Download pdf - DUNIYA nr 9, 2011

Transcript
Page 1: DUNIYA nr 9, 2011

Drodzy Czytelnicy!Po niemal czteromiesięcznej przerwie biuletyn „Duniya” powraca w Wasze ręce. Co nowego w świecie Orientu? Zapraszamy do lektury artykułu Kai, która wciąż jeszcze roz-

koszuje się możliwością przebywania w kraju Bharaty, a pobyt w Agrze skłania ją do refleksji na temat istoty języka hindi. Jacek z kolei poznał lankijskich aktorów i zachwycał się tropikalną przyrodą – i to aż na Sri Lance! Udamy się także w literacką podróż do Arabii Saudyjskiej, kra-ju nikabów i abai skrywających kobiece sekrety – wszystko dzięki wydanej przez Smak Słowa książce Dziewczyny z Rijadu Radży as-Sani. Inna powieść, Utalentowana Nikity Lalwani, przenie-sie nas w świat hinduskich emigrantów mieszkających w Walii. Ponadto zachęcamy do zapo-znania się z postacią Tenizina Tsundue, tybetańskiego poety i aktywisty walczącego o wyzwo-lenie Tybetu, a miłośnikom sztuki polecamy artykuł o cechach sztuki indyjskiej.

Maj to gorący okres we wrocławskich wydarzeniach orientalnych. Pełne ręce roboty ma In-terdyscyplinarne Koło Orientalistyczne i Zakład Filologii Indyjskiej – już 19 maja rusza mię-dzynarodowa konferencję indologiczna MESIC 3. Nie przegapcie także innych wydarzeń spod znaku Wschodu!

Zapraszamy do lektury.

Nr 9, Maj-CzerwieC 2011.

SpiS treści

Tamilka 2Podstawowe cechy sztuki indyjskiej 2Pisarz i aktywista żyją we mnie obok siebie. Tenzin Tsundue – symbol tybetańskiego ruchu wyzwoleńczego 4Język, którego nie ma 7Impresja ze Sri Lanki 9Napiszę o moich przyjaciółkach... 10Recenzja książki Dziewczyny z Rijadu Radży as-Sani 10Trudne dorastanie geniusza 12

BezpłatNy MagazyN o kulturaCh orieNtalNyCh

Page 2: DUNIYA nr 9, 2011

2

Tamilka 

Niesiesz kwiaty w czerni długich gęstych włosów,

cały Chennai kwitnie w barwach twego sari,

deszcz zagląda w okna ciepłych od dnia domów,

woda kipi w tłoku ulic portu starych.

 

Czasem widzisz wieczność pośród ozdób tańca,

niesiesz w sobie gesty znalezione dawno,

każdy zna opowieść, którą krok przedstawia,

jednak zawsze inna lśni w legendach radość.

 

Śmiej się jeszcze głośniej! Świt złocisty wstaje,

dźwiga swe bogactwo, ociężałe lasem,

stadem tłustych słoni, pól ryżowych bagnem.

 

Na palmowych liściach zaraz zjesz śniadanie,

kokos z bielą ciasta zmiesza się nad ranem,

weźmiesz dzban na głowę pójdziesz drogi skrajem. 

Jacek Tabisz19 grudnia 2010 , Chennai

PodsTawowe cechy szTuki indyjskiej

Główną siłą stymulującą rozwój sztuki i architektury starożytnych Indii była religia. Według większości systemów religijnych Indii świat materialny jest iluzją, a głównym celem człowieka ma być wydostanie się z tej iluzji i dotarcie do prawdy, zrozumienie uniwersalnej jedności, zo-baczenie we wszystkim jednego pierwiastka, doświadczenie jedności z całym wszechświatem; zróżnicowanie i poczucie własnej odrębności – jest tylko pozorne, jest iluzją.

W dotarciu do takiego stanu mogą pomagać pewne obiekty jak: mantry – formuły słowne; jantry – geometryczne diagramy (stosowane też w architekturze) i murti – obrazy i rzeźby. Wiele

świątyń indyjskich powstało na planie mającym duży związek z jantrami, co czyni je materiali-zacją wyższej idei. Rzeźby bogów (murti), któ-re zdobią te obiekty też mają oczywistą religij-

htt

p:/

/ela

yara

jaar

tgal

lery

.co

m/o

ilpai

nti

ng

.htm

l

Page 3: DUNIYA nr 9, 2011

3

ną wymowę. Rzeźba jest jednak tylko metaforą ostatecznej prawdy, którą można zrozumieć je-dynie bezpośrednio, wizerunki mają jednak po-magać w dążeniu do wyzwolenia, na wyższych poziomach mają być coraz bardziej proste – np. jak linga; im bardziej skomplikowany, np. wie-loręki, posąg, tym większy jest jego związek ze światem doczesnym. Wierzono, że wizerunki zawierają w sobie wielką religijną energię – po-przez ich oglądanie wyznawca zyskuje ducho-wą moc. Duże znaczenie patrzenia (darśana) i  przebywania w obecności kogoś wielkiego, by zdobyć tym zasługę, spowodowało wysoką rangę sztuk wizualnych w Indiach.

W świetle tych założeń staje się jasne, że głównym celem sztuki indyjskiej nie było ni-gdy uchwycenie podobieństwa do materialne-go świata i odwzorowywanie natury (która jest iluzoryczna). Nie ma więc w sztuce indyjskiej dopracowanego systemu perspektywy, skupie-nia na jak najwłaściwszym oddaniu szczegółów anatomicznych ciała, naturalistycznej kolory-styki ani innych tego typu cech. Przeważnie nie przedstawia się też scenek rodzajowych, życia codziennego czy zwyczajów ludzi, także indy-widualny portret jest bardzo rzadko spotykany. Postacie są za to przedstawiane w nienaturalnej skali: wielkość postaci zależy od jej osiągnięć duchowych, przedstawia wielkość religijną, jak np. w licznych przedstawieniach Buddy.

Artyści nie są znani z imienia (mamy tylko kil-ka drobnych wyjątków), co nie dziwi, jeśli zda-my sobie sprawę, że sztuka ma być komunikacją z uniwersalnymi ideami religijnymi, a nie indy-widualną ekspresją twórcy. Przy przedstawianiu istot boskich artysta wzoruje się na ludzkim cie-le, powielając jego elementy, np. postać może mieć wiele głów, rąk. Sztuka indyjska czerpie też ze źródeł literackich: purany, tantry, śilpy.

Chociaż religia była głównym elementem sztuki indyjskiej, to jednak świeckie wydarze-nia również miały na nią wpływ. Wiązało się to głównie z panowaniem danego władcy i jego podbojami; część łupów wojennych często była przeznaczana na budowę lub renowację świątyń, a ludzie świeccy byli mecenasami sztu-ki – nie tylko królowie, ale też np. bogaci kupcy (szczególne w buddyzmie mahajanistycznym, w którym uznawano, że taki typ działalności zyskuje zasługi, zapewniające lepsze narodzi-ny). Dzieła sztuki, poza swą nadrzędną wymo-wą religijną, mogły też w sposób metaforyczny gloryfikować danego władcę: takie drugie zna-czenie było wbudowywane w religijną symboli-kę (np. król Samudragupta jako Varaha ratujący

ziemię). Symbolika religijna była więc niekiedy używana do celów świeckich, ale i elementy świeckiego życia nabierały religijnej symboli-ki jako metafory. I tak bardzo często osiągnię-cie doskonałości duchowej, wyzwolenia czy oświecenia, ukazywane jest jako militarne zwy-cięstwo nad wrogiem. W buddyzmie i dżinizmie osoba, która uzyskała najwyższy stan nazywana jest dżina – zwycięzcą. Wrogiem, który zosta-je pokonany, jest zwykle demon symbolizujący ignorancję, czy też inne przeszkody na drodze do wyzwolenia czy oświecenia. Wielu bogów ukazanych jest w ikonografii jako stojących try-umfalnie na pokonanym wrogu lub zabijających go (Mahiszasuramardini Durga, Gajasuravadha Śiva). Niezwykle częstymi atrybutami, trzyma-nymi przez bogów, są różne rodzaje broni, ta-kie jak dysk (Wisznu), łuk i strzała, miecz; mają one symbolizować ich moc i siłę w zwalczaniu przeciwności i demonów. Metaforyka militarna jest więc bardzo powszechna; trzeba pamiętać o tej niedosłowności – broń i walka symbolizują zmagania na drodze do osiągnięcia wyzwole-nia, ale nie ma tu mowy o wychwalaniu wojny jako takiej.

