sytuacjê, kiedy pó³roczne dziecko drze siê wniebo-g³osy, aby zamilkn¹æ, gdy pojawi siê matka lub znany muopiekun. Oczywi�cie, dziecko bardzo szybko nauczy³o siê, ¿ejego rozpacz przywo³uje rodziców. Emitowane przez nied�wiêki rozpaczy s¹ czêsto k³amstwem obliczonym na uzy-skanie zamierzonego efektu. Jest to do�æ niebezpieczny mo-ment w wychowywaniu dzieci, bowiem taki sposób reago-wania mo¿e siê utrwaliæ i czasami przenosi siê nawet dodoros³ego ¿ycia. Czy jednak to wyj¹ce maleñstwo jest nie-moralne? Czy jego k³amstwo jest z³e? Czy¿ nie s³u¿y tylko iwy³¹cznie optymalizacji warunków przetrwania? Pewnie wtej chwili kto� zarzuci mi, ¿e oszustwo to nie jest wynikiem�wiadomego wprowadzania w b³¹d, lecz jedynie efektem pro-cesu uczenia siê. Pocz¹tkowo bod�ce bólowe wywo³uj¹ reak-cjê p³aczu, która z kolei przywo³uje opiekuna (wzmocnieniereakcji). Sytuacja powtarza siê wielokrotnie i nastêpujeutrwalenie siê reakcji rozpaczy. Zgoda, ale gdzie �wiado-mo�æ, której chêtnie odmówiliby�my zwierzêtom? Je�li od-mówimy jej pó³rocznemu dziecku, czy bêdziemy utrzymy-waæ, ¿e jest ona nieobecna u rocznego, pó³rocznego i starsze-go dziecka? A je�li pojawia siê w pewnym magicznym momen-cie u�wiadomienie skutków w³asnego dzia³ania, czy to upowa¿-nia nas od razu do moralnej oceny takiego oszustwa?

Zgromadzone fakty doprowadzaj¹ nas do przekonania,¿e umiejêtno�æ oszukiwania i k³amstwa jest niczym in-nym, jak u m i e j ê t n o � c i ¹ i trudno by³oby nadaæ jejwymiar moralny. Co� jednak sprawia, ¿e oburzamy siêwewnêtrznie na samo s³owo �k³amstwo�, bronimy siê przedpodejrzeniami o k³amstwo, my�limy �le o kim�, o kim wie-my, ¿e k³amie. Je�li wrócimy po tej d³ugiej dygresji do staro-¿ytnej Grecji, do postaci Odyseusza, byæ mo¿e uda nam siêprze�ledziæ dzieje k³amstwa, które doprowadzi³y je do takfatalnej kondycji, jak¹ ma ono obecnie w naszej kulturze.

Odyseusz, ceniony i podziwiany przez jemu wspó³cze-snych, wykorzystuj¹c k³amstwo, nie mia³ specjalnych opo-rów moralnych. Wed³ug Sofoklesa na pytanie, czy k³amstwojest godne pogardy, odpowiedzia³: �Nie, je�li k³amstwo mo¿e

nas ocaliæ�7. By³ to V wiek p.n.e., a wiêc o ile pojawia³y siêw¹tpliwo�ci co do istoty k³amstwa, by³y one bardzo s³abe i³atwo mo¿na by³o k³amstwo uzasadniæ. Pamiêtajmy rów-nie¿, ¿e blisko�æ k³amstwa i bardzo wysoko cenionej umie-jêtno�ci tworzenia fikcji, opowiadania piêknych, choæ zmy-�lonych, historii zabarwia³a cieplejszymi odcieniami wszel-kie oceny k³amstwa i doprowadzi³a do stworzenia i rozkwi-tu m. in. piêknej sztuki retoryki. Jak drastycznie ocena k³am-stwa i jego uzasadnieñ uleg³y transformacji, �wiadczyæ naj-lepiej mo¿e fakt, ¿e Dante umie�ci³ Odyseusza w ósmymoddziale ósmego krêgu piek³a! A przecie¿ ju¿ w Ksiêdze Ro-dzaju Abraham dopuszcza siê ewidentnego oszustwa pole-gaj¹cego na tym, ¿e swoj¹ ¿onê podaje za siostrê i nie wzbra-nia siê oddaæ jej na dwór faraona. Ale Abraham by³ wybra-nym przez Pana, wiêc karê za ten postêpek ponosi ofiaraoszustwa! Gniew Boga spada na faraona.8 Czy takie �za³a-twienie� sprawy oszustwa Abrahama nie legitymizowa³ok³amstwa? A przynajmniej k³amstwa pope³nianego po to,aby siê uchroniæ od nieprzyjemno�ci. Jeszcze bardziej oczy-wiste usankcjonowanie k³amstwa znajdujemy w ¿yciu izra-elskiego króla Achaba. Jego bezbo¿ne postêpowanie pobudzi³oPana do gniewu bardziej ni¿ postêpowanie któregokolwiek zpoprzednich królów. Zanim uda³ siê, ¿eby walczyæ z wojskamisyryjskimi, prorok Pañski Micheasz ostrzeg³ go przed �mierci¹,opisuj¹c mu wydarzenie, które wydarzy³o siê w niebie:

Ujrza³em Pana siedz¹cego na swym tronie, a sta³y przy Nimpo Jego prawej i po lewej stronie wszystkie zastêpy niebie-skie. Wówczas Pan rzek³: �Kto zwiedzie Achaba, aby poszed³i poleg³ w Ramot w Gileadzie?� Gdy za� jeden rzek³ tak, adrugi mówi³ inaczej, wyst¹pi³ pewien duch i stan¹wszy przedPanem, powiedzia³: �Ja go zwiodê�. Wtedy Pan rzek³ do nie-go: �Jak?� On za� odrzek³: �Wyjdê i stanê siê duchem k³am-stwa w ustach wszystkich jego proroków�. Wówczas rzek³:�Mo¿esz zwie�æ, to ci siê uda. Id� i tak uczyñ!�.9

7 Sofokles, Filoktet. PIW, Warszawa 1975.8 Biblia Tysi¹clecia. Rdz 12,11-20. Wyd. III, Pallotinum, Poznañ-War-

szawa 1980.9 Biblia Tysi¹clecia. 1 Krl 22,19-22, wyd. cyt.

