7

Click here to load reader

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Embed Size (px)

DESCRIPTION

Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

Citation preview

Page 1: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

1

Nr 1(14) Miesięcznik Styczeń 2009 r. ISSN 1896-1193 Egzemplarz bezpłatny

W pierwszej połowie stycz-nia 1945 roku szosy i wsie przy nich położone, a nawet boczne drogi naszego powiatu zagęściły się niemieckimi oddziałami i ta-borami wycofujących się wojsk ze wschodniego frontu. Niektó-rzy dowódcy naszych OB na wła-sną rękę rozbrajali mniejsze gru-py nieprzyjacielskie. Jeszcze 16-go stycznia „Robotnik” z „Karolem” rozbroili spotkanych przypadko-wo w lesie koło Sokolej Góry puł-kownika i podpułkownika stra-ży granicznej, którzy po przepro-wadzonej inspekcji swego oddzia-łu w Sokolej Górze jechali bryczką w kierunku Wielgomłyn, praw-dopodobnie na dalszą inspekcję swoich oddziałów nad Pilicą. W trzy dni potem „Robotnik” z „Ka-rolem” zlikwidowali w lesie koło Grabowia 8-mio osobową grupę Niemców. W tej walce został lek-ko ranny „Karol” w głowę i nogę. Według relacji współpracujące-go z AK powiatowego komendan-ta Batalionów Chłopskich Stani-sława Niemca jego oddział w tym czasie w okolicy Lipowczyce zdo-był 2 rkm, 5 kb, i 2 skrzynie gra-natów, a w akcji oczyszczającej we wsi Wąglin zdobył tabor niemiec-ki składający się z 12 wozów różne-go sprzętu wojskowego jak 2 dział-ka przeciwpancerne, 15 ckm,25 rkm, 300 kb, pięści przeciwczoł-gowe, granaty, radioodbiorni-ki, a w tym 4 wozy narzędzi chi-rurgicznych i lekarstw. Całą zdo-

bycz oddano Powiatowej Komen-dzie MO w Radomsku. Zdali: Wa-lenty Kulawiak i Henryk Dębski z Piaszczyc. W dniu 17-go stycznia* przed godziną 10-tą wjechał do Radomska od strony Gidel pierw-szy oddział pancerny wojska Ar-mii Czerwonej. Dnia 18-go stycz-nia i następnych dni odbyła się już ostatnia i całkowita demobilizacja naszych oddziałów leśnych. Żoł-nierze wrócili do swoich rodzin, ażeby pracować w cywilu, a pozo-stawiona przez nich broń i amuni-cja w obozach leśnych została od-powiednio zakonserwowana w skrzyniach i zakopana przez ostat-nich kilkunastu najbardziej zaufa-nych żołnierzy w leśnych zaułkach znanych tylko tym żołnierzom. W ostatniej dekadzie stycznia 1945 roku przyszły z Okręgu Radom ostatnie awanse i odznaczenia, które zostały podane przez „Ada-ma” do wiadomości zainteresowa-nym. Prawie jednocześnie otrzy-maliśmy ostatni rozkaz następu-jącej treści:

D-two Sił Zbrojnych w Kraju.M.p.dn. 19.01.1945r.Żołnierze Armii Krajowej!Daję wam ostatni rozkaz.

Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyska-nia pełnej niepodległości Pań-stwa Polskiego i ochrony ludności przed zagładą.

Starajcie się być przewodni-kami Narodu i realizatorami nie-podległości Państwa Polskiego. W

tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą.

W przekonaniu że rozkaz ten spełniacie, że zostaniecie na za-wsze wierni tylko Polsce oraz by wam ułatwić dalszą pracę z upo-ważnienia Pana Prezydenta RP zwalniam Was z przysięgi i roz-wiązuję szeregi Armii Krajowej. W imieniu służby dziękuję Wam za dotychczasową ofi arną pracę. Wierzę głęboko, że zwycięży na-sza Święta Sprawa, że spotkamy się w prawdziwie wolnej i nieoku-powanej Polsce.

Niech żyje wolna, niepodległa i szczęśliwa Polska!

Dowódca Sił zbrojnych w Kraju

/-/ Niedźwiadek gen. bryg.

Żałuję bardzo, że nie jestem w stanie wymienić tu wszystkich żołnierzy z naszej Organizacji ZWZ-AK, którzy ponieśli naj-większe ofi ary w walce z hitle-rowskim najazdem to jest pole-głych, zmarłych z odniesionych ran, zamęczonych bestialsko i zaginionych w różnych okolicz-nościach mężczyzn i kobiet, a liczbę ich trzeba ustalić na dużo ponad tysiąc. Taki był wkład krwi naszych radomszczańskich partyzantów i współpracujących z nimi członków Organizacji w ogólne zwycięstwo nad faszy-zmem hitlerowskim.* - Data 17 stycznia 1945 podana jest we wspomnieniach Aleksandra Sta-sińskiego.

Ostatnie dni okupacjiwe wspomnieniach Aleksandra Stasińskiego ps. „Kruk”, pierwszego żołnierza Służby Zwycięstwu Polski

- Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej na Ziemi Radomszczańskiej, spisanych w maszynopisie w 1976 roku.

Radomsko - 1 listopada 2008 r. Setki zniczy na pomniku upamiętniają-cym poległych żołnierzy Armii Czerwonej.

