103
JANUSZ ŁOZOWSKI KWANTOLOGIA STOSOWANA 12 opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych copyright © 2016 by Janusz Łozowski wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-942582-9-0 [email protected] 1

Kwantologia stosowana 12

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Kwantologia stosowana 12

JANUSZ ŁOZOWSKI

KWANTOLOGIA STOSOWANA 12

opowiastki filozoficzno-fizyczne dla dzieci dużych i małych

copyright © 2016 by Janusz Łozowskiwszelkie prawa zastrzeżoneISBN [email protected]

1

Page 2: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.1 - Obserwator.

... halo, halo, tu wasz sprawozdawca. - Dziękuję za przekazanie mi głosu. - I dziękuję za wszelkie wyjaśnienia, które padły w studiu z ust naszych szanownych, a tak uczonych gości. Dlatego nie będę już państwa zanudzał informacjami, dlaczego tu się znaleźliśmy oraz co nasz czeka. Ograniczę się do samej relacji z tego niebywałego dla nasz wszystkich wydarzenia. Można nawet stwierdzić, i to bez żadnej przesady, że wiekopomnego i historycznego wydarzenia...Chciałoby się powiedzieć, że szkoda, że państwo tego nie widzą, że nie mogą być tu razem z nami, celebrować tej chwili i napawać się, i cieszyć się tak niezwykłą okolicznością - ale tak nie powiem. Bo ja tu jestem, ponieważ ja tu jestem w państwa imieniu i dla państwa - jestem właśnie po to, żebyście, drodzy państwo, poznali wszystko i zobaczyli wszystko za moim pośrednictwem. Żeby było tak, jakby ta hala, tak wypełniona do ostatniego miejsca, że ona również państwa gości. - Bo w pewnym sensie tak właśnie jest, wszyscy znajdujemy się w "hali" bez początku oraz końca, a tu i teraz jest kawałek naszej podłogi; i on na mgnienie, ta "hala" przecież rozciąga się od zawsze do wszędzie. I tylko tak...Rozglądam się wokół, wszędzie ruch, emocje, podniecenie. A także i oczekiwanie - oczekiwanie na ten moment. - Jeszcze jacyś ludzie, już chyba nadprogramowi, bowiem zdaje się, że hala zajęta do ostatniego wolnego punktu - oni dochodzą, zajmują swoje miejsca w wyznaczonych rzędach, o czymś żywo dyskutują. Widzę, bo to widać, na rozjaśnionych wewnętrznym napięciem obliczach widzę niby to oczekiwanie, niby to pewność, która tak porusza. Wszędzie, proszę państwa, emocje, one są tu wszędzie. Przelewają się rzędami, falują jednostkami, poruszają. Tak, proszę państwa, w hali, przed halą, wszędzie czuć niebywałe i ogromne emocje, to zarazem zrozumiałe, ale i samo z siebie istotne, niezwykłe, wielkie. I wspaniałe... W powietrzu, w każdym tu zgromadzonym atomie i osobniku, tak, tak, proszę państwa, już czuć to podniecenie, już te atomowe drobiazgi z gdzieś tam głębiny świata się poczynające ogromnie rozedrgane - już wszystkie orbity szczelnie obsadzone - już wolne elektrony uwięzione i snują się po wyznaczonych trajektoriach - już głowy i myśli kierują się w stronę, z której on nadejdzie. Bo przecież za chwilę nadejdzie, nadejdzie z całą pewnością. I ta wielka chwila nastanie...Nie, proszę państwa, to jeszcze nie ta chwila, jeszcze musimy nieco poczekać, jeszcze kilka sekund oczekiwania, a później to się stanie. On się pojawi, to pewne, to gwarantowane - to oczywiste. Jeszcze w drzwiach mijają się osoby z obsługi, jacyś dalsi trenerzy, coś bez znaczenia, dodatek do wszystkiego - ale jego jeszcze nie widać. To za minutę, za kilka się stanie, na pewno się dokona... Czekamy, państwo czekacie, ja czekam, wszyscy zgromadzeni czekają. Cierpliwości. Czekaliśmy tak długo, to cóż to kilka tyknięć zegara wobec tak ważnego, prawda? Cóż to wobec nieskończonej wieczności, co tak mocno wybrzmiało przed moim wejściem na antenę, o czym tak jasno i wspaniale mówili zaproszeni przez redakcję do studia goście. Aż by

2

Page 3: Kwantologia stosowana 12

się chciało westchnąć i uradować, że to już, że to za chwilę, że i my będziemy tego świadkami...Środek hali pusty, odgrodzony symbolicznie od reszty, oświetlony w każdym detalu swojej mozaikowej podłogi ostrym blaskiem reflektorów - środek hali czeka na swój wielki występ. Przecież to tam, właśnie w samym środku środka, w tym punkcie tak zasadniczym dla wszystkiego - tam się to będzie rozgrywało - tam to się już dla nas rozgrywa w całej konfiguracji i ferii świateł, tam-tu jest nasza uwaga - cała nasza uwaga jest tam skierowana. I tak musi być, proszę państwa, to środek jest najważniejszy, środek oraz punkt. Przecież to tam, mamy już tego świadomość, to tam i centralnie dla wszystkich, dokona się to, nie waham się tego tak określić, niezwykłe i wielkie misterium. Tak, to w tym, to w tym kręgu - w tym topornie wyciosanym w naszej rzeczywistości sześcianie czasu i przestrzeni - to tam zostanie za chwilę ogłoszone ustalenie, które jest tak ważne dla nas wszystkich - i na które czekamy. Gdzieś tam i pobocznie, zupełnie teraz w mroku i bez znaczenia, są rozstawione sędziowskie stoliki, tak słabiutko widoczne, tak przesłonięte szarością, że wydają się zbędne, że zdają się nadmiarową regułą do tego całego toczącego się pośród jasności spektaklu. - A przecież to tylko takie nasze wstępne ujęcie, to błąd oceny, który powodowany jest naszą nieostrą, zawsze skromną wobec świata metodą obserwacji - a nawet, tak, proszę państwa, również i krótkowzrocznością. Niech nas nie zmyli ten pozornie drugi i dalszy plan zasad i reguł, to równie dla całości spektaklu ważny element. Przecież na końcu i ostatecznie, to właśnie przede wszystkim zasady i sędziowanie się liczą, najlepszy i najbardziej emocjonujący mecz blednie w konfrontacji z regułami - bo to zasada jest tu głównym i fundamentalnym wyznacznikiem możliwości - to zasada reguły tworzy i zawodnika, i scenerię, i halę - i nas, proszę państwa. Tak, proszę państwa, my to reguła obleczona w cielesną postać, to rytm zmiany w jej tykającym kwantami przemieszczaniu...Ale mniejsza o stoliki sędziowskie, tam znajdują się odpowiedzialni ludzie, doskonale wiedzą, co robią i znają się na przepisach, ale w naszym obrazie przede wszystkim, tak na co dzień, w każdym naszym i tutejszym spojrzeniu, w każdym zmyśle liczy się spektakl, liczy się zmiana, dynamika i wyprowadzony cios. Albo otrzymany cios. Nie ma znaczenia cisza, martwota, zatrzymanie, to wszystko zbędny dla nas, zawartych w tu i teraz, nadmiar interpretacyjny i niewarty zachodu fakt z całości. - To może i ważne tam dla kogoś, może go pobudza do wstawania rano, jednak dla nas liczy się to, proszę państwa, co jest za oknem, na talerzu, w obok bratnio bijącym sercu - wszystko inne jest takie obce, zimne, nijakie, bez emocji - bez emocji, szanowni państwo. A to przede wszystkim emocje, te wspaniałe drgnienia duszy są wszystkim, co nam daje radość, czym jesteśmy - co nas tu zebrało w tej mrocznej na brzegach hali, jakby bez początku i żadnego końca. One, te punkty brzegowe, w tej ciemności się kryją, to pewne, wiemy to, mamy pełną świadomość istnienia granicznej strefy - a jednak w naszym oglądzie otoczenia liczy się, liczy się to, co zawiera się w tym kręgu światła - to, co jest najistotniejsze. Czyli ten wielki spektakl, którego już jesteśmy uczestnikami i który za chwilę, już za chwilę - za takie maleńkie tyknięcie pobiegnie dalej. - I zawsze dalej, zawsze tylko do przodu... Tak, proszę państwa, powtórzmy to jeszcze raz i głośno, nie reguły,

3

Page 4: Kwantologia stosowana 12

nie rozstrzygacze sporów się dziś liczą - to on jest najważniejszy. Reszta jest tłem, takim niezbędnym do obserwacji, ale dopełniającym tłem. Ono oczywiście jest niebywale ważne, do pewnego stopnia każdy z nas jest elementem tego tła. - To zawsze płaszczyzna jednorodnych elementów, a każdy z nas jest takim elementem płaszczyzny - ale już wiemy, przecież my już wiemy i znamy to, że choć niczym jednostka od jednostki się nie różni, to taki indywidualny konstrukt tu tylko na chwilę, zawsze tylko na tyknięcie w dziejach - to element w takiej nieskończonej prostej - ale zawsze tylko w tym jednym i konkretnym wydaniu. I dlatego to tak ekscytujące, dlatego tak porusza, dlatego tu jesteśmy... Tak, proszę państwa, tak, widzę ruch w okolicy wejścia. Coś tam się dzieje, to już pewne, to widać, nawet czuć. Ktoś wychodzi, drugi i kolejni przepychają się - stanowczo, ale delikatnie robią przejście pośród niecierpliwców, którzy zastawili szczelnie - ciało w ciało - widok na ten istotny teraz punkt. Zachowują się tak, jakby budowali z własnych istnień ścianę tła, którzy samym swoim bytem zasłaniają widok na początek oraz punkt wejścia w rzeczywistość. To oczywiście denerwuje, przecież chciałoby się widzieć wszystko, poznać wszystko i zrozumieć wszystko - ale przecież też już wiemy, że to drobnostka. Jeżeli nie widać, to i tak nie ma znaczenia - bo my i tak widzimy, przecież my i tak przez tę nieprzeniknioną ścianę widzimy - to dla nas żadna przeszkoda. Nasze zmysłowe oczy nie widzą, ale my widzimy oczami duszy. I wiemy, że tam jest to a to, że zawsze musi dziać się tak a tak - że to wszystko zgodne z regułą i przez to tak jaskrawe i poznawalne. Widać do ściany, ale to nic, bo my widzimy wszystko, aż po kres, po horyzont hali - po absolutny gdzieś i tam horyzont, którego inaczej i tak nie można zobaczyć...Pojawiają się kolejne osoby odpowiedzialne za przygotowanie - tak, widzę pierwszego trenera - a to oznacza, tak, proszę państwa, to w formie pewnego już stwierdzeniu może być wyrażone - że już, że już być może jest za rogiem - że jest blisko - że za moment... Sala wstaje, tak, proszę państwa, sala wstaje. Lecą w górę jakieś kolorowe baloniki, coś się sypie z góry - to chyba manna - a może tylko konfetti - w tym zamieszaniu i maksymalnym rozgardiaszu nie mogę w szczegółach dojrzeć. Ale to nieważne, to zupełnie nieważne. - Jakaś pani zdjęła sweterek i wymachuje nim tak, z taką werwą, że aż serce rośnie. Wokół wszystko faluje, krzyczy, raduje się - twarze szeroko uśmiechnięte...Tak-tak-tak, widzę, widzę go. Proszę państwa, widzę! Jest. Idzie - idzie - idzie wolno. Idzie majestatycznie, z wysoko, z dumnie, tak jednoznacznie podniesioną głową - idzie z wzrokiem utkwionym gdzieś tam, w horyzoncie. Idzie. - Sylwetka wspaniała, każdy ruch, to się czuje, to widać, przemyślany, harmonijnie ułożony. To zaświadcza o ogromnej, wielowiekowej, a nawet tysiącleciami uparcie oraz w znoju toczącej się codziennej pracy trenerów, ustawiaczy i wszelkiej maści korektorów poprawnego, logicznego działania. To widać, to się czuje aż z takiej odległości, że stoją za nim giganci - a on stoi na ich barkach. - I patrzy, patrzy tam, gdzie żaden fizyk nie sięga swoimi przyrządami - gdzieś w pozaskończoność...Ubrany jest skromnie i gustownie, kolory stonowane, przecież to nie byle celebryta - to on, obserwator. Żadnych zbędnych ozdób, żadnych nadmiarowych dodatków, nieomal przeciętny w swoim uśrednieniu, ale

4

Page 5: Kwantologia stosowana 12

jednak wyjątkowy - skupiony i stanowczy jednocześnie, otwarty do i wobec innych, a przecież to tylko jednostka, sama wobec zbioru. Tak, proszę państwa, to on - obserwator...Na piersiach - tak, widzę to doskonale z odległości, niewielki, tak ledwo zauważalny w tle znak, z trudem możliwy do wyłuskania pośród kolorowych plam i drgnień świata - nasz znak. Nie ma żadnych, żadnych wątpliwości - tak, nasze wydało go plemię, on ci nasz - a imię jego Obserwator...Idzie, pozdrawia zebranych ręką, maksymalnie poważny i skupiony, i nakierowany w daleką dal; aż zdumienie bierze, że to aż tak, że aż tak. Kieruje się wolno w stronę centrum, celebrując każdy krok - a w tym ruchu i poprzez ten ruch - jakby chciał nam powiedzieć, że to ważne, że liczy się w całości... I chyba go zebrani rozumieją. Jak tylko sięgnę wzrokiem - jak tylko potrafię wyłuskać z narastającej ciągle wrzawy pojedyncze głosy i odgłosy, to wszędzie emocje sięgają szczytu - szczytują w zwielokrotnionym rezonansie hali, dochodzą do kulminacji, ale jeszcze jej nie przekraczają - przecież to dopiero etap wstępny - przecież przed nami jeszcze wiele atrakcji - jeszcze daleko do finalnego wystrzału... Cała hala, rzeczywistość stąd po wieczność jest w oczekiwaniu, i w ruchu jednocześnie. To stałość dynamicznie zastygła w napięciu i w oczekiwaniu na to, co się dokona - bo na pewno się dokona. Tak, tak, proszę państwa, przecież za chwilę, przecież za moment - tak, proszę państwa, za moment będziemy świadkami tutaj czegoś tak niebywałego, tak wielkiego, tak jedynego w swoim rodzaju - że warto było na to czekać. Tak długo czekać. Na pewno było warto...Obserwator wchodzi w krąg światła i ustawia się centralnie, uważnie rozgląda wokół. Jest maksymalnie skupiony, to widać. Jego twarz nie oddaje może pełnej akcji i emocji, jakby była napięta od środka aż do ostatniego mięśnia, ale przecież w tym jednoznaczna - taka, jakiej nie spotyka się za byle zakrętem. - Obserwator podnosi wolno prawą rękę, jakby pozdrawiał i jakby jednocześnie delikatnie i stanowczo - jakby od niechcenia, ale zarazem po królewsku prosił oraz domagał się o uwagę... Sala cichnie - aż zdaje się, że milknie wszelkie jestestwo tego i każdego świata - i, tak!, tak!, proszę państwa!, słyszę!, on mówi!, obserwator mówi!: "wszystko płynie"...Zrywa się hałas - narasta - osiąga stan niemożliwości - tak, proszę państwa, obserwator mówi, że wszystko płynie. Że rzeka zawsze jest ta sama, ale nigdy ta sama - że twarz jest zawsze, ale zarazem tak ułożona każdorazowo jedna oraz jedyna w nieskończonej wieczności - że to zawsze tylko chwila, którą doznajemy, ale ponownie się w niej już nigdy nie zanurzymy... Nic dwa razy się nie zdarza...Widzę na twarzach wielkie poruszenie, nawet przejęcie, nawet jakiś żal, że to tak wszystko płynie i przepływa - że kiedyśniejsze było ważne, ale już przeszło do historii i się nie powtórzy. Widzę wśród blisko i dalej stojących, w ich w zmarszczkach, które zbudował czas, a pogłębiły kolejne przestrzenne doznania - widzę w utkwionym tam gdzieś daleko wzroku wielkie wzruszenie - dostrzegam niebywałe, aż do skrajności emocje, choć jeszcze stonowane, jeszcze spętane tymi naszymi codziennymi konwenansami. - I to robi wrażenie. Tak, proszę państwa, to robi wielkie wrażenie. I chyba nie tylko na mnie, bo i pozostali zdają się w pełni rozumieć, że to nic doznawać i odczuwać,

5

Page 6: Kwantologia stosowana 12

ale że przede wszystkim znaczenie ma nazwać i zrozumieć, to jest w tym całościowym świecie tak ważne, tak niebywale emocjonujące - to wywołuje drgnienia duszy - to człowieka porusza aż do głębi... Wszak zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny...Obserwator znów prosi o ciszę, znów skupiony - znów w napięciu. Ale teraz jego sokoli wzrok kieruje się wyraźnie w górę, gdzieś, gdzie tylko myśl sięga. - Ludzie wpatrzeni, znieruchomiali w pozach, jakby wyrzeźbieni przez wielkiego mistrza w detalach i w całości - aż sięzdaje, że to wyciosane z marmuru byty. Ta chwila zdaje się nie mieć końca - jakby tak dotkliwa codzienna przemiana gdzieś znikła, jakby jej nie było, jakby istniało tylko tu i teraz - jakby nie było tego tykającego zegara i tej rzeki w wiecznym przepływie skądś dokądś i nie wiedzieć po co... "Są ponad wszystkim stałe idee, które warunkują to wszystko zmiennei nietrwałe", mówi obserwator przyciszonym, ale bardzo stanowczym głosem. I kieruje obecnie już bardzo stanowczo wzrok w górę - w dal bezkresną - w wieczność...Tak, proszę państwa, tak, obserwator mówi. Że są nieodmienne, nigdy inne reguły tej wszędzie postrzeganej zmiany. Że to wszystko tak na chwilę, w swojej nietrwałości dynamiczne oraz przekształcające się z jednego w drugie, i że tak musi być. - Ale, mówi obserwator, jest do tego dalsze, niebywale dalekie, gdzieś poza tutejszym i w żaden sposób nieosiągalne z naszej przykutej do dna jaskini rzeczywistości - że to stałość reguły i nieodmienność zasady - że to oderwane już od dowolnego nośnika struktury... Ale, tak-tak, proszę państwa, to nie w ten sposób należy pojmować w naszym skromnym zbiorze abstrakcji i odniesień, mówi obserwator - nie na tej zasadzie, jakby się mogło to w zgrubnym i nieopatrzonym, nienawykłym do analizy skomplikowanych pojęć spojrzeniu wydawać, że są sobie jakoś tam istnienia, co to bez materialnych naleciałości bytują, że zawodzą pochwalne lub kibolskie hymny nie wiedzieć dlaczego i komu - to nie tak, mówi to wyraźnie i jednoznacznie obserwator. To nie toczy się w taki banalnie prosty sposób, że te byty krzepną materiałowo, że wchodzą w różne relacje i reakcje, że się mieszają z tutejszym zmiennie nietrwałym światem, tak szybko w naszym spojrzeniu przemijającym. To nie tak, głosi oraz podkreśla obserwator...Jest tak, proszę państwa - jest tak, że te niezmienniki są zawsze i tylko w tym świecie, zawsze w nim, podkreśla obserwator. Bo nie ma przecież niczego, co byłoby fundowane, co byłoby zbudowane bez tej nośnej a kapryśnej materii, co byłoby pozbawione nośnika. Przecież, szanowni państwo, weźcie to pod uwagę, próżnia, nicość niczego ani w sobie, ani na sobie nie koduje. Nie można niczego zapisać w takim zerowym stanie kosmosu, to niemożliwe. Nie ma idei poza światem, w którym te idee można powołać do istnienia - świat zmienia się według reguły, ale reguła - ale reguła, szanowni i drodzy państwo, reguła istnieje dlatego, że tenże świat jest - że jest zmiana. Zmiana jest taką, ponieważ jest reguła zmiany, ale dlatego można wyrazić regułę, że jest wiecznie zachodząca zmiana. - I niczego poza tą zmianą nie ma więcej, i nigdzie. Tak, szanowni państwo, zmiana to reguła, która jest stałością dlatego, że jest fizyczna zmiana. Taki sobie filozof czy matematyk wykrywa w otoczeniu stałość reguły dlatego - że jest zmiana. Że jest zmiana, która przebiega według schematu. Reguła jest zawsze w głowie bytu, nie poz nim. I tylko, i zawsze tak...

6

Page 7: Kwantologia stosowana 12

Proszę państwa, proszę państwa - słyszycie tę ciszę? - słyszycie te drgnienia ciszy? - dociera do was ten zmasowany, wielki, nieskończony krzyk ciszy? Słyszycie ten wibrujący do ostatniego nerwu ton ciszy? - Tak, proszę państwa, sala milczy, sala zastygła, sala zapatrzona w centralny punkt. A obserwator stoi w tej zupełnej ciszy wpatrzony w to nieodgadnione. - Sam wobec dalekiego a niedocieczonego - sam wobec wszystkich - sam wobec bezkresnej wieczności... Aż trudno w to uwierzyć, to przekracza, i to znakomicie przekracza, i to niepoliczalnie przekracza to wszystko, co się zdarzyło, to po prostu niebywałe... Gdzieś przelatuje samolot, zdaje się, że to samolot. - W tej ciszy niezgłębionej i wielowymiarowej daleki szum silnika dociera tu jakby głuchy i nietutejszy, jakby z innego świata, daleki, nieznany, obcy - a jednak tutejszy przez to połączenie nieuchwytnym kanałem. My tu jesteśmy, tak sobie bliscy i dalecy zarazem, a tam powód wszystkiego tutejszego - dudniący pomruk z otchłani energetycznej ewolucji. - I reguła, zawsze nieodmienna oraz zawsze obecna w tych konstrukcjach reguła... Sala milczy, sala docenia ten idący przez wieki mecz z otoczeniem, mecz z potu, krwi i kości - mecz o istnienie. Sala wzruszona aż po ostatnie rzędy, po ostatnie tchnienie. I wpatrzona za obserwatorem w górę. Wpatrzona z nadzieją, że gdzieś, że kiedyś, że może będzie to się przekształcało inaczej...Słyszycie państwo tę ciszę, słyszycie to rozedrganie ciszy?... Ale to jeszcze nie koniec - to jeszcze dalece nie koniec. I padają w tej ciszy gromkie, znamienne - wielkie słowa obserwatora: "prawo moralne we mnie, niebo gwiaździste nade mną"...Proszę państwa, proszę państwa, szał, na trybunach szał - aż, aż. Co tu się dzieje, proszę państwa. Jeszcze przed momentem wszystko było skąpane w ciszy - jeszcze mgnienie temu zdawało się, że brzęczenie komara to huragan, jeszcze nienawykłym do emocji w duszy coś gra i zawodzi - a tu już aplauz, szał, radość i totalne zamieszanie. Jaka odmiana pośród zebranych, jaka żywiołowość, jakie uniesienie - jaka energia, ech, szanowni państwo, aż trudno to opisać, to przechodzi pojęcie. - Tak, wiele w życiu widziałem, ale zebrani mnie zaskakują. Ci pozornie przeciętni zjadacze byle czego, na co dzień gdzieś za biurkiem czy przy zbieraniu plonów z pól - oni teraz szaleją - oni już wiedzą - oni poznali i zrozumieli, że moralność to nasza i tylko nasza produkcja. I dla nas. - Owszem, to głęboka prawda, są gdzieś tam daleko, tak wyniośle obce wobec tej naszej ulotnej chwilowości gwiazdy, całe ich konstelacje i nieprzeliczalne zbiory - one tam są, nieruchome dla nas w swojej zmienności wysepki jasności w bezkresnym mroku. Są tam, tak zimne, tak punktowe na równie obcym nieboskłonie - zmieniają się milionami lat i nic o nas nie wiedzą. Ale to nic, to drobiazg. To nic, proszę państwa - tak, to nic. Przecież to nasze i w nas dziejące się doznania są wszystkim - to w nas są te gwiazdy, to my je w każdym spojrzeniu powołujemy do istnienia, te gigantyczne skupiska materii nie istnieją bez naszego mgnieniowego, tak ulotnego aktu obserwacji. Kiedy nikt nie patrzy, gwiazdy nie świecą - kiedy nie ma kto dostrzec ich piękna, to piękno nie istnieje. - Tak, tak, proszę państwa, moralność, zasady oraz reguły są w nas. A te gwiazdy, ten wieczny bezkres, to tylko dodatek - to pył i proch skondensowanej nieskończoności...

7

Page 8: Kwantologia stosowana 12

Tak, państwo to słyszą, cała sala raduje się, tańczy, świętuje - bo jest co świętować. A obserwator tym razem nie ucisza zebranych, nie prosi o skupienie, za to rzuca w tłum kolejne słowa i zdania - jego głos, choć z trudem, ale dominuje nad chaosem. - I przebija się do świadomości - i wdziera się w zakamarki duszy i rozumu: "jest czas absolutny i przestrzeń absolutna, a zarazem nie ma czasu absolutnego i przestrzeni absolutnej; fizycznie jest dostępna tylko-i-wyłącznie czasoprzestrzeń". ... Poruszenie, zadziwienie, nawet zmieszanie. - Tak, obserwuję uważnie, rozglądam się po zebranych, analizuję ich twarze - i widzę, że one jakby zastygły, jakby się zawahały w entuzjazmie. Jest a nie jest, jest czas absolutny i go nie ma, jest przestrzeń absolutna, ale jej nie ma. - Co to jest czas - co to jest przestrzeń - dlaczego jest i czym jest czasoprzestrzeń? Z kiedyś do kiedyś? - co to znaczy? Jak odmienia się zmiana? - Co jest "dalej"? ... Widzę pośród zebranych niepewność - ich ciała układają się w znaki zapytania. Niektórzy znieruchomieli - inni maksymalnie pobudzeni w emocjonalnym odbiorze słów obserwatora; jedni zmieniają pozycję i szukają punktu odniesienia, inni pozornie nieruchomo wsłuchują się siebie lub innych; jeszcze inni nerwowo spoglądają na zegarki, coś sprawdzają i sprawdzają, jakby chcieli usłyszeć tykanie chwili i jej budowanie zamierzali złapać na gorąco; a jeszcze inni tylko niemo się przyglądają. Widzę wyraźnie, że pytania się mnożą, że domagają się pilnego wyjaśnienia - dlaczego wygląda to tak, jak wygląda, dlaczego losowość obsadza elementy gdzieś tam na dole oraz co z tego wynika dla naszego, skomplikowanego świata?... Dlaczego świat, wszechświat nasz to zmiana, a do tego przyspieszająca, co jest dalej i czy można o dalsze pytać? Co to znaczy świat, co to znaczy, że miał początek i co to znaczy, że będzie koniec? Jaki koniec?... Wszędzie pytania i pytania, a znikąd pewnej odpowiedzi... Im dalej sięga wzrok, im więcej szczegółów, tym na twarzach większe zmieszanie, tym wyraźniejszy niepokój - tym mocniej wyrażana myśl: co to jest i dlaczego tak? ...Jeszcze sala spokojna - jeszcze wołanie o sens tego wszystkiego nie wzbiera i nie wybucha - jeszcze nie... Obserwator wolno przemieszcza się z punktu do punktu - obserwuje i notuje w pamięci reakcje tłumu. Obserwuje zachowanie, wsłuchuje się w pytania - ale milczy. Nie podnosi ręki, nie prosi o głos. - Jakby tylko czekał na odpowiedni moment - jakby się przyczaił, żeby puścić w publiczność głęboką myśl... I nagle rzuca: "jest Kosmos!". "Tu i teraz to wszechświat - ale to nie Kosmos!"Ludzie na trybunach kręcą się nerwowo, sędziowie przy stolikach nie wiedzą, co się dzieje i też rozglądają bezradnie. I ja nie wiem, co tu się wyprawia. Szanowni państwo, to coś niebywałego... Jak to, wszechświat nie jest kosmosem i nie jest nieskończony? - To lokalne w kosmosie zdarzenie? Słychać głosy z sali, pojedyncze oraz zbiorowe - wszystko wokół to nie wszystko? To nie wszystko? ...Obserwator przez długą chwilę stoi w milczeniu, głęboko zamyślony - wreszcie przyklęka na środku pola obserwacji... Nie, szanowni państwo, nie i jeszcze raz nie! On nie przyklęka, on się schyla. On się pochyla - przybliża - dociera do podłoża, do tej naszej fundamentalnej opoki, która każdego dnia nas unosi. - On nie

8

Page 9: Kwantologia stosowana 12

przyklęka, ponieważ on już nie klęka przed naturą - on otoczenie na wszelkie sposoby eksploruje, a nawet eksploatuje - on jest już osobą i osobowością, równym wobec świata. Kiedyś zlękniony byle grzmotu, w dniu dzisiejszym sięga tych odległych gwiazd; kiedyś uciekający, a dziś wszystko przed nim ucieka; kiedyś z trudem wydzierający światu jego reguły, dziś zna regułę i ją stosuje. Kiedyś tylko zadatek na coś lepszego - dziś obserwator... Tak, proszę państwa, on się pochyla, żeby zrozumieć... Tak, proszę państwa, obserwator wszystkim zmysłami się w rzeczywistość wczepia - żeby ją przeniknąć..."Tam, na dnie - mówi obserwator - tam daleko, gdzieś poza ostatnią warstwą naszego świata i wszechświata, czyli tu i teraz, i wszędzie - tam jest tylko COŚ i NIC, i ruch. Ruch czegoś w tym nic. I niczego więcej już nie potrzeba. Tak wygląda rzeczywistość w tym najdalszym i najgłębszym sensie. To wszystko proste to Kosmos - a złożenie to "wszechświat".Obserwator ciągle pochylony, ręką pokazuje podstawę wszelkiego. Od nieskończoności do nieskończoności, jako wieczność w zmianie. I tak lokalnie w tym bezkresie zapętlenie w formułę wszechświata. - Raz, tylko jeden raz na prostej. Choć w przenigdy kończących się cyklach i powtórzeniach..."Jest tylko ruch oraz przemieszczanie się, punkt po punkcie zmiana elementu czegoś w nieskończonej pustce. - Jest tylko i wyłącznie, i zawsze strumień energetycznych cząstek, jedynek już do niczego nie redukowalnych jednostek w Kosmicznym bezkresie - i gdzieś-lokalnie tworzą się z tego skomplikowane konstrukcje. Nieskończoność dodana do nieskończoności musi, musi wytworzyć skończone, chwilowe, zawsze ulotne byty." ... "I takie skończone konstrukcje - niekiedy myślące - mogą doznawać i poznawać otoczenie." ...Cisza na sali jest niebywała - przejmująca - dojmująca - bezkresna. Szanowni państwo, to niezwykle istotne słowa. - Te słowa, choć tak skromnie wypowiedziane, przez pyłek w nieskończoności, one teraz, w tej hali bez początku oraz końca, odbijają się od krańców, zaczynają powracać zwielokrotnionym echem, zapętlają się, tkają w tym biegu i falowaniu niewidzialną, a przecież odczuwaną każdym atomem, każdym elementem świata tkaninę czasoprzestrzennej rzeczywistości - one w każdym istnieniu i w każdym drgnieniu istnienia się realizują oraz zmuszają do refleksji - do przystanięcia i zamyślenia...Ale obserwator jeszcze nie skończył - nie daje się zebranym zebrać w sobie, nie podtrzymuje ciszy tylko rzuca gromko i ponad głowami, ponad tłumem i ponad światem: "To ja - to każdy z nas ten strumień energii tworzy w sobie i go kształtuje i go definiuje. Nie ma, nie ma niczego poza tym przemieszczaniem się kwantów czegoś w tej pustce kosmicznie bezkresnej - nie ma. Jest tylko-i-wyłącznie ruch, zmiana, chwilowe zapętlenie w bardziej lub mniej skomplikowaną jednostkę - to, co dla nas w bardzo zgrubnej i powierzchownej obserwacji taką jednostką się wydaje. - Każde nasze spojrzenie i każdy wykorzystany przez człowieka element świata, to złożenie, to bardzo rozbudowana konstrukcja, to zbiegnięcie w jedność wielu linii energii w trakcie ewolucji. I dlatego widoczna, dlatego doznawana, dlatego mierzalna. Ale, w sensie głębokim, nie ma czegoś takiego, to złudzenie, skutek naszego wysokiego i skomplikowanego ułożenia i złożenia - widać tu

9

Page 10: Kwantologia stosowana 12

czy tam jednostkę, a to zbiór - widać jedynkę, a to cała matematyka. Wszędzie tylko złożenie"...I dalej mówi obserwator, i dalej jego głos przebija się jak grom z czystego nieba, dociera w każdy zakamarek hali i w każdy zakamarek zebranych."Tak - warto sobie to uświadomić - ten strumień składamy w sobie i dla siebie. Nie atom czy człowiek istnieje w świecie, nie ma czegoś takiego jak wszechświat, to tylko strumień przemieszczających się i chwilowo w bliskości siebie elementów, nic więcej. Ale i nic mniej. I ten strumień przybiera takie kształty tylko dla nas. To ja, ty - my wszyscy razem i każdy osobno znakujemy, zabudowujemy ten ruch w postaci strumienia kwantów w ciała, relacje, związki, byty. Ale to jest tylko w nas - te byty są w nas i dla nas... To ja, ty - my jesteśmy twórcami, stwórcami świata - wszechświata - Kosmosu. I wszystkiego. Świat się zmienia, ale to, że się zmienia, a zwłaszcza to, jak się zmienia, to jest we mnie, w tobie - w nas. I tylko tak! ...Ostatecznym wnioskiem, który należy wyciągnąć z obserwacji, z tak na różny sposób prowadzonych eksperymentów, jest to, że w zakresie dostępnym nie ma stałego i niezmiennego - stała jest tylko zmiana w nieskończono-wiecznym Kosmosie. Oraz to, że tę zmianę widzi, doznaje i na wszelkie sposoby znakuje byt postrzegający. I poza nim - poza obserwatorem nie ma niczego więcej.Świat tworzy obserwatora, ale to obserwator stwarza świat w każdym swoim działaniu i spojrzeniu." ...Zebrani wstają z miejsc i do głębi przejęci zaczynają skandować: ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor!, ob-ser-wa-tor! ...

Mówimy "świat" - a w domyśle obserwator.

10

Page 11: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.2 - wewnętrzny-zewnętrzny.

...- Przyjmuję twój zarzut. - Poruszane tematy zazębiają się ze sobą, zbiór argumentów jest wielkością skończoną, dlatego w opisach, w tu prowadzonych rozmowach, muszą się pojawić zbliżone sposobem ujęcia obrazy i uzasadnienia. - Powtarzam, przyjmuję do wiadomości uwagę, a nawet przyrzekam, że postaram się rozszerzyć katalog analogii, ale do jakiego stopnia to się uda, zobaczymy. Przepraszam za wygłoszone do teraz, ale proszę o wyrozumiałość na przyszłość.- Rzeczywiście mógłbyś się postarać.- Zasadniczym, centralnym tematem dzisiejszej rozmowy - jeżeli się zgodzisz - chciałbym uczynić obserwatora, dowolnego uczestnika zmian zachodzących w świecie i ich obserwatora.- Czyli wracamy do strzelania, łucznika, tarczy?- Nie czepiaj się, to idealny model, maksymalnie prosty, a zarazem oddaje wszelkie zależności. Ale, zgodnie z przyrzeczeniem, postaram się go zmodyfikować. Taka wariacja "w temacie" - rakieta startująca i zdążająca do celu.- Jestem pod wrażeniem...- I jak takiemu dogodzić? Ja się staram, obraz słowami maluję, dal i inną perspektywę wprowadzam, nowinki technologiczne stosuję - ale takiemu mało...- Dalej jestem pod wrażeniem...- Dobrze, tylko spokojnie... Więc tak... Jest wzmiankowana rakieta czy dowolnie inny proces wyróżniony w tle, który posiada swój moment "startu", początkowy i pierwszy, w tym przypadku jest to rzeczywiście start rakiety. Dalej jest okres "lotu", czyli zmiana przebiegająca między punktami skrajnymi. I jest finał, cel, moment osiągnięcia już brzegu w formule "wbicia się w tarczę". Wszelakie inne okoliczności, usilnie to podkreślam, są w tak prowadzonej analizie zbędne, chodzi o maksymalną i doskonale widoczną logiczną prostotę.- A fizyka?- Do fizyki za momencik nawiążę, tylko że również w najogólniejszym znaczeniu, takim fundamentalnym... Bo co tu jest istotne? Wcześniej, kiedy temat się pojawiał, to już padło: położenie obserwatora. - Że jeden z dwu obserwatorów, których w tym eksperymencie na zasadzie koniecznej trzeba umieścić, że jeden z nich jest powiązany z lecącą i przemieszczającą się zmianą, tu zawiera się w poruszającej się do celu rakietą - a drugi znajduje się "z boku" i rejestruje zmianę w jej całości, czyli z punktami brzegowymi.- Dobrze, znam i rozumiem, jednak nie widzę, na gruncie fizycznym, w ich obserwacji żadnych różnic.- Bo ich nie ma. Do tego punktu chcę właśnie przejść - chodzi o ten fizyczny fundament, który współtworzy oraz warunkuje w obserwacjach obu postrzegających, wewnętrznego i zewnętrznego... - Mów, słucham.- Wcześniej, nieco upraszczając opis, podkreślałem różnicę w takim rejestrowaniu zmian, że związany z ruchem obserwator nie może nigdy

11

Page 12: Kwantologia stosowana 12

w swój zakres odbioru wprowadzić ani początku i startu zmiany, ani zakończenia - bo kiedy jest śmierć, to nie ma obserwatora.- A drugi widzi wszystko.- A drugi może i musi ustalić w takiej zmianie punkt zapłonu takiego procesu i jego zakończenie... Ale, widzisz, są niuanse tego opisu, i to nimi teraz się zajmujemy, one się liczą. Tamte ujęcie jest po całości słuszne, ale obecnie wchodzą na scenę detale.- Czyli?- Powoli, nie poganiaj... Chodzi o tę wspomnianą fizyczność, o to, że obaj, że dowolni obserwatorzy w swoim fundamencie zawierają - a też i sami się zawierają w fizyce, w zmianie pojętej fizycznie. A więc ze wszelkimi regułami i ustaleniami, które jako fizyk czynisz na każdym kroku. - W żadnym wypadku nie może powstać wrażenie, że w jednym obserwatorze jest wszystko, a w drugim jakieś ograniczenie lub niepełny stan świata - w sensie głębokim nic ich nie różni. I to nawet na poziomie doznawania szczegółów w formule brzegu.- Czekaj, czyli wewnętrzny obserwator też poznaje brzeg? Poprzednio to odrzucałeś...- Proszę, nie gorączkuj się. Niczego nie prostuję, powiedziałem, że wszystko pozostaje na swoim miejscu, ale że obecnie w obraz trzeba wprowadzić szczegóły, bo one są istotne.- Coś mi się nie zgadza...- Pozornie... Powiedziałeś, użyłeś słowa "poznaje", że obserwator w brzegu poznaje stan zmiany - to błąd. Nie poznaje, ale doznaje...- Co za różnica?- Fundamentalna. Dokładnie o ten szczegół w tej chwili mi chodzi, i o tym chcę powiedzieć. O ile mi pozwolisz.- Zamieniam się w słuch, jak to się powiada.- Już padło, że na gruncie fizycznym tych obserwatorów nic, ale to nic nie różni, i to w żadnym momencie postrzeganej zmiany. Każdy z nich doznaje przekształceń dokładnie tak samo - i to wraz ze stanem brzegu. Tylko przebiega to na innej logicznej zasadzie. Różnica się zawiera w pojęciach "doznaje" i "poznaje".- Dla mnie to tylko gra słów.- Nie, absolutnie nie. Zauważ, że kiedy rakieta startuje, czyli się wzbija w niebo, ten pierwszy punkt zmiany - czyli w innym nazwaniu akt narodzin zdarzenia - ten punkt już jest związany z obserwatorem, przecież on tu się zaczyna w jego życiorysie. Tylko że, uwzględnij ten fakt, jako doznanie - ale nigdy poznanie.- Dalej uważam, że to bardzo nieostre i zabawa pojęciami.- Nie i jeszcze raz nie, to jest punkt analizy - który dla ciebie, jako fizyka - ma szalone konsekwencje. Obserwator punkt startu, czy jak go tam nie określać, ma w sobie - ten moment jest w nim obecny, i to na zasadzie koniecznej; korzysta z faktów dokonujących się w i na brzegu. Doznaje je, ale ich nie poznaje - po prostu nie może nic o nich powiedzieć.- Dlaczego? Przecież to fizyka.- To fizyka, pełna zgoda. Ale poza rejestracją. - Podkreślam to, poza rejestracją.- Ale dlaczego, z jakiego powodu?- Brak skali porównawczej. - Albo banalniej: niemożność wysłowienia się w temacie... - Jaśniej.

