143
Ryszard Kapuściński HEBAN Począ tek, zderzenie, Ghana '58 Przede wszystkim rzuca si ę  w oczy światło. Wszę dzie - światło. Wszę dzie -jasno. Wszę dzie - słońce. Jeszcze wczoraj, ociekaj ą cy deszczem, jesienny Londyn. Ociekaj ą cy deszczem samolot. Zimny wiatr i ciemność. A tu, od rana ca łe lotnisko w s łońcu, my wszyscy - w s łońcu. Dawniej, kiedy ludzie wę drowali przez świat pieszo, jechali na wierzchowcach albo p łynę li statkami, podróż przyzwyczajała ich do zmiany. Obrazy ziemi przesuwały się  przed ich oczami wolno, scena świata obracała się  ledwie-ledwie. Podróż  trwała tygodniami, miesią cami. Człowiek miał  czas, żeby zżyć się  z innym otoczeniem, z nowym krajobrazem. Klimat t e ż zmieniał się  etapami, stopniowo.  Nim podróżnik dotar ł  z chłodnej Europy do rozpalonego równika, mia ł  już  za sobą  przyjemne ciepło Las Palmas, upały El-Mahary i piek ło Zielonego Przyl ą dka. Dzisiaj nic nie zosta ło z tych gradacji! Samolot gwa łtownie wyrywa nas ze śniegu i mrozu i  jeszcze tego samego dnia rzuca w rozpalon ą  otchłań  trop iku. Nagl e, ledwie prze tarli śmy oczy,  jesteśmy wewną trz wilgotnego piek ła. Od razu zaczynamy si ę  pocić. Jeżeli przylecieliśmy z Europy zimą - zrzucamy palta, zdejmujemy swetry. To pierwszy gest inicjacji nas, ludzi Pomocy, po przybyc iu do Afryki. Ludzie Północy. Czy pomyśleliśmy, że ludzie Północy stanowi ą  na naszej planecie wyra źną mniejszość? Kanad yj cz yc y i Pol ac y, Lit win i i Ska nd yn awowi e, cz ęść  Amer yka nów i Niemców, Rosjanie i Szkoci, Lapo ńczycy i Eskimosi, Ewenkowie i Jakuci - lista nie jest tak bardzo d ługa. Nie wiem, czy obejmuje ona w sumie wi ę cej niż  pięćset milionów ludzi: mniej niż  dziesięć  procent mieszkańców globu. Natomiast ogromna wi ę kszość  żyje w cieple, całe życie grzeje si ę  w słońcu. Zreszt ą  człowiek narodzi ł  się  w słońcu, jego najstarsze ślady znaleziono w ciepłych krajach. Jaki klimat panował  w biblijnym raju? Panowa ło wieczne ciepło, wr ę cz upał, tak że Ewa i Adam mogli chodzi ć nago i nawet w cieniu drzewa nie czuli, żeby było im chłodno. Już na schodkach samolotu spotyka nas inna nowo ść: zapach tropiku. Nowo ść? Ależ to przecież woń, która wypełniała sklepik pana Kanzmana „Towary kolonialne i inne" przy ulicy Pereca w Pi ńsku. Migdały, goździki, daktyle, kakao. Wanilia, li ście laurowe; pomarańcze i banany na sztuki, kardamon i szafran na wagę . A Drohobycz? Wnę trza sklepów cynamo nowych Schulza? Przecie ż  ich „słabo oświetlone, ciemne i uroczyste wn ę trza pachniały g łę  bokim zapachem farb, laku, kadzidła, aromatem dalekich krajów i rzadkich materia łów"! Jednak zapach tropiku jest troch ę  inny. Szybko odczujemy  jego ciężar, jego lepk ą  materialność. Ten zapach zaraz u świad omi nam, że jesteśmy w tym punkcie ziemi, w którym wybujała i niestrudzona biologia nieustannie pracuje, rodzi, krzewi si ę  i kwitnie, a  jednocześnie choruje, rozk łada się , próchnieje i gnije. Jest to zapach rozgrzanego cia ła i suszą cych się  ryb, psują cego się  mi ę sa i pieczonej kassawy, świeżyc h kwiatów i ki sną cyc h wodo rostó w, s łowem wsz ystk iego , co jedn ocześnie prz yje mne i drażnią ce, co przyci ą ga i odpycha, wabi lub budzi odraz ę . Zapach ten b ę dzie dobiegał  do nas z  pobliskich gajów palmowych , wydoby wa ł  się  z rozpalonej ziemi, unosi ł  nad st ę chłymi rynsztokami miasta. Nie opuści nas, jest cz ęścią  tropiku. I wreszcie odkrycie najwa żniejsze - ludzie. Tutejsi, miejscowi. Jak że pasują  do tego krajobrazu, światła, zapachu. Jak tworz ą  jedność. Jak człowiek i krajobraz są  nierozerwalną , uzupełniają cą  się , harmonijną  wspólnotą , tożsamością . Jak każda rasa jest osadzona w swoim pejza żu, w swoim klimacie! My kształtujemy nasz krajobraz, a on formuje rysy naszych twarzy. Bia ły człowiek jest 1

Ryszard Kapuściński - Heban

  • Upload
    afdte

  • View
    172

  • Download
    6

Embed Size (px)

Citation preview

  • Ryszard Kapuciski

    HEBAN

    Pocztek, zderzenie, Ghana '58

    Przede wszystkim rzuca si w oczy wiato. Wszdzie - wiato. Wszdzie -jasno. Wszdzie -soce. Jeszcze wczoraj, ociekajcy deszczem, jesienny Londyn. Ociekajcy deszczem samolot. Zimnywiatr i ciemno. A tu, od rana cae lotnisko w socu, my wszyscy - w socu.

    Dawniej, kiedy ludzie wdrowali przez wiat pieszo, jechali na wierzchowcach albo pynlistatkami, podr przyzwyczajaa ich do zmiany. Obrazy ziemi przesuway si przed ich oczami wolno,scena wiata obracaa si ledwie-ledwie. Podr trwaa tygodniami, miesicami. Czowiek mia czas,eby zy si z innym otoczeniem, z nowym krajobrazem. Klimat te zmienia si etapami, stopniowo.Nim podrnik dotar z chodnej Europy do rozpalonego rwnika, mia ju za sob przyjemne ciepoLas Palmas, upay El-Mahary i pieko Zielonego Przyldka.

    Dzisiaj nic nie zostao z tych gradacji! Samolot gwatownie wyrywa nas ze niegu i mrozu ijeszcze tego samego dnia rzuca w rozpalon otcha tropiku. Nagle, ledwie przetarlimy oczy,jestemy wewntrz wilgotnego pieka. Od razu zaczynamy si poci. Jeeli przylecielimy z Europyzim- zrzucamy palta, zdejmujemy swetry. To pierwszy gest inicjacji nas, ludzi Pomocy, po przybyciudo Afryki.

    Ludzie Pnocy. Czy pomylelimy, e ludzie Pnocy stanowi na naszej planecie wyranmniejszo? Kanadyjczycy i Polacy, Litwini i Skandynawowie, cz Amerykanw i Niemcw,Rosjanie i Szkoci, Lapoczycy i Eskimosi, Ewenkowie i Jakuci - lista nie jest tak bardzo duga. Niewiem, czy obejmuje ona w sumie wicej ni piset milionw ludzi: mniej ni dziesi procentmieszkacw globu. Natomiast ogromna wikszo yje w cieple, cae ycie grzeje si w socu.Zreszt czowiek narodzi si w socu, jego najstarsze lady znaleziono w ciepych krajach. Jakiklimat panowa w biblijnym raju? Panowao wieczne ciepo, wrcz upa, tak e Ewa i Adam moglichodzi nago i nawet w cieniu drzewa nie czuli, eby byo im chodno.

    Ju na schodkach samolotu spotyka nas inna nowo: zapach tropiku. Nowo? Ale to przeciewo, ktra wypeniaa sklepik pana Kanzmana Towary kolonialne i inne" przy ulicy Pereca w Pisku.Migday, godziki, daktyle, kakao. Wanilia, licie laurowe; pomaracze i banany na sztuki, kardamon iszafran na wag. A Drohobycz? Wntrza sklepw cynamonowych Schulza? Przecie ich saboowietlone, ciemne i uroczyste wntrza pachniay gbokim zapachem farb, laku, kadzida, aromatemdalekich krajw i rzadkich materiaw"! Jednak zapach tropiku jest troch inny. Szybko odczujemyjego ciar, jego lepk materialno. Ten zapach zaraz uwiadomi nam, e jestemy w tym punkcieziemi, w ktrym wybujaa i niestrudzona biologia nieustannie pracuje, rodzi, krzewi si i kwitnie, ajednoczenie choruje, rozkada si, prchnieje i gnije.

    Jest to zapach rozgrzanego ciaa i suszcych si ryb, psujcego si misa i pieczonej kassawy,wieych kwiatw i kisncych wodorostw, sowem wszystkiego, co jednoczenie przyjemne idranice, co przyciga i odpycha, wabi lub budzi odraz. Zapach ten bdzie dobiega do nas zpobliskich gajw palmowych, wydobywa si z rozpalonej ziemi, unosi nad stchymi rynsztokamimiasta. Nie opuci nas, jest czci tropiku.

    I wreszcie odkrycie najwaniejsze - ludzie. Tutejsi, miejscowi. Jake pasuj do tego krajobrazu,wiata, zapachu. Jak tworz jedno. Jak czowiek i krajobraz s nierozerwaln, uzupeniajc si,harmonijn wsplnot, tosamoci. Jak kada rasa jest osadzona w swoim pejzau, w swoimklimacie! My ksztatujemy nasz krajobraz, a on formuje rysy naszych twarzy. Biay czowiek jest

    1

  • wrd tych palm, lian, w tym buszu i dungli jakim dziwacznym i nieprzystajcym wtrtem. Blady,saby, spocona koszula, sklejone wosy, cigle mczy go pragnienie, uczucie bezsiy, chandra. Cigleboi si, boi si moskitw, ameby, skorpionw, wy - wszystko, co si porusza, napenia go lkiem,przeraeniem, panik.

    Miejscowi przeciwnie: ze swoj si, wdzikiem i wytrzymaoci poruszaj si naturalnie,swobodnie, w tempie ustalonym przez klimat i tradycj, w tempie nieco spowolniaym, niespiesznym,bo przecie w yciu i tak nie da si wszystkiego osign, bo c by pozostao dla innych?

    Jestem tu od tygodnia. Prbuj pozna Akr. To jakby rozmnoone, powielone miasteczko, ktrewypezo z buszu, z dungli i zatrzymao si nad brzegiem Zatoki Gwinejskiej. Akra jest paska,parterowa, licha, ale s te domy, ktre maj jedno i wicej piter. adnej wymylnej architektury,adnego zbytku ni pompy. Tynki zwyczajne, ciany w kolorach pastelowych, jasnotych,jasnozielonych. Na tych cianach peno zaciekw. wiee, po porze deszczowej tworz nieskoczonekonstelacje i kolae plam, mozaik, fantastycznych map, esw-floresw. Ciasno zabudowanerdmiecie. Ruch, toczno, gwarno, ycie toczy si na ulicy. Ulica to jezdnia oddzielona od poboczaotwartym ciekiem-rynsztokiem. Nie ma chodnikw. Na jezdni samochody wmieszane w tum ludzi.Wszystko to posuwa si razem - przechodnie, auta, rowery, wzki tragarzy, jakie krowy i kozy. Napoboczu, za ciekiem, wzdu caej ulicy - ycie domowe i gospodarcze. Kobiety ubijaj maniok, piekna wglach bulwy taro, gotuj jakie potrawy, handluj gum do ucia, herbatnikami i aspiryn, pior isusz bielizn. Na widoku, jakby obowizywa nakaz, eby o smej rano wszyscy opuszczali domy iprzebywali na ulicy. W rzeczywistoci przyczyna jest inna: mieszkania s mae, ciasne, ubogie.Duszno, nie ma wentylacji, powietrze jest cikie, zapachy mde, nie ma czym oddycha. Poza tym,spdzajc dzie na ulicy, mona bra udzia w yciu towarzyskim. Kobiety cay czas rozmawiaj zesob, krzycz, gestykuluj, a potem miej si. Stojc tak nad garnczkiem czy miednic maj wietnypunkt obserwacyjny. Mog widzie ssiadw, przechodniw, ulic, przysuchiwa si ktniom iplotkom, ledzi wypadki. Cay dzie czowiek jest wrd ludzi, jest w ruchu i na wieym powietrzu.

    Po tych ulicach jedzi czerwony ford z gonikiem na dachu. Ochrypy, donony gos zachca doprzyjcia na wiec. Atrakcj wiecu bdzie Kwame Nkrumah - Osagyefo, premier, przywdca Ghany,przywdca Afryki, wszystkich uciskanych ludw. Fotografie Nkrumaha s wszdzie - w gazetach(codziennie), na plakatach, na chorgiewkach, na perkalowych, do kostek sigajcych spdnicach.Energiczna twarz mczyzny w rednim wieku, umiechnita albo powana, w takim ujciu, ktrepowinno sugerowa, e przywdca patrzy w przyszo.

    - Nkrumah to zbawiciel! - mwi mi z zachwytem w gosie mody nauczyciel Joe Yambo. -Syszae, jak przemawia? Jak prorok!

    Ot tak, syszaem. Przyjecha na wiec, ktry odbywa si na tutejszym stadionie. Z nimministrowie - modzi, ruchliwi, sprawiali wraenie ludzi rozbawionych, takich, ktrzy si ciesz.Impreza zacza si od tego, e kapani z butelkami dinu w rce polewali tym alkoholem podium - tobya ofiara dla duchw, nawizanie z nimi kontaktu, proba o ich yczliwo, ich dobro. Na takimwiecu s, oczywicie, doroli, ale jest take mnstwo dzieci - od niemowlt noszonych przez matki naplecach, poprzez takie co ledwie raczkuj, a po maluchy i szkoln dzieciarni. Modszymi opiekujsi starsze, tymi starszymi - jeszcze starsze. Ta hierarchia wieku jest bardzo przestrzegana, aposuszestwo - absolutne. Czterolatek ma pen wadz nad dwulatkiem, szeciolatek nadczterolatkiem. Przy czym dzieci zajmuj si dziemi, starsze s odpowiedzialne za modsze, tak edoroli mog powici si swoim sprawom, na przykad sucha uwanie Nkrumaha.

    Osagyefo przemawia krtko. Powiedzia, e najwaniejsze to zdoby niepodlego - resztaprzyjdzie niejako sama, wszelkie dobro wyniknie wanie z tej niepodlegoci.

