98
ISSN 2450-2227 KRAFT – SŁOWO Z PIANKĄ, CZYLI JAK ZAROBIĆ NA WESOŁYM ZIELU, MÓWIĄ DZIEŁAK, FALKOWSKI I DĄBROWSCY s.50-52 Strefa Biznesu TRZEBA ZERWAĆ Z ZAŚCIANKOWOŚCIĄ – MÓWI HENRYK OWSIEJEW Z MALOWA. ON ZERWAŁ s. 12-15 ZDROWE KIESZONKOWE Andrzej Nartowicz zmienił jakość vendingu s. 16-20 COŚ DLA ZMYSŁÓW Kingi Lesisz sposób na kobiece piękno i zdrowie s. 56-58 STANISŁAW ŁUNIEWSKI ZAŁOŻONA PRZEZ NIEGO 25 LAT TEMU ASTWA WNIOSŁA NOWĄ JAKOŚĆ W GOSPODARCE ODPADAMI I PROMOCJI WIEDZY PROEKOLOGICZNEJ S. 26-27 Podlaskie Wrzesień 2016 CENA: 15 PLN (W TYM 8%VAT) NR 2 (3)

Strefa biznesu

Embed Size (px)

Citation preview

Page 1: Strefa biznesu

I S S N 2 4 5 0 - 2 2 2 7

KRAFT – SŁOWO Z PIANKĄ, CZYLI JAK

ZAROBIĆ NA WESOŁYM ZIELU, MÓWIĄ

DZIEŁAK, FALKOWSKI

I DĄBROWSCY s.50-52

Strefa B

iznesu

TRZEBA ZERWAĆ Z ZAŚCIANKOWOŚCIĄ – MÓWI HENRYK OWSIEJEW Z MALOWA. ON ZERWAŁ

s. 12-15

ZDROWE KIESZONKOWE Andrzej Nartowicz zmienił jakość vendingu s. 16-20

COŚ DLA ZMYSŁÓW Kingi Lesisz sposób na kobiece piękno i zdrowie s. 56-58

STANISŁAW ŁUNIEWSKIZAŁOŻONA PRZEZ NIEGO 25 LAT TEMU ASTWA WNIOSŁA NOWĄ JAKOŚĆ W GOSPODARCE ODPADAMI I PROMOCJI WIEDZY PROEKOLOGICZNEJ S. 26-27

PodlaskieWrzesień 2016 CENA: 15 PLN (W TYM 8%VAT) NR 2 (3)

Page 2: Strefa biznesu

Jarosław Jabłoński, redaktor naczelny Kuriera Porannegojaroslaw.jablonski @polskapress.pl

F E L I E T O N

W„Wiadomo, że taki a taki pomysł jest nie do zrealizowania. Ale żyje sobie jakiś nieuk, który o tym nie wie. I on właśnie dokonuje tego wynalazku.” Albert Ein-stein, jak mało kto potrafił drwić z kon-wenansów i krytykować schematy. Dziś to raczej spora rzadkość, że ktoś przy-chodzi z ulicy i wymyśla żarówkę. To mogło się udać Thomasowi Edisonowi, którego wyrzucili ze szkoły, gdy miał 10 lat. Zadawał za dużo pytań. Nauczyciele nie mogli tego znieść.

Akurat w tym względzie nic się prawie nie zmieniło – nadmiar pytań może doprowadzić do szewskiej pasji nie tylko pedagoga. Ta przypadłość doty-czy większości z nas. Jako rodzice prze-chodzimy ten etap dręczenia.

Ale współczesny biznes nie może się obyć bez stawiania pytań. A jedno pyta-nie jest szalenie ważne. Gdzie z naszym biznesem będziemy za 5, 10 lat? Odpo-wiedź tkwi w rozwoju, czyli innowa-cjach, wynalazkach i spojrzeniu na to co już jest, ale w nowy sposób. Odkry-cie na nowo czegoś, co już jest odkryte. To może najważniejszy przepis na suk-ces w biznesie.

Wielu naszych przedsiębiorców zna go bardzo dobrze i w tej potrawie już zdą-żyli się rozsmakować, o czym piszemy

S T R E F A P O W I T A L N A

w bieżącym wydaniu Strefy Biznesu. Oni po trafią łączyć z pozoru niedające się połączyć, czy widzieć coś, czego inni nie widzą.

Na taki przepis nikt jednak papierów nie ma, ale z pewnością nie trafiają na niego ludzie z przypadku. Potrzebna jest i wie-dza, i pasja, i po prostu zdziwienie.

Wydaje się, że potrzeba nie jest już matką wynalazków. Tempo wprowadza-nia na rynek nowych rzeczy jest tak duże, że nawet nie ma czasu by zadać sobie pytanie, czy jeszcze czegoś potrzebujemy. To towar czy usługa buduje w nas potrzebę.

Często jest też tak, że większość zwy-kłych ludzi nie potrafi z dobrodziejstwa wynalazczości skorzystać. Znam biznes-menów, którzy na smartfony patrzą jak na diabelskie maszyny i do ręki ich nie biorą. A rozwój technologii wymaga od nas ciągłej nauki. Jeżeli coś jest zbyt skomplikowane, to niekoniecznie kocha-ne. Jednak największe wrażenie robi na nas wynalazek, o który wywołuje w nas zdziwienie: „Kurcze, to takie pro-ste. Przecież mogłem to wymyślić”. A jednak przez lata nikt na to nie wpadł. Robią to nieliczni. I to można powiedzieć o dokonaniach naszych przedsiębiorców.

Dlatego podsumuję wszystko krótko: Dziwmy się!

DZIWMY SIĘ

CYTAT WYDANIA CZŁOWIEK JEST W STANIE DOKO-

NAĆ CUDÓW, JEŚLI TYLKO MOCNO W TO WIERZY, WIDZI CEL

I SENS SWOJEJ PRACY ADAM BYGLEWSKI,

WICEPREZES ADAMPOL S.A.

02 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

O konkurencyjno -ści firmy decydują przede wszystkim innowacje – mówi Sergiusz Martyniuk, prezes Pronaru Narew. – Tylko dzięki nim możemy konkuro -wać z przedsię -biorstwa mi z całego świata, a nie tylko między sobą.

STR. 72

Samorząd Województwa wspiera podlaski biznes

Page 3: Strefa biznesu

03 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

12-24TEMAT WYDANIA Potrafią zerwać z zaściankowością Malow z metalowymi meblami. P2V z konceptem opartym o sprzedaż z automatów. Kinga – produ-cent bielizny.

32-36STREFA OSOBISTA Z wiatrem czy pod wiatr. Zawsze na fali Balt-Yacht to jedna z największych stoczni jachtowych w Polsce. Założył ją Benedykt Kozłowski z żoną.

26-30STREFA MARKI Pronar to mocarz z małej Narwi stawiający na innowacje. Sery korycińskie to wizytówka podla-skich małych przetwórców.

34-44STREFA OSOBISTA IT, stal i logistyka Szefowie QBursta, Adampolu i Promostalu opowia-dają o swojej drodze do Białegostoku, swoich war-tościach i celach.

66-81STREFA KARIERY Od start-upów do strefy komfortu Tadejko, Sadłowska, Snarska-Sadowska o tren-dach w technologiach i HR

50-64 STREFA TRENDÓW Piwo rzemieślnicze, moda i lotnisko Poznajemy smaki ze Słodowego Dworu, Glogera i Browaru Stary Rynek. Barbary Piekut projekt dla Justyny Steczkowskiej. I... lotnisko Pronaru.

82-87STREFA ZAGRANICZNA Kolega Putina żyje niczym szejk Wicepremier Rosji Wiktor Szuwałow szokuje zachowując się jak udzielny książę. Pieski - pupile żony, wozi na konkursy samolotem w klasie biznes.

89-95STREFA IMPREZ W naszym obiektywie: koncert Izby Przemysłowo-Handlowej Jubileuszowa impreza IP-H w operze. Innowacyjne firmy w naszym rankingu i rzut oka na świat mody.

66-68STREFA KARIERY Zarządzanie talentami Petros Psyllos, genialny białostocki wynalazca do zakładania własnej firmy się jeszcze nie pali. A Adam Walicki radzi, jak docenić takich jak on.

NR 2 (3)

12-15

66-68

S P I S T R E Ś C I

46-48STREFA TRENDÓW Pałac Beckera znowu piękny

FOT.

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

Page 4: Strefa biznesu

25 lat... To bardzo długo. Zaczynaliście tworzyć Akcess niemal w tym samym momencie, gdy zaczęła raczkować polska gospodarka wolnorynkowa. Trudno było? No właśnie aż tak trudno nie było. Byliśmy dużo młodsi niż teraz, pełni zapału. Ja wcześniej pracowałem troszeczkę na rynku Europy Zachodniej. I tam podpatrzyłem pewne proste technologie wykonawstwa w budowlance. A że wtedy tego w Polsce nie było, nikt nawet chyba nie wiedział, że ściany można malować wałkiem, a nie pędzlem, postanowiliśmy spróbować. Firma zaczęła swoją działalność od handlu drobnymi narzędziami potrzebnymi w domu przy remoncie. Zaczęliśmy od pro-stych narzędzi do remontu, prostych narzę-dzi malarskich. Pierwszych zakupów doko-nywaliśmy w Niemczech. Jechaliśmy do niemieckiego marketu budowlanego i tam kupowaliśmy różne rzeczy, która nam wpadały w oko i uważaliśmy, że będą doce-nione również przez polskich klientów.

Gdzie to wszystko sprzedawaliście? Zaczynaliśmy od 15 metrów kwadratowych. Jeden ze wspólników miał lokal w jednym z białostockich pawilonów rzemieślniczych. Moja żona pisała ręcznie faktury, bo wtedy jeszcze, w 1991 roku nawet komputera nie mieliśmy. Wszystko robiliśmy własnymi rękoma. Ale nasze towary sprzedawaliśmy lokalnym gigantom z tej branży, jak Biało-stocka Centrala Materiałów Budowlanych, jak Chemia Białostocka. To co prawda były firmy z wieloletnim doświadczeniem, ale 25 lat temu nie wiedziały jeszcze, jak można pozyskać ten nowoczesny produkt. I to była nasza przewaga.

Skąd mieliście pieniądze na start?

To były oszczędności. Szybko też bardzo zaryzykowałem. Sprzedaliśmy z żoną mieszkanie w bloku. Co prawda w między-czasie budowaliśmy dom, ale gdy po zale-dwie kilku miesiącach działalności przy-prowadziliśmy do Polski pierwszego tira kleju do płytek ceramicznych – to właśnie do uciułanych pieniędzy dołożyliśmy te ze sprzedaży mieszkania.

Okazało się, że czasem dobrze jest zary-zykować? Na szczęście udawało się nam ten towar bardzo szybko sprzedawać. Nie było też odległych terminów płatności, więc obrót pieniędzmi był dosyć płynny. Potem zresz-tą już było nam łatwiej, bo przestaliśmy jeździć do Niemiec. Znaleźliśmy partne-rów na ryn ku poznańskim. Ludziom stam-tąd łatwiej i wygodniej było przekraczać granicę niż nam, przyjeżdżających z tak daleka. Oni ku powali towar w Niemczech, a my od nich. Bywało, że jeździliśmy tam nawet dwa razy w tygodniu, samochodem dostawczym typu nyska.

A w Białymstoku towar sprzedawaliście tylko tym ówczesnym potentatom? No nie, nie tylko im. Prowadziliśmy też sprzedaż detaliczną – w tym małym skle-

piku w pawilonie. Później otworzyliśmy jeszcze jeden– podobny sklepik. Po pew-nym czasie powstał kolejny– trochę więk-szy, w centrum Białegostoku. No i wtedy też otworzyliśmy hurtownię i nasz central-ny magazyn. Ale wszystkie te powierzch-nie dzierżawiliśmy. Dopiero w 1994 roku żeśmy się odważyli, zaciągnęliśmy kredyt i zakupiliśmy nieruchomość – budynek handlowo-usługowy o powierzchni tysiąca metrów kwadratowych.

Więc już po kilku latach działalności mie-liśmy własny duży sklep! Teraz ile ich macie? Teraz mamy trzy punkty sprzedaży. Salon o powierzchni 7 tys. mkw. w Białymstoku przy ul. Radzymińskiej, w Ełku przy ul. Mickiewicza o pow. ponad 2 tys. mkw. i jeszcze centralny magazyn w Białymsto-ku przy ul. Elewatorskiej. Tam też jest ponad 2 tys. mkw. Więc można powie-dzieć, że po tych 25 latach mamy 11 tys. mkw. własnych powierzchni. Można powiedzieć, że na początku trochę zwyczajnie udało się wam, mieliście farta: trafiliście w potrzeby rynku, nie było wielkiej konkurencji. Natomiast później pewnie było już ciężej. Powstawały nowe firmy, konku-rencja była większa, więcej też było towaru

Zbudowali firmę, która nie daje się zepchnąć z rynku nawet branżowym gigantomTrzeba wiedzieć, czym konkuro-wać. My postawiliśmy na renomo-wanych producentów i najlepszą jakość. I pod tym względem prze-wyższamy nawet wielkie hipermarkety, które działają w naszej branży – mówi Jarosław Starosta, wspólwłaściciel biało-stockiego Akcessu

Arty

kuł s

pons

orow

any

04 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

R o z m o w a

Page 5: Strefa biznesu

na rynku. Na co postawiliście, na jakie kie-runki rozwoju, żeby zatrzymać klientów u siebie? Już od 1994 roku, kiedy wszystkim łatwiej było pozyskiwać te materiały budowlane, my zaczęliśmy mocniej handlować materia-łami wykończenia wnętrz, czyli glazurą, terakotą, armaturą, ceramiką sanitarną. I tu postawiliśmy na jakość. Zresztą do dziś jakością i oryginalnym designem wyróżnia-my się wśród białostockiej konkurencji. Mamy produkty ze średniej i wyższej półki. Oczywiście dysponujemy też produktami w niższych cenach. Są potrzebne, bo coraz częściej zaopatrujemy naprawdę duże inwe-stycje. Oczywiście – wiem, że nie możemy konkurować z wielkimi hipermarketami budowlanymi. Ale myślę, że i tak w jakimś sensie wygrywamy z nimi: oferujemy pro-dukty renomowanych producentów i dzięki indywidualnemu podejściu do klienta jeste-śmy w stanie zaspokoić nawet najbardziej wyszukane oczekiwania.

Skąd się na tym znacie? To dzięki naszym zainteresowaniom. Ja z wykształcenia jestem budowlańcem. Pracowałem na kontraktach w kraju i za granicą, poznawałem różne nowinki z tej branży. A to się liczy. Powiew świe-żości do firmy wniósł też trzeci ze wspólni-ków – Marek Kasjan, który do spółki dołą-czył w 1994 roku. Wcześniej często uczest-niczył w branżowych targach. No i jego pasją stały się płytki ceramiczne. Napraw-dę się na tym dobrze znał już wtedy.

Jest was trzech wspólników: oprócz pana jeszcze Marek Kasjan i Marek Wilczko. Poza tym w zarządzie zasiadają również Panów żony. Nie ma w firmie sporów? Małżonki są co prawda wspólniczkami w firmie, ale na co dzień nie uczestniczą w życiu spółki. A my, mężczyźni patrzymy na biznes przez pryzmat cyfr nie emocji, więc współpraca nam się doskonale układa.

Podzieliście się pracą? Tak, każdy zajmuje się czymś innym. Ale wspólnie podejmujemy wiążące decyzje. Marek Kasjan zajmuje się salonem i sprze-dażą detaliczną. Marek Wilczko pilnuje spraw administracyjnych i finansowych. Ja kilka lat temu przejąłem dział wyko-nawczy. Zaczęliśmy budować...

No właśnie o te inwestycje budowlane chciałam zapytać. Jak to się stało, że w to weszliście? Budujemy już od blisko 10 lat. Choć muszę przyznać, że na początku zostaliśmy tro-chę przymuszeni do tego, żeby zająć się robotami budowlanymi.

Co to znaczy? Dostarczaliśmy płytki do wykończenia obiektu. Inwestor mówi: mam kłopot z wykonawcą. Nie ma komu ułożyć płytek. Zdecydowałem, że my się za to weźmiemy. Później podobna sytuacja była z sufitami podwieszanymi. Poprzez takie drobne rze-czy zaczęły się nasze pierwsze usługi wykonawcze. Zaczęliśmy je proponować naszym klientom przy zakupie płytek, ele-wacji. To procentowało. Zobaczyliśmy, że jest to usługa, na której rzeczywiście można wygenerować zyski. Rozwinęliśmy ten dział. Teraz sięgamy po obiekty kuba-turowe, w budownictwie publicznym, mieszkaniowym, usługowym. Budujemy różne obiekty. Ten dział budowlany na dzień dzisiejszy to jest już około 35-40 proc. obrotów spółki.

Ale to pewnie jeszcze nie koniec planów rozwoju spółki... Co jeszcze planu-jecie? Na pewno będziemy kontynuować to, co robimy. Chcemy dochodzić do perfekcji. A z nowych rzeczy? Zastanowimy się nad jakąś produkcją. Na razie nie powiem, co to będzie dokładnie, bo najpierw sami musimy ten temat zgłębić. Ale na pewno jeśli sięgniemy po coś nowego, to będzie związane z tym, co już robimy – czyli

z branżą budowlaną czy branżą materia-łów, które oferujemy do sprzedaży.

Proszę powiedzieć, ile osób pracuje w Akcessie. Zatrudniamy obecnie 103 osoby. Jeszcze dwa lata temu pracowników było niewiele ponad 70. Ale firma się rozrasta – zwłasz-cza dział usług budowlanych. W związku z tym zatrudniamy inżynierów, specjali-stów z branży budowlanej, pracowników do bezpośredniej produkcji, czyli na przy-kład murarzy. I w tym kierunku idziemy.

Wiele firm nie zatrudnia pracowników, tylko zleca prace podwykonawcom... Ale wyłącznie na podwykonawcach nie da się zbudować stabilnie działającej firmy.

Trudno jest zarządzać tak dużą firmą? Jak ma się dobrą kadrę menedżerską, to nie jest to większy kłopot.

Jakie macie sposoby na to, żeby wszyscy byli zadowoleni? Tu liczy się przede wszystkim atmosfera. Staramy się wprowadzić taką atmosferę – tzw. rodzinną. Chcemy, żeby nasi pracow-nicy przychodzili do pracy z przyjemnoś-cią, żeby nie przychodzili tu za karę. A jak widzimy, że z kimś dzieje się coś złego, jest smutny, załamany, to pytamy, co jest powodem: czy to kłopoty w domu, czy w pracy. A jeśli w pracy, to staramy się wspólnie zastanowić, co można zmienić. Bo jeśli ktoś idzie u nas na rozmowę do szefa, to nie ma prawa się stresować. Ale powiem, że pracowników, którzy prze-pracowali z nami 20 lat – to mamy około 20. Około 30 zaś ma 15-letni staż pracy. Nie mamy więc dużej rotacji pracowni-ków. Dlaczego? Bo nasi pracownicy są doceniani i mają możliwość rozwoju zawo-dowego oraz realizacji prywatnych pasji. A to dla nas naprawdę ważne!

ul. Radzymińska 14, Białystok,

www.akcess.com.pl

My, mężczyźni patrzymy na biznes przez pryzmat

cyfr nie emocji, więc współpraca nam się

doskonale układa.

05STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Budownictwo

Page 6: Strefa biznesu

33 Polska jest w pierwszej dziesiątce krajów UE z najniższą stopą bezrobocia,

wynika z danych Eurostatu. Jednocześnie w drugim kwartale było prawie 33 tys. ofert pracy. Najwięcej na Mazowszu i Śląsku. Najmniej na Podlasiu i Warmii.

Redaktor naczelny: Jarosław Jabłoński Redaktor prowadzący: Maryla Pawlak-Żalikowska Projekt graficzny, dyr. artystyczny: Tomasz Bocheński Grafika Tomasz Bogusławski Zespół redakcyjny: Barbara Kociakowska, Agata Sawczenko, Ewa Wyrwas Foto: Anatol Chomicz Andrzej Zgiet Wojciech Wojtkielewicz

STREFA BIZNESU PODLASKIE Redakcja Strefa Biznesu, ul. św. Mikołaja 1, 15-419 Białystok; tel. 85 7489 552; e-mail: maryla.zalikowska @polskapress.pl Redakcja nie odpowiada za treść reklam i nie zwraca materiałów nieza-mówionych. Wszelkie prawa zastrze-żone. Przedruk i wykorzystywanie w jakiejkolwiek innej formie bez pisemnej zgody zabronione.

Wydawca Polska Press Sp. z o.o. Oddział Białystok, ul. św. Mikołaja 1, 15-419 Białystok Prezes: Jacek Romanowski tel. 85 7489610 e-mail: [email protected]

Wydawca Polska Press Sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warsza-wa, tel. 22 201 41 00, faks: 22 201 41 10 Prezes zarządu: Dorota Stanek Wiceprezes zarządu: Dariusz Świąder Członkowie zarządu: Paweł Fąfara Magdalena Chudzikiewicz

Prezes Biura Reklamy: Wiktor Pilarczyk Dział wydawniczy: Izabela Marciniak Produkcja: Dorota Czerko Public Relations: Joanna Pazio Druk: Drukarnia TopDruk 18-400 Łomża, ul. Nowogrodzka 151A Reklamy na stronach: 2, 4-5, 7, 9, 11, 21, 25, 26-27, 31, 37, 39, 41, 45, 49, 53, 65, 69, 77, 88, 98

691,27Prawie 700 zł dzieli średnią płacę

brutto w pierwszym półroczu 2016 roku w województwie podla-

skim od średniej krajowej.

1,29223

To liczba milionerów w Białymstoku.

W Łomży było ich w ubiegłym

roku 49 a w Suwałkach

– 47.

10,8

taka w czerwcu 2016 była stopa bezrobocia w

regionie

38 437 000Pod względem liczby ludności Polska jest na 6. miejscu w UE i 34. na świecie.

Na koniec grudnia 2015 r. było nas 38 mln 437 tys. – podał 11 lipca Główny Urząd Statystyczny. W 2015 roku na 100 Polaków przypadało 107 Polek. Według

wyliczeń Urzędu, przeciętnie Polka żyje 81,6 roku, Polak – 73,6 roku.

2600000 19 827

Tyle w województwie podlaskim wynióśł rekordowy dochód z tytułu zatrudnie-nia na umowę o pracę.

Tylu milionerów mieszka w Polsce. W województwie podlaskim (jak widać z zeznać podatkowych za rok 2015) – 450. To o 57 osób więcej niż rok wcześniej.

P O D L A S K I E

06 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Dzietność Polek wynosi 1,29. W 2015 r. w Polsce urodziło się 369,3 tys. dzieci, jednak w tym czasie zmarło o 25,6 tys. osób więcej niż się urodziło. Zawarto 188,8 tys. małżeństw, 67 tys. małżeństw zakończyło się w tym czasie.

S t r e f a p o w i t a l n aŚWIAT W LICZBACH

FOT.

123R

F

Dział handlowy Dariusz Gilewski e-mail: [email protected] Marketing: Elżbieta Dźwigaj e-mail: [email protected] Kolportaż/dział wydawniczy: Ewa Szmarowska e-mail: [email protected]

Page 7: Strefa biznesu

07 09.2016

Page 8: Strefa biznesu

Podlaski Związek Pracodawców

Jego nowym prezesem jest od czerwca

Tomasz Kozłowski. Ma 45 lat. Jest rodowitym

biało stoczninem. na studiach był m.in.

przewodniczącym sa -morządu na Wydziale

Pedagogiki i Psycholo-gii i członkiem Parla-mentu Studenckiego UW w Białymstoku.

Od 2005 roku jest Pre-zesem Polskiego Sto-

warzyszenia Doradcze-go i Konsultingowego.

Tworzył też kilka in -nych dużych firm dora -

dczych i spółek inno-wacyjnych. Jest rów-nież autorem sukcesu

wielu komercyjnych przedsięwzięć,

a od 2007 r. organizuje Europejski Program Promocji Jakości–

Eurocertyfikat, które-go jest pomysłodawcą.

Jest także pomysło-dawcą i za siadał w Za -rządzie Związku Praco-

dawców Klastry Pol-skie. W 2012 roku zos -tał Menedżerem Roku obok Adama Łąckie go, prezesa Krajowego Re -jestru Długów czy And -

rzeja Arendar skiego, prezesa Krajowej Izby Gospodarczej. W 2014 roku był pomysłodaw-

cą i organizatorem I Kongresu Polski

Wschodniej w Białym-stoku. Jest koordyna-torem Klastra Instytu-cji Otoczenia Biznesu,

Robert Lisicki, Instytut Obywatelski. W latach 2004-2015 pracował w Depar-tamencie Prawa Pracy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej

Praca tymczasowa w odwrocie?

Skoro wrzesień, to początek rajskich uczt dla miłośników warzyw i owoców uprawianych w Polsce. Instytut Millward Brown zapytał w lipcu Polaków o preferencje związane z zakupem warzyw i owoców. Okazuje się, że Polacy są ostrożni w próbowaniu nowych smaków. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy aż 82 proc. ankietowanych nie spróbowało nieznanego warzywa, a 75 proc. – owocu. Najczęściej spożywane owoce to: jabłko (77 proc.), truskawka (43 proc.) i banan (37 proc.). Najczęściej spożywane warzywa to: pomidor (55 proc.), marchew (48 proc.) i ogórek (41 proc.). O wyborze miejsca dokonywania zakupów decyduje przede wszystkim jakość oferowa-nych produktów (93 proc.) i bogata oferta warzyw i owoców (91 proc.). Istotna jest też lokalizacja sklepu (82 proc.). CIS

J E D N O P Y T A N I E

Nowe przepisy dotyczące pracy tymczaso-wej zniechęcą przedsiębiorców do stoso-wania tej formy zatrudnienia – uważa Kon-federacja Lewiatan, oceniając projekt ustawy na ten temat. Pracodawców niepokoją takie propozycje jak: zwiększanie stopnia złożoności regulacji prowadzących do braku pewności po stro-nie podmiotów je stosujących; wprowadza-nie nowych obciążeń i kosztów w przypadku umów o pracę (np. przerzucenie na przed-siębiorców kosztów wydłużania umowy o pracę do dnia porodu); wzmacnianie umów cywilnoprawnych kosztem umów o pracę; brak promowania umów o pracę poprzez wydłużenie okresu skierowania pracownika tymczasowego do 24 miesięcy, przy zatrudnieniu wyłącznie na podstawie umowy o pracę. Tymczasem warto podkreślić, że praca tymczasowa, jako jedyna pośród elastycz-nych form zatrudnienia, ze swej istoty uwzględnia wzrost poziomu płac (m.in. poprzez wymóg porównywalności warun-ków zatrudnienia). Żałuję, iż w projekcie nie skorzystano z możliwości promowania zatrudnienia na podstawie umów o pracę poprzez wyd-łużenie okresu wykonywania pracy tym-czasowej na rzecz pracodawcy użytkowni-ka do 24 miesięcy w przypadku wykony-wania pracy w ramach umowy o pracę. Not. CIS

D Z I A Ł K A D R

FOT.

MAT

. PRA

S.

08 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

J E S I E Ń 2 0 1 6

Klastra Marek Tury-stycznych Polski

Wschodniej i Wschod-niego Klastra Budow-

lanego ze statusem Krajowego Klastra Klu-czowego. Po wy borze

na prezesa PZP mówił: – Dziś mamy 240 czło -

nków, ale będzie ich więcej. Mamy dobre

relacje z innymi organi-zacjami zrzeszającymi przedsiębiorców. Ra -

zem osiągniemy wie le.

British American Tobacco Augustów

Od kilku miesięcy funk-cje dyrektora BAT Au -gustów pełni Volkan Oruk. Jest Turkiem

urodzonym w 1972 r. w Izmirze. Ma żonę,

dwoje dzieci. Jest inży-nierem chemikiem

po studiach z zarządza-nia międzynarodowe-

go. Jego hobby to tenis, rowery, samo-

chody, bieganie, pływa-nie, żeglarstwo, jedze-nie zdrowej żywności. Kibicuje Galatasaray Football Club. Motto biznesowe: Wszystko

jest możliwe, na to, co niemożliwe potrzeba więcej czasu. Motto życiowe: Co Cię nie

zabije, to Cię wzmocni. Pracę dla przemysłu tytoniowego zaczął

w 1996 roku. Dołączył do BAT w 2001 roku. Pracował w: Turcji,

wielkiej Brytanii, Ira-nie, Egipcie, Polsce.

Not. PEŻ

S t r e f a p o w i t a l n aNEWSROOM

NIE KUPUJĘ WARZYW I OWOCÓW, KTÓRYCH NIE ZNAM, PONIEWAŻ:

30% nie wiem, czy będą mi smakowały

20% nie lubię eksperymento-wać w kuchni

20% nie wiem, co z nimi zrobić

14% jestem przywią-zany do konkret-nych warzyw i owoców

10% nie mam takiej potrzeby

9% nie wiem/trud-no powiedzieć

4% mają za wysoką cenę

3% mogą być sztucznie uprawiane

Page 9: Strefa biznesu
Page 10: Strefa biznesu

Kremy naszych babć Przed wojną Polki mogły prze-bierać w ofercie kremów. Tak

przynajmniej wynika z przeglą-du reklam zamieszczanych

w prasie. Kosmetyki były sprowadzane z Francji, Stanów Zjednoczonych (Creme Simon, Pond’s), inne zaś wytwarzane

w Polsce. Najwięcej reklam zamieszczała firma Pebeco

Polskie Wytwory Beiersdorfa SA Poznań, polska spółka

marki Beiersdorf z Hamburga, producent kremu Nivea.

Tę nowoczesną fabrykę zało-żono w 1929 roku.

W przedwojennej Warszawie działało co najmniej 5 dużych

firm zajmujących się pro-dukcją i dystrybucją kos-metyków, m.in. fabryka

Schichta, dostarczająca kos-metyki Elida. JAN

S t r e f a p o w i t a l n aRETROREKLAMA

10 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 11: Strefa biznesu

11 09.2016

Page 12: Strefa biznesu

Te m a t w y d a n i a

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

Page 13: Strefa biznesu

To Francuzi dokonali w Suwałkach prze-wrotu, który spowodował, że siermiężne, ciężkie i brzydkie szafy metalowe produ-kowane głównie dla wojska, opuszczają dziś magazyny Malowa jako finezyjne mebelki. Dzięki ich urodzie i funkcjonal-ności założona przez Henryka Owsiejewa firma stała się liderem branży w Europie, a designem zachwyca nawet Skandyna-wów, znanych z wysokich pod tym wzglę-dem wymagań.

Wspomniana „rewolucja francuska” dotarła do Suwałk w latach 80. przede wszystkim w sferze mentalnej. Otóż wykształcony i pracujący na Śląsku meta-lowiec – Henryk Owsiejew – został ściąg-nięty przez kolegę w rodzinne strony. Przez pewien czas był wiceprezydentem Suwałk, ale uwierał go ten stołek, bo ciąg-nęło go do pracy w produkcji. Trafił do państwowej firmy Polam i szukał dla niej i dla siebie nowych horyzontów.

Suwalską ofertą zainteresowali się wreszcie właśnie Francuzi. Tyle tylko, że nie pasowała im ani wątpliwa uroda tutej-szych mebli, ani przestarzała technologia ich wytwarzania, ani niewielka rozmaitość modeli i zastosowań. Mieli na to wszystko zupełnie inny punkt widzenia niż znany w grodzie nad Czarną Hańczą.

– Nagle okazało się, że z metalu można robić cuda na salony – opowiada z werwą Henryk Owsiejew.

Szukając drogi ucieczki do przodu, wykorzystał zmiany gospodarcze w Polsce i możliwość zakładania spółek join-ventu-re z obcym kapitałem. W 1989 roku zało-żył pierwszą na tym terenie właśnie z francuskimi partnerami. Nazywała się Litpol. – Lit od Litry, nazwy francuskiej firmy, a Pol od Polam, nazwy owego suwalskiego przedsiębiorstwa, w którym zaczynaliśmy współpracę – wyjaśnia Hen-ryk Owsiejew.

Kiedy osiem lat później powstanie

Malow, w jego nazwie także będzie francu-ski wątek: pierwsza część od nazwiska francuskiej partnerki biznesowej Owsiejewa, a druga – od jego nazwiska.

Ów pierwszy zakład Malowa stanął na terenach tworzącej się Suwalskiej Stre-fy Ekonomicznej. Dzisiaj tych zakładów jest tam aż cztery. Za chwilę, na kolejnej, sąsiedniej działce, w hali odkupionej od innej firmy, będzie rósł Malow 5.

– Samą produkcją zajmujemy obecnie 3 hektary – mówi z satysfakcją Henryk Owsiejew.

Nie jest już prezesem firmy, tylko prze-wodniczącym jej rady nadzorczej. W gabi-necie prezesa zastąpił go Roman Kaleta.

W stworzonym przez ojca przedsiębior-stwie pracuje także dwóch synów założy-ciela, a córka prowadzi współpracująca z Malowem wytwórnię palet.

Uwierzyliśmy, że Suwałki to Europa

Francuzi odcisnęli swoje piętno na suwal-skim przedsiębiorstwie nie tylko otwiera-jąc przed nim swój rynek i poddając wyro-by polskiej firmy wysokim wymaganiom estetycznym czy technologicznym.

