Transcript
Page 1: "Midnight Sun" - Rozdział 3

3. Niesamowite zdarzenie.

Tak naprawdę nie czułem pragnienia, ale postanowiłem dziś wieczorem ponownie zapolować. Szczypta zapobiegliwości, mimo że zdawałem sobie sprawę, że i tak okaże się niedostateczna.

Carlisle wyruszył razem ze mną na polowanie, ponieważ nie byliśmy sami odkąd wróciłem z Denalii. Kiedy biegliśmy przez ciemny las, usłyszałem, jak rozmyśla o naszym pośpiesznym pożegnaniu w zeszłym tygodniu.

W jego wspomnieniu moje rysy twarzy wykrzywiała desperacja. Poczułem jego zaskoczenie i nagły strach.

- Edwardzie?- Muszę wyjechać, Carlisle. Muszę natychmiast wyjechać.- Co się stało?- Jeszcze nic. Ale się stanie, jeśli zostanę.Chciał położyć dłoń na moim ramieniu. Teraz poczułem, jak go zabolało,

kiedy się odsunąłem.- Nie rozumiem.- Czy kiedykolwiek… czy ci zdarzyło się kiedyś…Obserwowałem przez pryzmat jego głębokiej troski, jak biorę głęboki

wdech, widziałem dziki wyraz moich oczu.- Czy kiedykolwiek jakiś człowiek pachniał dla ciebie lepiej niż reszta z

nich? Dużo lepiej?- Ach.Gdy dotarło do mnie, że zrozumiał, co mam na myśli, na mojej twarzy

pojawił się wstyd. Znów wyciągnął rękę, by mnie dotknąć, tym razem ignorując mój unik. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu.

- Rób, co musisz, żeby się temu oprzeć, synu. Będę za tobą tęsknił. Proszę, weź mój samochód. Jest szybszy.

Teraz zastanawiał się, czy dobrze zrobił, odsyłając mnie z domu, czy nie zranił mnie swoim brakiem zaufania.

- Nie – szepnąłem, nadal biegnąc. – Właśnie tego potrzebowałem. Mogłem przecież tak łatwo zawieść twoje zaufanie, gdybyś powiedział, że mam zostać.

- Przykro mi, że cierpisz, Edwardzie. Ale musisz zrobić wszystko, co w twojej mocy, by utrzymać małą Swan przy życiu. Nawet jeśli będzie to oznaczało, że znów musisz nas opuścić.

- Wiem, wiem.- Dlaczego wróciłeś? Oczywiście, cieszę się, że mam cię przy sobie, ale

jeśli to za trudne…- Nie podoba mi się to, że czuję się jak tchórz – przyznałem.Zwolniliśmy, teraz przemierzaliśmy ciemności truchtem.- To lepsze niż narazić ją na niebezpieczeństwo. Wyjedzie za rok albo

dwa.- Wiem, że masz rację – mimo tego jego słowa sprawiły, że coraz

bardziej mi zależało na tym, by zostać. Dziewczyna przecież wyjedzie za rok czy dwa…

Carlisle zatrzymał się, a ja za nim. Odwrócił się, by przyjrzeć się wyrazowi mojej twarzy.

Ale nie masz zamiaru wyjechać, prawda?

Page 2: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Zwiesiłem głowę.Czy to duma, Edwardzie? To żaden wstyd…- To nie duma mnie tutaj trzyma. Nie tym razem.Nie masz gdzie pójść?Zaśmiałem się krótko.- Nie, to by mnie nie zatrzymało, gdybym mógł wyjechać.- Jeśli tego potrzebujesz, to, oczywiście, pojedziemy z tobą. Musisz tylko

poprosić. Wyprowadzałeś się bez słowa skargi z ich powodu, dlatego nie będą ci mieli tego za złe.

Uniosłem jedną brew.Zaśmiał się.- Tak, może Rosalie, ale ona jest ci coś winna. W każdym razie, byłoby

dla nas lepiej wyjechać już teraz, dopóki nie doszło do niczego złego niż po fakcie, kiedy ubędzie jedno życie – mimo że na początku się śmiał, zakończył swoją wypowiedź bez śladu rozbawienia w głosie.

Wzdrygnąłem się.- To prawda – zgodziłem się ochrypłym głosem.Ale i tak nie wyjedziesz?- Powinienem – westchnąłem.- Co cię tu trzyma, Edwardzie? Nie mogę tego zrozumieć…- Nie wiem, czy jestem w stanie to wyjaśnić – nawet dla mnie samego

nie miało to sensu.Przyglądał się mojej twarzy przez dłuższą chwilę.Nie, nadal nie rozumiem. Ale uszanuję twoją prywatność, jeśli chcesz.- Dziękuję. To bardzo hojne z twojej strony, skoro ja nie szanuję niczyjej

prywatności – z jednym wyjątkiem. I robiłem co mogłem, by i ją tego pozbawić, prawda?

Wszyscy mamy swoje dziwactwa. Zaśmiał się ponownie. Polujemy?Właśnie wyczuł trop niewielkiego stada jeleni. Było mi trudno zebrać w

sobie dość entuzjazmu na coś, co, nawet w najbardziej sprzyjających okolicznościach, nie powodowało napływu ślinki do ust. Teraz miałem w pamięci świeże wspomnienie zapachu krwi dziewczyny, więc mój żołądek zaprotestował, gdy postanowiłem nasycić głód zwykłym jeleniem.

Westchnąłem.- Polujemy - zgodziłem się, mimo że zdawałem sobie sprawę, że

kolejna porcja krwi nie zmieni zbyt wiele.Obaj się zaczailiśmy i podążyliśmy za tym mało pociągającym

zapachem.

Kiedy wróciliśmy do domu, było zimniej. Rozpuszczony śnieg zamarzł ponownie, tworząc cienką warstwę lodu pokrywającą dosłownie wszystko – każdą igłę sosny, każdy liść paproci, każde źdźbło trawy.

Carlisle poszedł się przebrać na poranną zmianę w szpitalu, a ja zostałem przy rzece i oglądałem wschód słońca. Czułem się niemal spuchnięty z powodu ilości krwi, którą pochłonąłem, ale wiedziałem, że brak właściwego pragnienia nie będzie miał wielkiego znaczenia, kiedy znów usiądę obok dziewczyny.

Byłem jak kamień, na którym siedziałem – zimny i nieruchomy. Wpatrywałem się w wodę przepływającą pomiędzy skutymi lodem brzegami, ale widziałem coś więcej.

Page 3: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Carlisle miał rację, powinienem opuścić Forks. Mogliby rozpuścić jakąś plotkę o powodach mojego wyjazdu. Szkoła z internatem w Europie. Wizyta u dalekich krewnych. Ucieczka z domu. Historyjka nie miała znaczenia, nikt by się nie dopytywał.

Za dwa, trzy lata dziewczyna zniknie. Będzie dalej prowadziła swoje życie – będzie miała życie do prowadzenia. Pójdzie na jakieś studia, przybędzie jej lat, zacznie karierę, może wyjdzie za mąż. Mogłem to sobie wyobrazić – dziewczyna ubrana od stóp do głów na biało idzie miarowym krokiem oparta o ramię swojego ojca.

Ten obraz wywołał we mnie dziwny ból. Nie rozumiałem tego. Czy byłem zazdrosny, ponieważ ona miała przyszłość, której ja nigdy nie będę miał? To nie miało sensu. Każdy z ludzi, którzy mnie otaczali, miał tą samą przyszłość przed sobą – życie do przeżycia – a ja rzadko zastanawiałem się nad tym i zazdrościłem im tego.

Powinienem ją zostawić w rękach jej przyszłości. Przestać ryzykować jej życiem. To był właściwy wybór. Carlisle zawsze wybierał właściwie. Powinienem go posłuchać.