    Postawny, o zdecydowanych ruchach, mia ksztatne, wyraziste rysy twarzy i due, ywe oczy,ktre przesuway si po morzu czarnych gw z tak skupion uwag, jakby chcia je wszystkiedokadnie policzy.

    2

  • Po wiecu, ci z podium zmieszali si z tumem, zrobi si ruch, toczno, nie byo waciwie widaadnej ochrony, obstawy, policji. Joe dopcha si do modego czowieka (mwic mi po drodze, e tominister) i spyta go, czy mgbym przyj do niego jutro. Tamten, w oglnie panujcym gwarze niebardzo syszc o co dokadnie chodzi, powiedzia, troch na odczepnego - dobrze! dobrze!

    Nazajutrz odnalazem stojcy wrd krlewskich palm nowy budynek Ministerstwa Owiaty iInformacji. By to pitek. W sobot, w swoim hoteliku, opisaem w dzie poprzedni:

    Droga wolna, ani policjanta, ani sekretarki, ani drzwi.Odchylam wzorzyst zasonk i wchodz. Gabinet ministra w ciepym pmroku. On sam stoi przy

    biurku i porzdkuje papiery. Te zmi i do kosza. Te wygadzi i do teczki. Szczupa, drobna posta,koszulka gimnastyczna, krtkie spodenki, sanday, kwiecista kente przez lewe rami, nerwowe ruchy.

    To Kofi Baako, minister owiaty i informacji.Jest najmodszym ministrem w Ghanie i w caej Wsplnocie Brytyjskiej. Ma trzydzieci dwa lata

    i swoj tek piastuje od trzech lat. Jego gabinet znajduje si na drugim pitrze gmachu ministerstwa. Tuhierarchii stanowisk odpowiada drabina piter. Im wysza osobisto, tym wysze pitro. Bo na grze jestprzewiew, a w dole powietrze kamienne, nieruchome. Wic na parterze dusz si drobni urzdnicy, nad nimidyrektorzy departamentw maj ju leciutki cug, a u samej gry chodzi ministrw wanie ten wymarzonypowiew.

    Do ministra moe przyj kto chce. I kiedy chce. Jeli kto ma spraw, przyjeda do Akry, dopytasi, gdzie tu minister np. od rolnictwa, idzie, odchyla zasonk, siada przed urzdow osob i wyuszcza, cogo trapi. Nie zastanie osoby w urzdzie, to znajdzie j w domu. Nawet i lepiej, bo tam dostanie obiad i co donapicia. Ludzie czuli dystans wobec biaej administracji. Ale teraz s swoi, mona si nie krpowa. Mjrzd, to musi mi pomc. eby mg, musi wiedzie w czym. eby wiedzia, musz przyj i wyjani.Najlepiej samemu, osobicie i wprost. Nie ma koca tym interesantom.

    - Dzie dobry! - powiedzia Kofi Baako. - Skd to?- A z Warszawy.- Wiesz, mao brakowao, ebym tam by. Boja zjedziem ca Europ: Francj, Belgi, Angli,

    Jugosawi. W Czechosowacji czekaem na wyjazd do Polski, ale Kwame przysa telegram, e mam wrcina zjazd partii, naszej rzdzcej Convention People's Party.

    Siedzielimy przy stole, w jego gabinecie bez drzwi i okien. Zamiast tego byy okiennice zrozsunitymi szparami, przez ktre cign saby powiew. Niewielki pokj zawalay papiery, akta,broszury. W kcie staa szafa pancerna, na cianach wisiao par portretw Nkrumaha, na pce stagonik u nas zwany kochonikiem. Przez ten gonik omotay tam-tamy, a w kocu Baako gowyczy.

    Chciaem, eby mi opowiedzia o sobie, o swoim yciu. Baako ma ogromny mir wrd modych.Lubi go za to, e jest dobrym sportowcem. Gra w non, w krykieta, jest mistrzem Ghany w ping-pongu.

    - Zaraz - przerwa - tylko zamwi Kumasi, bo jad tam jutro na mecz.Zadzwoni na poczt, eby mu dali poczenie. Nie dali, kazali czeka.- Wczoraj byem na dwch filmach - mwi do mnie ze suchawk przy uchu - chciaem zobaczy,

    co graj. Puszczaj takie filmy, na ktre szkolniacy nie powinni chodzi. Musz wyda zarzdzenie, abymodziey zabroni ogldania takich rzeczy. A dzisiaj od rana wizytowaem w miecie stoiska z ksikami.Rzd ustala niskie ceny na szkolne podrczniki. A mwi, e sprzedawcy te ceny podnosz. Poszedemsprawdzi. Tak, sprzedaj droej ni powinni.

    Znowu zadzwoni na poczt.- Suchajcie, czym wy si tam zajmujecie? Ile mam czeka? Moe nie wiecie, kto dzwoni?Kobiecy gos w suchawce odpowiedzia: Nie.- A ty kto jeste? - zapyta Baako.- Dyurna telefonistka.- No to ja jestem ministrem owiaty i informacji, Kofi Baako.- Dzie dobry, Kofi! Zaraz dostaniesz poczenie. Ju rozmawia z Kumasi.Patrzyem na jego ksiki lece w maej szafce: Hemingway, Lincoln, Koestler, Orwell.

    Popularna historia muzyki, Sownik amerykaski - wydanie kieszonkowe, kryminay.- Czytanie to moja pasja. W Anglii kupiem sobie Encyclopaedia Britannica i teraz czytam po

    kawaku. Nie mog je nie czytajc, ksika musi lee przede mn otwarta.Po chwili:

    3

  • - Jeszcze wiksze hobby to fotografia. Zdjcia robi zawsze i wszdzie. Mam ponad dziesiaparatw fotograficznych. Kiedy id do sklepu i widz nowy aparat, zaraz musz kupi. Dzieciomsprawiem projektor i wieczorem wywietlam im filmy.

    Ma czworo dzieci, od dziewiciu do trzech lat. Wszystkie chodz do szkoy, to najmodsze te.Nie jest to nic osobliwego, jeeli trzyletni berbe zostaje uczniakiem. Zwaszcza kiedy obuzuje, matkaoddaje go do szkoy, eby mie spokj.

    Sam Kofi Baako poszed do szkoy majc trzy lata. Ojciec jego by nauczycielem i wola miechopca na oku. Kiedy skoczy szko, wysano go do gimnazjum w Cape Coast. Zosta nauczycielem,potem urzdnikiem. W kocu 1947 roku Nkrumah wraca po studiach w Ameryce i w Anglii do Ghany.Baako sucha, o czym mwi ten czowiek. Mwi o niepodlegoci. Wtedy Baako pisze artyku Mojanienawi do imperializmu". Zostaje wyrzucony z pracy. Ma wilczy bilet, nigdzie go nie chczatrudni, obija si po miecie. Nastpuje spotkanie z Nkrumahem. Kwame powierza mu stanowiskonaczelnego Cape Coast Daily Mail".

    Kofi ma dwadziecia lat. Pisze artyku Woamy o wolno" i idzie do wizienia. Poza nimaresztuj Nkrumaha i kilku aktywistw. Siedz trzynacie miesicy, w kocu zostaj uwolnieni.Dzisiaj grupa ta stanowi rzd Ghany.

    Teraz mwi o sprawach oglnych: Tylko trzydzieci procent ludzi w Ghanie umie czyta ipisa. Chcemy przez pitnacie lat zlikwidowa analfabetyzm. S trudnoci: brak nauczycieli, ksiek,szk. Szkoy s dwojakiego rodzaju: misyjne i pastwowe. Ale wszystkie podlegaj rzdowi i jestjedna polityka owiatowa. Poza tym: za granic ksztaci si pi tysicy studentw. Z nimi jest tak, eczsto wracaj i ju nie maj z ludem wsplnego jzyka. Patrz na opozycj. Przywdcy opozycji towychowankowie Oxfordu i Cambridge.

    - Czego chce opozycja?- A bo ja wiem? Uwaamy, e opozycja jest potrzebna. Przywdca opozycji w parlamencie

    otrzymuje pensj od rzdu. Pozwolilimy zjednoczy si tym wszystkim opozycyjnym partyjkom,grupom i grupkom w jedn parti, eby byli silniejsi. Stoimy na stanowisku, e kady, kto chce, maprawo w Ghanie stworzy parti polityczn, z tym, aby nie opieraa si o kryterium rasy, religii, czyplemienia. Kada partia moe u nas uywa wszystkich rodkw konstytucyjnych, aby zdoby wadzpolityczn. Ale, rozumiesz, przy tym wszystkim nie wiadomo, czego opozycja chce. Zwouj wiec ikrzycz: my mamy Oxford, a taki Kofi Baako nie skoczy nawet gimnazjum. On jest dzi ministrem,a ja niczym. Ale jak zostan ministrem, to Baako bdzie dla mnie za gupi, ebym go zrobi bodajgocem. Ludzie tego gadania nie suchaj, bo takich Kofi Baakw jest tutaj wicej ni wszystkichopozycjonistw razem wzitych.

    Powiedziaem, e bd si zbiera, bo czas na obiad. Spyta, co robi wieczorem. Miaem jechado Togo.

    - Co tam - machn rk - przyjd na zabaw. Dzisiaj Radio robi zabaw.Nie miaem zaproszenia. Poszuka kawaka kartki i napisa: Przyj Ryszarda Kapuciskiego,

    dziennikarza z Polski, na Wasz zabaw - Kofi Baako, Minister Owiaty i Informacji".- Masz, ja tam te bd, zrobimy troch zdj.

    Warta u bram gmachu Radia oddaa mi wieczorem spryste honory i zasiadem przy specjalnymstoliku. Zabawa bya w penym biegu, kiedy zajecha pod parkiet do taca (byo to w ogrodzie) szarypeugeot, z ktrego wysiad Kofi Baako. By ubrany tak samo jak w ministerstwie, tylko pod pach trzymaczerwony dres, bo tej nocy jecha do Kumasi, mg zmarzn. Znali go tu wietnie. Baako jest ministremszk, wyszych uczelni, prasy, radia, wydawnictw, muzew, wszystkiego, co jest nauk, kultur, sztuki propagand w tym kraju.

    Rycho znalelimy si w tumie. Usiad, eby wypi coca-col. Zaraz poderwa si.- Chod, poka ci moje aparaty.Otworzy baganik samochodu i wycign walizk. Pooy j na ziemi, uklkn i otworzy.

    Zaczlimy wyjmowa aparaty i rozkada je na trawie. Byo ich pitnacie.Wtedy podeszo dwch chopakw, troch podpitych.

    4

  • - Kofi - zacz jeden z pretensj- kupilimy bilet, a tu nie pozwalaj nam zosta, bo nie mamymarynarek. To po co sprzedali nam bilet?

    Baako wsta, eby odpowiedzie.- Suchajcie, ja jestem za wielkim czowiekiem do takich spraw. Tu jest mnstwo maych facetw,

    niech oni zaatwiaj te mae sprawy. Ja mam na gowie zagadnienia pastwowe.Ta dwjka odpyna chybotliwie, a mymy poszli robi zdjcia. Wystarczyo, e pokaza si

    obwieszony aparatami, ju woano go od stolikw proszc o zdjcie.- Kofi, zrb nam.-Nam!-1 nam te!Kry, wybierajc miejsca, gdzie byy co adniejsze dziewczta, ustawia je, kaza si mia i

    strzela fleszem. Zna je po imieniu: Abena, Ekwa, Esi. One witay si podajc mu rk, nie wstajc,wzruszajc ramionami, co jest tu wyrazem zalotnej kokieterii. Baako szed dalej, zrobilimy wtedy duozdj. Spojrza na zegarek.

    - Musz jecha. Chcia zdy na mecz.- Przyjd jutro, to wywoamy zdjcia. Peugeot bysn wiatami i znikn w mroku, a zabawa

    wirowaa czy raczej koysaa i kbia si do witu.

    5

  • Droga do Kumasi

    Co przypomina dworzec autobusowy w Akrze? Najbardziej przypomina tabor wielkiego cyrku,ktry zatrzyma si na krtki postj. Jest kolorowo i rozbrzmiewa muzyka. Autobusy s podobneraczej do wozw cyrkowych ni do luksusowych chaussonw, ktre sun po autostradach Europy iAmeryki.

    Te w Akrze to jakby ciarwki o drewnianych nadwoziach, ktre maj dach oparty na supkach.Dziki temu, e nie ma cian, w czasie jazdy chodzi nas zbawienny przewiew. Przewiew jest w tymklimacie wartoci wielce poszukiwan. Jeeli chcemy wynaj mieszkanie, pierwsze pytanie dowaciciela bdzie: Ale czy jest tu przewiew?". Na to otworzy on szeroko okna i zaraz obejmuje nasyczliwie prd ruchomego powietrza: oddychamy gbiej, czujemy ulg - zaczynamy znw y.

    Na Saharze paace wadcw maj najbardziej wymylne konstrukcje - pene otworw, szczelin,zakosw i korytarzy, tak pomylanych, ustawionych i zbudowanych, eby daway moliwie najlepszyprzewiew. W poudniowy upa u wylotu takiego orzewiajcego cigu ley na macie wadca i zrozkosz oddycha nieco chodniejszym w tym miejscu powietrzem. Przewiew jest rzecz wymiernfinansowo: najdrosze domy budowane s tam, gdzie jest najlepszy przewiew. Powietrze, kiedy stoinieruchomo, nie ma wartoci, ale wystarczy, e si ruszy - od razu nabiera ceny.

    Autobusy s jaskrawo, wzorzycie, rnobarwnie pomalowane. Na szoferkach i burtachkrokodyle szczerz ostre zby, pr si we gotowe do ataku, na drzewach hasaj stada pawianw,sawann pdz cigane przez lwa antylopy. Wszdzie zatrzsienie ptakw... a take acuchy, bukietykwiatw. Kicz, ale jake peen fantazji i ycia.

    Najwaniejsze s jednak napisy. Biegn ozdobione girlandami kwiatw, due, z dalekawidoczne, poniewa maj by zacht albo przestrog. Dotycz Boga, ludzi, powinnoci i zakazw.

    Duchowy wiat Afrykanina (wiadomy jestem, e uywajc tego okrelenia, bardzo upraszczam)jest bogaty i zoony, a jego ycie wewntrzne przenika gboka religijno. Wierzy on, e istniejjednoczenie trzy rne, cho powizane ze sob wiaty.

