16
JESTEM IKONĄ POP-KULTURY Królowa show- biznesu – Doda zdradza Ilonie Adamskiej sekrety swojego sukcesu. Opowiada o muzycznej karierze i mężczyźnie marzeń. 10 10 nr indeksu 338907 ISSN 1232-6534 PISMO SAMORZĄDOWE NR 51/52 (893/894) 19-26 GRUDNIA 2008 R. www.tygodniksanocki.eu Cena detaliczna 3 zł w tym VAT 7% NASZE SERCA W DOBRYCH RĘKACH W końcówce roku akcje Sanoka mocno idą w górę! 5 stycznia 2009 r. otworzy podwoje Centrum Interwencji Sercowo -Naczyniowych. Doprawdy, jest się z czego cieszyć! 11 11 NOWY TRENER – NOWE NADZIEJE - Będzie „ludzki”, czy też będzie „katem” - zastana- wiają się zawodnicy. A kibice wierzą, że uratuje sanocki hokej przed najgorszym. 20 20 „Cicha noc, święta noc pokój niesie ludziom wszem…” Niech pokój, nadzieja i miłość, które zagoszczą w Waszych sercach i domach w Noc Wigilijną, towarzyszą Wam przez cały 2009 rok – niech napawają radością, optymizmem i wiarą w dobre jutro. Zespół redakcyjny „Tygodnika Sanockiego”

Z POLICJIZ POLICJI - Tygodnik Sanockitygodniksanocki.eu/archiwum/2008/nr51-52.pdf · kątowe Perles i Wurth, piła spalinowa Stihl, wiertarka udarowa Bosch). Po- ... czyli moje marzenia

Embed Size (px)

Citation preview

JESTEM IKONĄ POP-KULTURY

Królowa show-biznesu – Doda

zdradza Ilonie Adamskiej sekrety swojego sukcesu.

Opowiada o muzycznej

karierze i mężczyźnie

marzeń.

1010

nr indeksu 338907ISSN 1232-6534

PISMO SAMORZĄDOWE

NR 51/52 (893/894) 19-26 GRUDNIA 2008 R.

www.tygodniksanocki.eu

Cena detaliczna 3 zł w tym VAT 7%

NASZE SERCA W DOBRYCH RĘKACH

W końcówce roku akcje Sanoka mocno idą w górę! 5 stycznia

2009 r. otworzy podwoje Centrum

Interwencji Sercowo-Naczyniowych.

Doprawdy, jest się z czego cieszyć!

1111

NOWY TRENER – NOWE NADZIEJE

- Będzie „ludzki”, czy też będzie

„katem” - zastana-wiają się zawodnicy. A kibice wierzą, że

uratuje sanocki hokej przed najgorszym.

2020

Królowa show-biznesu – Doda

zdradza Ilonie Adamskiej sekrety swojego sukcesu.

Opowiada o muzycznej

karierze i mężczyźnie

marzeń.

101010

19-26 GRUDNIA 2008 R. Cena detaliczna 3 zł w tym VAT 7%

„Cicha noc, święta noc pokój niesie ludziom wszem…”

Niech pokój, nadzieja i miłość, które zagoszczą w Waszych sercach i domach w Noc Wigilijną, towarzyszą Wam przez cały 2009 rok– niech napawają radością, optymizmem i wiarą w dobre jutro.

Zespół redakcyjny „Tygodnika Sanockiego”

- Będzie „ludzki”, czy też będzie

„katem” - zastana-wiają się zawodnicy.A kibice wierzą, że

uratuje sanocki hokej przed najgorszym.

Z TYGODNIA NA TYDZIEŃ

TYGODNIK SANOCKI 19-26 GRUDNIA 2008 R.

WINIETKAwww.tygodniksanocki.eu

e-mail: [email protected]

Z POLICJIZ POLICJI

Wydawca: Zakład Budżetowy „Tygodnik Sanocki. Pismo Samorządowe”. Redaktor naczelny: Marian Struś. Redaguje zespół: Bartosz Błażewicz, Joanna Kozimor, Jolanta Ziobro. Redaktor techniczny: Artur Kucharski. Korekta: Teresa Radwańska. Redaktor wydania: Joanna Kozimor.

Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Zastrzegamy sobie prawo skracania i poprawiania tekstów, własnych tytułów i śródtytułów. W sprawie reklam i ogłoszeń zapraszamy do redakcji: w poniedziałek w godz. 8-16.30, wtorek-czwartek w godz. 8-16, piątek w godz. 8-15.30. Za treść ogłoszeń, reklam i listów redakcja nie odpowiada. Zastrzegamy sobie prawo do odmowy przyjęcia ogłoszenia. Objętość listów nie powinna przekraczać trzy czwarte stron maszynopisu. Teksty opracowane na komputerze przyjmujemy jedynie na dyskietkach lub pocztą elektroniczną. Numery archiwalne do nabycia w redakcji. Prenumerata – tel./fax 013 464 02 21 lub oddziały „Ruchu” SA.

Adres redakcji: 38-500 Sanok, ul. Mickiewicza 17, tel. 013 464 27 00. Biuro Reklam i Ogłoszeń: tel./fax 013 464 02 21.

Druk: LOGO „MITEL” Rzeszów, ul. Warszawska 5/7, tel. 017 852 13 62.

CHWALIMY: Społeczników spod znaku Towarzystwa im. św. Brata Alberta za ogromne zaangażowanie towarzyszą-ce przygotowaniom się i swoich podopiecznych do zimy, a także brawurowej akcji związanej z pracami wykończenio-wymi przy budowie hospicjum. Tylko wielkiej miłości do dru-giego człowieka, zwłaszcza tego najbardziej potrzebujące-go, zawdzięczać można takie postawy i tak wspaniałe dzieła. Kończący się rok 2008 był szczególnie owocny w tym względzie, stąd to wyróżnienie.

CHWALIMY: Wszystkich, którzy przyczynili się do utworzenia Podkarpackiego Centrum Interwencji Sercowo-Naczynio-wych, gdzie przywracane będzie zdrowie, bądź ratowane ży-cie ludziom z chorobami serca i naczyń obwodowych. To wiel-kie dobro dla mieszkańców, że ośrodek taki, klasy europejskiej, będą mieli u siebie. To dowód, że jeśli się bardzo czegoś chce, marzenia się spełniają. I za to dobro, za determinację w dążeniu do celu, za mocny lobbing chwalimy: kierownictwo szpitala z dyrektorem Adamem Siembabem na czele, władze powiatu i miasta, ludzi rządzącej Platformy Obywatelskiej z poseł Elżbietą Łukacijewską, zarząd podkarpackiego od-działu Narodowego Funduszu Zdrowia z dyrektor Barbarą Kuźniar-Jabłczyńską, społeczników z Fundacji „Szpital” i tych wszystkich, którzy wnieśli choćby najmniejszy wkład w to wiel-kie dzieło. Chylimy czoła. emes

Oto ostatnie już w tym roku notowania na naszej tygodni(k)owej giełdzie:

Kalendarz w prezencieTo ostatnie już w tym roku nasze spotkanie z Czytelnikami.

Następny raz spotkamy się już w nowym, jesteśmy przekonani, że lep-szym, 2009 roku. Dokładnie będzie to piątek, 2 stycznia. Chcemy ten nowy rok zacząć miło i sympatycznie, stąd nasz prezent, jaki przygo-towaliśmy dla Państwa. Będzie nim kalendarz na 2009 rok. Sanocki kalendarz, z pięknym widokiem Rynku oraz zamku, pochodzącym z najnowszego albumu „SANOK” – autorstwa braci Ryszarda i Zyg-munta Naterów. Niech odmierza same dobre dni, czego Państwu i so-bie szczerze życzy Redakcja „TS”

Znów bez orkiestry

Trzeci rok z rzędu w Sa-noku nie zagra Wielka Orkie-stra Świątecznej Pomocy.

– Powód jest ten sam, co w poprzednich latach – brak chęt-nych do organizacji. Do urzędu nie wpłynęło żadne formalne zgłosze-nie od młodzieży, gotowej zaanga-żować się w przygotowanie nałuWOŚP-u. Będzie za to kolejna edy-cja naszej akcji „Ziemia Sanocka dla szpitala”. Bardzo dobrze się przyjęła, a jej efekty – co bardzo ważne – zostają tu, na miejscu – powiedział Marian Kurasz, wice-burmistrz Sanoka. (b)

Usiłował zgwałcić kobietę W ubiegły poniedziałek doszło do napadu na pielęgniarkę.

Kobiecie udało się uciec. Dzięki pomocy przypadkowych świadków policja zatrzymała sprawcę jeszcze tego samego dnia. Mężczyźnie grozi do 12 lat pozbawienia wolności.

czem, a następnie podjął próbę ucieczki. Został jednak szybko obezwładniony. Okazało się, że znajdujący się pod wpływem al-koholu napastnik usiłował spalić przedmioty należące do kobiety. Policjanci wydobyli z pieca frag-menty torebki, nadpalony telefon komórkowy i klucze.

– Postawiliśmy mu trzy za-rzuty: usiłowanie gwałtu, rozbój i napaść na funkcjonariusza poli-cji. Na nasz wniosek sąd orzekł wobec zatrzymanego 2-miesięcz-ny areszt tymczasowy. Podejrza-nemu grozi do 12 lat pozbawienia wolności – wyjaśnia Wiesław Kla-czak, szef Prokuratury Rejonowej w Sanoku.

/joko/

Kobieta wracała wieczorem do domu. Szła ulicą Płowiecką, z której skręciła na polną drogę, prowadzącą do Płowiec, gdzie mieszka. Podążał za nią rowe- rzysta, który w pewnej chwili za-atakował pielęgniarkę, usiłując ją zgwałcić. Ta zdołała jednak się obronić i zawiadomić policję. W czasie ucieczki zgubiła torebkę, którą napastnik zabrał. Poza drob-nymi stłuczeniami i otarciami naskórka nie odniosła na szczęście poważniejszych obrażeń.

– W szybkim ustaleniu spraw-cy bardzo pomogli młodzi ludzie

siedzący w samochodzie zapar-kowanym na Płowieckiej. Widzie-li, jak oara i napastnik zmierzaliw kierunku polnej drogi i jak w chwilę później mężczyzna wra-ca nią wraz z torebką – mówi podkom. Jerzy Górecki z sanoc-kiej KPP. Kiedy policjanci zastu-kali do drzwi domu 45-latka, po-czątkowo nie chciał ich wpuścić. Widząc, że pali coś w piecu, za-częli się dobijać. W końcu drzwi zostały uchylone. Gdy funkcjona-riusze weszli do środka i podjęli pró-bę ugaszenia ognia, mężczyzna rzucił się na nich z pogrzeba-

Sanok * Nieznany sprawca przywłaszczył so-bie telefon komórkowy pozostawiony przez uczennicę jednej z sanockich szkół w schowku szkolnej ławki. Do kradzieży doszło 9 bm. Przy ul. Stróżowskiej. * Policja poszukuje złodzieja, który z niezamkniętego forda transita na ul. Lipińskiego ukradł (10 bm.) elektro-narzędzia (wkrętarka Bosch, szlifierki kątowe Perles i Wurth, piła spalinowa Stihl, wiertarka udarowa Bosch). Po-szkodowany właściciel firmy Ryszard G. oszacował straty na 4 tys. zł. * Butlę gazową wraz z kuchenką o war-tości 200 zł skradziono z altany ogrodo-wej Bogumiły I. Kradzieży dokonano prawdopodobnie w nocy z 9 na 10 bm. Sprawca wszedł do środka pomieszcze-nia po wyważeniu drzwi wejściowych. * W kontenerze na śmieci, stojącym przy ul. Stróżowskiej, znaleziono (11 bm.) szczątki zwierzyny leśnej – łani jelenia, zapakowane w worek foliowy. Przeprowadzone przez leka-rza weterynarii i policjantów oględzi-ny ujawniły w lewej załopatkowej części skóry otwór wlotowy pocisku. Policja wszczęła postępowanie zmie-rzające do ustalenia sprawcy oraz wyjaśnienia okoliczności zdarzenia. * W niedzielę (14 bm.) doszło do wy-padku na ul. Traugutta. Na łuku drogi (w pobliżu sklepu Carrefour Ekspress) kierujący suzuki vitarą Marek D. zderzył się czołowo z bmw kierowanym przez Artura L. z powiatu sanockiego. W wy-niku zderzenia obrażeń ciała doznały osoby jadące bmw. Obaj kierowcy byli trzeźwi. Pojazdy zabezpieczono do dal-szych czynności procesowych.

Bukowsko * Kierujący renaultem Marcin D. potrącił (12 bm.) pieszego Adama R., który doznał stłuczenia głowy i zła-mania kości barku. Kierujący był trzeźwy, znajdującemu się w stanie upojenia alkoholowego rannemu pobrano krew do badań.

Gmina Komańcza * Ze stojącego przy drodze w Rzepedzi metalowego regału nieznany sprawca ukradł cztery butle z gazem propan-bu-tan firmy Gas-Pol. Złodziej dostał się do środka po zerwaniu kłódki zabezpie-czającej drzwi. Poszkodowana Grażyna K. wyceniła straty na 668 zł.

Gmina Sanok * Kierujący audi 80 Wacław N. z nie-ustalonych przyczyn zjechał na przeciw-legły pas ruchu, gdzie czołowo zderzył się z prawidłowo jadącym volkswage-nem golfem, za kierownicą którego sie-dział Wacław M. z powiatu sanockiego. W wyniku zderzenia obrażeń ciała doznał kierujący audi 80. Wypadek miał miejsce 10 bm. w Pisarowcach.

Gmina Zarszyn * Mariusz N. z Odrzechowej odpowie za bestialskie zabicie swego psa. Mężczyzna zwabił zwierzę do po-mieszczenia gospodarczego, gdzie dwukrotnie uderzył je siekierą w oko-lice łba, a następnie zakopał. Do zda-rzenia doszło 11 bm.

Kierowcy na promilach

Policjanci sanockiej KPP zatrzymali pię-ciu kolejnych amatorów jazdy po pijane-mu. Rekordzistą okazał się namierzony w Pisarowcach Łukasz F. z powiatu brzozowskiego, który kierował fiatem 126p, mając 2,94 promila alkoholu. W ręce policji wpadli ponadto: na ul. Białogórskiej – rowerzysta Ryszard K. z powiatu sanockiego, sądowy zakaz prowadzenia pojazdów (1,05); na ul. Przemyskiej – Bogusław B., ford fiesta (1,911); w Nowosielcach – Kazimierz B., bmw, uczestnik kolizji (2,184); w Zagórzu – Roman K., honda (1,564).

Pod wspólnym niebem W klimat świąt Bożego Narodzenia znakomicie wprowadzi

koncert na rzecz odbudowy zabytkowej cerkwi prawosławnej w Komańczy, zwanej „perłą Bieszczad”, która spłonęła we wrześniu 2006 roku. Miłośników pięknego, wielogłosowego śpiewu a ca-pella czeka nie lada uczta – wysoki poziom artystyczny wyko-nawców, zróżnicowany repertuar oraz szczytny cel przedsię-wzięcia gwarantują mnóstwo niezapomnianych doznań.

ra zabytków – podjął decyzję o odbudowie cerkwi. Wsparło ją nansowo Ministerstwo Kultury,od którego otrzymaliśmy 400 tys. zł, Urząd Marszałkow-ski, Fundusz Kościelny, wiele rm, instytucji i osób prywat-nych, a także Lasy Państwowe, które przekazały nam drewno. W pierwszym etapie wyremon-towano i zakonserwowano dzwonnicę, ogrodzenie oraz fundamenty cerkwi. Na wiosnę 2008 roku rozpoczęła się jej od-budowa. Wyłoniona w przetargu rma „Arkady” z Jarosławia wy-konała ściany i dach – w formie najstarszej bryły – i postawiła trzy kopuły. Nie ma jeszcze okien ani podłogi. Do zrobienia pozostała zakrystia z kopułą i przedsionek słupowy, pokrycie blachą oraz wykonanie ikonosta-su. Prace te planujemy na lata 2009-2010. Już dziś jednak wia-domo, że szacowana na milion złotych rekonstrukcja, przekro-czy tę kwotę – mówi ks. dziekan Julian Felenczak, który prze-wodniczy społecznemu komite-towi odbudowy cerkwi.

Sobotni koncert daje szan-sę wsparcia tego niezwykle ambitnego przedsięwzięcia – gorąco do tego zachęcamy. Analogiczny koncert odbędzie się w niedzielę (21 bm.) o godz. 17 w Regionalnym Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie.

/joko/

Koncert odbędzie się jutro (20 bm.) o godz. 16 w Sanockim Domu Kultury. Poprowadzi go Bogdan Słupczyński, a program wypełnią kolędy, pieśni bożona-rodzeniowe i utwory gospel. Na scenie zaprezentują się: Diece-zjalny Chór Prawosławny „Ir-mos” (laureat krajowych i między-narodowych festiwali chóralnych), ZPiT „Osławianie”, „Polsko-Ruska Kapela Zberana”, grupa wokal-na SOUL (zdobywca wielu nagród na ogólnopolskich kon-kursach, m.in. Grand Prix na

festiwalu kolęd i pastorałek w Będzinie) oraz zespół pieśni karpackiej „Widymo” (laureat prestiżowych Mikołajek Folko-wych w Lublinie). Dodatkową atrakcją będzie projekcja slaj-dów cerkwi w Komańczy oraz Doliny Osławy.

Po koncercie odbędzie się zbiórka pieniędzy na odbudowę cerkwi pw. Opieki Matki Bożej, której rekonstrukcja prowadzo-na jest od dwóch lat. – Zaraz po pożarze bp Adam – przy wspar-ciu wojewódzkiego konserwato-

Mł. insp. Edward Ząbek, Powiato-wy Komendant Policji w Sanoku: – Jeśli chodzi o sferę zawodową, to chciałbym utrzymać właściwy stan bezpieczeństwa i porządku w po-wiecie sanockim. Tu niezwykle waż-na jest prewencja, zajęcia prolak-tyczne z dziećmi i młodzieżą w szkołach oraz współpraca ze spo-łeczeństwem. Chciałbym, żeby wskaźnik zagrożenia przestępczością w powiecie był jednym z najniższych w województwie, żeby nie dochodzi-

Jaki prezent chciałbym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

ło do takich sytuacji, jak niedawne morderstwo koło dworca. Przejrzeliśmy statystyki za ostatnie lata i mimo że w tym roku odnotowaliśmy nieznaczny wzrost przestępstw, to w stosunku do roku 2006 i tak jest on niższy. A prywat-nie, czego życzyłbym sobie? Zdrowia i tylko zdrowia. Prezent mam w drodze, ale Mikołaj trochę się spóźni, gdyż termin jest majowy. Jeszcze nie wiem, ja-kiego rodzaju będzie to prezent – dowiem się na dniach.

Widać już zarys bryły cerkwi wraz z kopułami.

KS. J. FELENCZAK

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

MIASTO I POWIAT

Dziękują za dobre serce Choć przedświąteczna zbiórka żywności w sanockich skle-

pach przyniosła w tym roku nieco mniejszy plon niż zazwyczaj, Zarząd Koła TPD – Towarzystwo Pomocy Dzieciom i Młodzieży Niepełnosprawnym Ruchowo nie kryje, iż jest to ogromna po-moc dla ludzi ubogich, schorowanych i bezdomnych.

– Składamy serdeczne podziękowania wszystkim ludziom dobrej woli, którzy wzięli udział w zbiórce żywności przeprowadzo-

nej w dniach 5-6 grudnia. Dzięki nim prawie sto potrzebujących rodzin z Sanoka i okolic otrzy-mało pomoc. Wszystkim dar-czyńcom życzymy radosnych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku – mówi Marta Barnuś, prezes Towarzystwa. /k/

Będą się szkolićGmina Sanok jako jedna ze 170 w kraju zakwalikowała

się do projektu „Szkolenia ogólne i specjalistyczne dla kadr urzędów gmin wiejskich i miejsko-wiejskich”, rmowanegoprzez Fundację Rozwoju Demokracji Lokalnej.

Inicjatywa ma na celu zwięk-szenie efektywności zarządza-nia pracownikami administracji publicznej. Do projektu wybra-nych zostało po ok. 10 gmin z każdego województwa. Szko-lenia dla kadry kierowniczej (wójtowie i sekretarze) będą do-tyczyły głównie zarządzania za-sobami ludzkimi. Około 6 tys. pozostałych pracowników zosta-nie przeszkolonych z takich dziedzin jak: informatyzacja usług, zarządzanie projektami nansowanymi z UE, kontrolawewnętrzna i audyt.

– Szkolenia to podstawa rozwoju, a inwestycje w kapitał ludzki są niezmiernie ważne. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy wszystko bardzo szybko się zmienia – podkreśla Mariusz Szmyd, wójt gminy Sanok.

Szkolenia są bezpłatne, rozpoczną się wiosną, trwać będą prawie rok. Ich program oparty zostanie na szczegóło-wej analizie potrzeb poszcze-gólnych samorządów.

(b)

Samorządowcy przy zeszycie

Z głębokim żalem żegnamyDrogiego Przyjaciela

Pana Jana Szelca Poetę, Nauczyciela, Człowieka wielkiej dobroci

i wrażliwości. Z ostatnim – CZUWAJ!Komenda Hufca ZHP Ziemi Sanockiejim. ks. hm. Zdzisława Peszkowskiego

Serdeczne podziękowaniawszystkim towarzyszącym

w ostatniej drodze

śp. Jana Szelcaskłada

Rodzina

Spotkali się też, i to pierwszy raz w komplecie, autorzy tekstów, zawartych publikacji – Marta Szra-mowiat, Ewa Malisak, Marek Drwię-ga, Stanisław Dobrowolski, Wła- dysław Stachowicz oraz szef archiwum Franciszek Oberc. – Gdy-by nie bezinteresowne zrozumienie osób piszących, wydawnictwa by nie było. Mam nadzieję, że z pomo-cą autorów i koleżanki-małżonki uda mi się wydać jeszcze ze dwa zeszyty, by dotrzeć przynajmniej do jubileuszowej dziesiątki – żartował F. Oberc, zaznaczając, że przyszło-roczna publikacja traktować będzie o sanockim sporcie.

Głównym tematem spotkania był jednak szeroko rozumiany sa-morząd. Nie zabrakło wykładów. Dyrektor biblioteki Leszek Puchała mówił o „Samorządzie miejskim

Sanoka w literaturze”, komplemen-tując postawę ludzi, którzy decydo-wali o obliczu miasta ponad 100 lat temu. Natomiast Robert Bańkosz z Wydziału Rozwoju i Promocji przedstawił „Społeczną rolę litera-tury o tematyce lokalnej”, pokazu-jąc sposoby zarządzania miastem od początków samorządu.

Z zaproszenia na spotkanie skorzystała zdecydowana więk-szość członków pierwszej Rady Miasta Sanoka, pracującej w ka-dencji 1990-1994. Zabrakło zaled-wie kilku osób, z których dwie już zmarły. – Było to nasze pierwsze spotkanie od 14 lat. Po części o-cjalnej zostaliśmy jeszcze z pół godziny, by przy kawie powspomi-nać stare czasy – podkreślił F. Oberc, również były radny.

(bart)

Zorganizowana w Miejskiej Bibliotece Publicznej prezen-tacja 8. Zeszytu Archiwum Ziemi Sanockiej „Samorząd Miasta Sanoka 1867-1990” była zarazem spotkaniem radnych pierw-szej kadencji.

