Upload
prolog
View
249
Download
8
Embed Size (px)
DESCRIPTION
Â
Citation preview
1
STANISŁAW BARAŃCZAK
In memoriam
2
3
STANISŁAW BARAŃCZAK IN MEMORIAM
Toruń 2015
Stanisław Barańczak. In memoriam
4
Stanisław Barańczak. In memoriam
5
STANISŁAW BARAŃCZAK
IN MEMORIAM
REDAKCJA NAUKOWA
JAKUB OSIŃSKI
MICHAŁ PRANKE
ALEKSANDRA SZWAGRZYK
PAWEŁ TAŃSKI
Stanisław Barańczak. In memoriam
6
© by „ProLog”. Seria wydawnicza „EpiLog” ISBN 978-83-941843-2-2
Redakcja naukowa
Jakub Osiński
Michał Pranke
Aleksandra Szwagrzyk
dr hab. Paweł Tański
Recenzje naukowe
prof. dr hab. Janusz Kryszak
prof. dr hab. Leszek Szaruga
dr Tomasz Dalasiński
Korekta: Zespół Redakcyjny
Skład: Zespół Redakcyjny
Okładka: Jakub Osiński
Wydawca:
„ProLog. Interdyscyplinarne Czasopismo Humanistyczne”
Zakład Antropologii Literatury i Edukacji Polonistycznej
Instytut Literatury Polskiej
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
ul. Fosa Staromiejska 3
87-100 Toruń
www.PrologCzasopismo.wordpress.com
Niniejsza publikacja udostępniana jest na zasadach Open Access. Treści
w niej zawarte mogą być swobodnie czytane, kopiowane, przechowy-
wane, drukowane i wykorzystywane do celów naukowych oraz dydak-
tycznych zgodnie z prawem pod warunkiem nienaruszania intelektual-
nych i materialnych praw autorskich ich twórców i redaktorów.
Stanisław Barańczak. In memoriam
7
SPIS TREŚCI
10 WSTĘP
To wszystko – to mój list do Świata
13 Michał PRANKE
Rozmowy Mistrza ze Śmiercią – uwagi o śmierci zapi-
sanej w Korekcie twarzy Stanisława Barańczaka
27 Kamila ŚLIZEWSKA
Funkcjonowanie i rola przerzutni w Atlantydzie oraz
Widokówce z tego świata pióra Stanisława Barańczaka
56 Daria TYBLEWSKA
The Raven Edgara Allana Poego w przekładzie Stani-
sława Barańczaka – analiza przydawek dopełniaczo-
wych w polskim tłumaczeniu wiersza
72 Paulina WÓJCIK
Krytyczne pióro Stanisława Barańczaka. Wybrane
aspekty
85 Paulina SZYDŁOWSKA
Najlepsze recenzje najgorszych książek. Wpływy i po-
wiązania Książek najgorszych Stanisława Barańczaka
ze współczesnymi praktykami recenzenckimi
102 Kamil DŹWINEL
Gesty piosenkarzy i topika wolności. Stanisław
Barańczak jako badacz w uniwersum piosenki
122 Aleksandra SZWAGRZYK
Tropiciele nonsensów systemu: Stanisław Barańczak
i Małgorzata Musierowicz
Stanisław Barańczak. In memoriam
8
131 Jakub OSIŃSKI
Stanisław Barańczak i Kazimierz Wierzyński, czyli
o marcu ’68 raz jeszcze
ANEKS
151 Krzysztof OBREMSKI
Stanisław Barańczak i Książki najgorsze czterdzieści lat
później (lekturowe podpowiedzi dla młodszych poko-
leń)
167 NOTY O AUTORACH
Stanisław Barańczak. In memoriam
9
Stanisław Barańczak. In memoriam
10
WSTĘP
To wszystko – to mój list do Świata
Książka, którą oddajemy do rąk Czytelników, zawiera referaty wygło-
szone w dniu 26 marca 2015 r. podczas sesji naukowej Stanisław Barańczak (1946–2014). In memoriam, zorganizowanej przez Zakład
Antropologii Literatury i Edukacji Polonistycznej Instytutu Literatury
Polskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Koło
Lektury Filologiczno-Filozoficznej, działąjące przy Instytucie Literatury
Polskiej UMK.
Nie ma potrzeby przekonywać, że Stanisław Barańczak to
znakomity poeta i tłumacz, jego miejsce w historii literatury jest pewne
i niebudzące wątpliwości. Nasz niewielki tom jest głosem młodych
głównie badaczy, którzy odkrywają dzieło autora Widokówki z tego świata dla siebie i dla odbiorców tej bogatej twórczości. Chcemy zazna-
czyć niniejszą publikacją, że pozostaje nam we wdzięcznej pamięci
Osoba, która odeszła tak nagle 26 grudnia 2014 roku,
a która obdarowała nas wspaniałą poezją, przekładami, tekstami
o literaturze.
Mamy nadzieję, że nasz tom przynajmniej w niewielkim za-
kresie dopełni obraz dzieła Stanisława Barańczaka, rozświetli pewne
pola Jego działalności pisarskiej, ukaże siatki sensów i pytań, odkryw-
czości i niebywałej inwencji językowej wierszy autora Chirurgicznej precyzji, dobitnie podkreśli, z jaką fascynującą osobowością mieliśmy
do czynienia i jak bardzo została wzbogacona polska – i nie tylko
polska! – kultura dzięki temu, że Stanisław Barańczak chwytał za pióro
i niestrudzenie pisał.
Książką, którą oddajemy Czytelnikom do lektury, odpisu-
jemy Poecie i Tłumaczowi na Jego „listy do świata”, do nas, wdzięczni
Stanisław Barańczak. In memoriam
11
i świadomi, że można by zrobić jeszcze więcej, by twórczość autora
Korekty twarzy była sumiennie zinterpretowana, ale tymczasem udało
nam się tyle. Parafrazując słowa Emily Dickinson, oczywiście w prze-
kładzie Stanisława Barańczaka: Czytelnicy sądźcie nas – wyrozumiale.
Redaktorzy
Toruń, wrzesień 2015 r.
Stanisław Barańczak. In memoriam
12
Stanisław Barańczak. In memoriam
13
Michał PRANKE
Rozmowy Mistrza ze Śmiercią – uwagi o śmierci
zapisanej w Korektcie twarzy Stanisława Barańczaka
Zwątpiłem, przyjrzawszy się – jak się okazało, posuniętej nieco
dalej niż początkowo zamierzyłem – parafrazie z tytułu planowa-
nych rozważań o śmierci w poezji Stanisława Barańczaka. Po-
wstrzymajmy się na chwilę od zapowiedzianych w tytule uwag
i przypomnijmy trzy fragmenty:
A było tak, że twoja śmierć usiadła w moim cieniu,
żeby się o mnie oprzeć, odetchnąć moimi myślami.
Zerwałem się z miejsca, szukałem słońca w zenicie1 –
tak oto Andrzej Sosnowski rozpoczynał Życie na Korei. Stanisław
Barańczak tak natomiast otwierał Korektę twarzy:
Wmawiane od tak dawna, siłą rozżaloną
ścigane wewnątrz: by tam okryć grzbiet:
cierpkiego wciąż-to-samo, wystające
żebra, co drą aksamit. […]
wzruszenia wreszcie nie wmówione2.
Kończył zaś następującym gestem:
Chciej wszystkiego: wbij się w te ciasne obroże z kolcami, prze-
szyj na ich wylot spojone w blok karty, godząc w to, co najciem-
1 A. Sosnowski, Latem 1987, [w:] tenże, Wiersze, Legnica 2001, s. 5.
2 S. Barańczak, Wzruszenia, [w:] tenże, Wiersze zebrane, Kraków 2006, s. 9.
Wszystkie utwory Barańczaka cytuję za wspomnianym wydaniem podając
tylko tytuł i stronę.
Stanisław Barańczak. In memoriam
14
niej zakryte w tunelach liter, ale sznurując na zawsze stronice
cienką i łączliwą siecią; więc spętany jej okami, swoimi oczami,
ale wolny, w głąb i na zewnątrz jaśniejący jak gwiazda
z zakleszczonymi w czarnych dybach promieniami przegubów
i karku. Tędy, przez rządki nierównych pierścieni, mknie strzałą
ciebie, smuga jeszcze tobie niejasna, póki nie zboczy, wytrącona
z toru.
Wtedy tobą ku tobie wybuchnie, zwrócona twarzą
w twarz.
I w świetle tej ostrości dostrzeżesz zakola rzek schną-
cych na papierze, i pojmiesz: tak szybko krzepnie w bieli tego
śniegu czarna i żywa krew3.
Powyższe przytoczenia – jak sądzę – pozostają nie bez związku
ze sobą. Nie tylko dlatego, że obaj poeci, w sensie Bloomowskim,
są mocni, co zresztą nie ulega wątpliwości. Mam na myśli raczej
to, że niespokojna, gęsta przeszłość bohatera, a właściwie opo-
wieść o niej, jaką w szybkim tempie4 Andrzej Sosnowski ogrywał
od początku swojego pierwszego tomu poetyckiego – doświad-
czenie i niewiedza, ruch i spoczynek, zapis rozmaitych starań,
westchnięć, porażek i sukcesów podmiotu – wszystko to służące
poznaniu własnego „ja”, wszystko, a więc i rozpoznanie śmierci,
obrazu bez przedmiotu, którym człowiek rozporządza wyłącznie
do czasu pozyskania tegoż, co wówczas staje się jednoznaczne
z utratą jego obrazu5, wszystko to, tak w wierszu otwierającym
Życie na Korei, jak w całym tomie, służy, owszem, również
zdobywaniu pewnej samowiedzy, również odnajdywaniu w ł a -
s n e j techniki bycia-w-świecie, oraz wszystkiemu innemu,
3 Pismo, s. 45.
4 Mam na myśli nagromadzenie fraz czasownikowych w pierwszym wierszu
debiutanckiego tomu Andrzeja Sosnowskiego. 5 S. Cichowicz, Śmierć: gwałt na idei lub reakcja życia. Wstęp, [w:] Antropo-
logia śmierci. Myśl francuska, red. S. Cichowicz, J. M. Godzimirski, Warszawa
1993, s. 19.
Stanisław Barańczak. In memoriam
15
czemu ma służyć literatura, przede wszystkim jednak, jak wydaje
się, mówi o afirmacji życia i świata6. Nie sądzę, aby chodziło o tu
o treści, jakie w pierwszym wrażeniu, czy też w rozumieniu
potocznym – zwłaszcza w ostatnich latach, nader często zderzana
przez krytykę z kontestacją – afirmacja przywołuje: a więc nie
beztroskie opiewanie życia, radość, szczęście i nie metafizyczny
spokój, a raczej „zgoda na” i głęboka fascynacja rzeczywistością
taką, jaka jest. Bez pretensji do wpływu na nią, a jedynie cicho
podpowiadając czytelnikowi:
[…] A kiedy pojmiesz,
że na ten czy inny kwadrans absolutnie
nie zasłużyłeś, będziesz mógł się napić,
pogruchotać sobie świat i nareszcie
zreflektować się7.
Śmiem sądzić, że w wierszach Stanisława Barańczaka
jest podobnie. Nie jest jednak moim celem rozwijać analogie
pomiędzy dwoma poetami – choć przyznam, że byłoby to dość
interesujące – tak jak nie jest moim celem czytanie Barańczaka
przez pryzmat Sosnowskiego (znacznie ciekawsze i bardziej
prawomocne byłoby to w wypadku odwrócenia mnożnika
i mnożnej takiego działania). W moim zamierzeniu ustęp
o wierszach Sosnowskiego ma być jedynie pomocny względem
odczytania motywu śmierci (i symptomów motywu śmierci!)
w wierszach autora Sztucznego oddychania, a to z uwagi na
podobieństwo uwidaczniające się w stosunku obu autorów do
6 Por. M. Larek, Projektowanie doświadczeń. O „Życiu na Korei”, [w:]
Wiersze na głos. Szkice o twórczości Andrzeja Sosnowskiego, red. P. Śliwiński,
Poznań 2010, s. 25–37. 7 A. Sosnowski, Życie na Korei, [w:] tenże, dz. cyt., s. 7.
Stanisław Barańczak. In memoriam
16
materii wiersza jako swoistej gry, jako pewnego sposobu mówie-
nia8:
[…] W obu przypadkach gra wydaje się warta świeczki. W jed-
nym i drugim podejściu wysiłek jest ogromny, polega bowiem na
konfrontowaniu się z Wszystkim, czyli Niczym. […] Ani Sosnow-
skiemu, ani Barańczakowi nie chodzi o to, aby na końcu była
śmierć, lecz wyjście ku czemuś innemu […]. Chodzi o to, aby na
swój sposób odnaleźć się w tym, co jeszcze jest w wierszu –
i dzięki wierszowi – możliwe9.
Śmierć w poezji Stanisława Barańczaka nie jest zapi-
sem ani rozpoznaniem doświadczenia egzystencjalnego – a jeśli
– nie jest li tylko tym. Przypominałem wcześniej początek
i koniec pierwszego tomu poetyckiego autora Książek najgor-
szych – podwójne otwarcie i zarazem klamrowość zarysowana
przez te liryczne gesty, zrazu chce określić możliwości i cele
stojące nie przed samym wierszem, ale wierszem jako tako, przed
poezją w ogóle, po to tylko, by w dalszej kolejności przyznać, że
zawsze spełniać będzie tylko część z nich – a to wszystko przez
wzgląd na Derridiańskie „oddalenie” i „opóźnienie” znaczenia
słów tworzących wypowiedź, tak samo też przez wzgląd na Ba-
rańczakowską „nieufność”, która powinna „być” poezją10
.
Reguła demaskacji, racjonalnego krytycyzmu, nieu-
stannego zdzierania masek – tak z rzeczywistości, jak poezji –
uobecnia się właśnie już od pierwszego wiersza z Korekty twarzy,
który odczytuję jako wiersz głęboko autotematyczny. Niejedno-
znacznie, a to przez formę przypuszczeń i pytań, przez najszerszą
z możliwych peryfraz, bo „wciąż-to-samo” zastępującym „wszyst-
8 Zob. N. Rapp, Gra (ze) śmiercią, [w:] tenże, Wiersze na głos…, s. 183–185.
Autorka otwiera ciekawą perspektywę porównawczą, zestawiając ostatni akapit
Tablicy z Macondo S. Barańczaka z fragmentami wypowiedzi A. Sosnowskiego,
traktujących – w dużym skrócie – o możliwościach poznawczych wiersza. 9 Tamże, s. 185.
10 Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej, s. 497–498.
Stanisław Barańczak. In memoriam
17
ko”, a nawet (tu znów przypomina się różnia Derridy) „Wszyst-
ko”, przez „wciąż to samo”, które „chce oszukiwać nas wszyst-
kich”, zwłaszcza tych, których „zostawiono z płaszczem na ra-
mionach” (tu zaś otwiera się kolejny poziom autotematyczności
wiersza i „płaszcz Konrada” ze Słonimskiego); niejednoznacznie
i nieoczywiście, bo tylko z pozoru wyrażając pewność, a faktycz-
nie tylko pewną nadzieję, mówi wiersz:
[…] będą w którejś z pozostałych
dłoni: wzruszenia wreszcie nie wmówione.
„Nie te wmówione”, a więc inne, najbliższe temu, „na czym nam
powinno zależeć – mam na myśli, oczywiście, prawdę”11
. Prawda
ta zaś – według Barańczaka – objawi się tylko wobec wysiłku
opowiedzenia o wszystkim – „Chciej wszystkiego” – zapisuje
w zamknięciu Korekty twarzy, postulując – jak się zdaje –
w pierwszej kolejności nie wobec czytelnika, a siebie i swojej
poezji – możliwie szerokie poznanie rzeczywistości w ramach
lirycznego konkretu12
, bo wówczas:
[…] w świetle tej ostrości dostrzeżesz zakola rzek schnących na
papierze, i pojmiesz: tak szybko krzepnie w bieli tego śniegu
czarna i żywa krew.
11
Tamże, s. 498. 12
Nawiązuję do innych zdań cytowanego fragmentu: „Przecież wrodzoną (co
nie znaczy, że nie dającą się kształtować lub zaniedbywać) cechą poezji trzeba
też nazywać jej skłonność do konkretu. Poezja zawsze s p r a w d z a ,
przymierza pobożne życzenia do stanu faktycznego. «Jak to sobie konkretnie
wyobrażacie?» - to pytanie, jakie właśnie dziś szczególnie często powinien
zadawać poeta, przysłuchujący się nieufnie ogólnikowym hałasom, pojemnym
mitom, wymijającym trudności i zacierającym konflikty opisom świata”.
Tamże, s. 497–498.
Stanisław Barańczak. In memoriam
18
Oksymoroniczność i kontrastowość zawarta w tym zdaniu –
żywa krew krzepnie, biel i czerń, wyschnięta rzeka, światło
i mrok – mówi zarazem o niedoskonałości takiego poznania, ale
też określa jego najważniejszy przedmiot – mianowicie ludzkie
życie, bycie-w-świecie człowieka, w całej jego pełni.
Wysoce interesującym świadectwem poszukiwania
owej pełni jest wiersz Jak w jedno słowo. Barańczak wydaje się
dążyć nie do utworzenia, ale odsłonięcia rzeczy, w której udałoby
się zamknąć całość doświadczenia, tak w sensie chwili, jak d o -
ś w i a d c z a n i a w ogóle. Przypomnijmy:
Jak się da wtopić, jak się zamknąć
da? Jak, zrośnięte, wyjąć z owych
kilku minut, przenieść w to słowo,
nie rozsypać? Gdy tak się zwarły,
ciaśniejsze niż związane ręce:
ówczesny deszcz u szczytu wielkich
okien, ówszesny chłód, ówczesny
półmrok nad literami, miękkość
ówczesna, myśl o tobie. Które
minęły. Kilka minut, i tak
oczyszczonych z siebie! i w nich osaczyć
deszcz, półmrok, miękkość, chłód – osobne
i tak jedne? I jak by brzmiało
takie zamknięte słowo!13
Najważniejsze staje się w wierszu to, czego w nim nie ma –
myślę tu, rzecz jasna, o odpowiedzi na pytania, jakie on stawia.
To właśnie sam wiersz, czy też gest pisania wiersza, stanowi
o tym, czym jest poszukiwane w nim – potencjalnie istniejące –
liryczne arché, czym jest oddanie wielości rzeczy, czym jest
możliwe do wykonania zamknięcie całości w części. W wierszu
powracają nie tylko fragmenty występujące w całym tomie:
13
Jak w jedno słowo, s. 14.
Stanisław Barańczak. In memoriam
19
miękkość, chłód, półmrok, przemijanie; wszystko to, co pseudo-
nimuje, powiedzielibyśmy, elementarne podłoże tak literatury, jak
życia, czyli miłość i śmierć – przede wszystkim wraca tu pytanie
o możliwość wysłowienia, o najbardziej podstawowe tworzywo
odróżniające człowieka od reszty natury – oczywiście, chodzi
o język. Tym samym również śmierć zapisana w wierszu staje się
tylko zapisem części całości, a jej przypomnienie staje się wyra-
zem poszukiwania możliwości dla p r a w d z i w e g o i p e ł -
n e g o opisania doświadczenia. Poeta nie tylko nie ucieka się do
nieomal mistycznego przekazania czegoś niepowtarzalnego
i pierwotnego14
, co miałoby być tym właśnie jednym, „zamknię-
tym słowem”, ale też pokazuje brak możliwości spełnienia takiej
próby i udowadnia, że istota rzeczy leży w samym geście pojmo-
wania i zdawania sprawy ze złożoności rzeczy.
Stanisław Cichowicz we wstępie do znakomitej Antro-pologii śmierci pisze tak:
Śmierci są różne, jednak nie przez to, że niektóre z nich są dobre,
a niektóre złe, godne upamiętnienia lub zapomnienia, opłakiwane
czy oklaskiwane, zaszczytne i haniebne, nieoczekiwane, upragnio-
14
Na marginesie dodajmy, że tego rodzaju „monadologię” pięknie i dość
przewrotnie krytykował Vladimir Nabokov w Prawdziwym życiu Sebastiana
Knighta. We fragmencie będącym quasi-cytatem przytaczanym przez narratora
powieści pisał: „Wszelkie zjawiska należą do tego samego rzędu zjawisk,
a sprawia to jedność ludzkiego postrzegania, jedność indywidualności, jedność
materii, czymkolwiek byłaby materia. Spośród wszystkich liczb, rzeczywista
jest tylko jedynka, pozostałe są zaledwie jej powtórzeniami”. Zob. V. Nabokov,
Prawdziwe życie Sebastiana Knighta, przeł. M. Kłobukowski, Warszawa 2003,
s. 116. Jeśl i przyjmiemy, że fragment nawiązuje do monadymu,
w szczególności zaś do monadyzmu pitagorejskiego (szczególne znaczenie
przypisywane liczbie „1”), pojawia się pytanie: jak względem takiej ontologii
sytuuje się narrator-sobowtór Sebastiana Knighta i kolejne poziomy
„matrioszkowej” struktury tekstu powieści? Stąd właśnie owa „przewrotność”
w utworze Nabokova.
Stanisław Barańczak. In memoriam
20
ne, zyskowne, rujnące – nie! Takie są jedynie następstwa ludzkich
zgonów w rozmaitych sytuacjach społecznych, kulturowych, cywi-
lizacyjnych. Nade wszystko, są dwa rodzaje czy dwie odmiany
śmierci: ponoszona i zadawana[…].15
O drugiej z nich pisał Barańczak we fragmencie prozy poetyckiej
o znaczącym dla naszych rozważań tytule Śmierć:
Zabijanie chudło i ogromniało od tamtych czasów, które w wybu-
jałych girlandach kropel potu kroczyły pod bramami otwierają-
cymi się w każdej szczerbie ostrza. Czas to był zabójstw rozlew-
nych różową krwią naocznie objawioną w koronie spojrzeń,
śmierć była ciasno i odręcznie więziona w uchwycie oszczepu;
niesiona w strzale, wlokła za sobą barwne pierze, powielane rado-
śnie przez odbicia w wypucowanych puklerzach. Wiele jeszcze
wąskich zwierciadeł podniesiono nad twarzami, zanim tęgie mięso
śmierci rozdęło się w ten zbyt obszerny całun, sucho i czarno kle-
kocący kurczowym dymem mimowolnego konania16
.
Śmierć rozumiana materialistycznie, ujęta w ramy historii poka-
zującej, że towarzyszy człowiekowi „od zawsze”, ukazana
w ramach swojej nieuchronności – „mimowolnego konania” –
nie wydaje się być śmiercią absolutyzowaną17
, przeważającą,
górującą nad człowiekiem, a to ze względu na ostatnie zdanie
miniatury: miecz, czyli „wąskie zwierciadło podniesione nad
twarzami, zanim tęgie mięso śmierci rozdęło się w […] całun” –
oto mizerykordia uniesiona w coup de grace, w ciosie łaski.
Zatem to nie śmierć, a człowiek rozporządza „ostatnim słowem”;
zatem nie rezygnacja, ale zwrot w stronę etyki, a przede wszyst-
kim przekreślenie poetyckim gestem „zbyt obszernej” śmierci
i zwrot w kierunku życia.
15
S. Cichowicz, dz. cyt., s. 13. 16
Śmierć, s.39. 17
Zob. D. Kulczycka, „Powiedzieć to wszystko, o czym milczę”. O poezji Stanisława Barańczaka, Zielona Góra 2008, s. 99–108.
Stanisław Barańczak. In memoriam
21
Jako kontekstowy dodajmy jeszcze jeden fragment
z Korekty twarzy, mianowicie, poprzedzone mottem I sing what was lost z wiersza Williama Butlera Yeatsa, Zwycięstwo:
Ciężkim zwycięstwem czy skończyliśmy cokolwiek? Ta bitwa
wszczynana pod powiekami jest pełna zwietrzałych wież, które
zdobędziemy bluszczem tak bez zapału i nieuchronnie, jakby to
tylko hydrostan żyłek plenił się po starczych policzkach. […]
Prędko zniknie niedbały uśmiech tej walki, przegranej, bo zwycię-
ski jest tylko ciężar zwyciężania; przegranej, bo jedyny ciężar
krzepł w toporach powiek, nawisłych nad tym przydługim odcin-
kiem, tą bitwą18
.
Tu podobnie: za równie militarystyczną metaforyką
kryje się egzystencjalne rozpoznanie życia rozpiętego między
narodzinami a śmiercią. Śmierć jako nieuchronna porażka, życie
jako „przydługi odcinek” – niemniej jednak, bitwa. Walka zapi-
sana w obu przytoczonych przeze mnie fragmentach jawi mi się
przez pryzmat „etyki heroizmu” – chcę uniknąć dygresji na
temat tego, czy pismom Barańczaka bliżej do etyki egzystencjali-
zmu, czy etyki chrześcijańskiej (wskażmy jedynie na to, że obu
systemom wspólne jest twierdzenie o znikomości istnienia, nieco
różne jest zaś umiejscowienie życia wobec wieczności/nicości) –
autor Jednym tchem ogłasza możliwość wpisaną w człowieka jako
byt: jeśli człowiek w pierwszej kolejności istnieje, a dopiero dalej
podlega definiowaniu, ma możliwość wychodzenia (dépasser)
poza samego siebie. Skoro „zwycięski jest tylko ciężar zwycięża-
nia”, niech „jedyny ciężar” zawiera się w tej heroicznej bitwie
o własne człowieczeństwo wobec śmierci19
. Sam Barańczak
w wierszu Zbudzony w jeszcze głębszy sen napisze:
18
Zwycięstwo, s 44. 19
Na marginesie dodajmy, że choć polemicznie, zdaje się to współgrać to
z sensem wiersza W. B. Yeatsa przywołanym przez Barańczaka w motcie do
Zwycięstwa. Poniżej przytaczam tekst w oryginale (1) i w przekładach Jerzego
Stanisław Barańczak. In memoriam
22
W ogniu pytań krzyżowych, w tym piekącym siewie
Pietrkiewicza (2), Tomasza Wyżyńskiego (3), oraz własnym (4):
(1)What Was Lost
I sing what was lost and dread what was won,
I walk in a battle fought over again,
My king a lost king, and lost soldiers my men;
Feet to the Rising and Setting may run,
They always beat on the same small stone.
(2) Stracone Śpiewam klęski, a twroga blaskom zwycięstw kłamie,
W bój od nowa zaczęty wiodę moją świtę,
Lecz mój król to straceniec, wojsko zaś – pobite,
A krok śpieszny czy w Zachód, czy we Wschód się włamie,
Uderza ciągle przecież w ten sam marny kamień.
(3) O klęsce
Klęskę pieśnią przyjmuję a zwycięstwo trwogą.
Dookoła wre bitwa, wciąż od nowa staczana,
Klęska czeka me armie, mego króla i pana.
Ku Zachodom i Wschodom stopy biegnąć mogą,
A ja o ten sam kamyk wciąż zawadzam nogą.
(4) Przegrane
Śpiewam, co już przegrane i to, co trwogą,
Podążam za bitwą raz w raz ciągle na nowo,
Choć król mój przegrany już i w rozsypce me wojsko.
Można stawiać kroki w biegu ku Zachodom i Wschodom,
I przegrywać wciaż przez mały kamyk potrącony nogą.
Teksty 1 i 3 za: J. Pietrkiewicz, Antologia liryki angielskiej 1300-1950,
Warszawa 1997, s. 268–269; tekst : [online:] http://soror.w.interia.pl/
Yeats.htm#oklesce [dostęp 01.04.2015 r.]. Nie udało mi się odnaleźć innych
przekładów wiersza W. B Yeatsa na język polski: w bibliografii autora notuje
się tylko dwa wymienione powyżej. Zob. J. Gronau, Wędrówki po bibliografii
irlandzkiego autora (piszącego po angielsku) Williama Butlera Yeatsa: 1865-1939, Kraków 2008, s. 108.
Stanisław Barańczak. In memoriam
23
ziarn piasku pod powieki, budzić będę długo
mój sen do jawy głębszej; a nasienie
nocy, w głąb oczu wbite ziemną grudą,
wzrośnie światłem; z nim w siebie wejść i wyjść ze siebie20
.
Innym – zresztą jednym z najbardziej intrygujących
wierszy wchodzących w skład tomu z 1968 roku – jest wiersz
Pusty. Sytuacja liryczna jest tu nader ciekawa, trudno bowiem
określić, kto kryje się pod żeńskim podmiotem wiersza – śmierć
pseudonimowana przez pustkę, czy raczej liryka? Przypomnijmy:
Kiedyś ja sama w ciebie wejdę, niczym ręka
w rękawiczkę. Jak ona, zaplanuję twoje
kształty i poruszenia. I przez twoją skórę
ledwie wyczuję żwir i popękany granit.
Ty, tak opustoszały pomieszczeniem dla mnie,
po stokroć przypuszczonej; ja, tak nieobecna
w twoich półmrocznych przejściach, zakamarkach tajnych,
w ich pustych odebrzmieniach, gdy uderzyć głucho.
W mroku rozszerzyć siebie, rozmnożyć na wszystkie
strony w tobie. Dopiero kiedyś. Jeszcze wierzysz,
żeś jest i instrumentem wewnątrz futerału.
To ja dopiero będę twoimi słowami21
.
Jeśli mówi tu śmierć – wiersz pozornie pesymistyczny
w wymowie, staje się próbą przełamania wniosku o absurdzie
życia, do którego doprowadza liryczne rozpoznanie. Zauważmy –
pomijając sam poetycki gest jako świadectwo owej próby prze-
kroczenia określonego stanu – że pustka (obdarzona skądinąd
paradoksalnymi zdolnościami, bo „wypełnia”, „mówi”, a nawet
20
Zbudzony w jeszcze głębszy sen, s. 34. 21
Pusty, s. 18.
Stanisław Barańczak. In memoriam
24
„czuje”) sama odsuwa się w nieokreśloną przyszłość: „dopiero
kiedyś”. Póki co odzywać będzie się tylko wiara rozmawiającego
z nią poety w możliwości liryki i przemawiającego za jej pomocą
rozumu, owego „instrumentu wewnątrz futerału”. Jeśli zaś przy-
jąć słowa podmiotu za wypowiedź „poezji” – sytuacja to nader
ciekawa, bowiem z pozoru to nie poeta rozmawia z muzą, a muza
z poetą, a przy tym proszalno-ironiczne „natreść mi ości”
z Mirona Białoszewskiego wcale nie traci swej siły – wymowa
wiersza nie zmienia się wiele, a jedynie wzbogaca się o przywoła-
nie wielkiej tradycji orfickiej i horacjańskiej, nie przecząc wcale
rozpoznaniom pokładów pustki i mroku odkrywanych w czło-
wieku. Wiedza ta jednak nie staje się obezwładniająca, a otwiera
drogę do nowych możliwości22
.
Korekta twarzy, czyli ingerencja narzędziem w żywe
tkanki ciała, to w istocie rzeczy poszukiwanie harmonijnego
istnienia człowieka jako dwoistego bytu określanego przez fizjo-
logię i zmysły, oraz potrzeby wyższego rzędu, spełnienie pragnień
wyznaczanych przez nie. Śmierć uobecniająca się w wierszach
Barańczaka nie jest określana przez wtargnięcie do świata, nagłe
zdanie sprawy z jej istnienia, nie jest to Sartre’owskie „pryśnięcie
złudzenia nieśmiertelności”23
, a życie wraz z tą samowiedzą.
Poeta szuka przede wszystkim właściwego (możliwego?) sposobu
22
Dodajmy za Vladimirem Jankélévitchem: „Zdanie sobie sprawy ze znaczenia
śmierci jest przede wszystkim związane z przejściem od wiedzy abstakcyjnej
i pojęciowej do zachodzącego zdarzenia. […] W unicestwieniu i wyrwaniu
z bytu człowiek doświadcza najpełniej efektywności przemiany”.
(V. Jankélévitch, Tajemnica śmierci i zjawisko śmierci, [w:] Antropologia śmierci, Myśl francuska, red. S. Cichowicz, J. M. Godzimirski, Warszawa
1993, s. 55). Trudno sądzić, że wiersz dotyczący nieuchronności śmierci
oderwany jest od doświadczenia czy obserwacji, wydaje się być raczej próbą
przetworzenia ich – i poprzez to - dotarcia do „pewnej” prawdy, która
w pismach Stanisława Barańczaka jest niezwykle ważną kategorią. 23
J.-P. Sartre, Mur, [w:] tenże, Mur, przeł. J. Lisowski, Warszawa 1984, s. 24.
Stanisław Barańczak. In memoriam
25
wysłowienia; łatwo zauwazyć, że większość wierszy z pierwszego
tomu wypełniają pytania stawiane dosłownie, nie tylko na „pod-
szewce” tekstu. W tych właśnie pytaniach, nie tylko w uwidacz-
niającej się nadziei odpowiedzenia na nie, nie tylko w kunsztow-
ności frazy, bogactwie zabiegów i metodycznym okrawaniu
tekstów do zamierzonych kształtów, nie tylko w próbie odszuka-
nia prawdy, nie tylko w próbie zestrojenia kontrastów, rozwikła-
niu paradoksów i odkryciu sensu w nieoczywistościach, a w tych
właśnie, nieustatnie zadawanych, pytaniach przebiega afirmacja
rzeczywistości i Barthes’owska „przyjemność”24
, „stawanie się,
a nie trwanie” – przeżywanie więc – to właśnie w istocie rzeczy
jest muśnięciem nienamacalnego, to właśnie jest dotknięciem
niemożliwego, przekroczeniem nieprzekraczalnego.
Na tym musimy poprzestać – i nie jest to jedynie
wybieg usprawiedliwiający wycinkowość szkicu, a raczej dość
nostalgiczna konstatacja o jego niewystarczalności względem
dorobku poetyckiego Stanisława Barańczaka. Wracając raz jeszcze
do początku wystapienia i wskazania problemu związanego z jego
tytułem – tak wobec przywołanych tekstów, jak wobec liczności
ujęć powracającego motywu śmierci i możliwych dla poezji
Barańczaka kontekstów, skłaniam się ku wielokrotności w miej-
sce rozmowy „pojedynczej”. Na tym niestety musimy poprzestać,
„choć drga echo kroków/ w posępnych korytarzach, kryjących
twarz w ciemność”25
i choć ta „gra dopiero się zaczyna”26
.
24
R. Barthes, Przyjemność tekstu, przeł. A. Lewańska, Warszawa 1997. 25Skłócone, pierzchające, s. 10. 26
Wziął za dobrą monetę, s. 15.
Stanisław Barańczak. In memoriam
26
BIBLIOGRAFIA
Antropologia śmierci. Myśl francuska, red. S. Cichowicz, J. M. Godzi-
mirski, Warszawa 1993.
Barańczak S., Wiersze zebrane, Kraków 2006.
Barthes R., Przyjemność tekstu, przeł. A. Lewańska, Warszawa 1997.
Kulczycka D., „Powiedzieć to wszystko, o czym milczę”. O poezji
Stanisława Barańczaka, Zielona Góra 2008.
Gronau J., , Wędrówki po bibliografii irlandzkiego autora (piszącego po angielsku) Williama Butlera Yeatsa: 1865-1939, Kraków 2008.
Larek M., Projektowanie doświadczeń. O „Życiu na Korei”, [w:]
Wiersze na głos. Szkice o twórczości Andrzeja Sosnowskiego, red. P.
Śliwiński, Poznań 2010.
Nabokov V., Prawdziwe życie Sebastiana Knighta, przeł. M. Kłobu-
kowski, Warszawa 2003.
Pietrkiewicz J., Antologia liryki angielskiej 1300-1950, Warszawa 1997.
Rapp N., Gra (ze) śmiercią, [w:] Wiersze na głos. Szkice o poezji Andrzeja Sosnowskiego, red. P. Śliwiński, Poznań 2010.
Sartre J.-P., Mur, przeł. J. Lisowski, Warszawa 1984.
Sosnowski A., Wiersze, Legnica 2001.
Wyżyński T., O klęsce, [online:] http://soror.w.interia.pl/
Yeats.htm#oklesce [dostęp: 01.04.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
27
Kamila ŚLIZEWSKA
Funkcjonowanie i rola przerzutni w Atlantydzie oraz
Widokówce z tego świata pióra Stanisława Barańczaka
Przerzutnia w Atlantydzie i Widokówce w liczbach
Pochylając się nad zapisywaniem kart tego artykułu, pozwoliłam
sobie przyjąć wizję czytelnika, który dociera do niego w wyniku
zaistnienia pewnej wewnętrznej potrzeby odkrywania i zagłębia-
nia się w tajniki przestrzeni wersologicznie „uprzerzutniowio-
nych”. Z tego względu zakładam istnienie odbiorcy zaopatrzone-
go w pewne zaplecze terminologiczne, niełaknącego powtarzania
definicji przerzutni, a poszukującego badań, jakie bezpośrednio
wskażą funkcjonowanie oraz rolę tego syntaktycznego środka
stylistycznego. Na wstępie chciałabym jednak podkreślić, że
podjęta tematyka wręcz domaga się o rozwijanie dociekań werso-
logicznych podjętych w ściśle ustalonych kryteriach, związanych
z pauzowaniem i stricte brzmieniowo-intonacyjną stroną prze-
rzutni. Na potrzeby tegoż artykułu zdecydowałam się na zawęże-
nie rozważań nad enjambementem głównie do kwestii obejmują-
cych zagadnienia przerzutniowe wchodzące w zakres nakreślone-
go przeze mnie następującego schematu myślowego: konstrukcje
– rytmizacje – semantyzacje wybranych utworów. Chcąc ukazać
przerzutnię w całej jej poetyckiej okazałości, jestem zobligowana
do przedstawienia jej powinności znaczeniowych. Wywnioskowa-
łam, że aby w pełni pokazać, jak istotną rolę odgrywa ona
w poezji Stanisława Barańczaka, nie mogę pominąć analiz staty-
stycznych, które uświadomią, jak wiele przestrzeni klauzulowych
Stanisław Barańczak. In memoriam
28
poeta poddał pod jej działanie. Wobec tego, przyjrzyjmy się
rozmieszczeniu referowanego środka w omawianych tomach:
tytuł tomu liczba
wierszy
w tomie1
liczba
wersów
w tomie
suma
wszystkich
przerzutni
wersy zajmo-
wane przez
przerzutnię
średni procentowy
udział przerzutni
w jednym wierszu
Atlantyda… 26 804 372 545 68%
Widokówka… 25 820 458 644 79%
Z powyższych zestawień łatwo wydedukować, że średnia liczba
wersów w jednym wierszu Atlantydy będzie wynosiła trzydzieści
jeden, z czego aż dwadzieścia jeden obejmie przerzutnia w przy-
bliżonej ilości czternastu wystąpień. W Widokówce zaś na trzy-
dzieści trzy linijki przypadnie dwadzieścia sześć przerzutniowych,
przy czym liczba przerzutni da w wyniku osiemnaście. Konstatu-
ję, iż skoro do braku zgodności między porządkiem wersyfikacyj-
nym a syntaksą języka polskiego dochodzi tak często, że dostrze-
gamy go w ponad pięćdziesięciu procentach objętości każdego
z badanych utworów, to jest to znak mobilizujący do przeprowa-
dzania dociekań nad jego sensem. Postaram się znaleźć odpo-
wiedź na pytanie dlaczego w wierszach z lat 1986–1988 mieści
się dużo więcej przerzutni niż w tych z tomu poprzedzającego.
Interesuje mnie także widoczna różnica zachodząca pomiędzy
sumą wszystkich przerzutni, a liczbą wersów w nią ujętych.
Rozbieżność ta ma miejsce dlatego, że Barańczak wielokrotnie
1 Trzeba by dopowiedzieć, że Atlantyda zawiera jeszcze sześć utworów, które
nie są autorskim dziełem Barańczaka, a wyborem liryków twórców
zagranicznych. Poznański poeta przetłumaczył je jako pierwszy i umieścił
w ostatnim dziale tomu, zatytułowanym Z przekładów. Mówienie o przerzutni
w wybranych wierszach-tłumaczeniach dołączonych do Atlantydy wykracza
jednakże poza ramy niniejszego tekstu.
Stanisław Barańczak. In memoriam
29
posługuje się przerzutnią mnogą, tej z kolei należy przypatrzeć
się bliżej.
Przerzutnie mnogie i ich semantyczne zastosowanie
Można powiedzieć, że wszystkie przerzutnie w obu
tomach są swobodnie rozproszone w tekstach wierszy. Dopiero
po wyodrębnieniu z całości przykładów przerzutni mnogich,
zaczyna układać się konkretniejsze wyobrażenie ich zaplanowa-
nego rozkładu. Pod sformułowanym przeze mnie pojęciem prze-
rzutni mnogiej kryje się klasyfikacja przerzutni obejmującej
więcej niż dwa wersy. W całym artykule przerzutnię mnogą
zaznaczam w tekście przy użyciu kształtu przywodzącego na myśl
lekko zmodyfikowaną literę „Z”, bądź jej multiplikowaną formę.
Enjambement rozprzestrzeniający się na trzy linijki otrzymał
miało podwójnego. Jeśli przerzutnia rozszerza się na cztery wersy,
wówczas jej wystąpienie sygnalizuję oznaczeniem [3] (potrójna),
na pięć wersów [4] (poczwórna), itd.
Pozwolę sobie nadmienić, że w Atlantydzie dominują-
cą formą przerzutni mnogiej jest przerzutnia podwójna (występu-
je czterdzieści cztery razy) i potrójna ([3] – sześć razy). Pojawiają
się też opcje dłuższe: po jednym razie [4] oraz [6]. Przerzutnie te
nie posiadają określonego układu, w odróżnieniu do przerzutni
mnogich z Widokówki. Co prawda, tak jak w Atlantydzie, tu
również przeważa odmiana przerzutni podwójnej (trzydzieści
cztery przykłady) i potrójnej (odnajdujemy ją siedemnaście razy).
