Sparks Kerrelyn - Love at Stake 06 - Sekretne życie wampira

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Nie ma nic bardziej seksownego niż mężczyzna, który coś ukrywa. No, chyba że swój prawdziwy wiek… Typowy wieczór kawalerski to piwo i piękne kobiety. Wampiryczny wieczór kawalerski jest taki sam, tyle że pije się blissky (syntetyczną krew o smaku whiskey). A nikt nie potrafi zorganizować lepszej imprezy niż Jack, nieśmiertelny potomek Casanovy. Ale kiedy zabawa wymyka się spod kontroli i zjawia się policja, Jack ma sporo do wyjaśnienia… i wyjaśniłby, gdyby nie zapomniał języka na widok pięknej funkcjonariuszki Lary Boucher. Lara jest pewna, że działo się tu coś więcej niż wieczór kawalerski. Co ukrywa Jack? I dlaczego tak się interesuje porwaniami młodych kobiet, które znikają w mieście? Jej śledztwo ujawnia więcej, niż chciałaby wiedzieć. Ale jeśli ma zostać detektywem, musi odkryć wszystkie tajemnice Jacka. Gdyby tylko stawką nie było jej serce i (wieczne) życie…

Citation preview

  • 1

    Kerrelyn Sparks

    Sekretne ycie wampira

    Przekad

    Agata Kowalczyk

    Amber

  • 2

    Rozdzia 1

    J a nie chc umiera... znowu - jkn Laszlo. Jack uklk obok Laszla, rozcignitego na pododze. - Mam ci co poda? Filiank ciepej zero minus? Laszlo zakry usta. - Nie mw o jedzeniu. - Mi dispiace1. - Jack poklepa wampira po ramieniu, w jedynym miejscu na koszuli nieszcznika, ktre

    nie przesiko zwymiotowan blissky. Biedny Laszlo. Wypi ledwie jedn szklaneczk syntetycznej krwi o smaku whisky, kiedy wszyscy wznosili toast za pana modego, ale najwyraniej synnemu chemikowi lepiej szo wytwarzanie produktw wampirycznej linii Fusion ni ich przyswajanie. Z miejsca puci pawia, i to na siebie.

    Niewiele dao si dla niego zrobi, wic gocie wieczoru kawalerskiego szaleli dalej, gdy Laszlo, spocony i blady, zwija si na pododze.

    - Pomc ci pooy si na kanapie? - spyta Jack. - Poplami j krwi - wymamrota Laszlo. Jack ze zmarszczonymi brwiami spojrza na drog ta-picerk mebli w stylu Ludwika XV. - Ju i tak jest poplamiona. - Co za baagan. Jak on to posprzta? Podnis si z podogi, drczony zymi przeczuciami. Zarezerwowanie edwardiaskiego apartamentu w

    hotelu Plaa przy Pitej Alei na wieczr kawalerski lana Mac-Phie wydawao mu si doskonaym pomysem, ale teraz dotaro do niego, e hotelowy personel bdzie si zastanawia, jakim cudem po niewinnym przyjciu zostao tyle plam krwi.

    Sprawy wymkny si spod kontroli, kiedy zjawi si Dougal z dudami, an upar si, e nauczy wszystkich taczy szkock gig. Podskoki tuzina podchmielonych wampirw ze szklankami penymi blissky si rzeczy doprowadziy do licznych kolizji, a wic pojawiy si plamy na dywanie i meblach.

    I wtedy zadzwoni telefon. Panie bawiy si na wieczorze panieskim w Romatechu Industries, chocia Jack sysza, e Vanda miaa cign striptizera ze swojego nocnego klubu dla wampirw. Impreza dziewczyn zostaa nagle przerwana, kiedy Shanna Draganesti zacza rodzi.

    1 Mi dispiace (w.) - Przykro mi - (wszystkie przypisy pochodz od tumaczki).

  • 3

    Roman Draganesti, zanim teleportowa si do Romatechu, zacz lamentowa, e jest zbyt pijany, by pomc onie w trudnych chwilach. Na co reszta chopakw, miotajc si po apartamencie, zadeklarowaa swoje dozgonne wsparcie, piewajc haaliw pie bitewn. Po chwili tuzin urnitych wampirw teleportowa si do Romatechu, by zagrzewa Shann do zwycistwa.

    Jack umiechn si szeroko, wyobraajc sobie reakcj Shanny, ale chwila radoci szybko mina. Mia dwie godziny, by doprowadzi hotelowy apartament do porzdku, zanim wzejdzie soce.

    Jaki haas z ssiedniej sypialni cign jego uwag. Czyby ktry z chopakw zosta? wietnie, przydaaby mi si pomoc. Wszed do luksusowej sypialni i zmarszczy brwi na widok nagiej Vanny lecej na ku. Z Van-ny na satynow narzut ciek bleer.

    To by genialny pomys Gregoriego. Przytacha na imprez dwa urzdzenia zwane vampire artificial nutritio-nal needs appliance2, w skrcie Vanna. Naturalnej wielkoci gumowe kobiety" w wiecie miertelnikw suyy jako zabawki erotyczne, ale na potrzeby wampirw zostay wyposaone w ukad krenia na bateri. Gregori napeni dwie seksowne lale syntetyczn krwi o smaku piwa, po czym zaprosi chopakw na uczt. Sdzc po koronkowych ciuszkach, porozrzucanych wszdzie dookoa, chopcy mieli wiksz frajd z rozbierania Vanny ni z gryzienia jej.

    Z azienki dobieg mski gos. - O tak, maa. cigaj to! Jack zapuka w drzwi. - Ju po imprezie. - Dla Doktora Ka nigdy nie jest po imprezie. - Drzwi otworzyy si, sta w nich Phineas McKinney. - Co

    jest, ziom? Mody czarnoskry wampir wyglda bardzo wytwornie w kasztanowej, aksamitnej smokingowej

    marynarce i biaym jedwabnym krawacie, cho efekt psuy troch bokserki ze SpongeBobem. Jak kady wampir, Phineas nie odbija si w azienkowym lustrze w zoconej ramie, ale druga Vanna - i owszem. Ciemnoskra lala siedziaa na biaej marmurowej toaletce przyodziana wycznie w czerwone jedwabne majteczki i gupi umiech na twarzy.

    Jack na chwil zgubi wtek, kiedy zauway na bokserkach napis: Dziewczyny kochaj SpongeBoba". - Och, przepraszam, e przeszkodziem. Phineas si zaczerwieni.

    - Tylko wiczyem, wiesz. Kiedy si jest specjalist od mioci, trzeba utrzymywa swoje mojo* w szczyto-wej kondycji. 2 Urzdzenie sztucznie zaspokajajce potrzeby ywieniowe wampirw

  • 4

    - Rozumiem. - No, zao si, e rozumiesz. - Phineas cign czarn Vann z toaletki. Jej nogi sterczay sztywno do

    przodu jak u Barbie, wic wygi je w d. - Syszaem, e jeste prawdziwym casanow. - Podobno - mrukn Jack. Nie potrafi uciec przed reputacj swojego sawnego ojca. - Pewnie bye zbyt

    zajty, eby usysze, ale Shanna zacza rodzi. Wszyscy teleportowali si z Romanem. Z wyjtkiem Laszla. On cigle jest chory.

    - Seryjnie? - Phineas przeszed do sypialni z Vann pod pach. - Soce niedugo wzejdzie, wic musimy posprzta. Phineas spojrza na bia Vann, lec na ku w kauy bleera. - Do licha, ziom. Potrzebujemy profesjonalistw. Moe Vampy Maids? Sprztaj miejski dom Romana. - Byoby wietnie. Moesz do nich zadzwoni? - Nie pamitam numeru, ale s w Czarnych Stronach. W hotelu Plaa nie mieli szans znale wampirycznej wersji ksiki telefonicznej. - Czy mgby... - Jackowi przerwao gone pukanie do drzwi. - Spodziewasz si kogo? - Oczy Phineasa zabysy. - Moe jakich prawdziwych kobiet? - Nowojorska policja! - usyszeli krzyk kobiety. -Prosz otworzy. Jack wcign z sykiem powietrze. Merda*. - Niech to szlag - szepn Phineas. - Smurfy. - Rozejrza si gorczkowo. - Wdepnlimy po same uszy. - Spokojnie - odszepn Jack. - Uyj kontroli umysu, eby si ich pozby. - Nie najlepiej yj z policj. - Phineas cofn si od drzwi. - Wynosz si std, stary. - Wynosisz si? - Jack skrzywi si, kiedy omotanie do drzwi stao si goniejsze. - Otwiera drzwi! - zawoaa policjantka. - Ju id! - odkrzykn Jack. - Suchaj, stary. - Phineas wrzuci czarn Vann do azienki i zamkn drzwi. - Teleportuj si do domu

    Romana i zadzwoni po Vampy Maids. Wrc pniej, eby ci pomc, okej? - Znikn byskawicznie, gdy si teleportowa.

    - Grazie mille3 - mrukn Jack. Przeszed do salonu, rozwaajc rne moliwoci. Mg zapa Laszla i teleportowa si, ale policja i tak weszaby do rodka i zobaczya krwaw jatk. Apartament by

    3 Merda (wt.) - dos. gwno", w znaczeniu cholera". ** Grazie mille (wt.) - wielkie dziki.

  • 5

    zarezerwowany na jego nazwisko, wic mogli chcie go przesucha. Nie, lepiej zaj si tym od razu i, uywajc wampirycznej kontroli umysu, wykasowa wspomnienia funkcjonariuszy.

    Laszlo usiad z trudem. - Co strasznego. - Pot perli si na jego czole. - Chyba znowu bd rzyga. - Trzymaj si - szepn Jack. - Pozbd si glin. - Wezw tu kierownika, eby otworzy drzwi! -krzykna policjantka. - Ju id! - Jack uchyli drzwi i szybko oceni policjanta w mundurze. Mody, zdenerwowany, atwy do te-

    lepatycznego opanowania. Spojrzenie Jacka pado na jego partnerk.

    -Santo cielo4. Na chwil zapomnia, jak si oddycha, chocia brak tlenu i tak nie mg mu zaszkodzi. Jego pierwsze wraenie: oszaamiajca. Drugie wraenie: bardzo si staraa zamaskowa swoj urod. Rudozo-te wosy byy mocno cignite i splecione we francuski warkocz. wiea mleczna cera, kilka uroczych piegw i wielkie bkitne oczy. Bardzo niewiele makijau. I mimo wszystko bya oszaamiajca..

    Jej renice rozszerzyy si, kiedy spojrzaa mu w oczy. Rozchylia usta, cigajc jego uwag na rowe, licznie wykrojone wargi.

    - Bellissima - szepn. Drgna, jakby nagle oprzytomniaa, i Jack usysza gwatowny omot jej serca. Zamkna usta i

    zmarszczya brwi. Wysuna podbrdek. Wsuna donie za pas. Bez wtpienia chciaa wzbudzi w nim respekt, trzymajc donie blisko broni i paki, ale na nim wiksze wraenie zrobio to, w jaki sposb w pas opina jej urocz, wcit tali.

    Powinna nosi najdrosze jedwabie i eksponowa swoje krgoci jak bogini. Fakt, e robia co wrcz od-wrotnego, ukrywajc ciao od stp do gw pod mskim niebieskim mundurem, by intrygujcy.

    wiat si zmieni przez dwiecie lat. Gdyby ta urocza policjantka ya dwa wieki temu we Woszech, artyci uganialiby si za ni, by uwieczni jej kobiec urod na ptnie. Ale dzi staa przed nim jako przedstawicielka wadzy i staraa si sprawia wraenie twardej i silnej. Czy nie zdawaa sobie sprawy, e i bez tego ma wadz? Przed tak kobiet chtnie uklkby kady mczyzna i jeszcze byby wdziczny, e mu pozwala klcze.

    Towarzyszcy jej policjant odchrzkn.

    Prosz pana, dostalimy zgoszenie od hotelowej ochrony. Pan i pascy znajomi zachowywalicie si sta-nowczo zbyt gono.

    4 Santo cielo (wt.) wite niebiosa

  • 6

    Mielimy tu przyjcie - wyjani Jack. - Wieczr kawalerski.

    - Skaryli si gocie z trzech piter - cign policjant. - To byo bardzo udane przyjcie. - Jack umiechn si do funkcjonariuszki. - Przykro mi, e si pani nie

    zaapaa. Moe nastpnym razem? Zmarszczya nos. - Czuj z pokoju whisky. - Ssiedzi skaryli si, e kto tu gono gra na dudach - powiedzia policjant. - I jaki gony szczk, jak-

    bycie urzdzili sobie walk na miecze. - Nie ma si o co martwi, panie wadzo. Wszyscy wyszli. - Jack podnis gos, kiedy Laszlo wyda z

    siebie cichy jk. - Teraz ju jest cicho. - Chyba kogo syszaam - szepna policjantka do kolegi. - Moe by ranny. - Dziki, e wpadlicie. - Jack chcia ju zamkn drzwi, ale policjant wsun but w szpar. Pooy do na drzwiach.

    - Chcielibymy zajrze do rodka, jeli pan pozwoli. - Nie pozwol. - Jack wysa fal psychicznej energii. Jestecie pod moj kontrol. Rce policjanta opady, a twarz przybraa pusty wyraz. liczna kobieta zatoczya si do tyu. Skrzywia si

    i przycisna do do czoa. Przykro mi, e zadaj ci bl, powiedzia do niej telepatycznie. Jak si nazywasz, bellissima? - Harvey Crenshaw. - Nie ty - rzuci Jack do policjanta. Laszlo znw jkn. Funkcjonariuszka opucia rk. - Wiedziaam! Kto tam jest. Prosz si odsun. Jackowi opada szczka. Co jest, do diaba? Powinna

    by pod jego kontrol. Nie wejdziecie. - Nie wejdziemy - powtrzy Harvey. - Oczywicie e wejdziemy. - Kobieta pchna drzwi. Jack by tak osupiay, e odsun si, kiedy wpada

    do pokoju. Dziewi krgw pieka! - Zaraz. Nie moecie tu wej.

    Zauwaya Laszla na pododze i natychmiast wczya nadajnik na ramieniu. - Mamy ofiar z ran od noa. Potrzebuj karetki...

    - Nie! adnej karetki - zaprotestowa Jack, ale ona podawaa ju dyspozytorowi numer apartamentu. Mer-da. Teraz bdzie musia wykasowa jeszcze wicej wspomnie. I dlaczego, u diaba, ona go nie sucha?

    Zaatakowa j potn fal psychicznej mocy. Jeste pod moj kontrol.

