40

Souterrain Noveau Dec 2012

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Magazyn literacki

Citation preview

Page 1: Souterrain Noveau Dec 2012
Page 2: Souterrain Noveau Dec 2012

UWAGA! Materiał objęty prawami autorskimi!

Serwis Podziemie Opowiadań rozprowadza niniejszy ma-gazyn na licencji Copyright. Oznacza to, że magazyn, ani żad-na jego część nie może być powielana, modyfikowana i roz-powszechniana bez zgody jej autorów, chyba że zaznaczono inaczej na stronie poświęconej wykorzystanym materiałom. Teksty tutaj zamieszczone są wyłączną własnością ich autorów i redakcja zastrzega sobie prawo do usunięcia ich z niniejsze-go magazynu, jeśli autor wyrazi takie życzenie.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_autorskieCopyright © Podziemie Opowiadań 2012

Wszelkie prawa zastrzeżone

Page 3: Souterrain Noveau Dec 2012

3

W tym numerze:

Handlarz: kiedyś byłem mechanikiem 4

Transcendencja 10

Noc komety: Hibernatus 14

Pętla 24

Mur 24

Jestem alkoholikiem 25

Tajemnica złotych piór 26

Kły w ciemności 32

Ogłoszenie: Le Paradis des Histoires 38

Page 4: Souterrain Noveau Dec 2012

4

Handlarz: Kiedyś byłem mechanikiemAutorka: Darena

Od zawsze uwielbiałem swoją pracę. Już jako dziecko marzyłem o dalekich podróżach, nowych znajomościach, poznawaniu zagranicznych kultur, religii, kuchni, smaków, obyczajów i narodowości. Stanowisko redaktora w ogólnopolskiej gazecie okazało się strzałem w dziesiątkę. Zacząłem pisać pod koniec szkoły podstawowej, ale dopiero kilka lat później przekonałem się, że można połączyć pasję z zawodem. Ukoń-czyłem technikum mechaniczne, nigdy nie poszedłem na studia. Dzisiaj jestem dziennikarzem po trzydziestce, który wyłapuje sensacje ze wszystkich stron świata. Opowiem Wam historię, Drodzy Czytelnicy, która wpłynęła na mój światopogląd i całe życie.

Czekałem na dworcu PKP w Poznaniu. Pociąg spóźniał się już ja-kieś dziesięć minut, co chyba nikogo nie wprawiło w jakiekolwiek zdzi-wienie. Spojrzałem nerwowo na zegarek i zamknąłem na chwilę oczy. „Tak, jedzie!” – pomyślałem, gdy usłyszałem sygnał ostrzegawczy nad-jeżdżającej lokomotywy. Zarzuciłem ciemny plecak na ramię i podszed-łem do żółtej linii. Po jakiejś minucie przechadzałem się korytarzem, szukając wolnego miejsca w przedziale.

– Dzień dobry! To wolne miejsce? – spytałem, wchodząc do jed-nego z przedziałów, gdzie siedział tylko jeden mężczyzna.

– Siadaj pan. – Odwrócił głowę w stronę okna.

Zająłem miejsce przy samym wejściu. Mężczyzna, który jechał ze mną, nie był wyjątkowo rozmowny, dlatego zająłem się czytaniem jed-nej z książek Kapuścińskiego. Zawsze je czytałem, gdy musiałem na-pisać reportaż lub dobry artykuł. Był… Jest dla mnie wzorcem dobrego dziennikarza, który dla napisania dobrego tekstu poświęciłby własne życie. Zagłębiałem się w świat… Afryka, Lagos, czyhające niebezpie-

Page 5: Souterrain Noveau Dec 2012

5

czeństwa. Strona pierwsza, druga, trzecia, czwarta… Warszawa! Odsłoniłem lewy rękaw koszuli i, ku mojemu zdziwieniu, minęły ponad cztery godziny od momentu wyjazdu. Wziąłem swoje rzeczy i z ogromnym trudem wyszedłem z pociągu. Wyciągnąłem mapę, którą pożyczyłem przed wyjazdem. W środku znajdowała się kartka, na której zanotowałem odpowiedni adres. Wyszedłem na zewnątrz, by męczyć się przez jakieś dwadzieścia minut z określeniem lokalizacji. Nie wytrzymałem i zaczepiłem przechodzącą kobietę. Miałem wyjątkowe szczęście, trafiając na rodowitą Warszawiankę. Wzięła długopis do ręki i zaznaczyła trasę do zakładu karnego. Teraz już wiecie, że dziennikarstwo nie jest tylko pisaniem. To również zbieranie informacji, liczne wyjazdy, szukanie odpowiedniej drogi – niekoniecznie w określeniu zwykłej ulicy.

Nie mogłem uwierzyć, gdy po dwóch męczących godzinach sta-nąłem przed wejściem budynku. Obejrzałem go z każdej strony i pod-świadomie zanotowałem każdy szczegół. Szare, chropowate ściany przypominały scenerię z horroru. Miejscami odpadający tynk i kraty w oknach coraz bardziej utwierdzały mnie w przekonaniu, że znalazłem się w okolicy zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Podszedłem do odra-panych drzwi, które za czasów swojej świetności były prawdopodobnie ciemnobrązowe. Złapałem niepewnie za klamkę i mocno pociągnąłem do siebie. Przekroczyłem próg, zamykając za sobą żelazne wrota. „Coś się stanie” – myślę znowu. Od wejścia do środka męczyło mnie dziwne przeczucie, że wydarzy się coś wyjątkowego, coś, co wyróżni ten jeden dzień. Przetarłem oczy i ruszyłem w kierunku dyżurki.

– Witam – powiedziałem, schylając się do dziury w szklanej szy-bie. – Jestem dziennikarzem i…

– Ach, to pan – przerwał moją wypowiedź. – Już! Już wychodzę i prowadzę pana do pokoju przesłuchań. Tam będziecie mogli w spokoju przeprowadzić wywiad. – Wyszedł, zamykając pomieszczenie na klucz. – Proszę tylko o dokument tożsamości. Rozumie pan, obowiązują mnie pewne procedury.

– Zaraz znajdę. – Sięgnąłem dłonią do kieszeni skórzanej kurtki,

Page 6: Souterrain Noveau Dec 2012

Handlarz: Kiedyś byłem mechanikiem 6

wyciągając po chwili czarny portfel. – Wyszedłbym z siebie, gdyby okazało się, że moje dokumenty zostały w Poznaniu. Proszę, oto i on. – Podałem dowód osobisty strażnikowi.

– Ta, wszystko się zgadza. Za mną. – Machnął dłonią i ruszył kory-tarzem przed siebie. – Zastanawia mnie, co skłoniło tego gościa do udzielenia wywiadu. – Pokręcił głową z niedowierzania i spojrzał w moją stronę. – Ma pan wyjątkowy dar przekonywania ludzi, czy to po prostu było szczęście?

– Dziennikarz musi być urodzonym szczęściarzem – odpowiedzia-łem, uśmiechając się lekko jednym kącikiem ust.

– Wy, dziennikarze, polujecie tylko na ludzkie nieszczęścia, by zrobić z nich sensację – mruknął bez entuzjazmu.

– Źle pan to interpretuje. Dziennikarz nie robi niczego dla sławy, bo raczej mało się mówi o sławach – zaakcentowałem ostatnie słowo, by nabrało wydźwięku sarkazmu – w mojej branży. Nagłaśniamy sprawy, to jest niepodważalnym faktem. Ale nie robimy tego dla własnej korzyści, a dla dobra ludzi, by wydarzenie ujrzało światło dzienne.

– Niech pan po prostu wykona swoją robotę, bo ja nie zmienię swojego zdania. – Wsadził klucz do zamka i dwukrotnie przekręcił. – To tutaj. – Wskazał ręką, bym wszedł do środka.

Pomieszczenie wyglądało już bardziej zachęcająco niż samo wej-ście i zaniedbany budynek. Na dolną część ściany położono tapetę w odcieniach soczystej zieleni, a górę pomalowano na biało. Po lewej stro-nie od wejścia stała szafka z dokumentami, a na prawo znajdował się drewniany stół o bladym, białobeżowym blacie. Do kompletu dołączono dwa krzesła, które dosunięto starannie do stołu. Nad nimi wisiało wiel-kie lustro – logika podpowiadała, że jest to lustro weneckie.

– Niech pan sobie usiądzie i przygotuje wszystko do swojego wy-wiadu – zrobił kilka kroków wstecz – a ja udam się po owego więźnia. – Wyszedł z pomieszczenia.

Usiadłem na jednym z krzeseł i wyciągnąłem dyktafon, na którym nagrywałem wszelkie rozmowy. Czasem musiałem korzystać z możli-wości nagrań w telefonie, jednak przyzwyczaiłem się do standardowych metod. Położyłem na blacie notes, termos z gorącą kawą i dwa kubki.

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Page 7: Souterrain Noveau Dec 2012

7

Oparłem się o ścianę, dotykając głową lustra weneckiego. Zanotowałem kilka pytań, które przeszły mi przez myśl. Po chwili usłyszałem dźwięk naciskanej klamki. Odwróciłem się i zobaczyłem wchodzącego męż-czyznę i pospieszającego go strażnika.

– Właź i nic nie kombinuj, Szymański. – Strażnik pchnął mężczyz-nę na krzesło. – Widzisz ten guzik na ścianie? – Odwrócił się w moją stronę. – Jakbyście skończyli, to wciśnij go i czekaj na mnie. Mam swo-je procedury i muszę zamknąć was na klucz. Wszystko jasne? – Oparł się o próg, uderzając kluczami o dłoń.

– Jasne – rzuciłem krótką odpowiedź.