– Bezwzględnie kontrakt z Francuzami dał nam power. Zmienił nasze spojrzenie na handel, marketing, wzornictwom rynek – jeszcze raz podkreśla z naciskiem Hen-

ryk Owsiejew wspominając raczkowanie jego potężnej dziś firmy. – Dzięki temu zaczęliśmy docierać prawie do wszystkich krajów Europy. Ruszyliśmy także z wdro-żeniem systemu ISO. I właśnie wtedy pra-cował z nami fantastyczny francuski tre-ner. Przez dwa lata, na każdym spotkaniu powtarzał: „Wy Polacy jesteście wspania-li!” Dzięki niemu zmieniło się nasze spoj-rzenie na samych siebie.

Henryk Owsiejew z pasją opowiada, jak on i jego ludzie nabierali wiary, że Suwałki to jest Europa. Jak francuski doradca przekonywał ich, że są naprawdę dobrzy w tym, co robią. Że nie ma powodów do kompleksów. Że świat może stanąć przed nimi otworem, bo mają go czym podbić.

I ruszyli na międzynarodowe targi. I poznawali nowych partnerów na ryn-kach, które ich nie znały.

– To geneza mojego osobistego sukce-su. Pod wpływem słów tego wspaniałego człowieka przekonałem i siebie, i swoich ludzi, że możemy czuć się dobrze zarów-no w Suwałkach, jak w Warszawie czy Paryżu –opowiada Henryk Owsiejew. – Takie przemodelowanie zaściankowego myślenia było bardzo ważne. A ono prze-cież siedziało i siedzi w wielu z nas w tym regionie. I to jest wielka bariera przesz-kadzająca nam w rozwoju innowacyjno -ści. Żeby pójść do przodu, trzeba tę barierę przełamać.

Za drugi przełomowy etap w rozwoju firmy właściciel Malowa uważa moment, gdy podjął decyzję o odkupieniu od Fran-cuzów udziałów.

Skok na głęboką wodę – Nie da się ukryć, że wymagało to odwagi – wspomina Henryk Owsiejew. – Postawi-liśmy wszystko na jedną kartę. Gdyby nam nie wyszło, byłaby to tragedia materialna dla rodziny... Ale wyszło – uśmiecha się rozbrajająco.

Przez minione 12 lat samodzielności wszystko co firma zarobiła plus kredyty, szło w inwestycje. Blisko 150 milionów zł – w ludzi, technologie, organizację pro-

Maryla Pawlak-Żalikowska [email protected]

Kiedyś meble metalowe to był obciach – śmieje się często Henryk Owsiejew, właściciel firmy Malow. I z dumą dodaje, że dziś sprzęt z jego firmy to technolo -giczna oraz wzornicza górna półka. Dlatego wkracza do biur, mieszkań i hoteli.

TRZEBA ZERWAĆ Z ZAŚCIANKOWOŚCIĄ

Żeby odnieść sukces, trzeba chcieć, umieć

i mieć szczęście Henryk Owsiejew,

założyciel, właściciel i przewodniczacy rady nadzorczej firmy Malow

13STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

WBREW STEREOTYPOM

Page 14: Strefa biznesu

STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

dukcji. – To składa się na dzisiejszy stan i pozycję Malowa – podsumowuje przed-siębiorca.

Warto przy tym dodać, że w tych inwe-stycjach nie ma wsparcia funduszami unij-nymi.

– Jeśli chodzi o dostęp do dotacji, to jesteśmy trochę na cenzurowanym – oce-nia Henryk Owsiejew. – Jesteśmy firmą dużą w sensie nomenklatury (czyli z zatru -dnieniem wynoszącym ponad 250 osób – przyp. red.) i na starcie po dotacje stawali-byśmy w jednym szeregu z Orlenem czy KGHM! A oni mają takie projekty, że my nie mamy szansę na wygraną.

– Wielokrotnie zwracałem uwagę, że firmy tej wielkości co nasza... a zatrudnia-my już ponad 600 osób.., mają największy potencjał rozwojowy, a jednocześnie mają najtrudniejszy dostęp do pieniędzy z Unii Europejskiej – dodaje właściciel Malowa.

– No, ale dajemy sobie radę – rzuca znowu dystansując się od własnego narze-kania.

Kierunek – Skandynawia Pytany o kolejny czynnik, który pcha firmę do przodu, Henryk Owsiejew wska-zuje na rozwijające się kontakty z partne-rami skandynawskimi.

Zaczęły się 12 lat temu współpracą z przedsiębiorstwem norweskim bardzo aktywnym w tamtym rejonie. Z suwalskim producentem mebli współpracuje ono marke tingowo, wpływa na rozwój marki Malow.

– Nasz najnowszy zakład Malow 4 pra-cuje właśnie pod kątem produkcji na rynek skandynawski. To bardzo rozwojowy pro-jekt – opowiada Henryk Owsiejew o inwe-stycji nagrodzonej w tym roku tytułem Podlaska Marka w konkursie organizowa-nym przez Podlaski Urząd Marszałkowski.

Przedsiębiorca podkreśla, że choć funkcje mebli metalowych są podobne, to każdy rynek: francuski, niemiecki czy skandynawski, ma inne wymagania doty-czące na przykład designu.

– Przykładowo dla Skandynawów robimy meble z elementami drewnianymi lub drewnopochodnymi – wskazuje Henryk Owsiejew. Ocenia, że rozwój tej właśnie „nogi” założonego przed laty przez niego biznesu, doprowadzi za dwa, trzy lata sprzedaż do wielkości rzędu 200 mln zł.

W tym roku jest to ok. 150 mln zł. Rok wcześniej było 120 mln zł.

Malow – marka pożądana Jednym słowem Malow będzie za chwilę jedną z największych firm swojej branży w Europie. Jego największą konkurencją są w tej chwili firmy tureckie. Ale przewa-gą suwalskiego przedsiębiorstwa jest –

zdaniem jego właściciela – przede wszyst-kim obecność w firmie 40-osobowej grupy inżynierów konstruktorów.

– W zasadzie każde życzenie kontra-henta możemy bardzo szybko dzięki nim spełnić – zapewnia Henryk Owsiejew.

I z dumą wymienia Pawła Zakrzewskie-go, z-cę dyrektora ds. marketingu i handlu, Adama Owsiejewa, swojego syna, dyrekto-ra ds. rozwoju i członka zarządu Malowa, Romana Kaletę, prezesa firmy czy Alicję Kilian, także z zarządu, dyrektor ds. mar-ketingu i handlu. – Takie mózgi dla nas pracują – podkreśla ich rolę w firmie.

Od początku istnienia na rynkach wschodnich czy Europy Środkowej Malow sprzedawał meble pod swoją marką. Nato-miast Europa Zachodnia jest bardzo przy-wiązana do własnych producentów, dlate-go tam sprzedaż artykułów suwalskiej firmy odbywa się często pod logo innych przedsiębiorców. – Ale co ciekawe i cenne, od mniej więcej trzech lat zwracają się do nas zarówno firmy niemieckie, jak i francuskie czy z krajów Beneluksu, które chcą sprzedawać nasz towar pod naszą marką – zauważa Henryk Owsiejew. – To wielka sprawa, że po tylu latach takiej blo-kady na rynku, Malow się przebija.

Teraz największymi rynkami, na które trafiają meble z Suwałk, jest Skandynawia i Niemcy. Ale sprzedaż rozwija się w każ-dym kraju Europy. Poza jednym, który jest 50 kilometrów od siedziby przedsię-biorstwa – Białorusią.

– Wielokrotnie podchodziłem do tego rynku i nic – rozkłada ręce Henryk Owsiejew. – Mają kilka swoich zakładów i nie wpuszczają obcych. Ani nas, ani firm zachodnich.

Trzeba chcieć, umieć i mieć szczęście

Malow zatrudnia dziś blisko 600 osób. Poza Polską prowadził produkcję na Sło-wacji, ale kosztowało to zbyt wiele (o jedną trzecią więcej niż w Suwałkach) i dlatego dziś działalnośc firmy na tym rynku ma tylko charakter handlowy.

Natomiast – mimo bardzo trudnej sytu-acji polityczno-ekonomicznej – nadal dzia-ła zakład Malowa na Ukrainie.

– Po kryzysie związanym z działaniami wojennymi sytuacja się tam nieco uspokoi-ła, a my zmieniliśmy koncepcję prowadze-nia tam firmy – wyjaśnia Henryk Owsiejew. – Tamta fabryka powstawała pod kątem rynku rosyjskiego. Skoro się on zablokował... podobnie zresztą jak ukraiński... to postawiliśmy tamtejszej eki-pie zadanie poszukania nowych rynków zbytu. I znaleźli: w Mołdawii, Rumunii, Bułgarii, Kazachstan.

Pracuje tam ok. 100 osób: Ukraińcy zainteresowani pracą dla Ukraińców. FO

TAN

DRZE

J ZG

IET

TAK NIEBANALNIE MOGĄ BYĆ WYKOŃCZONE METALOWE MEBLE Z MALOWA

Page 15: Strefa biznesu

15STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

WBREW STEREOTYPOM

Jest też spółka córka Malowa w Świno-ujściu, która kieruje swoje działania na rynek skandynawski.

Ale oczywiście flagowymi okrętami firmy są cztery zakłady w Suwałkach. Do usytuowanej na terenie Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej dołączy jeszcze jeden – wspomniany już Malow 5. Na mocy podpisanej w sierpniu umowy do Malowa należy już hala znajdująca się dosłownie za płotem okalającym Malow 2 i 3. Miała tam prowadzić produkcję drzwi firma Porta, ale zmieniła plany.

– Zawsze powtarzam – śmieje się Hen-ryk Owsiejew – że aby odnieść sukces w biznesie, trzeba chcieć, umieć i mieć szczęście. I właśnie okazja kupna hali położonej tuż obok nas, to przejaw takiego szczęścia w biznesie!

Roboty zmieniają wymagania wobec pracowników

W już działających zakładach Malowa miesięcznie przerabianych jest ok. 1200-1500 ton blachy. Pracują tu zarówno pol-skie maszyny (jak np. linia do zgrzewania drzwi do szafek skonstruowana przez białostockich naukowców związanych

z Politechniką Białostocką), jak i włoskie czy japońskie.

Niczym obrazy rozwieszone w galerii sztuki przesuwają się przez hale Malowa elementy metalowych mebli (widać to na zdjęciu poniżej). Przechodzą zabezpie-czenie antykorozyjne, trafiają do prosz-kowni. Potem proszek jest stapiany w 200 stopniach Celsjusza i kolejna partia poma-lowanych w dowolnym kolorze elementów mebli niczym już metalu nie przypomina.

Laserowe wycinarki robią z tymi meb-lami cuda zamieniając je w cacka wyglą-dające lekko i nadające się zarówno do szatni w zakładach pracy, jak i szko-łach, domach czy gabinetach lekarskich. Na jednych liniach technologicznych powstają krótkie serie modeli w dużej mierze poddawane ręcznej obróbce, a na innych – klonowane są na automa-tach tysiące mebli o powtarzalnej, per-fekcyjnej jakości.

Dziennie wyjeżdża stąd 15 do 20 ton metalowych cudeniek. Część produktów powstaje przy udziale firm zewnętrznych. Na przykład szafki do szkół mają nakłada-ne poza Malowem kolorowe ozdoby. A biurka do przechowywania i ładowania

laptopów są wyposażone w elektronikę dostarczaną spod innego adresu. Podob-nie jest z totemami reklamowymi, których bryły także powstają w firmie założonej przez Henryka Owsiejewa.

Nowoczesność to automatyzacja pro-dukcji: robot w lakierni ma 37 pistoletów; japońskie roboty zgrzewające Kuka zastę-pują pracę 30 ludzi, a pracuje przy nich tylko dwóch operatorów.

– Ale to nie oznacza utraty pracy dla ludzi – wyjaśnia Henryk Owsiejew. – Po prostu zatrudniamy osoby o coraz wyż-szych kwalifikacjach. Im nowocześniejszy sprzęt, tym bardziej trzeba nam serwisan -tów, programistów.

Potężna hala Malowa 4 wybudowana kosztem 65 mln zł (wliczając w to budy-nek, sprzęt i technologię) jest jeszcze pra-wie w połowie pusta. Zapełni się na prze-łomie 2016 i 2017 roku. Będzie uzupełnio-na m.in. o kolejną stację robotów. Już pra-cują tu fińsko-włoskie maszyny, na któ-rych można robić i jeden nietypowy model, i powtórzyć sto sztuk.

Każdy nowy automat jest nowocześniej-szy od poprzedniego. Bo konkurencja goni, a czasy obciachu się skończyły.

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

HENRYK OWSIEJEW, WŁAŚCICIEL MALOWA Z DUMĄ MÓWI O KREATYWNOŚCI I PROFESJONALIZMIE SWOICH LUDZI. W FIRMIE NAJWAŻNIEJSZE SA JEJ MÓZGI – PODKREŚLA. TO KILKA TAKICH WŁASNIE OSÓB: (OD LEWEJ) PAWEŁ ZAKRZEWSKI - DYREKTOR DS. MARKETINGU I HANDLU, ADAM OWSIEJEW, DYREKTOR DS. ROZWOJU, CZŁONEK ZARZĄDU, ROMAN KALETA – PREZES FIRMY.

Page 16: Strefa biznesu

Najpierw było marzenie, nie maszyna

Te m a t w y d a n i a WBREW STEREOTYPOM

Page 17: Strefa biznesu

mówi Andrzej Nartowicz, współwłaściciel i członek zarządu

firmy Ideal Group, prezes spółki P2V i Fundacji Zdrowe Kieszonkowe

Rozmawia Maryla Pawlak-Żalikowska bb

(na zdjęciu z lewej strony, z Piotrem Dubienieckim, prezesem Ideal Group) Fot. Andrzej Zgiet

Page 18: Strefa biznesu

SB: To mógł być taki prosty koncept: kupić auto-maty tańsze od innych, może ładniejsze, może z lepszą ceną batoników, zupek czy puszek z napojami. Wyrywać z rynku klientów ceną i … No właśnie, jaki mieliście panowie pomysł na rozwój swojego biznesu na jego starcie? – Najpierw było marzenie, a nie maszyna. Myślę, że wszystko co robimy w życiu, należy zaczynać od realizacji marzeń, a moim było prowadzenie takiego biznesu, który umożliwi pomaganie innym. Już w liceum wymyśliłem koncepcję automatycz-nych McDonald’sów. Chodziło o taki model, który umożliwiłby pomoc w dostarczaniu żywności potrzebującym, poprzez zorganizowanie tego jedze-nia w jednym miejscu i zaangażowanie do jego dystrybucji różnych podmiotów – większych i mniejszych. Coś w rodzaju zminiaturyzowanego Banku Żywności, powielonego o wiele lokalizacji. Wtedy nie myślałem jeszcze o maszynach vendingowych, nie wiedziałem oczywiście, jak się potoczą moje losy. A moje życie poukładało się tak, że powiązałem się z branżą vendingową, czyli automatami do sprzedaży żywności i innych pro-duktów. Przed rokiem 2003, jako osoba szukająca pomy-słu na biznes, z głową pełną ciekawych koncep-cji, zainteresowałem się vendingiem, o którym opowiedział mi mój partner biznesowy – Piotr Dubieniecki. W tym niepopularnym dotąd w Pol-sce kanale dystrybucji dostrzegłem wielki poten-cjał, nie tylko w zakresie czysto biznesowym. Już wtedy patrzyłem na automaty do sprzedaży jako urządzenia, dzięki którym możliwe byłoby reali-zowanie moich marzeń o pomaganiu innym. Teraz, po kilkunastu latach w branży, spełniam je w projekcie Zdrowe Kieszonkowe. Działająca przy projekcie fundacja wspiera dzieci niedoży-wione poprzez zapewnianie im zasilonych kart do płatności w automatach ze zdrową żywnością usytuowanych w szkołach. Kierowała mną również myśl, aby zrobić coś nowego, innowacyjnego, nietypowego w tym regionie. Dać ludziom szan-sę korzystania z usług, które dotychczas tu nie funkcjonowały. Tak więc, pomaganie innym, chęć zrobienia czegoś unika-towego, jedynego w swoim rodzaju – to są rzeczy, które nas motywują do działania. Trzeci motor, który mnie napędza, to danie stabilizacji wszystkim pracownikom, w szeroko pojętym sensie – wizji i pozycji, która w dłuż-szej perspektywie zapewni byt naszej załodze i koope-rantom.

Jak widzieliście swój kawałek rynku i na ile oka-zał się on trudny i zmienny? – To jest rynek dla dużego zaangażowania kapita-łowego. Każda nowa lokalizacja to duży wydatek nawet jednostkowo, a budując organizację – urzą-dzeń musi być na tyle dużo, by tę organizację i urządzenia utrzymać. Więc ważny jest dostęp do kapitału. W pierwszym etapie cały zysk firmy inwestowali-śmy w rozwój, drugim istotnym źródłem był kon-trakt z firmą Lavazza i możliwość rozwoju z tą marką. Natomiast w perspektywie do wykorzysta-nia są rynek kapitałowy, leasing i kredyty. Wiele zależy też od regionu, w którym się działa. Podlasie traktujemy jak poligon doświadczalny. Tu szukamy innowacyjnych rozwiązań, testujemy je, szkolimy ludzi. Natomiast marże czy dostęp do klientów są lepsze w większych i bardziej uprzemysłowionych miejscach. Podlasie to niełatwy region, ale ma swój potencjał, a to dzięki otwarciu tutejszych przedsiębiorców na innowacje. Generalnie mamy klientów również wśród wiel-kich korporacji, dużych sieci w całej Polsce. Logistycznie i technicznie istniejemy w różnych jej regionach. I mamy wiele przykładów na to, że udało się nam zrobić to, co nie udało się innym. Wymiernym efektem tego sukcesu są przychody spółki, które przekroczyły 40 mln zł w pierwszym półroczu 2016 roku.

Czy stawialiście na swoje rozwiązania technolo-giczne? Dlaczego? – Podejmując decyzję o zaangażowaniu w rynek vendingowy, nie wiedziałem, jak duży będzie ten rynek, czy nam się uda, czy nie. Natomiast podej-mując decyzje tzw. operacyjne, czyli jak chcemy tą drogą podążać, od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy powielać schematów. Szukamy czegoś, co się bardzo wyróżnia, co pozwoli zabezpieczyć potrzeby naszych klientów. I robimy to do tej pory, czyli szukamy istotnych przewag konkuren-cyjnych.

Z perspektywy czasu widzi-my, że każda innowacja to nie jest innowacja na teraz, ale na przyszłość, np. na kil-kanaście, a nawet na kilka-dziesiąt lat do przodu. I tak staramy się kształtować nasze bieżące działania ope-racyjne. Takim kamieniem milowym było stworzenie technologii Pay2Vend. To własne, stworzone od zera, polskie rozwiązanie dedy-kowane branży vendingowej. Dzięki niemu użytkownicy automatów mogą dokonywać zakupów

Patrzyłem na automaty do sprzedaży jako urządzenia, dzięki którym możliwe

byłoby realizowanie moich marzeń o pomaganiu innym.

18 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 201618 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Te m a t w y d a n i a

Page 19: Strefa biznesu

z wykorzystaniem prepaidowych kart i breloków do płatności zbliżeniowych oraz telefonów komór-kowych. Powiązane są one z własnym systemem płatności (porównywalnym jedynie z rozwiązania-mi dostępnymi w bankowości). Konsument ma dostęp do platformy internetowej, dzięki której ma pełną kontrolę nad zakupami, może zasilać konto, ustawiać dzienne limity wydatków, spraw-dzać statusy i inne. Technologia ta znalazła zastosowanie we wspom-nianym już projekcie Zdrowe Kieszonkowe. Auto-maty projektu usytuowane są w szkołach podsta-wowych i gimnazjach – oferują uczniom zdrowe przekąski i napoje. I dziś możemy ocenić, że opracowanie takiej zupełnie autorskiej technologii, mimo że pochło-nęła ona bardzo dużo pieniędzy, to była bardzo słuszna decyzja. Mamy podstawy by twierdzić, że technologia Pay2Vend umożliwiła nam znacznie szybszy rozwój wielu działań, a oprócz tego daje dużo istotnych możliwości na przyszłość. Mamy narzędzie, które możemy wykorzystywać w wielu segmentach prowadzonej działalności. I co ważne, technologia daje możliwość realizacji tego, co było na początku – marzenia o pomaga-niu innym.

Weszliście nie tylko do firm, ale i do szkół. Czy od początku mieliście pomysł, że ten klient wymaga zmiany całej filozofii waszego biznesu? Że trzeba patrzeć na to pod kątem zdrowia mło-dych ludzi a nie ścigać się na batony z konkuren-cją? – Podchodzę do tego projektu bardzo osobiście. Pierwsze urządzenie stanęło w szkole mojej córki, która niedawno rozpoczęła edukację. Opowiada-łem jej o tym projekcie i niezapomnianym przeży-ciem dla nas obojga był jej pierwszy zakup z auto-matu. Zdrowe Kieszonkowe to rozwiązanie łączą-ce trzy ważne aspekty pozabiznesowe – zdrowot-ny, społeczny i edukacyjny. Wspieramy szkoły i rodziców w edukacji dzieci, zarówno zdrowotnej jak i finansowej, pomagamy uczniom niedożywio-nym oraz pomagamy w kształtowaniu popraw-nych postaw zdrowotnych. Mamy nadzieję i taki jest nasz cel, że w perspektywie kilku lat Zdrowe Kieszonko-we przyczyni się do kształ-towania pozytywnych zmian społecznych w zakresie dba-łości o zdrowie i poprawną dietę. A jednocześnie speł-niamy tę inną naszą potrze-bę – stosowania niestandar-dowych rozwiązań.

Co było natchnieniem do wprowadzenia „brelocz-

ka płatniczego” i wymyślenia systemu kontroli rodzicielskiej nad zakupami robionymi przez dzie-ci? – To taki sprytny sposób na to, by kontrolować dzieci – co kupują i co jedzą. Dzieci, zwłaszcza małe, chętnie sięgają po to, co zakazane. A my proponujemy dyskretną formę kontroli, pomagającą rodzicom budować zdrowe nawyki żywieniowe u ich pociech, poprzez umie-jętne sterowanie dostępem do produktów zgod-nych z zasadami zdrowego żywienia, czy zgodnie ze wskazówkami rodziców. Kontrola rodzicielska umożliwia m.in. ustawienie wysokości dziennego limitu na zakupy, czy konfi-gurację listy produktów do zakupu. Oznacza to, że rodzic wybiera z listy te produkty, które dzie-cko może kupić, blokując tym samym inne, np. takie, które nie są wskazane z przyczyn medycz-nych... choćby w przypadku ucznia na diecie bez-mlecznej czy bezglutenowej.

Młodzież to pewnie specyficzny klient. Co was najbardziej zaskoczyło, gdy wchodziliście do szkół? – Dzieci szybko się uczą, przyzwyczajają się do nowinek technologicznych i jest to niewątpli-wie grupa, która potrzebuje ciągłej zmiany. My staramy się wprowadzać ciekawy asortyment, zachęcając w interesujący sposób do jego kupna. Zdrowe Kieszonkowe to nie jest projekt bizneso-wy, sama sprzedaż to tylko jeden z kilku elemen-tów, z którymi ten projekt jest powiązany. Bliższy kontakt z maszyną, która wita się z dziećmi, pierwsza karta płatnicza, zetknięcie z nową tech-nologią – ten projekt umożliwił nam modyfikację założeń do technologii Pay2Vend przy trudnym kliencie jakim jest dziecko i niewątpliwie wpłynął kreatywnie także na nas.

Skąd potrzeba założenia fundacji i wspierania dzieci, których rodziców nie stać na codzienne zdrowe kieszonkowe? PR? Wielkie serce? Trend wśród najlepszych, żeby mieć oczy szeroko

otwarte na tych, którzy mają mniej? – Myślę, że to wynika z mojego wychowania. Ze świadomości, że zawsze wydaje się nam, że mamy mało, a przecież są wokół nas ludzie, którzy mają dużo mniej. W szkołach spotykamy się m.in. z problem niedoży-wiania dzieci. Praktycznie w każdej szkole, oczywiście wyłączając te prywatne, są uczniowie, których sytua-cja materialna jest trudna, którzy przychodzą na zaję-

Mamy nadzieję i taki jest nasz cel, że w perspektywie kilku lat Zdrowe Kie-

szonkowe przyczyni się do kształtowa-nia pozytywnych zmian społecznych

w zakresie dbałości o zdrowie i popraw-ną dietę. A jednocześnie spełniamy tę inną naszą potrzebę – stosowania nie-

standardowych rozwiązań.

19STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

WBREW STEREOTYPOM

Page 20: Strefa biznesu

cia bez śniadania i nie mają w plecaku kanapki. W większości dzieci te korzystają z obiadów finansowanych z róż-nych źródeł, jednak my uzupełniamy możliwość zapewnienia takim ucz-niom dodatkowych posiłków. Przypomnijmy, że zgod-nie z zasadami popraw-nego żywienia, dziecko w wieku szkolnym powinno zjeść w ciągu dnia pięć posiłków. Jednak często nikt tego nie pilnuje, nie dba o poprawne nawyki i zdrową dietę. Staram się to zmienić. Moja chęć pomocy wynika z przekonań, zasad, które wpojono mi w dzieciń-stwie, ale także wiedzy o tym, że są uczniowie, którzy wymagają wsparcia. Nie ma mowy tu o trendzie na niesienie pomocy. Choć zauważalne jest, że ludzie coraz chętniej otwierają się na pomoc, co sprzyja działaniom również Fundacji Zdrowe Kieszonkowe. Oferując dzieciom z rodzin gorzej sytuowanych karty do zakupów w automatach ze zdrowymi przekąskami wyrównujemy również ich szanse. Dajemy im możliwość korzystania z nowoczes-nych technologii, posługiwania się kartami do płatności.

Jak branża reaguje na zmienność trendów na rynku dotyczących czy to żywienia, czy np. jakości kawy? Rozpuszczalnej mówimy ostatnio NIE. Stawia się na ziarnistą. – Każda zmiana trendu czy przepisów wymaga dostosowania urządzeń do tych zmian. Nie wszy-scy są w stanie się do nich odpowiednio przysto-sować. Jest pewien opór w branży, jeśli chodzi o reagowanie na nowe trendy, chyba że wymusi to konkurencja. Niewątpliwie takim istotnym wydarzeniem, które szcze-gólnie wpłynie na branżę, będzie jej fiskalizacja. To bardzo ujednolici rynek i pobudzi procesy integracji.

Macie aspiracje wychodze-nia za granicę. Jak wygląda ten rynek – czym różni się od naszego? – Jest dużo większy, bar-dziej wymagający, bardziej poukładany. Ze standardo-wymi rozwiązaniami na rynku zagranicznym nie mamy żadnych szans. Bar-

dzo wiele zagranicznych podmiotów myśli o tym, by zaistnieć w Polsce, natomiast nie przypusz-czam, bo ktoś stąd chciał zaistnieć tam. Nasza świadomość tego, jak wyglądają tamtejsze realia, powoduje, że przygotowujemy się organizacyjnie i techno-logicznie do podjęcia działań za granicą. Oczywiście nie chodzi o to, by tylko uruchomić

tam działalność, ale by to miało sens. Nie chcemy za granicą sprzedawać naszych technologii, ale zaistnieć z naszymi pomysłami, bo przypuszczam, że również tam jest zapotrzebowanie na takie roz-wiązania, które wkrótce chcemy wprowadzić w kraju. Dodam, że Pay2Vend to nie tylko zaawansowana technologia, ale też niespotykane dotychczas na rynku europejskim rozwiązanie. Wszystkie technologie, jakie tam są aktualnie dostępne, to technologie umożliwiające płacenie kartami płat-niczymi. Natomiast my zmieniamy filozofię vendingu, jego paradygmat. Jako pierwsi wprowadziliśmy takie rozwiązanie do branży vendingowej i zdradzę, że na tym się nie skończy.

A czy może pan zdradzić trochę więcej? Jakie są plany na przyszłość, gdzie jeszcze chcecie wyko-rzystywać swoje technologie? – W Polsce jest trochę firm zainteresowanych nie-standardowymi rozwiązaniami, ale nie jest ich jeszcze bardzo wiele. Natomiast my chcielibyśmy, aby nasze innowacyjne rozwiązania były wykorzy-stywane na dużo szerszą skalę i wśród mniejszych organizacji. Zidentyfikowaliśmy potrzeby rynku i przymierza-my się do uruchomienia pod koniec tego roku

nowej usługi, marki, która pomoże nam znacznie zwiększyć swój udział w rynku vendingu, nadal działając w sferze nietuzin-kowych rozwiązań. Wydaje mi się, iż nasze nowe roz-wiązanie da nam przewagę konkurencyjną i coś wyjąt-kowego, co możemy roz-przestrzeniać również na rynku zagranicznym. Wszystko jednak zaczęło się od Pay2Vend i to ta technologia jest podstawą także tego najnowszego rozwiązania.

Pay2Vend to nie tylko zaawansowana technologia, ale też niespotykane

dotychczas na rynku europejskim roz-wiązanie. Wszystkie technologie, jakie tam są aktualnie dostępne, to techno-logie umożliwiające płacenie kartami

płatniczymi. Natomiast my zmieniamy filozofię vendingu, jego paradyg-

mat.o paradygmat.

Firma Ideal Group została założona przez Andrzeja

Nartowicza i Piotra Dubienieckiego, który jest jej pre-zesem. Spółka działa od 2003 r. i obecnie jest jednym

z największych operatorów na polskim rynku vendingowym(sprzedaż z automatów) oraz właści-

cielem kilku marek handlowych. Jako Ideal Cafe za pośrednictwem swoich automatów serwuje kawę,

wodę – jako Ideal Water, a zupy – jako Zupper. Marką samą w sobie stał się projekt Zdrowe Kieszon-

kowe (zarządzany przez spółkę P2V), który oprócz wymiaru biznesowego ma także charakter prospo-

łeczny i przełamuje stereotypy na temat jakości żyw-ności z automatów.

20 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Te m a t w y d a n i a

Page 21: Strefa biznesu

21 09.2016

Page 22: Strefa biznesu

BY NIE PRYSŁY ZMYSŁYMusi to być majstersztyk konstrukcyj-ny. Technologia nieszkodliwa dla zdro-wia. Przy produkcji trzeba zachować dokładność co do milimetra. A całość musi jeszcze harmonijnie współgrać z kanonami kobiecego piękna. Tak, nie mówimy o mechanice precy-zyjnej, tylko o wyzwaniach branży bie-liźniarskiej. Jak się im podoła, można wejść na paryskie wybiegi. Tak jak na przykład Kinga – marka stworzona przez Kingę Lesisz.

FOT

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

Page 23: Strefa biznesu

Maryla Pawlak-Żalikowska [email protected]

Nie da się ukryć – to, co na początku lat 90. widziała Kinga Lesisz jeżdżąc na targi bieliź-niarskie do mekk branży we Włoszech czy Francji, to była… przepaść. Tech-

nologiczna, wzornicza, jakościowa. – Jeździliśmy tam po inspiracje, bo nie

było mowy o własnym stoisku, choćby z powodu zaporowych opłat, a wejście na wybieg w Paryżu było czymś kompletnie abstrakcyjnym – opowiada Kinga Lesisz.

Dziś tworzone w Białymstoku kolekcje nie wzbudzają już zdziwienia gości presti-żowych zagranicznych imprez – Polska zdobyła swoje miejsce wśród najlepszych.

W siedzibie firmy Kinga przy ul. Gen. Maczka pracują ściągnięci tu z zagranicy technolodzy (w Polsce nie ma odpowied-nich szkół), propozycje rodzimych projek-tantek nie ustępują światowemu wzorni-ctwu, a kupione przy wsparciu funduszy europejskich maszyny krojnicze potrafią same układać tak materiał, żeby najlepiej dopasować np. jego elastyczność do faso-nu wykonywanego elementu bielizny.

Oczywiście branża bieliźniarska to nie mechanika precyzyjna, ale – wbrew pozo-rom – sukces buduje się w niej także nowymi technologiami.

Między Pekinem a Triumphem Kiedy firma Kinga powstawała 26 lat temu, jako jedna z pierwszych w Białymstoku (pierwszy był Kostar), bielizna była po pro-stu czymś użytecznym: miała zapewniać higienę i zasłaniać to, co intymne.

Oferta rynkowa była rozpięta między dwiema skrajnościami: chińskimi produk-tami tanimi i z jakością adekwatną do tych cen, a wysoką – dla większości Polek za wysoką – półką niemieckiego Triumpha.

– Od początku miałam swoją wizję pięk-na, które chcę darowywać kobietom w na- szych produktach. Ale na starcie produko-waliśmy przede wszystkim to, co się sprzeda-wało. A sprzedawało się rzeczy bezpieczne handlowo: proste, jednolite, użytkowe. Czar-ne lub białe. Które kobieta mieć powinna, a nie chciałaby mieć – opowiada Kinga Le -sisz. – To różnica niby subtelna, ale jednak zasadnicza. Jednak w tamtych czasach ani oczekiwania Polek dotyczące bielizny nie by -ły rozbudzone, ani przebojowość osób sprze-dających. Ci ostatni bali się, co przyjmie rynek.

