62
JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 11 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2016 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-8-3 [email protected] 1

Kwantologia stosowana 11

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Kwantologia stosowana 11

JANUSZ ŁOZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA 11

opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych

copyright © 2016 by Janusz Łozowskiwszelkie prawa zastrzeżoneISBN [email protected]

1

Page 2: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.1 - X-Y-Z.

Czasami człowiek sobie z kimś dla rozrywki pogawędzi, zdarza się - o tym albo i owym tematy poruszy, zdarza się. I niekiedy coś z tego wyniknie - zdarza się.

Więc ja, widzicie, tak sobie właśnie jedno popołudnie nieodległym terminem czasowym zagospodarowałem - znaczy się słowne wygibasy na zagadnienia ogólnie szczegółowe uskuteczniłem. Sąsiad się nawinął, to uskuteczniłem.Detalicznie to go przepytałem w sprawie geometryczno zasadniczej, w rejony matematyczno logiczne go popędziłem. A mianowicie o układzie współrzędnych go zagadnąłem - takim xyz go szpiliłem.

Powiecie, że temat rozpoznany, na wszelkie możliwe i takoż szkolne zadania rozpisany - a nawet tam i ówdzie stosowany z pożytkiem też niejakim. Słowem, nihil novi pod słoneczkiem.I generalnie to wy będziecie mieli rację w takowym swoim stanowisku życiowym oraz dowodzeniu wyższości poglądu aktualnie dominującego, czyli matematycznego, nad filozofią interpretacyjną i namysłem. Wy będziecie mieli rację ogólnikowo, powiadam - jednak jakby tak nie do końca. Bo nie wszystko w takim zapale objaśniającym współrzędne linie układu zostało w pełni oraz całościowo wygłoszone - są takiej logicznej konstrukcji umysłowej zakamarki ciemne a istotne. I czas najwyższy to głośno zapodać. Czas, bo właśnie o czas tu idzie - o czwarty z elementów.

I powstaje nieuniknione w takiej sytuacji pytanie - mocno poniekąd retoryczne, ale domagające się odpowiedzi: gdzie onże "czas" w tej przenicowanej wiekami strukturze się lokuje - a takoż, czy on się w niej faktem faktycznym mieści? Przecież wzmiankowany układ to trzy kreseczki wzajemnie do siebie w rozrysowaniu prostopadłe, matematycznym alfabetem naznaczone - i one coś tam z tego zakresu wyznaczają. Ale czasu, tak zwanego czasu, tam nie ma, nigdzie go w takowym konstrukcie nie uświadczysz. I wszystko się zgadza, wszystko się naukowo prezentuje - i praktycznie jest po wielokrotność potwierdzone.Więc jak to jest, zagadnienie z marginesu myślowego - czy istotne?

Szczerze trzeba powiedzieć, że taki temat to nie na pierwsze strony, nawet serwisy informacyjne przekaziorów tego jako newsa żadnym tam przypadkiem nie potraktują, to nawet krwi nie wzburzy wśród różnej maści biesiadników - ale w dialogowaniu z sąsiadem, jak już niczego do obgadania się nie znajdzie, takie coś może się przytrafić. Po co? A no po to, powiem ja wam - żeby się zabawić, żeby logiczne klocki ustawiać - i żeby tak po ogólności coś zrozumieć. Układ współrzędnych żadną tam ważną sprawą nie jest, ale jest - i dobrze. A że coś można do niego dodać - też dobrze.

2

Page 3: Kwantologia stosowana 11

Szczerze powiem, że to sąsiad mnie tak z mańki pierwszy w dialogu zażył (jakeśmy już mocno się w temat wgryźli), o ten tam wzmiankowany czas w tym takim zahaczył. Gdzie tu czas, powiada pytająco, przecież na oko tu widać, że to wszystko statyczne, nieruchome, odwiecznie w poznaniu obecne. Nie, sąsiad powiada dalej stanowczo, tu czasowości żadnej nie ma i nigdy nie było. - Układ, sąsiad dalej dowodzi swojego wyższościowego stanowiska, to celowe tak konstruowane ustrojstwo, z nadmiarowego chaotycznego badziewia ono sensownie wypatroszone - tu zmienność czasowa (czy dowolna zbędna zmienność zasłaniająca fakty w ich suchym, więc stabilnym logicznie jestestwie) - to jest poza takim układem i rozkładem zliczania. Po co, powiada sąsiad, zawracać sobie głowę czymś ubocznym, kiedy uproszczenie takie wspomagające?

Cóż było robić, rozumiecie, musiałem się w takie x-y-z rozumowaniem nakierować, przecież chciałem sąsiada z błogiego stanu niewiedzy na drogę ku pewności nakierować. Misję taką dziejową, rozumienie, sobie za cel postawiłem.

W układzie współrzędnych, w takim czymś matematycznym - powiadam ja na wątpliwości sąsiedzkie - w tym czas jest i zawsze był, i inaczej to nie może być. Tylko on ukryty, głęboko schowany w pozornie sobie prościutkim rysuneczku. I w tym, sąsiad, pełna z wami zgoda, że on w tym szkicowaniu tak celowo lub nieświadomie kiedyś tam został z tej konstrukcji wypchnięty, ponieważ sobie matematyczni życia nie chcieli takim pogmatwanym utrudniać. I tak to już zostało. Jak wykresik się daje bez zmiennej ubocznej a niezrozumiałej wypichcić, to po co na siłę coś takiego w linie układu wpychać, po co proste, ale i strawne użytkowo gmatwać - nie ma powodu. Ale są, sąsiad, dalsze oraz wielkie skutki takiego renormalizowania rzeczywistości. Bo to, sąsiad - powiadam ja dalej - zerknijcie wy szczegółowo w ten schemacik. Niby jest, niby proste się przecinają, niby cyferkami to wyskalowane - i niby wszystko oczywiste. Tylko że, sąsiad, takie to banalne w swojej całości złożonej nie jest, to swoje ciemne strony i zakamarki interpretacyjne zawiera, swoje nieoznaczone rejony również posiada - a tak, sąsiad.Przecież, zauważcie, to się długo rysuje, tu się ustala punkty tak w kolejności i zgodnie z logicznym zamiarem - albo i takie funkcje się wykreśla - liczy położenie tego lub owego, co to za symbol robi świata w jego konkretnym zmienianiu się. Albo inaczej to się obrabia wzorami matematycznie podbudowanymi i kolejne piętra abstrakcji do istnienia na tym fundamencie buduje. Wszystko się, sąsiad, zgadza - tylko tak nie do końca.

Bo to, sąsiad, idzie tak, że te wszystkie czynności analityczne, wy to uwzględniajcie w swoim namyśle, te wszystkie operacje dokonują się w czasie, i nigdy inaczej. Nie ma znaczenia, że dla was znakuje to świat w formule bezczasowej abstrakcji, ona już z samego faktu, że powstaje jako zmiana, choćby rysowania, choćby przeliczania - to już integralnie w działanie poznawcze wprowadza czas, czyli zmianę wyskalowaną jaką tam podziałką. Same tworzenie układu, tylko czyn w postaci wykreślenia linii, to już i zawsze jest w czasie - i dzieje

3

Page 4: Kwantologia stosowana 11

się punkt po punkcie, jest skwantowane z zasady. - Więc jest również w to wpisany tak zwany czas.

A też więcej wam sąsiad powiem, nawet jeżeli tylko pomyślę o takim schemacie, czyli nawet jego nigdy realnie na kartce nie wykreślę - nawet jeżeli ograniczę się do takiego abstraktu w umyśle - nawet w mojej głowie to zawsze jest proces i czasowość, to czasoprzestrzenne wydarzenie, a nigdy punkt. - Osobnik operujący takim pojęciem, zgoda co do tego, nie ma świadomości, że za tym dla niego "suchym" symbolem coś się więcej kryje - bo albo to wcześniej wyrzucił z analizy, jak padło wcześniej, albo nawet o tym nie wie, co najczęściej ma miejsce. Kiedyś tam się w szkole tego abstrakcyjnego schematu wyuczył, kiedyś tam tenże rysunek historycznie powstał - i tak to zostało z całym dobrodziejstwem i zawartymi w tym problemami. A że się lokalnie w działaniu sprawdza, to tylko utwardza - "usztywnia" taką abstrakcję i przełamanie nawyków jest utrudnione.

Zauważcie, sąsiad, że cały proces dla osobnika abstrakcyjny - czyli z jego poziomu zawsze tylko biegnący na symbolach, poza nośnikiem, na którym realnie się dzieje - ta zachodząca w głowie zmiana nie ma dostępu do zakresu analizy, jest podprogowym tokiem zmiany, zawsze ją warunkuje i umożliwia, wszystkie reguły świata są w tym zawarte aż do ostatniego przecinka - ale to jest poza kontrolą, jest głęboko ukryte dla operującego abstrakcją. A przez to niepoznawalne. Proces dzieje się jako zachodząca zmiana, dzieje się na zmiennym nośniku - i tym samym jest zmiennym zdarzeniem, zawsze tylko i wyłącznie tak. Przecież gdyby to było odmienne wobec świata, tego świata nie można byłoby poznać. To na każdym poziomie jest ten sam mechanizm, tylko dla osobnika wydaje się realizować - w powierzchownym oglądzie - w innej formule, inaczej i jakoś szczególnie.Przecież, zwracam na to uwagę, punktu nie uchwycę żadnym sposobem w jego stałości. Jak nie ma skali porównawczej, to nie ma poznania. Osobliwość punktu dlatego jest osobliwością i brzegiem logicznym, a fizycznie poza postrzeganą zmianą - ponieważ nieodmieniającego się punktu nie zarejestruję. Tak samo nie postrzegę niczego, jeżeli ten punkt pozostaje wobec mnie w bezruchu - dla mnie zmiana jest tym, co wyznacza poznanie. Zawsze i wszędzie. Tylko że powyższe, sąsiad, to mało w sobie ważne - to tak ogólnie i dopiero za wstępny punkt podaję ku rozwadze. Zdecydowanie zasadnicze w tym argumentowaniu jest to, że treść, owe wszelkie funkcje albo i inne proste wykreślne, wektory czy odcinki - że to wszystko oddaje, symbolizuje i jest abstrakcją zmiany. I zawsze tylko symbolizuje w analizie zmianę. Można to pomijać w bieżącym operowaniu symbolem - jednak nie można o tym zapominać.

Układ buduje się jako zmiana, proces jego konkretnego tworzenia to czynność w czasie. Tak samo w ujęciu historycznym - to ciąg zdarzeń rozciągający się na etapy, kolejne kroki i czynności; nie powstawał jako abstrakcyjna i twarda, więc "natychmiastowa" konstrukcja - bo żadna konstrukcja poza zmianą nie istnieje. A do tego, to główne w tym dowodzeniu - zawarte w układzie fakty to

4

Page 5: Kwantologia stosowana 11

zmiana w toku - to symbol zmiany w toku jej zachodzenia. I dlatego nigdy stałość. Nawet to, co dla mnie, fizycznie zamieszkującego wysoki już poziom komplikacji, co dla mnie jawi się jako punkt, to zawsze jest zbiorem w trakcie zbiegania się lub rozbiegania składników; widzę jedność, a to fakt w budowaniu się lub rozpadaniu - to zmiana. I tym samym czas. I przestrzeń przy okazji.W układzie współrzędnych zawsze i w każdym przypadku jest zmiana, i tylko zmiana.

W matematyce, czyli w rozszerzeniu maksymalnym i symbolicznie tutaj przywołanego układu współrzędnych, zmiana jest elementem opisu oraz jest zawarta w każdym znaku tego języka opisu rzeczywistości. Może matematyk o tym zakresie nie wiedzieć, może operować symbolem, ale zmiana jest w nim zawsze zawarta - bo nie ma ani budowania pojęcia bez czasu, czyli zmiany, bo nie ma żadnej treści bezczasowej, więc nieodmiennej. I ta zmiana musi być ostatecznie (w ostatnim momencie operowania znakiem matematycznym), ponownie wprowadzona do ujęcia w postaci funkcji czy wzoru. Dlaczego? Ponieważ jej brak utrudnia, a w skrajnym przypadku uniemożliwia pełne zrozumienie kreślonej w takim układzie "kreski".Uproszczenie niewątpliwie pomaga w analizie cząstkowej, jednak ma swoje ograniczenia: scala w jedność stany i fakty, buduje brzegowo płaszczyznę poznania - płaszczyznę jednorodnych elementów, której nie sposób przebić pozostając w zakresie "układu współrzędnych". A więc w takim uproszczonym schemacie zmiany.

Nie zaprzeczam sąsiad, że takie wypreparowane ze świata ujęcie, że taki schemat się sprawdza - to fakt. Tylko on dlatego się sprawdza, że ta czasowa zmiana jest w nim fundamentalnie zapisana - że oddaje zmianę abstrakcją, która również jest zmianą.

Co więcej - właśnie dlatego operujący takim symbolicznym ujęciem i przedstawieniem zmiany w toku nie musi tego w swoich analizach brać na każdym kroku pod uwagę, dlatego może to pominąć - ponieważ jest to zawsze w jego operacjach obecne, na każdym poziomie badania jest obecne. Nawet jeżeli o tym nie wie, to ta zmiana w tym symbolu jest zawsze.Uproszczenie - przeprowadzone świadome czy nie - pozwala w analizie dopracować się poprawnego wyniku, jak to się dzieje, tak przykładowo to wspomnę, w renormalizacji. - Fizyk, sąsiedzie, nie ma pojęcia, dlaczego wyrzucenie ze wzorów koniecznych abstrakcji nieskończonego stanu, dlaczego to się sprawdza. Korzysta z takiego upraszczającego życie działania, generalnie się nad tym nie zastanawia - tylko tu i ówdzie niekiedy o tym poszepce w takiej intencji, że być może jednak coś się za tym kryje. Ale ponieważ jego praca z kraja - to i takie rugowanie elementów układu-wzoru mu mało istotne. I dobrze, i niech tak będzie.

Uproszczenie matematycznego symbolu, powtarzam, pozwala dopracować się poprawnego wyniku, tak zbudowana krótka (i skrótowa) abstrakcja zmiany posiada wielką przewagę nad słowotokiem dowolnie innego języka - jednak zawodzi, kiedy w zakresie badanym musi pojawić się brzeg, w

5

Page 6: Kwantologia stosowana 11

tym zakresie nie sprawdza się. W brzegu wzór z jego pełną i prawdziwą treścią staje się "osobliwością", punktem, faktem nieopisywalnym.

Ponieważ opis zawsze oddaje zmianę, ponieważ ta zmiana z opisu jest usuwana - to w zakresie maksymalnym jej również brakuje. Realnie w tym procesie zmiana jest, jednak logicznie jej brakuje - ponieważ z układu została wyrzucona. I ten konieczny wcześniej brak się teraz mści: w obrazie widać tylko stałość i jednorodność. I jest kłopot - duży kłopot.

Kiedy jednak przeprowadzić pogłębioną analizę układu, czasowość na każdym etapie musi się pojawić, ponieważ bez tego całość staje się mało wyrazista - lub wręcz niezrozumiała. A co najmniej usamodzielnia się i wypada z rzeczywistości. I dalej przybiera postać jakoś niezmienniczo odrębnej i ponadczasowej. I w efekcie odlatuje w umyśle matematyka (albo też i filozofa, niestety) w rejony odmaterializowane. I tam bytuje sobie bezproblemowo. I robi się dusznie...

W układzie współrzędnych, sąsiad, nie ma czasu, nie ma go w postaci jaskrawo zaznaczonej - bo go tu nie musi być. To symbol zmiany, sam jest zmianą i zawsze oddaje zmianę - nigdy coś innego. I dlatego schemat może być takim, ponieważ wzmiankowana tu czasowa zmiana jest w stałej pamięci obserwatora - oraz, to przede wszystkim, "w stałej pamięci świata", który obserwator opisuje. Nie muszę każdego kroku dopełniać ustaleniem, że to zmiana - nie muszę zaprzątać sobie tym głowy, ponieważ niczego stałego nie ma. Dowolnie badany i analizowany fakt, każda myśl (i każde ustalenie) to zawsze zmiana - czyli kwantowe jednostki w przemieszczaniu. Że dla mnie (w zgrubnym i powierzchniowym oglądzie) wgląda to jako stałość, opoka i grunt pod nogami - że abstrakcja wywiedziona z tej zmienności nabiera cech odwiecznych? Prawda. Ale to pochodna mojej fizycznej, rozciągniętej na wielkim dystansie cielesnej konstrukcji. Widzę "czubek góry" z całości, dlatego mnogość współtworzących fakt procesów znika mi z obrazu. A to skutkuje. Po pierwsze, postrzeganiem trwałości tam, gdzie realizuje się, gdzie biegnie maksymalna zmiana.A po drugie, koniecznością żmudnego i długotrwałego dochodzenia do tej zmienności.

Ale kiedy już dopracuję się tego poziomu - wówczas wiem, że stałym elementem rzeczywistości jest zmiana.

6

Page 7: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.2 - byty niematerialne.

"Często i w różnych okolicznościach używa się pojęć 'niematerialne byty', 'byty matematyczne'. Na podstawie przerobionego materiału - oraz na bazie własnych przemyśleń - odnieś się do poglądu, że: a) byty niematerialne istnieją, b) byty niematerialne nie istnieją, c) byt niematerialny to pojęcie wewnętrznie sprzeczne, d) zachodzą inne okoliczności. Uzasadnij swoje stanowisko."

Teza.Byty niematerialne istnieją.

Pogląd, że byty niematerialne istnieją, że wchodzą w zależności z tym światem, czyli z obszarem dostępnym fizycznie, jest stary jak tenże świat i był zawsze obecny w myśleniu ludzi. Nawet nie przybierając przywołanej tu formy słownej, był codziennością i odniesieniem. - I rzeczywiście, niekiedy dramatycznie, wpływał na losy jednostek oraz zbiorowości.Jednak zasadniczym, głównym elementem analizy pojęcia - a właściwie całego systemu ustaleń związanych ze światem, który jest zakodowany pod abstrakcją "byt niematerialny" - podstawowym faktem, do którego w tym działaniu trzeba się odwołać i uwzględnić w całości sprawy - i w odniesieniu do którego trzeba prowadzić dalsze ustalenia - tym czynnikiem jest byt stosujący takie określenia. Nie słowna taka czy inna etykietka, to nie sama abstrakcja jest tu najważniejsza, lecz to, kto i kiedy ją powołuje do istnienia. Natomiast wywiedzione ze zmiennego świata fakty, pomimo że to równie ważny składnik analiz, lokują się jako dopełnienie, znajdują się na drugim planie. Pierwszy to byt tworzący abstrakt - plus powody, dla których to czyni.Oczywiście zagadnienie - dla poniektórych istotne w ich prywatnym i całościowym systemie wartości (że "takie coś" współtworzy tutejsze) - temat, czy pozbawiony materialnego szkieletu byt jest czy go nie ma - to ma znaczenie w relacji z obserwatorem-bytem stosującym takie pojęcie, i do niego trzeba odnosić tę abstrakcję. Jednak w tutejszej analizie ma to znaczenie drugo-, a nawet któreś tam rzędne, jest tu pochodną, a nie przyczyną. Liczy się sama osoba (i osobowość) tak postrzegająca rzeczywistość.

Dlaczego obserwator - dlaczego byt istniejący jest tak istotny?Ponieważ, żeby stwierdzić, że coś istnieje (bez definiowania, czym jest istniejące i na jakich zasadach, na tym etapie analiz jest to zagadnienie pomijalne) - żeby można było powiedzieć, że fakt został zarejestrowany i że ma miejsce, do tego potrzebny jest ktoś, kto to stwierdzi.

Nie ma faktu obiektywnego i poza osobnikiem - bytem ustalającym, że coś istnieje. Kiedy moje spojrzenie nie obejmuje świecącej gwiazdy

7

Page 8: Kwantologia stosowana 11

- kiedy nie wiem, że taka gwiazda istnieje, to ona rzeczywiście nie istnieje. Dla mnie jej w zbiorze gwiazd nie ma - albo jej dla nikogo nie ma, jeżeli jest to poza horyzontem obserwacji. Z faktu, potencjalności faktu, że tam i gdzieś są gwiazdy - że one świecą - że jest cały wszechświat takiego rodzaju zjawisk - z tego nic nie wynika, to zbiór nieistniejący. I tym samym zdanie, że "tam coś jest", okazuje się niepoprawne, bez sensu i podstaw. Ono ma sens tylko w połączeniu z głoszącym ten pogląd bytem - kiedy nie ma bytu i jego osądu, nie ma ustalenia.

Bo podstawą do wyprowadzenia wniosku, że coś istnieje, jest głęboka zależność między obserwatorem, który coś ustala - nośnikiem, który taki sygnał przenosi (bez definiowania, czym taki nośnik jest) - i przyczyną-faktem, który odpowiada za zaistnienie sygnału. Brak na dowolnym poziomie któregoś z wymienionych elementów wyklucza każde ustalenie - jego po prostu nie ma.

I teraz, w ścisłym powiązaniu z taką zależnością poznawczą, trzeba zapytać - czy można wyprowadzić z zawsze konkretnego stanu świata ustalenie-wniosek, że są w nim pozbawione nośnika składniki, byty - dowolnie zdefiniowane "coś" bez podstawy nośnej?Czy można, na podstawie doznawanej i poznawanej realności udowodnić, że tę realność, zawsze chwilową - a nawet (i pozornie) w obserwacji losową - czy ją współtworzą pozbawione kośćca fakty?

Tak, odpowiedź jest twierdząca. A nawet więcej, inna być nie może. Dlaczego? Ponieważ dla uczestnika energetycznej zmiany - dla zanurzonego po całości oraz na zawsze w procesie zmiany obserwatora, jedynie dostępnym i jedynie poprawnym ustaleniem jest takie, że byty niematerialne istnieją.

Po pierwsze - i po jedyne: obserwator. Czyli byt postrzegający. To jest tu najważniejsze i właśnie jedyne - nic innego się nie liczy. Zewnętrzna do niego - ale i współtworząca go zmiana - to jest stan zastany, do którego się można-trzeba odnosić, żeby przetrwać w tym zmiennym świecie, trzeba się do niego na każdym kroku odwoływać, nie ma zmiłuj - pobłądziłeś, znikasz z rejestru. A to dalej oznacza, że obserwator, wpierw "namacalnie" i po omacku, a później świadomie - o ile tego poziomu się dopracuje - może wykryć rytm zmiany, ustali regułę przekształceń. Nie ma znaczenia, jak to zrobi, jakich pojęć użyje - jeżeli istnieje, to jest pewność, że są to poprawne pojęcia, które pozwalają na jego działanie w środowisku.

I teraz ważne: tak ustalona zasada zmiany jest spoza, przecież nie ma na świecie nigdzie napisu, że jest tak a tak, że trzeba sczytać instrukcję i ja stosować, a dalej to już pójdzie. Nigdzie żaden i w żadnym języku przepis na istnienie nie jest wyryty w kamieniu albo w innej materii, instrukcję obsługi świata obserwator pisze sam dla siebie, w swoim zbiorze słów; pisze zawsze od nowa - a do tego zawsze na własną odpowiedzialność.W rezultacie budowania kolejnych pojęć o otoczeniu, co dzieje się w zakresie obserwatora, więc w jego głowie (czyli przebiega w strefie

8

Page 9: Kwantologia stosowana 11

niedostępnej do obserwacji) - dla niego każde tak zbudowane ustalenie zawiera się w zakresie ciemnym, nierozpoznanym, cudownym, podprogowym - nieoznaczonym. Itd. Ilość określeń na oddanie momentu, w którym dla obserwatora poczyna się w czeluściach jestestwa nowość pojęciowa - to jest tak znaczny zbiór, jak liczba doznających takiego stanu, więc tożsamy ze zbiorem bytów istniejących i analizujących. Że proces biegnie w pogłębionej analizie na nośniku materialny oraz że to wszelkie zależności w tym strumieniu energii są czynnikiem decydującym - to jest pomijalne i niedostępne, na etapie wczesnym nawet zbędne. Liczy się powstająca abstrakcja i jej dopasowanie do świata.

I kolejne ważne - taka abstrakcja dotycząca otoczenia, jeżeli się w eksperymencie potwierdza, nabiera cech zewnętrznych; pozwala dalej istnieć, ale także staje się regułą, faktem niezależnym od tu-teraz, jest zasadą świata. A czasami i dogmatem.Czyli utwardza się, jest "faktem obiektywnym" - pozornie nie ma już związku z obserwatorem. Przecież jeżeli stosuje się poza twórcą tego pojęcia, jeżeli w tych samych okolicznościach fizycznych stosowana jest na długo przed konkretnym bytem i długo po nim - to przecież, i jest to wniosek zasadny, ma znaczenie zawsze oraz wszędzie. A więc ma cechy niezmienne - wieczne i nieskończone.I jest to wniosek, powtarzam, w tym ujęciu jedynie możliwy - "idea" jest ponad czasem i przestrzenią.

