24
Subiektyw Subiektyw ma³y zeszyt kulturalny ma³y zeszyt kulturalny 03/2010 ISSN 2080-2994 Nr 6

Subiektyw nr 6

Embed Size (px)

DESCRIPTION

mały zeszyt kulturalny

Citation preview

Page 1: Subiektyw nr 6

Subiektyw Subiektyw ma³y zeszyt kulturalnyma³y zeszyt kulturalny

03/2010

ISSN 2080-2994

Nr 6

Page 2: Subiektyw nr 6

trze¿cie siê Polki na wydaniu! Niemiecki „Bild” opublikowa³ artyku³ zachêcaj¹cy tamtejszych kawalerów do poszukiwañ matrymonialnych Sw Polsce. W poderwaniu robotnej Polki pomo¿e parê s³ów wypowie-

dzianych w naszym jêzyku, a tak¿e (chyba jesteœmy trochê pazerne) kilka morgów ziemi i nowy samochód. WyobraŸmy sobie sytuacjê: autobus pe³en chêtnych Niemców i my – Polki oczekuj¹ce na przystanku z tabliczkami. Jak na lotnisku na Hawajach – napis zale¿ny od naszych oczekiwañ, coœ w stylu mini-og³oszenia matrymonialnego. Nie zapominajmy te¿ o innym przyjaznym nam kraju – w Chinach mieszka oko³o 40 milionów kawalerów, którzy (o zgrozo!) z braku kobiet nie maj¹ najmniejszych szans na prokreacjê, uwzglêdniaj¹c nawet kobiety posiadaj¹ce sk³onnoœci do zdrady. Si³¹ rze-czy – Chiñczycy coraz czêœciej szukaj¹ partnerek za granic¹. Chyba i u nas nadejdzie czas prze³omu. Mo¿e mê¿czyŸni poczuj¹ oddech konkurencji na karku i wezm¹ sprawy w swoje rêce? Co prawda, Tuwim ju¿ dawno powiedzia³, ¿e kobieta nie mo¿e goniæ za mê¿czyzn¹ – kto bowiem widzia³, ¿eby pu³apka goni³a mysz? Ale mimo wszystko bycie „pu³apk¹” do tej pory wymaga³o od kobiet wiele wysi³ku – manicure, pedicure, krótkie spódniczki, zadbane w³osy. Oczywiœcie „kobiety ubieraj¹ siê dla siebie, nie dla mê¿czyzn”. Przyjemnie w to wierzyæ, ale czy wszystko, jak œwiat œwiatem, nie d¹¿y³o od zawsze do przed³u¿enia gatunku? Natura. Teraz to mê¿-czyŸni przejmuj¹ pa³eczkê, staj¹ siê myœliwymi walcz¹cymi o zwierzynê. W jaki sposób to robiæ? Pewien Eskimos marzy³ o nowej kurtce. Pewnego dnia spotka³ handlarza, który mia³ dok³adnie tak¹ kurtkê, na jakiej mu zale¿a³o. Nasz bohater odda³ za ni¹ najcenniejsz¹ rzecz, jak¹ posiada³ – strzelbê. Mija³y sielskie dni, dziewczyny szala³y za tak eleganckim ch³opcem, a¿ tu nadszed³ czas polowañ. Wystrojony Eskimos chcia³ wraz z innymi udaæ siê na poszukiwanie grubego zwierza, musia³ jednak najpierw po¿yczyæ od kogoœ broñ. Co na to inni Eskimosi? „Ty sobie strzelaj ze swojej kurtki” – odpowiadalii odprawiali go z niczym. Trudny wybór – jesteœ mêski i imponujesz albo – pró¿ny i dobrze wygl¹dasz. A nawet najbardziej wymuskana dziewczyna w koñcu zg³odnieje. Podobno istniej¹ gatunki ptaków, których samce tak piêknie œpiewaj¹, ¿e samice bezwolnie przyjmuj¹ pozycjê kopulacyjn¹. U ludzi nie jest tak ³atwo, choæ w jakiœ sposób t³umaczy³oby to burzliwe romanse gwiazd rocka. Ci nieposiadaj¹cy talentu musz¹ wypracowaæ sobie jakiœ inny, w³asny i (oby skuteczny) sposób podrywu. Zgodnie z powiedzeniem, bez wysi³ku mo¿na mieæ tylko d³ugie w³osy i brud za paznokcia-mi.

Natalia Stêpieñ

marzec 20102

Eroticon international Kulturalny pan szuka kogoœ, kto chce,do koñca chce, do niego siê poprzytulaæ.

Kult, £¹czmy siê w pary, kochajmy siê

marzec 2010 3

SubiektywdwumiesiêcznikAdres redakcji:ul. Mickiewicza 3362-090 Rokietnica

Redaktor naczelny: Micha³ Piszora

Zespó³ redakcyjny: Karolina GodlewskaAnna KomendziñskaKatarzyna £ukaszekMateusz Mas³owskiPaulina RezmerMartyna RubinowskaNatalia StêpieñAgata SzulcKrzysztof WojciechowskiJoanna ̄ abnicka

Korekta:Redakcja

Ilustracje:Agnieszka NowackaDorota WojciechowskaMagdalena Zwierzchowska

Sk³ad graficzny: Project Studio Design

Druk:Project Studio Design

Wydawca:Micha³ Piszora

Nak³ad:1000 szt.

Rozpowszechnianie materia³ów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.Redakcja nie zwraca materia³ów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nades³anych tekstów i nie odpowiada za treœæ reklam.

Nie mo¿na przejœæ obojêtnie obok marcowego numeru Subiektywu. Na jego wyj¹tkowoœæ sk³ada siê ca³y szereg zmian, które, mamy nadziejê, pozytywnie zaskocz¹ Czytelnika.

Ok³adki Magdy Zwierzchowskiej sta³y siê ju¿ znakiem rozpoznawczym Subiektywu. Polecamy równie¿ zbieraj¹cy œwietne recenzje komiks Chero ( odcinek 3, str. 24!).

Wreszcie w naszym ma³ym zeszycie kulturalnym zaczê³y pojawiaæ siê wywiady z istotnymi, wed³ug nas, postaciami œwiata kultury i sztuki. W tym numerze proponujemy Czytelnikowi Rozmowê z Micha³em Grudziñskim (o Gogolu i innych wa¿nych sprawach) oraz Rozmowê ze Spiêtym (o p³ycie Antyszanty).

Wywiad z aktorem Teatru Nowego koresponduje w pew-nym stopniu z tekstem Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie (o twórczoœci Tadeusza Kantora), z kolei reporta¿ o tradycji lutniczej rodziny Niewczyków z Poznania, p³ynnie przechodzi w tekst Ca³y ten Jazz.

Wydarzeniem prze³omowym dla Subiektywu jest pierwsza, od prawie roku istnienia czasopisma, publikacja poetycka! Staraliœmy siê trzymaæ od poezji z daleka. Nie widzieliœmy sensu, nie znaliœmy siê, nie znaleŸliœmy „jej”. Wiersz Adama Grzelca nigdy nie chodzi³em z wendy balsam wpad³ do dzia³u „Szuflada otwarta”, która ostatnimi czasy sta³a pusta albo by³a otwierana bardzo rzadko.

Od teraz „Szuflada”, jak i ca³y Subiektyw, bêd¹ otwierane coraz czêœciej, nie dla samej czynnoœci otwarcia „gazety kultu-ralnej”, a dla treœci, która jest w nich zawarta. Nie dla poczytania „czegoœ”, tylko dla uchwycenia istoty problemu, znalezienia konkretnego faktu.

Subiektyw nabiera treœci w kartkê. Dosyæ! Do lektury.

SPIS RZECZY:..............str. 2

….......................................str. 4

...............................................str. 8

..................................................str. 10

.......................................str. 14

...............................................str. 15

......................str.

............str. 19

......................................str. 22

................................. str.24-23

.............................................str. 21

.

Ca³y ten Jazz

Awantura.........

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie

Komiks Chero (odc. 3)

Rozmowa ze Spiêtym

szuflada otwarta

SPIS RZECZY:Eroticon international......................

.….......................................str. 4

...............................................str. 8

Ca³y ten Jazz..................................................str. 10

.......................................str. 14

Awantura........................................................str. 15

Rozmowa ze Spiêtym......................str.

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie............str. 19

......................................str. 22

Komiks Chero (odc. 3)................................. str.24-23

szuflada otwarta

.............................................str. 21

..............str. 2

Rozmowa z Micha³em GrudziñskimZawód z dusz¹

Hair – w³osy pokoju

17

Preparaty – recenzja

Adam Grzelec – nigdy nie chodzi³em z wendy balsam

Page 3: Subiektyw nr 6

trze¿cie siê Polki na wydaniu! Niemiecki „Bild” opublikowa³ artyku³ zachêcaj¹cy tamtejszych kawalerów do poszukiwañ matrymonialnych Sw Polsce. W poderwaniu robotnej Polki pomo¿e parê s³ów wypowie-

dzianych w naszym jêzyku, a tak¿e (chyba jesteœmy trochê pazerne) kilka morgów ziemi i nowy samochód. WyobraŸmy sobie sytuacjê: autobus pe³en chêtnych Niemców i my – Polki oczekuj¹ce na przystanku z tabliczkami. Jak na lotnisku na Hawajach – napis zale¿ny od naszych oczekiwañ, coœ w stylu mini-og³oszenia matrymonialnego. Nie zapominajmy te¿ o innym przyjaznym nam kraju – w Chinach mieszka oko³o 40 milionów kawalerów, którzy (o zgrozo!) z braku kobiet nie maj¹ najmniejszych szans na prokreacjê, uwzglêdniaj¹c nawet kobiety posiadaj¹ce sk³onnoœci do zdrady. Si³¹ rze-czy – Chiñczycy coraz czêœciej szukaj¹ partnerek za granic¹. Chyba i u nas nadejdzie czas prze³omu. Mo¿e mê¿czyŸni poczuj¹ oddech konkurencji na karku i wezm¹ sprawy w swoje rêce? Co prawda, Tuwim ju¿ dawno powiedzia³, ¿e kobieta nie mo¿e goniæ za mê¿czyzn¹ – kto bowiem widzia³, ¿eby pu³apka goni³a mysz? Ale mimo wszystko bycie „pu³apk¹” do tej pory wymaga³o od kobiet wiele wysi³ku – manicure, pedicure, krótkie spódniczki, zadbane w³osy. Oczywiœcie „kobiety ubieraj¹ siê dla siebie, nie dla mê¿czyzn”. Przyjemnie w to wierzyæ, ale czy wszystko, jak œwiat œwiatem, nie d¹¿y³o od zawsze do przed³u¿enia gatunku? Natura. Teraz to mê¿-czyŸni przejmuj¹ pa³eczkê, staj¹ siê myœliwymi walcz¹cymi o zwierzynê. W jaki sposób to robiæ? Pewien Eskimos marzy³ o nowej kurtce. Pewnego dnia spotka³ handlarza, który mia³ dok³adnie tak¹ kurtkê, na jakiej mu zale¿a³o. Nasz bohater odda³ za ni¹ najcenniejsz¹ rzecz, jak¹ posiada³ – strzelbê. Mija³y sielskie dni, dziewczyny szala³y za tak eleganckim ch³opcem, a¿ tu nadszed³ czas polowañ. Wystrojony Eskimos chcia³ wraz z innymi udaæ siê na poszukiwanie grubego zwierza, musia³ jednak najpierw po¿yczyæ od kogoœ broñ. Co na to inni Eskimosi? „Ty sobie strzelaj ze swojej kurtki” – odpowiadalii odprawiali go z niczym. Trudny wybór – jesteœ mêski i imponujesz albo – pró¿ny i dobrze wygl¹dasz. A nawet najbardziej wymuskana dziewczyna w koñcu zg³odnieje. Podobno istniej¹ gatunki ptaków, których samce tak piêknie œpiewaj¹, ¿e samice bezwolnie przyjmuj¹ pozycjê kopulacyjn¹. U ludzi nie jest tak ³atwo, choæ w jakiœ sposób t³umaczy³oby to burzliwe romanse gwiazd rocka. Ci nieposiadaj¹cy talentu musz¹ wypracowaæ sobie jakiœ inny, w³asny i (oby skuteczny) sposób podrywu. Zgodnie z powiedzeniem, bez wysi³ku mo¿na mieæ tylko d³ugie w³osy i brud za paznokcia-mi.

Natalia Stêpieñ

marzec 20102

Eroticon international Kulturalny pan szuka kogoœ, kto chce,do koñca chce, do niego siê poprzytulaæ.

Kult, £¹czmy siê w pary, kochajmy siê

marzec 2010 3

SubiektywdwumiesiêcznikAdres redakcji:ul. Mickiewicza 3362-090 Rokietnica

Redaktor naczelny: Micha³ Piszora

Zespó³ redakcyjny: Karolina GodlewskaAnna KomendziñskaKatarzyna £ukaszekMateusz Mas³owskiPaulina RezmerMartyna RubinowskaNatalia StêpieñAgata SzulcKrzysztof WojciechowskiJoanna ̄ abnicka

Korekta:Redakcja

Ilustracje:Agnieszka NowackaDorota WojciechowskaMagdalena Zwierzchowska

Sk³ad graficzny: Project Studio Design

Druk:Project Studio Design

Wydawca:Micha³ Piszora

Nak³ad:1000 szt.

Rozpowszechnianie materia³ów redakcyjnych bez zgody wydawcy jest zabronione.Redakcja nie zwraca materia³ów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nades³anych tekstów i nie odpowiada za treœæ reklam.

Nie mo¿na przejœæ obojêtnie obok marcowego numeru Subiektywu. Na jego wyj¹tkowoœæ sk³ada siê ca³y szereg zmian, które, mamy nadziejê, pozytywnie zaskocz¹ Czytelnika.

Ok³adki Magdy Zwierzchowskiej sta³y siê ju¿ znakiem rozpoznawczym Subiektywu. Polecamy równie¿ zbieraj¹cy œwietne recenzje komiks Chero ( odcinek 3, str. 24!).

Wreszcie w naszym ma³ym zeszycie kulturalnym zaczê³y pojawiaæ siê wywiady z istotnymi, wed³ug nas, postaciami œwiata kultury i sztuki. W tym numerze proponujemy Czytelnikowi Rozmowê z Micha³em Grudziñskim (o Gogolu i innych wa¿nych sprawach) oraz Rozmowê ze Spiêtym (o p³ycie Antyszanty).

Wywiad z aktorem Teatru Nowego koresponduje w pew-nym stopniu z tekstem Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie (o twórczoœci Tadeusza Kantora), z kolei reporta¿ o tradycji lutniczej rodziny Niewczyków z Poznania, p³ynnie przechodzi w tekst Ca³y ten Jazz.

Wydarzeniem prze³omowym dla Subiektywu jest pierwsza, od prawie roku istnienia czasopisma, publikacja poetycka! Staraliœmy siê trzymaæ od poezji z daleka. Nie widzieliœmy sensu, nie znaliœmy siê, nie znaleŸliœmy „jej”. Wiersz Adama Grzelca nigdy nie chodzi³em z wendy balsam wpad³ do dzia³u „Szuflada otwarta”, która ostatnimi czasy sta³a pusta albo by³a otwierana bardzo rzadko.

Od teraz „Szuflada”, jak i ca³y Subiektyw, bêd¹ otwierane coraz czêœciej, nie dla samej czynnoœci otwarcia „gazety kultu-ralnej”, a dla treœci, która jest w nich zawarta. Nie dla poczytania „czegoœ”, tylko dla uchwycenia istoty problemu, znalezienia konkretnego faktu.

Subiektyw nabiera treœci w kartkê. Dosyæ! Do lektury.

SPIS RZECZY:..............str. 2

….......................................str. 4

...............................................str. 8

..................................................str. 10

.......................................str. 14

...............................................str. 15

......................str.

............str. 19

......................................str. 22

................................. str.24-23

.............................................str. 21

.

Ca³y ten Jazz

Awantura.........

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie

Komiks Chero (odc. 3)

Rozmowa ze Spiêtym

szuflada otwarta

SPIS RZECZY:Eroticon international......................

.….......................................str. 4

...............................................str. 8

Ca³y ten Jazz..................................................str. 10

.......................................str. 14

Awantura........................................................str. 15

Rozmowa ze Spiêtym......................str.

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnie............str. 19

......................................str. 22

Komiks Chero (odc. 3)................................. str.24-23

szuflada otwarta

.............................................str. 21

..............str. 2

Rozmowa z Micha³em GrudziñskimZawód z dusz¹

Hair – w³osy pokoju

17

Preparaty – recenzja

Adam Grzelec – nigdy nie chodzi³em z wendy balsam

Page 4: Subiektyw nr 6

Rozmowa z Micha³em Grudziñskimo Gogoluo tym, ¿e nie wolno rezygnowaæoraz o tym, czy aktor powinien p³akaæ na scenie

Micha³ G

rudziñski

Micha³ Piszora: Pracuje Pan w Teatrze

Nowym od 1973 roku. Czy to nie za

d³ugo? Cz³owiek potrzebuje zmian…

Micha³ Grudziñski: Czterdzieœci lat jestem

w Nowym. Oczywiœcie kiedyœ Teatr Polski

i Nowy, to by³y dwie sceny po³¹czone

razem, pod wspóln¹ dyrekcj¹. I tak siedzê

w Nowym i umrê w Nowym, jak £omnicki.

Nie marzê nawet o tym, ¿e Teatr siê

przemianuje na „Teatr im. Micha³a Gru-

dziñskiego” (œmiech), bo £omnicki przyje-

cha³ do nas na kilka godzin, umar³ u nas na

scenie i ma teatr swojego imienia. Krysia

Feldman ma swój zau³ek, ró¿ne miejsca

w autobusach. Moim marzeniem jest, by

garderoba nazywa³a siê moim imieniem:

„Garderoba Misia Grudziñskiego”, bo tak

na mnie wo³aj¹ czasami – Misiu.