12

Page 13: Kwantologia stosowana 12

- Czym się różnią ujęcia obserwatora zewnętrznego do zmiany i tego w niej zanurzonego? Fizycznie niczym, ale jest jeszcze dopełnienie w postaci kolejnego kroku rejestracji... Zauważ, mój drogi, że dla obserwatora wewnętrznego, tożsamego z zachodzącą zmianą, w punkcie początkowym brakuje stanu "przed", poza jego obserwacją lokują się wszystkie etapy przygotowawcze do startu rakiety - i to samo tyczy się brzegu "po" dotarciu do celu, po wbiciu się w tarczę, to także są fakty spoza zdarzenia. - Oczywiście warunkują zmianę, bez etapów przed i po nie byłoby obserwacji jako takiej, ale nie wchodzą, i to nigdy, w zakres wyróżniony.- Dalej nie rozumiem.- I teraz pojawia się pytanie: dlaczego? Dlaczego nie można ująć w badaniu tych etapów, mimo że fizycznie one również współtworzą tak opisywaną zmianę?- Dlaczego?- Ponieważ obserwator wewnętrzny w punktach brzegowych albo zaczyna istnienie i nie może porównać do stanu wcześniejszego, tych etapów w jego zbiorze danych nie ma - albo te dane są, tylko że na końcu nie ma już kolejnego kroku - nie ma następnego punktu istnienia, w którym takie porównanie można byłoby przeprowadzić. - Na początku w badaniu brak odniesienia do wcześniejszego, bo jest stan "pustej kartki" - a na końcu, choć kartka zapisana całym życiorysem, nie ma zmiany, nie ma czego z czym równać. - Na końcu jest jedna warstwa w postaci kwantów i nie ma "czasu" na takie dokonanie.- Czyli jest doznanie, ale nie badanie?- Właśnie. Obserwator wewnętrzny w zmianie doznaje ją na każdym i w każdym etapie, ale żeby ją zarejestrować - czyli stwierdzić, że ta zmiana jest oraz że się jakoś tam odmienia - musi posiadać zapas, zbiór danych o stanach wcześniejszych - musi dysponować punktem, a po prawdzie zakresem do porównania. - Fizyczne działanie, dowolny pomiar stanu świata i zmiany dlatego jest możliwy, że jest różnica między mierzonym a tym wcześniejszym. Bo kiedy w/na brzegu jest stan jednoelementowy, nie ma i być nie może pomiaru.- A obserwator zewnętrzny, taki sam fizycznie, mierzy przed i po?- Cieszę się, że to dostrzegasz. Właśnie mierzy, może porównać. Na fundamencie fizyki oba procesy są identyczne, ale wewnętrzny zakres wyklucza pomiar brzegu, ponieważ dotyczy faktów jednostkowych - a zewnętrzny dlatego jest możliwy, że operuje dopełnieniem i ciągiem dalszym. Wewnętrznie brzeg się doznaje, w obserwacji z zewnątrz się go mierzy. - Zewnętrznie jest zawsze punkt odniesienia, zmienia się układ pomiarowy.- I tło.- Idealnie to punktujesz, jest tło odniesienia. - Czego zapewne nie muszę podkreślać, położenie obserwatora w ewolucji jest zawsze - i na zawsze wewnętrzne. Nigdy też inne nie będzie. Przecież zmiana to ja, tak po prostu - istnienie to ciągłe mierzenie i obserwowanie, w stosunku do brzegu startu i celu. Moja świadomość i samoświadomość dlatego są możliwe, że ciągle mierzę i porównuję - wstaję rano i z wcześniejszym porównuję, albo odnoszę do postulowanego jutra. I to mierzenie, porównywanie jest wszystkim - "ja" to ciągłe odnoszenie do zebranych danych w archiwum, mojego własnego czy zbiorowego.- Tło jako fundament.- Jako odniesienie i możliwość pomiaru - tło jest obecne, jako fakt

13

Page 14: Kwantologia stosowana 12

niezbędny, w każdym działaniu i pomiarze. - Ty, jako fizyk, każdy z istniejących bytów coś wyróżnia, wyodrębnia w otoczeniu, w tle. Bo jednorodne, jednakie składniki - "jedynkowe" składniki tła na takie wyodrębnienie pozwalają. Tylko że zawsze do czasu. Kiedy w badaniu właściwości świata wychodzi, że trzeba wprowadzić w zakres zmiany postrzeganej drobniejsze elementy, że trzeba sięgnąć do tła i jego składników, możesz to zrobić (i musisz to zrobić), żeby niejasności w zaobserwowanym wyjaśnić. W tym eksperymencie nie ma kresu. Nie ma go fizycznie, co zrozumiałe, ale jest logiczny kres mierzenia. Dlaczego? Ponieważ ostatecznym tłem do stanu "coś" jest "nic", zero matematyczne, nicość - pustka pojęta logicznie. A tego, przyznasz, żadnym już sposobem w zakres fizyki i badania nie wprowadzisz. - Bo jak tu badać brak czegokolwiek, jak zmierzyć brak? - Spokojnie, nie musisz odpowiadać, to pytanie retoryczne, nie można. Fizyk bada coś, a dokładniej, coś w przemianie - więc brak czegoś żadnym sposobem tu się nie mieści. Jednak kiedy postulujesz taki "fakt", to dodajesz do zbioru zero, kiedy masz w swoim obrazie pustkę jako konieczność, to, zauważ, wykraczasz w takim działaniu poza eksperyment, przechodzisz na pozycje osobnika i obserwatora zewnętrznego - i tu stajesz się, chcesz czy nie, filozofem. - I traktujesz, uznajesz w tym zakresie, już filozoficznym, "nic" jako jednostkę. I możesz na tej podstawie swoje wszystko wcześniejsze "pomierzyć", porównać. I zmianę do braku zmiany odnieść. I tę zmianę zrozumieć.- Zero jedynką działania...- Jakby to zabawnie nie brzmiało, na końcu analizy okazuje się, że zero, że "nic" to jedynka. Cóż, liczy się skuteczność. Z tym, że w sensie głębokim pustka Kosmosu jest rzeczywiście jedna, przecież w nicości nie ma elementów - nieskończoność zera wynika z samej jego "zerowości" - że jest niczym.- Dobrze, ale dlaczego to się tak dla nas przedstawia?- Ważne pytanie - z naszej konstrukcji. Jesteśmy w środku zmiany, i to w podwójnym znaczeniu słowa "środek": raz jako zawierania się w przebiegającej zmianie, a dwa, że w jej środkowym etapie. Przecież każda zmiana zawiera w sobie punkt startu, okres "lotu" oraz cel, do którego dociera (nie dąży!, ale dociera). Czyli, kiedy odnieść to do wszechświata w trakcie przekształceń, to w tak wyznaczonym odcinku prostej można dopatrzyć się etapów wiodących do środka i dalszych, oddalających się od tego wyróżnionego i jedynego takiego punktu w dziejach. Zgoda, nie musisz tego podkreślać, że każdy punkt prostej i odcinka jest jeden i jedyny, ale przyznasz, że środek zmiany, że to jest maksymalnie istotne. Dlaczego? Ponieważ zawiera w sobie - i to jest tu najważniejsze - skrajną dla tego "odcinka" i tej zmiany liczbę symetrii. A to przyznasz i jako fizyk, i jako esteta, i nawet jako matematyk - to maksymalnie symetryczne w sobie struktury mogą, po pierwsze, zaistnieć, a po drugie, sprawnie działać. Że sprawnie tylko przez jakiś czas, to w tym już drobiazg bez znaczenia - choć rankiem tu i tam daje o sobie znać. Niestety.- I my?...- I my jesteśmy takim środkiem środka - i kolejnym środkiem, ile by ich tam nie było we wszechświecie. To, że istniejemy, że możemy te obserwacje prowadzić, że możemy dokonywać pomiarów "teraz" do stanu wcześniejszego, a nawet do tego, co będzie - to efekt zaistnienia w takim środkowym punkcie zmiany. Tylko tu oraz teraz można dokonywać

14

Page 15: Kwantologia stosowana 12

działań porównawczych, nie wcześniej i nie później.- My możemy, czy każdy?- Tylko my, dowolnie jakoś obecni w rzeczywistości "my". Jeżeli na myśli masz innych rozumnych gdzieś i tam, to powiem, że to hipoteza mało prawdopodobnego zjawiska, ale nie jest wykluczona. Ale jeżeli na uwadze masz konstrukcje nam bliskie, choć na drabinie dochodzenia do punktu środka ewolucji wszechświata zajmujące inne szczebelki - to ich zdolność obserwacji jest analogiczna. - Nie trafili w punkt, ale są bardzo blisko. I oczywiście też swoje pomiary świata w jego zmianie prowadzą... Tylko że to my o tym rozmawiamy...- Jeżeli znajdujemy się w środku, to znaczy, że jest to wyróżniony maksymalnie punkt i powinno być z niego wszystko widać, łącznie z brzegiem.- Słuszna uwaga, ale z ograniczeniami. Z takim mianowicie ważnym i nawet zasadniczym ograniczeniem, że środka już dawno nie ma - że w dziejach wszechświata to odległa historyczna chwila. Że, owszem, w tym miejscu zaczyna się nasz "zapłon", tu wystartowała rakieta tej naszej zmiany - tylko to już odległy punkt dziejów. - Jesteśmy jego skutkiem, nasza zdolność gromadzenia danych i porównywania ich się wówczas zaczęła, ale środka już nie ma. I dlatego widać tylko część z całości. - Brzeg w postaci początkowej - ten wszechświata, i ten nasz - to już oddaliło się na tyle, że tego w dostępnym do horyzontu zakresie nie ma. I w tym układzie zmian już nigdy się nie powtórzy. Rozumowanie to zawsze "fakt punktowy", weź to pod uwagę.- A skąd możliwość przewidywania?- Pytanie pierwsza klasa, ale poczekaj, o tym za moment. Jeszcze w ciągu poprzednim chcę dodać, że skutkuje to tym, co możemy poznać i jak to odbieramy. - Zauważ, że skoro nasze zaistnienie i istnienie przypada na środek zmiany, to postrzegamy fakty w ich najlepszym, bo środkowym w ogólnym toku zmiany zakresie. Stąd już oczywisty i konieczny krok do uznania, że to jakoś tam niezwyczajne. I pogląd taki logicznie jest uzasadniony, w sensie głębokim poprawny - ale całe jego słowne tłumaczenie, cóż... Nie ma co się wykrzywiać na te abstrakcje, przecież innych wcześniej nie można było wypracować, nie było podstaw. - Po drugie, jako byt skomplikowany oraz zbudowany z mocno i maksymalnie skomplikowanych elementów, nie możemy odbierać jednostek składowych, ponieważ one nasze istnienie warunkują. Żeby w sobie i w świecie takie "elementarne" fakty ustalić, musimy badać to za pomocą pośredników - oraz namysłu, wychodząc poza eksperyment i konkret. Widzimy złożenie, obserwujemy rozciągający się daleko i głęboko proces, ale dla nas fizycznie to jednostka; postrzegany na różne sposoby "fakt" uznajemy ze elementarny, a to tylko biegnąca z maksymalną prędkością i zawsze się budująca w fakt zmiana. Zmiana w nigdy skończonej, pełnej postaci - tę dopiero akt pomiaru wydobywa z tła, to nasze "spojrzenie" nadaje zmianie kształt.- Ja, stwórca świata...- Mówisz to z przekąsem, a to oczywistość. Jest przecież wyłącznie ruch "czegoś" w niczym, ale co z takiego wielowymiarowo splatanego ruchu wyodrębnisz i jak to postrzeżesz - i jak to dalej określisz, to tylko ty, zawsze tylko obserwator. Każdy obserwator po swojemu i dla siebie ten nieskończono-wieczny ruch dookreśla i nazywa - to zawsze działanie jednostkowe, na własną rękę i na własny użytek - i zawsze też z indywidualnymi konsekwencjami. Lepiej widzisz, coś w

15

Page 16: Kwantologia stosowana 12

tle lepiej wyróżniasz - dalej zajdziesz, a jak błądzisz, to się na najbliższym zakręcie twoja "rakieta" nie wyrobi. I wtopisz się tak na zawsze ponownie w tło - jako się z niego począłeś...- Dobrze, część literacką mamy za sobą, teraz o przewidywaniu.- Może to i było takie z górnej półki, ale prawdziwe. A co do tej zdolności rozumu przewidywania wydarzeń w ewolucji - to oczywista konsekwencja bycia obserwatorem, i to w dwu odmianach jednocześnie. Czyli zawierania się w zmianie, doznawania jej punktowo - oraz do tej zmiany zewnętrznego umiejscowienia się - przejście z pozycji i własności fizyka, na pozycję filozofa. Banalne działanie, które w tej zmianie jest dla bytu "archiwizującego" dane i oczywistością. Ale też koniecznością. - Bo jak mam w sobie zbiór faktów zaszłych, mam je w pamięci zapisane, to mogę ten wspominany dziś tylekroć akt w postaci pomiaru prowadzić. Moment zanotowany już dawno przebrzmiał i wszystko jest w innym punkcie, jednak ja stan teraźniejszy mogę do tego tamtego porównać - bo jest to archiwum. Całe istnienie jest takim mierzeniem i porównywaniem, i to w zakresie biologicznym, gdzie zapis kodu jest takim namacalnym archiwum, w którym i wobec którego nowość dokonuje "pomiaru", a dalej odnosi to do stanu zewnętrznego, do stanu świata - i w zakresie abstrakcyjnym, gdzie zapisane obrazy otoczenia można szybko i na bieżąco porównywać z otaczającym stanem świata. I reagować na zachodzące nowości.- Fizyk i filozof w braterskim splątaniu?- Jak najbardziej. Fizyk obmacuje "teraz" świata - czyli ustala, że jest grunt pod nogami, a filozof mówi, że to zmiana w trakcie takich i takich przekształceń i że można kolejny krok postawić. Zauważ, że jako fizyk zawsze i tylko możesz ustalić punkt zmiany, nigdy regułę jej zachodzenia. - Acz, trzymając się detalicznie zaprezentowanego wcześniej, nawet tego nie możesz ustalić - możesz tylko doznać. Bo każde, dosłownie każde ustalenie to już pomiar, a więc wyjście poza stan świata. Jest wyłącznie ten punktowy tok zmiany, a on jest tylko doznawany. - Ale ponieważ istnieje kolejny do niego, jest tym samym możliwy do pomiaru, czyli do filozoficznego opracowania. Jako fizyk na zawsze związany jesteś z punktem, z tu-i-teraz. A kiedy w zapale ustalasz, że jest dalsze, że postrzegane to takie a takie - to już przechodzisz na pozycje obserwatora zewnętrznego. - I jesteś bytem o cechach filozofa, nawet jeżeli o tym nie wiesz - nawet jeżeli ci to nie w smak.- No...- Ale i filozof, to wymaga podkreślenia, sam z siebie nic zrobić w tym wszystkim i z tym wszystkim nie może, bo żeby wiedzieć, że coś jest, musi ten fakt posiąść - a to może wyłącznie od fizyka, który to dozna. - Świat i zmiana to stan pierwszy, musi być odnotowany, i dopiero na tej podstawie można dokonać porównania. Że to biegnie w szybkim tempie, że krok faktycznie można postawić, to się zbytnio i na co dzień o tym nie myśli - jednak czasami taka konieczność się w życiu pojawia. Na przykład wówczas, kiedy obserwacja dotyczy faktu o skali lat lub miliardów lat. W takim przypadku to, co zaszło już w ewolucji układu, to jest odległe od obserwatora - ale jednocześnie wpływa na obecne, wiec jest ważne do wyjaśnienia, co się dzieje. A jeszcze ważniejsze z tego powodu, że pozwala przewidzieć to, co się będzie działo dalej. Bo to dalsze, zauważ, jest pochodną zamiany w jej aktualnej postaci, przyszłe warunkowane jest teraźniejszością -

16

Page 17: Kwantologia stosowana 12

i dlatego może być poznane. Właśnie poznane, bo nie doznane. - Mam w zbiorze dane o przeszłości i aktualności, wiem, że zmiana nie ma charakteru losowego, że ją definiuje reguła - i na tej podstawie w moim działaniu, zauważ że fizycznie tożsamym, identycznym ze zmianą w świecie - na tej podstawie mogę zbudować obraz tego, co się tam i kiedyś zdarzy. - Tego zakresu nie ma i długo jeszcze go nie będzie realnie, ale można to lokalnie już w zmianie, zewnętrznie do niej, ubrać w formę i kształt. Im lepiej to zrobione, im reguła zmiany ma lepszą, więc bardziej szczegółową formułę, czyli więcej pikseli na obraz się składa - tym lepszy wynik. Potencjalnie sięga zawsze oraz wszędzie. I filozof taki "obraz" może zbudować w oparciu o fizykę, czy podobne doznania.- Ale są fakty...- Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale jeżeli o fakty już zahaczasz, to powiem tak, zresztą idąc w tym za fizyką: nie ma faktów, wszystko, co za takie traktujesz, to zmiana. - A co więcej, nawet niedookreślona. To też już poznałeś na bazie doznań świata. - Przecież wiesz, że mierzony gdzieś głęboko w dole, jak to twierdzisz fakt, to żaden fakt, tylko coś-się-dziejącego. Faktem w twojej i do ciebie tylko sprowadzonej obserwacji staje się w akcie pomiaru, sprawdzenia. Energetyczna zmiana się toczy, ty w to jakoś wsadzasz swoje palce czy inne przyrządy - i tak już "dopieszczona" zmiana zbiega się w obserwowaną jednostkę czegoś. - Ani ty nie masz pojęcia, co to będzie, ani proces nie wie, że się w to coś będzie dla ciebie składał - "nie wie", bo to tylko i wyłącznie zmiana, a co z niej będzie chwilowo złożone, to już fakt jednostkowy. Był się w to "coś" zbiegł na moment - i za taki moment się rozpadnie na te jednostki składowe... I teraz pytanie, znów ono tak w sobie bardzo retoryczne jest: dlaczego tak się dzieje? I odpowiedź: bo nie ma w świecie niczego, co byłoby cząstką, jednostką, faktem elementarnym - i co byłoby dostępne jako takie. Nie ma, bo jest tylko zmiana, a wszelkie postrzegane, wyodrębnione z tła elementy to zbiory. Że na wysokim poziomie skomplikowania i doświadczenia wydaje się, że coś takiego jednak istnieje? Ale już o tym mówiliśmy, to skutek budowy obserwatora - tego, że w jego konstrukcję zaangażowane są ogromne wielkości elementów składowych i że postrzega - że zawsze i tylko może skomplikowane konstrukcje postrzegać. A że z braku wiedzy nie traktuje tych "faktów" jako zbiorowiska faktów - cóż, to się wolno bo wolno, ale zmienia. - Jak już skutecznie umieści się zewnętrznie do zmiany, to i drobnicy fizycznie jednostkowej się dopracuje - to i wzmiankowaną nicość w brzeg istnienia wstawi - i się nawet na/w nicości usadowi...Tak po nieskończoność i wieczność...

17

Page 18: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.3 - Wepchnięci w kanał.

1.Świat wielowymiarowego płaszczaka.Co rejestruje zawarty w wielowymiarowej płaszczyźnie "płaszczak"? Dla takiego bytu wszystkie rzutowania abstrakcyjnej sfery z zakresu "nad" do jego świata są tym światem - wszystko, co postrzega, jest złożeniem, nałożeniem się, "pstrokacizną" w formule materii, już w dowolnie pojęty sposób materii. Każdy wyróżniony w otoczeniu stan skupienia logicznych "cegiełek" czegoś, to złożenie, które w polu widzenia osobnika nabiera trwałych cech i jest wystającym z tła faktem, czyli wybudowanym z elementów tła jednostkowym konkretem (bytem, procesem itd.).

2.Ale ważne w tym rzutowaniu na/w płaszczyznę, kiedy chodzi o sam już proces "rzutowania" - tu istotne jest to, że tak pojęta płaszczyzna wielowymiarowa, że to fizycznie oraz realnie w świecie "płaszczaka" ma już postać sfery - kuli u nogi. Dlaczego kuli? Ponieważ wszelkie rzuty tę zakrzywioną i zatrzaśniętą w sferę płaszczyznę tworzą - to jest suma tych wszelkich, n-licznych rzutowań.

Płaszczak notuje w otoczeniu "górę" lub "dolinę", "wyż" lub "niż", a to wyłaniająca się z tła lub w nim zanikająca "sfera". Jednak postrzegane oraz pojmowane w taki sposób (w chwili aktualnej i historycznie) wszystkie "góry-wyże", to obserwowana zmiana w toku. Zmiana obserwowana, na skutek różnicy skali zaangażowanych w proces elementów, w formule narastania albo zanikania warstwami. I te warstwy, choć widoczne bardzo wyraźnie w jego dostępnym zakresie jako poziomice-izobary (lub podobne), te uwarstwienia są wszystkim, co jako jedność w tym łącznym ujęciu rejestruje-doznaje obserwator. Proces jest rozciągnięty na wielkie zakresy przestrzeni i czasu, ale ponieważ dzieje się wielkim zbiorem oraz licznymi punktami "styku" z płaszczyzną, staje się - jest dla obserwatora stabilnym elementem jego świata.

3.Jednak ta tak logicznie i prosto pojęta płaszczyzna wielowymiarowego rzutowania, tak w uproszczeniu i dla zrozumienia opisywany proces budowania się świata - to w tłumaczeniu na fizyczne, czyli realnie dziejącą się zmianę, to zamyka się, zatrzaskuje w sferę. Dosłownie w sferę - i to na każdym poziomie analizy.

To może być sfera "atomu" czy "elektronu", to może być sfera bytu w jego ośmiowymiarowym ujęciu - dowolnego bytu, na przykład istoty w formule "obserwator"; to może być planeta, "wszechświat" - każdy w rzeczywistości element to sfera. Fizycznie to może być i jest jakiś postrzegany kształt i fakt - ale

18

Page 19: Kwantologia stosowana 12

logicznie to wielowymiarowa sfera. To logiczny rzut na/w płaszczyznę, który taką płaszczyznę buduje wespół z n-liczbą takich rzutów.Jednak w zobrazowaniu fizycznym i realnie sfera, kula. I tylko tak.

4.Istotne jest tutaj również to, że ten rzutowany w świat płaszczaka wielowymiarowego konkret (warstwa po warstwie chwilowej), że niczego takiego poza tym chwilowym stanem i jego jednostkowym rozłożeniem - że niczego więcej nie ma; ani powyżej, ani poniżej płaszczyzny (co to fizycznie jest sferą) nie ma niczego więcej.Ujęcie w rodzaju, że poszczególne warstwy oraz składające się na nie jednostki zbliżają się, wchodzą do płaszczyzny i ją budują, żeby w kolejnym kroku przejść dalej, w zakres "pod" - takie zobrazowanie, a przede wszystkim takie rozumienie tego zjawiska, to jest wyłącznie wspomożenie umysłu w analizie, to abstrakcja tego widocznego faktu w powiązaniu z tym, co było i będzie. - To pomoc w analizie, ale nie mechanizm procesu.

Co więcej, co istotne w zrozumieniu - taka abstrakcja, tu jako rzut na/w płaszczyznę, rzutowanie na/w płaszczyznę - ten "obraz" zawiera się, istnieje wyłącznie w głowie obserwatora, nigdy nie jest faktem obiektywnym. To suma już zaobserwowanych (zaistniałych) warstw i ich dopełnienie o takie, których jeszcze nie ma, ale które muszą zaistnieć, ponieważ proces biegnie według jednej reguły i w jednym świecie. A to sprawia i gwarantuje, że dalsze, jeżeli będzie zasób elementów do budowania się kolejnych jednostek - że to dalsze na pewno zaistnieje. Więcej, zaistnieje tak, jak obserwator to sobie i w sobie (s)tworzy.

Jeżeli byt poprawnie wyprowadzi z otoczenia rytm zmiany, to może na tej podstawie, w oparciu o już zaszłe, zbudować wewnętrznie - czyli w sobie - obraz tego, co dopiero zajdzie. Co będzie za moment lub za iks czasu-i-przestrzeni. 5.Po kolejne istotne - ponieważ takie rzutowanie przebiega w tle i w otoczeniu z każdej strony elementów tła, to wciskane-dociskane do siebie elementy, lokalnie w tym tle-zbiorze, zaczynają zbliżać się na tyle, że buduje się skomplikowana wobec tła jednostka. Fizycznie (realnie) jest to sfera, ale logicznie w płaszczyźnie stan wyróżniony - rzut (czy jak by tego nie określać); fizycznie tworzy się wielowymiarowy i sferyczny wir, przecież to ciągły ruch w/na płaszczyźnie - a logicznie jednostka i nowość.

I co się dzieje w tak naznaczonej zaistnieniem w tle-zbiorze nowej konstrukcji? O ile wcześniej występował ścisk i jednorodność, teraz jest w całości układu wolny tor zmiany, przecież połączenie elementów tła w tymże tle - to wytworzyło "dziurę", wolny tok do zmian. Został tym samym zbudowany, wyznaczony - zaistniał kierunek poruszania się kolejnych elementów. Kiedy w ścianie czy dnie pojawia się szpara, dziura - to w kierunku tej "pustki" zaczynają się przemieszczać inne elementy, do tej pory

19

Page 20: Kwantologia stosowana 12

ciasno upchane oraz ustabilizowane ogólnym zagęszczeniem zbioru-tła jednostki. I muszą się w tym kierunku skierować. Dlaczego? Bo dalsze naciska i wpycha-popycha w ten teraz wolny tor zmiany dalsze i dalsze warstwy. Wcześniej był ścisk, teraz jest swoboda, a co najmniej kierunek do przemieszczania się. Więc proces biegnie - i "wpływa", zapada się, na skutek ciśnienia elementów całego tła przedostaje się - jest do zakresu wyróżnionego wtłaczany (wpychany). Lub z niego wypływa, kiedy w analizie obecny będzie "ciąg dalszy".

6.Co to daje, co wnosi takie ujęcie? Że w jednorodności płaszczyzny - tak w uproszczeniu potraktowanego schematu zmiany - a fizycznie na zawsze i tylko sfery - że to jest kanał (tunel, łącznik, przejście). Że to jest logicznie kanał, który fizycznie jest sferą-kanałem.

W tle zaistniał "wir" energii, w prostym-płaskim ujęciu obrazującym ten fakt wytworzyła się pod naciskiem-dociskiem lokalna struktura, która jest rzutem sfery na płaszczyznę - ale realnie, w świecie tej płaszczakowej osobowości, wyłania się z tła (czyli "z niebytu" dla niego) fizyczna jednostka czegoś. Atom nie atom, góra nie góra, to już nie ma znaczenia. Na/w zakresie podprogowym i nierejesrowalnym w żaden sposób - tam się zagęściło i docisnęło, a płaszczak notuje, że w otoczeniu ma realny, namacalny w jego doznaniu i pomiarze fakt. - Proste i oczywiste.

7.I ten oczywisty fizyczny fakt jest w ujęciu logicznym (filozoficznym) "kanałem" (przepustem, dziurą w płaszczyźnie - wirem energetycznym spełniającym rolę "rury" między tłem a niższym poziomem). I obecnie w ten kanał "wlewa" się - i to łatwo, przecież on jest dziurą oraz pustką w tle - strumień kolejnych jednostek. Jak gdzieś ciśnie - to gdzieś i kiedyś musi wytrysnąć. To pewnik. A jedyny warunek do spełnienia jest taki, że musi być nacisk tła plus element(y) do przemieszczenia.Że dzieje się to wewnątrz zbioru, w/na brzegu (w tle), to i wypływ w namacalnie już obserwowalnej formie musi się pokazać w tym brzegu - czyli wszędzie (dla fizyka wszędzie)

I nie ma dwu zdań, się pokazuje. Tym lub owym, zapada się albo się wyłania, osobnik postrzega te przepływy i ustala w nich wartości o pewnych granicznych stanach - nadaje tym kanałom nazwy, i wszystko się zgadza. Poza tym, że nie wiadomo, dlaczego to tak wygląda. A to przecież banalne ściskanie-dociskanie i przepływ elementów za takim zjawiskiem stoi - taką "maszynerię ciśnieniową" zagęszczanie jednostek składowych i ich rozrzedzanie tworzy. Nic więcej. 8.I znów istotne - jest sobie ten kanał energetyczny, "przepust" dla kwantów z jednego poziomu na kolejny lub powrotnie do brzegu (bo i

20

Page 21: Kwantologia stosowana 12

w drugą stronę elementy ciągle przepływają, to nie jednokierunkowa droga) - jak już ten kanał zaistnieje, to powstaje takie generalne pytanie: jak to się objawia fizycznie? Kanał jest w logicznym dla płaszczaka ujęciu, a jak to pokazuje się fizycznie?

Wyjaśniam - już nie chodzi o sam fakt sferyczności takiego kanału, to już oczywistość, ale o to, jak się kanał buduje i jak to przebiega w realnej obserwacji?

9.Ważne jest umieszczenie takiego kanału-sfery w tle, w brzegu - więc we wszechkierunkowo do niego i na niego skierowanego nacisku. Skoro to sfera, to i nacisk jest sferyczny - z każdej strony. Każdy fakt tej sfery (np. planety) jest takim kanałem-sferą, ale także i suma - tu w formule "globu" - to również jest sferą. I tym samym na każdy fakt tego zjawiska nacisk-docisk podtrzymujący i warunkujący jego istnienie występuje - jak i na całość tak wytworzonej fizycznie konstrukcji. Docisk stabilizuje do stanu jednostki każdy fakt - ale jednocześnie ten sam docisk ma znaczenie w stabilizacji całości, tu jako planety. Lub wszechświata w skrajnym przypadku - z tym zastrzeżeniem, że do stanu połowicznego w jego istnieniu.A ponieważ omawiany teraz glob ma w sobie całą piramidę możliwych jednostek, ponieważ planetę budują pospołu wszelkie możliwe fakty, to skutkiem tego również należy je w analizie ująć. Nie jeden poziom - ale wszystkie.

I co to łączenie buduje? Wciskanie-dociskanie, więc przechodzenie sfery przez wielowymiarową płaszczyznę, przez świat i jego strukturę (i zrazem jej tworzenie) - takie "rzutowanie" w ujęciu logicznym - to fizycznie objawia się na wszystkich poziomach elementami, które w obserwacji mogą być jakoś obecne. Fizyk widzi-rejestruje "materię" i jej przemiany, "promieniowanie" i jego elementy (oraz przekształcenia jednego w drugie) - a to tylko banalne przechodzenie sfery przez płaszczyznę.Abstrakcja rzutuje się w/na płaszczyznę, a fizyk w laboratorium fakt notuje.

W taki sposób pojmowany kanał (tu jako kanał-planetę) - w ten kanał wciskana jest skwantowana energia z każdej strony, logicznie z każdej strony. Czy fizycznie z każdej strony? To zapewne jest warunkowane, wynika z lokalnych stanów skupienia (lub poziomu analizy, o jakim zakresie rzeczywistości jest mowa). - Z maksymalnego tła na pewno jest to z każdego kierunku, ponieważ tło jednorodnych i logicznych jednostek jest rozmieszczone wszechkierunkowo do fizycznie obserwowanego faktu - ale na bardziej skomplikowanych zakresach mogą już być liczne oraz deformująco wpływające na ostateczny kształt ewolucji uwarunkowania. To mogą być mniej lub bardziej rozbudowane w sobie strumienie czegoś - a w efekcie różnorodnie ukształtowane ciała. Jadnak, podkreślam, logicznie przebiega to z każdego kierunku, więc

21

Page 22: Kwantologia stosowana 12

równomiernie.

10.Czyli wlot takiego kanału-planety, czy innego konkretu - to warstwa brzegowa dla niego, co by za tę warstwę nie uznać; ostatecznie to i tak przecież zbiega się w tle jednostek logicznych, i to zbiega w stan płaszczyzny. - Logicznie płaszczyzny, Fizycznie sfery.Czyli punkt "wlotowy" do tego kanału znajduje się wszędzie, to cała powierzchnia sfery wyróżnionej w środowisku.

Ale jak wlot - to i wylot.Skoro to kanał, który się "wywinął" do powierzchni sfery, to i jego wylot musi być również wszędzie, musi być powierzchnią tej sfery.Planeta czy atom, to nie ma znaczenia, wlot-wylot tego logicznego w płaskim tle zaistniałego kanału - to realnie znajduje się wszędzie, to całość powierzchni sfery. Rozciągnięty w czasie-i-przestrzeni kanał-przepust, przez który kwant za kwantem przepływa, i to w obu kierunkach jednocześnie - taki kanał w ujęciu ośmiowymiarowym jest pełną sferą. I zawsze tylko tak.

11.Na jednym poziomie docierają z zewnątrz do takiego kanału-jednostki elementy fizyczne, na przykład atomy z dowolnego kierunku, na innym promieniowanie, a na jeszcze innym wielkie zbrylenia czegoś. Ale na tej samej zasadzie z tego kanału-jednostki, również w dowolnym już logicznie kierunku, choć zapewne fizycznie w sposób "strumieniowany" - tu również wszechkierunkowo wypływają w środowisko składniki, co to wcześniej znajdowały się w ramach wyróżnienia.

I tak opisywany wpływ-wypływ dzieje się ciągle i zawsze - ponieważ to ten przepływ jest tym wyróżnionym faktem. Nie ma faktu w świecie, który nie byłby kanałem-sferą - i który nie byłby przepływem w trakcie zmiany. To zawsze i tylko przemieszczanie się, pod naciskiem brzegu i tła, elementów z jednego punktu do drugiego.

I lokalnie, i przypadkiem (bo ubocznie) coś się z tego wychyli oraz rozejrzy ponad poziomem. 12.I to ma znaczenie w tej całości.

22

Page 23: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.4 - Zasada analogii.

- Mam do ciebie prośbę. Wielokrotnie w naszych rozmowach stosowałeś porównania, analogie, złożone obrazy - a wszystko po to, żeby oddać sens tego, co chciałeś pokazać. To dla mnie zrozumiałe, mogę nawet przyznać, że konieczne, ponieważ różnych spraw inaczej nie uda się zrozumieć; przyjmuję takie podejście, sprawdzało się. Ale mam teraz pytanie, dlaczego opierasz się na tym tak często i dlaczego uważasz, że wynik takiego działania musi być poprawny? Przecież analizujesz dalekie zakresy rzeczywistości, tak odległe od rejestrowych wokół, że wydają się wręcz obce - czy można je opisywać w taki sposób?- Żeby odpowiedzieć na twoje pytanie, a zarazem przekonać do myśli, że można (a nawet trzeba) korzystać z analogii w poznawaniu, że jest to potężne narzędzie działania, które w sposób szczególny sprawdza się w zakresach skrajnych wobec naszej lokalizacji - żeby odpowiednio wysoko umieścić "zasadę analogii" w logicznym analizowaniu zmiany i jej rytmu - żeby to przeprowadzić, po pierwsze, muszę odwołać się do znanej ci wiedzy (i to jako oczywistość), że postrzeganie otoczenia przez obserwatora przebiega zawsze jako złożenie jednostek, a więc chwilowych stanów świata...A po drugie, że doznanie zawsze jest punktowe - że zmiana przebiega jako "płaski" i zapełniony stan chwilowy, który jeżeli nawet i jest realnie sferą (a jest) - to w takim ujęciu spełnia rolę płaskiego, więc jednowymiarowego. I jest jednostką poznania - to "kadr" filmu. Czyli coś realnie nawet bardzo złożonego (złożonego w logicznej, tu myślowej konstrukcji, którą sobie tworzysz krok po kroku, żeby proces postrzegany zobrazować i zrozumieć) - to jednocześnie spełnia w innym odniesieniu rolę płaszczyzny. Albo "ściany", jednorodnego tła-brzegu twojego postrzegania, do którego możesz dojść poznaniem, na przykład fizycznym eksperymentem. To zrozumiałe.- Mniej więcej.- Nie krzyw się, to oczywistość. Na najniższym poziomie zmiany, co by o tym brzegu nie mówić, jest punkt w przemieszczaniu się - i nic więcej. Coś pędzi w próżni, zapętli się z podobnym - z wieloma tak sobie podobnymi - i jest "płaszczyzna" w twoim doznaniu. Że posiada to w głębszym sensie postać wielowymiarowej sfery, którą współtworzy przenikanie przez nią innych wielowymiarowych sfer - że dlatego w dostępnym tobie poziomie są zawsze skomplikowane elementy, bowiem nic innego nie postrzeżesz - i że jest to "cegiełką" poznawania dla ciebie - to wszystko prawda, tak jest...Ale obecnie chodzi mi o to, że na tym już absolutnie niskim poziomie zmiany, w zakresie skrajnym i brzegowym, gdzie są tylko i wyłącznie logicznie pojęte jednostki czegoś - że tam lokuje się ta elementarna "cegiełka". Zawsze pozostająca w ruchu, co trzeba dodać. Nic jej w pustce nie hamuje, więc jest w ruchu.- Możesz prościej?- Chwilowo się nie da, cierpliwości. - Ale przyznaję, że padło dużo słów, a treść nadal skryta... Otóż chcę przez ten fakt jednostkowy i w ruchu poprzez próżnię wprowadzić ustalenie - też oczywiste dla

23

Page 24: Kwantologia stosowana 12

ciebie, że proces jest na tym podstawowym poziomie pokawałkowany, że przebiega jednostkami i "porcjami". - A mówiąc inaczej i odwołując się do twojego nazewnictwa, że jest skwantowany.- Fakt, jest.- Ale jest, zauważ, taki w każdym przypadku i zawsze... Jeżeli tam, "na samym dole", umieścisz jednostkę w ruchu - jeżeli uznasz to za element i cegiełkę zmiany - i jeżeli tę logiczną konstrukcję oprzesz o fakt najmniejszy z najmniejszych (ale zawsze fizyczny) - to, weź to pod uwagę, na każdym innym (dowolnym) postrzeganym osobiście czy przyrządowo, czy logicznie i abstrakcyjnie poziomie - zawsze masz w analizie (badaniu czy obserwacji) jakąś jednostkę, "jedynkę" zmiany tworzącej ten poziom.Wychodząc z jednostki tworzącej, jednostki ustalonej i wprowadzonej do zmiany logicznie, żadnym sposobem nie uzyskasz ciągłości - stanu niepodzielnego.Owszem, możesz ustalić jednorodność zbioru takich jednostek, jednak nie ciągłość. Dojrzysz jednorodność płaszczyzny (fizycznie tła), ale nie nieskończoną ciągłość. - Choć, co wymaga wyraźnego podkreślenia, pozornie tak ci się to może (w mało precyzyjnym oraz powierzchownym oglądzie) zaprezentować. Czyli tak postrzegany zbiór, mimo że spełnia rolę bezkresu, mimo że jest jednorodnym - faktycznie (realnie) jest skwantowany; jest zbudowany z jedynek czegoś. Tylko że dla ciebie, zauważ, liczy się tylko jeden fakt: niemożność rozróżnienia, podziału tej płaszczyzny na elementy (punkty). Ustalasz w logicznym działaniu, że nie ma podziału nieskończonego, jednak za wzorami lub w pomiarze (w eksperymencie) definiujesz to jako zakres nieskończony. Więc płaszczyznę. Bo jak jedynkę od jedynki odróżnić w jednorodności - nie można, przyznasz. - Owszem, nie można.- Możesz nawet twierdzić, że w twoim postrzeganiu jest płaszczyzna i ściana - i tak będzie. Ponieważ to jednorodne tło dla ciebie jest taką barierą w prowadzonym fizycznie, a więc realnym postrzeganiu; dla ciebie tło jest rzeczywiście fizyczną ścianą... Tylko że, nawet ustalając taki "ścienny" fakt (np. początku wszech-świata), w żadnym przypadku nie możesz twierdzić, że nie ma jednostek tworzących "na dnie". Dlaczego? Ponieważ wprowadzenie podziału nieskończonego, a więc bez jednostki, prowadzi do logicznego absurdu (skoro tu, obok, są odrębne fakty, to skąd-jak się wzięły?), to po pierwsze. - A po drugie, co chyba przesądza, ciągłość wyklucza samo działanie (jak nie ma jednostek, to i analizującego nie ma, bo na jakiej zasadzie "coś takiego" miałby istnieć?).Czyli nie ma podziału do nieskończoności, musi być brzeg dzielenia i najmniejsze. Tło jest w oglądzie od wewnątrz jednorodne i ciągłe, ale dlatego takie, że to brzeg poznania. To, że jednak składa się z jednostek - to wiedza, którą wnosi pogłębiona analiza świata.A co więcej, każde tło (za takie uznane) składa się z "cegiełek". I to jest fundament analogii - zasada, że zawsze jest jednostka budująca dany poziom, to jest podstawa do działań.- Jednak z tego wynika, że brzegu poznać nie można, z wnętrza, kiedy znajduję się w zmianie, tła i jego elementu ustalić nie można. Więc jak ustalić brzeg?- Czy mam kolejny raz uzasadniać, dlaczego fizyk nie sięgnie strefy granicznej, znów mam uzasadniać potrzebę wprowadzenia progu, to już

24

Page 25: Kwantologia stosowana 12

było mówione wielokrotnie - tego obszaru nie zbadasz, ponieważ tworzy twoje poznanie. Koniec, kropka. Brzeg, tło (a w innym nazwaniu także "pole energii") - to strefa do wypracowania logicznego, eksperyment tu nie dociera. Na bazie doznań, czyli zmysłów czy fizyki, można (i trzeba) taki dopełniający oraz warunkujący postrzegane tutaj zmiany obszar wprowadzić - ale zbadać tego nie można. Po prostu nie można. Brzegu absolutnego poznać nie można, ale musisz takie "otoczenie" w poznanie wprowadzić, i to dla każdego procesu, dla każdego poziomu - ponieważ inaczej postrzeganego nie wytłumaczysz. W końcu każdy tu rejestrowany fakt, niezależnie od jego skomplikowania, posiada swój jednostkowy element tworzący - wszystko ma "cegiełkę", która stanowi kwant logiczny takiego zdarzenia.Fizycznie brzegu nie sięgniesz, to poza rejestracją - ale logicznie nic nie stoi na przeszkodzie, o ile wykażesz się cierpliwością oraz odpowiednim podejściem (nie odrzucisz tego, "bo jest poza"), żeby i skryte rozpracować.- A dlaczego tego nie widać? - Fizycznie nie widać, ale logicznie tak... Ale sprawa jest znacznie ważniejsza i fundamentalna, zahacza o to, co możesz widzieć i jak. Obserwator zmienia się w/na swoim najgłębszym poziomie w zgodzie do całości świata - i w tym samym rytmie. Przecież w nim powstał, w nim przekształca się w każdym "tyknięciu". Inaczej szybko będzie z tej zmiany wyeliminowany.Ale, weź to pod uwagę, zmiany punktowej nie można zobaczyć, można w każdym przemieszczeniu się jednostek doznać, to jest przecież zawsze nowe ułożenie na/w płaszczyźnie, które się doznaje - jednak nie można tego zobaczyć, poznać, pomierzyć. Dlatego nie można, bo na poziomie jednostek nie ma skali porównawczej. Kiedy wszystko do wszystkiego jest podobne (identyczne), to nie ma porównania.Można równać inny punkt rozłożenia lub wewnętrzne ułożenie elementów w skomplikowanej jednostce, można wyróżnić inne zagęszczenie jedynek w tle (albo wobec tego tła) - ale nie można niczego w jednorodności wykazać. Nawet i tego, że ono jest (bo jak?). Kiedy nie ma zakresu, punktu, skali odniesienia - to nie ma porównania; każde ustalenie w tym "stanie" jest niemożliwe. Maksymalnie pustka (nic) jest takim, faktycznie już absolutnym dopełnieniem do "coś", to drugi, skrajny punkt odniesienia - ale także "dostępny" tylko logicznie. Natomiast sama jednostka, choćby i nieskończona, nie ma żadnego odniesienia - czyli tworzy "ścianę". W jednym przypadku logiczną ścianę pojęć nie do pokonania - w drugim ścianę fizyczną, której żadne mierzenie nie uchwyci ani nie przebije.- I obserwator...- I obserwator właśnie znajduje się w takim położeniu. Postrzega z wnętrza, więc ma w maksymalnym brzegu zmiany jednolite tło... I nie ma już znaczenia, jaką zmianę analizuje, zawsze badanie kończy na/w strefie tła, co by nim nie było. Maksymalnie chodzi o tło w postaci kwantów logicznych kosmicznego bezkresu - oraz pustki. A w fizycznym zakresie o tło w ramach wyróżnionego poziomu.Jeżeli na przykład masz w obróbce "elektron", to tłem będzie jakieś "pole-tło", które w twoim opisie musi się pojawić, żeby wytłumaczyć notowane w eksperymencie zjawiska-fakty. A to pole, a raczej tło po prostu, jest w oglądzie od środka jednorodne i jednolite. Może mieć własności (co by w analizowaniu wszystko się zgadzało), jednak jest

