7
Nr 5(9) ¬ Miesięcznik ¬ Maj 2008 r. ¬ ISSN 1896-1193 ¬ Egzemplarz bezpłatny Na najbliższej naradzie jeden z członków Komendy Obwodu zaproponował nie- zwłoczną likwidację obydwu komendantów gestapo, głów- nych inspiratorów zbrodni. Zwróciłem wtedy uwagę na konsekwencje takiego po- stępowania, na ówczesny nastrój i przypuszczalne rozmiary odwetu wroga. W dyskusji ustalono, że trzeba najpierw wstrząsnąć wy- obraźnią Niemców, przy- wołać ich do przytomności i zreflektowania, wywołać w ich pojęciu przekonanie, że mają do czynienia nie z garścią zbuntowanych sa- botażystów, lecz z poważną, silną, prężystą i dobrze zor- ganizowaną władzą polską, która może i umie upomnieć się o ludzkie traktowanie polskiego społeczeństwa, a w razie potrzeby – dotkliwie karać zbrodniarzy. To był wówczas dla sztabu obwodu, poważny, piekący problem. Chodziło o: 1. Ukrócenie tortur stoso- wanych przez gestapo radomsz- czańskie na aresztowanych, naj- częściej przygodnie złapanych na drogach, ulicach, dworcu ko- lejowym itp. ludziach. 2. Zapobieganie ewentual- nym represjom odwetowym. 3. Wymuszenie posza- nowania, względnie strachu przed polską konspiracyjną władzą – poczucia liczenia się z tą władzą i przekonanie, że zbrodnie nie będą bezkarne, że wywołają odwet, który może być dla wroga bardzo bolesny. Nad tą sprawą głowiliśmy się we dwóch ze „Zbigniewem” bar- dzo poważnie. Przedyskutowa- liśmy kilka sposobów i chociaż orientowaliśmy się, że mocno utrudniamy sobie wykonanie za- dania, postanowiliśmy najprzód wezwać zbrodniarzy do opamię- tania i wysłaliśmy do każdego z nich przez pocztę imiennie adresowane pisma tej treści: „władze pol- skie śledzą zbrodnicze, nieludzkie zachowania się pana wo- bec ludności polskiej i ostrzegamy, że jeżeli pan nie zmieni postępo- wania, to zmuszeni będziemy zastosować odpowiednie sankcje.” To miało taki skutek, że gestapowcy założyli w oknach swojego biura siatki drucia- ne, prawdopodobnie w obawie przed wrzuceniem do środka granatów ręcznych i postawi- li przy drzwiach wejściowych posterunek, który obserwował, kto wchodzi do środka ale po- stępowania swego nie zmienili, o czym z góry byliśmy przeko- nani. Wtedy pod koniec zimy 1943 roku obydwaj komendanci gestapo otrzymali przez pocz- tę imienne wyroki śmierci tej treści: „Ponieważ nasze ostrze- żenie z dnia (wymieniono datę ostrzeżenia) nie odniosło skutku i pan nie zmienił swego zbrod- niczego postępowania, przeto Sąd Wojenny wyrokiem zaocz- nym w dniu (wymieniono datę) skazał pana na karę śmierci.” Wyrokami tymi jak i uprzednio otrzymanymi ostrzeżeniami gestapowcy chełpili się przed naczelnikiem powiatu – gor- liwym hitlerowcem, ale od tej pory przestali wychodzić na ulice pojedynczo, tylko zawsze razem i w ubezpieczeniu trzech par gestapowców: dwie pary w odległości około 10 kroków jako straż przednia i jedna para w takiej samej odległości jako straż tylna. Dalszy ciąg na str. 6 Zamach na Bergera i Wagnera W dniu 27 maja 1943 roku, w odwecie za stracenie Polaków w Dmeninie, żołnierze Armii Krajowej wykonali wyroki śmierci na komendancie gestapo w Radomsku SS-Untersturmführerze Willi Bergerze i jego współpracowniku SS-Hauptscharführerze Johan- nie Wagnerze. Wydarzenie to szczegółowo opisał pierwszy żołnierz AK w Radomsku - Aleksander Stasiński ps. „Kruk”, w swoich „Zapiskach partyzanckich” spisanych w maszynopisie w 1976 roku. Akcję likwidacji zbrodniarzy tak on relacjonuje. Redakcja Przekazana nam, przez pragnącego zachować anonimowość mieszkańca Radomska, fotografia przedstaiwa pogrzeb zastrzelonych gestapowców

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Citation preview

Page 1: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

1

N r 5 ( 9 ) ¬ M i e s i ę c z n i k ¬ M a j 2 0 0 8 r. ¬ I S S N 1 8 9 6 - 1 1 9 3 ¬ E g z e m p l a r z b e z p ł a t n y

Na najbliższej naradzie jeden z członków Komendy Obwodu zaproponował nie-zwłoczną likwidację obydwu komendantów gestapo, głów-nych inspiratorów zbrodni. Zwróciłem wtedy uwagę na konsekwencje takiego po-stępowania, na ówczesny nastrój i przypuszczalne rozmiary odwetu wroga. W dyskusji ustalono, że trzeba najpierw wstrząsnąć wy-obraźnią Niemców, przy-wołać ich do przytomności i zref lektowania, wywołać w ich pojęciu przekonanie, że mają do czynienia nie z garścią zbuntowanych sa-

botażystów, lecz z poważną, silną, prężystą i dobrze zor-ganizowaną władzą polską, która może i umie upomnieć się o ludzkie traktowanie polskiego społeczeństwa, a w razie potrzeby – dotkliwie karać zbrodniarzy. To był wówczas dla sztabu obwodu, poważny, piekący problem. Chodziło o:

1. Ukrócenie tortur stoso-wanych przez gestapo radomsz-czańskie na aresztowanych, naj-częściej przygodnie złapanych na drogach, ulicach, dworcu ko-lejowym itp. ludziach.

2. Zapobieganie ewentual-nym represjom odwetowym.

3. Wymuszenie posza-nowania, względnie strachu przed polską konspiracyjną władzą – poczucia liczenia się z tą władzą i przekonanie, że zbrodnie nie będą bezkarne, że wywołają odwet, który może być dla wroga bardzo bolesny.

