Upload
others
View
3
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
R O C Z N I K P A R A F I I N A J Ś W I Ę T S Z E G O S E R C A P A N A J R E Z U S A W K R Y N I C Y - Z D R O J U
Gazetka Kolędowa
Numer 23 2018
Czy jeszcze płoniesz czy już tylko
kopcisz? „Przyszedłem ogień
rzucić na ziemię” – jeżeli
dobrze rozumiemy Jezusa, to
ogniem nazywa swoje słowo
i swój przykład, które po-
winny oświecać umysły i
rozgrzewać serca jak naj-
większej rzeszy Jego
uczniów.
Znamy dobrze właści-
wości ziemskiego ognia.
Aby płonął potrzebuje tlenu,
nie izolowania go od otocze-
nia i dokładania do niego od-
powiedniego paliwa – ina-
czej zgaśnie. Trochę taki jest
też ten ogień, nazwijmy go,
niebieski, Boży ogień. Jeśli
nasze głoszenie Ewangelii,
nasza nauka, przy-
kład, wiara i miłość
nie trafią do innych,
nie pójdą w otocze-
nie, rodzinę, znajo-
mych, środowisko w
którym jesteśmy, ży-
jemy, pracujemy,
uczymy się, jeśli
Chrystusowy ogień,
który może nawet ja-
koś w nas płonie, al-
bo zaledwie się tli,
zamkniemy ze stra-
chem za drzwiami
prywatnego domu,
prywatnego życia,
jeśli go odizolujemy – to
wcześniej czy może trochę
później, ale z pewnością wy-
gaśnie, stracimy go.
„ Czy myślicie, że
przyszedłem dać ziemi po-
kój? Nie, powiadam wam,
lecz rozłam. Oto bowiem
pięcioro będzie rozdwojo-
nych w jednym domu…”
Czy te słowa Jezusa nie mają
po-
twierdzenia w ludzkim ży-
ciu, może twoim życiu?
Faktycznie, często tak jest,
że kiedy pójdziemy naukę
Jezusa, Jego słowa, Jego
ogień rozdmuchać, wtedy
tym faktem zaniepokoimy
wielu ludzi, także z naszego
otoczenia.
Właściwie to nie po-
winno nas to dziwić. Ten
schemat powtarza się przez
wieki od czasów Chrystusa.
Ewangelia i
jej głoszenie
ciągle zderza
się z oporem
wielu środo-
wisk, także
rodziny. Bo
przecież tak-
że z powodu
wyznawania i
głoszenia
wiary po-
wstają kon-
flikty wśród
najbliższych.
Może pytamy
dlaczego? Je-
den dom, razem krojony
chleb, jeden stół, a tyle sta-
nowisk, punktów widzenia,
w sprawach wydawać by się
mogło oczywistych dla
chrześcijan jak choćby sa-
kramenty, praktyki religijne,
przykazania, podstawowe
normy moralne.
- „Ty to jesteś stara dewotka,
tylko latasz do tego kościoła
nie wiadomo po co, a ciągle
jesteś taka sama.”
- „ Mamo ty się nie znasz,
przyszły inne czasy, po co
dziś nam potrzebny sakra-
ment małżeństwa, pomiesz-
kamy razem parę lat, dotrze-
my się to się kiedyś zoba-
czy”
- „ Mam prawo do wolności
i dokonać aborcji mogę kie-
dy chce i protestować mu-
szę, czarny marsz organizo-
wać a Kościół (Chrystus)
nie ma prawa wtrącać w mo-
je prywatne życie – bo ja ta-
ka wyzwolona i nowoczesna
jestem”.
Ile rozłamów jest w ro-
dzinach w niedzielę gdy za-
miast na Mszę to do galerii,
albo na giełdę, na grzyby, w
góry, na polowanie, albo
prosto po Mszy do Galerii.
Dzieci i młodzież często się
tłumaczą, że nie chodzą do
kościoła, bo ich rodzice też
nie chodzą. Gdzie w tym
jest miłość do Stwórcy i
Zbawiciela. Kto weźmie od-
powiedzialność za tych mło-
dych ludzi, za dzieci?
Ile rozłamów jest przed
świętami:
- „rekolekcje w parafii, spo-
wiedź – idź dziecko, takie
święto ważne… „ i słyszy
„Odczep się, daj mi wresz-
cie spokój”
I rzeczywiście „dwoje staje
przeciw trojgu a troje
przeciw dwojgu”.
Nie jest łatwo płonąć
Bożym ogniem.
I widzimy jak
wielu: zamiast
cieszyć się
swoją wiarą ,
jakby się cze-
goś bali; za-
miast entuzja-
zmu, wnoszą
smutek i go-
rycz, tracą
ochotę do walki
z wadami i ja-
kiejś poprawy,
stawiania sobie
wymagań i dą-
żenia do dosko-
nałości, a nawet tracą sens w
życiu.
Jezus przyszedł do ludzi,
aby został zniszczony fał-
szywy pokój, polegający na
stagnacji, zasklepieniu się w
przeciętności czy mierności,
w grzechu i tym co złe.
Dlatego bywa że
Ewangelia jest solą w oku
nawet człowieka niby wie-
rzącego. Przecież i my nie-
raz buntujemy się kiedy
trzeba by zerwać z jakimś
4
uzależnieniem. Łudzimy sa-
mi siebie mówiąc: „jak będę
chciał to przestanę pić, jak
będę starszy to będę się wię-
cej modlił, pójdę do spowie-
dzi kiedyś – bo na rzazie
jeszcze nie umieram”. Wy-
daje się nam, że pokój otrzy-
mamy jak zaspokoimy
wszystkie nasze potrzeby.
A tu wręcz przeciwnie
ile razy nasze życie i serce
jest podzielone między Jezu-
sem a tym co doczesne
wkrada się do niego lęk,
zwątpienie, poczucie bezsen-
su a nawet rozpacz.