Page 2: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

2

ZIEMIA RADOMSZCZAŃSKA – NASZ DOM. Miesięcznik. Wydawca: BDK ARKO, 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7; Redaktor Naczelny – Arkadiusz Ciach. Redaguje zespół. Adres Redakcji: 97-500 Radomsko, ul. Rataja 7, tel.: 044 682 65 74, tel.kom.: 0508 177 711. Skład: CC Artur Lechowski, 97-500 Radomsko, ul. Mickiewicza 9. Druk: Drukarnia „Gryf”, 97-500 Radomsko, ul. Przedborska 147. Strona internetowa: www.ziemiaradomszczanska.pl

16 stycznia br. przypa-dła 64 rocznica wyzwole-nia miasta Radomska i zie-mi radomszczańskiej spod okupacji hitlerowskiej.

64 lata temu wojska ra-dzieckie wypędziły Niem-ców z miasta i okolicy. Dla mieszkańców zakończył się okres niewoli, ludobójstwa

i zagłady. Fakt ten był efek-tem działań III Armii Pan-cernej oraz 52 Armii do-wodzonej przez gen. płk Korotiejewa, zapoczątko-wanych 12 stycznia 1945 r., zwanych powszechnie „wielką ofensywą zimową.

W walce o wyzwolenie na-szego regionu poległo wielu żołnierzy Armii Czerwonej. Pomnik na ich cześć znajdu-je się na Cmentarzu Nowym w Radomsku. Corocznie 1 listopada mieszkańcy Ra-domska palą przed nim set-ki zniczy oddając hołd pole-głym. Szczególnie licznie ro-bią to dzieci. Podobnie było i w roku ubiegłym. Na dolnych

partiach pomnika zabrakło miejsca na znicze. Chcąc je zapalić i postawić wiele osób wspinało się na wyższe jego elementy.

W 64 rocznicę wyzwole-nia w Radomsku odbyły się związane z tym uroczystości. Miały one miejsce przed Gro-bem Nieznanego żołnierza. Złożono wiązanki kwiatów i zapalono znicze od parla-mentarzystów, władz Powiatu Radomszczańskiego oraz or-ganizacji politycznych i spo-łecznych. Wśród uczestników uroczystości byli również przedstawiciele stowarzysze-nia Ziemia Radomszczańska.

Ciach Arkadiusz

64 rocznica wyzwolenia Radomska

W dniu 17 grudnia 2008 roku w Radomsku odbyło się świąteczno-noworoczne spo-tkanie weteranów pracy z tere-nu Powiatu Radomszczańskie-go. W spotkaniu oprócz wetera-nów wzięli udział radni powiato-wi wybrani z listy Sojuszu Lewi-cy Demokratycznej: Fabian Za-górowicz oraz Wojciech Szwe-dowski. Spotkanie prowadziła Przewodnicząca Rady Powiato-wej SLD w Radomsku, Pani dr Danuta Kałuzińska, która ser-decznie powitała wszystkich przybyłych oraz wygłosiła krót-kie wprowadzenie, zapraszając do dyskusji i składając najlepsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku. Następnie Wojciech Szwedow-ski wraz z Piotrem Michałkiem dokonali prezentacji przedsię-wzięć realizowanych przez wła-dze Powiatu Radomszczańskie-go oraz działalność obydwu rad-nych SLD. Ponadto przedstawi-li ramowy program działalności Rady Powiatowej SLD w Radom-sku ze szczególnym uwzględnie-niem trzech sztandarowych im-

prez plenerowych tj. obchodów rocznicowych związanych z wy-zwoleniem Radomska spod oku-pacji hitlerowskiej (16 stycznia każdego roku), święta pracy – 1 Maja, bitwy pod Ewiną (każda druga niedziela września).

W dyskusji głos zabrał rów-nież przedstawiciel stowarzysze-nia Ziemia Radomszczańska, a jednocześnie redaktor naczelny miesięcznika „Ziemia Radomsz-czańska – Nasz Dom” - Arka-diusz Ciach, który zapropono-wał rozszerzenie planu imprez rocznicowych organizowanych przez lewicę tak, aby wyglądał on w efekcie następująco: roczni-ca wyzwolenia Radomska (każ-dy 16 stycznia), rocznica zburze-nia Pomnika Braterstwa Broni Partyzantów Polskich i Radziec-kich (każdy 27 lutego), Dzień Ko-biet (każdy 8 marca), Miesiąc Pa-mięci Narodowej (każdy kwie-cień), Święto Pracy (każdy 1 Maja), rocznica ogłoszenia Ma-nifestu Polskiego Komitetu Wy-zwolenia Narodowego (każdy 22 Lipca), rocznica Bitwy Pod Ewi-ną (każda druga niedziela wrze-

śnia), rocznica Bitwy na Diablej Górze (każdy 23 października lub najbliższa tej dacie niedziela), Święto Niepodległości (każdy 11 Listopada), rocznicowe obchody utworzenia Rad Delegatów Ro-botniczych (listopad – w Radom-sku w latach 1918 – 1920 działała Rada Delegatów Robotniczych), świąteczno-noworoczne spotka-nia weteranów pracy (każdy mie-siąc grudzień). Ponadto mówca zaproponował utworzenie Klubu Weteranów Pracy, Służby i Wal-ki aby w ten sposób umożliwić odbywanie regularnych spotkań tego środowiska.

Do powyższych propozycji ustosunkowali się: Danuta Ka-łuzińska i Fabian Zagórowicz. D. Kałuzińska przychyliła się do propozycji utworzenia Klubu Weteranów pozostawiając przy-jęcie nazwy klubu samym we-teranom. Jednocześnie zadekla-rowała nieodpłatne udostępnie-nie pomieszczeń SLD w Radom-sku na jego działalność. F. Zagó-rowicz uznał z kolei za warte po-ważnego rozważenia propozycje dotyczące rozszerzenia katalogu imprez rocznicowych organizo-wanych przez lewicę.

Spotkanie upłynęło w miłej at-mosferze, a uczestnicy uznali, że za rok powinni się ponownie spotkać.

