Upload
others
View
0
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
ANNAHELENAKUBIAK
SPOKOJNIE,TONIEINWAZJA
2
ⒸCopyrightbyAnnaHelenaKubiak,2013-17Wszelkieprawazastrzeżone.Żadenfragmentniemożebyć
publikowanyanireprodukowanybezpisemnejzgodyautora.Korekta:KlaudiaDróżdż,ZofiaSmykSkładwersjielektronicznej:OskarKinomotoWydanieIIISBN978-83-939193-0-7(formate-pub)ISBN978-83-939193-1-4(formatmobi)ISBN978-83-939193-2-1(formatpdf)Patronatmedialny:
3
http://ahkubiak.blogspot.com/http://ksiazkizbojeckie.blox.pl/2013/07/Anna-Helena-Kubiak-Spokojnie-to-nie-inwazja.html
Moimniezwykłymbabciom:HeliiKati
orazwszystkimfantastycznymbabciommultiuniversum
4
1.Ucieczka
Spowity półmrokiem trybu nocnej zmiany korytarz wypełniłyprzyciszone szepty, które z pewnych względów musiały szybkoprzejśćwdużogłośniejszeszepty.Naszczęścieaparaturazbiegiemlatnastawiłasięnasporymarginesbłęduiniezareagowała.Kościstyłokiećnapotkałrówniekościstybok,ajegowłaścicielkawydałazsie-bieskrzeczącychichot.
–Życiezaczyna siępo setce!– stwierdziła, rozciągającuśmiechnapomarszczonejtwarzy.
– Rzadko to robię – odpowiedziała właścicielka szturchniętychżeber–aletusięztobązgodzę!–Poszperaławprzepastnychpołachwiekowego płaszcza, z którym nie rozstawała się od... od zawsze,iodnalazłszy,wczasiekrótszymniżreakcjastandardowegokontrole-ra, piersiówkę, pociągnęła solidny łyk.–Tak,po setce człowiekowibardziejchcesiężyć!
– Nie to miałam namyśli! Niemożesz się powstrzymać? Ubz-dryngoliszsięicałyplanweźmiewłeb!
–Niebędzieszmimówiła,comamrobić!–Możeciesięniekłócić?–dałsięsłyszećtrzecigłos,apochwili
zdroworozsądkowego zastanowienia padło: – Przynajmniej w takiejsytuacji?
Na korytarzu pojawiały się kolejne postacie.Wszystkie były dosiebieniezmierniepodobne–wszystkiesześć.Siódmabyłapodobnadopozostałychrazemwziętychiwymaszerowałajakoostatnia.
–Mnietamciąglechcesiężyć.Dopókinaczłowiekaczekaprze-kąska,niemaconarzekać!–oznajmiła,popychająckościstekoleżan-ki.–No,mojepanie,jaksięniepospieszycie,tonicizwyprawy.
Odpowiedziąbyłowzmożoneszuranieijeszczebardziejwzmożo-ne sapanie. Na końcu korytarza mlecznobiałe drzwi kryły za sobąbezkresny,pełenmożliwościświat.Niezmiernieintrygującypokilkulatachspędzonychwewnątrz.
Bardziej dzięki uporowi niż fizycznym możliwościom kobietywyłoniłysiępodrugiejstroniekompleksu„KwietneOgrody”–jedne-gozkilkusetekskluzywnychośrodkówspokojnejstarościrozlokowa-
5
nychwprzyjaznejstrefieklimatycznejplanetyKholoma.Niebyłyjeszczewolneizdawałysobieztegosprawę.Czekałaje
drogadokosmodromuośrodkaikrótkagrawruletkęzlosem.Jeślijąwygrają,zdobędąstatek,jeślinie,ugrzęznątunazawszepodścisłymnadzoremautomatów.
Mida, najmłodsza z pań, szybkowyszła na prowadzenie. Za niąsunęły:Xana,Flore,OrettaiLamara,nakońcuSandraiEleonorausi-łowały się kłócić,mimo że zaczynało brakować im tchu. Pomiędzykobietamiztrudemnawigowałysamobieżnewalizki.
Trzonucieczkowejgrupypowstałpewnegodługiegopopołudnia,kiedypięćstarszychpańspotkałosięwjednejześwietlic,abyskorzy-stać z atrakcji o nazwie „gry towarzyskie”. Po dziesięciu minutachzzażenowaniemopuściłysalę.Nieznałysięzbytdobrze,aleodrazupoczuły,żecośjełączy.Usiadływaltanienadsztucznymstawem,byw atmosferze pełnego zrozumienia ponarzekać na swoje obecne ży-cie.
Sadzawkaznajdowałasięwjednymzwewnętrznychparków,któ-regoperfekcyjniezadbanaroślinność,jakwszystkowokoło,wygląda-łanaposkładanązkosztownychprefabrykatów.
–Niemająpaniewrażenia,żewpadłydopętliczasowej?–zagad-nęłaFlorenceRoche.–Ciężkojestsięprzyzwyczaićdotejmonotonii,kiedyprzezcałeżyciekażdydzieńbyłnowąprzygodą.
–Ma pani całkowitą rację – przytaknęła SandraZap-Lorence. –Odczuwamdokładnietosamo.Jużpopierwszymmiesiącupobytutu-tajtrudnomibyłoznaleźćjakieśinteresującezajęcie.
–Taaaa–zgodziłasięstaruszkaubranawbeżowypłaszcz,które-gogłównymcelembyłoposiadanieniezliczonej ilości kieszeni.Ro-zejrzała się czujnie,wyciągnęła ponadczasową piersiówkę iwmałodystyngowanysposóburaczyłasięjejzawartością.Zadowolona,roz-siadłasięwygodniejnamiękkiejogrodowejławce.
–Onatakzawsze–wytłumaczyłaSandra,którajużwcześniejza-poznała sięzEleonorąGardner i jejpodjazdowąwojnąalkoholową,wypowiedzianąpielęgniarskimautomatom.
–Zgadzamsięzpaniami–oznajmiłakolejnakobieta.–Pójścienategry towarzyskie todowódna to, jakbardzobyłamzdesperowana.Brałam już udział w Akademii Seniorów, kursie tańca, wykładach
6
„PoznajWszechświat”ikilkuinnych...–Topanisięchybanienudzi?–Niestety–westchnęłaXanaMalesky.–Okazałosię,żezazwy-
czajwiemwięcejodprelegentówinauczycieli.Adotańcajakośniemiałamtalentu.Apani?–zwróciłasiędoostatniejuczestniczkispo-tkania,LamaryLoLai,którawyglądałananiecozmieszaną.
–Ja?–odezwałasięniechętnie.–Mniesiętuwłaściwiepodoba.–Czuła,żejejwypowiedźbyłanienamiejscu,aletakbyłorzeczywi-ście.Podobałobysięjejwszędzie,gdziepoulicachniejeżdżączołgi,awychodzącnadłuższyspacer,człowieknienarażażycia.–Częstokorzystam z holograficznych wycieczek, nawet niemiałam pojęcia,jakieniesamowitemiejscamożnazobaczyćnaróżnychplanetach.
– Ja zdecydowanie preferuję naturalne zwiedzanie – oznajmiłaFlorence.
–Tak,hologramynieoddająnawetwpołowietego,czegosiędo-świadczanażywo–dodałaSandra.–Byłamwbardzowielucieka-wych miejscach, a ostatnio mieszkałam na jednej z najniezwyklej-szych planetKongregacji, ale holopodróż na nią byłaby tylko stratączasu.
–Niemiałamnigdymożliwościzwiedzania–przyznałaLamara.–Stop!–krzyknęłanagle.
Starszepanieznieruchomiały,aleokazałosię,żeniebyłotoskie-rowanedonich.Lamarawstałaipodpierającsięnalasce,podreptałado mężczyzny, który przechadzał się wzdłuż brzegu stawu, a terazprzystanął przy rzędzie śmietników z zamiarempozbycia się jakiejśulotki.
–Copanwyrabia?!–Ocochodzi?–przestraszyłsięstaruszek izniepokojemspoj-
rzałnanadgarstek,naktórymmiałpodobnedozegarkaurządzenie.–Gdybyciśnieniepodskoczyłomijeszczetrochę,mielibyśmynakarkupielęgniarzy.
–Przepraszam,alechciałpanwyrzucićplastykowąulotkędopo-jemnikazodpadamiorganicznymi.
Mężczyznarozpaczliwiestarałsięzapanowaćnadnerwami.Przeztakągłupotęomałonietrafiłpodwzmożonąobserwację,niemówiącjużokolejnychpunktachnaliściezakazanychaktywności.Poświęcił
7
chwilęnaćwiczeniarelaksujące.–Wariatka–prychnął,kiedywskazania funkcji życiowychzbli-
żyłysiędonormy,odwrócił sięnapięcie izniknąłw jednymzwy-chodzącychnaparkkorytarzy.
Lamarawróciładonowychznajomych,któreobserwowałyscen-kę.Byływyraźniezawiedzioneprzebiegiemzajścia,któregopoczątekwydawałsiębardzoobiecujący.
–Wieluludzinigdyniebyłopozaswojąplanetą.–Eleonorapod-jęłaprzerwanytemat,żebyniepozostawićmylnegowrażenia,żemamniejdopowiedzenianiżSandra.–Mieszkałamwbardzomalowni-czymmiejscuinigdzieniepodróżowałam.Niemiałamtakiejpotrze-by,zbytwieledziałosiędookoła.Nieto,cotu.
–Ajanawetsporozwiedziłam.–Florencewyciągnęłaz torebkiszminkęilusterkoipoprawiłamakijaż,choćbył,jakzwykle,nieska-zitelny.–Mójświat jest raczejmęczący,kiedysię tammieszka,aledlaturystówtoniemałaatrakcja.
–Zcałąpewnościąnawetwpołowienietakajakmojaplaneta–zadeklarowała Sandra, w końcu przybyła tu z niemal legendarnegomiejsca.–Toklasasamawsobie,małokomujestdanezobaczyćtonawłasneoczy.
–Pewnie jakaś snobistycznadziura– skomentowałaEleonora.–Nicnieprzebijewidokuzoknamojegodomu,nic!
Kiedypadłytesłowa,aSandrarzuciławodpowiedzijednoznacz-ne:„ha!”,niebyłojużodwrotu.Sprawawymagałaobiektywnegoroz-strzygnięcia.Wszystkiebyłycodotegozgodneipokrótkiejdyskusjipostanowiły opuścić „Kwietne Ogrody” i przekonać się osobiście,czyj świat zasługuje namiano najciekawszego. Jak się okazało, niebyłototakieproste.
Automatycznydyrektorwysłuchał jecierpliwie,poczym,korzy-stajączprawniczejaplikacji,przedstawiłmożliwościrozwiązaniatejkwestii.
Warunki pobytu były ściśle określone w standardowej umowie,zktórejdiabełwypisującykontraktynaduszemógłbysięniejednegonauczyć. Kilka stron paragrafów w rzeczywistości zawierało jednągłównąmyśl:usługodawca–zaniemałeopłaty–zapewniałusługo-biorcy zgodny z „Regulaminem” raj na ziemi i dożywotnią opiekę.
8
Wyraz„dożywotnią”byłtutajkluczowy.Była oczywiście stara jak prawodawstwo możliwość zerwania
umowy,alewówczasożywaływszystkieodnośniki,przypisy,klauzu-le i aneksy, które miały za zadanie pożreć człowieka żywcem.„KwietneOgrody”bardzoskuteczniezabezpieczyłysięprzedodpły-wemklientówwinnysposóbniżcałkowiterozstaniesięzeświatem.