Barańczak jednak całkowicie rezygnuje z przerzutniowych dłuż-
szych form i stara się zapisać je zgodnie z pewnym zamysłem,
stworzoną przez siebie koncepcją. Zazwyczaj jest to przeplatanie
licznych przerzutni podwójnych dwoma, bądź trzema przerzut-
niami potrójnymi. Taka sytuacja ma miejsce aż w dziewięciu
lirykach Widokówki (są to kolejno: Podnosząc z progu niedzielną gazetę, Prześwietlenie, Wrzesień 1967, Południe, Widokówka
Stanisław Barańczak. In memoriam
30
z tego świata, Ustawienie głosu, Zdjęcie, Wynosząc przed dom
kubły ze śmieciami, Żeby w tej kwestii była pełna jasność), przy
czym ostatni z nich najbardziej zasługuje na uwagę:
Ponieważ nigdy nie wiadomo,
czy oczy również jutro z rana
otworzą się, czy bielą stroną przerzutnia podwójna
rozwidni się jak co dzień ściana
na wprost; ponieważ wysypana [3]
żwirem alejka szepcze z chrzęstem
czyjś późny powrót i swój banał
dźwięczy gdzieś świerszcz; ponieważ jestem [3]
– jak na sennego – dość świadomy
własnego niezasługiwania
na miejsce w punkcie, gdzie atomy
się zbiegły, i w niezbieżnych planach
planet; ponieważ prócz tykania [3]
sekund przez fosforyczną przestrzeń
tarczy budzika nic nie wzbrania
wdzięcznym być w śnie; ponieważ jestem [3]
– jak na blask gwiazd – dość niewidomy,
aby mi z łaski była dana
zdolność sięgania po kryjomu,
na oślep, w zaczajony na nas
mrok, umiejętność popełniania
wykroczeń poza siebie, przestępstw
przez kordon czaszki, zbrodni trwania
większych niż śmierć; ponieważ jestem przerzutnia podwójna
– jak na śmierć – dość żywego zdania
o krwi, tętniącej w skroń rejestrem
Stanisław Barańczak. In memoriam
31
łask, nie myśl, że nie jestem w stanie
wierzyć, żeś jest. W to nie wierz: jestem2.
Widzimy, że cały wiersz został zapisany tokiem przerzutniowym,
zaledwie jeden, pierwszy wers jest z niego wyłączony. Przerzutnie
podwójne pojawiają się na początku i przy końcu utworu, tak
jakby ich celem było rozpoczynanie oraz wieńczenie myśli, two-
rzenie otwierającej i zamykającej klamry kompozycyjnej. We-
wnątrz liryku znajdują się cztery wyróżnione przerzutnie potrój-
ne ułożone sąsiadująco, które także posiadają swoje sprecyzowane
zadanie. Zauważmy, że każda z nich rozpoczyna się tuż po za-
mkniętej poprzez średnik wcześniejszej refleksji i pierwszym jej
słowem jest „ponieważ”. Wyraz ten wprowadza szereg przeróż-
nych argumentów, które w rezultacie będą kierowały się w stronę
finalnego wyznania wiary przez podmiot liryczny. Wszystkie
przerzutnie potrójne (i ostatnia podwójna) zaczynające się od
„ponieważ” poruszają odrębne kwestie: mówią o codzienności,
świadomości własnego „ja”, odczuwaniu upływającego czasu,
rozumieniu słabości i ułomności człowieka, podkreślają soma-
tyzm ludzki. Przerzutnie te są więc wyrazem pełnego zrozumie-
nia spraw doczesnych i faktu, że jedynie poprzez ich bezwzględną
akceptację i poważanie będziemy mogli dotrzeć do tego, co
niepojęte – do Boga. Skutkiem tego, droga do sacrum wiedzie
przez szczere poszanowanie sfery profanum. Wiersz Żeby w tej kwestii była pełna jasność nieprzypadkowo zamyka Widokówkę,
gdyż stanowi przepiękny, dojrzały manifest ogromnej, lecz pro-
stej, ludzkiej wiary. Oprócz tego, liryk prezentuje przemyślaną,
kunsztownie dobraną formę, w której przerzutnia zajmuje przo-
dujące miejsce i jest uporządkowana z głębszym zamysłem struk-
turalnym. Na podstawie tych analiz chcę pokusić się o stwierdze-
2 S. Barańczak, Żeby w tej kwestii była pełna jasność, [w:] tegoż, Wiersze
zebrane…, s. 380.
Stanisław Barańczak. In memoriam
32
nie, że Barańczak w Widokówce starał się przerzutnie mnogie
poukładać w taki sposób, aby ich zróżnicowany zapis był dodat-
kowym filarem, budującym semantykę utworu. Wydaje się, że
w przeciągu dwóch lat, dzielących Atlantydę od Widokówki,
nastąpił pewien przełom, który zmotywował poetę do pracy nad
porządkowaniem przerzutni, bowiem Atlantyda żadnej podobnej
harmonii nie ujawniła.
Powiedziałam już, że w Atlantydzie wyodrębniłam aż
pięćdziesiąt dwie przerzutnie mnogie, dodam zatem iż w Wido-kówce znajduje się tylko jedna więcej. Znaczące natężenie prze-
rzutni mnogiej w obu tomach jest sygnałem tego, że Barańczak
domaga się od czytelnika wzmocnionego skupienia na tekście.
Przerzutnia mnoga w przeciwieństwie do przerzutni zwykłej
(obejmującej nie więcej niż dwa wersy), wymusza od percepcji
odbiorcy silniejsze zaangażowanie, dlatego że rozszczepia daną
refleksję na większą liczbę wersów. Intensyfikuje i pomnaża
zadania należące do przerzutni zwykłej, jednakże bardziej zwięk-
sza tempo odczytywanego tekstu, co wiąże się z chęcią czytające-
go do uchwycenia wszystkich, objętych przez nią słów, na jed-
nym oddechu. Uściślę, że przerzutnie mnogie zawierające wtrą-
cenie nie mogą być realizowane w ten sposób, ponieważ przy
wprowadzaniu i zamykaniu wtrącenia wymuszają przerwanie
oddechu. Pomimo tego, zauważmy, iż zastosowanie przerzutni
mnogiej jest jedną z możliwości włączania przez Barańczaka
odautorskiego opisu bądź komentarza, wplecionego w treść
wiersza:
[…] (ze skrzypiącej szpary w półmroku wionie
jasny uliczny mróz, aż się ugina płomień
świec) […] 3
3 S. Barańczak, Msza za Polskę w St. Paul’s Church, grudzień 1984, [w:] tegoż,
Wiersze zebrane…, s. 293.
Stanisław Barańczak. In memoriam
33
teraz odnotuję kolejny fragment pochodzący z następnej strofy
tegoż samego liryku:
[…] („Jak długo męka twa trwa, [3]
Ojczyzno”, przy bocznym ołtarzu emigracyjny kontralt,
„twa–trwa”! powinno się dawać mandat za takie dwa
zaparkowane zbyt blisko słowa)
Znamienne jest to, że utwór Msza za Polskę w St. Paul’s Church,
grudzień 1984 opiera się na operowaniu dwiema płaszczyznami,
w których dzieją się przedstawione wypadki. Pierwsza z nich to
przestrzeń tytułowego kościoła, drugą zaś jest wszystko to, co
istnieje poza nim. Mnogie przerzutnie wtrąceń4 sprawiają, iż
perspektywa rozgrywających się wydarzeń na chwilę się zmienia:
pierwsza z powyżej przytoczonych części wiersza uzmysławia, że
do wnętrza świątyni wkrada się chłód docierający z zewnątrz.
Drugi cytat pokazuje odwrotne okoliczności: podczas rytualnego,
chóralnego śpiewu z domu modlitwy ktoś prawdopodobnie
wymyka się na parking. Dzięki tym, ujętym w toku przerzutnio-
wym dopowiedzeniom, następuje momentalna, dynamiczna
zmiana miejsc i tworzy się opozycja polegająca na tym, co we-
wnętrzne i zewnętrzne. Przeciwstawienie to jest z semantycznego
punktu widzenia bardzo ważne, jako że kościół symbolizuje
świętość, nieskazitelność, obszar boskiego bytowania, a poza nim
żyje człowiek utrudzony słabościami i problemami. Dokonuje się
zbliżenie świata ludzkiego do transcendencji, poniekąd próbujące
4 Termin „przerzutnia wtrąceń”, jakim się tu posłużyłam, sformułowałam na
potrzeby określenia enjambementu¸który gwarantuje przerzutniowy podział
wyizolowanego fragmentu semantycznego, dodatkowo sytuującego w nawiasie
wyodrębniony człon. Przerzutnię wtrąceń dodatkowo widzę jako formalną,
czyli taką, jaka wskazuje wyłącznie na kształt przerzutni (będąca wtrąceniem,
zamknięta w nawias), a nie, jak choćby w przypadku przerzutni mnogiej, na
ilość wersów objętych przez enjambement.
Stanisław Barańczak. In memoriam
34
tłumaczyć, że trywialne, codzienne wyzwania i cierpienia istoty
ziemskiej upodabniają się do chrystusowej martyrologii. Warto
nadmienić, że opozycja wewnętrzne-zewnętrzne nie objawia się
wyłącznie za pomocą metaforyki słów, ale też jest obecna właśnie
poprzez mnogą przerzutnię wtrąceń zamkniętą w nawiasach.
Przestrzeń znaczeniową dopełnia przestrzeń zdania, uwypuklają-
ca różnicę pomiędzy treścią w środku i na zewnątrz nawiasu.
Przerzutnia jest jak sieć chwytająca poszczególne wyrażenia
i nieustannie unosząca, a wręcz wyrzucająca je na powierzchnię
semantyczną liryku.
Przerzutnia pełniąca funkcje rytmizujące
Prymarne przesłanie utworu jest wyraźniej uwydatnio-
ne wówczas, gdy przerzutnia z wyjątkiem samego faktu bycia
i organizowania dodatkowych, bądź podstawowych znaczeń za
pomocą przerzucenia części wypowiedzi do dalszych wersów,
sprawuje ponadto zadanie rytmizowania tekstu. Rzeczą oczywistą
jest, że nie czyni tego sama, ale dostosowywanie wersów do
sprecyzowanej, narzuconej długości to pierwszy krok do nadawa-
nia określonego toku dyskursu. Odpowiednio skonstruowana
przerzutnia niejednokrotnie pozwoliła Barańczakowi dopasować,
albo przynajmniej osiągnąć przybliżoną ilość sylab w linijce.
Przeanalizujmy jeszcze dłuższy fragment (tym razem całą drugą
strofę) cytowanego wyżej wiersza Msza za Polskę…:
(15) […] czyżby z tym nic wspólnego nie miały? z reumatyzmami a
(16) w kościach, drobnymi w kieszeniach i rodzinami na karku, b
(15) z rezygnacjami, do których nigdy się nie przyznamy, a
(15) z ucieczkami od strachu sprzedawanego na kartki, b
(15) z haftem chorągwi i hymnów („Jak długo męka twa trwa, c
(16) Ojczyzno”, przy bocznym ołtarzu emigracyjny kontralt, d
(14) „twa-trwa”! powinno się dawać mandat za takie dwa c
(15) zaparkowane zbyt blisko słowa), z naszą po kątach d v
Stanisław Barańczak. In memoriam
35
(16) świata upchniętą wspólnotą, skrzypieniem głosek, nalepką e
(16) na zderzaku, z wiarą w leżące zbyt ciężkim krzyżem słowa f
(15) lub w żart („Czy wierzę? Bóg mi świadkiem, nie wiem”) f
wciąż od nowa
(15) z klęsk i klęczek wstający zbyt desperacko i lekko; e
(14) głowa w cierniach; pałkami zmasakrowana głowa 5 f
Tu zakres wersu waha się od czternastu do szesnastu sylab, lecz
wypadałoby uściślić, że w całym liryku oscyluje w granicy od
jedenastu do osiemnastu, przy czym to ułożenie rozplanowane
jest tak, by linijki o zbieżnych długościach sąsiadowały ze sobą
i ich odmienność nie była jak gdyby jawna. Poeta w ten sposób
„bawi się” różnicą zachodzącą między nimi, celowo i skrupulatnie
ją ukrywa, chcąc stworzyć unikalną kompozycję. Nie zapominaj-
my o tym, iż użyczanie rytmu dla tekstu odbywa się też przy
użyciu urozmaiconych rymów, które dzięki przerzutni sytuują się
w przestrzeniach klauzulowych. Są to rymy głównie żeńskie,
niedokładne, zapisane w rozbudowanej formie przeplatanej.
Najmocniejsze działanie rytmizujące mają jednak rymy męskie,
dokładne, monosylabowe, jak np.: trwa – dwa. W wierszu tym
istotną rolę odgrywa również częste występowanie wyrazów
jednosylabowych (w liczbie siedemdziesięciu jeden) nie tylko
w obrębie przerzutni, ale w całości liryku. Przerzutnia jest jed-
nym ze środków, które umożliwiają pojawienie się tych wyrazów
blisko siebie, a ich odczytywanie powoduje wrażenie pośpiechu,
jakiejś ukrytej nerwowości, dynamizuje lekturę. Spójrzmy na
podany wcześniej przykład i zaobserwujmy, że już w ramach
samej przerzutni mnogiej mamy zaznaczonych aż dziesięć krót-
kich słów. Wymienione zabiegi służą do ukształtowania misternie
zaplanowanej struktury poetyckiej, z niej zaś paradoksalnie
wyłania się obraz i poczucie zagubienia, nieprzystawania podmio-
5 S. Barańczak, Msza za Polskę…, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 293.
Stanisław Barańczak. In memoriam
36
tu mówiącego do otaczającej go rzeczywistości. Skąd bierze się
tak silnie zaakcentowany dysonans? Dlaczego opis losu nieupo-
rządkowanej wewnętrznie jednostki znalazł się w tak starannie
dobranej, w dodatku zrytmizowanej formie wersyfikacyjnej?
Barańczak chce zakomunikować, że dywergencja pomiędzy
wypowiadającym się, a miejscem, kościołem, w którym go wi-
dzimy, wynika z duchowego rozdarcia, wyobcowania ze wspólno-
ty religijnej, ze wspólnoty w ogóle. Zastanówmy się nad tym
stwierdzeniem:
Rytuał celebruje podwójną więź – ja z samym sobą i otaczającym
je światem. Jego istotą jest „przyrost samowiedzy” uczestniczą-
cej w nim jednostki, choć nie jest to poznanie natury dyskursyw-
nej (…). Jest to bowiem samowiedza szczególna; jako że rytuał sy-
tuuje się w sferze pomiędzy (podkreślenie A.B-R.) – między
światem wewnętrznym jednostki a światem zewnętrznym, między
fantazją a rzeczywistością – poznanie, jakie jednostka zdobywa,
uczestnicząc w nim, dotyczy jej samej jako bytu oddzielnego,
a jednak harmonijnie wtopionego w całość6.
W wierszu Msza za Polskę… nie dochodzi ani do, wspomnianego
przez przytaczane słowa Agaty Bielik-Robson, „przyrostu samo-
wiedzy”, ani do osiągnięcia świadomości podmiotu pełnego
przeświadczenia o jego jednostkowości a zarazem spójności
z otoczeniem. Rytuał religijny zamiast pogłębiać te założenia,
niejako „wywraca się na drugą stronę” i staje się czymś zupełnie
odwrotnym, przeobraża się w rytuał zły, w którym:
[…] na pierwszy plan wysuwa się „ubytek samowiedzy” – chodzi
w nim o iluzyjne zapanowanie nad niechcianą zależnością
i o przywrócenie sobie złudzenia pełnej autonomii. Nie o dopaso-
6 Agata Bielik-Robson, „Wolność – spełniona zależność”. Psychologiczna
wykładnia pojęcia uwarunkowania, [w:] tejże, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000, s. 52.
Stanisław Barańczak. In memoriam
37
wanie między wnętrzem a zewnętrzem, stworzenie trudnej
równowagi między jedną a drugą sferą, lecz o wyrzucenie (pod-
kreśl. A.B-R.) z siebie tego, co wolałoby się mieć na zewnątrz sie-
bie: w rezultacie rytuał zły, projekcyjny, polega na podkreśleniu
obcości obu sfer, wykorzystaniu faktu, że świat nie jest naszym
domem, ale leży na zewnątrz, jest nie-Ja, i dlatego też można zde-
ponować w nim niechciane treści psychiczne7.
Atmosfera wzniosłości, modlitewnego skupienia, mającej rodzić
się sakralnej więzi pomiędzy człowiekiem a Bogiem, jednostką
a masą, nawet nie ma warunków, aby się zaognić, nie wspomina-
jąc o powstaniu jakiejkolwiek religijnej zażyłości. Pobyt w koście-
le zamienia się w widowisko spowite aurą codziennych, trywial-
nych czynności i zmartwień („w głębi nawy\ bez przekonania
zawodzi niemowlę, niechybnie\ mokra pieluszka; przeciąg zim-
nymi klinami\ podważa klęczące kolana; brunetka w futrze
wymyka\ się na palcach; z reumatyzmami/ w kościach, drobnymi
w kieszeniach i rodzinami na karku,\ z rezygnacjami, do których
nigdy się nie przyznamy”8). Jak w całym tym zgiełku życia, tej
pospolitości ludzkiego bytowania szukać duchowego zespolenia
z innymi i z Wszechwładnym? Autor wiersza odpowiedź daje
przy użyciu zaznaczonych kursywą, ostatnich wersów każdej
z trzech zwrotek, będących jedynym komentarzem pochodzącym
ze świata pozaziemskiego: „dłonie przebite ćwiekami”; „za ple-
cami związane dłonie” (pierwsza strofa), „głowa w cierniach”;
„pałkami zmasakrowana głowa” (druga), „wołanie znad belki
krzyża”; „uderzenia w bagażnik fiata”9 (trzecia). Te trzy linijki
odwołują się do wizerunku cierpiącego Chrystusa – to boskie
oblicze znajduje swój ludzki odpowiednik w osobie księdza
Jerzego Popiełuszki, zamordowanego przez funkcjonariuszy Służb
7 Tamże, s. 53.
8 S. Barańczak, Msza za Polskę…, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 293.
9 Tamże.
Stanisław Barańczak. In memoriam
38
Bezpieczeństwa w 1984 r.10
Na taki trop wskazuje data zamiesz-
czona w tytule utworu oraz cytowana przesłanka dotycząca
zamknięcia w samochodzie (skatowanego błogosławionego uwię-
ziono bowiem przed śmiercią w bagażniku). Zestawienie na tym
samym poziomie (semantycznym i wersologicznym) męki Jezu-
sowej z torturami, których doznał duszpasterz sprawia, że sfery
sacrum i profanum zostają do siebie zbliżone, przez co nietrudno
dojść do wniosku, iż tylko poprzez pogodzenie się z własnym
losem będziemy w stanie docierać do tajemnicy wieczności.
Dostrzegam więc niebagatelne zadanie powierzone dla
przerzutni w omawianym liryku. Poza dostosowywaniem okre-
ślonych długości wersów, ten składniowy środek stylistyczny jest
odpowiedzialny za włączanie do tekstu zamierzonego układu
rymów i wciela też liczne wyrazy monosylabowe. Rytmizowanie
wiersza za pomocą przerzutni pozwala na intensyfikowanie
przeżyć wyobcowanego, przestraszonego człowieka. Przyspiesza-
nie tempa przez przerzutnię jest obnażaniem prawdziwości obaw,
wydobywaniem na wierzch ludzkiego przerażenia i ukazywaniem
go w najczystszej, najbardziej odsłoniętej postaci. Można sobie
nawet wyobrazić, że ten niespokojny oddech mówiącego czyha
gdzieś za plecami, tak jakbyśmy za moment mieli go poczuć,
bądź usłyszeć. Kompletnie odmienne znaczenie dla semantyki
wiersza ma przerzutnia rytmizująca utwór Pierwsza piątka. Tu
Barańczak przemawia głosem komentatora sportowego, próbują-
cego jak najdokładniej relacjonować grę amerykańskiej drużyny
koszykarskiej „Boston Celtis”. W liryku wyróżniłam dziewiętna-
ście przerzutni, wiele z nich autor powołał po to, by móc „prze-
skakiwać z obrazu do obrazu”, szczegółowo prezentować dla
odbiorcy wszelkie najmniejsze zmiany, do których dochodzi na
10
Por. interpretacja tego wiersza dokonana przez Jerzego Kandziorę: Ocalony w gmachu wiersza, [w:] tegoż, Ocalony w gmachu wiersza, s. 153.
Stanisław Barańczak. In memoriam
39
parkiecie boiska. Uczestnicy sportowych zmagań przedstawieni są
w ten sposób:
(13) […] pięć piętrowych panter: b
(15) długoręki Kevin McHale, sześć stóp i dziesięć cali a
(14) ofensywnego geniuszu; chmurny i uparty b
(13) wielkolud Robert Parish; piegowaty Dennis c
(13) Johnson, mistrz błyskotliwych podań; jego partner b
(13) Danny Ainge, cwany gówniarz z wyglądu, bezcenny c
(17) artysta strzałów z dystansu; aż wreszcie wstępuje na parkiet b
(13) Larry Bird (z trybun: „LA-RREE!!!”), kluchowaty, senny c
(13) blondas, w którym nikt by się nie domyślił żywej, d
(15) jedynej, wszystko dotąd zaćmiewającej legendy […] 11
e
Charakterystyka koszykarzy nie jest potokiem zalewających
opisów. Barańczak stworzył ją na zasadzie minimum słów –
maksimum treści, przy czym wykorzystując wzmocniony tok
przerzutniowy, daje do zrozumienia, iż stara się być poetą-
kamerzystą. Podczas czytania trudno nie oprzeć się wrażeniu, że
rzeczywiście zajmuje się miejsce na trybunach i przygląda temu
meczowi z bliska. Pojedyncze sceny dzięki przerzutni są szybkimi
migawkami, toteż mamy okazję przyjrzeć się bohaterom tego
widowiska z różnych perspektyw, dosłownie rzecz ujmując,
wygląda to tak, jakby autor wiersza nie odstępował sportowców
ani na krok. Przerzutniowość potęguje się także wtedy, gdy
„zagraniczni bojownicy” rozpoczynają walkę o zwycięstwo:
(13) […] Gwizdek, pierwszy wyskok g
(15) do piłki. Parish; Jonhson; McHale czterema dużymi f
(13) krokami dopada kosza, dwa punkty, ryk: znów im wyszło. g
(17) „Socjotechnika: bez meczów, lig, tabel, zbyt by się dłużyły f
(16) tygodnie”, mruczę zawistnie. (Bird rzuca się w kłębowisko h
(18) ciał, zwód, łuk strzału: znowu!) (…) 12
i
11
S. Barańczak, Pierwsza piątka, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 371.
Stanisław Barańczak. In memoriam
40
Ciekawym zjawiskiem jest też fakt, że chwilowość rozgrywają-
cych się wydarzeń, ich wyjątkowość, odrębność, Barańczak wy-
eksponował używając przerzutni pojedynczych, które, w odróż-
nieniu do mnogich, nie rozprzestrzeniają się na znaczną liczbę
wersów i wymagają częstszego pauzowania, nabierania nowego
oddechu, a nie wypowiadania wszystkich zwrotów na jednym.
Czy poniekąd ten zabieg wersyfikacyjny nie jest skonstruowany
po to, byśmy podczas lektury realnie mogli poczuć się jak lekko
zdyszani koszykarze? Czy dzięki temu nie zostajemy porwani
w ten rytmiczny, dynamiczny ruch, rozgrzanych, biegających
ciał?
Zaobserwujmy, że żywiołowość tego wiersza dodatko-
wo opiera się na rymach w większości niedokładnych, które to
właśnie przerzutnia „wyrzuca” w przestrzeń klauzulową. Silna
rytmizacja tekstu uwydatnia się m.in. poprzez współbrzmienie
pozostawionych na końcach wersów zestawień wyrazowych,
powtarzających człon „par” (parter – panter – uparty – partner
– parkiet), „wy” (grzywy – wyskok – wyszło – wyspą – wszyst-
ko) czy też dzięki rymom homonimicznym, operującym dwu-
znacznością słowa cali13
. Przeplatany układ rymów, ich wyraziste
brzmieniowe podobieństwo i wykazane ponawianie tych samych
cząstek wyrazów, przypominają błyskawiczne podawanie piłki,
przeskakującej z rąk do rąk. Dynamika i bieg zawodników prze-
jawia się również w nagromadzeniu wyrazów monosylabowych
(czterdzieści cztery wystąpienia w utworze), z których aż dwa-
dzieścia sześć wpisanych jest w zasięg przerzutni. W związku
z tym, przyjmuję, że nie powinno się mówić o rytmizującym
12
Tamże. 13
Barańczak posługuje się słowem cali w znaczeniu odnoszącym się do całości oraz
jednostki miary. O rymach homonimicznych: Rym, [hasło w:] Słownik terminów
literackich, red. M. Głowiński, T. Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska,
J. Sławiński, Wrocław 1998, s. 492.
Stanisław Barańczak. In memoriam
41
działaniu przerzutni bez ukazania jej współpracy z rymami czy
wyrazami monosylabowymi, gdyż razem tworzą kunsztowną,
przemyślaną kompozycję. Tak samo nie można umniejszać roli
referowanego składniowego środka stylistycznego, jeśli analizuje
się długość wersów przezeń konstytuowanych. W Pierwszej piątce to głównie przerzutnia organizuje porządek wersyfikacyj-
ny, bazujący na rozpiętości sylabicznej wynoszącej od trzynastu
do dwudziestu zgłosek, w wyniku czego artysta sygnalizuje nam,
że tematu, który porusza nie da się uładzić ani wpisać w żadne
konkretne, ograniczające ramy. Cały podziw, zjawiskowość,
gloryfikacja i afirmacja a jednocześnie napięcie i podniecenie,
budowane na łamach dwudziestu pięciu linijek utworu, zostaje
automatycznie ugaszone przez jedno, ostatnie, wprowadzone
przez przerzutnię stwierdzenie: Tak, ale na mgnienie ocali/ ich
to, że wystają o głowę ponad tę resztę, to wszystko. I do zako-
munikowania właśnie takiej sytuacji Barańczak dąży, do tego, by
dobitnie położyć nacisk na to, iż w obliczu śmierci wszyscy będą
zrównani niezależnie od uwarunkowań, w których/z którymi
przyszło egzystować.
Jeden przypadek wiersza silnie przerzutniowego
Na wstępie niniejszego artykułu powiedziałam o tym,
jak intensywna jest przerzutniowość w opracowywanych tomach
wierszy. Zarówno w Atlantydzie, jak i Widokówce niemożliwym
jest ustalenie i wybranie określonych liryków, które dałyby się
włożyć do szuflady podpisanej „Barańczakowe utwory o mocnej
przerzutniowości”.
Jak przekonaliśmy się na podstawie dotychczasowych
analiz, każdy z nich ujawnia wielokrotne pojawienie się tego
środka i odkrywa jego zróżnicowane funkcje. Spośród całokształ-
tu obu zbiorów wydzieliłam zaledwie dwa tytuły, gdzie poeta
dobrowolnie decyduje się na rezygnację ze wzmożonej przerzut-
Stanisław Barańczak. In memoriam
42
niowości, jednakże nie jest to zupełne odżegnywanie się od jej
użycia14
. Zważywszy na zaistniałe okoliczności, pokusiłam się na
wyznaczenie akurat tego wiersza, dlatego że poczytuję go za
potencjalny klucz do odnalezienia odpowiedzi na pytanie dlacze-
go w Widokówce autor dał upust wyraźniejszej przerzutniowości
niźli w Atlantydzie. Tym utworem jest sztandarowy Drogi kąciku
porad, tym samym przytaczam trzecią, najważniejszą z mojego
punktu widzenia strofę:
3.
Drogie niebiosa, nie śmiem pytać. (PYTAJ
I NIE MIEJ OBAW). Jak spytać pustkowie
o własną pustkę? (NA WSZYSTKO ODPOWIEM,/
CHOĆ NIE USŁYSZYSZ ANI SŁOWA). Ty tam
w górze, jakkolwiek mam Cię zwać, jakkolwiek
uprościć, pozwól, niech z czegoś odczytam
znak. (TYLKO STUK/ WŁASNEGO SERCA). Rytmem
serca więc, tchu i mrugających powiek
mów mi, co chwilę, że jestem, że jesteś.
(JESTEM). Nie słyszę. (NIE MA MNIE PRZY TOBIE,/
BO JESTEM WSZĘDZIE). I przez całą przestrzeń
swoich galaktyk, wirów, mlecznych smug
śledzisz ten okruch snu, wprawiony w obieg,
sam? (BÓG JEST TAKŻE SAM). Bóg też? (TAK, BÓG).
We wcześniejszych rozważaniach skonstatowałam, że przerzutnia
zawsze sugeruje pewien rodzaj napięcia. Wyraża lęk, niepokój,
a nawet zdenerwowanie, wewnętrzny chaos, niezdecydowanie.
Zauważmy, iż pierwsze słowa pochodzące od Boga poddane są jej
działaniu, co odsłania gorzką prawdę o słabościach Najwyższego,
który objawia się nie jako instancja niezłomna i pewna siebie,
a istnieje z dala od człowieka, przy czym posiada atrybuty ludz-
14
O tych specyficznych przypadkach traktuje kolejna część artykułu, zob.:
Dwa przypadki wiersza z przerzutni odartego.
Stanisław Barańczak. In memoriam
43
kie. Poszukujący wsparcia mieszkaniec Ziemi styka się z także
samotnym Stwórcą, a ten na domiar złego okazuje się być bez-
względnym, chłodnym, małomównym Panem Wszechrzeczy.
Przerzutnia w tym wypadku zdradza prawdopodobnie boskie
zachwianie się podczas wyznania: „PYTAJ\ I NIE MIEJ OBAW”.
Przerzucony do kolejnej linijki człon mógłby pozostać w tym
samym wersie, gdyby Bóg sam żywił przeświadczenie, że
w istocie człowiek może w jego obecności czuć się bezpiecznie,
a przynajmniej swobodnie. I tutaj przerzutnia demaskuje central-
ny problem: Bóg wypowiada się w tym miejscu bez pewności,
ponieważ wie o tym, iż pytający nie ma szans na wyzbycie się
strachu nawet w jego towarzystwie. Podmiot liryczny, pragnący
dotrzeć do sensu swego ziemskiego bytowania oraz cierpienia,
zderza się z lakonicznością zaskakujących go odpowiedzi i nie
może dostąpić poznania bożej tajemnicy zatem doznaje rozcza-
rowania, uświadamiając sobie, że nie powinien liczyć na wyro-
zumiałość, nie mówiąc już o uzyskaniu ulgi w przyziemnych
udrękach. Nie pozostaje mu nic innego jak tylko akceptacja
własnego, niedoskonałego, śmiertelnego „ja”. Rozstrzygającą
kwestię stanowi fakt, że skryty Zbawiciel po raz pierwszy
w tomie Widokówka jest określony mianem Boga:
Wreszcie charakterystyczne Dykcja, mój Panie, dykcja
z Ustawienia głosu (W, s. 189) będące echem zwykłego belfer-
skiego powiedzenia starego łacinnika, ironiczne, sarkastyczne. Ale
te konwencjonalne przydomki i pseudonimy Boga nie wystarcza-
ją. Jak można jeszcze inaczej Go nazwać? Gdzie poszukiwać
imion mogących najtrafniej Go określić? Czy jest On Niewidzą-
cym Niemym (Co mam powiedzieć, W, s. 169)? Czy Radiologiem
Bez Twarzy (Prześwietlenie, W, s. 175)? Czy też Fachowym Tera-peutą, Łaskawym Czytelnikiem, Wszechmogącym Panem, Nie-
śmiertelną Jedyną, Od Czterdziestu Dwóch Lat Już Wytężającym
Słuch Sobowtórem, Tubylcem Na Brzegu (Jakieś Ty, W, s. 174)?
A może po prostu tajemniczą kamerą krążącą nad Cape Cod
(W, s. 182)? Nazw jest wiele, atrybutów również. A przecież
Stanisław Barańczak. In memoriam
44
w nich wszystkich tylko domyślać się można Boga. Wszystkie są
zbyt słabe i wątłe. Lecz dzięki nim można osiągnąć jedno – zna-
mię świętości, imię Boga, zostaje zachowane, uchronione od try-
wializacji przez nadaremne wypowiadanie15
.
W liryku Drogi kąciku porad nie trzeba już snuć podejrzeń
odnośnie tego czy poeta wspomina o Bogu, czy o kimś innym –
Bóg ukazuje się człowiekowi i jest partnerem jego dialogu, imię
Najwyższego powtarza się w wieńczącym wersie aż trzykrotnie.
W poprzedzających Widokówkę zbiorach, także w Atlantydzie, Barańczak nie usiłował, by podmiot mówiący w jego utworach
starał się o tak bezpośredni kontakt z Niebiosami. W Atlantydzie
Boga praktycznie nie ma, nie rozmawia się o nim, tak jakby
sprawy polityczne i tęsknota za rodzimym krajem wypierały
rozmyślania o nie tyle o Stwórcy, ile o dialogu z nim. Nie zapo-
minajmy, że oba tomy są pierwszymi, napisanymi przez artystę
na obczyźnie, w Stanach Zjednoczonych, dokąd wyjechał wraz
z rodziną w 1981 r. Wydaje się, że Atlantyda jest znakomitą
zapowiedzią Widokówki, gdyż Barańczak we wcześniejszej z nich
daje upust swoim emocjom, związanym z opuszczeniem ojczy-
zny, kreuje opozycję „tego” i „tamtego” świata, których odpo-
wiednikiem jest Polska i Ameryka oraz ziemska przestrzeń czło-
wieka i niebiańska siedziba Boga. Podejmując tematykę trudności
życia w totalitarnym państwie komunistycznym i pokazując
rażący kontrast między rodzącą się tam niesprawiedliwością
a poniekąd beztroskim bytowaniem zagranicą, poeta w Wido-
kówce przechodzi do ukazywania relacji bardziej intymnych,
stosunków nie jedynie społecznych, a wewnętrznych doznań
religijnych. Nie oznacza to, że Barańczak nie tłumi w sobie
smutku dotyczącego skomplikowanej sytuacji w Polsce – wręcz
15
K. Biedrzycki, Bóg, [w:] tegoż, Świat poezji Stanisława Barańczaka, Kraków
1995, s. 267.
Stanisław Barańczak. In memoriam
45
przeciwnie, odzwierciedla je na kartach Atlantydy. W moim
mniemaniu jednak wyrazistsza przerzutniowość młodszego
zbioru poezji wywodzi się z chęci docierania do transcendencji,
z drżącego głosu nieśmiało wypowiadającego się, dopiero uczące-
go się „modlitwy”. Język, który w „okresie polskim16” dawniej był
podporządkowany zasadom lingwistycznych gier, propagando-
wych sloganów, powszechnej pauperyzacji17 teraz ma okazję się
w pełni wyswobodzić, nauczyć na nowo wyrażać się subiektywnie
i otwarcie. W Atlantydzie zaczął się tego uczyć, w Widokówce uzewnętrznia swoje zamiary nawiązania kontaktu nie tylko
z człowiekiem, ale i z Bogiem. I przerzutnia mu w tym pomaga.
Dwa przypadki wiersza z przerzutni odartego
Badanie toku przerzutniowego ujawnia dwa utwory
niemalże całkowicie go pozbawione. Oba znajdują się w Atlanty-dzie, w Widokówce w każdym wierszu ponad jedną trzecią jego
objętości obejmuje przerzutnia. Chcę wykazać, że unikanie przez
Barańczaka składniowego środka stylistycznego nie jest dziełem
przypadku, lecz prezentuje misterną pracę nad tym, aby wersolo-
giczny charakter liryku wiernie oddawał jego treści semantyczne.
Dwa liryki, które omówię w tej części należą do wyjątkowych
z punktu widzenia przerzutni, toteż nie mogą być przeze mnie
pominięte. Są to wiersze Grażynie oraz Naród, któremu się lepiej
powiodło. Przyjrzyjmy się pierwszemu z nich:
16
Termin zaczerpnięty od Tadeusza Żukowskiego, zob.: Głos z „tamtego świata” czyli Barańczak „sprzed” i „po”, „Czas Kultury” 1987, nr 4/5, s. 99. 17
Por. „język polityczny” wczesnych zbiorów: Korekta twarzy, Jednym tchem,
Sztuczne oddychanie, Ja wiem, że to niesłuszne, Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu. Szerzej zagadnienie to omawia Włodzimierz Bolecki w swoim
artykule, patrz: Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2, s. 149–174.
Stanisław Barańczak. In memoriam
46
Pamiętać o papierosach. Żeby zawsze były pod ręką,
gotowe do wsunięcia w kieszeń, gdy znowu go zabierają.
Znać na pamięć przepisy dotyczące paczek i widzeń.
Sztukę zmuszania mięśni twarzy do uśmiechu.
Jednym chłodnym spojrzeniem gasić wrzask policjanta,
zaparzać spokojnie herbatę, gdy oni bebeszą szuflady.
Z obozu albo szpitala słać listy, że wszystko w porządku.
Tylko umiejętności, taka perfekcja. Mówię poważnie.
Chociażby po to, aby się nie zmarnowały,
nagrodą za to wszystko powinna być nieśmiertelność,
a już co najmniej jej wybrakowana wersja, życie.
Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego do wiadomości.
Z iloma trudniejszymi sprawami dawałaś sobie radę.
Jeżeli kogoś podziwiałem, to właśnie ciebie.
Jeśli co było trwałe, to właśnie ten podziw.
Ile razy chciałem ci powiedzieć. Nie było jak.
Wstydziłem się luk w słownictwie i mikrofonu w ścianie.
Teraz słyszę, że za późno. Nie, nie wierzę.
To przecież tylko nicość. Jakże takie nic
ma stanąć pomiędzy nami. Na złość, na zawsze zapiszę
tę kreskę na tęczówce, zmarszczkę w kącie ust.
Zgoda, wiem, nie odpowiesz na moją ostatnią pocztówkę.
Ale będę za to winić coś rzeczywistego,
listonosza, katastrofę lotniczą, cenzurę,
nie nieistnienie, które, zgódź się, nie istnieje18
.
Przerzutnia pojawiająca się jako pierwsza podkreśla ustosunko-
wanie się mówiącego do śmierci. Zadziwiające, śmiałe wyznanie
podmiotu (będącego samym Barańczakiem) traktuje odejście ze
18
S. Barańczak, Grażynie, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 286.
Stanisław Barańczak. In memoriam
47
świata żywych z pobłażaniem, pozwala sobie nawet na przekoma-
rzanie się z tym nieodzownym zjawiskiem. Poeta nie może bo-
wiem pogodzić się z nagłą śmiercią Grażyny Kuroniowej, żony
jego przyjaciela, Jacka, która zmarła w wyniku choroby płuc.
O powstaniu tego liryku twórca opowiada następująco:
Mogłem tylko napisać o tym wiersz – i bardzo chciałem taki
wiersz napisać. Przez dłuższy czas jednak nie byłem w stanie wy-
krzesać z siebie ani jednego słowa. Męczyłem się przez kilka ty-
godni, przytłoczony z jednej strony poczuciem absurdalności tej
śmieci, z drugiej – poczuciem nieznośnej konwencjonalności
wszystkich słów, metafor, zwrotów retorycznych, których żąda-
ły ode mnie nawet najluźniej przestrzegane normy gatunku elegii
żałobnej (…) Zrozumiałem, że jedynym sposobem napisania
o śmierci kogoś takiego jak Grażyna – śmierci tak uderzająco nie
zasłużonej, nie usprawiedliwionej, nie dającej się zaakceptować –
będzie stworzenie wiersza, który wykręci wszystkie chwyty i regu-
ły elegii żałobnej o sto osiemdziesiąt stopni19
.
Dostrzeżmy, że Barańczakowi udało się zrezygnować zarówno
z formy elegijnej i odwrócić się nie tylko od jej wymagań, ale „do
góry nogami” wywrócił też własną poetykę tak silnie osadzoną
w przerzutniowości. Odstąpił od prób usystematyzowania wiersza
swoimi metodami wersyfikacyjnymi, nie dlatego, że nie znalazł
lepszego rozwiązania, lecz w celu zaakcentowania tego, jak
ogromny wpływ wywarła na nim przygnębiająca wiadomość.
Śmierć, o której tak często napominał w utworach, niespodzie-
wanie stała się realna i zabrała mu bliską, szanowaną przezeń
osobę. Gdyby liryk Grażynie przynajmniej w większości opierał
się na wzmocnionym toku przerzutniowym, wówczas sygnalizo-
wałoby to akceptację losu kobiety i kresu człowieka w ogóle. Tu
struktura wiersza dąży do osiągnięcia zamkniętej całości, jakby
19
S. Barańczak, „Zemsta ręki śmiertelnej”, [w:] tegoż, Tablica z Macondo. Osiemnaście prób wytłumaczenia, po co i dlaczego się pisze, Londyn 1990, s. 8.
Stanisław Barańczak. In memoriam
48
usiłowała ludzkie życie odbudować na nowo. Jerzy Kandziora,
autor książki o poezji Barańczaka, zabrnął w interpretacji liryku
tak daleko, że dokonuje takiego oto podsumowania:
Osobiście widzę w utworze dwa takie miejsca (choć może jest ich
więcej), w których śmierć, jakby wbrew woli autora, „zagląda” do
wiersza i czyni w nim uszczerbek nie do naprawienia, niejako na
przekór poetyckiej intencji jej unieważnienia20
.