25

Page 26: Kwantologia stosowana 12

to tło-brzeg. I płaszczyzna tym samym. Fizycznie to oczywiście się zatrzaskuje w sferę - i zawsze w sferę - jednak logicznie ten zakres jest płaski. A co więcej, nieskończony - w takiej obserwacji tło i brzeg nie ma kresu. Przecież wówczas w zliczanie wchodzi wszystko - zwłaszcza jeżeli postrzega się "świat" jako jeden i jedyny.- Czyli zawsze widać chwilę?- Nie widać, podkreślam - ale się jej doznaje. Już kiedyś temat był przerabiany... I o to właśnie chodzi: jest punkt doznania. Jednak o tym, że jest ten punkt, że jest obserwator, że jest świat, w którym ta obserwacja biegnie - to jest późny i bardzo późny osobniczo i w zbiorze moment istnienia. To złożenie "cegiełek" w takie ustalenie.- Nie rozumiem.- Chodzi o to, że obserwator (byt postrzegający) nie tylko doznaje tego punktowego i zawsze tylko punktowego stanu świata, ale że ma w sobie "archiwum" - że notuje (zapamiętuje) zaistniałe fakty. One w nim się odciskają, zapisują indywidualnym kodem - są obecne stanem fizycznym, który można wykorzystać w przyszłości. Zawsze jest fakt i chwila w zmianie, jednak w obserwatorze te chwile się kumulują w abstrakcję - w "obraz" zmiany w jej kolejnych warstwach płaszczyzny. I w efekcie osobnik ma w archiwum coś, co napotkawszy podobny kod płynący ze świata, może zostać zauważone, to po pierwsze. A dalej, i po drugie, porównane do tej zgromadzonej zawartości.A jak jest porównanie, zauważ, to jest tym samym wiedza, już wiedza, że to istnieje. - Samoistny (i "suchy") fakt w postaci ciągu danych, które docierają ze świata, to mało, to nie oznacza poznania - zapis na płycie (książce, dowolnym nośniku) nie oznacza wiedzy, jest jej elementem, ale to nie wiedza. Żeby zrozumieć, żeby było poznanie i wiedza o fakcie, musi być skala porównawcza - czyli obserwator, byt analizujący. Czyli to zebrane wcześniej archiwum do działań. Nie ma poznania jako biernego odbioru faktów - to zawsze dynamiczny, ale i twórczy, aktywny proces. I to idący z dwu kierunków: ze świata, ale i z wnętrza osobnika. Kiedy strony procesu w chwili "teraz" obserwatora (bytu poznającego) dopełnią się i zgodzą do siebie (w jakimś stopniu zgodzą, im więcej, tym "trafność" rozpoznania większa) - to akt poznania się dokona. W tym momencie strony procesu się dopełniły i podwoiły, więc element postrzegany może zostać ujęty w schemat i zdefiniowany.- Dlaczego?- Dociera do ciebie strumień energii i kolejne stany chwilowe, owe płaszczyzny punkowe - i co? Rozpoznasz je jakoś, pomierzysz? Nawet jeżeli są to bardzo rozbudowane fakty, ich nie poznasz - o ile nie masz w sobie stanu do porównania, to ich nie poznasz. Jak nie możesz w tle przeprowadzić porównania, ponieważ jest jednorodne - tak samo nie masz niczego do porównywania w ciągu nadchodzących z otoczenia chwilowych stanów. One, owszem, różnią się rozkładem w tej "płaskiej chwili", to odmienne stany zagęszczenia w kolejnych i następujących po sobie tyknięciach, dlatego doznajesz zmienności zjawisk, czujesz, dosłownie czujesz te zmienne stany - tylko że ich w żaden sposób nie poznajesz, nie mierzysz, nie wiesz, że są. Przecież w tym strumieniu nie ma punktu odniesienia, to jest tylko (i wyłącznie, i zawsze) ciąg energetycznych faktów-punktów.- Ale jest umysł...- Jest, zgoda - ale od pewnego poziomu. To po pierwsze. A po drugie

26

Page 27: Kwantologia stosowana 12

i ważne, musi w nim być zgromadzony zbiór danych, czyli wzmiankowane powyżej "archiwum". Doznajesz, gromadzisz - i dopiero przeprowadzasz operacje, które nazywasz rozumowaniem.To te dane są, wobec napływającego strumienia (i jego kodu), stanem porównawczym do jego sposobu ułożenia - to archiwum z danymi jest tu dopełnieniem i skalą porównawczą, po prostu umożliwia takie (w sobie bliskiej skali) dokonanie porównawcze. A jak porównam, to już wiem, że jest takie i takie, że ten ciąg energetyczny to tu i tu. Wiem, bo mam w sobie dopełnienie, zsumowany do jednostki (i pojęcia) podobny ciąg zmiany.A to dalej oznacza, zauważ to i doceń - że mogę wówczas rejestrować tylko fragment tego procesu, tylko część z całości porównywać, ale jeżeli stwierdzę, że ten a ten fragment obserwowanego jest zgodny do kiedyś tam widzianego (na przykład bliskiej twarzy) - to mogę nawet dalszej zmiany już w obraz aktualny nie budować, ponieważ on złoży się automatycznie w taką "twarzyczkę".Jest po jednej stronie zmiany i w jednej linii kodu (np. d-n-a) coś - i jest po drugiej stronie, symetrycznie do linii pierwszej, taki sam kod rozłożenia elementów. Sam powiedz, czy jest jakaś trudność w porównaniu? Czy trudno posiadanym już w zasobach (i pełnym w jego przebiegu) "obrazem" uzupełnić brakujące zakresy w zmianie, która z otoczenia właśnie napływa? - Nowość dociera, czasami w sposób rwany i zakłócony, to jest proces dynamiczny i tworzący się - ale ty masz już podobny w zasobie - czy nie prościej skorzystać z tego, aniżeli czekać do końca? Przyznasz, że zdecydowanie prościej. Szybciej, to przede wszystkim, a niekiedy czas to sprawa być albo nie być - a po drugie, takie dobudowywanie i uzupełnianie pozwala skrócić operacje na abstrakcjach i tak uwolnione zasoby (wszak skromne w chwili teraz) przeznaczyć na inne działania. Przyznasz, że takie uzupełnianie ma sens, i to głęboki - a do tego biegnie nieomal mechanicznie. Że to niekiedy wprowadza w błąd, tworzy "szumy" (omamy, złudzenia, itp.) ponieważ w rejestrowanym fragmencie dalsze może być tylko podobne, może być zmienione nowymi okolicznościami (np. starzeniem się) lub całkiem inne, więc ostateczny wynik działania okaże się błędny? Cóż, to koszt tej procedury. Ale że innej nie ma...- Pozostają korekty.- Tak, ciągłe i zawsze kontrolowanie, co się rejestruje oraz z czym porównuje. Zasada ograniczonego zaufania to stała kosmologiczna, to pewnik.- I analogia.- A, tak, analogia. Widzisz, jak to jest - zapędzisz się, człowieku, w jeden rejon, to już dalej idzie samoistnie, jedno skojarzenie z kolejnym się zazębia... Tylko że to nie było bez sens, sprawa w tych jednostkach postrzegania. - Czyli że obserwator zawsze i wszędzie w otoczeniu wyróżni jednostkę elementarną dla postrzeganego poziomu. I że jest to pochodną logicznie pojętego jednorodnego tła (kwantów logicznych) - tam, na samym dole, jest jednostka - ale skutkuje to tym, że rejestruję skwantowany (porcjowany) tok zmian. A także, że zawsze jest jednostka tworząca wyróżniony zakres zjawisk.- Chcesz przez to powiedzieć, że zawsze jest tło procesu?- Mój drogi, przecież to już kilka razy padło, to niejasne? Zauważ, że kiedy badasz, i potraktuj to rzeczywiście jako przykład, tu chodzi o zasadę, a nie o detal - kiedy analizujesz najbliższy nam (i sobie)

27

Page 28: Kwantologia stosowana 12

świat, czyli zbiór w formule "społeczeństwo", to w takich ramach i w tym świecie pozostając, jako "fizyk społeczny", nie masz do zbadania tła, cegiełek tworzących ten poziom żadnym sposobem nie poznasz. Nie przeprowadzisz tego, ponieważ ten zakres, i to dosłownie, lokuje się dla ciebie w strefie ciemnej, skrytej - rozkłada się statystycznie w każdej "płaskiej" i pozyskanej do analizy chwili zmiany. Dla ciebie, więc zawartego w zakresie zmiany i nadprogowo, ten zakres nawet nie istnieje w łącznej postaci, jego takiego nie ma - bowiem on dopiero się tworzy, buduje z jednostek.Czyli, żeby ten zakres (tło) opisać, nie masz innego sposobu, jak to potraktować zgrubnie i jako stan "mechaniki elementów", nigdy jako pewność, nigdy jako fakt skończony, zawsze w trakcie budowania się. I tylko tak. Dla ciebie to zawsze stan niepewny i potencjalny, który dopiero aktem badania możesz sprawdzić. Do momentu, zanim jednostka nie pojawi się w zakresie "fizyki społeczeństwa", zawsze pozostaje domysłem i niepewnością. Bo ona, powtarzam, nie istnieje, ona staje się, kwant po kwancie, warstwa po warstwie buduje... Czy czegoś to ci nie przypomina? Może masz skojarzenia, porównujesz do zebranych w sobie danych o świecie i jego regułach?- Owszem.- Coś cicho się wysławiasz.- Bo dalej mam wątpliwości.- Nie powinno być żadnych wątpliwości. Od wewnątrz procesu - będąc jego uczestnikiem - nie masz szans poznać stanu poza. Owszem, to w tobie zmiana składa się w abstrakcję, nawet sam siebie postrzegasz w taki sposób, właśnie z zewnątrz.Zwróć uwagę, że rejestrując swoje stany, widzisz je "po fakcie", one przecież już się dokonały - sygnał o tym dociera na poziom "wiedzy" daleko po przyczynie i jest zawsze tym samym zewnętrzny (spóźniony i zewnętrzny). Proces dokonuje się w tobie, czyli w wyróżnionym w tle bycie, mozolnie składasz dziejącą się zmianę w pojęcie - a kiedy ma wielkość operacyjną, kiedy jest już rozbudowana (zabudowana), możesz to poznać, zrozumieć. Ten stan ma dla ciebie "treść". Ale elementów tego procesu, choć to w tobie dziejąca się zmiana, nie sięgniesz w poznaniu - nigdy skrajnej wartości zjawiska, czyli jego brzegu-tła, nie uchwycisz. Doznaniem tak, przecież etap "prenatalny" (i adekwatne) zaliczyłeś. Po prostu etap brzegu świata masz w sobie jako cegiełkę tworzenia - tak samo i brzeg końca czeka cię z całą pewnością. Jak każdego oraz wszystko. Tylko że, powtórzę, tego stanu żadnym sposobem w pomiar niewprowadzisz: bo na brzegu nie ma pomiaru. Nie ma czego z czym równać lub nie ma możliwości porównań.- I to ma być ta analogia? Społeczeństwo i człowiek, plus zmiany w tym obszarze - to jako punkt odniesienia?- Tak, jedna z wielu możliwych. Ale dlatego ją tak często stosuję w argumentacji, że nam najbliższa, tutejsza - i rozpoznana na wszelkie sposoby... A przecież, zauważ, identyczna, po szczegół identyczna z tą, którą z takim mozołem stwierdzasz tam "na dnie". Wystarczy tylko się rozejrzeć i przeanalizować zaobserwowane, a tak straszne podobno dziwy podprogowości wyłonią ci się po wszystkim i zawsze.I one, weź to pod uwagę, w historii - dla tamtych obserwatorów - z tego podprogowego zakresu w różny sposób się wyłaniały. I tak samo w bajkach straszyły, a czasem zupełnie realnie straszyły, kiedy coś

28

Page 29: Kwantologia stosowana 12

się dziwnego działo w otoczeniu. Przecież kiedy rozum śpi...- I twoim zdaniem analogia jest dobra na wszystko?- Wyczuwam kpinę, niesłusznie. To rzeczywiście potężne narzędzie w analizie otoczenia. Jeżeli wszystko jest budowane z jednostek, a to fakt, jeżeli jest jedna reguła zmiany, a to fakt...- Czekaj, wolnego...- Jeżeli jest jedna reguła zmiany - co jest, mój drogi, faktem - to w działaniu na jednostkach, niezależnie jakie to będą jednostki, co w swojej analogii będziesz opisywał, to i tak pozyskany obraz musi być poprawny. Można to później sobie podzielić, rozbić jak "atom" - ale w chwili operowania analogią i jej elementem, musisz wypracować fakt i jego właściwości. Bo zasada zmiany jest jedna i jednaka.- Protest. Za wcześnie na stwierdzenie, że jest jedna zasada.- Ależ skąd. Po pierwsze, sam jako fizyk dążysz do takiego jednego wzoru na wszystko, możliwie najprostszego, prawda? Po drugie, co tu znaczenie ważniejsze jako argument, gdyby była inna reguła tworząca świat w tym zakątku i inna gdzieś tam - to zajdzie oczywista i na poziomie uzgadniania sprzeczność: jak to może istnieć? Bo przecież tutejsze wobec nadrzędnego, czyli Kosmosu, nie może być sprzeczne - nie zaistnieje. A jeżeli ten kawałek podłogi nie może być odmienny od całości w regule tworzącej - to każdy. Bo niby dlaczego ten się by tak akuratnie miał wyróżnić? Może oczywiście być maksymalnie do tej reguły zgodny, może najlepiej w sobie realizować zasadę - ale ta zasada nie może być sprzeczna z całością: bo świata by tutaj żadnym sposobem nie było. I naszej dyskusji by nie było.- Tu zgoda, ale wewnętrznie we wszechświecie...- Wewnątrz, na każdym poziomie, jest dokładnie to samo. - Jak coś z otoczeniem nie współgra, to wypada, to zostaje odsiane w przebiegu zmiany. Tu nie ma niczego, co nie podlega regule - ma ją w sobie i w elemencie tworzącym; żaden szczegół nie może być odmienny, ponieważ odmienność jest zagrożeniem.Dlatego analogia, odniesienie stanu badanego do już rozpoznanego, ma głęboki sens i musi być wykorzystywane na zasadzie koniecznej. Nie jest to uproszczenie, nie chodzi również o popularyzację wiedzy dla osobników tej wiedzy złaknionych, to nie atrakcyjna "wizualizacja" skomplikowanych zagadnień - to niezbędny element procesu zrozumienia. I to dla wszystkich, łącznie z samym poznającym. W końcu musi sobie jakoś te znaczki (symbole, abstrakcje) przetłumaczyć na zrozumiałe, a po prawdzie bliskie obrazy.- Ale są inne i bardzo skuteczne metody poznawania.- Prawda, nie zaprzeczam, ale ostatecznie muszą i tak skonfrontować się z realnie postrzeganym. Jeżeli dobrze odczytuję twoje słowa, to masz na myśli fizykę i matematykę? ...- Głównie matematykę.- Doceniam - ale nie przeceniam. To bardzo skuteczne działanie, ma wspaniałe osiągnięcia, ale brak w tym sposobie opisywania zmiany w trakcie jej zachodzenia dwu elementów istotnych w analizie. Jeden to sama zmiana oraz przerwy w niej, a drugi to emocje. Oba ze sobą ściśle związane.- Opis matematyczny bez zmiany?- Tak. Nie w tym rozumieniu, że zmiana nie jest objętą opisem - bo jest integralnie w nim zawarta - ale w takim, że ta zmiana nie jest świadomie ujęta. A mówiąc dokładnie, że brakuje w opisie przebiegu

29

Page 30: Kwantologia stosowana 12

przerwy, pustki. Przecież w każdej skawantowanej zmianie elementem równie niezbędnym, co stan "coś", jest pustka; w pełni pojęta zmiana to ruch czegoś w niczym.- I co z tego?- Obraz matematyczny oddaje rzeczywistość, ale dopiero wówczas, kiedy to przetłumaczyć na fizyczne zjawiska - czyli z przerwą. Oczywiście to wielka zaleta tej metody, pomocne uproszczenie w analizie (więc pozbycie się, pomijanie zaburzającego obraz nadmiaru) - to pozwala w jednym wzorze zawrzeć ogrom zjawisk cząstkowych. Tylko że to dalej wprowadza jedność tam, gdzie te "zawirowania" (przerwy, przedziały nieciągłości) występują jako istotny składnik procesu - istotny tak samo, jak wyraźnie widoczne "coś". Kiedy można z opisu zmiany usunąć przerwę, kiedy można operować symbolem z wielkimi odniesieniami do świata - to coś wspaniałego, przede wszystkim ekonomicznego. Zamiast morza znaków, jeden. To wspaniałe - a zarazem przez to ułomne.- Jeżeli się sprawdza, to dlaczego ułomne?- Jest takie powiedzenie, kiedyś się z nim zetknąłem, że matematyk jest tym lepszy w operowaniu symbolami - im sprawniej pozbywa się w swoim działaniu emocji. Czyli, w odniesieniu do omawianego, znika z jego abstrakcyjnego toku pracy nadmiar w formie życia - że ma tylko do dyspozycji wieczne symbole. I to jest błąd.Nie w tym rozumieniu, że się nie sprawdza w działaniu, bo sprawdza się - ale w takim, że "wzór" i tak musi zostać ostatecznie ubrany w owe wcześniej wyrzucone (i pogardzane) "emocje". Żeby matematyczna abstrakcja stała się "strawna", żeby osobnik mógł się zorientować w zawartości wzoru, musi odnieść to do zakresu i znaków sobie bliskich - inaczej ich nie zrozumie. Osobnik dekodujący wzór musi wprowadzić w tym działaniu ponownie pustkę, musi skwantować jednolity "obraz" zmiany i w jej "wzorowy" opis wtłoczyć nieciągłości - a wszystko po to, żeby odnieść tak pozyskany wynik do swojego zbioru danych, więc do "archiwum" w głowie. Odnieść do tych emocji. Żeby "poczuć" wzór, musi go odnieść do rzeczywistych doznań - bez tego nie ma poznania, tak po prostu nie ma.To, że wzór obejmuje wielkie zakresy, że zawiera w sobie maksymalne nawet obszary (oraz je definiuje) - to nie ma żadnego znaczenia dla kogoś, kto tego nie poczuje. Na końcu w matematykę musi wprowadzona zostać przerwa i emocje - ponieważ bez tego w działaniu nie ma nic ponad tło, jednolite tło. Czyli niezrozumiałe z zasady.- A analogia to zapewnia? Eee...- Zapewnia, kolego, zapewnia. I to zawsze... Matematyk, tu zgoda, i to pełna, na zabieg usunięcia (renormalizacji w postaci usunięcia), pominięcia w działaniu zmiany oraz przerwy-pustki - on sobie na to może pozwolić. I więcej, to wręcz konieczność - bez wyrzucenia czy nieuwzględnienia takich składowych zmiany, operowanie symbolem nie jest możliwe; balast w postaci pustki i braku elementów działanie uniemożliwi. Zmiana i tak jest w opisie, przerwy są, więc rezultat musi być poprawny, koniec. - Tylko że później trzeba to odnieść do otoczenia, i jest problem.Taki problem, że trzeba ustalić, co wzór opisuje - co też się kryje za wykresem funkcji oraz jakie etapy przejściowe wyznaczają badany proces. I jest zmieszanie, splątanie, czy jak to tam nazywasz... Byt matematyczny podziałał na abstrakcjach, jest wzór, także abstrakcja - dzieje się to identycznie jak budowanie abstrakcji w umyśle, więc

30

Page 31: Kwantologia stosowana 12

skrycie dla operującego pojęciami - jednak wynik staje się przez to problemem. Jest absolutnie poprawny, sprawdza się, ale okazuje się nieczytelny. I trzeba szukać odniesienia, szukać sensu tego wzoru. Czyli, zauważ, trzeba ponownie (i z mozołem) wprowadzać w ustalenie stadia pośrednie, przerwy, wprowadzać kwant i cegiełki tworzące - a wszystko po to, żeby abstrakcje odnieść do zachodzącej zmiany. Robi się to po to, żeby wzajemnie dopasować i żeby odnieść - żeby świat zrozumieć. Zrozumieć, co jest co. Chwytasz? Działanie matematyka biegło szybko oraz sięgało skrajnych i pełnych wartości, jest jak najbardziej w swoim zakresie poprawne, słuszne i pomocne. Jednak - podobnie, jak to się dzieje u dowolnego "abstrakcjonisty" - nie wiadomo, co konkretnie oznacza, do czego się odnosi. I jest, powtarzam, kłopot.- A analogia to jasność po horyzont?- Nie śmiej się. Może i takie ujęcie wymaga zastanowienia, może ma ograniczenia, które nakazują ostrożność, jednak przecież są różne analogie - są mniej i bardziej rozpoznane tereny świata, więc można wykorzystać ich więcej, dowolną liczbę; działać tak długo, aż obraz zgodzi się z tym, co rejestruję. Jeżeli gdzieś jest obszar jeszcze skryty w mrokach niewiedzy - to można poszukać w swojskiej okolicy podobnego procesu, odnieść je wzajemnie do siebie, i spróbować na tej podstawie wyznaczyć części wspólne. One przecież muszą być. Bo oba procesy, znany i rozpoznawany, zawierają się w jednym świecie, przekształcają się według jednej reguły, zależności świata do nich i ich do świata są analogiczne - to oczywistość i konieczność, że są sobie podobne. To może być diametralnie odległe ilością składowych elementów, to może być dalekie gabarytami - ale musi budować się i zmieniać się analogicznie. Musi... Skojarzenie, porównanie, analogia jest tu po to, żeby zakres jeszcze ciemny rozświetlić już rozpoznanym, żeby w obszar badany wprowadzić znany sobie kod zmiany - żeby tak długo i w szczegółach dopasowywać oba przebiegi, aż pojawi się zgodność. I ta zgodność w obu liniach na pewno się zaprezentuje, właśnie przez fakt jednej reguły. - Nawet jeżeli nie będzie to całościowe dopełnienie - nawet jeżeli pokryją się w tej "spirali pojęć" tylko fragmenty kodu, to i tak sukces jest zapewniony: można je do siebie odnieść, dalej porównać, a na końcu wyciągnąć wnioski. Bo jak są zgodności, choćby tylko fragmentami, to dalsze też się odszuka - lub dobuduje. Brak w jednej linii elementu, weź to pod uwagę, jest w procesie splatania i rozplatania się kodu dopełniany z drugiej linii - i dlatego łączny, wypadkowy konstrukt w ewolucji może doskonale funkcjonować. Gorzej, znacznie gorzej, gdy w obu liniach czegoś brak lub jest to zdeformowane - wówczas wynik budowania się nowości jest skazany na porażkę; skrajnie nawet jest usuwany z istnienia.Tak, dalsze, nawet aktualnie jeszcze nieobecne, nawet skryte odcinki zmiany można dobudować (stworzyć). Przecież to jeden świat i jedna reguła - i tak dalej. Wynik jest pewny. I na pewno warto to przeprowadzić. Przecież już doskonale widać, że obecna metoda, choć tak wspaniała (wzorowo uporządkowana), posiada ograniczenia. Oraz, co ważne, że te ograniczenia są w tej metodzie, a nie w świecie... A po kolejne, analogia zawiera wcześniej wspomniane przerwy - i co w tym działaniu ma znaczenie - zawiera je jako coś oczywistego, po

31

Page 32: Kwantologia stosowana 12

prostu bardzo widocznego dla operującego taką abstrakcją. Przecież bez tych przerw ani opisu nie będzie, ani zrozumienia.W analogii - w działaniu opartym na modelowaniu jednego, niepełnego w aktualnym odczycie przebiegu - modelowaniu drugim, ale rozpoznanym już, tu wszystkie stadia obecne są jako konieczność. Wszak już się zrealizowały, są obecne w obrazie i są widoczne. Dlatego, i to jako oczywistość, zostaną przeniesione na zakres analizowany. Muszą zostać przeniesione, nawet jeżeli osoba dokonująca takiego pomiaru nie ma świadomości ich istnienia (bo np. w czas przeszły a historyczny było to fundamentem zaistnienia)... A dlatego działanie "analogiczne" jest w ogóle możliwe, że istnieje w osobniku zasób danych z jego prywatnej przeszłości (czy przeszłości zbioru), że te dane w świecie mają swoje odpowiedniki - czyli jeden i indywidualny kod zmiany, kod oznaczający to istnienie. Więc kiedy te dwa kody się w chwili "teraz" poznającego bytu spotykają i kiedy się dopasują wspólnymi elementami, wówczas zostaje osiągnięta w tej punktowej chwili jedność funkcjonalna: jest stan symetryczny, więc podwojony - i "wzór" zazębia się z treścią w postaci konkretu. I w efekcie wiadomo, że choć tej części nie widać, że jej nawet nie ma, to ona w detalach musi być podobna do już rozpoznanego i tak teraz budowanego. Można, jeżeli jest to konieczne, wprowadzić czynnik skali w analizę, jednak obraz będzie poprawny - na pewno będzie poprawny i do wykorzystania.Sam wzór matematyczny jest "suchy" oraz sztywny - wypreparowany aż po ostatni znak, dlatego jego treści muszę się dopracowywać wolno, z trudem i nie zawsze z sukcesem. Natomiast kiedy posiadam rozkład zmiany w ujęciu znanego faktu, najlepiej konkretu z mojego zakresu istnienia, to wspomniany kod postrzeganej zmiany jest mi po prostu dany i jest we mnie. I tym samym analiza porównawcza biegnie szybko, sprawnie i pewnie. A jeżeli nawet pojawią się niepełne, nie do końca oddające treść obrazy, co w deszyfracji wzorów ma często miejsce, to poznający może szybko znaleźć brakujący element tuż obok - bo inne obrazy-fakty są zawsze pod ręką. I dlatego całościowy, w detalach całościowy obraz to tylko kwestia czasu - raczej krótkiego. Co może dla wzoru nigdy się nie dokonać, ponieważ brak w otoczeniu konkretu do porównań, to w analogi jest dane praktycznie od razu...A tak nawiasem, co mi po najlepszym nawet wzorze, jak nie posiadam do niego suplementu czy instrukcji obsługi. Żeby "zakodowaną" treść odczytać, na ostatnim etapie matematycznego działania musi pojawić się wspomniona "interpunkcja", i to jako absolutna konieczność. Po co? Żeby zmianę zrozumieć.

32

Page 33: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.5 - Obserwator brzegowy.

Będę obiektywny aż do bólu.Tak, nie ma co ukrywać, nasza pozycja w tym wszystkim mało wygodna - a nawet zupełnie punktowa. Tak, ona po całości punktowa. Niby w tym naszym spojrzeniu i to, i tamto się zawiera, niby na taką a taką przestrzeń z czasem zmieszaną szerokie - ale, tak po prawdzie, to żadna tam wielka sprawa - a wręcz zupełnie niewielka. A już tak całościowo prawdę mówiąc, to całkiem do punktu sprowadzalna - tego tu obecnie aktualnego "teraz" jedynie dotyczy.

Bo to jest tak, przesuwa się jednostka czegoś w pustce, w tym ruchu skaluje zmianę, czas-i-przestrzeń wytwarza, na dalekim tego planie nawet obserwator może się tym zająć i nawet w emocjach podziwiać - lub kląć, że to takie wszystko do tej, wiadomo jakiej - ale prawda wygląda tak, że ten element w ruchu to wszystko, że punkt czegoś w przemieszczaniu się w logicznie pojętej absolutnej pustce to całość i że niczego więcej nie ma.I są tego zasadnicze, poważne skutki.

Ot, jest sobie jakiś obserwator, rozbudowany, skutek środka zmiany i okupuje środek - i rozgląda się, bo rozglądać się po okolicy może. I jest teraz pytanie, też fundamentalne: co on, taki owaki, widzi? Co on, żeby go, poznaje, mierzy, ustala? I dlaczego tak?

Niby wszystko oczywiste, niby obserwator nakieruje zmysł czy inne z jego zasobu techniczne narzędzie, obejrzy i skataloguje zwidziane - i wszystko jasne. A nie, nic tu jasnego i oczywistego. Że widzi, to prawda, że ustala w mierzeniu, to również fakt. Ale jak to głęboko, w maksymalnym już schemacie wszystko zdefiniować - to ani widzi, ani wyznacza, ani on nawet, czyli obserwator, istnieje. Przecież tam gdzieś na dnie, w tej fundamentalnej oraz bezczasowej skali, jest tylko ten punkt, ruch jednostki w pustce - więc skąd i dlaczego to "widzenie"?

Więc teraz, nie ma rady, trzeba w analizę wprowadzić skomplikowaną zawartość cielesną owego obserwującego osobnika, jego rozciągniętą w czasoprzestrzeni konstrukcję. On taki wielki, napompowany różnym śmieciem materialnym - a do tego operuje elementami tak samo mocno w ewolucyjnej zmianie skomplikowanymi. Przecież żadna mu jednostka w elementarnym stanie nie jest dostępna, nigdy też cegiełki tego w całości świata nie schwyci, to logiczna oczywista oczywistość. On z faktu korzysta, że wcześniej się to odpowiednio zagęściło, że dalej w lokalnym zakątku rzeczywistości nagromadziło - i że następnie też w cielsko obserwatora się upchało. A wszystko w punkcie się dzieje - i to środkowym punkcie.

33

Page 34: Kwantologia stosowana 12

I od punktu się rozpoczyna. Bo przecież taka obserwująca istota swój byt we wszechświecie od punktu rozpoczyna - od najmniejszego, które ten etap zmiany oznacza. Zastartuje proces, "łucznik" strzałę takiego istnienia uruchomi, i ona sobie pędzi, pędzi do "tarczy", przemierza kolejne etapy - i się w drodze "do celu" po wielokroć zmienia. I są tego poważne, zasadnicze skutki. Takie filozoficzne.

Po pierwsze takie, że obserwator punktowo doznaje zmiany. - Doznaje, a nie że ją poznaje.Z tym oczywistym zastrzeżeniem, że nawet tak zdefiniowane doznanie nie jest punktem, ponieważ punkt z zasady ma znaczenie absolutnie brzegowe, lokuje się na/w brzegu - i tym samym jest niepoznawalny. Logicznie jest to "doznanie" punktu, ale ujęcie fizyczne stwierdza, że to muszą być co najmniej dwa punkty, różne punkty, co umożliwia porównanie - albo inne położenie tego samego elementu, co także jest podstawą do porównania.Realne doznanie w świecie zawsze jest złożeniem - jednak pełni rolę punktowego.

Po drugie - pomiar, dowolnie pojęty pomiar. Czy to faktycznie akt znaczenia świata w jakimś fragmencie, czy widzenie - to zawsze ma postać rozbudowaną, wieloelementową - składa się z mnogości doznań cząstkowych.

A z tego dalej wynika, że tak pojętego pomiaru - z przyczyn bardzo już fundamentalnych - nie ma w "chwili zero", startu osobnika, kiedy się zaczyna jego ruch w ogólnej zmianie - ale nie ma również szansy na pomiar w "chwili ostatniej", na końcu tak wyróżnionej zmiany. W punkcie startu nie ma elementów w zbiorze do porównań, nie ma czego do czego odnosić - w punkcie ostatnim nie ma możliwości dokonania czynu porównawczego, ponieważ tego dalszego kroku oraz kolejnych nie ma, obserwator się skończył.Na początku istnienia bytu zasób danych jest zerowy, więc nie można przeprowadzić pomiaru-porównania, na końcu "archiwum" jest zapchane danymi maksymalnie - jednak nie można, już nie ma kto i jak takiego działania wykonać. Na brzegu jest doznanie, ale nie ma poznania.

I teraz trzeba podkreślić szczególnie istotny fakt: obserwacja - tak tradycyjnie pojmowany termin "obserwacja" (że jest to zrozumiałe i wyjaśnialne - że wiadomo, co się w akcie obserwacji postrzega, co to jest i dlaczego takie) - że to nie jest doznanie, czyli jednostka w postaci "obrazu", płaskiego obrazu. Obserwacja to nie doznawanie, to złożony i wielopoziomowy proces. - Świat obserwator doznaje, ale nie poznaje; poznanie jest zawsze i tylko złożeniem. I przede wszystkim, i zawsze porównywaniem. Pomiar świata, a dalej wiedza, że świat jest, że w nim są takie a takie elementy i własności - to stan złożony i zawsze wypracowany w formule porównywania. Nie ma pomiaru punktu.

Co to bowiem znaczy, że obserwator coś rejestruje? - Że w zasobie mu dostępnych danych jest element, który kiedyś tam pozyskał i że ten element detalicznie czy w jakimś zakresie się do "obserwowanego" i

34

Page 35: Kwantologia stosowana 12

"rejestrowanego" odnosi. I na tej podstawie, posiadając jeden stan w świecie, a drugi już w sobie - na linii spotkania się tych "obrazów" - czyli w chwili teraz osobnika (w jego "świadomości"), tak pełna i dwustronnie dopełniona struktura może zostać postrzeżona. - Jednej oraz samodzielnej strony można tylko doznać - ale żeby ją poznać, dalej nawet zrozumieć, musi być dopełnienie stanem wcześniejszym.

I dlatego obserwator jeszcze daleko od punktu zaistnienia nie widzi świata, on go tylko doznaje. Z każdym zgromadzonym w jego zasobach "obrazem", z każdym elementem archiwum możliwość przeprowadzania w świecie porównań i pomiarów wzrasta - ale nim osiągnie maksymalną i funkcjonalną w skomplikowaniu wartość, to minie wiele czasu, wiele się po drodze zadzieje.Obserwator doznaje punktu świata, ale widzi, że to punkt, wie, że to punkt dopiero daleko po zaistnieniu tego punktu, a w jego przedział widzenia (już widzenia) wchodzi ogromna ilość zjawisk.To, co jest widzeniem, świadoma rejestracją otoczenia (czy siebie) - to rozciąga się na wielkim dystansie czasu-przestrzeni.

Świat pędzi, zawsze jest doznaniem punktu, zawsze dzieje się tylko tym punktem, obserwator zmienia się przez fakt zmiany położenia tej jednostki w sobie i w szerszym zakresie - ale ponieważ zabudowany jest elementami skomplikowanymi i sam jest bytem skomplikowanym, to w jego postrzeganie wchodzi szeroki-daleki zakres zmiany. Doznanie jest "płaskie", to złożone z punktów, ale suma tych złożeń zapisana w zbiorze, zapisana na fizycznym nośniku - ta suma oddaje fazy tak pojmowanej zmiany. Jej nigdy nie ma łącznie, to zawsze jednostkowy oraz chwilowy fakt, jednak w pamięci bytu - w "archiwum" składa, buduje się w kolejnych warstwach w "obraz", w abstrakcję, która jest oddaniem-symbolem, a nawet wręcz "odciskiem" takiego "faktu" w jego istnieniu.

Tego faktu, to istotne, nigdy nie ma realnie - realnie jest tylko zmiana w toku zachodzenia - ale złożenie "płaskich" "kadrów" świata docierających i zbierających się w obraz, to staje się abstrakcją i jest stanem realnym dla obserwatora.Czegoś, czego nie ma obok w doznawanym zawsze świecie - na skutek gromadzenia danych o tym świecie - to się usamodzielnia i fizycznie jest obecne w obserwatorze. I dalej, w kolejnym akcie poznania, za wzorzec pomiaru może służyć: jak nowość zgadza się z "obrazem", to znaczy, że to jest to samo.

Obiektywnie, "zewnętrznie", nie ma w takiej postaci niczego trwałego i stałego, to przecież fizycznie dziejąca się wielopoziomowa zmiana - nawet nigdzie we wnętrzu obserwatora tego nie ma zapisanego tak "na kamień" i jednoznacznie (wszak każdy element obserwatora to ciągłe przekształcenia). Jednak skutkiem "bezwładności" zmiany, skutkiem jej rozmiarów (nim się zdeformuje lub zaniknie w tle, to nieco zjawisk się zrealizuje) - skutkiem jej okresowego trwania w formie "notatki", to pozwala powiedzieć, że postrzegana w otoczeniu nowa okoliczność czy fakt, że to jest tym a tym, bo ma podobne zobrazowanie do kiedyś tam w sobie złożonego. A jak jest zupełnym nowym stanem, to wymaga

35

Page 36: Kwantologia stosowana 12

odniesienia do zasobu w zakresach zbliżonych, czyli fragmentarycznie podobnych. - Bo przecież taka w sobie absolutna nowość na późnym już etapie istnienia nie może się pojawić, w zbiorze-archiwum zawsze coś się znajduje, dlatego akcja porównawcza może zostać przeprowadzona. Że to może owocować ujęciem chimerycznym, a nawet "dusznym" - że w takiej szczątkowej analizie pojawią się strachy i lęki - fakt. Ale jest to skutek i konieczność metody, samej procedury ewolucyjnej. Zbiór danych, jako punkt odniesienia, zawsze musi być obecny w takim działaniu pomiarowym i porównawczym, to warunek samej obserwacji - ale i zrozumienia.

W obserwatorze, na skutek zawierania się w fizyczności - na każdym jego poziomie cielesności (również w "archiwum") - wszystko pędzi i się zmienia, energetycznie to "wir" i wrzenie, kipiel w nieustannym przekształcaniu się - i to skutkuje. Nie ma co podkreślać problemów z utrzymaniem zasobów danych w stabilności, to oczywista trudność, z którą każdy archiwista się boryka; zapominanie, wypadanie danych to norma, która - niestety - często boli, a na pewno sprawia ogrom kłopotliwych sytuacji. Ale nigdy nie było inaczej i nigdy nie będzie działo się to odmiennie - zmiana energetyczna to ta "kipiel" i wir, powołuje swoje konstrukcje do istnienia, one okresowo są stabilne, ale później sama ponownie degraduje je funkcjonalnie aż do jednostek składowych, to obiektywna prawda. Ta do bólu prawda.Ale i to jest prawdą, że niczego więcej nie ma. Obserwator to zmiana.

Ale w tym odniesieniu warto podkreślić mniej więcej stabilną pracę i zachowanie "obrazu" w zasobach pamięci, w jednostkach tworzących archiwum. To są w sobie maksymalnie symetryczne, a więc skrajnie w tym energetycznym wirze jednostki ewolucyjne - to powstałe w środku ogólnej zmiany elementy, i dlatego takie trwałe. Wszystko wokół się buduje i rozpada, ale ten jednostkowy stan, skutkiem maksymalnego w sobie skomplikowania - skutkiem tego, że jest maksymalnie procesem równomiernym i symetrycznym - na skutek tego jego budowanie się w świecie jest długie, ale i rozpad też odpowiednio długo trwa. Więc wszystko, co się w tej jednostce "zapisze", co ją zapełni - co się w niej "odciśnie" - to wszystko może przez jakiś okres zachować w zmianie swoją postać. I tym samym może służyć do pomiaru. Obraz na poziomie fundamentalnym w obserwatorze się ustawicznie zmienia - i on się w każdym detalu swojego ciała zmienia - ale punktowe, a tym samym maksymalnie zagęszczone w sobie jednostki, one mogą istnieć i wspomagać działanie. Skoro to brzeg zmiany oraz punkt, maksymalnie złożony ewolucyjnie punkt, to jego deformacja lub zanik musi biec w skali czasu i przestrzeni w znaczącym zakresie. I to jest tutaj tak istotne - umożliwia pomiar. Świata lub siebie.

I to również wymaga podkreślenia, obserwator, na skutek zawierania się w zmianie, ale zarazem budowania w sobie zewnętrznego wobec tej zmiany jej sumarycznego obrazu, może na tej podstawie "pomierzyć", zobaczyć i zrozumieć nie tylko ten świat - ale i siebie samego. Bo w takim działaniu poznawczym, zwracam uwagę, sam obserwator jest w swoim postrzeganiu stanem zewnętrznym.Ta zmiana, która go tworzy, punkt po punkcie i jako doznanie buduje - ta zmiana jest zarazem dla takiego osobnika faktem zewnętrznym. I

36

Page 37: Kwantologia stosowana 12

właśnie przez to, że się w nim buduje w sumaryczny stan, okazuje się abstrakcją - jest abstrakcją takiego bytu.Przecież nie ma znaczenia, czy osobnik konstruuje abstrakcję atomu, (wszech)świata - czy siebie, w sensie procedury to to samo. Jest na poziomie fizycznym doznanie punktu, jest sumowanie w jedność obrazu, więc w trakcie obserwacji i na końcu jakiegoś etapu, w obserwatorze jest abstrakcja tak zachodzącej już zmiany. I nie ma znaczenia, że ta obserwowana zmiana to sam obserwator - to identycznie taka sama zmiana, jak wszelkie inne poza ciałem osobnika. W efekcie byt sam siebie może poznać, choć przecież fizycznie jest to tylko i wyłącznie się dziejąca punkt po punkcie zmiana.

Dlatego obserwator (a szczególnie umysł to w sobie przetwarzający i gromadzący "obrazy" w archiwum) - dlatego byt poznający może własny obraz w zmianie zbudować, choć nigdy poza punkt tej zmiany wyjść nie wyjdzie. Jest zawsze obserwatorem na/w brzegu i każdym elementem go doznaje, jednak w trakcie gromadzenia danych z otoczenia (i zawsze w formule złożenia), może sam siebie złożyć w abstrakcję.Więc sam na swoje istnienie spojrzeć z zewnątrz i je pomierzyć.

I może, to już w kolejnym kroku działania na abstrakcjach, ale też w powiązaniu z kolejnymi obserwacjami innych bytów w otoczeniu, na tej podstawie może dobudować do już zaistniałego w jego głowie - i ciągle się dopełniającego o stan chwili obrazu - może dodać to, co w jego doznanie jeszcze nie weszło lub nigdy nie wejdzie. Czyli wyprowadzi ze świata wiosek, że się skończy. Że jest brzeg i koniec.