Nie wierzê, ¿e nigdy nie dosta³ Pan

propozycji zmiany miejsca pracy…

M.G: Swego czasu, dostawa³em czêsto

propozycje z Warszawy (i nie tylko), ale

jestem z natury bardzo leniwy, ale te¿ przy-

wi¹zujê siê do miejsca, które pokocha³em.

Zawsze odpowiada³em: „Mo¿e w nastêp-

nym sezonie” i zawsze zostawa³em. Wspa-

nia³y artysta, dyrektor Teatru Studio, a póŸ-

niej Teatru Narodowego w Warszawie,

Jerzy Grzegorzewski, jeszcze krótko przed

œmierci¹ proponowa³ mi po raz któryœ

anga¿ w swoim teatrze, ja oczywiœcie

odpowiada³em: „Mo¿e w przysz³ym

sezonie”.

A propozycje do filmu? Jak to siê sta³o,

¿e WSZYSCY s¹ w telewizji albo na

du¿ym ekranie, a Pana tam prawie

w ogóle… nie ma?

M.G.: Z tym „w ogóle” to bym nie prze-

sadza³. W zamierzch³ych czasach, mimo

propozycji, macha³em rêk¹ na kino, bo teatr

pod dyrekcj¹ Izabeli Cywiñskiej by³ dla

mnie najwa¿niejszy. Mówi³a: „A po co ci

kino? Tu robimy TEATR!” No i ja, taki

zapatrzony w ni¹ i ten TEATR, macha³em

rêk¹ na kino i ju¿ tak zosta³o. Teraz oni na

mnie machaj¹.

¯a³uje Pan swojej decyzji?

M.G.: Trochê ¿a³ujê. Uwa¿am, ¿e nie

wolno rezygnowaæ. Kiedy zaproponowano

mi rolê kardyna³a Wyszyñskiego w jednym

z filmów o papie¿u, zapyta³em: „Trzeba po

angielsku?”. Powiedzieli mi, ¿e tak, a ja na

marzec 20104

FO

T. D

anuta

Potr

aw

iak

Styczeñ 20106marzec 2010 5

nad nim, pijackim g³osem: „Panie! Panie

Józiu!” i po chwili ju¿ normalnie doda³em:

„Popatrz jeszcze na mnie”. Widownia

p³aka³a ze œmiechu, a ja mia³em swoje piêæ

minut i na scenie, i w rozmowie z Józiem,

który nie wiem jak siê nazywa³, ale ja go

nazwa³em – Józiem.

Czuje siê Pan lepiej w komedii czy

dramacie?

M.G.: Jestem aktorem, który posiada

³atwoœæ komediowania, ale dramat daje mi

wiêcej satysfakcji. Jestem raczej tragi-

farsowy.

Spoœród sztuk, które s¹ w bie¿¹cym

repertuarze Teatru Nowego, swój kome-

diowy talent objawi³ Pan w O¿enku

Gogola, graj¹c oficera ̄ ewakina…

M.G.: Tak, ale trzeba zauwa¿yæ pewn¹

wyj¹tkowoœæ w przypadku tej postaci.

Chcia³em zawrzeæ w niej pewien tragizm

ludzki, który ka¿dy z nas w sobie nosi.

¯ewakin po raz siedemnasty próbuje siê

oœwiadczyæ, tak bardzo chcia³by mieæ dom,

myœli, ¿e w koñcu mu siê uda, a tu…

rozczarowanie. Wpad³em na pomys³, ¿e

bêdê szuka³ sposobu za pokazanie têsknoty

za drugim cz³owiekiem, za domem, za

ciep³em rodzinnym… ̄ ewakin to naprawdê

tragiczna postaæ. Widzia³em, jak tê rolê grali

Pokora, Peszek, oczywiœcie bardzo ceniê ich

jako aktorów, ale oni „przelecieli” tê postaæ,

nie znaleŸli w niej tragizmu. W kilku

pocz¹tkowych scenach O¿enku ̄ ewakin

to, ¿e nie znam angielskiego i podziêko-

wa³em. I to by³ b³¹d, bo nie powinienem od-

mawiaæ. Ilu aktorów nie zna jêzyka? PóŸniej

siê podk³ada g³os i nie ma problemu. Zas³y-

n¹³bym póŸniej w œwiecie, jako „kardyna³

Wyszyñski-Grudziñski” (œmiech).

Zosta³ Pan na dobre w teatrze. Jak siê

Panu uk³ada wspó³praca z m³odszymi

re¿yserami?

M.G.: Bardzo czêsto jest tak, ¿e próbujê

z ka¿dym re¿yserem dochodziæ do porozu-

mienia. Sam czêsto modyfikujê swoje role,

zmieniam je do tego stopnia, ¿e czasami

k³ócimy siê i padaj¹ miêdzy nami ró¿ne

inwektywy, ale zazwyczaj dochodzimy do

porozumienia i powstaje „coœ” wartoœcio-

wego, co nas zadawala (chocia¿ mnie ci¹gle

nie do koñca).

Czyli ka¿dy, zarówno aktor, jak i re¿yser,

chce w jakiœ sposób „zab³ysn¹æ”? Rywa-

lizuj¹ ze sob¹?

M.G.: Taki jest ten œwiat. Ka¿dy chce mieæ

swoje piêæ minut. Zawsze, kiedy ludzie

przychodz¹ na spektakl, w którym gram,

muszê tak prowadziæ swoj¹ rolê, ¿eby nie

odwróciæ od siebie uwagi. Wszyscy s¹

wpatrzeni w aktora, nikt siê nie odwraca, no,

czasami mo¿e ktoœ zaœnie. Tak. To siê

zdarza. Raz zdarzy³o mi siê, ¿e wstawiony

widz zasn¹³ w pierwszym rzêdzie i jakby

tego by³o ma³o, chrapa³! Zszed³em ze sceny

(gra³em wtedy w komedii) i krzykn¹³em tu¿

Zawsze, kiedy ludzie przychodz¹ na spek-takl, w którym gram, muszê tak prowadziæ swoj¹ rolê, ¿eby nie odwróciæ od siebie uwagi.

Page 5: Subiektyw nr 6

Rozmowa z Micha³em Grudziñskimo Gogoluo tym, ¿e nie wolno rezygnowaæoraz o tym, czy aktor powinien p³akaæ na scenie

Micha³ G

rudziñski

Micha³ Piszora: Pracuje Pan w Teatrze

Nowym od 1973 roku. Czy to nie za

d³ugo? Cz³owiek potrzebuje zmian…

Micha³ Grudziñski: Czterdzieœci lat jestem

w Nowym. Oczywiœcie kiedyœ Teatr Polski

i Nowy, to by³y dwie sceny po³¹czone

razem, pod wspóln¹ dyrekcj¹. I tak siedzê

w Nowym i umrê w Nowym, jak £omnicki.

Nie marzê nawet o tym, ¿e Teatr siê

przemianuje na „Teatr im. Micha³a Gru-

dziñskiego” (œmiech), bo £omnicki przyje-

cha³ do nas na kilka godzin, umar³ u nas na

scenie i ma teatr swojego imienia. Krysia

Feldman ma swój zau³ek, ró¿ne miejsca

w autobusach. Moim marzeniem jest, by

garderoba nazywa³a siê moim imieniem:

„Garderoba Misia Grudziñskiego”, bo tak

na mnie wo³aj¹ czasami – Misiu.

Nie wierzê, ¿e nigdy nie dosta³ Pan

propozycji zmiany miejsca pracy…

M.G: Swego czasu, dostawa³em czêsto

propozycje z Warszawy (i nie tylko), ale

jestem z natury bardzo leniwy, ale te¿ przy-

wi¹zujê siê do miejsca, które pokocha³em.

Zawsze odpowiada³em: „Mo¿e w nastêp-

nym sezonie” i zawsze zostawa³em. Wspa-

nia³y artysta, dyrektor Teatru Studio, a póŸ-

niej Teatru Narodowego w Warszawie,

Jerzy Grzegorzewski, jeszcze krótko przed

œmierci¹ proponowa³ mi po raz któryœ

anga¿ w swoim teatrze, ja oczywiœcie

odpowiada³em: „Mo¿e w przysz³ym

sezonie”.

A propozycje do filmu? Jak to siê sta³o,

¿e WSZYSCY s¹ w telewizji albo na

du¿ym ekranie, a Pana tam prawie

w ogóle… nie ma?

M.G.: Z tym „w ogóle” to bym nie prze-

sadza³. W zamierzch³ych czasach, mimo

propozycji, macha³em rêk¹ na kino, bo teatr

pod dyrekcj¹ Izabeli Cywiñskiej by³ dla

mnie najwa¿niejszy. Mówi³a: „A po co ci

kino? Tu robimy TEATR!” No i ja, taki

zapatrzony w ni¹ i ten TEATR, macha³em

rêk¹ na kino i ju¿ tak zosta³o. Teraz oni na

mnie machaj¹.

¯a³uje Pan swojej decyzji?

M.G.: Trochê ¿a³ujê. Uwa¿am, ¿e nie

wolno rezygnowaæ. Kiedy zaproponowano

mi rolê kardyna³a Wyszyñskiego w jednym

z filmów o papie¿u, zapyta³em: „Trzeba po

angielsku?”. Powiedzieli mi, ¿e tak, a ja na

marzec 20104

FO

T. D

anuta

Potr

aw

iak

Styczeñ 20106marzec 2010 5

nad nim, pijackim g³osem: „Panie! Panie

Józiu!” i po chwili ju¿ normalnie doda³em:

„Popatrz jeszcze na mnie”. Widownia

p³aka³a ze œmiechu, a ja mia³em swoje piêæ

minut i na scenie, i w rozmowie z Józiem,

który nie wiem jak siê nazywa³, ale ja go

nazwa³em – Józiem.

Czuje siê Pan lepiej w komedii czy

dramacie?

M.G.: Jestem aktorem, który posiada

³atwoœæ komediowania, ale dramat daje mi

wiêcej satysfakcji. Jestem raczej tragi-

farsowy.

Spoœród sztuk, które s¹ w bie¿¹cym

repertuarze Teatru Nowego, swój kome-

diowy talent objawi³ Pan w O¿enku

Gogola, graj¹c oficera ̄ ewakina…

M.G.: Tak, ale trzeba zauwa¿yæ pewn¹

wyj¹tkowoœæ w przypadku tej postaci.

Chcia³em zawrzeæ w niej pewien tragizm

ludzki, który ka¿dy z nas w sobie nosi.

¯ewakin po raz siedemnasty próbuje siê

oœwiadczyæ, tak bardzo chcia³by mieæ dom,

myœli, ¿e w koñcu mu siê uda, a tu…

rozczarowanie. Wpad³em na pomys³, ¿e

bêdê szuka³ sposobu za pokazanie têsknoty

za drugim cz³owiekiem, za domem, za

ciep³em rodzinnym… ̄ ewakin to naprawdê

tragiczna postaæ. Widzia³em, jak tê rolê grali

Pokora, Peszek, oczywiœcie bardzo ceniê ich

jako aktorów, ale oni „przelecieli” tê postaæ,

nie znaleŸli w niej tragizmu. W kilku

pocz¹tkowych scenach O¿enku ̄ ewakin

to, ¿e nie znam angielskiego i podziêko-

wa³em. I to by³ b³¹d, bo nie powinienem od-

mawiaæ. Ilu aktorów nie zna jêzyka? PóŸniej

siê podk³ada g³os i nie ma problemu. Zas³y-

n¹³bym póŸniej w œwiecie, jako „kardyna³

Wyszyñski-Grudziñski” (œmiech).

Zosta³ Pan na dobre w teatrze. Jak siê

Panu uk³ada wspó³praca z m³odszymi

re¿yserami?

M.G.: Bardzo czêsto jest tak, ¿e próbujê

z ka¿dym re¿yserem dochodziæ do porozu-

mienia. Sam czêsto modyfikujê swoje role,

zmieniam je do tego stopnia, ¿e czasami

k³ócimy siê i padaj¹ miêdzy nami ró¿ne

inwektywy, ale zazwyczaj dochodzimy do

porozumienia i powstaje „coœ” wartoœcio-

wego, co nas zadawala (chocia¿ mnie ci¹gle

nie do koñca).

Czyli ka¿dy, zarówno aktor, jak i re¿yser,

chce w jakiœ sposób „zab³ysn¹æ”? Rywa-

lizuj¹ ze sob¹?

M.G.: Taki jest ten œwiat. Ka¿dy chce mieæ

swoje piêæ minut. Zawsze, kiedy ludzie

przychodz¹ na spektakl, w którym gram,

muszê tak prowadziæ swoj¹ rolê, ¿eby nie

odwróciæ od siebie uwagi. Wszyscy s¹

wpatrzeni w aktora, nikt siê nie odwraca, no,

czasami mo¿e ktoœ zaœnie. Tak. To siê

zdarza. Raz zdarzy³o mi siê, ¿e wstawiony

widz zasn¹³ w pierwszym rzêdzie i jakby

tego by³o ma³o, chrapa³! Zszed³em ze sceny

(gra³em wtedy w komedii) i krzykn¹³em tu¿

Zawsze, kiedy ludzie przychodz¹ na spek-takl, w którym gram, muszê tak prowadziæ swoj¹ rolê, ¿eby nie odwróciæ od siebie uwagi.

Page 6: Subiektyw nr 6

marzec 20106

znaczenie. S³u¿y wyra¿aniu cech, bo te

atrybuty to swego rodzaju esencje, które

trzeba sprzedaæ „w postaci”.

Ma Pan wra¿enie, ¿e postacie u Gogola

s¹ marionetkowe? Gogolowi zarzucano,

¿e tacy Rosjanie nie istniej¹, ¿e postacie to

tylko lalki w rêkach autora.

M.G.: Nie. One s¹ osadzone w rzeczy-

wistoœci, tylko, ¿e Gogol skondensowa³

pewne cechy ludzkie. Podobnie jest w³aœnie

w O¿enku, Rewizorze czy Martwych duszach

– postacie s¹ nakreœlone grub¹ kresk¹, to

znaczy, ¿e momentami niektóre ich cechy s¹

przejaskrawione, bardzo wyraŸne. Tylko, ¿e

w przypadku ¯ewakina, nie chcia³em, ¿eby

widz tylko siê œmia³. Chcia³em ¿eby,

przynajmniej na koñcu, chocia¿ trochê siê

wzruszy³. Nikt w tej postaci (a widzia³em

chyba piêæ O¿enków) nie próbowa³

wzbudziæ we mnie innych odczuæ ni¿

œmiech.

To nie jest czasami tak, ¿e trudniej jest

rozœmieszyæ widza ni¿ wzruszyæ?

M.G.: Nie. Rozœmieszyæ jest bardzo ³atwo.

Trudniej wzruszyæ. WeŸmy na przyk³ad

„p³acz”. Nie sztuk¹ jest p³akaæ rzewnymi

³zami na scenie, ale sztuk¹ jest graæ wstrzy-

mywanie p³aczu. Na pewno nie wzruszy

mnie widok rycz¹cego aktora! Ja wspó³-

czujê, prywatnie jako widz, tym, którzy

wylewaj¹ ³zy i siê tak strasznie mêcz¹ na

scenie, doprowadzaj¹c siê do stanu rozpa-

czy. Wstrzymywaæ p³acz, to jest ciekawe! –

bryluje, a na koñcu, okazuje siê, ¿e jest ju¿

starym cz³owiekiem, który boi siê samot-

noœci. Ponosi po raz siedemnasty klêskê. I to

jest MÓJ ̄ ewakin.

Jak du¿y wp³yw na gran¹ postaæ, maj¹

szczegó³y? Te drobnostki, o których Pan

wspomina³.

M.G.: Zawsze stara³em siê broniæ swojego

bohatera. Nawet morderca nie rodzi siê mor-

derc¹. Gdybym gra³ mordercê, chcia³bym

pokazaæ, dlaczego on tym morderc¹ siê sta³,

wydobyæ jakiœ szczegó³. O! Chocia¿by ku-

rza stópka u kulej¹cego ̄ ewakina – to te¿ ma

wp³yw na wszystko co robi. Zmienia go.

Szukam te¿ rekwizytów, bo to mówi o nas.

To, jak siê ubieramy, jak wygl¹damy, wyra¿a

nasz¹ osobowoœæ. Bardzo istotne jest jakie

zak³adamy okulary, w jakich oprawach, czy

mamy zegarek na rêce, czy lubimy mieæ

w kieszeni, jakie buty zak³adamy, czy

skrzypi¹, czy nie skrzypi¹ – to wszystko ma

Micha³ G

rudziñski „w sw

oim ¿yw

iole”

Nie sztuk¹ jest p³akaæ rzewnymi ³zami na scenie, ale sztuk¹ jest graæ wstrzymywanie p³aczu.

FO

T. D

anuta

Potr

aw

iak

marzec 2010 7

a mo¿e bym siê nadawa³.” – TO TRZEBA

KOCHAÆ. Jeszcze na pocz¹tku swojej

kariery, w momencie kiedy zdawa³em do

szko³y aktorskiej, bêd¹c ju¿ po dwóch latach

wojska, nie mia³em matury. Zda³em do

szko³y aktorskiej w Warszawie, obiecuj¹c,

¿e w paŸdzierniku dowiozê maturê. I zaczê³a

siê gehenna. Jako ekstern musia³em zdaæ

wszystkie przedmioty. Wyrzuca³em ksi¹¿ki

przez okno. Mama mi je wnosi³a z powrotem

– kochana kobieta. Mówi³a: „Misiu… zda³eœ

do s z k o ³ y a k t o r s k i e j …To twoje

marzenie.” By³em bliski za³amania. W koñ-

cu… zda³em i w zêbach donios³em do PWST

maturê. Wyplu³em j¹ na biurko w rektora-

cie… no i siê zaczê³o.

Nie wolno rezygnowaæ.

Z Micha³em Grudziñskim rozmawia³

Micha³ Piszora.

jak mówi³ mój mistrz, Jan Œwiderski.

Wydajê mi siê, ¿e Pan ca³y czas gra…

aran¿uje jakieœ sytuacje. Gdzie jest ta

granica miêdzy scen¹, a ¿yciem?

