Transcript
Page 1: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Małgorzata Braunek

Jabłoń w ogrodzie morze jest

blisko

Jabłoń w ogrodzie

morze jest blisko

Małgorzata

Braunek

Ikona polskiego kina u szczytu sławy, rozczarowana dotych-czasowym życiem, także sobą, wyrusza do Indii i Tybetu, gdzie spotyka Dalajlamę. Odkrywa świat buddyzmu i samą siebie.

Pytanie „kim jestem?” powraca do niej obsesyjnie. Dlatego wytrwale kroczy drogą zen. W końcu sama zostaje nauczycielką buddyzmu – prowadzi medytacje.

Po latach nieoczekiwanie wraca na ekrany. Dlaczego i czy wbrew sobie?

O swoich wątpliwościach, wyborach życiowych i rodzącej się świadomości tego, kim naprawdę jest... o fascynującym i kolo-rowym życiu, z dystansem i poczuciem humoru rozmawia z Arturem Cieślarem.

Kim jest Małgorzata Braunek? Kim jest kobieta, która budzi dobre i ciepłe uczucia mi-lionów widzów po latach znów mających szansę oglądać ją na małym ekranie? Jak wygląda jej życie? Kim są ludzie wokół niej? Kim najbliżsi: mąż Andrzej Krajewski i dzieci – Xawery Żuławski i Orina Krajewska? Kim byli ci, których już nie ma: rodzice, nauczyciele, mentorzy, zmarli przyjaciele? W jakiej mierze czuje się spełniona, a w ja-kiej wciąż nienasycona i poszukująca? Jakim procesem jest jej życie? I jak je rozumie? Mnóstwo pytań i ta jej opowieść...

ze wstępu Artura Cieślara

Artur Cieślar. Rocznik ‘67. Pisarz, podróżnik. Autor książek:

Kobieta metafizyczna, Czarny kot nocą, Tajemnicza Wyspa Wiel-

kanocna, Wschód i Zachód. Spotkania, Kobieta metamuzyczna.

Uważa, że najciekawszy jest zawsze drugi człowiek, a dzięki

pisaniu i fotografowaniu świat umiera wolniej. Jego rozmowy

i reportaże ukazują się w magazynie o książkach „Papermint”.

Więcej na: www.arturcieslar.com

Cena detal. 39,90 zł

Małgorzata Braunek we wszystkich odsłonach

w rozmowie o życiu z Arturem Cieślaremw

rozmow

ie o życiu

z Arturem

Cieślarem

okladka_MALGORZATA_BRAUNEK_druk.indd 1okladka_MALGORZATA_BRAUNEK_druk.indd 1 2012-08-28 13:48:402012-08-28 13:48:40

Page 2: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko
Page 3: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Wydawnictwo ZnakKraków 2012

Małgorzata Braunek

w rozmowie o życiu z Arturem Cieślarem

Jabłoń w ogrodzie morze jest

blisko

Page 4: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko
Page 5: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

9

Kiedy przed laty poznałem Małgorzatę Braunek, przeprowadzając z nią rozmowę do książki Kobieta metafi zyczna, pierwsze pytanie, jakie jej zadałem, brzmiało: KIM JESTEŚ? Nie żebym nie wiedział, że ikoną kina polskiego, aktorką budzącą tyleż zachwytów, ile kon-trowersji w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, nauczy-cielką buddyzmu w tradycji zen. Dla mnie, jeszcze jako nastolatka, była Oleńką z Potopu i wyniosłą Izabelą Łęcką z Lalki, panią, któ-rą dobrze znałem ze srebrnego ekranu. Po latach zaś spotykałem ją w centrach buddyjskich podczas wspólnych medytacji. Mając świadomość, że praktykuje buddyzm i jest osobą sięgającą do głę-bokich pokładów siebie samej, liczyłem na to, że pokusi się o roz-winięcie tego tematu, może nawet wyczerpanie go. Bo pytanie:

Page 6: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

10

KIM JESTEM? dotyka całej naszej istoty, całego naszego życia. Jest czymś fundamentalnym. W zasadzie wszyscy nieustannie powinni-śmy je sobie zadawać.

