16
Rok V Nr IX (54) listopad 2010 Nakład: 20 400 egz. Sondaż TVN – Fułek może wygrać już w I turze >> S. 3 Jak radnemu Orskiemu drogę wybudowali… >> S. 3 Czy Sopot będzie musiał zwracać unijne dotacje do Hali? >> S. 10 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE Rozpada się nowy peron SKM w Sopocie Fuszerka za 14 milionów W końcu sierpnia br., po długim i gruntownym remoncie, oddany został do użytku peron SKM w Sopocie. Inwestycja kosztowała 14 milionów złotych i miała na celu przywróce- nie peronowi wyglądu sprzed bli- sko półtora wieku. Między innymi zamiast dotychczasowych płyt po- łożono kostkę brukową, mającą przypominać tamtą historyczną na- wierzchnię z lat siedemdziesiątych XIX wieku. Nie minęło kilkadziesiąt dni i kostka zaczęła się w kilku miejscach ruszać i rozjeżdżać. Za- winił, jak się okazało, wykonawca. Sygnały o dziurach w peronie dotarły do władz miasta i zarządu SKM. Miejscy urzędnicy niechętnie wypowiadają się na ten temat. Przy- znają jednak, że zniszczona na- wierzchnia jest skutkiem złego wy- konania inwestycji. – To jakiś absurd. Współczuję zwłaszcza starszym osobom, prze- cież mogą tu sobie naprawdę krzywdę zrobić – denerwowała się w rozmowie z reporterką „Dzienni- ka” Anna Kowalska z Gdańska. Faktycznie. Dziury w peronie są znacznej wielkości, do tego znajdu- ją się w pobliżu skrajni peronu. Po- tknięcie się może grozić upadkiem wprost na tory. Marcin Głuszek, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży SKM infor- muje, że jeśli taki problem będzie się pojawiał częściej, to będzie trze- ba wymienić całą nawierzchnię. (kf) Inwestycja, za którą sopoccy podatnicy zapłacili 14 milionów wymaga naprawy. Peron SKM, który miał być wizytówką Sopotu rozlatuje się w oczach. Po niespełna dwóch miesiącach od zakończenia prac remontowych w jego nawierzchni pojawiły się dziury. Sprawę ujawnił „Dziennik Bałtycki”. Kto odpowiada za niewłaściwe wykonanie inwestycji wartej 14 milionów złotych? Jacek Karnowski przegrał kolejny proces Gigantyczne kary za błędne decyzje Z akończył się trwający od pięciu lat spór prawny po- między prezydentem Sopo- tu, a byłym konsulem honoro- wym Grecji. Miasto najpierw wy- dzierżawiło Fengarasowi na 30 lat willę przy ul. Sępiej, a później uznając, że złamał on zapisy umo- wy, wypowiedziało ją. Grek nie zgodził się z tą decyzją i założył sprawę, domagając się zwrotu na- kładów poniesionych przez 14 lat na odrestaurowanie budynku. Sąd przychylił się do jego pozwu. Decyzja jest prawomocna i nie- odwołalna. Miasto musi zapłacić gigantyczną kwotę odszkodowa- nia – 3,6 miliona złotych wraz z ustawowymi odsetkami. Choć trudno w to uwierzyć miejscy urzędnicy twierdzą, że wypłata 3,6 miliona złotych kary jest ich sukcesem. – Pan konsul żądał kwoty dwa razy większej, sąd zaś uznał, że wszystkie poniesione przez niego nakłady zamykają się w zasądzonej kwocie – przekonuje Bartosz Piotrusiewicz, zastępca prezydenta Karnowskiego. Lokal, którego najem miasto wy- powiedziało konsulowi stoi od 3 lat pusty i niszczeje. Mimo kilku prób sprzedaży, chętny na zakup tej nieru- chomości nie znalazł się do dziś. (kf) fot. Kamila Grzenkowska / Dziennik Bałtycki

Riviera 54

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Sopocki Miesięcznik dobrych wiadomości

Citation preview

Page 1: Riviera 54

Rok V Nr IX (54) listopad 2010Nakład: 20 400 egz.

Sondaż TVN – Fułek może wygrać już w I turze>> S. 3

Jak radnemu Orskiemu drogę wybudowali…

>> S. 3

Czy Sopot będzie musiał zwracać unijne dotacje do Hali?>> S. 10

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E

Rozpada się nowy peron SKM w Sopocie

Fuszerka za 14 milionówW

końcu sierpnia br., po długim i gruntownym remoncie, oddany został

do użytku peron SKM w Sopocie. Inwestycja kosztowała 14 milionów złotych i miała na celu przywróce-nie peronowi wyglądu sprzed bli-sko półtora wieku. Między innymi zamiast dotychczasowych płyt po-łożono kostkę brukową, mającą przypominać tamtą historyczną na-wierzchnię z lat siedemdziesiątych XIX wieku. Nie minęło kilkadziesiąt dni i kostka zaczęła się w kilku miejscach ruszać i rozjeżdżać. Za-winił, jak się okazało, wykonawca.

Sygnały o dziurach w peronie dotarły do władz miasta i zarządu SKM. Miejscy urzędnicy niechętnie wypowiadają się na ten temat. Przy-znają jednak, że zniszczona na-wierzchnia jest skutkiem złego wy-konania inwestycji.

– To jakiś absurd. Współczuję zwłaszcza starszym osobom, prze-cież mogą tu sobie naprawdę krzywdę zrobić – denerwowała się w rozmowie z reporterką „Dzienni-ka” Anna Kowalska z Gdańska.

Faktycznie. Dziury w peronie są znacznej wielkości, do tego znajdu-ją się w pobliżu skrajni peronu. Po-tknięcie się może grozić upadkiem wprost na tory.

Marcin Głuszek, dyrektor ds. marketingu i sprzedaży SKM infor-muje, że jeśli taki problem będzie się pojawiał częściej, to będzie trze-ba wymienić całą nawierzchnię. (kf)

Inwestycja, za którą sopoccy podatnicy zapłacili 14 milionów wymaga naprawy. Peron SKM, który miał być wizytówką Sopotu rozlatuje się w oczach. Po niespełna dwóch miesiącach od zakończenia prac remontowych w jego nawierzchni pojawiły się dziury. Sprawę ujawnił „Dziennik Bałtycki”.

Kto odpowiada za niewłaściwe wykonanie inwestycji wartej 14 milionów złotych?

Jacek Karnowski przegrał kolejny proces

Gigantyczne kary za błędne decyzje

Zakończył się trwający od pięciu lat spór prawny po-między prezydentem Sopo-

tu, a byłym konsulem honoro-wym Grecji. Miasto najpierw wy-dzierżawiło Fengarasowi na 30 lat willę przy ul. Sępiej, a później uznając, że złamał on zapisy umo-wy, wypowiedziało ją. Grek nie zgodził się z tą decyzją i założył sprawę, domagając się zwrotu na-kładów poniesionych przez 14 lat na odrestaurowanie budynku. Sąd przychylił się do jego pozwu. Decyzja jest prawomocna i nie-odwołalna. Miasto musi zapłacić gigantyczną kwotę odszkodowa-

nia – 3,6 miliona złotych wraz z ustawowymi odsetkami.

Choć trudno w to uwierzyć miejscy urzędnicy twierdzą, że wypłata 3,6 miliona złotych kary jest ich sukcesem. – Pan konsul żądał kwoty dwa razy większej, sąd zaś uznał, że wszystkie poniesione przez niego nakłady zamykają się w zasądzonej kwocie – przekonuje Bartosz Piotrusiewicz, zastępca prezydenta Karnowskiego.

Lokal, którego najem miasto wy-powiedziało konsulowi stoi od 3 lat pusty i niszczeje. Mimo kilku prób sprzedaży, chętny na zakup tej nieru-chomości nie znalazł się do dziś. (kf)

fot. K

amila

Grz

enko

wska

/ Dz

iennik

Bałt

ycki

Page 2: Riviera 54

2 Aktualności www.riviera24.pl

Adres redakcji:81-838 SopotAl. Niepodległości [email protected]

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Załuskitel. 530 30 35 38

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Adres do korespondencji:Riviera Literackaul. Mariacka 50/52, 80-833 Gdańsk

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Prokurator Zbigniew Niemczyk awansowany

Śledczy od Olewnika: Nagrania Julkego są wiarygodne

Prokurator Zbigniew Niemczyk otrzymał awans na zastępcę szefa Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. Funkcję tę będzie pełnił przez najbliższe sześć lat.O

pinii publicznej Niemczyk znany jest przede wszyst-kim z powierzenia mu

przez premiera jednego z najbar-dziej skomplikowanych śledztw w  historii III RP, dotyczącego za-bójstwa Krzysztofa Olewnika. To właśnie Niemczyk po trwającym kilku latach dochodzeniu ustalił inny niż dotychczas sądzono prze-bieg zdarzeń związanych z porwa-niem i śmiercią syna płockiego

przedsiębiorcy. Niedawno, dzięki pracy zespołu kierowanego przez Niemczyka, wyszedł na jaw fakt, że w kanapie znajdującej się w poko-ju, w którym doszło do porwania Olewnika odkryto ślady krwi oso-by, której nie uwzględniano dotąd

w dowodach zgromadzonych w sprawie. Mieszkańcy Trójmiasta prokuratora Zbigniewa Niemczy-ka znają również z prowadzenia śledztwa w sprawie nielegalnych operacji fi nansowych w wydaw-nictwie Stella Maris i tzw. „afery

sopockiej”, w którą zamieszany jest prezydent miasta Jacek Karnow-ski. Poniżej zamieszczamy wy-wiad, który z najbardziej znanym śledczym Pomorza przeprowadził dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Marek Górlikowski. (bs)

Rozmowa Gazety Wyborczej z prokuratorem Niemczykiem

Marek Górlikowski, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”: Dlaczego prokuratura po dwóch latach śledz-twa przekazuje do sądu akt oskar-żenia, który trzeba poprawić?

Prokurator Zbigniew Niem-czyk: – Nie chcę polemizować z prawomocnym postanowieniem sądu, mogę tylko powiedzieć, że prokuratura kierując akt oskarże-nia do sądu uznała, że materiał dowodowy jest kompletny. Akt oskarżenia został przekazany, bo zebrane dowody były na tyle po-ważne i uprawdopodabniające po-pełnienie przestępstw, że to do sądu należy rozstrzygnięcie o wi-nie lub niewinności oskarżonych. Zresztą obrona, twierdząc, że śledztwo trwa zbyt długo, doma-gała się szybkiego przekazania sprawy z prokuratury do sądu. Kiedy wreszcie sprawa tam trafi ła, obrona wniosła z kolei o przekaza-nie sprawy z sądu do prokuratury, co też uczyniono.

Już w lipcu sąd stwierdził, że nie zbadano na przykład wiarygodno-ści nagrań zrobionych przez Sławo-mira Julkego, a stenogramy nagrań są niepełne i sprzeczne z sobą.

– W naszej ocenie – prezento-waliśmy to w zażaleniu – wszystkie możliwe dowody przeprowadzili-śmy. To nagranie badało kilku eks-pertów, w tym Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. J. Sehna w  Krakowie, biegły z Politechniki Wrocławskiej, biegły z zakresu od-słuchiwania materiałów dźwięko-wych czy też biegli informatycy. A  stenogramy mają tylko charak-ter pomocniczy. Przede wszystkim dowodem jest nagranie, które zo-stało przebadane na wszystkie możliwe sposoby i powinno być ocenione na tle innych dowodów. Podkreślam, że nie jest to jedyny dowód w sprawie.

To jednak porażka prokuratury?

– Prokuratura realizuje swoje ustawowe zadania, które nie zawsze są proste, a kodeks przewiduje in-stytucję zwrotu sprawy na etap po-stępowania przygotowawczego. Tam, gdzie prowadzony jest spór, a

na tym polega proces karny, poja-wiają się różne oceny. W naszym zażaleniu staraliśmy się wykazać, że zwrot sprawy do prokuratury w tym wypadku nie przyspieszy po-stępowania, choć takie są założenia kodeksu postępowania karnego, a jedynie przyczyni się do jego wy-dłużenia. Oczywiście materia do-wodowa jest tutaj skomplikowana, ale tak jest zazwyczaj przy sprawach korupcyjnych. Jednak właściwa ocena dowodów – nie tylko nagra-nia – pozwoliła nam dojść do wnio-sku, że wersja przedstawiona przez Sławomira Julkego jest wiarygodna. Proszę nie zapominać, że są też inne dowody dotyczące kolejnych prze-stępstw korupcyjnych. Wskazali-śmy też, że pewne dowody, które zdaniem sopockiego sądu należy przeprowadzić, są niemożliwe do realizacji.

Jakie na przykład?

– Sąd na przykład poprosił o ponowne przeprowadzenie oglę-dzin dwóch samochodów, w tym jednego, który został utracony w  wyniku kradzieży. Nie da się przeprowadzić oględzin rzeczy, której nie ma.

Dlaczego Sławomir Julke jest dla was tak wiarygodnym świad-kiem mimo zniszczenia dyktafonu?

– Bo jego zeznania zweryfi kowa-liśmy przez szereg innych dowodów w sprawie, w oparciu o opinie bie-głych, o eksperymenty procesowe czy też zeznania innych świadków. Badaliśmy też całe tło związane z tą sprawą, czyli np. kwestie rozbudowy budynku, o którym mówi się w na-graniu. Dlatego sam fakt zniszczenia

źródłowego materiału dowodowego nie był dla nas wystarczający, by tę wiarygodność skutecznie podważyć. Zasady procesu karnego nakazują uwzględniać całokształt dowodów. Uznaliśmy, że dokonanie przestęp-stwa przez oskarżonego jest na tyle uprawdopodobnione, że należy skie-rować sprawę do sądu.

Sprawa wraca do was, ile może teraz potrwać, zanim wróci do sądu lub zostanie umorzona?

– W tej chwili nie jestem w sta-nie odpowiedzieć, ile potrzeba nam czasu na przeprowadzenie wskazanych dowodów. Wykonamy czynności zalecone przez sąd, a potem dokonamy ponownej oce-ny materiału dowodowego.

A więc możliwe jest umorzenie?

– Teoretycznie sprawa po zwro-cie do prokuratury może zostać sfi -nalizowana aktem oskarżenia lub umorzeniem. W omawianej spra-wie dzisiaj nie pokuszę się jednak o przewidywanie przyszłych decyzji.

Pojawia się też zarzut, że sztucz-nie podwyższaliście kwoty w akcie oskarżenia, by poważniej wyglądały.

– Nie było takiej sytuacji. Kwoty wynikały tylko i wyłącznie z okre-ślonego materiału dowodowego. I na tym polega sztuka konstruowa-nia zarzutów, że jeżeli zarzucamy komuś, że przyjął łapówkę w okre-ślonej kwocie, a potem precyzyjne ustalenia wykażą, że jest to kwota wyższa, kodeks postępowania kar-nego nakazuje zmienić tę kwotę i ogłosić zmienione zarzuty.

Czy z dzisiejszym doświadcze-niem prokuratura inaczej przepro-wadziłaby to śledztwo?

- W naszej ocenie wyczerpaliśmy wszystkie możliwości dowodowe. Stanowisko sądu pierwszej instancji nas nie przekonało, więc je zaskarży-liśmy. Sąd odwoławczy nie uznał naszych racji i nie pozostaje nam nic innego, jak wykonać jego zalecenia.

Źródło: „Gazeta Wyborcza”, 14 paź-dziernika 2010 r.

fot. K

rzyszt

of My

stkow

ski /

KFP

Prokurator Zbigniew Niemczyk: „Właściwa ocena dowodów – nie tylko nagrania – pozwoliła nam dojść do wniosku, że wersja przedstawiona przez Sławomira Julkego jest wiarygodna.”

