Upload
trinhkhue
View
216
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
1
Niniejsza publikacja jest współfi nansowana
przez Urząd Miasta Bydgoszczy.
Podarowałem sztuce
Siedzę i rozmyślam.
Odczucia i pragnienia
podarowałem Sztuce –
rzeczy na pół dojrzane,
twarze na pół dojrzane,
twarze jakieś czy rysy,
miłości niespełnionych
niepewne przypomnienia.
Sztuce się poddać pragnę.
Bo ona wie, jak tworzyć
Piękności kształt.
Ona, niedostrzegalnie prawie, dopełnia życie,
splatając wrażenie z wrażeniem,
z dniem splatając dzień.
Konstantinos Kavafi s
Używamy często metafory: oczy są zwierciadłem
duszy. To one pomagają poznawać siebie, a dusza
przyjmuje wówczas to, co poznane. Są w człowieku
wewnętrzne głosy, obrazy, które ułatwiają poruszanie
się w świecie, mobilizują do działania, a niekiedy są
zdolne popchnąć do spontanicznych uniesień. Zoba-
czyć jest łatwiej niż uwierzyć. Nieustannie potrzebu-
jemy dobrej informacji, aby upewniać się, czy działa-
my prawidłowo. Niech nasze pismo pomaga w poszu-
kiwaniach. Oprócz tego przy zamkniętych oczach, po-
dobnie jak bohaterowie mojego zdjęcia, podczas au-
torefl eksji poszukajmy więcej. Okaże się, że drzemią
w nas nieodkryte, zagłuszone pragnienia, pasje, chęci.
Regional Geographic otwiera oczy, sięga głębiej,
takie jest jego zadanie; też chcecie tak działać, robić
i czuć? W naszym piśmie znajdziecie to, co przyciąga,
intryguje, zastanawia i wyróżnia na mapie czasopism
regionalnych, młodzieżowych. Zapraszam do patrze-
nia na świat w sposób głębszy. Przyłączcie się do nas,
aby wspólnie popatrzeć dalej.
Życzę twórczych odkryć z Regional Geographic!
Redaktor naczelny
Adam Juszkiewicz
Sztuka otwiera oczy,by patrzeć dalej
ci.
o przyciąga,
pie c
zam
rzyłączc
.
o patrze
się do nas,
z Regional Geographic!
Redaktor naczelny
szkie
3
Adres redakcji: Bydgoszcz; ul. Powstańców Wielkopolskich 34, tel. 052 3460 421
czynna od pn do pt w godz. 10 - 17
Redaktor naczelny: Adam Juszkiewicz (0 504 560 499); e-mail: [email protected]
Zastępca redaktora naczelnego: Marcin Wasilewski, e-mail: [email protected]
Sekretarz redakcji: Lidia Kobylarz (0 504 455 260), e-mail: [email protected]
Summary: Anna Soporowska
Korekta: Agata Malik
Edytor zdjęć: Kamil Wakuła
Szata grafi czna: Mikołaj Górski
Wydawca: Stowarzyszenie „Juvenkracja”, www.juvenkracja.pl; www.RegionalGeographic.plSkład i druk: PPU MULTIGRAF s.c. R. Ellert, J. Tomczuk, 85-135 Bydgoszcz, ul. Bielicka 76 C
tel./fax 052 340 41 37, 0 661 152 708; www.multigrafdruk.plRedakcja: Magdalena Połowińczak, Natalia Stefanowicz, Karolina Matysiak, Emilia Glugla,
Przemysław Durczak, Marta Gregorczyk, Grzegorz Popek
Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów, redagowania tekstów, adiustacji, zmiany tytułów i publikowania
ich na stronach internetowych. Redakcja nie publikuje materiałów nie zamówionych oraz ich nie zwraca.
© Copyright by Stowarzyszenie „Juvenkracja”.
W numerze:
LudzieW górskich głębinach ...................................................4
MiastoCzas na... rower .........................................................12Nocne życie studenta ...................................................14
RegionKrajeński Park Krajobrazowy ........................................18Powrót do „maleńkiego raju” ...................................... 22Ahoj, przygodo! ...................................................... 24Rowerem nad Kanał Notecki ........................................ 28Podróż za 2,20 - Białe Błota ....................................... 30
Fotografi aFotokrytyka .............................................................. 32Filtry fotografi czne w fotografi i pejzażowej .................... 34Sąsiedzi ..................................................................................... 38Stacja fotografi a ........................................................40
TurystykaTramwaj wodny i lądowy ............................................ 42Młodzieżowa baza noclegowa w Bydgoszczy ................. 44Z czym na rower ........................................................ 46Kalendarium nadchodzących wydarzeń .......................... 48W poszukiwaniu bydgoskich skarbów ............................ 50Skąd się Grabina wzięła .............................................. 51Szlakiem rezerwatów cz.1 ............................................ 52
Zdjęcia na okładce: Grzegorz Popek (I), Przemysław Durczak (IV).
4
LudzieNatalia Stefanowicze-mail: [email protected]
Jeżeli masz niecodzienne zainte-
resowania, należysz do intrygującej
subkultury lub działasz w interesują-
cym stowarzyszeniu z przyjemnością
opiszemy Twoje dokonania na łamach
Regional Geographic. Czekamy na Cie-
bie! Nie trać czasu, już dziś skontak-
tuj się z redaktorem działu LUDZIE!
Przez dwa wieczory gościliśmy w naszej redak-cji Jana Kwiatonia – bydgoskiego himalaistę, inicjato-ra i koordynatora niezwykłej wyprawy w głąb hima-lajskiego jeziora Tilicho. W ramach ekspedycji „Tilicho Lake and Peak 2007” uczestnicy wyprawy ustanowi-li rekord świata, nurkując na głębokość 30 metrów w jednym z najwyżej położonych akwenów na świe-cie (4919 m n.p.m.). Dotarli tym sa-mym do granic biosfery, gdziej za-tknęli biało-czerwoną fl agę. Podczas naszego spotkania himalaista opo-wiedział nam o przygotowaniach do wyprawy, trudzie wspinaczki, gościn-ności Nepalczyków, krytycznych mo-mentach ekspedycji i o pierwszym w historii zanurkowaniu tak głęboko na takiej wysokości.
Gdybyś miał wziąć udział w popular-
nym programie „Podróże z żartem”,
jak byś się przedstawił?
Jest to trudne pytanie, ponieważ każdą wy-
prawę traktuję bardzo poważnie, ale myślę, że
w „Podróżach z żartem” najlepiej scharaktery-
zowałoby mnie określenie „Enzo z amazońskiej
dżungli”. Enzo nawiązuje do fi lmu „Wielki Błękit”
z Jeanem Reno w roli głównej, do którego po-
dobno jestem podobny, stąd dla przyjaciół jestem
Enzo. Kiedyś zwiedzałem rezerwat lasu deszczo-
wego Puszczy Amazońskiej w Puerto Maldona-
do i były tam ścieżki zalane bardzo rzadkim bło-
tem. Patrząc na nie zastanawiałem się, czy moje
umiejętności nurkowania na wstrzymanym odde-
chu przydałyby się tutaj, tym bardziej, że była to
zatoka Czarnego Kajmana. Enzo Enzem, ale z kaj-
manem nie ma żartów, on na pewno nie oglądał
tego fi lmu. (kajman - gatunek gada z rodziny ali-
gatorowatych)
Co cię zainspirowało do zorganizowania
tak nietypowej wyprawy?
Zainspirowało mnie kilka rze-
czy. Pierwszą z nich było uświado-
mienie sobie, że w eksploracji na-
szej planety jest wciąż pewna nie-
wypełniona nisza, czyli nurkowanie
powyżej granicy biosfery. Zależało
mi także na tym, aby wyczynu tego
dokonali Polacy. Trzecim bodźcem
były wszystkie moje wcześniejsze
doświadczenia związane z wypra-
wami w Himalaje i nurkowaniem głębi-
nowym. Zacząłem się zastanawiać, czy
nie przyszedł czas na to, aby wykorzy-
stując cały mój wcześniejszy dorobek
otworzyć nową kartę w historii eks-
ploracji akwenów himalajskich. Kolej-
ną motywacją były pewne cechy cha-
rakteru, czyli gotowość na podjęcie
trudu i ryzyka. Jak już wspomniałem,
chciałem, aby wyczynu tego dokona-
li Polacy, a skoro mogą zrobić to Pola-
cy, to dlaczego nie ja? Dość długo no-
siłem się z tym zamiarem, zbierałem
informacje, rozmawiałem z kolegami
i pewnego dnia, w trakcie rozmowy
telefonicznej z jednym ze znajomych,
podjąłem decyzję. Robimy to! I tak to się za-
częło.
Emilia Nowak, Grzegorz Popek
W górskich głębinach Jak wyglądały przygotowania do wyprawy?
Były one długie i żmudne, nie
dotyczyły jednej osoby, ale całe-
go zespołu, z którego tylko nielicz-
na grupa miała się podjąć nurkowa-
nia. Na początku szczególnie istot-
ne było to, aby tacy specjaliści jak
dr Zdzisław Siczko i dr Jacek Kot z Kra-
jowego Ośrodka Medycyny Hiperba-
rycznej zgodzili się na objęcie patro-
natu naukowo-medycznego nad wy-
prawą i opracowanie zasad nurkowa-
nia na takiej wysokości. Obaj opraco-
wali szczegółowe algorytmy dotyczące
nurkowania. Kolejnym problemem było
stworzenie tzw. szerokiego składu wyprawy. Wysze-
dłem z założenia, że nurkowie muszą jechać z hi-
5
7
malaistami, bo nie posiadają oni
doświadczenia wysokogórskiego.
O ile z himalaistami na takich wyso-
kościach nie ma problemów, o tyle
gorzej jest z nurkami. W ramach
treningu pojechaliśmy w Andy, aby
sprawdzić jak nurkowie czują się na
takich wysokościach i ewentualnie
wykluczyć osoby mające problemy
z adaptacją do nurkowania w eks-
tremalnych warunkach. Faktycznie
w przypadku jednej osoby zaist-
niał taki problem. Kolejnym etapem
przygotowań były ćwiczenia na su-
cho w Morskim Oku. Trenowali-
śmy tam przede wszystkim tech-
niki nurkowania, jak np. wynurzanie
się z prędkością 4,8 metra na minutę.
W międzyczasie, dokładnie na rok
przed planowaną wyprawą, odbył się
rekonesans miejsca, w którym wypra-
wa miała dojść do skutku. Wyznaczo-
no wówczas teren pod rozbicie bazy,
lądowisko helikoptera itp. Po upora-
niu się ze wszystkimi tymi etapami
przygotowań pozostał już tylko je-
den problem do rozwiązania. Najwięk-
szy – zebranie funduszy na naszą wy-
prawę. Zadania tego podjął się Zbyszek
Sokół, który stworzył sys-
tem organizacyjny wyprawy
i został przewodniczącym ko-
mitetu organizacyjnego. Uda-
ło mu się zdobyć pieniądze i
chwała mu za to, bo w prze-
ciwnym razie wyprawa pozo-
stałaby w sferze marzeń.
A teraz przenieśmy się nad
brzeg jeziora Tilicho, w którym
nurkowałeś. Co widać i sły-
chać na głębokości 15 metrów
na wysokości 5 000 metrów?
Rok wcześniej nurkowa-
łem do połowy tej głębokości,
czyli 8 metrów na wstrzyma-
nym oddechu. Wi-
doczność była do-
bra – na ok. 3-4
metry i widziałem
przede wszystkim
kamieniste dno. Po
bardziej uważnym
przyjrzeniu się do-
patrzyłem się tam
pewnych form ży-
cia, prawdopodob-
nie była to jakaś
odmiana sinic. Gdy
nurkowałem w tym
samym jeziorze rok
później, tym razem
już ze sprzętem,
widoczność wyno-
siła zaledwie pół metra. Dno w miejscu nurkowania
było już zupełnie inne. Było ono – co nas zupełnie
zaskoczyło – muliste. W jeziorze tym nie występu-
ją praktycznie żadne żywe organizmy, a muł to nic
innego jak odpadki organiczne. Skąd więc ten muł?
Okazało się, że jest on osadem z miki skalnej, któ-
ra unosi się w wodach jeziora, skutecznie ogranicza-
jąc widoczność. Była ona tak wrażliwa, że wystarczy-
ło lekko pstryknąć palcem i już unosiła się cała chmu-
ra. W efekcie całe piękno wyprawy sprowadzało się
do obserwowania twarzy part-
nera. Było to też naszym zada-
niem, bo w razie wystąpienia ja-
kichkolwiek problemów, np. za-
trucia tlenowego, należało prze-
rwać nurkowanie i rozpocząć ak-
cję ratunkową. Wracając do miki
unoszącej się w wodzie – pod-
czas nurkowania miało miej-
sce niezwykłe zjawisko. Otóż
w normalnych warunkach, im
głębiej się schodzi pod wodę,
tym ciemniej. W Tilicho było ina-
czej. Zawiesina miki w wodzie za-
działała jak swoisty światłowód
i w efekcie podczas schodzenia
w głąb jeziora, aż do 15 metra
cały czas było tak samo jasno.
Nigdy wcześniej podczas nurko-
wania nie spotkałem się z takim
fenomenem.
Jak się wówczas czułeś?
Byłem bardzo spięty i skoncentrowany na tym,
co robiłem. Gdy rozmawiałem potem z innymi, okaza-
ło się, że każdy czuł to samo. Jest to identyczna sy-
tuacja jak przy wejściu na szczyt – nie czuje się wów-
czas radości ani zadowolenia. Ponad 90% wypadków
ma miejsce podczas schodzenia ze szczytu, ponie-
waż wówczas człowiek nie jest już tak skoncentro-
wany i łatwiej popełnia błędy. Do tego dochodzi zmę-
czenie. Osoba zdekoncentro-
wana silniej je odczuwa. Kie-
dy podczas wspinaczki czu-
ję, że moja koncentracja spa-
da, robię przerwę i nie wbiję
czekana dopóki nie poczuję
się ponownie skoncentrowa-
ny. Euforia i radość ze zdo-
bycia szczytu pojawia się do-
piero po zejściu na dół, czy-
li w momencie, gdy człowiek
nie musi już dłużej koncen-
trować się na celu. Analo-
gicznie, podczas nurkowania
nie czuliśmy strachu. Czas
na strach minął w momen-
cie, gdy zaczęliśmy schodzić
pod wodę i jedyne, co czu-
liśmy, to silna koncentracja
na wykonaniu naszego zada-
nia. Oczywiście, cały czas to-
warzyszyła nam pewna obawa o dalszy rozwój wyda-
rzeń, ale nie odgrywała ona decydującej roli. Zanim
wyruszy się na ekstremalną wyprawę należy się obyć
z żywiołem i nauczyć kontrolować swoje emocje,
a zwłaszcza unikać wpadania w panikę.
Czym się różni nurkowanie na wysokości 5000 m n.p.m.
od tradycyjnego nurkowania?
Różni się przede wszystkim tym, że stanowi ono
ogromne ryzyko. Nie mamy wystarczającej wiedzy
na ten temat, poza tym trzeba się do takiej wypra-
wy przygotować, a przede wszystkim – dostać się na
brzeg tego jeziora. Organizm człowieka na takiej wy-
sokości podlega adaptacji wysokościowej, która cha-
rakteryzuje się zmianą obrazu krwi – staje się ona
gęstsza. Jest to zjawisko korzystne dla alpinistów, ale
dla nurków wręcz przeciwnie. To jeszcze nie wszystko.
W momencie, gdy organizm dostosuje się do wyso-
kości, pojawia się kolejny problem – zwiększone ry-
zyko choroby dekom-
presyjnej. Mamy więc
z jednej strony gę-
stą krew, co znacz-
nie utrudnia odsycanie
się azotu w organizmie
w momencie wynurza-
nia, a z drugiej ogrom-
ną wysokość, na jakiej
odbywa się nurkowa-
nie. Są to dwa najwięk-
sze zagrożenia związa-
ne z nurkowaniem wy-
sokościowym. Do tego
dochodzi jeszcze trud
związany ze wspinaczką, a jak wiadomo, sprzęt
do nurkowania nie jest lekki – jeden zestaw waży
średnio 40 kg. Każde nurkowanie na takiej wyso-
kości musi być indywidualnie zaplanowane. Dro-
ga ewakuacyjna w razie wypadku jest zawsze nie-
zwykle trudna do wytyczenia w takich warunkach.