Bogu dzięki są i tacy,
którzy postawą swojej wiary
zapalają innych. Po spotka-
niu z nimi, wiarą można gó-
ry przenosić, a nasze proble-
my staja się jakby mniejsze
a trudności możliwe do po-
konania.
W Księdze Daniela
czytamy jak Szadrak, Me-
szak i Abed Nego zostali
wrzuceni do rozpalonego
piec, ponieważ chcieli być
wierni swemu Bogu, a nawet
w swej, wydawać by się mo-
gło tragicznie beznadziejnej
sytuacji, uwielbiali Boga
swoja modlitwą. Król po-
gański Nabuchodonozor wi-
dząc ich cudowne ocalenie
zobaczył w tym wydarzeniu
Boską interwencję i nie tyl-
ko kazał młodzieńców uwol-
nić, ale nawet sam oddał
cześć Bogu Szadraka, Me-
szaka i Abed Nega.
Dodajmy więc sobie
odwagi, bierzmy przykład z
tak wielu bohaterów, także
współczesnych nam czasów,
i nieśmy, dzielmy się entu-
zjazmem wiary i Bożego
ognia, aby inni patrząc na
nas, słuchając i słysząc czuli,
że chrześcijaństwo jest na-
prawdę sensem i mocą na-
szego życia i że warto dla te-
go skarbu poświęcić wszyst-
ko.
Czy masz w sobie ogień
wiary, czy jest w tobie Boża
iskra zdolna zapalić wiarę,
miłość i nadzieję w sercach .
MODLITWA
FRANCISZKAŃSKA
O POKÓJ
O Panie, uczyń z nas
narzędzia Twego pokoju,
abyśmy siali miłość tam,
gdzie panuje nienawiść;
wybaczenie, tam gdzie
panuje krzywda;
jedność, tam gdzie panuje
zwątpienie;
nadzieję, tam gdzie panuje
rozpacz;
światło, tam gdzie panuje
mrok;
radość, tam gdzie panuje
smutek.
Spraw abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy,
co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia,
co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co
kochać;
albowiem dając
otrzymujemy;
wybaczając zyskujemy
przebaczenie;
a umierając, rodzimy się
do wiecznego życia,
przez Jezusa Chrystusa,
Pana naszego.
„Przyszedłem ogień
rzucić na ziemię i jakże bar-
dzo pragnę, aby on już za-
płonął” – mówi ciągle Jezus.
Może zapłonie trochę moc-
niej także dzięki nam.
Ks. Dariusz
5
Bo na podstawie słów twoich bę-dziesz uniewinniony i na podsta-wie słów twoich będziesz
potępiony" ( Mt 12.37)
Już na podstawie tych
słów, możemy zobaczyć że
mowa nasza nie jest mową
obojętną. Nasze słowa mają
niezwykłą wagę , której dzi-
siejsi chrześcijanie albo nie
znają, albo nie przywiązują
do niej wagi, bądź też tro-
chę sobie lekceważą. Dlate-
go też ważne aby sobie choć
trochę o tym przypomnieć,
jak bardzo stajemy się po-
datni na niewłaściwy sposób
mówienia : na plotki, ubli-
żanie, oszczerstwa, nieu-
przejmość, brak zachowa-
nia tajemnicy narzekanie
oraz złośliwy humor. Cier-
pią nasze więzi osobowe,
powstają konflikty . Traci-
my więź pokoju , która po-
winna strzec i obejmować
jedność ducha. Warto aby-
śmy temu przyjrzeli się
bliżej.
Powodem dla które-
go Bogu zależy na naszej
mowie jest to, że posiada
ona wielką moc. Nasze
słowa są zdolne do czynie-
nia dobra i zła:
Owocem ust nasyci
człowiek wnętrze, pożywi
się plonami swych warg .
Życie i śmierć są w mocy
języka, jak kto go lubi
używać, taki spożyje zeń
owoc.”
Jako jedyne
stworzenie jeste-
śmy obdarzeni
darem mowy, bo
jesteśmy stwo-
rzeni na obraz
Boży. Bóg
udzielił nam da-
ru mówienia
abyśmy mogli
mieć udział w
Jego Boskiej na-
turze i władzy.
Pierwszym słowem
człowieka było nadanie
nazw stworzeniom (Rdz 2.
19-20), a Słowo Boże pou-
cza nas o błogosławieństwie
i przekleństwie.
Słowa błogosławieństwa i
przekleństwa nie wyrażają
nadziei czy złych pragnień,
lecz dokonują i zapewniają
otrzymanie nagrody lub ka-
ry. Siła słowa jest wielka.
Język w Biblii i jego
moc, została mocno ukazana
w Księdze Przysłów i w
Księdze Psalmów. Język tam
postrzegany jest jak broń
która może zniszczyć tak
skutecznie jak miecz. Może
warto by sięgnąć do kilku
tekstów z Pisma Świętego:
Miecz - Prz 12.18;
Prz 25.18 ; Ps 64.4
Włócznia - Ps 57..5
Strzała - Prz 25. 18;
Ps 57.5 ; Ps 64.4-5
Maczuga wojenna -
Prz 25.18
Płonącym ogniem -
Prz 16.27
Ostrą brzytwą - Ps 52.3-6
Jad żmijowy, język węża -
Ps 140.2-4
Łatwo wypowiadać złe
słowa, oceniać . Trudniej jest
z wypowiadaniem dobrych
życzeń płynących prosto z
serca. A Pan Bóg zachęca
nas w swoim słowie:
" Nie oddawajcie złem za zło,
złorzeczeniem za złorzecze-
nie. Przeciwnie zaś błogo-
sławcie . Do tego bowiem je-
steście powołani, byście
odziedziczyli błogosławień-
stwo.
Kto bowiem chce miłować
życie i oglądać dni szczęśli-
we niech wstrzyma język od
złej mowy i wargi aby nie
mówić podstępnie”
(1 P. 3.8 – 10).
