23
WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ MARKETING GRZEGORZ OSÓBKA MARKETING GROUP

Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

WIARANADZIEJAMIŁOŚĆ

MARKETING

GRZEGORZ OSÓBKA

MARKETING GROUP

Page 2: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

SPIS TREŚCI

3 17

5 224 21

38

14

6

10

WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ MARKETING

ASPEKT DUCHOWY W TWORZENIU WARTOŚCI RYNKOWYCH

BIEGNĄC...

MANTRA ROZWOJU

NA CO POZWALAM MARCE? JA, KONSUMENT. JA, MARKETER.

TRZYMAJ GARDĘ! CZ.1

TRZYMAJ GARDĘ CZ.2 – GARDA TO PRZESTRZEŃ, NIE TYLKO POSTAWA.

NA ROZSTAJACH DRÓG, GDZIE PRZYDROŻNY BILLBOARD STAŁ…

SOCZYSTE OWOCE

DOBRA ENERGIA

2

Page 3: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

3

Czy macie czasem uczucie, że lecicie napędza-ni radosną mocą tworzenia? Szybując ulicami, chodnikami, polnymi drogami; dotykając budynków, pomników, ludzi... powodujecie, że się uśmiecha-ją, zakwitają, zmieniają barwy, nabierają energii? Skoro tyle zależy od naszej wyobraźni, że naprawdęmamy taką moc ożywczych tchnień? Skoro rzeczywistość widzialna, słyszalna jest tak samo prawdziwa czy nieprawdziwa jak ta podskórna, niewypowiedziana, to co nam szkodzi żyć w tym świecie jaki chcemy tylko sobie stworzyć?

A przecież tak jest, że wiara cudów dokonuje; że nadzieja daje nam radosną siłę parcia naprzód i dziecięcego pragnienia zachwytu, spełnienia i ukojenia; że miłość jest tym źródłem, skąd czerpiemy by dawać i łączyć?

WIARA NADZIEJA MIŁOŚĆ MARKETING

A co ma do tego marketing? To najwspanialsza dziedzina tworzenia naszej rzeczywistości. Bez słowa - „komercyjnej”. Mówię o świecie, w którymludzie i fi rmy tworzą i wymieniają wartości, rawdziwe wartości. Tylko jak my ludzie możemy je tworzyć?

Jeden z najpiękniejszych polskich wierszy, który co roku odśpiewujemy na Święta, zaczyna się od słów „Bóg się rodzi”. To rodzi się uczucie wzlotu i tworzenia, budowania rzeczy dobrych, dawania z siebie samego siebie by świat był piękniejszy. Wystarczy mocno w to wierzyć, mieć silną nadzieję.

W imieniu swoim i całej naszej Agencji życzę Ci tego, by każdy dzień dał Ci to piękne uczucie lotu napędzanego radosną mocą tworzenia :)

Page 4: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Równowaga sił dobra i zła jest bardzo mocno zakorzeniona w naszym człowieczeństwie. Pierwszai ważniejsza jest jednak energia konstruktywna. To ona napędza proces tworzenia. Jednak każda akcja powoduje reakcję…

Marketing to wszelkie uwarunkowania i procesy rynkowe. To matrix ekonomiczna, sprzedażowa, R&D, psychologiczna i socjologiczna. To zarów-no płytkie ambicje i głupie podniecenie słynnego „junior brand managera”, jak i rozterki preze-sa, który nie wie jak będzie wyglądać przyszłość, a jego modele biznesowe odstają od funkcji generowania zysków. Marketing to też zbiór umie-jętności – poszukiwania innowacji i tworzenianowych modeli, produktów, usług, kanałów sprze-daży; ale także odnajdywania się w ciągle zmienia-jącej się rzeczywistości. W sferze gospodarczej to marketing ma największe kompetencje tworzenia wartości.

Twórzmy wartości rynkowe w natchnieniu dobrej energii. Myślmy o korzyściach realnych, o prawdzi-wej radości, jaką możemy dawać uczestnikom ryn-ku. Być dobrym managerem marketingu to dojść do wielowymiarowego insight’u, potrafi ć intuicyjnie wczuć się w cały proces od decyzji inwestycyjnej, poprzez proces wytwórczy, pozycjonowanie, sprze-daż i moment, kiedy konsument wróci. Nawet jeśli ktoś, kto nam płaci jest przyklejony do pieniędzy, a my to robimy dla pieniędzy. Ten fl ow fi nanso-wy nie powinien być celem, tylko narzędziem, na który marketer ma wpływ, by go dobrze wyko-rzystać. Prawdziwy benefi t produktowy jest wyra-zem prawdziwych potrzeb ludzkich. Tak sterujmy przepływami, by prowadzić do spełnienia ludzkich potrzeb. Wtedy sami będziemy bardziej ludźmi, ale

ASPEKT DUCHOWY W TWORZENIU WARTOŚCI RYNKOWYCH

też wypracujemy taki zysk, jaki jest potrzebny do płynności procesów.Jeśli w hipnozie mantry zysk jednak będzie celem, a co gorsza wartość fi rmy, a co jeszcze gorsza – wartość aktywów… i jeśli pozwolimy mechanizmom giełdowym, spekulacyjnym by sterowały naszymipoczynaniami… mechanizmom, które same są sterowane programami do estymacji wynikóww globalnej, giełdowej grze składającej się z milionów zakładów, to potem – banki światowe w nas nie zobaczą ludzi… to – zmiecie nas tsunami kryzysu, a w nas nie będzie silnego korzenia wartości. Silne drzewa wiatr głaszcze.

Zawsze myślmy o drugim człowieku. O tym, który produkuje, o tym, który jest naszym klientem,sprzedawcą, który pracuje na szeregowym sta-nowisku, ale kupuje w Biedronce, która ma już tak narodowe znaczenie. Czy on jest zmęczony, spragniony, stęskniony… Czy chce być bohaterem, odkrywcą, dobrym rodzicem, dziadkiem, przyja-cielem. My tylko pozwalajmy, by to kim chce być i co chce zaspokoić – było dla niego dostępne w odpowiednim czasie, miejscu i cenie. Może będzie to wartość przekazu marki, ale… co tam marka.

Zawsze myślmy o drugim człowieku. O tym, który produkuje, o tym, który jest naszym klientem, sprzedaw-cą, który pracuje na szerego-wym stanowisku

4

Page 5: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Wydawać by się mogło, że jak „idę biegać”, to egoistycznie tracę czas. Tego czasu coraz mniej. Zasób o stałej podaży i nieustająco rosnącym popycie. padają mi skrawki szkoleń z pamięci „zarządzaj czasem, nie zadaniami”… A ja tak beztrosko zakładam buty, wkładam do ucha lekcje angielskiego i ruszam. Organizm z oporem przyjmuje pierwsze metry. Nie dziwne… coraz rzadziej biegam, coraz starszy jestem. Ech… te przekonania… ograniczające. Homo sum.

Wyłączam ten angielski. I tak nigdy nie przejdę na poziom zaawansowany. Wciskam Budda Bar i w końcunogi, ciało łapie rytm. Myśli, jak piłki na wodzie,odbijają się od głazów codziennych problemów płynąc ze mną. Tylko, że ja zostaję na brzegu tej rzeki i tylko je obserwuje, nie wiem gdzie ich droga ma ujście. Bo jestem w chwili tu i teraz.

Ale to też nie taki wielki problem. To już przećwiczy-łem - jesteś na dnie własnej niemocy. Robisz trzy-dziestą pompkę, dziesiąty kilometr, trwasz drugą godzinę histerii dwulatki, która jest głodna i nie da się jej do niczego przekonać, na koncie masz parę tysięcy złotych, a fi rma kosztuje cię blisko stówę miesięcznie,a na pensje nikt nie będzie czekać, podatki trzeba płacić. A ty masz wstać, podnieść się, by inni mogli się na tobie oprzeć. Skąd wziąć siłę?

Dawno nie biegałem. Codziennie chcę. I nie mam siły. I przez to siły tracę. Bieganie to nie remedium na bolączkę słabości. Ot taki sam kanał otwarcia na dia-log z czymś co jest poza mną (a nawet lepszy, bo nie oczywisty i nie wymuszający formułę), jak klękanie w kościele. Pustym, pełnym ciszy i energii miliona modlitw i próśb. Nawy,jak wielkie uszy Boga otwarte na wymianę duszy zamkniętej, wewnętrznej z abso-lutną, zewnętrzną. Trudności codzienności wylewają się sklepieniami czakry korony z czubka głowy – zosta-wiając błogą ciszę i pozwalając na powolne rozżarza-nie się struny meridiana. Pulsujące z niej ciepło zgrywa się z równą pracą mięśni i oddechu. Wbiegam w ciem-ny las. Bez czołówki, z ryzykiem kolejnego zwichnięcia nogi, co zresztą za często ostatnio mi się to zdarzało…

Nie obudzę siły swojej jeśli nie poświęcę jej od po-czątku innym. Na inauguracji nowego biura miałem speech, lekko „bez brzegu” ani celu, ale tylko na ten temat, że tworzyć trzeba rzeczywistość dla in-nych. Podpity byłem by zneutralizować ból niemocy, by wprowadzić siebie w schemat poznawczy. Po co mają wiedzieć, że mnie tam w sumie nie było, że to

BIEGNĄC...

biuro nie ma znaczenia dla mnie, że nie chodzi nawet o fi rmę, nie o pieniądze, nie o biznes… I czemu się oszukuję nie-świadomością, że mózg wypiera „nie”. Tak – o to też. O twardy cash. Też. Chodzi. Biegnie. Biegnę więc.

