16
M 39. Warszawa, d. 25 Września 1892 r. Tom X I. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie 10 półrocznie 5 Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicy. Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie: Aleksandrowicz J., Deike K., Dickstein 3., Hoyer II., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S., Natanson J., Prauss St., Sztoleman J. i Wróblewski W. „Wszechświat" przyjmuje ogłoszenia, których treść ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7'/i za sześć naBtępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 6. -A.c3.res ZESed-ałccyi: ID ralcow sM e-PrzecLm ieście, 2ŃTr QS. Z DZIEDZINY Człowiek, chlubiący się swą doskonało- ścią, swą wyłączną zdolnością do postępu i rozwoju umysłowego, jest przecież, jak to łatwo na każdym kroku stwierdzić można, istotą nader zachowawczą. Owo „niech bę- dzie, jak bywało” czyż nie uwidocznia się w każdśj dziedzinie wiedzy i postępu? Wstręt do nowości, choćby najkorzystniej- szych, zatwardziałe trwanie w przyjętych zwyczajach, sposobie życia i przekonaniach, wreszcie obawa przed nowosckami zagra- nicznemi, oto wspólna cecha wszystkich narodów. Wskażemy tu za przykład sy- stem Kopernika, który między uczonymi nawet, do połowy XVII wieku nie doznał zupełnego przyjęcia, a dopiero w r. 1757 i 1835 z indeksu watykańskiego dzieła podobnych poglądów zostały wykreślone i w ten sposób dwu wiekowa przeszło klą- twa z nauki Kopernika zdjętą została. Przy- I pomnimy też historyją maszyny parowej, którśj odkrycie 30 lat było niezużytkowa- ne, przypomnimy wzgardę gienijalnego Na- poleona dla pierwszego parowca Fultona, historyją zużytkowania węgla kamiennego na opał, historyją wprowadzenia nowego kalendarza, miar i wag dziesiętnych. Do- syć tych przykładów. Celem naszój pracy ma być również przedstawienie paru ustępów z używanych dotychczas metod prognozy pogody, wska- zujących najdosadniej, jak uparcie i jak długo ludzkość trzymała i trzyma się do- tychczas zasad prognozy, zdawna przez postępy wiedzy potępionych i za fałszywe uznanych. Prawda, że do niedawna nie znano jeszcze istotnie umiejętnego klucza do rozwiązania pytania, które ciągle i ze- wsząd się narzuca: Jaka będzie jutro pogo- ; da? i to częściowo służy za usprawiedliwie- nie, że ludzie wierzą dotychczas we wpływ księżyca i gwiazd, w swe niby wyprakty- kowane regułki, lub w najlepszym jeszcze razie w barometr, przeważnie w nienajlep- szym znajdujący się stanie. Czy ci, którzy płaszczem poważnej wiedzy okryci, utrzy- mują ludzkość w tych wierzeniach, nie są i zwykłymi szarlatanami,trudno rosstrzygnąć,

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … · ma jakikolwiek związek z nauką, na następujących warunkach: Za 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się

  • Upload
    hadang

  • View
    212

  • Download
    0

Embed Size (px)

Citation preview

M 39. Warszawa, d. 25 Września 1892 r. T o m X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".

W W a rs za w ie : rocznie rs. 8 k w a rta ln ie „ 2

Z p rzesy łką p o c z to w ą : roczn ie „ 10 półroczn ie „ 5

P ren u m ero w ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata i we w szy stk ich k s ię g arn iac h w k ra ju i zagranicy.

K om itet Redakcyjny W szechśw iata stanowią panowie: Aleksandrowicz J ., Deike K., Dickstein 3., Hoyer II., Jurkiew icz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk S., N atanson J ., Prauss St., Sztoleman J . i Wróblewski W . „W szechśw iat" p rzy jm u je ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą , n a następ u jący ch w aru n k ach : Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie a lbo jego m ie jsce p o b ie ra się za p ierw szy ra z kop. 7'/i

za sześć naB tępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 6.

-A.c3.res ZESed-ałccyi: IDralcowsM e-PrzecLmieście, 2ŃTr QS.

Z DZIEDZINY

C złow iek , ch lu b iący się sw ą d osk on ało­ścią , sw ą w yłączn ą zd o ln ością do postępu i rozw oju u m y sło w eg o , je s t p rzecież , ja k to ła tw o na każdym kroku stw ierd zić m ożna, istotą nader zach ow aw czą . O w o „niech bę­d z ie , ja k b y w a ło ” czyż nie u w id oczn ia się w k ażd śj d z ied z in ie w ied zy i postępu? W stręt do n ow ości, choćby n ajk orzystn iej­szych , za tw ard zia łe trw anie w p rzyjętych zw yczajach , sp osob ie życia i przekonaniach , w reszcie obaw a przed nowosckam i zagra- nicznem i, oto w spólna cech a w szystk ich narod ów . W sk ażem y tu za p rzyk ład s y ­stem K op ern ik a , k tóry m ięd zy uczonym i naw et, do p o ło w y X V I I w ieku nie d oznał zu p ełn ego przyjęcia, a dopiero w r. 1757 i 1835 z in deksu w atyk ańsk iego dzieła podobnych p o g lą d ó w zosta ły w ykreślone i w ten sposób dw u w iek ow a p rzeszło k lą­tw a z nauki K op ern ik a zdjętą została. P rzy -

I pom nim y też h istoryją m aszyny p arow ej, którśj od krycie 30 lat było n iezu żytk ow a- ne, przypom nim y w zgardę g ien ija ln ego N a­poleona dla p ierw szego parow ca F ulton a, h istoryją zużytk ow an ia w ęgla kam iennego na opał, h istoryją w prow adzen ia n ow ego kalendarza, m iar i w ag dziesiętn ych . D o ­syć tych przykładów .

C elem naszój pracy ma być rów nież p rzedstaw ien ie paru ustępów z u żyw anych d otychczas m etod p rognozy pogody, w ska­zujących najdosadniej, jak uparcie i jak d ługo lu dzkość trzym ała i trzym a się do­tychczas zasad p rognozy, zdaw na przez p ostępy w iedzy potępionych i za fa łszyw e u zn an ych . P ra w d a , że do n iedaw na nie znano jeszcze isto tn ie um iejętnego k lucza do rozw iązania pytania, które ciąg le i z e ­w sząd się narzuca: Jak a będzie jutro p ogo-

; da? i to częściow o słu ży za u sp ra w ied liw ie­nie, że ludzie w ierzą d otychczas w e w pływ k siężyca i gw iazd , w sw e n iby w yp rak ty­k ow an e regu łk i, lub w n ajlep szym jeszcze razie w barom etr, przew ażn ie w n ien ajlep ­szym znajdujący się stanie. C zy ci, k tórzy p łaszczem pow ażnej w ied zy okryci, u tr zy ­m ują ludzkość w tych w ierzeniach , n ie są

i zw yk łym i szarlatanam i,trudno rosstrzygn ąć,

610 W SZECHŚW IAT. Nr 39.

a le m ożem y tak w ie lk ą pow agę jak astro- | nom a K ep lera , który w X V I I w ieku jeszcze j astrologiją, u p raw ia ł, podać za p rzy k ła d [ zastraszający. K ep ler m ianow icie p o w ie ­dział: „A stro log iją jest astronom ii g łu p iu t­ką córeczką, ale ona m atkę ży w i”; otw arte ośw iad czen ie, d ow od zące, że K ep ler , św ia ­dom y n ied orzeczn ości astro log ii, u praw iał ją , bo to b y ło p op łatn e zatrud nienie.

T ak daleko n ie ch cem y sięgać; zbijać astro log iczn ych prognoz p ogody na tem m iejscu n ie m am y zam iaru, tem bardziój, że w naszych czasach w yb itn ie n ie w ch od zą ju ż w rachubę i ty lk o chyba pod inną n a­zwą ta stu g łow a h ydra w tym lub ow ym kalendarzu się ukaże. W sp ó łczesn e jed nak , a zdaw na ju ż d obrze n ib y w ypróbow ane sp osoby p rogn ozy będą nasz tem at sta n o ­w iły: W p ły w księżyca n a p ogod ę wraz z prorok iem F alb em , w artość wróżb lu d o ­wych o zm ianie p og o d y i w reszc ie w artość barom etru , jak o p rzyrząd u p ogod ę p rzew i­dującego, będą stan ow iły trzy rozd z ia ły na­szej pracy.

I.

Że k siężyc w yw iera na p ogod ę w p ły w d e­cyd u jący , że zw łaszcza zm iana faz je s t re- gien tk ą p ogody, je s t to w iara ludu , s ię g a ­jąca zam ierzch łych czasów i w ie le cech tój w iary za tem św iad czy , że źród ło jój c iąg le jeszcze z zam arłego trupa astro log ii s ię są­czy . O w a w iara w n ieszczęśliw e ślu b y po p ełn i zaw arte , n ieu rod zaje zboża po p ełn i sianego, lub w ie le in n ych p odob nych p rze ­sąd ów , czyż nie są n ajlep szym p ow yższego dowodem ? Lud jed n a k i w o g ó le częstokroć p u b liczn ość in te lig ien tn a , w ierząc w ów w p ły w k siężyca , n ie w id zi w tem zabobonu, le cz g ło s i stan ow czo , że d łu g ie d ośw iad cze­n ie je s t źródłem p od ob n ego m niem ania. T rudno to ludziom w ierzącym brać za złe, lecz chyba grubo się on i m ylą , że i ap osto­ło w ie k siężycow ych prognoz p og o d y na d o­św iad czen iu , choćby m niem anem , gru n tow a li sw e przepow iedn ie .

Że k sięż y c w yw iera pow ażny w p ły w na k u lę ziem ską, to n ie u leg a w ątp liw ośc i. K sięży c w y w o łu je p rzy p ły w i o d p ły w m o­rza. Z jaw isk o to jed n a k z taką re g u la r ­n ością co d n ia się p ow tarza w ch w ili p rzej­

ścia k siężyca przez połud nik m iejscow y, że w tem w pływ u k siężyca ju ż w starożytności się dom yślano, a teraz jesteśm y w stanie nie- ty lk o czas, ale i w ysokość p rzyp ływ u ozn a­czyć z najw iększą ścisłością. Jed n ocześn ie w szakże, ja k to przez w ielu autorów w ni- n iejszem p iśm ie n ieraz już b yło ob szern ie w yłu szczan e, księżyc na atm osferę n ie w y ­w iera w pływ u żadnego, albo, ściślej się w y­rażając, w p ły w jeg o na ocean pow ietrzny je s t tak n ieznaczn y, że m amy ca łk ow ite pra­wo uważać go za żaden.

T ym czasem , na zasadzie m niem anego w p ły w u księżyca na zjaw iska w atm osferze p odob ne do p rzyp ływ u i o d p ływ u m orza, a n ie na d ośw iadczeniu , jak to w ielu d o­tych czas je sz cz e sąd zi, pan F a lb i reprezen ­tant jeg o firm y w A m eryce, pan p rofesor W igg in s, op ierają sw e p rzep ow ied n ie p o­god y . O tóż ów p rofesor W ig g in s , astro­nom k an ad yjsk iego m inist.eryjum finan­sów ’) (!), a jed n o c ze śn ie i F a lb w E u rop ie (co zw łaszcza w ielką w iarogodność tym uczonym rachunkom n adaw ało) m iędzy in - n em i kataklizm am i, trzęsieniam i ziem i i t. d ., p rzep ow ied zie li rów n ież siedem term inów strasznych burz, z których burza w roku 1887 dnia 19 W rześn ia przypaść m ająca, m iała być siln iejszą , an iżeli w szystk ie , ja k ie z d a rzy ły się od lat 20 (d. 7 P aźd ziern ik a 1869 r.). Z estaw iam y tutaj tych siedem p rognoz p. W igg in sa i F a lb a , celem w y­św iecen ia m etody badania tych astronom ów :

Najbliższe

P ro gnoza burzy

n a dzień

nów p erig eu m p rz e jśc iep rzez

ró w n ik

9 M arca , 1883 9 M arca 9 M arca 9 M arca

21 W rześ. 1884 19 W rześ. 10 W rześ. 19 W rześ.

21 P aźd z. 1884 19 Paźdz. 7 Paźdz. 16 Paźdz

19 M arca, 1885 16 M arca 23 M arca 16 M arca

26 W rześ. 1886 27 W rześ. 26 W rzfś . 27 W rz fś .

27 M arca, 1887 24 M arca 7 K w iet. 25 M arca

19 W rzfś . 1887 17 W rześ. 18 W rześ. 17 W rześ

') T y tu ł cały, n iezw ykle log iczny , n a d a ły p. W ig- g irso w i n iem ieck ie g aze ty , w istocie p ias to w ał on , p rzy n a jm n ie j w r . 1887, godneść u rzęd n ik a r a ­chunkow ego , zajęc ie w ięc jego, ja k w idzim y, z a s tro - n o m iją n ie m a n ic w spólnego.