Wiedząc że słowo ma
moc powinniśmy wypowia-
dać tylko dobre słowa, aby
nasze serca obfitowały
w dobre czyny.
Święty Jakub prze-
strzega nas w swym liście:
" Z tych samych ust wychodzi
błogosławieństwo i przekleń-
stwo . Tak być nie może bra-
cia moi." (Jk 30.10).
Sam Bóg zachęca nas do te-
go byśmy wybierali błogo-
sławieństwo.
" Widzicie, ja kładę dziś
przed wami błogosławień-
stwo i przekleństwo.
Błogosławieństwo, jeśli usłu-
chacie poleceń Pana,
waszego Boga , które ja wam
dzisiaj daję - przekleństwo,
jeśli nie usłuchacie poleceń
Pana waszego Boga, jeśli
odstąpicie od drogi którą ja
wam dzisiaj wskazuję, a pój-
dziecie za bogami obcymi
których nie znacie "
(Pwt.11. 26-28).
Jest wiele miejsc w Biblii,
które mówią nam o mocy
słowa, choćby to że słowa
przekleństwa są zwrotne:
" Bezbożny, kiedy przeklina
swego przeciwnika,
przeklina siebie same-
go" (Syr.21.27) .
„Każdy się syci owocem
swych warg" ( Prz.12.14).
„Zatem niech z waszych ust
nie wychodzi żadna mowa
szkodliwa tylko budująca,
zależnie od potrzeby by wy-
świadczała dobro słuchają-
cym” - powie Święty Paweł
w liście do Efezjan.
Każdy człowiek,
zwłaszcza chrześcijanin,
każda rodzina i społeczność
a tym bardziej nasza wspól-
nota, którą jest parafia, po-
winna w tym względzie zro-
bić sobie głęboki rachunek
sumienia i rozważyć w
swym sercu i myślach jakie
jest nasze postępowanie w
tym względzie, ile braku
życzliwości, obmowy,
oszczerstwa i złośliwości.
Nie zapomnijmy też o sło-
wach Jezusa o tym, że jaką
miarą my mierzymy i oce-
niamy, taką i nam kiedyś zo-
stanie wymierzone.
Błogosławmy więc a nie zło-
rzeczmy, bądźmy wobec sie-
bie bardziej życzliwi, miło-
sierni i wielkoduszni, a wte-
dy z pewnością będzie w nas
więcej miłości i dobra i le-
piej się nam będzie żyło i
współpracowało.
Kochaj i czyń dobrze drugie-
mu człowiekowi, bo tak
szybko odchodzi.
Nie zapomnij, że kiedyś bę-
dziemy sądzeni z miłości.
Niech Was Bóg błogosławi
Jadwiga
6
7
Franciszkańskie jasełka
w Greccio - Anno Domini 1223.
Geneza tradycji misteriów bożo-
narodzeniowych w kulturze du-
chowej i materialnej kościoła w
Polsce .
W zbiorach klasztoru
klarysek starosądeckich
można odnaleźć kilka
niedużych figurek
drewnianych, pokry-
tych polichromią o
jednakowych niemal
wymiarach. Jak się
okazuje wykonane zo-
stały przez lokalnego
snycerza na przestrze-
ni XVI i XVII wieku
w stylistyce późnogo-
tyckiej, dla kultywo-
wania franciszkań-
skiej tradycji budowa-
nia szopek betlejem-
skich . Po dłuższym
czasie wpatrywania w
te misternie wykonane
- aczkolwiek znisz-
czone - rzeźby, w jed-
nej z nich można roz-
poznać postać odzia-
nego w egzotyczne
szaty Króla Baltazara,
o szlachetnych rysach
twarzy i ciemnej karnacji.
W kolejnych obiektach moż-
na było zidentyfikować wy-
obrażenia królów Kacpra i
Melchiora, pochodzących z
pierwotnej szopki betlejem-
skiej, aranżowanej co roku w
tutejszym klasztorze czcicie-
lek Św. Klary w Starym Są-
czu. Widać po tym doświad-
czeniu, jak ogromną rolę w
życiu religijnym i naszej
kulturze materialnej odegra-
ła duchowość franciszkań-
ska, która za sprawą chary-
zmatu swojego założyciela z
Asyżu zbliżyła Majestatycz-
nego Boga – Stwórcę do wy-
miaru ludzkiego jestestwa,
poprzez Wcielenie Chrystu-
sa – Boga – Człowieka,
przychodzącego do nas pod
postacią niewinnego Dzie-
ciątka. To nie przypadek że
w zbiorach wspólnot mendy-
kanckich jak: klarysek kra-
kowskich i franciszkanów
wrocławskich, czy reforma-
tów w Pińczowie i Krako-
wie, odnajdujemy dzisiaj
przedmioty które kształto-
wały przez kilkaset lat obli-
cze wrażliwości religijnej
Polaków. Odpowiedzi na
pytanie o genezę tego zjawi-
ska niewątpliwie odnajdzie-
my w Misterium bożonaro-
dzeniowym, które rozegrało
się w kasztelu rycerza Jana z
Greccio w Roku Pańskim
1223.
Opisy tego wydarzenia
zmieszczone na kartach naj-
starszych źródeł hagiogra-
ficznych, dotyczących posta-
ci Jana Bernardone - zwane-
go przez współcześnie mu
żyjących Franciszkiem -
8
zbliżone są w swojej narra-
cji historycznej i wzmianku-
ją fakt tego wydarzenia w
sposób niezwykle skrupulat-
ny . Pogłębioną analizę eks-
presji tej sceny, opartą na
środkach artystycznego wy-
razu, zaproponował nam
malarz florencki Giotto di
Bondone w swoim „ fabular-
nym” cyklu, namalowanym
około 1300 roku na ścianach
Bazyliki Górnej w Asyżu.