Ten rytm dobrze złapać. Dobrze mieć świadomość, że to wąska brama prowadzi do raju, że to przez eksperyment można się rozwijać, że to przez prze-kraczanie granic i schematów można budować nowe wartości. Dobrze to wiedzieć i dobrze to robić. I to umiem. Chyba to w sobie lubię najbardziej. Nowe lądy poznawcze. Nie tylko w sobie, ale też. Też na ryn-ku, w nowych możliwościach, tych których nie było. Większość Klientów Umbrelli to ludzie otwarci. Więk-szość podejmuje argumenty. Niektórzy zgadzają się i pozwalają realizować śmiałe projekty. W zarządza-niu ryzykiem i kasą pomaga mi już dobry zespół. Już wiem, że to nie iluzja, a rzeczywista wartość. Umbrel-la Marketing Group. W przyszłym roku 10 lat. I dalej do przodu. Czas bym ja sam zniknął. Wartość stanie się obiektywna.

Staję więc. Podpinam się pod biegnący świat i – mająctam detektory – patrzę jak mnie mija. Nie mam zadyszki. Oddech równy. Mięśnie rozgrzane. Czuję dokąd to zmierza, ale nie mam pewności czy za mgłą jest przyszłość. Czujniki przestają działać – mijający świat nie wie jaki sygnał wysłać mi z przyszłości. Ale jest rzecz ważniejsza. Zestaw bodźców wygasł. Świat minął. Stanąłem. Wstaje dzień. Nad Lasem Kabackim unosi się mgła i rozsrebrza przejrzałą zieleń sierpnio-wą. Wiem, że wystarczy wbić palce w glebę by poczućtętno wstającego dnia, ale nie chcę. Wolę glebę poczuć kolanami. I twarzą.

Jestem słaby. Siłę biorę ze słabości. Pokora. I pewnośćsiebie. Jestem grzeszny. Bo mam sumienie. Wrażli-wość daje mi godność. Sam nic nie podniosę. Potrze-buję płaszcza. Zbroi. Warstwy energii. Ubrania zrów-noważonych przekonań, umiejętności; sprawnego dostępu do wszelkich zasobów, z którymi się urodzi-łem, a które tylko cały proces kształtujący moją oso-bowość mógł się zmierzyć by poodbierać. To ja. Ja nie jestem „ego-mną”. Bycie sobą nie oznacza zdefi nio-wanie zestawu cech poznawczych.

I teraz dopiero wpinam palce w glebę. Dzień wsta-je. Nadaję rytm na uszy, na mięśnie, na plan dnia, na cele, na misję dnia. Będzie dobrze. Damy radę.

Bieganie to nie remedium na bolączkę słabości. Ot taki sam kanał otwarcia na dialog z czymś co jest poza mną...

Page 6: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Jakiś czas temu jeden korpomanager przy korpo-kawce rzekł „co ci młodzi tak ciągle gadają o tym rozwoju, że chcą się rozwijać, że fi rma nie daje im możliwości? o co im chodzi? robotę trzeba dobrze robić, a w każdej fi rmie jest tak, że po jakimś cza-sie adaptacji, to nie ma już tego efektu nowości, poznania”. Słodkie cytryny czy kwaśne winogrona? Coś w tej postawie jest jedna sfrustrowanego…

Jest w tym jednak też trochę prawdy – dojrza-łe fi rmy potrzebują funkcjonować, zabezpieczyć ciągłości procesów, a do tego po prostu trzeba wykonywać określone, często powtarzalne operacje i zarządzać nimi tak, by przynosić korzyści fi rmie.

Myślę, że więcej jednak w tym nieprawdy. Rozwój to postawa parcia do przodu w coraz dynamiczniejzmieniających się uwarunkowaniach otoczenia rynkowego. To postawa zarówno osobista, jak i kul-tura całej organizacji, która jest świadoma wystę-pujących zmian i stara się w tych okolicznościach odnajdywać jak najefektywniej dla swojej podsta-wowej funkcji, czyli generowania zysku.

Tak, zgadzam się, że rozwój jako motywator jest często zbyt mocno eksploatowany, zwłaszcza na poziomie deklaracji. Jednak przy zachowaniu wiary w sens nastawienia rozwojowego te deklaratywne powtórzenia mają moc autosugestii. Dzięki temu podświadomie zmiany, nowe uwarunkowania, wyzwania stanowią o postawie nacechowanej otwartością, a nie obawami. Organizacje muszą dziś mieć charakter uczący się, świadomy koniecz-ności brnięcia w koszty błędów poznawczych. Nikt nie zrobi za nie, ani za żadnego managera tam zatrudnionego, tej pracy polegającej na ciągłym podejmowaniu decyzji o tym jak ma wyglądać ich oferta i procesy w układzie odniesienia współczes-

MANTRA ROZWOJU

nych trendów i sił napędowych otoczenia bizneso-wego.

Rozwój jest w końcu potrzebą odnoszącą się do funkcji samorealizacji każdego managera. Jednakjeśli prawdziwe jest zjawisko dywersyfi kacji poziomów kompetencji w fi rmach, a właściwie polaryzacji, by z jednej strony mieć pracowników „operacyjnych”, a z drugiej „topmanagerów” (bo średni szczebel wygasa), to powstaje sytuacja, w której awanse czekają tylko faktycznie utalento-wanych pracowników. Nie ma miejsca dla długiej ścieżki kariery – jest moment przyjęcia do zespo-łu, opanowania pracy operacyjnej, „wyinkubowa-nia” w sobie potrzeby rozwoju, intensywnej pracy wewnętrznej ponad bieżące potrzeby stanowiska i …awans od razu ostro w górę. Spójrzmy na struk-tury HR supernowoczesnych fi rm odnoszących teraz spektakularne sukcesy. Nie mówię o tzw. „tajemniczych mistrzach”, czyli fi rmach o wąskich specjalizacjach i zasięgu globalnym; nie mówię o państwach-korporacjach… tylko o nowych, silnychfi rmach technologicznych, informatycznych, z sek-torów przyszłościowych. W nowoczesnych organi-zacjach struktury są płaskie i parę tylko, a nawet może i tylko dwa poziomy zarządzania. Pracownicy liniowi, operacyjni, których pracą steruje zmyślnysoft oraz ciągnący fi rmę do przodu, pracujący główniew kulturze projektowej, zespół liderów. Dlatego tylko faktyczne talenty przechodzą w górę. Dlatego większość zostaje w dole.

Dlatego warto mówić, myśleć o rozwoju. Bo tak jak sukces fi rmy zależy od takiej postawy, tak sukces personalny również.

W nowoczesnych organiza-cjach struktury są płaskie i parę tylko, a nawet może i tylko dwa poziomy zarzą-dzania.

6

Page 7: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

OMMM

7

Page 8: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Jeśli marka ma osobowość, wartości, itp. – to staje się podmiotem, który ma prawo nadawać do mnie, konsumenta, komunikat. Faktycznie ja, marketer, tworząc markę myślę gł. o komunikacie, tak więc jej podmiotowość jest niejako hologramem przeka-zu. Marka tak naprawdę nie istnieje, jest wytworemumownym. Ale też tak naprawdę istnieje, bo staje się częścią naszej, konsumentów, tożsamości.

Nie wszystkim markom dajemy prawo do stano-wienia naszej „składowości”. Marki samochodów, motocykli, kultowe zespoły muzyczne, perfumy, wybrane alkohole, ubrania, słowem – marki wysokiejekspozycji – mają większe kompetencje w tym kierunku. Ich konsumpcja jest afi rmacją określo-nego stylu życia. Mając słabszą osobowość będę ją dobudowywał mitem marki samochodu, którym jeżdżę. Na poziomie RTB bardzo szybko znajdę usprawiedliwienie, a na poziomie emocji dobrze się czuję w kształcie danego brand’u.

Temat do dyskusji o kompetencjach marki w ich ingerencji w naszą osobowość, tożsamość, wartości zaczyna się w momencie kiedy mamy do czynienia z aspiracjami niektórych marek do szerokopojęte-go lifestyle’u. Nie jest to jeszcze duży problem jeśli marka po prostu podpina się pod trendy, choć czasemmoże to wyglądać karykaturalnie. Mentalniejednak pozwalam, „daję moje prawo” całej seriiróżnych kategorii do tego by były „fashion” – zwł. te, którymi otaczamy się w życiu.

Na szczęście nie mam w domu telewizora. Czasem nocując w hotelach oglądam z coraz większym zdziwieniem reklamy roztworów ze skór świńskich z cukrem i dodatkami smakowymi, które szczęśliwe matki mają kupować zdrowym dzieciom do szkoły.Otrzeźwia mnie to, że jeszcze jest massmarket,

NA CO POZWALAM MARCE? JA, KONSUMENT. JA, MARKETER.

choć kurczy się z roku na rok. Nawet cieszę się, że walec tanich marek dekonstruuje tę serie mi-krowojen o mikrosegmenty produktów marko-wych, które są i będą coraz mniejsze, słabsze. Z drugiej strony uppermarket wciąż szuka odpo-wiednich dróg nie mogąc otrząsnąć się z niszo-wości. Machina massmarek jednak utrzyma się jeszcze wiele lat, a konsumenci w reklamach będą mlaskać zajadając się cukrem w ładnych opakowa-niach, czy wcierać kosmetyki z [tu uwaga na spe-cyfi czną, dokładnie taką samą intonację w wielu reklamach kremów] „unikalną formułą”. Zawsze powtarzam – każdy trend rodzi równie silny kontr-trend. Ta mantra reklam prowokuje powstanie nowej grupy konsumentów – chcących kupować produkty nieprzetworzone, a na swojej skórze nie mieć „technologii”.