24 Rozdzia³ I O k³amstwie 25

I rzeczywi�cie, wszyscy prorocy z wyj¹tkiem Micheaszaprzepowiadali zwyciêstwo. Jako puentê zdarzenia trzebadodaæ, ¿e w wyniku skutecznego oszustwa Achab zgin¹³.

I w tym przypadku oszustwo by³o �rodkiem do realizacjicelu � zniszczenia grzesznika, ale jego autorem by³ samBóg. To jeszcze jedna legitymizacja k³amstwa. W którymmomencie historii nast¹pi³a taka gwa³towna zmiana w oce-nie k³amstwa, ¿e dzisiaj uwa¿amy je za przejaw czystegoz³a, je�li nawet jeszcze Arystoteles w swojej Etyce nikoma-chejskiej umieszcza³ je po�rodku, pomiêdzy z³em a dobrem?

Ca³¹ winê mo¿emy przypisaæ Augustynowi Aureliu-szowi i nie bêdzie tu ¿adnej przesady. Tym samym zna-le�li�my siê ju¿ na prze³omie IV i V w. n.e. Po raz pierw-szy k³amstwo okre�lone zosta³o jako bezwarunkowe z³o.Dwa dzie³a Augustyna Aureliusza, De mendacio (O k³am-stwie) i Contra mendacium (Przeciw k³amstwu), wp³ynê-³y na sposób rozumienia k³amstwa. Ich podstawow¹ tez¹jest stwierdzenie, i¿ fa³sz, nieprawda odwodzi cz³owiekaod poznania Boga i ju¿ samo to jest wystarczaj¹cym po-wodem, dla którego zas³uguje na miano z³a. Ponadto jed-nak Augustyn oddzieli³ k³amstwo od pojêcia trafno�ci, b³ê-du i na zawsze powi¹za³ je z zamiarem wprowadzenia wb³¹d. Temu zamiarowi najczê�ciej towarzyszy równie¿ ja-ki� motyw, oczywi�cie najczê�ciej zbrodniczy, jaki chowaw sercu oszust. Co prawda dopuszcza³ on stosowanie fa³-szu w ¿artach, gdzie jawny jest zamiar wprowadzania wb³¹d, w tre�ciach komedii i tym podobnych sytuacjach,ale ju¿ wszelkie inne k³amstwa, ³¹cznie z tzw. k ³ a m -s t w e m s ³ u ¿ e b n y m (pope³nionym w interesie zacho-wania wiary), uzna³ za z³o. Nie dopuszcza³ stosowaniaich nawet w stosunku do innowierców. Jego zakazy by³ybezwarunkowe i zbudowane w oparciu o autorytet Biblii,chocia¿ czasami do�æ mozolnie, bowiem ta �wiêta ksiêgazawiera a¿ nazbyt wiele opisów oszustw i podstêpów po-zostawionych bez komentarza i, co najwa¿niejsze, bez karybo¿ej. Augustyn uczyni³ szatana ojcem k³amstwa, bowiemwszystko co zwodnicze, pozorne, urojone jest domen¹ dia-b³a. Zdolno�æ do rozmijania siê z prawd¹ jest przyrodzo-n¹ u³omno�ci¹ cz³owieka, �wiadectwem upadku w grzech.

Czy dla Augustyna walka z k³amstwem by³a jedyniewalk¹ o znaczeniu filozoficznym? Nie, realizowa³a ona rów-nie¿ cele polityczne. W czasach jemu wspó³czesnych chrze-�cijañstwo pozostawa³o w pewnym utajeniu, czasami funk-cjonowa³o nielegalnie. Mo¿na by nawet okre�liæ ten stanmianem sekciarstwa. Sytuacja taka mo¿liwa by³a dziê-ki� k³amstwu! Prezentowanie postawy akceptowalnejspo³ecznie wymaga³o pewnego zak³amania w stosunkudo prawdy, w któr¹ wierzyli wcze�ni chrze�cijanie. G³o-�ne g³oszenie prawdy mia³o byæ sposobem wyprowadze-nia ukrytych gmin chrze�cijañskich na �wiat³o dzienne iumocnienia wiary. Natychmiast stworzy³o szansê dla po-wstania nowego rodzaju �wiêtych � mêczenników praw-dy. Jawne g³oszenie prawd wyznawanej wiary nara¿a³ona prze�ladowania. Pierwsze ofiary umacnia³y przekona-nie o g³oszonej prawdzie. Tym samym chrze�cijañstwopowoli zaczê³o wychodziæ z podziemia i na dobre utrwala-³o siê w�ród ówczesnych spo³eczeñstw. Mêczeñstwo mia³ozreszt¹ równie¿ walor misyjny � sia³o ono w¹tpliwo�ci wsercach innowierców i powoli obraca³o ich my�li w kie-runku prawd g³oszonych przez chrze�cijan. Tym samymnale¿a³oby siê zastanowiæ, czy przypadkiem AugustynAureliusz nie by³ pierwszym, nie�wiadomym odkrywc¹dysonansu poznawczego � niezwykle silnego mechanizmupsychologicznego, który zosta³ opisany przez Leona Fe-stingera w 1956 roku.10 A je�li nawet odmówimy mu mia-na odkrywcy, by³ z pewno�ci¹ praktykiem, który na tak¹skalê mechanizm ów wykorzysta³.11

Chyba od tego czasu zaczyna siê era totalnego zak³a-mania w sprawach k³amstwa. O ile g³oszenie prawdy imêczeñstwo w jej obronie mog¹ byæ godne podziwu, o tyletrudno odnale�æ niezwykle cienk¹ granicê, gdzie koñczysiê mêczeñstwo, a zaczyna walka o prawdê z innymi. Tagranica jest bowiem granic¹ z³a. W tym miejscu k³am-

10 L. Festinger, H. W. Riecken, S. Schachter, When prophecy fails.University of Minnesota Press, Minneapolis 1956.

11 Wiêcej na temat dysonansu znajdzie czytelnik w: E. Aronson,T. D. Wilson, R. M. Akert, Psychologia spo³eczna. Serce i umys³. Wy-dawnictwo Zysk i S-ka, Poznañ 1997.

