Upload
doanmien
View
217
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
J)@. 50. Warszawa, d. 15 grudnia 1895 r. Tom X IV .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".W W a rs za w ie : rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2Z p rz e s y łk ą pocztow ą: rocznie rs. lo półrocznie „ 5
Prenumerować można w Redakcyi „W szechświata* i w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą,.
K om ite t R edakcyjny W szechśw iata stanowią Panowie: Deike K ., Dickstein S., H oyer H., Jurkiewicz K., Kwietniewski W !., Kramsztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W . i W róblewski W .
^ . d r e s TSedLalsicyl: K I r a k o w s k i e - P r z e d m i e ś c i e , IbŃTr ee.
0 materyi martwej i żyjącej.
W ostatniej swej książce „O fizyologii ■ogólnej” ') Verworn porusza kwestyą różnic -charakterystycznych między materyą żyjącą i martwą, kwestyą, stanowiącą podstawę ! fizyologii, oddawna już rozpatrywaną przez umysły pragnące poznać zagadnienia życia i w najrozraaitszem przedstawianą świetle.
Ciała organiczne i mineralne możemy porównywać z czterech punktów widzenia, na które złożą się morfologia, chemia, fizyka i hi storya rozwoju; nauki te dadzą nam najlepszy pogląd syntetyczny, streszczający wszelkie jDodobieństwa i różnice, zachodzące między temi dwoma tak napozór odrębnemi j światami. Ulubionem, wielokrotnie powta- rzanem porównaniem było zestawienie organizmu z kryształem, twierdzono zwykle, że ciała mineralne są twarde, mają kształty
') Y erworn. Algemeine Physiologie. E in G rundriss der L ehre vom L eben. Jena , 1895.
geometryczne, przedstawiają ścianki płaskie, kąty dające się matematycznie obrachować, niezmienne dla danego gatunku i stanowiące jego wybitną cechę,— przytem uderzał w kryształach brak organów, mogących służyć do przeróżnych funkcyj, a jednolitość ich materyi przeciwstawiano specyałnej budowie komórkowej organizmów. Obserwacye te okazały się zbyt powierzchownemi, gdyż upadają, skoro zwrócimy uwagę na istnienie ogromnej ilości organizmów, budujących sobie niezmiernie drobne skorupki, lub zamkniętych w prawidłowych pancerzach, których kształty i ozdoby są niemal geometrycznie wykreślone (korzenionóżki, promieniowce), gdy zobaczymy pod mikroskopem tkankę, złożoną z wielkiej ilości wzorzystych, wielościennych komórek, lub jaje o niezmiennym kształcie kulistym. Istnieją przeciwnie, organizmy, pozbawione wyraźnych organówi składające się z jednolitej masy protoplaz- matycznej, jak zwyczajny pełzak (Amoeba), poruszający się po mchu wskutek swej rozlewającej się swobodnie zarodzi, pozbawionej błonki.
Chcąc wykazać w sposób bardziej nauko- t wy różnice między kryształem a organiz
mem, Yerworn zestawia go z komórką, uzna- j jąc tylko tę formę porównania za logiczną,
786 WSZECHSWIAT. N r 50.
gdyż kryształ jest niejako jednostką mineralną, jest jednorodnym, martwym osobnikiem, którego rozdzielać nie możemy bez naruszenia jego własności, a komórka jest jednostką biologiczną, także jednolitą, której również zmniejszyć już bardziej niepodobna. Dawne zatem tak często powtarzane porównanie kryształu ze złoźonem wielokomórko- wem ciałem organicznem, musi upaść jako nie dość ścisłe; jeszcze wyraźniej zatrą się przed nami różnice morfologiczne, gdy poszukamy porównań całkiem dotychczas nieużywanych, gdy weźmiemy np. masę płynną mineralną i organiczną; w tej formie materyi niezorganizowanej nie odróżnimy, na pierwszy rzut oka, od materyi organicznej.
Różnice rozwojowe wyodrębniają napozór dwa te światy jeszcze wyraźniej; twory organiczne posiadają własność rozmnażania się,zasadzającą się na dzieleniu masy protoplazma- tycznej na dwie lub więcej części,-—z komórki pełzaka powstają tym sposobem dwa nowe osobniki; każde życie powstaje z życia i dać może początek nowej istocie żyjącej. Czyż dzielenie się komórki nie przypomina nam jednak rozpadnięcia się kropli rtęciowej na wiele drobnych okruszyn, które przedstawiają jakgdyby nowopowstałe osobniki, różniące się od kropli macierzystej jedynie swoją wielkością. Możemy ogólnie uważać rozpadnię- cie się jakiegokolwiek ciała mineralnego na mniejsze cząstki, jako odpowiadające dziele- j
niu się, a zatem rozmnażaniu ciał żywych, należących do pewnych szczebli rozwoju. Powstawanie ciał organicznych może być nawet postawione na równi z otrzymywaniem ciał mineralnych, odkąd postępy chemii pozwoliły uczonym uskutecznić wiele syntez organicznych. "Wohler pierwszy otrzymał mocznik, a po nim poszli inni, przyrządzając po pracowniach najważniejsze kwasy, alkohole, barwniki, aż Grimaux ') w r. 1885 przygotował nawet zapomocą syntezy ciało, przedstawiające pewne podobieństwo do białka, jakkolwiek znacznie od niego w składzie chemicznym prostsze, a Schiitzenberger 2) w r. 1891 przedstawił Akademii francuskiej związek, posiadający wszystkie cechy chemiczne
') S abatier. E ssa i su r la vie e t la m ort.2) A. G autier. Chimie b io logiąue.
i fizyczne peptonów. Rośliny dają nam doskonały przykład takich subtelnych pracownią w których fabrykują się ciała białkowe, cukry,, tłuszcze wprost z pierwiastków mineralnych i przez długi bardzo czas sądzono, że białko, a ogólnie mówiąc związki organiczne, powstać mogą tylko drogą przyrodzoną, wewnątrz ciał żywych; postępy nauk przeczą jednak temu poglądowi.
Mimo otrzymanych sztucznemi sposobami tylu ciał organicznych, chemia nie stanęła jednak tak wysoko, aby zdołała zbudować komórkę żyjącą, gdyż nie znane jej są warunki niezbędne do rozbudzenia życia w materyi organicznej. Pierwsza istota żyjąca, w odpowiednich znajdując się warunkach, powstała z materyi mineralnej, twierdzą jedni; ale odtworzyć te okoliczności, na które złożyć się musiały przeróżne zjawiska, zależne od ciepła, ciśnienia,elektryczności, wilgoci i t. p., odtworzyć warunki, sprzyjające przed wiekami rozbudzeniu się pierwszego życia w materyi mineralnej, jest dla nas niezmiernie trudne, jeżeli nie zupełnie niemożliwe. Inni (Prayer) twierdzą wręcz przeciwnie, że świat mineralny powstał z organicznego, żyjącego;, wyznają oni tezę nieprzerwanej ciągłości życia—życie, według nich, tylko z życia powstać może. Nierozpatrując sprzecznych i licznych hypotez, dotyczących powstania pierwszego życia na kuli ziemskiej, zauważymy, że obracają się one koło dwu przeciwnych twierdzeń, w których świat mineralny i organiczny wzajemnie od siebie zależą. U źródła pochodzenia dwa te światy wzajemnie się schodzą. Własność rozwoju, uznawana przez długi czas jako należna wyłącznie organizmom, zdaje się znów zaznaczać granice, dzielące je od natury martwej; istotnie, organizm podlega całemu szeregowi przemian, które czynią go osobnikiem dojrzałym, podobnym do swych przodków, minerał zaś nie podlega przemianom tak widocznym, tak łatwo podpadającym pod zmysły. Yerworn przytacza przemiany alotropijne, jako dowód istnienia ewolucyi mineralnej; stopiona siarka, wlana do zimnej wody, przemienia się na gąbczastą, dającą się wyciągać, plastyczną masę, wcale niepodobną do żółtego kryształu, który uległ stopieniu; fosfor żółty krystaliczny, silnie trujący, świecący w ciemności, zapalający się przez potarcie, skoro zostanie
N r 50. WSZECHSW1AT. 787
ogrzany w gazie obojętnym do temperatury blizkiej punktu wrzenia, zamienia się na odmianę nieszkodliwą, bezkształtną, czerwoną, nieświecącą i trudno palną. Po kilku dniach zobaczymy jednak, że siarka plastyczna staje się znowu ciałem żółtem twardem, podobnem do siarki pierwotnej; czerwona odmiana fosforu przechodzi także w odpowiednich okolicznościach w żółtą i wszystkie cechy znane nam fosforu trującego wystąpią w niej wyraźnie. Siarka i fosfor przedstawiają nam tu przebieg ewolucyjny, zakończony powrotem do stanu pierwotnego. Wielce orygi- nalnem jest to filozoficzne zapatrywanie się Yerworna na dotąd niedostatecznie wytłumaczone zjawiska alotropii. Analogia, którą widzi między temi przemianami a ewolu- cyą biologiczną jest niezawodnie jednym z ciekawszych punktów jego poglądów na pokrewieństwo, istniejące między wszelkiemi rodzajami materyi. Skoro jednak przyznamy minerałom własność rozwoju, to zauwa- żymy przeciwnie, że niektóre organizmy są jej pozbawione, lub bardzo drobnym podlegają zmianom; pełzak dzieląc się tworzy dwa osobniki, różniące się wielkością tylko od gatunku pierwotnego.
W zrost wreszcie, przez długi czas uważany był za przywilej świata żyjącego i wiele lat minęło zanim spostrzeżono, że minerały także rosną choó w odmienny sposób. Organizmy wzrastają przez wewnętrzne przyjmowanie pokarmów i przemianę materyi, wskutek której odbudowywać mogą bezustannie rozkładające się związki, tworzące ich ciało, kryształy zaś zwiększają się przez układanie się nowych warstw materyi na ich zewnętrznej powierzchni. Skoro jednak zechcemy porównać komórkę z płynną masą mineralną, to zauważymy, że obie rosnąć mogą przez wprowadzenie związków wewnątrz protoplaz- my lub roztworu; jeśli rozpuścimy sól kuchenną w wodzie, to nastąpi zupełne połączenie cząsteczek soli przez dyfuzyą z cząsteczkami wody,—woda pochłonie sól i zwiększy swą J
objętość, jak komórka, gdy pobiera pokarm.