R.S

Spotkanie Weteranów Pracy

Page 3: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

3

W dniu 28 grudnia 1991 roku Rada Miasta Radomska podjęła decyzję o zmianie nazw ulic w mieście Radomsku. Dotychczasowych patronów, głównie ludzi lewicy, zastąpio-no innymi. W cyklu „Ulice PRL-u” przedstawiamy skrótowo sylwetki patronów (ludzi i organizacji) ulic przed zmianą.

Ulice PRL­ uUlica Waryńskiego - obecnie PiłsudskiegoLudwik Tadeusz Waryński – syn Lu-

dwika Seweryna i Pelagii Waryńskich urodził się we wsi Martynówka, w Po-wiecie Kaniów, Gubernia Kijowska. Oj-ciec Ludwika Tadeusza podczas powsta-nia styczniowego prowadził działalność w cywilnym pionie tajnej Organizacji Narodowej. Był Skarbnikiem Kijowskie-go Komitetu Pomocy Powstańcom. W la-tach 1865 – 1867 był trzykrotnie więzio-ny.

Ludwik T. Waryński we wrześniu 1869 roku został wy-słany do gimnazjum ludowej szkoły elementarnej w Białej Cerkwi koło Krzywca, które ukończył latem 1874 roku. Na-stępnie wyjechał do Petersburga, aby podjąć wyższe studia techniczne ale nie został na nie przyjęty. Wtedy zapisał się do Praktycznego Instytutu Technologicznego, który kształ-cił specjalistów organizacji i budowy zakładów przemysło-wych. Studiując prowadził działalność w Towarzystwie Po-laków Studentów. Za tę działalność został wydalony z Insty-tutu. W 1876 roku przybył do Warszawy i podjął pracę jako robotnik w fabryce maszyn rolniczych Lilpopa, Raua i Lo-wenseina. W październiku 1977 roku podjął studia w Insty-tucie Rolniczo-Leśnym w Puławach. W maju 1878 roku po-rzucił studia i ponownie podjął pracę jako czeladnik ślusar-ski w zakładach Lilpopa w Warszawie, organizując jednocze-śnie kółka socjalistyczne i kasy oporu. Zagrożony aresztowa-niem, ścigany przez żandarmerię, w lutym 1878 roku przedo-stał się do Lwowa, a w grudniu do Krakowa organizując i tu kółka rewolucyjne. 8 lutego 1879 roku został aresztowany i sądzony w procesie 35 działaczy. Po procesie został wydalo-ny z Austro-Węgier i przybył do Genewy gdzie wszedł w skład redakcji dwóch czasopism socjalistycznych. W grudniu 1881 roku ponownie przyjechał do Warszawy gdzie zorganizował pierwszą na ziemiach polskich rewolucyjną partię robotni-czą o nazwie: Międzynarodowa Socjalno-Rewolucyjna Par-tia PROLETARIAT. Był współtwórcą programu partii ujęte-go w następujących dokumentach: Ogólne zasady programu, Umowa konfidencjonalna oraz Odezwa Komitetu Robotni-czego. W 1883 roku na zjeździe socjalistów z Królestwa Pol-skiego stanął na czele Komitetu Centralnego PROLETARIA-TU. Partia wysunęła wtedy hasło walki z caratem oraz postu-lat, że „ziemia powinna należeć do tych, którzy ją orzą, a fa-bryki do tych, którzy w nich pracują”.

28 września 1883 roku zostało aresztowanych 200 „pro-letariatczyków” a wśród nich Waryński. Został on osadzo-ny w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Ułożył tam znaną pieśń „Mazur kajdaniarski”. Po procesie skazano go na 16 lat katorgi i osadzono w Twierdzy Pietropawłowskiej, a następ-nie w najcięższym więzieniu carskim w Szliselburgu. Tam po długotrwałej i ciężkiej chorobie zmarł w dniu 12 lutego 1889 roku mając zaledwie 33 lata.

Arkadiusz Ciach

Gdy czytałem artykuły o roz-poczęciu procesu autorów stanu wojennego, pod zarzutem udziału w „przestępczym związku zbroj-nym”, to muszę się uszczypnąć – czy to fikcja, czy dzieje się tak na-prawdę w XX wieku? Nie wiem ile ma lat prokurator Piątek i piszący te artykuły redaktorzy? Ale te tra-giczne wydarzenia znają chyba tyl-ko z historii! Mam wątpliwość czy na lekcjach o tematyce współcze-snej uważali. Należę do pokolenia, które zna stan wojenny z autopsji. Wiem, że ówczesna sytuacja była bardzo złożona, a państwu groził paraliż społeczny i gospodarczy. Szykowano manifestacje i „targa-nie po szczękach”. Atmosfera była nieznośna, czekano z obawą na spełnienie gróźb ze strony ZSRR o ograniczeniu dostaw ropy naf-towej, rud i gazu. Niektórzy jednak pamiętali, że 12 maja 1926 roku był zamach stanu, walki bratobój-cze, efektem których ofiarą padło 397 zabitych i 920 rannych. Orga-nizator zamachu na legalne wła-dze państwowe – marszałek Jó-zef Piłsudski nie poniósł za swoje czyny żadnej odpowiedzialności. A dla admiratorów prawicy jest autorytetem i bohaterem. Ale jak mawiał pewien facet z wąsikiem „zwycięzców się nie sądzi”!

