16
J)@ . 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom XIV. TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM. PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA". W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie 2 Z przesyłką pocztową: rocznie rs. lo półrocznie „ 5 Prenumerować można w Redakcyi „Wszechświata* i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą,. Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią Panowie: Deike K., Dickstein S., Hoyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W!., Kramsztyk S., Morozewicz J., Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i Wróblewski W. ^ . d r e s TSedLalsicyl: K I r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IbŃTr ee. 0 materyi martwej i żyjącej. W ostatniej swej książce „O fizyologii ■ogólnej” ') Verworn porusza kwestyą różnic -charakterystycznych między materyą żyjącą i martwą, kwestyą, stanowiącą podstawę ! fizyologii, oddawna już rozpatrywaną przez umysły pragnące poznać zagadnienia życia i w najrozraaitszem przedstawianą świetle. Ciała organiczne i mineralne możemy po- równywać z czterech punktów widzenia, na które złożą się morfologia, chemia, fizyka i hi storya rozwoju; nauki te dadzą nam naj- lepszy pogląd syntetyczny, streszczający wszelkie jDodobieństwa i różnice, zachodzące między temi dwoma tak napozór odrębnemi j światami. Ulubionem, wielokrotnie powta- rzanem porównaniem było zestawienie orga- nizmu z kryształem, twierdzono zwykle, że ciała mineralne są twarde, mają kształty ') Yerworn. Algemeine Physiologie. Ein Grundriss der Lehre vom Leben. Jena, 1895. geometryczne, przedstawiają ścianki płaskie, kąty dające się matematycznie obrachować, niezmienne dla danego gatunku i stanowią- ce jego wybitną cechę,— przytem uderzał w kryształach brak organów, mogących słu- żyć do przeróżnych funkcyj, a jednolitość ich materyi przeciwstawiano specyałnej budowie komórkowej organizmów. Obserwacye te okazały się zbyt powierzchownemi, gdyż upa- dają, skoro zwrócimy uwagę na istnienie ogromnej ilości organizmów, budujących so- bie niezmiernie drobne skorupki, lub za- mkniętych w prawidłowych pancerzach, któ- rych kształty i ozdoby są niemal geometrycz- nie wykreślone (korzenionóżki, promieniow- ce), gdy zobaczymy pod mikroskopem tkan- kę, złożoną z wielkiej ilości wzorzystych, wielościennych komórek, lub jaje o niezmien- nym kształcie kulistym. Istnieją przeciwnie, organizmy, pozbawione wyraźnych organów i składające się z jednolitej masy protoplaz- matycznej, jak zwyczajny pełzak (Amoeba), poruszający się po mchu wskutek swej rozle- wającej się swobodnie zarodzi, pozbawionej błonki. Chcąc wykazać w sposób bardziej nauko- t wy różnice między kryształem a organiz- mem, Yerworn zestawia go z komórką, uzna- j jąc tylko tę formę porównania za logiczną,

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

J)@. 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom X IV .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".W W a rs za w ie : rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2Z p rz e s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo półrocznie „ 5

Prenumerować można w Redakcyi „W szechświata* i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.

K om ite t R edakcyjny W szechśw iata stanowią Panowie: Deike K ., Dickstein S., H oyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W !., Kramsztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W . i W róblewski W .

^ . d r e s TSedLalsicyl: K I r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IbŃTr ee.

0 materyi martwej i żyjącej.

W ostatniej swej książce „O fizyologii ■ogólnej” ') Verworn porusza kwestyą różnic -charakterystycznych między materyą żyjącą i martwą, kwestyą, stanowiącą podstawę ! fizyologii, oddawna już rozpatrywaną przez umysły pragnące poznać zagadnienia życia i w najrozraaitszem przedstawianą świetle.

Ciała organiczne i mineralne możemy po­równywać z czterech punktów widzenia, na które złożą się morfologia, chemia, fizyka i hi storya rozwoju; nauki te dadzą nam naj­lepszy pogląd syntetyczny, streszczający wszelkie jDodobieństwa i różnice, zachodzące między temi dwoma tak napozór odrębnemi j światami. Ulubionem, wielokrotnie powta- rzanem porównaniem było zestawienie orga­nizmu z kryształem, twierdzono zwykle, że ciała mineralne są twarde, mają kształty

') Y erworn. Algemeine Physiologie. E in G rundriss der L ehre vom L eben. Jena , 1895.

geometryczne, przedstawiają ścianki płaskie, kąty dające się matematycznie obrachować, niezmienne dla danego gatunku i stanowią­ce jego wybitną cechę,— przytem uderzał w kryształach brak organów, mogących słu­żyć do przeróżnych funkcyj, a jednolitość ich materyi przeciwstawiano specyałnej budowie komórkowej organizmów. Obserwacye te okazały się zbyt powierzchownemi, gdyż upa­dają, skoro zwrócimy uwagę na istnienie ogromnej ilości organizmów, budujących so­bie niezmiernie drobne skorupki, lub za­mkniętych w prawidłowych pancerzach, któ­rych kształty i ozdoby są niemal geometrycz­nie wykreślone (korzenionóżki, promieniow­ce), gdy zobaczymy pod mikroskopem tkan­kę, złożoną z wielkiej ilości wzorzystych, wielościennych komórek, lub jaje o niezmien­nym kształcie kulistym. Istnieją przeciwnie, organizmy, pozbawione wyraźnych organówi składające się z jednolitej masy protoplaz- matycznej, jak zwyczajny pełzak (Amoeba), poruszający się po mchu wskutek swej rozle­wającej się swobodnie zarodzi, pozbawionej błonki.

Chcąc wykazać w sposób bardziej nauko- t wy różnice między kryształem a organiz­

mem, Yerworn zestawia go z komórką, uzna- j jąc tylko tę formę porównania za logiczną,

Page 2: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

786 WSZECHSWIAT. N r 50.

gdyż kryształ jest niejako jednostką mine­ralną, jest jednorodnym, martwym osobni­kiem, którego rozdzielać nie możemy bez naruszenia jego własności, a komórka jest jednostką biologiczną, także jednolitą, której również zmniejszyć już bardziej niepodobna. Dawne zatem tak często powtarzane porów­nanie kryształu ze złoźonem wielokomórko- wem ciałem organicznem, musi upaść jako nie dość ścisłe; jeszcze wyraźniej zatrą się przed nami różnice morfologiczne, gdy po­szukamy porównań całkiem dotychczas nie­używanych, gdy weźmiemy np. masę płynną mineralną i organiczną; w tej formie materyi niezorganizowanej nie odróżnimy, na pierwszy rzut oka, od materyi organicznej.

Różnice rozwojowe wyodrębniają napozór dwa te światy jeszcze wyraźniej; twory orga­niczne posiadają własność rozmnażania się,za­sadzającą się na dzieleniu masy protoplazma- tycznej na dwie lub więcej części,-—z komórki pełzaka powstają tym sposobem dwa nowe osobniki; każde życie powstaje z życia i dać może początek nowej istocie żyjącej. Czyż dzielenie się komórki nie przypomina nam jednak rozpadnięcia się kropli rtęciowej na wiele drobnych okruszyn, które przedstawia­ją jakgdyby nowopowstałe osobniki, różniące się od kropli macierzystej jedynie swoją wiel­kością. Możemy ogólnie uważać rozpadnię- cie się jakiegokolwiek ciała mineralnego na mniejsze cząstki, jako odpowiadające dziele- j

niu się, a zatem rozmnażaniu ciał żywych, należących do pewnych szczebli rozwoju. Powstawanie ciał organicznych może być nawet postawione na równi z otrzymywaniem ciał mineralnych, odkąd postępy chemii po­zwoliły uczonym uskutecznić wiele syntez organicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko­hole, barwniki, aż Grimaux ') w r. 1885 przy­gotował nawet zapomocą syntezy ciało, przed­stawiające pewne podobieństwo do białka, jakkolwiek znacznie od niego w składzie che­micznym prostsze, a Schiitzenberger 2) w r. 1891 przedstawił Akademii francuskiej zwią­zek, posiadający wszystkie cechy chemiczne

') S abatier. E ssa i su r la vie e t la m ort.2) A. G autier. Chimie b io logiąue.

i fizyczne peptonów. Rośliny dają nam dos­konały przykład takich subtelnych pracownią w których fabrykują się ciała białkowe, cukry,, tłuszcze wprost z pierwiastków mineralnych i przez długi bardzo czas sądzono, że białko, a ogólnie mówiąc związki organiczne, powstać mogą tylko drogą przyrodzoną, wewnątrz ciał żywych; postępy nauk przeczą jednak temu poglądowi.

Mimo otrzymanych sztucznemi sposobami tylu ciał organicznych, chemia nie stanęła jednak tak wysoko, aby zdołała zbudować komórkę żyjącą, gdyż nie znane jej są wa­runki niezbędne do rozbudzenia życia w ma­teryi organicznej. Pierwsza istota żyjąca, w odpowiednich znajdując się warunkach, po­wstała z materyi mineralnej, twierdzą jedni; ale odtworzyć te okoliczności, na które złożyć się musiały przeróżne zjawiska, zależne od ciepła, ciśnienia,elektryczności, wilgoci i t. p., odtworzyć warunki, sprzyjające przed wieka­mi rozbudzeniu się pierwszego życia w mate­ryi mineralnej, jest dla nas niezmiernie trudne, jeżeli nie zupełnie niemożliwe. Inni (Prayer) twierdzą wręcz przeciwnie, że świat mineralny powstał z organicznego, żyjącego;, wyznają oni tezę nieprzerwanej ciągłości ży­cia—życie, według nich, tylko z życia powstać może. Nierozpatrując sprzecznych i licz­nych hypotez, dotyczących powstania pierw­szego życia na kuli ziemskiej, zauważymy, że obracają się one koło dwu przeciwnych twier­dzeń, w których świat mineralny i organicz­ny wzajemnie od siebie zależą. U źródła pochodzenia dwa te światy wzajemnie się schodzą. Własność rozwoju, uznawana przez długi czas jako należna wyłącznie organiz­mom, zdaje się znów zaznaczać granice, dzielące je od natury martwej; istotnie, orga­nizm podlega całemu szeregowi przemian, które czynią go osobnikiem dojrzałym, po­dobnym do swych przodków, minerał zaś nie podlega przemianom tak widocznym, tak łatwo podpadającym pod zmysły. Yerworn przytacza przemiany alotropijne, jako dowód istnienia ewolucyi mineralnej; stopiona siar­ka, wlana do zimnej wody, przemienia się na gąbczastą, dającą się wyciągać, plastyczną masę, wcale niepodobną do żółtego kryszta­łu, który uległ stopieniu; fosfor żółty krysta­liczny, silnie trujący, świecący w ciemności, zapalający się przez potarcie, skoro zostanie

Page 3: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. WSZECHSW1AT. 787

ogrzany w gazie obojętnym do temperatury blizkiej punktu wrzenia, zamienia się na od­mianę nieszkodliwą, bezkształtną, czerwoną, nieświecącą i trudno palną. Po kilku dniach zobaczymy jednak, że siarka plastyczna staje się znowu ciałem żółtem twardem, podobnem do siarki pierwotnej; czerwona odmiana fosforu przechodzi także w odpowiednich oko­licznościach w żółtą i wszystkie cechy znane nam fosforu trującego wystąpią w niej wy­raźnie. Siarka i fosfor przedstawiają nam tu przebieg ewolucyjny, zakończony powro­tem do stanu pierwotnego. Wielce orygi- nalnem jest to filozoficzne zapatrywanie się Yerworna na dotąd niedostatecznie wytłu­maczone zjawiska alotropii. Analogia, któ­rą widzi między temi przemianami a ewolu- cyą biologiczną jest niezawodnie jednym z ciekawszych punktów jego poglądów na pokrewieństwo, istniejące między wszelkiemi rodzajami materyi. Skoro jednak przyzna­my minerałom własność rozwoju, to zauwa- żymy przeciwnie, że niektóre organizmy są jej pozbawione, lub bardzo drobnym podle­gają zmianom; pełzak dzieląc się tworzy dwa osobniki, różniące się wielkością tylko od ga­tunku pierwotnego.