Własności fizyczne zwróciły także uwagę badaczy; spostrzeżono, że ciała żyjące poru- j
szają się, zmieniają miejsce, gdy martwe są tych własności pozbawione; starożytni przy- nawali nawet morzom, oceanom i wiatrom
j własności żywotne z powodu ich bezustanne- j go ruchu. Przez długi czas, mimo prze
świadczenia, którego później nabrano, że | rozbałwaniony ocean jest martwy, a nasienie i roślinne, spokojnie w ziemi leżące, zawiera
w sobie zarodek życiowy, stale powtarzano, że istoty żyjące są obdarzone ruchem, martwe zaś—ruchu pozbawione; można istotnie wytłumaczyć bezustanne uderzanie fal morskich,
j jako spowodowane przez bodziec zewnętrzny, taką siłą poruszającą może być np. wiatr, gdy ruch mięśniowy występuje jako objaw przemiany energii, odbywającej się wewnątrz organizmu. Jeżeli jednak porównamy ruch istoty żyjącej do ruchu maszyny parowej, to powiemy, że oba są zasilane paliwem, wpro- wadzonem do wnętrza i cała różnica upadnie. Organizm, na równi z maszyną parową, potrzebuje niezbędnie pożywienia, aby módz wydołać pracy—powiemy więcej: pożywienia te są podobne, gdyż istoty żyjące przyjmują prawie wyłącznie związki węglowe, węgiel ten podobnie jak i węgiel wprowadzony do pieca utlenia się, pali, ogrzewa, a rezultatem chemicznym spalenia w obu wypadkach jest tworzenie się i wydalanie dwutlenku węgla.
Ciała organiczne obdarzone są wreszcie wrażliwością, polegającą na odpowiadaniu skurczem lub ruchem na różne podrażnienia. Kiedy drażnimy protoplazmę wstrząśnięciem mechanicznem, ciepłem, światłem, prądem elektrycznym, odczynnikami chemicznemi, wówczas widzimy pewne objawy zewnętrzne w tej protoplazmie, pozwalające nam przypuszczacie istnieje w niej elementarna draź- liwość na te bodźce. Ciała mineralne jednak posiadają także swój sposób odpowiadania na teź same podniety. Następstwem bowiem wymienionych bodźców bywają często zjawiska chemiczne, wydzielanie ciepła, światła, a nawet rozkład związku, jak to się zdarza z ciałami wybuchowemi; przez wstrząśnięcie nitrogliceryna rozpada się, wydając dwutlenek węgla, tlen, azot, wodę; zbyt silna podnieta może również uśmiercić istotę żyjącą.
Różnice fizyczne zacierają się podobnie jak morfologiczne i genetyczne skoro zblizka i bez uprzedzenia przypatrujemy się wszelkim rodzajom materyi. Chemiczna jej podstawa jest także jedną, gdyż pierwiastki są zawsze teź same bez względu na to, czy budują komórkę żyjącą, organizm wielce złożo
788 WSZECHSWIAT. N r 50.
ny, zwyczajny kam ień albo pokłady skał. W sposobie łączenia się m ateryi elementar" nej istnieje jednak niezmierna różnica; w istotach żyjących spotykamy związki tak bardzo skomplikowane, jak białko, tłuszcze, cukry, cechujące m ateryą żyjącą i poza n ią nie tworzące się nigdzie w przyrodzie. Cząsteczka białka sk łada się z wielu zapewne se_ tek atomów, jest niezmiernie wielką i nie. zmiernie złożoną, z niej tworzy się proto- plazma, pierwotne podścielisko życia. B iałko znajduje się we wszystkich organizmach bez wyjątku w wysoko ukształconych i w pierwotnych, w roślinach zarówno jak i w zwierzętach; gdy więc niema ani jednego organizmu pozbawionego białka, to istotnie powiedzieć możemy, że je s t ono charakterystycznym związkiem wspólnym dla wszystkich organizmów, piętnuje wszelkie życie— w świecie mineralnym zaś nie spotykamy podobnego zjawiska, nie znajdziemy w nim związku, któryby się pow tarzał w każdym minerale, któryby w ten sposób charakteryzował świat martwy.
Własność tworzenia związków białkowych niezmiernie złożonych, byłaby poważną różnicą, na k tórą Yerworn zwraca uwagę, gdyby inne znamiona nie godziły ze sobą przyrody organicznej i nieorganicznej. Tworzenie się białka w organizmach je s t procesem bardzo złożonym, gdyż z niego budują komórki substancyą swego ciała; ciało to jednak bezustanku się niszczy, pali, rozkłada i nano- W'o musi być odbudowanem; na tem ciągłem tworzeniu i rozkładaniu się białka polega przemiana materyi, będąca procesem chemicznym, właściwym istotom żyjącym. C iała mineralne przedstawiają nam jednak bardzo często analogiczne przemiany, a Yerworn chcąc udowodnić tę tezę czerpie przykład z fabrykacyi angielskiego kwasu siarczanego: skoro kwas azotny zmieszamy z bezwodnikiem kwasu siarkawego, wówczas ten ostatni odbiera tlen od kwasu azotnego, redukując go na azotawy, a sam z łatwością zamieni się na kwas siarczany, gdy dość będzie miał wody. Kwas azotawy utleniać się będzie na kwas azotny przy ułatwionym dostępie powietrza i znów oddawać będzie swój tlen bezwodnikowi siarkawemu, dążącemu do zam iany na kwas siarczany. Tym sposobem cząsteczka kwasu azotnego ciągle się rozpa-
! da, oddaje tlen i napowrót odtwarza łącząc się z tlenem powietrza; możnaby przez czas
| bardzo długi uskuteczniać tę przemianę, analogiczną do przemiany materyi istot żyjących.
Przebieg życia nie jes t wieczny; po pełnem życiu następuje powolny proces rozkładowy, zwany okresem nekrobiozy, prowadzący do śmierci. Śmierć powoli rozwija się z życia i razem z niem stanowi dwa skrajne stany w szeregu przemian, odbywających się w organizmach. M aterya m artw a także nie jest wieczną; podlega ona również powolnemu rozkładowi, rozpada się na związki coraz mniej złożone, na bryły coraz to mniejsze, jednem słowem—umiera. Nieśmiertelną jest tylko m aterya elem entarna, ta, z której zbudowaną jest cała przyroda—związki zaś jej wszystkie ulegają rozkładowi i zburzeniu.
D-r Zofia Joteyho.
Z Riviery.
IY .
G o r b i o.
Przewodniki dla podróżnych bardzo m ało się zajm ują licznemi wycieczkami, jakie można urządzać ze stacyj na Riyierze w głąb kraju.
Przeważnie podają one tylko wyliczenie miejsc, godnych zwiedzania, pomijając najbliższe, często najpiękniejsze ich okolice, a polecając dalekie, trudne, często nieopła- cające się wycieczki.
A tymczasem na Riyierze przydałyby się bardzo książki, zawierające dobre wskazówki dla podróżnych, gdyż działalność stowarzyszenia alpejskiego nie rozciąga się poza góry, przewodników niema, a mieszkańcy rzadko posiadają wiadomości o drodze, a nigdy o piękności danego miejsca.
Dotychczas, tylko powtórna jazda na Ri- yierę może zapoznać z jej pięknościami tych,
N r 50. W SZE CHS WIAT. 789
którzy się nie obawiają niepotrzebnej włóczęgi.
Każdy podróżny, odczuwający piękność przyrody, a nieszczędzący zmęczenia, powi- nienby iść z Mentony przez Gorbio do Roc- cabruna.
Większości nawet najbardziej przedsiębiorczych turystów wystarcza wycieczka do Castellar. W dolinie Gorbio nie przechodzą oni za Gorbio, niewiedząc, źe tam mianowicie powinni się udać.
A przecież właśnie na brzegu, po drugiej stronie Gorbio, najwspanialszy krajobraz rozwija całą swą piękność.
Cala wycieczka może trwać 5 godzin; należy ją urządzać popołudniu. Aż do Gorbio prowadzi teraz piękna droga jezdna.
Zaczyna się ona przy hotelu Aleksandra i biegnie w licznych zakrętach wraz z doliną.
Dolinę, bardzo urodzajną, przerzyna okazały strumień, z początku szeroki, zwężający się wyżej.
Do drogi przytykają ogrody willi, później zaś skromne zagrody wiejskie.
Z nad murów wyglądają kwitnące rośliny, z początku, u bogaczów, wykwintne, później, u biedniejszych, zwykły lak, lewkonie, pelargonie, zawilce.
Gdzieniegdzie wznoszą się pojedyńcze cyprysy, często oplecione różami, przypominając krajobrazy wschodnie. Sady cytrynowe i pomarańczowe ciągną się jedne za drugie- mi, dalej spotkać można drzewa figowe. Wyżej trafiają się już oddzielnie nasze drzewa owocowe, okryte kwieciem.
Właściwie na tej wysokości jest dla nich jeszcze zaciepło, to też udają się dobrze dopiero koło Sant’ Agnese, za skałami, zamy- kającemi od północy dolinę.
W dolinie Gorbio warto zbierać rośliny. Ardoino, który ułożył florę Alp morskich, wylicza przeszło tysiąc dziko rosnących gatunków, spotykanych w dolinach, otwierających się koło Mentony.
Trzebaby przejść prawie całą Irlandyą i Szwecyą, chcąc znaleźć tyle różnych roślin ile tu można widzieć na przestrzeni 15 mil kw.
Doliny Mentony są nadzwyczaj bogate w storczyki, które kwitną prawie wszystkie na wiosnę. Można tu znaleźć wiele rzadkich wogóle paproci.
Botanik będzie szukał przedewszystkiem
paproci drobnej, Gymnogramme leptophylla, zbliżonej do paproci „złotych” i „srebrnych”, należących do tego samego rodzaju, hodowanych w naszych cieplarniach.
Amator roślin przełoży nad Gymnogramme kapilorki czyli włosy Wenery, Adiantum Capillus Yeneris, które przystrajają wilgotne zagłębienia skał.
Stara brukowana droga wznosi się w górę wśród gajów oliwnych. Na jednym z zakrętów jej spostrzegamy nagle tuż przed sobą całe Gorbio, na szczycie spadzistego pagórka pokrytego oliwkami.
Powyzębiane skały otaczają amfiteatrem ten dziwnie piękny i malowniczy widok.
Wchodzimy na pagórek, przechodzimy plac ocieniony przez wiąz, zbaczamy na lewo i schodzimy na drogę pieszą, idącą po stoku góry, obok otwartej studni.
Po półgodzinnej drodze pod górę, dochodzimy do krzyża, który zdaleka widoczny, urąga burzom na urwisku skały.
Podczas silnie wiejącego mistralu niepodobna się zatrzymać w tem miejscu, a zdruzgotany krzyż, wznoszący już tylko jedno ra mię ku niebu, świadczy o gwałtowności burz, które tamtędy przechodzą.
Od ki-zyźa roztacza się czarująco piękny widok na wszystkie doliny, otwierające się koło Mentony.
Na wyżynach królują dzikie zamczyska Lascaris i Grimaldi, które kiedyś panowały nad temi dolinami. 'Wzrok obejmuje cały półokrąg stromych gór, otaczających doliny i stanowiących nieprzebytą dla niego zaporę, gdy znów na południe oko bez żadnego ograniczenia sięga daleko na błękitne, nieskończone morze.
Nie można sobie wyobrazić dalszego stopniowania wrażeń, trudno się rozstać z tem miejscem, a jednak obraz zyskuje na majestacie, gdy go się ogląda z grzbietu górskiego, prowadzącego na południe do Rocca- bruna.
Wtedy olbrzymy skalne, zamykające doliny, rozsuwają się jak potężne dekoracye, a kontury obrazu stają się coraz bogatsze, coraz ruchliwsze.
