Upload
phamhanh
View
215
Download
0
Embed Size (px)
Citation preview
K W A R T A L N I K H O S P I C Y J N Y 2 0 1 4 ( 3 8 ) 2 I S S N 1 8 9 6 – 8 6 7 8
Partner wydania
Wolontariusze za kółkiem
Siostra do kwadratu – pielęgniarka i pallotynka
Małoletni żałobnicy
Praca Edyty Majewskiej z Pracowni Propagandy Społecznej, prowadzonej przez prof. Jacka Staniszewskiego,
ilustrująca hasło „Pomaganie jest piękne”
PRENUMERATA — BEZPŁATNAZadzwoń pod nr 58 345 90 60
Redakcja nie odsyła niezamówionych materiałów
i jednocześnie zastrzega sobie prawo do wprowa-
dzenia zmian redakcyjnych w nadesłanych tekstach,
w tym do ich skracania. Prawo do używania, kopio-
wania i rozpowszechniania materiałów dostępnych
w „Hospicjum to też Życie” wraz z elementami gra-
fi cznymi możliwe jest po uprzednim uzyskaniu zgody
redakcji i jest obwarowane zastrzeżeniami wynikają-
cymi z przepisów prawa autorskiego.
REDAKCJARedaktor naczelna: Alicja Stolarczyk
Sekretarz redakcji: Magda Małkowska
Zespół redakcyjny: Anna Kulka-Dolecka, Agnieszka Król,
Jolanta Leśniewska, Danuta Stopieńska, Olga Woźniak,
Justyna Ziętek
Projekt: Mr. Bloom sp. z o.o.
Skład: Jacek Rembowski
Zdjęcie na okładce: Arkadiusz Wegner
Druk: Drukarnia Via Medica
80-180 Gdańsk, ul. Świętokrzyska 73, www.viamedica.pl
WYDAWCAFundacja Hospicyjna
Organizacja Pożytku Publicznego
KRS 0000201002
80-208 Gdańsk, ul. Chodowieckiego 10
tel./faks: 58 345 90 60
e-mail: [email protected]
www.hospicja.pl
www.fundacjahospicyjna.pl
Nr konta: 72 1540 1098 2001 5562 4727 0001ISS
N 1
89
6-
86
78
W NUMERZE:
Hasło „Pomaganie jest piękne” dla studentów
gdańskiej ASP stało się inspiracją
do ukazania różnych form wolontariatu.
Plakat prezentowany na okładce obok
jest jedną z nich.
W codzienności hospicyjnej praca wolontariuszy
ma swoją stałą, ugruntowaną pozycję i wartość,
jednak w innych placówkach służby zdrowia
i opieki społecznej to wciąż nowość i wyzwanie.
Towarzyszenie choremu i jego rodzinie,
wsparcie zespołu medycznego, udział w akcjach
charytatywnych i pomoc w codziennych
czynnościach osób starych, niepełnosprawnych,
przewlekle chorych i samotnych to zadania
„Wolontariatu Opiekuńczego”, nowego projektu
Fundacji. Jego symbolem jest bratek.
I chociaż siostra Nikodema twierdzi,
że dobroć nie jest czymś nadzwyczajnym, warto
je pobudzać i mnożyć, a wolontariat daje ku temu
nieskończone możliwości. Można towarzyszyć
choremu, być kierowcą, organizować bale
charytatywne, liczyć pieniądze z puszek „Pól
Nadziei” czy odbierać telefony z infolinii dla dzieci
osieroconych.
Więc tym numerze: o codzienności hospicyjnej,
doświadczeniach wolontariatu, którymi chcemy
się dzielić, i nowych projektach Funduszu Dzieci
Osieroconych. Życzę ciekawej lektury.
Alicja Stolarczyk
REDAKTOR NACZELNA
Z ŻYCIEM NA TY 2 WYGINAJ ŚMIAŁO CIAŁO
Aktywność fi zyczna jako profi laktyka zdrowotna, terapia
w trakcie choroby i remedium na upływający czas
POROZMAWIAJMY 6 DOBROĆ NIE JEST CZYMŚ NADZWYCZAJNYM
Rozmowa z pallotynką Siostrą Nikodemą Czarnul, pielęgniarką
z gdańskiego Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC
– wypełniona nadzieją
WOLONTARIAT 8 WOLONTARIAT Z NAPĘDEM NA CZTERY KOŁA
Mają prawo jazdy, trochę wolnego czasu i wielkie serce
– o hospicyjnych wolontariuszach kierowcach
11 HONOROWI WOLONTARIUSZE I FILANTROPI
FUNDACJI HOSPICYJNEJ
Przyjaciele Fundacji Hospicyjnej i Hospicjum
im. ks. E. Dutkiewicza SAC nagrodzeni
12 POMORSKA SZKOŁA WOLONTARIATU OPIEKUŃCZEGO
Dobre praktyki wolontariatu hospicyjnego przenoszone
do szpitali, domów opieki społecznej, zakładów
opiekuńczo-leczniczych i prywatnych domów pacjentów
HOSPICJUM OD ŚRODKA 13 PIĘTNAŚCIE LAT ŁÓDZKIEGO HOSPICJUM DLA DZIECI
Relacja z uroczystości obchodów jubileuszu Hospicjum
dla Dzieci w Łodzi
14 KIEDY DZIECKU UMIERA KTOŚ BLISKI
– Z NOTATEK HOSPICYJNEGO PSYCHOLOGA
Żałoba, której pomóc najtrudniej. Wspomnienia, refl eksje,
ale i plany na przyszłość psychologa z Hospicjum
im. ks. E. Dutkiewicza SAC
NASZE AKCJE 18 POLA NADZIEI NA POMORZU 2014
Résumé wielkiej akcji pomorskich hospicjów
19 WIOSNA BYŁA NASZA
Przede wszystkim „Uśmiech Dziecka na Dzień Dziecka” i spektakl
charytatywny. Akcja „Pomóż ukoić ból” wciąż trwa, zaraz ruszy
„Kolorowy Piórnik”... Lato też z pewnością będzie nasze
KSIĘGARNIA FUNDACJI HOSPICYJNEJ 20 PODRÓŻUJĄC Z ANIOŁAMI
„Anioły. Życie po śmierci” Paddy'ego McMahona
i „Niebo istnieje... Naprawdę” Todda Burpo i Lynn Vincent
– kontrargumenty dla niedowiarków, doskonała lektura
dla wszystkich
OD REDAKCJI 1
Współczesnemu człowiekowi brakuje odpowiedniej dawki ruchu,
kontaktu z przyrodą, żyje w ciągłym stresie i często niewłaściwie się
odżywia. Tymczasem ludzki organizm jest genetycznie zaprogra-
mowany na aktywny styl życia. Zgodnie z zaleceniami Światowej
Organizacji Zdrowia (WHO) ludzie powinni być aktywni fizycznie
w stopniu przekraczającym wysiłek wynikający z czynności dnia
codziennego o wartość równoważną utracie 1000 kcal w ciągu
tygodnia. Niezbędne jest więc podejmowanie umiarkowanej
aktywności fizycznej, trwającej 30-40 minut przez 5-7 dni w ty-
godniu. Ćwiczenia nie muszą być ciągłe. Związane z nimi korzyści
zdrowotne będą wówczas wynikać z sumowania krótkich epizodów
ruchu. Tylko muszą być!
Wiadomo, o co walczymy. Udowodniono, że ograniczeniu aktyw-
ności ruchowej towarzyszy rocznie utrata 1% ogólnej wydolności
i 3,5% siły kończyn dolnych. Pamiętajmy przy tym, że aktywność jest
zachowaniem kompleksowym – o dużym zakresie intensywności,
różnym czasie trwania i bardzo urozmaiconych formach (od prac
domowych po sporty ekstremalne). Oczywiście jakikolwiek ruch
fizyczny jest lepszy niż żaden, nie lekceważmy więc nawet spacerów
z psem. Warto jednak poszukać swojej formy ruchu, która wychodzi
poza codzienne obowiązki, przynosząc satysfakcję i radość.
❙ SPRAWNIEJSI, PIĘKNIEJSI, MĄDRZEJSI
Zwiększona aktywność fizyczna wpływa zauważalnie na poprawę
funkcjonowania poszczególnych układów i narządów: wzmac-
nia układ mięśniowy, powoduje wzrost wydolności fizycznej
organizmu i zapobiega wielu chorobom, szczególnie układu krąże-
nia czy ruchu, a także otyłości. To dla wszystkich chyba oczywiste.
Na tym jednak nie koniec.
Systematyczny trening ma też właściwości eliksiru odmładzają-
cego – poprawia ukrwienie skóry i dzięki temu jej wygląd. Nasze
mięśnie są wymodelowane, sylwetka pełna energii, a kilogramów
jakby mniej. Dzięki wysiłkowi fizycznemu rozwijamy także cechy
powszechnie uważane za przydatne w życiu codziennym: cier-
pliwość i upór w dążeniu do celu, systematyczność i odporność
Wyginaj śmiało ciałociało
Dla ciebie to... niemało. Ruch w jakiejkolwiek
postaci jest niezbędnym elementem dobre-
go samopoczucia, niezależnie od wieku. Sport
uprawiany po amatorsku, regularnie oraz
w sposób adekwatny do możliwości sprawia, że życie
staje się pełniejsze i daje dużo więcej radości. Umiejęt-
nie dobrane ćwiczenia są też świetną terapią w wielu
schorzeniach, niekoniecznie związanych z układem ru-
chu, na przykład onkologicznych.
Fot.
: Mar
ia F
all-
Ław
ryn
iuk
Śmiało się wyginamy. Zajęcia gimnastyczne w ramach AWzR
2 Z ŻYCIEM NA TY
3Z ŻYCIEM NA TY
temperatury mięśni do optymalnego poziomu, a przygotowany
do wysiłku mięsień jest mniej narażony na urazy i kontuzje, staje
się elastyczniejszy oraz zdolny do większej i efektywniejszej pracy.
Wykonując odpowiednie ćwiczenia, adaptujemy układ nerwowy
do ruchów powtarzających się podczas treningu. Właśnie z tego
powodu inaczej musi wyglądać rozgrzewka sprintera, maratoń-
czyka, a inaczej piłkarza ręcznego czy pływaka. Nie bez znaczenia
jest też jej wpływ na układy krążenia i oddechowy, które decydują
o wydolności organizmu.
Podczas rozgrzewki wykonujemy tzw. ćwiczenia ogólnorozwojo-
we. Zaczynamy ją od głowy, mięśni szyi, a potem przechodzimy
do obręczy barkowej, ramion, grzbietu, bioder i kończyn dolnych.
Na zakończenie zwracamy uwagę na rozluźnienie mięśni i wyre-
gulowanie oddechu.
na przeciwności oraz wiarę w siebie i w sukces. Ponadto jesteśmy
mniej zestresowani, mniej skupieni na sobie, umiemy radzić sobie
ze zmęczeniem i kontrolować własne emocje. Podwyższa się próg
tolerancji bólu. Od tego wszystkiego naprawdę się pięknieje.
Ponadto ruszając się syste-
matycznie, powodujemy
lepsze ukrwienie, a tym sa-
mym większe dotlenienie
mózgu, co wpływa na two-
rzenie się nowych neuro-
nów. Ćwicząc stajemy się
mądrzejsi – to nie żart.
Na skutek ruchu rozrastają
się bowiem nie tylko mięśnie, ale i zwoje mózgowe. Stwierdzono
też, że wysiłek o umiarkowanej intensywności wpływa korzystnie
na układ nerwowy: zwiększa jego możliwości poznawcze i poprawia
potencjał. Zmiany składu chemicznego mózgu (zwiększenie stę-
żenia tzw. hormonów szczęścia, czyli endorfin), wywoływane
wysiłkiem fizycznym, mogą zapobiegać niektórym postaciom
zaburzeń równowagi nerwowo-psychicznej (np. depresji) i wpływać
korzystnie na nasze samopoczucie.
❙ A JEŚLI JUŻ ZACHORUJEMY…
Przekonanie o korzystnym wpływie aktywności ruchowej, a zwłasz-
cza systematycznych ćwiczeń fizycznych na nasze zdrowie, nie jest
ani koncepcją nową, ani oryginalną, a do zwolenników aktywnego
trybu życia i stosowania wysiłku w leczeniu wielu chorób, w tym
również nowotworowych, należeli już między innymi Hipokrates
i Galen. W Akademii Walki z Rakiem systematyczne ćwiczenia
o umiarkowanej inten-
sywności prowadzimy
od kilku lat. Cieszą się one
dużym zainteresowaniem,
a ich uczestnicy zauważają
u siebie wiele korzystnych
zmian, związanych zarów-
no z wydolnością, kondy-
cją, sprawnością fizyczną,
jak i umysłową. Pozwalają one również na lepszą samokontrolę
własnego ciała i niezależność, poprawiają samopoczucie, radzenie
sobie ze stresem, uczą relaksacji i odczuwalnie poprawiają jakość
życia. Do najchętniej wykonywanych form ruchowych należą aktyw-
ności aerobowe i wytrzymałościowe o właściwej intensywności, ale
także – jako uzupełnienie – ćwiczenia oporowe, wzmacniające siłę
mięśni i wpływające korzystnie na tkankę kostną (ćwiczenia z taśmą
lub gumą, piłkami, a także z małym obciążeniem oraz aktywności
kształtujące gibkość z elementami stretchingu).
