Download pdf - Ogród Afrodyty

Transcript
Page 1: Ogród Afrodyty

Matka siedemnastoletniej Zofi i, pięknej Greczynki o wiel-kich czarnych oczach, przyprowadza ją do ambasadora Polski w Turcji, prosząc o opiekę. Kobieta nie widzi innego wyjścia – musi oddać swoje dziecko podstarzałemu męż-czyźnie, który ma pieniądze i władzę. Dobrze jednak wie, że tylko wykorzystując swoją nieprzeciętną urodę i inte-ligencję, Zofi a ma szansę odmienić ich trudny los. Od tej pory młodziutka córka handlarza bydłem jest zdana tylko na siebie.

Jak to się stało, że z biednej greckiej dziewczynyZofi a przeistoczyła się w ulubienicę salonów

osiemnastowiecznej Europy, polską arystokratkę,przyjaciółkę króla Stanisława AugustaPoniatowskiego i księcia Potiomkina?

Ogród Afrodyty to porywająca powieść o silnej i niezależnej kobiecie, która dokonała rzeczy niemożliwej: w patriarchalnym świecie podziałów społecznych, na za-wsze określających życiowe szanse jednostki, odmówiła zgody na przypisany jej los i wygrała.

EwaStachniak

autorka bestsellerowejKatarzyny Wielkiej

„Świetnie napisana opowieśćo jednej z najciekawszych

kobiet polskiej historiiXVIII wieku”.

OLGA TOKARCZUK

Niezwykła historia życia Zofii Potockiej,najpiękniejszej kobiety Europy

AfrodytyOgródA

fro

dyt

yO

gr

ód

Ewa Stac

hn

iakCena 36,90 zł

Stachniak_Ogrod Afrodyty_okladka__DRUK.indd 1 2013-03-20 12:44:33

Page 2: Ogród Afrodyty

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 2Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 2 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 3: Ogród Afrodyty

Ewa Stachniak

Ogród Afrodyty

tłumaczenie autoryzowane z języka angielskiego

Bożenna Stokłosa

KRAKÓW 2013

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 3Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 3 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 4: Ogród Afrodyty

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]ów 2013

Druk: Drukarnia Abedik S.A., Poznań

Tytuł oryginału

Garden of Venus

Copyright © by Ewa Stachniak 2005

Copyright © for the Polish translation by Bożenna Stokłosa 2007

Projekt okładki

Magda Kuc

Fotografi a na pierwszej stronie okładki

Hal_P/Shutterstock.com

Opieka redakcyjna

Ewa Bolińska-Gostkowska

Ewa Polańska

Bogna Rosińska

Korekta

Katarzyna Onderka

Projekt typografi czny

Irena Jagocha

Łamanie

Piotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2374-5

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 4Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 4 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 5: Ogród Afrodyty

13

Brussa lub Bursa (gdzie rozpoczyna się nasza historia), niegdyś stolica

Bitynii, a dziś jedno z najpiękniejszych i największych miast Turcji azjatyc-

kiej, u stóp góry Olimp, [leży] dwa dni podróży z Konstantynopola (...).

Trzy potężne bóstwa: Mars, Neptun i Wenus, miały, a dwa ostat-

nie mają tu jeszcze i dziś, rodzaj pepiniery; a to ze względu na licz-

nych zdobywców imperium greckiego w Europie (...) ze względu na

werbunek marynarzy, a w końcu i nowoczesnych Lais i Frynii, które

stamtąd trafi ają do kawiarni i lupanarów Konstantynopola. Te ostatnie

są nawet obojga płci, jako że chłopcy zadość czyniący upodobaniom

Bizantyjczyków są tam równie piękni. (...)

Na widok tak wielu pięknych twarzyczek, w które obfi tuje górzysty

i zdrowy okręg Brussy, rzekłbyś, iż Afrodyta, płynąc w muszli pianami

unoszonej z Cytery do Paphos, musiała tu niewątpliwie wyładować część

swego cennego brzemienia, swą aphrós (pianę), kwintesencję rozkoszy,

źródło piękna i naszego istnienia, która tam piękne wydała owoce; tak

że w Konstantynopolu słowa: dziewczyna z Moundagnà i panienka słu-

żąca rozrywce wyszukanej i dobrze prosperującej stały się synonimami.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 13Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 13 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 6: Ogród Afrodyty

Wydaje się, iż do naszych czasów okręg ten zachował przywilej wy-

dawania na świat szczególnych talentów, które bez wysiłku podbijają

dwory i korony.