  • 7

    Zadraa, klkajc obok Laszla. - Niech si pan trzyma. Pogotowie ju jest w drodze. - O Boe, nie. - Laszlo spojrza bagalnie na Jacka. Nie mog jecha do szpitala! Ka jej odej! Prbuj. Jack skoncentrowa si mocniej. Wyjdziesz w tej chwili. - Wyjd w tej chwili. - Harvey wyszed na korytarz. - Harvey! - Funkcjonariuszka zerwaa si na rwne nogi i wycelowaa palec w Jacka. - Niech si pan nie

    rusza. - Skoczya na korytarz i zapaa swojego partnera za okie. - Harvey? Co si z tob dzieje? Harvey sta jak koek, z twarz bez wyrazu. Potrzsna nim. - Harvey! Oprzytomniej! Jack z westchnieniem cofn swoj moc. Trzymanie Harveya pod kontrol wzbudzioby tylko jeszcze

    wiksze podejrzenia w modej policjantce. Harvey zamruga. - Co? Co si stao? Funkcjonariuszka wskazaa Jacka. - Skuj go. - Co? - Jack poaowa, e wypuci Harveya. - Ja niczego nie zrobiem. Kobieta, patrzc na niego ze zoci, wmaszerowaa z powrotem do pokoju. - Mamy tu rannego dgnitego noem, a pan jest na razie jedynym podejrzany. - Nie dgnem go. - Jack srbowa przej kontrol nad umysem funkcjonariusza. Nie skujesz mnie. Harvey zatrzyma si obok niego; na jego twarzy znw malowao si odrtwienie. Jack splt donie za

    plecami, by policjantka mylaa, e ma zaoone kajdanki. Niczego nie zauwaya, bo klczaa obok Laszla i rozrywaa mu koszul.

    - Gdzie jest pan ranny? - Nie jest ranny - powtrzy uparcie Jack. - Po prostu zwymiotowa. - Kufel krwi? Wygldam na gupi? - Spojrzaa gniewnie na Jacka. - Gdzie go pan dgn? W plecy? - Nie dgnem go! Prbowaem j kontrolowa, ale to nie dziaa, powiedzia mu telepatycznie Laszlo. Wiem, odpar Jack. Bya najgorszym koszmarem kadego wampira. Pikna kobieta, ktrej nie dao si kon-

    trolowa. Moe ma zdolnoci parapsychiczne, cign Laszlo. A moe cierpi na jaki defekt mzgu, ktry blokuje nasz moc. - Czy matka nie upucia czasem pani na gow, kiedy bya pani dzieckiem? - spyta Jack. Harvey pocign nosem. - Upucia.

  • 8

    - Nie ciebie - mrukn Jack. Kobieta przyjrzaa mu si podejrzliwie, podnoszc si z podogi. - Harvey, pilnuj tego gocia. Harvey? Funkcjonariusz drgn. - Co? - Pilnuj go. - Wskazaa Jacka palcem. - Ja sprawdz reszt apartamentu. Harvey kiwn gow. - Pod cian. Jack cofn si pod cian, by policjantka nie zobaczya, e nie jest skuty. Przyjrzaa si miejscu obok wmontowanego w cian paskiego telewizora. - Kto zosta tu pchnity noem. To jest plama krwi. - Nie mojej. Zmruya swoje liczne oczy. - Wic czyja to krew? - Kolegi. Ktry... skaleczy si przypadkiem. - Po wyopaniu caej butelki blissky Angus MacKay posta-

    nowi zawrze braterstwo krwi ze wszystkimi obecnymi. Swoim szkockim sztyletem zaci si w nadgarstek, ale niechccy przeci ttnic i trysn krwi szerokim ukiem po cianie. Natychmiast owin nadgarstek rcznikiem, a potem wypi kolejn butelk blissky, by zastpi utracon kolacj.

    - Rozumiem. Przypadkiem. - Funkcjonariuszka zatrzymaa si, widzc miecze, lece na krzy na dywa-nie. - A to jest paska bro.

    - One nie s moje - zaprotestowa Jack. - Tak. - To szkockie claymory - wyjani. - Nale do pana modego. I nie ma na nich krwi. Chopaki taczyli z

    nimi szkocki taniec z mieczami. Ze zmarszczonymi brwiami przyjrzaa si mieczom. - Mg je pan wyczyci z krwi. - Nikogo nie dgnem. - W kadym razie nie dzisiaj. Obejrzaa pokj, uniosa wzrok. - Co to jest? Jack skrzywi si, widzc czerwony, jedwabny biustonosz biaej Vanny wiszcy na yrandolu. Funkcjonariuszka wesza na stolik do kawy i za pomoc paki odczepia biustonosz. - Na przyjciu byy kobiety? - Nie nazwabym ich prawdziwymi kobietami. - Wic kto, kto udawa kobiety? - Spojrzaa na niego kwano, machajc w powietrzu biustonoszem.

  • 9

    - To nie jest moje. Rzucia biustonosz na kanap i zesza ze stolika. - Co jest w sypialni? Jack zacisn powieki i zbombardowa j ca moc psychiczn, jak mg z siebie wycisn. Nie wchod

    tam. - Nie wchod tam - powtrzy Harvey. Zadraa. - Tu jest zimno jak cholera. - Wesza do sypialni. -O Boe! Jack jkn. Wystawia gow za drzwi. - Harvey. Harvey! Wezwij posiki! - Wrcia do rodka. Harvey pokrci gow. - Co? - Spojrza pytajco na Jacka. - Kim pan jest? Gdzie ja jestem? - Na ku ley ciao! - zawoaa policjantka z sypialni. - Kobieta. - To tylko Vanna - wyjani Jack. - Boe drogi, ona... ona jest nieywa - cigna funkcjonariuszka. Harvey zamruga. - Zabie Vann? Ty draniu. - Sign do nadajnika. Nie wezwiesz posikw, zakaza mu Jack. Harvey opuci rk i znowu sta otpiay.

    - Nigdy nie bya ywa. - Policjantka stana w drzwiach, trzymajc lal. - To erotyczna zabawka. - Rzucia Vann na podog i spojrzaa na Jacka z obrzydzeniem. - Zboczeniec.

    - To nie jest moje - warkn. Sapna ze zoci i wrcia do sypialni. To zaszo ju za daleko. Jack skupi si na Harveyu. Wyjdziesz std i wrcisz do samochodu. Zapomnisz, e

    kiedykolwiek tu bye. Zapomnisz o mnie i o wszystkim, co tu widziae. Harvey skin gow i powoli ruszy korytarzem.

    Teraz naleao si zaj jego pikn, ale dziwnie oporn partnerk. Jack wszed za ni do pokoju. - Prosz pani... Obrcia si na picie i ze zdumienia szeroko otworzya oczy, gdy zobaczya, e Jack nie ma na rkach kaj-

    danek. Natychmiast signa po pistolet. - Mylaam, e pan jest skuty. Jack zrobi krok w jej stron. - Nie ma potrzeby... Wycigna bro. - Nie zbliaj si. Harvey! Gdzie jeste? Jack sysza, jak omocze jej serce. - Spokojnie. Chc tylko porozmawia. I nie ma sensu woa Harveya. Wyszed.

  • 10

    Jej puls jeszcze przyspieszy. - Mj partner nie zostawiby mnie samej. Co mu pan zrobi? - Nic. Po prostu wyszed. - Nie wierz panu. - Uniosa odrobin pistolet, celujc w jego gow. - Jad tu ju nastpne patrole. - Nikt nie jedzie. Nie pozwoliem Harveyowi wezwa posikw. Gono przekna lin. - Nie pozwoli pan... Kim pan jest? Rozoy rce. - Nie zrobi pani krzywdy. - Co pan zrobi Harveyowi?! - krzykna. - Nic. Wanie idzie do samochodu. Wie, e jestem nieszkodliwy. - Jack unis rce i podszed bliej. -

    Prosz si zastanowi, pani...? Cofna si. - Funkcjonariuszka Boucher. Wymwia to z francuska, bu-sze". W jej ustach zabrzmiao bardzo adnie, cho Jack wiedzia, e sowo to

    po francusku znaczy rzenik". - W tym apartamencie nie popeniono adnej zbrodni. Owszem, to prawda, e moi koledzy byli zbyt

    goni i nabaaganili, ale dokadnie posprztam i zapac za wszelkie szkody. Ma pani moje sowo. Wci mierzya do niego z pistoletu. - Wszdzie jest krew. To oczywisty dowd przestpstwa. To, e nie znalazam ciaa, nie znaczy jeszcze, e

    nikogo tu nie zamordowano. - Nie ma adnego ciaa. Powolutku zacza si cofa w stron azienki. - Jeszcze nie wszystko sprawdziam. Westchn. - Prosz tam nie wchodzi. Uniosa brwi. - Dla mnie to jak zaproszenie. - Signa za plecy, eby otworzy drzwi. Obejrzaa si i gwatownie wcig-

    na powietrze na widok czarnej Vanny rozcignitej na pododze. Z wampiryczn prdkoci Jack rzuci si w stron policjantki i wyrwa jej pistolet z rki. Znw si zachysna. Otworzya oczy jeszcze szerzej. Sysza, e jej serce galopuje niebezpiecznie szybko. Merda. Czy naprawd mylaa, e on j zabije?

    -Hrllissima, runisz mnie. - Wyj magazynek i poda jej. - Nie mgbym pani zrobi krzywdy. Patrzya na niego przez chwil; w kocu spojrzaa na naboje w swojej doni. Jej serce wci si tuko, ale

    Jack sysza, e zwalnia.

  • 11

    Popatrzya na czarn Vann. - Jeszcze jedna erotyczna zabawka? Ilu ich pan potrzebuje? Spojrza na ni cierpko.

    - Nie jest moja. - No tak. Skupi wszystkie siy i jeszcze raz sprbowa opanowa jej umys. Zatoczya si do tyu, wytrcona z

    rwnowagi uderzeniem jego psychicznej mocy. Wyjdziesz std natychmiast i zapomnisz, e tu bya. Zapomnisz, e mnie kiedykolwiek spotkaa. Ten ostatni

    rozkaz sprawi, e poczu w sercu ukucie alu. Niemal yczy sobie, eby si nie powiodo. Policjantka skrzywia si i rozmasowaa czoo u nasady nosa. - Au. Powinien uwaa, czego sobie yczy. Opucia rk i spojrzaa na niego, zdezorientowana. - Tu si dzieje co bardzo dziwnego. - Co pani powie. - Przez dwiecie lat nigdy nie napotka takiego problemu. - Wydawao mi si, e sysz paski gos... Niewane. - Odsuna si, przygldajc mu si nieufnie. - Kim

    pan jest? - Jestem Giacomo. Moi anglojzyczni przyjaciele od tylu lat nazywaj mnie Jack, e myl o sobie w ten

    sposb, kiedy mwi po angielsku. Moe mnie pani zatem nazywa Jack. - Nie jestem pask przyjacik. - Zadraa od otaczajcych j lodowatych fal psychicznej energii. Zrobi krok w jej stron. - Jak ma pani na imi? Gapia si na niego z rozszerzonymi renicami, jakby bya w transie, ale wiedzia, e nie jest. Nie potrafi

    dosta si do jej umysu. Nie mia pojcia, o czym myli. Jego uwag przycign haas w korytarzu. Wyjrza do salonu w chwili, kiedy dwch ratownikw

    medycznych wtaczao do rodka nosze. Wystrzeli w ich stron fal psychicznej mocy. Wyjdziecie z hotelu, wrcicie do karetki i nie bdziecie pamitali,

    e tu przyjechalicie. Marsz. Dwaj mczyni odwrcili si i poturlali nosze korytarzem. - Jak pan to zrobi? - szepna funkcjonariuszka Boucher. Odwrci si do niej.

  • 12

    - Wiem, e pani nic z tego nie rozumie, ale musi mi pani uwierzy. Nikomu nie staa si dzisiaj krzywda. Nie wydarzyo si tu nic zego.

    Zmarszczya brwi. - A ten go na pododze? - Pochorowa si. Zajm si nim. Nie znalaza pani na nim adnej rany, prawda? - Nie. Ale wszdzie jest tyle krwi. - Dopilnuj, eby wszystko zostao posprztane. -Odda jej pusty pistolet. - Prosz std i, funkcjona-

    riuszko Boucher. Wzia bro.

    - To... to nie w porzdku. Nie mog tak po prostu udawa, e nic si nie stao. - Nie moe pani zrobi nic innego, jak tylko std i. Przykro mi. Staa przed nim, przygryzajc warg i marszczc brwi. - Tak nie mona.

    - Pani partner czeka na pani na zewntrz. Do widzenia, pani Boucher. Ruszya w stron drzwi i spojrzaa na Laszla. - Poradzi pan sobie? Pomacha jej na poegnanie. - Nic mi nie bdzie. Dzikuj.

    Zatrzymaa si przy drzwiach, posyajc Jackowi grone spojrzenie. - To jeszcze nie koniec. Mamy niedokoczone sprawy, Jack. - Posza korytarzem. Jaka cz jego duszy, bardzo stara i samotna, miaa nadziej, e funkcjonariuszka Boucher dotrzyma

    sowa.

    Rozdzia 2

    Czekajcie! Lara Boucher pobiega za ratownikami, ktrzy wanie wtaczali puste nosze do windy. Dogonia ich, gdy

    zamykay si drzwi. Mogaby je zatrzyma, nim si zasuny, ale zamara na widok twarzy sanitariuszy. Mieli takie same miny zombie, jak widziaa u Harveya.

    Dreszcz przebieg jej po plecach. Pewnie przez chd, ktry czua w apartamencie.

  • 13

    Kogo ona chciaa oszuka? Bya zwyczajnie przeraona. Wcisna guzik, by cign drug wind, i wetkna magazynek z powrotem do swojego automatycznego

    pistoletu. Ale okazaa si tchrzem. Gdyby miaa cho odrobin ikry, wrciaby do tego pokoju i zabraa tajemniczego Jacka na przesuchanie.

    Kolejny dreszcz wstrzsn jej ciaem, gdy przypomniaa sobie, jak odebra jej bro. Byo ju wystarcza-jco przeraajce, gdy spokojnie wszed do sypialni, bez kajdanek, i oznajmi, e Harvey j opuci i e nie ma co liczy na posiki. Ale kiedy chwyci jej pistolet, mylaa przez sekund, e koniec z ni. A gdyby to nie byo jeszcze do straszne, miaa wraenie, e w swoim umyle syszaa jego gos, chocia nie moga rozrni sw.

