Upload
others
View
1
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
4/19/2015 Namysłów, grudzień 2015
Wesołych Świąt Bogdana Kasprowicza
W dzień Bożego Narodzenia
lwowskie niesiemy wspomnienia
i choinkę z tamtych lasów,
zapach wilii z tamtych czasów,
Barszczu dziś nam nie zabraknie,
uszek ile dusza łąknie
i gołąbków z hreczką kaszą,
z miodem, z makiem kutię naszą,
Wszystko pachnie i smakuje
lecz na stole dziś króluje
chleb opłatka biały, święty,
kroplą miodu słodką spięty,
Tato już zapala świece,
dzieci z dziadkiem przy choince,
mama z babcią z kuchni biegiem,
a za oknem sypie śniegiem,
Podnieś rączkę Boże Dziecię
i lwowiakom w całym świecie -
choć niejeden z nas się śmieje -
daj dziś miłość i nadzieję
W numerze min :
- Order Virtuti Militari dla Lwowa.
- Marian Hemar – poeta, który najpiękniej pisał o Lwowie
- Wernisaż wystawy z okazji 45-lecia twórczości Zbigniewa Nytko
- Jak Huculi świętują Boże Narodzenie?
- Dary od Namysłowian dla Jaremcza.
- Witraże dla kościoła p.w. Św. Mikołaja w Mikołajowie koło Lwowa.
- Kresowe dworce kolejowe – Lwów.
- Kolorowe życzenia świąteczne od dzieci z Jaremcza.
- Pogoń Lwów potrzebuje pomocy!
- Ukazał się VII tom „Kresowej Atlantydy” prof. Stanisława Niciei
Wesołych Świąt
Z A P R O S Z E N I E
W dniu 24 stycznia 2016r. o godz. 10.00, na zaproszenie Proboszcza
Parafii p.w. św. Piotra i Pawła oraz Burmistrza Namysłowa,
w namysłowskim kościele odprawi mszę św. połączoną z
wprowadzeniem relikwii Świętego Jana Pawła II, Arcybiskup
Metropolita Lwowski Mieczysław Mokrzycki. Msza św. będzie
zwieńczeniem akcji ufundowania przez mieszkańców Namysłowa
witraży do kościoła w Mikołajowie koło Lwowa.
Дорогі читачі польської газети в Намислові!
Вчителі та учні Яремчанської ЗОШ І-ІІІ ст.
№1 щиро вітають Вас з Різдвом Христовим!
Ми бажаємо Вам, щоб це свято принесло
багато радості у ваші сім’ї та родини, міцного
здоров’я, добробуту, процвітання та любові.
Веселого та щасливого Різдва!
Наші учні також приєднуються до привітань
і бажають Вам гарного Різдва, святкового
настрою та столу, щоб було багато страв на
свят вечір та всього, що Ви бажаєте собі в
Бога.
Życzenia nadesłane na adres naszej redakcji przez uczniów i nauczycieli ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Jaremczu.
Mizerna, cicha, stajenka licha,
Pełna niebieskiej chwały.
Oto leżący, przed nami śpiący
W promieniach Jezus mały…
Życzę Wszystkim zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia.
Niech ten czas spędzony w gronie najbliższych
napełni Wasze serca spokojem i radością.
Niech błogosławieństwo Bożego Dzieciątka
towarzyszy Wam przez cały Nowy Rok.
A szczere i najpiękniejsze Bożonarodzeniowe życzenia
spełniają się w każdym momencie.
Prezes TMLiKPW Oddział w Namysłowie
Jarosław Iwanyszczuk
Drodzy Miłośnicy Lwowa i Kresów Południowo - Wschodnich w Namysłowie,
Zbliża się chwila, gdy zasiądziemy do stołu, wsłuchując się – na nowo - w Ewangelię o Bożym
Narodzeniu, weźmiemy do ręki opłatek i łamiąc się nim będziemy wypowiadać najserdeczniejsze słowa
życzeń.
Życzę Wam, aby to kolejne Boże Narodzenie napełniło nas radością i siłą, przyniosło spokój,
miłość najbliższych i czas dla tego, co naprawdę w życiu ważne. Życzę również, aby nadchodzący rok
przyniósł to wszystko, czego w głębi serca pragniemy najbardziej, a przede wszystkim wzajemny
szacunek i zrozumienie nawet w najtrudniejszych chwilach. Byśmy byli ludźmi nadziei, miłości, byśmy
nieśli ludziom jedność, bo Betlejem jest miejscem narodzin Dobra, Ciepła, Jedności i bezinteresownej
Miłości.
Daj Wam Boże szczęścia, zdrowia na to Boże Narodzenie, abyście byli zdrowi, weseli jako i w niebie
anieli.
Łamiąc się z Wami opłatkiem,
z lwowskim "Daj Boże zdrowie"
Julian Kruszyński
Burmistrz Namysłowa
Życzenia świąteczno-noworoczne, nadesłane przez uczestników II Namysłowskiego Jarmarku Kresowego,
naszych przyjaciół z Centrum Twórczości Dzieci i Młodzieży „Haliczyna” ze Lwowa.
Życzenia przekazał Dyrektor CTDiM – Jarosław Kuzyk i jego zastępca Jarosław Leskiv.
Kolęda Lwowska
Marian Hemar
Na Lewandówce W cichej kołyscy Dziecko maleńkie Jak ptaszyna kwili
Chodźcy na palcach, Patrzcie si wszyscy Lwowski Pan Jezus
Narodził si w tej chwili.
Matka bledziutka. Matka szczęśliwa Głaska dziecinę I do serca tuli,
Głosem cieniutkim Cicho mu śpiewa.
Luli, ta luli, t A lulaj mi, ta luli.
A On aż oczki Mruży z rozkoszy,
Luli, taj lulaj mi, Synku najdroższy. Matka bledziutka
Nuci i płaczy, Synku najdroższy A si myśleć boim,
Ile cierpienia, iIe rozpaczy,
Bedzi przed Tobą i przed miastem Twoim.
Jak Ciebie strzec, Na ziemi i w niebie?
Kto Cię uchroni, kto Ciebie uchowa?
Przed tym nieszczęściem, Co porwi Ciebie,
Z ramion matczynych, I miasta Lwowa.
Troska okropna, Serce mi płoszy. Luli, ach lulaj mi,
Synku najdroższy.
Nad Lewandówką W niebie si jarzy
Gwiazda ogromna, Jak miejska latarnia,
Widzą ją oczy Lwowskich baciarzy.
Na całym świeci Nadzieja ich ogarnia.
Śnieg mokry pada W gęstej zamieci,
Skrzydłami w mroku Szumię jakieś echa,
Zewsząd się zlata Tłum lwowskich dzieci,
Lwowski Pan Jezus Do nich się uśmiecha.
Chodźci tu wszyscy, Klękajcie wszyscy,
Taż on we Lwowie znów, W swojej kołyscy.
Siwe oczęta Mruży z rozkoszy. Lulaj, ach lulaj-żyż Synku najdroższy!
45-lecie twórczości Zbigniewa Nytko
Dawno już Namysłowska Izba Regionalna nie widziała takich tłumów. 16 października br. otwarto
bowiem wystawę prac malarskich Zbigniewa Nytko. Członka naszego Oddziału TMLiKPW. Na
wernisażu nie mogło zabraknąć członków naszego towarzystwa, którzy licznie stawili się w
namysłowskiej Izbie Regionalnej.
Była to też okazja do świętowania 45-lecia twórczości artysty. Wystawę otwarto w obecności dużej rzeszy
zaproszonych gości oraz namysłowian, przybyłych na tę uroczystość. Obecny był min. burmistrz Julian
Kruszyński wraz z zastępcami: Arturem Włodarczykiem i Rafałem Nowowiejskim, przewodniczący Rady
Miejskiej Sylwester Zabielny oraz licznie przybyła rodzina, przyjaciele i znajomi malarza. Na wystawie
zgromadzono obrazy autorstwa Zbigniewa Nytko, malowane przez cały okres jego pracy twórczej. Świat
zamknięty w kolorach, kształtach i kontrastach, przeniesiony na płótno pędzlem namysłowskiego artysty,
wywołują niekłamany podziw oglądających wystawę.
Jednym z głównych tematów prac jest Namysłów. Przez lata powstały dziesiątki obrazów pokazujące nasze
miasto takim, jakim widział je artysta w swojej wyobraźni. Mimowolnie stał się też kronikarzem
Namysłowa. Jego prace mają dużą wartość artystyczną, historyczną i poznawczą. Martwe natury oraz
pejzaże inspirują i pobudzają wyobraźnię, zmuszając widza do swojej interpretacji intencji autora.
Słowo wstępne przybliżające twórczość artysty wygłosił znany namysłowski plastyk Kazimierz
Drapiewski, po czym na ręce dostojnego jubilata, z okazji jego jubileuszu 45-lecia pracy artystycznej, słowa
uznania i gratulacje złożył burmistrz Julian Kruszyński oraz przybyli goście. W imieniu członków
namysłowskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich, życzenia
wraz z okazałym bukietem kwiatów, wręczył jubilatowi prezes Oddziału – Jarosław Iwanyszczuk.
Zbigniew Nytko jest jednym z pierwszych przesiedleńców, którzy przybyli do Namysłowa po zakończeniu
wojny. Urodził się 15 kwietnia 1932 roku. Mieszkał w Mielnicy Podolskiej nad Dniestrem, powiat
Borszczów, województwo Tarnopol. Jego ojciec był zawodowym podoficerem Korpusu Ochrony
Pogranicza. Swoje młodzieńcze lata spędził na słonecznym Podolu.
Po zakończeniu okupacji niemieckiej, 16 czerwca 1945 roku, wraz z rodziną przybył do Namysłowa i tu
zamieszkał. Pozostał wierny temu miastu po dzień dzisiejszy. Jego pasjami życiowymi był sport, a potem
malarstwo. Był zawodnikiem pierwszych namysłowskich klubów sportowych. Grał w piłkę nożną i
siatkówkę. Po zakończeniu kariery sportowej, zajął się malarstwem.
Przez 48 lat pracował w namysłowskim browarze. Od roku 2015, jest członkiem namysłowskiego Oddziału
Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich.
Otwarcie wystawy.
Foto. Ohlaszeny.pl
Arkadiusz Oleksak
Marian Hemar – poeta, który najpiękniej pisał o Lwowie
„Tam, gdzie jest jeden Polak sam - Jest Polska, jest patriotyzm i duch i serce w piersi płonące, jak smolak. Tam, Gdzie jest Polaków dwóch - nie ma Polski, ni uczuć dziewictwa: tam są już - dwa polskie stronnictwa. - Błąd rodzi błąd, rząd rodzi rząd, Wszyscy jesteśmy gotowi, wierzyć nowemu Sejmowi”.
Marian Hemar.
