4
1 Z FRANCUSKIM Z MIĘDZYRZECZA DO BRUKSELI Elżbieta Podyma jest absolwentką nauczania początkowego oraz Nauczycielskiego Kolegium Języka Francuskiego ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, aktualnie Uniwersytetu Zielonogórskiego. Oto fragmenty Jej wypowiedzi potwierdzające, że obydwa kierunki wybrała świadomie, z wielką motywacją, chcąc zrealizować swoje pasje i zainteresowania. Zawsze chciałam zostać nauczycielką. Od dziecka. Już w szóstej klasie marzyłam o tym. Po ósmej klasie trafiłam do Liceum Ogólnokształcącego w Międzyrzeczu do klasy z rozszerzonym programem nauczania ję zyka francuskiego. Osiem lekcji francuskiego w tygodniu! To było coś! Spodobał o mi się od razu! Krótkich dialogów uczyłam sie z łatwością na pamięć. I do tego z ogromną radością, że rozumiem, że mówię! Mieliśmy lekcje z prawdziwych magnetofonów i ze uchawkami na uszach! I takie nadzwyczajne podręczniki, zgrabnie pomyślane, pełne obrazków i zdjęć. I sala lekcyjna o niebanalnym wnętrzu. W czasie wakacji organizowano nam obozy językowe z frankofońską młodzieżą. Pod Warszawą , w Słubicach, w Bobowicku spotykałam sie z moimi rowieśnikami z Francji i Szwajcarii przez kilka letnich tygodni każdego lata. Czekałam z utęsknieniem na lato, a potem na listy wymieniane drogą pocztową z poznanymi osobami. A z czasem i na drobne prezenty od kolegów zza granicy. By wyjechać samej, nie było wtedy szans... Były też Olimpiady Języka Francuskiego (ach, jakże się bałam w tym Poznaniu). Na maturze w 1982 wybrałam język francuski. Zdałam z bardzo dobrym wynikiem. Byłam rozdarta: francuski czy nauczanie początkowe? Co wybrać? Pamiętam rady koleżanek, żeby koniecznie wybrać Poznań i studia na romanistyce. Mnie jednak nie przechodziło pragnienie z dzieciństwa o tym, żeby zostać "panią" wśród małych dzieci. I tym razem decyzja należała już tylko do mnie samej. Wybrałam Zieloną Górę i WSP. Na studiach pedagogicznych miałam lektorat języka francuskiego. Byłam w świetnej grupie językowej, a zajęcia były doskonale prowadzone. Z radością czekałam na każde następne. A tych było więcej niż w Poznaniu: moja siostra równolegle ze mna studiująca na polonistyce w UAM uczył a się francuskiego z dużo mniejszą częstotliwością. A ja byłam dumna, że w Zielonej Górze zyk obcy, i do tego niełatwy, jest tak lubiany wśród studentów i nauczany przez Nauczycieli - Pasjonatów. Nauczycielka francuskiego stała się moim wzorem. To, że uczyła języka francuskiego to było jedno, a drugie, co zapamiętałam i w dużo większym stopniu weszło mi samej w krew, to była Jej osobowość, Jej podejście do zawodu, Jej sposób pracy ze studentami. Obserwowałam, jak uczy, co nam proponuje, co do nas mówi, jak nas traktuje, jak ocenia. Wiele godzin zajęć po francusku, lecz w tematach

Z francuskim z Międzyrzecza do Brukseli

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Elżbieta Podyma jest absolwentką nauczania początkowego oraz Nauczycielskiego Kolegium Języka Francuskiego ówczesnej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, aktualnie Uniwersytetu Zielonogórskiego.Oto fragmenty Jej wypowiedzi potwierdzające, że obydwa kierunki wybrała świadomie, z wielką motywacją, chcąc zrealizować swoje pasje i zainteresowania.

Citation preview

1

Z FRANCUSKIM Z MIĘDZYRZECZA DO BRUKSELI

Elżbieta Podyma jest absolwentką nauczania początkowego oraz

Nauczycielskiego Kolegium Języka Francuskiego ówczesnej Wyższej Szkoły

Pedagogicznej, aktualnie Uniwersytetu Zielonogórskiego.

Oto fragmenty Jej wypowiedzi potwierdzające, że obydwa kierunki wybrała

świadomie, z wielką motywacją, chcąc zrealizować swoje pasje i zainteresowania.

Zawsze chciałam zostać nauczycielką. Od dziecka. Już w szóstej klasie

marzyłam o tym. Po ósmej klasie trafiłam do Liceum Ogólnokształcącego w

Międzyrzeczu do klasy z rozszerzonym programem nauczania języka francuskiego.

Osiem lekcji francuskiego w tygodniu! To było coś! Spodobało mi się od razu!