Słońce wznosiło się za chmurami, a cały ten lód lśnił jego słabym światłem.

Jeszcze jeden dzień, zdecydowałem. Zobaczę ją jeszcze raz. Poradzę sobie z tym. Może będę miał okazję, by wspomnieć o moim zbliżającym się wyjeździe, zacząć budować historyjkę.

To będzie trudne. Czułem do tego planu wielką niechęć i już myślałem nad wymówkami, by zostać – odsunąć datę wyjazdu o dwa, trzy, cztery dni… ale wybiorę właściwie. Wiedziałem, że mogę ufać radzie Carlisle’a. I zdawałem sobie również sprawę, że jest we mnie zbyt wiele sprzeczności, bym mógł podjąć decyzję samodzielnie.

O wiele zbyt wiele sprzeczności. Jak dużo z tej niechęci miało źródła w mojej obsesyjnej ciekawości, a jak dużo w niezaspokojonym głodzie?

Wróciłem do domu, by przebrać się do szkoły.Alice czekała na mnie, siedząc na najwyższym stopniu schodów

prowadzących na trzecie piętro1.Znowu wyjeżdżasz, oskarżyła mnie.Westchnąłem i pokiwałem głową.Tym razem nie widzę, dokąd się wybierasz.- Sam jeszcze tego nie wiem – szepnąłem.Chcę, żebyś został.Potrząsnąłem głową.Może Jazz i ja moglibyśmy pojechać z tobą?- Będą cię tutaj potrzebowali jeszcze bardziej, kiedy mnie nie będzie,

żeby ich chronić. Pomyśl też o Esme. Zabierzesz jej połowę rodziny za jednym zamachem?

Bardzo ją zasmucisz.- Wiem. To dlatego ty musisz zostać.To nie to samo, co twój pobyt tutaj, wiesz o tym.- Tak, ale muszę wybrać właściwie.Jest wiele właściwych dróg i wiele dróg niewłaściwych, prawda?

1 Amerykanie liczą piętra inaczej niż Europejczycy. W USA nie ma parteru, zamiast niego mamy od razu pierwsze piętro, dlatego w Europie Alice siedziałaby na schodach prowadzących na drugie piętro.

Page 4: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Na krótką chwilę odpłynęła w jedną ze swoich dziwnych wizji. Obserwowałem razem z nią, jak niewyraźny obraz migoce i wiruje. Zobaczyłem siebie w towarzystwie dziwnych cieni, których nie mogłem rozszyfrować – mgliste, niejasne kształty. Nagle moja skóra iskrzyła się w blasku słońca na niewielkiej łące. Znałem to miejsce. Ktoś przebywał tam ze mną, ale znowu był zamglony, nie dość znajdujący się w tamtym miejscu, by go rozpoznać. Obrazy zadrgały i zniknęły, kiedy miliony niewielkich wyborów znów zmieniły przyszłość.

- Nie zrozumiałem z tego zbyt wiele – powiedziałem jej, kiedy wizja znikła.

Ja też nie. Twoja przyszłość zmienia się tak szybko, że nie mogę za nią nadążyć. Sadzę jednak…

Przerwała, przelatując przez ogromną kolekcję jej niedawnych wizji związanych ze mną. Wszystkie były takie same – zamazane i niewyraźne.

- Sadzę, że coś się zmienia – powiedziała na głos. – Znalazłeś się na rozdrożach.

Zaśmiałem się ponuro.- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz jak jakaś mało wiarygodna wróżka,

prawda?Wytknęła swój niewielki języczek.- Ale dzisiaj wszystko będzie w porządku? – zapytałem, zdjęty nagłą

obawą.- Nie widzę, żebyś kogoś zabijał – zapewniła mnie.- Dziękuję, Alice.- Idź się przebrać. Nikomu nic nie powiem – pozwolę ci samemu to

zrobić, kiedy będziesz gotowy.Wstała i zbiegła szybko po schodach z lekko zgarbionymi ramionami.

Już za tobą tęsknię. Bardzo.Ja też będę za nią bardzo tęsknił.

Jechaliśmy do szkoły w ciszy. Jasper zdawał sobie sprawę, że Alice jest zmartwiona, ale wiedział też, że gdyby chciała z nim o tym porozmawiać, już by to zrobiła. Rosalie i Emmett byli niczego nieświadomi, mieli jedną z tych swoich „chwil” i wpatrywali się sobie nawzajem w oczy z przedziwnym zdumieniem – patrzenie na to z zewnątrz było raczej obrzydliwe. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, jak szaleńczo są w sobie zakochani. A może to tylko ja patrzyłem na to złośliwie, ponieważ byłem pośród nich jedynym samotnym. W niektóre dni było mi trudniej niż w inne żyć z trzema idealnie dopasowanymi parami. To był właśnie jeden z nich.

Może wszyscy oni byliby szczęśliwsi beze mnie kręcącego się wokół nich, rozdrażnionego i zgryźliwego jak stary dziad, którym do tej pory powinienem był już się stać.

Oczywiście, pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po przyjeździe do szkoły było odszukanie dziewczyny. Po prostu znów się przygotowywałem.

Właśnie.To krępujące, jak mój świat nagle stał się wypełniony wyłącznie jej

osobą – cała moja egzystencja krążyła teraz wokół niej zamiast mnie samego.

Jednak było to łatwe do wytłumaczenia – po osiemdziesięciu latach jednakowych dni i nocy, jakakolwiek zmiana wywołałaby taką reakcję.

Page 5: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Jeszcze nie przyjechała, ale słyszałem w oddali ogłuszający warkot silnika jej furgonetki. Oparłem się plecami o bok samochodu i czekałem. Alice została ze mną, a inni poszli prosto do sal. Byli znudzeni moją obsesją – wydawało im się niezrozumiałe, jak jakikolwiek człowiek może mnie interesować tak długo, nieważne jak cudownie pachniał.

Dziewczyna wjechała powoli w pole mojego widzenia. Jej oczy były skupione na drodze, a rękoma trzymała mocno kierownicę. Wyglądała jakby coś ją frapowało. Zajęło mi sekundę, nim pojąłem, czym było to coś i zdałem sobie sprawę, że każdy człowiek ma dziś ten sam wyraz twarzy. Och, droga była pokryta lodem i wszyscy starali się jeździć ostrożniej. Widziałem, że bierze na poważnie to dodatkowe ryzyko.

Zgadzało mi się to z resztą rzeczy, których dowiedziałem się o jej charakterze. Dodałem to do mojej małej listy: była osobą poważną, odpowiedzialną.

Nie zaparkowała daleko ode mnie, ale jeszcze nie zauważyła, jak stoję, gapiąc się na nią. Zastanawiałem się, co się stanie, kiedy mnie wreszcie zobaczy. Zaczerwieni się i odejdzie? To była moja pierwsza hipoteza. Ale może odwzajemni moje spojrzenie. Może podejdzie, by ze mną porozmawiać.

Wziąłem głęboki wdech, z nadzieją wypełniając płuca powietrzem, tak na wszelki wypadek.

Ostrożnie wysiadła z szoferki, sprawdzając podłoże stopą nim stanęła na nim całym ciężarem ciała. Frustrowało mnie to, że nie podnosiła głowy. Może pójdę z nią porozmawiać…

Nie, to byłoby niewłaściwe.Zamiast odwrócić się w stronę szkoły, ruszyła w kierunku swojego

samochodu. W zabawny sposób trzymała się kurczowo burty samochodu, nie ufając własnym stopom. To sprawiło, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Poczułem na sobie wzrok Alice. Nie słuchałem tego, co pomyślała – zbyt wiele uciechy miałem z obserwowania dziewczyny oglądającej łańcuchy na kołach swojego samochodu. Wyglądało to tak, jakby miała się zaraz przewrócić, jej stopy ślizgały się po podłożu. Nikt inny nie miał problemów – czyżby zaparkowała w miejscu, gdzie był najgorszy lód?