Samodzielnie tego brzegu - w postaci ostatniej i punktowo doznawanej zmiany - dojdzie, osobiście na pewno się w/na brzegu znajdzie. Ale nigdy go nie pozna. Obserwator to nie-skończony (nie kończący się) proces zmiany, jednak ujęty przez obserwatora zewnętrznego (nawet jeżeli jest to osobnik poznający, sam obserwator) - ta zmiana ujęta obiektywnie prezentuje się jako ciąg skończony. I to szybko (szybko) się kończący w odniesieniu do innych procesów.

Prowadzona od wywnętrz i punktowo obserwacja - na skutek sumowania się w abstrakcyjną jednostkę i obraz zmiany - staje się zewnętrznym zobrazowaniem przebiegu tej zmiany i pozwala wyznaczyć szczególne w niej etapy i okresy oraz stany brzegowe, początek i koniec. Żeby w ostatecznym i zewnętrznym ujęciu (ale wewnętrznie w bycie), można w tej zmianie pozostając zawartym powiedzieć, że on się skończy.Ta wiedza jest w obserwatorze, ale dotyczy jego jako całości, więc ma charakter obiektywny - i zewnętrzny.I to tak boli...

Tak, boli. Z jednej strony pozwala każdego ranka stwierdzić, że za oknem jest ten nowy dzień i że ja to ja, pozwala wstać i krok po/w świecie zrobić, zmysłami go doznawać i abstrakcyjnie opracowywać - ale z drugiej wymusza stwierdzenie, że to się skończy.A co w tym jeszcze bardziej niemiłego, wymusza ciągłą oraz poważną

37

Page 38: Kwantologia stosowana 12

akcją porównawczą stanu aktualnego z poprzednimi okresami życia. Z tymi najpewniej sprawnymi cieleśnie - i ogólnie najlepszymi. Że od czasu do czasu porównanie prowadzone jest wobec dalszego toku, tu i teraz (jeszcze) potencjalnego, to też prawda, ale dzieje się to tak ku pokrzepieniu serca - żeby to dzisiejsze wydawało się bardziej do akceptacji i strawne.

Tylko że w tym porównywaniu jest zawarta oczywista graniczna strefa, której nie można przekroczyć: to, co jest w obserwatorze, to już po całości wszystko.

Chodzi tu o to, że kiedy warstwy bytu, nań składające się elementy oddalają się, kiedy ta konstrukcja w szwach się rozchodzi - a musi się rozchodzić, bowiem jej składowe powstały kiedyś i aktualnie już docierają w zmianie do swojego brzegu - to skutkiem tego obserwator działa tylko w oparciu o to, co w nim jest i jakie jest - dysponuje takim zasobem elementów oraz ich stanem rozproszenia, jaki obecnie się w nim zawiera. I nigdy nie może wyjść poza ten stan.Ponieważ to on w każdym detalu.

Owszem, zauważa inaczej funkcjonujące składowe, wie, że to już nie to, co dawniej; schody zbyt wysokie się zrobiły - światła migają w tempie niebywałym na skrzyżowaniu - muzyka dziwnie brzmi, o ile ją w ogóle się słyszy - itd. Obserwator rozchodząc się w fundamentach swojego istnienia, bo to wymusza ogólna zmiana i jej uwarstwienie, osobnik to rejestruje, porównuje do dotychczasowego - i wie, że to już inny etap jego zagęszczenia - czyli luźniejszy i mniej sprawny. I to też boli; było, minęło.

Ale mierzy to tylko do pewnego momentu i poziomu szczegółów. Dlatego w taki sposób, że od określonego poziomu stanu elementów, ale także od stanu zawartości archiwum, nie może dojrzeć detali swojego bytu - ponieważ te detale są nim jako takim. Wie, że jest inaczej, ale to "inaczej" jest wszystkim dostępnym - porównuje i wie, że kiedyś było lepiej, jednak obecne to on i tylko on. Ale jeżeli warstwy składające się na jego istnienia tak dalece się od siebie oddalą, że przejdą w przedział pozahoryzontalny, to także i wiedza, że on, obserwator, jest i działa w świecie - to nawet ta wiedza zaniknie. Bo zaniknie możliwość mierzenia i porównywania. I zostanie tylko doznawanie.

A w/na brzegu i doznanie się kończy.

38

Page 39: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.6 - Jedność wszędzie.

Wniosek: jest tylko jedna zmiana, realizuje się w jednym nieskończonym oraz wiecznym zakresie i według jednej reguły.

Ludzie, jak można twierdzić inaczej, jak można?

Spotkałem ci ja takiego jednego - mądrala jakiś doktorancki to był czy podobnie, napakowany po czubek wiedzą sczytaną z książek albo i podobnie, coś taki filozoficzny ze swojej pokrętnej natury okaz to był - ale jakby też fizyką i eksperymentem codziennym podbudowany, upewniony w swoim do ostatka.Więc tenże osobniczy byt zastanawiający się nad naturą wszystkiego, zaczął mi dowodzić, że świat po kres i horyzont - że rzeczywistość tutejsza to coś daleko innego od tego na głębokim dole oraz brzegu dalekim - że tamtejsze to dziwaczne w sobie, nieoznaczone, skryte, niezrozumiałe, i w ogóle nie dla umysłowości przeciętnie zdolnej a tutejszej.Cóż, szczerze wam powiem, jak na przepytywaniu lekcyjnym albo takoż innym, taki okaz myślowy dla mnie to dziw ponad dziwy, nieodgadniony w sobie i po całości, logiką to nie przeniknione, a na pewno ciemny w każdym zakamarku życiorysu.

Bo to, sami powiedzcie, jak można takie nieodpowiedzialne, aż takie dziwaczne głosić - tak mącić w strumieniu realności i świadomości; jak można takie konstrukcje słowne z siebie w przestrzeń rzucać i się tym jeszcze chwalić, uzasadniać wyższość nad niższością (albo i odwrotnie) - ech, jak tak można?Jak można tutejsze za odmienne od tamtego dalekiego lub głębokiego uznawać, świat po całości widoczny oddzielać od takiego mechaniką elementów opisywanego - jak tak można?

Doprawdy - powiadam ja wam - horrendum i zgroza w takim nastawieniu życiowym, odlotowość ogólna i zakręcenie. Jednak co robić, i takowe osobnicze istnienia się trafiają pośród fizycznej zbieraniny i też żyć mogą w tutejszym wymiarze - a nawet mogą głosić te swoje teoryje rodem z zakresu niedocieczonego. Żeby to.

Wniosek z analizy rzeczywistości, z analizy toczącej się zmiany na każdym już poziomie jest taki, że Kosmos jest jeden, że postrzegana i rejestrowana jest jedność procesów - oraz że przebiega to według jednej i maksymalnie prostej reguły. Zawsze i wszędzie.

Cóż, nie ma co ukrywać, po prawdzie powyższe oraz podobne poglądy na otocznie tak od razu w kanał czasoprzestrzenny nie można spychać, te pewne wyrozumowane racje za taką argumentacją stoją, coś się za tym kryje matematycznie. I nawet fizycznie.

39

Page 40: Kwantologia stosowana 12

Trzeba to szczerze przyjąć i pochwalić za niejaką skuteczność. Ale także głębiej się zastanowić, dlaczego taki jeden z drugim te swoje obrazy produkują i się z nimi obnoszą - i co to znaczy.

Bo to jest tak. Siedzi sobie w swoim lokalnym punkcie wszechświatowej zawieruchy fakt osobniczo fizyczny, taki eksperymentator nawiedzony żądzą poznania - czy inny laborant. A nawet też niekiedy zapatrzony bezrefleksyjnie w sztywne wzory matematyką podbudowane filozofujący byt. I takowy coś tam łapie w soje zmysły lub przyrządy, zestawia to ze sobą - a dalej zbiera w większe wnioski i reguły. I tak uzbrojony w mniej albo też bardziej rozbudowane abstrakcyjne schematy rozgląda się wokół - i twierdzi: że to tak a tak się ma, że tam, czyli głęboko tutaj, ale i gdzieś daleko, to wszystko wirtualne, mgnieniowe, losową statystyką warunkowane. Itd.I pewien on jest swojego, bo owe w archiwum zgromadzone pojęcia tak mu podpowiadają - i z mocą swojego przekonania (i tytułu) to głosi - wszem i wobec racji swoich dowodzi.Ale dlaczego to się tak dzieje, z czego ta jego racja i pewność tak namacalnie pożyteczna w konstruowaniu - z czego ona się bierze i co z tego dla obserwacji i samego obserwatora wynika, tego osobnik nie wie, bo sam tego dociec nie może.

Dlatego, żeby go w mechanizmie poznawania umocować, a też wyjaśnić mu, skąd i dlaczego biorą się jego abstrakcje - poniżej skrótowy z konieczności zbiór zależności. Zestawienie jest skrótowe, ponieważ zbiór stanów granicznych zawiera liczne składowe, po kolejne trzeba się wybrać do innych opowiastek.

Po pierwsze: zawieranie się w zmianie.Obserwator to element dynamicznie zmiennej całości, w niej powstały i ją w każdym punkcie analizuje. Tak w sobie, tak w otoczeniu - w tym, co uznaje za stan otoczenia.

Obserwacja prowadzona z wnętrza (a tylko taka przecież może być) - to skutkuje tym, że dla osobnika-bytu analizującego (wszech)świat, mimo lokalnych faktów i zjawisk (czyli różnych stanów zagęszczenia elementów), prezentuje się to jako jedność; postrzega to maksymalnie jako jednorodność, jednolitość - i właśnie jako jedność. I to w obu zakresach analizy otoczenia jednocześnie. Czyli logicznie, w oparciu o wypracowane z wnętrza "wzory" i reguły - a także fizycznie, w oparciu o pozyskane "obrazy" zmiany.

To warto wyodrębnić w osobnym akapicie, ponieważ jest bardzo ważne dla zrozumienia sytuacji takiego bytu.Chodzi o wspierającą się jedność w ujmowaniu obu kierunków, jedynie dostępnych dla obserwatora. Czyli "matematycznego" oraz "fizycznego" toku opisu-postrzegania otoczenia. Raz maksymalnie uproszczonego i oczyszczonego z "szumów" świata, a przede wszystkim renormalizowanego z pustki, z przerw, ze zmiennych integralnie zawartych w procesie. - A w drugim przypadku, fizycznym, również renormalizowanego z pojawiających się (jako konieczność) we

40

Page 41: Kwantologia stosowana 12

wzorze nieskończoności. Oraz wprowadzania w obraz położonych coraz niżej leżących i tym samym mniejszych elementów.

Matematyczny obraz nie dostrzega, pomija jako zbędny balast przerwy w zmianie, fizyczny takich przerw nie może dojrzeć, ponieważ odnosi się do "treści", widocznego faktu; wzór opisuje proces bez istotnych i niezbędnych etapów pośrednich, scala elementy w jedność, mimo że są przedzielone pustką - natomiast obraz fizyczny etapy przerwy drobi, zapełnia coraz mniejszymi elementami (ponieważ okazują się istotne w całości i warunkują widoczne).Skutkuje to, w obu zakresach poznania, "ścianą" pojęć lub "ścianą" fizycznych jednostek na dnie-początku rzeczywistości; w ramach obu dróg poznania granicznym stanem rejestracji i rozumienia jest stan "ściany". Wręcz pojęty dosłownie, jako bariera nie do przebicia.

I ta bariera, co trzeba podkreślić, jest faktycznie dla obserwatora znajdującego się w zmianie nie do pokonania.

Dlaczego? Ponieważ wypracowana jedność "wzoru", droga sztywna, więc maksymalnie pozbawiona elementów "interpunkcyjnych" - które znakują realny przebieg - droga zmatematyzowana ustala jedność tam, gdzie jest wiele, nieprzeliczalnie wiele stanów pośrednich i przerw, gdzie jest lokalnie inny poziom-stan skupienia oraz zagęszczenia jednostek logicznych - czyli jest skwantowny ciąg zdarzeń. W takim ujęciu, choć poprawnie oddaje zmianę i wnosi nieskończoność i wieczność kosmicznej ewolucji - na skutek świadomego pozbycia się zbędnych w obliczeniach rejonów pustki (lub działania nieświadomego) - w efekcie realny ciąg zdarzeń "usztywnia" się, czyli nabiera cech zewnętrznych do zmiany oraz usamodzielnia.A przede wszystkim scala, łączy w jedno ujęcie nieprzeliczalnie wiele bytów lokalnych. I jest zamieszanie.Tak zbudowana wizja zmiany, jako ciągu bezkresnego, na skutek braku w niej etapów-stanów pustki (przerwy, nieciągłości, innego ułożenia i zgęszczenia jednostek tworzących) - to prezentuje się w obserwacji zmatematyzowanej jako jednolity i jedyny fakt - i jest problem. Bo jak zrozumieć, bo jak podzielić jedność?

Drugi możliwy tok postępowania, czyli fizyczne (namacalne) badanie w otoczeniu elementów, ich wyróżnianie i badanie - to również okazuje się na końcu-dnie rzeczywistości wspomnianą "ścianą", ponieważ tam znajduje się element tworzący to wszystko ("cegiełka"). Czy dotyczy to początku, czy ma za zadanie spenetrowanie najgłębszej strefy realności - tam jest i zawsze jest tylko jednostka, w ujęciu logicznym płaszczyzna jednorodnych i nierozróżnialnych jednostek. W ujęciu fizycznym jest to sfera i rozciąga się w każdym kierunku, ale logicznie to graniczny stan oraz przysłowiowa ścianą, poza którą nie można się przedostać (pomiarem-spojrzeniem). Bo ani widać, co dalej, bo dla fizyka tego "dalej" przecież nie ma (ponieważ nie ma elementu do poznania i wykorzystania) - ani "w to dalsze" nie można przejść wzorem, właśnie z powodu wypracowanej za jego pomocą jedności i jedyności. Tak pojmowana-obserwowana w obu zakresach tzw. "rzeczywistość" jest

41

Page 42: Kwantologia stosowana 12

wszystkim.

Czyli - obserwacja fizyczna napotyka brzeg poznania w postaci faktu jednostkowego, najmniejszego z najmniejszych dostępnych - i na tym poziomie kończy badanie. Musi. To logicznie można dopełnić o zakres tła-brzegu, o tworzącą tę strefę "cegiełkę" (jedynkę) rzeczywistości, jednak już niepoznawalną w tym skrajnym obszarze (choć analogiczny fakt jest na każdym poziomie). - Nie można sięgnąć badaniem tła, można go tylko postulować. Co więcej, tło w opisie fizyka to zbędna (kłopotliwa) nadmiarowość, którą musi świadomie (lub nie) z postrzegania wyrzucić - widzi fakt, ale jego dopełnienie, logicznie konieczne, jest mu zbędne. Czyli obserwacja fizyczna nie dociera do jednostki logicznej zmiany, ponieważ taki element tworzy poznanie. - A zastosowane w działaniu zmatematyzowanym uproszczenie, również jako konieczność, jednostkę zmiany pomija - scala ją w jedność z wszelkimi obecnymi w bezkresie.

Fizyka odcina nieskończoność, żeby lokalny przebieg wyjaśnić - ale matematyka ustala tę nieskończoność jako konieczność.Matematyka w nieciągłym fizycznie obrazie redukuje przerwy i "widzi" jedność w bezkresie, i jest to jedność-jedyność bez końca i początku. A fizyka ustala w świecie nieciągłość, jednak na/w brzegu obserwacji również notuje jednorodną ścianę elementów.

Dla matematyka przerwy i pustka zmiany jest elementem zbędnym tego ujęcia, można to pominąć w badaniu. Jednak skutkuje to, kiedy nie ma hamulców w analizie lub kiedy świadomie nie ogranicza się w swojej procedurze do wybranego z tła zakresu-faktu. Skutkuje to zliczaniem nieskończoności. Można to zredukować (i usunąć znak bezkresu ze wzoru), ale wyjaśnić, dlaczego tak można zrobić - tego w zakresie tej metody już nie ma i być nie może. To może przeprowadzić tylko refleksja zewnętrzna.

Dla fizyka przerwy i pustka to fundament działania - jego praca na tym polega, że wyodrębnia, że notuje w otoczeniu fakt jakoś inny w rejestracji wobec tła (w odniesieniu do tła-brzegu). Fizyk odcina, odrzuca owo tło (lub nawet nie wie, że takowe istnieje i warunkuje postać wyodrębnionego elementu). I dla niego w tej jedności świata, który widzi od środka (od wewnątrz), i z którego przecież nigdy się i w żaden sposób nie wydostanie - dla niego tylko taka "elementarna" i badana jednostka jest wszystkim; to sedno jego zainteresowania, w tym i tylko w tym zawiera się jego pomiar.Dla fizyka poza tak wyróżnionym nic więcej nie istnieje, badanie do faktu się odnosi i jego dotyczy - dlatego ani tło (pozornie puste) w zakres eksperymentu nie wchodzi, ani zanik faktu w tle, rozproszenie się w strefie brzegowej. Pustka, przerwa, ustanie i zanik zmiany - to dla fizyka nie wlicza się w tak jaskrawy wcześniej fakt-proces, jest zakresem "spoza" (pomiaru).Kiedy nie ma rejestrowanej zmiany - nie ma działania badawczego; jak nie ma treści do zbadania - to nie ma i samego badania.

A że na kolejnym etapie badań świata musi to być poszerzone o zakres wcześniej pomijanego tła (a musi tak się stać, żeby widziane w jego

42

Page 43: Kwantologia stosowana 12

skomplikowaniu wyjaśnić), to oczywistość i konieczność. Ale z takim istotnym dopełnieniem, że ostatecznie dla fizyka pojawia się ściana w najniższym zakresie badania, ściana jednorodnych i już do niczego w jego działaniu redukowalnych elementów. I poza tę barierę, która logicznie zawiera w sobie jeszcze różnorodne stany przejściowe, nie wyjdzie. Bo nie może. Bowiem nie można poznać mniejszego od najmniejszego dostępnego. Nie można fizycznie poznać logicznej "cegiełki" (wszech)świata.

Obie drogi poznania tym samym łączą się dla obserwatora zawartego w zmianie - wewnętrznego. Wzmacniają się i dopełniają - i usztywniają. Tak wypracowane ujęcie zaczyna dominować.A skoro wszystko się zgadza - to dlaczego to podważać?

Matematyka redukuje pustkę i przerwy, i ustala jedność-jedyność - i fizyka redukuje w drobieniu świata pustkę i przerwy między faktami i ustala jedność-jedyność. Matematyka idzie w działaniu do nieskończoności-wieczności, idzie od razu oraz "jednym skokiem" - ponieważ może-musi w taki sposób. Czyni tak, ponieważ nie wie, że po drodze są liczne stany-zakresy mniej i bardziej skupione (zagęszczone).Natomiast fizyka, również dążąc do granicy i jedności, również w tym zbliżaniu się do bariery (tła) redukuje odległości, pustkę i przerwy - ustala coraz mniejsze przedziały między elementami. I wydobywa ze świata coraz mniejsze fakty w badaniu. Jednak z zasady jest to działanie nie-skończone. Dlaczego? Ponieważ brzegu, granicy w poznaniu być nie może. Do granicy można dążyć, ale jej się nie osiągnie (kiedy jestem, nie ma śmierci - kiedy mnie nie ma, jest śmierć).I tym samym fizyka, podążając w ślady matematyki, zawsze jest o krok z tyłu - nigdy przecież ręki w zakres "poza" zmianę nie wystawi. To logicznie można zrobić, spojrzeć z zewnątrz, jednak fizyk na zawsze pozostanie w środku.

Co więcej - co również ma znaczenie w całości zobrazowania pozycji w świecie bytu zwanego "fizykiem" (i co musi być podkreślone) - o ile osoba matematyczna, czyli matematyk jako taki i matematyka jako taka - o ile ktoś taki swój efekt operowania symbolami pozyskuje szybko, z przyjemnością i emocjami (a do jego pozyskania wystarczy mu kawałek cichego zakątka w jaskini i talerz czegoś do zjedzenia) - o tyle byt fizykalny swoje ustalenia pozyskuje długo, z mozołem, z nakładem i sił, i środków, i energii wszelkiego rodzaju. Fizyk przez kolejne bariery i warstwy rzeczywistości przebija się z kłopotami - buduje coraz większe machiny, żeby poznać coraz mniejsze elementy. Matematyk to kartka papieru i namysł (i coraz większe, i coraz bardziej skomplikowane konstrukcje) - fizyk to babranie się w materialnym konkrecie. Pewność wzoru, żeby ją potwierdzić, wymaga wieków oraz tysiącleci - to koszt tej pewności.

Ale na końcu, w stanie-punkcie początek-środek-koniec świata, tutaj te drogi się zbiegają i są jednością. Że to i tak wymaga jeszcze w opisie logicznego dopełnienia - że to

43

Page 44: Kwantologia stosowana 12

wymaga filozoficznego spojrzenia z boku? Prawda. Ale ta prawda również była znana od zawsze (i dla wszystkich) - a co więcej, nawet w szczegółach. Że dziś badanie potyka się o te same dylematy (i sofizmaty) - że w obrazie notuje zadziwienia? ...Cóż, już najwyższy czas zajrzeć do sąsiada.

Po drugie: brzeg, tło.Czyli płaszczyzna poznania. Jednorodna płaszczyzna tła.Dochodząc do niej fizyk poznaje coraz mniejsze składniki otoczenia, to oczywiste. Ale jest w tym dążeniu do bariery zasadniczy element, który uniemożliwia pełne, skończone i jednoznaczne poznanie: różnica skali. Różnica położenia, poziomu zawierania się (umieszczenia w zmianie) obserwatora - oraz badanego "obiektu".

Przecież nawet "mechanika elementów" notuje, i to jako fakt (nawet konieczność) stan niepewności w opisie badanej jednostki, dlaczego? Ponieważ tej jednostki w takim spojrzeniu nie ma - po prostu nie ma. Dla obserwatora "z góry" ona w takim kształcie (w takiej formule i takim złożeniu) nie istnieje.

Kiedy obserwator zbuduje sobie analogię (obraz) sytuacji, która aż po detale będzie odpowiadać jego "spojrzeniu z wysoka" na elektron gdzieś tam na/w dole - kiedy wpisze w taki model proporcje i tempo zmiany jego świata i tego "elektronowego" - to w tym modelu ujrzy, aż po szczegóły, że wzmiankowanego "elektronu" (elektronu-człowieka) dla niego nie ma. Owszem, na/w poziomie badanego obiektu żadnych stanów dziwnych albo nieciągłych się nie notuje, obiekt idzie od punktu do punktu pewnie i nie ustala zaskoczeń. Ale ten sam fakt postrzegany z któregoś tam piętra "wysokościowca" - on z tej wysokiej pozycji prezentuje się w obrazie zbiorczym zgoła inaczej: jego po prostu nie ma. A nie ma z tej prostej przyczyny, że choć jest to samo tempo zmian w ramach wspólnoty zawierania się w rzeczywistości (oba zakresy są wobec siebie zależne - ale również są pochodną do niższych zmian i są w proporcji do nich; są ich efektem) - to nie ma z tego powodu, że zmiana jako taka jest skwantowana i przebiega na innym poziomie. To różnica skali, różnica ilości zaangażowanych w te różne poziomy elementów składowych - to wnosi nieistnienie elementu. Obserwator w zakresie fizycznym coś notuje w badaniu, a to rozciągnięta w czasie i przestrzeni wieloelementowa zmiana w toku jej zachodzenia; byt w analizie ustala jednostkę - a to złożenie.Zakres obserwacji wielkiego bytu jest w takiej procedurze czynnikiem zasadniczym: na/w dole się kręci, i to po wielekroć (i jeszcze raz po wielekroć) - a osobnik doznaje jedno "tyknięcie" w zmianie, to jego sekunda.

Efekt? Widzi to, co dla "elektronu" w jego przewidywalnym zakresie jeszcze nie nastąpiło (i nie jest pewne, czy nastąpi) - to zawsze w tym obrazie stan potencjalny, to pęk różnych położeń, które mogą się w realu objawić, ale nie muszą.

44

Page 45: Kwantologia stosowana 12

Zależenie od tego, czy będzie w otoczeniu zasób energii na pokonanie i zbudowanie się w kolejnym kroku, czy będzie wolny tor do dalszego przemieszczenia się elementu, czy wypadkowa zdarzeń w interakcji ze środowiskiem zbuduje ten nowy punkt - od tego zależy (i od licznych jeszcze uwarunkowań), czy taki fakt pokaże się w pomiarze, w poznaniu i obserwacji.

Dla bytu położonego wysoko (znacząco wyżej wobec badanego faktu), w zakres jego rejestracji - na skutek wielkości przedziału ("terenu") objętego mierzeniem - wchodzą fakty, które dla "elektronu" na dole są stanami dopiero przyszłymi, mogą zaistnieć w nim lub w okolicy, ale nie muszą. Natomiast byt z wysoka, co tu ważne, te zdarzenia w postrzeganiu notuje, ma je już jako zaistniałe. Dlaczego? Ponieważ one, dla niego jako fizyka, w jego skomplikowanej i powolnej obserwacji - one już się zrealizowały.Dla elektronu - skutkiem tempa analizowanej zmiany - to, co dla niego jest przyszłością (lub odległą przeszłością), w obserwacji z wysoka jest już faktem z przeszłości. Wszak to się tam, czyli "na dole", to tam się już dokonało. - Ja tu, wysoko, ustalam dalszy prawdopodobny rozkład elementów tworzących taki fakt, ustalam ich tory i przebieg - a tam, nisko i szybko, to się już zrealizowało, któraś z dróg się urzeczywistniła. Jednak wiedza o tym, co zrozumiałe, informacja o konkrecie na wysoki poziom postrzegania dociera dopiero po iks tyknięciach zmiany. I tym samym zawsze jest spóźniona. Obserwator z wysokiego pietra doznaje chwili - ale widzi przeszłość zmiany, złożenie o wielu składowych. Doznaje to samo i tak samo jak "elektron" (fakt na dole), ale poznaje, widzi, rejestruje, dla niego dostępne jest tylko-i-wyłącznie złożenie. Obserwator zawsze widzi rzeczywistość jako przeszłość - i zawsze w formie złożenia.

Obserwator umieszczony na/w wysokim poziomie świata - skutkiem swej złożoności - widzi to, co zaszło, zachodzi i będzie zachodzić w tym niskim rejonie. I widzi to jednocześnie.Ale z takim zastrzeżeniem, że to "przyszłe" widzi w formie potencji, możliwych do zrealizowania się w tym układzie-rozkładzie elementów linii ewolucyjnych. Widzi to logicznie. - Kiedy badanie analizujące dochodzi do jakoś wyznaczonego w zmianie punktu "teraz" (aktualność dla osobnika badającego i to co uznaje za stan aktualny), to dalszy ciąg jest stanem możliwym, ale niepewnym. I inny nie może być. Bo to dalsze "na dnie" świata jeszcze się nie dokonało. Tam pędzi, jednak owa postulowana przyszłość jeszcze nie zaistniała. - A kiedy stwierdza, że się zrealizowała, to taki fakt jest już (odległą od "teraz") przeszłością.Czyli, jak byt zdecyduje się sprawdzić stan zmiany - nim ten swój powolny i rozbudowany akt obserwacyjny uruchomi i wdroży w działanie, to na dole wszystko się wielokrotnie zmieni, i to po wielekroć. Co było jeszcze o "tyknięcie" temu dla obserwatora wyłącznie potencją, to już się dokonało, to już odległa (bardzo odległa) w ramach tego poziomu przeszłość. Fizyk, mimo postulowania w pomiarze stanu niepewnego, ponieważ jest bytem rozbudowanym, niezależnie co by brał do pomocy w tym badaniu,

45

Page 46: Kwantologia stosowana 12

i tak zawsze ma do dyspozycji przeszłość - daleki punkt-stan wobec logicznie postulowanego (np. za wzorem).Wiedza konkretna o fakcie buduje się wraz z obserwowanym faktem, ale fizycznie (jako ustalenie) może zaistnieć daleko po tym zdarzeniu. Kiedy fizyk poddaje proces analizie, przyszłe zdarzenia w stosunku do wyróżnionego "faktu", to pęk dróg do wyboru i zawsze niepewność warunkowana nieprzeliczalną ilością zdarzeń w otoczeniu.

Opis "w przód" jest wyborem z wielości, to zawsze możliwość i nigdy konkret, to nie fakt; w takim opisie faktu nie ma. Nie ma, ponieważ jest różnica poziomów i tempa obserwacji. I dlatego ta realność ciągle się staje, buduje i zmienia jako wypadkowa sił. Jednak kiedy obserwator dokonuje pomiaru, czyli "sprawdza", co się dzieje, to w tym akcie odcina te inne i potencjalne linie zmiany, on je swoim czynem wyklucza, na zawsze pozostają tylko możliwością.

Ale, co tu istotne, zarazem postrzega "gotowy", pełny - dopełniony do jednostki fakt, elektron czy podobnie. Przecież do punktu teraz, w którym następuje akt w formie mierzenia, do tego momentu wszystko na/w dole z szaloną prędkością pędzi, więc takie zaistnienie w jednostkowej formie dla obserwatora (ten foton czy elektron) - to już zdążyło się w takie coś zbudować. Sekunda z poziomu obserwatora to "tysiąclecie" dla elektronu.Akt pomiaru ustala granicę w budowaniu się elementu - i on dopełnia się do tej jednostkowej i granicznej postaci. I jako taki "wyłania" się w obrazie dla obserwatora skomplikowanego.

Ale - co również trzeba podkreślić - taki byt (tu przywoływany jako "elektron") zarazem sam dla siebie zawsze w całości jego osobistych doznań był jednością i zborną konstrukcją.Przecież to ciągłe pozyskiwanie i tracenie energii w ramach takiej jednostki, "jednostka" to wypadkowa - uśredniony stan w tle. Bierze z tła i podprogowo zasilanie ("pokarm"), traci zasoby na rzecz otoczenia - a wypadkowa tego procesu jakoś wygląda (i ma "twarz"). Jednak nigdy nie istnieje jako fakt skończony. Dlatego obserwator "z wysoka" rejestruje warstwy takiej zmiany już się oddalające i aktualne - ale i takie, które tylko potencjalnie w niej się znajdą.Więc kiedy sprawdza, ma tylko pewien wycinek zmiany w ramach tła - coś wyróżnia. Ale znacznie więcej odrzuca; swoim czynem możliwe fakty przemieszcza z obszaru potencji do przeszłości. Dlatego nie powinien się dziwić, że konkretny fakt jest zawsze nieostry, ponieważ widzi zbiór. I co ważne, większość z tego, co bada, to lokuje się poniżej progu "rozdzielczości" (jego zmysłów lub przyrządów).

Cóż, takie fakty nie istnieją w postaci, o której dziś rozmyśla fizyk penetrujący "płaskie" tło i "doskonałą mieszaninę". "Elektron" jest w obserwatorze, świat o czymś takim nic nie wie.

Po trzecie: "płaszczyzna wielowymiarowa", świat płaszczaka. Rzeczywistość fizyczna budowana w formule "rzutowania" w/na płaski (i fizycznie dostępny) zakres świata abstrakcyjnych konstrukcji - w

46

Page 47: Kwantologia stosowana 12

taki sposób pojmowany (opisywany) złożony oraz n-wymiarowy przebieg zmiany - to wnosi kolejne ograniczenie, którego fizyk samodzielnie nie może pokonać. To również ostatecznie tworzy na/w dnie "ścianę" pojęć i ustaleń.

Co bowiem rejestruje fizyk?Zawsze stan chwilowy, punkt zmiany. I nic więcej. Jako byt fizyczny doznaje - "zmysłowo" doznaje świata w jego punktowej postaci.W ujęciu logicznym maksymalnie punktowej, fizycznie jako minimalnego dostępnego stanu zbiorczego (czegoś "namacalnego"). - Ale to zawsze jest punkt.

Dopiero złożenie tych punktów (a to dzieje się w jego głowie lub w innym archiwum), dopiero suma złożonych w jedność punktowych doznań stanowi o poznaniu - jest poznaniem. Na nośniku fizycznym (w głowie) jest zbiór - odcisk-odbicie stanów zmiany, jej kod, osobny i jedyny kod wyróżnionej w tle zmiany. I ten zbiór-kod uzyskuje dla obserwatora postać jednostki obrachunkowej. Może nim operować, może z innymi kodami porównywać, zestawiać - oraz szukać analogicznych faktów.

Na bazie chwili buduje się abstrakcja, która poza obserwatorem nie istnieje w żadnej postaciTo w bycie poznającym jest obraz tego, co istnieje i co się dzieje.

W efekcie to, co logicznie jest tylko stanami chwilowymi o różnej w sobie skali skupienia i zmianą w toku zachodzenia, fizycznie staje się rozciągniętym w czasie i przestrzeni "obiektem", górą, wyżem na mapie pogody, elektronem - planetą czy wszechświatem. Albo osobą w formule "człowiek". Jednak to zawsze jest złożenie, a tylko skala jednostek tworzących wyznacza, czy to jest chwila sekundowa, wiek - czy zakres miliardów lat zmiany.

Dla fizycznego obserwatora elektron to zmiana o cechach stabilności, zatrzaśnięta w jednostkę - z twardą powłoką. Również "wszechświat" czy "góra" dla niego to stałość i twarda w każdym kierunku powłoka. Niezależnie od poznawanego faktu, jeżeli przekracza to w obserwacji znacząco zdolność wyodrębnienia jednostek - taki fakt "zamyka" się w sobie i uzyskuje stabilną, nieprzeniknioną powłokę energetyczną. I staje się faktem odrębnym od tła.Przy czym istotne jest to, że "zatrzaśnięcie" się w jednostkę oraz w utwardzoną dla obserwatora powłokę - że jest to skutkiem z jednej strony tempa zmian wyróżnionego faktu wobec bytu - a z drugiej ich rozmiarów, wielkości postrzeganego obiektu, które przekraczają, i to znacząco, zdolność rozróżnienia szczegółów i etapów zmiany. "Elektron" czy "foton" dlatego wydają się stabilne i jednostkowe, że zmiana tworząca takie fakty (budująca, składająca jednostki), że to po wielekroć przekracza zdolność wyodrębnienia składowych. Tylko że to samo występuje "w górze" - w przypadku wszechświata. Skala tego zakresu i zdarzeń w nim zawartych jest ogromna, dlatego "chwilka" w tym procesie również po wielekroć przekracza zdolność wyodrębnienia etapów i jednostek zmiany. I dlatego w takim zjawisku widać jednostkę

47

Page 48: Kwantologia stosowana 12

i jedyność - kiedy to logicznie mnogość składowych.Wszechświat, to co dla obserwatora jest stałością oraz całością - to tylko "kadr" z (wielowymiarowego) filmu.

Skoro więc obserwator postrzega, rejestruje - buduje (w sobie) stan chwili (obraz świata i siebie) - skoro jest zarazem elementem zbioru o takim samym przebiegu zmiany i działa w taki sam sposób - to stąd i dlatego tworzy się w jego obserwacji stabilny grunt pod nogami - widzi stałość tam, gdzie jest zmiana. N-liczba n-wymiarowych rzutów na/w n-wymiarową płaszczyznę, to jest zakres, który doznaje-poznaje obserwator.

Dlaczego płaszczyznę? Fizycznie to tło oraz jednorodność elementów je budujących. Jednak logicznie, w matematycznym (tu: geometrycznym) uproszczeniu, jest to abstrakcja w formule "płaszczyzny". Że to fizycznie należy tłumaczyć jako rozciągające się w dowolnym kierunku (od wyróżnionej jednostki) tło - że to brzegowe tło zamyka się w sferę - że każda jednostka również zamyka się w sferę - że tło dociska-naciska element z każdej strony (i podtrzymuje jego zborne trwanie) - że ten "wir" istnieje tak długo, jak istnieje przepływ elementów tworzących - to wszystko prawda. I dopełnia ten logiczny, jakże niepełny obraz z matematycznego wzoru.To uproszczenie doskonale się sprawdza, kiedy operacje są "sobie a muzom", kiedy są to tylko działania na pojęciach, jednak dramatycznie obraz się komplikuje, kiedy wymagane są detale zmiany, czyli zawarte w niej przejścia, progi oraz stany zagęszczenia. Przecież "fakt" to "coś" w trakcie ruchu - jednak wraz z "niczym", z przerwą składającą się na ten ruch.

Dlatego ostatecznie logiczna płaszczyzna zatrzaskuje się w fizyczną sferę. Z chwilowego stanu na/w płaszczyźnie, z kanału-przepustu dla jednostek budujących konkret (pojmowanego logicznie jako wir w tejże płaszczyźnie) - to zmienia się w przepływ elementów w ramach sfery i zarazem tworzenia tej sfery. Logicznie "prosty" (po linii prostej, ale i banalny) dokonujący się transfer elementów poprzez "kanał" i "tunel" w/na płaszczyźnie - tak pojmowany przepływ kwantów realnie obrazuje się sferą - na przykład "atomem" lub "planetą". Geometria fizycznie zamyka się (tłumaczy) w namacalną sferę.Czyli "wlot" oraz "wylot" tego kanału znajduje się wszędzie. Układa się w powierzchnię tej sfery. Czy tylko jej kolejnych warstw.

Co więcej, tak jednostkowo wyróżniona w tle świata sfera, co by nią nie było - to jest elementem ("cegiełką") w ramach nadrzędnej, tworzy powłokę, powierzchnię wyższego rzędu.I tym samym spotyka się brzegowo z tłem całości świata. A ponieważ tło - ten sam i taki sam (jednostkowy) stan brzegu jest wszędzie, a jego elementy tworzą (okresowo i wymiennie) wszelkie i fizyczne fakty - to również wszelakie konkrety łączą się ze sobą w tym zakresie. Każdy fizyczny fakt jest bezpośrednio zakotwiczony w tle-brzegu, z niego powstaje. I w nim ginie.

48

Page 49: Kwantologia stosowana 12

Po czwarte: Kosmos i wszechświat, rozdzielność pojęć.To również jeden z istotnych czynników, który uniemożliwia dotarcie do brzegu i jego przekroczenie.Dlaczego? Ponieważ abstrakcja "Kosmos" i abstrakcja "wszechświat, w ujęciu powszechnym i naukowym, to jedność. W tym sensie jedność, że stosowane są wymiennie.

Na skutek nałożenia się wzmiankowanych ujęć, logicznego i fizycznego - jako niemożność wprowadzenia w ciąg nieskończony-wieczny zakresów pośrednich - jako "skok momentalny" w takim opisie do maksymalnego stanu i zsumowania wszystkiego po drodze (zarazem bez wiedzy, że to sumowanie się dokonuje) - to skutkuje wymiennością w pojmowaniu oraz opisywaniu takiej całościowej abstrakcji.Pojęcia "wszechświat" i "kosmos" stosuje się zamiennie - a to błąd.

Obraz jest jak najbardziej poprawny, innego w taki sposób nie można pozyskać - ale błędny przez swoje uproszczenie, przez wyrzucenie z analizy przerw (pustki). Konieczna jedność wszystkiego, czyli "Kosmos", to w zbiorczym ujęciu i od wewnątrz wszechświata - to musi się w oglądzie nałożyć, złożyć w jedność (i jednostkę) - musi się stać "wszech-światem". Widać przecież wszystko, co może w tym oglądzie być obecne - logika podpowiada nieskończoność, dlatego postrzegane staje się jednością i nieskończonością. Bez świadomości, że wyróżnione to tylko element w ramach nieskończonego tła, że między tu rejestrowanym tokiem zmiany a "dalszym" są różne (i to liczne) przerwy, stany skupienia. Skutek? Widać jedność tam, gdzie jest złożoność. Logiczne Ewoluowanie (wieczne-nieskończone) rozpada się realnie na fakty lokalne i skończone, jednak poznać tego pozostając we wnętrzu nie można.

Tak, wzory mówią pełną prawdę. Ale czym jest ta prawda, jak wygląda - to zawsze wymaga tłumaczenia. Tłumaczenia z matematycznego na ludzkie. Czyli z pustką pomiędzy, z wszelkimi możliwymi znakami interpunkcyjnymi oznaczającymi przerwę na/w etapach pośrednich.

Kosmos to nie wszechświat, rozdzielenie tych pojęć jest konieczne. Kosmos to stan "dalszy" do wszechświata i nadrzędny. Kiedy zobrazować to jako jeden ciąg, ale z lokalnymi zbryleniami, z różnym zagęszczeniem, zmiennym w jakiejś przyjętej skali - kiedy w obraz wprowadzić konieczne przerwy (czyli go skwantować), to całość układa się stąd do nieskończoności miarowo, "porcjami" i policzalnymi krokami - biegnie jako prosty w sobie rytm zmiany. I nie ma (nigdzie) żadnego zadziwienia. To tylko takie banalne, nieskończone i wieczne krążenie elementów w Kosmosie. A "wszechświat" to tak gdzieś i lokalnie. I zarazem jako oczywistość w całości.

Po piąte: zgodność reguły.

49

Page 50: Kwantologia stosowana 12

Jeżeli to jedność i jedyność nieskończona-wieczna - jeżeli na/w tak pojętym tle-brzegu jest ta sama jednostka logiczna, "cegiełka" to wszystko budująca - jeżeli tutaj obserwowalny dowolnie fragment tej jedności przynależny do Kosmosu, zakresu nadrzędnego - jeżeli jest to zarazem zapełnione nieskończonym stanem "czegoś" w ruchu, a ten ruch jest skwantowany, a przez to policzalny - to nie ma i nie może w takim łącznym ujęciu być miejsca na odrębność. Nie może.

Czyli nie można dowodzić, że tutaj obserwowalne jest inne i odrębne od całości. Nie można tego twierdzić - ponieważ odrębność wobec tej nadrzędnej struktury się nie może pojawić. Żeby coś zaistniało, musi spełniać warunek zgodności.

To naturalnie może być wyróżnione z uwagi na ilość elementów, może posiadać inną zabudowę - różne okresowe stany skupienia, które tym samym oznaczają jej istnienie - ale to nie może być sprzeczne wobec reguły nadrzędnej.Fakt lokalny nie może zbudować się jako zupełna odrębność i inność. Nie może.