– Moim mottem było wtedy… ba, nadal jest… tworzyć taką bieliznę, jaką sama bym nosiła – dodaje właścicielka Kingi. –

Jest oczywiście niebezpieczeństwo, że rynek nie podzieli mojego gustu i wyczu-cia, i moje propozycje nie będą się dobrze sprzedawać. Ale do tej pory nie zdarzyła się taka drastyczna sytuacja. Podstawowe modele sprzedają się zawsze bardzo dobrze, ale i w kolekcjach Fashion, które kreujemy zgodnie z naszym wyczuciem i chęcią wytyczania trendu, nie było więk-szej wpadki. Wiadomo, bywa, że rynek może nie przyjąć każdego fasonu czy kolo-ru z oczekiwanym przez nas entuzjazmem, ale to były sporadyczne wypadki. Chyba więc mamy dobre wyczucie marki.

Trzeba było odwagi Kinga jako jedna z pierwszych w branży wprowadziła szeroką gamę kolorów, posta-wiła na push-upy (nawet dla dużych biu-stów), zachwyciła wykorzystaniem wło-skich koronek czy przedstawiła swoje kolekcje w profesjonalnie przygotowanych katalogach.

– Byliśmy prekursorami odważnych zestawień barw – wspomina Kinga Lesisz. – Teraz wiele firm szyje kolorową bieliznę i rynek jest na to bardzo otwarty, ale jesz-cze kilkanaście lat temu trzeba było odwa-gi, żeby postawić na inność i w ten sposób budować zauważalność marki. Nie robić tego, co wszyscy.

Inspiracje na pierwsze wzory czerpali jeżdżąc na najlepsze targi bielizny. Ekipa projektantów i technologów przyglądała się tkaninom, know-how, wszystkiemu, co światowe firmy biorą pod uwagę przy pro-jektowaniu bielizny.

– Między nimi a nami była głęboka przepaść. One przecież istniały na rynku po pół wieku, a my dwa czy trzy lata! – dodaje białostoczanka. Dziś ma już pew-ność, że różnice się zatarły. Polskie firmy nie mają się czego wstydzić. – Jesteśmy w czołówce. Wiele sklepów i zagranicz-nych klientów zabiega o polskie marki – mówi.

Kinga była jedną z kilku białostockich firm bieliźniarskich, które zdecydowały się podjąć ryzyko rozwijania tej branży w chwili, gdy – nie radząc sobie z wej-ściem wolnego rynku – padała tu duża spółdzielnia Wzorcowa. Kiedyś produko-wała nawet na eksport. Pracował w niej tata męża Kingi Lesisz i zachęcał małżon-ków do podjęcia wyzwania związanego z wykorzystaniem tej tradycji.

Tak też zrobili. Bazowali na części maszyn po dawnej Wzorcowej, ale już w poszukiwaniu tkanin, które mogłyby nadać ich ofercie światowy szyk, musieli sięgać za granicę.

– Kupowaliśmy je od sprawdzonych pro-ducentów z doświadczeniem pracy dla tej branży – wyjaśnia Kinga Lesisz. – Mają cer-tyfikaty w dziedzinie produkcji mikrofibry,

PODLASKI KLASTER BIELIZNY W 2008 roku został założony przez siedem

firm produkcyjnych – Ava, Axami, Gaia, Gorteks, Kinga, Kostar, Mat – i jedną dystry-bucyjną – Kontri. To czołowe przedsiębior-stwa tej branży w Polsce, zajmujące od lat wysoką pozycję na rynku. PKB jest obecnie

jednym z najbardziej znanych klastrów w Polsce, a jednym ze skutków jego działań

promocyjnych był pierwszy (i nie ostatni) pokaz kolekcji podlaskich firm na modelkach

na Pokazie Głównym Targów Mode City w Paryżu w 2012 r. Wyjazd został zorganizo-wany przez PAIiIZ S.A. w ramach Programu Promocji Gospodarczej Polski Wschodniej.

ZAŁOŻENIA PROJEKTOWE SĄ WGRANE W PROGRAM KOMPUTEROWY I – NICZYM W MECHANICE OPRECYZYJNEJ – NOWOCZESNA MASZYNA KROI MATERIAŁ SAMODZIELNIE OCENIAJĄC, JAK GO UKŁADAĆ

FOT.

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

23STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

WBREW STEREOTYPOM

Page 24: Strefa biznesu

24

haftów, koronek. We Włoszech, Francji czy Hiszpanii koronczarstwo to umiejętności szlifowane przez pokolenia. W Polsce teraz jest kilka firm, które robią przepiękne, pro-fesjonalne hafty. Natomiast trudno jest o koronki, czy akcesoria bieliźniarskie… ramiączka, gumki… na tak wysokim jak na Zachodzie poziomie – dodaje właściciel-ka białostockiej firmy, podkreślając, że zaw-sze, gdy tylko ma do wyboru polskiego i zagranicznego producenta oferującego zadawalającą ją jakość wyrobów, wybiera rodzime przedsiębiorstwo.

Biustonosz – konstrukcja niełatwa Dla projektanta wyzwaniem są przede wszystkim większe rozmiary. Push-upy, w których Kinga się specjalizuje, od kilku lat produkowane nawet dla pań z dużymi biustami. Przy ich produkcji świetnie sprawdzają się nowoczesne urządzenia: plotery, katery, elektroniczne nośniki danych.

– To praca, gdzie dokładność jest mie-rzona w milimetrach. Można to porównać z mechaniką precyzyjną – śmieje się Kunga Lesisz. – Precyzyjny kater, działa-jący pod wskazania z komputera, sam nawet materiał ustawia, bada jego rozcią-gliwość. „Myśli” jak ułożyć tkaninę, żeby jej jak najmniej zużyć.

Mało kto zdaje sobie sprawę, lekcewa-żąc problem, jak dużym wyzwaniem dla producenta jest zaprojektowanie i wyko-nanie naprawdę dobrego biustonosza. Czyli nie tylko takiego, który odpowie na oczekiwania estetyczne kobiet, ale także spełni wymogi zdrowotne.

– Nasza klientka to kobieta lubiąca modę, odnajdująca się w obowiązujących trendach, śledząca ją – opowiada Kinga Lesisz. – Zwraca też uwagę na konstruk-cję stanika, która ma kilka kluczowych zadań do spełnienia.

Dla zdrowia i komfortu Bo biustonosz to konstrukcja nośna, w której wbrew pozorom, to nie ramiącz-ka pełnią główną rolę podtrzymującą pier-si, tylko materiał na obwodzie. Z kolei umiejscowienie drutu w staniku jest istot-ne nie tylko z punktu widzenia formowa-nia pięknej sylwetki kobiety – istotne są także względy zdrowotne: usztywnienie nie może naciskać na limfę. Bielizna nie może robić odcisków, uwierać. Nawet po całym dniu noszenia biustonosza, jego właścicielka ma mieć poczucie komfortu.

– My bardzo mało mówimy o tym, że dobrze dobrany biustonosz to jest potrzeb-ne narzędzie choćby do profilaktyki raka piersi – zwraca uwagę Kinga Lesisz. – Musimy zwracać uwagę, jak nosimy biusto-nosz, bo czasem nieświadomie robimy sobie krzywdę. Moje koleżanki, które są lekarka-

mi, bardzo często zwracają na to uwagę swoim pacjentkom i sprawdzają, gdzie drut jest umiejscowiony pod pachą… Generalnie lekarze na pewno by chcieli, żeby kobiety nosiły tylko mięciutkie, pozbawione wzmoc-nienia biustonosze, ale jednak ten o dobrze zrobionej konstrukcji, świetnie wyprofilo-wany, jest nie tylko nieszkodliwy, ale także trzyma piersi w dobrej kondycji.

Nie mówiąc już o psychice kobiety, która czuje się zgrabniejsza.

Bez kompleksów wobec Zachodu Kinga produkuje bieliznę na rynek krajo-wy, ma filię w Niemczech i Austrii. – Świet-nie nam się pracuje z Rosją czy Ukrainą… tylko tu niestety swoje robi kurs dolara… Ale także z Kanadą, Danią, Austrią czy Francją, światowym „zagłębiem” bielizny – wymienia Kinga Lesisz. – Zapraszamy też naszych partnerów handlowych do nas. Na babkę i kiszę, którymi są zaskoczeni i zachwyceni.

– Nie mamy kompleksów wobec Zacho-du – dodaje właścicielka firmy, której mo -delki już od kilku lat (tak jak i innych biało-

stockich firm) chodzą po paryskim wybiegu na prestiżowych targach branżowych. – Z przyjemnością obserwujemy, że młodzi ludzie w Polsce nie uciekają od tego, co kra-jowe, bo widzą prezentowaną przez nas jakość. To ona ułatwia budowanie patrioty-zmu konsumenckiego, dzięki któremu nasz dochód zostaje w naszych granicach.

Młode pokolenie wchodzi także za stery firmy – to Dawid, pracujący w firmie syn Kingi Lesisz czuwa nad funkcjonowaniem i rozwojem ich wspólnego pomysłu, jakim jest e-franczyza, czyli sieć sklepów internetowych prowadzonych głównie przez zagranicznych partnerów białostockiego przedsiębiorstwa. Dzięki łączu B2B składają zamówienie bezpośrednio w magazynie Kingi. Jest ich już kilkunastu, choć pomysł działa tylko 1,5 roku.

Mottem biznesowym Kingi Lesisz jest powiedzenie: Nie ma brylantu bez tarcia. Zapytana, czy ma już ten brylant w ręku, odpowiada: – Jestem perfekcjonistką, która lubi mieć unikatowe rzeczy właści-we tylko dla mnie. Dlatego ciągle jeszcze szlifuję i szlifuję. I nadal robię to z pasją.

FOT

KIN

GA

NIE DZIWI JUŻ OBECNOŚĆ POLSKIEJ BIELIZNY NA WYBIEGACH PRESTIŻO-WYCH TARGÓW PARY-SKICH. NASZE FIRMY, W TYM BIAŁOSTOCKA KINGA, NIE MAJĄ SIĘ CZEGO WSTYDZIĆ.

Te m a t w y d a n i a

Page 25: Strefa biznesu

– Jeżeli wyobrazimy sobie naszą gospo-darkę za 10-20 lat, to zobaczymy tam obecnych kilku- i kilkunastolatków – mówi Andrzej Parafiniuk, prezes Podla-skiej Fundacji Rozwoju Regionalnego. – To od nich w dużej mierze będzie zależał gospodarczy los regionu. Spróbujmy więc już teraz zaszczepić w nich ducha przed-siębiorczości.

Prezes Parafiniuk nie poprzestaje na słowach. PFRR od lat już próbuje uświadomić młodym ludziom, jak ważne jest, by choć trochę myśleć jak przedsię-biorca. Hasło tegorocznej kampanii „Postawmy na Młodych” to: „Czym sko-rupka za młodu nasiąknie, tym będzie mądrzejsza”. Mądrzejsza – bo dzięki dzia-łaniom Fundacji młodzież będzie wiedzia-ła m.in., że firmę można zbudować w oparciu o własne zainteresowania, że ważny jest dobry pomysł, ale też że warto stawiać jednocześnie na samodzielność i współpracę, że warto być kreatywnym.

O tym wszystkim – w sposób dostoso-wany do wieku – Fundacja opowiadała od marca. I i to nie tylko licealistom, ale nawet przedszkolakom. – Uważamy, że kształtowanie właściwych postaw społecz-nych jest ważne na każdym etapie rozwoju zarówno wśród najmłodszych wychowan-ków przedszkoli, uczniów szkół podstawo-wych, jak i młodzieży – dodaje Andrzej Parafiniuk. – Docieramy do nich z wiedzą poprzez zabawę i konkursy, ale też przez promowanie dobrych wzorców młodych podlaskich przedsiębiorców.

Promowanie tych wzorców PFRR zaczęła od najmłodszych, których w przed-szkolach odwiedzały... Jaja. Zachęcały dzie-ciaki do nauki, oszczędzania, dzielenia się z innymi, bycia rozsądnym, zaradnym, aktywnym. I rozdawały kolorowanki poświęcone zdolnościom, zainteresowa-niom, pasjom, edukacji młodych.

Uczniów szkół podstawowych i gimna-zjów do przedsiębiorczości zachęcano

poprzez konkursy. Ci z klas I-III mieli za zadanie narysować komiks na temat: „Wspólna praca się opłaca”. Starsi temat mieli już bardziej poważny: ich zadaniem było wykonać pracę plastyczną o tym, jak zarobić pierwszy tysiąc. – Chcieliśmy w ten sposób zainspirować ich do myślenia o przyszłości i planowania swojej kariery zawodowej – tłumaczy Andrzej Parafiniuk.

Gimnazjaliści zaś z aparatami fotogra-ficznymi w ręku mieli zastanowić się nad pojęciem „sukcesu” i odpowiedzieć na pytanie „Czym jest dla mnie sukces?”. Jeszcze bardziej ambitne zadanie realizato-rzy akcji postawili przed uczniami szkół ponadgimnazjalnych, którzy mieli wybrać najatrakcyjniejsze produkty regionalne czy usługi z własnego otoczenia. I nakręcić spot telewizyjny: „Produkt z mojej okolicy”.

W ramach tej kampanii Fundacja zor-ganizowała też cykl spotkań młodzieży ze szkół średnich z młodymi i ciekawymi przedsiębiorcami z naszego regionu pt. „Biznes z Pasji”. Tematyka zajęć była różna. Od lekcji „Biznes w Internecie” aż po „Jak zarobić na swojej pasji”.

POSTAWMY NA MŁODYCH. I ZAINSPIRUJMY ICH DO DZIAŁANIA

Spotkania z ciekawymi ludźmi, kolorowanki dla najmłodszych, a dla starszych – konkursy. PFRR dba, by młodzi byli przedsiębiorczy.

Podlaska Fundacja Rozwoju Regionalne-go o młodych nie zapomina również pod-czas Wschodniego Kongresu Gospodar-czego. Na spotkaniu „Liderzy Przyszłoś-

ci, czyli jak przekuć Pasję w Biznes?” nie-mal 600 uczniów ze szkół ponadgimna-zjalnych posłucha opowieści ludzi, któ-rzy swoje pasje przekuli w biznes i chcą

zarazić innych swoim entuzjazmem. W programie: spotkanie z młodymi uta-

lentowanymi tancerzami (Fair Play Crew), białostocką projektantką mody (Elwira Horosz), współtwórcą Photona

(Marcin Joka), założycielami RiftCat (Marek Antoniuk i Kasia Wawrzeniuk),

a także Drużyną Futbolu Amerykańskie-go Primacol Lowlanders Białystok.

Arty

kuł s

pons

orow

any

25STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Szkoła przedsiębiorczości

Page 26: Strefa biznesu

Z lekkim przymrużeniem oka można powie-dzieć, że historia białostockiego Przedsię-biorstwa Usługowo-Asenizacyjnego ASTWA zaczęła się… od zaskoczenia. Było to w końcu lat 80. – Stanisław Łuniewski, student Wydziału Mechanicznego Politech-niki Białostockiej (jak wielu mu podobnych w owych czasach) poleciał do Nowego Yorku ciężko pracować na życie w firmie związanej z automatyką przemysłową.

Jednak przy okazji młody człowiek przemierzający Nowy York, czyli gigan-tyczną metropolię, gdzie ludzie pozosta-wiają gigantyczne ilości odpadów, zauwa-żył uderzającą różnicę między jakością i estetyką sprzętu używanego w tej branży w USA i w Polsce. - Powiedzmy sobie szczerze, u nas, w firmach obsługujących gospodarkę komunalną jeździły wtedy rupiecie, kontenery były pordzewiałe, stare – opowiada Stanisław Łuniewski. – Po wizycie na Zachodzie zafascynowała mnie ta zupełnie inna jakość usług, jaką można osiągnąć w tej branży. Chciałem przybliżyć Białystok do tych standardów.

Pionierzy Po powrocie do Polski z kapitałem zaro-bionym w za oceanem Stanisław Łuniewski i jego brat Tadeusz postanowili zainwestować właśnie w firmę związaną z gospodarką komunalną. Udowodnić, że uwalnianie Białegostoku od odpadów to nie musi być przaśny biznes o brzydkim zapachu. Że to wyzwanie, które wraz z rozwojem cywilizacyjnym, będzie coraz większe, wymagające nowoczesnego i estetycznego sprzętu, ale też wiedzy o środowisku i zagrożeniach, jakie dla tego środowiska płyną ze strony społe-czeństwa konsumpcyjnego wytwarzające-go coraz więcej śmieci, coraz trudniej-szych do usunięcia bez szkody dla natury.

A że nowoczesne wyzwania wymagają nowoczesnego myślenia, Stanisław Łuniewski wrócił na Politechnikę (ale już Warszawską - Wydział Inżynierii Środowi-

ska) i dodatkowo studiował na Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Białym-stoku starając się maksymalnie wykorzy-stać dostępną tam wiedzę, aby mu pomogła w prowadzeniu własnej firmy. Nie poprze-stał na tym – zdobył także tytuł Master of Business Administration (MBA) na SGH - najstarszej uczelni ekonomicznej w Polsce.

ASTWA powstała w 1992 roku jako pierwsze prywatne przedsiębiorstwo z tej branży w Białymstoku. – Nie mieliśmy możliwości przejmowania sprzętu po upa-dających firmach w regionie. Musieliśmy wszystko kupować nowe: od samochodów po pojemniki na śmieci, które często były robione według naszych nowatorskich projektów chronionych patentami – wspo-mina Stanisław Łuniewski. – Był to ogromny wysiłek finansowy i organizacyj-ny, ale z drugiej strony weszliśmy na rynek z kompletnie inną estetyką i funkcjonalnością sprzętu niż to, do czego ludzie byli przyzwyczajeni do tej pory. Bardzo chciałem dać naszemu miastu choćby namiastkę tego, co mi się tak spo-dobało w Nowym Yorku.

Pierwszymi klientami ASTWY były spółdzielnie mieszkaniowe w Białymstoku, po tem firma zaczęła wychodzić poza mia-sto i dziś współpracuje już z ponad 30 gminami w wo jewództwie. Rozwijając się ASTWA kilkakrotnie zmieniała siedziby,

aby w końcu osiąść na własnym terenie, we własnej siedzibie przy ul. Kombatan-tów 4 w Białymstoku. Dziś, wspominając batalię o kupno tego miejsca (po Transbudzie), Stanisław Łuniewski potra-fi się śmiać, ale przyznaje, że łatwo nie było: – Pod zastaw kredytu poszedł mają-tek każdego z nas tworzących tę firmę – opowiada. – Ale ciężko pracowaliśmy, rze-telnie spłacaliśmy zobowiązania, prowa-dziliśmy negocjacje z kolejnymi bankami i teraz ta ziemia, i ten budynek są nasze. Część zajmujemy my, ale większość wydzierżawiamy.

Prekursorzy Ściany długiej sali konferencyjnej w sie-dzibie ASTWY opasują dwa rzędy dyplo-mów, zdjęć, świadectw uznania dla firmy i personalnie dla jej szefa. Związane są z wprowadzaniem nowoczesnych techno-logii, jakością usług, bardzo szeroko pro-wadzoną działalnością charytatywną i sponsorską, rzetelnością prowadzenia biznesu czy osiągnięciami w sferze prze-strzegania prawa pracy i stosowania inno-wacyjnych rozwiązań organizacyjnych pozwalających pracownikom na godzenie życia zawodowego z rodzinnym.

ASTWA należała do pierwszych w bran-ży polskich firm, które mogły się pochwalić wdroże-

25-LETNIA HISTORIA BIAŁOSTOCKIEJ ASTWY TO ŚWIADECTWO GLOBALNEJ ZMIANY MYŚLENIA O GOSPODARCE ODPADAMI Produkujemy ich tyle, że przestał to być problem pojedynczego człowieka. Liczy się już przyszłość pokoleń i ota-czającego je środowiska.Tę świadomość ma od lat założyciel ASTWY Stanisław Łuniewski. Jego następca – syn Artur – patrzy na misję firmy ojca przez pryzmat wiedzy o ochronie środowiska zdobytej w kraju i za granicą.

Arty

kuł s

pons

orow

any

26 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a m a r k i

Page 27: Strefa biznesu

niem Zintegrowanych Systemów Zarządza-nia (opartych na międzynarodowych nor-mach ISO 9001 i ISO 14001 oraz polskiej normie PN-N-18001) dotyczących jakości świadczonych usług, ochrony środowiska oraz Bezpieczeństwa i Higieny Pracy.

Obecnie przedsiębiorstwo zatrudnia ok. 130 osób i dysponuje własnym, nowo-czesnym taborem samochodowym, w któ-rego skład wchodzi ponad 40 samocho-dów specjalistycznych marki MAN, Mer-cedes i Iveco. Ze względu na świadczone usługi we flocie ASTWY są także nowo-czesne pługo-posypywarki Epoke i Schmidt do oczyszczania zimowego oraz zamiatarki Brood-Son do całorocznego oczyszczania ulic i placów.

Promotorzy Już 16 lat temu, w Konkursie Ministra Śro-dowiska Lider Polskiej Ekologii ASTWA uzyskała specjalne wyróżnienie za przed-sięwzięcie „Kompleksowa gospodarka odpadami w aspekcie ochrony środowiska”. Rok później trafiła do Panteonu Polskiej Ekologii w konkursie organizowanym pod pa tronatem Ministra Środowiska i Dyrekto-ra Polskiego Centrum Badań i Certyfikacji. A w kolejnym roku została uhonorowana prestiżowym tytułem Lider Polskie Ekolo-gii, który został przyznany za nowoczesne, oryginalne oraz o wysokim efekcie ekolo-gicznym i ekonomicznym „Systemowe podejście do zarządzania i gospodarowania odpadami w firmie usługowej”.

Można długo wymieniać nagrody dla ASTWY dowodzące zaangażowania firmy w ochronę środowiska naturalnego wy kra -czającego ponad przeciętną wymaganą pra-wem. Warto też zauważyć, że na długo zanim ustawowo została uregulowana konie czność segregacji odpadów, to właśnie ASTWA wzięła udział w pilotażowym pro-gramie selektywnej zbiórki odpadów pro-wadzonym w Białymstoku w partnerstwie z holenderskim Eindho ven. – Już wtedy, w roku 1996 jako pierwsi w regionie zróżni-cowaliśmy nasze pojemniki kolorystycznie i napisami wskazywaliśmy mieszkańcom, że do jednych należy wrzucać szkło, do dru-gich papier a do innych plastik – przypomi-na Stanisław Łuniewski. – Oczywiście, system był jeszcze wtedy pilotażowy i obej-mował niewielką część miasta, ale podzielo-ne przez mieszkańców odpady trafiały potem do recyklingu. To właśnie my jako pierwsi pomału przygotowywaliśmy ludzi, że trzeba zmieniać sposób myślenia. Że takie działania są niezbędne i tylko one są w stanie perspektywicznie chronić planetę, na której będą mieszkać ich dzieci i wnuki.

– Czasy zmieniły się diametralnie – uśmiecha się prezes ASTWY. – Kto kiedyś myślał o tym, jak to, co wyrzuca na śmiet-nik wpływa na jego zdrowie? A tym bar-dziej na stan Matki Ziemi?

FOT.

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

STANISŁAW ŁUNIEWSKI Z SYNEM ARTUREM, ABSOLWENTEM WYDZIAŁU BUDOWNICTWA I INŻYNIERII ŚRODOWISKA POLI-TECHNIKI BIAŁOSTOCKIEJ ORAZ DOKTOREM NAUK EKONO-MICZNYCH WYDZIAŁU EKONOMII I ZARZADZANIA UNIWERSY-TETU W BIAŁYMSTOKU, STYPENDYSTĄ NIEMIECKIEJ FEDERAL-NEJ FUNDACJI OCHRONY ŚRODOWISKA DBU, DYREKTOREM DS. MARKETINGU I USLUG, CZŁONKIEM ZARZĄDU PU-A ASTWA

PRZEDSIĘBIORSTWO USŁUGOWO-ASENIZACYJNE „ASTWA” SP. Z O.O. POWSTAŁO W 1992 ROKU. ZOSTAŁO NAGRODZONA M.IN. ZŁOTĄ STATUETKĄ LIDERA POLSKIEGO BIZNESU PRZYZNANĄ PRZEZ BUSINESS CENTRE CLUB I TYTUŁEM AMBASADORA POLSKIEJ GOSPODARKI. KILKAKROTNIE ZDOBYŁO TYTUŁ LIDERA PRZEDSIĘBIORCZOŚCI PRZYZNANY PRZEZ OGÓLNOPOLSKIE FORUM GOSPODARCZE MAŁYCH I ŚREDNICH PRZEDSIĘBIORSTW. MA TEŻ NA KONCIE KILKA MEDALI EURO-PEJSKICH (PRZYZNANYCH PRZEZ BCC) ZA STOSOWANIE NAJLEPSZYCH PRAKTYK W PROCESIE USUWANIA WYROBÓW ZAWIERAJĄCYCH AZBEST, ZBIERANIE ZUŻYTEGO SPRZĘTU ELEKTRYCZNE-GO I ELEKTRONICZNEGO CZY ZA ZAMKNIĘTY KONTENER NA ODPADY KOMUNALNE. OD POCZĄTKU SWOJEJ DZIAŁALNOŚCI ASTWA UCZESTNICZY W WIELU PRZEDSIĘWZIĘCIACH NA RZECZ LOKALNEJ SPOŁECZNOŚCI. WSPIERA SPORT, KULTURĘ ORAZ PROWADZI NA SZEROKĄ SKALĘ DZIAŁALNOŚĆ CHARYTATYWNĄ. ZA DZIAŁANIA TE STANISŁAW ŁUNIEWSKI OTRZYMAŁ MIN. ZŁOTY KRZYŻ ZASŁUGI NADANY PRZEZ PREZYDENTA RP, ODNZAKĘ HONOROWĄ „ZASŁUŻONY DLA KULTURY POLSKIEJ” NADANĄ PRZEZ MINISTRA KULTURY I DZIEDZICTWA NARODOWEGO, ZŁOTY MEDAL NADANY PRZEZ POLSKI KOMITET OLIMPIJSKI ORAZ ODZNAKĘ HONOROWĄ WOJE-WÓDZTWA PODLASKIEGO ZA OSIĄGNIĘCIA W DZIEDZINIE EKOLOGII, SPORTU I PRZEDSIĘBIORCZOŚ-CI NA TERENIE WOJEWÓDZTWA PODLASKIEGO.

27STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 28: Strefa biznesu

W zakładach narewskiego Pronaru inno-wacje widać na każdym kroku. Innowacje i inwestycje.

– Na innowacje mogą pozwolić sobie tylko duże, bogate firmy – podkreśla Ser-giusz Martyniuk. – Małych i średnich na to nie stać.

I choć na krajowym rynku maszyn rol-niczych panuje kryzys, Pronar Narew przeprowadza potężne inwestycje. Jeszcze w tym roku firma odda do użytku trzy nowe hale produkcyjne: w Hajnówce, Narewce i Siemiatyczach. Łącznie pracę w nich znajdzie około 600 pracowników. Rozwijając się, zwiększając produkcję, można wykorzystać efekt skali – obniżyć

koszty i zapewnić wysoką jakość. – W budowanych halach produkcyj-

nych prawie wszystko robimy we własnym zakresie: konstrukcję, elektrykę, media. Jesteśmy samowystarczalni – mówi Artur Królikowski, dyrektor produkcji.

Pozwala to na dużą elastyczność – na to, by przegrupować siły w miejsce, na którym firmie najbardziej zależy.

W Narewce i Siemiatyczach rozbudo-wywane są istniejące zakłady, natomiast w Hajnówce powstaje nowy. Jest już prak-tycznie gotowy, montowane są jeszcze media. Produkowane będą w nim osie, a także zespoły jezdne gąsiennicowe

PRONAR INWESTUJE W NOWE TECHNOLOGIE I KOLEJNE HALE PRODUKCYJNE

O konkurencyjności firmy decydują przede wszystkim innowacje – mówi Sergiusz Martyniuk, prezes Pronaru Narew. – Tylko dzięki nim możemy konkurować z firmami z całego świata, a nie tylko między sobą.

Barbara Kociakowska [email protected]

i przekładnie. Powstanie tutaj 200 miejsc pracy.

Od października powinna ruszyć pro-dukcja w nowej hali w Narewce. Pronar ma tu już zakład produkcyjny o powierzchni ok. 1,5 ha. Produkowane są w nim przyczepy gabarytowe o dużych rozmiarach, np. skorupowe, budowlane – kamieniarki, power push (z przesuwną ścianą – do transportu dużych objętości), do zbóż, belowe. Teraz wybudowana została kolejna hala o powierzchni pro-dukcyjnej 1,5 ha. Zostanie do niej przenie-siona produkcja przyczep gabarytowych (teraz ich część produkowana jest w zakła-dzie w Narwi). W Narewce pracuje około 200 osób, a oddanie do użytku nowej hali pozwoli zwiększyć zatrudnienie o kolejne 200.

Natomiast do końca tego roku ma zostać oddana do użytku nowa hala pro-dukcyjna w Siemiatyczach o powierzchni 2 hektarów. Teraz w siemiatyckim zakła-dzie Pronaru w hali o powierzchni 1,8 ha pracuje 180 osób. Specjalizuje się on w produkcji wszelkiego rodzaju maszyn komunalnych: pługów, odśnieżarek, posypywarek, wysięgników, kosiarek bija-kowych – całego sprzętu do utrzymania dróg i nawierzchni.

W Siemiatyczach produkowany jest również sprzęt do recyklingu – gigantycz-ne przesiewacze i rozdrabniacze. Wielko-gabarytowe maszyny zostaną przeniesione do nowej hali.

Centrum badawcze to podstawa rozwoju każdej firmy

Firma Pronar Narew ma zakłady: w Narwi, Narewce, Siemiatyczach i Strabli, gdzie produkowane są kosiarki. Największe moce produkcyjne są w macie-rzystym zakładzie – w Narwi, gdzie trzy hale produkcyjne zajmują aż 10 hektarów. Produkowane są tutaj przyczepy burtowe, przyczepy specjalne, elementy hydrauliki

siłowej, czyli przewody, siłowniki hydrau-liczne, zawory sterujące, koła tarczowe do trakcji wolnobieżnych, do maszyn budowlanych. Tam też znajduje się mózg firmy, czyli dział wdrożeń.

Liczy on 150 inżynierów – konstrukto-rów i technologów.

– Są to przeważnie ludzie młodzi, któ-rzy przychodzą do nas z bardzo małym dośw iadczeniem, zaraz po studiach – mówi Jarosław Kiryluk, szef działu wdro-żeń. – Uczymy ich. Prowadzimy różne kursy, wysyłamy na szkolenia na zewnątrz. Dopiero po 3-5 latach można nazwać ich prawdziwymi konstruktorami.

To m.in. dzięki nim firma może być innowacyjna i konkurować na rynku. Każ-dego roku Pronar wprowadza na rynek około 30-40 nowych wyrobów. Niektóre z nich, np. potężne rozdrabniacze, przesie-wacze, niektóre typy przyczep, w ogóle nie są produkowane w Polsce, bądź nie były produkowane wówczas, gdy Pronar wpro-wadzał je na rynek.

– Mamy dużo rozwiązań patentowych, wzorów użytkowych – opowiada Jarosław Kiryluk.

Nie można byłoby jednak skutecznie wprowadzać na rynek nowości, gdyby nie było możliwości ich dokładnego przebada-nia. Dlatego w Narwi funkcjonuje kom-pletnie wyposażone Centrum Badawczo-Rozwojowe.

– Dzięki temu, że rozpoczęliśmy cały system badań, zajmujemy 3. miejsce na świecie pod względem produkcji felg – podkreśla Sergiusz Martyniuk. – A jesz-cze w tym roku zamierzamy wyprzedzić jedną z firm, które są przed nami.

– W Centrum Badawczo-Rozwojowym kontrolowane jest 100 proc. naszych wyro-bów przed wdrożeniem na rynek, a także stabilność procesów produkcyjnych, np. spawanie, lakierowanie – dodaje Artur Królikowski. – Posiadamy pełne laborato-rium do badania powłok: galwanicznych, lakierniczych. Badamy je w komorze solnej, wilgotnościowej, sprawdzamy wpływ pro-mieni UV na daną aplikację, np. lakieru.

Firma posiada też maszyny do badania felg i opon, choć tych drugich sama nie produkuje (skoro jednak na sprzętach widnieje logo Pronaru, trzeba przebadać wszystkie elementy). Maszyna do badania przyspieszonej wytrzymałości felg została opracowana przez firmowych konstrukto-rów. Pronar posiada też maszynę do badania układu hamulcowego w osiach do trakcji wolnobieżnej.

– Bez całego spectrum maszyn pomia -rowo-wytrzymałościowych, które są niez-będne do zbadania naszej produkcji, nie mielibyśmy w Polsce pozycji lidera w pro-dukcji przyczep – mówi Artur Królikow-ski.

28 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a a m r k i

Pronar w ciągu roku zużywa w procesie produkcji aż 80 tys. ton stali. Firma z Narwi prowadzi także sprzedaż stali – ma własną hurtownię. Kupuje stal ze wszystkich hut w Europie.

Page 29: Strefa biznesu

Dodaje, że teraz klient zwraca uwagę na dwa parametry: jakość i cenę. Muszą być one na odpowiednim poziomie.

Pronar inwestuje w nowoczesne maszy-ny pozwalające obniżyć koszty, a także zagwarantować powtarzalność parame-trów produkcji, która dla firmy z Narwi jest szczególnie ważna. Aby wykorzystać moce produkcyjne poszczególnych zakła-dów, Pronar stawia na kooperację wew-nętrzną – część zakładów specjalizuje się w produkcji podzespołów potrzebnych dla innych. Na przykład w Narwi zakład nr 3 pracuje dla zakładu nr 2 – kołowni. Z kolei zakład w Strabli robi komponenty do przyczep produkowanych w Narewce. Wszystko musi idealnie do siebie pasować, produkcja musi być powtarzalna. Uniknąć chaosu wynikającego z kooperacji pomaga system SAP (system zarządzania produk-cją). W nim robione jest m.in. planowanie, gospodarka magazynowa – zarządzanie wszystkimi procesami odbywa się w jed-nym systemie.