Kandziora zauważa, że w konstrukcji przedstawionego wiersza
jak gdyby brakuje jednego wersu. Intuicyjnie wyczuwamy, iż po
trzech początkowych dystychach powinien wystąpić kolejny
z nich, a zamiast niego mamy monostych o treści: „Z obozu albo
szpitala słać listy, że wszystko w porządku”. Zanim przejdziemy
do dalszej lektury, musimy zdać sobie sprawę, iż właśnie teraz
dociera do nas pustka wyrażona poprzez słowa i formę utworu.
Z powyższą obserwacją Kandziory wypada się zgodzić, natomiast
za zbyt nadgorliwą uważam konstatację, która wprowadza termin
„przerzutni filozoficznej”21, polegającej na zestawieniu przeciw-
stawnych wyrazów „życie.\ Śmierć”. Pierwszy z nich zamyka
piątą strofę, następny otwiera szóstą, ale nie są to części składowe
tego samego zdania, rozdzielone przy użyciu przerzucenia ostat-
niego członu do kolejnego wersu. Po słowie „życie” występuje
wyraźny znak interpunkcyjny w postaci kropki, intensywnie
oddzielający go od słowa „Śmierć”, które natychmiastowo wcho-
dzi w zakres znaczeniowy dalszego toku wywodu i nierozerwalnie
spaja się z nim („Śmierć. Nie, to niepoważne, nie przyjmuję tego
do wiadomości”). Co prawda Kandziora nazywa ten zabieg quasi-
przerzutnią, jednakże wydzielanie jej z tekstu „na siłę” i dodat-
kowe twierdzenie, że jest ona „jakby wymykającą się kompeten-
cjom twórcy, który przerzutnie poetyckie w tym wierszu elimi-
20
J. Kandziora, Ocalony w gmachu wiersza, [w:] tegoż, Ocalony…, s. 146–147. 21
Tamże, s. 147.
Stanisław Barańczak. In memoriam
49
nował”22 stanowi zarzut krzywdzący zamierzenia Barańczaka.
Widzimy przecież, że poznański poeta konsekwentnie trzyma się
planu i przerzutnię umiejscawia wyłącznie trzykrotnie na samym
końcu, po to by choć na chwilę przegonić śmierć i zapomnieć, iż
Grażyna w istocie odeszła.
Drugim przykładem utworu z ograniczoną przerzut-
niowością jest, jak już wspomniano, Naród, któremu się lepiej
powiodło. Osobliwość tego szesnastowersowego liryku przejawia
się tym, że mieści on zaledwie jedną zwykłą przerzutnię, organi-
zującą się w przestrzeni dwóch wieńczących wiersz linijek. Przy-
padek ten jest jedynym takim spośród wszystkich badanych.
Przerzutnia pełni w nim funkcję włączenia podsumowania
i puenty, wynikającej z poprzedzającego ją poetyckiego obrazu
powszedniego, rutynowego życia mieszkańców bostońskiej dziel-
nicy. Podmiotem zabierającym głos jest Barańczak, znajdujący się
na obczyźnie i próbujący wytłumaczyć sobie reguły świata,
w którym przyszło mu egzystować. Niemożność dostosowania
otoczenia do indywidualnych wyobrażeń, każe mu podjąć myśle-
nie przystosowujące do wymogów nowej sytuacji. Dwie odrębne
wizje tkwiące w jego świadomości: pierwsza: przywołana w pa-
mięci – realia „tamtej” zniewolonej przez komunizm Polski –
i druga: beztroskość „tej”, spontanicznej („niezrozumiały fakt,\ że
Jane z drugiego roku udaje obojętność”23
), namacalnej Ameryki,
dają początek jednej przepaści emocjonalnej. Artysta doskonale
wie, że człowiek nie zawsze ma wpływ na to, w jakich okoliczno-
ściach przyjdzie mu zmierzyć się z fatum:
22
Tamże. 23
S. Barańczak, Naród, któremu się lepiej powiodło, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 300.
Stanisław Barańczak. In memoriam
50
Naród, który wygrał lepszy los,
jest godny twojego podziwu, nie taniej kpiny.
Bo niby z jakiej racji miałby mu się dostać los gorszy24
.
Zwroty „lepszy los”, „dostać los” sugerują, że doczesność jest
niczym loteria, a jej rezultat zna tylko Bóg. Wysuwane na pod-
stawie owego wiersza wnioski są niezwykle dramatyczne, depry-
mujące i stają się jeszcze mniej pocieszające, kiedy prawda osta-
teczna uwydatnia się za sprawą przerzutni:
Bo w tym, że inni nie widzą wyjścia, nie ma jego winy.
Przechodzisz obok niego, a naród znad ramy roweru
ogarnia cię pojemnym, nie czyniącym różnic uśmiechem.
Niepodobne, by wymowa liryku dopuszczała uśmiech nieszczero-
ści, aczkolwiek ten miły gest poświadcza chwilowość zrównania
się ludzi innych narodowości. Uświadamia, że mimo znaczących
odmienności kultur, sposobu bycia i rozumowania, każdy posiada
uczucia, doznaje porównywalnych uniesień i problemów, jest
człowiekiem tak jak i my. Najdotkliwsza analogia pomiędzy
ludźmi dla siebie obcymi, odsłania się w obliczu śmierci, gdyż ta
ciągle ukrywa się za rogiem życia, przykrywa się ulotnością
wrażeń i czyha, by zaskoczyć nas w najmniej oczekiwanym
momencie. Wszyscy jesteśmy tacy sami, ponieważ wszyscy
umrzemy. Pozostaje zatem pogodzenie się z przeznaczeniem
i czerpanie przyjemności nawet tam, gdzie nie czujemy się do
końca swojo. Przerzutnia pojawiła się więc wtedy, gdy do rzeczy-
wistości pewnej i statecznej, wkradł się element trwogi i burzącej
ład wątpliwości.
24
Tamże.
Stanisław Barańczak. In memoriam
51
Przerzutnia wyrazem niespokojnego oddechu
Wielokrotnie nadmieniałam, że omawiany składniowy
środek stylistyczny towarzyszył wierszom, aby uwidocznić obecny
w nich strach, poczucie osaczenia i wyobcowania, nerwowość
mówiącego, jego wewnętrzne rozdrażnienie, zagubienie. Wspo-
minałam również o tym, iż przerzutnia wiąże się ze specyficznym
oddechem, częstokroć napędzanym, bądź urywanym. Przerzutnia
jako chwyt oddający tchnienie, tak samo jak ono wprowadza
mnóstwo pauz, które pomagają złapać kolejny oddech i przynosi
chwile milczenia potrzebne do snucia refleksji. Tak jak oddycha-
nie stanowi jedną z podstawowych czynności życiowych, tak
u Barańczaka przerzutniowość konstytuuje nieodłączną część jego
utworów. Od pierwszego tchnienia rozpoczyna się żywot ludzki,
na ostatnim się kończy – tak u poety w większości przypadków
przerzutnia otwiera i zamyka liryczną przestrzeń. Niespokojny
oddech tnie myśli i słowa, starając się je jednak uporządkować,
skonstruować z nich wypowiedź, która będzie miała odpowiedni
kształt i sens, by odbiorca mógł ją pojąć. Przerzutniowy rytm
rozgorączkowanego oddechu mówi wiele o człowieku, zdradza
jego troski i obawy, rodzi się z wnętrza jednostki dotkniętej
poważnymi doświadczeniami. We wczesnych tomach przerzut-
niowość Barańczaka mocno osadzała się w ramach człowieczego
somatyzmu, zgodnie z założeniami przedstawicieli pokolenia ‘68,
którzy tworzyli:
[…] wiele metafor za pomocą słów należących do terminologii ję-
zykowo-artykulacyjnej. Odnaleźć je można już w tytułach ksią-
żek Jednym tchem Barańczaka, Własnymi słowami
Szarugi, Oprócz głosu Balcerzana, Drugi oddech Zagajewskiego),
a tę listę łatwo poszerzyć o sporą liczbę tytułów wierszy, w któ-
Stanisław Barańczak. In memoriam
52
rych źródłem metafor są takie słowa jak „znak”, „znaczenie”,
„zdanie”, „usta”25
.
Włodzimierz Bolecki nie wymienia tu znamiennego zbioru,
zatytułowanego Sztuczne oddychanie, rozpoczętego Hymnem
porannym, zaczynającym się od słów:
Powietrze którym wszyscy oddychamy
Powietrze którym dusimy się wszyscy […]26
już na wstępie dobitnie zaznaczających, że egzystencja w realiach
komunistycznego świata prowadzi do zniewolenia. Barańczakowa
jednostka zamykana jest nie tylko w uwięzi totalitarnych rządów,
lecz zmuszona jest do skrępowanego życia „za kostnymi kratami
klatki piersiowej i w wieży/ tchawicy”27
, toteż nie istnieje miej-
sce, w którym mogłaby całkowicie się uwolnić. Stanisław Balbus
w następujący sposób wyraża się o indywiduum kreowanym
przez poznańskiego poetę w „okresie polskim”:
Bohater liryczny, nawet w swym bycie cielesnym, a może zwłasz-
cza w cielesnym, jest nieustannie „inkrustowany” tym, co go
otacza; wydarzeniami i znaczeniami, które świat „wpisuje w cia-
ło”. I zarazem sam rozprasza się w świecie. Chwyta o d d e c h ,
(podkr. moje – K.Ś.) „łapiąc go na gorącym uczynku kradzieży ze
świata i na próbie ucieczki”. Jest niejako punktem przecięcia się
rozmaitych napięć i układów świata zewnętrznego – „z głową
w miejscu krzyżowania się wszystkich pionów i poziomów, przy-
bity do tych wszystkich naraz krzyży miarowymi ćwiekami dud-
niącego serca”. Człowiek – miejsce geometryczne przestrzeni28
.
25
W. Bolecki, Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława
Barańczaka…, s. 153. 26
S. Barańczak, Hymn poranny, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 117. 27
S. Barańczak, Jednym tchem, [w:] tegoż, Wiersze zebrane…, s. 51. 28
S. Balbus, „Sprzeczne zeznania na ten sam ogień”, „Twórczość” 1973, nr 4,
s. 107.
Stanisław Barańczak. In memoriam
53
W Atlantydzie i Widokówce dokonuje się zasadniczy poetycki
zwrot nierozerwalnie związany z zagadnieniem tak oddychania,
jak i przerzutniowości:
[…] To nowe wyzwolenie autora książki o Herbercie […] widać
w jego wielu bardzo interesujących wierszach amerykańskich, któ-
re budowane są z oczyszczonych, poetycko wykadrowanych obra-
zów, poddanych rytmowi indywidualnego o d d e c h u . (Termin
„ o d d e c h ” rozumiałbym tutaj jako niepowtarzalny sposób
przeżywania czasu i o r g a n i z o w a n i a g o w p r z e -
s t r z e n i w i e r s z a ). Gdy autor Sztucznego oddychania znalazł się wśród myślących obrazami poetów amerykańskich
i takich znakomitości światopoglądowych jak Miłosz, Brodski czy
Venclova – zaczął o d d y c h a ć coraz bardziej naturalnie
i z ogromną korzyścią dla jego nowych wierszy29
.
Przywołane tu stwierdzenie Tadeusza Żukowskiego, pojmującego
podejście do rzeczywistości w kategoriach osobistego tchnienia
autora i przelania ich na papier w określonej konwencji wersyfi-
kacyjnej, potwierdza słuszność zaprezentowanych w niniejszym
artykule propozycji interpretacyjnych przerzutni. Szybki oddech
komunistycznego obywatela przeradza się w zaniepokojony
oddech człowieka na obczyźnie, początkowo rozprawiającego się
jeszcze z przebłyskami życiowej, politycznej niesprawiedliwości,
by wreszcie osiągnąć bardziej zsubiektywizowane, mocniej
„uprzerzutniowione” próby dialogu z tym Najsilniejszym i Naj-
wyższym – z Bogiem.
29
T. Żukowski, Głos z „tamtego świata” czyli Barańczak „sprzed” i „po”…,
s. 109. Dodajmy, że wszystkie podkreślenia w przytoczonym cytacie pochodzą
od autorki pracy.
Stanisław Barańczak. In memoriam
54
BIBLIOGRAFIA
Bibliografia podmiotowa
Barańczak S., Wiersze zebrane, Kraków 2007.
Bibliografia przedmiotowa
Balbus S., „Sprzeczne zeznania na ten sam ogień”, „Twórczość” 1973,
nr 4.
Balcerzan E., Badania wersologiczne a komunikacja literacka; Tłuma-czenie jako twórczość; Przekład poetycki w systemie kultury literackiej, [w:] tegoż, Kręgi wtajemniczenia, Kraków 1982.
Barańczak S., Etyka i poetyka, Kraków 2009.
Barańczak S., Tablica z Macondo. Osiemnaście prób wytłumaczenia, po co i dlaczego się pisze, Londyn 1990.
Biedrzycki K., „Na wszystko odpowiem, choć nie usłyszysz ani słowa”, „Znak” 1900, nr 1.
Biedrzycki K., Barańczakowa wizja literatury, „Tygodnik Powszechny”
1986, nr 22.
Biedrzycki K., Świat poezji Stanisława Barańczaka, Kraków 1995.
Biedrzycki K., Zaufać nieufności. Osiem rozmów o sensie poezji 1990–1992, Kraków 1993.
Bielik-Robson A., Jednostka, [w:] tejże, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000.
Bolecki W., Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z 2.
Cieślikowski-Sokołowski M., Zwodnicza prostota. Na marginesie wiersza „Południe” Stanisława Barańczaka, [w:] tegoż, Moment lingwi-
styczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka, Kraków 2011.
Dłuska M., Próba teorii wiersza polskiego, Kraków 1980.
Grabowski A., Wiersz. Forma i sens, Kraków 1999.
Kandziora J., O „Atlantydzie” Stanisława Barańczaka, [w:] Poznańskie Studia Polonistyczne. Barańczak – poeta lector, pod red. Legeżyńska
A., Poznań 1999.
Kandziora J., Ocalony w gmachu wiersza. O poezji Stanisława Barań-czaka, Warszawa 2007.
Stanisław Barańczak. In memoriam
55
Kopczyńska Z., Dobrzyńska T., Pszczołowska L., Znaczenie wyboru formy wiersza. Trzy studia, Warszawa 2007.
Kulawik A., Tak zwany wiersz emocyjny wśród innych metod kształ-towania wiersza, „Przegląd Humanistyczny” 1975, nr 6.
Kulawik A., Wersologia. Studium wiersza, metru i kompozycji wersyfi-kacyjnej, Kraków 1999.
Kulczycka D., „Powiedzieć to wszystko o czym milczę”. O poezji Stanisława Barańczaka, Zielona Góra 2008.
Miodońska-Brookes E., Kulawik A., Tatara T., Zarys poetyki, Warsza-
wa 1980.
Nieukerken A., Stanisław Barańczak jako współczesny poeta metafi-
zyczny, [w:] tegoż, Ironiczny konceptyzm. Nowoczesna polska poezja metafizyczna w kontekście anglosaskim, Kraków 1998.
Poetyka. Zarys encyklopedyczny, red. J. Woronczak, Wrocław 1963.
Prokopiuk S., „Nowa Fala” – Czas zapowiedzi i drogi rozwoju, [w:]
Ethos literatury w niespokojnym świecie, pod red. Flisiak E., Białystok
1989.
Pszczołowska L., Forma wierszowa jako element kultury; Semantyka
form wierszowych, [w:] Wiersz-styl-poetyka, Kraków 2002.
Pszczołowska L., Wiersz nieregularny, [w:] Poetyka. Zarys encyklope-dyczny, dział III: Wersyfikacja, t.VII, Wrocław 1987.
Rym, [hasło w:] Słownik terminów literackich, red. M. Głowiński, T.
Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Wrocław 1998.
Sacharczuk K., Ethos poezji skupionej na człowieku zagrożonym, [w:]
Ethos literatury w niespokojnym świecie, pod red. Flisiak E., Białystok
1989.
Sadowski W., Wiersz wolny jako tekst graficzny, Kraków 2004.
Wóycicki K., Wiersz, [w:] tegoż, Forma dźwiękowa prozy polskiej i wiersza polskiego, Warszawa 1960.
Żukowski Z., Głos z „tamtego świata” czyli Barańczak „sprzed” i „po”, „Czas Kultury” 1987, nr 4/5.
Stanisław Barańczak. In memoriam
56
Daria TYBLEWSKA
The Raven Edgara Allana Poego w przekładzie
Stanisława Barańczaka – analiza przydawek dopełnia-
czowych w polskim tłumaczeniu wiersza
Stanisław Barańczak, autor licznych wierszy, jak i przekładów,
w tym między innymi z języka angielskiego na polski, uważany
jest za jednego z najwybitniejszych polskich tłumaczy drugiej
połowy XX wieku. Nadał on swoim tłumaczeniom wiele autor-
skich cech, dzięki czemu można je określić jako kontynuację jego
twórczości1. Poeta podkreśla w swoim „manifeście translatolo-
gicznym”2, iż tłumaczenie poezji jest niezwykle trudnym zada-
niem, gdyż tłumacz musi odpowiednio zinterpretować nie tylko
treść, ale i formę tłumaczonego utworu w języku docelowym.
Jak zauważa Monika Kaczorowska, recenzenci prze-
kładów Barańczaka wskazują ich dwie główne cechy: „rozbież-
ność z oryginałem” oraz zauważalne „ślady tłumacza”3. Co wię-
cej, według badaczki, Barańczak skupia się na językowym
ukształtowaniu utworów, a stosowanie przydawek dopełniaczo-
wych określa wręcz Kaczorowska jako niezmienny element jego
repertuaru translatorskiego4.
1 M. Kaczorowska, Przekład jako kontynuacja twórczości własnej na
przykładzie wybranych translacji Stanisława Barańczaka z języka angielskiego,
Kraków 2011, s. 25. 2 S. Barańczak, Ocalone w tłumaczeniu: szkice o warsztacie tłumacza poezji
z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów, Kraków 2004, s. 13. 3 M. Kaczorowska, dz. cyt., s. 17.
4 Tamże, s. 188.
Stanisław Barańczak. In memoriam
57
Celem tego artykułu jest omówienie tego rodzaju
przydawek występujących w wierszu Kruk Stanisława Barańcza-
ka, który jest polskim przekładem amerykańskiego poematu The
Raven Edgara Allana Poego. Niniejsza praca skupia się na anali-
zie przydawek dopełniaczowych w odniesieniu do składniowych
środków stylistycznych pojawiających się w tłumaczeniu, takich
jak inwersja czy powtórzenia. Autorka odnosi się również do
fonetycznych środków stylistycznych, takich jak na przykład
rymy, z racji tego, że są one w tym przypadku z przydawkami
ściśle powiązane.
The Raven, wiersz niezwykle popularny, któremu po-
święca się nawet całe konferencje, ukazał się po raz pierwszy
drukiem w amerykańskim czasopiśmie New York Evening Mir-
ror w 1845 roku. Oprócz Barańczaka przełożyli go również
między innymi Zenon Przesmycki, Jolanta Kozak i Marcin
Froński. Przetłumaczenie poematu stanowiło niełatwe wyzwanie.
Jak sam Barańczak5 stwierdza, posiada on taki układ rymów,
który nie jest prosty do przedstawienia w sposób graficzny.
Damian Kaja6 dodaje, iż „znakowe skomplikowanie” wiersza The
Raven jest jedną z pierwszych trudności, na które napotyka
tłumacz. Ostatecznie Barańczak zastosował w swoim przekładzie
liczne środki stylistyczne. Grzegorz Komerski7 stwierdza, że autor
Kruka w swoim użyciu onomatopei i aliteracji był nawet „bar-
dziej anglosaski od Poego”. Co więcej, Jolanta Kozak8 dodaje, iż
5 S. Barańczak, Ocalone w tłumaczeniu…, s. 367.
6 D. Kaja, 7 x samotność. O pewnym aspekcie tekstu „Kruka" E.A. Poego
w świetle jego polskich przekładów, „Podteksty” 2014, nr 1, [online:]
http://podteksty.amu.edu.pl/content/id-7-x-samotnosc-o-pewnym-aspekcie-
tekstu-kruka-ea-poego-w-swiet.html, [dostęp: 17.03.2015 r.]. 7 G. Komerski, Kruk zakrakał: „Kres i krach”, [online:] Komerski o słowach,
http://komerski.pl/2008/10/kruk-zakrakal-kres-i-krach/, [dostęp: 20.02.2015 r.]. 8 J. Kozak, Przekład literacki jako metafora. Między logo a lexis, Warszawa
2009, s. 236.
Stanisław Barańczak. In memoriam
58
Barańczak poświęcił wiele uwagi stronie melicznej Kruka, nie
oddając jednak precyzyjnie znaczenia obrazów pojawiających się
w wierszu. Badaczka stwierdza, iż tłumacz dodał do przekładu
swoją własną wizję pełną chaosu, blach i zgrzytów, w której
„zagubiło się to, co w oryginale najważniejsze: element kodu
hermeneutycznego”9. Według niej Barańczak wprowadził wiele
efektów dźwiękowych do tłumaczenia oraz zastosował w nim
środki stylistyczne (takie jak porównania, metafory, personifika-
cje), które nie pojawiły się w oryginale. Ponadto Kozak podkre-
śla, że przekład „uderza barokowym bogactwem obrazów” 10
.
Przydawki, będące przedmiotem niniejszego szkicu,
wraz z określanymi przez nie rzeczownikami, tworzą tak zwane
g r u p y n o m i n a l n e . Jak podaje Słownik języka polskiego
PWN, grupa nominalna, zwaną również imienną, to: „struktura
składniowa, której członem centralnym jest rzeczownik lub
zaimek rzeczowny”11
. Może ona składać się z samego rzeczowni-
ka lub zaimka, ale jej człon konstytutywny może być również
określany przez elementy takie jak przydawki, które Śliwiński
nazywa członami akcesorycznymi12
. Wyróżnia on dwa rodzaje
grup nominalnych – proste (dwuczłonowe) i rozbudowane
(posiadające więcej niż dwa człony). Rozbudowane grupy nomi-
nalne mogą występować w szyku konfiguracyjnym, koncentrycz-
nym, konfiguracyjno-koncentrycznym lub koncentryczno-
konfiguracyjnym, w wariantach jednostronnych lub obustron-
9 Tamże, s. 231.
10 Tamże, s. 236.
11 Słownik języka polskiego PWN, [online:] http://sjp.pwn.pl/szukaj/grupa-
imienna.html, [dostęp: 24.02.15 r.]. 12
W. Śliwiński, Linearne sposoby kształtowania grup nominalnych w poezji
K. I. Gałczyńskiego (na przykładzie Kroniki olsztyńskiej i Pieśni), [w:] Dzieło i życie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, red. A. Kulawik, J. Ossowski,
t. 1, Kraków 2005, s. 215–235.
Stanisław Barańczak. In memoriam
59
nych. U k ł a d k o n f i g u r a c y j n y to taki, w którym para
wyrazów połączonych związkiem podrzędnym bezpośrednio
sąsiaduje ze sobą (wariant konpozycyjny) lub „jest rozdzielona
jedynie elementem podrzędnym w stosunku do któregoś ze
składników tej pary” (wariant interpozycyjny)13
. U k ł a d
k o n c e n t r y c z n y natomiast pojawia się, gdy dwie przydaw-
ki rozmieszczone są w stosunku do trzonu grupy nominalnej
w taki sposób, że jedna z nich występuje bezpośrednio obok
trzonu, a druga znajduje się w odległej prepozycji lub postpozycji,
określając nie tylko trzon, ale całą grupę nominalną. Układy
mieszane powstają, gdy szyk konfiguracyjny rozbudowywany jest
według wzoru koncentrycznego lub gdy szyk koncentryczny
rozwijany jest zgodnie z zasadami wzoru konfiguracyjnego14
.
Przydawki mogą stanowić różnorodne części mowy,
a więc również tworzyć odmienne rodzaje połączeń z wyrazami
określanymi. Ze względu na ten fakt wyróżnia się przydawki:
przymiotną (wyrażoną przymiotnikiem, zaimkiem przymiotnym,
imiesłowem przymiotnikowym, liczebnikiem wielorakim, po-
rządkowym lub mnożnym), rzeczowną (stanowiącą rzeczownik
w tym samym przypadku, co wyraz określany), przyimkową
(wyrażoną wyrażeniem przyimkowym) oraz dopełniaczową15
. Jak
zauważa Jagodziński16
, przydawki dopełniaczowe (na których się
tu skupiamy) tworzą zwykle rzeczowniki lub niektóre zaimki
dzierżawcze w dopełniaczu. Do tych ostatnich należą zaimki
dzierżawcze trzeciej osoby („jego”, „jej”, „ich”). Zaimek zwrotny
13
W. Śliwiński, Inwersje barokowe w „Kanikule” i „Lutni” Jana Andrzeja Morsztyna, „LingVaria” 2006, nr 1, s. 107. 14
Tamże. 15
G. Jagodziński, Sposoby wyrażania poszczególnych części zdania. Przydawka dopełniaczowa, [online:] http://grzegorj.w.interia.pl/gram/pl/skladnia14.html,
[dostęp: 19.02.2015 r.]. 16
Tamże.
Stanisław Barańczak. In memoriam
60
dzierżawczy („swój”) oraz zaimki dzierżawcze pierwszej i drugiej
osoby („mój”, „twój”, „nasz”, „wasz”) traktowane są jako przy-
dawki przymiotne. Między przydawką dopełniaczową a wyrazem
określanym występuje związek rządu, przez co forma wyrazu
określającego nie zmienia się bez względu na to, w jakim przy-
padku wystąpił wyraz określany.
W zależności od tego, którą częścią mowy jest przy-
dawka dopełniaczowa, wyróżnia się różne sposoby jej rozmiesz-
czenia17
. Jeżeli tę przydawkę stanowi rzeczownik, to powinna się
ona znajdować po wyrazie określanym, tak jak w przykładzie:
„książka ucznia”. Inwersja stosowana jest dziś tylko w poezji. Jeśli
przydawka ma postać zaimka dzierżawczego trzeciej osoby,
wówczas występuje w prepozycji, na przykład tak jak w kon-
strukcji „jego życie”.
Ze względu na odmienność funkcji, jakie pełnią przy-
dawki dopełniaczowe względem wyrazów określanych, wyróżnia
się18
:
przydawki charakteryzujące – wyrażające niestałą wła-
ściwość,
przydawki wyodrębniające – nazywające cechę wyróż-
niającą przedmiot spośród innych przedmiotów,
przydawki ilościowe – określające cechy, które można
wyrazić ilościowo,
17
P. Czernek, Analiza składniowa i literalna grup nominalnych w języku
poetyckim Zbigniewa Herberta, [online:] http://www.moscice.pl/moje-
moscice/blogi/blog-postscriptum/analiza-sk%C5%82adniowa-i-literalna-grup-
nominalnych-w-j%C4%99zyku-poetyckim-zbigniewa-herberta/, [dostęp: 19.02.2015 r.]. 18
G. Jagodziński, Sposoby wyrażania poszczególnych części zdania. Przydawka dopełniaczowa, [online:] http://grzegorj.w.interia.pl
/gram/pl/skladnia14.html, [dostęp: 19.02.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
61
przydawki dzierżawcze – wyrażające przynależność
przedmiotu.
Jak wykazała analiza, przekład Barańczaka obfituje
w przydawki dopełniaczowe. Odnotowano w nim 38 przydawek
tego rodzaju (co stanowi 4% wszystkich wyrazów całego wier-
sza), w tym:
35 przydawek w formie rzeczownika (które obejmowa-
ły 12 przydawek dopełniaczowych w układach inwer-
syjnych),
3 przydawki w formie zaimka dzierżawczego w ukła-
dach normatywnych (zgodnych ze współczesnymi
normami językowymi) – w bezpośredniej prepozycji.
Wprowadzone przez Barańczaka przydawki dopełnia-
czowe wystąpiły w zróżnicowanych konstrukcjach składniowych,
zarówno w układach normatywnych, jak i nienormatywnych
(inwersyjnych) względem określanych rzeczowników. Warianty
układów normatywnych zostały przedstawione w tabeli 1.
Tab. 1. Układy normatywne występujące w obrębie grup nominalnych obej-
mujących przydawki dopełniaczowe.
Człony grupy nominalnej wariant szyku przykład grupy nominalnej
rzeczownik + przydawka przymiotna
+ przydawka dopełniaczowa wyrażona
rzeczownikiem
jednostronny
konfiguracyjny
postpozycyjny
interpozycyjny
„szelest purpurowych
kotar” (strofa 3)
„księgi zapomnianej magii”
(strofa 1)
przydawka dopełniaczowa wyrażona
zaimkiem + rzeczownik
jednostronny
prepozycyjny
„jej portrety” (strofa 14)
„jej snach” (strofa 18)
rzeczownik + przydawka dopełnia-
czowa wyrażona rzeczownikiem
jednostronny
postpozycyjny
„brzemię wróżby” (strofa
11)
„chór aniołów” (strofa 2)
Stanisław Barańczak. In memoriam
62
Jeśli chodzi o przydawki dopełniaczowe w formie rze-
czownika, wystąpiły one w przekładzie zarówno w prostych
(dwuczłonowych) grupach nominalnych (na przykład „brzemię
wróżby”), jak i rozbudowanych, czyli posiadających więcej niż
dwa człony (na przykład „całą trwożną mocą wzroku”). W skład
grup rozbudowanych, oprócz członów konstytutywnych i przy-
dawek dopełniaczowych, wchodziły również przydawki przy-
miotne w formie zaimków przymiotnych, imiesłowów przymiot-
nikowych lub przymiotników. Jak można zaobserwować, najczę-
ściej występowały w przekładzie układy jednostronne, postpozy-
cyjne. Co więcej, przydawki dopełniaczowe w formie zaimków
dzierżawczych również wystąpiły w grupach prostych i rozbudo-
wanych. W obrębie grup prostych wystąpiły układy normatywne,
natomiast w jedynej grupie rozbudowanej pojawił się układ
nienormatywny, co zostanie omówione później. We wszystkich
„szmer myszy” (strofa 4)
„głąb mroku” (strofa 5)
„głownia serca” (strofa 6)
„kawał mruka” (strofa 8)
„czaszki szwach” (strofa 13)
„światło świec” (strofa 13)
„iskrą światła” (strofa 14)
rzeczownik + przydawka przymiotna
wyrażona zaimkiem + przydawka
dopełniaczowa wyrażona rzeczowni-
kiem
jednostronny
konfiguracyjny
postpozycyjny
interpozycyjny
„piach mojej duszy” (strofa
15)
„zgrzyt tych słów” (strofa
17)
przydawka przymiotna + rzeczownik
+ przydawka dopełniaczowa wyrażona
rzeczownikiem
obustronny
konfiguracyjny
konpozycyjny
„demoniczny blask lichta-
rzy” (strofa 18)
przydawka przymiotna + przydawka
przymiotna + rzeczownik + przydaw-
ka dopełniaczowa wyrażona rzeczow-
nikiem
obustronny
koncentryczno-
-konfiguracyjny
„całą trwożną mocą wzro-
ku” (strofa 5)
Stanisław Barańczak. In memoriam
63
przypadkach zaimki pojawiły się w prepozycji w stosunku do
określanego rzeczownika – „jej portrety”, „jej snach”, „jego
czerń”.
Jak już wspomniano wcześniej, oprócz układów nor-
matywnych Barańczak wprowadził również w przekładzie przy-
dawki dopełniaczowe w odwróconym szyku wyrazowym, co
wielokrotnie służyło zachowaniu rytmizacji. Często zmieniał on
również szyk przydawek przymiotnych występujących w grupach
nominalnych, w których pojawiały się przydawki dopełniaczowe.
Tabela 3 ukazuje warianty nienormatywnych układów składnio-
wych w obrębie grup nominalnych, których elementami są przy-
dawki dopełniaczowe (tabela uwzględnia przykłady inwersji
przydawek dopełniaczowych i/lub przydawek przymiotnych).
Tab. 2. Układy nienormatywne występujące w obrębie grup nominalnych
obejmujących przydawki dopełniaczowe
Człony grupy nominalnej wariant szyku przykład grupy nominalnej
przydawka dopełniaczowa wyrażo-
na zaimkiem + rzeczownik +
przydawka przymiotna
obustronny
konfiguracyjny
konpozycyjny
„jego czerń skrzydlata”
(strofa 18)
rzeczownik + przydawka dopełnia-
czowa wyrażona rzeczownikiem +
przydawka przymiotna
jednostronny
konfiguracyjny
postpozycyjny
konpozycyjny
„naturą słów zrodzonych”
(strofa 12)
przydawka dopełniaczowa wyrażo-
na rzeczownikiem + przydawka
przymiotna + rzeczownik
jednostronny
koncentryczny
prepozycyjny
interpozycyjny
„Pallady bladym czołem”
(strofa 18)
„Hadesu mrocznych dnach”
(strofa 8)
przydawka dopełniaczowa wyrażo-
na rzeczownikiem + rzeczownik
jednostronny
prepozycyjny
„hipotez listę” (strofa 13)
„snów tumanie” (strofa 1)
„trwogi władzę” (strofa 8)
Stanisław Barańczak. In memoriam
64
Jak można zaobserwować, w niektórych przypadkach
zamiast układu obustronnego pojawił się układ jednostronny, na
przykład „Pallady bladym czołem” lub zamiast układu postpozy-
cyjnego – układ prepozycyjny, na przykład „czarnych piór furko-
tem”.
Wprowadzenie układów inwersyjnych w obrębie grup
nominalnych obejmujących przydawki dopełniaczowe pozwoliło
przede wszystkim na zachowanie rymów wewnętrznych, w tym
rymów:
dokładnych, na przykład „(snów19
) tumanie” – „du-
manie”, „(słów dźwięk) nagi” – „wagi”,
niedokładnych, na przykład „(trwogi) władzę” – „po-
wadze”,
gramatycznych, na przykład: „łopotem” – „(piór) fur-
kotem”
niegramatycznych, na przykład „(hipotez) listę” –
„ogniste”.
Taki zabieg widoczny jest nie tylko w obrębie grup
obejmujących przydawki wyrażone rzeczownikiem, ale również
19
W nawiasie podaję przydawki dopełniaczowe, które bezpośrednio sąsiadują
z wyrazami rymowanymi, aby podkreślić rolę inwersji.
przydawka przymiotna wyrażona
zaimkiem + przydawka dopełnia-
czowa wyrażona rzeczownikiem +
rzeczownik + przydawka przymiot-
na
obustronny
konfiguracyjny
konpozycyjny
„tych słów dźwięk nagi”
(strofa 11)
przydawka przymiotna + przydaw-
ka dopełniaczowa wyrażona
rzeczownikiem + rzeczownik
jednostronny
konfiguracyjny
prepozycyjny
konpozycyjny
„czarnych piór furkotem”
(strofa 7)
Stanisław Barańczak. In memoriam
65
tych wyrażonych zaimkiem. W przykładzie „jego czerń skrzydla-
ta” rzeczownik określany jest przez przydawkę dopełniaczową,
ale również przez przydawkę przymiotną „skrzydlata”, która
występuje w stosunku do niego w inwersji. Celem zmiany szyku
wyrazowego było tutaj uzyskanie rymu wewnętrznego z wyrazem
„lata”:
I wciąż jego czerń skrzydlata nie drgnie, jakby chciała lata […]
A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach
Miota się, lecz nie powstanie, bo wciąż jawi się w jej snach
Krecha krwawa – kres i krach! (strofa 18)
Jeśli chodzi o inne składniowe środki stylistyczne, takie
jak na przykład powtórzenia, Barańczak zachował je w przekła-
dzie bardzo precyzyjnie. Wprowadzenie epifor podobnie jak
zachowanie rymów oraz rytmu w tłumaczeniu przyczyniło się do
budowy jego warstwy brzmieniowej. Jak zauważono, w pięciu
przypadkach części grup nominalnych, w których skład wchodzi-
ły przydawki dopełniaczowe, były elementami epifor. W jednym
przypadku wystąpiło powtórzenie samej przydawki dopełniaczo-
wej:
Let me see, then, what thereat is, and this mystery explore
Let my heart be still a moment and this mystery explore […]
Okiennicę, albo słyszę zgrzyt obluzowanych blach
Jakiejś rynny; ten niewinny chrobot przerdzewiałych blach […]
(strofa 6)
Jak można zaobserwować między innymi na podstawie
powyższego fragmentu, w oryginale powtórzenia są bardziej
rozbudowane niż w przekładzie. W wierszu The Raven często
pojawiały się wielowyrazowe powtórzenia (nawet siedmiowyra-
Stanisław Barańczak. In memoriam
66
zowe), podczas gdy w jego przekładzie powtarzany był najczęściej
tylko jeden wyraz.
W pozostałych czterech przypadkach powtarzany był
rzeczownik określany przez przydawkę dopełniaczową. W każ-
dym z nich uzyskano powtórzenia dzięki zmianie szyku wyrazów
w obrębie grup nominalnych, co widoczne jest w następujących
fragmentach:
1. Ghastly grim and ancient raven wandering from the Nightly shore
Tell me what thy lordly name is on the Night's Plutonian shore!
Tak wyleniałego kruka nie ma i na piekieł dnach!
Zdradź mi, jakie nosisz imię na Hadesu mrocznych dnach? (strofa 8)
2.
On the cushion's velvet lining that the lamplight gloated o'er,
But whose velvet violet lining with the lamplight gloating o'er […]
Głowę wsparłszy o oparcie: skóra, pękająca w szwach
Lecz wciąż gładka, odbijała światło świec, a w czaszki szwach […] (strofa 13)
3.
From my books surcease of sorrow- sorrow for the lost Lenore
For the rare and radiant maiden whom the angels name Lenore
By oderwał od Lenory myśl zbłąkaną w niebios mgłach,
Od Lenory, której imię do tej pory śpiewa w mgłach […] (strofa 2)
4.
It shall clasp a sainted maiden whom the angels name Lenore
Clasp a rare and radiant maiden whom the angels name Lenore.
O, gdybyśmy się spotkali z mą Lenorą w nieba mgłach!
Co mnie czeka, co ocali – czy Lenora w rajskich mgłach? (strofa 16)
Co ciekawe, w dwóch ostatnich fragmentach zastoso-
wano podobne przydawki dopełniaczowe „niebios” i „nieba”,
które określają taki sam wyraz „mgłach”. Ponadto możemy
Stanisław Barańczak. In memoriam
67
zauważyć pewną regularność – w podanych przykładach
w oryginale powtarzany był wyraz „Lenore”, natomiast w obu
fragmentach przekładu im odpowiadających powtórzono wyraz
„mgłach”.
Barańczak zachował rymy nie tylko wewnątrz strof, ale
również pomiędzy różnymi strofami, tak jak tego dokonano
w oryginale. Tabela 3 ukazuje, iż wszystkie wspomniane wcze-
śniej powtórzenia występujące w przekładzie rymują się ze sobą
(i w dodatku są to rymy dokładne), tak jak ostatnie elementy
epifor pojawiających się w oryginale.
Tab. 3. Epifory w oryginale i przekładzie a rymy międzystrofowe.
Strofa oryginał przekład
2 Lenore
Lenore
mgłach
mgłach
6 explore
explore
blach
blach
8 shore
shore
dnach
dnach
13 o’er
o’er
szwach
szwach
16 Lenore
Lenore
mgłach
mgłach
Jeśli spojrzeć na konstrukcje pojawiające się w orygina-
le, a mianowicie na te odpowiadające przydawkom dopełniaczo-
wym w przekładzie, można zauważyć, iż w kilku przypadkach
stanowią one formy dzierżawcze. Do takich form w języku an-
gielskim należy między innymi konstrukcja, w której rzeczownik
połączony jest z przydawką dopełniaczową przyimkiem „of”:
Stanisław Barańczak. In memoriam
68
And the silken, sad, uncertain rustling of each purple curtain […]
Lękiem się o serce otarł szelest purpurowych kotar […] (strofa 3)
W powyższym przykładzie należy zwrócić uwagę na
to, że grupa nominalna w oryginale jest bardziej rozbudowana
niż w przekładzie (wzbogacona jest ona o większą liczbę przyda-
wek przymiotnych). Kolejną formę dzierżawczą utworzono
poprzez użycie dopełniacza saksońskiego. Jak widać również
w poniższym fragmencie, w oryginale grupa nominalna składa się
z nieco większej ilości elementów niż w przekładzie:
Get thee back into the tempest and the Night's Plutonian shore!
Poderwałem się. – Leć w zamieć, w zamęt, zgiń na piekieł dnach! (strofa 17)
Ostatnią konstrukcję dzierżawczą stanowił zaimek
dzierżawczy „his” (ang. „jego”), który wystąpił w układzie nor-
matywnym:
And the lamplight o'er him streaming throws his shadow on the floor […]
A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach […] (strofa 18)
Podsumowując, zastosowanie licznych przydawek do-
pełniaczowych w przekładzie Stanisława Barańczaka służyło nie
tylko funkcjom estetycznym, ale również, między innymi, zacho-
waniu wielkości wersu oraz metrum. Ich użycie miało również na
celu podkreślenie obecności, ekspresji oraz znaczenia rzeczowni-
ków.
Co więcej, należy podkreślić rolę zastosowanych
w przekładzie składniowych i też fonetycznych środków styli-
stycznych. Jak zauważono, przydawki dopełniaczowe wystąpiły
w wierszu nie tylko w układach normatywnych, ale prawie poło-
Stanisław Barańczak. In memoriam
69
wa przydawek dopełniaczowych w formie rzeczownika pojawiła
się w zróżnicowanych układach inwersyjnych. Możemy stwier-
dzić, iż zastosowanie przez Barańczaka odwróconego szyku
wyrazowego to celowy zabieg stylistyczny, gdyż pozwolił on na
zachowanie rymów wewnętrznych w wierszu (w tym rymów
gramatycznych, niegramatycznych, dokładnych i niedokładnych).