I jest niematerialna.

Reguła wywiedziona ze świata - zasada oddająca zmienność świata w każdym miejscu i momencie - to samo jest nieodmienne i bezkresne; fakt bez nośnika nie może się zmieniać, bo nie ma co się zmieniać. "Fakt niematerialny" jest ponad materią, jaka by ta materia nie była i co by pod tym terminem nie rozumieć. - I zawsze jest takim.

Co więcej, co miało miejsce w toku poznawania otoczenia, wpływ na takie podejście do otoczenia (że są zasady-byty niematerialne) - na to miały wpływ nie tylko "tak w ogóle" prowadzone badania, ale też konkretne eksperymenty - właśnie eksperymenty.Przecież kiedy postrzegam działanie bryłki materii w postaci magnesu na inne drobiny materii - to muszę uznać to za wpływ niematerialny, bowiem wcześniej do materii zaliczyłem taki a taki fakt. A skoro nie ma tak zdefiniowanego materialnego nośnika, to jest niematerialność - i to dosłownie. Materią jest tylko to a to, a dalsze? - Jeżeli nie wiem, że to promieniowanie, jeżeli nie wiem, że jest poziom zjawisk dopełniający wyróżniony fakt materialny - to muszę, muszę traktować całość obserwowanego zdarzenia jako przejaw sił innych - spoza już kręgu materii. I w tym zbiorze zastosowanych abstrakcji i logiki tego opisu - w tym ujęciu jest to jedynie słuszny wniosek: skoro nie ma materii, tego, co za materię (tu i teraz) uznaję - to wyróżnione działanie przebiega nie-materialnie.

Istotne jest dziś to, że w obecnie prowadzonym działaniu poznawczym historia się powtarza - na innym poziomie, czyli na brzegu oraz w

9

Page 10: Kwantologia stosowana 11

podszewce tak definiowanego materialnego świata, jednak chodzi o to samo zagadnienie.Owszem, już wiadomo, że jest coś takiego jak promieniowanie i że to ono porusza opiłki - że jest ściśle powiązane z materią (a materia z promieniowaniem) - że choć dalej promieniowanie traktuje się jako stan odrębny, to jednak wiadomo, że to coś, a nie "fakt bez nośnika" - itd. Problem jednak w tym, że granica obecnego poznania przebiega w takim miejscu, że "poniżej" zdaje się panować bezład, losowość, a do tego niedookreślona materialność. A więc w jakiejś tam dalekiej perspektywie - i nie wiedzieć gdzie - lokalizują się niematerialne byty matematyczne, które tym sterują. I tak prowadzony tok badań, jak najbardziej fizyczny, potwierdza wniosek, że te niematerialne byty istnieją. Zwłaszcza że tego zakresu, mimo jego niewątpliwej i zawsze fizyczności, nie sposób sięgnąć pomiarem; jest, wiadomo, ale poza szczegółową rejestracją.

Bo skoro wszystko działa, bo skoro jest reguła zmiany - acz badanie wykrywa tylko chaos - to zasada musi być. A "zasada" to abstrakcja, to coś nienamacalnego. To znaczy, że są fakty spoza materii, które tym zawiadują. Zawsze i wszędzie.

Byty niematerialne a matematyczne istnieją.Co było do udowodnienia.

Antyteza.Byty niematerialne nie istnieją. Byt niematerialny to pojęcie wewnętrznie sprzeczne.

Kim jest obserwator? To wielkoskalowa struktura energetyczna, która działa wewnętrznie w zmianie i jest przez nią tworzona. Może zjawić się w zmianie, kiedy są spełnione liczne warunki graniczne, dlatego postrzega i działa w oparciu o również rozbudowane konstrukcje - w jego zakresie badania nie ma jednostek. W efekcie strumień "faktów jednostkowych", jednostek czegoś - to znajduje się poniżej progu i jest niepoznawalne. Acz przebiega według rytmu.

Skoro jest to ciąg elementów, to w sam tak zdefiniowany ruch, nigdy bezładny, ale o charakterze jeden-zero-jeden-zero... - w definiowany w taki sposób tok zmiany należy wprowadzić rytm, samoistny i już do niczego nie redukowalny; to zmiana tworzy i wyznacza rytm.Skoro zmianę współtworzy jednostka czegoś w trakcie przemieszczania się w pustce - to tak zdefiniowana zmiana zawiera w sobie rytm.

Zmiana zawiera w sobie rytm - ale dlatego jest ten rytm, że jest ta zmiana.

Czym jest obserwacja? To byt postrzegający plus nośnik sygnału orazprzyczyna zaistnienia zaburzenia. Plus rytm zmiany. - I nic więcej.

Zasadniczym, fundamentalnie ważnym argumentem za odrzuceniem bytu

10

Page 11: Kwantologia stosowana 11

niematerialnego (i podobnego) jest ten, że nie ma działania, że nie ma poznania bez nośnika. Że nie można nawet sobie wyobrazić procesu albo reakcji, która składa się w ciąg przyczynowo-skutkowy, jednak którego to zdarzenia nic i nigdzie nie łączy. Czyli, że nie ma w tak definiowanym zdarzeniu nośnika przenoszącego sygnał. Można, na bazie fizycznego doświadczenia, zasadnie mówić, że (wszech)świat to stany skupienia czegoś - że są zbrylenia tego czegoś i że posiada to dla obserwatora postać a to tak zwanej materii atomowej, a to okazuje się promieniowaniem takim czy innym; można jak najbardziej logicznie dowodzić, że pewnego poziomu skupienia w obserwacji wewnętrznej w ramach świata się nie osiągnie; można dowodzić, że jest obszar na zawsze ciemny oraz z wnętrza prezentujący się w opisie jako chaos i losowość. Itd. - Ale nie można, nie można twierdzić, że pustka - że zero - że nic przenosi w sobie czy na sobie jakąś treść lub sygnał. To alogiczne - to nielogiczne - to sprzeczność sama w sobie.

Jeżeli uznaję, że granicą poprawnie prowadzonej konstrukcji jest w świecie poziom zera i jedynki - jeżeli uznaję, że są to w fizycznej interpretacji matematyczne symbole próżni i energii (kwantu czegoś) - jeżeli uznaję, że jest bezkresny ruch czegoś w niczym - to moje końcowe ustalenie jest takie, że nie ma przenoszenia treści inaczej niż na konkrecie, może fizycznie niedostępnym, ale konkrecie. Że w badaniu otoczenia przez byt jest granica, tu zgoda, jednak to nie jest poziom w swojej strukturze logicznej pozbawiony zawartości - to nie jest absolutna pustka i nicość.Ten zakres-poziom to Fizyka w jej brzegowym zachodzeniu. - I zawsze to jest Fizyka.

Nie można twierdzić, że jest niematerialny byt. Można dowodzić, że jest zakres poniżej materii fizycznej - że jest to tak mało zebrany w sobie element, że jest mniejszy od najmniejszego podlegającego do pomiaru, czyli do porównywania - ale nie można dowodzić, że to nic, że to negacja coś. "Niematerialność" logicznie musi być stanem fizycznym - jedynie dla bytu skomplikowanego wydaje się być spoza dostępnego zakresu.

Najniższe w obserwacji fizyka zawsze jest złożeniem, on może tego w swoim badaniu nie stwierdzać, ponieważ taki element tworzy pomiar - ale to logicznie złożenie. Dlatego najmniejsze poznawalne dopełnia poziom niższy - tutejsze fakty budują jednostki poziomu niższego.Poniżej fizyki jest Fizyka - i z tego trzeba wyciągnąć wnioski.

Byt niematerialny, jakby go nie pojmować, nie może wchodzić w styk z innymi bytami, bo nie ma przekaźnika - nie ma części wspólnej. I nie ma tym samym porozumienia. I nie ma sensu tym samym idące przez wieki ustalanie, co takim łącznikiem mogłoby być - każde podawane jako rozwiązanie tego dylematu ujęcie jest bezprzedmiotowe, nie ma przecież na czym się oprzeć.Póki występował i póki jeszcze tu oraz ówdzie pleni się pogląd, że materia to tylko te atomy plus okolica, to do tego momentu będzie miała pożywkę argumentacja, że dalsze to już niematerialne i że na coś takiego umysł jest skazany w analizach. - Ale jeżeli uznać, że niezależnie od stanu skupienia wszystko jest materią i czymś - to w

11

Page 12: Kwantologia stosowana 11

fundamencie tego dowodu jest pustka, a na niej i w niej już niczego się nie da upchnąć. I ostatecznym wnioskiem okaże się ten, że byt niematerialny żadnej treści nie zawiera - że to abstrakcja pozbawiona sensu.

Co było do udowodnienia.

Synteza.Byt niematerialny nie istnieje, ale pojęcie oddaje cechy świata.

Czy ustalenie, narzucające się z taka siłą i tak powszechne, że byt niematerialny istnieje, jest błędne? Nie. To logiczne, poprawie ze świata wywiedzione ustalenie.Czy pogląd, że byt niematerialny istnieje, jest błędny? Tak. Nie ma żadnego bytu bez nośnika, nigdy i nigdzie.

Syntezą analizy pojęcia "byt niematerialny", "byt matematyczny" - tą syntezą jest ustalenie, że oba podejścia do zagadnienia są jak najbardziej poprawne. Oba, nie któreś z nich.

I nie jest to - co wymaga podkreślenia - stanowisko na użytek tutaj prowadzonego dowodu, to nie zabawa w szkolne wypracowanie na temat - to ostateczny, brzegowy punkt wnioskowania. Na tym krańcowym - na najgłębszym poziomie obie drogi poznania się zbiegają, są jednością i wzajemnie się wspierają.

Fakt, nie ma takiego bytu, ponieważ wyklucza to logika - bowiem nie może być treści zapisanej w pustce, w nicości. Jeżeli ktoś uważa, a ma do tego prawo, że jest inaczej, niech swoje stanowisko udowodni. A jeżeli nie może, niech pozostanie w takowym uważaniu na wieki wieków. Jednak musi mieć wiedzę, że w analizie nie może być uwzględniony - jego przekonanie jest "spoza" (rozumu). Byt bez nośnika jest sprzeczny z każdym obserwowanym faktem - z każdym logicznie dającym się (jakoś) pomyśleć faktem. Co nie dziwi, skoro podstawą myślenia jest coś i nic - jeden i zero.

Ale faktem jest również to, że każde działanie obserwatora ustala w otoczeniu regułę - od najbardziej prostych, ale istotnych w celu przetrwania w środowisku, aż po najbardziej rozbudowane, sięgające zawsze i wszędzie. I ta reguła rzeczywiście jest - na każdym stanie zmiany jest. I wyznacza to, co może zaistnieć. I nawet nie daje się pomyśleć jako proces bez reguły, ponieważ nawet postulowany brak reguły, to jest również głęboko tą skwantowaną regułą kształtowane; każde działanie (i przemyśliwanie) w sobie ten rytm zawiera, nawet kiedy rozważa się dowolność rytmu. Każdy proces, każde działanie w fundamencie, tak czy owak, musi się odnieść do zera i jedynki. Bo poza to nie wyjdzie. Nie może.

Problem poznawczy lokuje się jednak w tym - problem poznawczy, nie logiczny - że obserwator swoje działania prowadzi istniejąc, już w

12

Page 13: Kwantologia stosowana 11

zmiennej rzeczywistości się zawierając, i to w szczególnym punkcie tejże rzeczywistości. W innej zresztą by nie zaistniał, to musi być środek zmiany. Ale to zarazem utrudnia, nawet zaciemnia obraz, acz sam pomiar otoczenia jest dlatego możliwy (bo tu tak jasno). Czyli widać wiele, ale nie widać drobiazgu, który to wszystko tworzy w powiązaniu z regułą.

Efekt? Zawierając się w zmianie, ustalając jej rytm i odwieczność reguły, musi obserwator uznać, że ten rytm jest faktem - bo jest, i musi uznać go za niematerialny - bo takim jest. Ale musi tak uznać dlatego, że sam jest jak najbardziej materialny i że wszystkie swoje przemyślenia prowadzi na materialnym nośniku, w powiązaniu z bytem materialnym w trakcie zmian - i że dochodzące do niego sygnały są przenoszone przez materialny fakt. Że rozbudowany, to już mniejsza - jednak to zawsze jest materia w takim albo innym upostaciowaniu (w jakimś stanie skupienia). To nigdy nie jest pustka i zero, ponieważ pustka w sygnale oznacza przerwę w łączności - oznacza rozerwanie łańcucha. Pustka-nic kończy wszelkie związki ewolucyjne w fizycznym, w tak pojmowanym zakresie. Bo nie kończy w Kosmosie, tu Ewolucja ma się dobrze - bezkreśnie i nieskończenie. I wiecznie.

Matematyk, czy filozof, kiedy ustala "niematerialną regułę", sam w świecie materii się zawiera i nigdy jej nie opuści - nigdy. Jednak może w świecie ustalić stałość rytmu i regułę. Czyli definiuje tok zmiany w sobie zrozumiały sposób, narzuca na strumień energii ciąg policzalnych wydarzeń - i to jest warunkiem poznania. Jednostki nie można uchwycić, ale z drugiej strony jednolitego strumienia takich jednostek również się nie zdefiniuje - zabieg dzielenia jest tutaj koniecznością i oczywistością. Pozwala zrozumieć. Ale niesie to ze sobą konsekwencje, które niebywale trudno (po wiekach stosowania) z myślenia odrzucić i ujrzeć proces w innym zobrazowaniu. Jeżeli wiem z eksperymentów, że jest reguła przekształceń - jeżeli ona się w tak wielu praktycznych działaniach sprawdziła, to abstrakcja tej zmiany w postaci reguły się "utwardza", w skrajnym przypadku, a tu chodzi o zakres maksymalny - w takiej brzegowej sytuacji pojęcie również się maksymalnie stabilizuje. I tym samym "odlatuje" poza materialnie doznawany obszar (świat). I jest problem.

To naturalnie musi się tak ułożyć, nie ma odwołania - czy dotyczy to jednostki, czy społeczności - jednak wyjść poza ten kredowy krąg opisu jest niebywale trudno. O ile w ogóle można. Abstrakcja czy to w głowie się znajduje, czy w bibliotece lub archiwum ewolucji, jest na realnym nośniku - i tylko taka może "przemówić" do odbiorcy, do osoby obserwującej. Żeby doszło do porozumienia, zbudowania kanału łączącego, "nadajnik" oraz "odbiornik" muzą pracować na tej samej "fali" (na tych samych elementach nośnych), a jednocześnie w każdym z tych stanów musi być ten sam (lub mocno podobny) rozkład faktów - czyli "wiedzy"; fizycznie musi chodzić o to samo, żeby porozumienie było możliwe. Nawet kiedy chodzi o zakres poniżej progu, co wydaje się "spoza", to i tak chodzi o coś, o fakt realny.Zakres Fizyki jest oczywistością i koniecznością, jednak prezentuje

13

Page 14: Kwantologia stosowana 11

się dla fizyka jako "byt niefizyczny".

Mówiąc inaczej - żeby zaistniała w głowie osobnika abstrakcja, taka głowa musi być i świat musi być. Liczba w postaci abstrakcji, liczba jako pojęcie jawi się jako coś odrębnego wobec zmiany - ale tylko dlatego, że ta zmiana zachodzi i że zachodzi według rytmu. Ale poza tą fizycznie zachodzącą zmianą - poza w taki sposób definiowanym przekształcaniem się skwantowanego strumienia energii ("czegoś") - poza tym zakresem nie ma niczego. Niczego zaliczalnego do fizyki, choć to zawsze-i-tylko Fizyka. Poza i dalej jest pustka nieskończoności, COŚ i NIC - ruch - oraz reguła zmiany. I Ewolucja.

To ten świat tworzy i obserwatora, i jego ustalenia - i tylko w nim owe ustalenia mają sens. Nie ma żadnego i obiektywnego sensu poza zmianą - nie ma bytu poza zmianą - nie ma abstrakcji poza zmianą. Bo nie ma "obszaru" poza tak pojmowaną zmianą (z nieskończonością-wiecznością jako elementem ten zakres-zmianę tworzącym).Abstrakcja rytmu-reguły jest dlatego, że zmiana zachodzi - a zmiana zachodzi dlatego, że jest jej rytm-reguła. Abstrakcyjnie ujęty rytm. Jeżeli ktoś umieszcza regułę poza zmianą - jeżeli ktoś dowodzi, że reguła jest wyłączona z przemian - to taki ktoś umieszcza, wpisuje ten "fakt" w pustkę - lokuje na/w pustce. Czyli w niczym.I robi błąd. Zasadniczy błąd logiczny.

Wniosek.O "bytach niematerialnych" można rozprawiać wyłącznie pozostając w zakresie materialnym oraz na fundamencie materii. Tylko zaistniały w świecie obserwator, w pewnym okresie swojego działania, może tak twierdzić. Ale kiedy dorasta, kiedy ustala głębokie zależności, musi stwierdzić, że niczego takiego nie ma - że to złudzenie. Że to konieczne złudzenie poznającego umysłu - jednak wymaga korekty.

"Byty niematerialne" to poprawnie wywiedziona ze świata konstatacja, ale zarazem sprzeczność wewnętrzna. "Byty niematerialne" istnieją wyłącznie w materialnej głowie tak głoszącego.

Co było do udowodnienia.

14

Page 15: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.3 - Informacja, czyli co?

Przesąd, koledzy, to groźna rzecz.Tak, mówię prawdę, to może do fałszu prowadzić, do złego światowego widoku.

Nie, ja nie mówię o jakim tam czarnym kotku, drogę nieszczęśnikowi prostopadle przebiegającemu, to pospolitość dowodliwa - żadna jaka znaczeniowo. Co najwyżej można się uśmiechnąć dyskretnie, jak taki sobie kilometrów nadkłada, co by tej prostej prostopadłej w żadnym punkcie nie przeciąć.Tu o poważniejsze przesądy chodzi, nawet i naukowe, niestety.

Nie wierzycie, koledzy, żadnego przesądnego dogmatu w nauce wy nic a nic nie dostrzegacie - ech, koledzy, ale z was krótkowzroczni, na detale obserwacyjne ślepi. Przecież tego w tym zakresie dużo. Może nie ogromnie dużo, rację wam przyznam, wszak rygory i regulamin jaki obowiązują - ale są. Bo to się jakaś myśl ciągnie, pozornie głęboka, i tak od wieków otoczenie znakuje - no i ona się już w końcówce (po zgłębionej analizie) okazuje być błędnym przesądem. Tylko ile trzeba się było wcześniej napocić, natrudzić, umysłowo nagimnastykować, co by ten beton abstrakcyjny skruszyć - ech.

Dalej nie wierzycie, błędne pojęcia naukowe dostrzegacie, jednak wam to żadna nowość; tak się ewolucja tego odcinka człowieczego toczy, raz hipotezą, a raz eksperymentem - i dobrze, powiadacie. Przecież na ostatnim okrążeniu i tak prawda wypłynie wzorem czy ustaleniem. I jest dobrze, nic nie macie przeciw.

I ja, koledzy, zasadniczo nawet rację wam oddam - generalnie to się potwierdza i obfituje w dobra doczesne. Tylko to ma granice, sobie to zanotujcie, nie zawsze to się może sprawdzić.Tak, koledzy, są granice poprawiania takiego przesądnego poglądu i oglądu, są fundamentalne ograniczenia. I ich samodzielnie naukowy fizyk nie pokona - nie może.

Dajmy na to takie coś, co się naukami jako "informację" definiuje, albo też podobnie sygnałem przesyłanym z treścią. Niby proste, niby znane, niby nic tu dodać.A nie, koledzy, to głęboko w sobie przesąd ciągnie, taki już latami i tysiącleciami nawet przesąd. Jaki, pytacie, informacja to żaden przesąd, to zapisane w gazecie, to telewizyjnie co dnia podawane o stałej godzinie, to też naukami wszelkimi w bibliotekach zgromadzone - o jakim tu przesądzie naukowo zbędnym mowa?

A takim, koledzy, że to się za wartość samoistną bierze, że jak się gdzie już pokaże, to trwa i trwa. Oraz że taka informacja to stan w

15

Page 16: Kwantologia stosowana 11

sobie idealny, tak matematycznie bezcieleśnie istniejący.Że, mówiąc inaczej, koledzy - jak to się w jaki tam dół ciemnością wypełniony wrzuci, to ta informacja przez ten dół się przedostanie w inny już fizycznie lokalny świat. Dla takich w podobny przesąd a szkodliwy zaopatrzonych, dla nich informacja to wieczna zawartość w kosmosie, co to nigdy nie ginie, ponieważ dwa plus dwa zawsze i tak niezależnie od osobnika to ustalającego daje poprawne cztery. Ech. I jeszcze raz ech.Tak to oni, przesądni, w nieskończoności kilometry nadrabiają, żeby to i podobnie niemądre uzasadnić.

Weźmy, koledzy, na warsztat badawczy tę wzmiankowaną czarną dziurę i jej nieskończone w siebie zapadlisko - tak przykładowo rzucam, co by informację informacyjnie przenicować. Czyli jest osobnik, taki w sobie naukowy nawet, ale to niekoniecznie tak musi być, no i tenże osobniczy obserwator coś sobie na karteczce notuje, tak mu zeszło w działaniu, że notuje - może notować, to notuje.I ten on, koledzy, pisze, że "kocha zosię" - albo i podobnie wielki mądrością zawartą znak stawia, że e=mc2; treść zapisu nie ma sobie żadnego znaczenia w tym przykładzie.I ten osobniczy byt tę tak zabazgraną pracowicie karteluszkę wrzuca do czarnego dołu osobliwie osobliwego.

I jest teraz pytanie, koledzy: co się z tymi bazgrołami dzieje, czy wzmiankowana informacyjna treść zniknie, czy przeniknie? Czy jest w kolejnym etapie zmian energetycznych obecna - czy nie?Nie, koledzy, to nie pytanie takie a sobie, to ważną informację ze sobą ciągnie, już bez naleciałości przesądami przesiąkniętej, więc dlatego życiowo istotną i potrzebną.

Popatrzmy oczami zmysłowymi i myślowym eksperymentem, co się w tej ciemnej jamie rzeczywistości dzieje. A się dzieje, to wiadomo. Tak się długo dzieje - jak się długo dziać może. Już to znacie, już to akceptujecie rozumnie. Tylko co z tego wynika?A to, koledzy - że zapadanie w osobliwość trwa tak długo, jak może trwać. Czyli do punktu. A to dalej oznacza, że w tak zbudowanym i osobliwie osobliwym punkcie nie ma składowych - nic i żadnego jakoś w sobie wyróżnialnego. Jest nawet i obiektywnie zamocowana dla fizyka w świecie osobliwość, on ją pośrednimi efektami obserwuje, ale ona w sobie żadnych, żadnych już elementów składowych nie posiada. Że to dochodzenie do punktu trwa, że rozciąga się na etapy - fakt, ale to nie o tym teraz mowa. W takim opisaniu centrum procesu jest taka w sobie "dziura" - skrajna w logicznym pojmowaniu osobliwa dziura. Co to żadną dziurą przecież nie jest, a tylko punktem. Tylko jedynką i jednostką bez składowych. Może się takie rozciągać na wielkim zakresie, może być ogromne, ale to punkt.Że "za moment" to się zacznie rozprzestrzeniać, że zacznie zasilać podprogowo rzeczywistość laboranta, co go w takie pomieszanie mocne wpędzi, że zacznie o "ciśnieniu ujemnym" gadać - to nie ma żadnego znaczenia, to pobocze tutejszego dowodzenia.

16

Page 17: Kwantologia stosowana 11

Co tu jest sednem? Koledzy, ten punkt. Ta jedność bez składowych. W tym zawiera się informacja o "informacji".

Bo co oznacza, że w osobliwości wszystko staje się jednością? Że w dalszy etap zmiany nie może - nie ma prawa przejść żadna nadpisana na fizycznym nośniku informacja. I nie ma znaczenia, co poddawane jest analizie, który to poziom świata. Zmiana, wyróżniona lub badana w dowolny sposób zmiana energetyczna, każdy i też dowolny proces w stanie-punkcie jego osobliwości (a tym bardziej w maksymalnej już osobliwości, w "czarnej dziurze") - to w tym-takim punkcie staje się jednością tego punktu, jest tym punktem; ginie jako wcześniejsza odrębność, a z nią wszelkie dane.