Zatrzymała się, wpatrując się z dziwnym wyrazem twarzy w koła furgonetki. Malowała się na niej… tkliwość? Jakby coś w tych kołach ją… poruszyło?

Znów ciekawość zapiekła mnie niczym pragnienie. Było tak jakbym za wszelką cenę musiał się dowiedzieć, co myśli – jakby nie liczyło się nic innego.

Podejdę i z nią porozmawiam. Wydawało mi się, że chętnie przyjmie ofertę pomocy, przynajmniej dopóki nie zejdzie ze śliskiego chodnika. Oczywiście, nie mogłem jej tego zaoferować, prawda? Wahałem się, rozdarty. Jej niechęć do chłodu mi nie sprzyjała, nie powita zbyt wylewnie dotyku mojej zimnej bladej dłoni. Powinienem był założyć rękawiczki…

- NIE! – krzyknęła Alice.Natychmiast spenetrowałem jej myśli, myśląc początkowo, że podjąłem

kiepską decyzję i dojrzała mnie robiącego coś niewybaczalnego. Ale to, co zobaczyłem nie miało ze mną nic wspólnego.

Page 6: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Tyler Crowley zdecydował się skręcić na parking z nierozsądnie wysoką prędkością. Jego samochód znajdował się na rogu, gdy ja przypatrywałem się zakończeniu, które spowodowało krzyk Alice.

Nie, ta wizja nie miała ze mną nic wspólnego, a jednocześnie miała ze mną wszystko wspólne, ponieważ samochód Tylera – którego koła uderzały właśnie lód pod najgorszym z możliwych katów – wpadnie w poślizg na parkingu i zmiażdży dziewczynę, która nieproszona stała się centrum mojego świata.

Nawet bez wizji Alice nie byłoby trudno przewidzieć trajektorię ruchu samochodu, który wymknął się spod kontroli Tylera.

Dziewczyna stojąca w ewidentnie niewłaściwym miejscu, czyli z tyłu swojej furgonetki uniosła wzrok, zaskoczona zgrzytem opon po lodzie. Popatrzyła prosto w moje oczy, w których malowało się przerażenie i odwróciła się na spotkanie śmierci.

Błagam, tylko nie ona! Krzyknęło coś w mojej głowie, jakby te słowa należały do kogoś innego.

Nadal zahipnotyzowany wizją Alice, zaważyłem, że coś się w niej zmienia, ale nie miałem czasu zobaczyć, jaki będzie tego skutek.

Wystrzeliłem jak z procy, przebiegłem przez parking i rzuciłem się pomiędzy ślizgającego się vana a nieruchomą dziewczynę. Poruszałem się tak szybko, że wszystko dookoła wydawało mi się niewyraźnymi plamami oprócz obiektu, na którym się koncentrowałem. Nie zauważyła mnie – żadna ludzka para oczu nie mogła śledzić trasy mojego biegu – nadal wpatrywała się w zwalisty kształt, który za chwilę miał ją zmiażdżyć.

Złapałem ją w talii, działając ze zbyt wielkim pośpiechem, bym mógł pozwolić sobie na bycie tak delikatnym, jak powinienem być. W tej setnej sekundy, podczas której wyszarpnąłem ją z objęć śmierci i uderzyłem o ziemię z jej ciałem w ramionach, byłem dokładnie świadom, jak bardzo jest ona krucha i delikatna.

Kiedy usłyszałem, jak uderza głową o lód, poczułem, że sam staję się lodową figurą.

Ale nie miałem nawet sekundy, by sprawdzić, w jakim jest stanie. Znów usłyszałem za nami zgrzyt vana, po tym, jak odbił się od solidnej furgonetki dziewczyny. Wracał w jej stronę ruchem rotacyjnym – jakby była magnesem przyciągającym go w naszą stronę.

Słowo, które nigdy wcześniej nie wymknęło mi się w obecności damy, wyślizgnęło się pomiędzy moimi zaciśniętymi szczękami.

Już teraz zrobiłem zbyt wiele. Podczas gdy niemal frunąłem w powietrzu, by wypchnąć ją spod kół samochodu, byłem w pełni świadomy błędu, który popełniam, ale ta wiedza mnie nie zatrzymała. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z ryzyka, które podejmowałem – ryzyka nie tylko dla mnie samego, ale i dla całej mojej rodziny.

Narażałem nas na niebezpieczeństwo zdemaskowania.A to zdecydowanie nie miało pomóc, ale nie było mowy, bym pozwolił

vanowi zakończyć drugą próbę odebrania jej życia sukcesem.Puściłem dziewczynę i wyciągnąłem ręce, łapiąc samochód, nim zdążył

jej dosięgnąć. Siła uderzenie cisnęła mnie pod auto zaparkowane obok furgonetki i poczułem jak jego bok wygina się pod naciskiem moich ramion. Van zadrżał napierając na moje ręce, a potem zachwiał się na dwóch tylnych kołach.

Page 7: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Gdybym odsunął dłonie, jego tyle koło miało zmiażdżyć jej nogi.Ach, na miłość wszystkiego, co święte, czy te katastrofy nigdy się nie

skończą? Czy było jeszcze cokolwiek, co mogłoby pójść nie tak? Nie mogłem przecież tak siedzieć, trzymając vana w powietrzu i czekać na ratunek. Nie mogłem też odrzucić go gdzieś dalej, musiałem myśleć o kierowcy – wyczuwałem jego myśli pełne paniki.

Z wewnętrznym jękiem podrzuciłem samochód tak, że odskoczył od nas na chwilę. Kiedy spadł z powrotem, złapałem go swoja prawą ręką, a lewą objąłem talię dziewczyny i wyciągnąłem ją spod vana, przyciągając bardzo blisko siebie. Jej ciało nie stawiało oporu, kiedy je przesuwałem, by uchronić jej nogi przed zmiażdżeniem – czy nie utraciła świadomości? Jak bardzo jej zaszkodziłem swoją nagłą próbą ratunku?

Upuściłem vana. Teraz nie mógł już jej zranić. uderzył o ziemię, a wszystkie jego szyby roztrzaskały się jednocześnie.

Zdawałem sobie sprawę, że znajduję się w środku kryzysu. Jak wiele widziała? Czy którykolwiek z innych świadków zauważył, jak materializuję się przy jej boku, a potem podnoszę vana, starając się, by na nią nie spadł? Odpowiedzi na te pytania powinny stanowić mój największy problem.

Ale byłem zbyt podenerwowany, żeby groźba zdemaskowania obchodziła mnie tak bardzo, jak powinna. Zbyt spanikowany, że sam mogłem ją zranić, próbując ją chronić. Zbyt przerażony, że mam ją tak blisko siebie, ponieważ wiedziałem, jaki zapach poczuję, gdy tylko pozwolę sobie wziąć wdech. Zbyt świadom ciepła jej miękkiego ciała przyciśniętego do mojego – mimo podwójnej przeszkody złożonej z naszych kurtek nadal je czułem…

Pierwsza fala strachu jest zawsze największa. Dookoła nas rozległy się krzyki świadków, a ja pochyliłem się, by przyjrzeć się jej twarzy i sprawdzić, czy nie straciła świadomości – miałem ogromną nadzieję, że nigdzie nie krwawi.

Miała otwarte oczy, wpatrywała się nimi we mnie zaszokowana.- Bello? – spytałem nagląco. – Nic ci nie jest?- Nie – odparła odruchowo głosem pełnym oszołomienia.Poczułem ulgę, tak wielką, że był to niemal ból, kiedy usłyszałem jej

głos. Wciągnąłem trochę powietrza przez zaciśnięte zęby, nie przejmując się towarzyszącym temu ogniowi palącemu moje gardło. Powitałem go niemal z radością.