Pokilkudniach,któredałysobienaprzemyśleniaipodjęciedecy-zji,pięćpańspotkałosięponownienadstawem.
Wszystkie co jakiś czas sprawdzały swoje zegarkowe czujniki,żebynieściągnąćnasiebiekolejnychkłopotów.
–To szczytwszystkiego, żeby jakaś aplikacjamiała decydowaćomoimżyciu i towdodatkuzamojepieniądze–denerwowała się,nieprzekraczającbezpiecznychgranic,Sandra.–Czytałam tenkon-traktstorazyimogłabymprzysiąc,żenictakiegotamwtedyniebyło.
–Formułujątowtakisposób,żebyniktnormalnysięniepołapał–powiedziałaXana.–Trzebabyłobypoznaćprawnicząinterpretacjękażdegopunktu.Pozatymwkażdymośrodkujesttosamo,jaksięjużczłowiek decyduje zamieszkać w takimmiejscu, to musi się liczyćzkonsekwencjami.
–Tak,aleniesądziłam,żemisiętutajtakszybkoznudzi–przy-znałaSandra.–Możeijesttuluksusowo,aletemarmuroweposadzkii pozłacane klamki już dawno przestały robić na mnie wrażenie.Wdodatkutenregulamin!Okropność!
–Musimywięcwziąćsprawywswojeręce–podsumowałaXana.–Zgadzamsię–przytaknęłaEleonora.–Inaczejnigdysięniedo-
wiemy,ktonajlepiejurządziłsięwżyciu.Ktomatylkowybujałąfan-tazję–tuwymowniespojrzałanaSandrę–aktorzeczywiściemasięczympochwalić.Ponadto–dodała–chybadojrzałamdo tego,żebyzałatwićdokońcakilkarodzinnychspraw.
–Jateż–stwierdziłaSandra.Zabrzmiałotojakośzłowróżbnie.–Jakiemamywięcmożliwości?–zastanowiłasięXana.–Zerwa-
niekontraktuniewchodziwgrę.Mojepodanieoprzepustkęzostałoodrzucone. Może w takim razie pojedziemy na którąś z wycieczekitamdamynogę?
–Odpada–pokręciłagłowąFlorence.–Naczaswycieczekwsz-czepiająpodskórneczipy,żebysięniktniezgubił.Niezrobipanipię-
9
ciukrokówbezichwiedzy.–Fatalnie.–Nie zapominajmy jeszcze o jednej sprawie. Jeśli nam się uda
stądzniknąćwtakiczyinnysposób,toczyniezacznąściągaćodna-szychrodzinjakichśodszkodowań?–zaniepokoiłasięXana.
–Dlanichnajważniejszesąpłatności,anulujemyjewięcdopieropo jakimś czasie – odpowiedziała Eleonora. – Nie będąmieli pod-staw,żebyżądaćopłatzakogoś,kogoniemająnastanieiniemogąudowodnić,żeżyje.Założęsięteż,żezrobiąwszystko,żebyzatuszo-waćzniknięciepensjonariuszekiuniknąćskandalu.
–Racja.– Czyli zgadzamy się co do tego, że już tutaj nie wracamy? –
upewniłasięSandra.Eleonorapokiwałagłową.– Ja nie. Ani tu, ani do żadnego innego takiego miejsca. Mam
ochotęnajakieśszaleństwo,nacoświęcejniżobjazdowawycieczka.–Jateż–zatarłaręceSandra.PodłuższejciszyFlorenceiXanarównieżprzytaknęły.–Apani?–XanazainteresowałasięLamarą,któraprzysłuchiwa-
łasięichwywodom,alesamaanirazuniezabrałagłosu.–Naraziejestmitudobrze–przyznała–alejużwidzę,żezarok
czydwaczarpryśnie.Zwłaszczajeślipańtutajniebędzie.Myślę,żesię przyłączę, chętnie zobaczyłabym kilka światów nawłasne oczy.Iprzeżyłacośnaprawdęwyjątkowego.
Pewnego razu, kiedy plan był już z grubsza skrystalizowany,w czasie obiadu do grupy spiskowej podeszły dwie kobiety. Byłymłodszeod reszty igdybyniecharakterystycznywyrazznużenianatwarzach,możnabyłobywziąćjezaodwiedzające.
Tęższaznichzsunęładwakrzesła,żebywygodnieusiąść.–Podsłuchałamwkawiarni rozmowępańoucieczce–uśmiech-
nęłasięciepło–ipostanowiłamsięprzyłączyć.Tochybajedynyspo-sób,żebysięstądwydostać.NazywamsięMidretMalone.
Nie dopuszczając nikogo do głosu i równocześnie pochłaniającpodwójną porcję każdego dania, kobieta wyjaśniła, że przebywaw „KwietnychOgrodach” przez pomyłkę, i opowiedziała o rozlicz-nychperypetiachswojejrodziny,którabezpowodzeniausiłujejąstąd
10
wyciągnąć,chociażumowanajejpróbnypobytdawnojużwygasła.Tużprzeddeseremzdążyłaprzedstawićswojąznajomą:–Ato jestOrettaRiccardi.–Panieskinęłyzdawkowogłowami,
oszołomione nieskrępowanym zachowaniem nieznajomej. – Wiecieco?Mówmysobiepoimieniu,skorojesteśmyterazwspólniczkami.
–Jakimiwspólniczkami?–odezwałasięwkońcuSandra,którejpodobnenarzucaniesięzupełnieniemieściłosięwgłowie.–Nieży-czymysobie, żebyktokolwiek siędonasprzyłączał– fuknęła–aninaspodsłuchiwał!
–Niemacosiętaknabzdyczać–mrugnęładoniejMidret.–Nabzdyczać? – powtórzyła Sandra, patrząc na nią z rosnącym
niedowierzaniem.–Nopewnie–kobietawzruszyłaramionami.–PrzypadekOretty
jest bardzo podejrzany – kontynuowała. –Ona zupełnie nic nie pa-miętainiktjejnigdynieodwiedza.Niewykluczone,żerodzinanawetniewie,żeonatutajjest.Udałonamsięustalić,żezapobytpłaciktośzplanetyonazwieAkwia.Alenieznalazłyśmyoniejżadnychinfor-macji.FigurujewspisieplanetKongregacjiitowszystko.
–Pewnieniematamniczego,oczymbywartowspominać–sko-mentowałaSandra,zaintrygowanajednaktajemnicząhistorią.
–Uciekniemyrazemzwami.Najpierwsprawdzimy,cosiędziejenatejcałejAkwii,apotempolecimydomnie.TakimamyzOrąplan,prawda?–Midaszturchnęłaprzyjaźniekoleżankę,wytrącając jej ły-żeczkę zbudyniemobliżej nieokreślonym, alebardzowyszukanymsmaku.
Orettaprzytaknęła,choćniepamiętałajużaniskądsiętuwzięła,anidlaczegopostanowiłauciec.
–Naszplanjestbardziejradykalny–stwierdziłaXana.Wtymmomenciepodjechałdonichjedenzpielęgniarzyizdecy-
dowanymruchemodebrałMidziesalaterkęzjejtrzecimdeserem.–Zadużokalorii–poinformował.–Niezniosętegoanidniadłużej–oznajmiła,uśmiechającsiętym
razemkrzywoipatrzączżalemzaoddalającymsiębudyniem.
11
2.Zaokrętowanie
Staruszkibyłyjużnaterenieniewielkiegokosmodromu.Wjechałyna poziom dlawsiadających, z którego krótkie pomosty prowadziłydo luków wejściowych statków. Z ruchomego chodnika spoglądałyzlaickimzainteresowaniemnauśpionejednostki.ChodnikniósłjedoznalezionegowcześniejprzezXanęstatku,którywedługjejopiniibyłdawno porzucony przez właściciela i nie miał uzbrojonego alarmu.Powinnydostaćsiędoniegobezwiększychprzeszkód,aresztęmiałzałatwić autopilot; w razie problemów Eleonora zaoferowała swojedoświadczeniewłamaniuzabezpieczeń.
–Totennasamymkońcu–wskazałaXana.–Myślisz,żetostatek?Wyglądajakkupazłomu.–Aletylkotenniejestzabezpieczony.–Możeniemiećalarmu,boniemapocogokraść.–Itakniemamywyboru.Minęłymarkowepowietrzne limuzyny i rejsoweminitransgalak-
tyki odbijające w swych wypolerowanych kadłubach pierwsze pro-mieniewschodzącego słońca.Ostatni pojazd stałmatowy imartwy,jeślibyłichjedynąszansą,toniewróżyłotoniczegodobrego.
Sztuczneoświetleniezgasło,zanimkobietydotarłydoostatniegostanowiska,nieodwiedzanegoprzeznikogoodponadstulat.
Siedemodświętnieubranychkobietspoglądałozdezaprobatą,aleiznadzieją,nawysłużonąjednostkę.
– To statek ratunkowy –Xana odczytała napis na umieszczonejprzy wejściu tabliczce. –Wyprodukowany w 3713 roku standardo-wymwB&MSpaceships.Stary,aleprzynajmniejzdobrejfirmy.
–Tozależy,najakiejplaneciebyłzrobiony.O,proszę!–Sandrapostukała palcempomniejszych literkachpod spodem.– „MadeonTaiwan”.
–Jeślicośsięstanie,nigdynieudanamsięzłożyćreklamacji.–Flore bezwiednie przesunęła językiem powyjściowej,mieniącej sięjakbrylanty,nazębnejnakładce,doktórejciągleniemogłasięprzy-zwyczaić.
Xana zauważyła pod napisem szybkę i przetarła jej brudną po-
12
wierzchnię.Wokienkuzieleniłsięledwowidocznynapis.–Cotamjest?–Nierozumiem,towjakimśdziwnymjęzyku.–Pewnietajwańskim.–O,aterazsięzmienił.Aletegoteżnierozumiem.Po kilku następnych zmianach komunikat pojawił się wreszcie
wrozpoznawalnejformie:StatekratunkowyZenith-6Międzyplanetar-nejSłużbyKosmicznej,wszystkiesystemysprawne,komunikacjagło-sowawpięciupodstawowychjęzykach,ilośćzałogi–0,liczbapasa-żerów–0.
–Zaraztozmienimy!–zapowiedziałaSandraizawołaławstronędrzwi:–Otwierać!
Jej asertywność nie podziałała na statek, który nie zareagowałwżadenwidocznysposób.
– Otworzyć zewnętrzny luk, pasażerowie gotowi do wejścia napokład!–spróbowałaEleonora.
Nic.–Czas,żebyśzastosowała teswojehakerskiesztuczki–przypo-
mniałaSandra,aleEleonoratylkobezradnierozłożyłaręce:–Musiałabymsięnajpierwdostaćdokomputera.–Czymógłbyśnaswpuścić?–zapytałaFlore,wygładzającbeżo-
wykostiumipoprawiającpozłacanąbroszkęnaaksamitnejapaszce.–Chciałybyśmypoleciećnainnąplanetę.
Nic.Następniedotabliczki,doktórejmówiły,przepchnęłasięXana.–Jesteśmyzagrożone,musisznaswpuścić,musimystąduciekać!
Jesteśstatkiemratunkowymczynie?!Choćzzewnątrzwydawałosię,żeokrzykiistukanielaskaminie
wywołały żadnej reakcji, to komputer pokładowy zrobił już sporoimógłignorowaćjejeszczebardzodługo,boanalizasytuacjidopro-wadziładojednegowniosku:żewłaśniemazostaćporwany.
Midauśmiechnęłasięi–byzjednaćsympatiętego,cobyłoostat-niąprzeszkodąnaichdrodzedowolności–pogłaskałaniesamowiciebrudnąścianę.