Poszkodowany w wypadku podczas nurkowania
w tradycyjnym akwenie może liczyć na błyskawicz-
ną akcję ratunkową, natomiast w przypadku nur-
kowania w jeziorze Tilicho sytuacja wyglądała zu-
pełnie inaczej. Tu nie było żadnych szans na ratu-
nek. Byliśmy praktycznie odcięci od świata. Mieliśmy
wprawdzie plan akcji ratunkowej, jednak w razie wy-
padku byłaby ona niemożliwa do przeprowadzenia
z powodu załamania pogody.
Kolejną różnicą jest tempo wynurzania się
z akwenu. O ile na poziomie morza prędkość ta
wynosi 9-10 metrów na minutę, w przypadku je-
ziora Tilicho było to 4,8 metra na minutę. Krótko
mówiąc – im wyżej, tym wolniej. Każde nurkowa-
nie poniżej 10 metrów na
wysokości powyżej 300m
jest już nurkowaniem de-
kompresyjnym i warto
w tym przypadku zawsze
skonsultować się ze spe-
cjalistą, zwłaszcza jeże-
li chodzi o wysokość 5000
m n.p.m. Tu stawką jest ży-
cie, bo w przypadku cho-
roby dekompresyjnej na
takiej wysokości udzielenie
fachowej pomocy byłoby
znacznie utrudnione. War-
to więc przed taką wyprawą zapoznać się z tajni-
kami medycyny wysokościowej.
Jaki element ekwipunku był dla ciebie najważniejszy
podczas wyprawy?
Może zabrzmi to banalnie, ale dla mnie najistot-
niejsze podczas każdej wyprawy są buty. Kiedy li-
nie lotnicze zgubiły mój bagaż ze sprzętem, wyposa-
żeniem, ubraniami, apteczką itp., zostały mi tylko sta-
re buty trekkingowe, w których byłem już na kilku wy-
prawach. Nie chciałem kupować nic nowego, bo wiem,
czym grozi wędrówka po górach w nowych butach.
W efekcie byłem zmuszony zakładać na skarpetki worki
foliowe, jak to robią Nepalczycy. Genialny patent, nieste-
ty, nieskuteczny w przypad-
ku startych protektorów.
Ślizgałem się cały czas, ale
dzięki temu zrozumiałem,
jak kluczowe w wędrówce
po górach są dobre buty. W
butach przebywa się prawie
cały czas, więc jeśli są ciepłe
i suche, a do tego trzyma-
ją się mocno podłoża, to
komfort wyprawy jest na-
prawdę duży.
Poza licznymi niebezpieczeństwami, na jakie napotyka-
liście się podczas wyprawy, był też czas na przyjemno-
ści – podczas wyprawy obchodziłeś swoje urodziny. Jak
świętowaliście na takiej wysokości?
Pojęcie przyjemności jest pojęciem względnym,
zwłaszcza w warunkach ekstremalnych. Podczas na-
szej wyprawy powodem do szalonej radości był na
przykład fakt, że przesta-
wał padać śnieg. Kiedy
jeszcze udało nam się spo-
tkać tubylców, którzy – jak
się potem okazywało – mie-
li piwo, to radość była jesz-
cze większa. Jeśli chodzi
o świętowanie moich uro-
dzin, to zrobiłem kolegom
wielką niespodziankę, prze-
mycając do bazy whisky.
Nepalczycy natomiast spra-
wili mi ogromną radość,
bo wyczarowali dla mnie
tort urodzinowy z napisem
“Happy Birthday Yanek Ti-
licho 2007”. Tort wyglądał
pięknie, ale Bóg raczy wie-
dzieć, z czego oni go zrobi-
li, bo do zjedzenia to on się
nie nadawał. Nie chcąc ura-
zić Nepalczyków, zaprosili-
śmy wszystkich mieszkańców bazy i, okazując im na-
szą niesamowitą gościnność, dopilnowaliśmy, aby zjedli
cały tort. Okazało się, że byliśmy pierwszą grupą, któ-
ra zaprosiła ich do wspólnego świętowania, więc Ne-
palczycy nie posiadali się z radości i wdzięczności. (My
również, bo dzięki temu zniknął cały tort.) Wracając do
whisky, nikt nie chciał uwierzyć że udało mi się ją prze-
Czym dla ciebie jest odwaga?
Odwaga oznacza dla mnie świadome podjęcie ry-
zyka. Kiedy byłem po raz pierwszy w Tatrach, zde-
cydowałem się na ostrą wspinaczkę. Pierwszego dnia
przeszedłem Grań Apostołów, drugiego dnia – Kazal-
nicę. Byłem sprawny technicznie, ale nie miałem żad-
nego doświadczenia, a do tego nie zdawałem sobie
sprawy z niebezpieczeństwa. Kiedy wieczorem spoj-
rzałem na tę ścianę, uświadomiłem sobie, jaki byłem
nieostrożny. To nie była odwaga, tylko brak rozsądku.
Odwaga jest wówczas, gdy jesteśmy w pełni świadomi
niebezpieczeństwa i świadomie je podejmujemy.
Jakie jest twoje największe marzenie?
Chciałbym się wspiąć na jakąś górę na Marsie. Do-
kładniej – chciałbym po prostu stanąć na innej plane-
cie i czegoś tam dokonać – wejść do jakiejś jaskini, za-
nurzyć się w akwenie, wejść na coś... Nie lecieć na inną
planetę tylko po to, aby tam być, ale po to, aby coś
tam zrobić.
Jakie jest twoje ulubione miejsce w regionie?
Bory Tucholskie. Natomiast jeśli chodzi o Byd-
goszcz, to stary Ogród Botaniczny w centrum, któ-
ry został zdewastowany. Szkoda, można by go jesz-
cze jakoś uratować, ale to by kosztowało trochę pra-
cy. Jeśli natomiast chodzi o Polskę, to są trzy miejsca,
w które zawsze chętnie jadę: Tatry, Beskid Niski i wła-
śnie Bory Tucholskie.
Na koniec poprosimy o krótką lekcję tybetańskiego.
Uniwersalnym powitaniem w In-
diach i Nepalu jest “Namasté”. W Ne-
palu i Tybecie warto się jeszcze spytać,
czy wszystko w porządku: “Namasté
ramrucia”, a nasz rozmówca się wów-
czas uśmiechnie i odpowie: “Ramru-
cia ramru” – “wszystko dobrze, wszyst-
ko ok”. Większość Tybetańczyków trzy-
ma w swoich chatach psy. Kiedy wcho-
dzimy do zagrody tybetańskiej i widzi-
my, że pies jest dobrze utrzymany i nie
gryzie, to wówczas można go pogła-
skać i powiedzieć: “Ramru kukur, ram-
ru” – oznacza to mniej więcej co: “do-
bry pies, dobry”. Tybetańczyk, bardzo związany ze
swoim zwierzakiem, uśmiecha się od ucha do ucha
słysząc te słowa i zachęcony w ten sposób zaczyna
mówić do nas po tybetańsku, uznając, że znamy bie-
gle język. My w odpowiedzi robimy mądrą minę uda-
jąc, że go rozumiemy i jak Tybetańczyk skończy swój
monolog wówczas mówimy: “Bohlagio”. Oznacza to
nic innego, jak: “jestem głodny”. “Ooo, bohlagio, boh-
lagio, tere bohlagio” – “bardzo głodny” – wtóruje nam
Tybetańczyk, po czym częstuje nas tym, co akurat
ma w kuchni. Po posiłku mówi się O „daniabat” – czy-
li “dziękuję” i że jest “Tere ramru”, czyli “bardzo do-
bre”. Gdy gospodarz podaje nam tato alu, czyli go-
rące ziemniaki, i się pyta: “Ramru”? to trzeba grzecz-
nie odpowiedzieć: “Not ramru”. Tybetańczyk w odpo-
wiedzi się oburza: „Jak to? Niedobre?!” a my wówczas
spokojnie odpowiadamy – “Not ramru. TERE ramru!”
- “BARDZO dobre!” Tybetańczyk się wówczas cieszy
i tak mniej więcej wyglądają takie rozmówki. Tybe-
tański jest niezwykle ciekawym językiem i jako dowód
podam ciąg wyrazów – “kukur” znaczy “pies”, “kuku-
rako” – “kura” a “kukurakoful” – “jajo”. Najpopularniej-
sza mantra tybetańska to “Om mani padme hum” –
„bądź pozdrowiony w kwiecie lotosu”. Jest to man-
tra pojawiającą się w większości pieśni tybetańskich,
w medytacjach i nawet wypowiedziana przez turystę
w gompie, czyli świątyni tybetańskiej, jest mile widzia-
na przez tubylców.
Dziękujemy za rozmowęJa również dziękuję.
10
mycić. Tymczasem ja podrzuciłem butelkę tragarzowi,
a następnie przeniosłem ją do mojego śpiwora. Kiedy
w końcu ujawniłem butelkę, wszyscy bardzo się ucieszyli
i nawet lekarz się ugiął, choć przedtem zarzekał się, że
przed nurkowaniem absolutnie nie można pić.
Niestety, nie wszyscy Nepalczycy są tak przyjaźnie na-
stawieni wobec turystów. Na trasie waszej wyprawy są
aktywne maoistowskie bojówki, które napadają na hi-
malaistów. Czy mocno dali się wam we znaki?
Bardziej my im, niż oni nam. Na samym początku wy-
prawy ustaliliśmy, że w razie bezpośredniej konfronta-
cji z bojówką nie ulegniemy. I nie ulegliśmy. Najważniej-
sze było to, aby nie dopuścić do bezpośredniego kon-
taktu. W ewentualnym starciu, niezależnie od tego, jak
dobrze byliśmy wyszkoleni i przygotowani, różnie mo-
gło by się to skończyć. Nie chciałem podejmować takie-
go ryzyka. Podczas rekonesansu poznałem ich taktykę –
w ogóle nie są wyszkoleni, mają jedynie broń i swoją ide-
ologię.
Który moment wyprawy był dla Ciebie najtrudniejszy?
Był to moment, w którym jako kierownik wypra-
wy podjąłem decyzję o nurkowaniu. Nie powinniśmy
byli tego robić, ponieważ droga ewakuacyjna była od-
cięta i w razie wypadku nie moglibyśmy liczyć na żad-
ną pomoc. Decyzję o nurkowaniu podjąłem ze świa-
domością, że jak coś się stanie, to ja poniosę za to
pełną odpowiedzialność. Każdy z nurków był świado-
my ryzyka, jednak po wspólnej dyskusji zdecydowali-
śmy się je podjąć. Niezależnie od tego, cały czas to-
warzyszył nam stres związany z dwoma faktami. Po
pierwsze – wszyscy byliśmy w obcym, nieprzyjaznym
świecie, z dala od domu, narażeni na ciągłe niebez-
pieczeństwo. Mogę tu zacytować Wysockiego: “I krok
nieostrożny i już lecisz w przepaść jak głaz”. Po dru-
gie – brak możliwości podzielenia się swoimi obawa-
mi. Każdy człowiek ma naturalną potrzebę wygada-
nia się, zwłaszcza w sytuacji podwyższonego ryzyka,
a tu nikt z nas nie mógł sobie pozwolić na żale w stylu:
“Stary, ja się boję”. Tego się nie
mówi, bo druga osoba przeży-
wa dokładnie to samo. Ujawnie-
nie lęku przez jedną osobę za-
owocowałoby swoistym lękiem
grupowym, bo emocje bardzo
szybko udzielają się całej grupie.
Poza tym, nikt z nas nie chciał
okazywać słabości.
Dlaczego nie zdecydowaliście się
poczekać na poprawę warunków
atmosferycznych?
Warunki pogarszały się co-
raz bardziej, co stanowiło ry-
zyko całkowitego odcięcia dro-
gi powrotnej. Załamanie pogo-
dy nastąpiło w trakcie drugiego
nurkowania. Kiedy schodziłem
pod wodę, kamienie na brzegu
były gołe; w momencie, jak się
wynurzyłem było na nich już 20
cm śniegu. W ciągu doby spadł kolejny metr śniegu
i wciąż nie przestawał padać. Z dnia na dzień było już
coraz gorzej. Nawet gdybyśmy wówczas mieli progno-
zę, że opady ustaną w przeciągu dwóch dni, to i tak
musielibyśmy czekać co najmniej dwa tygodnie na to,
aby ta ogromna masa śniegu wytopiła się i odparowa-
ła. Poza tym wciąż wiał silny wiatr i w takich warunkach
jedyny śmigłowiec, jaki teoretycznie byłby w stanie do-
lecieć na taką wysokość i kogoś zabrać, czyli Mi-17, już
nie dałby rady tego zrobić.
zdjęcia z archiwum Jana Kwiatonia
13
MiastoKamil Wakuła e-mail: [email protected]
Kiedy zaczyna się sezon rowerowy, wyciągamy nasz sprzęt, odkurzamy go i… zasta-nawiamy się, gdzie udać się na wyprawę. Wybierając trasę na-szych wycieczek, kierujemy się przede wszystkim krajobrazem, jaki będzie nas otaczał, na ile komfortowe okaże się podło-że, czy trasa będzie bezpieczna, wolna od hałasu samochodów.
Myślę, że każdy mieszkaniec Bydgoszczy zgodzi się, iż wyma-
rzonym miejscem na czynny wypoczynek jest Myślęcinek. Tutaj
odnajdzie się każdy rowerzysta; warunki stworzone są zarówno
dla amatorów, jak i osób uprawiających ten sport wyczynowo.
Teren posiada liczne ścieżki przystosowane do jazdy na rowe-
rze, większość dróżek ma wydzielony pas dla posiadaczy dwóch
kółek, co zapewnia płynną jazdę i zapobiega kolizji ze spacerowi-
czami. Rower jest szybką ucieczką od codzienności. Do Myślęcinka
chętnie przyjeżdżają całe rodziny, aby spędzić wspólnie czas wol-
ny od pracy i obowiązków. Wśród rowerzystów odnajdziemy wie-
lu zwolenników zdrowego trybu życia, którzy wybrali właśnie taki
sposób na zachowanie dobrej formy. Osobom, które nie posiada-
ją własnego sprzętu, polecam skorzystanie z wypożyczalni. Za go-
dzinę jazdy zapłacimy 7 zł, za 2 godz. 10 zł, a jeżdżąc 3 godziny 15
zł. Obiekt znajduję się niedaleko pola golfowego, tuż przy ściance
wspinaczkowej. Zatem nie pozostaje nam nic innego, tylko udać
się na przejażdżkę rowerową
w to malownicze miejsce, na-
wet brak sprzętu nie będzie
dla nikogo wymówką.
Ciekawe atrakcje, a wła-
ściwie warunki do jazdy
park stwarza osobom, któ-
re uprawiają ten sport eks-
tremalnie. Głównym powo-
dem do dumy jest kryty
skatepark, który jest trze-
cim tego typu obiektem
w Polsce. Popisać się tu
mogą posiadacze rowe-
rów typu bmx, na co dzień
przyjeżdżający trenować
nowe triki i ewolucje. Za
wstęp zbierane są opła-
ty w wysokości 4 zł za cały
dzień; dostępna jest także
opcja dla stałych klientów –
30 zł za karnet miesięczny.
Skatepark organizuje róż-
nego typu imprezy, zloty,
konkursy. Halę warto od-
wiedzić, sam widok jeżdżą-
cych tam osób budzi podziw i szacunek. Jeśli
komuś nie wystarczy wrażeń w skateparku,
może udać się na rampę, usytuowaną nieda-
leko lunaparku.
Rowerową alternatywą w Myślęcinku jest tor
do zjazdów, który szczyci się opinią jednego z naj-
lepszych w Polsce. Dziwi mnie tylko fakt, że spra-
wia on wrażenie zaniedbanego i zapomnianego.
Nie wiedząc co zrobić ze sobą w weekendo-
we popołudnie lub z energią, która nas wypełnia,
wybierzmy się na przejażdżkę rowerową. Jeszcze
lepiej, jeśli odbędzie się ona do Myślęcinka; miej-
sca położonego w optymalnej odległości od cen-
trum, gdzie jednocześnie czuje się bezpośrednią
więź z naturą.
Joanna Witek
Czas na… rower!rower!
W tym numerze dowiemy się,
jak w naszym mieście można za-
gospodarować czas wolny. O ak-
tywnym wypoczynku opowie
nam w krótkiej relacji Joanna Wi-
tek, wymieniając zalety spędza-
nia wolnych chwil na rowerze i za-
chwycając się urokliwymi wido-
kami myślęcińskiego parku. Mag-
dalena Włodarczyk w artykule
o nocnym życiu studenckim za-
proponuje nam kilka ścieżek, któ-
rymi możemy podążać w poszu-
kiwaniu rozrywki. Zapraszam!