Kandydaci Jakuba ŚwiderskiegoNiezależny kandydat na pre-

zydenta Sopotu Jakub Świderski podał listę swoich kandydatów na radnych w nadchodzących wybo-rach samorządowych. Lista jest krótka, zawiera tylko trzy nazwi-ska. Wszystkie należą do mło-dych działaczy Platformy Obywa-telskiej. Są nimi 26-letnia Sandra Falkowska, 30-letni Marek Bogac-ki i 25-letni Krzysztof Kochanow-ski. Czas na zmianę pokoleniową – tłumaczy swoją decyzję Świder-ski. – Obecnie Sopotem rządzą ludzie mający ponad 40, a nawet ponad 50 lat. Co ciekawe Świder-ski nie wysunął kandydatury ni-kogo z członków popierającego

go komitetu Demokracja Bezpo-średnia. Jak wyjaśnił kandydat na prezydenta miasta Demokra-cja Bezpośrednia nie prowadzi wspólnej kampanii wyborczej. Każdy z jej członków działa na własną rękę i sam może się za-prezentować wyborcom. Jako prezydent kurortu Świderski chciałby wprowadzić w mieście demokrację bezpośrednią, na styl szwajcarski. O wszystkich ważnych sprawach mieszkańcy decydowaliby sami poprzez refe-rendum. Do jego zorganizowania potrzebne byłoby poparcie co najmniej 300 osób, lub projekt inwestycji przekraczającej kwotę miliona wydatkowanego z kasy Ratusza. (as)

Rośnie uniwersytetZ końcem października od-

dany został do użytku nowy bu-dynek Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego w So-pocie. Znajduje się w nim cen-trum komputerowe ze stanowi-skami dla pracowników i studen-tów, bezprzewodowy internet, sale wykładowe, oraz siedziba samorządu studenckiego. Dla

niepełnosprawnych pomyślano o zainstalowaniu windy. Dziekan wydziału, profesor Jerzy Bieliń-ski podkreślił, że wybudowanie nowego gmachu znacznie popra-wi warunki studiów i pracy na-ukowej. W bieżącym roku, mimo niżu demografi cznego, na wy-dział przyjęto więcej osób, niż w latach ubiegłych. (as)

Taksówek za dużoTak twierdzą sopoccy taksów-

karze. Jest ich obecnie w kurorcie 368. Przy liczbie ludności wyno-szącej 37 tysięcy wypada jeden taksówkarz na stu mieszkańców. W roku 2011 władze miasta prze-widują wydanie jedynie 5 licencji, ale taksówkarze uważają, że to i tak o pięć za dużo. Że przy tej ilo-ści pojazdów z kogutem na dachu nie są w stanie zarobić na życie. Sopot jest jednym z najbardziej zmotoryzowanych miast w Pol-

sce. Większość mieszkańców jeź-dzi własnymi autami. Na szczę-ście kurort jest także rekordzistą pod względem ilości hoteli, klu-bów, restauracji. I to na bywalców lokali rozrywkowych mogą naj-bardziej liczyć miejscowi taksów-karze. Trzeba jednak bezstronnie przyznać, że taksówki sopockie są dość drogie. Dzienna taryfa Mon-te Taxi i Taxi Sopot wynosi 2.40 za kilometr. Dajan Taxi z Gdańska zadawala się 2 złotymi na tej sa-mej długości trasy. (as)

Sopoccy taksówkarze, uważają, że jest ich w kurorcie zbyt wielu, chcą wstrzyma-nia wydawania przez Urząd Miasta kolejnych licencji.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 3: Riviera 54

Nr IX (54) listopad 2010 Aktualności 3

Wojna plakatowaKomitet wyborczy Samorząd-

ności Sopot, popierający Jacka Karnowskiego zarzucił działa-czom Ruchu „Kocham Sopot”

Sopockie Dni AnimacjiFilmy animowane mają już

blisko 120-letnią historię. Pierw-szy tego rodzaju pokaz odbył się w Paryżu w roku 1892. Z tej oka-zji Międzynarodowe Stowarzy-szenie Twórców Filmu Animo-wanego ustaliło dzień 28 paź-dziernika, jako Dzień Animacji.

W Sopocie obchody tej rocznicy odbyły się w dniach 28 – 31 paź-dziernika w Dworku Sierakow-skich i na scenie Teatru Off de Bicz. Wyświetlano krótkometra-żowe fi lmy animowane produkcji brazylijskiej, hinduskiej, koreań-skiej i portugalskiej. Odbyły się także spotkania z twórcami i dys-kusje. (as)

Hipodrom zabłyśnie za dwa lataTrwa przetarg związany z rewi-

talizacją sopockiego hipodromu. Stanęło do niego pięć fi rm: Allcon, Doraco, konsorcjum Mostostalu Warszawa-Gdańsk, Pol-Aqua i WPB Rombud. Najtaniej rewitalizację podejmuje się przeprowadzić gdańskie Doraco. Jego oferta to 45  milionów złotych. Wbrew po-zorom remont obiektu, w którym przez cały czas będą pracowali lu-dzie i mieszkały zwierzęta, nie jest sprawą prostą. W ramach odno-

wienia obiektu przewiduje się bu-dowę 180 nowych boksów dla koni, rozbudowę widowni dużej hali ujeżdżalni (pomieści się w niej 300 osób), zbudowanie hipicznego parku rozrywki, poprawienie toru wyścigowego, nowe parkingi, otwarcie wjazdu od strony ulicy Łokietka, oraz remont zabytkowej trybuny i tzw. dżokejki. Dyrekcja hipodromu chciałaby po rewitali-zacji organizować na Hipodromie zawody w ujeżdżaniu koni zalicza-ne do eliminacji Pucharu Świata. (as)

247 elewacji na…W grudniu 2000 roku, kiedy

Sopot szykował się do obchodów stuletniej rocznicy przyznania ku-rortowi praw miejskich, rzucone zostało hasło: „Sto elewacji na stu-lecie”. Chodziło o odnowienie so-pockich willi i kamienic bardzo zaniedbanych po latach wojny i  45  latach rządów komunistycz-nych. Reguła była prosta: część kosztów remontu pokrywa Miasto, część właściciel budynku, lub wspólnota mieszkaniowa. W za-leżności od historycznej wartości budynku dofi nansowanie ze stro-

ny Ratusza wynosiło 70, 50 lub 30  procent. Rezultaty przeszły wszelkie oczekiwania. Sto elewacji zostało wykonanych, a akcja trwa-ła nadal. Jeszcze przed kilkoma dniami ilość odrestaurowanych domów wynosiła 243. Obecnie jest ich już 247. W dniach 28 i 29 paź-dziernika odebrane zostały cztery kolejne elewacje. Przy ulicy Grun-waldzkiej 48, 3 Maja 36, Mokwy 20 i Majkowskiego 5. Przewiduje się, że do końca bieżącego roku zrewita-lizowanych zostanie jeszcze 20  bu-dynków pochodzących z przełomu XIX i XX wieku. (as)

Zagadkowy napadDo napadu doszło tuż po

zmierzchu, około godziny 18. Do warsztatu motocyklowego miesz-czącego się w Sopocie przy alei Niepodległości weszło dwóch za-maskowanych mężczyzn. W rę-kach mieli nóż i pałkę. Bez jed-nego słowa zaatakowali właści-ciela warsztatu. Bili go przez dziesięć minut, następnie w cał-

kowitym milczeniu opuścili lo-kal. Mężczyzna trafi ł do szpitala. Na szczęście obrażenia, jakie od-niósł okazały się niezbyt groźne. Motywy napadu są zagadkowe. Z  warsztatu niczego nie ukra-dziono. Jego właściciel twierdzi, że nie miał żadnych wrogów. So-pocka policja prosi ewentual-nych świadków o informacje. (as)

Na gościnnych występachDwóch złodziei z Lubelszczy-

zny, jeden w wieku 40, drugi 50 lat opuściło niedawno więzie-nie, gdzie odsiadywali kary za kradzież. Jesień postanowili spę-dzić wspólnie nad morzem. W  Sopocie, na ustronnej ulicy Goyki, wypatrzyli samochód fi at fl orino. Nie namyślając się długo wybili w nim szybę i skradli co

się ukraść dało, między innymi CB radio. Mieli jednak pecha, bo już w kilkanaście minut później zostali zatrzymani przez policję. W ten sposób ich pobyt na Wy-brzeżu przedłuży się znacznie, ponieważ Sąd Rejonowy w Sopo-cie zastosował dla obu trzymie-sięczny areszt tymczasowy. Poli-cja sprawdza, czy był to ich pierwszy „gościnny występ” w kurorcie. (bs)

Lesław Orski do domu jedzie po równym, inni po wertepach

Jak radnemu drogę wyremontowanoP

o naszej ostatniej publika-cji, opisującej sprawę prze-kazania bez przetargu par-

kingu przy Hali widowiskowo-sportowej Ergo Arena, „Automo-bilklubowi Orski”, założonemu

Zaraz za granicą jego posesji kończy się eldorado, a zaczynają wertepy.Do domu radnego Orskiego można dojechać wyremontowaną drogą.

Najnowszy sondaż GfK Polonia dla TVN 24

Fułek może wygrać już w pierwszej turze

W ciągu ostatniego miesiąca Wojciechowi Fułkowi przybyło kilkanaście procent zwolenników. Oznacza to, że może on wygrać pierwszą turę wyborów samorządowych.

W ostatnim sondażu GFK Polonia przeprowadzo-nym na zlecenie telewizji

TVN24 Wojciech Fułek uzyskał bli-sko 38 proc. poparcia mieszkańców Sopotu. Odnotował tym samym wzrost liczby swoich zwo-lenników o kilka-naście procent w stosunku do badania prze-prowadzone-go miesiąc wcześniej. Tym sa-mym kan-d y d a t

ruchu „Kocham Sopot” może zwy-ciężyć już w pierwszej turze. Według politologów jest to trwała tendencja, która nie powinna ulec zmianie.

– Polacy coraz częściej wy-chodzą z założenia, że samorzą-dowcy powinni pełnić swoje funkcje maksymalnie przez dwie kadencje – mówi Wawrzyniec Koterski. – W przypadku Sopotu dołożyć trzeba zmęczenie miesz-kańców sytuacją prawną obecne-go prezydenta. Duże znaczenie

może też mieć złamanie przez niego obietnicy dotyczącej tego, że nie wystartuje w kolejnych wyborach.

Przypomnijmy, z sierpnio-wego sondażu GFK Polonia dla „Riwiery” wynika, że Wojciech Fułek wygra wybory dopiero w  II turze. Z sondażu TVN 24, że – jeśli tendencja się utrzyma – może cieszyć się zwycięstwem nad Jackiem Karnowskim już 21 listopada. (bs)

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Jeżeli tendencja się utrzyma, wybory prezydenckie w Sopocie rozstrzygną się już 21 listopada.

fot. M

arcin

Jawo

rski

fot. M

arcin

Jawo

rski

przez radnego Lesława Orskiego, do redakcji „Riviery” zaczęli się odzywać mieszkańcy Brodwina i Kamiennego Potoku. Jeden z na-szych czytelników przysłał nam zdjęcia z ulicy Kaszubskiej, na

której mieszka zaprzyjaźniony z prezydentem Jackiem Karnow-skim radny Lesław Orski. Okazu-je się, że jednokierunkowa ulica została wyremontowana tylko na odcinku prowadzącym do domu

radnego. Dalej mieszkańcy mu-szą już jechać starą wyboista drogą. Naszym zdaniem sprawa nie wymaga komentarza. Wy-starczy popatrzeć na zamiesz-czone poniżej zdjęcia. (bs)

Swój nowy blask sopocki Hipodrom ma uzyskać w roku 2012.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

mi. Komitet Fułka do winy się nie przyznaje. Bo rozlepiane w Sopocie plakaty nie są plakata-mi wyborczymi, a jedynie ob-wieszczeniami Ruchu „Kocham Sopot”. Nie chodzi także o nisz-czenie mienia konkurencji. Kan-dydaci na radnych z ruchu „Ko-cham Sopot” twierdzą, że winę ponoszą osoby rozlepiające pla-katy Samorządności, bo robią to w taki sposób, że obok nich nie sposób już nakleić cokolwiek in-

Radny Jarosław Kempa, startujący w tegorocznych wyborach z listy ruchu „Kocham Sopot” doliczył się zniszczenia kilkudziesięciu tablic ze swoim plakatem.

skupionym wokół Wojciecha Fułka, zaklejanie wyborczych plakatów ich kandydata własny-

nego. Skarżą się także, że to wła-śnie plakaty i mobile reklamowe ruchu „Kocham Sopot” są nisz-czone przez konkurencję. Żeby tego było mało sam Jacek Kar-nowski parkuje swoje mobile w  miejscach niedozwolonych, np. na postojach taksówek. Do-szło też do incydentu, podczas którego ludzie wynajęci przez jednego z obecnych radnych, próbowali przejąć i zniszczyć część nakładu „Riviery”. (as)

Mobil Jacka Karnowskiego zaparkowa-ny na postoju taksówek przy al. Niepodległości.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Nieznani wandale zniszczyli mobil reklamowy kandydata na radnego Andrzeja Kuty

Dewastowanie materiałów wyborczych konkurencji stało się już stałym elemen-tem walki wyborczej w Sopocie. Plakaty są zdzierane lub oblewane farbą.

fot. a

rchiw

um

fot. a

rchiw

um

fot. a

rchiw

um

Page 4: Riviera 54

4 AktualnościKandydaci na urząd prezydenta prezentowali swoje wizje rozwoju kurortu

Ostatnie stracie o Sopot2 listopada br. w sali Teatru Kameralnego w Sopocie (dawne kino „Bałtyk”) odbyła się przedwyborcza debata kandydatów na urząd prezydenta kurortu. Wzięło w niej udział trzech konkurentów: Wojciech Fułek, Jacek Karnowski i Piotr Meler. Mimo sugestii Melera i Fułka do dyskusji nie zaproszono pozostałych dwóch kandydatów: niezależnego Jakuba Świderskiego i reprezentującego SLD Tomasza Bojar-Fijałkowskiego.

Krzysztof M. Załuski

Fułek to były wiceprezydent Sopotu. Wiosną tego roku ogłosił decyzję startu

w  wyborach. Wtedy Karnowski usunął go ze stanowiska, moty-wując to tym, że wiceprezydent nie może dobrze wypełniać swych funkcji w Ratuszu, prowa-dząc równocześnie kampanię wyborczą. Fułek jest bezpartyj-ny, startuje z ramienia ruchu o nazwie „Kocham Sopot”, liczą-cego już ponad 800 osób.

Jacek Karnowski, jest aktual-nym prezydentem miasta. Gdy prokuratura wszczęła przeciwko niemu śledztwo o korupcję, za-powiedział, że obecna kadencja (trzecia z kolei) jest dla niego ostatnią. Na swojego następcę chciał namaścić Pawła Orłow-skiego. Ale ten po śmierci Arka-diusza Rybickiego przedłożył krzesło poselskie nad fotel prezy-dencki. Wtedy Karnowski zmie-nił zdanie i zgodnie ze słynną maksymą Lecha Wałęsy „Nie chcem, ale muszem” postanowił po raz czwarty próbować szczę-ścia pozostania „ojcem” kurortu . Ponieważ wcześniej zmuszony był złożyć legitymację partyjną Platformy Obywatelskiej, ugru-

powaniem, które go popiera zo-stała Samorządność Sopot.

Najmłodszym z uczestników debaty był sopocki radny, Piotr Meler. Podobnie jak Fułek jest

bezpartyjny, ale kojarzony z  Prawem i Sprawiedliwością, która to partia wysunęła go jako swego kandydata. Meler nie od-żegnuje się także od Platformy

Obywatelskiej. W piśmie wysła-nym do Regionu Pomorskiego PO argumentował, że po wyda-nym przez Donalda Tuska zaka-zie popierania przez członków

partii Jacka Karnowskiego (w związku z wysuniętymi prze-ciwko niemu zarzutami prokura-torskimi) została ona bez swoje-go kandydata na prezydenta So-potu. Natomiast jego program jest zbliżony do programu repre-zentowanego przez Platformę. Meler startuje w wyborach pre-zydenckich po raz drugi, 4 lata temu popierała go Liga Polskich Rodzin. Otrzymał wówczas 7 % głosów.

Debatę, którą zorganizowała redakcja „Polska Dziennik Bał-tycki”, była otwarta dla publicz-ności. Przybyło ponad 200 osób. Spór pomiędzy kandydatami dotyczył głównie wizji Sopotu. Karnowski przypominał zreali-zowane w jego kadencjach in-westycje: Dom Seniora, rewita-lizację parków Północnego i Po-łudniowego, Centrum Haffnera, sale gimnastyczne przy sopoc-kich szkołach. Obiecywał budo-wę 240 mieszkań komunalnych. Fułek jawił się jako przeciwnik wielkich budów. Krytykował sposób finansowania hali spor-towo-widowiskowej Ergo Are-na, przypominając, że 37-ty-sięczny Sopot podzielił się kosz-tami budowy po połowie z  450-tysięcznym Gdańskiem. Zdaniem Fułka należy skoncen-trować się na mniejszych inwe-stycjach. Nie umiejscawiać całe-

go potencjału w pasie nadmor-skim, lecz pomyśleć o rozwoju zaniedbanych peryferii miasta. „Moja wizja Sopotu, to miasto ludzi ufających sobie, przyjazne-go mieszkańcom” – mówił.

Dyskusja pomiędzy urzędują-cym prezydentem i jego niedaw-nym zastępcą była ostra, obaj kandydaci w wielu sprawach róż-nili się diametralnie. Na przy-kład odnośnie aktualnego zadłu-żenia Sopotu. Czy jest bardzo wysokie, zagrażające budżetowi miasta, czy też najniższe w Pol-sce? Wykorzystywał to trzeci kandydat, Piotr Meler, punktując obu rywali. Jego zdaniem ko-nieczna jest zmiana stylu rządze-nia. Zarówno Karnowski jak Fu-łek to stara gwardia od 12 lat za-rządzająca kurortem. A tymcza-sem najważniejsi w mieście są mieszkańcy. Sopot wymaga od-młodzenia, zaś najważniejszą in-westycją powinna być budowa szpitala z podstawowymi od-działami, w tym koniecznie z od-działem położniczym.