Ta książka, która powstawała przez cztery pory roku podczas niezliczonych spotkań-rozmów, jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Jest opowieścią o jej życiu – doświadczeniach szczęścia i cierpienia, wielu przemianach, przez które przechodziła nieświadomie za spra-wą odmian losu, i tych, którym poddawała się całkiem świadomie poprzez praktykę duchową i angażowanie się w ważne projekty społeczne.

W jej życiu, decyzjach, spełnieniach i niespełnieniach, ciągłych poszukiwaniach i odkryciach każdy może się przejrzeć. Co jednak nie znaczy, że jej obraz jest posągowy. Jej naturalność, poczucie hu-moru i wrażliwość na każdą chwilę, każde spotkanie, które niesie życie, nigdy by na to nie pozwoliły.

Nasze spotkania odbywały się w domu Małgosi i jej męża Andrzeja Krajewskiego. Cenna była dla mnie możliwość przyglą-dania się ich związkowi, ich miłości, ich codzienności. Para żyjąca ze sobą w harmonii i partnerstwie od trzydziestu siedmiu lat budzi zrozumiałe zaciekawienie. Rozmowy przerywane były gotowaniem, opowieściami, czytaniem wierszy, które Andrzej właśnie tłumaczył i dzielił się nimi na bieżąco, by potem znów siadać do wielkiego sto-łu w jadalni i spisywać „to, co pomyśli głowa”.

I tak topniały śniegi, zakwitały magnolie, umierał pies Coco, lato zniewalało upałami, cuciło burzami, a jesień pachniała maro-kańskim tażinem, który Małgosia chętnie gotowała. Bywało, że śmia-liśmy się jak dzieciaki, bywało, że płakaliśmy, kiedy nagle historia przywoływana przez Małgosię poruszała do głębi. Pamiętam, jak pewnego popołudnia rozmawialiśmy o cierpieniu zwierząt, o bezna-dziei samsary – uwarunkowaniu świata, w którym obecnie żyjemy. A za płotem obok bawiące się przedszkolaki śpiewały piosenki o wio-śnie, lecie, jesieni, jakby nam czas odmierzały... I śmiały się tak pięk-nie, i wszystko było jednym i doskonałym.

Page 7: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Kim jest Małgorzata Braunek? Kim jest kobieta, która budzi dobre i ciepłe uczucia milionów widzów po latach znów mających szansę oglądać ją na małym ekranie? Jak wygląda jej życie? Kim są ludzie wokół niej? Kim najbliżsi: mąż Andrzej Krajewski i dzieci – Xawery Żuławski i Orina Krajewska. Kim są ci, których już nie ma: rodzice, nauczyciele, mentorzy, przyjaciele? W jakiej mierze czuje się spełniona, a w jakiej wciąż nienasycona i poszukująca? Jakim procesem jest jej życie? I jak je rozumie? Mnóstwo pytań i ta jej opowieść...

Artur Cieślar

Małgorzata Braunek i Artur Cieślar przy pracy

Page 8: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

12

Jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Morze. Bezkresna przestrzeń. Pierwsze świadome prze-

życie nieograniczonej przestrzeni – poczucie wyzwolenia od tego, co mnie do tej pory ograniczało. To dało mi jakąś niezwykłą radość i po-czucie szczęścia. Do tego najchętniej się odwołuję.

Mam też przed oczami jeszcze inny obraz, bardzo impresyjny, pozlepiany z puzzli. Oto leżę w łóżeczku w moim pierwszym domu w Szamotułach. Widzę fragment okna zasłonięty ciemną kotarą, sto-lik i drzwi, przez które wchodzi mama. Odkłada torebkę, siada przy mnie i zaczyna mi śpiewać kołysanki. Jedna z nich napawa mnie

Page 9: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

lękiem: „księżyc wzeszedł już, w bramie stoi nocny stróż, a groźny pies szarpie mu sukienkę”. Mogłam mieć zaledwie pół roku.