Dla mnie osobiście boha-terem jest generał Wojciech Ja-ruzelski. Podjął trudną ale ko-nieczną decyzję, którą nazy-wa dziś „mniejszym złem” choć zło mniejsze czy większe, tym złem pozostaje. Za to wielokrot-nie przepraszał, ale też opisywał przesłanki podjęcia tej trudnej decyzji. Oburza mnie propagan-

dowe używanie liczby stu ofiar stanu wojennego. Jest to wierut-na bzdura. Nigdy nie podano tylu nazwisk ofiar. Nie dokonał tego Jan Maria Władysław etc. Rokita, ani domorośli history-cy z IPN. Zgadzam się z Micha-iłem Gorbaczowem, że analizu-jąc złożoność uwarunkowań we-wnętrznych i zewnętrznych ów-czesnej sytuacji Polski, Europy i świata nie wolno antycypować do sytuacji aktualnej. Warto o tym pamiętać, że ZSRR Breżnie-wa to nie dzisiejsza Rosja Mie-dwiedjewa, a nawet USA Regana nie mające nic wspólnego z kra-jem rządzonym przez Buscha. Oszaleli z nienawiści aktywi-ści frontu ideologicznego IV RP nie chcą pamiętać o porozumie-niach Okrągłego Stołu. (…)

Tym, którzy mają podob-ne jak ja wątpliwości polecam lekturę książki „Stan wojen-ny. Wspomnienia, komentarze”, wyd. PoliFot Wrocław 2008. Za-wiera ona na 344 stronach wspo-mnienia 29 osób oraz ciekawe załączniki, niektóre publikowa-ne po raz pierwszy. Dystrybucję książki prowadzi Zarząd Dolno-śląski Związku Żołnierzy Ludo-wego Wojska Polskiego, 53-328 Wrocław, ul. Pretficza 24. Zain-tresowani mogą ją nabyć wpła-cając 20 zł na konto: Bank PKO S.A. O/Wrocław Nr 75 1240 6670 1111 0000 5646 5897.

Chciałbym podkreślić, że książka powstała z okazji 25 – lecia zniesienia stanu wojennego, ale też dla uczczenia 85 urodzin gen. Ar-mii Wojciecha Jaruzelskiego.

Krzysztof Majer (GKAL)

STAN WOJENNYSprawiedliwość czy zemsta

Page 4: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

4

Mniejszości narodowe – żydowska, niemiecka sta-nowiły nie tylko część spo-łeczności miasta Radom-ska. Mniejszości te stanowi-ły także część społeczności podradomszczańskich gmin i dodawały jej kolorytu oraz różnorodności. Tak było w gminie Wielgomłyny. O to historia, o tych którzy żyli obok nas.

O tamtejszej społecz-ności żydowskiej napisa-łem obszerną pracę nauko-wo-historyczną, która czeka na publikację. Trzeba jed-nak pamiętać, że i Niemcy zamieszkiwali kiedyś te te-reny. Im poświęcam ten ar-tykuł. Kiedy przybysze z za-chodu pojawili się w okolicy Wielgomłyn, ciężko na pod-stawie znanych mi doku-mentów ustalić. Na pewno byli już w 1835 r. Z tego roku pochodzi wykaz miejscowo-ści w okolicach Radomska, w których zamieszkiwały niemieckie rodziny. Wśród nich znajdują się zamieszka-ne w większości przez Niem-ców Jacków oraz Bogusła-wów potocznie zwany Ho-lendrami, na którym w du-żej mierze skupię się w tym artykule. Niemcy zamiesz-kiwali także inne wioski na terenie gm. Wielgomłyny – Krzętów, Trzebce, Niedo-śpielin, Błonie, Wolę Życiń-ską, Myśliwczów. Możliwe, że i w samych Wielgomły-nach mieszkał ktoś tej naro-dowości. Skąd się tu wzięli? Pewnie przyjechali za chle-bem. Przekazy historycz-ne mówią, że wspomniany Bogusławów został założo-ny w 1812 roku przez mier-niczego, niejakiego Bogusła-wa, od którego imienia na-zwę wzięła osada. Wkrótce obok polskich mieszkańców osiedlili się Niemcy. Koloni-ści przybyli przede wszyst-kim z Rehfelda (dzisiejsze Lesiopole koło Piotrkowa), Krer i Feliksowa. Pierwsze narodziny dziecka u nie-mieckich przybyszy datuje się na 1813 r. Stanowili dużą grupę narodowościową. Nic dziwnego, że zapragnęli po-

syłać swoje dzieci do wła-snej szkoły. Dotarłem do akt szkoły elementarnej ewan-gelickiej w Bogusławowie, z których wynika, że pla-cówka takowa powstała w 1844 roku, choć są wzmian-ki, że juz w 1828 r. nauczano tu dzieci. 10 marca 1844 r. konsystorz wyznania ewan-gelickiego zwrócił się z pi-smem do Rządu Gubernial-nego Kaliskiego o przyzna-nie etatu dla szkoły w Bogu-sławowie. Naczelnik Kance-larii Rządu 1 kwietnia prze-kazał to pismo do naczel-nika powiatu w Radomsku. Naczelnik ten zaś zwrócił się do wójta gminy Myśliwczów (jak wynika z dokumen-tów istniała takowa gmina), żeby przedstawił mu uposa-żenie szkoły. Wójt gm. My-śliwczów (podpis nieczytel-ny) odpisał 21 kwietnia na-czelnikowi, że szkoła utrzy-mywana jest ze składek. Na-stępnie najpewniej na szcze-blu powiatowym ustalo-no, by o objęcie posady na-uczyciela w szkole popro-sić pastora parafii ewange-lickiej w Piotrkowie Trybu-nalskim. Ten jednak 23 lipca odpisał: - Zwracając się do odezwy z dn. 9 lipca r.b. no: 15659 dołączone anexa, do-tyczące formującej się szko-ły w Bogusławowie mam ho-nor donieść, iż opiekuństwa nad szkołą przyjąć nie mogę z powodu, że Bogusławów odległy jest od Piotrkowa mil 50. Niepodobieństwem zatem jest, abym nie mając wyznaczonych na podobne przedmioty kosztów podró-ży mógł dojeżdżać do Bogu-sławowa, ani też aby gmina przysyłała furmanki, a obo-wiązków których bym do-pełniać nie był w stanie pod-jąć się nie mogąc. Rady jed-nak W. Naczelnik zwrócił uwagę swoją, iż wójt miej-scowej gminy będąc właści-cielem Kolonii Bogusławów może bez trudności dopeł-