Nad tą sprawą głowiliśmy się we dwóch ze „Zbigniewem” bar-dzo poważnie. Przedyskutowa-liśmy kilka sposobów i chociaż orientowaliśmy się, że mocno utrudniamy sobie wykonanie za-dania, postanowiliśmy najprzód wezwać zbrodniarzy do opamię-tania i wysłaliśmy do każdego z nich przez pocztę imiennie adresowane pisma tej treści:

„władze pol-skie śledzą zbrodnicze, nieludzkie zachowania się pana wo-bec ludności polskiej i ostrzegamy, że jeżeli pan nie zmieni p o s t ę p o -wania, to z m u s z e n i b ę d z i e m y zastosować odpowiednie sankcje.”

To miało taki skutek, że gestapowcy założyli w oknach swojego biura siatki drucia-ne, prawdopodobnie w obawie przed wrzuceniem do środka granatów ręcznych i postawi-li przy drzwiach wejściowych posterunek, który obserwował, kto wchodzi do środka ale po-stępowania swego nie zmienili, o czym z góry byliśmy przeko-nani. Wtedy pod koniec zimy 1943 roku obydwaj komendanci gestapo otrzymali przez pocz-tę imienne wyroki śmierci tej treści: „Ponieważ nasze ostrze-żenie z dnia (wymieniono datę ostrzeżenia) nie odniosło skutku i pan nie zmienił swego zbrod-niczego postępowania, przeto Sąd Wojenny wyrokiem zaocz-nym w dniu (wymieniono datę) skazał pana na karę śmierci.” Wyrokami tymi jak i uprzednio otrzymanymi ostrzeżeniami gestapowcy chełpili się przed naczelnikiem powiatu – gor-liwym hitlerowcem, ale od tej pory przestali wychodzić na ulice pojedynczo, tylko zawsze razem i w ubezpieczeniu trzech par gestapowców: dwie pary w odległości około 10 kroków jako straż przednia i jedna para w takiej samej odległości jako straż tylna.

Dalszy ciąg na str. 6

Zamach na Bergera i Wagnera

W dniu 27 maja 1943 roku, w odwecie za stracenie Polaków w Dmeninie, żołnierze Armii Krajowej wykonali wyroki śmierci na komendancie gestapo w Radomsku SS-Untersturmführerze Willi Bergerze i jego współpracowniku SS-Hauptscharführerze Johan-nie Wagnerze. Wydarzenie to szczegółowo opisał pierwszy żołnierz AK w Radomsku - Aleksander Stasiński ps. „Kruk”, w swoich „Zapiskach partyzanckich” spisanych w maszynopisie w 1976 roku. Akcję likwidacji zbrodniarzy tak on relacjonuje. Redakcja

Przekazana nam, przez pragnącego zachować anonimowość mieszkańca Radomska, fotografia przedstaiwa pogrzeb zastrzelonych gestapowców

Page 2: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

2

ZIEMIA RADOMSZCZANSKA – NASZ DOM. Miesięcznik. Wydawca: BDK ARKO, 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7; Redaktor Naczelny – Arkadiusz Ciach. Redaguje zespół. Adres Redakcji: 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7, tel.: 044 682 65 74, tel.kom.: 0508 177 711. Skład: CC Artur Lechowski, 97-500 Radomsko, ul. Mickiewicza 9. Druk: Drukarnia „Gryf”, 97-500 Radomsko, ul. Przedborska 147.

W kwietniu br opublikowa-łem tekst zatytułowany „Śmie-ciowisko na miejscu straceń”. Zwróciłem w nim uwagę na nieoznakowanie tego ważne-go, dla historii naszego miasta, miejsca jakim jest tzw. „Kopiec” oraz inne okoliczności. Jedno-cześnie zwróciłem się pisemnie do Pani Prezydent Miasta Ra-domska – Anny Milczanow-skiej, Rady Miasta Radomska, Starosty Powiatu Radomszczań-

skiego, Rady Powiatu Radomsz-czańskiego z prośbą o podjęcie stosownych przedsięwzięć dla upamiętnienia tragicznych wy-darzeń „na Kopcu”.

Jako pierwsza zareagowała Pani Prezydent A. Milczanow-ska, która zadeklarowała, że podejmie działania zmierza-jące do upamiętnienia miejsca egzekucji „na Kopcu” przesy-łając stosowne pismo.

Arkadiusz Ciach

Pani Prezydent obiecała

Trzynasty maja 2008 roku to 12 rocznica zakoń-czenia strajku, który roz-począł się 13 lutego 1996 roku, a jego powodem było zawieszenie działalności Banku Spółdzielczego w Masłowicach i zgłoszenie do sądu wniosku o ogłosze-nie jego upadłości.

Tego dnia na kontach w Banku Spółdzielczym znajdo-wały się środki m.in. Urzędu Gminy w wysokości 4 mld 200 mln ówczesnych złotych. Ponadto, dzień wcześniej nie-którzy przedsiębiorcy wpłacili „przelewy” na kwoty sięgające

500 mln zł. Kwoty te zostały zablokowane przez władze bankowe co zagroziło utratą płynności finansowej nie-którym przedsiębiorstwom. Również w przeddzień za-wieszenia działalności banku Okręgowa Spółdzielnia Mle-czarska w Radomsku przeka-zała pieniądze za dostarczone przez rolników mleko.

Tak więc decyzja Preze-sa NBP spowodowała dra-matyczną sytuację dla wielu chłopskich rodzin. Zagro-ziła również prawidłowemu funkcjonowaniu Gminy Ma-słowice.

W tej sytuacji w dniu 13 lutego 1996 roku zdespero-wani rolnicy z terenu Gminy Masłowice oraz część przed-siębiorców, których pieniądze utknęły w zawieszonym ban-ku, podjęła strajk okupacyjny w budynku Banku Spółdziel-czego. Do Narodowego Ban-ku Polskiego udała się delega-cja protestujących, która nie została jednak przyjęta przez jego kierownictwo. Strajkują-cych z Masłowic nie miał kto przyjąć, a postulaty strajkowe nakazano zostawić na portier-ni. Postulaty brzmiały tak:

1. Żądamy natychmiasto-wego przyjazdu przedstawi-ciela Generalnego Inspekto-ratu Bankowego.

2. Żądamy natychmiasto-wego uruchomienia wypłat za mleko i innych należności.

3. Żądamy odblokowania kont osobistych klientów.

4. Żądamy powołania Za-rządu Komisarycznego BS w Masłowicach.

5. Żądamy pomocy w ne-gocjacjach mających na celu przejęcie Banku Spółdzielcze-go w Masłowicach przez inny bank.