W zrost wreszcie, przez długi czas uważa­ny był za przywilej świata żyjącego i wiele lat minęło zanim spostrzeżono, że minerały także rosną choó w odmienny sposób. Orga­nizmy wzrastają przez wewnętrzne przyjmo­wanie pokarmów i przemianę materyi, wsku­tek której odbudowywać mogą bezustannie rozkładające się związki, tworzące ich ciało, kryształy zaś zwiększają się przez układanie się nowych warstw materyi na ich zewnętrz­nej powierzchni. Skoro jednak zechcemy porównać komórkę z płynną masą mineralną, to zauważymy, że obie rosnąć mogą przez wprowadzenie związków wewnątrz protoplaz- my lub roztworu; jeśli rozpuścimy sól kuchen­ną w wodzie, to nastąpi zupełne połączenie cząsteczek soli przez dyfuzyą z cząsteczkami wody,—woda pochłonie sól i zwiększy swą J

objętość, jak komórka, gdy pobiera po­karm.

Własności fizyczne zwróciły także uwagę badaczy; spostrzeżono, że ciała żyjące poru- j

szają się, zmieniają miejsce, gdy martwe są tych własności pozbawione; starożytni przy- nawali nawet morzom, oceanom i wiatrom

j własności żywotne z powodu ich bezustanne- j go ruchu. Przez długi czas, mimo prze­

świadczenia, którego później nabrano, że | rozbałwaniony ocean jest martwy, a nasienie i roślinne, spokojnie w ziemi leżące, zawiera

w sobie zarodek życiowy, stale powtarzano, że istoty żyjące są obdarzone ruchem, martwe zaś—ruchu pozbawione; można istotnie wy­tłumaczyć bezustanne uderzanie fal morskich,

j jako spowodowane przez bodziec zewnętrzny, taką siłą poruszającą może być np. wiatr, gdy ruch mięśniowy występuje jako objaw przemiany energii, odbywającej się wewnątrz organizmu. Jeżeli jednak porównamy ruch istoty żyjącej do ruchu maszyny parowej, to powiemy, że oba są zasilane paliwem, wpro- wadzonem do wnętrza i cała różnica upad­nie. Organizm, na równi z maszyną parową, potrzebuje niezbędnie pożywienia, aby módz wydołać pracy—powiemy więcej: pożywienia te są podobne, gdyż istoty żyjące przyjmują prawie wyłącznie związki węglowe, węgiel ten podobnie jak i węgiel wprowadzony do pieca utlenia się, pali, ogrzewa, a rezultatem chemicznym spalenia w obu wypadkach jest tworzenie się i wydalanie dwutlenku węgla.

Ciała organiczne obdarzone są wreszcie wrażliwością, polegającą na odpowiadaniu skurczem lub ruchem na różne podrażnienia. Kiedy drażnimy protoplazmę wstrząśnięciem mechanicznem, ciepłem, światłem, prądem elektrycznym, odczynnikami chemicznemi, wówczas widzimy pewne objawy zewnętrzne w tej protoplazmie, pozwalające nam przy­puszczacie istnieje w niej elementarna draź- liwość na te bodźce. Ciała mineralne jednak posiadają także swój sposób odpowiadania na teź same podniety. Następstwem bowiem wymienionych bodźców bywają często zja­wiska chemiczne, wydzielanie ciepła, światła, a nawet rozkład związku, jak to się zdarza z ciałami wybuchowemi; przez wstrząśnięcie nitrogliceryna rozpada się, wydając dwutlenek węgla, tlen, azot, wodę; zbyt silna podnieta może również uśmiercić istotę żyjącą.

Różnice fizyczne zacierają się podobnie jak morfologiczne i genetyczne skoro zblizka i bez uprzedzenia przypatrujemy się wszel­kim rodzajom materyi. Chemiczna jej pod­stawa jest także jedną, gdyż pierwiastki są zawsze teź same bez względu na to, czy bu­dują komórkę żyjącą, organizm wielce złożo­

Page 4: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

788 WSZECHSWIAT. N r 50.

ny, zwyczajny kam ień albo pokłady skał. W sposobie łączenia się m ateryi elementar" nej istnieje jednak niezmierna różnica; w istotach żyjących spotykamy związki tak bardzo skomplikowane, jak białko, tłuszcze, cukry, cechujące m ateryą żyjącą i poza n ią nie tworzące się nigdzie w przyrodzie. Cząs­teczka białka sk łada się z wielu zapewne se_ tek atomów, jest niezmiernie wielką i nie. zmiernie złożoną, z niej tworzy się proto- plazma, pierwotne podścielisko życia. B iał­ko znajduje się we wszystkich organizmach bez wyjątku w wysoko ukształconych i w pier­wotnych, w roślinach zarówno jak i w zwie­rzętach; gdy więc niema ani jednego orga­nizmu pozbawionego białka, to istotnie po­wiedzieć możemy, że je s t ono charaktery­stycznym związkiem wspólnym dla wszyst­kich organizmów, piętnuje wszelkie życie— w świecie mineralnym zaś nie spotykamy po­dobnego zjawiska, nie znajdziemy w nim związku, któryby się pow tarzał w każdym minerale, któryby w ten sposób charaktery­zował świat martwy.

Własność tworzenia związków białkowych niezmiernie złożonych, byłaby poważną róż­nicą, na k tórą Yerworn zwraca uwagę, gdy­by inne znamiona nie godziły ze sobą przy­rody organicznej i nieorganicznej. Tworze­nie się białka w organizmach je s t procesem bardzo złożonym, gdyż z niego budują ko­mórki substancyą swego ciała; ciało to jednak bezustanku się niszczy, pali, rozkłada i nano- W'o musi być odbudowanem; na tem ciągłem tworzeniu i rozkładaniu się białka polega przemiana materyi, będąca procesem che­micznym, właściwym istotom żyjącym. C iała mineralne przedstawiają nam jednak bardzo często analogiczne przemiany, a Yerworn chcąc udowodnić tę tezę czerpie przykład z fabrykacyi angielskiego kwasu siarczanego: skoro kwas azotny zmieszamy z bezwodni­kiem kwasu siarkawego, wówczas ten ostatni odbiera tlen od kwasu azotnego, redukując go na azotawy, a sam z łatwością zamieni się na kwas siarczany, gdy dość będzie miał wody. Kwas azotawy utleniać się będzie na kwas azotny przy ułatwionym dostępie po­wietrza i znów oddawać będzie swój tlen bez­wodnikowi siarkawemu, dążącemu do zam ia­ny na kwas siarczany. Tym sposobem cząsteczka kwasu azotnego ciągle się rozpa-

! da, oddaje tlen i napowrót odtwarza łącząc się z tlenem powietrza; możnaby przez czas

| bardzo długi uskuteczniać tę przemianę, ana­logiczną do przemiany materyi istot ży­jących.

Przebieg życia nie jes t wieczny; po pełnem życiu następuje powolny proces rozkładowy, zwany okresem nekrobiozy, prowadzący do śmierci. Śmierć powoli rozwija się z życia i razem z niem stanowi dwa skrajne stany w szeregu przemian, odbywających się w or­ganizmach. M aterya m artw a także nie jest wieczną; podlega ona również powolnemu rozkładowi, rozpada się na związki coraz mniej złożone, na bryły coraz to mniejsze, jednem słowem—umiera. Nieśmiertelną jest tylko m aterya elem entarna, ta, z której zbu­dowaną jest cała przyroda—związki zaś jej wszystkie ulegają rozkładowi i zburzeniu.

D-r Zofia Joteyho.

Z Riviery.

IY .

G o r b i o.

Przewodniki dla podróżnych bardzo m a­ło się zajm ują licznemi wycieczkami, jakie można urządzać ze stacyj na Riyierze w głąb kraju.

Przeważnie podają one tylko wyliczenie miejsc, godnych zwiedzania, pomijając naj­bliższe, często najpiękniejsze ich okolice, a polecając dalekie, trudne, często nieopła- cające się wycieczki.

A tymczasem na Riyierze przydałyby się bardzo książki, zawierające dobre wskazówki dla podróżnych, gdyż działalność stowarzy­szenia alpejskiego nie rozciąga się poza góry, przewodników niema, a mieszkańcy rzadko posiadają wiadomości o drodze, a nigdy o piękności danego miejsca.

Dotychczas, tylko powtórna jazda na Ri- yierę może zapoznać z jej pięknościami tych,

Page 5: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. W SZE CHS WIAT. 789

którzy się nie obawiają niepotrzebnej włó­częgi.

Każdy podróżny, odczuwający piękność przyrody, a nieszczędzący zmęczenia, powi- nienby iść z Mentony przez Gorbio do Roc- cabruna.

Większości nawet najbardziej przedsię­biorczych turystów wystarcza wycieczka do Castellar. W dolinie Gorbio nie przechodzą oni za Gorbio, niewiedząc, źe tam mianowi­cie powinni się udać.

A przecież właśnie na brzegu, po drugiej stronie Gorbio, najwspanialszy krajobraz rozwija całą swą piękność.

Cala wycieczka może trwać 5 godzin; na­leży ją urządzać popołudniu. Aż do Gorbio prowadzi teraz piękna droga jezdna.

Zaczyna się ona przy hotelu Aleksandra i biegnie w licznych zakrętach wraz z doliną.

Dolinę, bardzo urodzajną, przerzyna oka­zały strumień, z początku szeroki, zwężający się wyżej.

Do drogi przytykają ogrody willi, później zaś skromne zagrody wiejskie.

Z nad murów wyglądają kwitnące rośliny, z początku, u bogaczów, wykwintne, później, u biedniejszych, zwykły lak, lewkonie, pelar­gonie, zawilce.

Gdzieniegdzie wznoszą się pojedyńcze cy­prysy, często oplecione różami, przypomina­jąc krajobrazy wschodnie. Sady cytrynowe i pomarańczowe ciągną się jedne za drugie- mi, dalej spotkać można drzewa figowe. Wy­żej trafiają się już oddzielnie nasze drzewa owocowe, okryte kwieciem.

Właściwie na tej wysokości jest dla nich jeszcze zaciepło, to też udają się dobrze do­piero koło Sant’ Agnese, za skałami, zamy- kającemi od północy dolinę.

W dolinie Gorbio warto zbierać rośliny. Ardoino, który ułożył florę Alp morskich, wylicza przeszło tysiąc dziko rosnących ga­tunków, spotykanych w dolinach, otwierają­cych się koło Mentony.

Trzebaby przejść prawie całą Irlandyą i Szwecyą, chcąc znaleźć tyle różnych roślin ile tu można widzieć na przestrzeni 15 mil kw.

Doliny Mentony są nadzwyczaj bogate w storczyki, które kwitną prawie wszystkie na wiosnę. Można tu znaleźć wiele rzadkich wogóle paproci.

Botanik będzie szukał przedewszystkiem

paproci drobnej, Gymnogramme leptophylla, zbliżonej do paproci „złotych” i „srebrnych”, należących do tego samego rodzaju, hodo­wanych w naszych cieplarniach.

Amator roślin przełoży nad Gymnogram­me kapilorki czyli włosy Wenery, Adiantum Capillus Yeneris, które przystrajają wilgotne zagłębienia skał.