Następnym elementem świeckim, któremu wsztuce zostało nadane znaczenie symbolicz-ne, jest biżuteria. Ogromna większość przedsta-wionych postaci nosi bardzo bogatą biżuterię,

Page 4: DUNIYA nr 9, 2011

4

a czasami taka dekoracja oznacza osiągnięcia duchowe. W buddyzmie najwyższa wiedza na-zywana jest klejnotem. Obecność lub brak bi-żuterii jest często w rzeźbie indyjskiej elemen-tem znaczącym. Jak wspomniałam, tematem sztuki indyjskiej nie są zwykle scenki rodzajowe, zdarzają się jednak wyjątki i w tle jakiegoś reli-gijnego przedstawienia (głównie dżataki) zosta-ją ukazane sceny z codziennego życia – to do-starcza wiadomości o pewnych aspektach życia w starożytnych Indiach.

Z naszego punktu widzenia elementem świeckim są też niezwykle liczne przedstawie-nia mithun – par kochanków, pojawiających się na ścianach świątyń – najsłynniejsze znajdują się w Khadżuraho. Jednak również w tym przy-padku można mówić o symbolicznej i religijnej wymowie tych rzeźb.

Sztuka indyjska w głównym swoim nurcie po-

zostaje więc ściśle związana z religią, a jej ce-lem staje się nie naśladowanie natury ani czysta kontemplacja, lecz pomoc w dążeniu do wy-zwolenia ze świata iluzji. Takie założenia były, jak się zdaje, przyczyną początkowego niezro-zumienia sztuki Indii przez badaczy zachod-nich, dla których wzorcem była sztuka antycz-na, mająca za cel głównie naśladowanie świata natury.

Przygotowane na postawie:S. Huntington, The Art of Ancient India, Lon-

don 2001.D. Kamińska, Indyjskie malarstwo miniaturo-

we, Warszawa 2002.

Alicja Łozowska

Pisarz i aktywista żyją we mnie obok siebie. Tenzin Tsundue – symbol TybeTańskiego ruchu

wyzwoleńczego „Zapytajcie mnie, skąd pochodzę, a nie znajdę odpowiedzi” – tymi słowami zaczyna się esej

Moje wygnanie nagrodzony w 2001 w konkursie organizowanym przez indyjski magazyn lite-racki „Outlook”. Choć nie zachwyca on stylem, to jednak poruszył jurorów na tyle, by przyznali mu zwycięstwo za „wzruszającą prostotę, z jaką autor opisuje tragedię bycia Tybetańczykiem i w pewnym sensie cierpienia wszystkich uchodźców na świecie”. Autor, Tenzin Tsundue, wów-czas dwudziestosześcioletni absolwent literatury angielskiej na Uniwersytecie w Bombaju, opisuje swoje doświadczenia borykania się z własną tożsamością, poszukiwanie sensu i celu w miejscu, w którym przyszło mu żyć.

Urodził się w indyjskiej górskiej miejscowo-ści Manali, w rodzinie uchodźców tybetańskich, pracujących przy budowie dróg. Jego rodzi-ce opuścili Tybet w pierwszej fali uchodźców w 1959 roku, kiedy to po dziesięciu latach stop-niowego opanowywania kraju Chińczycy zdo-byli nad nim kontrolę.

W Lhasie, dotychczasowej stolicy kraju, pa-nował straszliwy zamęt. Już w 1957 roku w  ro-wincjach Tybetu, Amdo i Kham, trwała nie-malże regularna wojna. Ponad 150 tys. dobrze wyszkolonych i wyposażonych w nowocze-sną broń żołnierzy Chińskiej Armii Ludowo--Wyzwoleńczej walczyło z nieregularnymi, rozproszonymi po górach grupkami jeźdźców i wojowników tybetańskich. Tysiące mieszkań-

ców tego regionu uciekały do Lhasy i zakłada-ło obozy na otaczających miasto równinach. Jak stwierdza opublikowany w 1959 roku ra-port Międzynarodowej Komisji Prawników: „Po-wszechnymi praktykami stały się: krzyżowanie, wiwisekcje, wypruwanie wnętrzności i ćwiarto-wanie. Tybetańczyków ścinano, bito na śmierć, palono i zakopywano żywcem, nie mówiąc już o wleczeniu za galopującymi końmi, wieszaniu głową w dół czy wrzucaniu związanych do lo-dowatej wody. Żeby prowadzeni na egzekucję nie krzyczeli: Niech żyje dalajlama! – wyrywano im języki rzeźnickimi hakami.”

5 marca 1959 roku Dalajlama po zdaniu ostat-nich egzaminów i uzyskaniu tytułu gesze – dok-tora nauk buddyjskich – przybył do Norbulingki,

Page 5: DUNIYA nr 9, 2011

5

klasztoru będącego letnią siedzibą dalajlamów, położonego 3 km na zachód od Lhasy. Przyby-wały tam tysiące Tybetańczyków, którzy posta-nowili chronić Dalajlamę przed Chińczykami. Spontanicznie wybierano przywódców i wzy-wano Chińczyków do pozostawienia Tybetu Ty-betańczykom. Dalajlama, czujący powagę sytu-acji i groźbę ataku żołnierzy na bezbronny lud, wezwał ludzi do rozejścia się, by zapobiec roz-lewowi krwi rodaków. Część zgromadzonych przeniosła się pod Potalę, zimowy pałac dalaj-lamów położony w Lhasie. Przeciwko chińskiej okupacji odbyło się wiele demonstracji, któ-re przekształciły się w powstanie narodowe 10 marca 1959 r. Tymczasem do rządu tybetańskie-go dotarły informacje od sztabu chińskiego, że planuje on atak na tłum i ostrzelanie Norbuling-ki. Ponieważ życie Dalajlamy było zagrożone, podjęto decyzję o opuszczeniu Tybetu i schro-nieniu się w Indiach. W  mroźną noc 17 marca 1959 roku Dalajlama wraz kilkoma nauczycie-lami i członkami kaszagu potajemnie opuścił Lhasę, kierując się w stronę granicy indyjskiej. Podróż ta była trudna i niebezpieczna. Ucieki-nierzy przedzierali się przez zaśnieżone prze-łęcze Himalajów. Do Dalajlamy i jego współto-warzyszy dotarła wiadomość, że 48 godzin po ich ucieczce chińska armia zaczęła ostrzeliwać z armat Norbulingkę i otworzyła ogień z karabi-nów maszynowych do bezbronnego tłumu.

W tym czasie tysiące uchodźców z Tybe-

tu docierało do Indii i Bhutanu. Wielu z nich nie przeżyło trudów wędrówki przez Himala-je. Ci, którzy przetrwali, byli w opłakanym sta-nie. Od nich świat dowiedział się, że Chińczy-cy po zbombardowaniu Norbulingki ostrzelali również Potalę, zabijając i raniąc tysiące osób. Dopiero w latach sześćdziesiątych na podsta-wie przechwyconych przez partyzantów doku-mentów ujawniono, że według Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej między marcem 1959 a wrześniem 1960 roku zarejestrowano 87 000 śmiertelnych ofiar „operacji wojskowych”. Ta liczba nie obejmuje tych, którzy zginęli śmiercią samobójczą, wskutek tortur i z głodu.

10 marca stał się symboliczną datą, wokół której odbywa się zawsze najwięcej wydarzeń dotyczących Tybetu. Każdego roku w ten dzień społeczność międzynarodowa solidaryzuje się z mieszkańcami Tybetu, tybetańskimi więźnia-mi politycznymi, ofiarami chińskich prześlado-wań, uchodźcami tybetańskimi. Ten dzień sta-nowi także motyw twórczości Tenzina Tsundue. W wierszu „Jestem zmęczony” mówi:

Jestem zmęczony. Jestem zmęczony odprawianiem rytuału 10

marca,wołaniem na wzgórzach Dharamsali.