26 Rozdzia³ I O k³amstwie 27

stwo przestaje byæ z³em, a z³em zaczyna byæ prawda. Oczy-wi�cie, o tym ju¿ Augustyn nie pomy�la³, nie pomy�lelitwórcy Inkwizycji, nie zawracali sobie tym g³owy funda-mentali�ci wszelkiej ma�ci, Hitler, Stalin i wielu, wieluinnych dyktatorów moralnych, dla których ich prawda iwalka o ni¹ by³a podstaw¹ dzia³ania.

Kiedy chrze�cijañstwo umocni³o siê, bardzo szybko na-st¹pi³o wprowadzanie prawdy i aktywna walka z �zak³a-maniem�. Inkwizycja, ustanowiona w 1215 r. przez IVSobór Laterañski do wykrywania i têpienia herezji, tonajd³u¿ej w historii ludzko�ci funkcjonuj¹ca organizacjapowo³ana do walki o prawdê. Dzia³a³a w wiêkszo�ci kra-jów europejskich, �ci�le wspó³pracowa³a z s¹dami �wiec-kimi, wypracowuj¹c tysi¹ce najprzemy�lniejszych sposo-bów dochodzenia do �prawdy�. Jej plon to najwiêksze wdziejach naszej cywilizacji ludobójstwo dokonane bez wy-korzystania technicznych �rodków masowej zag³ady. Sa-mych osób (g³ównie kobiet) oskar¿onych o czary zg³adzo-no przynajmniej kilkaset tysiêcy (udokumentowane przy-padki), a najwy¿sze szacunki, o jakich s³ysza³em, mówi¹nawet o dziewiêciu milionach. Zreszt¹ liczby, które tu przy-taczam, nie odzwierciedlaj¹ jednostkowych cierpieñ. Nie-zwykle wymy�lne tortury powodowa³y, ¿e wiêkszo�æ z tychofiar umiera³a wielokrotnie przywracana do cierpieniaprzez sprawnego kata. Inkwizycjê zniesiono dopiero w po-³owie XIX w. Przesz³o 600 lat walki o �prawdê�!

Herezja, z któr¹ walczy³a Inkwizycja, jest w swym pier-wotnym znaczeniu zakwestionowaniem podstawowych do-gmatów wiary, a wiêc g³oszonej powszechnie prawdy. Wtrzynastym wieku wszystko jest herezj¹, wkrótce zaczy-naj¹ siê pakty z diab³em� W czternastym wieku wszyst-ko jest ju¿ magi¹. O dziwo! Inkwizytorzy zaczynaj¹ rozu-mieæ k³amstwo niemal tak szeroko jak staro¿ytni, huma-nistycznie nastawieni, Grecy:

Zauwa¿cie, ¿e pod straszn¹ etykietê czarów podci¹ga siê stop-niowo wszystkie drobne przes¹dy, dawn¹ poezjê ogniska do-mowego i pól, chochlika, elfa, wró¿kê. Któr¹¿ kobietê uznaj¹za niewinn¹? Najpobo¿niejsza wierzy³a w to wszystko. K³a-

d¹c siê spaæ, zanim pomodli³a siê do Naj�wiêtszej Dziewicy,stawia³a mleko dla swego chochlika. Dzieweczka i zacna nie-wiasta ofiarowywa³y wieczorem wró¿kom ma³e radosne �wia-te³ko, a w dzieñ � bukiet �wiêtej. I dlatego tylko trzebauznaæ j¹ za czarownicê? Oto staje przed cz³owiekiem w czer-ni. On zadaje pytania.12

A jak mo¿na by³o wówczas obroniæ w³asn¹ ma³¹ praw-dê? W najbardziej cywilizowany sposób, poprzez samo-dzielne odwo³anie siê do S¹du Bo¿ego:

Ordalia, wywodz¹ce siê z Saksonii, orzeka³y na podstawiepróby �¿ywio³ów� o niewinno�ci lub winie oskar¿onego. Wpróbie ognia oskar¿ony po trzech dniach postu i wys³ucha-niu mszy musia³ wzi¹æ do rêki ¿elazny dr¹¿ek rozpalony doczerwono�ci i zanie�æ go do wyznaczonego miejsca. (�) Na-stêpnie wk³adano rêkê do woreczka, który wi¹zano i opatry-wano pieczêci¹, a po trzech dniach zdejmowano. Rêka zdro-wa �wiadczy³a o niewinno�ci oskar¿onego, oparzona o winie.Istnia³y ró¿ne odmiany próby ognia: zmuszano oskar¿onegodo w³o¿enia ¿elaznej rozgrzanej do czerwono�ci rêkawicy b¹d�do przej�cia po wyznaczonej liczbie rozpalonych dr¹¿ków.Do próby wody u¿ywano wody gor¹cej lub zimnej. W pierw-szej nale¿a³o uchwyciæ obrêcz zanurzon¹ g³êbiej lub p³yciejw kadzi z wrz¹tkiem. Próba zimnej wody by³a zastrze¿onadla pospólstwa. Wi¹zano oskar¿onemu praw¹ rêkê z lew¹stop¹ i lew¹ rêkê ze stop¹ praw¹ i wrzucano do rzeki lubstawu. Je�li wyp³yn¹³, by³ uznany za przestêpcê, je�li po-szed³ na dno � za niewinnego (sic!).13

Zdrad¹ prawdy wiary w Hiszpanii czasów Tomasza deTorquemady by³y nawet takie rzeczy, jak:

�u¿ycie odzie¿y niew³a�ciwej Hiszpanom, u¿ywanie imie-nia ojca, powstrzymywanie siê od picia wina, farbowanie

12 J. Michelet, Czarownica. Puls Publications Ltd, Londyn 1993.13 P. Barret, J. N. Gurgand, I my pójdziemy na kraniec �wiata.

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988.

28 Rozdzia³ I O k³amstwie 29

paznokci henn¹, k¹piele cia³a, mycie r¹k przed posi³kiem,trzymanie no¿a ostrzem od siebie podczas krojenia chleba14

i szereg innych równie niewinnych czynno�ci.

Chyba najwiêkszym paradoksem czasów Inkwizycjiby³o to, ¿e kierowa³a swoje ostrze przeciwko ludziom, któ-rzy nie neguj¹c prawd wiary, umi³owali poznanie. My�lêo gnozie i o formach poszukiwania prawdy zapocz¹tkowa-nych w obrêbie staro¿ytnego manicheizmu (z którym no-men omen sympatyzowa³ w m³odo�ci Augustyn), jego�redniowiecznej odmianie, któr¹ reprezentowali katarzy. G³ê-boko ludzka pasja poznania sensu istnienia cz³owieka, zro-zumienia �róde³ z³a spotka³y siê z obroñcami prawowierno-�ci, którzy przy pomocy ognia przywrócili �prawdê� �wiatu.