I właśnie jeśli taka masowa reklama, za przepro-szeniem, batoników, czy wafelków ma wchodzić w obszar wartości, czy tożsamości, ignorując, że duża część społeczeństwa może być uwrażliwiona na tym punkcie, to myślę, że taka marka, rekla-ma – skalkulowała reakcję kontrowersyjną i tym samym przekroczyła swoje kompetencje. Wpisa-łem w Google’u „reklama Grześków”. Nie kliknąłem żadnego linku, ale tylko widzę od góry: Fronda, Wyborcza i… Kominek. Nie byłem zainteresowa-ny wejściem na ten link, ale chciałbym skomento-wać tekst, który był widoczny pod nim z poziomu Google, w którym są brawa za odwagę i stwier-dzenie, że w reklamie nie ma absolutnie nic co może kogoś obrazić. Jaką odwagę? Przecież to jest kalkulacja – jeśli prowokujesz konfl ikt na poziomie wartości, to on rozgorzeje i na reklamę wydaszparokrotnie mniej niż jakbyś oklepywał ten sam insight. Wiadomo jaka jest grupa docelowa, jak kształtuje się w niej poziom tożsamości i można

8

Page 9: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

„ryzykować”. Być może też nie jest prawdą, a przy-najmniej być może jest wyrazem zaufania do wła-snych opinii, może nadmiernego, że ta reklama nikogo nie obraża. Zbiorem jednostek jest środowi-sko społeczne reprezentujące wartości tradycyjnei mam wrażenie, że zareagowało ono w sposób pozwalający na interpretację, że jest właśnie urażone. Można nie zgadzać się z systemem wartościtego środowiska, ale trudno nie zauważyć faktu, że jest ono oburzone.

Marka produktu, który aspiruje do poziomów wyż-szych, nawet do tożsamości jest w tym wypadku również listą asortymentową wafelków. Ja osobi-ście nie daję prawa takim markom do wchodzenia w obszary prowokujące konfl ikt wartości.

Cieszę się jednak, że pojawiło się to zjawisko, bo jego efektem w moim przekonaniu będzie dal-szy progres odejścia całej masy konsumentów od nachalnego brandingu. Mam nadzieję na to, że marki mogą reprezentować prawdziwe wartościw funkcji spełnianych potrzeb, a konsumenci (mimo wysokiej świadomości marek bijących się o ‘top of mind’) docenią w swoich decyzjach na-bywczych to, że jakość jest funkcją zaspokojenia potrzeb. Do tego potrzeba mocnych i świadomych nabywców. Takie sytuacje kontrowersyjne zwięk-szają siłę nabywczą prosumentów. Ciekawy jestem czy za 10 lat producenci będą jeszcze tak śmia-ło wbijać nam w głowę świadomość marek junk--food’owych na poziomach tożsamości i wartości, czy konsumenci po prostu nie strzepną kurzu na ten Edom i odwrócą się na pięcie. Chciałbym tego. Marketing nie zniknie, ale osobiście nie potrzebu-ję w tym obszarze działań, które można zakwe-stionować pod kątem etyki. Przy czym – wstrzy-muję się od własnych opinii i nie wyrażam tego

czy ta czy inna reklama mnie obraża. Ja osobiście po prostu nie daję kompetencji tym markom do wchodzenia na takie zakresy tematyczne. Chodzi mi o pewną spójność przekazu wartości kategorii produktowej z przekazem konkretnej marki z tej kategorii. Można pójść w humor, w wizualne sko-jarzenia sensoryczne, nawet w lifestyle, choć jak pisałem czasem może to być karykaturalne w tak szybko zmieniającym się otoczeniu komunikacyj-nym. Można sprowokować BTL’em, można popene-trować rodzące się potencjały uppermarketowe czy downmarketowe. Można wiele. Oczywiście więcej to kosztuje niż prowokacja na poziomie wartości, ale chciałbym zobaczyć rachunek na koniec dnia. Tzn. czy takim Grześkom naprawdę się to opłaci? Nie teraz. Za rok. Jak już skończą się promocje, ekspozycje, dyskusje i pamięć konsumentów. Być może ci obrażeni pozostaną obrażeni, a ci zachwy-ceni zachwycą się czymś innym. Aż do momentu ukształtowania w nich silnej osobowości, która nie daje prawa markom do wchodzenia na ten poziom dyskusji. Hope so.

oglądam z coraz większym zdziwieniem reklamy roz-tworów ze skór świńskich z cukrem i dodatkami smako-wymi, które szczęśliwe matkimają kupować zdrowym dzieciom do szkoły

9

Page 10: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

„Trzymaj gardę” to zły tytuł. Nośny i „sexy”, dotyczy ważnego obszaru, o którym chcę mówić – o postawie, ale zawęża zakres treści do sztuki walki.Tymczasem wojownik to tylko pierwszy etap rozwoju.

Nie bez przyczyny konfucjanizm to nauka dla młodych adeptów rządnych trudnych dróg, dyscy-pliny i jasnych podziałów. Walczy się na froncie, często w sprzedaży, gdzie łatwo jest wytyczyć cele i kierunki działań taktycznych i operacyjnych. Po wojowniku myślę, że jest właśnie manager, który już ma perspektywę strategiczną i którego rolą, jak zawsze powtarzam, jest optymalizowanie procesów celem maksymalizacji korzyści dla fi rmy. Najlepsi managerowie zarządzają wielkimi spółka-mi i są na świecznikach pism biznesowych. Czasa-mi nie są, bo przecież duże pieniądze lubią ciszę. Kolejny etap to mentor / coach / opiekun. Tu już często schodzisz ze świecznika, bo wiesz, że świa-tło jest w Tobie. No i na końcu jest duch. Duch to nie jest ktoś niematerialny, tylko ktoś kto porusza przestrzenie i pozwala przepływać potencjałom.

A Ty kim jesteś w tym modelu? Wojownikiem, ma-nagerem, mentorem-przewodnikiem, czy duchem?

Osobiście mam ambicję być duchem, ale nie prze-stać być wojownikiem. Chcę wyłamać się z tego schematu, jak z wielu innych. Czy można trzymać gardę i modlić się w tym samym czasie? Co na to ksiądz próbujący włożyć mi komunię na mszy? ;)

KONSTRUKCJE

Zgodnie z teorią postawa składa się z wiedzy, emo-cji i zachowania. Zachowanie to tylko wierzchołek góry lodowej. Emocje niejednokrotnie są szybsze od wiedzy – bardzo często nie znamy całokształ-

TRZYMAJ GARDĘ! CZ.1

tu sprawy, wobec której od razu mamy zdecydo-waną emocjonalną postawę. Co więcej – jestem przekonany, że w ogóle nie jesteśmy w stanie mieć obiektywnej i pełnej wiedzy na jakikolwiek temat, bo mózg nasz ma w tym zakresie zbyt dużo ogra-niczeń. Widzimy sprawy fragmentarycznie, najczę-ściej nie znamy procesu kształtowania się danej kwestii, czy zagadnienia, czy motywacji jej opo-nentów. Ulegamy iluzji, bo przecież widzimy jasno klarowny obraz sytuacji. Widzimy tylko to, co na skróty rysuje nam nasza mapa wartości, przeko-nań, emocji wynikających z doświadczeń; sytuacji, czy stanu, w którym jesteśmy. Tych uwarunkowań praktycznie nie sposób skwantyfi kować.

Mózg nasz jednak, połączony z ciałem, potrafi działać bezbłędnie i błyskawicznie. W momencie jak buszmenowi za plecami zaszumią gałęzie w nietypowy sposób – ten błyskawicznie się odwraca i w ciągu ułamka sekundy wie czy to przyjaciel, wróg, czy zwierzę. Stąd trafność ocen wynikają-cych z pierwszych wrażeń na spotkaniach bizneso-wych, czy rozmowach rekrutacyjnych. Działa nasza intuicja i to działa lepiej niż świadoma „deklaratyw-ka” takiej czy innej postawy.

Postawa jest związana także z poziomami nuero-logicznymi, o których uczył Robert Dilts. Zacho-wujemy się podobnie lub w opozycji do naszego środowiska, które to jako poziom bazowy stano-wi o naszej postawie. Najczęściej podobnie, a nie w opozycji, bo większość ludzi, z powodu konfor-mizmu społecznego, czy potrzeby przynależności, jest nastawiona na szukanie podobieństw. Na po-ziom zachowań wpływają też nasze umiejętności i przekonania. Tu możemy sporo wypracować swojego potencjału rozwoju, ale do tego trzeba determinacji, a przede wszystkim świadomości

Wyobraź siebie – czy jesteś spójny czy skonfl iktowany w tym świecie uwarunkowań kształtujących Twoją posta-wę?

10

Page 11: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

tego ile możemy zyskać dzięki nowym umiejętno-ściom i pozbywając się ograniczających przekonań. No i – dalej ciągnąc temat poziomów neurologicz-nych – dochodzimy do poziomu wartości.

Wartości są kluczowe zarówno w kierunku motywa-cji, postawy, no i zachowań będących komponen-tem postawy i poziomem naszego funkcjonowania, zwłaszcza w relacji z innymi ludźmi. Wartości są trwałym elementem naszej osobowości, dość trud-nym do zmiany. Są źródłem energii do działania. Scheler wyróżnił między innymi grupę wartości witalnych, hedonistycznych i utylitarnych. Wśród witalnych znajdą się np. zdrowie, rodzina, tradycja.Hedonistyczne są związane z poszukiwaniem przyjemności, odkrywaniem, smakiem. Utylitar-ne z wygodą, łatwością. Konfl ikty na poziomie wartości są z zasady nierozwiązywalne. Jeśli świa-topogląd zdefi niować jako werbalizację swoich wartości, to dyskusje polityków na arenie sejmo-wej zawsze będą pogłębiać podziały społeczne. Posłowie są reprezentantami narodu, a ten jest zbiorem jednostek eksponujących różne wartości. Statystycznie pewno da się to uprościć do opozycji tradycjonalistów i liberałów. No cóż – w historii nie jeden człowiek zginął tylko dlatego, że miał takie, a nie inne przekonania.