Potem zamieszkaliśmy w Lesznie, gdzie przeżyłam cudowne trzy lata, aż do pewnej nocy... Obudzono mnie nagle. Zdenerwowana mama porwała mnie na ręce, bo jacyś nieznani ludzie chcieli spraw-dzić, co mam w łóżeczku, wywalając z niego wszystko, łącznie z ma-teracem. Najbardziej się bałam, że zrobią krzywdę mojej porcelano-wej lalce. Dostałam ją na Gwiazdkę. Pamiętam te wyjątkowe święta Bożego Narodzenia. Przyjechali dziadkowie i moja przyrodnia sio-stra Ewa, córka taty, ktorą uwielbiałam i chciałam być taka jak ona.

Pamiętne Boże Narodzenie – z rodzicami i przyrodnią siostrą Ewą

Page 10: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

14

Mam jeszcze jeden okruch pamięci, kiedy ojca zabrano do wię-zienia – nasza jamniczka Figa biega po domu jak oszalała i piszczy, kręcąc się wokół własnego ogona, a kiedy przestaje, zaczyna obijać się o ściany. To podobno z tęsknoty za nim. Niestety, mama musiała ją uśpić.

Szczęśliwe dzieciństwo prysnęło jak bańka mydlana. Z dzisiejszej perspektywy tak to może wyglądać, że

okres beztroski miałam za sobą, ale ja tak tego nie czułam, chociaż musiałyśmy z mamą w krótkim czasie opuścić mieszkanie. Mama po-pakowała do skrzyń, co się dało, i tak wysiadłyśmy z pociągu na stacji Bytom. Zamieszkałyśmy w domu rodzinnym mamy – u babci Idy i dwóch sióstr mamy, Oli i Marty.

Co takiego stało się z ojcem? Był więźniem politycznym? Tuż po wojnie komuniści dobierali się do

skóry wszystkim, którzy mieli cokolwiek wspólnego z przedwojenną państwowością. Mój ojciec Władysław Braunek był ofi cerem kawale-rii. Po wojnie proponowano mu wstąpienie do wojska, ale odmówił. Uważał, że ówczesne wojsko już nie było polskie, i nie mógł tego legi-tymizować. Nie był zresztą jedynym, który powziął taką decyzję.

Straciłaś poczucie bezpieczeństwa? Byłam przed tym wszystkim bardzo chroniona, otoczona rodzinną opieką, miłością ze strony mamy, babci, ciotek. Nie czułam zagrożenia. Albo to wypierałam. Dzieci przecież to potrafi ą, a poza tym są bardziej niż dorośli osadzone w tu i teraz.

Wszystko trochę inaczej przeżywają. Czyli przeprowadzkado Bytomia była dla Ciebie pewnie bardziej przygodą niżgwałtowną, wymuszoną przez los zmianą? Byłam za mała, żeby oce-

niać, czym to było. Rodzina nagle stała się większa – tuż obok była moja ukochana babcia Ida. I dwie ciocie. Marta, panna z zasadami, i Ola – rozwódka. Żyłam w bezpiecznej kobiecej komunie.

Page 11: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Babcia Ida Ciocia Klara

Zdjęcie ślubne rodziców

Page 12: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

16

Jak się poznali rodzice? Tata jechał z obozu jenieckiego w Woldenbergu. W 1945 roku wra-cał przez Katowice i tam postanowił odwiedzić swego przyjaciela sprzed wojny. W kamienicy na schodach minął się z mamą. Piękna brunetka zrobiła na nim takie wrażenie, że zapytał swego przyjacie-la, czy wie, kim ona jest. „A, to Rutka Bemówna, moja dobra znajo-ma”. I nawet jestem w stanie w to uwierzyć, bo tata był niezwykle impulsywny, kochliwy, skłonny do takich nagłych porywów. Poznali się w czerwcu, a w listopadzie wzięli ślub!