Wkrótce w środku krajobrazu ukazuje się Saint’ Agnese, spora wieś, która zdaje się wisieć nad przepaścią na zawrotnej wyżynie, niby gniazdo jaskółcze na skale.
790 W SZECHSWIAT. N r 50.
Któżby podejrzy wał istnienie tej miejscowości? Od strony morza zasłaniają ją zupełnie skały, na których się czepia.
Te same skały miały kiedyś chronić i kryć Sant’ Agnese przed przenikliwym wzrokiem Saracenów, puszczających się na morze Tyrreńskie.
A jednak właśnie przywódca Saracenów, Harun, zbudował, według podania, w X w. zamek, którego ruiny wieńczą szczyt góry. Przyszedł on tu n iejako wróg, ale z miłości ku jakiejś chrześcijance, którą poślubił, przy- jąwszy jej wiarę.
Nawet ten, kto zna najpiękniejszą część "Włoch południowych, odczuje z pewnością całą potęgę tego wspaniałego, typowo włoskiego krajobrazu. A jakże podnosi to wrażenie zachód słońca, gdy wierzchołki gór zaczną się czerwienić, długie, ciemne cienie padają w doliny, a Sant’ Agnese zabłyśnie w złotawym blasku na szarej skale.
Jednak czas nagli do odwrotu, bo słońce skryło się już dawno na zachodzie za Tete de chien; cienie nocy zalegają przepaści, a długa jeszcze, kamienista droga dzieli nas od Cabbe-Roquebrune, stacyi kolei żelaznej.
Na dworcu w Cabbe-Roąuebrune oczekuje nas rozkosz botaniczna.
Nad wysokim murem, na pochyłości, stoją wysokie Oercis siliąuastrum, judaszowce, spuszczające nadół bezlistne gałęzie, pełne kwiatów. Piękne, skupione kwiaty wyrastają i na starem drzewie, tak, że cała korona wygląda jak jeden pęk różowo-czerwonego kwiecia. Ojczyzną tego drzewa jest Europa południowa i Palestyna, gdzie je często spotykamy w ogrodach koło Jerozolimy. Stąd zapewne powstało podanie, jakoby Judasz miał się na niem powiesić.
V.
P o n t St. Lou is .
Czarująco pięknie przedstawia się Mento- na z Pont St. Louis. Jestto jeden z widoków, czyniących najsilniejsze wrażenie na Rivierze.
Należy go podziwiać rano, gdy słońce oświetla od wschodu starą Mentonę. W ychodzi się z Mentony na wschód drogą wiej-
| ską, a od miejsca, gdzie się rozdwaja, jej lewem ramieniem.
Droga idzie zwolna pod górę między wil- [ lami i murami i jest nadzwyczaj przyjemna,
jeżeli niema wiele kurzu, gdyż przylegające j do niej ogrody przepełnione są roślinnością, j która się wychyla na drogę.
Rośliny mają zamało miejsca w zakreślonych granicach i dążą na swobodę.
Różowo-czerwone i ogniste pelargonie wychylają się przez kraty, tam zwiesza się krzew róży obsypany kwieciem, tu cały mur aż do dołu pokrywają bocianie noski, Pelar- gonium pellatum, których liście znikają pod mnóstwem blado-czerwonych kwiatów.
Krzew, który się przegina zgrabnym łu- j kiem ponad innym murem, to Boddleya j Lindleyana z gronami żółtych kwiatów, po-
dobnemi do kłosów. Heliotrop wijący się na tyce napełnia całą drogę swym zapachem, dalej znów przechodzimy obok szpaleru sza- franowo-żółtych róż. Przypołudnik, Mesem- bryanthemum acinaciforme, przystraja mur mięsistemi łodygami, liśćmi i czerwonemi lub żółtemi kwiatami. Cytryny i pomarańcze, obficie pokryte owocem, rozwijają już także wonne kwiaty.
Przechodzimy koło francuskiej komory celnej i oto już jesteśmy u celu, przy moście San Luigi, przerzuconym w śmiałym łuku nad przepaścią, dzielącą Francyą od Włoch.
Widok z mostu na Mentonę jest rzeczywiście uderzająco piękny.
Stare miasto pokrywa wązki grzbiet górski, spuszczający się ku morzu. Domy piętrzą się skupione jedne nad drugiemi i obok siebie. Wszystkie są zbudowane w stylu włoskim, z loggiami, balkonami i ta rasami, pomimo tego każdy innego kształtu i wielkości, zdają się łączyć w jednę masę bez żadnego planu.
Każdy jest innego koloru, ale w blasku słońca sprzeczności się zlewają razem i z oddali całe miasto świeci jak białe.
Od masy domów odcina się kościół z wysmukłą dzwonnicą.
Jakież wspaniałe ramy otaczają ten obraz! W oddali zarysowywuje się mglisto, ledwie widoczny profil zębatego Esterelu. Dalej brzeg ucieka przed morzeni i dopiero Tete de chien nad Monaco ośmiela się mu stawić czoło, stojąc jakby na straży u brzegu. Za
N r 50. WSZECHSWIA.T. 791
nim potężne, majestatyczne góry posuwają się coraz bliżej ku Mentonie. Cap Martin wysuwa się, jak zielona aksamitna wstęga na błękitne morze, a za Mentoną wznoszą się zębate olbrzymy skalne i błyszczą na słońcu niobieskawo-szare.
Niżej w zielonych wąwozach jasna zieleń gajów oliwnych miesza się z ciemnym odcieniem ogrodów cytrynowych, a na stokach kryją się wśród liści białe wioski.
W pobliżu połyskują jasno nagie grzbiety górskie, pokryte gdzieniegdzie zielonemi oazami lasów sosnowych.
Pierwszy plan obrazu zachwyca przepychem barw, gdyż cała niższa część wąwozu, nad którym idziemy, zamieniona jest w jeden ogród, zstępujący stopniami, a ziemia niknie zupełnie pod kwieciem.
Jasno i ciemno-czerwone bodziszki(geranie) skupiają się w gęste bukiety, kuliste krzewy złocieni (Chrysanthemum frutescens) usiane są tysiącami kwiatów, jak białemi gwiazdami. Drzewo judaszowe, obsypane kwiatami, pochyla nad białemi złocieniami swoje różowo- czerwone gałęzie.
Krzak róży, kwitnącej żółto, wspina się na czerwony judaszowiec; smukłe bambusy wznoszą się jak pióropusze w powietrze, obok palm wachlarzowych.
Ciemno-zielone wysokie cyprysy, drzewo pieprzowe o jasno-zielonych, delikatnych pierzastych liści na zwisających gałęziach, ciemno-czerwone Bougainvillea po ścianach, stanowią prawdziwy kalejdoskop.
Wysokie daktylowce, wystające ponad wąwóz, obejmują ramionami widok Mentony, pierwszy plan stanowią fantastyczne opuncye tuż przy moście.
Cały ten barwny obraz kąpie się brzegiem w ciemno-błękitnych wodach. Świeży powiew płynie od morza, wiosna spogląda ku nam z wąwozu niezliczonemi oczyma kwiatów. Obraz to harmonijny i wesoły.
Zapomnijmy więc, że tam, nad Mentoną, gdzie wśród szarych murów wznoszą się białe kamienie i ciemne cyprysy, to miejsce żałoby.
Kiedyś na wyżynie tej stał zamek Grimal- dich, później wśród jego zwalisk powstał tam cmentarz.
Panuje on nad słonecznym krajobrazem, jak kiedyś panował zamek.
Staram się oderwać od niego myśli, ale na- próżno, znowu do niego wracają.
Żaden cmentarz nie usposabiał mnie smutniej od tego, z jego grobami, ukrytemi wśród kwiatów. Trudno sobie wyobrazić większą sprzeczność między słoneczną, radosną przyrodą, a straszną śmiercią. Serce się ściska na widok tej sprzeczności.
Spoczywający na tym cmentarzu spieszą ze wszystkich stron świata.
W kwiecie wieku, zdała od ojczyzny, układają się na wieczny spoczynek pod jaśminem i różami.
Może im ta ziemia lżejszą będzie, bo kwiaty nigdy na niej nie więdną. Szczególniej wiele znajduje się tam róż: białe, żółte, krwawo-czerwone roztaczają woń upajającą.
Gdym raz odwiedzał ten cmentarz, cały świat promieniał blaskami wdosny, a w powietrzu czuć było radość życia. Wtedy właśnie najsmutniej było wśród tych kwiatowych grobów.
N a świeżo wzniesionym pomniku siedział młody rzeźbiarz i wykuwał z kamienia twarz młodej dziewczynki, śpiewając wesołą piosnkę.
Długo stałem przy tym grobie, bo mi się i przypomniały tragedye Szekspira.
Wysoko ponad mostem San Luigi wznoszą się zębate skały, otaczające wąwóz.
Wąwóz podnosi się tu nagle, w romantycz- ! nej dzikości. Ze środka jego wznosi się po-
jedyńcza stożkowata skała, ostro zakończona. W skałach znajdują się liczne jaskinie.
Na każdym występie skały czepiają się wilczomlecze, jałowiec, rozmaryn i malwy (Lavatera maritima) o wielkich kwiatach, przerywając ich jednostajność.
W dole wszystko się zieleni od bujnej roślinności. Mały strumyczek spływa w dół szemrząc po szczelinach skał i tworzy śliczne wodospady.
Część wody zbiera się w małym wodociągu, który biegnie nadół w malowniczych zakrętach i sklepionym łukiem przechodzi nad strumieniem.
Wszystko łączy się na tej niewielkiej przestrzeni, efektownej jak dekoracya teatralna.
W nadzwyczaj ciepłej okolicy Piviery wąwóz ten stanowi najcieplejsze miejsce. Otoczony i zasłonięty przez wysokie góry, otwar
792 N r 50.
ty jest tylko dla wiatrów południowych. Już w grudniu zaczynają tu kwitnąć fiołki, a ja skółki nigdy stąd nie odlatują. Jaszczurki powinnyby tu zapomnieć o potrzebie snu zimowego. Pożywienia jest tu aż zbyt wiele. Owady brzęczą w powietrzu, a pająki nawet w zimie zastawiają na nie sieci.
Edward Strasburger.Tłum. Z. S.
Wpływ ciśnienia atmosferycznegon a s t a ł ą i c i e k ł ą p o w ł o k ę z i e m i 1) . !
W rozprawie, której dokładny ty tuł podałem wprzypisku, znany geofizyk, S. Giinther, rozbiera szczegółowo wpływ, jaki wahania ciśnienia atmosferycznego wywierają na część stałą i płynną powierzchni ziemi. Ponieważ w rozprawie tej autor dotyka wielu zagadnień i spostrzeżeń, interesujących, być może, nietylko specyalistów, podajemy ją tu zatem w możliwie dokładnem streszczeniu.