Debata w sopockim Teatrze Kameralnym była ostatnim skrzyżowaniem rękawic kandy-datów na prezydentów trzech nadmorskich miast. Obecnie decyzja kto zasiądzie w ratu-szach Trójmiasta zależy od mieszkańców.

fot. J

acek

Kołak

owsk

i / w

ww.af

pvlad

.pl

Fotka z misiem po sopocku

Czy Karnowski zagra Buzkiem

Jacek Karnowski, prezydent Sopotu będzie chciał wykorzystać wizerunek Jerzego Buzka do promowania własnej osoby w najbliższych wyborach samorządowych.

Konrad Franke

Z informacji uzyskanych przez „Rivierę” wynika, że w materiałach informacyjnych

publikowanych przez osoby zwią-zane z Jackiem Karnowskim, szef Parlamentu Europejskiego będzie umieszczany na zdjęciach razem z  prezydentem Sopotu. Ma to stworzyć pozór, że Jerzy Buzek po-piera w wyborach polityka, który został oskarżony o korupcję.

– W naszym slangu takie działanie nazywamy „fotką z misiem”. To coś w rodzaju pa-miątkowego zdjęcia z Zakopa-nego – mówi Bartosz Armuło-wicz, specjalista do spraw kształtowania wizerunku. – Kandydaci, którzy mają niskie

poparcie społeczne często wy-korzystują zaufanie, jakim da-rzona jest osoba o znacznie większym autorytecie.

Jak wynika z najnowszego ra-portu Transparenty International, Polska jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów w Unii Europejskiej. Pod względem nasi-lenia skali korupcji wyprzedza nas tylko Bułgaria i Rumunia..

PiS chce interwencji wojewody i ministra edukacji

Prezyent prowadzi kampanię totalną

Zdaniem sopockiego PiS, Jacek Karnowski wykorzystuje stanowisko prezydenta miasta do prowadzenia kampanii wyborczej w szkołach.Bartek Sasper

W wydanym przez sopoc-kie Prawo i Sprawiedli-wość oświadczeniu czy-

tamy: „W związku z serią spotkań wyborczych związanych z trwającą kampanią wyborczą, PiS w Sopocie protestuje przeciwko wykorzysty-waniu do działań politycznych so-pockich szkół i żąda zaprzestania tego typu praktyk. Podejrzany o ko-rupcję prezydent Sopotu organizu-jąc swoje spotkania wyborcze wy-korzystuje podległość służbową dy-rektorów szkół. W opinii PiS Sopot sprawa ta powinna zwrócić uwagę zarówno wojewody, nadzorującego pracę samorządu oraz ministra edukacji nadzorującego system szkolnictwa. Przypominamy, że

urzędnicy miejscy oraz inni urzęd-nicy od nich zależni mają obowią-zek utrzymywać równy dystans do wszystkich kandydatów na prezy-dentów i radnych. Zwłaszcza w cza-sie szczególnym, jakim jest kampa-nia wyborcza do samorządu. W końcu, jak głosi przewrotne ha-sło: Róbmy samorząd, nie politykę”.

Jacek Karnowski odpiera zarzu-ty PiS w charakterystyczny dla sie-bie sposób: – To paranoja. Ja nie dzwoniłem do żadnych dyrektorów szkół z prośbą o organizację spo-tkań. Robili to radni PO i Samo-rządności, oni spotkania organizo-wali, a ja byłem tylko zapraszany.

Kandydat PiS na prezydenta Sopotu, Piotr Meler, całą sprawę widzi w kontekście konfl iktu

etycznego. Jego zdaniem prezy-dent miasta, jako zwierzchnik dyrektorów szkół, ma uprzywile-jowaną pozycję. Zwierzchnikowi bowiem trudno odmówić zorga-nizowania spotkania wyborczego.

– Kiedy osiem lat temu stratowa-łem na prezydenta Sopotu, to w jed-nej ze szkół odmówiono mi spotka-nia tuż przed jego rozpoczęciem – wspomina Meler. – Jackowi Kar-nowskiemu na pewno to nie grozi.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Jacek Karnowski prowadzi kampanię dosłownie wszędzie – w szkołach, w przed-szkolach, nawet na rynku i to w godzinach pracy. My spotkaliśmy go 29 października 2010 o godzinie 10:30 rozdającego sopocianom torby.

W debacie wzięło udział trzech kandydatów: Wojciech Fułek, Jacek Karnowski i Piotr Meler

Page 5: Riviera 54

5Nr IX (54) listopad 2010 Gorący temat

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Co z tą porodówką?

Sopot zasługuje na lepszego prezydenta…

Dlaczego Fułek?Jeden z redaktorów Gazety Wyborczej stwierdził, że o sukcesie wyborczym w Sopocie zadecyduje nie program, a „przymioty osobiste” kandydatów. W pełni podzielając ten pogląd chciałem napisać tak: oddam swój glos na Wojciecha Fułka bo jest uczciwy, odpowiedzialny, a jednocześnie kulturalny i sympatyczny. Uświadomiłem sobie jednak, że choć to wszystko szczera prawda i „oczywista oczywistość”, to ważniejsze jest jednak bym uzasadnił swój sprzeciw wobec kandydatury Jacka Karnowskiego. Myślę, że stanie się wtedy jasne, jak duża jest różnica pomiędzy kandydatami ubiegającymi się o ten urząd i jak prosty w gruncie rzeczy jest to wybór.

Jerzy Hall

Zasadniczych argumentów przeciw Jackowi Karnow-skiemu dostarcza jego

„sławna” rozmowa ze Sławomi-rem Julke. Odsłuchałem ją po-nownie i jeszcze raz przeanalizo-wałem. Na pytanie czy doszło do korupcji – odpowiadam: nie wiem. O to, przez najbliższe lata będą się spierać armie prawni-ków, a ostatecznie wypowie się sąd. Jednak nie aspekt kryminal-ny jest dla mnie najważniejszy. Istota rzeczy polega na tym, że owo nagranie pokazuje nam oso-bę zdeprawowaną przez władzę absolutną. Nie sposób pogodzić się z faktem, że ktoś tak skrajnie wulgarny mógłby być ponownie prezydentem naszego miasta. Słuchając tej rozmowy ma się wrażenie, że Jacka Karnowskiego żadne normy nie obowiązują, że on może tu wszystko. Nie godzę się na to, by Sopotem rządził na-dal ktoś, kto uważa się za całkowi-

cie bezkarnego. Czy tak mogą wy-glądać kulisy sopockiej władzy?

Słowa niegodne polityka

Przyznaję, że nie znam szcze-gółów technicznych nagrania. Wiem jednak z całą pewnością, że słowa, które tam padły pochodzą z ust Jacka Karnowskiego i że cał-kowicie go dyskwalifi kują jako

polityka. Ja takiego prezydenta nie chcę!

Obrońcy Jacka Karnowskiego często używają argumentu, że padł on ofi arą prowokacji CBA. Szkoda tylko, że nie dostarczają cienia do-wodu na poparcie tej tezy. Moim zdaniem Jacek Karnowski padł ofi arą, ale nie spisku tylko wła-snych słabości, a zwłaszcza braku elementarnej odpowiedzialności.

Sopot naprawdę zasługuje na prezydenta lepszego niż ten do-tychczasowy. Wybory samorzą-dowe są moim zdaniem najważ-niejsze. Ich konsekwencje i skut-ki odczuwane będą niemalże na-stępnego dnia. Dlatego tak istot-ne jest by prezydentami naszych miast były osoby nieposzlakowa-ne, o silnym morale, będące poza wszelkimi podejrzeniami.

A jaka może być polska rze-czywistość samorządowa? Zgoła odmienna.

W Sopocie kandyduje Kar-nowski podejrzany o korupcję, w Olsztynie – Małkowski podej-rzany o gwałt, a w zachodniopo-morskim Lepper podejrzany o oba te przestępstwa. Czy ma to coś wspólnego z normalnością? Odpowiedz jest tylko jedna.

Swoją drogą ileż trzeba mieć w sobie bezczelności, by mimo tych wszystkich zarzutów i oskar-żeń jeszcze raz próbować się „za-łapać” – a nuż się uda! Politycy ci pewnie liczą na to, że „ciemny lud” kupi te wybielone zęby szczerzące się z plakatów, czy też hasła typu: łączy nas to czy tam-

to. Głęboko wierzę, że przynaj-mniej w Sopocie zwycięży „nor-malny”, nieuwikłany w żadne afery kandydat.

Jak Dawid z GoliatemWybory w Sopocie przypo-

minają starcie Dawida z Golia-tem. Z pozoru najważniejsze atuty są po stronie aroganckiego i pewnego siebie Jacka Karnow-skiego – sprzyjające media, po-parcie establishmentu politycz-nego – bo dla nich Karnowski to jednak „swój”. Posiada także możliwość nieograniczonego reklamowania się, również za pieniądze sopockich podatni-ków. Wydział promocji miasta stal się w istocie wydziałem au-topromocji prezydenta. Wydaje się jednak, że Karnowski nie do-strzega, iż mieszkańcy mają dość krętactw, i że dobrze pa-miętają, komu Sopot zawdzię-cza określenie „miasto bezpra-wia”. Być może prezydent łudzi się jeszcze, że sopocianie zapo-mną, jak dawał przed referen-dum słowo honoru, że już wię-cej nie będzie kandydował.

„Można skutecznie oszuki-wać wszystkich przez jakiś czas i  niektórych przez cały czas, ale nie da się przez cały czas oszuki-wać skutecznie wszystkich” – mawiał Abraham Lincoln. Mam nadzieję, że sopocianom, podob-nie jak Amerykanom, pogląd ten jest bardzo bliski.

Jak łatwo się domyślić, rolę Dawida w naszych wyborach od-grywa Wojciech Fułek. Wydaje się być całkowitym przeciwieństwem swojego kontrkandydata. Tak więc, ci którzy oczekują radykal-nej zmiany w stylu rządzenia mia-stem, a także ci, którzy nie trawią chamstwa w polityce stają się na-turalnymi sojusznikami Wojcie-cha Fułka. Jest oczywiste, że nie ma on łatwego zadania, bo Jacek Karnowski „z zawodu prezydent” to bardzo trudny rywal, który nie cofnie się przed niczym, aby za-chować swoją dominującą pozy-cję i wszystkie profi ty z niej pły-nące. Jestem jednak głęboko prze-konany, że czas zmian nadcho-dzi… Historia dostarcza wielu przykładów, że upadały nie takie potęgi jak Jacek Karnowski.

Sopocianie nadal będą się rodzić

poza rodzinnym miastem

Nie będzie szpitala i porodówki

Fiaskiem zakończyły się starania obecnych władz miasta o powstanie w Sopocie szpitala wraz z oddziałem położniczym. Szpital miał stanąć przy ul. Polnej.

Liczącą 11 tys. m kw. działkę miasto wystawiło na sprze-daż na początku bieżącego

roku. Do przetargu stanęła tylko jedna fi rma – konsorcjum SFZ Medical Investments. W wyzna-czonym terminie nie doszło jed-nak do podpisania umowy i aktu notarialnego. Nie wiadomo w ja-kim stopniu zawiniło miasto i z jakich powodów inwestor zre-zygnował ze współpracy. Final-nie SFZ nie wpłacił kwoty 11 mi-lionów złotych wylicytowanej w  przetargu i się wycofał. Ozna-cza to, że nie została zrealizowana

obietnica wyborcza, jaką składa-no mieszkańcom Sopotu przed wy-borami samorządowymi w  2006 roku, dotycząca stworzenia w na-szym mieście porodówki.

– Moja kadencja się kończy, a budowa oddziału położniczego to mój pomysł na kolejną – po-wiedział na konferencji prasowej Jacek Karnowski. Na dwa tygo-

dnie przed wyborami przedsta-wił wizualizację nowej porodów-ki, za którą mieliby zapłacić so-pocianie. Niestety nie udało nam się uzyskać informacji dlaczego pomysł zbudowania w Sopocie porodówki nie został zrealizowa-ny przez ostatnie 12 lat, kiedy to Jacek Karnowski pełnił funkcję prezydenta. (bs)

Nieprawidłowości fi nansowe w Towarzystwie

Przyjaciół Sopotu

Problem europosła Jana Kozłowskiego

Z kasy Towarzystwa Przyjaciół Sopotu wyciekło ponad 150 tys. złotych – twierdzi nowy dyrektor towarzystwa Krzysztof Kuczkowski. Jan Kozłowski, prezes tej instytucji twierdzi, że wszystko da się wyjaśnić. Sprawę ujawnił „Dziennik Bałtycki”.

Defi cytu doliczył się nowy dy-rektor TPS Krzysztof Kucz-kowski, który objął to stano-

wisko wiosną 2010 roku. Okazało się też, że towarzystwo miało długi na ok. 50 tys. zł, gdyż przez kilka lat nie płaciło niektórych rachunków, m.in. za media, czy też świadczeń do ZUS. Tę sumę jednak nowej dy-rekcji udało się już uregulować. Gdzie podziało się 150 tys. zł – na razie nie wiadomo. Nie ma na nią pokrycia w żadnych dokumentach. Nowy dyrektor, a także zarząd to-warzystwa czekają na wyjaśnienia jednej z pracownic, która przez kil-ka miesięcy pełniła obowiązki dy-rektora TPS, po tym jak z pełnionej funkcji zrezygnowała dotychczaso-wa szefowa.

Sprawa ujrzała światło dzienne podczas wtorkowej debaty kandy-datów na prezydenta Sopotu, orga-nizowanej przez redakcję „Dzien-nika Bałtyckiego”. W ramach kam-panii wyborczej obecny prezydent Jacek Karnowski próbował zarzu-cić swojemu najgroźniejszemu konkurentowi, Wojciechowi Fuł-kowi, że pieniądze zniknęły w cza-sie, kiedy ten ostatni pełnił funkcję wiceprezydenta m.in. ds. kultury. Okazało się, że Karnowski trafi ł jak

kulą w płot. Fułek szybko wskazał odpowiedzialnego za nieprawidło-wości w Towarzystwie Przyjaciół Sopotu.

– Prezesem tej instytucji jest ko-lega Jacka Karnowskiego z Platfor-my Obywatelskiej – mówi Fułek. – To on jest odpowiedzialny za insty-tucję, którą kierował. Co roku otrzymywałem sprawozdania fi -nansowe towarzystwa, które były wiarygodne. Jeżeli okaże się, że były one niezgodne z prawdą to zostaną

wyciągnięte z tego tytułu konse-kwencje prawne.

– Ponoć pieniądze szły na jakieś ogniska muzyczne – tłumaczy się Jan Kozłowski, prezes TPS. Do za-dłużenia przyczyniała się m.in. lo-katorka mieszkania komunalnego, które znajdowało się na strychu Dworku Sierakowskich. Mieszkan-ka nie płaciła za media, które obcią-żały licznik TPS (siedziba towarzy-stwa znajduje się w zabytkowym Dworku Sierakowskich).

Siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Sopotu jest niedawno wyremontowany za miejskie pieniądze Dworek Sierakowskich.

Page 6: Riviera 54

6 Opinie www.riviera24.pl

Jak Adamowicz z Karnowskim interesy robił…

Hala, czyli Gdańsk górą!Mieszkaniec Sopotu dopłaca do nowo powstałej Hali Widowiskowej 12 razy więcej niż przeciętny mieszkaniec Gdańska – to konsekwencja rozdęcia kosztów hali do astronomicznej sumy. Hala z symbolu prężności miasta, zmienia się w symbol elementarnych problemów z zarządzaniem Sopotu. W pomnik próżności w mieście, które musi znaczącą część swoich dochodów pokrywać ze sprzedaży majątku.

Jan Kuźmiński

Rachunek jest prosty. Wyni-ka z niego, że hala – wspólne przedsięwzięcie

dwóch miast, jest znacznie mniejszym obciążeniem dla znacznie większego Gdańska i  odbija się czkawką Sopotowi. To jedyne przedsięwzięcie inwe-stycyjne w Sopocie, osobiście nadzorowane przez jego dotych-czasowego prezydenta, Jacka Karnowskiego.

Ale hala nie jest wyjątkiem. Problem z nią to element więk-szej całości gospodarowania w Sopocie. Według portalu inter-netowego trojmaisto.pl, od po-czątku roku sopockim urzędni-kom nie udało się uzyskać nawet jednej dziesiątej planowanych dochodów ze sprzedaży majątku gminy. Dziura budżetowa rośnie, trzeba ciąć wydatki i korygować budżet. Pod nóż poszły więc ścieżki rowerowe, centrum windsurfi ngu, projekt „Lepszy Urząd” – czyli to, co mogło pod-nieść jakość życia w mieście. Opóźniony będzie także remont budynku magistratu.