Strażnik zamknął za sobą drzwi. Po chwili dało się słyszeć szczę-knięcie zamka i tupot wojskowych butów. Spojrzałem na mężczyznę siedzącego przede mną. Niewysoki blondyn o zielonych oczach również spoglądał na mnie. Położył skute w kajdanki dłonie na blacie i rozpro-stował nogi. Rozsiadł się wygodnie, czekając na moją inicjatywę. Przy-glądałem się jego krótko przystrzyżonym włosom, co raczej uchodziło

Page 8: Souterrain Noveau Dec 2012

Handlarz: Kiedyś byłem mechanikiem 8

za normalne w więzieniu. Wydawało mi się, że miał drobną bliznę, choć

równie dobrze mogło to być przebarwienie skóry – ciężko stwierdzić

przez zasłaniające włosy. Czupryna, niby koloru blond, przypominała

trochę słomkowy kolor, który lśnił letnim blaskiem pod wpływem pada-

jącego światła. Oczu pozazdrościłaby mu niejedna kobieta. Zielony,

wręcz koci odcień wyglądał na obróbkę w profesjonalnym programie

graficznym. Lekko skośne, nad którymi znajdowały się jasne, krzaczaste

brwi. Nos był minimalnie zakrzywiony. Wyglądało to jak pamiątka z

dziecięcej bójki. Wąskie, różowe usta, szczupła szyja. Ogólnie był bar-

dzo chudy. Jednak wątpię, by było to wynikiem więzienia.

– Ciebie też pojechał, co? – zapytał, stukając palcami o blat.

– Słucham? – odpowiedziałem pytająco.

– Znam go. Na początku jest milusi dla każdego, a później znaj-

duje byle pretekst, by pojechać po kimś jak szmatą po podłodze. –

Skrzywił się, rozglądając jednocześnie po całym pomieszczeniu. Byleby

nie patrzeć w moje oczy.

– Wyglądało, jakby miał żal, że jestem dziennikarzem i piszę o

ludzkich tragediach. – Kiwnąłem lekko głową, przyznając mu rację. –

Ale są rzeczy, które muszą wyjść na jaw, by sprawiedliwość mogła zro-

bić swoje! – krzyknąłem niczym pewny siebie powstaniec warszawski.

– Tak. – Przytaknął, zwracając wzrok na dyktafon. – Włączyłeś to?

– Chyba nie chcesz, by nasze obgadywanie strażnika było nagrane,

co? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Włącz, bo mieliśmy zrobić wywiad. – Ziewnął, pokazując wszys-

tkie zęby.

– Możemy zaczynać. – Wdusiłem przycisk. – Nazywam się To-

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Page 9: Souterrain Noveau Dec 2012

9

masz Gawroński. Jestem jednym z redaktorów poznańskiej gazety.

Chciałbym przeprowadzić wywiad, by móc napisać reportaż o handlu

ludźmi. Zacznijmy od pierwszego pytania. – Spojrzałem na kartkę, gdzie

przygotowałem krótką ściągawkę. – Mógłby się pan przedstawić i opo-

wiedzieć krótko o sobie?

– Robert Szymański. Urodziłem się w Sanoku i tam też miesz-

kałem ładnych parę lat. Wyjechałem do technikum mechanicznego do

naszej stolicy, by uciec od panującej biedy. Tu też zostałem – wypo-

wiedział trochę sztucznie.

– Co skłoniło mechanika do porwania małego dziecka?

– Ten pieprzony system i korupcja! – Walnął pięściami w stół.

Uderzenie przewróciło dyktafon. – Przekupiona policja, porwanie żony.

– Szybkim ruchem otarł łzę, bym nie zauważył, że płacze.

– Opowiedz mi o tym – odparłem spokojnie, by nie zdenerwować i

nie zniechęcić więźnia.

– Dobra, opowiem ci o tym. W końcu cały świat musi poznać

prawdę. Ja będę siedzieć w pierdlu, więc oni też! To było…

Page 10: Souterrain Noveau Dec 2012

10

TranscendencjaI – Krzyżówka Transcendentna

Autor: Hellbringer

Mądrzy ludzie twierdzą, że wszystko musi się zaczynać i wszystko musi się skończyć... Sheshem Racht jest człowiekiem, który udowodnił mędrcom, że się mylą. Dla Twórców to geniusz taki jak Flamel dla alchemików, ale z powodu swoich badań nigdy nie będzie sławny. Nie czekają go żadne nagrody czy pochwały, a za stworzenie jednego z największych dzieł ludzkości będzie musiał ponieść straszliwą karę.

Od ponad dwudziestu lat Sheshem zajmuje się tworzeniem nowych organizmów za pomocą technomagii, wśród swoich kolegów po fachu jest osobistością powszechnie znaną i szanowaną z powodu połączenia genotypu człowieka i orka, czyli dwóch ras, które nie mogły wydawać na świat potomków z powodu zbyt dużych różnic pomiędzy nimi. Jest to duże osiągnięcie, zważając na wcześniejsze próby dokonania tego – zazwyczaj krzyżówki rodziły się martwe lub umierały po najwyżej kilku dniach. Racht nie tylko stworzył stabilne, ale i inteligencją oraz siłą co najmniej dorównujące ludziom osobniki zdolne do rozpłodu. Była to nowa rasa z powodu cech wyglądu oraz miejsca narodzin nazywana orkami z Grambli.

Okrzyknięto go największym geniuszem ćwierćwiecza. Kolejne sukcesy sprawiły, że wielu nazywało go Wszechtwórcą, bo zdawało się, że jest w stanie skrzyżować każdy organizm. Coraz częściej zaczynano pytać, czy Racht nie chciałby spróbować swoich sił z połączeniem Asherveńczyka i Isherveńczyka. Technomagik zawsze odpowiadał, że to niemożliwe i nie ma sensu się tym zajmować.

Kłamał. Robił to od początku, od dwudziestu lat.

Sheshem Racht był wyrachowanym oszustem... ale zarazem geniu-szem. To jemu udało się stworzyć krzyżówkę skrzydlatych mieszkańców

Page 11: Souterrain Noveau Dec 2012

11

Boskich Wymiarów. Od wielu lat ukrywał swoje badania prowadzone w małym, portowym mieście – Sunis. Nikt nie wiedział, że miał tam swoje tajne laboratorium.

Był sprytny. Jeden z jego pierwszych projektów zakończonych sukcesem zakładał, że stworzy całkowicie uległe klony wyglądające, a nawet myślące jak on. Dzięki temu, że mu się to udało, mógł przechyt-rzyć swoich najstraszliwszych wrogów – Legię Natury. Tysiące ludzi uważało, że praktyki technomagików powinny być zakazane, byli zrzeszeni w bojowe oddziały gotowe wykończyć każdego, kto chciałby ingerować w naturę. Bardzo często udawało im się dorwać któregoś z Twórców... Zawsze czekała ich po tym straszliwa kara. Nie, nie śmierć. Legia nie pragnęła niczyjej śmierci, chciała tylko sprawiedliwości. Technomagików obdarzano darem Wieczności Głupców – ich dusze zamykano w filakteriach, które gwarantowały im wieczną egzystencję. Racht nie chciał tak skończyć.

Dwadzieścia lat uciekał, oszukiwał i pracował nad swoim najwspa-nialszym dziełem. Niestety, krzyżówki bardzo szybko przechodziły proces letalnych mutacji, doprowadzających do zwyrodnień śmiertel-nych... Pewnego słonecznego dnia wpatrywał się w morze, zastanawia-jąc się, dlaczego właściwie robi to wszystko. Przecież nie był bogiem, nie miał zatem prawa do tworzenia życia. Ale czy nie obdarzono go mocą Chaosu? Czy nie po to otrzymał swój dar, żeby zmieniać świat? Racht pragnął niemożliwego, wiedział o tym, a jednak... Tak bardzo podniecała go myśl, że człowiek mógłby stać się większy od bogów, wystarczyło tylko połączyć Asherveńczyków i Ishervenczyków. Pró-bował wszystkiego... nawet boskiej krwi...

Łączenie orków i ludzi było niemałym wyzwaniem, ale w porów-naniu do Krzyżówki Transcendentnej to była betka. Udało mu się dokonać tego połączenia po dwóch latach. Sądził, że to pozwoli mu lepiej zrozumieć mechanizmy kierujące Pierwiastkiem Życia i Pierwotną Energią, ale się mylił. Iserveńczycy i Asherveńczycy nie podlegali naj-wyraźniej tym prawom, co inne stworzenia. I w końcu zrozumiał. Isher-ven i Asherven to osobne wymiary, które są sztucznie rozgraniczone. Tak samo Isherveńczycy i Asherveńczycy to jedna rasa! Oni różnili się od siebie, mieli inne umiejętności, inny wgląd i nie mogli się ze sobą rozmnażać, ale... Czy to możliwe, że wszystko to regulowały po prostu

Page 12: Souterrain Noveau Dec 2012

Transcendencja, I – Krzyżówka Transcendentna 12

boskie zakazy?

I wtedy zrozumiał już wszystko. Poznał jeden z największych se-kretów boskiej domeny... Natychmiast zabrał się do pracy, nie zważając już na swoje bezpieczeństwo. Całe dnie i noce konstruował ogromne machiny, wszystko na nic. Nie potrafił połączyć Isherveńczyków i Asherveńczyków, nie mógł obejść ani złamać boskich zakazów. Od zawsze sądzono, że do fuzji potrzebny będzie trzeci czynnik, jakaś substancja zmieniająca odrobinę prawa wszechświata. To dziwne, ale nie działała nawet krew bogów.

Zdesperowany zdecydował się na wykonanie zabiegu zwanego Przetoczeniem Duszy. Posłużył się do tego techniką Trójkąta Alaesac-kiego, zakładającą, że dwie dusze niewspółgrające ze sobą może stabi-lizować trzecia. Udoskonalił proces już kilka lat temu, gdy tworzył krzy-żówkę orka i człowieka. Odkrył, że ciało potrzebuje do istnienia odpo-wiedniej duszy, a wszystkie umierające krzyżówki rodzą się bez niej.

Należało utworzyć duszę odpowiednią dla ciała z wykorzystaniem Trójkąta. Ale jaka dusza jest neutralna wobec dwóch pozostałych? Rach rozpoczął kilkutygodniowe poszukiwania, badał aurę wszelkich napot-kanych stworzeń, aż pewnego dnia natknął się w Sunis na ciężarną kobietę. Dusza jej dziecka była idealna. Racht początkowo nie miał wąt-pliwości, zamierzał użyć ducha nienarodzonego maleństwa do fuzji i do spełnienia swojego marzenia, ale nie potrafił zmusić się do popełnienia zbrodni. Walczył ze sobą bardzo długo, przestał pracować... Aż pewnej nocy zdecydował się zabić.

A potem stworzył Ashishiego.

