4
Nr 4(17) ¬ Miesięcznik ¬ 1 Maja 2009 r. ¬ ISSN 1896-1193 ¬ Wydanie specjalne Tegoroczny 1 maja przypada w bar- dzo ważnym dla świata pracy momen- cie. Kryzys ekonomiczny pogłębia się i wkrótce może osiągnąć dawno nie- spotykane rozmiary i przypominać ten z końca lat 20 zeszłego wieku. Praco- dawcy i będące na ich usługach władze pokazują, że ich pomysłem na wyjście z sytuacji jest przerzucenie kosztów kry- zysu na społeczeństwo. Polski rząd chce sięgnąć do kie- szeni podatników, aby ratować ko- mercyjne banki oraz przedsiębiorców. Władze chcą również gwarantować kredyty mieszkaniowe, co oznacza dopłacanie do komercyjnego budow- nictwa zamiast wspierania budowy tanich mieszkań. Kryzys jest także pretekstem do kolejnych ataków na świat pracy. Pol- ska Konfederacja Pracodawców Pry- watnych „Lewiatan” chce aby prawo pracy było znowelizowane tak, aby możliwe było zawieszanie układów zbiorowych a nawet wypłacanie ogra- niczonych wynagrodzeń. Wszystko oczywiście w imię walki z kryzysem i „współpracy” pracowników z praco- dawcami. Od świata pracy eli- ty oczekują dziś „zrozu- mienia dla problemów ekonomicznych”, co w rzeczywistości oznacza bierną zgodę na rosnący wyzysk. Usłużni biuro- kraci z największych cen- tral związkowych utrzy- mujący się ze składek członkowskich pracowni- ków wtórują im wykazu- jąc się „odpowiedzialno- ścią” i „umiarkowaniem”. Paradoksalnie godzą się przy tym na zniesienie tzw. „ustawy kominowej” ograniczającej wynagrodzenia me- nadżerów w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Widać więc, że eli- ty, pomimo kryzysu nie zamierzają oszczędzać na swoich pensjach. Tym bardziej czas powiedzieć: NIE BĘDZIEMY PŁACIĆ ZA WASZ KRYZYS!!! Musimy wspólnie wystąpić prze- ciwko stałemu pogarszaniu się warun- ków pracy, łamaniu Kodeksu Pracy, przepisów BHP oraz płacy nie zapew- niającej nawet minimum socjalnego. Przeciwko zmuszaniu pracujących do pracy w nadgodzinach, często bez umowy o pracę oraz bez wypłacania im należnego wynagrodzenia oraz nieuzasadnionemu obniżaniu pensji. my PIERWSZY MAJA

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Citation preview

1

Nr 4(17) ¬ Miesięcznik ¬ 1 Maja 2009 r. ¬ ISSN 1896-1193 ¬ Wydanie specjalne

Tegoroczny 1 maja przypada w bar-dzo ważnym dla świata pracy momen-cie. Kryzys ekonomiczny pogłębia się i wkrótce może osiągnąć dawno nie-spotykane rozmiary i przypominać ten z końca lat 20 zeszłego wieku. Praco-dawcy i będące na ich usługach władze pokazują, że ich pomysłem na wyjście z sytuacji jest przerzucenie kosztów kry-zysu na społeczeństwo.

Polski rząd chce sięgnąć do kie-szeni podatników, aby ratować ko-mercyjne banki oraz przedsiębiorców. Władze chcą również gwarantować kredyty mieszkaniowe, co oznacza dopłacanie do komercyjnego budow-nictwa zamiast wspierania budowy tanich mieszkań.