Dharamsala, niewielkie miasto w Himalajach, peni rolę siedziby Dalajlamy i Tybetańskiego Rządu na Uchodźstwie, który w wyniku reform stał się demokratyczny. W jego skład wcho-dzi wiele kobiet, co zawsze podkreśla Dalajla-ma, który zapoczątkował proces oczyszczania struktur państwowych z dawnych, skostniałych zwyczajów.

Każdego roku z okupowanego Tybetu ucieka ok. 3-4 tys. uchodźców. Wielu zostaje zatrzy-manych przez chińskie wojsko – wtedy czeka ich pokazowy proces i najczęściej wieloletnie więzienie w jednym z chińskich obozów pracy. Część umiera na skutek wyziębienia organizmu, choroby wysokościowej czy wycieńczenia. Ci, którym pomimo wszystkich niesprzyjających okoliczności uda się przejść przez Himalaje, w  większości osiedlają się w Indiach, a także w  Nepalu i Bhutanie. Przeważnie są w bardzo złym stanie zdrowia, mają poważne odmroże-nia, nierzadko kończące się amputacją. Często się zdarza, że rodzice sprzedają cały swój do-bytek, by opłacić przewodnika, który przepro-wadza ich dzieci przez Himalaje, by mogły wy-chowywać się na wolnej ziemi. Z myślą o tych najmłodszych uchodźcach powstała sieć Tybe-

Page 6: DUNIYA nr 9, 2011

6

tańskich Wiosek Dziecięcych (Tibetan Children’s Village), która zapewnia im edukację i schronie-nie. Dharamsala stała się stolicą diaspory tybe-tańskiej, mimo że najwięcej uchodźców żyje na południu Indii. Za rządów premiera Nehru na podarowanej Tybetańczykom ziemi zakła-dano obozy dla uchodźców. Ponieważ pano-wał tam klimat drastycznie inny niż w górskim Tybecie, uchodźców dziesiątkowały choroby, których dotąd nie znali. Obecnie większość Ty-betańczyków w Indiach zajmuje się handlem, a w szczególności handlem swetrami. Tsundue również porusza ten temat:

Jestem zmęczony sprzedawaniem swetrów na poboczu. Ostatnie słowa wiersza brzmią:

Jestem zmęczony walką o kraj, którego nigdy nie widziałem.

Pojawia się niezwykle ważna kwestia. Obec-nie doszło do głosu pokolenie Tybetańczyków na uchodźstwie, którzy nigdy nie byli w Tybe-cie. Znają go tylko ze szkoły, a przede wszyst-kim z opowieści najbliższych. Mimo to silnie angażują się w ruch pro-tybetański. Organizu-ją kampanie, demonstracje, pikiety, uczestniczą w protestach głodowych. To bardzo wiele, ale nierzadko wśród aktywistów pojawia się reflek-sja, co to tak naprawdę zmienia. Jest to niepo-kojąca myśl obecna także w opowiadaniu Kora. Pełny krąg.

Na ulicach Dharamsali młody Tybetańczyk spotyka się ze starszym, któremu w przypływie emocji wykrzykuje w twarz, że to jego pokole-nie sprzedało Tybet Chińczykom. Starszy Tybe-tańczyk ze smutkiem, ale i spokojem odpowia-da, że jego syn zginął na jego kolanach podczas walki z chińskimi żołnierzami. Powoli przeła-mują wzajemną nieufność, tworzy się między nimi nić porozumienia, pogrążają się w rozmo-wie, wspólnej modlitwie. Początkowo w oczach starszego mężczyzny opisy różnych protestów i kampanii, w których brał udział młody Tybe-tańczyk, znaczą niewiele. Natomiast jego opo-wieści o czynnym udziale w walce z najeźdźcą poruszają i imponują młodszemu mężczyźnie. Ostatecznie młody Tybetańczyk zostaje zachę-cony do kontynuowania swojej dotychczasowej działalności na rzecz Tybetu.

Dla Tenzina pisanie jest głosem w sprawie tybetańskiej, elementem walki o sprawiedli-

wość i  wolność Tybetu. Nie mniej ważnym od czynnego zaangażowania. Mówi: „Kiedy piszę, jestem poetą. Ale kiedy publikuję swoje wier-sze, jestem aktywistą”. Niewątpliwie jego twór-czość ma wpływ na społeczeństwo indyjskie oraz społeczność uchodźców tybetańskich w całych Indiach, ale też oddziałuje bardzo moc-no na aktywistów pro-tybetańskich na całym świecie, bowiem jego wiersze i eseje są tłuma-czone na wiele języków. Dzieje się tak zapew-ne dlatego, że Tenzin Tsundue stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy współcze-snego ruchu na rzecz wolnego Tybetu. Za spra-wą spektakularnych akcji, skupiających uwa-gę ogólnoświatowych mediów, zdjęcia Tenzina obiegły cały świat. Charakterystyczne okulary, a przede wszystkim czerwona bandana zawią-zana na czole, której przysiągł nie ściągać do-póki Tybet nie będzie wolny, to jego znaki roz-poznawcze.

Styczeń 2002, Bombaj. Wizyta Zhu Rongji, premiera Chińskiej Republiki Ludowej. Spotka-nie poświęcone zacieśnianiu współpracy go-spodarczej pomiędzy dwoma krajami. Nagle na jednym z ostatnich pięter wysokiego budynku, przy którym odbywało się spotkanie, pojawiła się narodowa flaga tybetańska. Z gzymsu czter-nastego piętra budynku zwisał młody chłopak, wykrzykując: „Wolny Tybet!”. Trzy lata później, sytuacja się powtarza. Wizyta kolejnego chiń-skiego premiera Wen Jiabao. Ten sam drobny chłopak wspina się na wieżę Indyjskiego Insty-tutu Nauk. W rok później, kiedy z oficjalną wizy-tą w Indiach przebywał prezydent Chin Hu Jin-tao, ten odważny Tybetańczyk, Tenzin Tsundue, został zamknięty w areszcie domowym. Zatrzy-manie wzburzyło społeczność tybetańską w In-diach, która zaczęła organizować masowe pro-testy. Kiedy wiadomość ta obiegła cały świat, międzynarodowe media nagłośniły sprawę. Tym razem nie musiał wspinać się na wieżowce, aby oczy świata zwróciły się ku Tybetowi.

Słowami „jestem zmęczony więziennymi po-siłkami” nawiązuje do swoich częstych poby-tów w aresztach i więzieniach na terenie Indii i nie tylko. Podobny los podziela wielu aktywi-stów tybetańskich. W 2008 roku stanął na cze-le nielegalnego Marszu Powrotnego do Tybe-tu, który idąc przez miasta i wsie północnych Indii był kilkakrotnie zatrzymywany. Jednak to nie zagrażało marszowi, bowiem zawsze znaj-dowała się następna grupa osób, która chciała kontynuować marsz. Do momentu ostateczne-go rozbicia pochodu, tuż przed granicą indyj-sko-chińską maszerowało w nim kilkaset osób.

Page 7: DUNIYA nr 9, 2011

7

Tsundue został zatrzymany na 14 dni. Pisał po-tem, że to był bardzo frustrujący czas, bowiem przez 14 dni łamano prawa człowieka w Tybe-cie, a on nie mógł podjąć żadnego działania. Tsundue doświadczył także chińskiego więzie-nia. Jako dwudziestodwulatek po prostu wyru-szył do Tybetu – zupełnie nieświadom ciężkich warunków himalajskich mógł tam zamarznąć i umrzeć. Został złapany przez chiński patrol. Spędził w więzieniu 3 miesiące, po czym został deportowany do Indii.

Tenzin Tsundue dostrzega swoje ograniczenia fizyczne i zwraca uwagę, że jego siła i  prawność mogą nie wystarczyć, by działać na rzecz Tybe-tu: „Pisanie to dla mnie nie luksus, to koniecz-ność”. Zatem pisanie jest naturalną konsekwen-cją i uzupełnieniem aktywizmu społecznego. By wydać swój pierwszy zbiór wierszy Crossing the Border, pożyczył pieniądze od kolegów ze studiów. Druga książka, zbiór wierszy i esejów

zatytułowany Kora, została wydana dzięki pie-niądzom siostry. Trzecia książka wydana w 2007 nosi tytuł Shemshook i zawiera eseje poświęco-ne ruchowi tybetańskiemu. Książki tłumaczone są na wiele języków i sprzedawane w wielu ty-siącach egzemplarzy.

