Upload
trantruc
View
235
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
O. DANIELO. DANIEL
POLNE
KWIATYWIERSZEWIERSZE
WstępWstęp
Cieszę się, że chcesz przejść Cieszę się, że chcesz przejść
po duchowej łące i zerwać kilka po duchowej łące i zerwać kilka
polnych kwiatów, czyli wierszy polnych kwiatów, czyli wierszy
pisanych piórem Anioła, pisanych piórem Anioła,
a sercem pasterza a sercem pasterza
owiec - kapłana.owiec - kapłana.
Za słowami „Polne wiersze”Za słowami „Polne wiersze”
kryją się dusze odkupione przez Jezusa, kryją się dusze odkupione przez Jezusa,
na które spłynęła Jego krew, na które spłynęła Jego krew,
jak wiosenny deszcz.jak wiosenny deszcz.
Życzę Ci, Polny Kwiecie, Życzę Ci, Polny Kwiecie,
abyś czytając je, abyś czytając je,
doświadczył Miłości i Miłosierdzia Jezusa, doświadczył Miłości i Miłosierdzia Jezusa,
które w nich są ukryte.które w nich są ukryte.
o. Daniel o. Daniel
„MŁODOŚĆ”
MłodośćJak poranny ptak
Zjawia się na chwilęTwego nagłegoPojawienia się
W oceanie istnieńHuku Krzyku
Ludzkich pragnieńZmagań serc
Z żalem BuntemI niewiernościąBądź otwartyTak Otwórz
Swoje zamurowane ustaWykrzyknij z całych siłMarzenia ze wszystkich
Tłustych balonówWyrzuć z siebie
Troskę o ich spełnienieTo do Ciebie Nie należy
To jest TajemnicąW Rękach Niepoznawalnego
Nawet gołą dusząNie zobaczysz
Lecz NigdyNie milknij.
„ABY KAPŁAŃSTWO BYŁO PIĘKNE I PRAWDZIWEI WYDAŁO OBFITE OWOCE MUSI BYĆ
UKRZYŻOWANE”.
„DO SPOTKANIA”
Drzewo już się schyliłoOd ciężaru ludzkich win
Gałęzie opadłyJakby ręce
ZniechęconeModlitwą niewysłuchaną
Który to już raz.Po środku tego drzewa
ZawieszonaMała kapliczka
Z kilkoma stokrotkamiZ tamtego babiego lataCałe to suche drzewo
Ze zmartwioną kapliczkąTęskni do wiosny
Do pierwszych przebiśniegówDo Niedzieli Palmowej
Do spotkaniaMarii MagdalenyZ Ogrodnikiem.
„JEZU SPRAW, ABY MOJE ŻYCIESTAŁO SIĘ PIĘKNYM KWIATEM,PACHNĄCYM WONIĄ MIŁOŚCI,
W TWOICH PRZEBITYCH DŁONIACH”.
„DAR”
Daj mi dar pisaniaWiosennych wierszy
O porankuKiedy wszyscy jeszcze śpią
Aby taki wierszPrzebudził pięknem
Zamyślonych AniołówDotknął
NiedotykalnegoObjął Go
Jak małe dzieckoW kołysce
I Ucałował.
KTO SZUKA JEZUSAZNAJDZIE GOSAMOTNEGONA KRZYŻU
BARANKA ZABITEGOOCHRZCZONEGOW OGNIU MĘKI.
„ NA BOSO”
To prawdaŻe wszystko przemija
Nim zdążysz się uśmiechnąćDo losu szalonego
Każdy dzieńNietrwały ulotny
Jak ćwierkanie wróblaWiem że mogę
Złapać na momentOkruszek manny z NiebaRośnie jak na drożdżach
NadziejaDzięki czemu
Choć wszystkoStraci kolory
LeczOna
MiłośćPrzejdzie
Przez śmierćNa boso.
MAM WRAŻENIE, ŻE IM BLIŻEJ JESTEM BOGATO TYM BARDZIEJ SIĘ OD NIEGO ODDALAM.