M.G.: To prawda. By³em taki od dziecka.

Byæ mo¿e to jest te¿ zboczenie zawodowe…

w jakiœ sposób „manipulujê” rozmówc¹,

podobnie jak widzem w teatrze. Stwarzam

jakieœ sytuacje, wywo³ujê, choæby teraz,

u mojego rozmówcy ró¿ne reakcje, œmiech,

smutek. W ró¿nych miejscach aran¿uje ró¿-

ne scenki, próbujê przeistaczaæ siê w jakieœ

charakterystyczne postacie, ludzie zwracaj¹

na to uwagê, a ja jestem w swoim ¿ywiole.

Oczywiœcie rozgraniczam aktorstwo od

¿ycia prywatnego. W ró¿nych miejscach

u¿ywam innych œrodków. Na estradzie

staram siê rozmawiaæ z widzem, nawi¹zy-

waæ z nim kontakt. W teatrze gram postaæ.

Najproœciej: polega to na tym, ¿e na

estradzie mówiê w oczy, a w teatrze

wypuszczam s³owa ponad g³owami.

Na koniec chcia³bym zadaæ Panu z pozoru

banalne pytanie: zawsze chcia³ Pan zostaæ

aktorem?

M.G.: Ja chcia³em zostaæ albo aktorem albo

lekarzem, ale ¿e zawsze ba³em siê widoku

krwi (do dzisiaj mnie mierzi na jej widok),

wybra³em karierê aktorsk¹. Nie mo¿na sobie

nagle wymyœliæ: „O! To mo¿e zostanê

Zda³em do szko³y aktorskiej w Warszawie, obiecuj¹c, ¿e w paŸdzierniku dowiozê ma-turê. I zaczê³a siê gehenna. Jako ekstern musia³em zdaæ wszystkie przedmioty. Wyrzuca³em ksi¹¿ki przez okno. Mama mi je wnosi³a z powrotem (...)

Page 7: Subiektyw nr 6

marzec 20106

znaczenie. S³u¿y wyra¿aniu cech, bo te

atrybuty to swego rodzaju esencje, które

trzeba sprzedaæ „w postaci”.

Ma Pan wra¿enie, ¿e postacie u Gogola

s¹ marionetkowe? Gogolowi zarzucano,

¿e tacy Rosjanie nie istniej¹, ¿e postacie to

tylko lalki w rêkach autora.

M.G.: Nie. One s¹ osadzone w rzeczy-

wistoœci, tylko, ¿e Gogol skondensowa³

pewne cechy ludzkie. Podobnie jest w³aœnie

w O¿enku, Rewizorze czy Martwych duszach

– postacie s¹ nakreœlone grub¹ kresk¹, to

znaczy, ¿e momentami niektóre ich cechy s¹

przejaskrawione, bardzo wyraŸne. Tylko, ¿e

w przypadku ¯ewakina, nie chcia³em, ¿eby

widz tylko siê œmia³. Chcia³em ¿eby,

przynajmniej na koñcu, chocia¿ trochê siê

wzruszy³. Nikt w tej postaci (a widzia³em

chyba piêæ O¿enków) nie próbowa³

wzbudziæ we mnie innych odczuæ ni¿

œmiech.

To nie jest czasami tak, ¿e trudniej jest

rozœmieszyæ widza ni¿ wzruszyæ?

M.G.: Nie. Rozœmieszyæ jest bardzo ³atwo.

Trudniej wzruszyæ. WeŸmy na przyk³ad

„p³acz”. Nie sztuk¹ jest p³akaæ rzewnymi

³zami na scenie, ale sztuk¹ jest graæ wstrzy-

mywanie p³aczu. Na pewno nie wzruszy

mnie widok rycz¹cego aktora! Ja wspó³-

czujê, prywatnie jako widz, tym, którzy

wylewaj¹ ³zy i siê tak strasznie mêcz¹ na

scenie, doprowadzaj¹c siê do stanu rozpa-

czy. Wstrzymywaæ p³acz, to jest ciekawe! –

bryluje, a na koñcu, okazuje siê, ¿e jest ju¿

starym cz³owiekiem, który boi siê samot-

noœci. Ponosi po raz siedemnasty klêskê. I to

jest MÓJ ̄ ewakin.

Jak du¿y wp³yw na gran¹ postaæ, maj¹

szczegó³y? Te drobnostki, o których Pan

wspomina³.

M.G.: Zawsze stara³em siê broniæ swojego

bohatera. Nawet morderca nie rodzi siê mor-

derc¹. Gdybym gra³ mordercê, chcia³bym

pokazaæ, dlaczego on tym morderc¹ siê sta³,

wydobyæ jakiœ szczegó³. O! Chocia¿by ku-

rza stópka u kulej¹cego ̄ ewakina – to te¿ ma

wp³yw na wszystko co robi. Zmienia go.

Szukam te¿ rekwizytów, bo to mówi o nas.

To, jak siê ubieramy, jak wygl¹damy, wyra¿a

nasz¹ osobowoœæ. Bardzo istotne jest jakie

zak³adamy okulary, w jakich oprawach, czy

mamy zegarek na rêce, czy lubimy mieæ

w kieszeni, jakie buty zak³adamy, czy

skrzypi¹, czy nie skrzypi¹ – to wszystko ma

Micha³ G

rudziñski „w sw

oim ¿yw

iole”

Nie sztuk¹ jest p³akaæ rzewnymi ³zami na scenie, ale sztuk¹ jest graæ wstrzymywanie p³aczu.

FO

T. D

anuta

Potr

aw

iak

marzec 2010 7

a mo¿e bym siê nadawa³.” – TO TRZEBA

KOCHAÆ. Jeszcze na pocz¹tku swojej

kariery, w momencie kiedy zdawa³em do

szko³y aktorskiej, bêd¹c ju¿ po dwóch latach

wojska, nie mia³em matury. Zda³em do

szko³y aktorskiej w Warszawie, obiecuj¹c,

¿e w paŸdzierniku dowiozê maturê. I zaczê³a

siê gehenna. Jako ekstern musia³em zdaæ

wszystkie przedmioty. Wyrzuca³em ksi¹¿ki

przez okno. Mama mi je wnosi³a z powrotem

– kochana kobieta. Mówi³a: „Misiu… zda³eœ

do s z k o ³ y a k t o r s k i e j …To twoje

marzenie.” By³em bliski za³amania. W koñ-

cu… zda³em i w zêbach donios³em do PWST

maturê. Wyplu³em j¹ na biurko w rektora-

cie… no i siê zaczê³o.

Nie wolno rezygnowaæ.

Z Micha³em Grudziñskim rozmawia³

Micha³ Piszora.

jak mówi³ mój mistrz, Jan Œwiderski.

Wydajê mi siê, ¿e Pan ca³y czas gra…

aran¿uje jakieœ sytuacje. Gdzie jest ta

granica miêdzy scen¹, a ¿yciem?

M.G.: To prawda. By³em taki od dziecka.

Byæ mo¿e to jest te¿ zboczenie zawodowe…

w jakiœ sposób „manipulujê” rozmówc¹,

podobnie jak widzem w teatrze. Stwarzam

jakieœ sytuacje, wywo³ujê, choæby teraz,

u mojego rozmówcy ró¿ne reakcje, œmiech,

smutek. W ró¿nych miejscach aran¿uje ró¿-

ne scenki, próbujê przeistaczaæ siê w jakieœ

charakterystyczne postacie, ludzie zwracaj¹

na to uwagê, a ja jestem w swoim ¿ywiole.

Oczywiœcie rozgraniczam aktorstwo od

¿ycia prywatnego. W ró¿nych miejscach

u¿ywam innych œrodków. Na estradzie

staram siê rozmawiaæ z widzem, nawi¹zy-

waæ z nim kontakt. W teatrze gram postaæ.

Najproœciej: polega to na tym, ¿e na

estradzie mówiê w oczy, a w teatrze

wypuszczam s³owa ponad g³owami.

Na koniec chcia³bym zadaæ Panu z pozoru

banalne pytanie: zawsze chcia³ Pan zostaæ

aktorem?

M.G.: Ja chcia³em zostaæ albo aktorem albo

lekarzem, ale ¿e zawsze ba³em siê widoku

krwi (do dzisiaj mnie mierzi na jej widok),

wybra³em karierê aktorsk¹. Nie mo¿na sobie

nagle wymyœliæ: „O! To mo¿e zostanê

Zda³em do szko³y aktorskiej w Warszawie, obiecuj¹c, ¿e w paŸdzierniku dowiozê ma-turê. I zaczê³a siê gehenna. Jako ekstern musia³em zdaæ wszystkie przedmioty. Wyrzuca³em ksi¹¿ki przez okno. Mama mi je wnosi³a z powrotem (...)

Page 8: Subiektyw nr 6

68

czliwych mu ludzi wkrótce znalaz³ siê we

Lwowie, gdzie za³o¿y³ Pierwsz¹ Krajow¹

Fabrykê Instrumentów Muzycznych, która

istnia³a do momentu wybuchu II wojny

œwiatowej. Kilka lat wczeœniej, w 1922 roku,

powsta³a filia fabryki w Bydgoszczy.

Prowadzeniem jej zaj¹³ siê dziadek pana

Benedykta – Stanis³aw. Po ponad dziesiêciu latach Stani-

s³aw Niewczyk powróci³ do Poznania i za³o-

¿y³ tu pracowniê. – Dawniej warsztat mieœci³

siê w kamienicy, stoj¹cej na miejscu dzi-

siejszej restauracji „Sphinx”, na ulicy

Gwarnej. Po wybuchu II wojny œwiatowej

warsztat dziadka zamkniêto, poniewa¿

Polacy nie mogli posiadaæ w³asnych zak³a-

dów w centrum miasta. – wyjaœnia Benedykt

Niewczyk. Po tym wydarzeniu, dziadek

przeniós³ swój warsztat do mieszkania

po³o¿onego w tej samej kamienicy. Na

drzwiach umieœci³ napis po niemiecku „Pra-

cownia Lutnicza” oraz po polsku „I PIÊ-

TRO”. Dopisek uznano za dane personalne

i wkrótce wœród Niemców rozesz³a siê fama,

¿e w kamienicy zamieszka³ W³och, niejaki

I. Pietro. Pomy³ka wysz³a jednak wkrótce na

jaw i dziadek, wyrzucony z mieszkania,

przeniós³ siê na ulicê D¹browskiego, gdzie

pracownia istnia³a do roku 1978. W roku 1954 Stefan Niewczyk by³

jednym ze wspó³za³o¿ycieli Stowarzyszenia

iê¿kie drzwi ustêpuj¹ pod

naciskiem. Wita mnie CdŸwiêk starego, uwieszo-

nego u ich framugi dzwonka i jakiœ

magiczny, trudny do opisania zapach,

przywo³uj¹cy na myœl magiê starych

strychów i dawno zapomnianych przez czas

wnêtrz. Tutaj te¿ ten jakby stan¹³ w miejscu:

ca³¹ pracowniê wype³niaj¹ drewniane

fragmenty instrumentów strunowych. Do-

minuj¹ skrzypce, ale zaskakuje mnie widok

wspó³czesnej gitary elektrycznej czy egzo-

tycznie wygl¹daj¹cego instrumentu wyko-

nanego ze…skorupy ¿ó³wia. Œciany ledwie

mieszcz¹ imponuj¹ca liczbê oprawionych

w ramy dokumentów, dyplomów i zdjêæ.

Niektóre s¹ ju¿ stare i wyblak³e, co jedynie

potwierdza wielowiekow¹ tradycjê, która

jest w tym miejscu ci¹gle ¿ywa. Opisane miejsce to mieszcz¹ca siê

na ulicy WoŸnej w Poznaniu pracownia

lutnicza Benedykta Niewczyka. – Pracow-

niê za³o¿y³ w roku 1885 mój pradziad,

Franciszek Niewczyk – opowiada w³aœciciel

zak³adu. Poznañ by³ wtedy pod zaborem

Prus. W zwi¹zku ze swoj¹ patriotyczn¹

dzia³alnoœci¹ w³adze da³y poznañskiemu

lutnikowi dobê na opuszczenie miasta.

Przypuszczano, ¿e nie uda mu siê w tak

krótkim czasie spakowaæ ca³ego dobytku

swojego i rodziny, jednak dziêki pomocy ¿y-

Zawód z dusz¹…

Tradycja w zak³adzie lutniczym Niewczyków jest ci¹gle ¿ywa. Pasja pracy z instrumentami strunowymi przesz³a w rêce czwartego pokolenia. Dziœ mija ju¿ ponad 120 lat od za³o¿enia pracowni.

Marzec 2010 Styczeñ 20106marzec 2010 9

chem. W zesz³ym roku wraz z niespe³na

trzydziestoosobow¹ grup¹ uda³o nam siê

pobiæ rekord Guinessa w jednoczesnym

graniu utworu na tym w³aœnie instrumencie. Pan Benedykt nie boi siê o pod-

trzymanie ci¹g³oœci czteropokoleniowej jak

dot¹d tradycji. Obaj jego synowie: 23-letni

Tytus i 17-letni Maksym, ¿ywo interesuj¹ siê

prac¹ ojca. Ca³e szczêœcie, bo do dziœ, na

„ulicy rzemios³ artystycznych”, z wielu za-

k³adów pozosta³o jedynie kilka miejsc, które

wci¹¿ jeszcze wspó³tworz¹ niepowtarzalny

klimat tej, jednej z najstarszych, czêœci

miasta.

Katarzyna £ukaszek

Polskich Artystów Lutników. Opiekowa³ siê

skrzypcami muzyków startuj¹cych w powo-

jennych Miêdzynarodowych Konkursach

Skrzypcowych im. H. Wieniawskiego. Do

dziœ w Muzeum Instrumentów Muzycznych

w Poznaniu mo¿na ogl¹daæ stworzon¹ przez

niego wyj¹tkow¹ g³ówkê skrzypiec zdobio-

n¹ wizerunkiem patrona konkursu. Rok '78 by³ dla dzia³alnoœci Niew-

czyków prze³omowy. Wówczas, z inicja-

tywy ówczesnego Prezydenta Miasta Poz-

nania – Andrzeja Wituskiego, ulica WoŸna

zosta³a oficjalnie uznana ulic¹ rzemios³

artystycznych. W ten oto sposób zak³ad

lutniczy znalaz³ siê w miejscu, w którym

mo¿emy go znaleŸæ dziœ. Od œmierci ojca

w marcu 2007 roku, prowadzi go Benedykt

Niewczyk. Nie tylko lutnictwo jest rodzinn¹

tradycj¹ w rodzinie Niewczyków. – Jestem

z zawodu bieg³ym s¹dowym, podobnie jak

mój ojciec, dziadek i pradziadek – opowiada

pan Benedykt. Moim obowi¹zkiem jest

miêdzy innymi orzekanie w sprawach

przewozów zabytkowych instrumentów za

granicê oraz ich wycena. Jak d³ugo trwa praca nad budow¹

skrzypiec? – To zale¿y od wielu czynników.

Œrednio trwa to nawet pó³ roku. Zdarzy³o mi

siê jednak ukoñczyæ skrzypce dopiero po

4 latach. Tyle czasu trwa³o ich lakierowanie.

To, jak d³ugo schn¹ warstwy, zale¿y miêdzy

innymi od wilgotnoœci powietrza, a takich

warstw trzeba na³o¿yæ kilkanaœcie – wyjaœ-

nia Niewczyk. Tak¿e drewno, z którego

powstan¹ skrzypce, musi mieæ swoje lata.

Nie u¿ywam materia³u m³odszego ni¿ 80-

letni – podkreœla lutnik. Wbrew pozorom, ¿ycie pana

Benedykta nie skupia siê jednak tylko na

pracy w zawodzie. – Niedawno z ciekawoœci

zacz¹³em graæ na…pile – opowiada z uœmie-Ilustracja – Aga Nowacka

Page 9: Subiektyw nr 6

68

czliwych mu ludzi wkrótce znalaz³ siê we

Lwowie, gdzie za³o¿y³ Pierwsz¹ Krajow¹

Fabrykê Instrumentów Muzycznych, która

istnia³a do momentu wybuchu II wojny

œwiatowej. Kilka lat wczeœniej, w 1922 roku,

powsta³a filia fabryki w Bydgoszczy.

Prowadzeniem jej zaj¹³ siê dziadek pana

Benedykta – Stanis³aw. Po ponad dziesiêciu latach Stani-

s³aw Niewczyk powróci³ do Poznania i za³o-

¿y³ tu pracowniê. – Dawniej warsztat mieœci³

siê w kamienicy, stoj¹cej na miejscu dzi-

siejszej restauracji „Sphinx”, na ulicy

Gwarnej. Po wybuchu II wojny œwiatowej

warsztat dziadka zamkniêto, poniewa¿

Polacy nie mogli posiadaæ w³asnych zak³a-

dów w centrum miasta. – wyjaœnia Benedykt

Niewczyk. Po tym wydarzeniu, dziadek

przeniós³ swój warsztat do mieszkania

po³o¿onego w tej samej kamienicy. Na

drzwiach umieœci³ napis po niemiecku „Pra-

cownia Lutnicza” oraz po polsku „I PIÊ-

TRO”. Dopisek uznano za dane personalne

i wkrótce wœród Niemców rozesz³a siê fama,

¿e w kamienicy zamieszka³ W³och, niejaki

I. Pietro. Pomy³ka wysz³a jednak wkrótce na

jaw i dziadek, wyrzucony z mieszkania,

przeniós³ siê na ulicê D¹browskiego, gdzie

pracownia istnia³a do roku 1978. W roku 1954 Stefan Niewczyk by³

jednym ze wspó³za³o¿ycieli Stowarzyszenia

iê¿kie drzwi ustêpuj¹ pod

naciskiem. Wita mnie CdŸwiêk starego, uwieszo-

nego u ich framugi dzwonka i jakiœ

magiczny, trudny do opisania zapach,

przywo³uj¹cy na myœl magiê starych

strychów i dawno zapomnianych przez czas

wnêtrz. Tutaj te¿ ten jakby stan¹³ w miejscu:

ca³¹ pracowniê wype³niaj¹ drewniane

fragmenty instrumentów strunowych. Do-

minuj¹ skrzypce, ale zaskakuje mnie widok

wspó³czesnej gitary elektrycznej czy egzo-

tycznie wygl¹daj¹cego instrumentu wyko-

nanego ze…skorupy ¿ó³wia. Œciany ledwie

mieszcz¹ imponuj¹ca liczbê oprawionych

w ramy dokumentów, dyplomów i zdjêæ.