Byłaś więc dzieckiem miłości. Późnej miłości. Bez wątpienia. Mama praktykująca luteranka, ojciec katolik. Zanim go spotkała, z poprzed-nim narzeczonym nie umiała przez jedenaście lat dojść do porozu-mienia, w którym Kościele i obrządku powinni wziąć ślub. Mama za Boga nie chciała wejść do kościoła katolickiego. I tak, kiedy ojciec się oświadczył, zanim powiedziała „tak”, od razu przezornie spytała: „A gdzie ma być nasz ślub, bo ja jestem protestantką?”. Ojciec mach-nął ręką. „Gdzie zechcesz, mnie wszystko jedno, dla ciebie nawet i do cerkwi bym poszedł”... To ją uspokoiło, a i upewniło, że wybraniec jest właściwy. I stało się, pobrali się.

Patrzę na fotografię, którą masz w jadalni. Mama była piękną kobietą. Na tej przedwojennej fotografi i widać moc-

no opaloną brunetkę: ma biały kwiat za uchem, a wysoko na przed-ramieniu nosi ogromną bransoletkę, na nodze – drugą. Zawsze je ko-chała. Na przegubach dłoni nosiła po kilka. Odziedziczyłam po niej skłonność do ekstrawagancji, choć jej, w porównaniu z moją, była dość stonowana. Mama nie zawsze akceptowała mój nieco szalony styl. Z czasem przestała mieć na mnie wpływ i musiała się z tym pogodzić. Mama – przede wszystkim – była jednak elegantką przed-wojennego chowu. Do dzisiaj mam po niej przedwojenny kapelusz panamę i jasne irchowe rękawiczki. Na każdą okazję wkładała coś stosownego. Rodzice chodzili na wyścigi konne. Tata, były ułan, miał

Page 13: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

17

przyjaciół, którzy tak jak on kochali konie i wyścigi. To było biedne, ale wytworne towarzystwo.

Jej ekstrawagancja wyrażała się tylko w sposobie noszenia się? Nie tylko. Chciała zostać podróżniczką i zwie-

dzać świat. Najbardziej marzyła o Indiach. Po latach pojechałam tam także dla niej.

Córka spełniła marzenie mamy – ładne. Miała trochę bajkowe wy-obrażenie o Indiach. Dla niej to był niezwykły kraj – maharadżowie, orszaki na słoniach, jogini, fakirzy, pełna egzotyka. „Chciałabym to kiedyś zobaczyć...” – mówiła. Po latach, kiedy pojechałam na Wschód, musiałam jej w szczegółach wszystko opowiadać, zwłaszcza o Indiach, których obrazek miała mocno wyidealizowany. Pamiętam, jak potrafi -ła godzinami w skupieniu wertować atlasy. Była wciąż niespokojnym duchem. Musiała być w ruchu, chciała odkrywać nieznane lądy. Jed-nak nie było jej to dane. Myślę, że takie zrządzenie losu było dla niej bardzo trudne. Ze względu na przeszłość ojca władze nie wydawały jej paszportu. Może właśnie z tego powodu stawała się coraz bardziej za-mknięta i krytyczna, zwłaszcza wobec najbliższych. Nawet gdyby mia-ła pieniądze, nie mogła nigdzie wyjechać. Niczym skarb przechowy-wała swój przedwojenny paszport. Oczywiście podróżowała na miarę swoich możliwości. Odwiedzała Kraków, Katowice, Poznań i wiele in-nych miast. Często z nią jeździłam. W dzieciństwie byłam jakby w ciąg-łej podróży. Wiem też, że mama jeździła do więzienia we Wronkach na widzenia z ojcem. Mnie zabrała tam tylko raz. Chroniła mnie przed tym doświadczeniem. Dla mnie więzienie pozostawało w sferze abs-trakcji. Mój świat był inny, choć tata był zawsze jakoś w nim obecny.