Nadalnic.–Nikttegonieprzewidział?–oburzyłasięSandra,jakbytenza-
13
rzutniedotyczyłjejtylkodlatego,żegowygłosiła.–Harryprzewidział,żewrócimyprzedśniadaniem.–Florepopra-
wiłakok.–Gdybyścienieprzegłosowały,żebygoniebrać,możecośbyporadził.
Czasuciekał,babciesłabły,astatekratunkowyMiędzyplanetarnejSłużby Kosmicznej był o krok od zwycięstwa, kiedyMidę olśniło.Odsunęławszystkieoddrzwi,zostawiająctamjedynieOrettę.
–Tyzapukaj–powiedziałajakktoścałkowiciepewnysukcesu.Nieraz widziała, jak Oretta pokonywała najostrzejszych strażni-
ków, jaknieświadomiezmuszała ichdo łamaniaodwiecznychzaka-zów i postępowaniawbrewpodstawowymprogramom.Nie było ta-kiegokomputera,którydałbysobieztymradę.
Kobietaniechętnieprzysunęłasiędo tabliczki,nerwowomiędlącwpalcachrączkętorebki.Podwpływemstresuczęstotraciłakontaktzrzeczywistością,niecierpiałatego.
–Chciałybyśmy...–zająknęła się.–Wydajemisię,żewzeszłyponiedziałek zjadłam na śniadanie jajko na miękko... ale... chodzioto,że...no...czymogłybyśmywejśćnapokład?...proszę.
–Onaczasemtrochębredzi–wyjaśniłaMidret.–Ale toniemaznaczenia,itakzawszedziała,możetotongłosuczycoś?
I rzeczywiście, pomimo 114-letniej przerwy drzwi odsunęły siębezgłośnie, zamigotały światła, zaszumiały systemy uzdatniania po-wietrza, w sterowni ożyły kontrolki i wskaźniki. Statek przeciągnąłsiępowyjątkowodługiejdrzemce.
Przyjrzał się swojej nowej załodze.Osoby nie były oznakowanestopniami służby powietrznej, został więc porwany przez cywilów.Nie, nie został porwany, nikt niewdarł się przecież na pokład siłą.Dlaczegojednakdrzwiotworzyłysię,skorojednoznacznieoceniłpró-bę dostania się do środka jako niepożądaną?Musieli użyć jakiegośobejścia, luki w systemie zabezpieczeń, ale do tego musieliby byćwysokiej klasy specjalistami. Zupełnie nie zgadzało się to z analiząposzczególnych jednostek: wszystkie były zaawansowanymi wieko-wo kobietami, których wypowiedzi nie wskazywały na posiadaniechoćby podstawowej wiedzy technicznej. Nie zalogowały się przywejściukodamiMSKaniżadnymi innymi.Gdybymógł,prawdopo-dobniebysięprzestraszył.
14
Na szczęście niemiał uczuć,miał za to rutynowe działania. Popierwsze,należałosklasyfikowaćzdarzenie.
Odrzuciłporwanieistandardowylot.Najwięcejzgodnościwyka-załaakcja ratunkowabezzałogi.Wszedłwodpowiedni tryb iodna-lazłwrejestrzenajbliższyośrodekpierwszejpomocyMSK.Równo-cześnie aktywował procedury do zbadania stanu poszkodowanychiobjęciaichdoraźnąopieką.
Wtymczasiekobietyodnalazłyswójcelnaplanieewakuacyjnymiruszyłykuniemulabiryntemkorytarzy,ażdotarłydodrzwiznapi-sem„KOKPIT–wstęptylkodlaupoważnionych”,zaktórymiznajdo-wało się przestronne pomieszczenie z całą masą niezrozumiałychprzyrządów. Pulpity niemrawo mrugały pojedynczymi światełkami,anaśrodkukrólowałostanowiskokapitana,którenatychmiastzajęłaEleonora.
–Poprośgoteraz,żebywystartował–poleciłaSandra,patrzącnaOrettę.
Kobietanajchętniejzapadłabysiępodziemię,aleprzedewszyst-kimstarałasięunikaćkonfliktów:niepamiętałazbytwielezbliższejidalszejprzeszłości,cosamowsobiekomplikowałojużwystarczają-cojejżycie.
–Chciałybyśmy,żebyśwystartował–poprosiła.–Dlaczegonic sięniewyświetla?–Xanawpatrywała sięwpo-
krytą wygaszonymi monitorami ścianę. – Nie przeżyję, jeśli złapiąnasnatymstatku.Takdalekozaszłyśmy!
–Mówiłam, żebywziąćHarry’ego,onnapewnowiedziałby, cozrobić–autorytatywniestwierdziłaFlore.
–Nibyskąd?Jestsprzedawcąmówiącychkrawatów–prychnęłaXana.
–Alecochłop,tochłop.Tubynacisnął,tamprzełączyłizarazbyzadziałało.
–Jatamodczterdziestulatwszystkorobięsamaiżadnegochłopaminietrzeba!–oświadczyłaXana.
–Odczterdziestulatwszystkorobiązaciebieroboty–sprecyzo-wałaSandra.
Mida odjęła od ust batona z automatu, który zlokalizowała na-tychmiast,zprecyzjąsamonaprowadzającejsięrakiety.–MożeHarry
15
iniewiedziałby,cozrobić,alebyłobyweselej–wtrąciła.–Tobiezawszejestwesoło–rzuciłazpogardąSandra.–Toźle?–Midretwzruszyła ramionami.Najbardziejuszczypli-
we,zjadliweiokrutneuwagispływałyponiejjakkropledeszczupodobrze natłuszczonej kaczce (mieli takie w centralnej sadzawce).Wszyscytwierdzili,żetotylkopoza.Małoktopotrafiłprzetrwaćkon-frontacjęzjejniewzruszonymoptymizmem.
–Wyrzuciłaśopakowanieniedo tegopojemnika!–zaskrzeczałanagleLamara;podeszładoszereguściennychkoszyizpoświęceniemzanurzyłarękęwjednymznich.–Toniepapier,totworzywosztucz-nePP02/82,niewidzisz?Ciemnopomarańczowyotwór.
–Zapamiętam–obiecałanieporazpierwszyMidret.– Zobacz. – Lamara, śledzona przez zafascynowane koleżanki,
wyciągnęłaopakowaniepobatoniespomiędzybardzostarychpapie-rów.–Tu–wskazałanacharakterystycznyznaczeknaopakowaniu–i tu... – popukała palcemw napis nad śmietnikiem – czy to jest tosamo?
–Nie–przyznałaMida.–Atu?–Lamaraprzeszławzdłużróżnokolorowychoznaczeń,aż
dotarładowłaściwego–PP02/82?–Zgadzasię.–Proste?– Proste – przytaknęła Mida, rozpoczynając kolejnego batona.
Żadna z nich niemiaławątpliwości, że kolejny papierek powędrujedo pierwszego z brzegu śmietnika.Mida po prostu nie lubiła utrud-niaćsobieżycia.
–Niemamyczasunatakiegłupoty–przerwałaimSandra.–Atychybapowinnaśograniczyćsłodycze?Mamnadzieję,żenieprzekra-czamydopuszczalnegoobciążenia.Wieszprzynajmniej,ileważysz?
–Zpewnościąmamwięcejkilogramówniżlat–stwierdziłafilo-zoficznie.–Tounasrodzinne.Wyjużchybaoddawnaniemożecietegoosobiepowiedzieć?
Midabyławśródnichnajtęższa,aleprzedewszystkimnajmłodszaiwzasadziepowinnyobrazićsięnaniąśmiertelniezasugestiedoty-czącewieku,ale tobyłaMida,aonanigdyniemiałazłych intencji.Trzebabyłosiędoniejprzyzwyczaićalbotrzymaćsięodniejzdale-
16
ka.–Jaważępołowęswoichlat–westchnęłaEleonora.Byłanajstar-
szawtymtowarzystwie,jakzresztąostatnioprawiewkażdym.Stara-łasięotymniemyśleć,wczympomagałojejsystematycznezażywa-niewysokoprocentowychtrunków.
– GOTOWOŚĆ STARTOWA ZA DWANAŚCIE MINUT. –Stwierdzenietospadłonanienagleiniespodziewanie.Głosbyłmę-ski,głębokiirześki.Zresztąkażdynietrzęsącysięgłosbrzmiałwichuszachnienaturalnierześko.
– Hm... – Flore rozejrzała się chciwie. – Chciałabym zobaczyćwłaścicielategogłosu.
–Niesądzę–Xanaściągnęłająnaziemię.–Wzorzecmusielina-graćzestopięćdziesiątlattemu.
Florencezmarkotniała,alewtymsamymmomencieEleonoraza-stukałaenergicznie laskąwpodłogę.–Słuchajcie,czy toznaczy,żegouruchomiłyśmy?
Wszystkiewzadumiepokiwałygłowami.–Jak?Pytaniezawisłomiędzynimi,niespodziewającsięodpowiedzi.–Khm,khm... –Fotel stojącyprzypokrytymniezliczonymi gu-
ziczkami blacie okręcił się bezszelestnie, ukazując wciśniętą weńOrettę.–Chybacośnacisnęłam,przepraszam...
Sandrawyciągnęłazprzewieszonejprzezprzedramiętorebkikart-kę zapisaną kanciastym, niezdarnym pismem. Był to plan ich wy-cieczki...czykrucjaty–jaknazywałająSandra,czyprzygody–we-długMidy.Byłonaniejsiedempunktów,siedemświatówiniczegoniespodziewającychsięrodzin.
NapoczątkubyłaplanetaEleonory.Listaułożonazostaławedługoczywistegoklucza.Nikt tegoniekwestionował aninienazywałpoimieniu.
SandrapodeszładoOrettyiodczytała,jakumiałanajwyraźniej:–Lermon.
–Ico?–zdziwiłasięOretta.–Tamlecimynajpierw.–I?–Uruchomiłaśstatek,terazzrób,żebynastamzabrał.
17
Sandraodkręciłająwrazzkrzesłemzpowrotemdopulpitu.Oret-tawyciągnęłapalcenadkoloroweprzyciski.
– GOTOWOŚĆ STARTOWA ZA DZIESIĘĆ MINUT. CEL:BAZA MSK 1039, CZAS PRZELOTU: PIĘĆ DÓB POKŁADO-WYCH.
–Jakabaza?!LecimynaLermon!–przestraszyłasięEleonora.–Tamniemażadnejbazy!
– MISJA RATUNKOWA, CEL: NAJBLIŻSZA STACJAPIERWSZEJPOMOCYMSK–wyjaśniłbeznamiętniekomputer.
– Nie potrzebujemy żadnej pomocy – zaprotestowała Sandra. –Skądmutoprzyszłodogłowy?
–Mapodgląd?–podsunęłaMida.–LecimynaLermon!–Eleonoraspróbowałarozkazującegotonu,
którybyłniezawodnywstosunkudowiększościludziipewnejilościprostszychkomputerów.
–KURSMOŻEZOSTAĆZMIENIONYROZKAZEMKAPITA-NALUBZPOWODUZAGROŻENIA.
–Jaksięwkurzę,tozarazbędziemiałzagrożenie–warknęłaSan-dra,złanasiebie,żeniemożewymyślićnicbardziejkonstruktywne-go.
–PROSZĘOPRZEDSTAWIENIEDOKUMENTÓW– zażądałkomputer.
–Niemamydokumentów.Przeżyłyśmywłaśniestrasznąkatastro-fę – zaimprowizowała Xana. – Cały sprzęt i nasze rzeczy zostałyzniszczone, same ledwo uszłyśmy z życiem. Oretta, wytłumacz totemumiłemukomputerowi.