    Spojrzaa w gb korytarza. Czy powinna wrci po tego czowieka? Wydawa jej si niebezpieczny. Dziwnie pocigajcy, a zarazem przeraajcy. Budzi niepokj, jakby pochodzi nie z tego wiata. A przy tym by niewiarygodnie przystojny.

    Podskoczya, kiedy dzwonek oznajmi przybycie drugiej windy. Pospiesznie wsiada do rodka i wcisna guzik parteru. Ale z ciebie tchrz. Zwyczajnie uciekasz.

    Co innego moga zrobi? Harvey j zostawi. A Jack rozbroi z tak atwoci. Po prostu zrobiby to znowu.

    Zapia pistolet z powrotem w kaburze. Miaa dziwne przeczucie, e Jack przez cay czas kontrolowa sytuacj. Mg j zabi, ale nie zrobi tego; wydawa si wrcz uraony, kiedy uznaa, e byby zdolny do takiego czynu.

    Kiedy drzwi windy otworzyy si, wypada do holu i zauwaya ratownikw opuszczajcych hotel. Pospiesznie wysza przez obrotowe drzwi i dogonia ich, kiedy adowali nosze do karetki.

    - Hej, chopaki. Co si dzieje? Jeden z sanitariuszy spojrza na ni tpo. - Witam. Mamy dzisiaj dyur. - Dostalicie wezwanie tutaj, do hotelu Paza. Ratownik zatrzasn tylne drzwi karetki. - Nie bylimy w Plaa. Lara otworzya usta. Naprawd nie wiedzieli, gdzie s? Ratownik wsiad za kierownic. - Dobranoc. Ciko westchna, kiedy karetka odjechaa. Co Jack im zrobi? Czy mia jak niewytumaczaln wadz

    nad ludzkimi umysami? Skra zacza j mrowi, jakby z ciemnoci patrzyo na ni tysic oczu. Trzymaj si w garci. Nie wariujesz. Niestety, a za dobrze wiedziaa, jak kruchy moe by ludzki mzg.

    Zauwaya radiowz zaparkowany przy krawniku i podbiega do niego. Harvey spojrza na ni ze zmarszczonymi brwiami, kiedy wsiada na fotel pasaera.

  • 14

    - Gdzie ty bya? Czekam tu i czekam. - Byam w hotelu. - Zapia pas bezpieczestwa. -Z tob. Prychn.

    - Nigdy nie byem z tob w hotelu. Jestem onatym czowiekiem. - Nie chodzio mi o... - Jeli to ma by jaki art, to nie jest zabawny. - Zapali samochd i wyjecha na Pit Alej. - Harvey, ywi najwikszy szacunek dla ciebie i wiem, e jeste onaty. - A na dodatek absolutnie mnie

    nie pocigasz. - Nie pamitasz, jak w Plaa poprosili nas, ebymy zajrzeli do haaliwych goci? - Czym takim zajaby si ochrona hotelu. - Zwykle tak. Ale kiedy kto stwierdzi, e w pokoju rzekomo ma miejsce walka na miecze, zadzwonili po

    nas. Rozemia si. - Walka na miecze w pokoju hotelowym? Musisz ograniczy kofein. - Nie pamitasz faceta z erotycznymi zabawkami? Harvey spojrza na ni z politowaniem. - Odbio ci. Nasze ostatnie zgoszenie to bya pijacka awantura na Times Suare. Skra jej cierpa. - Nie odbio mi. - To si stao naprawd. To, e Ha-rvey i ratownicy niczego nie pamitali, nie znaczyo

    jeszcze, e nic si nie stao. Jack jakim cudem wymaza ich wspomnienia. Jaki czowiek potrafi to zrobi? Ale przynajmniej nie naknoci jej w gowie tak jak pozostaym. A moe to zrobi? Czyby pamitaa co,

    co si nie wydarzyo? Boe, tylko nie to. Wystarczy te sze miesicy, kiedy bya kompletnie skoowana i nie potrafia odrni

    rzeczywistoci od snw. Po wypadku samochodowym rzeczywisto jawia si jej niewyranie, a sny wydaway si prawd.

    Musi to wiedzie. Musi tam wrci i stan oko w oko z Jackiem. Dwie ulice przed nimi jaki samochd skrci gwatownie w Pit Alej. Przejecha z polizgiem przez

    dwa pasy, niebezpiecznie zbliajc si do tej takswki, i mign przed siebie. Harvey powoli wcisn gaz. - Jak sdzisz? Pijany kierowca? - Albo kradzione auto. - Lara chwycia mikrofon krtkofalwki i poczya si z dyspozytorem. - Potrzebuj dziesi czternacie. - Odczytaa numer rejestracyjny samochodu, za ktrym jechali. Radio zatrzeszczao.

    - To dziesi siedemnacie. - Dyspozytor powiadomi ich, e samochd nie zosta skradziony.

  • 15

    - Bez odbioru - odpara Lara. - Wyglda na jazd pod wpywem. - Bierzemy go. - Harvey wczy koguta i syren. Lara si spia. Nigdy nie wiadomo, jak ludzie zareaguj. Na szczcie kierowca nie opiera si i po

    dwudziestu minutach wieli ju jego pijany tyek na komend. Kiedy wzeszo soce, Lara skoczya papierkow robot. Jeszcze raz sprawdzia rejestr prowadzony

    przez Harveya. Nie znalaza w nim wzmianki, by kiedykolwiek byli w Plaa. Zabbnia dugopisem w biurko, zastanawiajc si, co robi. Jeli umieci incydent z hotelu w raporcie, to jej przeoony, kapitan 0'Brian, zapyta, dlaczego ta informacja nie pojawia si w rejestrze czy raporcie Harveya. A jeli kapitan zacznie przypuszcza, e Lara stracia kontakt z rzeczywistoci, nigdy nie awansuje jej na detektywa.

    Podesza do lodwki i napia si wody. Moe powinna pj do neurologa i spyta, czy to moliwe, e ma nawrt choroby.

    Do diaba, nie! Zgniota papierowy kubek w doni i wyrzucia do mieci. Za dugo walczya, eby doj do siebie po urazie gowy. Wypadek zdarzy si sze lat temu i najgorsze miaa za sob. Nie wymylia sobie te-go, co dziao si noc. Pamita wszystko na temat Jacka. Wszystkie szczegy.

    Gste, czarne wosy, zaczesane do tyu z szerokiego czoa. Koce, sigajce konierzyka koszuli, krciy si lekko. A ta czarna, jedwabna koszula - oblepiaa go, wyranie ukazujc szerokie ramiona i brzuch twardy jak skaa. By boski - przystojniejszy od modeli, ktrych widywaa w gazetach.

    Zaintrygowa j jego gos, mikki i melodyjny. Mwi z woskim akcentem, ale przy tym czysto i elegancko, jakby uczy si angielskiego od Brytyjczykw. Ten podwjny akcent wskazywa na czowieka o zoonej osobowoci. Wrcz fascynujcego. By jednoczenie Jackiem i Giaco-mo. I nazwa j bellissima.

    Zamkna oczy i w wyobrani przewdrowaa wzrokiem po jego ciele, poczynajc od drogich woskich butw. Dugie nogi. Wskie biodra. Szczupa talia. Szerokie ramiona piknym ukiem przechodzce w szyj - miaa ochot wtuli twarz w jego potn pier. Silna uchwa z cieniem ciemnego zarostu, ledwie widocznego, na tyle tylko, e miao si ochot go dotkn. Wyraziste usta. Te usta byy najlepszym wskanikiem jego reakcji. Ich kciki podjeday do gry, kiedy co go rozbawio. Rozchylay si lekko, gdy by zaskoczony, i zaciskay, gdy si zirytowa.

    A jego oczy - miay ciepy zotobrzowy kolor; bia z nich inteligencja i odwaga. Obserwoway kady jej ruch z uwag, ktra graniczya z... godem.

    - Hej, nie zasypiaj na stojco. Gwatownie otworzya oczy i zobaczya kapitana 0'Briana - przyglda si jej z ciekawoci. - Przepraszam. To bya cika noc.

  • 16

    - Potrzeba troch czasu, eby si przyzwyczai do nocnej zmiany, ale dobrze sobie radzisz. Skocz raport i id do domu, Boucher.

    - Tak, panie kapitanie. - Wrcia pospiesznie do swojego biura, eby dokoczy papierkow robot. Nic nie wspomniaa w raporcie o incydencie z Plaa. Ale to si stao. Jack moe i wyglda jak ze snu, ale by rzeczywisty.

    Zwykle przebieraa si w cywilne ubranie przed powrotem pocigiem do Brooklynu. Po caonocnym ueraniu si z pijakami i awanturnikami miaa ju tylko ochot wtopi si niezauwaona w tum. Ale tego ranka zostaa w mundurze i pojechaa metrem do hotelu Plaa.

    - Potrzebuj informacji na temat pokoju 1412 - powiedziaa recepcjonicie. - Chwileczk. - Mody mczyzna poklika w klawiatur. - To jeden z naszych edwardiaskich aparta-

    mentw. Chce go pani zarezerwowa?

    - Ju jest zajty. Chc sprawdzi przez kogo. Recepcjonista spojrza na monitor ze zmarszczonymi brwiami.

    - Ten apartament jest w tej chwili wolny. - No c, moliwe, e gocie si wymeldowali, ale byli tu jeszcze w nocy. Urzdzili sobie dzik imprez.

    Hotelowa ochrona wezwaa policj. Spojrza na ni, skoowany.

    - Nie wiem, co pani powiedzie. Z naszych danych wynika, e ten pokj by ostatniej nocy pusty. Lara z trudem przekna lin. Jak dokadnie Jack zatar lady? - Czy jest kierownik? Chciaabym z nim porozmawia. I z kim z ochrony. Nie dowiedziaa si nic nowego. Kierownik nocnej zmiany nie pamita, eby apartament 1412 by zajty.

    Lara poprosia, by sprawdzi, czy jakikolwiek pokj zosta wynajty przez mczyzn o imieniu Giacomo, ale w bazie danych nie pojawio si takie imi.

    Z ochron hotelow poszo jeszcze gorzej. Obruszyli si, kiedy twierdzia, e wezwali policj. Oznajmili, e sami by sobie poradzili. A ostatniej nocy w hotelu nie byo adnej hucznej imprezy.

    Upara si, e chce obejrze pokj, wic, cho niechtnie, dali jej klucz. Na czternastym pitrze powoli otworzya drzwi. Sdzia, e nadal bdzie si unosi zapach whisky.

    Ale zapach znikn. W pokoju czua tylko ostr wo rodkw czystociowych i dezynfekcyjnych. Wesza do rodka i spojrzaa w lewo, w miejsce, gdzie w nocy na dywanie lea zakrwawiony mczyzna. Dywan by czysty.

  • 17

    Powoli chodzia po pokoju, ogldajc tapicerk i dywan. adnych plam. Spojrzaa na cian. Ani ladu krwi. Podesza bliej. Albo zewirowaa, albo kto tu fenomenalnie posprzta.

    No c, przecie powiedzia, e posprzta. Dotkna ciany. Wygldaa tak wieo. Czyby j odmalowali? Wielka szkoda, e nie moga tu cign

    ekipy technikw kryminalistycznych. Nie byo mowy, eby kapitan 0'Brian si na to zgodzi, skoro obsuga hotelu upieraa si, e pokj sta pusty.

    Przesza do sypialni. Satynowa narzuta take bya bez skazy. Jak on tego dokona? Zajrzaa do azienki. Oczywicie adnych erotycznych lal. Przyjrzaa si mozaice na pododze i biaej marmurowej umywalce, szukajc ladw krwi. Kurki z dwudziestoczterokaratowe-go zota byszczay. Rczniki byy starannie poskadane. Nikt by nie uwierzy, e ten pokj kto zajmowa w nocy.

    Ruszya do drzwi wyjciowych. Jakim cudem Jack zmanipulowa wspomnienia caej hotelowej obsugi. Czy zaj si te gomi?

    Zapukaa do ssiedniego pokoju. Ziewajca para z podkronymi oczami powiedziaa jej, e ostatniej no-cy nie dziao si nic nadzwyczajnego, po czym zatrzasnli jej drzwi przed nosem. Skoro tak, to dlaczego byli tacy zaspani?

    No c, nietrudno znale odpowied. Mogli si kocha przez ca noc. Lara westchna. To, e ona si bez tego obchodzia, nie znaczyo, e inni take.

    Z pokoju bliej windy wyoni si mczyzna w biznesowym garniturze, z walizk w doni. - Prosz pana. - Podbiega, by go dogoni. - Tak? - Zerkn na ni nieufnie. Wiele osb spoglda na gliniarzy tak, jakby zrobili co zego i mieli

    nadziej, e policja si tego nie dowie. Umiechna si do niego przyjanie, eby go uspokoi. - Chciaam pana spyta o ostatni noc. Sysza pan moe co niezwykego? - Chodzi pani o te cholerne dudy? Jaki idiota gra na nich o trzeciej nad ranem. Larze serce podskoczyo do garda. Nie zwariowaa! A Jack kogo przegapi. - Tak, wanie o to. Pamita pan jeszcze co? - Tylko to, e nie mogem spa. W kocu poszedem do baru na drinka. I dlatego Jack go nie dopad. - Dzikuj. - No c, mam nadziej, e moja dzisiejsza prezentacja nie bdzie katastrof - burkn i poczapa do

    windy. Jack istnia naprawd. Ale jak go znale? Spojrzaa na lokaln gazet, lec pod drzwiami. - Prosz pana? - zawoaa za biznesmenem. - Mog wzi t gazet?

  • 18

    - Ale prosz. - Wsiad do windy. Lara podniosa gazet i otworzya stron z ogoszeniami o lubach. To byt wieczr kawalerski z dudami i

    clay-morami. Istniaa spora szansa, e pan mody jest Szkotem. Dzi bya sobota, a wic dzie lubw. MacPher-son, Ferguson i MacPhie. Trzy luby z panami modymi o

    szkockich nazwiskach. Lara wzia gboki oddech. Jak to jest, wpada na lub bez zaproszenia? Dzi si przekona. Lara wbiega po kamiennych schodach tak szybko, jak pozwalay jej czerwone sandaki na wysokich obca-

    sach. Po trzech miesicach patroli odzwyczaia si od eleganckich ubra. Stana przed rzebionymi drewnianymi drzwiami i zebraa si w sobie.

    Da rad. Na lub MacPhersona zakrada si tak sprytnie, e nikt si nie zorientowa. Obecno na lubie Fergusona kosztowaa j wiele wysiku. Uczestniczyo w nim zaledwie pidziesit osb i przez cay czas ob-rzucano j ciekawskimi spojrzeniami. Wymkna si tak szybko, jak si dao, zostawiajc jeden z trzech lubnych prezentw, ktre kupia tego popoudnia.