Ważna jest spójność. Jeśli podpinamy się pod wartość „rodzina”, „tradycja”, „zdrowie”, a jednocześnie potra-fi my gotować, mamy przekonanie, że polska kuchnia, z dziada-pra-dziada jest zdrowa, to w niedzielę, po koście-le, na stole, przy telewi-zorze, wyląduje kotlet schabowy z ziemniakami i surówką. Jeśli podpina-my się pod wartości „odkrywanie”, „przyjemność”, to będziemy kulinaryzować się we włoskich knajp-kach, po czym lansować się tym co zjedliśmy na przyjęciach ze znajomymi. Mimo tego, że mamy tendencję do określania jednego modelu jako no-woczesny, a drugiego jako tradycyjny, to w prakty-ce oba są tak samo ograniczającymi schematami. Podobnie na wyższych poziomach – tożsamości, duchowości – jedna grupa będzie bronić krzyża, a druga albo nie podejmować tematu świata niematerialnego albo poszukiwać w różnych kulturach i religiach zaspokojenia duchowego głodu albo też pozostać w wierze chrześcijańskiej, z tym, że z rosnącym dystansem do toruńskiej opcji wyznaniowej.

To wszystko jest bardzo przewidywalne, wręcz nudne. Z tych uwarunkowań emocji, zachowań, poznania (tu dochodzi jeszcze kwestia zmysłów i ich znaczenia w poznaniu), dalej – wartości, przekonań, umiejętności, środowiska i wyżej – tożsamości (kim jestem) i duchowości… z tych wszystkich uwarunkowań wynika to jak wyglądamy

przed samymi sobą. Jaka jest nasza postawa, której wynikową jest bieżące nastawienie do okre-ślonego bodźca ze świata zewnętrznego.

Wyobraź siebie – czy jesteś spójny czy skonfl ik-towany w tym świecie uwarunkowań kształtują-cych Twoją postawę? Jesteś wyprostowany, czy zgarbiony? Emanujesz siłą czy rozdarciem, przez którego szczelinę ucieka Twoja energia? Jaką masz konstrukcję? Jakie masz wartości?

DEKONSTRUKCJE

A teraz wyobraź sobie, że nie masz wartości, granic, zależności. Nie komplikuj się. Urodziłeś się bez tego całego ubrania przekonań, osądów.

Przypomnij sobie teraz cokolwiek, dobrego, złego. Co wydarzyło się niedawno, a może czego się spo-dziewasz. Czy nie jest tak, że od razu masz do tego czegoś jakiś stosunek? Lubisz to, lub nie lubisz; oceniasz, że jest takie lub siakie. Od razu chcesz to nazwać, dookreślić, umiejscowić, zlokalizować w swojej mapie odniesień. Po co? Nie dajesz szan-sy temu czemuś, by powiedziało do Ciebie o sobie swoim językiem. Od razu stajesz się uboższy więc

o dialog, wymianę.

Czy rozmawiałeś kiedyś z kimś, kto nonstop gada, którego trudno przegadać? Najtrudniej-sze są takie spotkania biznesowe, bo nie roku-ją dobrze na współpra-cę, jeśli współpracę zde-fi niować jako wymianę. Taki człowiek jest bo-wiem zamknięty na to, co możesz mu dać. Jeśli

ktoś mówi przez 90% spotkania i nie jest to bynaj-mniej ani wykład ani prezentacja jakiegoś raportu, tylko zwykłe spotkanie, rozmowa biznesowa, to taki człowiek skupia się tylko na wypowiadaniu siebie, a nie ma chęci wysłuchania tego, co mu możesz przekazać.

Stop! Można tak myśleć, owszem. Ale taka myśl o takim gagatku jest właśnie przykładem zamknię-cia, dookreślenia i ustosunkowania się do takie-go rozmówcy. Słyszałem o wierszu, którego nie pamiętam, ale w którym było napisane, że dziecko od momentu, kiedy wie, że ten latający stwór ze skrzydłami i dziobem jest ptakiem, to już mu się nie przypatruje, nie obserwuje z zadziwieniem, ale od razu nazywa „ptak!”. Słowo tyle samo otwiera, co bardziej nawet zamyka. Jedną z ciekawszych kwestii, jaką wyniosłem od autora „Coaching TAO”, Macieja Bennewicza, jest stwierdzenie, że rzeczy-wistość nie wymaga jej organizowania; ona sama sobie z tym poradzi, nie trzeba jej pomagać.

A więc rozmówca nonstop gada, a Ty chcesz by była to rozmowa, dialog. Też ogranicza Cię przekonanie,

Nie komplikuj się. Urodziłeś się bez tego całego ubrania przekonań, osądów.

11

Page 12: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

że tak właśnie powinno wyglądać to spotkanie. Przez chwilę nie musisz myśleć o swojej postawie, nastawieniu, emocjach, zachowaniu, czymkolwiek. Nie oceniaj i nawet nie odbieraj komunikatów od tego rozmówcy. Daj sobie czas. Pograj zmien-nością asocjacji i dysocjacji w tej konkretnej sytu-acji. Wyluzuj się. Miej nowe przekonanie, że każdy człowiek może Cię czegoś nauczyć, że coś Ci może dać, o coś wzbogacić. W Tobie od razu następu-ją wtedy zmiany – cieszysz się, że ten człowiek pozwolił Ci osiągnąć taki stan. Spokojnie możeszocenić sytuację, czy Twoja postawa powinna utrzy-mywać zmonologizowany model spotkania, czy raczej go przełamać. Jaki scenariusz da większe szanse na Twój sukces z tego spotkania? A jeślizechcesz przejąć inicjatywę nadawczą w tej rozmowie, to w jaki sposób? Poprzez postawienie rozmówcy w sytuacji nietypowej, konfrontacyjnej?

Popatrz – nie oceniając, nie dookreślając, nie za-mykając „ptaka słowem”, a odnosząc się do zaso-bów nienazwanych, które są Twoimi pokładami, w jednej chwili odzyskałeś kontrolę nad sobą i sy-tuacją. Teraz dalej prowadź to spotkanie, jedno-cześnie go nie prowadząc. Pozwól, że ono samo się poprowadzi. Nie skupiaj się na tym. Po prostu zawierz intuicji, swojej naturze. Podepnij się pod energię wiary i nadziei, że wszystko będzie dobrze. Zanim przyszedłeś na to spotkanie miałeś pew-no obraz siebie, który wychodzi z sali konferen-cyjnej ściskając z satysfakcją dłoń potencjalnego kontrahenta. I byłeś to Ty zadowolony z przebiegu spotkania. Podświadomie do tego doprowadzisz. Nie myśl zbyt dużo.

Właśnie – czy dla Twojego wewnętrznego bogactwa potrzebne są nazwane wartości? Czy musisz mieć przekonania? Czy musisz wiedzieć, stwierdzać, określać; mieć stosunek taki czy inny do tej czy

innej sprawy? Lepiej się z tym czujesz? Jesteś wtedymocniejszy? Właśnie nie! Łatwiej można Cię poko-nać, bo wiadomo jakie są Twoje granice. Ty sam je wytyczasz i tym samym się kurczysz, zmniej-szasz, słabniesz. Powtarzasz swoje słowa, codzien-nie utwierdzasz w swoich przekonaniach podlega-jąc iluzji, że ten proces Cię wzmacnia i nie widzisz, że właśnie jesteś słabszy, bo bardziej ograniczony.

Mężczyzna koło 40tki wychodzi z nowego SUV’a na parkingu marketu. Podchodzi do niego żebrak. Dialog przewidywalny. Nie są z dwóch planet. Są z tej samej dzielnicy. Dla jednego marka auta jest afi rmacją jego stylu życia, ekspozycją pozycji spo-łecznej; a dla drugiego punktem oceny siebie sa-mego. W swoich iluzjach wiedzieli o sobie wszystko, co było im potrzebne do zachowań wobec siebie. Nie mieli cienia wątpliwości co mają robić. Tym-czasem wątpliwość jest dobra, bo wyplata nas ze schematu. A jakby dopuścić do siebie, do swojej przestrzeni drugiego człowieka? Nie organizo-wać tej przestrzeni przyjęciem roli w tym teatrze reakcji? To może zależy ile ma się na co czasu. Co prawda nie mam nowego SUV’a, ale póki co nie jestem żebrakiem pod marketem, więc wczuwając się w rolę tego faceta koło 40tki, to jak mam pół godziny na zakupy, to po prostu dam lub nie dam żebrakowi te dwa złote, a jak mam dwie godziny na spotkanie biznesowe, na którym mogę sprzedać usługi za sto czy dwieście tysięcy złotych, to gra zaczyna być ciekawsza.

GARDA

Garda to postawa. Zbiór energii z ciała układają-cy się w podniesione pięści, zakrywające twarz, odpowiedni rozstaw nóg, napięcie ciała i uwagi. To w jednej chwili skoncentrowany Ty, stanowiącyzbiór wszystkich uwarunkowań, od środowiskowych

12

Page 13: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

do tożsamościowych, od tego co umiesz, czujesz, wiesz, do tego jak tętni Ci krew w żyłach.

Jeśli zobaczysz cios idący w Twoją stronę lub wolną przestrzeń na zadanie ciosu – Twoja wyćwiczona reakcja pozwoli Ci bezbłędnie zareagować. Ale… Nie mów „teraz!” kiedy puszczasz cięciwę łuku, bo Twój oddech zmieni kurs strzały, a zwierzy-na usłyszy i zdąży uciec. Nie myśl o przeciwniku,że jest słabszy, silniejszy, bogatszy, głupszy, pozamykany, czy nazbyt otwarty. Ty nie musisz reagować, nie musisz być reaktywny. Ale możesz w swojej gardzie być bardzo proaktywny. Prowo-kujesz otoczenie samym byciem tu i teraz, w peł-nej koncentracji, uważnie nasłuchując, obserwując i wyczuwając, a jednocześnie pozwalając rzeczom i ludziom być takimi jakimi są.