Foto. Wikipedia, NAC
Któż nie zna piosenek Mariana Hemara? Słuchając takich szlagierów jak: „Kiedy znów zakwitną białe bzy”, „Wąsik, ach ten wąsik”, „Upić się warto” czy też „Czy pani Marta jest grzechu warta?”. Często nie zastanawiamy się kto jest autorem ich tekstów. Twórczość Mariana Hemara od samego początku była pomostem łączącym pokolenia i tak jest do dnia dzisiejszego. Hemar to dziecko Lwowa. Kochał to miasto i o nim pisał. Pisał jak nikt inny. Sam o sobie mówił – „Temat Lwowa jest obsesją moich wierszy i piosenek. Nie mogę i nie chcę się jej pozbyć”. Urodził się we Lwowie 6 kwietnia 1901 roku, jako Jan Marian Hescheles. Był komediopisarzem, dramaturgiem, poetą, ale przede wszystkim satyrykiem i autorem tekstów piosenek, których napisał ponad dwa tysiące. Urodził się w rodzinie żydowskiej. Jego kuzynem był też lwowiak z urodzenia, sławny polski pisarz Stanisław Lem. Lwów, miasto „Semper Fidelis”, gdzie na każdym kroku spotkać można reduty walk o polskość tej ziemi, ukształtowało jego patriotyczne postawy i stosunek do swojej ojczyzny w taki sposób, że w latach 1918 – 1920, Mariana Hemara nie mogło zabraknąć w szeregach „Orląt Lwowskich” walczących o wolność swojego miasta, bijących się o nie najpierw z Ukraińcami, potem z Bolszewikami. Na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, studiował medycynę i filozofię, i choć studiów nie ukończył, zdobył tam podstawy spojrzenia na współczesny mu świat i żyjących wokół ludzi. W roku 1925 przeprowadził się do Warszawy i razem z Julianem Tuwimem, Janem Lechoniem oraz Antonim Słonimskim tworzył znane polskie kabarety, takie jak: „Cyrulik Warszawski” czy „Qui Pro Quo”. W roku 1939, po napisaniu tekstu piosenki „Ten wąsik”, którą wykonywał Ludwik Sępoliński (była to satyra ośmieszająca Hitlera), u władz polskich interweniowała ambasada Niemiec w Warszawie. Po zajęciu Lwowa przez Niemców, zagrożony aresztowaniem, ewakuował się do Rumunii. Od razu został żołnierzem. Walczył w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich najpierw Palestynie, potem w Egipcie i Libii, min. pod Tobrukiem. To wtedy napisał pieśń „Karpacka Brygada”, która stała się hymnem Brygady
„Karpacka Brygada! Daleki jest świat! Daleki żołnierza tułaczy ślad.
Daleka jest droga w zawiejach i mgłach, Od śniegów Narwiku w libijski piach”.
W 1941 roku, walcząc pod Tobrukiem, Marian Hemar był świadkiem śmierci pierwszego polskiego żołnierza SBSK, siedemnastoletniego podchorążego – Zbigniewa Pieniążka, który poległ w akcji bojowej. Ten piętnastoletni uczeń Korpusu Kadetów we Lwowie, po kampanii wrześniowej, przez Jugosławię i Włochy przedarł się do Francji i podając się za siedemnastoletniego chłopca walczył w 1 Dywizji Grenadierów. Dostał się do niemieckiej niewoli z której uciekł. Dotarł do Drochobycza, szukając matki, której nie odnalazł. Gdy usłyszał wieść o formowaniu Brygady Strzelców Karpackich na Bliskim Wschodzie, w grudniu 1940 roku, już jako szesnastolatek , przez Węgry, Jugosławię, Grecję i Turcję przedarł się do Palestyny. W maju 1941 roku został żołnierzem Brygady Karpackiej. To na cześć tego żołnierza, jak żywo przypominającego historie „Lwowskich Orląt”, który jako pierwszy w SBSK, pośmiertnie został odznaczony Orderem Virtuti Militari, Marian Hemar napisał wiersz „Virtuti Militari”:
‘Virtuti Militari” (Na śmierć pchor.. Pieniążka)
Święty Pieter najcichsze dosłyszy. Chłód ranny po niebie się wlókł,
Gdy u niebieskiej bramy Nieśmiały rozległ się stuk – Jakby kto klamką poruszył,
Zdoławszy ja w mroku odszukać, I cofnął dłoń – i nie wiedział,
Czy głośniej wypada zapukać…
Święty Pieter najcichsze dosłyszy, Już za bramą zaszurgotał krok,
Głośno rygle szczęknęły w tej ciszy, Siwa głowa wyjrzała w mrok. Już się blade mieniły połyski, Już świeciły się śniegi i róze,
Przed bramą ogromną na baczność, Stał chłopiec w żołnierskim mundurze.
Niewiadomo, czy tak na chłodzie Drżały pod nim gołe kolana,
Czy ze strachu, że Świetego Pietra Fatygował tak wcześnie z rana.
Wiatr zaszumiał w mgławicach gwiezdnych, Jak na ziemi szumi w liściach drzew.
Strzęp obłoku minął chłopca I otarł mu z czoła krew.
Ktoś jest, chłopcze? – spytał Święty Pieter, Już koło nich zorza niebem szła.
Chłopiec odrzekł: Melduję posłusznie, Podchorąży z S.B.S.K.
Skąd przychodzisz, niebożę? – A chłopcu Zarumieniły się na zorzy lica, I rz\ekł: Melduję… z postoju… Przepraszam… to tajemnica.
Patrz-że, patrz-że.. mruknął Święty Pieter – Podchorąży… i już do nieba !
Czy nie za wcześnie, paniczu ? Jeszcze ci ziemi potrzeba !
Jeszcześ miał dość tam roboty, Dość orki na ziemskim ugorze,
Dość lat prze sobą ! Za wcześnie Zmarło ci się nieborze !
Nie zmarło mi się – rzekł żołnierz Stojący przed nieba bramą –
Poległem na polu bitwy, To przecierz nie jest to samo.
Nie zawołałem „mamo !” – Nie czułem strach, ni męki –
Nic nie bolało – tylko Karabin mi wypadł z ręki.
O Świety - ! – i zamilkł ze strachu, Że mówił zbyt śmiele, zbyt wiele - - - Lecz Piotr-snać nie słyszał. Patrzał W te zorze, w te różę, w te biele,
Co po błękicie jak łodzie, Po wodzie – płynęły – mijały -
Na początku 1942 roku, rozkazem gen. Sikorskiego, został przeniesiony do Londynu. Tutaj przydzielono go do komórki zwalczającej niemieckie a także angielskie kłamstwa propagandowe. Po wojnie pozostał na emigracji. Ciężko znosił rozstanie z krajem, tęsknił, cierpiał i marzył o powrocie do kraju i do Lwowa. Nigdy nie zaakceptował ”nowej” Polski. Zawsze podkreślał: „Moja gorąca miłość nie może się pogodzić z inna Polską, tylko najlepszą, najuczciwszą na świecie. (…) Uczyli mnie tej miłości Słowacki, Żeromski i Piłsudski”. W tej sprawie nie uznawał kompromisów. W swoich ideach i zasadach, prawdzie i sprawiedliwości wytrwał do końca. Nie chciał widzieć swojej Polski, która nie była taką Polską o jaką walczył i którą sobie wymarzył. Ale czekał na każde wieści nadchodzące z kraju. Reagował na każde wydarzenia zachodzące nad Wisłą, i w swój charakterystyczny sposób je komentował. Kiedy w Gdańsku odsłonięto w roku 1965, pomnik króla Jana III Sobieskiego, który po długiej tułaczce z Wałów Hetmańskich we Lwowie, przez lata ukrywany i zapomniany, właśnie tutaj trafił, Hemar z wielką nostalgią pisał:
„O Królu Wysiedlony! O, Królu Janie bez Ziemi!
Na emigracji tym gorszej, że pomiędzy swojemi! Niech marmurowa buława,
niechaj dłoń marmurowa z krańca Polski wskazuje w stronę Lwowa.
Z jednego krańca Polski wróci na drugi kraniec: Na swoje Wały Hetmańskie, na swój zamkowy szaniec.
Kiedy we Lwowie postanie emigrant, co wrócił z podróży, Złóżcie mu wtedy u stóp ten wiersz – co już dziś mu tak wróży…”
Choć był z krwi i kości kabareciarzem, mistrzem parodii, humoru i satyry, to w jego tekstach wyraźnie rysuje się nurt zadumy nad rzeczywistością i tęsknoty za ojczyzną i Lwowem, Był bardzo aktywny w środowisku polskiej emigracji. Na falach Wolnej Europy prowadził cotygodniowy kabaret. Dalej pisał wiersze i teksty piosenek. Tworzył piosenki dla swojej muzy , z „Wesołej Lwowskiej Fali” – lwowianki Włady Majewskiej. To dla niej napisał teksty najbardziej znanych piosenek o swoim ukochanym Lwowie, z których bije nostalgia i wspomnienie swojego kochanego miasta, za którym tęsknił do ostatnich chwil życia. W takich utworach jak „Rozmowa z księżycem”, „Syn” czy też „Chlib Kulikowski”, przywoływał tamtych ludzi i tamten Lwów. Do końca swego życia był urzeczony polskością i swoim miastem. Zmarł w roku 1972 roku w Coldharbour pod Londynem. Do Polski nigdy nie powrócił. Władze emigracyjne uhonorowały Hemara Krzyżem Oficerskim, Krzyżem Komandorskim i Orderem Polonia Restituta. W Polsce wszystkie jego dzieła były objęte cenzurą, nie było o nim śladu w encyklopediach i leksykonach literackich. Imponujący dorobek twórczy Mariana Hemara jest dzisiaj prawie nieznany.
Dlatego warto przytoczyć kilka jego tekstów, by choć w części ocalić od zapomnienia twórczość człowieka zakochanego we Lwowie, który jak nikt inny potrafił pisać o swoim ukochanym mieście. Te słowa przesiąknięte są nostalgią i tęsknotą za czasem, który już nie wróci, za minionym bezpowrotnie światem magicznego miasta, jakim był Lwów. „Dom jest daleko, Polska wciąż blisko” – mawiał. Mieszkańcom przedwojennego Lwowa nie trzeba o tym mówić!
Chlib kulikowski
Ja nie wiem skąd się nagle przypomniało to mi - Może mi się w nocy przyśniło podświadomi? Może, jak ja koło grosera przechodzę Ten kminek zapachem zajechał mnie po drodze, I już ja nieprzytomna i w nosie mi si kręci, I ciagle przed oczyma stoi mi w pamięci.
Chlib – ten chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chkib, ten chlib kulikowski, Chlib, chlib, chlib –
Pójdę tu do sklepu, kupię jakiś „H o v i s” – Nie wiem, czy to glina, czy to żyto, czy to o w i s – Nie, ja nie obrażam chleba powszedniego! Na chleb się nie powinno mówić wogli nic złego, Tylko – jak ugryzę, czuję w zębach skrzyp, Bo to jest tylko chleb. Ale tamto to był chlib. Chlib – ten chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib, ten chlib kulikowski, Chlib, chlib, chlib –
Jak kto jest z Warszawy, z Poznania, albo z Łodzi – Nie szkodzi, ale przecież on nie wie, o co chodzi. Tak skąd on może wiedzieć, nawet jak się dowie, Że milę od Lwowa, w miasteczku Kulikowie, Była cechowa piekarska osadz, I piekli tam piekarze, z dziada pra-pradziada.