Policja sprawdziochroniarzy

Wraca temat ochroniarzy w lokalu „U Papena”. Otrzyma- liśmy kolejne dwa krytyczne sygnały na temat ich zachowań. Jedna ze spraw trała na policję.

Mężczyzna wolał zachować anonimowość, ale okazał dokumenty potwierdzające obdukcję lekarską i zgłoszenie sprawy na policję.

Po 14 latach znów razem, czyli Rada Miasta Sanoka I kadencji prawie w komplecie.

Do zajścia doszło w sobotę, 6 grudnia. Jednego z klientów nie wpuszczono do lokalu. Gdy wyciągnął telefon, żeby skon-taktować się z czekającym na niego znajomym, został siłą wyprowadzony przed budynek, a następnie pchnięty na ogro-dzenie. Uderzył w nie głową, na chwilę tracąc świadomość. Po oprzytomnieniu wezwał pogoto-wie, gdzie zrobiono mu obduk-cję lekarską. Zadzwonił też na policję, z którą pojechał do „Pa-pena”, gdzie nadgorliwy ochro-niarz został wylegitymowany.

– To był odwet za sytuację z września, gdy interweniowałem

w agencji „Arma”, widząc jak ten sam „bramkarz” potraktował in-nego klienta. Niewielkiemu męż-czyźnie tak wykręcił rękę, że skończyło się urazem barku i 40-dniowym zwolnieniem lekar-skim. Facet bał się to zgłaszać na policję, ale chyba w końcu pój-dzie za moim przykładem. Bo ja swojej sprawie nadałem formalny bieg. Policja ma przesłuchać ochroniarza, a następnie – mam nadzieję – sprawa tra do proku-ratury. Niech skończy się samo-wola ochroniarzy, bo czują się wyjątkowo bezkarni – mówi poszkodowany z 6 grudnia.

(bart)

Wieczór wspomnień i wróżb

Sala Wiejskiego Domu Kultury w Nowosielcach pękała w szwach. Nikt nie pamięta imprezy, w której uczestniczyłoby tylu najstarszych mieszkańców wioski. Przyczynkiem do tego było spotkanie andrzejkowe zorganizowane przez Stowarzysze-nie Pomocy Rodzinie im. św. ks. Zygmunta Gorazdowskiego.

Organizatorzy odwiedzili 128 domów, zapraszając senio-rów, wśród których 165 osób stanowili mieszkańcy roczników 1915-1940. Do najstarszych na-leżała 93-letnia Aniela Wójcik oraz 92-letni Tadeusz Węgrzyn. Wieczór uświetniły występy artystyczne w wykonaniu zespołu obrzędowego Koła Gospodyń Wiejskich oraz uczniów miejscowych szkół, przygotowane pod kierunkiem siostry Fidelisy. Przy zastawio-nych kanapkami, pysznym ciastem i słodyczami stołach goście rozmawiali, z łezką w oku wspominając dawne czasy i zwyczaje, recytowali wiersze, nucili znane i lubiane melodie.

Nie zabrakło też andrzejkowych wróżb – lania wosku i ustawia-nia butów przez panny, w czym dominowały młode dziewczyny w pięknych, ludowych strojach.

– Pamiętam dobrze czasy mojej młodości. Kiedyś też występowałam na takich uro-czystościach. Szczególnie miło wspominam występy w zespole ludowym, do którego należałam przez długie lata – mówiła Ge-nowefa Bieleń. – Dziś najbar-dziej brakuje mi kontaktu z ludź-mi, przez co czuję się trochę odrzucona. Dobrze, że zorgani-zowano takie spotkanie – one są bardzo potrzebne.

/joko/

Tadeusz Węgrzyn (długoletni członek ZPiT „Ziemia Sanocka”) z małżonką i córką.

MAR

EK M

ICH

ALSK

I

Przed nami święta i sylwestrowe szaleństwa. Jedni będą witać Nowy Rok na balach, zabawach i prywatkach, inni spędzą go w gronie najbliższych w domu. Tradycyjnie nie zabraknie też sylwestrowej imprezy na Rynku. Na jakie atrakcje mogą liczyć jej uczestnicy?

Spotkajmy się na Rynku

Miejski sylwester rozpocznie się o godz. 21.30. Poprowadzi go wokalista zespołu „Mała Generała Paczka”, który wystąpi z koncertem na żywo o 22.30. Ośmioro wyko-nawców, ponad dwie godziny mu-zyki i niemal dwadzieścia lat doświadczenia scenicznego gwa-rantuje świetną zabawę z elemen-tami country i bluesa.

Tuż przed północą życzenia noworoczne złoży mieszkańcom burmistrz Wojciech Blecharczyk. Nadejście Nowego 2009 Roku po-witamy przy blasku sztucznych

ogni, po których na scenę powrócą muzycy „Paczki…”. Koncert zakoń-czy się około godz. 1.

Jak co roku imprezie towarzy-szyć będzie Sylwestrowy Konkurs Butelkowy. Wśród osób , które zło-żą w pojemnikach igloo butelki po szampanie z nazwiskiem i adre-sem, rozlosowane zostaną trzy atrakcyjne nagrody rzeczowe, s-nansowane z Gminnego Funduszu Ochrony Środowiska.

A więc, Kochani, do zobacze-nia na Rynku!

/jot/

Niechaj zabłyśnie w naszych domach

Komenda Hufca ZHP Zie-mi Sanockiej zaprasza miesz-kańców Sanoka do odebrania Betlejemskiego Światła Po-koju – symbolu miłości, jed-ności i nadziei.

W niedzielę, 14 grudnia, Betle-jemskie Światło Pokoju, przywiezio-ne przez skautów słowackich, przekroczyło granicę Polski. Na Ły-sej Polanie w Tatrach odebrali je harcerze ze Związku Harcerstwa Polskiego. W ten sposób Betlejem-skie Światło Pokoju rozpoczęło swoją wędrówkę po kraju. Przeka-zywane z rąk do rąk przez harcerki i harcerzy dotrze do wszystkich potrzebujących, do rodzin, szkół, szpitali, kościołów, mediów. Podob-nie, jak w latach ubiegłych, zostanie

przekazane Prezydentowi RP, Pre-mierowi, Marszałkom Sejmu i Se-natu oraz do wielu urzędów, instytu-cji i innych przyjaciół harcerstwa.

Mieszkańcy Sanoka także mogą ogrzać się ciepłem Betlejem-skiego Światła Pokoju. Można je odebrać w siedzibie Hufca ZHP przy ul. Zielonej 39 w dniach: piątek (19 bm.) – godz. 17-19, sobo-ta (12-13), niedziela (16-17), ponie-działek (11-13 i 17-19), wtorek (11-13 i 17-19), środa (11-13). /k/

BARTO

SZ BŁAŻEWICZ

BARTO

SZ BŁAŻEWICZ

KULTURA

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

Związek Chórów Kościelnych „Caecilianum” z/s w Warszawie serdecznie dziękuje za pomoc finansową i organizacyjną udzieloną Zespołowi Wokalnemu „Soul” następującym firmom, instytucjom i osobom prywatym: Podkarpackiemu Bankowi Spółdzielczemu w Sanoku,

P. Mariuszowi Szmydowi – Wójtowi Gminy Sanok, Urzędowi Marszałkowskiemu Województwa Podkarpackiego, PGNiG,

Drukarni Piast Kołodziej, P. Renacie i Piotrowi Kobiałkom, Telewizji Sanok, Firmie Foto-Dorota.

I mamy wspaniały prezent pod choinkę. Na kilka dni przed „Gwiazdką” na rynku wydawniczym ukazała się pierwsza książka o Kalmanie Segalu, sanockim pisarzu i poecie pocho-dzenia żydowskiego. Możemy być dumni, że to właśnie my, sanoczanie, na nowo odkrywamy postać tego wybitnego pro-zaika, poety i publicysty. Książka pt. „Archiwariusz zabitego Miasteczka. Rzecz o Kalmanie Segalu” powstała pod redakcją Tomasza Chomiszczaka, a jej fragmenty, w siedmiu odcin-kach, jako pierwsi i jedyni, mieliśmy zaszczyt przedstawić na łamach „TS”, anonsując niejako jej narodziny.

Archiwariusz zabitego Miasteczka

Kino SDK zaprasza

Poezja JanuaregoLokalnych patriotów i miłośników literatury zachęcamy do

zainteresowania się tomikiem Januarego Poźniaka, zapomnia-nego XIX-wiecznego galicyjskiego poety, piewcy Ziemi Sanockiej. Publikacja jest pokłosiem projektu „Gdzie wspólne źródła”, realizowanego przez powiat z pieniędzy unijnych.

Jazzowy dialog ze WschodemPod koniec ubiegłego tygodnia Sanok był stolicą polskie-

go jazzu. Oczywiście za sprawą Festiwalu „Jazz Bez…”, który gościliśmy już po raz czwarty. Jeżeli nawet nie była to najlep-sza z sanockich odsłon festiwalu, to melomani na pewno nie czuli się zawiedzeni.

pieśni religijnych i słów Jana Pawła II, w „Górniku” natomiast utworów Chopina.

Trzeci dzień festiwalu był międzynarodowy w pełnym sło-wa tego znaczeniu – na scenie

Sanockiego Domu Kultury świet-nie zagrały dwie formacje o mie-szanych składach. Najpierw wspomniany FBI Jazz, po niej grupa Jacka Kochana, w której gra dwóch muzyków z USA. I oczywiście Dominik Wania – nasz młody pianista, który w pełni potwierdził nieprzeciętny talent. Aż dziwne, że taki sanocki akcent nie przyciągnął szerszej publiczności, bo sala SDK zapeł-niona była tylko w połowie. Generalnie jednak festiwalowa frekwencja była podobna jak w latach poprzednich.

Czy w przyszłym roku „Jazz Baz…” znów zawita do Sanoka? Mam nadzieję – w końcu V edy-cja to taki mały jubileusz...

B. Błażewicz Kolejna porcja jazzu już dzi-siaj. W Klubie Pani K. zagra zespół Contemporary Noise Quintet. Początek o godz. 20, bilety po 15 zł.

W ciągu trzech dni odbyło się siedem koncertów, wystąpiło sze-ściu wykonawców. Dwukrotnie zagrał bowiem Kwintet Marka Bałaty – najpierw w Klasztorze Franciszkanów, potem w „Górniku”. Generalnie festiwal określić moż-na jako jazzowy dialog polsko--ukraiński. Oprócz Bałaty nasz kraj reprezentowały: Pink Freud i Kwartet Jacka Kochana, nato-miast wschodnich sąsiadów gru-py: MT-3 i Dzyga Jazz Quartet. Ostatniego dnia nastąpiło symbo-liczne połączenie sił, wystąpiła bowiem formacja FBI Jazz, w któ-rej składzie, obok Polaków i Ukraińców, byli także muzycy z Wielkiej Brytanii.

O ocenę festiwalu poprosiliśmy głównego organizatora, Michała Szula z Klubu Pani K., gdzie po kon-certach dwukrotnie odbyły się trady-cyjne jam sessions.

– Festiwal z pewnością był bar-dziej zróżnicowany od poprzednich, choćby z powodu zderzenia dwóch jazzowych kultur. Ukraińcy zapre-zentowali muzykę z wyraźnymi wpływami ich folkloru. Słychać to było zwłaszcza w grze młodej gru-py MT-3, która preferowała raczej spokojne klimaty. Bardziej podobali

się jednak weterani z Dzyga Jazz Quartet, więcej u nich było luzu i improwizacji.

Jeżeli chodzi o polskich wy-konawców, to światową klasę potwierdził Pink Freud, zresztą doskonale już u nas znany. Wysoki poziom zaprezentowała też formacja Bałaty, jedyna niegrająca jazzu czysto instru-mentalnego; choć głos lidera często tak był traktowany. W klasztorze grali jazzowe wersje

Sponsorzy festiwalu: firma Def (sponsor główny), Urząd Miasta Sanoka, Nafta Gaz Serwis, PGNiG Sanok, Salon Koputerowy „Merlin”, Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska, Drukarnia „Piast Kołodziej”. Za pomoc dziękuję również: burmistrzom Wojciechowi Blecharczykowi i Marianowi Kuraszowi, Wspólnocie Obywatelskiej na Rzecz Rozwoju Ziemi Sanockiej, panu Zbigniewowi Piegdoniowi oraz wszystkim, którzy przyczy-nili się do organizacji festiwalu. Michał Szul

– Po 1968 roku krytyka polska, tak szczodrze wcześniej obdaro-wująca Segala zainteresowaniem, zamilkła. Przestano wydawać jego książki. Znikły z anteny, a potem również z archiwum Radia Katowice jego audycje. W Sanoku – mieście rodzinnym, ale opuszczonym przez Segala jeszcze w trakcie kampanii wrześniowej – nazwisko to nie poja-wiało się już nawet w prywatnych wspomnieniach; upływ czasu, wymiana pokoleń i sytuacja poli-tyczna dokończyły dzieła za- pomnienia. Dlatego niniejszą publi-kację traktujemy, poza wszystkim, jako swoiste zadośćuczynienie po czterdziestoletniej przerwie w dys-kusjach wokół twórczości Segala. Wszyscy mieliśmy poczucie, że przypomnienie autora „Śmierci ar-chiwariusza” i przywrócenie Mu po latach należnego miejsca jest naszą powinnością. – mówi Tomasz Chomiszczak.

W piątek, 19 grudnia o godz. 17 w BWA Galeria Sanocka (Rynek 14) odbędzie się prezen-tacja książki „Archiwariusz zabi-tego Miasteczka”, na którą zapra-sza wszystkich miłośników litera-tury jej wydawca: Miejska Biblioteka Publiczna im. Grzegorza z Sanoka. emes

GRATISY! GRATISY!

Hard rock z FutremGdy w „Górniku” grali jazzmani, klub „Szklarnia” tętnił

muzyką rockową. Wystąpiły grupy Totentanz i Radio Bagdad, które dzielnie wspierało Futro z Bobra.

„Futrzaki” to młodzieżowy zespół z II Liceum Ogólnokształcącego, który całkiem nieźle wypadł w roli rozgrzewacza. Grali głównie cove-ry, m.in. utwory IRY i nieśmiertelne „We Will Rock You„ grupy Queen, ale też parę własnych numerów. Publiczność przyjęła ich na tyle ciepło, że nawet bisowali, co supor-tom nie zdarza się za często.

Oczywiście punkowe Radio Bagdad (Gdańsk) i hardrockowy Totentanz (Tarnów) zaprezentowa-

ły muzykę z wyższej półki – to po-ważniejsze kapele o dłuższym sta-żu. Podobał się zwłaszcza Totentanz (na zdjęciu), słusznie uznawany za jedną z najlepszych hard rockowych załóg w Polsce. Już pierwszymi utworami ściągnęli publikę pod scenę, do samego koń-ca trzymając ją w „stanie gotowo-ści”. Grupa zagrała aż 19 utworów, prezentując niemal cały program z obu autorskich płyt. Naprawdę świetny koncert! (bb)

– Projekt był ukierunkowany na przedstawienie jak najszersze-mu gronu dziejów kultury i historii Ziemi Sanockiej – mówi Piotr Mazur ze Starostwa Powiatowego. Udało się zrealizować kilka cieka-wych przedsięwzięć: wydawnictwa, wystawy i wieczory autorskie. Jeden z nich, zorganizowany przez Janusza Szubera, poświęcony był właśnie poezji Poźniaka.

January Poźniak (1809-1883) urodził się w Hoczwi, a dzieciń-stwo spędził w majątku ojca w Nowotańcu. Pracował w austriac-kim sądownictwie, ale jego wielką miłością była poezja. Debiutował na starość, po pięćdziesięciu latach pisania do szuady. Choć był bar-dzo przeciętnym poetą i epigonem

swojej epoki, na uwagę zasługują jego wiersze poświęcone Ziemi Sanockiej. We wstępie do tomiku Janusz Szuber zauważa, że Poźniak, „obok Wincentego Pola, Jana Kantego Podoleckiego, z któ-rymi się przyjaźnił, i Zygmunta Kaczkowskiego dokonał dla nas, sanoczan, rzeczy ważnej – wpro-wadził ukochaną przez siebie, trak-towaną w kategoriach arkadii Ziemię Sanocką do literatury doby romantyzmu i na miarę swoich umiejętności i możliwości wykre-ował ją jako uczestniczkę ów- czesnych prądów myślowych i ar-tystycznych”.

Tomik można otrzymać w Wydziale Promocji Starostwa Powiatowego. (z)

Dla najmłodszych „Gareld:Festyn humoru”, opowieść o za-bawnym, dobrze znanym dziecię-cej widowni, żarłocznym poma-rańczowym kocie, który tym ra-zem weźmie udział w konkursie na najbardziej zabawną postać rysunkową. W Kinie SDK w pią-tek o 17, w sobotę i niedzielę o 13, w poniedziałek o 17.

„Tajne przez poufne”, naj-nowszy lm braci Coen, to kome-dia kryminalna, w której równie ważne są akcenty dramatyczne i sensacyjne. Gerge Clooney, Frances McDormand, Brad Pitt,

John Malkovich oraz inteligentny czarny humor w tle – czegóż wię-cej trzeba? W piątek o 19, w so-botę o 19.30, w niedzielę o 16, poniedziałek i wtorek o 19.

Na niedzielny wieczór dla mi-łośników kina czeka pakiet grozy, a w nim wampiryczny horror „Nadja” (g. 18), fabularna fantazja wokół powstania „Nosferatu” Murnaua – „Cień wampira” (g. 20) i mroczny dramat, rozgrywający się w scenerii zakładu pogrzebo-wego pt. „Zimny pocałunek” (g. 22.). Cena karnetu – 20 zł, bilety na po-jedyncze lmy – 12 zł.

Dla czytelników, którzy jako pierwsi zadzwonią do redakcji w piątek o godz 12, po jednej podwójnej wejściówce na „Garelda” i „Tajne przez poufne” oraz jeden pojedynczy karnet na „pakiet grozy”.

Świątecznie w MDK-u Młodzieżowy Dom Kultury rozstrzygnął konkurs plastycz-

ny „Bożonarodzeniowe ozdoby świąteczne”. Wystawa prac potrwa do połowy stycznia.

Prace oceniano w trzech kategoriach wiekowych. Klasy I-III SP: 1. miejsce – Patrycja Maciejewska (Sanok), 2. Karolina Różycka (Baligród), 3. Weronika Zegarowicz (Czerteż). Klasy IV–VI SP: 1. Michał Pielech, 2. Miłosz Mogilany Kostarowce, 3. ex aequo Mateusz Radwański i Gabriela Myśliwiec (wszyscy z Kostarowiec). Gimnazja: 1. ex aequo Kamila Pierzchała (Sanok) i Edyta Cymbalińska, 2. Paulina Szadkowska (obie z Rakowej) 3. ex aequo Alicja Sokołowska i Mariusz Szczęsny (oboje z Sanoka).

– Warto zobaczyć te łańcuchy ze słomy i wacików kosmetycznych, bombki z kolorowych słomek, traw i mchu, ręcznie dziergane anioły, haftowane bałwany i wiele innych oryginalnych ozdób choinkowych

Akordeoniści zawsze w wielkiej formie

Znakomicie rozpoczęli kolejny sezon konkursowy akordeoniści, uczniowie Państwowej Szkoły Muzycznej I i II st. w Sanoku, a tak-że jej absolwenci. Podczas XVII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Akordeonowej (Przemyśl, 10-13 grudnia) 16-letni Bartosz Głowacki, uczeń prof. Andrzeja Smolika, zdobył II nagrodę.

Bartek (na zdjęciu), mimo swych 16 lat po raz pierwszy wystartował w wyższej kategorii, do lat 18, w której świetnie się sprawdził. Do odniesienia zwycię-stwa zabrakło mu aledwie 4/100 punktu! Ale i tak może mó-wić o pięknym sukcesie, jakim nie-wątpliwie jest zajęcie II miejsc.

Dobrze spisała się także sa-nocka „młodzież”. W najmłod-szych kategoriach (do lat 10 i 12) dwóch sanoczan: Aleksander Materniak i Rafał Pałacki, ucznio-wie Grzegorza Bednarczyka, zdobyli wyróżnienia, natomiast w kategorii do lat 15 niezłą 9 loka-tę zajął Andrzej Materniak, pod-

opieczny prof. Andrzeja Smolika.Warto podkreślić również

bardzo dobre występy absolwen-tów sanockiej PSM. Grzegorz Miszczyszyn, obecnie student Akademii Muzycznej w Krakowie, zdobył znakomite 4 miejsce i wy-różnienie w kategorii zawodowej. Na 6 pozycji uplasował się Maciej Zimka (absolwent ZSM w Krośnie), zaś na 8 miejscu Maciej Janowicz. Cała trójka to absolwenci prof. Andrzeja Smolika.

Wszystkim laureatom Festi- walu dziękujemy za piękne pre-zenty pod choinkę, do których zresztą już wcześniej nas przyzwyczaili. emes

– zachęca do obejrzenia wystawy (w godz. 9-16) Agnieszka Trznadel z MDK-u. (b)

Ważnym, sanockim akcentem festiwalu był występ Kwartetu Jacka Kochana, z którym gra nasz utalentowany pianista Dominik Wania.

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

Klinika wielkich serc

Statystyki biją na alarm. W Polsce co dziesiąte dziecko cierpi na astmę oskrzelową. Co trzecie jest alergikiem. Na szczęście, w szpitalu powiatowym w Lesku funkcjonuje poradnia i oddział specjalizujące się w leczeniu tych chorób. Rocznie przewija się przez nie ponad 5 tysięcy osób z różnych stron Podkarpacia.

Janusz Ciółkowski z pewnością byłby świetnym kardiolo-giem. Ale profesor Chmielewska zapewne wiedziała co robi, gdy namówiła go, aby specjalizował się w alergologii. Bo gdy-by nie to, zapewne nie byłoby w leskim szpitalu poradni i od-działu dziecięcej alergologii, o których z dumą mówi się, że jest to leska klinika alergologiczna, przez którą rocznie prze-wija się pięć tysięcy małych pacjentów. Mniej więcej tyle, ilu mieszkańców liczy Lesko.

4-letnia Klara w tym dniu robiła za gwiazdę. Kilkakrotnie, na życzenie Tele-wizji i zaproszonych gości, demonstrowała przebieg badania na nowym urządzeniu. Tym samym udowodniła, jak proste i miłe ono jest dla małych pacjentów.

Jej początki sięgają 1990 roku i wiążą się z uruchomie-niem przy szpitalu w Lesku po-radni alergologicznej. Oddany sprawie całym sercem doktor Janusz Ciółkowski szybko zorientował się, że chociaż w postępowaniu z tą chorobą wywiad jest bardzo ważnym elementem, jednak do ustalenia diagnozy potrzebne są badania, a do nich odpowiedni sprzęt. Pech chciał, że mały szpital na peryferiach nie miał pieniędzy na jego zakup. I wtedy doktor Ciółkowski postanowił znaleźć sojuszników, którzy mu w tym pomogą. Pierwszy strzał okazał się genialny. Sanocki zakład Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa odpowiedział bez wahania: – wchodzimy! Ujęty taką postawą Ciółkowski zdecydował, że w zamian za -nansowe wsparcie, jego porad-nia obejmie opieką pracowni-ków „Nafty” i ich rodziny. Dzięki tej transakcji, szybko w poradni pojawiły się niezbędne urządze-nia, które zaczęły pracować na rzecz pacjentów z alergiami i astmą, która jest niczym innym jak przewlekłym zapaleniem alergologicznym.