Zacznijmy od stałej powłoki ziemi. Czy mniej lub więcej silne ciśnienie powietrza wpływa na zmianę poziomu stałego gruntu?A priori możemy powiedzieć, że tak, gdyż ten ostatni, jak to skądinąd wiemy, nie jest zupełnie stałym i nieruchomym, lecz odznacza się pewnego rodzaju sprężystością i plastycznością 2) i jako taki odczuwa (w niewielkiej wprawdzie mierze) zmiany, zacho- j
dzące w gęstości atmosfery. Jeżeli przypuścimy, że górne warstwy ziemi mają sta
') S. G iinther. L uftd ruckschw ankungen in ihrem E influsse a u f die fesfen und fliissigen B estandtheile der E rdoberflache (B eitrage zu r G eophysik. Z eitschr. f. physikalische E rd k u n d e , lierausgegeben v. G. G erland. II, 71 — 152, 1 8 9 4 ). Porów , także re fe ra t z tej rzeczy przez p. B ronco | w N. J a h rb . J . M. e tc . 1895 , t . I.
2) Porów n. W szechśw iat z r . 1894 , n -r 1 i 2, artykuł: „O wpływie tw orzen ia się gór na bu d o wę skał i m inerałów ” .
łość szkła, to podczas minimum barometrycz- nego powierzchnia ziemi musi zająć położenia o 9 c m wyższe, niż podczas maximum. Zboczenia pionu, spowodowane przez te wahania barometryczne, dochodzą do 0,0292 sekundy łukowej, a zatem przedstawiają wielkość kąta, która już jest dostępna dla pomiarów. Od dwu przeszło wieków trwają usiłowania, mające na celu ścisłe określenie zboczenia pionu. Na szczególną uwagę zasługują pod tym względem spostrzeżenia v. Rebeur-Pa- schwitza z Wilhelmshaven nad wahadłem poziomem. Gliniasty grunt tamtejszy, przejęty wodą, posiada wielką stosunkowo sprężystość i pod wpływem zmian ciśnienia atmosferycznego naprzemian nadyma się jak poduszka elastyczna, lub też opada, oddziały- wając tym sposobem na ruchy wahadła poziomego.
Od dość dawnego już czasu przez rozmaitych uczonych wypowiadanem było przekonanie, źe wysoki stan ciśnienia atmosferycznego sprzyja powstawaniu t. zw. dyzlokacyj- nych trzęsień ziemi, t. j. takich, którym towarzyszą mniej lub więcej znaczne zaburzenia w układzie warstw skorupy ziemskiej. Prof. Giinther nie przypuszcza jednak, aby wprost tylko wzmaganie się i obniżanie ciśnienia powietrza mogło mieć jakiś ważniejszy wpływ na wahania skorupy ziemskiej, skłania się on raczej ku poglądowi, według którego tylko nagłe a wielkie zwiększenie się ciśnienia może wpływ ten wywierać. Oto zresztą własne jego słowa i pogląd na sprawę: „Nie mamy bezpośredniego dowodu na to, że z podnoszeniem się ciśnienia atmosferycznego zwiększa się jednocześnie podatność skorupy ziemskiej do wahań o większej amplitudzie; bywały nawet wypadki, w których nizki stan barometru zdawał się sprzyjać powstawaniu zjawisk sejsmicznych, co jednak trudnem jest do zrozumienia z punktu widzenia mechanicznego. Co dotyczę raptownych zmian ciśnienia, to wpływ ich może stanowić dopiero przedmiot do dyskusyi, lecz nie jest bynajmniej faktem niezbicie .dowiedzionym. Jedno tylko spostrzeżenie nie ulega żadnej wątpliwości, a mianowicie to, że w zimnej porze roku trzęsienia ziemi są daleko częstsze, niż w ciepłej. Okoliczność ta przemawia wyraźnie za tem, źe zaburzenia tektoniczne wewnątrz skorupy ziemskiej odbywają się
Nr 50. WSZECHSWIAT. 793
łatwiej i częściej podczas panowania wysokiego ciśnienia atmosfery”.
Już Hoernes i in. starali się sprowadzić ruchy mikrosejsmiczne ziemi wyłącznie tylko do efektów meteorologicznych. Na podstawie spostrzeżeń Eerthellego twierdzić możemy z pewnością, że raptowne zmiany ciśnienia atmosferycznego wywołują jednocześnie wahania tromometru, przyczem spadanie barometru sprowadza bardziej silne kołysania, jakkolwiek żadnej proporcyonalności w amplitudach obu wahań nie dostrzeżono; przeciwnie się rzecz ma podczas wysokiego stanu barometru: aparat zachowuje się zwykle bardzo spokojnie, nawet przy dość silnym wietrze. Bertelli należał jednak do zwolenników poglądu, wedle którego wstrząśnienia mikrosejsmiczne ziemi całkowicie zależą od gazów, zawartych w głębi ziemi; ponieważ nie mogą one wydostać się ze swego ukrycia, powodują przeto tylko wstrząśnienia leżącej nad niemi powłoki. Z poglądem tym nie zgadza się Giinther, albowiem niema ścisłych dowodów, któreby zaprzeczały innemu jeszcze przypuszczeniu, że przyczyną wstrząśnień tych są wiatry. Giinther przypisuje zatem mikrosejsmiczne ruchy ziemi działaniu podwójnych przyczyn: zewnętrznych (ciśnienie atmosfery i wiatry) i wewnętrznych, czyli geologicznych. W każdym jednak razie przyznać trzeba, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy raptownem spadaniem ciśnienia atmosfery i bardziej ożywionemi oscyla- cyami gruntu.
Wybuchy wulkanów również pozostają w pewnym związku z ciśnieniem atmosfery. Ponieważ masa ognistopłynna wulkanu i pochłonięte przez nią gazy podlegają wielkiemu j
ciśnieniu, zmniejszenie się więc tego ostatniego, choćby je tylko wywołało po wietrze, niemo- j
że pozostać bez skutku, zwłaszcza w tych wulkanach, które, jak np. Stromboli, znajdują się w stanie ciągłego niepokoju, ciągłej pulsaoyi. Go dotyczę wulkanów drzemiących, a tych jest większość, to i tu siła wybuchu pozostaje w odwrotnym stosunku do ciśnienia atmosferycznego. Z drugiej jednak strony wątpliwą jest rzeczą, aby się kiedykolwiek dowieść udało, że pierwotną, początkową przyczyną działalności wulkanu było nizkie ciśnienie powietrza.
Zrozumiałą jest także zależność energicz
niejszego wydzielania się gazów z pokładów węgla od nizkiego stanu barometru.
Jeśli się teraz zwrócimy do wpływu atmosfery na płynną powłokę ziemi, to przyznać musimy, że od dawiendawna dostrzeżono związek pomiędzy powolnemi nierównomier- nemi wahaniami poziomu morza i ciśnienia powietrza. Jeżeli sobie wyobrazimy dwa zbiorniki wody połączone wązkim kanałem, to, rzecz prosta, wyższym poziomem wody będzie się odznaczał ten zbiornik, nad którym panuje mniejsze ciśnienie atmosfery, jak to zresztą wypływa i z rozbieranych przez Giinthera stosunków hydrograficznych Norwegii.
Prócz tych nieprawidłowych kołysań poziomu morza znane są również i wahania rytmiczne, które na morzu Baltyckiem mają nawet nazwę specyalną „morskiego niedźwiedzia” (Seebar). Zjawisko mianem tem wyróżnione polega na tem: jeżeli na końcach linii AB, która w jakimkolwiek kierunku przecina powierzchnię zbiornika wody całkowicie albo prawie całkowicie objętego lądem, ciśnienie powietrza nie będzie jednakowe, lecz, dajmy na to, w A będzie większe albo mniejsze niż w B, to w pierwszym punkcie musi nastąpić obniżenie się (resp. wzniesienie) poziomu wody, w B zaś wzniesienie (resp. obniżenie). W ten sposób wytwarza się oscylacya, której amplituda prędko zmniejsza się i najczęściej w krótkim już czasie dochodzi do zera. Amplitudę tę mogą powiększyć wiatry, towarzyszące zmianom ciśnienia atmosferycznego, a zwłaszcza wichry raptowne, jeśli do ich wytwarzania się istnieją w danej miejscowości odpowiednie warunki.
Na źródła słodkie wywiera teź powietrze wpływ niemały, „Niema żadnej wątpliwości—są słowa prof. Giinthera —że każde źródło, którego początek kryje się w zwaliskach skał, odciętych zupełnie od dopływu powietrza, podczas zwiększonego ciśnienia atmosfery wydaje mniej wody, niż podczas depressyi”. Zewnętrznie wpływ ten wyraża się przez mętnienie w wielu źródłach wody po raptownym spadku barometru, lub nagłej zmianie pogody jasnej na słotną. Źródła gazowe jeszcze w większym stopniu wpływowi temu podlegają. „Ilość dwutlenku węgla (znowu słowa prof. Giinthera), wydzielają*
794 WSZECHSWIAT. N r 50.
zauw ażone, d latego podaję je poniżej w zesta w ieniu z danem i d -ra Schroetera d la w ykazania zachodzących różn ic , a mianowicie: L ycogalaE p idendron L inne. Pospolity , u k azu je się od czerw ca do listopada na s farych pniach, w o k o licach M iędzyrzeca spotykałem go najczęściej na zm urszałych pniach brzozow ych. W edług Schroete ra m a zarodn ik i g ładkie. W okazach, "przeżeranie rozpatryw anych , znajdow ałem pow yższe organy okry te błoną, k tó ra p rzy 300 pow iększeniu przedstaw iała się zaw sze w yraźnie punk to w aną.
H yduum repandum L inne. G rzyb ten u Jó ze fa Ju n d z iłła nosi nazw ę polską ko łczaka obłą- czystego, należy do jad a lnych . W tych stronach widywałem go we w rześn iu w sosnowych i liś ciastych lasach , lubo n ad e r rzadko . W szystkie badane przezem nie okazy w liczbie sześciu m iały zarodn ik i praw ie k u lis te , gdyż długość ich wynosiła od 5 — 7 [J., a szerokość 4 — 6 jj.. W edług S chroetera m ają k sz ta łt podłużno-eliptyczny, d ługość 9 —11 [i, szerokość 5 ,5 — 7 [X. Przeciw nie d -r W iinscbe w swem dziełku p. t . „D ie P iltz e” , w ydanem w L ipsku w r. 1877 , w k tó rem ty lko bardzo ogólnie w spom ina o zarodnikach rodzajów , w yjątkow o nadm ienia, że u pow yższego gatu n k u są one kątow o-kuliste , a więc bardziej zb liżone p ostac ią do zarodników , zauw ażonych
cego się w jednostce czasu ze źródła gazowego, jest odwrotnie proporcyonalną do ciśnienia w danej obwili panującego”. Wielka ilość spostrzeżeń, dotyczących źródeł wydzielających gazy, prawo to stwierdza najzupełniej.
J . M.
n listopada.
Kształt i wielkość zarodników u niektórych gatunków grzybów z działu śluzowców (Myxo- mycetes) podstawko-zarodnikowych (Basidio- mycetes i woreczko-zarodnikowych (Ascomy-
cetes).