    Pierwszy to ten, ktry go otacza, a wic namacalna i widoczna rzeczywisto, na ktr skadajsi ywi ludzie, zwierzta i roliny, a take przedmioty martwe - kamienie, woda, powietrze. Drugi -wiat przodkw - tych, ktrzy zmarli przed nami, ale zmarli jak gdyby nie cakowicie, nie do koca,nie ostatecznie. Owszem, w sensie metafizycznym istniej nadal, a nawet potrafi bra udzia wnaszym yciu realnym, wpywa na nie, ksztatowa je. Dlatego utrzymanie dobrych stosunkw zprzodkami jest warunkiem pomylnego ycia, a czasem nawet ycia w ogle. Wreszcie, wiat trzeci toprzebogate krlestwo duchw; duchw, ktre istniej niezalenie, ale zarazem yj w kadym bycie, wkadej istnoci, w kadej rzeczy, we wszystkim i wszdzie.

    Na czele tych trzech wiatw stoi Istota Najwysza, Byt Najwyszy, Bg. Dlatego wiele napiswna autobusach przenika pryncypialna transcendencja: Bg jest wszdzie", Bg wie, co robi", Bgjest tajemnic". S te napisy bardziej przyziemne, ludzkie: Umiechaj si", Powiedz mi, e jestempikna", Kto si czubi, ten si lubi" itd.

    Wystarczy pojawi si na placu, na ktrym tocz si dziesitki autobusw, a ju otoczy nasgromada przekrzykujcych si dzieci z pytaniem - dokd chcemy jecha: do Kumasi, do Takoradi czydo Tamale?

    Do Kumasi.Te, ktre owi pasaerw jadcych do Kumasi, podaj nam rk i podskakujc z radoci,

    prowadz do odpowiedniego autobusu. Ciesz si, poniewa za to, e znalazy pasaera, dostan odkierowcy banana albo pomaracz.

    Wchodzimy do autobusu i zajmujemy miejsce. W tym momencie moe doj do starcia dwchkultur, do zderzenia i konfliktu. Stanie si tak wwczas, jeeli pasaer to przybysz, ktry nie znaAfryki. Czowiek taki zacznie rozglda si, wierci i pyta Kiedy odjedzie autobus?". Jak to -kiedy? - odpowie zdumiony kierowca. - Kiedy zbierze si tyle ludzi, aby cay zapenili".

    6

  • Europejczyk i Afrykanin maj zupenie rne pojcia czasu, inaczej go postrzegaj, inaczej si doniego odnosz. W przekonaniu europejskim czas istnieje poza czowiekiem, istnieje obiektywnie,niejako na zewntrz nas, i ma waciwoci mierzalne i linearne. Wedug Newtona czas jest absolutny:Absolutny, prawdziwy, matematyczny czas pynie sam przez si i dziki swej naturze, jednostajnie, anie zalenie od jakiegokolwiek przedmiotu zewntrznego". Europejczyk czuje si sug czasu, jest odniego zaleny, jest jego poddanym. eby istnie i funkcjonowa, musi przestrzega jego elaznych,nienaruszalnych praw, jego sztywnych zasad i regu. Musi przestrzega terminw, dat, dni i godzin.Porusza si w trybach czasu, nie moe poza nimi istnie. One narzucaj mu swoje rygory, wymagania inormy. Midzy czowiekiem i czasem istnieje nierozstrzygalny konflikt, ktry zawsze koczy siklsk czowieka - czas czowieka unicestwia.

    Inaczej pojmuj czas miejscowi, Afrykaczycy. Dla nich czas jest kategori duo bardziej lun,otwart, elastyczn, subiektywn. To czowiek ma wpyw na ksztatowanie czasu, na jego przebieg irytm (oczywicie, czowiek dziaajcy za zgod przodkw i bogw). Czas jest nawet czym, coczowiek moe tworzy, bo np. istnienie czasu wyraa si poprzez wydarzenia, a to, czy wydarzeniema miejsce czy nie, zaley przecie od czowieka. Jeeli dwie armie nie stocz bitwy, to bitwa ta niebdzie miaa miejsca (tzn. czas nie przejawi swojej obecnoci, nie zaistnieje).

    Czas pojawia si w wyniku naszego dziaania, a znika, kiedy go zaniechamy albo w ogle niepodejmiemy. Jest to materia, ktra pod naszym wpywem moe zawsze oy, ale popadnie w stanhibernacji i nawet niebytu, jeeli nie udzielimy jej naszej energii. Czas jest istnoci biern, pasywn iprzede wszystkim zalen od czowieka.

    Cakowita odwrotno mylenia europejskiego.W przeoeniu na sytuacje praktyczne oznacza to, e jeeli pojedziemy na wie, gdzie miao po

    poudniu odby si zebranie, a na miejscu zebrania nie ma nikogo, bezsensowne jest pytanie: Kiedybdzie zebranie?". Bo odpowied jest z gry wiadoma: Wtedy, kiedy zbior si ludzie".

    Tote Afrykanin, ktry wsiada do autobusu, nie pyta, kiedy autobus odjedzie, tylko wchodzi,siada na wolnym miejscu i od razu zapada w stan, w jakim spdza znaczn cz swojego ycia - wstan martwego wyczekiwania.

    - Ci ludzie maj fantastyczn zdolno czekania! - powiedzia mi mieszkajcy tu od lat Anglik. -Zdolno, wytrwao, jaki inny zmys!

    Gdzie w wiecie kry, pynie tajemnicza energia, ktra, jeeli zbliy si i nas wypeni, da namsi, aby uruchomi czas - co zacznie si dzia. Dopki jednak to nie nastpi, trzeba czeka wszelkie inne zachowanie jest zud i donkiszoteri.

    Na czym polega owo martwe czekanie? Ludzie wchodz w ten stan wiadomi tego, co nastpi:staraj si wic umoci najwygodniej, w miejscu moliwie najlepszym. Czasem kad si, czasemsiedz wprost na ziemi, na kamieniu albo w kucki. Przestaj mwi. Gromada martwo czekajcych jestniema. Nie wydaje gosu, milczy. Nastpuje rozlunienie mini. Sylwetka wiotczeje, osuwa si,kurczy. Szyja nieruchomieje, gowa nie porusza si. Czowiek nie rozglda si, niczego nie wypatruje,nie jest ciekaw. Czasem ma przymknite oczy, ale nie zawsze. Raczej oczy s otwarte, ale wzroknieobecny, bez iskry ycia. Poniewa godzinami obserwowaem cae tumy bdce w stanie martwegooczekiwania, mog stwierdzi, e zapadaj w jaki gboki fizjologiczny sen: nie jedz, nie pij, nieoddaj moczu. Nie reaguj na bezlitonie prace soce, na natrtne, aroczne muchy obsiadajce ichpowieki, ich usta.

    Co si w tym czasie dzieje w ich gowach?Nie wiem, nie mam pojcia. Nie myl? ni? Wspominaj? Ukadaj plany? Medytuj?

    Przebywaj w zawiatach? Trudno powiedzie.

    7

  • Wreszcie, po dwch godzinach czekania, peny autobus rusza z dworca. Na wyboistej drodze,potrzsani, pasaerowie budz si do ycia. A to kto siga po biszkopta, a to obiera banana. Ludzierozgldaj si, wycieraj spocone twarze, dokadnie skadaj mokre chustki. Szofer cay czas comwi, jedn rk trzyma kierownic, drug gestykuluje. Wszyscy raz po raz zanosz si miechem, onnajgoniej, inni ciszej; moe tylko z grzecznoci, bo tak wypada?

    Jedziemy. Ci ze mn w autobusie to dopiero drugie, a czsto i pierwsze pokolenie szczliwcw,ktrzy w Afryce jad. Przez tysice i tysice lat Afryka chodzia pieszo. Ludzie nie znali tu pojciakoa ani nie umieli go sobie przyswoi. Chodzili, wdrowali, a to, co trzeba byo nosi, nosili naplecach, na ramionach, a zwykle - na gowach.

    Skd si wziy statki na jeziorach w gbi kontynentu? Std, e byy rozbierane w portachoceanicznych na czci, czci przenoszono na gowach i skadano na brzegach jeziora. W czciach,w gb Afryki przenoszono miasta, fabryki, urzdzenia kopal, elektrowni, szpitali. Caa cywilizacjatechniczna XIX wieku zostaa przeniesiona do wntrza Afryki na gowach jej mieszkacw.

    Mieszkacy pnocnej Afryki, czy nawet Sahary, mieli wicej szczcia: mogli uywazwierzcia jucznego -wielbda. Ale wielbd czy ko nie mogy zadomowi si w Afryce na poudnieod Sahary - giny dziesitkowane przez much tse-tse, a take z powodu innych miertelnych chorbwilgotnego tropiku.

    Problem Afryki to sprzeczno midzy czowiekiem a rodowiskiem, midzy ogromemprzestrzeni afrykaskiej (ponad trzydzieci milionw kilometrw kwadratowych!) a bezbronnym,bosonogim, ubogim czowiekiem -jej mieszkacem. W ktr stron obrci si - wszdzie daleko,wszdzie pustkowie, bezludzie, bezkres. Trzeba byo i setki, tysice kilometrw, eby spotkainnych ludzi (nie mona powiedzie - innego czowieka, poniewa pojedynczy czowiek nie mgby wtamtych warunkach przey). adna informacja, wiedza, zdobycze techniki, dobra, towary,dowiadczenia innych - nie przenikay, nie znajdoway drogi. Nie istniaa wymiana jako formauczestniczenia w kulturze wiatowej. Jeeli pojawiaa si, to wycznie jako przypadek, wydarzenie,wito. A bez wymiany nie ma postpu.

    Najczciej mao liczebne grupy, klany, ludy yy w izolacji, zagubione, rozrzucone nabezkresnych, wrogich obszarach, miertelnie zagroone malari, susz, upaami, godem.

    Z drugiej strony - bytowanie i poruszanie si w maych grupach pozwalao im ucieka z miejsczagroenia, np. z rejonw suszy lub epidemii, i w ten sposb przetrwa. Ludy te stosoway t samtaktyk, jak dawniej obieraa lekka kawaleria na polach bitewnych. Jej zasady to ruchliwo, unikaniefrontalnej konfrontacji, omijanie i przechytrzanie za. To sprawiao, e tradycyjnie Afrykanin byczowiekiem w drodze. Nawet jeeli wid ywot osiady, mieszka na wsi - te by w drodze, bo caawie, od czasu do czasu, rwnie wdrowaa: a to skoczya si woda, a to ziemia przestaa rodzi,innym razem - wybucha epidemia, wic - w drog, w poszukiwaniu ocalenia, w nadziei na lepsze.Dopiero ycie w miastach wnioso w t egzystencj wicej stabilizacji.

    Ludno Afryki to bya gigantyczna, spltana, krzyujca si i pokrywajca cay kontynent sie wcigym ruchu, w nieustannym falowaniu, zbiegajca si w jednym miejscu i rozprzestrzeniajca winnym, bogata tkanina, barwny arras.

    Ta przymusowa ruchliwo ludnoci sprawia, e w gbi Afryki nie ma starych miast, takstarych, jak bywaj w Europie czy na Bliskim Wschodzie, ktre by istniay do dzisiaj. Podobnie -znowu w przeciwiestwie do Europy i Azji - bardzo duo spoecznoci (niektrzy twierdz, ewszystkie) zajmuje dzi tereny, na ktrych kiedy nie mieszkay.

    Wszyscy s przybyszami z innych stron, wszyscy imigrantami. Ich wsplnym wiatem jestAfryka, ale w jej obrbie wdrowali i przemieszczali si przez wieki (w rnych miejscach kontynentuten proces trwa do dzisiaj). Std uderzajca cecha tej cywilizacji -jej tymczasowo, prowizorka, brakcigoci materialnej. Chata dopiero wczoraj sklecona, a dzisiaj ju jej nie ma. Pole uprawiane jeszczetrzy miesice temu - dzi ju ley odogiem.

    8

  • Cigo, ktra jest tu ywa i spaja poszczeglne spoecznoci - to cigo tradycji rodowych iobrzdkw, gboki kult przodkw. Std, bardziej ni wsplnota materialna czy terytorialna,Afrykaczyka czy z najbliszymi wsplnota duchowa.

    Autobus coraz gbiej wjeda w gsty, wysoki las tropikalny. Biologia w strefachumiarkowanych wykazuje dyscyplin i porzdek: tu mamy lasek sosnowy, tam rosn dby, gdzieindziej - brzozy. Nawet w lasach mieszanych panuje przejrzysto i stateczno. Natomiast w tropikubiologia yje w stanie szalestwa, w ekstazie najdzikszego podzenia i mnoenia. Uderza nas tubuczuczna i rozpychajca si obfito, ta nieustajca erupcja bujnej, dyszcej masy zieleni, z ktrejkada czstka - drzewo, krzew, liana, pncze - rozrastajc si, napierajc na siebie, stymulujc ipodbechtujc, tak si ju posczepiaa, zawlia i zwara, e tylko ostra stal i to z nakadem pracykatorniczej, moe przecina w niej przejcia, cieki, tunele.

    Poniewa nie byo pojazdw koowych, w przeszoci na tym ogromnym kontynencie nie byorwnie drg. Kiedy na pocztku XX wieku sprowadzono pierwsze samochody, nie bardzo miaygdzie jedzi. Szosa bita lub asfaltowa jest w Afryce rzecz now, liczy kilkadziesit lat. I cigle nawielu obszarach jest rzadkoci. Zamiast drg jezdnych, byy cieki. Dla ludzi, dla byda, zwyklewsplne. Ta ciekowa forma komunikacji tumaczy, dlaczego ludzie maj tu zwyczaj chodzigsiego; nawet jeeli id dzi szerok szos, to te gsiego. Dlatego idca gromada milczy -gsiegotrudno prowadzi dyskusj.

    Trzeba by wielkim specjalist od geografii tych cieek. Kto jej nie zna zabdzi; a jeelibdzie bdzi dugo bez wody i jedzenia - zginie. Rzecz w tym, e rne klany, plemiona i wioskimog mie swoje krzyujce si cieki i kto o tym nie wie, moe chodzi po tych ciekach - mylc,e one go dobrze prowadz- a one go zaprowadzana manowce i w mier. Najbardziej tajemnicze iniebezpieczne s cieki w dungli. Czowiek cigle zahacza o jakie kolce i gazie, nim dojdzie docelu, jest cay podrapany i opuchnity. Warto mie kij, bo jeeli na ciece bdzie lea w (co sizdarza czsto), trzeba go wyposzy, wanie najlepiej kijem. Innym problemem s talizmany. Ludzietropikalnego lasu, yjc w niedostpnej guszy, s z natury nieufni i przesdni. Dlatego na ciekachrozwieszaj przerne talizmany, aby poszyy wszelkie ze duchy. Kiedy natrafi si na wiszc wpoprzek cieki skr jaszczurki, gwk ptaka, pczek trawy lub zb krokodyla - nie wiadomo, corobi: ryzykowa i i dalej czy raczej zawrci, bo za tym znakiem ostrzegawczym moe kry si conaprawd zego.