Nr 39.

N aw iasem p ow ied ziaw szy , w szystk ie te p rogn ozy p rzesz ły b ez żadnej katastrofy, ow szem dzień ow ój burzy (19 W rześn ia 1887) i jem u sąsied n ie b y ły anorm alnie po­godne, ja k to w yk aza ł dr N eum ayer, d y ­rektor ham burskiśj d ostrzegaln i m eteorolo­gicznej. Z estaw ien ie to jed n ak zrobiłem w celu , aby czy te ln ik się przekonał, że ch lu b ien ie się ow ych proroków p ogody za- w iłem i rachunkam i i t. d., kończy się na w łasnem sam och w alstw ie , skoro daty p o­trzebne tyczące się ruchu księżyca znajdują się w każdym alm anachu astronom icznym , niem ów iąc ju ż o sp ecyja ln ych tablicach ru­chu k siężyca E u lera , T . M ayera lub H an- sena. Jed n em słow em F a lb i inni p rzyjęli w teory i, że te sam e siły k siężyca, które w y w o łu ją fa le p rzyp ływ u m orza, w yw ołują rów n ież fale p rzyp ływ u w oceanie atm osfe­rycznym , a stąd cy k lo n y i burze. Im wię- cśj czyn n ik ów p rzyp ływ u na jed en dzień przypada, tem sroższe w iać będą orkany.

A n i F a lb , ani W ig g in s n ie popróbow ali przekon ać s ię , czy istotn ie w p ływ księżyca da się w datach m eteoro log iczn ych sk onsta­tow ać, a zad aw aln ia li się tem , że zaw sze w tem lu b ow em m iejscu na dzień ich pro­gn ozy w ypad nie d eszcz lub w iatr siln iejszy. T o zdarza się codzień , na to n ietrzeba oso­bnej p rogn ozy . D z iw ić w reszcie m oże k o­goś, d laczego sk on sta tow an ie ogólnój p ro­gn ozy F a lb a ty lk o tu i ow d zie w ydaje re ­zu lta t pom yślny; ile tysięcy m iejscow ości zosta ło zaw ied zion ych , tego F a lb n ie k on ­statuje, a ja k w iadom o przy w p ły w ie kos­m icznym , ja k i F a lb zakłada, skutki w in ­n y być d la całój k u li ziem skiój ogóln e. D osyć tych w yw od ów .

T eraz sp ytajm y się ow ych , na zm iany w atm osferze czu lszych od ludzi, in stru m en ­tów m eteoro log iczn ych , co one o w p ływ ie k siężyca m ów ią . B ezw ątp ien ia , w m yśl teoryi F a lb a i in n ych , instrum enty d ow o­dzą, że k siężyc w y w o łu je p rzy p ły w p o w ie ­trza, k tóry tak w czasie cod zien n ego p rzej­ścia księżyca przez p ołu d n ik , ja k i w czasie syzyg ijów lub p erigeu m k siężyca je st w i­doczny; co w ięcćj, gęsta sieć stacyj m eteo­ro log iczn ych we w szystk ich okolicach ziem i poucza nas, że w p ły w k siężyca zm niejsza się w m iarę, jak się od rów n ik a oddalam y. Z drugiój strony jed n a k też sam e daty nas

pouczają, że ta fala p rzyp ływ u atm osferycz­nego, która się w ruchu barom etru u w id ocz­nia jest tak n ieznaczna, że trzeba dopiero długoletn ich obserw acyj, aby się przekonać, czy rzeczyw iśc ie w rzędzie liczn ych innych przyczyn ruch barom etru pow odujących , znajduje się także i w p ływ księżyca. F ala p rzyp ływ u d zienn ego atm osfery w ynosi, p o ­d łu g d łu go letn ich obserw acyj, na w ysp ie św. H elen y 0,093, w S ingapore 0,078, w B a ­ta w ii 0 ,057 mm, p rzyczem w tych m iej­scach zjaw isko z taką się pow tarza reg u la r­nością, że niem ożna w ątp ić , że p rzyc iąga ­n ie k siężyca w yw ołu je ten ruch pow ietrza, a w ięc i barom etru. W naszych szerok o­ściach gieograficznych liczb y te są nieco m niejsze i w ystęp ują znacznie n ieregu lar- niój. Istn ieje tedy od p ływ i p rzyp ływ pow ietrza, ale k tob y ch cia ł m ieć w yobra­żenie o jeg o w ielkości, n iech , w ziąw szy barom etr do ręki i poprzednio go d okład nie od czytaw szy , podniesie się na w zn iesien ie 70— 100 cm w ysokie, poczem niech p on ow ­nie od czyta barom etr, a różnica w skaże mu w ysokość, o jak ą zw y k ł księżyc podn osić, lub zniżać ciśn ien ie pow ietrza. O b serw a­tor zaw ied zie się jed n a k siln ie po zrobieniu tego dośw iadczenia: barom etr bow iem ani opadł, ani p odn iósł się w idocznie; śc iśle b io­rąc — op adł, a le o tak n ieznaczną ilość, że do odczytan ia jój potrzeba szk ie ł p o w ięk ­szających . P od ob n e zm iany w yw ołuje k s ię ­życ w czasie perigeum i apogeum (S in g a ­pore 0 ,067 , a w P radze ju ż ty lko 0 ,0 1 0 m m ), podobne podczas rozm aitych faz; g d y zaś w iem y, że w łaśn ie przez p ow stan ie różnic w ciśn ien iu pow ietrza, conajm nićj 5 m m na 15 m il od leg łości w yn oszących , pow stają burze, trudno, byśm y F a lb o w i lub innym na ich zaręczenia w ierzy li, że w p ływ k się­życa zd oła burze w y w o ły w a ć , skoro p r z y ­p ły w d la p ew n ego m iejsca na rów niku n ie w ynosi naw et 0,1 m m , od p ływ zaś rów n ież ty le , różnica w ięc barom etru na każde 15 m il g ieogr. na rów niku w yn osi za led w ie 2 stutysięczne m ilim etra; isto tn ie , przy takich krzyczących dow odach, że atm osfera nasza je s t zu p ełn ie na w p ły w y k siężyca n ieczu łą , jest dla nas n iezrozum iałem , ja k F alb na tój p odstaw ie sw e progn ozy gruntow ać m oże, a co w ięcćj g ło s ić , że prognozy te opiera n i podstaw ie naukow ój.

611WSZECHŚWIAT.

6 1 2 WSZECHŚWIAT. Nr 39.

M usim y sobie je sz cz e zdać sp raw ę, czy k siężyc nie w yw iera p ew n ego w p ły w u na zachm urzenie i opady, co m ogłoby m ieć m iejsce, gd y b y w y w iera ł d osta teczn y w p ły w term iczny. T en istn ieje b ezw arun kow o, podnosi on jed n a k tem peraturę pow ietrza podczas p ełn i, w ed łu g badań zn ak om itego M aryi D a v y , o 0 ,003° C. S tosow n ie do tego m inim aln ego w p ły w u księżyca na c iep ło tę p ow ietrza '), w yraża się też w p ły w księżyca na zachm u rzen ie i opady. N ajlep sze w tym k ierun ku studyjum w y k o n a ł nasz m eteoro­log i astronom dr D . W ierzb ick i na p od ­staw ie 45 -letn ich ob serw acyj m eteo ro lo g icz­nych , czyn ion ych w K rak ow ie . Sw ą u ciąż­liw ą pracę zak oń czy ł dr W ierzb ick i u w agą , że w p ływ księżyca na p ogod ę je s t tak n ie ­zn aczny, że w sze lk ie d a lsze p oszu k iw an ia n ależy uw ażać za b ezow ocne. N iezaw od n ie , b ezow ocne d la nauki, a le zn ów z drugiej strony nie p rzew id y w a ł dr W ierzb ick i przed 20 laty , aby n iety lk o w iara w w p ły w k się ­życa, a le n aw et nauką się zasłan ia jący pro- rorokow ie k sięży co w i tak d łu go jeszcze p rzetrw ali. Z w łaszcza b u jn ie k w itn ie m ię­d zy ludem w iara w w p ły w faz k siężyca na zm ianę p ogody.

Zam iast w yw od ów , w których m usiałbym się pow tarzać, chcąc zb ijać tę w iarę, podam j

rezu lta ty , k tóre o trzym ał G ronau z zesta- i w ien ia w tym k ieru n k u stu letn ich ob serw a­cy j, czynionych w B erlin ie:

COcaN) p

,r*»*<D2 - >>

.S-S W ogóle£o o

fc* eS. 2 £

*30)

a 08-£ *p. a P4 O M

Z m ie n iła się pogoda 461 409 475 598 1943 raz.

P o zosta ła n iezm ien n ą 674 921 756 838 3189 „

N iech samo za sieb ie m ów i p ow yższe ze­staw ien ie.

T e w yw ody, k tóre w p ły w k siężyca na po­god ę zdają się w yk lu czać, p rzec ież n ie oba­

J ’) B adacz fran cu sk i, B aille, n a m ocy do św iad ­czeń udow odnił, że w pływ te rm iczn y k siężyca ró ­w na się w pływ ow i w y w ieran em u p rzez c za rn ą m a ­sę m ającą 6,5 cm3, do 100° C og rzan ą , a z n a jd u ­jąc ą się w odległości 35 m.

lą powagi prognoz F alb a , bo w ieluż to ludzi ju ż z dośw iadczenia się przekonało o ich s łu ­szności i być może, że żadna katastrofa p rze ­zeń og łoszon a n ie n astąp i, ale w każdym razie w w ielu m iejscach to deszcz, to burza pow stała , to w reszcie, jak to d onosiła jed n a z naszych gazet, przynajm niej ru sztow an ie się zaw a liło w p rzepow iedzian ym czasie. P o słu żę się porów naniem użytem przez L a n ­ga, m eteorologa m onachijsk iego. O tóż p ro ­g n o zy F a lb a dadzą się porów nać z n iedo- rzecznem zu p ełn ie tw ierdzen iem , że p iątek je s t dniem śm ierci ludzi; ła tw ob y b yło tw ierdzącem u w ykazać, że co p iątek um iera np. w W arszaw ie 30 lub wiecuj lu d zi, p o ­m im o tego n ik tb y podobnem u tw ierdzen iu nie u w ierzy ł, w iedząc, że w każdy inny d zień ty leż lu d z i um iera. T ak sam o ma się rzecz z progn ozą Falba: na p rzeszło 120 różnych dni k rytyczn ych , które F a lb dla k ażd ego roku przyjm uje, m usi w ypaść w w iększej lub m niejszej ilości m iejsc zm ia­na pogody, bo rów na ilość m iejsc codzień zm ianą p ogody byw a dotkniętą, a ja k w tym lu b ow ym p iątk u um iera w ięcej n iż 30 ludzi w W arszaw ie , tak sam o m ogą od czasu do czasu i na dzień F a lb a w ięk sze u lew y lub burze przypaść, zdarzen ie, które w yw ołu ­j e w ie lk ie w rażen ie , a które, ja k to zrozu­m ieć ła tw o , je s t ty lk o przypadkiem i ni- czem więcój.

II.