Otóż właśnie Moundagnà, sam Olimp, jest miejscem narodzin na-

szej bohaterki. Przyszła ona na świat w roku 1760, z krwi wcale nie

znakomitej (to podwójne stwierdzenie winien jestem prawdzie jako

historyk), jako że jest córką handlarza bydła, a wśród jej krewnych byli

przewoźnicy, rzemieślnicy i  sklepikarze; lecz jednocześnie pochodzi

z krwi jednej z najurodziwszych w świecie, gdyż piękna jak poranek za-

wdzięcza to matce, która – jeśli sądzić po tym, co ze swej urody zacho-

wała – była równie piękna, a zdaniem niektórych jeszcze urodziwsza*.

* Tamże.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 14Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 14 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 7: Ogród Afrodyty

15

BERLIN 1822

Woda

Rozalia

W końcu to Rozalii przypadło dopilnować, aby „Gazeta Pe-

tersburska” trzykrotnie zamieściła anons o zbliżającym

się wyjeździe hrabiny Zofi i Potockiej: wraz z córką, hrabianką

Olgą Potocką, i osobą towarzyszącą, mademoiselle Rozalią Ro-

manowicz, do uzdrowiska Spa, przez Paryż, na zaleconą przez

lekarza kurację wodną. Tylko wtedy można było odebrać pasz-

porty, tylko wtedy padrogna  – zezwolenie na wynajem w po-

dróży koni – mogła być podpisana przez generała gubernatora.

Hrabina opuściła Sankt Petersburg 12 lipca 1822 roku (1 lip-

ca według kalendarza juliańskiego).

– Bezwzględnie Paryż; nalegam z całą powagą – powiedział

doktor Horn głosem przesadnie uniesionym, jakby bronił się

przed oskarżeniami, a nie oferował medyczną opinię. – Francu-

scy chirurdzy przewyższają wszystkich, nawet Anglików.

Przed wyjazdem podróżni, w tym także służba, uklękli do

modlitwy za bezpieczną podróż. Wcześniej prosili o wzajemne

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 15Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 15 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 8: Ogród Afrodyty

16

odpuszczenie grzechów i wymienili drobne upominki z tymi,

którzy mieli pozostać: woreczki ze słodko pachnącą lawendą,

wstążki, święte obrazki i szkatułki z kory brzozowej.

Poranek był chłodny i wilgotny. Na szczęście nocna burza

przeszła szybko i  nie było już więcej mowy o  złowróżbnych

znakach i o śnie Marusi, w którym dziewczynie wypadały zęby

i z brzękiem rozsypywały się po marmurowej posadzce przed-

pokoju.

– Dlaczego musimy słuchać tych głupstw?  – warknęła na

Rozalię Olga, jakby Marusię dało się powstrzymać.

Pierwszy wyruszył powóz gospodarczy, z zapasem żywności,

naczyniami i przyborami kuchennymi oraz składanym stołem,

bo diety hrabiny nie można było powierzyć właścicielom mi-

janych po drodze oberż o okopconych sadzą sufi tach i drew-

nianych ścianach wypolerowanych plecami podróżnych. Na dwa

następne powozy załadowano bagaże. Hrabina podróżowała le-

żajką, w której mogła wygodnie spać i odpoczywać podczas drogi.

Choć Rozalia przybyła do Sankt Petersburga jako dama do

towarzystwa hrabiny, już wkrótce regularne nacieranie leczni-

czymi balsamami i maściami okazało się ważniejsze od prowa-

dzenia codziennej korespondencji, witania gości czy głośnego

czytania po obiedzie. Co, jak triumfalnie wypominała Rozalii

ciotka Antonia w jednym z jej częstych listów, „nie było aż tak

trudne do przewidzenia”.

Ciotka Antonia lubiła przypominać Rozalii, że jako jedyna

żyjąca jej krewna była uprawniona do tak bezpośredniego wy-

rażania swoich trosk. Mogłaby nawet wybaczyć swojemu ku-

zynowi Jakubowi Romanowiczowi, że ożenił się z  Żydówką

bez grosza i że dał się zabić, pozostawiając swoją rodzinę na jej,

Antonii, łasce. Nie mogła natomiast darować matce Rozalii, że

napisała do hrabiny Potockiej list, błagając o roztoczenie nad

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 16Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 16 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 9: Ogród Afrodyty

17

córką opieki po jej śmierci. W majątku rodzinnym, w Zierni-

kach pod Poznaniem, czekał na Rozalię pokój z widokiem na sad.