    Poprawia stanik czerwonej koktajlowej sukienki. Moe nie powinna wkada czerwonej kiecki. I to z takim dekoltem. To oczywiste, e cigaa na siebie uwag. Ale to ju ostatni lub, zaczyna si o dziewitej wieczorem, wic zakadaa, e bdzie o wiele bardziej uroczysty ni popoudniowe luby, na ktre przysza. Wybraa najbardziej eleganck ze wszystkich swoich sukienek. Okej, to bya jej jedyna elegancka sukienka. Po wyjciu z domu Lara przysiga sobie, e ju nigdy w yciu nie woy sukni do kostek.

    Wielka szkoda, e musiaa taszczy ze sob t pcienn torb. Miaa w niej mundur i bro, bo zaczynaa sub 0dziesitej, ale bya spokojna, e zdy. Wystarczy jej par minut, by si przekona, czy Jack tu jest. Wierzya, e istnia naprawd, ale poczuaby si lepiej, gdyby moga to zweryfikowa. I chciaa wiedzie, jakim sposobem zatar wszystkie lady w hotelu. Ta umiejtno kontrolowania umysw j intrygowaa. Tak wic, jako przyszy detektyw, musiaa zbada, o co chodzi. Fakt, e przy tym by bosko przystojny 1niewiarygodnie seksowny, nie mia tu nic do rzeczy.

    Tak, jasne. Nie moga okamywa samej siebie w kociele. Otworzya cikie drewniane drzwi i wlizgna si do przedsionka. Migotay tu cae rzdy wotywnych

    wieczek w czerwonych miseczkach, rzucajc ciepy blask na ciany. Jej szpilki zachwiay si na nierwnej pododze, kiedy po cichu ruszya w stron nawy. Wejcia pilnoway po bokach dwie figury witych, ktrzy spojrzeli na ni gronie, widzc, e zakrada si tu nieproszona.

    Obecni tu gocie wygldali na szczliw gromadk. Przystana na wp ukryta za drzwiami, patrzc, jak miej si i rozmawiaj. awki byy udekorowane wstkami i biaymi liliami. Kolejna kwiatowa dekoracja

  • 19

    staa przy otarzu. Lara rozejrzaa si po zgromadzonych, szukajc Jacka. Nie zobaczya go, ale zauwaya faceta, ktry ostatniej nocy lea zakrwawiony na pododze. Dziwne. Teraz czu si zupenie dobrze.

    - Mog w czym pomc? Drgna i odwrcia si do mczyzny, ktry odezwa si za jej plecami. Wielki, rudowosy Szkot. - Witam. - Zaraz si zacznie. Mog pani odprowadzi na miejsce? - Jasne. - Domylia si, e to jeden z drubw. Z ca pewnoci by to szkocki lub. Go mia na sobie

    kilt w czarno-bia krat, bia koronkow koszul i czarn marynark. W klapie tkwi czerwony pczek ry, a jego dugie wosy byy zwizane cienk, czarn wstk. Przyglda jej si uwanie jasnozielonymi oczami.

    - Jest pani przyjacik panny modej? Lara poczua pustk w gowie; gorczkowo usiowaa sobie przypomnie imi panny modej. Cheryl? Nie,

    to byo na lubie MacPhersona. Do licha. Zwracaa wiksz uwag na nazwiska panw modych. A tego skd znaa.

    - Jestem znajom lana MacPhie. Szkot unis brwi. - Pani zna lana?

    - Jasne. Znamy si od dawna. Ja... chodziam kiedy z jego kuzynem. - Rozumiem. Do licha. To nie dziaao. Musiaa jako odwrci uwag tego gocia. Odgarna dugie wosy do tyu, eby

    pokaza dekolt, i posaa mu olniewajcy umiech, na ktry jej mama wydaa majtek. - My si chyba nie znamy. Jestem... Susie. - Bardzo mio mi pani pozna. Robby MacKay. -Wzi j za rk. - Skoro jest pani znajom lana, z pew-

    noci bdzie chcia si z pani zobaczy. - Och, nie trzeba. - Sprbowaa zabra rk, ale Robby cisn j mocniej. - To przecie moe poczeka, a

    bdzie po lubie. - Prosz ze mn. - Pocign j przez przedsionek. Cholera. - Mwi pan, e zaraz si zacznie? Musimy zaj miejsca. Otworzy jakie drzwi i delikatnie wepchn j do ciemnego pomieszczenia. - Prosz tu zaczeka. - Zapali wiato i kiedy si rozgldaa, szybko chwyci jej pcienn torb. - Nie! - Do diaba, tam by jej pistolet. - To mi jest potrzebne. - Dostanie j pani z powrotem - powiedzia, zamykajc drzwi.

  • 20

    - Chwileczk! Czy jest tu Jack? Robby si zatrzyma. - Jack? - Tak. Giacomo. Anglojzyczni przyjaciele nazywaj go Jack. Musz z nim porozmawia. Robby nie sili si na odpowied. Zamkn jej drzwi przed nosem. Zowrbne kliknicie zabrzmiao jak

    klucz przekrcany w zamku. Niech to szlag! Lara rozejrzaa si po ciemnawym pokoju. Domylia si, e to jaki skadzik. Rzd

    rzebionych drewnianych krzese z wysokimi oparciami sta pod cian po lewej stronie. cian po prawej zasania rega peen zakurzonych starych piewnikw. ciana naprzeciw bya pusta. Nie znalaza drugich drzwi. Ale i tak by z nich nie skorzystaa. Nie moga wyj bez munduru ani broni.

    Cholera, cholera, cholera! Zacza chodzi po niewielkim pomieszczeniu. Jak moga by tak gupia? Ten Szkot porusza si niesamowicie szybko. Wyrwa jej torb, zanim si zorientowaa, co jest grane. Ale przecie wyczua, e zacz co podejrzewa. Powinna co zrobi. Tylko co? Wycign bro w kociele, na lubie, na ktry przysza bez zaproszenia?

    Sprbowaa otworzy drzwi, ale oczywicie zostay zamknite na klucz. Jak dugo bd j tu trzyma? A jeli spni si do pracy? Albo nie zdoa odzyska munduru i broni? Jako policjantka okazaa si zupenie do niczego.

    Ale z drugiej strony, jeli Jack tu jest, to ona okazaa si cholernie dobr policjantk, skoro go znalaza. Po drugiej stronie drzwi rozlegy si ciche mskie gosy. Cofna si kilka krokw i wzia gboki oddech,

    aby si uspokoi. Klik. Drzwi otworzyy si, a Lara zobaczya Robby'ego i... Jacka. Oddech zamar jej w gardle. Dobry Boe, wydawa si jeszcze bardziej przystojny. W eleganckim

    popielatym garniturze szytym na zamwienie. Jego zotobrzowe oczy otworzyy si szerzej, kiedy oglda j od stp do gw.

    - Znasz t kobiet? - spyta Robby. - Si. - Jack nie odrywa od niej oczu. - Cholerny szczciarz. - Robby wepchn jej torb w rce Jacka i odszed. Jack wci patrzy na ni tym wzrokiem, ktry moga opisa tylko jako wygodniay. Dreszcz przebieg po

    jej nagich rkach. O tak. Jednak co wicej ni zawodowa ciekawo kazao jej go wytropi. - Bellissima. - Jack pokrci gow. - Mi dispiace. Na chwil zapomniaem angielskiego. Wygldasz tak...

    piknie. Mona Lisa zapakaaby z zazdroci na twj widok. Jej serce zatrzepotao. We si w gar. Jeste tu, eby przesucha tego faceta. - Witaj, Jack. - Mylaem, e ci wicej nie zobacz. Wysuna podbrdek.

  • 21

    - Mwiam ci, e to jeszcze nie koniec. Wszed do pokoju i zamkn drzwi. - Wic chcesz co ze mn zacz?

    Rozdzia 3

    Lara zignorowaa trzepotanie w odku i mrowienie skry. Nie zamierzaa pokaza temu czowiekowi, jak bardzo wytrci j z rwnowagi.

    - Jestem tu subowo, Jack. Prowadz dochodzenie. Umiechn si powoli. - Pochlebia mi to. Nie wiedziaem, e zasuyem sobie na tyle uwagi. Ten dra prbowa z ni flirtowa, ale ona zamierzaa zachowywa si profesjonalnie. - Moesz odpowiedzie na moje pytania tutaj albo na komisariacie. - Nie chciabym przegapi lubu przyjaciela. - Wic porozmawiaj ze mn teraz. Chc wiedzie, jak to zrobie. - Co zrobiem? - Podszed powoli do jednego z krzese i pooy jej torb na czerwonej poduszce

    siedziska. - Wiesz co? Wrciam dzisiaj rano do hotelu i pokj byt czysty jak za. - Powiedziaem ci, e posprztam. - Zajrza do jej torby i zerkn na Lar. - Jestem sownym czowiekiem. - Skoro jeste uczciwy, powiesz mi, jak to zrobie. - Nie mog przypisa sobie caej zasugi. Pomagay mi bardzo skuteczne sprztaczki. - Wyj z torby

    elegancko opakowane pudeko. - Przyniosa prezent lubny. Jak mio z twojej strony. Szczeglnie e nie znasz pastwa modych.

    Lara poczua, e twarz jej ponie. - Przynajmniej tyle mogam zrobi. A teraz wrmy do rzeczy. Kiedy rano przesuchiwaam personel

    hotelu, nikt ci nie pamita. Wzruszy ramionami. - C, pewnie nie rzucam si specjalnie w oczy. - Na jakiej planecie? - mrukna i zaczerwienia si, kiedy posa jej seksowny umiech. Potrzsn prezentem.

    - Co jest w rodku, pani wadzo? Kajdanki?

  • 22

    - Bardzo zabawne. - Dra cigle zmienia temat. Odpowiem na twoje pytanie, ale potem ty bdziesz musia odpowiedzie na moje. To s posrebrzane szczypce do saatek.

    - Posrebrzane? - Rozemia si. - an bdzie zachwycony. - Nie mogam sobie pozwoli na nic bardziej eleganckiego. Musiaam dzisiaj kupi trzy prezenty. - Bya na trzech lubach? - Jego oczy bysny rozbawieniem. - A zostaa zaproszona na ktrykolwiek?

    Zaoya rce na piersi i spojrzaa na niego gniewnie. - Poszam na wszystkie luby, o ktrych ogoszenia znalazam w gazecie i gdzie panem modym by

    Szkot. Nazwisko an MacPhie wydawao mi si znajome. Jack odoy prezent na kolejne krzeso.

    - an sta si poniekd sawny jakie sze miesicy temu, kiedy internetowy portal randkowy obwoa go najbardziej podanym kawalerem w miecie.

    - Och, rzeczywicie. Teraz pamitam. - Wsplokatorka Lary pokazywaa jej ten portal w kafejce internetowej. Wszystkie dziewczyny w kawiarni liniy si na widok lana.

    Jack spojrza na ni podejrzliwie. - Bya jedn z wielbicielek lana? Czyby si martwi, e ma konkurencj? Lara przybraa rozmarzony wyraz twarzy. - Musisz przyzna, e an jest niezwykle przystojny. Jack zmarszczy brwi. - an jest zajty. Wanie dlatego jego narzeczona nalegaa, eby da ogoszenie o lubie w gazecie. Chce,

    by wszyscy wiedzieli, e nie jest ju do wzicia. Ciekawo wygraa w niej z rozsdkiem. - A ty? Jeste do wzicia? - Jestem singlem, ale nie powiedziabym, e jestem do wzicia. Dziwna odpowied. Chciaa wiedzie wicej, ale musiaa zadawa pytania profesjonalnie. - Wrmy do mojego pierwszego pytania. Jak wykasowae pami tych wszystkich ludzi? Jack pogrzeba w jej torbie. - Wybraa si na luby wszystkich szkockich panw modych, eby mnie znale? Nieza robota

    detektywistyczna. Jestem pod wraeniem. Serce Lary wezbrao dum, gdy usyszaa ten komplement, ale nagle zdaa sobie spraw, e on znw si

    wymiga. - Nie odpowiedziae na moje pytanie. Wyj jej policyjn czapk. - Urocza.

  • 23

    - Zostaw to. I prosz, odpowiedz na moje pytanie. Wyj poskadan niebiesk koszul i spodnie. - Idziesz zaraz do pracy? - Mj dyur zaczyna si o dziesitej. Jack, jak to moliwe, e nikt ci nie pamita? - Bo nie chciaem, eby mnie pamitali. A, twj pistolet. -Wycign z torby jej pas, kabur i automatyczny

    pistolet. Odtworzy kabur i wyj bro. Wycigna rk. - Daj mi to. Wyj magazynek i odda jej pusty pistolet. Uniosa brwi.

    - Mylisz, e bym do ciebie strzelia? Ranisz mnie -powtrzya jego sowa z zeszej nocy. Kciki jego ust podjechay do gry.

    - Brava, bellissima. - Rozpi marynark i wsun magazynek do kieszeni spodni. - Jeste bardzo bystra i utalentowana.

    - Chc kiedy zosta detektywem. Umiechn si jeszcze szerzej. - Wic bdziemy pracowa w tej samej brany. Ja te jestem detektywem, w prywatnej firmie. - Jakiej firmie?

    - MacKay, Usugi Ochroniarskie i Detektywistyczne. - Znw zajrza do torby. - Tu jest co jeszcze. Intere-sujce. - Wycign biay koronkowy stanik.

    - Od to z powrotem. - Lara przeoya pistolet do lewej rki, a praw signa po biustonosz. Byskawicznym ruchem odsun go poza jej zasig. - Bellissima, dlaczego nosisz stanik w torbie? - eby mc go woy, ty obleny typie. Oddawaj. Jego spojrzenie opado na gboki dekolt Lary. - Czy to znaczy, e w tej chwili jeste... bez?

    - Nie twoja sprawa. - Wycigna rk z doni odwrcon do gry. - Oddaj mi to. Cigle przyglda si jej piersiom. - W takim razie masz chyba na sobie jaki gorset. - Nie zamierzam z tob rozmawia o mojej bielinie. Oczy mu zabysy. - Obawiam si, e bd musia ci obszuka. - Co? Nie wa si. Spojrza na ni z niewinn min.

    - A jakie mam wyjcie? Wpada nieproszona na lub mojego przyjaciela i przyniosa ze sob bro. Skd mog wiedzie, e nie przypia sobie noa do uda?