D aw niej n iż m eteorologow ie, ob serw ow ał ju ż lud atm osferę. G w ałtow n e jej prze­w roty nie u ch od ziły je g o oka, zw łaszcza w szelk ie anorm alne zm iany i zdarzenia m e­teoro log iczn e w jeg o pam ięci u tk w iły zw y ­k le na w ieki i w ten sposób, p odob nie ja k p rzysłow ia , pow sta ły także i w różby p o g o ­dy. D ośw iad czen ie jed nak i lo g ik a uczy, że regu lk i lu d ow e n ie m ogą p osiadać tćj w artości, jak iej n iejed nok rotn ie zap rzeczyć niem ożna filozofii lu d u — przysłow iom . P o ­m im o tego każda w ioska ma sw ego dobrze p oinform ow anego „znachora”, zw łaszcza sta­r y góral uchodzi za n iechyb ną w yroczn ię p ogod y . N ie je s t to typ w yjątk ow y. S p o ­tyk am y go u lu dów w ysoko w k u ltu rze sto­ją cy ch , spotykam y go w roli czarow n ika, lub „zw ołu jącego d eszcz” u ludów , zn ajd u -

N r 39. WSZECHŚWIAT. 613

jących się na najn iższym stopniu ew o lu - cyi sp ołeczn ej. N asze baśni lu d ow e posia­dają rów nież podobne postaci: „sprow a­dzający d eszcz” chodzi w śpiczastój czapce, która przebija chm ury, a przez czary um ie tę lub ow ę zagrodę, to lub ow o p o le od groź­nej uchronić u lew y .

N ie m am zam iaru zbijać tych n iez liczo ­nych w ierzeń, n ie mam też zam iaru podaw ać tu ja k ieg o ś ob szern iejszego zbioru ow ych praktyk , chcę w skazać ty lk o n iektóre stro­n y charakteru tychże, a w ten sposób ich n iezdoln ość do ogólnej praktycznej p ro­gn ozy pogody p rzyw ieść przed oczy.

T e p raktyk i dadzą się p od zielić , najp ierw na takie, k tóre zakładając p ew ien stan p o ­god y w p ew nym term inie, w nioskują o cha­rakterze pogody zw yk le całej pory roku, od tego term inu czasem znacznie od leg łej. W n iosk ow an ie tak ie je st zaw sze bez w ar­tości, boć chyba trudno ze stanu p ogody w dniu św. M arcina w nosić o charakterze i trw aniu zim y, z w yjątk iem , gdy regułki te sam e przez się są zrozu m iałe, ja k np. że po M edardzie m róz n ie zaszkodzi w ięcej plonom ; nie zaszk od zi, dodam y od siebie, bo go ju ż po M edardzie aż do zb iorów w ię­cej n ie b ęd zie . R egu łk i te, k tórych każdy lud sporą ilość posiada, m ają sw e źródła albo w pew nych szczegó ln ych zabobonach, lub też są w spom nien iem podobnego stanu p ogod y w pew nym roku, który bądź przez sw ą zgubność, bądź dobroczynność dla ro l­n ika u tk w ił w jeg o pam ięci.

In n e w różby odnoszą się do pew nych sta­łych , k rótk ich , lub d łu ższych okresów , bez w yciągan ia żad n ych z tego d alszych n a­stęp stw . Tu za liczym y ow e przepow iedn ie p rzym rozków w dniach 11, 12 i 13 Maja, czterd ziestod n iow ego deszczu po d eszczo ­w ym M edardzie, lub sloty w czasie kuczek i in ne tym p odob ne. Jak ju ż z tych trzech załączonych p rzyk ład ów w id zim y, źródło tój k a tegory i wróżb lu d ow ych leży bądź w d ośw iadczen iu , bądź w zabobonach i tak w pierw szej w id zim y samo dośw iadczen ie , w drugiej rospoznajem y d ośw iadczen ie , za ­m ącone zabobonem , bo owo 40 - d n iow e trw anie p o-m ed ard ow ego deszczu jest lu d o ­wą an alogiją b ib lijn ego potopu, trzeciej p o ­czątek leży ty lk o w zabobonie. L u d ob ­serw u je d ok ład n ie , g d y zjaw isk o pow tarza I

się p eryjod yczn ie i dość regu larn ie jak przym rozki m ajow e, lub sło ty czerw cow e. L ud jed n a k n iety lk o z dośw iadczen ia , lub obserw acyi czerp ie sw ą praw dę. W cha­rakterze jeg o , w przeczuciach , przesądach i zabobonach, w jeg o re lig ii naw et d op a­trzyć się można śladów panteizm u. L ud sły szy i w idzi ty le zjaw isk w przyrodzie,

| k tórych wr istoc ie n ie zna i n ie pojm uje, ale g ło w y sob ie n ie łam ie nad poznaniem istoty n iezrozum iałych objaw ów , rościna w ęzeł gord yjsk i, ożyw iając w szystko. Szum

| w iatru jest g łosem ducha, czasem w isie lca , I czasem naw et g ło s św ierszcza, to g łosy d u ­

chów czyścow ych a w starej w ierzbie skrzy- | piącej za podm uchem wiatru, w iadom o, że

d jab eł siedzi. T ak całą naturę sobie p rzed ­staw iając, lud czyta w niej to, czego żaden

j u czony n igdy n ie odczyta. D o tego źródła chcę odnieść w ięk szość w różb lu dow ych , z zachow ania się pająków '), kom arów, w ron, w rób li, sk ow ronk ów , s łow ik ów , k o ­gu tów , ja sk ó łek i in nych ptaków w ęd row ­nych , psów , koni i t. d., słow em z p ojaw ów w całym d ostępnym lu dow i św iecie zw ie-

j rzęcym i roślinnym .

N ie chcę tw ierd zić, aby w szystk ie te w ie­rzenia w p anteizm ie lu dow ym m iały sw e źródło, n iezaw od n ie o n iektórych zw ierzę­tach dom ow ych (kogut) przekonał się i do­św iad czy ł roln ik , że one prędzej zm ianę p ogody odczuw ają niż on sam. P om im o tego, że brak jeszcze w tym kierunku stw ier­dzen ia nauk ow ego, nie waham się stan ow ­czo sądzić, że zw ierzęta odgadują zm iany

J stosun k ów w atm osferze (zm iana ciśn ien ia j pow ietrza, w ilg o ć ) p ierw ej n iż nasze czu łe i narzędzia m eteorologiczn e. W tem zn acze­

niu k ogut p ełn i u lu du taką służbę, jak barom etr, lub psychrom etr (h y g ro m etr),t. j . zw iastu je zm iany w atm osferze, które, jak0 tem w następnym rozdziale b ęd zie m owa w cale n ie są id en tyczn e ze zm ianą pogody. Z w niosków , ja k ie lud z w ygląd u n ieba1 ok o licy o przyszłej pogodzie w yciąga , w o ­gó le n iezb yt god n ych u w agi, p rzy toczym y w szakże jed en d la przykładu: G dy Babia

’) Ż e „k rzy żak " w łaśnie m a być na jpew niejszym zw iastunem pogody stosow nie do sw ych ru ch ó w i czynności, w idzim y w tem w pływ zabobonu.

614 WSZECHŚWIAT. N r 39.

góra je s t „w k ap tu rze”, ja k pow iada nasz góral, t. j . gd y zach od n i szczy t B esk id ów je s t w chm urach, a T atry za w yraźn ie w i­dać, w tedy b ęd zie deszcz. P ew nćj s łu sz ­ności temu tw ierdzen iu od m ów ić trudno, gd yż B abia góra „w k a p tu r ze” dow odzi chyba, że ju ż zn ajd u je się pod w p ływ em cyk lon u , choć n iek on ieczn ie , n adzw yczajna zaś p rzejrzystość p ow ietrza na P od h a lu do­w od zi, że je s t ono p raw ie p rzesycon e parą w odną, a w takim razie p raw d op od ob ień ­stw o deszczu je s t w ie lk ie . N ie b ęd ziem y na tem m iejscu w ch od zili w to, o ile ta w skazów ka do ce ló w p rognozy u żytąby być m ogła , aby nie w w ik łać się w las teo r e ty cz ­n ych , d otychczas jeszcze n ie dostateczn ie p ozn anych k w esty j. Z daje mi się , że z ja ­w iska, ja k ie ob serw u jem y na górach , ja k ­k o lw iek w iele p rzeciw tem u św iad czy , p rze ­cież do p rogn ozy m iejscow ój deszczów m o ­g ły b y być u żyte. N ieste ty , zam ało d o ty ch ­czas zw racano u w ag i na „przejrzystość p o ­w ie trza ” i je g o następstw a.

W o g ó le , ja k z n aszego zestaw ien ia się p rzek on yw am y, w ied za m eteoi'o logiczna lu ­du je s t d osyć bezw artościow ą. P o d z ie li­liśm y w różby lu d ow e na cz tery k ategoryje. P ierw sza , jak się o tem przekon aliśm y, jest zu p ełn ie n ie do użycia; druga je s t nam zb y­teczną, bo śred nie term in y p ery jod yczn ie p ow tarzających się anom alij w p ogod z ie są nam z d łu go letn ich , śc is ły ch spostrzeżeń zn aczn ie lepićj znane; trzecia , zaczerpana z zab ob onów lu du , raczój zgu b n a n iż p o ży ­teczna; w reszcie na ostatk u w ym ien ion e sp o ­strzeżen ie ludu tyczące się gór , być m oże, że ma jakąś w artość p raktyczną, jed n a k ty lk o lok aln ą , bo T atrom i Babiój górze rów ne góry nie są tak p ospolitem na św iec ie zjaw isk iem . (dok. n ast.)

E . R om er.

Wsgietaryjanizm.(C iąg dalszy).

III .

ty lk o pokarm am i roślin n em i, a w ięc i cz ło ­w iek m oże być silny, zadaw alając się w y­łączn ie straw ą roślinną. P raw da, lecz trze- baby jeszcze w cześnićj d ow ieść , że cz łow iek stw orzon y je s t w ed łu g typu zw ierzęc ia ro ­ślinożernego . D ow o d ó w na to isto tn ie sta ­rają się dostarczyć ci w egietaryjan ie , k tórzy w p ow yższem rozum ow aniu d ostrzegają z a ­znaczoną lu k ę . P ow iad ają przeto, że u zę­b ien ie cz łow iek a zb liża go w ięcej do zw ie ­rząt roślinożernych , n iż do m ięsożernych.

J eże li ch od zi w szakże o zw ierzęta czysto roślin ożern e, konia, w ołu , ow cę, kozę, to tw ierd zen ie to je s t n iesłuszne; zęby ludzkie inną tnają budow ę, an iżeli zęby tych z w ie ­rząt. N atom iast podobnem nader jest u z ę ­b ien ie cz łow iek a do u zęb ien ia m ałp ow o- cożernych . L e cz zaraz tutaj zauw ażyć m u­sim y, że zu p ełn ie n ied ok ładn ie je s t nam znany sposób życia t. zw . m ałp ow oco- żernych (fru g ivora) „Z liczn ych op isów po­dróży, pow iada B u n g e '), w id zim y, że w sz y ­stk ie gatunki m ałp, których sposób życia w stan ie w oln ym dokładniój b y ł badany, okazują się skończonem i zw ierzętam i wszy- stkoźrącem i (om n ivora). P och łan iają one n ie ty lk o roślin y, lecz i ow ady, pająki, sk o ­rupiaki, robaki, ślim aki, p łazy, ze sz cz eg ó l­nym apetytem ja ja ptasfe, a z praw dziw ą n am iętn ością m łode ptaki (B reh m )”. A r ­gu m en t ten przeto, jeż e li n iezu p ełn ie z a ­w od zi, w k ażd ym razie n ie przem aw ia w y ­raźnie za słu sznością po stron ie w eg ie ta ­ry jan ów . G d yb y zaś n aw et m ałpa b y ła rzeczy w iśc ie zw ierzęciem roślinożernem , je sz cz e n ie m ielibyśm y prawa, op ierając się na p odobieństw ie u zęb ien ia , dojść do w n io ­sku: a w ięc i cz ło w iek roślinam i w yłączn ie ży w ić się w in ien . B o p rzedew szystk iem zn a ­n e są p rzyk ład y , w których zw ierzęta pod w szystk iem i anatom icznem i w zględam i i tak­że pod w zg lęd em uzęb ienia n ajzu p ełn iej są p odob ne, a jed n a k rozm aicie się od żyw iają . T ak dzieje się w k lasie gryzoniów : św iszcz (A rctom ys m arm ota) i chom ik (Sperm o - philus C ib illu s) nader są do siebie p odo­bne, zw łaszcza co do u zęb ien ia , a jed n ak że p ierw szy je s t w y łączn ie zw ierzęciem rośli-

W eg ietary jan ie rozum ują t a k : zw ierzę- t) B unge, D er V e g e ta ria n i9m uS, E in V o rtrag , ta roślin ożern e nabyw ają s i ł , ży w ią c się 1885 r.