❙ BEZ ROZGRZEWKI ANI RUSZ
Wiele osób pomija ten element treningu twierdząc, że przecież
rozgrzeje się w jego trakcie. Nic bardziej mylnego! Prawidłowe
rozgrzanie organizmu ma na celu przede wszystkim podniesienie
Rozgrzewka
– wariant jeden z tysiąca
1. Krążenie głową: stoimy w rozkroku, stopy rozstawione są
na szerokości barków, ramiona opuszczone luźno wzdłuż
tułowia; wykonujemy powolne krążenia głową, 5 × w prawo,
5 × w lewo, nie odchylając głowy nadmiernie w tył, aby nie
przeciążyć kręgów szyjnych.
2. Krążenia przedramion: pozycja wyjściowa jw., ramiona
wyprostowane, uniesione do wysokości barków; wykonu-
jemy obszerne obroty przedramion w stawach łokciowych:
15 s na zewnątrz, 15 s do wewnątrz.
3. Krążenie ramion: pozycja wyjściowa jw., ramiona opusz-
czone wzdłuż tułowia; wykonujemy krążenia oburącz:
10 × w przód, 10 × w tył, 10 × naprzemiennie w przód,
10 × naprzemiennie w tył.
4. Krążenie bioder: pozycja wyjściowa jw., dłonie ułożo-
ne na kolcach biodrowych, łokcie skierowane ku górze;
wykonujemy obszerne krążenia bioder: 10 × w prawo,
10 × w lewo, 10 × wypychamy biodra do boków,
10 × wypychamy biodra przód i w tył.
5. Skłony tułowia: pozycja wyjściowa jw.; podczas wykony-
wania ćwiczeń kończyny dolne są proste w stawach kola-
nowych. Skłony liczymy na 1 do lewej stopy, na 2 do prawej,
na 3 prostujemy sylwetkę, wykonujemy 10-14 powtórzeń.
Następnie łączymy stopy, prostujemy nogi w stawach ko-
lanowych, staramy się dotknąć czołem kolan i wytrzymać
w tej pozycji przez 5 s.
6. Kontrolowane przysiady: stopy rozstawione szeroko, kolana
ustawione na zewnątrz, nie mogą przechodzić linii stopy;
wykonujemy głęboki przysiad, ramiona uginamy w stawach
łokciowych, opieramy o uda i wytrzymujemy 30-40 s.
Warto poszukać swojej formy ruchu, która wychodzi poza codzienne obowiązki, przynosząc satysfakcję i radość.
W Akademii Walki z Rakiem systematyczne ćwiczenia o umiarkowanej intensywności prowadzimy od kilku lat.
4 Z ŻYCIEM NA TY
❙ STAROŚĆ MOŻE BYĆ RADOŚĆ
Po 65 roku życia objętość mięśni bardzo maleje, zmniejsza się też
metabolizm, słabną kości, obniża się pułap tlenowy. Z wiekiem
częściej narzekamy na złe samopoczucie i uważamy, że z tym
„przywilejem” należy się pogodzić. Nic bardziej błędnego! Na-
ukowcy coraz częściej sądzą, że śmiertelność, w tym umieralność
na raka, ma związek z wydajnością aerobową
i kondycją fizyczną. Osoby dojrzałe muszą tylko
bardziej zadbać o siebie, swoje zdrowie, zbilan-
sowaną dietę i systematyczną rekreację ruchową.
Wraz z upływem lat przemiany metaboliczne
zachodzą coraz wolniej, a co za tym idzie, mniej
kilokalorii potrzebujemy na funkcjonowanie
organizmu i mniej ich jesteśmy w stanie „spalić”.
Statystyki są zatrważające: 42% seniorów ma nad-
wagę, 5% cierpi z tytułu otyłości, 2 na 3 z nich
nie uprawia żadnego rekreacyjnego sportu,
1 na 3 wykazuje już pewne formy niepełnospraw-
ności. Ponadto bardzo liczna grupa seniorów
jest społecznie izolowana. Powyższe fakty wyraźnie wpływają
na ich ogólny stan zdrowia, kondycję fizyczną i psychiczną, a także
zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia chorób cywiliza-
cyjnych – nadciśnienia tętniczego, udarów, zawałów, cukrzycy
oraz chorób nowotworowych. Wraz z przybywaniem lat nasze
potrzeby ewoluują, gdyż zmienia się perspektywa życiowa. Z jed-
nej strony ogromnego znaczenia nabierają banalne sprawy dnia
codziennego, z którymi coraz częściej borykamy się z powodu
postępującej słabości własnego ciała, a z dru-
giej strony ambicje, pasje, motywacje, kierujące
naszymi zachowaniami i dążeniami w latach
wcześniejszych, odchodzą powoli w cień. Jednak
na wprowadzenie zdrowego stylu życia, zadbanie
o swoje bieżące potrzeby, codzienną aktywność
fizyczną i korektę diety nigdy nie jest za późno.
Systematyczna aktywność fizyczna jest jednym
z obowiązkowych punktów codziennego rozkładu zajęć osób
w podeszłym wieku. Wpływa ona pozytywnie na wszystkie tkanki
i narządy organizmu, warunkuje zachowanie dobrego zdrowia,
❙ NORDIC WALKING ZDOBYWA ŚWIAT
Zdobywa, bo praktycznie może być dla każdego, również dla osób
w trakcie rozmaitych terapii, jak i podczas profilaktyki wtórnej. Przy-
wędrował do nas ze Skandynawii, gdzie początkowo pomyślany był
jako letni program treningowy dla narciarzy biegowych. Obecnie
tworzy alternatywę do joggingu, w porówna-
niu z którym jest bezpieczniejszy dla stawów,
ścięgien i wiązadeł, zapewniając przy tym spory
wydatek energetyczny – około 450-500 kcal/
/godz. (w zależności od tempa marszu, masy
ciała osoby idącej, płci i rodzaju terenu). W trakcie
podpierania się na kijach i przenoszenia ciężaru
ciała na obręcz barkową angażujemy te partie
mięśniowe, które u osób prowadzących siedzący
tryb życia po prostu nie pracują.
Nordic walking jest na tyle prostą formą ruchu,
że mogą ją uprawiać wszyscy: amatorzy, ludzie
starsi, osoby po urazach i kontuzjach, z nadwagą,
otyłością, a nawet osoby z grupy ryzyka, po przebytym zawale
mięśnia sercowego. Co ważne, jego zasad uczy się bardzo szybko,
ponieważ bazują one na naturalnym sposobie poruszania sie czło-
wieka. Dzięki kijkom odciążamy stawy i angażujemy 90% mięśni,
poprawiamy kondycję, usprawniamy organizm i modelujemy
sylwetkę. Czegóż chcieć jeszcze?
Dla pacjentów onkologicznych jest to aktywność szczególnie ważna.
W Akademii Walki z Rakiem nordic walking jest
ulubioną aktywnością, którą uprawiamy w po-
bliskim lesie, gdzie oprócz intensywnej pracy
mięśni, zarówno górnych, jak i dolnych części
ciała, zachwycamy się zapachem drzew, kwiatów,
kolorem zieleni… Te wszystkie elementy prze-
kładają się na kompleksową terapię – zarówno
ciała, jak i umysłu. Nie bez znaczenia pozostaje
fakt, że trenujemy w grupie. Regularne spotykanie się, rozgrzew-
ka, wspólne marsze, spacery z kijami po plaży, w lesie czy na łące
zwiększają szansę, że nasz zapał nie wygaśnie po kilku treningach.
Nordic walking jest na tyle prostą formą ruchu, że mogą ją uprawiać wszyscy: amatorzy, ludzie starsi, osoby po urazach i kontuzjach, z nadwagą, otyłością, a nawet osoby z grupy ryzyka, po przebytym zawale mięśnia sercowego.
Systematyczna aktywność fizyczna jest jednym z obowiązkowych punktów codziennego rozkładu zajęć osób w podeszłym wieku.
Z kijami maszerujemy cały rok. Wiosną, latem...
Fot.
: Mar
ia F
all-
Ław
ryn
iuk
5
kondycji, właściwej masy ciała, a także wspaniałego samopoczucia,
pomaga niwelować stany stresowe i depresyjne, uczy relaksacji.
W najnowszej piramidzie zdrowia zajmuje priorytetowe miejsce
w drodze po zdrowie i długowieczność.
Każdy dzień należy zatem zacząć od porannej gimnastyki o umiarko-
wanej intensywności trwającej około 15 minut, polegającej na wyko-
naniu kilku spokojnych ruchów, począwszy od mniejszych stawów,
a następnie, zwiększając fizjologiczny zakres ruchów, przechodzącej
do stawów największych. W trakcie ćwiczeń nie powinno się wy-
konywać gwałtownych ruchów, przypadkowych szarpnięć, należy
skupić się na płynności, napinaniu i rozluźnianiu poszczególnych
grup mięśniowych, a na koniec wykonać kilka ćwiczeń oddecho-
Z ŻYCIEM NA TY
Przykładowe menu:
Śniadanie:
płatki owsiane lub orkiszowe łyżka suszonej żurawiny
2 śliwki suszone mleko herbata
II Śniadanie:
pieczywo graham masło plaster szynki drobiowej
jajko „w koszulce” papryka czerwona natka
woda z cytryną i miodem lub herbata
Obiad:
miseczka barszczu czerwonego z grubo pokrojonymi
burakami ziemniak z wody dwa pulpety drobiowe
surówka z marchwi kompot
Podwieczorek:
ciasto marchewkowe lub drożdżówka (wyrób własny)
herbata imbirowa: 2 cm świeżego korzenia imbiru zalać
wrzątkiem, wkroić kilka plastrów cytryny, pomarańczy,
dodać dwa goździki i zaparzyć
Kolacja:
cukinia faszerowana warzywami: przecinamy cukinię, na-
leży wydrążyć miąższ, pokroić warzywa: paprykę, pieczar-
ki, pomidory..., połączyć składniki, doprawić do smaku,
całość przygotować w piekarniku, na parze, w brytfannie
herbata/woda/kompot
Fot.
: Mar
ia F
all-
Ław
ryn
iuk
...jesienią i zimą
Ciasto marchewkowe,
przez wielu mylone z piernikiem
wych. W ciągu dnia warto wybrać się na spacer lub maszerować
z kijkami, natomiast wieczorem wykonać kilka ćwiczeń rozciąga-
jących z elementami jogi. A może pójść za najnowszą modą, która
przyszła z Japonii, i zacząć trenować slow jogging, bardzo popularną
formę aktywności wśród
osób po 60-80 roku
życia, często
b ę d ą c ą
i c h
pier wszą
„sportową” aktywno-
ścią fizyczną. Obawy osób starszych o ból, zbytnie obciążenie
mięśni i stawów i zbyt duży wysiłek przy slow joggingu nie mają
podstaw. Należy tylko pilnować, by nie biegać „na piętę”, lecz
lądować na śródstopiu, lekko i łagodnie. I tak codziennie, przez
30-60 min.
I nie zapominajmy o dobrym odżywianiu, które w połączeniu z fi-
zyczną aktywnością przyniesie szybko zauważalne efekty. Menu
nie musi być „na bogato”, po królewsku, ale za to naturalne, pełne
błonnika, pełnowartościowego białka i węglowodanów, świeżych
owoców i warzyw.
Maria Fall-Ławryniuk
dietetyk i fizjoterapeuta
Akademii Walki z Rakiem
SPONSOR AKADEMII WALKI Z RAKIEM
AKADEMIA WALKIZ RAKIEM
Oddział w Gdańsku
6 POROZMAWIAJMY
Na tę rozmowę musiałam trochę poczekać.
Siostra Nikodema Czarnul, pallotynka, prawie
od początku związana z gdańskim Hospicjum
im. ks. E. Dutkiewicza SAC, na wywiad zgodziła
się bez problemu, ale już dopinanie daty spotkania prze-
ciągało się w czasie. Słyszałam: „po Świętach”, „w następ-
nym tygodniu”, „oddzwonię”, wreszcie się udało. – Przed
przyjściem mrugnęłam w górę do ks. Eugeniusza, żeby
mnie wspierał – przyznała z uśmiechem na koniec roz-
mowy. – Jakoś poszło, ale nie uważa pani, że lepiej byłoby
tego nie publikować?
Dobroć nie jestDobroć nie jestczymś nadzwyczajnymczymś nadzwyczajnym
Słyszałam, że Siostra nie lubi wspomnień?