W osobliwości brzegowej znika wszystko, co się wcześniej składało na postrzegany fakt. Nie znika nośnik, to oczywiste, ale znika - scala się lub rozprasza (zależnie od formy osobliwej brzegu) oznaczająca konkret struktura, czasoprzestrzenne rozłożenie elementów tworzących - ginie w zmianie zawarta wcześniej (i nadmiarowo) "treść", jednak pozostaje fizyczny fundament.

Przejście procesu przez osobliwość jest proste, oczywiste, szybkie - i konieczne. Ale kończy etap wcześniejszy "wyzerowaniem" danych, a nowy rozpoczyna od stanu "czystej karty" - żadne bazgroły, mądre czy głupie, jej nie znakują. Zmiana toczy się w logicznym ujęciu krok po korku, i toczy się - co tu istotne - bez żadnego momentu zatrzymania, sprawnie; jeden etap przechodzi w kolejny płynnie, fizycznie to jedność funkcjonalna. I dlatego też całość tak definiowanej zmiany w postrzeganiu z zewnątrz nie ma ani chwili znieruchomienia. A struktury kolejnych jednostek nadprogowych w ramach (wszech)świata i dostępnych w pomiarze - one budują się bezproblemowo i według reguły.Jednak to nigdy nie jest informacyjnie powiązane z wcześniejszym.

Zgoda, koledzy - etap poprzedni wpływa na kolejny, to zasada ważna i nadrzędna. Ale nie dzieje się to tak, że przeniesiona zostaje do kolejnego odcinka nadpisana na nośniku informacja o minionym - to w przejściu przez stan osobliwości jest niemożliwe. Jak nie ma żadnych elementów do wyróżnienia w punkcie lub, z drugiej strony, nie ma niczego więcej jak jednostki jednorodnej płaszczyzny - to nie ma sygnału; jak wszystko wokół tak samo zbudowane, to nie ma treści, a tym bardziej jej odczytu. Tylko sam fakt budowania się konkretów podlega zawsze oraz wszędzie jednej, ze zmiany wynikającej reguły - jednak nie ich ułożenie, nie ich czasoprzestrzenna konstrukcja. Postać (kształt) to stan zawsze chwilowy i jednostkowy - unikalny w bezkresie.Przecież zmiana biegnie według reguły, ale reguła istnieje dlatego, że jest ta zmiana.I niczego więcej w takim nieskończonym-wiecznym toku zmian nie ma. I niczego więcej nie potrzeba.

Czyli, koledzy, jak ten obserwator swoje karteczki wrzuca w czerń,

17

Page 18: Kwantologia stosowana 11

to może sobie mędrkować o przejściu w inny świat, o przesłaniu tej nadmiarowej w stosunku do nośnika informacji - ale to złudzenie, to przesąd, który prowadzi do nieporozumień lub fałszu badawczego. W osobliwości jego wszystkie dane znikają, a odświeżona i oczyszczona tak energia w kolejnym bycie (czy świecie) tryska sobie podprogowo ze źródła (niepoznawalnie dla fizyka) i wszystko zasila. Pozostając zawsze tym samym, kwantem energii, na nowo i od nowa zasila kolejne, nieskończone realizacje reguły.

We wszechświecie, z jednego etapu do kolejnego, jednostki składowe przechodzą bezproblemowo - jednak przez stan osobliwy zmiany żadna skomplikowana i rozbudowana (w czasie-i-przestrzeni) konstrukcja się nie przeciśnie, nie może. Można tego w fizycznym definiowaniu procesu nie dostrzegać, i tego się rzeczywiście nie dostrzega, ponieważ to zakres podprogowy - ale nie można tego pomijać, kiedy analiza biegnie logicznie, czyli już z brzegiem zmiany. Czyli z osobliwością jako faktem-stanem-etapem koniecznym. Kiedy zmiana osiąga stan osobliwości, czyli w punkt się zbiega - lub kiedy zmiana dociera do brzegu "chmury kwantów" - to jedynie poprawne ustalenie jest takie (i musi być takie), że nie ma w tym złożoności, żadnej złożoności, to są jednostki logiczne i proste. Nic więcej.

Informacja - tak po prawdzie, koledzy - to tylko sam nośnik. To, co dla was jest informacją, jakoś pojętą treścią, to zbiór fizycznych elementów i ich ułożenie - nic więcej. Informacja to tylko-wyłącznie stan materialny.Informacja to te przestrzenie oraz czasowo rozłożone punkciki czegoś w odniesieniu do nic (próżni) - tylko to. Tak, koledzy, to stan materialny. Niby to żadna nowość dla was, to znane, ustalane, obliczane - ale dziwnym trafem nie może przebić się przez osobliwość brzegową zmiany (rozumowania). A powinno.

Informacja, koledzy, czy to w postaci ułożonych na karteczce znaków materialnych, czy w każdym już dowolnie procesie - to na najgłębszym zakresie rozumienia abstrakcji i informacji (co potocznie traktuje się wszak jako jedność) - tu znajduje się wyłącznie "coś", fizyczny ślad. Przecież w głowie osobnika to ślad fizyczny i zewnętrznie do niego i w każdym rejestrowanym fakcie to ślad fizyczny. Każdorazowo jest w obrabianiu realny stan fizyczny - nigdy żadna bezmaterialna konstrukcja. I nie ma znaczenia, jak pojmować "zapis", to mogą być bazgroły, może być i kod genetyczny, i kształt elektronu, itd. - w każdym przypadku oznacza to nadmiarową informację o zmianie oraz wyróżnionym stanie chwilowym (po prostu rozkładzie w czasie i przestrzeni elementów, co ten fakt-punkt fizyczny tworzą i oznaczają). A świadomość, że jest to informacja - to znajduje się w obserwatorze.Nie ma informacji jako takiej, ona jest w bycie, który postrzega ten stan - informacja jest w obserwatorze.

Na fizycznym poziomie wszystko jest tylko momentem, punktem zmiany

18

Page 19: Kwantologia stosowana 11

w toku zachodzenia - a informacja to przypisanie przez obserwatora znaczenia wyodrębnionemu z tła "faktowi". Faktowi, który dla niego i tylko dla niego jest tym faktem. Zmiana zachodzi, jednak co z tego w postrzeganiu i kiedy stanie się dla ustalającego "znakiem", kiedy zauważy, że "elektron" zaistniał i jak się zmienia - to związane jest integralnie z obserwatorem, to jego decyzja, jego akt pomiaru-obserwacji ustala ten znak i go wobec innych znaków definiuje. Informacja, abstrakcja bez obserwatora nie istnieje.

Tak, koledzy, nie ma informacji jako takiej. Jak nie ma kto rzec, że to jest sygnał, że zawiera w sobie treść - to tej treści nie ma.

Przekaz, dowolny przekaz to fakt - czyli zaistniałe w jednorodnym tle i przez to wyróżnione chwilowe zdarzenie - to także tło, które ma w sobie nośnik (coś) i to coś przenosi w sobie czy na sobie (np. w postaci nacisku i ruchu) stan zaburzenia, którego przyczyną jest zaistniały fakt - oraz obserwator i odbiorca tego sygnału-nacisku, byt. Z tym rozróżnieniem, że nacisk sygnału odczuwa każdy byt, nie ma znaczenia co pod ten termin podstawić. Odczuwa i reaguje, czyli się odkształca. - Ale poznać, zrozumieć, ustalić, że to sygnał, że zawiera informację o zaistniałym fakcie - to może przeprowadzić byt świadomy, świadomy istnienia otoczenia. I swojego w nim istnienia. A to jest możliwe dlatego, że wytworzony nacisk faktu spotyka się w takim obserwatorze z wcześniejszym zapisem o czymś podobnym - i na tej bazie może zostać porównany, odniesiony do zbioru danych i pomierzony (odczytany).I w efekcie staje się informacją, wiedzą o zdarzeniu.

Ze świata, koledzy, zawsze i tylko dociera sygnał-nacisk faktu, a to, czym ten sygnał się okaże dla obserwatora, to zależy od zasobu posiadanych wcześniejszych ustaleń. To może poruszyć emocje, może wzbudzić czynności poznawcze - to może się okazać ważną informacją o tym, że laborant "kocha zosię" i ona się uraduje - to może być i wiedzą o zamianie energii w materię (lub odwrotnie), nie ma już w tym działaniu znaczenia konkretna treść. Natomiast znaczenie ma to, że wszystkie te elementy składowe muszą istnieć, żeby sygnał-nacisk mógł zostać przeniesiony i żeby zaistniała informacja. Brak czegoś z tego zbioru przekaz wyklucza.

Informacja to energia w przepływie - treść jest w obserwatorze.

19

Page 20: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.4 - prosta-i-punkt.

Geometria geometrią, a życie życiem, wiadomo.Ja tam, panie i panowie, generalnie w naukę wierzę, nawet doceniam, a bywa, że podziwiam w stosowaniu. Tak generalnie to wierzę.Tylko że, rozumiecie, niekiedy mam wątpliwości, te tam, rozumiecie, pytania zadaję - takie głęboko podstawowe. Na ten przykład tyczące tej tam geometrii. Albo też podobnej nauki wykreślnej. - Tak mam z tej tam natury.

Bo to ustali sobie taki jaki ktoś w okolicy przykładowo trójkąt czy inny tam sześcian, załóżmy to tak ogólnikiem, przecież nie o konkret detalem podszyty tu gra się toczy. I cieszy się tenże osobniczy byt, a nawet tym osiągnięciem się chwali - a dalej poprzez te wiekuiste tysiąclecia o tym rozpowiada. Że tak a tak, że rzeczywistość już w regułę schwytana i policzalna kątowo czy liczebnikami. Prawda, tak się dzieje.

Tylko że, widzicie, jak ten detal geometryczny z ogólnym światem w zestawienie ułożyć - wspomniany trójkącik czy podobny fakt do tej rzeczywistej światowej konstrukcji odnieść, to problemy się liczne zaczynają oraz domagają objaśnienia. Bo to nie w każdym przypadku tak, bo są i odchylenia, czasami logicznie i filozoficznie znaczące. Bowiem geometryczna zasada, utwardzona na beton poprzez stosowanie niepoliczalne - ona sobie, ale życiowe przypadłości też sobie.

A niech tam, widać ten wspomniany trójkącik czy sześcianik czegoś tam - i co, jest już jasność w temacie?Niby jest, przyznaję to za szkolną nauką, którą pani od matematyki wbijała pracowicie, a i oceną odpowiednią poprawiała. Niby jest i trójkącik, i sześcianik - ale jakby się tak przyjrzeć detalicznie, tak do dna rzeczywistości, to od razu widać, że to ani trójkącik, ani sześcianik - że to zawsze coś więcej.Fakt i prawda, niby sobie szkolna dziatwa tam sobie w kajeciku na karteczce liniałką (nawet i bez podziałki) takie wykreśli, a jak i cyrkiel do tego zastosuje, to i całej geometrii się dopracuje. Ale w takim - jak tak spojrzenie głębokie nakierować - to żadnym razem w tym obrazie płaskości nie widać, zawsze trzy wymiary najmniej się po wszystkiemu kryją. A dziatwa przecie, za słowotokiem nauczającym, taka uczniowska zbiorowość jednostkowa - ona w tym jednowymiarowy i "płaski" elemencik widzi; kreśli cierpliwie, punkciki składa tak w linię, zamyka ją w okrąg czy figurę z przyprostokątną - a jednak widzi (i o tym nawet dywaguje), że to w sobie płaskie. Tylko że, widzicie, jak się tak powyżej tej chwilowości uczniowskiej umieścić (chwilowości lekcyjnie kształtowanej), czyli powyżej kartki zeszytowej sobie to zaprezentować, to nawet i cztery wymiary w tym się zobaczy, i zmianę w toku zachodzenia się odnotuje. Zaprawdę tak.

Przecież - zauważcie i zastanówcie się nad tym - jak człowiek sobie

20

Page 21: Kwantologia stosowana 11

te trójkąciki (czy podobne figurki) kreśli, to przecież przenigdy i przenigdy to się tak płasko nie dzieje, jak to pani matematyczna w zapamiętaniu podaje. Owszem, dla naszego zmysłu ocznego to się tak przedstawia, nam oko podpowiada, że ta kreseczka przyprostokątna to ona cieniutka tak, że płaska, że nic się z jej płaszczyzny nigdzie nie wychyla. Ale, przyznacie, bo już mikroskop widzieliście sami (a może w telewizorze) - że kiedy to zbadać takim przyrządem, to widać, że to żadnym tam razem płaskość, a góry i doliny; że to ho-ho jakie wielkie w sobie. A co więcej, do takiej już logicznej płaszczyzny to daleko, a nawet i dalej.

Albo sobie i taki konstrukt geometryczny wyprodukujcie na karteczce owej, takie trzy proste w przecięciu - co to układ współrzędnych w oglądzie zbudują, znaczy się. I co, jaka inność logiczna w tym jest, to płaskie i zmiennej czasowej pozbawione? Nie, nigdy.

Bo to można sobie tak mówić, tak wyobrażać, tak sobie to objaśniać, ale w tym żadnej płaskiej i bezczasowej faktografii nie ma, i nigdy nie ma. Owszem, jest symbol zmiany, jest fakt w zmianie, jest takoż działanie w zmianie, więc o tejże zmianie może sobie użytkownik nie wspominać, nawet to nie musi być jego zmartwienie - tylko że ta zmienność tam zawsze jest. I na zawsze jest. I nie może być inaczej.

Można naturalnie się nie zastanawiać, dlaczego geometria wygląda w sposób taki, jaki wygląda, można jej ustalenia stosować, nawet tak z osobniczym czy zbiorowym pożytkiem - ale trzeba wiedzieć, że to efekt "renormalizcji" przeprowadzonej na świecie przez obserwatora - żeby sobie działanie ułatwić. Skoro w obrazie figury i tak zawsze zawarta jest zmiana, skoro jest w układzie współrzędnych zawsze dynamika i nigdy bezczasowa stałość - to można, dla operatywności czynu, to ustalenie stałej zmienności pominąć. Ponieważ i tak w wyniku działania wynikiem będzie coś, co w sobie zmienność jakoś wpisaną zawiera - inne być nie może. A że uproszczenie po latach w działaniu nabiera cech obiektywnych, że staje się aksjomatem - albo i dogmatem - to już uboczny skutek takiego działania, to pochodna budowania abstrakcji. Coś za coś, nie ma darmowych konstruktów.

Dlatego teraz trzeba spytać, co też za tymi geometriami się kryje, bo że coś się kryje, to fakt. Kreska na karteczce wykreślona, a sobie za oknem autko pędzi albo i samolot się wzbija, albo też domek rośnie w górę siłami betonowymi spajany. Jest symboliczna i rozumowo płaska w sobie abstrakcja - a za tym fizyczny fakt się jakiś kryje i życie ułatwia konstruktorom (albo i kopaczom rowów). Komu konkretnie, to bez znaczenia, to detal szczegółowy.Co się więc za tym "punktem" fizycznie znajduje, co się za pojmowaną tak "prostą" skrywa - co się za trójkącikiem, sześcianikiem, kulką tak realnie pojmowaną lokuje?

I tu, widzicie, odpowiedzieć aż tak prosto się nie daje. Punktowe

21

Page 22: Kwantologia stosowana 11

takie coś to sobie geometrzy już dawno wypichcili i stosują, ale od definiowania w aksjomatykę uciekają - to fundament, ale dowodzenia nie potrzebuje, tak mówią. Nawet te punktowe fakty w prostą dalej zestawiają, nią wspomniane figurki budują, a nawet przecinają tam gdzieś w nieskończoności, jak coś ich najdzie; jednak też głębszej analizy prostej nie czynią, bo i po co, powiadają. Oni, znaczy się te geometry i matematyki - oni nie od pospolitości takich, to się abstrakcyjnie ubiera, abstrakcjami obraca, abstrakcją rzuca na tę i każdą stronę. I jest spoza, gdzieś tam sobie bytuje, czasowość mając w dużej pogardzie.

Ale pytanie jest, przyznacie - skoro się sprawdza, to jednak coś za tym się konkretem znajduje. Można to sobie darować, kiedy kreseczki się kreśli, a szkolna kartka cierpliwa w działaniu, tylko że mniej to zbędne w chwili, jak trzeba przejrzeć zakres ciemny a też groźny potencjalnie, bo coś z niego może się wychylić.I jest w takiej chwili kłopot, dylemat, zastanawianie się. Czym jest takowy punkt, albo też inna kropka kwantowa? Jakie to, co to, gdzie to?

I tu, widzicie, taka banalnie prosta definicja punktu się pojawia - prosta definicja, ale z niebanalnymi skutkami.

Czym jest punkt? Tym, co za "punkt" uznam.

Nie, to nie wybieg - to nie ucieczka od tematu, tak właśnie należy coś podobnego zdefiniować. Nie ma punktu jako takiego. Jego postrzeganie i operacje na nim, jego rozumienie oraz stosowanie, to jest w tym bycie, który takie pojęcie wyprowadza ze zmiennego świata.

Owszem, należy dodać, że fundamentalnym "ustaleniem punktowym" jest to, że w tak wyznaczonej "kropce" już faktycznie nie ma składowych - że jeżeli stawiam długopisem na kartce znak kropki, to faktycznie nie ma żadnych mniejszych elementów, że to jedność.

Zaraz, powiecie, przecież na kartce są te doliny i góry, to żadna w szczegółach tam kropka czy punkt. I racja, tak jest. Ale dopiero o tym wiadomo, kiedy przenieść spojrzenie i badanie na otoczenie, na tło.Czyli kiedy odnieść to do mniejszych składników świata.

Tylko że, podkreślam mocno, takie działanie "drobiące" jest możliwe wówczas, po pierwsze, jak dopuszczę taką hipotezę - a po drugie, co częściowo łączy się z pierwszym, kiedy zaistnieją możliwości, żeby technicznie to sprawdzić. Póki "kropka" jest dla mnie punktem, to nim jest. I kropka.

Ale, zwracam uwagę, jeżeli odrzucam z jakiś powodów taką możliwość (dopełnienia o kolejny poziom) - to tego nie sięgnę, ograniczenia są w działającym i poznającym, a nie w świecie. Bariera pojęć bardzo skutecznie zakreśla krąg, w którym można się poruszać.

22

Page 23: Kwantologia stosowana 11

Z takiego podejścia wynikają jednak poważne konsekwencje, i to na różnym poziomie analizy.Przede wszystkim to, że punktem jest wszystko, że dowolny fakt dla mnie wyróżnialny w tle - to punkt. Granicą absolutną jest "obiekt", osobliwość w formie punktu, w której nie ma składników, w której w żaden sposób, nawet logicznie, nie wyznaczę składowych. Ale to też oznacza, że ten obiekt może mieć rozmiar wszechświata, a będzie w moim ujęciu punktem. Skoro to coś jest jednością i nie ma żadnych elementów tworzących, jeżeli w tym "obiekcie" nie ma pustki, nic w formule przerwy - to taki "fakt" jest punktem. Potencjalnie może z niego zostać wyprowadzona nieskończona liczba "prostych", jednak w "momencie" analizy, kiedy jest jedność - to punkt.

Ale to samo dowodzenie, zwracam uwagę, dotyczy każdego innego dla mnie wyróżnionego w tle świata faktu. Nie ma znaczenia, że kiedyś tam w przyszłości atom zostanie rozbity na elementy, nie ma także znaczenia, że nawet kawałek głazu mogę kiedyś tam rozbić na części - nie ma znaczenia, że planeta, gwiazda to fizyczne złożenie, co w przyszłości ustalę. Nawet nie ma znaczenia to, że słowo zbudowane jest z liter czy zgłosek, że budynek to zbiór cegieł - że droga to kolejne metry; itd. Wszystko, co wyróżniam i czemu nadaję zborny w mojej obserwacji stan - to punkt. Mam świadomość po tysiącleciach analiz świata, że to złożenie, że każdorazowo wyznaczony fakt jest zbudowany z elementów - i że nigdy w fizycznym zakresie nie dojdę prostoty, bo tej prostoty tu nie ma - ale to jest zewnętrzne wobec wyróżniania ustalenie, to "dodatek", zawartość instrukcji obsługi, ale nie treść świata. Treścią jest zmiana w formule przemieszczania się punktów, a złożenie w obiekt jest we mnie. I także jest zawsze punktem.

W tym kontekście zrozumienie, czym jest "prosta", to już proste w sobie działanie.Prosta to jest to, co za prostą uznam.

Ale są pewne uwarunkowania tego podejścia, które muszą być oddane w tworzeniu geometrii kwantowej, czyli takiej, gdzie pojawiają się w analizie fizyczne stany, a nie tylko abstrakcje.Otóż można mówić o "prostej nieskończonej" i "prostej wieczności". Czyli, w innym zbiorze pojęć, o "przestrzeni absolutnej" i "czasie absolutnym". To są logiczne zamienniki w analizie na dziś, pojmuje się nieskończoność oraz wieczność wymiennie - a to przecież nie to samo. To ścisłe powiązanie, ale co innego oznacza.

Otóż powielony w nieskończoność punkt, to naturalnie znana prosta i jej geometryczna interpretacja. Z wszelkimi zależnościami, tego też nie ma co podkreślać.Ale jeżeli zebrać w jedną prostą wszystkie punkty w nieskończoności - jeżeli tę prostą przesuwać o wartość jednostkową, to efektem tego będzie płaszczyzna. Czyli zbiór kolejnych położeń prostej. W innym nazwaniu "czas absolutny" - albo jeszcze inaczej: wieczność. Prosta

23

Page 24: Kwantologia stosowana 11

w formule zbiór nieskończony to najmniejszy element płaszczyzny, a zarazem stan chwilowy wiecznej zmiany.Prosta w tym ujęciu to zbiór "faktów" - jednostek elementarnie już pojętych, do niczego nie redukowalnych. I one tworzą w ruchu to, co uznaje się za płaszczyznę. Budują, "tkają" strukturę płaszczyzny w formule ewolucyjnej. Lub płaszczyzny pojmowanej geometrycznie, więc uproszczonej.

Z tym, że zaprezentowany ciąg rozumowania dotyczy wszelkich poziomów analizy, jeżeli coś uznaję za punkt, a dalej za prostą zbudowaną z tych punktów, to nie ma znaczenia, co obrabiam - tak pojęta prosta tworzy płaszczyznę. Płaszczyznę takich jednostek. Czyli to może być płaszczyzna cząstek atomowych, cząstek w postaci człowieczego bytu - planety - wszechświata - i kolejnych tego rodzaju faktów. Co jest cząstką i odrębnym faktem, to ustala wyróżniający w trakcie działania - on definiuje. Tylko on, obserwator.

Tylko że jest jeszcze drugi tok rozumowania o prostej - jako ciąg przemieszczania się jednostki, znów bez ustalania, co jednostką w tym działaniu jest. - Chodzi o to, że kiedy przemieszczam element o jakiś zakres, i o kolejny - i tak bez końca, to uzyskuję w tym ruchu prostą nieskończoną, ponieważ to jest ruch w bezkresie, od zawsze do zawsze. Zmiana jest nieskończona to i prosta symbolizująca ten ruch jest nieskończoną - i też tworzy, poprzez zsumowanie już wszystkich elementów nieskończoności, jednorodną płaszczyznę. - Płaszczyznę w formule nieskończoności-wieczności.

Pierwsza prosta jest nieskończoną sumą punktów, a druga prosta jest nieskończoną sumą położenia punktu w bezkresie. Skoro to przebiega w nieskończoności, to i suma położeń jest nieskończona, symbolizuje wieczność. - Wieczność zmiany dla konkretnej jednostki czegoś, ale po zsumowaniu nieskończonej liczby takich prostych, to również jest w złożeniu płaszczyzną. Istotne w tym ujęciu jest to, że łącznie i razem, i tylko tak, obie proste oddają fakt wewnętrznie podwojonej ("dwuwymiarowej") prostej tworzącej tę "wielowymiarową płaszczyznę", czyli nieskończono-wieczną płaszczyznę. I jest to jednostka rozumowania o Kosmosie. Podwojona wewnętrznie i nieskończona jednostka.

To są współzależne i wzajemnie się warunkujące składowe logicznego ciągu rozumowania. Jest to kolejny poziom analizy - tym razem już skrajny, z wszelkimi nieskończonościami jako składnikiem pewnym i koniecznym. O ile wcześniej, w ramach wszechświata, te składowe się nie sprawdzają, są nawet zbędne - o tyle tutaj to fundament obrazu i podstawa działania. Ale analogicznie, jak to ma miejsce w trakcie analizy czasu-przestrzeni we wszechświecie, tak samo tych pojęć nie można rozerwać na składowe, ponieważ stronność opisu zawsze prowadzi do absurdu. Albo nawet do różnych dziwów rodem z podświadomości. W najbardziej fundamentalnym znaczeniu nieskończoność współwystępuje z wiecznością - łącznie to nieskończoność-wieczność. I tylko tak tę "n-wymiarową płaszczyznę" należy pojmować.