Co więcej, wprowadzenie epifor w przekładzie pozwoliło na
zachowanie paralelizmu leksykalnego oraz rytmizacji. W kilku
przypadkach powtórzenia te podkreślały inwersję w obrębie grup
nominalnych obejmujących przydawki dopełniaczowe. Z drugiej
strony, w kilku przypadkach omawianym przydawkom w prze-
kładzie odpowiadały formy dzierżawcze w oryginale. Można więc
stwierdzić, że przydawki te to element charakterystyczny przy-
najmniej niniejszego przekładu Barańczaka.
Nawet jeśli pod względem semantycznym nie jest to
w pełni wierne tłumaczenie, warto na zakończenie podkreślić
precyzyjne odzwierciedlenie wzoru wersyfikacji oraz rymów przez
Barańczaka. Z pewnością nie było to łatwym zadaniem, co po-
twierdzają jego słowa: „W ostatnim ćwierćwieczu spędziłem na
tłumaczeniu wierszy prawdopodobnie więcej czasu niż na jakim-
kolwiek innym zajęciu, jeśli nie liczyć snu”20
.
20
S. Barańczak, Ocalone w tłumaczeniu…, s. 7.
Stanisław Barańczak. In memoriam
70
BIBLIOGRAFIA
Barańczak S., Wybór wierszy i przekładów, Warszawa 1997.
Barańczak S., Ocalone w tłumaczeniu: szkice o warsztacie tłumacza poezji z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów, Kraków
2004.
Czernek P., Analiza składniowa i literalna grup nominalnych w języku
poetyckim Zbigniewa Herberta, [online:] http://www.moscice.pl/moje-
moscice/blogi/blog-postscriptum/analiza-sk%C5%82adniowa-iliteralna-
grup-nominalnych-w-j%C4%99zyku-poetyckim-zbigniewa-herberta/,
[dostęp: 19.02.2015 r.].
Grupa imienna [hasło w:] Encyklopedia PWN, [online:]
http://encyklopedia.pwn.pl/szukaj/grupa-imienna.html, [dostęp: 24.02.15 r.].
Grupa imienna [hasło w:] Słownik języka polskiego PWN, [online:]
http://sjp.pwn.pl/szukaj/grupa-imienna.html, [dostęp: 24.02.15 r.].
Jagodziński G., Sposoby wyrażania poszczególnych części zdania. Przydawka dopełniaczowa, [online:] http://grzegorj.w.interia.pl/gram/
pl/skladnia14.html, [dostęp: 19.02.2015 r.].
Kaczorowska M., Przekład jako kontynuacja twórczości własnej na przykładzie wybranych translacji Stanisława Barańczaka z języka angielskiego, Kraków 2011.
Kaja D., 7 x samotność. O pewnym aspekcie tekstu "Kruka" E.A.
Poego w świetle jego polskich przekładów, „Podteksty” 2014, nr 1,
[online:] http://podteksty.amu.edu.pl/content/id-7-x-samotnosc-o-pewnym-
aspekcie-tekstu-kruka-ea-poego-w-swiet.html, [dostęp: 17.03.2015 r.].
Komerski G., Kruk zakrakał: „Kres i krach”, [online:] Komerski o słowach, http://komerski.pl/2008/10/kruk-zakrakal-kres-i-krach/,
[dostęp: 20.02.2015 r.].
Kozak J., Przekład literacki jako metafora. Między logo a lexis, War-
szawa 2009.
Poe E. A., The Raven, [w:] The Catacombs Anthology, red. R. Black,
[online],https://books.google.pl/books?id=2k_kBAAAQBAJ&printsec=
frontcoer&hl=pl&source=gbs_ge_summary_r&cad=0#v=onepage&q&f
=false, [dostęp: 20.03.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
71
Śliwiński W., Linearne sposoby kształtowania grup nominalnych w poezji K.I. Gałczyńskiego (na przykładzie Kroniki olsztyńskiej i Pieśni, [w:] Dzieło i życie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, red.
A. Kulawik, J. Ossowski, t. 1, Kraków 2005.
Śliwiński W., Inwersje barokowe w „Kanikule” i „Lutni” Jana Andrzeja Morsztyna, „LingVaria” 2006, nr 1.
Stanisław Barańczak. In memoriam
72
Paulina WÓJCIK
Krytyczne pióro Stanisława Barańczaka.
Wybrane aspekty
Stanisława Barańczaka określa się przede wszystkim mianem
poety i tłumacza, dopiero później eseisty i krytyka. A dzieje się to
nie bez powodu: niewątpliwie nawet oceniające szkice autora to
prace poety – nie brakuje w nich bowiem właściwych dla wierszy
gier słownych, składniowych zawiłości, zmian stylu czy perspek-
tywy. Przedmiotem niniejszego artykułu będzie zatem ukazanie
swoistych cech krytycznych tekstów Stanisława Barańczaka;
ustalenie: w jaki sposób tworzył on swoje wypowiedzi, w jakiej
formie je ujmował; czy były one tylko teoretycznymi wywodami,
a może też praktycznymi radami; przeważała w nich ironia czy
programowa powaga; jak zaznaczał swoje stanowiska: etyczne,
twórcze, literaturoznawcze, translatorskie i inne; na czym polegał
jego maksymalizm.
Analizie poddane zostaną zarówno recenzje, eseje, fe-
lietony, jak i oceny tekstów tłumaczonych, bowiem, jak zauważy-
ła Hanna Trubicka na łamach „Pamiętnika Literackiego”, więk-
szość z tych tekstów, zwłaszcza jeżeli są przykładami patrzenia
nie tylko na literaturę, ale także na to, co „wokół” niej, należy do
najmniej eksponowanego fragmentu dorobku pisarskiego oma-
wianego autora1. A wszystko to prowadzić będzie do potwierdze-
1 Por. H. Trubicka, Paradoks i ironia w metaliterackich i metakrytycznych
wypowiedziach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 2012, nr 2,
s. 141.
Stanisław Barańczak. In memoriam
73
nia hipotezy, iż krytyczne pióro Stanisława Barańczaka to także
pióro manifestu – nie tylko translatologicznego.
Zanim jednak nastąpi przejście do analizy konkretnych
przykładów i wskazywania stosowanych w nich praktyk, ko-
nieczne wydaje się wyjaśnienie – czy też raczej dopowiedzenie –
dwóch kwestii: po pierwsze, z oczywistych przyczyn nie zostanie
tu dokonany przegląd całego dorobku krytycznego Barańczaka.
Przedstawione argumenty zilustrowane zostaną fragmentami
pojedynczych szkiców, wybór których nie był jednak przypadko-
wy – są one bowiem, zarówno w perspektywie autorskiej, jak
i w opinii dotychczasowych badaczy, najbardziej reprezentatyw-
ne. Po drugie: właściwości tej metaliterackiej czy też, jak się za
chwilę okaże, literackiej twórczości, które zostaną podkreślone,
z pewnością nie wyczerpują listy swoistych cech Barańczakowego
pisarstwa. Są jednak najistotniejsze ze względu na podjęty pro-
blem badawczy i postawioną hipotezę – dlatego właśnie na nich
w tych rozważaniach skupiona będzie szczególna uwaga. Przez
wzgląd na dwa powyższe zastrzeżenia, w celu uniknięcia zbyt
daleko idących uogólnień, obustronnie nieintencyjnych, Krytycz-ne pióro Stanisława Barańczaka uzupełnione zostało o podtytuł:
wybrane aspekty.
Obserwując wspomniane rodzaje tekstów autora, nie
sposób nie zauważyć, iż założenie o krytycznym podejściu stano-
wiło częstokroć jedynie punkt wyjścia dla własnej twórczości
Barańczaka. Już wczesne przykłady, jak choćby prowadzona
przez niego rubryka Kierunkowskaz, dowodzą, co szczególnie
podkreślał na łamach „Polonistyki” Adam Poprawa, iż „krytyk
nie ograniczał się do oceniającego komentarza; [jego] odpowiedzi
[…] stawały się niejednokrotnie całostkami o autonomicznych
walorach stylistycznych i, w konsekwencji, estetycznych”2. Choć
2 A. Poprawa, Od „Książek najgorszych” do niezgorszej literatury,
„Polonistyka” 2008, nr 3, s. 23.
Stanisław Barańczak. In memoriam
74
w cyklu krytycznej twórczości poety literackość stanowi jedną
z najważniejszych kategorii, warto zwrócić uwagę także na te
elementy, które na nią wpływały, które ją uzupełniały, które
budowały znaczenie czy też stanowiły dodatkowe atrybuty dla
sposobu Barańczakowego podejścia do rzeczywistości – nie tylko
tekstualnej.
Uważna obserwacja
Warto zatem rozpocząć od uważnej obserwacji służącej
rozszyfrowaniu rzeczywistości. Uwagę na to zwracał już Poprawa,
twierdząc, że Barańczak nie tyle odtwarza zastany obraz świata,
ile „interpretuje ukryte sensy różnych znaków i kodów kultury
masowej za pomocą narzędzi semiologicznych”3. Poeta pokazuje
czytelnikom złożoność otoczenia. Widać to szczególnie w felieto-
nach z cyklu Odbiorcy ubezwłasnowolnionego, opisujących
kulturę jako zjawisko, w której nie ma rzeczy oczywistych. Poka-
zuje, że częstokroć bezpośrednie znaczenie jest tylko pozorem.
Konieczne jest jednak zaznaczenie, iż nie chodzi tu tylko o kry-
tykę peerelowskiej sytuacji czy kultury, bowiem wnioski Barań-
czaka mają na tak uniwersalny charakter, że niejednokrotnie
wciąż są aktualne. Tu na przykład szkic Dżen-ku-je bar-zo,
ukazujący Polaków jako naród chorobliwie łączący w sobie manię
wielkości z kompleksem niższości: „Co w tym wszystkim najbar-
dziej uderza, to fakt, że właśnie zespolenie postawy wyższości
i postawy pokory jest mieszanką, która tego rodzaju publiczności
smakuje najbardziej, zaspokajając jednocześnie jej potrzebę
autoafirmacji i potrzebę masochistycznego ukorzenia się przed
«wielkim światem»”4. Barańczak jako obserwator interpretuje
3 Tenże, Jak nie przegrać w grach społecznych: Barańczak jako felietonista,
„Odra” 2007, nr 3, s. 68. 4 S. Barańczak, „Dżen-ku-je bar-zo”, [w:] tegoż, Poezja i duch Uogólnienia,
Kraków 1996, s. 34.
Stanisław Barańczak. In memoriam
75
zastaną rzeczywistość, jednak pozostawia sobie prawo do jej
zakwestionowania; świadomy jest przy tym własnych ograniczeń.
Paradoks, ironia, autoparodia
Być może stąd wynikają kolejne cechy tej krytycznej
twórczości: paradoks, ironia i autoparodia. Trubicka stawia tezę,
iż „paradoks jest jednym z najbardziej uprzywilejowanych termi-
nów w całym Barańczakowym słowniku krytycznym”5. Poeta
ukazuje bowiem na wielu przykładach wewnętrzne sprzeczności
– jak chociażby między prawdą a ułudą czy też uwypukla upadek
słowa w krytyce literackiej: „Jest doprawdy zastanawiającym
paradoksem, że właśnie ta poezja, która zainspirowała szereg
błyskotliwych komentarzy […] z drugiej strony stała się w wyjąt-
kowo wysokim stopniu ofiarą stereotypów i uproszczeń”6. Nato-
miast do interpretacyjnych kluczy należy ironia7.
Ta druga z wymienionych kategorii występuje jednak
na kilku poziomach. Po pierwsze przejawia się ona najczęściej
w rozumieniu całkiem potocznym – jako swoista odmiana sarka-
zmu, ta „krwawa ironia”, którą sam autor podkreślał w jednym
z humorystycznych esejów. Po drugie, używana jest w funkcji
ramy modalnej tekstu, w której zawiera się sprzeczność między
zewnętrznym sensem a ukrytą intencją. Przykład znajdziemy
w eseju Kim naprawdę byli dwaj panowie stateczności, który
w sensie dosłownym jest polemiką z interpretacją Sławińskiego,
w rzeczywistości zaś subtelnym protestem przeciwko traktowaniu
sztuki interpretacji jako swoistego sportu. Przyjęcie takiej retoryki
jest u Barańczaka motywowane zazwyczaj etycznie, stanowi
obronę przez zafałszowaniem języka. Autor Chirurgicznej precy-
5 H. Trubicka, dz. cyt., s. 143.
6 S. Barańczak, Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta, Londyn
1985, s. 5. 7 Por. H. Trubicka, dz. cyt., s. 150.
Stanisław Barańczak. In memoriam
76
zji pozwala sobie także na dozę krytycznoliterackiej autoparodii,
karykaturalnie wyolbrzymiając cechy własnego stylu czytania czy
też pisząc o swoich uwagach jako o „pełnych obrzydliwej pychy,
zarozumialstwa i dogmatycznej pewności własnych racji”8.
Perswazja
Kolejny punkt w krytycznoliterackiej drodze Barań-
czaka stanowi perswazja, występująca w dwóch postaciach.
Pierwsza to ta, którą poeta stosował, druga – ta, z którą walczył.
Na pytanie, co składało się na perswazję autorską i gdzie można
dostrzec jej przejawy, odpowiada w swym przewrotnym przyzna-
niu się do winy sam Barańczak: „Dlatego też środki perswazji, do
jakich się nieraz uciekałem, aby wbić do głowy któremuś z moich
korespondentów, że jego pisanie jest dla niego, dla mnie i dla
reszty ludzkości stratą czasu, bywały dość ciężkiego kalibru:
gryzący sarkazm, krwawa ironia, udawanie głupiego, mordercze
operowanie cytatem, czepianie się szczegółów oraz małostkowe
wytykanie błędów językowych i ortograficznych”9. Z kolei ten
drugi typ perswazji, ówczesna gra społeczna10
, o której wspomina
Poprawa w tekście Jak nie przegrać w grach społecznych, to
techniki stosowane w obiegu kultury masowej, mające na celu
ubezwłasnowolnienie czytelnika, wpływające na jego myśli
i zachowania metodami ukrytymi. Barańczak stawał więc naprze-
ciw kultury ubezwładniającej, swoimi tekstami starając się wpro-
wadzać wśród odbiorców kulturę uaktywniającą, stawiającą przed
nimi zadanie myślenia.
8 S. Barańczak, Mały lecz maksymalistyczny manifest translatologiczny, [w:]
tegoż, Ocalone w tłumaczeniu. Szkice o warsztacie tłumacza poezji
z dołączeniem małej antologii przykładów, Poznań 1992, s. 13. 9 S. Barańczak, Mroki mojej literackiej młodości, albo: Byłem redaktorem
„Kierunkowskazu”, [w:] tegoż, Poezja i duch Uogólnienia, Kraków 1996, s. 347. 10
Por. A. Poprawa, Jak nie przegrać w grach społecznych…, s. 66.
Stanisław Barańczak. In memoriam
77
Gra z kulturą
Niewątpliwie teksty Barańczaka, szczególne krytyczno-
literackie pamflety, nie miały celu wyłącznie oceniającego, a już
na pewno nie miały komentować jedynie tekstów stających się
przedmiotem analizy w wymiarze pierwszoplanowym. Autor
szkicu Mroki mojej literackiej młodości podejmował międzywier-
szową grę z literaturą czy też szerzej z kulturą, która miała wy-
czulać na sensy, szczególnie te nieoczywiste, generowane mocą
języka pisanego. W jakiej formie była ona prowadzona? Miedzy
innymi poprzez zderzanie powagi ze śmiesznością, wariacje
z formą, zabawę językiem11
, przyjmowane role czy zakładane
maski12
.
Wyobraźnia
Nie sposób tu więc pominąć kategorii wyobraźni czy
też literackiej mistyfikacji, do której wprost przyznawał się poeta.
Publicznej krytyce poddawał więc na początku swojej drogi nie
tylko autentyczne przykłady grafomani, lecz także teksty przez
siebie sfabrykowane. Przejawiała się tu więc szczególnie potrzeba
poprawiania i uzupełniania, nawet przegląd nieudanych prób
miał być ciekawszy i pełniejszy. Myślał poeta, „że żaden krytyk
czy parodysta nie jest w stanie sam wymyślić takich kwiatków
11
Cechy te wymieniane były przez Krzysztofa Biedrzyckiego jako właściwe dla
kategorii gry w poetyckiej twórczości Barańczaka, jednak analizowane
przykłady pokazują, iż można odnieść je także do krytycznoliterackiej
działalności autora Książek najgorszych. Por. K. Biedrzycki, Gra sensu
i nonsensu. Poważna i nie-poważna poezja Barańczaka scalona, „Dekada
Literacka” 2009, nr 5/6, s. 16. 12
Przeniesienie kategorii właściwych liryce na pole krytyki dokonane zostało
za Adamem Poprawą. Zob. A. Poprawa, Od „Książek najgorszych” do niezgorszej literatury…, s. 29.
Stanisław Barańczak. In memoriam
78
stylu i refleksji, jakie znajdzie u pierwszego lepszego grafoma-
na”13
. Lecz niedługo potem stwierdził:
Tylko niech mnie nie pyta, które konkretnie fragmenty są zmy-
ślone. Słowo honoru: w większości wypadków sam już nie pamię-
tam. A odróżnić nie potrafię. 14
Dystans
W tym momencie pojawia się kolejna właściwość pi-
sarstwa Barańczaka, a mianowicie dystans, który jak większość
atrybutów pióra poety, ma charakter wielowymiarowy. Z jednej
strony mowa bowiem o dystansie budowanym pomiędzy autorem
a czytelnikiem, autorem a badanym obszarem, a więc powstają-
cym w wyniku stosowania krytyki-roli, chociażby przez kreację
opiniującego duetu Trzymałki i Dzierżankiewicza, pod postacia-
mi których skrywał się autor Czytelnika ubezwłasnowolnionego.
Z drugiej strony dystans ujmowany może być też w aspekcie
podchodzenia autora do samego siebie, do własnych sądów.
Weźmy pod uwagę chociażby zarzuty stawiane Barańczakowi
przez Krystynę Pisarkową czy Tomasza Majerana, dotyczące
erudycyjnych braków w kwestii słynnego „za jaje”15
. Przyłapany
na pomyłce Barańczak – jak ujmuje to Ewa Rajewska – otwarcie
przyznał się do błędu i zrobił to z wielką klasą16
. Nie robił uni-
ków, lecz potrafił z dystansem podejść do własnego potknięcia,
w trzecim, rozszerzonym wydaniu Ocalonego w tłumaczeniu
pisząc:
13
S. Barańczak, Mroki mojej literackiej młodości …, s. 356. 14
Tamże, s. 357. 15
O zarzutach tych przeczytać można w m. in. w artykule K. Pisarkowej,
O „jajcach” w manifeście Stanisława Barańczaka, „Teksty Drugie” 1991, nr 3,
s. 146. 16
Por. E. Rajewska, Wielogłos o Barańczaku, „Odra” 2007, nr 3, s. 65.
Stanisław Barańczak. In memoriam
79
Raz w życiu nie sprawdziłem – i mam za swoje: tropiąc w tym
szkicu cudze gafy, palnąłem oto własną”. [I dalej]: „[…] nie zacie-
ram śladów po własnej erudycyjnej wpadce: niech trwa jako me-
mento uświadamiające – tak innym autorom, jak mnie samemu –
konieczność „sprawdzania” nawet najbardziej oczywistych stwier-
dzeń. 17
Bezkompromisowość
Przyznanie się do popełnionego uchybienia, jak naj-
bardziej godne szacunku, nie wyklucza jednak kolejnej cechy
krytycznego słowa Barańczaka, a więc bezkompromisowości.
Autor Paru przypuszczeń na temat poezji współczesnej zawsze
pozostawał wierny uzasadnieniom własnych odczytań i przyjętym
technikom oceniającym czy też translacyjnym. Jeżeli uważał, że
zły przekład nie jest brakiem dobrego przekładu, lecz po prostu
psuciem poezji, to nie zmieniał swojego zdania. Owa nieustępli-
wość przejawiała się także w postawie społecznej i wiążącym się
z nią autorytetem moralnym. Ponadto, jak zaznacza Marcin
Kęszycki, zaznamiający młodych ludzi z twórczością Barańczaka
na deskach teatru Ósmego Dnia, także rzeczywistość potrafił
poeta bezkompromisowo opisywać i nazywać18
. Nie ulegał naci-
skom, nawet wtedy, gdy oskarżany był o apodyktyczność
w kodyfikowaniu reguł.
Polemika
Nie oznacza to jednak, że był krytykiem zamkniętym
na dialog. Istotnym elementem w jego dorobku są bowiem pole-
17
[Cyt. za:] tamże, s. 65. 18
Zdanie Marcina Kęszyckiego przywołane zostało z wywiadu udzielonego
portalowi kulturapoznan.pl, w związku z organizowanym przez Teatr Ósmego
Dnia spotkaniem z poezją i esejami Stanisława Barańczaka „Między rudą
a rdzą – w połowie czasu”; [online:] http://kultura.poznan.pl/mim/kultura/
news/osemki-czytaja-baranczaka,78899.html, [dostęp: 5.03.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
80
miki, głównie translatorskie, które w tytule swego szkicu podkre-
ślał Piotr Wilczek19
. Odpowiedzi tłumaczy na stawiane im zarzu-
ty były oczywiście różne, przyjmowały też różne formy. Arka-
diusz Luboń wyznacza nawet kilka modeli takich polemik20
. Za
przykład jednego z nich mogą tu posłużyć trzy teksty opubliko-
wane w „Tygodniku Powszechnym” ilustrujące starcie Barańczak
– Musiał, którego główną przyczyną było odmienne podejście do
istoty przekładu. Nie trzeba dokładnie wnikać w treść tych wy-
wodów, bowiem już sama tytulatura ujawnia polemiczny ferwor
wsparty, jak często u Barańczaka bywa, nielitościwą ironią:
Stanisław Barańczak: „Wiatr porywisty na wysokości pupy” albo: Jak zarżnąć nożem poezją amerykańską.
(Poradnik praktyczny w sześciu punktach). „Tygodnik
Powszechny” 1994, nr 43,
Grzegorz Musiał: Zaczepiony przez Sybillę, śmiertel-
nik odpowiedział... „Tygodnik Powszechny” 1994, nr
47,
Stanisław Barańczak: Sam tego chciałeś, Grzegorzu
Musiale. „Tygodnik Powszechny” 1994, nr 491.
Wielość gatunkowo-stylistyczna
Kolejny wart uwagi punkt to wielość gatunkowo-
stylistyczna. Na zagadnienie genologii w krytycznej twórczości
autora Chirurgicznej precyzji możemy spojrzeć dwojako. Po
pierwsze ustalić jakimi formami posługiwał się on sam, po drugie
19
Por. P. Wilczek, Translatorskie polemiki Stanisława Barańczaka, [w:]
„Obchodzę urodziny z daleka…”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, red.
J. Dembińska-Pawelec, D. Pawelec, Katowice 2007, s. 199. 20
Por. A. Luboń, Zacieranie śladów. Uwagi o teorii, praktyce i krytyce transla-torskiej na marginesie jednego wiersza Roberta Frosta w przekładzie Stanisła-
wa Barańczaka, [online:] http://fraza.univ.rzeszow.pl/teksty_naukowe/
LUBON-o-przekladach-Baranczaka-popr.pdf, [dostęp: 10.03.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
81
– z jakiego gatunku teksty poddawał częstokroć ironicznej, choć
zawsze wnikliwej refleksji. Owa gatunkowa wielość, z jednej
i z drugiej strony brała się przypuszczalnie z hybrydyczności
ówczesnej autorowi kultury masowej, dążącej do łączenia ludycz-
nych oczekiwań odbiorców z odgórnymi przekazami propagan-
dowymi21
. Barańczak niejako odpowiadając na wyzwanie rzucane
mu przez niejednorodność istniejących „dzieł”, sam również nie
zamykał się w obrębie jednego schematu. Toteż czytelnikowi
prezentowane były felietony, krytycznoliterackie pamflety,
umieszczone później w wyborze esejów czy też dłuższe szkice.
Krytyk zajmując się różnorodnymi tekstami, nie tylko
literackimi – tu na przykład scenariusz masowego widowiska –
dopasowywał sposób literackiej aktywności do przedmiotu opi-
su22
. Prześmiewcza forma, stosowana chociażby w cyklu Książek
najgorszych była też swego rodzaju grą ze stylami, czyniąc
z projektu krytycznego obiekt literacki. Przykładem może tu być
kształtowanie szkicu jako pastiszu obiektu poddawanego ocenie,
jak w wypadku Samobójstwa sandaueryzmu. Wspomniany już
wcześniej Poprawa zwraca uwagę także na zabawy z tytułami
tekstów, werbalizowanymi na zasadzie frazeologicznych kalek
ówczesnych sposobów tytułowania naukowych rozpraw, jak
chociażby w przypadku Impotencji jako najwyższego stadium komunizmu
23.
Manifesty
Ostatnią pozycję na krytycznoliterackiej liście stanowią
manifesty, będące integralną częścią pisarstwa Barańczaka.
Oczywiście nie chodzi tu o manifesty sensu stricto, rozumiane
21
Por. A. Poprawa, Od „Książek najgorszych” do niezgorszej literatury…, s. 25. 22
Por. tamże, s. 26. 23
Przykład podany za autorem artykułu Od „Książek najgorszych” do niezgorszej literatury. Por. tamże, s. 27.
Stanisław Barańczak. In memoriam
82
jako publiczne deklaracje programowe, lecz raczej maksymali-
styczne postulaty wyznaczające minimum dla innych twórców
czy też odbiorców. W niektórych przypadkach owa postulatyw-
ność zaznaczona jest już w tytule, jak w przypadku Manifestu
translatologicznego, choć ironiczny podtytuł uwalnia go od
patosu, w innych zaś zawarta jest w samej treści. Przykłady
mówią same za siebie – zarówno te sformułowane wprost:
„Nie tłumacz wiersza na prozę”24
,
„Nie tłumacz dobrej poezji na złą poezję”25
,
„[Poezja] powinna być nieufnością”26
,
jak i te odczytane między wierszami:
Każdy czytelnik ma swój gust, nie powinien poddawać
się ubezwłasnowolnieniu.
Przytoczone powyżej właściwości krytycznego pióra
Stanisława Barańczaka czy też elementy się nań składające27
dowodzą, jak bardzo złożona jest twórczość omawianego autora.
Konieczne jest jednak podkreślenie, iż poszczególne wyznaczniki
wskazywane były na podstawie pojedynczych tekstów – nie
oznacza to więc, że każdy z poruszonych tu problemów znaleźć
można w każdym z esejów. Choć zarówno stosowane przez
autora środki, chwyty, sposoby podejścia do tekstu, twórcze
motywacje, stosowane formy pisania i prezentowania własnych
poglądów, wskazane zostały w różnych tekstach (nie wszystkie
24
S. Barańczak, Mały lecz maksymalistyczny manifest translatologiczny …, s. 33. 25
Tamże, s. 33. 26
S. Barańczak, Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej, [w:] tegoż,
Poezja i duch Uogólnienia, Kraków 1996, s. 5. 27
Określenia te stosowane są wymiennie w celu uniknięcia zamykania
wymienionych w niniejszym artykule cech w ścisłe ramy kategorialne ze
względu na ich różnoraki status.
Stanisław Barańczak. In memoriam
83
we wszystkich!), pochodzących głównie ze zbioru Poezja i duch
uogólnienia, to, w mniejszym bądź większym stopniu, składają
się na całość, jaką jest krytyczny dorobek poety, pojmowany
jednak w aspekcie metatekstowym (gdyby przyjąć tu kategorie
techniczne – w aspekcie stosowanych narzędzi, nie zaś tylko
gotowych literackich wytworów). Lista ta – co już wcześniej
zostało podkreślone – nie jest z pewnością zamknięta, przypusz-
czalnie wskazuje jednak kilka godnych uwagi dróg interpretacyj-
nych. Nie będzie więc bezpodstawne także zdanie potwierdzające
postawioną we wstępie hipotezę, iż krytyka Barańczaka jest
krytyką manifestów, często wyrażonych prześmiewczo czy
w lekkiej formie, postulujących jednak w ważnych sprawach –
istnienia poezji, uczestniczenia w kulturze, obieranych metod
pracy, wytrwania we własnych poglądach, przyznawania się do
błędów czy wreszcie, co jednocześnie najbardziej oczywiście
i nieoczywiste, dokonywania właściwych translacji. Chyba wła-
śnie na tych sugestiach polega maksymalizm krytyki poznańskie-
go poety (stojącego o wiele bardziej po stronie praktyki, aniżeli
teorii), rozumiany jako stawianie zarówno przed sobą, jak i przed
innymi, najwyższych, najtrudniejszych celów i dążenie do ich
osiągnięcia w jak największym stopniu.
Stanisław Barańczak. In memoriam
84
BIBLIOGRAFIA
Barańczak S., „Dżen-ku-je bar-zo”, [w:] tenże, Poezja i duch
Uogólnienia, Kraków 1996.
Barańczak S., Mały lecz maksymalistyczny manifest translatologiczny,
[w:] tegoż, Ocalone w tłumaczeniu. Szkice o warsztacie tłumacza poezji z dołączeniem małej antologii przykładów, Poznań 1992.
Barańczak S., Mroki mojej literackiej młodości, albo: Byłem redaktorem „Kierunkowskazu”, [w:] tegoż, Poezja i duch Uogólnienia, Kraków
1996.
Barańczak S., Parę przypuszczeń na temat poezji współczesnej, [w:] tegoż, Poezja i duch Uogólnienia, Kraków 1996.
Barańczak S., Uciekinier z Utopii. O poezji Zbigniewa Herberta, Londyn 1985.
Biedrzycki K., Gra sensu i nonsensu. Poważna i nie-poważna poezja Barańczaka scalona, „Dekada Literacka” 2009, nr 5/6.
Luboń A., Zacieranie śladów. Uwagi o teorii, praktyce i krytyce translatorskiej na marginesie jednego wiersza Roberta Frosta
w przekładzie Stanisława Barańczaka, [online:] http://fraza.univ.
rzeszow.pl/teksty_naukowe/LUBON-o-przekladach-Baranczakapo pr.
pdf, [dostęp: 10.03.2015 r.].
Pisarkowa K., O „jajcach” w manifeście Stanisława Barańczaka, „Teksty
Drugie” 1991, nr 3.
Poprawa A., Jak nie przegrać w grach społecznych: Barańczak jako felietonista, „Odra” 2007, nr 3.
Poprawa A., Od „Książek najgorszych” do niezgorszej literatury, „Polonistyka” 2008, nr 3.
Rajewska E., Wielogłos o Barańczaku, „Odra” 2007, nr 3.
Trubicka H., Paradoks i ironia w metaliterackich i metakrytycznych wypowiedziach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 2012, nr
2.
Wilczek P., Translatorskie polemiki Stanisława Barańczaka,
[w:] „Obchodzę urodziny z daleka…”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, red. J. Dembińska-Pawelec, D. Pawelec, Katowice 2007.
Stanisław Barańczak. In memoriam
85
Paulina SZYDŁOWSKA
Najlepsze recenzje najgorszych książek. Wpływy i po-
wiązania Książek najgorszych Stanisława Barańczaka ze
współczesnymi praktykami recenzenckimi
Czego spodziewać może się czytelnik, słysząc hasło książki naj-
gorsze? Najprawdopodobniej bardzo słabej literatury, której
z pewnością nie chciałby czytać. Z jakiegoś jednak powodu,
widząc w społeczno-kulturalnym czasopiśmie rubrykę zatytuło-
waną „Książki najgorsze”1, której pojawienie się poprzedziła
zresztą zaczepna zapowiedź zawierająca słowa, takie jak grafoma-
nia, tendencyjność czy całkowity brak dobrego wychowania, nie
można oprzeć się wrażeniu, że lektura tejże rubryki zapewniać
będzie znakomitą rozrywkę. Z pewnością Stanisław Barańczak,
który w dwutygodniku „Student” (a później także w „Biuletynie
Informacyjnym” oraz „Gazecie Wyborczej”) takową rubrykę
prowadził, zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo zwiększa
poczytność wypowiedzi krytycznoliterackich obietnica spektaku-
larnego mieszania z błotem tekstów kultury, które najwyraźniej
jak najbardziej zasługują na tak ostre traktowanie.
Za domenę krytyki literackiej przyjęło się niejako
omawianie zjawisk zachodzących na polu literatury. Wszelkie
analizy, opisy, a także pochwały i przygany zaś rozdzielane są
w celu tworzenia określonej wizji tego, czym jest „dobra literatu-
ra” i jak powinno wyglądać jej tworzenie, co ostatecznie wpływać
ma na całokształt działalności literackiej. Barańczak świadomy
1 S. Barańczak, Książki najgorsze, Kraków 209, s. 5–14.
Stanisław Barańczak. In memoriam
86
tego, że istnieje zapotrzebowanie także na taką krytykę, która za
cel stawia sobie rozbawienie odbiorcy elokwentnym zabawnym,
ale i nierzadko bezlitosnym komentowaniem tego, co dzieje się
w życiu literackim i kulturalnym, daje nam w swoich Książkach
najgorszych zbiór tekstów o charakterze niemal czysto rozryw-
kowym. W znacznie mniejszym stopniu są one pouczeniem
i próbą autentycznej oraz krytycznej analizy pewnych zjawisk
kultury popularnej, a raczej stanowią udaną próbę popisowego
ich ośmieszenia ku uciesze czytelników. Poniekąd jest to więc
czynnik, który stanowi o wartości tekstu krytycznoliterackiego
w oderwaniu od opisywanego w nim dzieła.
Oczywiście, aby być uczciwym, należy przyznać, że Ba-
rańczak, choć niewątpliwie jest jednym z najważniejszych repre-
zentantów takiego podejścia do komentowania życia kulturalne-
go, nie jest jednak ani jedynym, ani pierwszym tego typu kryty-
kiem. Jak sam przyznaje we wprowadzeniu do Książek najgor-
szych, zainspirował się on rubryką o tym samym tytule, którą
w latach dwudziestych w tygodniku „Wiadomości Literackie”
prowadził skamandryta Antoni Słonimski. Rubryka ta specjali-
zowała się w krótkim i na ogół dość lakonicznym, lecz gęsto
okraszonym kąśliwymi uwagami, podsumowywaniu poszczegól-
nych tworów poetyckich i prozatorskich o wątpliwej (przynajm-
niej zdaniem recenzentów) jakości.
Aby nie szukać daleko, na polskim gruncie mieliśmy
przecież także na początku XIX wieku Stanisława Kostkę Potoc-
kiego, który w czasopiśmie „Pamiętnik Warszawski” publikował
swój niezwykle ironiczny i pełen satyry „Świstek krytyczny”2.
Potocki swoim krytycznym piórem rozprawiał się tak z wszelką
ciemnotą i wrogami postępu, jak i z przeciwnikami jego rubryki,
którzy obrażali go w korespondencji. Formułę, którą stosował
2 S. Kostka Potocki, Podróż do Ciemnogrodu i Świstek krytyczny, oprac.
E. Kipa, Wrocław 1955, s. XVI-CIII.
Stanisław Barańczak. In memoriam
87
w tym celu (zwłaszcza opisując swoje przygody ze zwojami
znalezionymi w niedźwiadkowej herbatniczce) zaczerpnął on
z francuskiego pisma o nazwie „Żółty Karzeł”, które uzbrojone
w ostrą jak brzytwa ironię, walczyło z francuskim konserwaty-
zmem.
Zatem Barańczak nie tyle odkrył, ile odkopał stary
i sprawdzony już sposób polemiki z nieprzystającymi do pew-
nych standardów zjawiskami literackimi i kulturalnymi, przez
brawurowe ich ośmieszanie i z powodzeniem zastosował go do
kultury popularnej PRL-u. O tym, że słusznie zdiagnozował on
chęć czytania tekstów krytycznych w jak najbardziej satyrycznej
formie, świadczyć może nie tylko rozgłos, jaki zdobył dzięki tym
kilkudziesięciu pamfletom tuż po tym, jak ktoś ujawnił, że to
właśnie on, cały czas pisząc pod pseudonimami Feliks Trzymałko
i Szczęsny Dzierżankiewicz, jest odpowiedzialny za „Książki
najgorsze”. Nie bez znaczenia jest tu przecież także fakt, że
w dobie Internetu formuła, którą się posługiwał, gromiąc bezli-
tośnie kulturę masową PRL-u, znalazła sobie tak wielu, świado-
mych lub (prawdopodobnie w większości) nieświadomych roli
Barańczaka, kontynuatorów. Pokazuje to, że w zjawisko popkul-
tury, niezależnie od daty, wpisana jest nieodłącznie potrzeba jej
(niekoniecznie konstruktywnej) krytycznej analizy, której
jej odbiorcy, korzystając z wolności wypowiedzi, zapewnianej im
przez dostęp do Sieci, dają wyraz ośmieszając ją, tak jak czter-
dzieści lat temu robił to Barańczak.
Mowa tu o tak zwanych „praktykach recenzenckich”,
jak internetową krytykę literacką (i nie tylko) w swoim tekście
poświęconym temu zagadnieniu określa Dariusz Brzostek3.
Słusznie zauważa on, że w wielu przypadkach praktyki te przy-
3 D. Brzostek, Eksperci i amatorzy. O internetowych praktykach
recenzenckich jako „systemach eksperckich”, [w:] Netlor. Wiedza cyfrowych tubylców, red. P. Grochowski, Toruń 2013.
Stanisław Barańczak. In memoriam
88
bierają formę odległą od tego, co nazwać by można klasyczną
recenzją. Przede wszystkim język, którego używają internauci
z rzadka jest mową typowo akademicką, a wręcz waha się często
od umiarkowanie swobodnego języka potocznego, po naszpiko-
wany wulgaryzmami slang młodzieżowy. Pod uwagę należy też
wziąć, że recenzje niekoniecznie muszą występować w postaci
tekstowej. Serwis YouTube otwiera przed internetowymi recen-
zentami możliwość publikowania swojej opinii w formie filmiku,
na którym nagrać mogą oni swoją wypowiedź.
Brzostek pisze o różnorakich możliwościach zamiesz-
czania swych opinii jako komentarza na forach czy w sklepach
internetowych, które w ogromnej większości stanowią podstawę
krytyki online. Powszechność takiego właśnie sposobu wyrażania
swojej opinii zdaje się wpływać na formę recenzji, która w prze-
strzeni internetowej przekształca się z działalności opisowej
i analitycznej w zestaw komentarzy, którymi dane dzieło zostaje
opatrzone. Przykładem mogą tutaj być recenzje filmowe zamiesz-
czane na YouTube przez takie internetowe sławy, jak Nostalgia
Critic czy polski Masochista. Recenzje, które oferują swoim
widzom w swojej najprostszej postaci, są po prostu fragmentami
filmów, poprzetykanymi wypowiedziami recenzenta i dotyczący-
mi tychże fragmentów (z licznymi wstawkami o charakterze
komicznym). Można zaobserwować wręcz dążenie do stworzenia
wrażenia, że cała recenzja nie była wcześniej przygotowana,
a krytyk wypowiada swoje opinie na bieżąco podczas oglądania
filmu.
Podobną strategię przyjmują tak zwane Analizatornie,
czyli blogi poświęcone recenzowaniu internetowej amatorskiej
twórczości literackiej (fanfikcji). Jak można przeczytać na ich
temat w Słowniku fandomu i fanfiction Aldony Kobus i Joanny
Krzyżanowskiej:
Stanisław Barańczak. In memoriam
89
Forma analizy polega na cytowaniu fragmentów fanfiction, a na-
stępnie komentowaniu ich przez analizatorów (jednego lub kilku).
Komentarze powinny mieć charakter prześmiewczy i służyć roz-
rywce czytelników analizy oraz wytknięciu autoreczce popełnio-
nych błędów4.
Choć Analizatornie rozpoczynając swoją działalność
zazwyczaj biorą na warsztat amatorską literaturę tworzoną przez
małoletnich fanów (pierwszą Analizatornią był wszakże blog
o nazwie „Locha Snejpa” specjalizujący się w fanfikach dotyczą-
cych uniwersum Harry'ego Pottera), obecnie coraz częściej sięga-
ją po literaturę opublikowaną, wydaną drukiem i dostępną
w księgarniach. Swych analiz doczekały się między innymi popu-
larne pozycje, takie jak drugi tom Pięćdziesięciu Twarzy Greya5,
Wszystkie odcienie czerni6 autorstwa celebrytki Ilony Felicjań-
skiej, Bezdomna7 niezwykle płodnej autorki Katarzyny Michalak
czy powieść fantasy Andrzeja Ziemiańskiego Achaja8. Jedna
z Analizatorni, zachęcona dyskusjami na forach internetowych,
o spadającym poziomie Jeżycjady, cyklu młodzieżowych powieści
autorstwa Małgorzaty Musierowicz, przygotowała analizę McDu-
si9, a później także Języka Trolli
10, gdyż pierwsza analiza spotkała
4 A. Kobus, J. Krzyżanowska, Słownik fandomu i fanfiction, [w:] Natlor.
Wiedza cyfrowych tubylców, red. P. Grochowski, Toruń 2013. 5 http://obronczynie-kanonu.blogspot.com/2015/02/ciemniejsza-strona-greya-
czyli-nasz.html, [dostęp: 10.04.2015 r.]. 6 http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2014/03/254-basn-o-dwugowej-
kusce-czyli.html, [dostęp: 10.04.2015 r.]. 7 http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2013/12/243-pierwsza-gwiazdka-
nad-smietnikiem.html, [dostęp: 10.04.2015 r.]. 8 http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/08/185-eb-jak-bania-czyli-
ksiezniczka-w.html, [dostęp: 10.04.2015 r.]. 9 http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2013/04/217-plastikowe-konwalie-
czyli-nagy-atak.html, [dostęp: 10.04.2015 r.]. 10
http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2014/10/274-kogo-boli-jezyk-trolli-
czyli-duch.html, [dostęp: 10.04.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
90
się z entuzjastycznym odzewem nieco zawiedzionych fanów
pisarki.