    Co jaki czas nasz autobus zatrzymuje si na poboczu. Bo kto chce wysi. Jeeli wysiadamoda kobieta z dzieckiem albo z dwojgiem dzieci (rzadki to widok - moda kobieta bez dziecka),wwczas scena, ktr zobaczymy, bdzie pena zrcznoci i gracji. Najpierw kobieta perkalow chustprzytroczy sobie dziecko do plecw (ono cay czas pi, nie reaguje). Nastpnie kucnie i postawi swojnieodczn misk albo miednic pen wszelkiego jedzenia i innych towarw - na gowie. Terazwyprostuje si i zrobi taki ruch ciaem jak linoskoczek, kiedy stawia pierwszy krok na linie nadprzepaci: balansujc, chwyta rwnowag. W lew rk bierze plecion mat do spania, a prawprowadzi za rczk drugie dziecko. I tak - idc od razu bardzo rwnym, jednostajnym krokiem -wchodz na ciek len wiodc w wiat, ktrego nie znam i moe nigdy nie zrozumiem.

    Mj ssiad w autobusie. Mody czowiek. Buchalter w jakiej firmie w Kumasi, ktrej nazwy niedosyszaem.

    - Ghana jest niepodlega! - mwi przejty, zachwycony. -Jutro caa Afryka bdzie niepodlega! -zapewnia. - Jestemy wolni!

    I podaje mi rk w gecie, ktry ma oznacza: teraz Czarny moe Biaemu poda rk bezadnych kompleksw.

    - Widziae Nkrumaha? - pyta zaciekawiony. - Tak? To jeste szczliwym czowiekiem! Wiesz,co zrobimy z wrogami Afryki?

    mieje si ha-ha, ale dokadnie nie mwi, co zrobimy.

    9

  • - Teraz najwaniejsza jest owiata. Owiata, wyksztacenie, zdobywanie wiedzy. Tacy jestemynierozwinici, tacy nierozwinici! Myl, e cay wiat przyjdzie nam z pomoc. Musimy by zrozwinitymi krajami rwni! Nie tylko wolni - ale i rwni! Na razie oddychamy wolnoci. I to jest raj.To jest wspaniae!

    Ten jego entuzjazm jest tu powszechny. Entuzjazm i duma, e Ghana stoi na czele ruchu, dajeprzykad, przewodzi caej Afryce.

    Mj drugi ssiad, siedzcy po lewej stronie (autobus ma trzy miejsca w rzdzie), jest inny:zamknity w sobie, maomwny, wyczony. Od razu zwraca uwag, poniewa ludzie tutaj s z reguyotwarci, chtni do rozmowy, skorzy do opowiada i wygaszania wszelkich opinii. Dotd powiedziami tylko tyle, e nie pracuje i e ma z prac trudnoci. Jakie - nie mwi.

    W kocu jednak - kiedy wielki las kurczy si ju i maleje, co oznacza, e powoli dojedamy doKumasi - decyduje si co mi wyzna. Ot - ma kopoty. Jest chory. Nie jest zawsze, bez przerwychory, ale czasami, okresami -jest.

    By ju u rnych rodzimych specjalistw, ale aden mu nie pomg. Sprawa polega na tym, e wgowie, pod czaszk, ma zwierzta. Nie to, e widzi te zwierzta, e o nich rozmyla lub si ich boi - nie.Nic podobnego. Chodzi o to, e te zwierzta s w jego gowie, one tam yj, biegaj, pas si, poluj albopo prostu pi. Jeeli s to zwierzta agodne, jak antylopy, zebry czy yrafy, znosi je dobrze, s, nawetprzyjemne. Ale czasem przychodzi godny lew. Jest godny, jest wcieky - wic ryczy. I wtedy ryk tegolwa rozsadza mu czaszk.

    10

  • Struktura klanu

    Do Kumasi przyjechaem bez adnego celu. Na og uwaa si, e mie okrelony cel to dobrarzecz, bo wtedy czowiek czego chce i do czego zda; z drugiej jednak strony taka sytuacja nakadana niego koskie okulary: widzi tylko swj cel i nic wicej. Tymczasem to wicej szerzej - gbiej, moeby znacznie ciekawsze i waniejsze. Przecie wejcie w inny wiat to wejcie w jak tajemnic, a onamoe kry w sobie tyle labiryntw i zakamarkw, tyle zagadek i niewiadomych!

    Kumasi ley wrd zieleni i kwiatw, na agodnych wzgrzach. Jest jak wielki ogrd botaniczny, wktrym pozwolono osiedli si ludziom. Wszystko wydaje si tu yczliwe czowiekowi - klimat,rolinno, inni ludzie. Poranki s olniewajco pikne, cho trwaj tylko kilka minut. Jest noc i z tej nocynagle wypywa soce. Wypywa? Ten czasownik sugeruje przecie pewn powolno, pewien proces.Ono zostaje wyrzucone przez kogo w gr jak pika! Od razu widzimy ognist kul tak blisko nas, eodczuwa si pewien lk. W dodatku kula sunie w nasz stron, coraz bardziej. Zblia si.

    Widok soca dziaa jak strza startera: od razu miasto rusza z miejsca! Jak gdyby przez ca nocwszyscy czaili si w swoich blokach startowych i teraz, na sygna, na ten soneczny strza ruszyli i pognalido przodu. adnych stadiw porednich, adnych przygotowa. Od razu ulice pene ludzi, sklepyotwarte, dymi ogniska i kuchnie.

    Kumasi jest jednak ruchliwe w inny sposb ni Akra.Ruch w Kumasi jest miejscowy, regionalny, jakby zamknity w sobie. Miasto jest stolic

    krlestwa Ashanti (stanowicego cz Ghany) i czujnie strzee swojej innoci, swojej barwnej i ywejtradycji. Tu mona spotka przechadzajcych si ulic wodzw rodowych albo zobaczy obrzdekwywodzcy si z pradawnych czasw. Tu rwnie yje, wybujay w tej kulturze, wiat magii, czarw izakl.

    Droga z Akry do Kumasi to nie tylko piset kilometrw od wybrzea Atlantyku w gb Afryki,to take podr do tych obszarw kontynentu, na ktrych mniej jest ladw i znamion kolonializmuni w pasie przybrzenym. Albowiem rozlego Afryki, niedostatek spawnych rzek i brak jezdnychdrg, a take ciki, zabjczy klimat, byy co prawda przeszkod w jej rozwoju, ale zarazem stanowiynaturaln obron przed inwazj; sprawiy, e kolonialici nie mogli przenikn zbyt gboko. Trzymalisi brzegw morskich, swoich statkw i uzbrojonych fortyfikacji, swoich zapasw ywnoci i chininy.Jeeli w XIX wieku kto jak Stanley -odway si przewdrowa kontynent ze wschodu na zachd,to wyczyn taki by na wiecie tematem prasy i literatury przez wiele lat. Dziki tym przeszkodomkomunikacyjnym wiele kultur i zwyczajw afrykaskich mogo przetrwa do naszych czasw w niezmienionej postaci.

    Formalnie, ale tylko formalnie, kolonializm panuje w Afryce od czasu konferencji w Berlinie(1883-85), na ktrej kilka pastw Europy (gwnie Anglia i Francja, a take Belgia, Niemcy iPortugalia) podzielio midzy siebie cay kontynent - a do czasu wyzwolenia si Afryki w drugiejpoowie XX wieku. Faktycznie jednak penetracja kolonialna zacza si znacznie wczeniej, bo ju wXV wieku, i rozkwitaa przez nastpnych piset lat. Najbardziej haniebn i brutaln faz tego podbojuby trwajcy ponad trzysta lat handel niewolnikami afrykaskimi. Trzysta lat obaw, apanek, pocigwi zasadzek, organizowanych, czsto z pomoc afrykaskich i arabskich wsplnikw, przez biaychludzi. Miliony modych Afrykanw zostao wywiezionych - w koszmarnych warunkach, upychani wlukach statkw -za Atlantyk, aby tam w pocie czoa budowa bogactwo i potg Nowego wiata.

    Afryka - przeladowana i bezbronna - zostaa wyludniona, zniszczona, zrujnowana. Opustoszaycae poacie kontynentu, jaowy busz zars kwitnce i soneczne krainy. Ale najbardziej bolesne itrwae lady pozostawia ta epoka w pamici i wiadomoci Afrykanw: wieki pogardy, upokorzenia icierpie wytworzyy w nich kompleks niszoci i gdzie w gbi serca osadzone poczucie krzywdy.

    W momencie kiedy wybucha II wojna wiatowa, kolonializm przeywa apogeum. Jednakeprzebieg tej wojny, jej symboliczna wymowa w rzeczywistoci zapocztkoway klsk i koniec tegosystemu.

    11

  • Jak i dlaczego tak si stao? Wiele wyjani krtka wyprawa do mrocznej krainy mylenia wkategoriach rasy. Ot centralnym tematem, esencj, rdzeniem stosunkw midzy Europejczykami iAfrykanami, gwn form, jak te stosunki przybieraj w epoce kolonialnej, jest rnica ras, koloruskry. Wszystko, kada relacja, zaleno, konflikt przekada si na jzyk poj: Biay - Czarny; przyczym, oczywicie, Biay jest lepszy, wyszy, silniejszy ni Czarny. Biay to - sir, master, sahib, bwanakubwa, niekwestionowany pan i wadca, zesany przez Boga, aby rzdzi Czarnymi. WpajanoAfrykaninowi, e Biay jest nietykalny, niezwyciony, e Biali stanowi jednolit, zwart si. To byaideologia podpierajca system kolonialnej dominacji, ideologia, ktra gruntowaa przekonanie, ewszelkie jego kwestionowanie czy kontestacja nie maj adnego sensu.

    I nagle Afrykanie, ktrych werbowano do armii brytyjskiej i francuskiej, widz, e w tej wojnie,w ktrej uczestnicz w Europie, Biay bije Biaego, e strzelaj do siebie, e jedni drugim burzmiasta. Jest to rewelacja, zaskoczenie, szok. onierze afrykascy w armii francuskiej widz, e ichwadczyni kolonialna - Francja - jest pokonana i podbita. onierze afrykascy w armii brytyjskiejwidz, jak stolica imperium - Londyn -jest bombardowana, widz Biaych ogarnitych panik, Biaych,ktrzy uciekaj, o co prosz, pacz. Widz Biaych obdartych, godnych, woajcych o chleb. A wmiar, jak posuwaj si na wschd Europy i razem z biaymi Anglikami bij biaych Niemcw,napotykaj to tu, to tam kolumny odzianych w pasiaki biaych ludzi, ludzi-szkielety, ludzi-strzpy.

    Wstrzs, jakiego doznawa Afrykanin, kiedy obrazy wojny Biaych przesuway si przed jegooczyma, by tym silniejszy, e mieszkacom Afryki (poza maymi wyjtkami, a w wypadku np. Kongabelgijskiego - bez wyjtku) nie wolno byo do Europy, czy w ogle poza ich kontynent, jedzi. Oyciu Biaych mogli sdzi tylko na podstawie luksusowych warunkw, jakie mieli Biali w koloniach.

    Jeszcze i to: mieszkaniec Afryki, w poowie XX wieku, nie ma adnych rde informacji pozatym, co powie mu ssiad albo szef wioski czy kolonialny administrator. Wie on wic o wiecie tyle, cosam zobaczy w najbliszej okolicy albo co usyszy od innych w czasie wieczornej pogwarki przyognisku.

    Tych wszystkich kombatantw II wojny, ktrzy wrcili potem z Europy do Afryki, spotkamywkrtce w szeregach rnych ruchw i partii walczcych o niepodlego swoich krajw. Liczba tychorganizacji ronie teraz szybko, powstaj jak grzyby po deszczu. Maj rne orientacje, stawiaj sobieodmienne cele.

    Ci z kolonii francuskich wy suwaj na razie ograniczone postulaty. Nie mwi jeszcze owolnoci. Chc tylko, aby wszystkich mieszkacw kolonii uczyni obywatelami Francji. Paryodrzuca ten postulat. Owszem, obywatelem Francji zostanie ten, kto zostanie wyksztacony w kulturzefrancuskiej, wzniesie si do jej poziomu - tzw. evolue. Ale tacy oka si wyjtkami.

    Ci z kolonii brytyjskich s bardziej radykalni. Inspiracj, impulsem i programem sada nichmiae wizje przyszoci krelone przez potomkw niewolnikw, intelektualistw afro-amerykaskichw drugiej poowie XIX i pierwszej -XX wieku. Sformuowali oni doktryn, ktr nazwalipanafrykanizmem. Jej gwni twrcy to: dziaacz Alexander Crummwell, pisarz W.E.B. Du Bois idziennikarz Marcus Garvey (ten ostatni z Jamajki). Rnili si, ale w dwch punktach byli zgodni: 1)e wszyscy Czarni na wiecie - w Ameryce Poudniowej i w Afryce - tworz jedn ras, jedn kultur ie powinni by dumni ze swojego koloru skry; 2) e caa Afryka powinna by niepodlega izjednoczona. Ich haso brzmiao Afryka dla Afrykanw!". W trzecim, rwnie wanym punkcieprogramu, W.E.B. Du Bois gosi pogld, e Czarni powinni pozosta w tych krajach, w ktrychmieszkaj, natomiast Garvey - e wszyscy Czarni, gdziekolwiek s, powinni powrci do Afryki. Jakiczas sprzedawa on nawet fotografi Hajle Sellasje, utrzymujc, e jest to wiza powrotna. Umar w1940 roku nigdy nie zobaczywszy Afryki.

    Entuzjast panafrykanizmu sta si mody dziaacz i teoretyk z Ghany - Kwame Nkrumah. W1947 roku, po skoczeniu studiw w Ameryce, wrci do kraju. Zaoy parti, do ktrej przycignkombatantw II wojny, a take modzie, i na jednym z wiecw rzuci w Akrze bojowe haso:Niepodlego teraz!". Wtedy, w tamtej kolonialnej Afryce zabrzmiao to jak wybuch bomby. Ale wdziesi lat pniej Ghana staa si pierwszym na poudnie od Sahary niepodlegym krajem Afryki, aAkra - od razu prowizorycznym, nieformalnym centrum wszelkich ruchw, pomysw i dziaa dlacaego kontynentu.

    12

  • Panowaa tu gorczka wyzwolecza i mona byo spotka ludzi z caej Afryki. Przyjedao temnstwo dziennikarzy ze wiata. Sprowadzaa ich ciekawo, niepewno i nawet lk stoliceuropejskich - czy aby Afryka nie wybuchnie, czy nie poleje si tu krew Biaych, a nawet czy niepowstan armie, ktre, wyposaone w bro, jak podrzuc im Sowieci, nie sprbuj- w odruchuzemsty i nienawici - ruszy na Europ?