NLP mówi o tym, że wystarczy, że przyjmiesz postawę dumną, wyprostowaną, a ludzie zaczną Cię szanować, poważać. Tego typu akcja-reakcja działa w dużej mierze bezwiednie. Twoja „garda” może być otwartą i przyjazną postawą ciała, ze wszystkimi elementami świadomego zarządzania jego mową. Postawa, ton i modulacja głosu – to są podstawowe narzędzia managerskie i z pew-nością masz ten zakres umiejętności opanowany. Zakotwicz jednak w swojej świadomości „gardę” jako stan umysłu i ciała, w którym masz dostęp do szerokiego spektrum swoich pokładów. Uświadom sobie schematyczną konstrukcję swoich wartości, przekonań, tego co umiesz, co lubisz, jak się w tej sytuacji czujesz i dlaczego. Od razu potem odpłyń od tego siebie, zdysocjuj się, stań się wodą i po-wietrzem, poszukaj odpowiedzi na pytanie co mówi do Ciebie ta konkretna sytuacja, co ona Ci daje, jak zorganizować swoją energię wobec niej. I pod-nieś gardę. Obserwuj czy idzie cios, czy masz pole wyprowadzenia własnego. I jak to zrobisz.

To szczególna zmiana, która powinna nastąpić w jednej chwili. Jedno jest pewne – od tej chwili nie jesteś przezroczysty, nie jesteś obojętny, letni, jak w Dostojewskim, czy Biblii – jesteś wyrazisty, prowokujesz karmę, co jest właściwie naszym chrześcijańskim grzechem pierworodnym – ge-nerowanie różnic. Ale nie jesteś na tę karmę, czy grzech skazany. Bo nie musisz mówić „teraz” wy-puszczając strzałę z łuku. Po prostu jesteś częścią sytuacji, ale też jej osią, punktem centralnym. Przejąłeś ciężar na siebie i Twoja energia skoncen-trowanego wyobrażenia efektu spotkania emanujena otoczenie, które teraz już nic innego nie ma do zrobienia jak tylko samo zorganizować się w kierunku spełnienia Twoich oczekiwań. Być może nawet nie będziesz musiał nic mówić, ani robić. Możesz być wojownikiem i duchem w tej samej chwili. Teraz.

Garda to postawa. Zbiór energii z ciała układający się w podniesione pięści, zakry-wające twarz, odpowiedni rozstaw nóg, napięcie ciała i uwagi.

13

Page 14: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Paweł Lejman, wspaniały manager, napisał do mnie po przeczytaniu tego co napisałem: „Garda to też ładne jezioro we Włoszech. Południe w klimacie śródziem-nomorskim, północ w Alpach. Może Cię zainspiruje do drugiej części?”.

oczytałem o tym jeziorze. Faktycznie duże i piękne, z czystą wodą. Miejsca, te które codziennie odwie-dzamy, te do których dążymy i te, które są w naszych wspomnieniach – to stany naszej świadomości. Zestaw wyobrażeń kształtuje płaszcz emocji, w którym czuje-my się dobrze albo źle. Nasze działania prowadzą nas do tego miejsca w nas samych, w którym jesteśmy spójni, scaleni.

Są techniki dochodzenia do swojej Gardy, jako miej-sca, w którym można „odnaleźć siebie”. Nie chodzi o mityczne obrazy źródła, czy drzewa życia. Większość ludzi traktuje ten swój upragniony „port” starań jako rajską plażę, miejsce wolne od problemów, gdzieś daleko stąd. Zgodnie z zasadą entropii kładziemy się na gorącym piasku podłączeni do słońca i błękitnego morza. To koniec naszej drogi krzyżowej. Paradise. 4.500 od osoby. Tyle uzbierasz po roku ciężkiej pracy. Tyle Ci się też należy. Wróć więc potem z bólem rze-czywistości na bruk codzienności, do Polski walczącej o chleb powszedni, by dalej pracować i zbierać na kolejny wyjazd. Ile takich cykli można przeżyć do zmę-czonej emerytury, której nie będzie… nic nie będzie, bo raj już był.

Długa odnoga jeziora Garda wrzyna się w majesta-tyczne góry, skąd spływa czysta woda. Tymczasem na „mym wall’u” świeci zdjęcie fi ghter’ów z ringu „Wszyst-ko czego chciałem – nic z tego nie przyszło mi bez wy-siłku!”. Góry symbolizują cel, wysiłek. Szczyt marzeń, osiągnięć. Są świetną pożywką do tworzenia metafor trafi ających w ambicje biznesmenów, managerów.

TRZYMAJ GARDĘ CZ.2 – GARDA TO PRZESTRZEŃ, NIE TYLKO POSTAWA.

Z perspektywy samolotu Alpy wyglądają inaczej niż z początku drogi pod górę. Człowiek faktycznie jest malutki stojąc na szczycie i dla majestatu gór nie ma on znaczenia. Co najwyżej może być lekko irytu-jący jego tupet, że stanął w miejscu, gdzie w sumienie ma co robić i nikt go nie zapraszał. Spełnia tyl-ko swoje egocentryczne potrzeby. Dowartościowu-je się swoim i tylko swoim dokonaniem. Wydaje mu się, że zdobył szczyt, że jest panem świata, że jest wielki. Tylko, że z samolotu czy z brzegu jeziora, właściwie znikąd – wręcz go nie widać. Nic nie zrobił dla świata, ale zdobył własny potencjał skali tworzenia w sobie. To ma wartość. Póki co właśnie tylko potencjalną i tylko dla niego.

POMIĘDZY BRZEGIEM JEZIORA A ROZPRZE-STRZENIAJĄCĄ SIĘ PŁASZCZYZNĄ SUPERNOWEJ

Grawitacyjnie wtłoczone w cząstki elementarne przeładowane masy materii i energii wywalane z niewyobrażalną siłą na zewnątrz. To moment cichy, wewnętrzny, bardzo ludzki. Kiedy już spali-łeś ciało i blanta na tej rajskiej plaży południowych brzegów jeziora, kiedy wróciłeś ze szczytów Twoich potencjałów, które tylko Tobie służą zanim je uwol-nisz i któregoś dnia, we wtorek lub środę, na trzeź-wo, czy po paru drinkach zrozumiałeś, zrozumiesz lub możesz zrozumieć, że… Cała zagęszczona masa Twoich emocji, doświadczeń, możliwości i codzien-nych starań ma sens tworzenia tylko wtedy, kiedy Twój wpływ na świat będzie… w skrócie po prostu dobry. Kiedy przestaniesz być internal, a zaczniesz external.

Masz ogromną moc oddziaływania na Twoje otocze-nie – najprostszy uśmiech do drugiego człowieka powoduje w nim reakcję. Ale możesz tworzyć nie tylko reakcje, a całe konstrukcje. Możesz budować

14

Page 15: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

fi rmy, miejsca pracy, pisać książki, dawać wykłady, czy… ofi arowywać szczęście swoim bliskim każdego dnia, co wymaga dużo pracy i poświęcenia. Może i brzmi to banalnie, jednak każdy ma ileś ról w życiu,a może i jedną nad tym misję. Przynajmniej warto w to wierzyć, bo wtedy życie jest pełniejsze, prost-sze, łatwiejsze do ogarnięcia, ale przede wszystkim warto w to wierzyć, bo wtedy nadajemy naszym pragnieniom moc stwórczą. A nic z tych wielkich rzeczy nie przyjdzie nam łatwo. Będziemy musieli zwalczyć opór rzeczywistości, wszystkich sił prze-ciwnych. Każda akcja budzi reakcję o tej samej sile, tylko przeciwnym kierunku i w każdej milisekundzie musimy dalej przeć, by rozprzestrzenić swoją siłę, która jest cnotą, na świat zewnętrzny. Nam ona po nic się nie przyda. Jak mówił jeden z wielkich, co ostatnio odszedł – najbogatszym na cmentarzu nie ma sensu być.

Moje ego to satysfakcja ze skali oddziaływania. To nie góry, po których szedłem nieproszony, to nie kolorowy drink na plaży, który wprowadził mnie w iluzoryczny trans spełnienia. Dla mnie celem jest tak skonstruowany ( sterowanymi stadami trzepo-czących skrzydłami motyli) mój świat, w którym nie tyle, że ludzie są szczęśliwi, ale, że są dotknięci bodźcem, który świa-domie lub nieświado-mie wywołuję u nich, a który jest im potrzeb-ny by byli lepsi sami dla siebie i dla swoich świa-tów zewnętrznych. I aby to się udało trzeba też znać siebie i dać sobie prawo do kompensacji chwil „tylko dla siebie”. Może to być chociaż-by świadomość uzna-nia do swojego „dzieła”. Tak czy siak przy takiej konstrukcji można być znacznie silniejszym niż przy prostolinijnym zdobywaniu szczytu, co bardzo często może nas samych pokonać.

SERCE RÓŻY – CZYLI WSTĘP DO SŁOWA: „DOSTĘP”

Czy to Mark Fisher pisał o ogrodniku, który swo-ją siłę brał z serca róży? To taki moment harmonii i poczucia siły wewnętrznej, do którego można dojść warsztatowo umiejętnościami kształtowania swojej postawy, a który to moment to zarazem cicha, jak i rozmodlona chwila dotarcia na ten intymny szczyt potencjału tworzenia. Sue Knight, co może typowe dla NLP’owców, pisała o tym proce-sie bardziej dosadnie – nazwała tę technikę „świst”, jeśli dobrze pamiętam. Moim zdaniem „świst” to tyl-ko sposób uświadomienia sobie, że taki stan mamy w nas, przyjęcia odpowiedniego kształtu własnej osoby do jej konfrontacji ze światem zewnętrznym. Ta przestrzeń wewnętrzna może pojawić się powo-li, przez wiele chwil; bo każda faza emocjonalno--poznawcza do niej prowadząca to kolejne stopnie

drabiny do tej ambony własnej świątyni, w której mamy dostęp do wszystkich swoich potencjałów. Teoretycznie to moment święty, ale praktycznie może być codzienny.