N r 39. WSZECHŚWIAT. 615

nożernem , drugi zaś w szystkoźrącem . P o - w tóre zaś, czyż nie pozostaje nam zaw sze odpow iedź: k to w ie, czy p ożyw ien ie m ięsne n ie p rzyczyn iło się istotn ie do tego, ażeby u czyn ić cz ło w iek a tem , czem je s t on obec­nie? G d yb yśm y zaś to p rzyp u szczali, oba- w iaćb y się n a leża ło , ażeby w skutek upra­w ian ia w eg ietaryjan izm u przez d łu g ie p o­k o len ia ród lu d zk i zn ów nie zw yrod n ia ł ').

In n e fakty z anatom ii porów naw czej je sz ­cze m nićj się nadają do poparcia idei we- g ie taryjań sk iej. P rzew ód pokarm ow y cz ło ­w ieka inaczej jest zbudow any, an iżeli u zw ie­rząt roślin ożern ych , a cz łow iek nie jest w stanie traw ić d rzew n ik a (ce lu lo zy ) np. siana lub s łom y , tak jak to czyn i zw ierzę roślinożerne. P ew n em zaś je s t n ajzu p eł­n iej, że m ięso ti^awi cz ło w iek zu p ełn ie tak sam o ja k i każde zw ierzę w y łączn ie m ięso­żerne.

M oglib y oczyw iśc ie od pow iedzieć na to w egietaryjan ie , że ty lo w iek o w y n ien atu ral­n y sposób życia cz ło w iek a zm ien ił jeg o or­gan y traw ien ia , że cz ło w iek p ierw otn y, na­tu ra ln y — a n atu raln ym i p rzecie stać się p ow inn iśm y — który żyw ił się ow ocam i drzew leśn ych , tra w ił je znakom icie i m iał w stręt do m ięsa. G d yby się n aw et zgodzić było m ożna na ten sposób rozum ow ania, trzeb aby jeszcze p rzed ew szystk iem stw ier­d zić , jak się też cz ło w iek k arm ił w ów czas, kied y ju ż b ył cz łow iek iem , a jeszcze w zu ­p ełności p ozostaw ał na łon ie p ierw otnej n a ­tury. P ew n em jest to, że n ie sia ł i nie orał, bo nie p ozw ala ło mu na to życ ie k oczow n i­cze. O ile mi w iadom o, ci dziejopisow ie lu d z­kości, którzy p rzew ażn ie zajm ują się p ierw - szem i stadyjam i jej życia, zgadzają się na to , że w cześniej cz ło w ie k zd ob y ł sztukę za ­b ijania zw ierzą t, an iże li u praw y roli. A r ­ch eo lo g o w ie zaś śród w yk op alisk , d atu ją­cych z p rzed h istoryczn ych czasów , b ez­ustannie znajdują narzędzia, św iadczące o d alek o w p rzesz ło ść sięgającej zdolności cz ło w iek a n iety lk o do zabijania zw ierząt, le cz i do p rzyrząd zan ia potraw z ich m ięsa. J e ż e li zaś n aw et w ątp liw ości w tym w zg lę ­d zie istn ieć m ogą, to d ow od zi to ty lk o , że

') Porów n. Briioke, W ie b eh iite t m a n L e b e n u n d G esu n d h e it se in er K inder? 1892, s tr . 61.

i na tój drodze n iezaw od n ych argum entów ani za ani przeciw zdobyć n ie jesteśm y je sz ­cze w m ożności.

I istotn ie, w d zisiejszym stan ie w iedzy inaczój postępow ać w inniśm y, gdy chodzi o rosstrzygn ięcie tego rodzaju pytan ia . P o ­zostaw m y na stronie d om ysły i spekulacyje, a zw róćm y się raczej tam, gd zie w yraźniej­szych od pow iedzi sp odziew ać się m ożem y. J eżeli chcem y w iedzieć, co je st w laściw szem dla cz łow iek a , pokarm w yłączn ie roślinny, jak i mu narzucają w eg ietaryjan ie , czy p o­karm m ięszany, roślin ny i zw ierzęcy , jak im żyw ią się, lub starają się ży w ić lu dzie, za ­pytajm y p rzedew szystk iem , jak a je st róż­n ica pom iędzy tem i straw am i, a n astęp n ie— je ś l i m ożna— obserw ujm y i róbm y d ośw iad ­czen ia , aby się przekonać, przy jakiej stra­w ie cz łow iek zd o ln iejszy je st do spełn ian ia sw ych ludzkich obow iązków . W ten sp o ­sób przedew szystk iem zyskam y ty le , że j a ­sno spraw ę całą postaw im y, pow tóre m oże

i i naukę jakąś w yciągn iem y, która m ieć bę- | dzie w artość h ig ien iczną.

IV .

N iezm ierna rozm aitość pokarm ów lu dz- j k ich , k tóre jed n ak że w szystk ie jeden i ten

sam spraw iają sk utek , m ianow icie u trzy ­m ują cz łow iek a przy życiu i zdrow iu , k aza­ła ju ż starożytn ym badaczom dom yślać się, że w szystk ie środki pokarm ow e coś w spól­nego mają ze sobą. P rzyp u szczan o też w e w szystk ich zaw artość jednej i tej samój m a­teryi odżyw czej. „A lim en tu m ” H ip ok ra- tesa, „esencyja” P aracelsy ju sza , „śluz fer­m en tu jący” śred n iow ieczn ych jatroch em i- ków, „extractum ” końca u b ieg łego , a naw et p oczątku n in iejszego stu lecia —• oto nazw y zw iązan e z pojęciem tej jed yn ej m ateryi o d żyw czej, zaw artej w e w szystk ich pokar­m ach. T rzeba było dopiero rozw oju chem ii an alitycznej, ażeby te m gliste p og ląd y m o­g ły ustąpić m iejsca jaśn iejszem u w ejrzen iu w isto tn y sk ład pokarm ów . N ie pom o­g ły jed n ak na razie p ierw sze rozbiory ch e ­m iczne L avoisiera , ja k k o lw iek stan ow iły w stęp ny i n iezbędn y krok na tem polu . W ielk i ten chem ik i fizyjolog w yk ry ł we w szystk ich badanych roślinnych i z w ie rz ę ­cych ciałach jed n e i te sam e p ierw iastk i:

WSZECHŚWIAT. N r 39.

w ęg ie l, w odór, azot, t len , siarkę, fosfor, lecz rozum iano doskon ale, że p ierw iastk am i tem i żadnego zw ie rz ęc ia ,a n i cz łow iek a ży w ić nie m ożna. D op iero d a lsze badania s łyn n ego chem ika h olen d ersk iego M u ld era i L ieb ig a p o zw o liły b liżej poznać charakter ch em icz­n y sk ład ow ych części żyw ej p rzyrody. W zasadzie i cia ło roślin i cia ło zw ierząt, ja k się ok aza ło , sk ład a się z m ateryj na­der do s ieb ie zb liżon ych , m ało co różnych w sw ych w łasnościach chem icznych .

P ozn an o w ten sposób, że cia ła b ia łk ow e, zaw ierające azot, obok in n ych bezazotow ych cia ł organ icznych (zw ią zk ó w w ęg la ), t. zw . w odanów w ęg la (m ączka, cu k ier ) i t łu sz ­czó w , stanow ią p rzew ażną m asę pokarm ów . I cia ła te zaw arte są zarów no w roślin n ych , jak i w zw ierzęcych pokarm ach. A bez tych c ia ł od żyw iać się n ie m oże żadne zw ierzę ani cz łow iek . D odać ty lk o je sz cz e p o trze­ba, że prócz tych su bstancyj w ęg lo w y ch pokarm zaw ierać je sz cz e pow in ien pew ną drobną ilość so li m ineralnych i w odę. N aj­częściej i so le i w oda ju ż w samój straw ie roślinnej i zw ierzęcej są zaw arte. S oli przeto (za w yjątk iem soli k u ch en n ej) w cale dodaw ać nie p otrzebu jem y, w odę zaś w w y ­ją tk o w y ch ty lk o w arunkach.

C zyżby w ięc żadnej n ie było różn icy p o ­m iędzy roślinnem i a zw ierzęcem i środkam i pokarm ow em i? Jest — i to w krańcow ych przypadkach bardzo znaczna. W p okar­mach zw ierzęcych przew ażają cia ła b ia łk o ­w e, w roślinnych zaś b ezazotow e, zw łaszcza w odany w ęg la (m ączka). C hude m ięso w o ­ło w e zawiera, 19 ,3% b iałk a, 3,6 tłuszczu (obok 5,1 soli i 72,0 w o d y ) i zu p e łn ie n ic w odanów w ęgla ‘), p odczas gd y np. ch leb p szenn y ma b ia łk a 8, w od an ów w ęgla 52,1% , d rzew n ik a 0 ,5% (w o d y 37,0, soli 2.3% ), a ży tn ia m ąka złożon a je s t z 73 ,2% w o d a n ó w w ęg la , 8% b ia łk a , 0 ,8 % d rze w ­nika (2% tłu szczu , 1,8% soli i 14 ,2% w ody).

y .

B ia łk a pokarm ów n aszych n ic nam z a ­stąp ić n ie je s t w stanie. M ając p od osta t-

*) lu b najw yżej n a d e r d ro b n e ilo ści (0,01 do 0,02% ), ja k m ia łem sposobność p rzek o n ać się w ro zb io rach d o tąd nieogłoszonych.

kiem wodanów- w ęgla , tłuszczu, soli i w ody, um arlibyśm y jed nak g łod ow ą śm iercią, g d y­byśm y nie sp ożyw ali b ia łka. D o p ew n ego stopn ia i przez pew ien ty lko krótki czas ob ­fite żyw ien ie się w odanam i w ęg la może p o ­w strzym ać zb yt en erg iczn y rospad i sp a la ­n ie się tkanek naszego ciała, przew ażn ie z b iałka zbudow anych, lecz ani na ch w ilę roskład ten nie ustaje. W raz z m oczem w ciąż w ydalam y azotow e zw iązk i, p och o­d zące z roskładu c ia ł b ia łk ow ych , n a jisto t­n iejszego budulca organizm u zw ierzęcego i w ów czas ty lk o tkanki m ożem y zaoszczę­dzić, gdy b iałko przyjm ujem y zzew n ątrz — w przeciw nym razie życ ie dom aga się n ieu ­b łagan ie pożerania w łasn ego cia ła naszego i w ycień czen i w reszc ie , w yn iszczen i na c ie ­le m usim y upaść w tej w alce.

L iczne i nader roz leg łe badania nad fizy- jo lo g iją żyw ien ia , badania, które obejm ują ca ły bilans dochodów i roschodów ciała zw ierzęcego i lu dzk iego w najrozm aitszych w arunkach, w ykon ane zosta ły przez fizyjo- logów m onachijsk ich V oita i P etten kofera oraz przez ca ły zastęp ich u czn iów . Y o it i P etten kofer za łoży li p od w alin y naszych w iadom ości o p rzem ianie m ateryi w ciele zw ierzęcem i zarazem do n ajdrobniejszych niem al szczegó łów starali się w niknąć w pra­wa, rządzące zjaw iskam i żyw ien ia . V oitow i zw ła szcza fizyjo logija zaw dzięcza opraco­w anie tego ogrom u m ateryjału ze stan ow i­ska czysto n auk ow ego, podczas gd y P e tte n ­k ofer badania te starał się przeszczepić na gru n t h igien y.

J u ż przed pracam i tych dwu w sp ó łc z e s­nych m istrzów fizyjologii w iadom o było, że bezazotow e środki pokarm ow e czy li w oda- n y w ęg la i tłuszcze, jako cia ła łatw iej u leg a ­ją ce spalen iu w organ izm ie,an iżeli m ateryje b ia łk ow e, chronią te ostatn ie od zb yt en er­g iczn ego roskladu i w pierw szym rzęd zie stanow ią źródło pracy m ięśniow ej i źródło ciep ła . L ecz dopiero d zięk i św ietnym m e­todom badań, obm yślonym i w ydosk on alo-

i nym przez B ischoffa, V o ita i P ettenkofera, j udało się w zględn e w artości pokarm ow e

bia łk a , m ączki i t łu szczu w yrazić w stosu n ­kach liczb ow ych i na tych stosunkach op rzeć w nioski praktyczne.