Po prostu ich nie potrzebuję, teraźniejsze spotkania pochłaniają mnie
absolutnie. Oczywiście myślę o swoich dawnych podopiecznych,
o księdzu Dutkiewiczu, pamiętam o nich w modlitwie. Ale wszystko
już zostało powiedziane, niech pani zajrzy do książek. Teraz trzeba
się skupić na tym, co jest, temu poświęcić cały nasz czas. Jest wokół
tyle osób chorych, cierpiących. Czemu miałoby służyć mieszkanie
we wspomnieniach? Człowiek musi się rozwijać. Takie jest moje zdanie.
Szczęśliwie jubileuszowy rok 30-lecia Hospicjum mamy już za
sobą. W jego trakcie często wracano do przeszłości.
Może i niektórym ludziom wspomnienia są potrzebne, ale żeby tak
siedzieć w nich cały czas?... Pamiętajmy jednak, że historia, również
Hospicjum, to dzieło Boże i trzeba się jemu przyglądać z wdzięcznością.
Fot.
: Ja
cek
Re
mb
ow
ski
Siostra Nikodema Czarnul
Co pojawiło się najpierw: powołanie do zakonu czy myśl, by zo-
stać pielęgniarką?
Do zakonu trafiłam po skończeniu liceum pielęgniarskiego. Ad-
res zgromadzenia pallotynów znalazłam jeszcze w szkole, zupełnie
przypadkowo, akurat czytałam coś o misjach. Postanowiłam do nich
napisać i pocztą zwrotną otrzymałam odpowiedź o istnieniu w Pol-
sce zgromadzenia pallotynek. Kontakt się nawiązał i trwa do dzisiaj.
Dlaczego Nikodema?
Z „Listów Nikodema” Dobraczyńskiego, bardzo ciekawa książka.
Kiedy w życiu Siostry pojawiło się hospicjum?
Ksiądz Eugeniusz zwrócił się do mojej siostry prowincjalnej z prośbą
o pomoc i w 1984 roku zostałam oddelegowana pod jego skrzydła.
Miałam wówczas 23 lata. Naprawdę, wszystko jest w książkach.
Nie przestraszyła się Siostra takiego zadania? 23 lata to bardzo
niewiele.
Nie było czasu, by się w ogóle nad tym zastanawiać. Byliśmy razem
i to poczucie wspólnoty bardzo pomagało. Dużo rozmawialiśmy
o pacjentach, naprawdę koncentrowaliśmy się na pomocy drugie-
mu. Nie pamiętam w ogóle
takich obaw lub odczuć, jak
i czy w ogóle sobie z tym po-
radzimy. Trzeba było i tyle.
To wspólne doświadczenie
było tak fantastyczne i silne,
że jego ciężaru, o którym pani
mówi, nie odczuwaliśmy.
Może w takim razie kryzys pojawił się później?
Siłą naszej wspólnoty była duchowość. Jej formacji poświęcaliśmy
bardzo dużo czasu. Wszystko rozgrywało się wokół gdańskiego
Historia, również Hospicjum, to dzieło Boże i trzeba się jemu przyglądać z wdzięcznością.
7POROZMAWIAJMY
kościoła przy Curie-Skłodowskiej. Modliliśmy się, słuchaliśmy Biblii,
rozmawialiśmy. To często były zażarte dyskusje. Między nami istniał
rodzaj duchowej wymiany, formowaliśmy siebie nawzajem, dawaliśmy
sobie siłę. Każdy pacjent był omawiany szczegóło-
wo. Poza tym pod koniec lat 80. zaczęłam studia
teologiczne na warszawskiej ATK, które pomogły
wiele zrozumieć. Kiedy szłam do chorego, nie my-
ślałam o śmierci. Teraz zresztą też o niej nie myślę,
mimo że byłam świadkiem już tylu odejść.
A o czym teraz Siostra myśli?
Wtedy i teraz liczy się to, co się akurat z chorym dzieje. Przede wszyst-
kim nie powinno go boleć.
Ma Siostra nadzieję, że wyzdrowieje?
Dla mnie zawsze jest miejsce na nadzieję. Daję ją sobie i innym.
Od początku i do tej pory.
Czy Siostra dostrzegała wyjątkowy charakter środowiska, w któ-
rym się znalazła? Rzeczywistość państwowej służby zdrowia
lat 80., wtedy jeszcze socjalistycznej, bardzo odbiegała od tej
hospicyjnej.
Ja tego nie widziałam. Obracałam się w kręgu niezwykle serdecznych
ludzi. Ale oni nie przyszli znikąd, tylko ze swoich oddziałów, na których
byli zatrudnieni na etatach. Na przykład potrzebowaliśmy chirurga czy
anestezjologa, dzwoniliśmy i natychmiast znajdował się ktoś chętny
do pomocy. Hospicjum przyciągało wspaniałych ludzi.
Rodziny osób, które trafiły do Was na początku działalności,
wspominają, że nagle ich bliscy, pod koniec swojego życia,
z medycznego przypadku stawali się znowu ludźmi. Z bezdusznej
rzeczywistości trafiali w sam środek oazy.
Może i pani rzeczywiście to słyszała. Dla mnie to nie było nic nad-
zwyczajnego. Nie umiem wejść w pani nutę. Dobroć nie jest czymś
nadzwyczajnym. Po prostu jeden drugiego pobudza do dobra albo
może mu w tym dobru przeszkadzać. Ja miałam łatwo, miałam same
dobre doświadczenia.
W takim razie mówmy o dobrych rzeczach. Kto
pomógł Siostrze w formacji zawodowej jako
pielęgniarki?
Wszyscy otaczający mnie ludzie byli niesamowici.
Jedni przychodzili na chwilę, inni zostawali na dłu-
żej. Jedni prowadzili chorych od początku do końca,
inni byli pomocnikami i kiedy trzeba służyli radą.
O prof. Muszkowskiej-Penson czy dr Budny-Liberek
na pewno pani wie, wszystko jest w książkach.
Do dzisiaj pamiętam praktykę, którą odbywałam na Oddziale We-
wnętrznym Szpitala Wojewódzkiego. Każdemu z jego ówczesnych
pracowników wiele zawdzięczam.
Zostawmy przeszłość. Czy fakt, że Siostra jest osobą zakonną,
ma jakieś znaczenie w kontakcie z chorymi i ich rodzinami?
Bywa, że się na początku dziwią, bo oczekiwali pielęgniarki. Tylko
pielęgniarki.
Nie każdy ma ochotę na bonus w postaci rekolekcji... Ale często
pewno rodziny są zadowolone, bo pod dachem mają dwa w jed-
nym – pielęgniarkę i osobę duchowną.
Zauważyłam, że moje pojawienie się jest często traktowane jako znak
zapytania o życie z Bogiem, zarówno chorego jak i rodziny. Zadania
typowo pielęgniarskie zajmują pewien czas i wtedy jestem skupiona
tylko na nich. Najważniejsze dla mnie jest jednak
towarzyszenie choremu i rodzinie. Dyskutujemy
na różne tematy, o Bogu na pewno też. To jest
tak we mnie, że sobie nie wyobrażam, by się nie
zatroszczyć o najważniejszą sprawę, która jest
sednem całego życia. Niewierzącego też zapy-
tam. Dla chorego taka rozmowa jest często czymś
bardzo ważnym i wprowadza na drogę wiodącą
do spotkania i pojednania z Bogiem.
Czym dzisiejsze rozmowy różnią się od tych sprzed 20, 30 lat?
Pani z pewnością zdaje sobie sprawę, że kiedyś nie informowało się
chorego tak jak dzisiaj. Obecnie chory wszystko wie, rozpoznanie
jest podawane w języku polskim w karcie informacyjnej. Kiedyś
chodziliśmy wokół prawdy, a teraz zastanawiamy się, co z tą prawdą
zrobić, jak z nią żyć.
Jak Siostra sobie radzi z taką liczbą rozstań?
Mój osobisty kontakt z Chrystusem sprawia, że chorych przekazuję
w Jego ręce. To są najlepsze ręce, w jakie mogę ich oddać. Czy byli
wierzący, przyjmowali sakramenty, czy też nie. Ufam Bożemu miło-
sierdziu. Więcej martwię się o chorego tutaj, zanim to się wydarzy.
Jak wyglądają relacje z rodzinami chorych, nawiązane podczas
opieki hospicyjnej?
Bardzo często spotykam się z nimi po wielu, wielu latach. Czasami
to nawet lubię się przespacerować, bo ktoś mnie poznaje na ulicy,
w kościele. To jest bardzo miłe. Tym ludziom kojarzę się z bliską im
osobą, kiedy jeszcze żyła. W domu mam starą Biblię, do której kiedyś
na ostatniej stronie wpisywałam moich pacjentów, ich imiona, na-
zwiska, adresy. Po każdym takim przypadkowym spotkaniu wracam
do domu i szukam w Biblii śladu ich bliskich. Teraz znowu wróciłam
do zwyczaju zapisywania moich chorych, powstaje wtedy prawdziwa
księga życia. I czasami sama robię sobie swoje wypominki. Moi pacjenci
wciąż dla mnie żyją.
Czy jakieś zdarzenie w przeszłości było dla
Siostry szczególne?
Bardzo przeżyłam odejście moje i innych sióstr
z Hospicjum w 2000 roku. Do końca tej decyzji
nie rozumiałam. Dwa lata później nagle umarł
ksiądz Eugeniusz – mój szef i przyjaciel. Wielu
osobom mogło się wydawać, że historia gdań-
skiej rodziny hospicyjnej już się skończyła. Ciągle jednak ufałam, że
Hospicjum przetrwa. I tak się stało, a teraz od niespełna dwóch lat
znowu w nim jestem.
Zatoczyła Siostra w życiu pewien krąg.
Można tak to określić. Chociaż poprzez modlitwę o godzinie 15.00, go-
dzinie miłosierdzia Bożego, byłam zawsze blisko chorych umierających.
A co jest w życiu najważniejsze?
Od tego trzeba nam było zacząć. Jestem przekonana, że najważniejsza
jest miłość, obecna we wszystkim, co robimy.
rozmawiała Magda Małkowska
Zawsze jest miejsce na nadzieję. Daję ją sobie i innym. Od początku i do tej pory.
Jeden drugiego pobudza do dobra albo może mu w tym dobru przeszkadzać. Ja miałam łatwo, miałam same dobre doświadczenia.
8 WOLONTARIAT
Pomoc wolontariuszy, zarówno medycznych, jak i akcyjnych, od po-
czątku działalności Hospicjum była jednym z głównych jego filarów,
dzięki któremu mogło ono normalnie funkcjonować. Wsparcie
personelu medycznego w opiece nad chorymi
oraz współorganizacja imprez charytatywnych
i udział w kwestach umożliwiają spokojniejszy
rytm codziennej pracy i śmielsze plany na przy-
szłość.
Historia wolontariatu kierowców zaczęła się wio-
sną 2010 roku. Od jakiegoś czasu było już jasne, że bez grupy ludzi
z prawem jazdy, gotowych wsiąść do samochodu i swoje umiejęt-
ności wykorzystać zgodnie z hospicyjnym grafikiem, będzie coraz
trudniej. Na jednej ze Mszy św. ks. Piotr Krakowiak SAC, ówczesny
dyrektor Hospicjum, poprosił o zgłoszenie się chętnych, którzy
w ten sposób mogliby pomóc. Na apel odpowiedziało kilka osób.
❙ Z RÓŻNYCH STRON
Czesław Wrotkowski jest wolontariuszem z pierwszego rzutu. Był
wówczas na Mszy, usłyszał i po prostu się zapisał. – Zareagowałem
na wołanie o pomoc – mówi i wzrusza ramionami. – Prawo jazdy przy-
dawało mi się w pracy, ale nigdy nie było źródłem utrzymania. Byłem
już na emeryturze, zarabiać nie musiałem, jednak bardzo chciałem
coś robić. Taka okazja wydawała się nie do odrzucenia.
Jerzy Szczepaniak niedawno skończył 75 lat. Jesienią 2009 roku,
kiedy najmłodsza wnuczka poszła do przedszkola i zwolniła z obo-
wiązku codziennych spacerków, intensywnie poszukiwał możli-
wości czynnego życia. Dla emerytowanego podpułkownika wojsk
lotniczych towarzystwo kapci i telewizora na dłuższą metę było nie
do zaakceptowania. Zaczął myśleć o wolontariacie, ale w kontakcie
z ludźmi tak ciężko chorymi nie widział siebie w najśmielszych
snach. Przez paręnaście lat przed emeryturą, pra-
cując jako pedagog w gdańskim liceum, zabierał
młodzież na strzelnicę, tuż obok Hospicjum. –
Zawsze wtedy odwracałem głowę. Trochę mi dzisiaj
z tego powodu wstyd – wspomina. I los spłatał mu
niezłego figla. Przypadkowe spotkanie na cmen-
tarzu z wolontariuszem w koszulce z napisem „Lubię Pomagać”
przywiodło ponownie w okolice strzelnicy, najpierw do Fundacji
Wolontariat Wolontariat z napędem na cztery koła
O napędzie na cztery koła kierowcy mają różne
zdania. Zwolennicy podkreślają większe moż-
liwości na bezdrożach, poprawę przyczep-
ności na zakrętach i luksus niemartwienia się
o ruszenie z miejsca czy podjazd pod górę na śliskiej
powierzchni. Niechętni przypominają o wyższej ce-
nie samochodu i kosztowniejszej eksploatacji. Kierow-
cy w gdańskim Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC
jeżdżą tańszymi wersjami, ponieważ takie są fi nansowe
możliwości placówki, i jeżdżą za darmo, bo czują po-
trzebę bezinteresownego pomagania. Ale ich wolon-
tariat ma napęd do pozazdroszczenia przez wszystkie
SUV-y świata razem wzięte.