W pokoju stało żelazne łóżko, którego ramę co roku na wiosnę

służące wyparzały wrzątkiem. I należąca do matki Rozalii stara

komoda z lustrem, której szufl ady posypano suszonym rozma-

rynem i miętą, co miało odstraszać myszy.

Wiele razy w czasie tej wyczerpującej podróży Rozalia pro-

siła hrabinę o dłuższy postój, tak potrzebny do odzyskania sił.

Jak bowiem mogła zapewnić swej chlebodawczyni cenne chwi-

le spokoju? Ciągle rozpakowując i pakując bagaże? Raz po raz

zamawiając kadzie z gorącą wodą do szorowania brudnych izb

w przydrożnych oberżach, by można było w nich przenocować?

Jej wytrzymałość też miała swoje granice. Od chwili wyjazdu

żyła w wiecznym rozgardiaszu przemieszczających się skrzyń

i kufrów, wśród mebli poobijanych z powodu czyjejś nieostroż-

ności bądź niedbalstwa. Daremnie poszukując rzeczy, które po-

winny być na swoim miejscu, a stale gdzieś się zawieruszały. Trzy

razy z rzędu po zapomniane w oberży haftowane szale i lamp-

ki zapalane przed ikoną świętego Mikołaja trzeba było posyłać

służącego na koniu. W lipcu i sierpniu podróżowali tylko kilka

godzin w ciągu doby, zwykle od czwartej po południu do dzie-

siątej wieczorem, by nie narażać chorej na letni skwar. Doktor

Horn zalecił hrabinie stosowanie w  czasie podróży zimnych

okładów, ale wcale jej nie pomagały. Często ból był zbyt silny,

aby mogła jechać dalej.

Do Berlina dotarli dopiero na początku października. Tam

graf Alfred von Haefen wyperswadował im dalszą podróż. Wy-

jechał hrabinie na spotkanie, a gdy ją zobaczył przy rogatkach,

nawet nie próbował ukryć przerażenia jej wyglądem.

– Nie dopuszczę, Zofi o, żebyś spędziła w  tym pudle na-

stępną godzinę – oświadczył, wskazując gestem dłoni powóz

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 17Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 17 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 10: Ogród Afrodyty

18

Potockich.  – Pozostanę głuchy na wszelkie twoje sprzeciwy. Będziesz musiała zdać się na męską ocenę sytuacji. Taka jest cena przyjaźni.

Oddał do dyspozycji hrabiny swój berliński pałac, a  także osobistego lekarza, jednego z najlepszych w Berlinie, Ignace-go Boleckiego, Polaka wykształconego w Paryżu. Wytłumaczył stangretom, jak dojechać do pałacu, by na pierwszym skrzyżo-waniu nie pojechali w niewłaściwym kierunku. Miał powody do obaw, że mogą pobłądzić. W księżycowe noce w Berlinie nie zapalano z powodu oszczędności latarni ulicznych i szyld oberży Pod Złotą Gęsią, przy której należało skręcić w prawo, był ledwie widoczny. Upewniwszy się, iż stangreci go zrozumieli, oświadczył, że jeśli istotnie operacja będzie konieczna, to bez-zwłocznie pośle po francuskiego chirurga.

Hrabina od razu odprawiła pięciu służących wraz z wozem gospodarczym do swojego pałacu w  Humaniu, na Ukrainie, pozostawiając przy sobie tylko Rozalię, dwie pokojówki, Ole-nę i Marusię, kucharkę Agafi ę oraz stajennego Pietkę. Francu-ska pokojówka, która po tajemniczej aluzji do rodzinnej trage-dii w czasie rewolucji kazała Rozalii nazywać się mademoiselle Collard, odłączyła się już w Poznaniu, nawet nie powiadamiając wcześniej hrabiny o swoich planach.

– Muszę myśleć o sobie, bo kto to za mnie zrobi? – powie-działa Rozalii przed odejściem.