24

Page 25: Kwantologia stosowana 11

A tak przy okazji i co by nie kończyć tej opowiastki aż takimi od tutejszego odległymi zakresami, dla rozweselenia logicznego, mała dygresja na temat geometrycznego pojmowania punktu. Bo to tacy różni geometrzy (tak poprzez wieki to poszło) sobie przez punkt ulokowany w nieskończoności takoż nieskończoną liczbę prostych poprowadzili - tak to im z analizy wyszło. Ech.Geometria oczyszcza sobie pole działania z jego fizyczności, takie i podobne ustala reguły, tylko że później musi przyjąć to na siebie tenże fizyk (dalej też filozof), żeby to w tłumaczeniu wyprostować, żeby przerzucić łącznik między abstrakcją a rzeczywistością. A to trwa.

Bo czy tak może być, żeby się dało przez jednostkę bezkresu - tej i tam nieskończoności - przez punkt Kosmosu przepuścić nieskończoną ilość czego? Jak, można?Nie, musowo nie można. Prawdą geometryczną jest, że tak się to robi, wtyka w punkt nieskończenie wiele prostych. Ale to zboczone w sobie tłumaczenie, zboczone z kursu logicznego. Nic w jednostkę się więcej nie zmieści, jak jednostkowe. Nie może. Tak to się detalicznie w tej nieskończoności wiecznej prezentuje.

Czyli, mówić inaczej, faktem prawdą podszytą jest, że przez takowe punktowe miejsce w Kosmosie można przeprowadzić nieskończoną liczbę prostych - to poprawne ustalenie. Tylko że, cóż tu dużo gadać, nie jednocześnie, nie momentalnie, nie od razu.To się zrealizuje, a jak, ale też w tej tam nieskończoności. Jak do ruszania się jest zapas, tak na wieczność, to przez konkretny punkt w nieskończoności nieskończona liczba lokatorów się przewinie, nie ma ograniczeń. Tylko że w kolejności, w skwantowanych odstępach - i według numeracji na/w prostej. Bo prosta zawiera nieskończony zbiór jednostek, ale ani większy, ani mniejszy. I zawsze jest to już inny punkt.

Każdy punkt prostej jest inny - choć taki sam.

25

Page 26: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.5 - pionowo-poziome.

Nie powiem, generalnie to ja w naukę wierzę, rozum podziwiam, nawet i postęp gdzieniegdzie notuję. Nie ściemniam, czasami ten tak zwany postęp sobie tu i tam dostrzegam.Tylko że, widzicie, to moje optymistyczne spojrzenie na okolicę i dalsze - no, ono się niekiedy na takie oraz podobne napotyka, że się w kursie optymistycznym trudno utrzymać. I dalsze istnienie w taki sposób nastawione sporego wysiłku wymaga, niestety.Cóż, świat niejedno w sobie zadziwienie posiada, a nawet i wiele ich posiada.

Sami zresztą powiedzcie, jak tu człowiek naukowo uświadomiony może się swego trzymać, jak na drodze życiowej - przykładowo to mówiąc - takie dziwo napotyka, że jajogłowy mu prawi o "czasie urojonym" albo "przestrzeni urojonej" - jak się swego w takiej okoliczności mocno podejrzanej utrzymać, jak?Powiecie wy na to, że tak owi jajogłowcy już mają. Że tak te swoje zmyślne konstrukcje hipotetyczne dla objaśnienia obserwowanego pichcą - i że czasem z tego coś pożytecznego się lęgnie. A że to krzywe i dziwaczne na logiczność prostą, to inna tematyka - normalsów takie nie tyka.I ja wam tak naturalnemu wnioskowaniu rację przyznam, to prawdą jest i w sobie generalnie ma wartość niezaprzeczalną - tylko że nie do końca. Oj, nie do końca.

Przecie, zważcie wy na to, jak sobie człeczyna spojrzy tu i tam, a nawet i poza tutejsze, to czy tam jakieś urojenia widać? Może i nie do końca to widać, bo akuratnie tam światełko nie dociera i ciemność to skrywa - taka ciemność, jak... no, wiadomo jaka i gdzie. Może to też i nieostro widać, bo oczka niezwyczajne oraz niedostrojone lub wiekowo już zdeformowane. A i bywa niekiedy tak, że widok coś innego przesłania, drobne albo wielkie - więc dalszy szczegół w spojrzeniu skryty albo zsumowany z innym. Tak to bywa, tak to się dzieje.

Ale, zauważcie, czy w tym wszelkim popatrywaniu dziwy dostrzegacie - coś od natury odległego? Powiecie, że w tym to głębokim kosmosie to nie takie dziwności się kryją, że mocno daleko to i statystyka się panoszy, a też i inna losowość orbity obsadza. A nawet, tak to powiecie, naturalnym biegiem energetycznego strumienia się lokalnie coś poczyna w fizycznym obszarze, ale to coś przypadkowe, samo nie wie, czym będzie. Bo tym kimś będzie, jak się w kupkę zbiegnie. Bo to dopiero się w chwili aktu badawczego i spojrzenia nurkującego w tę rzeczywistość się dokonuje. Bo wcześniej i głęboko, tam gdzieś na dnie, ono się tam buduje i buduje. Kwanty sobie tykają w ruchu tym wahadłowym i brzęczą struną drgającą pozaczasowo i pozaprzestrzennie - a tu dopiero po iks zdarzeń coś sobie zaistnieje. Coś wielkie, jak, nie przymierzając, foton czy inny wszechświat. Znacie to.

26

Page 27: Kwantologia stosowana 11

I tak uzbrojeni w argumentację dalej powiecie, że pewnie więc tam gdzieś urojony czas wespół z przestrzenią tak w sobie się splatają, że pewnie i urojone one są. Bo skoro to niedocieczone przyrządowo albo i inaczej, to kto ich wie, co tam się wyrabia; jak losowość w działanie się wplata, to z tego różne różności mogą się pokazać - i to w stylu też dowolnym.

Cóż, szanuję ja wasze argumentowe słowne zawijasy i hipotetyczność w podszewce świata doceniam - i kreatywność pospolicie banalną tak w całości wyróżniam... Tylko że, widzicie, mnie to nie przekonuje. A nawet zupełnie nie przekonuje. Bo to sobie zerknę tu, zerknę tam i siam - i nie widzę tej urojonej wartości. Ona, prawda prawdą prawdziwa, jakoś w matematyczności się znajduje, nawet zasłużenie tam gości, czyli się potwierdza. I niech tak będzie - i dobrze. Ale żeby tak czas urojeniem się objawiał - ale żeby przestrzeń była nienormalnie normalna w urojonym stylu? Ech...Nie, nie uchodzi.

Ale o tym urojonym zakresie to ja tak wstępnie zagaduję, nie o ten może i detalicznie ciekawy w sobie szczegół naukowego postrzegania tu chodzi - ale o całość, o generalne podchodzenie do otoczenia, o naukowo stosowane abstrakcyjne pojęcia. Urojenia czasowe tu tak za przykład robią, problem w sobie poważny zapodają.

Jaki problem, spytacie, ciut zaciekawieni - gdzie tu problem? Niech sobie naukowi jakie chcą konstrukcje myślowe budują, ich naukowe i osobnicze prawo. A jak się taka konstrukcja słowna czy matematyczna potwierdzi, to zysk ogólny i osobniczy.Tak to mówicie, tak to oceniacie - tak to też błąd zasadniczy już po wszystkiemu czynicie.

Bo, widzicie, problem jednak jest. W tym on się mieści, że jak już ten czy inny osobnik utytułowany naukowo swoje wymyśla, czy on może - a raczej: czy powinien takowe dziwaczne elementa wprowadzać - elementa mocno odległe od życia i ogólnie doświadczanej normy? Czy - zastanówcie się - czy tenże naukowo zakręcony może w zmyślanie swoje wprowadzać struktury odmienne wobec wokół namacanego - czy on może w swojej praktyce naukowej takie stosować?Czy, mówiąc inaczej, owe abstrakcyjne konstrukcje mają być bliskie codzienności - czy też nie jest to koniecznością? Powiecie, że to temat ubocznie zbędny, że jak jest abstrakcja, jak się sprawdza w stosowaniu, to nie ma znaczenia, jak ona jest tam w sobie wewnętrznie zabudowana, jakim językiem osobnik to artykułuje - przecież wiadomo, że w odpowiednim. Niech tam i sobie byt słowo dowolne pod postrzegane podstawia - a i tak, wiadome, na końcu mu wyjdzie, że to kwant w strumieniu kwantów i że świat to przemieszczanie się tej energetycznej rzeki, do której się dwa razy nie wchodzi. Nigdy i nigdzie dwa razy.

27

Page 28: Kwantologia stosowana 11

I wy będziecie mieli rację. Słowna czy dowolnie inna powierzchnia w abstrakcji to ornamentyka - to etykietka do wymachiwania, za którą znaczeniowa głębina się znajduje.Ale problem jest i lokuje się w tej wspomnianej głębi znaczeniowej.

Bo to nie jest tak, zauważcie, że pełna dowolność obsadzania takiej abstrakcji zachodzi - nic podobnego; nigdzie i nigdy to dowolne w sobie nie jest. Albo osobnik nazywający odnosi to do otoczenia, do jakoś tam postrzeganego, albo do już kiedyś tam ustalonego - i się to dalej w jego obróbce znajduje z całym tym wcześniejszym bagażem ustaleń. Kiedy proces badawczy rusza, co by nim nie było, istnieje świat oraz jego stan i to jest bagażem, granicą, w której można się poruszać. Tym światem może być fizyczność otoczenia albo fizyczność pojęć wcześniej wypracowanych, nigdy proces poznawczy nie startuje od zera - to nigdy nie jest stan "pustej kartki". I to ma znaczenie w kroku kolejnym i dalszych. Krokach możliwych, choć przecież nigdy pewnych jako fakt.Wcześniejsze, tak po prostu, determinuje obecne - i tym samym, też tak po prostu, ogranicza dalsze.

A skoro to nie jest pełna dowolność, skoro trzeba się odnieść tu i teraz do poprzedniego, oprzeć się na tym, co zostało ustalone - to zarazem oznacza, że konstruktor abstrakcji, nawet o tym nie mając pojęcia, te ograniczenia już wprowadza w analizę. I dalej w pojęcie, które tworzy. - Stara się, szare komórki się skręcają, ale nie wie, że wynik działania integralnie zawiera w sobie ograniczenia, co to kiedyś, gdzieś i nie wiedzieć przez kogo zostały wprowadzone. Niby wszystko poprawnie zrobione - ale czy głęboko poprawnie, to jest w tym momencie nie do ustalenia. Lub nigdy do ustalenia, jeżeli temat graniczny i fundamentalny.Jak analiza wychodzi od zawartego w pojęciu ograniczenia, to nigdy ostatecznego i poprawnego wniosku na takiej podstawie nie osiągnie. Kredowe koło abstrakcji to gwarantuje.

I tu, widzicie, tu ponownie na arenę wspomniane wstępnie "urojenia" muszą się pokazać, tak przykładowo to biorąc - ku rozwadze.Bo czy, się spytam, ktoś, kto stosuje takie pojęcia, może łatwo i przyjemnie nimi operować? Sami przyznacie, że to kłopotliwa sprawa i długotrwała. Prawdą jest, że jak się już taki wysili i wdroży, to i urojenia, i dowolnie podobne zaprzęgnie do działania, nawet z tym też powyżej odnotowanym pożytkiem. Tylko czy, dalej pytam, to jest najlepsze działanie? Czy zapewnia najlepszy wynik - czy prowadzi prosto do celu i do maksymalnego już celu? Macie wątpliwości, co? Macie. I słusznie. Ja też je mam.

Bo to, jak już padło, taka abstrakcja ma w sobie skryte ograniczenia i dlatego doprowadzi tak daleko - jak może.A przecież to oznacza, że dalszego już się nie wypracuje, że choć w opisywanym to "dalsze" jest, to ono albo zsumuje się w jedność tak po wszystkiemu i tego żaden sztukmistrz od abstrakcji nie rozsupła - albo w ogóle ciemność to skryje, bo pojęcie tak zagmatwane, że w

28

Page 29: Kwantologia stosowana 11

powstającym obrazie składu i ładu, o sensie nie wspominając. Tak do najbliższego zakrętu, w bliskości poznającego - tu, fakt, jakoś idzie i się sprawdza, ale dalej jest problem. Blisko, jak jedna abstrakcja się nie wyrabia, można zaprząc do pracy inną, i pójdzie. Ale jak w brzegu już się dłubie - ech, jest problem.Jak się na dystansie tak do horyzontu działa, to albo samemu się w tym badaniu naukowy wyrobi, albo z pojęcia skorygowanego skorzysta - albo inne wspomożenie zawoła, przyrząd lub innego obserwatora. Bo to wiadome, że jak dwie głowy, jak dwa punkty widzenia, to i ogląd pełniejszy. Znacie to.

Ale, zauważcie problem, jeżeli jest to absolutnie graniczna strefa pojmowania, taki brzeg logiki, to co? Jak kiedyś tam abstrakcjonista wypichcił pojęcie z "aniołami" w tle, na przykład, to co? Przecież na końcu tego działania - jakby daleko historycznie ten koniec nie był odsunięty - to kolejny stosowacz tego ujęcia żadnym sposobem się kwarków czy kwantów nie dopracuje - to niemożliwe. Niemożliwe. Czy naukowo inaczej to idzie? Też nie. A dlaczego? Ponieważ nawet i przywołując na wspomożenie eksperyment, co to jest weryfikatorem i odniesieniem maksymalnie skutecznym dla wszystkich abstrakcji - to nawet taki czyn w zakresie brzegowym nie pomoże. Dlatego nie pomoże, bo brzegu w poznaniu fizycznym nie ma z zasady. Brzeg się doznaje - ale nie poznaje.

Czy to oznacza, że nie ma wyjścia z tej uliczki - czy to ślepa na zawsze droga?Że niczego innego poza abstrakcjami nie ma, że ja to abstrakcja, to prawda. Ale to nie oznacza, że rozum w jego poznawaniu świata jest skazany na szamotanie się w granicach, które kiedyś tam zostały w opis wprowadzone - jest szansa na wyjście poza. W czym się ona zasadza? W stosowaniu pojęć - bo to przecież zawsze muszą być pojęcia - ale najbardziej zbieżnych do otoczenia. Pojęć maksymalnie prosto opisujących świat.

Na powyższe, już to słyszę, najbardziej żachną się fizycy - tak, to nie przypadek. Inni mają to w poważaniu (nawet głębokim), ale jest to im informacja zbędna. Bo albo stwierdzą, że te pojęcia stosują, albo nie dojrzą znaczenia problemu. Ale dzisiejszym fizykom taki wniosek wyda się bardzo, maksymalnie odległym od tego, co ustalają.Przecież wystarczy zajrzeć do byle publikacji o procesach, które w dolnych rejonach rzeczywistości się im ukazują - ech, to zbiór tak dziwacznych, odległych od prostoty pojęć, że operowanie nimi jest utrudnione - o ile w ogóle skutecznie możliwe. A abstrakcja jakoś zaistniała wpływa na kolejną tworzoną, przypominam. Jeżeli jest na wstępie pojęcie "urojony czas", to na końcu realność się pokaże, a jak - ale przykryta tą urojoną wielkością. I jest błąd analizy - i jest w badaniu zmieszanie.

Ale, tak przykładowo, wyjdzie badający abstrakcjonista w działaniu od banalnego pionu i poziomu, takie pojęcia zastosuje - czy zejdzie z drogi, pobłądzi, zatraci w pobliskiej strefie granicznej? Wy na to powiecie, że przykład wymowny, ale prostacki. Cóż, nie tak bardzo - acz pewną rację przez to wyrażacie. Prawda, pion-poziom to

29

Page 30: Kwantologia stosowana 11

bliskie, a przez to codziennie obecne w doznaniach i w pojmowaniu, to abstrakcje maksymalnie bliskie do świata i z niego wyprowadzone. Zwracam uwagę, bliskie do świata, i to na każdym zakresie. Jak coś wezmę do ręki, to nawet w ciemności - nawet zbudzony z głębokiego snu określę, że to pion, a tu biegnie poziom. O ile człek umysłowo zborny i trzeźwo pojęciami obracającym, to przecież tak stwierdzi. Czyli abstrakcja pomocna się okazuje i bliska życia.

Wy na to dalej powiecie, że powyższe prawdą jest, tylko mało w tych zakresach granicznych pomocną - że przechadzając się po świecie to pion i poziom poznaje się organoleptycznie, ale żadnego smakowania granicy nie ma i nie będzie. Prawda, nie zaprzeczam, pion i poziom tu jako przykład prostoty podaję - prostoty, która dotarcie dalekie umożliwia. A po drugie, tenże pion i takiż poziom zawsze i wszędzie jest obecny, nawet jak się fizykom inaczej to pokazuje. Te pojęcia tam są, tylko trzeba odpowiednio stosowane abstrakcje dopasować - i obraz rejestrowany wyostrzyć.

Ale najważniejsze, widzicie, jest mieć świadomość, że ograniczenia takie występują, że zrozumienie warunkują. - Jeżeli wiem, że słowo, że zastosowana abstrakcja ma w sobie granicę, że już na wstępie ma w sobie wpisany koniec - kiedy o tym wiem, to z większą uwagą będę budował kolejne poziomy świata.I o to w tym chodzi.

Co więcej - to taka uwaga ze strefy granicznej - na dziś nie jest z tym źle. Jakoś to się posuwa do przodu.W szerokim zakresie, w już najszerszym - jak do tego momentu - nie ma aż takiego zabetonowania w abstrakcjach, wspomniany postęp się generalnie dokonuje, nawet z pożytkiem. Jak abstrakcja zużyta, to się ją odrzuca i sekta może istnieć dalej. Albo ginie i na wolne w przyrodzie miejsce przychodzi sprawniejsza w tworzeniu pojęć. Jak fizyka sobie nie radzi, to podpowiedzi szuka w matematyce - albo i w filozofii (choć dziś niechętnie i skrycie). Czyli wniosek z tego płynie taki, że jednak kiedyś i gdzieś, nasz ten owłosiony, ale już łysiejący od przemyśliwania praszczur, że w jego tworzeniu abstrakcji wielkiej pomyłki nie było - że konieczne błędy dało się skorygować i w efekcie pokonać kolejny zakręt. Ale warto teraz powiedzieć i to, że dziś jesteśmy na/w brzegu i tu się okaże, czy jednak abstrakcje pomogły wyjść "poza" - czy zamknęły w sobie na zawsze.

A jak filozofia nie pomoże, to co? Ciemność brzegu?

30

Page 31: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.6 - początek-środek-koniec.

Zerknie człowiek na rzeczywistość, zerknie drugi - i się zaduma tak detalicznie.Bo to już w tej światowej sprawie wie, że to się generalnie wszystko zaczyna - nawet wie, że się kończy - a też świadomość posiada, że i środek zmiany w niej się zawiera. Takie ogólne ustalenie obserwator z obserwacji otocznia w jego każdym szczególe wyprowadza. I nic się z tego schematu nigdy i nigdzie nie wyłamuje.

Tylko że, widzicie ludki kochane, jak się onemu człowieczemu komuś zachce, że on ten początkowy punkt postanowi wyznaczyć, znaczy się chce powiedzieć, że tak a tak, że tu a tu początek się zdarzył - i że to wyglądało tak i nie inaczej - kiedy on tego docieka, to takie niby proste pragnienie logiczne, widzicie, ono wielce problematyczne się okazuje do zrealizowania.Niby proste to, niby początek zawsze opisuje widziane - a go trudno w szczegółach złapać. Bo jak się człowieczek w sobie zaprze i jak zacznie drobić okolicę, jak pocznie szukać cegiełki najmniejszej z najmniejszych, która całość widzialnej faktografii fizycznej buduje i wyznacza - to się okazuje, że jej w badaniu trudno się dopracować, że jej prawdą głęboką nawet nie ma, że ona się jakoś statystyczna pokazuje, pogmatwana, splątana i że jej dopaść nie można. Itd.A przecież początek, to już wiadome, w tym wszystkim i każdym jest - a jednak go nie ma. On ma być, ale go w badaniu najdokładniejszym nie widać. I kłopot po całości.

I co, ludkowie - myślicie, że można tak to zrobić, że to się jednak tego początku dojdzie - myślicie, że można do wszechświata linijkę lub podobne przyłożyć i powiedzieć, że to jest faktem początkowym i najpierwszym, a to już dalsze i odrębnie kolejne? Nie, ludkowie, to się nie sprawdza, w ten deseń to nie idzie. Tak w energetycznym zamieszaniu początku się nie ustali, końca dojść się nie dojdzie, a i środek umknie z widzenia. Tu inaczej się za temat trzeba zabrać.

Jak to zrobić, gdzie początku wszelakiego i lokalnego szukać, co za punkt oparcia potraktować i się na nim zawiesić w analizie?Trzeba, ludkowie, wyjść od tej nieskończonej i wiecznej jedności, od Kosmosu oraz jego przemian rozpocząć. - Nie, ludkowie, ja wam tutaj szczegółami główek zapełniał nie będę, to na inną bajkę nie bajkę. Ale jeno wspomnę, że jest sobie takie dla fizyka jednorodne i się w nieskończoność a wieczność rozciągające pole energii - czegoś, się znaczy. On to pole w swoim wewnętrznym światowym grajdołku ustala i widzi jako jedyne i niepodzielne - i w ogóle nic więcej nie widzi, bo mu w obrazie mgła i ściana wyrasta. Albo i ściana pojęciowa. I dla niego ta polowa abstrakcja w maksymalnym zakresie przeszkadza - dlatego on ją sobie upraszcza, ze scalonego w jedność wspomnianą,

31

Page 32: Kwantologia stosowana 11

w jedność skondensowaną i nieskończenie polową niepotrzebne elementa usuwa, je jako zbędne do kosza rzuca - i już nieskończonością się nie przejmuje. Bo mu się w tym podliczeniu wówczas wszystko zgadza. I jest dobrze, niech fizyk tak sobie robi.

Jednak my, ludkowie moi, żadnym sposobem nie możemy czego podobnego upraszczającego w poszukiwaniu początku porobić - nie, i nigdy nie. Nam, ludkowie, nieskończona wieczność absolutnie jest w poznawaniu konieczna, a i pole energetyczne także ma mieć ten szeroki na bezkres nieskończony ciąg. Że to pole dla fizyka jedno i jedyne, i że tylko lokalnie jakoś dziwnie dynamiczne - to jego kłopot, jego problem do odrzucenia. Ale nie dla nas. My już wiemy, ludkowie, my już wiemy, że Fizycznie to pole to żadna jedność - że to tylko tak dla onego fizyka się podobnie obrazuje, że to tak się za jego wzorami ciągnie. - To jedność dla niego, ale nie dla nas. Bo my wiemy, że to wzorami zostało scalone, że to zawiera realnie w sobie różne stany skupienia i że jest bezkresne - ale też nie zawsze w tym onym Kosmosie leniwe i spokojne.

My wiemy, że takie "pole kwantowe" to logiczna jedność konieczna w pojmowaniu, ale Fizycznie stan bardzo różnorodny, lokalnie w sobie dynamiczny, a i całość snująca się po kosmicznej nieskończoności w wielkim i jeszcze większym ruchu, bo nic tego nie hamuje. My wiemy, że pole lokalnie - ale i według rytmu generalnej zasady przemian w ewolucji coś buduje - i że to coś to tylko i zawsze inny wobec tej w tle obecnej eterycznej jedności stan skupienia. Pole i jego fakty elementarnie jednostkowe to tło, w którym i wobec którego, skutkiem nacisku-docisku, coś się w większe coś skupia - i że to jest już w tej nieskończoności zauważalne. A jak się jeszcze to dociśnie, to i nawet dla fizyka to się pokaże jakim tam elementem. My to już wiemy.