Ze względu na zaistniałą sytuację zwołana została nad-zwyczajna Sesja Rady Gmi-ny Masłowice, która podjęła uchwałę o udzieleniu popar-cia strajkującym rolnikom. W niedługim czasie zostaje zwo-łana kolejna nadzwyczajna sesja, która postanawia obra-dować w sposób ciągły tj. do czasu rozwiązania problemu. W obradach brali udział par-lamentarzyści z terenu woj. piotrkowskiego: Jerzy Adam-ski, Bogdan Bujak, Jacek Cie-cióra.

16 lutego 1996 zwróciłem się do Centralnego Komitetu Wykonawczego Socjaldemo-kracji Rzeczypospolitej Pol-skiej z prośbą o interwencję.

Pisałem wtedy „[...] w załą-czeniu przesyłam dokumen-ty świadczące o upadłości Banku Spółdzielczego w Ma-słowicach. Jednocześnie in-formuję, że w/w bank został zajęty przez Komitet Strajko-wy utworzony przez miejsco-wych rolników i przedsiębior-ców. Do chwili obecnej trwa okupacja budynku wewnątrz którego w charakterze za-kładników przetrzymywani są pracownicy banku. Wyżej opisana sytuacja paraliżu-je całkowicie prace Urzędu Gminy, szkół i innych pla-cówek oświatowych, przed-siębiorstw oraz rolników indywidualnych, którzy zo-stali pozbawieni możliwości pobrania wynagrodzenia za, dostarczone do OSM w Ra-domsku, mleko. Nadmieniam, że pieniądze za dostarczone mleko, w okresie zimowym, stanowią praktycznie jedyne źródło utrzymania rolników.”

W międzyczasie miejsco-wa organizacja SdRP, kiero-wana przez Tadeusza Smo-ląga, podejmuje uchwałę, w której wyraża poparcie dla strajkujących rolników. Czy-tamy w niej:

„Winę za upadek Banku Spółdzielczego w Masłowi-cach ponosi w szczególności Prezes Zarządu. Krytycznie ocenia się również działal-ność Rady Nadzorczej banku oraz jego Zarządu. Zastrze-żenia nasze budzi również sposób i forma zawieszenia działalności banku przez NBP w Warszawie, co naszym zdaniem stanowi oczywisty przejaw odwetu politycznego za poparcie udzielone przez mieszkańców Gminy Ma-słowice Aleksandrowi Kwa-śniewskiemu w wyborach prezydenckich w 1995 roku (59% głosów w I turze i 75% w II turze wyborów). Mając

12 lat temu

Strajk chłopski w Masłowicach

Page 3: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

3

powyższe na uwadze działal-ność Komitetu Strajkowego przy Banku Spółdzielczym w Masłowicach uważamy za słuszną i postanawiamy ją poprzeć poprzez włączenie do jego działań całej naszej organizacji. Zobowiązujemy również członków SdRP do czynnego włączenia się do tworzenia Wiejskich Komite-tów Strajkowych i aktywnego w niej uczestnictwa.”

Cały czas czynione są sta-rania o odzyskanie zabloko-wanych w banku funduszy. Przedstawiciele strajkujących w osobach Zbigniewa Tymiń-skiego, Tadeusza Smoląga, z moim udziałem przy wspar-ciu J. Adamskiego i B. Bujaka prowadzą szereg rozmów w Narodowym Banku Polskim w Warszawie. O rozwiązanie zaistniałej sytuacji aktywnie zabiega ówczesny Zastępca Wójta – Bogusław Gontkow-ski. Jednak działania te nie przynoszą oczekiwanych re-zultatów.

Dlatego w dniu 22 lutego 1996 r. zwróciłem się o pomoc do Prezydenta RP - Aleksan-dra Kwaśniewskiego wysyłając stosowne pismo.

Podczas gdy lewica z Gminy Masłowice dwoiła się i troiła aby pomóc rol-nikom, inne ugrupowanie o nazwie Stronnictwo Na-rodowe OJCZYZNA swoją energię skierowało na zwal-czanie tejże lewicy. Efektem tego było wezwanie mnie przez moich przełożonych w Policji (wtedy byłem funkcjonariuszem) na tzw. dywanik i straszenie mnie zwolnieniem z pracy jeśli będę dalej udzielał pomocy strajkującym. Ponadto kol-portowano ulotkę sygnowa-ną przez tą partię z następu-jącą treścią. „[...] żenująca naprawdę była relacja z po-bytu A. Kwaśniewskiego w miesiącu listopadzie 1995 roku w Masłowicach, to Wa-

sze poddańcze oddawanie się w niewolę postkomuny, Wy niemal jak bożka cało-waliście go w rękę. Na co Wy wtedy liczyliście...? na rze-telność człowieka mającego za nic prawdę, morale, war-tości etyczne, chrześcijań-skie? Na jego obietnice żyw-cem wzięte z PRL-u? [...] to Wy już żadnego honoru nie macie? Tyle lat draństwa, ciemiężenia i oszukiwania narodu polskiego przez słu-gusów Moskwy, okradania wszystkich i ze wszystkiego, a w Gminie Masłowice [...] 75% oddało swe głosy na tego ...... .Przewodniczący Ciach ośmieszył się na całą Polskę żebrząc w sztabie oszusta i kłamcy o pomoc. Wydaje mu się, że trwa w PRL-u, gdzie przemożna partia dawała, rozdzielała i nagradzała, którzy niziutko, na kolanach całowali panów w rączkę. Upadek Banku to niczyja ze-msta, to raczej Pan Bóg Was w ten sposób upomina.”

Oj, pomagali nam naro-dowcy, pomagali w rozwią-zaniu problemu z bankiem. Krwi nam trochę popsuli ale przeżyliśmy to jakoś.