12
Wspólnie z członkami SKKT-PTTK „SZLIDOWSI” działające-go w Zespole Szkół Nr 9, Gim-nazjum nr 52 przy ul. Cichej 52 w Bydgoszczy zapraszam na cykl wycieczek turystyczno-kra-
Rzecz to wszystkim wiadoma, że nie
samą uczelnią student żyje. Na popra-
wę nastroju po ciężkim i stresującym
dniu na uczelni, czas na chwilę relaksu
w klubie, barze, knajpie, pubie…W któ-
rym? Na brak propozycji bydgoscy żacy
nie mogą narzekać. Wystarczy wyjść na
Stary Rynek, rozejrzeć się dookoła, a
na pewno każdy znajdzie coś dla sie-
bie. Mam dla Was całkowicie subiektyw-
ny mini przewodnik po miejscach, które
warto odwiedzić przynajmniej raz, a jak
Wam się spodoba to i częściej.
Na początek – TRIP. Najpopularniej-
szy klub studencki w Bydgoszczy. Stu-
Magda Włodarczyk
Nocne życie studenta
dencka mekka – mówią bywalcy. Od ponie-
działku do piątku są tu imprezy w typo-
wo studenckiej atmosferze. Old schoolo-
wy wystrój, muzyka: pop, rock, r`n`b, lati-
no, dużo znajomych i dobra zabawa – obo-
wiązkowy punkt na mapie studenckiego
życia nocnego.
Kredens to kolejny król bydgoskich klu-
bów. Niektórzy narzekają na lekko sno-
bistyczną atmosferę, ale dobra muzyka i
niepowtarzalny klimat jest nie do podro-
bienia. No i wystrój – sami zobaczycie. Po-
lecam zwłaszcza wtedy, gdy chcecie się
pochwalić znajomym niezwykłością Byd-
goszczy. Albo po prostu przyjemnie spę-
dzić czas.
Chętnie odwiedzane miejsce przez stu-
dentów to La Salsa. Przyjemny pub w sty-
lu latynoskim, którego kolorowe i słoneczne
ściany przypominają plażę. Pełna życia mu-
zyka rodem z Ameryki Łacińskiej sprawia, że
w tańcu przenosisz się do dalekiego Meksy-
ku lub na Kubę. Inne atrakcje: w środy lekcje
tańca salsa gratis!
Kubryk to istna tawerna żeglarska. Po-
lecam tym, którzy czują sentyment do
morza i Krainy Wielkich Jezior. Wystrój jak
na knajpę dla żeglarzy przystało: drewnia-
ny, pełno w nim siatek do połowu ryb, map
i morskich rekwizytów. Smażona rybka i
występy bydgoskich formacji szantowych
to domena Kubryka.
Niepowtarzalną atmosferę poczujesz
odwiedzając dwie Barki na Brdzie. Dla tych
bardziej romantycznych pub oferuje bez-
płatny widok na rzekę z ogródka letniego,
muzykę na żywo, karaoke, pyszne kawy,
egzotyczne drinki i koktajle. Czego chcieć
więcej?
Savoy to najstarszy klub w mieście. Na
stałe wpisał się w pejzaż Bydgoszczy. Sły-
nie z eleganckiego wystroju w stylu Mulin
Rouge. O atmosferę klubową dbają bydgo-
scy Dj`e. Stylowe wnętrze, dobrze zaopa-
trzone bary, duży parkiet, wygodne miej-
sca do siedzenia, stoły bilardowe, miła ob-
15
Student’s night lifeStudent’s night life
After exhausting and stressful day at university,
the best thing for us is to relax in a club, bar or pub.
I recommend a mini guide-book leading to places
worth seeing at least once or if you like more often.
At the beginning – TRIP – the most popular stu-
dent club in our town. It is opened from Monday to
Friday. There are organized parties for everyone with
every type of music!
Kredens Pub – you can listen to great music and
feel original atmosphere in this fantastic old school
looking pub.
For those who prefer Latino style I recommend
La Salsa club with rhythms from Latin America. They
off er free salsa courses in mid-week! Try it!
Kubryk is like a nautical tavern. It is decorated like
a ship’s deck full of fi shing nets, wood and maps.. all
aboard!
If you want to feel unusual atmosphere, visit Bar-
ka by the Brda river. Enjoy it with great music, karaoke
and taste exotic drinks and cocktails… cheers!
Savoy is the oldest club in the city. It is decora-
ted in Moulin Rouge style. Big dancefl oor, hot mu-
sic and pool.
Play pub is a place for sports fans. On big TV scre-
ens you can watch the most important sport events.
Finally Mózg (Brain) – it’s a place full of art! The-
atrical spectacles, concerts, fi lms projections, exhibi-
tions and lots of other interesting things take place
there. It’s a really unique place.
That’s all I wanted to present, so… let’s get the
party started!
Tłumaczenie:
Anna Soporowska
sługa – to wszystko sprawia,
że chce się tu bywać.
Jeśli jesteś fanem piłki noż-
nej i sportu – pub Play to coś
dla Ciebie. Na dużych telewi-
zorach plazmowych transmi-
towane są najważniejsze wy-
darzenia sportowe. W wyjąt-
kowej atmosferze można tu
obejrzeć mecze piłki nożnej,
walki bokserskie, mecze siat-
kówki, skoki narciarskie…
Na koniec Mózg. Nie moż-
na go nie odwiedzić. Klubo –
kawiarnio – galeria. Odbywa-
ją się tu koncerty, spektakle
teatralne, projekcje fi lmowe,
wystawy plastyczne i fotografi czne. Osoby
prowadzące klub to czynni artyści. Mózg
to miejsce, gdzie przy dźwiękach klima-
tycznej muzyki każdy czuje się artystą.
To na tyle, jeśli chodzi o urozmaico-
ne życie studentów po godzinie 22. Nie-
długo sesja, zacznie się ciężki i nużący bój
z książkami. Życzę wszystkim powodzenia,
bo „System Eliminacji Studentów Jest Ak-
tywny!” Ale na dobrą imprezę student za-
wsze znajdzie czas…
Zamieszczone zdjęcia są własnością portalu www.yoou.pl 1716
18
RegionMarcin Wasilewski e-mail: [email protected]
Krajeński Park Krajobrazowy ze swoją siedzi-
bą w Więcborku, powstał w 1998 roku. Poło-
żony na terenie pięciu gmin (Więcborka, Sępól-
na Krajeńskiego, Kamienia Krajeńskiego, Mro-
czy i Sośna) zawiera liczne szlaki turystyczne
i dostarcza nam wielu atrakcji. Jego powierzch-
nia wynosi 543,95 km²; tym samym jest to naj-
większy park krajobrazowy w województwie.
Znajduje się tam najwyżej położony punkt wo-
jewództwa kujawsko-pomorskiego (Czarna
Góra w tzw. Górach Obkaskich, jej wysokość to
189 m n.p.m.). Charakterystyczną cechą obsza-
ru jest jego położenie na głównym wododziale
I rzędu Wisły – Odry.
Anna Narloch, Michał StefanAnna Narloch, Michał Stefan
Krajeński Park KrajobrazowyKrajeński Park Krajobrazowy
Ciekawostki…Z walorami przyrodniczymi KPK wiążą się tak-
że jego walory turystyczne. Do niewątpliwych zalet
należą liczne jeziora i otaczające je lasy. Przykładem
może być Więcbork. Miasto to leży nad najwięk-
szym w całej gminie jeziorem. Nic więc dziwnego,
że najpopularniejszą atrakcję w sezonie letnim sta-
nowi miejska plaża wypo-
sażona w pomosty i tram-
polinę. Na miejscu znajdu-
je się także strzelnica, korty
tenisowe, hale widowisko-
wo-sportowe, trzy stadiony
(w tym olimpijski stadion
lekkoatletyczny), pola do
piłki plażowej, boisko spor-
towe do gry w piłkę siatko-
wą i ringo, tor motocrosso-
wy, wypożyczalnie sprzętu
wodnego, siedziba Polskie-
go Związku Wędkarskiego
oraz Polskiego Związku Ło-
wieckiego. Na obszarze ist-
nieją rezerwaty leśne: „Bu-
czyna”, „Lutowo”, „Jezioro Wieleckie” oraz rezer-
waty przyrody: „Wąwelno” – chroniący fragment
lasu liściastego z wiekowymi okazami dębów, jesio-
nów i buków; „Gaj Krajeński” – pod ochroną natural-
ny drzewostan bukowo-dębowy z charakterystycz-
nym runem. Na terenie parku możemy ujrzeć wie-
le gatunków roślin i zwierząt. Z ssaków występu-
ją m.in. bobry europejskie,
wydry europejskie, jelenie
i dziki. Z ptaków zaś bocian
czarny, bielik i żuraw.
Na terenie parku znaj-
dują się wzgórza, któ-
re stanowią doskonały
punkt widokowy na jezio-
ro i miasto (warte uwagi
jest Wzgórze św. Katarzy-
ny z XVIII-wieczną kaplicą).
Rosnące wokół lasy także
są atrakcyjne ze względu
na znajdujące się w nich
cztery śródleśne jeziorka
oraz pomniki przyrody.
W okresie wakacji szczególnie zachęcamy
do zwiedzania naszego regionu. Przecież nie
tylko dalekie podróże mogą dostarczyć nieza-
pomnianych wrażeń
W bieżącym numerze proponujemy odwie-
dzenie położonej okolicach Białych Błót ścieżki
dydaktycznej. Prezentujemy walory Krajeńskie-
go Parku Krajobrazowego. Zapraszamy na wspól-
ny rejs po Zalewie Koronowskim. Na koniec pro-
ponujemy lekturę krótkiej relacji z Biesiady Arty-
stycznej w Słaboszewku.
Czekamy na wasze relacje z wakacyjnych wo-
jaży po regionie. Najlepsze opublikujemy w nu-
merze jesiennym.
Runowo
Radzim
2120
Szlaki turystyczneSzlaki turystyczne przebiegające przez KPK:
szlak Więcborski (czarny) – trasa 20 km, szlak mę-
czeństwa Krajan (zielony) – 28 km, szlak jezior kra-
jeńskich (zielony) – 19 km, szlak im. Stanisława Ła-
będzińskiego (niebieski) – 20 km.
Przez Krajeński Park Krajobrazowy przebie-
ga międzynarodowa trasa rowerowa R-1, która
z Francji prowadzi przez Belgię, Holandię, Niemcy, Pol-
skę (tu w okolicy Liszkowa, Witosławia, Mroczy, Wąwel-
na), a następnie przez Rosję i Litwę dociera do Łotwy.
Szlaki turystyczno-krajoznawcze znajdu-
jące się na terenie parku sprzyjają organizo-
waniu wycieczek. Z pewnością dostarczą one
wielu wrażeń zarówno tym aktywnym, jak
i pasjonatom kochającym obcowanie z natu-
rą. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak za-
prosić Państwa do obejrzenia przepięknych wi-
doków znajdujących się na terenie Krajeńskiego
Parku Krajobrazowego.
Krajeński Landscape ParkKrajeński Landscape Park was created in 1998 with
the main headquarter in Więcbork. This park is situ-
ated in the area of fi ve towns (Więcbork, Sępólno Kra-
jeńskie, Kamień Krajeński, Mrocza and Sośno). It inclu-
des lots of tourist trails and gives us many attractions.
It is the biggest landscape park in our province. The
Black Mountain (189 m high), is the highest point in
this park and also in Kujawsko - Pomorskie Province.
Curiosities…Natural values of KLP are related to tourist va-
lues like lakes and woods surrounding them. Więc-
bork is situated by the largest lake in this area. Eve-
ry summer a beach with bridges and trampoline be-
comes the main tourist attraction. The are also em-
brasures, tennis courts, sport halls, three stadiums,
area for games on the sand, football and volleyball
fi elds, motocross line and water equipment rental.
Tourists trailsTrails in KLP:
Więcborski trail (black) – 20 km, Krajan tra-
il (green) – 28 km, Krajeńskie Lakes trial (green) –
19 km, Stanisław Łabędziński trail (blue )- 20 km.
There is an international bicycle track R-1 running
through KLP. It leads from France across Belgium, Hol-
land, Germany, Poland, Russia and Lithuania to Latvia.
Krajeński Landscape Park is admirable and wonder-
ful place to relax and enjoy the nature.
Północno-zachodnia część województwa kujaw-
sko-pomorskiego wyróżnia się pod względem walo-
rów krajobrazowych i przyrodniczych. Cecha charak-
terystyczna tego terenu to przepięknie położone je-
ziora rynnowe otoczone lasami i wzgórzami more-
nowymi, co w porównaniu z reliktami dawnego bu-
downictwa zaowocowało w roku 1998 utworzeniem
Krajeńskiego Parku Krajobrazowego.
Południowa część Parku
obejmuje północno-zachodnią
część Gminy Mrocza z przepły-
wającą przez nią uroczymi rzeka-
mi Rokitą i Orlą w otoczeniu la-
sów, bagnisk i uroczysk. Na tere-
nie Parku zlokalizowane są części
sołectw: Białowieża, Wiele, Wito-
sław i Rościmin. Przynależność do
Parku wiąże się z wieloma ogra-
niczeniami m.in. nie wolno budo-
wać obiektów zagrażających śro-
dowisku w odległości mniejszej
niż 100 m od linii brzegowej rzek
i jezior. Nie wolno także na tere-
nie Parku lokalizować budynków i urządzeń po-
wodujących zanieczyszczenie gleby, wód i powie-
trza, stanowiących źródło hałasu oraz naruszają-
cych rzeźbę terenu.
Uroku krajobrazowi dodają zachowane ze-
społy dworsko-parkowe i parki podworskie m.in.
w Izabeli, Rajgrodzie, Orlu i Witosławiu.
Unikalne w skali regionu jest jezioro Wieleckie
będące ostoją 140 gatunków ptaków.
Baza turystyczna zaczyna się
rozwijać, są już pierwsze pola na-
miotowe i gospodarstwa agrotu-
rystyczne. Bardziej wymagający
turyści mają do dyspozycji nie-
drogie pokoje w Ośrodku Hote-
lowo-Rekreacyjnym na stadionie
miejskim w Mroczy. Rezerwacja
telefoniczna pod numerem tele-
fonu 052 385 88 980 lub w Miej-
sko-Gminnym Ośrodku Kultury
i Rekreacji w Mroczy (tel. nr 052
385 61 13).
Gmina Mrocza na Krajnie
Szynwałd
22 23
Przeszłość nieustannie towarzyszy nam w te-raźniejszości. Ciągle jest obok, otacza nas z każ-dej strony i nie daje o sobie zapomnieć. Tak na-prawdę przecież nie moglibyśmy żyć bez ogląda-nia się za siebie. Dusze zmarłych osób wciąż znaj-dują się przy nas, w naszych sercach i umysłach. Ducha dawnych mieszkańców i ich znakomitych gości dało się również odczuć podczas Biesiady Artystycznej w Słaboszewku, gdzie wyjątkowa at-mosfera skłaniała do kontemplacji i powrotu pa-mięcią do lat minionych.
Wszystko zaczęło się w 1922 roku. Wła-
śnie wtedy w Słaboszewku, małej miejscowości
w powiecie mogileńskim, pojawiła się rodzina
Zdziechowskich – pan Kazimierz, prawnik i au-
tor pięciu powieści, żona Amelia, działaczka na
rzecz miejscowej ludności oraz troje ich dzie-
ci: Jan, Paweł i Maria. Z czasem dworek stał się
miejscem spotkań elity kulturalnej i artystycz-
nej ówczesnego czasu. W słaboszewskim salo-
nie zaczęli bywać m.in.: Witold Małcużyński –
wybitny kompozytor, Antoni Uniechowski – ry-
sownik i ilustrator, Bolesław Miciński – fi lozof
i poeta, Marian Zdziechowski – historyk kultu-
ry i literatur słowiańskich, antropolog Stanisław
Żejmo-Żejmis. Latem 1937 roku pojawił się Wi-
told Gombrowicz. Jerzy Andrzejewski, również
przebywający wielokrotnie w Słaboszewku,
w powieści Popiół i diament zawarł wspomnie-
nia nadmogileńskich wizyt. Gospodarz utrzy-
mywał ponadto listowny kontakt z Elizą Orzesz-
kową, Marią Dąbrowską i Jarosławem Iwaszkie-
wiczem, co stanowi kolejny przykład, jak ważną
rolę w życiu państwa Zdziechowskich odgrywa-
ła kultura.