Silna grupa pod wezwaniem

potrzebowała takiej silnej grupy, jako że jej ambicją stało się le-czenie astmy na poziomie kli-nicznym. Chcąc zaś dotrzymy-wać kroku klinikom, trzeba było ciągle w coś inwestować.

I tak przed dwoma laty po-radnia wzbogaciła się o kolejne cenne urządzenie pozwalające na prowadzenie badań wydzieli-ny oskrzelowej. – To bardzo dobre, ale – niestety – trudne badanie, zwłaszcza dla malu-chów. Cała procedura trwa na-wet do trzech godzin. Ale i tak możemy się poszczycić tym, że uzyskujemy materiał od 70-80 procent badanych, co jest wyni-kiem światowym – chwali perso-nel pracowni badań i swoich ma-łych pacjentów J. Ciółkowski.

Aparat, że buzi dać!Czyniąc to, już wtedy wnikli-

wie śledził postępy w klinicznym diagnozowaniu astmy przy po-mocy aparatu określającego po-ziom tlenku azotu w wydychanym powietrzu. Wiedział bowiem, że takie badanie może szybko i bez trudu wykonać 4-letnie, a nawet i młodsze dziecko. I to było kolej-ne pragnienie doktora Ciółkow-skiego. Przewertował dziesiątki ofert, a kiedy znalazł takie urzą-dzenie kosztujące nie 70-80, a 35 tysięcy złotych, znów uru-

chomił swoją „Orkiestrę”. Jaki był efekt jej grania, łatwo się domyśleć.

Początkiem listopada w le-skim szpitalu pojawiło się urzą-dzenie o nazwie Hyp Air Feno, pierwszy na Podkarpaciu aparat do diagnozowania astmy u dzie-ci. – W Polsce mają go jedynie

Kiedy przed ośmiu laty trzeba było wypo-sażyć poradnię w no-woczesną aparaturę, która pozwalałaby określać aktywność ast-my, doktor Ciółkowski postanowił skorzystać ze sprawdzonego me-chanizmu i znów ruszył po prośbie. Jakiż był dumny, gdy okazało się, że grono jego so-juszników powiększy-ło się o kolejnych sponsorów. Do górni-ków naftowców dołą-czyli wówczas: Zespół Elektrowni Wodnych Solina – Myczkowce, Gmina Lesko oraz Gmina Solina. To dzię-ki ich wspólnej akcji wymarzony sprzęt wkrótce znalazł się na miejscu.

Rosnąca w siłę „leska alergologia”

ośrodki kliniczne i nie-które gabinety prywat-ne, w których jedno takie badanie kosztu-je 150-200 zł. U nas jest ono refundowane przez NFZ, czyli bez-płatne – mówi z dumą doktor Ciółkowski. Zaletą nabytku jest to, że służy nie tylko do rozpoznawania ast-my, ale również do określania aktywności choroby. Na podsta-wie uzyskanych wyni-ków można także ustalić optymalne le-czenie przeciwzapal-ne. I to już się robi. Z marszu.

Zademonstrowa-nia jak przebiega ta-

kie badanie podjęła się 4-letnia Klara, najmłodsza pacjentka oddziału. Trzymając w buzi ru-reczkę zakończoną indywidual-nym ustnikiem, patrzyła na ekran monitora, na którym mały wielorybek przepływał przez kil-ka obręczy, pokonując je dzięki wdmuchiwanemu powietrzu. Ot i cała sztuka. Zabawa, moż-na rzec.

Niezwykły koncert,niezwykli artyści W tym dniu hol oddziału

dziecięcego szpitala w Lesku zamienił się w zaimprowizowa-

ną salę koncertową. Na widowni zasiedli zapro-szeni przedstawiciele sponsorów, personel od-działu, rodzice pacjen-tów, dziennikarze. Wśród nich: Barbara Jankie-wicz, burmistrz Leska, prezes Zespołu Elek-trowni Wodnych Solina--Myczkowce, Józef Fol-cik, wójt gminy Solina, Zbigniew Sawiński i przedstawiciel sanoc-kich naftowców, Tadeusz Kozimor. Bohaterami tego niecodziennego koncertu byli młodzi pacjenci poradni i od-działu, związani z nimi od lat. Rozpoczął go znakomity duet instru-mentalny: Martyna – wio-

lonczela i Krzysztof – skrzypce, uczniowie słynnej na całą Pol-skę Państwowej Szkoły Mu-zycznej w Sanoku. Po nich solo na akordeonie wykonał Miłosz, po czym na instrumentach kla-wiszowych zaprezentował się Kamil z Zagórza. To była świet-na, gorąco oklaskiwana część muzyczna koncertu, po której na estradzie pojawiła się para taneczna z Krosna, wice- mistrzowie Polski w tańcach latynoamerykańskich. To był autentyczny taniec z gwiazda-mi, jak ocenili jej występ widzo-wie. Ale to jeszcze nie był koniec. Po chwili parkiet zamie-niono na matę, na której w bia-łych kimonach wystąpili judocy z Humnisk, przedstawiciele ju jitsu. Zaprezentowali wspa-niały, stojący na bardzo wyso-kim poziomie pokaz walki, który wzbudził autentyczny podziw widzów. Oklaski zebrali oby-dwaj, ale główną gwiazdą po-kazu był Przemek, pacjent leskiej kliniki. Innym bohaterem był Hubert z Rogów, świetny lekkoatleta, wicemistrz Polski w biegu na 600 metrów, który w tych warunkach nie mógł za-demonstrować swoich możli-wości. Zakończmy ten koncert przypomnieniem: wszyscy jego uczestnicy to dzieci i młodzież leczący się na astmę.

– Pomysł na taką formę po-dziękowania sponsorom zrodził się spontanicznie. Mając w swojej oddziałowej rodzince tylu artystów – a przecież zna-

my się doskonale – postanowili-śmy pokazać, co potraą naszedzieci. Pokazem tym chcieliśmy też pokazać światu, że astmy oskrzelowej nie należy się bać, że dzieci obarczone tą chorobą mogą cieszyć się pełnią życia. Mogą być kreatywne, twórcze, mogą bić rekordy i sięgać po me-dale – mówił szczęśliwy dr Ja-nusz Ciółkowski, komplementu-jąc swoich naprawdę niezwykłych artystów.

A wszystko dlatego, że od osiemnastu lat w położonym z dala od szosy, na samych krańcach RP Lesku, działa „kli-nika alergologiczna” dysponu-jąca znakomitym leczeniem objawowym. Klinika, która ma swoich „Aniołów Stróżów”, dzięki którym może się rozwi-jać, nie czekając na pieniądze z ministerstwa. I dzięki którym rodzice z całego niemal Pod-karpacia przyjeżdżają ze swy-mi chorymi dziećmi do Leska, a nie do stolicy.

Marian Struś

„Ekonomik” drugi po stolicy

Uczniowie Zespołu Szkół nr 1 (Ekonomik) zajęli znakomi-te II miejsce w ogólnopolskim konkursie edukacyjnym „Drugie Życie Elektrośmieci”. Nagrodę odebrali 8 grudnia w Pałacu Tyszkiewiczów-Potockich w Warszawie podczas specjalnej konferencji podsumowującej jego wyniki.

Jaki prezent chciałbym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Waldemar Szybiak, dyrektor Sanockiego Domu Kultury, prze-wodniczący Rady Powiatu Sanockiego: – Jestem łasuchem, więc na pewno coś słodkiego. Mój nieposkromiony apetyt na słodycze znany jest wielu oso-bom, nawet wybitnym – ostatnio otrzymałem duże Prince Polo od Stefanii Toczyskiej z Wiednia… Co jeszcze chciałbym znaleźć pod choinką? Jakąś dobrą książ-kę, gdyż jestem ich fanem. Choć

trochę książek już mam, taki prezent zawsze sprawia mi przyjemność. Nie określam, co to ma być – wolę niespodziankę. Jeśli chodzi o sprawy SDK-owskie, marzy mi się, żeby projekt sali tańca został zakwalikowa-ny do programu polsko-słowackiej współpracy transgranicznej, dzięki czemu zdobylibyśmy środki unijne na realizację tej tak potrzebnej nam inwestycji. W sferze powiatowej – żeby dało się przekonać radnych i zarząd powiatu do remontu budynku po policji i zaadaptowania go na siedzibę powiatu. Dziwię się, dlaczego radni – mając podane na tacy dokumenty – głosują inaczej. Dlaczego nie liczą się aspekty prawne, tylko emocje. Jest przecież konkretna opinia prawna. Tu nie ma alterna-tywy. A marzenia świąteczno-noworoczne związane z rodziną? Najważniejsze jest zdrowie i tego przede wszystkim życzę sobie i swoim bliskim. Chciałbym, żeby dzieci były tak fajne, jak dotychczas, żeby się nie popsuły. I żeby z żoną układało się nadal tak dobrze, jak się układa. Życzyłbym sobie ogólnego zadowolenia na co dzień. W życiu najważ-niejsze są drobiazgi i trzeba umieć cieszyć się nimi.

Ta ogólnopolska akcja, trwa-jąca w kilku etapach przez ostat-nie 9 miesięcy, miała na celu roz-propagowanie prawidłowego postępowania z zużytym sprzę-tem elektrycznym i elektronicz-nym. Uczestnicy konferencji – za-razem naliści konkursu – wysłu-chali wykładów wygłoszonych przez pracowników Uniwersy-teckiego Centrum Badań nad Środowiskiem Przyrodniczym oraz Fundacji Nasza Ziemia.

Wśród laureatów konkursu znaleźli się uczniowie Zespołu Szkół nr 1, którzy po wielomie-sięcznych zmaganiach wywalczyli znakomite II miejsce: tuż za Warszawą, za to przed drużyną z Gdańska. Oto skład zespołu EkoSanok: Piotr Fabian i Damian Radziszewski (klasa 2), Artur Biega, Kamila Bobola, Angelina Herdyńska, Paulina Jabłonowska, Justyna Jakubowska, Justyna

Kargol i Jadwiga Sobolak (klasa 3) oraz Alicja Cupak (klasa 4). Sanocka młodzież odebrała nagro-dy – sprzęt elektroniczny – z rąk Janusza Ostapiuka, dyrektora ge-neralnego ERP-Polskiej Organizacji Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego S.A.

Uczniowie oraz opiekująca się grupą nauczycielka geograi,Małgorzata Chomiszczak, składają podziękowania wszystkim tym, któ-rzy pomogli im w przeprowadzeniu działań konkursowych, a szczegól-nie burmistrzowi Marianowi Kuraszowi, prezesowi SPGK Czes-ławowi Bartkowskiemu, dyrektor ZS1 Marii Pospolitak, a także spon-sorom – właścicielom sklepu OFFICE 1 i Antykwariatu SABA.

Jednocześnie już teraz laure-aci konkursu zapraszają sanoczan do udziału w przyszłorocznej zbiórce elektrośmieci. Może uda się powtórzyć sukces? emes

Z BLISKA I DALEKA

Judocy z Humnisk są znani już nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. Ale mało kto wie, że wśród czołowych zawodników klubu jest jeden, który leczy się w leskiej klinice. I on jest dla nas mistrzem świata!

Wójt Soliny Zbigniew Sawiński twierdzi, że najpiękniejszym prezen-tem dla niego i gminy jest ten oddział i ta poradnia, dzięki którym mali i więksi pacjenci mogą nie tylko żyć, ale cieszyć się pełnią życia.

Drugie miejsce w Polsce i wycieczka do stolicy – warto było wziąć udział w konkursie. Na pamiątkę zdjęcie EkoEkipy na tle Pałacu Tysz-kiewiczów-Potockich, w którym odbył się nał pierwszej edycji.

MAR

IAN STR

UŚ (3)

ARCH

IWU

M Z

S1

ARCH

IWU

M TS

SZTUKA PISANIA

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

Krótko, zimno i swobodnie, czyli Pankowski na koniec roku„Żeby było lokalnie i nawiązywało do charakteru tego wy-

dania TS – o ile nie świątecznie, to chociaż zimowo”. Mając w uszach takie oto podstawowe zalecenia redaktora, propo-nującego mi napisanie krótkiego tekstu do niniejszego Tygodnika, natychmiast podałem pierwsze skojarzenie: Marian Pankowski. A po nim drugie: Smagła swoboda. I jesz-cze trzecie, uściślające: ostatnia, piąta część owej książki. Na tych trzech skojarzeniach zatem poprzestanę.

będzie szło, pozwól, niech z drugi-mi, w śnieg sypiący, gromadą ko-lędy śpiewać idzie – bo tylko wte-dy, tylko wtedy, mówię ci, można uwierzyć, że Bóg się rodzi, a moc truchleje”. A gdy mija długa noc, należy zbudzić „dziecię swe parę razy wedle rady mojej”, twierdzi dalej autor: „szybkę lodu z kałuży

że nie tylko o codzienne upodo-bania i o pogodne nastawienie do losu tu chodzi. Otóż pochylając się nad każdą rzeczą „łagodnym namysłem”, śledząc jej żywot „od ziaren żwiru zaczynając, a na jodłach puszczańskich kończąc” – zdarzy się może kiedy, że mło-dzieniec „zapragnie mowy”. I to

Wzruszenia, jakie towa-rzyszą rodzinnym spotka-niom bożonarodzeniowym, wspólnemu kolędowaniu, dzieleniu się opłatkiem i rozpakowywaniu prezen-tów są tak szczególne, że trudno do nich porównywać jakiekolwiek inne doświad-czenie. To prawda. Ale dla mnie wyjątkowo wzruszają-ca będzie też każda kolejna lektura tego niewielkiego tomiku prozy poetyckiej, którym Pankowski debiuto-wał ponad pół wieku temu. Dlaczego łączę wydarzenie religijno-familijne z literac-kim? Może z powodu znacznej roli, jaką w jednym i drugim przypadku odgry-wa „stan dzieciński”. Bo Ulica Jagiellońska w okresie międzywojennym.

przecież wszystkie 5 traktatów Smagłej swobody – ale zwłasz-cza ostatni – dotyka kwestii poro-zumienia ponad pokoleniami: jest galerią nienachalnych i niebanal-nych obrazów-pouczeń, jak dziec-ko „sposobić” do życia i uwrażli-wiać na piękno, na wartości tylko z pozoru szarego świata. A prze-cież pora świąteczno-noworoczna

wydaje się na ten cel odpowied-nia, jak rzadko która.

Przychodzi zatem taka noc, „gdy buty podkute chrupią gładką sannę”, pisze autor traktatu ostat-niego, któremu dał znamienny ty-tuł „De arte poetica”. I dalej zaleca: „niech wtenczas (dziecko) kolęd-nikom dziesięć groszy wyniesie (...). Kiedy mu już na dziesiąty rok

wyjmij, a w rączki mu podaj. Rozkruszy mu się to po sowizdrzal-sku na krocie lusterek, a wesoło topnieć i kapać będzie”.

Jaki stąd płynie pożytek dla „drobiazgu dziecięcego”? „Zobaczysz, polubi dzień i wszyst-ko, co w nim jest”, zapewnia sa-nocki pisarz. Ale pod koniec trak-tatu piątego jest już dla nas jasne,

do niego kieruje ostatni akapit książki autor: „Weźmiesz tedy arkusz, a rozwinąwszy go na stole trześniowym, napi-szesz u góry: Narciarz. Potem powoli oną kartę ku sobie pochyl. Jarkim śniegiem w dół zaszumi, szronistym prądem cię obryzga, telemarkiem skibę wysoką wzniesie i pióro twe zadziwione zimą przywali, odde-chem górskim pulsujące słowo”.

Trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że w tych słowach kryje się także tajemnica literac-kiej zjawiskowości i od-rębności artystycznej

samego Mariana Pankowskiego. Pisarza tyleż „naszego”, co i uni-wersalnego. A to ostatnie ozna-cza, że wartego lektury o każdej porze roku i dnia. Czego Państwu, poza okazjonalnymi formułami świątecznymi, gorąco i szczerze życzę.

Tomasz Chomiszczak

Cały mój kosmos jest tutaj Z Anną Strzelecką z Miejskiej Biblioteki Publicznej,

autorką poczytnych felietonów oraz książek dla dzieci (i nie tylko), rozmawia Joanna Kozimor

Jaki prezent chciałbym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Marian Kurasz, wiceburmistrz Sanoka: – Z rzeczy material-nych nie oczekuję niczego, gdyż jestem skromnym człowiekiem, któremu wiele do życia nie potrzeba. Przede wszystkim chciałbym, aby mój syn uzyskał znakomity wynik z egzaminu maturalnego i dostał się na wy-marzoną uczelnię. Byłbym niezmiernie zadowolony gdyby wyniki w nauce pozostałych sy-nów były choćby w części rów-nie dobre. Takie są moje pry-watne marzenia. A czego ży-czyłbym sobie jako wicebur-mistrz Sanoka? W największym skrócie – aby miasto rozwijało się i piękniało z dnia na dzień coraz bardziej i żeby jego miesz-kańcom żyło się lepiej niż dotychczas.

– Napisałam ją właściwie po to, żeby dowiedzieć się, czy potraę. I krok po kroku odkrywałam, że chy-ba tak. Bo najpierw znalazł się wy-dawca, któremu się spodobała. Potem zaczęły pojawiać się entu-zjastyczne recenzje czytelników. W życiu jednak nie przypuszcza-łam, że będzie nominowana do cze-gokolwiek, tym bardziej przez IBBY i to od razu do „Książki Roku”! Na początku nie mogłam w to uwie-rzyć – znalazłam się wśród takich nazwisk jak Siesicka czy Gutowska?! Kilka razy musiałam przeczytać maila od organizatorów, żeby wreszcie to do mnie dotarło… * Twój wydawca był tak oczaro-wany książką o Stefanku, że na-mówił cię do napisania kolejnych – o jego przyjaciołach… – W „Rowerze” występuje czwórka bohaterów. Pomyślałam, że rzeczy-wiście każdemu z nich mogłabym poświęcić osobną książeczkę – i tak powstały „Dzień Latającego Psa”, „Eryk? Baton! Babcisynek…” oraz „Mój milion dolców”. * Skąd wzięli się ich bohaterowie – wymyśliłaś ich? – Skądże znowu! Ja nie umiem wy-myślać żadnych historii! Swoim dzieciom przez całe dzieciństwo opowiadałam jedną jedyną bajkę o kotku… Choć zawsze chciałam pisać, ten brak wyobraźni nie na żarty mnie przerażał.

* Czyli Stefanek, Julka, Baton i Luka istnieją naprawdę? – Stefanek to mój siostrzeniec, Maciek, a „Na imię mi Rower!” to jego słowa. Książkowa Julka to „dziewczy-na” Maćka – w rzeczywistości też Julka, naprawdę fascynująca postać. Mając „pod ręką” takie dzie-ciaki, obserwując je i ich sposób

dziłam, że fabuła to tak ciężki kawa-łek chleba. Najwięcej czasu zajmuje mi tu… wpatrywanie się w pusty ekran monitora – to jak… nie przy-mierzając, wysiadywanie jaj. I nie ma nic wspólnego z pisaniem mate-riałów do prasy. A szkoda…* Znawcy przedmiotu twierdzą, że każda pierwsza książka zawie-

* Podobno dwie kolejne twoje książki czekają już na wydanie? – A tak! Obie bardzo mi bliskie. I obie nie dla dzieci. * A jak twoje pisanie odbierają najbliżsi? – Mąż – toleruje. Dla moich córek to żadna wielka sprawa – oswojone są. W naszym domu zawsze coś się

ogarniania rzeczywisto-ści można było zacząć próbować coś składać. * A jak udało ci się wyjść poza historię o kotku? Co dało ci przysłowio-wego „kopa”?– Całkowity przypadek. Była to… wystawa prac dzieci autystycznych, którą biblioteka zorgani-zowała ze Społecznym Ośrodkiem Szkolno-W y c h o w a w c z y m . Wtedy zaczęłam czytać na temat autyzmu. Tak narodził się wątek brata Stefanka. I poooooszło!* A ja sądziłam, że owego „kopa” dał ci kręgosłup, który na trzy miesiące położył cię do łóżka… – Odniosłam z tej przerwy w życiorysie dwie korzyści – pierw-szą taką, że po mie-sięcznym maratonie telewizyjnym przestałam telewizję oglądać w ogóle i tak mi zostało do dziś, a drugą, że wreszcie nie mia-łam wymówki pod tytułem „brak czasu”, żeby zabrać się za pisanie. * I zabrałaś się tak po prostu? – Choć zawsze bardzo dużo czyta-łam, a i piszę przecież – jako dzien-nikarz – całe dorosłe życie, nie są-

ra sporo elementów autobiogra-cznych autora – jak wygląda to u ciebie? – We wszystkim, co piszę, czy są to felietony, czy książki, jestem ja. Moja optyka, mój sposób rozumie-nia i postrzegania świata. Nie umiem inaczej, bo wtedy wychodzi mi bajka o kotku.

działo, przewijało się mnóstwo ciekawych ludzi ogarniętych różnymi pasjami. Choć Ada ostatnio rozbawiła mnie pyta-niem: Mamo, dlaczego nie cie-szysz się z nominacji – przecież wybrali cię z całego NARODU?! Znaczy się – zauważyła?* Czujesz brzemię sławy? – Jakiej sławy?! Nie czuję się pisarką, chcę robić to, co robię, bo praca wydawnicza daje mi mnóstwo satysfakcji, może na-wet więcej niż samo pisanie. Jasne, że to rewelacyjne uczu-cie, kiedy nieznani ludzie dzwonią z gratulacjami, w ma-ilach przekazują uznanie, od-najdują się w moich tekstach. Jak pewna dziewczyna, która po przeczytaniu felietonów stwierdziła, że ta książka ma w sobie niespotykany ładunek „punkowej” energii! No, nie po-wiem, uśmiałam się, w końcu jestem panią w pewnym wie-ku! Ale ja się po prostu skła-dam z wykrzykników i wielo-

kropków – stanów pośrednich nie ma! Muszę intensywnie czuć życie – i tak je czuję. Wszystko daje mi ra-dość – każda wystawa, projekt graficz-ny, książka. Zawsze krępują mnie py-tania o marzenia, bo ja ich nie mam… inaczej – spełniam je na bieżąco. Nie potrzebuję wiele do szczęścia. Cały mój kosmos jest tutaj.

* Twoja książka „Na imię mi Rower” została nominowana do tytułu „Książka Roku” przez sto-warzyszenie IBBY. Choć nie do-czekała się nagrody, już samo zakwalikowanie jej do dziesięciunajlepszych książek dla dzieci wy-danych w tym roku, jest nie lada sukcesem.

Przyjedź, Święty Mikołaju!

„Nie proszę o wiele Święty Mikołaju, pragnę tylko pokoju na całym świecie, w kraju. Chcę, by wszystkie dzieci uśmiech zawsze miały i wraz z rodzicami święta swe spędzały. Do szczęścia na świecie potrzeba miłości. Przywieź więc jej dużo, niechaj tu zagości. Daj nam Mikołaju wszystkiego po trochu i zdrowia, no i szczęścia w nadchodzącym Nowym Roku.”