Po szóste: obserwator.Tak, po ostatnie musi pojawić się sam obserwator, jego budowa i tym samym jego ograniczenia. Powyżej jest to pośrednio lub wprost podane z różnym natężeniem i w różnym odniesieniu, jednak tutaj musi przybrać to formę generalną - wręcz zasady: to obserwator oraz jego konstrukcja jest największym utrudnieniem w poznawaniu świata.

Świat jest, to zmiana i przemieszczanie się elementów - ale jak jest i jak biegnie ta zmiana, to zawiera się w obserwatorze. Tylko w nim.

Jeżeli jest to dla niego przepływ wody w rzece i zawsze inna w niej kąpiel - to takie ujęcie jest poprawne i prawdą; jeżeli jest to na zasadzie "wieczny czas i przestrzeń" (plus ruch w Kosmosie) - jest tak, to prawda; jeżeli układa się to w czasoprzestrzeń oraz liczne jej zakrzywienia - tak jest; jeżeli konstruuje się to w matematyczną płaszczyznę i rzutowanie na nią sfery n-wymiarowej - tak jest; jeżeli widać fizycznie elektron oraz jego w podprogowym zakresie "dziwy" i "magię kwantową" - tak jest; jeżeli wielokrotne splątanie, losowość, nieoznaczoność wyznaczają dalsze - tak jest...A zarazem tak nie jest.To nie świat jest taki złożony, pokrętny, skryty, ciemny, zwodzący obserwatora na manowce - to nie rzeczywistość splątana i poplątana ani nielogiczna - to nie zmiana totalnie chaotyczna ani konieczny ciąg zdarzeń - to nie dziw dziwem warunkowany i dziwy produkujący na każdym kroku...To nie świat taki jest - to obserwator tak ustala.

Tak - jedyną i najbardziej skrytą tajemnicą świata jest to, że nie ma niczego skrytego, że tu wszystko widać, słychać - itd.

50

Page 51: Kwantologia stosowana 12

Zmiana w toku to zawsze stan chwilowy - i w pełni obecny; i w pełni poznawalny. Aż po detale - aż po całość. Że widać to nieostro, że to rozmyte, rozciągnięte na fali możliwych i prawdopodobnych lokalizacji - że głęboko czy wysoko obserwator ma w obrazie stałość (tam gdzie maksymalna zmienność) - że z trudem i latami zeskrobuje z rzeczywistości kolejne poziomy i ustala regułę powiązań między elementami i zbiorami elementów - że zbliża się do brzegu uparcie, ale ze świadomością, że nigdy go nie osiągnie... To wszystko prawda.Ale to nie oznacza, że tego węzła ustaleń nie można przeciąć i poza tutejsze wyjść. Bo można.

Tak - jedyną przeszkodą w ustaleniu całościowego obrazu jest sam w sobie obserwator, jego konstrukcja i jego wewnętrzne "odciśnięcia" świata. Widzi zawsze powierzchnię, zawsze skomplikowane elementy.

Dlatego jego spojrzenie jest wstępnie rozwleczone w przestrzeni i w czasie, i to na wielkich dystansach. Jego istnienie, więc cielesna i konkretna konstrukcja (i zawsze tylko chwilowa) - to złożone jest z elementów, które zbudowały się iks jednostek zmiany temu (daleko od aktualności), jednak on wykorzystuje ten fakt w swoim postrzeganiu tu i teraz. Tylko nie wie, że jest to umocowane, że jest warunkowane zmianą wielkiej skali - że jest złożeniem wielkiej liczby zdarzeń tworzących. Że świat jest doznawany (a w konsekwencji i poznawany) niejako poprzez "naciągnięcie" na wielość cząstkowych przebiegów - że choć rejestruje jedność, to podprogowo jest to stan łączny ponad czasem i przestrzenią. Widzi fakt, a to ogromna mnogość logicznych składowych (linii ewolucyjnych). I w efekcie nie wie, że jego obserwacja to jedynie wierzchołek góry i równie skromnego zakresu dotyczy. I że on sam to pyłek na takiej górze czasu-i-przestrzeni.

Tak - obserwator - to, co dla niego jest takim bytem, to szczytowa i chwilowa - i przede wszystkim punktowa w każdym rozumieniu tego terminu osobowość.Obserwator to punkt, ale podbudowany wiecznym i nieskończonym tokiem zmiany. To punkt w jedności. I z tą jednością w każdym punkcie zgodny.

Tak - fundamentem obserwatora jest nieskończoność-wieczność.

51

Page 52: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.7 - Pole energii.

Wniosek: dla fizyka abstrakcja "pole energii", na skutek ograniczonego zakresu jego obserwacji, prezentuje się jako jedność-jedyność - maksymalnie jako nieskończoność, niekiedy lokalnie dynamiczna. I jest to pełne, poprawne, ostateczne dla niego ujęcie. Ale to błąd.

A raczej uproszczenie, formułując to odpowiednio. Konieczne, inaczej nie sposób tego zdefiniować pozostając wewnątrz wszechświata - jednak to spore uproszczenie, które rzutuje na dalsze ustalenia. Dlatego musi być opisane w innym układzie odniesienia i powiązane z szerszym tłem. To krok niezbędny - żeby można było tutejszy kawałek rzeczywistości opisać i nadać mu znaczenie.

"Pole"? Po pierwsze - trzeba powiedzieć, że w pewnym sensie tradycyjne, tak sprawdzające się przez wieki rozumienie "eteru" - to doskonale się wpasowuje w pojęcie pola. Można nawet powiedzieć, że "pole" spełnia rolę rozwinięcia tego na dziś już historycznego terminu, który musiał zostać w obecnej chwili odrzucony. Ponieważ brak jednoznacznego składnika, do którego można by go w świecie odnieść.Po drugie - nie ma znaczenia, o jakim polu mowa, chodzi o abstrakcję jako taką. Czyli że jest podprogowy wobec wyróżnionego faktu stan, który wpływa na niego. Jak wpływa, co z tego wynika, to również nie ma aktualnie znaczenia, chodzi o generalia. Po trzecie - wszystkie tak różnie wypracowane pola są logicznie tym samym: dopełnieniem do zakresu obserwowanego (jakoś rejestrowanego). - Dla fizyka to stan konieczny dla wyjaśnienia postrzeganej zmiany, jednak poza badaną "cząstką".Po czwarte - wszelkie ustalenia dotyczące takich czy innych pól, te rozliczne wzory, które się sprawdzają, to również na tym etapie nie ma znaczenia; poprawnie opisują rzeczywistość - i dobrze. Chodzi o samo rozumienie treści pojęcia "pole". I to w fizycznym, i logicznym sensie.Po piąte - mimo wprowadzenia do fizyki rozlicznych pól, które mają odniesienie do poszczególnych obszarów, one logicznie są tym samym - tu w rozumieniu jako "tło". Czyli że to podział tymczasowy, że to pochodna możliwości ustalania i wyróżnienia w tle powiązań, że generalnie chodzi o jedno "pole" - tego podkreślać tu nie trzeba. Wszystkie zabiegi, które mają za cel ujednolicenie pól, ten fakt uwypuklają.

Dlaczego zaszła konieczność wprowadzenia pojęcia pola, a kiedyś na

52

Page 53: Kwantologia stosowana 12

tej samej zasadzie eteru? Żeby wytłumaczyć postrzegane. I nie jest to, wbrew pozorom, banalne opisanie stanu rzeczy.

Bo co widzi fizyk, kiedy zerka w dal czy w głąb? Wychodzi od stanu tu oraz teraz, czyli od wielkiego elementu świata (który jawi mu się jako jedność), a na kolejnym okrążeniu poznawczym, żeby to widziane w jego zmianie i zachowaniu wytłumaczyć, musi taki fakt-stan odnieść do tła - do zakresu poniżej. I zawsze tak. Niezbędnym w opisie dopełnieniem okazuje się tło, co by tym tłem nie było. Na początku znajduje się to blisko - czyli w elementach tworzących wspomniany kamień. A później ma przedłużenie w głębszym i dalszym, na przykład w atomach. Czy też i kolejnych poziomach składowych. Nie ma znaczenia stan skupienia tła, jego rozłożenie i z czego jest budowane - w tym ujęciu liczy się sam fakt, że tło musi się pojawić jako niezbędne. Żeby widziane w szczegółach można było wyjaśnić.

Można oczywiście tło w analizach pomijać i ograniczać się do stanu wyróżnionego, ale w pewnej chwili - żeby uzgodnić fakty z wiedzą o nich, z regułą opisującą ich istnienie w zmianie - wówczas pojawia się konieczność dodania kolejnego poziomu świata. Poziomu, w którym lokuje się uzasadnienie zarejestrowanego.I tym dopełnieniem jest tło, jednolite tło. Jednolite znów do pewnego momentu, aż okaże się złożeniem, które jest konieczne do wyjaśnienia postrzeganego. I biegnie to tak przez wieki i tysiąclecia.

Co więcej, co tu ma zasadnicze znaczenie - tło, czy wcześniej eter, to w tym spojrzeniu od wnętrza, w odniesieniu do elementu jakoś w otoczeniu wyróżnionego - to dopełniające tło jawi się jako zakres jednorodny, stabilny, nieskończony. Dlatego nieskończony, że logicznie nie ma granicy dla tła. Można w tło wprowadzać ograniczenia, wyróżniać zależności i zbiory, ustalać kategorie i kreślić strzałki powiązań (czy podobne kwantyfikatory) - jednak na poziomie logicznym i maksymalnym tło jest bezkresne.

Co więcej - w jednorodność tła nie sposób wprowadzić podziału przy oglądzie od środka. Dlaczego? Ponieważ analiza tła bierze do badania elementy o takiej samej budowie. A skoro to jednakie w sobie składowe, to nie ma jak, nie ma możliwości ich podziału oraz rozróżnienia - logicznie jest to niemożliwe. I widać po całości jedność i bezkres. Że to przy poszerzeniu możliwości i technicznej rozbudowy przyrządu okaże się złożeniem, to już nie ma znaczenia, chodzi o podkreślenie generalnego toku działania, gdzie tło musi się pokazać jako jedyne i jednorodne.

Tło, "eter", "pole" z samego faktu składania się z jednostek, już do niczego redukowalnych jednostek logicznych, to wnosi w pojmowanie i w analizę jedność i jednorodność - i to nieskończoną. Brak możliwości rozróżnienia wyklucza dalsze poznanie, na konkretnym

53

Page 54: Kwantologia stosowana 12

etapie - lub w ogóle.

Ograniczenia "fizyka", kim by taki obserwator nie był - w działaniu od wnętrza procesu są oczywiste ograniczenia, których nigdy ominąć nie można - nie ma metody. Spojrzenie prowadzone z wnętrza zmiany (zawierając się w niej), musi dojść do "ściany" w postaci jednostek najmniejszych z najmniejszych, jednak co na danym etapie jest jednostką elementarną, to wynika ze zdolności analizy złożoności świata.

A jeżeli fizyk czy inny osobnik próbuje zakres graniczy przebić, to się o "ścianę" elementów czy ścianę abstrakcji rozbije. W najlepszym przypadku postrzega mgłę, w której się szamoce bez szansy na wyjście z kręgu pojęć; w takim działaniu to konieczność.Przy tym oczywistym dopełnieniu, że logicznie i tak musi dojść kresu - gdzie by ten kres nie był. Podziału nieskończonego nie ma. Nawet jeżeli dla "fizyka" wydaje się od środka inaczej z powodu mnogości wydobywanych z tła "cząstek" - ten podział jest skończony.

I musi się ostatecznie oprzeć na wielkościach logicznych - więc na tle absolutnym. Jak najbardziej Fizycznym, jednak niedostępnym w badaniu - właśnie dlatego, że te wielkości należą do tła. Fizycznie nigdy jednostki dopracować się nie można, to zawsze i na zawsze domena obserwacji zewnętrznej - namysłu i analizy logicznej.

I teraz, w takim odniesieniu, istotne: tło, eter czy pole, takie na przestrzeni dziejów wypracowane abstrakcje - to konieczność procesu poznawczego. Ale każdorazowo musi tak logicznie pozyskane ze świata ustalenie zostać dopełnione o tłumaczenie fizyczne - musi zostać do otoczenia odniesione. Ponieważ bez tego wprowadza w błąd i utrudnia zrozumienie. - Albo je uniemożliwia (jeżeli renormalizacja nie zostanie przeprowadzona).

To właśnie dlatego "eter" został odrzucony w fizyce, ale i dlatego w poszerzonym ujęciu można go potraktować za tło - z dodatkiem, że inaczej to się objawia. Nie że to nośnik fal, ale że zakres brzegowy, w którym postrzegane fizycznie elementy się budują. Tło-brzeg to przedział skupiania się elementów w jednostkę - i jej następnie "wypychania-wciskanie" w zakres widoczny fizycznie. - Tło warunkuje fizykę, ale całość możliwych do poznania faktów lokuje się powyżej, w przedziale nadprogowym.

Ale z tego opisu, tak ogólnie poprowadzonego, również pojęcie pola się nie wyłamuje, doskonale sprawdza się jako zakres podprogowy, w którym następuje kondensacja elementów logicznych do jednostki i w konsekwencji ich przeniesienie w obszar postrzegany. Wraz z całą w tym obrazie zawartą podprogową złożonością.Bo że pole, że tło zawiera w sobie wiele kolejnych (i podprogowych) dla obserwatora etapów, że składa się z wielu zakresów pośrednich - to oczywistość.

54

Page 55: Kwantologia stosowana 12

Dlatego, w sensie ogólnym, tło (abstrakcja zdefiniowana i zapisana w taki sposób) - to prezentuje się maksymalnie generalnie. A przez to i funkcjonalnie. Bo nie ma znaczenia, że są w tak zdefiniowanej zmianie punkty oraz zakresy przejściowe - istotne jest to, że w tle dzieje się dużo i że ten zakres warunkuje widzialne. Nie ma znaczenia, że są liczne stany skupienia, że jest dociskanie i wciskanie elementów do siebie lub ich rozpadanie i oddalanie się, czy inne zależności (np. definiowane wzorami) - ważne jest, że tak to można opisać. I to aż w nieskończoność. Bo o tę nieskończoność i wieczność na końcu tu chodzi.

Tak, na końcu analizy pojęcia tła, czy fizycznego pola, na końcu w działaniu logicznym musi się pojawić jedność - jedność tworząca i jedność maksymalna. Jedność w postaci "cegiełki" budującej cały zakres w formule tła - ale i jedność w formule nadrzędnej: że "w górę" niczego bardziej już rozbudowanego nie ma. Maksymalnym tłem dla rozumu (dla pojmowania) jest nieskończoność i wieczność. Z zawartymi w Kosmosie, na zasadzie koniecznej (jako do niczego już redukowalnymi) składnikami w postaci "czegoś", "pustki" - i zmiany.

Kiedy więc fizyk, a szczególnie kosmolog, w oparciu o badanie tego dostępnego kręgu świata - kiedy ktoś taki ustala, że jest jeden i nieskończony "obiekt" - że skoro logika podpowiada, że jest "fakt", który w analizie nigdy się nie kończy - to w efekcie tego, że taki ktoś się w tym ustaleniu zawiera - ten obserwator musi przenieść na ten postrzegany obiekt logiczny i maksymalnie skrajny wniosek: widać wszystko.I tym samym musi nadać mu postać bezkresną i wieczną.

Logika w jego zakres postrzegania wprowadza bezkres - on ma jeden i jedyny obiekt badawczy do dyspozycji, dlatego musi na niego nanieść, przypisać mu takie logicznie ustalone cechy.

I popełnia w tym działaniu oczywisty błąd, który przecież dla niego błędem nie jest - bowiem niczego innego się nie dopracuje. To jedynie dostępny dla niego tok działania - jednak błędny. Za ten błąd nie można go obciążać, przecież niczego innego wypracować nie może. Widzi wszystko. Dociera do tła oraz brzegu - dla niego to rzeczywiście jest jedno i jedyne - a jak takie, to nieskończone i wieczne.

Skutek?Nałożenie się różnych etapów formowania-budowania się tła ("pola") w jedność - obraz składający się z mnogości etapów staje się jednym i całościowym. A przez to bardzo nieostrym i zamazanym. W zmianie, w której jest mnogość składowych, gdzie są liczne progi i gdzie istotną rolę pełni znak pustki (przerwy w procesie) - w tak zsumowanym ujęciu to wszystko staje się nieistotne i znika. I buduje obraz bez końca, początku - oraz bez sensu. Bo jak załapać w tym sens, kiedy to jednolite tło i jedność? Żadnym

55

Page 56: Kwantologia stosowana 12

sposobem nie można.

Kiedy brak podziału na Kosmos i wszechświat, kiedy w analizie nie ma ani pośrednich stanów skupienia, ani zewnętrznych wobec obiektu - to całość musi się złożyć w jednolite tło, które tak skutecznie podpowiadają wzory, jednak które dopiero uproszczone i z usuniętymi znakami nieskończoności może robić za pomocny konkret. To dopiero usuwająca bezkres renormalizacja sprawdza się w zakresie wewnętrznym wszechświata.A wynika to z takiego faktu, że w pojęcie "pole" i tło wprowadzone zostały nadmiarowe dla fizyka (w stosunku do jego potrzeb) składowe - zostały wpisane w zakres skończony elementy spoza. One są niezbędne na wyższym wobec "wszechświata" poziomie analizy - jednak nie wewnątrz. Bo kiedy kosmolog (czy fizyk) upiera się przy ich pozostawieniu, to buduje się ściana i pokonać jej nie można. A ta "ściana" to właśnie nieskończoność.

Z tym, że i opis "dalszego" wobec wszechświat zakresu, żeby nie wpaśćw kłopoty - opis maksymalnego już tła musi również (i szczególnie) zawierać w sobie element przerwy - pustki. To w tym obszarze warunek fundamentalny: nie ma Fizycznie bezkresnej ciągłości. Jest zawsze i na każdym poziomie skwantowana zmiana.Jak "w dół" nie ma nieskończonego ciągu drobienia i jest logicznie najmniejsze z najmniejszych - także "w górę" nie ma nieskończonego ciągu zdarzeń (wielkości możliwego połączenia jednostek w fakt). I tym maksymalnym "zbryleniem" w ramach Kosmosu jest "wszechświat".

Czyli w zakresie maksymalnym (powyżej wszechświata) nieskończone z definicji "pole jednostek logicznych", musi zawierać w sobie stany przerwy - musi zawierać wszelakie "znaki interpunkcji", jakie tylko można w zmianę wprowadzić.Przecież w tak pojmowanym polu będą najróżniejsze zagęszczenia, ta logiczna ciągłość będzie (jest) Fizycznie kawałkowana. Dlatego, żeby ją zrozumieć, trzeba tę interpunkcję wprowadzić i nią operować. Bez tego zrozumienie zjawisk nie jest możliwe.

Czyli, mówiąc inaczej, w opis "maksymalnego pola" (jakby tego teraz nie definiować) - w ten przedział, którego niezbędnymi elementami są logicznie nieskończoność-i-wieczność - w ten zakres wprowadzona musi zostać renormalizacja - i to w sposób szczególny. Nie na zasadzie, że coś się z opisu redukuje lub wyrzuca - tylko że trzeba właśnie dodać. Dodać zakres przerwy.

Logiczna interpretacja rzeczywistości, odmiennie niż ma to miejsce w przypadku fizyka, który nadmiar oddziela od badanego - tu ujęcie wypracowane przez fizykę, czyli abstrakcja pola-tła, to musi zostać podzielone na kawałki - na różne stany pośrednie. Bez takiego zabiegu nie ma żadnej szansy wyodrębnienia wszechświata z bezkresnej całości. Gdy się tego nie przeprowadzi, to nieskończone kłopoty interpretacyjne są pewne.

56

Page 57: Kwantologia stosowana 12

Dlatego - ujmując to generalnie - w jedność oraz jedyność Kosmosu, stanu logicznie maksymalnego i niezbędnego, należy wprowadzić (i to na zasadzie absolutnie koniecznej) niebywale proste oraz oczywiste ustalenie: że są rejony mniej lub bardziej zapchane elementami. I że jest lokalna ilość (gęstość) jednostek czegoś.Że są w tym przebiegu (o wiecznej i nieskończonej postaci) przerwy, które oznaczają, że można w kosmicznym tle wyodrębnić wszechświat i jego chwilowy brzeg - że jest również wieczna zmiana, która posiada maksymalnie prosty rytm (regułę) - że ta reguła jest niezmienna na każdym poziomie - że wszelkie tutaj, wewnętrznie rejestrowane jest tej reguły pochodną - i że to jest zawsze i wszędzie policzalne. Różnica jest tylko (i wyłącznie) w ilości zagęszczonych jednostek - reszta zgadza się aż do szczegółów.

Że z takiego zdefiniowania zmiany wyłania się obraz wielu podobnych do tego światów - że to ciąg nieskończony w sobie, a tylko lokalnie w wiecznym kołowaniu środkowy i przez to szczególny dla obserwatora - że to zmusza do umniejszenia zakresu wszechświata do punktu, tak praktycznie do punktu, a na pewno jednego z wielu zdarzeń (w ramach nieskończoności-wieczności wielu podobnych) - że to łączy w sobie wszelkie podejścia do rzeczywistości, które zostały wypracowane w trudzie, czasami w dramatycznym zrywie - że to jednoczy wszystkie, tak pozornie konkurencyjne ujęcia - że to kończy budowanie obrazu tego Wszystkiego? ...

Prawda.

57

Page 58: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.8 - Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.

Zaproponowany w tytule temat, to - nie waham się tego tak określić - najważniejsze pojęcie, które jest pochodną oraz skutkiem analizy rzeczywistości, tego wszystkiego wokół; nie ma istotniejszego tematu ani zobrazowania. To ostatni punkt poznawania, to skrajny, maksymalny poziom opisu tego i każdego świata, zawsze i wszędzie; to ostatnie, najpełniejsze ujęcie zmiany jako takiej, którą umysł i obserwator świadomy jej zachodzenia może wypracować. Niczego więcej nie ma.

1.Płaszczak.W prezentacji, która ma uzasadnić wprowadzenie takiego pojęcia oraz pokazać, czym czasoprzestrzeń abstrakcyjna jest i jak funkcjonuje, trzeba wyjść od powszechnie znanego ujęcia rzutu na płaszczyznę - rzutu sfery w/na świat płaszczaka. Ten wypreparowany ze zmiennego otoczenia i maksymalnie prosty schemat zjawisk musi się znaleźć w obrazie jako pierwszy. Dlaczego płaszczak i rzut na/ w płaszczyznę? Ponieważ takie ujęcie niesie ze sobą liczne, jednak nieobecne w mało dokładnym spojrzeniu składowe rozumowania o rzeczywistości, a o nie tu przede wszystkim chodzi.

Czym jest rzut sfery, dowolnego stanu na dwuwymiarową płaszczyznę, w świat płaszczaka?Pierwsza i narzucająca się odpowiedź, którą udzieli uczeń szkoły po wstępnym kontakcie z geometrią jest taka, że okrąg. Powie w pełnym przekonaniu, że na płaszczyźnie "zrzutowana" sfera zaprezentuje się jako okrąg. I będzie to powtarzał od tej pory zawsze. - I będzie to odpowiedź w takim zakresie poprawna - jednak zarazem fundamentalnie błędna. Będzie poprawna w przestrzeni ustalonej zasadami geometrii - ale w szerszym ujęciu głęboko zafałszowana.

W tym momencie nie można pominąć samej geometrii, a raczej sposobu postrzegania i upraszczania zmiany zachodzącej w świecie. Dlaczego obraz geometryczny, a w kolejności matematyczny, jest poprawny? Co sprawia, że doskonale sprawdza się w zastosowaniach, ale dlaczego w poszerzonym ujęciu jest błędny? Odpowiedź jest oczywista: nie ma w nim zmiany. Nie ma zmiany jako takiej.Nie, nie chodzi naturalnie o to, że wzór czy szkic nie opisuje, nie zawiera w opisie zmiany, bo zawiera, "całkuje" i symbolizuje, jest w każdym elemencie odniesieniem do zmiany i jej skutków. Tu mowa o innym znaczeniu zmiany - że w tak ustalonym schemacie, że we wzorze matematycznym, bryle symbolizującej coś rzeczywistego - w układzie współrzędnych, na skutek scalania, kompresowania danych - że z tego ujęcia usuwany jest "czas" (zmiana). Że w efekcie symbol zmiany sam w sobie tej zmiany nie ma - upraszcza się do "kośćca" i sztywnej w

58

Page 59: Kwantologia stosowana 12

odbiorze abstrakcji. Zamiast rozbudowanego ujęcia "uczeń" w świecie widzi okręgi - zamiast powiedzieć, że rzut sfery na płaszczyznę to pełne koło i stan chwilowy sfery, mówi o okręgu. Poprawnie, ujęcie w obszarze geometrycznym zasadne - ale błędne w realnym świecie; w zakresie szkolnej geometrii podejście się sprawdza - fizycznie jest konieczne tłumaczenie tego na fakty. Kiedy wyprowadzone z otoczenia ujęcie nie zawiera "czasu", kiedy z tego świata wyprowadzona abstrakcja i uproszczenie jest świadomie lub nie renormalizowane z istotnego składnika - to nie tylko tworzy niepełny obraz, ale także go zafałszowuje. - A po dalsze odrywa się od niego i usamodzielnia w myśleniu. I przesłania, dosłownie takie pojęcie przesłania rzeczywistość. I jest błąd.

Zgoda, każde zmatematyzowane ujęcie zmiany taką zmianę w sobie też zawiera jako fakt integralny. - W układzie współrzędnych, który nie ma pozornie takiego parametru w sobie, "czas", zmiana jest obecna na każdym kroku - jest w całości układu, w każdym elemencie, który oznacza taki abstrakt, a także oddaje zawsze zmianę w opisywanym i tak analizowanym konkrecie. Zmiana dlatego może z opisu zostać bez konsekwencji usunięta (zrenormalizowana) - ponieważ i tak wynik tu prowadzonych operacji zmianę oddaje, nie może inaczej. Ten czynnik jest zawsze obecny w działaniu, więc i efekt działania musi go też zawierać. I jeżeli nawet stosujący taką abstrakcję byt nie ma tego w polu widzenia na żadnym kroku (a zazwyczaj nie ma), to i tak się poprawnego rezultatu dopracuje - ponieważ podprogowo, podświadomie w jego dowodzie ten element jest zamieszczony. A przecież o ten na końcu poprawny wynik chodzi.Ale o ile doskonale sprawdza się to w zakresie wewnętrznym, w ramach wszechświata (do brzegu) - to zawodzi, i to w sposób dramatyczny, w chwili, kiedy w przedział badania należy wprowadzić "dalsze". Tutaj wcześniej wyrzucone wraca nieskończonością i wszelkie ustalenia tym samym wyklucza; w wiecznym a nieskończonym tle żadnego już dalszego ustalić nie można.

2.Rzut na/w płaszczyznę.Co postrzega realnie płaszczak, kiedy w jego świat rzutowana jest z zakresu dla niego absolutnie niedostępnego na przykład sfera? - Tu odpowiedź, już poszerzona o zmianę, musi być taka, że pełne koło. Nie okrąg, a więc "szkic" maksymalnie wypreparowany ze świata - ale stan "plasterka" sfery. Czyli dwuwymiarowe koło. Na dwuwymiarowej płaszczyźnie, w dwuwymiarowym świecie płaszczaka, pokaże się także dwuwymiarowe koło. W idealnym ujęciu symetrycznie rozłożone - jednak, czego chyba nie trzeba podkreślać, w realnym dla niego zdarzeniu na pewno jakoś zdeformowane. Przecież są liczne i na ten jego zakres rzutowane "bryły", więc oddziałują ze sobą. A to w konsekwencji musi się zobrazować odkształceniem idealnego schematu i rozłożenia procesu, musi przybrać formę konkretnego ciała.

Co jest istotnego w takim "filmie", który jest rzutowaniem sfery w świat "płaszczaka"? Ważne jest to, że taki obserwator, i to żadnym sposobem, nie może w

59

Page 60: Kwantologia stosowana 12

swój zakres postrzegania wprowadzić odcinków poza - powyżej czy też poniżej płaszczyzny, to niemożliwe. - Podkreślam to, ponieważ takie instruktażowe filmiki, które przybliżają rzut sfery na płaszczyznę, pokazują coś nad głowa takiego bytu, coś tam się nad nim wyłania i następnie spuszcza "cień" na/w świat płaszczaka w postaci okręgu. O który tenże się nieszczęśnik potyka i obija, kiedy usilnie stara się zrozumieć, czym to jest i dlaczego się pokazało.Nie - nie ma żadnego "powyżej" czy "poniżej", jest tylko i wyłącznie w jego świecie ten rzut w kołowym ujęciu. On się zaczyna od punktu biegunowego sfery - kolejno się powiększa lub pomniejsza, zależnie od momentu rzutu - ale dla płaszczaka, podkreślam, zawsze w zakres jego obserwacji i jego świata wpisuje się, jako fakt namacalny oraz obecny na każdy dla niego dostępny sposób, koło, pełne koło. Czyli stan chwilowy tego "filmu", "kadr" tego filmu w postaci sfery.

A co więcej, co jest zasadniczym teraz ustaleniem w takim rzucie - że ten "kadr" ze sfery jest jego światem, że go tworzy, współtworzy. To nie znajduje się obok niego, to nie ciekawostka wyłaniająca się z zakresu niedocieczonego, to nie cień czegoś tam - ale to fakt ten płaszczakowy świat tworzący, to element-składnik płaszczyzny, która jest światem tego bytu. Koło nie jest tylko rzutem, to fizyczny w jego doznaniach, więc jak najbardziej realny fakt. Idealnie kolisty, a realnie pokiereszowany, ponieważ takich rzutów na/w ten zakres mnogość i jeszcze więcej. Cały świat "płaszczaka" to złożenie takich rzutów - to "łatka" na łatce, która buduje stan płaszczyzny. Każdy kolejny rzut odkształca, ale i tworzy wygląd płaszczyzny oraz jest wszystkim, co taki obserwator rejestruje. To jego świat - to jego obserwacja - to jego istnienie. Niczego dla niego więcej nie ma i być nie może.

3.Rzut na płaszczyznę wielowymiarową.Rozwinięciem, kolejnym stopniem komplikacji świata płaszczaka jest rzut sfery na/w płaszczyznę wielowymiarową. - Przy czym, jako etap pierwszy tego ujęcia, musi się pojawić rzut na/w trzy podstawowe i już tutejsze wymiary. Plus "czas".Czym się różni takie rzutowanie od poprzedniego? Korekty się małe, by nie powiedzieć, że kosmetyczne - choć wnioski, które z tego się dla naszego postrzegania wyłaniają, one są już zasadnicze. To rzeczywiście chodzi już o nasz świat i nasze postrzeganie, rzut na płaszczyznę trzech wymiarów w czasie - to wszystko tutejsze. I dlatego tak ważne.

Co widzi taki obserwator? Ponownie trzeba niezwykle mocno podkreślić fakt, że dla takiego bytu nie ma zakresu powyżej czy poniżej - ma w swojej strefie poznania wyłącznie stan chwili. Żadne spojrzenie w górę czy w dół, nie ma tego - to rzut w postaci "pastylki" sfery, identycznie jak w świecie płaszczaka. Różnicą jest tylko kolejny, trzeci wymiar. Po prostu wzmiankowana "pastylka" czy "kadr" filmu uzyskuje dodatkowy element opisu. Jednak efekty, które rejestruje obserwator, są dokładnie takie same: ten rzut współtworzy

60

Page 61: Kwantologia stosowana 12

świat osobnika i jego konstrukcję.

Rzutowanie przebiega tak, że w/na płaszczyźnie buduje się chwila w postaci koła, idealnie pełnego koła, a realnie zdeformowanego koła w interakcji z innymi rzutami - a "płaszczak" doznaje tego stanu w pełni i jako jedyny. Doznaje, podkreślam, nie mierzy. Stanu chwili nie ma w pomiarze, jest wyłącznie doznanie. Ono tworzy w tej chwili obserwatora - jest nim po prostu.I dlatego na tym poziomie analizy tak opisywane światy niczym się nie różnią, zasadniczo chodzi o to samo.

Ale jest czwarty teraz wymiar - i on głęboko modyfikuje świat tego obserwatora i jego samego.Co bowiem postrzeże byt zanurzony w płaszczyznę trzech wymiarów, gdy w ten zakres będzie rzutowana sfera? - W poprzedni opis, że punkt i dalej kolejne "pastylki", "kadry" chwili - w taki opis wprowadzić należy budowanie się "w pionie-poziomie" konkretu. Nie ma znaczenia jakiego konkretu, to może być góra, atom, obserwator, wszechświat - ale to będzie składanie się, nakładanie na siebie kolejnych tego konkretu warstw. Jeżeli spojrzeć na poziomice opisujące górę w jej pionowo-poziomym rozciągnięciu, jeżeli spojrzeć na wyż-niż w jego pionowo-poziomym rozciągnięciu - jeżeli spojrzeć na dowolnie już w rzeczywistości obecny fakt, to jest to, po pierwsze, złożenie, a po drugie uwarstwienie. I te wyróżnialne w konkrecie warstwy są niczym innym jak namacalnym w świecie tego skomplikowanego płaszczaka i w obserwacji zanotowanym "rzutem" - oddaniem przejścia sfery zakresu większego przez płaszczyznę. To krok po kroku zanotowany fizycznie tok zmiany - tu widać kolejne "kręgi" przemieszczającego się przez rzeczywistość sferycznego bytu.

Przemieszczającego się - ale, co najważniejsze, zarazem budującego tę rzeczywistość. Przecież dla "płaszczaka" nic więcej poza takimi licznymi rzutami-przenikaniami nie ma, to jego świat, to jego cała rzeczywistość. Te nakładające się po wielekroć różne rzuty, kręgi i "kadry" filmu zdefiniowane w trzech wymiarach, to jest wszystko, co rejestruje, doznaje, czym jest obserwator. - Fizycznie, jako skutek rozciągnięcia w czasie i przestrzeni, są to na różne sposoby dalekie od idealności "cienie", jednak logicznie to zawsze sfera i jej pełne rzutowanie w kolejnych stanach chwilowych. I tylko tych stanów, bo niczego poza chwilą nie ma. Że proces takiego rzutowania przebiega po niebywałych zakresach - ma to ten skutek, że obserwator doznaje nie tylko jednostkowego stanu chwilowego, logicznie pojętego stanu "teraz" rzeczywistości, ale w jego zakres obserwacji wchodzą także stany chwilowe w złożonej postaci. Ponieważ byt obserwujący zawsze jest złożeniem, więc powolnym wobec "chwili", to rejestruje również złożenia - i nawet stabilność. Widzi w głębokim rozumieniu zmianę w maksymalnym pędzie, ale w jego obserwacji, na skutek rozciągniętej daleko i przez to nieostrej, rozmytej w odbiorze zmiany, pojawia się stabilizacja. I ustala górę lub dolinę, wyż lub niż. - I nadaje tak w świecie ustalonemu cechę niezmienności. A nawet wieczności już w skrajnym, wszechświatowym definiowaniu.

Jeszcze raz trzeba podkreślić, że w tym "rzucie" nie ma zakresu do

61

Page 62: Kwantologia stosowana 12

niego "nad" czy "pod" - jest wyłącznie chwila. Że to sumuje się na skutek "bezwładności" przenikania, że buduje się w konkret, to jest skutek skali zmiany, ona się dzieje daleko i szeroko, i kolejnymi rzutowaniami na/w płaszczyznę, ale to zawsze stan chwili.

Z takim teraz niezbędnym dodatkiem, że stan chwili, wspomniany kadr filmu, to jest podporządkowane "fabule", tu nie ma dowolności stanu każdego kadru. Każdy tak opisywany "kadr" to nie losowość zmieszana z chaosem, ale zależność od poprzedniego. To wcześniejsze warunkuje aktualne - a teraźniejsze ma przedłużenie w dalszym. Zawsze jest ciąg pokoleń, który warunkowany jest "genetyką" - czyli regułą zachodzącej zmiany.

W świecie tak rozumianego płaszczaka na żadnym poziomie nie ma, dla niego nie może być dostępne to, co jest powyżej czy poniżej - jego obserwacja, na jego poziomie istnienia, tych odcinków świata żadnymzmysłem nie wykryje, to inny obszar, podprogowy, ciemny, skryty. I to na zawsze.

Ale to zarazem nie oznacza, że nie do poznania. Nie jest odbierany osobiście i nigdy nie będzie, ale przecież w jakiejś formie mniej lub bardziej rozbudowanej, on już w tej szeroko pojętej rzeczywistości się zawiera - tymi podprogowymi wobec obserwatora stanami. Takie w całości obecne lokalne rzutowania już-jeszcze są, ją współtworzą w każdym kierunku - wiec przy wspomożeniu mogą być zaobserwowane; co dla mnie nie jest dostępne, to jest obecne już w doznaniu inaczej w sobie zabudowanego bytu. I on mi może o tym dalekim fakcie szepnąć coś być może istotnego.

Dlaczego te inne zakresy już-jeszcze są? - Ponieważ albo się budują z jednostek, albo się rozpadają do jednostek. A skoro zawsze to jest proces zsumowany i daleko się rozciągający, to jego "ślad", to jego "zapach" może wywęszyć inny obserwator (którego zmysły mogą takie ułożenie elementów wychwycić) - albo techniczna konstrukcja. Na skutek "bezwładności" procesu - na skutek jego skomplikowania i zawierania się jednocześnie na wielu lub bardzo wielu poziomach - na skutek wewnętrznej zabudowy takiego faktu, którą tworzą elementy z różnych etapów ogólnej zmiany i o różnym zagęszczaniu - skutkiem tego zachodzi obserwacja czegoś więcej niż tylko chwili.Konkret to zawsze stan chwili, jednak widać zbiór takich chwil; ten "film" jest zawsze tylko "kadrem", ale rzeczywiście dla obserwatora układa się w film - bo rejestruje się jednocześnie wiele "kadrów"; jest zmiana, jest tylko mgnienie, ale widać stałość. I treść. O ile obserwator tę treść potrafi zdekodować.

4.Obserwator.To istotny, w tym zestawie środkowy i istotny element. Właśnie jako środkowy w tym rozumieniu, że przynależy do środkowego etapu zmian - ale i dlatego, że poznaje otoczenie od środka.

62

Page 63: Kwantologia stosowana 12

Nie czas i miejsce na szczegółową analizę "obserwatora", nie chodzi o wyliczenie oznaczających go cech, ale jedna musi być w tym punkcie wyróżniona: zdolność do "notowania" zaistniałych stanów zmiany jako abstrakcje - jako symboliczne (choć oczywiście na realnym nośniku) odwzorowanie etapów tej zmiany.Nie ma też tutaj znaczenia, jak to przebiega - ponieważ i tak musi być zgodne z całością świata, inaczej nie zaistnieje. Chodzi o sam fakt zapamiętywania, gromadzenia, kumulowania oraz archiwizowania w sobie zmiany i jej etapów, gromadzenia symbolicznego. Że to także zachodzi na poziomie na przykład kodu genetycznego, prawda, ale to nie jest już istotne. Ważna jest zdolność, możliwość doznawania tu i teraz, "smakowania" chwili teraźniejszej - oraz jej odwzorowanie na fizycznym nośniku w "archiwum".

Co to zmienia w postrzeganiu? Można powiedzieć, że wszystko. I nie jest to przesadą.Czym bowiem jest dowolny byt obserwujący? Doznającym, to tylko i aż doznający zmiany fakt. W chwili "teraz" jest wyłącznie doznanie - i nic więcej. Zmysłowo i fizycznie jest aktualność i nic poza nią. Fizycznie jest tylko chwila w trakcie jej zachodzenia.

A co się zmieni, kiedy do chwilowego doznania obserwatora dodać w jego działaniu notowanie, rejestrowanie i gromadzenie danych o tym, co się zdarzyło?

Przede wszystkim z poziomu doznania przechodzi się w zakres pomiaru - do rejestracji. Że początkowo biernej, więc tylko w formule "odbicia", odciśnięcia się środowiska w bycie? - A co to ma za znaczenie, liczy się ten już zapisany w zbiorze fakt. Liczy się zaistnienie odbicia-odcisku i na nim dalsze możliwe działanie. Najważniejszy jest teraz ten zawarty w realności osobniczego czy zbiorowego umysłu (i świata tym samym) element w archiwum. Dlaczego to ważne i istotne? Ponieważ w kolejnym kroku, czyli na/w kolejnej chwili - taki, już w obserwatorze zawarty "odcisk" zmiany, jest elementem do porównań, po prostu może posłużyć do pomiaru. To punkt odniesienia.I jeżeli wyłaniająca się ze świata nowość zgadza się z wcześniejszym poznanym, to jest już wiedza, że to to samo. A jak jest to inne, to nowość może zostać porównana do stanu poprzedniego. I albo poszerzy poprzedni zbiór w jego zasobach o kolejny fakt, albo zacznie budować nową linię, która powtórzy się w następnych pomiarach (lub nie).

Czyli, kiedy obserwator dysponuje w swoim zasobie i zawsze obecnym w działaniu "odciskiem" świata, kiedyś zaistniałym "kadrem" filmu - to może sobie te "fotki" odtwarzać do woli, a dalej na ich podstawie budować co mu myśl przyniesie. Albo porównywać na bieżąco z wokół zachodzącymi zdarzeniami i reagować odpowiednio szybko. Że to się sprawdza, to chyba nie wymaga już podkreślania. Takie archiwum danych o otoczeniu może przybierać różną postać, na

63

Page 64: Kwantologia stosowana 12

wstępnym etapie "notatek" w osobniku, a na dalszym oblec się murami biblioteki czy murami wirtualnymi - nie ma znaczenia. Liczy się w tym sama możliwość zebrania danych o zmianie, o jej stanach - o jej "słupkach" milowych, które tę drogę znaczą. Wcześniejsze warunkuje zachodzące, a obecne wpływa na to, co się zdarzy. Dlatego, kiedy w moim zasobie jest wiedza, co i jak się zadziało, niedawno lub tam i kiedyś - to na tej podstawie, porównując, mogę powiedzieć, że ten a ten fakt jest podobny, a może nawet powiązany z tym a tym, i na tej podstawie mogę szukać dalszych zależności dla tej wyróżnionej z tła zmiany. I jeżeli takie zależności znajduję, to ma to swoją dla mnie wartość - ponieważ pozwala to zrobić kolejny krok w tym chwilowym i tylko chwilowym świecie. A może nawet dalsze i liczne kroki...