Skarbnik Sopotu tłumaczy kłopoty ze sprzedażą majątku kryzysem: trudno w to uwierzyć, ale brakuje chętnych na sopockie nieruchomości i grunty (sic!). Efekt: z zaplanowanych na ten rok 47 mln zł ze sprzedaży nieru-chomości i gruntów do kasy miejskiej trafi ły… do końca paź-dziernika 3 mln zł, czyli 15 razy mniej. Ostatnie miesiące mają być lepsze…, ale i tak zabraknie przynajmniej 20 mln zł, a defi cyt miasta przekroczy grubo 100 mln zł. Ratunkiem mają być kre-dyty, emisja obligacji – słowem dalsze zapożyczanie się. Będzie-my je spłacać m.in. z własnych podatków, bo obsługa kredytów i wykupywanie obligacji oraz ich emisja słono kosztują.

Jak więc widać problemów z  zarządzaniem miastem jest za-tem kilka. Przede wszystkim mar-

Koszt budowy hali 346 000 000 zł

Koszt roczny utrzymania hali 10 000 000 zł

przewidywane przychody roczne 8 000 000 zł

przewidywana wysokość dopłat 2 000 000 zł

Koszty poniesione przez miasta

Sopot 1 000 000 zł

Gdańsk 1 000 000 zł

Zestawienie wydatków do dochodów Sopotu

Wydatki razem 425 500 000 zł

Dochody ogółem 309 063 000 zł

Dochody po korekcie 262 063 000 zł

Wydatki razem do dochody ogółem 138 %

Wydatki razem do dochody po korekcie 162 %

nie świadczy o władzach brak ro-zeznania na rynku nieruchomo-ści, a „przestrzelenie” w takiej skali (zaplanowany dochód 47 mln zł, wykonanie – 3 mln zł) jest kompromitujące. Podważa ono zaufanie do umiejętności pla-nowania, nie mówiąc o realizacji jakiejś strategii, wizji. Jak balon pęka również mit „dobrego go-spodarowania” w Sopocie. Co gorsza podważony zostaje wize-runek miasta. Wiele do życzenia pozostawia jakość zarządzania. Mały Sopot z wielkim Gdańskiem zafundował sobie bizantyjską halę, której zapełnienie staje się poważnym problemem (o spo-rach dotyczących zarządzania obiektem nie wspominając), a  rzeczywiste, a nie planowane dopłaty dopiero poznamy. Istota problemu sprowadza się jednak do banalnego rachunku: obciąże-nia rozłożone są po równo, ale proporcjonalnie dla budżetu Gdańska są one kroplą w morzu, natomiast dla wyprzedającego się

NIE WOLNO LEKCEWAŻYĆ MIESZKAŃCÓW

Prof. Karol Toeplitz

Z ówczesnym Wiceprezyden-tem Sopotu spotkałem się po raz pierwszy „oko w oko”

kiedy zwracałem się do Władz Miasta z prośbą o współsponsoro-wanie wydawnictwa związanego z 80- tą rocznicą urodzin pewnego Noblisty; miałem już zapewnienie Prezydenta m. Gdańska i Konsula-tu państwa, którego Noblista był obywatelem. W. Fułek zaskoczył mnie totalnie; byłem zdziwiony, że bez mała znał mój życiorys, w de-talach. Nie to, że byłem urodzo-nym (przed wojną jeszcze) Sopo-cianinem, ale wiedział o moich za-interesowaniach naukowych, znał w szczegółach dorobek, drogę roz-woju naukowego i wydarzenia po-lityczne, które ongiś dotknęły

Sopotu – są problemem. Innymi słowy: Adamowicz górą!

A Sopot? Sopot pozbywa się w rozpaczliwym stylu majątku, by łatać dziurę w budżecie. Ponieważ nie wzięto pod uwagę, że nie bę-dzie nabywców, ratunkiem mają być drogie kredyty, ewentualnie droga emisja obligacji. Miasto się zadłuża po uszy i aż 16% z zapla-nowanych dochodów ma swoje źródło w zbywaniu majątku.

Czy Sopot stać na taką struk-turę dochodów? Czy Sopot jest na tyle bogaty, aby fi nansować blisko 16% wydatków ze zbycia majątku rocznie? Dlaczego mia-sto, którego grunty i nierucho-mości są jedne z najdroższych w Polsce musi je zbywać?

Czy jest to bezpieczny próg? Czy miasto nie zadłuża się nad-miernie? A może lepsza efektyw-ność zarządzania wpływami mo-głaby zmienić sytuację bieżącą?

O Hali czytaj również na s. 10

mnie boleśnie. Krótko mówiąc, był do rozmowy rzetelnie przygotowa-ny! Potwierdzili to inni Jego roz-mówcy. Zdziwienie musi budzić fakt, że znajdował na to czas, będąc przecież obciążony ogromnymi obowiązkami związanymi z peł-nioną funkcją i…pogłębionymi studiami dotyczącymi Jego ro-dzinnego miasta, w którym się wy-chował i w którym kończył szkoły. Dyplom absolwenta historii pro-centował i nadal procentuje; to nie dokument wiszący na ścianie. W.  Fułek przekształca go w czyn. Niezliczone publikacje, rozrzuco-ne w różnych czasopismach, to „niewiele” w porównaniu z książ-kami, bestselerami. Mógłby ich za-zdrościć niejeden nauczyciel aka-demicki, zawodowiec. Fułek wie znacznie więcej, aniżeli opisuje. Posłużę się jednym tylko przykła-dem. Rok przed Jego urodzeniem, w czasie „październikowej odwil-ży”, odbył się w Sopocie marsz, który kończył transparent z napi-sem „dupa”. Dotyczył on pewnej osoby, która wtedy faktycznie mia-stem rządziła. Władze zareagowały-…a p. Wojciech dzisiaj mi tłuma-czy, że najprostszym tłumacze-niem, także wobec cenzury, było stwierdzenie, że to symbolizowa-ło…koniec pochodu. Monografi a dotycząca historii „Opery leśnej” stanowi istną perełkę pracy quasi-

naukowej; warto ją dopracować. Mielibyśmy wtedy Prezydenta-Doktora.

W. Fułek ma nieprzeciętny dar popularyzatorski. Nie chowa swo-jej wiedzy w szufl adzie, co zdarza się zawodowym historykom. Na spotkaniu dotyczącym historii kościoła Św. Jerzego obecny był tłum ludzi, także spoza Sopotu. Prelegent gwarantował rzetelno-ścią posiadanej wiedzy i umiejęt-nościami to, że przybliży Sopocia-nom dzieje tej budowli. I nie za-wiedli się. Ale te dokonania, to tylko wycinek zainteresowań Eks-wiceprezydenta.

Dobrze by było, aby w samo-rządowej kampanii wyborczej sze-rzej niż tylko w wywiadzie rzece opowiedział o przeszłości i przy-szłości inwestycji w mieście, sze-rzej aniżeli uczynił to w wywiadzie dla Sopockiej Inicjatywy Rozwojo-wej. Do jednego wątku tam poru-szonego pragnę nawiązać: kandy-dat na prezydenta Sopotu powie-dział, a jestem przekonany, że do-trzyma słowa, iż będzie w szero-kim gronie mieszkańców konsul-tował plany rozwojowe miasta. Demokracja zobowiązuje.

Co za różnica w porównaniu z obecnym Prezydentem! Ten za-powiedział podjęcie szerokiej konsultacji społecznej w kwestii „Parku grodowego” i wycofał się

z danej obietnicy! To ma być de-mokrata? Pacta servanta sunt, mości p. Prezydencie J. Karnow-ski. Nie wolno lekceważyć miesz-kańców. I w tym kontekście jesz-cze jedno. Z historii znana jest wypowiedź Cezara dotycząca jego żony, Pompei: „Żona Cezara po-winna być poza wszelkimi podej-rzeniami”! Wiem, że PT J. Kar-nowski historykiem nie jest, ale może warto zastanowić się nad tą maksymą, która przetrwała wieki i nie straciła na aktualności! Tak-że nie w Sopocie. Pytam: jak moż-na kandydować na kolejną kaden-cję prezydenta miasta będąc po-dejrzanym przez prokuraturę? To, że podejrzany nie jest skazany, a  więc dotyczy Go zasada do-mniemanej niewinności niczego nie rozstrzyga, albo że Podejrzany sam czuje się niewinny. Fakt jest faktem, jest Pan Podejrzany a po-winien Pan być POZA WSZELKI-MI PODEJRZENIAMI! Takie są nie tylko lekcje historii, takie są wymogi etyczne stawiane lu-dziom piastującym urzędy pu-bliczne, takie są wymogi demo-kracji. Nie może Pan uciekać od odpowiedzialności moralnej do-póki jest Pan podejrzany. Sumie-nie jest taką kategorią, takim gło-sem wewnętrznym, który powi-nien się w Panu odezwać zwłasz-cza, że obiecywał Pan więcej nie

kandydować. Liczy Pan na krótką pamięć mieszkańców? Liczy Pan na ich zobojętnienie moralne? Czy może jest tak, że wygrane przez Pana referendum zostało, zresztą nie tylko przez Pana, prze-wrotnie ocenione? Może jest tak, że było to głosowanie nie tyle za Panem, co przeciwko komuś, kto był ongiś Pana przyjacielem – jak Pan sam przyznał – i Pana zdra-dził, że było to publiczne osądze-nie zdrajcy? Chyba Pan przecenił wyniki., choć może się mylę?! Czy są to retoryczne pytania. Lekcje historii uczą, że racje w humani-styce i polityce są podzielone, to ważna lekcja i nie wolno o niej za-pominać. Rozważmy hipotetycz-nie następującą sytuację: J. Kar-nowski zostaje prezydentem So-potu, a niezawisły sąd wydaje wyrok skazujący! Co wtedy wy-braniec miasta powie już nie tylko swoim wyborcom?!

Na zakończenie jeszcze jedno. Nie przypadkowo W. Fułek zaini-cjował powstanie SPOŁECZNE-GO ruchu „Kocham Sopot”. Jego mottem jest nie tylko to, co Mia-sto może konkretnie (!) zrobić dla mieszkańców w szerszym niż do-tychczas zakresie (a są tego już praktyczne przykłady), ale także, co my, mieszkańcy możemy w większym niż dotychczas stop-niu zrobić dla naszego Miasta.

Spotkanie z dwoma najbardziej popularnymi, a więc powszechnie popieranymi prezydentami miast: Gdyni i Rzeszowa, uprzytomniło zgromadzonym, że W. Fułek zmierza w ich ślady. Jak mówią marynarze: „Tak trzymać”!

*

I jeszcze jedna uwaga; kiedy pojawiły się zarzuty wobec obec-nego prezydenta W. Fułek stanął zdecydowanie po jego stronie, był ze wszech miar lojalny. Kiedy jed-nak sam zdecydował się kandydo-wać w wyborach samorządowych na stanowisko prezydenta, prze-łożony byłego już Eks-prezydenta okazał się nielojalny i naruszając dobre obyczaje i zasady demokra-cji (przecież kandydować wolno zgodnie z prawem każdemu), uczynił Go swoim BYŁYM przyja-cielem. Potwierdziła się raz jesz-cze stara maksyma: „Zdradzić cię może tylko przyjaciel”!

Prof. dr. hab. Karol Toeplitz urodził się w Sopocie w roku 1936 – polski fi lo-zof, etyk i tłumacz, wykładowca wielu uczelni; wykładał m.in. na Wydziale Hi-storyczno-Filozofi cznym Akademii Po-morskiej w Słupsku oraz na Chrześcijań-skiej Akademii Teologicznej w Warsza-wie do 2009 r. Był uczniem i przyjacielem prof. Leszka Kołakowskiego.

309 063 000 zł

47 000 000 zł

Page 7: Riviera 54

7Nr IX (54) listopad 2010 Speakers’ Corner

Z listów i maili do „Riviery”:… Nie przysłuchiwałam się debacie przedwyborczej kandydatów na pre-

zydenta Sopotu, dopiero potem przeczytałam na stronie internetowej

„Sopot nasze miasto” artykuł Artura S. Górskiego, relacjonujący to wy-

darzenie. Uwagę moją zwrócił fragment tego artykułu:

„Jacek Karnowski wyliczał sopockie inwestycje i bronił swojej kon-

cepcji rozwoju miasta. (…) Bronił też swej decyzji o kandydowaniu.

- Kandyduję, bo nie widzę osoby, której mógłbym przekazać rządze-

nie miastem.

Zastanowiło mnie ostanie zdanie. W świetle jakiego prawa „rządze-

nie miastem” może zostać komuś przekazane przez dotychczasowego

prezydenta? Miałam nadzieję, że mieszkam w mieście o ustroju demo-

kratycznym, w którym mieszkańcy mają prawo i możliwość wyboru

swoich przedstawicieli władz w wolnych i uczciwych wyborach.

Kocham Sopot i chciałabym, żeby to mieszkańcy Sopotu widzieli

osobę, której zechcą powierzyć funkcję prezydenta!

Urszula Jaszczak

… Zarzuty korupcyjne, okłamywanie wymiaru sprawiedliwości i okła-

manie mieszkańców przed referendum. Przecież obiecał nam wszyst-

kim, że więcej nie wystartuje w wyborach na prezydenta miasta. Mimo

to zmienił zdanie, wykorzystując wyjątkowo obrzydliwy, ale charaktery-

styczny w stylu argument w postaci katastrofy smoleńskiej. Zagorzali

zwolennicy ślepo wierzą w jego niewinność, choć sprawę przeciwko nie-

mu prowadzi jeden z najlepszych polskich prokuratorów – ten sam, któ-

remu premier przekazał do prowadzenia najtrudniejsze w Polsce śledz-

two dotyczące śmierci Krzysztofa Olewnika. Nikt nie zadaje sobie pyta-

nia, jaki interes miałby ten czy inny prokurator w tym, by pogrążać

„niewinnego” Jacka K. Wszyscy słyszeliśmy jak wymuszał mieszkanie na

mamę. „Jedno wziąłbym ja, drugie kolega, wiesz ja bym w to nie wcho-

dził tylko moja mama”.

Mnie to w zupełności wystarczy, by wyobrazić sobie, jak załatwia się

interesy w naszym mieście, jeśli zgoda na ich przeprowadzenie zależy od

prezydenta miasta. Dzisiaj okazuje się, że zwolennicy Jacka K. chcą prze-

konać nas, że Pan Wojciech Fułek, jego najgroźniejszy konkurent, który

jak wynika z sondaży wygra w drugiej turze wyborów prezydenckich to

człowiek porównywalny z Danutą Hojarską z Samoobrony. Wsłuchuję

się w te słowa z niedowierzaniem i pytam: Komu w Sopocie bliżej do

Samoobrony? Politykowi, który podobnie jak Andrzej Lepper mimo cią-

żących na nim zarzutów korupcyjnych i dopuszczenia się innych ewi-

dentnych kłamstw startuje w wyborach na prezydenta miasta czy też

komuś, na kogo nigdy nie padł nawet najmniejszy cień podejrzeń? Kto

jest bardziej godny zaufania – ojciec, który potrafi zadbać i być z własną

rodziną czy człowiek mający tę rodzinę za nic, traktujący własną żonę

i dzieci jak tło wyborczego zdjęcia? Mam nadzieję, że Sopocianie nie da-

dzą się tym razem nabrać i już niebawem, raz na zawsze skończy się ta

męcząca nas wszystkich duszna i nieprzyjemna era sopockiego Leppera.

U.K.

… Wyczytałem w ostatnio w „Dzienniku Bałtyckim” ciekawe komenta-

rze internautów dotyczące „Sopotu w cieniu afery”. Myślę że warto je

przytoczyć, bo chociaż od chwili postawienia Jackowi Karnowskiemu

korupcyjnych oskarżeń upłynęły prawie dwa lata, to sprawa ta ciągle jest

głównym tematem towarzyskich spotkań sopocian. W oskarżających

prezydenta postach jak mantra powtarza się „nieuczciwość i niegospo-

darność”, „Sopot bez tego pana odzyskałby twarz, wiarygodność i dobre

imię. O rozwój jestem spokojny, bo każdy niezły menedżer poradzi sobie

z rządzeniem takim miastem”, „Pan Jacek Karnowski jest człowiekiem

bez honoru. Przecież pamiętamy, że w czasie referendum nad wotum

zaufania obiecywał, że odejdzie z polityki. Zresztą poparcie otrzymane

wówczas nie było wyrazem bezpośredniego poparcia, ale sprzeciwem

wobec narzucania partyjnych decyzji obywatelom”.

Robert

… Z uwagą przeczytałem informację, iż artysta Robert Florczak zorgani-

zował happening popierający Jacka Karnowskiego. Jest rzeczą oczywistą,

że każdy ma prawo do swoich sympatii politycznych i manifestowania

ich w dowolny sposób. Mnie, pan dr hab. Robert Florczak, do tej pory

kojarzył się wyłącznie z instytucją gospodarującą na mieniu gminy i wo-

bec tejże bardzo zadłużoną. W szczytowym okresie było to 130 tys. zł.

Bardzo chciałbym wiedzieć czy ów dług został miastu zwrócony?