Należałoby w tym miejscu zaznaczyć, że tak Analiza-
tornie, jak i wymienieni wcześniej vlogerzy (Masochista i Nostal-
gia Critic) wpisują się w popularny trend prześmiewczego oma-
wiania specyficznie tych tekstów kultury, które wyróżniają się
swoją mierną jakością. Internetowi recenzenci świadomi są tego,
że ostra i doprawiona odrobiną sarkastycznego poczucia humoru
krytyka słabego utworu spotyka się ze znacznie większym zainte-
resowaniem niż entuzjastyczna i konstruktywna opinia. Coraz
częściej ukierunkowują więc swoją działalność tak, by odpowiada-
ła oczekiwaniom swoich odbiorców, głodnych rozrywki kosztem
popkulturowego kiczu. Na blogach często powstają specjalne
działy właśnie temu poświęcone, jak na przykład rubryczka „Szajs
tygodnia” na recenzenckim blogu „Kawa z Cynamonem”11
. Sam
fakt pojawienia się recenzji danego dzieła w takiej rubryczce, na
blogu Analizatorni czy na kanale YouTube użytkownika nazywa-
jącego siebie „Masochistą”, ma charakter wartościujący, podobnie
jak w wypadku Książek najgorszych, które również samym
tytułem nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, z jakim
typem literatury będzie się miało do czynienia.
Co więc tak naprawdę łączy internetowych recenzen-
tów, blogerów, vlogerów i analizatorów ze Stanisławem Barań-
czakiem i jego działalnością krytycznoliteracką? Jak się okazuje –
całkiem sporo, a najważniejszym hasłem, które ma tego dowodzić
jest szeroko rozumiana kultura popularna. Cytując słowa kana-
dyjskiej blogerki, Anity Sarkeesian, która w serii filmików podda-
je feministycznej krytycznej analizie przemysł gier komputero-
wych: „[...] pamiętajcie, że możliwe, a nawet konieczne jest
równocześnie cieszyć się mediami, ale także pozostać krytycznym
11
https://kawazcynamonem.wordpress.com/category/szajs-tygodnia/, [dostęp:
10.04.2015 r.].
Stanisław Barańczak. In memoriam
91
wobec ich problematycznych lub szkodliwych elementów”12
.
Barańczak zdaje się mieć doskonałą tego świadomość. Nie pory-
wa się on na kulturę popularną jako taką i nie doszukuje się
w niej źródła wszelkiego zła i zepsucia, jednak piętnuje bezli-
tośnie te jej aspekty, które wydają mu się szkodliwe dla życia
literackiego, jak grafomania czy masowa produkcja przewidywal-
nych, propagandowych kryminałów milicyjnych, nadających się
wyłącznie na makulaturę.
Większość z tych, którzy uprawiają internetowe „prak-
tyki recenzenckie”, to ludzie zajmujący się najczęściej właśnie
kulturą popularną w jej przeróżnych postaciach (książki, filmy,
gry, fanfikcja itd.). Specyfika dzisiejszej kultury masowej, prze-
mieszanej z kulturą Internetu, daje każdemu możliwość tak
generowania własnych treści, jak i komentowania ich na rozmaite
sposoby. Sprawia to, że zaciera się granica między twórcami,
krytykami i zwykłymi odbiorcami.
Dariusz Brzostek13
ubolewa nad tym, jak taka sytuacja,
w której w zasadzie każdy może wypowiadać się z pozycji eks-
perckiej, de facto tę pozycję degraduje. Internetowe systemy
eksperckie zdają się jednak funkcjonować całkiem sprawnie (choć
też nie bez drobnych zgrzytów), pod warunkiem, że samozwań-
czy eksperci pozostają w swych opiniach w obrębie kultury
popularnej, która do tego stopnia stała się częścią naszej codzien-
ności, że w zasadzie każdy użytkownik Internetu i telewizora
posiada kompetencje, aby się o jej tekstach wypowiadać, a nawet
je analizować.
12
„[...] remember, that it's both possible, and even necessary to simultaneous-
ly enjoy media, while also being critical of it's more problematic or pernicious
aspects”, [online:] https://www.youtube.com/watch?v=X6p5AZp7r_Q [dostęp:
10.04.2015 r.]. 13
D. Brzostek, dz. cyt.
Stanisław Barańczak. In memoriam
92
Jeżeli jednak taki internetowy ekspert od kultury popu-
larnej porwie się na coś spoza jego dziedziny, może go to przero-
snąć, jak w swoim tekście udowadnia Brzostek, zgrabnie kom-
promitując blogera recenzującego filmowe i książkowe horrory
oraz przyklaskujących mu komentatorów, którzy postanowili
zabrać się za omawianie literatury naukowej, ewidentnie nie
posiadając ku temu żadnych kompetencji. W takich wypadkach
potrzeba faktycznie prawdziwego eksperta, jeżeli nie ze stosow-
nym dyplomem uniwersyteckim, to chociaż takiego, który po
pierwsze przeczyta omawianą książkę, a po drugie – będzie
wiedział, że literatura naukowa rządzi się zupełnie innymi pra-
wami niż popularna lub popularnonaukowa. Jednak, w odróżnie-
niu od publikacji naukowych, teksty kultury popularnej są
znacznie mniej wymagające i nie żądają od swoich odbiorców
niczego więcej, jak obcowania z nimi, aby mogli się w miarę
swobodnie się o nich wypowiadać14
. Nie trzeba być tak naprawdę
żadnym ekspertem, aby przeprowadzić krytyczny dyskurs ich
dotyczący i zostać potraktowanym poważnie. Świadczy o tym
chociażby sam fakt, że Książki najgorsze, nikomu wcześniej
nieznanych Feliksa Trzymałki i Szczęsego Dzierżyńskiego, wzbu-
dzały zarówno głosy gorącego poparcia, jak i nerwowe zaintere-
sowanie cenzorów, zanim jeszcze ujawnione zostało, że stał za
nimi ekspert-Barańczak ze swoim dyplomem filologa polskiego.
Na gruncie kultury popularnej, wspieranej przez In-
ternet, jak się okazuje, panuje demokracja, w której każdy ma
takie samo prawo partycypować w niej, jak i się o niej wypowia-
14
Partycypacja w kulturze popularnej, której częścią jest tak sam odbiór
poszczególnych dzieł, jak i wypowiadanie się o nich na forach publicznych,
przeglądanie dla własnych dotyczących ich zasobów internetowych i interakcja
z innymi odbiorcami, sprawia, że przeciętny odbiorca zyskuje wiedzę i obycie
z danym fenomenem kultury popularnej (uczy się stosownego słownictwa,
poznaje sylwetki poszczególnych twórców itd.).
Stanisław Barańczak. In memoriam
93
dać. Burzy to wizję biernego odbiorcy, kojarzonego z telewizyjną
kulturą masową, która nadając na wielką skalę, nie przyjmuje
żadnych komunikatów zwrotnych i ukazuje odbiorcę, który
mimo że obraca się w tej kulturze i darzy sympatią jej teksty, nie
jest wobec niej bezkrytyczny, czemu daje wyraz zabierając głos
wtedy, kiedy coś przestaje mu się podobać. Takim odbiorcą
w pewien sposób był właśnie Barańczak, pisząc w rubryce
„Książki najgorsze” i tacy są obecnie przeróżni blogerzy, recen-
zenci internetowi i analizatorzy.
Biorąc pod uwagę silny akcent komiczny tekstów Ba-
rańczaka, który jest także niemal nieodłącznie obecny w krytyce
internetowej pokroju Analizatorni, należałoby zadać sobie pyta-
nie, na ile takie prześmiewcze recenzje tworzone są pod publicz-
kę, a na ile jest to jakiś rodzaj misji czy autentycznej polemiki
z kulturą popularną. Barańczak w przedmowie do Książek naj-gorszych pisze o tym, jak ważne jest to, aby (zazwyczaj niechętni
temu) krytycy zajmowali się tworami kultury masowej, gdyż to
właśnie ona, a nie ubóstwiane przez nich ambitne dzieła, ma
największe pole oddziaływania i największe możliwości wpływa-
nia na umysły szarych obywateli. Jednocześnie wybiera on do
tego celu dość krzykliwą formę i pisze (w imieniu Trzymałki
i Dzierżankiewicza) wprowadzenie zaprojektowane specyficznie
tak, aby przykuć uwagę potencjalnych czytelników, co sugerować
by mogło, że jednak w jakimś stopniu zależy mu. jeśli nie na
sławie (wszak tworzył pierwotnie pod pseudonimami ukrywają-
cymi jego tożsamość), to na pewno na jako takiej poczytności
i wzbudzeniu zainteresowania.
Z perspektywy dzisiejszego czytelnika, mgliście zdają-
cego sobie sprawę z tego, że „Książki najgorsze” miały być reme-
dium na spustoszenia, jakie PRL-owska propaganda poczyniła na
gruncie literackim, lektura pamfletów Barańczaka będzie miała
wymiar niemal wyłącznie rozrywkowy. Nie będzie on dzisiaj
Stanisław Barańczak. In memoriam
94
bojownikiem o wolność, który mając za oręż sarkazm i swój cięty
język, walczył z rządową cenzurą (do czego zresztą Barańczak
raczej nie aspirował), a przede wszystkim sprawnym satyrykiem
pokpiwającym sobie z kiepskiej literatury. Jako taki właśnie
pozostaje wzorem dla analizatorów, którzy okazjonalnie wspomi-
nają go w swoich analizach (szczególną popularnością cieszy się
wyłapany przez niego cytat z kryminału Edigeya: „Morderca
doznawał uczucia przykrości”). Zatem z biegiem lat w recenzjach
Barańczaka wypłukał się odrobinę kontekst walki z praniem
mózgu, jakie serwował odbiorcom popkultury PRL, a akcent
został przełożony na ich rozrywkowe walory.
Internetowi krytycy w swoim podejściu do misji kon-
troli jakości produktów kultury popularnej mają podejście trochę
luźniejsze niż mimo wszystko bardzo troszczący się o umysły
czytelników Barańczak. Analizatorki, podczas konwentu na
panelu poświęconym ich działalności, zapytane o to, czy kieruje
nimi jakaś misja, odpowiadały, że owszem w pewnym sensie tak,
ale przede wszystkim analizy są dla nich źródłem dobrej zabawy
i satysfakcji z wyśmiewania kiepskich książek i fanfików. Youtu-
berzy pokroju Niekrytego Krytyka czy Masochisty, choć niewy-
kluczone, że w swojej działalności pewnym rodzajem misji się
kierują, to jednak biorąc pod uwagę fakt, że rozgłos, który zdo-
bywają dzięki swoim recenzjom wykorzystują w celach zarobko-
wych (reklamując koszulki i książki), prawdopodobnie jednak
bardziej dbają o kształtowanie własnego wizerunku niż świado-
mości odbiorców. Niezależnie jednak od intencji internetowych
krytyków, Barańczaka powinien ucieszyć fakt, że wśród odbior-
ców popkultury, o których tak się niegdyś martwił, znajdą się
tacy, którzy sami wykryją i napiętnują szkodliwą grafomanię oraz
różnego rodzaju kicz.
Istotną kwestią, którą wypadałoby poruszyć jest spo-
sób, w jaki Barańczak przemawia do swoich czytelników. Można
Stanisław Barańczak. In memoriam
95
by pokusić się o stwierdzenie, że aby mówić o kulturze popular-
nej, używa on niejako języka tejże kultury. Michał Głowiński
w Próbie opisu tekstu krytycznego wskazuje na istnienie zjawi-
ska, które określa krytyczną mową pozornie zależną. Jak sam
pisze o tym fenomenie: „Krytyk nie rezygnuje ze swej osobowości
językowej, ale zarazem pragnie zasugerować, że to o czym mówi
i jak mówi w pewien sposób z dzieła pochodzi15
”. Nie oznacza to
oczywiście, że Barańczak przejmuje w swoich recenzjach styl
opisywanych przez siebie kryminałów. Wręcz przeciwnie –
mierzi go językowe ubóstwo owych utworów, a jeden ze swych
pamfletów poświęca nawet wyśmianiu specyficznego stylu publi-
cysty Władysława Machejki16
. Jeżeli jednak przyjąć, że „dziełem”,
które tak naprawdę omawia Barańczak, nie jest dana książka czy
wiersz, a popkultura jako taka, to owszem można mówić o prze-
jęciu przez niego pewnych tendencji w wyrażaniu treści.
Jak wiadomo typowy odbiorca kultury popularnej ceni
sobie przede wszystkim niewymagającą rozrywkę. Barańczak
oferuje takiemu odbiorcy krytykę literacką, poruszającą jak
najbardziej istotne zagadnienia w lekkiej formie prześmiewczych
recenzji, których czytanie może być z pewnością dobrą zabawą.
Jest on świadom, że z łatwością zwróci uwagę czytelników, jeżeli
tylko jego krytyczne uwagi względem grafomanii PRL-u będą
dostatecznie sarkastyczne i zabawne, fakt ten wykorzystując, aby
dotrzeć do tych właśnie odbiorców, którym owa grafomania
najbardziej zagraża. Dzięki temu, że krytyka literacka, którą
prezentuje w Książkach najgorszych, choć niepozbawiona pewnej
klasy, nie ma w sobie zbyt wiele akademickiego zacięcia, docenić
ją mogą tak zorientowani literaturoznawcy jak i zwykli szarzy
15
M. Głowiński, Próba opisu teksty krytycznego, [w:] Badania nad krytyką
literacką. Seria druga., red. M. Głowiński, K. Dybciak, Wrocław 1984, s. 45. 16
S. Barańczak, dz. cyt., s. 110-115.
Stanisław Barańczak. In memoriam
96
obywatele, których gustom w szczególności powinna odpowiadać
przyjęta przez niego formuła.
Zatem Barańczak, przejmując z kultury popularnej
sposób prezentowania treści, uprzywilejowujący przede wszyst-
kim rozrywkę, niekiedy kosztem refleksji, podejmuje próbę
swoistego roztoczenia opieki nad jej odbiorcami. Stanisław Kost-
ka Potocki, którego uznać można za jednego z poprzedników
Barańczaka na polu krytyki dowcipem i drwiną stojącej, na
łamach „Pamiętnika Warszawskiego” postulował niegdyś, aby
podobną opiekę roztoczyły gazety nad czytającymi i uczącymi się
z nich chłopami, dla których często były one jedyną lekturą.
Zatem można chyba uznać, że Potocki byłby zadowolony
z podejścia Barańczaka, który podczas radosnego obrzucania
błotem grafomańskich wytworów współczesnych mu pisarzy,
mimochodem przemyca do świadomości rozbawionych czytelni-
ków istotne treści dotyczące kultury, w której żyją.
Pewnym punktem wspólnym, łączącym dzisiejszych
internetowych krytyków z Barańczakiem, jest kwestia używania
pseudonimów. Barańczak miał ich wiele (Feliks Trzymałko
i Szczęsny Dzierżankiewicz, Barbara Stawiczak, Hieronim Bryłka
to tylko niektóre). Dziś posiadanie jednego lub kilku pseudoni-
mów czy nawet kilku fikcyjnych tożsamości w przestrzeni Inter-
netu jest rzeczą najzupełniej normalną. Jednak warto rozpatrzeć,
jak zjawisko posiadania takowej podwójnej tożsamości wpływa na
wizerunek i działalność (internetowego lub nie) krytyka.
W swoim szkicu o Barańczaku i licznych kryptoni-
mach, pod którymi się ukrywał, Leonard Neuger, pisze o powo-
dach, które kierowały Barańczakiem, gdy decydował się wcielić
w między innymi Trzymałkę i Dzierżankiewicza:
Względy cenzuralne są tu oczywiste, i sam Barańczak
o tym pisał. Zarówno „Student”, jak i „Tygodnik Powszechny”
wychodziły w granicach dekretu/cenzury. Jednak imiona Trzy-
Stanisław Barańczak. In memoriam
97
małki i Dzierżankiewicza nie tylko cenzurę miały mamić, nie
tylko bawić skojarzeniem z Feliksem Dzierżyńskim, nie tylko,
mimo zmiany płci, współbrzmieniem z imieniem, którego nie ma
(Barbara Stawiczak). Owszem, ta ludyczna funkcja uchylania się
systemowi represyjnemu była ważna. Jest jednak jeszcze inny
aspekt tej maskarady. Otóż w felietonach i miniesejach o PRL-
owskiej grafomanii te zamaskowane imiona służyły analizowaniu
represywności rodzimej kultury masowej, niewinnej na pozór
powieści milicyjnej, liryki zaangażowanej, twórczości na akade-
mie i rocznice, piosenek „na co dzień” - całego obszaru związa-
nego z PRL-owską odświętnością i rozrywką. Trzymałko i Dzier-
żankiewicz nie tylko patroszyli PRL-owską grafomanię, co już
samo w sobie było drażliwe; oni czynili to w sposób niedozwolo-
ny. Ton ich wypowiedzi, stylistyka i retoryka były, owszem,
spotykane, ale zarezerwowane dla „słusznej” krytyki nieprzyjaciół
PRL-u.17
Neuger dostrzega zatem w Barańczaku zarówno roz-
bawionego wodzireja swoistej maskarady, która jest na poły
zabawą, na poły droczeniem się z peerelowską władzą i cenzurą,
jak i atakującego z ukrycia partyzanta z jak najbardziej poważ-
nym zamiarem odsłonięcia manipulacyjnych mechanizmów
kultury popularnej tamtych czasów.
Z tych dwóch równoległych wizerunkó, dzisiejszym re-
cenzentom bliższy jest zdecydowanie ten pierwszy. W dobie
powszechnej wolności i swobody wyboru treści dostępnych dzięki
Internetowi, potrzeba rozprawiania się z pewnymi mechanizma-
mi kultury popularnej ma raczej charakter wspólnej zabawy
związanej z partycypacją w niej.
17
L. Neuger, Uciekające imię, [w:] Obchodzę urodziny z daleka. Szkice
o Stanisławie Barańczaku, red. J. Dembińska-Pawelec, D. Pawelec, Katowice
2007, s. 67.
Stanisław Barańczak. In memoriam
98
Według Brzostka sam wybór pseudonimu może być
sposobem, tak na zaznaczenie emocjonalnego stosunku do oma-
wianego tematu, jak i swojej pozycji jako eksperta18
. Z pewnością
jest to prawda, zwłaszcza w wypadku na przykład Niekrytego
Krytyka, Nostalgia Critica (słowo krytyk zawarte w tych przy-
domkach sugeruje pewną pozycję) czy Masochisty, który zresztą
oprócz recenzowania filmów zajmuje się także (bardzo silnie
wartościującymi) streszczeniami lektur szkolnych, przedstawiając
się wówczas jako Profesor Niczego. Jednak warto zauważyć, że
taka autokreacja często nie tyle jest tworzeniem własnego wize-
runku, co odgrywaniem postaci. Niektórzy internetowi recenzen-
ci czy analizatorzy, chcąc przykuć uwagę odbiorców, odgrywają
w ramach swoich praktyk recenzenckich swoiste przedstawienie,
przyjmując na siebie rolę komika, a nawet tworząc swoiste uni-
wersum recenzji, w którym opowiadają w egzaltowany sposób
swoją historię odbioru danego dzieła. Praktyk takich dokonywać
można z mniejszym lub większym rozmachem, zarówno przez
stosowną narrację w tekście recenzji (pisząc na przykład: „W tym
właśnie momencie nie wytrzymałem i rzuciłem książką o ścianę”,
jak i tworząc złożone, pełne gagów historie, którymi obudowuje
się recenzję (jak to czyni na przykład Nostalgia Critic).
Tego typu działalność krytyczną uprawiał na długo
przed powstaniem Internetu Potocki, który przybrał pseudonim
Świstka19
, a swoją rubrykę „Uwagi krytyczne” zamienił na dużo
lżejszy w wymowie „Świstek krytyczny” – specjalnie po to, aby
w swoim pisaniu mieć prawo do bycia odrobinę niepoważnym.
Z tego prawa korzystał zresztą chociażby snując zawiłą historię
o niedźwiadkowej herbatniczce i wprowadzając do swoich pole-
mik fikcyjne, stworzone przez siebie postacie takie jak na przy-
kład Chwalski (zalecający metodę chwalenia wszystkiego).
18
D. Brzostek, dz. cyt. 19
S. Kostka Potocki, dz. cyt., s. XVI–CIII.
Stanisław Barańczak. In memoriam
99
Odgrywania roli nie da się też odmówić Barańczakowi,
który swoich pseudonimów nie porzucił wszakże od razu po
ujawnieniu swojej tożsamości i zawieszeniu działalności w „Stu-
dencie”. W swoich późniejszych recenzjach z „Biuletynu Infor-
macyjnego” wciąż jeszcze lubi wcielać się w Trzymałkę i Dzier-
żankiewicza i widać, że ciągle bawi go przemawianie ustami
dwóch zadziornych recenzentów. Na zakończenie przedmowy do
Książek najgorszych z 1980 roku napisał: „Pocieszam się tym
tylko, że to dopiero początek: panowie Trzymałko
i Dzierżankiewicz obiecują, że ich niesmaczna i napastliwa dzia-
łalność będzie kontynuowana”. Jego słowa sugerować by mogły,
że darzy stworzone przez siebie postacie niemałym sentymentem.
Jeżeli byłyby one jedynie maskami, za którymi skrywał się krytyk
przed wzrokiem cenzorów, zrzuciłby je zaraz po tym jak straciły-
by swą użyteczność, czyli po ujawnieniu, kto za nimi stał.
Na koniec chciałabym się zastanowić nad jeszcze jedną
kwestią. Na ile Książki najgorsze Barańczaka wpisują się w trend
widowiskowego kompromitowania wpadek literackich (i to nie
tylko na gruncie kultury popularnej), a na ile trend ten inicjują?
Trudno jest to stwierdzić, biorąc pod uwagę specyficzne zasady
przetwarzania i generowania się treści w przestrzeni internetowej.
Z pewnością sporą nadinterpretacją będzie stwierdzenie, że
wszyscy internetowi krytycy korzystający z podobnego wzorca
w swoich praktykach recenzenckich, zapoznali się wcześniej
z twórczością Barańczaka. Jednak nie bez powodu, jak głosi tekst
z tyłu okładki trzeciego wydania Książek najgorszych, zyskały
one „status pozycji kultowych”. Nawet jeśli poszczególni recen-
zenci niekoniecznie zdają sobie sprawę z wpływu tych tekstów na
kształt dzisiejszej internetowej krytyki, to bez wątpienia funkcjo-
nują one w zbiorowej świadomości odbiorców popkultury jako
wzory elokwentnej i zarazem pełnej humoru zabawy z niektóry-
mi konwencjami i kliszami.
Stanisław Barańczak. In memoriam
100
Barańczak odkrył więc sposób polemiki z kulturą ma-
sową na tyle skuteczny, że jej odbiorcy, do których starał się
trafić, dziś przejmują po nim pałeczkę i sami dokonują krytycznej
analizy serwowanych im tekstów tejże kultury. Być może nieko-
niecznie ich intencją jest potępienie lub uzdrowienie kultury
popularnej i oczyszczenie jej z wszelkiego kiczu, ale z pewnością
jest nią udowodnienie, że mimo swojego uwielbienia dla jej
tworów, nie trzeba wcale być wobec nich bezkrytycznym i bez-
myślnie przyjmować wszystkie, nieważne jak szkodliwe, zawarte
w nich treści. Wręcz przeciwnie, powszechną praktyką staje się
takich właśnie treści celowe wyszukiwanie i wyszydzanie, dające
wiele radości tak krytykującym, jak i osobom tę krytykę czytają-
cym. Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że najlepsze, najzabaw-
niejsze i najchętniej czytane recenzje to te, które dotyczą najgor-
szych książek.
Stanisław Barańczak. In memoriam
101
BIBLIOGRAFIA
Barańczak S., Książki najgorsze, Kraków 209.
Brzostek D. Eksperci i amatorzy. O internetowych praktykach recen-zenckich jako „systemach eksperckich”, [w:] Netlor. Wiedza cyfrowych tubylców, red. P. Grochowski, Toruń 2013.
Głowiński M., Próba opisu teksty krytycznego, [w:] Badania nad krytyką literacką. Seria druga., red. M. Głowiński, K. Dybciak,
Wrocław 1984.
Kobus A., Krzyżanowska J., Słownik fandomu i fanfiction, [w:] Natlor. Wiedza cyfrowych tubylców, red. P. Grochowski, Toruń 2013.
Kostka Potocki S., Podróż do Ciemnogrodu i Świstek krytyczny, oprac.
Emil Kipa, Wrocław 1955.
Neuger L., Uciekające imię, [w:] Obchodzę urodziny z daleka. Szkice o Stanisławie Barańczaku, red. J. Dembińska-Pawelec, D. Pawelec,
Katowice 2007.
Stanisław Barańczak. In memoriam
102
Kamil DŹWINEL
Gesty piosenkarzy i topika wolności.
Stanisław Barańczak jako badacz w uniwersum piosenki
Powiązanie naukowego i artystycznego dorobku Stanisława
Barańczaka z szeroko pojętym uniwersum piosenki może być
tyleż oczywiste, co zaskakujące. Oczywiste dlatego że autor
Uciekiniera z Utopii poświęcił niewielką część swojej naukowej
aktywności właśnie zgłębianiu problematyki piosenki, ponadto
niejednokrotnie pisał własne utwory, które czy to na poziomie
tytułu, czy na poziomie samej formy genologicznej, odwoływały
się do tego gatunku. Zaskakiwać może natomiast – i to szczegól-
nie w aspekcie studiów nad tą formą literacko-muzyczną –
precyzja Barańczaka, który w niewielu w gruncie rzeczy słowach
zdążył wypracować bardzo konkretną wizję piosenki jako przed-
miotu badań.
Zostawił więc kilka twórczych uwag o charakterze me-
todologicznym, jednocześnie zwracając uwagę na piosenkowe
clou, to znaczy hybrydyczność i nieoczywistość formalną tego
gatunku pogranicznego. Czy jednak w wypadku Barańczaka
może zaskakiwać precyzja? Wszak już Jerzy Kwiatkowski nazwał
go „wirtuozem, sztukmistrzem i żonglerem, poetą, którego wier-
sze mogłyby posłużyć jako materiał do kolokwium z poetyki”1;
a tę laudację należy zdecydowanie rozszerzyć także w odniesieniu
do jego osiągnięć naukowych, które mogłyby stać się przedmio-
1 J. Kwiatkowski, Wirtuoz i moralista, [w:] tenże, Magia poezji. (O poetach
polskich XX wieku), wyb. M. Podraza-Kwiatkowska, A. Łebkowska, posł.
M. Stala, Kraków 1997, s. 342.
Stanisław Barańczak. In memoriam
103
tem osobnych studiów z zakresu historii humanistyki czy na
przykład metodologii badań literackich2. Mamy więc do czynie-
nia z jednym z bardziej spójnych i konsekwentnych projektów
literaturoznawczo-translatologicznych trzech ostatnich dekad
XX wieku (bo i warsztat tłumacza związał Barańczak z warszta-
tem poety i literaturoznawcy)3. Chciałbym tu skupić się przede
wszystkim na „piosenkologicznych” refleksjach poznańskiego
badacza, na inną okazję zostawiając zagadnienie obecności
i funkcjonowania tego gatunku w autorskiej twórczości poety-
naukowca, które należałoby zresztą omówić w kontekście ścisłych
i licznych związków wierszy autora Kontrapunktu z muzyką
i „muzycznością”4. Zagadnieniem komplementarnym, które
2 Zob. przykładowo wstępne uwagi o polskiej szkole strukturalistycznej –
w kontekście dokonań której pojawia się także nazwisko Barańczaka –
zawarte w książce Dominika Lewińskiego, Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O procesach paradygmatyzacji w polskiej nauce o literaturze
po 1958 roku, Kraków 2004, s. 85, 88; oraz analizę Języka poezji Mirona
Białoszewskiego, pierwszej monografii naukowej Barańczaka, pomieszczoną
w pracy Bartosza Ryża, Koncepcja języka teoretycznoliterackiego
strukturalistów polskich, Wrocław 2013, s. 97–100. 3 Najszerzej opisywano do tej pory Barańczaka jako poetę i tłumacza, rzadziej
zwracając uwagę na rangę zaplecza literaturoznawczego w jego dokonaniach
przekładowych i poetyckich. Zob. na przykład rozważania o „translatorskiej
hipotezie wyobraźni” Barańczaka zawarte w książce Ewy Rajewskiej, Stanisław Barańczak – poeta i tłumacz, Poznań 2007. O translatologicznej myśli
Barańczaka pisze syntetycznie Adam Dziadek, Strategia przekładu literackiego,
[w:] S. Barańczak, C. Cavanagh, 77 przekładów Stanisława Barańczaka i Clare Cavanagh z polskiej poezji współczesnej, wyb., wstęp i oprac. A. Dziadek,
Katowice 1995, s. 10–15. 4 W tym miejscu należy odesłać przynajmniej do trzech studiów rzeczowo
podejmujących zagadnienie związków poezji Barańczaka z muzyką: A. Hejmej,
Słuchać i czytać: dwa źródła jednej strategii interpretacyjnej („Podróż zimowa” Stanisława Barańczaka), [w:] tenże, Muzyczność dzieła literackiego, Toruń
2012, s. 159–171; K. Cicha, „Użycza mu słuchu, czasu, cierpienia, wszystkiego, co przewidziała”. Muzyka w twórczości Stanisława Barańczaka,
Stanisław Barańczak. In memoriam
104
można uznać za domknięcie tematu obecności Barańczaka w (czy
przynależenia do) uniwersum piosenki, jest problematyka pio-
senkowych realizacji jego poetyckich tekstów5. Takie oto roboczo
trójdzielne uniwersum piosenki, opisane tutaj w jednym wyjścio-
wym aspekcie z perspektywy metanaukowej, związane jest
z szeroko pojętym dziełem Barańczaka i jego wypływem na
humanistykę z jednej strony, a świat artystyczny – z drugiej6.
„Pamiętnik Literacki” 2006, z. 1, s. 65–77; I. Puchalska, „Deus ex machina”,
czyli o doświadczeniu fonografii w poezji Stanisława Barańczaka, „Ruch
Literacki” 2013, z. 4/5, s. 477–494. Zob. także teksty: Głosy o „Podróży
zimowej” Stanisława Barańczaka, „Zeszyty Literackie” 1995, nr 50, s. 103–112;
A. Poprawa, Wiersze na głos i fortepian: O nowym tomie Stanisława
Barańczaka, „NaGłos” 1995, nr 21, s. 161–175; A. Hejmej, Peryferyjne znaczenia muzyki („Aria: Awaria” S. Barańczaka), [w:] Filozofia muzyki.
Studia, red. K. Guczalski, Kraków 2003, s. 146–160; oraz I. Misiak, Piosenki,
nie śpiewane żonie, „Fraza” 2005, nr 3, s. 129–134. 5 Ważny jest tu bez wątpienia kontekst współpracy Barańczaka z poznańskim
Teatrem Ósmego Dnia, którego poeta był współzałożycielem i w którym pełnił
rolę kierownika literackiego. Teatr ów wystawił sztukę pt. Jednym tchem
(w wersji podstawowej oraz późniejszej, rozszerzonej) opierającą się głównie
na Barańczakowych wierszach, z których część (np. Ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść suchary) została w trakcie spektaklu zaśpiewana. Zob.: Teatr Ósmego
Dnia 1964–2009, red. prowadzący P. Skorupska, Warszawa 2009, s. 206 i nast.
(podstawowe informacje o spektaklu Jednym tchem); oraz J. Tyszka, Teatr
Ósmego Dnia – pierwsze dziesięciolecie (1964–1973). W głównym nurcie przemian teatru studenckiego w Polsce i teatru poszukującego na świecie,
Poznań 2003, s. 159–226 (dokładna analiza obu wersji sztuki, także
z omówieniem piosenek ze spektaklu). Dość wspomnieć, że muzykę do
wierszy Barańczaka układał jeszcze chociażby Jan Krzysztof Kelus (zob.
K. Gajda, Poza państwowym monopolem – Jan Krzysztof Kelus, Poznań
1998, s. 105, XXXVII i LIX), a i obecnie sięgają do tych wierszy rozmaici
artyści (współczesny przedstawiciel nurtu piosenki poetyckiej Jakub Blokesz
czy rockowy zespół Buldog na czele z Tomaszem Kłaptoczem). 6 Przenikanie się świata naukowego, translatologicznego i poetyckiego świetnie
ukazuje w nieco węższym kontekście Adam Poprawa, Beatlesi Barańczaka,
[w:] W teatrze piosenki, red. I. Kiec i M. Traczyk, Poznań 2005, s. 259–269.
Stanisław Barańczak. In memoriam
105
Refleksja Barańczaka nad piosenką rozpoczyna się od
krótkiego tekstu Gesty piosenkarzy7, stanowiącego trzecią część
obszernego cyklu o tytule Odbiorca ubezwłasnowolniony druko-
wanego w poznańskim „Nurcie”8. W kontekście całego cyklu,
porównując go z Barthes’owskimi Mitologiami, zauważa Adam
Poprawa: „Wydaje się, że autor poświęcił ten zbiór, aby później
posłużył mu za coś w rodzaju brulionu, przydatnego w różnych
gatunkach pisarstwa”9. Oczywiste rozszerzenie Odbiorcy... sta-
nowi książka Czytelnik ubezwłasnowolniony10
. Należy zauważyć
na marginesie, że jednym z jej rozdziałów jest rozszerzona wersja
tekstu Piosenka i topika wolności, który należy uznać za kluczo-
wy w Barańczakowych badaniach piosenki. Hipoteza Poprawy
wydaje się słuszna także w kontekście Gestów piosenkarzy,
ponieważ ten krótki, pisany w lżejszym tonie, lecz na poważny
temat perswazji artykuł (zdradzający zacięcie felietonistyczne
autora) dał początek myśleniu Barańczaka o szeroko pojętej
piosence. Widać tu przede wszystkim dużą wiedzę o proweniencji
7 S. Barańczak, Gesty piosenkarzy, „Nurt” 1971, nr 11, s. 64. Dalej: GP.
Gdzieniegdzie dopasowałem przypadek gramatyczny do swojego tekstu
(podobnie w cytatach z artykułu Piosenka i topika wolności). 8 W czasopiśmie tym prowadził Barańczak także rubrykę Kierunkowskazy,
gdzie – kreując postać podstarzałego pisarza – doradzał i odradzał
początkującym adeptom poetyckiego i epickiego słowa. Zob. S. Barańczak,
Mroki mojej literackiej młodości, albo: Byłem redaktorem „Kierunkowskazu”,
[w:] tenże, Poezja i duch Uogólnienia. Wybór esejów 1970–1995, Kraków
1996, s. 345–357. 9 A. Poprawa, Mitologie Barańczaka. Wypisy porównawcze, [w:] „Obchodzę
urodziny z daleka...”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, red. J. Dembińska-
Pawelec i D. Pawelec, Katowice 2007, s. 35. 10
Zob. S. Barańczak, Czytelnik ubezwłasnowolniony. Perswazja w masowej
kulturze literackiej PRL, Paryż 1983. Z tych samych źródeł zdaje się również
czerpać wcześniejsza broszura opublikowana przez Niezależną Oficynę
Wydawniczą NOWA pt. Knebel i słowo. O literaturze krajowej w latach siedemdziesiątych, Warszawa 1980.
Stanisław Barańczak. In memoriam
106
całego gatunku. Wnikliwie rozpatrzono piosenkę jako zjawisko,
które u swego początku ściśle wiązało się z pracą, a więc rytmi-
zowało, porządkowało wysiłek fizyczny. Jednakże „Wieki mijały
i śpiew coraz bardziej izolował się od ruchu i gestu” (GP), by
kulminację bezruchu i całkowitej konwencjonalizacji zyskać
w operze. Niejako na antypodach operowego minimalizmu
gestowego znaleźli się twórcy jazzowi (i czerpiący z ich dorobku
artyści swingowi), wprowadzając na scenę „rozluźnienie fizyczne,
które wyraża się w pozornie dzikich i nieskoordynowanych
ruchach” (GP). Co innego gest współczesnych piosenkarzy
estradowych – konstatuje Barańczak – którzy uczynili go „war-
tością samą w sobie”, ponieważ mają taki a nie inny status arty-
styczny, są bowiem „składnikiem jakiegoś showu” (GP). Zostaje
tu wydobyta bardzo istotna cecha piosenki, mianowicie jej kodo-
wa złożoność przedstawiana odbiorcy dynamicznie, jako konden-
sat, forma złożona z (części) innych form.
Autor pisze zresztą wprost o tym, iż piosenka jest
„niebywale synkretyczna” oraz „[czerpie] pełnymi garściami
z wielu różnych wzorców na raz” (GP). Ma więc głęboką świa-
domość zarówno jej gatunkowej złożoności, jak i nieoczywistości
ontologicznej (co znajdzie swoje ujście także w uwagach z póź-
niejszego tekstu o randze sposobu rozprzestrzeniania
i nośnikowego istnienia piosenek). Co zaś najważniejsze, Barań-
czak pokazuje w swym pierwszym tekście o zagadnieniach zwią-
zanych z piosenką, że składają się na nią nie tylko muzyka
i tekst, ale także techniki wykonawcze, gesty (nawet najbardziej
zbanalizowane) czy realizowana w występach na żywo funkcja
kontaktu z publicznością. Już w tym wczesnym szkicu uwyraźnia
się przekonanie autora o hybrydyczności piosenki i zanurzeniu,
uwikłaniu tego gatunku w tylko pozornie prosty układ komuni-
kacyjny kultury masowej. Hołdowanie temu przekonaniu ma
Stanisław Barańczak. In memoriam
107
odnajdować oczywiście swe odzwierciedlenie w badaniach nad
piosenką jako zjawiskiem artystycznym i społecznym.
Na kolejną ważną sprawę zwraca uwagę wtedy jeszcze
wstępujący badacz literatury – nie tylko przecież popularnej –
w swoim artykule: piosenkę charakteryzuje konieczna i znaczna
ograniczoność formy. Jak czytamy:
Gesty piosenkarza są skonwencjonalizowanym językiem [...]; ję-
zykiem świadomie przekazującym odbiorcy pewne znaczenia.
Znaczenia zresztą dość ubogie i ograniczone: język zbyt bogaty
w znaki nie mógłby być łatwo deszyfrowany przez każdego od-
biorcę, uniemożliwiałby więc masowość odbioru piosenki (GP).
Stąd tak istotna okaże się w drugim tekście Barańczaka
o piosence kategoria odbiorcy wirtualnego. Te uwagi pokazują,
jak potężną siłą sugestii dysponuje forma piosenki popularnej,
masowej: szereg uproszczeń pozwala na łatwe rozumienie, a co za
tym idzie, przyswajanie rozmaitych treści, podanych odbiorcy
w postaci całkowicie gotowej, niewymagającej większej uwagi
odbiorczej i interpretacyjnej (o co dba z kolei kliszowość piosen-
ki) oraz uprzystępniającej i tak już przystępny tekst, mogący
pełnić – jak pokazuje Barańczak – funkcję perswazyjną.
W gestach piosenkarskich, jako składnikach „showu” – bo od-
mienia badacz ten internacjonalizm – zauważa on jednak sztucz-
ność, „swoistą fałszywość”, tak charakterystyczną właśnie dla
„typowych, przeciętnych piosenek komercjalnych” (GP). Ograni-
czoność ich repertuaru – konieczna dla zachowania możliwie
intensywnie masowego charakteru tego typu twórczości – stano-
wi wyraźne pole nieadekwatności piosenki masowej względem
nie tylko realiów czy warunków politycznych, które czasem
bezpośrednio, a czasem nie wprost opisywał Barańczak, ale także
względem na przykład wymagań estetycznych stawianych litera-
turze. Bo należy z całą mocą podkreślić, że autor Czytelnika
Stanisław Barańczak. In memoriam
108
ubezwłasnowolnionego traktuje zasadniczo piosenkę jako ele-
ment kultury l i t e r a c k i e j (oczywiście w tym wypadku lite-
rackiej kultury masowej), stąd w jego kolejnej publikacji to wła-
śnie perspektywa badań tekstowych będzie wiodła prym.
Swój interesujący szkic zamyka autor uwagą na temat
przełamania konwencjonalnego i banalnego kodu gestów piosen-
karzy estradowych, przytaczając poniższą anegdotę: Czymś głęboko znamiennym jest w tej sytuacji plotka, jaka nie-
dawno obiegła cały kraj. Mówiło się mianowicie, że pewien nad-
zwyczaj popularny piosenkarz, koncertując w prowincjonalnym
mieście, zdjął na estradzie spodnie i wypiął się na publiczność.
[...] byłaby to reakcja przeciw temu samemu: przeciw fałszywemu,
konwencjonalnemu do szpiku kości, zbanalizowanemu i pozba-
wionemu naturalnych podstaw językowi, którego nadużywanie
budzi naturalną potrzebę języka „szczerego” i „autentycznego”
[...]. Wypięte pośladki na estradzie w Radomsku [...] były pierw-
szym (choć zapewne ostatnim na dłuższy czas) słowem takiego ję-
zyka (GP)11
.