W artość każdego środka p ok arm ow ego do p ew n ego stopnia m ierzyć m ożna tą ilo ­

N r 39. WSZECHŚWIAT. 617

ścią ciep ła , jaką w ytw arza on w organizm ie naszym przez u tlen ian ie się. Ś cisłe k a lory­m etryczne pom iary, dokonane pod k ieru n ­kiem V oita przez obecnego dyrektora ber­liń sk ieg o in sty tu tu b ig ijen iczn ego R ubnera, d ow iodły , że tłu szcz zachow uje się w tym w zg lęd z ie do m ączki jak 100:221. Innem i słow y: 100 części (np. gram ów ) tłuszczu i 221 części m ączki są to ilo ści, które, ros- szczep iając się podczas utlen iania w orga­n izm ie, jed n ak ow ą w ytw arzają ilość ciep ła . D ośw iad czen ia na zw ierzętach p otw ierd ziły w zu pełności te rozum ow ania teoretyczne. R ub ner n azw ał „ izodynam icznem i” (rów no- siln em i, rów n ow artościow em i) ilo śc i środ ­ków p okarm ow ych , które pod w zględem w ytw arzan ia en erg ii c iep lik ow ej naw zajem zastępow ać się m ogą, a z o lb rzym iego sze­regu obserwacyj i nader ścisłych dośw iad­czeń d oszed ł do w niosku , że izodynam icz­nem i są: 100 cz. tłuszczu , 256 cz. cukru gro­n ow ego , 234 cz. cukru trzcin ow ego, 221 cz. suchej m ączki i 200 cz. białka.

I lo ść pokarm u n iezb ęd n ego do u trzym a­n ia życia i pracy organizm u zależy od w ie ­lu najrozm aitszych warunków : innych p o ­trzeba ilości dziecku, a innych człow iekow i dorosłem u; a je ż e li n aw et zredukujem y te ilości do jed n a k o w eg o ciężaru ciała, do d o ­w oln ie obranćj jed n ostk i (np. 1 lub 100 kg), to je sz c z e znaczne bardzo zachod zą różnice. C zło w iek p racujący m ięśn iam i inaczój ży ­w ić się m usi, n iż cz łow iek fizyczn ie n iep ra ­cujący; na 1 kg c ia ła dziecka dostarczać trzeba w ięcej m ateryja łu dla urob ien ia tego w zrastającego i rozw ijającego się organ iz­m u, an iżeli na 1 kg cia ła in w alid a . I w tym kierunku w iadom ości nasze zaw dzięczam y pracom V o ita i jeg o szkoły . L iczn e d o ­św iad czen ia tego uczon ego p rzekon ały , że robotnik , pracujący 10 godzin dzienn ie, a w ażący 7 0 — 75 kg potrzebuje do u trzym a­nia sw ego cia ła w rów n ow ad ze dzienn ie pokarm u, złożon ego p rzeciętn ie ze 118 g białka, 56 g tłu szczu i 500 g w odanów w ę­g la . W iem y ju ż , że pod żadnym w arun­kiem białka w pokarm ie brakow ać n ie m o­że, bo w przeciw nym razie n iszczy się b ia ł­ko tkan ek cia ła . W ob ec zaś p ow yższych obliczeń kalorym etryczn ych w ynika , że te sam e u słu g i oddać m oże takiem u rob otn ik o ­w i straw a złożon a ze 118 g b ia łk a i 282 g

tłuszczu , albo ze 118 g b ia łk a i 624 g w o ­d anów w ęgla , lub też w reszcie czysty p o ­karm b ia łk ow y w ilości 684 g b ia łka. P o ­n iew aż w odany w ęgla i t łu szcze m ają dla organizm u w p rzyb liżen iu jak ośc iow o j e ­d nak ow e znaczen ie, m ożem y przeto dla u proszczenia ow ych stosunków pow iedzieć, że, gd y ilość tłu szczów w yrazim y w od p o­w iedniej ilości w odanów w ęgla , w ypadnie, że d la człow ieka zd row ego, pracującego 10 godzin dziennie, pokarm dzienny składać się pow inien z m ateryjału azotow ego (b ia ł­ko) i bezazotow ego (tłu szcze i w odany w ę ­g la) w stosunku 1 : 5,3.

V I.

L iczb y p ow yższe pow iadają, ile o rg a n iz ­m ow i doprow adzać trzeba różnych środków pokarm ow ych, ażeby go utrzym ać w rów no­w adze i zdolności do pracy. Znając sk ład ch em iczn y rozm aitych pokarm ów , ła tw o m ożna ob liczyć, ile potrzeba ich organ iz­m ow i do osięgn ięc ia tego celu . G dyby w ięc np. ów robotnik , którego za typ obra­liśm y, ch cia ł ży w ić się w y łą czn ie chudem m ięsem w ołow em ( zaw ierającem 19,3°/0 białka i 3 ,6% tłu szczu ), m usiałby dla p o ­k rycia potrzeby cia ł bezazotow ych sp o ży ­w ać dziennie ok oło 8 kg m ięsa, w których, rad nie rad, m iałby p rzeszło 1 xj % kg białka. N atom iast chcąc cia ła b ezazotow e pokryć kartoflam i (zaw ierającem i: 2 0 ,0 ° ’0 wodanów w ęgla , 2,0 b iałka, 0,1 tłuszczu , 0,9 soli, 5,0 błonn ik a i 72 ,0 w ody), m usia łby spożyć ich p rzeszło 3 kg, w k tórych m iałby za led w ie 62 g b iałka. W id zim y w ięc, że ani w y łą cz­ne żyw ien ie się m ięsem ani też w yłączn e żyw ien ie się kartoflam i n ie m oże, p rzynaj-

| mniój w pow yższych ilościach , być o d p o ­w ied n ie. G dy w szak że w p ierw szym w y­padku (przy żyw ien iu się m ięsem ) d ocho­d zim y do m onstrualnej m asy 8 kg m ięsa i ju ż to samo zastanaw ia nas n ie m ało, mu-

1 sim y ternu punktow i i z in n ych jeszcze w zg lęd ów u w agę p ośw ięcić.

B espośredn ią k orzyść przynosi organ iz­m ow i ty lk o ta ilość pożyw ienia, która w przew odzie pokarm ow ym zostaje w ch ło ­n ięta drogą n aczyń k rw ion ośnych i ch ło n ­nych . L ecz n ie w szystk o co nam przyroda na pokarm dostarcza, bespośrednio nadaje

618

eię do ch łon ien ia . P racą u czyn ien ia p okar­m ów straw nem i ob arczone są, sok i traw iące gru czo łów ślinn ych , żołądka, trzustk i, w ą ­troby i k iszek; w' pew nej części p rzy ch o ­d zi tu z pom ocą sztu ka kucharska. P o m i­m o to w szakże w szelk a straw a zaw iera m niej lub w ięcej części, k tórych organizm nasz p rzysw oić sob ie (a sym ilow ać) n ie jest w stan ie, k tóre nie dostają się do o g ó ln eg o ob iegu krw i, lecz z p rzew odu k iszk ow ego w m ało lub w ca le n iezm ien ion ym stan ie w raz z kałem n azew n ątrz się w ydalają. W szelk ie przeto badania nad użyteczn ością pokarm ów m uszą k on ieczn ie u w zg lęd n iać i jakość i ilość w yd alan ego kału.

M ało kału .z m ałą zaw artością w ody w y­dalam y po żyw ien iu się m ięsem , jajam i, lub m lekiem , n ieznaczn ie więcej po ryżu i n ie ­których przetw orach m ącznych , n ieco w ię­cej po k u k u ryd zy i roślinach strąk ow ych , a bardzo obfite ilo ści po kartoflach, cza r­nym ch lebie, m archw i, rzep ie i t. d. S to ­sunki te m ożem y tak że w yrazić liczb am i, które oznaczają istotną w artość pokarm u. T ak w ięc p ow iem y, że organ izm w y zysk u je m ięso w 95% , t. j . ty lk o 5% w yd a la z k a ­łem , m leko w y zysk u je m niej ca łk o w ic ie , w ydalając 9%- Z k lusek n iestraw ion em pozostaje 5% , z grochu 9°/0> z kartofli ll°/o> z ch leba razow ego 15°/0, z m arch w i 20 %•

P ok arm y roślin ne (mą,ka, ja rzy n y ) zaw sze zaw ierają pew ną, n iek ied v dość zn aczną, ilo ść m ateryj b ło n n ik o w y ch , stan ow iących n iejako ochronę ła tw iej straw n ych części. T e m ateryje b łon n ik ow e zu p e łn ie n ie u le ­gają rospuszczeniu w sokach traw iących zw ierząt m ięsożernych a n aw et i dla sok ów zw ierząt roślin ożern ych , n iem ałą je s t to pracą rospuścić j e w zu p ełn ości. T ak w ięc utrudniają one traw ien ie części ła tw iej straw n ych (m ączk i). S tąd też taka w ielka obfitość kału u zw ierząt roślin ożern ych . J eże li p rzyjm iem y za norm ę 100 kg c ia ła , to w ypada, że 100 kg psa przy d ostateczn em m ięsnem p ożyw ien iu daje d z ien n ie 30 g s u ­ch ego k ału , zaś 100 kg w o łu p rzy p aszy s ia ­nem 650 g czy li 22 razy w ięcej. W kale zw ierzęc ia roślin ożern ego , n p . k o n ia zn a j­dują się n iezm ien ion e zu p ełn ie k aw ałk i p a ­szy, ca łe ziarna ow sa , cząstk i sian a i t. d., którem i in ne zw ierzęta , w rób le np., d o sk o ­nale się żyw ią . Z w ierzę roślin ożern e m usi

przyjm ow ać znacznie w ięk sze ilości pokar­m u, an iżeli m ięsożerne, lub w szystkożrące, bo straw a roślinna gorzej zostaje w yzysk a­na, a także i d latego, że zazw yczaj w ięcej zaw iera wody. A n ie zapom inajm y także, że p rzyb yw a tu i ta ok oliczność, że ze 100 g tłuszczu przyjąć trzeba 221 g m ączki, a o g ó l­nie pokarm y roślinne w tłu szcz są ubogie. P rz y w yłączn ie zw ierzęcym pokarm ie c z ło ­w iek pobiera dzienn ie 738— 948 g g o to w a ­nej straw y, przy m ięszanym 1 300 g, a przy w yłączn ie roślinnym 1 2 1 7 — 4 2 4 8 g.

T a w iększa objętość pokarmu roślinnego p ociąga za sobą inne jeszcze skutki. S taje się ona ciężarem dla organów traw ienia , n akłada na nie w iększą pracę; wciąż n ow e ilości prą z góry i pow odują szyb k ie i c z ę ­ste w ypróżn ien ia , co zn ów n ie daje sokom k iszk ow ym czasu na d łuższe d ziałan ie. W reszcie m ateryje roślin ne ła tw o u legają w kiszkach ferm en tacji, przy którćj w y ­d zie lają się kw asy (m leczny i m asłow y). T e osta tn ie drażnią b łonę ślu zow ą i stają się n ow ym m om entem do częstych w ypróżn ień .

(dok. n ast.).

M a k sym ilija n F laum .

Nr 3 9 ._

K S I Ę Ż Y S .(Ci^g da lszy).

III.

M ów iliśm y dotąd o księżycu , ja k o o bryle toczącej się po pozornem sk lep ien iu n ieb ie- sk iem , czas zapytać, ja k też do n iego d a le­ko. O cena tej od leg ło śc i jest dla nas n ie ­m ożliw a, gd y nań spoglądam y z jed n ego m iejsca na ziem i, n ie um ielib yśm y n aw et po­w ied zieć , czy przypada dalej an iże li chm ur­ka ob ok n iego zaw ieszona, g d yb y , p rzysu ­n ąw szy się b liżej, nam go nie zasłon iła . Co in nego w szakże, gd y dwaj ob serw atorow ie rospatrują go z dw u różnych, a o d leg ły c h m iędzy sobą p u n k tów . K ażd y inaczej ku niem u lu netę sw ą zw racać b ędzie, każdy pod in n ym w idzi go kątem; pow staje w ięc trójkąt, w którym znam y bok je d e n , ja k o

W SZECHŚW IAT.

iNr 39. WSZECHŚWIAT. 619

od leg łość obu ob serw atorów i dw a kąty p rzy leg łe , rachunkiem w ięc oznaczyć m ożna od leg ło ść k siężyca od ziem i.