Fot.
: Olg
a W
oźn
iak
Agnieszko, wysiadamy... Czesław Wrotkowski z jedną ze swoich
małych podopiecznych
Wzorzec metra hospicyjnego kierowcy zwyczajnie nie istnieje.
9WOLONTARIAT
do kursu, a przede wszystkim do warsztatów psychologicznych,
które pomogły zrozumieć specyfikę kontaktów z ciężko chorymi
i ich bliskimi, sprowadzającą się do jednej zasady: „Więcej słuchać
niż mówić”. A Jerzy dorzuca opowieść o swojej mamie, która zmarła
w samotności, odizolowana od świata, parę miesięcy po jego naro-
dzinach – Tak sobie czasami myślę – mówi – czy
za tę jej samotność nie przychodzi mi teraz innym
ich samotność wypełniać.
Na początku prawie z hospicjum nie wychodzili
i w domach podniosły się protesty. Najbliżsi bun-
towali się przeciwko ich zniknięciu. – Wolontariat
zbiegł się z remontem – opowiada Leszek i przyzna-
je, że musiał toczyć boje, by móc go kontynuować.
– W którymś momencie wyraźnie wyartykułowałem,
że z wolontariatu nie zrezygnuję, nawet żonę namówiłem na kurs, żeby
zobaczyła, dlaczego to takie dla mnie ważne. Przede wszystkim
jednak zaczęli spokojniej (czytaj: rozsądniej) gospodarować swoim
czasem. Jeden z prowadzących kurs kiedyś powiedział: „Jeżeli praca
w wolontariacie miałaby w jakikolwiek sposób obniżyć relacje
domowe albo przyjacielskie, nie pracuj”.
Hospicyjnej, potem za kółko hospicyjnego samochodu, wreszcie
na kurs dla wolontariuszy medycznych.
O tym kursie Maria Rogowska dowiedziała się dwa lata temu
od córki. Była wówczas bezrobotna i miała więcej czasu. Zapisała się,
ukończyła, podpisała umowę zobowiązującą do pomocy na oddziale
raz w tygodniu i wtedy usłyszała o nieustającym
zapotrzebowaniu na hospicyjnych kierowców. –
Za kierownicą czuję się bardzo pewnie, pomyślałam,
że może to coś dla mnie. Trafiła w punkt.
Iza Czaja jeździ niecały rok. – To był impuls. Zawsze
lubiłam przebywać z ludźmi starszymi, ale wcze-
śniej z hospicjum nigdy się nie zetknęłam. W mojej
rodzinie nikt też przewlekle nie chorował. Przyszła
pewna, że przyda się każda para rąk i od razu
będzie mogła pomagać przy łóżku chorego. Nie miała pojęcia
o obowiązkowym kursie i wymaganym certyfikacie. Wówczas padła
propozycja, że na początek, po przejściu rozmowy kwalifikacyjnej,
mogłaby jeździć jako wolontariusz kierowca. Sama na to by nie
wpadła, ale na propozycję przystała i nie żałuje.
Leszek Musiał, podobnie jak Maria i Iza, jest wciąż zawodowo czyn-
ny. W wolontariacie hospicyjnych kierowców udziela się od ponad
dwóch lat – Co to jest? – pyta trochę zdziwiony, że chcę go ująć jako
jednego z bohaterów. – Prawdziwą ikoną jest Czesiu. Co to jest dwa
lata? Kiedyś zarabiał na kilku etatach, teraz zostawił sobie jeden,
w pogotowiu ciepłowniczym. W decyzji pomógł mu Jerzy, który
przyjeżdżał z lekarzem lub pielęgniarką do chorego na raka teścia.
Szwagierka o hospicyjnym kierowcy opowiadała same dobre rze-
czy i pomogła Leszkowi nawiązać z nim kontakt. Kiedy przyszedł
do Hospicjum, panowało lekkie zamieszanie i usłyszano tylko, że
pracuje w „pogotowiu”. Już zaczęli się cieszyć, że mają... sanitariusza.
Szybko musiał wyprowadzić ich z błędu, ale mimo wszystko przyjęli.
Marcin Sułkowski ma 23 lata i studiuje na Politechnice. Zaczynał dwa
lata temu od wolontariatu akcyjnego na rzecz Fundacji Hospicyjnej
i tam dowiedział się, że w Hospicjum bardzo potrzebują kierow-
ców. – Pamiętam, że nie zareagowałem od razu, ale wreszcie do mnie
dotarło, że mogę się tego podjąć. Zgłosiłem się i jeżdżę od dwóch lat.
❙ RÓŻNE OSOBOWOŚCI
– Zagadałabym kij od szczotki, jestem gadulińska – przyznaje Iza. –
Przez pierwszy rok pracy na rzecz Fundacji nie odezwałem się chyba
jednym słowem – wspomina Marcin. Skrajnie odmienni mimowolnie
wyznaczają rozpiętość charakterologiczną zespołu. Wzorzec metra
hospicyjnego kierowcy zwyczajnie nie istnieje. Każdy z nich jest
nie do podrobienia. Do Hospicjum przyszli w często nieporówny-
walnych momentach życia, w różnorodny sposób zmotywowani,
z odmiennymi historiami, wykształceniem, doświadczeniem za-
wodowym. Jedni wolnego czasu mają aż nadto, inni co tydzień
nieźle główkują, by jednak się stawić i jeździć. Sprawność na drodze
posiedli już wcześniej, w hospicyjnym samochodzie przyszło im
zmierzyć się z własnymi lękami i czyimś dramatem. – Na począt-
ku było ciężko, ale teraz jest już dobrze. Nawet lubię na ten temat
rozmawiać – stwierdza Maria. Większość wraca wspomnieniami
Dobrze ułożony grafik wyjazdów to połowa sukcesu.
Basia Szynaka i Leszek Musiał w trakcie ustaleń
Fot.
: Ja
cek
Re
mb
ow
ski
Kierowcy w hospicjum często jeżdżą w towarzystwie lekarza lub pielęgniarki, tworząc z nimi minizespół, ze szczególnym akcentem na „zespół”.
❙ DO RÓŻNYCH ZADAŃ
O prawo jazdy kandydatów na hospicyjnych kierowców pyta się
na samym początku. To jest oczywista umiejętność, zazwyczaj
potwierdzana jazdą próbną z jednym z wolontariuszy. Kategoria B
wystarczy, bo jeżdżą osobowymi. Potem nikt już do tego nie wraca.
W mieście i poza nim muszą sobie sami radzić, zawsze dojechać,
i to tak, by dla chorego był to możliwie najbardziej komfortowy
przejazd. Niejednokrotnie wymieniają się doświadczeniami. – Cze-
10 WOLONTARIAT
przyjechali! ”. Mam u niej swój zydelek, na którym nawet wnuczka
nie może usiąść.
Prowadzą samochody, pomagają lekarzom i pielęgniarkom, ale
i obserwują, towarzyszą, czasami płaczą. Iza miała dwa kryzysy. Raz
kiedy wiozła chłopca, zaledwie o rok starszego od jej syna, który
bardzo cierpiał, ale musiał stawić się osobiście w ZUS-ie, w Wydziale
Orzecznictwa. Pani doktor nawet na niego nie spojrzała. Drugi raz
po rozmowie z pacjentką, która jeszcze parę dni wcześniej zapew-
niała, że będzie zdrowa na 100%, i właśnie odebrała fatalne wyniki,
wskazujące na postęp choroby.
Zdarzają się drobne dowody wdzięczności: czekoladki, kawa, Leszek
od jednej rodziny dostał sadzonki malin. Już się
przyjęły. – Zrobię im zdjęcie i pokażę komu trzeba –
zapewnia wzruszony. Marcinowi raz proponowa-
no pieniądze – nie przyjął. Jerzy… nie odmówił,
ale od razu poprosił, żeby przekazać je w postaci
jednorazowych lub comiesięcznych wpłat na Ho-
spicjum. – Przyda się na paliwo – mruga, wyraźnie
zadowolony ze swojego fundraisingu.
Niektórym przytrafiają się szczególne relacje. – Zaczęło się zwyczaj-
nie, od wożenia Oli i jej synka i nagle coś między nami zaiskrzyło – Cze-
sław opowiada o jednej z hospicyjnych mam, która niepostrzeżenie
stała się członkiem jego rodziny. – Mogę śmiało powiedzieć, że oboje
z żoną jesteśmy z nią zaprzyjaźnieni.
❙ NOWI POTRZEBNI OD ZARAZ
– Nieustannie poszukujemy nowych kierowców, przede wszystkim
by odciążyć tych już obecnych – Barbara Szynaka, koordynatorka
wolontariatu przy Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC nie kryje,
że czasami jest bezradna, kiedy spośród obecnych wolontariuszy
nie może znaleźć osób akurat dysponujących wolnym czasem. Ich
dyżury ustalane są dynamicznie, w zależności od wielu czynników.
Najważniejsze pozostaje wciąż jedno: konieczność dojechania
do chorego i dzwoniąc niejednokrotnie musi uciekać się do kwestii:
„Jesteś moją ostatnią deską ratunku”. Koordynatorka przyznaje, że
najbardziej newralgicznym okresem są święta i przedpołudnia. –
W Wielki Piątek miałem wielki problem – mówi jeden z doktorów
jeżdżących w Domowym Hospicjum dla Dorosłych. – Pomógł
mi Marcin, jeździliśmy do wieczora, ale przez moment było gorąco,
bo wydawało się, że nikt nie ma czasu mi towarzyszyć.
Wolontariat hospicyjnych kierowców, podobnie jak inne formy
pomagania, może uzależnić. W pewnym momencie staje się częścią
życia, dopełnia je i usensownia. Jest szansą na nowe znajomości
i nowe spojrzenie na świat, a nowi kierowcy potrzebni są od zaraz.
Magda Małkowska
siu jest jak GPS – śmieje się Marcin. – Gdyby nie on, niejednokrotnie
straciłbym mnóstwo czasu. Istotne znaczenie ma również odległość
parkowanego samochodu od drzwi wejściowych. Iza podkreśla
kilkakrotnie, że ze strony kolegów zawsze może liczyć na wskazówki
techniczne. – Na przykład słyszę: kiedy jedziesz do pani W., ustaw się
z lewej strony, będzie ci łatwiej. To szalenie ułatwia pracę.
Nie w technicznej sprawności leży jednak sedno ich wolontariatu.
Są nie tylko kierowcami, ale również osobami zostawionymi sam
na sam z chorym, któremu w razie konieczności muszą pomóc
w przejściu do samochodu lub podprowadzić do Przychodni.
Marcin: – Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego razu, kiedy przewo-
ziłem pacjentkę z naszego oddziału do hospicjum
sopockiego. Pani była na wózku i nie wiedziałem,
czy dam sobie radę. Na szczęście pomogły pielę-
gniarki. Swoje premierowe jazdy pamiętają wszy-
scy, bo zgodnie z niepisaną regułą po wstępnej
rozmowie kwalifikacyjnej rzucani są od razu
na głębokie wody. Za pierwszym razem Jerzy
wiózł mamę z przewlekle chorym dzieckiem,
którą chciał koniecznie zabawiać rozmową, natychmiast rozwese-
lić, od razu się zaprzyjaźnić, pomóc we wnoszeniu dziewczynki...
– Teraz wiem, że nie tędy droga – kręci głową na samo wspomnienie.
– Powinienem być otwarty, wyczekiwać na sygnał z drugiej strony, ale
w żaden sposób się nie narzucać. Decyzję o kontakcie podejmuje chory
lub jego rodzina. Prędzej czy później ten kontakt zostaje nawiązany.
– Stosunkowo najtrudniej tworzy się go z hospicyjnymi dziećmi, które
najczęściej nie rozmawiają. Ale już sam fakt, że się nas nie boją, ufają
nam, to bardzo dużo – podkreśla Czesław.