Chlib – ten chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib, ten chlib kulikowski, Chlib, chlib, chlib –
Taki duży bochen – na bochnie skorupka Tak z wiśniowego drzewa – ale krucha, ale chrupka! Po szesnastu latach ja pamiętam j e s z c z y, Jak świeci, jak błyszczy się, jak chrzęści, jak trzeszczy I pachnie – jak tylko się wejdzie do kuchni! Ta ja wam więcej powiem – jak czasem wiatr dmuchni Na Rynku, od straganów, to naraz, całym Rynkiem Zajedzie tym zapachem, tą skórką i tym kminkiem
Chlib – ten chlib kulikowski Chlib kulikowski Chlib kulikowski Chlib, ten chlib kulikowski Chlib, chlib, chlib –
A jak go przekrajać – nim mama go przekraje, Przeżegna jego zawsze, takie miała obyczaje – A jak go przekrajać – to pod mosiądzem skórki Takie duże oka, takie duże dziurki! Bo on lekki jak pączek! (Ale nasz, nie tutejszy, Że jak zjesz go to kamień w żołądku jest lżejszy) Bo on lekki jak pianka, aż dotknąć się frajda I już w ręku pachnąca, gorąca jeszcze pajda, Jak żywa – ta zdaje się, że nagle tobie powie: Ta zjedz mnie i niech tobie wyjdzie na zdrowie.
Chlib – ten chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib, ten chlib kulikowski, Chlib, chlib, chlib –
Cóż ja wygaduję! Boże ty mój Boże! Zlituj się nad nami, zrób co tylko możesz! Przecież, ja nie proszę z samego łakomstwa – Żeby to zostało! Dla Lwowa, dla potomstwa. Dla tych lwowskich dzieci, co rosną wśród Anglików – Może ktoś z piekarzy, może z czeladników, Jeszcze gdzie pamięta, jaka to recepta! Niech on ją zapisze! Niech on ją wyszepta Dzieciom, umierając, tak by jego synek Wiedział, ile maki… jakie drożdże… jaki kminek – Niech to ocaleje, niech to się uchowa, Ta mała cząsteczka prawdziwego Lwowa! Bo Lwów to nie jest tylko okolica na mapach – To ludzie – to piosenka – to ta mowa – to ten zapach -
Chlib – ten chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Chlib kulikowski, Czujesz? Chlib, kulikowski, chlib,chlib,chlib
*************************** „Chlib Kulikoski” pozostał na zawsze w pamięci każdego Lwowiaka. Właśnie z mąki i tego chleba zasłynęło to miasteczko. Chleb z Kulikowa, był wypiekany w piekarni istniejącej jeszcze przed I wojną światową, mieszczącej się przy ul. Źródlanej, przez piekarza Natana Schwarca, sprzedawany we Lwowie pod nazwą „Chleb żytny Kulikoski”, w formie dwóch złączonych ze sobą niewielkich bocheneczków, koniecznie z kminkiem i posypanych czarnuszką. Był to prawdziwy rarytas, który kupowano z przeznaczeniem na upominki, a nawet podawano w cukierniach i kawiarniach. Już przed wojną śpiewano o nim piosenki i pisano wiersze. Szczepcio i Tońcio w kołysance "Jak zarobim dwieści złotych...", śpiewali o nim tak:
Jak zarobim dwieści złotych… …Potym pójdym do sklipiku,
kupim masłu, syr i mniód, kulikoski chlib i mliku…
…Dubranoc, oczka zmruż!
************************** Rozmowa z księżycem
Księżyc w Londynie na niebie Zagląda w okno me. W milczeniu patrzymy na siebie Przez chwilę, albo dwie. I nagle dreszcz wyobraźni Przenika mnie na wskroś — Bo słyszę — słyszę wyraźni — Że on do mnie szepce coś:
Ta ludzie kochane! Ta Matko Królewska Taż oczom nie wierzę — to panna Majewska! A pani się patrzy, jak obca na obcego, Jakby pani nie spoznała księżyca lwowskiego! A jak pani na Corsie chodziła szpacerem I na ławce w Stryjskim Parku siedziała z kawalerem I w bramie na dobranoc, jak on panią całował — To kto wtedy w chmurach dyszkretnie się chował? To kto wtedy w chmurach dyszkretnie się chował? Czy ja tak się zmienił, czy tak się postarzał, Żeby dziwczuk ze Lwowa mnie nie zauważał? Czy ja się tak posunął, posiwiał i zbrzydł? Ach, pani Majewska — faktyczni, że to wstyd!
Wstyd chwycił mnie niewymowny, Połknęłam w gardle łzy. I mówię — księżycu szanowny — Ta joj — to pan? To ty? Powiedz mi — niech pan mi powie, Co słychać? Czy pan zdrów? Pan teraz tu? Nie we Lwowi? Pan tyż już — opuścił Lwów?
Ta co pani gada? Ta pani Majewska! To szczęście, że ja panią znam od oseska! Taż ja tam po Lwowi co nocy szpaceruję, Od bramy do bramy, jak pies tak waruję, Od Kopca do Corsa, od Corsa do Dworca, Bez chwili urlopu, jak nocny dozorca. Po rynnach się ślizgam, po dachach się posuwam, I srebrzę i złocę, uważam i czuwam, I w każdym zaułku i na każdym zakręcie Pilnuję tego Lwowa — na wasze przyjęcie! Ja tylko tu na chwilę — bo tam teraz świt — A pani mnie posądza!... Faktycznie, że to wstyd!
Więc ja wyciągam ramiona — A on na górze lśni — I wołam jak jakaś szalona: Księżycu! Powiedz mi! Powiedz mi tylko dwa słowa, Ty mi to wyjaw sam — Kiedy ja wrócę do Lwowa? Czy w ogóle wrócić mam?
Ta co za pytanie? Ta pani Majewska — Ta jasne — a wtem jakaś chmurka niebieska Zasnuła go z boku i mrokiem go zawlokła I próżno się patrzę — wychylam się z okna —
I deszcz zaczął siąpić i błyszczy się ulica I niebo jest czarne i nie ma księżyca A ja myślę: Tym lepiej. A ja myślę: Nie szkodzi On teraz we Lwowi po Łyczakowskiej chodzi I w każdym zaułku i na każdym zakręcie Pilnuje — sam powiedział — na moje przyjęcie Już w oknie londyński zieleni się świt. A ja płaczę i śmieję się. Faktycznie, aż mnie wstyd.
****************************** Piosenka opiewająca marzenia każdego Lwowiaka o powrocie do swego ukochanego miasta. Została napisana dla Włady Majewskiej i tylko przez nią była wykonywana. Marian Hemar napisał ją na emigracji, w grudniu 1956 roku. Nigdy nie została wykonana w wolnej już Polsce. Słuchając ją na falach Wolnej Europy, Lwowiacy na całym świecie wracali myślami do Lwowa.
****************************** Piosenka o marzeniu ostatnim
Nocą majową, w tych lwowskich ogrodach Wzdychało, wołało lwowskiego studenta, Śpiewało o burzach, podróżach, przygodach Na świecie dalekim, gdzie droga wytknięta Przez miasta i kraje w zieleni i słońcu, Przez morza, pustynie i gaje oliwne. Zaczęło się w lwowskim ogrodzie, a w końcu — Ach, jakie to dziwne —
Z wszystkich marzeń co nienasycenie W sercu kwitły i przędły się w głowie, Pozostało to jedno marzenie, Aby kiedyś umierać we Lwowie. By się głębią rozwarły tajemną, Gdy już wszystkie się skończą podróże, Lwowska ziemia na dole pode mną, Lwowskie niebo nade mną, na górze.
Sława z ciemności wołała go: Synu! Czy widzisz te liście zielone w mej dłoni? Czy widzisz jak błyszczą? To liście wawrzynu! Przymierzaj do czoła, przymierzaj do skroni I idź! Jeśli iść, to na szczyty, gdzie złotem I mocą twe czoło uwieńczę, i chwałą! Tak w lwowskim ogrodzie szumiało, a potem —
Ach, jak to się stało? Z wszystkich tęsknot do świata, do złota Do tryumfów, i wieńców na głowie, Pozostała ta jedna tęsknota, Aby kiedyś umierać we Lwowie. Pozostała tęsknota jedyna, Wszystkie inne tęsknoty zagłusza:
Gdy ostatnia wybije godzina, By z lwowskiego wybiła ratusza.
Miłość wołała nocami ciemnemi, Wierszami poety i piosnką słowiczą: Ach, nie masz poza mną rozkoszy na ziemi I żadne się inne kochania nie liczą! Ach, niebo i piekło — w ramionach kobiety Ach, niebo uniesień i piekło udręki! Tak w lwowskim ogrodzie śpiewało. Niestety.
I co z tej piosenki? Srebrnych bajek i snów pajęczyna Przed oczami się snuła jak w kinie. Co zostało z nich? Bajka jedyna Która śpiewa po nocy w Londynie, Że się mrok jak kurtyna rozchyli I wtem — Kopiec! I Góra Piaskowa! I że śmierć szepnie cicho w tej chwili: Widzisz, synku? Wróciłeś do Lwowa. Potem rękę położy na czole, Potem głębią się zamknie tajemną Lwowska ziemia pode mną, na dole. Lwowskie niebo na górze — nade mną.
************************** Nie ziściły się marzenia autora zawarte w tym wierszu, by umierać we Lwowie. Rozgoryczony i zawiedziony tym co stało się w kraju, pełen żalu do zachodnich sojuszników o to ze sprzedali Stalinowi Polskę, nigdy do kraju nie powrócił, i spoczął w obcej ziemi, pod obcy niebem. Nie powrócił nigdy ciałem, bo dusza jego z Polski nigdy nie wyjechała.
************************** Syn
Żeby nie szukać d a l e k u – Tak myślę dziś akurat – Mój tatu, jak był w moim wieku, Ta ja miał już z piętnaście lat. Tu kiedyś mi się w nocy przyśnił, Że ulicą my szli – on i ja – I znajomym się kłaniał i przed każdym się pysznił Że syna dużego ma…. Nagle we śnie mnie spytał: Czemu ty nie masz syna? A mnie żal taki chwycił, aż mnie targnął ze snu, Ja bym chciał… tylko z tym się cały dramat zaczyna, Dajmy na to, że mam… Że urodził się tu…. Jak ja mu powiem, jak wytłumaczę, Za pomocą słów – Co to jest Polska i co to znaczy,
Że tam jest Lwów? Jak mogę żądać od małego dziecka, By zrozumiało co to jest Grójecka? I że jego tato Żyje tylko na to, By tam być znów.
Jak ja wyjaśnię mojemu synowi, Co to jest Święty Jur – Gdy zachód słońca niebo różowi A on wśród chmur? Co to są p r e c l i na Hetmańskich Wałach? Spacer z dziewczyną po Czartowskich Skałach? Taż on jak obcy będzie mi rósł, Ta guzik zrozumie i szlus!
Ani biciem nie wskóram ni krzykiem – A zresztą – ta za cóż go bić? Że syn mój będzie już Londyńczykiem? Ta nie może inaczej być. Jak o Corsie będziemy mówili? Naturalnie, że będę zły – Dziecko sobie pomyśli, Że to jak Piccadilly, Piccadilly do Corsa! Kudy! I to ciągle już będzie Ta sama historia, Że my oba będziemy z innych miast, z innych stron. Jego świat, jego miasto, będzie Earls Court, Victoria, Oxford Cirkus, Swiss Cottage i ten South Kensington… Weźmy na rozum – jak on o g a r n i Najprostszą rzecz: Że dajmy na to “Pogoń” I “Czarni” – Co to był za mecz! Jego sensacja – Chelsea z Arsenalem A ja mu tłumaczę coś p o z a futbalem – Że Wacek Kuchar! Że Garbień i Bacz! A dziecko się zlęknie i w płacz.