Jedynie przez 17 lat rodzina Zdziechowskich
zamieszkiwała dworek, bowiem w 1939 roku uda-
ła się na Polesie do córki, Marii. Nigdy tam jed-
nak nie dotarła, osiedlając się ostatecznie w Jedli-
czu koło Krosna. Trzy lata później pan Kazimierz
został aresztowany przez gestapo i wywieziony
do obozu zagłady w Oświęcimiu, gdzie prawdo-
podobnie zginął. Jednak pomimo wyjazdu rodziny
i tragicznej śmierci Zdziechowskiego, pamięć o dwor-
ku i rodzinie nie zatarła się w świadomości miesz-
kańców Słaboszewka i osób z nim związanych.
Po wojnie, gdy Zdziechowscy opuścili dworek,
Słaboszewko służyło mieszkańcom jako przedszkole,
a później i szkoła. Niż demografi czny spowodował,
że została ona jednak zamknięta. Obecnie w jednej
z części domu znajduje się miejscowa biblioteka.
Dziś wiele osób dąży do przywrócenia dawnej
świetności temu magicznemu miejscu. Jako je-
den z przejawów owej dążności można uznać Bie-
siadę Artystyczną, która klimatem i charakterem
przypominała dawne spotkania w słaboszewskim
dworku. Dzięki występującym artystom dało się
odczuć genius loci Słaboszewka. Wyjątkową at-
mosferę stworzyli: Ewa Gruszka, skrzypaczka, Mi-
chał Dobrzański, kompozytor, Marek Siwiec, pro-
Paulina Kałużna
Powrót do „maleńkiegoraju” fesor UKW i poeta, Krzysztof Derdowski, proza-
ik oraz student WSG, Rafał Kowalcze, który za-
prezentował swoje niezwykle poruszające wier-
sze. Wszyscy mogliśmy również podziwiać obraz
Jerzego Puciaty, bydgoskiego malarza, stanowią-
cy część Tryptyku. Zaproszenie przyjął także wnuk
pana Kazimierza z rodziną i Tekla Glinkowska, słu-
żąca państwa Zdziechowskich.
Warto wspomnieć, że studenci WSG rów-
nież dbają o dziedzictwo kulturowe, jakim jest
Słaboszewko. Dążą oni do tego, aby wspomnie-
nia o nieżyjących już Zdziechowskich nigdy
nie zatarły się w świadomości Polaków. Bada-
ją twórczość artystów związanych z regionem
i popularyzują wiedzę na ten temat. Obecnie pra-
cują nad wydaniem biuletynu informacyjnego.
Jedna z najpiękniejszych rzeczy w życiu czło-
wieka to istnienie miejsc niezwykłych, pełnych
swoistego uroku, które pomagają mu odkryć w so-
bie niepohamowane pokłady siły i mocy twórczej.
Mam nadzieję, że dzięki wsparciu i pomocy fi nan-
sowej różnych instytucji Słaboszewko wkrótce bę-
dzie mogło ponownie stać się takim właśnie miej-
scem. Tego z całego serca życzę sobie i wszyst-
kim artystom, którzy być może w Słaboszewku
odnajdą inspirację do stworzenia przyszłych, wiel-
kich dzieł.
prof. Marek K. Siwiec dokonuje wpisu do pamiątkowej księgi gościprof. Marek K. Siwiec dokonuje wpisu do pamiątkowej księgi gości
Krzysztof Derdowski, pisarz, przedstawił swoje najnowsze opo-Krzysztof Derdowski, pisarz, przedstawił swoje najnowsze opo-
wiadania o tematyce bydgoskiejwiadania o tematyce bydgoskiej
Wspólne zdjęcie uczestników „Biesiady artystycznej” na scho-Wspólne zdjęcie uczestników „Biesiady artystycznej” na scho-
dach przed słaboszewskim dworemdach przed słaboszewskim dworem
Ewa Gruszka podczas recitalu skrzypcowegoEwa Gruszka podczas recitalu skrzypcowego
Muzyka wyjątkowo brzmiała w dawnym salonie, gdzie 70 lat temu Muzyka wyjątkowo brzmiała w dawnym salonie, gdzie 70 lat temu
koncertował sam Witold Małcużyńskikoncertował sam Witold Małcużyński
Prowadzący imprezę i współorganizator dr Marek Chamot, dyrek-Prowadzący imprezę i współorganizator dr Marek Chamot, dyrek-
tor Instytutu Kulturoznawstwa i Filozofi i Wyższej Szkoły Gospodar-tor Instytutu Kulturoznawstwa i Filozofi i Wyższej Szkoły Gospodar-
ki w Bydgoszczyki w Bydgoszczy
t. Adam JuszkiewiczJuszkie
24
Kiedy już wróciliśmy do domu, powiedziała:-Teraz rozumiem, dlaczego wziąłeś mnie na
tę żaglówkę. Po prostu chciałeś mi zaimponować. I wiesz co? Udało ci się. Jesteś naprawdę dzielny!
Po tych słowach serce urosło mi niczym spi-naker, chociaż wcale nie taki był mój cel. Zacznij-my jednak od początku. On zupełnie nie zapowia-dał się kolorowo.
Gdy wpadliśmy na dworzec PKS w Bydgosz-
czy z zamiarem wyjazdu nad Zalew Koronowski
okazało się, że rozkład jazdy w Internecie nie po-
wiedział nam całej prawdy. Owszem, autobusy
do Pieczysk kursują, ale tylko w sezonie wakacyj-
nym. Moglibyśmy jeszcze zapolować na jakiegoś
prywatnego busa, ale zrobiło się późno i osta-
tecznie postanowiliśmy jechać samochodem. Z
jednej strony wydatek większy, z drugiej zaś więk-
sza niezależność. W końcu jeśliby okazało się, że
w Pieczyskach nie ma już wolnego żadnego jach-
tu, zawsze mogliśmy spróbować po drugiej stro-
nie zatoki w Romanowie. Gdy dotarliśmy na miej-
sce okazało się, że została nam tylko najmniejsza
łódka – dzieło uczniów technikum drzewnego
– tzw. Kornik. Narzeczona nigdy nie pływała na
żaglówce i taka mała łódeczka była dla niej w
sam raz. Bosman słysząc o tym, poradził nam
dodatkowo, aby płynąć tylko na jednym żaglu,
na grocie. Od rana wiało już bardzo mocno i dla
niewprawnego żeglarza postawienie dwóch żagli
mogłoby się skończyć podwójnym nieszczęściem.
Porzuciłem więc plan objęcia dowództwa wielkiej
fl oty, poprzestając na małej fl otylli i to jeszcze
z niepełnym takielunkiem.
Miałem ambitny plan pokazać narzeczo-
nej zalaną wieś Olszewko. Dziś po tamtej miej-
scowości pozostał tylko cmentarz i nazwa, któ-
rą przejął największy akwen Zalewu Koronow-
skiego. Od znajomych sły-
szałem o domach i stud-
niach pod wodą znajdują-
cych się gdzieś na wysoko-
ści przesmyku łączącego je-
zioro Olszewko z jeziorem
Lipkusz. Przez moment po-
czułem się jak Krzysztof Ko-
lumb odkrywający nieznane
obszary i zaznałem dreszczu
przygody. W swoim zapale
nie wziąłem jednak pod uwa-
gę głębokości, na jakiej mogą
się one znajdywać. Ktoś na
przystani powiedział coś o
10 metrach. To wystarczy-
ło, aby po krótkim zastano-
wieniu porzucić odkrywcze
plany. Poza tym pojawił się
większy problem – mianowicie wiatr dobijający
nas do brzegu i wąskie wyjście między pomosta-
mi, przez które mieliśmy się przecisnąć. Dla bez-
pieczeństwa postanowiłem tak jak inni wypłynąć
na pagajach. Wszystko szło nam dobrze, dopóki
nie zaszło małe nieporozumienie. Wśród szumu
fal i podmuchu wiatru rzuciłem nieopatrznie na-
rzeczonej komendę „puść miecz”. Skąd mogłem
wiedzieć, że nieprzyzwyczajona do marynarskie-
go drygu dziewczyna usłyszy zamiast tego po-
lecenie „wpuść mnie” i zaniecha momentalnie
wszelkich czynności. Na szczęście sytuacja kry-
zysowa została po krótkiej dyskusji opanowana,
nieporozumienie wyjaśnione, a miecz spoczął we
właściwej pozycji. Za chwilę płynęliśmy już hal-
sując pod wiatr z napiętym żaglem. Naszym ce-
lem miała być moja ulubiona zatoczka zwana Za-
lewem Różanna z wysepką znajdującą się w głębi.
Miejsce to znajduje się na wysokości ośrodka we
Wielonku, tuż przed „cieśniną złudnych nadziei”
zwaną tak z uwagi na swoją specyfi kę. Wiatr, któ-
ry tam wieje, potrafi zmienić znienacka kierunek.
Gdy płynie się, dajmy na to baksztagiem, za chwi-
lę staje się w bajdewindzie tracąc prędkość, kie-
runek i wszelkie pojęcie o wyczuciu łódki.
Zanim jednak dotarliśmy w te rejony, trze-
ba nam było jeszcze poko-
nać inne niebezpieczeństwa,
a mianowicie mielizny. W za-
sadzie łatwo je zlokalizować,
studiując mapę batyme-
tryczną dostępną na stro-
nie internetowej Pieczysk,
ale jeszcze wtedy nie mia-
łem o tym pojęcia. Kto nie
pływał musi wiedzieć, że gdy
jacht osiada na takiej płyciź-
nie, trzeba wyciągnąć miecz
(w moim przypadku lepiej
osobiście), a następnie wejść
do wody (też osobiście), co
o tej porze roku może się
skończyć hipotermią czy –
jak kto woli – wychłodze-
niem pewnych partii ciała. Za
jakiś czas miało się jednak okazać, że nie dane mi
było uniknąć tego typu atrakcji i to nawet nie na
skutek mielizny.
Tymczasem płynęliśmy przełamując fale,
raz to lewym, raz prawym halsem, zagrzewa-
ni do wysiłku intensywnymi promieniami słoń-
ca. Niespodziewane szkwały sprawiały, że zali-
czaliśmy przechyły na granicy z wywrotką na-
bierając hausty wody. Ja oczywiście robi-
łem dobrą minę do złej gry, mocując się z lina-
mi i sterem. Uśmiech najtrudniej przychodził
mi wówczas, gdy przeganiały nas inne jachty
z bardziej doświadczoną załogą, pozdrawiając
wesołym ahoj! Właściwie wszyscy nas wyprze-
dzali. Gdy wpłynęliśmy w końcu w pierwsze zwę-
żenie zalewu tuż przed ośrodkiem we Wielon-
ku nic dziwnego, że odczuliśmy zmęczenie, a za-
raz potem jeszcze większy głód. Nawiązując do
czasów sprzed roku 1962, znajdowaliśmy się w
miejscu, gdzie kiedyś przebiegał most, po któ-
rym można było się dostać do miejscowości Wy-
mysłowo położonej na lewym brzegu Brdy. Dziś
osada ciągle jest, ale pozostałości z mostu praw-
dopodobnie przykrywa kilka dobrych metrów
wody. Właśnie tu skusił nas piękny brzeg z przy-
jemną trawą i śladami aktywności turystycznej
w postaci wypalonego ogniska. Wziąłem to za do-
brą monetę i znak, że kiedyś udało się tu komuś
przybić do brzegu. W moim przypadku nie oby-
ło się bez trudności. Przynajmniej teraz wiem,
że nigdy nie należy wpływać z wiatrem w brzeg,
nawet jeśli wieje delikatnie. Przy trzecim podej-
ściu i szczęśliwym zrzuceniu żagla maszt dostał
się między konary drzewa i tu już nie było alter-
natywy. Musiałem pokonać obawę przed lodowa-
tą wodą i wskoczyć w odmęty zalewu. Wody na
szczęście było po kolana. Jej tempe-
Agata Malik,Grzegorz Popek
Ahoj, przygodo!
25
2726
ratura sprawiła jednak, że po minucie zrezygno-
wałem z dalszego moczenia się w obawie przed
wspomnianą hipotermią. Wyskoczyłem na brzeg
i cumą dziobową odciągnąłem łódkę poza zasięg
drzew i gałęzi. I tu chyba nastąpił najprzyjemniej-
szy punkt naszej wyprawy.
W promieniach słońca radośnie zainauguro-
waliśmy piknik. Znajdowaliśmy się w malowniczej
scenerii pachnącego lasu oraz lazurowego jezio-
ra otoczeni czarującym śpiewem ptaków. Czując
stały ląd pod stopami, mogliśmy beztrosko przy-
glądać się przepływającym żaglówkom i patrzeć,
jak stawiają czoła żywiołowi. Nagle posłyszeliśmy
dźwięk nieprzypominający w żaden sposób od-
głosów łopoczących żagli ani świstu wiatru ocie-
rającego się o wanty. Za chwilę oczom naszym
ukazała się przyczyna tego hałasu. Zza trzcin wy-
łonił się statek wycieczkowy „Zgłowięda” wiozą-
cy z Pieczysk rozbrykane dzieciaki i ich bezrad-
nych opiekunów. Płynął żwawo w kierunku Wie-
lonka, przypominając o urokliwych zakątkach za-
lewu, których nie miało nam być dane dziś zo-
baczyć. Odruchowo spojrzeliśmy na zegarek.
Niestety, czas nie stanął w miejscu. Przeciwnie,
upłynął niczym wodolot po torze regatowym.
W zaistniałej sytuacji postanowiliśmy wracać. Na-
szą sielanka jednak jeszcze nie dobiegła końca.
Mieliśmy przed sobą drogę powrotną i całe
jezioro Olszewko ze swoimi trzcinami, wyspami
i mieliznami. Tym razem siła wiatru okazała się na-
szym sprzymierzeńcem. Dmuchało nam w plecy
i sytuacja nabrała innej perspektywy. Cóż więcej
mówić – nawet narzeczona zdecydowała się sta-
nąć za sterem. Płynęliśmy na pełnym żaglu, czu-
jąc prawdziwą radość i prędkość żeglowania. Wy-
dawało się, że teraz już wszystko pójdzie nam jak
z płatka. I tu popełniliśmy błąd. Uśpiona czujność
zbagatelizowała czyhające niebezpieczeństwo.
Było nim wejście do portu. Niby prosty manewr,
ale nie w tych warunkach. Mając złe doświad-
czenia z wydawaniem poleceń dotyczących mie-
cza, postanowiłem sam się nim zająć. Gdy tylko
zrzuciliśmy grot i podpłynęliśmy trochę na paga-
jach, błyskawicznie chwyciłem za fał, aby go wy-
ciągnąć. Wystarczyło jedno szarpnięcie i lina zo-
stała mi w rękach. Ja natomiast wylądowałem na
rufi e, nadziewając się prawie na ster. Musiało to
śmiesznie wyglądać. Tak samo zresztą jak to, że
za chwilę, gdy intensywnie machaliśmy pagajami,
niewciągnięty miecz trzymał nas ciągle w tym sa-
mym miejscu na płyciźnie. Podobno przecierają-
ce się fały od miecza to stały problem tego jach-
tu. Sam bosman wyciągając nas na brzeg skwito-
wał to stwierdzeniem, że ich konstruktor nie po-
winien dostać Nobla. Zresztą, czy można aż tyle
wymagać od chłopaków z „drzewniaka”?
Nie wiem, co takiego wyjątkowego było
w tej wyprawie, że zasłużyłem na pochwałę mo-
jej narzeczonej. Może przemówił za tym fakt, że
w ogóle wpadłem na pomysł wyczarterowania
żaglówki na początku maja. Na szczęście wszyst-
ko skończyło się szczęśliwie. Jedno, co ustaliśmy
na koniec, to że na pewno następnym razem
przy takiej pogodzie bierzemy łódź wiosłową.
Grzegorz Popek
Z mojej strony kilka faktów rysuje się zupełnie
w innym świetle. Przede wszystkim – w In-
ternecie naprawdę nie było nigdzie napisa-
ne, że rozkład autobusów dotyczy sezonu letnie-
go! Czułam się jak przysłowiowa blondynka, a to
dopiero pierwsza wpadka. Niestety, kolejne były
gorsze... Zacznijmy jednak od początku.