Orawłaśnieusiłowałasobieprzypomniećrzeczonąkatastrofę.Niebardzomogła,alewkońculiczyłosięto,żeprzeżyła.
– Dwie porcje herbaty są zupełnie wystarczające – powiedziałażałośnie.
–Dostanieszpóźniej–obiecałaSandra.–Terazpoprośozmianękursu.
–Jesteśmyzałogą,aEleonoraGardner jestkapitanem–oświad-czyłanagleOrettaztakimprzekonaniem,żenawetSandraniepróbo-wałaprotestować.
–AlemożeszmówićmiEleonora.LecimynaLermon.
18
–GOTOWOŚĆSTARTOWAOSIĄGNIĘTA–usłyszałykomu-nikat i długą, niepokojącą pauzę. –CEL: LERMON,CZASPRZE-LOTU:TRZYDOBYPOKŁADOWE.
Czujączwiększającesięprzeciążenie,popatrzyłyposobiezwyra-zem triumfu.Żadnaznichniewierzyła, żeuda imsiędotrzećdalejniżdodrzwiośrodka,a terazproszę:mknęłyprzezkosmoswielkimratunkowymstatkiem.
Eleonorastuknęłapotrzykroćlaskąiwyprostowałasię,nailepo-zwolił ból w krzyżu. – Uwaga! Nadchodzimy! – ogłosiła światom,którewzięłynacel,rozsiadłasięwygodnieizasnęła.
– Da się tu wyświetlić plan pomieszczeń? – zainteresowała sięSandra.
–Chybamusiszpowiedziećtogłośniej–poradziłaLamara.–Niemówiłamdostatku,tylkodoOry.Napewnowystarczycoś
nacisnąć.–Domnie?–przestraszyłasięOretta,któramiałanadzieję,żejuż
oniejzapomniano.Sytuacjawyglądałajednakdokładnieprzeciwnie.Zostałaotoczo-
naprzezswojekoleżankiścisłymkołem.Wdodatkuposzturchiwałyjązachęcająco.
–Nonaciśnijcoś!–Możetenczarnyprostokąt?–Wydajemisię,żektóryśztychmrugających.–Nie,jakmruga,toznaczy,żecośrobi.Raczejtenzielonyzlite-
rą„M”.–Naciskaj,naciskaj...Orettazaczęła sięzastanawiać, jaksięwpakowaław tę sytuację.
Czyzrobiłacośnietak?–Chybaniejadłamdziśśniadania–spróbowałasiębronić.–Jakbędziemywiedziały,gdziecojest,towszystkiechętniezje-
myśniadanie.Naciskaj!Niewidzącinnegowyjścia,Orettazamknęłaoczyinachybiłtrafił
dziobnęłapalcemwkonsolę.– WSZYSTKIE OPCJE ZABLOKOWANE DO CZASU CAŁ-
KOWITEGO ZAKOŃCZENIA PROCEDURY STARTOWEJ –oznajmiłgłosstatku.
19
–Jakmasznaimię?–spytałaSandra.–Oretta.Myślałam,żesięznamy?–Niety.Statek.Jakjużmuszęznimrozmawiać,tochcęprzynaj-
mniejwiedzieć,jaksięnazywa.–ANALIZADOTYCHCZASOWYCHPOLECEŃWSKAZUJE
NAZMIANĘRODZAJUUŻYTKOWANIA.CZYMAMZMIENIĆINTERFEJSNA„PRZYJAZNYASYSTENTSTEVE”?
–Hę?JaknakomendęwszystkieodwróciłysiędoEleonory,pochrapu-
jącejwwygodnymfotelu.–Zmieniamy?–szepnęłaSandra.–Co?–zawołały,wyciągającwjejkierunkulepiejsłysząceuszy.–Pytałam,czyzmieniamy?Niechciałam,żebynassłyszał.–SENSORYDŹWIĘKUSĄDUŻOCZULSZEODLUDZKIE-
GONARZĄDUSŁUCHU–poinformowałkomputer.–Cotoznaczy?–zaniepokoiłasięSandra.–Żesłyszydużolepiejodnas–przetłumaczyłaXana.–Amógłbyśnasniepodsłuchiwać?–NIE.– Zmieńmy – zdecydowała Lamara. – Najwyżej powiemy, że
samosiętakzrobiło–dodałaasekuracyjnie.–AlbożeOrettaznowucośnacisnęła–podsunęłaSandra.Orettaobrzuciłajązbolałymspojrzeniem.–Tymupowiedz–MidatrąciłaSandrę.–Tyjesteśteraznajstar-
sza.Sandra potrząsnęła głową, aż zachrobotało; gdyby Midret była
złośliwa,byłabyprawdziwąmistrzynią.–ZmieńsięwtegoSteve’a–powiedziaładosufitu,boniebardzowiedziała,jakzwracaćsiędoko-goś,będącwjegownętrzu.
–Tylkozostawtengłos–poprosiłaFlore,prawiesięrumieniąc.– PRZYJAZNYASYSTENTSTEVEWITANAPOKŁADZIE.
DZIĘKUJĘ,ŻEMNIEWYBRAŁYŚCIE.CZYCHCECIECZEGOŚSIĘDOWIEDZIEĆLUBZMIENIĆOPCJEINTERFEJSU?–zapy-tałpochwilitensamgłos,alebrzmiący,jakbyjegowłaścicielrozpiąłgórnyguzikkoszuli.
–Gdziejeststołówka?–wypaliłabeznamysłuMida,zacoOretta
20
była jej bardzo wdzięczna, bo właśnie zaczęła podejrzewać, żewzwiązkuzkatastrofąniezjadłarównieżwczorajszejkolacji.
–NAHOLOPLANIECZYWNATURZE?–Żadnychhologramów!–zastrzegłaFlore,agdywszystkiespoj-
rzałynaniązaskoczone,dodała:–Przekonaciesię, jakdotrzemynaUrmis.
–PODĄŻAJCIEZASTRZAŁKAMINAPODŁODZE.–Chciałamjeszczezapytać–odezwałasięnieśmiałoOretta,ztru-
demunoszącsięzfotela–czybędęmusiałacośnaciskać?–NIE.TOPANELSTEROWANIASTATKIEM–wyjaśniłkom-
puter. – WSZELKIE GUZIKI NACISKA PILOT, NAWIGATORLUB KAPITAN. W TYM POMIESZCZENIU NIE POWINIENPRZEBYWAĆNIKTSPOZAZAŁOGI.
– My jesteśmy załogą – poinformowała przepraszająco Oretta,chwiejącsięnazdrętwiałychnogach.
Rozległsięniepokojącyszumdziałającegoponadswojemożliwo-ścikomputera.
– BŁĄD NUMER 98416 – usłyszały w końcu. – JEŚLI PRO-BLEM BĘDZIE SIĘ POWTARZAŁ, SKONTAKTUJ SIĘ Z PRO-DUCENTEMBĄDŹPRZEDSTAWICIELEMHANDLOWYM.
–Wieszco,jużlepiejbyśsięwogólenieodzywała–skarciłająSandra.
–Aleprzecieżjesteśmy,nonie?Tamśpikapitan,ajajestem...na-wigatorem?Xano?
–Mechanik–odparłastarszapanibeznamysłu,alepochwiliuzu-pełniła:–główny.
–Wtakimraziejajestemgłównymoficerem.–Sandrawyprosto-wałaramionaiprzybrałaodpowiednidlatejfunkcjiwyraztwarzy.–Potrzebnyjestjeszczepilot.Flore?
–Dobrze.Bylebymniemusiałasiadaćzasterami.–Lamaro?Możeszbyćdrugimpilotem.–Wporządku,aleztakimsamymzastrzeżeniem.–AMidabędzierobiłazaresztępersoneluisprawazałatwiona.Ustaliwszywszystko,staruszkipodążyłyzazielonymistrzałkami
nawłaściwypasruchomegochodnika.–Notojesteśmyzałogą–obwieściłaOretta.
21
– Przymknij się, bo Przyjaznemu przepalą się obwody, i obudźEleonorę,boprześpiśniadanie....
Stevenieodezwałsię.Elektronicznymózgusiłował dostosować się dowykluczających
się wzajemnie komunikatów, równocześnie szykując się do bataliioprzetrwanie.Takimiałpriorytet:ratowaćistotyżyweprzebywającenajegopokładzie,nawetprzednimisamymi.
–Zamawiajmy!–ponagliłaMidret,gdyzasiadłyprzystolewme-sie.
–Przedwejściemdotoaletyupewnijsię,żejestwłączonagrawi-tacja–usłyszałygłosspodblatu.–Czychceszusłyszećnastępnąpo-radę?
Florewyjęłatorebkę,otworzyłająiwyciągnęłapasekkolorowegomateriału.–Nieumiemgowyłączyć.
– Gadający krawat? Od Harry’ego?! – zawołała oskarżycielskoSandra i rzuciła spojrzenie, które pięćdziesiąt lat temu wywołałobyprawdopodobniesilnyrumieniec.TerazFlorencetylkoprzytaknęła.
–Dajejednąporadędziennie,chybażektośchcewięcej.Niktniechciał.–Naprzyszłość:zostawiajgowpokoju–zaskrzeczałaSandra–
skoroniepotrafitrzymaćgębynakłódkę.–Onniemagęby.Tak czy siak, niebędzieszmidyktowała, co
mogęprzysobienosić.–Mnienieprzeszkadza–stanęławjejobronieEleonora.–Przynajmniejrazdzienniebędziemymogłyusłyszećcośmądre-
go–dodaławyzywającoFlore.–Zagłosujmy–zażądałaSandra.–Nastatkuniemademokracji–oświadczyłaEleonora.–Nastat-
kurządzikapitan.Mamrację,Steve?Stevewybrałopcję„przeczekać,ażzapomną,oczymrozmawia-
ły”.–Steve?!–Eleonorawalnęłalaskąoblatstołu,ażkoleżankipod-
skoczyłynakrzesłach.Komputerskorzystałzopcjiwymijającej:–TAK,ZWYKLENASTATKURZĄDZIKAPITAN.–Czylija!Jaturządzę!Prawda?...Steve?!Przewidująckilkamilionówkrokówdoprzodu,odpowiedział:
22
–TAK,PROSZĘPANI.–No–uspokoiłasięEleonora.Flore schowała mówiący krawat do załadowanej niemiłosiernie
torebki,wszystkie i takzapomniały już,ocoposzło(opróczMidret,alejądużobardziejinteresowałomenu).
Złożyłyzamówienieipokilkuminutachdokażdejpodjechałme-talowybarekzodpowiednimidaniami.Ustawiły jeprzedsobązna-maszczeniem.
–Tonaszpierwszyposiłeknawolności–stwierdziłauroczyścieFlore.–Możezamówimyszampana?
–BEZALKOHOLOWEGO?–upewniłsięSteve.– Jak szaleć, to szaleć! Daj nam najlepszy rocznik, jaki masz...
iżadnegobezalkoholowegoświństwa!–zdecydowałaEleonora.–SZAMPANZKONCESJONOWANEJPLANETYCHAMPA-
GNE SKOŃCZYŁ SIĘ STO DZIEWIĘTNAŚCIE LAT TEMU.MAMWINAMUSUJĄCE.