Brat Tomasz z Cellano żyją-
cy współcześnie Franciszko-
wi, którego uważa się po-
wszechnie za pierwszego
biografa świętego, w swoim
dziele Vita prima kładzie
większy nacisk na prawdzi-
wość opisywanych zdarzeń i
chronologię. Relacjonuje
wydarzenia w sposób kroni-
karski: „Nastał dzień rado-
ści , nadszedł czas wesela. Z
wielu miejscowości zwołano
braci. Mężczyźni i kobiety z
owej krainy pełni rozrado-
wania, według swej możno-
ści przygotowali świece i
pochodnie dla oświetlenia
nocy,(...) Wreszcie przybył
Święty Boży i znalazł
wszystko przygotowane, uj-
rzał i ucieszył się . Mianowi-
cie nagotowano żłóbek ,
przygotowano siano, przy-
prowadzono wołu i osła. (...)
Święty Boży stał przed żłób-
kiem, pełen westchnień,
przejęty czcią i ogarnięty
przedziwną radością.”.
Dalej w stylu godnym felie-
tonisty komentuje
miracula związane
z bezpośrednim
odczuciem blisko-
ści świętego wśród
tam obecnych
„(...) pewien cno-
tliwy mąż miał
dziwne widzenie.
Widział w żłóbku
leżące dzieciątko,
bez życia, ale kie-
dy święty Boży
zbliżył się doń ,
ono jakby ożyło i
zbudziło się ze
snu. (...) Siano zło-
żone w żłobie zachowano w
tym celu , aby poprzez nie
Pan uzdrawiał bydło i zwie-
rzęta, i tak pomnażał swoje
święte miłosierdzie.”
Śledząc powyższy tekst
można z łatwością zauważyć
pewne analogie pomiędzy
tym co zaistniało w Greccio,
a tym co dzieje się w na-
szych domach każdego roku
podczas przeżywania rado-
snych dni Narodzenia Pań-
skiego.
Wół i osioł z popular-
nej kolędy krakowskiej,
ogrzewający parą Dzieciątko
betlejemskie, nabierają zna-
czenia symbolicznego, odno-
szą się do ludów Starego i
Nowego Przymierza.
Siano układane pod obrus w
wigilię ma chronić trzodę i
zwierzęta domowe od zara-
zy. Można stwierdzić, że
Franciszek jako świadek
swojej epoki znał realia ży-
cia codziennego, łącząc to co
nie było do połączenia w
świadomości współcześnie
żyjących mu intelektuali-
stów .
W oficjalnym życiory-
sie napisanym kilkanaście lat
po śmierci Franciszka z
Asyżu ówczesny generał za-
konu św. Bonawentura ze-
brał i usystematyzował
wszelkie źródła i podania
związane wydarzeniem w
Greccio. Trzeba przyznać, że
dzieło jego jest biografią dla
przyszłych historyków.
Chronologia nie jest jego
pierwszą troską. Relacje po-
wtarza się za Cellanem ,
wprowadzając pewne formu-
ły czasu „przeszłego doko-
nanego” poprzez nieokreślo-
ne stwierdzenia typu
„pewnego dnia zdarzyło się”
„innym razem” itd.
9
Bonawentura informuje nas
także o nieznanych faktach z
życia Biedaczyny z Asyżu,
które nie zostały wymienio-
ne we wcześniejszych życio-
rysach i traktatach autorów,
znających świętego z autop-
sji. Choćby to że poprosił
papieża o pozwolenie na
„najuroczystsze przeżywanie
pamiątki Narodzenia się
Dzieciątka Jezus” aby „nie
oskarżono go o wprowadze-
nie jakiś nowości”, (...).
W końcowej fazie opisu wy-
darzenia, Bonawentura za-
stosował klasyczny przykład
wzięty z moralitetu hagio-
graficznego, wzmiankując
w słowach cnoty jakimi od-
znaczał się święty za życia, a
które przysporzyły bezpo-
średnim świadkom miste-
rium Bożego Narodzenia w
Greccio wielu łask bożych: „
Podziwiany przez świat
przykład Franciszka, stał się
czynnikiem pobudzającym
oziębłe serca do Wiary
Chrystusowej. (...) W ten
sposób Bóg ukazał we
wszystkich chwałę swego
sługi , a także cudami za-
świadczył o skuteczności je-
go świętej modlitwy”.
Opracował:
dr Robert Ślusarek
(Dyrektor Muzeum
Regjonalnego w Nowym
Sączu)
Pismo Święte -
Źródło Wody Żywej
„Żywe bowiem jest
słowo Boże, skuteczne i
ostrzejsze niż wszelki miecz
obosieczny, przenikające aż
do rozdzielenia duszy i du-
cha, stawów i szpiku, zdolne
osądzić pragnienia
i myśli serca”.
(Hbr 4,12)
Przywołane słowa z Listu
św. Pawła Apostoła do He-
brajczyków są bardzo moc-
ne. Pobudzają wyobraźnię i
umysł do refleksji: czy to
możliwe, by Słowo Boże
miało aż taką siłę oddziały-
wania?
Wychowana w atmos-
ferze czci wobec Świętej
Księgi, osłuchana z treścią
Ewangelii, a nawet znająca
już Dobrą Nowinę z medyta-
cji, w pewnym momencie
mojego życia zaczęłam od-
czuwać głód głębszego po-
znania Słowa Bożego. Jed-
nak czytanie Biblii szło mi
bardzo mozolnie. Archaicz-
ny język, opory wewnętrz-
ne… Pojawiały się pytania:
co zrobić, by prawdziwie
poznać Słowo Boże? Dla-
czego tak trudno czytać Pi-
smo Święte? Poszukiwania
odpowiedzi na oschłość w
wierze sprawiły, że pewnego
letniego popołudnia wzięłam
udział w modlitwie wspól-
noty „Głos na Pustyni” w
Krakowie.
To tutaj
pierwszy raz
usłyszałam o
Szkole Sług
Ducha.