Nie wiem, czy pojawi³o siê na �wiecie k³amstwo, którespowodowa³o tak¹ ilo�æ cierpienia jak chroniona przezInkwizycjê �prawda�. Chyba, ¿e uznamy za gigantycznek³amstwo bolszewizm lub nazizm. Ale czy ludzie, którzywalczyli o �prawdy� tych dwóch zbrodniczych systemów,nie byli przekonani, ¿e walcz¹ o prawdê? I czy to niekolejny przyk³ad moralnego dyktatu spowodowanego przy-jêciem raz uznanej prawdy? Oczywi�cie, ca³y ten wywódmo¿na obaliæ, twierdz¹c, ¿e �prawda� inkwizytorów by³aw rzeczywisto�ci k³amstwem. Kto jednak jest uprawnio-ny do orzekania o prawdzie? A mo¿e sama tendencja domoralnych ocen wyg³aszanych prawd (b¹d� k³amstw) jestz³a? Mo¿e akt oceny jest z³y, a nie jedna z wielu prawd?Wszak obrona prawdy nie zakoñczy³a siê z chwil¹ roz-wi¹zania Inkwizycji. Dzisiaj mo¿na znale�æ setki wypo-wiedzi broni¹cych i uzasadniaj¹cych dzia³ania tej insty-tucji. Wiele z nich jest przynajmniej równie demagogicz-nych jak sama Inkwizycja:

W rzeczywisto�ci trudno by³oby znale�æ instytucjê bardziejzas³u¿on¹ dla cywilizacji zachodniej, ni�li inkwizycja.15

Zaiste!

Je�li szuka siê w historii prawdy, nie amunicji do kampaniipropagandowych, trzeba zwróciæ uwagê na fakt, ¿e Inkwizy-

14 J. Cepik, Torquemada. Opowie�æ o Wielkim Inkwizytorze Hisz-panii. Wydawnictwo Poznañskie, Poznañ 1986.

15 A. Wielomski, Pochwa³a Torquemady. http://www.kzm.capital.pl/014.html

30 Rozdzia³ I O k³amstwie 31

cja w wiêkszo�ci wypadków dzia³a³a w atmosferze antykato-lickiego terroru, wojny, broni¹c tradycyjnego porz¹dku przedewidentnie zbrodniczymi rewolucjami. Nie od rzeczy jest pa-miêtaæ, ¿e wielu inkwizytorów ponios³o mêczeñsk¹ �mieræ,niektórzy z r¹k heretyckich powstañców, inni z poleceniaw³adców, dla których ci nieprzekupni i niezale¿ni sêdziowiebyli czêsto przeszkod¹.16

Czy lektura takich interpretacji nie nasuwa skojarzeñz �historykami�, którzy starali siê udowodniæ, ¿e komorygazowe O�wiêcimia s³u¿y³y jedynie do dezynfekcji brud-nych ¯ydów? Intryguj¹ce jest jednak to, ¿e chocia¿ wielu�wiat³ych katolików potêpia zarówno Inkwizycjê, bezsen-sowno�æ wojen krzy¿owych, czy wreszcie absurdy wojenreligijnych, to wielkie autorytety moralne równie¿ stara-j¹ siê zachowaæ dystans. Na zakoñczenie miêdzynarodo-wej konferencji po�wiêconej Inkwizycji, która odby³a siê31 pa�dziernika 1998 roku w Watykanie, papie¿ Jan Pa-we³ II powiedzia³ miêdzy innymi:

Konferencja na temat Inkwizycji odbywa siê w kilka dni popublikacji encykliki Fides et ratio, w której pragn¹³em przy-pomnieæ ludziom naszych czasów, sk³aniaj¹cym siê ku scep-tycyzmowi i relatywizmowi, o pierwotnej godno�ci rozumu ijego wrodzonej zdolno�ci odkrywania prawdy. Ko�ció³, któ-rego misja polega na g³oszeniu s³owa zbawienia, otrzymane-go dziêki Bo¿emu Objawieniu, uznaje, ¿e d¹¿enie do pozna-nia prawdy jest nieusuwalnym przywilejem cz³owieka, stwo-rzonego na obraz Bo¿y. Ko�ció³ wie, ¿e wzajemna przyja�ñ³¹czy ze sob¹ poznanie przez wiarê i poznanie naturalne, zktórych ka¿de ma swój szczególny przedmiot i rz¹dzi siêw³asnymi prawami. (�)Szanowni pañstwo! Problem Inkwizycji zwi¹zany jest z burz-liwym okresem w dziejach Ko�cio³a, nad którym chrze�cija-nie powinni siê zastanowiæ w szczero�ci serca. (�) Problemten, zwi¹zany z sytuacj¹ kulturow¹ i koncepcjami politycz-

nymi tamtej epoki, to w swej istocie zagadnienie wybitnieteologiczne, nakazuj¹ce spojrzeæ z wiar¹ na istotê Ko�cio³a ina wymogi Ewangelii, które kieruj¹ jego ¿yciem. Magiste-rium Ko�cio³a nie mo¿e przecie¿ podj¹æ decyzji o dokonaniuaktu natury etycznej, jakim jest pro�ba o przebaczenie, za-nim nie zasiêgnie dok³adnych informacji o sytuacji panuj¹-cej w tamtym okresie. Nie mo¿e te¿ opieraæ siê na wyobra-¿eniach o przesz³o�ci, jakimi pos³uguje siê opinia publiczna,czêsto bowiem s¹ one nadmiernie obci¹¿one emocjami i na-miêtno�ciami, które utrudniaj¹ spokojn¹ i obiektywn¹ dia-gnozê. Gdyby Magisterium nie wziê³o tego pod uwagê, sprze-niewierzy³oby siê podstawowemu nakazowi szacunku dlaprawdy. Oto dlaczego pierwszym krokiem jest konsultacja zhistorykami, którzy nie maj¹ formu³owaæ ocen natury etycz-nej, to bowiem wykracza³oby poza zakres ich kompetencji,ale dopomóc w mo¿liwie jak najdok³adniejszym odtworzeniuwydarzeñ, obyczajów i mentalno�ci tamtego okresu w �wie-tle historycznego kontekstu epoki.