„NIEWIDOMA”
Mała dziewczynkaNiewidoma od urodzenia
Widzi AniołyDuże i małe
Łaciate i naguśkieKudłate i w kropkiGrające na harfach
I bardziej postępoweGrające na perkusji
Widzi MaryjęJak chodzi
Wśród łąk umajonychTrzymająca
Małego JezuskaSsącego z Jej piersi
Który tej dziewczyncePrzed chwilą pomachał
Małą rączkąTylko ci którzy widzą
Litują się nad niąNiewidomą
MówiąBiedna
Ale może ci którzy widząKiedyś przejrzą.
„WSTĘPUJESZ DO NIEBA”
Wstępujesz do NiebaA my tutaj
Na tej biednej ZiemiSzukamyWłasnego
NiebaGdybym miał chociaż
Drabinę JakubaTo zdobyłbym szturmem Raj
Jezu nie opuszczaj mnieSwojego małego brata
Dobrze że już wiemDrabina JakubaTo Twój Krzyż
Taki małyTaki duży
Na Niej KrewDotykam Ją.
„PATRZ NA NIEGO”
Nic nie rozumieKto przekładaSwoje myśliNad Krzyż
Na wieży kościelnejKto śpi
Przez całe życieTego nie obudziŚpiew Serafina
W południeA Ty odkryj się
Przed NimPrzewietrz swoje
PokojePiwniceStrychyPozwól
abyOn
SpojrzałW Twój świat
Z MiłościąTy też
Patrz na Niego.
„DO SYTA”
Już pół roku za namiLato przed nami
Dziękuję że mogęW niedzielne popołudnie
Napisać tenKrótki kolorowy wiersz
UśmiechniętyPonad Niebiosa
(Wiersz)Jak ta mała dziewczynkaPrzed kioskiem z lodami
Okruchami życiaMożna się najeść
Do syta.
„PRAGNĘ CIĘ SPOTKAĆ”
Pragnę Cię spotkaćChoćby w ciemnościachDotknąć Twych Warg
Ale nie jak JudaszUderzyć w Krzyż
Aby wytrysło źródłoNapój swoją owcę
Którą tak długo szukałeśChodząc po ciemnej dolinie
Po wężach i skorpionachStąd te rany na stopach
Stąd ta rozszarpana twarzPrzytul do Twego Serca
Zagubioną owcęDo Twej ranyAbym przestał
OdchodzićBez końcaPrzestałWątpić
Wiedząc jak CięTo bolałoTa Rana
Będzie zawszeOtwarta
Dla CiebieMoja
UkochanaOwieczko.
„WOLNY BĘDZIESZ”
Lepiej jest stracićOczy zaślepione
Od strachuNigdy nie płacząceNigdy nie otwarteWolność pragnąć
Osiągnąć jąTo jak zdobyćWieżę BabelI zamienić Ją
W wieżę SyjonSzczęśliwy ten
Kto płaczeKto umie płakać
Życzę CiNiech Twoje łzy
Spadną na pustynięWtedy zakwitnie
WolnośćTak jak kwitną
Wiosną pierwiosnkiWolny będziesz.
„ZADUMANIE NAD JESIENIĄ”
Liście opadają z drzewJak śnieg
Na Boże NarodzenieKlon tańczy
Poruszany wiatremWodzirejem z urodzenia
W rytm ostatnichPrzebojów świerszczy
Nadszedł czasBy na chwilę się zatrzymać
Spojrzeć w NieboNa odlatujące dzikie gęsiWestchnąć z całego serca
Podziękować jesieniZa to że o każdym pamięta
Daje wszystkim czasŻe nie przychodzi
Nie w poręLecz wolno i delikatnie
Jak Panna Młoda.
„NIEPOPRAWNY MARZYCIEL”
Niepoprawny marzycieluChcesz zbawić cały świat
Wszystkich dobrych i złychWszystkich szukających Ciebie
I uciekających przed TobąKtórzy mają wiarę
I którzy zakopali ją w ziemiWszystkich
Wypolerowanych cierpieniemI zardzewiałych od łezJesteś niepoprawnym
MarzycielemCzy uda Ci się
Wszystkich zbawićTego nie wiem
Wiem tylkoŻe pokazujesz się tym
Którzy zaczynająMarzyćJak Ty.