Stara brukowana droga wznosi się w górę wśród gajów oliwnych. Na jednym z zakrę­tów jej spostrzegamy nagle tuż przed sobą całe Gorbio, na szczycie spadzistego pagórka pokrytego oliwkami.

Powyzębiane skały otaczają amfiteatrem ten dziwnie piękny i malowniczy widok.

Wchodzimy na pagórek, przechodzimy plac ocieniony przez wiąz, zbaczamy na lewo i schodzimy na drogę pieszą, idącą po stoku góry, obok otwartej studni.

Po półgodzinnej drodze pod górę, docho­dzimy do krzyża, który zdaleka widoczny, urąga burzom na urwisku skały.

Podczas silnie wiejącego mistralu niepo­dobna się zatrzymać w tem miejscu, a zdruz­gotany krzyż, wznoszący już tylko jedno ra ­mię ku niebu, świadczy o gwałtowności burz, które tamtędy przechodzą.

Od ki-zyźa roztacza się czarująco piękny widok na wszystkie doliny, otwierające się koło Mentony.

Na wyżynach królują dzikie zamczyska Lascaris i Grimaldi, które kiedyś panowały nad temi dolinami. 'Wzrok obejmuje cały półokrąg stromych gór, otaczających doliny i stanowiących nieprzebytą dla niego zaporę, gdy znów na południe oko bez żadnego ogra­niczenia sięga daleko na błękitne, nieskoń­czone morze.

Nie można sobie wyobrazić dalszego stop­niowania wrażeń, trudno się rozstać z tem miejscem, a jednak obraz zyskuje na ma­jestacie, gdy go się ogląda z grzbietu gór­skiego, prowadzącego na południe do Rocca- bruna.

Wtedy olbrzymy skalne, zamykające doli­ny, rozsuwają się jak potężne dekoracye, a kontury obrazu stają się coraz bogatsze, coraz ruchliwsze.

Wkrótce w środku krajobrazu ukazuje się Saint’ Agnese, spora wieś, która zdaje się wisieć nad przepaścią na zawrotnej wyżynie, niby gniazdo jaskółcze na skale.

Page 6: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

790 W SZECHSWIAT. N r 50.

Któżby podejrzy wał istnienie tej miejsco­wości? Od strony morza zasłaniają ją zu­pełnie skały, na których się czepia.

Te same skały miały kiedyś chronić i kryć Sant’ Agnese przed przenikliwym wzrokiem Saracenów, puszczających się na morze Tyr­reńskie.

A jednak właśnie przywódca Saracenów, Harun, zbudował, według podania, w X w. zamek, którego ruiny wieńczą szczyt góry. Przyszedł on tu n iejako wróg, ale z miłości ku jakiejś chrześcijance, którą poślubił, przy- jąwszy jej wiarę.

Nawet ten, kto zna najpiękniejszą część "Włoch południowych, odczuje z pewnością całą potęgę tego wspaniałego, typowo włoskie­go krajobrazu. A jakże podnosi to wrażenie zachód słońca, gdy wierzchołki gór zaczną się czerwienić, długie, ciemne cienie padają w doliny, a Sant’ Agnese zabłyśnie w złota­wym blasku na szarej skale.

Jednak czas nagli do odwrotu, bo słońce skryło się już dawno na zachodzie za Tete de chien; cienie nocy zalegają przepaści, a długa jeszcze, kamienista droga dzieli nas od Cabbe-Roquebrune, stacyi kolei żelaznej.

Na dworcu w Cabbe-Roąuebrune oczekuje nas rozkosz botaniczna.

Nad wysokim murem, na pochyłości, stoją wysokie Oercis siliąuastrum, judaszowce, spuszczające nadół bezlistne gałęzie, pełne kwiatów. Piękne, skupione kwiaty wyrasta­ją i na starem drzewie, tak, że cała korona wygląda jak jeden pęk różowo-czerwonego kwiecia. Ojczyzną tego drzewa jest Europa południowa i Palestyna, gdzie je często spo­tykamy w ogrodach koło Jerozolimy. Stąd zapewne powstało podanie, jakoby Judasz miał się na niem powiesić.

V.

P o n t St. Lou is .

Czarująco pięknie przedstawia się Mento- na z Pont St. Louis. Jestto jeden z wido­ków, czyniących najsilniejsze wrażenie na Rivierze.

Należy go podziwiać rano, gdy słońce oświetla od wschodu starą Mentonę. W y­chodzi się z Mentony na wschód drogą wiej-

| ską, a od miejsca, gdzie się rozdwaja, jej le­wem ramieniem.

Droga idzie zwolna pod górę między wil- [ lami i murami i jest nadzwyczaj przyjemna,

jeżeli niema wiele kurzu, gdyż przylegające j do niej ogrody przepełnione są roślinnością, j która się wychyla na drogę.

Rośliny mają zamało miejsca w zakreślo­nych granicach i dążą na swobodę.

Różowo-czerwone i ogniste pelargonie wy­chylają się przez kraty, tam zwiesza się krzew róży obsypany kwieciem, tu cały mur aż do dołu pokrywają bocianie noski, Pelar- gonium pellatum, których liście znikają pod mnóstwem blado-czerwonych kwiatów.

Krzew, który się przegina zgrabnym łu- j kiem ponad innym murem, to Boddleya j Lindleyana z gronami żółtych kwiatów, po-

dobnemi do kłosów. Heliotrop wijący się na tyce napełnia całą drogę swym zapachem, dalej znów przechodzimy obok szpaleru sza- franowo-żółtych róż. Przypołudnik, Mesem- bryanthemum acinaciforme, przystraja mur mięsistemi łodygami, liśćmi i czerwonemi lub żółtemi kwiatami. Cytryny i pomarańcze, obficie pokryte owocem, rozwijają już także wonne kwiaty.

Przechodzimy koło francuskiej komory celnej i oto już jesteśmy u celu, przy moście San Luigi, przerzuconym w śmiałym łuku nad przepaścią, dzielącą Francyą od Włoch.

Widok z mostu na Mentonę jest rzeczy­wiście uderzająco piękny.

Stare miasto pokrywa wązki grzbiet gór­ski, spuszczający się ku morzu. Domy piętrzą się skupione jedne nad drugiemi i obok siebie. Wszystkie są zbudowane w stylu włoskim, z loggiami, balkonami i ta ­rasami, pomimo tego każdy innego kształtu i wielkości, zdają się łączyć w jednę masę bez żadnego planu.

Każdy jest innego koloru, ale w blasku słońca sprzeczności się zlewają razem i z od­dali całe miasto świeci jak białe.

Od masy domów odcina się kościół z wy­smukłą dzwonnicą.

Jakież wspaniałe ramy otaczają ten obraz! W oddali zarysowywuje się mglisto, ledwie widoczny profil zębatego Esterelu. Dalej brzeg ucieka przed morzeni i dopiero Tete de chien nad Monaco ośmiela się mu stawić czoło, stojąc jakby na straży u brzegu. Za

Page 7: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. WSZECHSWIA.T. 791

nim potężne, majestatyczne góry posuwają się coraz bliżej ku Mentonie. Cap Martin wysuwa się, jak zielona aksamitna wstęga na błękitne morze, a za Mentoną wznoszą się zębate olbrzymy skalne i błyszczą na słońcu niobieskawo-szare.

Niżej w zielonych wąwozach jasna zieleń gajów oliwnych miesza się z ciemnym od­cieniem ogrodów cytrynowych, a na stokach kryją się wśród liści białe wioski.

W pobliżu połyskują jasno nagie grzbiety górskie, pokryte gdzieniegdzie zielonemi oazami lasów sosnowych.

Pierwszy plan obrazu zachwyca przepy­chem barw, gdyż cała niższa część wąwozu, nad którym idziemy, zamieniona jest w jeden ogród, zstępujący stopniami, a ziemia niknie zupełnie pod kwieciem.

Jasno i ciemno-czerwone bodziszki(geranie) skupiają się w gęste bukiety, kuliste krzewy złocieni (Chrysanthemum frutescens) usiane są tysiącami kwiatów, jak białemi gwiazdami. Drzewo judaszowe, obsypane kwiatami, po­chyla nad białemi złocieniami swoje różowo- czerwone gałęzie.

Krzak róży, kwitnącej żółto, wspina się na czerwony judaszowiec; smukłe bambusy wznoszą się jak pióropusze w powietrze, obok palm wachlarzowych.

Ciemno-zielone wysokie cyprysy, drzewo pieprzowe o jasno-zielonych, delikatnych pie­rzastych liści na zwisających gałęziach, ciemno-czerwone Bougainvillea po ścianach, stanowią prawdziwy kalejdoskop.

Wysokie daktylowce, wystające ponad wą­wóz, obejmują ramionami widok Mentony, pierwszy plan stanowią fantastyczne opuncye tuż przy moście.

Cały ten barwny obraz kąpie się brzegiem w ciemno-błękitnych wodach. Świeży powiew płynie od morza, wiosna spogląda ku nam z wąwozu niezliczonemi oczyma kwiatów. Obraz to harmonijny i wesoły.

Zapomnijmy więc, że tam, nad Mentoną, gdzie wśród szarych murów wznoszą się białe kamienie i ciemne cyprysy, to miejsce ża­łoby.

Kiedyś na wyżynie tej stał zamek Grimal- dich, później wśród jego zwalisk powstał tam cmentarz.

Panuje on nad słonecznym krajobrazem, jak kiedyś panował zamek.

Staram się oderwać od niego myśli, ale na- próżno, znowu do niego wracają.

Żaden cmentarz nie usposabiał mnie smut­niej od tego, z jego grobami, ukrytemi wśród kwiatów. Trudno sobie wyobrazić większą sprzeczność między słoneczną, radosną przy­rodą, a straszną śmiercią. Serce się ściska na widok tej sprzeczności.

Spoczywający na tym cmentarzu spieszą ze wszystkich stron świata.

W kwiecie wieku, zdała od ojczyzny, ukła­dają się na wieczny spoczynek pod jaśminem i różami.

Może im ta ziemia lżejszą będzie, bo kwia­ty nigdy na niej nie więdną. Szczególniej wiele znajduje się tam róż: białe, żółte, krwawo-czerwone roztaczają woń upajającą.

Gdym raz odwiedzał ten cmentarz, cały świat promieniał blaskami wdosny, a w po­wietrzu czuć było radość życia. Wtedy właśnie najsmutniej było wśród tych kwiato­wych grobów.

N a świeżo wzniesionym pomniku siedział młody rzeźbiarz i wykuwał z kamienia twarz młodej dziewczynki, śpiewając wesołą piosnkę.

Długo stałem przy tym grobie, bo mi się i przypomniały tragedye Szekspira.

Wysoko ponad mostem San Luigi wznoszą się zębate skały, otaczające wąwóz.

Wąwóz podnosi się tu nagle, w romantycz- ! nej dzikości. Ze środka jego wznosi się po-

jedyńcza stożkowata skała, ostro zakończona. W skałach znajdują się liczne jaskinie.

Na każdym występie skały czepiają się wilczomlecze, jałowiec, rozmaryn i malwy (Lavatera maritima) o wielkich kwiatach, przerywając ich jednostajność.

W dole wszystko się zieleni od bujnej roś­linności. Mały strumyczek spływa w dół szemrząc po szczelinach skał i tworzy śliczne wodospady.

Część wody zbiera się w małym wodociągu, który biegnie nadół w malowniczych zakrę­tach i sklepionym łukiem przechodzi nad strumieniem.

Wszystko łączy się na tej niewielkiej przestrzeni, efektownej jak dekoracya tea­tralna.