Do pomocy strajkują-cym rolnikom, Prezydent RP Aleksander Kwaśniew-ski, oddelegował Krzyszto-fa Janika, Danutę Waniek i Marka Ungiera (wszyscy z Kancelarii Prezydenta). W wyniku ich starań zgła-sza się Bank Przemysłowy w Łodzi, który jest gotów przejąć Bank Spółdzielczy w Masłowicach. Na takie rozwiązanie nie wyraża jednak zgody Prezes NBP, Pani Hanna Gronkiewicz-Waltz. Kolejnym bankiem chętnym do przejęcia ma-słowickiego banku jest I Komercyjny Bank z Lu-blina. Jednak za kilka dni w Sądzie Wojewódzkim w Łodzi ma się odbyć rozpra-wa upadłościowa dotyczą-ca BS z Masłowic. Lubelski bank szybko przygotowuje wstępną ofertę zakupu BS i przesyła ją do NBP. Na-stępnie NBP kieruje wnio-sek do Sądu o odroczenie rozprawy upadłościowej. Sąd przychyla się do tego

wniosku. Wreszcie przy-chodzi dzień 8 maja 1996 roku. Pani Prezes NBP, H. Gronkiewicz – Waltz wy-daje Zarządzenie nr 14/96, uchylające zarządzenie o zawieszeniu działalności BS. Jednocześnie zarządza jego likwidację. Na mocy jej decyzji przedsiębior-stwo bankowe likwidowa-nego banku zostało nabyte przez I Komercyjny Bank z Lublina. Tym samym zo-stały uratowane oszczęd-ności i inne lokaty rolni-ków oraz przedsiębiorców. Bank ten przejął wszelkie zobowiązania Banku Spół-dzielczego wobec jego klientów.

Tak w dniu 13 maja za-kończył się najdłuższy strajk chłopski w dziejach ziemi ra-domszczańskiej i woj. piotr-kowskiego. Determinacja mieszkańców Gminy Masło-wice oraz poparcie ich postula-tów przez A. Kwaśniewskiego, doprowadziły do wycofania się przez H. Gronkiewicz-Waltz, z wcześniej podjętej przez nią decyzji, godzącej w rolników z Masłowic.

Arkadiusz Ciach

12 lat temu

Strajk chłopski w Masłowicach

Urząd Gminy w Masłowicach. Z udziałem kilkuset rolników obradowała tu „permanentna” sesja Rady Gminy

Page 4: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

4

W dniu 28 maja 1943 roku, w mieszkaniu Włady-sława Wolnickiego przy ul. Miłaczki, z udziałem przed-stawiciela Komitetu Okrę-gowego PPR Mieczysława Janikowskiego ps. „Stały” od-było się posiedzenie Komitetu Dzielnicowego Polskiej Partii Robotniczej w Radomsku. Wtedy to zapadła decyzja o utworzeniu oddziału party-zanckiego Gwardii Ludowej im. gen. Józefa Bema. Funkcję dowódcy oddziału powierzo-no Czesławowi Kubikowi ps. „Paweł”, a funkcję kierowni-ka politycznego Mieczysła-wowi Wenclowi ps. „Witek” Pierwszymi żołnierzami tego oddziału byli: Władysław Ma-tuszewski ps. „Józek”, Józef Minuta ps. „Sekunda”, Józef Rybak ps. „Znachor” i kilku młodych robotników z Ra-domska. Grupa ta po połącze-niu z grupami wypadowymi Gwardii Ludowej z Kotfina i Kłomnic, do której należeli m.in. Czesław Kowalczyk ps. „Bogdan”, i Wacław Majchrzak z stała się zalążkiem oddziału partyzanckiego. Część broni dla niej (3 pistolety) gwardzi-ści wypożyczyli od kolejarza, członka PPS, a zarazem do-wódcy plutonu Armii Krajo-wej w Radomsku Czesława Szweda ps. „Czerny”.

W dniu 2 lipca 1943 roku oddział stoczył swą pierw-szą potyczkę z żołnierzami Luftwaffe, którzy rekwirowali żywność w Stobiecku. W wy-niku wymiany ognia zabito jednego Niemca i jednego ra-niono, zdobywając 2 pistolety. Wkrótce po tym zdarzeniu do pobliskiego lasu, w którym oddział kwaterował, przy-byli żandarmi z Radomska i otworzyli ogień do partyzan-tów. Partyzanci wycofali się w kierunku Kłomnic, gdzie już następnego dnia zniszczyli mleczarnię oraz zbiorniki na benzynę i oliwę na stacji kole-jowej. W dniu 6 lipca rozbito 2 bloki i urządzenia stacyjne na stacji w Teklinowie.

W lipcu 1943 roku oddział GL im. Bema działał w Powie-cie Radomszczańskim. Mimo braku odpowiednich środków technicznych, oddział doko-nał szeregu akcji dywersyj-nych na liniach kolejowych, niszcząc urządzenia stacyjne, posterunki blokowe, linie te-lekomunikacyjne.

Stosunkowo duże rozmia-ry przybrała działalność an-tykontyngentowa: niszczono akta w urzędach gminnych, rozbijano zlewnie mleka itp. Choć nie dawało to bezpo-średnich efektów militarnych, wyrządzało szkody okupan-towi i pomagało ludności. We wspólnej akcji żołnierzy Gwardii Ludowej w sile 10 lu-dzi i żołnierzy Armii Krajowej w sile 20 ludzi, zniszczono w nocy na 27 lipca 1943 roku powiatową zbiornicę mleka w Radomsku.

Stan liczebny oddziału szybko się powiększał. O ile w chwili wymarszu w pole w czerwcu liczył on 7 partyzan-tów, uzbrojonych w 2 kara-biny, 1 fuzję i 5 pistoletów, to w sierpniu 1943 roku było w nim 38 partyzantów, uzbrojo-nych w 2 ręczne karabiny ma-szynowe, 18 karabinów, 6 fuzji oraz w broń krótką.

W pierwszych dniach sierpnia oddział wymaszero-wał w piotrkowskie. Celem akcji w piotrkowskiem było zaatakowanie wsi niemiec-kich w południowej części powiatu i rozbrojenie zbrojnej straży (Landwacht). W toku tej akcji 11 sierpnia zdobyto 3 pistolety w Antonielowie, 2 pistolety i 4 fuzje w Cieszano-wicach, a w dwa dni później rozbrojono posterunek po-licji granatowej w Ręcznie, zdobywając 6 karabinów. Równocześnie zdemolowano urząd Gminy i pocztę.

W połowie października, wyniku tych i innych akcji od-dział znacznie poprawił swe uzbrojenie. 64 partyzantów posiadało teraz 1 rkm, 60 ka-rabinów, 9 fuzji i 11 pistoletów.