„CHCĘ ABYŚ BYŁ PROROKIEM”
Nie zwracaj uwagiNa słońce które zaszło
Zostaw umarłymGrzebanie ich umarłych
Zostaw pługNie odwracaj się wstecz
OpuśćNory i gniazdaPrzepasz biodra
Weź miecz i pochodnięChcę abyś był
ProrokiemChodził boso
Po wężach i skorpionachPrzeprowadzał
Przez ucho igielneWielbłądy.
„NA PASCHĘ”
BiegnęBiegnę coraz szybciej
SzybujęDotykam palcemSkrawek Nieba
Skrzydła złotociepłe jesieniZamykam oczy
By spojrzećW ogród ukryty głęboko
W źródłachMojego istnieniaPiję z niego wodę
NagleOn mnie poruszył
GałązkąZ samotnego drzewa
ZasadzonegoTuż za Jerozolimą
Na Paschę.
„Z CHLEBEM W RĘKU”
Nad brzegami oceanuJak nad życiemNiedopokonania
Czuwa piesW budzie
Razem z kotemWarto czekać
Aż przypłynie w łodziBez rózgi
Lecz z chlebem w rękuNie żeby karać
Lecz karmić do sytaTym bardziej
Że owieczki są głodneWychudzoneOd nadmiaru
ZaufaniaW chleb
Z tego świata.
„ŚWIĘTY”
ŚwiętyTo ktoś
Kto robi fikołkiCzasami uśmiechnie się
Nie w poręZrobi głupią minę
ŚwiętyTo nie ktoś
Z pierwszych stron gazetŚwiętyTo ktoś
Tak bardzo ukrytyŻe nawet Pan Bóg
Musi go szukaćZ pomocą
Anioła StróżaAby go znaleźćI kanonizować
ŚwiętyJest często nieśmiały
Lękliwy jak zającW zaroślach
NiekiedyPrzez przypadek
Zostaje męczennikiemBudząc się w rajuZe zdziwieniem.
„BILET”
Nie jest wcale dalekoJak mówią
Pobożni księżaJest blisko
Na wyciągnięcieTwojej krótkiej ręki
Już nie musiszSzukać po omacku
I prosić Św. AntoniegoOdrzuć kule
W zwątpienieGdzie ich miejsceTwoje powołanie
To byćJak jabłkoNa jabłoniDlatego
Twoja wiaraMała
Jak renta babciWystarczyNa bilet
Do Nieba.
„OBLICZE”
NieNie musisz
Uciekać przed KrzyżemJak przed zwalonym
Przez BogaNa ciebieDrzewem
Nie uciekajMusisz Go dotknąć
Dotknij KrzyżPobłogosław Go
Aby już nie straszył cięJak strach na wróbleAbyś na Nim ujrzał
ObliczeJego ObliczeCo dla innych
PrzekleństwemDla ciebie jest czystym Źródłem
ObmywającymZ cierni rozpaczy
I grzechów czarnychJak kamień węgielny.
„NIE JEST TRUDNO KOCHAĆ”
Pociąg odjechałTen ostatni
Spóźnione drganie sumieniaWrona patrzy
Z dala zamyślonaSkrzynka pocztowa
Pełna zapłakanych listówZabłąkanych wspomnieńNiespełnionych marzeń
KochaćWcale nie jest
Tak trudnoMimo że pogodaNie ta co trzebaA życie uciekaMiędzy palcami
Jak kapryśny sen.
MIŁOŚĆJEST PIĘKNYM KWIATEM
KTÓRY KWITNIEPOŚRÓD CHWASTÓW
„JESIENNY WIERSZ”
Konik polnyWyskoczył jak Filip z konopi
Biedronka zmieniłaKropki na zielono
Jakiś rozmarzony poetaZamiast długopisu Wziął strusie pióro
I napisałMały jesienny wiersz
Ksiądz proboszczDobrodziej
Pobłogosławił Młodą paręI pomyślał
Dla nich to sięRozpoczyna lato
Nie smuć się wiecCzytelniku
Kimkolwiek jesteśIdź do parku
Zbierać opadłe liścieTak jakbyś zbierał złoto.