Kierowcy w hospicjum często jeżdżą w towarzystwie lekarza lub
pielęgniarki, tworząc z nimi minizespół, ze szczególnym akcentem
na „zespół”. Pomagają przy toalecie chorego, wykonują proste
czynności pielęgnacyjne, ale przede wszystkim obserwują jego
środowisko rodzinne i dzielą się informacjami z personelem me-
dycznym. – Nie jestem pracownikiem socjalnym, ale będąc u chorych,
czasami przejmuję jego funkcję – stwierdza Iza. – Pielęgniarka zajmuje
się chorym, a ja w drugim pokoju siedzę z rodziną, która na przykład
chce się wypłakać. Jerzy, od blisko dwóch lat jeżdżący w stałym skła-
dzie z hospicyjnym lekarzem, wylicza swoje „obowiązki”: Wszędzie
doktora dowożę, ale też przekazuję mu informacje, że na przykład
w domu jest bieda, panuje napięta atmosfera czy odczuwałem dziwny
zapach. To często ma niebagatelne znaczenie.
❙ „MOI KOCHANI PRZYJECHALI! ”
Sednem wolontariatu jest dobrowolność, ale z jego bezinteresow-
nością można by już dyskutować. Wszyscy hospicyjni kierowcy
podkreślają, że praca w hospicjum ma charakter wymiany – dys-
pozycyjności i chęci pomocy jednych na niezwykłą serdeczność
ze strony drugich. – Ile my się tej kawy napijemy, ile ciast musimy
skosztować? – Jerzy nie ukrywa, że czasami wizyty nabierają cha-
rakteru towarzyskich spotkań, oczywiście częściowo. – Pani Jadzia
z Nowego Portu doktora i mnie wita zawsze jednakowo: „Moi Kochani
Prowadzą samochody, pomagają lekarzom i pielęgniarkom, ale i obserwują, towarzyszą, czasami płaczą.
Barbara Szynaka, koordynatorka
wolontariatu medycznego w Hospicjum
im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku:
[email protected], tel.: 728 352 0985.
11WOLONTARIAT
Tytuły Honorowego Wolontariusza otrzymali (wymienieni
w porządku alfabetycznym): Ryszard Dyrda – Prezes Intel Pol-
ska, Alicja Jaroszewicz, kmdr dr n. med. Dariusz Juszczak
– Komendant 7. Szpitala Marynarki Wojennej z Przychodnią,
Wiesław Kostrzewa – Dyrektor Centrum Korporacyjnego Ban-
ku Ochrony Środowiska, Anna Mańkowska, Alain Mompert
– Przewodniczący Związku Francuzów za Granicą, płk Piotr
Saniuk – Dowódca 49. Bazy Lotniczej w Pruszczu Gdańskim,
Łukasz Sznajderowski, Monika Tarnowska – Konsul Honorowa
Francji w Gdańsku i Marek Trynda.
Honorowi Wolontariusze i Filantropi Honorowi Wolontariusze i Filantropi
Amber String Quartet
Honorowi Wolontariusze A.D. 2014
Jacek Wójcicki śpiewał i promował
... i Filantropi
Fot.: Arkadiusz Wegner
Pola Nadziei na Pomorzu 2014 – święto solidarności z ludźmi chorymi i umierają-
cymi – było piękną okazją do nagrodzenia osób i instytucji szczególnie zasłużo-
nych dla idei wolontariackich, a także tych, którzy wspierają je fi nansowo. Podczas
uroczystości w Sali Weta Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku nadano im tytuły
Honorowego Wolontariusza Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC i Fundacji Hospicyjnej
oraz tytuły Filantropa. Symboliczne nagrody ufundowało Miasto Gdańsk.
Tegorocznych Filantropów uhonorowano w dwóch kategoriach: firmy
i osoby prywatne. Zaszczytne wyróżnienie otrzymali: EDF Polska,
Oddział Wybrzeże – na ręce Prezesa Henryka Dworakowskiego,
Polska Specjalna Strefa Ekonomiczna – na ręce Prezes Zarządu
Teresy Kamińskiej, firma prosząca o zachowanie anonimowości,
Arkadiusz Byliński, Beata Oczki-Małecka oraz Anna Maria Wolań-
ska (firmy i osoby wymienione w porządku alfabetycznym).
Uroczystość w Sali Wety tradycyjnie zamknął występ artystyczny.
Oprócz zaplanowanego minikoncertu kwartetu smyczkowego Am-
ber String Quartet, na zaproszenie Henryki Krzywonos-Strycharskiej,
wieloletniej Przyjaciółki i Ambasadorki Fundacji, pojawił się też Jacek
Wójcicki z muzycznym bukietem piosenek retro.
MM
Fundacji Hospicyjnej
12 WOLONTARIAT
Inicjatywa stworzenia i rozwoju wolontariatu w ramach instytu-
cjonalnej i domowej opieki nad osobami chorymi, starymi i niesa-
modzielnymi, jako przeniesienie dobrych praktyk z wolontariatu
hospicyjnego, zrodziła się ponad rok temu, podczas spotkania ks.
Piotra Krakowiaka SAC, Krajowego Duszpasterza Hospicjów, z pa-
nią Wicemarszałek Województwa Pomorskiego Hanną Zych-Cisoń.
Doświadczenia ruchu hospicyjnego, w którym zespoły opiekuńcze
od kilkudziesięciu lat współpracują z wolontariuszami, pokazują, jak
ważna jest ich obecność i pomoc przede wszystkim dla osób chorych
i ich bliskich, ale również dla samych zespołów. Te dobre praktyki
mogą być wykorzystane w placówkach służby zdrowia oraz w innych
obszarach opieki domowej i długoterminowej.
Pierwszym krokiem w realizacji tego pomysłu jest prowadzony obecnie
projekt pilotażowy, w ramach utworzonej Pomorskiej Szkoły Wolonta-
riatu Opiekuńczego. Bierze w nim udział pięć placówek medycznych:
Szpital św. Wincentego á Paulo Sp. z o.o. z Gdyni, Pomorskie Centrum
Chorób Zakaźnych i Gruźlicy Sp. z o.o., Szpital Specjalistyczny w Koście-
rzynie Sp. z o.o., Oddział w Dzierżążnie, Copernicus Podmiot Leczniczy
Sp. z o.o. oraz Dom Pomocy Społecznej z Sopotu. Powstaje również
wolontariat w długoterminowej opiece domowej. Jako partnerzy
do projektu przystąpili: Stowarzyszenie Pomorskie Centrum Terapeu-
tyczno-Prawne w Gdańsku, Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych
w Gdańsku, Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku oraz
Regionalne Centrum Wolontariatu w Gdańsku. Patronat honorowy
nad projektem objął Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskie-
go, a jego liderami zostały Fundacja Hospicyjna oraz Fundacja Lubię
Pomagać, mające wieloletnie doświadczenia w tworzeniu i rozwijaniu
wolontariatu poprzez realizację ogólnopolskich programów. Najważ-
niejszym z nich był trzyletni program „Lubię pomagać”, w ramach
którego ponad 120 koordynatorów z całej Polski otrzymało specja-
listyczne przeszkolenie, wsparcie merytoryczne i materialne. Jego
efektem jest sieć centrów wolontariatu, powstałych w 96 ośrodkach
paliatywno-hospicyjnych.
Fundacja Lubię Pomagać, powołana przez Fundację Hospicyjną,
przenosi doświadczenia z tego i innych projektów do innych ob-
szarów opieki domowej i instytucjonalnej, prowadząc działalność
edukacyjną, badawczą i wydawniczą, której tematyka skupia się
na pozamedycznych aspektach opieki nad ludźmi chorymi, starymi
i ich opiekunami rodzinnymi.
Program Pomorskiej Szkoły Wolontariatu Opiekuńczego obejmuje
szkolenie i stałą formację dwóch grup osób: koordynatorów wolonta-
riatu i wolontariuszy. Obecność koordynatorów stanowi jeden z pod-
stawowych warunków skutecznego zaangażowania wolontariuszy.
Zostali już przeszkoleni koordynatorzy wolontariatu z placówek, które
biorą udział w projekcie pilotażowym oraz pierwsza tura kandydatów
na wolontariuszy. Kandydaci wzięli udział w kursie dla wolontariuszy
medycznych, prowadzonym przez Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza
SAC w Gdańsku. W jego trakcie odbywają się praktyki w placówkach
biorących udział w projekcie, które mają przybliżyć kandydatom
różne formy wolontariatu i pomóc w podjęciu decyzji co do miejsca
późniejszej działalności wolontaryjnej.
Dalekosiężnym celem projektu jest powstanie i rozwój wolontariatu
w długoterminowej opiece domowej oraz w placówkach ochrony zdro-
wia i pomocy społecznej na terenie całego województwa pomorskiego.
Planowane jest powstanie sieci centrów wolontariatu, składającej się
z czterech obszarów: wolontariatu w szpitalach i zakładach opiekuńczo-
-leczniczych podległych Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa
Pomorskiego, w opiece domowej i stacjonarnej długoterminowej,
w placówkach pomocy społecznej oraz w innych obszarach opieki
domowej i instytucjonalnej. W każdym z tym obszarów zostaną za-
chowane standardy szkoleń i prowadzenia wolontariatu, opracowane
w ramach Pomorskiej Szkoły Wolontariatu Opiekuńczego.
Anna Janowicz
Fundacja Lubię Pomagać
W marcu br., w gdańskim Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC rozpoczęła się specjalna edycja
kursu wolontariatu medycznego. Po raz pierwszy jego tematyka została poszerzona o aspekty
wolontariatu, mającego działać w pomorskich szpitalach, zakładach opiekuńczo-leczniczych,
domach pomocy społecznej i domowej opiece długoterminowej.
Pomorska SzkołaWolontariatu OpiekuńczegoWolontariatu Opiekuńczego
Uroczysta inauguracja projektu „Wolontariat Opiekuńczy”
w gdańskim Kościele Św. Jana
Fot.
: Ja
cek
Re
mb
ow
ski
13HOSPICJUM OD ŚRODKA
21 maja 2014 roku minęło piętnaście lat od powołania do życia
Stowarzyszenia „Łódzkie Hospicjum dla Dzieci”. Tego dnia łódzki
sąd zarejestrował stowarzyszenie non-profit, które dało początek
działalności trzeciemu w Polsce, a pierwszemu w regionie łódzkim
domowemu hospicjum dla dzieci.
Oferta hospicyjna na terenie województwa łódzkiego była wówczas
bardzo uboga i ograniczała się wyłącznie do osób dorosłych. Jed-
nocześnie doświadczenia oddziałów pediatrycznych wskazywały
na potrzebę zorganizowania instytucjonalnej opieki domowej nad
nieuleczalnie chorymi dziećmi. Pierwsze kroki ku temu poczynione
zostały przez pracowników Oddziału Intensywnej Opieki Medycz-
nej Szpitala Klinicznego nr 4 w Łodzi przy ul. Spornej. Udało się im
wypisać do domu czteroletniego chłopca cierpiącego na rdzeniowy
zanik mięśni, który od trzech lat przebywał na OIOM-ie. Dawid był
pierwszym pacjentem, który mógł opuścić szpital dzięki wyposaże-
niu go w domowy respirator. Z chwilą powołania do życia Łódzkiego
Hospicjum dla Dzieci stał się jego pierwszym podopiecznym.
Jubileusz piętnastolecia Hospicjum uświetnili liczni goście, wśród
których nie zabrakło Wojewody Jolanty Chełmińskiej, Prezydent
Miasta Łodzi Hanny Zdanowskiej, Wicemarszałka Województwa
Łódzkiego Marcina Bugajskiego, biskupa Adama Lepy, a także
przedstawicieli organizacji pozarządowych, zaprzyjaźnionych
hospicjów, mediów, biznesu i twórców kultury. Zawitał nawet
Prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski. Piętnaste
urodziny Hospicjum były okazją do podsumowania działalności
oraz podzielenia się planami, z których najważniejsze to budowa
stacjonarnego ośrodka dla pacjentów niewydolnych oddechowo.
W czasie jubileuszowej gali, zorganizowanej w Teatrze Muzycznym
w Łodzi, zaproszeni goście mogli obejrzeć film, którego jednym z bo-
haterów była rodzina Dawida. Film, zrealizowany przez Agnieszkę
Rutkowską i Adama Wróbla, pokazał pracę Hospicjum od strony
podopiecznych. Prezes zarządu Stowarzyszenia, Janina Adamczyk,
przedstawiła dane statystyczne odnoszące się do liczby pacjentów
objętych opieką, liczby wizyt, stanu zatrudnienia, wyposażenia
Hospicjum w samochody i sprzęt medyczny. Dla przykładu: w 2013
roku do 63 pacjentów pracownicy Hospicjum dojechali z 16 625
wizytami, pokonując łącznie blisko 450 000 km.
Codzienna działalność Stowarzyszenia „Łódzkie Hospicjum dla Dzie-
ci” spotyka się ze wsparciem ze strony różnych osób, firm i instytucji.
Gala piętnastolecia była okazją do szczególnego podziękowania
darczyńcom za zaangażowanie i pamięć o Hospicjum. Najbardziej
zasłużonym ofiarodawcom oraz osobom, które na różne sposoby
wydatnie wspierają działalność Hospicjum, wręczone zostały na-
grody „Kryształowego Serca” oraz medale piętnastolecia Stowarzy-
szenia. – Istnieje potoczne przekonanie, że to my, dorośli, kształtujemy,
wychowujemy, wywieramy wpływ na dzieci – powiedziała w czasie
gali prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska. – W Hospicjum widzimy
także, jak silny wpływ chore dzieci wywierają na nas i jak w kontakcie
z nimi zmieniają się dorośli.