Niektóre s¹ ju¿ stare i wyblak³e, co jedynie

potwierdza wielowiekow¹ tradycjê, która

jest w tym miejscu ci¹gle ¿ywa. Opisane miejsce to mieszcz¹ca siê

na ulicy WoŸnej w Poznaniu pracownia

lutnicza Benedykta Niewczyka. – Pracow-

niê za³o¿y³ w roku 1885 mój pradziad,

Franciszek Niewczyk – opowiada w³aœciciel

zak³adu. Poznañ by³ wtedy pod zaborem

Prus. W zwi¹zku ze swoj¹ patriotyczn¹

dzia³alnoœci¹ w³adze da³y poznañskiemu

lutnikowi dobê na opuszczenie miasta.

Przypuszczano, ¿e nie uda mu siê w tak

krótkim czasie spakowaæ ca³ego dobytku

swojego i rodziny, jednak dziêki pomocy ¿y-

Zawód z dusz¹…

Tradycja w zak³adzie lutniczym Niewczyków jest ci¹gle ¿ywa. Pasja pracy z instrumentami strunowymi przesz³a w rêce czwartego pokolenia. Dziœ mija ju¿ ponad 120 lat od za³o¿enia pracowni.

Marzec 2010 Styczeñ 20106marzec 2010 9

chem. W zesz³ym roku wraz z niespe³na

trzydziestoosobow¹ grup¹ uda³o nam siê

pobiæ rekord Guinessa w jednoczesnym

graniu utworu na tym w³aœnie instrumencie. Pan Benedykt nie boi siê o pod-

trzymanie ci¹g³oœci czteropokoleniowej jak

dot¹d tradycji. Obaj jego synowie: 23-letni

Tytus i 17-letni Maksym, ¿ywo interesuj¹ siê

prac¹ ojca. Ca³e szczêœcie, bo do dziœ, na

„ulicy rzemios³ artystycznych”, z wielu za-

k³adów pozosta³o jedynie kilka miejsc, które

wci¹¿ jeszcze wspó³tworz¹ niepowtarzalny

klimat tej, jednej z najstarszych, czêœci

miasta.

Katarzyna £ukaszek

Polskich Artystów Lutników. Opiekowa³ siê

skrzypcami muzyków startuj¹cych w powo-

jennych Miêdzynarodowych Konkursach

Skrzypcowych im. H. Wieniawskiego. Do

dziœ w Muzeum Instrumentów Muzycznych

w Poznaniu mo¿na ogl¹daæ stworzon¹ przez

niego wyj¹tkow¹ g³ówkê skrzypiec zdobio-

n¹ wizerunkiem patrona konkursu. Rok '78 by³ dla dzia³alnoœci Niew-

czyków prze³omowy. Wówczas, z inicja-

tywy ówczesnego Prezydenta Miasta Poz-

nania – Andrzeja Wituskiego, ulica WoŸna

zosta³a oficjalnie uznana ulic¹ rzemios³

artystycznych. W ten oto sposób zak³ad

lutniczy znalaz³ siê w miejscu, w którym

mo¿emy go znaleŸæ dziœ. Od œmierci ojca

w marcu 2007 roku, prowadzi go Benedykt

Niewczyk. Nie tylko lutnictwo jest rodzinn¹

tradycj¹ w rodzinie Niewczyków. – Jestem

z zawodu bieg³ym s¹dowym, podobnie jak

mój ojciec, dziadek i pradziadek – opowiada

pan Benedykt. Moim obowi¹zkiem jest

miêdzy innymi orzekanie w sprawach

przewozów zabytkowych instrumentów za

granicê oraz ich wycena. Jak d³ugo trwa praca nad budow¹

skrzypiec? – To zale¿y od wielu czynników.

Œrednio trwa to nawet pó³ roku. Zdarzy³o mi

siê jednak ukoñczyæ skrzypce dopiero po

4 latach. Tyle czasu trwa³o ich lakierowanie.

To, jak d³ugo schn¹ warstwy, zale¿y miêdzy

innymi od wilgotnoœci powietrza, a takich

warstw trzeba na³o¿yæ kilkanaœcie – wyjaœ-

nia Niewczyk. Tak¿e drewno, z którego

powstan¹ skrzypce, musi mieæ swoje lata.

Nie u¿ywam materia³u m³odszego ni¿ 80-

letni – podkreœla lutnik. Wbrew pozorom, ¿ycie pana

Benedykta nie skupia siê jednak tylko na

pracy w zawodzie. – Niedawno z ciekawoœci

zacz¹³em graæ na…pile – opowiada z uœmie-Ilustracja – Aga Nowacka

Page 10: Subiektyw nr 6

marzec 201010

Ca³y ten Jazz

i stacjach radiowych rozbrzmiewa najpierw swing. Tê falê w Polsce zaczêli rozwijaæ Henryk Wars, twórca muzyki filmowej i rozrywkowej, Jerzy Petersburski (doœæ napisaæ Ta ostatnia niedziela), czy Zygmunt Karasiñski, pionier jazzu, przedstawiciel dixielandu, autor piosenek m. in. Mieczy-s³awa Fogga i S³awy Przybylskiej.

W okresie stalinizmu, gdy zakaz dotyczy³ wszystkiego niemal¿e, jazz zszed³ do podziemia. Dopiero po roku 1956 powsta³a zorganizowana instytucja zwana Polskim Stowarzyszeniem Jazzowym, uformowa³y siê pierwsze festiwale jazzowe, Miêdzynarodowy Festiwal Jazzowy w So-pocie, czy Jazz Jamboree w Warszawie, który odbywa siê do dziœ. I s³usznie. CZY TO, CO ONI GRAJ¥, TO JEST JAZZ?

S¹ w s³owniku jazzowym s³owa, których ludo¿erka nie pokuma. Dlatego nale¿¹ siê pewne wyjaœnienia. Bo przecie¿ nawet jeœli ktoœ fanem jazzu nie jest, to s³owa-klucze s³ysza³. Ale ma prawo nie rozumieæ. Tê lekcjê zaczniemy wiêc od g³ównego nurtu. Mainstream, bo to w³aœnie o nim mowa, wyewoluowa³ ze swingu i bebopu. Jeœli g³ówny to i klasyczny. Zapa-miêtaæ nale¿y, ¿e mainstream to jazz niepodlegaj¹cy eksperymentom i mutacjom. Polski mainstream reprezentuj¹ Jan Ptaszyn Wróblewski i Wojciech Karolak.

Obok g³ównego nurtu znajdziemy dixieland. Wdziêczny termin definiuj¹cy jazz z Nowego Orleanu, Chicago i Nowego Jorku. Dixie ³¹czy elementy bluesa i ragti-me’u, cechuje siê rozwiniêt¹ sekcj¹ rytmicz-n¹. Odpowiedzialnoœæ za charakterystyczne

BO D¯EZU NIKT NIE KUMA

godnie z informacj¹ zamie-szczon¹ swego czasu na Zbilbordach reklamuj¹cych

pewien bank, jazzu s³ucha 9% doros³ych Polaków. Nie wiem, nie sprawdza³am, nie widzia³am sonda¿y. Wiadomym jest mi natomiast, ¿e istnieje nies³uszne podejrze-nie, jakoby jazz nie zosta³ stworzony dla ludzi w ogóle. Jako kategoria estetyczna z wy¿szej pó³ki kojarzony jest przez ogó³ (jeœli ju¿ jest kojarzony) z drogimi papierosami, wyszukanym winem i snobiz-mem intelektualnym.

Czas mo¿na mierzyæ epokami, okresami wojen i pokoju lub sprawowaniem rz¹dów mniej lub bardziej charyzmatycznej jednostki. Mo¿na te¿ czas mierzyæ partiami, w których czegoœ nie wypada nie robiæ. Nie wiem, czego nie wypada nie robiæ dziœ. Wiem, ¿e kiedyœ nie wypada³o nie s³uchaæ jazzu. Pytanie o to, czy dziœ tamte dni odbijaj¹ siê w spo³eczeñstwie echem czy czkawk¹, pozostawiam pytaniem otwartym.

MADE IN POLAND

Polski jazz dziœ rozpoznawany przez koneserów na ca³ym œwiecie, narodzi³ siê, podobnie jak wiêkszoœæ rzeczy smacznych, w Warszawie, w okresie miê-dzywojennym. S³yszalne – bo przecie¿ nie mo¿e byæ inaczej – wp³ywy amerykañskie zmierzaj¹ do jazzu raczej odtwarzanego, opartego na œwiatowych standardach, ni¿ do jazzu spontanicznego, improwizowanego. Pocz¹tkowo gra siê Gershwina, Lorenza i Rodgersa. To, co oni graj¹, to nie jest jazz… do koñca. W polskich domach, kawiarniach

wodem na nies³abn¹c¹ doskona³oœæ warsztatow¹ Stañki niech bêdzie jego ostatni album Dark Days (ECM Records, 2009).

Szalenie ciekaw¹ postaci¹ jest Micha³ Urbaniak, skrzypek, saksofonista, kompozytor. Wielki eksperymentator, któremu nie straszne fuzje muzyki jazzowej z rapem, elektronik¹ i soulem. £¹czy naj-nowsze trendy œwiatowego jazzu z w³as-nym stylem. Subiektywnie oœmielam siê poleciæ albumy Urbanator oraz Fusion, tym, którzy nie doœwiadczyli jeszcze przyjem-noœci obcowania z takim jazzem.

Do propagatorów niecodziennych po³¹czeñ nale¿y równie¿ Zbigniew Namys-³owski, multiinstrumentalista i wspania³y kompozytor oraz nauczyciel. Bezdysku-syjny geniusz pozwoli³ Namys³owskiemu na niestandardowe interpretacje jazzowe. P³yty Kujaviak Goes Funky, Czy to blues, czy nie blues czy Mozart Goes Jazz s¹ doskona³ym dowodem na to, ¿e Namys-³owski nie musi baæ siê muzycznych ekspe-rymentów.

YASS? YES, PLEASE

W historii polskiego jazzu nie da siê nie wspomnieæ o tych, którym sam jazz w swej potêdze nie wystarczy³. Wspania³y w swym stylu i harmonii wyda³ siê ¿¹dnym wie¿ego uderzenia muzykom zbyt skostnia-

brzmienie dixielandu spoczywa na instru-mentach dêtych. Przyk³ad? When the Saints Go Marching In. I wszystko jasne.

Na szczególn¹ uwagê zas³uguje równie¿ termin acid-jazz, z którym mamy do czynienia, jeœli po³¹czymy jazz z gatunkami muzyki rozrywkowej, funkiem, czy hip-hopem. Na skalê œwiatow¹ uprawiaj¹ to Herbie Hancock, St. Germains, Jamoriquai.

JESZCZE WIÊCEJ JAZZU

Jeœli Amerykanie s¹ pradziadkami polskiego jazzu, artyœci dwudziestowiecznej sceny warszawskiej zaœ jego dziadkami, to kilka s³ów nale¿y powiedzieæ równie¿ o ojcach. Inna rzecz, ¿e w muzyce jazzowej w³aœciwie w ogóle nie ma kobiet. Do niekwestionowanych i najwiêkszych auto-rytetów w przestrzeni jazzu nale¿y Krzysz-tof Komeda Trzciñski. Doskona³y kompo-zytor, pianista, nauczyciel, autor muzyki filmowej (Nó¿ w wodzie, Dziecko Rose-mary). W jego zespo³ach grali m.. in.: Zbigniew Namys³owski, Micha³ Urbaniak, Tomasz Stañko, Jan Ptaszyn Wróblewski, a wiêc póŸniejsi liderzy zespo³ów i nurtów stylistycznych w jazzie polskim. Komeda jest autorem albumu Astigmatic, uwa¿anego za najdoskonalsz¹ p³ytê polskiego jazzu. Choæ jest i zawsze by³ królem, dziœ jego muzyka jest przyczyn¹ krajowego jazz-owego renesansu. To za poœrednictwem jego nazwiska jazz znów wychodzi na ulice, wchodzi na sceny festiwalowe, a nawet w lekkostrawnej formie, goœci w stacjach radiowych.

Kolejne nazwisko, którego niezna-jomoœæ powinna byæ przyczyn¹ wstydu, to Tomasz Stañko, przez wielu uwa¿any za najwybitniejszego z ¿yj¹cych muzyków jazzowych. Reprezentuje free jazz, jest obywatelem œwiata, aktywnym na scenie miêdzynarodowej, choæ najbardziej zwi¹za-nym z Nowym Jorkiem. W jego utworach obok œwiatowych standardów pobrzmiewa-j¹ tematy polskie. Sam, ucz¹c siê od najlepszych, dziœ jest wzorem dla wielu. Do-

marzec 2010 11

Tom

asz Stañko – ikona w

spó³czesnego jazzu

Page 11: Subiektyw nr 6

marzec 201010

Ca³y ten Jazz

i stacjach radiowych rozbrzmiewa najpierw swing. Tê falê w Polsce zaczêli rozwijaæ Henryk Wars, twórca muzyki filmowej i rozrywkowej, Jerzy Petersburski (doœæ napisaæ Ta ostatnia niedziela), czy Zygmunt Karasiñski, pionier jazzu, przedstawiciel dixielandu, autor piosenek m. in. Mieczy-s³awa Fogga i S³awy Przybylskiej.

W okresie stalinizmu, gdy zakaz dotyczy³ wszystkiego niemal¿e, jazz zszed³ do podziemia. Dopiero po roku 1956 powsta³a zorganizowana instytucja zwana Polskim Stowarzyszeniem Jazzowym, uformowa³y siê pierwsze festiwale jazzowe, Miêdzynarodowy Festiwal Jazzowy w So-pocie, czy Jazz Jamboree w Warszawie, który odbywa siê do dziœ. I s³usznie. CZY TO, CO ONI GRAJ¥, TO JEST JAZZ?

S¹ w s³owniku jazzowym s³owa, których ludo¿erka nie pokuma. Dlatego nale¿¹ siê pewne wyjaœnienia. Bo przecie¿ nawet jeœli ktoœ fanem jazzu nie jest, to s³owa-klucze s³ysza³. Ale ma prawo nie rozumieæ. Tê lekcjê zaczniemy wiêc od g³ównego nurtu. Mainstream, bo to w³aœnie o nim mowa, wyewoluowa³ ze swingu i bebopu. Jeœli g³ówny to i klasyczny. Zapa-miêtaæ nale¿y, ¿e mainstream to jazz niepodlegaj¹cy eksperymentom i mutacjom. Polski mainstream reprezentuj¹ Jan Ptaszyn Wróblewski i Wojciech Karolak.

Obok g³ównego nurtu znajdziemy dixieland. Wdziêczny termin definiuj¹cy jazz z Nowego Orleanu, Chicago i Nowego Jorku. Dixie ³¹czy elementy bluesa i ragti-me’u, cechuje siê rozwiniêt¹ sekcj¹ rytmicz-n¹. Odpowiedzialnoœæ za charakterystyczne

BO D¯EZU NIKT NIE KUMA

godnie z informacj¹ zamie-szczon¹ swego czasu na Zbilbordach reklamuj¹cych

pewien bank, jazzu s³ucha 9% doros³ych Polaków. Nie wiem, nie sprawdza³am, nie widzia³am sonda¿y. Wiadomym jest mi natomiast, ¿e istnieje nies³uszne podejrze-nie, jakoby jazz nie zosta³ stworzony dla ludzi w ogóle. Jako kategoria estetyczna z wy¿szej pó³ki kojarzony jest przez ogó³ (jeœli ju¿ jest kojarzony) z drogimi papierosami, wyszukanym winem i snobiz-mem intelektualnym.

Czas mo¿na mierzyæ epokami, okresami wojen i pokoju lub sprawowaniem rz¹dów mniej lub bardziej charyzmatycznej jednostki. Mo¿na te¿ czas mierzyæ partiami, w których czegoœ nie wypada nie robiæ. Nie wiem, czego nie wypada nie robiæ dziœ. Wiem, ¿e kiedyœ nie wypada³o nie s³uchaæ jazzu. Pytanie o to, czy dziœ tamte dni odbijaj¹ siê w spo³eczeñstwie echem czy czkawk¹, pozostawiam pytaniem otwartym.

MADE IN POLAND

Polski jazz dziœ rozpoznawany przez koneserów na ca³ym œwiecie, narodzi³ siê, podobnie jak wiêkszoœæ rzeczy smacznych, w Warszawie, w okresie miê-dzywojennym. S³yszalne – bo przecie¿ nie mo¿e byæ inaczej – wp³ywy amerykañskie zmierzaj¹ do jazzu raczej odtwarzanego, opartego na œwiatowych standardach, ni¿ do jazzu spontanicznego, improwizowanego. Pocz¹tkowo gra siê Gershwina, Lorenza i Rodgersa. To, co oni graj¹, to nie jest jazz… do koñca. W polskich domach, kawiarniach

wodem na nies³abn¹c¹ doskona³oœæ warsztatow¹ Stañki niech bêdzie jego ostatni album Dark Days (ECM Records, 2009).

Szalenie ciekaw¹ postaci¹ jest Micha³ Urbaniak, skrzypek, saksofonista, kompozytor. Wielki eksperymentator, któremu nie straszne fuzje muzyki jazzowej z rapem, elektronik¹ i soulem. £¹czy naj-nowsze trendy œwiatowego jazzu z w³as-nym stylem. Subiektywnie oœmielam siê poleciæ albumy Urbanator oraz Fusion, tym, którzy nie doœwiadczyli jeszcze przyjem-noœci obcowania z takim jazzem.