W iadom o, że do jrzałe zarodn ik i grzybów , po chodzące od jednego i tego sam ego g a tu n k u , z a chow ują s ta le jed n ak ie p ię tn a w swych k sz ta łtach , barw ie, a naw et i w w ielkości. Cechy te m ało uw zględniane p rzez daw niejszych autorów , op isujących grzyby, zo sta ły dopiero p rzez now szych badaczy zużytkow ane w dyagriozach m yko- logicznych, w celu u łatw ienia określeń gatunków lu b rodzajów'. Z tego pow odu i d -r S ch roeter w swem dziele p . t. „ P ilz e ” , k tó re dotychczas je szcze w całości nie w yszło z d ru k u , op isu je po w iększej części zarodn ik i każdego g a tu n k u , na podstaw ie b ądź w łasnych bądź cudzych postrze- ż eń . Nie w szystk ie jed n ak ż e p rzez niego p rzy toczone dane, dotyczące k sz ta łtu i w ielkości rzeczonych narządów , k tó re do tąd m iałem sposobność spraw dzać, są zgodne z m ojem i obser- w acyam i, w y ją tek o bardzie j różniących się za rodn ikach stanow ią następu jące grzyby: L ycogala E p idend ron L inne, H ydnum rep an d u m L inne, C oprinarius d ichrous P e rso o n , C ortinarius cinna- m om eus L inne, C ortinarius y io laceus L inne, C ortinarius v ib ra tilis F r ie s , R ozites c ap e ra ta P ersoon , A garicus n idu lans P ersoon , A garicus corticola P ersoon , A garicus o strea tu s Jacąu in , A garicus nehu la ris B a tsch ., E laphom yces cervi- nus L inne.
W ym ienione rośliny w innych z re sz tą cechach są zupełnie zgodne z p rzytoczonem i p rzez wspomnianego au to ra , przyczem cechy te są o ty le charak terystyczne , że w yk luczają możliw ość b łędu określenia . Poniew aż b ra k mi innych dzie ł, o p isu jących bardzie j w yczerpująco n a rząd y ro zm n ażan ia grzybów , p rze to nie wiem czy dostrzeżone przezem nie niezgodności były ju ż j p rzez kogo
w okazach m iędzyrzeckich.C oprinarius d ichrous Persoon. Zbierałem
szczególniej we w rześn iu i październ iku , na pastw iskach podleśnych, m iędzy traw ą. Różnica zarodników tego ga tunku polega ty lko na wielkości. S ch roe te r podaje ich długość od 6 — 7 [X,
a szerokość 4 — 4,5 ' (i. W edług m oich pom iarów długość dochodziła od 1 0 —13 p,, szerokość od 6 — 7 jj..
C ortinariu s cinnam om eus L inne. U kazu je się dosyć często od lipca do grudn ia m iędzy mcham i w lasach i zaroślach zarów no sosnowych ja k liściastych. W edług Schroetera b łona zarodników tego g rzyba je s t g ładką, czego jed n ak że w zupełności po tw ierdzić nie m ogę, gdyż w iększość ro z patryw anych okazów m iała zarodn ik i okry te błoną, k tó ra p rzy 300-nem pow iększeniu p rzedsta w iała się mniej lub więcej punktow aną.
C ortinarius violaceus L inne. Znany m i z je d nego osobnika zebranego w sierpn iu , w cienistym liściastym lesie. Jes tto g rzyb n ad er charak te rystyczny z pow odu, że w szystkie jego części ta k zew nętrzne, j a k w ew nętrzne są ciemno-fioletowe- go ko lo ru , w yjąw szy zarodników , m ających błonę rdzaw ej barw y w yraźnie punktow aną. O tej osta tn ie j w łasności b łony Schroeder nic nie nadm ienia, nie m ów i bowiem - czy je s t g ład k ą czy chropaw ą, sądzę więc, że nie m iał pod tym w zględem dokładnej pew ności i d la tego pom inął po w yższy szczegół w swej dyagnozie. T ak samo nic nie w spom ina o błonie zarodników C ortinarius y ib ra tilis F ries , k tó re w okazach przezem nie badanych były w yraźnie na pow ierzchni p u n k to wane.
N r 50. WSZECHSW1AT. 795
R ozites capera ta Persoon. P ospo lity w okolicach M iędzyrzeca, ukazu je się w sierpn iu i w rześniu w lasach sosnowych, niekiedy grom adnie na niew ielkich przestrzen iach . I ten gatunek , za zdaniem w mowie będącego au to ra , m a błonę zarodnikow ą g ładką , gdy tym czasem znajdow ałem j ą zawsze w yraźnie punktow aną.
A garicus n idu lans Persoon. Spotykałem w j e sieni na pniach sosnowych. O zarodnikach tego ga tu n k u Schroeter pisze, że są eliptyczne (p o d łu g K ars łena) 3 — 5 |jl długie, 1 [A szerokie. P rzy tak im stosunku długości do szerokości nie m ożna ich uw ażać za eliptyczne, ale raczej za cylindryczne. K sz ta łt is to tn ie eliptyczny m iały zarodniki okazów m iędzyrzeckich , m ierzyły bowiem od 5 — 6 jj. długości i 2 ,5 — 3 [j, szerokości.
A garicus cortico la Persoon. D ostrzeżony k ilk a razy p rzy końcu m aja i w październ iku m iędzy mchami, okryw ającem i k o rę w ierzby k ruchej. G rzyb ten drobnych rozm iarów , oprócz cech zew nętrznych, w yróżnia się dokładnie od innych sw em i m aczugow atem i cystydyam i, k tó re w górnej t. j . szerszej połow ie opatrzone są w alcow atem i w yrostkam i, na jbardzie j w ydłużonem i na w ierzchołku tych cystydyj. W edług S chroetera za rodn ik i tego ga tu n k u są cylindryczno-elipłyczne lub ja jo w a te 9 —11 jj. d ługie, 4 — 5 [J. szerokie.W okazach m iędzyrzeckich były k sz ta łtu albo dokładnie ku listego , albo praw ie kulistego, m ierzy ły bowiem w średnicy 6 — 10 [J., albo długość przew yższała szerokość od 1 — 2 |A.
A garicus osfcreatus Jacąu in . Zauw ażony w p a ź dziern iku na dw u pniach po ściętych topolach kanadyjsk ich i n a żyjącej topo li p iram idalnej, | w m iejscu w ypróchniałem . Schroeter u trzym uje , | że zarodnik i tego g rzyba są tak ie sam e, ja k J
u A garicus salignus P ersoon , czego jed n ak że poszukiw ania m oje nie po tw ierdza ją , o statn i bowiem, p rzy trafia jący się tu ta j częściej, ma organy, o k tórych mowa, k sz ta łtu cylindrycznego w obu ! końcach zaokrąg lone, 10 — 14 [j. d ługie, 3 — 4 jj, | szerokie, t. j . zgodne z opisem Schroetera, p o d czas gdy okazy A garicus o strea tu s , przezem nie rozpatryw ane, m iały zarodn ik i bardzo k ró tko e lip tyczne, gdyż długość ich wynosiła 3 ,5 — 4 jj,, a szerokość 3 [J..
A garicus nebu laris B atsch . B az ty lko zauw ażony w październ iku w jednym z ogrodów m iejsk ich , w skupionej w iązce, liczącej p rzeszło 30 osobników. W edług S eh ros te ra zarodniki tego ga tu n k u są ja jo w a te , u dołu spiczasto zakończone, 7— 9 jj. d ługie, 4 — 4,5 ja szerokie. W ed ług zaś B ritze lm ayra (Die H ym enom yceten A ugsburgs) m ają 3 — 5 |J, długości i 3 [A szeroko- j ści. Okazy przezem nie zebrane posiadały zarodn ik i ku liste lub praw ie ku liste o średnicy od 5—6 [i.
Elaphom yces cervinus L inne . Poniew aż grzyb te n w yrasta na k ilk a cm pod pow ierzchnią ziemi p rze to ty lko w ypadkow ym sposobem m ożna go napo tkać . D o tąd znane m i są dwa okazy, jed en znaleziony p rzed kilkom a la ty w kw ietniu p rzy
w ykopywaniu korzenićw ki (M onotropa hypopitys), d rug i w r . b. w m aju dostrzeżony na k re tow isku , w idocznie przez k re ta na pow ierzchnię w yrzucony. Oba były zupełnie do jrza łe i miały zarodniki okryte b łoną brodaw kow atą albo raczej o p a trzo n ą na pow ierzchni nieforem nem i w yrostkam i do 1,5 [j, wysokiemi. S chroeter zaś pisze, że b łona zarodników tego ga tu n k u je s t g ładka, to sam o u trzym uje i d-r W iinsche, k tó ry w dya- gnozie rodza ju Elaphom yces pow iada, że za ro d niki są gładkie lub praw ie gładkie.
Z powyżej przytoczonych niezgodności w idzimy, że zarodniki przynajm niej niektórych g a tu n ków grzybów nie zawsze zachow ują sta łe cechy, ja k to na początku niniejszej no ta tk i zaznaczono, ale, zależnie od pewnych w arunków , ulegać mogą m niejszym lub w iększym zmianom. Z daje się, że do tąd mało zw racano uwagi na te różnice, poczytu ją c je może raczej za w ynik błędnej obserwacyi, niż za następstw o zm ienności, tak p rzynajm niej m ożnaby wnosić z opisów d -ra S chroetera , k tó ry zaledw ie gdzieniegdzie obok swoich postrzeżeń nad zarodnikam i p rzy tacza postrzeżenia innych autorów . Jeżeli j e więc pom inął, to nie d latego, aby o nich nie w iedział, ale praw dopodobnie d latego, że ja k o niezgodne z jeg o w łasnem i, poczyta ł za m ało praw dziw e. Przeciw nie, gdyby uznawał możliwość zmienności w tych organach byłby w łasne obserwacye albo zestaw ił z obcemi, albo porobił pew ne zastrzeżen ia p rzy opisie za ro d n ików, ta k samo ja k to czyni, gdy mówi o innych cechach tych roślin .
B. Eichler.
SPRAWOZDANIE.
Physikalische Krystallographie etc ., przez p ro f. P . G rotha. W ydanie 3-cie; 702 drzew ory ty , 3 tablice kolorow ane, X V I + 783 stronic. L ipsk , 1 895 .