Jeżeli nie – to może oznaczać, ze happening dr hab. nie był aż tak

spontaniczny i bezinteresowny jak mogło by się wydawać. Może to rów-

nież świadczyć o tym, ze w Sopocie są równi i równiejsi.

cis

… Ostatnio zbulwersowała mnie sprawa kradzieży rzeźb w Urzędzie Miej-

skim miasta Sopotu. W hallu na I i II piętrze oko cieszyły prace artystów so-

pockich, między innymi Tadeusza Foltyna, autora sławetnego „Parasolnika”,

oraz innych prac zdobiących pejzaż miasta. W tzw. „biały dzień” potencjalni

złodzieje wynieśli – podkreślam wynieśli, bo wydaje się to absurdalnie sur-

realistyczne, kompozycje rzeźbiarskie ważące po kilkadziesiąt kilogramów.

Jak możliwe jest takie działanie bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi w tak

newralgicznym miejscu, jakim jest instytucja Urzędu Miejskiego? Autor

o kradzieży powiadomiony został przypadkiem, pojawiając się w zupełnie

nie mającej z „twórczością” sprawie, bowiem nikt z urzędu przez miesiąc od

kradzieży nie powiadomił go o zniknięciu rzeźb i pewnie by dalej o sprawie

było cicho, gdyby nie przypadkowa wizyta w owym miejscu. Rzeźby były

własnością autora, oddane pod opiekę sopockiego urzędu miały ozdobić

i wzbogacać jego wnętrza. Nasuwa się pytanie – gdzie kamery, monitoring,

pan portier, oraz straż miejska? Gdzie osoby odpowiedzialne za pożyczoną

cudzą własność, gdzie gospodarz tego całego interesu. Jeżeli udostępnia się

komuś swoją pracę oddając w gentlemański depozyt, to można chyba spo-

dziewać się, że ten kto to dostanie, będzie tego pilnował. Gospodarz Urzędu

Miasta, to prezydent. Istnieje również coś takiego, jak wydział kultury zobli-

gowany do pilnowania tego co, że tak powiem, ma na składzie. Jak można

było przez miesiąc nie zawiadomić ani policji, ani autora – właściciela, że

Cytat miesiąca:

Prezydent Jacek Karnowski powiedział:Bardzo serdecznie dziękuję mieszkańcom Sopotu, za to, że mnie poparli. Tym, którzy

mnie nie poprali, też dziękuję. Jutro wracam do pracy na następne 18 miesięcy. Potem

być może wciąż będę pracował dla Sopotu, ale już nie jako prezydent miasta. 17 maja 2009 r.

zniknęły jego prace?! W końcu konstrukcje z brązu o dużych gabarytach nie

są możliwe do schowania w torbie, czy kieszeni. Mogli to zrobić jacyś ludzie

– ludzie – nie człowiek, bo fi zycznie byłoby to po prostu niemożliwe. A co na

to urząd – opiekun prac? Ano nic, bo to w końcu okres kampanii wyborczej,

która zapewne jest dużo ważniejsza dla jego aktualnego gospodarza niż to, że

go po prostu… okradają. Żałosne to, niezrozumiałe, dla autora prac oburza-

jące i krzywdzące, dla postronnego obserwatora dające do myślenia. No, bo

co będzie następne? Co można jeszcze bezkarnie wynieść z Urzędu Miejskie-

go? Przedmiotów tamże i mebli wiele, może jak zginie fotel prezydenta, na

którym codziennie siada, to zrobi mu się osobiście przykro, tak jak autorowi

rzeźb i dopiero wtedy zauważy, że źle się w jego gospodarstwie dzieje. Oby

tylko nie było to połączone z bolesnym zderzeniem z ziemią, czyli codzienną

rzeczywistością.

Natalia Czerniewska

Od redakcji:

Według naszych ostatnich informacji, z Ratusza zginęła również

rzeźba Mai Kuczyńskiej, kandydatki do Sejmiku Województwa Pomor-

skiego.

Kto bardziej kocha Sopot (i sopocian)?

… Szkoda, że nie mogę oddać swojego głosu w Sopocie, jak patrzę na tą

fałszywą twarz zerkającą na mnie z prawie każdego sopockiego przy-

stanku a w uszach jeszcze słyszę obietnice o dokończeniu obecnej ka-

dencji i wycofaniu się z walki o fotel prezydenta w wyborach, to mi się

słabo robi. Jacek Karnowski - ma sopocian zdaje się za ciemną masę.

… W normalnym kraju byłoby niemożliwe żeby człowiek z zarzutami

starał się i miał szanse na fotel prezydenta miasta czyli na pełnienie

funkcji publicznej. Ten nasz kraj jest chory!!!

Stefan

… Hala miała kosztować 100 mln, będzie kosztować ponad 600 mln zł. Jest

jedyną inwestycją za która osobiście odpowiadał i kierował Karnowski. No

więc wziął i zrobił jak umiał najlepiej. Taki z niego menedżer jak z koziej

d… trąba. W każdej prywatnej fi rmie wyleciałby na zbity pysk. Ale w So-

pocie Karnowski startuje, bo jak mówi „nie widzi innego równie dobrego

kandydata”. Megalomania miernot niestety nigdy nie znała granic.

Z Sopotu

… Znam osobiście p. Fułka i jego rodzinę p. Małgorzatę i Kacpra. P. Mał-

gorzata uczyła mnie historii, Kacpra znam ze szkoły. Cała rodzina jest

wspaniała, na prawdę nie wielu takich ludzi jest na świecie. Charaktery-

zuje ich dobroć, chęć działania, a przy tym wielka skromność. Na pewno

zagłosuję na p. Fułka i będę namawiać na to każdego.

Mikalla

… Byłem na tej debacie. Moim zdaniem dobrze wypadł Meller – miał

refl eks i wyczucie i był dobrze przygotowany do dyskusji. Znał doskona-

le słabości 12-letniej kadencji konkurentów Jak mówi przysłowie – gdzie

2 się kłóci to Meller korzystał. Ciekawe były stwierdzenia, że z uwagi na

przekroczenie 60% zadłużenia Gminy Sopot powinien tu siedzieć komi-

sarz. Karnowski twierdził, że jest OK – tylko 30% zadłużenia. Na co Mel-

ler zarzucił, że nie ujęto długów spółek zależnych od gminy. „Rzeczpo-

spolita” opisywała sposób na ukrycie zadłużeń przez gminy (chowanie

długu w różnego rodzaju zakładach komunalnych). Szkoda, że nie za-

proszono skarbnika, aby rozstrzygnął ten spór. Pozytywnie wypadł Fu-

łek, mimo ostrych ataków Karnowskiego.

Opinie internautów pochodzą ze strony trójmiasto.pl

Page 8: Riviera 54

Henryk Hryszkiewiczsportowiec, trener i wychowawca młodzieży

Jerzy Hallprawnik, prywatny przedsiębiorca

Tymon Zieliński prof. PAN, oceanograf

Agnieszka Lasota architekt, urbanistka

Grażyna Czajkowska ekonomistka, aktywny działacz w Radach Rodziców i w kawiaren-ce parafi alnej przy kościele św. Jerzego

Lucjan Brudzyński prawnik, skarbnik ZHP

Olga Krzyżyńska dziennikarz, artysta plastyk, pracownik samorządowy

Andrzej Kuta ekonomista, własna fi rma consultingowa

Zbigniew Okuniewski szef sekcji eksproacyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu, menadżer

Łucja Sobczak scenograf

Iwona Nowak nauczyciel

Maciej Wysiecki pracownik poligrafi i

Michał Kaszubowski absolwent wyższej szkoły hotelarstwa, podróżnik

Magdalena Stankowska--Łaszczsocjolog

Maria Miotk absolwentka fi lozofi i i kulturoznaw-stwa UG, tancerka i choreograf

Sławomir Lamparski student politologii

Jakub Drohomirecki architekt, inicjator akcji „zielonego podwórka” dla Sopotu

Ewelina Adrian absolwentka Akademii Morskiej

Halina Sut emerytka, doświadczony samorządowiec

Adam Adamowiczmenedżer, prywatny przedsiębiorca

Marek Fułekekonomista, spółdzielca mieszkaniowy

Angelika Zając prezes Ogrodów Działkowych, absolwent administraji publicznej, specjalista ds. spedycji 

OKRĘG I

OKRĘG II

Kandydaci na radnych Sopotu

Page 9: Riviera 54

Jarosław Kempapracownik naukowy Uniwersytetu Gdańskiego, ekonomista

Andrzej Orłowskiprof. oceanografi i, działacz kulturalny

Anna Stasierskaprawnik, menedżer

Dariusz Sieńczewskifi lozof, elektronik i teleinformatyk

Jan Ujmamgr inż. mechanik dwóch specjalności: lądowej i morskiej

Katarzyna Szczecinanauczyciel, terapeuta, instruktor harcerski, inicjator wielu projektów społecznych

Mariusz Czajorabsolwent UG, politolog

Paweł Wilkickiprywatny przedsiębiorca

Jarosław Lisieckiekonomista, prywatny przedsię-biorca

OKRĘG IV

Piotr Kurdzielekonomista, spółdzielca mieszkaniowy

Magdalena Masny fl orystka, prywatny przedsiębiorca

Halina Charytonów-Niesyn magister prawa i ekonomii

Barbara Sowińska nauczyciel, polonista

Jerzy Kurek pasjonat ekologii i ochrony środowiska

Wojciech Kruk prywatny przedsiębiorca, menedżer

Krzysztof Wołkowicz prywatny przedsiębiorca

Gerard Łukaszewicz radny Miasta Sopotu 1994–1998inspektor – specjalista technicznyPolskiego Rejestru Statków S.A.

OKRĘG III

Wojciech FułekKandydat na Prezydenta Sopotu

lat 53, absolwent UG i Europejskiego Studium

Administracji Rządowej i Samorządowej,

żonaty, trzech synów, żona – nauczycielka

historii w sopockim gimnazjum, w latach

1998-2010 Wiceprezydent Sopotu

Czas na zmiany!Teraz mieszkańcy

Finansowane z budżetu Komitetu Wyborczego Wyborców Kocham Sopot Wojciecha Fułka

Page 10: Riviera 54

10 Gorący temat www.riviera24.pl

Prezydent Sopotu przez lata lekceważył lokalną społeczność, sprawa trafi ła przed Międzynarodowy

Trybunał Praw Człowieka, inwestor może dzięki temu stracić prawie 54 mln złotych unijnych dotacji.

Hala do StrasburgaSpór mieszkańców osiedli Żabianka i Wejhera z władzami Sopotu i Gdańska ciągnie się już cztery lata, od października 2006 roku. To wtedy zawiązał się Komitet Protestacyjny, któremu do dziś przewodniczy Maria Cholewińska, radna osiedla, w życiu zawodowym budowlaniec z 35 letnim stażem w budownictwie. Powstanie Komitetu sygnowało swoimi podpisami dwa tysiące, liczącej 20 tysięcy mieszkańców dzielnicy. Powodem jego zawiązania była hala sportowo-widowiskowa na granicy obu miast.

Krzysztof M. ZałuskiAndrzej Stanisławski

Granica ta, zgodnie z ustale-niami prezydentów Gdań-ska Pawła Adamowicza

i  Sopotu Jacka Karnowskiego, przebiega dokładnie przez środek Hali. Aby nie komplikować sprawy urzędy Gdańska i Sopotu zdecydo-wały, że wiodącym inwestorem tej wielkiej budowy zostanie jedno z miast – nadbałtycki kurort. To Ja-cek Karnowski był najżarliwszym orędownikiem powstania Hali i to on 30 sierpnia 2004 roku podpisał decyzję nr UA – IV 7357/398/04 udzielając tym samym zezwolenia na rozpoczęcie budowy. Dlatego też on stał się głównym obiektem ataku ze strony Komitetu Protesta-cyjnego mieszkańców Osiedli Ża-bianki i Wejhera.

Koniec sielankiW PRL Żabianka była uważana

za „lepsze” osiedle. Chętnie wyku-pywali tam mieszkania naukowcy, artyści, inteligencja techniczna. Walorem była bliskość morza, sta-

cji SKM i przystanków tramwajo-wych, oraz cisza, spokój i świeże powietrze. Żabianka pozostawała na uboczu ważnych szlaków komu-nikacyjnych, a jej główna ulica – Gospody – kończyła się praktycznie w szczerym polu, na pograniczu Hipodromu i ogródków działko-wych. Do Sopotu można było tam-tędy przejść, lub przejechać rowe-rem, ale już nie samochodem. Bu-dowa Hali mogącej pomieścić do 17 tysięcy widzów miała raz na zawsze zburzyć sielankę.

Komitet Protestacyjny zawią-zał się zbyt późno, aby móc zablo-kować powstanie inwestycji w tym miejscu. W październiku 2006 roku inwestor dogadał się już z przyszłymi wykonawcami i ocze-kiwano, że lada dzień na teren bu-dowy wjadą koparki. Może też mieszkańcy graniczącej z Halą

dzielnicy nie od razu zdali sobie sprawę z tego co ich czeka.

– Komitet jako ciało społeczne nie mógł być stroną w sporze – wyjaśnia pani Cholewińska. – Na-wiasem mówiąc dzieje się tak dla-tego, że polskie prawo nie zostało dostosowane do wytycznych Unii Europejskiej w tym zakresie. Ko-mitet nie jest stroną w kraju, ale na terenie Unii tak. Mieliśmy ogrom-ne kłopoty z dotarciem do doku-mentów i byliśmy zwyczajnie lek-ceważeni przez organy admini-stracyjne. Wobec tego dążyliśmy, aby stroną mógł być przynajmniej Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej „Żabianka”. Nasze obawy odnośnie negatywnego oddziaływania Hali na środowisko nasiliły się zwłasz-cza po tym, gdy prezydent Kar-nowski decyzją z 12 października 2006 roku rozszerzył zakres robót

o skatepark i boisko do siatkówki na wolnym powietrzu, nie zwraca-jąc uwagi jaki wpływ wywrze do-datkowa i hałaśliwa inwestycja na środowisko.

Inwestycja ważniejsza od ludzi

23 maja 2007 roku zarząd SM „Żabianka” wystąpił do prezyden-ta Miasta Sopotu z wnioskiem o wznowienie postępowania admi-nistracyjnego w sprawie zatwier-dzenia dokumentów i udzielenia pozwolenia na budowę Hali z uwa-gi na pominięcie Spółdzielni jako strony. Jacek Karnowski odrzucił wniosek, twierdząc, że zarząd Spółdzielni nie jest stroną w postę-powaniu. Prezydenta poparł woje-woda pomorski, do którego zarząd się odwołał. Wobec tego Spółdziel-nia przeniosła sprawę na wokandę

Wojewódzkiego Sądu Administra-cyjnego w Gdańsku, który wyro-kiem z dnia 4 czerwca 2008 roku nakazał wznowienie postępowania i wydanie decyzji odnośnie uzna-nia zarządu „Żabianki” stroną w  tej kwestii. Prezydent Sopotu odwołał się od wyroku do Naczel-nego Sądu Administracyjnego w Warszawie, który 9 października 2009 roku utrzymał wyrok WSA w Gdańsku.

Nie była to jedyna interwencja sądowa. W roku 2006 Komitet Protestacyjny, oraz Zarząd Spół-dzielni wystosowały pismo do Wo-jewódzkiego Inspektora Sanitar-nego w Gdańsku, zwracając uwagę na niewłaściwie wykonany raport w sprawie ponadnormatywnych zagrożeń hałasem, wibracjami i spalinami. 2 lutego 2007 roku In-spektorat nakazał wykonanie ra-portu oddziaływania z całej inwe-stycji: Hali, infrastruktury towa-rzyszącej i dróg dojazdowych. Po-stanowienie to podtrzymał Woje-wódzki Sąd Administracyjny wy-rokiem z 8 listopada 2007 roku. Inwestor nie złożył odwołania w tej sprawie, wyrok się więc upra-womocnił, ale przez budowni-czych Hali został zignorowany

Chcąc zminimalizować zagro-żenia Komitet Protestacyjny, oraz Zarząd Spółdzielni wystąpiły do inwestora proponując rezygnację z poszerzenia ulicy Gospody o dwa pasy, a dla rozładowania ruchu podczas imprez budowę drogi łą-czącej Halę z ulicą Bitwy pod Płowcami. Trasa ta byłaby równo-cześnie szybką drogą ewakuacji. – Koncepcja ta została odrzucona pod pretekstem lokalizacji w  tym miejscu ujęcia wody dla Sopotu – mówi pani Cholewińska. – Obec-nie, po oddaniu Hali do użytku dojazd do niej od ulicy Bitwy pod Płowcami biegnie tuż obok ujęć wody, ale teraz nikomu to nie prze-szkadza i nie stanowi problemu. Członkowie naszego Komitetu wy-konali również pięć koncepcji przebiegu Drogi Zielonej obok osiedla. Wszystkie zostały odrzu-cone, jako niezgodne z prawem. Gdy zapytaliśmy o jakie przepisy chodzi merytorycznej odpowiedzi nie było.

Zagrożenie jest poważne.