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Asherveńczycy – skrzydlaci słudzy bogów zamieszkujący Asherven, jeden z Boskich Wymiarów. Prawdopodobnie są jakimś rodzajem Patronów. Ich domeną są żywioły powietrza oraz wody, zajmują się służbą bogom podobnie jak ich bliźniacza rasa zamieszkująca Isherven. Od isher-veńczyków różnią się spektrum kolorów skóry oraz skrzydeł (od głębokiego fioletu do jasnej zieleni wraz z białym).Bogowie – stworzenia zdolne do kształtowania świata wokół siebie, szczególnie niższych sfer. Każdy z nich zajmuje się daną domeną, którą można mu odebrać po śmierci. Nie umierają ze starości, ich moc rośnie wraz z liczbą wyznawców i domen, które przejmą.Boskie Wymiary – są to krainy znajdujące się w Podświecie Niematerialnym zamieszkiwane przez bogów. Występują tam trzy „królestwa” – Asherven i Isherven walczące ze sobą od kiedy wymiary Podświata Niematerialnego zostały podzielone oraz Destrio zwane także Przedsionkiem Pustki, mieszkają w nim bogowie przeciwni wojnom (neutralni) oraz większość Patronów.

Page 13: Souterrain Noveau Dec 2012

13

Filakteria – magiczne pojemniki służące do przechowywania dusz. Są konstruowane tak, że ani energia, ani duch nie może ich opuścić bez ingerencji z zewnątrz.Flamel Nicolas – człowiek żyjący w XIV, XV wieku we Francji, zajmował się alchemią, podobno udało mu się utworzyć kamień filozoficzny.Genotyp – zespół genów danego osobnika warunkujących jego właściwości dziedziczne.Isherveńczycy – bliźniacza rasa Asherveńczyków, prawdopodobnie również będąca jakimś rodzajem Patronów. Ich domeną są żywioły ognia i skały. Służą swoim bogom w Ashervenie. Wyróżnia je inne spektrum kolorów, w jakich występuje ich skóra i skrzydła (od głębokiego szkarłatu do zieleni wraz z czernią).Krzyżówka Transcendentna – jest to żywe i funkcjonujące skrzyżowanie organizmów, które teoretycznie nie mogą zostać połączone. Wyróżnia się krzyżówkę transcendentną pierwszego stopnia (bóg połączony z Patronem) oraz drugiego stopnia (asherveńczyk połączony z isher-veńczykiem). Dotychczas udało się dokonać połączenia drugiego stopnia (co udowodniło, że krzyżówki takie są możliwe).Legia Natury – zakon powstały jako reakcja na działania technomagików wpływające na Naturę. Jest to zbrojno-polityczne wolno zrzeszeniowy związek dążący do ukrócenia praktyk technomagicznych oraz tworzenia nowych organizmów.Moc Chaosu – synonim magii, chodzi tu o legendę, według której Chaos (pierwszy bóg) za pomocą swojego głosu uporządkował i podzielił się. Każda istota ma posiadać pewną dozę tego głosu, dzięki czemu może wpływać na rzeczywistość.Mutacja letalna – są to spontaniczne zmiany genetyczne skrajnie niekorzystne dla gatunku czy danego organizmu, prowadzące zazwyczaj do śmierci.Orkowie z Grambli – gatunek w pełni syntetyczny utworzony przez Sheshema Rachta. Prze-ciętny osobnik posiada mniejsze kły oraz skórę mniej zieloną od orków, jest także inteligent-niejszy, ale i słabszy fizycznie. Rasa zawdzięcza nazwę cechom wyglądu oraz miejscu, gdzie została stworzona.Patron – stworzenie podobne do bogów charakteryzujące się brakiem zmiennej domeny oraz stałym, całkowicie niezmiennym wpływem na świat. Zwane czasami także pomniejszymi bóstwami.Pierwiastek Życia – niematerialna siła powołująca organizm do życia, jest często identyfikowa-na jako duch lub dusza.Pierwotna Energia – siła kształtująca wszechświat utożsamiania z Mocą Chaosu czy magią.Podświat Niematerialny – sfera wszechświata występująca poza światem materialnym charak-teryzująca się nadawaniem formy bytom eterycznym, która zyskuje właściwości podobne do materii. Żyją w nim bogowie, Patroni, duchy oraz inne stworzenia niematerialne.Przetoczenie Duszy – zabieg polegający na pozyskaniu duszy z jednego organizmu w celu prze-szczepienia jej innemu organizmowi.Sunis – średniej wielkości miasto portowe na wschodzie Arnatlionu słynące z tego, że magazyny i targi zajmują w nim więcej miejsca niż domy.Technomagia – dziedzina nauki zajmująca się łączeniem techniki oraz magii, zazwyczaj wyko-rzystująca Moc Chaosu jako źródło energii.Trójkąt Alaesacki – maszyna skonstruowana w Alaesacii przez anonimowego technomagika, służyła pierwotnie do łączenia substancji i esencji, po dostosowaniu jej do przechowywania i modyfikacji dusz wykorzystywana jest do fuzji duchowej. Nazwę zawdzięcza kształtowi oraz występowaniu mechanizmów opartych na trójkątach.Twórcy – tajny zakon arnatliońskich technomagików zajmujących się mutowaniem i krzyżowa-niem stworzeń.Wieczność Głupców – jest to specyficzny rodzaj więzienia. Dusza osadzonego zostaje zam-knięta w filakterium, by tam wiecznie trwać.

Page 14: Souterrain Noveau Dec 2012

14

Noc KometyHibernatus

Autor: StuGraMP

Przypadek nr 2376

Nad miastem powoli zapadał mrok. Miejski gwar powoli przegry-wał z ciszą nocy. Ale w małym mieszkaniu na piętrze starej kamienicy migotał telewizor, rzucając bladą poświatę na ściany pokoju. Spiker z przejęciem relacjonował wydarzenia minionego dnia, jednak w pomiesz-czeniu nikogo nie było. Nikt nie oglądał wieczornych wiadomości. Jedynie otwarta butelka z piwem zdradzała jeszcze niedawną obecność gospodarza, który teraz brał właśnie prysznic. Z łazienki nie dobiegał jednak żaden odgłos z wyjątkiem szumu natrysku i plusku wody ude-rzającej o dno brodzika.

Młody mężczyzna zakręcił w końcu wodę i wyszedł z kabiny prysznicowej. Zanim zaczął się wycierać ręcznikiem, spojrzał na swoje odbicie w dużym lustrze nad umywalką. Z zadowoleniem ocenił swój wygląd i wyposażenie. Uśmiechnął się nawet, jakby chciał powiedzieć: „Witaj, ciasteczko”. Był średniego wzrostu, miał piwne oczy i krótko przystrzyżone, czarne włosy. Ubrany jedynie w slipy wszedł do pokoju. Podszedł do okna, by je zamknąć.

— Wystarczy tego wietrzenia — burknął pod nosem.

Usiadł na łóżku i wziął do ręki pilota. Zaczął przeskakiwać z ka-nału na kanał, szukając interesującego go programu. W końcu natrafił na coś, co sprawiło, że odłożył pilota i sięgnął po butelkę z piwem. Pocią-gnął kilka łyków, opróżniając ją do końca.

— Cholera, mogłem kupić dwie — powiedział poirytowany.

Zrezygnowany wsunął się pod kołdrę i kontynuował oglądanie

Page 15: Souterrain Noveau Dec 2012

15

programu na leżąco. Lubił zasypiać przy włączonym telewizorze, ale dziś nie było mu to dane. Leżący obok pilota telefon komórkowy zaczął drżeć, a po chwili rozpoczął wygrywać „Marsz pogrzebowy” Szopena. Taki właśnie utwór ustawił sobie jako dzwonek, gdy ktoś dzwonił do niego z pracy. Powolnym ruchem sięgnął po komórkę i odebrał połączenie.

— Słucham — rzekł spokojnie.

— Stefan, przyjedź do pracy. Potrzebuję twojej pomocy — usły-szał w słuchawce.

— Chyba cię pogięło, stary. O co chodzi? — zapytał lekko zde-nerwowany.

— To nie jest rozmowa na telefon. Mam duuuży problem. — Ce-lowo przeciągnął ten wyraz, by podkreślić powagę sytuacji. Ton jego głosu również wskazywał, że nie żartuje.

— Coś ty tam zrobił?! — powiedział Stefan przez zaciśnięte zęby.

— Błagam. Przyjedziesz?

— Hmm... Mogę przyjechać najszybciej za... pół godziny — stwierdził z ociąganiem i zakończył połączenie, nie czekając na reakcję rozmówcy.

Stefan był doktorem chirurgii ogólnej. Zaliczył też podstawowy kurs uzupełniający z medycyny paliatywnej. Obecnie większość czasu spędzał jako rezydent w miejscowym instytucie. Nie znosił pracy po go-dzinach, ale nie mógł odmówić swojemu przyjacielowi jeszcze ze studiów.

Stał przez chwilę z telefonem w ręku. W końcu rzucił go na łóżko i zaczął się ubierać. Wysłużone, ale wciąż w dobrym stanie, dżinsy, ko-szula i sztruksowa marynarka. Komórka w kieszeń, a klucze do ręki. Zatrzasnął drzwi i zszedł szybko po schodach na tył budynku, gdzie stał jego samochód. Dziesięcioletni Peugeot 407 wciąż dobrze się prezen-tował. Czerwone nadwozie i aluminiowe, siedmioramienne felgi. Dostał go w prezencie od rodziców, gdy zdał na studia. Wsiadł do środka, wło-żył kluczyk do stacyjki i przekręcił. Odpalił na pyknięcie. Wbił pierwszy bieg i wyjechał przez bramę na opustoszałą ulicę. Wszedł na wysokie obroty i zmienił bieg. Ostre hamowanie przed skrzyżowaniem, redukcja, zakręt w prawo i znowu gaz do dechy. Jeszcze dwa skrzyżowania i do-tarł pod bramę, nad którą widniał dumny napis: Instytut Krioniki i Hiber-

Page 16: Souterrain Noveau Dec 2012

Noc Komety – Hibernatus 16

nacji w Sosnowcu. Zatrzymał się przy budce strażnika, zgasił silnik i wyszedł z samochodu. Zbliżył się do małego okienka, w którym poka-zała się głowa pracownika ochrony.

— Słucham, o co chodzi? — zapytał ochroniarz. Stefan wyjął swój identyfikator i podsunął mu pod nos. – Ach tak, jasne. Co to, nocny dy-żur się trafił?