Tenzin zaistniał także w kulturze masowej. W 2002 magazyn „ELLE” zamieścił go na liście pięćdziesięciu najbardziej stylowych Indusów, pośród gwiazd filmowych, polityków i biznes-menów. Jego utwory są wydawane w indyjskich czasopismach m.in. The International PEN, The Indian PEN, Sahitya Akademi’s Indian Literature, Outlook, The Times of India, Hindustan Times, The Economic Times, Tibetan Review and Gan-dhi Marg.

Wykorzystano fragmenty wiersza Jestem zmęczony z

tomiku Tenzina Tsundue Kora w łumaczeniu Natalii Bloch

Katarzyna Jakubowska

język, kTórego nie ma

27 kwietnia, zakończył się dla zagranicznych studentów uroczystym rozdaniem dyplomów rok akademicki w indyjskim Centralnym Instytucie Hindi w Agrze. Przybysze z sześciu konty-nentów, którzy znaleźli się tu mając różne oczekiwania, ale połączeni wspólnym celem, jakim było opanowanie w możliwie największym stopniu języka hindi, rozjadą się wkrótce do swoich domów. Po ośmiu miesiącach nauki, gdy pobyt w Indiach dobiega końca, wszyscy zaczynają zastanawiać się nad tym, czy cel ten został zrealizowany. Nie ulega wątpliwości, że nauczyli-śmy się dużo, choć może najbardziej ze wszystkich pouczająca okazała się wiedza o tym, że język hindi nie istnieje…

Czym bowiem jest hindi? Z pewnością nie jest sanskrytem, starożytnym językiem Subkon-tynentu, w którym spisana została większość świętych tekstów hinduizmu. Nie jest też urdu, oficjalnym językiem Pakistanu, posiadającym bogatą tradycję literacką (szczególnie poezję), obfitującym w liczne zapożyczenia z arabskie-go, tureckiego i perskiego. Nie jest rzecz jasna tożsamy z bengali, gudżarati, pendżabi, ani żad-nym innym językiem Indii. Nie jest on językiem kina mumbajskiego, gdyż ten stanowi mieszan-kę hindi, urdu, marathi i angielskiego. Nie jest także językiem poezji średniowiecznej północ-no-zachodnich Indii, ta bowiem, o ile nie była tworzona w urdu, powstawała głównie w języ-kach braj bhasha i hariboli. Nawet słynna Ra-majana Tulsidasa, skomponowana właśnie nie w sanskrycie, a w hindi, obecnie wydawana jest

często w wersji dwujęzycznej – wraz z tłuma-czeniem na… hindi. Co więcej, hindi nie jest też w rzeczywistości językiem najbogatszej części społeczeństwa (mówię tu o regionach hindiję-zycznych). Wychowywane w angielskich szko-łach dzieci bogaczy przyzwyczajają się do uży-wania na co dzień angielskiego i choć zwykle rozumieją hindi, nie są przeważnie w stanie czy-tać alfabetu dewanagari.

Istnieją oczywiście książki w hindi, czaso-pisma, programy telewizyjne. Podobnie we wszystkich oficjalnych przemówieniach staje się on obecnie językiem nieodzownym, naresz-cie wypierając z tej roli angielski. Problem jed-nak w tym, że jest to specjalna odmiana języ-ka, tzw. śuddh hindi („czysty hindi”), którym nikt nie mówi, został bowiem tak przesycony słowa-mi z sanskrytu, że brzmi dla każdego Hindusa

Page 8: DUNIYA nr 9, 2011

8

sztucznie i dziwacznie (a dla niektórych może nawet śmiesznie). Oczywiście u nas również ist-nieje rozróżnienie na mowę potoczną, język li-teracki i język prasy, a może i język przemówień doczekał się odrębnej kategorii. Śuddh hindi to jednak nie jest po prostu język odarty z potocz-ności. Gdyby szukać ekwiwalentu dla Polski, trzeba by sobie wyobrazić, że ktoś mówi stara-jąc się używać tak wielu zapożyczeń (szczegól-nie łacińskich i francuskich), jak to tylko możliwe i poczytuje sobie za szczególnie wyrafinowane wstawianie ich tam, gdzie znacznie lepiej paso-wałyby nasze rodzime słowa.

Z drugiej strony, język mówiony to, nawet w  przypadku zadeklarowanych użytkowników hindi, zawsze mieszanka hindi z urdu. Ów język, dla którego swego czasu proponowano nazwę hindustani, nie jest jednak, jak napisałam wyżej, tożsamy z urdu. Mieszkający w Indiach obywa-tele urdujęzyczni nie będą dodawali do swo-jej mowy słów zaczerpniętych z hindi – urdu jest sam w sobie wystarczająco bogaty. I w tym właśnie tkwi szkopuł – w przeciwieństwie do urdu, hindi wydaje się nie posiadać około czter-dziestu procent niezbędnego słownictwa. Lukę tę zapełnia się w zależności od okoliczności za pomocą albo urdu albo sanskrytu. I oczywiście wszechobecnym angielskim. Jak jednak funk-cjonować może taki język-kameleon?

Czy zatem język hindi nie istnieje? Czy jest tworem sztucznym? Takie głosy rozbrzmiewa-ły niejednokrotnie podczas naszych rozmów w akademiku. Rzeczywistość jednak przeczyła nam, bo na uliczkach Agry hindi żył swoim ży-ciem, podobnie jak w wielu innych, nieraz od-ległych o prawie tysiąc kilometrów miastach. A nawet i dalej, w stanach niehindijęzycznych, można go było nieraz usłyszeć. Na nieszczęście dla zagranicznych studentów, różnorodność tego, co słyszeliśmy od ludzi, przewyższała znacznie umiejętności nawet najzdolniejszego kameleona. Różnice nie pojawiały się bowiem po prostu w zależności od regionu, czy za-

znaczając naturalną przepaść między miastem a wsią – oprócz tych oczywistych dialektów ist-nieją w Indiach jeszcze dialekty kastowe!

To chyba okazało się największym ciosem dla każdego z nas, bo jak w takim razie mamy mó-wić my? Strategia większości studentów spro-wadziła się do nauki śuddh hindi, ale efekt prób komunikacji w nim często bywał opłakany – o ile przeciętny Hindus potrafi (na szczęście!) zro-zumieć wiele wersji dialektalnych, o tyle śuddh hindi w jego słowniku rzadko figuruje. Dopó-ki nie nauczyliśmy się dobrze odróżniać słów sanskryckich, spotykało nas wiele zabawnych nieporozumień. Sama pamiętam dobrze minę moich rozmówców, skądinąd ludzi dobrze wy-kształconych, gdy wplotłam w jakieś zwykłe zdanie słowo mahattvapurn („ważny”), nie uży-wane chyba w ogóle poza jakimiś bardzo szcze-gólnymi okazjami. Dziś wiem już dobrze, że te wszystkie „ttvy”, „purny”, „purvaki” i inne po-dobne morfemy po prostu nie brzmią normal-nie dla ucha Hindusa. Nie zdziwiłoby mnie na-wet, gdyby się okazało, że trudniej im niż nam wymówić je poprawnie.

Ten językowy chaos zachęcił mnie, aby pró-bować czegoś, czego nie ośmieliłabym się zro-bić w żadnym innym kraju – mówić, zanim jeszcze opanowałam podstawy języka, mówić cokolwiek, mieszając wszystko ze wszystkim, tworząc własne słowa, zdania bez orzeczenia, dziwaczne konstrukcje… I efekt był oszałamia-jący! Na początku tylko pomyślna zmiana kosz-tu transportu i cen kupowanych produktów, z czasem, gdy jednak opanowałam nieco gra-matykę i większy zasób słów, przerodziła się w klucz do wszystkiego. Are, aap to hindi bolti hai! („Pani mówi w hindi!”) oznacza tutaj “Seza-mie, otwórz się!”. W Indiach można osiągnąć wszystko, naprawdę wszystko, czego tylko się zapragnie, jeśli umie się z uśmiechem improwi-zować w języku, który nie istnieje…

Kaja Bryx

imPresja ze sri lanki

<Mehrere überschneidende Verknüpfungen>

71593

7_8

29

596

01.jp

g

Page 9: DUNIYA nr 9, 2011

9

imPresja ze sri lanki

Pierwsze dni na Lance oszołomiły mnie całkowicie. Znalazłem się w tropikalnym raju, gdzie wszystko, nawet najbardziej zaniedbane zakątki Colombo, wygląda jak ogród. Ma się wrażenie, iż planeta Ziemia nagle stała się młodsza i zaczęła uśmiechać się całym swym bogactwem do swoich mieszkańców. Zamieszkałem w domu siostry Thakshili, Kawshayli Mendis i jej męża Thusitha Laknath. Sądziłem, iż pierwsze dni będą leniwe i ospałe, jak to bywa podczas wypraw w nieznane, gdzie nic jeszcze nie wiemy i gdzie nie znamy nikogo. Oczywiście, siłą rzeczy pra-gnąłem się dowiedzieć czegoś więcej na temat indyjskich wpływów na życie kulturalne Sri Lanki, ale póki co myślałem o tym po cichu, delektując się zapachem kory cynamonowców.