T rzecie zupełnie p rzerobione i znacznie p o w iększone w ydanie pow szechnie znanego po d ręczn ika „K rystalografii fizycznej “ p ro f. G ro tha z M onachium je s t doskonałym dowodem nadzw yczajnego rozw oju tej nauki w ostatn ich la t dz iesią tkach , je j em ancypacyi, ja k o sam oistnej um ieję tnośc i m atem atyczno-fizycznej. K to zna ty lko pierw sze w ydanie z roku 1876 , a o obecnym s ta nie nauki skąd inąd nie je s t poinform ow any, ten w trzeciem je j wydaniu z r. b. znajdzie p rzy n a jmniej połowę rozdziałów* zupełnie d la siebie no wych. K ry slalografia i dziś jeszcze w ykładaną je s t zazw yczaj w połączeniu z m ineralogią w spo
sób czysto opisowy, scholastyczny, bynajm niej n ieo dpo wia daj ący dzisie jszem u je j stanow i. Ju ż tw órca k rysta log rafii, U aiiy, usiłow ał nietylko opisyw ać lecz i racyonaln ie tłum aczyć postaci k rystaliczne. Gdy zaś p race B rew stera , Senar- mon*a, G railicha, a w czasach nowszycli M allarda i in. dow iodły szczegółowo praw idłow ego zw iązku pom iędzy fizycznem i w łasnościam i k ry s z ‘a łu i j e go form ą, stopniow o w yjaśniło się p rzekonanie , że postać zew nętrzna k ry sz ta łu je s t wynikiem j e go budow y w ew nętrznej. B udow a zaś ta polega n a ścisłem zespoleniu najdrobn ie jszych cząsteczek k ry sz ta łu , k tó re oddzia ływ ają na siebie pew nem i określonem i i ściśle od k ie ru n k u zależnem i s iła m i, czyli że budow a ta je s t w łasnością fizyczną danej substancyi. N a drodze czysto geom etrycz- nej w yprow adzili n ap rzó d H essel, a później n iezależn ie od siebie B rayais i G adolin w szystkie m ożliw e bry ły k rystaliczne; do tych sam ych zu pełnie rezu lta tów doprow adziły teo rye budow y w ew nętrznej ośrodków k rysta licznych , op racow ane przez B ravaisa , Sohnckego, F iodorow a i Schónfliessa i o p arte na w łasnościach fizycznych k ryształów . Z p rac tych okazało się, że k ry s ta log rafią należy trak tow ać, ja k o część fizyki m olek u la rn e j, a właściwie m ów iąc, ja k o fizykę m o lek u la rn ą ciał stałych wogóle, gdyż i t, zw. ciała bezpostaciow e czyli am orficzne z d a ją się być, ja k tego dow odzi V oigt, skupieniem bardzo drobnych c ząs tek k rysta licznych . D la tego też p ro f. G roth zaczyna swój w ykład od ro zb io ru w łasności fizycznych k ry sz ta łó w w ścisłem słowa tego z n a czeniu, a więc optycznych, te rm icznych , m echanicznych i t. d ., aby naby tem i w ten sposób uogólnieniam i przygo tow ać czy te ln ika do poznan ia i zrozum ienia „ teo ry i budow y ciał k ry s ta lic z n y ch ” . T eoryą ta w ykazuje, że w szystk ie m ożliwe uk łady praw idłow e cząsteczek w p rzes trzen i na jdok ładn ie j odpow iadają m ożliwym rodzajom zew nętrznej sym etry i k rysz ta łów . D alej w teo ry i te j zn a jd u ją także ob jaśn ien ie z jaw iska tw o rzen ia się i w zrostu k ryształów , pow sław anie tych lub innych ścian w zależności od w arunków k ry - sta lizacy i i t . d. T ak więc k ry s ta lo g rafia d z isie jsza je s t je d n ą z n a jb a rd z ie j teore tyczn ie opracow anych gałęz i fizyki, p osiada p ierw szorzędne znaczenie w poznaw aniu p rzy ro d y ciał sta łych , a dla chem ii, nauki za jm ującej się w łasnościam i owych ciał, m a doniosłość w yjątkow ą. N adm ienim y tu ty lko , że p rzez dokładne i ścisłe określenie pojęcia „ sy m e try i” zdołano należycio w yśw ietlić stosunek pom iędzy fo rm ą zew nętrzną a t . z w. działaniem optycznem , k tó ry w sku tek w ażnych odkryć P a s te u ra , s ta ł się punk tem w yjścia d la dzisie jszej „ste reochem ii” . Rozwój k rysta log rafii w k ie ru n k u fizycznym m a a to li zn a czenie n iety lko teo re tyczne, lecz rodzi w z ra s ta ją ce z dniem każdym zastosow ania p rak tyczne . Całkow ite poznanie praw idłow ego zw iązku p o m iędzy w łasnościam i optycznem i k ry sz ta łu a jego sym etryą m iało w swym sk u tk u pow stan ie m eto- | dy optycznej, zapom ocą k tó re j m ożem y dziś j
796 Nr 50.
w p rep a ra tach m ikroskopow ych rozpoznaw ać i określać ciała k rystaliczne z dokładnością, o j a kiej p rzed k ilku dziesią+kam i la t nie m iano naw et pojęcia. Pospolicie znanem je s t przeobrażen ie , jak iem u u leg ła petrografia przez w prow adzenie te j m etody do swoich badań , ja k ważnym śro d kiem pom ocniczym je s t dla chem ika „analiza k ry s ta liczn a” , opracow ana przez O. Sehm anna, H aushofera i in ., wreszcie ja k błogie spraw iło sku tk i w prow adzenie m etod k ryszta łoop tyk i do badań botanicznych i histologicznych.
P odręczn ik krystalografii fizycznej p ro f. G ro tha w zupełności odpow iada dzisiejszem u postępow i te j um iejęfności, o ile wogóle nowsze je j zdobycze w książce popularnej wyłożyć się da ją . N ie będziem y tu poszczególe rozb iera li bogatej treśc i tego dzieła, zw rócim y ty lko uw agę czytelnika na te ustępy , k tó re streszcza ją w sobie najnow sze rezu lta ty rozw oju krystalografii racyonalnej.
Część I-szą książki au to r pośw ięca wykładowi w łasności fizycznych k ryształów , z k tórego w yłan ia się stopniow o zw iązek i stosunek pom iędzy oddzielnem i ich postaciam i. Część ta w w ydaniu obecnem zaczyna się od op tyk i, ja k o p rak tyczn ie najw ażniejszej; przyczem podstaw ą tego ro zd z ia łu nie je s t teo ryą sprężystości ogólnej, lecz czysto geom etryczne tw ierdzen ia F le tchera . N a drodze tej dojść m ożna naw et bez teo ry i m atem atycznej dtf praw idłow ego rozum ienia zjaw isk ta k zaw iłych, ja k np. refrakcya koniczna (stożkow a), m ają c a w ielkie znaczenie w badaniach m ikroskopowych. Ze w zględu na te osta tn ie dodał a u to r w tem w ydaniu nowy rozdział o barw ach po la ry zacyjnych. Z upełnie p rzerobiony, a w łaściwie nanow o opracow any je s t rozdział o w łasnościach elek trycznych , a zw łaszcza o dzia łan iu sił m echanicznych na k ry sz ta ły , dziedzina, w k tó re j Yoigt poczynił ta k wiele spostrzeżeń ważnych i ciekawych. R ozdział ten opracow any zosta ł p rz y w spółudziale B eckenkam pa; p rzy uk ładan iu a r ty k u łu o budow ie m olekularnej k ryształów był znów pom ocnym au torow i inny specyalista , Sohn- cke. W a rtyku le tym w yłożona je s t dokładnie n ap rzó d teo ry ą B rayaisa , n a jp ro sfsza i w w ielu w ypadkach w zupełności w ystarczająca; co zaś dotyczę now szych teoryj Sohnckego, F iodorow a i Sohonnfliessa, to podane są one ty lko w za ry sach ogólnych, gdyż bardziej szczegółowe ich trak tow an ie znacznieby pow iększyło i ta k ju ż po. k aźn ą objętość dzieła, a ja k au to r p rzypuszcza, byłoby naw et trudno zrozum iałem bez odpow iednich m odeli. A le i to , co da je au to r, w ystarcza do p rzekonan ia , że poglądy na w ew nętrzną budowę ciał k rysta licznych w teoryach tych w ypow iedziane, tłum aczą nam zadaw aln iająco z jaw isk a , ja k ie na k ry sz ta łach dostrzegam y i u ła tw ia ją tym sposobem zrozum ienie ich isto ty .
N ajw ażniejsze je d n a k zm iany poczynił w części II-ej swej książk i, w k tó re j tr a k tu je o w łasnościach geom etrycznych kryształów . Do dzis dn ia w użyciu będąca system atyka b ry ł k ry s ta licznych, głów nie p rzez N aum anna w yrobiona,
WSZECHSWIA.T.
N r 50. WSZECHSWIAT. 797
■odznacza się w w ielu punktach niedokładnością, n iejasnością i nielsonsekwencyą, ja k wykazał G adolin . Pochodzi to s tąd , że podział naumanow- ski na holoedryą, hem iedryą, hemimorfią i t . p. g ru p y opierał się ty lko na pewnych zew nętrz nych analogiach ciał krystalicznych, przew ażnie m inerałów , bez jak ie jko lw iek zasady ogólnej. Obecnie na podstaw ie em pirycznego zasadniczego p raw a krysta lografii geom etrycznej (racyonalnośó współczynników ścian) z całą ścisłością m atem atyczną dow iedzionem zostało, że możliwera je s t ty lko is fnienie 32 g rup czyli k las b rył k rysta licznych , k tó re różn ią się od siebie wyłącznie s to p niem sym etryi. O kazuje się zatem , że dotychczasow e „u k ład y ” czyli „system y” kryształów są m niej lub więcej dowolnem i luźnem połączeniem pewnej ilości b ry ł, mającem zaledwie znaczenie prak tyczne, ze w zględu na łatw ość, z ja k ą się w ruem oryentować m ożna. Praw dziw ie logiczna i racyonalna system atyka 32 możliwych k las k ryształów polega na poznaw aniu brył naprzód na jp rostszych , t . j . posiadających najniższy stop ień sym etryi i stopniowem przechodzeniu do pos tac i bardziej złożonych. Dotychczas zaczynano zw ykle od form najbardziej skomplikowanych i sta rano się z nich wyprowadzić p roste. P rzez w prow adzenie tej racyonalnej system atyki znika j ą zupełnie ze słownictwa krystalograficznego tak ie term iny , ja k : heiniedrya, te ta rtoed rya , he- m im orfizm i t. d. oraz w szystkie wiążące się z niem i niejasności i trudności, z jak iem i walczyć ■musieli początku jący a naw et i obznajm ieni z rz e czą . P rzy opisie każdej z tych k las au to r pod a je p rzyk łady najw ażniejszych substancyj k ry stalicznych; w w ydaniu obecnem znacznie pomno- żonem i zostały p rzyk łady ciał nadzwyczaj in te resu jących , t. zw. „działających optycznie” , k tó re należą do k las , jak ie przedtem nie posia d a ły p rzedstaw icieli.
Część III-c ia książki obejm uje k rystalografią p rak tyczną , w ykłada metody wyliczania k ry sz ta łów (t. j . s to sunku osi, współczynników ścian i t. d .), opisuje p rzy rząd y i prawidłowy przebieg b adań k ry s łalograficznych, uw zględniając w szystk ie poczynione w tym przedm iocie ulepszenia la t o sta tn ich .
Zew nęłrznie dzieło prof. G rotha odznacza się starannością i dokładnością licznych rysunków i k ilku tab lic kolorowanych, zasługując i pod tym w zględem na ogólne uznanie, jak iem się słusznie cieszy. ^
Posiedzenie 1 7-te Komisyi teo ry i ogrodnictw a i nauk przyrodniczych pomocniczych odbyło się dn ia 5 g ru d n ia 1895 roku o godzinie 8 -ej w ieczorem .
1 . P ro toku ł posiedzenia poprzedniego zosta ł odczytany i p rzy ję ty .