Późno dotarło do mojej świadomości, że ojciec przebył w wię-zieniu rozległy zawał serca. Mgliście pamiętam nieogolonego tatę, leżącego bez ruchu na łóżku. To mogło być właśnie w więziennym szpitalu. Wyparłam to wspomnienie, bo widocznie było ciężkie i dra-matyczne.

Page 14: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

18

Jak duża była Wasza rodzina? Poza rodziną z Bytomia miałam jesz-cze na Śląsku innych krewnych. W Opolu mieszkali brat i bratowa mamy wraz z córką Basią, nieco starszą ode mnie. Wówczas Basia była moim ideałem, naśladowałam ją we wszystkim. Kiedy obie do-stałyśmy pierwszy prawdziwy srebrny pierścionek, Basia swój od razu zgubiła, a ja, gdy tylko to zauważyłam, bez chwili namysłu wy-rzuciłam swój w krzaki.

Księżniczki bez pierścionków były chyba nieszczęśliwe? Żeby było śmiesznie, pierścionek Basi odna-

lazł się, a mój nie. Dla niej byłam gotowa wiele poświęcić. Miałyśmy mnóstwo wspaniałych pomysłów, a najlepsze przychodziły nocami. Pewnego razu wmówiłyśmy sobie, że jesteśmy lunatyczkami i na pewno, gdy tylko pojawi się księżyc, jego moc sprawi, że wyjdzie-my przez okno i będziemy spacerować po zewnętrznych parapetach

Z kuzynką Basią

Page 15: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

19

i dachach. Kiedy nadeszła pełnia i byłam już prawie na zewnątrz, na moje szczęście do pokoju wszedł wujek i zdjął mnie z parapetu. I tak do dziś nie przekonałam się, czy mogę nocami chodzić po dachach! Mając sześć lat, zapaliłam w domu wujostwa pierwszego papierosa. Chciałyśmy z Basią patrzeć na to w lustrze. Musiałyśmy wdrapać się na krzesło. Po pierwszym sztachu spadłam z niego zemdlona. Nieste-ty, ta przygoda nie uchroniła mnie przed zgubnym wpływem nałogu w wieku szesnastu lat.

Wróćmy jeszcze do dzieciństwa. Często wyjeżdżałam z babcią do ciot-ki Klary, do Nysy. Miała piękny dom z ogrodem. Całymi dniami bawi-łam się z dziećmi sąsiadów. Tam właśnie stryj nauczył mnie jeździć na rowerze. Kosztowało mnie to wiele – miałam wiecznie poranio-ne kolana. Do dziś wspominam długie spacery nad rzeką. Poza tym stryj był zapalonym pszczelarzem, szczęśliwym posiadaczem kilku uli w ogrodzie – lubiłam słuchać opowieści o zwyczajach pszczół, a zwłaszcza o królowej matce. To dzięki niemu od dziecka czuję się miodowym ekspertem.

Umiesz rozpoznawać miody? Stryj uczył mnie, jak odróżniać te pod-rabiane od prawdziwych. Wciąż pamiętam smak świeżego lipowego miodu. Uczestniczyłam we wszystkich pracach pszczelarskich – od-woskowywałam miód, odwirowywałam go z plastrów. Ponieważ ciąg le gdzieś biegałam i szalałam z dziećmi, codziennie punktualnie o czwartej ciocia Klara stawiała mi na ganku podwieczorek – kakao i grubą pajdę chrupiącego, świeżego chleba z masłem i miodem pro-sto z ula właśnie! To jest mój smak dzieciństwa. Klara była łagodnego serca i dawała mi dużo swobody. Mogłam buszować po domu, zaglą-dać do wszelkich zakamarków, wynajdywać różne ciekawe przedmio-ty. Namiętnie się przebierałam. Wyciągałam z szafy sukienki i buty cioci. Szpilki dodawały mi powagi i wzrostu. Malowałam się i prze-istaczałam, zmieniałam się dla samej siebie nie do poznania. Stawa-łam przed lustrem i zaczynałam swój spektakl, własne improwizacje.