— Szkoda gadać — odpowiedział wymijająco Stefan. Strażnik machnął tylko ręką, wziął do ręki formularz i wpisał w odpowiedniej rubryce nazwisko Stefana. Po dopełnieniu wszystkich procedur uru-chomił silnik otwierający bramę. Stefan wsiadł do samochodu, wjechał na teren zakładu i zatrzymał się przed samym wejściem do budynku. Za przeszklonymi drzwiami czekał już na niego Karol — przyczyna całego zamieszania. Był to wysoki mężczyzna o niebieskich oczach. Chociaż poznali się na studiach, kończyli różne specjalizacje. Karol był chirur-giem plastykiem.

— Dzięki, że przyjechałeś — przywitał go w progu.

— No, też się cieszę — odpowiedział ironicznie Stefan. — Może wreszcie mi powiesz, o co chodzi?

— A, nic takiego — odparł podniesionym głosem, gdy mijali jakąś starszą kobietę zapewne również pracującą na nocnej zmianie. Skręcili w boczny korytarz.

— Miałem mały wypadek — powiedział ciszej Karol, prowadząc przyjaciela do windy. — Przeglądałem kartoteki hibernatów1), klasy-fikując ich do późniejszych zabiegów kosmetyki pooperacyjnej. Prze-nosiłem sarkofagi2), by ustawić je w odpowiedniej kolejności. Nie wiem, jak to się stało, ale jeden z eksponatów uległ uszkodzeniu...

— Tak, sam się uszkodził — przerwał mu Stefan, wsiadając do windy. Wcisnął guzik z napisem „-1” i spojrzał na towarzysza.

— Sarkofagi są raczej odporne na uszkodzenia — stwierdził Stefan.

W odróżnieniu od termosów, w których ciała są zanurzone w ciekłym

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

1)hibernat – organizm w stanie hibernacji; w tym przypadku organizm ludzki.2)sarkofag – pojemnik, w którym znajduje się zahibernowane ciało; nazwa zaczer-pnięta z filmu Seksmisja.

Page 17: Souterrain Noveau Dec 2012

17

azocie do góry nogami, w sarkofagach znajdowały się organizmy hiber-nowane w karbonicie — stopie metali i węgla. Była to eksperymentalna metoda istniejąca zaledwie od kilku lat. Zjechali windą o jedną kondyg-nację niżej, wysiedli i ruszyli korytarzem.

— Źle się wyraziłem... Hibernat uległ uszkodzeniu, bo... wysmyk-nął mi się jakoś z chwytaka.

Stefan zatrzymał się na chwilę i spojrzał na przyjaciela.

— Zdolny jesteś, nie ma co.

— To nie moja wina. Te szczypce chwytaka... — Karol zaczął machać rękami, próbując pokazać na migi całą sytuację. Na szczęście dotarli właśnie do laboratorium i weszli do środka. Stefan zatrzymał się osłupiały. Na środku pomieszczenia na podłodze leżał sarkofag. W środku znajdował się ciemnobrunatny blok. Stefan zajrzał do środka przez przeszklone wieko. Jeden z rogów był wyraźnie nadpęknięty.

— Trochę się odłamało — dokończył relację Karol.

— Widzę. Przeprowadziłeś skanowanie? — Tamten tylko pokiwał głową. — I co?

— Odłamana część na wysokości kości piszczelowej. Może da się to jakoś skleić? — zaproponował Karol.

— No pewnie — odpowiedział mu Stefan z ironią w głosie. — Posmaruj obie części klejem fibrynowym, ściśnij oba elementy na dzie-sięć sekund i gotowe. — Spojrzał z politowaniem na Karola. — Ty de-bilu, to nie jest żywa tkanka, tylko bryła lodu! — wrzasnął. — Myślisz, że nikt nie zauważy, jak po odmrożeniu noga mu odpadnie?

— Ale...

— Lepiej w ogóle się nie odzywaj. Muszę pomyśleć. — Zapadło milczenie.

Stefan zaczął chodzić po pomieszczeniu, oglądając wszystko badawczym wzrokiem.

— Takie coś w ogóle nie powinno się stać. Karbonit pękł, a szklane wieko nie. Może pęknięcie nastąpiło wcześniej? Sarkofag nie ma nawet ryski. — Chodził wkoło eksponatu, oglądał go z każdej strony i na głos przeprowadzał analizę. W końcu zatrzymał się i powiedział:

Page 18: Souterrain Noveau Dec 2012

Noc Komety – Hibernatus 18

— Dobra, odstaw go na miejsce.

— Tak, jak jest?

— Nie, nogę weź sobie na pamiątkę — odparł drwiąco. — Nie zadawaj głupich pytań, tylko rób, co ci mówię.

Karol uruchomił robota, za pomocą którego podniósł sarkofag i odstawił na odpowiednią półkę. Stefan tymczasem usiadł przy kompu-terze i zaczął przeglądać elektroniczne dokumenty. Wpisywał coś za pomocą klawiatury.

— Co robisz? — zapytał Karol.

— Zmieniam wpisy w karcie twojego nieszczęsnego eksponatu. – W jednej z rubryk wprowadził zapis: „Eksponat 2376 uszkodzony. Prawdopodobna przyczyna: ukryta wada materiału chłodniczego”. W dodatkowym okienku opisał krótko owe uszkodzenia.

— I co? To wszystko?Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Page 19: Souterrain Noveau Dec 2012

19

— Uspokój się wreszcie, bo blady jesteś jak ściana. Takie rzeczy się zdarzają.

— Ale dlaczego akurat mnie?

— Bo masz pecha? — Stefan po raz pierwszy od momentu przy-jazdu uśmiechnął się. — Stare przysłowie mówi: Jakby człowiek wie-dział, że się przewróci, to by się położył. Ale powiedz mi tak szczerze. Po jaką cholerę bierzesz te nocne dyżury?

— Potrzebuję forsy. Chcę kupić sobie porządny wóz.

— Kosztem zdrowia? Może ten dzisiejszy wypadek jest wynikiem przemęczenia. Pomyślałeś o tym?

— Już niewiele mi brakuje. Jeszcze ze dwie, trzy nocki...

Karol bagatelizował problem, ale zamilkł, zobaczywszy pochmur-ną minę Stefana. Dostrzegł wreszcie, że przyjaciel naprawdę się o niego martwi.

— Stanie się coś, jak kupisz sobie ten samochód tydzień później? — padło kolejne pytanie.

Karol westchnął tylko i usiadł ciężko w fotelu. Stefan miał rację, to zabrnęło za daleko.

— Chodź. Powyłączaj to wszystko i zawiozę cię do domu.

Chwilę później obaj wracali windą na parter. O ile na niższej kon-dygnacji nikogo poza nimi nie było, tutaj co chwilę kogoś mijali. Nikt jednak nie zwracał na nich uwagi.

Rok później. Instytut Krioniki i Hibernacji w Sosnowcu.

Upał dawał się we znaki wszystkim. Od miesiąca nie spadła ani jedna kropla deszczu. Ale trudno było spodziewać się opadów, skoro na niebie nie było żadnej, choćby najmniejszej chmurki. Noc również nie przynosiła ulgi z temperaturami powyżej dwudziestu dwóch stopni, a świt zwiastował jedynie kolejny dzień „zlany potem”. Stefan cieszył się, gdy przekraczał próg instytutu – w odróżnieniu od wynajmowanego mieszkania tu była klimatyzacja. Jednak tego dnia przeczuwał, że wydarzy się coś złego. Ta myśl nie dawała mu spokoju i nie pozwalała

Page 20: Souterrain Noveau Dec 2012

Noc Komety – Hibernatus 20

rozkoszować się przyjemnych chłodem. Niepewnym krokiem, w białym kitlu wszedł na oddział operacyjny.

— Witam pana doktora. Jak tam, gotowy do przeprowadzenia zabiegu?

— Dzień dobry, panie profesorze. Co dziś mamy ciekawego? — zapytał Stefan.

— Proszę, oto karta pacjenta. — Profesor podał mu palmtop z otwartym plikiem dotyczącym omawianego przypadku.

Młody doktor zaczął czytać na głos:

— Eksponat 2376. — Stefana przeszył prąd. Jego przeczucia się speł-niły. W ciągu jednej sekundy przeleciały mu w umyśle wszystkie obrazy sprzed roku. Nie dał jednak po sobie niczego poznać i czytał dalej: — Rekonstrukcja lewej nogi jedenaście centymetrów powyżej kolana.

Stefan oddał palmtopa i spytał ironizując:

— To co? Rozmrażamy go i składamy do kupy?

— Hmm... — Profesor uśmiechnął się delikatnie — Można tak powie-dzieć. Mamy w komputerze profil jego DNA, więc miesiąc temu zaczęto wytwarzać niezbędny zapas tkanki, aby połączyć obie części kończyny. A pacjent jest już rozmrożony i czeka na pana. — Zaśmiał się. — Cho-ciaż „czeka” to za dużo powiedziane, bo jest w śpiączce farmakologicznej.

Rozebrali się i weszli do komory sterylizacyjnej, w której wzięli prysznic jonowy i pobrali wysterylizowane radiacyjnie kombinezony. Tak przygotowani przeszli na blok operacyjny i stanęli z profesorem po przeciwnych stronach stołu. Pozostała część zespołu operacyjnego, czyli instrumentariuszka, anestezjolog i pielęgniarka, już na nich czekała.

— Od czego zaczniemy? — spytał profesor.

— Połączymy śrubami kości. Później zestawimy naczynia krwio-nośne. Na końcu mięśnie, ścięgna i połączenia nerwowe — powiedział Stefan.

— Świetnie. No to zaczynajmy.

Zabieg trwał trzy godziny. Wszystko zostało spięte, związane i zszyte. Oczywistym jednak było, że będzie paskudna blizna. Tym jednak zajmie się oddział chirurgii plastycznej.

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Page 21: Souterrain Noveau Dec 2012

21

Stefan zdjął zakrwawione rękawiczki i wyrzucił do kosza na od-padki medyczne.

— Bardzo dobrze panu poszło — pochwalił go profesor. — Która to pana samodzielna operacja?

— Szósta, a z panem profesorem druga.

— Świetnie. Asystowanie przy pańskich zabiegach to czysta formalność.

Ambulans po drugiej stronie miasta.

— Wieziemy rannego w wypadku drogowym — mówił jeden z sanitariuszy przez radionadajnik. — Do którego szpitala mamy jechać?