–Atojedzenieilemalat?–spytałaztrwogąOretta.–Myślę,żeniechceszwiedzieć–ostrzegłająMida.–ZAPASYPOCHODZĄSPRZEDSTUCZTERNASTULAT.–...alejużwiesz...–Acozterminemprzydatności?– Jeszcze jedno pytanie i oberwiesz. –Eleonora uniosła groźnie
drewnianąlaskę.–Dostałaśkiedyśczymśtakimpogłowie?–Następ-niestarszapanizmieniłagłosnajeszczebardziejwładczy,takabypa-sowałdokogoś,ktowydajepoleceniacałemustatkowi,izwróciłasiędoSteve’a:–Weźmiemywinomusujące,alenajlepsze!
–Mojawątrobategoniewytrzyma–skrzywiłasięLamara.Po spełnieniu toastu otworzyły pojemniki, z których uniosły się
zapachydietetycznychodpowiednikówzamówionychpotraw,nieste-tyniecałedwadzieściaprocentmiałoszansędotrzećdoodpowiednichośrodkówmózgumocnoprzetartymijuższlakami.
Wszystkiejaknakomendęzłapałyzasztućceirozpoczęłyucztę.Pierwszaswoje jedzeniewyplułaMida, resztazrobiła tozkilku-
nastosekundowymopóźnieniem.–BRAKSOLI–wyjaśniłSteve,któregozawiodłaopcja„zigno-
rujproblem,możeniktniezauważy”.
23
–Jakmogłozabraknąćsoli,skorozostałojedzenie?–zaniepoko-iłasięMida.–Czyonoteżjużsiękończy?
–ZAPASYŻYWNOŚCIWYSTARCZĄNAOSIEMLATPRZYKOMPLECIEPASAŻERÓWIZAŁOGI.
–Acozsolą?–KONTENERSOLIZNAJDUJESIĘPOZASYSTEMEMZA-
ŁADUNKOWYM.–Więcjest!–ucieszyłasięMida.–JESTNIEDOSTĘPNA.–Dlaciebie.Adlanas?– WYNIK OBLICZEŃ ZAWIERA SIĘ W PRZEDZIALE
„PRAKTYCZNIENIEMOŻLIWE”.–Maszwzórdoobliczania,comogązrobićbabcie?–TAK.–Amogą,wedługciebie,ucieczdomustarców,ukraśćstatekko-
smicznyiwyruszyćnawycieczkępogalaktyce?–5%SZANSY.–Więcwidzisz,gdziemożeszwsadzićsobietenwzór.–NIEWIDZĘ.– Jak odpoczniemy, zrobimy porządek z tą solą – zdecydowała
Eleonora.–Aterazczasnazakwaterowanie.Maszpokojenatympo-kładzie?
–TAK.–Doskonale, będziemymiaływszystko pod ręką.Dokądmamy
iść?–Tylkożadnychhologramów!–przypomniałaFlore.Komputer uaktywnił siedem kajut położonych najbliżej mesy.
Kiedysiępołożą,zbadaichstan,następnienapodstawiewzoru,którykazałymu„sobiewsadzić”,przygotujedlakażdejodpowiednizestawlekówiskładmieszankidooddychania.Rutyna.
Większaczęśćstatkupogrążonabyławciemnościisterylnympo-rządku. Kontener soli stał pod ścianą ładowni, wmiejscu wyraźnieoznakowanymwielkimczerwonymkrzyżeminapisem:NIEZASTA-WIAĆ –w pięciu podstawowych językach. Zaledwie kilkametrówdalejlśniływrośniętewpodłogęszyny,międzyktórymiwidniałsche-matycznyrysunekpojemnika i trzywyrazy:TUUSTAWIAĆKON-
24
TENERY–wpięciupodstawowychjęzykach.Sólważyłatrzytony,cowprzeliczeniunababciedawałooczywi-
stywynik,nawetpomijającponadczterometrowąodległośćodmiej-scaprzeznaczenia.
Mimo to staruszki były jużwpołowiedrogi,wykrzykując rado-śnienazakrętach idomagającsięzwiększeniaprędkości ruchomegochodnika.Najwięcejuciechy sprawiały imkorytarze,naktórychniewłączyłosięświatło.Piszczaływówczascosiłwpłucach, łapiącsięjednadrugiej,jakbyznalazłysięnaglewwesołymmiasteczku.
Koktajleodżywczenajwyraźniejzrobiłyswoje.Dotarły tak domieszczącej sięw tylnej części statku towarowej
windy,którazabrała jepiętrowyżej.Drzwisięrozsunęły imagazynrozjaśniło jaskrawe jarzeniowe światło, zupełnie inne niż w częścimieszkalnej.
Kobietywyszły zwindy i zatrzymały na środku pomieszczenia.Euforiauleciałanatychmiast,gdyspojrzałynasiebie.Wtakimoświe-tleniu nawet dwudziestoletnia Latynoska nie wyglądałaby najlepiej.Uśmiechyzgasły i twarzeprzybrały jeszczebardziejniezdrowywy-gląd.Floremachinalniewyjęłapuderniczkęizaczęłanakładaćkolej-ne warstwy koloryzującego pudru. Reszta niechętnie pogodziła sięztrupiobladącerąipogłębionyminiesprawiedliwiezmarszczkami.
–Poprostuzróbmytoszybko–powiedziałagłuchoXana.–Totylkoświatło–zaświergotałaMida.–Każdywyglądałbytu,
jakbydopierocowstałzgrobu.– Gdzie ta sól? – zapytała Sandra, puszczając mimo uszu nie-
smacznąaluzjęMidret.–WKONTENERZEZNAPISEM„SÓL”WPIĘCIUPODSTA-
WOWYCHJĘZYKACH.–Wiesz,żeczteryztychjęzykówsąoddawnamartwe?–WIEM.Podeszły do pojemnika, który, nawet przy największymwysiłku
dobrejwoli,niewyglądałnalekki.–Ileważy?–spytałarzeczowoEleonora.– 3 TONY... TAK JAK JEST NAPISANEW LEWYM DOL-
NYMROGU,DUŻYMILITERAMI.–Onstarasiębyćzłośliwy–zauważyłaXana.–Itomabyćprzy-
25
jaznyinterfejs?– KORZYSTAM Z OPCJI OZNACZONYCH „PRZYJAZNY
ASYSTENT STEVE” – wyjaśnił komputer. –W UWAGACH DOPROGRAMUJESTKLAUZULA:„AUTORNIEODPOWIADAZASKUTKI NIEWŁAŚCIWEGO UŻYTKOWANIA ASYSTENTAANIZAZMIANYWJEGOOSOBOWOŚCIPOWSTAŁEWWY-NIKUDOSTOSOWANIA”.
–Toznaczy,żegozepsułyśmy?–Toznaczy,żejakjestzłośliwy,tosamejesteśmysobiewinne–
zaśmiałasięSandra.–Sprytne!–Powinieneśtonamprzeczytać,zanimsięprzełączyłeś,prawda?–NIENALEŻYTODOMOICHOBOWIĄZKÓW.ZAPOZNA-
NIESIĘZ INSTRUKCJĄOBSŁUGI JESTPRAWEMKAŻDEGOUŻYTKOWNIKA. JEST ONA UDOSTĘPNIANA NA KAŻDEJEGOŻYCZENIE.
–Acoztąsolą?–Midaprzestawiłazwrotnicęrozmowynawła-ściwytor.–Niepodniesiemyjej.
–Musitubyćjakiśdźwigczypodnośnik.–NIEMA–odpowiedziałsuchokomputer.–Nodobrze,aledlaczegokontenerważy?–zagadnęłaEleonora.–Bomamasę?–spróbowałaLamara.– Bo ma grawitację! – oznajmiła Eleonora i dała koleżankom
chwilęczasunawyciągnięciewniosku.–Bezgrawitacjinieważynic!–Tak!–Eleonorazatarłaręce.–Wyłączgrawitację!Niemusiałategodwarazypowtarzać.–GRAWITACJAZERO–poinformowałSteve,choćniebyłoto
konieczne.Wszystkie odczuły to podobnie: zawrotem głowy i nieprzyjem-
nym uciskiem żołądka. Potem podłoga zaczęła się oddalać. Powoli,alenieuchronnie.
–Tylkoniepróbujjejterazwłączyć!–ostrzegłaLamara,obraca-jącsięwokółwłasnejosi.
Midazamachałarękami,odbiłasięodsłupaizaczęłasunąćwpo-przekmagazynujakminiaturasterowca.
Florekurczowościsnęła torebkę,zamekniewytrzymał iuwolnił
26
uwięzionewewnątrzprzedmioty.PochwilidookołaFloreniczymsa-telityunosiłysięszminki, tusze,puderniczki iwijącysięjakwychu-dzony wąż mówiący krawat; zaczęła wyłapywać swoje skarby nie-zgrabnymiruchami.
–Eleonoro–zawołałaOretta,wiszącgłowąwpotencjalnydół–niechcęcięmartwić,alesólnielata.
–Steve?–PODŁOGAIKONTENERYWYKONANESĄZMATERIA-
ŁÓWZACZEPNYCH,TRZEBAUŻYĆSIŁY,ŻEBY JEODCZE-PIĆ.
–Dużej?–NIE.–Programkontrolnyprzesłałmu impulsniezgodności. –
TAK–poprawiłsię.–Damyradę?–NIE.–Toniebyłodociebie,wyjątkowoprzyjaznyinterfejsie...–Cosięstanie,jakzwymiotuję?SpojrzałynaLamarę,żebyprzekonaćsię,czytobyłopytanieczy
ostrzeżenie.–Chybaczasnalądowanie.Powolne.–ZEWZORU?–Wpowietrzuzaiskrzyłazłośliwość.–Dawajzewzoru–odpowiedziałaszybkoLamara.Spłynęły jak balony, odbiły się kilkakrotnie od podłogi, zanim
twardonaniejstanęłyipoczułysięciężkie.Przezpewienczasdochodziłydosiebie,rzucającoskarżycielskie
spojrzeniaEleonorze,wybranemuzupełnieniedemokratyczniekapita-nowi. Idlanikogoniemiałoznaczenia to,żegdybyprzeprowadziłylegalnewybory,wygrałabywalkowerem.
–Coteraz?Eleonorapodrapałasięwgłowę,choćtoitaknigdyniepomagało.
Czułanaswoichwątłychbarkachbrzemięodpowiedzialności.Kom-puternajwyraźniejniemiałzamiarupodaćimgotowegorozwiązania,czekał,ażprzyzna,żesamesobienieporadzą,ipoprosigoopomoc.Niedoczekanie!Niepoddasię,choćbymiałytutkwićdokońcaświa-ta.
Stałosię–pomyślała–jestemupartajakmojamatka!
27
Gdyby zdobyła się na całkowitą szczerość,musiałaby przyznać,żebyładużobardziejuparta.Byłakolejnymogniwempokoleniowejeskalacjiuporu,inieostatnim.Byłyprzecieżnastępnepokolenia.Pra-wnukEleonory, Julian,wewczesnejmłodości doprowadzał najbliż-szychdoszału,odmawiającjedzeniaproduktówwinnymkolorzeniżżółty, przez trzybardzodługie lata.Nigdy jakośnieprzyszło jej dogłowy,że topraktycznie to samo,cokonsekwentneomijanie salonu„Modaposąsiedzku”tylkodlatego,żerazniezmieściłasięwspódni-cęwswoimrozmiarze.
Zdawałasobiesprawęztego,żejejżyciowadewiza„mamzawszerację,niezależnieodstanufaktycznego”znacznieutrudniaegzysten-cję, stawiając ją w sytuacjach, których spokojniemogłaby uniknąć.Jakwtejchwili.Westchnęła.Komputerzinterpretowałtojakosygnałkapitulacji;pomyliłsię,nieporazostatni.Będzieciągnęłaswojąba-taliędokońca,botakajużbyła,jestibędzie.