niać obowiązku opiekuna zaprojektowanej szkoły. Nie wiemy czy od razu przychy-lono się do rady pastora, czy znaleziono na początek in-nego opiekuna, ważne jed-nak, że szkoła zaczęła funk-cjonować. Dotarłem do bu-dżetu z lat 1848/49. Placów-ka dysponowała niewiel-ką kwotą 35 rubli, z któ-rej 33 ruble przeznaczone były na płace dla nauczy-ciela, 70 kopiejek na mate-riały piśmienne, a reszta na nagrody i książki dla bied-nych uczniów. Z dokumentu tego wynika, że wójt gminy Myśliwczów podjął się bycia opiekunem szkoły. W póź-niejszych latach drewnia-ny zapewne budynek szko-ły musiał przejść remont. W związku z tym remontem wójt Myśliwczowa przysłał w 1861 roku do kolonistów z Bogusławowa i pobliskie-go Jackowa dwóch kozaków, którzy mieli za zadanie odzy-skać od nich 50 rubli i 67 ko-piejek, które wójt pożyczył na remont. Na tą pożyczkę wójt miał mieć przysięgę świecką. Ewangelicy poza miejscem do nauki, chcieli mieć rów-nież miejsce skupienia i mo-dlitwy. I tak w 1928 roku po-wstał murowany kościółek, który po wojnie zamienio-ny został na kaplicę chrześci-jańską. Obecnie niestety po-pada w coraz większą ruinę. Wiele ciekawych informacji nt. społeczności niemieckiej dowiedziałem się od mojego dziadka, Stanisława Kolma-siaka (rocznik 1920). Jego na-uczycielem niemieckiego od V klasy szkoły w Wielgom-łynach był Schulz z Bogusła-wowa. Miał on ok. 30 lat, był „świdrowaty – patrzył na ko-goś innego, a do kogoś innego mówił”. Z opowiadań dziad-ka dowiedziałem się, że kolo-niści wykupywali najgorsze i mało wartościowe grunty – łąki, piachy i mokradła. Je-den Niemiec zamieszkiwał w

Myśliwczowie i miał tam tro-chę pola. Także w Trzebcach był jeden, nazywał się Mar-tin Galster. Jego żoną była Polka – Wiktoria z d. Strzel-czyk ur. 17 grudnia 1897 r. (córka Marcina i Elżbiety z d. Sala). Martin podobno gry-wał po weselach na korne-cie (rodzaj trąbki). Dziadek wspomina też Niemca, stró-ża gminnego tzw. stójkę, któ-ry w czasie okupacji wycho-dził przed budynek gminy, uderzał w bęben, by ludzie się zeszli, po czym wygłaszał obwieszczenia gminne. Spo-ro wspomnień nt. mieszkań-ców Bogusławowa zawarł w swojej książce „Przeminęło” nieżyjący już dziedzic Odro-wąża, Jan Tadeusz Malewski. W okresie przedwojennym w majątku odrowązkim poja-wił się problem braku rąk do pracy przy żniwach: - Trud-ności w tym względzie roz-ładowała dopiero umowa za-warta z kolonistami niemiec-kimi z Bogusławowa. Gospo-darowali oni na małych ka-wałkach bardzo słabej pole-śnej ziemi i tylko dzięki swej wielkiej pracowitości i wyjaz-dom na roboty do Niemiec oraz pracy w lesie mogli się jakoś utrzymać. Roboty leśne w Zaciszu od wielu lat wyko-nywali oni. Wynajmując się poza tym do koszenia siania i do wykopków ziemniaków. Jak pisze Malewski – stosun-ki pomiędzy niemieckimi ko-lonistami, a dworem w Odro-wążu układały się od dawna bardzo dobrze. Wykazywa-li oni przyzwoitą postawę w okresie Powstania Stycznio-wego – nie tylko współpraco-wali z powstańcami dożywia-jąc ich, ale informowali o ru-chach Rosjan.

Dworzanie z Odrową-ża cenili sobie Niemców nie tylko jako dobrych i zaufa-nych pracowników, ale i na-wet przyjaciół (stangret Fry-drich). Mimo, że byli przy-zwoici jak pewnie większość

Mój sąsiad Niemiec

Page 5: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

5

Niemców zamieszkujących w swoim kraju, czy poza jego granicami, to nie znaczy, że nie podali się nazistowskiej propagandzie. Jeden z miesz-kańców Bogusławowa, nieja-ki Gottlieb Hirch (jego brat Daniel przeprowadził się w 1938 r. do Orzechowa), twier-dził zaraz na początku wojny, że Hitler ma dobre intencje „i nikomu tutaj nie zrobi krzyw-dy, wprowadzi tylko w Polsce niemiecki system rządów i za-pewni wielki rozwój gospo-darczy”. Tenże Hirch chciał ustrzec swoich polskich przy-jaciół przed grożącym im bombardowaniem. Jak wspo-mina Malewski, przechadza-jąc się po dworskim ogrodzie znalazł w trawie kilka luste-rek, które musiał tam poukła-dać nie kto inny jak Herch. W pierwszej chwili pomyślał, że Niemiec zostawił je tam, by wskazać cel samolotom Luft-waffe. W rzeczywistości były to znaki, które właśnie mia-ły uchronić przed bombar-dowaniem. Nie był to jedyny przykład przyzwoitości miej-scowych Niemców. Heroicz-ną postawę wykazała jesie-nią 1942 roku Julianna Frie-drich, małżonka Alwina Frie-dricha, burmistrza Wielgom-łyn. Przedzierając się pewnej deszczowej nocy z Bogusła-wowa do Odrowąża powia-