Page 16: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

20

Wymyślałam postaci i ich język i przemawiałam do tych przebierań-ców, toczyłam z nimi dialog. To były moje pierwsze i ostatnie całkiem autorskie spektakle. Nie pamiętam, bym się kiedykolwiek nudziła. Wkrótce ojciec wyszedł z więzienia. Miałam wtedy sześć lat. Nadal mieszkaliśmy w Bytomiu. Chodziłam już do pierwszej klasy.

Wspominałaś kiedyś, że po tym jak tata w wyniku odwilży znalazł się na wolności, pojechaliście z rodzicami nad morze. I tam zobaczyłaś ten wielki błękit... Pojechaliśmy do Chłapowa, gdzie

przed wojną jeździła często mama. To było jej ukochane miejsce. Tam właśnie po raz pierwszy zobaczyłam morze i... dosłownie oszalałam na jego punkcie.

Morze – wielka, bezkresna przestrzeń? Już od Gdyni towarzyszył mi specyficzny zapach, z każdym podmuchem wiatru wpadający do przedziału. Mama wyjaśniła, że tak właśnie pachnie morze i że to bardzo zdrowe, więc miałam już odtąd głęboko wdychać „ten jod”. Gdzieś za Gdynią na chwilę ukazał się na horyzoncie niebieski skra-wek wody. „O, morze! – wykrzyknęłam. – Widzę morze!” Szybko jed-nak zniknęło mi z oczu. Morze, jestem nad morzem, jutro zobaczę morze, czuję morze – powtarzałam sobie w myślach przed snem. Sły-szałam je.

Rano, gdy wbiegłam na wydmy, zamurowało mnie! Zupełnie jak wtedy, gdy mając dwa latka, pierwszy raz zobaczyłam udeko-rowaną i rozświetloną prawdziwymi świeczkami choinkę. U mojej babci w domu mówiło się, że to aniołki ubierają choinkę, i w tym czasie dzieci nie miały wstępu do jadalnego, a drzwi otwierano tuż przed kolacją wigilijną. Wtedy, gdy ujrzałam to niebiańskie zjawisko, stanęłam bez tchu, złożywszy rączki jak do paciorka, i tak trwałam bez ruchu długo, bardzo długo, aż zaniepokojona mama zaczęła mnie wołać, bym do niej podeszła. A ja nic. Stoję wbita w podłogę. Nie mogę się w ogóle poruszyć.

Page 17: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Naprawdę pamiętasz to wszystko, to, jak się wtedy czułaś? Doskonale pamiętam ten stan: z jednej strony

olśnienie i chęć trwania w nim w nieskończoność, a z drugiej – nad-ludzki wysiłek, by podbiec i przytulić się do mamy. W końcu się uda-ło! Przemaszerowałam przez pokój i z wielkim wysiłkiem objęłam ją za szyję. To był ten ostatni raz, kiedy w naszym domu choinkę ubie-rały aniołki.

I tym razem było podobnie. Mama lekko przerażona biegła ku morzu i wołała mnie, żeby mnie ruszyć z miejsca, żebym się ocknęła, żeby nie było powtórki z choinką. Czułam wtedy, jak ta bezbrzeżna przestrzeń wypełnia mnie od środka, moje oczy były niczym szeroko otwarta śluza, przez którą woda przelewała się we mnie, wypełniała mnie, i stawałam się tym, na co patrzyłam, i traciłam w tym siebie. Byłam tym! Tym czymś bez początku, bez końca, bez jakichkolwiek granic. Ale już chwilę potem wracałam do siebie, małej Gosi, która tań-czy na plaży najdzikszy taniec szczęścia. Padałam na piasek, posypywa-łam nim głowę, śpiewałam i krzyczałam. A potem, pamiętam, o dziwo, wcale nie wbiegałam do wody, tylko delikatnie zamaczałam stopy i po-nownie zastygałam w bezruchu, w niemym i cichym zachwycie.