W nadzwyczaj ciepłej okolicy Piviery wą­wóz ten stanowi najcieplejsze miejsce. Oto­czony i zasłonięty przez wysokie góry, otwar­

Page 8: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

792 N r 50.

ty jest tylko dla wiatrów południowych. Już w grudniu zaczynają tu kwitnąć fiołki, a ja ­skółki nigdy stąd nie odlatują. Jaszczurki powinnyby tu zapomnieć o potrzebie snu zi­mowego. Pożywienia jest tu aż zbyt wiele. Owady brzęczą w powietrzu, a pająki nawet w zimie zastawiają na nie sieci.

Edward Strasburger.Tłum. Z. S.

Wpływ ciśnienia atmosferycznegon a s t a ł ą i c i e k ł ą p o w ł o k ę z i e m i 1) . !

W rozprawie, której dokładny ty tuł poda­łem wprzypisku, znany geofizyk, S. Giinther, rozbiera szczegółowo wpływ, jaki wahania ciśnienia atmosferycznego wywierają na część stałą i płynną powierzchni ziemi. Po­nieważ w rozprawie tej autor dotyka wielu zagadnień i spostrzeżeń, interesujących, być może, nietylko specyalistów, podajemy ją tu zatem w możliwie dokładnem streszczeniu.

Zacznijmy od stałej powłoki ziemi. Czy mniej lub więcej silne ciśnienie powietrza wpływa na zmianę poziomu stałego gruntu?A priori możemy powiedzieć, że tak, gdyż ten ostatni, jak to skądinąd wiemy, nie jest zupełnie stałym i nieruchomym, lecz odzna­cza się pewnego rodzaju sprężystością i pla­stycznością 2) i jako taki odczuwa (w nie­wielkiej wprawdzie mierze) zmiany, zacho- j

dzące w gęstości atmosfery. Jeżeli przy­puścimy, że górne warstwy ziemi mają sta­

') S. G iinther. L uftd ruckschw ankungen in ihrem E influsse a u f die fesfen und fliissigen B estandtheile der E rdoberflache (B eitrage zu r G eophysik. Z eitschr. f. physikalische E rd k u n d e , lierausgegeben v. G. G erland. II, 71 — 152, 1 8 9 4 ). Porów , także re fe ra t z tej rzeczy przez p. B ronco | w N. J a h rb . J . M. e tc . 1895 , t . I.

2) Porów n. W szechśw iat z r . 1894 , n -r 1 i 2, artykuł: „O wpływie tw orzen ia się gór na bu d o ­wę skał i m inerałów ” .

łość szkła, to podczas minimum barometrycz- nego powierzchnia ziemi musi zająć położenia o 9 c m wyższe, niż podczas maximum. Zbo­czenia pionu, spowodowane przez te wahania barometryczne, dochodzą do 0,0292 sekun­dy łukowej, a zatem przedstawiają wielkość kąta, która już jest dostępna dla pomiarów. Od dwu przeszło wieków trwają usiłowania, mające na celu ścisłe określenie zboczenia pionu. Na szczególną uwagę zasługują pod tym względem spostrzeżenia v. Rebeur-Pa- schwitza z Wilhelmshaven nad wahadłem poziomem. Gliniasty grunt tamtejszy, prze­jęty wodą, posiada wielką stosunkowo sprę­żystość i pod wpływem zmian ciśnienia atmo­sferycznego naprzemian nadyma się jak po­duszka elastyczna, lub też opada, oddziały- wając tym sposobem na ruchy wahadła po­ziomego.

Od dość dawnego już czasu przez rozmai­tych uczonych wypowiadanem było przeko­nanie, źe wysoki stan ciśnienia atmosferycz­nego sprzyja powstawaniu t. zw. dyzlokacyj- nych trzęsień ziemi, t. j. takich, którym towarzyszą mniej lub więcej znaczne zabu­rzenia w układzie warstw skorupy ziemskiej. Prof. Giinther nie przypuszcza jednak, aby wprost tylko wzmaganie się i obniżanie ciśnie­nia powietrza mogło mieć jakiś ważniejszy wpływ na wahania skorupy ziemskiej, skłania się on raczej ku poglądowi, według którego tylko nagłe a wielkie zwiększenie się ciśnienia może wpływ ten wywierać. Oto zresztą własne jego słowa i pogląd na sprawę: „Nie mamy bezpośredniego dowodu na to, że z podnoszeniem się ciśnienia atmosferycznego zwiększa się jednocześnie podatność skorupy ziemskiej do wahań o większej amplitudzie; bywały nawet wypadki, w których nizki stan barometru zdawał się sprzyjać powstawaniu zjawisk sejsmicznych, co jednak trudnem jest do zrozumienia z punktu widzenia mecha­nicznego. Co dotyczę raptownych zmian ciśnienia, to wpływ ich może stanowić dopie­ro przedmiot do dyskusyi, lecz nie jest by­najmniej faktem niezbicie .dowiedzionym. Jedno tylko spostrzeżenie nie ulega żadnej wątpliwości, a mianowicie to, że w zimnej porze roku trzęsienia ziemi są daleko częst­sze, niż w ciepłej. Okoliczność ta przemawia wyraźnie za tem, źe zaburzenia tektoniczne wewnątrz skorupy ziemskiej odbywają się

Page 9: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

Nr 50. WSZECHSWIAT. 793

łatwiej i częściej podczas panowania wyso­kiego ciśnienia atmosfery”.

Już Hoernes i in. starali się sprowadzić ruchy mikrosejsmiczne ziemi wyłącznie tylko do efektów meteorologicznych. Na podsta­wie spostrzeżeń Eerthellego twierdzić może­my z pewnością, że raptowne zmiany ciśnie­nia atmosferycznego wywołują jednocześnie wahania tromometru, przyczem spadanie ba­rometru sprowadza bardziej silne kołysania, jakkolwiek żadnej proporcyonalności w am­plitudach obu wahań nie dostrzeżono; prze­ciwnie się rzecz ma podczas wysokiego stanu barometru: aparat zachowuje się zwykle bar­dzo spokojnie, nawet przy dość silnym wie­trze. Bertelli należał jednak do zwolenni­ków poglądu, wedle którego wstrząśnienia mikrosejsmiczne ziemi całkowicie zależą od gazów, zawartych w głębi ziemi; ponieważ nie mogą one wydostać się ze swego ukrycia, powodują przeto tylko wstrząśnienia leżącej nad niemi powłoki. Z poglądem tym nie zgadza się Giinther, albowiem niema ścisłych dowodów, któreby zaprzeczały innemu jesz­cze przypuszczeniu, że przyczyną wstrząśnień tych są wiatry. Giinther przypisuje zatem mikrosejsmiczne ruchy ziemi działaniu po­dwójnych przyczyn: zewnętrznych (ciśnienie atmosfery i wiatry) i wewnętrznych, czyli geologicznych. W każdym jednak razie przyznać trzeba, że istnieje związek przyczy­nowy pomiędzy raptownem spadaniem ciśnie­nia atmosfery i bardziej ożywionemi oscyla- cyami gruntu.

Wybuchy wulkanów również pozostają w pewnym związku z ciśnieniem atmosfery. Ponieważ masa ognistopłynna wulkanu i po­chłonięte przez nią gazy podlegają wielkiemu j

ciśnieniu, zmniejszenie się więc tego ostatniego, choćby je tylko wywołało po wietrze, niemo- j

że pozostać bez skutku, zwłaszcza w tych wulkanach, które, jak np. Stromboli, znajdu­ją się w stanie ciągłego niepokoju, ciągłej pulsaoyi. Go dotyczę wulkanów drzemiących, a tych jest większość, to i tu siła wybuchu pozostaje w odwrotnym stosunku do ciśnienia atmosferycznego. Z drugiej jednak strony wątpliwą jest rzeczą, aby się kiedykolwiek dowieść udało, że pierwotną, początkową przyczyną działalności wulkanu było nizkie ciśnienie powietrza.

Zrozumiałą jest także zależność energicz­

niejszego wydzielania się gazów z pokładów węgla od nizkiego stanu barometru.

Jeśli się teraz zwrócimy do wpływu atmo­sfery na płynną powłokę ziemi, to przyznać musimy, że od dawiendawna dostrzeżono związek pomiędzy powolnemi nierównomier- nemi wahaniami poziomu morza i ciśnienia powietrza. Jeżeli sobie wyobrazimy dwa zbiorniki wody połączone wązkim kanałem, to, rzecz prosta, wyższym poziomem wody będzie się odznaczał ten zbiornik, nad któ­rym panuje mniejsze ciśnienie atmosfery, jak to zresztą wypływa i z rozbieranych przez Giinthera stosunków hydrograficznych Nor­wegii.

Prócz tych nieprawidłowych kołysań po­ziomu morza znane są również i wahania rytmiczne, które na morzu Baltyckiem mają nawet nazwę specyalną „morskiego niedźwie­dzia” (Seebar). Zjawisko mianem tem wy­różnione polega na tem: jeżeli na końcach linii AB, która w jakimkolwiek kierunku przecina powierzchnię zbiornika wody całko­wicie albo prawie całkowicie objętego lądem, ciśnienie powietrza nie będzie jednakowe, lecz, dajmy na to, w A będzie większe albo mniejsze niż w B, to w pierwszym punkcie musi nastąpić obniżenie się (resp. wzniesie­nie) poziomu wody, w B zaś wzniesienie (resp. obniżenie). W ten sposób wytwarza się oscylacya, której amplituda prędko zmniejsza się i najczęściej w krótkim już cza­sie dochodzi do zera. Amplitudę tę mogą powiększyć wiatry, towarzyszące zmianom ciśnienia atmosferycznego, a zwłaszcza wichry raptowne, jeśli do ich wytwarzania się istnie­ją w danej miejscowości odpowiednie wa­runki.

Na źródła słodkie wywiera teź powietrze wpływ niemały, „Niema żadnej wątpliwo­ści—są słowa prof. Giinthera —że każde źródło, którego początek kryje się w zwalis­kach skał, odciętych zupełnie od dopływu powietrza, podczas zwiększonego ciśnienia atmosfery wydaje mniej wody, niż podczas depressyi”. Zewnętrznie wpływ ten wyraża się przez mętnienie w wielu źródłach wody po raptownym spadku barometru, lub nagłej zmianie pogody jasnej na słotną. Źródła gazowe jeszcze w większym stopniu wpływo­wi temu podlegają. „Ilość dwutlenku węgla (znowu słowa prof. Giinthera), wydzielają*

Page 10: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

794 WSZECHSWIAT. N r 50.

zauw ażone, d latego podaję je poniżej w zesta ­w ieniu z danem i d -ra Schroetera d la w ykazania zachodzących różn ic , a mianowicie: L ycogalaE p idendron L inne. Pospolity , u k azu je się od czerw ca do listopada na s farych pniach, w o k o li­cach M iędzyrzeca spotykałem go najczęściej na zm urszałych pniach brzozow ych. W edług Schroe­te ra m a zarodn ik i g ładkie. W okazach, "przeże­ranie rozpatryw anych , znajdow ałem pow yższe organy okry te błoną, k tó ra p rzy 300 pow iększe­niu przedstaw iała się zaw sze w yraźnie punk to ­w aną.