Mademoiselle Collard zawsze skwapliwie kwestionowała gust Zofi i Potockiej i teraz też nie omieszkała zwrócić uwagę Rozalii, że obicia z białego aksamitu z Utrechtu i siedzenia z zielonego marokinu w powozie Potockich wybrała hrabina Józefi na, po-przednia żona hrabiego Potockiego.

Gdy dotarli do pałacu, graf von Haefen pomógł hrabinie przesiąść się z powozu do lektyki, którą podstawili pod drzwi pojazdu służący.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 18Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 18 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 11: Ogród Afrodyty

19

– Mon ange, jesteś, Zofi o, moim więźniem i nic nie możesz na

to poradzić – oświadczył. Szarmancko pocałował ją dwukrotnie

w rękę, którą następnie przycisnął do serca.

Rozalia poczuła ulgę, widząc, że jej pani nie protestuje. Kiedy

hrabina odpoczywała w saloniku, a służba przygotowywała dla

niej komnatę, panna Romanowicz obliczyła, że byli w podróży

trzy miesiące, trzy dni i pięć godzin.

Zofia

Upał zelżał. Jest wrzesień, miesiąc czarnej ospy. Czas na

ciebie, mówi mana do Zofi i. Jej córka jest już wystarcza-

jąco duża, a poza tym nie będzie sama. Sześcioro jej kuzynów

czeka podobny zabieg.

– Strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Zofi a trzyma w  dłoni swój matni, niebieski kamyk, który

dostała w chwili narodzin. Z czarnym oczkiem pośrodku. Po-

dobnie jak czerwona wstążka na ręce many, chroni przed złym

urokiem, ludzką złośliwością i niszczącą siłą zazdrości. Ilekroć

Maria Glavani słyszy, że Zofi a wyrośnie na piękną kobietę, splu-

wa trzy razy na ziemię.

– Moja kochana Dudu – powtarza.

„Dudu”, miła i mała papużka, która wszystkim się podoba

i którą każdy chciałby głaskać i pieścić. Ale naprawdę ma na

imię Zofi a, a zdrobniale po grecku Sophitza, co oznacza mądrość.

Mana gotuje przez trzy dni. Piecze plastry bakłażana i ma-

rynuje je w zalewie z oleju i soku z cytryny. Przyrządza swoje

najlepsze danie: potrawkę z jagnięciny, przyprawioną kolendrą.

Mięso po prostu rozpłynie się w ustach. Gotując się długo na

wolnym ogniu, wchłonie aromat przyprawy. Na gości czeka też

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 19Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 19 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 12: Ogród Afrodyty

20

duży garnek zupy z  soczewicy z dodatkiem kardamonu, i pi-

law posypany cynamonem. A w rzadko używanym glinianym

garnku macerują się w najlepszej oliwie z oliwek, na jaką manę

stać, kawały sera feta. W rogu kuchni, przy oknie, stoją wiel-

kie dzbany miejscowego wina, które wyglądają jak przysadziste

karły. Z belek zwisają sznury pigw, granatów, pęczków szałwii,

mięty, rozmarynu i innych aromatycznych ziół. Przy drzwiach

wejściowych stoi dzban zimnej studziennej wody. Kury są za-

mknięte w kurniku, a koza przywiązana do płotu.

– Jeszcze nie jesteśmy żebrakami – mówi mana. Córce Ma-

rii Glavani nie będzie niczego brakowało. Mana upiecze cztery

rodzaje placka, a na talerzu z wizerunkiem żółtego koguta po-

środku rozłożyła już namoczoną w miodzie bakławę ze słod-

kim nadzieniem. Trudno oprzeć się takim pokusom, więc Dudu

dotyka krawędzi talerza. Widząc to, mana ją strofuje: – Nie je-

steś sierotą. Masz matkę, która uczy cię, jak należy jeść. – Tymi

słowami powstrzymuje córkę przed oblizywaniem palców. Wy-

dana przez Glavanich uczta długo będzie w Bursie pamiętana,

nie tylko z powodu smakołyków, lecz także żartów i wspólnych

śpiewów.

Spuść z niebios deszcz,

dobra Maryjo Dziewico,

ześlij nam śniegi i wody,

aby zrosiły nasze winnice

i napoiły nasze ogrody...