2. P . W. W róblew ski mówił o zm ianach, j a kim u legają rośliny, przeniesione z rów nin na znaczne wysokości, E ozpoczął od określenia strefy alpejskiej i charak terystyk i roślin alpejskich, następnie p rzeszed ł do streszczenia wyników pracy G ustaw a B onnier, k tó ry postanow ił na drodze dośw iadczalnej rozstrzygnąć py tan ie , co się stan ie z rośliną, je ś li zostanie nagle p rzen ie siona z rów nin w strefę alpejską? Czy będzie m ogła przystosow ać się do nowych w arunków i ja k ie zmiany anatom iczne i fizyologiczne za jd ą w je j budowie i czynnościach. W tym celu p. G. B onnier w ybrał około 150 gatunków roślin nizinowych, każdy osobnik podzielił na dwie połowy, z k tórych jednę pozostaw ił w m iejscu, gdzie rosła w na*uralnych w arunkach, d rugą przen iósł na wyżynę. Obadwa stanow iska posiadały jednakow y sk ład g ru n tu i były wystaw ione zarów no na działanie prom ieni słońca. D ośw iadczenia prow adził od r. 1883 na k ilku stacyach dośw iadczalnych w A lpach i P irenejach . N ajwyższe leżały na M ont Blanc, 2 300 m, i w P irenejach na 2 400 m; n iższe stacye były położone na 1 2 2 0 m, a naw et 740 nr. na rów ninach zaś w F on taineb leau rośliny stanow isk dolnych zasadzone były w ziem i, przyniesionej z gór.
D oświadczenia prow adzone były w ciągu la t 10-ciu nad roślinam i z rozm aitych rodzin. P rze- dew szystkiem okazało się, że rośliny, k tó re napotykać można na rów ninach, ja k o też, w strefie a lpejsk iej, zdolne są wytrzym ywać nagłe zm iany i przystosow ać się do nowych w arunków . Inne rośliny p o trzeb u ją dłuższego czasu do p rzysto so w ania się, k tó re z każdym rokiem sta je się zupełn iejsze, a po 1 0 -ciu la tach roślina p rzyb ie ra n iem al wszystkie cechy swojej odm iany górsk iej. Jako przykład p G. Bonnier p rzy tacza i podaje rysunk i posłonka zw yczajnego (H elianthem um vu lgare), p rzew iertn ika sierpow atego (B up leu - rum falcaturn), p rzyw ro tn ika pospolitego (Alche- m illa vulgaris), bulw y (H elianthus tuberosus) i innych. Na w szystkich tych przyk ładach w ybitne są zmiany, jak im rośliny u lega ją ze zm ianą wysokości, na k tó rą zostały przeniesione. W y ra żają się one w rozm iarach i zabarw ieniu kw iatów , w zabarw ieniu ciemniej szem i budowie an a to micznej liści, k sz tałtach i rozm iarach łodyg p o d ziemnych i t. p ., a nadto w odmiennych wogóle energiczniejszych czynnościach w spomnianych or- ganow.
Przem ówienie p. W . W róblewskiego będzie drukowane w całości w jednym z przyszłych n u merów W szechświata.
N a tem posiedzenie zostało ukończone.
7 9 8 WSZECHSWIAT.
K R O N IK A N A U K O W A .
— T em p eratu ra w głęb i z iem i. N a osta tn im kongresie stow arzyszenia naukow ego b ry tańsk ie - go p . E v e re tt p rzedstaw ił re z u lta ty bad ań nad w zrostem tem p e ra tu ry w otw orze św idrowym ziemi, w yw ierconym w C rem orne, w Nowej W alii południow ej. O tw ór m a obecnie 892 m g łębokości, a pom iary tem p era tu ry dokonyw ane były zapornocą czte rech term om etrów m aksym alnych, sprow adzonych z obserw ato ryum w Kew. B adan ia te w ykazały p rzy ro s t 1° C na każde 43 ,3 ra głębokości, znacznie zatem m niejszy, aniżeli wyp ada z dostrzeżeń w innych okolicach ziem i. A u to r sądzi, że przyczyny tego odstępstw a nie m ożna przypisyw ać sąsiedztw u m orza, w głębokości bowiem od 14 do 19 m w oda m orska okaza ła się ciep lejszą, aniżeli podziem ne w arstw y l ą dowe.
T. R.
— D zia łan ie krzem u na m etale . Z b ad ań p . M oissana okazu je się, że dzia łan ie k rzem u na m etale prow adzi do rezu lta tó w różnych. K rzem sta ły w wysokiej tem p e ra tu rze , w sku tek p rężn o ści swej pary , m oże się łączyć z m etalem stałym i p rzez działan ie podobne do cem entacyi w ydaje is tny krzem ek, k tó rego p u n k t topliw ości p rz y p a da n iżej, aniżeli m etalu . K rzem ciekły łączyć się m oże z m eta lem stopionym w piecu e lek trycznym ; ro zp u szcza jąc się zaś w m eta lu ciekłym , nie tw orzy z nim zw iązku , albo przynajm nie j zw iązek bardzo n ie trw ały , a w chw ili k rzep n ięc ia m eta lu w ydziela się w stan ie k ry s ta licznym . B adania te dotyczą w szczególności że laza, chrom u i s reb ra .
T. E.
— O ryginalny i dobrze uzasadn iony pogląd na budowę k ryszta łó w w ypow iedział p ro f. B ecke w tow . p rzy rodn . „ L o to s” w P rad ze czeskiej (L o tos, 1894 , t . X IV ). K ry sz ta ł rosnący p o w iększa się, j a k w iadom o, p rz e z osiadan ie na jeg o ściankach substancyi, będącej w ro z tw o rze , p rzez co ściany te co raz się b a rd z ie j ro zsze rza ją . K ry sz ta ł sk łada się zatem z oddzielnych ja k o b y części p iram idalnych , k tó re a u to r nazyw a s to żk ami p rzy ro s tu (A nw achskegel); w ierzchołk i tych stożków leżą w punkcie środkow ym po w ięk sza ją cego się k ry sz ta łu , podstaw y zaś są jeg o ścianami. F o rm a sto żk a w k ry sz ta łach p ro s ty ch , o śc ianach jednakow ych , zależy ty lk o od położen ia odpow iadającej m u p łaszczyzny, w kom binacyach z a ś — od szybkości n a ra s tan ia podstaw y . Im pow olniej odbyw a się osadzanie się w arstw m ole-
N r 50.
ku larn j'ch na ściance k ry sz ta łu , tem szerszym s ta je się odpow iedni stożek, tem w iększy udział b ie rze ściana ta w pow ierzchni ograniczenia k rysz ta łu . Ściany o w zroście zbyt szybkim m ają stożk i wązkie i w ysm ukłe, ja k np. płaszczyzny w ierzchołkow e slupów w ydłużonych; jeże li tego
j ro d za ju ściany leżą pom iędzy dwiem a płaszczyz- j nam i n a ra s fającem i powoli, to m ogą zniknąć zu
pełnie. S tąd wynika, że k ry sz ta ły o taczają się w rezu ltac ie zaw sze ścianam i o najsłabszym , naj-
j pow olniejszym przyroście. S tożkam i p rzy rostu ob jaśn ia Becke wiele zjaw isk , dostrzeganych w k ryszta łach . P rzy studyach m ikroskopow ych dostrzegam y często owe s*ożki w p rzek ro jach : ta k np. podłużne p rzek ro je ch iasło litu (czw oroboki) posiadają postać k a ta rak ty d latego , że stożk i p łaszczyzny wierzchołkowej zaw iera ją w sobie wiele obcych w rostków , gdy stożk i słupa pionowego są od nich wolne. V/ am etyście znow u rozm aite s ‘ożki są zabarw ione niejednakow o, gdyż barw nik nie osiada na w szystkich ścianach w rów nej m ierze. N ajw idoczniej je d n a k w ystęp u ją stożki p rzy ro stu na k ry sz ta łach , poddanych
) w ytraw ianiu, a zw łaszcza na p rzek ro jach , idących ukośnie do ich podstaw y. P rzek ró j tak i, po w ytraw ieniu , rozp ad a się na pew ną ilość sektorów (zależn ie od form y, k sz ta łtu i k ierunku przecięcia), na k tó rych figury w ytraw ione g ru p u ją się w sposób odm ienny, ja k np. na fluspacie. Dalej p rzy tacza a u to r p rzypadk i t. zw. anom alij optycznych, w k tó ry ch stożk i p rzy ro s tu w ażne m ają znaczenie. W reszcie wym ienia prof. B ecke p rzy k ład y k ry sz ta łów , będących m ieszan iną izom orficzną k ilku substancyj, w k tórych s tożk i p rzy ro s tu ró żn ią się do pewnego stopnia naw et sk ładem chemicznym ( ja k np. w augicie), ob jaśn ia za- zjaw isko to tem , że stan przesycenia roztw oruś d la rozm aitych stożków je s t rozm aity , że zatem na jed n e j ścianie następu je p rędzej przesycenie jednego zw iązku izom orficznego, na drugiej zaś — drugiego.
J . M.
•— Nowy m in era ł. Ciekawy pod w zględem chem icznym m inera ł opisuje p . F le tc h e r (Min. M ag., t . X). Je s tto dw utlenek cyrkonu (Z r0 2), znany do niedaw nego czasu ty lko ja k o zw iązek podw ójny z k rzem ionką po d nazw ą cyrkonu ( Z r 0 2 . S i0 2), m inerału dość rozpow szechnionego w p rzy rodzie . C zysty dw utlenek cyrkonu je s t m inerałem bardzo rzadk im ; k ry sz ta ł, k tó ry opisuje p. F le tch e r, pochodzi z C eylonu, barw ę m a czar- no-żelazną, tw ardość 6 ,5 , c iężar w łaściwy 6 ,0 2 5 , sym etryą m onokliniczną; nazw any zosta ł badde- leyitem na cześć p. B addeley , k tó ry przyw iózł k ry sz ta ł ten z Ceylonu. T aki sam m inerał, ty lko rodem z B razylii,, opisał p rzed k ilku ła ty H ussak pod nazw ą b razy litu . N ordensk jo ld o trzym ał sz tuczn ie k ry sz ta łk i dw utlenku cyrkonu, k tó re je d n a k odznaczały się sym etryą te lrag o n a ln ą , po dobnie ja k kam ień cynowy czyli kassy te ry t (S n 0 2)
N r 50. W SZECHSWIAT. 799
i ru ty l (T i0 2). D w utlenek cyrkonu (Z r0 2) zdaje się być p rze to substancyą dwupostaciową,