Zdaniem pani Cholewińskiej zagrożenia wobec mieszkańców osiedla są poważne. Zgodnie z ra-

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 11: Riviera 54

Nr IX (54) listopad 2010 Rozmowa Riviery 11Z Andrzejem Kutą, fi nansistą, ekspertem Agencji Rozwoju Po-

morza i kandydatem na radnego z listy ruchu „Kocham Sopot”

rozmawiamy o recepcie na rozwój Sopotu.

Po pierwsze ekonomiaKrzysztof M. Załuski

Jest pan specjalistą w dziedzinie fi nansów, ekspertem m.in. Agencji Rozwoju Pomorza, od

ponad 12 lat prowadzi własną fi r-mę konsultingową, współpracuje z fi nansistami i inwestorami z za-granicy. Dlaczego zdecydował się pan ubiegać o mandat radnego, za mało ma pan obowiązków?

Andrzej Kuta: Kiedy parę lat temu przeprowadziłem się z cen-trum Sopotu na jego obrzeża, prze-konałem się, że nasze miasto jest podzielone na część „lepszą” i „gor-szą”. Ta „lepsza”, czyli centrum, jest kształtowana wyłącznie pod po-trzeby turystów – władze nie szczę-dzą tutaj środków na inwestycje, dbałość o stan nawierzchni, elewa-cji, czystość, bezpieczeństwo, itp. Sprawy mieszkańców, zasiedlają-cych bardziej odległe rejony Sopo-tu, w oczach naszych włodarzy, nie są już niestety priorytetem. A to właśnie tutaj pojawiają się realne problemy mieszkańców Sopotu, który aspiruje ponoć do miana „drugiego Monte Carlo”. Moim zda-niem, obowiązkiem władz każdego miasta jest dbałość o cały jego ob-szar, a nie jedynie o najatrakcyjniej-sze części. Sopot nie zaczyna się przecież i nie kończy na Monciaku. Dlatego należy tak pokierować jego rozwojem, aby zaspakajając potrze-by turystów, nie zaniedbać jedno-cześnie potrzeb mieszkańców.

Nie jest to chyba takie proste, skoro przez 20 lat się nie udawało. Ma pan jakąś konkretną receptę?

Chciałbym, aby Sopot rozwijał się w sposób zrównoważony, by stał się wreszcie miejscem przyja-znym nie tylko dla turystów, lecz również, dla jego mieszkańców. Rozumiem, że nasze miasto żyje z turystów, jednak istniejące dys-proporcje są nie do zaakceptowa-nia. Należy zatem zwrócić szcze-gólną uwagę na stan chodników, elewacji budynków, czystości, od-śnieżania, ilości patroli policji i  straży miejskiej, bo to jest naj-ważniejsze dla mieszkańców, a nie kolejny hotel czy marina.

Co będzie pańskim prioryte-tem, jeśli mieszkańcy wybiorą pana radnym?

Zależałoby mi przede wszyst-kim na usprawnieniu komunikacji pomiędzy władzami miasta a  mieszkańcami, m.in. poprzez wprowadzenie konsultacji spo-łecznych w sprawie wszystkich planowanych działań inwestycyj-nych. Bardzo ważne jest też podję-cie skutecznych działań na rzecz

osób starszych, niepełnospraw-nych i dzieci z biedniejszych ro-dzin. Mam na myśli likwidację ist-niejących jeszcze przeszkód archi-tektonicznych w obiektach uży-teczności publicznej i zobowiąza-nie urzędników do życzliwszego stosunku do petentów, zwłaszcza do ludzi starszych. Kolejnym, rów-nie istotnym aspektem, jest stwo-rzenie systemu pomocy i szeroko rozumianej aktywizacji dzieci i  młodzieży z rodzin ubogich lub patologicznych. Jego głównym ce-lem byłoby wyrównanie szans z  rówieśnikami pochodzącymi z  rodzin lepiej sytuowanych. Za-proponowanie im pożytecznego spędzenia czasu, poprzez np. orga-nizację zajęć sportowych, kółek informatycznych, nauki języków, czy wyławiania i rozwijania talen-tów artystycznych.

A jak pan widzi sprawy bezpie-czeństwa, bo słychać ostatnio gło-sy, że sopocka policja jest nieudol-na?

W tej dziedzinie akurat nie jest źle, choć nie oznacza, że nie mogłoby być lepiej. Wydaje mi się, iż należałoby jeszcze popraco-wać nad rozbudową systemu mo-nitoringu w najbardziej newral-gicznych punktach miasta oraz ściślejszym zintegrowaniem pra-cy straży miejskiej, policji i in-nych służb dbających o bezpie-czeństwo.

Mieszkańcy skarżą się (rów-nież w listach do naszej redakcji), że we własnym mieście traktowani są jak obywatele drugiej kategorii, wie pan jak temu zaradzić?

Uważam, iż bezwzględnie trze-ba wprowadzić szereg przywilejów dla mieszkańców Sopotu. Zwłasz-cza umożliwić wszystkim sopocia-nom bezpłatny wstępu na molo. Trzeba również poważnie zastano-

wić się nad przekazaniem zmoto-ryzowanym mieszkańcom Sopotu stałych identyfi katorów, upraw-niających do bezpłatnego lub ulgo-wego parkowania w strefach płat-nych. Dla mieszkańców osiedli, a  korzystających z samochodów, takie czynności, jak np. odebranie przesyłki na Poczcie Głównej, czy nawet załatwienie sprawy w Urzę-dzie Miasta (bezpłatny parking na tyłach budynku jest z reguły zapeł-niony) wiąże się z koniecznością uiszczenia opłaty za parkowanie. Moim zdaniem jeszcze ważniejszą sprawą jest budowa szpitala miej-skiego. To, że przez dwadzieścia lat władze nie zrobiły w tym kierunku niczego, jest nie tylko ewidentnym zaniechaniem, lecz wręcz dowo-dem na jawne lekceważenie sopo-cian, szczególnie starszych wie-kiem i mających problemy zdro-wotne. A poza tym, czy jest rzeczą normalną, aby sopockie dzieci przychodziły na świat w Gdyni albo Gdańsku?

Na pewno będę również opto-wał za szybkim wdrożeniem bez-przewodowego i bezpłatnego do-stępu do internetu na terenie ca-łego Sopotu. Wbrew pozorom, jest to przedsięwzięcie niedrogie i  technicznie proste w realizacji. System taki z powodzeniem funk-cjonuje w bardzo wielu polskich miastach.

Jak, pańskim zdaniem, wyglą-dają sprawy sopockiego budżetu, i co należałby w nim zmienić?

Temat budżetu jest na tyle zło-żony, iż aby go wyczerpująco i ze wszystkimi szczegółami omówić, musielibyśmy prawdopodobnie stworzyć dokument liczący kilka-set stron. W związku z tym po-zwolę sobie jedynie na hasłowe potraktowanie sprawy.

Po pierwsze należy zwiększyć dbałość o sposób i celowość wy-datkowania środków publicznych.

portem oddziaływania na środo-wisko, urządzenia do klimatyzacji umieszczone na dachu Hali wy-wołują hałas o sile 110 decybeli. Imprezy to dodatkowe 100 decy-beli, przy czym ściany pochłania-ją tylko 45 dB, a strop 25 dB. Nowe lub przebudowane ulice będą przebiegały w odległości kil-kunastu metrów od bloków mieszkalnych. Ruch na nich bę-dzie ogromny. Na Drodze Zielo-nej, będącej częścią Trasy Suchar-skiego wyniesie on ponad 4 tysią-ce samochodów na godzinę. Znaczną część pojazdów będą sta-nowiły tzw. „tiry”. Drgania i wi-bracje zostały przez projektantów uznane za tak znaczące ze uwzględniono je przy projekto-waniu konstrukcji budowli. Ta-kich zabezpieczeń nie posiadają oczywiście domy mieszkalne po-chodzące z pierwszej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Już podczas wymiany gruntu pod fundamenty Hali w niektórych budynkach doszło do wypaczenia drzwi i okien, oraz pęknięć ścian i stropów.

– Co będzie w trakcie budo-wania Drogi Zielonej i po jej ukończeniu, można sobie tylko wyobrazić – mówi pani Chole-wińska. – Największa szkodli-wość spalin występuje do 50 me-trów od krawężnika jezdni. Nasze budynki są zlokalizowane w odle-głości od 17 metrów od ulicy. Na wniosek prezydenta Karnowskie-go złożonym we właściwym mini-sterstwie zmniejszono minimalną dopuszczalną ilość punktów wc w Hali. Istnieje poważne zagroże-nie epidemiologiczne, zwłaszcza, że przy Hali znajdą się puby i re-stauracje, gdzie będzie serwowa-ny alkohol. Ludzie będą załatwiali swoje potrzeby naturalne na ze-wnątrz, a odchody nie tylko za-nieczyszczą osiedle, ale spłukane z deszczem zostaną rurami od-prowadzone 280 metrów w głąb Zatoki Gdańskiej.

Osiedle zostanie też drastycz-nie ogołocone z zieleni. Podczas poszerzenia ulicy Gospody zo-stanie wyciętych 138 drzew, na trasie Drogi Zielonej – 258 drzew. Ze względu na ciasnotę nie ma możliwości odgrodzenia domów od ulicy szpalerami zie-leni, ani też zastosowania osłon akustycznych.

Został im tylko Strasburg

Ponieważ wszystkie prośby, uwagi i postulaty zgłaszane przez Komitet Protestacyjny odbijały się od muru nieżyczliwości urzęd-ników obu urzędów miast reali-zujących budowę Hali i dróg do-jazdowych, członkowie Komitetu zdecydowali się na krok ostatecz-ny – wystąpienie ze skargą do Eu-ropejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W pi-śmie tym zwrócono uwagę na na-ruszenie przepisów prawa krajo-wego i międzynarodowych przez pilotującego budowę, czyli przez prezydenta Miasta Sopotu. Jed-nym z nich jest nie przyznanie statusu strony Spółdzielni Miesz-kaniowej „Żabianka”, właściciela i użytkownika gruntów znajdują-cych się w obszarze oddziaływa-nia budowanego obiektu. .

Autorzy pisma udowadniają, że raporty z 2002 i 2004 roku,

były nierzetelne, świadomie po-mniejszając zagrożenia wynikają-ce z realizowanej inwestycji. Zlek-ceważona została społeczność lo-kalna i jej bezsporne prawa do współdecydowania o planowaniu i realizacji inwestycji znajdującej się w bezpośredniej bliskości osiedla zamieszkałego przez 20  tysięcy mieszkańców. Pomi-nięta została dyrektywa Unii Eu-ropejskiej nr 337/85/EEC, zgodnie z którą głos decydujący o osta-tecznym kształcie i planie inwe-stycji należy zawsze do lokalnej społeczności, zamieszkującej w  jej pobliżu, oraz jej zgody po-dejmowanej na podstawie rzetel-nej, skumulowanej oceny zagro-żeń dla zdrowia i życia ludzi, fau-ny i fl ory, znajdujących się pod bezpośrednim wpływem skutków zaistniałych po wybudowania planowanej inwestycji.

Budowa Hali była realizowana bez konsultacji społecznych, a mimo to została dofi nansowana z funduszy Unii Europejskiej. Be-nefi cjentem tego dofi nansowania w wysokości 53.640.000 złotych jest Gmina Miasta Sopot.

„Powyższe postępowanie – czytamy w piśmie skierowanym do Strasburga – świadczy o kom-pletnym lekceważeniu społeczeń-stwa, braku odpowiedzialności urzędników za swoje decyzje, a wszystko po to, aby zrealizować inwestycję według pierwotnego planu, bez wprowadzenia rozsąd-nych i koniecznych zmian uwzględniających zdrowie, jakość życia i środowiska, oraz bezpie-czeństwo mieszkańców”.

Wnioskujący proszą Trybunał o nakazanie wykonania obowią-zujących prawomocnych wyro-ków sądowych, nakazujących między innymi wykonanie nowe-go rzetelnego raportu oddziały-wania na środowisko tak Hali, jak dróg dojazdowych, wstrzymania inwestycji drogowych i znalezie-nie lepszych rozwiązań, zmniej-szających szkodliwość dla środo-wiska i mieszkańców, zgodnie z postulatami Komitetu Protesta-cyjnego i zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej „Żabianka”. I wresz-cie wstrzymanie oddania Hali do użytku i nakazanie realizacji wy-roków sądowych przez prezyden-ta Sopotu.

– Zabrakło minimum dobrej woli jak i świadomości, że prawo-mocne wyroki dotyczą nie tylko szarych ludzi, ale i urzędników, którzy z racji wykonywania swo-ich funkcji powinni stać na straży przestrzegania prawa – kończy pani Cholewińska.

11 marca 2010 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu potwierdził przyję-cie skargi Komitetu Protestacyj-nego przeciwko Polsce do rozpa-trzenia. Wyrok dotąd nie zapadł i  pewnie prędko nie zapadnie. Trybunał działa sprawiedliwie, ale nierychliwie. Tymczasem Hala została oddana do użytku, odbyły się pierwsze imprezy. Trudno sobie wyobrazić, aby Strasburg nakazał jej defi nitywne zamknięcie. Nie można natomiast wykluczyć cofnięcia dofi nanso-wania inwestycji z Unii Europej-skiej. Dla sopockiego budżetu oznaczałoby to katastrofę.

fot. J

acek

Kołak

owsk

i

Po drugie, trzeba zmniejszyć wy-datki administracyjne Urzędu Miasta poprzez m.in. dokonanie audytu stanu obecnego. Kolejne sprawy to zweryfi kowanie najważ-niejszych priorytetów po stronie wydatków budżetowych, zwięk-szenie udziału kapitału prywatne-go w realizacji nowych inwestycji, poprzez przesunięcie środka cięż-kości w stronę inwestorów ze-wnętrznych, w tym zagranicznych oraz zwiększenie aktywności w skutecznym pozyskiwaniu środ-ków z programów unijnych, po-przez gruntowne zbadanie potrzeb i odniesienie ich do priorytetów polityki fi nansowej UE.

Uważam, że najważniejszym zadaniem nowych władz Sopotu powinno być – oprócz poszuki-wania fi nansowania ze środków unijnych – bezpośrednie zainte-resowanie zagranicznych inwe-storów do alokacji czyli inwesto-wania środków fi nansowych w  Sopocie. Aby było to jednak możliwe, niezbędnym warun-kiem jest przychylność władz miasta i wola współpracy. Moim zdaniem, jest to niewykorzystany potencjał, który w nadchodzącej kadencji, może dla Sopotu i jego mieszkańców przynieść szereg wymiernych korzyści.

Andrzej Kuta, lat 48, bezpartyjny kandydat do Rady Miasta Sopotu z Ko-mitetu Wyborczego „Kocham Sopot” Wojciecha Fułka. Z wykształcenia ekono-mista, z zawodu fi nansista. Absolwent Uniwersytetu Gdańskiego. Od blisko 30  lat mieszkaniec Sopotu. Właściciel sopockiej fi rmy 3City Consulting. Ekspert Agencji Rozwoju Pomorza i Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, eks-pert szwajcarskiej grupy inwestycyjnej BIG INVEST CONSULT AG, partner brytyj-skiej JRC Business Consultans. Członek wielu prestiżowych organizacji polskich i  zagranicznych, więcej na stronie www.kuta.pl.

Andrzej Kuta chce usprawnić komunikację pomiędzy władzą a mieszkańcami Sopotu

Page 12: Riviera 54

12 Kultura www.riviera24.pl

Sopockie świątynie

Kościół Najświętszej Marii Panny Gwiazdy Morza

Dziś w naszym cyklu przedstawiamy kościół i parafię, które są najbliższe mojemu sercu z uwagi na liczne wspomnienia i wieloletnią posługę ministranta. To również największa świątynia w Sopocie, która potrafiła w swojej historii zgromadzić wiernych w ilości znacznie przekraczającej granicę 1000 osób oraz parafia, najdłużej zarządzana przez jednego proboszcza. Doskonale wszystkim wiernym znany ks. Proboszcz Kazimierz Czerlonek pełni w niej bowiem posługę już 20 rok z rzędu.

Wojciech Fułek

Już w roku 1897 założono Ka-tolickie Stowarzyszeni Budo-wy Kościoła. Niezbędne środ-

ki na budowę uzyskano jednak dopiero w kilka lat później i w roku 1902 przystąpiono do prac, zwią-zanych z pierwszym etapem – po-wstaniem mniejszego budynku kościelnego z jedną salą, który miał być później zastąpiony przez znacznie większą docelową świą-tynię. Te prace związane były z nazwiskiem ks. dr Konstantego Franciszka Kreft a. Potrafi ł on m.in. namówić znanego sopoc-kiego przedsiębiorcę, Eduarda von Herbsta, do ufundowania ko-ścielnych dzwonów. Kościół wy-posażono też dzięki niemu w oka-załe organy oraz piękne witraże. Już 21 grudnia 1902 roku kościół w swoim „tymczasowym” kształ-cie został poświęcony.