Staruszka, która przynosi szczepionkę ospy w łupinie orzecha,

ma na imię Agalia. Pachnie mydłem i suszoną miętą. Jej dzieci

dawno opuściły już dom rodzinny, ale córki posłały po nią, gdy

przyszedł czas szczepienia wnuków. Kobiety mówią, że zbiera

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 20Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 20 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 13: Ogród Afrodyty

21

strupy z ciał chorych i ściera je na proszek, który potem z czymś

miesza. Tylko ona wie, ile tego proszku użyć.

– Najlepsza ospa – zapewnia wszystkich Agalia, z powagą

kiwając głową i uśmiechając się z zadowoleniem. – Świeża jak

kwiat rozkwitły o poranku.

W pokoju rozlegają się głosy aprobaty i westchnienia ulgi.

Maria Glavani wybrała właściwą osobę.

Dudu chichoce. Szturchnął ją w żebra Diamandi, którego

lubi najbardziej spośród wszystkich swoich kuzynów. Zwrócił

jej w ten sposób uwagę na siwe włosy Agalii, bo warkocz zasu-

szonej staruszki wygląda jak mysi ogonek.

– Ale z ciebie śmieszka – komentuje jej wesołość Agalia. – To

dobrze. Śmiech jest jak słońce. Dzięki niemu wszystko wzrasta.

Sprawia, że ludzie nas kochają.

Dawny zwyczaj wymaga nacięcia czterech miejsc: na czole,

na obu rękach i na klatce piersiowej, aby powstał znak krzyża.

Ale mana poleciła Dudu odsłonić udo. Nie chce, by twarz córki

zeszpeciła jakakolwiek blizna.

Wszyscy kuzyni Zofi i będą mieli znak krzyża. Ona jednak

postępuje zgodnie z instrukcją matki. Odwraca się i wskazuje

palcem na udo. Staruszka waha się przez chwilę, ale w końcu

nacina skórę i wprowadza do rany tyle wydzieliny, ile można

pomieścić na główce od szpilki.

– Nie będzie bolało – mamrocze.

Ale boli.

Zofi a przygląda się dłoniom Agalii, jak ta bierze skorupę

orzecha i przykłada ją do rany. Są kościste, o cienkiej piegowa-

tej skórze. Obserwuje, jak staruszka ostrożnie obwiązuje nacię-

cie kawałkiem czystej tkaniny.

Matki i sąsiadki przypatrują się z ciekawością. Zofi a spostrzeg-

ła, że kilka kobiet zmarszczyło brwi, gdy pokazała Agalii udo,

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 21Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 21 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 14: Ogród Afrodyty

22

zamiast unieść czoło i wyciągnąć ręce. Zaraz jednak usłyszała

śmiech matki i zobaczyła, że mana nakłada na talerze swój naj-

lepszy gulasz, co natychmiast poprawiło humory. Goście jedzą

z widocznym apetytem. Chwalą miękkość jagnięciny i aromat

sosu. Maria Glavani doskonale gotuje.

Będzie jeszcze czas na śpiewy i tańce i na sekrety przekazy-

wane ściszonym głosem, aby nie doszły do uszu dzieci. Na po-

dwórzu, pod drzewem oliwnym, kobiety będą pić młode wino

i śmiać się, dopóki nie zachrypną. Mana im zaśpiewa, a one będą

tańczyć aż do zatracenia, w rytm wyklaskiwany dłońmi.

Dzieci do zmierzchu pochłonie zabawa w chowanego i berka,

szalona gonitwa, dopóki matki nie każą im przestać. Od biega-

niny opatrunki mogłyby spaść. Przez tydzień nic się nie będzie

działo. Dopiero ósmego dnia zaszczepionych osłabi gorączka.

– Diamandi jest już chory; Costa i Attis też – mówi cichym

głosem mana.

Zofi a, podobnie jak wszystkie inne dzieci, leży od dwóch

dni w łóżku. Gorączka na przemian rośnie i spada. Głowa pęka

z bólu. Mana, pachnąca kwiatami cytryny i olejkiem laurowym,

ociera jej czoło mokrą zimną szmatką, z której kapie woda, spły-

wając z twarzy Zofi i na poduszkę. Chłodna dłoń matki zachę-

ca do snu.

Mana śpiewa córce śmieszne piosenki, w których kozy chcą

zostać wielbłądami, a muchy zazdroszczą latającym w przestwo-

rzach orłom, wcierając wokół rany odrobinę balsamu z Gilead.