Gdy już dotarliśmy na miejsce i zobaczyłam
nabrzeże pełne łódek i jachtów – zakochałam się.
Widok jak z obrazka: przystań, maszty na tle nie-
ba, spacerujący ludzie w pełnym słońcu. W my-
ślach już widziałam nas na leniwie kołyszącej się
łódce, wpatrujących się tafl ę zalewu, z dłonią
zanurzoną w rozpryskującej wodzie. Z marzeń
otrząsnął mnie bosman, który mówił, że wczoraj
to dopiero był wiatr, ale i dziś będzie ciężko wyjść
z portu. Nawet nie przypuszczałam, jak ciężko.
Narzeczony radośnie wskoczył do łódki, rozwi-
jał żagle, mocował szekle (pamiętajcie, pierwsza
zasada: nie topić szekli!), a ja z zaskoczeniem od-
kryłam, że na łódce może być stabilnie. Gdy byli-
śmy już gotowi do wypłynięcia, niebo zasnuło się
chmurami i zaczęło wiać. Trudno, pomyślałam,
inni dają radę, my też musimy. Nie wzięłam tylko
pod uwagę mojego braku doświadczenia połą-
czonego z różnymi komendami rzucanymi przez
narzeczonego żargonem żeglarskim. Tym sposo-
bem nie wypuściłam miecza, za pagaje chwyci-
łam za późno, ster był skierowany w złą stronę...
Nie uwierzycie, ale udało się wypłynąć!
Z pryskającą wodą oswoiłam się szybko,
z silnym wiatrem i palącym słońcem również,
ale przechyły sprawiały, że patrzyłam na narze-
czonego z niepokojem i wyrzutem w oczach.
W końcu znalazłam dla siebie wygodne miejsce pod
bomem, gdzie na spokojnie tłumaczyłam sobie
w duchu, że kamizelka ratunkowa na pewno speł-
ni swe zadanie. I choć zaczynałam powoli czerpać
radość z żeglowania, na słowa „niedługo zrobimy
sobie postój”, zaczęłam wypatrywać przyjazne-
go brzegu. Nie dane nam było szybko znaleźć
dogodne miejsce, ale dzięki walce z wiatrem na-
rzeczony miał szansę rozwinąć przede mną swo-
je umiejętności żeglarza i wpłynęliśmy w prze-
smyk prowadzący do brzegu. Okazało się, że to
dopiero początek popisów! Wszak prawdziwemu
mężczyźnie żadna przeszkoda niestraszna, więc
już za chwilę cumował on naszą żaglówkę, stojąc
po kolana w lodowatej wodzie. Jednak na lądzie
odzyskałam przewagę – to on zajadał się ciastem
i kanapkami z mojego plecaka.
Błogie wygrzewanie się na słońcu i oglądanie
przepływających żaglówek to prawdziwy odpoczy-
nek dla nerwów nadszarpniętych przez nagłe prze-
chyły. Z brzegu żeglowanie wygląda na spokojny
sport; żaglówka wydaje się być pokornym baran-
kiem, a wiatr ciągłym sprzymierzeńcem. Gdy tylko
odbiliśmy naszą łódkę od brzegu, złudzenia prysły.
Choć nam łagodnie udało się wypłynąć, na naszych
oczach inna łódka wpłynęła prosto w brzeg.
W drodze powrotnej wiatr ujawnił swoją mę-
ską naturę i poddał się łagodnej ręce kobiecej.
Dzierżyłam ster, trymowałam grot i... pękałam
z dumy! (Wiem, wiem, żeglowanie przy wietrze
w plecy to łatwizna.) Nawet narzeczony mi zaufał
i oddał się pasji robienia zdjęć, od której odrywał
go tylko czasem mój rozpaczliwy głos: czy my na
pewno dobrze płyniemy? Pomimo drobnych kło-
potów przy cumowaniu (cztery metry od brze-
gu, narzeczony i ja wiosłujemy ile sił, a łódka stoi
jak słup!), szczęśliwie dobiliśmy do lądu. Pozosta-
ło nam tylko zwinąć żagle i oddać wiernego „Kor-
nika” w (prawie) nienaruszonym stanie. Ze szcze-
rym sercem mogłam powiedzieć bosmanowi:
miłość do żagli została zaszczepiona!
Widok mężczyzny, który ciągnie łódkę po ko-
lana w lodowatej wodzie, walczącego z wiatrem,
trymującego żagiel, robiącego zwrot za zwrotem
z absolutnym brakiem wysiłku na twarzy, sprawia,
że podziwiamy was całym sercem. Zatem nie po-
zostaje mi nic innego, jak tylko powiedzieć, para-
frazując Młynarskiego: Panowie! Zabierajcie nas
na łódki na wiosnę!
Agata Malik
27
2928
Malownicze strumyki, ciekawe ścieżki i pachną-ce zielenią lasy... W połączeniu z piękną, wiosenną pogodą widoki te stają się naprawdę nieprzecięt-ne i zachwycają każdego, kto jest wielbicielem na-turalnych krajobrazów. Pozostaje tylko znaleźć od-powiednią trasę, wsiąść na rower, do plecaka wsa-dzić aparat i wyruszyć na wycieczkę. W naszym re-gionie znajduje się wiele interesujących szlaków, które na pewno usatysfakcjonowałyby niejedne-go zwolennika pojazdów dwukołowych.
Wszystkim zainteresowanym
odkrywaniem mniej znanych oko-
lic Bydgoszczy proponuję wyprawę,
podczas której zobaczycie urokliwe
krajobrazy rozciągające się na za-
chód od Bydgoszczy.
Początkiem trasy jest pętla autobusowa na
Błoniu, z której można od razu wjechać na zie-
lony szlak. Jednak ja polecam skorzystanie z no-
wej drogi dla pieszych i rowerzystów wiodącej
do Białych Błót. Po wjeździe do miejscowości
przekraczamy ostrożnie jezdnię i mijając szutro-
wą drogą leśniczówkę dojeżdżamy do skrzyżo-
wania, na którym spotykamy zielony szlak. Bę-
dzie nam towarzyszył aż do Kanału Noteckiego.
Podziwiając walory białobłockich lasów i łąk do-
cieramy do obwodnicy Bydgoszczy, którą w tro-
sce o zdrowie swoje i ewentualnych towarzyszy
– ostrożnie przecinamy.
Amatorów fotografi i zachęcam, aby przysta-
nęli na moment i uwiecznili leśne scenerie, któ-
rych w środku miasta raczej nie spotkamy. Pro-
mienie słońca przebijające się przez konary drzew
sprawiają, że trudno oderwać wzrok od tego nie-
wątpliwie wspaniałego krajobrazu.
Gdy już nasycimy się pięknymi widokami,
możemy wyruszyć dalej, w dalszym ciągu wzdłuż
tego samego szlaku. Po drodze napotkamy małą
miejscowość Murowaniec, w której miniemy kilka
domków jednorodzinnych i małych gospodarstw.
Skręcamy w prawo, a następnie w lewo.
Stopniowo zbliżamy się do punktu zwrotne-
go, którym będzie niewielki wiadukt kolejowy.
Tutaj warto zrobić sobie nawet dłuższą przerwę,
gdyż jest to najbar-
dziej malowniczy frag-
ment naszej wyprawy.
Dzieje się tak za przy-
czyną Kanału Notec-
kiego, z dwóch stron
otoczonego bujną ro-
ślinnością, od której
aż bije soczysta zieleń.
Nie pozostaje nam nic
innego, jak tylko wejść
wąską ścieżką na wia-
dukt i rozkoszować się
widokiem, który z każ-
dej strony jest równie piękny.
Gdy zdecydujemy się na kontynuowanie wy-
cieczki, wkraczamy na szlak czarny, wiodący
wzdłuż kanału. Przemieszczając się spokojnie wą-
skimi ścieżkami tuż przy wodzie, możemy obser-
wować pełną uroku fl orę, a przy odrobinie szczę-
ścia także faunę lasów naszego powiatu. Mamy
też okazję wykazać się sprawnością, gdy napo-
tkamy przeszkodę w postaci wąskiego strumyka.
Nie zagraża on naszemu życiu, jednak z pewnością
nikt nie chciałby w nim popływać, dlatego warto
być ostrożnym przy przenoszeniu rowerów.
Potem nie pozostaje nam nic innego, jak w dal-
szym ciągu wytrwale jechać czarnym szlakiem. Od-
jeżdżamy od Kanału i zaraz przed Drzewcami spo-
tyka nas kolejna niespodzianka – droga robi się
grząska, gdyż prowadzi przez niewielkie bagna. Le-
śnymi ścieżkami docieramy do miejscowości. Resz-
ta trasy nie powinna nas już niczym zaskoczyć.
Jedziemy drogą leśną, po raz drugi prze-
cinamy szosę obwodową i niezmiennie śle-
dzimy wzrokiem czarno-białe oznaczenia na
drzewach. W okolicach Lisiego Ogona skrę-
camy w prawo w wąską ścieżkę, aby wkrótce
znaleźć się na osiedlu Prądy w Bydgoszczy.
Przed samym wjazdem do Bydgoszczy jest
szansa spotkania miłośników jazdy konnej,
co z pewnością może stanowić dobrą oka-
zją do fotografowania. Gdy znajdziemy się
w mieście, nie powinno być problemu z dotar-
ciem do domu, gdyż wystarczy poruszać się
wzdłuż ulicy Nakielskiej, aby trafi ć do samego
centrum.
Wszystkich amatorów jazdy na rowerze oraz
miłośników przyrody i fotografowania zachę-
cam, aby zarezerwowali sobie jeden dzień na
taką wycieczkę. Trasa ma ok. 25 km i można po-
konać ją wedle własnych możliwości lub chęci –
w ciągu kilku godzin.
Warto poświęcić trochę czasu i – jako od-
skocznię od szkoły czy też pracy – wybrać czyn-
ny wypoczynek, który niewątpliwie usatysfakcjo-
nuje, odpręży i pozwoli choć na moment zapo-
mnieć o kłębach dymu i hałasie miejskim.
Katarzyna Dadok
Rowerem nad Kanał Notecki
30
Tym razem z naszym tytułowym biletem ko-
munikacji miejskiej wybierzemy się niedale-
ko poza Bydgoszcz. W okolicach pobliskiej le-
śniczówki w Białych Błotach w 2004 roku wy-
znaczono niezwykle atrakcyjną ścieżkę dydak-
tyczną. W tym wypadku ta nazwa nie powinna
nikogo zrazić, bo walory, które kryją białobłoc-
kie lasy, pozytywnie zaskoczą z pewnością nie-
jednego bydgoszczanina.
Atrakcyjność trasy polega na jej zaskaku-
jącym urozmaiceniu. Po drodze odwiedzimy
szkółkę leśną, pokonamy niewielkie wznie-
sienia, mostek nad śródleśnym strumykiem,
kładką przejdziemy nad bagnem, przysią-
dziemy na skraju rozle-
głej polany. Wszystkie te
atrakcje są obszernie opi-
sane na 13 kolorowych
tablicach umieszczonych
po drodze.
Trasa rozpoczyna się
i kończy przy leśniczówce
w Białych Błotach. Ścież-
ka mierzy 5 kilometrów,
a jej skrócony wariant – 3.
Przejście powinno zająć ok.
2h (lub 1h ze skrótem), ale
serdecznie zachęcamy do
poświęcenia większej ilości
czasu na zapoznanie się z
treścią tablic i spokojnym rozkoszowaniem się
urokami lasu. Ścieżka doskonale nadaje się do
zwiedzania na rowerze. Oznakowana jest ry-
sunkiem konwalii i zielonymi strzałkami. Przy
jednym z przystanków umieszczono zadaszo-
ne ławki i stoły, gdzie można posilić się w kom-
fortowych warunkach.
Marcin WasilewskiMarcin Wasilewski
Podróż za 2,20 Podróż za 2,20 Białe BłotaBiałe Błota
Jak dojechać?Z autobusu 92 wysiadamy na pierw-
szym przystanku w Białych Błotach i co-
famy się do skraju lasu, gdzie skręcamy w
lewo w drogę do leśnictwa (drogowskaz).
Grupy zorganizowane mogą uzgodnić
przybycie z leśnictwem (052 381-40-21).
Fotografi aPrzemysław Durczak e-mail: [email protected]
Zaczyna się wiosna, ulubiona pora większo-
ści fotografów. Coraz dłuższe dni, słoneczna pogo-
da, świeże kwiaty – te atrybuty sprawiają, że żaden
prawdziwy fotoamator nie może wysiedzieć w domu.
Wybrać można się na łąkę, do parku czy do zoo.
W tym numerze w Fotoradzie Marcin pokazuje, jak
za pomocą prostych sztuczek uzyskać efekt trój-
wymiarowości na fotografi i. Osoby, które posta-
nowiły wykorzystać piękną pogodę i nowo nabyte
umiejętności w praktyce, zapraszam do przysyła-
nia nam swoich zdjęć, szczególnie opowiadających
o człowieku aktywnym. Na e-maile z pytaniami chęt-
nie odpowiemy, a wybrane przez nas zdjęcia zostaną
wydrukowane w dziale Fotokrytyka lub na okładce.
Życzę udanych fotografi cznych łowów.
1. Pierwsze zdjęcie to typowy pejzaż właści-
wy dla tej pory roku – pole rzepaku. Zdjęcie jest
poprawnie skadrowane; zachowano zasadę po-
działu kadru na trzy części tak, aby linia hory-
zontu nie znajdowała się w połowie. Pierwsza 2. Drugie zdjęcie przedstawia kwiat. Ponow-
nie – poprawnie skadrowane, bez przepalonych
listków, z ładnymi kolorami. Może zabrakło odro-
biny obróbki w programie grafi cznym, która po-
legałaby na wyciągnięciu świateł oraz podbiciu
saturacji. Pusta ziemia przywodzi na myśl wiosnę
i budzące się życie.
3. Kolejne poprawne zdjęcie o tym samym
temacie. Centrum kwiatka właściwie umiesz-
czone, dobrze dobrana głębia
ostrości. Zabrakło tylko ciekawe-
go oświetlenia. Wszystko, czego
brakuje temu zdjęciu, to odrobi-
na słońca i trochę światła odbite-
go blendą (a można ją zrobić na-
wet z kawałka kartki).
Ponieważ tym razem wszyst-
kie trzy zdjęcia są autorstwa jed-
nej autorki pozwolę sobie na krót-
kie podsumowanie. Generalnie re-
Przemysław Durczak
Fotokrytykajednak wada, która rzuca się w oczy, to kilka pa-
proszków na matrycy widocznych na samej gó-
rze zdjęcia. Zdjęcie jest także delikatnie za ciem-
ne, linia drzew jest całkowicie pozbawiona detali,
zatem przydałby się tutaj fi ltr połówkowy. Poza
tym, brakuje czegoś na pierwszym planie, przez
co zdjęcie sprawia wrażenie płaskiego i pozba-
wionego głębi.
!guły zostały mniej więcej opanowane. Stosu-
jesz właściwe metody w odpowiedni sposób.
Twoim zdjęciom brakuje tylko odrobiny dba-
łości o szczegóły, choćby takie, jak oświe-
tlenie. Pamiętaj, że fotografi a to malowa-
nie światłem; przy jego braku trudno o do-
bre zdjęcia. I czasami zaszalej – czy to z ka-
drem, czy z głębią ostrości. Najlepsza nauka
płynie przez eksperymenty. Życzę wielu uda-
nych zdjęć i serdecznie pozdrawiam.
ZOSTAŃ DZIENNIKARZEM FOTOREPORTEREM!
Jeśli masz lekkie pióro i dobre oko, lubisz opi-sywać i fotografować ciekawe miejsca i okolice, redakcja pisma „Regional Geographic” czeka na Ciebie. Będziesz działać w miłym towarzystwie młodych odkrywców regionu kujawsko-pomor-
skiego. Kontakt: [email protected]
34 35
W tym wydaniu Fotorady zajmiemy się fi ltrami fo-tografi cznymi. Jako że jest ich sporo, począwszy od gwiazdkowych, przez różnego rodzaju połówkowe po zdecydowanie bardziej specjalistyczne, omówię tylko te, które mają największe znaczenie przy fotografi i kra-jobrazu. Jednak najpierw...