Znamienne jest tu napomknienie o braku naturalnych
podstaw (przynajmniej niektórych elementów) języka piosenki
estradowej. Barańczak wcześnie odkrywa zatem potężny paradoks
kultury masowej, wyraźnie widoczny w jej odmianie propagan-
dowej – że musi ona mówić językiem prostym i ludycznym, by
spełnić kryterium masowości, a jednocześnie język ten jest po-
zbawiony komponentów dla każdego kodu podstawowych: zdro-
wego rozsądku i sensu; ponadto zaś używa się go w celach per-
11
Zaznacza Barańczak w swoim tekście, że drugorzędne znaczenie ma
prawdziwość bądź fałszywość tego zdarzenia, co jest o tyle ważnym
zastrzeżeniem, że sytuacja ta dotyczyła rzekomo Czesława Niemena, a cała
sprawa miała posłużyć jako dyskredytacja tego bezkompromisowego artysty
(oczerniający artykuł o zachowaniu Niemena podczas radomszczańskiego
koncertu przedrukował „Express Wieczorny”).
Stanisław Barańczak. In memoriam
109
swazyjnych, a więc znowu oddalając się od prawdy jako podstawy
logicznej. W Czytelniku ubezwłasnowolnionym konstatuje autor:
„Jeśli nawet między jej [kultury masowej] funkcjami ludycznymi
a perswazyjnymi istnieje sprzeczność, dysponenci środków prze-
kazu oraz sami twórcy liczą na to, że sprzeczność tę da się ukryć,
że odbiorca jej nie zauważy”12
. Już sam przykład zdeszyfrowa-
nych, zinterpretowanych przez Barańczaka gestów piosenkarzy
dowodzi, że wyczulonego na fałsz odbiorcę doprawdy trudno
zwieść na poznawcze manowce.
O ile krótki tekst zamieszczony w „Nurcie” stanowił
ledwie część większej całości wiążącej się z jednym z obfitszych
pól badawczych w dorobku Barańczaka – kulturą masową
i perswazją – o tyle Piosenka i topika wolności to już pełnokrwi-
sty artykuł naukowy, wydrukowany zresztą w „Pamiętniku Lite-
rackim”13
. I tym razem sięga autor do bogatego zbioru piosenek
estradowych – nieco złośliwie nazwanych w Czytelniku ubezwła-
snowolnionym „liryką ze wzmacniaczem”14
– wychodzi więc od
kluczowego jego zdaniem zastrzeżenia, że aby nie popaść
w „błędne koło tautologii”, należy wprowadzić do badania pio-
senki pojęcia wirtualnego odbiorcy i „poetyki odbioru” (PTW
12
S. Barańczak, Czytelnik ubezwłasnowolniony…, s. 13. 13
Zob. tenże, Piosenka i topika wolności, „Pamiętnik Literacki” 1974, z. 3,
s. 115–139. Dalej: PTW i odpowiedni numer strony. Cytuję tutaj przede
wszystkim pierwszą wersję Piosenki i topiki wolności, ewentualnie odsyłając
do rozszerzeń pewnych kwestii zawartych w rozdziale Czytelnika ubezwłasnowolnionego pt. W kręgu estrady: Piosenka i wolność (s. 74–95).
Chcę bowiem prześledzić możliwie najbardziej pierwotną wersję poglądów
Barańczaka na kwestie związane z piosenką i jej badaniem. 14
S. Barańczak, Czytelnik ubezwłasnowolniony…, s. 74. Autor przywołuje
również jeszcze jedną alternatywną nazwę: „Zjawisko, które na Zachodzie nosi
krótką i treściwą nazwę pop-song, a które dla naszych potrzeb należałoby
określić w przydługi sposób jako współczesną, masową piosenkę estradową”
(tamże, s. 75).
Stanisław Barańczak. In memoriam
110
115). Tylko wtedy bowiem uniknie się nieostrego kryterium
ilościowego, w którym kultura masowa ma „«trafiać» do znacznie
szerszych rzesz odbiorców” niż kultura „wysokoartystyczna”. Nie
wdając się w liczne szczegóły związane z tym zagadnieniem –
a jednocześnie przyjmując kategorię odbiorcy wirtualnego jako
coś oczywistego i jednoznacznie zdefiniowanego15
– pokazuje
Barańczak główne wyróżniki dwóch „odmiennych modeli zało-
żonych wirtualnych odbiorców” (PTW, 116). Kultura „wysokoar-
tystyczna” stawia na aktywność odbiorcy, który musi samodziel-
nie szukać sensu i wartości w dziełach, dokonując („metodą prób
i błędów”) ich selekcji, natomiast kultura masowa obliczona jest
na bierność i ubezwłasnowolnienie odbiorcy, który zostaje
„w przeważającej mierze zwolniony z obowiązku podejmowania
samodzielnych decyzji”. „Odbiorca ubezwłasnowolniony – oto
istota kultury masowej” (PTW, 116) – tak brzmi wyjściowa,
odważna diagnoza badacza.
Jednocześnie zwraca Barańczak uwagę na fakt, iż po
pierwsze choć „produkt kultury masowej niekoniecznie musi być
«łatwy»”, to najczęściej nie ma w nim miejsca na wieloznaczność
czy ekspresję sprzeczności, bo to – po drugie – utrudniałoby
odbiór i przesłaniało maksymalnie spotęgowaną „funkcję perswa-
zyjną czy impresywną” (PTW, 116–117). Te dwie cechy kultury
masowej czynią z niej wedle badacza doskonałą odpowiedź na
15
Wystarcza tu Barańczakowi odwołanie do tekstu Michała Głowińskiego
Wirtualny odbiorca w strukturze utworu poetyckiego. Konsekwentnie
i w wielu tekstach stosowana przez autora Uciekiniera z Utopii nomenklatura
strukturalistyczna nie pozostawia wątpliwości co do tego, że Barańczak
strukturalistą nie bywał, a po prostu był. Jedna z badaczek podkreśla ciągłość
strukturalistycznej optyki (albo przynajmniej jej kluczowych elementów)
w myśleniu Barańczaka o literaturze: „Autor Tablicy z Macondo pozostał
nadal anatomem poematów i anatomem słów, jak był nim lat temu
dwadzieścia” (T. Walas, Między lingwistyką a metafizyką, „Tygodnik
Powszechny” 1990, nr 20, s. 8). Zob. też uwagi Ewy Rajewskiej, dz. cyt., s. 28.
Stanisław Barańczak. In memoriam
111
narzucającą się potrzebę Frommowskiej „ucieczki od wolności”16
.
Dopełnieniem rozdźwięku między kulturą masową
a „wysokoartystyczną”17
pozostaje fakt, że wszelkie akty „eman-
cypowania się” pierwszej w stronę drugiej są równoznaczne
„z większymi ambicjami artystycznymi i większym szacunkiem
dla odbiorcy” (PTW, 117). Gdy takiego artystycznego wyodręb-
niania brak, pozostaje piosenka w nurcie „najbardziej wyjaławia-
jącym i płytkim”18
, pretensjonalna, niewnosząca nic albo najwyżej
bardzo niewiele nawet w zakresie tzw. czystej rozrywki.
Spostrzeżenie o większych ambicjach obserwowanych
w obrębie omawianego gatunku rozwija Barańczak, wskazując
konkretny przykład takiego artystycznego „skoku wzwyż”
w postaci piosenki literackiej (wziętego przez badacza w cudzy-
słów, dziś natomiast coraz lepiej rozpoznawanego jako osobny
podgatunku literacko-muzycznego)19
, która wiąże się jednak
z „wyjściem poza ramy gatunku” przy jednoczesnej „rezygnacji
16
Nie po raz pierwszy wykazuje Barańczak niespożyty talent w przedstawianiu
wiele wyjaśniających opozycji. Oto przykładowo w piosenkach estradowych
symbolem ucieczki od wolności jest rekrut, natomiast ucieczki do wolności –
Cygan (PTW, 135). 17
Należy jednak podkreślić – co zresztą słusznie czyni Ewa Rajewska – że de
facto w całym Czytelniku ubezwłasnowolnionym „Barańczak uchyla podział
na kulturę «masową» i «elitarną», proponując zastąpić go podziałem na
kulturę ubezwłasnowolniającą odbiorcę i kulturę dążącą do zwiększenia jego
aktywności” (E. Rajewska, dz. cyt., s. 31; zob. też s. 32–33). I w moim
artykule operuję tą opozycją jedynie w respektowanych przez samego
Barańczaka ramach retorycznych. 18
S. Barańczak, Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznoliterackich
1975–1980 i 1993, Kraków 2009, s. 43. 19
Zob. np.: uwagi Krzysztofa Gajdy o literackości piosenki, Jacek Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2003, s. 150–187 i inne; oraz przyczynkarskie
studium Piotra K. Matczuka, Zrozumieć piosenkę, „Piosenka. Rocznik
Kulturalny” 2014, nr 2, s. 21–35.
Stanisław Barańczak. In memoriam
112
z masowego odbioru”20
. Nie tylko w tych uwagach zdradza
Barańczak doskonałe rozeznanie w rodzącym się właśnie na
początku lat siedemdziesiątych XX wieku nurcie piosenki stu-
denckiej, który tak wydatnie zasili i zestali piosenkę literacką jako
ważne zjawisko kulturowe. Prawem drobnego ekskursu zobacz-
my, co autor Sztucznego oddychania mówił o piosenkach Jana
Krzysztofa Kelusa, swego poznańskiego kolegi, barda, który
między innymi napisał muzykę do niektórych tekstów z wymie-
nionego tomu:
Na pisanych ćwierć wieku temu piosenkach Janka Kelusa moje
pokolenie uczyło się trudnej sztuki otwartego nazywania rzeczy,
które pozwalano nam przedstawiać tylko w przebraniach i pseu-
donimach. Kiedy dziś słucham tych nagrań na nowo, widzę ze
zdumieniem, jak bardzo potwierdza się stara prawda: historia ze
swymi błędami przemija, pozostaje – piosenka21
.
Piosenka jako dokument swoich czasów. Piosenka jako
coś, co wszelkie dokumenty historyczne przewyższa. Piosenka
pokoleniowa, która wykracza poza swoją generację. Piosenka
zatem uniwersalna artystycznie, lecz przede wszystkim uniwer-
salna w swym wymiarze tekstowym, podkreślająca rangę przeka-
zywanej prawdy. Oto cała gama dająca się wywieść ze spostrze-
żeń Barańczaka o literackim nurcie piosenki. Zresztą nazwy
piosenka literacka użył badacz bez wątpienia świadomie, a można
powiedzieć nawet, że dość prekursorsko22
. W jednym ze swych
20
Barańczak stawia te dwie kwestie alternatywnie, albo – albo. Myślę jednak,
że i gatunkowa perseweracja, i od-masowienie funkcjonują w kontekście
piosenki literackiej jednocześnie. 21
Tę wypowiedź Barańczaka umieszczono na tylnej okładce książki Był raz
dobry świat... Jan Krzysztof Kelus w rozmowie z Wojciechem Staszewskim (i nie tylko), Warszawa 1999. 22
Co ciekawe, w komentarzu translatologicznym do piosenki Der Lindenbaum rozróżnia Barańczak – wprawdzie nieostro, czyniąc to niejako
Stanisław Barańczak. In memoriam
113
esejów pt. Alba, albo... poczynił ważne dla prezentowanej rekon-
strukcji zastrzeżenie:
Nowy termin literacki jest, jak wiadomo, potrzebny i pożyteczny
wtedy, gdy nawet najbardziej obcesowe potraktowanie go brzytwą
Ockhama albo innym bezkompromisowym narzędziem nie daje
nam dostatecznych podstaw do stwierdzenia, że w jego wypadku
mamy do czynienia z mnożeniem bytów ponad potrzebę; mówiąc
prościej, wtedy, gdy termin nazywa zjawisko realnie istniejące
i domagające się dla siebie swojej własnej, osobnej nazwy23
.
Stosowane przez badacza terminy właśnie tym się ce-
chowały – swą koniecznością, naturalnością wobec aktualizowa-
nego wycinka kultury i kontekstu. Między innymi dlatego wła-
śnie dwa–trzy teksty oraz raptem kilka obocznych wzmianek
wystarczyły, aby dostrzec Barańczakową precyzję myślenia
o piosence.
Wróćmy jednak bezpośrednio do Piosenki i topiki
wolności. Dokonał tu Barańczak reprezentatywnego przeglądu
motywu wolności w tekstach piosenek estradowych24
, wydzielając
marginalnie, bez głębszych uzasadnień – piosenkę i pieśń; natomiast przy
omawianiu utworu Maxwell’s Silver Hammer wspomina o „poezji śpiewanej”
(S. Barańczak, Ocalone w tłumaczeniu. Szkice o warsztacie tłumacza poezji
z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów, Kraków 2004, s. 295
i 412; por. E. Rajewska, dz. cyt., s. 32). Te rozproszone drobiazgi – jak też
omówione wyżej teksty poświęcone piosence – zdradzają intuicję całości, jaką
kierował się autor Nieufnych i zadufanych, ilekroć stykał się z tą
problematyką. 23
S. Barańczak, Alba, albo..., [w:] tenże, Poezja i duch Uogólnienia…, s. 316.
Sam gatunek alby upodobali sobie trubadurzy, co podkreśla w swej pracy
Barańczak, zauważając także odmienność tych ostatnich od minnesängerów,
co wskazuje – zresztą jak i przytoczona tam bibliografia – na głębokie
rozeznanie autora w temacie źródeł piosenki literackiej czy bardowskiej
(tamże, s. 321–322). 24
Pojawiają się tu nazwiska znane podówczas, a uznane i dziś, na przykład
Stanisław Barańczak. In memoriam
114
trzy nadrzędne rodzaje opozycji, jakie tego typu twórczość kon-
stytuuje: przestrzenne („zamknięte–otwarte, bezruch–dążenie,
zakorzenienie–swoboda” – PTW, 121), czasowe (kolejna wersja
„ograniczenia i jego przełamania” – PTW, 130) oraz socjalne
(rozegrane między postaciami Cygana i rekruta – PTW, 132). Na
podstawie powyższej ramy opisu otrzymujemy obfity przegląd
tytułowej topiki wolności, co dowodzi jej wagi i częstotliwości
w perswazyjnej kulturze masowej PRL-u. Mamy zatem przed
sobą klasyczne studium tematologiczne, oczywiście o wysokim
stopniu sproblematyzowania, co wydaje się z kolei jedną z ulu-
bionych form naukowych stosowanych przez autora Tablicy
z Macondo, który notabene ogromną wagę przykładał do precyzji
w prezentowaniu i wyodrębnianiu danego zagadnienia. W kon-
tekście uwag o tym, jak Barańczak badał i jak rozumiał zjawisko
piosenki, najbardziej interesuje mnie jego stricte literaturoznaw-
cze nastawienie w stosunku do analizowanego materiału. Przy-
glądał się on bowiem najuważniej warstwie tekstowej piosenki,
nie ignorując jednak jej wielokodowego charakteru, do czego
jeszcze powrócę.
Pojawiło się w tym artykule jeszcze przynajmniej kilka
ciekawych i ważkich z „piosenkologicznego” punktu widzenia
zagadnień. Autor podkreślił na przykład wyrazistość konwencjo-
nalizacji (określonej jako „semantyczna konieczność” – PTW,
118) w piosence estradowej, która to w konwencji realizuje się,
zamyka i do niej nieustannie dąży. Dlatego też piosenka estrado-
Edward Stachura, Jonasz Kofta czy Wojciech Młynarski. Wydaje się zresztą, że
tekściarz jako zawód stanowi niezwykle ważne i ciekawe zagadnienie z zakresu
socjologii literatury czy szerzej kultury, domagając się w szczególności
historycznego rysu tej profesji, mającej swe początki (w sensie zawodowym)
przynajmniej w przedwojennym kabarecie. Por. ciekawe uwagi Michała
Traczyka, Poeta czy tekściarz – i kto o tym decyduje?, [w:] Zostały jeszcze
pieśni... Jacek Kaczmarski wobec tradycji, red. K. Gajda i M. Traczyk,
[Warszawa] 2010, s. 349–363 (tam wstępna bibliografia tematu).
Stanisław Barańczak. In memoriam
115
wa tak jak powieść milicyjna może być doskonałym obiektem
opisu problemów teoretycznoliterackich (konwencji, stylu, od-
biorcy i tym podobnych), a przede wszystkim pełnić rolę głów-
nego przedmiotu badań, gdy idzie o krytykę kultury masowej,
będąc jej najbardziej typową reprezentantką25
. Jednocześnie
pojawia się wspominany już wątek środków przekazu wpływają-
cych na „mechanikę odbioru” – rzecz zupełnie kluczowa
w analizowaniu zjawiska piosenki, niezależnie od jej podgatun-
ków. Osobliwa „ulotna trwałość” niektórych nagrań (na przykład
koncertowych), fakt, że piosenkę można percypować wielokrot-
nie, zawsze jednak w tej samej postaci (wyłączając każdorazowo
inne wykonania na żywo)26
– to tylko wierzchołek komplikacji
wiążących się z opisem procesu odbioru piosenki.
Rozpoznania te nie są właściwe jedynie artykułom Ba-
rańczaka27
, bo i sam powołuje się na innych badaczy. Przede
wszystkim jednak swoistą filozofię piosenki, główne sposoby jej
25
Szerzej pisze o tym Barańczak w Czytelniku ubezwłasnowolnionym (s. 74–
75, zob. też rozdział W kręgu powieści: Nadludzie w niebieskich mundurach,
s. 96–132). W ramach ciekawostki można pokusić się o inspirowane
dociekaniami Barańczaka osobliwe równanie: piosenka literacka ma się tak do
piosenki estradowej jak powieść kryminalna do powieści milicyjnej.
Oczywiście jest to zestawienie oparte na jawnej ocenie wartości tych
wytworów kultury, na dłuższą metę – tylko pobieżnie do siebie przystających
(zresztą pod względem „stopnia” literackości dobra powieść kryminalna, pióra
na przykład Raymonda Chandlera czy Dashiella Hammetta, bliższa jest swą
doniosłością artystyczną piosence literackiej niż dokonaniom chociażby
Wiesława Górnickiego czy Anny Kłodzińskiej). 26
Stąd zupełnie trafnym kontekstem jest rozważanie również miejsca
wykonania przez artystę danej piosenki, szczególnie jeśli wchodzą w grę PRL-
owskie festiwale (zob. więcej PTW, 132–133). 27
Zob. np. pisany w analogicznym nurcie myślowym artykuł Edwarda
Balcerzana, Popularność literatury a „literatura popularna”. (Na przykładzie
poezji i piosenki), [w:] Problemy socjologii literatury, red. J. Sławiński,
Wrocław 1971, s. 221–248.
Stanisław Barańczak. In memoriam
116
rozumienia, a co za tym idzie – metodologicznego z nią postę-
powania podzielał badacz, jak się zdaje, przede wszystkim z Anną
Barańczak. Wprawdzie jej doktorat został opublikowany dopiero
w czasie, gdy wychodził Czytelnik ubezwłasnowolniony (przypis
do zmienionej wersji Piosenki i topiki wolności informuje, że jej
praca nie została jeszcze ogłoszona drukiem, choć lada moment
miało się to zmienić)28
, niemniej autor Ironii i harmonii wyraźnie
podkreśla związek prezentowanych badań z koncepcją autorki
Słowa w piosence. Jego artykuł wychodzi zresztą z identycznego
założenia – mianowicie badania przede wszystkim tekstu, jako
prymarnego nośnika piosenkowych znaczeń, przy zachowaniu
świadomości i ostrożności wobec jej wielokodowej istoty. Anna
Barańczak ujmuje to tak:
Zadaniem tej pracy jest opis cech poetyki polskiej piosenki współ-
czesnej, widzianej w zasadzie od strony jej tekstu słownego.
Oczywiście nie mamy zamiaru traktować tego tekstu słownego ja-
ko odizolowanego przedmiotu analizy [...]. Umieszczając na
pierwszym planie problemy poetyki tekstu słownego piosenki, bę-
dziemy mieć cały czas na uwadze fakt, że lokalizacja „w ramach”
piosenki nadaje temu tekstowi odrębny status semiotyczny
i w związku z tym zmusza do poszukiwania odrębnych niż w wy-
padku poezji metod badawczych29
.
Stanisław Barańczak natomiast – następująco: „Zda-
jemy sobie sprawę, że koncentrując się na sferze literackich
motywów i tematów w piosence współczesnej występujących,
pozostajemy w niezgodzie z prawidłami postępowania obowiązu-
jącymi badacza tego gatunku, gdyż bierzemy pod uwagę wyłącz-
28
Zob. S. Barańczak, Czytelnik ubezwłasnowolniony, s. 94. Zresztą
w kwietniu 1983 roku ta pierwsza monografia o problematyce tekstu
w piosence estradowej ujrzała światło dzienne: A. Barańczak, Słowo
w piosence. Poetyka współczesnej piosenki estradowej, Wrocław 1983. 29
A. Barańczak, dz. cyt., s. 6.
Stanisław Barańczak. In memoriam
117
nie jedną stronę owego «dwukodowego» przekazu – tekst słow-
ny” (PTW, 119). Swej pozycji skutecznie jednak broni, podkre-
ślając, że zakres pojawiających się w piosence tematów jest wła-
śnie pochodną „naturalnej «dwukodowości» piosenki”, co odsyła
z powrotem do przedstawionych już zagadnień intensywnej
konwencjonalizacji i estradowości jako zamknięcia na aporie
i wieloznaczności. A postawa Barańczaka wynika z postawionego
przezeń pytania badawczego: „czy tendencja do «ubezwłasnowol-
nienia odbiorcy», widoczna w strukturze piosenki, jest w niej
również obecna jako temat?” (PTW, 119)30
. Jak widać, Stanisław
Barańczak był wnikliwym czytelnikiem prac swojej żony, uważnie
wsłuchując się w jej metodologiczne przestrogi przed popadaniem
w unifikującą piosenkę tekstualizację. Przy tym wszystkim dbał
on o konieczną stratyfikację rangi semantycznej środków piosen-
kowego przekazu, gdzie tekst – nawet w najprostszych wytwo-
rach kultury masowej, gdzie spełnia złowieszczą rolę perswazyjną
– okazuje się kluczem do właściwego znaczenia piosenki. Nie jest
jednak, co udowodnili w swoich pracach Barańczakowie, kluczem
jedynym, zawsze zostają bowiem aspekty: muzyczny, wykonaw-
czy, gestyczny, socjologiczny i wiele innych.
Stanisław Barańczak jawi się jako ktoś, kto w uniwer-
sum piosenki zagościł jako badacz nieledwie na moment, tylko
nieco dłużej pozostał tam zaś jako poeta. W związku z tym, że
cały dorobek literaturoznawczy autora Czytelnika ubezwłasno-
wolnionego należy badać we wzajemnych powiązaniach, niech te
30
Dalej znajdujemy rozwiewającą wątpliwości uwagę: „Piosenka wykształca
w ramach tekstu swoistą topikę, zespół «Ausdruckkonstanten» czy «stałych
sposobów wysławiania się»” (PTW, 119). Nawiązanie do myśli Ernsta Roberta
Curtiusa pełni tu rolę niejako spajającą tradycję badań literackich
z teraźniejszością badań nad piosenką. W wielu innych miejscach podkreśla
Barańczak – rzecz jasna z perspektywy literaturoznawczej – właśnie niezwykle
literacki charakter badania tego gatunku. Używa na przykład terminu bohater
literacki na określenie bohatera lirycznego piosenki (PTW, 121).
Stanisław Barańczak. In memoriam
118
wstępne uwagi o jednym tylko i w gruncie rzeczy drobnym jego
aspekcie będą początkiem pejzażu połączeń i zerwań, ukonstytu-
owanego w tych licznych książkach, rozprawach, esejach, recen-
zjach i szkicach.
Stanisław Barańczak. In memoriam
119
BIBLIOGRAFIA
Balcerzan E., Popularność literatury a „literatura popularna”. (Na przykładzie poezji i piosenki), [w:] Problemy socjologii literatury, red.
J. Sławiński, Wrocław 1971.
Barańczak A., Słowo w piosence. Poetyka współczesnej piosenki estra-dowej, Wrocław 1983.
Barańczak S., Alba, albo..., [w:] S. Barańczak, Poezja i duch Uogólnie-nia. Wybór esejów 1970–1995, Kraków 1996.
Barańczak S., Czytelnik ubezwłasnowolniony. Perswazja w masowej kulturze literackiej PRL, Paryż 1983.
Barańczak S., Gesty piosenkarzy, „Nurt” 1971, nr 11.
Barańczak S., Knebel i słowo. O literaturze krajowej w latach siedem-dziesiątych, Warszawa 1980.
Barańczak S., Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznolite-rackich 1975–1980 i 1993, Kraków 2009.
Barańczak S., Mroki mojej literackiej młodości, albo: Byłem redaktorem „Kierunkowskazu”, [w:] S. Barańczak, Poezja i duch Uogólnienia. Wybór esejów 1970–1995, Kraków 1996.
Barańczak S., Ocalone w tłumaczeniu. Szkice o warsztacie tłumacza poezji z dodatkiem małej antologii przekładów-problemów, Kraków
2004.
Barańczak S., Piosenka i topika wolności, „Pamiętnik Literacki” 1974,
z. 3.
Był raz dobry świat... Jan Krzysztof Kelus w rozmowie z Wojciechem Staszewskim (i nie tylko), Warszawa 1999.
Cicha K., „Użycza mu słuchu, czasu, cierpienia, wszystkiego, co prze-widziała”. Muzyka w twórczości Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik
Literacki” 2006, z. 1.
Dziadek A., Strategia przekładu literackiego, [w:] S. Barańczak,
C. Cavanagh, 77 przekładów Stanisława Barańczaka i Clare Cavanagh z polskiej poezji współczesnej, wyb., wstęp i oprac. A. Dziadek, Kato-
wice 1995.
Gajda K., Jacek Kaczmarski w świecie tekstów, Poznań 2003.
Stanisław Barańczak. In memoriam
120
Gajda K., Poza państwowym monopolem – Jan Krzysztof Kelus, Poznań 1998.
Głosy o „Podróży zimowej” Stanisława Barańczaka, „Zeszyty Literac-
kie” 1995, nr 50.
Hejmej A., Peryferyjne znaczenia muzyki („Aria: Awaria” S. Barańcza-ka), [w:] Filozofia muzyki. Studia, red. K. Guczalski, Kraków 2003.
Hejmej A., Słuchać i czytać: dwa źródła jednej strategii interpretacyjnej („Podróż zimowa” Stanisława Barańczaka), [w:] A. Hejmej, Muzycz-ność dzieła literackiego, Toruń 2012..
Kwiatkowski J., Wirtuoz i moralista, [w:] J. Kwiatkowski, Magia poezji. (O poetach polskich XX wieku), wyb. M. Podraza-Kwiatkowska,
A. Łebkowska, posłowie M. Stala, , Kraków 1997.
Lewiński D., Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O proce-sach paradygmatyzacji w polskiej nauce o literaturze po 1958 roku,
Kraków 2004.
Matczuk P. K., Zrozumieć piosenkę, „Piosenka. Rocznik Kulturalny”
2014, nr 2.
Misiak I., Piosenki, nie śpiewane żonie, „Fraza” 2005, nr 3.
Poprawa A., Beatlesi Barańczaka, [w:] W teatrze piosenki, red. I. Kiec,
M. Traczyk, Poznań 2005.
Poprawa A., Mitologie Barańczaka. Wypisy porównawcze, [w:] „Ob-chodzę urodziny z daleka...”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, red.
J. Dembińska-Pawelec, D. Pawelec, Katowice 2007.
Poprawa A., Wiersze na głos i fortepian: O nowym tomie Stanisława Barańczaka, „NaGłos” 1995, nr 21.
Puchalska I., „Deus ex machina”, czyli o doświadczeniu fonografii
w poezji Stanisława Barańczaka, „Ruch Literacki” 2013, z. 4/5.
Rajewska E., Stanisław Barańczak – poeta i tłumacz, Poznań 2007.
Ryż B., Koncepcja języka teoretycznoliterackiego strukturalistów polskich, Wrocław 2013.
Teatr Ósmego Dnia 1964–2009, red. prowadzący P. Skorupska, War-
szawa 2009.
Traczyk M., Poeta czy tekściarz – i kto o tym decyduje?, [w:] Zostały
jeszcze pieśni... Jacek Kaczmarski wobec tradycji, red. K. Gajda, M.
Traczyk, [Warszawa] 2010.
Stanisław Barańczak. In memoriam
121
Tyszka J., Teatr Ósmego Dnia – pierwsze dziesięciolecie (1964–1973). W głównym nurcie przemian teatru studenckiego w Polsce i teatru poszukującego na świecie, Poznań 2003.
Walas T., Między lingwistyką a metafizyką, „Tygodnik Powszechny”
1990, nr 20.
Stanisław Barańczak. In memoriam
122
Aleksandra SZWAGRZYK
Tropiciele nonsensów systemu:
Stanisław Barańczak i Małgorzata Musierowicz
Stanisław Barańczak i Małgorzata Musierowicz – tych dwoje
z pozoru tak różnych autorów, których łączyła więź rodzinna,
upodobniło do siebie jeszcze coś innego: nie to, jak pisali, ale
podejmowane przez nich tematy – oboje bowiem zajmowali się
tropieniem nonsensów zastanej przez siebie rzeczywistości.
W twórczości obojga pisarzy czytelnik spotyka się z prawdziwą
niezgodą na świat taki, jaki jest oraz z odważną próbą naprawie-
nia go. A jeśli takie reperowanie nie jest możliwe, autorzy po-
dejmują się uczynienia go odrobinę lepszym – poprzez wytykanie
błędów, niekiedy ironię czy, wreszcie, wykreowanie innej rzeczy-
wistości na kartach powieści (w wypadku Musierowicz) lub
podczas przekładu (w wypadku jej brata).
Wybrane teksty autora Etyki i poetyki – z tomu zaty-
tułowanego Sztuczne oddychanie – zestawić by można z jedną
z najważniejszych książek Musierowiczowej, Opium w rosole,
traktującą o stanie wojennym. Stanisław Barańczak w wierszu
Określona epoka1 kpi z wystąpień dygnitarzy partyjnych, odsła-
nia prawdę o pustce tych ludzi i ich wypowiedzi. Celem utworu
jest niewątpliwie deprecjacja komunizmu jako systemu poprzez
ukazanie niekompetencji osób znajdujących się u wła-
dzy. Z języka komunizmu kpi też Musierowicz, która opisuje
bohatera otwierającego lodówkę po to, żeby tylko popatrzeć na
nadgniłe już cytryny; żal mu je zjeść, bo przecież tak trudno je
1 S. Barańczak, Określona epoka, [w:] tenże, Wiersze zebrane, Kraków 2006,
s. 178.
Stanisław Barańczak. In memoriam
123
dostać i są takie drogie, od razu więc zaczyna myśleć o reglamen-
tacji dóbr, a także o tym, co powiedziałaby władza ludowa na to,
że posiada pewne on dobra etc. Rzeczywistość bohaterów to
kontrolowane rozmowy, nieustanne demonstracje siły komuni-
stycznej, godzina policyjna czy żywność kupowana na kartki.
Stanisław Barańczak o nonsensach systemu również
mówi w sposób wielce zawoalowany. Włodzimierz Bolecki
w artykule Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stani-
sława Barańczaka2 przypomniał o tym, że Janusz Sławiński zre-
konstruował trzy warianty możliwego poetyckiego ustosunkowa-
nia się przez pisarza do języka – w polskiej poezji. Przypomnij-
my teraz warianty, o których piszą Bolecki i Sławiński.
Sławiński wyodrębnił, po pierwsze, wariant Białoszew-
skiego, który polega na odsłanianiu oraz demaskowaniu składni-
ków mowy nienależących do systemu. Po drugie, pisał o warian-
cie Karpowicza, czyli o niewierze, a ściślej nawet o podważaniu
językowej ekonomii czy wieloznaczności umożliwianych przez
język polski. Po trzecie, teoretyk literatury zdiagnozował istnienie
wariantu Bieńkowskiego. Ten wariant polega na pewności, że
język jest semantycznie „rozrzutny”, a komunikacyjna dosłow-
ność jest tylko ułudą, czymś niemożliwym do uzyskania w poet-
yckiej praxis. W swoim artykule Włodzimierz Bolecki postulował
stworzenie, a w zasadzie stworzył, wariant numer cztery. Był to
właśnie wariant Barańczaka. Przy okazji tej pisarskiej „opcji”
poeta miałby poruszać problemy i kwestie, które związane były
z manipulowaniem czytelnikiem poprzez język, a także z „uży-
tecznościowym”, pragmatycznym wykorzystaniem możliwości
polszczyzny.
2 W. Bolecki, Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława
Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2.
Stanisław Barańczak. In memoriam
124
Z rozważań Włodzimierza Boleckiego wynika, że dla
Stanisława Barańczaka istotne są szczególnie niektóre elementy
komunikacji językowej. Widać to dobitnie na kartach tomiku
Sztuczne oddychanie z roku 1978. Od tego, co w mowie syste-
mowe, ważniejsze okazuje się pokazanie tego, jak niezwykle
kluczowa jest rola tworzącego tekst – nadawcy. Jest on bowiem
tym, kto nadaje znaczeniom sens – dysponuje określonym słow-
nikiem, który wykorzystać może do swoich celów – do manipu-
lacji i perswazji.
W związku z tym osią większości liryków pisarza stają
się wyświechtane językowe stereotypy – zwykle dobiera się takie,
które nie przynależą do tego samego stylu, ale do różnych od-
mian polszczyzny mówionej oraz pisanej. W szkolnej recepcji
Stanisława Barańczaka przedstawia się jako tego, który „niszczy”
frazeologizmy, dokonuje ich ciągłego montażu i demontażu.
Warto jednak podkreślić, że inną istotną poetycką techniką tego
twórcy jest wykorzystywanie semantycznych przekształceń. Te
zabawy językowe ściśle łączą się z odniesieniami i aluzjami do
rzeczywistych wydarzeń na społecznej i politycznej scenie lat
siedemdziesiątych. Cały tomik to, jak wiadomo, notka z życia
niejakiego (nieznanego, nieskończonego, bo nieopisanego) N.N.3.
Bohater to około trzydziestokilkuletni mężczyzna, który udaje się
w podróż służbową. Dopiero w czasie delegacji, tuż po pobudce
w swoim pokoju hotelowym, zaczyna przemyśliwać to, co widzi
na ulicach, to, co słyszy od ludzi i to, co wydaje mu się w Polsce
dziwne i niewłaściwe. Ostatecznie dokonuje kompleksowego
3 N.N. często uważany jest także za bohatera postromantycznego: „Poczucie
ograniczenia, »ubezwłasnowolnienia«, uwięzienia lub – przeciwnie – zerwania
z tym, co swojskie i oswojone, własne i wspólnotowe odnajdujemy zarówno
w literaturze romantycznej, jak i »postromantycznej« – Barańczakowej”,
D. Kulczycka, „Powiedzieć to wszystko, o czym milczę”. O poezji Stanisława Barańczaka, Zielona Góra 2008, s. 14.
Stanisław Barańczak. In memoriam
125
osądu polskiej rzeczywistości, nie zostawiając suchej nitki na
państwie komunistycznym.
W tym momencie nie sposób nie wspomnieć o wyko-
rzystywaniu przez Stanisława Barańczaka tzw. nowomowy (new-
speach). Termin ten, ukuty przez Georga Orwella, świetnie
oddaje charakter partyjnych przemówień, które prześmiewczo
i poetycko Barańczak „streszcza”. Streszczenia te są – jak
w wierszu Określona epoka4 – parodystyczne. Michał Głowiński
zauważa, że parodia jest narzędziem „nieufności i podejrzliwości
wobec nowomowy”5. Jak powszechnie wiadomo, nawet ze szkol-
nego odbioru, liryk ten stanowi karykaturę przemówienia partyj-
nego6. Przemowie tej towarzyszą wtrącenia ujęte w nawias, swoi-
ste didaskalia do głównej wypowiedzi (odkaszlnięcie czy uwaga
o brzęku odstawianej szklanki7). Podmiot – jeden z mówców
4 W tym miejscu warto wspomnieć, że Maciej Szargot zestawia wiersz
Określona epoka z powieścią Małgorzaty Musierowicz – z Brulionem Bebe B.
W powieści tej jedną z ważniejszych drugoplanowych postaci jest Pieróg,
nauczyciel z liceum, do którego uczęszczają siostry Borejko. On także, jak
bohater wiersza, nieustannie używa wtrętu „nieprawda”, też włada
nowomową. Badacz pisze: „Kim staje się dzięki temu zabiegowi Pieróg?
Funkcjonariuszem systemu, dla którego prawda i nieprawda to pojęcia
równoważne, jednakowo bez znaczenia, który frazesami maskuje bezmyślność,
żądzę władzy, znużenie i nienawiść”, M. Szargot, W „określonej epoce”
i później (Musierowicz – Barańczak), [w:] Między „Bambolandią” i „Jeżycjadą”. Małgorzaty Musierowicz makro- i mikrokosmos, red. K. Hesko-
Kwaśniewicz, współpr. A. Gomóła, Katowice 2003, s. 77. 5 M. Głowiński, Nowomowa po polsku, Warszawa 1991, s. 22.
6 O języku w czasach Barańczaka: „Ontologia poddana została surowej kurateli
języka, albo radykalniej: język (poddany totalnej kontroli) miał ontologię
zastąpić. Granicy istnienia nie miało wyznaczać to, co mogę powiedzieć, tylko
to, co mi powiedzieć/napisać było wolno”, L. Neuger, Uciekające imię, [w:]
„Obchodzę urodziny z daleka…”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, Kraków
2007, s. 8. 7 Jerzy Kandziora podkreśla zresztą, że te właśnie didaskalia kluczowe są dla
zrozumienia tekstu: „Powiem wprost, że dla mnie Określona epoka to wiersz,
Stanisław Barańczak. In memoriam
126
partyjnych – przemawia do kolegów, wykorzystując utarte języ-
kowe schematy i co najmniej „pokraczną” logikę. Nieustannie
przypomina, że odbiorcom przyszło żyć w określonej epoce.
Samo wyrażenie jest w zasadzie puste semantycznie – z tego, że
jakaś epoka jest określona, nie wynika absolutnie nic, pojęcie jest
w zasadzie niedookreślone. To element pewnego szyfru, który
składa się z wyrażeń nieznaczących, a więc automatycznie mogą-
cych stanowić bazę do zbudowania specyficznej przemowy:
długiej, ale pozbawionej wartości stricte semantycznych. Widocz-
ne jest też to, że bohater wiersza czyta coś, co napisano dla niego
wcześniej – świadczy o tym wyrażenie „nieprawda” używane jako
zwykłe, nieświadome wtrącenie, ale parodystycznie negujące to,
co podmiot mówi.
Teksty z tomu Sztuczne oddychanie można porównać
ze wzmiankowaną już powieścią Małgorzaty Musierowicz zatytu-
łowaną Opium w rosole8. Tom Sztuczne oddychanie dobitnie
pokazuje to, jak poeta odebrał wydarzenia z marca 1968 roku
(gdyż to, jak zostały przedstawione w mediach, stało się dla niego
i reszty poetów nurtu Nowej Fali podłożem poetyckich impul-
sów; wtedy to poeci, niczym w laboratorium, obserwować mogli,
jak władza wykorzystuje język. Tomik Barańczak napisał zresztą
któremu ostateczny sens nadaje właśnie obecność w nim skarnawalizowanego
ciała i fizjologii. Dukt przerywanych zdań, połykanych wyrazów, arbitralnych
pauz, powtórzenia struktur składniowych i słów, jakby dobywały się
z uszkodzonej płyty gramofonowej, wszystko to jest w mniejszym nawet
stopniu »rozbiorem« języka oficjalnego, bardziej zaś, obrazem ludzkiej
niesprawności, nieporadności artykulacyjnej, cielesnej degradacji”,
J. Kandziora, Ocalony w gmachu wiersza. O poezji Stanisława Barańczaka,
Warszawa 2007, s. 83. 8 Zob. „Literatura obyczajowa dla młodzieży daje dość rozbudowany obraz
rzeczywistości współczesnej, do której może odnieść się czytelnik”, A. Gomóła,
Saga rodu Borejków. Kulturowe konteksty Jeżycjady, Katowice 2004, s. 17.
Stanisław Barańczak. In memoriam
127
w roku 1974, a wydano go dopiero w Londynie po czterech
latach – ze względu na cenzurę).
Podobnie ważne wydarzenie opisuje Małgorzata Mu-
sierowicz w Opium…, tutaj stan wojenny też ukazany jest przez
pryzmat języka. Akcja powieści rozgrywa się w roku
1983 w Poznaniu i przedstawia problemy kilkorga nastolatków
oraz dziewczynki, Aurelii Jedwabińskiej. Jej mama Ewa nie
potrafi się nią zajmować, a tata ciężko pracuje za granicą. Dziew-
czynka czuje się samotna, szuka ciepła rodzinnego u innych:
u państwa Borejków, państwa Lewandowskich i u Piotra Ogo-
rzałki – starszego brata Maćka, w którym podkochuje się Janina
Krechowicz, zwana Kreską. Jej rodzice zostali internowani, ona
sama z tego powodu przeprowadza się z tego powodu do dziadka
do Poznania.