Zapewnia, że dzięki temu ciało Dudu pozostanie piękne. Ciało

jej elpidy. Jej nadziei na przyszłość. Jedynej nadziei.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 22Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 22 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 15: Ogród Afrodyty

23

Thomas

Berlin to jednak ponure miasto, myślał doktor Th omas

Lafl eur, jakby nie widział kołyszących się na łańcuchach la-

tarni oświetlających ulice. Być może refl eksję tę wywołały nie

tak dawne obrazy powracających z Rosji niedobitków Wielkiej

Armii. Th omas jednak coraz częściej zastanawiał się nad uniwer-

salną zdolnością człowieka do unieszczęśliwiania innych i siebie.

Nie oczekiwał, że Ameryka uwolni go od odrazy, jaką napawał

go rodzaj ludzki, ale przynajmniej żywił nadzieję, że oczekiwa-

na podróż na nowy kontynent coś zmieni.

„Mój drogi, proszę Cię, pośpiesz się – napisał do Th omasa

jego przyjaciel Ignacy. – Sztuka medyczna, której nauczyliśmy

się, służąc Napoleonowi, reprezentuje tu, w Berlinie, najwyższy

poziom. Jesteś mi bardzo potrzebny, tak jak i mojej nowej pa-

cjentce. Ameryka może poczekać. Nie zgadzam się z Tobą, że

wyjazd za ocean będzie dla Ciebie Wielkim Wyzwoleniem, jak

usiłujesz mnie przekonać, bo Natura Ludzka wszędzie jest taka

sama. Dla mnie wygląda to bardziej na Wielką Ucieczkę. Graf

von Haefen posyła po Ciebie swoje najszybsze konie, sam więc

możesz ocenić, jak bardzo jesteś nam tu potrzebny”.

Informacja, że za przeprowadzenie operacji otrzyma pięćdzie-

siąt luidorów, „a nawet więcej, jeśli miernikiem może być to, co

widzę”, napisał Ignacy, wystarczyła, by doktor Th omas Lafl eur

podjął trudy podróży. Podobnie jak jego koledzy podczas napo-

leońskich kampanii uratował setki żołnierzy walczących na

polach bitewnych Europy, ale teraz za swą pracę otrzymywał

skromne wynagrodzenie. Miał pensję w wysokości trzech ty-

sięcy franków i stanowisko w la Charité. Organizował pokazy

anatomii człowieka i wykładał w Val-de-Grâce.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 23Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 23 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 16: Ogród Afrodyty

24

– Czasami myślę, że wszystko to mi się przyśniło. Borodino,

Berezyna, Kowno i Waterloo – mówił często Ignacemu.

Znając upodobania przyjaciela, Ignacy wynajął mu dwa

skromne pokoje w  starej części Berlina, na Rosenstrasse, sy-

pialnię i salonik, który z łatwością mógł pełnić funkcję gabinetu

lekarskiego. Frau Schmidt oferowała również usługi pokojówki

i kucharki gotującej śniadania. Zobowiązała się do ogrzewania

pokoi w czasie, gdy francuski doktor będzie dłużej w ciągu dnia

zajmował się swoją pacjentką.

– To twoja kolejna kryjówka – zażartował Ignacy, wierny przy-

jaciel, którego niespożyta energia budziła zazdrość Th omasa

podczas rosyjskiej kampanii Napoleona. Th omasowi nie prze-

szkadzało, że te pokoje o pustych ścianach, wyposażone w proste

meble z drewna topolowego, i metalowe wąskie łóżko, wyglądają

raczej biednie. Wytrzęsło go tak w czarnym pudle powozu grafa,

że gotów był zaakceptować każde pomieszczenie, które się nie

porusza. Poza tym wystarczająco długo pełnił funkcję chirurga

wojskowego, aby zgłaszać zbyt wygórowane żądania.

Zofia

Diamandi ma skórę gładką jak świeżo dojrzała fi ga.

– Złap mnie! – krzyczy do niego Zofi a i wspina się po

spękanym sękatym pniu dębu rosnącego na skraju łąki, na której

pasą się owce. Ale Diamandi stoi, nie wiedząc, co robić. W koń-

cu to tylko dziewczyna ze strupami na kolanach. Grubymi stru-

pami, które niecierpliwie zrywa, żeby odsłonić znajdujący się

pod nimi nowy różowy naskórek. To tylko dziewczyna, nawet

jeśli pływa jak ryba i kieruje kaikiem lepiej niż wielu chłopców,

których Diamandi mógłby wymienić. Nawet jeśli potrafi go

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 24Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 24 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 17: Ogród Afrodyty

25

prześcignąć. Sprawić, że z trudem łapie oddech. Że biegnie za

nią, zziajany jak pies.