W dniu 23 października Oddział GL im. Bema za-mierzał o godz. 5 rano opa-nować miasteczko Żarnów w Powiecie Opoczyńskim, rozbroić posterunek policji granatowej, zniszczyć akta w tamtejszych urzędach, zdewa-stować mleczarnię. Zawiodło jednak rozpoznanie terenu. Dopiero gdy szpica oddziału zauważyła stojące na rynku miasteczka niemieckie czołgi i samochody pancerne rozpo-częto odwrót. Okazało się, że Żarnów był jednym z punk-tów koncentracji większych sił niemieckich, przeznaczo-nych do pacyfikacji terenu w ramach akcji „Oktober”. W okolicy Diablej Góry oddział został okrążony przez znaczne siły niemieckie, własowskie oraz policji granatowej. Po całodziennej walce gwardzi-stom udało się wydostać trze-ma grupami z okrążenia. Do-wodzący jedną z nich Jakow Salnikow ps. „Jasza”, zbiegły z niewoli niemieckiej lejtnant Armii Czerwonej, przemówił po rosyjsku do własowców i uzyskał chwilowe przerwanie ognia, co wykorzystali party-zanci. W bitwie poległo 3 par-tyzantów.

W listopadzie 1943 roku oddział im. Bema został pod-niesiony do rangi batalionu Gwardii Ludowej. Liczył on w tym czasie 70 żołnierzy podzielonych na 3 plutony, działające wspólnie lub sa-modzielnie, w zależności od potrzeb. W ciągu półrocznej działalności sytuacja oddzia-łu znacznie się poprawiła. Partyzanci nabrali doświad-czenia, zahartowali się w wal-kach, przywykli do niewygód i trudności. Potrafili na ogół sprostać wymaganiom w dzie-dzinie dyscypliny dyscypliny. Dowódcy opanowali umie-jętności dowodzenia i plano-wania akcji, poznali metody i taktykę nieprzyjaciela.

W nocy z 31 grudnia 1943 roku na 1 stycznia 1944 roku w Warszawie sformułowany

został w postaci Deklaracji Krajowej Rady Narodowej program, który stawiał jako naczelne zadanie walkę zbroj-ną z okupantem aż do ostatecz-nego wyzwolenia kraju. Dla realizacji tego zadania KRN uchwaliła dekret o powołaniu Armii Ludowej, jako zbrojnej organizacji narodu polskie-go. Oddziały partyzanckie GL stopniowo przekształcano w jednostki Armii Ludowej. W odróżnieniu od GL, któ-ra była formacją związaną bezpośrednio z instancjami PPR, Armia Ludowa podpo-rządkowana Krajowej Radzie Narodowej była formacją międzypartyjną. W jej szere-gach obok dawnych żołnierzy GL, coraz szerzej reprezento-wani byli członkowie innych formacji, głównie Batalionów Chłopskich i PPS. W związku z tym batalion AL im. Bema uległ gruntownej reorganiza-cji. Dokonał jej Ignacy Robb ps. „Narbutt” – doświadczony dowódca partyzancki z kie-lecczyzny i Mazowsza – mia-nowany w lutym 1944 roku dowódcą okręgu Częstochow-skiego AL. W skład nowego sztabu okręgu weszli: Bole-sław Boruta ps. „Hanicz” jako szef sztabu i zarazem dowódca batalionu AL im. Bema, Stani-sław Hanyż ps. „Stach” jako oficer operacyjny, Bronisław Krogulec ps. „Jastrząb” jako oficer organizacyjny, Ryszard Nazarewicz ps. „Stefan” jako oficer wywiadu. Dowódcami plutonów w batalionie zostali: Jan Stępnik ps. „Wiór”, Cze-sław Kowalczyk ps. „Bogdan” i Jerzy Stelak ps. „Kruk”.

W końcu maja 1944 roku batalion im. Bema operował samodzielnymi plutonami względnie drużynami , któ-re niszczyły urzędy gminne, mleczarnie oraz atakowały przejeżdżające szosami samo-chody niemieckie. Terenem akcji był przeważnie Powiat Radomszczański, gdzie mie-ściła się wówczas główna baza oddziału.

Oddział partyzancki Gwardii Ludowej

Page 5: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

5

W nocy na 7 sierpnia oczekujący na polanie pod Cudkowem odebrali pierw-szy zrzut radzieckiej broni. W otrzymanych 12 zasobnikach było 75 pistoletów maszyno-wych najnowszego typu ( pm Sudajewa wz. 1944) z zapasa-mi amunicji, 2 rusznice prze-ciwpancerne, 300 kg trotylu i sprzęt minerski.

W sytuacji AL nastąpił wy-raźny zwrot. Nawiązano łącz-ność z naczelnymi władzami Polski Ludowej w wyzwolo-nym Lublinie. Otrzymanie no-woczesnej broni i materiałów wybuchowych wielokrotnie zwiększyło siłę ognia oddzia-łów AL i ich możliwości ope-racyjnych. Wzrosła również atrakcyjność AL i jej autorytet w terenie. W tym czasie doszło do zawarcia nowych umów o zjednoczeniu z AL szeregu oddziałów i jednostek tereno-wych Batalionów Chłopskich, Organizacji Wojskowej PPS i Socjalistycznej Organizacji Bojowej.

Zgodnie z otrzymanym rozkazem dowódcy obwodu – w oparciu o Dekret KRN z dnia 21 lipca 1944 roku o zjed-noczeniu Armii Ludowej i Ar-mii Polskiej w Związku Radzieckim i powoła-niu ludowego Wojska Polskiego – jednostki AL używały odtąd ofi-cjalnie nazwy Wojska Polskiego, choć w życiu codziennym posługi-wano się nadal nazwą Armia Ludowa.

W połowie sierpnia 1944 roku po otrzyma-niu zrzutów radzieckiej broni oddział liczył już 305 żołnierzy, uzbrojo-nych w 3 rkm, 89 pisto-letów maszynowych, 185 karabinów i 2 rusz-nice ppanc.

W związku z ma-sowym napływem ochotników do Armii Ludowej oraz odebra-niem zrzutów radziec-kiej broni, jak również

wylądowaniem w nocy na 7 września, 12 skoczków Wojska Polskiego ( tj. oficerów – in-struktorów pod dowództwem por. Skutelego) w dniu 8 wrze-śnia 1944 roku batalion AL im. Bema przekształcono w III Brygadę Wojska Polskiego im. Gen. J.Bema. Dowództwo Brygady powierzono Bolesła-wowi Borucie ps. Hanicz, któ-rego wkrótce awansowano do stopnia majora.