— Jakie obrażenia?

— Nieprzytomny, ale stabilny. Rana cięta prawego ramienia i zmiażdżona lewa stopa. Nie da się jej uratować. Trzeba będzie ampu-tować. Pacjent to Karol Brzeski, lekarz chirurgii plastycznej.

— Wieź go do Świętej Barbary. Powiadomię ich, by przygotowali się do operacji.

Odwiesił mikrofon i złapał obiema rękami kierownicę. Dźwięk koguta torował mu drogę przez zakorkowane miasto. Ratownik siedzący z tyłu zajmował się poszkodowanym — zmieniał opatrunek na ramieniu pacjenta i podłączał kroplówkę.

— Uwaga, zakręt w lewo! — krzyknął kierowca, ostrzegając swe-go kolegę. Ten złapał się uchwytu, a karetka przechyliła się lekko na prawy bok. Po chwili jednak ambulans znów jechał prosto, więc wszystko wróciło do normy. Jeszcze kilka skrzyżowań i podjechali pod izbę przyjęć. Na podjeździe czekali już na nich dwaj sanitariusze, którzy otworzyli tylne drzwi karetki i pomogli w przetransportowaniu rannego na oddział operacyjny.

Dwie godziny później Karol był już po zabiegu i leżał na sali. Po-woli dochodził do siebie. Gdy otworzył oczy, zobaczył Stefana, który stał przy jego łóżku. Rana na ramieniu nie była zbyt groźna — wystar-czyło raptem dwanaście szwów. Gorzej z nogą. Odcięto ją w połowie kości piszczelowej i założono na kikut metalowy cylinder, z którego

Page 22: Souterrain Noveau Dec 2012

Noc Komety – Hibernatus 22

wychodziły różnobarwne kable. To urządzenie miało za zadanie utrzy-mywać ranę w należytej czystości, nie dopuszczając do zarastania się. Podtrzymanie tkanek w ciągłej aktywności zapewniało później łatwiej-szą implantację sklonowanej kończyny.

— Popatrz, na co mi przyszło. — Karol wskazał na nogę. — Wys-tarczył moment nieuwagi i... pół roku wyrwane z życiorysu.

— Jak nie chcesz czekać, daj się zamrozić — odpowiedział iro-nicznie. — Wtedy szybko zleci.

— Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne — odburknął Karol.

— A tak przy okazji zamrażania... Pamiętasz eksponat 2376? — Było to raczej retoryczne pytanie. Ten numer długo śnił mu się po no-cach. — Wyobraź sobie, że dziś go operowałem... Co za ironia losu. Ty gościowi odrąbałeś nogę, dzisiaj tobie odrąbali. — Stefan był wyraźnie zadowolony z tego dowcipnego komentarza.

— Widzę, że się dobrze bawisz.

— To karma, chłopie.

— W takim razie musisz przyznać, że dziś spłaciłem losowi swój dług. — Obaj zaczęli się śmiać, ale już po chwili zapadła cisza. Po kilkunastu sekundach Karol w końcu powiedział:

— Dziękuję, że mi wtedy pomogłeś.

— Nie ma sprawy. Jak mógłbym postąpić inaczej. Potrzebujesz czegoś? Coś ci przynieść?

— Kawę z automatu.

— Dobra. Zaraz wracam — powiedział Stefan, wychodząc z sali.

Karol spojrzał na kikut i na urządzenie. Za dwa dni wypiszą go ze szpitala i będzie poruszał się na wózku z tym „ustrojstwem”. Zastana-wiał się więc, jak sobie poradzi. Jak będzie się poruszać? Czy będzie mógł pracować? Wszystko wymagało przemyślenia i zaplanowania.

Opo

wia

dani

a

d

ług

ome

traż

ow

e

Page 23: Souterrain Noveau Dec 2012

Podziemie Opowiadań poleca:

LibreOfficeThe Document Foundation

LibreOffice jest darmowym i otwartym pakietem biurowym dla systemów Win-dows, Macintosh i Linux (Debian, Ubuntu, Fedora, Mandriva, Suse...), bazowany na pakiecie OpenOffice, jednak jest on szybciej rozwijany (zawiera szereg funkcji, które Apache dopiero zaczyna wprowadzać we wspieranym przez nich pakiecie biurowym po piętnastu miesiącach przestoju w aktualizacjach). Dostępny jest on w ponad trzydziestu wersjach językowych.

Jego główne zalety to:

jest darmowy – nie martw się o koszty licencji i coroczne opłaty,brak ograniczeń językowych – jest dostępny w wielu wersjach językowych, które nieustannie są dodawane,licencja LGPL – program ten możesz używać, dostosowywać według własnych potrzeb i kopiować, korzystając także z międzynarodowego i bezpłatnego wsparcia społecznościowego,LibreOffice jest projektem Open Source (otwarte oprogramowanie): jego projektowanie jest otwarte na nowe pomysły, nasze oprogramowanie jest codziennie testowane i używane przez ogromną społeczność użytkowników; ty także możesz się w to zaangażować i wpłynąć na dalszy rozwój.

LibreOffice jest darmowym i otwartym pakietem biurowym dla systemów Win-dows, Macintosh i Linux (Debian, Ubuntu, Fedora, Mandriva, Suse...), bazowany na pakiecie OpenOffice, jednak jest on szybciej rozwijany (zawiera szereg funkcji, które Apache dopiero zaczyna wprowadzać we wspieranym przez nich pakiecie biurowym po piętnastu miesiącach przestoju w aktualizacjach). Dostępny jest on w ponad trzydziestu wersjach językowych.

Jego główne zalety to:

jest darmowy – nie martw się o koszty licencji i coroczne opłaty,brak ograniczeń językowych – jest dostępny w wielu wersjach językowych, które nieustannie są dodawane,licencja LGPL – program ten możesz używać, dostosowywać według własnych potrzeb i kopiować, korzystając także z międzynarodowego i bezpłatnego wsparcia społecznościowego,LibreOffice jest projektem Open Source (otwarte oprogramowanie): jego projektowanie jest otwarte na nowe pomysły, nasze oprogramowanie jest codziennie testowane i używane przez ogromną społeczność użytkowników; ty także możesz się w to zaangażować i wpłynąć na dalszy rozwój.

Pakiet zawiera sześć następujących komponentów:

Writer, procesor tekstu, obsługujący dokumenty w kilkunastu różnych formatach (w tym również MSO 2007/2010)Calc, arkusz kalkulacyjnyImpress, aplikację przeznaczoną do przygotowywania prezen-tacji multimedialnychDraw, program służący do tworzenia i obróbki grafiki wektorowejMath, moduł do tworzenia formuł matematycznychBase, system obsługi relacyjnych baz danych

Cały zestaw można pobrać za dramo ze strony:http://pl.libreoffice.org/

Page 24: Souterrain Noveau Dec 2012

Utwory wybranePoeta: Nikt

„Pętla”

Od wieków tak samo.Na początku ogłuszający huk tysięcy kroków.

Harde spojrzenia utkwione w oddali.W cieniu dumnych, łopoczących sztandarów.

Nie zważając na tych, co 'żegnaj' wołali.

Od wieków tak samo.Myśli nie plami zwątpienie.

Przecież bić się trzeba. Za orła. Za krzyż. Za siebie.

Taka jest droga do nieba.

Od wieków tak samo.Do rąk stal zimną wciskają.

Z wrzaskiem każą biec.W umysły ideę wtłaczają.

Za którą musisz uderzać i siec.

Od wieków tak samo.Dopiero, gdy horyzont pochłoną pożary.

Pęknie żelazo, któremu ufać kazali.Utoną w błocie dumne sztandary.Poznasz, że oni wszyscy kłamali.

Od wieków tak samo.Na końcu chwiejnych kroków już tylko dziesiątki.

Wytarte obcasy żałobny rytm wystukują.Spojrzenia szukają dawnych czasów pamiątki.

Zamiast niej groby i zgliszcza znajdują.

I jedno zostaje pytanie złowieszcze.Ile tak wieków jeszcze?

„Mur”

Mówili którędy iść, żeby nie zabłądzić.Ostrzegali, czego nie dotykać, żeby się nie sparzyć.

Pokazywali, gdzie nie patrzeć, żeby się nie zgorszyć.Zabraniali słuchać, żebym nie mógł zwątpić.

Cel wędrówki był wyraźny, nie musiałem szukać.Droga niezbyt trudna, raczej nużąca.

Szedłem szybko, nikt nie kazał czekać.Bariery nie dostrzegałem aż do końca.

Mur rósł, fundamentem była obojętność.Ta, co przesłania stojących z boku.

Ta, co zabija każdą namiętność.Ta, co każe stać samotnie pośród mroku.

Mur rósł, cegłą stała się pycha.Nie chciała słyszeć o wyrozumiałości.

Kazała milczeć, bo wtedy lepiej się słucha.Nocą odkrywała największe słabości.

Mur rósł, spoiwem okazał się brak odwagi.Tej zwykłej, która prowadzi do błędów.

Czasem wymaga najzwyklejszej zniewagi.Zawsze uczy lepiej niż setki wykładów.

Mur stanął dumnie na środku pola.Zatrzymywał spojrzenia i tłumił dźwięki.

Zabrakło tylko kilku okien lub bram.Nikt nie podał już ręki.

Zostałem sam.

24

Page 25: Souterrain Noveau Dec 2012

Jestem alkoholikiemPoetka: Duśka

25

jestem alkoholikiemjeśli ktoś myśli inaczej myli się bo nim jestem

wracam codziennie naprutaczasem piję do monitora

to nic złego każdy tak robi

mamy dwudziesty pierwszy wieka ja jestem alkoholikiem

rzygając zapchałam umywalkębo bałam się że mama usłyszyże znów wymiotuję do kibla

jestem alkoholikiemi będę to powtarzać bo

to jedyna prawda

jetem alkoholikiemz pokolenia na pokoleniektoś utrzymuje tradycję

pijak na studiachkierunek ? resocjalizacja

jestem alkoholikiemdopóki nie wytrzeźwiejęnie chcę tego zmieniać

Page 26: Souterrain Noveau Dec 2012

26

– Jesteś pewien? – zapytałam, zerkając na pustą przestrzeń wokół nas. Jak okiem sięgnąć pustka, nawet trawa wydawała się być u kresu wytrzymałości. Wszystko wyglądało na szare, ponure i... martwe.