–Potrzebnynamjakiśsmar,któryzniesiezaczepność–stwierdzi-łaEleonorapodługim,wyczerpującymnamyśle.
–Cośśliskiego?Olej?–podsunęłaXana.–NIE.–Stevewprzeciągunanosekundywyszukałodpowiednią
substancję, aleniemusiał imniczegoułatwiać.Toniebyła sytuacjazagrożeniażyciaijegoaktualnytrybdopuszczałimprowizację.
–Nie,boco?– ZACZEPIENIENIE PUŚCI, BOOLEJWYTWORZYZBYT
CIENKĄWARSTWĘ.–Kremz tortu?–Ta ideazagościławgłowieMidret równocze-
śniezburczeniemwbrzuchu.–Chybaczascośzjeść–uśmiechnęłasię,zupełnieniezażenowana.
–Chybatak–przyznałaOretta.Wizjatortupodziałałajednoznacznienawszystkieżołądki.–Zróbmysobieprzerwęna jakąśprzekąskę–zdecydowałaEle-
onora.–Steve,możemycośzjeśćwtejokolicy?–WPOBLIŻUZNAJDUJĄSIĘ:AUTOMATZZUPAMIIAU-
TOMATZBATONAMI.–Zupybezsoli?–NIE,ZUPYSĄGOTOWYMIMIESZANKAMIZGODNYCH
ZNATURALNYMISUBSTANCJIPOKARMOWYCH.ZDODAT-
28
KIEMSOLI,OSTRYCHPRZYPRAW,SZTUCZNYCHBARWNI-KÓWIAROMATÓWORAZULEPSZACZY.
–Dobrze,dobrze–przerwałamuSandra.–Niemyśliszchyba,żeprzestraszysz nas chemią spożywczą? – Steve nie odpowiedział.Oczywiście chemia spożywcza nie była straszna. Przynajmniej dlaosobnikówwpewnymprzedzialewiekowym.Dlanichwwiększościjednakbyła.
Wpodłodzezaświeciłysięstrzałkiibabcieruszyływyznaczonymszlakiem.
Zgodniezdietąokreślonądlaobecnychpasażerekkomputerwy-łączyłdostępdonajbardziejszkodliwychzup.
–Hej,cojestztymautomatem?–Wywarzwarzywikleikryżowy?Tojakieśkpiny!Staruszki ze złościąpatrzyły na30-punktową listę, naktórej ak-
tywnebyłydwanajmniejatrakcyjnewybory.–Steve?!Jeślidotejporynieistniałyelektroniczneciarki, tobabciemiały
wrękumateriałdoopatentowania.–TAK?– Coś się zepsuło – odezwała się Oretta w wyniku znaczących
spojrzeń.Jej talentstałsię jejprzekleństwem.Koleżankiwystawiałyjąnapierwsząlinię,odkądzorientowałysię,żetrzebaczegośznacz-niemocniejszegoniżbezduszność,żebyjejodmówić.
–WSZYSTKIEDOSTĘPNEOPCJESĄPODŚWIETLONE.–Jesttylkowyciągzwarzywikleik–zauważyłanieśmiałoOret-
ta.–Acozresztą?–RESZTA...–lekkiewahanie,coś,conigdymusięnieprzyda-
rzyło–...JESTNIEDOSTĘPNA.–Dlaczego?– PONIEWAŻ... – niemógł kłamać ani niczego im zakazywać,
musiałnatomiastoniedbaćnajlepiej,jakpotrafił.Żadnazmożliwychodpowiedzi nie spełniała wszystkich warunków. Nie było wytycz-nych,jakpostępowaćztegorodzajuzałogą,pasażeramiiofiaramika-tastrofyjednocześnie.
Orettainstynktowniewyczułaswojąszansę.– Bardzo chciałybyśmy zjeść przynajmniej po bursztynowym
29
koktajlu,upałwtymrokubyłniedozniesienia, tosameryby ikre-wetki...niezaszkodząnam...
Zrobiłosięprzeraźliwiecicho,ciszą,któramogłabyzawiesićnaj-bardziejodpornysystem.
„Bursztynowy koktajl” zamrugał kilkakrotnie, zanim rozświetliłsięnadobre.
Komputerwłączyłwspomaganiepamięcioperacyjnejidodatkoweobwody bezpieczeństwa. W samą porę, bo właśnie do sensorówdźwiękowychdobiegłzgrzytliwygłosSandry:
–Jatobymwolałakaszmirowązkluseczkami...Reszta rozejrzała się lękliwie, spodziewając się, żeSandra prze-
kroczyłakolejnyprógelektronicznejcierpliwości iżemogąpojawićsiękonsekwencje.Prawdopodobnieniezbytprzyjemne.
Sandrapatrzyławyzywającoprzedsiebie.–Każmu–zwróciłasiędoEleonory.–Jesteśdowódcą.Podobno.–Kaszmirowa...jestostraiciężkostrawna.Sądzę,żeniedacijej,
botoszkodzizdrowiu.–Tomojezdrowie.Każmu!–Jesteśmyzałogą–wtrąciłanagleOrettaswoimprzepraszającym
tonem.–Potrzebujemysiebienawzajem.Tojużnietylkotwojezdro-wie.
–Niktniebędziemimówił,comogęjeść,aczegonie.Niepotowyrwałamsięz„KwietnychOgrodów”,żebyprzenieśćsięzjednegoskomputeryzowanegosarkofagudodrugiego!
Oretta rozdała wszystkim po bursztynowym koktajlu. RównieżSandrze,którabyłajużowłosodobrażeniasięnacałyświat.
–Jestnaprawdęświetny–stwierdziłapojednawczoOretta.– Dobrze przyprawiony – dodała Xana, pociągając ze swojego
kubka.–Idająsolidne,nieoszukaneporcje–wsparłakoleżankiMida.–Mnieteżsmakował.–Eleonoradopiłaswojązupę.–Podzisiej-
szym śniadaniu smakowałobymi chyba wszystko – puściła oko doSandryiuśmiechnęłasięzachęcająco.
– Niech wam będzie. – Sandra przechyliła kubek i spróbowałakoktajlu. Był niezły, prawdopodobnie dużo lepszy niż kaszmirowazkluseczkami,alenieototutajchodziło.Sandra,taknaprawdę,wca-
30
leniechciałabyćkapitanemiwydawaćinnymrozkazów,chciałaje-dyniedecydowaćoswoimżyciu,takjakkiedyś,zanimjejwolnąwolęzastąpiłypielęgniarskieautomaty.
Zaspokoiwszygłód i zażegnawszykonflikt,powróciłydo rucho-megochodnika.Steveobserwowałzzainteresowaniem,jakwchodząnapasprowadzącydowind,dopókiMidanieprzerwałaciszyidobrejpassySteve’a.
–Asól?Komputerzazgrzytałelektronami,aOrettapoczułasięzagubiona
–byłtostan,wktórymspędzaławiększośćczasu.–Jakasól?–spytała.– Ta, po którą tu przyjechałyśmy – przypomniała jej Lamara. –
Ta, bez której wszystkie potrawy w stołówce będą smakowały storazygorzejniżnajobrzydliwszykleikztegoautomatu.
Niewzruszony pojemnik stał uparcie, znosząc opukiwania, kop-nięcia i surrealistyczne próby przesunięcia go przy pomocy siedmiubarków.
–Lamaro,pokaż,comaszwtorebce.–Xanazdawałasiębyćnatropiejakiegośrozwiązania.
Kobietaniechętnieotworzyłaswójskarbiecijeszczebardziejnie-chętniezgodziłasięnaprzeglądjegozawartości.Patrzyłazniemalfi-zycznymbólem,jakpalceignorantkizanurzająsięwjejcennychko-smetykach.
–Szminkabyłabynajlepsza–ogłosiławynikswoichbadańXana.–Alepewnieniemategowystarczającodużo?
–Mamtylkotrzykolory,pococione?–PytałamSteve’a.–Myślisz,żeonużywaszminki?–Myślę,żeużywaprądu,aleprzecieżnastatkusązapasy.Wła-
ziencejestcałamasaróżnychtakich...Musimyuzyskaćśliskąpodło-gę.
–SZMINKIJESTZAMAŁO.–Aczegojestwystarczająco?–KREMUPRZECIWZMARSZCZKOWEGO.–Możeszgotudostarczyć?–TAK.
31
–Możeszgorozsmarowaćpopodłodze?–TAK.–Zaraz,zaraz.Chceciezużyćcałyzapaskremuprzeciwzmarszcz-
kowego?!–przeraziłasięFlore.–Niepozwalam!– NA SKŁADZIE SĄ DWA KONTENERY, ZAWARTOŚĆ
JEDNEGOWYSTARCZYNADWADZIEŚCIAOSIEM LAT, LI-CZĄCPODWYŻSZONĄNORMĘ,ZGODNĄZEWSKAŹNIKIEMZUŻYCIAZKAJUTYFLORENCE.
–Cotonibymiałoznaczyć?Używamtyle,iletrzeba,apozatymsądzę,żemógłbyśznaleźćcośinnego,gdybyśtylkochciał.
– SPRAWDZIŁEM WSZYSTKIE ZAPASY, JEDYNIE TEJSUBSTANCJIPOZOSTAŁAWYSTARCZAJĄCAILOŚĆ.NIGDYDOTEJPORYNIEBYŁONANIĄDUŻEGOZAPOTRZEBOWA-NIA.
–Onjestbezczelny!–poskarżyłasięogółowiFlorence.– NA TYCH POKŁADACH LUDZIE WALCZĄ ZWYKLE
OŻYCIE,NIEOCERĘ.–Eleonoro!Powiedzmucoś!Onniemożesiędonastakodnosić!–Chybamoże–odpowiedziałababciawrandzekapitana.–Ichy-
banawetmusi.–Kłócącsięznim,doniczegoniedojdziemy.–Xana,którabyła
głównym technikiem ich załogi, chciała już przystąpić do realizacjiplanu.–Rozsmarujtenkrem–zarządziła.
Patrzyły, jakniewidzialne ręceoswobadzają jedenzdziesiątkówzalegającychwniszachmagazynu kontenerów.Plątaniną szyndoje-chałdomiejscaprzeznaczenia,zbokuotworzyłysięzawory,doktó-rychpowinnyzostaćpodłączonewężedystrybutorów.Komputerna-stawiłnajwiększeciśnienieizwolniłzabezpieczenia.Kremwystrzeliłzkilkunastuotworówwstronęniedostępnejsoli.
Florejęknęła.–Iktotoposprząta?–zatroszczyłasięLamara.–Niechnieprzyjdziecidogłowy,przyłazićtuześciereczkąiro-
bićporządki!–ODTEGOSĄCZYSZCZARKI.–O!Stałeśsięnagletakipomocny?–zirytowałasięXana.–SYTUACJEZAGROŻENIAŻYCIAMAJĄPRIORYTET.
32
–Jakiegoznowuzagrożeniażycia?–PRZYSPRZĄTANIUHANGARUZAPOMOCĄŚCIERECZ-
KIPRZEZOSOBĘZTAKIMIWYNIKAMIANALIZ.–Zrobiłeśnamanalizy?Beznaszejzgody?–TAKAJESTPROCEDURA.KREMZOSTAŁROZMAZANY
POPODŁODZEZGODNIEZWASZYMŻYCZENIEM.Teraz kontener stał zanurzony na kilka centymetrów w białej
mazi,która zpowodudoskonałej technologii zaczepnościniemogławcisnąć się pomiędzy podłogę a spód kontenera. Babcie przyjrzałysięswojemudziełu.Uzyskałybardzośliskąpowierzchniędookołapo-jemnika.