„DWIE SOSNY”
Dwie sosnyTak są blisko siebie
Niemal złączoneJakby pocałunkiemNie tylko do śmierciLecz poza wieczność
Twoja MiłośćJest tak blisko
Jak ich pocałunekDotykasz ludzi
ZwykłychSzarych
Jak mglisteListopadowe wieczory
Dotykasz ichNa przystanku
Na ławce w parkuGdy odchodzą od siebie
Od CiebieTwoja Miłość
PrzetrwaRozstania
Ty nie boisz sięByć z ludźmi
Ani nie wstydziszChcesz być z nimi
ZłączonyJak te dwie sosny
Od kołyskiAż po Krzyż.
„MAJOWE” Maryja Zerwała trochę mleczy
I inne kwiatyRosnące na łące
Włożyła do wazonuW kaplicy
Pszczoła bzyknęłaI usiadła na kwiatkuMaryja się uśmiecha
WychodziNa zewnątrz
Chodzi po wiosceZwołuje ludzi na Majowe
Przyszły babcieJak zawsze wierne
SołtysowaZaczęła śpiewać litanię
MaryjaObjęła rękomaTabernakulum
Delikatnie ucałowała.
„NIE POZWÓL”
Nie pozwólMoim ustom zamilknąć
Niech głoszą CiebieW porę i nie w poręWe dnie i w nocy
Nawet gdy Anioła StróżaNie ma ku pomocy
Nie pozwólZamilknąć mojemu sercu
Niech bije dla CiebieJak dzwon
Na Anioł PańskiA wtedy
Nawet śmierćNie zdoła
Zamknąć mi ustOgłuszyć serce.
„BĄDŹ ŚWIATŁEM”
Słońce pięknie śpiewaOd wczesnego rana
Swoje hymnyPrzy wtórze
Brzdąkania cykadI kumkania żab
ŚwiatNie jestCiemnySmutny
Ani brzydkiAle
Brak mu czegośAby śpiewał
TemuKtóry
Tchnął w niego życieTo nie żart
On cię kochaŚpiewaj po prostu
Ze słońcemI świeć
Bądź Światłem.
„WYBACZ MI”Wybacz mi
Moje zwątpienieMoją niewiarę
WybaczŻe ciągle szukam dowodów
Że ciągle chcę dotykaćTwoich przebitych dłoni
I otwartego SercaPytam o wieleTy milczysz
Wiem że JesteśAle nie mam wiaryKtóra przenosi góry
Boli to CiebieMnie też
Pragnę niezwykłych cudówZnaków bez końca
Trzymam w ręku włócznieNieustannie przebijam Ci bok
Choć nie chcęTwoja krew tryska
Na moje dziurawe sercePodziurawioneZwątpieniem
Rzuć w moje ustaZiarno gorczycy
I nie przestań wierzyć JezuŻe kiedyś zakwitnie we mnie
Wiara.
„JESTEM TUŁACZEM”
Jestem tułaczemNie mam nic
Prócz kromki chlebaCzasami gdy nikt nie widzi
Dotykam NiebaAnioł Stróż dał mi jedno pióro
Ze swego skrzydłaI powiedział
Pisz polne wierszeJak polne kwiaty
Opalane przez słońceZroszone łzami i krwią
Ty też jesteśPolnym kwiatemJesteś tułaczemPewnego dnia
Zerwany będę przez BogaZerwany Jego przebitą Dłonią
WtedyZdarte butyPójdą w kąt.
„NIEUŻYTECZNY SŁUGA”
Miałem przed chwiląWróbla w garści
Trzy razy się dziś zaśmiałemRaz głęboko westchnąłem
Porwałem się z motyką na słońceNapisałem zielonyNiedojrzały wiersz
Tak to już jestZe sługami
Nieużytecznymi.