  • 24

    Zagryza warg. - Std, e gdybym go miaa, sterczaby ju z twojej piersi. Jego usta drgny. - No i jest jeszcze podejrzana okolica twoich piersi. Musisz mie na sobie jak konstrukcj, chocia nie

    widz ani ladu czego takiego. - Podszed do niej. - Bd zmuszony zbada spraw dokadniej... - To jest Nu-Bra - wypalia i si skrzywia. Jakim cudem ta rozmowa tak totalnie zesza z kursu?

    Powinna go waln w gow pustym pistoletem. - Nubira? - Nu-Bra. Poliuretanowe miseczki, ktre przyklejaj si do piersi. A teraz wrmy do mojego pytania. - Przyklejaj si do piersi? - Zrobi przeraon min i znw patrzy na jej biust. - Nie powiesz mi, e

    nalaa lam kleju? - Oczywicie, e nie. Maj samoprzylepn wycik. Skrzywi si. - Jak tama klejca? - Czy mgby przesta si na mnie gapi? Unis oczy. - Ale kiedy je zrywasz, czy to nie boli? - Ta rozmowa jest absolutnie nie na miejscu. - Scusi, signorina5, ale to jest absolutnie nie na miejscu, eby robia krzywd swoim piersiom. S bardzo

    wraliwe, czy nie? Spojrzaa na niego ze zoci. - S bardziej odporne, ni ci si zdaje. Jego spojrzenie znw opado na biust Lary. - I nie miayby nic przeciwko szorstkiemu traktowaniu? Co za tupet! - Nie rozmawiam z tob o tym. - Moe troch skubania zbami?

    Wyrwaa stanik z jego doni i odwrcia si plecami, by wrzuci go do torby. - Niepotrzebnie tu przyszam. Z tob si nie da rozmawia. Mylisz tylko o jednym. - By moe. - Westchn. - Ludzie wiecznie mi powtarzaj, e nie uciekn od swojego dziedzictwa. Mj oj-

    ciec uwid za ycia setki kobiet. Matka bya jego ostatnim podbojem. - Prawdziwy casanowa. - Lara odoya pistolet i upchna mundur do torby.

    5 Scusi, signorina (w.) - wybacz, panienko.

  • 25

    - Jakby zgada - odpar kwano Jack. Wrzucia czapk do torby. - Skoro odmawiasz odpowiedzi na moje pytania, wychodz. - Wzia pust bro. - Chciabym mc na nie odpowiedzie. Odwrcia si przodem do niego. - Wic odpowiedz. - Ja... nie mog. - Moe sprbuj. Potrafi wiele zrozumie.

    Jego spojrzenie przemkno w d, i z powrotem na jej twarz. - Bardzo mnie kusi, eby z tob sprbowa. Jej puls przyspieszy.

    - Musisz to robi? Zamienia wszystko, co mwi, w seksualne aluzje? - Tak, musz. - Jego oczy byszczay, kiedy przysun si do niej. - To najlepsza gra wstpna, skoro to

    czujesz. Zesztywniaa. Facet by oburzajcy. - Niczego nie czuj. - Chyba jednak czujesz. Serce ci omocze. Skd on to wiedzia? - Oddaj mi magazynek. - eby moga mnie zastrzeli? - Dotkn jej wosw i potar kosmyk midzy kciukiem a palcem wskazu-

    jcym. - Twoje wosy s jak ognista aureola, otaczajca anioa zemsty. Jak ci na imi, bellissima? Robby powie-dzia, e Susie, ale uzna, e kamaa.

    Odsuna si poza jego zasig. - Moesz si do mnie zwraca: funkcjonariuszko Boucher. A magazynek chc dosta, eby mc std i. Znw ruszy ku niej. - Zao si, e masz urocze, liryczne imi, ktre pasuje do twojej piknej twarzy. Dwiczne, melodyjne

    imi, ktre spywa z jzyka i przypomina bujne krgoci twojego cudownego ciaa. Odsuna si jeszcze o krok i trafia na cian. Do licha. Opar rce o cian, wic j. - Jak brzmi twoje pikne imi, bellissima? Zmruya oczy. - Butch. Zamruga. - Butch? - Chopaki z komisariatu tak mnie nazywaj. Skrt od Boucher. - Pchna jego ramiona, ale nie drgn

    nawet na centymetr. Sta jak granitowy gaz. Gowy z pewnoci te nie odsun. - Butch - mrukn. - Jeste pena niespodzianek. Podoba mi si to. Poniewa nie podziaaa brutalna sia, Lara musiaa sprbowa innej taktyki.

  • 26

    - Powiedz mi, Jack. - Otoczya praw rk jego tali, tak e pistolet opar si na jego plecach. - Co jeszcze ci si we mnie podoba?

    Zote plamki w jego oczach zamigotay. - Podoba mi si twj upr. I twoja inteligencja. Nie wspomnia o urodzie. To z kolei spodobao si Larze. Spojrzaa na jego usta i oblizaa wargi. - Mw dalej, Jack. Schyli gow, tak e jego usta znalazy si ledwie par centymetrw od ust Lary. Czua oddech Jacka na

    policzku. Delikatnie wsuna do do kieszeni jego spodni, gdzie schowa magazynek. - Bellissima. - Potar czubkiem nosa jej nos. - Doprowadzasz mnie do szau. Naprawd? Podobao jej si to. A take to, e w tej chwili bezpiecznie ciskaa w doni magazynek. Wysu-

    na rk z kieszeni Jacka i otara si policzkiem o jego szorstk szczk. - Pocauj mnie, Jack. - Przed tym czy po tym, jak mnie zastrzelisz? - Zacisn palce na jej nadgarstku. Unis jej rk, by mc

    zobaczy magazynek. - Wstyd si, Butch. - To ty si wstyd. Nie odpowiedziae na moje pytania. Narobie mi wstydu ze stanikiem. Powinnam ci

    zawlec na komisariat i przetrzyma pod kluczem przez par dni... Chwyci oba jej nadgarstki i przycisn do ciany.

    - Ty te nie odpowiedziaa na moje pytanie. Jak ci na imi? - W jaki sposb wymazae ich wspomnienia?

    - Daj temu spokj - warkn. - Nie chcesz pozna odpowiedzi. - Jestem dobrym detektywem. Sama do niej dojd. W jego oczach byo baganie.

    - Po prostu to zostaw, Boucher. Odejd std i zapomnij, e mnie kiedykolwiek spotkaa. Spojrzaa badawczo w jego twarz.

    - Jak mam o tobie zapomnie? Kim ty jeste? Co robisz? - Nikogo nie krzywdz. Nie moesz mi da spokoju? Czy moga? Czy moga std wyj i nigdy wicej

    o nim nie myle? Nie, nie moga. Rozmylaaby o nim cae miesice. Lata. - A ty, Jack? Chcesz o mnie zapomnie? Chcesz nigdy wicej mnie nie zobaczy? Jego oczy pociemniay. Pogaska kciukiem spd nadgarstka Lary, a jej po plecach przebieg dreszcz. - Gdyby wiedziaa, co ze mn robisz, uciekaby. Uciekaby, jakby ci cigay piekielne bestie. Uciec? Nie bya w stanie ruszy si nawet o centymetr. - Nie przesadzasz z tym dramatyzmem, Jack? - A przesadzam? - Pochyli si bliej. Podbrdkiem podrapa jej skro.

  • 27

    Dotyk zarostu Jacka sprawi, e znowu poczua dreszcz, a na rkach dostaa gsiej skrki. - Zdaje si, e prosia o pocaunek, Butch - szepn jej do ucha i cofn si, by spojrze na jej usta.

    Oddech utkn jej w gardle, kiedy dostrzega czerwonawy bysk w jego oczach. To nie mogo by normalne. Rozlego si pukanie do drzwi.

    - lub si zaczyna! - zawoa Robby. Jack puci j i odsun si troch. - Musz i. - Podszed do krzesa i podnis jej torb. Kiedy znw odwrci si przodem do Lary, jego

    oczy miay zwyky zotobrzowy kolor. - Ty te powinna i. - Poda jej torb. Szybko zaadowaa pistolet, sprawdzia bezpiecznik i zapia bro w kaburze. Gdy starannie chowaa j

    na dnie torby, przygnit j ciar poraki. Okazaa si fataln policjantk. Nie umiaa przesucha wiadka. Odnalaza Jacka, ale wci prawie nic o nim nie wiedziaa. Dobrze si ubiera. By boski. Wygldao na to, e ma co za ze swoim rodzicom, ale kt nie mia? I potrafi sprawi, e ludzie zapominali.

    - Dlaczego nie zrobie tego mnie? Dlaczego zmusie do zapomnienia wszystkich, tylko nie mnie? Spojrza na ni smutno. - Prbowaem, bellissima. Jeste na mnie odporna. Przycisna torb do piersi. - Nie cakiem. - Wanie si przyzna, e doprowadzi do masowej amnezji. Zadraa. Czy by jakim me-

    dium? Albo kim jeszcze gorszym? I jak mg j tak pociga? - Przyjmiesz to? - Wycign wizytwk z wewntrznej kieszeni marynarki. - Tu jest numer mojej

    komrki. Chcia j jeszcze zobaczy? Serce podskoczyo jej w piersi. Wzia wizytwk i obejrzaa. Giacomo di

    Venezia. Czy nazywa si Wenecja, czy pochodzi z Wenecji? Pod nazwiskiem widniaa nazwa MacKay, Usugi

    Ochroniarskie i Detektywistyczne". - Chc, eby do mnie zadzwonia, gdyby kiedykolwiek miaa kopoty. Spojrzaa mu w oczy. - Tylko kiedy bd miaa kopoty? Popatrzy na ni, marszczc brwi. - Szczeglnie kiedy bdziesz miaa kopoty. Martwi si o twoje bezpieczestwo. Wrzucia wizytwk do torby. - Teraz mwisz jak mj ojciec. - Ruszya do drzwi. Otworzy je dla niej. - Ja mwi powanie, Boucher. Ten wiat jest niebezpieczny. Bardziej niebezpieczny ni ci si wydaje. Spojrzaa na niego ze zoci. - Nie jestem niekompetentna, Jack. To, e ty zdoae mnie rozbroi, nie znaczy jeszcze, e ktokolwiek

    inny moe to zrobi.

  • 28

    - Signorina, to ty rozbroia mnie. Gono przekna lin. Czy naprawd robia na nim wraenie? Czy mwi to wszystko tylko po to, by

    nieustannie wytrca j z rwnowagi? Wysza do przedsionka i zatrzymaa si na widok panny modej. Bya to liczna moda kobieta z dugimi,

    jasnymi wosami, czciowo przesonitymi biaym p-przejrzystym welonem. W doni trzymaa wielki bukiet biaych lilii i r. Jej oczy byszczay z podniecenia, kiedy spojrzaa w ich stron z promiennym umiechem.

    Zacz si Marsz weselny, wic ruszya rodkiem nawy. Tren eleganckiej biaej sukni muska podog za ni.

    - Rany - szepna Lara. - Jaka pikna panna moda. Dosownie promieniaa radoci. Jack pooy do na piersi i si umiechn. - Amore. Sprawia, e ludzie promieniej. - Wierzysz w prawdziw mio? I w yli dugo i szczliwie"? Jego umiech znikn. - Dugie ycie moe by baaardzo dugie. A czy szczliwe... Dla mnie nie byo. - Poprowadzi j do

    bocznych drzwi. Co spotkao Jacka? Do licha, ale chciaa wiedzie wicej. Chciaa wiedzie o nim wszystko. Obejrzaa si.

    - Zostawiam prezent w tym skadziku. Dasz go pannie modej? - Tak. - Przytrzyma jej drzwi. - A zadzwonisz do mnie, jeli bdziesz miaa kopoty? - Moe. - Spojrzaa na niego i ich oczy si spotkay. Jej serce stano, jakby czas si zatrzyma. I w cigu

    tych kilku sekund, ktre trway jakby poza czasem, zrozumiaa, e na pewno do niego zadzwoni. I e nie potrafi mu si oprze. Byo w nim co, co budzio jej zmysy, co wywoywao bolesne pragnienie.

    Ale jak moga ufa czowiekowi, ktry potrafi manipulowa ludzkimi umysami? Czy naprawd j pociga, czy tylko j zwodzi?

    Dotkn jej wosw. - Uwaaj na siebie, Butch. Serce cisno jej si w piersi. - Mam na imi Lara. - Zbiega po schodach, ale nocny wietrzyk ponis za ni jego szept: - Lara Boucher. Wiedziaem, e bdzie brzmiao piknie.

  • 29

    Rozdzia 4 J ack skrzywi si, syszc mrocy krew w yach wrzask. Jak to moliwe, by tak maleka istota ludzka bya tak gona? I tak przeraajca?

    - Chyba jej si nie spodobaem. - Szybko odda noworodka ojcu. Roman Draganesti si rozemia.

    - Trzymae j jak miecz podczas pasowania. - Przytuli malek creczk do piersi i zacz j buja w gr i w d.

    Jack odsun si, przeraony, e z ust maej wydobdzie si co wicej ni wrzask. - Nie zrobi jej si niedobrze od takiego podrzucania? - To j uspokaja. - Shanna Draganesti umiechna si do nich ze znueniem ze szpitalnego ka w

    Romatechu Industries. - To jej przypomina, jak si czua we mnie. - liczna dziewuszka. - Angus MacKay przyglda si z podziwem dziewczynce. - Zapewne bdzie

    potrzebowa ojca chrzestnego? Jego ona Emma si rozemiaa. - Bardzo subtelne. - Przysiada na ku koo Shan-ny. - Jak si czujesz, kochana? - Wszystko dobrze - odpara Shanna. - Ale jestem za, e nie byam na lubie. - Ja byem! - Jej dwuletni syn Constantine usiad w nogach ka. - Niosem obrczki. - I wietnie si spisae - pochwali go Jack, po czym zwrci si do Romana: - Jak nazwalicie crk? - Sofia. - Roman buja si lekko, bo maa zasna w jego ramionach. - Po mojej matce. - liczne imi dla licznej dziewczynki - powiedziaa Emma. Jack taktownie milcza. Jemu noworodek wydawa si zbyt kruchy i zbyt przeraajcy. Ale te nigdy

    dotd nie mia do czynienia z malekimi dziemi. Po ceremonii lubnej odbyo si krtkie przyjcie w kociele, na uytek miertelnych przyjaci i rodziny

    panny modej. Potem przyjcie przenioso si do sali bankietowej w Romatechu Industries, gdzie wampiry mogy by sob i wznie toast na cze nowoecw bubbly blood, mieszank syntetycznej krwi i szampana.