Wielkim absurdem jest robienie zakupów, żmudne
i czasochłonne – towary trzeba „zdobywać”. Wielokrotnie wspo-
mina się o kartach na mięso – bohaterowie rozmawiają o nich co
najmniej kilka razy. Rozmowę na temat ich braku prowadzą
Gabrysia Borejko i Piotr Ogorzałka, z kartkami po mięso
w ogromnej kolejce stoi Ewa Jedwabińska. Ta ostatnia zresztą
zawsze stoi długo, bo chce kupić jak najlepsze produkty dla
swojej córki, Aurelii. Niejednokrotnie też wspomina się
o obecności milicji na ulicach – co także jest signum temporum
stanu wojennego. Piotr Ogorzałka wspomina, że nie cierpi prze-
słuchań. Gabrysia Borejko przeprasza zresztą bohatera za to, że
zbyt mocno pukała do jego drzwi – to przeraża bohaterów
i przypomina niedawne wydarzenia. Zwolniony lub wysłany na
obowiązkowy urlop zostaje także polonista, profesor Dmucha-
wiec – domyślić można się, z jakiego powodu.
Stanisław Barańczak. In memoriam
128
W niektórych domach brakuje członków rodziny, bo
zostali internowani9. Tak jest z panem Borejką, bo kiedy Aurelia
pyta: „On też jest na końcu świata?”, pani Borejkowa mówi:
„A, nie. Nie. On jest w Polsce. Jak zawsze”10
. Internowany jest
także Pan Lewandowski, dla którego żona zostawia przy stole
symboliczny talerz – czekając cierpliwie, aż wróci.
Uczniowie protestują przeciwko swojej nauczyciel-
ce, nie chcą rozwiązywać testów pani Jedwabińskiej, uważają je za
donosy. Nastoletni bohaterowie wiedzą, co się dzieje, wiele ro-
zumieją, ale nie mogą otwarcie mówić na przykład o swoich
rodzicach. O powieściowej rzeczywistości tak mówi Kreska: „Nikt
nie ma prawa do nienawiści”11
. Problematyczną kwestią
w powieści okazuje się nawet wyjście do opery – jednego
z bohaterów zwyczajnie na nie nie stać, gdyż jest to rozrywka
tylko dla najzamożniejszych obywateli. Musierowicz zauważa
prześmiewczo, że nie każdy w „społeczeństwie równych” ma taki
sam dostęp do kultury.
Sytuacje liryczne w wierszach Barańczaka „dzieją się”
w słowach, które mówią coś innego niż mówią z pozoru się
wydaje; jeśli pójdziemy za rozumowaniem N.N, uruchomimy
krytycyzm i postawimy język w stan podejrzenia, okaże się, że
możliwe sensy są diametralnie różne od tych, które usiłuje się
przekazać. Tak samo jest z prozą Małgorzaty Musierowicz – to,
co pozornie nazywa się „końcem świata”, okazuje się czymś
zupełnie innym, nawet słowo Polska nabiera nowego wymiaru –
9 Zob. „Wielką zasługą autorki jest to, że nie ucieka od realiów, oddając
atmosferę Poznania w dniach stanu wojennego. Jest to czas trudny,
naznaczony troską, lękiem, smutkiem, nieraz rozpaczą”, I. Tessarowicz,
Rosołek po poznańsku, [w:] S. Frycie, Małgorzata Musierowicz, Warszawa
2002, s. 108. 10
M. Musierowicz, Opium w rosole, Poznań 2000, s. 51–52. 11
M. Musierowicz, dz. cyt., s. 149.
Stanisław Barańczak. In memoriam
129
Polska jak szekspirowska Dania staje się więzieniem. Teksty
pokazują, jak groźnym narzędziem jest nowomowa i jak wygląda
sytuacja człowieka, który żyć musi w „określonej epoce” – nieu-
stannie dokonywać moralnych wyborów w dżungli, jaką było
państwo totalitarne.
Stanisław Barańczak. In memoriam
130
BIBLIOGRAFIA
Literatura podmiotu
Barańczak S., Określona epoka, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Kraków
2006.
Musierowicz M., Opium w rosole, Poznań 2000.
Literatura przedmiotu
Bolecki W., Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2.
Głowiński M., Nowomowa po polsku, Warszawa 1991.
Gomóła A., Saga rodu Borejków. Kulturowe konteksty Jeżycjady,
Katowice 2004.
Kandziora J., Ocalony w gmachu wiersza. O poezji Stanisława Barań-
czaka, Warszawa 2007.
Kulczycka D., „Powiedzieć to wszystko, o czym milczę”. O poezji Stanisława Barańczaka, Zielona Góra 2008.
Neuger L., Uciekające imię, [w:] „Obchodzę urodziny z daleka…”. Szkice o Stanisławie Barańczaku, Kraków 2007.
Szargot M., W „określonej epoce” i później (Musierowicz – Barań-czak), [w:] Między „Bambolandią” i „Jeżycjadą”. Małgorzaty Musiero-wicz makro- i mikrokosmos, red. K. Hesko-Kwaśniewicz, współpr.
A. Gomóła, Katowice 2003.
Tessarowicz I., Rosołek po poznańsku, [w:] S. Frycie, Małgorzata Musierowicz, Warszawa 2002.
Stanisław Barańczak. In memoriam
131
Jakub OSIŃSKI
Stanisław Barańczak i Kazimierz Wierzyński,
czyli o marcu ’68 raz jeszcze
O prawdziwości sztuki nie decyduje ani
„wspomnieniowe komponowanie tzw. rzeczywistości”, ani szczerość wyrazu
twórczego przeżycia, lecz odkrywczość
poetyckiej formy, odsłaniającą niedo-stępną w inny sposób rzeczywistość1.
1.
„Nastał terror i groźby nie ustają” – mówił na antenie Radio
Wolna Europa Kazimierz Wierzyński o wydarzeniach pamiętne-
go marca roku 1968. Wydarzeniach, które, jak wiadomo, symbo-
licznie rozpoczęły nowy rozdział w historii literatury polskiej
XX wieku, i jak to w jej powojennych losach bywało aż nazbyt
często, odbiły się echem zarówno w kraju, jak i na emigracji.
Niemniej przykłady, który pragnę tu zaprezentować, nie wpisują
się w tę zależność; dwugłos ten, w wypadku Wierzyńskiego
i Barańczaka, nie był bowiem poetyckim manifestem, efektem
politycznego impulsu czy głosem obrońców. Ale zanim o tym,
uzasadnienia wymaga takie a nie inne zestawienie bohaterów
niniejszego tekstu.
1 R. Nycz, Literatura jako trop rzeczywistości, Kraków 2003, s. 32.
Stanisław Barańczak. In memoriam
132
W tym samym roku 1946, kiedy Barańczak przyszedł
na świat, Wierzyński wydał Krzyże i miecze2 – tom w jego
dorobku szczególny, będący próbą rozliczenia z okrucieństwami
wojny i powojennym „nieporządkiem” świata. Fakt ten najlepiej
świadczy o tym, jak życiowo odlegli byli od siebie ci poeci, jak
niewiele miało prawo ich łączyć i jak bardzo historia musiała ich
dzielić. I choć po ogłoszeniu stanu wojennego Barańczak podążał
emigracyjnymi ścieżkami Wierzyńskiego (przeszło dekadę po
jego śmierci), historia raz połączyła ich twórcze drogi – u progu
życia jednego i w momencie debiutu drugiego. Dlatego też warto
przyjrzeć się temu epizodowi.
Perspektywa to o tyle nowa, o ile zauważymy, że bada-
cze dotychczas wskazujący na literackie pokrewieństwo tychże
autorów czy nawet oddziaływanie twórczości Wierzyńskiego na
Barańczaka moment ten pomijali. Anna Legeżyńska sugeruje, że:
[…] zarówno Sztuczne oddychanie, jak i następne książki poetyc-
kie Barańczaka z tych lat [1976-1981 – przyp. mój, J.O.], czyli Ja
wiem, że to niesłuszne (1977) oraz Tryptyk z betonu, zmęczenia
i śniegu (1980), powstały pod wpływem politycznej twórczości
Wierzyńskiego, przy czym nie mam na myśli prostej i jednokie-
runkowej zależności, lecz raczej oddziaływanie zbliżone do tego,
jakie analizuje Harold Bloom w swojej teorii „leku przed wpły-
wem”3.
Zestawienie takie zaproponował także, wcześniej niż cytowana
powyżej badaczka, która – niestety – nie odwołuje się do tego
2 Pierwodruk: K. Wierzyński, Krzyże i miecze, Londyn 1946.
3 A. Legeżyńska, Po co nam „Czarny polonez” Kazimierza Wierzyńskiego?,
[w:] Interpretować dalej. Najważniejsze polskie książki poetyckie lat 1945–1989, red. A. Kałuża, A. Świeściak, Kraków 2011, s. 224. Odnośnie do teorii
H. Blooma, zob. H. Bloom, Lęk przed wpływem. Teoria poezji, przeł.
A. Bielik-Robson, M. Szuster, Kraków 2002.
Stanisław Barańczak. In memoriam
133
tekstu, Charles S. Kraszewski na łamach „The Polish Rewiew”4.
Z tego też powodu sądzę, że warto nie tylko przyjrzeć się relacji
twórczości Wierzyńskiego i Barańczaka około roku 1968, ale
i przybliżyć myśl Kraszewskiego polskiemu czytelnikowi, uzupeł-
niając tym samym jego rozważania. A cel to uzasadniony, cho-
ciażby ze względu na tenże fragment wspomnianej pracy
Kraszewskiego, który mógłby wiele wnieść do pracy Legeżyńskiej:
„When I ask him whether or not he had read the volum of his
older collegue, Barańczak responded in the affirmative, with the
rider that he didn’t think it exerted much influence on the
development of his own verse cycle”5. Relacja to szczególnie
ciekawa w kontekście tego, że Barańczakowi twórczość Wierzyń-
skiego była dobrze znana i bliska. Kilka utworów z tomu Czarny
polonez wydrukował on bowiem w zredagowanej przez siebie
antologii Poeta pamięta. Antologia poezji świadectwa i sprzeciwu 1944-1984
6. Warto wyjaśnić w tym miejscu, że choć antologia ta
została wydana piętnaście lat po śmierci autora Snu mary, to jego
twórczość z pewnością była Barańczakowi znana dużo wcześniej:
przedwojenna ze szkolnej ławy, wychodźcza i emigracyjna –
zapewne z własnej lektury „drugiego obiegu”.
4 Por. Ch. S. Kraszewski, The harmonic bell-jar: Wierzyński, Barańczak and
the poetics of anti-heroic dissent, “The Polish Rewiew” 2007, nr 2, s. 193–214.
Co ważne, autor zestawia tu tom Czarny polonez Wierzyńskiego ze
Sztucznym oddychaniem Barańczaka, który został wydany dopiero w 1974 r.,
a więc nie ma w jego tekście mowy o wydarzeniach marca 1968 r. (Tytuł
artykułu nawiązuje do autobiograficznej powieści Sylvii Plath). 5 „Kiedy zapytałem go, czy czytał tom swojego starszego kolegi, Barańczak
odpowiedział twierdząco, lecz nie sądził, że wywarł on duży wpływ na rozwój
jego własnej formy” [tłum. moje, J.O.]. Tamże, s. 194. 6 „Poeta pamięta”. Antologia poezji świadectwa i sprzeciwu 1944–984, red.
S. Barańczak, Londyn 1984. Na ten temat pisze szerzej A. Legeżyńska, dz. cyt.,
s. 221-223.
Stanisław Barańczak. In memoriam
134
Perspektywa roku 1968, którą przyjąłem w niniejszym
szkicu, nie pozwala, podobnie jak w przypadku pracy Legeżyń-
skiej, na poszukiwania „prostych” odniesień intertekstualnych.
Wybór debiutanckich utworów Barańczaka i wpisanie ich
w kontekst Czarnego poloneza nie ma bynajmniej prowadzić do
wskazania płaszczyzny oddziaływania Wierzyńskiego na autora
Korekty twarzy, co oczywiste, biorąc pod uwagę brak jakichkol-
wiek świadectw biograficznych, które miałyby taką hipotezę
potwierdzać. Oparcie poniższych dociekań wyłącznie na prze-
słankach tekstowych, choć zapewne przyniosłoby spodziewane
rezultaty, byłoby postępowaniem niewłaściwym, a wręcz kary-
godnym. Stąd poszukiwania tu zilustrowane, o czym będzie
jeszcze mowa, będą prowadzone wyłącznie w celu wskazania
analogii pomiędzy omawianymi utworami.
2.
W marcu 1968 roku, na kilka dni przed wystąpieniami
w obronie Dziadów Kazimierza Dejmka, Wierzyński wydaje tom
pt. Czarny polonez. Do dziś jest to bodajże najbardziej problema-
tyczna z książek poety; już w momencie publikacji podzieliła ona
krytykę – tak krajową (opozycyjną, a także oficjalną7), jak
i emigracyjną. Bez względu na ocenę tych wierszy, a i ich poli-
tyczne zaangażowanie, które przez niektórych uznawane jest za
ujmę na ich wartości artystycznej, nie można odmówić im po-
czytności: sam Giedroyć drukował je trzy razy – raz w „Kultu-
rze”8 i dwa razy w „Bibliotece Kultury”
9. Trudno dziś oszacować,
jak dostępny był Czarny polonez w „drugim obiegu”, przynajm-
niej w pierwszych latach po jego wydaniu, jednak sądząc po
7 Por. R. Pietrzak, Nostalgia i trwoga, „Żołnierz Wolności” 1968, nr 164, s. 3.
8 K. Wierzyński, Czarny polonez, „Kultura” 1968, nr 3, s. 3–19.
9 K. Wierzyński, Czarny polonez, Paryż 1968.
Stanisław Barańczak. In memoriam
135
kolejnych wydaniach krajowych (oczywiście nielegalnych10
),
dostępność tych wierszy wzrastała wraz z ich popularnością.
(Nawet pod tym względem przeczyły one socjalistycznej gospo-
darce centralnie planowanej!) Legeżyńska na przestrzeni lat
1976–1985 doliczyła się ośmiu nielegalnych przedruków tego
zbioru i dziewiątego – nakładem Instytut Literackiego w Pary-
żu11
; to bodaj najlepiej świadczy o tym, że Czarnego poloneza nie
trzeba Wierzyńskiemu „wybaczyć”, jak chciał przed laty Iwasz-
kiewicz, ale w końcu go należycie docenić. Mimo to trudno dziś
wskazać, kiedy Czarny polonez „rozpowszechnił się” w kraju,
tym bardziej – kiedy sięgnął po niego Barańczak.
„Sarkazm, ironia, przekorny żart, satyryczna grotesko-
wa deformacja, pełna goryczy aluzja, kalambur, pamflet, to zespół
środków, przy pomocy których rozprawia się poeta w utworach
z tomu Czarny polonez z panującą w kraju rzeczywistością”12
–
tak zbiór ten charakteryzuje Zbigniew Andres. Wierzyński pisał
o kraju, w którym nigdy nie był, który był mu nieznany, a jednak
bliski, niczym kiedyś przyśniony. Po niespełna trzydziestu latach
emigracyjnej tułaczki nie zatracił z nim bez wątpienia więzi
emocjonalnej; Czarny polonez świadczy zaś nadto o jego niezwy-
kłej orientacji w realiach Polski Ludowej. Słowo, to niegdyś
zagubione, zostaje odnalezione na usługach zbrodniczej ideologii,
zaprzężone w lejce nowomowy i batożone przez absurdy dnia
codziennego. Odebrana przez to godność jednostki znajduje
10
Tom ten z oczywistych względów objęty był cenzurą, czego przykładem jest
pominięcie jego omówienia w książce Jolanty Dudek, Liryka Kazimierza
Wierzyńskiego z lat 1951-1969, Wrocław 1975 (obecny jest jedynie
w bibliografii). 11
A. Legeżyńska, dz. cyt., s. 213. 12
Z. Andres, Kazimierz Wierzyński. Szkice o twórczości literackiej, Rzeszów
1997, s. 185.
Stanisław Barańczak. In memoriam
136
obrońcę, poetę podnoszącego larum, bo wolnego od ograniczeń
cenzury czy partyjnej „pomocy”.
Mimo że z perspektywy emigranta, Wierzyński wypo-
wiada się w imieniu tych, którym głos odebrano – podobnie jak
czynił to w Krzyżach i mieczach, choć jak zauważa Anna Nasi-
łowska:
W Krzyżach i mieczach powiedział wszystko – i nic więcej nie
można było do tego dodać. Gdy po raz kolejny w latach sześć-
dziesiątych sięgnął po role adwersarza w sporze politycznym
z krajową rzeczywistością – uczynił to w języku całkiem innym.
Czarny polonez to zbiór niezwykły: Wierzyński wyciągnął w nim
z możliwości słownych nowoczesnej poezji bardzo podobne kon-
sekwencje, jakie tuz po nim, po 1968 roku wyciągnęła Nowa Fa-
la.13
Legeżyńska w swoich obserwacjach idzie jeszcze dalej, proponu-
jąc odczytywanie Czarnego poloneza w kontekście Wolności
tragicznej – tomu Wierzyńskiego z roku 193614
. Jeśli już przystać
na tę niewątpliwie interesującą sugestię, to warto uwzględnić
także, a może nawet – przede wszystkim, tom Kurhany z 1938
roku jako rewizję romantycznych dychotomii, które przyszło
poetom pogodzić w twórczości z okresu wojny i okupacji.
Jeśli porównać zarysowany tu kontekst powstania
i charakter Czarnego poloneza z Korektą twarzy (1968) czy
Dziennikiem porannym (wiersze z lat 1967-71) Barańczaka… nie
zgadza się nic. Ani doświadczenia, ani „pozycja” autora w życiu
literackim tego okresu, ani też perspektywa geopolityczna –
wszystko to różni emigracyjnego poetę u kresu życia i – wówczas
– krajowego debiutanta. Szczególną uwagę warto w tym miejscu
poświęcić właśnie Korekcie twarzy jako manifestowi poszukiwa-
13
A. Nasiłowska, Persona liryczna, Warszawa 2000, s. 150. 14
A. Legeżyńska, dz. cyt., s. 212.
Stanisław Barańczak. In memoriam
137
nia nowej drogi w poezji. Co ważne, również nie był to tom
reakcyjny – Barańczak oddał go do składu już 6 grudnia 1967
roku. Słusznie jednak w tym kontekście zauważa Włodzimierz
Bolecki:
Dla początków poezji „pokolenia 68” Korekta twarzy miała
niewątpliwie mniejsze znaczenie niż tomiki Krynickiego,
Karaska czy Markiewicza. Sam Barańczak nie włączał póź-
niej wierszy z tego tomu do swoich kolejnych Wyborów.
Wydaje mi się, że niesłusznie. Tomik ten, choć nie odegrał
roli w zdarzeniowej historii „pokolenia 68”, ma jednak duże
znaczenie dla historii poezji całego tego okresu i ewolucji
poetyki samego Barańczaka15
.
3.
Płaszczyzny porównawcze, na których utwory tychże
poetów korespondują ze sobą, wzajemnie się oświetlają, odnaleźć
możemy na poziomie ich poetyki: tematów, motywów, a także
stylistyki i wersyfikacji. W tym miejscu, zanim podobieństwa te
postaram się zakreślić, pragnę postawić przewodnią tezę
niniejszego szkicu: tak Wierzyński, jak i Barańczak, choć z wcale
podobnych perspektyw, jednakowo postrzegali los jednostki
w peerelowskiej rzeczywistości; tak samo też charakteryzowali się
niezwykłym wyczuciem – pozwalam sobie na tak dobitne
określenie – politycznym, w konsekwencji czego wydarzenia
marcowe po dziś dzień zespolone są właśnie z ich twórczością.
Motywem, od którego omówienia należy tu rozpocząć,
powracającym w całej twórczości obu poetów, a szczególnie
często występującym na kartach tak Korekty twarzy, jak
i Czarnego poloneza, jest motyw snu. Tym bardziej, że
15
W. Bolecki, Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2, s. 151.
Stanisław Barańczak. In memoriam
138
niepokojący jest brak opracowań poświęconych oniryzmowi, tak
jednego, jak i drugiego poety16
.
Oto dwa przykłady występowania motywów
onirycznych w wierszach Wierzyńskiego i Barańczaka:
Zbudzony w jeszcze głębszy sen, bo w jawę
udzielną wszystkim i rozrzutną
na wszystkich, kruszę jeszcze w palcach próchno
przyśnione [...]
(S. Barańczak, Zbudzony w jeszcze głębszy sen, 34) 17
Przynajmniej nie trzeba się bać,
Przynajmniej można się zakryć
Kołdrą po uszy,
Sufitem po uszy,
Dachem po uszy,
Przekląć to wszystko
I spać.
Sny są nieważne,
Nie donoszone
Ale nie śniły się nawet filozofom,
Sny są zdradzieckie
16
Wśród prac poświęconych Wierzyńskiemu, a dotykających problematyki
onirycznej, wymienić można esej Z. Andresa pt. Motyw snu w poezji emigra-
cyjnej Kazimierza Wierzyńskiego („Fraza” 1995, nr 7, s. 55-60), wzmianki
w cytowanej już pracy badacza oraz szkice Wojciecha Owczarskiego poświę-
cone „skamandryckim snom” – brakuje weń jednak odniesień do Czarnego
poloneza – a także mój referat pt. Powiedziane szeptem. O konwencjach i motywach onirycznych w poezji Kazimierza Wierzyńskiego, wygłoszony na
konferencji naukowej „Sen, marzenie, zaświaty w literaturze od antyku po
współczesność” zorganizowanej na Uniwersytecie Łódzkim w dniu 21 lutego
2015 r. (druk w 2015 r.). W wypadku poezji Barańczaka w ogóle brak podob-
nych opracowań. 17
W całej pracy wiersze S. Barańczaka cytuję za wydaniem: S. Barańczak,
Korekta twarzy, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Kraków 2006; podając tytuł
utworu oraz paginację.
Stanisław Barańczak. In memoriam
139
Nie podsłuchane
Nawet przez pluskwę ścienną,
Mikrofon.
Spać.
(K. Wierzyński, Dobranoc, 337) 18
Motyw ten jest o tyle charakterystyczny, o ile
zwrócimy uwagę na nowe znaczenie snu, inne od tych znanych
w tradycji literackiej. Opozycja sen-jawa w wierszu Barańczaka
traci znaczenie, a te dwie sfery płynnie się przenikają, tworząc
oniryczny nastrój niepokoju i niepewności. Światło, jako topos
literacki – zbawienne, właściwe sytuacjom liminarnym,
towarzyszące przeżyciom o charakterze transcendentnym,
w utworze tym wiąże się z „prześwietlaniem moich kości”, a więc
czymś w sensie dosłownym – zbliżonym, acz
„unowocześnionym”, z drugiej – jest to wyczuwalna, acz
subtelna metafora inwigilacji i postępujących represji z tamtych
lat.
Na tę samą kwestię zwraca uwagę Wierzyński. Różnica
osadza się w swoistej interpretacji snu: dla Barańczaka jest to
zdeklasowanie jawy do niewiarygodnego snu, u Wierzyńskiego:
recepta na życie na podsłuchu, ucieczka w sny, których podsłu-
chać nie sposób.
Kolejnym, równie wyraźnie zaznaczającym się w tych
utworach motywem jest wojna. Dla Wierzyńskiego – dozgonna
trauma związana z wychodźczą tułaczką oraz stratą najbliższych,
dla Barańczaka – doświadczenie postpamięci w klasycznym już
rozumieniu Hirscha.
18
W całej pracy wiersze K. Wierzyńskiego cytuję za wydaniem: K. Wierzyński,
Czarny polonez, [w:] tegoż, Poezje zebrane, zebrał i posł. opatrzył
W. Smaszcz, t. 2, Białystok 1994; podając tytuł utworu wraz z paginacją.
Stanisław Barańczak. In memoriam
140
Katarzyna Mulet o wierszu Tutejszy z tomu Korekta
twarzy pisze:
Świadomie dokonana przez Barańczaka transpozycja postaci poe-
ty-wybrańca, rodem z Dziadów Adama Mickiewicza, do debiu-
tanckiego zbioru wierszy to zarazem uosobienie jego kompleksu
bohatera romantycznego. Syndrom ten stoi u podłoża symbolicz-
nej walki, jaka toczy się w utworach zamieszczonych w Korekcie
twarzy. Nagromadzenie obrazów krwi, tortur, łańcuchów i krat to
przejaw wszechobecnej agresji wywołanej brakiem poetyckiego
spełnienia twórcy oraz jego dramatycznym dążeniem do niego.
Cierpienia fizyczne i duchowe prześladujące bohatera tych wier-
szy najczęściej łączą się z metaforą ostrza, która pojawia się także
pod postacią noża oraz topora19.
U Wierzyńskiego – choć już nie tak egzaltowane, jak w tomach
wojennych – odnajdziemy podobne kreacje:
Czeka
N.K.W.D.
Gestapo
U.B.
I da capo.
Dawniej nocne pukanie do drzwi,
Teraz czekamy w południe, najlepiej prywatnie,
Dawniej godzinami twarzą do ściany,
Teraz prosimy siadać, pomówmy poufnie,
Dawniej piwnica, karetka i przepadł,
Teraz niech pan się zastanowi, bo jakże inaczej,
Czasy unormowane […]
(K. Wierzyński, Moralitet o czystej grze, 331-332)
19
K. Mulet, Analiza psychokrytyczna poezji Stanisława Barańczaka,
„Przestrzenie Teorii” 2011, nr 1, s. 159-160.
Stanisław Barańczak. In memoriam
141
I również będą to kreacje postromantyczne, silnie zakorzenione
w literackich obrazach polskiej martyrologii, tyrtejskie w swej
wymowie.
Tragiczne rysy twórczości obojga poetów dostrzec
można również, przyglądając się ich literackiemu stosunkowi do
słowa. Jest ono bowiem nie tylko nosicielem sensów, znaczeń, ale
też, a może i przede wszystkim, odzwierciedleniem prawdy,
świadectwem istnienia i ontologicznej tożsamości otaczającego
świata. „Słowo – pisze Wojciech Ligęza w kontekście twórczości
Wierzyńskiego – ma zaświadczać o stałości świata, utwierdzać
odzyskany ład, kreować bezpieczny artystyczny kosmos sprzeci-
wiający się szaleństwom historii”20
. Pisze dalej Ligęza: „Poezja to
remedium na lęki egzystencji: śmierć, starość, osamotnienie,
wygnanie, martwą perspektywę i zawiedzioną nadzieję”21
. Czy to
w wierszu Kombinat:
Nie ma żydowskich grajzlerni,
Nie ma śmierdzących śledziarni,
Ulice czyste, antyseptyczne,
Szosy, huty, miasta jak z igły,
Choćbyś pyskował, musisz się zgodzić
U nas nie było tak nigdy.
Człowiek człowieka nie wyzyskuje.
Jeden z drugim zrównani w pochodzie
Po kilo cytryn, po sznurowadła,
Po wieprzowinę, jeśli sprzedają,
W wielkim pochodzie
Stoją od rana
Po cały kraju […],
(K. Wierzyński, Kombinat, 330)
20
W. Ligęza, Obszary ocalenia. Natura, słowo i kultura w późnej liryce Kazimierza Wierzyńskiego, [w:] Pisarz na obczyźnie, red. T. Bujnicki,
W. Wyskiel, Wrocław 1985, s. 171. 21
Tamże, s. 171.
Stanisław Barańczak. In memoriam
142
czy w Nocnej ojczyźnie:
To jest ta miłość,
Miłość raniona
Co przeliczyła
Całe bogactwo
Odbudowane
Rana po ranie:
Wierność sumieniu,
Sens ponad klęską,
Tego nie wezmą,
To było nasz
Jest i zostanie –
(K. Wierzyński, Nocna ojczyzna, 350)
odnajdujemy ślady poetyckich poszukiwań ostoi, trwałego przy-
lądka wśród wszechotaczających łgarstw, odbierających jednostce
nie tylko realne obrazy świata, w którym żyje, ale i podstawy jej
podmiotowości. Podmiotowości, która pozwala na określenie
tożsamości – własnej, ale i zbiorowej, tak w kręgu najbliższych
relacji emocjonalnych, jak i tej narodowej, wypływającej ze
wspólnej tradycji, kultury i historii.
Podobnie odczytać należy utwór Znaleźć dla niej nową
mowę Barańczaka:
Znaleźć dla niej nową mowę; tyle
lekkich, wielkich snów dniało! a dla niej
językami wyślizgany kamień,
ciągle jeden: byle jaśniej, byle
jawniej brzmiał mi swoim nazwaniem
jeszcze nowym. Wtedy było milej
mieć „co” niż „jak”. Lecz nazajutrz chwile
nazywane niepewnie: wciąż taniej
Stanisław Barańczak. In memoriam
143
o następne jedno słowo, ciemniej
o sylabę, głoskę. Słowo „miłość”
już nie miało w sobie ławek, cieni,
objęć, ciepła, mijania. Już było
jeszcze jednym nijakim kamieniem
z tych, co język – kalecząc – goniły.
(S. Barańczak, Znaleźć dla niej nową mowę, 31)
Podobnie, bo Wierzyński i Barańczak oddają się tym samym
poszukiwaniom, tak samo stawiają opór wobec desemantyzacji,
odbieraniu słowom znaczenia, tak samo sięgają w końcu do
wyrażeń z języka potocznego, frazeologizmów, przysłów, ostatniej
reduty mowy czystej, nieskalanej – o tym jednak w dalszych
ustępach niniejszego wywodu. Powtórzyć można jedynie za
Włodzimierzem Boleckim:
Wyrażenia mowy potocznej stają się w „wierszach nabywczych”
sprawnymi środkami wskazywania sytuacji społecznych, a mówiąc
ściślej – to język sam z sienie wyłania owe sytuacje. Tak jakby
właśnie w nim zostały odciśnięte i zmagazynowane całe grupy do-
świadczeń, tematów i okoliczności22
.
Oczywiście tematyka tych utworów i pokrewieństwo
najciekawszych i najczęściej powtarzających się w nich motywów
nie wyczerpuje rozważań, które pragnę tu zawrzeć.
4.
Poruszane motywy mają niewątpliwy wpływ na obra-
zowanie sytuacji lirycznych w omawianych utworach. Te z kolei
koncentrują się na obrazach peerelowskiej rzeczywistości, ujętych
raz ironicznie czy sarkastycznie, innym razem za pomocą mowy
22
W. Bolecki, Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2, s. 168.
Stanisław Barańczak. In memoriam
144
ezopowej, w każdym wypadku czuć jednak epatujące z nich
gorzkie rozczarowanie i ubolewanie nad kolejami historii.
Jednak poetyckiego świata tych utworów nie tworzą
wyłącznie Ingardenowskie przedmioty przedstawione wraz z ich
uschematyzowanymi wyglądami. Nie bez znaczenia jest i ich
kształt językowy, stylistyka oraz – w poezji tak przecież istotne –
ukształtowanie tekstu. Wiersze wolne, a więc rezygnujące
z podwójnego uporządkowania, w większości realizujące Balce-
rzanowski wariant awangardowy, wolne od stylizacji, wychodzące
poza utarte schematy sytuacji komunikacyjnych, charakteryzują
twórczość poetycką Barańczaka oraz utwory „drugiej młodości”
Wierzyńskiego. Można rzec, że w wierszach tych kształt języko-
wo-wersyfikacyjny podporządkowany zostaje brzmieniu, to zaś
dopiero odkrywa przed czytelnikiem znaczenia. Legeżyńska
zauważa:
W Czarnym polonezie kolejne wiersze różnią się tematyką
i rozmiarem strof, choć wszystkie realizują reguły wolnego
wiersza składniowego, z niedokładnym lub konsonansowym
rymem – współbrzmienia w klauzulach są na tyle wyciszone,
że wypowiedź oddaje stylizowaną energię mowy potocznej, z jej
dialogowością, kolokwializmami i emocjonalnością23
.
Barańczak, choć wersyfikacyjnie zdecydowanie bardziej „klasycy-
styczny”, tworzył w stylu może nie podobnym, lecz bliskim,
hołdującym podobnym założeniom, zwracającym się w tę samą
stronę szerokiej palety środków poetyckiego wyrazu, co Wierzyń-
ski.
Język potoczny, kolokwialny, z pozoru, i jak się okazu-
je – tylko z pozoru, do poezji nieprzystający, jak już zaznaczy-
łem, okazuje się w twórczości tak Wierzyńskiego, jak i Barańcza-
23
A. Legeżyńska, dz. cyt., s. 217.
Stanisław Barańczak. In memoriam
145
ka ostatnią ostoją wolną od zafałszowania, nowomowy. Jednak
różne są jego funkcje w wierszach obu poetów. Przytoczmy jego
przykłady z Czarnego poloneza:
Bida ciemna i zbójecka,
Nędza głodna i łakoma,
Tańcowała bida z nędzą,
W drugiej parze zamaszyście
Szkorbut i trachoma.
(K. Wierzyński, Czarny polonez, 329)
Obywatele,
Nie samym chlewem człowiek żyje.
(K. Wierzyński, Moralitet o Koryncie, 333)
Bieda, nędza, chlew, dodać można jeszcze: brak perspektyw,
zwiedzione nadzieje, niedotrzymane obietnice. Taki obraz bez
wątpienia wyłania się z kart Czarnego poloneza.
Język ma obraz ten przedstawić z perspektywy robot-
nika czy chłopa, tak w realnym socjalizmie gloryfikowanego,
tak… oszukanego. Uwydatnia przez to świadomość nie jednost-
kową, ale zbiorową, chciałoby się rzec – kolektywną, kolektywne
rozczarowanie i kolektywny upadek. Nie ma w Czarnym polone-
zie nut metafizycznych, gry na abstrakcjach, jest prosty człowiek,
pozbawiony tożsamości, któremu odbiera się przyrodzoną mu
przyzwoitość. Bo to właśnie wezwanie do przyzwoitość można
uznać za przewodnią myśl tych utworów. Przyzwoitość wobec
siebie, ale i wobec historii – pomordowanych w Katyniu, żołnie-
rzy wyklętych, terroryzowanych i nierzadko też mordowanych
robotników. Mowa potoczna potwierdza tym samym występowa-
nie zbiorowego bohatera tych utworów, ich ponadjednostkową
świadomość, kształtującą świadomość indywidualną.
Inaczej jest w wierszach Barańczaka:
Stanisław Barańczak. In memoriam
146
Wziął za dobrą monetę; położył
za sobą pewnym progiem przeświadczenie,
że bilon, który dlań teraz wyciera
i unieczytelnia obca ręka, jest
dobrą monetą. Nawet nie rozwojowy
przez nieczytelność, która by innego
rozdwoiła, skazując ale alternatywę:
odrzucić - przyjąć (bo zrozumieć
nie można było, nawet ujrzeć palców
zacierających skwapliwie groszaki,
nim przemknęły przed twarzą miedzianym
pędem). Więc wziął za
dobrą monetę swój przydział
żetonów. Nie wiedział, że to nie nagroda,
ale że po to je dostał, aby grać; że gra
dopiero się zaczyna.
(S. Barańczak, Wziął za dobrą monetę, 15)
Kolokwializmy osłaniają „niepożądane” treści, wyznaczają języ-
kowe osie, na których można budować metaforyczne sensy.
Trudno szukać w tych utworach dosłowności, wszystko rozmywa
się wokół niesprecyzowanych „przeświadczeń”, „rozdwojeń”,
„przydziałów”. Pozostają skojarzenia, jakże jednak oczywiste,
a przy tym dalekie od litery tekstu. Frazeologizmowi trudno
cokolwiek zarzucić, a na pewno nie można posądzić go
o sprzeczność ideologiczną, wywrotowość. Sprzeniewierzony
język broni się sam, ocalając niezmącone znaczenia, podczas gdy
z pozoru „nie powiedziano nic”.
Wiersze Barańczaka prezentują bez wątpienia perspek-
tywę indywidualną. To jednostka jest w centrum poetyckiego
świata, to jej przeczucia, rozczarowania, refleksje pełnią funkcję
tematów owych utworów. Ta sama perspektywa, na co wskazuje
Legeżyńska24
, przeważa w późniejszych tomach Barańczaka, stąd
24
Tamże, s. 225.
Stanisław Barańczak. In memoriam
147
można stwierdzić, że nie jest to w jego wypadku jedynie tenden-
cja, ale wiadoma decyzja artystyczna. Różni go przy tym niewąt-
pliwie z Czarnym polonezem Wierzyńskiego, paradoksalnie
jednak – poprzez język – łącząc.
Taki też jest sens motta tego szkicu. Odkrywczość
poetyckiej formy, odsłaniająca rzeczywistość – na emigracji
nieznaną, w kraju zaś zafałszowaną – to ogromny walor oma-
wianych utworów: moralny, historyczny, jak i artystyczny.
5.
Krzysztof Biedrzycki pisze o Stanisławie Barańczaku:
Jakże często cała twórczość któregoś pisarza zostaje skwitowana
jednym określeniem, może nawet i celnym, jednak przesłaniają-
cym to, co w konkretnych utworach bywa niejednoznaczne, naj-
trudniej uchwytne, to, co jest najciekawsze. Taka przygoda spo-
tkała poezję Barańczaka, którą wielu komentatorów skłonnych by-
ło zamknąć w dwóch epitetach: „lingwistyczna” i „polityczna”25
.
W wypadku Barańczaka, trzeba przyznać, są to epitety rzeczywi-
ście celne, wyznaczające nie tylko główne (zresztą splatające się
ze sobą) nurty jego twórczości, ale i po dziś dzień wyznaczające
kierunki, mniej lub bardziej odkrywczych, jej interpretacji. Epite-
ty te odnieść można, co w niniejszej pracy zostało potwierdzone,
także do Czarnego poloneza Kazimierza Wierzyńskiego. Zbioru,
który staje się już powszechnie wymienianym kontekstem dla
odczyta poezji pokolenia ’68.
Mając w pamięci tytuł niniejszego szkicu, słusznie na-
leży postawić w nim ostatnie pytanie: dlaczego marzec? Dlatego,
że żaden z „polskich miesięcy” nie był wynikiem działań sponta-
25
K. Biedrzycki, Świat poezji Stanisława Barańczaka, Kraków 1995, s. 8.
Stanisław Barańczak. In memoriam
148
nicznych, prowokowanych czy nieprzewidywalnych. To momen-
ty, w których przez lata radzieckiego zniewolenia zawsze pełna
czara goryczy przelewała się, w których atmosfera codziennego
absurdu, dziś humorystycznego, wówczas – tragicznego, dawała
o sobie znać. Atmosfera wprost niewyczuwalna, którą odczuć był
w stanie i Barańczak (w kraju), i Wierzyński (na emigracji).
Atmosfera, która była prawdziwą i pierwotną przyczyną wszel-
kich protestów, zwieńczonych przemianami ustrojowymi roku
1989.
Nolens volens teza tego szkicu sama w sobie jest hoł-
dem złożonym omawianym poetom. Wierzyńskiemu za to, że
choć przed laty opuścił kraj, był w stanie oddać panujące w niej
realia, Barańczakowi – za to, że potrafił o tym, o czym mógł
swobodnie mówić Wierzyński na emigracji, pisać w kraju, ucieka-
jąc od ograniczeń cenzury, dając świadectwo tego, że wolności
słowa nie można w pełni odebrać.
Stanisław Barańczak. In memoriam
149
BIBLIOGRAFIA
Andres Z., Kazimierz Wierzyński, Rzeszów 1997.
Barańczak S., Korekta twarzy, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Kraków
2006.
Biedrzycki K., Świat poezji Stanisława Barańczaka, Kraków 1995.
Bolecki W., Język jako świat przedstawiony. O wierszach Stanisława Barańczaka, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 2.
Cieślak-Sokołowski T., Moment lingwistyczny. O wczesnym pisarstwie Ryszarda Krynickiego i Stanisława Barańczaka, Kraków 2011.
Dudek J., Liryka Kazimierza Wierzyńskiego z lat 1951-1969, Wrocław
1975.
Kraszewski Ch. S., The harmonic bell-jar: Wierzyński, Barańczak and the poetics of anti-heroic dissent, „The Polish Review” 2007, nr 2.
Legeżyńska A., Po co nam „Czarny polonez” Kazimierza Wierzyńskie-go?, [w:] Interpretować dalej. Najważniejsze polskie książki poetyckie lat 1945-1989, red. A. Kałuża, A. Świeściak, Kraków 2012.
W. Ligęza, Obszary ocalenia. Natura, słowo i kultura w późnej liryce
Kazimierza Wierzyńskiego, [w:] Pisarz na obczyźnie, red. T. Bujnicki,
W. Wyskiel, Wrocław 1985.
Mulet K., Analiza psychokrytyczna poezji Stanisława Barańczaka,
„Przestrzenie Teorii” 2011, nr 1. Nasiłowska A., Persona liryczna, Warszawa 2000.
Rydz A., „Świat nie ma sensu, sens ma sztuka”. O powojennej poezji Kazimierza Wierzyńskiego, Warszawa 2004.
Wierzyński K., Czarny polonez, [w:] tegoż, Poezje zebrane, zebrał
i posł. opatrzył W. Smaszcz, t. 2, Białystok 1994.
Stanisław Barańczak. In memoriam
150
A N E K S
Stanisław Barańczak. In memoriam
151
Krzysztof OBREMSKI
Stanisław Barańczak i Książki najgorsze
czterdzieści lat później (lekturowe podpowiedzi dla
młodszych pokoleń)
Trzy wspomnienia osobiste niech mi będą wybaczone.