Krótkich dialogów uczyłam sie z łatwością na pamięć. I do tego z ogromną radością,

że rozumiem, że mówię! Mieliśmy lekcje z prawdziwych magnetofonów i ze

słuchawkami na uszach! I takie nadzwyczajne podręczniki, zgrabnie pomyślane,

pełne obrazków i zdjęć. I sala lekcyjna o niebanalnym wnętrzu. W czasie wakacji

organizowano nam obozy językowe z frankofońską młodzieżą. Pod Warszawą,

w Słubicach, w Bobowicku spotykałam sie z moimi rowieśnikami z Francji i Szwajcarii

przez kilka letnich tygodni każdego lata. Czekałam z utęsknieniem na lato, a potem

na listy wymieniane drogą pocztową z poznanymi osobami. A z czasem i na drobne

prezenty od kolegów zza granicy. By wyjechać samej, nie było wtedy szans... Były

też Olimpiady Języka Francuskiego (ach, jakże się bałam w tym Poznaniu).

Na maturze w 1982 wybrałam język francuski. Zdałam z bardzo dobrym

wynikiem. Byłam rozdarta: francuski czy nauczanie początkowe? Co

wybrać? Pamiętam rady koleżanek, żeby koniecznie wybrać Poznań i studia na

romanistyce. Mnie jednak nie przechodziło pragnienie z dzieciństwa o tym, żeby

zostać "panią" wśród małych dzieci. I tym razem decyzja należała już tylko do mnie

samej. Wybrałam Zieloną Górę i WSP.

Na studiach pedagogicznych miałam lektorat języka francuskiego. Byłam

w świetnej grupie językowej, a zajęcia były doskonale prowadzone. Z radością

czekałam na każde następne. A tych było więcej niż w Poznaniu: moja siostra

równolegle ze mna studiująca na polonistyce w UAM uczyła się francuskiego z dużo

mniejszą częstotliwością. A ja byłam dumna, że w Zielonej Górze język obcy, i do

tego niełatwy, jest tak lubiany wśród studentów i nauczany przez Nauczycieli -

Pasjonatów.

Nauczycielka francuskiego stała się moim wzorem. To, że uczyła języka

francuskiego to było jedno, a drugie, co zapamiętałam i w dużo większym stopniu

weszło mi samej w krew, to była Jej osobowość, Jej podejście do zawodu, Jej

sposób pracy ze studentami. Obserwowałam, jak uczy, co nam proponuje, co do nas

mówi, jak nas traktuje, jak ocenia. Wiele godzin zajęć po francusku, lecz w tematach

2

ściśle pedagogicznych. Wiele ważnych debat o nauczaniu, o psychologii miało

miejsce właśnie na zajęciach z francuskiego. I do tego wieczory czwartkowe,

organizowanie koncertów po francusku, poezja, piosenka... Ech... I rosła mi przy Niej

moja pewność siebie, estime de soi, bo nigdy zbyt wiele jej nie miałam...

„Nauczyciel polski musi znać doskonale język obcy", daleko wprzód

wybiegały myśli, projekty i działania podejmowane dla studentów pedagogiki przez

naszych przewidujących wykładowców.

Czasy studiów minęły, magisterium obronione w lipcu 1987 i od września trzeba

było podjąć pracę. Regularną i codzienną. Bycie "panią" wśród małych dzieci stało

się dla mnie faktem. Na początek klasa pierwsza w Międzyrzeczu w tej samej szkole

podstawowej, z której wyszłam. Nie było łatwo. Liczna klasa, od razu trudne

środowisko, uczeń drugoroczny z nieciekawą etykietką przypiętą bynajmniej nie do

szkolnego mundurka... Jak temu dać radę, jak sprostać... Jak uczyć? Szukałam

zawsze drogi rozwoju osobistego, dalszych instrukcji i na życie i na pracę zawodową

w zmieniającym się ciągle świecie. "Nauczyciel nie może stać w miejscu, musi

być stale krok do przodu", pamiętałam z zajęć lektoratu. Instynktownie gnało mnie

znów w stronę Zielonej Góry.

Kwiecień 1991. Wybrałam się w podróż z mojej podstawówki w Międzyrzeczu na

WSP do Zielonej Góry, na piętro lektoratu francuskiego. Ot tak po prostu, tak sobie

"przyłożyć ucho", posłuchać, co tam sie dzieje, ofiarować kwiaty i pogadać...

Doskonale! Dowiaduję się, że Kolegium Języka Francuskiego w Zielonej Górze

rozpoczyna nabór i wlaśnie na mnie czekają.

Jako magister pedagogiki podejmuję trzyletnie studia wieczorowe w

kolegium. Opłacam je ze swojej pensji. Spotykam i nowe i stare twarze kolegów i

Drogich mi Nauczycieli akademickich. Zjazdy nie kolidują wcale z pracą w szkole.

Uczę się francuskiego, ale tak naprawdę dzielę się wiedzą, uczę się jak uczyć

i poruszać w coraz nowszym i szybszym świecie. Zdobywam cenną umiejętność

otwarcia się na nowe poszukiwania, eksperymentowanie i prostą radość z tego, że

jestem nauczycielem. Kreatywnym, poszukującym nauczycielem.