    Jack pogratulowa anowi i jego onie, a potem poszed do kliniki w Romatechu, gdzie Shanna Draganesti urodzia swoje drugie dziecko.

    Wci nie mg wyj z podziwu, ile zmian zaszo ostatnio w wampirycznym wiecie. Wszyscy jego przyjaciele kawalerowie nagle poddali si czarowi mioci. Roman i Shanna wygldali na zadowolonych z

  • 30

    ycia. Jego szef Angus MacKay by nieprzytomnie szczliwy z on Emm. Jean-Luc znalaz swoj Heather, a teraz an oeni si z Toni.

    Mona by pomyle, e kto dosypa czego do wody, ale przecie wampiry nie pijay wody. Odywiay si syntetyczn krwi, wynalezion przez Romana w 1987 roku. Tylko ich wrogowie, Malkontenci, wci poywiali si krwi miertelnikw, czsto zabijajc ich przy okazji.

    Roman pooy pic creczk w eczku koo szpitalnego ka. - Czy nie jest pikna? - szepna Shanna. - Ma ciemne woski po tatusiu. Roman otuli dziecko rowym kocykiem. - Przykro mi, e nie byo mnie, kiedy przysza na wiat. Chciaem wzi specyfik, eby nie spa w dzie. - A ja si nie zgodziam. - Shanna umiechna si do ma. - Stracie tylko p dnia moich jkw i prze-

    klestw pod adresem facetw. A kiedy ja skoczyam wrzeszcze, Sofia przeja paeczk. - Zobacz, co potrafi zrobi. - Constantine pocign Jacka za marynark. Jack spojrza w d w sam por, by zobaczy, jak syn Romana znika. - Ta-da! - Tino pojawi si w drugim kocu pokoju. - Santo cielo, to niesamowite! - Jack sysza ju, e Constantine potrafi si teleportowa, ale pomyla, e

    chopiec te potrzebuje troch uwagi po narodzinach siostry. A poza tym, to naprawd niesamowite. Tino by chyba jedynym miertelnikiem na Ziemi, ktry posiada zdolno teleportacji.

    - Tylko pamitaj, eby nie robi tego jutro, kiedy odwiedz nas dziadek i babcia - przestrzeg syna Roman.

    - Wiem. - Tino zwiesi gow. - Dziadek mnie nie bdzie lubi, kiedy si dowie, e jestem inny. - Dziadek ci kocha - powiedziaa z naciskiem Shanna. - Wszyscy ci kochamy. Dziadek ma tylko

    problem ze... zrozumieniem. To byo grube niedopowiedzenie. Jack uwaa ojca Shanny za nieobliczalne zagroenie. Jako szef jednostki

    CIA o nazwie Trumna", Sean Whelan z pocztku chcia pozabija wszystkich nieumarych. Teraz, kiedy jego crka bya on i matk dzieci mistrza wampirw pijcych syntetyczn krew, Sean, cho niechtnie, da im spokj i skupi si na tropieniu Malkontentw.

    Jack poklepa chopca po plecach. - Ja myl, e dziadek byby po prostu zazdrosny. Potrafisz robi tyle wspaniaych rzeczy, ktrych on nie

    potrafi. Niebieskie oczy Tina pojaniay. - Naprawd? - Odwrci si do swojego ojca chrzestnego. - Wujku Angusie, kiedy bd mg dosta

    miecz? Powiedziae, e mi go dasz. - Och, cudownie - mrukna Shanna i pada na poduszki.

  • 31

    Emma si rozemiaa. - Nie pozwolimy, eby sobie zrobi krzywd. Angus porwa chopca na rce. - Zanim zacznie si macha mieczem, najpierw trzeba umie go podnie. Constantine oplt jego szyj rkami. - Jestem godny. - Na przyjciu jest co do jedzenia. Chcesz ze mn pj? - spyta Angus. - Oj, tak! - Constantine zacz si wierci w ramionach ojca chrzestnego. - Chc zobaczy Toni! - Dobrze. - Angus ruszy do drzwi. - Przyprowadz go z powrotem za jaki czas. - Dziki - odpara Shanna. - I prosz, popro lana i Toni, eby do mnie wpadli, zanim wyjad. Tak mi byo

    przykro, e przegapiam ich lub. - Opowiem ci, jak byo - powiedziaa Emma. - Scusate6. - Jack ukoni si paniom, skin gow Romanowi i poszed za Angusem do drzwi. - Jeszcze raz przemylaem twoj propozycj - powiedzia swojemu szefowi, kiedy szli korytarzem. -

    Chtnie zastpi lana. - Poniewa an wyjeda w trzymiesiczn podr polubn z Toni, stanowisko szefa ochrony w Romatechu Industries chwilowo byo wolne.

    - Doskonale. - Angus postawi wierccego si Tina na pododze i pozwoli mu pobiec przodem. - Ale ciekaw jestem, dlaczego zmienie zdanie. Wczoraj na przyjciu powiedziae, e chcesz jak najszybciej wraca do Europy i szuka Casimira.

    Jack wzruszy ramionami. - Nasze tropy s martwe. Dosownie. - Ostatnio widywano Casimira w Europie Wschodniej, chocia

    wampiry nigdy nie zdoay ustali dokadnego miejsca jego pobytu. Ilekro ktry z ludzi Casimira robi si rozmowny, gin. aden nie przey wicej ni kilka nocy. - Nie jestemy dzi ani troch bliej zapania Casimira ni dwa lata temu.

    - Tak, to bardzo frustrujce. Cholernie frustrujce. Jack mia powane wtpliwoci, czy kiedykolwiek uda im si zapa przywdc

    Malkontentw, skoro ten mg si teleportowa, ilekro si do niego zbliyli. - Przemylaem to, co powiedziae, i masz racj. Rosyjsko-amerykaski klan bdzie szuka zemsty. Jack pomg anowi i Toni pokona miejscowych rosyjskich Malkontentw, kiedy przejli studio telewizyj-

    ne Digital Vampire Network. To byo pi miesicy temu, tu przed witami. - Skoro braem udzia w incydencie w DVN, powinienem by tu i poczeka na reperkusje. Angus skin gow.

    6 Scusate (wl.) - wybaczcie.

  • 32

    - Wiedziae, e oni nazywaj bitw w DVN masakr? - Nie dziwi mnie to. - Jack usysza muzyk; zbliyli si ju do sali bankietowej. Zesp gra walca. Jaka

    szkoda, e nie mg tu zaprosi Lary Boucher. Jak cudownie byoby trzyma j w ramionach i wirowa po parkiecie a do zawrotw gowy, a obojgu brakoby tchu. Wtedy objby j mocniej, a jej piersi...

    - Zoltan powiedzia, e zabie tamtej nocy szeciu Malkontentw - cign Angus. Jack zmarszczy brwi, kiedy uroczy obraz Lary w jego mylach zadra i znikn. - Zoltan za duo gada. Przestaem liczy zabitych ju wiele lat temu. Jaki to ma sens? Angus prychn. - A taki, e kady zabity Malkontent to jeden z niezliczonych uratowanych miertelnikw, ktrzy byliby

    ich ofiarami. - Ach, no tak. - Jack umiechn si cierpko. - Stoj po susznej stronie. - Wtpi, by Lara Boucher w to

    uwierzya. W jego przeszoci byy dwie miertelne kobiety, i one nie uwierzyy. Angus poklepa go po plecach. - Dobry z ciebie chopak. Ciesz si, e postanowie zosta w Nowym Jorku, ale zastanawiam si, czy

    twoja decyzja ma co wsplnego z adn miertelniczk, ktra wpada na lub lana. Robby mwi, e ma na imi Susie, zdaje si?

    - Robby ma za dugi jzyk. - Robby susznie zrobi, e zgosi mi potencjalne zagroenie. Przysza na lub, bo szukaa ciebie i miaa

    przy sobie bro. Czy miaa wobec ciebie wrogie zamiary? Jack jkn w duchu. Powinien wiedzie, e Robby sprawdzi torb, zanim mu j odda. - Nie martw si o to. Poradz sobie z ni. - Skd j znasz? - Jest policjantk. - Niech to diabli porw - mrukn Angus. - Jak duo wie? - Nic nie wie. Ona i jej partner zostali wezwani do hotelu, kiedy nasza impreza zrobia si troch za go-

    na. - Jack spojrza kwano na swojego szefa. - Zostawilicie mi cay baagan do posprztania. Chwaa Bogu, e Phineas wrci z Vampy Maids.

    - Przywrcie pokj do porzdku? - Kiedy Jack skin gow, Angus pyta dalej: -1 postpowae zgodnie ze standardow procedur?

    - Tak. Zatarem wszelkie lady i wspomnienia, e tam bylimy. W hotelowych papierach nie ma nic na nasz temat. Ratownicy z pogotowia, ktrzy przyjechali po Laszla, nic nie pamitaj. Nawet dyspozytor, ktry wezwa policj na miejsce, nic o tym nie wie.

    Angus zatrzyma si przed otwartymi drzwiami sali bankietowej.

  • 33

    - Dlaczego po Laszla przyjechao pogotowie? Jack si skrzywi. Teraz to on mia za dugi jzyk. - Ona ich wezwaa. - Ta Susie?

    - Ma na imi Lara. - Jack nie zdradzi jej nazwiska. Jakby mia wyczno na informacje o niej. Chcia sam dowiedzie si czego wicej o uroczej policjantce.

    - Patrzcie! - Constantine wskaza kogo w gbi sali. - Tam jest Bethany z mam. Mog do nich i? Angus spojrza na mierteln on i pasierbic Jeana--Luca. - Jasne, chopcze. - Kiedy malec pobieg do nich, Angus odwrci si do Jacka. - Laszlo powiedzia, e nie

    dao si jej kontrolowa nasz telepatyczn moc. - Laszlo ma za dugi jzyk. Angus zmruy zielone oczy.

    - A wic to prawda? Nie zdoae zatrze jej wspomnie? Jack przestpi z nogi na nog.

    - Nie. Jakim cudem jest odporna. - Jest zagroeniem...

    - Nie. Poradz sobie z ni. Sytuacja jest pod kontrol. Angus zapatrzy si na pary, wirujce w walcu po parkiecie.

    - Jak zdoaa ci wyledzi? - an zostawi claymory w hotelu, wic domylia si, e pan mody jest Szkotem - zacz Jack. - I chodzia na luby szkockich panw modych, a znalaza ciebie? - Angus znw spojrza na Jacka. - Tak. - Jack zachowa neutralny wyraz twarzy, zdajc sobie spraw, e szef uwanie go obserwuje. - To znaczy, e jest bystra. Robby powiedzia, e jest do adna. Jack parskn, po czym znw zrobi obojtn min. Angus unis brew.

    - Nic nie powiesz? Jack posa mu zirytowane spojrzenie. - Znam ci od prawie dwustu lat, Angus. Prbujesz mnie podpuci. Usta Angusa drgny. - Skoro tak... Robby powiedzia, e jest naprawd liczna. Jack poczu dziwn dum z Lary. - To prawda. Angus opar si o futryn i zaoy rce na piersi.

  • 34

    - Zorientowaa si, e wszystkie lady po wieczorze kawalerskim zostay zatarte? - Tak. - A jako inteligentna dziewczyna z pewnoci ma wiele pyta. - Angus zmarszczy brwi. - Rozkazabym

    ci, eby si z ni wicej nie widywa, ale obawiam si, e nie usuchaby mnie. Nie chc ci zwalnia. Jeste zbyt cenny dla firmy.

    Jack milcza. - Sugeruj wic tylko, eby si z ni wicej nie spotyka - cign Angus. - Cokolwiek by si dziao, nie

    mw jej o nas. To rozkaz. Jack skin gow. - Rozumiem. - Absolutnie nie mg powiedzie Larze o wampirach. Popeni ten bd ju dwa razy w

    przeszoci: powiedzia o tym, e jest wampirem swojej kochance w 1855 roku, i kolejnej, w 1932. Obie zareagoway tak fatalnie, e musia wymaza ich wspomnienia. Kobiety yy dalej wasnym yciem, beztrosko niewiadome jego istnienia i blu serca, jakiego dowiadczy po ich stracie.

    Z Lar byoby jeszcze gorzej. Nie potrafi wykasowa jej pamici. Wyznanie jej prawdy mogoby si okaza powanym krokiem, ktrego nie daoby si ju cofn. Nie tylko by j utraci, ale pozostaaby zagroeniem.

    Angus pooy mu do na ramieniu. - Bd ostrony, chopcze. Bd bardzo ostrony. -Wszed do sali bankietowej. Gdyby Lara dowiedziaa si prawdy, byoby to zagroeniem dla jego ycia i ycia wszystkich jego

    wampirycznych przyjaci. Dopiero teraz w dylemat sta si dla niego bolenie jasny, w caej swojej rozcigoci. Nie ufa Larze

    wystarczajco, by wprowadzi j w wiat wampirw. A ona nigdy mu nie zaufa, jeli on nie powie jej prawdy. Sytuacja bez rozwizania. Powinien posucha rady Angusa i nigdy wicej si z ni nie spotka.

    Cichy gosik w jego duszy szepn: nie. I powtarza to sowo coraz goniej i goniej, a zacz krzycze. Merda. Gdyby zadzwonia do niego, gdyby go potrzebowaa, przybiegby do niej w sekund.

    W cigu nastpnego tygodnia Jack zapoznawa si ze swoimi nowymi obowizkami szefa ochrony w

    Romatechu Industries. Praca nie bya trudna. Szczerze mwic, przypominaa raczej wakacje po dwch latach uganiania si za Casimirem po Europie Wschodniej.

    Zjawi si w Nowym Jorku na pocztku maja, na doroczn wiosenn konferencj i uroczysty bal. Potem, poniewa lub lana mia odby si za tydzie, logiczne wydawao si pozostanie tutaj. Teraz, kiedy zastpowa lana, mia tu pozosta przez kolejne trzy miesice.

  • 35

    Romatech w cigu dnia ttnio yciem: dwustu miertelnych pracownikw wytwarzao syntetyczn krew, ktr wysyano do szpitali i bankw krwi. W nocy przychodzio mniej wicej pidziesit osb wampirycznego personelu. Gar z nich, midzy innymi Laszlo, byli to byskotliwi naukowcy, asystenci Romana. Pozostali, ju nie tak byskotliwi, pakowali i wysyali syntetyczn krew oraz produkty linii Fusion do wampirw na caym wiecie. Zadaniem Jacka byo chronienie ich przed Malkonlentami, dla ktrych Romatech stao si gwnym celem lilakw terrorystycznych.