W celu w łaśn ie zm ierzen ia tej od leg łości u d ał się w zeszłem stu leciu na P rzyląd ek D obrćj N ad zie i L a ca ille , a w r. 1836 John H ersch e ll. D och od zen ia te w yk aza ły , że o d leg ło ść k siężyca od ziem i przechodzi 60 razy d ługość prom ienia ziem skiego , w ynosi zatem w ok rąg łych liczbach 3 8 4 0 0 0 km , czy li 5 0 0 0 0 m il g ieogr. O ddzielającą nas od k siężyca drogę zap ełn ićby m ożna trzy­dziestu b ryłam i w ielk ośc i ziem i, a jeże li na podróż d okoła ziem i potrzeba dni 80, po­dróż na k siężyc z takąż sam ą szybkością trw a łab y dw a lata n iesp ełna .

G d yb y k siężyc przypadał bliżej nas, w y­d aw ałby się nam w iększym , w od leg łości zn aczniejszej p rzed staw ia łb y nam tarczę m niejszą, skoro zaś znam y od leg łość jego , m ożna z pozornej je g o w ielkości ocenić istotne jeg o w ym iary. P ozn an o w ięc, że średnica k siężyca w yn osi n ieco nad '/* śre­d n icy ziem skiej, skąd w yp ływ a , że p ow ierz­chnia je g o stan ow i ty lk o '/u część p ow ierz­chn i ziem i, ob jętość zaś jeg o je st 50 razy m niejsza od ob jętości ziem i.

Z przyciągan ia , ja k ie księżyc w yw iera na w ody oceanów ziem sk ich , oraz z n iektórych in n y ch jeszcze je g o w p ły w ó w , poznano, że masa je g o j e s t za led w ie ’/ 8g m asy ziem i; średnia zatem g ęstość m ateryjałów , z jak ich je s t zb u dow any, czyn i ty lk o 3/ s średniej g ę ­stości ziem i, a w p orów n an iu z w odą g ę ­stość je g o w yrazi się liczbą ok o ło 3,3.

G d yby posiadał w ym iary tak ie , ja k z ie ­m ia, cia ło ja k ie k o lw iek na k siężycu b y łob y w ięc 80 razy lżejsze an iżeli na ziem i. Z p o ­wodu w szakże czterok rotn ie m niejszego p rom ien iow ania , je st ono też praw ie 4 x-azy bliższe środka, k tóry je s t ja k b y sied lisk iem s iły ciężkości, co w zm aga je j d ziałan ie w stosunku praw ie 4 2, c iężkość je s t zatem na k siężycu 80/ 14, t. j . ok oło 6 razy słabsza, an iże li na ziem i. C złow iek przen iesiony na księżyc d źw ig a łb y tam łatw o m asy 6 razy p otężn iejsze, sam czu łb y się 6 razy lżejszym i n iesz cz eg ó ln y n aw et g im n a­styk bez trudu p rzesk ak iw a łb y w ysokie z a ­pory.

Ju ż A rystarch , d zięk i jednem u z tych g ien ija ln ych p om ysłów , w k tóre tak obfi-

] tuje astronom ija grecka, p ozn ał, że k siężyc 1 jest znacznie nas b liżej, an iże li słońce, ch o ­

ciaż n ied ok ładn ość p rzyrząd ów ów czesnych nie d o zw o liła mu stosunku tego n ależycie uchw ycić. D ziś , gd y i od leg łość słońca jest nam dobrze znana, w iem y, że przechodzi ona 400 razy od leg łość księżyca. T rzeba to m ieć na uw adze, gdy chcem y o p o w ik ła ­nej drodze księżyca w yrob ić sobie d ok ła ­dne pojęcie. P on iew aż księżyc, tocząc się dokoła ziem i, w raz z nią b iegn ie w okół słoń ca , w yobrażam y sobie d rogę je g o w p o ­staci lin ii p ow yginanej, w sam ej rzeczy je -

| dnak droga księżyca od ch yla się bardzo nieznaczn ie za led w ie od e lip sy , po której krąży ziem ia i pom im o skrętów sw oich z a ­w sze w k lęsłą stroną je s t ku słońcu zw ró­cona.

P rzytoczym y tu jeszcze, że droga k się ­życa n ie przypada zu pełn ie na p łaszczyź­nie ek lip ty k i ziem i, albo drogi, po której posuw a się pozornie słoń ce w rocznym sw ym biegu , ale jest ku niej n ieco pochylona, a m ianow icie o 5° 8' 40"; p u n k ty przecięcia obu tych dróg n azyw ają się w ęzłam i, przez w ęzeł w stępujący przechodzi księżyc, gdy w ysuw a się nad ek lip tyk ę , czy li raczej na północną jej stron ę przechodzi, w drodze pow rotnej p rze su w a c ie przez swój w ęz e ł sstępujący. G d yb y ob ie te p łaszczyzny zb iega ły się w jed n ę , m ielim yśm y zaćm ie­n ie słoń ca na każdym now iu , a na każdej pełn i zaćm ien ie księżyca, z pow odu w szak ­że p och ylen ia orb ity księżyca zaćm ienia m ieć m ogą m iejsce w tedy ty lk o , gd y pod­czas now iu lub p ełn i przypada księżyc d o ­syć b lisko jed n ego z w ęzłów swój drogi *).

Podob nie zresztą jak drogi in n ych ciał nieb iesk ich i droga k siężyca n ie je s t z u p e ł­n ie kołow a, ale w ydłużona w elipsę o mi- m ośrodzie 0,055; d latego też przytoczona wyżój od leg łość księżyca je s t średnia ty lko, m oże s ię zaś przysuw ać ku nam nieco b l i ­żej, lub więcój od nas oddalać. C hw iej- ność ta w ciągu jed n eg o ob iegu w ynosi 1 5 — 30 tysięcy km , najbliżej p rzystępow ać m oże księżyc do ziem i w przyziem nym p un kcie swej d rogi, w perigeum na 3 5 4 0 0 0 ,

*) O zaćm ien iach ob. W szechśw iat z roku 1887, s tr . 433.

6£0 W SZECHŚW IAT. N r 39.

n ajw ięcej zaś, g d y p rzech od zi przez sw ój p unkt odziem ny, przez ap ogeu m od dala się na 4 1 4 0 0 0 km. L in ija łącząca p unkt o d ­ziem n y z p rzyziem n ym m a starą n a zw ę l i ­n ii apsydów .

IV .

R ozw ażan ia n asze b iegu k sięży ca b y ły b y n iezu p ełn e, gd yb yśm y p om in ęli p ytan ie , d laczego on na g ło w y nasze n ie spada. I le ­kroć zdarzy nam się o rzecz tę potrącić u słyszym y n iew ą tp liw ie w d z iew ięc iu p rzy ­najm niej na d ziesięć razy , że k siężyc, p rzy ­ciągany z jednaj stron y p rzez słońce, a z d ru­giej przez ziem ię, u trzym uje się w za w ie ­szen iu , ja k w leg ien d z ie m uzu łm an ów tru ­m na proroka m ięd zy d w om a m agnesam i. P om ijając ju ż w sze lk ie trudności podobnego

! czekać dwa tysiące la t p raw ie, zanim N ew ­ton zagadkę tę d ok ład nie rozw ik ła ł.

F ig . 2 w yjaśn ia nam, w jak i to sposób bieg cia ła ocalić je m oże od spadku na z ie ­m ię. G dy cia ło pod w pływ em ciężkości k u ziem i spada, p rzebiega, ja k w iadom o, w ciągu pierwszój seku nd y 5 m etrów , przez •lw ie sekundy '20 m, przez trzy seku nd y 45 m , a w ed łu g tegoż sam ego praw a p rzy ­b liżać się będzie ku ziem i, ch oćby n ie sp a ­dało pionow o, a le w jak im k o lw iek k ierunku rzucone zostało . D ajm y w ięc, że z arm aty ustaw ionój na górze w yrzucono k u lę w k ie ­runku poziom ym C E, to pod w pływ em przy­ciągan ia ziem i nie będzie ona b ieg ła w k ie ­runku tego strzału , ale będzie się w ciąż obniżała , a im w iększą prędkość nadała jej siła strzału , tem zn aczn iejszą d rogę p rze­b iegn ie , zanim na ziem ię opadnie. A le

Fig. 2. Wyjaśnienie biegu księżyca dokoła ziemi.

tłum aczen ia , w id zim y p rzecież , że s łu żyćb y ono m ogło jed y n ie w razie, g d y k siężyc przypada na n ow iu , g d y n atom iast j e s t na p ełn i, w spólne d zia łan ie słoń ca i z iem i tem- bardziej m usiałoby go ku ziem i śc iągnąć. N ależy tą w szak że d rogę do rozw iązan ia tego pytan ia w sk aza ł ju ż d aw n o P lu tarch , czy też autor za P lu ta rc h a uchodzący, w d z ie ­le: O tw arzy k siężyca „ D e facie in orbe lu - n a e”. P rzytacza on tam kam ień, k tóry łu cz n ik obraca d ok o ła swój g ło w y , a który nie spada na z iem ię, ja k k o lw iek je st c iężk i, u trzym yw an y jest bow iem ruchem ob ro to ­w ym , który m u ręka n adaje. J e ż e li w ięc j

k siężyc n ie spada na nas, m ów i dalej ten autor, to n ie d la tego , ja k tw ierd zą p eryp a- j

tetycy , że k siężyc j e s t u tw orzon y z m ate- ry ja łów n iep osiad ających ciężaru , a le d la - j

tego , że pozostaje w ruchu, k tóry go u suw a i od w ład zy ziem i. T rzeb a b y ło w szak że j

i ziem ia z p ow odu swej k rzy w izn y o d stę ­puje od lin ii poziom ej i to tak m ian ow ic ie , że w od leg łośc i m ili, mniej w ięcej, ob n iże-

! n ie to pod poziom p ierw otn y w yn osi 5 m , w od leg ło śc i drugiej jeszcze m ili o 20 w i t. d. N iech p otęga arm aty b ęd zie tak w ielk a , że nadaje ona k u li szybk ość m ili na sek u n d ę, to na końcu p ierw szej sekundy, w ed łu g praw spadku, kula obniży się o 5 m ,

! to je st o ty le w łaśn ie, ile w yn osi sk rzyw ie­n ie ziem i, k u la w ięc pozostaje w tejże sam ej od jej p ow ierzch n i od leg łości, co w c h w ili strza łu . P o u p ły w ie dw u sekund kula po­su n ie s ię znów o m ilę dalej, a od k ierun ku strza łu obniży się o 20 m , ale i teraz z p o­wodu sk rzyw ien ia ziem i pozostanie w nie- zm ienn em jeszcze od jej p ow ierzch ni od d a­len iu . I tak sam o w dalszym biegu k u la spadałaby w ciąż o ty leż , ile w ynosi sk rzy ­w ien ie ziem i. G d ybyśm y w ięc posiadali

Nr 39. WSZECHŚWIAT. 621

arm atę dosyć potężną, i gd yb y kula w b iegu i

sw ym oporu n ie n apotykała , w róciłab y ona do punktu, z k tórego w yb ieg ła , by bez w y­tchnienia znów dalój d rogę swą prow adzić. B y łb y to w ięc n ow y k siężyc, n ow y tow a­rzysz ziem i.

T ak sam o ted y rozum ieć n a leży i b ieg isto tn ego naszego k siężyca. Spada on w ciąż ku ziem i, ale spaść na nią n ie m oże, bo od niój w ciąż odbiega; odb iega od niój, ale od- b iedz n ie m oże, bo w ciąż ku niój spada. G d yb y go n ie o ży w ia ł ruch jeg o w łasn y , i sp a d łb y rzeczyw iśc ie na ziem ię; gd yby go \ zaś ziem ia n ie p rzyciągała , pod w p ływ em sw ego ruchu u sun ąłb y się od nas do n ie ­sk ończoności, pod w p ływ em obu tych dzia- i łań , ani spaść na ziem ię, ani odbiedz od niój n ie m oże, tocząc się dokoła niój b ez­u stannie po sw ój drodze eliptycznój.