Tak duże zgrupowanie partyzanckie na tyłach sił nie-mieckich nie mogło ujść uwa-dze okupanta. Od początku września do dowództwa bry-gady docierały sygnały o kon-centracji sił niemieckich wo-kół miejsca postoju oddziałów AL. Wkrótce stało się jasne, że rozlokowanie Brygady w oko-licy wsi Ewina jest nieprzyja-cielowi znane i że tu nastąpi główne uderzenie Niemców. Według danych zwiadu siły niemieckie oceniano na 200 samochodów z SS i wojskiem tj. około 6000 ludzi. Właści-wym rozwiązaniem byłoby więc przerzucenie brygady na kilka dni do innego masywu leśnego, aby zdezorientować nieprzyjaciela i stamtąd, sto-

sując ruchomą, manewrową taktykę kontynuować dzia-łalność bojową i dywersyjną. Zdecydowano jednak inaczej. Nadzieja bliskiego zwycięstwa, poczucie siły, bojowy nastrój, gorące poparcie miejscowej ludności, wszystko to wpły-nęło na przyjęcie przez do-wództwo brygady koncepcji zorganizowania stałej obrony wokół wsi Ewina. Zaminowa-no drogi, a poszczególne ba-taliony przygotowały pozycje obronne na skraju masywu leśnego. O godz. 3 nad ranem 12 września w brygadzie za-rządzono alarm. Nieprzyjaciel rozpoczął akcję jednocześnie ze wszystkich stron. Przez kil-ka godzin panowała cisza ale wciąż napływały meldunki, o wkraczaniu coraz to nowych oddziałów niemieckich do wsi położonych dookoła miejsca stacjonowania brygady. Niem-cy szli naprzód, powoli i umac-niali się na zajętym terenie. Około godz. 9.00 doszło do pierwszego starcia w rejonie Ciężkowic. Cały dzień trwały ciężkie walki partyzantów z przeważającymi siłami wroga. Partyzantom udało się jednak wyjść z okrążenia i około godz.

22.00 przeprowadzić koncen-trację pododdziałów. Straty partyzantów wyniosły 12 za-bitych, jedenastu rannych, kilkunastu zaginionych. Straty wroga oceniono wówczas na około 100 zabitych i 200 ran-nych. Jak się później okazało pod Ewiną miała miejsce naj-większa bitwa partyzancka w okręgu częstochowsko-piotr-kowskim w okresie II wojny światowej.

Aż do wyzwolenia Radom-ska przez Armię Radziecką w dniu 16 stycznia, III Brygada jak i garnizony Armii Ludowej w Okręgu Częstochowsko-Piotrkowskim, prowadziły zacięte walki z okupantem. Dorobek bojowy AL w okręgu przedstawia się następująco:

- wysadzono 94 transporty wojskowe,

- zniszczono 57 parowo-zów, 586 wagonów, 12 mostów kolejowych, 9 mostów drogo-wych, 10 czołgów, 2 samoloty, 92 samochody, 25 obiektów komunikacyjnych i przemy-słowych,

- przerwa w ruchu kolejo-wym trwała ok. 800 godzin,

- zabito lub raniono 3000 hitlerowców.

Z „Ziemia Radomszczańska w walce...” Ryszarda Nazarewicza wynotował Michał Jędrzejewski

im. gen. Józefa Bema

Z udziałem przedstawicieli ambasad: Rosji i Białorusi trzy lata temu obchodziliśmy w Radomsku 62 rocznicę utworzenia oddziału GL

Page 6: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

6

Dalszy ciąg ze str. 1Dla osiągnięcia zamierzo-

nego celu i podtrzymania pre-stiżu konspiracyjnych władz polskich, trzeba było wyko-nać te wyroki i to w możliwie krótkim czasie [...]. Wtedy poznałem niezwykłe uzdol-nienia „Zbigniewa” [...] znajo-mość psychiki gestapowców i naszych volksdeutschów , [...] sposobu zachowania się ich w czasie walki. Całą akcję w szczegółach opracował „Zbi-gniew”. Do wykonania zgło-sili się ochotniczo „Robotnik” Bronisław Skóra – Skoczyń-ski i „Staw”, Zygmunt Czer-wiński. Datę wykonania wy-znaczono na czwartek (dzień targowy z większym ruchem ulicznym) 27 maja 1943 roku na ul. Strzałkowskiej, w po-łudnie, gdy gestapowcy będą szli na obiad. Trasę, dokładny czas, sposób przemarszów i zachowania się gestapowców ustalił nasz wywiad, a dwu-krotnie przed wyznaczonym terminem akcji sprawdzili to i to dobrze rozpoznali Bergera i Wagnera, sami wykonawcy: „Robotnik” i „Staw”.

Krytycznego dnia około godziny 12.00 przed szpitalem stanęła dorożka, na wszelki wypadek potrzeby szybkiego przewiezienia rannych lub wykonania innego nieprze-widzianego zadania. Na rogu ulic: Strzałkowskiej i Fabia-niego rowerzysta – skromnie ubrany chłopiec – naprawiał nie zepsuty rower, żeby w odpowiednim momencie dać znać dowódcy akcji o zaist-niałej nieprzewidzianej sytu-acji. W okolicznych zaułkach czuwało niewidocznych kil-ku ludzi, a na ulicy Strzał-kowskiej, po prawej stronie, niedaleko wylotu ulicy Wą-wozowej stanęło lekko ale odświętnie ubranych dwóch wiejskich młodzieńców zaję-tych rozmową. Gdy na ulicy Strzałkowskiej – po przeciw-nej stronie szpitala – ukazali się idący parami gestapowcy, młodzieńcy ruszyli wolnym