Piętnaście lat dla pracowników, wolontariuszy i osób wspierających
Hospicjum to przede wszystkim czas uczenia się nowego spojrze-
nia, szukania rozwiązań, bez względu na okoliczności. Natomiast
dla pacjentów i ich najbliższych są potwierdzeniem hospicyjnego
motta: „To nieprawda, że już nic więcej nie można zrobić”.
Uroczyste obchody jubileuszu zakończył koncert Anity Lipnickiej
oraz wspólny toast przy urodzinowym torcie.
Jarosław Maćkiewicz
Stowarzyszenie „Łódzkie Hospicjum dla Dzieci”
Dla historii piętnaście lat to niedużo, jednak
w sytuacji nieuleczalnie chorych dzieci bardzo
wiele. Piętnaście lat działalności Stowarzysze-
nia „Łódzkie Hospicjum dla Dzieci” pokazuje, że
dla sporej liczby nieuleczalnie chorych dzieci to więcej
niż cała historia.
Piętnaście lat Łódzkiego Hospicjum dla DzieciŁódzkiego Hospicjum dla Dzieci
Fot.
: Bar
tosz
Wo
jcie
cho
wsk
i
Obchody jubileuszu w Teatrze Muzycznym w Łodzi
14
❙ SPOTKANIA
W odwiedziny do hospicjum stacjonarnego dzieci przychodzą
rzadko. Czasem przebywają w holu na dole. Czytają, rysują lub się
nudzą. Czasem śpią. Oglądają rybki w dużym akwarium. Biegają
po ogrodzie. Trzymają się kurczowo swojego opiekuna lub chcą
zwiedzać otoczenie. Ze swoimi chorymi bliskimi są dłużej lub krócej.
Stoją obok ich łóżek lub wtulają się w kochaną osobę. Im młodsze
dziecko, tym jest bardziej spontaniczne w okazywaniu uczuć. Nie
przychodzi mu nawet do głowy, że czegoś nie wypada.
Staram się zawsze podejść do opiekunów dzieci, wejść z nimi
w kontakt, sprawdzić, czy mają jakieś pytania lub czegoś po-
trzebują. Proponuję herbatę. Jeśli widzę z ich strony otwartość,
zagaduję, również o dzieci. Opowiadam o mojej pracy, o tym czym
zajmuję się na co dzień. Kiedy w pobliżu nie ma dzieci, więcej
rozmawiamy o chorobie, o ich skomplikowanej historii i sytuacji.
❙ ROZMOWY O DZIECIACH
Staram się nic nie doradzać. Wiem, że praca w hospicjum oraz
wieloletni kontakt z umieraniem i śmiercią dają mi szerszą per-
spektywę, a także umiejętność rozwiązywania problemów zwią-
zanych z chorobą, odchodzeniem i śmiercią. Rodzina pacjenta
pozbawiona jest tylu doświadczeń i dystansu, bardzo ważne jest
więc uszanowanie rytmu, w którym przeżywa ona jego chorobę.
Wielokrotnie przekonałam się, że zbyt wcześnie przekazana
informacja lub zalanie zbyt wielką ich liczbą jednocześnie nie
przynoszą nic dobrego. Bliscy chorego muszą znaleźć w sobie
miejsce na przyjęcie nowej porcji wiadomości, muszą przeżyć
pewne sprawy, często opłakać kolejne i kolejne straty wynikające
z rozwoju choroby. Bo oto okazuje się, że chory, który jeszcze
wczoraj mówił, nagle mówić przestaje. Przestaje też chodzić czy
rozpoznawać bliskich. Dochodzi do głosu świadomość, że wielu
planów z chorym nigdy się już nie zrealizuje. Ta świadomość
paraliżuje i trudno jest się z nią pogodzić. Pomimo najlepszej
opieki nic nie zmieni faktu, że chory słabnie i umiera.
Gdzie w tym wszystkim są dzieci? Rozmowy na ich temat pro-
wadzone są często, ale one same to raczej goście niecodzienni.
Chociaż czasem w hospicjum je spotykam. Ich bliska osoba jest
właśnie ciężko chora, umiera czy niedawno umarła. Początkowo
twarze tych dzieci wydają mi się różne – tym bardziej, im mniej
o nich wiem. Kiedy jednak mam szansę je poznać, zaczynam
postrzegać jako do siebie podobne. Oczywiście nie oznacza to,
że każda żałoba jest taka sama, tylko że cierpienie jest wymiarem,
w którym spotykają się wszyscy osieroceni, dzieci również. To,
jak jest ono wyrażane, zależy oczywiście od ekspresji dziecka,
jego wieku i relacji z chorym. Niemniej rozmowy z dorosłymi na
temat w małoletnich żałobników czy bezpośrednie spotkania
HOSPICJUM OD ŚRODKA
Kiedy dziecku umiera ktoś bliski Kiedy dziecku umiera ktoś bliski – z notatek hospicyjnego psychologa
Od 10 lat pracuję na etacie hospicyjnego psychologa, ale żałobą dzieci zajęłam się nie od razu. Począt-
kowo ten temat jakby dla mnie nie istniał. Rodzinom dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, które
ciężko przechodziły czas rozstania z bliskimi, nie poświęcałam wiele uwagi. Musiało upłynąć trochę cza-
su, zanim dostrzegłam ich potrzeby. Teraz widzę je już wyraźnie. Dojrzałam, zostałam mamą, zakochaną
w swoich dwóch córkach. Poszerzył się mój własny świat.
Fot.
: Ark
adiu
sz W
eg
ne
r
Tata Marka odszedł pod opieką Hospicjum
15
z dziećmi zawierają zawsze te same elementy: cierpienie, smutek,
żal, tęsknotę, rozpacz.
Jak więc jest to możliwe, że dorośli tak często nie doceniają żałoby
swoich dzieci? Poruszająca jest niska świadomość na temat przeżyć
dzieci w obliczu śmierci i stereotypy dotyczące ich emocjonalności.
Panuje ogólne wyobrażenie, że dziecięca żałoba trwa krótko, a jeśli
dziecko nie mówi o smutku, to go zwyczajnie nie odczuwa. Takie
myślenie czasem wynika z niewiedzy dotyczącej żałoby u dzieci,
a czasem z trudnego okresu, w jakim znajduje się cała rodzina.
Dorośli są często tak bardzo zajęci własnymi smutkiem i tęsknotą,
zmaganiem się z życiem po śmierci bliskiej im osoby, że nie widzą
wyraźnie własnych dzieci.
że może być dalej dzieckiem, a pewne sprawy są powinnością
rodziców. Jego tata zmarł.
Pamiętam Dawida, który właśnie zdał do piątej klasy. Uczył się
wspaniale, był najlepszy we wszystkim, bardzo ułożony. Potrzebo-
wał kogoś, kto powiedziałby mu, że może sobie czasem odpuścić,
popłakać. Jego mama zmarła.
Pamiętam małą Krysię, która nie chciała bawić się zabawkami, zrobiła
się bardzo „grzeczna”. Potrzebowała kogoś, kto powiedziałby jej,
że zmarli nie siedzą na chmurce. Zmarła jej mama.
Pamiętam malutkiego Stasia, który ciągle bawił się w pogrzeb. Po-
trzebował taty, który będzie się razem z nim w to bawił, by obsesja
minęła. Zmarła mu mama.
Pamiętam Anię, która ze złości zamalowywała koleżankom w przed-
szkolu rysunki rodziny, gryzła i czasem kopała. Potrzebowała zro-
zumienia procesu żałoby przez nauczycielki. Zmarł jej tata.
Pamiętam Krzysia, który nie umiał posiedzieć spokojnie – ani pod-
czas lekcji, ani podczas zakupów. Roznosiła go energia. Potrzebował
mamy, która umiałaby z nim rozmawiać. Jego tata zmarł.
Pamiętam Julię, która zamieszkała z babcią, bo bliżej miała od niej do
szkoły. Była coraz bardziej zbuntowana, wagarowała. Potrzebowała
zamieszkać ponownie w swoim domu, razem z tatą. Nie chciała
kolejnych tłumaczeń i psychologów. Zmarła jej mama.
Pamiętam Olę, która zamieszkała razem ze swoją ciocią. Była bar-
dzo skryta i „taka jak przedtem”. Potrzebowała dużo cierpliwości,
rozmów, opowieści o jej rodzinnym domu. Zmarła jej mama.
Pamiętam Alicję, która przystępowała właśnie do I Komunii św. Za-
stygała w bezruchu. Potrzebowała poznać prawdę. Jej tata umierał.
Pamiętam Michała, który miał lęki nocne, moczył się. Potrzebował
dziadków, którzy by z nim byli, a nie organizowali mu zajęcia.
Potrzebował wielu, wielu okazji do rozmowy. Jego rodzice zginęli.
Pamiętam Olę, która ciągle płakała, chodziła smutna, nie miała
na nic siły. Była w podstawówce. Nie mogła liczyć na rodziców.
Potrzebowała specjalistycznego leczenia psychiatrycznego. Zmarła
jej babcia.
Pamiętam parę bliźniaków, szóstoklasistów. Mieli trudności w na-
uce. Potrzebowali cierpliwości i rozumiejących żałobę nauczycieli.
Zmarł im tata.
❙ DOROSŁOŚĆ ZOBOWIĄZUJE
Wymieniać mogłabym jeszcze długo. Kolejne historie, ludzkie losy.
Widać z nich jasno, że wszystkie te dzieci, niezależnie od wieku,
potrzebowały mądrych dorosłych, czyli takich, którzy kochają i spę-
dzają z nimi czas. Dzieci rzadko potrzebują ekspertów od żałoby czy
terapii. Żałoba to naturalna rzecz, nie jest chorobą, tylko czasem
w trakcie jej trwania potrzebna jest specjalistyczna pomoc. Najczę-
ściej wystarczy jednak drobna podpowiedź, sugestia, zaledwie kilka
spotkań, by rodzic lub opiekun znalazł jakąś inspirację, co mógłby
zrobić dla dziecka, które sobie nie radzi. Czasem wystarczy sama
świadomość, że jest psycholog, który wysłucha bolesnych losów
i wesprze. Pomagając dorosłym, pomaga się dzieciom.
HOSPICJUM OD ŚRODKA
Co mówią mi dzieci o chorobie bliskiej im osoby,
jeśli mam szansę z nimi rozmawiać?
❙ Nie wiem, co tu się dzieje. Wiem tylko, że mama jest teraz tu, ale
dlaczego nie mogę z nią rozmawiać jak dawniej? Pytam, a oni
mi tylko mówią, żebym była grzeczna i że mamie potrzeba dużo
odpoczynku. I że nie mogę z nią rozmawiać, bo śpi. Proszę pani,
czy można ciągle spać?
❙ Wiem, że mama jest chora. Tak jest, odkąd się urodziłam. Tylko
teraz jest gorzej, niż było. Tata z babcią są smutni, mama płacze,
chociaż nie przy mnie. Czy ona już na zawsze u was zostanie?
Boję się pytać tatę, bo on się na mnie zaraz złości.
❙ Cały czas muszę tu przychodzić. Przecież widziałem tatę wczo-
raj. Tu nie ma co robić. Nuda. Wszyscy mówią, że mam się nim
nacieszyć przed śmiercią. Ale on nie chce rozmawiać. Nie ma
siły czytać. Co ja mam robić? Przez niego nie wychodzę na dwór.
Nikt na nic nie ma czasu.
❙ Mówili, że babcia idzie tylko na chwilę do szpitala, że zrobią jej
operację. Ale to trwało całą zimę. Boję się, że umrze. Mama też się
boi. Ona chyba tego nie przeżyje. Wszystko miało być inaczej. Jak
babcia umrze, nie będziemy mieli pieniędzy. Co z nami będzie?
❙ Jak on umrze, to ja sobie nie dam rady. To nie może się stać!
Proszę pani, niech pani mu pomoże! Tata zawsze sobie dawał
radę. Może jest jakiś lek, o którym pani słyszała?
❙ To wszystko przez moją mamę. Ona ciągle była niezadowolona
z taty, ciągle się kłócili. I zachorował. Nigdy jej tego nie wybaczę.
❙ MIGAWKI
Pamiętam Zosię, która potrzebowała nieustannych rozmów z tatą
o tym, co się wydarzyło i co będzie dalej. Potrzebowała bliskości
z rodzicem, rozmowy. Jej mama zmarła.
Pamiętam Kubę, który potrzebował kontrolować wszystko i wszyst-
kich, a miał 10 lat. Potrzebował dorosłego, który mówiłby mu,
16 HOSPICJUM OD ŚRODKA
Sama rzadko spotykałam się bezpośrednio z dziećmi. Przeważnie
okazywało się, że jeśli rodzic czy opiekun uzyskał wsparcie w swoim
żalu po stracie, przekładało się to pozytywnie na zachowania dzieci.