To fragment listu nagrodzo-nego w konkursie „List do św. Mikołaja” zorganizowanym przez ODK „Gagatek”. W tym roku zgłoszono doń 203 prace ze szkół podstawowych (Długie – gm. Jedlicze, Zarszyn, Nowosielce, Pisarowce, Besko, Zagórz, Poraż, Sanok), G-3, Gimnazjum w Zarszynie oraz au-

torów „niezrzeszonych”. Ocenia- no pomysłowość, estetykę wyko-nania, zdobienie i treść. Jury kon-kursu postanowiło wyróżnić 48 listów, przyznało także wyróż-nienia specjalne, które otrzymali: Weronika Starego, Amanda Kunik, Radosław Dec (SP1), Magdalena Łabędzka (G w Zarszynie).

/k/

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

KOBIETY O KOBIETACH

JESTEM IKONĄ POP-KULTURYKRÓLOWA SHOW-BIZNESU – DODA ZDRADZA ILONIE ADAMSKIEJ SEKRETY SWOJEGO SUKCESU.

OPOWIADA O MUZYCZNEJ KARIERZE I MĘŻCZYŹNIE MARZEŃ. * Nazywają cię „elektryczną laską polskiej sceny muzycznej”, „królową polskiego show-biznesu”, „kobietą o urodzie anioła”... Czujesz się gwiazdą?– Czuję się na maksa gwiazdą. Powiem więcej – czuję się ikoną pop-kultury, magicznym zjawiskiem i wszystkim tym, co najlepsze. * Wzorujesz się na jakichś gwiazdach rynku zachodniego? Masz swoje muzyczne autorytety? – Jako takich autorytetów nigdy w życiu nie miałam. Wręcz stro-niłam od nich. Jedyni artyści, którzy wisieli na moich ścianach, to byli chłopcy, w których się po prostu kochałam. Teraz aż wstyd się przyznać – Kelly Family (śmiech). Jeżeli nato-miast chodzi o jakieś przedsięwzięcia marketingowe, ja-kieś show, koncerty, to rzeczywiście czerpię przykład z zagranicznych managmentów, „piarowców”, bo przecież same gwiazdy tego nie wymyśla-ją. Nasz polski show--biznes kuleje, więc ciężko byłoby wzorować się na nim. * W jednym z wy-wiadów powiedzia-łaś, że najważniejszy jest wygląd, wizerunek sceniczny… – Oczywiście, że tak. Wizerunek sceniczny znajdu-je się ex aequo na pierwszym miejscu z charyzmą. Talent i umiejętność śpiewania oczywiście też się li-czą, ale bardzo prostym przykładem jest tu Madon-na, która kompletnie nie umie śpiewać, jest totalnym imbecylem muzycznym, a zrobiła oszałamiającą ka-rierę i nadal będzie ją robić. Wszyscy artyści, których wielbią tłumy, są zupełnie innymi ludźmi za ścianami swojego domu, a widząc kamerę, esze zmieniają się nie do poznania. Są to tzw. zwierzęta sceniczne. To jest ich praca, chleb powszedni, dlatego maska, którą przywdziewają, jest dla nich czymś oczywistym, czymś normalnym. Muszą to robić. Nabiera się na to tysiące ludzi. Ja natomiast mam o tyle komfortową sytuację, że żadnej maski nie muszę przybierać. 24 godziny na dobę mam zryty beret (śmiech). * Na scenie trzeba się kreować czy można po-zostać sobą? – Można, jeżeli bycie sobą jest równoznaczne z byciem showmanem. Ja jestem showmanką w domu, gdy śpię, cały czas jest we mnie duża dawka emocji, nie potraę być normal-na. Uważam, że można pozostać na scenie sobą – nawet trzeba, bo wtedy człowiek się nie męczy i czerpie przez wiele lat pracy w show-biznesie same korzyści. A tak… ile można udawać ko-goś, kim się nie jest? Można w końcu popaść w jakieś paranoje.* Prowokujesz. Dla wielu jesteś wyzywająca, tandetna, w złym guście. Masz specjalistę od wizerunku? – Nie mam. Nigdy nie miałam, bo byłoby to równoznaczne z tym, że ktoś by mi coś narzucał, coś kazał, coś doradzał. W życiu… Nigdy… Nie, nie, nie! * Często przeklinasz, nie przebierasz w słowach. Mówisz to, co myślisz. Nie masz z tego powodu problemów w codziennym życiu? – Nie mam, wręcz przeciwnie. Tworzy się tzw. selekcja naturalna. Ci, którzy mają coś do ukrycia, są nieprawdziwi, mają coś na sumieniu, mają jakieś kompleksy – boją się do mnie podchodzić, bo wiedzą, że dostaną gradem prawdy w oczy. Natomiast ci w porządku, którzy są zawsze fair wobec mnie – trzymamy się razem, mamy świetny kontakt. Mój charakter, taki a nie inny sprawia, że otaczam się tylko i wyłącznie normalnymi, porządnymi, uczciwymi ludźmi. * Jesteś ulubienicą plotkarskich portali i tabloidów. Nie ma ty-godnia, by nie napisali czegoś o Dodzie. Jak da się żyć z takim zamieszaniem wokół swojej osoby? Popularność cię nie męczy? – Nie męczy, bo ja w ogóle tego nie czytam, w ogóle tym nie żyję, nie interesuję się tym. Mam to gdzieś. Nie mam Internetu, nie śledzę prasy i tego, co o mnie piszą. Mam tyle pracy, że z mojej strony głupotą by-łoby interesowanie się takimi bzdurami.

* Jak myślisz, co sprawia, że gazety uwielbiają o tobie pisać? – Fakt, że jestem jedyną osobą w polskim show-biznesie, która jest tak barwna, na wzór hollywoodzkich gwiazd. Osobą, która zawsze dostar-cza im świeżej porcji informacji, plotek – ciekawych i kontrowersyjnych. Moja okładka, mój temat sprzedaje się zawsze najlepiej. Żyjemy więc w pełnej symbiozie – oni robią wokół mnie szum, ja im dostarczam

porcję ciekawych newsów. * Podobno piszesz teksty do piosenek na podstawie

własnych pamiętników. Cała twoja druga płyta to twój pamiętnik. Nie myślałaś o wydaniu książki?

– Ja ją cały czas piszę, tylko że w zwolnionym tempie, tzw. slow motions.

* W ostatnich dniach miała miejsce reedycja twojej płyty „Diamond Bitch”…

– Bardzo fajna sprawa dla wszystkich moich wiernych fanów. Coś, czego jeszcze

nie było i czego nikt nie będzie miał, jeśli nie kupi tej

reedycji. Na płycie znajduje się w su-mie 13 kawałków, w tym „Nie daj się”

– utwór wybrany „hi-tem lata” na tegorocznym So-

pot Hit Festiwalu 2008. Ponadto, na albumie pojawiają się przeboje „Like a Virgin”, „Katharsis”

i „Nie daj się” w wersji karaoke. Na DVD dołączonym do krążka znajduje się też 10 teledysków, materiał

z planu klipu „Nie daj się” i ze studia nagraniowego oraz 16 lmików z mojego dzieciństwa. Płyta jest tak

pięknie wydana, że kiedy tylko pokazuję ją za granicą, wśród moich znajomych, to nie mogą uwierzyć, że w Polsce można coś tak fajnego zrobić. * A kiedy nowa płyta? – Myślę, że na wiosnę. * Ostatnio usłyszałam w TV, że szukasz kandy-data na chłopaka. Trwa już nawet selekcja… Prasa pisze o Jakubie Czajczyńskim, Sergio – którego poznałaś na wakacjach… – Dobijają się do mnie ci biedni chłopcy… * I czego przede wszystkich oczekujesz od nich? – Niczego od nich nie oczekuję, bo prawda jest taka, że wezmę sobie to, co będę chcia-ła. Natomiast jestem osobą, która bardzo szybko się nudzi i ciężko jest mnie zaspoko-ić. Zarówno emocjonalnie, intelektualnie, jak i zycznie. Jestem bardzo wybredną osobą,

która potrzebuje takiej osoby, która jest tak samo barwna, ma ciekawą osobowość, jest tak samo dowcipna i inte-ligentna jak ja. A nawet bardziej, bo lubię, gdy ktoś mnie stymuluje do działania. Powiem ci, że nie jest łatwo. Poszukiwania w buszu trwają (śmiech). * Masz o tyle utrudnioną sytuację, że nie wiesz, czy facet naprawdę się w tobie zakochał, czy kręci się wokół ciebie, bo chce być znany, chce być „facetem Dody”… – Jestem rewelacyjnym psychologiem. Dostałam się z palcem w tyłku na studia psychologiczne. Także wiesz – rozkminanim ich w ciągu 60 sekund. Robię im co tydzień testy, sprawdzam. Cały czas są na czujniku – krótkie krycie. * Czy jest coś takiego w twoim życiu, czego dzisiaj żałujesz? – Absolutnie nie ma. Jestem zadowolona z sytuacji, w której się teraz znajduję. W związku z powyższym ważne są wszystkie czynniki, które miały na nią wpływ. Gdybym teraz coś pozmieniała, mogłoby to cał-kiem inaczej pokierować moim życiem i nie byłoby mnie tutaj. Jestem w 100 % zadowolona ze swojego dotychczasowego życia i nic nie chciałabym zmieniać. * Największe marzenia Dody? – Moim największym marzeniem jest nie mieć w ogóle problemów ze zdrowiem, czyli mieć zdrowy kręgosłup, być całkowicie zdrową, sprawną. Z resztą już sobie sama poradzę.

Ilona Adamska, znana modelka z sanockim rodowodem, znalazła kolejną płaszczyznę dla realizacji swych różnorod-nych pasji. Oprócz modelingu, dziennikarstwa i działalności wydawniczej, postanowiła stworzyć ogólnopolski portal inter-netowy dla kobiet. Mimo że ruszył zaledwie przed dwoma ty-godniami, już zdobył sobie uznanie gwiazd show-biznesu i czytelników.

Stworzyła ogólnopolski

portal dla kobiet Portal www.planetakobiet.

com.pl stanowi rozszerzenie magazynu „Planeta kobiet”, który w grudniu obchodzi swoje 2 urodziny. Czytelniczki znajdą w nim aktualne informacje z ży-cia gwiazd show-biznesu, filmu, wybitnych i najbardziej obiecu-jących przedstawicieli kultury, polityki i sportu, nowości ze świata mody, urody, zdrowia, motoryzacji, a także cenne po-rady, przydatne w rozwiązywa-niu codziennych problemów oraz liczne konkursy z nagro-dami.

– Mimo że portal działa do-piero od 1 grudnia, zdobył już uznanie menagerów gwiazd, impresariatów, agencji aktor-skich i samych artystów, któ-rzy pojawiają się na stronie. Jego atutem jest brak plotek, pomówień i tzw. brukowych bzdur wyssanych z palca. Nie chciałam bowiem tworzyć por-talu plotkarskiego, ale coś w rodzaju poradnika wzboga-

conego o informacje z życia gwiazd, ciekawe wywiady i re-portaże oraz atrakcyjne zdję-cia. E-maile i telefony, które codziennie odbieram, potwier-dzają, że to, co robię, ma sens, że serwis się podoba, że warto poświęcać mu czas i… pienią-dze – mówi Ilona Adamska. – Ruszyła już ogólnopolska promocja portalu w prasie i ra-diu w kilku dużych miastach Polski, m.in. w Krakowie, Poznaniu, Warszawie i Wrocła-wiu. Nie zapominamy także o Sanoku. Z tej okazji już niedługo w jednej z sanockich restauracji zorganizuję pokaz mody promujący otwarcie por-talu. Już dziś zapraszam firmy chętne do zaprezentowania swojej kolekcji. Relacja z po-kazu ukaże się w serwisie oraz naszym dwumiesięczniku.

Pani Ilona nie zapomina też o modelingu, do którego wróci-ła po 5-miesięcznej przerwie spowodowanej wypadkiem

s a m o c h o d o -wym, któremu uległa wcze-snym latem. W ostatnich ty-godniach wzię-ła udział w po-kazie marki P R O M O D w Warszawie, została też „twarzą” – na kolejny sezon – marki Skor-pion. Gościn-nie – wspiera-jąc rodzinne miasto – uczest-niczyła w kam-panii reklamo-wej jednej z sanockich firm, reklamu-jąc Centrum Handlowe (ka-lendarze, pla-katy).

/joko/

Jaki prezent chciałabym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Elżbieta Łukacijewska, Poseł na Sejm RP: Święta dla mnie i mojej rodziny to szczególny czas, czas kiedy wspólnie zasiadamy przy wigilijnym stole, zgodnie z tradycją naszych dziadów i rodziców. To również czas, kiedy pod choinką leżą prezenty i czekają na zakoń-czenie wieczerzy wigilijnej.Jaki jest mój wymarzony prezent? Ten rok był dla mnie bardzo pracowi-ty i stresujący, bez prawdziwego urlopu i odpoczynku, więc moim ma-rzeniem byłby bilet na jakąś urokliwą wyspę i tydzień beztroskiego wypo-czynku nad ciepłym morzem. Ko-niecznie bez telefonu. Do tego kilka dobrych lekkich kobiecych książek, najlepiej dobry romans i zero polityki.Chciałabym również, aby w tym dniu jakiś dobry Anioł dotknął polityków

czarodziejską różdżką i żeby w No-wym Roku w Sejmie i w ogóle na scenie politycznej nie było żadnych kłótni, ale uczciwa wspólna dysku-sja, kończona podejmowaniem dobrych dla Polski i Polaków decyzji, których nie wetowałby Prezydent.Dla naszego regionu chciałabym, aby wszyscy, których dotknęły zwol-nienia, znaleźli w Nowym Roku pra-cę. Dla rodziny – oprócz zdrowia, więcej czasu na rodzinne pogadu-chy, spotkania i wycieczki.A dla nas wszystkich, Polaków – wię-cej wzajemnego szacunku, uśmie-chów, życzliwości i liczniejszych przykładów wspierania się. Bądźmy sobie bliscy, serdeczni, bardziej soli-darni. I na tym poprzestanę, bo i tak mam obiekcje, czy to nie za dużo jak na jeden rok?

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

W SAM RAZ NA ŚWIĘTA

Jerzy Ginalski, dyrektor Muzeum Budownictwa Ludowego: – Mijają-cy rok był chyba najbardziej pra-cowity z dotychczasowych i to za-równo w sferze służbowej (50-lecie skansenu), jak i prywatnej (budo-wa domu). Nie było czasu na od-

Jaki prezent chciałbym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Pakiet świąteczny,czyli czego nie dają w supermarketach

poczynek, dlatego marzę, aby na-reszcie porządnie się zrelaksować, wyspać i więcej czasu poświęcić najbliższym. A pod choinką chciał-bym znaleźć róg obtości – pełen dostatku i dobrobytu dla rodziny, no i oczywiście dla naszego wspa-niałego skansenu, któremu w tym roku wiodło się całkiem nieźle (rekordowa frekwencja, budowa dworu, nowe wydawnictwa, liczne imprezy, remonty, konserwacje, podwyżki płac). A gdyby jeszcze pod bożonarodzeniowym drzew-kiem znalazły się deklaracje woje-wódzkich władz samorządowych o rozpoczęciu budowy drewniane-go Galicyjskiego Rynku w Parku Etnogracznym oraz deklaracje władz powiatowych o budowie

nowego mostu na Białą Górę... Dla siebie zaś mam życzenie bar-dziej realne – może coś z mucho-wego sprzętu wędkarskiego, ponieważ najlepiej wypoczywam nad wodą i w lesie. Wstyd się przyznać, ale w mijającym roku nie udało mi się dać nawet jednej szansy na złowienie tej przysło-wiowej złotej rybki. I jak tu mogło wszystko się spełnić?

„Weź kopę jaj i pomoc kuchenną…” – przy-gotowania świąteczne w wydaniu naszych pra-babć! Gdzie te czasy? Ta celebra? A i kopa jaj w jednym placku? Nie przejdzie – abstrahując nawet od ceny takiego przedsięwzięcia – jaka to w końcu nienowoczesna ilość cholesterolu!

My, współczesne gospodynie, szukamy przepisów szybkich i jednocześnie efektownych, najlepiej z etykie-tą „dla zapracowanych”. Jeśli korzystamy z pomocy, to najwyżej coraz bardziej wyspecjalizowanego sprzętu, bądź – jeśli która posiada egzemplarz zorientowany na współpracę – imć pana małżonka. Żeby było jeszcze szybciej, w półprodukty, a czasem (wyrzućmy wreszcie tę prawdę na światło dzienne!), więc i w produkty nalne zaopatrujemy się w sklepach oferujących już niemal wszystko. Łącznie ze stołem, obrusem i siankiem. Swo-ją drogą zastanawiam się, kiedy komuś wpadnie do głowy sprzedaż takiego świątecznego pakietu – z atra-pą na przykład zbłąkanego gościa, żeby prawdziwym nie trzeba było się stresować, a jednocześnie żeby tra-dycji stało się zadość. Obserwując, co się w narodzie naszym chrześcijańskim dzieje, mam wrażenie, że to wcale nie takie science ction jakby się wydawać mogło na pierwszy rzut oka.

Ale najwyraźniej są wśród nas szalone kobiety, któ-rym maksyma z popularnych swego czasu kuchennych makatek głosząca, iż „Dobra gospodyni cuda w domu czyni” nie jest jeszcze całkiem obca. Te gospodynie to nie tylko babcie pamiętające czasy kop jaj i dziewek ku-chennych. Nie! Najwyraźniej posługują się nawet kom-puterem, bo właśnie mailem dostałam niedawno od jednej z nich przepis na pewien piernik marchewkowy. Nie zaczynał się on od uwag o pomocy, ale od zapew-nienia, że to proste i szybkie ciasto, doskonałe na świę-ta. Widząc tego rodzaju zachętę i znając także smak piernika, zakasałam rękawy. Skoro prosty i szybki – znaczy się coś dla mnie. Ale już pierwsze zdanie w przepisie odebrało mi ochotę do przedświątecznych zmagań z marchewkową materią. Jej trzeba było trzy szklanki utrzeć! Odsączonej! Oczyma wyobraźni już wi-działam starte przedświątecznie paznokcie i krew w marchewce. A urządzenia, które zrobiłoby to za mnie – na przepisowy „wiór” – nie posiadam. Że o pomocy nie wspomnę… Piernik przepadł na starcie. Zwłaszcza że to wcale nie był koniec piernikowej zabawy…

Co nie zmienia faktu, że celebra w kuchni zawsze mnie wzrusza i przepełnia szacunkiem oraz pokorą. Kiedyś dostałam – tym razem drogą analogową rzec

Sercowcy: krzyknijcie „gloria”!

Mówi dr Jacek Legutko, konsultant w dziedzinie kardiologii inwazyjnej: Pierwszy dyżur tzw. zawałowy na Podkarpaciu miał miejsce w Rzeszowie przed 4 laty. Z punktu widzenia kardiologii to była zapaść całkowita. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś na Podkarpaciu działa 6 ośrodków kardiologii inwazyjnej, a co chciałbym podkreślić, nie jest to tylko ilość, ale również i jakość. Dziś w Sanoku uczestniczymy

w przedsięwzięciu na skalę europejską. Jeśli chodzi o dostępność do plastyki naczyniowej, Polska znajduje się w czołówce europejskiej. To jedno z większych osiągnięć polskiej medycyny.

To jeden z najpiękniejszych prezentów dla sanoczan pod choinkę: w sanockim szpitalu otwiera podwoje Podkarpackie Centrum Interwencji Sercowo-Naczyniowych. – To unikatowy ośrodek, jeden z pierwszych w Polsce, a na pewno pierwszy na Podkarpaciu, w którym oprócz operacji kardiologicznych, wyko-nywane będą także zabiegi poszerzania naczyń. A w niedługim czasie także wszczepianie rozruszników serca – mówi doc. dr Dariusz Dudek z Instytutu Kardiologii w Krakowie.

Angiograf zajrzy głęboko w serceKoszty związane z przygoto-

waniem pomieszczeń i wyposaże-niem ośrodka w całości pokrył Carint i sięgają one ok. 6 milionów złotych. W kwocie tej mieści się koszt podstawowego urządzenia, jakim jest angiograf z wyposaże-niem medycznym rmy Philips, który wyniósł ok. 2 mln zł. – Ten typ aparatu pozwala zaglądać do serca i naczyń obwodowych pa-cjenta, umożliwiając lepsze i głęb-sze weń wnikanie. To pierwszy

Centrum jest prywatnym przedsięwzięciem krakowskiej spółki G.V.M. CARINT, jednak leczący się w nim pacjenci nie będą ponosić żadnych opłat. Wszystkie operacje, zabiegi

od sierpnia szkolą się w Instytucie Kardiologii w Krakowie. Zatrudnienie wyniesie ok. 20 osób. Dyrektorem zarządzającym Ośrodka został sanoczanin, lek. med. Robert Najsarek.

i leczenie w nim zrefunduje Narodowy Fundusz Zdrowia. – Będzie można odnieść wraże-nie, że jest jednym z oddziałów sanockiego szpitala, na czym nam bardzo zależy – mówi dr Jacek Legutko, konsultant kardiologii inwazyjnej. – Będziemy ściśle współpracować z dr. Wojciechem Skibińskim, ordynatorem oddziału chirurgii, a przy tym świetnym operatorem naczyniowym, a także z dr. Stanisławem Kułakowskim, ordynatorem oddziału kardiologii sanockiego szpitala. Czyniąc to, stworzymy nową jakość w podejściu do kardiologii inwazyjnej – dodaje. Ośrodek pracował będzie w syste-mie 24-godzinnym, co oznacza, że zespół kardiologów inwazyjnych dyżurował będzie i operował non-stop, w zależności od potrzeb.

Pospieszą na ratunek Pierwszych pacjentów

Ośrodek przyjmie już 5 stycznia 2009 roku. Nad ich zdrowiem czuwał będzie zespół wybitnych specjalistów, wywodzących się z ośrodków medycznych w Krakowie, Rzeszowie i Lublinie, a wśród nich: dr Jolanta Wasiewicz, ordynator Ośrodka, dr Andrzej Wiśniewski, kierownik pracowni hemodynamiki, doc. dr Tomasz Zubilewicz, dr Stanisław Bartuś, dr Piotr Fussek i kilku in-nych. U ich boku terminować będą sanoccy lekarze, którzy już

Przedstawienie zespołu le-karzy było okazją do zaprezen-towania samego ośrodka. Pachnie XXI wiekiem, czyli no-woczesnością, czystością i funk-cjonalnością. – Prezentuje się bardzo dobrze i jest przystoso-wany do profesjonalnego świad-czenia usług. W porównaniu z innymi ośrodkami Carintu jest bardziej komfortowy i półtora raza od nich większy – stwierdza doc. dr D. Dudek. Ośrodek jest

przygotowany na przyjęcie 15 pacjentów. Tyle właśnie jest łóżek, w tym 4 łóżka nadzoru kardiologicznego. – To właści-wa liczba, nie wzięta z sutu. Trzeba bowiem wziąć pod uwa-gę, że w zdecydowanej mierze są to krótkie hospitalizacje, zazwyczaj 48-godzinne – wy-jaśnia docent Legutko.

taki angiograf na Podkarpaciu – zachwala pan docent.