krokiem w stronę szpitala, minęli pierwszą parę gesta-powców, nadal zajęci swoją rozmową i jeden z nich (był to „Robotnik”) z głośno wy-powiadanymi słowami: „Ja-siu! Pamiętaj ażebyś przyszedł do mnie o szóstej. Uda się!” niedbałym krokiem skiero-wał się przez jezdnię na drugą stronę ulicy. W połowie dro-gi zaczął poprawiać obiema rękami krawat, ażeby wyjąć błyskawicznie, w odpowied-nim momencie, z wewnętrz-nej kieszeni marynarki „Visa” i akurat znaleźć się blisko Wagnera, do którego oddał strzał. Wagner upadł martwy na trotuar. Drugim strzałem „Robotnik” ciężko ranił Ber-gera, który również upadł na trotuar ale jeszcze żył i za-mierzał strzelać do „Robotni-ka”. W tym momencie „Staw” celnym strzałem w serce do-bił zbrodniarza. Wszystko to trwało kilka sekund. Ubez-pieczenie niemieckie oddało kilka strzałów bez skutku, i jak przewidział „Zbigniew”, dosłownie prysnęło. Dwóch z nich po przybyciu biegiem do Magistratu nie mogło ze zmęczenia, przez kilka mi-nut słowa przemówić, ażeby oznajmić co się stało na ul. Strzałkowskiej. Tymczasem dorożka sprzed szpitala odje-chała, chłopiec na zreperowa-nym rowerze również się ulotnił, za-m a c h o w c y zabrali zabi-tym doku-menty i broń, udali się na ul. Nową, gdzie o t r z y m a l i płaszcze, aże-by zmienić z ew nę t r zny wygląd, po-szli na ul. Sto-dolną, wsiedli na czekające tam na nich rowery i wy-jechali z mia-

sta. Ulica Strzałkowska po tej strzelaninie opustoszała, ale niedługo zapełniła się nowy-mi ludźmi. Dopiero godzinę po zamachu Niemcy otoczyli ulicę, zabrali zabitych, zatrzy-mali około 400 osób: robot-ników zdążających do pracy, ludność wiejską przybyłą na jarmark i innych interesantów z dobrze udokumentowanym alibi. Wszystkich po kilku go-dzinach zwolniono.

W godzinę po zamachu został wrzucony do skrzynki pocztowej imiennie zaadre-sowany do Pana Kreishaupt-manna list napisany celowo w języku niemieckim, ażeby nie miał trudności z tłuma-czeniem i bez krępowania się tłumaczem mógł zachować poufność. W liście napisano: „Wyroki zostały wykonane, ale gdyby z tego powodu była prześladowana ludność pol-ska – to władze polskie czynią za to Pana osobiście odpowie-dzialnym”. Tu muszę nadmie-nić, że ostrzeżenia i wyroki śmierci na komendantów gestapo, jak również list do naczelnika powiatu pisał po niemiecku na maszynie na-uczyciel – germanista z Gim-nazjum im. Fabianiego kol. Otto Zakliński.

Niemcy nie mogli wyjść z podziwu tak precyzyjnego sposobu wykonania akcji w

biały dzień przy silnym ubez-pieczeniu i że nikt po obydwu stronach nie został zabity prócz skazanych na karę śmierci.

Kreishauptmann zawia-domił rodziny nieboszczy-ków w Niemczech, urządził zabitym wspaniały pogrzeb, ale gdy Bergerowa przed od-jazdem do domu, dziękując mu w biurze za ten trud, wy-raziła się w końcu, że kładzie mu na sercu pomszczenie śmierci jej męża i obowiązek jak najszybszego powieszenia stu Polaków – po jej wyjściu powiedział głośno do swego zastępcy: „ja ją rozumiem, ale ona pojechała, a ja tu zostaję”.

Zaraz po uśmierceniu Bergera i Wagnera przyszedł do naczelnika powiatu w Ra-domsku, od władz niemiec-kich z Radomia, rozkaz nie-zwłocznego powieszenia w Radomsku stu Polaków, w od-wet za śmierć komendantów gestapo. Naczelnik powiatu odpowiedział osobiście przez siebie zredagowanym uzasad-nieniem, że zbrodni dokonały czynniki spoza powiatu ra-domszczańskiego, a ludność polska miasta Radomska i powiatu z oburzeniem potę-pia tę zbrodnię i trudno mu jest karać ludzi, którzy soli-daryzują się z Niemcami w żalu i potępieniu dokonanej zbrodni.

Zamach na Bergera i Wagnera

Page 7: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

7

BOLESŁAW HANICZ-BORUTAPoniżej publikujemy fragmenty pierwszej części „ZAPISKÓW BIOGRA-

FICZNYCH” Bolesława Hanicza – Boruty, więźnia politycznego okresu mię-dzywojennego i czasów PRL, legendarnego partyzanta, bezpośredniego wy-konawcy wyroku śmierci na kacie Radomska – szefie żandarmerii Dehnie, uczestnika największej bitwy partyzanckiej II wojny Światowej na Ziemi Ra-domszczańskiej – Bitwy pod Ewiną, dowódcy III Brygady Armii Ludowej – zgrupowania partyzanckiego operującego na naszym terenie.

I wojna światowaW sierpniu nastąpił wybuch I

wojny światowej. Niemcy w dniu 1 sierpnia wypowiedziały wojnę Rosji. Wkrótce działania wojen-ne między armiami niemiecki-mi i austrowęgierskimi z jednej strony, a wojskami rosyjskimi, z drugiej – rozgorzały zacięty-mi bojami na ziemiach polskich, podbitych przez trzech zaborców: Rosję, Austrowęgry i Niemcy.

Wywołało to ogromny po-płoch w rządzących sferach moskiewskich, a w środowi-skach polskich nadzieję na wy-zwolenie spod jarzma niewoli rosyjskiej. Władze okupacyjne w Radomsku zarządziły likwi-dację monopoli wódczanych i spowodowały pogromy żydow-skie urządzane przez Kozaków. Rozbijano sklepy monopolowe, a wódkę i spirytus wylewano do rynsztoków, które spływały do ścieków ulicznych. Grupy zdzi-czałych Kozaków napadały na sklepy żydowskie. Towar znaj-dujący się na półkach, przezna-czony do sprzedaży, wyrzucały na ulice. Właścicieli sklepów brutalnie smagali batami, ku uciesze gawiedzi i elementów przestępczych, gotowych w każ-dej sytuacji do kradzieży i ra-bunków.

Następne miesiące po tym ostatnim wydarzeniu z braćmi Kędrami, upływały we wsi, w atmosferze względnej stabiliza-cji stosunków, jakie zaczęły się układać z moimi rówieśnikami. Coraz częściej teraz dopuszcza-no mnie do wspólnych zabaw, takich jak: kto kogo prześcignie, w przeskakiwaniu przez wysokie płoty, w bandytów i policjantów, w wojsko, w prawdziwe wyścigi konne, w jeździe na koniu „na oklep” bez siodła i uzdy, a za uzdę służyła pętaczka. Wyścigi takie obejmowały niekiedy przestrzeń kilku kilometrów, na przykład od Klekotowego do Wymysłów-ka albo od Stobiecka do Wymy-

słówka. Oczywiście wszystkie te zabawy odbywały się na świeżym powietrzu i były dobrym przygo-towaniem do ćwiczeń fizycznych w szkole i na boisku sportowym w latach późniejszych. W czasie wyścigów konnych niejeden z nas, przy tej okazji, zleciał na łeb z konia na ziemię, aż jęknęło ale to nikogo nie ustraszyło.