5.Złożenie. Czasoprzestrzeń.Co będzie ostatnim, brzegowym, maksymalnym ustaleniem obserwatora w zmiennym świecie?Pojęcie, abstrakcja w formule "czasoprzestrzeń". - To końcowy etap działania fizyka-obserwatora zawartego w zmianie. Na bazie zmysłów, dowolnie już pojętych zmysłów (to może być również poszerzający zakres poznawczy przyrząd) - na bazie dostępnego teraz i tu fizycznego stanu (znów nie definiując, co to jest) - na końcu tego znajduje się złożenie rejestrowanych "w płaszczyźnie" faktów w "obraz" czy to góry, czy niżu lub wyżu; znajduje się proces, który jest dostępny dla obserwatora jako doznanie chwili (ale który także ma postać "obrazu" w czasie-i-przestrzeni).

Taki obserwator postrzega zmianę w jej etapach, widzi złożenie tej zachodzącej zmiany w jednostkę - i na podstawie zebranego materiału ustala, że jest zmiana, że jest "czas", który dodawany kolejnymi w tym obrazie "warstwami" i "kadrami", buduje to, co ma dla osobnika i obserwatora postać konkretu, fizyczny kształt i swoje zasoby; co ma "charakter", istnieje w takich a takich granicach - i że się zawsze przekształca.

Na końcu zbierania danych o otoczeniu obserwator musi to ująć taką formułą, że to czaso-przestrzeń. Czyli jedność zachodzącej zmiany i podstawowych dla niego wymiarów.Dla takiego zawartego w zmianie obserwatora, dla którego zawsze w "teraz" jest dostępna tylko "pastylka" i "kadr" filmu, dla niego nie ma rozdziału na składowe, ponieważ zmiana oznacza budowanie się jego i świata, w którym istnieje - to czasoprzestrzeń jest tym, co jest wszystkim dowolnie postrzeganym.

Oczywiście obserwacja czasoprzestrzeni może dla niego przebiegać z różnego poziomu i dotyczyć różnych elementów, małych i mniejszych - podobnych do niego - albo dużych i większych, aż po te największe, z wszechświatem jako całość na końcu. Ale to zawsze jest zmiana w toku zachodzenia, dostępna tylko jako doznanie, a wiedza, że jest ta zmiana i jak przebiega, to jest możliwe dlatego, że obserwator poznaje, porównuje fakty w odniesieniu do już zgromadzonego zasobu

64

Page 65: Kwantologia stosowana 12

danych.Fakt "archiwum" jest tu elementem fundamentalnym w poznawaniu - ten zbiór danych to obserwator jako taki.

Dość ważny w tym rejestrowaniu czasoprzestrzeni jest poziom faktu, na/w którym lokuje się wyróżniony stan energetycznego "zbrylenia". Kiedy dotyczy to małego i bardzo małego elementu, postrzeganie ma charakter pełnego, obejmuje całość zjawisk, które oznaczają badany konkret. Ale jeżeli jest to skrajny tempem zmian wewnętrznych byt, na przykład elektron, to jego budowanie się z tła oraz wewnętrzne przekształcenia, na skutek progu poznawania i na skutek różnicy w tempie reakcji - to jawi się jako "zatrzaśnięte" w sobie, stabilne i trwałe. I uzyskuje twardą dla obserwatora powłokę, której żadnym badaniem nie przebije. Coś maksymalnie szybkiego w swoich zmianach ma dla obserwatora postać twardego i elementarnego. Że inaczej to się układa w czasie-i-przestrzeni, że każdorazowo się buduje z tła - o tym wnoszą kolejno poznawane, wyróżniane w świecie poziomy tej zmiany. Aż do poziomu granicznego, który fizykę i jej elementarny w poznaniu poziom oznacza. Że logicznie jest to i tak odległe do stanu jednostki i "cegiełki" - to już wiedza spoza fizyki.

W przypadku zjawisk, które zachodzą "obok", równolegle, które są w poziomie istnienia obserwatora zawarte - ten zakres byt poznaje w postaci "filmu" - i nie jest nadmiernie literackie odniesienie; to opis tempa zmiany, którą rejestruje byt. Przecież ta na głębokim i zasadniczym poziomie składająca się z chwil (i tylko chwil) zmiana - to ma postać (po zsumowaniu w wielkie elementy) właśnie filmu - ma postać ciągłą, nawet z fabularną treścią. - Tu, warto to podnieść, jedność czasu-przestrzeni ma pełne dla obserwatora zrealizowanie, to jest w końcu wszystko, co doznaje-poznaje. Doznaje chwili, jednak w zasobie danych i wobec tego zasobu, może poznać zawartość, która się dla niego "wyświetla" na ścianie jaskini. Że ta jaskinia jest całym światem? Prawda.

Ale najciekawsze z wielu powodów dla takiego jaskiniowca jest coś, co postrzega jako fakt duży, wielki, największy - czyli to wszystko, co przekracza jego rozmiar i okres istnienia. Aż po "wszechświat", to, co za taki fakt uznaje.

Co widzi osobnik, kiedy wykreśla w zmianie elementy wielkie? Tak po prawdzie niewiele, a na początku to zupełnie nic. Ponieważ wielkie i rozległe w czasoprzestrzeni obiekty, one są tak odległe od poziomu jego obserwacji i pomiarów, że - po prostu - nie wchodzą w zakres tego pomiaru. I podobnie jak te najmniejsze fakty, przez niemożność badania brzegowego i skończonego - te wielkie także stają się stabilne, trwałe, nieskończone oraz wieczne w ujęciu już maksymalnym. Jeżeli nie widać początku i końca zmiany, to taki fakt musi przybrać dla bytu postrzegającego cechy trwałe i niezmienne. I dla obserwatora tak to się musi prezentować.Jeżeli w tym ustalaniu nie zostanie osiągnięty poziom, który może wnieść dalsze i szersze spojrzenie - jeżeli byt nie wydźwignie się

65

Page 66: Kwantologia stosowana 12

z d-n-a swojej "jaskini" - cóż, wiadomo, nie będzie to miało żadnego dalszego znaczenia...

Ale nie te literacko zabarwione odniesienia są tu najważniejsze, to ornamentyka ubarwiająca ustalenia. Chodzi o coś znacznie bardziej istotnego: o fakt kawałkowania poznania.

Czyli o to, że rejestrujący wielkie fakty byt, skutkiem skończonego istnienia - ale również i skomplikowania poznawanego - nie może ani w doznanie, ani w poznanie wprowadzić całości. Fizyk badający swoje otoczenie, mimo wypracowania pojęć przestrzeni i czasu (a następnie czasoprzestrzeni), nie może - nie ma podstaw w swoje ustalenie (na żadnym kroku) wprowadzić wniosku, że ten nawet w sobie wielki element (i dla fizyka jednostka skończona, całość), że to jedność powiązana z kiedyś-tam zaistniałym. Lub że się odnosi do kiedyś-tam dopiero w przyszłości możliwego. To w fizycznym pojmowaniu świata jest wykluczone - ponieważ między stanem aktualnie postrzeganym, nawet tak wielkim, jak wszechświat - a tym wielkim faktem-stanem, który był lub będzie (i będzie stanem nadrzędnym do obserwowanego) - tego nie ma dla fizyka łącznie.To rejestrowane "tu i teraz" jest wszystkim i jedynym.

A przecież, nawet nie trzeba tego głębiej uzasadniać, może rzutowana w/na płaszczyznę sfera posiadać ogromne rozmiary, może jej początek znajdować się na przykład w postrzeganiu dinozaurów - a jej koniec zrealizuje się za iks pokoleń (o ile te pokolenia będą). Obecnie, w doznaniu i pomiarze obserwatora, z tego zbioru, z takiej sfery widać jedynie element - a i to niekoniecznie pełny element. To wszak może być element elementu. Kiedy analizuje się rzeczywiście wielkie zakresy "odciśnięte" jakoś w świecie, tu kolejne "warstwy-kadry" są tak odległe od siebie, że ten "wyż-niż" ma mnogość etapów pośrednich (które również są wyżami i niżami).

Widać wszystko, a to w poszerzonym spojrzeniu fragment całości. Albo fragment fragmentu.

6."Sala kinowa". Ujęcie wspomagające zrozumienie.Ostatnim dokonaniem możliwym dla fizyka - "obserwatora zmysłowego" - jest ustalenie zależności czasu-i-przestrzeni, i dalej się tą drogą nie pójdzie.

Ale już wiadomo, że skonfrontowany z płaszczyzną "płaszczak" ma w swoim doznaniu elementy, które przynależą do różnych zakresów, są małe i duże, i wielkie - że razem współtworzą to, co on postrzega jako pstrokaciznę izobarów lub poziomic. Już wie, że góra wypiętrza się w rzeczywistość, ponieważ tak odciska się w niej sfera, którą tu "wciska" zewnętrzne ciśnienie elementów tła. Już wie, że widziany na mapie pogody wyż albo niż - to rozłożone w poziomie i pionie (oraz w czasie) - przechodzenie poprzez płaszczyznę

66

Page 67: Kwantologia stosowana 12

sfery z jej kolejnymi warstwami-kadrami (co dla niego prezentuje się w postaci kręgów i rozkładu nacisku na/w płaszczyźnie). Tutaj jako zdarzenia w formule linii izobarycznych. Już ma świadomość, że postrzegane to nie wszystko, ale zarazem wie, że dalej sam nie podoła. Jego zasób danych, jakie by one nie były, jak daleko by nie zagłębiał się w podglebie świata, jak daleko by nie zerkał - to ten zbiór jest skończony i na zawsze jedynie mu dostępny. Co nie znaczy, że to już wszystko.

Co może zrobić stojący przed wielowymiarową płaszczyzną obserwator fizyczny? Musi dobudować do postrzeganego i tylko realnie obecnego widoku to, co było wcześniej i co będzie później. I jest to możliwe.

Dlaczego jest możliwe? Ponieważ wcześniejsze warunkuje obecne.A to dalej oznacza, że choć tutejsze (i dowolnie badane) to całość i jedynie poznawalne, to jednak można to poszerzyć o kolejne zakresy - można na bazie rozpoznanego dalsze, a nawet nieskończone-wieczne opisać.

Czyli - świat, w którym zawiera się obserwator (ta płaszczyzna, tu w wielowymiarowym już ujęciu) - ona sama jest stanem chwilowym, ale i posiada kolejne stany chwilowe. Te wcześniejsze, już dawno poza rzeczywistością - oraz te przyszłe, jeszcze dalekie.

Podkreślam to - ten element rozumowania jest niebywale istotnym: w tym ujęciu już całość obserwacji, wszelkie fizycznie ustalone fakty i abstrakcje - wszystko w dowolny sposób od kiedyś do kiedyś, ale i na przyszłość dla wszechświata i jego zmiany policzone - to zaledwie jeden "kadr" z filmu, jeden stan płaszczyzny.

Z tym istotnym zastrzeżeniem, że chodzi o etapy tworzące świat oraz jego elementy. O etapy podprogowe, pośrednie, o stany chwilowe tej zmiany, która dla fizyka ma postać wielokrotnego złożenia-nałożenia się "kadrów" (i jest światem). Co w postrzeganiu fizycznym sumuje się w jedność i w "ścianę" - to w ujęciu wielowymiarowym, to w takim rzucie na płaszczyznę staje się wielowątkowym i wieloetapowym przebiegiem. I o ten ujęty rozdzielnie proces teraz chodzi.

Żeby zrozumieć "film" w fabule (i żeby ustalić zależności), nie mogę jednocześnie obserwować początku, środka i końca, bo nic z tego nie zrozumiem. A właśnie w takiej (i tylko takiej) sytuacji znajduje się fizyk w swoim działaniu - ma do dyspozycji wyłącznie sumaryczny, do jedności skompresowany obraz (który zbudowany jest z mnogości kadrów i ujęć). Więc jak ma się w tym połapać?

Krokiem pośrednim i wspomagającym zrozumienie, czym jest widziane i dlaczego tak się prezentuje, może być model w postaci "sali" - tu w

67

Page 68: Kwantologia stosowana 12

formie sali kinowej. Czyli płaski ekran symbolizujący płaszczyznę, a dalej rzędy ze ściśle, w sposób policzalny obsadzonymi miejscami. Tu nie ma żadnego chaosu, jest ład reguły. Sala jest zupełnie ciemna, przed ekranem stoi, a w szerszym ujęciu zawiera się w nim obserwator.

I co widzi fizyczny obserwator? Widzi doskonałą mieszaninę, której elementy się przemieszczają dla niego praktycznie dowolnie. Owszem, po pewnym okresie szczegółowych rejestracji ustali, że są głębsze, niezbyt wyraźne zależności - ale dla niego ten "płaski" obraz jest zawsze statystyczny, zaskakuje, a pojawiające się lub niknące fakty w sobie odrębne i nie wiadomo co znaczą.I jest to jedynie mu dostępny zakres postrzegania, poza nakreślone tak "płaskie" zsumowanie faktów nigdy nie wyjdzie. Poza "plamy" czy "szepty", na gruncie fizycznych doznań, się nie wychyliDlaczego? Ponieważ niczego więcej niż ta wielowymiarowa płaszczyzna dla niego nie istnieje - w niej się zawiera i ją poznaje.

Ale teraz przychodzi czas na dopełnienie - na działanie, którego w fizycznym obrazie nigdy być nie może: postrzeganie zewnętrzne, na filozoficzny namysł nad procesem zmiany. Filozoficzny czy Fizyczny, to już tylko kwestia nazewnictwa, drugorzędna.A to dalej oznacza - że może obserwator wprowadzić w poznanie stan "sali", leżące "za nim" wielowymiarowe rozłożenie cykli kwantowych i ich elementów. Cykli opisanych na bazie obserwowanych fizycznie stanów - jako uogólnienie wiedzy o świecie i regułę. Początkowo na zasadzie koniecznej hipotezy - a jak się takie cykle sprawdzą, to i koniecznej zasady wszystkiego.

I co widzi obserwator, kiedy zażąda jasności na sali? Że są rzędy z ich orbitami oraz elementami - że obsadzone są według porządku - że najbliżej są małe i dynamiczne, później środkowe i umiarkowane - że najdalej lokują się elementy masywne, rozbudowane, które odbiera w swoim zakresie bardzo nieostro i fragmentarycznie.A wszędzie jest ład i porządek podlegający zasadzie obsadzania.

Dla lepszego zobrazowania można wprowadzić sobie jeszcze element w postaci "źródła" światła, którym operują siedzący w rzędach, takie małe latarki lub reflektory z odległych rzędów - jako symbol małych lub dużych "zawirowań" obserwowanych w/na płaszczyźnie.

Ponownie gaśnie światło - i co teraz widzi obserwator? - Obecnie, w oparciu o wiedzę rozkładu rzędów na sali i przypisanych do nich na zawsze źródeł zaburzenia w postaci kręgu światła na ekranie - może na tej podstawie powiedzieć, że ten a ten mały fakt to zaistniał z powodu rzutowania na/w płaszczyznę zmiany, którą wytworzył osobnik obsadzający ten a ten rząd, jeden w najbliższych. - A ten duży, tak deformujący zawartość świata, to efekt rzutowany z rejonów gdzieś w okolicy środkowej, że to taka a taka siła go pobudziła i oznacza to a to. A dalej obserwator będzie mógł w swoim postrzeganiu zanotować nawet element obecny tylko brzegowo, więc na zasadzie fragment fragmentu.

68

Page 69: Kwantologia stosowana 12

Dlaczego? - Ponieważ "reflektor" i jego rzut się w/na płaszczyźnie nie mieszczą. Itd.

Czyli obserwator widzi teraz przed sobą fizycznie w dalszym ciągu mieszaninę wszystkiego ze wszystkim, ale zarazem porządek ustalony logicznym dopełnieniem - ustaleniem, że są "rzędy" i ich treść. I że to jest rzutowane na/w wielowymiarową płaszczyznę - w której i on się od zawsze i na zawsze zawiera.Fizycznie notuje "doskonałą mieszaninę" - logicznie ustala w zmianie porządek i regułę.

Ale wie też obserwator, że wspomagająca rozumienie "sala" nigdy nie istnieje w taki czy dowolnie inny sposób - że to tylko narzucony na proces w toku jego zachodzenia schemat i rytm, który dlatego jest w działaniu możliwy do wypracowania, że ten proces jest pokawałkowany, budowany z jednostek - z kwantów. I to na każdym poziomie. Żadnych rzędów nie ma, nie ma źródła światła ani obsadzonych miejsc - nie ma też żadnych osobników zasiadających na "widowni". Jest tylko-zawsze (i wyłącznie) wielowymiarowa płaszczyzna, w której istnieje widz (obserwator) takiej płaszczyzny.Doznaje jej przeobrażeń, notuje zdeformowane kręgi i przypisuje im znaczenia, a to "góry", a to "wyżu", a to "ja". Ale to już wszystko. Dalsze to już abstrakcja.

7.Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Jeżeli już wiem, że w dowolny sposób postrzegana prze mnie zmiana to wielokrotne złożenie - jeżeli zarazem wiem, że to złożenie jest jedynym dostępnym zakresem i że niczego poza tym "płaskim" światem więcej nie ma i nigdy - jeżeli ponad to wiem, że w rzucie sfery na i w płaszczyznę dostępny jest tylko stan chwilowy, a ponad-niżej to konstrukcja umysłu, dopełnienie logiczne potrzebne do zrozumienia tego wokół - jeżeli to wszystko już wiem, to na tej podstawie mogę obecnie zrobić coś, czego żadnym sposobem nie ma i nigdy nie będzie w łącznej postaci w rzeczywistości: mogę dobudować do obserwowanego rzutu zakresy wcześniejsze i późniejsze.

Tak, na bazie reguły ustalonej w zmianie, w oparciu o ustalony rytm przekształceń, mogę zbudować "ciąg pokoleń" tej zmiany. Czyli ująć w jeden obraz przeszłe, obecne i przyszłe - i jest to wykonalne. I jest to konieczne, ponieważ warunkuje dalsze istnienie. Warunkuje zrozumienie i istnienie.

I chodzi, co tu najważniejsze, o te etapy, które nawet szczątkowo nie są jeszcze obecne w zmianie lub już tak nie istnieją. To są etapy z zakresu "poza" - więc żadnym elementem zakotwiczone w aktualności. Ale one albo były, ponieważ dzisiejszych faktów inaczej wyjaśnić nie można - albo kiedyś i tam się pojawią. Taka "sfera" przechodzi przez płaszczyznę, jest stan chwili - czyli aktualny w rozumieniu całości "wszechświata". Fizyk, wewnętrzny w zmianie byt, rejestruje na wszelkie sposoby całość (niczego więcej

69

Page 70: Kwantologia stosowana 12

nie ma) - ale to przecież tylko chwila, "sekunda" z wszystkiego. To daleko nie wszystko.Ale to wszystko można odtworzyć, można zrekonstruować krok po kroku - albo dobudować krok po kroku. I można być pewnym, że obraz będzie poprawny. Wszak wcześniejsze warunkuje obecne, itd.

Pojęcie "czasoprzestrzeń abstrakcyjna" jest więc kolejnym i zarazem ostatnim uogólnieniem postrzeganej zmiany - to opis, gdzie fizyczna czasoprzestrzeń staje się jednostką - kwantem dalszego budowania i operowania elementami. Już abstrakcyjnymi, ponieważ ich nie ma oraz nigdy nie będzie jednocześnie i łącznie. One istnieją i znajdują się jedynie w głowie obserwatora - to w nim i tylko dla niego jest ten zbudowany z chwil konstrukt (i jego, też chwilowe, dopełnienie).

Kolejne etapy i warstwy takiej "abstrakcyjnej sfery" to oczywiście stany chwilowe, które w pełni opisuje fizyka swoimi wzorami - ale, co ważne, również cała tak wyprodukowana abstrakcja podlega wzorom, tym samym wzorom. Co innego jest jednostką liczenia, ale ponieważ to zawsze (i tylko) są jednostki - to i abstrakcja maksymalna jest opisywalna. A przez to i policzalna. Policzalna w kolejnych i stabilnych, i realnych fizycznie krokach. Nie ma znaczenia, że to łącznie nie zaistnieje - nie może. Liczy się tylko to, że na pewno (na pewno) w kolejnych "kadrach" treść tego filmu będzie logicznym ciągiem dalszym. I że jest przez to w pełni zrozumiała.

8."Wszechświat".Przede wszystkim trzeba podkreślić, że fizyk widzi wszystko - że ta dla niego jedynie dostępna mieszanina to wszystko. I widzi to jako poprawny, pełny obraz. - Tylko błędnie.

Owszem, postrzega całość, ustala reguły, nawet z korzyścią, ale to zawsze i tylko mieszanina - i złożenie. Widać "początek", a to stan maksymalnie zsumowanych w jedność "kadrów", które rozdziela ogrom i czasu, i przestrzeni, i etapów pośrednich. Widać jedność tam, gdzie wielki ciąg pokoleń."Widać" koniec, a to nałożenie się (na siebie) licznych abstrakcji w wielokrotnym złożeniu - i przez to w rozmyciu. Nigdy pewność.Itd.

Efekt? Zmieszanie, obserwacja doskonałej mieszaniny musi owocować w opisie zmieszaniem. Owszem, wolno i z mozołem dzielonym na kręgi, poziomy, etapy - ale zmieszaniem. I w zakresie skrajnym (w brzegu), którego fizyka dziś już się dopracowała, nie do pokonania; zmieszanie jest tu faktem na zawsze obecnym. I nie do rozplątania. Nie ma możliwości.

Nie ma, ponieważ to wielka suma zjawisk, które są zależne od siebie, a co więcej, są budowane z wielu linii tworzących.

70

Page 71: Kwantologia stosowana 12

Fizyk widzi jedną i stabilną powierzchnię zdarzeń - a to logicznie i podprogowo suma cząstkowych zdarzeń. Fizyka w takim poszerzonym ujęciu to nałożona, "naciągnięta" na wielość zjawisk "jednostka" - to wielowymiarowa i jedynie dostępna płaszczyzna, jednak budowana z n-liczby przejść (tu w rozumieniu "rzutów" sfer na/w fizykę).Przez tak definiowaną i pojmowaną n-wymiarową płaszczyznę przechodzi i ją buduje n-liczba n-wymiarowych sfer. Rzeczywistość w tym ujęciu to suma, postrzegana z zewnątrz i zawsze tylko z zewnątrz suma linii - to "utkana" w tym rzutowaniu czasoprzestrzeń abstrakcyjna.

Co więcej (i co również istotne), postrzegana fizyczna "mieszanina" to w ujęciu logicznym ściśle uporządkowana i ponumerowana zmiana w trakcie przekształceń.Fizyk widzi element - jednak nie analizuje w taki sposób faktu, że w postrzegany (zagęszczony) konstrukt wchodzi niżej znajdująca się w piramidzie możliwości "cegiełka". Dla niego to informacja zbędna, liczy się ten wyróżniony w tle element. Jednak w poszerzonym ujęciu ów fakt to suma - skupienie jednostek, które przynależą do odległych etapów ogólnej zmiany, logicznie jest to złożenie wielu linii o rodowodzie sięgającym początków lub końca "wszechświata". W badaniu ma fizyk sumę czasu-i-przestrzeni, ale w jego postrzeganiu to tylko-i-wyłącznie fakt i jednostka. Czyli widzi i wie wszystko, ale jakże niewiele wobec "w głębinach" się dziejącego.

"Wszechświat" to logiczny ład, który fizycznie prezentuje się jako chaos.

Dlatego nie można mówić o "wszechświecie", ponieważ niczego takiego nie ma. Wyróżniony przez fizykę zakres to suma - a po drugie jeden z wielu stanów chwilowych. Że to w płaskim oglądzie posiada cechy pełnej zmiany i że podlega regule? To skutek położenia poznającego bytu, który może powstać i rejestrować najlepszy, stabilny odcinek w przekształceniach, właśnie środkowy. A po dalsze, że pozostając w zmianie, postrzega to zewnętrznie, w całości. - Doznaje zmiany, ale poprzez konstruowanie abstrakcji dokonuje pomiaru.Wszechświat jest obecny tylko w jego zgrubnym ujęciu i tylko w nim. Bo wszystko większe niż chwila jest abstrakcją.

Obserwator zaistniał we wszechświecie, ale to on go tworzy w każdym swoim spojrzeniu.

71

Page 72: Kwantologia stosowana 12

Kwantologia stosowana - kto ma rację?Czyli o wyższości filozofii nad fizyką (lub odwrotnie).

Część 12.9 - ewolucja (kwantów).

"Świat, jaki jest, każdy widzi - pozostaje problem z nazwaniem tego widzianego. Do najbardziej podstawowych pojęć, którymi opisuje się otaczający przestwór, należy ewolucja. Ewoluuje wszechświat, atom, ziemia - człowiek i rozum; kultura w swych przemianach też podlega regułom ewolucji, tak samo jak cywilizacja, wielkość nadrzędna do niej. Na wyższym poziomie cywilizacja wpisuje się w proces zmian w kosmosie... itd. itp.Powstaje naturalne pragnienie (i wniosek), żeby zestawić ze sobą te tak różne i pozornie odległe od siebie ewolucje, zobaczyć, które ze zbadanych części jednego procesu dają się przypasować w następnym przypadku.Zadanie jest proste: zrozumieć rzeczywistość, zobaczyć jak przebiega ewolucja Ewolucji."

1.NIC i COŚ - i ruch.Pierwszym, fundamentalnie logicznym stanem rozumienia rzeczywistości jest podwojona wewnętrznie jedność - czyli COŚ i NIC we wzajemnym i nieskończenie-wiecznym powiązaniu. Plus zmiana, przemieszczanie się czegoś w niczym, banalnie pojmowany ruch - przeciwieństwo zastoju, trwałości, niezmienności.Na początku jest ruch "czegoś" w "niczym". Dalsze to konsekwencja.

2.Zmiana w toku.Jest tylko i wyłącznie zmiana w toku zachodzenia - nie ma żadnego w niej stanu wyróżnionego w formie "cząstki", elementu skończonego i z jednoznacznie określonymi granicami. Wszelkie rejestrowane przez obserwatora w nim samym lub w otoczeniu "fakty" - to złożenie niżej, w tle oraz podprogowo (wobec dostępnego mu zakresu obserwacji) przemieszczających się "cegiełek" tworzących to wszystko - kwantów czegoś w próżni. Widać skondensowany, ściśnięty-dociśnięty do stanu-postaci fizycznej jednostki element - ale to zawsze złożenie.Kolejne położenie logicznej jednostki i zbioru takich jednostek, to stan chwilowy zmiany. W sensie logicznym, jako abstrakcja tej zmiany (jej symbol), to sumarycznie "płaszczyzna" z niepowtarzalnym, zawsze jednostkowym kodem ułożeniem takich elementów. Ale fizycznie jest to "mieszanina doskonała" - "uporządkowany chaos".

Obserwator skomplikowany, zawarty w zmianie, doznaje tych ułożeń w stanie chwilowym, ale nigdy ich nie poznaje. Poszczególne "tyknięcia" budują jego poznanie, jednak same są poza poznaniem; to warunkujące akt poznania składowe oraz fizycznie go dopełniające, jednak są dla

72

Page 73: Kwantologia stosowana 12

takiego bytu poniżej zakresu dostępnego rejestracją.

3."Cegiełka", kwant logiczny.Jednostką budującą "to wszystko" - elementem rzeczywistości, której już do niczego nie można rozdrobnić - jest "kwant logiczny". Czyli najmniejsze z najmniejszych, które wprowadza logiczny tok analizy zmiennego świata jako konieczność. Nie można prowadzić podziału "czegoś" w nieskończoność. Dlatego "na dnie" musi się znajdować "cegiełka", jednostka tworząca postrzegany zakres - musi znajdować się "porcja", kwant "materii" (materii tu w rozumieniu: coś; coś odróżnialnego od "nic") - która jest składową fundamentalną rzeczywistości.Zakres-stan jednostki logicznej jest z definicji poza obserwacją - nie można poznać elementu budującego poznanie.Zawierając się w zmianie, składając się z "jednostek elementarnych" - będąc strukturą rozbudowaną (skomplikowaną) - nie można sięgnąć w pomiarze tej jednostki, nie można jej "zobaczyć", ponieważ taki "fakt" warunkuje (tworzy, sumuje się w) obserwację.

Poszczególne zakresy i poziomy rzeczywistości, które może wyodrębnić w świecie obserwator - wszelkie poziomy posiadają swoją logiczną i je tworzącą jednostkę.Zasada "cegiełki", czyli jedynki budującej zmianę, dotyczy wszystkich wyróżnialnych poziomów i procesów.To może być wielka (i bardzo wielka jednostka), jednak dla konkretnego zakresu spełnia rolę jednostki logicznej.

Taką jednostką jest stan "osobliwości" - ale i "chmury osobliwej", po obu brzegach energetycznej zmiany lokuje się jednostka logiczna, "fakt brzegowy". Zbiór jednostek logicznych - w innym układzie odniesienia - również jest jednostką. Wyróżniony element, który pełnił rolę jednostki, przez rozszerzenie zakresu obserwacji (lub przez odniesienie do tła), staje się, pełni rolę jednostki w zbiorze. (Atom, jednostka logiczna, jest elementem kolejnego poziomu - "pierwiastka". A pierwiastek pełni rolę jednostki w "układzie okresowym". Itd.) Czym jest konkretny układ odniesienia i co podlega wyróżnieniu - i co do takiego wyróżnienia zostaje zaliczone - o tym zawsze i tylko w swoim działaniu decyduje obserwator, byt poznający.Wyróżnienie dokonuje się z uwagi na jego możliwości techniczne albo zmysłowe, przebiega w nim - i jest dla niego. Poza nim jest tylko zmiana, stan chwilowy zmiany (przemieszczanie się jednostki kwantowej z miejsca na miejsce) - który również jego tworzy. Dlatego jest możliwe poznanie zmiany oraz jej rytmu.

4.Płaszczyzna wielowymiarowa.Rzeczywistość to n-wymiarowe złożenie, ale dla obserwatora, poprzez

73

Page 74: Kwantologia stosowana 12

fizyczne doznawanie stanu chwilowego - oraz na skutek uproszczeń w analizie (świadomej lub nie redukcji "zakłóceń") - buduje się obraz płaszczyzny. I zawierającego się w niej "płaszczaka".

Dla takiego obserwatora "zrzut" z wyższego wymiaru prezentuje się jako "plama" - w ujęciu idealnym koło, a fizycznie zdeformowana, w interakcji z innymi rzutami, dwuwymiarowa "pastylka" zjawisk; widać fizyczny "ślad" przemieszczania się logicznej struktury.Czyli realnie poziomice, izobary lub analogiczne ujęcie przechodzenia w/na płaszczyźnie kolejnymi chwilowymi warstwami sfery - i dowolnej bryły. Dla "płaszczaka" jego świat buduje złożenie takich rzutów. Notowana "pstrokacizna" plam i ich nakładania się na siebie, to jest jego i tylko jego rzeczywistość (inny obserwator rejestruje to odmiennie - w innym tempie, innymi jednostkami itp.). Fizyka to dla niego suma ("summowanie") się logicznych rzutów, ale odbierana-doznawana jako fakt i realność. I jako jedność. - To cały jego świat i dostępne doznania.Logicznie pojęta n-wymiarowa (nieprzeliczalna realnie) złożoność i powiązania między elementami i poziomami - to w takiej obserwacji skraca się i łączy (redukuje, scala) w jedność - fizyczną jedność. I stałość. Zmiana przebiega szybko, a "płaszczak" notuje stabilny w doznaniach grunt pod nogami - i siebie.Fizycznie doznaje-poznaje płaszczyznę - a to logicznie "płaszczyzna wielowymiarowa".

Tak pojmowany "zrzut" na/w płaszczyznę istnienia obserwatora (zrzut jego jako bytu oraz zrzut świata, w którym istnieje) - to w formule uproszczonej metoda oddania (wyjaśnienia i zobrazowania) tego, czym jest taki byt, co obserwuje i czego doświadcza."Płaszczak" to metafora takiego w czasie-i-przestrzeni rozciągniętego uczestnika zmian - i ich notowania w kolejnych fazach.Wprowadzenie w analizę zgeometryzowanego (więc mocno zredukowanego z przeszkadzającej lub niemożliwej do ustalanie nadmiarowości) obrazu - to pozwala prowadzić skuteczne działania na tak uproszczonym modelu (mimo jego rzeczywistej złożoności).Że wpisana w taki sposób w pojmowanie abstrakcja (tu: płaszczyzna) po pewnym okresie użytkowania usamodzielnia się i deformuje dalsze poznanie (nie widać zza niej owej złożoności) - to konieczny koszt tej metody. Dla obserwatora skomplikowanego, dla takiego wielowymiarowego bytu, nie ma w żadnej chwili "obiektu rzutowanego" - to logiczny konstrukt na oddanie postrzeganej formy zjawisk i ich powodu. "Jaskinia", do której dociera takie rzutowanie, to wszystko, w czym może znajdować się byt - nie ma niczego innego. Nie ma niczego "powyżej" - również nic się nie dzieje (nie istnieje) w strefie "poniżej" doznawanej chwili - realność to tylko-wyłącznie ta chwila. Ale obserwowane w tym płaskim zakresie fakty - to doskonale poddaje się takiemu opisowi i w złożeniu może posłużyć do wyznaczenia zdarzeń w obszarach zakrytych i nieistniejących. A więc powyżej oraz poniżej obserwatora i jego rzeczywistości.

74

Page 75: Kwantologia stosowana 12

Taką wielowymiarową płaszczyznę buduje - składa się w nią n-liczba n-wymiarowych sfer, które n-razy są rzutowane w taki zakres. Jako logiczna konstrukcja jest to "wielowymiarowa płaszczyzna", ale dla fizycznego i konkretnego obserwatora ta płaszczyzna zamyka się w sferę - jest sferą. Na przykład "atomem" albo "planetą". Albo "wszechświatem".

5.Złożenie.Obserwator doznający w sobie kolejnych stanów chwilowych, skutkiem swojej konstrukcji i możliwości "notowania" ich "śladu", "odbicia" w zasobach (np. w głowie lub bibliotece) - skutkiem budowania się takiego archiwum procesów, może na ich bazie - ale zawsze w sobie - zbudować większą konstrukcję, "obraz" zaistniałego. Może zebrać ten rozciągnięty w czasie-i-przestrzeni zbiór jednostkowych faktów i w kolejnym kroku je połączyć w jednostkę, w jeden obraz. Coś, czego nie ma realnie (oraz nigdy w takiej formie nie było) - po zebraniu-zsumowaniu i po "zakodowaniu" (nadpisaniu) znakiem - staje się abstrakcją, symbolem tej zmiany. Dla tego obserwatora albo dla zbioru podobnych bytów.

Na nośniku i zawsze fizycznie, w oparciu o reguły świata - i zawsze lokalnymi, także chwilowymi stanami w przekształcaniu się - buduje się "notatka" wobec takiej zmiany zewnętrzna, opis "spoza" zmiany. Sama zmiana biegnie i buduje-tworzy kolejne "warstwy chwilowe" - a obserwator składa je w pełny i abstrakcyjny obraz. I może to dalej wykorzystać do porównań.

W początkowym okresie obserwatora (indywidualnie czy zbiorowo) ten proces budowania się abstrakcji jest "samoistny", to pochodna rytmu świata i istnienia bytu; "odcisk" zewnętrznego ciągu zmian wymusza w obserwatorze sama rzeczywistość, kolejne tworzące się pojęcia to skutek istnienia reguły zmiany.Istniejąc w świecie, muszę ten świat poznać (posiadać w sobie jego "odbicie", znać jego cechy i własności) - ponieważ bez tego szybko zderzę się z otoczeniem (a to może być bolesne). Później, na kolejnych etapach i po zbudowaniu się niezbędnego zasobu danych, zaczyna się ewolucja już tylko w zakresie-poziomie "znaków" - pojęciowym i abstrakcyjnym.

Zasadniczym elementem jest tu możliwość odnoszenia tak zaistniałej w głowie abstrakcji do innych napływających ciągle ze środowiska i doznawanych "po kawałku" zjawisk (skwantowanych).Jeżeli obserwator dysponuje już w swoim zasobie kodem tego procesu - a dysponuje, ponieważ zostało to w nim "odciśnięte" - a zarazem nowość docierająca także ma zawsze indywidualny kod zmiany, to może te dwa przebiegi porównać. Może odnieść to, co ma w głowie i co jest jego życiowym doświadczeniem - do tego, co się aktualnie pojawia w doznaniu (szerzej: obserwacji). I dlatego, w aktualnej płaszczyźnie chwilowej i w "teraz" świata (oraz samego obserwatora), może te dwa przebiegi i ich kody szybko porównać.

75

Page 76: Kwantologia stosowana 12

Skutek? Może stwierdzić - już może stwierdzić - że zaobserwowana w otoczeniu nowość jest w takim a takim zakresie podobna do "obrazu" wcześniejszego. I w kolejnym kroku uznać, że to przyjazne i znane - albo wrogie i trzeba się ewakuować.

Kolejne poziomy w takim budowaniu - już wyłącznie abstrakcyjny - to ten sam mechanizm. Czyli poszukiwanie podobieństw między zawartym już w obserwatorze zbiorem informacji a nowością.Przy czym ta nowość, choć zewnętrzna do zasobu danych, może budować się w odniesieniu do niego (czyli go dotyczyć) w samym fizycznie i jako jedność cielesna pojętym obserwatorze. Bowiem nic nie stoi na przeszkodzie, żeby obserwator wywołał z archiwum oraz dalej obrabiał tam zapisany "obraz" (który w jego pamięci istnieje na nośniku, jest "odciskiem" zmian, które odnoszą się do niego) - a dalej zderzył go w chwili aktualnej z kolejnym tak zanotowanym kodem. Takie działanie spełnia wszelkie warunki budowania się abstrakcji.

Najlepszym, analogicznym przykładem jest tu sen i czynności umysłu, które występują w tym okresie osobniczej aktywności.W takim przebiegu zakresem zewnętrznym jest zasób danych - dostaje się na poziom aktualności element ("obraz" i kod), tu jest odnoszony ponownie do tegoż zasobu - i w efekcie musi się zgodzić (lub nie) z całością danych. - Jeżeli zgadza się, to buduje się w ramach chwili (w świadomości) dopełniona dwustronnie (fizycznie n-wymiarowo) i tym samym sprawna-poprawna abstrakcja. Jeżeli jednak linie kodów się nie zgodzą, to "zaistnieje" chimera czy inny duch z podświadomości. I straszy producenta takiego zwichrowanego, zdeformowanego tworu - i niepokoi aż do zastanawiania się.

Poziom ewolucji abstrakcji przebiega dokładnie tak samo, jak strefa zmian fizycznych. To zawsze jest nośnik i stan chwilowy, to jeden świat w opisywaniu i odciskaniu się w "notatkach" - to również jedna reguła skwantowanej zmiany. Wynik więc musi odnosić się do świata.

6.Czasoprzestrzeń abstrakcyjna.Suma - złożenie stanów chwilowych, przebiegające w obserwatorze bez jego świadomości - przebiegające szybko, łatwo i jako konsekwencja zmiany i jej reguły (i także jako konieczność), tak zbudowana suma w postaci "obrazu", abstrakcji zaistniałej zmiany - to prowadzi do ustalenia, że rzeczywistość to "czasoprzestrzeń". Czyli złożenie w formule jedności zmiany i "coś". I jest to pojęcie graniczne, które można w ramach zmiany pozostając (jako fizyk) zbudować. Suma poszczególnych położeń jednostki, po koniecznych w tym działaniu uproszczeniach - to buduje pojęcie "czasoprzestrzeni". Negując przy okazji oddzielne ich postrzeganie ("czas" jako taki i "przestrzeń" jako taka). Zmiana położenia "czegoś" w "próżni" - to opisane jako zbiór takich punktów (w powiązaniu i jako jedność) - to "czasoprzestrzeń". Czyli wyskalowana zmiana.

76

Page 77: Kwantologia stosowana 12

Jednak na tym poziomie kończy się zakres budowania możliwych pojęć zawartego w ramach zmiany obserwatora - jako "fizyk" nie może poza zmianę się wydostać.

Dla fizyka to, co jest - co może być wyróżnione w tle i co stanowi zborną dla niego całość i posiada brzegi, to jest elementem doznania i poznania, zakres "poza" już w jego działanie nie wchodzi - i nie może z zasady. Przecież pustki (braku sygnału) nie doliczy do treści sygnału; zanik "nadawania" kończy "nasłuch". Granicą dla fizyka, i to jednoznaczną, jest "brzeg" obiektu. Niezależnie, czym dla niego jest ten brzeg (to może być horyzont obserwacji - czy najmniejsze z najmniejszych dostępne), "dalszego" dla niego nie ma. Że na/w brzegu notuje rozmycie tego zakresu i nieostrość badania - że rejestruje przejście jednego w drugie, ale nie może tego ująć w eksperymencie - to tylko powód do zadumy nad rzeczywistością. (Albo frustracji, to już indywidualna forma reagowania.)

Ale o ile zawarty w zmianie obserwator nie może wyjść poza granicę w postaci "czasoprzestrzeni", to działający obok "filozof", byt do zmiany zewnętrzny (mimo zawierania się na zawsze w tej zmianie i w chwili pozostając) - taki osobnik może wprowadzić kolejny poziom w analizach i w abstrakcji. Może przeprowadzić uogólnienie fizycznego stanu. Czyli dobudować do faktu zakres "przed" i "dalszy". Też jak najbardziej w formie fizycznej, też zawsze na nośniku, też tylko-i-wyłącznie odnosząc się do fizyki - może zbudować abstrakcję abstrakcji, może wytworzyć pojęcie "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej". Fizycznie pozyskana maksymalna abstrakcja ("czasoprzestrzeń"), to w działaniu już "poza" zmianą - to pozwala przejść na kolejny poziom i zbudować abstrakcję wyższego zakresu (i zrozumienia).

Czyli taki byt, umieszczający się do zmiany logicznie, może na baziewytworzonych przez zmysły i technologię obserwatora danych, może w swoim działaniu zbudować abstrakcję nadrzędną - i już faktycznie w całości maksymalną. Może zbudować "czasoprzestrzeń abstrakcyjną", zbiór dowolnie pojętych stanów chwilowych.