Maszyny z najwyższej półki – Do produkcji wykorzystujemy maszyny, których w Polsce nikt nie ma, bądź jest ich bardzo mało – podkreśla dyrektor produk-cji. Do cięcia profili firma nie używa więc pił, tylko wycinarki laserowej 3D o wiel-kości cięcia nie występującej w Polsce. Japoński Mazak nie jest dostępny w seryj-nej produkcji, był robiony na zamówienie Pronaru. Maszyna ta znacząco przyspiesza proces produkcji, poprawia jej jakość, gwa-rantuje powtarzalność, a w związku z tym obniża koszty. Do przygotowania blach, czyli stali płaskiej, wykorzystywane są wypalarki laserowe. Każdy z zakładów dysponuje przynajmniej dwoma takimi urządzeniami. To również pozwala obniżyć koszty, gdyż maszyny są bardzo wydajne, sterowane numerycznie, nie męczą się, pracują przez cały czas, a jakość detali jest bardzo wysoka.

Kolejnymi unikatowymi maszynami są linie do profilowania na wydziale kół tarczo-wych (Pronar zajmuje pod względem ich

produkcji trzecie miejsce na świecie). Jest to już trzecia generacja tych linii, a kon-struktorzy pracują nad czwartą. Pierwsza generacja powstała kilkanaście lat temu. Na bazie doświadczeń z eksploatacji została opracowana, unowocześniona do coraz większych felg, druga generacja, a później trzecia. Takiej linii nie da się kupić, nikt jej nie sprzeda. Każdy z producentów musi uczyć się na własnych błędach.

Firma z Narwi posiada maszyny stero-wane numerycznie: centra frezarskie na wydziale obróbki skrawaniem i centra tokarskie, które zastępują pracę przynaj-mniej kilku osób. W zakładzie znajduje się też maszyna do robienia zdjęć rentgenow-skich.

– Jesteśmy producentem zbiorników niskociśnieniowych powietrza, które są pod dozorem technicznym – tłumaczy Artur Królikowski. – Co jakiś czas musi-my sprawdzać jakość spoin, żeby nie było żadnych wytrąceń, podtopień i innych wpadek.

NOWA HALA PRODUKCYJNA W SIEMIATYCZACH O POWIERZCHNI 2 HA MA ZOSTAĆ ODDANA DO UŻYTKU W GRUDNIU. PRODUKOWANE TU BĘDĄ WIELKOGABARYTO-WE MASZYNY KOMUNALNE.

29STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

INNOWACJE

FOT

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

Page 30: Strefa biznesu

SER KORYCIŃSKI W 2005 roku koryciński ser Swojski wpisany został na listę pro-

duktów tradycyjnych w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju. W 2012 r. Ser Koryciński Swojski uzyskał unijny certyfikat „Chronione

Oznaczenie Geograficzne”.

Produkowany jest od setek lat, wciąż wed-ług tej samej receptury. A ta przekazywana

jest z pokolenia na pokolenie. Miejscowa legenda mówi, że mieszkańcy nauczyli się

produkcji serów od Szwajcarów (ich zaciężne wojska walczyły po polskiej stronie

podczas potopu szwedzkiego. Po wojnie ranni żołnierze kurowali się w jednym

z okolicznych folwarków. Część z nich zosta-ła w Polsce na stałe, przekazując miejscowej

ludności tajniki produkcji żółtego sera). Produkowany w kilku wsiach na terenie gm.

Korycin ser, stał się jedną z kulinarnych wizytówek woj. podlaskiego. Ser Koryciński

(podpuszczkowy, dojrzewający) – jest jed-nym z niewielu w Polsce, który wytwarzany

jest z niepasteryzowanego mleka. Serem Korycińskim , który został nazwany

Swojskim, zajadają się amatorzy zdrowej żywności w całej Polsce. Można go bowiem

kupić w Warszawie, Wrocławiu, a nawet u podnóży Tatr. Niedługo zaś ten wyjątkowy

produkt trafi na rynki europejskie.

S T R E F A M A R K I M A D E I N P O D L A S K I E

SER KORYCIŃSKI TO STARA

I ZNANA MARKA – NIE TYLKO W WOJEWÓDZTWIE PODLASKIM

Page 31: Strefa biznesu

31 09.2016

Manager hosting Kolokacja IT Zapasowe centrum

przetwarzania danych Fitacloud (laaS) Administracja systemami IT Monitoring systemów i sieci Backup &Recovery as a Service Budowa i utrzymanie sieci WAN

Outsourcing IT dla biznesu, dla wymagających.

Euronet Norbert Saniewski Spółka Jawnaul. Upalna 5a lok 10 Białystok 15-668NIP 542 -27-61-356 www.euro-net.pl

Data Center:Ignatki Osiedle ul. Leśna 1 [email protected]

Page 32: Strefa biznesu

EKOVITA

Page 33: Strefa biznesu

Z W

IAT

RE

M

I NA

FA

LI

Ba

lt-Ya

cht t

o jed

na z

pięc

iu n

ajw

ięks

zych

stoc

zni j

acht

owyc

h w

Pol

sce.

Jej

zało

życi

el –

Ben

edyk

t Koz

łow

ski –

nie

tylk

o ofe

ruje

luks

usow

y pro

dukt

god

zien

kr

ólew

skic

h flo

t. M

arzy

takż

e, ab

y jeg

o łod

zie s

tały

się p

odst

awą n

ietu

zink

oweg

o tu

ryst

yczn

ego b

izne

su w

Aug

usto

wie

, atr

akcy

jneg

o dla

kra

jow

ego

i zag

rani

czne

go tu

ryst

y.

Mar

yla

Paw

lak-

Żalik

owsk

a m

aryl

a.za

likow

ska@

pols

kapr

ess.

pl

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

Page 34: Strefa biznesu

W połowie sierpnia w stoczni Balt-Yachtu stoi tylko kilka łódek. Więk-szość trafiła już do właścicieli, kilka ofoliowa nych

czeka jeszcze na transport na terenie firmy. – Szczelnie owijajcie – woła do swoich pra-cowników Bernard Kozłowski, właściciel firmy. Ci, jedni z niewielu, którzy nie są na urlopach, zapewniają, że tak. – Ale na pewno? Dokładnie to róbcie – nie prze-staje naciskać twórca Balt-Yachtu, jednej z największych stoczni jachtowych w kraju. I tłumaczy, że gruba folia musi przylegać do łodzi jak druga skóra, żeby żaden kurz, żaden pyłek tańczący na wietrze nie osiadł na lśniących jak lustro burtach.

Te łodzie to spełnienie marzeń wielu ludzi. Dodajmy, kosztowne spełnienie marzeń – ceny najmniejszych i najprost-szych zaczynają się od 150 tysięcy zł.

Można za to kupić mieszkanie – powie ktoś. Owszem, i wiele z nich może służyć za mieszkanie. Bo są nie tylko dopieszczo-nym do perfekcji mechanizmem pływają-cym czy to motorowym, czy żaglowym, w zależności od modelu, ale także bez-piecznym i komfortowym miejscem, które daje schronienie w czasie rejsu albo wręcz służy za mieszkanie zacumowane na rze-kach czy w portach wielkich światowych metropolii.

Muchy padały... jak muchy – Jakie były początki? Bo ja wiem… nie bardzo to pamiętam – zastanawia się Ber-nard Kozłowski. – Zaczynaliśmy we dwóch, potem przyszło jeszcze kilku i jesz-cze. Pierwszą łódkę, już po zrobieniu formy, robiliśmy dzień, noc, kolejny dzień i następną noc do trzeciej nad ranem. Nie śpiąc. Wszystko ręcznie. Dziś żywicę podaje maszyna, wtedy brało się ją z wia-derka – uśmiecha się przedsiębiorca. – Gdyby teraz tak pracować, to pewnie wszyscy zwolniliby się z roboty, tak było

ciężko. Wentylacji nie było... Jak mucha wpadła, to przeleciała dziesięć metrów i padała martwa. A my nie.

Dziś w Balt-Yachcie kopyto, od którego zaczyna się życie nowego jachtu, „rzeźbio-ne” jest przez sterowaną cyfrowo maszynę w styropianie. Ale nie takim znanym pow-szechnie, z grubych, łatwo rozchodzących się w palcach kuleczek. To twarda bryła, z której wydobywa się negatyw kształtu poszczególnych elementów jachtu.

W kabinie, w hali, gdzie to się odbywa, dwóch młodych ludzi programuje ten pro-ces na komputerze i śledzi jego przebieg patrząc w ekran. Kolejny czuwa nad pra-cującą wycinarką.

Potem łódź kawałek po kawałku prze-chodzi kolejne etapy narodzin – szpachlo-wania, laminowania, polerowania, usztyw-niania tonami stali. Nakładania pianek, żywic, mat. Okablowania. Wyposażania...

Siedziba Balt-Yachtu mieści się pod Au -gustowem, przy drodze – wylotówce na Olsztyn. Oko przyciąga błękitny budy-nek z logo firmy (powierzchnia nowoczes-nych hal to obecnie 8 tysięcy metrów kwa-dratowych). Stojący obok zabudowań tech-nicznych biurowiec ma przez gabinet właś-ciciela wyjście na dach. Widać stamtąd całą firmę z rzędem ofoliowanych, wyglądają-cych jak białe delfiny łódek czekających na transport, aż po rozległe okoliczne pola.

– Gdy tu się przeprowadzaliśmy ze Ślepska, były tylko pola – sięga znowu do wspomnień Bernard Kozłowski. – Z jednej strony rósł tytoń, z drugiej żyto. Drogi nie było, tylko błoto po kolana. Korzystałem z transformatora sąsiedniej firmy... na własny koszt postawiłem dwa słupy i przeciągnęliśmy prąd. Telefonu nie było… wody… nie mówiąc o Internecie – śmieje się szkutnik.

Na główkę w głębinę Balt-Yacht ma swoją genezę w rodzinnej tradycji szkutniczej właścicieli firmy Benedykta i Krystyny Kozłowskich – Bro-nisław Bielawski, ich teść i ojciec konstru-

Krzysztof Andruszkiewicz, wiceprezes Augustowskiego Klubu Sportowego Sparta: – Augustów to kolebka sportów wodnych a AKS Sparta to ich wizytówka. W roku ubiegłym klub obchodził 50-lecie sekcji nart wodnych i kajaków . W tym roku po raz 12. byliśmy organizatorem Mistrzostw Świata Łodzi Wytrzymałościowych Necko Endurance; jedynej takiej rangi imprezy na Podlasiu, gdzie przyjeżdżają gwiazdy wodnej For-muły 1 na wodzie. Ale tego typu jubileusze czy imprezy nie zaistniałyby, gdyby nie ludzie z pasją

i zaangażowaniem. To w dużej mierze dzięki takim osobom jak Benedykt Kozłowski możemy szczycić się kolejnymi jubileuszami czy też kolejnymi edycja-mi Mistrzostw Świata Necko Endurance. Pan Kozłowski od lat jest w zarządzie klubu i to dzięki jego determinacji mamy dziś tak wspaniałą, jedyną tego typu imprezę w tej części Europy. I to też jego zasługą jest, że na zawodach w Augu-stowie czy na zawodach F1 H2O możemy podzi-wiać Bartka Marszałka, jedynego Polaka w wodnej Formule 1.

FOT.

ARC

HIW

UM

ował i budował łodzie w Augustowie jesz-cze przed II wojną światową. A oni – mło-dzi i pełni zapału – zaczynali swoją drogę w branży w augustowskim państwowym „Foto-Pamie” na coraz bardziej odpowie-dzialnych stanowiskach. Benedykt był dyrektorem ds. technicznych i konstrukto-rem popularnych jednostek wiosłowych, żaglowych i motorowych. Krystyna spra-wowała nadzór nad organizacją produkcji i rzetelnym wykonawstwem pełniąc funk-cję zastępcy szefa produkcji.

– Kiedy zaczęły się przemiany w Pol-sce, postanowiłem zaryzykować i opiera-jąc się na kontaktach we Francji wejść we współpracę z zagranicznym partnerem i otworzyć własną działalność. Nie ukry-wam, żona przypłaciła to chorobą, tak bar-dzo bała się o naszą przyszłość – wspomi-na Benedykt Kozłowski historię wspólną dla wielu osób tego pokolenia.

Historię, którą teraz łatwo się opisuje czy czyta, ale wtedy oznaczała skok na główkę na głęboką wodę o nie do końca przebadanym dnie. Wbrew dotychczaso-wym przyzwyczajeniom, bez pewności, co w Polsce oznacza gospodarka rynkowa, czego się można spodziewać po zagranicz-nym kapitale. Gdy jedyną wiadomą były własne umiejętności.

A to właśnie owe umiejętności tak bardzo docenił w Benedykcie Kozłow-skim jego francuski partner biznesowy, że postanowił na nich oprzeć swoją ekspansję na europejskim rynku.

– On zajmował się marketingiem, pozyskiwaniem nowych klientów, a my robiliśmy łodzie – przypomina przedsię-biorca. – To był człowiek, który miał nosa do interesów. Dbał o rynek zbytu, pozyskiwał klientów, dyktował, jakie łódki produkować. I my je produkowali-śmy. Byliśmy od siebie zależni.

Jak opowiada Benedykt Kozłowski, to był czas, gdy rynek jachtowy praktycznie przestał w Polsce istnieć. Wcześniej łodzie kupowali głównie tacy odbiorcy, jak Fun-dusz Wczasów Pracowniczych i ośrodki

34 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a o s o b i s t a

Page 35: Strefa biznesu

wczasowe państwowych firm. I potrzeby były większe niż produkcja. Żeby kupić trzeba było mieć „chody”. Potem sytuacja się odwróciła: stocznie musiały szukać klienta. – Produkowało się głównie na eksport – wspomina właściciel Balt-Yachtu.

Pierwszy kontrakt prywatnej już stocz-ni zawarty z Francuzami to było około 50 łódek. Przez minione 26 lat istnienia Balt Yacht zrobił ich z 17 tysięcy.

Przejście przez sztorm Dziś augustowska firma zatrudnia ok. 150 osób. Było ich dwa razy więcej, ale lata 90. przyniosły sztorm na rynku. Zagraniczny klient zaciskał pasa. Francuzi mieli kłopo-ty. I zgodnie z zasadą naczyń połączonych, także do firmy państwa Kozłowskich trafił syndyk.

Okazało się jednak, że jakość pracy tutejszych szkutników była już tak znana, że pozwoliła firmie na zdobycie nowych dużych kontrahentów i wypłynięcie na szerokie wody. Na listę takich znaczą-cych odbiorców, jak Jeanneau, Intercontakt , X-Yachts, Marine Power, dopisali Amerykanów – Brunswick Marine in EMEA Inc. i norweską firmę Hydro Design.

Dla Amerykanów robią sześć, siedem modeli łodzi w sezonie – w tym np. moto-rowe wędkarskie. A zaczęta w 2012 roku współpraca ze Skandynawami, dotycząca szybkich, luksusowych jachtów, zaprocen-towała przykładowo w ubiegłym roku zrealizowanym przez Balt-Yacht zamówie-niem dla króla Norwegii.

Ciekawostką może być fakt, że ta łódź nie tylko musiała być idealna pod wzglę-dem technicznym (bo poprzeczka zawsze jest tu wysoko zawieszona), ale także pod względem estetycznym: barwa burt była specjalnie dobierana spoza standardo-wej palety, aby była zgodna z wymagania-mi kolorystycznymi rodziny królewskiej.

Dziś Balt Yacht produkuje jachty dwu-torowo: pod marką zagranicznych partne-

rów i pod własną. Ta własna to zarówno łodzie motorowe, jak i żaglowe.

Motorowy szlak Necko – Bałtyk Produkując własne jednostki, firma – określając swoja wizje, potrzeby i gusta klientów – współpracuje z najbardziej doświadczonym konstrukorem w Polsce, Jackiem Centkowskim. W 2010 roku postawili na serię łodzi spacerowych, a dwa lata później powstały żaglowe Balt 26 i Balt 27. W kooperacji z firmą Yachts Eksport Poland powstał także Balt 818 Tytan – zaprojektowany przez Jacka Centkowskiego pierwszy polski pół-ślizgo-wy jacht spacerowy uhonorowany nie tylko wyróżnieniem Gwóźdź Targów Wiatr i Woda 2014, ale też prestiżową, najcenniejszą polską nagrodą – Polski Jacht Roku 2015. Pozwala rozwinąć pręd-kość do 30 km/h, a jego parametry umoż-liwiają zarówno żeglugę po wodach mor-skich, jak i śródlądowych.

Aż się prosi, żeby dodać – z Kanałem Augustowskim na czele. To właśnie na łodziach motorowych z Balt Yachtu – Sun Comperze i prototypie Tytana 818 – Benedykt Kozłowski poprowadził pierw-szy powojenny rejs kanałem i Niemnem do Grodna. Był rok 2014.

– Wiecznie mówiło się o konieczności

przedłużenia sezonu turystycznego w Augustowie – komentował wtedy dla nas cel tej wyprawy Benedykt Kozłowski. – Tym rejsem chcemy pokazać, że można to zrobić, bo na tej liczącej tam i z powro-tem 250 km trasie można będzie pływać łodziami motorowymi od maja do paź-dziernika. Mają sypialnie, porządne łazienki. To pływające domy.

Benedykt Kozłowski już wcześniej – w roku 2010 – popłynął tą trasą do Kłajpe dy i na Bałtyk, ale trasa na Kana-le Augustowskim skończyła się wtedy w Waniewie i dalej do granicy łodzie podróżowały lądem. W 2014 roku można już było przepłynąć cały kanał i bez stawa-nia stopą na suchej ziemi dotrzeć do Grodna.

Właściciel Balt-Yachtu zakładał wtedy, że do tych trzech narodów, które może połączyć szlak Necko-Bałtyk, należy jesz-cze dodać Rosjan, bo 120 km trasy prze-biega między Litwą a Obwodem Kaliningradzkim.

Dziś Benedykt Kozłowski nie ukrywa, że zainwestował w promowanie tego pomysłu dużo czasu, energii i pieniędzy, ale ma już trochę dość. Zachwyca go, jak świetnie rozwija się turystyka wodna na Mazurach. Podziwia to, co robią w Węgrzy na Balatonie. A my…

– Kanał Augustowski jest już udrożnio-ny, trzeba go tylko wykaszać i … no właś-nie… zadbać o infrastrukturę. Gastrono-mię. Bazę noclegową – wylicza pasjonat. – Gdy przyjeżdża do Augustowa klient, który jest gotów płacić firmie prowadzą-cej czarter łodzi 900 zł dziennie, to chce mieć gdzie spać i jeść. A tego u nas brak.

Trzeba pracować głową – Przez 20 lat pracowaliśmy, żeby na pol-skich łódkach było oznaczenie PL. Bo na początku było F. Inaczej niczego bym nie sprzedał – wspomina Benedykt Kozłow-ski z satysfakcją podkreślając, że jakość pracy augustowskich szkutników przebija się już przez niezwykle silny patriotyzm

Historia pachnąca drewnem, żywicą i wodo-odporną sklejką Szkutnicza historia Balt-Yachtu zaczęła się od mistrza Bronisława Bielawskiego, ojca i teścia obecnych właścicieli stoczni – Krystyny i Benedykta Kozłowskich. W latach 30. jako szesna-stolatek wystartował on w kajakarskich zawodach. Bez sukcesu, bo kajak wymagał poprawy konstrukcji. Odtąd ulepszanie właściwości nautycznych sprzętu pływającego stało się prawdziwą pasją Bronisława Bielawskiego . Nie miał przygotowania teoretyczne-go do zawodu: samodzielnie zgłębiał fachową wie-

dzę, był pracowity, zdolny i praktykował jako bosman w Yachtklubie w Augustowie. Po wojnie w 1958 r. zajął się profesjonalnym szkutnictwem w warszta-tach PTTK nad Neckiem. Stare konstrukcje pomysło-wo uszlachetniał, aby łatwiej wprowadzać je w ślizg. Nowe jednostki projektował pod potrzeby holowania narciarstwa wodnego, na które zapanowała moda w latach 70. Wtedy pasję do sportów wodnych zaczę-ły podzielać jego dzieci i z powodzeniem startowały w zawodach narciarskich. Rok 1973 to wielki sukces Bronisława Bielawskie -

go. Zatrudniony jako konstruktor w pierwszej augu-stowskiej stoczni „Foto-Pam” rozwinął skrzydła. Jego projektu jacht żaglowy, „Necko”– o imponują-cej jak na ówczesne czasy długości ok. 8 metrów – został zwodowany i z powodzeniem przetestowany na szlaku wodnym Augustów-Gdańsk. To była jed-nostka większa od popularnej „Omegi” czy od „Cadeta”, z kabiną mieszczącą 5 osób! Z czasem pasja w wykonywaniu i konstruowaniu jednostek przelała się na córkę pana Bronisława Krystynę i jej męża Benedykta Kozłowskiego .

Specjalnością polskiego przemysłu jach-towego są jachty motorowe o długości 6-9 m. Jako czołowych polskich producen-

tów jachtów wymianie się takie firmy, jak Delphia Yachts KOT z Olecka (woj.

warmińsko-mazurskie), Galeon ze Stra -szyna k. Gdańska (woj. pomorskie), Os -

tróda Yacht (woj. war mińsko-mazurskie) Balt-Yacht w Augustowie i Mazurskie

Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Budowla-ne Ślepsk (woj.podlaskie).

35STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

PASJA I BIZNES

Page 36: Strefa biznesu

konsumencki klientów zagranicznych. Nor-wegowie na targach nawet nie podchodzą do innych stoisk niż te, gdzie są ich marki. Ale coraz bardziej są świadomi, że za klasą tych jachtów, zaprojektowanych w ich kraju stoi profesjonalizm wykonania pol-skich szkutników. I po prostu do nich dzwonią z zamówieniami.

Na naszym krajowym rynku też rośnie liczba odbiorców tego luksusowego towa-ru, niemniej nadal 90 procent klientów Balt-Yachtu to odbiorcy z zagranicy: Niemcy, Holendrzy, Norwegowie.

– To trudny rynek. Wszyscy produkuje-my podobne łodzie – opowiada pan Bene-dykt. – Żeby je sprzedać, zaczyna się bitwa na ceny. Na dłuższą metę to nie ma sensu. Trzeba szukać innych wyjść. Praco-wać głową, nie mięśniami.

Jednym z ciekawszych zamówień, przy jakim pracował ostatnio Balt-Yacht, była łódź z silnikami elektrycznymi.

– Naszego Sun Compera, którego kon-strukcja jest bardzo dobrze znana, którego robiliśmy z silnikiem zaburtowym albo sta-cjonarnym, klient sobie zażyczył z silni-kiem elektrycznym, bo u niego na Balato-nie z innym nie można wypłynąć – opowia-da pan Benedykt i Izabela Saczko-Chilicka, kierownik działu sprzedaży Balt-Yachtu. – Zamontowaliśmy więc dwa silniki, które działały na zasadzie dwóch płetw stero-wych i były umieszczone pod kadłubem. Projekt przerósł nasze oczekiwania! Jacht po testach okazał się bardzo sprawny w manewrach. Osiągnęliśmy też duże prędkości.

Te dwa silniki potrzebowały ośmiu akumulatorów. Każdy waży 76 kilo! Poz-walają na nawet 10-godzinne rejsy. Gdy zostaje 20 procent mocy, system daje znać ostrzegawczo, że jego możliwości zbliżają się do końca i jest czas na dopłyniecie do brzegu i doładowanie.

– Czy to jest przyszłość? Mamy nadzie-je, że tak – mówią nasi rozmówcy. – Wiele osób stawia na innowacje. Pojawiają się nawet koncepcje, żeby wykorzystywać solary na jachtach. I staramy się spełniać takie indywidualne życzenia klientów.

Benedykt Kozłowski śmieje się, że cza-sem, po tych 43 latach pracy w zawodzie, ma już dość. Ale potem przypomina sobie rozmowę z jednym z klientów, Australij-czykiem, wodniakiem. – Gdy go zapyta-łem, jakie tam u nich są emerytury, odparł, że nie wie.” Mój dziad pracował aż umarł. Ojciec pracował aż umarł. Ja też nie myślę o emeryturze” – przytacza anegdotę Benedykt Kozłowski i dodaje ze śmiechem: – I chyba ta australijska opcja mi się podoba.

BALT-YACHT PRODUKUJE CZĘŚĆ JACHTÓW POD WŁASNA MARKĄ. TO NA PRZYKLAD SUN COMPERY

FOT

ANDR

ZEJ

ZGIE

T

PRODUKCJA KOPYTA JACHTU MOTOROWEGO ZACZYNA SIĘ OD WYCIĘCIA GO W TWARDYM STYROPIANIE

DOKŁADNIE OFOLIOWANE JACHTY CZEKAJĄ NA TRANSPORT DO KLIENTÓW

36 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a o s o b i s t a PASJA I BIZNES

Page 37: Strefa biznesu

37 09.2016

Page 38: Strefa biznesu

AGNIESZKA STANISŁAWCZYK

CO NAJBARDZIEJ PANIĄ WYRÓŻNIA? – Wzrost i uśmiech. CO JEST PANI NAJWIĘKSZĄ EKSTRAWAGANCJĄ? – Trójka cudownych dzieci … :)) JAKIE JEST PANI ULUBIONE ZAJĘCIE? – Prace w ogródku. JAKIEJ CECHY CHARAKTERU NAJBARDZIEJ NIE LUBI PANI U INNYCH? – Lenistwa i mówiąc potocznie „olewania” spraw dużych i małych. CZEGO NAJBARDZIEJ PANI ŻAŁUJE? – Niczego, los i ludzie byli dla mnie naprawdę łaskawi. JAKIEJ CECHY CHARAKTERU NAJBARDZIEJ PANI W SOBIE NIE LUBI? – Braku wyrozumiałości dla słabości i nieu-dacznictwa u innych. GDYBY MOGŁA PANI ZMIENIĆ W SOBIE JEDNĄ RZECZ, CO BY TO BYŁO? – Dodałabym sobie odwagi do np. skoku na bungee. KTÓRĄ Z ŻYJĄCYCH OSÓB NAJBARDZIEJ PAN GARDZI? – Nikim nie gardzę, natomiast jest wiele osób, z którymi się nie zgadzam, nie akceptuję ich filozofii życia i wcale się z tym nie kryję. W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH PANI KŁAMIE? – Nie kłamię, Są jednak okoliczności, kiedy przekazanie „niecałej” prawdy jest konieczne. To wielka sztuka i umiejętność rozumienia ludzi, aby wyczuć, kiedy ta „prawdziwa pra-wda” wyrządza większą szkodę niż tzw. „pół-prawda”. CO JEST PANI ZDANIEM NAJBARDZIEJ PRZECENIANĄ ZALETĄ? – Zalety to zalety, trudno jest je krytykować, ale czasami zbytnia oszczędność w połączeniu

z krótkowzrocznością może przynieść w przyszłości większą szkodę. CO UWAŻA PANI ZA NAJWIĘKSZE NIESZCZĘŚCIE? – Chorobę i utratę bliskiej osoby.

JAKIE CECHY NAJBARDZIEJ CENI PANI U MĘŻCZYZNY? – Odwagę i większą skłonność do podejmowa-nia ryzyka. A także prostotę ich konstrukcji psy-cho-fizycznej. JAKIE CECHY NAJBARDZIEJ CENI PANI U KOBIETY? – Konskwencję i upór w dążeniu do celu. Dąże-nie do poszukiwań kompromisów. KTO JEST PANI ULUBIONYM BOHATEREM LITERACKIM? – Detektyw Harry Hole. KOGO UWAŻA PANI ZA BOHATERA W PRAWDZIWYM ŻYCIU? – Prywatnie – to mój ś.p. dziadek Zygmunt, a publicznie prof. Bartoszewski. JAKA JEST PANI ULUBIONA PODRÓŻ? – Było ich stanowczo za mało i wciąż czekam na tę naprawdę ulubioną. GDZIE CHCIAŁBY PANI MIESZKAĆ? – Oczywiście na Podlasiu. JAK CHCIAŁBY PANI UMRZEĆ? – Cicho i spokojnie. JAK BRZMI PANI MOTTO? – Chwytaj życie garściami i nie przeszkadzaj szczęściu. GDYBY PO ŚMIERCI MIAŁA PANI ODRO-DZIĆ SIĘ JAKO OSOBA LUB RZECZ, JAK PAN SĄDZI, CO BY TO BYŁO? – Oczywiście, że człowiek – może podróż-nik….. CZEGO NAJBARDZIEJ PANI NIE LUBI? – Chytrości, głupoty, obłudy, nieuczciwo ści. JAKICH SŁÓW LUB ZWROTÓW NAJCZĘŚCIEJ PANI NADUŻYWA? – Uważam, że…..

P R E Z E S S P Ó Ł K I P R O M O S T A L

2 2 P Y T A N I A

AGNIESZKA STANISŁAWCZYK (44 LATA), PREZES ZARZĄDU PROMOSTAL SP. Z O.O. Z SIEDZIBĄ W CZARNEJ BIAŁOSTOCKIEJ (FIRMA SPECJALIZUJE SIĘ W PRODUKCJI KONSTRUKCJI STALOWYCH); WCZEŚNIEJ GŁÓWNY KSIĘGOWY, DYREKTOR FINANSOWY W FERROX-KONSTRUKCJE STALOWE; BIEGŁY REWIDENT. OSOBISTE SUKCESY: KOCHANA RODZINA I GRONO PRZYJACIÓŁ. Kwestionariusz Prousta – rodzaj zabawy towarzyskiej znanej już w XIX wieku. Pozornie błahy, stał się jednym z pierwszych przykładów testu osobowości.

FOT.

PRY

WAT

NE

K W E S T I O N A R I U S Z P R O U S T AS T R E F A O S O B I S T A

38 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 39: Strefa biznesu

39 09.2016

Page 40: Strefa biznesu

10

Adam Byglewski 59 lat. Założyciel AdampolSA, wiceprezes spółki; członek, założyciel i pierwszy prezes Stowarzyszenia Przewoźników Podlasia. Wiceprezes ds. finansowych Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce; współzałożyciel oraz wiceprezes Fundacji Edu Pro Arte powstałej przy Operze i Filharmonii Podlaskiej; fundator i członek kapituły Fundacji „Elena, Robert, Adam”; od grudnia 2015 r. Konsul Honorowy Wielkiego Księstwa Luksemburga. Laureat wielu wyróżnień, odznaczeń państwowych i nagród związanych z działalnością biznesową oraz za szczególne zasługi dla rozwoju gospodarczego województwa, krzewienie idei przedsiębiorczości i zasad wolnego rynku. Adam Byglewski jest optymistą i stara się rozsiewać to pozytywne nastawienie. Jego współpracownicy, rozumieją że pogoda ducha i wytr-wałość to dobra recepta na osiągnięcie celu.

1.Zatrudniaj tylko ludzi lep-szych od siebie. Jeśli szukasz

pracownika, znajdź takiego, który będzie lepszy od ciebie. Zatrudnia-nie złych lub byle jakich osób jest toksyczne. Nie tylko niszczy to ich własną wydajność, ale często też ciągnie w dół wydajność i morale innych pracowników.

2.Nie ma rzeczy niemożli-wych. Są jedynie trudniejsze

do wykonania i być może zajmą nam trochę więcej czasu. Człowiek jest w stanie dokonywać cudów, jeśli tylko mocno w to wierzy, widzi cel i sens swojej pracy.

3.Realizacja marzeń nie może być oddzielona

od rachunku ekonomicznego. Zawodowo nie może być marzeń, muszą być plany, klarowne i dobrze przygotowane. To jest recepta na sukces.

4.Rzetelność i konsekwencja w realizacji działań. Mło-

dym pracownikom powtarzam: bądźcie pracowici i cierpliwi, nie idźcie w życiu na skróty. Więcej słu-chajcie, miej pytajcie.

5.Uczciwość, solidność i zaangażowanie. Należy

wykonywać pracę tak, aby nikt po mnie nie musiał poprawiać. Opieram się na zasadzie – dużo swobody dla zespołu, ale i duże wobec niego oczekiwania.

PRZYKAZAŃ I ZASAD, którymi kieruje się w biznesie i w życiu Adam Byglewski

6.Dyscyplina i punktualność. Dyscyplina zaczyna się

od samokontroli i jest wynikiem sil-nych, osobistych standardów. Bez dyscypliny, każdy przedsiębiorca może ponieść biznesową porażkę, nawet jeśli działa w idealnym oto-czeniu gospodarczym. Samodyscyplina prowadzi do pozy-tywnej etyki pracy, a etyka pracy prowadzi do tego, że udaje się osią-gać cele efektywnie i wydajnie. Dla-tego też, niezależnie o której wra-cam z podróży, zawsze staram się być o godz. 8 w pracy.

7.Najważniejsze decyzje doty-czą nie tego co robisz, ale

tego, czego postanawiasz nie robić. Staram się ograniczyć udział spraw nieważnych i niepilnych w swoim życiu do minimum. Ale to nie znaczy, że drobne zagadnienia są mało znaczące. Wręcz przeciwnie, największą sztuką jest zmierzyć się ze szczegółami.