    Rano kupiem miejscow gazet Ashanti Pioneer" i poszedem szuka redakcji. Dowiadczenieuczy, e w takiej redakcji mona przez godzin dowiedzie si wicej, ni chodzc przez tydzie dornych instytucji i notabli. Tak byo i tym razem.

    W maym obskurnym pomieszczeniu, w ktrym wo przejrzaego mango czya si wprzedziwny sposb z zapachem farby drukarskiej, powita mnie wylewnie -jakby czekajc na t wizytnie wiedzie od kiedy - pogodny, korpulentny czowiek (Ja te jestem reporterem" powiedzia nawstpie) - Kwesi Amu.

    Przebieg i atmosfera powitania maj istotne znaczenie dla dalszych losw znajomoci, dlategoprzykadaj tu wielk wag do sposobu, w jaki si witaj. Najwaniejsze to od samego pocztku, odpierwszej sekundy okaza wielk, ywioow rado i serdeczno. Wic najpierw wycigamy rk.Ale nie tak formalnie, powcigliwie, wiotko, lecz przeciwnie -biorc duy, energiczny zamach tak,jakbymy chcieli witanemu nie tyle poda spokojnie rk, co mu j urwa. Jeeli jednak zachowuje onrk w caoci i na miejscu, to dlatego, e znajc cay obrzdek i reguy powitania, on rwnie zeswojej strony nabiera duego i energicznego zamachu i kieruje swoj rozpdzon rk w stron naszejrozpdzonej rki. Obie te, naadowane ogromn energi koczyny spotykaj si teraz w p drogi iwpadajc na siebie ze straszliwym impetem redukuj, a nawet znosz do zera, przeciwnie dziaajcesiy. Jednoczenie, kiedy nasze wprawione w ruch rce pdz sobie naprzeciw, wydobywamy z siebiepierwsz, donon, przecig kaskad miechu. Ma ona oznacza, e cieszymy si ze spotkania i ejestemy do spotkanej osoby dobrze usposobieni.

    Teraz nastpuje duga lista okolicznociowych pyta i odpowiedzi w rodzaju: Jak si masz? Czyjeste zdrw? Jak si czuje twoja rodzina? Czy wszyscy zdrowi? A dziadek? A babcia? A ciocia? Awujek?" - itd., itd., bo rodziny s tu liczne i rozgazione. Zwyczaj kae, eby kad z pomylnychodpowiedzi kwitowa kolejn kaskad dononego i ywioowego miechu, ktra powinna wywoapodobn, a nawet jeszcze bardziej homeryck kaskad u pytajcego.

    Czsto widzimy dwch (albo wicej) ludzi stojcych na ulicy i zanoszcych si miechem. Nieoznacza to, e opowiadaj sobie dowcipy. Oni si po prostu witaj. Natomiast jeeli miechyzamilkn- to albo zakoczy si akt powitania i mona przej do meritum rozmowy, albo, zwyczajnie,spotykajcy si ucichli, eby zmczonym trzewiom da przez chwil odpocz.

    Kiedy ju odbylimy z Kwesi cay huczny i wesoy rytua powitania, zaczlimy rozmow okrlestwie Ashanti. Ashanti opierali si Anglikom do koca XIX wieku i tak na dobr spraw nigdy imsi do koca nie poddali. A i teraz, w warunkach niepodlegoci, trzymaj si oni na dystans odNkrumaha i popierajcych go ludzi z wybrzea, ktrych kultury nie ceni sobie najwyej. S bardzoprzywizani do swojej przebogatej historii, swoich tradycji, wierze i praw.

    W caej Afryce kada wiksza spoeczno ma wasn, odrbn kultur, oryginalny systemwierze i obyczajw, swj jzyk i tabu, a wszystko to niezmiernie skomplikowane, arcyzawie itajemnicze. Dlatego wielcy antropolodzy nigdy nie mwili kultura afrykaska" czy religiaafrykaska", wiedzc, e nic takiego nie istnieje, e istot Afryki jest jej nieskoczona rnorodno.Widzieli kultur kadego ludu jako wiat odrbny, jedyny, niepowtarzalny. W ten te sposb pisali:E.E. Evans-Pritchard wyda monografi o Nuerach, M. Gluckman - o Zulu, G.T. Basden -o Ibo itd.Tymczasem umys europejski skonny do. racjonalnej redukcji, do szufladkowania i uproszcze,chtnie wpycha wszystko co afrykaskie do jednego worka i zadowala si atwymi stereotypami.

    - Wierzymy - powiedzia mi Kwesi - e czowiek skada si z dwch elementw. Z krwi, ktrdziedziczy po matce, i z ducha, ktrego dawc jest ojciec. Silniejszym z tych elementw jestpierwiastek krwi, dlatego dziecko naley do matki i jej klanu - nie do ojca. Jeeli klan ony kae jejzostawi ma i wraca do rodzinnej wioski, zabiera ona ze sob wszystkie dzieci (bo ona co prawda

    13

  • mieszka w wiosce i w domu ma, ale jest tam tylko niejako w gocinie). Ta szansa powrotu doswojego klanu sprawia, e jeeli m j porzuci, kobieta ma gdzie si podzia. Moe te sama siwynie, jeeli bdzie on dla niej despot. Ale s to sytuacje skrajne, bo zwykle rodzina jest siln iywotn komrk, w ktrej wszyscy maj zwyczajowo wyznaczone role i kady zna swojepowinnoci.

    Rodzina jest zawsze liczna - to kilkadziesit osb. M, ona (ony), dzieci, kuzyni. Jeeli jest tomoliwe, rodzina zbiera si czsto i wsplnie spdza czas. Wsplne spdzanie czasu jest jedn znajwikszych wartoci, ktr wszyscy staraj si szanowa. Wane jest, by mieszka razem albo bliskosiebie: jest duo prac, ktre mona wykona tylko zbiorowo - inaczej nie ma szansy na przeycie.

    Dziecko wychowuje si w rodzinie, ale w miar, jak dorasta, widzi, e granice jego wiataspoecznego sigaj dalej, e obok yj inne rodziny i e wiele tych rodzin razem stanowi klan. Klantworz ci wszyscy, ktrzy wierz, e mieli wsplnego praprzodka. Jeeli wierz, e kiedy ty i jamielimy tego samego praprzodka to naleymy do jednego klanu. Z tego przekonania wynikajniesychanie wane konsekwencje. Np. mczynie i kobiecie z tego samego klanu nie wolno miekontaktw seksualnych. Jest to objte najostrzejszym tabu. W przeszoci za jego naruszenie oboje byliskazywani na mier. Ale i dzi jest to cikie wykroczenie, ktre moe rozgniewa duchy przodkw icign na klan mas nieszcz.

    Na czele klanu stoi wdz. Wybiera go zgromadzenie klanu, ktremu przewodzi rada starszych.Starsi to szefowie wsi, wodzowie podklanw, funkcyjni wszelkiego rodzaju. Moe by kilkukandydatw i wiele gosowa, bo ten wybr ma znaczenie: pozycja wodza jest wana. Od momentuwyboru wdz staje si osob wit. Odtd nie wolno mu chodzi boso. Ani bezporednio siada naziemi. Nie wolno go dotkn ni powiedzie o nim zego sowa. e idzie wdz - wida z daleka porozpitym parasolu. Wielki wdz ma ogromny, zdobny parasol, ktry trzyma specjalny suga; mniejszywdz chodzi z normalnym parasolem kupionym u Araba na targu.

    Wdz klanu to funkcja o wyjtkowym znaczeniu. Sednem wiary ludzi Ashanti jest kultprzodkw. Klan obejmuje ogromn liczb istot, ale tylko cz moemy widzie i spotka, t cz,ktra yje na ziemi. Inni - wikszo -to przodkowie, ktrzy czciowo odeszli, ale w rzeczywistocinadal uczestnicz w naszym yciu. Patrz na nas, obserwuj nasze zachowanie. S wszdzie, wszystkowidz. Mog nam pomc, ale mog te ukara. Obdarzy szczciem albo skaza na zagad.Decyduj o wszystkim. Dlatego utrzymanie dobrych stosunkw z przodkami jest warunkiempomylnoci caego klanu i kadego z nas. A wanie za jako i temperatur tych stosunkwodpowiada wdz. Jest on porednikiem i cznikiem dwch integralnych czci klanu: wiataprzodkw i wiata ywych. To on komunikuje ywym, jaka jest wola i decyzja przodkw w danejsprawie, on rwnie baga ich o przebaczenie, jeeli ywi naruszyli obyczaj lub prawo.

    To przebaczenie mona uzyska, skadajc przodkom ofiary: kropic ziemi wod lub winempalmowym, odkadajc im jedzenie, zabijajc owce.. Wszystko to jednak moe nie wystarczy przodkowie bd gniewa si dalej, co oznacza dla ywych cige niepowodzenia i choroby.Najwikszy gniew wywouj: kazirodztwo, zabjstwo, samobjstwo, napad, obraanie wodza,czarownictwo.

    - Samobjstwo? - zdziwiem si. - Jak mona ukara kogo, kto popeni samobjstwo?- Prawo nasze nakazywao obci mu gow. Samobjstwo byo zamaniem tabu, a naczeln

    zasad kodeksu klanowego jest to, e kade przewinienie musi by ukarane. Jeeli zdarzy siprzewinienie, ktre nie spotka si z kar klan pogry si w katastrofie, stanie w obliczu zagady.

    Siedzielimy na werandzie jednego z wielu tutejszych barw. Pilimy fant; firma najwyraniejma tu monopol na sprzeda. Za kontuarem, oparszy gow na rkach, drzemaa moda barmanka. Byogorco i sennie.

    - Wdz - cign Kwesi - ma mnstwo innych obowizkw. Rozstrzyga spory i rozwizujekonflikty, jest wic rwnie i sdzi. Wane, a na wsiach wane szczeglnie, jest to, e wdzprzydziela rodzinom ziemi. Nie moe on tej ziemi da ani sprzeda, poniewa ziemia jest wasnociprzodkw. Oni s w niej, w jej wntrzu. Wdz moe j tylko przydzieli pod upraw. Jeeli polewyjaowieje, wyznaczy on rodzinie inny kawaek gruntu, a ten bdzie odpoczywa, nabiera si naprzyszo. Ziemia jest wita. Ziemia daje ludziom ycie, a to, co daje ycie, jest wite.

    Wdz cieszy si najwyszym szacunkiem. Jest otoczony rad starszych i nie moe zdecydowa oniczym bez zasignicia jej opinii i bez jej zgody. Tak rozumiemy demokracj. Rano kady z

    14

  • czonkw rady odwiedza dom wodza, aby pozdrowi gospodarza. W ten sposb wie on. e rzdzidobrze i ma poparcie. Jeeliby tych rannych wizyt nie byo, znaczyoby to, e straci zaufanie i musiodej. Stanie si tak wwczas, jeli popeni jedno z piciu przewinie. S nimi: pijastwo, obarstwo,konszachty z czarownikami, zy stosunek do ludzi i rzdzenie bez zasigania opinii rady starszych.Musi te odej, jeeli olepnie, zarazi si trdem lub postrada zmysy.

    Kilka klanw tworzy zwizek, ktry Europejczycy nazywaj plemieniem. Ashanti to poczenieomiu klanw. Na czele stoi krl - Ashantehene, otoczony rad starszych. Zwizek taki cz nie tylkowsplni praprzodkowie. Jest on take wsplnot terytorialn, kulturow i polityczn. Czasem taki ludjest potny, wielomilionowy, wikszy ni niejeden nard europejski.

    Dugo wahaem si, ale w kocu poprosiem go: - Powiedz mi co o czarownictwie. - Wahaemsi, poniewa jest to temat, o ktrym mwi si tu z niechci, a czsto po prostu pomija milczeniem.

    - Ju nie wszyscy w to wierz - odpowiedzia Kwesi. -Ale duo ludzi - tak. Wielu po prostu boisi nie wierzy. Moja babcia uwaa, e czarownice istniej i noc spotykaj si na wysokich drzewachstojcych pojedynczo w polu. Ale czy babcia widziaa kiedy czarownic? - pytaem j. - To jestniemoliwe - odpowiadaa z przekonaniem. Noc czarownice osnuwaj ca ziemi pajcz nici.Jeden koniec nici trzymaj w rku, drugi jest umocowany do wszystkich drzwi na wiecie. Jeeli ktoprbuje drzwi otworzy i wyj na zewntrz - porusza pajczyn. Czarownice to czuj i w popochuznikaj w ciemnociach. Rano mona tylko zobaczy strzpy pajczyn zwisajce z gazi i z klamekdrzwi.

    15

  • Ja, Biay

    W Dar es-Salaam kupiem starego land-rovera od Anglika, ktry wraca ju do Europy. By rok1962, kilka miesicy wczeniej Tanganika uzyskaa niepodlego i wielu Anglikw ze subykolonialnej stracio posady, stanowiska i nawet domy. W ich pustoszejcych klubach coraz to ktoopowiada, jak wszed rano do swojego pokoju w ministerstwie, a tam zza jego biurka umiecha sikto z miejscowych: - Przepraszam. Bardzo mi przykro!

    Ta okolicznociowa zmiana warty nazywa si afrykanizacj. Jedni witaj j z aplauzem, jakosymbol wyzwolenia, innych ten proces oburza. Wiadomo, kto si cieszy, a kto jest przeciwny. Londyni Pary, eby zachci swoich urzdnikw do pracy w koloniach, stwarzay chtnym do wyjazduwspaniae warunki ycia. Drobny, skromny urzdnik na poczcie w Manchesterze po przyjedzie doTanganiki dostawa will z ogrodem i basenem, samochody, sub, urlopy w Europie itd. Biurokracjakolonialna ya naprawd wietnie. I oto mieszkacy kolonii z dnia na dzie otrzymuj niepodlego.Przejmuj w nie zmienionej postaci pastwo kolonialne. Nawet dbaj o to, eby nic tu nie zmieni,poniewa to pastwo daje biurokratom fantastyczne przywileje, ktrych nowi waciciele oczywicienie chc si zrzec. Wczoraj jeszcze ubodzy i poniani, dzisiaj s ju wybracami, maj i wysokiepozycje, i pen kies. Ta kolonialna geneza pastwa afrykaskiego - w ktrym europejski urzdnikpacony by ponad sens i miar, a system ten zosta bez zmian przejty przez miejscowych - sprawia,e w niepodlegej Afryce walka o wadz przyja od razu niesychanie zacity i bezlitosny charakter.W jednej chwili, od jednego zamachu, powstaje tam nowa klasa rzdzca - buruazja biurokratyczna,ktra niczego nie wytwarza, nie produkuje, lecz tylko rzdzi spoeczestwem i korzysta z przywilejw.Prawo XX wieku, prawo zawrotnego popiechu, zadziaao i w tym wypadku - niegdy na powstanieklasy spoecznej trzeba byo dziesicioleci, nawet wiekw, tu wystarczyo kilka dni. Francuzi, ktrzy zprzymrueniem oka przygldali si owej walce o miejsca w nowej klasie, nazwali ten fenomen lapolitique du ventre (polityk brzucha), tak cile bowiem stanowisko polityczne byo zwizane zkrociowymi korzyciami materialnymi.