    Jack mia do pomocy Phineasa McKinneya. Dougal Kincaid, ktry stacjonowa w Romatechu przez pi lat, /osta oddelegowany do Europy, by pomaga Angusowi w poszukiwaniach Casimira. Pod rk by te Connor Buchanan, ktry mg suy Jackowi rad. Jako osobisty ochroniarz Romana i rodziny Draganesti czsto bywa w Romatechu.

    Kiedy Phineas robi obchd, Jack zostawa sam w biurze ochrony i jego myli nieodmiennie bdziy wok Lary Boucher. Nie zadzwonia; mia nadziej, e oznacza to, i jest bezpieczna. Kusio go, by do niej zadzwoni, ale dzielnie si opiera. Natomiast zaspokaja swoj ciekawo, szukajc informacji o niej w Internecie.

    Wiedzia, gdzie mieszka. Wiedzia, e jej baz jest komisariat Midtown North. Ale im wicej dowiadywa si o jej przeszoci, tym bardziej by skoowany. Nie mg jej rozgry.

    Pochodzia z miasteczka w pnocnej Luizjanie, gdzie jej ojciec by burmistrzem, a matka zasiadaa w zarzdzie miejscowego country clubu. Lara moga tam wie ycie jak w bajce, wic dlaczego przeniosa si do Nowego Jorku? W wieku siedemnastu at zdobya tytu Miss Luizjany Nastolatek. Dlaczego zrezygnowaa z wygodnego ycia, by zosta policjantk?

    Trzeciej nocy poszukiwa natrafi na artyku z gazety sprzed szeciu lat. Bya Miss Luizjany Nastolatek ledwie uchodzi z yciem z wypadku samochodowego". Serce cisno mu si w piersi. Santo cielo. Zdjcie ukazywao zmiadony samochd, lecy do gry nogami. Lara bya w tym czym? Przejrza artyku. Oddzia intensywnej terapii. Stan zagraajcy yciu".

    Merda. Jaki bl, jaki koszmar przeya ta dziewczyna? Sign po telefon, by do niej zadzwoni. Nie. Baga j, eby zostawia go w spokoju, i zrobia to. Zamkn okno wyszukiwarki i zacz chodzi po

    biurze. Powinien jej unika, tak jak powiedzia Angus. Ze spotka z ni nie mogo wynikn nic dobrego. Musi si po prostu cieszy, e dosza do siebie po tym wypadku. I e jest caa i zdrowa.

    I codziennie ryzykuje ycie na ulicach. Wycign komrk z kieszeni. Moga dzwoni w cigu dnia, podczas jego miertelnego snu. Nie byo adnych wiadomoci. Wprowadzi do pamici telefonu jej numer do pracy i do domu. Tak na wszelki wypadek.

    Dziewi krgw pieka. Ale by gupcem. Mino siedem nocy, a on wci mia ochot si z ni zobaczy. Niemal chcia, eby wpada w jakie kopoty.

  • 36

    Byo tu po jedenastej w niedziel wieczorem, kiedy Lara i jej partner stanli pod drzwiami mieszkania na

    czwartym pitrze w apartamentowcu z widokiem na Hudson River Park. Niejaka Kelsey Trent zadzwonia pod 911, proszc o pomoc, a potem nagle si rozczya. Lara syszaa krzyki dobiegajce z mieszkania. Mczyzna i kobieta.

    Harvey zapuka w pomalowane na zielono drzwi. - Nowojorska policja! Lara czekaa jakie trzy kroki od Harveya, z wycignit broni, na wypadek gdyby jej partner zosta

    zaatakowany. Drzwi otworzyy si gwatownie. - Czego chcecie, do diaba? - W progu sta mczyzna w rednim wieku, ubrany w kraciaste spodnie od

    piamy i granatow koszulk. Zmruy oczy na widok mundurw. - Musielicie pomyli adres. Tu si nic nie dzieje.

    - Pan Trent? - zapyta Harvey. - By moe. Czego chcecie? Mczyzna cuchn alkoholem, a Lara zauwaya zakrwawione kostki jego prawej doni. - Dostalimy zgoszenie - powiedzia Harvey. - Moemy wej? - Zgoszenie? - Pan Trent spojrza na nich, zdezorientowany, a potem otworzy szerzej oczy, gdy zrozu-

    mia. - Spojrza przez rami. - Ty gupia suko, zadzwonia na policj? Lara usyszaa kobiecy jk z gbi mieszkania. Podniosa gos. - Pani Trent, czy potrzebuje pani pomocy medycznej? - Nic jej nie jest - upiera si pan Trent. Lara wysuna podbrdek. - Nie odejdziemy std, panie Trent, dopki nie ocenimy stanu paskiej ony. - A to zadziorna cizia - rzuci szyderczo pan Trent. -No to wchod, skarbie, i oceniaj. A potem zabieraj

    std dupci. Harvey wszed do przedpokoju i zgrabnie wymanewrowa pijanego mczyzn na bok, eby Lara moga

    przej. - Moe mi pan powiedzie, co si stao? Pan Trent przygadzi rk przerzedzone wosy. - Kelsey polizgna si pod prysznicem. I tyle. Lara szybko obrzucia wzrokiem przedpokj. Orientalny chodnik lea w korytarzu, na pododze z

    byszczcego drewna. Pod cian sta stolik z mosin lamp, ktra owietlaa wski korytarz. ukowate

  • 37

    przejcia prowadziy do pokojw - po jednej stronie do salonu, po drugiej do jadalni. W gbi przedpokoju byy zamknite drzwi i awa z poduszk.

    Na awie siedziaa kobieta. Kelsey Trent, jak zakadaa Lara. Jej brzoskwiniowy, jedwabny szlafrok pasowa kolorem do kapci. Zoya rce na kolanach i siedziaa pochylona do przodu, opierajc czoo o przedramiona.

    - Syszelimy pana podniesiony gos. By pan rozgniewany - powiedzia Harvey pijanemu mowi. - Krzyczaem na Kelsey, e jest tak niezdar - burkn pan Trent. - Bo bardzo si o ni troszcz,

    rozumiecie. Lara schowaa pistolet do kabury i usiada na awie obok ony. - Pani Trent, dobrze si pani czuje? Kobieta uniosa gow. Jej lewe oko byo opuchnite i sine, warga rozcita. Spojrzaa niepewnie na ma. - U... upadam pod prysznicem. - Widzicie? - zatriumfowa pan Trent. - Przecie wam mwiem. - Chodmy do kuchni, przyoymy pani zimny okad. - Lara pomoga kobiecie wsta i posaa Har-

    veyowi znaczce spojrzenie. Wiedziaa, e Harvey zrozumie. Wyrazi wspczucie mowi i postara si wycign z niego zeznanie o

    pobiciu. Mogli dziaa od razu i zatrzyma pana Trenta na podstawie podejrze, ale przyznanie si uatwioby postawienie go przed sdem.

    - Kuchnia jest tutaj. - Kelsey Trent otworzya drzwi i wprowadzia Lar do jasno owietlonego pomieszczenia.

    Lara wzia ciereczk do naczy z granitowego blatu i otworzya drzwi lodwki. - Ma pani jeszcze jakie inne urazy? - Nie, nic mi nie jest. - Kelsey usiada przy stole. - Po prostu polizgnam si i upadam. Lara pooya gar kostek lodu na rodku cierki. - Porozmawiajmy szczerze, okej? Gdyby pani przewrcia si pod prysznicem, nie uderzyaby si pani

    tylko w twarz. Ramiona Kelsey opady. Lara zoya cierk, owijajc ni ld. W drodze do stou zauwaya w zlewie pust butelk po wdce.

    Kelsey, wezwaa nas pani na pomoc. Nie moemy pomc, jeli nie powie pani prawdy. Ja... ja nie powinnam zoci si na niego, e tyle pije. Lara podaa jej okad.

    - To nie jest pani wina. Ile razy pani pobi? Kelsey przyoya ld do wargi. - To dopiero drugi... nie, trzeci raz.

  • 38

    - Ju jeden raz to za wiele. - Lara usiada przy niej. _ Musi pani powstrzyma t agresj. Wnie zarzuty. - Nie! Charlie by si wciek. Byoby jeszcze gorzej. - Nie, byoby lepiej. Bo siedziaby w wizieniu. Posiniaczon twarz Kelsey wykrzywio przeraenie. - Ale co ja bym bez niego zrobia? Nie wiem, ya? Lara stumia w sobie narastajc frustracj. - Prosz posucha, on nie przestanie pani uywa jako worka treningowego. Prawd mwic, moe pani

    liczy na to, e bdzie coraz bardziej gwatowny. Kelsey zerkna na otwarte drzwi. - Co ten policjant mu robi? Chyba go nie aresztuje, co? - Na razie tylko rozmawiaj... - Lepiej, eby nie rozzoci Charliego - cigna Kelsey, coraz bardziej wystraszona. - Charlie ma bro w

    salo... - Co? - Lara wstaa. - Prosz tu zosta. Rozpia kabur, wygldajc do przedpokoju. Nie

    zobaczya ani Harveya, ani Charliego Trenta. Musieli przej do salonu. - Harvey? Mog ci na chwil prosi? - powiedziaa podniesionym gosem. - Co wy robicie?! - krzykna Kelsey. - Nie strzelajcie do mojego Charliego! - Cicho - sykna Lara. Usyszaa mskie krzyki. _ Harvey!

    Nagle rozleg si strza. - Syszelimy pana podniesiony gos. By pan rozgniewany - powiedzia Harvey pijanemu mowi. - Krzyczaem na Kelsey, e jest tak niezdar - burkn pan Trent. - Bo bardzo si o ni troszcz,

    rozumiecie. Lara schowaa pistolet do kabury i usiada na awie obok ony. - Pani Trent, dobrze si pani czuje? Kobieta uniosa gow. Jej lewe oko byo opuchnite i sine, warga rozcita. Spojrzaa niepewnie na ma. - U... upadam pod prysznicem. - Widzicie? - zatriumfowa pan Trent. - Przecie wam mwiem. - Chodmy do kuchni, przyoymy pani zimny okad. - Lara pomoga kobiecie wsta i posaa Har-

    veyowi znaczce spojrzenie. Wiedziaa, e Harvey zrozumie. Wyrazi wspczucie mowi i postara si wycign z niego zeznanie o

    pobiciu. Mogli dziaa od razu i zatrzyma pana Trenta na podstawie podejrze, ale przyznanie si uatwioby postawienie go przed sdem.

  • 39

    - Kuchnia jest tutaj. - Kelsey Trent otworzya drzwi i wprowadzia Lar do jasno owietlonego pomieszczenia.

    Lara wzia ciereczk do naczy z granitowego blatu i otworzya drzwi lodwki. - Ma pani jeszcze jakie inne urazy? - Nie, nic mi nie jest. - Kelsey usiada przy stole. - Po prostu polizgnam si i upadam. Lara pooya gar kostek lodu na rodku cierki. - Porozmawiajmy szczerze, okej? Gdyby pani przewrcia si pod prysznicem, nie uderzyaby si pani

    tylko w twarz. Ramiona Kelsey opady. Lara zoya cierk, owijajc ni ld. W drodze do stou zauwaya w zlewie pust butelk po wdce. - Kelsey, wezwaa nas pani na pomoc. Nie moemy pomc, jeli nie powie pani prawdy. - Ja... ja nie powinnam zoci si na niego, e tyle pije. Lara podaa jej okad. - To nie jest pani wina. Ile razy pani pobi? Kelsey przyoya ld do wargi. - To dopiero drugi... nie, trzeci raz. - Ju jeden raz to za wiele. - Lara usiada przy niej. -Musi pani powstrzyma t agresj. Wnie zarzuty. - Nie! Charlie by si wciek. Byoby jeszcze gorzej. - Nie, byoby lepiej. Bo siedziaby w wizieniu. Posiniaczon twarz Kelsey wykrzywio przeraenie. - Ale co ja bym bez niego zrobia? Nie wiem, ya? Lara stumia w sobie narastajc frustracj. - Prosz posucha, on nie przestanie pani uywa jako worka treningowego. Prawd mwic, moe pani

    liczy na to, e bdzie coraz bardziej gwatowny. Kelsey zerkna na otwarte drzwi. - Co ten policjant mu robi? Chyba go nie aresztuje, co? - Na razie tylko rozmawiaj... - Lepiej, eby nie rozzoci Charliego - cigna Kelsey, coraz bardziej wystraszona. - Charlie ma bro w

    salo... - Co? - Lara wstaa. - Prosz tu zosta. Rozpia kabur, wygldajc do przedpokoju. Nie

    zobaczya ani Harveya, ani Charliego Trenta. Musieli przej do salonu. - Harvey? Mog ci na chwil prosi? - powiedziaa podniesionym gosem. - Co wy robicie?! - krzykna Kelsey. - Nie strzelajcie do mojego Charliego! - Cicho - sykna Lara. Usyszaa mskie krzyki. -Harvey! Nagle rozleg si strza.

  • 40

    Kelsey wrzasna. Serce Lary podskoczyo w piersi. Wycigna pistolet.

    - Harvey, odpowiedz mi! - Niech to szlag! - rykn Charlie z salonu. - Ty gupia suko! Nic by si nie stao, gdyby nie zadzwonia na

    policj! Lara ledwie moga myle wrd krzyku Charliego i wrzaskw Kelsey. Ogarna j panika, kiedy przed

    oczami stan jej obraz Harveya umierajcego na pododze w salonie. We si w gar. Harvey potrzebuje, eby zachowaa spokj. Przerabiaa w akademii niezliczone symulacje takich okolicznoci, ale i tak nie bya przygotowana na najzwyklejsze przeraenie w obliczu groby mierci prawdziwych ludzi.

    Wcisna guzik nadajnika na ramieniu. - Strzay z broni palnej. Ranny funkcjonariusz. Prosz o karetk i natychmiastowe wsparcie. - Dziesi cztery. Wsparcie w drodze - odpowiedzia dyspozytor. Mimo wszystko musi poczeka przynajmniej pi minut, zanim zjawi si kawaleria. Puls omota Larze w

    uszach, kiedy zaja pozycj za futryn i odbezpieczya pistolet. - Charlie Trent! Rzu bro i wyjd do przedpokoju z podniesionymi rkami! - Nie pjd za to do wizienia! - krzykn Charlie. -Jasna cholera! To wina Kelsey. Zapaci mi za to. Zimny dreszcz przebieg Larze po plecach. Charlie zamierza zabra ze sob wszystkich na tamten wiat.