Tymczasem nie było mowy o żadnym leni-stwie pierwszych dni. Wciąż jeszcze zagubio-ny wśród palm, papug i innych egzotycznych gąszczy i piór, już drugiego dnia znalazłem się (a raczej zostałem zaciągnięty przez przypo-minającego muszkietera Tushitę) na wydzia-le sztuk wizualnych Aesthetic University w Co-lombo. Tam dowiedziałem się, iż wbrew moim przypuszczeniom wpływy muzyki północnoin-dyjskiej na lankijskich artystów są znacznie sil-niejsze niż te pochodzące z Tamilnadu. Lecz i te ostatnie były tu obecne co najmniej od XVIII wieku, gdyż wiele tradycji teatralnych z subkon-tynentu przyniosło się tutaj i zakorzeniło z  ła-twością. Za wpływy północne odpowiedzial-ny okazał się głównie Rabindranath Tagore, którego trzykrotne wizyty na wyspie zachęci-ły Lankijczyków do szukania swoich własnych korzeni w duchu bengalskiej Rabindra Sange-et. Jakby dla potwierdzenia, już w pierwszych dniach miałem okazję wysłuchać recitalu naj-wybitniejszego lankijskiego sitarzysty Pradeepa Ratnayake, który grał wprawdzie jak najbardziej klasyczną ragę Shyam Kalyan, lecz obdarzył ją swobodnym, improwizatorskim podejściem bogatym w lokalne inspiracje.

A jaka jest ta lokalność? Jak wyjaśnili mi pro-

fesorowie z uniwersytetu, buddyści lankijscy nie mieli serca do muzyki, tańca i teatru. Sztuki odbierane kolektywnie były ich zdaniem prze-szkodą w walce z Mają, odwieczną iluzją stojącą na drodze do Nirwany. Inaczej rzecz się miała z  rzeźbą i malarstwem, które to mogły wspo-magać indywidualną medytację. Tym niemniej istnieje na Lance lokalna, politeistyczna trady-cja, związana głównie z kultem Matki Ziemi. Związane są z nią pieśni, a także bębny.

Najbardziej zaskoczyli mnie jednakże moi młodzi lankijscy przyjaciele. Nalin Lucena oka-zał się doświadczonym już aktorem, który za-grał główną rolę w „Skrzypku na Dachu”, oczy-wiście śpiewając po syngalesku główną rolę i  wszystkie związane z nią przeboje. Tushita zagrał w nagrodzonym na festiwalu filmowym w  Dubaju filmie „Z nieba”, czyli „Ahasil Beti” Weemoogtiego Jayasundera. W domu Tutshi-ty i Koshayli zastałem ich przyjaciółkę, Prasadi-ni Atahpattu, która zagrała Antygonę w ramach ich teatru, Academic Players (www.academic-players.com ; na stronie dostępne są piękne zdjęcia). Zainteresowanie Sofoklesem znala-zło też odbicie w przygotowanym przez mło-dych aktorów „Królu Edypie”. Z zaciekawieniem rozmawiałem z nimi o tym sięganiu po korze-nie europejskiej tragedii. Okazało się, iż uwa-żają oni, iż wprawdzie dramat musiał istnieć od dawna, to jednak właśnie starożytnym Grekom przypada w udziale zaszczyt skodyfikowania go i uczynienia niezwykłym narzędziem wyrażają-cym najgłębsze i najbardziej uniwersalne treści. Za „Agamemnona” Ajschylosa Akademic Players zdobyli Narodową Nagrodę Młodych. Obecnie Tushita, nie związany z projektem swoich przy-jaciół i żony, jako przedstawiciel innej uczel-ni, zagra główną rolę w filmie „Three Wheeler Diary” Denisa Perery nawiązującym do filmu „Dzienniki motoycyklowe”. Lankijczyk podziela oczywiście sympatię twórców „Dzienników...”

<Mehrere überschneidende Verknüpfungen>

Page 10: DUNIYA nr 9, 2011

10

do Che Guevary. Owo „Three Wheeler” to oczy-wiście ryksza. Lankijski film ma mówić o dwóch młodych ludziach marzących o zasianiu rewo-lucyjnego fermentu na swojej wyspie i wzorują-cych się na Che. Sri Lanka, tak bardzo przypo-minająca Arkadię, ma też swoje ciemne strony. Tutejsze prawodawstwo zawsze było kostycz-nie skodyfikowane i nadmiernie restrykcyjne. Zdarzają się tu też mocne akcje rządu, jak na przykład zamordowanie w roku 1971 przez siły rządowe 15 tysięcy osób jedynie podejrzanych o współpracę z Tamilskimi Tygrysami. Obecnie rząd realizuje politykę probuddyjską, nie liczącą się z mniejszościami wyznaniowymi i etniczny-mi. Wedle niej Lanka zdefiniowana jest jako wy-spa syngaleskich buddystów. Młody aktor (na-leżący do światłych przedstawicieli lankijskiej większości) ćwiczy teraz istotny element swojej

roli z zaprzyjaźnionym rykszarzem. Zdjęcia za-częły się 25 stycznia 2011 roku.

Choć ze wszystkich skrzyżowań Lanki pa-trzą na mnie spod kamiennych powiek oczy Buddy, sztuka na wyspie rozkwita. Lankijczycy są otwarci na wszystko, na swoich imprezach grywają często muzykę rozrywkową opartą na portugalskich wzorcach, Nalin Lucena marzy o roli na Brodwayu, z kolei Koshayla Mendis in-teresuje się naszym Grotowskim. Nalin Luce-na wkrótce zaprezentuje mi wielkanocne pie-śni tutejszych chrześcijan, zwane „pasan”. Mimo to Lanka pozostaje Lanką. Samotne królestwo Kandy broniło się tutaj przed brytyjską koloni-zacją aż do 1815 roku. We wszystkim zatem co robią, odnajdują Lankijczycy jakiś element swo-jej własnej tożsamości.

Jacek Tabisz

naPiszę o moich Przyjaciółkach... recenzja książki Dziewczyny z rijaDu radży as-sani

Moje przyjaciółki(...)

Martwe jeszcze przed śmierciążyją i umierają niczym pieczarki w szklarni

Moje przyjaciółkiPtaki żyjące w jaskini (...).

/Nizar Kabbani/

Po skończeniu lektury debiutanckiej powieści Radży as-Sani wybrałam się w odwiedziny do swoich przyjaciółek. Słuchając plotek o tym, kto bierze ślub, a kto po raz kolejny rozczarował się nieudanym związkiem, kto właśnie przeżywa rozstanie, a kto urodził dziecko, poczułam się jak jedna z bohaterek Dziewczyn z Rijadu. Mało odkrywcza to refleksja, ale wielu ludzi Zacho-du wciąż może szokować: mimo życia w restrykcyjnym, przestrzegającym szariatu społeczeń-stwie, marzenia muzułmańskich dziewcząt i ich rozmowy o mężczyznach (a czasem i rozcza-rowanie rzeczywistością) niczym nie różnią się od tego, co tkwi w głowach i co usłyszeć można w domach choćby młodych Europejek. Znamienne są słowa narratorki: „Jestem jak każda inna dziewczyna w moim wieku; jak każdy człowiek niezależnie od miejsca, w którym żyje. Jedyna różnica między mną a nimi polega na tym, że nie lubię siedzieć cicho i nie wypieram się tego, kim jestem i co czuję”.