Do propagatorów niecodziennych po³¹czeñ nale¿y równie¿ Zbigniew Namys-³owski, multiinstrumentalista i wspania³y kompozytor oraz nauczyciel. Bezdysku-syjny geniusz pozwoli³ Namys³owskiemu na niestandardowe interpretacje jazzowe. P³yty Kujaviak Goes Funky, Czy to blues, czy nie blues czy Mozart Goes Jazz s¹ doskona³ym dowodem na to, ¿e Namys-³owski nie musi baæ siê muzycznych ekspe-rymentów.

YASS? YES, PLEASE

W historii polskiego jazzu nie da siê nie wspomnieæ o tych, którym sam jazz w swej potêdze nie wystarczy³. Wspania³y w swym stylu i harmonii wyda³ siê ¿¹dnym wie¿ego uderzenia muzykom zbyt skostnia-

brzmienie dixielandu spoczywa na instru-mentach dêtych. Przyk³ad? When the Saints Go Marching In. I wszystko jasne.

Na szczególn¹ uwagê zas³uguje równie¿ termin acid-jazz, z którym mamy do czynienia, jeœli po³¹czymy jazz z gatunkami muzyki rozrywkowej, funkiem, czy hip-hopem. Na skalê œwiatow¹ uprawiaj¹ to Herbie Hancock, St. Germains, Jamoriquai.

JESZCZE WIÊCEJ JAZZU

Jeœli Amerykanie s¹ pradziadkami polskiego jazzu, artyœci dwudziestowiecznej sceny warszawskiej zaœ jego dziadkami, to kilka s³ów nale¿y powiedzieæ równie¿ o ojcach. Inna rzecz, ¿e w muzyce jazzowej w³aœciwie w ogóle nie ma kobiet. Do niekwestionowanych i najwiêkszych auto-rytetów w przestrzeni jazzu nale¿y Krzysz-tof Komeda Trzciñski. Doskona³y kompo-zytor, pianista, nauczyciel, autor muzyki filmowej (Nó¿ w wodzie, Dziecko Rose-mary). W jego zespo³ach grali m.. in.: Zbigniew Namys³owski, Micha³ Urbaniak, Tomasz Stañko, Jan Ptaszyn Wróblewski, a wiêc póŸniejsi liderzy zespo³ów i nurtów stylistycznych w jazzie polskim. Komeda jest autorem albumu Astigmatic, uwa¿anego za najdoskonalsz¹ p³ytê polskiego jazzu. Choæ jest i zawsze by³ królem, dziœ jego muzyka jest przyczyn¹ krajowego jazz-owego renesansu. To za poœrednictwem jego nazwiska jazz znów wychodzi na ulice, wchodzi na sceny festiwalowe, a nawet w lekkostrawnej formie, goœci w stacjach radiowych.

Kolejne nazwisko, którego niezna-jomoœæ powinna byæ przyczyn¹ wstydu, to Tomasz Stañko, przez wielu uwa¿any za najwybitniejszego z ¿yj¹cych muzyków jazzowych. Reprezentuje free jazz, jest obywatelem œwiata, aktywnym na scenie miêdzynarodowej, choæ najbardziej zwi¹za-nym z Nowym Jorkiem. W jego utworach obok œwiatowych standardów pobrzmiewa-j¹ tematy polskie. Sam, ucz¹c siê od najlepszych, dziœ jest wzorem dla wielu. Do-

marzec 2010 11

Tom

asz Stañko – ikona w

spó³czesnego jazzu

Page 12: Subiektyw nr 6

$$$$$$ $$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$$$$

12 13

Mie

jsce n

a T

wo

j¹ re

kla

mê!!!

subie

ktyw.re

dakcja

@gm

ail.co

m

Marzec 2010Marzec 2010

ROZPOCZELIŒMY ZAPISY NA DRUGI

!!!SEMESTR!!!

$$$$$$ $$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$$$$

Pora na ... REKLAMÊ!!! Pora na ... REKLAMÊ!!!

Page 13: Subiektyw nr 6

$$$$$$ $$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$$$$

12 13

Mie

jsce n

a T

wo

j¹ re

kla

mê!!!

subie

ktyw.re

dakcja

@gm

ail.co

m

Marzec 2010Marzec 2010

ROZPOCZELIŒMY ZAPISY NA DRUGI

!!!SEMESTR!!!

$$$$$$ $$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$ $$$$$$$$$$$$$$$

Pora na ... REKLAMÊ!!! Pora na ... REKLAMÊ!!!

Page 14: Subiektyw nr 6

marzec 201014

³y. Zwrócili swe oczy, uszy i poczucie estetyki w kierunku rytmów elektronicz-nych. Mostem ³¹cz¹cym klasykê jazzu z nowym tworem muzycznym by³y doko-nania Micha³a Urbaniaka, którego zami-³owanie do fuzji elektroniki, rapu i jazzu odbija siê g³oœnym echem w twórczoœci nowego pokolenia muzycznego. Pójœcie t¹ œcie¿k¹ da³o narodziny nowego nurtu. Dla okreœlenia konglomeratu muzyki jazzowej, techno, folku, punk rocka i czego tam jeszcze, stworzono pojêcie yass.

Pod koniec lat osiemdziesi¹tych trójmiejska publicznoœæ jako pierwsza mia³a okazje doœwiadczyæ estetycznego wstrz¹su, którego g³ównym emitorem by³ Ryszard Tymon Tymañski i jego Mi³oœæ. Tymañski nie poprzesta³ na tym projekcie. Odcisn¹³ œlad swojej muzycznej stopy równie¿ w postaci dzia³alnoœci Trupów, Kur, Tymañski Yass Ensemble oraz Tymon & The Transistors. Choæ ruch straci³ na swej intensywnoœci, Tymañski do dzisiaj bawi siê muzyk¹, w koñcu nikt mu nie zabroni. Scena yassowa reprezentowana jest równie¿ przez takich muzyków jak Mazzoll (Jerzy Mazolewski, zwi¹zany z Arythmic Perfec-tion), Gwinciñski (Trytony czy £oskot) oraz Trzaska (£oskot, Mi³oœæ)..

GDZIE JEST CA£Y TEN JAZZ?

Jeœli wydaje siê komuœ, ¿e ludzie odpowiedzialni za tworzenie tych wszyst-kich projektów s¹ nieosi¹galni, widmowi albo, ¿e w ogóle nie istniej¹, mo¿e ³atwo przekonaæ siê, ¿e jest dok³adnie odwrotnie. W zwi¹zku z niszowym charakterem muzy-ki jazzowej i nurtów pokrewnych muzycy wymieniaj¹ siê, wspó³pracuj¹ ze sob¹ stale b¹dŸ okresowo, eksperymentuj¹, wspieraj¹ siê wzajemnie. Raczej nie konkuruj¹. Mo¿na ich spotkaæ w bydgoskim „Mózgu”, gdañskim „Uchu”, krakowskim „Kornecie” czy warszawskim „Tygmoncie”.

Mimo ca³ej eterycznoœci jazzu mo¿na siê z nim równie¿ zetkn¹æ w DSM*. Czeka na pó³kach zapisany na p³ytach, zamkniêty w zgrabnych opakowaniach, wszystko to w cenach na studenck¹ kieszeñ. Choæ to nie reklama, zachêcam.

Paulina Rezmer

Kultowy musical Gerome'a Ragniego i Jamesa Rado we wroc³awskim Teatrze Muzycznym Capitol.

o my jesteœmy tacy, jak oni, a ja, przez ca³y spektakl czu³am, ¿e nie Bma „my” i „wy”, a ju¿ na pewno nie

ma oni, jest tylko jeden byt. Wœród ludzi oddaj¹cych swoje

kurtki i p³aszcze do szatni, któr¹ obs³ugiwa³y dwudziestoletnie obywatelki lat szeœæ-dziesi¹tych, jeŸdzi³a na rolkach dziewczyna w zaawansowanej ci¹¿y. Podjecha³a do mnie i mojej mamy: „Ale macie hairy! Czeœæ jestem Jeany!”. Mówi³a wprawnym aktor-sko g³osem, by wszyscy j¹ s³yszeli. Poda³a nam rêkê, zapyta³a jak siê nazywamy i czy utworzymy jej grupê szturmow¹. „Jasne!” Z przetrenowanym okrzykiem „jo” wtargnê-liœmy na widownie, by zaj¹æ miejsca. Przysiad³a siê do nas Jeanny (Monika Dawidziuk). „Adoptuj mnie?/!” – zapyta³a b¹dŸ rozkaza³a mamie, która jak wiadomo by³a, jest i bêdzie moj¹ mam¹. „A bêdziesz wynosi³a œmieci?” „Mam dziecko, czujesz, kopie.” „Witaj córko.” „Hud, (Miko³aj Woubishet) poznaj moj¹ mamê i nasz¹ siostrê.” „Witaj kolejna mamo Jeany. Hej siostra, jestem czarnuch, ca³kiem czarny” „Bia³y nie jesteœ, ale ¿eby tak ca³kiem czarny.” „Widzisz tu czarniejszego? Berger, mamy now¹ siostrê, wygadana jakaœ.” „Ave siostra.”

Spektakl, dla którego scena nie stanowi ograniczenia, nie ma pocz¹tku. Aktorzy kr¹¿¹ po scenie, która przeminiona jest przez Micha³a Hrisulidisa w artystycz-ny squat. Gdzieœ, ktoœ siê rozœpiewuje i do³¹czaj¹ kolejni. Zaczyna siê. Œwiat³a jeszcze nie gasn¹, jeszcze chwilê pozostaj¹ w³¹czone nim przyt³umione, zamieni¹ siê w mrok. Okadzona nikotynowo (dziwnie

Hair – w³osy pokoju i wolnoœci

marzec 2010 15

nieznajomo) marihuanowym dymem, sie-dzia³am jak zahipnotyzowana poch³aniaj¹c woñ potrzeby mi³oœci, wolnoœci i akceptacji. Wydawa³o mi siê, ¿e Claude (Adrian K¹ca), czy Berger (Bartosz Picher) nie wierz¹ w ¿adne idee wyp³ywaj¹ce z Dezyderaty (swoisty manifest ruchu hipisowskiego). Dla nich to, ¿e ich osi¹gniêcia, jak i plany powinny stanowiæ Ÿród³o radoœci, czy to, ¿e s¹ dzieæmi wszechœwiata, to nie s¹ wielkie prawdy, pierwotne przekonania, to podsta-wowe do ¿ycia rzeczy. Zgoda na drugiego cz³owieka i zgoda by porwaæ siê w wir choreograficznych zdarzeñ wykonanych œpiewaj¹co.

Historia, znana z filmu Milosa Formana z 1979, nie jest to¿sama z t¹ z wroc³awskiego Capitolu. Claude nie jest przyjezdnym, akcja niemal¿e nie toczy siê w Nowym Jorku, a czêœæ piosenek œpiewana jest w odmiennym kontekœcie. Bez znacze-nia. Bo co ma znaczenie w obliczu ³ez? £ez wywo³anych uwypukleniem przez powtó-rzenie scen walki i równoœci¹ zobrazowan¹ nagoœci¹ absolutn¹; w której wszyscy s¹ jednorodni i wszystkich spotyka œmieræ.

Przedstawienie zosta³o nagro-dzone d³ugotrwa³ym aplauzem. Aktorzy powracaj¹c na scenê ju¿ kolejny raz zaczy-naj¹ skandowaæ: „Wolnoœæ! Mi³oœæ! Sex!”

Tekst ten dedykujê s¹siadom, którzy – dziêki toczonym w rodzinie bójkom – zainspirowali mnie do jego napisania. W imieniu ca³ej ludzkoœci œlicznie Wam dziêkujê!

Kiedy ktoœ siê z kimœ bije, zazwyczaj dzia³a w afekcie i nie panuje nad swoimi ruchami. Dlatego najlepiej przemy-œleæ wczeœniej, na trzeŸwo, jeszcze przed œwiadomoœci¹, ¿e siê uderzy kogoœ, to, gdzie maj¹ padaæ ciosy. Tym bardziej, jeœli to ma byæ pranie matki i ojca. Trzeba zdawaæ sobie sprawê, ¿e przy³o¿enie im, to jest uderzenie w g³owê, kopniêcie w ³ydkê b¹dŸ popchniê-cie na meble, nie jest spraw¹ prost¹. Moment nieuwagi, jeden nieprzemyœlany ruch, i mo¿na wykonaæ rzecz nie tak, jak trzeba by³o, popchn¹æ za lekko, musn¹æ w nogê zamiast uderzyæ, waln¹æ w oko miast w czo³o. Gdy cz³owiek bije siê z kimœ obcym – technika bicia nie ma znaczenia. Kiedy natomiast syn bije siê z ojcem, ojciec bêdzie spodziewa³ siê okreœlonych ruchów ze stro-

Awantura

Zachêc¹ publicznoœæ by siê do³¹czy³a. Wszyscy zaczn¹ œpiewaæ Let the Sunshine In w oryginalnej wersji jêzykowej. Berger podbiegnie i zaci¹gnie mnie na scen¹, bym potañczy³a z nimi. Razem z kilkoma osobami z widowni stoimy w epicentrum, z którego promieniuje ta niesamowita energia i inten-sywnoœæ, któr¹ emanuje musical, na scenie.

Po musicalu zosta³am z prze-œwiadczeniem, ¿e hipisi byli wyj¹tkowi nie dlatego, ¿e byli hipisami, a dlatego, ¿e fascynowa³o ich to, co niesie bycie hipisem. I tak Make love, not war sta³o siê objawie-niem, a to, ¿e „biali ludzie wysy³aj¹ czarnych ludzi na wojnê z ¿ó³tymi, ¿eby broniæ ziemi, któr¹ ukradli czerwonym” nierozwi¹zywal-nym paradoksem.

Martyna Rubinowska

Page 15: Subiektyw nr 6

marzec 201014

³y. Zwrócili swe oczy, uszy i poczucie estetyki w kierunku rytmów elektronicz-nych. Mostem ³¹cz¹cym klasykê jazzu z nowym tworem muzycznym by³y doko-nania Micha³a Urbaniaka, którego zami-³owanie do fuzji elektroniki, rapu i jazzu odbija siê g³oœnym echem w twórczoœci nowego pokolenia muzycznego. Pójœcie t¹ œcie¿k¹ da³o narodziny nowego nurtu. Dla okreœlenia konglomeratu muzyki jazzowej, techno, folku, punk rocka i czego tam jeszcze, stworzono pojêcie yass.

Pod koniec lat osiemdziesi¹tych trójmiejska publicznoœæ jako pierwsza mia³a okazje doœwiadczyæ estetycznego wstrz¹su, którego g³ównym emitorem by³ Ryszard Tymon Tymañski i jego Mi³oœæ. Tymañski nie poprzesta³ na tym projekcie. Odcisn¹³ œlad swojej muzycznej stopy równie¿ w postaci dzia³alnoœci Trupów, Kur, Tymañski Yass Ensemble oraz Tymon & The Transistors. Choæ ruch straci³ na swej intensywnoœci, Tymañski do dzisiaj bawi siê muzyk¹, w koñcu nikt mu nie zabroni. Scena yassowa reprezentowana jest równie¿ przez takich muzyków jak Mazzoll (Jerzy Mazolewski, zwi¹zany z Arythmic Perfec-tion), Gwinciñski (Trytony czy £oskot) oraz Trzaska (£oskot, Mi³oœæ)..

GDZIE JEST CA£Y TEN JAZZ?

Jeœli wydaje siê komuœ, ¿e ludzie odpowiedzialni za tworzenie tych wszyst-kich projektów s¹ nieosi¹galni, widmowi albo, ¿e w ogóle nie istniej¹, mo¿e ³atwo przekonaæ siê, ¿e jest dok³adnie odwrotnie. W zwi¹zku z niszowym charakterem muzy-ki jazzowej i nurtów pokrewnych muzycy wymieniaj¹ siê, wspó³pracuj¹ ze sob¹ stale b¹dŸ okresowo, eksperymentuj¹, wspieraj¹ siê wzajemnie. Raczej nie konkuruj¹. Mo¿na ich spotkaæ w bydgoskim „Mózgu”, gdañskim „Uchu”, krakowskim „Kornecie” czy warszawskim „Tygmoncie”.

Mimo ca³ej eterycznoœci jazzu mo¿na siê z nim równie¿ zetkn¹æ w DSM*. Czeka na pó³kach zapisany na p³ytach, zamkniêty w zgrabnych opakowaniach, wszystko to w cenach na studenck¹ kieszeñ. Choæ to nie reklama, zachêcam.

Paulina Rezmer

Kultowy musical Gerome'a Ragniego i Jamesa Rado we wroc³awskim Teatrze Muzycznym Capitol.

o my jesteœmy tacy, jak oni, a ja, przez ca³y spektakl czu³am, ¿e nie Bma „my” i „wy”, a ju¿ na pewno nie

ma oni, jest tylko jeden byt. Wœród ludzi oddaj¹cych swoje

kurtki i p³aszcze do szatni, któr¹ obs³ugiwa³y dwudziestoletnie obywatelki lat szeœæ-dziesi¹tych, jeŸdzi³a na rolkach dziewczyna w zaawansowanej ci¹¿y. Podjecha³a do mnie i mojej mamy: „Ale macie hairy! Czeœæ jestem Jeany!”. Mówi³a wprawnym aktor-sko g³osem, by wszyscy j¹ s³yszeli. Poda³a nam rêkê, zapyta³a jak siê nazywamy i czy utworzymy jej grupê szturmow¹. „Jasne!” Z przetrenowanym okrzykiem „jo” wtargnê-liœmy na widownie, by zaj¹æ miejsca. Przysiad³a siê do nas Jeanny (Monika Dawidziuk). „Adoptuj mnie?/!” – zapyta³a b¹dŸ rozkaza³a mamie, która jak wiadomo by³a, jest i bêdzie moj¹ mam¹. „A bêdziesz wynosi³a œmieci?” „Mam dziecko, czujesz, kopie.” „Witaj córko.” „Hud, (Miko³aj Woubishet) poznaj moj¹ mamê i nasz¹ siostrê.” „Witaj kolejna mamo Jeany. Hej siostra, jestem czarnuch, ca³kiem czarny” „Bia³y nie jesteœ, ale ¿eby tak ca³kiem czarny.” „Widzisz tu czarniejszego? Berger, mamy now¹ siostrê, wygadana jakaœ.” „Ave siostra.”