Czy nie jest to kolejna próba utrzymania �prawdy�?Czy tê prawdê mamy dopiero poznaæ? Czy prace history-ków prowadzone dotychczas nic nie znacz¹? A je�li zgod-nie ze s³owami papie¿a do Inkwizycji nale¿y podej�æ zpunktu widzenia epoki, w której dzia³a³a, a nie potêpiaæjej z punktu widzenia wspó³czesnych standardów prawcz³owieka i tolerancji, to czy istnieje ta jedna �praw-da�? Czy to nie jest w³a�nie potêpiony przed chwil¹relatywizm? A jak potraktowaæ odebranie historykomprawa do ocen natury etycznej? Czy to nie dalekie echodawnej Inkwizycji, która sama dla siebie stanowi³a ka-nony �prawdy�?

Okrê¿n¹ drog¹ wrócê raz jeszcze do mojej w¹tpliwo�ci.Je�li do dzisiaj nie mo¿emy danych historycznych okre-�liæ jako prawdziwe b¹d� fa³szywe (nie mówi¹c ju¿ o trud-no�ciach w ocenie moralnej!), to czy jeste�my w ogóle upo-wa¿nieni do orzekania o prawdzie lub k³amstwie? Czymo¿emy dokonywaæ oceny aktu k³amstwa? Wiem, te ar-gumenty mog¹ nie byæ jeszcze wystarczaj¹co przekony-wuj¹ce. Pójd�my zatem krok dalej�

16 R. A. Ziemkiewicz, Stosy k³amstw o Inkwizycji. �Gazeta Polska�,26 wrze�nia 1996.

32 Rozdzia³ I O k³amstwie 33

W 1828 roku w uci�nionym kraju, bêd¹cym od ponadpó³ wieku w obcym w³adaniu, Adam Mickiewicz pisze po-wie�æ historyczn¹ wierszem pt. Konrad Wallenrod. Jejtytu³owy bohater symbolizuje jedn¹ wielk¹ intrygê, wiel-kie historyczne k³amstwo, które rozbudza³o nadzieje wsercach Polaków. M³ody Litwin porwany przez Krzy¿a-ków i wychowywany w zakonie, dosta³ siê pod wp³ywystarego wajdeloty litewskiego:

Wolnym rycerzom � powiada³ � wolno wybieraæ orê¿eI na polu otwartym biæ siê równymi si³ami;Ty� niewolnik, jedyna broñ niewolników � podstêpy.17

I faktycznie, Konrad ca³e swoje ¿ycie po�wiêci³ na ok³a-manie Prusaków. Dosta³ siê do zakonu, ¿yj¹c w ob³udzieprzez wiele lat, by w odpowiednim momencie wywie�æich wojska na pewn¹ zgubê. Ta wielka alegoria roz-grzesza³a wszelkie k³amstwa czynione po to, aby zadaæcios zaborcom. W ten sposób zaczê³o siê pojawiaæ k³am-stwo nazywane obecnie k ³ a m s t w e m k o n i e c z -n y m . Oczywi�cie, by³oby du¿ym nietaktem twierdziæ,¿e to Mickiewicz wprowadzi³ ten rodzaj k³amstwa dopolityki, my�lê jednak, ¿e to on w³a�nie rozgrzeszy³ Po-laków z podobnych postêpków czynionych w imiê wol-no�ci i niepodleg³o�ci.

Samo pojêcie k ³ a m s t w o k o n i e c z n e zawiera wsobie pewn¹ presupozycjê, ¿e oto istniej¹ akty, które na-zywamy k³amstwem, a które �musz¹ zaistnieæ�. Ten im-peratyw istnienia niejako sam przez siê usprawiedliwiak³amstwo. A usprawiedliwienie to najwcze�niej dostrze-gli politycy. I w tym miejscu historii zaczyna siê prze³om,który umo¿liwi³ niezwyk³¹, schizofreniczn¹ karierê k³am-stwa. Chronologicznie mo¿emy pocz¹tek tej kariery odno-towaæ na pocz¹tku o�wiecenia, powo³uj¹c siê na moralneprzewarto�ciowanie k³amstwa, którego dokona³ Voltaire:�K³amstwo jest grzechem, je�li wyrz¹dza z³o, jest wielk¹cnot¹, je�li czyni dobro. «B¹d�cie wiêc bardziej cnotliwi

ni¿ kiedykolwiek»�18. Nied³ugo potem, bo w 1780 roku Kla-sa Filozoficzna Akademii Nauk w Prusach og³asza kon-kurs na rozprawê inspirowan¹ pytaniem: Est-il utile detromper le peuple? Czyli: �czy rz¹d móg³by byæ uprawnio-ny, a nawet zobowi¹zany do oszukiwania narodu dla jego(narodu!) w³asnego dobra�.19 Publiczne postawienie tegopytania wrêcz sugerowa³o odpowied�, chocia¿ ku zasko-czeniu komisji oceniaj¹cej 42 rozprawy, wiêkszo�æ z nichzdecydowanie negowa³a mo¿liwo�ci manipulowania praw-d¹ przez polityków. Tym niemniej, rozpoczê³a siê bataliao uznanie k³amstwa. Batalia ta doprowadzi³a nas do wspo-mnianego wcze�niej schizofrenicznego pojmowania k³am-stwa. Dlaczego? Otó¿ dopuszczenie mo¿liwo�ci k³amstwapolitycznego by³o obwarowane purytañskim zakazemk³amstwa prywatnego! Taki stan rzeczy utrzymuje siêzreszt¹ do dzisiaj. W�ród wielu wypowiedzi przewa¿aj¹takie, jak ta, któr¹ wyg³osi³ pewien felietonista:

Nie chcia³bym s³yszeæ samych prawdomównych polityków,bo by³oby nudno i smutno. Darujmy wiêc k³amstwa polity-kom i lekarzom, dopóki komu� nie szkodz¹. Gry w podwójnekomunikaty nie nale¿y jednak stosowaæ wobec dzieci i bli-skich. Im mog¹ one wy³¹cznie zaszkodziæ, kiedy wyczuwaj¹pod�wiadomie, jaka jest prawda.20

I rzeczywi�cie, jak zobaczymy dalej, nasze wewnêtrz-ne nakazy moralne powstrzymuj¹ce nas od k³amstwa pry-watnego, daje siê doskonale zawiesiæ na ko³ku w wielusytuacjach publicznych czy zawodowych, ale o tym niecopó�niej�

Prawdziw¹ karierê k ³ a m s t w o k o n i e c z n e zrobi-³o podczas I wojny �wiatowej. Mia³o to prawdopodobniezwi¹zek z rozwojem technicznych �rodków przekazywa-

17 A. Mickiewicz, Powie�ci poetyckie. Czytelnik, Warszawa 1982.

18 Voltaire do A.M. Thieriot, z 21 pa�dziernika 1736, cyt. za:S. Dietzsch, Krótka historia k³amstwa. Warszawskie WydawnictwoLiterackie MUZA S.A., Warszawa 2000.