    Ale to jest Afryka i szczliwy nuworysz nie moe zapomnie o starej tradycji klanowej, a jedenz jej naczelnych kanonw brzmi: dziel si wszystkim, co masz, ze swoimi pobratymcami, z innymczonkiem klanu, czyli, jak si tu mwi, kuzynem (w Europie wi z kuzynem jest dosy ju saba iodlega, w Afryce kuzyn z linii matki jest waniejszy ni m). A wic masz dwie koszule - daj mujedn, masz misk ryu - daj mu poow. Kto amie t zasad, skazuje si na ostracyzm, na wygnanie zklanu, na budzcy zgroz status jednostki odosobnionej. To w Europie indywidualizm jest wartocicenion, w Ameryce nawet najbardziej cenion; w Afryce - indywidualizm jest synonimemnieszczcia, przeklestwa. Tradycja afrykaska jest kolektywistyczna, bo tylko w zgodnej gromadziemona byo stawi czoo pitrzcym si tu nieustannie przeciwnociom natury. A jednym z warunkwprzetrwania gromady jest wanie dzielenie si najmniejsz drobin tego, co posiadam. Kiedyotoczya mnie tu gromada dzieci. Miaem jeden cukierek, ktry pooyem na doni. Dzieci staynieruchomo, wpatrzone. Wreszcie najstarsza dziewczynka wzia cukierek, ostronie rozgryza go isprawiedliwie rozdaa wszystkim po kawaku.

    Jeeli kto w miejsce Biaego zosta ministrem i otrzyma jego will z ogrodem, jego pensj isamochody, wie o tym szybko dotrze do miejsca, skd w wybraniec losu pochodzi. Wiadomolotem byskawicy obiegnie okoliczne wioski. Rado i nadzieja wstpi w serca jego kuzynw.Wkrtce zacznie si ich pielgrzymka do stolicy. Tu bez trudu odnajd wyrnionego pociotka. Zjawisi przed bram jego domu, pozdrowi go, rytualnie pokropi dinem ziemi, aby podzikowaprzodkom za tak szczliwy obrt losu, a nastpnie rozgoszcz si w willi, na podwrzu, w ogrodzie.Wkrtce zobaczymy, jak w cichej rezydencji, w ktrej mieszka starszy Anglik z maomwn on,zrobio si rojno i gwarno. Przed domem od rana pali si ognisko, kobiety ubijaj kassaw wdrewnianych modzierzach, tum dzieci baraszkuje na klombach i rabatach. Wieczorem caa liczna

    16

  • rodzina zasiada na trawniku do kolacji bo cho zaczo si nowe ycie, zwyczaj pozosta dawny, zczasw odwiecznej biedy: je si tylko raz dziennie, wieczorem.

    Kto ma bardziej ruchliwe zajcie, a mniej respektu dla tradycji, prbuje zmyli trop. Razspotkaem w Dodomie ulicznego sprzedawc pomaraczy (niski jest z tego dochd), ktry w Dar es-Salaam przynosi mi do domu te owoce. Ucieszyem si i spytaem, co tu robi, piset kilometrw odstolicy. Musia ucieka przed kuzynami, wyjani. Dzieli si z nimi dugo, ale w kocu mia ju tegodosy i czmychn. Przez jaki czas bd mia troch grosza -cieszy si. - Dopki mnie nie znajd!

    Wspomnianych wypadkw awansu niepodlegociowego nie ma jeszcze w owym czasie takduo. W dzielnicy Biaych - nadal dominuj Biali. Bo Dar es-Salaam, podobnie jak inne miasta tejczci kontynentu, skada si z trzech oddzielonych od siebie dzielnic (najczciej wod albo pasmempustej ziemi).

    A wic najlepsza, najbliej morza pooona dzielnica naley oczywicie do Biaych. To OysterBay: wspaniae wille, tonce w kwiatach ogrody, puszyste trawniki, rwne, wysypane szutrem alejki.Tak, tu yje si naprawd luksusowo, tym bardziej e samemu nic nie trzeba robi: o wszystkotroszczy si cicha, czujna, dyskretnie poruszajca si suba. Tu czowiek przechadza si tak, jakprawdopodobnie robi to w raju: wolno, luno, zadowolony, e tu jest, zachwycony piknem wiata.

    Za mostem, za lagun, znacznie dalej od morza, toczy si kamienna, ruchliwa, handlowadzielnica. Jej mieszkacy to Hindusi, Pakistaczycy, Goaczycy, przybysze z Bangladeszu i Sri Lanki,wszyscy cznie nazywani tu Azjatami. Cho jest wrd nich kilku wielkich bogaczy, og yje sobierednio, bez adnego zbytku. Zajci s handlem. Kupuj, sprzedaj, porednicz, spekuluj. Licz,cigle licz, przeliczaj, krc gowami, kc si. Dziesitki, setki sklepw na ocie otwartych, ichtowar wywalony na chodnik, na ulic. Tkaniny, meble, lampy, garnki, lusterka, wiecideka, zabawki,ry, syropy, przyprawy - wszystko. Przed sklepem na krzele siedzi Hindus, jedna stopa oparta nasiedzeniu krzesa, cay czas dubie w palcach tej stopy.

    Kadej soboty po poudniu mieszkacy tej dusznej i ciasnej dzielnicy ruszaj nad morze.Ubieraj si wtedy odwitnie - kobiety w zocone sari, mczyni w schludne koszule. Jadsamochodami. Wewntrz toczy si caa rodzina, jedni u drugich na kolanach, na ramionach, nagowie: dziesi - pitnacie osb. Zatrzymuj samochd nad spadzistym brzegiem morza. O tej porzeprzypyw bije potn, oguszajc fal. Otwieraj okna. Wdychaj zapach morza. Wietrz si. Podrugiej stronie tej wielkiej wody, ktr widz przed sob, ley ich kraj, ktrego czasem ju nawet nieznaj - Indie. Przebywaj tu kilkanacie minut, moe p godziny. Potem kolumna zatoczonychwozw odjeda i na brzegu robi si znowu pusto.

    Im dalej od morza, tym wikszy upa, susza i kurz. Tam wanie na piasku, na nagiej, jaowejziemi stoj lepianki dzielnicy afrykaskiej. Poszczeglne jej czci maj nazwy dawnych wiosekniewolnikw sutana Zanzibaru Kariakoo, Hala, Magomeni, Kinondoni. Nazwy s rne, alestandard glinianych domw jednakowo biedny, a ycie ich mieszkacw liche, bez szansy poprawy.

    Dla ludzi z tych dzielnic wolno polega na tym, e mog teraz swobodnie chodzi po gwnychulicach tego stutysicznego miasta, a nawet zapuszcza si do dzielnicy Biaych. Niby nigdy nie byoto zakazane, bo Afrykanin mg zawsze tam si pojawi, ale musia mie jasny, konkretny cel: musiai do pracy albo wraca z pracy do domu. Oko policjanta atwo rozrniao chd kogo, komuspieszno byo do zaj, od jakiego bezcelowego, podejrzanego wasania si. Kady, w zalenoci odkoloru skry, mia tu przypisan rol i wyznaczone miejsce.

    Ci, ktrzy pisali o apartheidzie, podkrelali, e by to system wymylony i obowizujcy wPoudniowej Afryce, pastwie rzdzonym przez biaych rasistw. Ale teraz przekonaem si, eapartheid jest zjawiskiem duo bardziej uniwersalnym, powszechnym. Jego krytycy mwili, e jest tosystem wprowadzony przez zakutych Burw, aby rzdzi niepodzielnie i trzyma Czarnych w gettach,zwanych tam bantustanami. Ideologowie apartheidu bronili si: jestemy za tym, gosili, eby wszyscyludzie mieli coraz lepiej i mogli si rozwija, ale eby w zalenoci od koloru skry i przynalenocietnicznej rozwijali si oddzielnie. Bya to oszukacza myl, bowiem, kto zna realia, wiedzia, e zaow zacht, aby si wszyscy jednakowo rozwijali, kry si gboko niesprawiedliwy stan rzeczy: zjednej strony Biali mieli najlepsze gleby, przemys i bogate dzielnice miast, po drugiej natomiaststronie wegetowali Czarni, stoczeni na marnych, ppustynnych skrawkach ziemi.

    17

  • Idea apartheidu bya przewrotna do tego stopnia, e z czasem jej najwiksze ofiary zaczyupatrywa w niej pewne korzyci, jak szans na niezaleno, wygod bycia u siebie. Afrykaninmg bowiem powiedzie: - Nie tylko ja, Czarny, nie mog do ciebie wej, rwnie ty, Biay, jeelichcesz pozosta cay i nie czu zagroenia, lepiej nie wchod do mojej dzielnicy!

    Do takiego miasta przyjechaem na kilka lat jako korespondent Polskiej Agencji Prasowej.Krc po jego ulicach, szybko zorientowaem si, e jestem w sieciach apartheidu. Przede wszystkimponownie ody we mnie problem koloru skry. Jestem Biay. W Polsce, w Europie, nigdy si nad tymnie zastanawiaem, nie przychodzio mi to do gowy. Tutaj, w Afryce, stawao si to wyznacznikiemnajwaniejszym, a dla prostych ludzi -jedynym. Biay. Biay, czyli kolonialista, grabieca, okupant.Podbiem Afryk, podbiem Tanganik, wyciem w pie plemi tego, ktry akurat stoi przede mn,jego przodkw. Zrobiem go sierot. W dodatku sierot upokorzonym i bezsilnym. Wiecznie godnymi chorym. Tak, kiedy patrzy teraz na mnie, to wanie musi myle: Biay, ten, ktry mi wszystkozabra, bi dziadka batem po plecach, gwaci moj matk. Masz go teraz przed sob, przypatrz mu si!

    Nie umiaem rozwiza we wasnym sumieniu problemu winy. W ich oczach, jako Biay, byemwinny. Niewolnictwo, kolonializm, piset lat krzywdy - to przecie sprawka Biaych. Biaych? Awic i moja. Moja? Nie potrafiem rozbudzi w sobie tego oczyszczajcego, wyzwoleczego uczucia:poczu si winnym. Okaza skruch. Przeprosi. Przeciwnie! Z pocztku prbowaem kontratakowa:- Wycie byli skolonializowani? My, Polacy, te! Przez sto trzydzieci lat bylimy koloni trzechobcych pastw. Zreszt te Biaych. miali si, pukali w czoo, rozchodzili. Gniewaem ich, poniewapodejrzewali, e chc ich oszuka. Wiedziaem, e, mimo wewntrznego przewiadczenia o mojejniewinnoci, dla nich -jestem winny. Ci bosonodzy, godni i niepimienni chopcy mieli nade mnprzewag etyczn, t, ktr daje przeklta historia swoim ofiarom. Oni, Czarni, nigdy nikogo niepodbijali, nie okupowali, nie trzymali w niewoli. Mogli patrze na mnie z poczuciem wyszoci. Byli zrasy czarnej, ale czystej. Staem wrd nich saby, nie majc ju nic do powiedzenia.

    Wszdzie byo mi le. Biay kolor skry, cho uprzywilejowany, te trzyma mnie w klatceapartheidu. W tym wypadku co prawda ze zota, ale jednak w klatce Oyster Bay. Pikna dzielnica.Pikna, ukwiecona i - nudna. Owszem, mona tu byo chodzi wrd wysokich kokosowych palm,podziwia kbice si bugenwille i eleganckie, delikatne tunbergie, poronite gstym wodorostemskay. Ale co wicej? Co poza tym? Mieszkacami dzielnicy byli urzdnicy kolonialni, ktrzy mylelijedynie, aby doczeka koca kontraktu, kupi na pamitk skr krokodyla czy rg nosoroca iwyjecha. Ich ony rozmawiay albo o zdrowiu dzieci, albo o minionym lub zbliajcym si party. A jamiaem codziennie wysya korespondencj! O czym? Skd bra materia? Wychodzia tu jedna maagazeta - Tanganyika Standard". Odwiedziem jej redakcj, ale ludzie, ktrych tam zastaem, byliwanie Anglikami z Oyster Bay. I te ju si pakowali.

    Wybraem si do dzielnicy hinduskiej. Ale co w niej robi? Gdzie pj? Z kim rozmawia?Panuje zreszt straszny upa i nie da si dugo chodzi: nie ma czym oddycha, nogi sabn, caakoszula mokra. Waciwie po godzinie takiej wczgi ma si wszystkiego dosy. Pozostaje tylkojedno pragnienie: gdzie usi, koniecznie usi w cieniu, najlepiej pod wiatrakiem. W takichchwilach myli si: czy mieszkacy Pnocy wiedz, jakim skarbem jest to szare, zgrzebne, wieczniezachmurzone niebo, ktre ma jednak wielk, cudown zalet - nie ma na nim soca?

    Moim gwnym celem byy oczywicie przedmiecia afrykaskie. Miaem zapisane jakienazwiska. Miaem adres lokalu rzdzcej partii - TANU (Tanganyika African National Union). Niemogem odnale tego miejsca. Wszystkie uliczki jednakowe, piasek po kostki, dzieci nie daj przej,cisn si rozbawione, natarczywie ciekawe - Biay w tych niedostpnych obcym zaukach to jednaksensacja i widowisko. Z kadym krokiem traci si pewno siebie. Dugo czuj na sobie uwany,odprowadzajcy wzrok mczyzn siedzcych bezczynnie przed domami. Kobiety nie patrz, odwracajgowy: to muzumanki, ubrane w czarny, zarzucony luno strj bui-bui, zakrywajcy dokadnie cafigur i cz twarzy. Paradoks sytuacji polega na tym, e nawet gdybym spotka kogo z miejscowychAfrykanw i chcia duej z nim porozmawia, nie mielibymy gdzie pj. Dobra restauracja bya dlaEuropejczykw - poda dla Afrykanw. Jedni nie bywali u drugich, nie byo zwyczaju. Kady czu sile, jeeli znalaz si w miejscu niezgodnym z reguami apartheidu.