Chciała usiąść, ale nie byłem jeszcze gotowy, by wypuścić ją z moich objęć. Wydawało mi się to… bezpieczniejsze? W każdym razie, lepiej było mieć ją blisko siebie.

- Uważaj – ostrzegłem ją. – Sądzę, że uderzyłaś się w głowę naprawdę mocno.

Nie czułem zapachu świeżej krwi – los się nade mną ulitował – ale nie wykluczało to żadnego urazu wewnętrznego. Nagle zaczęło mi bardzo zależeć, by zabrać ją do Carlisle’a i dobrze wyposażonego aparatu do prześwietleń.

- Au – syknęła komicznie zaskoczonym tonem, gdy zdała sobie sprawę, że miałem rację co do jej głowy.

- A nie mówiłem – ulga, która mnie ogarnęła, sprawiała, że chciałem się roześmiać, niemal mnie oszołomiła.

Page 8: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- Jak, u licha… - jej głos ścichnął, powieki zamrugały. – Jakim cudem udało ci się podbiec tak szybko?

Ulga stała się gorzka, rozbawienie zniknęło. Zauważyła zbyt wiele.Teraz kiedy okazało się, że dziewczynie nic poważnego się nie stało,

wzmógł się niepokój o los mojej rodziny.- Stałem tuż obok, Bello – wiedziałem z doświadczenia, że jeżeli jestem

bardzo pewny siebie, kiedy kłamię, mój rozmówca staje się zdezorientowany, nie wie już, co jest prawdą, a co kłamstwem..

Znów spróbowała usiąść i tym razem pozwoliłem jej na to. Musiałem nabrać powietrza, by dobrze odegrać swoją rolę. Potrzebowałem przestrzeni, by ciepło jej krwi połączone z wonią mnie nie pogrążyło. Odsunąłem się jak najdalej było to możliwe w tej niewielkiej przestrzeni pomiędzy wrakami samochodów.

Popatrzyła na mnie, a ja odwzajemniłem jej spojrzenie. Gdybym tego nie zrobił popełniłbym błąd typowy dla niedoświadczonego kłamcy, którym przecież nie byłem. Miałem łagodny, spokojny wyraz twarzy… to zbijało ją z tropu. Bardzo dobrze.

Miejsce wypadku otoczyli ludzie, w większości uczniowie. Dzieciaki wytężały wzrok w poszukiwaniu pomiędzy samochodami rozszarpanych ciał. Rozlegały się krzyki, towarzyszył im potok zszokowanych myśli. Posłuchałem ich przez chwilę, by upewnić się, że nie pojawiły się jakieś podejrzenia, a potem wyciszyłem je i skoncentrowałem się na dziewczynie.

Jej uwagę rozproszył harmider. Rozejrzała się dookoła, nadal oszołomiona, i spróbowała wstać.

Położyłem delikatnie dłoń na jej ramieniu, by ją powstrzymać.- Siedź spokojnie – wydawało mi się, że nic jej nie jest, ale czy

naprawdę powinna ruszać szyją? Znów żałowałem, że nie ma tu Carlisle’a. Lata mojej teoretycznej nauki medycyny były niczym w porównaniu do stuleci jego lekarskiej praktyki.

- Zimno mi – zaoponowała.Dwa razy o mało nie została zmiażdżona przez rozpędzony samochód,

raz uniknęła trwałego okaleczenia, a to chłód ją martwił. Zachichotałem, zanim przypomniałem sobie, że sytuacja wcale nie jest zabawna.

Bella zamrugała oczami, a potem jej wzrok znów skupił się na mojej twarzy.

- Tam stałeś.To mnie otrzeźwiło.Spojrzała w prawo, mimo że nie mogła tam nic zobaczyć oprócz

powyginanego boku vana.- Koło swojego samochodu.- Wcale nie.- Sama widziałam – powtórzyła uparcie, zabrzmiało to dość dziecinnie.

Wysunęła podbródek.- Bello, stałem obok ciebie i w porę popchnąłem.Spoglądałem głęboko w jej duże oczy, próbując ją przekonać do mojej

wersji – jedynego możliwego rozsądnego wyjaśnienia.Zacisnęła szczęki.- Nie.

Page 9: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Starałem się uspokoić i nie panikować. Gdyby tylko udało mi się ją uciszyć na chwilę, bym zdążył zniszczyć dowody… a potem zdyskredytowałbym jej historię, ujawniając fakt, że uderzyła się w głowę.

Czy nie powinno być łatwo powstrzymać od mówienia tę cichą, tajemniczą dziewczynę? Gdyby tylko na chwilę mi zaufała…

- Proszę, Bello – powiedziałem zbyt natarczywym głosem. Nagle zapragnąłem, by naprawdę mi zaufała. Pragnąłem tego bardzo mocno i to nie tylko w sprawie wypadku. To było idiotyczne. Po co ona miałaby zaufać mnie?

- Czemu miałabym to robić? – zapytała obronnym tonem.- Zaufaj mi – poprosiłem.- Obiecujesz, że wszystko mi później wyjaśnisz?Sprawiło mi przykrość to, że znów musiałem ją okłamać, podczas gdy

tak bardzo pragnąłem jakoś zasłużyć na jej zaufanie. Moja odpowiedź była czystą farsą.

- Obiecuję.- Dobra – odparła podobnym tonem.Podczas gdy rozpoczęła się akcja ratownicza – przybyli dorośli,

zadzwoniono po pogotowie i policję, a w oddali słychać już było syreny – starałem się ignorować dziewczynę i ustawić moje priorytety z powrotem we właściwym porządku. Przysłuchiwałem się każdemu umysłowi na parkingu – świadków i przybyłych po fakcie – ale nie znalazłem niczego niebezpiecznego. Wielu było zaskoczonych, kiedy zobaczyło mnie obok Belli, ale wszyscy stwierdzili – ponieważ nie mieli innej możliwości – że wcześniej po prostu nie zauważyli, że stoję koło dziewczyny.

Była jedyną osobą, która nie akceptowała tego prostego wyjaśnienia, ale nikt nie uzna jej za wartościowego świadka. Była przerażona, przeżyła traumatyczne wydarzenie, nie wspominając o uderzeniu w głowę. Prawdopodobnie jest w szoku. Byłoby normalne, gdyby jej opowieść odbiegała od innych, prawda? Nikt by nie uwierzył jej wersji sprzecznej z zeznaniami tylu świadków…

Skrzywiłem się, gdy usłyszałem myśli Rosalie, Jaspera i Emmetta, którzy właśnie przybyli na miejsce. Dziś wieczorem znajdę się w piekle.

Chciałem wygładzić wgniecenie, które moje ramiona zrobiły w karoserii samochodu, ale dziewczyna była zbyt blisko. Musiałem zaczekać, aż coś odwróci jej uwagę.

Frustrowało mnie to oczekiwanie – tyle osób mi się przyglądało – kiedy ludzie krzątali się przy vanie, starając się go od nas odciągnąć. Mógłbym im pomóc, tylko po to by wszystko trochę przyśpieszyć, ale miałem już dość kłopotów spowodowanych sokolim wzrokiem Belli. W końcu udało im się odsunąć samochód wystarczająco, by sanitariusze mogli się do nas dostać z noszami.

Taksowały mnie oczy umieszczone w znajomej twarzy szpakowatego mężczyzny.

- Witaj, Edwardzie – powiedział Brett Warner. Był zarejestrowanym pielęgniarzem, znałem go dobrze ze szpitala. To był uśmiech losu – jedyny, który mnie dzisiaj spotkał – że był pierwszą osobą, która do nas dotarła. Nie myślał o tym, że jestem nienatralnie czujny i opanowany. – Wszystko w porządku, dzieciaku?