Jak mu zabronisz? Jak nie pozwolisz – Rośnie jak dąb – Ta don’t speak inglish! To speak to me polish! A on ani w ząb. Jeszcze się ojca rodzonego wstydzi, Że po angielsku mnie bardzo idzi. A dać mu w ucho – to to nie jest fair. Bo on jest mod. A ja skwer
Znam babę co chce mnie dla siebie… Angielka, tu, na Golders Green. Po ślubie chce zaraz mieć baby. Gwarantuje, że będzie syn. I powiada, że jak to się uda – (Niby to taka sztuka, że ojoj…) – To już mnie rząd angielski nigdy stąd nie wysiuda ,
Bo mój syn będzie British boy. Ja jej mówię uczciwi – Ja tu jestem chwilowu. Jeszcze dzień, może miesiąc, Może rok, może trzy. Jak ta droga jedyna Mnie otworzy się znowu, Nic mnie tu nie zatrzyma, Ni twój rząd, ani ty
Memu synowi tak wytłumaczę, Bez wielu słów: Nic nie istnieje i nic nie znaczy, Jest tylko Lwów. Już nie ma świata, Anglii, ni Londynu, Teraz do śmierci ty ze mną, synu – Albo niebożę, nic nam nie pomoże – good bye, bądź zdrów.
Jak ja to powiem własnemu synowi – Że to taki mus? A on Brytyjczyk – obcy we Lwowi. Jakbym to zniósł?! Niedoczekanie takiego szczeniaka. Żebym ja syna miał a nie Lwowiaka! Ot, dusza rozdarta. Nie mam bękarta. I żal mi. I nie chcę. I szlus!
******************************* Hemar napisał wiele piosenek dla „Szczepcia” (Kazimierz Wajda) z Wesołej Lwowskiej Fali. Ta była ostatnia. „Szczepciu” już jej nie zaśpiewał. Złożony ciężką chorobą wyjechał do Polski. Wierzył, że tu ozdrowieje. Że choć na chwilę wróci jeszcze do Lwowa. Zmarł w Warszawie, niedługo po przyjeździe. Tej piosenki nikt nigdy już nie zaśpiewał. Zgodnie z wolą jej autora, pozostała ona własnością „Szczepcia”.
******************************* Rok uchodźczy
Tak bliziutko czasami od śmiechu do łez – Wczoraj ze mną rozmawiał mój g r o s e r – Że to takie ciekawe, że w Sunday Express Znowu było o tych F l a j i n k S o s e r. Że podobno już robi się takie rakiety, Będzie można pojechać na różne planety – Na Saturna – na Venus – no sam-żeż pan powidz – A na księżyc to wogóli, jak do Brzuchowic.-
A ja nic, tylko słucham jak durna, A ja oczy mam ciągle we łzach, Że tak blisko jest stąd do Saturna, A do Lwowa daleko – że strach.
A ja myślę – to dramat czy farsa, Czy to jakaś pomyłka bezbożna, Że rakietą można jechać na Marsa, A pociągiem do Lwowa nie można.
Milion gwiazd śni na niebie,na tarczy, Coraz bliżej – od kresu po kres – A do Lwowa stąd – życia nie starczy, Tyle lat, tyle mil, tyle łez.
Mnie znajome Anglicy namawiają od lat – Czemu ja si sumuji i g r y z y – Przeciż mogę być British – i otwarty mam świat – I mi nie trza paszportu i wizy…
To przeszkody nie ważne, formalności nie wielkie, Jak ze starej Lwowianki, zrobić świeżą Angielkę… Ja zostanę Angielką, jak angielska królowa, Mnie pozwoli – why not? – jedź, kobito do Lwowa –
I już nic – tylko czekam jak durna – Tylko szukam pociągu express – A błyszczące pierścienie Saturna, Zapalają się w tęczę mych łez –
Mleczna droga na niebie rozsnuta – Kolejowym się mostem rozpina – A na księżyc stąd – jedna – minuta – A na Venus stąd – jedna godzina –
Błysk rakiet syczących i głowic, Zapadają się w niebo po skraj – A ja dokąd – ja do Brzuchowic – Na wakacje – Great British … good bye!...
Cóż ja tu wygaduję, jak durna? Zapomniałam, zgubiona w tych mgłach, Że tak blisko stąd do Saturna – A do Lwowa daleko - że strach. ************************************** Tekst tej piosenki Marian Hemar napisał na emigracji w Londynie, dla swojej muzy, urodzonej we Lwowie – Włady Majewskiej. Przed wojną występowała z zespołem „Szczepcia i Tońka” w Wesołej Lwowskiej Fali. We Lwowie też ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Po wojnie pozostała na emigracji. Pracowała w Rozgłośni Polskiego Radia Wolna Europa. W roku 1991 z Renatą Bogdańską-Anders, Lwowianką, żoną gen. Andersa, odwiedziła pierwszy raz po roku 1939 - Lwów – spełniając swoje największe marzenie. Dożyła stu lat. Zmarła 18 maja 2011 roku w Londynie.
************************************** Takim człowiekiem był Marian Hemar. Wielki romantyk, któremu przyszło żyć w tak nieromantycznych czasach.
Arkadiusz Oleksak
Wykorzystano grafiki Wydawnictwa ELIOT – pod red. A. Kulikowa. Autorzy prac – O.Rusanowska, J.Wiedienski, H. Kamieniecka.
90. ROCZNICA POWSTANIA GROBU NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA
W WARSZAWIE HISTORIA ORLĘCIA LWOWSKIEGO
2 listopada 2015 roku, w Warszawie, na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego, uroczyście
obchodzono 90 rocznicę powstania Grobu Nieznanego Żołnierza.
Wiele osób odwiedzających to święte dla każdego Polaka miejsce, przeważnie nie zdaje sobie
sprawy z faktu, że nie jest to tylko symboliczny pomnik oddający hołd poległym nieznanym bohaterom
walczących o niepodległą Polskę, ale że w grobie spoczywają zwłoki jednego z tych bezimiennych
żołnierzy.
Pierwszy Grób Nieznanego Żołnierza ustanowiony został w roku 1920 w Paryżu, gdzie w Łuku
Triumfalnym, złożono zwłoki poległego w czasie I Wojny Światowej nieznanego z imienia i nazwiska
żołnierza. Od tego czasu takie pomniki powstawać zaczęły w innych państwach. W Polsce sprawa
przybrała inny obrót. Którejś nocy w 1924 roku, nie wiadomo kto / choć przypisuje się to Ignacemu
Paderewskiemu /, ustawił przed gmachem Sztabu Generalnego płytę z białego piaskowca, na której
umieszczono napis – „Tu spoczywają zwłoki Nieznanego Żołnierza poległego za Ojczyznę„ Od tego
czasu, składano pod nią kwiaty czcząc nieznanych bohaterów poległych w walkach o niepodległość
Polski. I właśnie wtedy zawiązał się komitet. mający na celu utworzenie w Warszawie Grobu Nieznanego
Żołnierza. Kiedy wyznaczono już miejsce ustawienia grobu i powierzono wykonanie projektu artyście
rzeźbiarzowi Stanisławowi Ostrowskiemu, pozostało wytypowanie miejsca, z którego ekshumowane
zwłoki spoczną w tak zaszczytnym miejscu. Aby nie wartościować przelanej polskiej krwi, wytypowano
15 pól bitewnych z okresu walk legionowych 1914-1918 oraz walk o utrwalenie niepodległości w latach
1918- 1920, i postanowiono miejsce to wybrać losowo. W urnie umieszczono karty z następującymi
nazwami pól bitewnych : Lida, Chodaczków pod Tarnopolem, Wólka Radzymińska, Lwów, Chorupań
pod Dubnem, Borkowo pod Nasielskiem, Sarnowa Góra pod Ciechanowem, Komarów, Przasnysz,
Dytiatyn pod Haliczem, Kobryń, Hrubieszów, Brzostowica Murowana, Krwawy Bór i Obuchowo pod
Grodnem. Losowanie odbyło się w gmachu Ministerstwa Spraw Wojskowych w obecności min premiera
Wł. Sikorskiego, szefa Sztabu Generalnego WP gen. St. Hallera i szeregowych żołnierzy - kawalerów
Krzyża Virtuti Militari. Losowania dokonał
najmłodszy z szeregowych , ogniomistrz Józef
Buczkowski. Jego ręka wskazała Lwów. Dla
tego miasta Semper Fidelis – Zawsze
Wiernego, było to ogromne wyróżnienie, drugie
już, po odznaczeniu miasta, Krzyżem Virtuti
Militari przez marszałka Józefa Piłsudskiego, w
dniu 11 listopada 1920 roku. Lwów był
jedynym miastem w Polsce, które spotkał w II
RP taki honor. Lwów był dumny!
Cmentarz Orląt Lwowskich – grób, z którego
zabrano zwłoki Nieznanego Żołnierza do
Warszawy – zdjęcie przedwojenne
Wtedy też, Lwów rozpoczął przygotowania do
oddania swego bezimiennego syna i
powierzenia mu ostatniego bojowego zadania.
Datę ekshumacji wyznaczono na 30
października 1925 roku. W tym dniu rozkopano
trzy groby. Jednak w żadnym z nich nie było
zwłok polskich żołnierzy. W trumnach byli
młodzi chłopcy i studenci, ale nie żołnierze.
Następnie otwarto kolejne trzy trumny, i tu w
sposób jednoznaczny stwierdzono, że są to
żołnierze polscy.
Szeregowiec, kapral i sierżant.. Każdy z nich odziany w mundur, na piersiach mieli złożoną polską
„maciejówke” z wyblakłym orzełkiem, na resztkach mundurów widać było jeszcze guziki z orłem w
koronie..
Wybór ciała
Nieznanego
Żołnierza przez
Jadwigę
Zarugiewiczową
Do trumien zbliżyła
się cała w czerni pani
Jadwiga
Zarugiewiczowa,
matka jednego z
nierozpoznanych
Orląt Lwowskich,
poległych w walkach
z Armią Budionnego
pod Zadwórzem
Ręka matki, która
straciła syna
wskazała pierwszą z
brzegu niepozorną
trumnę, najbardziej zniszczoną, bez
żadnego napisu. Na pewno leżał w niej
żołnierz polski, świadczyła o tym
wojskowa czapka, i przypięty do
munduru orzełek. Musiał zginąć od kuli
bo widoczne były obrażenia w postaci
przestrzelonej czaszki i złamanej lewej
nogi. Czcigodne szczątki przeniesiono
do sosnowej, a następnie cynkowej
trumny, którą zalutowano. Umieszczono
ją w kaplicy cmentarnej, a potem w
katakumbach, gdzie modlitwami
żegnano bohatera.
Kaplica na Cmentarzu Orląt Lwowskich
– warta honorowa przy trumnie z ciałem
Nieznanego Żołnierza.
Następnie trumnę przewieziono na
lawecie armatniej do Katedry Łacińskiej.
W kondukcie za trumną, w pierwszym
szeregu postępowała symboliczna
rodzina poległego, czyli osoby, które
straciły w walkach swoich bliskich. Były
to dwie matki, dwie wdowy i dwie
siostry.