– Jestem. Już niedaleko, obiecuję. – Głos był pewny, zdeter-minowany. Zerknęłam na twarz mojego towarzysza. Miał zaciśnięte wargi, zmrużone oczy, napięte mięśnie szyi. Przeniosłam wzrok na pozostałych. Doren, Jorah, Eril i Lorina wyglądali tak samo, jednak w ich oczach oprócz determinacji widziałam coś jeszcze. Coś, czego nie potrafiłam nazwać.

Uniosłam głowę ku górze, starając się złapać ostatnie promienie słońca, które za chwilę miały zostać pochłonięte przez gęste, poprze-tykane granatem chmury. Zamknęłam oczy, pozwalając, by w moje myśli znowu wkradła się historia opowiedziana przez Feriana.

Dawno, tak dawno, że pamięć ludzka nie jest w stanie sięgnąć na tyle daleko, na Ziemię przybyły trzy anioły. Jeden jasnowłosy, o oczach koloru nocnego nieba. Drugi o tęczówkach zabarwionych na seledyno-wo i włosach ciemnych jak węgiel. Trzeci z karmazynowymi kosmykami i miodowymi oczami. Wszystkie w nieskazitelnie białych szatach, z bosymi stopami. Jednak tym, co było w nich najpiękniejsze, były skrzydła. Miękkie jak puch, pełne siły, która mogłaby wywołać huragan. Potężne, rozpostarte wyglądały jak kurtyna. A najważniejsze – ze złotymi piórami. Piórami, które stanowią sęk całej historii.

Anioły wiedziały, że w przyszłości ludzie zadadzą im wiele cierpienia. Wiedziały również, że pośród zła znajdzie się i dobro. Każdy z nich wyrwał więc po dwa pióra ze swoich skrzydeł. Osobie, która by je zna-lazła, miały dać bogactwo, o jakim nikt nigdy nie marzył.

Tajemnica złotych piórAutorka: Imagination

Page 27: Souterrain Noveau Dec 2012

27

Od tego czasu poszukiwacze mnożyli się i mnożyli, jednak w miarę upły-wu czasu tracili nadzieję na znalezienie skarbu. Wskazówki były poroz-siewane po całym świecie, w niepozornych miejscach, w zwykłych rze-czach. Jednak najważniejsza podpowiedź jest ukryta w człowieku, który potrafi dostrzec to, czego inni nie widzą. Który potrafi dostrzec praw-dziwe bogactwo złotych piór.

– Tu nic nie ma. Kompletna pustka. – Eril niecierpliwił się coraz bardziej. Jednak w jego głosie czaił się również strach. Od dziecka bał się ciemności, a im dalej byliśmy, tym niebo robiło się ciemniejsze, mgła gęstniała, a cisza skrywała więcej dźwięków niż można było usłyszeć.

– Już niedaleko – powtórzył Ferian.

– Skąd ta pewność? W żadnej książce ani wiadomościach przeka-zywanych z ust do ust nie ma dokładnej informacji o położeniu groty. Mimo tego, co wiesz, to wszystko nadal jest jedną wielką niewiadomą. – Doren rzucał wściekłe spojrzenia na prawo i lewo. Widziałam, że ma ochotę zawrócić i położyć się w domu na kanapie. Wiedziałam również, że nie odpuści, bo pieniądze były w jego życiu priorytetem.

– Ferian ma rację, już niedaleko – rzuciłam i zanim zdążył się odezwać, uprzedziłam jego pytanie. – Czuję to.

Wydał pomruk niezadowolenia, ale nie odzywał się więcej i przestał ze złością kopać kamienie, które wzięły się znikąd.

Tak samo jak mała góra, która nagle ukazała się naszym oczom.

– Jesteśmy. – Słyszałam ekscytację w głosie Feriana. Sama nie mogłam opanować serca, które biło jak szalone, ale w moim przypadku był to raczej strach niż podekscytowanie.

Podeszliśmy do podnóża góry, szukając wejścia. Przeszłam kilka kro-ków w prawo i zobaczyłam ziejącą ciemnością wnękę.

– Tutaj!

Włączyliśmy latarki, a wtedy Lorina cofnęła się z piskiem.

– Pająki – wycharczała.

Rzeczywiście. Wejście było jedną wielką pajęczyną, z domownikami w każdym rogu.

– A czego się spodziewałaś? Zapachowych świeczek, dywanów i

Page 28: Souterrain Noveau Dec 2012

Tajemnica złotych piór 28

kryształowych żyrandoli? – zażartowałam. – Nikt tu nie był... Tak właś-ciwie to nigdy tu nikogo nie było.

Patrzyłam na niszczenie pajęczyny z bolącym sercem, ale była to jedyna droga do groty.

– Czuję, że to dopiero początek – wymamrotałam, wywracając oczami na pełną obrzydzenia minę Loriny.

I rzeczywiście – chłopacy kilkakrotnie musieli zmagać się z zagrodzo-nym przejściem, a korytarz ciągnął się w nieskończoność, która w rzeczywistości mogła mieć kilkanaście metrów.

Nagle pośród ciemności dało się ujrzeć delikatny, złoty blask. Miał w sobie coś magicznego, migotał i nawet z daleka roztaczał przyjemne ciepło.

Wymieniliśmy spojrzenia i z latarkami uniesionymi niczym miecze weszliśmy do groty. Z początku widzieliśmy tylko kamienie i kolejne pajęczyny. Dopiero po chwili każde z nas wydało głośne, pełne niedo-wierzania westchnienie. Na samym tyle okrągłej wnęki stało sześć średniej wielkości głazów i to tam miało swoje źródło światło. Na każdym kamieniu leżało pióro. Niepozorne, smukłe pióro o złocistym odcieniu. Łącznie sześć niezwykle pięknych darów od aniołów.

– Są niesamowite – wyszeptałam. Czułam się spokojna, zmęczone mięśnie zdawały się rozpływać w błogości.

Obejrzałam się przez ramię, by spojrzeć na przyjaciół, lecz zamiast łagodnego uśmiechu zobaczyłam na ich twarzach wyraz obłąkania. Mieli szeroko otwarte oczy, uchylone wargi, wyciągnięte do przodu ręce.

– Co się z wami dzieje? – Z przerażeniem obserwowałam, jak powoli ruszyli w stronę głazów, a ich oczy robiły się coraz ciemniejsze, jakby przesłonił je mroczny woal. Złapałam za ramię Dorena, który szedł najbliżej mnie. Wyrywał się do przodu niczym zagłodzona bestia, której nagle rzucono kawał mięsa. Wzrok miał oszalały, rozbiegany, usta rozchylone we wściekłym grymasie. Nie posiadałam wystarczająco dużo siły, by go utrzymać. Opuściłam ręce, wiedząc, że nie mam szans. Opadł na kolana przed pierwszym piórem i wyciągnął rękę. Wszystko trwało może sekundę. W powietrzu rozszedł się zapach spalenizny, światła lata-

Opo

wia

dan

ia k

rótk

ie

Page 29: Souterrain Noveau Dec 2012

29

rek zgasły, a gdy na nowo ukazały wnętrze groty, każdy wstrzymał od-dech. Zamiast połyskującego pióra w dłoni Dorena była garstka popiołu. Chwilowy szok szybko przemienił się we wrzaski i bieganinę.

– Cholera! Co to ma być?

– Teraz ja!

– Odsuń się!

– Nieeee!

Wszędzie widziałam plątaninę rąk, latarki upadały na ziemię, krzyki zlewały się w jedno. Kolejne pióra pozmieniały się w proch. Nie mogłam na to patrzeć. Moi przyjaciele wpadli w wir, który wciągał ich coraz bardziej, pochłaniając wszystkie ludzkie odruchy, jakie posiadali. Powoli osunęłam się po ścianie, zamykając oczy. Nie chciałam widzieć tego, co żądza bogactwa robiła z bliskimi mi ludźmi. Schowałam głowę w ramionach i czekałam.

– Crystal?

Cichy głos przebił się do mojej świadomości. Uniosłam twarz ku światłu latarki, czując się jak wybudzona ze snu. Eril i Jorah stali u pod-nóża korytarza, Doren delikatnie obejmował ramieniem Lorinę. Wszę-dzie walały się drobinki popiołu – pozostałości po skarbie, który podaro-wały nam anioły.

– Co wyście narobili? – wyszeptałam, a do moich oczu napłynęły łzy.

– To nie nasza wina! – warknął Doren, patrząc na mnie wilkiem, jednak po chwili jego twarz się wygładziła, a z oczu zniknęły pozos-tałości wypełniającego je mroku. – One... One po prostu się rozsypały.

– To bluźnierstwo. Hańba dla całego rodzaju ludzkiego.

– Crystal, spójrz na mnie. Spójrz na mnie! – Ferian złapał mnie za ręce i wbił we mnie błagalne spojrzenie. – Wiemy, że to, co się stało... jest okropne. Wiemy. Coś nami zawładnęło. Nie mogliśmy się powstrzymać. – Jego głos był zrozpaczony, rozdzierający. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.

– Chcieliście być bogaci, mieć władzę – prychnęłam. – To zawsze źle się kończy, nie wiedzieliście o tym? Ślepe pożądanie pieniędzy pro-wadzi na krawędź człowieczeństwa. Byliście gotowi się tu pozabijać,

Page 30: Souterrain Noveau Dec 2012

Tajemnica złotych piór 30

byleby tylko każde z was mogło wziąć w garść pióro i pławić się w luksusie. Byliście niczym opętani.

Lorina zaszlochała cicho, ukrywając twarz w dłoniach.

– Jest mi tak wstyd – wycharczała. – Tak strasznie wstyd...

Chciałam być na nich wściekła. Wrzeszczeć, wyzywać, postukać palcem w czoło. Ale nie mogłam. Nie mogłam znienawidzić ludzi, na których tak bardzo mi zależało.

– Wiem. Będziecie nosić w sobie żal i to wystarczająca kara, ja nie muszę się do tego dokładać. Chodźmy stąd. – Podniosłam się i obró-ciłam na pięcie w kierunku wyjścia, jednak Ferian złapał mnie za ramię.

– Twoje pióro nadal tam jest.

Stanęłam jak wryta i zerknęłam na ostatni głaz. Delikatny blask nadal go otaczał.