Czyli buduje w umyśle obraz zmiany, której nigdy i w żaden sposób w fizycznym zakresie się nie pozna - nawet fragmentarycznie. Buduje w głowie "obraz" czegoś, czego w takiej całości nie ma - oraz nigdy w takiej całości nie ma. Jest tylko chwila aktualna takiej konstrukcji, jakoś pojęte "teraz" obserwatora (i świata) - ale stanów dalekich od tego momentu nie ma nawet fragmentami, nawet szczątkowo.A nie pozna dlatego, że tych faktów albo już dawno nie ma, albo one będą dopiero za wielki odcinek zmiany.I dotyczy to dowolnie dziś obserwowanej całości. Oraz dotyczy tutaj obecnych, również dowolnie obecnych.

W takim procesie tworzenia (konstruowania) abstrakcji to, co jest w obrazie fizyka stanem-faktem skrajnym, czyli "czasoprzestrzeń" i jej

77

Page 78: Kwantologia stosowana 12

przekształcenia - to staje się teraz jednostką obrachunkową i dalej podlega kolejnym przekształceniom. Co jest dla fizyka wszystkim, w tym ujęciu jest tylko kwantem, jest jednostką składającą się na Wszystko.Takie działanie pozwala potraktować nawet skrajny element fizycznego poznania za stan chwilowy, za jednostkę liczenia "w górę" ("w dalsze"). I w każdym kierunku, przecież nie ma w energetycznej zmianie żadnego kierunku wyróżnionego.

Z tym istotnym zastrzeżeniem, że na poziomie "czasoprzestrzeni", że do zakresu obserwowanego (i doznawanego) na co dzień przez aktualny byt - że do tego fizycznie wszelkiego i jakoś dostępnego, że pewne elementy drobne a fragmentaryczne mogą się tutaj znaleźć. Jeżeli są to niezbyt odległe od chwili obecnej fakty wszech(świata) - jeżeli już-jeszcze są brzegowo obecne - to można je poznać. Nigdy jednak osobiście. One są co prawda elementem rzeczywistości - są w całości układu, ale nie można ich poznać (zobaczyć), ponieważ wobec zakresu rejestracji obserwatora skomplikowanego - to odległy, daleki fakt. Ale z tego wynika, że skoro obiektywnie są, to przy wsparciu innego obserwatora (np. przyrządowego), można ich stan i położenie w całości wyznaczyć. Coś, co kiedyś zaistnieje albo istniało dawno - to jest uchwytne w takim zakresie. I może być wykryte z korzyścią dla osobnika.

Inaczej w przypadku "czasoprzestrzeni abstrakcyjnej", tego poziomu nawet drobiazgiem fizycznym nie ma - już nie ma lub jeszcze nie ma. Jednak jest pewne - w takim postrzeganiu logicznym jest pewne, że to było i że będzie. A co najważniejsze, to jest policzalne. Świat to jedna zmiana według jednego rytmu się dziejąca - przeszłe wpływa na obecne, a tutejsze warunkuje nadchodzące. I jest, to trzeba podkreślić maksymalnie silnie, policzalne.

A co więcej, tak zbudowana abstrakcja zmiany, już skrajna, również się zmienia; twór na wskroś abstrakcyjny - taka konstrukcja zmienia się w zgodzie z obserwowanym lokalnie i fizycznie.

Budowana jest w stanach chwilowych, czyli z jednostek w ruchu, a w kolejnym poziomie jako stan chwilowy czasoprzestrzeni. Złożenie ma więc w sobie elementy faktycznie zaistniałe - kiedyś zaistniałe lub które dopiero zaistnieją. Ale to ciąg ściśle ze sobą powiązanych i przewidywalnych zdarzeń. Dlatego, jako całość, również odmienia się jak wszelkie rejestrowane fakty. I przez to jest przewidywalne. Sucha oraz maksymalnie odległa od aktualności abstrakcja, ponieważ zawiera w sobie realne przekształcenia, także przekształca się dla obserwatora realnie. Ale tylko dla niego.Coś nieistniejącego zmienia się tak, jakby istniało. I to jest ten największy zysk z takiego działania.

Czyli - w takim odniesieniu to, co uchodzi za "wszechświat", całość tak dziś rozumianej zmiany - to stan chwilowy, jedna warstwa ciągu zmian. Niby widać wszystko, a to jedna "kartka" z abstrakcji, którą dopiero

78

Page 79: Kwantologia stosowana 12

abstrakcyjnie składa się w "album rodzinny".

7.Tło.Dlaczego obserwator może rejestrować fakty? Ponieważ jest tło - do wyróżnionego faktu dodaje się nieświadomie tło, otoczenie jednostki wyodrębnianej.

Rola tła dla fizyka to margines zagadnienia, zbędny temat - a nawet nierejestrowalny. Eksperymentator kieruje swoje działanie na to, co stanowi dla niego wyraźny w otoczeniu stan - "atom", "elektron", czy "człowiek" lub "wszechświat". - Nie ma znaczenia rozmiar badanego i analizowanego elementu, liczy się to, że go "widać" - że jest jakoś uchwytny zmysłem lub przyrządem.Dlatego badanie fizyczne - i słusznie - ogranicza się do "sygnału", do widocznego. - Kiedy sygnał zanika, badanie ustaje: bo nie ma już treści do zdekodowania.

Fizyk swoim badaniem na zawsze zawiera się w zmianie, zawsze poznaje oraz operuje "treścią" sygnału - a pustka w otoczeniu dla niego nie istnieje.Ale choć to konieczność w wyznaczonym eksperymentem zakresie - to w szerszym rozumieniu fundamentalny błąd. To błąd, który wyklucza pełne poznanie. Bo nie ma "faktu" bez tła - bez dopełnienia w formie zaniku treści sygnału. Żeby stwierdzić, że coś istnieje, trzeba to odnieść - czyli porównać do innego. A na maksymalnym zakresie do braku tego czegoś, do stanu "ciszy", zaniku. Bez takiego odniesienia nie ma ani sygnału - ani jego treści - ani badania.

Owszem, dla uproszczenia modelu badawczego można wstępnie z analizy wyrzucić zmienną w postaci pustki i skoncentrować się na zawartości "nadawanego" sygnału. Ale po zakończeniu działań trzeba to odnieść do tej usuniętej próżni i tła - ponieważ kiedy się tego nie zrobi - kiedy tej przerwy w zmianie się nie uwzględni - nie sposób wyjaśnić, dlaczego wyróżnienie istnieje ani dlaczego w takiej postaci trwa. I co się dzieje, że tak wygląda. - "Obiekt" w postaci jednostki staje się bytem w sobie, nabiera cech odrębności i jedyności, a krańcowo i maksymalnie wręcz w jego zakres wchodzi wieczność i nieskończoność - a zliczanie nieskończoności to zadanie mało sobie równe. I przede wszystkim nudne.

Tłem w zakresie maksymalnym jest stan "kwantów logicznych" - już do niczego mniejszego sprowadzalne "coś". Na tym poziomie analizy wnętrze wszechświata oraz jego brzeg (ale i wnętrze oraz brzeg każdej obserwowanej w rzeczywistości jednostki) łączy się ze wszystkim. To w tym brzegu-tle fakty lokalne i chwilowe spotykają się z "każdym i zawsze". Poprzez jednostkę tworzącą, logiczną "cegiełkę" wszystkiego, na tym brzegu jest łączność wszystkiego ze wszystkim. I ten brzeg-tło jest

79

Page 80: Kwantologia stosowana 12

wszędzie.

Tło dla fizyka nie istnieje, wyróżnia tylko stan skupienia powyżej progu. Od pewnego "zbrylenia" elementów jednostkowych, zagęszczenia ich w punkcie - dopiero powyżej progu elementy mogą być poznane. W historii wszechświata są etapy, które muszą zaistnieć, żeby fizyk zobaczył światło, jego "wybuchowe" zaistnienie - a dalej inne formy ściśniętej-dociśniętej w jednostkę energii ("czegoś").Tło jest "eterycznym" dopełnieniem obiektu, którego żaden pomiar i eksperyment nie wychwyci - ponieważ tworzy taki pomiar. Dla fizyka badanie zmiany (od wewnątrz) dąży do nieskończoności. I dlatego jedynie mu dostępny obiekt badawczy, skutkiem tej jedyności, zakotwicza się w tle nieskończoności - i w efekcie prezentuje się jako jedność. A to dalej powoduje kłopoty interpretacyjne.

Wyjście z tego abstrakcyjnego zapętlenia? Podział nieskończoności na jakże fizycznie oczywiste zakresy jeden-zero - na jednostkę oraz do niej dopełniające zero, próżnię. Logicznie to ciągłość aż po nieskończoność - fizycznie to różne w tej nieskończoności stany lokalnego zagęszczenia; logicznie prosta nieskończona, fizycznie zapętlenie-zagęszczenie w sferę.

Czyli w logicznie nieskończony ciąg zmiany nazywanej tu "kosmosem" lub zamiennie "wszechświatem", w taki przebieg należy wprowadzić, na zasadzie absolutnie koniecznej, przerwy - lokalne stany skupienia i przerwy między kolejnymi podobnymi "światami". Że znajduje się to już poza tutejszym "czasem" - że to "dalsze" już poza "przestrzenią" - fakt, ale to niezbędne. Żeby wyjaśnić fakty i ich obserwowane zagęszczenie, trzeba dodać pustkę oraz inne, dalsze (i nieskończone) lokalizacje w Kosmosie.

Bo Kosmos to nie wszechświat - to zakres logicznie konieczny, ale w formule tła i nadrzędnego dopełnienia."Kosmos" to jedność wewnętrznie w sobie podwojona - to "coś", "nic" i zmiana.

8.Wyróżnienie z tła.Dla obserwatora zasadnicze jest działanie oparte na wyróżnianiu z tła - to główne, jedyne zadanie rozumu (i umysłu).

Tło jest zawsze koniecznym dopełnieniem do tego działania, jednak pojawia się w sposób szczególny i wyraźny w brzegowej i maksymalnej chwili, i to jako niezbędny składnik tłumaczący postrzegane. Ale w codziennej działalności obserwatora jest nadmiarem i szumem - i to dosłownie szumem, ponieważ tło to "rozedrgana" masa czegoś. Dlatego znika z analizy, jest usuwane jako zbędny w opisie element; pustka tła nie jest nawet uświadamiana - przecież brak braku nie sposób w analizie ustalić.

80

Page 81: Kwantologia stosowana 12

Dlatego czynność fizyczna skupia się na tym, co widać, co w płaskim i jednorodnym tle jest zasadniczo inne, co wyróżnia się i co nadaje sens poznawanej chwili. O ile płaszczyznę jednorodnych elementów w szczegółach zdefiniować jest trudno, a nawet jest to niemożliwe, o tyle tę samą płaszczyznę opisać jest niebywale łatwo, kiedy pojawi się w niej "fakt", lokalny "wir" energetyczny. Kiedy coś takiego w płaszczyźnie zaistnieje, jej definicja dramatycznie się upraszcza: na "fakt" i resztę.I jest jasność. I umysł, i obserwator może działać. I nie błądzi w jednorodności tła.

Wyróżnienie z tła porządkuje otoczenie i umożliwia przeprowadzenie w nim operacji - na przykład pozwala zaliczyć do "atomu" to i to, a dalsze odrzucić jako zbędne (poza granicą, już inne). I doskonale to się sprawdza, takie wyodrębnienie decyduje o sprawności w reakcjach bliskiego zasięgu - pozwala istnieć i pozwala kolejny krok zrobić. Ale są tego koszta, znaczące koszta.

Otóż kiedy badanie i poznanie osiąga zakres brzegu i tła, a pojawia się to jako konieczność, żeby obserwowane wytłumaczyć - to wówczas trud eksperymentatora skupia się na kolejnym poziomie świata, to w niżej leżących, drobniejszych faktach upatruje powodu zaistnienia i istnienia faktu. - Nawet jeżeli jest to okupione rozmyciem, mało w sobie ostrym obrazem, nawet jeżeli jest to podbudowane losowością pospołu z przypadkiem i nieprzewidywalnością - to i tak staje się to koniecznością, ponieważ widocznego bez tego nie sposób wyjaśnić i w pełni opisać.Czyli brzeg dopełniający - tło wcześniej pomijalne - to teraz staje się niezbędne. I rzeczywiście niezbędne.

Jeżeli jednak fizyk dalej upiera się w pomijaniu tła - to kosztem, który musi ponieść, jest brak możliwości podziału i wyodrębnienia tego konkretu, którym operuje. To może być foton, elektron, atom - czy wszechświat, nie ma znaczenia, co się aktualnie wyróżnia, taki fakt pojmowany samoistnie w zakresie brzegowym (nawet wywołując u fizyka zaskoczenie) i tak zbiega się w jego schemacie albo wzorze w jedność i nabiera nieskończonych wartości. Odrzucenie ich jest więc oczywistością i koniecznością - jednak bez świadomości, dlaczego takie działanie uproszczające się sprawdza aż tak dobrze. - Ani dlaczego te nieskończone wartości się pojawiają, ani tym bardziej, co oznaczają.

Dowolna jednostka bez uzupełnienia jej o tło w formule "przerwy" w zmianie, pustki, dopełnienia o zakres poza dokonanym wyróżnieniem - to na maksymalnym zakresie analizy uzyskuje obraz z nieskończonym ciągiem oraz niemożność wydzielenia badanego elementu z bezkresnej struktury. I jest problem. Wyraźny i zauważalny problem. Dlatego trzeba próbować wprowadzić w to "dalsze" fakty; już się próbuje. Przecież multiuniwersum powołuje się do istnienia, żeby ten kawałek uzasadnić.Tylko że jak wprowadzić w to maksymalnie definiowane i konieczne tło pustkę (nicość, próżnię), której nigdy wcześniej się nie zauważało?

81

Page 82: Kwantologia stosowana 12

Nie można. Owszem, "nic" to było niezbędne logiczne dopełnienie do "czegoś" - dopełnienie, które daje komfort w analizach, że jak się odejmie "coś" z wszystkiego, to w zapasie jest jeszcze owo "nic". Również okazało się to niezbędnym matematycznie zerem, które warunkuje i współtworzy z jedynką (na równych prawach) taki język opisu i jest fundamentem logiki.Ale żeby wprowadzać w realne istnienie jako konieczność tło (dalsze a puste tło)? - Nie, nie można, to pomyłka.I w zakresie fizyki to rzeczywiście niemożliwe i pomyłka - bo jak w coś fizycznego wpisać nicość? Nie można.

Ale to musi zostać przeprowadzone - ponieważ inaczej okaże się, że zrozumienie świata jest niemożliwe. To musi zostać zrobione, bowiem inaczej rzeczywistości w jej tutejszej lokalnej postaci nigdy się nie wyjaśni. I nie jest to fraza wprowadzona na zasadzie ładnego w konstrukcji sformułowania - czy filozoficzna igraszka rozumu, który zmaga się z opisem rzeczywistości. To absolutnie konieczne, to nie do pominięcia.

Czyli maksymalnie w definiowaniu "wszechświata" musi się pojawić w pierwszym rzucie jednostka logiczna, kwant czegoś. Ale w drugim do tła, i to już na zasadzie ostatecznej, trzeba wprowadzić pustkę - nic - zero. "Wszechświat" to jego treść plus ("puste") tło.

I to taki "stan" - NIC - jest ostatecznym elementem rozumowania, na którym można oraz trzeba się oprzeć; pustka jest punktem podparcia i oparcia w analizie Wszystkiego. NIC to fundament rozumu.

Jeżeli się tego nie zrobi? Cóż, można, jednak skutek będzie oczywisty: zliczanie bezkresu oraz wieczne błądzenie w nieskończoności.

9.Obserwator.Obserwator to w analizie rzeczywistości zagadnienie centralne - to nie świat jako taki jest istotny, to doznający zmiany byt oraz to, jak zaobserwowane znakuje i nazywa, to jest sednem.

Przede wszystkim istotna jest lokalizacja obserwatora w zmianie - jego środkowe zaistnienie.Rejestrowane przez fizykę peryferyjne, niczym się nie wyróżniające umiejscowienie obserwatora - takie zdefiniowanie jego (za)istnienia i działania jest w przyjętym schemacie opisu poprawne oraz oddaje stan i znaczenie tej konstrukcji w doskonałej fizycznej mieszaninie rzeczywistości. A zarazem jest błędne.

Dlatego błędne, ponieważ obserwator, czyli osobnik świadomy swojego (za)istnienia, to byt logicznie umiejscowiony dokładanie w środku - w środku zmiany, która jest rozumiana jako "wszechświat". To punkt i etap w ewolucji tego układu środkowy, a w konsekwencji zaistnienie

82

Page 83: Kwantologia stosowana 12

obserwatora również jest maksymalnie środkowe.

Fizycznie byt poznający lokalizuje się dość dowolnie, jednak analiza logiczna umieszcza go w centrum; to skrajnie symetryczny stan zmiany - jedyny taki w dziejach świata. W tutejszym wszechświecie podobnego punktu nie było i nie będzie.Dlatego też ewentualne podobne konstrukcje są "obok", równolegle do wyróżnionego obserwatora, wcześniej nie zaistniały, ale również nie zaistnieją później. Życie jako takie jest wszędzie - życie rozumne jest punktem.

W chwili zaistnienia takiego momentu (wyjątkowego w zmianie) są już w otoczeniu elementy umożliwiające taką konstrukcję - więc środkowy dla wszechświata stan piramidy możliwych zagęszczeń. A to skutkuje bytem o cechach skomplikowanego "widza".Ale zarazem tak wyróżnione w zmianie położenie i wewnętrzna budowa struktury obserwatora - to skutkuje formą jego obserwacji oraz tym, co może obserwować; z jednej strony środkowe położenie tworzy dla takiego bytu warunki do (za)istnienia, a z drugiej wyznacza to, co może postrzec - i jak może to prowadzić.

Skomplikowana, rozciągnięta w czasie-i-przestrzeni osobowość jest warunkiem rejestracji świata w zmianie, ale skutkuje to tym, że jego zakres postrzegania, siłą rzeczy, obejmuje znaczą skalę jednostek obecnych w zmianie, skutkuje koniecznym składaniem stanów chwilowych do stanu-postaci "obrazu" zapisanego w archiwum.Można działać w ramach tego i wobec tego, co jest - a to już mocno skomplikowana konstrukcja.

Dlatego jego obserwacja, wychodząc ze środka oraz środka dotycząc, w pierwszej kolejności wyróżnia z tła duże, jaskrawo widoczne fakty - wyróżnia elementy swojego poziomu i skomplikowana, żeby następnie, w miarę zdobywania umiejętności obserwacji i środków technicznych, przechodzić do kolejnych, coraz niżej lub wyżej położonych. Składa w jedność świat od wielkich i rozbudowanych faktów, do małych i najmniejszych - odwrotnie do ich powstawania fizycznego. Istnienie i działanie obserwatora w świecie opiera się na procesie składania w jedność fizycznie najmniejszych elementów - natomiast jego poznanie wychodzi od wielkich konstrukcji, które "rozdrabnia" w kolejnych krokach i odnosi do koniecznego tła. - Aż po logicznie pojęte tło na końcu.

Dlatego w zakresie możliwych fizycznie rejestracji obserwatora nie ma i być nie może elementów w formule "fakt elementarny" - to poza jego dowolnie pojętą fizyczną obserwacją. Ani osobiście i zmysłowo zakresu jednostek nie stwierdzi, ani przy wsparciu przyrządu - nie ma dostępu do tła. Ono go warunkuje, jest w każdym fakcie, w doznawaniu i poznawaniu - jednak samo poznawalne nie jest.

Dlatego również zachodzi konieczny "błąd postrzegania": złożenie w jednostkę i uznanie tego za jednostkę, co jest właśnie znaczącym i wielokrotnym złożeniem - "widać" fizyczny element, który nieostry i

83

Page 84: Kwantologia stosowana 12

skomplikowany ogląd uznaje za odrębny i całościowy w tle fakt, a to złożenie i wielość stanów chwilowych; widać całość, a to daleko nie całość.

Dalej skutkuje to tym, że obserwator fizyczny, bez wsparcia takiej obserwacji przez byt zewnętrzny (filozoficzny) - że "fizyk" żadnym swoim badaniem nie stwierdzi ostatecznej odrębności obiektu, który z tła wyróżnia. Będzie rejestrował element, ustalał w nim reguły i odnosił do innych podobnych - i będzie notował niezgodności. Które dalej musi odnosić do tła, wprowadzać coraz mniejsze przedziały w zmianie do analizy. Ale i tak do granicy nie może dojść, to zadanie ponad jego siły. Bo jak nie ma "sygnału", to i badania nie ma; w świecie fizyka na zawsze jest tylko i wyłącznie zmiana.A skoro nie ma brzegu w badaniu, to ostatecznie możliwym ujęciem i obrazem "wszystkiego" jest nieskończony zbiór możliwości i punktów w świecie - wszystko się ze wszystkim łączy w jedność niepodzielną i wieczną. I jest problem. Interpretacyjny i fizyczny. I filozoficzny - o ile w analizie będzie obecny wyłącznie ogląd od/ze środka.

Takie środkowe położenie w zmianie (i na zawsze w niej zawarte), to skutkuje składaniem w jedność - w abstrakcję jakoś zakodowaną dla obserwatora i postrzeganą umownie jako "obraz" - to skutkuje tym, że taka abstrakcja się usamodzielnia ("odlatuje").I w konsekwencji jest dostępna dla obserwatora i użytkownika takiej abstrakcji jako jedyny "fakt"; osobnik "widzi"-operuje abstrakcją, to poziom zmiany, który wyłącznie ma do dyspozycji. Czyli fizyczny nośnik oraz wszystkie stany chwilowe warunkujące tę konstrukcję, one są dla niego niedostępne, to podpoziom warunkujący operacje na symbolach, ale poza pomiarem; jest doznawany, jednak nie poznawalny.

Natomiast symbol i znak - nadpisany na nośniku kod zmiany - to jest dostępne, jedynie dostępne. I to w tym zakresie przebiegają wszystkie rejestrowane i go oznaczające fakty.Ale to skutkuje tym, że taka usamodzielniona abstrakcja - choć się w obserwatorze zawiera - jest faktem do niego zewnętrznym, pozornie w jego postrzeganiu lokuje się poza zmianą i światem w nieustannych przekształceniach. Skoro to stałość i stale dostępna, to tym samym musi być spoza zmiany. Że od tego już tylko krok do idealizacji tej zawsze fizycznej oraz zawsze zmiennej konstrukcji - prawda, ale to konieczny koszt i efekt budowania się abstrakcji i operowania nimi.

Ale jest jeszcze jedna właściwość abstrakcji, która odnosi się już do samego obserwatora: sam siebie postrzega zewnętrznie.Jeżeli budowana wewnętrznie w obserwatorze abstrakcja jest oddaniem i zbiorczym notowaniem stanów chwilowych zmiany, to nie ma żadnego znaczenia, do czego się odnosi - każda "odciśnięta" w archiwum tej konstrukcji obserwującej zmiana i opisana kodem, to staje się - jest zewnętrzne do wyróżnionej zmiany. Efekt? Jeżeli obiektem obserwacji jest sam obserwator, jego zawsze

84

Page 85: Kwantologia stosowana 12

chwilowe doznania i stany - to na tej podstawie budowana w jednostkę abstrakcja też jest do niego faktem zewnętrznym. Zawiera się w nim, ale jest ujęciem z zewnątrz, takiego zsumowanego w jedność faktu w świecie przecież nie ma. I obserwator tym samym sam siebie uznaje za byt nadpisany na zmianie - abstrakcyjnie stabilny i nieodmienny. Choć zarazem w każdym takim ustaleniu (i zobrazowaniu) dzieje się to krokami fizycznych, czyli realnych przekształceń."Ideał" i idealizacja w czystej postaci - acz zawsze jako zmiana w toku zachodzenia.Że to skutkuje? - No, skutkuje...

To w obserwatorze, to w bycie tworzącym w sobie "obraz" świata jest ten świat. Budowany jest zewnętrznie wobec zmiany, jednak fizycznie zawiera się w bycie, który go tworzy. Ale ponieważ byt zawiera się w świecie, czyli w zmianie - to zarazem taka abstrakcja również się zawiera w tej zmianie, którą opisuje; poprzez budowanie w osobniku abstrakcji świat sam siebie może zdefiniować. Notatka o zmianie to obserwator, ale ponieważ działa w oparciu i w odniesieniu do faktów chwilowych - to tym samym jest to "notatka" zmiany o sobie. I choć jest to wyłącznie zapis w osobniku - to zarazem w fizycznej rzeczywistości.

Świat to ruch czegoś w niczym i zawsze stan punktowy, niczego poza tym nie ma. Wszystko "ponad" tym nieskończonym ruchem jest obrazem i abstrakcją - to złożenie w taki "obraz". I ten obraz zawiera się tylko i wyłącznie w obserwatorze. Dlatego, jeżeli byt rejestruje w otoczeniu fakt (dowolny) i ten stan zagęszczenia kwantów postrzega oddzielnie i jako jednostkę i jeżeli to skupisko energetyczne zadziwia go w przekształceniach - to powodu tego zdumienia (i zaskoczenia) osobnik musi szukać w sobie, nigdy w świecie. Zmiana zachodzi, i dobrze, ale jej zobrazowanie i interpretacja jest w obserwatorze - świat jest tylko stanem chwilowym, jednak skutkiem skali i rozciągniętej na/w wielkim dystansie "fali w przepływie" - dla obserwatora jawi się to jako łączny oraz stabilny ciąg zdarzeń. Fizycznie jest tylko powiązany i zsumowany w rozbudowane konstrukcje proces przemieszczania się elementów - logicznie tylko chwila i punkt zmiany. Reszta to obserwator i interpretacja zaobserwowanego.

10.Obserwacja wewnętrzna i zewnętrzna.Rozmieszczenie obserwatora w zmianie oraz jego cechy, szczególnie w zakresie tworzenia abstrakcyjnego odbicia świata - to warunkuje akt postrzegania i jego formę: dwoistą postać obserwacji.

Skoro zmiana to zawsze stan chwilowy - skoro budowana z tych chwil abstrakcja to złożenie zewnętrzne wobec zmiany (ale zawarte w bycie) - dlatego poznanie można podzielić na fizyczne i pozostające wewnątrz zmiany - i na zewnętrzne, czyli abstrakcyjne, logiczne-filozoficzne.

85

Page 86: Kwantologia stosowana 12

I te dwie drogi poznania, obecne w jednym obserwatorze, wyznaczają jego możliwości odbierania i mierzenia świata. Obserwacja w formule "obserwator skomplikowany" to dwie drogi, i to jednocześnie się realizujące i warunkujące. Fizyczne doznanie jest podstawą do budowania logicznej abstrakcji - ale abstrakcja tworzy podstawę do fizycznego przemieszczania się.

W najszerszym ujęciu te dwie linie poznania świata to fizyka oraz filozofia - czyli doznanie i poznawanie. Można traktować oddzielnie te ujęcia, można łącznie - ale tak w ramach jednostki, tak w ramach zbioru jednostek jest to zawsze działanie podwojone, i to warunkuje sposób istnienia obserwatora. Każdy doznający otocznie i budujący na tej podstawie abstrakcje byt, każdy skomplikowany konstrukt, to obie drogi poznania jednocześnie. To "fizyk" doznający świata, ale i "filozof" operujący uogólnieniem i abstrakcją - w jednym punkcie jest stan chwilowy, ale w złożeniu to już suma takich stanów zanotowana w pamięci; raz konkret - a raz złożenie w konkret. Przemieszanie tych oglądów jest oczywistością i koniecznością oraz dotyczy każdego. W przypadku fizyka każde uogólnienie to działanie filozoficzne, już zewnętrzne do doznawanej zmiany - ale również i filozof, kiedy bada konkret w świecie (i się do niego odnosi) - to fizyk. Podział jest tu wyodrębnieniem z nakierowaniem na chwilowy (w dziejach) element, na chwilowy przeważający w analizie składnik.

Generalnie jednak obserwator jest fizykiem i filozofem - to łączny w poznawaniu świata (i siebie) stan; to fizyk-filozof doznaje oraz poznaje, interpretuje napływające z otoczenia (i siebie) fakty - na ich fizycznej podstawie buduje kolejne abstrakcje. Aż po brzeg i skrajną abstrakcję: nieskończono-wieczny Kosmos.

11.Fizyka.Czyli "zmysłowy" fundament poznania. To zawsze stan chwilowy - ale zarazem jedynie dostępny, niczego poza tą chwilą i płaskim światem wielowymiarowej płaszczyzny nie ma. Logicznie płaszczyzny, jednak w fizycznym zobrazowaniu maksymalnie sfery.

Kiedy obserwator, na bazie zebranych fizycznie stanów lokalnych w swoim "teraz", buduje abstrakcję takiej wielokrotnej zmiany łącznej, to dla niego przybiera ona w ośmiu wymiarach postać sfery, zawsze już sfery. Dowolny fakt w układzie ośmiu tworzących linii ewolucyjnych - to sfera. A jej rzut na/w płaszczyznę staje się wielowymiarową w tym świecie jednostką budującą ten świat. Suma takich rzutowań, ich łączna postać, to wyróżniona powłoka fizycznej sfery lub kolejne w piramidzie możliwości powłoki. A razem tworzy to stabilny grunt pod nogami.Co logicznie jest złożeniem wielu i bardzo wielu elementów, co jest sumą wielkich i bardzo wielkich prędkości - co jest łącznie stanem nieprzeliczonych "drgnień" i zmiany położenia jednostek, "cegiełek" - to w obserwacji staje się trwałe i stabilne; maksymalna zmiana "w

86

Page 87: Kwantologia stosowana 12

dół" świata, jak i "w górę", skutkiem różnicy położenia i zakresu dostępnego do rejestracji - to jawi się jako "fakt", element świata i oddzielny byt. A to tylko zmiana położenia "czegoś" w "niczym". Tak po prostu.

Suma takich złożeń dla obserwatora osiąga, staje się konkretem - a to "elektronem", a to "osobnikiem" - a to "wszechświatem"; ilość w takim obiekcie zagęszczonej energii wyznacza jej postrzeganie oraz położenie w piramidzie możliwości. Ale logicznie to tylko chwilowy stan skupienia, lokalne zagęszczenie, które zaistniało jako skutek naciskania zewnętrznych wobec "obiektu" jednostek tła - ale również zaniknie z chwilą, kiedy ten docisk osłabnie lub się skończy. Każdy fizycznie rejestrowany element to proces - to budowanie się takiej "jednostki" i zarazem zanikanie; każdy wyróżniony byt-stan jest zawsze pobieraniem i traceniem zasobów. Nie ma żadnej fizycznie trwałej i pełnej (skończonej) jednostki.

To logika, zewnętrzna wobec zmiany interpretacja, wprowadza wielkość nieskończoną - mocuje element w jedności. Fizycznie jest konkretna i zmiennie zagęszczona postać-stan czegoś. Kiedy fizyk traktuje fakt jako jednostkę trwałą i kiedy nie może w niej wyodrębnić linii zmiany, to choć spełnia kryterium ograniczania się do konkretu (i nie buduje wobec niego nadmiarowej interpretacji) - mimo że tak postępując żadnego błędu poznawczego nie popełnia - to mimo tego rezultat, który otrzymuje na finiszu swoich działań, jest co najmniej niepełny. A bywa, że i błędny.Dlaczego? Ponieważ nie może wprowadzić w jedność, która się na końcu pojawia (w jedność z tłem aż po nieskończoność), nie może wprowadzić w to podziału, progów, lokalnych stanów skupienia. Jedność pokazuje się abstrakcją taką czy inną (lub wzorem), więc nie można tego dalej dzielić - bo jak dzielić jedynkę, logiczną jedność?Że świat wokół fizyka to zawsze-i-tylko owe stany skupienia, że to zmiana i przekształcenia? Cóż, skoro to jedność i jedyność, to nie ma i nie może być podziału. Za to jest idealizacja z wszelkimi tego konsekwencjami.

Fizyka odnosi się do konkretu i operuje abstrakcją tego konkretu - ale to logicznie złożenie ośmiu linii tworzących, ośmiu strumieni czegoś, które łącznie i jako wypadkowy stan budują to, co jest dla fizyka konkretem.Spojrzenie fizyczne to zawsze rejestracja tego, co jest złożeniem, ale także tego, co "wystaje" ponad próg - jest w tle widoczne. To zawsze spojrzenie w/na ramach powierzchni - bez wiedzy o przeszłych i przyszłych "rzutach" w/na płaszczyznę. Ale właśnie to te skryte, nie do rozpoznania dla "wielowymiarowego płaszczaka" stany chwilowe z zakresów "nad" i "pod" - to te abstrakcyjne stany dopełniają oraz warunkują fizykę. Są zawsze w mroku, nigdy realnie nie istnieją jako struktura łączna, ale warunkują fizyka i jego pomiar. Są logiczną koniecznością, żeby zmianę w/na płaszczyźnie można było wyjaśnić.

Dlatego ostatnim krokiem fizyki jest zbudowanie Fizyki - w szerszym ujęciu "filozofii zmiany".

87

Page 88: Kwantologia stosowana 12

Na bazie jedynie dostępnego konkretu i w odniesieniu do niego, można zbudować abstrakcyjne ujęcie doznawanej rzeczywistości. Czyli można skonstruować jej uogólnienie. - Nieistniejące w takim złożeniu, to "czysta abstrakcja" (w głowie osobnika) - jednak konieczna. Żeby ten kawałek podłogi wyjaśnić, takie dopełnienie musi być zrobione. To zawsze i tylko jest stan fizyczny i odnosi się co czegoś, ale to już Fizyka - abstrakcja na fundamencie fizyki.I trzeba to zrobić, nie ma odwołania.

12.Abstrakcja i symbol. Język.Istotnym elementem prowadzącym do zrozumienia zmiany jest język, a więc kod i symbol, którymi notuje się stany chwilowe oraz złożenie w abstrakcję. To ten zakres albo poniesie do nieskończoności, albo zamknie, zatrzaśnie w pojęciach obserwatora - też na wieczność.

To może być język maksymalnie "suchy" (jak matematyka), odfiltrowany z nadmiaru pozornie zbędnych elementów i stanów. Czyli aż do granic przeprowadzone uproszczenie postrzeganej zmiany. Ale to również może być filozoficzny słowotok, który odwołuje się do doznań i ich interpretacji z całym bogactwem. W tym z emocjami, tak istotnymi w codziennym poznaniu świata.

Nie ma lepszego czy gorszego języka opisu - można tylko wprowadzić gradację z uwagi na wyniesione korzyści. Ale dopiero łącznie, ale dopiero suma tych symbolicznych ujęć i zobrazowań świata jest tym, co definiuje, oddaje - co pozwala zrozumieć. To jest istotne, nawet bardzo istotne, kiedy wzór matematyczny (plus cała za tym kryjąca się metodologia) pozwala sięgnąć jednym skokiem aż do brzegu świata; to ma znaczenie, kiedy filozoficzny namysł nad zmianą wnosi obraz stałej a logicznej konstrukcji; to jest znaczącą wartością, kiedy eksperyment daje pewność i powtarzalność... Ale dopiero wszystkie te drogi opisu i poznania łącznie wyznaczają i tworzą wiedzę o świecie. Nie samodzielnie, ale w połączeniu jest to wiedza.

Przecież dla osobnika nie ma znaczenia najlepszy nawet dowód, kiedy wzór jest samoistnym elementem i z niczym się nie kojarzy, nie może być odniesiony do niczego obecnego w obserwatorze. Każde tłumaczenie to takie szukanie zależności, żeby zgodzić zasób danych w jednym i w drugim - żeby zgodzić to, co zawiera archiwum obserwatora, ale i archiwum świata. Nie ma poznania jednostronnego. Porównanie, jakoś zazębiająca się o siebie cześć kodu (nawet fragmentarycznie), to w konsekwencji pozwala "załapać wątek" i zrozumieć. Nowość musi być w obserwatorze głęboko "przetrawiona" (rozbita na elementy składowe) - musi się znaleźć w ramach jego archiwum zestaw podobnych jednostek - one muszą się do siebie odnieść - i dopiero jako ich zsumowanie może się to pojawić w zakresie rejestrowanym jako pełna i symetryczna jednostka, podatna do dalszej obróbki.Jeżeli o takiej zasadzie tłumaczenia zapominam, to każdy rzucony w czasoprzestrzeń przekaz nie "zarezonuje", ponieważ trafi w pustkę -

88

Page 89: Kwantologia stosowana 12

nie będzie miał dopełnienia.I kontakt nie zostanie nawiązany. Maksymalnie uproszczonym i przez to doskonałym sposobem opisu jest matematyka - świadomie redukujący nadmiar znaczeń język. Ale taka doskonałość jest zarazem jej największym błędem - koniecznym, ale błędem.Bo do każdego wzoru i tak na końcu potrzebny jest dodatek, gdzie w detalach jest wyjaśnione, co poszczególne symbole oznaczają. - Jest na końcu, żeby wzór możną było zdekodować, to wszystko, co z niego wstępnie zostaje usunięte. Bo jeżeli tego się nie wprowadzi, to w obrazie pojawia się wszelka nieskończoność, więc brzeg i absolutne tło. A to uniemożliwia jakiekolwiek dalsze działanie.Żeby wprowadzić podział w taki bezkresny ciąg (w realny oraz zawsze Fizyczny proces) - czyli wprowadzić odrębność jednostek (i bytów) - trzeba wzór i jego rozumienie pokawałkować na składowe, na etapy, na konieczne i zawsze obecne w zmianie przerwy - na "coś" i pustkę. To absolutna w takim działaniu konieczność.

Czyli na końcu działania poznawczego i tak znajduje się ponownie to, co znajdowało się na początku: słowo. Język najbardziej do świata i do pozycji obserwatora w świecie zawartego przystający.Można na kolejnych etapach drogi operować dowolnym językiem - można go upraszczać do n-wymiarowości - ale ostatecznym ujęciem zmiany w toku zachodzenia jest byt wobec zmiany zewnętrzny, czyli filozoficzny namysł. A ten, jakby to nie było przykre dla innych sposobów opisu, odwołuje się i stosuje (najczęściej; i z pożytkiem) ten codzienny, a więc najbliższy sobie język. Wszystko inne jest dodatkiem. Koniecznym, ale dodatkiem. Również i zewnętrzna, filozoficzna lokalizacja obserwatora (co to fizycznie w tej zmianie się zawiera aż po punkt). Jednak żeby takie ujęcie wypracować (a dalej zastosować), potrzebny jest "język", abstrakcja zmiany. Maksymalna suma tych abstrakcji i wyrażona dla obserwatora bliskim językiem, to stanowi o zrozumieniu.

Świat dlatego jest zrozumiały, że jest jedna reguła zmiany i że ta zmiana toczy się bezkreśnie, "artykułując" jasno i wyraźnie "słowa" w postaci kolejnych bytów.Wszystko inne jest dodatkiem - i tłumaczeniem. Z "języka natury" na ludzki.

13.Matematyka.Szczególnego podkreślenia w nawiązaniu do matematyki - ale również i do filozofii - takim szczególnym i wartym wyróżnienia faktem jest zdolność i możliwość działania abstrakcyjnego na wielkim - nawet i skrajnym zakresie. Co dla eksperymentującego fizyka jest zawsze w strefie brzegowej i skrytej, co wymaga wieków na sprawdzenie albo ogromnych konstrukcji - to dla "abstrakcjonisty" jest poznawane "w jednym skoku"; puszczony w ruch pojęciowy rytm zmiany, mimo słabej rozmiarowo zajętości świata (toczy się przecież w głowie osobnika) - to buduje kolejne stany chwilowe szybko, a ciąg dalszy zmiany i

89

Page 90: Kwantologia stosowana 12

wynik operacji pojawiają się "od razu", jako "olśnienie". Ten "ciąg dalszy" oznacza i przeszłość zmiany, i przyszłość. Co nie istnieje w takiej postaci i nie zaistnieje, skutkiem jedności reguły i nośnika - nawet bez wiedzy obserwatora - wznosi poprawną i stabilną strukturę. I może posłużyć do budowania kolejnej. Albo już do wykorzystania realnie, czyli w operowaniu zbiorem zagęszczonej i plastycznej "materii".

Ta notowana, niekiedy z emocjami, pozornie błyskawiczna, a na pewno skryta, bo podprogowa część analizy i budowania abstrakcji - to ma dlatego taką skuteczność, że analizujący nie wprowadza w przebieg świadomie elementów składowych, nie kwantuje go - to w jego imieniu "załatwia" sam proces zmiany. Dlatego, nawet nie znając zasady ani mechaniki elementów, poprawny wynik rozumowania się pojawi, bowiem spełnia wszystkie reguły. Jak nie spełnia, to nie istnieje.

Kiedy jednak osobnik stara się kontrolować abstrakcje w trakcie ich budowania, to notuje w obrazie zapętlenia - albo wprowadza do niego elementy nieostro widoczne, jeszcze nierozpoznane. Czyli otrzymuje zmieszany, niepełny "szkic" (daleki od oryginału obraz). Jednak, co tu istotne, te "zakłócenia" są tym większe oraz bardziej przeszkadzają w ustaleniu realnego rozkładu elementów, im stosowane "kwanty" języka lokują się dalej od postrzeganej zmiany i jej reguły. Niekiedy udaje się to w "tłumaczeniu" skorygować - ale nie jest to pewnik.

Matematyka, filozofia - to "żonglerka" abstrakcjami na podbudowie i w odniesieniu do świata. Ale z zasadami. Jednak na ile poprawna, to weryfikuje eksperyment i stan chwilowy.

14.Filozofia.Filozofia to maksymalne, brzegowe - wielowymiarowe ujęcie świata w jego przekształceniach. I nie jest to stwierdzenie na wyrost, to w ostatecznym ujęciu najlepsza metoda poznania.

Przede wszystkim opiera się na fizycznym doznaniu, zanotowanym i w umyśle obecnym jako złożenie. I jest to tym samym strona wewnętrzna obserwacji, od środka (w obu znaczeniach). Ale poprzez operowanie w chwili aktualnej abstrakcją i symbolem odnotowanej zmiany, może się filozofujący byt wznieść ponad konkret i umieścić zewnętrznie wobec niego, może w takim spojrzeniu zawrzeć początek, środek i koniec w procesie - a to pozwala na ustalenie w tak wyróżnionym ciągu zmian jej etapów, przejść, stanów skupienia. Co nie jest możliwe dla fizyka, to z zewnątrz okazuje się proste i do przeprowadzenia.