Kryzys jest także pretekstem do kolejnych ataków na świat pracy. Pol-ska Konfederacja Pracodawców Pry-watnych „Lewiatan” chce aby prawo pracy było znowelizowane tak, aby możliwe było zawieszanie układów zbiorowych a nawet wypłacanie ogra-niczonych wynagrodzeń. Wszystko oczywiście w imię walki z kryzysem i „współpracy” pracowników z praco-

dawcami.Od świata pracy eli-

ty oczekują dziś „zrozu-mienia dla problemów ekonomicznych”, co w rzeczywistości oznacza bierną zgodę na rosnący wyzysk. Usłużni biuro-kraci z największych cen-tral związkowych utrzy-mujący się ze składek członkowskich pracowni-ków wtórują im wykazu-jąc się „odpowiedzialno-ścią” i „umiarkowaniem”. Paradoksalnie godzą się przy tym na zniesienie tzw. „ustawy kominowej” ograniczającej wynagrodzenia me-nadżerów w spółkach z udziałem Skarbu Państwa. Widać więc, że eli-ty, pomimo kryzysu nie zamierzają oszczędzać na swoich pensjach.

Tym bardziej czas powiedzieć: NIE BĘDZIEMY PŁACIĆ ZA WASZ KRYZYS!!!

Musimy wspólnie wystąpić prze-ciwko stałemu pogarszaniu się warun-

ków pracy, łamaniu Kodeksu Pracy, przepisów BHP oraz płacy nie zapew-niającej nawet minimum socjalnego. Przeciwko zmuszaniu pracujących do pracy w nadgodzinach, często bez umowy o pracę oraz bez wypłacania im należnego wynagrodzenia oraz nieuzasadnionemu obniżaniu pensji.

my

PIERWSZY MAJA

2

ZIEMIA RADOMSZCZAŃSKA – NASZ DOM. Miesięcznik. Wydawca: BDK ARKO, 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7; Redaktor Naczelny – Arkadiusz Ciach. Redaguje zespół. Adres Redakcji: 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7, tel.: 044 682 65 74, tel.kom.: 0508 177 711. Skład: CC Artur Lechowski, 97-500 Radomsko, ul. Mickiewicza 9. Druk: Drukarnia „Gryf”, 97-500 Radomsko, ul. Przedborska 147. Strona internetowa: www.ziemiaradomszczanska.pl

O tym, jak kryzys na-mieszał w głowie ekonomi-stom, dotychczas wychwa-lającym neoliberalizm, świadczyła debata, która odbyła się 7 kwietnia na wydziale ekonomii Uni-wersytetu Warszawskiego.

Właściwie nic nowego do tematu nie wniesiono. Prowadzący spotkanie Ja-cek Żakowski i zaproszeni przez niego goście: Piotr Kuczyński i Robert Pią-towski zastanawiając się nad przyczynami kryzysu, nie kwestionując wolnego rynku i kapitalizmu jako takich, mieli przynajmniej jakieś przemyślenia. Sys-tem, zwłaszcza ten finan-sowy, działa wadliwie. Dostrzegli, że tzw. mecha-nizmy samoregulacji ryn-ku są niedoskonałe. Nie dając żadnych odpowiedzi, zadawali jednak pytania; czy może bardziej aktywne państwo w sferze gospo-darki to jednak nie taka zła rzecz? Piątowski zapytał, czy w USA nie należy może znacjonalizować banków? W takim upaństwowieniu widzi możliwość korekty „samoregulujących” ryn-kowych mechanizmów poprzez wymianę elit fi-nansowych, które podjęły szereg błędnych decyzji. W myśl zasady prywatyzacji zysków i uspołecznienia strat, finansowe elity nie poniosły za to żadnych konsekwencji. Oczywiście ta nacjonalizacja miałaby być według niego krótko-trwała, bo banki, jego zda-niem, powinny być pry-

watne. Dlaczego? Tego już nie wyjaśnił i pewnie prze-kracza to jego wyobraźnię.

Kuczyński powątpie-wał w możliwość jakiejkol-wiek zmiany i nie podzielał optymizmu prasy, jakoby szczyt G20 przyniósł ja-kieś znaczące zmiany i pro-gnozy szybkiej poprawy. Twierdził, że kryzys po-trwa jeszcze kilka lat, a do żadnych poważniejszych zmian nie dojdzie. Co wię-cej, po nim przyjdzie na-stępny, a ten już może się zakończyć rewolucją.