Z nieukrywanym zadowoleniem ogląda swe nowe gospodarstwo or-dynator dr Jolanta Wasiewicz, wcześniej pracująca w ośrodku w Przemyślu. – Cieszę się, że nowo-czesna medycyna zatacza coraz szersze kręgi. A cieszę się tym bar-dziej, że jest to ośrodek na poziomie europejskim. Jeszcze kilkanaście lat temu tylko niektóre ośrodki akade-mickie mogły sobie pozwolić na taką

diagnostykę. Dziś ma ją Przemyśl, Krosno, Sanok. Niewątpliwie wiele wniesie dla tej społeczności, bo to wszystko służy dobru człowieka – dzieli się swymi pierwszymi wraże-niami pani ordynator.

Zasłużyliście na to– To jest nasz prezent dla

Sanoka – stwierdza doc. dr Dariusz Dudek. – Mówiąc o tym, nie mogę nie dodać, że nie byłoby go, gdyby nie zaangażowanie i wspieranie nas przez dyrekcję szpitala oraz władze samorządowe powiatu. Ich wielka determinacja i chęć posiadania Ośrodka bardzo nas mobilizowały do wkroczenia do Sanoka. I oto jesteśmy. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że nasz Ośrodek bar-dzo podniesie prestiż sanockiego szpitala – dodaje z satysfakcją.

Marian Struś

W erę nowoczesności wprowadza sanocki szpital niepubliczna spółka Carint, która zainwestowała po-nad 6 milionów złotych w Centrum Interwencji Sercowo-Naczyniowych. Świadczyć będzie wysokospe-cjalizowane usługi w ramach kontraktu NFZ, zadając kłam, że to co prywatne, musi być „be”. Na zdjęciu: na tle podstawowego urządzenia, jakim jest angiograf, nazywany sercem hemodynamiki, kadra wybit-nych specjalistów, u boku której wiedzę i doświadczenie zdobywać będą sanoccy lekarze.

Fragment jednej z sal dla pacjentów Ośrodka, w którym będą ra-tować swoje zdrowie, a często i życie. Aż wierzyć się nie chce, że za chwilę podobnie będzie wyglądał oddział kardiologiczny.

by można – bardzo stary, prze-kazywany z pokolenia na po-kolenie przepis na inny pier-nik – tak zwany dwutygodniowy, gdyż pierwsze koło niego za-biegi zaczyna się dwa tygodnie przed ś w i ę t a m i ! ! ! A potem ciasto „ g a r u j e ” … O efekcie nie sposób opo-wiedzieć, tego trzeba spróbo-wać! Nie ma po-równania z niczym, co współczesne – szybkie i proste. No ale kto ma dzisiaj głowę do „garujących” ciast?

Zmienia się obyczaj, zmienia się podejście do świąt. Coraz w tym więcej i więcej chęci pozbycia się proble-mu. Naszych przodków, tych od pomocy kuchennych, zabijały kopy jaj, nas, dziś, zabija pośpiech, który nie pozwala się niczym cieszyć… Do tego związana z nim nieuchronnie nieumiejętność bycia razem, że o umiejęt-ności konwersacji przy stole nie wspomnę… Wielogo-dzinne nasiadówki, wielopokoleniowe zjazdy… to już przepadło, tak jak przepadły staropolskie przepisy na ciasto… No, ewentualnie bierze nas jeszcze tzw. „ma-gia świąt” – lampki, zakupy, gorączka. Same święta? W porządku, byle szybko.

Nie oburzajcie się, Drodzy Czytelnicy, napisane czarno na białym brzmi złowieszczo, fatalistycznie, ale wciąż wychodzi w prywatnych rozmowach – boimy się tego „świątecznego” czasu, nie tylko z powodu zamie-szania, które wprowadza w nasze życie.

A zabawę z piernikiem marchewkowym chyba w koń-cu uskutecznię. W ramach protestu przeciw całkiem oso-bistemu „zbywaniu” – ludzi, spraw, a także jako wkład własny w ten specjalny czas. Bo choć w hipermarketach można już kupić wszystko – barszczyk, uszka, pierogi… to w pakiecie świątecznym wciąż nie dają… bliskich, a i… samych świąt. O te wciąż trzeba postarać się same-mu. No ale w końcu „Dobra gospodyni…” itd. itp.

W związku z tym ŚWIĄT Wam życzę, Drodzy Czy-telnicy, ŚWIĄT, po prostu. Anna Strzelecka

KRZYŻÓWKA ŚWIĄTECZNA (NR 51)

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

Litery z ponumerowanych pól, uszeregowane w kolejności, utwo-rzą ostateczne rozwiązanie.Rozwiązania (wystarczy hasło) należy nadesłać w terminie do 10 dni od daty ukazania się numeru.Na autorów prawidłowych rozwiązań czekają atrakcyjne nagrody niespodzianki.Nazwiska szczęśliwców opublikujemy w „TS” nr 2/09. Przed odebraniem nagród prosimy o pobranie z redakcji zaświadczenia o wygranej.

Rozwiązanie krzyżówki nr 49

BÓG PŁACI LECZ NIE CO SOBOTA Nagrody otrzymują: 1. Adam Tyro, ul. Jana Pawła, 2. Krzysztof Indyk, Pisarowce, 3. Ryszard Sawczyński, ul. Krzywa.

KRZYŻÓWKA ŚWIĄTECZNA (NR 51)

AKCESORIAul. Lipińskiego 109(obok restauracji „Alibaba”)

tel. 0605 607 891Czynne: 9-17

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

WCZORAJ I DZIŚ

O tajemnicy skrywanej w dawnym ogrodzie dworskim Tchorznickich w Pisarowcach, gdzie dzisiaj mieści się szkoła, nie wiedzieli nawet najstarsi mieszkańcy. Niewielu z nich pa-mięta wydarzenia, które rozegrały się tu na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku, kiedy przez wieś przechodził wojenny front. Szlak zażartych walk Niemców i Rosjan znaczyły zglisz-cza gospodarstw i setki poległych. Szczątki jednego z nich – młodego porucznika Wermachtu – przez 64 lata spoczywały bezimiennie w pisarowskiej ziemi.

Zapomniana mogiła, czyli dotyk historii

Ekshumacją i przenoszeniem szczątków żołnierzy niemieckich na cmen-tarze wojenne zajmuje się polska Fundacja „Pamięć” oraz Niemiecki Narodowy Związek Opieki nad Grobami Wojennymi w Kassel. Dzieje się tak na mocy porozumienia podpisanego w 1989 roku przez ówczesnych szefów rządów Polski i Niemiec – Tadeusza Mazowieckiego i Helmuta Kohla. Koszty budowy cmentarzy, ekshumacji i pochówków pokrywa strona niemiecka. Od początku lat 90. w Polsce ekshumowano i przenie-siono na cmentarze wojenne szczątki ponad 160 tys. żołnierzy niemiec-kich. Liczbę miejsc ich pochówku szacuje się nawet na 20 tys. Wiele z nich prawdopodobnie nigdy nie zostanie odnalezionych.

Ostatniego dnia października br. do Pisarowiec zjechali przed-stawiciele Fundacji „Pamięć” z Warszawy wraz z ekipą poszu-kiwawczą. Ich zadaniem było od-nalezienie szczątków niemieckie-go żołnierza, który – jak wynikało z dokumentów – zginął tu w 1944 roku i został pochowany w ogro-dzie dawnego dworu, w którym w czasie frontu znajdował się nie-miecki szpital polowy.

Z niemiecką dokładnością Goście przywieźli ze sobą

mapę, z której wynikało, że miejsce pochówku znajduje się 10 metrów od budynku i tyleż samo od drogi, w pobliżu rosną-cej brzozy. – Wskazanie było bar-dzo dokładne, co potwierdził wykrywacz metalu. Po kilkunastu minutach kopania, na głębokości około jednego metra natraliśmyna szczątki w postaci szkieletu. W mogile znajdował się też przestrzelony hełm i nieźle za-chowane żołnierskie buty. Kości przełożyliśmy do plastikowej tru-mienki, którą przekazaliśmy do depozytu. Docelowo tra ona nacmentarz wojenny żołnierzy niemieckich w Siemianowicach Śląskich – opowiada kierujący eki-pą Jan Busz. – Skąd wiadomo było, gdzie szukać? Pewnie z za-chowanych niemieckich doku-mentów. My dostajemy gotowe materiały, jedziemy i kopiemy we wskazanym miejscu. Tu było ono bardzo dokładnie oznaczone, ale nie zawsze tak jest. Zdarza się, że niczego nie znajdujemy.

– To było wręcz niesamowite. Nie zdążyliśmy nawet wypić kawy, jak członkowie ekipy prze-kazali informację o znalezieniu szczątków żołnierza. Wszyscy byliśmy tym mocno poruszeni – mówi Renata Olejarczyk, dy-rektorka miejscowej szkoły. – Na-wet najstarsi mieszkańcy wioski nie wiedzieli wcześniej, że w tym

miejscu znajduje się jakaś mogi-ła. To, że udało się ją odnaleźć po 64 latach, wydaje się wręcz nieprawdopodobne.

Najstarsi ludzie nie pamiętają Informacji na ten temat być

może mogłaby udzielić pani Anna, która w czasie wojny pra-cowała w niemieckim szpitalu po-lowym jako pomoc medyczna. – Siostra zbierała rannych i prze-nosiła ich do szpitala. Czasem opowiadała o tym, bo bardzo mocno to przeżywała. Może wie-działa coś i o tej mogile? Teraz jednak już nie dowiemy się tego, bo zmarła trzy lata temu – wyjaśnia Jadwiga Zawadzka. O wydarze-niach z sierpnia 1944 niewiele wie też Czesława Opalińska, naj-starsza mieszkanka Pisarowiec. – Pracowałam we dworze przed wojną, i potem – gdy byli w nim już Niemcy – też. Kiedy w lipcu

1944 zaczął się front, uciekliśmy do Nowotańca, kilka dni spędzi- liśmy w lesie, wreszcie traliśmydo Bukowska, do takiego gospo-darstwa, w którym mąż pomagał. Tam przeczekaliśmy najgorszy czas i we wrześniu wróciliśmy do Pisarowiec. Wcześniej nie sły-szałam, żeby we dworze był szpi-tal niemiecki. Musiał powstać

w tym czasie, kiedy trwały walki z Moskalami. O tym, że pocho-wano tu niemieckiego żołnierza też nikt nie mówił.

Miejsce spoczynku wybrane zostało jednak nieprzypadkowo – w pobliżu ogrodzenia, pod potęż-ną dziś i lekko pochyłą brzozą, któ-ra niewątpliwie stanowiła punkt orientacyjny. Być może rosła tam już wcześniej, a może ktoś posadził ją celowo, aby upamiętnić to miejsce? Odpowiedź na to pytanie pozosta-nie zapewne niewyjaśniona.

Na tropie zagadki Zafascynowani powyższą

historią, postanowiliśmy dowie-dzieć się czegoś więcej o nie-mieckim żołnierzu, którego ta-jemnicę ujawnił podworski ogród w Pisarowcach. Kim był? Jak wy-glądał? Co sprawiło, że po 64 la-tach udało się odnaleźć jego mo-giłę? Dzięki pomocy Anny Dębek z Fundacji „Pamięć” oraz sano-czanki Moniki Kluczyńskiej, która

zaoferowała swoją pomoc jako tłumacz, udało się rozwiązać tę pasjonującą zagadkę. Trop zaprowadził nas do niemieckiego Überlingen nad Jeziorem Bodeń-skim, gdzie mieszka Ef Pfälle,która zainicjowała poszukiwania mogiły Hermanna Mayera, po-rucznika niemieckiego Wermach-tu. Opowiedziana przez nią histo-

ria sprawiła, że na własnej skórze poczuliśmy dotyk historii, która – przez pryzmat losów konkret-nych ludzi – stała się niespodzia-nie żywa i bliska…

Spełniona misja Miałam 17 lat, kiedy pozna-

łam Hermanna. On był dwa lata starszy. Mieszkałam wtedy razem z rodzicami w niewielkim Mühlhe-im, gdzie stacjonował wojskowy garnizon. Hermann został w na-szym domu zakwaterowany. Od razu zakochaliśmy się w sobie. Był przystojny – miał 180 cm wzrostu i brązowe włosy. Był też bardzo zdolny. Pisał piękne wier-sze, wspaniale rysował. Płaka-łam bardzo, kiedy skierowano go na front do Polski. Wierzyłam jed-nak, że wróci. Na pożegnanie zostawił mi swoje wiersze i ostat-ni rysunek, jaki zrobił przed wy-jazdem. Stanowiły dla mnie naj-cenniejszą pamiątkę, którą zachowałam do dziś. Pisał do

mnie z frontu listy, które później razem ze wszystkimi zdjęciami spłonęły w pożarze naszego domu, kiedy do miasta weszli francuscy żołnierze. Hermann był na froncie tylko 12 dni. Zginął w Polsce 8 sierpnia 1944 roku. Dowiedziałam się o tym kilka dni później z listu jego mamy. Moja rozpacz i łzy nie mogły jednak przywrócić mu życia. Potem poznałam Maxa – też był żołnie-rzem i – tak jak Hermann – przy-szedł do moich drzwi. A właściwie to wjechał w nasze ogrodzenie samochodem, kiedy uczył się jeździć. Wyszłam za niego za mąż, dochowaliśmy się syna i dwoga wnucząt. Przeprowadzi- liśmy się nad Jezioro Bodeńskie. Dziś mam już ponad 80 lat – po-dobnie jak Max – ale pamiętam wciąż o Hermannie. Postanowi-łam odszukać jego rodzinę, zwłaszcza braci, bo rodzice już na pewno nie żyją. Chciałam od-dać im pamiątki – rysunek i wier-sze, które zostawił mi na po- żegnanie. Uważałam, że tak właśnie powinnam postąpić. Niestety, nie udało mi się odna-leźć jego rodziny. Wtedy postano-wiłam poszukać mogiły Herman-na. Czułam, że jestem mu to

winna. Chciałam, aby jego szczątki spoczęły w grobie boha-terów wojennych – traktowałam to jak swoją misję. Próbowałam go szukać przez Czerwony Krzyż, organizacje wojskowe i kościel-ne. W końcu, dzięki Fundacji udało się ustalić, gdzie został po-chowany. Okazało się, że łatwiej znaleźć umarłych niż żywych… Niestety, ze względu na stan zdrowia nie będę mogła wziąć udziału w uroczystym pochówku na cmentarzu wojennym żołnie-rzy niemieckich w Siemianowi-cach. Ale cieszę się ogromnie, że do tego dojdzie i że ktoś opisze tę historię. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Spełniłam swoją misję…

Historia 19-letniego żołnierza niemieckiego, który zginął w Pi-sarowcach i przez 64 lata tu właśnie spoczywał, jest pewnie jedną z wielu. Każda, niezależnie od tego, kogo i po której stronie dotyczy, obrazuje tragizm i bez-sens wojny, w której ginęli bardzo młodzi ludzie. Dziś czas zatarł ból i rozpacz ich bliskich, pozostała pa-mięć – i nadzieja, że świat obroni się przez szaleńcami, którzy chcą go po-nownie zepchnąć w wojenny wir… Joanna Kozimor

Kolekcjoner słowików Nasz najbardziej znany muzyk, gitarzysta Damian Kurasz,

jest dosłownie rozchwytywany. Właśnie nagrywa płytę z rze-szowskim zespołem Pectus, który piosenką „To, co chciałbym ci dać” zdobył nagrodę publiczności na Festiwalu w Sopocie.

wymiarowego debiutu. – Na płytę traą piosenki autorstwa woka- listy Tomka Szczepanika, oczywiście na czele z utworem, który podbił

Ale to nie koniec aktywności Ku-rasza. Zagrał na nowej płycie Rober-ta Janowskiego (program „Jaka to melodia?”), który wziął na warsztat stare polskie przeboje. Album czeka już na wydanie. W chwili obecnej nagrywa też – po raz trzeci – z Piotrem Rubikiem, znów odkrywającym mło-de talenty wokalne. Na rejestrację czekają też utwory grupy Tołhaje. – Kwestia ostatnich szlifów i wejścia do studia. I oczywiście znalezienia terminów, bo Tołhaje to projekt nieko-mercyjny. Cóż, proza muzycznego biznesu – mówi gitarzysta.

Damiana Kurasza można już nazwać „kolekcjonerem słowi-ków”. Nie tylko z powodu sopoc-kich nagród, do których przyczy-nił się aż czterokrotnie – Piasek, Doda (wówczas jako członek zespołu Adama Sztaby – przyp. aut), Stachursky i Pectus. Także ze względu na imponującą listę znakomitych wokalistek i woka- listów, których wspomagał dźwię-kami swojej gitary.

Bartosz Błażewicz

Na telewizyjnym ekranie Da-miana Kurasza widać było w pro-gramach: „Taniec z Gwiazdami”, „Jak Oni Śpiewają”, „Przebojowa noc” i „Rodzina jak z nut”, jest członkiem zespołu Stachursky, wspomaga czołowych polskich artystów. Jakby tego było mało, związał się z Pectusem, pierwszy koncert grając z nim właśnie w Sopocie. Sam gitarzysta pod-kreśla jednak, na razie jest to luź-na współpraca.

– Chcą, żebym grał z nimi na stałe, ale to nie takie proste, bo przede wszystkim jestem człon-kiem grupy Stachursky. Wpraw-dzie mówi się, że Jacek Łaszczok (lider grupy – przyp. aut.) kończy karierę, ale to tylko „podpucha”. Pytało mnie o to już chyba ze sto osób. Oczywiście obowiązki w dwóch zespołach trudno połą-czyć choćby dlatego, że czasami następuje „konikt terminów”.Była już taka sytuacja i na kon-cert Pectusa musiałem wysłać zastępstwo. Stachursky występu-

je głównie od maja do września, więc teraz mogę się bardziej an-gażować w inne projekty – pod-kreśla Damian.

Po sukcesie piosenki „To, co chciałbym ci dać” Pectus przebo-jem wdarł się do czołówki pol-skiego rocka, tymczasem grupa ma w dorobku tylko promocyjny mini album sprzed trzech lat. By wykorzystać koniunkturę, ko-niecznością było nagranie pełno-

serca sopockiej publiczności. Na nagrania jeżdżę do Rzeszowa – jesteśmy mniej więcej w poło-wie sesji, z całością chcemy się uporać do końca roku. Płyta po-winna ukazać się wiosną nakła-dem wytwórni Cool Music. Sądzę, że album tra w gusta publicz- ności. To wysokiej próby muzyka pop-rockowa, z kilkoma ostrzej-szymi utworami – zachwala nagrywany materiał Damian.

Damian Kurasz (po prawej) dobrze zaaklimatyzował się w zespole Pectus. Z wokalistą Tomaszem Szczepanikiem rozumie się bez słów.

Brzoza nad mogiłą Hermanna Mayera okazała się jedynym świadkiem wydarzeń sprzed 64 lat.

Najpierw dwór, potem szpital polowy, dziś szkoła .

ARCH

IWU

M P

RYW

ATN

E

JOAN

NA

KOZI

MO

R (2

)

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

ŻYĆ Z PASJĄ

Dzielą skórę na niedźwiedziu

Radni powiatu wcielili się w role biznesmenów. Chcą sprzedać budynek po policji, mimo iż wcale nie są pewni, czy mają do tego prawo. Wiedzą już nawet za ile. W projekcie bu-dżetu na 2009 rok wpisali dochód ze sprzedaży w kwocie 3 milionów złotych.

Zoa Hnizdur ma 82 lata, błękitne oczy i jasne spojrzenie kilkulatka. Choć jest głuchoniema od dzieciństwa, cierpiąca i schorowana, emanuje z niej niezwykła radość i pogoda. Takie same są jej rysunki: kolorowe, wyraziste, żywe. Trochę podobne do dzieł Nikifora – wykonane jakby ręką dziecka, a jednak na swój sposób genialne. Zaczęła rysować dwa lata temu, opowiadając w ten sposób siostrze Helenie o życiu w rodzinnej „chacie” – wybudowanej ponad 150 lat temu – i przedwojennych Olchowcach.

Miłość przyciąga miłość

A może tylko spłatał małego psi-kusa, przypominając o związkach Sanoka ze Lwowem?

W październiku pani Helena postanowiła zamówić mszę świę-tą za swoje kochane profesorki z II LO: Wandę i Jadwigę Kubrakiewicz, której wstawien-nictwu zawdzięczała wymarzoną pracę w Miejskiej Bibliotece

i przeżyła cztery szczęśliwe lata u sióstr we Lwowie. Później opie-kowała się nią macocha, a po jej śmierci – z największą troską i czułością – przyrodnia siostra Helena, wspierana przez brata Jarosława i jego rodzinę. Dwaj dorośli już bratankowie, Andrzej i Grzegorz, zawsze pamiętają o cioci Zosi. – Grześ, gdy tylko

Zoa i opiekująca się nią Helena, emerytowana bibliotekar-ka, mieszkają w domu, który w latach siedemdziesiątych zastą-pił XIX-wieczną chałupę, pełniącą dziś rolę warsztatu stolarskiego i sentymentalnej pamiątki. Oba budynki stoją na ziemi zakupionej w 1887 roku przez dziadka Michała Hnizdura. Patrząc na jego podpis, widniejący na akcie nota-rialnym, nietrudno zgadnąć, że to właśnie po nim Zoa odziedziczy-ła piękny charakter pisma. A pisać nauczyły ją zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Józefa – duchowe córki Zygmunta Gorazdowskiego, sanoczanina wyniesionego na ołtarze. I choćby z tego względu warto napisać kilka słów o ich dawnej wychowan-ce i Zakładzie dla Głucho- niemych przy ulicy Łyczakowskiej we Lwowie, który był jednym z licz-nych dzieł świętego.

Najukochańsze siostryMusiało to być naprawdę

niezwykłe miejsce, skoro mimo upływu kilkudziesięciu lat Zoarozpromienia się na jego wspomnienie. Do zakładu traław 1935 roku, po śmierci matki, jako dziewięciolatka.

Siostry były doskonale przy-gotowane do swoich zadań, bo w ciągu czterech lat nauczyły głu-choniemą dziewczynkę pisać i czytać. Pracowały też nad jej wy-mową. Z relacji Zoi, która wypo-wiada niewyraźnie pojedyncze wyrazy, wynika, że mówiła do ja-kiegoś „pudełka”– być może był to rodzaj wzmacniacza, połączone-go z aparatem słuchowym. – Zna też trochę język migowy i otrzyma-ła podstawy wiedzy ogólnej. Wie na przykład, co to jest Ameryka czy Japonia – opowiada pani Helena, patrząc z uśmiechem na siedzącą w fotelu siostrę, która właśnie rozkłada swój warsztat rysowniczy.

Zoa do tej pory jest bardzozdyscyplinowana i pobożna. Widać, józetki były nie tylko świetnymi nauczycielkami, ale też mądrymi wychowawczyniami. I to w czasach, gdy pedagogika specjalna raczkowała, a o prawie

do nauki dziecka upośledzonego nikomu się nie śniło! Można wytłu-maczyć to tylko jednym: geniu-szem miłości.

Wszystko zepsuł Niemiec i RuskiNiektóre siostry zapewne

Publicznej. Obie były rodowitymi lwowiankami, a Wandę – o czym pani Helena dowiedziała się z księgi pamiątkowej szkoły – ochrzcił… ksiądz Gorazdowski!

– Zamówiłam mszę na 15 października. Nie miałam pojęcia, że akurat na ten dzień

przyjeżdża do Sanoka, wpada tu-taj, klęka przed jej fotelem, obej-muje i całuje po rękach – opowia-da z rozczuleniem pani Helena.