Narratorką powieści jest tajemnicza dziew-czyna, która w każdy piątek wysyła e-maile do użytkowników internetu w Arabii Saudyjskiej za-pisanych na listę mailingową „seerehwenfadha-7et” (nazwa to parafraza tytułu libańskiego talk show „Opowiedz mi swoją historię”). Jej atry-butem jest krwistoczerwona szminka – symbol

kobiecości, ale też odwagi. Inspirują ją cytaty z wierszy Nizara Kabanniego (określanego mia-nem poety kobiet), hadisy, wersety Koranu, ale też teksty piosenek, poezja zachodnia i euro-pejska myśl antyczna. Sama nazywa siebie po-słańcem. Jej głos w dyskusji na temat sytuacji kobiety w konserwatywnym społeczeństwie

Page 11: DUNIYA nr 9, 2011

11

arabskim jest silny i zdecydowany – do tego stopnia, że jej opowieść staje się materiałem do rozmów na uniwersytetach i ulicach w każ-dy sobotni poranek. E-maile wzbudzają kon-trowersje, a ona sama zyskuje zarówno zwo-lenników, jak i przeciwników, oskarżających ją o wtrącanie się w życie prywatne innych, bycie wzorem dla tych, którzy bezczelnie wystawiają na próbę muzułmańską tradycję, a nawet sianie zgorszenia i rozpowszechnienie niemoralnych zachowań. Ale czy narratorka nawołuje do grzechu? Bojkotu tradycji? Każe kobietom od-krywać włosy czy porzucać mężów? Przecież w swoich wiadomościach komentarz ogranicza do minimum, przedstawiając przede wszystkim historie swoich czterech przyjaciółek z wyższej sfery społeczeństwa: Gamry, Sadim, Lamis i Mi-chelle. Owe dziewczyny z Rijadu, stolicy Arabii Saudyjskiej, przeżywają swoje pierwsze miłości i chwile szczęścia, ale także miłosne rozczaro-wania, depresje i momenty zwątpienia. Wycho-dzą za mąż, ale też są porzucane, narzekają na mężczyzn i wymagania społeczne, ale są go-towe na poświęcenia, realizują się zawodowo, ale też przerywają naukę i rodzą niechciane dzieci, krytykują saudyjskie społeczeństwo, ale z  ełną świadomością i religijną pokorą decydu-ją się na noszenie hidżabu nawet w domu czy za granicą.. Cztery kobiety – cztery różne po-stawy, cztery sposoby na radzenie sobie w kry-tycznych sytuacjach, cztery historie połączone kobiecą przyjaźnią. Nie każda znajdzie szczę-ście u boku mężczyzny... A jaka jest historia nar-ratorki? Tego nie wiemy – choć nietrudno się domyślić, że słodko-cierpki smak życia muzuł-mańskiej kobiety nie jest jej obcy.

Powiedzenie egipskie mówi, że „lepszy cień mężczyzny od cienia ściany” – lepiej wyjść za mąż, niż pozostawać w domu rodziców. Dlate-go marzeniem i celem życia większości arab-skich kobiet jest małżeństwo, oczywiście z na-dzieją na to, że wybrany przez rodzinę mąż okaże się dobry i kochający – o czym bowiem mają marzyć mieszkanki Arabii Saudyjskiej spę-dzające czas w domach, na zakupach, na inter-netowych czatach lub plotkach z przyjaciółka-mi? Jeśli jednak wydaje Wam się, że bohaterka powieści zawsze pokornie podporządkowuje się mężczyźnie, nie potrzebuje szacunku i cie-pła, a jej jedynym marzeniem jest masowanie stóp mężowi, to grubo się mylicie. Kobiety u as--Sani gonią za miłością, która często okazuje się iluzją, bywają naiwne i uzależniają się od uko-chanych, jednak ostatecznie potrafią krzyknąć mężczyźnie „ty dupku, ty tchórzu skończony!”,

zemścić się na tych, którzy niegdyś je porzucili, czy stwierdzić: „to jest jej życie i może robić, co chce, tak samo jak i on”. Wszak zdanie Eleanor Roosvelt – „Kobieta jest jak torebka herbaty: jej siłę poznasz dopiero, kiedy zalejesz ją wrząt-kiem” – tyczy się wszystkich kobiet na świecie!

Choć as-Sani przekonuje: „Wszystko, o czym mówię, znają dobrze dziewczyny w naszym społeczeństwie”, trzeba zauważyć, że boha-terki powieści reprezentują niewielki procent społeczności kobiet w Arabii Saudyjskiej. Przy-jaciółki są sunnitkami, pochodzą z bogatych i  pływowych rodzin, mogą studiować, wyjeż-dżać za granicę, realizować się zawodowo... Być może to właśnie ich pozycja wpływa na narodziny odwagi, śmiałe marzenia o miłości i ogromną potrzebę szacunku.

A co z mężczyznami? Narratorka nie chce zagłębiać się w serca „krokodyli” („Ten, kto ma w sobie wystarczająco dużo krokodylowato-ści, może opowiadać o swoich przyjaciołach. Ten krokodyl zdecydowanie powinien do mnie napisać i opowiedzieć mi o tym, co dzieje się u niego na bagnach, ponieważ my, jaszczur-ki, rozpaczliwie pragniemy poznać ich sposób myślenia i zrozumieć motywację, której zawsze musimy się domyślać!”), trzeba jednak przy-znać, że w Dziewczynach z Rijadu większość

Page 12: DUNIYA nr 9, 2011

12

bohaterów wzbudza albo niechęć (wystarczy spojrzeć na ich przezwiska: Raszid at-Tanbal – głupek, Fajsal al-Batran – arogancki), albo też litość. Mimo uprzywilejowanej pozycji w spo-łeczeństwie, ich sytuacja bywa nieraz tragicz-na. Michelle określa ich jako zbyt przerażonych, by podejmować własne decyzje. Piętnem tych mężczyzn jest nawyk zrzucania odpowiedzial-ności na innych – ojca, wujka, dziadka, matkę, która podczas wesel szuka im żony wśród ko-leżanek i sióstr panien młodych... Są marionet-kami w rękach rodziny, „bębenkiem w rękach rodziców, na którym wystukują rytm swojego plemienia”, a brak odwagi powoduje, że nie bio-rą sobie za żon kobiet, w których są zakochani, a te „odpowiednie”, które zostają im wybrane.

Książka as-Sani, obok rzutu okiem na kulturę islamu, oferuje także wgląd w funkcjonowanie miłości w Arabii Saudyjskiej, gdzie kochanie jest tematem tabu. W myśl Dżasima al-Mutawwy, autorytetu w dziedzinie norm obowiązujących muzułmanina, gdy miłość prowadzi do poca-łunków i uścisków, staje się haram, czyli grzesz-na. Kobieta nie może pokazywać się publicznie z mężczyzną, który nie jest jej mężem lub krew-nym – niedozwolone są randki, zakazane jest obchodzenie Walentynek (prezenty wręczone z tej okazji bywają konfiskowane). Nie oznacza to jednak, że zakazy te są przestrzegane – za-kochani znajdują sposoby, by się spotykać (tak jak bohaterki powieści – np. w domu zaprzy-jaźnionej starszej kobiety, czy podczas praktyk medycznych), rozwijać znajomość (na przykład poprzez rozmowy telefoniczne, w wielu rodzi-nach także podczas milki, czyli okresu między zawarciem aktu małżeństwa a weselem), a na-wet flirtować z nieznajomymi (przekazywanie przez mężczyzn numerów telefonów podczas jazdy samochodem, albo też rozmowy na inter-

netowych czatach, gdzie bezkarnie można żar-tować i wygłupiać się z chłopakami).

Choć temat miłości i relacji damsko-męskich zajmuje sporo miejsca w tej w gruncie rzeczy lekkiej i łatwej w odbiorze powieści, Dziewczy-ny z Rijadu nie są ani banalnym romansem, ani manifestem feministycznym. Tak naprawdę to apel do saudyjskiego społeczeństwa o przy-znanie kobietom prawa do miłości i szacunku oraz uświadomienie, że zmiana musi dokonać się wewnątrz: „Liczę, że dostrzeżecie (...), iż co-raz więcej tych kobiet powoli zaczyna iść swoją drogą – nie zachodnią, ale taką, która pozwala im zachować to, co wartościowe w religii i kul-turze, jednocześnie wprowadzając w niej pew-ne zmiany”. Trzeba dodać, że apel ten wywołał w świecie arabskim prawdziwą burzę – jedno-cześnie Dziewczyny z Rijadu w 2008 uznane zostały za arabską książkę roku. Przetłumaczo-no ją na ponad 20 języków.