– Diamandi, złap mnie!

Teraz chłopiec ostrożnie podchodzi do drzewa, opalonymi

dłońmi obejmuje spękany sękaty pień i zaczyna się wspinać. Po

chwili rozlega się trzask łamanej gałęzi, słychać przekleństwo

i szelest towarzyszący przeciskaniu się przez gęstwinę liści.

Zofi a jest już w połowie dębu, gdzie gałęzie są cieńsze. Spraw-

dza dłońmi ich wytrzymałość. Lubi wspinać się po drzewach.

– Jak wiewiórka  – mówi mana, na wpół z  gniewem, a  na

wpół z aprobatą.

Wiewiórka to zwierzątko zwinne i bezczelne. Wygrzebuje

z ziemi cebulki roślin i odgryza łodygi kwiatów. Nic sobie nie

robi z grubego pręgowanego kota, który ją podchodzi, licząc na

potyczkę.

Widziana z wierzchołka drzewa Bursa wydaje się mała i wy-

marła. Nawet duże domy bogaczy sprawiają wrażenie niewiel-

kich, a otaczające je ogrody przypominają zielone zagony, ta-

kie jak ogródek warzywny many. Ogródek, w którym kwiatom

wolno rosnąć tylko na skraju, bo ziemia jest zbyt urodzajna, aby

ją marnować.

– Pośpiesz się, Diamandi! – ponagla go znowu Zofi a.

Chłopiec jest już blisko i jeszcze przyśpiesza. Smukły, a silny.

Silniejszy od niej, choć nie tak zwinny. Starszy od niej o siedem

miesięcy, skończył już czternaście lat i zatrudnia się jako prze-

woźnik oraz pasterz. Ona skończyła dopiero trzynaście i  nie

krwawi jeszcze jak kobieta. W zapasach z kolegami Diamandi

wie, jak powalić przeciwnika na ziemię i przycisnąć tak długo, aż

ten zacznie skręcać się z bólu. Wie, jak z miną zwycięzcy spo-

glądać na pokonanych i ciskać z oczu błyskawice. Nie da jej tak

łatwo zwyciężyć. Pokona ją, jeśli tak będzie chciał.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 25Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 25 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 18: Ogród Afrodyty

26

– Dudu! – błaga ją, by nie wspinała się wyżej. – Dudu!

W jego prośbie słychać teraz nutę czułości.

Zofi a zatrzymuje się przed najcieńszymi gałęziami, które

jeszcze mogłyby ją utrzymać. Czeka, aż Diamandi znajdzie się

na gałęzi tuż pod nią.

– Złaź w  tej chwili! – słyszy polecenie kuzyna. Diamandi

kładzie dłoń na jej pośladkach, zaledwie na chwilę, na ułamek

sekundy, ale pod wpływem tego dotyku Zofi ę oblewa fala gorą-

ca. – Jesteś wariatką! – słyszy. Gdyby coś ci się stało, twoja mat-

ka wydrapałaby mi oczy.

– Zobaczymy, kto będzie pierwszy na ziemi! – nie ustępu-

je Zofi a.

Dąb jest stary i zdradliwy, ale ona wie, które gałęzie są spróch-

niałe i jej nie utrzymają. I ufa swym silnym rękom. Potrafi też

objąć konar nogami i w ten sposób się przytrzymać. Nie prze-

szkadzają jej siniaki, zadrapania i przecięcia skóry. Trochę bólu

tylko osładza przyjemność, powtarza mana, ukazując w uśmie-

chu drobne, równiutkie białe zęby. Słysząc to, ojciec Zofi i mar-

szczy brwi i bębni palcami po krawędzi stołu, wystukując za-

bawny rytm, staccato dźwięków, które cichną tak nagle, jak nagle

się pojawiły. Atmosfera staje się ciężka i awantura wisi w powie-

trzu. Zofi a często słyszy, że ojciec jest zazdrosny o matkę i ona

otrzymuje od niego tylko taką karę, jaka słusznie jej się należy.