„PŁUCZĘ SIECI”
Płuczę sieciJuż po nocnym połowie
A Ciebie nie maCzasem patrzę ukradkiem
Na brzegGromadzą się ludzie
Znudziło mi sięPłukanie sieci
I czekanieMoże przyjdziesz
Po innej nocyPo innym nieudanym połowie.
„PIERWSZY DZIEŃ”
WiosnaJuż się zaczęła
Słońce jest senneMa przymknięte oczy
Dzieci bawią się w piaskownicyW tym roku
Po raz pierwszyRobią babkiW Kościele
Śpiewają gorzkie żaleCicho
Jezus jest dzisiajNiespokojny na Krzyżu
Niecierpliwie patrzyNa Grób
Już z Jego SercaWypływa
Ostatnia kropla krwiNa cierniowej koronie
Pojawiły sięCzerwone pąki róż
ZakwitnąW pierwszy dzień
Po szabacie.
„KOLEJNY DZIEŃ”
Kolejny dzieńTa sama herbata na stoleOdkąd poszedłem za Tobą
Straciłem jej smakOdkąd poszedłem za Tobą
Wokół tylko pustynne piaskiW taki dzień
Usłyszałem Pójdź za MnąMyślałem że to OgrodnikWięc poszedłem za Nim
Do ogroduLecz On tam
Pocił sięKrwawym potem
A Jego kroplePadały na polne kwiaty.
„W DZIEŃ SZBATU”
Przyszedłem do synagogiW dzień szabatu
Mam wodną puchlinęWiem że ma przyjść tu i dzisiajtak jest napisane w Ewangelii
Faryzeusze zajęli pierwsze krzesła.Wyciągnie mnie ze studni zatracenia
Uzdrowi w szabatBędzie to dla wielu
Zgorszeniem.
„IDZIE BOSO”
MaryjaUbrana w białą
Oblubieńczą szatęW stosunku do Maryi
Biel wydaje się być czarnaJej włosy splecione
W warkocz jak łany zbóżJej oczyJak dwa
Niezachodzące słońcaJej uśmiech
Jak tęczaPo deszczuIdzie bosoPo drodze
Pełnej ostrych kamieniBierze Za rękę
Napotkanych ludziDo Nieba.
„TWOJE POWOŁANIE”
Twoje powołanieTo ziarno
Które On zasiałNiepostrzeżenie
Po kryjomuW chwili
Najbardziej dla ciebieZwykłej
PomiędzyŚniadaniem a deszczem
Upadkiem w kałużę a uśmiechemPo Jego przejściuPrzez moją duszę
Jak przez Morze CzerwoneZostałŚlad
Ulotny jak mgłaTo moja Pascha.
„JUŻ NIE LĘKAM SIĘ”
Już nie lękam sięMówić Bogu po imieniu
On umywa mi nogiKtóre deptały innychKtóre szły do otchłani
Wyciąga je z sidełDoświadczonego myśliwego
Całuje je.
„TO OBRĄCZKA”
Ten gwóźdźW prawej stopie
WiemNie możesz chodzić
KulejeszWiele razyPrzez to
Wpadłeś w kałużęStarłeś kolano
Oprzyj sięO belkę KrzyżaJuż wystarczy
OdpocznijTen gwóźdźTo obrączka
Od OblubieńcaA tyś myślał
że to kara boska.
„W POCZEKALNI”
W poczekalni u ginekologaTwoja matka pali papierosa
Lekarz się uśmiecha przyjaźnieW torebce zdjęcie nienarodzonego
Tego który chciał sięBawić w berka
Na wysypisku śmieciJego dom
PochowanyBez pożegnania i płaczu
Z lalką którą tuli do siebieMyśląc że to serce matki
Może kiedyśPo latach
Spotkają się w NiebieNa jej twarzyPopłyną łzyJak ulewa
Wtedy dzieckoRzuci się w ramiona matki
Mamo tak czekałemKocham cię
Pocałuje w policzek.