Spektakl, dla którego scena nie stanowi ograniczenia, nie ma pocz¹tku. Aktorzy kr¹¿¹ po scenie, która przeminiona jest przez Micha³a Hrisulidisa w artystycz-ny squat. Gdzieœ, ktoœ siê rozœpiewuje i do³¹czaj¹ kolejni. Zaczyna siê. Œwiat³a jeszcze nie gasn¹, jeszcze chwilê pozostaj¹ w³¹czone nim przyt³umione, zamieni¹ siê w mrok. Okadzona nikotynowo (dziwnie

Hair – w³osy pokoju i wolnoœci

marzec 2010 15

nieznajomo) marihuanowym dymem, sie-dzia³am jak zahipnotyzowana poch³aniaj¹c woñ potrzeby mi³oœci, wolnoœci i akceptacji. Wydawa³o mi siê, ¿e Claude (Adrian K¹ca), czy Berger (Bartosz Picher) nie wierz¹ w ¿adne idee wyp³ywaj¹ce z Dezyderaty (swoisty manifest ruchu hipisowskiego). Dla nich to, ¿e ich osi¹gniêcia, jak i plany powinny stanowiæ Ÿród³o radoœci, czy to, ¿e s¹ dzieæmi wszechœwiata, to nie s¹ wielkie prawdy, pierwotne przekonania, to podsta-wowe do ¿ycia rzeczy. Zgoda na drugiego cz³owieka i zgoda by porwaæ siê w wir choreograficznych zdarzeñ wykonanych œpiewaj¹co.

Historia, znana z filmu Milosa Formana z 1979, nie jest to¿sama z t¹ z wroc³awskiego Capitolu. Claude nie jest przyjezdnym, akcja niemal¿e nie toczy siê w Nowym Jorku, a czêœæ piosenek œpiewana jest w odmiennym kontekœcie. Bez znacze-nia. Bo co ma znaczenie w obliczu ³ez? £ez wywo³anych uwypukleniem przez powtó-rzenie scen walki i równoœci¹ zobrazowan¹ nagoœci¹ absolutn¹; w której wszyscy s¹ jednorodni i wszystkich spotyka œmieræ.

Przedstawienie zosta³o nagro-dzone d³ugotrwa³ym aplauzem. Aktorzy powracaj¹c na scenê ju¿ kolejny raz zaczy-naj¹ skandowaæ: „Wolnoœæ! Mi³oœæ! Sex!”

Tekst ten dedykujê s¹siadom, którzy – dziêki toczonym w rodzinie bójkom – zainspirowali mnie do jego napisania. W imieniu ca³ej ludzkoœci œlicznie Wam dziêkujê!

Kiedy ktoœ siê z kimœ bije, zazwyczaj dzia³a w afekcie i nie panuje nad swoimi ruchami. Dlatego najlepiej przemy-œleæ wczeœniej, na trzeŸwo, jeszcze przed œwiadomoœci¹, ¿e siê uderzy kogoœ, to, gdzie maj¹ padaæ ciosy. Tym bardziej, jeœli to ma byæ pranie matki i ojca. Trzeba zdawaæ sobie sprawê, ¿e przy³o¿enie im, to jest uderzenie w g³owê, kopniêcie w ³ydkê b¹dŸ popchniê-cie na meble, nie jest spraw¹ prost¹. Moment nieuwagi, jeden nieprzemyœlany ruch, i mo¿na wykonaæ rzecz nie tak, jak trzeba by³o, popchn¹æ za lekko, musn¹æ w nogê zamiast uderzyæ, waln¹æ w oko miast w czo³o. Gdy cz³owiek bije siê z kimœ obcym – technika bicia nie ma znaczenia. Kiedy natomiast syn bije siê z ojcem, ojciec bêdzie spodziewa³ siê okreœlonych ruchów ze stro-

Awantura

Zachêc¹ publicznoœæ by siê do³¹czy³a. Wszyscy zaczn¹ œpiewaæ Let the Sunshine In w oryginalnej wersji jêzykowej. Berger podbiegnie i zaci¹gnie mnie na scen¹, bym potañczy³a z nimi. Razem z kilkoma osobami z widowni stoimy w epicentrum, z którego promieniuje ta niesamowita energia i inten-sywnoœæ, któr¹ emanuje musical, na scenie.

Po musicalu zosta³am z prze-œwiadczeniem, ¿e hipisi byli wyj¹tkowi nie dlatego, ¿e byli hipisami, a dlatego, ¿e fascynowa³o ich to, co niesie bycie hipisem. I tak Make love, not war sta³o siê objawie-niem, a to, ¿e „biali ludzie wysy³aj¹ czarnych ludzi na wojnê z ¿ó³tymi, ¿eby broniæ ziemi, któr¹ ukradli czerwonym” nierozwi¹zywal-nym paradoksem.

Martyna Rubinowska

Page 16: Subiektyw nr 6

marzec 201016

j¹cych siê najbli¿szych. Kiedy jej starania nie znajduj¹ u nich poklasku i kiedy sama zostaje popchniêta na przyk³ad na pod³ogê, córka wpada w pop³och, zdarza siê, ¿e nawet w histeriê. W trakcie syn zd¹¿a ju¿ kilka-krotnie zasadziæ miêœniaki na ciele ojca, czemu ten nie pozostanie d³u¿ny; akcja przyspiesza, walka toczy siê, jest coraz bardziej za¿arta, popychane s¹ ju¿ nawet meble, potem œciany, a te w koñcu staj¹ siê za ma³e, przeciwnicy wysypuj¹ siê wiêc na klatkê schodow¹ z hukiem, a kiedy l¹duj¹ na podwórku, w oknach ju¿ wysiaduje multum s¹siadów. W oknach usadawiaj¹ siê zazwy-czaj doroœli; swoim dzieciom walk ogl¹daæ nie pozwalaj¹, a to z bardzo prostej, acz nieuœwiadamianej sobie przez nich przyczy-ny: nie chc¹, by dzieci, które ze swej natury s¹ zazwyczaj bardzo spostrzegawcze, zaobserwowa³y i zapamiêta³y techniki, jakie przeciw drugiemu cz³owiekowi wykorzy-staæ mo¿na.

Ale wracaj¹c do tematu... Gwiazdy na niebie, a na ziemi… wiruj¹ce gwiazdki wokó³ g³ów niektórych. Zawodnicy czuj¹ siê ju¿ Ÿle. Sapi¹ ze zmêczenia, z wycieñ-czenia organizmu, tyle si³y, energii, ba – tyle ambicji wk³adaj¹ w bójki, byleby tylko wygraæ!

A tu proszê – któryœ z niewdziê-cznych s¹siadów postanawia, w akcie nieprzemyœlanego heroizmu, zadzwoniæ na policjê, by zg³osiæ (i podaæ przy tym swe dane!), ¿e obok jest jakaœ awantura. A przecie¿ mo¿na by³o obyæ siê bez tego gestu; przyjazd policji sprawi, ¿e rozprawka miêdzy synem a ojcem i ojcem a synem, nie zostanie rozwi¹zana, nie dojd¹ oni do koñcowych argumentów! A przecie¿ – w myœl psychologów – wszystko, co siê zaczê³o, powinno siê skoñczyæ. I nie nasza w tym g³owa, czy dobrze, czy Ÿle.

Ms. Abstrakcja

ny pierworodnego, ba – mo¿e nawet je zapa-miêtaæ, tym samym zdobêdzie nad nim przewagê.

Dlatego najlepiej trenowaæ ciosy w swoim pokoju z workiem, przynajmniej 15 minut dziennie.

Wystrój mieszkania przy bójkach rodzinnych tak¿e jest wa¿ny. Istotna i pora dnia. Latem, kiedy w ci¹gu dnia jest s³onecznie, rodziny najczêœciej rezygnuj¹ z prania siê, bowiem podczas upa³ów cz³owiek bardzo siê poci, jest mu duszno, odczuwa fizyczny dyskomfort, i z szarpa-niny, i bójki najzwyczajniej w œwiecie rezygnuje. Pozostaj¹ tylko marne wyzwiska. Natomiast wieczorem, kiedy jest cicho, kiedy nie ma mo¿liwoœci, by ha³asy z ulicy t³umi³y jakiekolwiek rodzinne okrzyki bojowe, biæ siê najlepiej. Opieraj¹c siê na technice stosowa-nej przez s¹siadów, podam kilka wytycz-nych, wed³ug których winna siê toczyæ zwada rodzinna.

Po pierwsze: musi nast¹piæ jakiœ do niej wstêp (tak jak w szkolnym wypracowa-niu). Rodzina obiera jakiœ temat, na który zaczyna toczyæ rozprawkê. Ojciec i syn wysuwaj¹ przeciwstawne argumenty, matka milczy, córka ma jeszcze inne nañ zdanie, ale te¿ milczy. Wysuwanie argumentów prze-mawiaj¹cych na ka¿dego korzyœæ mo¿e trwaæ nawet do 30 minut; d³ugoœæ zale¿y od tego, czy rodzina nastawiona jest na dialog, czy te¿ na akcjê. W trakcie wymiany zdañ mog¹ ju¿ zacz¹æ padaæ ( i najczêœciej padaj¹) wyzwiska typu: k**ewka, ch**ek, s*czka, pierdykol siê i inne. Po takiej rozmowie – debacie, któryœ z mê¿czyzn, to jest ten, którego twarz jest bardziej czerwona, wstaje i popycha przeciwnika. Ten, staj¹c siê owym gestem zirytowany, popycha popychaj¹cego równie¿, co powodujê, ¿e popychaj¹cy z wiêksz¹ si³¹ i natê¿eniem posuwa siê do popchniêæ dalszych. Tymczasem córka zaczyna p³akaæ, próbuje coœ mówiæ (b¹dŸ wrzeszczeæ, w zale¿noœci od tempera-mentu), a matka rozdzieliæ swoich popycha-

marzec 2010 17

Rozmowa ze Spiêtymo p³ycie Antyszanty

tego blaski i cienie oczywiœcie. Dziêki tej p³ycie, dziêki trasie koncertowej, nabieram nowych doœwiadczeñ, nie tylko muzycz-nych, równie¿ tych niezwi¹zanych z muzyk¹ – tych „ludzkich”.Dzisiejszy koncert pokaza³, ¿e nie daje siê Pan zamkn¹æ w jednym gatunku, wepchn¹æ w schemat…Spiêty: Sam siê przez lata wpycha³em w schematy. By³em metalowcem, by³em w subkulturze i wszystko, co by³o poza metalem, mnie nie interesowa³o, wszystko „inne” uwa¿a³em za gorsze. PóŸniej wyros³em z takiego myœlenia i teraz si³¹ rzeczy nie dajê siê wmanewrowaæ w jakiœ schemat.Podczas koncertu zagra³ Pan miêdzy innymi cover Nancy Sinatry Ban Bang, na koñcu pojawi³a siê Miêdzymiastowa Kalibra 44. Oprócz tego ten set DJ-ski przy utworze Ma Czar Karma.Spiêty: Lubiê ró¿ne gatunki. Jednoczeœnie staram siê byæ w tych wykonaniach szczery

Micha³ Piszora: Czy Pana wyobra¿enie o ¿yciu na morzu jest oparte na legendach, historiach ¿eglarskich? Jak Pan pozna³ „¿ycie na morzu”?Spiêty: Tê p³ytê zrobi³em w taki sposób, ¿e pomyœla³em sobie, ¿e ¿ycie jest pewnego rodzaju rejsem. Tak siê sk³ada, ¿e szanty traktuj¹ o tym wyp³yniêciu z portu, o tej samotnoœci na morzu, rozterkach, o tym, ¿e czasami jest piêkne s³oñce, a czasami jest burza i mo¿na podczas sztormu pójœæ na dno, no a póŸniej siê gdzieœ zawija do portu, tak¿e ta p³yta to taka parafraza… ¿ycia. Jestem ¿eglarzem, od wielu lat ¿eglujê i znam szanty. Pomyœla³em, ¿e dobrze bêdzie nagraæ p³ytê nawi¹zuj¹c¹ w jakiœ sposób do tego gatunku.Na tej p³ycie mo¿emy odnaleŸæ du¿o hu-moru. Zgodzi siê Pan z tym, ¿e we wspó³czesnej muzyce w Polsce, brakuje dystansu? Takie „silenie siê na dydakty-kê?Spiêty: Nie, chyba nie. S¹ w Polsce zespo³y, które potrafi¹ siê zdystansowaæ. Ale to jest generalnie problem ca³ej ludzkoœci. Œpie-wam: „A by³ raz kapitan siê sili³ na dydaktykê,/jak pizdn¹³ w molo, nabra³ wody i spali³ elektrykê” – mia³em tutaj na myœli to, ¿e sam bywam dydaktyczny i te¿ czasami temu ulegam. W tym jest problem.Czy tworzenie albumu solowego wymaga wiêkszej samodyscypliny?Spiêty: Na pewno. Ja te¿ wyruszy³em w rejs, którym by³o zrobienie tej p³yty, po to, ¿eby nauczyæ siê pewnej konsekwencji. Rejs trwa³ kilka lat, w listopadzie ubieg³ego roku wyda³em p³ytê, w konsekwencji jestem na scenie, gram na gitarze, sam funkcjonujê. S¹

Hubert Dobaczewski „Spiêty” podczas koncertu w CK ZAMEK 24 lutego

Page 17: Subiektyw nr 6

marzec 201016

j¹cych siê najbli¿szych. Kiedy jej starania nie znajduj¹ u nich poklasku i kiedy sama zostaje popchniêta na przyk³ad na pod³ogê, córka wpada w pop³och, zdarza siê, ¿e nawet w histeriê. W trakcie syn zd¹¿a ju¿ kilka-krotnie zasadziæ miêœniaki na ciele ojca, czemu ten nie pozostanie d³u¿ny; akcja przyspiesza, walka toczy siê, jest coraz bardziej za¿arta, popychane s¹ ju¿ nawet meble, potem œciany, a te w koñcu staj¹ siê za ma³e, przeciwnicy wysypuj¹ siê wiêc na klatkê schodow¹ z hukiem, a kiedy l¹duj¹ na podwórku, w oknach ju¿ wysiaduje multum s¹siadów. W oknach usadawiaj¹ siê zazwy-czaj doroœli; swoim dzieciom walk ogl¹daæ nie pozwalaj¹, a to z bardzo prostej, acz nieuœwiadamianej sobie przez nich przyczy-ny: nie chc¹, by dzieci, które ze swej natury s¹ zazwyczaj bardzo spostrzegawcze, zaobserwowa³y i zapamiêta³y techniki, jakie przeciw drugiemu cz³owiekowi wykorzy-staæ mo¿na.

Ale wracaj¹c do tematu... Gwiazdy na niebie, a na ziemi… wiruj¹ce gwiazdki wokó³ g³ów niektórych. Zawodnicy czuj¹ siê ju¿ Ÿle. Sapi¹ ze zmêczenia, z wycieñ-czenia organizmu, tyle si³y, energii, ba – tyle ambicji wk³adaj¹ w bójki, byleby tylko wygraæ!

A tu proszê – któryœ z niewdziê-cznych s¹siadów postanawia, w akcie nieprzemyœlanego heroizmu, zadzwoniæ na policjê, by zg³osiæ (i podaæ przy tym swe dane!), ¿e obok jest jakaœ awantura. A przecie¿ mo¿na by³o obyæ siê bez tego gestu; przyjazd policji sprawi, ¿e rozprawka miêdzy synem a ojcem i ojcem a synem, nie zostanie rozwi¹zana, nie dojd¹ oni do koñcowych argumentów! A przecie¿ – w myœl psychologów – wszystko, co siê zaczê³o, powinno siê skoñczyæ. I nie nasza w tym g³owa, czy dobrze, czy Ÿle.

Ms. Abstrakcja

ny pierworodnego, ba – mo¿e nawet je zapa-miêtaæ, tym samym zdobêdzie nad nim przewagê.

Dlatego najlepiej trenowaæ ciosy w swoim pokoju z workiem, przynajmniej 15 minut dziennie.

Wystrój mieszkania przy bójkach rodzinnych tak¿e jest wa¿ny. Istotna i pora dnia. Latem, kiedy w ci¹gu dnia jest s³onecznie, rodziny najczêœciej rezygnuj¹ z prania siê, bowiem podczas upa³ów cz³owiek bardzo siê poci, jest mu duszno, odczuwa fizyczny dyskomfort, i z szarpa-niny, i bójki najzwyczajniej w œwiecie rezygnuje. Pozostaj¹ tylko marne wyzwiska. Natomiast wieczorem, kiedy jest cicho, kiedy nie ma mo¿liwoœci, by ha³asy z ulicy t³umi³y jakiekolwiek rodzinne okrzyki bojowe, biæ siê najlepiej. Opieraj¹c siê na technice stosowa-nej przez s¹siadów, podam kilka wytycz-nych, wed³ug których winna siê toczyæ zwada rodzinna.