Zasada ciążenia p ow szech n ego p osłużyła do w yjaśn ien ia w sze lk ich zaw iłości, m nó­stw a zak łóceń , jak im bieg k siężyca u lega. G d yb y istn ia ła ty lk o ziem ia i księżyc, d ro­ga jeg o b y łab y elip są p raw id łow ą, w p ływ jed n a k p rzem ożny słoń ca , a poczęści i p la ­net, w ytrąca go w ciąż z w łaściw ój mu dro­g i, sam ę tę d rogę n aw et przeinacza. Z tych zm ian ostatn ich najw ażniejsza polega na ruchu w ęz łów , k tóre się p rzesuw ają wciąż od w schodu ku zachod ow i, jak b y naprzeciw k siężycow i i p e łn y swój ob ieg kończą w c ią ­gu la t 183/®. P rędzój jeszcze porusza się łin ija absydów , która zn ów od zachodu ku w sch odow i, p rzebiega w ciągu lat 9 całe k oło od zachodu ku w schodow i, p unkt za ­tem p rzyziem n y d rogi k siężyca zm ienia w ciąż sw e p ołożenie, tak jak b y elipsa k się­życa obracała się w swój p łaszczyźnie. B y ­łob y zresztą trudno w yliczać w szelk ie n ie ­rów n ości ruchu k siężyca po jego drodze, z k tórych n ajw ażn iejsze są rów nanie środ­ka, ew ek cyja , w aryjacyja , rów nanie roczne.

B ieg w szystk ich p lanet podobnym u lega zak łócen iom , ale w b iegu k siężyca są one w id oczn iejsze ju ż d latego , że w tak b li- sk iem nas m ieści się sąsiedztw ie, a odkąd rozw in ęła się analiza, najznakom itsi m ate­m atycy ch ętn ie m u sw ą pracę pośw ięcali, n iew szystk ie jed nak kw estyje dotąd zdo­łan o rosstrzygnąć. D rob iazg ten je s t tak cz u ły na w p ły w y zew n ętrzn e, że n aw et w szelk a n iejednostajność w ruchach , lub

postaci ziem i od zw iercied lić się musi w b ie­gu k siężyca. G d yb y ziem ia b y ła kulą d o ­skonałą , w yw iera łab y na k siężyc w pływ

! sta ły , skoro w szakże od postaci tój od stę­puje, p rzyciągan ie jój zależy od położenia , ja k ie księżyc w zględem niój zajm uje. Śród m nóstw a w ięc zaw ik łań udało się w ykryć i drobne odstępstw o, zależące od sp ła szcze­nia ziem i, a m etodą w skazaną przez L apla- cea zdołano stąd w ielkość sp łaszczenia z ie ­m i w yczytać. T o w yk rycie postaci ziem i z ruchów ciała n ieb iesk iego je s t n iew ątp li­w ie jed nym z n ajp ięk niejszych przykładów p otęg i, jakiój m yśl ludzka nabiera, gd y jest w sparta rozum ow aniem m atem atycznem .

O jednój jeszcze n ierów n ości b iegu k się­życa w spom niećby nam tu należało , ch o­ciaż bow iem drobna, doprow adziła w szak ­że do w niosków doniosłego znaczen ia , po­zw o liła bow iem odcyfrow ać, że szybkość obrotu w irow ego ziem i m aleje, czy li inne- m i s ło w y , że d ługość doby w zrasta, lubo w stosunku n ieznaczn ym , w ciągu bowiem 160 0 0 lat doba zw iększa się o god zin ę z a le ­d w ie. C iekaw ą tę w szakże spraw ę m ie­liśm y sposobność przedstaw ić w innem ju ż m iejscu ‘).

(dok. n ast.).S. K .

AKADEMIJA UMIEJĘTNOŚCIW K R A K O W IE .

W y d z ia ł m atem atyczno - “p rzy ro d n ic zy .

Posiedzenie w y d z ia łu z dn ia 7 Czerwca 1 8 9 2 r.

S e k re ta rz o dczy tu je podziękow anie p. D . M en- de le jew a za w ybór n a członka czynnego z ag ran icz ­n eg o .

S e k re ta rz cz}. R o sta fiń sk i p rzedstaw ia p racę p. S. N iem entow skiego: P rzyczynek do c h a ra k te ry s ty ­k i zw iązków diazoam idow ych. W y o b rażen ie , źe pod działaniem je d n e j cząsteczki kw asu azotaw ego na je d n ę cząsteczkę am inu arom atycznego p ow sta ją

*) „C hronologija ziem i“ W szechśw iat z r . 1888, str. 346.

622 w s z e c h ś w i a t . Nr 39.

zawsze zw iązki diazow e je s t , w ed ług au to ra , b łę ­dne . P rz e k o n a ł się on , że w n iek tó ry ch razach n aw et m im o n ad m iaru kw asu azo tnego tw orzą się z am inów zw iązki diazoam idow e. C hcąc poznać przyczyny tak ieg o an o rm a ln o g o zachow an ia się n iek tó ry ch am inów p o trze b a zeb rać o d pow iedn i, d o k ład n ie opracow any m a te ry ja ł; w ty m też celu o p isu je au to r cały szereg w y tw arzan ia się pod o ­bnych związków.

C zł. Z ajączkow ski re fe ru je o p racy p . S. K ę ­p iń sk ieg o : Z te o ry i n iec iąg ły ch g ru p p o d staw ień lin ijo w y c h , p o siadających spó łczynn ik i rzeczy­w iste .

Czł. C ybulsk i p rzedstaw ia sw ą pracę: O zm ia­nach e lek try czn y ch w m ięśniach podczas sk u rczn . N a podstaw ie całego sze reg u dośw iadczeń d o ch o ­dzi a u to r do p rz ek o n a n ia w p ro s t p rzec iw nego z do - tychczasow em i zap a try w an iam i, że p ro to p lazm a m ięśnia podczas s tan u czynnego s ta je się n ie e le k - tro u je m n ą lecz e le k tro d o d a tn ią w s to su n k u do n ie ­czynnej. W ah an ie w steczne p o leg a , w ed łu g n ie ­go, n ie n a n iem ożliw ości p rą d u a b te rm in a ln e g o , j a k tw ierd z i te o ry ja H e rm an n a , lecz w sk u tek teg o , że chociaż p o ten o y ja ł e lek try czn y całego m ięśnia się w zm aga, to je d n a k ż e w zrost teg o p o ten o y ja łu n ie je s t w szędzie je d n o s ta jn y . J e s t on w iększy n a poprzecznym p rz e k ro ju , n iż n a p ow ierzchn i po ­d łużn e j. Poniew aż fak ty te sp rzec iw ia ją się p rz y ­ję ty m dziś pow szechnie zap a try w an io m fizy jo lo g ii, p rze to a u to r na razie p o d a je j e , n iek u sząo się0 now ą te o ry ją , k tó rab y tłu m aczy ła te z jaw iska.

T enże p . członek w im ien iu sw ojem o raz p , Z a-n ietow skiego re fe ru je o ich w spó lne j p raoy: D a l­sze b ad an ia nad zastosow aniem k o n d e n sa to ra do p o d ra żn ień nerw ów i m ięśni. J e s t to dalszy ciąg p racy ogłoszonej w ro k u zeszłym w p u b lik acy jach ak ad em ii. Spom iędzy now ych re zu lta tó w , do k tó ­ry ch au to row ie ty m razem doszli, po d n ies iem y c ie ­kaw y bard zo fa k t, że p o b ud liw ość nerw ów u żab j e s t na w iosnę znaczn ie m n ie jsza , n iż w je s ie n i , lu b w zim ie. P od czas , gdy w zim ie do w yw ołania n a js łab szeg o sk u rczu ła p k i p o trze b a , ażeby e n e r- g ija ro z b ro je n ia k o n d e n sa to ra w ynosiła co najm nić j 0 ,0 0 0 5 e rg i, to n a w iosnę ta k i sk u rcz m ożna w yw ołać używ ając ro z b ro je n ia w ynoszącego p rz y ­n a jm n ie j 0 ,0 0 2 e rg i.

W reszc ie czł. Ja n czew sk i p rzed staw ia trze c ią część swej p racy : O m ięszańcach zaw ilców . A u to r o p isu je w n ić j k ilk a now ych m ięszańców o raz za ­chow anie się je d n e g o m ięszafica p ło d n eg o i d ru ­g iego m etysa w dalszych p o k o len ia ch . C iekaw ym j e s t fa k t, że m ięszan iee A n em o n e m ag e lla n ic a X s ilv e s tr is zap ładn ia się w y born ie w łasnym p y łk iem , że je g o d ru g ie i trz e c ie p o k o len ia są tak że p ło d n e1 m ają u s ta lo n e cechy, po d o b n y p o k ró j, jed n e m słow em zachow ują się j a k o d ręb n y g a tu n e k .

N a posiedzen iu śc iśle jszem , m iędzy in n em i, ode­słano w szy stk ie w n iesione p race do k o m ite tu wy­daw niczego .

D r .7. I ł .

Towarzystwo Ogrodnicze.

P o s i e d z e n i e d w u n a s t e K o m i s y i t e o r y i o g r o d n i c t w a i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o ­m o c n i c z y c h odbyło eię d. 15 W rześn ia 1892 ro k u , o godzinie 8-ej w ieczorem , w lokalu T o ­w arzystw a, C hm ielna K r 14

1. P ro to k u ł posiedzenia poprzedn iego został od­czy tan y i p rzy ję ty .

2. S e k re ta rz K om isyi pokazyw ał k w ia t F icus e lastica , w yhodow any w m ieszkan iu p rzez pannę J . S. w D ąbrow ie g ó rn icze j. Na n iew ielk im oka­zie F icusa , n a głównej łodyżce w k ą tach liści g ó r­nych , w yrosło 6 g rup kw iatów w postaci w y ro s t­ków podłużnie ja jo w a ty ch , na 4 —5 cm d ług ich , po rosc ięc iu k tó ry c h , w ew nątrz znajdow ały się ty lko kw ia ty p ręcikow e, każdy o p a trzo n y okw iatem 4- dzia łkow ym , o tacza jącym je d e n pręcik .

3. P. A. Ślóaarski m ów ił „o ow adach n iszczą ­cych dęby“. R ospoczął od w ykazania, ja k ie części dęb u są opanow yw ane p rzez odpow iednich szko­dn ików i n iek iedy zm ienione w edle ich obycza­jów; n as tęp n ie z w ró c ił uw agę n a w ielką ilość ow a­dów ży jących n a d ęb ach , zestaw ił porów naw czo liczbę pasorzy tów dębu E u ro p y środkow ej (w ed łu g K a lten b ach a i L eu n isa ) z liczbą ty ch że w S tanach Z jednoczonych A m eryk i pó łnocnej (w edług A. S. P a c k ard a ) na d ęb ach m ieszkających .

D alej w spom niał, że z k ilk u se t szkódnikow dęb u tak w E u ro p ie ja k i w A m eryce pó łnocnej pozna­nych , znajdu je się ty lk o pew na n ieznaczna liczba p raw d ziw y ch n iep rzy jac ió ł, zag raża jący ch życiu ty c h drzew ; w skazał n a jw y b itn ie jszy ch szkodni­ków w naszym k ra ju , w E u ro p ie środkow ej i w S ta ­n ach Z jednoczonych zauw ażonych, po d a ł k ró tk o ich cechy. W reszc ie zakończył swój w yk ład t r e ­ściw ą c h a ra k te ry s ty k ą n a jw y b itn ie jszy ch narostów o rzeszkow atych czyli dęb ianek , jak ie nąjczęściej p rz y tra f ia ją się n a naszych ga tu n k ach dębu , w y­w ołane przez odpow iednie g a tu n k i galasów ek (Cy- n ip idae).

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

KROHfKA NAUKOW A.