domiła Malewskiego o nie-bezpieczeństwie grożącym dwóm Polakom: - Mój się upił i po pijanemu wygadał się, że jutro z samego rana ma jechać do Niedośpielina, żeby aresztować i wysłać do obo-zu dwóch ludzi. Trzeba ich koniecznie przestrzec, żeby uciekali. Niech pan mnie tyl-ko nie wyda, że to ja o tym do-niosła, bo by mnie Alwin chy-ba zabił. (Cytat za J.T. Malew-ski, „Przeminęło”, Warsza-wa 1989). Ludzi tych udało się ostrzec i dzięki temu urato-wać. Jak pisze Malewski, Jul-ka Friedrich nie była jedyną sprzeciwiająca się okrucień-stwu Hitlerowców. Do tzw. ruchu oporu można jeszcze zaliczyć: kierowniczkę poczty w Wielgomłynach Kirszównę i rodzinę volksdeutschów Po-lcynów ze wsi Kubiki. Mło-dy Polcyn był nawet w żan-darmerii niemieckiej i infor-mował podziemie o planach Niemców. Przyznać trzeba, że mieszkańcy gminy Wiel-gomłyny mieli raczej szczę-ście do niemieckich władz ad-ministracyjnych. Pierwszym wójtem, a właściwie burmi-strzem gminy (burgerma-ister) został Gustav Klamm z Ferdynandowa. W 1940 r. zastąpił go Christoph Mes-serschmidt z Bogusławowa: - Uważaliśmy go za uczciwego

i życzliwego nam człowieka, więc wiadomość, że Niem-cy naznaczyli go na stano-wisko wójta, wydała nam się pomyślna, jeżeli w tych wa-runkach, w jakich znalazł się nasz kraj, można było mówić o czymś pomyślnym – pisał we wspomnieniach Malew-ski. Rzeczywiście był on ko-lejnym przykładem przyzwo-itego Niemca, który nie starał się zaszkodzić Polakom, a co więcej im pomagał, niejedno-krotnie ratując ze śmiertelnej opresji. Latem 1942 r. Messer-schmidt zmarł na serce. Ko-lejnym burmistrzem został wspomniany już młody Nie-miec, Alvin Friedrich - rów-nież mieszkaniec Bogusła-wowa. Mimo, że jak wspomi-na dziedzic Odrowąża – wie-le osób na niego narzekało, nie był wrogiem Polaków. Istnieje świadectwo, że ura-tował przed aresztowaniem człowieka, którego gestapo chciało aresztować ze wzglę-du na semicki wygląd. Przy okazji Friedrich obnosił się ze swoją sympatią do Adolfa Hitlera i jego działań. Wio-sną 1944 r. władze okupacyj-ne zadecydowały o ewaku-acji Niemców z Bogusławo-wa i Jackowa do Dmenina i Dziepółci, gdzie było łatwiej im zapewnić bezpieczeń-stwo. Natomiast do opusz-

czonych domostw sprowa-dzono chłopów z Dmeni-na, którzy mieli kłopoty z zaaklimatyzowaniem się. Tuż przed wyzwoleniem, w styczniu 1945 r. do Bogu-sławowa powróciła grupa Niemców. Dla bezpieczeń-stwa zajęli jeden dom. Nie-stety w nocy wszyscy zosta-li zamordowani przez nie-znane osoby – możliwe, że przez Cyganów, dla których to miał być odwet za prze-śladowania. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Inna wersja głosi, że zbrodni dokonało trzech partyzan-tów – dwaj z nich mieli za to odpowiadać przed sądem we Wrocławiu, a trzeci miał uciec. Taki smutny koniec spotkał Niemców zamiesz-kujących te ziemie – tych przyzwoitych i tych współ-pracujących z hitlerowskim aparatem terroru. Niektó-rzy opuścili polskie ziemie i wyjechali na zachód. Wśród nich była bohaterska Jul-ka Friedrich, która wsławiła się uratowaniem dwóch Po-laków. Zmarła w 1992 r. w Jenie w Niemczech, o czym opowiedział mi jej prawnuk Marcus König, który miał ją jeszcze okazję znać. Mąż Julki, Alwin zaginął – zo-stał zastrzelony na tere-nie powiatu radomszczań-skiego lub uciekł do Nie-miec i przyłączył się do woj-ska (niemieckiego?). O tym jak zmniejszyła się popu-lacja niemiecka na terenie gminy Wielgomłyny świad-czy pismo wójta, Antonie-go Korpasa z dn. 19 listopa-da 1946 r. Wójt zawiadamia Powiatowy Urząd Bezpie-czeństwa Publicznego w Ra-domsku, że w czasie okupa-cji gminę zamieszkiwało 133 volksdeutschy, a ich aktual-na liczebność wynosiła zale-dwie 22 osoby (w tym 7 ro-botników i 15 chłopów). Ża-den z nich nie złożył dekla-racji wierności Polsce Ludo-wej ani wniosku o rehabili-tację. Co się z nimi stało, czy wyjechali, czy zostali – cięż-ko dzisiaj ustalić.