Nikodem Marszałek z kolei pisał o tym, że ludzie sukcesu mają często moment na początku każdego dnia… jak on to nazwał – wyjściem z bloków star-towych? Też często tak mam, że nie pozwalam na to, by mój sen przerwał drapiący dźwięk budzika. Lubię wstawać powoli. Patrzeć jak rodzi się dzień. Dać czas na to by napłynęła do mnie wdzięczność za świat i to, że mogę tu być i doznawać go. Nie rozumiem ludzi, którzy myślą, że gdzieś dalej bę-dzie lepiej. Po śmierci, czy na plaży. Tu i teraz jest dojmujące jak widok swojej armii możliwości w do-linie, która ma się zmierzyć z przeciwnościami tego dnia. Wtedy widzę dobrze wszelkie szanse i zagro-żenia. Skupiam się na tym, co jest ważne. Plan dnia układa mi się sam. I to jest właśnie moje wyjście z momentu ambony do stanu gotowości. Prze-płynięcie z południowych brzegów i zejście z gór. Podniesienie rąk do gardy. Wstanie z łóżka.

ZARZĄDZANIE SOBĄ – WYJŚCIE POZA STREFĘ KOMFORTU

Moja praca to prowadze-nie biznesu. Jak jeszcze parę lat temu wiedziałem o wszystkim co się dzie-je w fi rmie. Potrzebuję przełożeń na rzeczywi-stość swojej osoby, a nie wiedzy o tym co każdy z pracowników dane-go dnia robi. Czuję, że moja skala wewnętrzna jest znacząco większa niż skala wpływu na rzeczy-

wistość, więc mam siłę do rozwoju. Jednak nie mam potrzeby rozwijać się w obecnym kształcie wiedzy i umiejętności. Mam przekonanie, że punktem wyj-ścia jest praca nad ciągłą zmianą przyzwyczajeń. Zacząć trzeba od tego by dyskomfort niewiedzy o tym gdzie zamawiamy np. papier do drukarki, przełożył się na przyjemność czasu na przemyśle-nie jak dalej rozwijać biznes.

Hasło Pirelli „Power is nothing without control” nie wiem czy można przenieść na płaszczyznę umiejęt-ności managerskich. Znam wielu przedsiębiorców, zwłaszcza prowadzących fi rmy powstałe przy trans-formacji gospodarczej, którzy miotają się pomiędzy potrzebą kontrolowania całej fi rmy, a świadomością dynamiki zmian w otoczeniu biznesowym i zacho-waniach klientów. To sprzeczność, która powoduje ich dysocjację od przedsiębiorstwa, którym zarzą-dzają i jego realnych potrzeb rozwojowych. Taka sytuacja powoduje, że wielu z tych biznesmenów wie ile fi rma wydaje na paliwo do wózków widło-wych, ale nie ma świadomości jakie możliwości nio-są ze sobą narzędzia planowania scenariuszowego, czy czym się różni księgowość od fi nansów.

Są techniki dochodzenia do swojej Gardy, jako miejsca, w którym można „odnaleźć siebie”.

15

Page 16: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Dlatego wolałbym zamiast słowa kontrola używać właśnie określenia: dostęp. To określenie mówi bar-dziej o emocjach i intuicji niż racjonalnej analizie danych, ale także o możliwości pozyskania kluczo-wych danych. Gracze, którzy mają dostęp do swo-ich zasobów zarówno wewnętrznych (wsobnych, osobistych), jak i zewnętrznych (relacje biznesowe i z pracownikami, kooperantami; przepływy fi nan-sowe; trendy rynkowe) potrafi ą na raz sprawnie operować na wielu szachownicach i to w układach przestrzennych. Nie działają reaktywnie na bodziec. Pozwalają mu przejść przez wszystkie pola dostę-pów i zająć właściwe miejsce, by znaleźć właściwą reakcję. Nie sprawia im to problemu, ani nie wymagaczasu. Sprawnie więc potrafi ą podejmować decyzje, co jest funkcją kompetencji managerskich, gdzie intuicja odgrywa coraz większą rolę.

Jednak aby tego się nauczyć trzeba pozwalać sobie na eksperymentowanie. Doświadczeni managero-wie nie potrzebują szkoleń, tylko własnej otwartej i trochę pokornej postawy, bo każdy dzień to splot wydarzeń, często niepowtarzalnych, które pozwa-lają się uczyć i rozwijać. Lokomotywy w fi rmach wpływają na całą kulturę organizacyjną, której charakter można ująć jako „uczącej się”. Dlatego konieczne jest utrzymywanie fi rmy w procesie ciągłej zmiany. Dopóki jest to zmiana zarządzana, dopóty nie generuje chaosu, a determinuje zdol-ność do rozwoju.

Eksperyment jest wyjściem poza schemat przyzwy-czajeń i zachowań stanowiących strukturę naszego stereotypu. Jest świadomym aktem pogwałcenia wszelkich zasad, które uznamy za logiczne; wpro-wadzeniem nas samych w obszar, który z poziomu przekonań czy społecznych uwarunkowań możemy nawet określić jako ryzykowny. Eksperymentowi powinniśmy najpierw poddawać się sami – jako

ludzie, managerowie. Poszukując nowych dróg do „serca róży”, czy po prostu by zbadać własne reakcje w trudnych i nieprzewidywalnych okolicz-nościach. Przykładem takich zachowań może być zmiana ról w fi rmie – któregoś dnia manager może zacząć pracować jako pracownik infolinii lub udać się na spotkanie, na które nigdy nie chodził, bo nie musiał. Tego typu działania stymulują rozwój zarówno wewnętrzny, jak i przez to później całej organizacji.

WPŁYW SIEBIE NA OTOCZENIE

Mam bardzo mocne przekonanie, że to jak wygląda mój dzień – tak wygląda mój świat. A skoro mój świat zawodowy to cała długofalowa konstrukcja międzyludzkich relacji i powiązań biznesowych, to mogę stwierdzić, że warunkiem jej przetrwania i rozwoju jest ciągłe zdobywanie odporności, umie-jętności wykorzystywania okazji w zmieniających się realiach. Aby je poznać nie mogę zamykać się na nowe doznania; muszę stale eksperymentować. Dzięki temu mogę pokornie uczyć się i przenosić tę zdolność na ludzi, na których mam wpływ, z którymi chcę rozwijać biznes.

Aby móc docenić piękno jeziora Garda muszę poznać inne miejsca na świecie. Nie jest celem jednak ani ich poznanie, ani plaża, ani szczyt, ani wpływ na innych. Co jest celem? Oddać ostatni grosz ostatniego dnia życia, czy hemingway’owsko móc stwierdzić na końcu, że „dobrze mi było żyć”? Nie. Nie wiem. Jeśli mamy swoje misje, to każdy może wypowiedzieć się za siebie. Ja lubię powoli zaczynać każdy dzień od wdzięczności, wsłucha-nia się i wpatrzenia; i lubię każdego dnia zasypiać spełniony doznaniami, efektami działań i nadzieją na lepsze jutro. To mój brzeg jeziora.

wolałbym zamiast słowa kon-trola używać właśnie określe-nia: dostęp

16

Page 17: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Trendy to nie są mody – te szybciej przemijają i są płytsze. To też nie siły napędowe zmian struk-turalnych, do których można zaliczyć demografi ę, makroekonomię, epidemiologię chorób cywilizacyj-nych, czy geopolitykę. Trendy nie leżą w obsza-rze niepewności – są na tyle wyraźnymi zmianami w naszym otoczeniu, że bez problemu możemy je dostrzec, zbadać i sparametryzować. Najczęściej o trendach mówimy w zakresie trwałych proce-sów zmian zachowań konsumenckich, czy szerzej – postaw nabywców.

W tym artykule mam zamiar:

Najpierw wprowadzić Ciebie Czytelniku w trudną i wręcz nie do zrozumienia plątaninę pojęć i zna-czeń poszczególnych trendów (kiedyś się zapar-łem, że przeczytam „Ulisses’a” Jamesa Joyce’a – nie wiem czy próbowałeś… tego języka mój mózg nie był w stanie zrozumieć i odpuściłem na trzy-dziestej stronie; to co zaraz przeczytasz – będzie jeszcze trudniejsze); Wskazać równoległość przeciwbieżnych zmian w zachowaniach konsumentów (chodzi mi o to, by „styki Twojej jarzeniówki” objaśniły obraz możliwo-ści i niemożliwości); Przełożyć wnioski na język celów marketingo-wych w 2013 roku (chodzi mi o to, by każdemu z nas za rok starczyło na rachunki).

Zaczynam więc od najtrudniejszego – wytrwałości, Czytelniku!