Ale i wiemy także, ludkowie mili, że jak tych dociskających linii w działaniu jest kilka, najlepiej żeby było osiem, bo z każdej strony wówczas dociska i równomiernie to tak idzie po całości - to w takim naciskaniu warstw i dociskaniu elementów jednostkowych logicznie, że w takim dzianiu się w nieskończoności sfera się zbuduje. Tak się w bezkresie wyznaczy zakres lokalny - który dalej będzie pompowany z tej zewnętrznej, ale podprogowej już eteryczności. I że jak to tak sobie trwa i trwa, a długo to trwa, to się wnętrze tej skończonej w polu energetycznym komplikującej się struktury - że ono się coraz bardziej i bardziej zapełnia.I też wiemy, że jak się to tak dopełnia, to się wnętrze zagęszcza i że rośnie ciśnienie, a jak ono ma już wartość progową, czy kolejną progową - to jakieś namacalne w obserwacji się pokazuje. I sobie to tak się dzieje i dzieje.A fizyk, to też wam wiadome ludkowie - on widzi to sobie w teleskopie lub wzorem jako tę ścianę i mgłę stworzenia, bo mu żadnym sposobem w dalsze spojrzeć się nie daje. Jak próbuje, to o logiczną ścianę się potyka - a nawet od niej odbija, bo przecież on uparty w badaniu. I jest dla niego jedność po całości - i tak w nieskończoność to się mu pokazuje.

32

Page 33: Kwantologia stosowana 11

Czyli, ludkowie, już wiadomo, dlaczego fizyk to tak notuje w swoim zakresie obserwacyjnym, dlaczego jego widok poprawny w sobie tak po generalnym jest stwierdzeniu - ale i już wiecie, że to zarazem też błędne po całości. I że trzeba to pilnie w analizie podzielić sobie na etapy i progowe punkty przejścia - podzielić po to, żeby poznać i w detalach zrozumieć.Bo jak tego nie przeprowadzicie, ludkowie mili, jak dalej w jedność i nieskończoność będziecie zapatrzeni - cóż tu powiedzieć, ściana i koniec. I blada wasza.

Logiczna jedność musi być podzielona na Fizyczne etapy. Musi.

I to tam, ludkowie mili, należy szukać i wyznaczać stan początku w tej naszej wędrówce poprzez świat i logikę.To w takiej pierwszej oraz już ten wszechświat oznaczającej warstwie kwantów logicznych czegoś, które poczęły tworzyć sferę - tam (ale i tutaj) trzeba nam ustawić początek wszystkiego, tak w naszym obrazie istotny. Bo nas samych zapoczątkowujący.

I co tutaj ważne a bardzo istotne, był to - i jest to początek już w podwójnym znaczeniu: początek zaistnienia wszechświata, ale również początek stanu nośnego, początek w rozumieniu "cegiełki tworzącej" to wszystko tutejsze.Tak, ludkowie, tego początku nie sposób opisywać tylko jako momentu w zmieniającym się nieskończonym a logicznym polu, to nie wyłącznie "pierwsza chwila" - ale i element jednostkowy tworzenia. Bo żeby ta chwila zaistniała, musi być coś, co ją tworzy - i musi to być stan fizycznie namacalny (mierzalny konkret w ruchu).

Ale, ludkowie, tak dla szerszego waszego spojrzenia na rzeczywistość i na wszystko, na kilka zdań i akapitów zostawmy początek w warstwie jego wstępnej, pomińmy już po wielekroć opisywane dopompowywanie i zagęszczanie się wszechświatowej budowli z jej progami i atomami (i podobnymi) - a obecnie, dla dopełnienia obrazu, zajmijmy się stroną końcową, czyli ostatnią warstwą. To ma znaczenie.

Bo co się dzieje, jak już fala zdarzeń osiągnie maksymalne swoje w ewolucji zbiegnięcie, jak osiąga stan punktu i osobliwości? Tak, to oczywiste, ludkowie mili - proces ani na mgnienie się fizyczne nie zatrzymuje, nic i nigdzie nie wypada z tej ogólnej rzeczywistości, to nie żadne tunelowanie w nie wiedzieć gdzie i kiedy - tylko się zmiana toczy analogicznie i symetrycznie do etapu kondensowania oraz scalania, toczy w rytmie i toczy dalej.

A to "dalej", ludkowie, oznacza, że toczy się do przodu - i zawsze i tylko proces się toczy "do przodu". A jak może się dociśnięta tak po całości w osobliwość sfera zmieniać i do przodu zmieniać? - Ależ tak, wybucha. Jak nie ma w otoczeniu siły, która ją wcześniej w ten osobliwy punkt wciskała i dociskała, jak już nic nie hamuje zmiany w jej zachodzeniu - to ta zmiana wybucha. Toczy się dalej w takim samym rytmie, tylko że podprogowo. Taka sfera, teraz już uwolniona

33

Page 34: Kwantologia stosowana 11

od nacisku, uzyskując wolny tor ruchu, traci warstwa po warstwie i zawsze warstwami swoje zasoby - osobliwość tymi samymi jednostkami, które wyznaczały pierwszą warstwę wszechświata w kosmicznym polu - tymi samymi jednostkami wybucha w otoczenie. Tam i brzegowo się do wnętrza to dostało, dotarło pod naciskiem kolejnych warstw zmiany idących z zewnątrz aż do maksimum skupienia - i wybucha. Aktualnie idzie fala "wybuchu" do brzegu maksymalnego rozdrobnienia, do brzegu wszechświata.I ta fala,ludkowie, zasila podprogowo tymi jednostkami wszystko we wnętrzu. Zasila eteryczne tło, którego fizyk nie może postrzec ani pomierzyć - choć ustala efekt istnienia tego zakresu: jako wybuch i oddalanie się wszystkiego od wszystkiego. I to w narastającym tempie, coraz szybciej się to dzieje. Dla niego "eter" i tło to niedostępny poziom skupienia w polu jednostek - przecież on widzi tylko i zawsze złożenie. Taka w sobie elementarna cegiełka warunkuje jego poznanie, ale pozostaje poza obserwacją.

I idziemy dalej, ludkowie - co się dzieje z taką oddalającą się od dna świata falą? Oczywiście dąży do brzegu. Ale, jak to padło, ten wybuchający wewnętrznie osobliwy punkt zasila tło świata, a to ma takie znaczenie, że to tło - choć logicznie w każdym kierunku takie samo i jednorodne - lokalnie i fizycznie się skupia. - Ot, jakieś w tym polu się zawirowanie zrobi, coś wessie w ten lej - i dalej się to fizyką pokaże, fotonem, elektronem czy atomem, to już mniejsza ze szczegółami. Jest wir, jest zagęszczanie się pod naciskiem tła, więc jest cząstka namacalna. Proste? Proste.

I to tak, ludkowie, dzieje się i dzieje, długo się dzieje. Nim taka jednostka i cegiełka wszystkiego się od osobliwości oddali i tego brzegu świata dojdzie - oj, to po wielekroć w szamotaninie bardzo i bardzo skomplikowanej - w takim zapętlaniu się i kołowaniu - ona w najróżniejsze elementy wejdzie jako składowa. Coś zasili podprogowo i poniżej obserwacji, chwilę w tym czymś pobędzie, w nim się także przemieszczając i zapętlając po niezliczone - i się oddali. Ale się tylko oddali, zauważcie, do tego wzmiankowanego tła, bo dalej uciec nie może, nie ma jak. Przecież to tło jednorodnych i takich samych w budowie jednostek. Ono zapchane do ostatniego miejsca - i choć w nim też pustki, nicości sporo - ale tylko tyle, że ten ruch może w strukturze się odbywać, ale nie więcej. Czyli nie ma jak taka sobie wolna chwilowo jednostka gdzie chce się dostać, nigdzie się z układu w dal niezmierzoną nie wydobędzie, bo przed nią ściana, płaszczyzna jednorodnego brzegu, co to wszędzie się rozciąga.I dlatego, za takie kolejne mgnienie dziejów - ona ponownie jest w coś następnego wciskana. I znów w ciało się wprzęga, i je okresowo buduje. I tak dalej podobnie.Ludkowie, nim jednostka brzegową i już faktycznie ostatnią warstwą wszechświata się stanie - nim będzie już na zawsze z tego świata się mogła uwolnić, zbuduje tyle skomplikowanych bytów, że ho-ho, i ho. I wspaniale. Że to dzieje się ubocznie oraz lokalnie? A co to ma za znaczenie - liczy się to, że możemy o takim procederze pogadać.

Ale, ludkowie, z tym docieraniem fali do brzegu jest jeszcze taki

34

Page 35: Kwantologia stosowana 11

myk, i on jest obecnie najważniejszy w analizie, że kiedy ta fala już na ten skraj wszechświata dociera - ona może się oddalić stąd do wieczności, ale nie musi.Tak, ludkowie, jedna warstwa świata się złuszczy i jej zagęszczanie spadnie poniżej wartości progowej, zero-jedynkowej - ale kolejna w liczeniu warstwa, a to proces logicznie bardzo ścisłe uporządkowany w zachodzeniu, tu żadna fala przed drugą się nie wepchnie, tu jest absolutny porządek reguły zmiany - ta kolejna fala już tak sobie w procesie nie pobiegnie. Bo nie może.

Dlaczego, ludkowie? Ściana, przed tą kolejną i dalszymi warstwami i falami zdarzeń jest ściana. I to dosłownie ściana, którą buduje ten wcześniejszy stan brzegowy. Skraj świata złuszcza się ciągle warstwa po warstwie - tym szybciej to się dzieje, im sfera świata większa - ale kolejne fale, wewnętrzne, one nie maja wolnego toru ruchu, mają przed sobą ścianę cegiełek. I nie mogą się przez nią przebić. Bo i jak? To są takie same jednostki, ściśle ułożone, więc opór jest tu maksymalny. I dlatego po dotarciu do brzegu fala zmian napotyka na swojej drodze maksymalny, jednolity stan tła.Przed taką falą, ludkowie mili, warstwa jednostek i płaszczyzna - i to skrajnie twarda, nie do pokonania. I to ma konsekwencje.

I co się dzieje? Tak, ludkowie, jedynie możliwy tok zdarzeń, które do przodu zawsze się toczą - ten jedynie możliwy tor ruchu biegnie teraz do środka, do wnętrza. Fala, po dotarciu do brzegu, o ile nie znajdzie się skrajnie, odbija się od tego brzegu - i wraca ponownie do wnętrza świata. I ponownie pokonuje-buduje, kolejnymi wciskaniami-dociskaniami, te i inne byty. Odbita od brzegu fala zasila fizycznie jednorodne tło i się zapętla w nim, szamoce w drganiach, buduje kolejne ciała, procesy, fakty - i oddala się od nich.I zawsze dzieje się to w odniesieniu do tła - tak jako pozyskiwanie z niego cegiełek, tak jako tracenia do niego elementów.

A co najważniejsze, ludkowie - ten proces jest zawsze logicznie aż po szczegół uporządkowany, tu nie ma przeskoków, zmiany miejsca lub podobnych ekscesów. Owszem, fizycznie to mieszanina doskonała, dla fizyka absolutnie nie do podziału na etapy, jednak logicznie jest to zmiana w toku zachodzenia - i to zmiana ponumerowana, skwantowana; tu każda warstwa, każdy element warstwy ma swój numerek na prostej - i nigdy się go nie może pozbyć. Fizyk notuje szamotanie "cegiełek" - a to ściśle uporządkowany ruch "do przodu". I tylko taki.

Zauważcie, jakie to niesie skutki - te są niezwykłe, ludkowie.

Co tu takiego istotnego? - Właśnie to zasilane w tak pojęty sposób tło wszechświata. Tło czy "eter" w starożytnym nazwaniu.Przecież, widzicie to?, tak budowane tło, niezależnie od momentu w procesie wyróżnionego, czy to na samym pierwszym początku - czy na samym i ostatnim końcu - i zawsze, w każdym etapie pośrednim takiej światowej zmiany - tu zawsze jest fizycznie to samo i takie samo. I to zawsze jest zbudowane z "cegiełek".

35

Page 36: Kwantologia stosowana 11

Czy brzeg wstępny a początkowy, który ten świat zaczyna - czy tylko brzeg wstępny, który wyznacza jednostkę dowolnie już fizycznie pojętą (np. "atom") - to zawsze jest ten sam i jednakowy elementami brzeg. Tło, z którego oraz w którym zaczyna się takie istnienie, to jest to samo i takie samo. Nie ma znaczenia, co wyróżnię logicznie w zmianie za początek albo co dla mnie będzie końcem (i co jest przez to tak istotne w obrazie całości) - te, tak odległe w analizie warstwy i punkty zmiany, to fizycznie jest składnikiem tła, jednorodnego tła. Ono jest zasilane i budowane w odmienny sposób na różnych etapach - czyli raz jako dochodzenia do osobliwości, a raz odchodzenia od niej - ale efekt jest dokładnie ten sam: tło. A fizyk tylko i wyłącznie ma do dyspozycji jego elementy. I są to w jego obserwacji wielkie i skomplikowane "emanacje" tła.

Ludkowie, w sensie logicznym początek i koniec zmiany, dowolnie już pojętej, nie tylko chodzi przecież o wszechświat, ale zasada odnosi się do wszelkich bytów - ten początek i ten koniec to to samo, taki brzegowy "eter" jest zakresem podprogowym wobec fizyki, ale buduje go niebywale rozciągnięty na etapy pośrednie proces. Tylko że, zauważcie, jako stan fizyczny (i Fizyczny) jest złączeniem - nałożeniem się. To jedność.Warstwa pierwsza i ostatnia, przez fakt, że składają się na nią te same - oraz zawsze takie same jednostki elementarne - przez ten fakt początek i koniec jest tym samym w fizycznej obserwacji; początek i koniec zmiany dla fizyka jest nierozróżnialny. Coś maksymalnie sobie logicznie odległe - jest fizycznie jednością. I jest wszędzie.

Czyli, ludkowie, początek i koniec jest wszędzie.

Bo brzeg, czyli najniższy element tworzący dowolny fakt, świat albo elementy fizyki - jest podpoziomem, tłem, dopełnieniem. Jest zawsze obecnym przedziałem zmiany, warunkującym istnienie skomplikowanych konstrukcji - ale niepoznawalnym.

I jest przecież wszędzie, to zawsze tło. Niezależnie co wyróżnię w badaniu i obserwacji - niezależnie od kierunku działania na pojęty tak nadprogowy fakt, on posiada dopełnienie - jest dociskany przez elementy tła-brzegu z każdej strony - bo ciśnie-dociska go do takiej fizycznej postaci cały zbiór oznaczający tło. I jest to maksymalny nacisk. Dlaczego? Ponieważ wyciska go z tego tła w fizykę i zakres obserwowalny całość wszechświata. "W górze", "ponad" jest wszystko, czego już fizyka nie może dojrzeć, a ponieważ to "waży", i dosłownie waży, to nawet najbardziej oporne elementy nie mają wyjścia: muszą się skierować w kierunku, gdzie jest swobodniejszy tor, w stronę, w którą strumień elementów się kieruje, w którą jest wciskany-wpychany.Fizyk oczywiście wie, że tego jest ogrom, że widoczne stanowi tylko cztery procent z całości, ale dopełnienia uchwycić nie może, tła w jego brzegowym zakresie nie dopracuje się; jednostka jego badania wygląda tak, ponieważ wszystko wokół na nią ciśnie, ale fizyk tego docisku nie rejestruje, ponieważ dostępny dla niego jest efekt, nie przyczyna.

36

Page 37: Kwantologia stosowana 11

Wszystko dlatego tak wygląda, ponieważ ten ciągły nacisk-docisk tła istnieje, że jest to tylekroć przywoływany konieczny w zdarzeniach "hamulec" swobodnego wybuchu. Póki ten nacisk jest, póki zagęszczenie jeszcze odpowiednie - póty zabudowane w znacznym stopniu jednostki mogą istnieć. Ale kiedy ciśnienie się obniży i spadnie niżej progu, to marna nasza, ciemność się pokaże. A później również i dalsze się rozpadnie - aż do jednostki i tła. Aż do brzegowej, skrajnej, cegiełkowatej jednostki. I wszystko się ponownie w początkowe-końcowe pole rozciągnie.

Tak, ludkowie mili, początek i koniec w polu energetycznym jest tym samym - fizycznie żadnych różnic się nie odnotuje. Tak, to dopiero logika można się tej kolejności dopracować, warstwę za pierwszą po całości uznać lub za ostatnią - tak, ludkowie, to obserwator w ten jednolity przebieg, choć budowany z elementów, porządek zachodzenia wprowadza. Po co? Żeby sobie zrozumienie zapewnić. Sam proces biegnie, i niech biegnie, jednak to my go znakujemy oraz dzielimy - wszyscy razem tak postępujemy w poznawaniu świata, ale i każdy z osobna. I musi to być zrobione, ponieważ nas bez tego nie będzie. I naszego tej rzeczywistej zmiany zrozumienia nie będzie.

Tak, ludkowie, jak my już sobie pospołu czy indywidualizowanie ten nieskończony i odwieczny strumień elementów oraz zdarzeń ustalimy - jak go podzielimy na te składowe kwanty - jak go ponumerujemy, a też wyznaczymy, że ten próg to tyle i to, a ten to już inne - to się na ten czas przyjdzie zrobić krok ostatni tego zliczania, ten już tak w sobie ważny po maksimum, bo nas oznaczający. Tak, ludkowie, na ten koniec to nam przychodzi w tym początku-końcu punkt środkowy wyliczyć, środek zmiany ustalić i go podkreślić. Bo ten środek, ludkowie, to ja, to my. To ja-my.

Tak, ludkowie, teraz pytanie zasadnicze, fundamentalnie podstawowe się pojawia na pierwszym planie i domaga się odpowiedzi: gdzie jest środek?Już wiecie, ludkowie, że to nie jest banalne, że to tak prosto nie idzie i w dowolny deseń losowy się nie układa - już rozumiecie, że tego byle linijką się nie wyznaczy, że do tego koniecznie wymagana jest logiczna procedura, i wielce skomplikowana przez swoje proste zachodzenie. Już się domyślacie, że jak nawet kto nerwowy i się na rzeczywistość zastawi w celu wyjaśnienia metodą uproszczoną, ta go w takie zagmatwania pojęciowe wyprowadzi, że się z dylematów żadną metodą nie wydobędzie. Już to wszystko i więcej wiecie, ale się środka jednak domagacie - bo skoro jest początek logicznie ustalony, skoro jest koniec na tej samej zasadzie pewny - to, nie ma odwołania, środek odcinka zmiany też musi być. Więc gdzie on się lokuje?

I tu, widzicie ludkowie, taka pewna komplikacja się ewolucyjnie nam objawia, ona w sobie jak najbardziej zasadna i konieczna, sami zaraz się w tym stanowisku upewnicie, ale ona jest. Jest i głosi - ludki

37

Page 38: Kwantologia stosowana 11

słuchajcie - że środek jest wszędzie.

Tak, moi drodzy, środek zmiany wszechświatowej - środek, który nas też oznacza - onże wszędzie się lokuje. Początek jest wszędzie, też koniec jest wszędzie - ale i punkt wewnętrzny, środek zmiany już w takim maksymalnym ujęciu, on również znajduje się wszędzie. I nie jest to pomyłka. To pewnik.

Tylko, widzicie, jest pewien haczyk w takim obrazie - on prawdziwy w detalach, tylko że te detale trzeba w odpowiedni sposób pokazać i w prawidłowych zależnościach umieścić. - Bez tego doprecyzowania może wszystko się okazać nieostre, rozmyte, problematyczne. A przecież w ewolucji nic skomplikowane nie jest, biegnie tak prosto, że już nie może się prostsze dziać. Co nie znaczy, ludkowie, że to prostackie i że można to byle szkicem przedstawić. Nie i nigdy.

Więc tak, ludki, zmiana się toczy i toczy - tę wszechświatową sferę buduje osiem linii, które wtłaczane są warstwa po warstwie w tężę sferę - one kwant po kwancie wchodzą w związki, "wyciskaj" z tła do zakresu fizycznego w kolejnych progach coraz to bardziej rozrosłe w sobie struktury - i w tak, i w takim logicznie opisywanym prosto przebiegu - a fizycznie smakowanym na wszystkie zmysły i przyrządy - jest początek oraz koniec, już to wiecie. Te, pozornie tak odległe maksymalnie od siebie momenty zmiany, są dla badającego otoczenie i doznającego go fizyka, są tym samym - dla niego to tło-brzeg. Czyli jednorodność płaszczyzny. W jego postrzeganiu elementy nakładają się na siebie, w ustaleniach rejestruje "ścianę", choć to logicznie ciąg różnorodnych zjawisk - i w efekcie dalej przejść nie może.

Widać w tym ujęciu wszystko, tylko że logicznie to "wszystko" buduje ogrom zachodzących w czasie i przestrzeni procesów - budują je fale przemieszczające się od brzegu do brzegu. Fala zapada się do zakresu osobliwości maksymalnego skupienia - dalej rozpada się do postaci osobliwości w formie "chmury jednostek" - znów kieruje się do punktu i osobliwości - i tak po wielokroć.A wszystko, to tak dla przypomnienia, jest osiem linii tworzących. Jeżeli ma być dla obserwatora stabilny i trwały obraz, a też jeżeli on, obserwator, w tym wszystkim ma się pojawić - tych linii musi w jedność funkcjonalną zbiegać się osiem, takich linii musi być osiem w postaci energetycznych strumieni. Osiem składowych procesów buduje coś takiego stabilnego, co to się w formule "obserwatora" dookreśla; osiem strumieni kwantowych, które poczynają się z różnych punktów nieskończoności, taki zbiór składa się w byt. I nie może być ich mniej, i nie może więcej.

I teraz istotne, ludkowie, musicie sobie umysłowo ujrzeć moment, w którym ta wszechświatowa zmiana, w tym jej galopowaniu od brzegu do brzegu - że jest taka chwila, kiedy wszystkie linie budujące świat są w równowadze w tym rozbieganiu-zbieganiu. To znaczy, że jest punkt-moment, kiedy istnieje tyle samo jednostek

38

Page 39: Kwantologia stosowana 11

zaangażowanych w stan osobliwości maksymalnego zbiegnięcia - ale i tyle samo w stan osobliwy maksymalnego rozpadu - czyli że jest "po równo". Wszechświat w takim jedynym punkcie zmian zawiera w sobie pełną i maksymalna tym samym liczbę osi symetrii - i to na każdym możliwym poziomie analizy. Nie było i nie będzie drugiego tak symetrycznego momentu w dziejach tej zmiany, każdy inny jest jakoś "zdeformowany". Tylko w tak pojętym środku świata jest idealna równowaga. I zarazem jest to środek tegoż świata.

Tylko że, ludkowie, sami to już widzicie, to nie jest geometryczny środek, to wyznaczony przebiegiem i jego cechami środek toczącej się zmiany. Oczywiście w ujęciu fizycznym jest to sfera i jakiś środek można w niej wykreślić - tylko po co? To w odniesieniu do zaprezentowanego jest zabiegiem nie tyle zbędnym, co bez znaczenia - liczy się nie środek kuli wyznaczony linijką, ale jego wartość dla istniejącego. A to wypada w środku zmiany. Zmiany, podkreślam.Całość sfery jest jak najbardziej w sobie policzalna, ma jednostki i na upartego, dla poprawności tej całej wizji oraz odniesienia do dalszego, tę zewnętrzną średnicę można wyznaczyć, jednak dla naszej opowiastki liczy się przede wszystkim to, że środkiem tak pojmowanej ewolucji jest moment-punkt w dziejach, a nie geometria.

Tylko że, ludkowie, to jest jedno podejście do środka, pierwsze do zanalizowania, ale musi być dopełnione fizyką. Bo środek w ewolucji ma dwa znaczenia - logiczne, powyżej opisane, ale i fizyczne, także dla całości istotne.

Bo gdzie ten środek we wszechświecie się lokuje - i jak wygląda?To już padło: środek znajduje się wszędzie. A dlaczego? Ponieważ w trakcie przechodzenia fal tworzących rzeczywistość, ich "tkania" w formule czasoprzestrzeni tego, co uznajemy za rzeczywistość - w tym przemieszczaniu się od brzegu do brzegu - jeżeli to opisywać jedną prostą - to "w bok", prostopadle do tego przebiegu i tej prostej - będzie się realizowała druga prosta: prosta oznaczająca fizykę. To będzie to wszystko, co widać, słychać, itd.Zmiana od brzegu do brzegu, od osobliwości do osobliwości dzieje się prosto - a to oznacza: bezpośrednio, ale ponieważ dzieje się to "w skali", czyli na dystansie - to tak ubocznie i lokalnie, i w bok coś się z tego może wyłonić. Coś fizycznego.