19 Tam¿e.20 K. Sienkiewicz, W obronie k³amstwa publicznego. �Charaktery�,

nr 1, 2001.

34 Rozdzia³ I O k³amstwie 35

nia informacji, ale nie tylko. Wydawaæ by siê mog³o, ¿epodstêp, oszustwo zawsze towarzyszy³y dzia³aniom wo-jennym. Byæ mo¿e, ale stopieñ ich wyrafinowania by³ takmierny, ¿e poza wyczynami Odyseusza i pismami SunTzu sprzed 25 wieków (które do niedawna by³y podsta-wowymi tekstami w programach szkó³ wojskowych blokusowieckiego) nastêpne pisemne opracowania oszustw wo-jennych pojawi³y siê dopiero w XX wieku! Bardzo sk¹pajest literatura opisuj¹ca podstêpy wojenne w wiekach �red-nich i pó�niejszych. A ile¿ na to miejsce znajdziemy opi-sów szlachetno�ci rycerzy! Czy to nie zas³uga (wina) Au-gustyna? Prawdopodobnie do rozwoju k³amstwa, propa-gandy i ich udzia³u w wojnie przyczyni³y siê takie fakty,jak pojawienie siê pojêcia k ³ a m s t w a p o l i t y c z n e -g o , k ³ a m s t w a k o n i e c z n e g o i coraz powszechniejroztrz¹sane w¹tpliwo�ci nad kategorycznym, augustiañ-skim pojmowaniem k³amstwa. Wszak nawet Kant wydo-sta³ siê na moment ze sztywnego, moralnego gorsetu, abyzliberalizowaæ swoje oceny: �K³amstwem bowiem ma siênazywaæ to, co narusza czyje� prawo, a nie ka¿de wpro-wadzenie w b³¹d�. Nie mo¿na te¿ nie doceniæ w tym wzglê-dzie zas³ug Nietzschego, który stwierdzi³, ¿e k³amstwojest nieuchronn¹ form¹ kontaktu z samym sob¹, a có¿dopiero w kontaktach z innymi, gdzie stawia³ k³amstwona równi z prawd¹.

Wróæmy jednak do okresu I wojny �wiatowej. Analizaprzeprowadzona przez Charlesa E. Montugue wkrótce pojej zakoñczeniu pokaza³a, ¿e k³amstwo w postaci propa-gandy i prasy by³o jedn¹ z si³ decyduj¹cych o przebieguwojny. K³amano wszêdzie. Ok³amywano w³asne oddzia³y,aby utrzymaæ w nich ducha walki, ok³amywano przeciw-nika, aby tego ducha zabiæ. K³amstwo sta³o siê nieodzow-nym dzia³aniem dyplomatycznym. U¿ywano k³amstwa napoziomie taktycznym i strategicznym. Powoli powstawa-³a nowa ga³¹� nauki, której celem by³o jak najefektyw-niejsze wykorzystanie k³amstwa. Rozwija³a siê ona bar-dzo szybko i osi¹gnê³a perfekcjê podczas drugiej wojny�wiatowej, a ugruntowa³a siê w czasie trwania �zimnejwojny�. Nie by³oby jednak w tym niczego dziwnego, wszak

podczas wojny �zawiesza siê� wa¿niejsze nakazy moral-ne, a jednak ten tryumf k³amstwa wojennego otworzy³mu drogê do szerokiego zaistnienia w naszym codzien-nym, cywilnym ¿yciu. Walka o wolno�æ zamieni³a siê wwalkê o pokój, o sukces ekonomiczny, o obecno�æ na ryn-ku, o wp³ywy. Powszechne k³amstwo przestaje dziwiæ, anawet oburzaæ, staje siê norm¹. Nikt ju¿ nie zarzuca ha-s³om reklamowym rozmijania siê z prawd¹, k³amstwa po-lityków to w gruncie rzeczy gra pomiêdzy nimi i mo¿ejeszcze dziennikarzami, którzy w tropieniu prawdy niezawahaj¹ siê rozmin¹æ z ni¹ od czasu do czasu. K³am-stwa wobec urzêdu skarbowego s¹ tylko niewinn¹ �gr¹ zfiskusem�. W pogoni za karier¹ k³ami¹ naukowcy, fa³szu-j¹c wyniki badañ, sprzedawcy zachwalaj¹cy swój produkt,lekarze, prawnicy� Mo¿na by rzec, ¿e k³amstwo uzyska-³o z powrotem status taki, jak ma w biologii � umiejêt-no�æ jego wykorzystania jest równoznaczna z efektywniej-szym przystosowaniem siê.

A jednak nadal powszechnie piêtnujemy k³amstwo jakoz³o. Dlaczego? Sk¹d ten ci¹g³y dualizm w pojmowaniuk³amstwa? Dlaczego twórca reklamy, która po spo¿yciuokre�lonej margaryny gwarantuje szczê�cie rodzinne, majednocze�nie opory przed tym, aby ok³amaæ swoich bli-skich? Dlaczego jednak brzydzimy siê k³amstwem? My-�lê, ¿e w ci¹gu tysiêcy lat rozwoju my�li zasz³a wielkahistoryczna pomy³ka w skodyfikowaniu naturalnych na-kazów moralnych. Pomy³ka, której owocem s¹ ci¹g³e roz-terki moralne, niepokój, poczucie grzechu. Aby móc dalejmówiæ o k³amstwie, niezbêdne jest prawid³owe usytuowa-nie pojêcia w kategoriach moralnych.