Szczególnie ważny jest wzrost mobilności, a co za tym idzie cała seria zjawisk, od niewinnego co-uchsurfi ng’u począwszy aż po jeden z ważniejszych trendów jakim jest rozwój narzędzi ciągłego do-stępu do własnego content’u (mail, intranet, „moje społeczności”, gry, bo w końcu gaming to też trend

NA ROZSTAJACH DRÓG, GDZIE PRZYDROŻNY BILLBOARD STAŁ…

– wszystko mamy w smartphonie). Trwały trend technologizacji osiąga poziom inteligencji społecz-nościowej mającej już umiejętność samorozwo-ju, czego forpocztą jest geekizm (w tym zakresie mam też na myśli społecznościowy proces rozwoju języków programowania). Związany ze wzrostem mobilności jest multitasking, kultura nanosekun-dy i pogłębiający się kryzys braku wolnego czasu, a co za tym dalej idzie – skrócenie i spłaszczenie komunikatów, wszelkich treści do haseł i przeka-zów emocjonalnych. W relacji do tych zjawisk widać rosnący medialny clutter i zjawisko ślepnięcia na reklamy (ad avoidance). Przeładowanie komunika-cji przekłada się na trend multitargetowania (wyco-fanie wielu marek lokalnych i zastąpienie globalny-mi, bo konsumenci mogą zapamiętać top-3 marki w danej kategorii). Kontr-trend do tych procesów zmian to autentyzm w przekazach marketingo-wych, ale także właśnie powrót do marek lokal-nych, tyle, że w stylu retro lub eko (tu też samo-zaopatrzenie, czy trend Do It Yourself). Na tym tle rozwija się prosumeryzm będący wyrazem wzrostu świadomości zagrożeń i potrzeb konsumentów, ale też możliwości dostępu do różnych źródeł infor-macji. Możliwość bezpośredniej interakcji z innymi konsumentami, czy z marką stwarza tu pole wpły-wu na procesy decyzyjne. Konsument, świadomy swoich indywidualnych potrzeb traktuje wybiórczo źródła informacji i raczej nie poddaje się bezkry-tycznie opinii autorytetów (spadek czytelnictwa prasy przełożył się na wzrost ilości blogów, czyli rozproszenie źródeł informacji). Zmniejszenie zna-czenia masowych liderów opinii jest też w relacji do ogólnego problemu utrzymania ram społecz-nych wartości moralnych i etycznych, ale z drugiej strony pojęcie lidera opinii zyskało na znaczeniu w określonych zakresach tematycznych (ambasado-rzy marki). Wartością stają się natomiast dane oso-bowe, z tym, że normy prawne nie są już w stanie

17

Page 18: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

sklasyfi kować rodzajów danych poza metrycz-kowymi i kontaktowymi, które dotyczą naszych zachowań nabywczych, zainteresowań, kręgów znajomych i właściwie zaczynają być kluczowe w marketingu CRM’owym, a przynajmniej w możli-wościach Facebook’a i Google. Prosumeryzm jest na skraju dwóch strumie-ni trendów: z jednej strony wzrost znaczenia well-beingu poprzez trend SLOW, fi t czy ekologii, a z drugiej – wynikający w sumie z ustawiczne-go braku czasu – trend convenience oraz – będący odbiciem siły strukturalnej spowolnienia gospodar-czego i wzrostu obaw społecznych – trend oszczęd-ności. Możemy to w skrócie przedstawić jako kon-fl ikt trendu indywidualizacji (w tym unformalizacji, wzrostu tolerancji, itp.) versus trendu unifi kacji i life-stylizacji w znaczeniu kopiowania modeli narzuconych przez marki lub celebrytów (w tym czołowych bloggerów), ale także takich zjawisk jak fl ocking (czyli stadne reagowanie na bodźce w sieci), czy właśnie spadku akceptacji odmienno-ści (co często jest wyrazem zagrożenia i asocjacji z określoną grupą). Ten trend związany z globa-lizacją / unifi kacją zderza się też z rozwojem mi-krogospodarki, przechodzeniem z etatów na dzia-łalności gospodarcze, pracą w hipsterskim stylu projektowym. Ciekawym wyrazem tego zjawiska, będącego też w kontrze do globalnej koncentracji kapitału, jest crowdfunding.

Hardcore, nie? To pójdźmy o krok dalej…

To wszystko jest w odniesieniu do takich sił napę-dowych (to już nie trendy) jak upadek demokracji, wzrost niepewności i dystansu pokoleń, wzrostu znaczenia nowych osi geopolitycznych (tu: Chiny,Indie, ale też ultraprawicowe partie w Europie) i upadku starych (USA, Europa). Być może jeste-śmy też w przededniu zmian w samej technologii

obliczeń czy przetwarzania sygnałów – w kierunku sieci neuronowych. Być może jesteśmy w przeded-niu zmian w zakresie źródeł energii. Być może… kluczowe nie są ani trendy, ani siły napędowe, tylko niepewności.

To co jest pewne to rosnący w skali globalnej, lokalnej i osobistej wielowymiarowy konfl ikt warto-ści. Fizyka zarówno kwantowa, jak i Newton’owska uczy, że każda cząstka ma swoją antycząstkę, że skoro „A” działa na „B”, to „B” działa na „A”, a więc skoro mamy trend, to wykształci się wcześniej czy później trend przeciwny i jest to tylko kwestią bie-żącego nasilenia, czy, jak to nazwać w tym kon-tekście, mody, że akurat tę, a nie przeciwną grupę zjawisk bardziej zauważymy.

Prawda jest taka, że wszystkie te trendy występu-ją razem, przeplatają się, wpływają na siebie. Jak w procesach biochemicznych – jedna reakcja wpły-wa na drugą; zwiększone stężenie ich produktów powoduje wyhamowanie przebiegu. Są katalizato-ry zmian, ale też one niewiele by zdziałały, jeśli nie byłoby napęcznianych potencjałów energetycz-nych. Nie wierzę, by jakiś komputer, czy człowiek mógł te zjawiska wszystkie jednocześnie synte-tycznie i analitycznie objąć, adekwatnie pogrupo-wać i zrozumieć. Z pewnością do tego, co napisa-łem można odnieść się też krytycznie – nie roszczę sobie praw do twierdzenia, że w tej pogmatwanej materii mam rację. Nie sądzę jednak by ktokolwiek mógł ją mieć, bo niby jak.

Swego czasu studiowałem właśnie biochemię i fi zjologię. Pamiętam jak, po wielu lekturach spe-cjalistycznych artykułów, w końcu zrozumiałem jakie czynniki, a było ich z kilkanaście, w jaki spo-sób wpływają na przebieg syntezy jednego tylko białka. Uczucie satysfakcji ze zrozumienia jednak

Trendy nie leżą w obszarze niepewności – są na tyle wy-raźnymi zmianami w naszym otoczeniu, że bez problemu możemy je dostrzec, zbadać i sparametryzować.

18

Page 19: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

minęło jak dowiedziałem się, że prawdopodobnie większościowy wpływ na tę reakcję mają piezoelek-tryczne własności katalizującego ten proces enzy-mu, ale nie jesteśmy w stanie zbadać skali tego wpływu ani w warunkach in vitro, ani tym bardziej in vivo. Nie wiem czy nasza rzeczywistość marke-tingowa jest bardziej, czy mniej złożona. Jednak ta lekcja pokory uczy tego, o czym mi kiedyś mówiła babcia, że „mieć rację to niegrzeczność”.

Jednego natomiast jestem pewien – że z trenda-mi się nie opłaca walczyć. Nie opłaca się ich też tworzyć. Na trendach można natomiast próbować zarobić.

Kto i za co będzie nam płacił w 2014?

Przede wszystkim naszą branżę cechuje wyjątko-wa elastyczność. Najczęściej nie mamy w środkach trwałych ciężkich linii produkcyjnych, procesów lo-gistycznych, itp. Wystarczy refl eks i zdolności ada-ptacyjne do zmian, by móc nadążać za trendami. Niby proste, ale jednak cały czas pozostaje jesz-cze schemat budowania przewag konkurencyjnych agencji marketingowych na… kreacji. Tymczasem twarda rzeczywistość (zgrzytająca spadającymi wynikami fi nansowymi) dociera do agencji, które uparcie i z pietyzmem wciąż pokazują „czarodziej-skie obrazki” swoim klientom. Otóż ci klienci są co-raz bardziej zorientowani w przyszłość i świadomi tego, że właśnie teraz, w 2013, muszą dokonać kroku w nową rzeczywistość.

Co to oznacza w praktyce? Rozwój nowych seg-mentów rynku, które wpasowują się w trendy.

Z pewnością zauważamy wzrost znaczenia aplikacji mobilnych. Co prawda nie mam tu na myśli Fa-cebook Places czy Foursquare, bo jakoś nie widzę

powszechnego szału związanego z tymi aplikacja-mi. Raczej mam na myśli to, że klienci są w spo-sób ciągły dostępni online ze swoimi smartfonami, że mają one coraz większe możliwości łączenia rzeczywistości wokół użytkownika ze światem wirtualnym. To połączenie daje świetny kontekst oferowania konkretnych produktów lub usług. Bardzo wyraźnie rosnący segment rynku, mocno promowany przez IBM, możemy nazwać marke-tingiem CRM’owym. Już teraz plany fi rm na 2013 wyglądają czasem jak rozbudowane schematy pro-cedur odchodząc od zwyczajowego podziału tabe-larycznego (działanie / kwota / miesiąc). Dzielimy otoczenie na grupy docelowe, do każdej planujemy osobne działanie, po jego wykonaniu dokonujemy głębszej subsegmentacji i zakładamy dalsze bodź-ce do każdej z podgrup, które zależą od reakcji na kolejne działania. Całość opiera się na złożonych aplikacjach bazodanowych pozwalających nie tylko na wysyłkę „śledzących” newsletterów, ale przede wszystkim precyzyjne zarządzanie potencjałami w otoczeniu fi rmy. Kontrola lejka zakupowego jest poniekąd rozwi-nięciem i wyrazem tej logiki CRM’owej. Z tym, że warto zauważyć zmiany w tym obszarze wynikają-ce stąd, że konsumenci, a właściwie prosumenci, coraz częściej dokonują decyzji zakupowych w takim modelu, że jednocześnie pojawia się świa-domość produktu, jednocześnie jest rozważana możliwość jego zakupu, bo ta możliwość od razu powstaje i właściwie od ręki powstaje sposobność wyrażenia opinii na ten temat. Cały proces ulega„rozwymiarowaniu” i spłaszczeniu. Dodatkowo zmienia się sposób pozyskiwania informacji. Wcze-śniej konsument był bardziej skazany na swoją „samotną” relację w odniesieniu do proponowa-nego produktu. Teraz błyskawicznie może wycofać się z tego punktu odniesienia i pozyskać informacje z różnych miejsc – od znajomych, od nieznajomych,