Mylili się – i co z tego?Wszyscy zgodnie po-

dzielali pogląd, że wie-lu finansistów – łącznie z Alanem Greenspanem, szefem amerykańskiego FED – myliło się. Nie wie-działo i nie przypuszczało, że ich nieodpowiedzialna polityka kredytowa i pie-niężna może doprowadzić do załamania i kryzysu gospodarczego. Czy aby na pewno? Przypomina mi to tłumaczenia Busha, Blaira i Kwaśniewskiego, kiedy na-padali na Irak, bo myśleli, że Saddam Husajn ukrywa tam broń masowego ra-żenia. Nie wiedzieli o tym ludzie, którzy mają do dys-pozycji CIA, Inteligent Se-rvice czy ABW, a dziwnym trafem wiedziały o tym miliony demonstrantów, którzy w proteście przeciw wojnie wyszli na ulice naj-większych miast świata?

To nie pierwszy świa-towy kryzys. Tamten z lat 30. ubiegłego wieku zaczął się podobnie. Od finansów,

by następnie przejść do realnej gospodarki. Dziś średnio zdolny student drugiego roku ekonomii wie, że polityka kredytowa i pieniężna, zachęcająca co-raz bardziej zadłużonych ludzi do coraz większej konsumpcji, wcześniej czy później musi się zakończyć krachem. Greenspan i inni prezesi banków tego nie wiedzieli? Źle ocenili sytu-ację, jak twierdzili goście Żakowskiego?

Oczywiście, że wiedzie-li, tylko zupełnie ich to nie interesowało. Prezes pry-watnego banku nie stawia przed sobą społecznie uży-tecznych celów, zaspoka-jania ludzkich potrzeb itd. On ma zarabiać pieniądze dla swoich akcjonariuszy i samemu nachapać się tyle, ile to tylko możliwe. Prezes banku może się co najwy-żej zastanawiać, jak wy-kończyć inny bank i prze-jąć jego aktywa, a nie, że to, co robi, doprowadzi jutro do katastrofy, bezrobocia i nędzy milionów ludzi. Po nich choćby potop! Wie to każdy, kto rozumie czym jest kapitalizm.

Ciekawe pytanie zadał Kuczyńskiemu Jacek Ża-kowski. Co by było, gdyby Amerykanie oszczędza-li, nie brali kredytów i nie konsumowali coraz więcej, choć ich na to nie stać, do czego jednak ten system bezustannie ich zachęcał? Kuczyński tłumacząc, że nie lubi gdybologii, w koń-cu wybąkał – kryzys nad-szedłby 10 lat wcześniej.

To prawda. Kryzys jest wpisany w ten system. Gdy ludzie nie kupują, bo nie mają pieniędzy, a gospo-darka produkuje już tyle, że nie ma co z tym zrobić, to jak długo może to zale-gać w magazynach?

Cieszy, że najbardziej dogmatyczny piewca neo-liberalizmu, inny zapro-szony gość Żakowskie-go, naczelny publicysta GW, Witold Gadomski nie znajduje już żadnych argumentów na obronę tego systemu. Wychodzi na wierzch cała marność bezczelnej i taniej propa-gandy, którą ten dzienni-karz Wyborczej uprawia od lat. Tuż przed azjatyc-kim kryzysem końca lat 90., dalekowschodnie go-spodarki stawiał za wzór Polski. Całkiem niedaw-no tym wzorem była, we-dług niego, gospodarka amerykańska, w której ten „wielki ekonomista” nie widział nawet oznak najmniejszego kryzysu. Podczas całego spotkania trzymał się dogmatu, że „rynek” to wszystko sko-ryguje, ale i nie potrafił już swojej wiary w żaden sposób uzasadnić. Nie po-trafił już tym razem wska-zać następnego „godnego naśladowania” przykładu neoliberalnej gospodarki na świecie. Dziś, gdyby chciał być konsekwentny, musiałby chyba poszu-kać takiej w innej galak-tyce. W odpowiedzi na sugerowaną przez innych uczestników spotkania