Po pierwsze: musi nast¹piæ jakiœ do niej wstêp (tak jak w szkolnym wypracowa-niu). Rodzina obiera jakiœ temat, na który zaczyna toczyæ rozprawkê. Ojciec i syn wysuwaj¹ przeciwstawne argumenty, matka milczy, córka ma jeszcze inne nañ zdanie, ale te¿ milczy. Wysuwanie argumentów prze-mawiaj¹cych na ka¿dego korzyœæ mo¿e trwaæ nawet do 30 minut; d³ugoœæ zale¿y od tego, czy rodzina nastawiona jest na dialog, czy te¿ na akcjê. W trakcie wymiany zdañ mog¹ ju¿ zacz¹æ padaæ ( i najczêœciej padaj¹) wyzwiska typu: k**ewka, ch**ek, s*czka, pierdykol siê i inne. Po takiej rozmowie – debacie, któryœ z mê¿czyzn, to jest ten, którego twarz jest bardziej czerwona, wstaje i popycha przeciwnika. Ten, staj¹c siê owym gestem zirytowany, popycha popychaj¹cego równie¿, co powodujê, ¿e popychaj¹cy z wiêksz¹ si³¹ i natê¿eniem posuwa siê do popchniêæ dalszych. Tymczasem córka zaczyna p³akaæ, próbuje coœ mówiæ (b¹dŸ wrzeszczeæ, w zale¿noœci od tempera-mentu), a matka rozdzieliæ swoich popycha-

marzec 2010 17

Rozmowa ze Spiêtymo p³ycie Antyszanty

tego blaski i cienie oczywiœcie. Dziêki tej p³ycie, dziêki trasie koncertowej, nabieram nowych doœwiadczeñ, nie tylko muzycz-nych, równie¿ tych niezwi¹zanych z muzyk¹ – tych „ludzkich”.Dzisiejszy koncert pokaza³, ¿e nie daje siê Pan zamkn¹æ w jednym gatunku, wepchn¹æ w schemat…Spiêty: Sam siê przez lata wpycha³em w schematy. By³em metalowcem, by³em w subkulturze i wszystko, co by³o poza metalem, mnie nie interesowa³o, wszystko „inne” uwa¿a³em za gorsze. PóŸniej wyros³em z takiego myœlenia i teraz si³¹ rzeczy nie dajê siê wmanewrowaæ w jakiœ schemat.Podczas koncertu zagra³ Pan miêdzy innymi cover Nancy Sinatry Ban Bang, na koñcu pojawi³a siê Miêdzymiastowa Kalibra 44. Oprócz tego ten set DJ-ski przy utworze Ma Czar Karma.Spiêty: Lubiê ró¿ne gatunki. Jednoczeœnie staram siê byæ w tych wykonaniach szczery

Micha³ Piszora: Czy Pana wyobra¿enie o ¿yciu na morzu jest oparte na legendach, historiach ¿eglarskich? Jak Pan pozna³ „¿ycie na morzu”?Spiêty: Tê p³ytê zrobi³em w taki sposób, ¿e pomyœla³em sobie, ¿e ¿ycie jest pewnego rodzaju rejsem. Tak siê sk³ada, ¿e szanty traktuj¹ o tym wyp³yniêciu z portu, o tej samotnoœci na morzu, rozterkach, o tym, ¿e czasami jest piêkne s³oñce, a czasami jest burza i mo¿na podczas sztormu pójœæ na dno, no a póŸniej siê gdzieœ zawija do portu, tak¿e ta p³yta to taka parafraza… ¿ycia. Jestem ¿eglarzem, od wielu lat ¿eglujê i znam szanty. Pomyœla³em, ¿e dobrze bêdzie nagraæ p³ytê nawi¹zuj¹c¹ w jakiœ sposób do tego gatunku.Na tej p³ycie mo¿emy odnaleŸæ du¿o hu-moru. Zgodzi siê Pan z tym, ¿e we wspó³czesnej muzyce w Polsce, brakuje dystansu? Takie „silenie siê na dydakty-kê?Spiêty: Nie, chyba nie. S¹ w Polsce zespo³y, które potrafi¹ siê zdystansowaæ. Ale to jest generalnie problem ca³ej ludzkoœci. Œpie-wam: „A by³ raz kapitan siê sili³ na dydaktykê,/jak pizdn¹³ w molo, nabra³ wody i spali³ elektrykê” – mia³em tutaj na myœli to, ¿e sam bywam dydaktyczny i te¿ czasami temu ulegam. W tym jest problem.Czy tworzenie albumu solowego wymaga wiêkszej samodyscypliny?Spiêty: Na pewno. Ja te¿ wyruszy³em w rejs, którym by³o zrobienie tej p³yty, po to, ¿eby nauczyæ siê pewnej konsekwencji. Rejs trwa³ kilka lat, w listopadzie ubieg³ego roku wyda³em p³ytê, w konsekwencji jestem na scenie, gram na gitarze, sam funkcjonujê. S¹

Hubert Dobaczewski „Spiêty” podczas koncertu w CK ZAMEK 24 lutego

Page 18: Subiektyw nr 6

marzec 201018

Spiêty: Bo morze uczy moresu, wiêc trzeba byæ po prostu i pokornym i twardym, w trudnych sytuacjach trzeba siê wzi¹æ w garœæ.W niektórych tekstach (choæby w utworze Mor¿e) zawarta jest dwuznacznoœæ. To s¹ zawsze zabiegi zaplanowane?Spiêty: Nie, nie zawsze. Na tê p³ytê nie mia³em ¿adnego planu, po prostu j¹ robi³em. Na Antyszantach wiele rzeczy jest gdzieœ pochowanych, zawarte s¹ na tej p³ycie „rzeczy podprogowe”, z których nawet ja sobie nie zdajê sprawy. Jak siê Panu wspó³pracowa³o z rodzin¹ podczas tworzenia Antyszant?Spiêty: Tak siê z³o¿y³o, ¿e w nagrywaniu tej p³yty, bra³a udzia³ moja bratanica i moja ¿ona. Bratanica ma siedem lat i ju¿ wykazuje pewnego rodzaju „artystyczne ci¹goty”. Po-myœla³em: „Dlaczego by tego nie wykorzy-staæ?”, dla niej to by³a frajda, a dla mnie pewnego rodzaju urozmaicenie. Natomiast moja ¿ona wspó³produkowa³a tak naprawdê tê p³ytê i recenzowa³a ka¿dy mój krok. W razie w¹tpliwoœci pyta³em ¿onê, co o tym s¹dzi. Przy procesie twórczym by³a od po-cz¹tku i to jest po czêœci te¿ jej p³yta.

Dziêkujê za rozmowê

Rozmawia³ Micha³ Piszora

i przekonywuj¹cy. Dlaczego p³yta zosta³a nagrana w „Te-chnikum samochodowym”? Spiêty: Bo ja tak nazwa³em swoje studio domowe… Jestem absolwentem technikum samochodowego.Czy zak³ada³ Pan od pocz¹tku nagraæ p³ytê „dwuwarstwow¹”? Z jednej strony – weso³¹, wulgarn¹ – a z drugiej – bardziej filozoficzn¹, sk³aniaj¹c¹ do refleksji?Spiêty: Nie… to samo zdryfowa³o w tê stronê („zdryfowa³o” – to dobre s³owo przy okazji tej p³yty). To jest tak, ¿e wyszed³em od szant, które traktuj¹ czêsto o alkoholu, o kobietach, a poniewa¿ bezsensu jest œpiewaæ tylko i wy³¹cznie o tym, wplot³em w tê p³ytê jakieœ swoje przemyœlenia na ró¿ne tematy i w ten sposób p³yta siê uzupe³nia. Ale jest te¿ prawd¹, ¿e szanty czêsto s¹ liryczne, nostalgiczne i refleksyj-ne. Bêd¹c na morzu mamy do wyboru albo siê po prostu upiæ, albo pójœæ na dziwki, albo wyæ do ksiê¿yca…Na tej p³ycie kobiety s¹ przedstawione jako „cycuszki” do cyckania…Spiêty: Wynika³o to tylko i wy³¹cznie z po-trzeb gatunku… szant. Szanty zawsze by³y sproœne.„Ale jak ch³op nie je miêtki, nie gamoñ, nie pizda/To na przemijanie ch³op takowy gwizda” – zawar³ Pan w tych s³owach kwintesencjê mêskoœci…

ste. Wyznania, aby ocaliæ przed zapomnie-niem. Wyznanie nostalgii, têsknoty za powrotem do lat dzieciñstwa, aby ocaliæ ten szczêœliwy czas klasy szkolnej. PóŸniej, aby ocaliæ swój pokój dzieciñstwa, utrwaliæ, wpl¹taæ w wielk¹ i duchow¹ historiê naszej kultury. A potem to ci¹g³e pragnienie i marzenie i wola, by twórczoœæ by³a wolna, podleg³a tylko mnie, moim s³aboœciom, szaleñ-stwom, chorobom, moim klêskom, mojej samotnoœci.” – w ten sposób Kantor podsumowywa³ swoj¹ dzia³alnoœæ. Uczyni³ dla sztuki z pewnoœci¹ wiêcej, ni¿ tylko utrwalenie w³asnej wizji siebie. Da³ g³os umar³ym – wskrzesi³ ich w niemej chwale, ich rachityczne korpusy zamieni³ w mane-kiny, w pó³-automaty, bio-obiekty. Dziêki jego staraniom o¿y³y zasnute pajêczyn¹ klasy, na zakurzonych pulpitach znów pojawi³y siê ksi¹¿ki i kartki. Lekcje, rytua³y, podwórka – jak dawniej wype³nione zosta³y bieganin¹, krzykiem, sprzeczkami, proble-mami. Choæ wszystko to powróci³o w zmie-nionej, gorszej, u³omnej postaci. Bohate-rowie zamkniêci w krêgu powtarzaj¹cych siê czynnoœci, fantazji, ckliwych obrazów, jakby nie do koñca widz¹cy œwiat obok siebie. Dojmuj¹co samotni, choæ otoczeni przecie¿ podobnymi sobie bytami. Jakby zajêci bardziej sprawami tego drugiego œwiata, bardziej automatyczni, niezaan-ga¿owani w swoje akcje, w emocje. Widzi-my ich jako cienie, jako wspomnienia. A poœród nich – kr¹¿¹cego, obsesyjnie poszukuj¹cego idealnej wersji w³asnej podœwiadomoœci Kantora.

Do teatru nie wchodzi siê bezkar-nie. Teatrum Mundi – Kantor, poprzez zatarcie granic miêdzy aktorami a publicz-

adziwia, mo¿e tak¿e roz-czarowuje, selektywnoœæ Z pamiêci. Przywi¹zujemy

wagê do nazwisk, autorów, którzy, jak to napisa³ Herbert – „gestykuluj¹ w pustce”, zamiast przypominaæ sobie tych wielkich, znanych, cenionych nie tylko przez nas. Kim jest dla nas postaæ Tadeusza Kantora? Kim w naszym myœleniu o sztuce jest cz³owiek, którego przedstawienie Umar³a klasa grane by³o ponad dwa tysi¹ce razy na ca³ym œwiecie od chwili wystawienia w 1975 roku w Krzysztoforach?

Œmieræ i rozk³ad, pamiêæ, zapo-mnienie – te motywy wci¹¿ obecne s¹ w spektaklach tego wybitnego re¿ysera. To ostatni nurt twórczoœci artysty zajmowa³ bêdzie mnie najbardziej w próbie opowie-dzenia o jego wizji cz³owieka, teatru, ¿ycia. Nie mo¿e wiêc zabrakn¹æ odwo³añ do wspomnianej ju¿ Umar³ej klasy (1975), ale tak¿e do sztuk: Wielopole, Wielopole (1980), Niech sczezn¹ artyœci (1985), Nigdy ju¿ tu nie powrócê (1988) oraz Dziœ s¹ moje urodziny (1991), która zosta³a wystawiona ju¿ po œmierci artysty. Co je scala? Z pewnoœci¹ œmieræ. Dekonstrukcja cz³o-wieka, potraktowanie go jako bio-obiektu, pozbawienie kszta³tu, porównanie do lalki – Kantor bezlitoœnie redukuje, zaskakuje widza œmia³ymi, abstrakcyjnymi scenogra-fiami. Obecny na scenie, wci¹¿ dyryguje, poprawia, daje wskazówki aktorom. Nie jest jednak Demiurgiem, nieomylnym Poruszy-cielem. To raczej twórca zrodzony i poru-szaj¹cy siê w materii chaosu, szalony lalkarz.

„Wszystko, co tworzy³em dotych-czas, mia³o zawsze cechê wyznania.

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnieIstniej¹ g³osy, które nie s³abn¹ nawet zza grobu. Poci¹gniêcia pêdzla na tyle zamaszyste, by zachowaæ energiê nawet w obliczu przemijania. S³owa na tyle potê¿ne, by ich echo brzmia³o w opustosza³ych kaplicach. Gesty, s³owa, malarstwo Tadeusza Kantora – prze¿y³y jego, prze¿yj¹ i nas. Bo s¹ tym, co po nas przyjdzie – s¹ œmierci¹ w najczystszej postaci.

19Marzec 2010

Page 19: Subiektyw nr 6

marzec 201018

Spiêty: Bo morze uczy moresu, wiêc trzeba byæ po prostu i pokornym i twardym, w trudnych sytuacjach trzeba siê wzi¹æ w garœæ.W niektórych tekstach (choæby w utworze Mor¿e) zawarta jest dwuznacznoœæ. To s¹ zawsze zabiegi zaplanowane?Spiêty: Nie, nie zawsze. Na tê p³ytê nie mia³em ¿adnego planu, po prostu j¹ robi³em. Na Antyszantach wiele rzeczy jest gdzieœ pochowanych, zawarte s¹ na tej p³ycie „rzeczy podprogowe”, z których nawet ja sobie nie zdajê sprawy. Jak siê Panu wspó³pracowa³o z rodzin¹ podczas tworzenia Antyszant?Spiêty: Tak siê z³o¿y³o, ¿e w nagrywaniu tej p³yty, bra³a udzia³ moja bratanica i moja ¿ona. Bratanica ma siedem lat i ju¿ wykazuje pewnego rodzaju „artystyczne ci¹goty”. Po-myœla³em: „Dlaczego by tego nie wykorzy-staæ?”, dla niej to by³a frajda, a dla mnie pewnego rodzaju urozmaicenie. Natomiast moja ¿ona wspó³produkowa³a tak naprawdê tê p³ytê i recenzowa³a ka¿dy mój krok. W razie w¹tpliwoœci pyta³em ¿onê, co o tym s¹dzi. Przy procesie twórczym by³a od po-cz¹tku i to jest po czêœci te¿ jej p³yta.

Dziêkujê za rozmowê

Rozmawia³ Micha³ Piszora

i przekonywuj¹cy. Dlaczego p³yta zosta³a nagrana w „Te-chnikum samochodowym”? Spiêty: Bo ja tak nazwa³em swoje studio domowe… Jestem absolwentem technikum samochodowego.Czy zak³ada³ Pan od pocz¹tku nagraæ p³ytê „dwuwarstwow¹”? Z jednej strony – weso³¹, wulgarn¹ – a z drugiej – bardziej filozoficzn¹, sk³aniaj¹c¹ do refleksji?Spiêty: Nie… to samo zdryfowa³o w tê stronê („zdryfowa³o” – to dobre s³owo przy okazji tej p³yty). To jest tak, ¿e wyszed³em od szant, które traktuj¹ czêsto o alkoholu, o kobietach, a poniewa¿ bezsensu jest œpiewaæ tylko i wy³¹cznie o tym, wplot³em w tê p³ytê jakieœ swoje przemyœlenia na ró¿ne tematy i w ten sposób p³yta siê uzupe³nia. Ale jest te¿ prawd¹, ¿e szanty czêsto s¹ liryczne, nostalgiczne i refleksyj-ne. Bêd¹c na morzu mamy do wyboru albo siê po prostu upiæ, albo pójœæ na dziwki, albo wyæ do ksiê¿yca…Na tej p³ycie kobiety s¹ przedstawione jako „cycuszki” do cyckania…Spiêty: Wynika³o to tylko i wy³¹cznie z po-trzeb gatunku… szant. Szanty zawsze by³y sproœne.„Ale jak ch³op nie je miêtki, nie gamoñ, nie pizda/To na przemijanie ch³op takowy gwizda” – zawar³ Pan w tych s³owach kwintesencjê mêskoœci…

ste. Wyznania, aby ocaliæ przed zapomnie-niem. Wyznanie nostalgii, têsknoty za powrotem do lat dzieciñstwa, aby ocaliæ ten szczêœliwy czas klasy szkolnej. PóŸniej, aby ocaliæ swój pokój dzieciñstwa, utrwaliæ, wpl¹taæ w wielk¹ i duchow¹ historiê naszej kultury. A potem to ci¹g³e pragnienie i marzenie i wola, by twórczoœæ by³a wolna, podleg³a tylko mnie, moim s³aboœciom, szaleñ-stwom, chorobom, moim klêskom, mojej samotnoœci.” – w ten sposób Kantor podsumowywa³ swoj¹ dzia³alnoœæ. Uczyni³ dla sztuki z pewnoœci¹ wiêcej, ni¿ tylko utrwalenie w³asnej wizji siebie. Da³ g³os umar³ym – wskrzesi³ ich w niemej chwale, ich rachityczne korpusy zamieni³ w mane-kiny, w pó³-automaty, bio-obiekty. Dziêki jego staraniom o¿y³y zasnute pajêczyn¹ klasy, na zakurzonych pulpitach znów pojawi³y siê ksi¹¿ki i kartki. Lekcje, rytua³y, podwórka – jak dawniej wype³nione zosta³y bieganin¹, krzykiem, sprzeczkami, proble-mami. Choæ wszystko to powróci³o w zmie-nionej, gorszej, u³omnej postaci. Bohate-rowie zamkniêci w krêgu powtarzaj¹cych siê czynnoœci, fantazji, ckliwych obrazów, jakby nie do koñca widz¹cy œwiat obok siebie. Dojmuj¹co samotni, choæ otoczeni przecie¿ podobnymi sobie bytami. Jakby zajêci bardziej sprawami tego drugiego œwiata, bardziej automatyczni, niezaan-ga¿owani w swoje akcje, w emocje. Widzi-my ich jako cienie, jako wspomnienia. A poœród nich – kr¹¿¹cego, obsesyjnie poszukuj¹cego idealnej wersji w³asnej podœwiadomoœci Kantora.

Do teatru nie wchodzi siê bezkar-nie. Teatrum Mundi – Kantor, poprzez zatarcie granic miêdzy aktorami a publicz-

adziwia, mo¿e tak¿e roz-czarowuje, selektywnoœæ Z pamiêci. Przywi¹zujemy

wagê do nazwisk, autorów, którzy, jak to napisa³ Herbert – „gestykuluj¹ w pustce”, zamiast przypominaæ sobie tych wielkich, znanych, cenionych nie tylko przez nas. Kim jest dla nas postaæ Tadeusza Kantora? Kim w naszym myœleniu o sztuce jest cz³owiek, którego przedstawienie Umar³a klasa grane by³o ponad dwa tysi¹ce razy na ca³ym œwiecie od chwili wystawienia w 1975 roku w Krzysztoforach?