Zauważcie, ludkowie, że kiedy osobliwość się rozpada czy zapada, to przebiega to tylko i wyłącznie jednostkami, kwantami logicznymi, a więc tylko i wyłącznie w zakresie brzegowym, w zakresie tła. I tym samym przejście z jednego do drugiego stanu osobliwego jest tylko i wyłącznie "na styk" - bezpośrednio - jedno w drugie. I w opisanej tak logicznie zmianie nie ma miejsca na nic więcej - w tle, na tym podprogowym i maksymalnie skrajnym przedziale zdarzeń, w zakresie jednorodnych oraz jednakowych elementów, już do niczego redukowalnych - tu nic więcej się nie zmieści, bo nie może. Wszystko bardziej skomplikowane jest "w bok", tworzy się jako konieczny tego

39

Page 40: Kwantologia stosowana 11

przechodzenia od brzegu do brzegu skutek, jest efektem skali świata, ale to logicznie zdarzenie uboczne. I to dosłownie uboczne. Zwracam waszą uwagę na ten wniosek: to zdarzenie uboczne. Konieczne, ale uboczne.

A jak to wygląda fizycznie?Przede wszystkim dla fizyka to złożenie linii tworzących, to suma w jego obserwacji jest obecna - nigdy pojedynczy strumień zjawisk. I to ma znaczenie.Mówiąc inaczej, fizyk widzi jednostkę i powierzchnię tam, gdzie na zobrazowaniu logicznym jest mnogość etapów, elementów tworzących i najróżniejsze zależności; widać wszystko, a to dalece nie wszystko, i zupełnie nie wszystko.

Po pierwsze - dla fizyka ta logicznie ponumerowana rzeczywistość, dla niego to doskonała mieszanina. I nic więcej. Bo dla niego nie ma żadnego więcej. To, co obserwuje, to logicznie efekty przejść z jednego stanu ściskania i skupienia do innego - i to w obie strony zmiany. - Dla niego zupełnie nie ma znaczenia, czy konkretny atom budowany jest po całości czy fragmentami z elementów należących do jednej, drugiej, czy innej linii zmian - dla niego to funkcjonalna całość. Co się w logicznym ujęciu liczy, ponieważ można sobie z tego logicznie wyprowadzić na przykład izotopy i wyjaśnić, z jakiego okresu pochodzą. Ale dla fizyka to generalnie mało istotne, liczy się to, że takie izotopy są i że je można badać. Dla fizyka nie ma znaczenia, czy w badaniu-obrabianiu korzysta z elementów z warstwy logicznie początkowej, czy z ostatniej - przecież takiego podziału ani może przeprowadzić, ani musi - dla niego liczy się w badaniu to, że te elementy są obok i że tworzą kolejną strukturę w jego zakresie. Że tak spożytkowane przez niego jednostki to bardzo odległe sobie "fakty"? To nie ma znaczenie, to poziom tła - poziom logiki - poziom filozofii. A to, jako tło badania, nie wchodzi już w badanie. Warunkuje zawsze zrozumienie, ale jest poza badaniem.

I co ustala w takim pomiarze świata fizyk, który nic nie wie o tym, że to ponumerowane, że to środek wielowymiarowego i wieloliniowego toku zmiany? Wspomnianą doskonałą mieszaninę fizyczną. Nie ma dla niego kierunku wyróżnionego, nie ma żadnego środka, nie ma żądnego szczególnego w sobie dziwnego czy odmiennego stanu. A nie ma dlatego, że wszystko, co postrzega w dowolny sposób (nawet opisując i definiując to jako fakt początkowy), to tylko i zawsze etap środkowy - oraz wewnętrzny w zmianie. Ale teraz głównie chodzi o to, że środkowy.

Przecież wszystko, co może poznać fizyk, to środek - a raczej stany kolejnych środków, kolejnych punktów przejściowych. Bo wszelkie tak przez niego wyróżnione fakty, atom czy foton, czy komórka, to etap przejściowy, wynik tego wypychania w bok z jednorodnego tła. Ale w jego obserwacji tła nie ma, za to postrzegany element to wszystko.

40

Page 41: Kwantologia stosowana 11

Ale tego, że to pojawia się dlatego, że zmiana przez kolejne progi i osie symetrii zmiany przechodzi, to jest ustaleniem spoza zmiany, logicznym narzutem na zdarzenia - to "siatka kartograficzna", która musi być narzucona na jednolity przebieg w celu jej zrozumienia.Fizyk opisuje w szczegółach etap środkowy zmiany, korzysta z niego w każdej postaci - ale niczego więcej nie ma i nigdy nie będzie miał do dyspozycji. Środek zdarzeń to jego płaszczyzna poznania i badania - oraz całość jego świata.

Czyli, ludkowie, dla fizyka w dowolnym kierunku środek zmiany jest rozrzucony po niebie jednorodnie - wszędzie te zgęstki widzi jako obecne i jakoś zgrupowane, ale właśnie obecne. To, że formowały się ogromnymi dystansami czasu i przestrzeni, to jest wiedza podprogowa i nieobecna, a nawet fizykowi niepotrzebna. Korzysta z właściwości i buduje z elementów kolejne struktury, ale wiedza, dlaczego są te własności i co dalej z nimi będzie - to już nie musi być obecne w tym spojrzeniu.Może, bo wiedzieć warto, jednak to już jest poza. To już Fizyka.

Tak, ludkowie, środek jest wszędzie. Fizycznie jest wszędzie w tym, co uznaje się za "wszechświat".

Fizyk kierując swój przyrząd w dal czy w głąb, widzi tylko-wyłącznie środkowy etap zmiany - widzi powierzchnię zjawisk. A jak się postara w budowie przyrządu, to spojrzeniem i czubek góry ogarnie. Ale nie wie, że to środek wielkiej zmiany, a on sam jest środkiem środka - nie wie, że jest tło, które to widoczne warunkuje. - Rzeczywistość, to co się za rzeczywistość uznaje, to wielokrotne złożenie, suma z głęboko i daleko zamocowanymi fundamentami, to "nałożona" na tło i jego emanacje fizyczne siatka pojęć, która jest tylko uproszczeniem i powierzchniowym ustaleniem. Fizycznie dostępne jest wszystko, nic więcej nie istnieje, ale to tylko wzmiankowany pyłek na szczycie - to "piana na fali". Dalsze albo było, albo będzie, zawsze jest tylko-i-wyłącznie chwila "teraz", ale ona budowana jest na tym, co działo się i wpływa na to, co zaistnieje. Jednak dla zapatrzonego w fizykę i w powierzchnię - zapatrzonego w najbliższe, początek-środek-koniec wydaje się jednym i wszystkim...

Cóż, ludkowie, błądzi. Już to wiecie.

41

Page 42: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.7 - poziomice, izobary, itp.

Jako osobowości przywykłej do obrazków, takich map oraz podobnych rysunków, jako byt w sobie logiczny - jako ktoś taki, co to zawsze i wszędzie upatruje przyczyny i skutku, a nawet reguły zmiany tak po całości się domaga - więc jako takie cuś zastanawiam się czasem, co też na tych obrazkowych mapach daje się postrzec - co to jest i co znaczy? I dlaczego tak?

Ot, popatrzy sobie człek na te wykreślne zawijasy i pokrzywione na wszelkie kierunki kreseczki, obczai takie tam izobary i izotermy, a nawet dokładnie sczyta w opisie poziomice w przestrzeni - to i się zastanawia: czemu to takie mało regularnie symetryczne i fikuśnie zakręcone, i pogmatwane? - Co się za tym kryje i co wyznacza? Ale dla mnie żadną odpowiedzią na wyłuszczone powyżej dylematy nie jest stwierdzenie, co to w poniektórych lokalach się słyszy, a też w poniektórych głowach to się kołacze - że tak to jest, bo tak jest. W moim zestawie wyjaśnień to żadne wyjaśnienie, to unik po całości i pokraczna terminologia z pobocza logicznego.

I żeby była jasność ogólnie tematyczna, dla mnie nie jest ważne, co też owe wykreślone krzywe oznaczają, z czego w terenie to wynika i jak to się ma do tego materialnego usypiska czy powietrznych wirów - ja tu stawiam pytanie generalne, zasadnicze i fundamentalne: co i dlaczego tak się prezentuje, czym wyjaśnić takie kształty?I kolejne dla jasności, tematyka już w dyskutowaniu ze sobą była się objawiła, płaszczyzną wielowymiarową ukazała, a też rolę patrzącego uwypukliła. Ale ciągle nie wszystko zostało w sprawie pokazane i w szczegółach istotnych wykazane - dlatego tu i aktualnie po kolejne i istotne argumenty trzeba się schylić, logicznie się rozwinąć. - Po co? Żeby prześwietlić, żeby zrozumieć.

Czyli takim krokiem wstępnym postawmy my sobie jakiego tam fagasa czy innego osobnika, który będzie za obserwatora świata robił, tak go postawmy wobec płaszczyzny, kartki papieru znaczy się - albo też i mapy tak na przykład. I zadajmy takiemu płaszczakowi zasadne i ważne pytanie: co on widzi? Co on rejestruje, jak mu się na tę postrzeganą i doznawaną na każdym etapie istnienia płaszczyznę spuści rzut jakiej bryły - przykładowo tak kulistej sfery? Co taki byt ustala?I wy macie rację, wy dobrze kombinujecie: okrąg rejestruje. Taka w jego zakresie postrzegania się wykreśli figura, dobrze geometrycznie obeznana i szkolnie przetrawiona.

Ale tak po prawdzie, widzicie, to nie do końca tak jest - realnie tenże płaski po całości osobnik nie okrąg, a koło ustala, w świecie jego na płaszczyźnie odbija się, istnieje - tworzy się wypełnione detalicznie w zakreślonym okręgu koło. I to jest tu takie ważne, i

42

Page 43: Kwantologia stosowana 11

to wymaga podkreślenia.Dlaczego? Ponieważ to zmienia postrzeganie tego rzutowania - tak w tej podstawowej szkole już wdrukowanego w myślenie, że w wyższej od tego się uwolnić nie sposób. Nie okrąg na/w płaszczyźnie się realizuje - a pełne, jedno i płaskie koło.

Upieracie się, że jednak okrąg, że się mylę.Dobrze, zatrzymajmy się w argumentacji na tutejszym etapie, ponieważ to rzeczywiście istotne zagadnienie - a jego postrzeganie wynika z przywołanego wcześniej i wpisanego na beton w rozumne komórki ujęcia szkolnego.

Z czego wynika postrzeganie w tym rzucie okręgu? Z geometrii, z jej generalnych cech i utwardzonych przez wieki abstrakcji. Czy błędnie stosuje się geometrię? Nie, potwierdza się na każdym kroku. Ale na skutek tego, że pomija się, nie uwzględnia się - nawet nie wie się, że w tak prowadzonym opisie zjawisk znajduje się zawsze "czas" - a więc zmiana - to skutkuje "usztywnieniem", postrzeganiem stałości w zdarzeniu; kiedy ono właśnie jest zdarzeniem, procesem, przemianą. Jak to ma miejsce w układzie współrzędnych, taka konstrukcja odnosi się jak najbardziej do świata, jest oddaniem jego cech. Oraz zawsze odnosi się do zmiany - zawiera w sobie zmianę w każdym elemencie i definiuje zmianę. Ale ta zmiana, popularnie określana jako czas, w tym opisie to nie występuje - ponieważ jest obecna jako konieczność i oczywistość. Że skryta, to wyłania się w pogłębionej analizie - ale na co dzień można to pominąć. Dlatego, że tak czy owak zmiana w ujęciu się znajduje, więc wnioski z tego się potwierdzą. Osobnik nic o tym nie wie, ale poprawnie tworzy i wykorzystuje abstrakcję. A że w sposób niepełny? Co to ma za znaczenie, kiedy trzeba iść i trzymać się drogi.Za ten stan odpowiada, trzeba to podkreślić, rzeczywistość, która na takie "utwardzone" abstrakcje zezwala - a po drugie szkolne, do bólu wtłaczane w myślenie schematy. Jak to już zostanie zapakowane w te główki, to i zostanie - i przesłoni na wieki wieków świat, co to się zmienia ustawicznie i o żadnym twardym nic nie wie. Zasłona abstrakcji różną ma postać. Także geometryczną.

Dowód w tej chwili opiera się na tym, że popularne, wielokrotnie w mediach czy w szkole prezentowane rzutowanie sfery na płaszczyznę, w czym rzeczywiście widać okrąg - że to deformuje rozumienie tego fragmentu świata, ale i całości. Tu lokuje się główny powód złego postrzegania otoczenia.Dlaczego? Ponieważ we wspomnianym rzutowaniu kuli na płaszczyznę, w geometrycznym ujęciu tego faktu, nie ma zmiany, jej z zasady tu nie może być, przecież taki opis jest sztywnym, celowo uproszczonym do maksimum zobrazowaniem faktu. I w nim musi się pokazać okrąg, więc pozbawiony zmiany prosty fakt. W ramach tylko tego zakresu, takiego sposobu obrazowania świata, tu wszystko jest poprawne, logiczne, a więc sprawdza się. I niech tak będzie.

Ale trzeba teraz zrobić kolejny krok, czyli wprowadzić w geometrię przemieszczanie się elementów. I tu obraz się zmienia, dopełnia - a

43

Page 44: Kwantologia stosowana 11

na pewno urealnia.

Bo czym w świecie płaszczaka jest rzutowanie sfery w jego zakres? Przejściem, przechodzeniem tego rzutu przez płaszczyznę. To zmiana w trakcie realizowania się. Rzut z usuniętym czasem da okrąg - ale ten sam rzut ze zmianą jako faktem koniecznym buduje koło. Zmiana w trakcie zachodzenia tworzy w jego zakresie obserwacji kolejne stany i zbiory.To początkowo jest punkt biegunowy, acz wiadomo, że niepostrzegalny - bo nie ma rejestracji punktu i brzegu - później kolejne elementy ze sfery się obrazują, aż do najszerszego zakresu, równika. I dalej to podlega zanikowi, aż do punktu. - Płaszczak rejestruje zawsze, i to zawsze płaski, jednowymiarowy stan chwilowy - a więc koło, więc "plasterek" przechodzącej przez płaszczyznę sfery (elementy sfery w taki plasterek się składają, sumują, kompresują).

Sfera, czy dowolna bryła przemieszczając się przez płaszczyznę, to zostawia ślad w tej płaszczyźnie, ale ten "ślad" dla tego bytu jest wszystkim dostępnym - przecież nie widzi stanu powyżej ani poniżej swojej płaszczyzny, która jest całym jego światem. A co więcej, ten ślad jest nie tylko rzutem na płaszczyznę "zewnętrznej" sfery, ale jest zarazem rzutem "w" płaszczyznę - tworzy ten płaski byt. Zakresu powyżej nie ma w obserwacji fizycznie dostępnej płaszczakowi, bo to przyszłość oraz niedookreśloność, a zakres poniżej to już historia, czasami niebywale odległa. - Czyli do doznawania i poznawania jest tylko i wyłącznie płaski świat aktualnego "plasterka". I to on jest tym światem, tworzy okolicę i samego płaszczaka-obserwatora.A że takich rzutów jest do tego świata wiele i mnogość, to efektem będzie stabilny grunt, który osobnika unosi i pozwala się rozejrzeć.

I teraz o ten "plasterek" chodzi - o stan chwilowy "rzutowania".

Rysunek jest po to, żeby pokazać warstwy tworzące sferę, ale także po to, żeby powiedzieć, że sprawa jest banalna, znana, oczywista - i że to abstrakcje, ich rozumienie przesłania treść. To nie świat jest dziwny, ale obserwator nieostro go postrzega. Oraz że wymaga działanie wielu słów, żeby dotrzeć do sedna.

I jest ten stan jednostkowy - te dwa w świecie płaszczaka wymiary, a trzy w realnym, już naszym. Plus wspomniany tok zmiany, który się jako "czas" definiuje.I pytanie: co i jak postrzega obserwator fizyczny, zanurzony w tych

44

Page 45: Kwantologia stosowana 11

swoich czterech wymiarach, kiedy "rzutowany" w ten zakres jest fakt w formule na przykład n-wymiarowej sfery - dowolny wielowymiarowy i skomplikowany kształt?I odpowiedź: niczym to się nie różni od tego, co w uproszczonym na poprzednim etapie ujęciu rejestruje płaszczak. - To jest dokładnie i w detalach ten sam obraz. Plus oczywiście trzeci wymiar, a dalej też czwarty. W sensie logicznym to jest to samo.

Bo co widzi, co rejestruje obserwator zmiany w takim układzie? Na początku "punkt", później kolejne warstwy tej sfery. I dla niego w odbiorze są to "plasterki", warstwy, zajmujące trzy wymiary fakty, które tworzą jego poznanie - i jego samego na dokładkę. Doznaje tak na jeden fakt, jedną warstwę - a poznaje co najmniej dwie, zbiór w postaci co najmniej dwu warstw tego rzutu. Poznaje dopiero wówczas, kiedy są dwa elementy, które można do siebie odnieść i porównać - w pomiarze zawsze są dwa elementy.

Ale, co wymaga podkreślenia, w jego obserwacji jest zawsze-i-tylko ten jeden element w doznaniu, jako stan fizyczny. Zakresu powyżej nie ma, bo to dla niego nadchodząca przyszłość, nigdy pewna, nigdy jednoznaczna - ale się tworząca. Przecież tego "dalszego" może nie być w obserwacji uczestniczącej, bowiem coś się "omsknie" w zmianie i jakiejś warstwy zmiany zabraknie. I jest pustka, jest przerwa, i jest brak pomiaru.Ale również w postrzeganiu nie ma już stanów, które są poniżej tak zdefiniowanej płaszczyzny postrzegania, to oddalająca się "w głąb" historia, oddziałała na stan świata, ale jej nie ma. - Jest jedynie chwila o trzech wymiarach, do której za "chwilę", za "tyknięcie" w warstwach kwantowych doda się kolejna. Doda w zbiorze danych takiej konstrukcji obserwującej, ale nie fizycznie - tu, na fundamencie i najgłębszym stanie rzeczywistości, tu jest zawsze tylko jednostka, punkt czegoś. Warstwa czegoś fizycznie.Postrzeganie zmiany to już obserwacja - jest tylko doznanie.

Ale postrzegana i doznawana rzeczywistość - to, co obserwator sobie składa w rzeczywistości i tak to określa - to jest jedynie dostępne i tylko to istnieje. Powyższego i nadchodzącego nie ma, poniższego i oddalającego się nie ma, jest stan chwili - jest warstwa sfery w trakcie przemieszczania się, która tę chwilę buduje. To nie jest w formule losowości i chaosu, ponieważ wcześniejsze warstwy wpływają na aktualne, a te wpłyną na dalsze, ale jest tylko tu-i-teraz - to można doznać, a w złożeniu pomierzyć.

Oczywiście "płaszczak" może, na bazie doznanego i zarchiwizowanego w stałej pamięci, dobudować do postrzeganego zakres miniony, nawet w tym ustalić rytm i zobrazować jako na przykład sferę - a dalej i drugą, jeszcze nie zaistniałą część "obiektu" dodać do ujęcia. Oraz ustalić w niej rytm. Wychodząc z zasady symetrii, może dodać w wizji procesu brakujące elementy. - Przecież skoro wcześniejsze warunkuje nadchodzące...Istnieje tylko "moment" teraz, a wytworzona na tej podstawie wizja i abstrakcja - to już znajduje się w głowie, w zasobach obserwatora

45

Page 46: Kwantologia stosowana 11

- jednak istnieje właśnie dlatego, że "kolejne" (teraz zaistniałe) spełnia warunki zmiany i nigdy nie jest dowolnością. Buduje się w doznawanej aktualności, tu znajduje się i dokonuje poziom swobodnego wyboru ułożenia jednostek, ale to, co się może składać w stan chwili - to jest uwarunkowane tym, co było wcześniej.Swobodnie, ale w trybach (reguły).

Istotnym teraz punktem analizy takiego "rzutu" oraz przejścia sfery przez wielowymiarową płaszczyznę jest to, jak obserwator może się do niego odnieść - jak go rejestruje. I tu są generalnie, na najbardziej ogólnym ujęciu, trzy możliwe do wyróżnienia działania: obserwator rejestruje całość zdarzenia, więc odbiera go z brzegami i w pełni - a to dotyczy małych obiektów, na małym zakresie; po drugie widzi równolegle do swojego tempa reakcji i obserwacji, czyli odbiera płynnie dziejący się "film"; a trzeci poziom zjawisk to wielkie, przekraczające go obiekty. I dla każdego z tych ujęć warto przeanalizować pozyskany obraz.

Przede wszystkim wypada odnotować, że takich rzutów na/w świat, na płaszczyznę jest zawsze wiele - a to oznacza, że postrzegany stan, fizyczny stan rzeczywistości, to mieszanina małych, średnich, dużych - i wszelkich faktów. Czyli idealnie tu kreślony "rzut" sfery jest w obrazie fizyka zdeformowany - małe elementy przesłonięte dużymi, duże gdzieś brzegiem odkształcane przez małe i średnie, itd. Zamęt fizyczny jest powodowany "ściskiem" nakładających się na siebie w ramach tej wielowymiarowej płaszczyzny składników, to logiczny oraz uporządkowany tok zmian - ale zobrazowany, upostaciowany na losowy przebieg.W logicznym "tle" tak rejestrowanej rzeczywistości jest wspominana wcześniej "sala kinowa", gdzie są ściśle przyporządkowane do danej zmiany "rzędy" (warstwy rzutowanej sfery) - ale dla obserwatora na zawsze jest dostępna płaskość "ekranu", ściana jaskini. Na/w której i on sam się zawiera.

Postrzeganie małych "wirów" energetycznych, małych sfer rzutowanych na/w płaszczyznę wielowymiarową, to oczywiście istotne dla opisu, z punktu widzenia niosących przez te zjawiska energii warto i trzeba się tym zajmować; są ruchliwe, wpływają na otoczenie, fizycznie nie sposób tego pominąć w analizie. Ale żeby nie przedłużać nadmiernie tu prowadzonych zobrazowań zagadnienia, a jest jeszcze coś dalszego do dodania (i to ciekawego) - wypada odnotować tylko tyle, że takie fakty obserwator rejestruje "z góry", czyli całościowo. Jakiś "atom" dojrzy, jakiś "kamyk" - słowem, odbiera twardą i stałą powierzchnię tego zbioru energetycznego w trakcie przechodzenia przez świat, ale że to zmiana w jej maksymalnym i chwilowym stanie, to już mu umyka z rejestracji. Widzi wszystko, a to dalece nie wszystko.

Drugi typ zmian, współbieżny do tempa reakcji obserwatora - jego w rejestracji poziom (i okolice) - to rodzaj "filmu", który odbiera klatka po klatce. - I nie jest to nadmiernie literackie ujęcie, bo przecież chodzi o te "kadry", którymi fizycznie są warstwy sfery w trakcie przenikania przez rzeczywistość i jej budowania. Widać dla

46

Page 47: Kwantologia stosowana 11

odbiorcy ciągłość akcji i miejsca, a to poklatkowany "film", który buduje się w trakcie odtwarzania. Ciągłość jest tu elementem zasadniczym pojmowania - rzutuje bowiem na rozumienie tego zakresu. Pełne rozumienie, co i jak się dzieje. Że jest to dokładnie taki sam film, jak w przypadku małych i dużych obiektów, to już wykracza poza proste doznanie - oraz równie proste ustalenie o własnościach świata, tego poziomu trzeba się dopracować w licznych złożeniach.

I teraz duże i ogromne fakty obserwacyjne, najciekawsze z logicznego punktu widzenia zjawiska.Pytanie: co postrzega wielowymiarowy płaszczak, kiedy w jego zakres doznań i obserwacji wchodzi wielki obiekt?I odwiedź: kawałek, fragment, część zdarzenia. Albo nawet fragment fragmentu, jeżeli jest to już skrajnie wielki fakt. Widać wszystko - ale to dalece nie wszystko.

Ot, jest ten osobnik, wspomniany fagas obserwujący, i on coś tam w przyrodzie ustala - na przykład wyż lub niż, lub górę czy dół. I co, on widzi wszystko?Dla niego to już wszystko, tu niczego więcej po horyzont nie ma. A nawet dalej niczego więcej nie ma. Przecież do obserwacji jest tylko oraz zawsze dostępna ta fizyczna "anomalia" w/na płaszczyźnie, wspomniana góra lub dół, wyż lub niż. Tylko czy to jest wszystko?

Ale osobnik obserwuje, rejestruje w pamięci chwilowe stany i składa je w nadrzędny, nigdy tak realnie istniejący obraz. Stąd wychodzi mu po jakimś tam "czasie", czyli wyskalowanej zmianie, że wspomniany wyż czy niż, albo i góra czy dół, że to się zmieniło. Że wyż się wypełnił - że niż pogłębił - że góra skarlała albo nawet i wypiętrzyła - że dół też jakoś się pogłębił albo wypełnił... Itd. itp.