8.Innowacyjność wymaga odwagi. Żyjemy w świecie,

w którym wszelkie zmiany zachodzą niezwykle szybko i najważniejszą rze-czą, którą powinniśmy robić, jest zde-cydowanie się na twórczy wysiłek.

9.Sukces w branży logistycz-nej oznacza sprostanie

potrzebom konsumenta. Jak do tej pory udaje nam się sprostać oczekiwaniom Klientów i wyprze-dzać potrzeby rynku. Przede wszystkim słuchamy Klienta i tego, czego on sobie życzy, nie próbujemy modyfikować zleceń.

10.Wiele w naszym życiu wydarzy się tylko raz,

dlatego trzeba docenić każdą okazję i ją wykorzystać. Trzeba być otwartym na nowe pomysły i rozwiązania. W naszej branży należy być nieustannie ciekawskim. Trzeba także być gotowym na zmia-ny i umieć dostosowywać się do nowych, wciąż zmieniających się okoliczności.

FOT.

ARC

HW

UM

D E K A L O G M I S T R Z AS T R E F A O S O B I S T A

40 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 41: Strefa biznesu

41 09.2016

Best Western Hotel Cristal– ma już **** gwiazdkiBest Western Hotel Cristal

Dziękujemy za rozmowę.Z Martą Urbiel - Menadżerem Działu Marketingu i Sprzedaży w BEST WESTERN Hotel Cristal****

rozmawiała Justyna Kołodziej.

- Stało się! to, na co czekaliście Państwood bardzo dawna?

Tak jak najbardziej, od lipca możemy poszczy-cić się czwartą gwiazdką. Jest to gratyfika-cja bardzo długo wyczekiwana i  okupiona bardzo ciężką pracą wszystkich pracowni-ków naszego hotelu. Proces kategoryzacjido najłatwiejszych nie należy - zwłaszcza przy niemalże 100% obłożeniu. Samo przy-znanie tej gwiazdki było tylko zwieńczeniem wieloletniego procesu i  starań wielu osób. A to wszystko dla naszych gości. To dla nichcodziennie staramy się, aby poziom naszych usług nieustannie się podnosił. To zadowole-nia gości generuje naszą satysfakcję i jeszcze większe zaangażowanie.

- Sama kategoryzacja to tylko zwieńczenie waszych starań. W  jaki sposób ten proces postępował przez te wszystkie lata?

Najważniejszym czynnikiem są oczywiście nasi goście. To właśnie dla nich podjęliśmy decyzję o  staraniu się o  kolejną gwiazdkę. Wtedy też rozpoczęliśmy remont. Mamy już

wyremontowanych prawie 90% pokoi oraz wszystkie korytarze na piętrach. Zakończe-nie remontu pozostałej części planowane jest z  końcem roku. Wtedy też rozpoczyna-my kolejny projekt, ale o tym na razie mówićnie będę.

- Pani Marto, w  jaki sposób buduje sięmarkę tak kultowego miejsca na mapie na-szego miasta? Dla wielu mieszkańców hotelCristal to przede wszystkim najlepszarestauracja, ale również piękne wspomnie-nia oraz symbole, np. nieistniejący już neon nad wejściem do restauracji?

O  tak, neon! Oczywiście dama z  kielichem- to rzeczywiście symbol kultowy. Wielu na-szych gości często go wspomina. Jest nam bardzo miło, że przez te przeszło 60 lat nasz hotel towarzyszył im w życiu, często będąc na-ocznym świadkiem ślubów, chrzcin i  innychnajważniejszych uroczystości. Marka tego miejsca zapisana jest w  sercach biało-stoczan i  naszych gości z  całego świata

i  za to jesteśmy najbardziej wdzięczni.A na co dzień ciężko pracujemy, aby to wraże-nie pozostało niezatarte.

- Hotel to ponad 80 pokoi - tym samym jest to jeden z  największych hoteli w  na-szym mieście. Zarządzanie takim obiektemto prawdziwe wyzwanie. Co jest tajemnicą?

Przede wszystkim ludzie oraz współpraca i wymiana informacji - to jest najważniejsze. Nasz hotel to zaangażowana kadra kierowni-cza oraz niezawodni pracownicy dzięki, któ-rym to miejsce reprezentuje tak wysoki po-ziom. Atmosfera, w jakiej pracujemy, udziela się również naszym gościom, o czym świad-czy fakt, że do nas wracają i to największa ta-jemnica naszego sukcesu. Bez naszych gości na pewno by się nie udało.

- Pani Marto, ostatnie pytanie. Czy będzie kolejna gwiazdka?

To jest bardzo dobre pytanie. Oczywiście!

BEST WESTERN to największa na świecie rodzina hotelowa, do której należy obecnie ponad 4 000 hoteli w ponad 100 krajach na całym świecie. BW Hotel Cristal**** to jedyny hotel tej marki w województwie podlaskim. Usytuowany w samym sercu miasta gwarantuje nie tylko doskonałą lokalizację, ale również perfekcyjny klimat dla biznesu i wypoczynku. Ten najstarszy hotel w mieście od lipca stał się kolejnym z nielicznych 4-gwiazdowych obiektów w mieście.

Menadżerem Działu Marketingu i  Sprzedaży w  BEST WESTERN Hotel Cristal**** jest Marta Urbiel, absolwentka Wydziału ZarządzaniaPolitechniki Białostockiej. W BEST WESTERN Hotel Cristal**** pracuje od 10 lat, a od 2013 pełni funkcję Menadżera.

Page 42: Strefa biznesu

42 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Skończył pan Wydział Informatyki Poli-techniki Białostockiej, prawda? – Prawda. 15 lat temu. To bardzo dobry wydział.

Skąd się panu wzięła ta infomatyka? – Skąd się wzięła? Oczywiście z gier kom-puterowych! Wszyscy zaczynają od gier komputerowych. Pamiętam pierwsze komputery, ZX Spectrum, kiedy byłem w szkole podstawowej grałem na takich u kolegów... Pamięta pani ZX Spectrum?

Oczywiście, że nie pamiętam. – To był taki brzydki komputer, z grafiką w zasadzie tekstową, ale byłem nim abso-lutnie zafascynowany. Po ZX Spectrum miałem jeszcze do czynienia z Atari, a potem Amigą i to był już przełom, ponie-waż Amiga miała bardzo ładną grafikę i dźwięk... Nie miałem jeszcze zapędów

KURCZE, FAKTYCZNIE COŚ SIĘ ZACZYNA DZIAĆ W BIAŁYMSTOKU Dopóki na świecie rewolucja IT będzie szła w takim tem-pie do przodu, to branża jeszcze przez lata będzie się rozwijać również w Białymstoku – mówi Karol Przybyszewski, prezes firmy OBurst Poland.

Ewa Wyrwas [email protected]

FOT.

AN

ATOL

CH

OMIC

Z

BIAŁYSTOK MA WARUNKI, ŻEBY BYĆ

DOBRYM MIEJSCEM NA ROZWÓJ BRANŻY

IT – UWAŻA KAROL PRZYBYSZEWSKI

S t r e f a o s o b i s t a

Page 43: Strefa biznesu

programistycznych, po prostu lubiłem grać. Nie miałem jeszcze zapędów progra-mistycznych, po prostu lubiłem grać. Ale z czasem zaprowadziło mnie to na wydział informatyki: chciałem się nauczyć, jak się tworzy gry. Fascynacja informatyką bierze się więc z gier komputerowych. Dlatego nie ganił-bym za bardzo rodziców, jeśli pozwalają grać dzieciom.

I dowiedział się pan, jak się tworzy gry. – Jak najbardziej. W końcu zetknąłem się z programowaniem. Przejście przez studia nie było zbyt łatwe, ale uważam, że dobrze wykorzystałem tamten czas. Wychodziłem z założenia, że na uczelni mogę dostać wskazówkę, wykładowcy pokazują mi drogę, jaką mam iść, ale całą pracę tak naprawdę muszę wykonać ja sam. A pro-gramowanie mnie zafascynowało. To było coś „łał”! Zobaczyłem, jak wiele mogę dzięki niemu zrobić i bywało, że całe noce spędzałem na programowaniu. Nie czułem jednak, że robię to za karę, miałem raczej podejście: „Kurczę, jest problem do rozwiązania... coś mi tu nie wychodzi. Będę więc siedział tak długo, aż go rozwiążę”. W tej dziedzi-nie bardzo ważna jest pasja, poczucie, że ta wiedza daje ogromne możliwości. Myślę, że stąd generalnie bierze się chęć do studiowania informatyki. Ogromna większość studentów po prostu lubi to robić.

No dobrze. Karol Przybyszewski kończy studia, jest magistrem inżynierem infor-matyki. I co dalej? – Miałem dobre kontakty z wykładowcami, z dziekanem, u którego zresztą pisałem pracę magisterską i zdecydowałem, że zostanę na politechnice. Wówczas stworzo-na została specjalna grupa 4-5 osób, wśród nich ja. Miała się ona zajmować cyfrową platformą dla województwa podlaskiego – e-Podlasie. To było 15 lat temu, czyli w momencie, kiedy obserwowaliśmy coraz większy pęd na informatykę, na sprawy związane z komputeryzacją, z wdrażaniem elektronicznego obiegu dokumentów, kiedy zaczynał się boom internetowy. Do tego pojawiła się ustawa o dostępie do informacji publicznej. I my zrobiliśmy oprogramowanie do Biuletynu Informacji Publicznej. Napisaliśmy oprogramowanie, szkoliliśmy urzędników, żeby wiedzieli, jak z tego korzystać, wprowadziliśmy system. To był mój pierwszy poważny projekt w karierze, trwał około pół roku. I to wszystko, co wtedy, 15 lat temu, zaraz po studiach, zbudowaliśmy, wciąż w woje-wództwie podlaskim funkcjonuje. Bardzo dużo jednostek, urzędów podlaskich z tego oprogramowania wciąż korzysta. To

był naprawdę fajny projekt. I chyba udany, skoro do dziś działa. W tym zespole spędziłem kilka lat, a potem, w 2006 roku, wyjechałem do Wielkiej Brytanii. Wyjechałem razem z żoną i synem, syn miał wtedy z pół roku. Spędziliśmy pięć lat w mieście Sheffield, które słynęło kiedyś z przemysłu metalur-gicznego, może pani nawet ma w domu sztućce made in Sheffield.

Muszę sprawdzić. – Proszę sprawdzić. W Sheffield pracowa-łem jako programista, w firmie PlusNet. To dostawca internetu. Ja tworzyłem pro-gramy m.in. do bilingu, rozliczania. I tu się zaczyna moja przygoda z Indiami. Bo PlusNet szukał programistów. A ponieważ były problemy ze znalezie-niem ich na miejscu, w UK, firma w pierwszej kolejności zwróciła się do Polski (w taki sposób ja się u nich zna-lazłem), ale ponieważ to nie wystarczyło, więc zdecydowano o zatrudnieniu firmy z Indii. To była firma QBurst India. Od trzeciego roku mojego pobytu w UK m.in. zarządzałem zespołem programi-stów. Miałem w którymś momencie pod opieką spory zespół, zarówno lokal-nych specjalistów, w Wielkiej Brytanii, jak i tych w Indiach, gdzie w szczytowym momencie pracowało dla nas ok. 40 osób. Oczywiście, część mojej pracy z Indiami odbywała się zdalnie, ale też podróżowa-łem do Indii, żeby spotkać się z zespołem, poznać lepiej ludzi, zorganizować im pracę itp. Pod koniec mojej kariery w PlusNecie byłem liderem zespołu. Ale w 2011 roku zdecydowaliśmy z żoną, że wracamy do Polski. To był czas, kiedy nasz syn miał iść do szkoły i chcieliśmy, żeby poszedł do polskiej. Uznaliśmy, że albo wracamy teraz, albo nigdy. Ale wróciliśmy też dlate-go, że Białystok zmienił się mocno w ciągu tych pięciu lat.

Jak się zmienił? – Na lepsze oczywiście! W momencie, kiedy stąd wyjeżdżałem w 2006 roku, było tutaj szaro i ponuro. Kierunkiem kariery IT była wówczas głównie Warszawa, tam się wyjeżdżało, my wyjechaliśmy trochę dalej. Minęło trochę czasu i co się wyda-rzyło? W Białymstoku powstało centrum miasta z prawdziwego zdarzenia, galerie handlowe i, co bardzo mnie zaciekawiło, zaczął powstawać Białostocki Park Nauko-wo-Technologiczny. Pomyślałem sobie: „Kurczę, faktycznie coś się zaczyna dziać w tym Białymstoku”. To też był jeden z impulsów do powrotu. Bo wiadomo, rodzina, znajomi, którzy są w tym mieście, to ważne powody, ale kiedy pomyślałem, że do tego może da się tutaj zrobić karierę i całkiem przyjemnie żyć, to wybór stał się jeszcze prostszy... Wciąż uważam, że była to dobra decyzja. Tak więc w 2011 roku pojechałem po raz ostatni do Indii. Wiadomo już było, że odchodzę z PlusNetu, pojechałem, żeby uporządkować sprawy. I podczas tej wizyty, kiedy szefowie QBursta dowiedzieli się, że wracam do Pol-ski, koniecznie chcieli się ze mną spotkać. W jakim celu? Oznajmili mi, że zawsze chcieli otworzyć oddział gdzieś w środku Europy (Europa dla Indii jest ważnym ryn-

kiem) i chcą, żebym ja im ten oddział otwo-rzył. Odpowiedziałem: „Dobrze, mogę wam otworzyć oddział, ale w Białymstoku”.

A co oni na to? – Nie mieli wyjścia, zgodzili się! Znaliśmy się już trzy lata, a to jest bardzo istotne w tym biznesie: znasz człowieka, możesz na nim polegać, ufać mu. Więc mi zaufali. Sami zresztą do Białegostoku przylecieli.

Obejrzeli miasto? – Obejrzeli. Byli tutaj we wrześniu 2011

QBURST To globalna firma, która oferuje rozwiąza-nia w zakresie doradztwa oraz tworzenia

aplikacji mobilnych i internetowych. Jej klientami są startupy, małe, średnie firmy i duże korporacje. Specjalizuje się w obsłudze branż takich jak: produkcja,

eCommerce, HR, służba zdrowia, rozrywka, technologia, media, sektor publiczny,

turystyka. Oddziały firmy, oprócz Indii, znajdują się

w Ameryce Północnej, Europie (Wielka Bry-tania i Polska), na BliskimWchodzie (Dubaj) oraz w Azji i Pacyfiku (Singapur, Australia).

W TEJ DZIEDZINIE BARDZO WAŻNA JEST PASJA, POCZUCIE, ŻE TA WIEDZA DAJE OGROMNE MOŻLIWOŚCI

43STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 44: Strefa biznesu

roku. Oprowadziłem ich, BPNT był jeszcze w budowie, pokazałem im budowę, zwiedzi-liśmy kilka lokalizacji na biura, odwiedzili-śmy wydział inwestycji urzędu miejskiego, Podlaską Fundację Rozwoju Regionalnego. Pamiętam, że wyszli nawet w nocy na wyprawę po pubach! Generalnie, spo-dobało im się. 2 listopada 2011 otworzyli-śmy QBurst Poland. Tak po Wielkiej Brytanii i Indiach wróci-łem do Białegostoku. Moja zawodowa historia zatoczyła koło, ale toczy się dalej. Na początku mieliśmy w naszym oddziale z 10 osób i wynajęte dwa pokoje, w tym samym budynku, co obecnie. Przyjechał do nas senior developer z Indii, który nam pomagał: przeprowadzał szkolenia, wdra-żał w kulturę pracy w firmie. I działamy. Oczywiście, moglibyśmy rozwijać się szyb-ciej, ale to jest ograniczone podażą pro-gramistów na rynku białostockim, a z dru-giej strony rosnącymi kosztami zatrudnie-nia. Kiedyś Białystok był tanim miastem, teraz dużo się zmieniło, również w kwestii płac programistów. W każdym razie, nasz oddział rozwija się z roku na rok, przejmujemy kolejne pomieszczenia na piętrze i cały czas współpracujemy z Indiami, z naszym Wiel-kim Bratem.

Dobrze mieć takiego Wielkiego Brata? – Jak najbardziej. Ostatnio mieliśmy duży projekt dla firmy z Polski i trzeba było dość szybko zorganizować spory zespół programistów. My sami, jako oddział, nie bylibyśmy w stanie go zorganizować – potrzeba było 20-25 osób – więc stworzy-liśmy zespół połączony: część była w Pol-sce (7 osób) i ok. 15 osób w Indiach. Mogliśmy szybko i sprawnie zareagować, ponieważ mamy wsparcie i to mocne. W tej chwili QBurst to bodajże z 1200 osób na całym świecie, największy oddział jest oczywiście w Indiach. Główna siedzi-ba znajduje się w Trivandrum – miejscu, w którym dużo się dzieje w dziedzinie technologii, IT, istnieje tam uniwersytet techniczny na dobrym poziomie. Generalnie w Indiach bardzo dużo się dzieje w tej dziedzinie, funkcjonują tam naprawdę ogromne technoparki, bez porównania z tym, co mamy w Białymsto-ku, takie, gdzie pracuje kilka, kilkanaście tysięcy ludzi. I ciągle powstają nowe. Warto tam pojechać i zobaczyć wszystko na własne oczy. To zupełnie inne oblicze Indii od tego, które znamy ze stereotypo-wej pocztówki turystycznej.

Czego możemy się nauczyć od Indii, od Trivandrum? – Żeby inwestować w edukację ścisłą. Na pewno jeszcze przed długi czas będzie-my mieli do czynienia z boomem na infor-

matyków/programistów. Świat się zmie-nia, wchodzą nowe technologie. Teraz na topie mamy Internet of Things, który będzie się szybko rozwijał czy też techno-logie z rodziny Big Data. To wszystko wymaga coraz większej rzeszy wykwalifi-kowanych specjalistów. A w kontekście Białegostoku, to ważna jest koncentracja firm w jednym miejscu.

To się u nas powoli dzieje. – Dzieje się. Wspomniany park technolo-giczny to dobry przykład. Komuś, kto

poszukuje zespołu projektowego, czyli firmy, której może zlecić zadanie, łatwiej pojechać w jedno miejsce, na przykład do takiego parku, odwiedzić kilka firm, porównać ofertę. I tak to się odbywa w Indiach. PlusNet (firma, w której praco-wałem w UK) w taki sposób szukał wyko-nawców. A jeśli firmy są rozrzucone po mieście, trudniej do nich dotrzeć. Oczywiście ważne są też inne sprawy – w Białymstoku przydałoby się lotnisko. Ostatnio mieliśmy zapytanie z Danii doty-czące bardzo ciekawego projektu. Przed-stawicielka chciała odwiedzić kilka firm i znaleźć wykonawcę. Byliśmy zaintereso-wani, ale po jakimś czasie odpisała nam: „Sorry, nie przyjadę do was, bo jest za daleko”.

A przecież mówi się, że w tej branży loka-lizacja nie ma znaczenia. – Powiem tak: kiedy już się zainicjuje kon-takt i rozpocznie współpracę, to lokaliza-cja faktycznie nie ma znaczenia, można pracować zdalnie. Jednak pierwsza faza, inicjacja współpracy, to czas, kiedy ważny jest kontakt bezpośredni.

Tak czy siak, branża IT rozwija się w Bia-łymstoku. – Białystok już jakiś czas temu pojawił się

na mapie outsorcingu IT, powstaje tutaj i będzie powstawać coraz więcej firm, nie tylko lokalnych, ale też oddziałów firm z Polski i firm zagranicznych. Ostatnio w budynku, w którym my mamy siedzibę, na 6. piętrze otworzył się na przykład oddział firmy niemieckiej.

A dlaczego akurat w Białymstoku? – To się dzieje wszędzie, nie tylko w Bia-łymstoku. Dopóki rewolucja IT będzie szła w takim tempie do przodu na świecie, to branża jeszcze przez lata będzie się rozwi-

jać również w Białymstoku. Mamy ten wspomniany, dobry wydział informatycz-ny, Białystok to największe miasto w tej części Polski, mogą tu przyjeżdżać na stu-dia talenty z całego regionu. A jeśli będą fachowcy, specjaliści, to przyciągną praco-dawców. Białystok ma warunki, żeby być dobrym miejscem na rozwój branży IT. Poza tym, rozwój przyspieszy zdecydowanie zbudo-wanie dobrej drogi i lotniska. Kolejna kwestia to fakt, iż część osób wyje-chała z Białegostoku, tak jak ja na przy-kład, ale wróciła. Znam kilka takich przy-padków. Sądzę, że tych powrotów może być jeszcze więcej. Mnie się tutaj dobrze mieszka, myślę, że nie tylko mnie. Wszędzie jest blisko, nie ma dużych korków, komfort życia mocno się poprawił. Wspomnę jeszcze raz o restauracjach w centrum, galeriach han-dlowych, kinach. Teraz w Białymstoku naprawdę można gdzieś wyjść, zrelakso-wać się, to duży plus. Mamy w końcu takie centrum, do którego można kogoś przy-prowadzić. A pamiętam, jak byłem stu-dentem i szedłem sobie Rynkiem Koś-ciuszki (który wtedy wyglądał zupełnie inaczej niż teraz) i podeszli do mnie turyści pytając... gdzie tu jest centrum?! Pamiętam, jak było mi wtedy wstyd. Teraz nie ma się czego wstydzić.

W BIAŁYMSTOKU PRZYDAŁOBY SIĘ LOTNISKO. OSTATNIO MIELIŚMY ZAPYTANIE Z DANII DOTYCZĄCE BARDZO CIEKAWEGO PROJEKTU. BYLIŚMY ZAINTERESOWANI, ALE PRZEDSTAWICIELKA ODPISAŁA NAM: „SORRY, NIE PRZYJADĘ DO WAS, BO JEST ZA DALEKO”.

44 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a o s o b i s t a

Page 45: Strefa biznesu
Page 46: Strefa biznesu

S t r e f a t r e n d ó w

Page 47: Strefa biznesu

Piękno przywrócone

miastu

Anatol Timoszuk, białostocki przedsiębiorca, pod okiem konserwatora zabytków odrestaurowuje

Pałacyk Beckera. Z zewnątrz obiekt jest już gotów. – Nie będzie służył moim celom biznesowym – mówi inwestor. –

Chcę go otworzyć dla mieszkańców Białegostoku.

Page 48: Strefa biznesu

Po renowacji

Pałacyk Beckera został wzniesiony w latach 1902-05 przez Euge-niusza Beckera, niemieckiego fabrykanta, właściciela Fabryki Jedwabnych Pluszów. W pozostałościach jej zabytkowego gmachu (rozbudowanego o część współczesną), należącego po wojnie do państwowej fabryki Biruna, zlokalizowane jest Centrum Han-dlowe Alfa. W pałacyku mieściły się przed laty biura Biruny. Kiedy firma JWK-Invest budowała Alfę wykorzystując do tego dawne gmachy, kupiła też zdewastowany pałacyk. A w 2009 roku budy-nek ten odkupił Wiktor Gryko, właściciel m.in. spółki Barter czy Promostal. Pierwotnie w pałacyku miała się mieścić nowa siedziba Barteru, ale plan się zmienił i rok później pałacyk znalazł kolejnego nabywcę – Anatola Timoszuka.

Bryła budynku nawiązuje do renesansu francuskiego. Zachowa-ła się w nim m.in. część oryginalnych wnętrz, klatka schodowa, elewacje itd. Generalny remont był jednak konieczny. Przykładowo część okien jest nowych, a część została odrestaurowana. Cegła po piaskowaniu nabrała nowego blasku. Została wymieniona duża część dachu. Udało się przywrócić pierwotny układ lukarnom w dachu, który został uzupełniony (na wzór oryginału) łupkiem kamiennym. Strop był cały przegniły, ale wszystko zostało wymie-nione. Część płaskorzeźb została oczyszczona, a część odlana od nowa. Rynny zyskały miedziane obejmy. Nawet piorunochrony są miedziane czy część konstrukcji balkonu.

Inwestycja została wsparta ponad 160-tysiącami zł dotacji z budżetu miasta. Anatol Timoszuk podkreśla, że z własnego portfela wydał kilka razy tyle, ale bez wsparcia samorządu byłoby mu niezwykle trudno podołać temu ogromnemu wyzwaniu. Nie ukrywa, że ma ogromną satysfakcję z efektu, jaki udało mu się uzyskać. I chyli czoło przed firmą budowlaną Jerzego Poskrobko, specjalizującą się w takich pracach. Czy suwalskim CDM, które restaurowało i wymieniało okna.

– To szczyt profesjonalizmu! Fascynowało mnie, że można przywrócić temu obiektowi jego dawne piękno i nie bałem się, że oznacza to poddanie się nadzorowi konserwatora. Była to bardzo dobra i twórcza współpraca. Zero problemów – przyznaje z radoś-cią Anatol Timoszuk. I podkreśla, że nie kupił pałacyku do włas-nych celów biznesowych. – Oczywiście to wnętrze, które będziemy za chwilę dalej odrestaurować w oparciu o wskazania konserwato-ra, aż się prosi o umiejscowienie w nim jakiejś klimatycznej kawia-renki czy restauracji. Ale przede wszystkim chcę, żeby było miejs-cem spotkań z kulturą, sztuką. Otwartym na białostockich artystów i ciekawe wydarzenia. Jasne, że trzeba będzie zarobić choćby na podatek od nieruchomości, ale nie jest on na razie tak wysoki, żeby uniemożliwiało to realizację takich właśnie, związanych z kulturą celów. Mam np. kolegę, jednego z największych kolekcjonerów lamp naftowych, który jest gotów za darmo je tu wystawiać! Aby tylko ludzie mogli je podziwiać! Takie mam marzenie i nad tymi koncepcjami teraz pracuję.

Maryla Pawlak-Żalikowska Fot. Wojciech Wojtkielewicz

S t r e f a t r e n d ó w

Page 49: Strefa biznesu

49 09.2016

Page 50: Strefa biznesu

Ewa Wyrwas [email protected] Może nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą, ale mamy piwną rewolucję. W Polsce od ponad 5 lat, w naszym regionie nieco krócej.

– Ale nadrabiamy zaległości – twierdzi Czesław Dziełak.

Ten obsypany nagrodami, słynny pod-laski piwowar, na co dzień nauczyciel w Janowie, jest głównym piwowarem Bro-waru Stary Rynek, który jesienią otworzy się w centrum Białegostoku. Od czerw-ca zeszłego roku w mieście działa browar Gloger, a od stycznia 2015 r. – Browar Słodowy Dwór pod Dąbrową Białostocką. Ale to nie wszystko. W Hajnówce od początku tego roku mamy Browar Markowy, a kolejny planowany jest w Ełku.

Bo piwna rewolucja to zwrot w stronę piw rzemieślniczych (kraftowych), tworzo-nych właśnie przez małe browary, zaska-kujących innym smakiem i wielością rodzajów. Takie piwa stają się coraz bar-dziej popularne. Takich piw się szuka. A co za tym idzie, na takich piwach robi się biznes.

Objawienie z mocną goryczką A zaczęło się od znudzenia piwami koncernowymi: eurolagerami, jasnymi, ze względnie dużą ilością alkoholu, stworzo-nymi tak, by smakowały każdemu. Pełno ich na sklepowych półkach. Kiedy w 2011 roku żywiecki browar Pinta (powstały w tym samym roku) stworzył piwo Atak Chmielu, to było objawienie. Kamień milowy w rozwoju trendu w Pol-sce. Piwo, które przebojem przebiło się do świadomości szerszego odbiorcy. Jest to piwo w stylu American India Pale Ale – stylu, który stał się symbolem piwnej rewolucji na świecie. Czerwono-miedzia-

ne, treściwe, czuć w nim cytrusy, żywicę, sosnę, a w smaku mocną goryczkę. Cechy te pochodzą od amerykańskich odmian chmielu. Bo rewolucja piwna na świecie zaczęła się w Stanach Zjednoczonych. Czyli w kraju, który pewnie jeszcze wielu z nas kojarzy się z Budweiserem do burgera. Nic bar-dziej mylnego. Poszukiwania nowych sma-ków trwają tam od końca lat 70., a spoży-cie piw rzemieślniczych dorównuje obec-nie spożyciu wspomnianego Budweisera.

Po salami przyszedł czas na piwo Teraz obserwujemy, jak ten trend dociera i rozwija się u nas.

– Ja bym powiedział, że to powrót do normalności – uważa Czesław Dziełak. – Po latach monokultury piwnej, kiedy koncerny serwowały nam bardzo podobne produkty, teraz doceniamy różnorodność.

– Miałem dość picia piwa przemysło-wego, więc sam zacząłem warzyć – opo-wiada Adam Falkowski. Razem z żoną Emilią prowadzi Browar Słodowy Dwór w starej szkole w Harasimowiczach, pod Dąbrową Białostocką. To tutaj pow-stają m.in. Mgły Pszeniczne (piwo psze-niczne) i Żebra Żubra (polskie ale).

– Ludzie coraz chętniej idą w kierunku spożywania piw nowych, ciekawych – mówi.

– Ci, którzy próbują tych piw, określają je często jako inne – dodaje Edyta Dąbrow-ska. Z mężem Waldemarem prowadzą Bro-war Miejski Gloger w BIałymstoku. To oni oferują m.in. Krasną Jędzę (red irish ale) i Wesołe Ziele (piwo w stylu AIPA, ulubio-ne Waldemara Dąbrowskiego).

– Ja bym powiedziała, że to jest praw-dziwe piwo – podkreśla Edyta Dąbrowska. – W końcu przyszedł czas i na nie. Mamy tę rewolucję. Obserwowaliśmy coś takie-go, kiedy po zachwycie salami z Węgier i mortadelą w sklepie nastąpił zwrot

w kierunku prawdziwego, polskiego jedze-nia. Znów wędzimy, robimy przetwory, pieczemy chleby, lubimy dobrze zjeść. Tak samo jest z piwem: chcemy czegoś natu-ralnego. Jak szukamy dobrej piekarni z dobrym chlebem, tak szukamy dobrego piwa, z dobrych składników.

Dobrych składników, czyli jakich? Piwo to woda, słód, chmiel i drożdże.

Zazwyczaj tyle można wyczytać na etykie-cie piwa przemysłowego.

Na etykiecie piwa w małego browaru przeczytamy, jaki konkretnie rodzaj słodu czy chmielu został użyty. To istotne infor-macje, ponieważ te składniki mają ogrom-ny wpływ na piwo dostajemy. A możliwych kombinacji jest naprawdę wiele.

Kolendra czy wędzonka? – Mamy w karcie 12 piw, tylko dwa są w podobnym stylu – mówi Edyta Dąbrow-ska. – A jest jeszcze tak wiele do zrobie-nia, tyle stylów można jeszcze stworzyć, zależnie od tego, jakiego słodu dodamy, jakiego chmielu, w którym momencie, w jakiej temperaturze, kiedy sfermentuje-my, kiedy przefiltrujemy, czy przefiltruje-my, co z tym potem zrobimy...

– I jakich dodatków użyjemy. Nie ma ograniczeń w liczbie kombinacji – potwierdza Waldemar Dąbrowski. – Ale oczywiście nie wszystko się nadaje na rynek. Mógłbym stworzyć piwo ze śle-dziem, tylko kto by to wypił?

Ze śledziem? Cóż, skoro istnieją piwa z kawą czy mchem irlandzkim, to dlaczego nie? Ale zazwyczaj stosuje się mniej kon-trowersyjne, choć równie ciekawe dodatki. Na przykład Białe Podlaskie ze Słodowego Dworu zawiera skórkę gorzkiej pomarań-czy i kolendrę, a Bosa Rosa z Glogera – trawę żubrową.

To ostatnie piwo to aktualny przebój białostockiego browaru, laureat progra-mu „Doceń polskie” (promującego wyso-

JAK MOŻNA ZAROBIĆ NA WESOŁYM ZIELU I ŻEBRACH ŻUBRA, CZYLI BIZNES Z PIWNĄ REWOLUCJĄ W TLE

Specjaliści ostrzegają: to jest droga w jedną stronę. Jeśli ktoś raz spróbuje, to istnieje niebezpiecznie wyso-kie prawdopodobieństwo, że nie wróci już na starą ścieżkę. Jeśli więc ktoś jest bardzo przywiązany do prze-konania, że dobre piwo to po prostu zimne piwo, a generalnie wszystkie smakują tak samo, to niech lepiej się zastanowi, zanim spróbuje Mgieł Pszenicznych czy Krasnej Jędzy.

50 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a t r e n d ó w

Page 51: Strefa biznesu

WARZENIE PIWA TO NIE JEST BIZNES DLA NIE-CIERPLIWYCH – MÓWI ADAM FALKOWSKI Z BRO-WARU SŁODOWY DWÓR W HARASIMOWICZACH

FOT

ANDR

ZEJ

ZGIE

T

51STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

PIWOWARSTWO

Page 52: Strefa biznesu

kiej jakości produkty dostępne na polskim rynku oraz posiadające „polski akcent”).

Niczego nie przyspieszysz – W tym tkwi siła małego browaru: można eksperymentować, tworzyć nowe produk-ty, można mieć wiele rodzajów piwa, a nie trzeba wytwarzać wielkich ilości i łatwiej przestawić produkcję – tłumaczy Czesław Dziełak.

Mały browar może sobie z tym pora-dzić szybciej niż duży koncern.

– Nowości ludzi zainteresują, ale trzeba też dostosować się do potrzeb rynku – opowiada Adam Falkowski. – Dlatego można wprowadzać coś nowego, ale trze-ba sprawdzać, co chwyta, co konsumenci lubią.