W latach 1909-1911 wybudowa-no plebanię. Liczba parafi an wy-nosiła wtedy 7600 osób, zatem nic dziwnego, że z dniem 1 kwietnia 1911 roku biskup pelpliński ustano-wił tu parafi ę. Pierwszym probosz-czem został ks. Artur Schulz. To on zamówił też w roku 1914 plany ko-ścioła „docelowego”. Projekt ten

(z dwoma wieżami) nie został jed-nak nigdy zrealizowany z uwagi na wybuch I wojny Światowej. Po woj-nie Sopot znalazł się w granicach Wolnego Miasta Gdańska, a para-fi a sopocka powiększyła się do 12  tysięcy wiernych. W roku 1925 dobudowano od strony południo-wej istniejącą do dziś kaplicę wg projektu doskonałego sopockiego architekta Paula Puchmüllera.

Wieżę kościelną podwyższono w roku 1931 i trafi ły do niej już nowe dzwony, gdyż poprzednie przeto-piono podczas wojny. W roku 1938 proboszczem został ks. dziekan Paul Schütz. Zezwolił on kapłano-wi sopockiej Polonii ks. Jerzemu Majewskiemu na duszpasterską opiekę wyłącznie nad Polakami.

W swoim wewnętrznym wy-glądzie świątynia ta przetrwała

niemal niezmieniona aż do lat 60-tych XX wieku.

Pierwszym polskim probosz-czem po zakończeniu działań wo-jennych został ks. dr Wiesław Łęga, który zdążył przeprowadzić modernizację kościoła (m.in. za-instalował centralne ogrzewanie). Po jego śmierci w roku 1960 nie-mal przez trzy lata komunistycz-ne władze nie chciały się zgodzić (a taka zgoda była wówczas wy-magana) na żadnego z propono-wanych przez stronę kościelną pro-boszczów. Funkcję tę objął osta-tecznie ks. Edward Brzozowski, który w latach 1966-1969 dokonał generalnego remontu kościoła z przebudową balkonów oraz no-wym wystrojem prezbiterium. Kolejnym proboszczem w roku 1983 został ks. Marian Szlagowski (który pełnił swoją posługę reli-gijną w Sopocie do 1988 roku). W tym samym czasie wydzielona zostaje z parafi i „Gwiazdy Morza” nowa sopocka parafi a p.w. św. Bernarda, dla której można było

pobudować nową świątynię w Górnym Sopocie dzięki zamia-nie części działki, należącej do kościoła przy ul. Kościuszki (dziś Skwer im. Ks. Władysława Szy-mańskiego z pomnikiem ku czci Polaków – mieszkańców Sopotu, zamordowanych podczas II Woj-ny Światowej).

W latach 1988-1991 probosz-czem był ks. Franciszek Cybula, który został kapelanem pierw-szego Prezydenta RP, Lecha Wa-łęsy. Od tego czasu nieprzerwa-nie do dnia dzisiejszego parafi ą kieruje ks. Proboszcz Kazimierz Czerlonek, urodzony w roku 1948 w Gdańsku, wyświęcony w  roku 1973. Wcześniej był on proboszczem w Sztutowie. Objął on też troskliwą opieką duszpa-sterską rodziny tzw. sopockiej Polonii i wielokrotnie użyczał sal kościelnych na spotkania i kon-certy m.in. z okazji kolejnych rocznic miejskich. Z uwagi na doskonałą akustykę wnętrza, częstym gościem w świątyni jest też Polska Filharmonia Kameral-

na Sopot Wojciecha Rajskiego oraz liczne chóry.

Parafi a administruje też Cmen-tarzem Katolickim w Sopocie przy ul. Malczewskiego oraz Kaplicą św. Wojciecha przy ul. Chopina, o któ-rą toczyła się zażarta batalia sądo-wa z komunistycznymi władzami, które chciały odebrać te dodatko-we zabudowania parafi i.

Trudno wymienić tu wyjątko-wo liczne coroczne wydarzenia w  tej świątyni, ale z pewnością społeczność parafi alna, księża i wierni kościoła NMP „Gwiazdy Morza” zaliczają się do wyjątko-wo aktywnych, organizując pik-niki parafi alne, koncerty, kwesty i akcje pomocy.

Warto również przeczytać:• Ks. Bp Zygmunt Pawłowicz „Kościo-

ły Gdańska i Sopotu”, Wydawnictwo Diecezji Gdańskiej Stella Maris, Gdańsk 1991

• Jerzy Cisłak, Historia Kościoła i Pa-rafi i Najświętszej Marii panny Gwiazdy Morza w Sopocie, nakła-dem autora, Sopot

Kościół NMP „Gwiazdy Morza”ul. Kościuszki 19, 81-704 Sopot, tel. 58 551 35 33 Biuro Parafi alne czynne: w poniedziałki, wtorki, czwartki, piątki w godzi-nach 9.00-12.00 i 16.00-18.00 oraz w środy od 9.00 do12.00

Ania Dąbrowska w Sheratonie

Pop z klasą i charakterem1 grudnia br. w sali Columbus sopockiego hotelu Sheraton wystąpi Ania Dąbrowska. Będzie promowała swoją najnowszą płytę „Ania Movie”, której premiera odbyła się 19 marca tego roku.

W niedzielę 14 listopada w sali Columbus sopockiego hotelu Sheraton wystąpi Katarzyna Nosowska. Towarzyszyć jej będzie zespół UniSexBlues Band. W programie koncertu znajdą się utwory Agnieszki Osieckiej nagrane na płycie „Nosowska/Osiecka”. Można będzie usłyszeć takie piosenki jak „Zielono mi”, „Na całych jeziorach ty”, „Uciekaj moje serce”, „Kto tam u ciebie jest” i wiele innych.

Płyta powstała z fascynacji artystki piosenkami fi lmo-wymi. Album zawiera kla-

syczne już utwory, takie jak „So-unds of Silence” duetu Simon and Garfunkel, „Strawberry Fields Forever” Beatelsów, „Bang Bang” Sonny & Cher, „Silent Sigh” Badly Drawn Boy.

Co połączyło tak odległe mu-zyczne światy?

– Najważniejsze było, że lubi-łam te piosenki i chciałam je za-śpiewać – wyznaje artystka. – Piosenka musiała najpierw do mnie trafi ć, a potem ja musiałam trafi ć z jej interpretacją. Wspól-nym mianownikiem jest mój ze-spół. Gramy razem od kilku lat i  to są znakomici muzycy i fajni ludzie. Lubimy się. Spotykaliśmy się na próbach, wymyślaliśmy wspólne formy piosenek, razem pracowaliśmy nad aranżacjami i razem to wszystko nagraliśmy.

Producentem albumu jest Kuba Galiński, multiinstrumen-talista z zespołu Ani, który wcze-śniej wyprodukował dwie epki artystki – „W spodniach, czy

w  sukience”, oraz „Nigdy więcej nie tańcz ze mną”. Zmiksowa-niem materiału zajął się Bogdan Kondracki.

Widza zachwyca ognisty, gangsterski funk z fi lmów bla-xploitation, natchniona ballada hipisowskich bardów, jedyny w  swoim rodzaju beatlesowski sznyt. W albumie Ani wszystko jest możliwe i wszystko jest sty-

lowe. Jest to pop z klasą i charak-terem, z aranżacyjnym rozma-chem i pełnym, niemal bigban-dowym brzmieniem, nawiązują-cym raczej do muzyki z lat 60 i 70 ubiegłego wieku, niż kompu-terowo preparowanych hitów z  dzisiejszych list przebojów. „Ania Movie” stanowi zwieńcze-nie dotychczasowych artystycz-nych poszukiwań Dąbrowskiej. Jak i pożegnanie wokalistki z brzmieniem retro.

Koncert rozpocznie się o godzinie 20.15. Miejsce: Sala Columbus hotelu Sheraton Sopot, ul. Powstańców War-szawy 9. Bilety w cenie 60 i 80 złotych – do nabycia w kasie Bałtyckiej Agencji Artystycznej BART, ul. Kościuszki 61 w Sopocie. Telefon; 58 555-84-51 lub 52. www.bart.sopot.pl, lub w sieci Ticket Online www.ticketonline.pl.

fot. K

ama C

zudo

wska

/Nat

alia J

akub

owsk

a – So

ny M

usic

fot. R

afał N

owak

owsk

i – Q

L Mus

ic

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Kościół Najświętszej Marii Panny „Gwiazdy Morza” w Sopocie to nie tylko jeden z największych kościołów w mieście, to również wyjątkowa społeczność parafialna i bardzo aktywni księża.

Kasia Nosowska zaśpiewa Osiecką

Duża dawka niepokoju

Kasia Nowska przyznaje, że nagrywanie utworów Agnieszki Osieckiej było

dla niej niezwykle ciekawym do-świadczeniem.

– Nie miałam wrażenia, że śpiewam cudze teksty – zwierza się artystka. – Poruszały mnie, jak własne i to takie o największym znaczeniu emocjonalnym. Być może istnieje jakiś rodzaj powino-wactwa duchowego. Czułam, jakby to było skrojone na moją miarę.

Pomysł przyszedł z Fundacji Okularnicy. To stamtąd w czerwcu br. Nosowska otrzymała propozycję występu na wrześniowym koncer-cie poświęconym pamięci Osiec-kiej. Organizatorzy dostarczyli arty-stce do wyboru kilkadziesiąt piose-nek z tekstami poetki. Pomógł jej członek zespołu UniSexBlues Band, Marcin Macuk. On wiedział, jakie utwory będą najbardziej pasowały do Nosowskiej. Koncert w war-szawskim teatrze Roma stał się wy-darzeniem. Po nim padła propozy-cja nagrania płyty.

– Od czasu nagrania tej płyty Marcin stał mi się niezbędny do tego,

by śpiewać – przyznaje Nosowska. – Jest moją maskotką, misiem, tali-zmanem. To jedyny człowiek, który potrafi mnie wziąć za kudły i prze-ciągnąć na drugą stronę, tam gdzie kryją się ciekawe barwy i emocje.

– Muzycy do piosenek Osiec-kiej podeszli z pokorą i polotem – napisała córka poetki, Agata Pas-sent. – Nosowska zdejmuje niepo-trzebny lukier, w jaki obrosły nie-które przeboje Osieckiej, śpiewa je bez mizdrzenia się, doskonale ro-zumie tekst. Na płycie dostajemy dużą dawkę niepokoju, jest to pły-ta o wiecznej tęsknocie, o przemi-janiu, o miłości nie cynicznej, o pytaniach bez odpowiedzi.

Bilety w cenie 60, 80 i 100 złotych można kupić w kasie Bałtyckiej Agencji Artystycznej BART przy ulicy Kościuszki 61 w Sopocie. Telefon 58 555-84-51 lub 52. Kontakt mailowy www.bart.sopot. pl, lub w sieci Ticket Online www.ticke-tonline.pl.

Page 13: Riviera 54

Nr IX (54) listopad 2010 Reklama 13

Hotel Opera Antiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze HHooottteeell OOOpppeerraaa AAAAAnnnttiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze Cena 390 zł Więcej informacji na www.hotelopera.pl oraz pod nr. tel. 58 55 55 600

Hotel Europa – kulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie HHooottteeell EEEuuurrroooppaaaa –– kkulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie Cena 280 złWięcej informacji na www.hotel-europa.com.pl oraz pod nr. tel. 58 551 44 90

Hotel Miramar – zabawa w rytmie przebojów lat 80-tych Cena 240 złWięcej informacji na www.hotelmiramar.pl oraz pod nr tel. 58 550 00 11

JEDNA TAKA NOC W ROKU 3 WYJĄTKOWE PROPOZYCJE JEJ SPĘDZENIA

Page 14: Riviera 54

14 Inwestycje www.riviera24.pl

Dokąd zmierza sopocka architektura?

Plac w charakterze nijakimSopot otrzyma wkrótce kolejną wielką, miejską inwestycję. Jest nią Plac Przyjaciół Sopotu, jedno z najbardziej reprezentacyjnych miejsc w mieście. Zmiana zagospodarowania przestrzennego, a co się z tym wiąże, i wyglądu Placu Przyjaciół Sopotu, będzie kosztowała ponad 20 miliony złotych. Pytanie tylko, czy przeznaczone na ten cel pieniądze zostaną dobrze spożytkowane?

Agnieszka Lasota

Plac Przyjaciół Sopotu po zbudowaniu Centrum Haff -nera i wpuszczeniu ulicy

Grunwaldzkiej w tunel znacznie się powiększył. Po „wyczyszcze-niu” go z drzew, gołym okiem wi-dać jak przepastna jest to prze-strzeń. Plac ten stanowi ogromne wyzwanie dla projektantów, a do-brze przemyślany projekt mógłby uczynić to miejsce czymś niezwy-kłym, a naszemu miastu przyspo-rzyć splendoru i sławy.

Ileż na świecie jest miast, któ-rych umiejętnie zakomponowane przestrzenie publiczne działają jak magnes na turystów i cieszą oko mieszkańców; zbudowanych na podstawie projektów pięknych, często odważnych, świadczących o  wyczuciu estetycznym twórców i  odwadze włodarzy miasta. Ta-kich, których układ czyta się jako spójną całość – od ogółu do szcze-gółu. Gdzie detal jak wisienka na torcie stanowi zwieńczenie smako-witego wypieku. Tak jak na udany wypiek składa się całe mnóstwo rzeczy (odpowiednio dobrane składniki wymieszane ze sobą we właściwych proporcjach, właściwa temperatura pieca oraz długość pieczenia), tak nad pięknem prze-strzeni musi się pochylić wiele osób, by wspólnymi siłami móc stworzyć coś godnego uwagi.

No więc jak będzie wyglądał Plac?

Konia z rzędem temu, kto to wie. Wszyscy możemy obejrzeć rysunki rozwieszone na parkanie otaczającym plac budowy, jednak wynika z nich jeszcze mniej niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Nie wiadomo nawet czy na placu będą posadzone lipy czy platany. W projekcie są lipy i lipy można by nabyć jako już przycię-te, pięcioletnie drzewa o obwo-dzie pnia 40 cm, ale ktoś uznał, że platany będą lepsze.

Platanów się z zasady nie strzyże, mają mniejsze szanse się przyjąć, wolniej rosną i są ponad 2 razy droższe. Ale może na całe szczęście to nie będą platany, mimo już rozpisanego i wygrane-go przez jakąś fi rmę przetargu, bo w całej Europie nie ma w sumie 54 sadzonek tych drzew.

Druga sprawa: wielkie kwiet-niki w kształcie widocznych z lotu

ptaka rybek. Nie będzie ich, a jeśli się jakieś pojawią, to będą nakła-dane na posadzkę. Żywopłoty z ry-sunku? Niektóre tak, inne nie.

Skąd więc te rysunki na płocie? Bo innych nie ma, nie ma więc czym się wykazać. A tym czymś byłaby spójna wizja tego co po-wstanie. Wydaje się niestety, że nikt nie ma jej nawet w głowie, niezależnie więc od tego, czy wizu-alizacje były zamówione czy nie, nie dowiemy się niczego bardziej aktualnego niż te wspomniane wi-szące na płocie rysunki wskazują.

A skąd się one wzięły? Są owocem naprędce skrojonej kon-cepcji zieleni. Wytypowani przez ZDiZ projektanci (Pracownia Sztuki Ogrodowej) mieli miesiąc, by ją przygotować, bo wcześniej w ogóle czegoś takiego jak pro-jekt zieleni dla placu nie było. Wymogła go po latach, obecnie będąca na tym stanowisku kon-serwator zabytków (trzeci rok w sopockim magistracie). Wcze-śniej projektant placu (arch. Ra-niszewski z 3A STUDIO s.c.) nie przewidywał żadnej nowej ziele-ni, żadnych zmian ani dosadzeń,

nic nowego w stosunku do ist-niejącego zagospodarowania. Ale jak mówi naczelnik Wydzia-łu Arch. i Urbanistyki UM „to się okazało niesłuszne, poza tym ona się zużyła w trakcie budowy” (projekt powstał bodaj w 2002 roku).

Salon bez mebli i dywanu

Przejdźmy do tego, czego na rysunku nie ma, to jest do ele-mentów małej architektury, czyli „mebli” i do sprecyzowania co wiemy na temat tego, co urbani-ści nazywają „podłogą”, czyli do posadzki naszego salonu. Bo zgodzą się Państwo, że plac w  mieście, to jak salon, gdzie przyjmuje się gości ?

Projektant zaprojektował na całym obszarze kratkę. I to była jedyna koncepcja, jaką miał do zaproponowania tłumacząc się… chaosem otaczającej zabudowy. Nie miało miejsca to, co zazwy-czaj dzieje się przy okazji projek-towania: starcie koncepcji z wizją inwestora, kolejna koncepcja, jeszcze jedna, jej dopracowanie

i wreszcie gotowy produkt. Tu nie było takiej sytuacji.