Kryzysowe pytania

3

nacjonalizację banków oraz głos z sali o potrze-bie poddania gospodar-ki pod demokratyczną kontrolę, powiedział, że musiałoby się to odbyć kosztem… samej demo-kracji. W swym zacietrze-wieniu i neoliberalnym dogmatyzmie zapomniał już, czym jest demokra-cja. Że to przecież wola większości, a nie „święte” prawo czyjejś własności. Zamiast tego proponował czekać na stopniowy sa-monaprawczy proces. To nie dziwi, bo pan Gadom-ski dobrze rozumie swój i swoich mocodawców klasowy interes. I chciał-by na pewno, by również w jego uprzywilejowanej pozycji nic się nie zmie-niło. Sam temu oczywi-ście zaprzeczy. Tak jak i jego szef w redakcji oraz każdy przedsiębiorca czy bankier, bo ich interes nie jest przecież klasowy, ale ma charakter wyłącz-nie „uniwersalny”. 20 lat wciskania takiej ciemnoty i planowej indoktrynacji społeczeństwa przez jego gazetę i inne korporacyj-ne media zrobiło wielu ludziom wodę z mózgu. Dziś, w dobie kolejnej kompromitacji kapitali-zmu, wraz z walkami pra-cowników o ich prawa, odradza się i wzrasta świadomość klasowa tak-że tych, którzy znajdują się na dole społecznej dra-biny. Pan Gadomski boi się, ale wie, że tego nie po-wstrzyma. Dziś może już tylko bezsilnie wołać, że żądanie przez społeczeń-stwo prawdziwej demo-kracji, nie tej formalnej, ale tej prawdziwej, opartej na współuczestnictwie w podejmowaniu decyzji oraz udziale w sprawie-dliwym podziale dochodu

narodowego, jest żąda-niem… niedemokratycz-nym!

Co po kryzysie?Podczas dyskusji po-

równywano obecny kryzys do tego z lat 30. Podkreślano zasadni-cze różnice, twierdząc, że obecny kryzys będzie miał inny przebieg. Wyra-żano strach, czy podobnie jak w latach 30. skutkiem kryzysu nie stanie się fa-szyzm, a sam kryzys nie będzie preludium do no-wej wielkiej wojny?Ci mą-drzy, elokwentni ludzie, a zwłaszcza pan Gadomski, skupiając się na różnicach, nie zauważyli jednej pod-stawowej wspólnej cechy. Zastanówmy się, dlacze-go tak trudno po zakoń-czeniu tamtego kryzysu, znaleźć podobny okres przez 60 lat powojennej historii? Trudno przecież podać jakąś inną datę kryzysu w tym okresie, porównywalną z latami 1929–1933, bo problemy gospodarek były bardziej związane ze światową koniunkturą niż syste-mową niewydolnością. Otóż to okres naznaczony ekonomią Keynesa i eta-tystycznym podejściem do gospodarki, niskim bezrobociem i wysokimi świadczeniami socjalny-mi. To okres polityki na-stawionej na zmniejszanie społecznych nierówności. Dopiero teraz ostatnie 30 lat naznaczone deregula-cją i prywatyzacją niemal wszystkich dziedzin ży-cia, cofnęły nas pod wie-loma względami do cza-sów „Wielkiego Kryzysu”. Do tamtych ogromnych społecznych nierówności i ponownego przesunięcia coraz większego bogac-twa w ręce coraz mniej-szego kręgu ludzi. Wraz

z tym oczywiście wró-ciły też tamte problemy. Okres „Państwa Dobro-bytu”, okres kompromisu między kapitałem a pra-cą, odbił się niewątpliwie korzystnie na położeniu klasy robotniczej. Wie-le z tych zdobyczy klasa robotnicza już utraciła. Ktoś zawoła: wróćmy do idei państwa dobrobytu! Jednak odpowiedź na py-tanie, czy można do tego stanu w prosty sposób po-wrócić, nie jest już taka prosta. Za tym, by nic się nie zmieniło stoją potężne interesy światowych kor-poracji.