Innowacyjność powieści przejawia się w jesz-cze jednej kwestii – stylistycznej. Język Dziew-czyn z Rijadu to bowiem mieszanina arabskich dialektów oraz anglicyzmów z literackim języ-kiem arabskim – mieszanina, która doskonale oddaje charakter współczesnego języka arab-skiego. Oryginalna jest także forma literacka, tj. e-maile wysłane na listę mailingową. Z pew-nością zabieg ten wpływa na uwiarygodnienie akcji i sprawia, że bohaterki stają się pełnowy-miarowymi postaciami – a tym samym uświa-damia, że każda kobieta spowita w abaję czy hi-dżab, którą mijamy na ulicach Rijadu, może być Lamis, Gamrą, Sadim, Michelle...

/Radża as-Sani, Dziewczyny z Rijadu, przeł. Eryka Lehr, Wyd. Smak Słowa, Sopot 2010/

Marta Zienkiewicz

Trudne dorasTanie geniusza

Utalentowana, debiutancka powieść Nikity Lalwani, przenosi nas w świat hinduskich emi-grantów osiedlonych w Walii. Centralną postacią tej historii, rozgrywającej się w latach osiem-dziesiątych, jest nastoletnia Rumi, obdarzona niezwykłymi matematycznymi zdolnościami. Wiele jednak dowiadujemy się także o jej najbliższych, ich poglądach i obyczajach.

Widzimy zatem, że w patriarchalnej rodzinie asi kultywuje się tradycję, a w domu znajduje się ołtarz ze zdjęciem guru, przed którym rodzice

Rumi się modlą (ich dzieci już mniej to interesu-je). Okazują oni też wprost fanatyczne uwielbie-nie dla przywódcy narodowego – Gandhiego –

Page 13: DUNIYA nr 9, 2011

13

ciągając swoje znudzone pociechy na pokazy filmów o jego zasługach. Celebrują hinduskie święta, w tym oczywiście Diwali. Będąc w In-diach, rodzina odbywa też wycieczkę do jaski-ni żeńskiego bóstwa Mansadewi. Właśnie dzięki tym podróżom do kraju przodków Rumi prze-żywa prawdziwe chwile szczęścia. Czuje, że tu-taj jest jej miejsce, tutaj są liczni krewni, a ciem-na karnacja nareszcie nie wyróżnia jej spośród rówieśników.

Autorka – która sama urodziła się w Indiach, a dorastała w Wielkiej Brytanii – porusza problem trudności, z jakimi zmagają się Hindusi przy za-adaptowaniu się do zachodniego stylu życia. Niektórzy emigranci, nawet po latach spędzo-nych w obcym kraju, nadal czują się odmienni, lekceważeni i niedoceniani (np. gdy określa się ich mianem „kolorowych”). Mahes, ojciec Rumi, jest przeczulony na punkcie wszelkich uwag na

temat swojego pochodzenia czy tez przeszłości swojego narodu, a nic nieznaczące uwagi po-trafią go rozdrażnić. Zmusza córkę do rozwiązy-wania matematycznych zadań, podczas gdy jej koleżanki się bawią – bardzo chce, aby dziew-czynka osiągnęła sukces w szkole i dowiodła równości Hindusów i „białych”. Niestety, przez jego aspiracje cierpi Rumi, która ma utrudnio-ny kontakt z rówieśnikami, a wiele ich rozrywek jest dla niej zabronionych. Z jednej strony jest matematycznym geniuszem, a z drugiej nor-malną nastolatką ze wszystkimi jej rozterkami. To sprawia, że dziewczynka zaczyna tęsknić do wolności. Pomimo jej miłości do Indii, zachod-ni świat wydaje się być bardziej atrakcyjny, zaś konserwatywne poglądy rodziców coraz bar-dziej ciążą. Wejście w okres dojrzewania wpły-wa dodatkowo na bunt bohaterki – także gdy rodzice nie pozwalają jej spotykać się z muzuł-mańskim chłopakiem, którym jest zauroczona..

Rodzina Wasi z czasem osiąga zupełnie przy-zwoity status społeczny (ojciec jest wykła-dowcą na uniwersytecie), ale właściwie wciąż obraca się w zamkniętym kręgu hinduskich zna-jomości. Bariera kulturowa okazuje się niełatwa do pokonania – i chyba też nie wszyscy chcą ją pokonywać. Liberalne obyczaje Brytyjczy-ków są dla starszego pokolenia często szoku-jące i z całą pewnością nie do zaakceptowania, stąd też wynika nieufność. Daje się tu zauważyć następujący podział, przyjęty przez rodziców Rumi: świat zachodni jest zepsuty i rozprzężo-ny, a świat wschodni – praworządny i słuszny.

Powieść przybliża nam specyfikę indyjskie-go świata – wiele dowiedzieć się można o hin-duskich potrawach, strojach, a także burzliwej historii. Autorka potrafi w zajmujący sposób przybliżyć czytelnikowi kulturę Indii, opowiada-jąc jednocześnie o smutkach i radościach (nie)zwykłej nastolatki. Lekkie pióro i ciekawa fabuła sprawiają, że jest to debiut jak najbardziej uda-ny. Czekamy na więcej!

/Nikita Lalwani Utalentowana, Wydawnictwo Lite-rackie, Kraków 2008/

Agnieszka Kowalczyk

Page 14: DUNIYA nr 9, 2011

14

mesic 3 we wrocławiu

Już niebawem, w dniach 19-21 maja, miłośnicy Indii zyskają niepowta-rzalną okazję, by wziąć udział w międzynarodowej konferencji indologicz-nej na Uniwersytecie Wrocławskim. Organizatorem wydarzenia jest Zakład Filologii Indyjskiej oraz Interdyscyplinarne Koło Orientalistyczne Uniwer-sytetu Wrocławskiego.

Trzecia edycja konferencji Middle Euro-pean Student Indology Conference to kon-tynuacja pomysłu studentów Uniwersytetu z  agrzebia. MESIC jest cykliczną konferen-cją studencką, w organizację której zaan-gażowane są dziś trzy współpracujące ze sobą ośrodki akademickie: Uniwersytet w Zagrzebiu, Uniwersytet im. Adama Mickie-wicza w Poznaniu i Uniwersytet Wrocław-ski. Pierwszy MESIC odbył się w Chorwacji w 2009 r., drugi w 2010 r. w Polsce (Po-znań), w tym roku to Uniwersytet Wrocław-ski oczekiwać będzie gości z calej Europy – studentów, doktorantów i pracowników naukowych. Wrocław stał się z jednej strony kontynuatorem przedsięwzięcia – z drugiej strony to pierwsza studencka i doktoranc-ka konferencja o tej tematyce w mieście i na Uniwersytecie Wrocławskim!

Wśród gości znajdują się prelegenci i słu-chacze z trzech ośrodków indologicznych w Polsce (Warszawy, Krakowa i Poznania) oraz z siedmiu krajów europejskich (Chor-

wacji, Anglii, Niemiec, Litwy, Czech, Wę-gier, Austrii). Swoją obecność zapowiedział też Ambasador Indii Deepak Vohra. Program MESIC 3 jest bardzo różnorodny – znajdują się w nim referaty dotyczące filozofii i reli-gii indyjskiej, literatury starożytnej i nowo-żytnej (hindi, tamilski), lingwistyki (w tym zastosowania informatyki w badaniach nad sanskrytem), sztuki, a także dziejów najnow-szych, polityki, spraw społecznych i  oby-czajowych Indii. Zostanie więc poruszonych wiele istotnych zagadnień, obecnych w naj-nowszych badaniach indologicznych.

Mamy nadzieję, że MESIC stanie się grun-tem do międzynarodowych, naukowych spotkań – liczymy na ambitne i twórcze dyskusje dotyczące Indii oraz umocnienie więzi między studentami indologii z róż-nych krajów.