Więc jest po prostu kratka. Nie tworzy ona „nowej jakości” prze-strzeni placu, ponieważ nie wydziela żadnych mniejszych przestrzeni (jak np. dywan w salonie) i nie daje moż-liwości zaskoczenia jakimś ładnie skrojonym fragmentem. Nie pod-kreśla też mijających się osi ulicy Monte Cassino i osi wejścia na molo.

A co z ławkami, śmietnikami, lampami i innymi elementami małej architektury? Te w projek-cie wyglądają jak pospolite me-belki kupione w którymś z hiper-marketów budowlanych, a ich forma moim zdaniem wzmaga poczucie chaosu i braku spójnej koncepcji. Są już ponoć nawet ku-pione, ale zdaje się, że jest szansa, żeby ten temat został potraktowa-ny raz jeszcze, a zakupione ele-menty zostały zamontowane w innych częściach miasta.

Czy nie byłoby pięknie mieć na placu elementy zaprojektowa-ne z rozmysłem specjalnie dla tego miejsca? Jakieś niezwykłe formy, odważne, nadające charak-teru temu miejscu.

Bez konsultacji społecznych

Wreszcie temat fontanny. Mieszkańcy zżyli się z powstałą przed dziesięcioma laty za 600 tys. zł fontanną Jasia Rybaka, a co

najmniej z jego, Jasia Rybaka, po-stacią. Fontanna będzie, ale inna. Jaś Rybak zostanie prawdopodob-nie przeniesiony w róg placu, w pobliże narożnika Algi i wyjścia z tunelu. Miasto już od stycznia tego roku zapowiada, że ogłosi międzynarodowy, konkurs na nową fontannę. Czemu jeszcze go nie ogłosiło. Na co czeka?

W tej chwili prowadzone są na placu prace zmierzające do przekształcenia jego charakteru. Dzięki wnikliwemu wczytaniu się w  projekt przez jednego z  mieszkańców poprowadzony zostanie, zapomniany przez pro-jektanta, przewód elektryczny do fontanny. Poprowadzone zostaną też instalacje do 5-iu punktów gastronomicznych, jakie mogą powstać na placu zgodnie z Miej-scowym Planem Zagospodaro-wania Przestrzennego. Ich wy-gląd, jako żywo przypomina te same budki, które stały tam do-tychczas. Jaki więc będzie efekt końcowy zmagań o nowe oblicze Centrum Sopotu?

Odnoszę wrażenie, że zabrakło w tym wypadku konsultacji spo-

łecznych. Szkoda, że choćby przy okazji referendum przed dwoma laty nie „doczepiono” pytania o to, co się mieszkańcom marzy lub po-doba. Wydaje się zasadnym, by opinie ludzi skupionych choćby

w Towarzystwie Przyjaciół Sopotu szanować tak, jak czyni to Gdynia w stosunku do osób zgromadzo-nych wokół Towarzystwa Przyja-ciół Orłowa (np. na ich wyraźną prośbę zmniejszono ilość dopusz-czalnej ilości kondygnacji, tak by przeobrażać na wielkomiejskie charakteru miejsca).

Pozostaje mieć nadzieję, że ktoś skonsultuje z nami wygląd Dworca PKP, kolejnej inwestycji mającej powstać przy udziale pu-bliczno-prywatnym. Tymczasem zapisy w planie miejscowym nijak nie ograniczają potencjalnego in-westora dając mu pole do popisu, jeśli chodzi np. o stopień zabudo-wania działki i stanowiąc wabik do maksymalnego pociągnięcia inwe-stycji w górę i w boki nowego cen-trum handlowego „Sopockie Złote Tarasy”. No ale przystanek kolejowy ma się przecież nazywać „Sopot Główny”…

Agnieszka Lasota urodziła się w 1977 roku, jest absolwentką Politechniki Gdań-skiej na wydziale Architektury i Urbanisty-ki i kandydatką na radną miasta Sopotu.

fot. A

ndrz

ej Or

łowsk

i

Czy Plac Przyjaciół Sopotu, który miał być salonem Sopotu, będzie przypominał salon bez mebli i dywanu?

Page 15: Riviera 54

Nr IX (54) listopad 2010 Opinie 15Czy mieszkańcy spółdzielni mieszkaniowych powinni mieć reprezentację w Radzie Miasta Sopotu?

Dokąd zmierzasz spółdzielco…Spółdzielnie mieszkaniowe w Polsce dysponują ponad 3 mln mieszkań. Swój dach nad głową ma w nich ok. 10 mln osób. Stanowi to z górą 25 procent populacji naszego kraju. Podobny odsetek mamy w Sopocie. Tak liczna grupa obywateli nie ma jednak w Radzie Miasta swoich przedstawicieli. Chyba najwyższy czas to zmienić.

Piotr Kurdziel

Tradycja spółdzielczości w Pol-sce sięga okresu przedwojen-nego. Już w sierpniu 1919

roku Sejm Rzeczypospolitej wydał ustawę o Państwowym Funduszu Budowlanym, a rok później zatwier-dził ustawę o spółdzielniach. Tym samym wprowadzono akty norma-tywne regulujące m.in. zasady bu-downictwa spółdzielczego. Od tego czasu każda spółdzielnia, po doko-naniu stosownej rejestracji, mogła li-czyć na kredyt ze specjalnych fundu-szy państwowych. Początkowo kre-dyt ów sięgał nawet 95 proc. kosztów budowy, a spłaty rozkładano na 20 lat, oprocentowując je niemal sym-bolicznie (od 1 do 4 procent). Okre-ślono także 20-letni okres spłaty przy oprocentowaniu 3-procentowym.

Spółdzielczość wczoraj i dziś

Kolebką ruchu spółdzielczego była Anglia. Tam właśnie w roku

1843 powstała pierwsza spółdziel-nia tego typu. Jak tamte założenia mają się do stanu dzisiejszego, gdy różne grupy o sprzecznych politycznie i gospodarczo intere-sach, od kilkunastu lat pracują przy ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych, a kolejne jej no-welizacje przypominają bliżej nie określoną hybrydę? Jak to jest, że politycy nie przyjmują do wiado-mości, że mamy wolną konkuren-cję i dlatego na rynku mieszka-niowym powinny równolegle funkcjonować różne podmioty zajmujące się budową i zarządza-niem nieruchomościami?

Spółdzielnie mieszkaniowe to biznes, na który nie bez zazdrości spoglądają inni uczestnicy rynku, jako na miejsca, gdzie można ulo-kować własne interesy. Tylko dzięki wspólnemu wysiłkowi spółdzielców powstało tak dużo mieszkań, a spółdzielnie groma-dząc środki na remonty z opłat jej członków i własnej działalności gospodarczej są w stanie utrzy-mywać dobry stan swoich zaso-bów mieszkaniowych. Istotą spół-

dzielczości, którą tak bardzo chce zniszczyć lobby partyjne i nie tyl-ko, jest wspólne podejmowanie inicjatyw i wspólne gromadzenie środków na ich realizację.

Wyższość spółdzielni nad wspólnotami

Pojedynczy budynek wspól-noty mieszkaniowej nigdy nie bę-dzie w stanie skorzystać ze wspól-nego w ramach kilku nierucho-mości mechanizmu gromadzenia środków remontowych. Wspól-nocie mieszkaniowej, której je-stem członkiem w Sopocie, żadna sąsiednia wspólnota ani gmina nie pomogła fi nansowo, bo i po-móc nie może lub nie chce. Sami członkowie mojej wspólnoty przez kilka lat od 2001 r. ponosząc 100% większe opłaty na fundusz remontowy niż członkowie są-siedniej spółdzielni doprowadzili do kapitalnego remontu budyn-ku. Jesteśmy teraz dumni z nasze-go kolorowego budynku… Ale to właśnie budownictwo w spół-dzielniach mieszkaniowych cie-szy się najlepszą opinią ceny, so-

lidności i bezpieczeństwa trans-akcji kupna mieszkania. Gwaran-tuje to społeczna kontrola nad władzami spółdzielni.

Również koszty utrzymania lokali spółdzielczych w skali kraju są niższe od kosztów utrzymania lokali zarządzanych przez gminy czy wspólnoty.

Nieprzypadkowo pojawiają się kolejne poradniki jak bezpiecznie i bez ryzyka kupić mieszkanie od prywatnych inwestorów. Sztuczki administracyjne stosowane w tym sektorze powodują, że dopiero po powstaniu w takim budynku wspólnoty mieszkaniowej wycho-dzą na jaw wszelkie niedoróbki i błędy. Spółdzielnie mieszkanio-we, budując wadliwe lokale dla swoich członków musiałyby póź-niej ponosić konsekwencje na-praw i remontów zasadniczo no-wych budynków. Oczywiście jak w życiu są i chlubne wyjątki.

Uważam jednak, że należy uświadomić sobie, jaka będzie sy-tuacja mieszkańców „wielkiej pły-ty”, budynków kilkudziesięcioro-dzinnych w chwili, gdy dobiegnie kres użytkowania instalacji we-wnętrznych i samych budynków, a będą oni chcieli funkcjonować jako samodzielne wspólnoty. Uwzględnić trzeba w tych rozwa-żaniach fakt, że dzisiejsi spół-dzielcy będą lub już są emeryta-mi, czyli ich status materialny nie polepszy się. Powiedzenie – gdzie dwóch Polaków, tam dwa zdania

też będzie praktycznie realizowa-ne. Powszechnie znane są sytu-acje braku zgody wewnątrz wspólnot, uniemożliwiające pod-jęcie jakichkolwiek inicjatyw. Pa-nuje w nich paraliż decyzyjny a budynki niszczeją.

Spółdzielnie i spółdzielczość to także wielka szkoła demokra-cji. W spółdzielczości mieszka-niowej są możliwości sprawnego i  demokratycznego zarządzania poprzez jej organy samorządowe i zarząd.

Spółdzielcy do Rady Miasta

W radach nadzorczych, zarzą-dach, Walnych Zgromadzeniach uczestniczy w Polsce aktywnie kilkaset tysięcy osób. Spółdzielnie przygotowują ludzi do demokra-cji, która jest przecież ciągle nie-doskonała. To spółdzielczy wkład w budowę państwa obywatelskie-go. Dlatego też spółdzielcy stano-wiący tak liczną grupę obywatel-ską powinni mieć w Radzie Mia-sta Sopotu swoich przedstawicie-li. Nie można tolerować sytuacji, w której zarówno władze gminne jak i trójmiejskie, i wojewódzkie w ostatnich latach zupełnie zba-gatelizowały spółdzielczość mieszkaniową. Spółdzielnie nie partycypują w żadnych środkach publicznych – gminnych i unij-nych. To między innymi efekt braku skutecznej reprezentacji teoretycznie największej i zorga-

nizowanej organizacji mieszkań-ców. Dlatego będąc we władzach Spółdzielni Mieszkaniowej Przy-lesie w Sopocie zdecydowałem się kandydować z ramienia Obywa-telskiego Ruchu „Kocham Sopot” i reprezentować w Radzie Miasta Sopotu interesy spółdzielców, wspólnot mieszkaniowych i go-spodarki mieszkaniowej.

Autor jest prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej Przylesie, posiada rów-nież doświadczenie w kontroli fi nanso-wej i w z zarządzaniu samorządową jed-nostką, jako dyrektor MOSIR-u w Sopo-cie, absolwent wydziału Ekonomii na Uniwersytecie Gdańskim i Zarządzania Nieruchomościami na Politechnice Gdańskiej. Kandyduje do Rady Miasta w  Okręgu nr 3 na liście nr 2 ruchu „Ko-cham Sopot” Wojciecha Fułka.

Wybierzmy rozsądnych i uczciwych radnych

Propozycje dla Brodwina i Kamiennego PotokuMoja dzielnica, czyli Brodwino i Kamienny Potok, była ostatnio bardzo zaniedbywana. To kuriozalne, że na Brodwinie nie ma porządnego placu zabaw. W miejscu, w którym w przeciwieństwie do centrum, mieszka dużo dzieci . Latem są tu kolejki do nielicznych urządzeń do zabaw, a opiekunowie małych dzieci (często emeryci) nie mają gdzie usiąść, bo ławek jest bardzo mało, a te które są nie zapewniają odpowiedniej wygody. Pamiętam jak mój syn Staś nie mógł się doczekać, aby pójść do przedszkola, a powodem był znacznie lepszy plac zabaw w przedszkolu, które sąsiaduje z miejskim placem zabaw.

Dariusz Sieńczewski

Obecny prezydent Sopotu bardzo lansuje sport zawo-dowy, a zapomina o rekre-

acji. Dla mnie ważniejsze od kibi-cowania jest promowanie wśród mieszkańców spacerów po urokli-wych trasach Trójmiejskiego Par-ku Krajobrazowego, które znako-micie nadają się również do jazdy na rowerze, a zimą do biegania na nartach. Władze miasta nie wyko-rzystały również takich potencja-łów do uprawiania sportu jak skocznia narciarska, która od lat jest kompletnie zdewastowana, oraz toru saneczkowego święcące-go swoje największe triumfy jesz-cze przed wojną i tuż po niej.

Rekreacja, nie tylko sport

Wracając do rekreacyjnej jaz-dy na rowerze to trzeba oddać sprawiedliwość rządzącym Sopo-

tem. Jest wiele pięknych ścieżek rowerowych w Parku Północnym oraz wzdłuż całego pasa nadmor-skiego. Problem jednak w tym, że z dzielnic położonych w górnej części Sopotu, np. Brodwina, nie można dotrzeć bezpiecznie rowe-rem do centrum miasta. Ja jadąc na plażę z moim 5-letnim synem, muszę narażać go na niebezpie-czeństwo jazdy na rowerze po chodnikach lub ruchliwej ulicy.

Środki unijne na spółdzielnie

Drugą sprawą jaka mi szcze-gólnie leży na sercu, to brak dofi -nansowania ze środków unijnych sopockich spółdzielni mieszka-niowych. Jak się okazuje tylko dwa województwa – pomorskie i podlaskie- nie zadbały o to, aby te środki pozyskać. Będę się starał lobbować wśród polityków, aby od roku 2013 nasze województwo te fundusze zdobyły. Pozwoli to odciążyć i tak nadwyrężony bu-dżet wydatków na cele remonto-we i modernizacyjne sopockich

spółdzielni mieszkaniowych. Fundusze mogą również zostać

wykorzystane na dodatkowe eko-logiczne źródła energii służącej do wspomagania obecnego syste-mu grzewczego na osiedlach mieszkaniowych.

Kultura, ale dla kogo? Z wykształcenia jestem mgr.

fi lozofi i, interesującym się szcze-gólnie estetyką i fi lozofi ą sztuki, dlatego bardzo jestem zaintere-sowany dalszym rozwojem kul-tury w naszym mieście. Działam na tym polu w „Spółdzielni Lite-rackiej”, gdzie biorę udział w dys-kusjach literacko-fi lozofi cznych oraz piszę teksty do czasopisma

literackiego „KZO”. Jestem rów-nież wielkim fanem współcze-snego jazzu. Faktem jest, że ostatnio w Sopocie jest coraz więcej możliwości w uczestni-czeniu w doskonałych koncer-tach jazzowych… gdyby nie od-straszające ceny biletów. Zasta-nawiam się do kogo była skiero-wana ostatnia oferta sopockiego Jazz Festiwalu, na którym za 250 zł od osoby można było po-słuchać popularnego trębacza smooth jazzowego Chrisa Bottie-go. Ja, chcąc udać się na ten wy-stęp z moją żoną i starszym sy-nem musiałbym wydać 750 zł.

Na zakończenie chciałbym rów-nież uzmysłowić wszystkim miesz-kańcom naszego miasta, że o tym jak wygląda Sopot decyduje nie tylko władza, ale my wszyscy. Zaledwie dwustu mieszkańców może napisać uchwałę, która musi wejść na sesję Rady Miasta. Mając rozsądnych i  uczciwych radnych ta uchwała może być zatwierdzona. A więc wy-bierajmy najlepszych radnych. Gło-sujmy.

Dariusz Sieńczewski urodził się w 1966 roku. Żona Marta Sieńczewska nauczycielka anglistka, dwoje dzieci Staś 5 lat i Mikołaj 1,5  roku. Absolwent Technikum Łączności w Gdańsku oraz magister fi lozofi i na Uniwer-sytecie Gdańskim. Stara się łączyć wiedzę techniczną z humanistyczną. Wieloletni pra-cownik techniczny TP S.A. wdrażający telein-formatyczne łącza internetowe. Nowoczesny konserwatysta starający się pogodzić postu-laty zarówno prawej jak i lewej sceny poli-tycznej. Koneser sztuki wysokiej, jak również wielbiciel muzyki rockowej i jazzowej. Utopij-ny idealista, który wierzy w mediacyjną rolę sztuki za pomocą, której pragnie zrealizować społeczną „grę o porozumienie”.

fot. a

rchiw

um

fot. a

rchiw

um

Sopockie osiedle Przylesie

Dariusz Sieńczewski w towarzystwie Al Di Meoli, jednego z najwybitniejszych amerykańskich gitarzystów jazzowych.

Page 16: Riviera 54

16 Reklama www.riviera24.pl