Pewnego słonecznego popo-łudnia, pod koniec sierpnia 1914 roku, rozległy się nagle suche trza-ski wystrzałów karabinowych, a ich kule , ze świstem przelatywały przez wieś i strącały w ogrodach dojrzewające grusze, jabłka, liście z drzew, a nawet okazałe głowy słoneczników, kołyszące się na długich łodygach, co wskazy-wało, że pociski szły nisko. W kilkanaście minut później, przez wieś galopem, w kierunku lasu, przejechało na swych małych ale ścigłych konikach, paru Koza-ków. Okazało się, że o jakieś dwa kilometry na południe od Wymy-słówka, gdzieś na pustych wrzo-sowiskach, dawnych wyrębów le-śnych, w miejscowości nazwanej Lipie, nastąpiło zwarcie się jazdy i trwało niedługo. Niemcy liczeb-nie silniejsi, Kozaków złamali i odrzucili w tył. W popłochu uciekali oni w kierunku lasów wsi Brodowe, a niektóre mniejsze gru-py konnicy rosyjskiej, przedziera-ły się co koń wyskoczy, przez na-szą wieś. W pogoni za nimi jazda Niemiecka, ścigająca ich, strzelała z karabinów ręcznych po wsi, po ogrodach i chałupach, siejąc kula-mi na oślep.

Jak już wyżej zaznaczyłem, jesienią zapisano mnie do szko-ły wiejskiej w Zakrzówku, gdzie poznałem dalszych chłopców, ze wszystkich trzech części Wy-mysłówka oraz ze wsi Zakrzó-wek i Podborowego. Szkoła była oddalona ode mnie o jakieś trzy kilometry. Po przyjściu ze szko-ły i odrobieniu zadanych przez nauczycielkę lekcji domowych, resztę dnia spędzałem wraz z ko-

legami na zabawach, na świeżym powietrzu, przeważnie w lasach, do których od mojego, było zale-dwie kilkadziesiąt kroków.

Pewnego razu znowu wy-skoczyło jeźdźców ze dwie sot-nie. Zatrzymali się na krótko u brodu, w końcu wsi i czekali dłuższą chwilę, aż pojawił się przed szeregami gruby jeździec. Dowódca ten rozkazał coś w ob-cym języku i jazda ruszyła. Zie-mia, kopytami końskimi bita, zadudniła. Łoskot szczękającej stali rozszedł się w powietrzu i konnica ruszyła w kierunku Stobiecka Miejskiego.

Gramy „w palanta” na łące pod lasem, choć jesienne krople deszczu padają na nas bez szu-mu. Po drugiej stronie strugi – Wymysłowianki, na zbiorowej mogile powstańczej już wyschły kwiaty. Na szczycie kurchanu widnieje biały, wapnem co roku obielony, wysokawy kamień, a w niego silnie wmurowany sta-lowy krzyż. Wszystko razem jest to przeraźliwie smutne. Kiedy czasem bawimy się tutaj w chowanego albo „w palanta”, człowiek czuje się jak nieproszo-ny gość, który zakłóca komuś spokój. Wilgoć przenika powoli nasze lekkie ubranka, dobiera się do kości ale my tego nie od-czuwamy, rozbiegani za piłką. Nagle widzimy, że na drodze za mogiłą, coś ciemnieje w dali. Deszcz się wzmaga. Drogą do brodu, a więc w naszym kierun-ku zbliżają się jeźdźcy. Gdy pod-jechali bliżej, jeden wysunął się z koniem naprzód i skinął na nas. Rozpoznaliśmy w nich Rosjan. Zbliżyłem się do kawalerzy-sty i pozdrowiłem go słowami: „zdrastwuj dziadzinka”. Ro-sjanin osłupiał z wrażenia, gdy usłyszał ruską mowę w ustach małego chłopca – „malczyka”. Opowiedziałem mu w jego mo-wie, iż nie tak dawno wrócili-śmy z Moskwy i stąd ta moja znajomość języka rosyjskiego.

Żołnierz bardzo się ucieszył z kontaktu ze mną i zaraz mnie prosił, żeby zaprowadzić go do sklepu, a ja z kolei, pozostałych ruskich zaprosiłem do domu moich rodziców. Oczywiście z radością zgodziłem się służyć wojskowemu za przewodnika do sklepu, tym bardziej, że wziął on mnie, przed siebie na konia, co mi niesłychanie imponowa-ło i wynosiło ponad kolegów, którzy to wszystko oglądali w wielkim zdumieniu i na pew-no zazdrościli mi w duchu, że z prawdziwym dragonem jecha-łem na wojskowym koniu przez całą wieś, na oczach wielu ludzi. Wskazałem żołnierzowi kieru-nek i wkrótce znaleźliśmy się w sklepie. Właścicielem sklepu był Hipolit Ciupa. W sklepie było sporo ludzi. Kłęby machorko-wego dymu snuły się jak gęsta mgła pod sufitem. Od lady szły korzenne zapachy. Pachniało też skórą i biczyskami do batów z elastycznej trzciny. Wojak zaku-pił słoninę, cebulę, chleb i kilka łutów kolorowych landrynek, dla mnie. Na oczach wszystkich zebranych w sklepie, jako tłu-macz, imponowałem dorosłym gospodarzom swoją znajomo-ścią języka rosyjskiego, którzy to mnie na głos pochwalali, co mnie jeszcze bardziej radowało i napawało dumą, że pomimo młodego wieku mogę się czymś wyróżnić. Po wyjściu ze skle-pu znów dosiedliśmy konia i wprost pojechaliśmy do nasze-go mieszkania, gdzie pozostali kawalerzyści już dla siebie goto-wali, ogromny garnek kartofli, w które zaopatrzyła ich mama, a gdy po jakimś czasie dobrze się pożywili, bardzo serdecznie nas pożegnali i spiesznie odjechali, jakby się obawiali, że wkrótce mogą nadejść Niemcy.

W czerwcowym numerze „Ziemi Radomszczańskiej - Nasz Dom” opu-blikujemy kolejny odcinek.