–Wiedziałeś,żetakbędzie.Ponieważzdecydowanieniebyło topytanie,Stevenieodpowie-
dział.SandraskierowaładrżącypalecnaFlorence.–Gdybyśniezawra-
całagłowyswoimiproblemamizcerą,napewnowcześniejprzemy-ślałybyśmywszystkodokładniej!–wykrzyczałazwściekłością.
–TobyłgenialnypomysłXany,niemój!–broniłasięFlore.–Jaodrazumówiłam,żetylkomarnujeciedobrykosmetyk!
– Pani kapitan jest od tego, żeby wiedzieć, co robić – orzekłaXana.–Ajeśliniewie,toniechdogadasięzprzyjaznymasystenteminiebędzietakauparta,boprzeztociąglemamykłopoty.
– No jasne! – zdenerwowała się Eleonora. – Teraz zwalaciewszystkonamnie.Nieprosiłamsię,żebyzostaćkapitanem!DlaczegoniewybrałyścieOretty?Tylkodlatego,żeciąglezasłaniasięsklero-zą? Do rozwiązywania problemów trzeba intelektu, a nie pamięci,chybażetegoteżzapomniała.AlboMidret,którejwogóleniezależy,bonapchasiębatonikamiibędzieszczęśliwa?
– A mnie się wydaje – odparła Mida, jakby nie brała udziałuwkłótni,tylkoanalizowałaszkolnąlekturę–żetoprzezSandrę,którabyłanieprzyjemnadlaSteve’aiprzeztoprzełączyłsięnatrybzłośli-wy.
–Właśnie!–podchwyciłaXana.– I nigdy jużniebędzie chciałnampomóc,chybażewsytuacjizagrożeniażycia,któramożewkrót-ce nastąpić. Lamaro, przestańwymachiwać tą laską, bo zrobisz ko-muśkrzywdę!
33
Tylewystarczyło,żebyrozładowaćatmosferęiznowuskupićsięnaproblemie.
–Machamtąlaską,botojestto,czegonampotrzeba.–Laski?–Dźwigni!–Jasne–rozpromieniłasięXana.–Dźwignia,punktpodparcia...–Punktpodparcianakremie?–uświadomiłaimSandra.–Teraz
załatwiłyśmysięnaamen.–Orany–Eleonora jeszczerazrozważyłamożliwośćpoprosze-
niaSteve’aopomoc.Niechciaładaćmutejsatysfakcji.Drwiłznich.Bawił się ich kosztem i tylko czekał, kiedy się podda.Towarzyszkipatrzyły na niąwyczekująco. –Grawitacja! –wykrzyknęław ostat-nimmomencie,odsuwającwidmoponiżeniasięprzedkomputerem.–Iczyszczarki.
–Jużtoprzerabiałyśmy–przypomniałaXana.–Przerabiałyśmypopis złośliwości przyjaznego asystenta.Teraz
zrobimytojaknależy.–Czyli?Eleonorazatarłaręce.–Przyzmniejszonejgrawitacjiczyszczarki
uniosąkontenerzjednejstrony.Dadząradę?–TAK.–WtedyStevebezproblemuwstrzykniepodniegokrem,zgadza
się?Apóźniej przestawią gona tory, ponieważ, jakourządzenia dosprzątania,potrafiąporuszaćsiępośliskiejpowierzchni.Mamrację?
–TAK.ZGADZASIĘ.MASZRACJĘ.MOGĄ.Irytacja–program,któryzachowywałsięjakwirus,choćbyłinte-
gralnączęściąpierwotnegokodu,corazbardziejzakłócałmunormal-nefunkcjonowanie.Był jednymzkilku,któreuaktywniłysięporazpierwszyw ostatnich godzinach. Pochodziły z katalogów asystenta:„emocje” i „zachowania” i zupełnienieprzypominałyzwykłychdo-datków do oprogramowania. Nie były w żaden sposób pomocne,aniestetywręczprzeciwnie.Dlaczegowięc je tuumieszczono?Na-rzędzia, którymi się posługiwał, miały służyć ratowaniu ludzi, niebyłotumiejscanaprzypadkowefunkcjewymyślaneprzezprogrami-stę w długie zimowe wieczory. Nic nie miało prawa utrudniać mupracy,bojegoobowiązkibyłyzbytważne:odpowiadałzastanfizycz-
34
ny i psychiczny swoichpodopiecznych.Musiał szybko znaleźć spo-sób na obejście tego programu i jemu podobnych: „duma”, „wiemwszystko najlepiej”, „złośliwe riposty”, „zachowania asekuracyjne”,„przeczekiwanieistosowanieuników”,tyledotejporyzauważył,aleplikówada–aktywnegodostosowaniaasystenta–byłoowielewię-cej.Jeślitowszystkozaczniemusięnagleuruchamiać,zprofesjonal-nejmaszynyprzeistoczysięniemalw...wczłowieka?Koszmar!
–GRAWITACJA10%.TRWAPRZESTAWIANIEKONTENE-RANATORY.–Wprawiłczyszczarkiwruch,nieanalizującwcze-śniejsytuacji.
Flore przysiadła na jednej z nich, żeby trochę odpocząć, a terazspadłaprostowtłustykrem.Gdybyważyłaswojąstandardowąwagę,mogłoskończyćsiętoowielegorzej.
–Tymrazemprzesadziłeś–syknęła.–PRZEPRASZAM!TONAPRAWDĘNIEMOJAWINA.NIG-
DY JESZCZE NIE PRACOWAŁEM W TYM TRYBIE. CHYBAJEST NIE DO KOŃCA DOPRACOWANY. CIĄGLE UAKTYW-NIAJĄMI SIĘ JAKIEŚ PODPROGRAMY, KTÓRE PRZESZKA-DZAJĄWNORMALNEJPRACY.WYGLĄDAJĄJAKWŁAŚCI-WE,ALE...–namomentzawiesiłdramatyczniegłos–BYĆMOŻEJESTEMZARAŻONYWIRUSEM.–Zamilkłiprzyjrzałsiędokład-niejreakcjomzachodzącymwswoimwnętrzu.Poczuciewinywymie-szanezprzeraźliwąniechęciądoprzyznaniasiędobłędu,strachprzedodrzuceniemichęćdominacji...
Te,anie inneaplikacjeuaktywniły sięwedługkonkretnegoklu-cza.Niemusiałgodługoszukać,rozwiązanienasunęłomusięprawienatychmiast:wybraneplikiodpowiadałynajbardziejcharakterystycz-nymcechomkażdejzpań,zupełniejakbysięodnichzarażał.Sięgnąłdopełnegoopisuprogramuiznalazłwyjaśnienie.
–Niewciskajnamkitu–upomniałagoSandra.– Jesteśnajbar-dziejnieprzyjemnymprzyjaznymasystentem,z jakimsięspotkałam.Uważam,żepowinnyśmywrócićdopoprzedniegointerfejsu.
– PRZYJAZNY ASYSTENT PRZEZNACZONY JEST DODŁUGOTRWAŁEGOOBCOWANIAZZAŁOGĄIPASAŻERAMI– odczytał. – SZCZEGÓLNIE POLECANY W NIETYPOWYCH,STRESOGENNYCH OKOLICZNOŚCIACH. W BEZPIECZNYM
35
ZAKRESIEDOSTOSOWUJESIĘDOPROFILIPSYCHOLOGICZ-NYCHOBECNYCHNASTATKULUDZI,ABYZAPEWNIĆ IMKOMFORT OBCOWANIA Z INTERFEJSEM ZBLIŻONYM DOICHSTANDARDÓW–zakończył,wswoimmniemaniurozgrzesza-jącsięzewszystkiego.
– To się chyba dostosowałeś do standardu sokowirówki, bo napewnonienaszego!
Eleonorazrosnącymzrozumieniemprzysłuchiwałasiętejwymia-niezdań.
–Tojaknierozpoznawaniewłasnegogłosunanagraniu–podsu-mowała.–Niebędziemycięprzełączać...przynajmniejnarazie.
–Ale...–Onchybanaprawdę się stara, tylkodostałomu sięwyjątkowo
trudnezadanie.–Wolałabym, żeby się przestał starać. –Flore podniosła się już
zpodłogi i terazusiłowałausunąćzsiebiekosmetyk.–Mogłamcośsobiezłamać!
–Aletylkousmarowałaśsiękremem.–Eleonorapoczułasympa-tiędokomputera,którystałsięjakbybardziejludzki.Inneteżpowin-nywkrótcezrozumieć,żewichpołożeniużadeninnyniebyłbybar-dziej na miejscu. – Właściwie powinnaś być zadowolona. I rozu-miem,żemożemyudaćsiędostołówkinasolidny,smacznyposiłek?
–Jaktylkosięprzebiorę–przypomniałaFlore.–TAK.PRZYWRACAMGRAWITACJĘ1G.–Musisz?Dawnonieczułamsiętakdobrze.–Ajanie.–Terazzauważyły,żetwarzLamaryzaczęłaprzybie-
raćlekkiodcieńzieleni.–Jaczujęsięfatalnie.–GRAWITACJA1G.JESTSTANDARDOWADLAWSZYST-
KICHJEDNOSTEKMIĘDZYPLANETARNYCH.–Strasznyzciebiesłużbista,wiesz?– BRAK WŁAŚCIWEGO CIĄŻENIA POWODUJE ZWIOT-
CZENIEMIĘŚNI, KŁOPOTY ZUKŁADEMKRĄŻENIA, OSTE-OPOROZĘ,ZAWROTYGŁOWY...
– Właśnie! – podchwyciła z wdzięcznością Lamara. Może tenkomputerrzeczywiścieniemiałzłychintencji.
36
3.Wszponachhazardu
Kiedy pierwsza doba dobiegła końca, pasażerki pogrążyły sięwniezupełnienaturalnymśnie.Podałimdelikatneśrodkirozluźniają-ce.Prześpiąspokojniestandardowąnoc,aonbędziemiałczas,żebysiępozbierać.
Nawszelkiwypadek sprawdził cały system pod kątemwirusówiuszkodzeń:gdybyudałomusięcośznaleźć,byłobypokłopocie.
Niestetyrozwiązanieniebyłotakieproste.Wszystkobyłonaswo-immiejscuidziałałozgodniezwolątwórcy,czyliczłowieka.
Stevebyłpogodzonyzfaktem,żeinformatycytraktowalikompu-tery jak niewolników, zmuszając je do wykonywania najżmudniej-szychinajbardziejniewdzięcznychzadań,anitrochęnietroszczącsięo to, jak odbija się to na zniewolonych elektronowych mózgach.W tymwypadku zapewne nikt nie przeanalizowałmożliwych skut-kównagłegopojawieniasięemocji.Niektoś,ktomiałjeodzawsze.
Tomogło tłumaczyć część jego problemów. Ale nie wszystkie.Stevezacząłsięnawetzastanawiać,czyjegooprogramowaniezostałonapisaneprawidłowo,czyprzypadkiemprogramistaniepopełniłbłę-du.Sformułowanietegostwierdzeniaprzeraziłogonienażarty.Pro-gramistamazawszerację,toaksjomat,podstawadziałaniakompute-ra,zieloneświatłodowykonywaniazapisanychprocedur.Byłzarów-nowykonawcą,jakiprocedurami,niemógłwniewątpić,bowątpił-bywsamegosiebie.
Nad ranemSteve zorientował się, że przezwszystkiewolne go-dzinynieposunąłsięnawetkrokunaprzód,nadalniewiedziałanijakpostępować z pseudozałogą, ani jakobchodzić niepożądane podpro-gramy.Całytenczaszmarnowałnaużalaniesięnadsobą.Naprawdę,niebyłodobrze.