I teraz pytanie: dlaczego to się tak zadziało? A co więcej, dlaczego przewidywalnie? Tam, na dole, pozornie wszystko się losowo kotłuje i splątane, a tu krok po kroku się dopełnia lub ubywa - i zobaczyć to można, i policzyć to można, i skalę na to można nanieść - i nawet się zgadza. I poziomicą taką górę można opisać, izobary w wyżu lub niżu wyznaczyć. I będzie to z grubsza biorąc kołowy układ kolejnych kręgów zmiany.W takim obrazie jest i punkt centralny - czasami podwojony, jeżeli widać dwa bieguny sfery - dalej można ustalić warstwy zmiany, ich następowanie w kolejności do najszerszej podstawy - a jeszcze dalej ponowne zbieganie się "w punkt"; jest rotacja, przekształcenia, są lokalne i generalne ciągi zdarzeń. Itd.

A kiedy taka obserwacja dotyczy wielkiego faktu? - Po koniecznej dla zrozumienia dygresji i wpisania tego w całość postrzegania, ponownie trzeba wrócić do zasygnalizowanego wcześniej tematu, czyli wielkich i bardzo już wielkich zjawisk - jak je widać?Tu współwystępują wszystkie wspomniane zależności - tylko że zachodzą "po kawałku".

47

Page 48: Kwantologia stosowana 11

Przecież zawarty w wielowymiarowej płaszczyźnie osobnik nie może w swój zakres obserwacji wprowadzić elementu, którego nie ma, to jest poza nim. Oczywiście zawsze jest tak, że tylko element aktualny ma postać namacalną i jest doznawany lub obserwowany, wszystko powyżej jednostkowego stanu "teraz" jest złożeniem - jednak ta zasada ma w sposób szczególny zastosowanie dla dużych i ogromnych przebiegów w ewolucji wszechświata.Mówiąc inaczej, kiedy osobnik coś odbiera w/na płaszczyźnie, to ten fakt może mieć dopełnienie w zdarzeniu, które zgładziło dinozaury - ten fakt będzie daleko w przeszłości, "poniżej" warstwy tu i teraz. Ale zarazem będzie miało dopełnienie w odległej przyszłości, a więc będzie miało "ciąg dalszy" "powyżej" aktualności - nawet za wiele i wiele lat (milionów czy miliardów lat). Ta warstwa już realnie w całości układu może istnieć, ale do momentu, aż zacznie przechodzić w chwili tutejszej dla obserwatora, to jest zjawisko odległe - więc nawet nie przeczuwane. A nie może dla niego być w obserwacji realnie obecne w poznaniu, ponieważ nie ma elementów do ich rejestracji. On, obserwator, tych elementów nie ma do dyspozycji. Co nie oznacza - na co zwracam usilnie uwagę - że takich elementów nie ma dla innego, już inaczej zbudowanego i lokującego się w innej warstwie wielowymiarowej płaszczyzny obserwatora. Czyli na przykład dla "obserwatora przyrządowego".

I dalej - obserwator naturalnie może te szczegóły zebrać, dopełnić nawet najmniejsze elementy pasującymi do nich zdarzeniami z zakresu "przed" i "po" - bo skoro wcześniejsze wpływa na dalsze... Czyli w swój zakres postrzegania, realne "teraz" - może wprowadzić istniejące w każdym momencie - nawet jeszcze nie takie zaistniałe. I na tej podstawie zbudować obraz "faktu", zbudować "czasoprzestrzeń abstrakcyjną". A więc uzupełnić, dopełnić płaszczyznę wielowymiarową o n-wymiarów - o zakres w fizyce nigdy nie występujący. Ale zakres konieczny - ponieważ oznacza to wszystko, co można jakoś doznać-poznać.Wychodząc z tu-i-teraz, można dojść do zawsze-i-wszędzie.

Czym są więc postrzegane "góry" i "doły", "wyże" i "niże"? To tak na bieżąco i warstwa po warstwie obserwowane stany chwilowe sfery - bo to w skali maksymalnej zawsze jest sfera - to przejście, notowane punkt po punkcie kolejne stany chwilowe toczącej się zmiany energetycznej (i ewolucja).

To przechodzenie w ramach oraz poprzez wielowymiarową płaszczyznę "faktu". - Widać poziomice góry, widać rozkład izobary wyżu - a to namacalnie zobrazowane uwarstwienie tej przemieszczającej się sfery, to rozciągnięte przez czas i przestrzeń jedno zdarzenie powiązane z całością bytu - jednak w tu i teraz (aktualnie) widoczne jako czubek góry lodowej.To w obserwacji cała góra, nawet z jej historią, jednak w logicznym ujęciu to zaledwie "czubek" zmiany w pełnym zakresie rzeczywistości, warstwa jedna z wielu.Dla mnie - chwilowego w tym zdarzeniu obserwatora - to stałość oraz

48

Page 49: Kwantologia stosowana 11

nieprzeliczalny ciąg zjawisk, ale logicznie to element z całości, który miał swoje umocowanie we wcześniejszym i będzie dopełniony w dalszym. A ja-my tu tylko na tę punktową chwilę.

Tylko że to jeszcze nie koniec, ten obraz można jeszcze dopełnić o kolejne, tym razem już faktycznie o n-wymiarowe ujęcie.Bo co będzie dalej, jak postrzegać tę czasoprzestrzeń abstrakcyjną, której nigdy realnie nie ma, ale która to wszystko warunkuje?Trzeba przeprowadzić "rzutowanie", wyobrazić sobie przejście przez n-wymiarową sferę n-ilości n-wymiarowych sfer. Bo to tak wygląda aż po horyzont - i poza horyzontem. - I wszystko, co było-jest-będzie. Że brzmi to skomplikowanie? Bez paniki, nas to nie tyka. Za nas tym zajmuje się, i to skutecznie, tak zwana rzeczywistość - zachodzi w taki sposób, te n-wymiary się przenikają i przenikają, lokalnie się z tego wykluwa niekiedy coś zdatnego do wyobrażania sobie tego, ale męczyć się tym nie ma co. Wystarczy sobie przedstawić funkcjonalne uproszczenie, i już.

Czyli działanie obserwatora ustalającego w świecie regułę muszą się sprowadzić tylko do wcześniej opisanego - tu prezentowanego na tej zasadzie, że sfera przechodzi, "rzutuje"się w/na płaszczyznę. Można do tego dodać, że na wielowymiarową płaszczyznę, że jest też zmiana, która wyskalowana robi za "czas" - że jest również wyłanianie się i zanikanie w tle a to "wyżu", a to "niżu", a to "góry". I że można to sobie tak poziomicami czy podobnymi zapętlonymi kreskami na kartce notować. I to wystarczy.

Bo przecież nie ma co sobie zawracać głowy tym n-wymiarowym ciągiem zdarzeń - zachodzi. I dobrze. Można to smakować na różny sposób. Ale do jego zrozumienia wystarczy "wypreparowane" ujęcie, jedno starczy za całość. Jak komu do czegoś to potrzebne, może ten szkic sytuacji mnożyć i mnożyć (albo i dzielić, jak taka wola) - sobie zależności n-wymiarowe obserwować logicznie - tylko że to już sztuka dla tej tam sztuki. To można zrzutować w komputer, niech przelicza, samemu zaś te gwiazdy w ich wielowymiarowym świeceniu podziwiać.To jest i milsze, i zmysły porusza, i w ogóle. Prawda?

Bo ja-my tu tylko na chwilę.

49

Page 50: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.8 - Abstrakcja, czyli co.

Abstrakcja z samej definicji jest uogólnieniem rejestrowanej zmiany i odnosi się, stanowi "nadmiarowość" (zewnętrzny narzut) wobec tak definiowanego procesu. Jest zmiana, natomiast "treść" jest zawarta w symbolu - w "znaku" symbolizującym treść. A który to znak zawiera się w bycie obserwującym. I tylko w nim.Abstrakcja jest przede wszystkim uproszczeniem skomplikowanej zmiany lub struktury.Że to dalej pozwala operować takim znakiem oraz pozyskiwać skuteczne zobrazowania zmiany - to fakt. Ale są tego dalekosiężne skutki.

1.Jak powstaje abstrakcja?Przede wszystkim wypada powiedzieć, że "abstrakcja" to skok ponad doznawaną przez obserwatora rzeczywistością - to nagłe, czasami dla osobnika niezwykle emocjonujące doznanie, które oznacza zbudowanie się w nim nowości. Czyli symbolu, znaku, abstrakcji zachodzącej obok zmiany - w zakresie zewnętrznym (poza). Ta zmiana może przebiegać tak samo dobrze w konstrukcji osobniczej, jak i poza nią, jednak to zawsze jest stan zewnętrzny do obserwatora, to uogólnienie tej zmiany do takiego abstrakcyjnego znaku. Bowiem nie ma znaczenia lokalizacja tego wyróżnionego w tle świata zdarzenia - dla obserwatora ona zawsze (i tylko) jest postrzegana zewnętrznie. Jest doznawana wewnętrznie, i to jest obserwator w momencie istnienia, ale poznawana, mierzona może być wyłącznie zewnętrznie - jako "fakt" posiadający początek, swój maksymalny stan zajętości w środowisko, czyli środek - oraz zanik, wytracanie elementów. Aż do stanu-momentu ponownego wtopienia się w tło. I cały tak rozumiany przebieg jest abstrakcją.

Zawsze jest tylko stan chwilowy - w logicznym i "zmatematyzowanym" ujęciu płaszczyzna jednorodnych elementów, która jest tradycyjnie pojętym stanem "teraz" - jednostką rzeczywistości. Ruch, zmieniające się ułożenie tych elementów i ich przemieszczenie się o jednostkę do kolejnego punktu - to tworzy najmniejszą skalę czasu-i-przestrzeni, jest też skalowaniem zmiany. A złożenie takich stanów, składanie się w konstrukcję-byt obserwatora - a dalej w jego doznania - a jeszcze na kolejnym poziomie w zbiorczy i łączny fakt w jego głowie - to jest, to stanowi abstrakcję.

Niczego poza fizycznym stanem chwilowym nie ma, ale w zbiorze, więc w archiwum doznań, po skondensowaniu do jedności i zawsze tym samym na konkretnym nośniku, w takiej osobowości tworzy się coś w formule abstraktu - abstrakcji zmiany, która zaistniała.

Ona - co trzeba podkreślić - nigdy w takiej formie to nie istniała, nie istnieje i nie zaistnieje - ale w ramach osobniczego "zbierania

50

Page 51: Kwantologia stosowana 11

punkt po punkcie" i łączenia tego w jedność - taki konstrukt się w obserwatorze pojawia. I może posłużyć do przeprowadzania dalszych na tym i wobec tego operacji.A kiedy osobnik nada takiej jednej, a nawet wielkiej w skali czasu i przestrzeni abstrakcji - nada znak i tym samym opisze kodem, taki znak znów może posłużyć do budowania następnego poziomu uogólnienia, kolejnej abstrakcji.

Budowanie abstrakcji - jeżeli to odnieść do szkolnego przykładu z "płaszczakiem" - to rzutowanie w stan teraz, w/na płaszczyznę ciągu kolejnych "warstw" sfery czy dowolnej struktury. "Odbicia", kręgi w postaci pełnego koła - to te krok po kroku doznawane "plamy" tego płaskiego świata są zarazem tym światem - rzutowanie jest zarazem budowaniem (i budowaniem się) tego świata w tym rzutowaniu. Zakresu pand i pod nie ma w żadnej postaci, to wspomożenie rozumu, uproszczenie i zobrazowanie zmiany - jednak "rzut" na/w płaszczyznę jest stenem obiektywnym, współtworzy i warunkuje taki świat.

Dla płaszczaka nie ma niczego więcej - istnieje w ramach płaskiego po horyzont świata. I dla niego zawsze jest ten i tylko ten chwilowy stan, wszystkie w takim ujęciu rzuty są jego światem. Logicznie są to idealne konstrukcje, a realnie - więc już w konkretnym odbiorze (postrzeganiu) - zdeformowane. Zdeformowane wzajemnym naciskaniem i potrącaniem się jednostek ogromnego, nieprzeliczalnego - n-licznego zbioru. Ale taki byt, o ile zawiera w sobie zdolność "odciskania", notowania w pamięci stanów zaszłych, może na takiej podstawie (dla siebie i w sobie) wytworzyć, zbudować - skonstruować obraz zakresu większego w stosunku do doznawanej zawsze chwilowo płaszczyzny. Może dobudować zakres "ponad", ale i ten "poniżej". I może na tej podstawie, do swojej zawsze płaskiej skali istnienia, dodać kolejne płaskie chwile. A dalej, na tym fundamencie płaszczyzny, fizycznie na zawsze w niej pozostając, logicznie umieścić się w sferze - w sferze, którą takie doznawane stany chwilowe budują. Jej nie ma realnie, jednak całość takiej abstrakcji jest sferą oraz spełnia wszelkie zależności sfery.

I dlatego można taki obraz zastosować do opisu - nawet wiedząc, że to czasoprzestrzeń abstrakcyjna. Można, ponieważ złożenie zawiera w sobie wszystkie elementy, które się zdarzyły albo zdarzą.I tym samym jest to "realna abstrakcja" - "fizyczna abstrakcja". I poddaje się wszystkim wywiedzionym ze świata regułom.

2.Abstrakcja to indywidualny kod.Istotną cechą tak budującej się struktury (która staje się symbolem doznawanej zmiany) jest to, że to stan zawsze zbiorczy, zsumowany do takiego stanu - jest to tym samym i po prostu zawsze indywidualny i niepowtarzalny kod, "obraz" faktu. I dlatego nie ma i nie może być w świecie dwu całkowicie identycznych kodów abstrakcyjnych ani dla tego samego osobnika, ani dla tej samej

51

Page 52: Kwantologia stosowana 11

treści postrzeganej, ani także dla zbioru obserwatorów - zawsze jest indywidualny, jednostkowy w całości kod zachodzącego procesu. Inny kąt postrzegania, odmienne wewnętrzne nastawienie, inne wcześniej wypracowane pojęcia - to wszystko jest istotne, ma w przebiegającym tu-i-teraz procesie doznawania-pozwania znaczenie i warunkuje to, co się postrzega; ilość zmiennych jest tej skali, że nie było, nie ma, nie będzie takiego samego kodu. - Co nie wyklucza podobieństw, tego nie trzeba podkreślać.

Ale to zarazem pozwala, żeby ten jednostkowy kod w całości zbioru odszukać - a dalej zestawić z tym, co się widzi w świecie. I dalej na tej podstawie - w chwili aktualnej dla osobnika - odnieść je do siebie oraz wykryć zbieżności. I w zależności, czy to jest znacząco podobne, czy tylko trochę, na tym oprzeć swoje reakcje - albo się uspokoić, że znane, albo uciekać, bo nieznane i potencjalnie może być groźne. Cały oparty na tym schemacie system reagowania po prostu dobrze się sprawdza, pozwala zaistnieć i istnieć, a nawet w dalekim planie już przejść do budowania wielkich abstrakcji - do budowania analogii w postrzeganym (i to na każdym poziomie rzeczywistości). Bo skoro to jeden świat i jedna reguła, to wynik operowania znakami (abstrakcjami) i ich wzajemne odnoszenie do siebie, to musi wnieść poprawny rezultat.

Co więcej, co należy podkreślić, nawet w niepełnym ujęciu, kiedy w zakres postrzegania wchodzi wielki "zrzut" w/na płaszczyznę, kiedy obserwator rejestruje fragment fragmentu - nawet w takiej sytuacji byt nie jest bez szans na zbudowanie poprawnej abstrakcji o cechach już maksymalnych. Ponieważ znając kod fragmentu, odnosząc go do stanu rozpoznanego i opierając się na zasadzie-regule budowania struktur - może zbudować, dobudować brakujące części. Jak to się dzieje w zakresie biologicznym - czyli kiedy jedna linia kodu zawiera potrzebną jednostkę, a w drugiej jej brakuje - to w tym splataniu i rozplataniu się obrazów-znaków (tu: elementów kodu) - w tym procesie zachodzi wypełnianie-uzupełnianie brakujących odcinków. I tak powstała całościowa budowla jest stabilna, poprawna i spełnia się w świecie. Zasada analogi sprawdza się na każdym poziomie rzeczywistości.

3.Doskonałość abstrakcji matematycznej.Abstrakcja to "skok ponad zmianą", to usunięcie tej zmiany z opisu, a przez to maksymalne jej uproszczenie. Ale są tego skutki.

Wzór matematyczny, fakt, jest najlepszym symbolem nawet maksymalnie skomplikowanej procedury, która jest wyróżniana w świecie - jednak zarazem przez to "suchym" i trudnym w interpretacji - w tłumaczeniu na realny przebieg. Wzór zawiera w sobie wielkie zakresy zjawisk, w jednym skrócie lub symbolu oddaje powiązania, ale tylko wówczas, kiedy elementy składowe i zależności są już rozpoznane (i świadomie stosowane). W innym, a

52

Page 53: Kwantologia stosowana 11

tak się dzieje w strefie maksymalnej i granicznej, w takim przypadku zsumowanie i połączenie w jedność obrazów prowadzi do nieporozumień. A nawet do niezrozumienia tego, o czym mówi wzór.Stąd się zresztą bierze powiedzenie, że matematyk nie ma pojęcia, co się realnie i fizycznie kryje za jego abstrakcją - a nawet, że nie rozumie języka, którym operuje... Odrobina prawdy w tym jest...

Matematyczne, a do pewnego stopnia także filozoficzne (o ile obraca się w swoim kręgu pojęć) interpretowanie zmiany jest maksymalnie w swojej dobroci sprawne, to działanie "szczytami" - pomija zbędne i przeszkadzające w opisie szczegóły. Ale przede wszystkim pomija na zawsze w zmianie zawarte przerwy i lokalne różnice gęstości, które realny byt współtworzą.Jednak o ile sprawdza się to wręcz doskonale wewnętrznie, w ramach tu i teraz świata, to dramatycznie zniekształca obraz na/w brzegu, kiedy jest zakres maksymalny, a opis sięga tła w jego nieskończonej i wiecznej formule. Wówczas w tak produkowany opis wchodzi bezkresny tok zliczania logicznych jednostek-cegiełek i bez koniecznego dalej wprowadzenia samoograniczeń, nie można niczego sensownego wyrazić i stwierdzić.

Ale również niczego sensownego o zakresie "dalszym" a niezbędnym do tutejszego powiedzieć nie sposób, ponieważ brakuje podejścia. Kiedy buduje się (aż do nieskończoności) jedność złożona z jednostek - z takich samych jednostek (o czym podpowiada wzór) - to nie ma jak, nie ma metody wprowadzenia w ten obraz koniecznych w zmianie przerw i stanów lokalnych, ponieważ ten wzór sam z siebie o tym nic nie wie i nie mówi - nic do takiego działania podstaw nie daje; wzór sobie jest wartością samoistną, nie może być do niczego odniesiony, więc jego zawartość jest wiedzą pełną. I jedyną tym samym. Jeżeli ograniczyć działanie poznawcze tylko do tego zakresu - żadnego "dalszego" i żadnych szczegółów już nie można wypracować. Bo jak w "jedność" wprowadzić szczegóły?

Czyli - skoro to "punkt", jednostka analizy (i stan brzegowy) - to poza taki stan-punkt nie można się wydostać. I dalsze poznanie utyka - kończy się. Zasadnie w tym zakresie, ale jakże daleko od realnej treści i fizycznego toku zmiany.Abstrakcja matematyczna w swojej doskonałości osiągnęła brzeg, jest skrajną i zarazem poprawną, ale jej zrozumienie nie może osiągnąć tego poziomu, ponieważ jest "o krok" poniżej, zawiera się w zmianie. A jednocześnie (kiedyś tam na wcześniejszym etapie) ta zmiana z tej procedury została renormalizowana - opis dotyczy przekształceń, ale choć one są we wzorze elementem integralnym, to są w nim ukryte - i to na zawsze. Efekt? Zsumowana w jedność (świata i wzoru) wielość przejść, chwil oraz punktów granicznych; widać jedność-jedyność "ściany" - kiedy to zbudowany z "cegieł" mur.

Z tym, że to właśnie jest jednocześnie jedyny możliwy tok dalszego operowania abstrakcjami i ich zrozumienia. Czyli wzoru zrozumieć w odniesieniu do niego samego nie można - ale można przetłumaczyć na postrzegane w otoczeniu fakty.

53

Page 54: Kwantologia stosowana 11

I to jest ten możliwy kierunek ruchu wyjaśniającego: nie we wzorze - nie w matematycznym schemacie, tak sztywnym i sumującym wielkie procesy w jedność - lecz w rejestrowanym wszędzie w świecie rytmie zmiany. Wzór wnosi jedność, ale to żadnym sposobem nie oznacza, że fizycznie to się tak obrazuje. Jedność ma wartość logiczną - ale trzeba obecnie w uproszczenie, w schemat wprowadzić - i to na zasadzie absolutnej konieczności - tok zmiany; bez wpisania w wzór kiedyś tam wyrzuconej zmienności, nie ma możliwości poznania jego rzeczywistej treści.

"Absolutyzacja" wzoru - przypadłość częsta wśród abstrakcjonistów - to główny, o ile nie jedyny powód błędnego odczytu takiego przekazu; "obraz", który wnosi symbol, to nie realna zmiana.

Czyli w wywiedziony ze świata schemat należy ponownie wprowadzić te wszelkie utrudniające opis stany chwilowe, detale i przerwy - bez tego całość nigdy się nie rozpadnie na składowe i tło, pozostanie ścianą nie do pokonania; wzór może będzie i doskonały w swojej treści - jednak bez adresata-odbiorcy, który coś z niego wyniesie w formie przyrostu wiedzy.

4.Abstrakcja to informacja.Czyli nadpisane, dodane do fizycznego nośnika znaczenie - dodane w formie indywidualnego kodu i symbolu.

Abstrakcja to kod na poziomie kolejnych kadrów zebranych-zaistniałych w takim "filmie", to kod fizyczny - ale również kod w formie znaków i symboli znaczących coś dla obserwatora. Realnie nie ma w pamięci, w archiwum żadnego obrazu "drzewa" - jest tylko zbiór zapamiętanych stanów chwilowych tego konkretnego drzewa, które układają się w taki "obraz" dla obserwatora.A to dalej może być zakodowane, więc wejść jako jednostka w skład tła i brzegu, tym razem już sprowadzonych do zmiany w przestrzeni bytu, do zakresu głowy obserwatora - a także do zmiany tylko w ramach już abstrakcji, do poziomu operacji abstrakcyjnych. - To dalej może być elementem tła dla pojęcia "drzewo" i budować to tło wraz z wszelkimi innymi kodami, które to lub inne doznane-poznane w ciągu życia drzewa oznaczają. A jeszcze po dalsze, będzie to na kolejnym już poziomie sumowania abstrakcji "drzewo", symbol i uogólnienie tych konkretnych doznań, też ujęty w kod, też stan fizyczny - ale zarazem jednostka logiczna operacji.

Nie ma przecież znaczenia, czy reguła tak pojmowanej zmiany - czyli budowanie się abstrakcji w tym etapie analizy - czy to biegnie na/w poziomie fizycznym, czy opis odnosi się do zakresu abstrakcyjnego, elementów zmiany tylko odczuwanych-odbieranych jako "czysta treść" i "czysta abstrakcja". Nie ma to znaczenia dlatego, po pierwsze, że przebiega na fizycznym nośniku - po drugie, że również odnosi się do stanów fizycznych - a po trzecie (i najważniejsze), nie ma znaczenia w analizie, czy opis

54

Page 55: Kwantologia stosowana 11

dotyczy fizycznej zmiany czy "suchej", wypreparowanej z niej (czyli pojęciowej, abstrakcyjnej) - więc lokującej się poza zmianą. Zawsze jest ten sam rytm, ten sam i jedyny świat, w którym buduje się abstrakcja - i jedna zasada przekształceń. Dlatego pozornie samodzielna i do świata zewnętrzna abstrakcja, ten zakres również zawsze podlega obowiązującej regule, tu nie ma i być nie może żadnych odstępstw. Osobnik nie ma pojęcia o zakresie podprogowym zmiany, dla niego to ciemność i nieoznaczoność, operuje tylko abstrakcjami - jednak w obu zakresach obowiązują te same reguły, wyjątków nie ma. Nawet kiedy w postrzeganiu wewnętrznym wydaje mu się inaczej, nawet kiedy doznaje emocjonalnego dreszczu nowości zbudowanej w postaci abstrakcyjnej - to zawsze jest ten sam proces i reguła. To zawsze jest ten sam świat. Że istnieje w złożeniu, abstrakcyjnie, że dotyczy tylko obserwatora? Cóż, prawda.