Page 10: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- W idealnym. Nic mi się nie stało. Ale obawiam się, że Bella może mieć wstrząs mózgu. Uderzyła się w głowę bardzo mocno, kiedy ją popchnąłem…

Brett skierował swoją uwagę na dziewczynę, która rzuciła mi ostre spojrzenie – poczuła się zdradzona. No tak, racja. Była cichą męczenniczką, wolała cierpieć w milczeniu.

To, że nie wydała mnie od razu, sprawiło, że poczułem się trochę lepiej.Następny sanitariusz nalegał, bym pozwolił mu się zbadać, ale nie było

trudno mu to wyperswadować. Obiecałem, że zrobi to mój ojciec i dał mi spokój. W większości przypadków wystarczało mówić chłodno i z przekonaniem. W większości, bo dziewczyna oczywiście stanowiła wyjątek. Czy wpasowywała się w jakikolwiek ze schematów?

Kiedy nakładali jej na szyję kołnierz ortopedyczny – a na jej twarzy pojawił się rumieniec wstydu – wykorzystałem moment jej nieuwagi i cichutko wygładziłem stopą wgniecenie w karoserii samochodu. Tylko moje rodzeństwo zauważyło, co robię. Usłyszałem, jak Emmett w myślach obiecuje, że sprawdzi, czy czegoś nie przegapiłem.

Wdzięczny za jego pomoc – i jeszcze bardziej wdzięczny, że przynajmniej on wybaczył mi już moją zgubną decyzję – byłem trochę bardziej rozluźniony, kiedy siadałem obok Bretta na przednim siedzeniu w karetce.

Komendant policji pojawił się, nim zdążyli zapakować Bellę na tył ambulansu.

Mimo że myśli ojca Belli były bezsłowne, przerażenie i obawa emanujące z jego umysłu zagłuszyły wszystkie inne w pobliżu. Mieszanka niemego zmartwienia i poczucia winy wylewały się z niego potokiem, gdy zobaczył swoja jedyną córkę na noszach.

Potok ten dotarł do mnie i uległ zwielokrotnieniu w moim wnętrzu. Kiedy Alice ostrzegała mnie, że zabicie córki Charlie’go Swana zabiłoby i jego samego, nie przesadzała.

Przytłoczony poczuciem winy spuściłem głowę, słuchając jego przerażonego głosu.

- Bella! – krzyknął.- Nic mi nie jest Cha… tato – westchnęła. – Naprawdę, nie ma się czym

przejmować.Jej zapewnienia nie zmniejszyły jego lęku. Natychmiast odwrócił się do

najbliższego sanitariusza i zażądał więcej informacji.Dopóki nie usłyszałem, jak rozmawia z lekarzem, formułując wyjątkowo

logiczne zdania mimo przerażenia, nie zdawałem sobie sprawy, że jego zmartwienie i obawa nie były nieme. Po prostu… nie byłem w stanie usłyszeć dokładnie jego myśli.

Hmm. Charlie Swan nie był tak cichy, jak jego córka, ale wiedziałem już skąd się to u niej wzięło. Ciekawe.

Nigdy wcześniej nie miałem okazji spędzić trochę więcej czasu w pobliżu komendanta. Zawsze uważałem go za niezbyt bystrego, wolno myślącego – teraz okazało się, że to ja nie byłem zbyt bystry. Jego myśli były częściowo ukryte, jednak nie nieobecne. Mogłem usłyszeć tylko ich pogłos…

Page 11: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Chciałem wsłuchać się bardziej, żeby sprawdzić, czy po rozwiązaniu tej nowej, mniejszej zagadki znajdę klucz do tajemnic dziewczyny, ale umieszczono już jej nosze z tyłu i ruszyliśmy w drogę do szpitala.

Trudno było mi oderwać myśli od tego potencjalnego rozwiązania zagadki, która przecież stała się moją najnowszą obsesją. Ale musiałem się teraz zastanowić – przyjrzeć się temu, co stało się dzisiaj z każdej strony. Musiałem wsłuchiwać się w potok myśli, by upewnić się, że nie naraziłem nas na tak wielkie niebezpieczeństwo, że będziemy musieli się wyprowadzić. Musiałem się skoncentrować.

W umysłach sanitariuszy nie pojawiało się nic, co mogłoby mnie zmartwić. Według ich wiedzy, dziewczynie nie stało się nic poważnego. A Bella jak dotąd trzymała się mojej wersji.

Kiedy dotarliśmy do szpitala, pierwsza rzeczą, która musiałem zrobić było zobaczyć się z Carlisle’m. Przebiegłem przez drzwi automatyczne, ale nie byłem w stanie zupełnie zapomnieć o obserwowaniu Belli – miałem na nią oko poprzez myśli sanitariuszy.

Łatwo znalazłem znajomy umysł mojego ojca. Był sam w swoim niewielkim biurze – drugi uśmiech losu w tym pechowym dniu.

- Carlisle.Usłyszał, jak nadchodzę, a gdy tylko zobaczył moją twarz, niepokój

wykrzywił jego rysy. Blady jak ściana, zerwał się na nogi. Pochylił się w moją stronę ponad swoim uporządkowanym biurkiem z drewna orzecha włoskiego.

Edwardzie, chyba nie…- Nie, nie chodzi o to.Nabrał powietrza w płuca. Oczywiście, że nie. Przepraszam, że

dopuściłem do siebie taką myśl. Powinienem był najpierw przyjrzeć się twoim oczom… Z ulgą zanotował, że pozostały one złote.

- A jednak, Carlisle, miała wypadek, najprawdopodobniej niezbyt poważny, ale…

- Co się stało?- To był głupi wypadek samochodowy. W złym czasie znalazła się w

złym miejscu. Ale nie mogłem po prostu tak stać… i pozwolić, by tamten samochód ją zmiażdżył…

Zacznij do początku, nic nie rozumiem. Jak to się stało, że jesteś w to zamieszany?

- Van wpadł w poślizg – szepnąłem. Gdy opowiadałem mu o tym, wpatrywałem się w ścianę za jego plecami. Zamiast mnóstwa oprawionych dyplomów, powiesił na niej jeden zwykły obraz olejny – jego ulubiony, pracę nieznanego Hassama. – Stała mu na drodze. Alice zobaczyła, że to się stanie, ale nie było czasu, by zrobić cokolwiek poza przebiegnięciem przez parking i wyciągnięciem jej spod jego kół. Nikt nie zauważył… oprócz niej samej. Musiałem jeszcze raz zatrzymać vana, ale znów nikt nie zauważył… oprócz niej. Przykro… bardzo mi przykro, Carlisle. Nie chciałem narazić nas na niebezpieczeństwo.

Okrążył biurko i położył dłoń na moim ramieniu.Zrobiłeś to, co było właściwe. A to z pewnością nie było dla ciebie łatwe.

Jestem z ciebie dumny, Edwardzie.A jednak mogłem mu spojrzeć w oczy.- Ona wie, że… coś jest ze mną nie tak.

Page 12: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- To nie ma znaczenia. Jeśli będziemy musieli wyjechać, zrobimy to. Co powiedziała?

Potrząsnąłem głową, lekko sfrustrowany.- Jeszcze nic.Jeszcze?- Zgodziła się poświadczyć moją wersję wydarzeń, ale oczekuje

wyjaśnienia.Zmarszczył brwi, rozważając moje słowa.- Uderzyła się w głowę – no cóż, przeze mnie – kontynuowałem szybko.

– Popchnąłem ją na ziemię dość gwałtownie. Wygląda na to, że nic jej nie jest, ale… Nie sądzę, żeby ten fakt bardzo nam ułatwił poddanie w wątpliwość jej wersji.