    18

  • Majc ju mocny, terenowy wz, mogem ruszy w drog. By powd: na pocztku padziernikassiadujcy z Tanganik kraj - Uganda - uzyskiwa niepodlego. Fala niepodlegociowa sza przezcay kontynent: w jednym tylko - 1960 roku siedemnacie krajw Afryki przestao by koloniami. Iproces ten, cho ju na mniejsz skal, trwa dalej.

    Z Dar es-Salaam do gwnego miasta Ugandy - Kampali, w ktrym miay si odby uroczystoci,pdzc od witu do nocy z moliwie maksymaln prdkoci, potrzeba trzech dni jazdy. Poowa trasyto asfalt, druga poowa - to drogi gruntowe, laterytowe, zwane afrykask tark, bo maj nawierzchnikarbowan, po ktrej mona jecha tylko z wielk szybkoci, po szczytach karbw, tak jak to jestpokazane w filmie Cena strachu".

    Pojecha ze mn Grek, troch makler, a troch korespondent rnych gazet w Atenach - Leo.Wzilimy cztery zapasowe koa, dwie beczki benzyny, beczk wody, jedzenie. Wyjechalimy owicie, kierujc si na pnoc, majc po prawej rce niewidoczny z drogi Ocean Indyjski, a po lewejnajpierw masyw Nguru, a potem cay czas step Masajw. Wzdu drogi, po obu stronach, zielono izielono. Wysokie trawy, gste, zwenione krzewy, rozoyste parasole drzew. I tak a do gryKilimandaro i do dwch lecych koo niej miasteczek Moshi i Arushy. W Arushy skrcilimy nazachd, w stron Jeziora Wiktorii. Po dwustu kilometrach zaczy si problemy. Wjechalimy naogromn rwnin Serengeti, najwiksze na wiecie skupisko dzikich zwierzt. Wszdzie, gdziespojrze, olbrzymie stada zebr, antylop, bawow, yraf. Wszystko to pasie si, hasa, bryka, cwauje. Ajeszcze tu przy drodze nieruchome lwy, troch dalej - gromada soni, a jeszcze dalej, na liniihoryzontu, wielkimi susami pomykajcy lampart. Nieprawdopodobne to wszystko, niewiarygodne.Jakby widziao si narodziny wiata, ten szczeglny moment, kiedy jest ju ziemia i niebo, kiedy swoda, roliny i dzikie zwierzta, a jeszcze nie ma Adama i Ewy. A wic wanie ten wiat ledwienarodzony, wiat bez czowieka, a to znaczy take i bez grzechu, widzi si tutaj, w tym miejscu, ijest to naprawd wielkie przeycie.

    19

  • Serce kobry

    Z tego nastroju uniesienia i ekstazy szybko sprowadziy nas na ziemi realia i zagadki naszejdrogi. Pierwsze, najwaniejsze pytanie: ktrdy jecha? Bo oto, kiedy znalelimy si na wielkiejrwninie, nasz szeroki dotd szlak zacz si nagle rozwidla, rozgazia w kilka wygldajcychidentycznie polnych drg idcych jednak w zupenie rnych kierunkach. I adnego drogowskazu,napisu, strzaki. Gadka jak st, poronita wysok traw rwnina, bez gr i rzek, bez naturalnychpunktw i znakw, tylko z t nie koczc si, coraz bardziej nieczyteln, spltan, zagmatwan siatkpolnych drg.

    Nie byo tu nawet skrzyowa, tylko co kilka kilometrw, a czasem nawet co kilkaset metrw,nowe i nowe rozgwiazdy, sploty i wzy, z ktrych podobne do siebie odnogi chaotycznie rozchodziysi w najprzerniejszych kierunkach.

    Spytaem Greka, co robi, ale on, rozgldajc si niepewnie, odpowiedzia mi tym samympytaniem. Dugo jechalimy na chybi trafi, wybierajc te drogi, ktre zdaway si prowadzi nazachd (a wic do Jeziora Wiktorii), ale wystarczyo przejecha kilka kilometrw, kiedy nagle, bezadnego powodu, wybrana odnoga zaczynaa skrca, w nie wiadomo jakim kierunku. Zupeniezagubiony, zatrzymywaem wz, zastanawiajc si ktrdy teraz? - tym bardziej e nie mielimy anidokadnej mapy, ani nawet kompasu.

    Wkrtce te pojawia si nowa trudno, bo przyszo poudnie, czas najwikszego upau, kiedywiat pogra si w martwocie i w ciszy. O tej porze zwierzyna chroni si w cieniu drzew. Ale stadabawow nie maj gdzie si ukry. S zbyt wielkie, zbyt liczne. Kade z nich moe liczy tysic sztuk.Takie stado w godzinie najwikszego upau po prostu nieruchomieje, zamiera. I to na przykad zamierawanie na drodze, ktr chcemy jecha. Zbliamy si; przed nami stoi tysic ciemnych, granitowychposgw, mocno osadzonych w ziemi, skamieniaych.

    Potna sia drzemie w tym stadzie, potna i - jeeli eksploduje gdzie przy nas - miertelna. Tosia grskiej lawiny, tyle e rozpalonej, oszalaej, napdzanej spienion krwi. Bernhard Grzimekopowiada, jak latajc maym samolotem, miesicami ledzi w Serengeti zachowanie bawow.Samotny baw w ogle nie reagowa na warkot pikujcego samolotu: spokojnie pas si dalej. Inaczejbyo, kiedy Grzimek nadlatywa nad due stado. Wystarczyo, e znalaz si w nim jakinadwraliwiec, jaki histeryk i mimoza, ktry na dwik motoru zacz si rzuca, chcia ucieka. Caestado natychmiast wpadao w panik i przeraone ruszao przed siebie.

    A tu stoi przede mn takie wanie stado. Co robi? Zatrzyma si i sta? Sta -jak dugo?Zawrci? Ju za pno: boj si zawrci, bo moe rzuc si za nami. To piekielnie szybkie, zaciekei wytrwae zwierzta. Robi znak krzya i wolno, wolno, na pierwszym biegu, na psprzgle,wjedam w stado. Jest ono wielkie, cignie si prawie po horyzont. Obserwuj byki, ktre s naczele. Te, ktre stoj na drodze samochodu, zaczynaj ospale, z namysem usuwa si na tyle, aby wzmg jecha. Przy czym nie usuwaj si nawet na centymetr wicej, ni jest to konieczne, i land-rovercay czas szoruje o ich boki. Jestem cay mokry. To jest tak, jakby si jechao zaminowan drog.Ktem oka spogldam na Leo. Ma zamknite oczy. Metr po metrze, metr po metrze. Cae stado stoi wmilczeniu. Nieruchome.

    Setki par mrocznych, wyupiastych oczu w masywnych bach. Te oczy zawilge, tpe, bezwyrazu. Trwa ten przejazd dugo, ta przeprawa zda si nie mie koca, ale wreszcie jestemy znowu nabezpiecznym brzegu - stado zostao w tyle, jego mocna, ciemna plama na tle zielonej powierzchniSerengeti staje si mniejsza i mniejsza.

    Im bardziej mija czas, im dalej jechalimy, krc i bdzc, tym wikszy czuem niepokj. Odrana nie spotkalimy adnych ludzi. Nie natrafilimy te ani na szos, ani bodaj na jaki drogowskaz.Upa by przeraajcy, nasila si z kad minut, jakby trasa, czy nawet wszystkie moliwe trasy,prowadzia prosto w soce i jakbymy jadc nieuchronnie zbliali si do momentu, w ktrymsponiemy jako ofiary zoone na jego otarzu. Rozpalone powietrze zaczo drga i falowa. Wszystko

    20

  • stawao si pynne, kady obraz poruszony i rozmyty jak na nieostrym filmie. Horyzont oddali si izatar, jakby podlega oceanicznemu prawu przypyww i odpyww. Szare, zakurzone parasoleakacjowcw poruszay si rytmicznie i zmieniay miejsce -zdawao si, e nios je jacy obkacy,ktrzy snuj si tu, nie wiedzc, gdzie si podzia.

    Ale najgorsze byo to, e drgna i zacza si porusza owa pogmatwana siatka drg, ktra odkilku godzin trzymaa nas w swojej zdradliwej i duszcej matni. Widziaem, jak ta sie, caa ta zawiageometria, ktrej co prawda nie umiaem rozszyfrowa, ale ktra bya jakim staym nieruchomymelementem na powierzchni sawanny, teraz sama szamoce si i dryfuje. Dokd dryfuje? Dokd cignienas uwikanych i miotajcych si w jej splotach? Gdzie sunlimy, Leo, samochd i ja, nasze drogi,sawanna, bawoy i soce, w jak nieznan, wiecc, rozjarzon przestrze.

    Nagle zgas silnik i samochd gwatownie stan. To Leo, widzc, e co si. ze mn dzieje,przekrci kluczyk w stacyjce. - Daj - powiedzia - poprowadz dalej. - Jechalimy tak, a zela upa iwtedy zobaczylimy daleko dwie afrykaskie chatki. Podjechalimy. Byy to puste domki, bez drzwi iokien. We wntrzu stay drewniane prycze. Domki te najwyraniej nie naleay do nikogo, miay poprostu suy przygodnym podrnikom.

    Nie wiem, jak znalazem si na pryczy. Byem ledwie ywy. Soce szumiao mi w gowie. ebyopanowa senno, zapaliem papierosa. Nie smakowa mi. Chciaem go zgasi i kiedy odruchowospojrzaem na moj rk kierujc si w stron podogi, zobaczyem, e chciaem go zgasi na gowielecego pod prycz wa.

    Zamarem. Zdrtwiaem do tego stopnia, e zamiast szybko cofn rk z arzcym sipapierosem, trzymaem j nadal nad gow wa. W kocu jednak zdaem sobie spraw z sytuacji:byem winiem mierciononego gada. Wiedziaem jedno: nie ma mowy, eby si ruszy. Rzuci si iugryzie. Bya to kobra egipska, szarota, leaa na glinianej pododze zwinita w regularny kbek.Jej jad szybko przynosi mier, a w naszej sytuacji - bez adnych lekw, w miejscu, z ktrego doszpitala mg by dzie drogi - byaby to mier niechybna. By moe w tym momencie kobraznajdowaa si w stanie jakiej katalepsji (podobno typowy dla tych gadw stan bezczucia i letargu),bo nie ruszaa si, leaa nieruchomo. Boe wity, co robi? - mylaem gorczkowo, zupenie juoprzytomniay.

    - Leo - szepnem gono - Leo, w!Leo by wewntrz wozu, wanie wyjmowa bagae. Milczelimy, nie wiedzc, jak postpi, a nie

    byo czasu, bo jeli kobra przebudzi si z katalepsji, zaraz rzuci si do ataku. Poniewa nie mielimyadnej broni, adnej maczety, nic, postanowilimy, e Leo zdejmie z wozu jeden kanister i bdziemynim prbowali zadusi kobr. By to pomys ryzykowny, ale zaskoczeni t nieoczekiwan sytuacj nieumielimy nic innego wymyli. Co trzeba byo robi. Nasza bezczynno dawaa inicjatyw kobrze.

    Mielimy ze sob kanistry z angielskiego demobilu, due, o mocnych, wystajcych kantach. Leo,ktry by potnym mczyzn, wzi jeden z nich i zacz skrada si do chatki. Kobra nic, leaanieruchomo. Leo, trzymajc za uchwyty kanister, unis go w gr i czeka. Stojc tak, oblicza,przymierza, celowa. Leaem nieruchomo na pryczy, napity, gotowy. I wtedy, nagle, w sekundzieLeo, trzymajc przed sob kanister, rzuci si caym ciarem na wa. W tym momencie ja z koleiprzygniotem koleg swoim ciaem. Byy to sekundy, w ktrych wayo si nasze ycie - wiedzielimyo tym. Ale waciwie pomylelimy o tym pniej, bo w momencie, kiedy kanister, Leo i ja runlimyna wa -wntrze chatki zamienio si w pieko.

    Nigdy nie przypuszczaem, e w jakim stworzeniu moe by tyle siy. Tyle strasznej,monstrualnej, kosmicznej siy. Sdziem, e krawd kanistra przetnie wa atwo, ale gdzie tam!Szybko uwiadomiem sobie, e mamy pod spodem nie wa, ale stalow, rozedrgan, rozwibrowanspryn, ktrej ani zama, ani skruszy nie sposb. Kobra rzucaa si i bia w podog z takrozszala wciekoci i furi, e wewntrz lepianki zrobio si ciemno od kurzu. Bia ogonem z takenergi i si, e gliniana podoga kruszya si i rozpryskiwaa, olepiajc nas tumanami pyu. Wpewnym momencie pomylaem ze zgroz, e nie damy rady, e gad wylinie si nam i obolay,ranny, rozjuszony, zacznie nas ksa. Jeszcze mocniej przygniotem koleg. Ten pojkiwa, lecpiersiami na kanistrze, nie mia czym oddycha.

    Wreszcie, ale trwao to dugo, ca wieczno, uderzenia kobry zaczy traci impet, wigor,czstotliwo. - Popatrz -odezwa si Leo - krew. - W istocie, szczelin podogi, przypominajcej terazporozbijane naczynie gliniane, sczya si powoli wska struka krwi. Kobra saba, saby te drgania

    21

  • kanistra, ktre czulimy cay czas i ktrymi dawaa nam zna o swoim blu i nienawici, drganiatrzymajce nas w cigym przeraeniu i panice. Ale teraz, kiedy byo ju po wszystkim, kiedystanlimy z Leo na nogi, a kurz w lepiance zacz rzedn i opada i kiedy spojrzaem znowu na twsikajc szybko struk krwi, zamiast zadowolenia i radoci, poczuem w sobie pustk, a nawetwicej - poczuem smutek, e to serce, ktre leao na samym dnie pieka, w ktrym przedziwnymzbiegiem okolicznoci bylimy jeszcze przed chwil wszyscy, e to serce przestao bi.

    Nazajutrz trafilimy na szeroki, rdzawy, laterytowy szlak, ktry gbokim ukiem okala JezioroWiktorii. Szlakiem tym, po kilkuset kilometrach jazdy przez zielon, bujn, dorodn Afryk,dotarlimy do granicy Ugandy. Waciwie nie byo granicy. Przy drodze staa prosta budka, miaa naddrzwiami wypalony na desce napis: Uganda". Bya pusta i zamknita. Takie granice, za ktreprzelewa si krew, miay powsta dopiero pniej.