— sst. W z o rc e e le k try c zn e . Przez sekcy ją fizycz­n ą b ry t . stow arzyszen ia n a u k zostały p rzy ję te na ­s tęp u jące w nioski co do je d n o s te k elek trycznych , i a p ra k ty c zn ą jed n o s tk ę oporu p rzy ję to opór ści-

N r 39. WSZECHŚWIAT. 623

i le określonej kolum ny r tę c i zaw ierającej na wagę 14,4521 g p rzy 0° C, wysokiej n a 100,3 cm i p o ­siadającej jed n o s ta jn e p rzec ięc ie . Do celów p ra k ­ty czn y ch m ają b y ć używ ane w zorce w yrobione z m eta lu sta łego i posiadające opór tak i sam ja k w spom niana kolum na; w zorce ta k ie od czasu do czasu w inny być porów nyw ane z jed n o s tk ą odtw a­rz an ą od czasu do czasu nanow o. N adto p o stano­wiono, że liczba 0,001118 m a być uw ażaną za ilość s reb ra , osadzonego w c iąg u sekundy czasu z obo­ję tn eg o ro stw o ru azo tan u sre b ra p rzez p rą d je d n e ­go am p era ; siłę zaś e lk trobodźczą stosu C larka, p rz y ­ję teg o za w zorzec siły e lek trobodźcze j, uw ażać n a ­leży p rz y 15° C za 1,434 w olta. Stos C larka, zda­n iem w szystk ich fizyków, je s t bardzo w iernym w zor­cem , dającym p rak ty czn ie jed ra k o w e w ynik i, jeśli ty lk o w aru n k i p rzep isan e co do n iego zostały za­chow ane. (N a tu rę 1190).

— sst. B adanie je z io r a lp e js k ic h . Ciekaw e są w nioski p ro f. F o re la , co do m ałego jez io ra po łożo­nego n a W ielk im B ern ard z ie , n a wysokości 2 438 m etró w n . p. m . Jez io ro to zajm uje około 24 akrów p o w ierzchn i, a g łębokość m a niew ielką. Z zestaw ien ia d an y ch od od r. 1817 w ynika, że ś re d n ia d ługość p o ry zam arzan ia wynosi 268 dn i czyli, że p rzez c iąg dw u trze c ic h ro k u jez io ra spow ite je s t w ca łu n z lodu i śn iegu . S łusznie w ięc zakonnicy tam te js i podaw ali zim ę na te j wy­sokości na 9 m iesięcy a p o rę c iep łą na trzy . P o ­m iędzy dn iem w czesnego zam arzan ia (30 W rześn ia) a d a tą n a jb a rd z ie j opóźnionego (6 L istopada) ró ż ­n ica dochodzi do 36 dni; śred n i dzień zam arzan ia w y pada około 20 P aździern ika . N ajw cześniej to ­p n ie je lód w d n iu 12 Czerwca, a najpóźn iej 15 W rześn ia; ró żn ica więc m iędzy tem i dw iem a d a ta ­m i dochodzi n iek iedy do 95 dni; czas ś red n i to ­p n ien ia p rzy p ad a n a dzień 13 L ipca. N astępnie prof. F o re l zauw ażył, że ze w szystk ich d ek ad okres n ajd łuższego zam arzan ia by ł w la tach 1840 — 19 i w 1880—91, zaś na jk ró tszeg o w 1860— 69. Spo­s trzeżen ia pow yższe p o tw ierdzają 35-letni cykl k lim a ­ty czn y prof. B ru ck n era , w ed łu g k tó reg o rcaxim um zim na p rz y p ad a około r . 1850, m axim um ciepła około 1860 i p o w tó rne raax im um zim na około 1880. (N a tu rę 1190).

WIADOMOŚCI BIEŻĄCE.

— sst. P ań stw ow a p ra co w n ia fizyczna w B erlin ie .N a po sied zen iu aekcyi fizycznej b ry t. stow arzysze­n ia n a u k p ro f. H e lm h o ltz opow iadał o zajęc iach i celach t i ] g ło śn e j p raco w n i. O tóż g łów ną p rz y ­czyną p o w stan ia j e j było życzenie rząd u n iem iec­k ieg o , ażeby tech n icy w p racach sw oich znaleść 1

m ogli p o parcie naukow e i dozór; p o trzeb n ą też by ła tak a pracow nia w celu w ytw arzan ia i k o n tro ­low ania wzorców. D y rek to row ie j e j są w z u p e ł­ności uw olnieni od obowiązków nauczan ia , p o n ie ­waż system atyczne w ykłady by n a jm n ie j n ie w cho­dzą w zak res działalności p racow ni. W ażną część p rac stanow i przygotow yw anie wzorowych te rm o ­m etrów ; w pierw szym zaraz ro k u is tn ien ia po św iad ­czono ich 90 0 0 0 . P rzy rząd y e lek try czn e , in d y ­k a to ry do m achin parow ych i wzorce św iatła d la tow arzystw gazow ych i e lek trycznych rów nież były spraw dzane i pośw iadczane; oprócz teg o w ykonano tu znaczną ilość p rao z dziedziny te rm o d y n am ik i w ce lach p rak ty czn y ch . R oczny w ydatek n a sp ra ­w ianie p rzyrządów i p o trzeb n y ch do n ich d o d a t­ków , oprócz pen sy j, wynosi 2 5 0 0 Ł . (N a tu rę , 1 1 9 0 ).

— sst. Na cześć o d k ry c ia A m eryki. W M adrycie zam ierzają w ydać w kró tce podob iznę zupełną p ierw szej m apy gieograficznej A m ery k i z r . 1500, wykonanej przez Ju a n a de la Cosa, s te rn ik a K o­lum ba podczas p ierw szej i d ru g ie j podróży . W od b itce b a rw y o ry g in aln e m ają być zachow ane; tym sposobem czarn a będzie w yłączona. W y d ań m a być trzy : jed n o popu larne kosztow ać m a 12 szyli., d ru g ie n a w elinie 20 3zyll., a trzec ie na p a rg am in ie aż 20 L . (1). (N aturę, 1191).

— W celu rów nież powyższym rząd Stanów Z jednoczonych postanaw ia w ypuścić w dn iu 1 S tyczn ia ro k u 1893 now ą ta ry fę m a re k pocztow ych. Je d n e z n ich ozdobione będ ą p o rtre tem odkryw cy A m eryki, n a in n y ch od tw orzony będzie k lasz to r L a R ab ida , w k tó ry m K rzysztof K olum b przez pew ien czas p rzebyw ał, n a trz< cim ro d zaju m arek w yobrażoną będzie słynna k a raw ela San ta M aria. M ark i te będą w ob iegu podczas jednego ty lk o ro k u 1893 t. j. do d n ia 30 G ru d n ia t. r . poozem daw ne zostaną przyw rócone. (L a (Jeographie , 197).

R O Z M A I T O Ś C I .

— m fl. M iejscow ości odporne na cho lerg . Poda- dajem y tu w yją tek z d z ie ła znakom itego hyg ien isty P e tte n k o fe ra p. t. „Z u m gegen w artig en S tan d d e r C holerafrage“ .

„ P o d o b n ie ja k w ln d y ja c h są m iejscow ości s ta le od ró żn ia jące się w zajem w sw em usposobien iu d la cho le ry , ta k też i w E u ro p ie to sam o znajdu jem y . N aw et w n iek tó ry ch m iastach są pew ne o kręg i, w k tó ry ch ch o le ra n igdy nie w ystępu je. Z n an e s%

624 WSZECHŚWIAT. N r 39

w tym w zględzie pew ne częśc i m iast w M ona- ch iju m i N orym berdze...

P rzypom inam sobie, ja k m ało ro zsze rza sig zw y­kle cho lera w Saksoniis ja k s ta le u n ik a m iasta F re ib e rg , ja k łag o d n ie naw iedza Drezno, k tóre p rzec ie stanow i w ażny węzęł ru c h u kolejow ego i sta tków na E lb ie ...

W p ru sk im okręgu rządow ym O polskim , k tó ry też często od ro k u 1832 n aw ied zan y b y ł p rzez cho lerę, P is to r w ylicza 26 o d p o rn y ch m iejscow o­ści... R ów nież dużo je s t p o d o b n y ch m iejscow ości w B aw ary i, W irtem b e rg ii, w B adeńsk iem , w H e ‘ ssen, w W estfa lii, w p ru sk ic h p ro w in cy jach nad R enem i t. d.

I d la ep id em ij ty fu su brzusznego is tn ie je „m ie j- scow e“ i ,,czasow o-m iejscow e u sp o sob ien ie" , lecz

n ie w tak wysokim sto p n iu ja k d la cho lery . M iasta tak ie ja k Lion, S tu ttg a r t , W iirzburg, D arm ­s ta d t, F ra n k fu r t nad M enem, k tó re n igdy jeszcze n ie m iały w swych m u rach ep idem ii ch o le ry , często byw ają naw iedzane p rzez gw ałtow ne epi- dem ije tyfusowe.

Ja k ż e częstość ch o le ry zm niejsza się, gdy z p ła ­szczyzn przechodzim y w górzyste m iejscow ości! M iasta tak ie ja k Salzburg , In sb ru k i Bożen tak stanow ią sch ron isko dla uc iek a jący ch p rzed cho­le rą z A u stry i i południow ych N iem iec, ja k L ion we F ra n c y i. Z osób u c iekających do ty ch ra iast zawsze k ilka w n ich u m iera , lecz n igdy e p id em i­cznie w ty ch m iastach ch o le ra się nie rozw ija .1'

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n y

za tydzień od 14 do 20 Września 1892 r.

(ze sp o strzeżeń na s tacy i m eteo ro log iczne j p rzy M uzeum P rzem y słu i R oln ic tw a w W arszaw ie).

-a.2‘5

B a ro m e tr 700 mm - f T e m p e ra tu ra w st.

I Ue .

5L: Sum a

K ieru n ek w ia truopadu

U w a g i .O 7 r. 1 p. 9 w. 7 r. 1 p. j 9 w. Najw. N a jn .j^

14 Ś.15 C.16 P.17 S.18 N.19 P.20 W.

51,255,456.0 53.9 52,755.1 52,6

51.056.3 54,853.3 55,754.053.4

52.057.353.451.956.152.954.1

16,016.414.4 21,2 15,9 11,8 12,6

25.4 20,6 20,6 15,223.0 21,2 24 9 j 21,8 14|0 13,01 7 .0 1 13,420.4 17,2

25.720.7 25 2 26,021.8 17,2 20,8

12,7 6015.2 j72 10,9 6716.2 54 13,0 82

8,7 69 9,5 67

SW»,8W«,W* ! 0.0 NW*,N W .N E 1 0,0

E».SE«,8' 0 ,0 W 2,S3,S E ‘ 0.0

N ’,N W »,N ' 3,0 W2,SW3,SW3 0,0 W 5, W 4,C isza 0,0

R ano m g., dz. pog.W n. błysk, bez g rzm .PogodnieR. i pop. deszczR ano m gła , dz. pog,P ochm urno

Ś red n ia 53,9 17,8 67 3,0

U W AGI. K ie ru n ek w ia tru dany je s t d la trz e c h godzin obserw acyj: 7-ej ran o , 1-ej po p o łu d n iu i 9-ej

w ieczorem . Szybkość w ia tru w m e trac h na sek u n d ę , b. znaczy b u rza . d .—deszcz.

T R E Ś Ć . Z d z ied z in y m eteo ro lo g ii p ra k ty c zn e j, p rzez E . R om era. — W eg ie ta ry jan izm , n ap isał Ma-

k sy m ilijan F lau m . — K siężyc, p rzez S. K. — A k adem ija um ie jętnośc i w K rakow ie. W ydział m a te m a ­

tyczno-p rzy rodn iczy . Posiedzen ie w y d z ia łu z d n ia 7 C zerw ca 1892 roku . — T ow arzystw o o g ro d n ic z e .—

K ro n ik a n aukow a. — W iadom ości b ieżące. — R ozm aitości. — B u le ty n m eteoro log iczny .

W yd aw ca A. Ś ló sarsk i. R e d ak to r B r. Z n a to w ic z .

So3BOJieHO IIen3ypoio. BapiuaBa, I I CeHTfiópa 1892 r. W arszaw a. D ru k E m ila Skiw skiego.

4