Nakręcane czy nie?Generalnie fi ltry można kupić pod postacią pier-
ścienia nakręcanego bezpośrednio na obiektyw lub
też jako szybkę wykonaną z żywicy, którą montuje
się do specjalnego holdera przyczepianego do obiek-
tywu. Pierwsze rozwiązanie jest o wiele bardziej wy-
godne, fi ltry zdejmuje się szybko, można je nakrę-
cać jeden na drugi (choć wówczas trzeba się liczyć
z pojawieniem się winiety). Wady takiego rozwiązania
są dwie: fi ltr pasuje nam tylko do jednego obiekty-
wu (mają one określoną średnicę np. 52 mm) oraz nie
mamy kontroli nad fi ltrami połówkowymi – linia po-
działu zawsze będzie przechodziła przez środek obiek-
tywu. Z uwagi na to fi ltry nakręcane najczęściej pole-
ca się posiadaczom cyfrowych kompaktów. Filtry dru-
giego typu (zwane przeze mnie dalej Cokin, od nazwy
francuskiego producenta) są polecane osobom, które
korzystają z kilku obiektywów o różnej średnicy gwin-
tu. Do holdera mieszą się trzy fi ltry, w wersji dla obiek-
tywów super szerokokątnych (poniżej 18 mm) może-
my założyć dwa fi ltry.
Szara (neutralna) połówkaFiltr szary połówkowy służy do zwiększenia zakre-
su tonalnego zdjęcia. Matryca aparatu cyfrowego jest z
reguły mniejsza od kliszy fi lmowej, dlatego częściej wy-
chodzi nam przepalone niebo lub za ciemny grunt niż
zdarzało się to w aparatach naszych rodziców. Ciemniej-
sza połówka fi ltru przyciemnia nam górę kadru wpusz-
czając mniej światła, dzięki czemu uzyskujemy ciem-
niejsze niebo i jaśniejszy grunt. W wersji Cokin mamy
możliwość regulacji wysokości linii, od której zaczyna
się przyciemnienie, jak również swobodnego obróce-
nia fi ltru w bok czy po skosie. W zależności od „mocy”
fi ltru (czyli tego, jak mocno przyciemnia górną część
kadru) możemy uzyskać różne efekty. Moc mierzy się
w działkach przesłony (np. 3 Ev), a najbardziej popular-
ne oznaczone są jako ND 4 albo ND 8 (ang. Neutral Den-
sity – o neutralnym zabarwieniu). Różnią się one rów-
nież charakterem przejścia między ciemną a jasną stro-
ną, dlatego wyróżniamy połówki z miękkim i twardym
przejściem. Tutaj należy jednak zauważyć, że przy małej
średnicy obiektywu miękkie przejście będzie praktycz-
nie niewidoczne, dlatego do większości obiektywów
proponuję fi ltry z twardym przejściem. Filtr połówko-
wy to podstawowe narzędzia każdego pejzażysty, oso-
biście w ogóle nie wychodzę bez niego z domu.
Poza omówionym przeze mnie fi ltrem szarym po-
łówkowym (zwanym również neutralnym, chociaż nie
jest to dokładnie to samo) istnieją jeszcze połówki ko-
lorowe; najbardziej popularne to fi oletowa, niebieska
i tabaczkowa.
Filtr szaryJest to zdecydowanie bardziej specjalistyczny fi ltr.
Służy przede wszystkim do wydłużenia czasu robienia
zdjęcia, dzięki czemu możemy uzyskać ciekawe roz-
mycia płynącej wody czy też roślin poruszanych wia-
trem. Efekty takiego użycia potrafi ą przykuć wzrok
na długo, zdjęcie przypomina wówczas obraz. Podob-
nie jak szare połówki fi ltry szare pełne również różnią
się mocą, od ND4 czy ND8 (polecam w szczególności)
po ND 400 produkowany przez fi rmę Hoya, który po-
zwala na uzyskanie czasów rzędu 30 sekund w środku
słonecznego dnia. Filtry pełne dzielą się na neutralne
oraz na szare; te ostatnie poza wydłużeniem czasu
robienia zdjęcia również lekko ocieplają barwy.
Filtr polaryzacyjnyO fi ltrach polaryzacyjnych mówi się wiele – że
zwiększają kontrast, nasycenia kolorów, że są reme-
dium na przepalone niebo. Jest to prawda, ale tylko
częściowa. Podstawową funkcją fi ltra polaryzacyjne-
go jest wygaszanie światła odbitego. Jak to działa?
Światło słoneczne ma budowę fali o określonej czę-
stotliwości. Gdy światło odbija się od jakiegoś przed-
miotu częstotliwość się zmienia. Dlatego fi ltry polary-
zacyjne kołowo należy obracać, aby znaleźć tę właści-
wą częstotliwość. Ponadto efekt ten działa najlepiej,
gdy fotografujemy obiekty czy też scenę pod kątem
90º do słońca. Wygaszenie światła odbitego spra-
wia, że np. trawa pokazuje nam swój prawdziwy, zie-
lony kolor, nieprzygaszony przez odbite światło. Rów-
nież woda wygląda zdecydowanie ciekawiej, polary-
zacja światła pozwala na odsłonięcie dna i naturalne-
go odcienia. Niestety, efekt ten ma swoją cenę – fi ltr
polaryzacyjny przyciemnia nam całe zdjęcie, powodu-
jąc wydłużenie czasu jego robienia. Po szarej połów-
ce jest to kolejny ważny fi ltr dla wszystkich zaintere-
sowanych fotografi ą pejzażową.
UV czy Skylight?Na koniec zostawiłem dwa fi ltry nakręcane. Nie
mają one w zasadzie większego zastosowania w foto-
grafi i cyfrowej, ponieważ przed matrycą aparatu znaj-
duje się wbudowany fi ltr promieni UV. Najczęściej za-
kłada się je po prostu jako osłonę na obiektyw, wszak
zdecydowanie lepiej jest porysować sobie fi ltr niż so-
czewkę. Różnica między nimi sprowadza się do deli-
katnego ocieplenia barw przez fi ltr Skylight.
W dobie fotografi i cyfrowej bardzo rzadko moż-
na spotkać kogoś używającego fi ltrów fotografi cz-
nych, wszak różnego rodzaju efekty można uzyskać
na komputerze. Jednak osobiście uważam omówio-
ne przez mnie fi ltry za niezastąpione – ani polaryzacji,
ani efektu wydłużenia czasu nie można w 100% od-
dać za pomocą programów komputerowych. Podob-
nie sprawa ma się z szarymi połówkami; przepalone-
go nieba nie da się w pełni odzyskać. Odkąd zakupi-
łem podstawowy zestaw fi ltrów fotografi cznych nig-
dy się z nimi nie rozstaję – polecam je również Wa-
szej uwadze.
Zapraszam także na nasze forum, gdzie chętnie
odpowiemy na wszystkie Wasze pytanie.
Przemysław DurczakPrzemysław Durczak
Filtry fotografi czne Filtry fotografi czne w fotografi i pejzażowejw fotografi i pejzażowej
FOTORADAFOTORADA
bez fi ltra fi ltr szary połówkowy fi ltr polaryzacyjny fi ltr polaryzacyjny i szary
39
Przez długi czas w przestrzeni zarówno byd-
goskiej, jak i toruńskiej wyraźnie można było
odczuć wzajemną rywalizację. Ubieganie się
Bydgoszczy i Torunia o pierwszeństwo między sobą
wśród innych miast województwa kujawsko-pomor-
skiego nieraz wykraczało poza zdrowy ton słowa „ry-
walizacja”.
Powodów animozji można się doszukiwać w hi-
storii obu miast lub pod względem atrakcyjności ar-
chitektonicznej, kulturalnej czy sportowej. Na ile róż-
nice te rzeczywiście były przedmiotem sporu, a na ile
zostały uwypuklone przez manipulacyjną stronę me-
diów? Odpowiedzi udzielają sami mieszkańcy opowia-
dając: bydgoszczanie o Toruniu i torunianie o Byd-
goszczy.
Napotkanym mieszkańcom w obydwu miastach
postanowiliśmy zadać proste pytanie, mianowicie: co
interesującego dostrzegają w sąsiednim mieście?
Oto kilka odpowiedzi, jakich udzielili bydgoszcza-
nie wypowiadając się o Toruniu:
Mirosława, lat 49,laborantka
Warto zwiedzić urokliwe uliczki na starówce, bul-
war, park przy ulicy Mickiewicza. Ciekawi także Krzy-
wa Kieża.
Krzysztof, lat 23, student politologii UMKOgólnie cała starówka, ewentualnie bulwar, cho-
ciaż to chyba część starówki; z tego co się orientuję
to nie ma nic wyjątkowego, nic, czego nie znajdziemy
w innych miastach.
Marek, lat 52, chemikImperium Ojca Rydzyka, planetarium, Stare Mia-
sto. Słyszałem coś o jakimś parku rozrywki dla dzieci
(wysokościowe tory przeszkód, liny, siatki, itp.)
Maciej, lat 17, uczeńPlanetarium, muzeum szkolnictwa, starówka, dużo
koncertów
Danuta, lat 63, emerytowany nauczycielSzlak Anny Wazówny (w tym kościół Wniebowzię-
cia Najświętszej Marii Panny, gdzie znajduje się ciało
królewny), potężny dzwon TUBA DEI, Krzywa Wieża
wraz z jej legendą, Stare Miasto. Poza tym do cieka-
wych miejsc należy też Aleja Piernikowa i Dwór Artu-
sa. Nie można zapomnieć o pomniku psa Filusia trzy-
mającego melonik prof. Filutka. Warto też odwiedzić
Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika.
Aleksandra, lat 26, muzealnikRuiny zamku krzyżackiego, dwór Artusa, krzy-
wa wieża, Kościoły (Mariacki, św. Jana Chrzciciela
i św. Jana Ewangelisty, św. Jakuba, św. Ducha), ratusz,
Muzeum Okręgowe, dom Kopernika z ciekawą makietą
dawnego Torunia, Muzeum Podróżników Tony’ego Ha-
lika, planetarium, dom Eskenów, Ka-
mienica pod gwiazdą.
Wypowiedzi Torunian o sąsied-
nim mieście Bydgoszczy:
Piotr, lat 39, inżynierPrzede wszystkim Stare Miasto
z którym wiążą mnie osobiste wspo-
mnienia oraz akademik ATR-u w Fordo-
nie. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie
przebudowy Wyspy Młyńskiej i nowo po-
wstałe, sympatyczne, klimatyczne kładki.
Anna, lat 45, była nauczycielkaLubię odwiedzać w niedzielne po-
południa Leśny Park Kultury i Wypo-
czynku w Myślęcinku ze względu na
właściwości relaksacyjne. Bydgoszcz
bardzo się rozwija, zwłaszcza ostat-
nio zadbała o swój wizerunek. Cza-
sem przyjeżdżam też zaczerpnąć kul-
turalnego ducha do fi lharmonii albo
do opery.
Aleksandra, lat 20, studentka pra-wa UMK
Osobiście nie lubię Bydgoszczy, jest dla mnie sza-
rym miastem przepełnionym szarymi, starymi bu-
dynkami. Od kiedy pamiętam jeżdżę tam spora-
dycznie, kiedy muszę. Jestem „lokalną patriotką”
i uwielbiam swoje miasto Toruń. Do pozytywnej
strony Bydgoszczy zaliczam operę, w której raz
miałam przyjemność być i odniosłam bardzo do-
bre wrażenie.
Wiesław, lat 41, bankierBydgoszcz kojarzy mi się z dużą ilością sklepów,
jeździmy tam z żoną robić zakupy. Kiedyś to mia-
sto postrzegałem jako ponure, teraz nabiera uro-
ku. Nareszcie dobiegła końca budowa opery i po-
wstał wspaniały gmach, piękny zwłaszcza nocą przy
odpowiednim oświetleniu. Wolę jednak swoje miasto,
mamy więcej zabytków i zadbane Stare Miasto.
Przedstawione wypowiedzi mieszkańców obydwu
miast zapewne nie dają całościowego obrazu relacji mię-
dzy Bydgoszczą a Toruniem, jednak świadczą o zburze-
niu mitu niezdrowej relacji sąsiadów. Coraz więcej ludzi
uświadamia sobie, jak istotne w procesie urbanizacji jest
odnalezienie wspólnej płaszczyzny metropolitalnej. Oby-
dwa miasta zaczynają dążyć do integracji, gdyż dzięki
temu istnieje większa szansa na podniesienie konkuren-
cyjności wobec innych miast w Polsce. Poprzez wspól-
ną politykę inwestycyjną miasta będą się rozwijać jako
aglomeracja, a poprzez wzajemną sympatię jako do-
brzy sąsiedzi.
Warto wiedzieć:W maju 2003 r. został wyznaczony szlak rowe-
rowy: Toruń – Bydgoszcz. Szczegółowy opis szlaku
znajduje się na stronie www.pttk.torun.pl
Od stycznia 2008 r. wprowadzony został bilet
aglomeracyjny na trasie Bydgoszcz – Toruń i To-
ruń – Bydgoszcz. Bilet BiT City obowiązuje w pocią-
gach na trasie B-T i T-B oraz w autobusach i tram-
wajach obu miast.
Cennik:• bilet aglomeracyjny: Bydgoszcz Gł. - Toruń Gł. -
10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł
• bilet aglomeracyjny: Toruń Gł. - Bydgoszcz Gł. -
10,50zł, ulgowy- ze zniżką 37% - 6,61 zł
• +1 godzina podróży komunikacją miejską w
wybranym mieście
Magdalena Połowińczak, Kamil WakułaMagdalena Połowińczak, Kamil Wakuła
SąsiedziSąsiedzi
„Ginący świat kolei to projekt
mający na celu zachowanie dla po-
tomności swoistego piękna dwor-
ców kolejowych oraz elementów
architektonicznych kolei na terenie
powiatów bydgoskiego, nakielskie-
go i żnińskiego” – czytamy na stro-
nie www.fl esz.org.pl. Inicjatywa zo-
stała podjęta przez Rejonową Bibliotekę Publicz-
ną w Szubinie oraz Klub Miłośników Fotografi i
„Flesz”. Udział w projekcie wzięła szubińska mło-
dzież w tym wychowankowie zakładów popraw-
czych w Szubinie i Kcyni. Poprzez tę inicjatywę
mieli oni wzbudzić w sobie chęć innego spędza-
nia wolnego czasu, zaintere-
sować się fotografi ą, histo-
rią kolei i historią regionu,
w którym obecnie przebywa-
ją. Projekt wykorzystany zo-
stał zatem, jako jedna z form
resocjalizacji. Jego zadaniem
było również pokazanie, że
młodzież z poprawczaków
nie jest do końca taka zła
oraz potrafi twórczo działać
angażując się społecznie.
Z szubińskiej placówki brało udział sześciu wy-
chowanków: Jakub, Kamil Dawid K., Dawid G.,
Marcin i Darek. Fotografowaliśmy dworce na tra-
sie Szubin – Żnin (dokładnie: dworce w Kowale-
wie, Wąsoszu, Jaroszewie, Żninie i Szubinie), na
trasie Szubin – Kcynia (dworce w Pińsku, Zale-
siu, Kcyni oraz dodatkowo dworzec w Grocholi-
nie), a także na trasie Szubin – Bydgoszcz (dwor-
ce w Kołaczkowie i Rynarzewie). Odwiedziliśmy
też trasę Nakło – Kcynia i uwieczniliśmy dwor-
ce w Szczepicach i Studzienkach. Łącznie odby-
liśmy cztery plenery. Teraz oczekujemy na roz-
strzygnięcie konkursu, które zaplanowano na
październik. Zdjęcia konkursowe można przysy-
łać jeszcze do końca września.
Mieczysław Luchowski Mieczysław Luchowski
Stacja fotografi aStacja fotografi a
TurystykaKarolina Matysiak e-mail: [email protected]
Wraz z początkiem maja w swój pierwszy
rejs w tym sezonie wypłynął Bydgoski Tramwaj
wodny – „Bydgoszcz”. W związku z tym zachę-
cam wszystkich do zostawienia na chwilę zatło-
czonych ulic oraz starych znudzonych środków
transportu – głośnych tramwajów, rozklekota-
nych aut, autobusów. Warto spróbować spojrzeć
na Bydgoszcz z innej perspektywy, mianowicie
wodnej i wybrać się w relaksujący rejs bądź po
prostu zwyczajnie umilić sobie dojazd do pracy
czy na uczelnię.
Statek odbywa godzinny kurs od Astorii do
Tesco, po drodze zatrzymując się na trzech do-
datkowych przystankach: WSG – Rybi Rynek –
PKS. Na pokładzie spotkać można bardzo sym-
patyczną załogę, która towarzyszy nam na ca-
łej trasie. Bilety obowiązują takie same jak w po-
jazdach komunikacji miejskiej. Normalny – 2,20
zł, ulgowy – 1,10 zł. Zatem radzę lepiej długo się
nie zastanawiać, tylko szybko zajmować miejsce.