„NAMALOWAŁ SOBIE RAJ”
Ludzie biegająZa fata morgana
ZaglądająDo pustych kieszeniBiorą kolejne tabletki
Na senGrają w totka
Oszukują za sto złotyW domach alarmyA i pogoda ludziom
Płata figlaPrzechodzień
Wpadł w zadumęNa co to wszystko
Bóg OjciecJuż zupełnie osiwiałI jeszcze na dodatek
Jakiś człowiekNamalował sobie raj.
„SPOTKAŁEM JEZUSA”
Spotkałem JezusaNa ulicy
Zamiatał czyjeś grzechySzedł i siał
Taką zwykłą pszenicęJedno ziarno
Wpadło do skrzynki pocztowejPełnej listów
Drugie Do sklepu z kwiatami
Do okaKtóre nigdy nie płakałoDo zupy pomidorowej
Ostatnie ziarnoDał ubogiej wdowie
Wrzuciła je w ŚwiątyniDo skarbonki
Jezus podszedł do mnieI powiedziałZobaczysz
Z tych kilku ziarenBędzie chleb
Dla pięciu tysięcy.
„MÓJ PORANEK”
W Tobie złożone sąTęsknoty jesieni
Zrzucającej płaszczZłotych liści
RosyNieśmiałych promieniWieczornego słońcaZadumy stokrotki
Aby ulecieć Jak gęsie pióro
Z poduszkiOddychać tlenemZ tłustej chmury
Bądź wolnyUleć
To marzenie staje się CiałemNie wstawaj
Nie śpijTęsknij.
„LUDZIE POBOŻNI”
Ludzie pobożniSprzeczają się o toKtóra Matka BożaJest ważniejsza
Częstochowska czy LicheńskaTeolodzy z łysiną
Na ten temat rzekli słowoNie wiemy
Aniołowie są zbici z tropuMaryja się uśmiecha
W jej włosach polne kwiatyW dłoniach
Trzyma Gołąbka.
„STANIE SIĘ CUD”
Twój grzechJest prochem
I w proch się obróciJeżeli tylko
Zechcesz uwierzyćW Tego Który
BosymiZranionym stopamiSzuka cię ze łzami
TakWtedy stanie się cudI nie ty a twój grzech
Prochem będzie.
„POPOŁUDNIE”
Siedzę sobiePo południuZegar cykaUcieka czasJak woda
Między palcamiPatrzę przez okno
Na drzewaŻółto zielono zamyślone
Jak jaCzekam
NasłuchujęWydaje mi się
Że słyszę Twoje krokiPodbiegłemDo drzwi
Znowu spojrzałemW okno
Zazdrościłem szpakowiŻe leci do Ciebie
UwierzyłŻe ma skrzydłaI że do Ciebie
Tak bliskoJak do kioskuZ gazetami.
„IDĘ ZA TOBĄ”
Idę za TobąNa Twoich śladachZaschnięta krew
Idę za TobąChoć nie znam Cię
Choć mam tyle pytańNa które nie odpowiadasz
Choć nie rozumiemCzemu ciągleUkrywasz sięI ranisz mnie
Idę I jęczę
I krzyczęIdę za Tobą
Choć wątpię w CiebieIdę
Choć nie wiemCzy dojdę na czas
I boję sięŻe gdy
ZapukamW Twoje drzwi
Ty powieszNie znam cię.
„PASTUSZEK Z GALILEI”
Ptaki się rozćwierkałyJakiś pastuszek z Galilei
Zagubił się trochęPoganiając owce na Niebie
Jawno grzesznicaWylała olejek nardowy
Bardzo drogiNa głowę
PrzyjacielaGrzesznych grzeszników
Na serca ludzkiePrzychodzi odwilżPo długiej zimie
Nawet coś niesłychanegoZ tych serc
Wyglądają nieśmiałoPrzebiśniegi.