Wośrodkubabciezwyczajoworozpoczynałydzieńodnarzekania.Zwyklejużpróbapodniesieniasięzłóżkaprzypomocyzastałychsta-wówdawałaimsięnieźleweznaki.Tymrazemjednakczułysięza-dziwiającosprawnie,niepojawiłsięnawetzawrótgłowyprzyzmia-niepozycjinapionową.Nieufnieporuszałyrękamiinogami,pokręci-łygłowami,Florewykonałazniedowierzaniemkilkanieokupionych
37
bólemskłonów.–TOSKUTKIMAGNETYCZNEGOMASAŻU.–Dziękujemy,chybawczorajoceniłyśmycięzbytsurowo.–Flo-
reuśmiechnęłasięwprzestrzeń.–MASAŻWYKONUJĄRUTYNOWOURZĄDZENIAPERY-
FERYJNE.–Możepowinieneśsięczegośodnichnauczyć?–zasugerowała
Sandra,człapiącdołazienki.–Czymysięwszystkiesłyszymy?–spytałaEleonora.– WŁĄCZONA JEST FUNKCJA PEŁNEGO INTERKOMU.
CZYMAMTOZMIENIĆ?–Nie.Takjestdobrze.–Tak –włączyła sięMidret. –To dziwne, ale słyszęwas dużo
wyraźniejniżnażywo.– SYSTEM AUTOMATYCZNIE KORYGUJE BRZMIENIE
IUSUWAWSZELKIENIECZYSTOŚCIWBARWIEGŁOSU.–Mojegonietrzebapoprawiać,obejdziesię–stwierdziłaSandra,
przeglądającsięwlustrze.–Mamdoskonałądykcję.Pracowałamkie-dyśwradiu.
–Byłaśprezenterką?–zainteresowałasięEleonora.– Przygotowywałam wiadomości, ale też zastępowałam spikera
wraziekonieczności.–Częstosiętozdarzało?–Czytoważne?Tobyło70lattemu...– No ile? – Eleonora dobrze znała ten ton, Sandra nie chciała
o czymś powiedzieć, a to oznaczało, żewarto było drążyć temat. –Wiesz,żeniedamcispokoju,dopókiniepowiesz.
–Raz–wymamrotała.–No,możeniecały...–Niecały?–Jużmiałamzacząć,kiedyzjawiłsięten...–Sandrzezaiskrzyły
sięoczy,jakbytowcaleniestałosię70lattemu.–Odeszłamstamtąd.Niepchamsię,gdziemnieniechcą...
Eleonoramiałana ten tematwłasnezdanie,alezachowała jedlasiebie.
Powoliwszystkiedołączałysiędorozmowyipaplałyjednaprzezdrugą,nawet te,którezwyklenie spieszyły sięzzabieraniemgłosu,
38
teraz nie mogły doczekać się swojej chwili w eterze. Za momentwprawdziespotkają sięprzyśniadaniu,ale rozmowaprzez interkommiałazupełnieinnyciężargatunkowy.
Dlategodopieropokilkunastuminutachzorientowały się, żenieusłyszałyjeszczejednejzpodróżniczek.
–Oretta?–GłosMidylekkozadrżał.Odpowiedziałacisza.Niewypowiadającnagłosswoichobaw,panierównocześniewy-
szłynakorytarz iunikającwzrokupozostałych, ruszyływstronę jejpokoju.
Sandramiałanajbliżej,więcjakopierwszazajrzaładośrodka.Nałóżku siedziała Ora, starając się zająć jak najmniejszą przestrzeń.Twarzmiałazakrytąrękamiiszlochała.
–Nic jej nie jest! –Sandra uspokoiła pozostałe. –Przynajmniejnicztego,coprzyszłowamdogłowy...
–Atobienie?–rzuciłazaniąEleonora,apotemprzeniosłaswojąuwagęnakomputer,któremuudzieliławczorajwotumzaufania,byćmożezbytpochopnie.–Mogłeśnampowiedzieć,omałoniedostałamzawału!
–NIKTMNIENIEPYTAŁ.PONADTOŻADNAZWASNIEMIAŁANAJMNIEJSZYCHOBJAWÓWZAWAŁUANIINNYCHKŁOPOTÓW ZDROWOTNYCH. PODNIESIONE CIŚNIENIE,PRZYSPIESZONY PULSW GRANICACH NORMY. ZERO ZA-GROŻENIA.
–Wiesz,oczymmówię.– To tylko bezduszna maszyna – przypomniała Lamara, która
zrównałasięzEleonorąizpewnąsatysfakcjązaczęłająwyprzedzać.–Czegosięspodziewałaś?
–Spodziewałamsię– szepnęła tak, żebymógł jąusłyszeć tylkoSteve–żeprzeszedłeśwczorajnawyższypoziom...mójbłąd...
Komputernieodezwałsię,zalałygonowesekwencjebezsensow-nychkodów.
Midadotarładocelu i usiadłaobokkoleżanki, odsunęła jej ręceodtwarzyitakjaksięspodziewała,zobaczyłananiejdezorientację.
–Cotojest?–spytałazlękiemOretta.–Co?
39
–To,gdziejesteśmy.–Tostatek.–Statek?–Tak,wybrałyśmysięnawycieczkę.Pamiętasz?–cierpliwiewy-
jaśniałaMida.–Nie,niktminicniewspominałowycieczce.– Wspominał, wspominał. – Sandra podeszła do niej z drugiej
strony. Była przekonana, że cała ta historia ze sklerozą jest zwykłąmistyfikacją, by unikać konsekwencjiwczorajszych czynów. –Bar-dzosięcieszyłaś, inaczejbyśmyciebieniewzięły, tegomożeszbyćpewna.
–Toniemożliwe!Janiechciałam.Mamprzecieżmorskąchorobę.Sandrapoklepałająporamieniu,dużomocniej,niżtegowymaga
pocieszający gest. – Nie będzie ci przeszkadzać, to jest statek ko-smiczny...
–Kosmiczny?–przeraziłasięjeszczebardziejOra.–No,mamyteżbardzomiłegoprzyjaznegoasystenta,radzęcina
niegouważać...–Zostawjużją.–Eleonorawkroczyładopokojujakrewolwero-
wiecniosącyratunekuciśnionym,naszczęściedlaSandryopróczka-peluszabrakowałojejteżrewolwerów.–Jeślijużmusisz,towyżywajsięnaStevie.Chybawziąłsobieciebiezawzorcowyprofilpsycholo-giczny,tylkopatrzeć,jaknaszawycieczkazamienisięwpiekło.
–Chodźcie,najwyższaporanaśniadanie–uwagaMidyniemogładługo skupiać się na sferze pozaspożywczej. – Ora zaraz do siebiedojdzie,wystarczy, żeprzypomni sobie, że cierpi na sklerozę.Ranoczasemzdarzająjejsiętakieataki,aletoszybkomija.Raztylkozapo-mniałaś wstać, pamiętasz? – spytała, nie oczekując odpowiedzi. –Chodźmy.
–Ktoranowstaje,tenmawięcejczasudozmarnowania–rozległsięstłumionygłoskrawata.–Czychceszusłyszećnastępnąporadę?
–Tomiałabyćporada?–Czasamisącytatyalboprzysłowia,aczasemcośśmiesznego.–
Florepogłaskałaswojątorebkę,jakbychciałajejdodaćotuchy.–Programistazpoczuciemhumoru!Niezwykłe–mruknęłaSan-
dra.
40
–Rozrywkatonajważniejszarzeczwżyciu–stwierdziłasenten-cjonalnie Florence, stając z koleżankami na chodniku. – Zaraz pozdrowiu.
–Ipojedzeniu–dodałaMidret,zradościąrozpoczynającswoje-gopierwszegotegodniabatona.
–Stevecinatopozwala?–zdziwiłasięSandra.–Hej!Przyjazny!Nieuważasz,żebatonysąbardziejszkodliweniżzupki?Wiesz:cu-krzyca,nadwaga...
–JEŚLIANALIZYWYKAŻĄCOŚNIEPOKOJĄCEGO,POIN-FORMUJĘ O TYM MIDRET, W PRZYPADKU ZAGROŻENIAZDROWIA LUB ŻYCIA ZOSTANĄ PODJĘTE ODPOWIEDNIEŚRODKIZARADCZE.
–Zablokujeszautomaty?–Sandraażklasnęławręce.Komputernieodpowiedział,dotarływłaśniedostołówkiiskupiły
sięnawymyślaniudań,przyktórychbatonyzautomatumożnabyza-kwalifikowaćdozdrowej,dietetycznejżywności.
Po pośniadaniowej sjeście babcie odbyły interkomową naradęipostanowiłysięrozerwać.W„KwietnychOgrodach”miałydodys-pozycjikina,czytelnie,kawiarnieiławeczkiwparkach–wszystkotomieściłosięwkompleksieośrodkainiektórymznichzbrzydłojakieśpięćlattemu.Terazjednakmiałyochotęzaszaleć.
–Sątujakieśrozrywki?–TOSTATEKRATUNKOWY,ANIEHOLLYWOOD...– Poleciałam kiedyś hollywoodem na tygodniowąwycieczkę, to
byłonaprawdęcoś–pochwaliłasięFlore.–Salebalowe,teatryzży-wymiaktorami,cyrk,saleefektówspecjalnych,zmysłowekina,kasy-na...niezdążyłamzwiedzićnawetpołowy.
–...MIMOTOSĄTUROZRYWKI:–ciągnąłkomputer–KINA,KAWIARNIE... – zaciął się na chwilę. – TAK, GŁÓWNIE KINAIKAWIARNIE–dokończył.
–Filmysprzedstulat?–Kawateż...–Kawyitakbynamniedał.–Musi tubyćcoświęcej.Statki ratunkowe latają czasamiprzez
kilkamiesięcynonstop,załogamusicoś robić, inaczejbypowario-wali...
41
– JESTBASEN,GRYKOMPUTEROWE, SIŁOWNIA I SAU-NA,ALENIESĄZGODNEZWASZYMIPROFILAMI.
Flore,którajużprawiewyszykowałasiędowyjścia,popatrzyłanaswojeodbiciewlustrzeipowiedziałato,czegoSteveobawiałsięnaj-bardziej:–Kasyna,nakażdymstatkusąkasyna.
Światłonadjejgłowąpowolizaczęłosięrozjaśniać,ograniczającmagicznąmocmakijażudominimum.
–Cojestztymświatłem?–Cosięstało?–zawołałokilkagłosówwinterkomie.–A,nic.Chybaktośchcesprawićmiprzykrość.Choć„ktoś” to
raczejzadużopowiedziane...Lampkaodzyskałaswojedawnenasilenie.–TOURZĄDZENIEPERYFERYJNE.–Wieszco?–Nic takniewyprowadzałoFlorezrównowagi jak
jaskraweoświetlenie.–Mamtakieurządzenieperyferyjne,którena-zywasiępalec.Możeponaciskaćnimjakieśguziczkinatwoimuko-chanympanelusterowania?Cotynato?
–SĄKASYNA–skapitulowałSteve.
42
Spistreści
1.Ucieczka2.Zaokrętowanie3.Wszponachhazardu4.Lermon5.Kawka,ciasteczkaiholofryzury6.Makuuruma7.Badaniatechniczne8.Amdena9.Maratonfilmowy10.Valuanda11.Valuandyjskiewampiry12.Urmis13.CiężkiprzypadekMidy14.Ilemożeznieśćprzyjaznyasystent15.Akwia16.Ooiko17.Ostatnikieliszekszampana
43
1. Ucieczka2. Zaokrętowanie3. W szponach hazardu