H yduum repandum L inne. G rzyb ten u Jó ze ­fa Ju n d z iłła nosi nazw ę polską ko łczaka obłą- czystego, należy do jad a lnych . W tych stronach widywałem go we w rześn iu w sosnowych i liś ­ciastych lasach , lubo n ad e r rzadko . W szystkie badane przezem nie okazy w liczbie sześciu m iały zarodn ik i praw ie k u lis te , gdyż długość ich wyno­siła od 5 — 7 [J., a szerokość 4 — 6 jj.. W edług S chroetera m ają k sz ta łt podłużno-eliptyczny, d łu­gość 9 —11 [i, szerokość 5 ,5 — 7 [X. Przeciw nie d -r W iinscbe w swem dziełku p. t . „D ie P iltz e” , w ydanem w L ipsku w r. 1877 , w k tó rem ty lko bardzo ogólnie w spom ina o zarodnikach rodza­jów , w yjątkow o nadm ienia, że u pow yższego ga­tu n k u są one kątow o-kuliste , a więc bardziej zb li­żone p ostac ią do zarodników , zauw ażonych

cego się w jednostce czasu ze źródła gazo­wego, jest odwrotnie proporcyonalną do ciś­nienia w danej obwili panującego”. Wielka ilość spostrzeżeń, dotyczących źródeł wydzie­lających gazy, prawo to stwierdza najzu­pełniej.

J . M.

n listopada.

Kształt i wielkość zarodników u niektórych gatunków grzybów z działu śluzowców (Myxo- mycetes) podstawko-zarodnikowych (Basidio- mycetes i woreczko-zarodnikowych (Ascomy-

cetes).

W iadom o, że do jrzałe zarodn ik i grzybów , po ­chodzące od jednego i tego sam ego g a tu n k u , z a ­chow ują s ta le jed n ak ie p ię tn a w swych k sz ta ł­tach , barw ie, a naw et i w w ielkości. Cechy te m ało uw zględniane p rzez daw niejszych autorów , op isujących grzyby, zo sta ły dopiero p rzez now ­szych badaczy zużytkow ane w dyagriozach m yko- logicznych, w celu u łatw ienia określeń gatunków lu b rodzajów'. Z tego pow odu i d -r S ch roeter w swem dziele p . t. „ P ilz e ” , k tó re dotychczas je szcze w całości nie w yszło z d ru k u , op isu je po w iększej części zarodn ik i każdego g a tu n k u , na podstaw ie b ądź w łasnych bądź cudzych postrze- ż eń . Nie w szystk ie jed n ak ż e p rzez niego p rzy ­toczone dane, dotyczące k sz ta łtu i w ielkości rzeczonych narządów , k tó re do tąd m iałem spo­sobność spraw dzać, są zgodne z m ojem i obser- w acyam i, w y ją tek o bardzie j różniących się za ­rodn ikach stanow ią następu jące grzyby: L ycogala E p idend ron L inne, H ydnum rep an d u m L inne, C oprinarius d ichrous P e rso o n , C ortinarius cinna- m om eus L inne, C ortinarius y io laceus L inne, C ortinarius v ib ra tilis F r ie s , R ozites c ap e ra ta P ersoon , A garicus n idu lans P ersoon , A garicus corticola P ersoon , A garicus o strea tu s Jacąu in , A garicus nehu la ris B a tsch ., E laphom yces cervi- nus L inne.

W ym ienione rośliny w innych z re sz tą cechach są zupełnie zgodne z p rzytoczonem i p rzez wspom­nianego au to ra , przyczem cechy te są o ty le cha­rak terystyczne , że w yk luczają możliw ość b łędu określenia . Poniew aż b ra k mi innych dzie ł, o p i­su jących bardzie j w yczerpująco n a rząd y ro zm n a­żan ia grzybów , p rze to nie wiem czy dostrzeżone przezem nie niezgodności były ju ż j p rzez kogo

w okazach m iędzyrzeckich.C oprinarius d ichrous Persoon. Zbierałem

szczególniej we w rześn iu i październ iku , na pastw iskach podleśnych, m iędzy traw ą. Różnica zarodników tego ga tunku polega ty lko na wiel­kości. S ch roe te r podaje ich długość od 6 — 7 [X,

a szerokość 4 — 4,5 ' (i. W edług m oich pom iarów długość dochodziła od 1 0 —13 p,, szerokość od 6 — 7 jj..

C ortinariu s cinnam om eus L inne. U kazu je się dosyć często od lipca do grudn ia m iędzy mcham i w lasach i zaroślach zarów no sosnowych ja k liś­ciastych. W edług Schroetera b łona zarodników tego g rzyba je s t g ładką, czego jed n ak że w zupeł­ności po tw ierdzić nie m ogę, gdyż w iększość ro z ­patryw anych okazów m iała zarodn ik i okry te bło­ną, k tó ra p rzy 300-nem pow iększeniu p rzedsta ­w iała się mniej lub więcej punktow aną.

C ortinarius violaceus L inne. Znany m i z je d ­nego osobnika zebranego w sierpn iu , w cienistym liściastym lesie. Jes tto g rzyb n ad er charak te ­rystyczny z pow odu, że w szystkie jego części ta k zew nętrzne, j a k w ew nętrzne są ciemno-fioletowe- go ko lo ru , w yjąw szy zarodników , m ających błonę rdzaw ej barw y w yraźnie punktow aną. O tej osta tn ie j w łasności b łony Schroeder nic nie nad­m ienia, nie m ów i bowiem - czy je s t g ład k ą czy chropaw ą, sądzę więc, że nie m iał pod tym w zglę­dem dokładnej pew ności i d la tego pom inął po ­w yższy szczegół w swej dyagnozie. T ak samo nic nie w spom ina o błonie zarodników C ortinarius y ib ra tilis F ries , k tó re w okazach przezem nie ba­danych były w yraźnie na pow ierzchni p u n k to ­wane.

Page 11: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. WSZECHSW1AT. 795

R ozites capera ta Persoon. P ospo lity w okoli­cach M iędzyrzeca, ukazu je się w sierpn iu i w rześ­niu w lasach sosnowych, niekiedy grom adnie na niew ielkich przestrzen iach . I ten gatunek , za zdaniem w mowie będącego au to ra , m a błonę za­rodnikow ą g ładką , gdy tym czasem znajdow ałem j ą zawsze w yraźnie punktow aną.

A garicus n idu lans Persoon. Spotykałem w j e ­sieni na pniach sosnowych. O zarodnikach tego ga tu n k u Schroeter pisze, że są eliptyczne (p o d ­łu g K ars łena) 3 — 5 |jl długie, 1 [A szerokie. P rzy tak im stosunku długości do szerokości nie m ożna ich uw ażać za eliptyczne, ale raczej za cylindrycz­ne. K sz ta łt is to tn ie eliptyczny m iały zarodniki okazów m iędzyrzeckich , m ierzyły bowiem od 5 — 6 jj. długości i 2 ,5 — 3 [j, szerokości.

A garicus cortico la Persoon. D ostrzeżony k il­k a razy p rzy końcu m aja i w październ iku m ię­dzy mchami, okryw ającem i k o rę w ierzby k ruchej. G rzyb ten drobnych rozm iarów , oprócz cech ze­w nętrznych, w yróżnia się dokładnie od innych sw em i m aczugow atem i cystydyam i, k tó re w górnej t. j . szerszej połow ie opatrzone są w alcow atem i w yrostkam i, na jbardzie j w ydłużonem i na w ierz­chołku tych cystydyj. W edług S chroetera za ­rodn ik i tego ga tu n k u są cylindryczno-elipłyczne lub ja jo w a te 9 —11 jj. d ługie, 4 — 5 [J. szerokie.W okazach m iędzyrzeckich były k sz ta łtu albo dokładnie ku listego , albo praw ie kulistego, m ie­rzy ły bowiem w średnicy 6 — 10 [J., albo długość przew yższała szerokość od 1 — 2 |A.

A garicus osfcreatus Jacąu in . Zauw ażony w p a ź ­dziern iku na dw u pniach po ściętych topolach kanadyjsk ich i n a żyjącej topo li p iram idalnej, | w m iejscu w ypróchniałem . Schroeter u trzym uje , | że zarodnik i tego g rzyba są tak ie sam e, ja k J

u A garicus salignus P ersoon , czego jed n ak że po­szukiw ania m oje nie po tw ierdza ją , o statn i bo­wiem, p rzy trafia jący się tu ta j częściej, ma organy, o k tórych mowa, k sz ta łtu cylindrycznego w obu ! końcach zaokrąg lone, 10 — 14 [j. d ługie, 3 — 4 jj, | szerokie, t. j . zgodne z opisem Schroetera, p o d ­czas gdy okazy A garicus o strea tu s , przezem nie rozpatryw ane, m iały zarodn ik i bardzo k ró tko e lip tyczne, gdyż długość ich wynosiła 3 ,5 — 4 jj,, a szerokość 3 [J..

A garicus nebu laris B atsch . B az ty lko zauw a­żony w październ iku w jednym z ogrodów m iej­sk ich , w skupionej w iązce, liczącej p rzeszło 30 osobników. W edług S eh ros te ra zarodniki tego ga tu n k u są ja jo w a te , u dołu spiczasto zakoń­czone, 7— 9 jj. d ługie, 4 — 4,5 ja szerokie. W e­d ług zaś B ritze lm ayra (Die H ym enom yceten A ugsburgs) m ają 3 — 5 |J, długości i 3 [A szeroko- j ści. Okazy przezem nie zebrane posiadały zarod­n ik i ku liste lub praw ie ku liste o średnicy od 5—6 [i.

Elaphom yces cervinus L inne . Poniew aż grzyb te n w yrasta na k ilk a cm pod pow ierzchnią ziemi p rze to ty lko w ypadkow ym sposobem m ożna go napo tkać . D o tąd znane m i są dwa okazy, jed en znaleziony p rzed kilkom a la ty w kw ietniu p rzy

w ykopywaniu korzenićw ki (M onotropa hypopitys), d rug i w r . b. w m aju dostrzeżony na k re tow isku , w idocznie przez k re ta na pow ierzchnię w yrzuco­ny. Oba były zupełnie do jrza łe i miały zarod­niki okryte b łoną brodaw kow atą albo raczej o p a trzo n ą na pow ierzchni nieforem nem i w yrost­kam i do 1,5 [j, wysokiemi. S chroeter zaś pisze, że b łona zarodników tego ga tu n k u je s t g ładka, to sam o u trzym uje i d-r W iinsche, k tó ry w dya- gnozie rodza ju Elaphom yces pow iada, że za ro d ­niki są gładkie lub praw ie gładkie.

Z powyżej przytoczonych niezgodności w idzi­my, że zarodniki przynajm niej niektórych g a tu n ­ków grzybów nie zawsze zachow ują sta łe cechy, ja k to na początku niniejszej no ta tk i zaznaczono, ale, zależnie od pewnych w arunków , ulegać mogą m niejszym lub w iększym zmianom. Z daje się, że do tąd mało zw racano uwagi na te różnice, poczy­tu ją c je może raczej za w ynik błędnej obserwacyi, niż za następstw o zm ienności, tak p rzynajm niej m ożnaby wnosić z opisów d -ra S chroetera , k tó ry zaledw ie gdzieniegdzie obok swoich postrzeżeń nad zarodnikam i p rzy tacza postrzeżenia innych autorów . Jeżeli j e więc pom inął, to nie d latego, aby o nich nie w iedział, ale praw dopodobnie d la­tego, że ja k o niezgodne z jeg o w łasnem i, poczy­ta ł za m ało praw dziw e. Przeciw nie, gdyby uzna­wał możliwość zmienności w tych organach byłby w łasne obserwacye albo zestaw ił z obcemi, albo porobił pew ne zastrzeżen ia p rzy opisie za ro d n i­ków, ta k samo ja k to czyni, gdy mówi o innych cechach tych roślin .

B. Eichler.

SPRAWOZDANIE.

Physikalische Krystallographie etc ., przez p ro f. P . G rotha. W ydanie 3-cie; 702 drzew o­ry ty , 3 tablice kolorow ane, X V I + 783 stronic. L ipsk , 1 895 .