K³amstwo a moralno�æCz³owiek chyba od zawsze poszukiwa³ fundamentów,

na których móg³by budowaæ moralne oceny poczynañ w³a-snych i swoich bli�nich. Zrozumia³e jest, ¿e poszukiwa³ich tam, gdzie mia³ nadziejê na odnalezienie prawdy �kierowa³ swoje oczy ku Bogu. Ale Bóg nie lubi rozmawiaæz lud�mi, mo¿e kiedy�, kiedy by³ bli¿ej nich (albo oni bli-

36 Rozdzia³ I O k³amstwie 37

¿ej niego), zdarza³o mu siê to czê�ciej. S³owa Boga zawszeby³y sk¹pe, dlatego te¿ ludzie starali siê zrozumieæ ichsens, poszukiwali w nich prawdy. Bardzo ró¿ne by³y losytych poszukiwañ. Bo oto pojawiali siê ludzie, którzy za-czynali wierzyæ w swoje w³asne interpretacje, tak jakbyto by³y Jego s³owa. I tutaj najczê�ciej zaczyna siê pokrêt-no�æ historii cz³owieczej. Proste s³owa: �Nie bêdziesz mówi³przeciw bli�niemu twemu jako �wiadek k³amstwa�21 zosta³yzinterpretowane jako: nie bêdziesz k³ama³ nigdy i pod ¿ad-nym pozorem. I rozpoczê³a siê walka� O tamte s³owa? Czyo ich interpretacjê? Ale co one rzeczywi�cie oznaczaj¹?

Dzisiejszy cz³owiek, poza wznoszeniem wzroku do Boga,przygl¹da siê równie¿ naturze. Byæ mo¿e w naturalnymporz¹dku rzeczy zdo³a odnale�æ jakie� fundamenty mo-ralno�ci? Z pewno�ci¹, i to wiele. Natywi�ci, przekonani,¿e ludzka moralno�æ wyrasta z dyspozycji emocjonalnychprzypisanych genetycznie naszemu rodzajowi, odkryli nie-które podstawy moralno�ci. Do niedawna jeszcze badaniaetologów, socjologów, psychologów zdecydowanie dowodzi³y,i¿ ludzie, jako gatunek, dziel¹ kilka norm, którym przezto nale¿y siê miano norm moralnych. By³y to:

Tabu zabijania � zakaz zabijania innych ludzi (nieobejmuje tzw. obrony koniecznej); oznacza to ni mniej, niwiêcej tylko imperatyw dzia³aj¹cy przeciwko odbieraniu in-nym ¿ycia, o ile nie zagra¿a ono w istotny sposób jako�ciw³asnego. Uzewnêtrznia siê on w powszechnym w �wieciezwierz¹t instynkcie hamowania agresji oraz charakterystycz-nej dla cz³owieka zdolno�ci do odczuwania empatii i zacho-wañ altruistycznych. Ten pierwszy biologiczny fundamentnaszej moralno�ci do�æ skutecznie powstrzymywa³ nas przed³amaniem zakazu zabijania bli�nich. Napisa³em o tym wczasie przesz³ym, bo wraz z rozwojem �rodków technicz-nych s³u¿¹cych zabijaniu, jak równie¿ psychologicznych me-tod deprecjacji okaza³ siê on niewystarczaj¹cy dla powstrzy-mania nas przed zabijaniem siebie nawzajem.22 Ponadto

szereg ostatnich odkryæ etologów pokazuje, i¿ do�æ po-wszechne s¹ przyk³ady choæby dzieciobójstwa w obrêbiew³asnego gatunku, co powa¿nie podwa¿a powszechno�æzakazu zabijania w naturze.23

Tabu kazirodztwa � czyli zakaz prokreacji wewn¹trzrelacji najbli¿szych krewnych, ze szczególnym uwzglêd-nieniem relacji syn � matka. Ten nakaz jest zachowany wniemal wszystkich znanych systemach religijnych i w spo-sób naturalny wystêpuje tak¿e u ludzi izolowanych odwiêkszych spo³eczno�ci. Jego uzasadnieniem jest koniecz-no�æ prawid³owej wymiany materia³u genetycznego dlazapewnienia doskonalenia gatunku. Lecz i tutaj mo¿naznale�æ w �wiecie zwierz¹t wyj¹tki od tej regu³y. Wyj¹tkiwrêcz przera¿aj¹ce. U norników i niektórych myszy ka-zirodztwo doprowadzone jest do takiego wynaturzenia,¿e ojcowie zap³adniaj¹ niemowlêta! Natura jednak wpewien sposób �karze� ³amanie tabu kazirodztwa, bo-wiem populacja norników, w której dochodzi do takichzdarzeñ, z czasem traci zdolno�æ do rozmna¿ania i wrezultacie wymiera.24

Zasada wzajemno�ci � czyli odwzajemniania czyjej�¿yczliwo�ci, uwagi, zainteresowania, pomocy. Owa regu³ajest czym�, co zdaniem wielu uczonych stanowi podstawê,na której opiera siê spo³eczna konstrukcja wszelkich ludz-kich cywilizacji. A z ca³¹ pewno�ci¹ jej warstwa etyczna.25

Regu³a wzajemno�ci jest powszechna we wszystkich kul-turach. Nawet archeologowie doceniaj¹ jej znaczenie dlarozwoju cywilizacji. S¹dz¹ oni, ¿e w³a�nie regu³a wzajem-no�ci pozwoli³a naszym przodkom dzieliæ siê ¿ywno�ci¹,umo¿liwi³a podzia³ pracy, wymianê dóbr i us³ug, a w kon-sekwencji rozwój cywilizacji. Zasada wzajemno�ci nie jestobca tak¿e w �wiecie zwierz¹t.

21 Biblia Tysi¹clecia. Wj 20,16, wyd. cyt.22 O mechanizmie hamowania agresji pisa³em szczegó³owo w: T. Wit-

kowski, Psychomanipulacje. Oficyna Wydawnicza UNUS, Wa³brzych 2000.

23 Wyczerpuj¹cy przegl¹d badañ i obserwacji dotycz¹cych zjawiskakanibalizmu, syrenizmu i innych przyk³adów agresji wewn¹trzgatunko-wej mo¿emy znale�æ w: V. B. Dröscher, Rodzinne gniazdo. Jak zwierzêtarozwi¹zuj¹ swoje problemy rodzinne. Wiedza Powszechna, Warszawa 1988.