Niestety, dość ograniczone rozmiary statku po-
wodują, że tramwaj może zabrać na pokład wy-
łącznie 12 osób.
Ten mały, niepozorny z wyglądu stateczek
posiada bardzo burzliwą i bogatą historię. Swój
początek ma w dzielnicy portowej Warnemünde
w Rostocku. Przypuszcza się, że został wybudo-
wany w 1908 roku. Data ta jednak nie jest pew-
na, ponieważ dokumen-
ty statku naprzemien-
nie podają lata budo-
wy 1924 lub 1908. Wia-
domo, że od 1940 roku
przeszedł w ręce gdań-
skiego armatora Fran-
za Preukschata. Z upły-
wem lat uległ przebudo-
wie z parowca na moto-
rowiec. W 1945 r. zato-
nął na Zalewie Wiślanym,
a w 1946 r. został wy-
dobyty i odbudowany
w Stoczniach Gdańskich.
Od tego czasu nosił na-
zwę „Gniew” a jego
armatorem zosta-
ła Żegluga Państwo-
wa Oddział w Gdań-
sku. Dwa lata póź-
niej statek trafi ł do
oddziału bydgoskie-
go i pływał już po wo-
dach Brdy, Wisły, No-
teci i po Kanale Byd-
goskim jako holownik.
Z czasem po kolejnych
przebudowach otrzy-
muje nazwę „Elbląg”,
pływa do 1995 roku,
po czym zostaje wy-
cofany.
Wydawałoby się, że to koniec, ale jednak
w 2004 r., statek razem z kolejną przebudową,
otrzymaniem nowego silnika oraz nadaniem no-
wej nazwy „Bydgoszcz” zaczął rejsy jako Bydgo-
ski Tramwaj Wodny, ze wspólnej inicjatywy Urzę-
du Miasta Bydgoszcz, Żeglugi Bydgoskiej i Wyż-
szej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Podob-
no tylko w ubiegłym roku skorzystało z niego
ok. 10 tys. ludzi, dlatego też miasto ma plany
rozszerzenia fl oty tramwajów wodnych.
Myślę, że dzisiaj tramwaj wodny jest znaczą-
cą atrakcją turystyczną naszego miasta, wzbu-
dzającą duże zainteresowanie przyjezdnych.
Bądź co bądź w jaki inny sposób można by było
pokazać tyle ciekawych zakątków miasta? Wyspa
Młyńska, Fara, Opera Nova, Spichrza, jazzy i ślu-
zy, cały Kanał Bydgoski, to przecież to, co Byd-
goszcz ma najcenniejsze.
Natomiast 14 kwietnia 2008 roku na skrzy-
żowaniu ulicy Jana Kazimierza z ulicą Długą na
ośmiometrowym odcinku torów został posta-
wiony historyczny tramwaj, pochodzący z 1896
roku, który w Bydgoszczy jeździł aż do 1960
roku. Tramwaj nazywa się Herbrand i wyprodu-
kowano go w niemieckiej fabryce mieszczącej
się w Kolonii (Wagonfabrik A. G. vorm. Paul Her-
brand et C-ie. Köln-Ehrenfeld). Jest to pojazd
o długości 7820 mm, szerokości 2050 mm (przy
rozstawie szyn 1000 mm), posiadający masę
własną ok. 8000 kg. Tramwaj posiadał 24 miejsca
stojące oraz 40 miejsc siedzących usytuowanych
na dwóch ławkach mieszczących się pod okna-
mi wagonu. Dzisiaj tramwaj ma służyć turystom
jako informacja turystyczna wraz ze sklepem,
w którym będzie można zakupić pamiątki. To
właśnie Bydgoszcz była czwartym z kolei mia-
stem w Polsce, gdzie został uruchomiony tram-
waj elektryczny. Tego typu zabytkiem mogą się
poszczycić również Wrocław i Słupsk.
Karolina Matysiak
Tramwaj wodny i lądowy
Szczegółowe informacje o rozkładzie rejsów:Żegluga Bydgoska;
tel. 052 323 32 01
www.tramwajwodny.byd.pl
43
Tym razem dział „TURYSTYKA” jest pełen
cennych wskazówek. Zbliżają się wakacje, dla-
tego też warto wiedzieć co należy zabrać ze
sobą na rajd rowerowy. Powiemy, gdzie szukać
taniego noclegu w Bydgoszczy oraz zapropo-
nujemy zwiedzanie miasta z pokładu tramwaju
wodnego. Oprócz tego zachęcamy do naszego
kalendarium imprez - na pewno każdy znajdzie
coś ciekawego dla siebie.
Zapraszam do lektury!
45
Istnieje tu także w miarę potrzeb możli-
wość skorzystania z bardzo dobrze wypo-
sażonej technicznie sali konferencyjnej, wyro-
bienie legitymacji PTSM, zakup znaczków na
legitymacje PTSM oraz IYHF, możliwość zamó-
wienia ciepłych i zimnych posiłków.
Szkolne Schronisko Młodzieżowe w Byd-
goszczy wpisane jest do rejestru między-
narodowych schronisk światowej organiza-
cji Hostelling International, a także wielokrot-
nie zdobywało ogólnopolskie wyróżnienia dla
obiektów całorocznych.
Nocleg za kwotę 40 zł otrzymamy w Ho-
telu PZN mieszczącym się przy Ośrodku Reha-
bilitacji i Szkolenia im. Józefa Buczkowskiego
w Bydgoszczy w odległości 10 minut od cen-
trum miasta autobusem linii 57, 93 oraz busem
303. Hotel posiada 90 miejsc noclegowych roz-
dzielonych w pokojach 2- i 3-osobowych z ła-
zienkami. Do dyspozycji przyjezdnych jest sto-
łówka, biblioteka, klubokawiarnia, sala sporto-
wa, przychodnia lekarska, parking niestrzeżony
oraz mała kapliczka.
Tanie noclegi dla studentów zaocznych
i większych grup zorganizowanych oferują tak-
że niektóre bursy szkolne oraz internaty i aka-
demiki. Są one bardzo konkurencyjne pod
względem cen,choć często oddalone od cen-
trum miasta. Jednak radzimy za każdym razem
dobrze sprawdzać ceny, korzystając z takich
noclegów, ponieważ niektóre akademiki bar-
dzo wysoko się cenią.
Dom Studencki nr 1 na ul. Bartłomie-
ja zlokalizowany w Fordonie oferuje nocle-
gi w cenach do 40 zł. Studenci danej uczel-
ni płacą połowę wyżej wymienionej ceny.
Z centrum można dojechać pod sam Dom
busem linii 302 w kierunku osiedla Fordon
oraz autobusami linii 69, 72, 81 a także li-
nią nocną 32N. Dojazd z dworca PKP jed-
nym autobusem linii 93 lub busem nr 303.
Oferowane pokoje są najczęściej cztero-
osobowe.
Karolina Matysiak
Młodzieżowa Młodzieżowa baza noclegowa baza noclegowa
w Bydgoszczyw BydgoszczyBaza noclegowa Bydgoszczy wyróż-
nia się w regionie, a nawet na tle całego
kraju. Miasto posiada bowiem bogatą liczbę
miejsc noclegowych zarówno w kwaterach ze
stosunkowo dużą liczbą gwiazdek, jak i bez. Są
to hotele, motele, pensjonaty, pokoje gościn-
ne – cały wachlarz możliwości. Jednakże ceny
takich noclegów pozostawiają wiele do życze-
nia. Dlatego turyści, a przede wszystkim mło-
dzi ludzie, często szukają i korzystają z innych
tańszych możliwości noclegu.
Bardzo chętnie odwiedzane przez turystów
jest Szkolne Schronisko Młodzieżowe. Przycią-
ga gości nie tylko ceną (nocleg od 15 zł), ale
także atrakcyjnym położeniem – stanowi bo-
wiem doskonały punkt wypadowy do zwiedza-
nia. Mieści się w samym centrum miasta, bar-
dzo blisko dworca PKP, na ulicy Sowińskiego 5.
Neogotycki, dwupiętrowy budynek liczy so-
bie już ponad 100 lat, od 1962 roku pełniąc
funkcję schroniska. Dysponuje 100 miejscami
noclegowymi w pokojach od 1- do 12-osobo-
wych. Dostępna dla gości jest świetlica, jadalnia
z nowoczesną kuchnia samoobsługową oraz
obiekty sanitarne (umywalnie i prysznice).
Night base for youths in Bydgoszcz
Bydgoszcz has a large amount of places to stay
for a night like hotels, motels, guest houses etc.
However, the price of it is still too high, especial-
ly for tourists and young people, who prefer much
cheaper solutions. School Youth Hostel is willingly
visited by tourists. Accommodation is very cheap
(from 15zlotys per night). Is situated in the cen-
tre of the city, close to railway station (Sowińskie-
go 5, Street). In this hostel people have an access
to day-room, dining-room and other sanitary ro-
oms. School Youth Hostel is registered in Hostelling
Organization. We can get accommodation from 40
zlotys in PUB Hotel (Polish Union of Blind) situated
on Powstańców Wielkopolskich 33 Street. You can
get there by buses nr: 57,93 or 303. Cheap accom-
modations for students or bigger organized gro-
ups are off ered by some school hostels also boar-
ding-schools and student houses. Student House nr
1 on Bartłomieja Street in Fordon (district) off ers
accommodation from 40 zlotys. You can get the-
re by buses nr 302 or 69,72,81. From a railway sta-
tion you can go by bus nr 93 or 303. Cheap nigh-
t’s lodging (addresses and phone numbers) at the
frame below.
Tani nocleg:•Schronisko Młodzieżowe PTSM
ul. Sowińskiego 5, Bydgoszcz; tel. (0-52) 22-75-70, (052) 28-77-69•Bursa Szkół Medycznych ul. Swarzewska 2, Bydgoszcz; tel. (052) 342-12-94,•Bursa Szkół Medycznych ul. Polanka 9, Bydgoszcz; tel. (0 52) 342 29 65,•Bursa Szkolnictwa Zawodowego ul. Głowackiego 37, Bydgoszcz; tel. (0 52) 342 46 82•Dom Studencki nr 1 ul. Bartłomieja, Bydgoszcz – Fordon;tel. (052) 585-25-83, (052) 585-25-87•Hotel PZN ul. Powstańców Wielkopolskich 33, Bydgoszcz;
tel. 0 606 779 657
44
47
Wraz z wiosną rozpoczyna się sezon ro-
werowy. Coraz więcej ludzi wybiera ten spo-
sób zwiedzania bliższych i dalszych części re-
gionu. Nawet do krótkiej wycieczki rowero-
wej warto przygotować się wcześniej. Dzię-
ki temu oszczędzimy sobie nieprzyjemnych
niespodzianek, a w razie przygód nie pozo-
staniemy bezradni.
Przed pierwszym wyjazdem w sezonie
warto przejrzeć rower pod kątem ewen-
tualnych usterek czy regulacji. Najpraw-
dopodobniej trzeba będzie dopompo-
wać koła. Skrzypiący łańcuch z pewno-
ścią będzie potrzebował czyszczenia
i smarowania. Warto zlikwidować luzy
w ruchomych częściach oraz je na-
smarować. W niektórych przypadkach
mogą do tego być potrzebne specja-
listyczne narzędzia lub pomoc serwi-
su rowerowego. Regulacja przerzutek
i hamulców pozwoli na komfortową,
a co najważniejsze, bezpieczną jaz-
dę. Podczas wycieczki prawidłowo na-
smarowanym i wyregulowanym rowe-
rem do naszych uszu dobiegać będzie
jedynie szum powietrza oraz delikatny
szmer napędu i opon. Wszystkie inne
dźwięki uznajemy za niepożądane.
Jednak nawet najprecyzyjniej-
sza regulacja sprzętu niekoniecznie
uchroni nas przed pewnymi przygoda-
mi na szlaku. Do najpopularniejszych
awarii należy złapanie gumy. Dlatego
warto wozić przy sobie zapasową dęt-
kę, zestaw do łatania oraz oczywiście
pompkę. Jeśli przy okazji
znacznie uszkodzimy opo-
nę, to należy również ją za-
łatać od wewnętrznej stro-
ny. W przeciwnym wypad-
ku w krótkim czasie nara-
zimy się na kolejny postój.
Zależnie od posiadanego
roweru może przydać się
kilka rodzajów kluczy. We
współczesnych jednośla-
dach większość śrub to tak
zwane imbusy i do ich ob-
sługi można kupić narzę-
dzie wielofunkcyjne w for-
mie przypominającej scyzo-
ryk (koszt 20-40 zł). Posia-
dacze starszych rowerów
muszą sami sprawdzić, jakie
rozmiary i rodzaje kluczy
mogą się przydać do obsłu-
gi ich pojazdu na trasie. Do
tego warto zabrać ze sobą
kawałek szmatki. To abso-
lutne minimum pozwalają-
ce poradzić sobie z więk-
szością popularnych proble-
mów w drodze.
Nie zapomnijmy o ma-
pach okolic, w które się wy-
bieramy. Można je umieścić
w mapowniku mocowanym
na kierownicy. Coraz czę-
ściej zastępuje je również odbiornik GPS,
a najprostsze modele nadające się do uży-
wania na rowerze można kupić już za około
300 zł. W wyborze i pokonywaniu trasy po-
mocne są przewodniki przeznaczone dla ko-
larzy turystów.
Co prawda rower nie potrzebuje pali-
wa, ale rowerzysta owszem. Nie zapomnij-
my wziąć ze sobą butelki wody lub termosu
– tym więcej, im cieplejszy dzień. Przyda się
na pewno jakaś kanapka, a przy bardziej wy-
czerpujących wycieczkach czekolada lub ba-
Marcin WasilewskiMarcin Wasilewski
Z czym na rower?Z czym na rower?
ton, które pozwolą nieco zregenerować siły.
Ten zestaw powinna jeszcze uzupełnić mała
apteczka, kask i rozsądek w głowie.
Tak przygotowani możemy spokojnie ru-
szyć w drogę i cieszyć się wiosną. Region
czeka.
Do zobaczenia na szlaku!
4948
KALENDARIUM NADCHODZĄCYCH WYDARZEŃ
WAKACYJNIE i REKREACYJNIEZachęcamy do aktywnego wypoczynku na wodzie - spływy kajakowe Brdą i Wdą dla minimum 8
osób! Trwające od 2 do7 dni, w cenie od 70 do 85 zł m.in.
KAJAKIEM DO BYDGOSZCZY
Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo 13 km
Spływ na trasie Samociążek – PTTK Janowo – Bydgoszcz 25 km
Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo 10 km
Spływ na trasie Gościeradz, most – Tryszczyn – PTTK Janowo – Bydgoszcz 22 km
Spływ na trasie PTTK Janowo – Bydgoszcz 12 km
Organizator : REGIONALNY ODDZIAŁ PTTK „SZLAK BRDY” W BYDGOSZCZY
Więcej informacji na stronie: http://www.pttk.bydgoszcz.pl/splywy-brda-i-wda/kajakiem-do-bydgoszczy/
21 czerwca 2008 – ŚWIĘTO MUZYKITorunianie obchodzić będą Święto Muzyki na
ulicach swojego miasta. Każdy, kto ma coś wspól-
nego z muzyką, gra na instrumencie czy też po
prostu lubi jej słuchać, może czuć się zaproszony.
Będzie to nietypowy widok przemierzających ulice
miasta muzyków!
Więcej na stronie http://swietomuzyki.wiki-
dot.com
Do 19 lipca 2008 – wystawa „PAMIĄTKI BYDGOSKIE”
Ekspozycja została przygotowana w oparciu o zbiory Muzeum Okręgowego im. Leona
Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Zgromadzone bydgostiana stanowią uzupełnienie i ilu-
strację pisanych dziejów grodu nad Brdą. Wystawione obiekty miały swoje miejsce w ży-
wym organizmie miasta, ich czas jednak minął i jedynie Muzeum chroni je od zapomnienia.
Prezentowane są różnorodne zabytki przybliżające dzieje Bydgoszczy, życie jej mieszkań-
ców i zmieniającą się zabudowę na przestrzeni stuleci.
Miejsce: Zespół Spichrzy przy ul. Grodzkiej 7-11 w Bydgoszczy.
19 lipca 2008 – Wakacyjny Festyn Ro-dzinny w Pieczyskach.