Czasem potrzeba było kilku rozmów o tym, jak można tworzyć bli-
skość z dzieckiem, jak odpowiadać na trudne pytania, jak docierać
do najskrytszych ich myśli.
Wiem, o co najczęściej pytają dzieci, i o tym z ich bliskimi doro-
słymi rozmawiam. Zastanawiamy się, jak można zareagować na
takie słowa:
– Chcę, by było jak dawniej.
– Tęsknię za…
– To niesprawiedliwe…
– Dlaczego?
– Co teraz będzie?
– Co będzie dalej?
– Gdzie jest?
– Kiedy wróci?
– Czy już nigdy jej nie zobaczę?
– To przez Ciebie….
– Gdybym był grzeczniejszy…
Dzieci przeżywające stratę potrafią mieć wiele tajemnic. Te tajemnice
to często własne interpretacje wydarzeń, ich przyczyn i skutków.
Dzieci, kiedy poczują się bezpiecznie, zaczynają o nich mówić i „ka-
mień spada im z serca”. Tajemnice najczęściej dotyczą świadomości
dziecka, które wie, że ich bliski umiera, ale zachowuje się, jakby nie
miało o tym pojęcia, by nie martwić opiekunów. Kolejne tajemnice
dotyczą obwiniania siebie lub innych za chorobę lub śmierć. Niekie-
dy dzieci sądzą, że to ich zachowanie „wpędziło do grobu” rodzica.
Czasem mają pomysł, że to wina kogoś z rodziny, bo się kłócił lub
nie pomagał. Dzieci pytają też o wiele kwestii je nurtujących, ale
przeważnie uzyskują niesatysfakcjonujące odpowiedzi. Pytania są
bagatelizowane lub odpowiedzi zbyt lakoniczne, niejednoznaczne,
zagmatwane. Podczas spotkań z dorosłymi zwracam na to uwagę.
Opowiadam na przykładach, jak można na niektóre z nich reagować,
jak stopniować szczegółowość odpowiedzi. To na ogół wystarcza,
by zacząć budować dobry kontakt z dzieckiem, oparty na zaufaniu.
Trudniej jest, gdy okazuje się, że opiekun dziecka nie miał wcześniej
głębokich relacji z dzieckiem. Wtedy najpierw trzeba je nawiązać
i wytworzyć nowe wspólne rytuały.
❙ MOJE DOJRZEWANIE
Kontakt z osieroconymi dziećmi skłonił mnie do wielu trudnych
refleksji osobistych: co ja robię dla swoich dzieci, by przygotować je
w przyszłości na różne pożegnania? W co powinnam je wyposażyć?
W sobie również znajduję chęć ochronienia ich przed światem,
bo wiem, jak śmierć bliskiej osoby bardzo boli. Co mogę zrobić?
Wiem na pewno, że chcę budować taki kontakt z moimi dziećmi, by
w trudnych chwilach odczuły potrzebę rozmowy ze mną i podzie-
lenia się problemem. Staram się, póki jeszcze chcą, spędzać z nimi
dużo czasu. Jest to oczywiście bardzo trudne. Praca, dojazdy, moje
dodatkowe zajęcia..., to wszystko zajmuje dużo czasu. Z czegoś trze-
Co mówią mi dzieci o chorobie bliskiej im osoby,
jeśli mam szansę z nimi rozmawiać?
❙ Pytałem tatę, czy z mamą będzie tak samo jak z babcią, ale on
cały czas mówi, że sobie poradzimy. Ale słyszę, jak płacze w ła-
zience, w nocy. Słyszałem też, jak mówił cioci, żeby przyjechała
do nas. Jak wtedy babcia umierała, to ciocia też przyjechała.
Ale pani nie mówi tego tacie. Bo się znów na mnie zezłości, jak
dowie się, że ja mówię o babci. Zawsze się złości albo wzdycha.
❙ Mamy już nie ma. Ale dziadek powiedział, że chociaż jej nie
widzę, to ona wszystko widzi i wszystko wie. No to znaczy, że jest,
tylko niewidzialna. Rozmawiam z nią dużo, ale ona nic nie mówi.
No i staram się, by była ze mnie duma. Robię różne dobre rzeczy,
staram się być grzeczny. Najgorzej jest w przedszkolu, boję się,
że coś zbroję. Jestem niegrzeczny. Czy ona wie, że nie chciałem?
Teraz staram się jeszcze bardziej. Nie bawię się z psem, nie biegam
z kolegami. Oglądam książki, rysuję. Nie chcę jechać na wakacje
z dziadkiem, bo nie wiem, czy dam radę nic nie popsuć. Wolę
być w domu. Czy jak ona wszystko wie, to wie też, że się staram?
❙ Już prawie go nie pamiętam. Oglądam jego zdjęcia często.
Mama mówi, żebym już przestał, bo od tego ciągle mnie boli
brzuch. I płaczę. Więc już oglądam zdjęcia w łazience, by nie
widziała. Mama chyba nie tęskni za tatą jak ja, bo wcale o nim nie
mówi. Nie jeździmy na cmentarz, wyrzuciła wszystkie jego rzeczy.
Co będzie, jak o nim na dobre zapomni? Ja nie chcę innego taty.
❙ Nie chcę mówić o mamie. Jak tylko pomyślę o niej, to zaczynam
śpiewać albo się wygłupiać. Wtedy nie płaczę. Siostra za to cią-
gle płacze. Staram się ją rozweselić. Robię różne miny. Nie chcę
jeździć na cmentarz, po co w kółko babcia opowiada o mamie?
Przecież dobrze ją pamiętam. A ona ciągle opowiada, chce
nas przytulać, mówi, że jesteśmy biedni. W ogóle ciągle do nas
przychodzi i się wtrąca. Ona nie jest moją mamą, ona nie rządzi,
a tata się jej ciągle słucha. Wolę być w szkole albo z kolegami.
Wtedy wszystko jest jak dawniej.
17HOSPICJUM OD ŚRODKA
ba rezygnować, tylko dlaczego z kontaktu z dziećmi? Czasem kusi
mnie, by porządnie poukładać, wyczyścić, posegregować, czasem
marzę o „wygładzonym” domu. Kusi mnie, bo przecież łatwiej upiec
ciasto niż porozmawiać z dzieckiem. Prościej jest zacząć sprzątać niż
zagrać w grę. Łatwiej i szybciej powiesić pranie samemu niż z wła-
snym dzieckiem. Wiem też, że moje dzieci urodziły się „jakieś”, ale
większość ich zachowań bierze się z otoczenia, w jakim przebywają.
Ich powiedzonka, radzenie sobie ze złością, lękiem, frustracją to
początkowo kopia nas samych. Dziecko rozładowuje swoje emocje
tak, jak się nauczyło w domu. Zatem pracuję nad sobą, staram się
zauważać swoje sposoby radzenia sobie z trudnościami. I wiem,
że już teraz, właśnie teraz jest czas, by pokazywać im, że w życiu
każdy doświadcza strat i że taką stratę można udźwignąć. Z moją
starszą córką nie omijam rozmów o śmierci, a na pytania staram
się odpowiadać stosownie do jej wieku, nawet jeśli pojawia się
płacz czy lęk. Wiem, że w przyszłości doświadczy smutku i tęsk-
noty. Pokazuję, że o takich emocjach można rozmawiać. To ważne
i normalne uczucia, których nie trzeba ukrywać. Ale po trudnych
momentach przychodzi także czas na spokój i zabawę.
❙ TUMBO POMAGA
Od 8 lat przy Fundacji Hospicyjnej działa Fundusz Dzieci Osiero-
conych, zajmujący się pomocą materialną niepełnoletnim bliskim
pacjentów, którzy odeszli pod opieką hospicjów. Paczki na Święta
i z okazji Dnia Dziecka, wsparcie edukacyjne umożliwiające rozwój
talentów oraz wyrównanie szans w nauce, szkolne wyprawki, wresz-
cie organizacja wakacyjnego odpoczynku to najważniejsze punkty
działalności Funduszu, z roku na rok coraz lepiej rozpoznawalnego
wśród małych podopiecznych hospicjów w całej Polsce.
Wsparcie ekonomiczne znaczy wiele, ale nie załatwia wszystkiego.
Dlatego tak bardzo cieszę się z nowego projektu Fundacji, na razie
na etapie przygotowań, ale... jesień będzie nasza. Bowiem jesienią
właśnie ruszyć ma program „Tumbo Pomaga”, który swoją nazwę
zawdzięcza słonikowi-maskotce Funduszu Dzieci Osieroconych.
Wzorując się częściowo na programie Winston’s Wish, od kilkunastu
lat działającym na Wyspach Brytyjskich, chcemy otoczyć opieką
psychologiczną dzieci i młodzież, którym zdecydowanie za wcześnie
przyszło zmierzyć się ze śmiercią bliskiej osoby. Pomoc kierować
będziemy też do ich otoczenia: rodziny, opiekunów, pedagogów
i przyjaciół. Planujemy powstanie jednolitego programu wsparcia
psychologicznego i sieci grup wsparcia. Uruchomiony zostanie też
specjalny portal, w zamyśle będący nie tylko kompendium wiedzy
na temat przeżywania procesu żałoby u dzieci i młodzieży, ale
również forum wymiany myśli. Już teraz serdecznie zapraszam.
Agnieszka Paczkowska, psycholog
Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku
Fot.
: Pio
tr N
ikla
s
Dojrzewam razem z moimi dziećmi
Fot.
: An
drz
ej B
rzó
ska
18 NASZE AKCJE
i Hospicjum pw. św. Ojca Pio w Pucku. Honorowy patronat nad
wydarzeniem objęli: Arcybiskup Metropolita Gdański Leszek Sławoj
Głódź, Wojewoda Pomorski Ryszard Stachurski, Marszałek Wojewódz-
twa Pomorskiego Mieczysław Struk oraz prezydenci miast Gdańska,
Sopotu, Gdyni i burmistrz Pucka.
Atrakcje dla mieszkańców Pomorza zaczęły się już w przeddzień –
otworzyła je Żonkilowa Sobota w 7. Szpitalu Marynarki Wojennej
z Przychodnią w Gdańsku Oliwie, czyli dzień bezpłatnego poradnictwa
medycznego. Główne imprezy przewidziane zostały dzień później,
tradycyjnie w niedzielę. W Gdańsku miejscem akcji były ulice Długa,
Długi Targ oraz Targ Węglowy, a w programie m.in. Żonkilowy Festyn
Rodzinny z licznymi stoiskami Przyjaciół gdańskiego Hospicjum i Fun-
dacji, Żonkilowy Korowód oraz wystawa zabytkowych i ciężarowych
pojazdów na placu przed Teatrem „Wybrzeże”.
Hospicja w Sopocie zaprosiły na Piknik Rodzinny, który otworzył
Żonkilowy Marsz z bębniarzami, a jednym z magnesów były koncerty
Marcina Spennera i zespołu „Gentle Lady Note”.
W Gdyni odbył się się Festyn Rodzinny, w ramach którego wystąpiła
grupa „Timur i Jego Drużyna” i Kinga Zdybel oraz przygotowane
zostały liczne atrakcje towarzyszące, w tym minimecze, trening
funkcjonalny, ścianka wspinaczkowa itd. Całość zainaugurowana
została Paradą Żonkilową, czyli tradycyjnym przemarszem Przyjaciół
idei hospicyjnej.
W ramach „Pól Nadziei na Pomorzu 2014” w Pucku wystąpiła Kry-
styna Gedzik w programie zatytułowanym „Wiosenne inspiracje”.
Wspólną imprezą dla wszystkich miast włączających się w akcję był
przejazd motocyklistów z żonkilowymi atrybutami trasą z Pucka
do Gdańska, oczywiście przez Gdynię i Sopot.
Podczas Pól Nadziei na Pomorzu 2014 około 4 tysięcy wolonta-
riuszy rozdało prawie 150 tysięcy żonkili i uzbierało blisko 470
tysięcy złotych. Wszystkie pieniądze przeznaczone zostały dla
podopiecznych hospicjów, z nami została nadzieja.
MM
Pola Nadziei Pola Nadziei na Pomorzu 2014
Organizatorzy Pól Nadziei na Pomorzu 2014 za-
decydowali, by kulminacja towarzyszących im
wydarzeń o charakterze rekreacyjno-sporto-
wym oraz artystycznym przypadła w niedzielę
6 kwietnia. Tego dnia w czterech pomorskich miastach
manifestowano solidarność z ideami hospicyjnymi, ba-
wiono się na festynach i koncertach, ale przede wszyst-
kim kwestowano na rzecz podopiecznych hospicjów.
Gospodarzami tegorocznej akcji byli: Fundacja Hospicyjna, Caritas
Archidiecezji Gdańsk oraz pięć pomorskich placówek paliatywno-
-hospicyjnych: Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku, Dom
Hospicyjny im. św. Józefa w Sopocie, Stowarzyszenie św. Faustyny
w Sopocie, Stowarzyszenie Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni
Fot.