Na szczęście czuwa nad nimi Opatrzność i zawsze mogą liczyć na ludzi. – To bardzo ważne w czasach, gdy większość zamy-

znały osobiście księ-dza Gorazdowskiego. Założył on zgroma-dzenie w 1884 roku, a zmarł w 1920. W la-tach trzydziestych zakład mogły więc prowadzić nawet jego bliskie współpracow-niczki. – Niestety, nie mamy żadnych doku-mentów związanych z pobytem Zosi we Lwowie, ani krew-nych, którzy by coś pamiętali. Wiemy tyl-ko jedno: była tam kochana i szczęśliwa – dopowiada pani Helena, która dopiero kilka lat temu odkryła, że siostra ma coś wspólnego z Zyg- muntem Gorazdow-skim i założonym

zaplanowano uroczystości zwią-zane z ustanowieniem świętego Zygmunta współpatronem Sanoka! Ostatecznie tak się złożyło, że gdy na Rynku miesz-kańcy oddawali miasto pod Jego opiekę – sanoczanina po-chowanego we Lwowie – ja w łączności z nimi modliłam się w kościele w Olchowcach za lwo-wianki, pochowane w Sanoku, z których jedną ochrzcił nasz święty patron i któremu tak wiele zawdzięcza moja siostra – koń-czy pani Helena, głęboko przeko-nana, że to życiowe krzyżowanie się dróg nie jest dziełem przypadku.

Miłość przyciąga miłośćNie jest też dziełem przypad-

ku, że całe życie kalekiej Zoiprzepełnione było miłością. Tak, jakby ktoś osobiście nad nią czu-wał. Bo kto w przedwojennej Polsce dbał o upośledzone wiejskie dzieci? Ona tymczasem miała kochających rodziców

ka się w czterech ścianach i zaj-muje własnymi sprawami – pod-kreśla pani Helena. Ich pełen ciepła i serdeczności dom odwie-dza wiele osób: księża, sąsiedzi z ulicy Zagłoby, doktor Grzegorz Michniowski – który zawsze po-dziwia nowe rysunki Zoi – Halina Fic, Aniela Chudzik, Jadwiga Kalemba, Maria Stepaniak, państwo Brekierowie, Halina Martowicz – bibliotekarka z Olchowiec, która zorganizowała w szkolnej bibliotece wystawę prac pani Zoi.

Tak, jakby zgięta do ziemi staruszka o duszy dziecka – ry-sująca kolorowe kwiaty, ptaki, wiejskie kapliczki, pracujących ludzi – miała niezwykłą moc przyciągania ludzi. Nikomu nie przeszkadza, że nie można z nią porozmawiać. Wystarczy jej uśmiech i widoczna na twarzy radość. A może to miłość przyciąga miłość?

Jolanta Ziobro

przez niego zgromadzeniem. – Przed beatykacją i kanonizacjąwłaściwie mało kto słyszał o tym świętym człowieku – tłumaczy.

Wcześniej nikt też nie zgłę-biał historii rodziny. Trzeba było ciężko pracować i troszczyć się o siebie, bo ojciec – który po śmierci pierwszej żony ożenił się ponownie – zginął w niemieckim obozie. Nie wiedzą nawet, gdzie jest pochowany. Matka została z dwójką malutkich dzieci i niepełnosprawną pasierbicą. – Z opowiadań wiemy, że Zosia wróciła ze Lwowa w 1939 roku, przerażona i w jednej sukienczy-nie, choć przed wyjazdem dosta-ła całą wyprawkę. Musiała być świadkiem strasznych rzeczy, bo do dziś boi się Niemców i Ruskich. Nieraz pokazywała, jak „czerwo-ni” zdzierali siostrom welony z głów – kontynuuje pani Helena.

Psikus świętego? Niedawno ksiądz Goraz-

dowski znów zaznaczył swoją obecność w życiu sióstr Hnizdur.

Określeniem, które najczęściej powtarzano wobec powstałej sy-tuacji, było słowo: pat! Nie będzie robiona dokumentacja, nie da się też doprowadzić do sprzedaży. Być może, głosy padające podczas sesji dadzą coś do myślenia zarządowi powiatu i ten zechce uzyskać konkretne opinie prawne służb wojewody w tej sprawie. Od nich dopiero będzie można zacząć debatę: co dalej. Sprzedać, czy remontować! Wcześniej czeka radnych debata nad budżetem. Czy będą za „Inantami”, czyli za uwzględnieniem do-chodu ze sprzedaży budynku po policji? Czy zdecydują się dzielić skórę na niedźwiedziu, który jeszcze hasa w lesie?

Marian Struś

To była jedna z najdziwniej-szych sesji rady powiatu. Najpierw zarząd złożył radzie in-formację o zamiarze zbycia nie-ruchomości, w chwilę potem radni dyskutowali nad uchwałą o prze-znaczeniu kwoty 96,5 tys. zł na wykonanie dokumentacji tech-nicznej remontu tegoż budynku. Za sprzedażą opowiedział się zarząd, przeciwnikami była część radnych, z przewodniczą-cym rady na czele.

– Nie kwestionujemy samej idei wyremontowania budynku i przeznaczenia go na siedzibę powiatu. Jest ona piękna i potrzebna. Ale nie stać nas na ten remont – przekonywał sta- rosta Wacław Krawczyk. Wystąpił on z całkowicie nową propozycją: – Mamy swoją pięk-ną działkę koło Weterynarii. Może tam wybudujmy siedzibę dla Starostwa. Będzie taniej – proponował.

Wtórował mu radny Stanisław Fal. – Jedna ekspertyza mówi, iż re-mont będzie kosztował 2,5 mln zł, druga koszt ten ocenia na 7,5 mi-liona. A faktycznie potrzeba bę-dzie nań 10, a może i 15 milinów. Nowy obiekt tyle by nie kosztował – twierdził. Oponował przewodni-czący rady W. Szybiak. – Nie można z kapelusza wyciągać liczby 7 i pół, 10 czy 15 milionów. Trzeba sporządzić dokumentację techniczną wraz z kosztorysem inwestorskim i wtedy będzie moż-na mówić o konkretach – apelo-wał, prosząc o przegłosowanie wydatkowania na ten cel kwoty 96,5 tys. zł. Podkreślał przy tym, że wszystkie komisje rady opo-wiedziały się za takim właśnie rozwiązaniem.

Na problem, z jakim muszą się zmierzyć radni, zwracał uwa-gę radny Adam Drozd. – Z jednej strony opiniujemy projekt budże-tu, gdzie po stronie dochodów już wpisano 3 miliony pochodzące ze sprzedaży budynku, z drugiej zaś debatujemy nad przeznacze-niem blisko 100 tysięcy na doku-mentację jego remontu. To jakaś paranoja – twierdził.

Prawdziwą burzę wywołał fakt, iż w projekcie budżetu zarząd wpisał kwotę 3 milionów złotych pochodzącą ze sprzedaży budyn-ku. Czy na pewno miał takie pra-wo? Czy decyzja taka nie leży przypadkiem w kompetencjach rady powiatu? I zasadnicze pyta-nie: czy powiat w ogóle ma prawo sprzedać ten budynek?

Wątpliwości już na wstępie rozwiał W. Szybiak, odczytując opinię radcy prawnego p. Ryszardy Niemczyk, z której jednoznacznie wynika, że budy-nek po policji, nabyty na podsta-wie decyzji Wojewody Pod- karpackiego z 21 lipca 2006 roku z przeznaczeniem na siedzibę

Starostwa, nie może być przezna-czony do sprzedaży. – Zarząd wprowadza nas ewidentnie w błąd. To wstyd, że nie zadbał o opinię prawną, podejmując de-cyzję o zamiarze sprzedaży bu-dynku bez niej – grzmiał Bogdan Struś. – To pokazuje, jaką mamy samorządność – konstatował Adam Drozd.

W jakiej sytuacji postawiono radnych, najlepiej odzwierciedlał głos radnej Barbary Warchoł. – Jak mamy głosować? Z jednej strony są argumenty przemawia-jące za podjęciem się remontu. Z drugiej mówi się, że nie stać nas na to. Z jeszcze innej słychać głosy, że bez sprzedaży tego bu-dynku będziemy mieć dziurę w budżecie. A smaczku dodaje fakt, że nie wiemy, czy wojewoda zezwoli nam na sprzedaż, a jeśli tak, to ile z tego będziemy mieć. Z informacji w mediach dowie-działam się, że 3 /4 przychodu ze sprzedaży będziemy musieli przekazać wojewodzie. Czy ma-jąc tyle zagadek bez odpowiedzi, możemy świadomie głosować za którymś z rozwiązań? – pytała.

Odważnikiem, mającym przechylić szalę na stronę zwo-lenników sprzedaży budynku, miał być głos starosty, który zdradził radnym, iż rozmawiał w tej sprawie z wicewojewodą Małgorztaą Chomycz, a ta rze-komo miała stwierdzić: „... Co wy z tym zrobicie, to już wasza spra-wa...” I to był właśnie ten argu-ment, który posłużył zarządowi w podjęciu decyzji o zamiarze sprzedaży schedy po policji.

Niekończącą się dyskusję, przypominającą momentami „lot nad kukułczym gniazdem”, przerwało zaproszenie do głoso-wania nad przeznaczeniem 96,5 tys. zł na sporządzenie do-kumentacji technicznej remontu obiektu. Za takim rozwiązaniem głosowało 6 radnych, przeciw było 8, zaś 4 wstrzymało się od głosu.

– Wskazaliśmy zarządowi drogę, iż nie musi liczyć się z opinią prawną, gdy podejmuje ważne decyzje. Przeraża mnie, jeśli argumentem staje się prywatna rozmowa z panią wojewodą, a nie opinia radcy prawnego – komentował Waldemar Szybiak.

– Wcześniej, gdy jeszcze nie rozpoznaliśmy możliwości sięgnięcia po środki pomocowe z Regionalnego Planu Operacyjnego, upierano się przy remoncie tegoż budynku. Ja by-łem za sprzedażą, za co posypa-ły się na mnie gromy. Teraz te same osoby głosują za sprzeda-żą, chociaż jest szansa, żeby sięgnąć po 80-procentową dota-cję. To jakaś paranoja – mówił Adam Drozd.

Jaki prezent chciałabym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Zoa Kordela-Borczyk, prezes Euroregionu Karpackiego-Polska: – Marzę o wolnym tygodniu. Chętnie poleżałabym na kanapie, przeczy-tała zaległe książki, które stoją na półce i uśmiechają się do mnie za-chęcająco. Marzę też, aby syn skończył studia prawnicze. Jako prezes EK chciałabym, aby szwaj-carsko-polski program współpracy „Alpy-Karpatom” przyjął nasz pro-jekt realizowany wspólnie z organi-zacjami pozarządowymi na Podkarpaciu i jedną z największych Agencji Rozwoju Regionalnego w Szwajcarii. Chcemy przenieść na nasz teren doświadczenia szwajcarskie w dziedzinie turystyki i produktu lo-kalnego. Będę szczęśliwa, jeśli uda się to zrobić.

Helena cieszy się z talentu siostry. Zoa potra np. wiernie odwzorować i powiększyć ptaka z obrazka w książce, bez jednej poprawki!

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

INWESTYCYJNE PRZYMIARKI

Serdeczne podziękowania wszystkim, którzy okazali mi współczucie i wzięli udział w pogrzebie mojego brata

śp. Jana Mackoskłada

Maria Macko

Sanoka „być albo nie być”O czekającej nasze miasto wielkiej inwestycji komunalnej, której koszt wyniesie ponad 130 milionów złotych, mówi Czesław Bartkowski, prezes Sanockiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej.

* Cóż za kataklizm sprawił, że miasto musi zainwestować tak olbrzymie pieniądze. Nie lepiej i prościej było czynić to sukcesywnie, rok po roku?– Zdecydowanie lepiej. Cóż, kie-dy ostatnią naszą inwestycją była budowa oczyszczalni ścieków, którą zakończyliśmy w 1993 roku. I na tym koniec.* Kto ponosi odpowiedzialność za te zaniedbania?– Kolejne ekipy władzy, którym kadencyjność i chęć przypodoba-nia się wyborcom, nie sprzyjały zajmowaniu się długofalowymi inwestycjami w gospodarce ko-munalnej.* Czyżby te inwestycje były źle oceniane przez społeczeń-stwo?– One są bardzo kapitałochłonne i mało efektowne medialnie. To nie blok mieszkalny, nowa droga, czy obiekt sportowy. * Ale ponoć były też trudności

lata. Zresztą z Zagórzem do dziś nie ma uzgodnień. Z tego wzglę-du w naszej nowej strategii re- zygnujemy z ujęcia w Zasławiu. Dopiero w 2007 roku wywalczy- liśmy prawo dysponowania grunta-mi ujęcia wody w Trepczy i mogliśmy przystąpić do działania.* Co nas tak goni i zmusza do pośpiechu?– Ogromne zaniedbania. W zakre-sie oczyszczania ścieków zosta- liśmy na etapie standardów z lat siedemdziesiątych, co oczywiście przekłada się na jakość ścieków wpływających do Sanu. Lepiej jest z jakością wody, lecz zawdzięczać to możemy wyłącz-nie nadzwyczajnej trosce o jej czystość.* Mówi się, że trzeba było do-piero Unii Europejskiej, aby po-wiedziała: stop dotychczaso-wym standardom!– Nie. W 2010 roku kończy waż-ność aktualnego pozwolenia na

nie ma instalacji do biologicznego oczyszczania ścieków z fosforu i azotu. A taką właśnie przy- gotowany projekt modernizacji oczyszczalni przewiduje. * A jak pan w takim razie oceni jakość wody, którą pijemy?– Ujęcie i stacja uzdatniania wody w Trepczy są obiektami niezwykle leciwymi i wymagają generalnej modernizacji. Można rzec, budo-wy nowego zakładu. Musimy bo-wiem wprowadzić całkowicie nową technologię, która da nam 100-procentową gwarancję, iż woda wpływająca do miasta bę-dzie całkowicie wolna od bakterii i związków chemicznych, a także będzie lepsza smakowo. Dziś osiągamy dobry efekt, jednak wy-maga to ogromnego wysiłku i nie-bywałej troski o czystość wody. W tej kwestii już obowiązują nas nowe warunki, które spełniamy, choć z największym trudem nam się to udaje.

dotacji, co odbywa się w drodze konkursu, wymaga ogromnych starań, budowania lobbingu, ale oceniając zaangażowanie władz miasta z burmistrzem na czele, wierzę w końcowy sukces naszej batalii.* A gdyby się nie udało?– To nie może się nie udać. To jest „być, albo nie być” dla Sa-noka.

obiektywne, które hamowały proces inwestowania w gospo-darkę komunalną. Czy tak?– Owszem, wiązało się to z fak-tem położenia mienia z urządze-niami gospodarki wodnej na tere-nie kilku gmin, konkretnie z ich niepodzielnością. A prawo do dysponowania gruntem było i jest podstawą przystąpienia do inwe-stycji, a także ubiegania się o środki pomocowe.* Naprawdę nie udało się doga-dać z gminami ościennymi? – Prób rozwiązania problemu było kilkanaście i trwały one całe

oczyszczanie ścieków, po czym otrzymamy nowe, znacznie bar-dziej zaostrzone warunki, którym musimy sprostać. Oczywiście, będą to już standardy unijne, ale umówmy się, że zgodziliśmy się na nie, wchodząc do Unii Euro-pejskiej. Nie Unia więc jest wino-wajcą, nam samym powinno za-leżeć, aby żyć w czystym środo-wisku, aby San miał pierwszą klasę czystości, a nie trzecią. * Czy naprawdę tak mocno tru-jemy nasz San?– Owszem, gdyż przestarzała technologicznie oczyszczalnia

* Z pewnością nie mniej wysił-ku kosztowało was opracowa-nie projektu pn. „Poprawa gospodarki wodno-ściekowej w aglomeracji Sanok w latach 2009-2012”, który precyzyjnie określa strategię miasta w tej dziedzinie...– Owszem, pracowaliśmy nad nią od 2003 roku, a końcowym akor-dem było przyjęcie uchwały w tej sprawie przez radę miasta na se-sji 25 listopada br. oraz złożenie wniosku do programu „Infrastruk-tura i Środowisko”, który daje nam szansę na 62-procentową dotację tego projektu z Funduszu Spójności”. * Proszę przeliczyć to na zło-tówki i ocenić szanse Sanoka na przyznanie tej dotacji...– Jeśli otrzymamy wsparcie Fun-duszu, to wyniesie ono w grani-cach 75 milionów złotych, zaś wysiłek miasta, jaki musiałoby ono ponieść, kształtuje się na po-ziomie 55 milionów. Są to również ogromne pieniądze. Uzyskanie

* A przyjmijmy czarny scena-riusz?– Dramat zacząłby się już w 2010 roku, gdy skończy się ważność pozwolenia na jakość wypuszczanych ścieków. W tym momencie ruszy machina nali-czania kar za ścieki nie w pełni oczyszczone, które przedsię-biorstwo musi pokrywać z zysku. W praktyce oznacza-łoby to ustalenie bardzo wyso-kich cen, gwarantujących fir-mie uzyskiwanie tych zysków. Innymi słowy, ciężar kar spo-cząłby na barkach odbiorców naszych usług. To samo zresz-tą dotyczyłoby wody. * Nie sądzi pan, że do 2010 roku uda się miastu zrealizo-wać cały plan inwestycyjny... Czy zatem scenariusz, nakreślony wyżej, nam nie grozi?– Gdybyśmy rozpoczęli proces inwestycyjny w IV kwartale 2009 roku, tak jak optymalnie planujemy, z przewidywanym jego zakończeniem w 2012 roku, wówczas wystąpilibyśmy o przyznanie warunków na okres przejściowy. Myślę, że byłoby to do osiągnięcia. * Kiedy nastąpi pierwsze roz-danie, czyli konkursowe roz-strzygnięcie w kwestii wspar-cia naszego projektu z Fun-duszu Spójności?– Uważam, że koniec I kwarta-łu 2009 roku przyniesie taką decyzję.* A gdyby się okazało, że bę-dzie odmowna, to co wtedy?– Nie ma – moim zdaniem – al-ternatywy: przystąpić do in- westycji, czy przedłużać ago-nię. Musimy podjąć się realiza-cji zadania. Nawet, gdyby trze-ba było realizować go w ca- łości z budżetu miasta. Jestem jednak dobrej myśli i wierzę, że nie zostaniemy sami na pla-cu boju.

Rozm. Marian Struś

Halina Dembiczak, dyrektorka Zespołu Szkół nr 5: – Moje oczeki-wania związane są głównie z pracą zawodową, bo przyszły rok może być dla nas bardzo ważny. Stara-my się bowiem o pozyskanie spo-rych środków unijnych na rozbudo-wę szkoły i uruchomienie nowych kierunków. Liczę, że nam się to po-wiedzie. Pozostałe marzenia są bardziej prozaiczne i zapewne pokrywają się z życzeniami dyrek-torów innych szkół. Chciałabym, żeby młodzież dobrze się czuła w naszych murach, spełniała się zawodowo. Żeby panowała u nas życzliwa, serdeczna atmosfera.

Jaki prezent chciałabym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

Dodam, że chcemy nieco zmienić wizerunek szkoły – tak w kontekście postrzegania jej przez sanoczan, jak i pod względem estetycznym. Szykujemy małą niespodziankę, związaną ze zmianą wejścia do szkoły. Liczę też, że w przy-szłym roku uda nam się podtrzy-mać dobrą passę we wszelkiego rodzaju konkursach i olimpiadach. Jeżeli chodzi o życzenia osobiste, to przede wszystkim chciałabym, żeby całej mojej rodzinie dopisy-wało zdrowie. Bo ono jest najważ-niejsze i warunkuje wszystkie inne sprawy. Jak choćby urlopowy wy-jazd do ciepłych krajów. Nie ukry-wam, że taka perspektywa bardzo mnie kusi…

Sanockie ulice przepadły

Sanoczanie czują się zawiedzeni, że wśród dróg i ulic zakwalikowanych do przyznania rządowej dotacji na ich re-mont nie znalazły się zgłoszone: Jana Pawła II oraz Łany. – Zaczyna to być irytujące, że od pewnego czasu miasto pisze naprawdę dobre wnioski, a komisje je odrzucają. I naprawdę małym pocieszeniem jest to, że zawsze brakuje im zaledwie ułamka punktu, aby się zakwalikować. Nie wierzę w obiekty-wizm podejmowanych decyzji – mówi Piotr Lewandowski, przewodniczący komisji budownictwa i infrastruktury miej-skiej Rady Miasta.

Jest oburzony, że na liście dróg tzw. schetynówek, które specjalna komisja zakwalikowa-ła do dotacji, nie znalazły się uli-ce: Jana Pawła II, ani Łany. – Ja-kie mogą być mocniejsze kryteria? Obie łączą się z droga-mi krajowymi. Jana Pawła II to ulica bardzo niebezpieczna, gdzie sporo jest kolizji, a nawet wypad-ków, gdzie puszczony jest ruch ciężkich samochodów, do które-go zupełnie nie jest przystosowa-na. Z kolei Łany jest ulicą prowa-dzącą do dużego zakładu pracy (Centurion), a także do coraz licz-niejszych zabudowań. Nie ma nawierzchni, chodników, nie jest oświetlona, a chodzą nią dzieci do szkoły. Czy mogą być moc-niejsze atuty? Czy w gorszym stanie i bardziej niebezpieczna jest droga z Zagórza do Poraża? Nieprawda! – argumentuje Piotr Lewandowski.

Z całego powiatu sanockiego złożono siedem wniosków, cztery z nich znalazło uznanie komisji, która je oceniała. Są to drogi: Dłu-gie – Nowosielce (gm. Zarszyn), Pisarowce – Kostarowce – Ju-rowce (gm. Wiejska Sanok),

ul. Podgórska (gm. Besko) i Za-górz – Poraż (gm. Zagórz). Na listę nie trała żadna droga (ulica)z terenu miasta Sanoka. Zarów-no Jana Pawła II, jak i Łany dostały się na listę rezerwową. Ponoć zabrakło im 0,2 punkta.

– Tutaj nie ma żadnej złej woli, ani żadnego klucza politycz-nego. Komisja merytorycznie oceniała wnioski, według ścisłych kryteriów – tłumaczyła podczas spotkania Platformy Obywatel-skiej z mieszkańcami Sanoka Małgorzata Chomycz, wicewoje-woda podkarpacki.

Czy przekonała radnego Piotra Lewandowskiego i wielu innych sanoczan, którzy na wieść o wynikach ostro protestowali na jednym z portali internetowych? Na pewno nie. I trudno się temu dziwić, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę tragiczny stan dróg przebiegających przez miasto. Bo jak wytłumaczyć sta-tystycznemu sanoczaninowi, że remont drogi Zagórz – Poraż jest pilniejszy od remontu ulic Jana Pawła II czy Łany, gdzie ludzie w ciemnościach brną po werte-pach? emes

Mocno nam się podstarzała sanocka oczyszczalnia i nie oczyszcza ścieków tak, żeby mówić o krystalicz-nej wodzie w Sanie. Chcąc czuć się Europejczykami, musimy zamienić ją na nowszy model. Zyska środo-wisko, a my unikniemy potężnych kar, które nam – niestety – grożą.