Warto przypomnieć sobie warunki, w jakich powstawał „Nowy Ład”. Powstawał w strachu, przed zbuntowanymi masami, w atmosferze strajków i protestów spo-wodowanych kryzysem. W strachu przed niebez-pieczeństwem święcącego triumfy faszyzmu, a póź-niej strachu przed Związ-kiem Radzieckim, którego Armia Czerwona zatrzy-mała się na Łabie. A prze-cież mogła ją przekroczyć i w tamtym czasie także w Zachodniej Europie wita-no by ją kwiatami. Cała Europa żądała zmian, a partie komunistyczne i socjalistyczne cieszyły się powszechnym popar-ciem. W obawie przed rewolucją, którą czuć już było w powietrzu, kapitał musiał ustąpić. Czy dziś mamy podobną sytuację? Czy dziś kapitaliści mają powody, by się bać o swą uprzywilejowaną pozy-cję? Nie, choć stosunek sił między kapitałem a pra-cą, wraz z pogłębianiem kryzysu, może się zmie-niać na korzyść tej ostat-niej. Na razie, co pokazał szczyt G-20, możni tego

świata jeszcze się nie boją. I dlatego zrobią wszystko, by nic się nie zmieniło. Panująca doktryna neo-liberalizmu przyniosła im zyski, o których jesz-cze 30 lat temu mogliby tylko marzyć. Nie zrezy-gnują z tego tak łatwo i bez skutecznego nacisku społeczeństwa. Pomagają im i nadal będą pomagać służalczy wobec syste-mu dziennikarze. Tacy jak pan Gadomski, który rękoma i nogami będzie bronił swojego interesu powiązanego przecież z interesem najbogatszych. W innym systemie prze-cież nie byłoby dla niego miejsca.

Ale jeśli zachodzące w społeczeństwach procesy, których dynamikę trud-no jeszcze dziś ocenić, zmuszą znów burżuazję do kapitulacji, to czy na pewno warto taką ugo-dę ponownie zawrzeć? Jak uczy doświadczenie welfare state, taka umo-wa społeczna obowiązuje tylko do czasu, gdy wła-dzą kieruje strach. Na ile lat tym razem uda się nam okiełznać chciwość burżuazji? Ile lat minie, zanim znów pozbawiony strachu kapitał podniesie głowę i rozpocznie kolej-ną reanimację pogrzeba-nej już deologii, a wraz z nią świat pogrąży się w kolejnym kryzysie? Czy nie warto skorzystać wte-dy z naszej przewagi i siły, by nie zatrzymać się w pół drogi, ale raz na zawsze zakończyć historię tego szkodliwego dla ludzi i przyrody systemu?

Pytanie Róży Luksem-burg – Socjalizm albo bar-barzyństwo? – ciągle czeka na naszą odpowiedź.

Jarosław Augustyniak(Trybuna Robotnicza)

4

Od początku tzw. pol-skiej transformacji odby-wają się w dużych miastach różnorodne targi pracy, przynoszące szum medial-ny gminom, a darmową re-klamę firmom prywatnym (większość janczarów firm przyznaje pod koniec roz-mowy, iż przyjechali szukać klientów, a nie pracowni-ków).

Dla każdego modnego ekonomisty jest zrozumia-łe, że bezrobotnym tego typu imprezy nie przynoszą żadnych zysków, chyba że zaliczyć do nich zawiedzio-ne nadzieje i stracony czas. Wojowniczy generałowie mają swoje psy wojny, or-ganizatorzy targów szczują na ludzi… doradców zawo-dowych: bezmyślnie zado-wolone ze swej odrażającej funkcji panie, np. Iwonki, dla których zaleganie z wy-płatami, mobbing, cham-stwo podczas pseudoro-zmów kwalifikacyjnych są bajkami.

Pani Iwonka zaczyna swój wywód od rewolucyj-nego stwierdzenia, że bez-robocie w kraju nie istnieje, a plenią się jedynie leniwi bezrobotni, którym nie chce się ruszać z domu. Ach, jak-że ten kraj jest piękny, tyl-ko o którym kraju mowa? Toż to biblijne przesłanie, szukajcie, a znajdziecie. Ko-smiczna wizja rzeczywisto-ści kazała jej perorować o tym, jak praca powinna być