Trumnę ustawiono na wspaniałym
katafalku, udekorowanym zbrojami
husarskimi ze skrzydłami, oraz rzędami
szabel i karabinów.
Żołnierska warta nad trumną ze zwłokami bezimiennego obrońcy Lwowa w katakumbach
na Cmentarzu Orląt
Katafalk ze zwłokami Nieznanego Żołnierza w Sali Recepcyjnej Dworca Lwowskiego
Od góry:
Trumna ze zwłokami Nieznanego Żołnierza we lwowskiej katedrze.
Laweta z trumna ze zwłokami Nieznanego Żołnierza.
Pierwszy od prawej konno dowódca konduktu, mjr.Kazimierz Plisowski.
Foto: formoza58 dobroni.pl
Kondukt przed lwowskim ratuszem.
Foto: Cracovia Leopolis
Przy trumnie zaciągnięto oficerskie warty honorowe. W sobotę 31 października, w katedrze trwały
uroczystości żałobne.
Następnego dnia, w niedzielę. ciało nieznanego Żołnierza, przewieziono na dworzec, ustawiono na
wagonie z pomostem, tak aby mieszkańcy Lwowa mogli pożegnać swego bohatera.
O godz. 8.30 ruszył pociąg, złożony z kilku wagonów i 54- osobowej eskorty honorowej w kierunku
Warszawy. Na każdej stacji zwłokom Nieznanego Żołnierza, honory oddawały garnizony wojskowe,
młodzież, kombatanci i duchowieństwo. Cały wagon pokryty został kwiatami i wieńcami. Pociąg przybył
do Warszawy drugiego listopada w godzinach rannych. Trumnę przewieziono do Katedry św. Jana, gdzie
cały dzień trwały uroczystości żałobne.
Po skończonych nabożeństwach, trumna na lawecie armatniej, w asyście sztandarów wojskowych
prezydenta RP St. Wojciechowskiego, ministra Wł. Sikorskiego marszałka Józefa Piłsudskiego, korpusu
dyplomatycznego oraz niezliczonej ilości mieszkańców, udała się przez Plac Zamkowy, Krakowskie
Przedmieście ku Placowi Saskiemu, aby spocząć w wyznaczonym miejscu. Cała trasa konduktu
udekorowana była emblematami państwowymi i sztandarami narodowymi. Podniosłość uroczystości
podkreślały bijące dzwony warszawskich kościołów. Ostatnie metry, trumna z bezimiennym bohaterem,
niesiona była przez Kawalerów Virtuti Militari.
W momencie składania trumny w grobie, usłyszano 21 salw armatnich, na których odgłos w całym
kraju nastąpiła minuta ciszy. Nad symboliczną mogiłą nikt nie przemawiał. Razem z prochami
Nieznanego Żołnierza, w mauzoleum złożono 14 urn z pól bitewnych.
Jeszcze tego dnia minister Spraw Wojskowych gen. Wł. Sikorski, wydał specjalny rozkaz : „Jeden z
setek tysięcy żołnierzy, którzy krew przelali z imieniem Polski na ustach, wydobyty z bezimiennej
mogiły, odbierać będzie odznaki wieczystej i niezniszczalnej czci całego narodu. Grobowiec ten, który
powstaje w tym roku w Warszawie, stanie się grobowcem wszystkich naszych braci. Wokół niego, jako
świętości skupi się wdzięczna pamięć żywych o tych, którzy polegli. W chwili, gdy bezimiennemu
bohaterowi, hołd składać będzie Rzeczypospolita, gdy przed trumną pochylą się orły chorągwiane, niech
zwróci się żołnierze, myśl wasza ku niemu. Umiłujcie ten grób. Pamiętajcie, że dla narodu święta jest
ofiara życia żołnierskiego dla Ojczyzny. Bądźcie gotowi złożyć tę ofiarę Ojczyźnie”
Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie w okresie międzywojennym.
W czasie okupacji niemieckiej, grób pozostał na swoim miejscu, był ważnym miejscem dla mieszkańców
stolicy. Polacy przechodząc obok tego miejsca, oddawali mu cześć dyskretnym skinieniem głowy, lub
uchyleniem czapki. Narażając życie składano tu potajemnie kwiaty. Pewnej nocy na grobie znalazł się
wieniec z napisem „Nieznanemu Żołnierzowi Rząd R.P”. Przez cały czas pobytu Niemców w Warszawie,
na kolumnadzie Pałacu Saskiego, nad grobem powiewała flaga z hitlerowską swastyką.
28 grudnia 1944 roku wojska niemieckie wysadziły Pałac Saski. Kolumnada runęła na plac, ale saper nie
zdetonował ładów wybuchowych bezpośrednio nad płytą grobu. Dzięki niemu, pomimo prób dalszego
niszczenia szczątków pałacu, część grobu ocalała.
Na zdjęciu z lewej: Pałac Saski i Grób Nieznanego Żołnierza w centralnej części kolumnady (1941), aut.
Joe Heydecker, Wikipedia/dp
Na zdjęciu z prawej: Grób Nieznanego Żołnierza po zburzeniu Pałacu Saskiego w 1944 roku, aut. Jan
Bułhak, źr. Stanisław Jankowski, Adolf Ciborowski "Warszawa 1945 i dziś", Wikipedia/dp
Dzisiaj Grób Nieznanego Żołnierza, symbolizuje wszystko co najpiękniejsze, co można złożyć w
ofierze Ojczyźnie. Każda uroczystość państwowa kończy się defiladą i złożeniem hołdu bezimiennemu
bohaterowi, a przez niego wszystkim, którzy polegli w walce o wolność Najjaśniejszej Rzeczypospolitej,
i może warto pamiętać, składając kwiaty na płycie Grobu, że leży tu bezimienny bohater, obrońca Lwowa
– Orlę Lwowskie
Płyta na mogile, z której ekshumowano zwłoki żołnierza Nieznanego Żołnierza z napisem:
„Zwłoki zabrano 29 października 1925r i uroczyście przewieziono w dniach 30-31 października i 1
listopada do Warszawy, gdzie pochowano w mogile na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego dawniej
Saskim, jako zwłoki nieznanego Żołnierza „
Na podstawie:
S. Nicieja - Cmentarz Obrońców Lwowa
Z. Oleszczyk – Pogrzeb Nieznanego Żołnierza
Foto. Wikipedia
Arkadiusz Oleksak
Dzisiejszy wygląd Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
Foto. Urząd st. Warszawy
22 listopada 1920 roku odznaczono Lwów Orderem Virtuti Militari
„ZA zasługi położone dla polskości tego miasta i jego przynależność do Polski, mianuję miasto
Lwów, kawalerem Krzyża Virtuti Militari” – mówiąc te słowa 22 listopada 1920 roku, Naczelnik
Państwa Józef Piłsudski udekorował miasto Lwów, Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Tego dnia do Lwowa przybył, naczelnik państwa marszałek Józef Piłsudski, aby za, ofiary i trud
włożony w walkę o miasto w listopadzie 1918 roku, uhonorować to miasto, najwyższym polskim
odznaczeniem bojowym – Krzyżem Virtuti Militari. Lwów został pierwszym i jedynym miastem w
Polsce, w czasach II RP, które dostąpiło tego zaszczytu.
Mieszkańcy Lwowa pod pomnikiem Adama Mickiewicza w czasie dekoracji.
Order Virtuti Militari czyli męstwu wojskowemu – cnocie żołnierskiej, to najwyższe polskie
odznaczenie wojenne, nadawane za wybitne zasługi bojowe. Jest to jednocześnie najstarszy order
wojskowy nadawany obecnie na świecie. Jego początki sięgają 22 czerwca 1792 roku, kiedy to ustanowił
go król Stanisław August Poniatowski dla uczczenia bitwy pod Zieleńcami, stoczonej z Rosjanami i
konfederatami targowickimi w obronie
Konstytucji 3 maja. Dewizą orderu są
słowa: „Honor i Ojczyzna”. Pierwszymi
kawalerami orderu byli min: ks. Józef
Poniatowski i gen. Tadeusz Kościuszko.
Pierwsze ordery wręczono 25 czerwca
1792 roku w Ostrogu na Wołyniu.
Obraz Stanisława Batowskiego.
przedstawiający momernt nadania Krzyża
Virtuti Militari
przez Naczelnika Państwa Józefa
Piłsudskiego.
22 listopada na Placu Mariackim u stóp
pomnika Adama Mickiewicza we Lwowie,
marszałek Józef Piłsudski udekorował
tarczę herbową miasta. Na ten dzień
przypadała druga rocznica odbicia Lwowa
z rąk ukraińskich i zakończenie walk
toczonych o miasto w dniach 1-2 listopad
1918 roku.
Kończąc uroczystość marszałek przyjął defiladę wojskową na rynku tej starej kresowej twierdzy. Nie
można było bardziej docenić odwagi mieszkańców Lwowa, ich poświęcenia i ofiar w czasie
listopadowych walk o miasto w roku 1918 oraz oporu stawianego Armii Czerwonej, broniąc Lwowa przed
konnicą Budionnego w roku 1920. O swoje miasto walczyli studenci, uczniowie i dzieci. Najmłodsi
obrońcy Lwowa mieli zaledwie 9 lat. To sławne „Orlęta Lwowskie”. A jeden z nich 13-letni Antoś
Petrykiewicz, pośmiertnie, został odznaczony przez marszałka Józefa Piłsudskiego Orderem Virtuti
Militari i jest on po dzień dzisiejszy najmłodszym jego kawalerem. I oby tak już pozostało na zawsze!
Równocześnie zaszczytu bycia kawalerem, największego orderu bojowego, dostąpiło 162 lwowian.
Marszałek, przemawiając pod pomnikiem Adama Mickiewicz do bardzo licznie zgromadzonych
mieszkańców Lwowa mówił:
„Lwów! - któreż polskie serce nie drgnie na to miano.
Za dawnych czasów Lwów był takim miastem, jakich dawna Rzeczpospolita Polska miała wiele: miał
swoje dni sławy i klęski, lecz niezapomniana jego w historii rola zaczyna się w noc najczarniejszej
niewoli.
Po roku 1863 Lwów był miastem najmniej ugodowym. Wówczas to wszędzie panowała ugoda, wszędzie
hasłem była tzw. rozwaga, tak często równoznaczna z tchórzostwem, wszędzie panował tzw. rozsądek,
który jakże często był tylko bojaźnią. Lwów był zawsze najbardziej bez trwogi. Tu serca Polski biły
najśmielej. Kto pragnął odetchnąć uczuciem wolności i nawiązać nić tradycyjną myśli, czy walki o
niepodległość Polski, musiał oprzeć pracę o Lwów, gdzie biły serca goręcej rwące się do wolności.
Na tarczy waszej herbowej 'wypisane są słowa „Zawsze wierny!" - i dlatego iluż tu wiernych szukało
ucieczki. Ilu wiernych złożyło tu głowy, by swym duchem otoczyć opieką to, co tu w sercach najgoręcej
żyło - wiarę, że jeszcze nie zginęła. Niech mi będzie wolno, jako temu, który tu, we Lwowie, o ruchu
zbrojnym marzył i w czyn realizować się go starał, złożyć osobistą podziękę miastu, które mnie i moich
uczniów chowało, gorącym swym uczuciem grzało.