– Nie. Nie potrzebuję bogactwa. Widziałam co się z wami działo i nie chcę przechodzić przez to samo.

– Crystal – powiedział, odwracają mnie tak, bym znowu znalazła się z nim twarzą w twarz. – Nie pamiętasz tego, co ci mówiłem? Jednak najważniejsza podpowiedź jest ukryta w człowieku, który potrafi dos-trzec to, czego inni nie widzą. Który potrafi dostrzec prawdziwe bogac-two złotych piór. Ty wiesz. Wiesz, jak brzmi podpowiedź.

Spojrzałam w oczy najpierw jemu, a potem każdemu z przyjaciół. Westchnęłam, opuszczając ramiona.

– Tak. Wiem.

– No to dlaczego go nie dotkniesz? Na co czekasz? – Jorah obda-rzył mnie pełnym wahania spojrzeniem.

– Bo boję się, że stanie się z nim to samo co z poprzednimi. Nie mogę dopuścić do tego, by ostatnie pióro zmieniło się w popiół.

– Crystal, nawet ja to widzę. – Lorina posłała mi porozumiewaw-czy uśmiech. No tak, czyli wiedziała, że mam ją za idiotkę. – Z twoim piórem nic złego się nie stanie. Nie masz złych intencji, nie kieruje tobą... zło. Jako jedyna masz szansę poznania tego, co chciały nam przekazać anioły.

Opo

wia

dan

ia k

rótk

ie

Page 31: Souterrain Noveau Dec 2012

31

Jeszcze bardziej się skuliłam. Bałam się. Bałam się, że zawiodę, że okażę się tak samo zepsuta jak moi przyjaciele, a z drugiej strony czułam, że mają rację.

– Dobrze – powiedziałam, prostując się. – Zrobię to.

Nie rzuciłam się na pióro. Nie podbiegłam, nie chwyciłam go. Szłam powoli, stawiając małe kroki. Im bliżej byłam, tym bardziej czułam pul-sowanie złocistej energii. Gdy nie mogłam już iść dalej, zamknęłam oczy i pomału wyciągnęłam przed siebie drżącą dłoń. Przyłożyłam palec wska-zujący do delikatnego puchu, czekając, aż zamiast niego poczuję kruchy popiół, jednak tak się nie stało. Uchyliłam powieki, a wtedy cała grota wypełniła się złotym światłem. Słyszałam, jak moi przyjaciele jęczą, oślepieni blaskiem, jednak ja bez trudu patrzyłam prosto w źródło jas-ności. Trzy postacie uśmiechały się do mnie i wyciągały ręce w zapra-szającym geście. Anioły. Anioły bez skrzydeł.

Bezwiednie podałam ręce dwóm z nich, aż stworzyłyśmy krąg. Na początku nic się nie działo, czułam tylko ciepło pełznące ku mojemu sercu. A gdy tam dotarło, zaczęło się.

Obrazy przewijające się w moich myślach.

Roześmiane twarze. Błyszczące z radości oczy. Noworodki w ramionach szczęśliwych mam. Pary przy ołtarzu.

Śmiechy rozbrzmiewające w uszach.

Multum pozytywnych emocji zagłębiających się w mojej duszy.

Ale uczucie, które zawładnęło mną na końcu, było nie do opisania. Mieszanina najczystszego szczęścia, nadziei, wiary. Dobro w najczys-tszej postaci przepłynęło przez moje ciało, kończąc swoją podróż powrotem do pióra, które trzymałam w otwartej dłoni. Otwartej?

Gwałtownie podniosłam powieki, by upewnić się, że anioły zniknęły. W głowie kołatały się jeszcze ich ostatnie słowa. Słowa, które miały być moją tajemnicą.

– Udało ci się. Naprawdę ci się udało. Ale...

– Gdzie jest skarb? – Zaśmiałam się cicho, by po chwili wygiąć usta w delikatnym uśmiechu. – Tutaj – powiedziałam, przykładając dłoń do serca. – Jest tutaj.

Page 32: Souterrain Noveau Dec 2012

32

MORFEUSZ

Tej październikowej nocy zimne powietrze uprzykrzało życie mie-szkańców Warszawy. Dodatkowo mgła zalegała na wszystkich ulicach, nie tylko na obrzeżach miasta. Na Śródmieściu, najcieplejszym miejscu w Stolicy, było pusto. Żadnej żywej duszy. To niezbyt dobry moment na obiad. Morfeusz, idąc ulicą Miedzianą, minął „Dom Słowa Polskiego”. Tuż przed Prostą przystanął, rozejrzał i westchnął. Wampiry nie czują zimna, ale mgła na tyle ograniczyła mu widoczność, że zaczął się iry-tować. Wsadził ręce głęboko w kieszenie. Chwilę później dołączył do niego barczysty mężczyzna w długim, czarnym płaszczu, ciemnym kapeluszu i wełnianych spodniach, które kolorem nie różniły się od pozostałych części garderoby. Stanął z wampirem ramię w ramię, nawet na niego nie patrząc. Spod prochowca wyjął starannie zawiązaną paczkę, podał ją Morfeuszowi, po czym, zaciągając nakrycie głowy bardziej na twarz, odwrócił się, zmierzając ku ulicy Żelaznej. Wampir przez dłuższą chwilę wpatrywał się w obleśny, jaskrawo-żółty prostokąt z napisem „KURIER”, który przyklejony był do płaszcza mężczyzny. Ruszył, kie-rując się do Siennej, by jak najszybciej dotrzeć na Dworzec Centralny. Tuż przy Złotych Tarasach zaczepiło go dwóch młodych chłopaków. Morfi zląkł się i wzdrygnął. Stwierdzając, iż odór uchodzący z ust ludzi to tylko piwo, odetchnął z ulgą. Niemniej, nadal w strachu, począł iść szybkim krokiem w kierunku przystanku autobusowego między dwor-cem a centrum handlowym. Pośpiesznie wsiadł do N31. – Jedyne pocie-szenie jest takie, że lody same zamarzły! – Wyciągnął lizaka lodowego, po czym wyszczerzył się do domniemanego odbicia w szybie. Nie uj-rzawszy go, mruknął: – Kufa, świat jest podły. – Wbił kły w czerwony,

Kły w ciemnościautoportret rodzinny schizofrenicznego wampira

Autorka: Duśka

Page 33: Souterrain Noveau Dec 2012

33

amerykański wytwór chemiczny i ssąc, czekał na odjazd autobusu, który miał zawieźć go na Czerniakowską. Stamtąd chwila piechotą do stołów-ki – Szkoły Sióstr Nazaretanek, gdzie bez przeszkód mógł posilić się cudownymi, młodymi zakonnicami.

– Stary, jaki towar! – Jeden z nielicznych wampirów, jakie znał, Bożydar Izydor Umiłujcyc, pomachał Morfeuszowi zakręconym słoi-kiem. – Odlot na kółkach! – odkręcił wek. Morfi odskoczył, zaczął pisz-czeć i kulić się. W przerwach od wydawania dziwnych, bardzo kobie-cych dźwięków, wymiotował dalej niż którykolwiek z nich mógł zoba-czyć. Ludzie idący jedną ze ścieżek na Festiwalu w Woodstock, rozcho-dzili się na boki. Co jak co, ale nawet w miejscu, w którym spotyka się tak wiele indywidualności, takie zachowanie nie jest normalne.

– To cuchnie wódką! – Morfeusz zaczął uciekać, za nim pobiegł Boży, jednak dogonił go dopiero w momencie, kiedy Morfi zdecydował się przystanąć obok pięknej, rudowłosej dziewoi w bardzo młodym wieku. Oparł się o niewidzialną ścianę. – No, hej, Morfeusz Wolfgang II z Genitaliów – przedstawił się, uśmiechając przy tym nonszalancko. Kiedy spróbował wziąć w swoją dłoń rękę dziewczyny, ta odeszła z taką miną, jakby zobaczyła królika, który zamiast marchewki zajada owcze bobki. – Co ci wszyscy ludzie do mnie mają? – Usiadł nieco zmartwiony na piaszczystej ziemi i oparł łokcie o kolana. Brodę ułożył wygodnie na splecionych dłoniach. Zziajany Bożydar znów pomachał przed nim otwartym, na wpół pustym już, słoikiem.

– Prosto z mojego sadu! Niepryskane! Zigizigizigizigizigizigi! – Siadając, rozlał resztę krwi na Morfeusza. Ten, z pomieszaniem panicznego strachu i wściekłości w oczach, szybko zdjął swój flanelowy dres i po raz kolejny, tym razem jednak nago, zaczął biec przez teren Festiwalu.

– Za kilka lat to będzie modne. I nazwą to nagą milą. – Boży pokręcił głową, potem palcem wybrał ostatnie kropelki gęstawej cieczy.

Page 34: Souterrain Noveau Dec 2012

Kły w ciemności – autoportret rodzinny schizofrenicznego... 34

RODZINA

Przy okrągłym stole siedziały dwie dorosłe osoby oraz nastolatka. Wyglądająca na dziewięćdziesiąt lat kobieta, ubrana w niemodną już garsonkę i znoszone, brązowe buty na małym obcasie, chrząknęła i z niesmakiem spojrzała na drzwi wejściowe do mieszkania.

– A gdzie ten pomylony Świr? – Spojrzała na swojego najstarszego syna, Korneliusza Gerwazego. – Miałeś go pilnować. A teraz pewnie łazi po jakichś zadupiach tego obrzydliwego miasta... – Splotła ze sobą dło-nie i oparła na nich podbródek.

– Może lepiej byłoby go... khk... – Dziewczyna, która wyglądała jak różowy cukierek (okrągła blondynka o niebieskich oczach), wykona-ła wymowny gest, przesuwając palcem po swojej szyi. – Nie ma Świra, nie ma problemu!

– Nie czekajmy na niego, matko. Jak się wybawi z tymi zakonni-cami bez smaku, wróci. – Korneliusz uśmiechnął się ironicznie na myśl o diecie swojego brata, która doprowadzała go niemalże do głodówki. Wstał i jako najstarszy mężczyzna w rodzinie, rozlał do kielichów bor-dową ciecz. – Zdrowie naszych sióstr i braci. I tego Świra. Może w koń-cu mu się poprawi . – Przewrócił oczami, uniósł kielich, po czym upił spory łyk.