Wówczas
jednak nie
przyszłoby
mi do głowy,
że za pół ro-
ku sama we-
zmę udział w
tym intensywnym kursie bi-
blijnym.
Szkoła Sług Ducha to
fundacja powołana do istnie-
nia przez członków wspól-
not charyzmatycznych przy
patronacie Krakowskiej Pro-
wincji św. Antoniego i bł.
Jakuba Strzemię Zakonu
Braci Mniejszych Konwen-
tualnych (Franciszkanów) i
ks. dr. Petera Hockena. Jed-
nym z zadań Fundacji jest
prowadzenie szkoły biblij-
nej.
Szkoła ta ma formę
semestralną(3-miesięcznego)
10
intensywnego kursu. Uczest-
nicy biorą udział w zaję-
ciach w formie wykładów,
które poruszają zagadnienia
związane z Pismem Świę-
tym, podstawami wiary
chrześcijańskiej, a także co-
dziennym życiem człowieka.
Na takich przedmiotach jak
na przykład: Jezus Chrystus,
Wiara, Duch Święty, Biblia,
Izrael, Rodzina studenci
szkoły odnajdują uzupełnie-
nie dla wiedzy religijnej, ja-
ką od dziecka zdobywali na
katechezach czy w różnych
ruchach religijnych. Nauczy-
cielami w szkole są osoby
duchowne jak i świeckie;
księża, zakonnicy, świeccy
ewangelizatorzy, a także
protestanci czy mesjani-
styczni Żydzi. Spodziewa-
łam się, że uczestnictwo w
tego rodzaju kursie będzie
wyzwaniem i przygodą zara-
zem. To, czego doświadczy-
łam, przeszło jednak moje
oczekiwania i bardzo wiele
mnie nauczyło.
Nasz dzień w szkole
rozpoczynał się o godzinie
8:00 półgodzinną modlitwą
uwielbienia. Następnie od-
bywały się trzy czterdziesto-
minutowe wykłady, a po
nich tzw. szkoła modlitwy
czyli godzinna modlitwa w
duchu charyzmatycznym,
która pozwalała na przeży-
wanie we własnym sercu i
umyśle wykładanych treści.
Popołudnia były wolne od
zajęć. Uczestnicy wykorzy-
stywali ten czas na pracę
zarobkową, dla innych była
to okazja do pogłębionej
lektury Pisma Świętego bądź
wyznaczonych na ten czas
książek-podręczników.
Trudno opisać w skró-
cie, czego nauczyłam się w
trakcie tych trzech miesięcy.
Postaram się jednak przywo-
łać wiedzę, która najgłębiej
zapadła mi w pamięć.
Podczas omawiania te-
matu Biblia, mieliśmy oka-
zję zapoznać się z pierwot-
nym znaczeniem wielu sfor-
mułowań spotykanych w Pi-
śmie Świętym. Dowiedzieli-
śmy się, że wyraz „słowo”,
(gr. „logos”), oznacza
„sens”. W takim razie Słowo
Boże, jest niejako Bożym
Sensem, a zapoznawanie się
z nim, pozwala układać ży-
cie na wzór Bożego planu.
Inaczej jest w języku hebraj-
skim. „Słowo” - „dawar”-
posiada taki sam rdzeń jak
wyraz „pszczoła”. Ciężka
praca pszczół owocuje bez-
cennym w zawartości i sma-
ku pokarmem – miodem.
Tak i Słowo Boże, działając
w naszym sercu, może przy-
nieść najlepszy owoc. Trze-
ba się tylko nad nim pochy-
lić. W trakcie trwania szkoły
biblijnej Słowo Boże praco-
wało w nas, przemieniając
nasze myślenie i uzdrawia-
jąc zranienia serc, a także
pozwalało odczytać sens ży-
cia wedle Bożego zamysłu.
Szkoła Sług Ducha już
w nazwie przywołuje trzecią
Osobę Trójcy Świętej. Duch
Święty ukazywał się nam
przez cały okres trwania na-
szej nauki. Jego moc obja-
wiała się w darach, chary-
zmatach i owocach Jego
działania. Ukazywała się
ona także w sposób szcze-
gólny w darze jedności. Na-
sza 14-osobowa grupa, sca-
lona Jego działaniem, do-
świadczyła bardzo mocno,
czym jest wspólnota. Dzie-
ląc się między sobą do-
świadczeniem modlitwy, za-
wieraliśmy piękne znajomo-
ści. Duch jedności stał się
nam bliski także dzięki po-
11
ruszanym zagadnieniom i
obecności wykładowców ze
środowisk niekatolickich.
Tłem dla poznawania
Słowa Bożego w Szkole
Sług Ducha były dla nas
przygotowania do mających
się odbyć w Krakowie za
kilka miesięcy Światowych
Dni Młodzieży. Atmosfera
radości ze zbliżającego się
święta młodych, którzy w
tym czasie mięli poznawać
orędzie o Bożym Miłosier-
dziu, udzieliła się także na-
szej grupce studentów. Wie-
lu włączyło się w organiza-
cję tych szczególnych dni.
W tym czasie pojęłam, że
chrześcijanin ma być prze-
dłużeniem Miłosiernych
Dłoni Boga. Poznałam, że
Miłosierdzie Boże miewa
różne imiona, różne twa-
rze… Objawia się przez po-
danie ręki, miłe słowo, ak-
ceptację, wspólną modlitwę,
dobrą radę. A żeby samemu
być miłosiernym sługą, nie
należy się zniechęcać, nawet
gdy ludzkie zachowania za-
wiodą, bo mamy źródło, z
którego można wciąż czer-
pać – Słowo Boże.
Myśląc o szkole dziś,
uśmiecham się. Przed moimi
oczyma ukazują się niezwy-
kłe obrazy: ewangelizator
Łukasz Nauman – wysoki,
łysy mężczyzna unoszący
ponad głowę metrowy krzyż
i krzyczący na całe gardło:
„Jezus jest Panem!”. Płacz
mesjanistycz-
nej Żydówki z
powodu za-
mknięcia się
Żydów na
Chrystusa.