Zapraszamy wszystkich zainteresowa-nych!

Alicja Łozowska, Marta Zienkiewicz

www.mesic3.pl

Page 15: DUNIYA nr 9, 2011

15

19.05.2011 | THURSDAY 10.00 Opening ceremony. 11.00 Opening lecture: prof. dr hab. Krzysztof

Biliński (University of Wrocław): The Indian Motifs in the Poetry of Bogusław

Butrymowicz. 11.30-13.00 PANEL 1: INDIAN LITERATURE. 11.30 Maria Jawłowska (University of War-

saw): The Concept of Tinai in Classical Tamil Poetry. 12.00 Vedrana Pavlak (University of Zagreb):Chayavad. 12.30 Péter Sági (Eötvös Loránd University,

Budapest): Female Characters in the Short Stories of Mo-

han Rakesh. 13.30-15.00 PANEL 2: LINGUISTICS. 13.30 Krystian Kosowski (Jagiellonian Univer-

sity in Cracow): Philosophy of Language in the Works of Bhar-

trhari. 14.00 Maria Woźniak (University of Wrocław): Managing Multilingual India. 14.30 Daniel Stender (Ecole Pratique des Hau-

tes Études IV, Paris): XML in Indology.

17.00-18.30 PANEL 3: POLITICAL ISSUES IN MODERN INDIA.

17.00 Joanna Malec (Pontifical University of John Paul II in Cracow):

Ideology of Hindutva Movement. 18.00 Jayaraj Manepalli (University of Vienna): The Hidden War in India: The Left-Wing Extre-

mism. Between People’s Issues and Ideological Goals?

19.00-21.00 Justyna Rodzińska-Nair, Sankar Lal Sivasankaran Nair:

Indian Martial Art Kalarippayattu (workshop & lecture)

20.05.2011 | FRIDAY 9.00-10.30 PANEL 4: INDIAN ART. 9.00 Barbara Banasik (University of Warsaw): Women in Indian Ancient World – an Analysis

of the Paintings of Ajanta. 9.30 Alicja Łozowska (University of Wrocław): ”These Are the Gardens of Eden, Enter Them

and Live Forever”. About the Paradisical Imagery of the Funeral Imperial Architecture in Mughal India – From Humayun’s Tomb to Taj Mahal.

10.00 Katarzyna Ochman (University of Warsaw): Henna in India. 11.00-12.00 PANEL 5: SOCIAL ISSUES IN IN-

DIA.

11.00 Sylwia Kwaterska (University of Wro-cław):

India’s Third Gender – The Issue of Hijras in Modern Indian Society.

11.30 Agnieszka Ibupoto (Adam Mickiewicz University in Poznań):

”Babies Made in India”. The Problem of Surro-gate Motherhood.

12.00-12.30 COFFEE/TEA BREAK

12..30-13.30 PANEL 6: CHRISTIANITY IN INDIA. 12.30 Branka Dimitrieva (University of Wrocław): Blessed Mother Teresa. From Skopje to Cal-

cutta. 13.00 Aneta Krejczy (University of Wrocław): Laddu Gopal or the Infant Jesus? On Accultu-

ration in the Indian Catholic Church.

21.05.2011 | SATURDAY 9.30-11.00 PANEL 7: INDIAN RELIGION AND

PHILOSOPHY. 9.30 Stanisław Kania (University of Warsaw): Gods vs. gods. Some Thoughts on the Nature

of Hindu Deva-Asura and Norse Æsir-Vanir Con-flicts.

10.00 Krzysztof Szokalski (University of Wro-cław):

Concept of the Absolute in Bhagavadgita. 10.30 Rafał Kłeczek (University of Warsaw): An Attempt at Reconstructing the Original

Pāśupata Doctrine.

11.30-13.30 PANEL 8: INDIA TODAY. 11.30 Leon Ciechanowski, Judyta Latymo-

wicz, Luiza Działowska, Amadeusz Just (Univer-sity of Warsaw):

Establishment of New Administrative Units in India.

12.00 Antonina Małowiecka (University of Wrocław):

Unprotected Areas: Dilemmas of Managing Environmental Conflicts in Indian Himalayan Region.

12.30 Agnieszka Skulicz (University of Wro-cław):

The Relationship Between Indian and Chinese Mythology in Relation to the Monkey King.

13.00 Lukas Guttek (University of Vienna): Changing Institutional Framework and Mul-

tinational Corporations: Case Study of Indian Pharmaceutical Industry.

13.30-14.00 OFFICIAL CLOSING OF THE CONFERENCE

Page 16: DUNIYA nr 9, 2011

16

Miesięcznik „Duniya” wydawany jest przez Interdyscyplinarne Koło Orientalistyczne Uni-wersytetu Wrocławskiego. IKO działa od 2008 roku. Organizuje m.in. cykliczne konferencje orientalistyczne „Podróż na Wschód”, cykl wy-kładów o klasycznej muzyce indyjskiej „Muzy-ka spod lotosowych kolumn” prowadzonych przez Jacka Tabisza, a także jest współorgani-zatorem wrocławskich Dni Indyjskich.

www.iko.uni.wroc.pl

Osoby zainteresowane współpra-cą z czasopismem „Duniya” proszo-ne są o nadsyłanie tekstów na adres

[email protected]

redaktor naczelna kaja Bryx

zaStępca redaktor naczelnej i kierownik redakcji Marta zienkiewicz

zeSpół redakcyjny kaja Bryx, elżBieta BielSka, ali-cja łozowSka, natalia twardy, jacek taBiSz, Marta zienkiewicz

korekta Marta zienkiewicz

Skład i projekt graficzny natalia twardy

Unijno-Chiński Rok Młodzieży – młodzi liderzy i młode liderki pragnący wziąć udział w wydarzeniach w Chinach poszukiwani! Ministerstwo Edukacji Narodowej wraz z Pol-ską Radą Organizacji Młodzieżowych poszukują młodych przedstawicieli organizacji pozarządowych aktywnie dzia-łających w obszarze edukacji, młodzieży, badań nauko-wych lub biznesu do udziału w wydarzeniach związanych z obchodami Unijno–Chińskiego Roku Młodzieży:

1) „EU-China Youth Forum on sustainable develop-ment”, w Xi’an, w terminie 4-11 lipca 2011,

2) „EU-China Youth Forum for Participation and 2011 Universiade Youth Festival”, w Shenzhen w terminie 9 - 15 sierpnia 2011.

Osoby pragnące wziąć udział w jednym z wydarzeń powinny:

- posiadać umiejętność swobodnej komunikacji się w jjęzyku angielskim,

- być zainteresowane tworzeniem projektów oraz współpracą z chińską młodzieżą,

- wyrażać gotowość do aktywnego uczestnictwa we wszystkich punktach wydarzenia,

- być zdolne do wspierania w swoim kraju/społeczno-ści wydarzeń związanych z obchodem Roku Młodzieży,

- być w wieku 18-35 lat.

Wcześniejsze doświadczenie we współpracy z Chinami będzie dodatkowym atutem. Uczestnicy będą zobowią-zani do podzielenia się swoimi poglądami, doświadcze-niem oraz najlepszymi praktykami w obszarach, których dotyczą spotkania. Wszystkie koszty związane z udział w wydarzeniu pokrywają organizatorzy. Osoby zaintereso-wane udziałem w jednym z dwóch wydarzeń proszone są o wypełnienie w języku angielskim odpowiedniego for-mularza (w załączniku) i przesłanie go na adres:

[email protected]

Polska Rada Organizacji Młodzieżowych dokona no-minacji trzech osób na każde z wydarzeń, natomiast ostateczny wybór zostanie dokonany przez Minister-stwo Edukacji Narodowej. Rok 2011 został ogłoszony Unijno-Chińskim Rokiem Młodzieży. W jego ramach, Ko-misja Europejska we współpracy z chińskimi organiza-cjami młodzieżowymi (All China Youth Federation) opra-cowała roczny plan, który zakłada działania mające na celu zwiększenie wzajemnego zrozumienia i nawiązanie współpracy pomiędzy młodzieżą z Chin i Unii Europej-skiej. Szczegółowe informacje na temat roku znajdują się na stronie Komisji

Europejskiej:http://ec.europa.eu/youth/focus/focus1864_en.htm