Mówiąc to, poczułem się jak łajdak.Carlisle usłyszał niesmak w moim głosie. Może to nie będzie konieczne.

Zobaczmy, co się stanie, dobrze? Wygląda na to, że mam pacjentkę do przebadania.

- Zrób to, proszę – powiedziałem. – Tak się martwię, że zrobiłem jej krzywdę.

Twarz Carlisle’a rozjaśniła się. Wygładził swoje jasne włosy – tylko kilka odcieni jaśniejsze od jego złotych oczu – i zaśmiał się.

To był dla ciebie interesujący dzień, prawda? Jego myśl była ironiczna, a to zdarzenie wydawało mu się zabawne. Cóż za zamiana ról. Gdzieś podczas tej sekundy, gdy bez chwili namysłu biegłem przez parking, z jej zabójcy zmieniłem się w jej obrońcę.

Zaśmiałem się razem z nim, mając w pamięci to, jak bardzo byłem pewny, że Bella nigdy od niczego nie będzie potrzebowała większej ochrony niż ode mnie. Było w moim śmiechu coś jeszcze, bo pomimo tej historii z vanem, to stwierdzenie było nadal prawdziwe.

Czekałem samotnie w opuszczonym biurze Carlisle’a – jedna z najdłuższych godzin w moim życiu – przysłuchując się myślom, których szpital był pełen.

Tyler Crowley, kierowca vana, wydawał się być poważniej ranny niż Bella i uwaga personelu skupiła się na nim, podczas gdy ona czekała w kolejce na prześwietlenie. Carlisle trzymał się z tyłu, ufając diagnozie swojego asystenta, że dziewczyna odniosła niewielkie obrażenia. To mnie zmartwiło, ale wiedziałem, że postępuje właściwie. Jeden rzut oka na jego twarz i natychmiast przypomniałaby sobie o mnie, o tym, że z moją rodziną jest coś nie w porządku. A to mogłoby sprawić, że zacznie mówić o tym na głos.

Z pewnością miała partnera bardzo skorego do rozmowy. Tylera zżerało poczucie winy, że o mało jej nie zabił i nie mógł przestać o tym nawijać. Widziałem jego oczami wyraz jej twarzy i było dla mnie jasne, że chciałaby, żeby dał temu spokój. Jak mógł tego nie dostrzegać?

Przeżyłem nerwowy moment, kiedy Tyler zapytał ją, jak udało jej się wydostać spod jego kół.

Wstrzymałem oddech, oczekując na jej odpowiedź. Wahała się.- Eee – usłyszał, jak się jąka. Przerwała na tak długą chwilę, że chłopak

zaczął się zastanawiać, czy jego pytanie jej nie zakłopotało. W końcu dodała – Edward skoczył i pociągnął mnie za sobą.

Page 13: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Odetchnąłem. A potem mój oddech przyspieszył. Nigdy wcześniej nie słyszałem, jak wypowiada moje imię. Podobało mi się, jak brzmi ono w jej ustach – nawet jeśli dotarło ono do mnie przez umysł Tylera. Chciałem usłyszeć je na własne uszy…

- Edward Cullen – dodała, kiedy Tyler nie zrozumiał, kogo ma na myśli. Znalazłem się przy drzwiach z ręką na klamce. Narastało we mnie pragnienie, by ją zobaczyć. Musiałem przypominać sobie o potrzebie ostrożności.

- Wiesz, stał tuż obok.- Cullen? – Hm, to dziwne. – Jakoś go przegapiłem.Mógłbym przysiąc…- No, ale wszystko działo się tak szybko. Nic mu nie jest?- Chyba nie. Też tutaj trafił, ale nie kazali mu leżeć na noszach.Zauważyłem zamyślenie na jej twarzy, zwężone podejrzeniami oczy,

jednak Tyler nie dostrzegał tych niewielkich zmian w jej wyglądzie.Jest ładna, myślał, niemalże zaskoczony. Nawet w takich warunkach.

Nie w moim typie, ale jednak… Powinienem się z nią umówić. W ramach przeprosin za dzisiaj…

Nie zastanawiałem się nawet przez sekundę nad tym co wyprawiam, byłem już na korytarzu, w połowie drogi na ostry dyżur. Na szczęście pielęgniarka weszła do pokoju przede mną – nadeszła kolej Belli na prześwietlenie. Oparłem się o ścianę w ciemnym zakamarku za rogiem i starałem się wziąć się w garść, kiedy ją odwożono.

To, że Tyler myślał, że jest ładna, nie miało znaczenia. Każdy by to zauważył. Nie istniał powód, dla którego powinienem się czuć… jak właściwie się czułem? Zirytowany? A może sformułowanie „przepełniony gniewem” bardziej by pasowało? To nie miało sensu.

Zostałem tam tak długo jak mogłem, ale niecierpliwość przeważyła i zawróciłem w stronę do pomieszczenia, gdzie stał aparat rentgenowski. Była już z powrotem na ostrym dyżurze, ale miałem okazję spojrzeć na jej prześwietlenie, kiedy pielęgniarka stała odwrócona plecami.

Poczułem się spokojniejszy, kiedy to zrobiłem. Z jej głową wszystko w porządku. Nie zraniłem jej zbyt mocno.

Carlisle przyszedł po chwili.Wyglądasz lepiej, skomentował.Patrzyłem prosto przed siebie. Nie byliśmy sami, na korytarzu kłębił

się tłum sanitariuszy i pacjentów.Ach, tak. Powiesił na podświetlanej tablicy jej rentgen, ale ja nie

musiałem oglądać do drugi raz. Rozumiem. Nic jej nie jest. Dobra robota, Edwardzie.

Aprobata mojego ojca wywołała we mnie mieszane uczucia. Byłbym zadowolony, gdyby nie to, że zdawałem sobie sprawę, że nie pochwalałby tego, co miałem zamiar zrobić teraz. Na pewno nie, gdyby znał moje prawdziwe motywacje…

- Myślę, że powinienem z nią porozmawiać… zanim zobaczy ciebie – mruknąłem, wstrzymując oddech. – Zachowywać się normalnie, jak gdyby nigdy nic. Ugłaskać ją trochę.

Wszystkie powody, które wymieniłem, były w pełni zrozumiałe.Carlisle, myślami gdzie indziej, pokiwał głową,. Nadal wpatrywał się

w jej rentgen.

Page 14: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- Dobry pomysł. Hmm.Spojrzałem na tablicę, by zobaczyć, co przyciągnęło jego uwagę.Spójrz na te wszystkie wyleczone rany! Ile razy jej matka upuściła ją

na ziemię, gdy była mała? Zaśmiał się z własnego żartu.- Zaczynam uważać, że ta dziewczyna ma prawdziwego pecha.

Zawsze w złym czasie znajduje się w złym miejscu.Forks to zdecydowanie złe miejsce dla niej, skoro ty tu mieszkasz.Wzdrygnąłem się.Idź już. Ugłaskaj ją trochę. Za chwilę do ciebie dołączę.Wyszedłem szybko. Czułem się winny. Może byłem zbyt dobrym

kłamcą, skoro udało mi się oszukać Carlisle’a.Gdy dotarłem na ostry dyżur, Tyler mamrotał coś pod nosem, nadal

przepraszając. Dziewczyna stała się uciec przed jego wyrzutami sumienia i udawała, że śpi. Miała zamknięte oczy, ale oddychała nierówno, a jej palce od czasu do czasu postukiwały niecierpliwie.

Wpatrywałem się w jej twarz przez dłuższą chwilę. To będzie ostatni raz, kiedy ją zobaczę. Ten fakt wywołał dotkliwe ukłucie bólu w mojej klatce piersiowej. Czy stało się tak dlatego, że nie znosiłem zostawiać nierozwiązanych zagadek? To nie było wystarczające wyjaśnienie.