Tomasz Michał Kolmasiak

Page 6: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

6

BOLESŁAW HANICZ­ BORUTAPoniżej publikujemy fragmenty pierwszej części „ZAPISKÓW BIOGRA-

FICZNYCH” Bolesława Hanicza – Boruty, więźnia politycznego okresu mię-dzywojennego i czasów PRL, legendarnego partyzanta, bezpośredniego wy-konawcy wyroku śmierci na kacie Radomska – szefie żandarmerii Dehnie, uczestnika największej bitwy partyzanckiej II wojny światowej na Ziemi Ra-domszczańskiej – Bitwy pod Ewiną, dowódcy III Brygady Armii Ludowej – zgrupowania partyzanckiego operującego na naszym terenie.

Niedaleko stąd przecho-dziła kolej żelazna, która dawała o sobie znać gwiz-daniem i sapaniem ciężkiej lokomotywy. „Ganzy-gal” odszukał wzrokiem w le-sie, gdzie spoczywali po utrudzeniu, jakiego niepo-zornego a dobrego schowa-nia dla żołnierza, który nie mógł pokazać się ludziom w młynie pod grozą wy-dania – przed nadejściem nocy, wskazał go oficero-wi, aby tam się ukrył do czasu, kiedy wróci po nie-go wieczorem, a sam udał się do młyna. Wyszedłszy z lasu Młynarczyk, wkro-czył niebawem na teren ob-szarów młyńskich. Po obu stronach drogi, która lek-ko wiła się wyżłobionym niejako korytem pod górę, rosły rzędem, drzewo przy drzewie, orzechy lasko-we. Wędrowiec nasz w po-rywie zgłodnienia urwał kilka kiści i jął rozgry-zać je silnymi zębami. Na wzgórzu monotonnie ter-kotał młyn, szumiała jed-nostajnie woda spadająca z obracającego się leniwie ogromnego koła, które po-ruszało urządzenia młyń-skie, wprawiające w ruch duże okrągłe kamienie, ścierające ziarno na mąkę. W przestronnym, białym od mąki holu sporo ludzi kręciło się oczekując swojej kolejki na zasypanie ziar-nem, tak zwanego kosza, który mieścił się na pierw-szym piętrze. Chociaż wła-ściciel młyna, Władysław Pioruński pełniący w swo-im młynie funkcję młynar-czyka ma urwanie głowy i z powodu dużej ilości za-

jęć, po krótkiej rozmowie z „Ganzy-galem”, znajdu-je trochę czasu na rozmo-wę z obcokrajowcem, dla-tego w tym celu udają się obaj do zabudowań gospo-darczych, żeby móc swo-bodnie, bez niepożądanych świadków omówić szczegó-łowo całą sprawę. Zabudo-wania gospodarskie skła-dają się z licznych budow-li i mieszczą się po drugiej stronie podwórza. – Mogę przyjąć tego of icera – mówi bez większych wstę-pów Pioruński i ukryć go gdzieś tu w zabudowa-niach, a le nie za darmo i pod warunkiem, żebyś ty, Młynarczyk nie puścił ni-komu z gęby pary, rozu-miesz? Młynarczyk wo-bec tego pyta tylko, na ja-kich warunkach? A co to ciebie obchodzi, co? … ja cię sam z nim umówię, a ty nie musisz wtrącać się rozumiesz? ofuknął go Pioruński. Jak się tylko ściemni, przyprowadzaj, a my tymczasem obmyślimy dobre miejsce dla niego. Nic mu tu nie grozi. Bę-dzie miał dobrze!... Lecz w jakim stopniu obietnica bezpieczeństwa jest wią-żąca dla tego, kto przyj-muje wyzutego spod pra-wa człowieka?... Przed kim odpowiada niesu-mienny człowiek?... Nie-długo okaże się, że sprawa zaginięcia of icera austry-jackiego nabierze wielkie-go rozgłosu w Radomsku i w okolicach miasta.

BITWA NA KAMIENIEStałem na drodze i cze-

kałem na nich dość dłu-

go i złościłem się. Wresz-cie przyszli: Jan Saternus / „Noga” – „Generał” /, An-toni Jasnos, Antoni Kę-dra, Wacław Saternus i inni… „Generał” podszedł i usiadł obok mnie na zie-mi, a pozostali zatrzyma-li się przy nas stojąc. – Czy to jest właśnie ten Kontro-wers? – przy czym zrobiłem wymowny gest ręką wska-zując na lasy, które mieli-śmy po obu stronach dro-gi. – Nie braciszku, to jest Kędry niwka – lasek a Ant-ka – Kontrowers jest dalej, pod wsią Brodowe – otrzy-małem zaraz odpowiedź. Po chwili milczenia ktoś z grupy powiedział – jak tu ładnie!, prawda? Co za po-wietrze!?... Nie uważasz, zwrócił się do mnie o po-twierdzenie Jasnos… O tak, tu jest pięknie – przytakną-łem. Ponieważ mieszkałem we wsi sporo oddalonej, nie znałem bliżej przyległych do tej wsi okolic i ich nazw, ale zawsze ilekroć tu przy-chodziłem zachwycałem się pięknem i przepysznym za-gajnikiem kędrowym, czy-li tak zwaną Kędry niw-ką, jak ją powszechnie na-zywano, a uroku dodawa-ło to, iż za niwką tuż prze-pływala czyściutka, o źró-dlanych, zimnych wodach struga – Wymysłowianka o kamienistym dnie, dostar-czająca czasami pociski do walki na kamienie podczas bitew ze stobieczczaka-mi. W dolinie rzeczki Wy-mysłowianki, która toczy-ła swe wody między lasami, po obu jej brzegach ciągnę-ły się szerokim pasem łącz-ki obrośnięte w lecie pu-