Co jest jeszcze ważne? – Praca i upór – podkreśla Waldemar

Dąbrowski. – A najbardziej istotny jest czas. Trzeba mieć świadomość, że tutaj niczego nie można przyspieszyć.

Bo na przykład warzenie piwa to, w zależności od rodzaju, 12, 16, 18 godzin. Fermentacja – 7 dni. Leżakowanie – 30 dni, pół roku...

– To nie jest biznes dla niecierpliwych – śmieje się Adam Falkowski. – I nie jest to praca w stałych godzinach. W sezonie nie ma mowy o urlopie. Do tego bardzo ważna jest precyzja, skrupulatność i rygo-rystyczne przestrzeganie higieny. Żeby utrzymywać wysoką jakość.

Wszystko to wymaga zaangażowania i pasji, ale w efekcie otrzymujemy trunek, jak to mówią znawcy „z głębią”. Taki dla świadomego odbiorcy, który wie, że warto zapłacić za niego więcej.

Bo piwa rzemieślnicze są kilka razy droższe od tych z koncernów.

Wychodzimy z błędnego koła Piwa rzemieślnicze to obecnie gorący trend w biznesie. Nie można może jeszcze mówić o masowym zainteresowaniu, różne szacunki mówią o kilku, kilkunastu procentach udziału w rynku, ale piwowa-rzy zgodnie twierdzą, że jest w tym przysz-łość. Warunkiem jest świadomość konsu-mentów i... dostępność piwa.

– Kiedyś mieliśmy błędne koło – mówi Czesław Dziełak. – Duże browary tłuma-czyły, że robią tylko takie, ujednolicone piwa, bo tego chcą konsumenci, bo lubią lekkie piwa, więc koncerny innych, goryczkowych na przykład, nie warzą. A konsumenci nie mieli do wyboru innych piw, tylko te lekkie, więc tylko takie pili. A potem się okazało, że ktoś te inne uwarzył i konsumenci to kupili. To jest dobry pomysł na biznes. Jestem pewien, że będzie popyt na nasze produk-ty: jest nisza do zapełnienia, a Białystok to duże miasto.

– Im częściej konsumenci będą się sty-kali z takimi piwami, tym większa będzie ich świadomość i tym większe prawdopo-dobieństwo, że będą oni piwa rzemieślni-cze pili – uważa Edyta Dąbrowska. – A na rynku jest jeszcze miejsce.

– To jest już tak silny trend, że nawet koncerny zaczynają wypuszczać te „inne” trunki – mówi Adam Falkowski. – Nie mogą nie reagować na potrze-by rynku.

A jak można promować piwa rzemieśl-nicze? Można mieć restaurację (jak Gloger

i Browar Stary Rynek), można bywać na targach, konkursach, pojawiać się na fachowych portalach, działać na Facebooku, rozwijać dystrybucję...

Produkty z podlaskich browa-rów dostępne są oczywiście w Białymsto-ku, w regionie, ale ich sława poszła już w Polskę. I nie tylko.

– Ostatnio był u nas turysta z Nie-miec – opowiada Adam Falkowski. – Powiedział, że próbował już 12 tysięcy rodzajów piwa. I przyjechał spróbować naszego.

ZNANY PODLASKI PIWOWAR CZESŁAW DZIEŁAK BĘDZIE DLA NAS WARZYŁ PIWA W BROWARZE STARY RYNEK, KTÓRY ZOSTANIE OTWARTY PRZY BIAŁOSTOCKIM RYNKU KOŚCIUSZKI

FOT

ANDR

ZEJ

ZGIE

T

EDYTA I WALDEMAR DĄBROWSCY OD CZERWCA 2015 ROKU PROWADZĄ W BIAŁYMSTOKU BROWAR MIEJSKI GLOGER

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

52 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a t r e n d ó w

Page 53: Strefa biznesu
Page 54: Strefa biznesu

JAKOŚĆ TRAWIASTEGO LĄDOWISKA WYBUDOWA-NEGO PRZEZ SERGIUSZA MARTYNIUKA, PREZESA PRONARU NAREW, ZACHWALAŁ SAM GENERAŁ GROMOSŁAW CZEMPIŃSKI.

DECYZJE O UTWORZENIU LĄDOWISK W NARWI ZAPADŁY W UBIEGŁYM ROKU. JUŻ LATEM 2015 R. MIAŁY GDZIE SIADAĆ HELIKOPTERY, A PO ROZWINIĘCIU JESIENIĄ POMYSŁU NA SAMOLOTY, TRAWIASTE LOTNI-SKO NA TERENACH PRZYLEGAJĄCYCH DO ZAKŁADU NR 2 W NARWI ZACZĘŁO DZIAŁAĆ W PIERWSZYM KWARTALE TEGO ROKU. W CZERWCU NASTAPIŁO UROCZYSTE OTWARCIE.

DZIŚ LATAJĄCA FLOTA PRONARU TO DWA ŚMIGŁOWCE I DWA PŁATOWCE

FOT.

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

MOŻNA PRZYLECIEĆ, ZATANKOWAĆ I ODLECIEĆ

54 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a t r e n d ó w Komunikacja

Page 55: Strefa biznesu

FOT.

ARK

ADIU

SZ G

OLA

LOTNISKA REGIONALNEGO U NAS NIE MA. PRZEDSIĘBIORCY BIORĄ INICJATYWĘ W SWOJE RĘCE.

OBSŁUGA LĄDOWISK I PILOCI TO ETATOWI PRACOWNICY PRONARU NAREW

USKRZYDLONY BIZNESPRONAR NAREW OTWARTY NA SAMOLOTY I SMIGŁOWCE. Na 12 lądowisk zarejestrowanych w regionie do połowy tego roku mieliśmy dwa lądowiska samolotowe należące do osób prywatnych: w Lewickich i w Hajnówce Czyżach. W czerwcu doszły jeszcze dwa: śmigłowcowe i samolotowe otwarte w Narwi. (peż)

55STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 56: Strefa biznesu

Granatowy kostium albo szary garnitur, do tego biała, koszulowa bluzka oraz czarne szpilki i torebka. Chyba każda bizneswoman choć raz wybrała taki zestaw. Tymczasem w biznesie można sobie pozwolić

na nieco bardziej fantazyjne łączenie kolorów kostiumów z bluzkami. Ważne jednak, aby strój był elegancki i zgodny z biznesowym dress codem. Co zatem jest modne w tym sezonie? Podpowiadamy, jaką długość powin-na mieć spódnica, jaką wysokość obcasy szpilek i jak dobrać dodatki oraz bieliznę. Pomagamy także zdiagno-zować typ sylwetki, aby dopasować odpowiednio garsonkę i bluzkę. Ponadto stylistka podpowiada, jakich błę-

dów unikać wybierając biznesowy strój. Maria Olecha-Lisiecka

Twitter: @MariaOlecha

Garsonka znaczy elegancja i fantazjaGarsonka to najbardziej klasyczny strój dla bizneswoman. Nieprawdą jest, że żakiet trzeba łączyć ze spódnicą, aby wyglądać w biznesie kobieco. Idealny zestaw to sukienka i żakiet,

ale rasowa bizneswoman zrobi wrażenie także wkładając garnitur.

FOT.

123R

F

MATERIAŁ MA ZNACZENIE

Garsonka powinna być uszyta z materiału dobrej jakości: wełny lub bawełny. Dobry gatunkowo materiał i staranny szew spra-wią, że bizneswoman

wyglądać będzie niena-gannie. Tańszy mate-riał szybciej się zme-

chaci, a kostium straci urok i szyk, o czym

warto pamiętać.

S t r e f a t r e n d ó wTWÓJ STYL

Garsonki

56 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 57: Strefa biznesu

Idealny kolor, czyli jaki? Dobrze skrojony kos-tium to podstawowy strój biznesowy dla pań. W sklepach zna-jdziemy garsonki właściwie we wszystkich kolorach. Ale w biznesie warto postawić na granaty, szarości i beże. – W biznesie najbardziej pożądane są kolory, które budu-ją wizerunek osoby profesjonalnej, która bardziej koncentruje się na treściach niż rzeczach zewnętrznych – mówi Tatiana Szczęch, stylistka i właści-cielka Centrum Kreowania Wizerun-ku Synergia. Dodaje, że dopusz czalne są garsonki w odważ-niejszych kolorach, ale trzeba rozważyć, w jakiej sytuacji pani w niej wystąpi. – Im ciemniejszy kolor, tym bardziej kojarzy się on z pres-tiżem i przywódz -twem – zaznacza Tatiana Szczęch.

FOT.

ARM

ANI

Wybierając kostium, warto pamiętać, że kolor czar-ny w biznesie ma wysoką rangę formalności. Jest

zarezerwowany na wyjątkowe, wieczorowe okazje. A w stroju dziennym to kolor silnie dystansujący.

Kiedy wybrać sukienkę?

Wszystko zależy od tego, w czym kobieta lepiej się

czuje. Jednak stylistka Tatiana Szczęch podkreś-la, że garsonki są

bardziej służbowe niż sukienki, które

szczególnie pięknie potrafią uwypuklić

kobiecość. – Garson-kę warto zamienić

na sukienkę w przypadku

sylwetki O, czyli takiej, gdzie dużą

uwagę zwraca rejon brzucha. Pod sukien-ką zdecydowanie łat-wiej go ukryć – radzi.

Typ sylwetki a krój garsonki Dobierając idealny kostium, panie powinny wziąć pod uwagę swój typ sylwetki, typ urody (chłodny czy ciepły) oraz w jakich sytuacjach będą go nosiły. – Nie bez znac-zenia jest wykonywa-ny zawód, bo przecież nie możemy porównywać rzecznika prasowego poważnej instytucji z dyrekto-rem teatru czy artystą – podkreśla Tatiana Szczęch, stylistka z Centrum Kreowania Wizerunku Synergia. Jak sprawdzić, jaki typ sylwetki mamy? Na www.spellyour-shape.pl można bez-płatnie zdiagnozo-wać typ swojej sylwetki. Oto, jak dobrać ideal-ny kostium do swojej sylwetki: X – żakiet i spódnica powinny podążać za naturalną linią ciała, podkreślać idealne proporcje, koniecznie spódnica ołówkowa; A – krótki żakiet

z dużym kołnierzem, spódnica w kształcie „A” lub lekko zwęża-jąca się ku dołowi; Y – zamiast garsonki – garnitur z dłuższą marynarką, najlepiej bez kołnierza lub z kołnierzem z małymi wyłogami oraz cygaretki; H – żakiet powinien modelować talię poprzez zaszewki lub doszywaną baskinkę, idealne będą wszelkie asymetrie; O – żakiet zawsze roz-pięty, by optycznie stworzyć pionowe pasy kolorystyczne odwracające uwagę od brzucha, zaś spó-dnicę należy zastą-pić sukienką; F – filigranowe, niskie panie powinny nosić krótkie żakiety, z rę-kawami 3/4, spódnice z wysokim stanem; I – wysokie i szczupłe kobiety świetnie wyglądają w kró-tszych żakietach i rozkloszowanych spódnicach, nawet do połowy łydki lub w garniturze, czyli dłużej marynarce ze spodniami.

FOT.

ARM

ANI

FOT.

123R

F

FOT.

EM

PORI

O AR

MAN

I

FOT.

PRA

DA

FOT.

GIO

RGIO

ARM

ANI

Delikatne prążki i desenie

Kostium nie mus być gładki, jednokolo-

rowy. Delikatne prążki czy inne dese-

nie są w biznesie dozwolone, ale

powinny pozostać delikatne, dyskretne.

Spódnica do kolan

Spódnica, wg bizne-sowego kodu ubioru,

powinna sięgać okolic kolan. Najlepiej, by

były one zakryte, ale akceptowalne są też

długości na 6 cm powyżej, w zależności od wzrostu, kształtu nóg i typu sylwetki. A co z żakietem? Tu

sztywnych zasad dress code’u nie ma.

Długość żakietu należy dobrać do typu

sylwetki, szerokości ramion i bioder.

Garsonka czy garnitur? Dobierz idealny strój

biznesowy

S t r e f a t r e n d ó wTWÓJ STYL

57STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 58: Strefa biznesu

Kiedy kobieta chce się w pracy pewniej poczuć i zagwarantować sobie sukces... zakłada szpilki. Każda kobieta ma w swojej szafie pewnie kilka par tych butów, a już każda bizneswoman – obowiązkowo. W biznesie jednak

jest kilka zasad, o których trzeba pamiętać zakładając szpilki. Podpowiadamy, kiedy lepiej szpilki zamienić na słupki lub inny obcas. Do jakich biznesowych strojów można założyć płaskie buty, np. baleriny, mokasyny

lub sztyblety? Panom proponujemy zaś, aby spróbowali czarne półbuty zamienić na brązowe, jeśli często noszą granatowe garnitury, a wykonującym wolne zawody – proponujemy odrobinę fantazji. Mamy też kilka porad

stylistki. Zdradzi nam, jakie tego lata będą najmodniejsze nakrycia głowy. Maria Olecha-Lisiecka

Twitter: @MariaOlecha

Szpilki są dobre także na latoOd czasów Marilyn Monroe szpilki są atrybutem kobiecości. Na obcasie każda kobieca noga wygląda smuklej i zgrabniej. Jednak o niebotycznie wysokich obcasach w biznesie należy

zapomnieć. Podobnie jak o modelach pantofli z odkrytymi palcami.

FOT.

123R

F

MATERIAŁ MA ZNACZENIE

Buty powinny być skórzane: czy to pan-

tofle dla bizneswoman, czy półbuty dla biznes-

mena. Oprócz mate-riału, z jakiego je wykonano, warto

zwrócić uwagę na to, aby zawsze były wygo-

dne. Trzeba w nich spędzić kilka, a nawet

kilkanaście godzin dziennie w pracy.

S t r e f a t r e n d ó wTWÓJ STYL

Pantofle i półbuty męskie

58 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 59: Strefa biznesu

Damskie buty „wytrych” Modeli damskich pan-tofli jest mnóstwo. Czym powinna kie-rować się biznes-woman, dobierając półbuty do swojego stroju? – Jeśli zależy nam na tym, by wyglądać ciekawie i interesująco, buty dobieramy w nieoc-zywisty sposób – radzi Tatiana Szczęch, stylistka i właścicielka Centrum Kreowania Wizerunku Synergia. Jak mówi, wszystkim wydaje się, że czarne szpilki to uniwersalne rozwiązanie, bo pasują one do wszystkiego. – Pozwolę sobie nie zgo-dzić się z tym twierdzeniem. Banal-nie wyglądają do większości odcieni czerwieni i różu, a do jaśniejszych kreacji, np. w odcie-niach beżu, są zbyt ciężkie. Damskie buty „wytrych” są w kolor-ze cielistym, dopa-sowanym do karnacji – podpowiada stylistka.

FOT.

JOE

L RY

AN/A

P

Wysokość szpilki ma znaczenie. Eksperci od dress code’u podają, że obcas nie może być wyższy niż 7 cm.

Obuwie na wyższych obcasach jest nieodpowiednie na biznesowe spotkania, bo zbyt wyzywające.

Idealny obcas. Czyli jaki?

Wbrew pozorom szpilka nie jest

idealnym obcasem dla każdej kobiety.

Jak dobrać odpowiednio obcas?

– W zależności od proporcji budowy

ciała. Im sylwetka szczuplejsza, tym

lepiej wygląda w szpilkach. Cięższe

sylwetki powinny zaufać słupkom,

a nawet klockowym obcasom – radzi Tatiana Szczęch.

Warto też wiedzieć, że koturny bardzo

obciążają dół sylwetki.

Mniej elegancko, za to wygodnie Płaskie półbuty są w biznesowym dress codzie dozwolone, jednak warto pamię-tać, że płaskie buty nigdy nie będą tak eleganckie jak te na obcasie. – Poza tym obcasy mają jeszcze cudowną moc: wydłużają nogi, tym samym wysmuk-lając całą sylwetkę – podkreśla Tatiana Szczęch, stylistka i właścicielka Cen-trum Kreowania Wize-runku Synergia. Jednak zrozumiałe jest, że czasem trzeba postawić na wygodę. Wtedy panie zamie-niają szpilki czy słupki na płaskie obuwie. Ale nie każde mokasyny, baleriny czy sztyblety będą pasowały do biz-nesowego stroju: żakietu i spodni w kant. – Jeśli chcemy, żeby baleriny czy mokasyny miały większe eleganckie zacięcie, wtedy sta-wiamy na wersje ze skóry lakierowanej

lub licowej. Nubuk i zamsz nie sprawdzą się do eleganckich zestawów – mówi stylistka. – W przy- padku panów czarne buty są najbardziej eleganckie, choć nudne. Namawiam do większej różnoro-dności. Polecam czar-ne buty zestawiać z szarościami, a do granatów dopa-sowywać brązowe. Chcącym się wyróż-niać, w zawodach, gdzie można na pewną wizerun-kową fantazję sobie pozwolić, namawiam do kolorowych butów. Oczywiście, do ele-ganckich, bizne-sowych zestawów nie dobieramy butów żół-tych, ale granatowe lub śliwkowe – czemu nie? Warto pamiętać, że mokasyny nosimy na bose stopy – to nigdy nie będzie rozwiązanie ele-ganckie. Inne spor-towe obuwie, np. sneakersy czy tram-pki, do garnituru jest dozwolone w zawo-dach kreatywnych.

FOT.

VIS

TULA

FOT.

KAZ

AR

FOT.

PRA

DA

FOT.

AN

TON

IO C

ALAN

NI/A

P

FOT.

AP

PHOT

O

Dla panów Panowie też łatwo nie

mają, bo półbuty muszą nosić zawsze. – Sandały i sportowe obuwie tylko na plażę

albo na spacer do lasu – uśmiecha się stylistka Tatiana

Szczęch.

Palce zawsze zakryte

W biznesowym dress

codzie obowiązują żelazne reguły. Jedną

z nich jest to, że damskie buty zawsze

muszą zakrywać palce. Mimo że latem panie czują pokusę,

aby włożyć sandałki, to jednak do bizne-

sowego stroju dozwo-lone są jedynie mode-

le z odkrytą piętą. I zasada druga:

rajstopy są obowiązkowe, także

latem. Kolor? Cielisty.

Czasem pantofle można zamienić na mokasyny

S t r e f a t r e n d ó wTWÓJ STYL

Pantofle i półbuty męskie

59STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 60: Strefa biznesu

Działam na zasadach, jakie sobie wyznaczyłam – mówi projektantka mody

Barbara Piekut

Page 61: Strefa biznesu

Barbara Piekut Barbara Piekut

Projektantka mody, stworzyła markę MO.YA fashion. Tworzy suknie wieczorowe i ślubne,

które są unikatowe lub odszywane w zale-dwie kilku egzemplarzach. Regularnie ubiera Justynę Steczkowską, w jej kreacjach zoba-

czyć można również Agnieszkę Kaczorowską, Annę Dec czy Edytę Krzemień. W ciągu nie-mal czterech lat działaności zdobyła wiele

wyrożnień i nagród.

FOT

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

Page 62: Strefa biznesu

62 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a t r e n d ó w Projekt na życie

Ewa Wyrwas [email protected]

Kim jest Barbara Piekut? – Z zawodu? Z zawodu uszczęśliwiam kobiety. Sprawiam, że wyglądają i czują się piękne w ważnych dla nich momentach. Bo czasem nie chodzi tylko o sukienkę, ale o całą historię, która wiąże się z okazją, na którą jest szyta, z emocjami, jakie ma wzbudzić w kimś, z myślą o kim powstaje... Każda z moich klientek jest różna, choć muszę powiedzieć, że wszystkie mają chyba w sobie jakiś wspólny mianownik, moje poczucie estetyki i spojrzenie na modę. Lubię pracować z kobietami, bo są bardzo emocjonalne, patrzą na świat pod wieloma kątami, ale nie tracą przy tym swojej kobie-cości. Bo każda z nas lubi przecież czasem się wystroić i poczuć naprawdę wyjątkowo, czy się przed sobą do tego przyznajemy, czy nie... Z zawodu jestem też, a może przede wszyst-kim, mamą, bo wychowaniu córki poświę-cam większość czasu, jest moim oczkiem w głowie i uwielbiam pokazywać jej świat. Wiem, że w kwestiach zawodowych mogła-bym szybciej, więcej, dalej, ale tego nie robię, nie mam ciśnienia na udowadnianie czego-kolwiek innym, bo w spełnianiu marzeń nie potrzebujesz się z nikim ścigać, prawda? Obecnie Klara jest dla mnie najważniejsza. Ma dopiero 2,5 roczku, więc bardzo potrze-buje mamy. Na przedszkole przyjdzie czas niebawem, wtedy zapewne wiele się zmieni w organizacji mojego planu dnia, bo teraz dużo pracuję nocami, nie chcąc tracić wspól-nych chwil. Wszystko jest kwestią dobrej organizacji. Najbardziej ucierpiało jedynie moje życie towarzyskie, bo generalnie „czas dla siebie” spędzam w atelier na przymiar-kach i spotkaniach z klientkami.

I sen… – Na pierwszym apelu w I LO w Białym-stoku, które skończyłam, pani dyrektor powiedziała nam, że udowodniono nauko-wo, że człowiek wysypia się już po 3 godzi-nach i właśnie takiego niezbędnego mini-mum będziemy od teraz potrzebować ;) Miała rację, w ciągu trzech godzin można się wyspać (śmiech).

I pani sypia 3 godziny dziennie? – Zdarza mi się dość często, choć nie powiem, że to lubię. Przed premierą nowej kolekcji odpoczynek jest pojęciem bardzo abstrakcyjnym, tak więc na przy-kład dziś nie spałam w ogóle. Wycinałam elementy z kuponu francuskiej koronki, żeby jutro praca szybciej poszła. Mamy teraz w produkcji sukienkę na pokaz, przy której trzeba bardzo dokładnie powycinać elementy, jakie potem będą dopasowywane do siebie jak puzzle.

FOT.

DAW

ID L

UKA

SIK/

POLS

KAPR

ESS

Page 63: Strefa biznesu

STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Więc żeby krawcowa nie musiała tego wycinać jutro, to wycinałam ja. W nocy. Przygotowanie nowej kolekcji zbiegło się w tym roku ze środkiem sezonu ślubnego i tworzeniem sukni dla Justyny Steczkowskiej, na koncert z Jose Carrerasem. Masa pracy a doby nie da się wydłużyć. Jestem perfekcjonistką, lubię, gdy wszystko jest zaplanowane, dopilnowa-ne i dokończone na sto procent.

Jak się zostaje projektantką, której suk-nie nosi Justyna Steczkowska? – No cóż, ja pochodzę z rodziny, która ma pragmatyczne podejście do życia. Bardzo mocno mnie ukształtowała, przede wszyst-kim mój sposób postrzegania świata, nau-czyła mnie pokory i determinacji w dążeniu do celu. Tata kładł duży nacisk na wykształ-cenie, bo w tym upatrywał dla swoich dzieci lepszego życia, bez oglądania dwukrotnie każdej złotówki. Moje marzenia o projekto-waniu nie wpasowywały się zbyt dobrze w te ramy – dobry zawód to prawnik, lekarz czy inżynier, tak więc moje plany pójścia na ASP zostały stłumione w zarodku. Z tatą nie było dyskusji, jego argumenty były aż nader czytelne, ja natomiast byłam posłuszną córką, nie chciałam walczyć z wiatrakami, bo po części wiedziałam, że tata ma rację. A ciężko jest stawać w szranki z kimś z armatą argumentów, gdy ma się tylko garść swoich marzeń na obronę. Wybrałam prawo na Uniwersytecie w Bia-łymstoku. Kiedy obroniłam pracę magister-ską i już zupełnie nie chciałam iść dalej w tym kierunku, nagle została mi już tylko praca. Praca, choć kreatywna, to cią-gle na etacie, u kogoś, nie u siebie. Pomyśla-łam wtedy: spróbuję, bo jak nie teraz, to kiedy? Właśnie takie słowa usłyszałam od pani Grażyny Hase, podczas pierwszej edycji Fashionable East, że nigdy nie jest za późno, by zacząć robić to, co się kocha. Miałam wtedy około 6 tysięcy złotych osz-czędności i to był mój pierwszy kapitał – zrobiłam kolekcję, pokazałam ją na Gali Pol-skiego Komitetu Olimpijskiego. I powoli zaczynałam myśleć o kolejnej, zbierać na nią fundusze, które głównie znalazły się ze sprzedaży pierwszej kolekcji, resztę zarobi-łam. To były moje początki, wypłynęłam małą tratwą na ocean i cieszę się, że nie zatonęłam.

A Justyna Steczkowska? – Jej stylistę poznałam na jednym z moich pokazów na południu Polski. Pod koniec wieczoru wybrał spośród moich sukienek dwie, które miał jej pokazać. Po kilku dniach zadzwoniła, bo zobaczyła dzieło, chciała poznać autora. Zamówiła suknię, w której miała poprowadzić „Sabat Cza-rownic” i tak się właśnie zaczęło. W mojej sukni grała też jeden ze swoich koncertów FO

T. P

ATRY

CJA

PIEK

UT

FOT.

ARC

HIW

UN

PRY

WAT

NE

Page 64: Strefa biznesu

w Warszawie, aż w końcu zaśpiewała z Jose Carrerasem. Gdyby mnie pani zapytała niecałe cztery lata temu, czy wie-rzę, że taka sytuacja może mieć miejsce, bez zastanowienia bym powiedziała, że jest to niemożliwe, a jednak... To cudowne uczucie spełniać marzenia.

Jaki był odzew po tym, kiedy pojawiła się w pani sukience? – Duży. Szczególnie wśród panien mło-dych. Justyna jest prawdziwą diwa, rozta-cza wokół niezwykły czar, to naprawdę niesamowita osoba. Podczas przymiarek zdarza się, że czasem śpiewa – praca z nią to ogromna przygoda i wielkie wyzwanie, bo ona słynie z wysublimowanego gustu, nosi tylko to, co jej się podoba i dokładnie wie, czego oczekuje od stroju. To wielka nobilitacja, że wybiera też i moje kreacje... To coś na kształt znaku jakości. Czyli to dobry sposób na promocję. – Oczywiście, jeśli patrzymy na to pod tym kątem, to tak. Czerwona suknia z „Sabatu Czarownic” pojawiła się na przykład w nie-mal wszystkich plotkarskich portalach, spotkała się z bardzo pochlebnymi opinia-mi. Nie zawsze trzeba wykupować wielkie powierzchnie reklamowe – ja wolę robić swoje, efekty bronią się same na tyle, że bardzo dobrze działa to na branding marki. A już najlepszą z możliwych reklam zrobiła mi Justyna podczas trwania swego koncer-tu w Białymstoku, kiedy to przy wypełnio-nej po brzegi sali Opery i Filharmonii Pod-laskiej powiedziała, że z Białymstokiem czuje się związana emocjonalnie już od jakiegoś czasu, za sprawą projektantki stąd, której suknie wybiera na wielkie wyj-ścia. Po czym przedstawiła mnie z imienia i nazwiska, ukazując wszystkim gościom na widowni i prosząc, bym wstała. Zrobiła to, nie uprzedzając mnie absolutnie, więc może sobie pani wyobrazić moje wzrusze-nie. Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co się dzieje wokół mnie. To był magiczny moment. Wiele moich klientek było wtedy na koncercie, otrzymałam wiele ciepłych SMS-ów i telefonów.

Czyli jak jeszcze kobiety trafiają do pani? – Z polecenia. Najwięcej klientek mam po ślubach, na których panna młoda wystąpiła w mojej sukience, po tym idzie prawdziwa lawina: kolejne panny młode, mamy, druhny... . Staram się, by to praca była moją wizytówką. Czasem zdarza się, że klientki przyprowadzają na przymiarkę koleżanki, które też zamawiają coś dla sie-bie, wszystko napędza się naturalnie.

Ważne są również pokazy... – Dla mnie bardzo. Po każdym z pokazów mam duży odzew na Facebook’u, czasem

nie zdążę zawieźć sukienek z powrotem do atelier, a już mam zapytania o ceny na mailu. Teraz generalnie powoli odcho-dzi się od idei wielkich pokazów mody, większość przenosi się do Internetu, gdzie potencjalny zainteresowany trafia na pro-dukt dużo łatwiej, taniej i szybciej. Ja jed-nak chyba nigdy z nich nie zrezygnuję. Nie wiem, czy coś jest w stanie dorównać adre-nalinie na backstage’u pokazu premiero-wej kolekcji, gdy wybierana przeze mnie wcześniej muzyka rozbrzmiewa już zew-sząd, a my wypuszczamy kolejne modelki, by za chwilę usłyszeć brawa z widowni... Tego uczucia nie da się porównać z niczym... Patrzenie na efekty swojej kil-kumiesięcznej pracy – pamiętając, jak poszczególna z tych rzeczy powstawała – to bardzo osobiste i wyjątkowe przeżycie. Dobrze jest mieć w tym momencie przy sobie menedżera, który dopilnuje wszystkiego, co wcześniej zakładałam, kto na trzeźwo kalkulując sytuację rozwiąże problem na przykład wciętego zamka, zanim ktoś zdąży mi o tym powiedzieć... W ciągu ostatnich chwil przed pokazem może wydarzyć się wszystko.

Wspomniała pani o menedżerze. Czy pro-jektant potrzebuje menedżera? – Projektant mody, który ma już trochę pracy, potrzebuje kogoś, kto przy pokazie czy sesji zdjęciowej ogarnia sprawy tech-niczne. Czyli dopilnuje, czy modelki mają jak dojechać, czy mają gdzie spać, czy mają co jeść… Ja staram się zapewnić moim współpracownikom wysoki komfort pracy i jedna osoba nie da rady nad tym wszystkim zapanować. Czasami menedżer jest niezbędny, bo nie do końca dobrze wygląda, kiedy projektant sam w swoim imieniu negocjuje sprawy finansowe.

Kogo jeszcze, oprócz menedżera, potrze-buje projektant? – Przede wszystkim krawcowych. Jeśli pro-jektant sam nie szyje, to jest podstawa. Krawcowa, konstruktorka, to osoba,

na barkach której spoczywa całość kon-strukcji danej sukienki. A o dobrego spe-cjalistę ciężko, to jest zawód na wymarciu. Obecnie mam 5 sprawdzonych krawco-wych, z częścią pracuję od początku, czyli prawie cztery lata. Przez ten czas sporo się zmieniło. Kiedy zaczynałam, to wiedziałam, jaki efekt końcowy chcę uzyskać, teraz wiem krok po kroku, jak do niego dojść.

Jakie cechy przydają się, żeby odnieść sukces w tym biznesie? – Trzeba być twardym i nie brać do siebie zbyt wiele. Ja staram się robić swoje, nie gram nieczysto i staram się nie rozmieniać na drobne. Z drugiej strony, trzeba być wra -żliwym i empatycznym, mieć dużo pokory, bo choć to piękny zawód, to ciężki kawałek chleba. Niemniej jednak wiem jedno: gdy czegoś bardzo chcesz, musi się udać. Przede wszystkim, nie należy się podda-wać. Życie nie kończy się w sytuacji, gdy coś sobie założyłaś i się nie udaje. Grunt, to wkładać serce we wszystko, co się robi i przede wszystkim – nigdy nie pozwolić, by strach przed niepowodzeniem wyklu-czył cię z gry o marzenia. Życie ma się tylko jedno, nie pozwólmy, by ktoś przeżył je za nas.

Czy przy projektowaniu kieruje się pani aktualnymi trendami? – Oczywiście projektant musi być na bie-żąco, bo świat się zmienia, pojawiają się nowe tkaniny, nowe technologie. Ale lubię ubrania, które zaprojektowane i uszyte w tym roku klientka będzie mogła założyć za dwa lata bez poczucia, że nosi coś, co wyszło z mody. Na modę patrzę pod kątem użyteczności. Znam trendy, ale moda ma być dla klientki, a nie klientka dla mody. I tak powinno być.

Na jakim etapie swoje drogi zawodowej jest pani teraz? – W ciągu czterech lat stworzyłam 6 kolekcji, które później pojawiały się w wielu magazynach i portalach, zdoby-łam kilka wyróżnień i nagród, otworzyłam moje pierwsze atelier, by niedługo później zmienić je na większe. Moje sukienki poja-wiały się w programach telewizyjnych, w filmach, na Balu Dziennikarzy czy Telekamerach. Zaczynając, dałam sobie 4 lata na rozwój. Większość postanowień udało mi się zrealizować przed czasem, ale tylko ja wiem, ile pracy i wyrzeczeń mnie to kosztowało. Cieszę się, że mogę działać na zasadach, które sama sobie wyznaczy-łam i w tempie, jakie mi odpowiada. Jeśli miałabym krótko opisać etap, w którym obecnie się znajduję, to powiem, że zbie-ram siły na to, co przyniesie mi końcówka tego roku i wiosna 2017. Ale szczegółów nie zdradzę...

Po każdym z pokazów mam duży odzew

na Facebook’u, czasem nie zdążę zawieźć sukienek z powrotem do ate-

lier, a już mam zapytania o ceny na mailu. Teraz generalnie powoli

odchodzi się od idei wielkich pokazów mody, większość przenosi się

do Internetu, gdzie potencjalny zainte-resowany trafia na produkt dużo

łatwiej, taniej i szybciej. Ja jednak chyba nigdy z nich nie zrezygnuję.

64 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a t r e n d ó w Projekt na życie

Page 65: Strefa biznesu

65 09.2016

KLIENT, KTÓRY NIE UFA, NIE KUPICzęsto słyszę pytanie: „Co zrobić, aby klient chciał od nas kupić?”. Przede wszystkim, aby klient wy-ciągnął swoje pieniądze i zapłacił za produkt czy usługę, powinno być spełnionych kilka warunków.