5.Ciekawość świata.Ważnym - niezwykle ważnym elementem działania na abstrakcjach (oraz budowania nowych) są emocje - tego dreszczu, który przebiega mocno i głęboko przez całość osobnika - to trudno zapomnieć i zlekceważyć; do tego się dąży, czasami długo, to podbudowuje motywację, która w dni i lata przenosi oczekiwany efekt. Tego nie sposób pominąć przy opisie abstrakcji. To tak jednoznacznie odróżnia fizyczny przebieg zmian budowania pojęć matematycznych w stosunku do innych obszarów, że wypada - że trzeba to podkreślić.

Doskonałość wzoru obraca się przeciwko niemu i metodzie, która się za jego powstaniem kryje.To sztywna, pozbawiona emocjonalnych, a wiec zasadniczych "drgnień" formuła - i dlatego tak odstrasza. To tak dalekie od bogactwa wrażeń, które niesie byle zachód słońca, że nie dziwi wielka trudność wniknięcia w obszar abstrakcyjnych kodów i znaków, które coś znaczą i czasami bardzo wiele wnoszą, ale które są zarazem w sobie "nieme", bez "kolorów", bez zmysłowego dodatku. Dowolna abstrakcja, a matematyczna szczególnie, abstrakcja bez tego codziennego dopełnienia "szamotaniną" drobin, to niewiele warte; acz pomocne, to także prawda. - Że są tacy, co w tym upatrują uciechy i mają dreszcze? Dobrze, w całości zbioru i tacy są potrzebni. Ale w przeciętnej duszy najważniejsze są takie emocjonalne poruszenia, to się liczy.

Jest jeszcze jeden element budowania się abstrakcji, w powiązaniu z emocjami: ciekawość. I to na każdym poziomie. Kiedy obserwator dociera ustaleniem do jakoś wyznaczonej granicy lub brzegu - nie ma znaczenia, czy aktualnie lub w historii, osobniczo czy zbiorowo - zawsze stara się zajrzeć "w dalsze"; samo docieranie do strefy granicznej taką potrzebę i myśl wprowadza. Jeżeli konkretna chwila w istnieniu (oraz istnienie jako takie) to ciągłe dochodzenie i przekraczanie jednorodnej płaszczyzny tła (pojęć lub fizycznego) - jeżeli cała działalność obserwatora to sumowanie w jednostkę docierającej ze świata zmiany i dalej ustalanie, że ona

55

Page 56: Kwantologia stosowana 11

się zaczyna, ale także kończy - jeżeli poza tak zsumowaną w jedność zmianą i abstrakcją w realnym przebiegu jest zawsze kolejne i dalsze - to dla takiego bytu pytanie o to "dalsze" jest koniecznością, nie może uznać, że dotarł do brzegu, ponieważ tego brzegu-tła nigdy nie notuje w swojej poznawczej procedurze. Nie może.

I dlatego w tym ciągu poznawania nie ma ostatecznej wartości, nie ma granicy w analizowaniu świata - zawsze jest pytanie o "kolejne". O dalsze fizyczne, ale i o dalsze logiczne.

Nawet wiedza, absolutnie już krańcowy punkt dowodzenia, że dalszego nie ma, że to głęboka i zasadnicza sprzeczność, kiedy postulować to "dalsze" - nawet taki wniosek umysł przyjmuje z rezerwą. To koszt, to cena tej ciekawości "dalszego". To konieczny do poniesienia koszt istnienia w granicach - oraz ich przekraczania. Na co dzień to doskonale się sprawdza, jest wielce w analizach i działaniu pomocne - jednak w zakresie brzegowym (już w strefie maksymalnie brzegowej), tu prowadzi do nieporozumień. Jest powodem albo sumowania się (do nieskończoności) elementów, albo ich logicznego zapętlenia, co również wnosi bezkres w zliczanie. I trzeba mieć tego pełną świadomość.

W świecie wszystkie granice są do przekroczenia, nie ma ograniczeń - acz są tego przekraczania koszty. Jeżeli są jakieś ograniczenia, to tylko w obserwatorze.I w logice. Dalej jak do "COŚ", "NIC" i ruchu nie można się przebić. To ostatni punkt analizy. I ostatnia abstrakcja.

56

Page 57: Kwantologia stosowana 11

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 11.9 - Matematyka.

Matematyka to jest to, chciałoby się powiedzieć.Tylko, widzicie, jakoś przez gardło takie powyższe mi przejść nie chce - za nic nie chce.Nie, nie powiem, żebym szkolnie przez matematykę był nadmiernie i do uprzykrzenia molestowany, aż takiego dramatu życiowego udało mi się uniknąć, ale to i owo - a nawet trochę nerwowe - to zaliczyłem; i nie ja jeden, sami przyznacie.

Wiadomo, przyjdzie sobie taki człowieczek do szkolnej ławki, był w naturze chowany, na kamykach i paluszkach doświadczenia robił, tam zajrzał, to posmakował, inne powąchał - i tu w tej ławeczce zderza się z tą i tamtą matematyką. Wcześniej radością życia tryskał, bo przed nim się wszystkie, no, prawie dowolne drogi otwierały, a tu w szkolnej budzie oraz w lekcyjnym reżimie za obiekt socjalizacji po całości służy; i matematycznie jest znakowany, i podliczany, i też faszerowany. Ech.

Sami rozumiecie, jak w takiej życiowej gmatwaninie może człowieczek chęcią do matematycznego oglądu świata zapałać, nie zboczyć z trasy ciekawości ogólnej, w jakie dziwne rejony się nie zapędzić - albo i w gorsze nawet. Trudna sprawa, przyznacie.Jak się zaprze w sobie, jak nauczanie za odsiadkę za istnienie tak generalnie potraktuje - to, cóż, jest jeszcze iskierka nadziei, to jest szansa, że go szkolnictwo nie wyprowadzi na manowce, że kiedyś tam się za nauczanie matematycznych znaczków zabierze. Tylko że, to trzeba szczerze powiedzieć, rzadkie to jest, dziwaczne w sobie, od normy odbiegające. Ale jest, potwierdzamy.

A przecież, też to przyznacie, powinno być inaczej, matematyka to wspaniałe narzędzie poznania świata, i to na każdym poziomie. Skąd więc te problemy?Nie, oczywista sprawa, ja tu żadnego prostego wyniku wam podać nie podam, nie o to chodzi w tym temacie matematykę badającym - to nie ten adres, od tego specjaliści są. Ja tu zastanawiam się, co, jak i dlaczego tak się dzieje, że znak matematyczny, tyle zawierający w sobie, że on odległy, suchy i wydaje się nieprzyjazny. Niby liczba w sobie dwa, takie coś, to to samo, co kamyk i paluszki - a jednak w szczególe nie. I jest problem. - Niby wzór stąd aż po horyzont się sprawdza, a jednak to nie to samo, co świecąca gwiazda; to nie ma w sobie emocji ani się uśmiechnie.I jest problem.

I jest pytanie, czym ta matematyczność jest, co oznacza, dlaczego w eksperymentach na/w świecie taka zgodliwa z tym światem? Dlaczego w mozole badawczym poczęta w głowie osobnika matematyczna abstrakcja tak do rzeczywistości przystaje, że i most zbudować pozwala, i się w planetarną okolicę rakietą daje zabrać, i człowieka opisze tak od

57

Page 58: Kwantologia stosowana 11

pierwszego krzyku aż po ostatnie tchnienie - skąd takie, dlaczego?

Niby jasność jest, niby jakiś tam matematyczny byt siedzi i swoje na karteczce notuje. Coś tam osobiście czy przed wiekami narysował na innej karteczce, za prostą uznał czy inny aksjomat - i tak już w dal przyszłościową to poszło, matematykę z przyległościami sprawnie zbudowało. Niby jest jasność, ale nie do końca. Bo czy zbudowana w tym zapale konstrukcja to coś lokalnie takie, czy wieczne i spoza?Matematyczny znak stąd i teraz - czy z zawsze i wszędzie?

Niby pytania oczywiste, zadawane od zawsze - niby odpowiedzi znane i też oczywiste. Ale nie do końca. Bo trzeba powiedzieć, a trzeba to powiedzieć od razu i na wstępie, że nie ma żadnego bytu, żadnej niematerialnej matematyczności - nie ma niczego, co byłoby faktem bez nośnika. Matematyka, "fakt matematyczny", byt pozornie w takim rozumieniu abstrakcyjny i niematerialnie osadzony - że to fałsz, że to błędne rozumienie świata. Dlaczego? Ponieważ nie ma matematyki poza światem, w którym można ją zbudować - ale również dlatego, że nie ma matematyki poza głową bytu, który taką abstrakcję tworzy, a jej elementy traktuje abstrakcyjnie. Matematyka oraz jej składowe istnieją dlatego, że jest świat i że jest konkretny matematyk - byt w sobie maksymalnie fizyczny. I jest to zawsze-i-wyłącznie energetyczna zmiana w toku zachodnia. Nie ma poza takim zakresem nie tylko matematyki, ale niczego. Rozpatrywanie matematyki poza światem tę matematykę umożliwiającym, to jest błąd w analizie rzeczywistości. Błąd na "niedostateczne".

Matematyk, o czym jest zresztą święcie przekonany, odkrywa, albo w innym ujęciu tworzy odwieczne prawdy o toczącej się zmianie, ustala regułę, która ma zastosowanie zawsze i wszędzie. I traktuje to jako oderwane od materialnego nośnika, choć konieczne. Abstrakcja, która zbudowała się fizycznie i namacalnie w głowie osobnika, na skutek niemożności operującego pojęciami ustalenia tego zakresu, odrywa się od fizycznej podbudowy - i usamodzielnia. Z oczywistymi dla osobnika konsekwencjami: jest ponad to wszystko. Coś, co powstało realnie i w zgodzie ze wszelkimi regułami fizyczności, okazuje się nagle być utwardzone i pewne - i to na zawsze. I jest traktowanie matematycznego znaku jako najdoskonalszego, bo pozbawionego tak obfitującej błędami pospolitej zmiany. Uproszczony i odarty ze zmiennej nadmiarowości matematyczny znak, pozornie bez nośnika i zawsze taki, oddala się w abstrakcyjne rejony - a to ma już spore konsekwencje. Tak dla matematyka, tak dla filozofa, który zapatrzy się bezkrytycznie w taki znak - i jest zamieszanie.

Jednak prawda o matematycznym znaku i o świecie jest taka, że nie ma nigdy i nigdzie stanu poza, jakoś pojętego regionu-obszaru-miejsca, gdzie nie ma materialnego elementu nośnego. Zasadnie można mówić, że istnieją struktury zbudowane z elementów, które mają takie skomplikowanie i rozmiary, że nie pozwalają na ich fizyczne, przyrządowe oraz namacalne poznanie - można dowodzić, że dopiero od pewnego poziomu dociśnięcia składników daje się nadprogowo rejestrować fakt - można twierdzić, że jest graniczny stan skupienia jednostek, który fizyk może badać - ale nie można, nie wolno upierać

58

Page 59: Kwantologia stosowana 11

się przy poglądzie, że to "niematerialny byt", czy też "matematyczny niematerialny byt". To błąd, ślepa droga dowodzenia o świecie.Dlaczego? Ponieważ nie ma notowania na pustce lub w pustce. Zawsze musi być coś, nośnik, na którym taką nadmiarowość, tu abstrakcyjną, można zapisać lub stwierdzić.

Ale czy matematyk, dowolny naukowo i fizycznie oglądający otoczenie byt poznający - czy taki ktoś myli się w swoim działaniu? I tu odpowiedź jest oczywista: nie myli się. Z tym dodatkiem, że z jego rozumienia, z jego dzisiaj obowiązującego rozumienia zmiany wywodzi się to poprawne ujęcie procesów. A zarazem jednocześnie błędne.Nie ma sprzeczności między tymi wnioskami, poprawne ujęcie w jednym układzie odniesienia, kiedy zostanie wprowadzony zbiór szerszy, to staje się błędne - a co najmniej niepełne.

W tej chwili nawet nie podnoszę już tego, że chodzi o banalne, tak po prostu niepełne rozumienie pojęcia "materia" - lub uproszczone traktowanie tego terminu, wyłącznie fizykalnie (od do). Atom w tym uproszczeniu to element może i złożony, ale na pewno pokazuje się materialnie, wiec to coś innego od promieniowania. Że to w łącznej formule jest materią w takim rozumieniu, że to "coś" (że jest) - to oczywistość. Jednak kiedy o tym się zapomina, to (wszech)świat staje się faktycznie dziwaczny i wszystko przeplata się ze wszystkim tak, że trudno to rozsupłać na elementy składowe.

Ale w tym momencie tego aspektu nie podnoszę, nie w takiej prostej formule - choć zasada jest analogiczna: pewnego poziomu fizycznie istniejącego (już dowolnie pojętego w jego istnieniu) nie sposób do postrzeganego zaliczyć, ponieważ tego nie można dojrzeć. Współtworzy całość, warunkuje obserwowane, ale sam lokuje się poza rejestracją. Oczywiście chodzi o próg, o poziom obserwacji, który dla fizyka ma znaczenie fundamentalne: jest fundamentem. - To dokładnie ten sam i taki sam paradoks, który ustawił kiedyś tam pojmowanie materii, a dalsze zaliczył do promieniowania: że tu a tu jest granica i dalsze to poza nią i już odrębnie inne. Jeżeli obecnie fizyk ustala, że to a to istnieje - że tylko to i to jest poznawalne, to zawierając się w takim kręgu (czy to w badanych konkretach, czy abstrakcji i definicji) nie może, żadnym razem nie może poza ten krąg wyjść - dalszego dla niego nie ma. Po prostu nie ma. Granica języka jest granicą świata - granica abstrakcji jest granicą absolutną, poza którą nie ma jak się wydostać. Bo przecież abstrakcje to obserwator.I w badaniu rzeczywiście tego "dalszego" też zresztą nie ma. Bowiem progu badaniem przejść nie można. Nie można, ponieważ elementy tego niższego poziomu tworzą próg poznania. Że są dalsze oraz mniejsze, pozornie upiorne zdarzenia, o tym może sobie badający dywagować i ustalać za wzorem na zasadzie konieczności - ale tego w pomiar nie uchwyci. A po drugie, co też ważne, w takim czynieniu przemieszcza się już na pozycje obserwatora zewnętrznego i staje się filozofem. Co ma niekiedy dla fizyka posmak gorszego, choć nie powinno. Efekt? Błądzenie w zaklętym kręgu pojęć i zadziwienie.

59

Page 60: Kwantologia stosowana 11

Na usprawiedliwienie fizyka (i matematyka również) trzeba powiedzieć, że ani inaczej postąpić może, ani powinien. Wyznaczony zakres ma dla niego postać wszystkiego - i takim jest. Dlatego też dzisiejszy próg poznania jest znacząco trudniejszy do pokonania, ponieważ to już nie bariera jakoś fizyczna, ale mentalna, psychologiczna - i logiczna. Jeżeli nawet w badanie oraz rozumienie materii nie wprowadzę zakresu promieniowania bezpośrednio, to i tak obszar promienisty ewolucji ustalę, to w badaniu wyjdzie samoistnie, potrzebne jest tylko techniczne podbudowanie tego badania. Jednak w przypadku obecnie pojawiającej się bariery poznania - cóż, tu żaden przyrząd nigdy nie pomoże, bo nie ma elementu, z którego można by go zbudować. A raczej, po prawdzie, każdy teraz i zawsze wykorzystywany w pomiarze przyrząd jest z takich jednostek zbudowany, tylko że sam już nie może być pomierzony.

Z tym kolejnym zastrzeżeniem, że choć nie ma i nie będzie narzędzia badawczego, które można zbudować - taki przyrząd istnieje i dobrze nawet działa (niekiedy dobrze). I tym przyrządem jest oczywiście po prostu umysł stosujący logiczną konstrukcję. Nie zbuduje się nic w formule przyrządu, ale doskonale funkcję badania "dalszego" spełnić może dopełniająca zakres fizyczny konstrukcja logiczna - działanie rekonstrukcyjne w formule dodania do obserwowanego niżej oraz wyżej położonego. I to można przeprowadzić.

Świat to doznawana-poznawana chwila, ale płaszczak swoją matematykę może zbudować nawet nie wiedząc, że dalsze istnieje. A w przypadku bytu fizycznie matematycznego ona rzeczywiście nie istnieje. Choć była lub będzie jako konieczność. Logiczna konstrukcja obudowuje i definiuje nawet to, co jest aktualnie stanem potencjalnym - ale to nie znaczy, że błędnym. W końcu doświadczenie powiada, że można to zrobić - chodzę po powierzchni, dom stoi, rakiety latają. Wszystko to opiera się na zmianie i jest zmianą, ale ponieważ jest zmianą w formule skwantowanej i tym samym policzalnej - to i przewidywalnej. W najszerszym ujęciu każda obserwacja to wyjście poza chwilę i na tej podstawie tworzenie reguły, na przykład matematycznej. Doznawana jest chwila, ale przez sumowanie tych chwil w matematyczny fakt (w głowie matematyka fizyczny fakt symbolizujący abstrakcyjnie zmianę w przebiegu) - to pozwala owe mosty, domy i rakiety budować. Zmiana biegnie, ale jak biegnie i według jakiej reguły, to już ustala w tej zmianie zawarty "matematyczny płaszczak".

Dlatego ten dzisiejszy próg poznania jest taki kłopotliwy - trzeba wprowadzić "dalsze-i-głębsze", i to mimo tego, że jest poza strefą poznania. Tego się nie uchwyci fizycznie, choć matematyczny wzór co rusz o tym podpowiada. Dziś wymusza to zabieg renormalizacji, i to zasadnie w zakresie fizycznym - jednak żeby tutejsze postrzegane tak do końca wyjaśnić, cóż, nie ma rady: trzeba przyjąć, że dalsze też faktycznie jest, że działa szybciej od prędkości granicznej tu notowanej i że tej nigdy i nic nie przekroczy. Oraz że dalsze to już Fizyka.

A dodatkowo pokonanie tego progu dlatego jest kłopotliwe, że kolejny raz, w innym ujęciu, wprowadza podobną acz na nowo definiowaną, od

60

Page 61: Kwantologia stosowana 11

zawsze obecną w rozumieniu koncepcję "eteru". Nie to samo, ale też nie takie odlegle. W końcu operując abstrakcjami (bez znaczenia, co się na ich powierzchni językowo lokuje) byt poznający świat pobłądzić nie pobłądzi. Może się nie dopracować głębokiego zakresu, może nie wyjść poza krąg prostych ustaleń, ale jeżeli abstrakcja istnieje i jeżeli została zbudowana logicznie, to oddaje własności poznawanego świata. Dlatego niech sobie będzie kolejne wcielenie "eteru", "pola kwantowego", czy podobnie, to nie ma znaczenia - każde pojęcie jest w takiej sytuacji dobre, o ile pozwala zmianę zrozumieć. Czy warto w taki sposób, czyli pozornie odległymi od treści pojęciami przebijać barierę? Jestem pewien, że warto. A co najmniej warto spróbować, może coś więcej się zobaczy.

Matematyk, trzeba to sobie z pełną szczerością powiedzieć, to taki gorszy fizyk - to na zawsze zawierający się w abstrakcjach byt, co to operuje pozornie tylko abstrakcjami. Ani one abstrakcyjne, czyli bez nośnika, ani nie opisują stałości, bo to zawsze i tylko zmiana. I nie ma znaczenia, że wyprodukowane w głowie abstrakcje sięgają do nieskończoności - to nie ma znaczenia, ponieważ dla matematyka jest to zawsze bardzo bliska nieskończoność (maleńka, zawarta w głowie). Bo te abstrakcje tylko do jego głowy się odnoszą. Fizyk, jeżeli się ośmieli w analizie i zasmakuje w filozofowaniu, może wprowadzić w analizę nieskończoność nieskończoną, sięgnąć Kosmosu. Ale matematyk, mimo wspaniałego sprawdzania się jego pojęć w realu, sam pozostaje więźniem bardzo wąskiego kręgu abstrakcji. Przecież to maksymalnie sztywny język, że przez to pewny i poprawny - cóż, to wysoki koszt tej dobroci. Matematyka z założenia, z przyjętych zasad jest uproszczeniem, tak do maksimum możliwym uproszczeniem konkretnego przebiegu. To wielka zaleta tego procedowania, odrzucenie zbędnego balastu szczegółów się sprawdza, umożliwia działanie, sięga najgłębszego i najodleglejszego zakątka rzeczywistości - ale zarazem przez to zaciemnia obraz, nie pozwala dojrzeć szczegółów, które składają się w/na fizyczny fakt. I to jest wielka ułomność matematyki - coś skrajnie funkcjonalnego, kiedy trzeba to przetłumaczyć na realny przebieg, okazuje się przez tę wcześniejszą renormalizację detali, nadmiarowe, zawiera w sobie procesy "aż do nieskończoności". Usunięcie szczegółów na początku działania mści się ich nieskończonym nadmiarem na końcu - a to ma ten skutek, że uniemożliwia dalsze działanie. Kiedy na końcu jest nieskończona płaszczyzna "czegoś" lub abstrakcji, to dalszej drogi być nie może - bo jak?

Działanie matematyczne jest maksymalnie symboliczne i sprawne, ale na końcu i tak musi zawsze pojawić się tłumaczenie z matematycznego na ludzkie, to konieczność. Ponieważ w najlepszym nawet wzorze nie ma - i być nie może - zmiennej czasowej, toku zmiany. Wzór, a więc abstrakcja matematyczna, taki fakt pomija. Dlaczego? Ponieważ jest oczywistością - "czas", zmiana jest integralnie w tym wzorze zawsze obecna, bo nie ma niczego, co byłoby niezmienne, stałe, w bezruchu. Dlatego "matematyczna renormalizacja" przebiega w umyśle matematyka nie informując go o tym zabiegu, usunięte zostają zmienne, a zostają stałe w postaci reguły.

61

Page 62: Kwantologia stosowana 11

I dobrze, tak powinno być. Matematyk nie wie oraz nawet często go to nie interesuje, co się fizycznie i realnie kryje za zbudowaną w jego głowie abstrakcją. - Przemieszcza symbole, gra w pasjansa tymi pojęciami ze światem, buduje kolejne i doznaje przy tym dreszczyku emocji, ale fizyczna zawartość abstrakcji (ta zewnętrzna, a jeszcze bardziej w jego głowie) - to wiedza zbędna w tym działaniu. Ponieważ świat zbudowany jest z kwantowych kloców, to nie ma znaczenia, jakie klocki się stosuje, betonowe czy abstrakcyjne, efekt i tak musi być stabilny i poprawny. O ile działanie przebiegało według reguły, to wieża w umyśle wzbije się w górę, ale także zbudowana z betonowych klocków się nie zawali. W końcu w obu zakresach świata chodzi o to samo: o te klocki. I zabawę nimi, to również ma swoją wartość.

Jednak na końcu, żeby zrozumieć, jak ten proces realnie się toczy, ponownie trzeba w ten zmienny przebieg (opisany wzorem matematycznym) wprowadzić te zmienności oraz szczegóły, nie ma odwołania. Dlaczego? Ponieważ kiedy się tego nie uczyni, to analogicznie do przekształceń w świecie płaszczaka, nie będzie nic poza stanem chwili, a więc nie będzie wiedzy, że było przed, że będzie po - że teraz to tylko jeden z wielu elementów składających się na przechodzą przez płaszczyznę wielowymiarową sferę-fakt. Matematyczne zobrazowanie wzoru opowiada wszystko, tylko że w maksymalnym uproszczeniu, więc bez zawartych w realnym przebiegu momentów "ciszy". A przecież to właśnie cisza, w rozumieniu: przerwa, to tego elementu jest najwięcej - to stanowi o informacji i zrozumiałości przekazu. Matematyka ciszę i pustkę z abstrakcji usuwa, a przez to wydaje się taka sztywna, odległa i niezrozumiała. I człowieczkowi obca - aż do obrzydzenia. - Że niesłusznie? Fakt, jednak dopiero uświadomiony to fakt, kiedy współwystępuje z przerwą - z pustką. NIC, wiadomo, to najważniejszy składnik świata i poznania, kiedy się go pozbyć, to w obrazie wszystko się zamazuje, zbiega w jedność - i jest takie obce w sobie. Cóż, nie da się ukryć, jest obce.

Logicznie nic poza chwilą nie istnieje, ale skoro wcześniejsze to późniejsze warunkuje, to można pozostałe dobudować. Matematyk robi to łatwo i przyjemnie (zazwyczaj tak) - jednak wiedza o zjawiskach to także ta ukryta we wzorze zmienność. I szczegóły. Wypreparowana ze zmiany reguła i jej wzór to ujęcie ogólne, bardzo przydatne - ale tylko i aż wspomagające.

Wszak liczą się jedynie te szczegóły.

62