T rzecie zupełnie p rzerobione i znacznie p o ­w iększone w ydanie pow szechnie znanego po d ­ręczn ika „K rystalografii fizycznej “ p ro f. G ro tha z M onachium je s t doskonałym dowodem nadzw y­czajnego rozw oju tej nauki w ostatn ich la t dz ie­sią tkach , je j em ancypacyi, ja k o sam oistnej um ie­ję tnośc i m atem atyczno-fizycznej. K to zna ty lko pierw sze w ydanie z roku 1876 , a o obecnym s ta ­nie nauki skąd inąd nie je s t poinform ow any, ten w trzeciem je j wydaniu z r. b. znajdzie p rzy n a j­mniej połowę rozdziałów* zupełnie d la siebie no ­wych. K ry slalografia i dziś jeszcze w ykładaną je s t zazw yczaj w połączeniu z m ineralogią w spo­

Page 12: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

sób czysto opisowy, scholastyczny, bynajm niej n ieo dpo wia daj ący dzisie jszem u je j stanow i. Ju ż tw órca k rysta log rafii, U aiiy, usiłow ał nietylko opisyw ać lecz i racyonaln ie tłum aczyć postaci k rystaliczne. Gdy zaś p race B rew stera , Senar- mon*a, G railicha, a w czasach nowszycli M allarda i in. dow iodły szczegółowo praw idłow ego zw iązku pom iędzy fizycznem i w łasnościam i k ry s z ‘a łu i j e ­go form ą, stopniow o w yjaśniło się p rzekonanie , że postać zew nętrzna k ry sz ta łu je s t wynikiem j e ­go budow y w ew nętrznej. B udow a zaś ta polega n a ścisłem zespoleniu najdrobn ie jszych cząsteczek k ry sz ta łu , k tó re oddzia ływ ają na siebie pew nem i określonem i i ściśle od k ie ru n k u zależnem i s iła ­m i, czyli że budow a ta je s t w łasnością fizyczną danej substancyi. N a drodze czysto geom etrycz- nej w yprow adzili n ap rzó d H essel, a później n ie­zależn ie od siebie B rayais i G adolin w szystkie m ożliw e bry ły k rystaliczne; do tych sam ych zu ­pełnie rezu lta tów doprow adziły teo rye budow y w ew nętrznej ośrodków k rysta licznych , op racow a­ne przez B ravaisa , Sohnckego, F iodorow a i Schónfliessa i o p arte na w łasnościach fizycznych k ryształów . Z p rac tych okazało się, że k ry s ta ­log rafią należy trak tow ać, ja k o część fizyki m ole­k u la rn e j, a właściwie m ów iąc, ja k o fizykę m o le­k u la rn ą ciał stałych wogóle, gdyż i t, zw. ciała bezpostaciow e czyli am orficzne z d a ją się być, ja k tego dow odzi V oigt, skupieniem bardzo drobnych c ząs tek k rysta licznych . D la tego też p ro f. G roth zaczyna swój w ykład od ro zb io ru w łasności fizycznych k ry sz ta łó w w ścisłem słowa tego z n a ­czeniu, a więc optycznych, te rm icznych , m echa­nicznych i t. d ., aby naby tem i w ten sposób uogólnieniam i przygo tow ać czy te ln ika do pozna­n ia i zrozum ienia „ teo ry i budow y ciał k ry s ta lic z ­n y ch ” . T eoryą ta w ykazuje, że w szystk ie m ożli­we uk łady praw idłow e cząsteczek w p rzes trzen i na jdok ładn ie j odpow iadają m ożliwym rodzajom zew nętrznej sym etry i k rysz ta łów . D alej w teo ­ry i te j zn a jd u ją także ob jaśn ien ie z jaw iska tw o ­rzen ia się i w zrostu k ryształów , pow sław anie tych lub innych ścian w zależności od w arunków k ry - sta lizacy i i t . d. T ak więc k ry s ta lo g rafia d z i­sie jsza je s t je d n ą z n a jb a rd z ie j teore tyczn ie opracow anych gałęz i fizyki, p osiada p ierw szo­rzędne znaczenie w poznaw aniu p rzy ro d y ciał sta łych , a dla chem ii, nauki za jm ującej się w łas­nościam i owych ciał, m a doniosłość w yjątkow ą. N adm ienim y tu ty lko , że p rzez dokładne i ścisłe określenie pojęcia „ sy m e try i” zdołano należycio w yśw ietlić stosunek pom iędzy fo rm ą zew nętrzną a t . z w. działaniem optycznem , k tó ry w sku tek w ażnych odkryć P a s te u ra , s ta ł się punk tem w yjścia d la dzisie jszej „ste reochem ii” . Rozwój k rysta log rafii w k ie ru n k u fizycznym m a a to li zn a ­czenie n iety lko teo re tyczne, lecz rodzi w z ra s ta ją ­ce z dniem każdym zastosow ania p rak tyczne . Całkow ite poznanie praw idłow ego zw iązku p o ­m iędzy w łasnościam i optycznem i k ry sz ta łu a jego sym etryą m iało w swym sk u tk u pow stan ie m eto- | dy optycznej, zapom ocą k tó re j m ożem y dziś j

796 Nr 50.

w p rep a ra tach m ikroskopow ych rozpoznaw ać i określać ciała k rystaliczne z dokładnością, o j a ­kiej p rzed k ilku dziesią+kam i la t nie m iano naw et pojęcia. Pospolicie znanem je s t przeobrażen ie , jak iem u u leg ła petrografia przez w prow adzenie te j m etody do swoich badań , ja k ważnym śro d ­kiem pom ocniczym je s t dla chem ika „analiza k ry s ta liczn a” , opracow ana przez O. Sehm anna, H aushofera i in ., wreszcie ja k błogie spraw iło sku tk i w prow adzenie m etod k ryszta łoop tyk i do badań botanicznych i histologicznych.

P odręczn ik krystalografii fizycznej p ro f. G ro tha w zupełności odpow iada dzisiejszem u postępow i te j um iejęfności, o ile wogóle nowsze je j zdoby­cze w książce popularnej wyłożyć się da ją . N ie będziem y tu poszczególe rozb iera li bogatej treśc i tego dzieła, zw rócim y ty lko uw agę czytelnika na te ustępy , k tó re streszcza ją w sobie najnow sze rezu lta ty rozw oju krystalografii racyonalnej.

Część I-szą książki au to r pośw ięca wykładowi w łasności fizycznych k ryształów , z k tórego w y­łan ia się stopniow o zw iązek i stosunek pom iędzy oddzielnem i ich postaciam i. Część ta w w ydaniu obecnem zaczyna się od op tyk i, ja k o p rak tyczn ie najw ażniejszej; przyczem podstaw ą tego ro zd z ia ­łu nie je s t teo ryą sprężystości ogólnej, lecz czysto geom etryczne tw ierdzen ia F le tchera . N a drodze tej dojść m ożna naw et bez teo ry i m atem atycznej dtf praw idłow ego rozum ienia zjaw isk ta k zaw i­łych, ja k np. refrakcya koniczna (stożkow a), m a­ją c a w ielkie znaczenie w badaniach m ikroskopo­wych. Ze w zględu na te osta tn ie dodał a u to r w tem w ydaniu nowy rozdział o barw ach po la ry ­zacyjnych. Z upełnie p rzerobiony, a w łaściwie nanow o opracow any je s t rozdział o w łasnościach elek trycznych , a zw łaszcza o dzia łan iu sił m echa­nicznych na k ry sz ta ły , dziedzina, w k tó re j Yoigt poczynił ta k wiele spostrzeżeń ważnych i cieka­wych. R ozdział ten opracow any zosta ł p rz y w spółudziale B eckenkam pa; p rzy uk ładan iu a r ty ­k u łu o budow ie m olekularnej k ryształów był znów pom ocnym au torow i inny specyalista , Sohn- cke. W a rtyku le tym w yłożona je s t dokładnie n ap rzó d teo ry ą B rayaisa , n a jp ro sfsza i w w ielu w ypadkach w zupełności w ystarczająca; co zaś dotyczę now szych teoryj Sohnckego, F iodorow a i Sohonnfliessa, to podane są one ty lko w za ry ­sach ogólnych, gdyż bardziej szczegółowe ich trak tow an ie znacznieby pow iększyło i ta k ju ż po. k aźn ą objętość dzieła, a ja k au to r p rzypuszcza, byłoby naw et trudno zrozum iałem bez odpow ied­nich m odeli. A le i to , co da je au to r, w ystarcza do p rzekonan ia , że poglądy na w ew nętrzną bu­dowę ciał k rysta licznych w teoryach tych w ypo­w iedziane, tłum aczą nam zadaw aln iająco z jaw is­k a , ja k ie na k ry sz ta łach dostrzegam y i u ła tw ia ją tym sposobem zrozum ienie ich isto ty .

N ajw ażniejsze je d n a k zm iany poczynił w czę­ści II-ej swej książk i, w k tó re j tr a k tu je o w łas­nościach geom etrycznych kryształów . Do dzis dn ia w użyciu będąca system atyka b ry ł k ry s ta ­licznych, głów nie p rzez N aum anna w yrobiona,

WSZECHSWIA.T.

Page 13: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. WSZECHSWIAT. 797

■odznacza się w w ielu punktach niedokładnością, n iejasnością i nielsonsekwencyą, ja k wykazał G a­dolin . Pochodzi to s tąd , że podział naumanow- ski na holoedryą, hem iedryą, hemimorfią i t . p. g ru p y opierał się ty lko na pewnych zew nętrz nych analogiach ciał krystalicznych, przew ażnie m inerałów , bez jak ie jko lw iek zasady ogólnej. Obecnie na podstaw ie em pirycznego zasadniczego p raw a krysta lografii geom etrycznej (racyonalnośó współczynników ścian) z całą ścisłością m atem a­tyczną dow iedzionem zostało, że możliwera je s t ty lko is fnienie 32 g rup czyli k las b rył k rysta licz­nych , k tó re różn ią się od siebie wyłącznie s to p ­niem sym etryi. O kazuje się zatem , że dotych­czasow e „u k ład y ” czyli „system y” kryształów są m niej lub więcej dowolnem i luźnem połączeniem pewnej ilości b ry ł, mającem zaledwie znaczenie prak tyczne, ze w zględu na łatw ość, z ja k ą się w ruem oryentować m ożna. Praw dziw ie logicz­na i racyonalna system atyka 32 możliwych k las k ryształów polega na poznaw aniu brył naprzód na jp rostszych , t . j . posiadających najniższy sto­p ień sym etryi i stopniowem przechodzeniu do po­s tac i bardziej złożonych. Dotychczas zaczynano zw ykle od form najbardziej skomplikowanych i sta rano się z nich wyprowadzić p roste. P rzez w prow adzenie tej racyonalnej system atyki znika j ą zupełnie ze słownictwa krystalograficznego tak ie term iny , ja k : heiniedrya, te ta rtoed rya , he- m im orfizm i t. d. oraz w szystkie wiążące się z niem i niejasności i trudności, z jak iem i walczyć ■musieli początku jący a naw et i obznajm ieni z rz e ­czą . P rzy opisie każdej z tych k las au to r po­d a je p rzyk łady najw ażniejszych substancyj k ry ­stalicznych; w w ydaniu obecnem znacznie pomno- żonem i zostały p rzyk łady ciał nadzwyczaj in te ­resu jących , t. zw. „działających optycznie” , k tó re należą do k las , jak ie przedtem nie posia ­d a ły p rzedstaw icieli.

Część III-c ia książki obejm uje k rystalografią p rak tyczną , w ykłada metody wyliczania k ry sz ta ­łów (t. j . s to sunku osi, współczynników ścian i t. d .), opisuje p rzy rząd y i prawidłowy przebieg b adań k ry s łalograficznych, uw zględniając w szyst­k ie poczynione w tym przedm iocie ulepszenia la t o sta tn ich .