Tak wyglądają obecnie Łany. Trudno napisać: ulica Łany, bo jakaż to ulica! Droga z Zagórza do Poraża przy niej to tak jakby autostradę przyrównać do leśnego, bądź wiejskiego traktu. Komisja wybrała Zagórz – Poraż. Miasto poczeka.

ARCH

IWU

M TS

BAR

TOSZ

BŁA

ŻEW

ICZ

MAR

IAN STR

UŚ (2)

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

SPORT

Chcę dać mocną zmianęZ prezesem Polskiego Związku Hokeja na Lodzie

ZDZISŁAWEM INGIELEWICZEM rozmawia Marian Struś

Zadzwoń i wygraj karnet

Ślizgamy się i pływamyPrzez cały tydzień, łącznie z weekendem, miłośnicy jazdy

na łyżwach będą mieli okazję do szaleństwa. Organizatorzy zapraszają na ślizgawki od poniedziałku do piątku w godz. od 18 do 19.30. W soboty ślizgamy się w godz. 17-18 oraz 19-20, zaś w niedziele od 20 do 21.

A teraz coś dla miłośników pływania – oferta świąteczna. W dniach 22-23 grudnia (poniedz. i wtorek) basen czynny będzie od godz. 10 do 18. W wigilijną środę (24 bm.), a także w dni świąteczne (25 i 26 bm.) basen będzie nieczynny. Wznowi działalność już w sobotę (27 bm.) i do wtorku czynny będzie w godz. 10-12. W dzień Sylwestra będzie można popływać od 10 do 15, natomiast w Nowy Rok basen będzie zamknięty. emes

Każdy, kto chce popływać, bądź poślizgać się bez kupowania bile-tu, może to uczynić, dzwoniąc do nas w piątek (19 bm.) o godz. 11. Pierwszych 20 osób (10 na ślizgawkę i 10 na basen) otrzyma od nas (dzięki MOSiR-owi) 2-osobowy karnet na skorzystanie z basenu i lodo-wiska w dowolnym dniu. Dzwońcie!

* Słyszał już pan co o PZHL śpie-wają na trybunach kibice?– Nie, i mam nadzieję, że nie jest to nic obraźliwego, a co najwyżej sygnał, że oczekują na zmiany. Sądzę, że jest to nasze wspólne marzenie, które nie powinno nas dzielić, ale łączyć. * Co przyciągnęło pana do hoke-ja, do sportu w ogóle?– Powiedziałbym: nieznane są wy-roki boskie. Otóż kierując „Dworami” w Oświęcimiu, zetknąłem się ze sportem wyczynowym: łyżwiar-stwem gurowym(DorotaZagórska,Mariusz Siudek), pływaniem (Paweł Korzeniowski) i hokejem na lodzie (Unia). Najdłuższy kontakt, bo trwa-jący aż siedem lat, miałem z hoke-jem, był to czas wspaniałych sukce-sów Unii, więc okazał się on najtrwal-szy. W 2005 roku przestałem kiero-wać „Dworami”, ale z hokejem nie dane mi się było rozstać. * Widać, ceniono pana w tym śro-dowisku, skoro zaproponowano panu kandydowanie na sternika polskiego hokeja...– Pewnie tak, zwłaszcza, że wie-dziano, iż nie szukam ani zajęcia, ani pieniędzy. Ja wyzwanie to potraktowałem jako zobowiązanie społeczne, chęć zrobienia czegoś dla tej dyscypliny. * Czy w momencie, gdy został pan wybrany prezesem PZHL, po- myślał pan: dyscyplina sięgnęła dna, trzeba zacząć budować ją od zera? – Nie, nie uważam, żeby trzeba było zaczynać od zera. Uważam nato-miast, że moją rolą jest dać dobrą zmianę. I takie myślenie, według mnie, ma sens. A nie: wpaść, zrobić rewolucję... * W światowym, a także polskim sporcie rządzi piłka nożna, hokej, mimo swej widowiskowości i atrakcyjności, nie sięga jej na-wet do pięt. Czy tak być musi?– Potwierdzam, że 90 procent cza-su medialnego i pieniędzy przejmu-je piłka nożna, zaś tylko 10 procent pozostaje na wszystkie inne dyscy-pliny. I to właśnie trzeba zmienić. Spróbować powalczyć o większy kawałek tortu dla hokeja. Władze światowego hokeja to widzą i też są tego zdania. * I pan podejmie się tego zadania w Polsce?– Nie choruję na manię wielkości i nie mówię, że wkrótce polski hokej na lodzie zdominuje inne dyscypli-ny. Jestem natomiast przekonany, że możliwe jest stworzenie pozy-tywnego wizerunku tej dyscypliny, że jest szansa, aby podnieść jej po-ziom, a tym samym szerzej docie-rać do mediów, do środowisk bizne-sowych.* Życie pokazuje, że nie jest to wcale proste i łatwe...– Zadanie jest o tyle trudne, że nie mamy za wiele środków. Trudno też liczyć na to, że nagle jako kraj w sporcie zaczniemy stawiać na hokej na lodzie. Ale to nie powinno nas zniechęcać. Znam się na zarządzaniu. Na pewno lepiej niż na hokeju. Jeśli mówimy, że hokejem należy pro-fesjonalnie zarządzać, to tego zadania się podejmuję.

* Nie obawia się pan, że „praca to ogromna, a robotników mało?”– Nie. Entuzjastów całym sercem oddanych hokejowi jest wielu. Nie boję się, że zostanę sam. * Czy jest to zadanie na kadencję, czy też na dziesięciolecie?– Ja bym tak nie liczył. Podzieliłbym natomiast zadania na krótkotermi-nowe i długofalowe. Krótkoter-minowe służyć mają temu, aby z obecnego potencjału wykrzesać optymalnie to, co jest możliwe. I tu parę elementarnych rzeczy, służą-cych głównie reprezentacji, załatwi-liśmy od ręki. Do zadań długofalo-wych zaliczyłbym: rozszerzenie bazy szkoleniowej, wprowadzenie spójnego systemu szkolenia trene-rów i instruktorów, opracowanie i zastosowanie nowego systemu szkolenia młodzieży, zbudowanie relacji z mediami, stworzenie lep-szego wizerunku tej dyscypliny. * Jakie znaczenie ma w tych pla-nach zbudowanie dobrego hoke-ja w stolicy? – Jestem tego zwolennikiem. Uważam, że jest to wielka szan-sa, aby poprawić wizerunek tej dyscypliny, zapewnić jej większą

* Truizmem jest twierdzenie, że kołem zamachowym rozwoju ho-keja jest reprezentacja i wyniki przezeń osiągane. Łatwo powie-dzieć, prawda?– Co można zrobić w tej kwestii; uczynić wszystko co tylko możliwe, aby z posiadanego materiału uzyskać jak najlepszy efekt. Ale miejmy też świadomość, że inni nie stoją w miejscu. Mało tego, obser-wacje pokazują, że robią więcej od nas. Przykłady: Japonii, Węgier, Austrii, Danii, Francji, Włoch mówią wiele. A nie zapominajmy też, że z jednego kraju, jakim był ZSRR, mamy dziś siedem bardzo mocnych drużyn narodowych, że z b. Czecho- słowacji mamy dwie bardzo silne reprezentacje: Czech i Słowacji. To wszystko stworzyło nowy układ sił w światowym hokeju, sprawiło, że o miejsce w elicie, które kiedyś było w naszym zasięgu, dziś jest niezwykle ciężko. * Nie czarujmy się, długo nie do-czekamy się sytuacji, żeby mieć, tak jak Słowacja, kilkadziesiąt ty-sięcy hokeistów, a niemal w każ-dej wiosce lodowisko. Trudno więc mierzyć się z reprezentacją

* Wiele narzekań i utyskiwań kie-rowanych jest pod adresem sę-dziów. To ich po części obarcza się odpowiedzialnością za stan polskiego hokeja. Czy słusznie?– Myślę, że to jest obiegowa opinia, chyba nie do końca słuszna i spra-wiedliwa. Upewnia mnie w tym oce-na trenera Ekrotha, który oglądał już wiele spotkań naszej ekstraligi i nie uważa, iż poziom polskiego sędzio-wania odbiega od innych wzorców. Pomimo tego, będą pozostawać oni w orbicie naszego zainteresowania. Zajmiemy się procesem szkolenia sędziów, przygotowujemy wydanie nowych przepisów, czynimy przy-miarki do wprowadzenia czterech sędziów na lód. Powiem tak: sę-dziowie są jednym z elementów na-szej układanki, którą tworzą: za-wodnicy, szkoleniowcy i właśnie sędziowie. * Co myśli o polskim hokeju na lodzie minister sportu i turysty-ki?– Mam wrażenie, że pan minister patrzy wyłącznie na piłkę nożną i nie ma czasu na inne dyscypliny.* Nie kocha też hokeja wszech-mocna Telewizja...– Telewizja jest tym czymś, co w walce o pozycję hokeja na lodzie straciliśmy. To był dowód, że to nie jest dane raz na zawsze. Wiem, że w tej materii mamy wiele do zrobie-nia. Ale mamy też coś do zapropo-nowania. Jestem tu optymistą i wie-rzę, że w końcu się przebijemy. * Czy ma pan swoje ulubione klu-by, swoje sympatie?– Miałem, jednak od kiedy zostałem sternikiem polskiego hokeja, wszyst-kie one są moimi ukochanymi. Natomiast największy szacunek mam dla tych klubów, które przez solidną pracę osiągają coraz lepsze wyniki. Dziś jest kilka klubów dobrze zorganizowanych, a proces profe-sjonalizacji postępuje. Jest on wi-doczny niemal w całej ekstraklasie, a do grona tego pukają jeszcze: Unia i KTH. * Jaka jest rola środowisk lokal-nych w utrzymaniu i rozwoju ho-keja?– Ogromna. Tam, gdzie jest współ-praca z miastem, tam jest stabiliza-cja, tam widać postęp. Uważam, że środowiska lokalne muszą brać na siebie ciężar wspierania sportu, w tym hokeja na lodzie. To leży w ich głębokim interesie. Zamiast dyskutować, ile miliardów dokładać do Narodowego Funduszu Zdrowia, lepiej pomyśleć o wspieraniu sportu. 70 procent dzieci ma wady posta-wy. Oderwijmy je od telewizorów i komputerów, pospieszmy z dobrą sportową ofertą. * Na zakończenie, jako jeden z członków Sanockiej Republiki Hokejowej, chciałbym pana pro-sić o odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy polski hokej już jest na dnie, czy jeszcze będzie spa-dał w dół?– Nie jesteśmy na dnie. To nie ta pozycja. Ale jest sporo do zrobienia, żeby było dobrze. I to jest dla mnie wyzwanie. Żeby z tego co jest zro-bić coś dużo lepszego. Oczywiście sam tego nie zrobię. Na szczęście, jest wielu autentycznych entuzjastów hokeja, którzy chcą mi w tym poma-gać. Szanujcie tych ludzi. Za to, że angażują się w naszą wspólną wielką sprawę, że poświęcają temu czas, nie może spotykać ich jakże przykra często krytyka. Nie gaście ich zapału. Bo dzięki tym ludziom możemy odnieść sukces. Drogę znamy.

medialność i siłę przebicia. Stąd chciałbym, aby w ciągu 3-4 lat powstała w Warszawie dobra, ekstraligowa drużyna hokejowa. Są ku temu warunki.* Największą bolączką polskiego hokeja na lodzie jest słabe szko-lenie. Zgadza się pan z tym?– Podzielam tę opinię. Na dziś mamy cztery ośrodki profesjonalne-go szkolenia młodzieży. Wystąpi-liśmy o pięć kolejnych, nansowa-nych ze środków pochodzących z Ministerstwa Sportu i Turystyki. A my musimy zadbać o zunikowa-nie systemu naboru do tych ośrod-ków i zapewnić im bardzo dobrych szkoleniowców. Naszym dążeniem, pozostającym na razie w sferze ma-rzeń jest, żeby kluby zaczęły profe-sjonalnie organizować szkolenie młodzieży. * Kluby powiedzą: dajcie pienią-dze, a potramy lepiej szkolić niższkółki. Co im pan odpowie?– Na donansowanie szkoleniadzieci i młodzieży w klubach Związku nie stać, ale będziemy je wspierać organizacyjnie. Odwiedziłem wiele klubów i wi-dzę możliwość marketingowego wykorzystania szkolenia mło-dzieży. Jest to grupa będąca przedmiotem zainteresowania ze strony rm, chcących sięprzez nią promować. Są takie sygnały i trzeba im poświęcić więcej uwagi.

tego kraju, mając do dyspozycji zarejestrowanych dwa tysiące zawodników...– Zgoda, ale to nie znaczy, że na-sza reprezentacja nie może grać lepiej. Węgrzy są dobrym przykła-dem, że jest to możliwe. Słowenia ma zaledwie 800 hokeistów, a jej reprezentacja gra od naszej lepiej. I takimi przykładami musimy się za-interesować. * Nie jest pan sam. Już na po-czątku swej kadencji miał pan wiele szczęścia, pozyskując do współpracy Mariusza Czerkawskiego. Niewątpliwie jest on największym polskim autorytetem w tej dyscyplinie i żywym dowodem, że „Polak potra”...– Zgadzam się z tym. Postać Mariusza Czerkawskiego ma dla mnie i dla przyszłości polskiego hokeja nadzwyczajną wartość. To, że zechciał się zaangażo-wać w jego budowę, jest nie do przecenienia. To bardzo mocne wsparcie. Ale obok niego są jeszcze inni ludzie, którzy chcą „grać w naszej drużynie”. Są to: Henryk Gruth, Andrzej Zabawa, Wiesław Jobczyk, Wiesiek Stebnicki, czy najmłodszy z nich Tomek Wawrzkiewicz. Chcą się dzielić swoimi doświadczeniami, pomagać, chcą tworzyć wizeru-nek polskiego hokeja. To wielka sprawa.

Orły już lecąW Sanoku mamy już trzeci szyld, pod którym trenować bę-

dzie futbolowa młodzież. Do Stali i Ekoballu dołączyła szkółka piłkarska Orły.

Drużyna chłopców z roczni-ka 1998 i młodszych ma już za sobą debiut, jakim okazał się wy-jazd na turniej halowy do Żurawicy. Nie było źle – zanoto-wali wygrane po 1-0 z Orłami Przemyśl i Stalą Stalowa Wola, remis 1-1 z UKS Stubno oraz po-rażki 0-4 z Orłami Rzeszów i 0-2 z Polonią Przemyśl. Ostatecznie drużyna zajęła 7. miejsce w tur-nieju.

– Chłopcy zasłużyli na bra-wa! Dla wielu był to pierwszy wy-jazd bez opieki rodziców, więc towarzyszyły mu ogromne emo-cje i niepewność. Wszystko jed-

nak dobrze się skończyło, a moi zawodnicy już nie mogą się do-czekać następnego turnieju, na który pojadą do Rzeszowa – po-wiedział Bernard Sołtysik, trener i dyrektor sportowy, którego kibi-ce z pewnością pamiętają jako bramkarza Stali.

W drużynie Orłów zagrali: P. Adamiak, D. Ambicki, M i H. Brojkowie, M. Czerwiński, P. Fic, M. Herdyński, M. Hyrczyk, M. Kijowski, A. Komański, M. Pielech, W. Suchora, A. Wojtoń, S. Żytka, A. Dąbrowiak, D. Pielech.

(bb)

Młode „Orły” z trenerem Bernerdem Sołtysikiem.

19-26 GRUDNIA 2008 R. TYGODNIK SANOCKI

SPORT

Kolumnę opracował BARTOSZ BŁAŻEWICZ

Organizator turnieju Uczniowski Klub Sportowy przy Zespole Szkół nr 4 w Sanoku serdecznie dziękuje sponsorom:

Burmistrz Miasta Sanoka, Starosta Powiatu Sanockiego, GEO- EKO, EKOBALL, Podkarpackie Stowarzyszenie – Dom Europej-ski, PGNiG SA.,Poglesz IMPEXRUR S.A., TRANS – GAZ, PBS, OSM, PKO BP S.A, Bank PEKAO S.A. , PSS, PZU, Kauand, R. Kuczma, Kawiarnia „Basia”, Ubezpieczenia B. Witkowska,

Interq gromi Papenów Sanocka Liga Unihokeja „Blast Floorball”. W XI kolejce

doszło do megasensacji – prowadzący do niedawna w tabeli Papeni dostali baty od Interq. Nadal zadziwia esanok.pl, który po zwycięstwie nad unihokej.com umocnił pozycję lidera.

„Belfer” dla G1 Drużyna Gimnazjum nr 1 wygrała IX Międzynarodowy Turniej Siatkarski Nauczycieli „Belfer 2008”. Tym samym zdetronizowała broniącą tytułu Szkołę Podstawową nr 4, która aż pięciokrotnie zdobywała puchar.

W dziewiątym turnieju zagrało 9 drużyn – oprócz sanockich także Szkoła Budowlana z Humennego na Słowacji – naturalny był więc podział na 3 grupy. Po dwie najlepsze awansowały do półnałów, których zwycięz-cy utworzyli trzyzespołową grupę nałową.G1pewniesięgnęłopozwycięstwo, po 2:0 pokonując drużyny G2 i SP4. Pojedynek tych dwóch drużyn, decy-dujący o 2. miejscu w turnieju, okazał się zarazem jego ozdobą. „Czwórka” wygrała 2:1, a w tie-breaku 17-15. Najlepszą zawodniczką turnieju została Kamila Mika z SP4, nato-miast zawodnikiem Sebastian Wasylik z G2. Wybrano też najlepszy zespół w kategorii szkół ponadgimnazjalnych, a została nim drużyna gospodarzy, czyli ZS 4. Cheerleaderki z tej szkoły zadbały o sportową oprawę zawodów. Za rok jubileuszowa edycja, którą organizatorzy z pewnością postarają się odpowiednio uświetnić. Mecze grupowe: Grupa I: ZS4 – G2 0:2 (-12, -22), ZS4 – SOS Humenne 2:0 (21, 23), G2 – SOS Humenne 2:0 (15, 23). Grupa II: G4 – SP2 2:1 (21, -16, 14), G4 – G1 0:2 (-19, -21), G1 – SP2 2:0 (19, 26). Grupa III: SP4 – ZS3 2:0 (19, 17), ZS3 – ZS2 2:1 (16, -23, 12), SP4 – ZS2 2:1 (16, -23, 7). Półnały: G1 – ZS3 2:0 (17, 13), G2 – G4 2:1 (-18, 17, 12, ) SP4 – ZS4 2: 0 (17, 18). Finały: G1 – G2 2:0 (20, 21), G2 – SP4 1:2 (-25, 23, -15), G1 – SP4 2:0 (16, 20).

Zdjęcie drużyn obydwu „budowlanek” – z Humennego i Sanoka.

Marcin Karczyński, czołowy pol-ski kolarz górski: – Pod choinką chciałbym znaleźć… nowy kon-trakt. Cóż, nasza grupa nie jeździ już pod szyldem rmy Halls, którawycofała się z nansowania. Byćmoże jej miejsce zajmie BGŻ, ale to jeszcze nic pewnego. Dlatego też najbliższy sezon może być dla nas trudny, jak to się mówi „przejściowy”. Jestem jednak dobrej myśli, zwłaszcza, że potencjał mamy naprawdę duży. Świadczyło o tym choćby 4. miejsce na druży-

Jaki prezent chciałbym dostać pod choinkę, czyli moje marzenia świąteczno-noworoczne

nowych Mistrzostwach Świata MTB, z niewielką stratą do podium. W nadchodzącym roku będziemy chcieli powalczyć o odzyskanie meda-lu. W końcu kiedyś mieliśmy nawet złoto…

Uporałem się już z kontuzją, więc jestem pełen zapału przed nowym sezo-nem. I nie przeszkadza mi wcale fakt, że skończyłem trzydziestkę. Zwłaszcza, kiedy słyszę o powrocie 37-letniego Lance Armstronga, to nabieram wiary, że przede mną jeszcze kilka sezonów jazdy na wysokim poziomie. Bo właśnie sta-bilizacja formy jest podstawą. Jeżeli zdrowie będzie dopisywać, to z pewnością powalczę we wszystkich najważniejszych imprezach, czyli mistrzostwach świa-ta i Europy, pucharach świata oraz tradycyjnym cyklu Langa.

Prywatnie nie mam specjalnych życzeń, choć nie ukrywam, że chciałbym wyjechać z rodziną na urlop. Kuszą nas Włochy. Jeżeli cho-dzi o nieco mniejsze marzenia, to planuję… nauczyć syna Filipa jeź-dzić na nartach. W przyszłym roku skończy 5 lat, na rowerku już „krę-ci”, więc teraz czas założyć deski.

Bez niespodzianek

Sanocka Halowa Liga Piłki Nożnej „Ekoball” na półmetku. Kończąca pierwszą rundę rozgrywek XIII kolejka była łatwa do przewidzenia, za niespodziankę uznać można jedynie remis Agendy 2000 z Harnasiami. Wreszcie pokonane zostało HTP Brzozów, na które receptę znaleźli Kingsi.

Wir – Nafta-Gaz 3-7 (2-2); Bernat, M. Jastrzębski, Ziemiański – Wąsowicz 3, Kogut, Wójtowicz, Patronik, Zatwarnicki. Media Market – Magistrat 8-2 (3-2); M. Pęcak 5, Majer, Biskup, Ryniak – Popowicz 2. Harnaś Błonie – Agenda 2000 5-5 (1-3); Hodyr 2, Pielech, Bukowski, Kłodowski – Adamski 4, Gruszecki. HTP Brzozów – Kings 2-8 (2-2); Szuba, Paszkaniak – Dobosz 4, Bąk, Burczyk, J. Sieradzki i samobójcza. Trans-Gaz – Multi Okna Lesko 2-5 (2-2); Piotrowski, J. Haduch – Pałysz i Jacek Zięba po 2, Bryndza. Dario Futbol – Policja 4-18 (2-7); Mackiewicz, Skalko – Steliga 6, Wojtowicz i Buczek po 3, Haduch 2, K. Malik, Walankiewicz i 2 samobójcze. Transbud – Geo-Eko 5-9 (4-2); Kowalczyk 3, Kalityński, Sokołowski – Warchoł 3, Błażowski i Lorenc po 2, Kot, Tarapacki. Tabela: 1. Multi Okna Lesko (37, 110-60), 2. Agenda 2000 (29, 95-51), 3. Trans-Gaz (28, 78-61). Strzelcy: 1. Pałysz (Multi Okna Lesko) – 39, 2. Spaliński (Agenda 2000) – 36, 3. Kowalczyk (Transbud), M. Pęcak (Media Market) – po 26.Dzisiaj początek II rundy: Trans-Gaz – HTP Brzozów (godz. 18), Multi Okna Lesko – Kings (18.50), Media Market – Nafta-Gaz (19.40), Policja – Wir (20.30), Geo-Eko – Transbud (21.20), Agenda 2000 – Harnaś Błonie (22.10), Magistrat – Dario Futbol (23).