Œmieræ i rozk³ad, pamiêæ, zapo-mnienie – te motywy wci¹¿ obecne s¹ w spektaklach tego wybitnego re¿ysera. To ostatni nurt twórczoœci artysty zajmowa³ bêdzie mnie najbardziej w próbie opowie-dzenia o jego wizji cz³owieka, teatru, ¿ycia. Nie mo¿e wiêc zabrakn¹æ odwo³añ do wspomnianej ju¿ Umar³ej klasy (1975), ale tak¿e do sztuk: Wielopole, Wielopole (1980), Niech sczezn¹ artyœci (1985), Nigdy ju¿ tu nie powrócê (1988) oraz Dziœ s¹ moje urodziny (1991), która zosta³a wystawiona ju¿ po œmierci artysty. Co je scala? Z pewnoœci¹ œmieræ. Dekonstrukcja cz³o-wieka, potraktowanie go jako bio-obiektu, pozbawienie kszta³tu, porównanie do lalki – Kantor bezlitoœnie redukuje, zaskakuje widza œmia³ymi, abstrakcyjnymi scenogra-fiami. Obecny na scenie, wci¹¿ dyryguje, poprawia, daje wskazówki aktorom. Nie jest jednak Demiurgiem, nieomylnym Poruszy-cielem. To raczej twórca zrodzony i poru-szaj¹cy siê w materii chaosu, szalony lalkarz.

„Wszystko, co tworzy³em dotych-czas, mia³o zawsze cechê wyznania.

Do teatru nie wchodzi siê bezkarnieIstniej¹ g³osy, które nie s³abn¹ nawet zza grobu. Poci¹gniêcia pêdzla na tyle zamaszyste, by zachowaæ energiê nawet w obliczu przemijania. S³owa na tyle potê¿ne, by ich echo brzmia³o w opustosza³ych kaplicach. Gesty, s³owa, malarstwo Tadeusza Kantora – prze¿y³y jego, prze¿yj¹ i nas. Bo s¹ tym, co po nas przyjdzie – s¹ œmierci¹ w najczystszej postaci.

19Marzec 2010

Page 20: Subiektyw nr 6

20

Zapraszamy do wspó³pracy!

www.subiektyw.org

publicznoœci¹, przekazuje widzowi – wy tak¿e jesteœcie lalkami, marionetkami w moim teatrze. Nie oswaja œmierci w spo-sób, do jakiego przyzwyczai³a nas kultura. Nie przedstawia „zaœniêcia”, „odejœcia”, „przejœcia na drug¹ stronê”, ale – zejœcie, przepoczwarzenie, deformacjê, degradacjê. Obsesyjny, podobny pod tym wzglêdem do Schulza, Kafki, Witkacego, jak wskazuj¹ jego liczni interpretatorzy – budzi wci¹¿ niepokój, wprowadza publikê w zak³opo-tanie. Miejmy nadziejê, ¿e dla nas stanie siê i pozostanie symbolem sztuki rewolucyjnej, sztuki uwieñczonej sukcesem, ambitnej, docenionej, trudnej i specyficznej. Sztuki wartej zatrzymania i namys³u.

Krzysztof Wojciechowski

Ilustracja – Dorota Wojciechowska

Artyku³y znajdziesz równie¿ na:

www.subiektyw.orgwww.subiektyw-magazyn.blogspot.com

Marzec 2010

nigdy nie chodzi³em z wendy balsam

Pierwsza mi³oœæ jest serialem produkcji polskiej.

Google

nigdy nie chodzi³em z wendy balsam wiêc wygl¹du jej piersi mog³em siê

jedynie domyœlaæ niewielu wiedzia³o ¿e kocham siê w wendy a ju¿ zupe³nie nikt

nie podejrzewa³ ¿e chcia³bym zobaczyæ jej piersi (chocia¿ koledzy mówili

jakby specjalnie przy mnie ¿e wk³ada do stanika kolorowy papier) w³aœciwie

tylko z ojcem o tym rozmawia³em ale ojciec mówi³ ¿e to niemo¿liwe ¿e pierwsza

mi³oœæ jest nieskazitelnie czysta i ¿e on sam widzia³ w ¿yciu cztery

pary piersi i tylko piersi matki mia³y coœ wspólnego z mi³oœci¹

tymczasem moja mi³oœæ do wendy balsam sprowadza³a siê do nieokie³zanej

¿¹dzy zg³êbiania tajemnicy jej kobiecych kszta³tów po jakimœ czasie da³em

sobie jednak spokój ciesz¹c siê ¿e tê najtrudniejesz¹ pierwsz¹ mi³oœæ mam

wreszcie za sob¹ nied³ugo potem znalaz³em sobie inn¹ dziewczynê która od razu

pokaza³a mi piersi i nie tylko piersi ale okaza³o siê ¿e ojciec mia³ racjê

i nie mia³o to nic wspólnego z mi³oœci¹

parê miesiêcy póŸniej po raz pierwszy dane mi by³o ujrzeæ piersi wendy balsam

zupe³nie przez przypadek po prostu z rozpêdu pomyli³em szatnie i przez u³amek

sekundy widzia³em parê drobnych bardzo zgrabnych piersi w koñcu by³em pewien

¿e stanik wendy wype³niony jest tylko tym czym powinien i mog³em obojêtnym

uœmiechem reagowaæ na oszczerstwa kolegów

moja pierwsza mi³oœæ spe³ni³a siê niektórzy nie wierz¹ ¿e to w ogóle mo¿liwe

niektórzy siedz¹ bezczynnie i gapi¹ siê w okno a wystarczy biec wystarczy

d³ugo biec ¿eby w koñcu któregoœ dnia pomyliæ tê przeklêt¹ szatniê i skoñczyæ

z tym raz na zawsze niektórzy po jakimœ czasie zapominaj¹ inni jeszcze d³ugo

gapi¹ siê w okno jakby tam mieli ujrzeæ nagie piersi swoich pierwszych mi³oœci

Adam Grzelec

Szuflada

otwarta

21Marzec 2010

Page 21: Subiektyw nr 6

20

Zapraszamy do wspó³pracy!

www.subiektyw.org

publicznoœci¹, przekazuje widzowi – wy tak¿e jesteœcie lalkami, marionetkami w moim teatrze. Nie oswaja œmierci w spo-sób, do jakiego przyzwyczai³a nas kultura. Nie przedstawia „zaœniêcia”, „odejœcia”, „przejœcia na drug¹ stronê”, ale – zejœcie, przepoczwarzenie, deformacjê, degradacjê. Obsesyjny, podobny pod tym wzglêdem do Schulza, Kafki, Witkacego, jak wskazuj¹ jego liczni interpretatorzy – budzi wci¹¿ niepokój, wprowadza publikê w zak³opo-tanie. Miejmy nadziejê, ¿e dla nas stanie siê i pozostanie symbolem sztuki rewolucyjnej, sztuki uwieñczonej sukcesem, ambitnej, docenionej, trudnej i specyficznej. Sztuki wartej zatrzymania i namys³u.

Krzysztof Wojciechowski

Ilustracja – Dorota Wojciechowska

Artyku³y znajdziesz równie¿ na:

www.subiektyw.orgwww.subiektyw-magazyn.blogspot.com

Marzec 2010

nigdy nie chodzi³em z wendy balsam

Pierwsza mi³oœæ jest serialem produkcji polskiej.

Google

nigdy nie chodzi³em z wendy balsam wiêc wygl¹du jej piersi mog³em siê

jedynie domyœlaæ niewielu wiedzia³o ¿e kocham siê w wendy a ju¿ zupe³nie nikt

nie podejrzewa³ ¿e chcia³bym zobaczyæ jej piersi (chocia¿ koledzy mówili

jakby specjalnie przy mnie ¿e wk³ada do stanika kolorowy papier) w³aœciwie

tylko z ojcem o tym rozmawia³em ale ojciec mówi³ ¿e to niemo¿liwe ¿e pierwsza

mi³oœæ jest nieskazitelnie czysta i ¿e on sam widzia³ w ¿yciu cztery

pary piersi i tylko piersi matki mia³y coœ wspólnego z mi³oœci¹

tymczasem moja mi³oœæ do wendy balsam sprowadza³a siê do nieokie³zanej

¿¹dzy zg³êbiania tajemnicy jej kobiecych kszta³tów po jakimœ czasie da³em

sobie jednak spokój ciesz¹c siê ¿e tê najtrudniejesz¹ pierwsz¹ mi³oœæ mam

wreszcie za sob¹ nied³ugo potem znalaz³em sobie inn¹ dziewczynê która od razu

pokaza³a mi piersi i nie tylko piersi ale okaza³o siê ¿e ojciec mia³ racjê

i nie mia³o to nic wspólnego z mi³oœci¹

parê miesiêcy póŸniej po raz pierwszy dane mi by³o ujrzeæ piersi wendy balsam

zupe³nie przez przypadek po prostu z rozpêdu pomyli³em szatnie i przez u³amek

sekundy widzia³em parê drobnych bardzo zgrabnych piersi w koñcu by³em pewien

¿e stanik wendy wype³niony jest tylko tym czym powinien i mog³em obojêtnym

uœmiechem reagowaæ na oszczerstwa kolegów

moja pierwsza mi³oœæ spe³ni³a siê niektórzy nie wierz¹ ¿e to w ogóle mo¿liwe

niektórzy siedz¹ bezczynnie i gapi¹ siê w okno a wystarczy biec wystarczy

d³ugo biec ¿eby w koñcu któregoœ dnia pomyliæ tê przeklêt¹ szatniê i skoñczyæ

z tym raz na zawsze niektórzy po jakimœ czasie zapominaj¹ inni jeszcze d³ugo

gapi¹ siê w okno jakby tam mieli ujrzeæ nagie piersi swoich pierwszych mi³oœci

Adam Grzelec

Szuflada

otwarta

21Marzec 2010

Page 22: Subiektyw nr 6

Styczeñ 20106 Marzec 201022

tu o ¿yciu jak o fragmentach wypreparowanych z umar³ego organizmu, o zasuszonych wspomnieniach, które w doœæ rozpaczliwy sposób próbuje siê u³o¿yæ w jak¹kolwiek ca³oœæ. Oczywiœcie – powrót jest niemo¿liwy. W ramach szko³y przetrwania przeprowadza siê „æwiczenia w umieraniu”:

rozprasza³o siê œwiat³o lamp i s³ychaæ by³o wyraŸnie szum maszyn.a rano, po szkole inne dziewczynki sz³y wolno, wydymaj¹c usta,ju¿ wytresowane, jakby próbowa³y, która lepiej zabrzmi.

[podstawy dziedziczenia]

W tomiku pobrzmiewa g³os rwany, wyraŸnie czuæ w nim pow¹tpiewanie, roi siê tu od zaj¹kniêæ. Poza tym cech¹ charakterystyczn¹ tej poezji jest opisywanie œwiata poprzez zjawiska chemiczno-biologiczne, wystêpuj¹ stylizacje na jêzyk naukowy, jak gdyby mia³ on daæ jakieœ oparcie. Czy jêzykowa niepewnoœæ jest zamierzona? Mo¿e to tylko chwyt, porozumiewawczy gest ku poszukuj¹cym czytelnikom. Witkowski zdaje sprawê ze swoich lektur, „wyczuwa grunt” czytelniczy. W wierszach podmiot czuje siê wyj¹tkowym, a zarazem pyta o trafnoœæ stawianych przez siebie tez. W tej poezji kreacja jest sposobem na ³¹czenie strzêpów pamiêci. W tomie dominuje perspektywa migawkowa – objawia siê w niedaj¹cym spokoju nadmiarze.

i nic siê nie klei, bo nie ma ¿adnego mnie, jest nas kilku,spotykamy siê i wszystkie kobiety s¹ wspólne.razem koñczyliœmy szko³y i kradliœmy ksi¹¿ki,choæ mieliœmy osobna toaletê i szatniê.

[gry i zabawy ruchowe]

Nie mogê pozbyæ siê wra¿enia, ¿e Witkowski pisa³ ten tomik przede wszystkim dla publicznoœci – trochê sypie w oczy brokatem, b³yska œwiat³ami. Wiele jest tutaj chwytów uniwersalnych, u¿ytych jakby w przekonaniu, ¿e nale¿y sprostaæ zapotrzebowaniu i oczekiwaniom. G³êbia obrazów zdaje siê byæ„doczepiona”, i nie jest pewne, czy to zamierzony element poetyki – przecie¿ poezja „musi” podskórnie mówiæ. Preparaty to treœæ notatnika przemyœlnego maklera lub smutnego aktora. Który gra tu lepiej?

Tomik jest wynikiem projektu Biura Literackiego „Po³ów 2009”. To w³aœnie w jego ramach Witkowski zosta³ dostrze¿ony przez Andrzeja Sosnowskiego i pod czujnym okiem Romana Honeta rozwin¹³ arkusz poetycki Lekkie czasy ciê¿kich chorób w Preparaty. Ksi¹¿ka mia³a premierê 23 stycznia we wroc³awskiej „Przystani Literackiej”. W wieczorze autorskim wziêli udzia³ równie¿ Julia Fiedorczuk, czytaj¹c fragmenty swojej prozatorskiej ksi¹¿ki Poranek Marii i inne opowiadania, Grzegorz Jankowicz prezentuj¹c zbiór rozmów z Andrzejem Sosnowskim pt. Trop w trop oraz Roman Honet, który odczyta³ kilka nowych utworów z przygotowywanego tomu.

Joanna ¯abnicka

Preparaty

ebiut ksi¹¿kowy Przemys³awa Witkowskiego nie ma w sobie zbyt wiele optymizmu. Trudno siê dziwiæ – t³em D dla g³osu podmiotu jest rozsypana uk³adanka. Mówi siê

Chero – odcinek 3

Page 23: Subiektyw nr 6

Styczeñ 20106 Marzec 201022

tu o ¿yciu jak o fragmentach wypreparowanych z umar³ego organizmu, o zasuszonych wspomnieniach, które w doœæ rozpaczliwy sposób próbuje siê u³o¿yæ w jak¹kolwiek ca³oœæ. Oczywiœcie – powrót jest niemo¿liwy. W ramach szko³y przetrwania przeprowadza siê „æwiczenia w umieraniu”:

rozprasza³o siê œwiat³o lamp i s³ychaæ by³o wyraŸnie szum maszyn.a rano, po szkole inne dziewczynki sz³y wolno, wydymaj¹c usta,ju¿ wytresowane, jakby próbowa³y, która lepiej zabrzmi.

[podstawy dziedziczenia]

W tomiku pobrzmiewa g³os rwany, wyraŸnie czuæ w nim pow¹tpiewanie, roi siê tu od zaj¹kniêæ. Poza tym cech¹ charakterystyczn¹ tej poezji jest opisywanie œwiata poprzez zjawiska chemiczno-biologiczne, wystêpuj¹ stylizacje na jêzyk naukowy, jak gdyby mia³ on daæ jakieœ oparcie. Czy jêzykowa niepewnoœæ jest zamierzona? Mo¿e to tylko chwyt, porozumiewawczy gest ku poszukuj¹cym czytelnikom. Witkowski zdaje sprawê ze swoich lektur, „wyczuwa grunt” czytelniczy. W wierszach podmiot czuje siê wyj¹tkowym, a zarazem pyta o trafnoœæ stawianych przez siebie tez. W tej poezji kreacja jest sposobem na ³¹czenie strzêpów pamiêci. W tomie dominuje perspektywa migawkowa – objawia siê w niedaj¹cym spokoju nadmiarze.

i nic siê nie klei, bo nie ma ¿adnego mnie, jest nas kilku,spotykamy siê i wszystkie kobiety s¹ wspólne.razem koñczyliœmy szko³y i kradliœmy ksi¹¿ki,choæ mieliœmy osobna toaletê i szatniê.

[gry i zabawy ruchowe]

Nie mogê pozbyæ siê wra¿enia, ¿e Witkowski pisa³ ten tomik przede wszystkim dla publicznoœci – trochê sypie w oczy brokatem, b³yska œwiat³ami. Wiele jest tutaj chwytów uniwersalnych, u¿ytych jakby w przekonaniu, ¿e nale¿y sprostaæ zapotrzebowaniu i oczekiwaniom. G³êbia obrazów zdaje siê byæ„doczepiona”, i nie jest pewne, czy to zamierzony element poetyki – przecie¿ poezja „musi” podskórnie mówiæ. Preparaty to treœæ notatnika przemyœlnego maklera lub smutnego aktora. Który gra tu lepiej?

Tomik jest wynikiem projektu Biura Literackiego „Po³ów 2009”. To w³aœnie w jego ramach Witkowski zosta³ dostrze¿ony przez Andrzeja Sosnowskiego i pod czujnym okiem Romana Honeta rozwin¹³ arkusz poetycki Lekkie czasy ciê¿kich chorób w Preparaty. Ksi¹¿ka mia³a premierê 23 stycznia we wroc³awskiej „Przystani Literackiej”. W wieczorze autorskim wziêli udzia³ równie¿ Julia Fiedorczuk, czytaj¹c fragmenty swojej prozatorskiej ksi¹¿ki Poranek Marii i inne opowiadania, Grzegorz Jankowicz prezentuj¹c zbiór rozmów z Andrzejem Sosnowskim pt. Trop w trop oraz Roman Honet, który odczyta³ kilka nowych utworów z przygotowywanego tomu.

Joanna ¯abnicka

Preparaty

ebiut ksi¹¿kowy Przemys³awa Witkowskiego nie ma w sobie zbyt wiele optymizmu. Trudno siê dziwiæ – t³em D dla g³osu podmiotu jest rozsypana uk³adanka. Mówi siê

Chero – odcinek 3

Page 24: Subiektyw nr 6