Pomysł na festyn narodził się w Ko-
ronowskim MGOK-u. Organizatorzy za-
dbają o to, by wszyscy z plaży wycho-
dzili zachwyceni. Nie zabraknie konkur-
sów, koncertów i innych atrakcji. Od-
wiedź letnie Pieczyska i odpręż się w
otoczeniu natury. Zabawa będzie trwa-
ła do białego rana!
29 lipca – 3 sierpnia 2008 – Ogólnopolska Spartakiada Młodzieży – Zawody Juniorów w WKKW (Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego).
W Myślęcinku odbędą się zawody jednego z najbardziej widowiskowych sportów konnych,
należącego do dyscyplin olimpijskich. Będzie to wszechstronny sprawdzian zarówno dla koni,
jak i jeźdźców. Zawodnicy zaprezentują swoje umiejętności w trzech bardzo odmiennych pró-
bach: ujeżdżaniu, w terenie i na parkurze.
29 kwietnia 2008 – 31 sierpnia 2008 – „FOTOGRAF PRZYJECHAŁ”. Mieszkańcy dawnych Prus Wschodnich na fotografi ach pochodzących ze zbioru Urzędu
Konserwatora Zabytków w Królewcu
Po raz kolejny będziemy mieli okazję zasmakować wytworów fotografi i z przeszłości. Wy-
stawa ta przedstawia 68 najciekawszych zdjęć, które zostały wybrane spośród 6,600 tys. sztuk
dawnej dokumentacji z dołączonymi do niej odbitkami fotografi cznymi. Zdjęcia wykonane zo-
stały głównie na wsiach, gdzie zetknięcie z fotografem było czymś zupełnie nowym i budziło
ogromną ciekawość mieszkańców danej wsi.
Miejsce: Muzeum Etnografi czne im. Marii Znamierowskiej-Prüff erowej w Toruniu
ul. Wały gen. Sikorskiego 19
28 – 29 czerwca 2008 – ROŚCIMINW Rościminie nad jeziorem Rościmińskim Ma-
łym (Gmina Mrocza), odbędzie się weekendowy fe-
styn promocyjno-rekreacyjny, organizowany przez
Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury i Rekreacji. Impre-
za przeznaczona dla wszystkich, bez ograniczeń
wiekowych. Biorąc udział w koncertach, konkur-
sach i poczęstunkach nie będziesz się nudzić!
6 lipca 2008 – WYŚCIGI ROWEROWE MTB CROSS-COUNTRY
„KomputerTu.pl KujawiaXC” zaprasza na
trzecią edycję rajdu rowerowego sympaty-
ków dwóch kółek. Zostanie ona rozegrana na
górze Grabina w Koronowie. Większość trasy
przebiega w lesie bukowym „Cysterski Gaj”.
Malownicze położenie miasta w dolinie rzeki
Brdy dodatkowo uprzyjemnia wrażenia z tra-
sy, która zapowiada się rewelacyjnie!
Szczegóły na http://www.kujawiaxc.pl/
25 - 29 sierpnia 2008 – „ŚWIATŁOCZUŁE MIASTO”Stowarzyszenie „Juvenkracja” i Muzeum Fotografi i przy WSG ogłasza konkurs na udział w
pięciodniowych, letnich warsztatach fotografi cznych. Szkolenie i realizację projektu „Światło-
czułe Miasto – Bydgoszcz w oczach młodych fotografów” przeprowadzą znani bydgoscy fo-
tografi cy i dziennikarze, członkowie stowarzyszenia „Juvenkracja”. Warsztaty zakończą się wy-
stawą na Starym Rynku w Bydgoszczy i wydaniem albumu fotografi cznego. Zobacz szczegóły
i regulamin na: http://www.juvenkracja.pl/
5150
Drogi Czytelniku!
Witam po raz kolejny na turystycznych szla-
kach. Zanim wyruszysz, by odnaleźć skarby ukryte
pośród obszarów naszego regionu, polecam, byś
zajrzał do najnowszego przewodnika opisującego
Bydgoszcz. Informacje o nim znalazłam na stro-
nie portalu Gazeta.pl i z wielką radością przybliżę je
również Tobie. Tymczasem przypominam, że po-
przednia recenzja dotyczyła walorów krajobrazo-
wych i tradycji Świecia nad Wisłą. Obecnie pozo-
staniemy w atmosferze bydgoskich miejsc i zakąt-
ków. Nie musisz więc nigdzie wyjeżdżać. Rozejrzyj
się uważnie wokół i chwytaj inspiracje. Pomoże Ci
w tym wspomniany wyżej przewodnik turystyczny
zatytułowany po prostu „Bydgoszcz”. Jego twór-
cy mówią, że chcieli pokazać miasto dokładnie ta-
kie, jakim ono jest i rzeczywiście udało się. W książ-
ce można zobaczyć prawdziwe perełki bydgoskie,
ale także miejsca, z których wyglądu dumni być
nie możemy. Może i dobrze, gdyż jeszcze wiele ini-
cjatyw przed nami w ramach działań twórczych.
Natomiast odnajdywanie piękna w tym, co piękne
nie jest, z pewnością do takich należy.
Prawie 400-stronicowe wydawnictwo w twar-
dej oprawie i wygodnym, kieszonkowym formacie
jest świetną pozycją nie tylko dla turystów, ale też
dla mieszkańców Bydgoszczy. Ci pierwsi będą mie-
li okazję zobaczyć na zdjęciach i przeczytać krótki
opis wszystkich miejsc, które w Bydgoszczy bez-
warunkowo należy odwiedzić. Znalazła się tu Bazy-
lika św. Wincentego à Paulo, katedra, pomnik Łucz-
niczki czy budynek BRE Banku stylizowany na spi-
chrze. Autorzy nie zapomnieli także o najnowszych
nabytkach naszego miasta. Turysta bez problemu
trafi więc pod pomnik króla Kazimierza Wielkiego,
Emilia Glugla
W poszukiwaniu bydgoskich skarbów…
zobaczy rzeźbę Przechodzącego przez rzekę czy
zajrzy do galerii handlowej Drukarnia. Wszędzie
łatwo trafi ć – pomagają w tym przejrzyste map-
ki. Równie zadowoleni powinni być także rodowi-
ci mieszkańcy miasta. Każdy z pewnością znajdzie
zdjęcia miejsc, o istnieniu których nie miał poję-
cia, a teraz chętnie je odwiedzi. Jak zresztą mo-
głoby być inaczej, skoro w książce znalazło się po-
nad tysiąc fotografi i. Ważnym elementem są opo-
wieści i legendy przytaczane przez autorów. Moż-
na się z nich dowiedzieć, co w Bydgoszczy robił
mistrz Twardowski, w jakich okolicznościach na
Bartodzieje przybył Świętopełk czy skąd swą na-
zwę wzięła dzielnica Bocianowo.
Warto zauważyć, że twórcy przewodnika nie
pokazują tylko budynków zadbanych i odrestau-
rowanych. Nie boją się przedstawić budowli, któ-
re swój blask odzyskałyby dopiero po gruntow-
nym remoncie lub takich, które perłą architektu-
ry nigdy nie były (np. Pałac Młodzieży, pomnik Czy-
nu Społecznego ze skweru Leszka Białego, musz-
la koncertowa w parku Witosa czy wieżowiec przy
Rywalu).
Przewodnik uzupełniają użyteczne informa-
cje o hotelach, pubach, klubach czy restauracjach,
które można odwiedzić w naszym mieście.
Przewodnik „Bydgoszcz” wyszedł w serii Po-
czet Miast Polskich nakładem wydawnictwa Pro-
spekt-Atelier. Kosztuje 38 zł, dostępny jest w sie-
ci księgarni Matras.
Zatem Drogi Czytelniku życzę owocnych wę-
drówek ulicami naszego miasta i przede wszystkim
twórczego zapału, by ocalić jego uroki.
Sława koronowskiego burmistrza Mateusza, wy-
biegała hen daleko poza miastowe granice. Bo też był
to człowiek, który wiele dobrego dla Koronowa czynił i
rządził mądrze, nosa przy tym nie zadzierając. Uśmie-
chami mieszkańców darzył, z czego zwłaszcza panny
się cieszyły, gdyż był Mateusz mężczyzną przystojnym
i nieżonatym jeszcze. Co śmielsza dama nieraz chustkę
przed nim niby nieumyślnie upuszczała, aby ją podniósł i
zagadał nieco. Burmistrz zaś tedy komplementy prawił,
aż się panna rumieńcem oblewała i w imieniu rodziców
na garniec sławnego koronowskiego piwa zapraszała.
Nie odmawiał nigdy Mateusz takiego zaproszenia, toteż
popołudnia schodziły mu zwykle na miłych wizytach.
Pewnego słonecznego dnia, rozeszła się lotem bły-
skawicy wieść po koronowskich ulicach, że burmistrz
Mateusz wreszcie się żeni. Opowiadali budnicy, sprze-
dający towary w budach pod ratuszem, że oświadczył
się burmistrz pięknej Marcjannie, córce bogatego piwo-
wara, Stanisława Grzybowskiego. Weselisko zatem bar-
dzo huczne wyprawiono. Trzy dni i trzy noce trwało,
a bawili się na nim wszyscy mieszkańcy Koronowa.
Pod rządami Mateusza w mieście coraz lepiej
się działo. Bogacili się rzemieślnicy słynący ze swych
wyrobów, a koronowskie piwo nie miało sobie rów-
nego. W mieście przybywało domów i wszelkiego
dobra, płynęły lata w spokoju i dostatku.
Ale oto pewnego czasu pod miastem obóz roz-
bili wędrowni Cyganie. Cyganichy wróżyły dziewczę-
tom przyszłość, Cyganie handlowali czym się dało. W
karczmie zaś Cygan o kruczoczarnych włosach szep-
tał przy piwie, że choć Koronowo z bogactw sław-
ne, każdy mieszkaniec pomnożyć jeszcze swe dobra
może... jeśli tylko podpis krwią z palca serdecznego
podpisać pergamin zechce.
- Głupiś, Cyganie – śmiał się Maciej Ryz – Mówi-
cie, jakbyście diabłem byli!
- Tak czy owak, idźcie do piekła– podniósł się
z ławy krawiec Golonka - bo was znakiem krzyża
przeżegnam!
Marta Gregorczyk
Skąd się Grabina wzięła
Kulił się tedy Cygan, ale po chwili przy innym
stole bogactwem nieprzebranym kusił.
Wezwał w końcu burmistrz Mateusz wójta cy-
gańskiego do siebie, a ten zdziwiony był oskarże-
niem. Uradzili razem wyjaśnić, kto dobre imię przy-
byszów chce skalać. Wspólnie więc wieczorem przy
karczmie się zaczaili Cyganie i ludzie burmistrza
i gdy tylko czarnowłosy Cygan się zjawił z kompa-
nami, łomot mu straszny sprawili, aż czapki i buty
poleciały, rogi i kopyta diable odsłaniając!
Przez parę dni był w mieście spokój i nic ze-
msty diabelskiej nie zapowiadało... Któregoś ranka
jednak, burmistrz nie wstał z łoża.
- Chorym, kochana żono. Poleżę, to i przej-
dzie. – powiedział. Sprowadzić też kazał do siebie
Cyganichę, która umiała przyszłość przepowiadać.
Ta rzekła mu, że wyzdrowieje, jeśli trzy dni i trzy
noce na wzgórzu za miastem przesiedzi, co rano
o wschodzie słońca twarz w rosie porannej prze-
mywając.
Zawieźli tedy burmistrza na wzgórze, skąd pa-
trzał na kochane miasto, w którym lat tyle rządził.
Mijał czas wyznaczony przez Cygankę spokojnie, aż
ostatniej nocy Mateusza dziwny widok obudził: oto
zgraja diabłów z długimi drabinami na pagórek się
pięła.
- Popamiętają nas koronowscy mieszczanie!
Ukradniemy im księżyc, będą mieli noce ciemniej-
sze od piekielnych! – i jęły drabiny ku niebu usta-
wiać.
- Niechże was piekło pochłonie na wieki wieków
amen! – krzyknął Mateusz, gdy już diabły na drabi-
nach wysoko siedziały. Niebo przecięła błyskawica,
zniknęli gdzieś diabli, a wyłamane szczeble spadając
mocno i gęsto utkwiły w ziemi. Rankiem wstał bur-
mistrz zdrów, lecz zdziwiony: oto wzgórze zieleniło
się lasem młodziutkich grabów.
- Ot, to i z połamanych drabin diabelskich poży-
tek być może. Od dziś niechże się wzgórze Grabiną
nazywa! – postanowił i ruszył w stronę swego mia-
sta, aby dalej w nim rządzić sprawiedliwie i szczęśli-
wie przez długie, długie lata.
(na podstawie „Diabelski młyn i inne legendy
okolic Koronowa”, T. Multański)
52
Wspólnie z członkami SKKT-PTTK „SZLIDOWSI” działające-go w Zespole Szkół Nr 9, Gimnazjum nr 52 przy ul. Cichej 52 w Bydgoszczy zapraszam na cykl wycieczek turystyczno-krajo-znawczych szlakiem rezerwatów przyrody Zespołu Parków Kra-jobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego.
Wisła to praktycznie ostatnia nieregulowana duża rzeka
Europy, tworząca na znacznej swej długości naturalny ekosys-
tem, bardzo dynamicznie zmieniający się w czasie i przestrze-
ni. Jej odcinek od Bydgoszczy na południu po Żuławy Wiśla-
ne na północy, ograniczony stromymi zboczami wysoczyzny
morenowej, nosi nazwę Doliny Dolnej Wisły. Obszar ten został
ukształtowany około 16 tys. lat temu podczas ostatniego zlo-
dowacenia. Wówczas to wody Prawisły płynące dotychczas na
zachód Pradoliną Toruńsko-Eberswaldzką przebiły topniejący
i cofający się lądolód i skierowały swój bieg na północ.
Dla ratowania tego malowniczego krajobrazu i bardzo
zróżnicowanego pod względem przyrodniczym, kulturowym
i historycznym regionu utworzono w 1993 roku park krajobra-
zowy funkcjonujący obecnie pod nazwą Zespołu Parków Krajo-
brazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego (ZPKChiN). Sym-
bolem parku stała się drewniana chata menonitów, tj. osad-
ników holenderskich, którzy przybyli na te tereny w XVI wie-
ku wskutek zawirowań religijnych w ich ojczyźnie. Ludność ta
wspaniale zagospodarowała dolinę Wisły, tworząc charaktery-
styczny antropogeniczny krajobraz parku w postaci np. wałów
przeciwpowodziowych, kanałów, sadów czy też cmentarzy.
Wśród różnorodnych atrakcji krajoznawczo-turystycznych
parku na szczególną uwagę zasługują re-
zerwaty przyrody, które utworzono na
najbardziej wartościowych przyrodniczo
obszarach. Jest ich w sumie czternaście,
z czego pierwszy postaram się przybli-
żyć czytelnikom „Regional Geographic”.
Zapraszam do rezerwatu torfowisko-
wego „Linje”, znajdującego się w pobliżu Dą-
browy Chełmińskiej. Został on utworzony
w 1956 roku i obejmuje obszar o powierzch-
ni 12,32 ha, z tego torfowisko śródleśne
o powierzchni 3,8 ha. Rezerwat jest obję-
ty ścisłą ochroną, celem zachowania jedy-
nego w północnej części Polski stanowiska
brzozy karłowatej (betula nana). Pozosta-
łe dwa stanowiska tego gatunku znajdują
się w Sudetach. Brzoza karłowata jest re-
liktem epoki lodowcowej, objętym ści-
słą ochroną gatunkową. Osiąga wysokość
0,3-0,8 m, sporadycznie zaś 1,2 m. Stano-
wisko to odkrył w roku 1837 botanik J. No-
wicki z Torunia, lecz w następnych latach
uległo ono zapomnieniu. Powtórnie zostało
zlokalizowane w roku 1900. Już rok później
teren torfowiska objęto ochroną. W rezer-
wacie największe skupienie brzozy karłowa-
tej znajduje się w środkowej części torfowi-
ska wysokiego, które otoczone jest pasem
torfowiska przejściowego. Z innych gatun-
ków roślin chronionych w rezerwacie spo-
tykamy m.in. rosiczkę okragłolistną oraz ba-
gno zwyczajne.
Marek Bogusz
Szlakiemrezerwatów cz.1
W następnym numerze - rezerwat leśny „Las Mariański”
fot. Marek Boguszfot. Marek Bogusz