KORNELIUSZ

Korneliusz to najstarszy brat Morfiego. Ogółem w rodzinie męż-czyzn było siedmiu. Ojciec, Morfeusz i jego pięciu braci. On był drugi w kolejności. Reszta w dziwnych okolicznościach zaginęła bądź poumie-rała. Najmłodszy zaś, Teodor Hieronim, uciekł z ludzką kobietą gdzieś na Bermudy. Ojcem zajęła się matka. Kornel czuł się odpowiedzialny za całą rodzinę. Nie był przystojny, więc trudno mu było zapanować nad swoim rodzeństwem – tu w grę wchodziły kompleksy. Jednak wyśmie-nite oceny w szkole i fakt, iż był członkiem partyzantki w czasie II Wojny Światowej (co nie było prawdą, na czas wojny schował się w jednym z bunkrów przy granicy niemieckiej – gdzieś w okolicach Ko-strzyna), sprawiło, że był ulubieńcem matki.

Opo

wia

dan

ia k

rótk

ie

Page 35: Souterrain Noveau Dec 2012

35

– Ociociocio, trelemorele. – Morfeusz, pochylając się nad martwą zakonnicą przedrzeźniał brata. – Nie czaisz bazy, to nie Twój świat.

– Na kiego ci te zakonnice? One nawet nie wyglądają dobrze. – Korneliusz pokręcił głową. Miał już dość Morfiego i jego durnych przy-padłości. – Dieta oparta na zakonnicach? I do tego żadnych wartości odżywczych! Ogarnij się, Świrze, bo naślę na ciebie milicję!

Morfeusz wyprostował się i obrócił w kierunku starszego wampira.

– A chrzań się. Mówię, że nie czaisz. – Zmarszczył nos jak małe dziecko i zaczął iść na przystanek autobusowy. – Jak nam ucieknie po-cisk, będziesz miał przechlapane.

– Wiesz co? Wytłumacz mi chociaż, po co do tych zakonnic stroisz się jak tania dziwka do porannego uboju – warknął Kornel, łapiąc bra-ciszka za ramię i szarpiąc do siebie. – Ty masz to po ojcu, na śmierdzące kapcie ciotki Gertrudy!

– Idź precz. Do mamusi i reszty rodziny. – Morfeusz wyszczerzył się, po czym zaczął tańczyć makarenę. – Nie moja wina, że panicznie boję się wódki!

– A co ma wódka do normalnego żywienia, Świrze? – Korneliusz otworzył usta ze zdziwieniem i uniósł jedną brew do góry. Młodszy wampir nie wytrzymał, złapał się za swoje dość długie włosy i zaczął chodzić jak w amoku. Po chwili znalazł się na środku Czerniakowskiej. Zrezygnowany położył się na ziemi.

– Mam brata debila... Mam brata debila... – powtarzał te słowa jak mantrę, w końcu zaśmiał się jak wariat. – Matka tego nie przeżyje. Mam brata debila!

Wkurzony już Korneliusz nie wytrzymał, usiadł na Morfim i zaczął nim szarpać tak, że z boku wyglądało to jak ujeżdżanie dzikiego mustanga.

– We were trying diffrent things – Morfeusz zaśpiewał fragment piosenki swojego idola, Kid Rocka, śmiejąc się po tym do rozpuku. – Mamy PRL, człowieku! Polska, komuniści! A na półkach tylko ocet i wódka, debilu!

Page 36: Souterrain Noveau Dec 2012

Kły w ciemności – autoportret rodzinny schizofrenicznego... 36

LUDMIŁA

Wielkie lustro w różowej oprawie pięknie wkomponowało się w wystrój pokoju. Ściany koloru łososiowego, czerwone firanki i różowa pościel przyprawiały zarówno Morfeusza jak i Kornela o dreszcze i za-wroty głowy. Nawet matka trójki wybryków natury – schizofrenika, la-leczki i agresywnego, zakompleksionego maminsynka – chowała twarz w dłoniach za każdym razem, gdy wchodziła do tego pomieszczenia. Na brązowych półkach kolorystycznie poukładane maskotki uśmiechały się do właścicielki specyficznego pomieszczenia. Ludmiła Gertruda, naj-młodsza z rodzeństwa, wyglądem i rozumowaniem zbliżona do dwuna-stolatki, od zawsze miała pociąg do zabawek i już w dzieciństwie można było zauważyć u niej totalny brak gustu. Dodatkowo kochała się przejadać. Choćby nie była głodna, z łakomstwa nie odmawiała wysokich brune-tów lekko po osiemnastce.

– Put me up, put me down... Make me happy... – Luda skakała po swoim łóżku, do piersi przyciskając różowego pluszowego kotka z Ame-ryki. W tle leciała melodia Coco Jamboo.

– Wyłącz ten stary chłam i ubieraj się. Za chwilę wychodzimy na ten bankiet. – warknęła matka .

– Już, już. Nie musisz podnosić głosu, matulu. – Pulchna dziew-czynka uśmiechnęła się, zeskoczyła z łóżka, co spowodowało dziurę w podłodze, w niej stopę, mnóstwo krzyku i płaczu. Kiedy do przeraźliwie słodkiego pokoju wskoczył Morfeusz, nie mógł się powstrzymać. Zaczął zataczać się ze śmiechu.

– Zamiast się śmiać, byś mi pomógł, Świrze!

– Jestem świrem, mogę zrobić ci krzywdę, Różowa Księżniczko!

MATKA

Adelajda Genowefa z domu Karmisutek wyszła za mąż bardzo młodo. Miała zaledwie trzynaście lat, licząc od przemienienia w wam-

Opo

wia

dan

ia k

rótk

ie

Page 37: Souterrain Noveau Dec 2012

37

pira. Było to jeszcze w okresie średniowiecza, miała więc nieco staro-świeckie poglądy na życie, szczególnie to wampirze. Nie zmienia to faktu, że po tylu wiekach (urodziła się w okolicy czterechsetnego roku) zabiła własnego męża. Zabroniła mu jeść, potem zwaliła wszystko na zbyt wysokie libido. Spaczenie zawodowe. Zanim została wampirem, była kurtyzaną w jednej z przydrożnych karczm, do której zaglądali tylko i wyłącznie dziwni mężczyźni, lubiący alkohol i tanie, cycate ko-biety. Pomimo sposobu zarabiania pieniędzy, nie pochwalała nocnych wypraw swoich młodszych synów, a tym bardziej Teosia. To bowiem niedorzeczne, aby wampir spotykał się z dziewką bez wampirzego rodowodu, do tego córką milicjanta.

– Świrze, gdzie jesteś? – krzyczała Adelajda, stojąc na balkonie. Mieszkanie w kamienicy na Starówce nie było jednak dobrym pomy-słem. Zbyt duże pole do popisu miał jej syn, Morfeusz. Nie mieszkali jednak w centrum Starego Miasta. Ich kamienica wsunięta była między inne, co skutkowało brakiem pijanych ludzi. Idealne miejsce dla Morfie-go, beznadziejne dla jego rodziny. – Świr, do domu! – wrzeszczała, ale jej starania na nic się nie zdawały. Nienawidziła odmienności swojego syna. Kiedy po kilku godzinach wrócił do domu, oblała go wódką zmie-szaną z wodą i octem.

– Matka, czy ciebie do końca popierdoliło? – Morfeusz zazwyczaj nie przeklinał. Teraz mu się wyrwało. Zaczął biegać, rozbierać się, pisz-czeć, w końcu wskoczył do wanny i nie zważając na brak wody w niej, zaczął szorować się mydłem i płakać jak małe dziecko.

W progu stał Teodor i patrząc z niedowierzaniem na to, co się dzia-ło, westchnął.

– Czy ta rodzina nadal jest tak samo pokićkana jak zawsze? – po-kręcił głową, wchodząc głębiej do mieszkania.

Page 38: Souterrain Noveau Dec 2012

Le Paradis des Histoires 2012Pierwszy konkurs literacki zorganizowanyprzez Podziemie Opowiadań rozstrzygnięty!

38

W okresie od sierpnia do listopada na naszym forum odbywał się pierwszy konkurs literacki pod nazwą Le Paradis des Histoires. Udział w nim wzięło łącznie dwanaście osób, które walczyło o nagrodę główną, jaką była dowolna książka w cenie do 40zł.

Jako główny organizator i koordynator całego wydarzenia, nie mo-gę powiedzieć, iż obeszło się bez problemów, ale mam nadzieję, iż u-czestnicy wybaczą nam te potknięcia, zważywszy, że to było nasze pierwsze podejście, jeśli chodzi o organizację potyczek na opowiadania.

Pomijając jednak wszystkie minusy, konkurs okazał się w pewnej mierze sukcesem: uczestnicy byli zmotywowani do regularnego pisania, a na forum pojawiło się wiele nowych tekstów (dwa opowiadania jednoczęściowe, które pojawiły się w tym premierowym wydaniu Souterrain Noveau, są właśnie pracami konkursowymi). Mam również nadzieję, że cała społeczność forum miło spędziła ten czas.

Ale, domyślam się, że interesuje was, jaka książka została wybrana jako nagroda. Otóż, ostatecznie zdecydowaliśmy się nagrodzić dwóch najlepszych uczestników, odpowiednio jedną książką w cenie do 40zł i jedną w cenie do 25zł.

Oto tytuły, które wybrali nasi zwycięzcy:

● Drakula, Bram Stoker (Shiranai)

● Ostatni Dobry Człowiek, A.J. Kaziński (Pandora8602)

Gratulujemy i życzymy miłej lektury.

Page 39: Souterrain Noveau Dec 2012

Wykorzystane materiały

Wymienione poniżej elementy są rozpowszechniane na odpowiednich warun-kach użytkowania i możliwe, że przed ich ponownym wykorzystaniem, będzie potrzeba otrzymać zgodę ich autora, dlatego jeśli rozważa się ich użycie, na-leży zapoznać się z obejmującą je licencją.

● Dyktafon Olympus W-10 – Nicolas Espositohttp://www.fotopedia.com/items/flickr-902758255

● Tło okładki – Eirian-stockhttp://fav.me/d16a1op

● Książka na okładce – Dustysweethttp://fav.me/d2lzt38

● Drzewo iglaste na okładce – LucieG-Stockhttp://fav.me/d1thgr8

Page 40: Souterrain Noveau Dec 2012

Souterrain Noveau – magazyn literackiCopyright © 2012 Podziemie Opowiadań