Błysk w
oczach osób,
którym pod-
czas ewange-
lizacji ulicz-
nej głosili-
śmy, że Jezus
ich naprawdę umiłował.
Zobaczyłam i odczułam fi-
zycznie, jaką moc ma
wdzięczność i uwielbienie.
Wylane na modlitwach łzy,
radość z uzdrowienia i
wdzięczność za przyjaźń.
Treści wykładów, nawiązy-
wane relacje w grupkach
dzielenia, codzienna lektura
Pisma Świętego i lektur du-
chowych sprawiały, że bar-
dzo wyraziście dostrzegali-
śmy dobro i zło i łatwo było
nam wybierać Chrystusa.
Otwarte serca pełne zaufania
garnęły się do Jego Światła.
W codzienności, gdzie czło-
wiek często „obrywa” w taki
czy inny sposób, szybko
można popaść w pesymizm i
pozwolić sobie na szukanie
pełni w drobnych, niepozor-
nych używkach, głupich roz-
mowach, Internecie. A prze-
cież, jak mawiała św. Teresa
z Avila: „Sam Bóg wystar-
cza!”.
Dziś, po doświadcze-
niu szkoły biblijnej, gdy co-
dzienność próbuje mnie
przytłoczyć, pojawiają się
pewne trudności, staram się
pamiętać, to, czego się nau-
czyłam, studiując Pismo
Święte. Pan dał nam po-
karm, który jest źródłem ży-
cia: Eucharystię oraz Słowo
Boże, mam więc wszystko,
co jest mi potrzebne.
„A On rzekł do mnie:
«Synu człowieczy, zjedz to,
co masz przed sobą. Zjedz
ten zwój i idź przemawiać
do Izraelitów!» Otworzyłem
więc usta, a On dał mi zjeść
ów zwój, mówiąc
do mnie: «Synu człowieczy,
nasyć żołądek i napełnij
wnętrzności swoje tym zwo-
jem, który ci podałem». Zja-
dłem go, a w ustach moich
był słodki jak miód”.
(Ez 3, 1-3)
Informacje nt. Szkoły Sług
Ducha dostępne na stronie:
www.szkolaslugducha.org
Joanna Nowak
12
Życie
sakramentalne
parafii: Zostali ochrzczeni:
Kacper Tragarz (ul. Słotwińska)
Gabriela Kinga Fis (ul. Stara Droga)
Maciej Kozieński (ul. Słotwińska)
Karol Jan Kowalski(ul. Stara Droga)
Damir Przystaś (ul. Jaworowa)
Artur Pajor (ul. Słotwińska)
Maksymilian Piotr Kruczek(Anglia)
Alicja Joanna Wilk (Stara Droga)
Jakub Jan Pajda (ul. Słotwińsk
Wojciech Naczyński (Stara Droga)
Franciszek Antoni Sajdak (Dania)
Franciszek Płowiec (Kraków)
Jakub Kurnyta (Kraków)
Odeszli do wieczności: Wiesław Ciągło
Zofia Łuszczak
Paweł Tomasiak
Maria Latasiewicz
Genowefa Naczyńska
Maria Zarzycka
Po raz pierwszy uczestniczyli
w Ofierze Mszy świętej:
Barszcz Maksymilian
Hajdusianek Adrian
Jastrzębska Magdalena
Jaskot Maksymilian
Paszkowska Maja
Poręba Artur
Kwiatkowska Magdalena
Kulig Kamil
Szeptak Nikola
Tomasiak Maja
Wolf Zuzanna
Sakramentu Małżeństwa udzielili sobie:
Paweł Ćwikliński
i Iwona Marta Pajor
Mariusz Maciej Baran
i Renata Urszula Nowakowska
Mateusz Stanisław Horowski
i Sylwia Paulina Kuchnia
Bartosz Dariusz Ziaja
i Jagoda Karolina Korczyńska
Rafał Mirosław Ogórek
i Joanna Małgorzata Tomasiak
Michał Krzysztof Misztal
i Mariola Katarzyna Zielińska
Przystąpili do sakramentu
Bierzmowania:
Jakub Górski
Aleksandra Kopyściańska
Daniel Śliwiński
Święci, którzy umiłowali las
(cz.1)
Analizując historię
człowieka na przestrzeni
wieków, widzimy, ze ludzie
od zarania swych dziejów
oddawali część naturze,
przyrodzie, w tym także la-
som. W kulturach i religiach
najstarszych cywilizacji
świata, na wszystkich konty-
nentach, pojawiali się bogo-
wie lasów i łowów. Wystę-
pują oni także w kręgach
kultury europejskiej; między
innymi w mitach greckich
(Artemida), rzymskich
(Diana), słowiańskich
(Dziewanna). W wielu
współczesnych opracowa-
niach książkowych roi się
od postaci demonicznych,
które rzekomo panują nad
borami i puszczami, odstra-
szając człowieka od ich po-
znania. Dopiero w czasach
chrześcijańskich pojawiali
się ludzie, którzy w sposób
szczególny traktowali pusz-
czę, leśników, drwali, myśli-
wych oraz ludzi powiąza-
nych w jakikolwiek sposób
z lasami i łowami. W okresie
życia ziemskiego, które
przebiegało w niezwykłej
skromności i poszanowaniu
przyrody, ludzie ci zachwy-
cali się i gloryfikowali twór-
cze dzieła Boga.
W czasach chrześcijańskich
czczono w Europie niektó-
rych świętych jako patronów
lasów i ludzi lasów, oddając
im cześć religijną w mniej-
szym lub większym stopniu.
Do nich bez wątpienia nale-
żą: św. Eustachy, św. Hubert
św. Idzi, św. Sebastian, św.
Wincenty z Saragossy.