19

Page 20: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

z porównywarek, z fanpage, od specjalistycznych bloggerów… I dopiero jak „masa krytyczna” pozy-tywnych opinii go przekona lub utwierdzi w przeko-naniu, to dokonuje decyzji nabywczej. No dobrze, ale co z tego wynika w praktyce? Dynamiczny roz-wój narzędzi łączących social-marketing i BTL; to kolejny wartki nurt zainteresowania marketerów. Do tego trzeba jednak wiedzy, umiejętności i do-świadczenia. Z pewnością oparcie się na samym Facebook’u nie jest wystarczające, zwł., że na tym portalu siła relacji jest dość płytka (warto zauwa-żyć ciekawy trend defriending’u), więc w przypad-ku produktów wymagających rozważnych proce-sów decyzyjnych potrzebujemy specjalistycznych społeczności i for. Nie wiem czy można nazwać to trendem, czy jest to już siła napędowa, a mówię o konsolidacji rynkowych poziomów dystrybucji i produkcji. Jest to bowiem wyraz globalnego zjawiska koncentra-cji kapitału. Na naszym rynku odzwierciedleniem tych procesów jest zmniejszenie roli producentów w tym co kupuje fi nalnie konsument. W tym świe-tle mało ma do powiedzenia dział marketingu, czy R&D producenta towaru FMCG o tym jak będzie wyglądać, ile kosztować, jak będzie zapakowany i wyeksponowany produkt na półce. Jak to prze-łożyć na działania praktyczne? Zaakceptować, że category management to też marketing i rozwinąć swoje kompetencje w tym kierunku. Dać argumen-ty producentom w dyskusji z ich odbiorcami. No i może na koniec (choć absolutnie nie czuję, bym wyczerpał temat) wspomnę o Business-Desi-gn’ie. Pojęcie to oznacza z jednej strony tworzenie modeli biznesowych (ofertowane wartości, klienci, procesy i relacje występujące z nimi, zasoby do tworzenia wartości), ale również warto zastanowić się nad siłą samego słowa design. W tym obszarze, naprawdę szeroko rozumianym, uczestnicy rynkuszukają przewag konkurencyjnych. W świecie

wystandaryzowanych norm i technologii produk-cyjnych, przewag konkurencyjnych w oparciu o innowacje technologiczne, których cykl życia jest parotygodniowy, to właśnie sfera skojarzeń wywo-łanych kształtami, barwami, dźwiękami w odpo-wiednim nastroju, podkręcającym określone stany, czy emocje – jest tą przestrzenią, w której można uzyskać wyłączność (zwłaszcza, że społeczeństwo zdywersyfi kuje się na coraz mniejsze i wyraźniej-sze typy konsumenckie). I nie chodzi tylko o wy-strój wnętrz, samochody czy używki, czyli dobra „zewnętrznej konsumpcji” afi rmującej określony styl życia, ale również o to jak wyglądają… lampyuliczne, kostki brukowe, nosidełka dziecięce… W tym obszarze ma duże pole marketing, nawet jeśli miałby być na służbie dystrybutorów.

Dla jednych świat jest bezpieczny, taki jak wczo-raj. Ale to iluzja. Dla drugich świat jest za szybki, za intensywny – ci się boją. Dla trzecich ta nowa rzeczywistość jest wspaniałym wyzwaniem. Jest też wyrazem nie jednego trendu, ale przesile-nia tak wielu zjawisk, że faktycznie następuje przełom. Nie zobaczymy go w jednym wymiarze. Nie nazwiemy jednym słowem. Nie zrozumiemy tego teraz. Musimy przekroczyć granicę naszych schematów, wyjść poza strefę komfortu wynikającą z powielania czynności, które robiliśmy wczoraj. Dziś jest już jutro. Jutro jest już dziś.

Być może… kluczowe nie są ani trendy, ani siły napędo-we, tylko niepewności.

20

Page 21: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

21

Nie ma rozdziału między pracą a życiem prywatnym. Jest granica między złem, a dobrem.

Prezentacja końcowa projektu. Cele zrealizowa-ne. Zielone słupki przychody, czerwone koszty. Wykres wzrostu świadomości, penetracji, dystry-bucji. Jest fantastycznie – udało się! Sukces! Kto jest jego ojcem? Jest ich wielu. Agencja wprowadza do portfolio projekt i „smaruje” pressnews’y. Osoby prowadzące projekt w agencji dodają go do swojego CV już zastanawiając się na ile wzrosła ich wartość rynkowa. Prowadzący prezentację przed zarzą-dem marketing manager chce awansu i podwyżki. Rozdzierają jak kruki sukces, czy sięgają po należ-ne im soczyste jego owoce?

Za tym wszystkim stała ciężka praca. Nawet jeśliklient był tylko „fi nger-managerem”, któremu agencja nie raz uratowała tyłek, to i tak jego stres miał swoją cenę ryzyka. Stres niejednokrotnie jest większy w agencji, gdzie nie wychodzi się o 17ej, gdy następnego dnia ma się odbyć konferencja, czy wystartować kampania. I to, by móc cieszyć się sukcesem jest każdego prawem. By usłyszeć „kawał dobrej roboty!”.

Jednak aby ta słoneczna wersja stała się praw-dą, to musi nastąpić głębsza refl eksja nad… insi-ght’em. Po co? Po co to robimy? Po co nam awans, czy podwyżka? Dla nas samych? Dla Maslov’owej potrzeby samorealizacji? Mamy iść jak te reklamy, które produkujemy w „ego”? W większości wypad-ków jednak motywacja jest inna. Awans to lepsza jakość życia, większe bezpieczeństwo dla rodziny, którą niejednokrotnie utrzymujemy.

Warto jednak nie zatracić równowagi życiowej, a nawet jak zostanie zatracona, to by czynić to świadomie.

SOCZYSTE OWOCE

Pewien architekt dostał zlecenie życia – mnóstwo pieniędzy za projekt wręcz niemożliwy do skończe-nia w zadanym terminie dwóch tygodni. Zamknął się w pokoju, zakazał żonie i dzieciom wchodzić.Sam pracował dzień i noc. Non stop. Krótkie, trzygodzinne przerwy na sen. Tylko praca. Po 10ciu dniach zmienił się, schudł, ręce zaczęły mu się trząść, miał światłowstręt. 14go dnia nie był w stanie złapać ostrości wzroku sprawdzając pro-jekt przed wysłaniem. I co się dalej stało? … Wysłał w terminie, dostał pieniądze, za które kupił więk-sze mieszkanie, żona była szczęśliwa, pojechali na długie wakacje. Morał? Bez poświęceń nie ma soczystych owoców.

Możesz być fl egmatykiem, cholerykiem, lokomo-tywą, czy wartościującym krytykiem. Biznesme-nem na własnym rozrachunku, czy managerem w korporacji. Obojętnie. Ważne, żeby zawsze mieć dostęp do siebie, do tej drgającej płaszczyzny własnego sumienia, widzieć ją pod nogami przed każdym ważnym krokiem zawodowym. Nie ma rozdziału między pracą a życiem prywatnym. Jest granica między złem, a dobrem.

Page 22: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Każdy kto pracuje w marketingu miał przynajmniej raz takie specyfi czne uczucie, że powstaje wielka rzecz, że właśnie rodzi się idea. Najpiękniejsze są takie chwile, w których można przeżyć to uczucie razem z innymi managerami, a najlepiej jeśli mię-dzy agencją a Klientem jest właśnie taka chemia. Chemia, energia, fl ow… Jakkolwiek to nazwać, to uczucie jest realne. Ma w sobie coś z młodzieńcze-go odkrywania, pasji tworzenia, nadziei na sukces. Jedna osoba coś mówi, druga dopowiada, trzeciapokazuje inny aspekt, ale wszystko składa się w spójną całość, w koncepcję nie mającą wad. Błyski w oczach zebranych w sali konferencyjnej, potrzeba przejścia do dzieła tworzenia od razu, natychmiast. Wtedy wiemy, że to jest dobra energia, że mamy „power” i możemy wszystko.

I to od nas zależy jak pokierujemy strumieniem tej energii. W którą stronę zboczy jej nurt, jaką ziemię nawodni i co z niej może wyrosnąć. Barie-ry pojawią się na pewno, ale jeśli nasza siła wiary w sukces będzie niezłomna, to go osiągniemy. Właśnie na tym polega ten cud tworzenia, że jeślitylko wystarczy nam wiary, która przenosi góry, to dotrzemy na szczyt własnych pragnień.

Dlatego tak ważny jest ten pierwszy moment olśnienia, w którym ta siła się rodzi. Jeśli oka-że się, że jednak każdy z członków zespołu pro-jektowego, czy ogólnie agencja i klient podążają w innym kierunku, co innego ich motywuje niż wizja, idea… a nie pozostanie liderem człowiek o silnej osobowości i charyzmie, to energia się rozproszy i „wyjdzie jak zwykle”.

Zaufajmy intuicji dobierając ludzi do współpracy.Ona nas nie oszuka. Żadne kryteria świadome

DOBRAENERGIA

nie będą tak trafne jak wybór, który podpowie nam podświadomość. Niech nas nie zwodzą pozory pięknych biurowców, czy wygadanych sprzedawców.Patrzmy ludziom w oczy.

Zaufajmy intuicji dobierając ludzi do współpracy. Ona nas nie oszuka.

Page 23: Wiara Nadzieja Miłość Marketing

Grzegorz Osóbka

tel.: 515 276 [email protected]

23