J. M.
— 0 składzie m ineralogicznym i chemiczuym holenderskich wydm piaszczystych ciekawą ro z praw ę ogłosił J . W . R etgers (N. Ja h rb . f. M ineralogie e tc ., 1895 , t. I). P rzedm iotem badania były p iask i wydm m orskich z miejscowości Schevenin- gen, położonej n a zachodnim brzegu H olandyi. A u to r przedew szystk iem s ta ra się wyrobić nau kow ą m etodę badania piasków , k tó ra , w edług niego, pow inna polegać na system atycznem i m ożliw ie dokładnem oddzieleniu części składowych p iasku w płynach ciężkich i stopach na zasadzie ciężaru właściwego jeg o z iarn . W tym celu R etgers używ a cieczy T hau le ta (jodek rtęc i i po ta su ), k tó re j c iężar w łaściwy dochodzi do 3 ,2 , jo d k u m etylu o ciężarze wl. 3 ,3 , k tóry jed n ak podnieść m ożna do 3 ,6 , nasycając p łyn jo d o fo rmem i jodem , w reszcie azo tanu sreb ra i ta lu ; te w stanie bezw odnym top ią się w tem pera tu rze 75° C na m asę, p raw ie 5 razy cięższą od wody. Ciecze te m ożna rozcieńczać bądź wodą bądź też ksylolem , ja k jo d ek m etylu . P og rąża jąc piasek w tych płynach ciężkich, rozm aicie skoncentrow anych, w ydzielił zeń R etgers aż 9 grup m inerałów0 c iężarze w łaściwym stopniow o w zrastającym od 2 ,5 (o rto k laz ) do 5,2 (m agnetyt); każdą z tych g rup poddał następnie badaniu m ikrosko- powermi i analizie chem icznej. W tak i sposób zdo ła ł oznaczyć ilościowo zaw artość kw arcu (8 9 % ), węglanów (3 % ) , g ran itu (2 ,7 % ), amfi- bolu ( l ,5 ° /0), aug itu (1 % ) , o rtok iazu (0 ,7 ° /o)1 t. d. W ogóle a u to r odkrył w piaskach holenderskich (Scheyeningen) około 24 m inerałów , k tó rych szereg o w zrastającym ciężarze w łaściwym je s t tak i: o rtok laz, m ikroklin , p lagioklaz,ko rdyery t, kw arc, spa t w apienny, apa ty t, amfibol, tu rm alin , p iroksen , epidot, ty tan it, sy llim anit, oliwin, g ran a t, s tau ro lit, dysten, korund, spinel, ru ty l, cyrkon, m agnety t, ilm enit. Jednym z n a jciekawszych rezu lta tów badania je s t ten , że wydm y piaszczyste H ollandyi zachodniej, ja k to wyp ływ a z ich sk ładu m ineralogicznego, u tw orzone są z s tartych okruchów skał pierw otnych skandynaw skich i finlandzkich i nie m ają nic wspólnego z m ateryałem okruchow ym , znoszonym do m orza z Niem iec, F rancy i i Belgii przez p rądy Renu, Mozy i Skaldy. Głównym czynnikiem , ścierającym i szlifującym piasek wydmowy, je s t w iatr; pom imo znacznej różnicy w ciężarach właściwych rozm aitych z iarn p iasku , nie dostrzegam y żadnej praw idłow ości w ich rozm ieszczeniu w wydmie, co m ogłoby nastąp ić , gdyby czynnikiem śc iera jącym by ła woda. Średnią wielkość z ia rn p iasku R etgers podaje na '/4 mm i zarazem wypowiada p rzekonanie , że je s tto wielkość graniczna, pon iżej k tó re j rozm iary z iarn p iasku wogóle nie spad a ją . D alej charak terystyczną cechą p iasku wydmowego je s t nieobecność w nim m iki, k tó rą
z łatw ością m ożna dostrzedz w piasku m orskim : cienkie je j łuszczki w iatr rozdm uchuje i unosr daleko poza obręb wydmy właściwej.
J. M.
ROZMAITOŚCI.
— Nowa w yp ra w a podbiegunowa, w N iem czech zaw iązał się kom itet w celu przygotow ania nowej wyprawy do okolic podbiegunow ych. Z ebrał się on niedaw no w B erlinie i uchw alił w ysłanie dwu okrętów, k tó re rozpoczną podróż z wyspy K erguelen. W ypraw a potrw ać m a trz y la ła, a koszty wyniosą przeszło m ilion m arek.
T. R.
— W pływ nizkiej tem peratury na zw ie rzę taWodne. Nagłe zam arzanie wody, jak ie w ystępuje n iekiedy w k ra jach północnych, uw ażane je s t za nieuniknioną przyczynę śm ierci je j m ieszkańców. P . R egnard sądzi wszakże, że je s tto domysł zgoła dostrzeżeniam i nie p oparty . Poddaw ał on stopniow em u zam rażaniu wodę w akw aryum i przekonał się, że w pobliżu tem pera tu ry 0 ° karp zwolna zasypia, nie p o rusza ju ż p łetw am i, a sk rze la również słabe ty lko w ykonyw ają ruchy. P rzy -—2° ryba w ydaje się zupełnie uśpioną, ale nie je s t zam rożoną. P rzy — 3° w reszcie je s t w stan ie śm ierci pozornej, ale doskonale jeszcze g iętka. Jeżeli tem pera tu ra w tedy zw olna się podnosi, k a rp budzi się i zaczyna pływ ać, nie okazując niczem , by jakiegokolw iek doznaw ał cierpienia. W ody więc podbiegunow e, k tórych tem pera tu ra nie opada wogólności niżej 3°, utrzym yw ać m ogą zw ierzęta zaaklim atyzow ane do tem pera tu ry ta k niskiej.
T. R.
— Nowego szkodnika kaw y zauw ażono na p lantacyach w niem ieckiej A fryce wschodniej. Je s tto niew ielki (2 ’/2 mm d ługi), czerwonawo-żół- ty żuczek, H erpetophygas fasciatus. Jego beznoga, żółta la rw a w gryza się w drzew o i toczy je , . zab ija jąc w k ró tk im czasie roślinę. Ż uczek ów znany byl i dawniej na po łudniu A fryki, a więc w m iejscow ościach, gdzie niem a p lan tacy j kaw y. Na tych ostatnich zaczął się ,p°kazywać dopiero od r . 1893, upodobaw szy widocznie sobie krzew kaw owy. Stanow i to ciekawy przyczynek do fak tu , że w nowej m iejscowości up raw a roślin może się n ieraz spo tkać ze szkodnikam i, od k tó rych w ojczyznie swojej była zupełnie w olną.
(P rom etheus).B. D.
800 W SZECHSW IAT. N r 50.
— Fałszow anie miodu nieda wno jeszcze o g ra niczało się do topionego, sprzedaw anego w sło jach ; ale za to każdy, k to go kupow ał w p la s trach , m ógł być pewny, że k u p u je praw dziw y. Obecnie je d n a k zaczęto w yrabiać p la s try z parafiny , wyborn ie naśladow ane i napełnione glukozą, zam iast miodu. D ziś więc chyba, je ś l i k to chce być z u pełnie pew nym , że m a do czynienia z p ro duk tem niefałszow anym , pow inien raczej kupow ać pszczo ły , aby m u sam e m iód robiły .
n. d .
— Cew ki do nici. Ja k wiadom o p rzew ażna część znajdu jących się w hand lu nici do szycia naw in ięta je s t na cew kach czyli walcach d rew nianych, k tó re w niesłychanej ilości w yrab ia ją się bardzo szybko na odpow iednio do tego zasto so wanych tokarn iach . N a w yrób ten w szakże nada je się niewiele ty lko drzew , a p rzedew szyst- kiem brzoza p ółno co- am eryk ań s k a , k tó re j ro z legle lasy w stanie M aine od la t 25 eksp loato wane są w yłącznie na po trzeby p rzem ysłu nicia-
nego. Corocznie wywozi się z tego stanu am erykańsk iego około dwu milionów stóp sześć, d rzew a brzozow ego do Szkocyi, gdzie fabrykacya nici, szczególniej w Paisley, m a swe ognisko. Jak to się zw ykle w A m eryce dzieje, lasy w stanie M aine niszczono z początku nieoględnie, ale w krótce zaję to się zadrzew ieniem p rzes trzen i w ytrzebionych. P rzy ro st nie dorów nywał w szakże ilości w yrąbyw anego corocznie drzew a, tak że ju ż obecnie przew idyw ać m ożna rychły b rak jego . D zieje się tu toż samo, co z osiną w Skandynaw ii, F in landy i i w prow incyach nadbałtyckich . W spom niane drzew o, k tó re je s t najodpow iedniejsze na zapa łk i szw edzkie, sta je się corocznie rzadszem . G dy niedawno jeszcze w Szwecyi znajdow ały się niew yczerpane napozór lasy osiny, obecnie fabrykacya zapałek w Szwecyi i w Niem czech je s t skazana w yłącznie na dowóz z Rosyi.
T. E.
B u l e t y n m e t e o r o l o g i c z n yza tydzień od 4 do 10 grudnia 1895 r.
(ze spostrzeżeń na stacy i meteorologicznej p rzy Muzeum Przem ysłu i Rolnictwa w W arszaw ie).
‘doN
B a ro m e tr 700 mm -j- T em p era tu ra w st. C.
'CQ K ieru n ek w ia tru | gum a
SZybk0^ J u n d T aCh “ opaduU w a g i
O 7 r. 1 P- 9 w. j 7 r. 1 p. 9 w. | Najw. N ajn. £
4 S. 46.9 46,1 47 ,t i 9,6 0,8 1,6, 1,7 — 4,o SW 5,SW<s,SW5 1 4.2 drobny kilka razy5 C. 4 '»2 34,7 24,5 1,9 2,9 6,4 6,4 1,3 88 SW!',SW I!,SW 12 7,8 « przez cały dzień , /
: 6 P 25,8 24,4 23,0 2,6 3,4 6,4 1,3 79 W n,W '2,W ’ ! 1,6 ok. 9 h. a. m.7 S. 23,5 24.' 22,4 0,9 1,7 °»ł 2,5 0,2 81 W 3,W '2,W'* 0,4 ❖ drobny cały dzieńS N . 26,7 30,5 35,5 0,8 1,7 — 0,5 2,0 — o ,5 84 w u , W 9, W ’ i 1,5 A w południe9 P. 38,6 42,7 46,1 o ,3 0,0 — 1,6 0,7 — 1,8 88 W 5,YV3,W 3 0,3 w nocy
1 o W. 43,5 40,4 40,8 — 0,4 o ,7 — 2,21 2,2 — 1,7 9° SW ’,SW5,W 3 ; 2,0 od rana do 2 p. m. >Js
Ś red n ia 34,7 >,2 87 17,6
T R 'E Ś ć . O m atery i m artw ej i ży jące j, p rzez d -ra Zofią Jo teyko . — Z R iviery: IV . G orbio, V. P o n t St. L ouis; p rzez E d w ard a S tra sb u rg e ra . Tłum . Z. S. — W pływ ciśnienia atm osferycznego n a s ta łą i ciekłą pow łokę ziem i, p rzez J . M. — K orespondencya W szechśw iata. — Spraw ozdanie. —
T ow arzystw o O grodnicze. — K ron ika n au k o w a .— R ozm aitości. — B uletyn m eteorologiczny.
W ydaw ca A. Ś ló sa rs k i. • Redaktor B r. Zn a fo w ic z .
^03B0.Teno Ii,en3ypoio. Bapuiana, 1 ^eitaSpa 1895 r. Warszawa. D ruk E m ila Skiwskiego.