: Ju
styn
a C
yman
Fot.
: Kam
il K
olle
ck
Fot.
: Krz
yszt
of
Naj
da
Parada Żonkilowa w Gdyni
Sztafeta motocyklowa Puck – Gdańsk
rusza spod puckiego HospicjumŻonkilowy Marsz z bębniarzami w Sopocie
Wspólne zdjęcie pod Neptunem w Gdańsku
19NASZE AKCJE
❙ „UŚMIECH DZIECKA NA DZIEŃ DZIECKA”
Zakończyła się kolejna edycja ogólnopolskiej akcji „Uśmiech Dziecka
na Dzień Dziecka”. W tym roku jej beneficjentów zgłosiło ponad 60
ośrodków hospicyjno-paliatywnych z całej Polski, a lista wyczekują-
cych na prezent liczyła 371 imion. Pospolite ruszenie dla dzieciaków
wsparło około 500 osób, w tym znane postaci z mediów, m.in.: Bartosz
Węglarczyk, Tomasz Ciachorowski, Małgorzata Ohme, Dorota Zawadz-
ka, Sylwia Chutnik, Magda Steczkowska i Joanna Osyda. Rekordzistą
w spełnianiu marzeń okazała się firma Cushman&Wakelfield Polska
Sp. z o.o., której pracownicy przygotowali aż 37 prezentów. Jak co roku
podarki trafiły na czas, czyli 1 czerwca, dzięki firmie kurierskiej PBS.
❙ DZIEŃ DZIECKA
Dzień Dziecka dla podopiecznych Funduszu z Trójmiasta i okolic obcho-
dziliśmy uroczyście 13 czerwca w hospicyjnym ogrodzie – na wesoło,
na słodko i z wielkim rozmachem. Były konkursy z nagrodami, pyszne
naleśniki, cukrowa wata, pizza, truskawki, zabytkowe samochody,
batut, dmuchany zamek, psy poszukiwawczo-ratownicze Straży
Pożarnej... Łatwiej byłoby napisać czego zabrakło.
Sekcja wspinaczkowa, powstała przy Funduszu w lutym br., swój
Dzień Dziecka obchodziła tydzień wcześniej, na moście kratowni-
cowym w Rutkach pod Gdańskiem, z którego fundacyjne „pajączki”
miały okazję zjeżdżać po linie i na tyrolce. Na koniec wolontariusze
przygotowali słodki poczęstunek.
❙ SPEKTAKL CHARYTATYWNY
Wprawdzie zupełnie nie dla dzieci ale zorganizowany specjalnie dla
nich. 24 maja, w Sali Teatralnej gdańskiego NOT-u, wystąpiła Krystyna
Janda w świetnym monodramie „Shirley Valentine” Willy’ego Russela,
wyreżyserowanym przez Macieja Wojtyszkę. Przedstawienie wpisało
się w cykl tradycyjnych imprez charytatywnych Fundacji, z których
dochód w całości przeznaczany jest na wsparcie podopiecznych
Funduszu. Kreacja Krystyny Jandy okazała się wielkim magnesem
i bilety sprzedawały się znakomicie. Dodatkową atrakcją wieczoru
była zabawa fantowa oraz aukcja broszki podarowanej przez aktorkę,
w której grała na planie serialu „Helena Modrzejewska”.
❙ ALE CYRK, ALE TANIEC!
26 kwietnia br., dzięki uprzejmości właścicieli Cyrku Zalewski, 60 pod-
opiecznych Fundacji Hospicyjnej i Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza
SAC w Gdańsku miało możliwość obejrzeć najnowsze widowisko
przygotowane na rok 2014. Większość dzieci w cyrku była po raz
pierwszy i dobrze się stało, że od razu na tak dobrym przedstawieniu.
Były też dodatkowe atrakcje: spotkanie z Dorotą Kolak, ambasadorem
kampanii Funduszu, sam na sam z sympatycznym klaunem Versace
i lody zafundowane przez właścicielkę cyrku P. Anetę Zalewską. Dwie
godziny minęły zbyt szybko.
11 maja ponad 100 osób, w tym dzieci osierocone, dzieci chore i ich
rodzeństwo z rodzinami, uczestniczyło w koncercie familijnym „Tań-
ce świata” w Filharmonii Bałtyckiej, na którym oprócz walców, tang
czy czardaszy można było zobaczyć tańce dawne oraz poznać takie
taneczne hity jak „Arlezjankę” Bizeta czy Taniec godzin z opery „La
Gioconda” Ponchiellego. Nogi same się rwały na parkiet.
❙ PRZEDSMAK WAKACJI
12 czerwca jeszcze trwał rok szkolny, ale grupa dzieci osieroconych
i rodzeństwa dzieci chorych udała się do Chałup na Półwyspie Helskim,
gdzie pod okiem doświadczonych trenerów uczyła się zasad surfingu
i innych sportów wodnych. Można było też przejechać się motorówką
i spróbować popływać na SUP-ach, specjalnych deskach do pływania
z wiosłem. Pogoda dopisała i humory też.
W połowie czerwca ruszyła kolejna edycja „Kolorowego Piórnika”, która
potrwa do końca wakacji. Wakacje? U nas ich nie ma.
Justyna Ziętek
Koordynator Funduszu Dzieci Osieroconych
Wiosna była naszanasza
W Funduszu Dzieci Osieroconych czas poj-
muje się w sposób cykliczny. Wiosną zbie-
ramy prezenty na 1 czerwca, organizujemy
dużą charytatywną imprezę o charakterze
kulturalnym, powoli myślimy o wakacyjnym wypoczyn-
ku naszych podopiecznych i ich szkolnych wypraw-
kach. Wielkie przedsięwzięcia nie przeszkadzają wielu
drobniejszym aktywnościom, często spontanicznym,
których realizację często zawdzięczanym naszym Przy-
jaciołom.
Fot.
: Ark
adiu
sz W
eg
ne
r
Dzień Dziecka w hospicyjnym ogrodzie
niewymuszona szczerość Coltona, któ-
ry ze szczegółami przedstawia, jak wy-
gląda Niebo i wszyscy jego mieszkańcy
wraz z Aniołami i bliskim, których nigdy
wcześniej nie spotkał, intryguje i jed-
nocześnie głęboko wzrusza.
„Niebo istnieje…Naprawdę! ” nie jest
książką moralizatorską, która cokol-
wiek narzuca, ani kolejną z wielu publi-
kacji o życiu po śmierci. To prawdziwa
opowieść chłopca, który miał szczęście
zobaczyć i usłyszeć to, do czego wielu
z nas nie jest do końca przekonana.
Świadectwo istnienia Nieba, podane
w sposób bezpretensjonalny, z dziecięcą naiwnością, bez zbędnych
wyjaśnień i naukowych analiz. Dzięki swej naturalności przekonuje,
mimo że wydaje się tak nieprawdopodobną historią. Nie tylko zmienia
sposób myślenia o wieczności, ale też daje nadzieję wszystkim, którzy
tęsknią za swoimi zmarłymi bliskimi.
Olga Woźniak
Księgarnia Fundacji Hospicyjnej
20 KSIĘGARNIA FUNDACJI HOSPICYJNEJ
Paddy McMahon w swojej książce „Anioły. Życie po śmierci” stara się
na te wszystkie pytania odpowiedzieć. Jeden z najbardziej poważanych
w Irlandii jasnowidzów, opierając się na własnym doświadczeniu,
jako łącznika pomiędzy światem duchowym a fizycznym, pomaga
ludziom w kontakcie z aniołami, czyli przewodnikami duchowymi.
Wielu rodziców od najmłodszych lat uczy swoje dzieci krótkiej modli-
twy: „Aniele Boży Stróżu mój”. Kiedy
jesteśmy dziećmi, daje nam ona pew-
ne poczucie bezpieczeństwa, wiary,
że choć obok są mama lub tata, jest
jeszcze ktoś, komu możemy zaufać
i kto nas będzie chronił. Kiedy staje-
my się ludźmi dorosłymi, cudowna
siła modlitwy często gdzieś ulatuje,
wypierana przez to, co namacalne.
Zapominamy o swoich Aniołach
Stróżach, sądząc, że są dobre tylko
dla dzieci. Liczymy głównie na sie-
bie i pochłonięci fizycznością bytu
oddalamy się od tej drugiej, duchowej sfery. Z czasem niemal każdy
z nas staje się alpinistą własnych lęków, boimy się wszystkiego, co nas
otacza, wszystkiego, z czym wiąże się „codzienne życie”. „Lękamy się,
że nikt nas nie pokocha lub że nie będziemy umieli okazać miłości
i doświadczyć szczęścia. Przeraża nas, że być może nie znajdziemy
pracy, nie poradzimy sobie finansowo, stracimy kontrolę nad własnym
ciałem lub umysłem wskutek starości czy wypadku. Obawiamy się
przyszłości i tego, co stanie się z naszymi dziećmi, jeśli nie będzie nas
przy nich po to, byśmy pomogli im wyrosnąć na osoby szczęśliwe
i odnoszące sukcesy”. Największy lęk wzbudza w nas śmierć – dla
jednych ostateczne pożegnanie, dla innych podróż w nieznane, dla
wszystkich wielka niewiadoma.
Zanim śmierć dotknie nas samych, nieustannie w ciągu całego ży-
cia o sobie przypomina. „Umierają członkowie rodziny, przyjaciele
i znajomi. Media powiadamiają nas o śmierci, do której dochodzi
na skutek wojen, katastrof, kataklizmów i wypadków”. Ten stan rze-
czy może nas przygniatać, sprawiać, że wciąż doświadczamy straty,
żałoby. Żałoba wpisana jest niejako w nasze życie i nie zawsze wiąże
się ze stratą bliskiej osoby.
KSIĄŻKI DO NABYCIA W KSIĘGARNI FUNDACJI HOSPICYJNEJ, www.ksiegarnia.hospicja.pl
Podróżując z Aniołami
Bez względu na to, czy jesteśmy młodzi, czy w średnim wieku, schorowani bądź zdrowi, każdego z nas nachodzą
myśli i pytania związane z końcem życia. Czy po śmierci ciała nasze dusze będą żyły gdzieś w innym wymiarze?
Czy faktycznie istnieje inny świat, świat nieskończony, świat bez cierpienia, bólu, ciężaru egzystencji, Niebo?
Czy gdzieś tam spotkamy naszych bliskich? Czy możemy poczuć ich obecność teraz, będąc jeszcze na Ziemi?
t
j
n
ż
j
i
m
s
w
Z
S
d
b
Świadomość, że jest inny świat, może pomagać w radzeniu sobie
ze smutkiem po stracie. Żyje się łatwiej, kiedy jest się przekonanym,
że nasi bliscy w otoczeniu aniołów na nas czekają, a doczesność jest
tylko przygodą przeżywaną tu i teraz. W przekonaniu tym być może
tkwi dziecięca naiwność. Być może. A może po prostu dzieciom łatwiej
pewne, nawet najbardziej skomplikowane rzeczy przyjąć i podobnie
jak Colton Burbon, bohater książki Todda Burpo i Lynn Vincent „Niebo
istnieje... Naprawdę!”, zrozumieć i wytłumaczyć dorosłym wydawa-
łoby się najtrudniejsze doktryny teologiczne. Ta wzruszająca opowieść
czteroletniego chłopca, który po trudnej operacji zdrowieje i powraca
bogatszy o wiedzę, początkowo trudną do zaakceptowania nawet
przez jego ojca – pastora Kościoła Wesleyańskiego, pozwala spojrzeć
na życie z innej perspektywy.
Colton z niezrównaną pewnością i prostotą opowiada o swoim po-
bycie w Niebie, i o tym jak Jezus wyleczył go za pośrednictwem rąk
operującego doktora, podczas gdy w tym samym czasie jego rodzice,
widziani z „góry”, modlili się o jego powrót do zdrowia.
Czterolatek, który siedział na kolanach Jezusa, opowiada o Jego wielkiej
miłości, o sensie Zbawienia i życiu wiecznym. Bogactwo szczegółów,
którymi zasypuje swoich rodziców, początkowo ich niepokoi, chociaż
wszystko, o czym mówi, jest kwintesencją wiary chrześcijańskiej. Niczym
Księgarnia Fundacji Hospicyjnej Gdańsk, ul. Chodowieckiego 10, tel. 58 343 80 92
Zapraszamy do księgarni oferującej unikatowe na rynku publikacje, skierowane do osób poszuku-jących odpowiedzi na trudne tematy związane z końcem życia, bólem i chorobą, a także wskazówek jak radzić sobie ze stratą i żałobą. Proponujemy poradniki i podręczniki zarówno dla osób zawodowo zajmujących się pomocą chorym, jak i opiekunów nieformalnych oraz wolontariuszy.
www.ksiegarnia.hospicja.pl
Wszystkie publikacje
Fundacji Hospicyjnej 25% taniej