Schodząc z drzewa, czuje na sobie spojrzenie kuzyna.

– Żebyś mi już tego więcej nie robiła!

Jaki on ma głos, ten chłopiec-mężczyzna. Udaje, że jest zły,

i chce, żeby Zofi a mu się sprzeciwiła. Prowokuje ją, by roześmia-

ła mu się w twarz. Żeby potraktowała go jak chłopca, a nie jak

mężczyznę. Diamandi zsuwa się po pniu na ziemię i łapie Zo-

fi ę za ramię. Ma szorstkie, suche dłonie. Pachnie dębową korą.

Ale Dudu wyrywa się.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 26Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 26 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 19: Ogród Afrodyty

27

– Prześcignę cię! – woła i  rusza pędem. Wiatr chłodzi jej

rozpaloną twarz.

Przy gaju oliwnym kuzyn pociąga Zofi ę na miękką trawę. Na

wargach Dudu czuje jego delikatny język i słodycz wilgotnego

morskiego powietrza przesyconego zapachami kwiatów. Jest za-

gadką, na wpół dzikim stworzeniem z jego snów.

Drży.

– Kocham cię bardziej niż własną duszę – wyznaje jej cicho

Diamandi, a ona wierzy w szczerość tego wyznania. Na razie.

Rozalia

Dwaj niemieccy stajenni wnieśli do komnaty wielkie empiro-

we łoże, ozdobione białym atłasem. Spytali Rozalię, gdzie

je postawić.

– Przy ścianie – powiedziała, wskazując dłonią miejsce do-

statecznie oddalone od okien, aby chorej nie przeszkadzało

dzienne światło.

Stajenni, którzy wcześniej wynieśli z wielkiego salonu per-

skie dywany, posłusznie ruszyli z łóżkiem we wskazane miejsce.

Postawili je i przedzielili salon kotarą z grubego ciemnowiśnio-

wego aksamitu, oddzielając w ten sposób część, w której stanęło

łóżko, od reszty pomieszczenia.

Hrabina Potocka odpoczywała, oczekując na niezbędne prze-

meblowanie wielkiego salonu. Graf zaproponował jej najpierw

pokój błękitny, z którego jednak zrezygnowano, gdyż zbyt nara-

żony był na przeciągi. W popołudniowym świetle twarz chorej

szarzała i miękła. W jej oczach malował się ból. Hrabina śledziła

wzrokiem Rozalię, która stawiała paterę ze świeżymi fi gami na

stoliku obok łóżka. Dotknęła jej dłoni.

Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 27Stachniak_Ogrod_Afrodyty.indd 27 2013-03-08 13:03:272013-03-08 13:03:27

Page 20: Ogród Afrodyty

Matka siedemnastoletniej Zofi i, pięknej Greczynki o wiel-kich czarnych oczach, przyprowadza ją do ambasadora Polski w Turcji, prosząc o opiekę. Kobieta nie widzi innego wyjścia – musi oddać swoje dziecko podstarzałemu męż-czyźnie, który ma pieniądze i władzę. Dobrze jednak wie, że tylko wykorzystując swoją nieprzeciętną urodę i inte-ligencję, Zofi a ma szansę odmienić ich trudny los. Od tej pory młodziutka córka handlarza bydłem jest zdana tylko na siebie.

Jak to się stało, że z biednej greckiej dziewczynyZofi a przeistoczyła się w ulubienicę salonów

osiemnastowiecznej Europy, polską arystokratkę,przyjaciółkę króla Stanisława AugustaPoniatowskiego i księcia Potiomkina?

Ogród Afrodyty to porywająca powieść o silnej i niezależnej kobiecie, która dokonała rzeczy niemożliwej: w patriarchalnym świecie podziałów społecznych, na za-wsze określających życiowe szanse jednostki, odmówiła zgody na przypisany jej los i wygrała.

EwaStachniak

autorka bestsellerowejKatarzyny Wielkiej

„Świetnie napisana opowieśćo jednej z najciekawszych

kobiet polskiej historiiXVIII wieku”.

OLGA TOKARCZUK

Niezwykła historia życia Zofii Potockiej,najpiękniejszej kobiety Europy

AfrodytyOgród

Afr

od

yty

Og

dEw

a Stach

niak

Cena 36,90 zł

Stachniak_Ogrod Afrodyty_okladka__DRUK.indd 1 2013-03-20 12:44:33