Zew nęłrznie dzieło prof. G rotha odznacza się starannością i dokładnością licznych rysunków i k ilku tab lic kolorowanych, zasługując i pod tym w zględem na ogólne uznanie, jak iem się słusznie cieszy. ^

Posiedzenie 1 7-te Komisyi teo ry i ogrodnictw a i nauk przyrodniczych pomocniczych odbyło się dn ia 5 g ru d n ia 1895 roku o godzinie 8 -ej w ieczorem .

1 . P ro toku ł posiedzenia poprzedniego zosta ł odczytany i p rzy ję ty .

2. P . W. W róblew ski mówił o zm ianach, j a ­kim u legają rośliny, przeniesione z rów nin na znaczne wysokości, E ozpoczął od określenia strefy alpejskiej i charak terystyk i roślin alpej­skich, następnie p rzeszed ł do streszczenia wyni­ków pracy G ustaw a B onnier, k tó ry postanow ił na drodze dośw iadczalnej rozstrzygnąć py tan ie , co się stan ie z rośliną, je ś li zostanie nagle p rzen ie ­siona z rów nin w strefę alpejską? Czy będzie m ogła przystosow ać się do nowych w arunków i ja k ie zmiany anatom iczne i fizyologiczne za jd ą w je j budowie i czynnościach. W tym celu p. G. B onnier w ybrał około 150 gatunków roślin nizinowych, każdy osobnik podzielił na dwie po­łowy, z k tórych jednę pozostaw ił w m iejscu, gdzie rosła w na*uralnych w arunkach, d rugą przen iósł na wyżynę. Obadwa stanow iska posia­dały jednakow y sk ład g ru n tu i były wystaw ione zarów no na działanie prom ieni słońca. D ośw iad­czenia prow adził od r. 1883 na k ilku stacyach dośw iadczalnych w A lpach i P irenejach . N aj­wyższe leżały na M ont Blanc, 2 300 m, i w P i­renejach na 2 400 m; n iższe stacye były położo­ne na 1 2 2 0 m, a naw et 740 nr. na rów ninach zaś w F on taineb leau rośliny stanow isk dolnych zasa­dzone były w ziem i, przyniesionej z gór.

D oświadczenia prow adzone były w ciągu la t 10-ciu nad roślinam i z rozm aitych rodzin. P rze- dew szystkiem okazało się, że rośliny, k tó re napo­tykać można na rów ninach, ja k o też, w strefie a lpejsk iej, zdolne są wytrzym ywać nagłe zm iany i przystosow ać się do nowych w arunków . Inne rośliny p o trzeb u ją dłuższego czasu do p rzysto so ­w ania się, k tó re z każdym rokiem sta je się zu­pełn iejsze, a po 1 0 -ciu la tach roślina p rzyb ie ra n iem al wszystkie cechy swojej odm iany górsk iej. Jako przykład p G. Bonnier p rzy tacza i podaje rysunk i posłonka zw yczajnego (H elianthem um vu lgare), p rzew iertn ika sierpow atego (B up leu - rum falcaturn), p rzyw ro tn ika pospolitego (Alche- m illa vulgaris), bulw y (H elianthus tuberosus) i innych. Na w szystkich tych przyk ładach w y­bitne są zmiany, jak im rośliny u lega ją ze zm ianą wysokości, na k tó rą zostały przeniesione. W y ra ­żają się one w rozm iarach i zabarw ieniu kw iatów , w zabarw ieniu ciemniej szem i budowie an a to ­micznej liści, k sz tałtach i rozm iarach łodyg p o d ­ziemnych i t. p ., a nadto w odmiennych wogóle energiczniejszych czynnościach w spomnianych or- ganow.

Przem ówienie p. W . W róblewskiego będzie drukowane w całości w jednym z przyszłych n u ­merów W szechświata.

N a tem posiedzenie zostało ukończone.

Page 14: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

7 9 8 WSZECHSWIAT.

K R O N IK A N A U K O W A .

— T em p eratu ra w głęb i z iem i. N a osta tn im kongresie stow arzyszenia naukow ego b ry tańsk ie - go p . E v e re tt p rzedstaw ił re z u lta ty bad ań nad w zrostem tem p e ra tu ry w otw orze św idrowym zie­mi, w yw ierconym w C rem orne, w Nowej W alii południow ej. O tw ór m a obecnie 892 m g łębo­kości, a pom iary tem p era tu ry dokonyw ane były zapornocą czte rech term om etrów m aksym alnych, sprow adzonych z obserw ato ryum w Kew. B ada­n ia te w ykazały p rzy ro s t 1° C na każde 43 ,3 ra głębokości, znacznie zatem m niejszy, aniżeli wy­p ada z dostrzeżeń w innych okolicach ziem i. A u to r sądzi, że przyczyny tego odstępstw a nie m ożna przypisyw ać sąsiedztw u m orza, w głębo­kości bowiem od 14 do 19 m w oda m orska oka­za ła się ciep lejszą, aniżeli podziem ne w arstw y l ą ­dowe.

T. R.

— D zia łan ie krzem u na m etale . Z b ad ań p . M oissana okazu je się, że dzia łan ie k rzem u na m etale prow adzi do rezu lta tó w różnych. K rzem sta ły w wysokiej tem p e ra tu rze , w sku tek p rężn o ­ści swej pary , m oże się łączyć z m etalem stałym i p rzez działan ie podobne do cem entacyi w ydaje is tny krzem ek, k tó rego p u n k t topliw ości p rz y p a ­da n iżej, aniżeli m etalu . K rzem ciekły łączyć się m oże z m eta lem stopionym w piecu e lek trycz­nym ; ro zp u szcza jąc się zaś w m eta lu ciekłym , nie tw orzy z nim zw iązku , albo przynajm nie j zw ią­zek bardzo n ie trw ały , a w chw ili k rzep n ięc ia m e­ta lu w ydziela się w stan ie k ry s ta licznym . B ada­nia te dotyczą w szczególności że laza, chrom u i s reb ra .

T. E.

— O ryginalny i dobrze uzasadn iony pogląd na budowę k ryszta łó w w ypow iedział p ro f. B ecke w tow . p rzy rodn . „ L o to s” w P rad ze czeskiej (L o tos, 1894 , t . X IV ). K ry sz ta ł rosnący p o ­w iększa się, j a k w iadom o, p rz e z osiadan ie na jeg o ściankach substancyi, będącej w ro z tw o rze , p rzez co ściany te co raz się b a rd z ie j ro zsze rza ją . K ry sz ta ł sk łada się zatem z oddzielnych ja k o b y części p iram idalnych , k tó re a u to r nazyw a s to żk a­mi p rzy ro s tu (A nw achskegel); w ierzchołk i tych stożków leżą w punkcie środkow ym po w ięk sza ją ­cego się k ry sz ta łu , podstaw y zaś są jeg o ściana­mi. F o rm a sto żk a w k ry sz ta łach p ro s ty ch , o śc ia­nach jednakow ych , zależy ty lk o od położen ia od­pow iadającej m u p łaszczyzny, w kom binacyach z a ś — od szybkości n a ra s tan ia podstaw y . Im pow olniej odbyw a się osadzanie się w arstw m ole-

N r 50.

ku larn j'ch na ściance k ry sz ta łu , tem szerszym s ta je się odpow iedni stożek, tem w iększy udział b ie rze ściana ta w pow ierzchni ograniczenia k rysz ta łu . Ściany o w zroście zbyt szybkim m ają stożk i wązkie i w ysm ukłe, ja k np. płaszczyzny w ierzchołkow e slupów w ydłużonych; jeże li tego

j ro d za ju ściany leżą pom iędzy dwiem a płaszczyz- j nam i n a ra s fającem i powoli, to m ogą zniknąć zu ­

pełnie. S tąd wynika, że k ry sz ta ły o taczają się w rezu ltac ie zaw sze ścianam i o najsłabszym , naj-

j pow olniejszym przyroście. S tożkam i p rzy rostu ob jaśn ia Becke wiele zjaw isk , dostrzeganych w k ryszta łach . P rzy studyach m ikroskopow ych dostrzegam y często owe s*ożki w p rzek ro jach : ta k np. podłużne p rzek ro je ch iasło litu (czw oro­boki) posiadają postać k a ta rak ty d latego , że stożk i p łaszczyzny wierzchołkowej zaw iera ją w sobie wiele obcych w rostków , gdy stożk i słupa pionowego są od nich wolne. V/ am etyście zno­w u rozm aite s ‘ożki są zabarw ione niejednakow o, gdyż barw nik nie osiada na w szystkich ścianach w rów nej m ierze. N ajw idoczniej je d n a k w ystę­p u ją stożki p rzy ro stu na k ry sz ta łach , poddanych

) w ytraw ianiu, a zw łaszcza na p rzek ro jach , idących ukośnie do ich podstaw y. P rzek ró j tak i, po w y­traw ieniu , rozp ad a się na pew ną ilość sektorów (zależn ie od form y, k sz ta łtu i k ierunku przecię­cia), na k tó rych figury w ytraw ione g ru p u ją się w sposób odm ienny, ja k np. na fluspacie. Dalej p rzy tacza a u to r p rzypadk i t. zw. anom alij optycz­nych, w k tó ry ch stożk i p rzy ro s tu w ażne m ają znaczenie. W reszcie wym ienia prof. B ecke p rzy ­k ład y k ry sz ta łów , będących m ieszan iną izom or­ficzną k ilku substancyj, w k tórych s tożk i p rzy ­ro s tu ró żn ią się do pewnego stopnia naw et sk ła­dem chemicznym ( ja k np. w augicie), ob jaśn ia za- zjaw isko to tem , że stan przesycenia roztw oruś d la rozm aitych stożków je s t rozm aity , że zatem na jed n e j ścianie następu je p rędzej przesycenie jednego zw iązku izom orficznego, na drugiej zaś — drugiego.

J . M.