Pierwszym patronem
ochrzczonych myśliwych
był święty Eustachy. Ten ży-
jący na przełomie I i II wie-
ku naszej ery generał, dowo-
dził legionem cesarza Troja-
na i początkowo nosił imię
Placyd. Pochodził z zamoż-
nej rodziny rzymskich patry-
cjuszy. Posiadał żonę Troja-
nę i dwóch synów. Szanowa-
no go jako człowieka prawe-
go, sprawiedliwego i rozum-
nego, wyróżniał się wrażli-
wym sercem pełnym miło-
sierdzia. Był zapalonym
myśliwym, w kniei spędzał
każdą wolną chwilę, polując
bez opamiętania. Kiedy w
Wielki Piątek przemierzał
gąszcze wraz z towarzysza-
mi w poszukiwaniu zwierzy-
ny, ujrzał na wzgórzu jelenia
ze świetlistym krzyżem mię-
dzy tykami poroża, który
oznajmił mu, że jest Jezusem
Chrystusem. Oczarowany
blaskiem i cudem jakiego
był świadkiem, Placyd padł
na kolana przed Jezusem
ucieleśnionym w postaci je-
lenia, wysłuchał Jego głosu,
który nakazał mu aby przyjął
chrzest i nawrócił się z całą
rodziną na prawdziwą wiarę.
Jeszcze tego dnia przyjął
wraz z rodziną chrzest w ka-
takumbach rzymskich i przy-
jął imię Eustachy. Od tej
chwili odmówił oddawania
czci pogańskim bogom
rzymskim. Swój wybór oku-
pił stratą stanowisk i całego
dobytku, który rozkradli
szabrownicy, a sam z tru-
dem uszedł z życiem. Po-
stanowił wyruszyć do
Egiptu. W czasie mor-
skiej podróży porwano
mu żonę , a gdy dotarł na
ląd jego synowie zostali
rozszarpani przez dzikie
zwierzęta: lwa i wilka.
Pogodziwszy się z losem
i zdawszy się na łaskę
bożą, Eustachy przez 15
lat pracował jako służący
u rolnika w miasteczku
Badyssus. Tymczasem
Rzym walczył z podle-
głymi Imperium Rzym-
skiemu narodami. Kolejny
cesarz Hadrian nakazał od-
szukać Eustachego i powołał
go na głównego wodza ar-
mii. Eustachy przeprowadził
zwycięską kampanię wojen-
ną i cudownym zrządzeniem
losu odnalazł rozproszoną
rodzinę. W czasie licznych
walk jako generał bardzo
upodobał sobie dwóch mło-
dych żołnierzy z którymi po-
łączyła go wielka przyjaźń.
Jak się później wyjaśniło ci
dwaj młodzi żołnierze oka-
zali się być w rzeczywistości
synami Placyda, nie pożarty-
mi przez zwierzęta, a jedynie
za boską sprawą uprowadzo-
nymi. W dodatku w obozie
wojskowym pojawiła się je-
go żona, która po latach nie-
woli odzyskała wolność. Ar-
mia Cesarstwa pod wodzą
Eustachego w glorii chwały
13
14
powróciła do Rzymu, lecz
sam wódz odmówił złożenia
hołdu i ofiary rzymskim bo-
gom pod świątynią Jupitera
w podzięce za sukcesy. Roz-
sierdzony cesarz Hadrian
skazał ich na śmierć. Władca
rozkazał wywlec rodzinę na
arenę i rzucić na pożarcie
lwom, ale zwierzęta
nie ruszyły ludzi; już
wtedy uznano ich za
świętych naznaczo-
nych przez Boga.
Przez długie lata Eu-
stachy był czczony w
całej Europie a do
XVII wieku był pa-
tronem myśliwych
i leśników. Najsłyn-
niejszy kościół pod
wezwaniem św. Eu-
stachego – monumentalną
świątynię w stylu gotyckim
można podziwiać w Paryżu.
W Polsce znajdziemy ka-
pliczki tego świętego m. In.
w Puszczy Białowieskiej
oraz w Trzebieszowicach na
Dolnym Śląsku. W kaplicy
świętokrzyskiej na Wawelu
znajduje się gotycki tryptyk
Świętej Trójcy z 1467 roku,
który w rewersie skrzydła
zawiera scenę widzenia św.
Eustachego. Święty galopuje
na koniu na tle rozległego
pejzażu górskiego. Inne zna-
komite przedstawienie świę-
tego Eustachego w zbroi ry-
cerskiej i opończy z hafto-
waną głową jelenia, pocho-
dzi ze skrzydła ołtarza z
1497 roku z wrocławskiego
kościoła pod wezwaniem
Bożego Ciała, obecnie w
Muzeum Narodowym w
Warszawie. Relikwie znaj-
dują się w paryskim kościele
Saint-Eustache oraz w Cer-
kwi Świętej Trójcy w Wil-
nie. W kalendarzu dzień św.
Eustachego przypada na 20
września.
Kolejnym opiekunem
łowiectwa , którego historię
życia zna prawie każdy my-
śliwy Polskiego Związku
Łowieckiego jest św. Hubert,
który urodził się przypusz-
czalnie około 655 roku na
terenie dzisiejszej Belgi w
szlachetnym rodzie jako syn
księcia Bertranda. Odebrał
staranne wykształcenie w za-
kresie nauk wyzwolonych.
Najpierw był paziem, póź-
niej pełnił godność ochmi-
strza dworu króla Franków
Dytrycha w Paryżu. Dzięki
wykształceniu i nienagan-
nym manierom zaskarbił so-
bie powszechny szacunek za
co wyniesiono go do godno-
ści księcia pałacu. Był żona-
ty z piękną Florybaną , miał
syna Floryberta. W młodości
Hubert prowadził żywot ry-
cerski, był zapalonym myśli-
wym. Jak głosi legenda, że
mając zaledwie 14 lat, pod-
czas polowania w Pirene-
jach, uratował ży-
cie ojcu w starciu
z niedźwiedziem.