„POETA WIEJSKI”
Dziwny jest ten światDziwny Bóg
Zamyślony poeta wiejskiMalujący pędzlemOd czasu do czasuPejzaże z deszczemBardzo mu się udał
PortretDziecka ssącego
Pierś matkiI wiatraka kręcącego się w koło
Z braku innego zajęciaOstatnio naszkicował
Wiarę schowaną w torbęRazem z kawałkiemPszennego chleba
PotemNiespodziewanie
Zamilkł.
„DO CELU”
Dzień po dniuKrok po kroku
Powstanie po upadkuWschód po zachodzie słońca
Wszystko zmierzaDo jednego celu
Nawet śnieg padaAby otulić
Białym płaszczemStarą prostytutkę
WszystkoW tym rokuJakieś inne
Pies nie szczekaJuż na każdego
Nawet ksiądz nawróconySię nawraca
Dwaj bezdomniMieszkają w szalecie
Sprzątają ulicęNową autostradę
Do Nieba.
„TEN DZIEŃ”
Ten dzień powstałZ pragnienia Boga
Zakochanego po uszy w ludziachMisternie utkanyJak pajęcza siećWrażliwy dzieńJak krople rosy
Na liściachSzary
Jak szal babci z różańcemPrzez Niebo
Szybuje ciszaOtwiera bramy Królestwa
Ta ciszaTo mowa Boga
CiszaOn milczy
Abyś ty teraz mówiłOn chce usłyszeć
Każde twoje nieme słowoSzelest warg
Dla NiegoTwe słowa są święteTwe życie jest święte
DlategoNastał ten dzień.
„CZŁOWIEK”
CzłowiekUpadły Anioł
Przywiązany łańcuchemDo garści ziemi
UlepionyZ krwi Baranka
I z pokusyStarodawnego węża
UlepionyZ płatków kwiatów
UzbieranychPo procesji Bożego Ciała
UlepionychZ długich dni samotności
I marzeń BogaCzłowiek
Ziarnko piaskuNa rozstaju dróg
Wpatrzony w gwiazdyZ szeroko
Otwartymi oczymaNadal nie wiem
Kim jesteśCzłowieku.
„PIELGRZYM”
Tak wiele razy pytałeśBez odpowiedzi
Szukałeś po omackuZe spaloną jak zapałka
NadziejąBiegłeś
Aby rzucić sięW ramiona Matki Bolesnej
Prosiłeś aby otrzymaćZa wiele
Jak na twoje serceW końcu otworzył ci
Ciasną bramęChoć nie pukałeś
Bo palce Odpadły ciOd trądu
Rajskiego jabłkaWejdź
Nie pytaj Czy możeszOtrzyj łzy
Weź zieloną palmęI białą szatę
Już nigdyNie będziesz sam
Już nigdy Nie będzieszNa zewnątrz.
„JAK DWOJE ZAKOCHANYCH”
Dokąd biegnieszTak szybko na oślep
PatrzŚwiat jest taki piękny
A On Taki kruchy
W twoich rękachI bezradnyJak kwiat
Zerwany przez wiatrZjedz Go
Nie wyrzucajZa siebieJak perłę
Między świnieZjedz i podziękuj
Że możesz być z Nim Jedno
Jak dwoje zakochanych.
„ICH KREW ZWYCIĘŻA”
Belzebub przegrałKolejny już razSpadł z NiebaJak błyskawica
Uderzył pyskiemO bramę piekła
Pokonał goMały sługa OjcaKtóry umiera
Na ołtarzu rozpaczyW dzieciach
Które nie mogłySię narodzić
Ich krew To krew
Paschalnego BarankaCicho rozlewa sięNa suche kości
Rozrzucone na pustyniGdzie słychać tylko
Wycie szakaliIch krewŚwieża
Jak wiosenny deszczZwycięża.
„NIE PYTAJ”
Nie pytajPo co jesteś
Co dają komuśTwoje słowa niepoukładane
Niezgrabne wierszeNie lękaj się
Spojrzeć na bliznySwoje i innych
Jesteś całyDla dni roześmianych
Cały dla Wschodzącego słońca.