Po ukończeniu Kolegium, francuski pozostaje moją pasją. Języka ciągle trzeba

się uczyć. Zresztą nie odstępuje mnie myśl, że kiedyś na pewno i dyplom Kolegium

będzie mi w życiu potrzebny. 17 lat regularnej pracy w tej samej podstawówce mija

bardzo szybko.

Wchodzimy do Unii Europejskiej. Czas, abym ja również zmieniła pokład... Ale

zanim zdecyduję się coś przedsięwziąć, udaję się do Zielonej Góry. Stamtąd

wracałam wszak zawsze dobrze zmotywowana. A tym razem czasu nie ma zbyt

wiele, gdyż ministerialny konkurs na dwa stanowiska do pracy w szkole za granicą

ogłoszony na łamach prasy w czasie wakacji 2004 - za niecałe dwa tygodnie.

Zbieram dossier i wreszcie wkładam do niego Dyplom Ukończenia Nauczycielskiego

Kolegium Języka Francuskiego. Telefon do Mojej Nauczycielki (czy tylko będzie

u siebie, wszak są wakacje?...), spotkanie u Niej w domu, nabieranie pewności siebie

podczas rozmowy, rozwianie watpliwości i potwierdzenie sluszności wyboru.

3

Za kilka dni w MEN na Szucha pojawiam się około jedenastej. Zaraz po mnie

zjawia się koleżanka z Rzeszowa. Wkrótce witam też kogoś z Krakowa i Katowic.

Z Międzyrzecza jestem jedyna. Konkurs odbywa się po francusku. Padają terminy

zawodowe, ściśle pedagogiczne. Otrzymuję polecenie symulacji wystąpienia

podczas rady pedagogicznej na temat szczególnie trudnego przypadku ucznia... Po

francusku. Potem tłumaczenie na gorąco dokumentów szkolnych z francuskiego na

polski i odwrotnie. Dwa dni później dowiaduję się, że zostałam wybrana.

Od 1 września 2004 rozpoczynam pracę w Szkole Europejskiej w Brukseli w

moim wymarzonym zawodzie, no i we frankofońskim środowisku!¨Przeprowadzam

się z Polski do Belgii. Jestem pierwszą nauczycielką nauczania początkowego z

Polski w nowo założonej polskiej sekcji w wielkiej międzynarodowej szkole o ponad

pięćdziesięcioletniej już dzisiaj tradycji. Poznaję wielu wielu nauczycieli z kilkunastu

krajów Europy. Uczymy na tych samych piętrach w tej samej szkole, spotykamy się

i wymieniamy poglądy na różne tematy nie tylko w pokoju nauczycielskim czy

podczas wspólnych posiłków. Językiem kontaktowym jest na co dzień francuski,

podobnie jak język informacji i dokumentacji szkolnej. Bez żadnych kompleksów

funkcjonuje mój francuski z Zielonej Góry.

Bez żadnych kompleksów także, na równi z innymi nauczycielami z Europy,

radzę sobie z nowymi dla mnie wyzwaniami. Początkowo uczę tylko w klasach

młodszych, lecz po kilku latach okazuje się, że potrafię sprostać wymaganiom

stawianym nauczycielom w klasach łączonych; całkiem normalne jest, że moje

wykształcenie i zdobyte umiejętności pozwalają podjąć obowiązki nauczyciela

w starszych klasach szkoły podstawowej, czemu ostatnio oddaję sie z pasją.

Wkrótce zbliża się koniec mojej dziewięcioletniej zagranicznej przygody

nauczycielskiej. Kontrakt dobiega końca. Znów czas zmienić poklad... Co dalej?

30 lat temu obrałam kierunek "na Zielona Górę": WSP i Kolegium Języków Obcych.

Na dzisiejszym UZ zdobywałam pierwsze szlify, tam doskonaliłam mój warsztat.

Jestem jej wierna. To renomowana firma. Na pewno udam się tam wkrótce po

następną porcję wskazówek na życie i do pracy dla siebie. A bez jej istnienia nie

wyobrażam sobie drogi wielu następców zawodu nauczycielskiego.”

Przykład Elżbiety Podymy świadczy między innymi o tym, jak wiele znaczą

studia językowe w połączeniu z innym kierunkiem, jak o karierze zawodowej

decyduje nie wielkość miasta czy uniwersytetu, w którym studiujemy, ale pasja

i rzetelność w studiowaniu, a także o tym, że często stereotyp negatywnej selekcji do

zawodu nauczycielskiego okazuje się fałszywy.

Dzięki znajomości języka francuskiego wielu naszych absolwentów realizuje

swoją karierę zawodową w Belgii, Francji, Szwajcarii, Luksemburgu, Kanadzie,

a także w USA. Ci z krajów anglofońskich podkreślają, że znajomość języka

4

angielskiego jest niezbędna, ale zaimponować mogą tym, co jest dodatkowym

atutem – znajomością francuskiego.

Wspomnienia Elżbiety Podymy zebrała i komentarzem opatrzyła: Zofia Magnuszewska