24 Tam¿e.25 A. Gouldner, The norm of reciprocity: A preliminary statement.

�American Sociological Review�, 25, 1960, s. 161-178.

38 Rozdzia³ I O k³amstwie 39

Jak wspomnia³em wcze�niej, Konrad Lorenz stara³ siêrównie¿ odnale�æ w zachowaniu zwierz¹t szereg innychnakazów moralnych. �ci�lej rzecz bior¹c, przyj¹³ Dekalogjako podstawê funkcjonowania zwierz¹t. Ten niezwykleuwa¿ny obserwator natury tym razem post¹pi³ odwrotnieod g³oszonych przez siebie postulatów metodologicznych.Przyj¹³ za³o¿enie, a nastêpnie j¹³ poszukiwaæ dowodów wzachowaniu zwierz¹t. Post¹pi³ tak, jak wielokrotnie prze-strzega³ przed tym innych. St¹d te¿ jego dowody na istnie-nie biologicznych podstaw wszystkich praw Dekalogu wy-gl¹daj¹ do�æ anemicznie, chocia¿ niektóre rozwa¿ania s¹ciekawe i zas³uguj¹ na rozwa¿enie. Wspomina³em ju¿ o jegopogl¹dach na temat k³amstwa. Inne ciekawe uzasadnienieznajduje Lorenz dla zakazu kradzie¿y i przyw³aszczania so-bie w³asno�ci innych. Pierwszych objawów respektowaniatej normy poszukuje u zwierz¹t poluj¹cych.

Zwierzê zdobyczne stanowi w³asno�æ tego, kto je zdoby³. (�)Wy¿sze rang¹ szympansy z ca³¹ pokor¹ ¿ebrz¹ nawet u ni-sko zaszeregowanego w hierarchii wspó³plemieñca, któryzabi³ m³odego pawiana czy antylopê, ten za� wspania³omy�l-nie rozdziela kawa³ki zdobyczy miêdzy wszystkich cz³onkówhordy, zreszt¹ wcale nie postêpuje przy tym �sprawiedliwie�,lecz wyra�nie uprzywilejowuje swoich przyjació³.26

Rozwoju tej normy mo¿na równie¿ poszukiwaæ, opie-raj¹c siê o naturalne zasady obrony terytorium. £atwote¿ sobie wyobraziæ, jakiego znaczenia nabra³a ona wrazz przej�ciem ludzi z koczowniczego na osiad³y tryb ¿ycia.

Niezwykle istotne dla zrozumienia prawa naturalne-go, a przezeñ samej natury moralnej cz³owieka, jest do-strze¿enie faktu, ¿e wymienione wcze�niej zasady s¹wspólne w obrêbie gromady Ssaków, a ju¿ w pe³ni w�ródrzêdu Naczelnych. Innymi s³owy, nasze prawo naturalnenie ro¿ni siê niczym od takiego prawa u zwierz¹t ni¿szych;by rzec prawdê, stosuj¹ siê one do niego nawet �ci�lej ni¿ludzie! Tylko zwierzê zwane homo sapiens pope³nia na ska-

lê masow¹ czyn sprzeczny z tabu zabijania, czyli ludobój-stwo i tylko on nie waha siê wykorzystywaæ i ³amaæ zasadêwzajemno�ci po to, aby realizowaæ w³asne, egoistyczne cele.

Do biblijnych nakazów mi³o�ci bli�niego nak³ania nasrównie¿ do�æ naturalna, choæ nie zawsze uwzglêdnianaprzez natywistów zdolno�æ odczuwania empatii � rozu-mienia stanów emocjonalnych drugiej osoby i wspó³od-czuwania. Hoffman, Colwyn Trevarthen i Nancy Eisen-berg odkryli, ¿e dzieci s¹ zdolne do empatii ju¿ od chwili,gdy spostrzegaj¹ obecno�æ innych ludzi, a wiêc niekiedyju¿ od pierwszego tygodnia ¿ycia. Koncepcja e m p a t i i -- a l t r u i z m u stworzona przez Daniela C. Batsona do�ædobrze wyja�nia zachowania, o których mogliby�my po-wiedzieæ, ¿e u ich podstaw tkwi¹ zasady moralne. Zgod-nie z t¹ koncepcj¹ zachowania altruistyczne mo¿emy po-dzieliæ na dwa rodzaje � uwarunkowane empati¹ i spowo-dowane innymi czynnikami (instynkt pomocy osobnikowitego samego gatunku, zasada wzajemno�ci, oczekiwaniemjakich� bli¿ej nieokre�lonych zysków jak np. podziw oto-czenia, normy wyuczone). Najlepiej bêdzie prze�ledziæ tona przyk³adzie. Czy zdarzy³o wam siê spotkaæ w drzwiachdo windy, w wej�ciu do budynku lub poci¹gu kogo� ob³a-dowanego torbami, nieporadnie usi³uj¹cego przej�æ przezdrzwi? Prawdopodobnie wówczas przytrzymali�cie drzwi,przepu�cili�cie tê osobê przodem albo wrêcz zapropono-wali�cie pomoc. Takie zachowanie mog³o byæ spowodowa-na empati¹, a wiêc zdolno�ci¹ do wyobra¿enia siebie wanalogicznej sytuacji. Poczuli�cie zatem jak niewygodniejest temu cz³owiekowi, byæ mo¿e wcze�niej równie¿ zda-rzy³ wam siê podobny przypadek. Je�li tak, wasze zacho-wanie by³o spowodowane empati¹ � umiejêtno�ci¹ wczu-cia siê w sytuacjê innej, obcej osoby. Mog³o siê jednakzdarzyæ i tak, ¿e wcale nie odczuwali�cie wspó³czucia inic was nie obesz³o �mieszne zachowanie cz³owieka z to-bo³kami, jednak znajdowali�cie siê w gronie przyjació³,którzy niezbyt dobrze pomy�leliby o was, gdyby�cie w tejsytuacji nie pomogli przypadkowo spotkanemu cz³owie-kowi. W tym wypadku wasze zachowanie mia³o przyczy-ny egoistyczne � spowodowane by³o analiz¹ zysków i strat26 K. Lorenz, Regres cz³owieczeñstwa. Wyd. cyt.

40 Rozdzia³ I O k³amstwie 41