Najważniejszym z nich jest zaufanie i to właśnie na nim powinny być oparte dobre modele biznesowe. Wielu przed-siębiorcom wydaje się, że wystarczy mieć dobry produkt czy usługę i to jest już to, co klient doceni. Niekoniecznie. W sprzedaży jak w życiu - dajemy pie-niądze ludziom, którym ufamy. Gdy ktoś nie wzbudza naszego zaufania, to nasza skłonność do powierzenia mu swoich pieniędzy, jest dużo mniejsza. Jeżeli ufamy firmie lub konkretnej osobie, to z dużo większym prawdo-podobieństwem wyciągniemy nasze pieniądze i zapłacimy. Gdy mamy dwie podobne usługi lub produkty, w podob-nej cenie, znacznie szybciej kupimy je od osób, które obdarzyliśmy zaufa-niem. Zbudowanie zaufania wymaga pewnej drogi i spełnienia dwóch wa-runków: zauważenia i polubienia.

Zauważenie objawia się obecnie przez różne media tradycyjne i social media - o większych firmach ciągle się mówi i pokazuje się ich markę. Naj-ważniejszy czynnikiem jest tu spójny wizerunek. Jeżeli wybieramy pewien kierunek, to zgodnie z nim powinni-śmy iść z naszą promocją i od tej stro-ny być widziani. Nie należy mieszać różnych przekazów, to wprowadza zamęt i nie wzbudza zaufania. Jeżeli mówimy o mniejszych, stacjonarnych firmach, gdzie klienci są pozyskiwani na zasadzie bezpośredniego dotarcia, warto wyjść i poznać potencjalnych partnerów biznesowych na różnych spotkaniach networkingowych i even-tach. Tam powinniśmy robić wszystko, żebyśmy byli zauważeni. Nie należy przemykać się cichutko z kąta w kąt czy siedzieć w milczeniu przy ścianie. To czas, by nas dostrzeżono. Ludzki umysł pamięta to, co było na począt-ku, to co było na końcu oraz to, co było

najbardziej wyraziste. Jeżeli będziemy powielali dokładnie czyjeś schematy, to też nie przyniesie to pożądanego efektu. Przykładowo ktoś ma świetną prezentację tuż przed nami, jeżeli my zrobimy bardzo podobną, to ona już nie będzie oryginalna, zostanie przy-tłumiona. Powinniśmy więc czymś się wyróżnić, bo zauważone i zapamięta-ne będzie tylko to, co jest inne. Przy-kład z social mediów: Facebook jest niebieski, jeżeli ktoś zrobi niebieską reklamę, zginie ona wśród pozosta-łych, natomiast gdy reklama będzie w kolorze czerwonym, od razu rzuci się w oczy. Warto skupić się na wielu aspektach tego, jak można być zauwa-żonym i jaki pokazuje się wizerunek.

Gdy zostaliśmy zauważeni i przedłu-żamy mądrze kontakt, dając wartość drugiemu człowiekowi, dostarczając wiedzy, mówiąc interesująco, najlepiej zabawnie, a jednocześnie słuchając uważnie rozmówcy, czy będąc po pro-stu fantastyczną osobą, to jest spora szansa, że zostaniemy obdarzeni sym-patią. Moim zdaniem nie da się zbu-

dować zaufania, jeżeli nie wywrzemy pozytywnego wrażenia. Co prawda zdarzają się sytuacje, gdy możemy ko-muś zaufać, jednak coś sprawia, że tego człowieka wybitnie nie znosimy. Z re-guły jest jednak tak, że jak nie ma polu-bienia, to trudno obdarzyć zaufaniem.

To jest właśnie to, o co przedsiębior-cy powinni się zatroszczyć w procesie pozyskiwania klientów: być zauważalni na rynku, by dostrzegli ich potencjal-ni partnerzy i zadbać o wzbudzenie sympatii. Gdy zostało to wykonane, to pozostaje już tylko element zaufania. Budujemy je np. poprzez wzmacnianie relacji i zbieranie informacji o naszym potencjalnym partnerze lub kontra-hencie. Im więcej o kimś wiemy, tym większym zaufaniem nas on obdarza. Zaufanie to też pokazywanie dowodu społecznego, że z naszych usług korzy-stają też inni oraz to, że produkty prze-kładają się na konkretne wartości. Nie można też zapomnieć o dawaniu gwa-rancji satysfakcji - jeżeli klient się roz-myśli, to jesteśmy w stanie zwrócić dla niego pieniądze lub zamienić produkt, w zależności od możliwości.

Cały proces pozyskania klienta można ułatwić poprzez zadawanie sobie odpo-wiednich pytań: Co mogę zrobić, aby mnie zauważono i aby mój wizerunek był widoczny na tle innych? Co mogę zrobić, aby ludzie zaczęli mnie lubić? Co mogę zrobić, żeby klienci obdarzyli sympatią moją markę?Co powinienem dać lub zagwarantować, by wzbudzić zaufanie? Po odpowiedzi na te pytania dużo prościej będzie zdobyć zaufanie innych. W końcu ludzie chętniej wyjmą pieniądze ze swojego portfela i prze-każą je komuś, komu ufają. Skorzystaj więc z tej wiedzy i spraw, by klienci Cię zauważyli, polubili i zaufali. Sprzedaż będzie wtedy tylko formalnością.

Więcej informacji w tym temacie znajdziesz na www.SzkolaInspiracji.pl

oraz na www.LechoslawChalecki.pl

LECHOSŁAW CHALECKI - TWÓRCA PRAKTYCZNEJ AKADEMII HANDLOWCA, AUTOR KSIĄŻKI POTĘGA ŻYCIA, KTÓRY OD 10 LAT UCZY, JAK BYĆ LEPSZYM.

Page 66: Strefa biznesu

Pierwsza była rękawica, później sygnet, sztuczne oko... Jest pan geniuszem? – Byłbym strasznie arogancki, gdybym tak się określił.

No ale słyszał pan, gdy inni mówią tak o panu... – Staram się roztropnie i w spokojny spo-sób to odbierać. Ważne jest dla mnie, żeby zachować trzeźwość umysłu, żeby mi woda sodowa nie uderzyła do głowy. Chcę patrzeć na siebie i na to, co robię, w spo-sób w miarę obiektywny. A te opinie nie są

Nie chcę stracić zapału. Moja praca ma być przyjemnością. I na pewno nie nastawiam się tylko na komercjęJeśli chciałbym szybko wsko-czyć na szczyt, prawdopodobnie nogi bym połamał i nic by z tego nie wyszło – mówi Petros Psylos, młody wynalazca. – Teraz zdoby-wam doświadczenie, z którego w przyszłości prawdopodobnie skorzystam. Nam opowiada o swoim podej-ściu do biznesu i nauki: – Na początek na pewno chciał-bym współpracować z jakąś firmą – by zdobyć doświadczenie i pieniądze na realizację włas-nych marzeń.

Agata Sawczenko [email protected]

FOT.

ANDR

ZEJ

ZGIE

R

To urządzenie pomaga niewido-mym – pokazuje Petros Psyllos. Teraz znów pracu-je nad sztuczną inteligencją. Ma stworzyć muzycz-ne przeboje.

S t r e f a k a r i e r y TALENT W BIZNESIE

66 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 67: Strefa biznesu

obiektywne – kto je wydaje, nie zna od środka mego życia, nie wie, co robię, jaki jestem.

Rękawica to był pana pierwszy wynalazek? – No nie. Różne urządzenia konstruowałem już w szkole podstawowej – to były proste zabawki, zdalnie sterowane samochodziki. W gimnazjum poszedłem już w nieco bar-dziej skomplikowane rozwiązania. Zaczęła się era programowania. To wtedy skonstru-owałem pierwsze swoje poważne urządze-nie, czyli makietę skrzyżowania drogowego, która do dziś jest wykorzystywana. Dopiero później zainteresowałem się sztuczną inteligencją, nowinkami z inży-nierii biomedycznej. I w drugiej klasie technikum skonstruowałem system stero-wania urządzeniami elektronicznymi za pomocą fal mózgowych. To było pierw-sze poważne urządzenie z pełną dokumen-tacją, które zgłosiłem na konkurs. Kolejna była rękawica – ale powstała na skutek moich bujnych wyobrażeń, a nie konkret-nych zapotrzebowań rynkowych. Później okazało się, że było to urządzenie dedyko-wane tylko osobom mówiącym, no i nie sprawdziło się w codziennym użytku – bo było duże, ciężkie. To wtedy pierwszy raz zderzyłem się z twardą rzeczywistością. I nauczyłem się, że nie należy w ten sposób pracować – no chyba że w celach naukowych. I tak to zaw-sze traktowałem – to, co robię, zawsze opie-ra się na pewnej wiedzy naukowej, którą, dzięki temu, że konstruuję, zdobywam i poszerzam. Ale jeżeli bym chciał podążać w bardziej biznesowym kierunku, to muszę wziąć pod uwagę wymagania potencjalnych klientów, zdobywane chociażby podczas przeprowadzanych ankiet – wcześniej, przed skonstruowaniem urządzenia. I dzięki tym opiniom postanowiłem ręka-wicę zmienić, zminiaturyzować. Tak pow-stał sygnet elektroniczny, czyli taki napar-stek, dzięki któremu palec przemienia się w wirtualną kredę i i na wirtualnej tablicy, która pojawia się prze użytkownikiem, można sterować telefonem komórkowym, pisać SMS-y.

Czyli sygnet konstruował pan na konkret-ne potrzeby. – Tak. Później postanowiłem popracować nad kolejną wersją, żeby to wszystko jesz-cze szybciej działało. I tu już feedback był pozytywny. Pojawiły się firmy proponujące wsparcie produkcji, o ile bym skonstruo-wał kolejny prototyp – zgodnie ze wszyst-kimi wytycznymi. Zacząłem to robić. W międzyczasie połączyłem ten pomysł ze sztucznym okiem dla osób niewidomych. Naparstek nałożymy na palec i możemy SMA-a napisać albo leganie skorzystać z telefonu w miejscach, gdzie jest zakaz –

to rozwiązanie dla osób niemówiących lub kierowców samochodów. Ale oprócz tego sygnet może być stosowany przez niewi-domych. Oczywiście, osoby niewidome mają przystosowane do swoich potrzeb smartfony. Ale zawsze trzeba je wyciągnąć na wierzch, a to bardzo często grozi kra-dzieżą. Gdy zaś sygnet połączy się ze smartfonem, to telefon może sobie wygod-nie leżeć w kieszeni. A niewidomy korzy-sta z niego. Nad sygnetem prowadzę kolejne prace. Zamierzam zrobić jego wypasioną wersję, opierając się na nowoczesnych podzespo-łach – żeby to było mniejsze, trzymało więcej niż trzy godziny. Będzie miało różne czujniki, kamery, biosensory, czujni-ki odcisków. To ma być takie bardziej zaa-wansowane urządzenie, którym będzie można nawet zapłacić w sklepie za zakupy.

Co pan studiuje? – Informatykę na Politechnice Białosto-ckiej. A teraz zacząłem drugi kierunek – kognitywistykę na Uniwersytecie w Bia-łymstoku. Później planuję też studiować w Szwajcarii. Kognitywistyka to jest takie neuroscience, czyli neuronauki związane z funkcjonowaniem mózgu, uwagą poznawczą, percepcją, świadomością. To nauka na styku różnych nauk: tam jest i informatyka, i neurobiologia, elementy humanistyki, matematyki.

Zna się pan na wszystkim. – Najwięcej się dzieje na styku różnych dziedzin. Dlatego staram się to łączyć.

Zawsze interesował się pan takimi rze-czami? – Mama donosi, że jak miałem cztery lata, to już jakieś żarówki łączyłem. Pewnie dla-tego, że dorastałem przy dziadku, który byłe elektrykiem. Uwielbiałem obserwo-wać, jak pracuje. Z elektryki przeszedłem w elektronikę za sprawą mamy, która kie-dyś kupiła czasopismo elektroniczne. Bar-dzo mnie zafascynowało. I w ferworze tej fascynacji przeskoczyłem w informatykę.

A później okazało się, że informatyka to też komunikacja człowiek – komputer. No i tak doszedłem do neurobiologii, medycy-ny, bo przy komunikacji człowiek – kom-puter mamy kontakt z ciałem człowieka. A wtedy wchodzą elementy inżynierii biomedycznej. I wbrew pozorom czasem nawet pomysły starożytnych filozofów, potrafią przynieść ciekawe koncepcje. Oni wpadali na oryginalne pomysły, których wtedy nie mogli zrealizować, bo nie mieli dostępu do rozwiązań naukowych, które mamy dziś. A teraz wiedzę starożytną można połączyć z nowoczesną technologią i na podstawie tego mogą powstać różne ciekawe rzeczy. Teraz robię projekt, który nawiązuje do teorii struny Pitagorasa. Zająłem się gene-racją muzyki. Na kanwie przebojów: Beatlesów, Rolling Stonsów czy chociażby polskich Wilków – dzięki użyciu sztucznej inteligencji można by wygenerować kolejne hity. Oczywiście sztuczna inteligencja musi znać relacje, jakie obowiązują w muzyce – dysonans muzyczny, konsensus – czyli zasadę, jakie dźwięki powinny po sobie następować, żeby człowiek z chęcią odbierał taką pio-senkę. Właśnie to wszystko wklepuję w tę sztuczną inteligencję. I postaram się w ten sposób wyprodukować nowe przeboje. Już zainteresowanych jest tym kilku muzyków. W następnych miesiącach pla-nuję udać się do wytwórni, żeby spraw-dzić, czy da się rozpoznać, że piosenka jest wyprodukowana przez maszynę.

Kolejna rzecz, na której pan się zna – muzy-ka... Nie za dużo jak na jednego człowieka? – Bardzo chciałbym się na tym znać. Dla-tego ostatnio wziąłem kilka lekcji gry na gitarze. Bo sztuczna inteligencja nuty zrobi, ale przecież później ktoś to musi zagrać. No ale już wiem, że nie będę dru-gim Chopinem. Nie mam predyspozycji.

Ma pan ogromną wiedzę informatyczną, a jednocześnie nie jest pan typowym introwertycznym informatykiem. Jest pan otwartą, komunikatywną osobą. – Na szczęście jest sporo informatyków otwartych, którzy nie ograniczają się tylko do programowania albo projektowania elektroniki, ale też wchodzą w inne dziedzi-ny. Takie osoby najwięcej zyskują. Bo jak ktoś pójdzie ściśle w elektronikę, to ugrzęźnie w jakichś rezystorach, oporni-kach... Ale nie będzie miał doświadczenia i umiejętności, żeby tę elektronikę wyko-rzystać. Nie będzie miał wiedzy z zakresu medycyny, żeby na przykład zaprojektować czujnik, który w innowacyjny sposób będzie mierzył tętno. Skonstruuje oczywiś-cie jakieś wymyślne układziki z opornika-mi i tranzystorami, ale one niczego ponad

S t r e f a k a r i e r y OD POMYSŁU DO....

Ostatnie osiągnięcia: Złoty medal: INPEX, Pittsburg, USA, 2016, Golden Star Award, Pittsburg, USA, 2016,

Złoty medal 115. Światowych Targów Wynalaz-czości Concours Lépine, Paryż, 2016;

Złoty medal Międzynarodowych Targów Badań Naukowych i Innowacji BRUSSELS-INNOVA, Belgia, Bruksela, 2013, 1. miejsce w kraju w

konkursie technologicznym Imagi neCup, orga-nizowanym przez Microsoft. Finalista świato-

wych finałów i zdobywca wsparcia finansowego od Microsoft Research, USA, Seattle, 2016.

67STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 68: Strefa biznesu

wymiar naukowy nie będą posiadały.

Czy ta umiejętność komunikacji pomaga panu w kontaktach z potencjalnymi inwe-storami? – Po sukcesie sztucznego oka zgłosiło się sporo inwestorów. Przeprowadziłem chyba z siedem rozmów. Ale nie podjęli-śmy współpracy, bo okazało się, że aby ruszyć z produkcją, trzeba zainwestować co najmniej milion złotych, a rynek osób niewidomych nie jest z punktu widzenia inwestorów dostatecznie intratny. Dlate-go teraz moim celem jest poszerzyć grupę odbiorców. Pracuję nad tym, by sygnet nie był już przeznaczony stricte dla osób niewidomych, ale też dla użyt-kowników telefonów komórkowych, któ-rzy jadąc w samochodzie chcieliby na przykład obsłużyć komunikator internetowy.

No właśnie – wyobraża pan sobie siebie w przyszłości z firmami? – Wyobrażam. Ale to jeszcze nie jest ten okres. Jeszcze studiuję, pracuję naukowo. Poprzez te projekty bardzo się rozwijam. Jeżeli wziąłbym się za biznes, to już koń-czy się zabawa – zaczynają się poważne rzeczy, a co z tym idzie – mniej czasu na inne przedsięwzięcia, czyli na ekspery-mentowanie. A jeśli skupiłbym się na biznesie, to ominie mnie bardzo dużo innych kwestii. Teraz się uczę, zyskuję wiedzę, a ta wiedza kiedyś prawdopodobnie będzie wykorzy-stana. Jeśli teraz wejdę w biznes, to będzie się wiązało z tym, że będę musiał całą swoją energię temu poświęcić, prawdopo-dobnie zrezygnować z drugiego kierunku studiów – albo w ogóle ze studiów i skupić się na pracy. Bo jak inwestor wchodzi, to oczekuje pewnych terminów: że na przy-kład w ciągu dwóch miesięcy będzie goto-wy prototyp. Trzeba też byłoby rozwiązywać kwestie ekonomiczne, szukać instytucji, która zajęłaby się sprzedażą. Mam kolegę, który wszedł właśnie w biznes – ze wszystkiego innego zrezyg-nował. Jest zalatany, nie ma czasu na inne przedsięwzięcia. Pewnie nie miałbym nawet czasu na te lekcje gry na gitarze, bo uznałbym, że to strata czasu. Uważam, że trzeba do tego etapami podchodzić. Te małe kroczki spowodują, że w końcu osiągnę pewnie ten mój zamierzony efekt. To tak jak wspinanie się na Mount Everest – wchodzi się małymi kroczkami i w efek-cie, po wielu dniach jest się na szczycie. A jeżeli chciałoby się wskoczyć od razu na szczyt, to prawdopodobnie nogi bym połamał. Teraz zdobywam po prostu doświadczenie, które później postaram się wykorzystać.

Ale w przyszłości myśli pan o współpracy z jakąś firmą czy raczej o otworzeniu swo-jego biznesu? – Na początku taka współpraca z jakąś firmą byłaby wskazana – również ze względów finansowych. Już teraz nawet zaczynam współpracę z Microsoftem. Na jednym z konkursów dział naukowo-badawczy tej firmy zainteresował się pro-jektem i zaoferował wsparcie finansowe. Furtka jest otwarta na dalszą współpracę. Myślę, że to jest dobra droga na początek, żeby zdobyć doświadczenie. Pracując w takich firmach można też po prostu zebrać pieniądze na późniejszą realizację marzeń o budowaniu własnej firmy. Bo do tego chciałbym dążyć. Jednak chciałbym, aby firma nie była nastawiona wyłącznie na komercję. Chciał-bym włączyć ten dodatek naukowości. Może to będzie jakiś instytut naukowo-komercyjny, który oprócz tego, że realizuje sprzedaż i robi urządzenia pod rynek dla masowego odbiorcy, to też prowadzi właś-nie badania? Tak jak robi firma Google – oprócz tego, że sprzedaje znakomite roz-wiązania internetowe, to też ma dział researchowy, zajmujący się przykładowo sztuczną inteligencją. I tam badają progra-my, starają się stworzyć sztuczny mózg. I to jest fajna opcja – żeby nie tylko sprze-dać, ale też badania prowadzić, rozwijać się naukowo, działać na wielu polach.

Żeby to osiągnąć, trzeba być naprawdę dobrym... – No właśnie chyba nawet nie. Trzeba zna-leźć dobrych ludzi do współpracy. Bo im dalej w las, tym więcej pracy. Już teraz nawet wielu rzeczy nie ogarniam. Przydałyby się dodatkowe ręce do pracy, żeby pomogły w tworzeniu niektórych rze-czy. Po to zrobiłem na Politechnice koło Humanus – to taka spółdzielnia studen-cka. I będę angażował studentów, żebyśmy razem robili różne urządzenia. W ten spo-sób wszystko pójdzie szybciej. Przy sztucznym oku dla niewidomych przesiedziałem – robiąc to zupełnie sam – prawie dwa lata. Żebym miał to doprowa-dzić do wersji komercyjnej – potrzebował-bym pięciu kolejnych lat – bo tu wchodzą w grę i certyfikaty, nowoczesne części, żeby to wszystko było szybsze. A w grupie poszłoby to szybciej, bo podzielilibyśmy się pracą – każdy by odpo-wiadał za własną część, w ten sposób po trzech miesiącach mielibyśmy już gotów rozwiązanie i można by przejść do kolejnych etapów komercjalizacji.

Nie boi się pan takiej współpracy? Że pokłócicie się o pieniądze? – Na pewno taki konflikt gdzieś kiedyś będzie. Dlatego dobrze jest na początku

ustalić role. Bo oczywiście jak jest zabawa – to wszystko jest ok. Ale jak pojawiają się pieniądze, to mogą narodzić się konflikty. I to jest też kwestia psychologiczna, żeby to wszystko tak dobrze zrobić, aby każdy był usatysfakcjonowany i żeby żadne kon-flikty się nie pojawiły.

Politechnika pomaga panu? – Bardzo! Uczelnia umożliwia mi prowa-dzenie wielu badań, bo mam dostęp do laboratoriów, mam dostęp do pomocy merytorycznej. Stowarzyszenie Odkrywcy Diamentów, działające w strukturach uczelni, którego prezesem jest pan rektor Lech Dzienis – również bardzo mnie wspiera na gruncie finansowym, bo zrzesza największych przedsiębiorców województwa podlaskiego i ci przedsię-biorcy po prostu finansują moje dalsze badania. I gdyby nie stowarzyszenie, to prawdopodobnie bym utknął w martwym punkcie. Albo wyjechał na studia do inne-go miasta.

Zarabia pan już na swoich projektach? – Nie sprzedaję rękawicy, sztucznego oka czy sygnetu – bo one powstały jeszcze bar-dziej na gruncie naukowym. Ale są inne projekty, które robię typowo komercyjnie, na przykład związane z elektrotechniką. Nie mogę zdradzić więcej szczegółów, bo robię je na potrzeby konkretnych firm. To urządzenia prostsze i łatwiejsze we wdro-żeniu. Poza tym też robię rozwiązania internetowe. I na tym zarabiam. Ale sztucznego oka, sygnetu czy rękawicy jeszcze nie spieniężyłem. Rozwijam się dzięki tym projektom. I małym kroczkami podążam w kierunku komercjalizacji.

Zadam pytanie, którego nigdy nie zadaję. Ale w pana przypadku się nie powstrzy-mam. Jakie są pana marzenia – takie, które koniecznie chciałby pan spełnić? – Trudny temat. Bo marzenia często się u mnie zmieniają. Dziś mogę powiedzieć, że to byłoby mi potrzebne, a jutro będę myślałam zupełnie inaczej, nawet świato-pogląd mogę zmienić. Zresztą marzenia to czasem bardzo odle-gła kwestia. I boję się, że gdybym teraz coś postanowił, to bym się skupił tylko na realizacji tego i nie dopuszczałbym innych wydarzeń. Ale jeśli czegoś miał-bym sobie życzyć – to żeby nigdy nie stra-cić zapału. Bo jest taki problem, że jak pasja się prze-radza w biznes, to przestaje być przyjem-nością, tylko staje się typową pracą. I to może spowodować, ze straci się ciekawość świata. A ja nie chciałbym tego utracić, bo to motywacja do działania i chęci zdoby-wania wiedzy.

68 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y

Page 69: Strefa biznesu

Bisnode jest europejskim liderem w dostarczaniu danych i analiz. Najwięk-sza w  świecie baza informacji gospodarczej pozwala firmom nie tylko mi-nimalizować ryzyko finansowe w  codziennym obrocie gospodarczym, lecz także zdobywać nowych klientów i utrzymywać bezpieczne relacje bizneso-we przez cały okres współpracy. Inteligentne wykorzystanie danych umożli-wia podejmowanie trafnych decyzji biznesowych.

Weryfikacja partnera poprzez raport

Raporty handlowe korzystają z wielu źró-deł informacji. Uwzględniają dane reje-strowe, branżowe jak też typowo marke-tingowe. Pozwala to na pozyskanie pełnej i  wiarygodnej informacji na temat zagra-nicznego kontrahenta w  bardzo krótkim czasie. Począwszy od potwierdzenia jego danych rejestrowych, poprzez finanse, a kończąc na informacjach z sądów o zło-żonych wnioskach upadłościowych lub likwidacyjnych. Dodatkowo, raport wzbo-gacony jest o dwa istotne źródła: informa-cję o moralności płatniczej oraz powiąza-nia kapitałowe i  osobowe badanej firmy z  innymi przedsiębiorstwami na świecie. Pierwsze ze źródeł pozwala sprawdzić ter-minowość w  regulowaniu należności od kontrahentów i  zabezpiecza firmę przed problemami wynikającymi z opóźnionych płatności. Drugie źródło to największa na świecie baza danych podmiotów i powią-zań zawierająca informacje o  ponad 270 mln firm. Pozwala to na ustalenie osta-tecznego beneficjenta, nawet gdy pocho-dzi on z odległych krańców świata.

Podstawową wartością raportu handlo-wego jest jednak ocena współpracy z part-nerem handlowym. Negatywna opinia dla sprawdzającego powinna stanowić sygnał ostrzegawczy, a  on sam powinien zastanowić się, czy ryzyko współpracy jest opłacalne. Dane historyczne zawarte w  raporcie dostarczają wiedzy na temat przeszłej działalności firmy i  pozwalają ocenić jej najbliższą przyszłość. Głównie za sprawą bogatej analizy porównawczej, z podobnymi wielkością firmami działają-cymi w branży. Pozwala też dostrzec nie-bezpieczne symptomy u  badanego kon-trahenta, pod względem powiązań osób z kierownictwa z firmami w złej kondycji finansowej lub też zalegających z płatnoś-cią swoim partnerom handlowym.

Zatory płatnicze – jak się ustrzec

Zatory płatnicze na stałe wpisały się w  polską rzeczywistość. Za główną przy-czynę ich powstania uznaje się mental-

ność przedsiębiorców, którzy w  ten spo-sób kredytują się kosztem innych firm. Skutkiem jest nie tylko brak spływu na-leżności na czas, niemożność zapłaty kontrahentom i pracownikom, ale w skraj-nych przypadkach nawet utrata płynności finansowej firmy. Istnieje wiele sposobów zwalczania lub uniknięcia zatorów płat-niczych. Kluczową sprawą jest bieżąca weryfikacja wiarygodności finansowej firm. Zarówno przed zawarciem umowy, jak również w  trakcie jej obowiązywania. Przedsiębiorca może to zrobić samodziel-nie lub korzystając z  usług wyspecjalizo-wanych wywiadowni gospodarczych. Te swoim klientom udostępniają platformy wspierające prawidłowe zarządzanie na-leżnościami, nawet w  przypadku firm, które działają globalnie.

Jednym z  najbardziej popularnych wśród przedsiębiorców narzędzi na świecie jest Portfolio Manager. Największą jego war-tością jest możliwość łączenia informacji z  jednoczesnym wskazaniem obszarów niebezpiecznych w  portfelu należności. Integruje i  przetwarza dane z  wielu źró-deł. Wykorzystuje dane wewnętrzne użyt-kownika, jak i  te pochodzące ze źródeł zewnętrznych. Tworzy gotowe analizy i identyfikuje obszary ryzyka w wymianie handlowej. Portfolio Manager jest przede wszystkim ceniony właśnie przez zespoły handlu zagranicznego, zarządzania ryzy-kiem finansowym ściśle związanym z eks-portem.

Kompleksowe zabezpieczenie firmy

Bisnode Polska wspierając eksporterów, definiuje nie tylko ryzyko finansowe współpracy, ale też umożliwia sprawdze-nie firm i  osób pod kątem ich obecności na listach sankcyjnych, ostrzegawczych i  listach eksponowanych polityczne. Dostarcza informacji o  ostatecznym be-neficjencie, spółkach zależnych i  po-wiązanych kapitałowo, identyfikując je w  obszarze ryzyka finansowania terro-ryzmu, konfliktu interesów lub korupcji. Zabezpiecza firmę przed utratą dobrego

imienia, reputacji, pod względem kredyto-wym, strategicznym i operacyjnym.

Podstawą zabezpieczenia eksportu przed ryzykiem współpracy z  niebezpiecznymi podmiotami jest dokładne prześwietlenie i  stały monitoring kontrahentów. Chodzi o  potwierdzenie istnienia firmy, profilu jej działania, osób zarządzających, a  tak-że zgodności przekazywanych dokumen-tów z  danymi rejestrowymi. Ważne jest też ustalenie powiązań kapitałowych, osobowych, zasięgu, składu i  globalnej struktury. W  połączeniu z  ustaleniem rzeczywistego beneficjenta pozwala to na określenie źródeł finansowania firmy. Dopełnieniem weryfikacji będzie spraw-dzenie negatywnych informacji na temat firmy w  światowych mediach, wraz z  lo-kalnymi tytułami.

Pomocna w  tym jest platforma D&B Onboard od Bisnode, która pozwala na szybką i  kompleksową weryfikację. Po-zwala zweryfikować bieżących i  przy-szłych klientów, dostawców i  pośredni-ków. Zapewnia łatwy dostęp do informacji o  osobach powiązanych z  firmą, rzeczy-wistych beneficjentach oraz innych pod-miotach powiązanych kapitałowo, w  celu zidentyfikowania ryzyka z  obszaru AML, finansowania terroryzmu, jak również konfliktu interesów lub ryzyka korupcji. Platforma dostarczy informacji o  krajach o  podwyższonym ryzyku korupcji. Za-pewnia m.in. dostęp do informacji o  fir-mach i  osobach znajdujących się na li-stach ostrzegawczych i sankcyjnych.

Tomasz StarzykBisnode Polska

Rzetelna informacja o rynku podstawą powodzenia w biznesie

Page 70: Strefa biznesu

70 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y

Pod wpływem czynników zewnętrznych, globalnych trendów i pojawiających się zagrożeń każdy przedsiębiorca na świecie zadaje sobie dziś kluczowe pytanie: jak dalej zarządzać firmą, by utrzymać jej dotychczasową pozycję, by zwiększyć jej rentowność, by wzmocnić jej reputację?

Nieskończony projekt Oczywiście liczba możliwych do nazwania problemów, ale i celów działania nowo-czesnej, innowacyjnej firmy, z roku na rok rośnie. Dotychczasowe dylematy i te, które stają się dziś istotne dla przyszłości przedsiębiorstw, skłaniają coraz liczniej-szą grupę przedsiębiorców i naukowców do uznania zasadności stwierdzenia, że na obecną chwilę „Firma nigdy nie jest skończonym projektem. Nie jest, ale też de facto być nie powinna”.

Struktura istotnych dla rozwoju przed-siębiorstw czynników zmiany ulega syste-matycznej transformacji. Mamy do czynie-nia z nową niepokojącą radykalizację rela-cji politycznych na świecie i dynamiczny-mi zmianami technologicznymi. Ewolucji ulegają także oczekiwania klientów i kon-trahentów a nowym wyzwaniem dla firm jest wirtualizacja gospodarki. W tej sytua-cji sukces może odnieść jedynie organiza-cja, która umiejętnie połączy działania i procesy w sprawny, dopasowany do rynku system zarządzania.

O ile można łatwo stwierdzić, że systemy informatyczne, potencjał produkcyjny, pro-cesy decyzyjne w przedsiębiorstwach mają już określone standardy, to są jeszcze inne obszary funkcjonowania firmy, które dziś powinny być objęte szczególnym rodzajem planowania i wyjątkową troską.

Gdy spojrzymy bardziej wnikliwie na praktykę wiodących firm, to prioryte-tem ich działań okazuje się obszar kształ-towania posiadanego kapitału intelektual-nego, które tworzy kompetencja i krea-tywność zatrudnionych pracowników. To właśnie pracownicy są wyróżniającym, niepowtarzalnym potencjałem każdego przedsiębiorstwa. Potencjałem szczegól-nie cennym, gdy myślimy o ludziach uta-lentowanych, potrafiących wyjść w swoim myśleniu poza dotychczasowe schematy postępowania firmy i tworzyć tym samym jej konkurencyjną wartość. Na potrzeby niniejszego materiału będą oni nazywani Młodymi Utalentowanymi Pracownikami lub Utalentowanymi Pracownikami.

Unikalny kapitał Przedsiębiorstwa, zwłaszcza te innowacyj-ne, nie mogą pozyskać wiedzy na temat

– zwraca uwagę Adam Walicki, prezes Resursy Podlaskiej, wiceprezes Fundacji Technotalenty

PROCESY ZARZĄDZANIA

TALENTAMI TRAKTOWANE SĄ NA ŚWIECIE JAKO

JAKO SZCZEGÓLNA FORMA BUDOWANIA POTENCJAŁU FIRMY

Page 71: Strefa biznesu

71STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

ZARZĄDZANIE TALENTAMI

form współpracy z Utalentowanym Pra-cownikiem, bo jak dotąd nie ma na rynku wielu opracowań z opisem skutecznych metod postępowania. Powstaje sytuacja, w której pracodawcy poszukują wyjątko-wych ludzi do wyjątkowych zadań na wyjątkowe stanowiska, a nie mają nowoczesnych narzędzi ani skutecznego systemu zarządzania talentami.