Agenda wydaje się mieć lep-szy skład od „Zbójników”, do przerwy prowadziła 3-1, jednak drużyna z Błoni pokazała charak-ter, doprowadzając do wyrówna-nia. Cztery gole dla wicelidera zdobył Bartosz Adamski. Takim samym wyczynem popisał się Wojciech Dobosz z Kingsów, a jego zespół rozgromił brzozo-wiaków, choć po pierwszej poło-wie utrzymywał się remis. Wysokie aspiracje potwierdziły Media Market, gromiąc „urzędni-

Kłopoty z zapłonem i piąty bieg

Początek nie wyglądał dobrze. Maszyna z napisem TSV nie mogła „zapalić”, nasi zawodnicy popełnia-li dużo błędów, co skoncentrowani rywale skrupulatnie wykorzystywa-li. A gdy w końcu zespół zaczął ła-pać właściwy rytm, było za późno na odrobienie strat. Kibice widzieli jednak, że gra zaczyna się zazę-biać i w kolejnych odsłonach me-czu musi być lepiej. Jeżeli goście liczyli na ko-rzystny wynik, to nadzieja zgasła już na początku drugiej partii.

Siatkarze TSV praktycznie od razu wrzucili piąty bieg, szybko odjeżdżając rywalom. Mocną za-grywką odrzucili ich od siatki, blok był szczelny, ale i tak największy atut drużyny stanowił atak. Brylowali w tym zwłaszcza odzy-skujący właściwą formę Grzegorz Wolanin oraz – o dziwo – Paweł Czech, który ostatnio rzadko gry-wał w pierwszej piątce. Bardzo dzielnie poczynał też sobie Kamil Kocur, wybrany zawodnikiem meczu.

TSV Mansard Sanok – Brzozowia Brzozów 3:1 (-23, 14, 17, 15). TSV: Krzysztof Kocur, Wolanin, P. Sokołowski, Kamil Kocur, Kondyjowski, Zieliński, T. Sokołowski (Libero) oraz Czech, Wiśniowski, R. Sokołowski. Tabela: 1. Wisłok Strzyżów (30, 32:7), 2. TSV (25, 28:15). W sobotę warto zobaczyć siatkarki Sanoczanki PBS Bank, które w meczu na szczycie podejmować będą UKS MOSiR Jasło. Początek o godz. 16.30.

Atakuje Paweł Czech, jeden z najlepszych zawodników meczu.

Siatkówka młodzieżowaJuniorki: MKS V LO Rzeszów – Sanoczanka PBS Bank Sanok 3:0 (21, 16, 16). Tabela: 1. MOSiR Jasło (22, 33:7); 4. Sanoczanka (17, 19:17). Kadetki: Sanoczanka PBS Bank Sanok – VLO Rzeszów 0:3 (-12, -17, -14). Tabela grupy A: 1. Karpaty Krosno (5), 2. Sanoczanka (5, 6:4). Kadeci: Brzozovia MOSiR Brzozów – TSV Mansard Sanok 3:0 (20, 22, 22). Tabela: 1. Karpaty Krosno (16, 24:1); 3. TSV (12, 15:16).

Wyniki młodych hokeistówJuniorzy młodsi: Unia Oświęcim – KH Sanok 15-2 (6-0, 5-0, 4-2); Mielniczek 2. Unia Oświęcim – KH Sanok 9-1 (5-0, 3-1, 1-0); Zadylak. Żacy młodsi: KH Sanok – Cracovia Kraków 20-0 (6-0, 4-0, 10-0); Fal 11, Januszczak 3, Sujkowski 2, Hulewicz, Dereń, Skokan, Mazur.

Sylwestrowy koszOd kilku dobrych lat okres świąteczny kojarzy się kibicom z Sylwestrowym

Turniejem Koszykówki w Zespole Szkół nr 3. Nie zabraknie go i w tym roku. Rozgrywana już po raz 8. impreza odbędzie się we wtorek 30 bm., początek o godz. 9. Walczyć będzie 6 drużyn, w tym aż 4 z Sanoka.

W kolejnym meczu ligowym siatkarze TSV Mansard wygrali u siebie z Brzozovią, odnosząc planowe zwycięstwo za 3 punkty. O ile pierwszy set sugerował powtórkę męczarni w Brzozowie, to potem nastąpił klasyczny pokaz siły w wyko-naniu rozpędzonych gospodarzy.

Medali prawie po równoJudocy „Pantery” zakończy-

li sezon. Z Międzynarodowych Mikołajkowych Zawodów Dzieci w Jaśle przywieźli aż 16 medali, niemal równo dzie-ląc się ich kolorami.

Swoje kategorie wagowe wygrali: Kaja Capik (26 kg), Grzegorz Niedziela (52 kg), Łukasz Rysz (34 kg), Jakub Kruczek (55 kg) i Robert Pilecki (38 kg). Miejsca 2. wywalczyli: Aleksandra Słoniewska (22 kg), Julia Marmur (35 kg), Kacper Chudio (26 kg), Piotr Kruczek (38 kg) i Karol Hydzik (60 kg). Natomiast 3. lokaty zajęli: Emilia Marmur (45 kg), Sonia Kujawa (50 kg), Sebastian Stach (26 kg), Hubert Bobak (40 kg), Szymon Rolnik (30 kg) i Mikołaj Langenfeld (20kg). Ten ostatni ma zaledwie 5 lat i był naj-młodszym uczestnikiem turnieju.

Warto zaznaczyć, że w klasy-kacji drużynowej dziewcząt podopieczne Tomasza Bobali i Adama Słoniewskiego zajęły 2. miejsce. W turnieju startowali ju-docy z Jasła, Krosna, Rzeszowa i Jarosławia oraz z Ukrainy.

Mikołaj Langenfeld (z prawej) był najmłodszym uczestnikiem turnieju.

ków”. Świetną partię rozgrywał Michał Pęcak, zdobywca 5 goli. Niezwykle wysokie zwycięstwo od-nieśli Policjanci, którym w meczu z Dario zaledwie dwóch goli za- brakło do „podwójnej dwucyfrówki”. W tym spotkaniu mieliśmy strzelca kolejki – Konrad Steliga zdobył 6 bramek. Kolejkę zakończył bar-dzo nerwowy mecz Transbud – Geo-Eko. „Budowlańcy” mieli ry-wali na tacy, ale w pewnym mo-mencie zupełnie się zdekoncentro-wali, tracąc kilka szybkich bramek.

Co się dzieje z Papenami? Nie wiedzą chyba sami zaintere-sowani. Mecz z Interq zaczęli wprawdzie od prowadzenia, ale potem traali już tylko rywale i toaż siedmiokrotnie. Czasy, gdy Papeni prowadzili w tabeli, szybko minęły, teraz na czele jest esanok.pl. Drużyna portalu internetowego zanotowała jedyną dwucyfrówkę XI kolejki, gromiąc młodzież z uni-hokej.com. Cztery gole strzelił Marcin Wojdyła, co dało mu pro-wadzenie w klasykacji strzelców.

Pozostałe pojedynki okazały się znacznie bardziej zacięte. Dystansu do liderów nie tracą bro-niący tytułu zawodnicy Cleans-taru24, którzy po twardym meczu ograli Wulkanex. W pokonanej eki-pie świetną partię rozegrał Wojciech Milan, strzelec 4 goli. Podobne emocje przyniósł wygra-ny przez Energy&Electric Systems mecz El-Bud-em. Ciężką przepra-wę miała też Zakopianka, jednak ostatecznie różnicą czterech bra-mek pokonała Merlin.

Interq – Papeni 7-1; Janik 3, Wolanin, Grzesik, Ciepły, Maciejko – Drwięga. Wulkanex – Cleanstar24 6-8; Milan 4, Kinel, Dziewiński – Karnas 3, Kostecki i Mermer po 2, Węgrzyn. Merlin – Zakopianka 5-9; Mataczyński i Tołcz po 2, Tylko – Padiasek 4, Zadylak i Vogel po 2, Zacharski. esanok.pl – unihokej.com 12-6; Wojdyła 4, Sobolak 3, Milczanowski i Gaworecki po 2, Januszczak – Dąbrowiecki 2, Zgłobicki, Pasierbowicz, Ćwikła, Sowa. El-Bud – Energy&Electric Systems 4-6; D. Dorotniak 2, Polański, Stasicki – D. Popek i Sawicki po 2, Gembalik, G. Popek. Tabela: 1. esanok.pl (24, 73-48), 2. Cleanstar24 (21, 73-30), 3. Energy&Electric Systems (21, 66-40).Strzelcy: 1. Wojdyła (esanok.pl) – 24 bramki, 2. Kostecki (Cleanstar24), Maciej Ambicki (Papeni) – po 23, 3. D. Popek (E&E Systens) – 22, Janik (Interq), Kinel (Wulkanex) – po 21, 4. G. Popek (E&E Systems) – 18. W poniedziałek XII kolejka: Interq – Galileo Komputery (godz. 16.10), Zakopianka – Papeni (16.55), Energy&Electric Systems – Merlin (17.40), Wulkanex – PWSZ (18.25), El-Bud – Cleanstar24 (19.10).

BAR

TOSZ

BŁA

ŻEW

ICZ

ARCH

IWU

M P

RYW

ATN

E

BAR

TOSZ

BŁA

ŻEW

ICZ

ARCH

IWU

M PR

YWATN

E

19-26 GRUDNIA 2008 R.TYGODNIK SANOCKI

To dopiero porażka. Nie klęska

Ogromny zawód sprawili swoim fanom sanoccy hokeiści. W meczach, których stawka była ogromna, kompletnie nie grali, dwukrotnie schodząc z tai „na kolanach”. Przegrali z rywalami, z którymi walczą o play-off. A może tylko o miejsce w ekstraklasie?

CIARKO KH – TKH NETIA TORUŃ 1-3 (0-2, 0-0, 1-1)0-1 Dołęga – Salonen – Dąbkowski (1:28, w przewadze), 0-2 Bomastek – Salonen – Burzil (3:52), 1-2 Mermer – Mucha – Guriczan (46:49), 1-3 Marmurowicz – Burzil (59:57).

Sanoczanie zaczęli na śpiąco, kompletnie zdekoncentrowani, co sprawiło, że waleczni goście szyb-ko zdobyli dwie bramki, przy bier-nej postawie obrońców. Ci – być może – liczyli, że na rywala wystar-czy ich nowy bramkarz Peter Sze-vela, który zadebiutował w meczu z TKH. Nic mu nie pomogli w tym, aby mógł swój debiut zaliczyć do udanych. Niewiele lepiej zagrali w tym spotkaniu napastnicy, zwłaszcza Słowacy. Szansę na poprawienie niekorzystnego wyni-ku (0-2) miał w 9. min Robert Kostecki, którego strzał trał w słupek, zaś w 19. min do pustej

bramki nie strzelił, będący wyraź-nie bez formy, Bogusław Rąpała. W drugiej bezbramkowej tercji lep-szym zespołem byli nadal goście. Już w 22. min Rąpale uciekł To-masz Koszarek, ale w sytuacji sam na sam z Szevelą trał w słu-pek. 10 minut później inny toru-nianin Mariusz Jastrzębski ostem-plował poprzeczkę, a w 34. min mocny strzał Przemysława Bo-mastka pięknie obronił golkiper KH. Widmo porażki sprawiło, że w III tercji żywiej zaczęli grać miejscowi. W 43. min po strzale Romana Guriczana Plaskiewiczo-wi pomógł słupek, ale w 47. był on

już bezradny po idealnym traeniu Macieja Mermera. Kontaktowa bramka jeszcze bardziej zmobili-zowała gospodarzy. W 50. min sytuacji sam na sam z bramka-rzem gości nie wykorzystał Lubo-mir Caban, potem, grając w prze-wadze, miejscowi oblegali bramkę Plaskiewicza, ale i on sam, i de-fensywa bronili się skutecznie. W końcówce, gdy sanoczanie wy-cofali bramkarza, dążąc do wy-równania, krążek przejął Vladimir Burzil, zagrał do Arkadiusza Mar-murowicza, a ten nie miał proble-mu, aby umieścić go w pustej bramce.

CIARKO KH SANOK – JKH JASTRZĘBIE 1-5 (0-2, 0-0, 1-3)0-1 Zdrahal – Pastryk – Wolf (12:07, w przewadze), 0-2 Wolf – Labryga – Zdrahal (19:42), 0-3 Kąkol – Pastryk (41:40), 0-4 Szoeke – Zdrahal – Wolf (46:04), 1-4 Biały – Mucha – Caban (47:53), 1-5 Pavlaczka – Zdrahal – Wolf (58:59, w przewadze).

Obserwując mecz z JKH wy-raźnie było widać, że coś złego dzieje się z drużyną gospodarzy. Już w I tercji, przy wyjątkowo bier-nej postawie sanockiej defensywy, goście zdobyli dwie bramki, mogli więc spokojnie panować nad sytu-acją. W 21. min odjechał obrońcy KH Marcinowi Mazurowi Rudi Wolf i znalazł się oko w oko Szevelą. Tym razem górą był bramkarz

gospodarzy. W rewanżu w sytuacji sam na sam znalazł się Bogusław Rąpała, ale nie popisał się kunsz-tem strzeleckim. W końcówce II tercji dwa razy przed bramka-rzem KH stawał Andrzej Szoeke, ale przegrał obydwa pojedynki z Szevelą. Na początku III tercji uciekł Kubrakowi Arkadiusz Kąkol, który pokazał, jak zmusić go do ka-pitulacji. Na 4-0 podwyższył Szo-

eke, choć jego rola sprowadziła się do włożenia krążka do bramki, od-bitego przez bramkarza KH po strzale Pavla Zdrahala. Gospoda-rzy stać było jedynie na honorową bramkę, a strzelił ją po dobrym po-daniu Romana Muchy Marcin Bia-ły. W końcówce dobił sanoczan Marek Palaczka, wykorzystując grę w przewadze i świetne podanie Zdrahala. Marian Struś

Podjąłem decyzję o dymisji. Może nowa krew, nowe myślenie, nowe podejście sprawią, że ta drużyna przypomni sobie, że potra grać w hokej. To, co przeżyłem w pią-tek i dzisiaj, było straszne. Ja mam jedno zdrowie. Jeśli przeszkadzam zawodnikom, od-chodzę. Czynię to, bo dobrze im życzę. Czasami taka zmiana może wiele zdziałać. Na pożegna-nie powiem dwie ważne rzeczy: Pierwsza: sanockich hokeistów stać na wywalczenie awansu do play-off i powalczenie w nim. I druga, która jest lekcją dla mnie: jeśli kiedykolwiek będą pracował w hokeju poza granicami mego kraju, w mojej drużynie nie będą już grać hokeiści słowaccy.

Z kim gramyDo zakończenia czterech

rund wstępnych pozostają do rozegrania jeszcze trzy kolej-ki. Nasi hokeiści grać będą z Polonią Bytom, Cracovią i GKS-em Tychy.

Mecz z Polonią rozegrają dziś (19.12) w Bytomiu, z Cracovią zmie-rzą się w niedzielę (21 bm. o godz. 17) w Sanoku i na ostatni mecz wyjadą do GKS-u Tychy, z którym zmierzą się w najbliższy wtorek.

Potem nastąpi podział na dwie grupy: mocną szóstkę i słabą czwór-kę. Czwórka ta rozegra ze sobą mecz i rewanż. Dwa najlepsze zespoły uzyskają awans do play-off, dwa od końca walczyć będą ze sobą o pozostanie w ekstralidze.

* Kiedy dotarło do pana, że za chwilę będzie pracował pan w Sanoku?– W poniedziałek skontaktował się ze mną prezes Krysiak i popro-sił o spotkanie jeszcze tego same-go dnia. Umówiliśmy się w poło-wie drogi, dokładnie w Preszowie, po czym wsiadłem w samochód i pojechałem. Rozmowa, będąca konkretną ofertą pracy, zakończy-ła się moją zgodą. * Czy łatwo podejmuje się tak ważną decyzję?– Hokej to moje życie, a ponie-waż akurat teraz mam takie moż-liwości, zdecydowałem się podjąć wyzwanie.* A co robił pan wcześniej?– Wcześniej budowałem hokej w… Kuwejcie, po czym wróciłem do Popradu i zajmowałem się re-montem domu. Nie byłem zwią-zany żadnymi kontraktami. * Ma pan już za sobą polskie doświadczenia związane z ho-kejem, nieprawdaż?– Owszem i towarzyszyły im po-dobne okoliczności. To był listo-pad 2006 roku i telefon z Nowego Targu: Trzeba ratować drużynę,

Wiem na co choruje polskihokej

Rozmowa z LUBOMIREM ROHAČIKIEM, nowym trenerem CIARKO KH Sanok

której nie idzie. Powiedziałem: zgoda! I pojechałem. Podhale zaj-mowało wtedy 7 miejsce w tabeli i przegrywało mecz za meczem. Udało się to odwrócić. Wygraliśmy dziewięć kolejnych meczów, łącz-nie z liderującą Cracovią, którą rozbiliśmy 9-1 i na mecie rozgry-wek zajęliśmy niezłe 3 miejsce. Udało się.* A mimo to, kontraktu z panem nie przedłużono…– Nie, gdyż ujawniły się wtedy ce-chy, a w zasadzie to nie cechy, a wady, polskiego hokeja: nie-chęć do ciężkiej pracy ze strony zawodników. I to nie wszystkich, ale tych starszych, weteranów.

znać o sobie w Sanoku?– Tego jeszcze nie wiem, ale nie wykluczałbym tej diagnozy.* A co pan powie na diagnozę niektórych zawodników i „eks-pertów”, którzy twierdzą, że drużyna nie gra, bo jest „zajeż-dżona”, inaczej mówiąc: prze-trenowana?– Niech pan nie wierzy w takie bajki. Praca jest podstawą dobre-

go przygotowania i uzyskiwanych wyników. Może nie ma właściwej odnowy, może niewydolni są ma-sażyści. Ja to wszystko muszę zobaczyć, zanim wypowiem się jednoznacznie.* Czy o dokonanej zmianie trene-ra nie powiedzą co niektórzy, że „tyrana” zamienili na „kata”?– Nie wiem co powiedzą, ja o sobie mogę powiedzieć, że lu-bię solidną pracę i potraę ją wyegzekwować, ale „katem” nie jestem. * A czy cokolwiek pan wie, co się dzieje w sanockim hokeju?– Z zupełnie obcych źródeł dotar-ły do mnie wieści, że jest hokej, ale nie ma zespołu. A bez tego – niestety – nie ma gry. * Czy trudno jest zbudować zespół, stworzyć odpowiednią atmosferę?

zechcą dawać z siebie wszystko, zarówno podczas meczów, jak i treningów. I obojętnie czy będą to Polacy, czy Słowacy, młodzi, czy starzy. Mnie już zaniepokoiły statystyki. Bo co to za napastni-cy, sprowadzeni z zagranicy, któ-rzy w 30 meczach strzelili 4, 5 bramek. * Zamieni pan ich na innych?– Jeśli to się potwierdzi, nie będę czekał ani chwili.* Bo czasu, rzeczywiście, nie zostało za wiele…– Od 23 grudnia do 4 stycznia jest przerwa w rozgrywkach, jest więc chwila czasu, aby za-pomnieć o tym, co było i zacząć inny, nowy rozdział. Widzę tu ogromną pasję i zaangażowanie w sprawę hokeja, szkoda byłoby to zmarnować.

– Powiedziałbym: nie jest łatwo i nie zrobi się tego z dnia na dzień. Ale nie jest to niemożli-we. Rzecz w tym, że my musimy to zrobić w ekspresowym tempie.* Czy słyszał pan już o tym, że kiepsko, znacznie poniżej ocze-kiwań, grają pańscy rodacy?– Jeśli to się potwierdzi, to nie będą grali. Będą grali ci, którzy

* Lubi pan występować w roli ratownika?– Ja lubię wszystko, co wiąże się z hokejem. A wiadomo, że nie zawsze jest dobrze. Cza-sem trzeba coś zmienić, aby tak właśnie było. Za to jeśli się uda, później satysfakcja jest większa.

Rozm. Marian Struś

Jozef Contofalsky – odchodzę!

choruje polskihokej

rej nie idzie. Powiedziałem: em. Podhale zaj-

o wtedy 7 miejsce w tabeli o mecz za meczem.

. Wygraliśmy ów, łącz-

Cracovią, którą my 9-1 i na mecie rozgry-

e 3 miejsce.

* A mimo to, kontraktu z panem

wtedy ce-chy, a w zasadzie to nie cechy, a wady, polskiego hokeja: nie-

kiej pracy ze strony w. I to nie wszystkich,

ale tych starszych, weteranów. Oświadczyli prezesowi, że nie będą ze mną pracować i to wystarczyło.* Nie obawia się pan, że jest to epidemia, która teraz dała

I co z tego, że potramy przedostać się pod bramkę rywala, skoro nie potramy strzelać bramek. O indolencji strzeleckiej niech świadczy fakt, że w dwóch meczach 17 razy graliśmy w przewadze i w tym czasie nie zdobyliśmy ani jednej bramki. Nie chcemy takich rekordów! Na zdj. pod bramką M. Plaskiewicza (TKH).

Za miesiąc zaryczą motorySpragnieni lodowego ścigania kibice odliczają już czas,

który pozostał do rozpoczęcia zawodów, będących kwalika-cjami do Indywidualnych Mistrzostw Świata w Ice Speedwayu. Przypomnijmy, że odbędą się one w dniach 25-26 stycznia na torze Błonie w Sanoku.

lubi obiekt w Sanoku. – Posiadam inny motocykl niż w zeszłym sezo-nie. Ten jest zdecydowanie szyb-szy. Do zawodów w Sanoku czeka mnie sporo treningów, myślę, że pozwolą mi one dobrze przygoto-wać się do startu – zapewnił. Po zakończeniu konferencji w blasku eszy i telewizyjnych kamer Grze-gorz Knapp zaprezentował próbkę swoich niemałych możliwości. Dzięki temu poczuliśmy namiastkę emocji tego, co będzie się działo na tym torze za miesiąc.

Przypomnijmy, że prawdziwe emocje rozpoczną się 24 stycznia od sobotnich zawodów pn. III Ice Racing „SANOK CUP 2009”. Nato-miast w niedzielę i poniedziałek (25-26 stycznia) odbędą się kwali-kacje do Indywidualnych Mistrzostw Świata. Bilety do nabycia poprzez internet na stronie www.e-ticket.pl emes

Organizatorzy zawodów wyko-nują ogrom pracy, aby miały one jak najlepszą obsadę i odbyły się na jak najwyższym poziomie orga-nizacyjnym. Mówiono o tym pod-czas konferencji prasowej zorgani-zowanej w Sanoku 15 grudnia. – Robimy wszystko, aby być przy-gotowanym bezbłędnie. Wszak etykieta Sanoka, jako „stolicy ice speedwaya w Polsce” do czegoś zobowiązuje. Wielką niewiadomą może okazać się tylko pogoda. Ale zapewniam, że przygotujemy taką warstwę lodu, żeby bez względu na tempereturę, udało się przepro-wadzić tę imprezę – mówił dr Da-mian Delekta, dyrektor sanockiego MOSiR-u.

Równie miłym momentem konferencji była informacja o po-zyskaniu sponsora strategicznego dla sanockiej imprezy oraz tworzą-cej się reprezentacji Polski. Została nim rma Valvoline Polska, produ-cent olejów silnikowych i innych produktów branży motoryzacyjnej.

Do dyspozycji dziennikarzy był Grzegorz Knapp, numer jeden pol-skich zawodników. Przedstawiając go, główny organizator sanockich zawodów Paweł Ruszkiewicz po-wiedział: – Jeśli uda się nam za-pewnić mu odpowiedniej klasy mo-tocykl, to wierzę, że Grzegorz zawi-ta do światowej czołówki i powalczy z najlepszymi, czego mu serdecz-nie życzę. A Knapp nie ukrywał, że