przede wszystkim przyjem-nością, a nie koniecznością życiową. Jej dogmatyczny brak wszelkich wątpliwości skłaniał słuchaczy ku za-dziwiającemu wnioskowi, iż jedyną barierą na drodze nieograniczonej kariery jest dążenie do zarobków za-miast do satysfakcji. Jakże bezrobotnych musiało pod-nieść na duchu zapewnienie, że kryzys jest najlepszym momentem na znalezienie zatrudnienia. Według pani Iwonki kryzys jest także błogosławieństwem dla cie-miężonych pracodawców, gdyż nie muszą już speł-niać… niebotycznych żądań pracowników. Trudno wy-wnioskować, gdzie umiej-scawia ona pułap realnych dążeń pracowniczych, ale poza mikrofonem oświad-czyła, że stała płaca po-zwalająca na wyżywienie i opłacenie czynszu to wygó-rowane wymaganie nieprzy-stające do współczesnego rynku. Wszystkim „źle na-stawionym” do wieloletnich bezskutecznych poszukiwań stałego zatrudnienia dedy-kuję prorocze przesłanie pani Iwonki: nie szukajcie jakiejkolwiek pracy, szu-kajcie wymarzonej! Cóż za konsekwencja wywodu.

Ci, którzy wytrzymali jeszcze na sali, mogli usły-szeć, iż praca wolontariusza dla instytucji charytatywnej lub bezpłatny staż jest rów-nie dobry jak… płatna pra-

ca na etat. Natomiast praca w McDonaldzie jest jeszcze lepsza, ponieważ dodatko-wo za darmo tresuje do za-chowań korporacyjnych. Kłóciło się to jednak z tezą innego prelegenta, reprezen-tanta wielkiej dystrybucji, że każda grupa tworzy własny kanon zachowań korpora-cyjnych, w związku z tym nawykami nabytymi w jed-nej można się w innej pode-trzeć. Co prawda ktoś, kto stawia sobie za cel zarządza-nie współczesnym łagrem, nie wzbudza współczucia, raczej pogardę, niemniej system ten marnuje czas i potencjał niektórych kandy-datów. Stoi to w sprzeczno-ści z tezą, jakoby kapitalizm był najefektywniejszym z systemów.

Wracając zaś do pracy za darmo, jakkolwiek by się nazywała – staż czy wolon-tariat, szkoli ona doskonale do roli niewolnika i dlatego jest przez biznes tak mile widziana w CV i żarliwie polecana przez doradców zawodowych. Powoli, acz konsekwentnie pani Iwonka zbliżała się do esencji swej nauki dla maluczkich.

Ostatecznie, wbrew pra-wu i rozsądkowi przyzna-ła, że nie trzeba pracować za darmo: jeśli pracodawca nie raczy podpisać umowy, pracownik powinien praco-wać... na czarno. Oczywiście powinno to satysfakcjono-wać obie strony: pracownika

zarabiającego odtąd na swo-ją miskę ryżu i pracodawcę „zabezpieczonego” przed Kodeksem pracy i wymoga-mi BHP.

Pani Iwonka wyzna-ła otwarcie świadomość wszelkich konsekwencji namawiania do wykonywa-nia pracy nielegalnej – nie wstydziła się niczego, ba!, jako rasowy liberał była z siebie dumna. Wiele biz-nesów szczyci się zatrud-nianiem osób „z biednych rodzin, których nie stać na wychowanie i kształcenie dzieci”. Jest czym – to sukces znaleźć potulnych, spacyfi-kowanych już w domu, bez wyboru, bez odruchu bun-tu. Psychomanipulacja musi być dostosowana do statusu pracownika.

Z każdymi kolejnymi targami utrwala się duali-styczna wizja rzeczywisto-ści, w której istotą posiadają-cą osobowość i uzasadnione potrzeby jest wyłącznie po-tencjalny pracodawca, na-tomiast pracownik stanowi jedynie organizm przezna-czony do dostosowywania się i zaspokajania owych po-trzeb.

Pytanie nurtujące kry-tycznych uczestników tego typu targów brzmi nie-zmiennie od lat: „z czego ma żyć pracownik?” i pozostaje ciągle bez odpowiedzi ze strony uśmiechniętych or-ganizatorów.

TR

Pracuj za darmo,długo, na czarno