Podobnie, co nie wymaga podkreślania, przebiega proces matematycznej analizy, w którym również punktem wstępnym jest zbiór faktów, a na końcu maksymalny obraz wszystkiego. - Zachodzi jednak zasadnicza i w konsekwencji przesądzająca różnica w ocenie "dobroci" tych dróg:

90

Page 91: Kwantologia stosowana 12

to inny język opisu.

Matematyczny wzór - działanie budujące abstrakcję z matematycznie i pokoleniami wytworzonych abstrakcji - taka nowa abstrakcja jest do doznawanego namacalnie przez obserwatora świata odległa, pozbawiona tak istotnych do zrozumienia kodu etapów pustki. Kiedy "wzór", dla operatywności, redukuje z obrazu podprogowe tło i pustkę, to jego na końcu wytworzona abstrakcja, choć fizycznie takie przerwy zawiera (bo inaczej nie zaistnieje), to zarazem sumaryczny obraz jest już tej pustki pozbawiony. I tak zabudowana abstrakcyjna ciągłość ma się w bardzo odległy sposób do rzeczywistego przebiegu. O ile sprawdza się to w bliskim zakresie, gdzie przerwy są zawsze w zmianie zawarte - o tyle w skrajnej i maksymalnej strefie wytworzona jedność jest zafałszowaniem ewolucji kwantów. Logiczna, tu matematyczna jedność, jest faktem - jednak to nie jest Fizyczny fakt.

Co innego filozofia, nawet operując brzegowo i zewnętrznie, jednak w oparciu o abstrakcje z pustką jako elementem niezbędnym, musi dojść poprawnego wyniku - ponieważ w tym działaniu stany przejściowe oraz przerwy są zawsze obecne. I nawet nie mając pojęcia, że obraz zawiera przerwy, obserwator stosuje je w każdym nowo budowanym abstrakcyjnie ujęciu - musi je stosować, bo inaczej niczego nie przeprowadzi.I tym samym nawet skrajna abstrakcja - która operuje nieskończonym przebiegiem i sięga brzegu absolutnego - w takim obrazie i tak jest zawarta "skokowość", skwantowany ciąg zmiany. Nieskończony, to jak najbardziej jest zachowane, ale Fizycznie pokawałkowany na lokalne byty i przerwy między nimi - na różne stany skupienia oraz gęstości "czegoś" w wieczności.

A że przy okazji takie opisanie wymaga oceanu słów? Prawda, ale za to są to bliskie, każdego dnia (i nocy) obecne odniesienia. Łatwo w efekcie przyswajalne.Fizyka, zmysły to podbudowa filozofii - ale wspólnie oznacza to i jest poznaniem. Na końcu jest fizyka-filozofia. (Ze wskazaniem na filozofię. /To tak po znajomości.../)

15.Emocje.Obserwator to jedność doznania i poznania - ale również emocje. Co by pod tym nie rozumieć (czy wędrujące po plecach mrowienie, czy w głowie odlotowe wizje i związane z tym drgnienia), to ten składnik poznania jest istotną częścią takiego działania. To dodatek, który warunkuje poznanie, a niekiedy nieszczęśnika zapamiętale budującego w odosobnieniu kolejne abstrakcje przymusza do zachowań skrajnych - ale to istotny dodatek. Dlatego poznający otoczenie uparcie dąży do budowania tych nowych abstrakcji, ponieważ łączy się to dla niego z owym emocjonalnym wzmożeniem. Jego osobistym, ale również zbiorowym - przecież taka nowość porusza także zbiór. Abstrakcja, choć nigdy realnie się nie prezentująca, to na nośniku realnym w obserwatorze buduje tak istotne dla niego doznania.

91

Page 92: Kwantologia stosowana 12

Szczególnie znaczenie ma tutaj "ciekawość" - pozornie oderwany od fizycznego poziomu stan obserwatora. Ale realnie przecież zawarta w pełny sposób w fizyce, w chwilowości zmiany.Kiedy zgęszczenie w strukturze, tu w obserwatorze, osiąga graniczny stan, to w takim zagęszczeniu musi wytworzyć się, zaistnieć nowość - "abstrakcja" w odniesieniu do tła. A taka "wyciśnięta" z tła (tu w znaczeniu zbioru innych pojęć) nowość, ona z jednej strony rozpycha się na nowym poziomie, na który opada (lub się wznosi) - ale za to w tle powstaje ruch (bo otworzył się, zaistniał kanał-przepust), a to porusza. I w takim ujęciu ciekawość (co będzie dalej) - to tylko banalny skutek zmiany w tle i zaistnienia nowości. Ot, coś się docisnęło do czegoś, nawet z wzajemną przyjemnością - i jest nowość. A to porusza.

Nie ma znaczenia, co taki abstrakcjonista analizuje, liczy się sam proces i towarzyszące mu emocjonalne drgnienia. To fizycznie jest rzeczywiście zamieszanie, poruszenie, rozruszanie stabilnego do tego momentu stanu tła, więc musi być odnotowane w doznaniach - ale to w kolejnym kroku wytwarza potrzebę powtórzenia, bo jest przyjemne. I tak rozumiane emocje to zarazem fizyczny, konieczny tok budowania i operowania abstrakcjami, ale również w konsekwencji świadomy albo i nie zamiar zwielokrotnienia tego działania, ponieważ wnosi użytecznestany (lub po prostu przyjemne). Fundament fizyczny i prosty, a skutek dalekosiężny.

W takim odniesieniu nie dziwi więc, że matematyczny wzór pokazuje się jako suchy i daleki - przecież nawet jeżeli porusza budującego taki obraz osobnika, to na pewno nie może poruszyć dalekiego wobec tych symboli konkretu.Literacko zreferowane (i przed tysiącleciami zaistniałe) zmagania o piękną kobietę, na skutek podobieństwa takiej konstrukcji oraz jej elementów, one są doskonale tu i teraz odbierane. Ale nieomal obok w czasie i przestrzeni obecny matematyczny symbol, zupełnie nie wnosi żadnego stanu o cechach poruszających - nie może. Dlaczego? Ponieważ nie ma części wspólnej "nadającego" i odbiorcy. Wzór sobie, a byt sobie. Dla fizycznego i w fizyce zakotwiczonego na każdym kroku obserwatora to daleki i obcy świat. Może ciekawy, może ważny - ale obcy. Dlatego, że nieprzyjemny, bez emocji - "suchy". A to przecież emocje stanowią o tym czymś, co dodaje znaczenia - i smaczku - poznawanej zmianie.

16.Drogi poznania, jedność.Obserwator to wewnętrzny punkt postrzegania i zewnętrzny; to fizyka i filozofia - to matematyka i język codzienny - to literatura, nuta muzyczna, szkic malarza lub pejzaż - to zmysły i przyrządy... Nie ma tylko jednego toku poznania rzeczywistości - żaden nie jest lepszy czy gorszy.Wszystkie łącznie tworzą zbiór danych o otoczeniu, wnoszą inny punkt spojrzenia. I wespół budują płaszczyznę poznania.Postrzegana pstrokacizna otoczenia jest tylko stanem chwilowym, to skutek nakładania się na siebie i wzajemnego wpływania tych ujęć -

92

Page 93: Kwantologia stosowana 12

ale to po pierwsze wszystko, czym się dysponuje, a po drugie dopiero wszelkie drogi poznania łącznie oznaczają poznanie i są poznaniem. I w efekcie tę "pstrokaciznę" świata redukują do jednego, pełnego i zrozumiałego obrazu.Nie jeden szlak, ale wszystkie są istotne.

Można wyróżnić sprawniejsze w opisie - takie, które sięgają bliskiej lub dalekiej strefy - takie, które operują w/na maksymalnej granicy - lub takie, które wyznaczają najdrobniejsze elementy. Ale nie ma powodu, żeby którąś drogę odrzucać, ponieważ się "nie podoba". Można odstawić na półkę z dokonaniami, przemieść w przeszłość - ponieważ się nie sprawdza - ale jeżeli zaistniała, to znaczy, że kiedyś była komuś potrzebna. I dlatego warto to uszanować. Na końcu i tak się okazuje, że wszelkie drogi badania świata się w jedność i jedyność zbiegają - w nieskończoności wszystko łączy się ze sobą. Przecież w nieskończoności nawet równoległe się zbiegają...

Co ciekawe, obecny etap poznania jest już "w punkcie", dochodzi do stanu osobliwego. Dalej w budowaniu kolejnych pięter abstrakcji nie można się posunąć, dalej jak do "coś" i "nic" (oraz zmiany) nigdy się nie dojdzie.Wypracowaną logicznie jedność pozostaje jeszcze dla wyrazistości na zakresy i stany skupienia podzielić - wprowadzić w taki obraz rytm (kwantowy) - i odnieść do doznawanego-mierzonego w otoczeniu. Po co? Żeby sprawdzić, czy reguła zmiany została wyrażona poprawnie i czy się potwierdza. A po drugie, żeby z tego skorzystać w kolejnym kroku. I w dalszych.

Świat jest jeden, reguła przekształceń jedna, wcześniejsze wpływa na zaistniałe - dlatego zdarzenia, których jeszcze nie ma, które będą tu za iks czasu, one również są w skwantowanej ewolucji poznawalne. I warto wyciągnąć z tego wnioski.

17.Zasada analogii.Ponieważ to jedność w każdym rozumieniu, to obserwator w działaniu może i musi korzystać z odniesień do już rozpoznanego. Abstrakcje i obrazy, które buduje w bliskim, osobiście już poznanym zakresie (wszak od tego w swoim oznaczaniu świata wychodzi), to jego podstawa do dalszego - to baza, która służy porównaniom, i to już do każdego zakresu. Przecież się ma znaczenia, co, jak daleko-głęboko się znajduje, żeby to pojąć w detalach (i zrozumieć), ten odległy i wyróżniony w tle fakt, on musi być odniesiony - po prostu musi być "przetłumaczony" na obrazy najbliższe, te dla obserwatora codzienne i fundamentalne. To konieczność.

Tego osobniczego tła pojmowania byt nie musi znać - to najczęściej lokuje się dla niego poza zakresem rejestrowanym (ponieważ tworzy się w chwilach początkowych jego istnienia lub w aktualnej chwili, też przez to na brzegu). Dlatego te stany są skryte i tylko z wielkim trudem mogą być wydobywane z otchłani pamięci - jednak warunkują, na

93

Page 94: Kwantologia stosowana 12

zasadzie "wdrukowania", dalsze czynności poznawcze. Ale również dlatego te "zgłoski"-kwanty kodu opisu są tak istotne: umożliwiają odczyt następnych kodów, są podstawą do tłumaczenia oraz wzajemnego odnoszenia do siebie innych "języków" opisu.

A to dalej umożliwia zbudowanie "zasady analogii". Czyli zasady, że rozpoznane w zmianie jedne obszary świata - choćby poznane tylko we fragmencie - że to znane musi posiadać odpowiednik w innym, dopiero poznawanym. I można na tej podstawie - przez odwołanie się do jedności świata i do jednej reguły zdarzeń - wyprowadzać wnioski o zmianie, która jest pozornie w oddaleniu od rozpoznanego; można wypracować mechanizm i jego składowe, który kształtuje bardzo odległe od siebie procesy. W skrajnym przypadku aż po nieskończoność-wieczność.

Zasada analogii to niebywale potężne narzędzie badawcze, które daje wgląd w obszar inaczej nie do spenetrowania, który nigdy i nigdzie nie zostanie fizycznie przejrzany. To nie wspomagające w analizie porównanie - to nie uproszczenie do celów popularyzacji - to równoważny wobec każdego innego konkretnego narzędzia (czy abstrakcji wzoru) sposób na zrozumienie. A nawet, to warto podkreślić, skuteczniejszy: ponieważ przebija te inne tym, że odwołuje się do znanych i bliskich ujęć otoczenia.

Co więcej, "zasada analogii" swoje badawcze i poznawcze umocowanie uzyskuje w samym mechanizmie budowania się świata i abstrakcji - w jego składaniu się w jednostkę w chwili "teraz".

Otóż kiedy dociera do obserwatora z otoczenia ciąg chwilowych, ale też odnoszących się do czegoś warstw zmiany w ich kodzie - to, żeby taki stan rozpoznać, osobnik musi je odnieść do już kiedyś-gdzieś zebranych danych. Nie ma poznania biernego, to działanie odnoszące oraz porównawcze - poznanie to sygnał z otoczenia plus zbiór pojęć o świecie wcześniej zgromadzony.

Kiedy więc obserwator ustala w otoczeniu nowość - nawet w skromnym zakresie - to ten niepowtarzalny kod może odnieść, porównać do tego w sobie zawartego i stwierdzić, że to jest podobne lub nie, spełnia albo nie warunek podobieństwa. I na tej podstawie, już posiadając pełną abstrakcję wcześniejszą - brakujące elementy w nowej dopełnić (przekopiować). Przecież w takim nowym musi być analogiczny proces budowania się w jedność i jednostkę.Dlaczego? Ponieważ logiczna "cegiełka", jednostka tworząca jest taka sama dla obu kodów - ponieważ jest jeden świat i jedna reguła - to i wynik będzie tym samym poprawny. Fakt, może być różnica skali, nawet ogromna (oraz skrajnie ogromna) odmienność zagęszczonych elementów, jednak zbudowana tak abstrakcja musi być poprawna, ponieważ "mechanika elementów" w każdym punkcie światowej zmiany jest ta sama.

W takim działaniu "analogującym", modelującym jeden przebieg drugim,

94

Page 95: Kwantologia stosowana 12

jakoś poznanym, tu nie ma ograniczeń.

Na przykład do zobrazowania tak zwanej "grawitacji", czyli wielkiego zbioru elementów w bliskiej sobie odległości, tu za model zachowania i zasady działania może posłużyć zgromadzona (licznie) na stadionie publiczność, wielka liczbą, ale nierychliwa zmianą położenia. A dla zobrazowania żywej i naładowanej energią ewolucji, choćby strumienia elektronów, które pędzą po/w drucie - tu analogią może być strumień szybko się przemieszczających po/w drodze biegaczy, albo podobnie. Itd. Takich wspomagających zrozumienie ujęć jest mnogość, to w wyborze z nadmiaru może być problem, a nie w znalezieniu dobrej analogii - to zdolność ustalania szczegółów w zmianie i ich przekształceń może się okazać kłopotem, a nie samo działanie.

Zasada analogii pozwala wyjść poza tutejsze i chwilowe - pozwala ten świat zrozumieć. I to jest wartość nie do przecenienia.

18.Ewolucja.Stan na dziś jest taki, że pojęcie "ewolucja" stosuje się praktycznie do wszelkich ustalanych w otoczeniu (i w samym obserwatorze) zmian. W szerokim ujęciu ewolucji podlega każdy proces oraz każdy dowolnie rejestrowany fakt. Ewolucja to termin (zbiór pojęć), który odnosi się do rejestrowanych w świecie związków i zależności, notuje je jako następowanie po sobie w sposób logiczny, ściśle powiązany - i według reguły. To termin, który w odnotowywany fizyczny stan zmieszania i chaosu (w "doskonałą mieszaninę") wprowadza następczy ciąg współzależności.

"Ewolucja" jest dziś synonimem zmiany nie jako takiej, ale przede wszystkim zmiany uporządkowanej - poddającej się opisowi. To ciąg ściśle ze sobą powiązanych faktów, "genealogia". Jednak, choć takie podejście oraz ujęcie przekształceń notowanych w otoczeniu jest powszechne, wręcz codzienne, pozostaje ciągle - mimo starań - niedookreślone, z odwołaniami do wszystkiego, ale nadal bez szerokiej, logicznej podbudowy. Sprawdza się, jednak na chwilę obecną to bardziej opisowy, poniekąd intuicyjny schemat zmian - z pewnymi elementami reguły, oraz ciągle rozbudowywany. Ale ograniczony, jeszcze na dziś znaczeniowo ograniczony. Zwłaszcza w zakresie przewidywania.

Że to stan przejściowy, że docelowo w ewolucję, w takie pojmowanie zmiany można i należy wprowadzić progi, przejścia, stopniowalność i policzalność - tego nie ma co podkreślać, to oczywistość i wyraźnie wytyczony kierunek działań. I jest do osiągnięcia.

Jak? Poprzez w prowadzenia w obserwowany na każdym kroku przebieg, w rejestrowaną zmianę rytmu - reguły tej zmiany opartej na prostym, a przez to fundamentalnym rytmie.

95

Page 96: Kwantologia stosowana 12

Cykle zmiany - które również jako oczywistość i konieczność w takim zobrazowaniu się pojawiają - to w takim ostatecznym, obejmującym już wszystko rozumieniu ewolucji stają się co prawda abstrakcyjnym, ale również zasadniczym dopełnieniem rejestrowanej zmiany. Postrzegana chwilowość procesów w takim dopełnieniu uzyskuje wymiar nadrzędny. I jest policzalna. Ewolucja to już nie zmiana - ale rytmiczna, cykliczna zmiana. Zmiana skwantowana.

Fakt, pojęcie uporządkowanej zmiany zostało wypracowane na gruncie jednego zakresu, jednak dziś nadchodzi już czas, w oparciu o całość obserwacji, żeby przenieść to w dowolny zakres. Czyli od biologii po wszechświat

Przecież wszędzie jest jedna zmiana, w jednym świecie, według jednej reguły, a wcześniejsze warunkuje i wpływa na aktualne.A to dalej wyznacza zakres swobody powstającego - jeszcze w żadnym fakcie nie zaistniałego.Ciąg pokoleń i zależności, to nie tylko odnotowany w biologii fakt, ale tak samo istotny dla zrozumienia przemian każdej skali; ciągiem pokoleń są kolejne etapy ewolucji wszechświata - albo "atomu", albo "elektronu". Przecież to zawsze jest stan chwilowy, który składa się w jednostkę. Że poza rejestracją obserwatora-fizyka, że w zakresie ciemnym lub nadrzędnym - to prawda, ale jedność zmiany w jej regule sprawia, że wszystkie te przebiegi stają się zrozumiałe i jasne. I przede wszystkim przewidywalne. I tego zysku z podejścia ewolucyjnego nie sposób przecenić.

Kiedy w zmianę (uszeregowaną zachodzeniem) wprowadzić rytm kwantowy, a tym samym stopniowalne zagęszczenie elementów, aż do pustki, aż do przerwy - to logicznie jednolity i ciągły proces nabiera ciała, staje się kolorowy, owocuje kolejnymi mniej lub bardziej skomplikowanymi konstrukcjami - a poszczególne fakty-byty pojawiają się w zakresie nadprogowym w połączeniu z tłem (acz fizycznie prezentują się jako odrębne i samodzielne). Że w głębszym rozumieniu jest to zawsze tylko na moment wyrosły z tła, "z grzybni" tła jednostkowy i ściśle z tłem połączony byt - że kiedy szukać jego uzasadnienia w takiej a nie innej formie okazuje się, że aby wyjaśnić obserwowane (i tworzącą je zmianę), trzeba się ostatecznie odwołać do tła i jednostek je budujących - a skrajnie i maksymalnie do tła jednostek logicznych i nieskończoności w ścisłym powiązaniu z wiecznością... tak, to wszystko prawda.Ewolucja kwantów jest zawsze i wszędzie - a do tego przebiega tak samo. Wszystko lokalne jest przejawem oraz efektem tej bezkresnej zmiany.

Ale ewolucja to nie tylko w taki "powierzchowny" odnotowany - plus analizowany - przebieg zdarzeń. Widać wszystko, jednak obserwator w formule "fizyka" to dalece nie wszystko.Tak, obraz pozyskiwany przez fizyka jest powierzchowny, nieostry i przede wszystkim niepełny - to zawsze obserwacja zewnętrzna w tym sensie, że nie sięga złożoności ewolucyjnej procedury; zawarta na zawsze w niej, ale zewnętrzna skutkiem wielokrotnego złożenia.

96

Page 97: Kwantologia stosowana 12

Dla fizyka zawsze dostępne jest tylko to, co "widać" (w dowolny już sposób), a nie to, co ten widok podprogowo umożliwia; widać szczyt góry, ale już nie powiązania z całością - ani też zależności, które tę "górę" wypiętrzyły.

Zmiana ewolucyjna - skwantowana zmiana ewolucyjna - to osiem linii ten "zmienny fakt" oznaczających. Dla fizyka, dla skomplikowanego w akcie obserwacji bytu, dla kogoś takiego dostępna jest zawsze suma, tylko suma linii-strumieni budujących jednostkę. Poniżej faktu jest n-wymiarowe przechodzenie od brzegu do brzegu fal kwantowych (tu w formie fal energii). Ich wzajemne nakładanie się, wzmacnianie - albo dla odmiany wygaszanie - to tworzy rzeczywistość. A w efekcie fizyk może zanotować, że obserwuje "cząstkę" czegoś. Że to składanie się (i to zawsze w aktualności i teraz), że to proces, a nie żadna cząstka - tego nie może poznać zawierając się w zmianie ewolucyjnej; fizyk widzi efekt, który jest całością i wszystkim w badaniu - i na tym się koncentruje. Jednak skutkiem znaczącej w badanym i badającym różnicy reagowania i szybkości reakcji, coś dla niego stałego okazuje się w głębszym i właśnie złożonym spojrzeniu, wielością linii oraz elementów - coś stałego okazuje się maksymalnie zmienne, istniejące w rejestrowanej stałości poprzez sumę tych szybkozmiennych chwil. Nie ma stałości w ewolucji, trwałość świata jest taką wyłącznie dla obserwatora. I wynika z jego niedoskonałego oglądu zmiany.

Generalnie zmiana ewolucyjna to dwa przeciwnie do siebie toczące się procesy - to dwie podwojone wewnętrznie linie zmiany, które w całości, żeby zbudować stabilną konstrukcję, muszą się dopełnić o podobny ciąg zmiany. I we wzajemnym splataniu i rozplataniu (poprzez pokolenia i wszelkie struktury) tę obserwowaną zawsze zewnętrznie i "płasko" rzeczywistość budują.

Zmiana to proces łączenia i rozpadu - łączenia jednostek w "ciało" i budowanie kolejnych jego poziomów, ale również rozpad i tracenie na rzecz otoczenia (i tła) zasobów. Każdy obiekt to wypadkowa - tu w formie dynamicznego wyróżnienia z brzegiem istnienia, który dlatego tak się prezentuje, że na/w tej granicznej warstwie-strefie zachodzi pozyskiwanie-tracenie zasobów. Dla nieostro i z daleka patrzącego na to fizyka (albo biologia), to ostatnia powłoka energetyczna takiej konstrukcji, to brzeg aktualny jej istnienia. Logicznie jednak to tylko stan chwilowego wyróżnienia, który ciągle się zmienia (jednak w podszewce świata łączy się z całością poprzez elementy tworzące). W każdej chwili jest inny, w odniesieniu do otoczenia i jego nacisku, brzeg istnienia obiektu - tak w dowolnie pojętej aktualności, tak w skali jego życiorysu - to wypadkowa sił zewnętrznych i wewnętrznych. Brzeg ewolucji to stan dynamicznie chwilowy.

Można porównać postrzegany obiekt i jego linie tworzące do zmiany w formule pędzących w odległości "na kwant" (na jednostkę) niebywale szybkich ekspresów. Te zachodzące na siebie w pewnym okresie linie

97

Page 98: Kwantologia stosowana 12

i ciągle się nakładające w "bocznej", zewnętrznej obserwacji - to jest wszystko, co może dojrzeć fizyk, byt skomplikowany. "Pociągi" pędzą z maksymalną możliwą prędkością, a ich położenie to zawsze jest stan chwilowy i niepowtarzalny. Okresowo (i również "na mgnienie") w tym zbliżaniu oraz mijaniu, w takim obrazie "nakładają" się w jedność - w grunt pod nogami (i w obserwatora). Ale w kolejnym kroku również błyskawicznie się rozpadają. Po przejściu środka proces nieodwracalnie jako całość zdąża do rozpadu. Do środka "spotkania", maksymalnie w obserwacji symetrycznego stanu, do tego wyróżnionego punktu prostej nieskończonej i zawartego w niej odcinka - do środka przeważa ciąg "gromadzenia" się elementów w ich zagęszczeniu, a od środka zdarzenia rozpadają się, przeważa tracenie zasobów. I dotyczy to osobnika, i dotyczy atomu - i dotyczy wszechświata. W taki właśnie sposób obrazuje się jedność ewolucji.

Co więcej, tak wprowadzona analogia posiada dodatkowy element - to nie tylko oddanie procesów, które fizyk rejestruje zewnętrznie, a które mają dalekie-szerokie-głębokie konotacje w tle. Chodzi o to, że ten "pęd pociągów" można wyskalować, czyli nadać im postać reguły. Od stanu braku związków szlaków poruszania się, przez pierwsze, ale małe punkty styku na/w tej drodze - przez kolejne fazy "nakładania" się takich cząstkowych obrazów-linii na siebie (i "wyostrzania" się widoków) - przez środek maksymalnie stabilny i symetryczny - przez oddalanie się "składów" i ponowne tracenie ostrości widzenia faktów przez obserwatora - przez ostatnie punkty styku... aż po rozejście się do nieskończoności tych linii-strumieni. Zawsze jako zmiana i zawsze w połączeniu oraz w sumowaniu się wielu składowych - zawsze tylko na chwilę. A wszystko policzalne.

W końcu to "banalne" zadanie dla fizyka: jadą dwa pociągi, z taką a taką prędkością, tyle a tyle zawierają w sobie elementów, tam się i kiedyś spotkają w pędzie - i w tym mijaniu nałożą na siebie w jego obrazie...Teraz zostaje to tylko przeliczyć i wyznaczyć, co w tym zdarzeniu (i gdzie, i jakie) się lokalnie wykluje. Wszystko skwantowane - wszystko to zmiana ewolucyjna w toku - więc nic prostszego, jak to zestawić ze sobą i wyciągnąć wnioski. Już dla wszystkiego-i-zawsze. Nic prostszego...

19.ewolucja i Ewolucja.Stan na dziś jest taki, że pojęcie "Ewolucja" nie wchodzi w obszar poznania ani analiz. Do pewnego stopnia jest przeczuwane, nawet tu i ówdzie (i lokalnie) uzyskuje znaczenie, historycznie w innym ujmowaniu oraz odniesieniu (absolutnym) się pojawiało - jednak w aktualnej, dziś obowiązującej perspektywie poznawczej (ani tym bardziej badawczej) obecne w żadnym zakresie nie jest.Niekiedy zbliżone znaczeniowo zobrazowania wchodzą do dyskusji, więc jakiś zakres "poza" tutejszym (wszech)światem staje się elementem

98

Page 99: Kwantologia stosowana 12

logicznych układanek - jednak wszelkie konstrukcje tego rodzaju są zjawiskiem ubocznym, dla "fizyka" z pogranicza, a nawet lokują się daleko od tego, co może zarejestrować z wnętrza zmiany. Fizyk już akceptuje, nawet na poziomie języka, ewolucję - jednak o Ewolucji nie mówi. Nie może.

A takie pojęcie, szczególnie w analizie skrajnych wartości, kiedy w obróbce są abstrakcje skali nieskończonej - na koniec takie pojęcie okazuje się koniecznością; wprowadzenie do całości uporządkowanej i przewidywalnej zmiany, która nie ma początku i zakończenia - tutaj i teraz staje się to niezbędne. Żeby wyjaśnić "ewolucję", trzeba wprowadzić pojęcie do tego zakresu nadrzędne: "Ewolucję".

To konieczność, abstrakcja w formule "Ewolucja" to niezbędny etap w analizowaniu rzeczywistości.

Oczywiście podział jednolitego oraz nieskończonego toku kosmicznej zmiany - to jest w takim rozumieniu, czyli właśnie ewolucyjnym (więc jako ciąg logicznie zależnych od sobie stanów chwilowych procesu) - to zabieg konieczny, ale wspomagający.Przecież zmiana jako taka jest nieskończona i wieczna, i zbudowana z najmniejszych jednostek. Jednak jej logiczna ciągłość-jedność, żeby można ją było zrozumieć, żeby była zrozumiała dla bytu fizycznego (który jest jednostką, ale i postrzega świat w skwantowany sposób) - ta jedność musi w działaniu poznawczym zostać podzielona na "odcinki" i na lokalne w bezkresie stany skupienia. Po co? - Żeby wprowadzić na tej podstawie w nigdy nie kończący się proces rytm (regułę). To konieczność.

To zabieg niezbędny przede wszystkim z uwagi na osobnika poznającego, z uwagi na jego stąd i teraz wywodzące się możliwości - czyli ciągu skwantowanego. Zawsze tylko takiego. W nim takiego, w jego obserwacji takiego - ale i w całości świata takiego. Żeby zrozumieć bezkresny-wieczny przebieg zmian, trzeba odwołać się do zakresu poznanego, nie ma rady - to konieczność. Właśnie po to, żeby lokalny w świecie byt poznający nie pogubił się w nieskończoności-wieczności.

"Obiektywnie"jest tylko i wyłącznie ruch czegoś w pustce. Gdzieś w nieskończonej wieczności to się zagęści do "wszechświata", a dalej w takim dynamicznym obiekcie gdzieś lokalnie zaistnieją warunki żeby swoje badanie otoczenia mógł prowadzić obserwator.Tylko że taki obraz jest możliwy dopiero w chwili, kiedy wzmiankowany podział na "ewolucję" i "Ewolucję" zostanie wprowadzony. Póki go nie ma, fizyk, tu w formule "obserwatora" - musi badaną (i rejestrowaną) jedność uznać za wszystko i nieskończone. I dla niego tutejsze musi się rozciągać w nieskończoność, to z samej definicji jedności wynika. A że wielce skutecznie wzmacniają takie podejście najróżniejsze obserwacje i wzory matematyczne - to tylko dodatkowo i zdecydowanie podjęcie decyzji o uznaniu (wszech)świata

99

Page 100: Kwantologia stosowana 12

za wszystko podbudowuje.Dla fizyka liczy się obiekt o strukturze "wszechświata" - i niczego innego nie ma do poznania i niczego dalej nie postrzeże. Dla niego nieskończone "pole możliwości" to w działaniu tylko hipoteza, nigdy proces weryfikacji. I koniec.

Jednak bez wprowadzenia Ewolucji, bez podziału jedności na Kosmos i wszechświat - czyli bez oddalenia od siebie dziś wymiennych pojęć - bez tego obraz musi być złożeniem, i to wielokrotnym. Poprawna i na bazie fizycznych ustaleń wyprowadzona jedność świata (i wszystkiego) - to jest fakt. Ale logiczny, filozoficzny - to ogląd zmiany z zewnątrz. To abstrakcja złożona z tych chwilowych stanów, które może doznać na różne sposoby fizyk.

Ale ta jedność zarazem, właśnie na gruncie tych fizycznych obserwacji - musi zostać podzielona. Ponieważ wszelkie w otoczeniu obserwowane fakty to "coś" w otoczeniu tła (a maksymalnie w otoczeniu "nic"). Z tego powodu "wszechświat" nie może być tu wyjątkiem od reguły - fakt fizyczny i zmienny nie może być nieskończony. Dlatego w zakres "poza układem", i to na zasadzie koniecznej, trzeba wprowadzić wieczność i nieskończoność - w tym nieskończoność "nic" i "czegoś". Oraz ruch tego czegoś w tym nic. I jest to absolutna konieczność - dotyczy przecież skrajnego stanu zmiany, dotyczy maksymalnie brzegowych, absolutnie fundamentalnych wielkości.

Nie ma odwołania, "wszechświat" to nie Kosmos - to lokalny w takim zakresie i chwilowy stan skupienia jednostek kwantowych. Dla fizyka jedyny dostępny obiekt, ale przez tę jedyność niewytłumaczalny - to albo skrajnie niemożliwy traf w losowaniu bytów, albo ocierający się o niezwykłość czyn bez sensownego uzasadnienia. Kiedy widać tylko jedność, takie tłumaczenie jest nieuniknione.

A wystarczy tylko wprowadzić banalne - z tego świata wywiedzione i zawsze obowiązujące ustalenie: są zgęszczenia i jest graniczy stan takiego zgęszczenia. On buduje się "w pionie", przenosi dalej sygnał do następnego punktu "w poziomie" - i rozprasza się, jego zagęszczenie zanika w tle. Aż do stanu rozpłynięcia się w tym tle. Zawsze i wszędzie porządny i uporządkowany samym swoim zachodzeniem następczy tok ewolucyjny. W każdym procesie tylko tak.

Wspomniane powyżej ujęcie (gdzieś pokątnie się pokazujące) - że są zakresy dalsze i że są inne wszechświatowe struktury, to nie wprost i nie tak kategorycznie, ale jednak wprowadza już w obraz tutejszego świata te "dalsze" rejony - one już wydają się konieczne, żeby tak zastanawiającą zgodność cyferek uzasadnić. Gdyby nie ten fizycznie i jedynie dostępny obiekt badawczy - gdyby nie trudność (i niemożliwość) aktu weryfikacyjnego - cóż, już dawno byłby wprowadzony kosmiczny, nieskończony i wieczny ciąg światów. To też oczywistość.

100

Page 101: Kwantologia stosowana 12

Ale obecnie, poprzez ten podział pojęć, wyłania się nie tylko etap dalszy (i jako niezbędny), żeby wyjaśnić lokalny rozkładu kwantów - ale pojawia się możliwość weryfikacji tego dalszego. Wychodząc z tu i teraz - rozpoznając regułę tu istniejących faktów - można na tej podstawie opisać zawsze i wszędzie. Dlaczego? Ponieważ dalsze (poza dostępnym obiektem do badania) nie może być inne ani tym bardziej sprzeczne z tutejszym. Lokalny stan świata (obserwowane wokół na wszelkie już sposoby), żeby mogło takim zaistnieć w całości - to musi spełniać wszelkie reguły tego zakresu nadrzędnego. I musi je zawierać w sobie. Bowiem w innym przypadku nie zaistnieje.

Co więcej - reguła nadrzędna do budującego się fragmentu nie może w tym maksymalnym obszarze być skomplikowana.Wręcz przeciwnie, to musi być maksymalnie prosta reguła.

Dlatego kiedy fizyk, osobnik fizyczny uzbrojony w matematyczny obraz i za podszeptem wzoru kieruje się w stronę coraz mniejszych cegiełek tworzących, a zarazem coraz bardziej postrzega to jako skomplikowaną mozaikę - taki byt idzie w objaśnianiu i budowaniu reguły w kierunku przeciwnym niż faktyczna reguła Ewolucji. "Na dnie" jest maksymalna prostota, ale i na górze jest maksymalna prostota. To obserwator, który nie może dokonać samodzielnie podziału na etapy i zagęszczenia świata, to on ten świat postrzega jako nieoznaczony, losowy - skomplikowany. A przecież jedyną tajemnicą ewolucyjnej zmiany jest to - że żadnej tajemnicy nie ma. I że biegnie tak prosto, że już prościej nie może.

Ewolucja, czyli zmiana bez początku i końca, to konieczność - to w stosunku do tutaj notowanego zgęszczenia elementów stan znacznego i skrajnego rozrzedzenia, oddalające się stąd kwanty maksymalnie pędzą w nieskończoność i na takim "dystansie" są względem siebie - ale nie dalej przecież. Nieskończoność to jednoznacznie wyznaczona granica w Kosmosie, ale ani mniejsza, ani większa. Dlatego, choć to jest rozrzedzenie małe i nieskończone - to nie jest to zero.

Czyli w Kosmosie nie ma pustki absolutnej w znaczeniu, że tylko ona jest. Pustka, nic, dopełnia byty - jest w każdym fakcie, i to jako składnik konieczny, ale jest również tłem zmiany. I jest pustka w samej swojej "pustocie" nieskończona - i jest przez to jednością. Zero nie ma w sobie składowych, "coś" można dzielić do stanu kwantu logicznego, ale zera i pustki nie.Przy czym, co istotne poznawczo, opis pustki (NIC), opis prowadzony z poziomu obserwatora zanurzonego w COŚ - taki opis nicości musi w sobie być skomplikowany (z różnymi kwantyfikatorami). Skoro odnosi się do "czegoś", to nawet logiczna "próżnia" nie jest postrzegana i definiowana wprost - ale przez wszelkie odniesienia.

A skoro nie ma pustki absolutnej, to jest tylko lokalny, już na tym skrajnym zakresie-etapie zmiany-Ewolucji - jest przemieszczanie się

101

Page 102: Kwantologia stosowana 12

jednostek czegoś. To jest znacznie poniżej progu zaistnienia (zagęszczenia) układu w formule wszechświata - ale to na pewno jest Zmiana. To jeszcze nie jest "ewolucja" - ale to na pewno jest "Ewolucja". Zasada "tam", poza wszechświatem, i zasada tu, wewnątrz, jest jedna i ta sama. Zgodność wszystkich faktów i ich "mechanika" zawsze oraz wszędzie zachowana. W obu zakresach, fizycznym i Fizycznym, są progi - etapy - stany gęstości. To skwantowana zmiana.To jedność wzajemnie powiązana i spójna na każdym kroku. Tylko raz obserwowana fizycznie i lokalnie przez fizyka - a raz postrzegana logicznie i generalnie przez filozofa. Raz to ewolucja, a raz Ewolucja. Raz skończona zmiana konkretnej i skromnej liczbowo ilości kwantów - a raz Zamiana nieskończona oraz wieczna.A pośród tego Wszystkiego, gdzieś bardzo lokalnie, stan maksymalnego - bardzo osobliwego zgęszczenia jednostek. Czasami myślący zgęstek.

Kosmos to jak najbardziej Fizyka, ale na pewno nie fizyka - to jak najbardziej zmiana Ewolucyjna, ale warunkująca lokalną ewolucję; to filozoficzne, więc zewnętrzne spojrzenie na procesy - ale dostępne tylko poprzez konstrukcję abstrakcyjną.

I w tym ujęciu logiczna i konieczna jedność rozpada się na części, odrębne światy - lokalne w bezkresie stany skupienia.W dostępnym dla fizyka zakresie liczy się wyłącznie wyróżnienie z jednorodnego tła - w dalszym również; tu i dalej są punktowe fakty, tu i tam przerwa oddziale je od siebie. Tylko zachodzi fundamentalna różnica postrzegania: fizyk (w ramach wszechświata) usuwa przerwy (pustkę), żeby dojść jednorodności tła i jednostki tworzącej - natomiast Fizyk w jednorodność nieskończonego obrazu (logicznego Kosmosu) musi te przerwy i pustkę wprowadzić na powrót. Po co? Żeby zrozumieć Ewolucję, jej nieskończony i wieczny ciąg zmiany.W sumie to rzeczywiście drobna różnica, to druga strona lustra.

20.Nieskończoność-wieczność.Wychodząc w analizie świata od środka zmiany, obserwator (poznający otoczenie byt), jest w podwójnie trudnej sytuacji. Powstaje w chwili, kiedy wszystko jest maksymalnie dobrze urządzone, jest efektem tej symetrycznej chwili ewolucyjnej (i Ewolucyjnej), ale musi poznać z tego środka świata jego zasadę - oraz brzegi procesu. Opiera się w swoim działaniu na jednostkach maksymalnego skomplikowania, plus te wszelkie pozostałe, ale dąży do wyjaśnienia, dlaczego one są takie. Oraz chce wyjaśnić, co się działo do momentu jego zaistnienia i co będzie się działo, kiedy już go nie będzie. A taki cel do ustalenia ze środka zmiany, która obserwatora tworzy (i ze środkowego etapu w zmianie) - to jest maksymalnie trudne. Proces wiodący do tego jest maksymalnie prosty - ale jego rozkodowanie maksymalnie trudne oraz rozciągnięte na cząstkowe etapy poznania. I inne one nie mogą być, w fizycznym i realnym badaniu inne nie będą.

102

Page 103: Kwantologia stosowana 12

Owszem, matematyczny czy filozoficzny abstrakcjonista dociera tej skrajnej nieskończonej-i-wiecznej strefy jednym skokiem - ale żeby to zweryfikować potrzeba czasu. Dużo czasu i działań.

Co więcej - to podwójne utrudnienie analizy ze środka - to dopełnia jeszcze konieczna analiza "w dół" i " w górę" - do najmniejszego i największego zakresu świata. Też z ostatecznie nieskończonym tłem. Niezależnie bowiem od kierunku poznawania, na brzegu fizyczny ciąg badania lub logiczny namysł napotyka jednostkę - na dnie jednostkę w postaci najmniejszego z najmniejszych, a "w górze" największe z największych.Czyli na dnie kwant logiczny i na górze kwant logiczny. Na dole jest jednostka i na górze jednostka. I zawsze kwant.

Co więcej, na każdym etapie tego porządkowania, dzielenia na części i stany zagęszczenia - zawsze jest tylko i wyłącznie kwant logiczny zmiany. Niezależnie jak wielki to będzie stan zgęszczenia, to jest zawsze kwant. Raz, na przykład, w formie osobliwości maksymalnego i skrajnie zwartego punktu osobliwego - a raz też brzegowo i w formie chmury jednostek. Ale to zawsze kwant, jednostka liczenia. Kosmos to kwant, wszechświat to kwant, człowiek, atom, elektron - to zawsze kwant, jednostka w zbiorze, który to zbiór znów jest kwantem w tle. Tak obrazuje się ciągłość Ewolucji w toku jej zachodzenia, to opis Ewolucji ze względu na wyróżnienie, które ustala obserwator w zmianie. Logicznie jest to jedność i nieskończoność, ale żeby taki przebieg zrozumieć, obserwator musi w niego wprowadzić podział, coś uznać za jednostkę, a dalsze określić jako tło. Że ostatecznie wyróżnienie i tak musi być ujmowane z tłem, to prawda, ale fizycznie, na poziomie zmysłów, liczy się to wyróżnione.To dopiero logiczny, a więc zewnętrzny, pełniejszy ogląd ustala, że "coś" i "nic" stanowi wewnętrznie podwojony, ale zarazem jeden fakt - Kosmos.

Wychodząc z tu-i-teraz - zawsze mając do dyspozycji tylko chwilowy i punktowy stan zmiany, budując w sobie abstrakcyjny obraz procesu - można pozyskać zewnętrzne ujęcie tego przebiegu, którego nigdy w takiej postaci nie ma i nie będzie. Ale ponieważ aktualna chwila to wynik wcześniejszych chwil - ponieważ obecne warunkuje to, co się zdarzy za moment (oraz za iks chwil) - to na tej podstawie zbudowana abstrakcja, można być tego pewnym, będzie poprawna. Jedność reguły i jedność świata to zapewnia.

Wychodząc z tu i teraz dojdzie się do zawsze i wszędzie.

103