Bardzo mistyczne były te Twoje zaślubiny z morzem. To dlatego jestem mu wierna do dziś. Co roku

muszę nad nie wracać. To jest dla mnie swoiste oczyszczenie, naj-głębsza odnowa na każdym poziomie: biologicznym, psychicznym i duchowym. To mój prywatny gabinet odnowy, moje osobiste SPA, które mnie odradza, regeneruje i daje mi zastrzyk energii na cały rok. Morze? Gorąco polecam.

W góry nie jeździliście z rodzicami? Rzadziej, choć pamiętam także wypady do Białego Dunajca, a potem wycieczkę do Zakopanego. Ze-mdlałam tam. Czułam się fatalnie i odtąd już myślałam, że góry są dla mnie niebezpieczne. Doceniam ich piękno, majestat, ale pobyt w górach nie służy mi tak jak nad morzem.

Page 18: Jabłoń w ogrodzie, morze jest blisko

Małgorzata Braunek

Jabłoń w ogrodzie morze jest

blisko

Jabłoń w ogrodzie

morze jest blisko

Małgorzata

Braunek

Ikona polskiego kina u szczytu sławy, rozczarowana dotych-czasowym życiem, także sobą, wyrusza do Indii i Tybetu, gdzie spotyka Dalajlamę. Odkrywa świat buddyzmu i samą siebie.

Pytanie „kim jestem?” powraca do niej obsesyjnie. Dlatego wytrwale kroczy drogą zen. W końcu sama zostaje nauczycielką buddyzmu – prowadzi medytacje.

Po latach nieoczekiwanie wraca na ekrany. Dlaczego i czy wbrew sobie?

O swoich wątpliwościach, wyborach życiowych i rodzącej się świadomości tego, kim naprawdę jest... o fascynującym i kolo-rowym życiu, z dystansem i poczuciem humoru rozmawia z Arturem Cieślarem.

Kim jest Małgorzata Braunek? Kim jest kobieta, która budzi dobre i ciepłe uczucia mi-lionów widzów po latach znów mających szansę oglądać ją na małym ekranie? Jak wygląda jej życie? Kim są ludzie wokół niej? Kim najbliżsi: mąż Andrzej Krajewski i dzieci – Xawery Żuławski i Orina Krajewska? Kim byli ci, których już nie ma: rodzice, nauczyciele, mentorzy, zmarli przyjaciele? W jakiej mierze czuje się spełniona, a w ja-kiej wciąż nienasycona i poszukująca? Jakim procesem jest jej życie? I jak je rozumie? Mnóstwo pytań i ta jej opowieść...

ze wstępu Artura Cieślara

Artur Cieślar. Rocznik ‘67. Pisarz, podróżnik. Autor książek:

Kobieta metafizyczna, Czarny kot nocą, Tajemnicza Wyspa Wiel-

kanocna, Wschód i Zachód. Spotkania, Kobieta metamuzyczna.

Uważa, że najciekawszy jest zawsze drugi człowiek, a dzięki

pisaniu i fotografowaniu świat umiera wolniej. Jego rozmowy

i reportaże ukazują się w magazynie o książkach „Papermint”.

Więcej na: www.arturcieslar.com

Cena detal. 39,90 zł

Małgorzata Braunek we wszystkich odsłonach

w rozmowie o życiu z Arturem Cieślaremw

rozmow

ie o życiu

z Arturem

Cieślarem

okladka_MALGORZATA_BRAUNEK_druk.indd 1okladka_MALGORZATA_BRAUNEK_druk.indd 1 2012-08-28 13:48:402012-08-28 13:48:40