Pierwsze. Połowa lat osiemdziesiątych, Londyn, Polski Ośrodeku
Społeczno–Kulturalny – spotkanie ze Stanisławem Barańcza-
kiem. Między innymi opowiadał, jak podróż pociągiem z Pozna-
nia (miejsce zamieszkania i pracy) do Warszawy (Komitet Obro-
ny Robotników) wiązała się z prawdopodobieństwem rewizji
i konfiskaty wiezionych ze sobą wierszy – więc przed funkcjona-
riuszami Służby Bezpieczeństwa chował je w... kalesonach. Dru-
gie wspomnienie. Na parterze tegoż Polskiego Ośrodka Społecz-
no–Kulturalnego, za okazaniem paszportu Polski Rzeczpospolitej
Ludowej, kupowałem książki po cenie dla Polaków z kraju zna-
cząco zaniżonej (bodaj do połowy). Zakładano bowiem, że będą
przemycane do Polski. Faktycznie, szczęśliwie przemycałem je:
pochowane między koszulami w walizce (Gombrowicz
i Wierzyński), tasiemkami przywiązane do łydek (czemu sprzyja-
ły spodnie zwane kloszami) lub do tułowia. Trzecie wspomnienie,
także z połowy lat osiemdziesiątych. W letnie dni, kiedy desz-
czowa pogoda uniemożliwiała kursantom toruńskiego Klubu
Wysokogórskiego wspinanie się po tatrzańskich drogach szkol-
nych, jedna książka wywoływała wybuchy szalonego śmiechu
młodzieży jej słuchającej. To właśnie Książki najgorsze Barańcza-
ka niemal zrzucały z piętrowych łóżek tatrzańskiego schroniska.
Największa siła rażenia była dana pamfletowi Bo nie zna seksu,
kto nie służył w marynarce:
Stanisław Barańczak. In memoriam
152
[...] malarz jest, oczywiście [jeszcze] w cywilu, prawdziwym tyta-
nem seksu: „[...] i podniósł ku sobie jej twarz. Nie odsunęła się,
chętna, ale jednak jakby czymś zasmucona, i z tym smutkiem od-
dała mu się na pryzmie parkietu” (12; smutek partnerki skądinąd
nie dziwi – trudno o wesołość, kiedy klepki uwierają); [...] Po-
chłaniając, pożerając i pieszcząc na pryzmie parkietu poszczególne
panie, bohater [powieści Piękna pora] zaniedbuje jednak obo-
wiązki studenta i wkrótce trafia do marynarki wojennej.1
Komizmem tych słów powinni podzielić się autorka powieści
Piękna pora Stanisława Fleszarowa-Muskat oraz pamflecista
Barańczak.
Owe trzy osobiste wspomnienia prowadzą do posta-
wienia pytań: czym, kogo i dlaczego Książki najgorsze mogą dziś
jeszcze śmieszyć? Odpowiedź stosunkowo łatwa: Polska Rzeczpo-
spolita Ludowa z jej realnym socjalizmem i swoiście pojmowaną
wolnością słowa co prawda przeszła do historii, jednak „bezmiar
współczesnego kiczu III Rzeczpospolitej” (słowa Barańczaka2)
trwa ponad przełomem ustrojowym. Jeśli przyjmiemy, że III RP
to jedynie PRL-bis, a grafomania wciąż ma się dobrze, to jednak
od kulturowych przemian społeczności Polaków jeszcze czytają-
cych takie czy inne książki niepodobna abstrahować. Iluzorycz-
ności owego utożsamiania PRL i III RP między innymi dowodzą
właśnie Książki najgorsze – pozostają dokumentem Polski jako
najweselszego baraku w obozie państw socjalistycznych3. Nawet
1 S. Barańczak, Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznoliterackich
1975-1980 i 1993, Kraków 2009, s. 62-63. 2 Tamże, s. 15.
3 „Polacy zawsze z dumą podkreślali, że żyją w najweselszym baraku bloku
komunistycznego. Ta książka pokazuje, że inteligentny i szyderczy żart obecny
był w całym obozie, nie tylko u nas. Dziś dowcipy antykomunistyczne są
najbardziej wyrazistym i być może najistotniejszym dziedzictwem kulturowego
eksperymentu, który pod nazwą komunizmu prowadzono w ZSRR i „bratnich
krajach socjalistycznych”, dowodem na to, że przez cały okres trwania tego
systemu politycznego jego przeciwnicy i zwolennicy toczyli bezprecedensową
Stanisław Barańczak. In memoriam
153
przyjąwszy, że po 1989 roku Moskwę zastąpiła Bruksela, a gender
zapełnił miejsce po komunizmie, zaś literacka grafomania wciąż
ma się dobrze czy nawet jeszcze lepiej (jednak już bez państwo-
wej pieczątki!), to Wielka skakanka pozostanie jednak wspo-
mnieniem z krainy dziś już z trudem wyobrażalnej, wówczas zaś
jak najbardziej realnej. Poprzestanę na trzech przykładach tego,
co dziś, ćwierć wieku po końcu tak zwanej żelaznej kurtyny
(sięgającej od Bałtyku po Adriatyk), wydaje się poniekąd egzo-
tyczne:
tak zwanej taternicy, w plecakach przenoszący przez
zieloną granicę materiały dotyczące Marca 1968 oraz
przynoszący egzemplarze paryskiej „Kultury” i książki
wydawane przez Instytut Literacki, zostali skazani na
kilkuletnie wyroki więzienia,
jednym z czternastu założycieli Komitetu Obrony Ro-
botników (1976 rok) był właśnie Stanisław Barańczak,
represje władzy zwącej się ludową okazały się zna-
mienne:
Na pierwszyogień poszedł Barańczak, któremu – już w 1977 roku
– wytoczono sprawę o przekupstwo urzędnika państwowego
i skazano na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, po czym
dyscyplinarnie zwolniono z posady adiunkta na Uniwersytecie
imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu4,
walkę o śmiech”. B. Lewis, Śmiech i młot. Historia komunizmu w dowcipach,
przeł. J. Rybski, Wrocław 2009 (czwarta strona okładki). 4 K. Masłoń, Bananowy song. Moje lata 70., Warszawa 2006, s. 192.
Stanisław Barańczak. In memoriam
154
kapitan żeglugi wielkiej Józef Gawłowicz w latach
1963-1989 (czyli niemal przez ćwierć wieku) przemycił
na statkach półtorej tony książek paryskiej „Kultury”.
Najkrócej: nawet w latach siedemdziesiątych, dekadzie
doprawdy umiarkowanych represji politycznych, PRL była krainą
dziś już z trudem wyobrażalną, wówczas zaś jak najbardziej
realną. Wszak wśród rzeczy przemycanych książek już nie znaj-
dziemy...
Pamflet krytycznoliteracki, opatrzony tytułem Wielka
skakanka, trafia w propagandową istotę dekady Polski Edwarda
Gierka. Zacznijmy od informacji bibliograficznej: „Wowo Bielic-
ki, Scenariusz manifestacji młodzieży polskiej z okazji 35-tej
rocznicy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, Warszawa, 1 lipca
1979, maszynopis do użytku wewnętrznego”. Mniejsza o wyja-
śnienie, czym był maszynopis i dlaczego na przykład konieczność
dodania jednego przypisu mogła wiązać się z koniecznością
przepisania poważnej części tekstu. Ważniejszy ów „użytek
wewnętrzny”. Otóż Polska Rzeczpospolita Ludowa – jak każde
państwo – miała swoje tajemnice. Te mniej tajne opatrywano
tymiż słowami: „do użytku wewnętrznego”. Żartobliwa formuła
najściślejszej wojskowej tajemnicy brzmiała: ściśle tajne, przed
przeczytaniem zniszczyć.
Wróćmy jednak do skakanki jako znamiennego ele-
mentu „manifestacji młodzieży polskiej z okazji 35-tej rocznicy
Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”: na murawę ówczesnego
Stadionu Dziesięciolecia (odpowiednika dzisiejszego Stadionu
Narodowego) wbiegło bowiem 49 delegacji wojewódzkich do
rozegrania 3-minutowego meczu pod hasłem:
Stanisław Barańczak. In memoriam
155
Która drużyna skacząc na 15-metrowej skakance zmieści najwięcej
zawodników. A jeżeli zmieszczą wszystkich 40 zawodników, to
kto dłużej wytrzyma?5.
Czegoż tam nie było? „Najpierw przez całą godzinę stadion się
rozgrzewa, ćwicząc wspólne skandowanie spontanicznych okrzy-
ków”6. Wiadomo: na cześć Edwarda Gierka oraz pozostałych
gości zasiadających na trybunie honorowej. Jak jednak można
było ć w i c z y ć s p o n t a n i c z n e okrzyki? Ta sprzeczność
pozostanie tajemnicą partyjnej propagandy. Później na murawie
stanęło trzysta pocztów sztandarowych. Stadionowy spiker przy-
stąpił do „Apelu Obecnych”:
– Czy jest obecna Młodzież Polska? – Młodzież: Jesteśmy! – Czy
jest obecny Kawaler Orderu Budowniczych Polskiej Rzeczypospo-
litej Ludowej – Literat Jarosław Iwaszkiewicz? – Jarosław Iwasz-
kiewicz: Jestem!7.
Mniejsza jednak o słowo „literat” jako może nawet obraźliwą
ocenę twórczości jednej z największych postaci literatury polskiej
XX wieku (ostatecznie słowo „literatka” miało dwa znaczenia:
kobieta zajmująca się twórczością słowną bądź szklaneczka do
picia – głównie wódki; gra słów: literatura – literat contra litr –
trzy czwarte litra – pół litra – ćwierć litra). Ważniejsze co innego
5 S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 158. Podobno nie należy być kimś
bardziej papieskim od papieża, jednak wytknę Barańczakowi, że nawet on, bez
znieczulenia wskazujący błędy językowe, pominął milczeniem te dwa, jakie
znajduję w tychże zdaniach scenariusza: nie skacze się „na skakance” (lecz
przez skakankę); to nie skakanki „zmieszczą wszystkich 40 zawodników”, lecz
reprezentanci województw mogą zmieścić się na odcinku wyznaczonym
długością kręconej skakanki. Rzecz jednak nie w językowo-technicznych
detalach dziecięcej zabawy, lecz w polityczno-komicznej wymowie młodzieżo-
wego świętowania trzydziestopięciolecia PRL. 6 Tamże, s. 156.
7 Tamże, s. 156.
Stanisław Barańczak. In memoriam
156
niż pomniejszenie zawarte w słowie „literat”: wieloletni przezes
Związku Literatów Polskich (w latach 1945–1946, 1947–1949
i 1959–1980), przez dwa dziesięciolecia niejako siedzący okra-
kiem na barykadzie między PZPR (i jej polityką kulturalną)
a twórcami (z ich dążeniami do wolności słowa), tenże „osiem-
dziesięcioletni luminarz literatury” (ocena Barańczaka8) zamel-
dował się Polsce Ludowej niczym młodzieniec należący do Fede-
racji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej.
Potem z tunelu wiodącego na murawę wyjechało sto
dwadzieścia małych fiatów (126p) z wielkimi literami na dachu,
aby utworzyć napis „HUTA KATOWICE” (ta była sztandarową
budową socjalistycznej gospodarki dekady Gierka). Owe samo-
chody, potocznie zwane maluchami, spiker przedstawił słowami
znamiennymi dla ówczesnej propagandy sukcesu: „Ten mały fiat
jest także symbolem ogromnego kroku do przodu”9. Wiadomo:
realny socjalizm to tylko etap wiodący do świetlanej przyszłości
komunizmu. Jednak dowcip polityczny pozostawał bezlitosny,
toteż Władysławowi Gomułce złośliwie przypisywano te słowa:
„Przed wojną staliśmy na skraju przepaści. Obecnie uczyniliśmy
ogromny krok naprzód”. Cóż mówić o samych maluchach?
Poprzestańmy na dwóch ówczesnych dowcipach. Jadący wiejską
drogą maluch potrącił kurę – ta wpadła do rowu – otrzepuje
pióra i sama do siebie mówi: szatan, nie kogut. Patrol milicyjny
został wezwany do malucha na czubku przydrożnego drzewa,
kierowca tłumaczy: zdawało mi się, że wiem wszystko o tym
samochodzie, że mały, że stosunkowo dużo pali, ale tego, że się
psów boi, tego nie wiedziałem10
. Podobno maluchy były jedyny-
8 Tamże, s. 158.
9 Tamże, s. 157.
10 Szerzej: B. Koziczyński, 333 popkultowe rzeczy... PRL, Poznań 2007, s. 105-
106. Liczne żarty utworzyły antologię: 126 x 126p, il. Z. Lengren, Warszawa
1978.
Stanisław Barańczak. In memoriam
157
mi samochodami pobłogosławionymi przez Jana Pawła II, ponie-
waż tylko w nich kobiety i mężczyźni nie mogli zgrzeszyć prze-
ciwko szóstemu przykazaniu.
Potem, już na zakończenie widowiska: „Orkiestry woj-
skowe w sile 1300 (słownie tysiąca trzystu) muzyków demonstru-
ją w marszu musztrę i wykonują jednocześnie Poloneza a-dur
Chopina” – jak wyjaśnił stadionowy spiker: „tego typu zadanie
muzyczne przedsięwzięto po raz pierwszy na świecie”11
. Gdzieś
tam w międzyczasie stanęła „piramida z 900 studentów [Akade-
mii Wychowania Fizycznego] wsłuchana w „tekst własny” wygła-
szany przez Pierwszą Osobę [to jest przez I sekretarza Komitetu
Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edwarda
Gierka]”. Oczywiście „piramida z 900 studentów” to jedynie
scenariuszowy nadmierny skrót myślowy12
.
Czymże jednak to wszystko było? Barańczak:
Manifestacja wyreżyserowana przez Wowo Bielickiego tylko z po-
zoru jest szaleńczym skrzyżowaniem wiecu w maoistowskim Pe-
kinie z występem cyrku Moskwa i odpustem w Skierniewicach.
W istocie jest to znacznie bardziej realistyczne odbicie rzeczywi-
stości niż niejedna powieść Jerzego Putramenta,wiersz Ernesta
Brylla lub film Bohdana Poręby. [...] No i jest jeszcze skakanka.
Skakanka, która w tym hiperrealistycznym widowisku może na-
wet służyć jako tak zwana wielka metafora13
.
Rok później, akurat także w lipcu, tyle że już 1980 ro-
ku, dojdzie do pierwszych strajków, następny miesiąc będzie
Sierpniem, kiedy z powodu katastrofy gospodarczej wielka ska-
11
S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 158. 12
Piramida tworzona przez pięciu sportowców: W. Kot, PRL czas nonsensu,
Poznań 2007 (pierwsza strona okładki). 13
S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 158–159.
Stanisław Barańczak. In memoriam
158
kanka mogła pozostać tylko tragikomicznym wspomnieniem po
gierkowskiej propagandzie sukcesów polskiej gospodarki –
rzekomo dziesiątej na świecie. Tragikomiczną postacią był nawet
Jarosław Iwaszkiewicz: zmarły drugiego marca 1980 roku, a więc
tuż przed końcem dziesieciolecia Gierka. Prezes Związku Litera-
tów Polskich, jako Honorowy Górnik PRL, został pochowany
w górniczym mundurze galowym (co pokazała Polska Kronika
Filmowa).
Literatura i polityka w dekadach PRL – tu poważnym
problemem w skali makro był między innymi Związek Literatów
Polskich (ten – mówiąc językiem Lecha Wałęsy – pełnił funkcję
„zderzaka” między prowadzoną przez PZPR polityką kulturalną
a zapisaną w konstytucji i oczekiwaną przez twórców wolnością
słowa). Problemem w skali mikro pozostawał Stanisław Barań-
czak i cykl pamfletów krytycznoliterackich publikowanych na
łamach „Studenta”. Tenże był (wydawanym w latach 1967-1990)
czasopismem, które przyciągnęło poetów współtworzących tak
zwaną Nową Falę. „Student” cieszył się pewnym przywilejem:
cenzura łaskawszym okiem traktowała materię politycznie podej-
rzaną – jak choćby właśnie pamfelty dwojga autorów, których
nazwiska dziś brzmią niczym abstrakcja: Feliks Trzymałko
i Szczęsny Dzierżankiewicz. Dla osób jako tako pamiętających
PRL14
gra słowna nie była trudna: Feliks Dzierżyński. Ten dziś
kojarzony raczej już tylko z Władimirem Putinem, w epoce PRL
miał pomnik w centrum Warszawy (Plac Bankowy – teraz
w pobliżu pomnik Juliusza Słowackiego) i to demontaż tego
pomnika w listopadzie 1989 roku można traktować jako symbo-
liczne przejście od PRL do III RP. Pozostajemy z pytaniem: czy
cenzura przeoczyła rzucającą się w oczy grę słów „Feliks Trzy-
małko i Szczęsny Dzierżankiewicz”? Niekoniecznie. Ponieważ
14
„Lepiej żonę mieć w burdelu niż wspomnienia z Peerelu”. K. Masłoń,
Bananowy song. Moje lata 70., Warszawa 2006, s. 5.
Stanisław Barańczak. In memoriam
159
niekiedy i w ograniczonym zakresie władza ludowa pozwalała
nawet z siebie żartować – tak długo, jak pozostawała respekto-
wana granica między „konstruktywną krytyką” a „krytykanc-
twem”. O zmiennych postaciach owej granicy rozstrzygała sama
władza15
. Do 1976 roku PZPR jeszcze tolerowała anonimowe
pamflety krytycznoliterackie Barańczaka (poprzestawała na
ingerencjach cenzury i redakcyjnej cenzurze prewencyjnej),
jednak w owym roku ich autor został zdemaskowany (w innym
czasopiśmie studenckim: „Politechniku”), zaś „na skutek odgór-
nych nacisków [„Student” – przyp. mój] zrezygnował z dalszego
publikowania Książek najgorszych”16
. Jednak nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło: „[...] przed Trzymałką i Dzierżanko-
wiczem otwarły się teraz łamy nowo powstałych niezależnych
pism, a konkretnie – „Biluletynu Informacyjnego [KOR – przyp.
mój]”. Co za rozkosz – pisać i publikować bez nadzoru czujnej
cenzury, bez kontroli ze strony zastrachanych redaktorów!”17
.
Pierwszy numer „Biuletynu Informacyjnego KOR”
ukazał się w trzy miesiące po czerwcu 1976 roku, zaś w lutym
1977 już nie przepisywano go na maszynie, lecz drukowano.
Podziemna działalność wydawnicza (czasopisma, książki) stała się
przewrotnym potwierdzeniem jednego z haseł gierkowskiej
15
Piszący te słowa pamięta, że gdzieś w połowie lat 70. na ostatniej stronie
innego czasopisma studenckiego („itd.”) zobaczył taki rysunek: przy stoliku
siedzi dwóch starszych panów, jeden z nich na kciuku trzyma gotową do
wyrzucenia monetę i mówi: „Jak orzeł – to rząd, a jak reszka, to
społeczeństwo jest do dupy”. Ten zdawałoby się politycznie bluźnierczy
rysunek jednak zyskał aprobatę cenzury, co można wyjaśniać tak ówczesnym
„liberalizmem” polityki Gierka (przynajmniej do „ery [Jerzego]
Łukaszewicza”), jak i tym, że pozostawał zgodny z tą linią ówczesnej
propgandy: „Partia kieruje, a rząd rządzi” (słowa Gierka z przemówienia na
VIII Plenum KC PZPR 7 lutego 1971 r.). 16
S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 7. 17
Tamże, s. 8.
Stanisław Barańczak. In memoriam
160
propagandy: „Polak potrafi”. Oto bowiem w ustroju realnego
socjalizmu, z poniekąd przyrodzonym mu brakiem papieru
toaletowego (jego rolki powiązane sznurkiem Polki i Polacy
tryumfalnie zawieszali na szyjach niczym trofea), tylko jeden
numer „Biuletynu Informacyjnego KOR” wymagał konspiracyj-
nie zdobytych pięciuset ryz papieru. Zdobywano go dwojako:
bądź za łapówki (tu wódka pozostawała niezastąpiona), bądź
przedstawiając fałszywe dokumenty ze stempelkami na przykład
Związku Harcerstwa Polskiego czy Ligi Kobiet. Nie licząc druka-
rzy – samych łączników i kolporterów na wszystkich szczeblach
dystrybucji było około tysiąca. O podziemnej rewolucji technolo-
gicznej dostatecznie powie jedno przeciwstawienie. W marcu
1968 roku Andrzej Seweryn oraz Krystyna Janda (wówczas oboje
studenci PWST) jako powielacz wykorzystywali wyżymaczkę
pralki „Frania”: między dwoma wałkami przepuszczali nie mokrą
bieliznę, lecz kartki papieru, wcześniej nawinąwszy na wałek
wyżymaczki matrycę powielaczową i posmarowawszy ją farbą
drukarską. To był druk jeszcze chałupniczy. Z czasem stał się
niemal przemysłowy: w Polsce lat 1977-1980 ukazywało się
ponad 100 nielegalnych czasopism oraz poza cenzurą wydano
około 300 druków zwartych.
Z cenzurą niekiedy bywało komicznie. Wpierw Głów-
ny Urząd Kontroli Prasy i Widowisk uznał się za instytucję
niekompetentną i decyzję o druku Sztuki kochania Michaliny
Wisłockiej przekazał władzy najwyższej, gdyż samemu Komite-
towi Centralnemu PZPR. To do niego dyrektor wydawnictwa
„Iskry” co jakiś czas był wzywany na kolejne rozmowy, przy
czym za każdym razem zostawiał maszynopis i przynosił nowy,
gdyż te zostawiane jakoś ginęły w biurkach partyjnych dygnita-
rzy. Kiedy w 1978 roku Sztuka kochania została wydana, wów-
czas na ilustracjach, unaoczniających różne pozycje podczas aktu
seksualnego, ciała kobiety i mężczyzny były narysowane tak,
Stanisław Barańczak. In memoriam
161
jakby były manekinami – takimi, jakimi zapaśnicy ćwiczą rzuty
przeciwnikiem na matę, a milicjanci czy policjanci pałowanie, na
przykład Andrzej Seweryn w Człowieku z żelaza (reżyseria An-
drzej Wajda, 1981).
Wśród Książek najgorszych najliczniej była reprezen-
towana „powieść milicyjna”. Nie należy postrzegać jej poprzez
pryzmat takich seriali, jak „Komisarz Aleks” czy „Ojciec Mate-
usz”, nawet porucznik Borewicz z „07 zgłoś się” może wprowa-
dzać w błąd, gdyż serial ten był raczej antypowieścią milicyjną18
.
Kontekstem koniecznym zrozumienia i samej powieści milicyjnej,
i Barańczaka analiz, pozostaje ówczesny status społeczny mili-
cjantów. Bezlitośnie (to nie znaczy: sprawiedliwie) ośmieszanych.
Niekiedy kulturalnie: ilu milicjantów potrzeba do wkręcenia
jednej żarówki w lampie zawieszonej pod sufitem? – czterech
(jeden stoi na stole, trzej kręcą stołem). Kiedy porwania samolo-
tów stawały się stosunkowo częstsze, wzmocniono ich ochronę.
Stąd taki dowcip: dwóch milicjantów patroluje Okęcie, jeden
drugiego zdziwiony pyta „Jak można porwać taki wielki i ciężki
samolot?”, na co drugi odpowiada „Ty, głupi, przecież tam
w górze samolot jest malutki i leciutki”. Bywało tragikomicznie:
już w 1982 roku, a więc w pełni stanu wojennego, pilotowany
przez kapitana Jerzego Makulę samolot pasażerski zostanie
porwany przez jednego z dwóch... antyterrorystów! Po wylądo-
waniu w Berlinie zachodnim drugi antyterrorysta zaczął strzelać
do funkcjonariusza porywacza, ranił go jedynie w piętę.
Jakkolwiek by nie oceniać Milicji Obywatelskiej oraz
Służby Bezpieczeństwa, ówczesne statusy społeczne tych dwóch
służb wciąż pozostają kontekstem koniecznym i samej powieści
milicyjnej, i jej analiz w Książkach najgorszych. Nie wolno abs-
trahować od tego, że w pamięci Polaków drugiej połowy lat
18
Por. B. Koziczyński, 333 popkultowe rzeczy..., s. 441–444.
Stanisław Barańczak. In memoriam
162
siedemdziesiątych pozostawał Grudzień 1970 roku (według
oficjalnych danych 45 zabitych i 1165 rannych) oraz Czerwiec
1976 roku (milicyjne ścieżki zdrowia dla protestujących przeciw-
ko podwyżkom cen). Już tylko pogłosem tego, czym była Milicja
Obywatelska (nieprzypadkowo nazywana „bijącym sercem par-
tii”) będzie jedno z haseł Pomarańczowej Alternatywy (lata
osiemdziesiąte): „Obywatelu, pomóż milicji, pobij się sam”.
Podobnie jak z powieścią milicyjną rzecz ma się z Wy-
spami niezbyt samotnymi Ryszarda Zielińskiego19
. Na odwrocie
karty tytułowej Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
streściło zawartość książki: „Powieść współczesna przedstawiająca
proces reedukacji w wojsku studenta, zamieszanego w wydarze-
nia marcowe”20
. Tak więc główną postacią był „bananowy mło-
dzieniec” (w latach sześćdziesiątych cytrusy i banany to drogie
rarytasy, stąd propagandowe określenie „bananowa młodzież”:
dzieci partyjno-państwowych dygnitarzy jako środowisko odpo-
wiedzialne za protesty studentów w marcu 1968 roku). „Banano-
wy młodzieniec” w Ludowym Wojsku Polskim przeszedł reedu-
kację: ten, który podczas marcowych przesłuchań odczuwał „ze
strachu sensacje jelitowe” – „Wiadomo, inteligencki zgniłek”21
,
wkrótce, zdobywszy odznakę Wzorowego Żołnierza, uratuje
z powodzi kilka osób. Jak jednak reedukacja „bananowego mło-
dzieńca” faktycznie mogła wyglądać? Odpowiem pośrednio:
jeszcze w 1978 roku w osobiście znanej mi kompanii piechoty
odbywało zasadniczą służbę wojskową dwóch żołnierzy, o któ-
rych dziś by powiedziano, że byli dziećmi specjalnej troski –
kiedy podczas szkolenia na poligonie kompania odpoczywała, ci
dwaj biegali wokół niej jako „satelity”. To była realna, nie zaś
powieściowa sytuacja.
19
R. Zieliński, Wyspy niezbyt samotne, Warszawa 1975. 20
S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 30. 21
Tamże, s. 31.
Stanisław Barańczak. In memoriam
163
W Ludowym Wojsku Polskim bywało też komicznie.
Zasadę nim rządzącą studenci odbywający roczną służbę wojsko-
wą (Szkoły Oficerów Rezerwy) werbalizowali słowami „Nie
matura, a panika zrobi z ciebie porucznika”. W 1978 roku przed
inspekcją w jednostce wojskowej (Czarne) rozkazano żołnierzom
zrywać jeszcze wiszące na drzewach jesienne liście (aby w czasie
inspekcji nie zaśmiecały koszarowych trawników). Tegoż 1978
roku w innej jednostce (Wałcz) przed inspekcją w koszarowej
chlewni świnie szorowano... szamponem. Zaś na poligonie
w Drawsku Pomorskim pokazowy atak najtężsi taktycy Pomor-
skiego Okręgu Wojskowego (czyli jednej z trzech armii LWP)
przygotowali w ten sposób: w linii lasu wycięto trzy małe prosto-
kąty, w nie tyłem wjechały trzy czołgi, zamaskowano je ściętymi
gałęziami – i tak podczas pokazu wyjechały prosto z lasu...
Cóż jednak mówić o powieściowej czy realnej jednost-
ce wojskowej, która z marcowego „inteligenckiego zgniłka”
zrobiła bohatera ratującego powodzian, skoro jak najbardziej
realną postacią był major Bubu22
– ze Studium Woskowego
UMK (budynek u końca ul. Mickiewicza – z powodu wieńczącej
go kopuły przez studentów zwany Pentagonem). Mniejsza
o jedynie przypisywane majorowi Bubu powiedzenia (na przykład
„Kąt prosty wynosi dziewięćdziesiąt stopni, ale w warunkach
bojowych dochodzi do stu”) bądź historyjki (jak Bubu sprawdza,
czy w pudelku są zapałki? – przykłada pudełko do ucha i...
potrząsa głową; jak Bubu wkręca żarówkę do lampy zawieszonej
pod sufitem? – wkłada żarówkę do oprawki i zgodnie z gwintem
obraca się dookoła lampy). Oto bowiem w połowie lat siedem-
dziesiątych, kiedy podczas zajęć ze studentkami ówczesnego
22
Major Bubu miał niedźwiedzią posturę – w telewizji Polski lat
siedemdziesiątych można było oglądać amerykański serial „Miś Yogi” (tamże
tytułowy niedźwiedź i niedźwiadek Boo Boo byli swoimi przeciwieństwami:
począwszy od wieku, a skończywszy na usposobieniach).
Stanisław Barańczak. In memoriam
164
Wydziału Humanistycznego jedna z moich koleżanek przeszka-
dzała mu swoim gadaniem z sąsiadkami, ten przy setce słucha-
czek swoim tubalnym głosem ostrzegł ją (cytuję dosłownie):
„Proszę pani, proszę uspokoić się, bo jak nie, to za karę będzie
pani miała stosunek ze mną”. Zważywszy odstręczajacą fizjono-
mię Bubu, kara faktycznie byłaby surowa. Pomyślmy przez
analogię: jeśli w Studium Wojskowym UMK ktoś taki jak major
Bubu latami szkolił studentów, to jak mogła wyglądać wojskowa
reedukacja „inteligenckiego zgniłka” z Marca 1968?
Na zakończenie nawet dla Barańczaka wyzwanie po-
nad siły: machejkizm (zwany też machejcyzmem). Kim wszak był
Władysław Machejek? Kimś niczym cztery w jednym: działaczem
PZPR (członek wojewódzkich władz PZPR), przez cztery kaden-
cje posłem na sejm, w latach 1952-1989 redaktorem naczelnym
wydawanego w Krakowie tygodnika „Życie Literackie”, publicy-
stą swoim poetyckim piórem przybliżającym politykę i problemy
PZPR. Jako przykłady machejkizmu Barańczak cytował:
Boże, gdyby niepokoje przedgrudniowe i tragedia grudniowa
[1970 roku – przyp. mój] rozlały się z marginesowej zapaści
używkowej.
Pekaesowski wsteczny bieg stanowi załącznik do głosów sprzeci-
wu wobec zła, którymi musimy już sterować, żeby nie dryfowały.
To nie mnie rozognia lubość, gdy w jednej formule naród mieści
wszystko i jeszcze przelewa się do uzurpacji23
.
Jak rozumieć tę partyjną prozę poetycką? Pojąć fenomen machej-
kizmu – niepodobna. Sam Barańczak nie poradził takiemu
wzywaniu. Można jedynie wskazać dwie interpretacyjne prze-
23
S. Barańczak, Książki najgorsze…, s. 113.
Stanisław Barańczak. In memoriam
165
słanki. Pierwsza to osobowość twórcza Władysława Machejka.
Druga – nowomowa.
Wybór Polaka Karola Wojtyły był dla całej PZPR za-
skoczeniem, a dla partyjnych władz może nawet nakazem kry-
tycznej oceny jej polityki wyznaniowej. Jak bowiem można było
dopuścić do tego, aby obywatel PRL zasiadł na papieskim tro-
nie?! Co gorsza, także towarzysze radzieccy nie mogli tego zro-
zumieć i zadawali trudne pytania. Zanim partyjne władze zade-
cydowały, że Jan Paweł II ma być przedstawiany jako międzyna-
rodowy sukces PRL, Machejek już pierwszego dnia po pamięt-
nym „Habemus papam” zwołał zebranie kierownictwa redakcji
„Życia Literackiego”, z teczki wyjął słoninę i butelkę wódki,
słoninę pokroił w plasterki, wódkę rozlał do kieliszków, po czym
wzniósł toast: „No to teraz będziemy księży całować w dupę!”
Nowomowa jako interpretacyjna przesłanka machejki-
zmu wymaga ideologicznych wyjaśnień, niepodobna bowiem na
przykład bez wyjaśnień poprzestać na takim dowcipie (usłysza-
nym już w latach osiemdziesiątych): jakie są trzy główne grzechy
PZPR? – wysuwanie członka z ramienia na, konsolidowanie
członków na łonie, manipulowanie członkiem pod płaszczykiem.
Dziś ten dowcip brzmi po prostu niezrozumiale. Jednak nie był
trudny dla nikogo, kto jako tako oswoił się z partyjnym językiem.
W nim słowo „członek” nie miało jakichkolwiek seksualnych
skojarzeń. Wyłączywszy jedno – tylko niefortunne. Otóż jako
student trzeciego roku polonistyki miałem zajęcia w Studium
Wojskowym UMK i kapitan K. postanowił omówić wyjazd
polskiej delegacji partyjno-rządowej do Etiopii. Co gorsza, chciał
z pamięci wymienić skład całej delegacji: „towarzysz Edward
Gierek, I sekretarz Komitetu Centralnego, członek Biura Poli-
tycznego KC PZPR; towarzysz premier Piotr Jaroszewicz, czło-
nek Biura Politycznego KC PZPR; towarzysz wicepremier Tade-
usz Wrzaszczyk, członek Komitetu Centralnego; towarzysz Józef
Stanisław Barańczak. In memoriam
166
Tejchma, członek Komitetu Centralnego, do Etiopii poleciał też
towarzysz Jan Szydlak, członek pierwszego sekretarza”. Co usły-
szawszy, ryknęliśmy śmiechem.
Jak więc zrozumieć dowcip o trzech głównych grze-
chach PZPR? Powtórzę go: jakie są trzy główne grzechy PZPR?
– wysuwanie członka z ramienia na, konsolidowanie członków
na łonie, manipulowanie członkiem pod płaszczykiem. W ówcze-
snym systemie władzy, zwanym nomenklaturą (jej istotą była
proporcja: im wyższe stanowisko w państwie, tym wyższa instan-
cja partyjna rozstrzygała o tym, komu zostanie ono powierzone),
to partia „z ramienia (takiego a takiego) komitetu wysuwała
towarzysza (powiedzmy) Kowalskiego na stanowisko (takie
a takie)”. Stąd pierwszy grzech: wysuwanie członka z ramienia
na. Jawni i skryci wrogowie PZPR starali się ją podzielić na takie
czy inne frakcje (na przykład puławianie kontra natolińczycy),
jednak daremnie – ponieważ partia przezwyciężała grożące jej
podziały i wbrew zagożeniom skutecznie konsolidowała jej
członków. To wyjaśnia drugi grzech: konsolidowanie członków
na łonie (partii). Byli jeszcze rewizjoniści: ci manipulowali twier-
dzeniami brodatych klasyków marksizmu-leninizmu), aby pod
pozorem naprawy socjalizmu doprowadzić do jego rozkładu. Tak
doszliśmy do trzeciego grzechu: manipulowania członkiem pod
płaszczykiem (tj. pod pozorem naprawy socjalizmu). Najogólniej:
kiedy zanurzymy się w nowomowie, wówczas partyjna proza
poetycka, zwana machejkizmem, okaże się wypowiedzią co
prawda o swoistym uporządkowaniu naddanym, jednak przy-
najmniej na ogół zrozumiałą: coś gdzieś dzwoni, tylko trudno
wskazać, w którym kościele...
Jak czytać Książki najgorsze? Odpowiadając najkrócej:
w ich historycznym kontekście. Tym samym pamiętając o tym, że
krytycznoliterackie pamflety Barańczaka poniekąd siłą swej
genologicznej tożsamości pomijają milczeniem literaturę pojmo-
Stanisław Barańczak. In memoriam
167
waną jako sztukę słowa. Nawet tragikomiczny Jarosław Iwasz-
kiewicz, położony do trumny w galowym stroju Honorowego
Górnika PRL, nie powinien pomniejszać jego twórczości. Nie-
przypadkowo Iwona Kienzler swoją książkę Życie w PRL opa-
trzyła podtytułem I strasznie, i śmiesznie.
Stanisław Barańczak. In memoriam
168
BIBLIOGRAFIA
Barańczak S., Książki najgorsze i parę innych ekscesów krytycznolite-rackich 1975-1980 i 1993, Kraków 2009.
Kienzler I., Życie w PRL. I strasznie, i śmiesznie, Warszawa 2015.
Kot W., PRL czas nonsensu, Poznań 2007.
Koziczyński B., 333 popkultowe rzeczy... PRL, Poznań 2007.
Lewis B., Śmiech i młot. Historia komunizmu w dowcipach, przeł.
J. Rybski, Wrocław 2009.
Masłoń K., Bananowy song. Moje lata 70., Warszawa 2006.
126 x 126p, il. Z. Lengren, Warszawa 1978.
Stanisław Barańczak. In memoriam
169
NOTY O AUTORACH
Stanisław Barańczak. In memoriam
170
KAMIL DŹWINEL (1988) – doktorant literaturoznawstwa w Insty-
tucie Literatury Polskiej UMK. Przygotowuje rozprawę doktorską
poświęconą poetyce, kontekstom i realizacjom polskiej piosenki
literackiej. Interesuje się twórczością XX-wiecznych bardów
europejskich, poezją współczesną (mistrzowie: Barańczak, Her-
bert, Dycki), a także kulturą czeską i jej powiązaniami z kulturą
polską. Publikował między innymi w „Tekstualiach”, „Przeglą-
dzie Humanistycznym” i „Ruchu Literackim”.
Kontakt: [email protected]
KRZYSZTOF OBREMSKI (1953) – prof. dr hab., Zakład Literatury
Staropolskiej (ILP UMK); UMK; zainteresowania badawcze: nurt
religijny literatury staropolskiej, sarmatyzm, teoria i praktyka
retoryczna; dwie ostatnio wydane książki: Literatura staropolska
czytana współczesną humanistyką, Wizerunki medialne polity-ków: Lech Kaczyński – Donald Tusk – Bronisław Komorowski.
Kontakt: [email protected]
JAKUB OSIŃSKI (1995) – student filologii polskiej na Uniwersyte-
cie Mikołaja Kopernika w Toruniu Ostatnio publikował w „Po-
lonistyce”, „Amor Fati” i „Episteme”. Współredaktor monografii:
„(Od)czytane – wiersze mniej znane. Interpretacje” (Toruń 2015)
oraz „Tematy modne w humanistyce. Studia interdyscyplinarne”
(Toruń 2015). Laureat Stypendium Fundacji „Identitas” (2015)
oraz Stypendium Naukowego i Literackiego im. J. Pietrkiewicza
(2015). Stały współpracownik półrocznika „Inter-. Literatura.
Krytyka. Kultura”, sekretarz redakcji Interdyscyplinarnego Cza-
sopisma Humanistycznego "ProLog". Interesuje się teorią
i historią literatury, w szczególności literaturą polską doby ro-
mantyzmu i dwudziestowieczną twórczością emigracyjną. Przygo-
towuje monografię życia i twórczości Kazimierza Wierzyńskiego.
Kontakt: [email protected]
Stanisław Barańczak. In memoriam
171
MICHAŁ PRANKE (1991) – poeta, doktorant literaturoznawstwa
w Instytucie Literatury Polskiej UMK, publikował m.in. w Arte-
riach, Inter-, Fabulariach i Odrze. Debiutancki tomik B w druku.
ALEKSANDRA SZWAGRZYK (1989) – absolwentka toruńskiej
polonistyki i Podyplomowego Studium Nauczania Języka Pol-
skiego jako Obcego. Doktorantka w Zakładzie Antropologii
Literatury i Edukacji Polonistycznej Instytutu Literatury Polskiej
UMK. Współpracuje z Wyższą Szkołą Gospodarki w Bydgoszczy
jako lektor. Sekretarz redakcji pisma „Inter-” i redaktor naczelna
„ProLogu. Interdyscyplinarnego Pisma Humanistycznego”.
Laureatka stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego
(2012). Publikowała w czasopismach i tomach zbiorowych.
Autorka książki (O)powieść (z) pogranicza: o „Weselu hrabiego
Orgaza” Romana Jaworskiego (2014).
PAULINA SZYDŁOWSKA (1991) – studentka kulturoznawstwa na
Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.
KAMILA ŚLIZEWSKA (1988) – doktorantka literaturoznawstwa na
Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, nauczyciel języka
polskiego oraz trener efektywnej nauki i szybkiego czytania,
przygotowuje pracę doktorską o przerzutni w twórczości Euge-
niusza Tkaczyszyna-Dyckiego.
Kontakt: [email protected]
DARIA TYBLEWSKA (1992) – licencjat filologii angielskiej o pro-
gramie tłumaczeniowym z językiem arabskim na Uniwersytecie
Śląskim, aktualnie studiuje filologię angielską na UMK na dwóch
specjalizacjach – tłumaczeniowej i nauczycielskiej. Pracuje jako
tłumacz języka angielskiego (freelancer). Zainteresowania nau-
kowe – translatoryka, ponglisz, zapożyczenia.
Stanisław Barańczak. In memoriam
172
PAULINA WÓJCIK (1992) – studentka drugiego roku studiów
magisterskich z zakresu filologii polskiej na Uniwersytecie Miko-
łaja Kopernika w Toruniu. Studia pierwszego stopnia ukończyła
na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im.
Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie obroniła pracę licencjacką
dotyczącą roli ucznia w procesie awansu zawodowego nauczyciela
polonisty. Obecnie przygotowuje pracę magisterską poświęconą
osobistym relacjom z walki z nowotworem, jawiącym się jako
szczególny przykład literackiej intymistyki.
Kontakt: [email protected]
Stanisław Barańczak. In memoriam
173
Nie ma potrzeby przekonywać, że Stanisław Barańczak to znakomity poeta
i tłumacz, jego miejsce w historii literatury jest pewne i niebudzące wątpliwości.
Nasz niewielki tom jest głosem młodych głównie badaczy, którzy odkrywają
dzieło autora „Widokówki z tego świata” dla siebie i dla odbiorców tej bogatej
twórczości. Chcemy zaznaczyć niniejszą publikacją, że pozostaje nam we
wdzięcznej pamięci Osoba, która odeszła tak nagle 26 grudnia 2014 roku,
a która obdarowała nas wspaniałą poezją, przekładami, tekstami o literaturze.
(Ze wstępu)
ISBN 978-83-941843-2-2