szystą zieloną trawą. Nie-stety, ze względu na mło-de zagajniki i sadzonki nie wolno tu było pod karą pie-niężną wypasać tej trawy, z uwagi na szkody jakie wy-rządzały krowy, niszcząc sadzonki i młode drzew-ka. Wkrótce wszyscy po-siadali, a „Generał” wstał i zaczął mówić pośpiesznie i z przejęciem, z wypiekami od podniecenia na bladej twarzy. Reszta siedziała na trawie lub w kucki, skupio-na w cieniu pod rosocha-tą sosną, słuchając z uwa-gą jego wypowiedzi. – Wie-cie – zaczął swoje opowia-danie „Generał”, przyszli któregoś dnia na pastwi-sko stobieczczanie, powita-li nas uprzejmie, a jakże…z objawami, „niebywałej ser-deczności” i…niby życzli-wie, ale jednocześnie z wła-ściwą Tatarom chytrością i nikczemnością wezwali nas do bitwy na kamienie. Bi-twa ta – oświadczyli – po-winna być rozstrzygająca, kto kogo? wy nas, czy my was?... powiadają. Tak dłu-żej nie może być, żebyście się na nas porywali – co nie wiecie, że po naszej stro-nie jest wielka siła? – mó-wią – Słyszycie?...to dranie, po ich stronie jest wielka siła? Tchórze. Twarz „Ge-nerałowi” jeszcze bardziej poczerwieniała, a uszy zro-biły się ze złości szkarłatne. Bitwę wyznaczyli na nie-dzielę po południu. Za tym, ja myślę, musi się coś kryć, szykuje się jakiś podstęp? Nie uważacie? Pamiętajcie, tak też było w tamto lato, w czasie bitwy na kamienie, w pewnym momencie stobie-

Page 7: Ziemia Radomszczanska - Nasz Dom

7

czaki zaczęli się gwałtow-nie wycofywać za Okrągłą Łąkę, a my za nimi,a my ich gnamy i zasypujemy gra-dem kamieni. Nasi chłopcy wyją z radości, aż tu nagle, trach,z rowów łąkowych jak padalce podrywają się z ki-jami rośli parobcy stobieccy i hura…na nas!. Zanim że-śmy się połapali w sytuacji, stobieczczanie naokładali nas kijami ile wlazło. Wie-lu też naszych złapali do niewoli. A dostać się w ich łapy, to nie są żarty – cią-gnął dalej „Generał”, kładą cię bracie na trawie, nogi i ręce wiążą pętaczkami i…dawaj!...łoją kijami po sie-dzeniu ile wlezie. Na koniec przecinają ci na krzyż pięty kozikiem, a ranę posypują solą. Co wy na to?... Więk-szość potwierdziła jego sło-wa okrzykami: Wiemy, wie-my, prawda!!! A Kędra za-pytał mnie, jak było z tobą, co ci zrobili, gdy cię w ze-szłym roku schwycili na Stobieckich Kuśnierkach? – Tylko mi dobrze dobili, dostałem parę kijów po ple-cach i po głowie, ale pięt mi nie zdążyli poderżnąć, bo im zwiałem, ale kiedy mnie mieli - może nie mieli noża? Na pewno nie mieli zakoń-czył „Generał”. Później, gdy „Generał” skończył, każdy z nas zabierał po trochu głos, dorzucał coś do ogólnej na-rady, aż stanęło na tym, żeby zwrócić się z prośbą do naszych starszych chłopców o pomoc, a mianowicie: An-toniego Ulmana, Jana So-wińskiego, Franciszka Kla-witra, Jana Ulmana, Ro-mana Pawlikowskiego, Jó-zefa Leszczyńskiego, Józe-fa Iwanowicza, i do szere-gu innych, dzielnych na-szych starszych kolegów o niezawodnych zdolnościach w walkach indywidualnych. Rozmowy ze starszymi ko-legami obiecali przeprowa-dzić – Jasnos i Kędra …

W kolejnym numerze „Zie-mi Radomszczańskiej - Nasz Dom” opublikujemy następny odcinek.

Przy drodze łączącej Krzętów z Wielgomłynami, mniej więcej na wysokości wsi Borowiec znaj-duje się okazały pomnik świad-czący o heroiczności radomsz-czańskiej partyzantki. W tej oko-licy 1 czerwca 1944 roku rozegra-ła się duża potyczka z Niemca-mi, w której Polacy odnieśli zwy-cięstwo przy niewielkich stra-tach własnych. Rannych zosta-ło dwóch partyzantów AK: kapral „Drągal” i kapral Henryk Bary-ła „Bąk”. Śmierć poniosło trzech: 38-letni kapral Antoni Wiechow-ski „Strug” (zginął podczas roz-poznania terenu), 32-letni pod-chorąży Józef (Nejman) Neu-man „Konrad”, awansowany po-śmiertnie na porucznika i 25-let-ni podporucznik Leon Kępa „Le-woniewski”, który zginął w czasie wycofywania oddziału. Strzałem w głowę zabił go ukryty w zaro-ślach niemiecki snajper. Pogrzeba-no ich na prowizorycznym cmen-tarzu partyzanckim, funkcjonują-cym w czasie wojny w lasach ma-luszyńskich. Dużo większe były straty po stronie wroga - zabitych zostało 37 niemieckich żołnierzy wśród których znajdował się do-wodzący major SS. Zwycięską bi-twę upamiętnia pomnik odsłonię-ty 1 czerwca 1972 roku, w rocz-nicę, bitwy przez społeczeństwo gromady Wielgomłyny. Na tablicy zainstalowanej na pomniku wid-nieją nazwiska poległych w opi-sywanej bitwie oraz innych party-zantów z gromady Wielgomłyny, którzy ponieśli największą ofiarę w walce o niepodległość.

Tomasz Michał KolmasiakOkolice wsi Borowiec, gm. Wielgomłyny.

PomnikiII wojny światowej (6)