Znane fragmenty z
życia łowieckiego
św. Huberta zwią-
zane są z taką sa-
mą legendą o
świętym Eusta-
chym. Polując na-
miętnie w leśnej
głuszy z orsza-
kiem paziów i sfo-
rą psów ( najprawdopodob-
niej w Wielki Piątek lub w
dzień Bożego Narodzenia,)
młody poganin Hubert napo-
tkał białego jelenia z jaśnie-
jącym krzyżem między tyka-
mi, które przemówiło ludz-
kim głosem namawiając Hu-
berta do porzucenia życia
hulaszczego, wyrzeknięcia
się błędnej wiary i oddania
się w służbę Bogu. Struchla-
ły rycerz zsunął się z konia i
padł na kolana przed cudow-
nym widzeniem .Po śmierci
ukochanej żony strapiony
Hubert wybrał stan duchow-
ny wstępując do klasztoru w
Stablo. Zrzekł się swoich ho-
norów i zaszczytów a mają-
tek rozdał ubogim. Nawró-
15
cony Hubert początkowo
prowadził działalność misyj-
ną w Ardenach i południo-
wej Brabancji zwalczając
pogaństwo. Dzięki Jego sta-
raniom wzniesiono ta wiele
nowych świątyń. Był bardzo
gorliwym uczniem biskupa
Lamberta w Maastricht. Po
święceniach kapłańskich
wyruszył w pielgrzymkę do
Rzymu. Podczas Jego nieo-
becności około 700 roku bi-
skup Lambert zginął z rąk
zbójów pogańskich a rok
później Hubert został jego
następcą w Maastricht. Z
czasem na miejscu śmierci
wystawiono bazylikę, która
stała się miejscem kultu mę-
czennika. W 717 roku z po-
wodu zagrożenia diecezji ze
strony Normanów, przeniósł
stolicę biskupią wraz z reli-
kwiami świętego Lamberta
do Leodium, miejsca mę-
czeństwa swojego mistrza
(obecnie Liege) nad Mozą
gdzie ufundował kościół i
mauzoleum ku czci ducho-
wego przewodnika i nauczy-
ciela. Hubert bezgranicznie
oddawał się posłannictwu.
Misję biskupią pełnił bardzo
gorliwie, wielokrotnie po-
dróżując po prowincjach,
rozciągających się od Ton-
gres do rzek Wall i Ren.
Zarówno w Ardenach , w
Toskanii i w Brabancji
utrzymywały się silne ośrod-
ki pogaństwa. Ardeny od
czasów rzymskich stanowiły
wielkie bogactwo zwierzyny
i były doskonałym terenem
łowieckim w których polo-
wały dynastie Merowingów i
Karolingów. Hubert w wol-
nych chwilach od pracy
duszpasterskiej oddawał się
pasji wędkarskiej. Po 25 la-
tach sprawowania biskup-
stwa ,w 726 roku podczas
łowienia ryb w Mozie, Hu-
bert uległ wypadkowi, który
bardzo pogorszył jego stan
zdrowia, przysporzył wiele
cierpień i w konsekwencji
śmierć. Zmarł 30 maja 727
roku, pochowano go w ko-
legiacie św. Piotra i Pawła,
obok ołtarza św. Lamberta.
W chwili śmierci towarzy-
szył mu syn Florybert .
Współcześni biografowie
postawili diagnozę, że zgon
biskupa Huberta nastąpił
wskutek obustronnego zapa-
lenia płuc. Jeszcze za życia
przypisywano Hubertowi cu-
downą moc uzdrawiania
chorych, głownie chorych na
wściekliznę.
Proces kanonizacyjny
przebiegał bardzo szybko.
Już 743 roku, 3 listopada do-
konano elewacji relikwii Hu-
berta, wtedy już świętego do
ołtarza głównego. Kiedy
otworzono pierwotny grób,
znaleziono ciało Huberta i
jego szaty nienaruszone roz-
kładem, które wydawały
miłą woń.
Święty Hubert stał się
najpopularniejszym patro-
nem myśliwych, najsilniej
związanych z tradycja i ob-
rzędami łowieckimi w Pol-
sce i Europie. Koła łowiec-
kie bardzo chętnie stawiają
jego kaplice, kościoły pod
jego wezwaniem znajdują
się m. In. w Zimnej Wodzie,
Nowym Warpnie czy Miło-
cinie. Obchody jego dnia w
Polsce zazwyczaj rozpoczy-
nają się już w połowie paź-
dziernika, jednak dzień
świętego Huberta przypada
na 3 listopada.
Cdn. w roku 2018
Tadeusz Kubacki
Zespół redakcyjny: ks. Dariusz Fudyma, Monika Król-Dziedziak, Krzysztof Dziedziak
Oprawa Graficzna: Marek Król Adres Redakcji: „Gazetka Kolędowa” ul. Słotwińska 50
33-380 Krynica-Zdrój, tel./fax. (018)471-34-27
W sprawach pilnych kom. 725 775 705 E-mail: [email protected] www.nspj.krynica.diecezja.tarnow.pl
Konto: BS Krynica-Zdrój 61880200022001000602640001 ISSN: 1644-8480
Panie Jezu jesteś obecny pod postacią Chleba, w Eucharystii,
jak kiedyś w Betlejem.
Pozwól, by moje serce, moje mieszkanie, moja parafia,
były dla Ciebie Betlejem w którym rodzisz się codziennie,
na nowo dla zbawienia świata.
Tak, jak kiedyś Maryja i Józef przygotowali Ci żłóbek, tak samo
pragnę przygotować Ci serce na Twoje przyjście.
Moje serce Twoim żłóbkiem, Twoim mieszkaniem.
Ja nędzny a taki bogaty kiedy Ty żyjesz we mnie.
Tak od kiedy Ty żyjesz we mnie zaczęła się dla mnie wieczność.
Maranatha – przyjdź Panie Jezu