    Pojechalimy dalej. Bya ju noc. Wszystko, co w Europie nazywa si zmierzchem i wieczorem,trwa tu ledwie kilka minut, nawet waciwie nie istnieje. Jest dzie i zaraz potem noc, jakby ktojednym przekrceniem kontaktu momentalnie wyczy prdnic soca. Tak, noc jest od razu czarna.W jednej chwili jestemy wewntrz jej najbardziej mrocznego jdra. Jeeli zastanie nas ona idcychprzez busz, musimy natychmiast stan: nic nie wida, jakby kto znienacka wcisn nam worek nagow. Tracimy orientacj, nie wiemy, gdzie jestemy. W takich ciemnociach ludzie rozmawiaj zesob, zupenie si nie widzc. Chc si nawoywa, nie wiedzc, e stoj obok siebie. Ciemnorozdziela i przez to tym bardziej wzmaga pragnienie, aby by razem, w gromadzie, we wsplnocie.

    Pierwsze godziny nocy to najbardziej towarzyski czas w Afryce. Nikt nie chce wtedy by sam.Sam? To nieszczcie, to potpienie! Dzieci te nie id tu spa wczeniej. W krain snu wkraczamyrazem - ca rodzin, klanem, wiosk.

    Jechalimy przez Ugand ju upion, niewidoczn za zason nocy. Gdzie w pobliu musiaoby Jezioro Wiktorii, gdzie krlestwa Ankole i Toro, pastwiska Mubende, Wodospady Murchinsona.Wszystko to na dnie nocy czarnej jak sadza. Nocy penej ciszy. Reflektory samochodu przenikayciemno gboko, w ich wietle wirowa oszalay rj muszek, gzw i moskitw, ktre pojawiay sijakby znikd, przez uamek sekundy odgryway na naszych oczach swoj yciow rol - optaczytaniec owada - i nastpnie giny bezlitonie miadone przez mask pdzcego wozu.

    Tylko od czasu do czasu w tej jednolitej masie ciemnoci pojawia si wietlna oaza, jarzca si zdaleka, jarmarczne kolorowa buda: to sklepik hinduski, duka. Znad stosw biszkoptw, paczekherbaty, papierosw i zapaek, znad puszek sardynek i kostek myda wystaje owietlona unjarzeniwek i lamp gowa waciciela nieruchomo siedzcego Hindusa, ktry z cierpliwoci inadziej oczekuje na spnionych klientw. Blask tych sklepikw, ktry jak gdyby pojawia si i gasna nasze zawoanie, rozwietla nam, niby samotne latarnie na pustej ulicy, ca drog do Kampali.

    Kampala przygotowywaa si do wita. Za kilka dni - 9 padziernika - Uganda miaa otrzymaniepodlego. Skomplikowane gry i przetargi toczyy si do ostatniej chwili. Wszystko w politycewewntrznej Afryki i jej poszczeglnych pastw jest zawie i popltane. Bierze si to std, eeuropejscy kolonialici pod wodz Bismarcka na konferencji w Berlinie, dzielc midzy sob Afryk,upchali okoo dziesiciu tysicy krlestw, federacji i bezpastwowych, ale samodzielnych zwizkwplemiennych, jakie istniay na tym kontynencie w poowie XIX wieku, w granicach zaledwieczterdziestu kolonii. Tymczasem wiele z tych krlestw i zwizkw plemiennych miao za sob dughistori wzajemnych konfliktw i wojen. I oto, nie pytane o zdanie, znalazy si nagle w obrbie jedneji tej samej kolonii, podlegajc tej samej (obcej zreszt) wadzy, wsplnemu prawu.

    A teraz zacza si epoka dekolonizacji. Stare stosunki midzy etniczne, ktre obca wadza tylkozamrozia lub je zwyczajnie ignorowaa, nagle odyy, stay si znowu aktualne. Pojawia si szansawyzwolenia, tak, ale wyzwolenia pod takim warunkiem, e wczorajsi przeciwnicy i wrogowie utworzjedno pastwo, ktrego bd zgodnymi gospodarzami, patriotami i obrocami. Dawne metropoliekolonialne i przywdcy ruchw wyzwoleczych Afryki przyjli zasad, e jeeli w jakiej koloniiwybuchn krwawe konflikty wewntrzne - terytorium takie nie uzyska niepodlegoci.

    22

  • Proces dekolonizacji mia dokonywa si-jak to okrelano - metodami konstytucyjnymi, przyokrgym stole, bez wielkich politycznych dramatw, przy zachowaniu rzeczy najwaniejszych: abyobrt bogactw i towarw midzy Afryk i Europ odbywa si bez zbytnich zakce.

    Sytuacja, w jakiej mia si dokona skok do krlestwa wolnoci, stawiaa wielu Afrykanwwobec trudnego wyboru. Zderzay si w nich bowiem dwie pamici, dwie lojalnoci, ktre prowadziyze sob bolesny, trudny do rozstrzygnicia spr. Z jednej strony bya to gboko zakodowana pamihistorii wasnego klanu i ludu, wiedza o sojusznikach, jakich znajdoway one w potrzebie, i wrogach,jakich naleao darzy nienawici, z drugiej za, chodzio przecie o to, aby wej do rodzinyniepodlegych, nowoczesnych spoeczestw, czego warunkiem byo wanie wyzbycie si wszelkiegoetnicznego egoizmu i zalepienia.

    Taki wanie problem istnia w Ugandzie. W obecnych granicach by to kraj mody, majcyzaledwie kilkadziesit lat. Ale na czci jego terytorium znalazy si cztery stare krlestwa: Ankole,Buganda, Bunyoro i Toro. Historia ich wzajemnych ans i konfliktw bya tak barwna i bogata jakdzieje walk Celtw z Sasami czy Gibelinw z Gwelfami.

    Najsilniejsze z nich byo krlestwo Bugandy, ktrego stolica - Mengo - stanowia jedn z dzielnicKampali. Mengo jest jednoczenie nazw wzgrza, na ktrym stoi paac krlewski. Kampala bowiem,miasto nadzwyczajnej urody, pene kwiatw, palm, mangowcw i poinsecji, pooone jest na siedmiuagodnych, zielonych wzgrzach, z ktrych cz schodzi prosto do jeziora.

    Kiedy kolejno na tych wzgrzach powstaway paace krlewskie: jeeli umiera krl,pozostawiano opuszczony paac, a nowy budowano na wzgrzu nastpnym. Chodzio o to, abyzmaremu nie przeszkadza w dalszym sprawowaniu wadzy, co czyni on nadal, co prawda ju zzawiatw. W ten sposb wadz miaa caa dynastia, a aktualny krl by tylko jej dyurnym,tymczasowym przedstawicielem.

    W 1960 roku, dwa lata przed wyzwoleniem, ludzie nie uwaajcy si za podwadnych krlaBugandy utworzyli parti UPC (Uganda People's Congress), ktra wygraa pierwsze wybory. Na jejczele sta mody urzdnik Milton Obote; poznaem go jeszcze w Dar es-Salaam.

    Dziennikarze, ktrych oczekiwano w Kampali, mieli mieszka w barakach stojcego nieco zamiastem starego szpitala (nowy - dar krlowej Elbiety - oczekiwa wanie na otwarcie).Przyjechalimy pierwsi, baraki, biae i schludne, stay jeszcze puste. W gwnym, frontowym budynkudostaem klucz do pokoju. Leo pojecha na pnoc zobaczy Wodospady Murchinsona. Zazdrociemmu, ale musiaem zosta, eby zebra materia do reportau. Odnalazem swj barak, ktry sta nazboczu, daleko, wrd bujnych cynamonowcw i tamaryndw. Wejcie do mojego pokoju byo nakocu dugiego korytarza. Wszedem, postawiem walizk i torb, zamknem drzwi. I w tymmomencie zobaczyem, e stojce tam ko, st i szafka unosz si do gry i wysoko, pod sufitem,zaczynaj coraz szybciej wirowa.

    Straciem przytomno.

    23

  • Wewntrz gry lodowej

    Kiedy otworzyem oczy, zobaczyem biay duy ekran, a na jego jasnym tle twarz czarnejdziewczyny. Jej oczy przez moment wpatryway si we mnie, potem, razem z twarz, znikny. Zachwil na ekranie pojawia si gowa Hindusa. Musia on nachyli si nade mn, bo raptemzobaczyem j w zblieniu, jakby wielokrotnie powikszon.

    - Dziki Bogu, yjesz - usyszaem. - Ale jeste chory. Masz malari. Malari mzgow.Natychmiast oprzytomniaem, chciaem nawet usi, ale poczuem, e nie mam siy, e le

    zupenie bezwadnie. Malaria mzgowa (ktra po angielsku nazywa si cerebral malaria} jestpostrachem tropikalnej Afryki. Kiedy - zawsze koczya si fatalnie. Ale i teraz jest grona, a czsto -miertelna. Jadc tu, pod Arush mijalimy cmentarz jej ofiar, lad epidemii, ktra przesza tamtdyprzed kilku laty.

    Prbowaem rozejrze si wok siebie. Biay ekran nade mn by sufitem pokoju, w ktrymleaem. Znajdowaem si w otwartym wanie Mulago Hospital jako jeden z jego pierwszychpacjentw. Dziewczyna bya pielgniark o imieniu Dora, a Hindus - lekarzem, doktorem Patelem.Powiedzieli mi, e dzie wczeniej przywioza mnie tu karetka pogotowia, ktr wezwa Leo. Leo byna pnocy, obejrza Wodospady Murchinsona i po trzech dniach wrci do Kampali. Wszed domojego pokoju i zobaczy, e le nieprzytomny. Pobieg na portierni, eby wezwa pomoc, ale by towanie dzie, kiedy ogoszono niepodlego Ugandy, cae miasto taczyo, piewao, nurzao si wpiwie i winie palmowym, pogubiony Leo nie bardzo wiedzia, jak interweniowa. W kocu sampojecha do szpitala i sprowadzi karetk. Tak oto znalazem si tu, w separatce, w ktrej wszystkojeszcze pachniao wieoci, spokojem i adem.

    Pierwszym sygnaem nadcigajcego ataku malarii jest wewntrzny niepokj, ktry zaczynamyodczuwa nagle i bez wyranego powodu. Co si z nami stao, co niedobrego. Jeeli wierzymy wduchy - wiemy co: to wszed w nas zy duch, kto rzuci na nas czary. Ten duch obezwadni nas iprzygwodzi. Tote wkrtce ogarnia nas otpienie, marazm, ociao. Wszystko nas drani. Przedewszystkim drani wiato, nienawidzimy wiata. Drani nas inni - ich haaliwe gosy, ich odraajcyzapach, ich szorstki dotyk.

    Ale nie mamy duo czasu na te odrazy i wstrty. Bo szybko, a czasem nagle, bez adnychwyranych znakw ostrzegawczych, przychodzi atak. Jest to nagy, gwatowny atak zimna. Zimnapodbiegunowego, arktycznego. Oto kto wzi nas, nagich, rozpalonych w piekle Sahelu i Sahary, irzuci wprost na lodowat wyyn Grenlandii i Spitsbergenu, midzy niegi, wichry i zamiecie. Co zawstrzs! Co za szok! W sekund robi si nam zimno, przeraliwie, przeszywajco, upiornie zimno.Zaczynamy dygota, trz si, szamota. Od razu czujemy jednak, e nie jest to dygot, jaki znamy zwczeniejszych dowiadcze, ot, kiedy zmarzlimy zim na mrozie, lecz e s to miotajce namiwibracje i konwulsje, ktre za chwil rozerw nas na strzpy. I eby jako ratowa si, zaczynamybaga o pomoc.

    Co przynosi w takich chwilach najwiksz ulg? Waciwie jedyne, co moe nam doraniepomc: e kto nas okryje. Ale nie tak, po prostu, okryje kocem, derk lub kodr. Chodzi o to, eby tookrycie przygniatao nas swoim ciarem, eby zamykao nas w jakiej ciskajcej formie, eby nasmiadyo. Wanie o takiej sytuacji bycia miadonym marzymy w tej chwili. Tak chcielibymy, ebyprzetoczy si nad nami walec drogowy!

    Kiedy miaem silny atak malarii na biednej wsi, gdzie nie byo adnych ciepych okry. Chopipooyli na mnie wieko jakiej skrzyni i siedzieli na nim cierpliwie, czekajc a minie moje najgorszedygotanie. Najbardziej biedni s ci, ktrzy maj atak malarii i nie ma czym ich okry. Widzimy ichczsto przy drogach, w buszu lub w lepiankach, jak le na ziemi pprzytomni, oblani potem,zamroczeni, a ich ciaami targaj rytmiczne fale owych malarycznych konwulsji. Ale nawet otulenituzinem kocy, kurtek i paszczy szczkamy zbami i jczymy z blu, poniewa czujemy, e to zimnonie przychodzi z zewntrz - na dworze jest czterdziestostopniowy upa! - lecz, e mamy je wewntrz,w sobie, e te Grenlandie i Spitsbergeny s w nas, e wszystkie kry, tafle i gry lodowe pyn przeznas, przez nasze yy, minie i koci. I moe myl ta napeniaby nas lkiem, gdybymy byli w stanie

    24

  • zdoby si jeszcze na wysiek odczuwania czegokolwiek. Ale myl owa przychodzi w chwili, kiedy pokilku godzinach szczyt ataku stopniowo mija i zaczynamy bezwadnie zapada w stan kracowegowycieczenia i bezsiy.

    Atak malarii jest nie tylko blem, ale jak kady bl -jest te przeyciem mistycznym.Wchodzimy w wiat, o ktrym jeszcze przed chwil nic nie wiedzielimy, tymczasem on okaza siistnie obok nas, a w kocu zawadn nami, stalimy si jego czci: odnajdujemy w sobie jakielodowate zapadliska, przepacie i otchanie, ktrych obecno napenia nas cierpieniem i strachem. Aleta chwila odkry mija, duchy opuszczaj nas, wynosz si i znikaj, a to, co zostaje na miejscu, podgr najdziwaczniejszych okry, jest naprawd godne poaowania.

    Czowiek tu po silnym ataku malarii jest ludzkim strzpem. Ley w kauy potu, nadalgorczkuje, nie moe poruszy rk ani nog. Wszystko go boli, ma zawroty gowy i nudnoci. Jestwyczerpany, saby, zwiotczay. Taki czowiek niesiony przez kogo na rkach sprawia wraenie, jakbynie mia koci ani mini. I minie wiele dni, zanim znowu stanie na nogi.

    Co roku malaria nka w Afryce dziesitki milionw, ludzi, a tam, gdzie grasuje najczciej - naterenach podmokych, nisko pooonych, bagiennych - zabija co trzecie dziecko. S rne rodzajemalarii, niektre, agodne, przechodzi si jak gryp. Ale nawet one wyniszczaj kadego, kto padnieich ofiar. Raz - dlatego, e w tym zabjczym klimacie z trudem znosi si najlejsz niedyspozycj,dwa - poniewa Afryka-nie czsto s ni