W chwili, kiedy zginęła zmowa naszej niewoli, wam przypadł honor pierwszej walki przy waszych murach
i domach. Tak, jakby na zakończenie marszu pogrzebowego, który grano nad Polską, u was zabrzmiał
ostatni akord - nie pogrzebu, lecz tryumfu.
Pozwólcie panowie, że przypomnę, w jakich warunkach była Polska wówczas - przed dwoma laty. Nie
była to Polska dzisiejsza, która rozporządza setkami tysięcy dłoni, zdolnych pochwycić żelazne bagnety, i
setkami paszcz armatnich, które jej bronić są w stanie. Polska sprzed dwu lat, powołując synów do broni,
nie miała bagnetów, które by w ręce żołnierza włożyć mogła; gdy miała broń, nie miała odzienia; gdy
miała odzienie, nie miała naboi. Taką była wtedy Polska, gdy w łachmany wojenne ubrane zastępy szły
pod Lwów, by go od najazdu bronić.
Bój był prowadzony o miasto oblężone. To nie jest zwykły bój, proszę panów. Miasto wywiera wpływ na
żołnierza niesłychanie silny. Każda trwoga, każdy niepokój, każde drgnięcie serca miasta niewidzialnymi
nerwami bieży tam, gdzie na krańcach jego bój się toczy, do najdalej wysuniętej placówki żołnierskiej.
Żołnierz staje się obywatelem miasta, miasto staje się żołnierzem. Miasto i żołnierz żyją wspólnym życiem.
Trwoga i lęk, czy ufność i wiara mieszkańców, to potęgi ciemne lub jasne, które dają klęskę lub
zwycięstwo. Żołnierz staje się zależny od siły lub słabości tych, których broni, tak, że nie wiadomo nieraz,
co ważniejsze - czy żołnierz, czy duch miasta, które żołnierz ten broni.
Lwów w dniach dla niego ciężkich stał się zbiorowym żołnierzem. Od jego pewności i jego wiary zależało,
czy każdy żołnierz stać będzie spokojnie na placówce. A miasto jest w cięższych warunkach, niż żołnierz
na froncie. Miasto nie widzi nieprzyjaciela, nie widzi bezpośrednio rezultatów strzałów, nie zna
podniecenia, jakie daje walka oko w oko. Miastu przypadają w udziale tylko same męki i trwogi. Dzieciom
zagraża nędza, rodziców chwyta śmiertelna obawa. Miasto musi brać udział w zbiorowym wysiłku, musi
opanować swój lęk, trzymać na wodzy swą niepewność, by strachem nie zarazić tych, którzy stoją na jego
straży.
Tych kilkadziesiąt dni walki uczyniły ze Lwowa dzielnego żołnierza.
Dlatego ja, jako naczelny wódz, który ma za zadanie odznaczać najdzielniejszych wśród dzielnych,
najwaleczniej-szych wśród walecznych, z całą sumiennością, a zarazem z uczuciem szczęścia
rozstrzygnąłem, że mogę dać zbiorowemu żołnierzowi miastu waszemu - najwyższą odznakę wojskową”.*
*Tekst został opublikowany w Społeczno - Kulturalnym Miesięczniku Polski na Ukrainie – „Lwowskie
Spotkania” - (reprint z 2005 r.).
Herb Lwowa z okresu II Rzeczypospolitej – z szarfami z dewizą
miast „Semper Fideli” (Zawsze wierny), oraz dodanym Krzyżem
Virtuti Militari w wieńcu z liści wawrzynu.
Józef Piłsudski na uroczystości dekorowania tarczy herbowej Lwowa Krzyżem Virtuti Militari.
Fot. NAC
Odznaczanie Orderami
Virtuti Militari obrońców
Lwowa w pierwszą
rocznicę wojny polsko-
bolszewickiej. Przed
pomnikiem Adama
Mickiewicza we Lwowie
przemawia gen. Tadeusz
Rozwadowski.. Fot.
Centralne Archiwum
Wojskowe
Marszałek Józef
Piłsudski z władzami
miasta przed
Lwowskim ratuszem w
czasie defilady.
Widoczna tarcza
herbowa Lwowa z
Orderwm Virtuti
Militari.
Fot East News
Marszałek Józef Piłsudski
wraz z oficerami i
żołnierzami Wojska
Polskiego. Widoczni m.in.:
gen. Edward Rydz-Śmigły
(stoi za marszałkiem) i
ppłk Bolesław Wieniawa-
Długoszowski (za gen.
Rydzem-Śmigłym).
Foto. NAC
Witraże dla kościoła p.w. św. Mikołaja w Mikołajowie koło Lwowa
6 grudnia 2013 roku, w Mikołajowie nad Dniestrem, w czasie mszy odpustowej, w kościele
parafialnym p.w. św. Mikołaja, uroczyście poświęcono witraże ufundowane do tej świątyni przez
mieszkańców Namysłowa. W czerwcu 2009 roku, w czasie pobytu w tym mieście przedstawicieli Gminy
Namysłów, postanowiono pomóc w remoncie odzyskanego przez miejscową wspólnotę wiernych,
małego filialnego kościółka tutejszej parafii, w Suchej Dolinie. W czasie oględzin stanu technicznego
murów kościoła oraz posadzki, przeprowadzonych przez namysłowian - Antoniego Kubota i Arkadiusza
Oleksaka. dokonanych dwa miesiące później, podjęto decyzję o konkretnej pomocy. Na miejscu
przeprowadzono próbne prace, przeszkolono miejscowych murarzy i wybrano technologię w jakiej
przeprowadzone zostaną prace remontowe, tak aby osuszyć nasiąknięte wilgocią i chemikaliami ściany.
W trakcie pobytu w Mikołajowie, po rozmowach z ks. Proboszczem Janem Fafułą podjęto temat
ufundowania witraży do kościoła parafialnego. Zgodnie z propozycją ks. Jana, na witrażach
postanowiono umieścić postaci św. Mikołaja – patrona parafii i bł. Jakuba Strzemię – patrona
archidiecezji lwowskiej.
Witraże wykonane przez namysłowskiego artystę witrażystę Ryszarda Zalewskiego.
Z lewej św. Mikołaj, z prawej bł. Jakub Strzemię.
Wykonania witraży podjęła się namysłowska pracownia witraży Ryszarda Zalewskiego. Po
konsultacjach na linii Ks. Jan – kuria metropolitalna we Lwowie – pracownia Pana Zalewskiego, po
wymianie sugestii i wskazówek ze Lwowa, w końcu trafił tam projekt witraży, który został zatwierdzony
przez abpa Mieczysława Mokrzyckiego.
Wreszcie można było przystąpić do prac. Po wykonaniu szczegółowych pomiarów otworów okiennych w
kościele, dodatkowych szkiców i szczegółowych projektów, Ryszard Zalewski przystąpił do wykonania
witraży. Prace trwały prawie trzy lata. Na początku 2013 roku witraże były gotowe. We współpracy z
jedną z Agencji Celnych pod koniec czerwca 2013 roku, w trakcie VIII Sztafety Przyjaźni Namysłów -
Lwów – Podwołoczyska, witraże przewieziono przez granicę i przekazano we Lwowie, ks. Proboszczowi
Janowi Fafule. We wrześniu tego roku w mikołajowskiej parafii nastąpiły zmiany. Ks. Jan Fafuła został
przeniesiony na nową parafię w Zimnej Wodzie koło Lwowa, a na jego miejsce z parafii p.w. św. Marii
Magdaleny we Lwowie, przybył ks. Włodzimierz Kuśnierz.
Uroczyste poświęcenie witraży miało miejsce 6 grudnia 2013 roku w czasie odpustu w parafii
p.w. św. Mikołaja w Mikołajowie. Ze względu na sytuację polityczną na Ukrainie, w uroczystości nie
mogli wziąć udział zaproszeni goście z Namysłowa. Krótką relację z tej uroczystości, przysłał nam nowy
ks. proboszcz, któremu w przypadło w udziale poświęcenie witraży:
„Odpust św. Mikołaja w Mikołajowie na Ukrainie zgromadził parafian tej nielicznej placówki
rzymskokatolickiej i gości z innych wspólnot Mikołajowa (greckokatolickiej i prawosławnej), razem do
ok. 80 osób. Przybyli kapłani rzymskokatoliccy z dekanatu (6 księży), dwóch kapłanów prawosławnych i
ksiądz greckokatolicki. Mszy św. przewodniczył i kazanie wygłosił o. Krzysztof Szczygło redemptorysta,
proboszcz z Truskawca. Animowała liturgię i śpiewała młodzież parafialna. Kościół w Mikołajowie nie
ma organów, natomiast mieliśmy możliwość wysłuchać trzy utwory religijne w wykonaniu młodej
parafianki, maturzystki Jaryny Lubuśki, która akompaniowała sobie grą na... bandurze. Gwoździem
programu było poświęcenie dwóch nowych witraży św. Mikołaja i bł. Jakuba Strzemię, patrona
Lwowskiej Archidiecezji, ufundowanych przez przyjaciół naszej parafii z Namysłowa. Było to okazją do
modlitwy za ofiarodawców oraz wyrażenia szczerego ubolewania, ze żaden z nich nie miał możliwości
dzielić z nami radość tego święta”.
Uroczystość w mikołajowskim kościele. W oknach widoczne nowe witraże.
Grupa Namysłowian w kościele w Mikołajowie. W środku Pani Wanda Leskiv, przewodnicząca Rady
Parafialnej, dzięki której kościół w Mikołajowie powrócił od wiernych. Obok w żółtej koszulce Jarosław
Lwskiv, który mocno zaangażował się w projekt powstania witraży.
Cegiełki - widokówka wydana przez wydawnictwo Namislavia, Pana Tadeusza Wincewicza.
Kościół parafialny p.w. św. Mikołaja w Mikołajowie oraz witraże ufundowane do tego kościoła przez
mieszkańców Namysłowa. Z lewej św. Mikołaj, z prawej bł. Jakub Strzemię.
Obok okładka płyty z kolędami śpiewanymi przez dzieci z Centrum Twórczości Dzieci i Młodzieży
„Haliczyny” we Lwowie oraz dzieci i młodzież z namysłowskich szkół.
Patronat nad akcją ufundowania witraży dla kościoła p.w. św. Mikołaja w Mikołajowie koło Lwowa,
objęło Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo – Wschodnich Oddział w Namysłowie.
Wielkie podziękowania dla wszystkich ofiarodawców i tych, którzy przyczynili się do ufundowania
witraży. A szczególnie dla:
Pana Ryszarda Zalewskiego, Firmy ”Kubot” Antoniego Kubota , Firmy „Agroplon” Małgorzaty i
Ryszarda Wołczańskich, proboszczowi parafii p.w. św. Piotra i Pawła w Namysłowie ks. Kanonikowi
Henrykowi Jacakowi, Firmy „Aldy” Andrzeja Kręcigłowy, FIRMY „Pabiniak” Michała Pabiniaka, Firmy
„Dziedzic” Władysława Dziedzica, Lecznicy Weterynaryjnej „Arka”, Spółki ZEC, Spółki „Ekowood”,
Firmy Kamieniarskiej Krzysztofa Matuszka, Firmy „Pabiniak” Michała Pabiniaka. Firmie „Grudziński”
Jacka Grudzińskiego, Towarzystwu Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział w
Namysłowie.