W końcu wziąłem głęboki oddech i wszedłem do pomieszczenia.Gdy tylko Tyler mnie zobaczył, zaczął coś mówić, ale położyłem

palec na swoich wargach.- Czy ona śpi? – mruknąłem.Oczy Belli natychmiast się otworzyły i skupiły na mojej twarzy.

Rozszerzyły się na moment, ale po chwili zwężyły gniewnie lub podejrzliwie. Przypomniało mi się, że muszę odegrać swoją rolę, więc uśmiechnąłem się do niej, jak gdyby dzisiejszego ranka nie stało się nic nadzwyczajnego – poza jej uderzeniem w głowę i spowodowanymi tym wytworami jej wyobraźni.

- Cześć, Edward – powiedział Tyler. – Naprawdę tak mi…Podniosłem dłoń, by go uciszyć.- Nie ma krwi, nie ma żalu – powiedziałem drwiąco. Bez namysłu,

pokazałem w uśmiechu zęby w żarcie zrozumiałym tylko dla mnie.Niezwykle łatwo było mi ignorować Tylera pokrytego świeżą krwią,

który leżał nie dalej niż cztery stopy1 ode mnie. Nigdy wcześniej nie mogłem zrozumieć, jak Carlisle może robić coś takiego – ignorować krew pacjentów i ich leczyć. Czyż ciągła pokusa go nie rozpraszała, nie była zbyt niebezpieczna…? Ale teraz… Byłem w stanie sobie wyobrazić, że jeżeli skupiasz się na czymś innym wystarczająco mocno, pokusa była niczym.

Nawet świeża i niczym nieosłonięta krew Tylera nie mogła się równać z krwią Belli.

Utrzymywałem od niej dystans i usiadłem w nogach łóżka Tylera.- No i jaka diagnoza? – spytałem ją.Wysunęła trochę dolną wargę.- Nic mi nie jest, ale muszę tu siedzieć. Jak ci się udało uniknąć

noszy, co?Jej niecierpliwość sprawiła, że znów się uśmiechnąłem.Usłyszałem, że Carlisle zbliża się korytarzem.

1 1 stopa [ang. foot] to 30, 48 centymetrów, a więc 4 stopy są równe 121,92 cm.

Page 15: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- Mam znajomości – odparłem lekko. – Nic się nie martw. Zaraz wyjdziesz na wolność.

Przyglądałem się jej uważnie, kiedy mój ojciec wszedł do pokoju. Jej oczy rozszerzyły się i rozdziawiła usta ze zdumienia. Jęknąłem w duchu. Z pewnością zauważyła nasze podobieństwo.

- A zatem, panno Swan, jak się czujemy? – zapytał Carlisle. Potrafił obchodzić się z pacjentami w niezwykle kojący sposób tak, że czuli się mniej nieswojo. Nie wiedziałem, jak wpłynęło to na Bellę.

- Dobrze – odpowiedziała cicho.Carlisle powiesił jej rentgen na podświetlanej tablicy wiszącej nad

łóżkiem.- Wygląda ładnie. Głowa cię nie boli? Edward mówił, że naprawdę

mocno się uderzyłaś.Westchnęła i powtórzyła:- Nic mi nie jest.Tym razem niecierpliwość miała odbicie w jej głosie. Zerknęła na

mnie z wyrzutem.Carlisle podszedł do niej bliżej i przebiegł delikatnie palcami po

skórze jej głowy, dopóki nie znalazł guza pod jej włosami.Dałem się porwać fali uczuć, która się przeze mnie przetoczyła.Obserwowałem Carlisle’a pracującego z ludźmi tysiąc razy. Jakiś czas

temu, byłam nawet jego nieformalnym asystentem – ale tylko w wypadkach, w których nie miała swojego udziału krew. A więc nie było dla mnie niczym nowym przyglądanie się, jak współdziała z dziewczyną tak, jakby był człowiekiem takim samym jak ona. Zazdrościłem mu jego samokontroli wiele razy, ale tym razem to nie było to samo uczucie. Zazdrościłem mu czegoś więcej niż jego opanowania. Bolała mnie różnica pomiędzy nim a mną – on mógł jej dotykać tak delikatnie, bez strachu, bo wiedział, że nigdy jej nie skrzywdzi…

Skrzywiła się, a ja drgnąłem na swoim miejscu. Musiałem się skupić na chwilę, by utrzymać swoją zrelaksowaną pozycję.

- Boli? – Carlisle zapytał.Jej podbródek przesunął się odrobinę.- Nie za bardzo. Bywało gorzej.Kolejny kawałek układanki składającej się na jej charakteru

wpasował się na miejsce: była dzielna. Nie lubiła okazywać swojej słabości.Była najprawdopodobniej najbardziej kruchą istotą, jaką spotkałem w

życiu i nie chciała wydać się słaba. Zachichotałem pod nosem.Rzuciła mi kolejne przeszywające spojrzenie.- No cóż – powiedział Carlisle. – Twój ojciec czeka na zewnątrz –

może cię zabrać do domu. Ale wróć, jeśli będziesz miała zawroty głowy albo jakieś kłopoty ze wzrokiem.

Jej ojciec był tutaj? Przebiegłem po myślach ludzi zgromadzonych w zatłoczonej poczekalni, ale nie byłem w stanie uchwycić delikatnego głosu jego umysłu. Dziewczyna znów przemówiła, na jej twarzy malowało się zmartwienie:

- Nie mogę wrócić na lekcje?- Chyba powinnaś sobie dzisiaj odpuścić – zasugerował Carlisle.Zerknęła na mnie.- Czy on wraca do szkoły?

Page 16: "Midnight Sun" - Rozdział 3

Zachowuj się normalnie, ugłaskaj ją trochę… ignoruj to, jak się czujesz, kiedy patrzy ci w oczy…

- Ktoś musi zanieść im dobrą nowinę. Żyjemy – powiedziałem.- W rzeczy samej, większość uczniów czeka na zewnątrz – poprawił

mnie Carlisle.Tym razem udało mi się przewidzieć jej reakcję – jej niechęć do bycia

w centrum uwagi. Nie zawiodła mnie.- O nie – jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.Ucieszyłem się, że nareszcie zgadłem prawidłowo. Zaczynałem ją

rozumieć…- Chcesz zostać? – zapytał Carlisle.- Nie, nie! – odparła szybko, przerzucając stopy na jedną stronę

łóżka. Ześlizgnęła się z niego i zatoczyła się, nie mogąc złapać równowagi, w ramiona Carlisle’a. Złapał ją i pomógł stanąć prosto.

Znów zalała mnie fala zazdrości.- Nic mi nie jest – powiedziała z zaróżowionymi policzkami, zanim

zdążył to skomentować.Oczywiście, ten róż w żaden sposób nie wpłynął na opanowanie

Carlisle’a. Upewnił się, że dziewczyna da radę utrzymać równowagę i opuścił ręce.

- Weź tylenol, jakby mocno bolało – poinstruował.- Nie jest tak źle.Carlisle uśmiechnął się i podpisał jej kartę.- Wszystko wskazuje na to, że miałaś wielkie szczęście.Odwróciła lekko głowę, by posłać mi kolejne twarde spojrzenie.- Miałam szczęście, że Edward stał tuż obok.- Ach, no tak – Carlisle zgodził się szybko. Usłyszał ten sam ton w jej

głosie, co i ja. Nadal nie uznawała swoich podejrzeń za wytwór wyobraźni. Jeszcze nie.

Oddaję ją w twoje ręce, pomyślał Carlisle. Zrób to, co uważasz za słuszne.