    Zamkna drzwi do kuchni. Otwarcie ich zajmie Char-liemu kilka sekund, i w cigu tych kilku sekund ona bdzie musiaa strzeli. Rozejrzaa si dookoa i zobaczya jeszcze dwoje drzwi. Pewnie jedne prowadz do jadalni. A jeli Charlie zaatakuje z tej strony? Byy te trzecie drzwi. Podbiega do Kelsey.

    - Dokd prowadz te drzwi? - To tylne wyjcie. - Prosz std wyj. W tej chwili. Kelsey pokrcia gow, skomlc cicho. - Zabij ci, ty gupia dziwko! - rykn Charlie. -I dzieci te. Dzieci? Serce Lary wpado do odka. Kelsey wybuchna paczem. - Moje dzieci. To by jaki koszmar. Czy Harvey jeszcze yje? Czy Charlie zaatakuje najpierw on, czy dzieci? Boe, nie

    moga traci czasu na mylenie. Musi dziaa natychmiast. Musi powstrzyma Charliego, zanim ten zabije kogokolwiek. Do diaba. Gdyby tylko miaa jakie inne wyjcie... Jeli kiedykolwiek bdziesz miaa kopoty..." Nie mg si tu zjawi natychmiast. A moe jednak? |ack by taki... inny.

    - Id do ciebie, Kelsey! - krzykn Charlie.

  • 41

    Lara dwigna solidny kuchenny st i z hukiem przewrcia go na bok. Kucna za nim z Kelsey. Drcymi palcami wyja komrk z kieszeni koszuli. Trzy dni temu powiedziaa o Jacku swojej wsplokatorce. LaToya namawiaa j, eby do niego zadzwonia, ale Lara odmwia. Wtedy LaToya zabraa Larze telefon i wprowadzia numer Jacka do szybkiego wybierania, pod jedynk.

    Co miaa do stracenia? Lara wcisna 1, a potem pooya telefon na pododze i przygotowaa bro. Cikie kroki Charliego zadudniy w korytarzu. - Pronto7* - rozleg si z komrki gos Jacka. - Jack... Drzwi otworzyy si z hukiem i w kuchni zagrzmiay strzay.

    Rozdzia 5 Serce Lary omotao, kiedy kucaa za grubym blatem stou obok Kelsey Trent. Charlie, wchodzc do kuchni, odda kilka strzaw na olep, zapewne po to, eby ona nie zacza strzela do niego. Kula gwizdna jej nad gow i utkna w cianie za nimi. Kelsey wrzasna.

    Lara z trudnoci oddychaa. Myl, e ma wystawi gow, przeraaa j. Ale musi przecie widzie, eby wycelowa. Z trudem przypomniaa sobie wszystkie instrukcje, ktre wbijano im do gw w akademii. Do diaba. Symulacje byy przeraajce, ale to dziecinna zabawa w porwnaniu z rzeczywist akcj.

    Strzay ucichy. Teraz albo nigdy. Lara wychylia si za krawd stou i zoya si do strzau. Czas nagle zwolni biegu.

    Zimny pot zibi jej skr, uszy wypeniao brzczenie. Czua tylko palec wskazujcy prawej rki, zagity na spucie pistoletu, przygotowaa si, by zada mier.

    Boe, nie. Musi zabi czowieka. Teoretycznie wiedziaa, e to si moe zdarzy, ale naiwnie wierzya, e moe jakim cudem, jeli bdzie wystarczajco ostrona, to si nie zdarzy.

    Charlie zauway j i wycelowa. Teraz albo nigdy. Powietrze zadrgao przed Lar. - Ki diabe? - Charlie zatoczy si do tyu. On te to zobaczy? Lara, na wp przykucnita, czua,

    7 Pronto? (wt.) - sucham?

  • 42

    e dr jej kolana. Wielobarwna plama powietrza przybraa ksztat. Ludzki ksztat. Jack. Zachysna si ze zdumienia.

    - Boe wity. - Charlie wycelowa w niego. Rozmazany od nadludzkiej prdkoci Jack wytrci pistolet Charliemu i powali go na podog.

    Lara mrugna, oszoomiona szybkoci Jacka. W milisekundzie, ktrej potrzebowaa, eby otworzy oczy, Jack zdy przygwodzi Charliego do podogi i wykrci mu rce za plecy. Szybki jak byskawica.

    - Za ze mnie! - Charlie szamota si, ale nie by w stanie zrzuci napastnika. Po pokoju przeleciaa fala zimnego powietrza. Zmruone oczy Jacka paay zotem. - Nie ruszaj si. Bd cicho. Charlie zwiotcza. Kelsey osuna si i opara o st z pustym wyrazem twarzy. Lara zadraa. Jack. Znw

    robi swoje telepatyczne sztuczki. - Laro, podaj mi kajdanki - zada. Lodowaty chd peza po jej skrze. Boe, w tamtym pokoju hotelowym te byo zimno. Czy Jack to robi?

    I jak to moliwe, e pojawi si znikd, jak za spraw czarw? Spojrza na ni. - Nic ci nie jest? - Ja... - Zachwiaa si i jej pistolet stukn o nog stou. Spojrzaa na Jacka, skoowana i zdezorientowana t

    rzeczywistoci, ktra nagle pomkna do przodu, jakby kto wczy szybkie przewijanie. - Schowaj pistolet, Laro - powiedzia cicho Jack. -I daj mi swoje kajdanki. Schowaa bro do kabury, a potem sztywno podesza do Jacka i podaa mu kajdanki. - Chwaa Bogu, e si zjawie. - Nie musiaa strzela. Dziki niemu nie zabia czowieka. Jack by moe

    ocali j od mierci. J i wszystkich innych w tym domu. Take jej partnera... - Harvey! - Wybiega z kuchni i znalaza go na pododze w salonie. By ledwie przytomny, rk

    przyciska do przesiknitej krwi koszuli. Zauwaya na stoliku kosz z praniem, peen poskadanych rzeczy, i chwycia co z wierzchu. Rcznik -

    wietnie.

    Uklka kolo swojego partnera i przycisna rcznik do rany od kuli. - Butch - sapn Harvey. - Bogu dziki. Syszaem strzay. Baem si, e... - Nic mi nie jest. Wszystko mamy pod kontrol. Tylko si trzymaj, okej? Karetka ju jedzie. Harvey si skrzywi. - Byem gupi. Zobaczyem, e ma bro, ale si zawahaem. Ja... ja nigdy nie musiaem do nikogo strzela.

  • 43

    - Wiem. - Wzrok Lary zamaza si od ez. - Ja te nie chciaam strzela. - Co za ulga, e Jack zjawi si akurat w tamtej chwili. Ale teraz, kiedy bya dalej od niego, czua, e ta zimna mga rozwiewa si w jej gowie. Zdaa sobie spraw, e Kelsey i jej oszalay m siedz nieruchomo i cicho, bo Jack im to nakaza. Przej cakowit kontrol nad sytuacj i nawet nie pognit sobie swojego drogiego garnituru.

    Zadraa. Kto potrafi si magicznie pojawia znikd? Porusza szybko jak byskawica? Kontrolowa ludzkie umysy? Na szczcie by po jej stronie. Inaczej mgby si okaza bardzo niebezpiecznym czowiekiem.

    Znw zaja si Harveyem, widzc, e powieki mu opady. - Harvey? Harvey, trzymaj si. - Jest nieprzytomny. - Jack wszed do pokoju. - Bdzie potrzebowa natychmiastowej transfuzji. - Na

    moment zamkn oczy i wcign powietrze. - Ma grup zero plus. - Skd to wiesz? - Lara, nie przestajc przyciska rcznika do rany Harveya, obejrzaa Jacka od stp do

    gw. Wyglda tak zwyczajnie... Jeli niezwyk urod mona uzna za zwyczajn. Uklk przy niej. - Zakadam, e wezwaa wsparcie i karetk? - Kiedy skina gow, mwi dalej. - Tamci dwoje nie bd

    mnie pamita. Zmieniem ich wspomnienia... - Jak? Jak to zrobie? - To trudno wytumaczy. - Unis rk, kiedy zacza protestowa. - Nie teraz, Laro. Mamy mao czasu, a

    twoja relacja musi pasowa do ich wspomnie. - Chcesz, ebym kamaa? - Dla tej pary w kuchni to jest prawda. Kiedy ten czowiek postrzeli twojego partnera, przyszed szuka

    ciebie. Ukrya jego on za stoem, a sama czekaa tu /.a drzwiami. Kiedy wpad do rodka, strzelajc na olep, oguszya go uderzeniem paki w ty gowy.

    - Oni tak to bd pamita? - Tak. Facet pad nieprzytomny na podog. Skua go, a potem przybiega tutaj, eby pomc koledze. - Ten czowiek nie jest przecie nieprzytomny. - Zaraz bdzie. - Jack wyj z wewntrznej kieszeni marynarki bia chusteczk. - Daj mi pak. - On jest skuty. Zamierzasz go uderzy? - Laro, twoja opowie musi mie sens. Bdzie bardziej wiarygodne, e musiaa oguszy wikszego od

    siebie mczyzn, zanim go skua. Mia racj, chocia Lara niechtnie to przyznawaa. Na zewntrz zawyy syreny. Przybyway posiki i -

    oby -karetka po Harveya. - Masz. - Wrczya Jackowi pak. - Tylko nie wal za mocno.

  • 44

    Jack si umiechn. - Masz zbyt mikkie serce do tej pracy, bellissima. -Umiech znikn. - Ten czowiek prbowa ci zabi.

    Zasuguje na co wicej ni guza na gowie. Wyszed z pokoju, trzymajc pak przez chusteczk. Lara zastanawiaa si, czy on ma racj: e za bardzo

    przejmuje si innymi. Ale gdyby si nie przejmowaa, jak mogaby by dobr policjantk? Zesztywniaa, czekajc na odgos.

    Skrzywia si, gdy usyszaa omot. Charlie nie krzykn, ani nawet nie jkn. Jack zmusi go do zachowania ciszy. Po kilku sekundach byt ju z powrotem i podawa jej pak.

    Wsuna j za pasek. - Jakim cudem poruszasz si tak szybko? Przeczesa palcami gste czarne wosy. - Teraz nie ma czasu tego wyjania. Ale ona chciaa odpowiedzi wanie teraz, do diaba. Wiedziaa, e reszt nocy zajm jej papierkowa

    robota i odwiedziny u Harveya w szpitalu. - Okej. Wic jutro. Odwrcia gow, gdy w korytarzu przed drzwiami zadudniy kroki. Brzmiao to, jakby stado soni

    pdzio jej na pomoc. Niemal wyobraaa sobie Tarzana jadcego na ich grzbietach. Nie, zaraz. Dziko przystojny bohater by ju w pokoju.

    - Lepiej dla ciebie, eby jutro wyjani mi wszystko. - Odwrcia si z powrotem do Jacka. Nie byo go.

    - Och, ale to pachnie. - LaToya Lafayette rzucia torb i klucze na stolik przy drzwiach. - Co tam pichcisz, dziewczyno?

    - Podwdzanego karmazyna. - Lara ostronie przewrcia filety z ryby na patelni. - Super! - LaToya zdja z siebie fioletow bluz z kapturem z logo LSU Tigers i roztrzepaa byszczce

    czarne sprynki wosw. - Padao przez cay cholerny dzie. - Rozwiesia wilgotn bluz na oparciu fotela w ich malekim salonie. - A co to si stao, e gotujesz? Nie narzekam, bo uwielbiam twoj kuchni, ale zamierzaam zabra ci do miasta, eby uczci twoj akcj.

    - Nie chc z tego robi wielkiej sprawy. - Ale to jest wielka sprawa. Uratowaa ycie tej kobiecie. I jej dzieciom. No i Harveyowi. - Nie ja uratowaam Harveya. To zasuga lekarzy. - Jeste za skromna, dziewczyno. - LaToya umya rce w kuchennym zlewie. - Na moim komisariacie

    wszyscy o tobie gadali. Syszaam, e maj urzdzi konferencj prasow, i komendant udzieli ci pochway.

  • 45

    - Boe, mam nadziej, e nie. - Lara wrzucia posiekan pietruszk i szczypiorek do miski z tuczonymi ziemniakami.

    - Wiesz, e wydoj t histori do sucha. Trzy miesice po skoczeniu akademii, i ju uratowaa ca rodzin. Jeste modelowym przykadem skutecznoci ich programw szkoleniowych.

    - Ale ja nic nie zrobiam! - Lara rozgniota zbek czosnku pask stron noa. - To by Jack. - Ty to wiesz. I ja to wiem. Ale nikt inny nie wie. -LaToya opara si biodrem o blat. - I nie patrz na mnie

    takim wzrokiem, kiedy trzymasz n. Lara parskna, zdrapujc czosnek do ziemniakw. Po kilku godzinach wypeniania formularzy i

    odpowiadania na pytania detektyww, ktrzy przejli spraw, i kolejnych dwch, spdzonych w szpitalu u Harveya, Lara przywloka si wreszcie do swojego mieszkania w Brooklynie okoo wp do dziewitej rano.

    Opowiedziaa ca histori LaToi, zanim przyjacika wysza do pracy w dwudziestym szstym komisariacie. Potem wzia prysznic i pooya si do ka. Ale cho bya wykoczona, nie moga zasn. Strzay i krzyki tuky si po jej gowie, razem z widokiem zakrwawionego Harveya na pododze.

    I wci zastanawiaa si nad Jackiem. Uznaa, e najlepszym sposobem podzikowania mu za to, e przyszed jej na pomoc, bdzie domowa kolacja w luizjaskim stylu. Zadzwonia do niego, ale nie odebra telefonu. Zostawia mu wiadomo z zaproszeniem na kolacj i wybraa si do spoywczego. Sprbowaa jeszcze raz zadzwoni koo pitej po poudniu.

    Nie oddzwoni. - Co jest w tej saatce? - LaToya przyjrzaa si drewnianej misce, niosc j na st. - Szpinak, grillowane pomidory i orzeszki piniowe. - Uuu, elegancko. - LaToya obrzucia spojrzeniem ich najlepszy serwis, lniane serwetki i wieczniki. - Za-

    daa sobie sporo trudu. - Nudzio mi si. - Lara naoya ryb i ziemniaki na dwa talerze. - Kapitan kaza mi wzi par dni

    urlopu. - Patnego? Ty szczciaro. - LaToya potara zapak i zapalia wiece. - Mimo wszystko to wyglda strasz-

    nie... romantycznie. - Jedzmy. - Lara postawia talerze na stole. LaToya zmruya brzowe oczy, zdmuchuj