P.P. – Tadeusza Jaroszewskiego, Dariusza Głąba, Andrzeja Galli, Jana Nowaka, Artura Masiowskiego,
Władysława Dzwoniarka, Jacka Rybitwa, Piotra Skrzypczaka, Andrzeja Bończaka, Janusza
Murzyńskigo, Elzbiety Oleksak, Michała Ilnickiego, Sławomira Himborha, Romana Kani, Mariusza
Boducha, Krzysztofa Kuchczyńskiemu, Ryszarda Kuchczyńskiego, Jarosława Iwanyszczuka, Adama
Zająca, Andrzeja Dobrocia, Jolanty i Jana Nowaków, Jadwigi Bagińskiej, Aliny Białas, Ks. Jana
Kurconia, Alicji i Zbigniewa Borków, Anny Korczak, Piotra Lechowicza, Ryszarda Radomińskiego,
Michała Wilczyńskiego, Jana Dróżdża, Kazimierza Drapiewskiego, Eugeniusza Misia, Kazimierza Fiały,
Mieczysława Zakowicza, Krzysztofa Czuczwary, Mirosława Lewandowskiego i Michała Wilczńskiego.
Szczególne podziękowania dla ś.p. Tadeusza Bagińskiego i Czesława Leszczyńskiego.
OrA
4 listopada 1861 roku, we Lwowie otwarto pierwszy dworzec kolejowy
Podróżując po dzisiejszych terenach Ukrainy, dawnych polskich Kresach, napotykamy
dworce kolejowe, które przyciągają uwagę turystów swym ciekawym wyglądem. Ich urok sprawia, że nie
sposób oprzeć się ich czarowi. Dodatkowo odnowione i zadbane są wizytówką miast w których się
znajdują. Wszak od początków ich istnienia, to dworce kolejowe były pierwszą rzeczą z jaką stykał się
podróżny, przyjeżdżając do danego miasta. Do dziś zachowały się piękne bryły kresowych dworców
kolejowych np. we Lwowie, Tarnopolu, Kołomyi czy Stryju. Podróż po nich zaczynamy we Lwowie.
Pierwszy dworzec kolejowy we Lwowie fot. UID
W roku 1861 otwarto uroczyście linię kolejową Wiedeń – Lwów. Nosiła ona nazwę Kolej
Galicyjska im. Karola Ludwika, i miała długość 353 km. Budowano ją pięć lat. We Lwowie, dworzec
kolejowy wybudowano na Przedmieściu Gródeckim, niedaleko centrum miasta, było to budynek
neogotycki. W listopadzie tego roku na jego peronie zameldował się pierwszy pociąg, nazywał się
„Jarosław” i wjechał z zawrotną prędkością 20 km/h. Ze względu na dynamicznie wzrastający ruch
pociągów i zwiększająca się ilość pasażerów, zdecydowano się na budowę nowego dworca, który otwaro
26 marca 1904 roku. Jest to neorenesansowy gmach z przeszklonym, arkadowym dachem. Halę
peronową nakrywają stalowe przęsła o wielkiej rozpiętości, które do dziś zachwycają i stanowią
najdoskonalszą konstrukcję inżynierską lwowskiej secesji. W chwili otwarcia był to największy dworzec
Galicji. Swoimi alegorycznymi figurami, znajdującymi się po obu stronach wejścia, bryłę budynku
ozdobił Antoni Popiel, autor min. Pomnika Adama Mickiewicza oraz figur zdobiących Operę Lwowską.
Jedna z nich przedstawia „Handel”, druga „Przemysł”. Dziennie odjeżdżały z niego 94 pociągi w 7
kierunkach.
Lwowski dworzec zaraz po wybudowaniu.
Wejście na lwowski dworzec i hala peronowa. Stan na początku XX w. Fot. UID
Współczesny wygląd dworca we Lwowie. Fot. Wikipedia
W czerwcu 1915 roku, budynek dworca podpaliły wycofujące się ze Lwowa wojska Imperium
Rosyjskiego. Dalsze uszkodzenia miały miejsce w czasie walk polsko – ukraińskich w latach 1918 – 1919
i w czasie wojny polsko – bolszewickiej. Stację odbudowywano do roku 1930. Jednak w czasie działań
wojennych we wrześniu 1939 roku. Pod koniec lat trzydziestych przed dworcem ustawiono tablicę
upamiętniającą zamordowanego w roku 1934, przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów – ministra
spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego. Po II wojnie światowej, przebudowano fronton budynku i
poczekalnie, zgodnie z zasadami socrealizmu, przez co gmach utracił część oryginalnego wyglądu.
Dzisiaj jest najważniejszym punktem komunikacyjnym Lwowa.
Dary od Namysłowian już w Jaremczu
23 września br. w czasie pobytu przedstawicieli Gminy Namysłów, w Jaremczu, partnerskim
mieście Namysłowa na Ukrainie, przewodniczący Rady Miejskiej – Pan Sylwester Zabielny, przekazał na
ręce burmistrza Jaremcza Pana Vasyla Onutczaka dary zebrane przez mieszkańców naszego miasta.
Akcja zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy, przeznaczonych dla najbardziej potrzebujących rodzin w
Jaremczu, została przeprowadzona w Namysłowie w miesiącach lipiec – wrzesień br. Rozumiejąc trudną
sytuację mieszkańców kraju, w którym toczy się wojna, Namysłowianie wykazali się dużą aktywnością,
co zaowocowało zgromadzeniem wielu niezbędnych rzeczy takich jak, ubrania, środki czystości,
żywność, zabawki dla dzieci i artykuły chemiczne. Ponad pół tony darów trafiło głównie do rodzin,
których członkowie przebywają obecnie na froncie toczącej się wojny w Donbasie. W imieniu
mieszkańców Jaremcza, burmistrz tego miasta przekazał mieszkańcom Namysłowa, jak najszczersze
podziękowania, za otrzymane dary oraz za pamięć, słowa wsparcia i otuchy, które są dla Jaremczan
równie ważne. Jak podkreślił, sprawdziło się stare przysłowie, że „przyjaciół poznaje się w biedzie”, a
takie gesty pokazują sens współpracy pomiędzy naszymi miastami. Jednocześnie informujemy, że akcja
zbiórki darów dla najbardziej potrzebujących mieszkańców Jaremcza dalej trwa. Kolejny transport trafi
na Ukrainę już na początku przyszłego roku.
W tym miejscu chcielibyśmy szczególnie podziękować spółkom „Ekowood” i ZEC, w osobach
prezesów, Panów Krzysztofa Szyndlarewicza i Janusza Nowaka, oraz wszystkim darczyńcom, dzięki
którym dary mogły trafić do Jaremcza.
A.Oleksak
Wołyńska Pastorałka Krzysztof Kołtun
Heblowana kolebeczko z wołyńskiej brzeziny.
Płacze, kwili Dzieciąteczko,
Syn Panny Maryi.
Li-li, li-li
Wołyńskie Anioły, orły i sokoły,
Śpiewajcie Dziecinie.
Malowane bieguniki
z Mielnicy, z Mielnicy.
Płacze, kwili Dzieciąteczko
Maryi Dziewicy.
Li-li, li-li...
Drobniuteńkie w tobie sianko
z Ołyki, z Ołyki.
Płacze, kwili Dzieciąteczko
muzyki, muzyki.
Li-li, li-li...
Wyszywana poduszeczka
z Zaturzec, z Zaturzec.
Płacze, kwili Dzieciąteczko
nieduże, nieduże.
Li-li, li-li...
Zadzwonili dzwoneczkami
kolędników czworo.
Pyta Matka, skąd ta dziatwa –
od Hołob, od Hołob.
Li-li, li-li...
Huculskie świętowanie czyli Boże Narodzenie wśród karpackich górali
Huculszczyzna to już koniec świata. Dalej jest tylko kraina magii, czarów i zanikający świat
rzeczywistości. Pozostaje tylko zatopić się w wybujałe fantazji czarów, strzyg i przesądów by poczuć
moc świąt Bożego Narodzenia, które Hucułowie obchodzą jak nikt inny w okolicy. Huculszczyzna to
wciąż kraina z niepowtarzalnie
pięknymi górami, cudną przyrodą i
jedynymi w swoim rodzaju
zwyczajami i przesądami
pogańskimi, które w pierwotnej
formie przetrwały do dziś,
przenikając się z wiarą pobożnych
Hucułów, nie szkodząc sobie
wzajemnie i nie podważając zasad
i kanonów wiary.
Hucuł z trembitą w wigilijną
noc.
(Przedwojenna pocztówka)
Wraz z nastaniem pierwszych przymrozków, gdy grzbiety Czarnohory pokryje gruba warstwa
śniegu, a Huculi zejdą z wysokich połonin do swoich grażd, zaczyna się najbardziej magiczna pora roku
w Karpatach, czas świąt Bożego Narodzenia. Huculi to bardzo gościnni ludzie, z głęboko zakorzenioną
duchowością i przebogatym folklorem obrzędowym. Dlatego czas świąteczno - noworoczny to okres
modlitwy w cerkwiach, rodzinne kolędowanie i odwiedzanie znajomych, a że Hucułowie to w
większości grekokatolicy to w tym obrządku obchodzą swoje święta – zgodnie z kalendarzem juliańskim.
Wigilię Hucułowie świętują 13 dni po wigilii łacińskiej. „Swiat Wieczir” czyli „Święty Wieczór” to
najpierw post, szykowanie wieczerzy, pierwsza gwiazdka i wieczerza wigilijna nie odbiegająca wiele od
tej w naszej tradycji, potem zapalanie świecy przez najstarszego domownika, modlitwa, dzielenie się
prosforą, odpowiednikiem naszego opłatka i życzenia. Prosfora to chleb, a zamoczony w miodzie
zapewnia rodzinie dostatek przez cały rok. Huculi często dzielą się też czosnkiem, aby przez cały rok nie
chorować. W czasie wieczerzy wigilijnej najważniejszą potrawą jest kutia i jej magiczna moc. To kutia
zapewnia duchowe obcowanie z bliskimi, którzy już od nas odeszli, a których nie może choćby duchowo
zabraknąć przy wigilijnym stole. Potraw jest tradycyjnie 12, jak dwanaście miesięcy w roku. Są takie jak
w obrządku łacińskim, ale pojawiają się też nie znane u nas, na przykład: fasola z czosnkiem i cebulą w
oleju, barszcz z białych kiszonych buraków czy „uzwar” – czyli fasola w kompocie z suszonych śliwek.
Do dziś zachował się zwyczaj przewiązywania stołu na krzyż czerwoną nitką, jeszcze przed
jego nakryciem, by rodzina przez cały rok trzymała się razem, potem tę nitkę wiąże się do ogona krowy,
która ma się wkrótce ocielić, ma to odpędzić złe moce. Zawiązane nożyce kładzie się pod obrusem i
stojącym na nim kołaczu, by nie było kłótni w rodzinie. W czasie cichej modlitwy Huculi zapraszają do
wspólnej wieczerzy duchy zmarłych, leśne strzygi i namawiającego zawsze do grzechu samego czorta
Szczezłyka. Gospodarz wystawia dla nich misę z jedzeniem na progu domu lub na oknie. Siadając na
krześle należy lekko dmuchnąć na krzesło lub gestem ręki zmieść z niego przybyłe dusze zmarłych, by na
nich nie usiąść. To tylko kilka przykładów jak odwieczne przesądy przenikają się z obyczajami
religijnymi. Przez cały okres świąt odbywa się kolędowanie. Najmłodsi kolędują z „wertepą”, pięknie
kręcącą się gwiazdą, starsi występują jako pastuszkowie, a ci najstarsi jako królowie. Wszyscy w białych,
haftowanych soroczkach, luźno opadających na spodnie, obowiązkowo przepasane kolorowymi
huculskimi pasami i zatkniętymi za nimi z obrazkami narodzin dzieciątka.