- Wielkie dzięki – odparłem szybko i cicho. Żaden z towarzyszących nam ludzi tego nie usłyszał. Kąciki ust Carlisle’a wygięły się lekko do góry w reakcji na mój sarkazm i odwrócił się w stronę Tylera.

- Obawiam się, że jeśli o ciebie chodzi będziesz musiał zabawić u nas nieco dłużej – powiedział i zaczął badać rany cięte pozostawione przez szkło z roztrzaskanej przedniej szyby.

No cóż, nawarzyłem piwa i teraz będę musiał je wypić.Bella szła w moją stronę. Nie zatrzymała się dopóki nie znalazła się

niebezpiecznie blisko. Przypomniało mi się, jak miałem nadzieję, przed tym całym zamieszaniem, że do mnie podejdzie… To, co działo się teraz było kpiną z tamtego pragnienia.

- Możemy pogadać? – szepnęła do mnie.Jej ciepły oddech uderzył w moją twarz. Zachwiałem się lekko i

odsunąłem o krok. Jej urok nie osłabł ani o odrobinę. Za każdym razem kiedy była blisko mnie, na jaw wychodziły wszystkie moje najgorsze, wymagające szybkiego zaspokojenia instynkty. Jad napłynął mi do ust, a moje ciało zapragnęło sprzeciwić się mojemu umysłowi – porwać ją w ramiona i zmiażdżyć zębami jej gardło.

Jednak mój umysł był silniejszy od ciała. Trochę.

Page 17: "Midnight Sun" - Rozdział 3

- Ojciec na ciebie czeka – przypomniałem jej przez zaciśnięte zęby.Zerknęła na Carlisle’a i Tylera. Ten drugi nie zwracał na nas uwagi,

ale mój ojciec obserwował każdy mój oddech.Uważaj, Edwardzie.- Chciałabym rozmówić się z tobą na osobności, jeśli nie masz nic

przeciwko – naciskała niskim głosem.Chciałem odpowiedzieć, że mam przeciwko bardzo wiele, ale

wiedziałem, że kiedyś i tak będę musiał się z tym zmierzyć. Równie dobrze mogłem to zrobić od razu.

Byłem pełen sprzecznych uczuć, kiedy wychodziłem sztywnym krokiem z pokoju, wsłuchując się w jej szybkie kroki za moimi plecami, gdy próbowała mnie dogonić.

Miałem rolę do odegrania. Wiedziałem już kim się stanę na potrzeby tego przedstawienia – będę łajdakiem. Będę kłamał jak z nut, ośmieszał i mówił okrutne rzeczy.

Było to sprzeczne z wszystkimi moimi lepszymi impulsami – ludzkimi impulsami, których trzymałem się kurczowo przez te wszystkie lata. Nigdy wcześniej nie pragnąłem bardziej zasługiwać na zaufanie niż w tej chwili, w której musiałem zniszczyć każdą możliwość uzyskania go.

Poczułem się jeszcze gorzej, kiedy uświadomiłem sobie, że to będzie ostatnie jej wspomnienie o mnie. To była moja scena pożegnalna.

Odwróciłem się do niej.- Czego chcesz? – spytałem zimno.Odsunęła się lekko z powodu wrogości w moim głosie. W jej oczach

malowało się zaskoczenie. To był ten sam wyraz twarzy, który mnie prześladował przez cały zeszły tydzień…

- Obiecałeś mi wszystko wyjaśnić – powiedziała cicho, jej twarz koloru kości słoniowej stała się jeszcze bledsza.

Było mi bardzo trudno nadać mojemu głosowi szorstki ton.- Uratowałem ci życie. Starczy.Wzdrygnęła się. Obserwowałem, jak moje słowa ją ranią i czułem jak

moje wnętrzności pali żrący kwas.- Obiecałeś – szepnęła.- Bello, uderzyłaś się w głowę, pleciesz jakieś bzdury.Uniosła podbródek.- Z moją głową jest wszystko w porządku.Rozzłościłem ją, co ułatwiło mi zadanie. Napotkałem jej wzrok,

nadałem twarzy bardziej nieprzyjazny wyraz.- Co chcesz ode mnie wyciągnąć?- Chcę poznać prawdę. Chcę wiedzieć, dlaczego kazałeś mi kłamać.To, czego chciała, było jedyną sprawiedliwą rzeczą, którą mogłem jej

dać – frustrowało mnie to, że muszę jej tego odmówić.- A co według ciebie się niby wydarzyło? – niemal warknąłem.Z jej ust wydobył się potok słów.- Wiem tylko, że wcale nie stałeś blisko. Tyler też cię nie widział, wiec

nie mów, że uderzyłam się w głowę i miałam omamy. A potem van pędził prosto na nas, ale mimo to nas nie staranował, a twoje dłonie zostawiły w jego boku wgniecenia. W tym drugim aucie też zresztą zrobiłeś wgniecenie. I nic ci się nie stało. A potem van mógł zwalić się na moje

Page 18: "Midnight Sun" - Rozdział 3

nogi, ale go podniosłeś… - nagle zacisnęła zęby, a w jej oczach zabłysły łzy.

Wpatrywałem się w nią z politowaniem, choć tak naprawdę czułem podziw – zauważyła wszystko.

- Uważasz, że podniosłem vana? – spytałem sarkastycznie.Odpowiedziała jednym sztywnym kiwnięciem głowy.Mój głos stał się bardziej szyderczy:- Przecież wiesz, że nikt ci nie uwierzy.Starała się opanować gniew. Kiedy odpowiadała, każde słowo

wymawiała powoli, z namysłem.- Nie zamierzam tego rozgłaszać.Naprawdę chciała tak zrobić – widziałem to w jej oczach. Nawet

wściekła i zdradzona nie ujawniłaby mojej tajemnicy.Dlaczego?Szok, który wywołało we mnie to stwierdzenie, zniszczył na pół

sekundy mój wystudiowany wyraz twarzy. Wziąłem się w garść.- Więc po co to wszystko? – zapytałem, bardzo się starając, by mój

głos brzmiał surowo.- Dla mnie samej – odparła poważnie. – Nie lubię kłamać, a skoro

muszę, wolałabym poznać powód.Prosiła, bym jej zaufał. Tak jak chciałem, by ona ufała mnie. Ale to

była granica, której nie mogłem przekroczyć.Pozostałem bezduszny.- Nie możesz mi po prostu podziękować i zapomnieć o sprawie?- Dziękuję – powiedziała i sapnęła cicho. Czekała.- Nie masz zamiaru sobie odpuścić, prawda?- Nie.- W takim razie… - nie mogłem powiedzieć jej prawdy, nawet

gdybym chciał… a nie chciałem. Wolałem już, żeby wymyśliła sobie własne wyjaśnienie, niż wiedziała czym naprawdę jestem, ponieważ nic nie mogło być gorsze od prawdy – byłem potworem z najgorszych snów wyjętym prosto ze stron jakiegoś horroru. – Mam nadzieję, że lubisz rozczarowania.

Mierzyliśmy się wzrokiem. Zdziwiłem się, jak ujmujący wydawał mi się jej gniew. Była jak wściekły kociak, miękki, bezbronny i tak słodko nieświadom własnej kruchości.

Czerwień zalała jej policzki i znów zacisnęła zęby.- Po co się w ogóle fatygowałeś?Nie oczekiwałem takiego pytania i nie przygotowałem sobie żadnej

odpowiedzi. Na chwilę wypadłem ze swojej roli. Poczułem jak maska ześlizguje mi się z twarzy i – ten jeden raz – powiedziałem jej prawdę.

- Nie wiem.Przyjrzałem się jej twarzy po raz ostatni – nadal malował się na niej

gniew, krew nie odpłynęła jeszcze z policzków – a potem odwróciłem się i odszedłem.