„PORNEK PO SZABACIE”
Zamglone szybyLudzie leniwieIdą do pracy
Zwykły szary dzieńKoniec świataNa pewno dziś
Nie nastąpiPobożne babcie mówią
Że możePo Wielkanocy
PodobnoW tym roku
W Wielki CzwartekJudasz się nawróciTo w takim razie
Nie będzie ZmartwychwstaniaKtoś zauważył
Ale Pan Bóg dobryI z tym sobie poradziMaryja już wybieliłaPokrwawioną szatę
Swego SynaAby w niej
Ukazał się tobieWczesnym rankiem
Po szabacie.
„CHCIAŁBYM DOSTRZEC”
Chciałbym dostrzecTo co dostrzec może
TylkoSędziwy starzec
Z szacowną łysinąLub dziecko łapiące motyla
ChciałbymPonownie stać się małym
Nie udawać dorosłegoCieszyć się wszystkim
Każdą pszczołąŚmiesznie brzęczącą
Kichnięciem na zdrowieMoże zobaczę
Ciebie dziśSiedzącego przy studni
W południeSpragnionegoCzekającego.
„TYLKO SPRAGNIONY”
Dobrze ci zrobiJemu podziękować
PrzynajmniejOd czasu do czasuSzczególnie za to
Że w upadkach swoichOdkryłeśJego ból
I Jego miłość płaczącąOn nie pozwoli
Abyś tonąłW Morzu CzerwonymRazem z FaraonemI jego RydwanamiTylko spragniony
Który odczułAż do śmierci
PragnienieNie przestanie
Za TobąTęsknić
Nie przestanieCię kochać.
„DOBRA RADA”
Chciałbyś wiedziećTak wiele
Choć wystarczy tylkoZnać spis
Swoich zwątpieńChciałbyś kochać
Za bardzoA wystarczy być
Cymbałem brzęczącymChciałbyś być
Niewyczerpanym źródłemA oto musisz być
Dziurawym wiadremPod rynną
Chciałbyś wszystko rozumiećChoć twego rozumu
Nie wystarczyNa szczyptę
Dziecinnej wiaryLecz nie myśl już o tym
Co chciałbyśNie zawracaj tym
Głowy św. FranciszkowiPanie
Co chceszAbym uczynił.
„POWIE CICHO”
Miało być po TwojemuMiało się udać
Dobrze że się nie udałoSam to przyznałeś
Twój wiatr rozpędzaNad moją głowąCiężkie chmury
Ten wiatrTo Twoje tchnienie
RanoPojawi się rosaCzyste Niebo
RosaZwilży moje
Wyschnięte wargiOd szeptanych pacierzy
Wołania bez głosuWtedy
Powie cichoEFFATHA.
„W MOIM SERCU"
W moim sercuSą wyryte wspomnienia
Wyryte rylcem oczekiwaniaSOLUS CUM DEO SOLO
PamiętamJak w Ewangelii
Patrzył z miłościąNa zbyt bogatego
MłodzieńcaAle bogacz
I tak odszedłCzy trzeba upaśćByć nieuleczalnie
ZranionymAby być
SOLUS CUM DEO SOLOChyba tak.
„PROŚBA”
PanieMam małą prośbę
Proszę nadstaw uchoPo mojej śmierci
Po której nie wiemCzy dożyję
Niech będzieTaka radośćJak w dzień
Bożego NarodzeniaNiech ksiądz
Na Mszy powieKazanie śmiechu warteNiech mnie pochowają
W dziurawych skarpetachZ uśmiechem od ucha do ucha
Niech jakaś babcia powieDobry to był grzesznik
I obiecaj miTuzin AniołówKtórzy chwycą
Moją duszę za nogiI zaniosą do Ciebie
Na rajski tarasAmen.
„W MOIM SERCU"
W moim sercuSą wyryte wspomnienia
Wyryte rylcem oczekiwaniaSOLUS CUM DEO SOLO
PamiętamJak w Ewangelii
Patrzył z miłościąNa zbyt bogatego
MłodzieńcaAle bogacz
I tak odszedłCzy trzeba upaśćByć nieuleczalnie
ZranionymAby być
SOLUS CUM DEO SOLOChyba tak.