•— Nowy m in era ł. Ciekawy pod w zględem chem icznym m inera ł opisuje p . F le tc h e r (Min. M ag., t . X). Je s tto dw utlenek cyrkonu (Z r0 2), znany do niedaw nego czasu ty lko ja k o zw iązek podw ójny z k rzem ionką po d nazw ą cyrkonu ( Z r 0 2 . S i0 2), m inerału dość rozpow szechnionego w p rzy rodzie . C zysty dw utlenek cyrkonu je s t m i­nerałem bardzo rzadk im ; k ry sz ta ł, k tó ry opisuje p. F le tch e r, pochodzi z C eylonu, barw ę m a czar- no-żelazną, tw ardość 6 ,5 , c iężar w łaściwy 6 ,0 2 5 , sym etryą m onokliniczną; nazw any zosta ł badde- leyitem na cześć p. B addeley , k tó ry przyw iózł k ry sz ta ł ten z Ceylonu. T aki sam m inerał, ty lko rodem z B razylii,, opisał p rzed k ilku ła ty H ussak pod nazw ą b razy litu . N ordensk jo ld o trzym ał sz tuczn ie k ry sz ta łk i dw utlenku cyrkonu, k tó re je d n a k odznaczały się sym etryą te lrag o n a ln ą , po ­dobnie ja k kam ień cynowy czyli kassy te ry t (S n 0 2)

Page 15: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

N r 50. W SZECHSWIAT. 799

i ru ty l (T i0 2). D w utlenek cyrkonu (Z r0 2) zdaje się być p rze to substancyą dwupostaciową,

J. M.

— 0 składzie m ineralogicznym i chemiczuym holenderskich wydm piaszczystych ciekawą ro z ­praw ę ogłosił J . W . R etgers (N. Ja h rb . f. M inera­logie e tc ., 1895 , t. I). P rzedm iotem badania były p iask i wydm m orskich z miejscowości Schevenin- gen, położonej n a zachodnim brzegu H olandyi. A u to r przedew szystk iem s ta ra się wyrobić nau ­kow ą m etodę badania piasków , k tó ra , w edług niego, pow inna polegać na system atycznem i m oż­liw ie dokładnem oddzieleniu części składowych p iasku w płynach ciężkich i stopach na zasadzie ciężaru właściwego jeg o z iarn . W tym celu R etgers używ a cieczy T hau le ta (jodek rtęc i i po ­ta su ), k tó re j c iężar w łaściwy dochodzi do 3 ,2 , jo d k u m etylu o ciężarze wl. 3 ,3 , k tóry jed n ak podnieść m ożna do 3 ,6 , nasycając p łyn jo d o fo r­mem i jodem , w reszcie azo tanu sreb ra i ta lu ; te w stanie bezw odnym top ią się w tem pera tu rze 75° C na m asę, p raw ie 5 razy cięższą od wody. Ciecze te m ożna rozcieńczać bądź wodą bądź też ksylolem , ja k jo d ek m etylu . P og rąża jąc piasek w tych płynach ciężkich, rozm aicie skoncentrow a­nych, w ydzielił zeń R etgers aż 9 grup m inerałów0 c iężarze w łaściwym stopniow o w zrastającym od 2 ,5 (o rto k laz ) do 5,2 (m agnetyt); każdą z tych g rup poddał następnie badaniu m ikrosko- powermi i analizie chem icznej. W tak i sposób zdo ła ł oznaczyć ilościowo zaw artość kw arcu (8 9 % ), węglanów (3 % ) , g ran itu (2 ,7 % ), amfi- bolu ( l ,5 ° /0), aug itu (1 % ) , o rtok iazu (0 ,7 ° /o)1 t. d. W ogóle a u to r odkrył w piaskach holen­derskich (Scheyeningen) około 24 m inerałów , k tó rych szereg o w zrastającym ciężarze w łaści­wym je s t tak i: o rtok laz, m ikroklin , p lagioklaz,ko rdyery t, kw arc, spa t w apienny, apa ty t, amfibol, tu rm alin , p iroksen , epidot, ty tan it, sy llim anit, oliwin, g ran a t, s tau ro lit, dysten, korund, spinel, ru ty l, cyrkon, m agnety t, ilm enit. Jednym z n a j­ciekawszych rezu lta tów badania je s t ten , że wy­dm y piaszczyste H ollandyi zachodniej, ja k to wy­p ływ a z ich sk ładu m ineralogicznego, u tw orzone są z s tartych okruchów skał pierw otnych skandy­naw skich i finlandzkich i nie m ają nic wspólnego z m ateryałem okruchow ym , znoszonym do m orza z Niem iec, F rancy i i Belgii przez p rądy Renu, Mo­zy i Skaldy. Głównym czynnikiem , ścierającym i szlifującym piasek wydmowy, je s t w iatr; pom i­mo znacznej różnicy w ciężarach właściwych roz­m aitych z iarn p iasku , nie dostrzegam y żadnej praw idłow ości w ich rozm ieszczeniu w wydmie, co m ogłoby nastąp ić , gdyby czynnikiem śc iera ją­cym by ła woda. Średnią wielkość z ia rn p iasku R etgers podaje na '/4 mm i zarazem wypowiada p rzekonanie , że je s tto wielkość graniczna, pon i­żej k tó re j rozm iary z iarn p iasku wogóle nie spa­d a ją . D alej charak terystyczną cechą p iasku wy­dmowego je s t nieobecność w nim m iki, k tó rą

z łatw ością m ożna dostrzedz w piasku m orskim : cienkie je j łuszczki w iatr rozdm uchuje i unosr daleko poza obręb wydmy właściwej.

J. M.

ROZMAITOŚCI.

— Nowa w yp ra w a podbiegunowa, w N iem ­czech zaw iązał się kom itet w celu przygotow ania nowej wyprawy do okolic podbiegunow ych. Z e­brał się on niedaw no w B erlinie i uchw alił w ysła­nie dwu okrętów, k tó re rozpoczną podróż z wyspy K erguelen. W ypraw a potrw ać m a trz y la ła, a koszty wyniosą przeszło m ilion m arek.

T. R.

— W pływ nizkiej tem peratury na zw ie rzę taWodne. Nagłe zam arzanie wody, jak ie w ystępuje n iekiedy w k ra jach północnych, uw ażane je s t za nieuniknioną przyczynę śm ierci je j m ieszkańców. P . R egnard sądzi wszakże, że je s tto domysł zgo­ła dostrzeżeniam i nie p oparty . Poddaw ał on stopniow em u zam rażaniu wodę w akw aryum i przekonał się, że w pobliżu tem pera tu ry 0 ° karp zwolna zasypia, nie p o rusza ju ż p łetw am i, a sk rze la również słabe ty lko w ykonyw ają ruchy. P rzy -—2° ryba w ydaje się zupełnie uśpioną, ale nie je s t zam rożoną. P rzy — 3° w reszcie je s t w stan ie śm ierci pozornej, ale doskonale jeszcze g iętka. Jeżeli tem pera tu ra w tedy zw olna się podnosi, k a rp budzi się i zaczyna pływ ać, nie okazując niczem , by jakiegokolw iek doznaw ał cierpienia. W ody więc podbiegunow e, k tórych tem pera tu ra nie opada wogólności niżej 3°, utrzym yw ać m ogą zw ierzęta zaaklim atyzow ane do tem pera tu ry ta k niskiej.

T. R.

— Nowego szkodnika kaw y zauw ażono na p lantacyach w niem ieckiej A fryce wschodniej. Je s tto niew ielki (2 ’/2 mm d ługi), czerwonawo-żół- ty żuczek, H erpetophygas fasciatus. Jego bez­noga, żółta la rw a w gryza się w drzew o i toczy je , . zab ija jąc w k ró tk im czasie roślinę. Ż uczek ów znany byl i dawniej na po łudniu A fryki, a więc w m iejscow ościach, gdzie niem a p lan tacy j kaw y. Na tych ostatnich zaczął się ,p°kazywać dopiero od r . 1893, upodobaw szy widocznie sobie krzew kaw owy. Stanow i to ciekawy przyczynek do fak tu , że w nowej m iejscowości up raw a roślin może się n ieraz spo tkać ze szkodnikam i, od k tó ­rych w ojczyznie swojej była zupełnie w olną.

(P rom etheus).B. D.

Page 16: TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM … fileorganicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alko

800 W SZECHSW IAT. N r 50.

— Fałszow anie miodu nieda wno jeszcze o g ra ­niczało się do topionego, sprzedaw anego w sło ­jach ; ale za to każdy, k to go kupow ał w p la s trach , m ógł być pewny, że k u p u je praw dziw y. Obecnie je d n a k zaczęto w yrabiać p la s try z parafiny , wy­born ie naśladow ane i napełnione glukozą, zam iast miodu. D ziś więc chyba, je ś l i k to chce być z u ­pełnie pew nym , że m a do czynienia z p ro duk tem niefałszow anym , pow inien raczej kupow ać pszczo ­ły , aby m u sam e m iód robiły .

n. d .

— Cew ki do nici. Ja k wiadom o p rzew ażna część znajdu jących się w hand lu nici do szycia naw in ięta je s t na cew kach czyli walcach d rew nia­nych, k tó re w niesłychanej ilości w yrab ia ją się bardzo szybko na odpow iednio do tego zasto so ­wanych tokarn iach . N a w yrób ten w szakże na­da je się niewiele ty lko drzew , a p rzedew szyst- kiem brzoza p ółno co- am eryk ań s k a , k tó re j ro z ­legle lasy w stanie M aine od la t 25 eksp loato ­wane są w yłącznie na po trzeby p rzem ysłu nicia-

nego. Corocznie wywozi się z tego stanu am e­rykańsk iego około dwu milionów stóp sześć, d rzew a brzozow ego do Szkocyi, gdzie fabrykacya nici, szczególniej w Paisley, m a swe ognisko. Jak to się zw ykle w A m eryce dzieje, lasy w stanie M aine niszczono z początku nieoględnie, ale w krótce zaję to się zadrzew ieniem p rzes trzen i w ytrzebionych. P rzy ro st nie dorów nywał w szak­że ilości w yrąbyw anego corocznie drzew a, tak że ju ż obecnie przew idyw ać m ożna rychły b rak jego . D zieje się tu toż samo, co z osiną w Skandynaw ii, F in landy i i w prow incyach nadbałtyckich . W spom ­niane drzew o, k tó re je s t najodpow iedniejsze na zapa łk i szw edzkie, sta je się corocznie rzadszem . G dy niedawno jeszcze w Szwecyi znajdow ały się niew yczerpane napozór lasy osiny, obecnie fabry­kacya zapałek w Szwecyi i w Niem czech je s t skazana w yłącznie na dowóz z Rosyi.

T. E.

B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 4 do 10 grudnia 1895 r.

(ze spostrzeżeń na stacy i meteorologicznej p rzy Muzeum Przem ysłu i Rolnictwa w W arszaw ie).

‘doN

B a ro m e tr 700 mm -j- T em p era tu ra w st. C.

'CQ K ieru n ek w ia tru | gum a

SZybk0^ J u n d T aCh “ opaduU w a g i

O 7 r. 1 P- 9 w. j 7 r. 1 p. 9 w. | Najw. N ajn. £

4 S. 46.9 46,1 47 ,t i 9,6 0,8 1,6, 1,7 — 4,o SW 5,SW<s,SW5 1 4.2 drobny kilka razy5 C. 4 '»2 34,7 24,5 1,9 2,9 6,4 6,4 1,3 88 SW!',SW I!,SW 12 7,8 « przez cały dzień , /

: 6 P 25,8 24,4 23,0 2,6 3,4 6,4 1,3 79 W n,W '2,W ’ ! 1,6 ok. 9 h. a. m.7 S. 23,5 24.' 22,4 0,9 1,7 °»ł 2,5 0,2 81 W 3,W '2,W'* 0,4 ❖ drobny cały dzieńS N . 26,7 30,5 35,5 0,8 1,7 — 0,5 2,0 — o ,5 84 w u , W 9, W ’ i 1,5 A w południe9 P. 38,6 42,7 46,1 o ,3 0,0 — 1,6 0,7 — 1,8 88 W 5,YV3,W 3 0,3 w nocy

1 o W. 43,5 40,4 40,8 — 0,4 o ,7 — 2,21 2,2 — 1,7 9° SW ’,SW5,W 3 ; 2,0 od rana do 2 p. m. >Js

Ś red n ia 34,7 >,2 87 17,6

T R 'E Ś ć . O m atery i m artw ej i ży jące j, p rzez d -ra Zofią Jo teyko . — Z R iviery: IV . G orbio, V. P o n t St. L ouis; p rzez E d w ard a S tra sb u rg e ra . Tłum . Z. S. — W pływ ciśnienia atm osferycznego n a s ta łą i ciekłą pow łokę ziem i, p rzez J . M. — K orespondencya W szechśw iata. — Spraw ozdanie. —

T ow arzystw o O grodnicze. — K ron ika n au k o w a .— R ozm aitości. — B uletyn m eteorologiczny.

W ydaw ca A. Ś ló sa rs k i. • Redaktor B r. Zn a fo w ic z .

^03B0.Teno Ii,en3ypoio. Bapuiana, 1 ^eitaSpa 1895 r. Warszawa. D ruk E m ila Skiwskiego.