Przy pasach kute klamry i metalowe ozdoby, a na głowach korony. Kolędowanie w górach ma
zawsze inny wymiar niż w mieście. Duże odległości pomiędzy chatami rozsianymi po połoninach i
wysoki śnieg zmuszają do dużego wysiłku. Ale kolędowanie to zaszczyt i obowiązek mężczyzn, a także
obowiązek gospodarzy by przyjąć kolędujących i szczodrze ich obdarować. Kolędników musi być
dwunastu, tylu ilu było apostołów. Nie może być inaczej. Często kolęda kończyła się wspólnym śpiewem
i tańcami, bo Huculi to weseli ludzie i nie przepuszczą żadnej okazji do zabawy.
Гуцульська колядка
На Святий Вечір Христос родився, ой, дай Боже,
А на Йордані в воді христився,
А на Великдень зорі світився, ой, дай Боже,
Поїхав собі до Русалиму,
А в Русалимі богаті люди, ой, дай Боже,
Богаті люди там кладуть мости,
Ой, по тих мостах Сус Христос ходить, ой, дай Боже,
Ой, ходить, ходить, проскурець носить,
Ой, Сусе, Сусе, маєм на тебе, ой, дай Боже,
Маєм на тебе головку стяти,
Головку стяти, в гріб закопати, ой, дай Боже,
А коло гробу нічку чекати,
Коли той когут рано запіє, ой, дай Боже,
Тоді Сус Христос з гробу ускресне,
Ой, за тим словом, будь, ґазда, здоров, ой, дай Боже,
Ой, не сам собов, з свойов дружинов,
З свойов дружинов, зо сусідоньков, ой, дай Боже,
Щоби вся рідня здорова була,
Щоби домівка весела була, ой, дай Боже,
З сими свідками, з колідниками!
Huclskie święta na znaczkach pocztowych Ukrainy.
Święta grekokatolickie obchodzone są w ciągu trzech dni. Pierwszy dzień poświęcony jest zgłębieniu
tajemnicy Narodzenia Pana, drugi Świętej Rodzinie – Najświętszej Bogurodzicy i św. Józefowi a trzeci
wspomina pierwszego, który oddał swoje życie za Chrystusa, czyli św. Szczepana. Ale są jeszcze dalsze
święta obchodzone przez grekokatolików w tym okresie. Pamiętając o powitaniu nowego roku
obchodzonym z 31 grudnia na 1 stycznia, co ciekawe, radosnym dniu obchodzonym w czasie postu
adwentowego, grekokatolicy obchodzą 13 stycznia drugą wigilię Szczodry Wieczór, zwaną też Wigilią
Wasyla, po nim witają stary „Nowy Rok”, bawiąc się nocą na tzw. „małankach”. I w tym dniu po
chatach chodzą już nie kolędnicy, ale „szczodrownicy”. Z kolei 19 stycznia obchodzone jest święto
Wodochreszczie, Kreszczenije Hospodnie, czyli dzień Chrztu Pańskiego, połączone jest ono
z Epifanią czyli Objawieniem Pańskim. Święto to zwane jest też Jordanem.
W tym dniu święci się wodę na pamiątkę Chrztu Pańskiego Jezusa Chrystusa w Jordanie. Po
mszy w cerkwi płajami, ścieżynami wydeptanymi w śniegu, w drogę nad najbliższe jeziorko, potok, czy
rzeczkę wyruszają ludzie, by wokół stojących lodowych krzyży, w przygotowanym wcześniej przerębu,
pop mógł poświęcić wodę, trzykrotnie zanurzając w niej krzyż i by stała się ona źródłem wody święconej.
Po zakończeniu uroczystości, jej uczestnicy nabierają wody z tego źródełka i zanoszą ją do domu, moczą
w niej woskowe krzyżyki i przylepiają do drzwi. To ma uchronić domostwo przed złymi duchami. W tym
dniu kończy się czas kolędowania, co ich uczestnicy obwieszczają śpiewem. Powoli przemija długi,
zaczarowany czas huculskich świąt. A wszystko to w bajkowej scenerii gór i połonin Czarnohory,
pokrytych skrzącym się śniegiem i różowiejącym policzki mrozem. Kolorowych huculskich strojów i
magicznych przenikających się wzajemnie wierzeń i czarów. W tym czasie wszystko zyskuje inny
wymiar. Rzeczy proste jawią się takimi jakby nie były z tego świata. Wszędzie króluje radosny,
podniosły nastrój pozwalający zapomnieć o codziennych kłopotach i magia cerkiewnych obrzędów.
To wtedy św. Mikołaj zamienia się w św. Jurija. Zaczyna się wiosna. Kończy się czas
świętowania, a zaczyna się czas pracy i troski o godne przeżycie zaczynającego się roku.
Od czsów Kazimierz Wielkiego do okresu rozbiorów i w okresie międzywojennym, zdecydowana większość Huculszczyzny leżała w granicach państwa polskiego.
Arkadiusz Oleksak
Prace plastyczne dzieci ze Szkoły Podstawowej z Jaremcza, przesłane naszej redakcji
wraz z życzeniami świątecznymi.
Kateryna Kulyk 4-a klasa 10 lat
Kseniya Budeichuk, 9-ta klasa 14 lat
Żenia Tarnovetska 4-a klasa 9 lat i Adriana Dederchuk 5-ta klasa 10 lat
Adriana Dederchuk 5-ta klasa 10 lat
Wiktoria 5-ta klasa 11 lat
Oleg Czoban 4-a klasa 10 lat
Władymir Panewnyk 4-a klasa 9 lat
Pogoń Lwów potrzebuje pomocy
Reaktywowany w 2009 roku po 80 latach klub ze Lwowa, to kontynuator
tradycji jednego z najbardziej utytułowanych w okresie międzywojennym klubów
sportowych - Pogoni Lwów. To czterokrotny mistrz Polski, wychowawca wielu
znanych polskich sportowców.
Dzisiaj jednym z głównych celów jego działalności jest odrodzenie tradycji
polskiego sportu we Lwowie. Pomoc ze strony Rządu Polskiego i sponsorów, jest
niewystarczająca. Co roku pojawiają się kłopoty finansowe, którym ambitni
działacze próbują zaradzić. Dalsza działalność klubu, stoi dziś pod dużym znakiem
zapytania. Sytuacja jest krytyczna.
Dlatego prezes klubu Marek Horbań apeluje do wszystkich sympatyków sportu
w całej Polsce, aby każdy kto może pomógł Pogoni Lwów. By Pogoń drugi raz nie
zniknęła z mapy Lwowa. W dramatycznym apelu pyta: „Często spotykamy się z
pytaniem, dlaczego nie gramy w polskiej lidze. Pomijając kwestie formalne - chcemy
swoją działalnością przypominać o polskich tradycjach sportowych, które właśnie
tutaj we Lwowie się narodziły i godnie je kontynuować. Stajemy obecnie przed
pytaniem: co dalej z działalnością LKS „Pogoń”? Czy znajdą się instytucje lub firmy,
które poważnie potraktują sens dalszego istnienia klubu, jako profesjonalnej
drużyny sportowej, z zabezpieczonym budżetem i możliwością planowania dalszych
inicjatyw?”
Nie pozostawajmy obojętni, pomóżmy wpłacając pieniądze na podane niżej
konto:
NR KONTA: 75105012141000002277906018 Towarzystwo Miłośników Lwowa i
Kresów Południowo-Wschodnich oddział Katowice, ul Warszawska 37 Tytułem: Na
działalność LKS Pogoń Lwów.
Ukazał się VII tom „Kresowej Atlantydy”
Siódmy tom „Kresowej Atlantydy” cyklu książek prof.
Stanisława Niciei, który w sposób porywający, z
ogromnym talentem narracyjnym, przenosi nas w świat
miejscowości utraconych w Europie pojałtańskiej,
zniekształconych decyzjami fałszywych przyjaciół, siłą
wyrwanych Rzeczypospolitej, pozostałych poza granicami
naszego kraju. Nigdzie dotąd nie publikowane
wspomnienia, wyjęte z zakątków pamięci, doskonałe
zdjęcia z zapomnianych domowych szuflad, tworzą
barwne historie i składają się w jedyną, niepowtarzalną
kronikę Kresów, która za kilka lat nie mogłaby już
powstać. W VII tomie, autor przenosi nas fascynujący
świat błyskotliwych karier i upadków drohobyckich
krezusów naftowych. Świat kontrastów bogactwa i biedy
i genialnych ludzi Drohobycza. Odwiedzimy też Majdan i
Schodnicę, dawne zagłębia naftowe oraz Sławsko i
Turkę, przedwojenne polskie uzdrowiska
TOMASZ OZIĘBŁY
Na okładce praca Olgi Dimjanczuk 12 lat uczennicy szóstej klasy Szkoły Podstawowej w Jaremczu. Wewnątrz numeru wykorzystano prace dzieci ze
Szkoły Podstawowej w Kamiennej i Przedszkola nr 5 w Namysłowie.
U W A G A
Zarząd TMLiKPW Oddział w Namysłowie, organizuje spotkanie noworoczne
członków Oddziału, które odbędzie się dn. 8 stycznia 2016 roku, o godz.17.00
w Sali OHP(internat Zespołu Szkół Rolniczych), przy ul. Pułaskiego 8.
Potwierdzeniem udziału w spotkaniu będzie wpłata kwoty 35 zł, do dnia 30.12.2015r.
W programie specjalny recital zespołu „Tyligentne Baiary” z Bytomia.
W ostatnich miesiącach w poczet członków naszego Oddziału wstąpili: Julian Kruszyński, Jan Sozański, Zbigniew Nartowski, Katarzyna Kuterba,
Zygmunt Hofbauer, Waldemara Swoboda, Zbigniew Nytko, Przemysław Smolik, Janusz Klimaszewski, Józef Gełej, Jolanta Kula
i Edward Marek
Przypominamy naszym członkom o terminowym opłacaniu składek członkowskich.
O G Ł O S Z E N I A
Wysokość składek członkowskich za okres jednego miesiąca: 1zł – dla młodzieży i studentów, 2zł – dla emerytów i rencistów, 3zł – dla osób pracujących. Członkowie zarządu pełnią dyżury w każdą środę i piątek w godzinach 10.00-12.00, w ratuszu – w nowym biurze, na parterze (obok siedziby Vektry) Telefon kontaktowy Zarządu TMLiKPW – 601 376 630 Strona internetowa – www.namyslow-kresy.pl Adres e-mail – [email protected] Numer konta BS Namysłów 89 8890 0001 0008 9685 2000 0001
SERDECZNIE PODZIĘKOWANIA DLA NASZYCH SPONSORÓW