Na dodatek działania w obszarze Zarządzania Talentami (TM – Talent Management) prowadzone są w Polsce zazwyczaj bez planu, w sposób doraźny. Częstokroć jest to działanie przypadkowe, akcyjne, realizowane ad hoc.

Natomiast na świecie procesy zarządza-nia talentami traktowane są jako wyznacz-nik i niezbywalna cecha nowoczesnego, innowacyjnego przedsiębiorstwa, jako szczególna forma budowania potencjału firmy.

Powinności i normy W takim wypadku potrzebna jest informa-cja o doświadczeniach stosowanych przez liderów rynkowych, przez duże korporacje lub specjalistyczne, często małe firmy. Pozy-skane w tym celu wzorce nie będą od razu stanowić gotowego zbioru potrzebnych roz-wiązań, ale mogą być inspiracją do przemy-śleń, czasem źródłem decyzji: ilu pracowni-ków o unikatowych kwalifikacjach i wyso-kiej kreatywności należy zatrudnić, do jakich jednostek organizacyjnych i na jakich warunkach.

Jeżeli firma chce rozpocząć taki proces i wzbogacić swoją kadrę o Młodych Utalen-towanych Pracowników powinna przede wszystkim zdiagnozować własną organiza-cję. Taka procedura samooceny już na wstę-pie ograniczy ryzyko niepowodzenia całego procesu i stworzenia w przedsiębiorstwie niepożądanych relacji.

Talent inspiruje.... Nie jest prawdą, że każde nowoczesne przedsiębiorstwo, zwłaszcza w branżach wysokich technologii, potrzebuje jedynie kreatywnych i młodych pracowników. Zazwyczaj potrzebuje także określonej grupy pracowników o kwalifikacjach, które będą wykorzystywane w realizowa-nych procesach produkcyjnych, czy han-dlowych. Poszukiwany najważniejszy potencjał firmy, czyli Młodzi Utalentowani Pracownicy, to potencjał stanowiący o pozycji rynkowej i posiadanych przewagach konkurencyjnych. Zazwyczaj dobrze przygotowane i związane z przed-siębiorstwem Talenty są źródłem nowych idei, unikatowych koncepcji, są twórcami innowacyjnych rozwiązań, usprawnień,

a nawet tak ważnych oszczędności. Są też autorami (indywidualnie i zespołowo): nowych produktów, nowych idei. Identyfi-kują i projektują nowe potrzeby klientów, przygotowują rozwiązania technologiczne oraz techniczne.

Zazwyczaj Utalentowany Pracownik, którego poszukuje zainteresowane zmianą przedsiębiorstwo, jest osobą, którą cechu-je ciekawość świata i ogromna potrzeba sprawdzenia się w rozwiązywaniu trud-nych problemów. Potrafi dobrze analizo-wać sytuację, rozwiązywać zadania, samo-dzielnie prowadzić projekt od idei, przez technologię, aż do jego komercjalizacji.

Można wskazać, że Utalentowany Pra-cownik jest odważny i potrafi z pełną świa-domością ryzyka przekraczać granice. Zwykle jest nonkonformistą, charaktery-zuje go upór i przekonanie do własnych poglądów oraz własnych rozwiązań. Bar-dzo dobrze porusza się wśród zagadnień dotyczących nowych technologii. Umie też wychodzić poza dotychczasowe schematy myślenia i formuły projektowania. Nie-zwykle elastycznie taktuje obowiązujące w firmie normy organizacyjne i standardy pracy. Nie jest skłonny do bezkrytycznego podporządkowywania się istniejącej struk-

turze, a istniejące rozwiązania biznesowe czy technologiczne uznaje z założenia za przejściowy element rzeczywistości, który wymaga korekty.

W swej idealnej postaci Młody Utalento-wany Pracownik inspiruje i motywuje oto-czenie pokazując z satysfakcją swoje nie-standardowe rozwiązania. Z racji swoich wysokich kompetencji często pracuje wg własnych reguł, niejednokrotnie zachowu-jąc wyłącznie dla siebie zastosowaną meto-dykę rozwiązywania problemów.

Nie lubi się przy tym dzielić się własnymi osiągnięciami i sukcesami. Ceni splendor wokół siebie i pozytywne opinie przełożo-nych. Wszelkie uwagi krytyczne i podpowie-dzi traktuje nieufnie i z dystansem. Jest bar-dzo konkretny. Lepiej posługuje się języ-kiem związanym z technologią niż językiem biznesu.

Do dobrych relacji potrzebuje jasnych komunikatów.

...i jest indywidualistą Niestety, Młody Utalentowany Pracownik nie zawsze dobrze współpracuje w zespole. Potrzebuje akceptacji dla swo-ich indywidualnych przyzwyczajeń i nawy-ków. Często jego efektywność jest wyni-kiem otrzymanej w firmie swobody i samodzielności, niejednokrotnie znacz-nie większej niż ta, którą mają pozostali pracownicy jednostki organizacyjnej lub działu.

Utalentowany Pracownik zna wartość swoich kompetencji i dobrze wykorzystuje posiadane zasoby wiedzy. Jest przyzwycza-jony do rywalizacji, zwykle ma także w swoim dossier laury w olimpiadach i konkursach. Jest osobą oczekującą od otocznia szacunku i zrozumienia.

Przedstawione powyżej cechy tworzą zbiór otwarty pozwalający na dookreślenia charakterystyki dla różnych grup Młodych Utalentowanych Pracowników pozostają-cych aktualnie na rynku pracy. Firma, a zwłaszcza jej kadra menedżerska, powin-na mieć świadomość, że jedna nawet naj-bardziej utalentowana osoba nie jest reme-dium na zidentyfikowaną w firmie lukę kompetencyjną. Sam wybór Młodego Uta-lentowanego Pracownika to tylko pierwszy element na drodze wzmacniania przez firmę własnego potencjału kreatywności.

Równie ważną kwestią jest skuteczna i bezkonfliktowa implementacja Utalento-wanych Pracowników w firmie. Potrzebny jest system, który będzie monitorował i moderował potencjalne napięcia i spory oraz pozwalał na współpracę między nowy-mi a dotychczas zatrudnionymi pracowni-kami. Ten system należy traktować jako

Adam Walicki Między innymi prezes zarządu Resursy Podlaskiej, której celem jest wspieranie inicjatyw dotyczących rozwoju społeczno-gospodarczego województwa podlaskiego. Wiceprezes zarządu Fundacji Technotalenty, organizacji promującej kulturę innowacji poprzez wsparcie przedsiębiorstw w pozyski-waniu talentów.

Page 72: Strefa biznesu

most łączący kreatywne myślenie z prak-tyczną, sprawdzoną rzeczywistością firmy.

Rynek Młodych Utalentowanych Pracowników

W procesie pozyskiwania Młodych Utalen-towanych Pracowników firma musi być przygotowana ma ryzyko porażki. Nie od razu proces rekrutacyjny kończy się pozytywnym wynikiem, a obecność nowo zatrudnionego pracownika może być krót-kotrwałą przygodą z firmą.

Warto odnotować zjawisko, że coraz wię-cej Talentów z założenia chce pracować w formule samozatrudnienia, chce prowa-dzić na własny rachunek małe firmy lub stopniowo angażować się w przedsięwzięcia ukierunkowane na rynek globalny. Trend ten jest już silnie zauważalny. Stanowi barie-rę podażową i ograniczenia rekrutacyjne.

Znacznie mniejsza grupa Utalentowa-nych Pracowników skłonna jest zaakcep-tować poszukiwanie pracy w firmach, nawet tych wiodących. To rozwiązanie jest silnie obarczone ryzykiem odejścia nowo zatrudnionych Młodych Utalentowanych Pracowników do innych firm lub do włas-nych przedsiębiorstw.

Ta sytuacja jest pochodną intensywnej promocji przedsiębiorczości kierowanej do młodych ludzi, którzy od szkoły gimna-zjalnej do studiów atakowani są mnogimi informacjami o pożytkach z samozatrud -nienia. Nie oznacza to bynajmniej, że na rynku nie ma już Młodych Utalentowa-nych Pracowników zainteresowanych rea-lizacją swoich planów zawodowych w innowacyjnych firmach regionu. Przed-siębiorstwo zamierzające uzupełnić swoją kadrę powinno mieć świadomość, że Mło-dzi Utalentowani Pracownicy bardzo racjonalnie podchodzą do każdej oferty pracy, także do tej którą przedstawia zagraniczny inwestor lub przedsiębior-stwo globalne.

Rekrutacja i implementacja Wiele firm posiada bardzo ściśle określo-ne procedury kadrowe, ale tylko w nie-wielkim stopniu są to standardy odpo-wiednie do procesów zatrudniania i implementacji Młodych Utalentowanych Pracowników.

Możliwości wywołania zainteresowania firmą u przyszłego pracownika jest coraz więcej. Innowacyjne przedsiębiorstwo może rozpocząć poszukiwania Talentów od selekcji potencjalnych pracowników podczas realizowanych praktyk i staży, które są oferowane uczniom i studentom. W ich trakcie można z powodzeniem pro-wadzić proces weryfikacji potencjału

i wstępnie przygotować osoby do ewentu-alnego zatrudnienia. Warto systematycz-nie prowadzić monitoring konkursów technicznych i olimpiad przedmiotowych. Potencjalny Talent może też ujawnić swój potencjał w postaci aktywności konkurso-wej realizowanej już na poziomie nauki w gimnazjum.

Skuteczny proces poszukiwania Uta-lentowanego Pracownika wzbogacają działania stypendialne i obserwacja kan-dydatów (np. studentów) podczas specjal-nych programów kreatywnego rozwiązy-wania problemów. Nie należy także odrzu-cać możliwości zastosowania standardo-wych procedur ofertowania (np. korzysta-nia z ofert na portalach rekrutacyjnych), czy też zlecania poszukiwań Młodych Uta-lentowanych Pracowników wyspecjalizo-wanym firmom headhunterskim.

Oczywiście w palecie rozwiązań może być również uwzględnione przejmowanie pracowników od innych firm (w tym spro-wadzanie ich z innych regionów kraju czy z zagranicy) oraz stworzenie warunków współpracy w formule outsourcingu.

Uzupełnieniem katalogu możliwości jest proces poszukiwania spełniających oczekiwania przedsiębiorstwa wśród mło-dych pracowników nauki. Kilkanaście możliwych form pozyskania kandydatów może przynieść dobry efekt tylko wtedy, gdy firma będzie to realizowała w sposób uporządkowany i planowy.

Proces zatrudniania Utalentowanych Pracowników powinien być poprzedzony poważnymi rozmowami nt. kultury orga-nizacyjnej przedsiębiorstwa oraz konkret-nymi ustaleniami warunków pracy. Celo-wo nie poruszam w tym miejscu tematyki eksploracji Utalentowanych Pracowników wśród już zatrudnionej w przedsiębior-stwie kadry. To jest temat do odrębnych rozważań, także w obszarze metodyki zarządzania przedsiębiorstwem.

Ze względu na złożoność osobowości Młodego Utalentowanego Pracownika przedsiębiorstwa mogą spodziewać się możliwych trudnych sytuacji w jego rela-cjach z otoczeniem, kadrą kierowniczą i kontrahentami. Poniżej prezentowane jest zestawienie potencjalnych trudnych sytuacji, które będą wymagały od firmy stałego monitoringu i korekty zachowań nowo zatrudnionego pracownika, jak i jego otoczenia:

1. Brak odpowiedniego planowego wprowadzenia Utalentowanego Pracowni-ka do przedsiębiorstwa i do zespołu (np. projektowego, konstrukcyjnego); 2. Przed-stawianie załodze nowego Utalentowane-go Pracownika jako osoby Lidera (bez

sprawdzenia jego potencjału zawodowego i uwzględnienia możliwych reakcji zespo-łu); 3. Stworzenie dla nowego Utalentowa-nego Pracownika wyjątkowo korzystnych i elastycznych warunków pracy oraz zasad wynagradzanie wg odrębnych regulacji; 4. Tolerowanie opóźnień i ewentualnych błę-dów Nowego Utalentowanego Pracownika w realizacji ustalonych planów; 5. Brak działań zarządu i kierownictwa firmy w celu wspierania komunikacji interperso-nalnej między starymi i nowymi Utalento-wanymi Pracownikami; 6. Szybkie przy-znanie Nowemu Utalentowanemu Pracow-nikowi statusu „doradcy zarządu” 7. Brak monitoringu atmosfery w zespole i wolne reagowanie na pojawiające się w zespole dysfunkcje organizacyjne; 8. Brak uzgod-nień w kwestii praw własności projektów przygotowywanych przez Młodego Uta-lentowanego Pracownika.

Wymienione wyżej przykładowe „trud-ne sytuacje” nie są ani pełnym, ani też uni-wersalnym katalogiem możliwych błędów, które firma może popełnić w procesie implementacji. Odkładanie na później wielu kwestii ważnych dla pracownika, w tym rozmowy o ścieżce jego zawodowe-go rozwoju, może przynieść w rezultacie niepokój o przyszłość zatrudnionej osoby.

W świecie innowacyjnych firm Młody Utalentowany Pracownik nie jest już ano-nimowym, łatwym do wymiany elemen-tem. Pozyskujemy Utalentowanych Pra-cowników w celu zmniejszenia zidentyfi-kowanej luki kompetencyjnej lub w celu stworzenia przewagi rynkowej poprzez dostarczenie na rynek nowych rozwiązań i projektów.

Ten złożony organizacyjnie proces może być docelowo fragmentem modelu biznesowego przedsiębiorstwa w którym Młodzi Utalentowani Pracownicy mają bezpośredni wpływ na realizację Strategii Rozwoju Firmy.

Przy kształtowaniu firmowych proce-dur Zarządzania Talentami należy zadać kolejne ważne pytanie: w jaki sposób nale-ży mnożyć potencjał Młodych Utalentowa-nych Pracowników, gdy zadania wykonują indywidualnie i jak wzmacniać współpracę w zespołach zadaniowych?

Jestem pewien, że przyszłość gospo-darki i konkurencyjność firm zależy w coraz większym stopniu od umiejętnego angażowania Młodych Utalentowanych Pracowników. To jak szybko firmy zrozu-mieją sens zmiany, zależy od ich menedże-rów. Zrozumienie uniwersalnego przesła-nia „Juniores priores”, czyli „pierwszeń-stwo młodszym” jest sygnałem działania dla wszystkich firm.

72 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y ZARZĄDZANIE TALENTAMI

Page 73: Strefa biznesu

73 09.2016

Page 74: Strefa biznesu

74 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y

SB: Cóż takiego się stało, że z każdej stro-ny słychać o konieczności wspierania start-upów? Przecież start-up to po pro-stu młode firmy, a one zawsze były. Nagle zyskały na atrakcyjności? – Gdy dzisiaj mówimy o start-upach, to chodzi o coś więcej niż ich czas istnienia. Z jednej strony istotne są nowe technologie przez nie stosowane, z drugiej strony – spo-sób budowy produktu, jego ciągłego rozwi-jania i dopasowania do potrzeb rynku. Chodzi tu nie o produkt oferowany w sta-cjonarnych sklepach czy w wyniku sprzeda-ży bezpośredniej do klienta. Start-up to głównie produkt cyfrowy – jeśli jest dobrze zaprojektowany, to jego rozwój nie napoty-ka na barierę lokalizacji. Możemy się sprze-dawać za pośrednictwem Internetu w całej Polsce czy poza jej granicami. Robimy ser-wis angielskojęzyczny i sprzedajemy pro-dukt na całym świecie. Nie zakładając oddziałów, nie zatrudniając całych zastę-pów handlowców. I dlatego też bardzo wiele firm start-upowych ma silne możliwości wzrostu. Na początku pracuje przy nich trzy... pięć osób. Potem jest ich dziesięć... dwadzieścia, ale zasięg działania i sprzedaż produktu wzrasta w postępie geometrycznym.

Czyli trend wspierania start-upów to nie tylko zachęta do zakładania działalności gospodarczej, ale przede wszystkim zachęta do opierania tej działalności na nietuzinkowym, najlepiej cyfrowym pomyśle, mającym potencjał rynkowy? – Tak, to bardzo istotne. Większość takich firm dąży do tego, aby sprzedawać produkt w modelu subskrypcyjnym SaaS (ang. Sof-tware as a Service). Czyli klient płaci co miesiąc niewielkie pieniądze, aby móc korzystać z konkretnej usługi. Takie produkty jak np. GMmail, Netflix, Spotify czy Dropbox bywają w wersjach podstawowych produktami darmowymi, ale gdy chcemy mieć większe możliwości, bez-pieczeństwo czy pojemność, to płacimy już kilka dolarów miesięcznie i dostajemy usłu-gę w Interne cie, w chmurze. To przykład pomysłów, które dają się łatwo skalować. Dodatkowo próg decyzji zakupowej jest bardzo niski (powiedzmy kilka dolarów), ale przez to produkt – tu usługa w Internecie – daje się łatwo sprze-dawać coraz większej i większej liczbie klientów. Nie reklamujemy się szyldem czy w lokalnych serwisach, tylko sprzeda-

Maryla Pawlak-Żalikowska [email protected]

Gdyby przedstawić macierz, gdzie w kolumnach były nazwy obszarów związanych z informatyką i przetwarza-

niem danych, a w wierszach nazwy zawodów, to łącznie tych zawodów było 400 i więcej!

– zauważa dr inż. Paweł Tadejko.

NOWE TECHNOLOGIE

STWORZYŁY NOWE ZAWODY

I MODELE BIZNESOWE

Page 75: Strefa biznesu

75STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

NOWE TECHNOLOGIE

jemy na Polskę czy cały świat, z nastawie-niem na masowy odbiór naszego produk-tu. Właśnie na tym chcemy zbudować skalę i duży przychód. Jest to więc cał-kiem inne podejście do modelu bizneso-wego.

A ta popularyzacja start-upów, z jaką mamy teraz do czynienia, to przejaw dostrzegania w nich mechanizmu, który rozrusza gospodarkę? Da ludziom możli-wość lepszego startu niż tradycyjne poszukiwanie miejsca pracy? – Powodów jest na pewno kilka. Część zwią-zana jest oczywiście z promocją przedsię-biorczości, wchodzeniem na rynek nie tylko jako pracownik najemny. Z drugiej strony, próbuje się w wielu krajach budować takie systemy na wzór tego, co stworzyli Amery-kanie w osławionej Dolinie Krzemowej. Po to, żeby napędzać rozwój technologii, innowacji, gospodarki. One niezależnie od tego, jaki produkt końcowy powstaje, nakręcają też inne gałęzie przemysłu.

Czyli ten trend: że wszystko ma być smart, dał rozpęd drugiemu trendowi: zakładaniu start-upów w znaczeniu, o jakim pan mówi. – Można tak powiedzieć. Idea wyrosła ze „sprytnego” sposobu testowania kolejnych wersji rozwiązań, nawet jeśli nie są jeszcze w pełni gotowe. W USA ten trend zaczął się ponad dekadę temu. U nas popularność tego sposobu myślenie pojawiła się później. Nie bez znaczenia były tu wytyczne Unii Europejskiej, która chce naśladować w tym obszarze USA. I choć np. Program Operacyjny Innowacyj-na Gospodarka działanie 8.1 (Wspieranie działalności gospodarczej w dziedzinie gospodarki elektronicznej – przyp. red.) nie jest oceniany pozytywnie, to miał też wpływ na rynek i ekosystem start-upowy w Polsce. Warto podkreślić, że gdy mówimy o start-upach, to nie musi być innowacja technolo-giczna. Może to być po prostu inny pomysł na sprzedaż usługi. Wtedy innowacyjnością jest właśnie ten inny, nowatorski model biznesowy. Mówiąc o start-upie mówimy przede wszy -stkim o sposobie jego działania, skali, dynamice rozwoju. Nie ma jednak co ukrywać, że najlepiej jest robić rzeczy, których nie da się łatwo kopiować. A z drugiej strony, czasem nawet skopio-wanie nie przekłada się na równie zyskow-ny biznes, jak ten niesiony przez oryginał. Najbardziej oczywistym przykładem jest Facebook. Powtórzenie sukcesu rynkowe-go tego serwisu nie jest proste, choć model jest znany.

Ma jednak znaczenie wejście jako pierw-szy z pewnym pomysłem na rynek. Drugi musi mieć inny „magnetyzm”. – Tak, na sukces składa się bardzo wiele różnych czynników. Bywa i tak, że „klon” radzi sobie na rynku lepiej i wypiera pier-wowzór, bo jest bardziej dopracowany. To też się zdarza w branży informatycznej, choć są to przykłady może mniej znane, nie tak spektakularne w swoich sukcesach. My powszechnie kojarzymy np. Facebooka, Youtube, Instagram, Ubera (wymyślona w USA aplikacja służąca do zamawiania usług transportu samocho-dowego – przyp. red.), a bardzo wielu ludzi próbowało przed nimi (i po nich) robić coś podobnego. Nie tak medialnie, nie w takim modelu i mało kto o nich sły-szał, mimo, że robili bardzo podobne pro-dukty do tych słynnych. W przypadku start-upów, pojawia się też zjawisko tzw. pivotowania – to zmienianie pomysłu na biznes, najczęściej przy zacho-waniu jego głównej idei, choć i to nie jest regułą. Na przykład mamy produkt, a sposób jego sprzedaży w sieci nie do końca działa, jak

nam się wydawało, że miał działać. Więc zmieniamy ten sposób.

W kontekście tego tematu ciągle obraca-my się w sferze wiedzy IT czy ICT. Ale bycie informatykiem czy programistą kilka lat temu a dziś, to zupełnie inne światy. Zmieniają się narzędzia, które wykorzystujemy w codziennym życiu, a za tym idzie chyba kompletna zmiana „funkcjonalności” tych zawodów? Pojawi-ło się pojęcie Praca 2.0. Co to oznacza np. dla młodych ludzi wybierających swoją przyszłość zawodową? – Praca 2.0 jest nawiązaniem do Web 2.0, czyli etapu rozwoju Internetu. W większości uczelni na świecie i w Pol-sce, uczy się „computer science”, czyli programowania obiektowego oraz wielu innych zagadnień z tym związanych, ale często potrzebnych w aplikacjach, które wykorzystują zaawansowane algorytmy czy struktury danych. Dziś nawet zdolny programista musi poszerzać swoją wiedzę o przetwarzanie big data, programowanie aplikacji mobilnych, sztucznej inteligencji czy aplikacji webowych. Oczywiście w zależności od tego, w jakim kierunku chce się specjalizować, gdyż naj-częściej wkracza to już w odrębne dziedzi-ny programowania. Gdyby przedstawić macierz, gdzie w kolumnach były nazwy obszarów związanych z informatyką i przetwarzaniem danych, a w wierszach nazwy zawodów, to łącznie tych zawodów byłoby 400 i więcej! Zanim pojawiły się urządzenia mobilne, nikt nie myślał o programistach na Andro-ida, iOS czy Windows Phone – nie było takich zawodów. Mieliśmy smartfony, a potem pojawiły się smartwatche – inteligentne zegarki. Pro-gramowanie na pierwsze z tych urządzeń nie jest tym samym, co programowanie na to drugie. To oddzielna specjalizacja.

Rośnie liczba urządzeń zaspokajających nasze potrzeby. Często takie, o jakich nie mieliśmy niedawno pojęcia, że można je mieć. – To zależy. Ja na razie nie czuję potrzeby posiadania inteligentnego zegarka. Mam klasyczny, gdzie bateria wytrzymuje dwa lata. W smartwatchu wytrzymuje jeden dzień, ale… oczywiście, co kto lubi. Dynamiczny rozwój technologii, sprawia, że 10-15 lat temu nie było większości zawo-dów informatycznych związanych z pro-gramowaniem. Nikt wtedy głośno nie mówił o Big Data, o wirtualnej czy rozsze-rzonej rzeczywistości, data science lub AI – sztucznej inteligencji. Nowe technologie

dr inż. Paweł Tadejko Architekt rozwiązań IT. Przez ponad 10 lat zdobywał doświadczenie, przy realizacji dużych projektów informatycznych. Z drugiej strony, data scientist, bo w roku 2009 obronił doktorat z klasyfikacji arytmii w sygnale EKG. Kierownik studiów podyplomowych na Wydziale Informatyki. Stara się udowodnić, że kierunki studiów mogą być jak najbardziej rynkowe, a tworzone wspólnie z partnerami z biznesu, także praktyczne. Regionalny ambasador Startup Poland i Aula Polska oraz członek Rady Programowej Aka-demickiego Inkubatora Przedsiębiorczości na Politechnice Białostockiej.

Page 76: Strefa biznesu

stworzyły nowe urządzenia, a te z kolei nowe zawody. A niestety branża informatyczna jest tak niewdzięczna, że specjalizacja jest bardzo silna. Żeby zostać programistą urządzeń mobilnych, trzeba się uczyć wielu nowych rzeczy.

Czy nasze uczelnie dają młodym ludziom szanse zostania takim właśnie pożądanym na rynku nietuzinkowym programistą? – Kierunki informatyczne I i II stopnia wyglądają podobnie na wszystkich uczel-niach w kraju. Bo jeśli chcemy wykształcić dobrego programistę, to poza przekaza-niem mu pewnej wiedzy związanej z pro-gramowaniem obiektowym, musimy mu też dać umiejętność radzenia sobie z inny-mi zagadnieniami, z jakimi zetknie się w pracy. Znając języki podstawowe jak Java czy CSharp, absolwent o wiele łatwiej douczy się czegoś nowego, z czym zetknie się w firmie. Przedsiębiorcy często narzekają, że nie uczymy tego, czego oni chcą. Ale gdy zapytamy, czego chcą, to w każdej firmie będą trochę lub całkiem inne wymagania. Nie ma możliwości, żeby w ciągu trzech lat studiów inżynierskich nauczyć wszyst-kich technologii występujących na rynku. Jeden przedsiębiorca pracuje na technolo-giach IBM, a kolejny Microsoftu, Open Source czy jeszcze innych.

Czyli musicie wypuszczać absolwentów zdolnych do szybkiego dostosowywania się do oczekiwań? – Tak. Po opanowaniu podstaw, studenci wybierają specjalizacje, które ich najbar-dziej interesują. Student musi wiedzieć, jak się dalej samodzielnie uczyć na bar-dzo zmiennym, w tej branży, rynku pracy. Kiedy więc pojawiają się szkoły oferujące naukę programowania w ciągu roku, warto do tego podchodzić z dystansem. Nawet jeśli nauczymy kogoś języka jak wspomniana Java, CSharp czy podobne, to bez wiedzy związanej z algorytmami, prze-twarzaniem danych, ten człowiek będzie tylko „rzemieślnikiem” – nie ujmując nic temu określeniu, bo takich programistów też potrzeba – który nie z każdym proble-mem sobie poradzi.

Pan na Politechnice Białostockiej, kieruje studiami podyplomowymi na Wydziale In -formatyki. Informujecie, że one są skierowa-ne nawet do osób bez wykształcenia te ch -nicznego i wcześniejszego przygotowania. – Tak, ale możliwe jest to dzięki temu, że realizujemy tylko wybrane kierunki,

mocno specjalizowane, nie porywamy się z motyką na słońce. Ludzie przychodzą na te studia z różnych powodów. Na przy-kład po to, aby zmienić pracę. Co ciekawe, np. w zeszłym roku w grupie zainteresowanych kierunkiem „Front-End Development” (tworzenie części aplikacji webowych, widocznych od strony użyt-kownika – przyp. red.), ponad połowę sta-nowiły kobiety, co zaprzecza utartemu poglądowi, że one nie interesują się tech-nologiami internetowymi. A dwie trzecie osób na ww. kierunku, to ludzie po stu-diach humanistycznych. Nie mówię, że zrobimy z nich zawodowych programistów systemów informatycznych, ale na pewno juniorów, konkretnych wybranych obszarów, jak Front-End, Data Science, Marketing Internetowy czy bez-pieczeństwa. Zakres przekazywanej wiedzy, jest na tyle duży, że wystarcza, aby wejść na rynek pracy i pracować w branży IT. Bo jak mówiliśmy, jest w niej bardzo wiele specja-lizacji, w tym takie, które wymagają mniej-szego zakresu kompetencji technicznych czy wręcz matematycznych. A zadanie rea-lizuje się w kooperacji z zawodowymi pro-gramistami czy ludźmi innych branż.

Mówił pan, że poszukiwanie nowej pracy to jeden z powodów, dla którego ludzie się zgłaszają na wasze studia podyplomowe. A dlaczego jeszcze? – Żeby po prostu poznać pojęcia z dziedzi-ny IT, Internetu, marketingu, jakich używa się na co dzień w firmach. Techno-logie wdzierają się bowiem w każdą sferę naszego życia. Nie ma dziś firm, w których nie używa się narzędzi internetowych czy nie wdraża systemów IT. Ludzie chcą umieć poruszać się w tych tematach, chcą rozumieć o czym się mówi. Nawet jeśli firma ma produkty offline, to często już do ich sprzedaży wykorzystuje social media czy narzędzia marketingu internetowego. Przychodzą do nas szefowie firm, żeby wiedzieć, jak współpracować z dostawca-mi IT czy agencjami reklamowymi działa-jącymi w sieci, żeby rozumieć ich język i narzędzia. Właściciel firmy chce często aktywnie uczestniczyć w spotkaniach i włączać te nowe narzędzia w strategię rozwojową swojego biznesu. Dlatego przy-chodzi się uczyć, na czym te procesy pole-gają i czemu służą. Dziś, aby rozmawiać o projektach bizneso-wych nawet w firmach nieinformatycz-nych, trzeba znać pewne pojęcia związane z technologiami IT. Technologie druku 3D

wykorzystuje się w prototypowaniu, coraz modniejsze są też pojęcia związane ze Smart Cities, nie mówiąc już o inteligen-tnych domach. Dziś, gdy prowadzimy sklep obuwniczy i ktoś zapyta nas, czy wykorzystujemy w nim beacony, nie możemy nie wiedzieć, o co chodzi. A tuż za rogiem czai się kolejny rozległy temat, to wykorzystywanie przez firmę ogromnej liczby danych, które do niej docierają. To obszar Big Data eksploato-wany np. w sprzedaży internetowej, czy medycynie…

… przez takie firmy, jak choćby nasz biało-stocki TangramCare, który pracując dla amerykańskiej służby zdrowia ułatwia lekarzom stawianie diagnozy czy szpita-lom ocenę kosztów hospitalizacji pacjen-tów… – Jak widać IT i technologie pokrewne, dają nam dziś ogromne możliwości, w tym zawodowe. A próg wejścia w tę branżę, choćby na naszych studiach podyplomo-wych, jest jak mówiłem, niski. Do pokona-nia przez każdego chętnego, także pracu-jącego w firmach dostarczających produk-

ty czy usługi, w ogóle nie związane z infor-matyką, ale wykorzystującym rozwiązania informatyczne czy wchodzącym na rynek online.

Kiedyś marzyciela określało się mianem człowieka z głową w chmurach. Dziś pra-cujący w chmurze to informatycy. – Dziś wszyscy pracujemy w chmurze, często nawet o tym nie wiedząc, tylko przesyłając dane. Wiszą tam nawet największe i najbardziej tajne projekty.

DZIŚ, GDY PROWADZIMY SKLEP OBUWNICZY I KTOŚ ZAPYTA NAS, CZY WYKORZYSTUJEMY W NIM BEACONY, NIE MOŻEMY NIE WIEDZIEĆ, O CO CHODZI.

76 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y Nowe technologie

Page 77: Strefa biznesu

Balansowanie na cienkiej linie rozwieszonej pomiędzy przemysłem a naukąCzym jest Instytut Innowacji i Technologii Politechniki Białostockiej?

TOMASZ STYPUŁKOWSKI, prezes IIiT PB: - To magiczne miejsce, w którym dzieją się rzeczy niemożliwe, albo przynajmniej, przez niektórych z góry skazane na fi asko. Instytut jest spółką celową Politechniki Białostockiej, której głównym zadaniem jest skuteczny transfer wiedzy naukowej do przemysłu.

I to działa?- Może jeszcze nie tak, jak w Stanach

Zjednoczonych, Europie Zachodniej czy Izraelu, ale działa. Mogę z pewnością po-wiedzieć, że to początek długiej i wyboistej drogi, ale krok po kroku idziemy do celu, którym jest płynna, bieżąca i opłacalna współpraca nauki z biznesem.

Jak się ona teraz układa?- Przedsiębiorcy, niezależnie od wielko-

ści czy poziomu rozwoju ich fi rm, zaczynają zauważać, że środowisko akademickie ma możliwości, które można skomercjalizować. Naukowcy z kolei zauważają potencjał na-szego rynku i fakt, że przedsiębiorcy potra-fi ą dobrze wykorzystać ich pomysły. Daleko nam do Stanford czy Berkley, ale jak się okazuje, możemy rozwiązać wiele proble-mów nurtujących ludzi prowadzących fi rmy w województwie podlaskim. Projektujemy, wdrażamy, opiniujemy, doradzamy. Bar-dzo często wykonujemy zlecenia, jakich nikt inny nie chce się podjąć. Zwłaszcza w przypadku obróbki metalu.

Mamy park maszynowy, który można ad-aptować do potrzeb pojedynczych zadań.

Dodatkowym walorem jest fakt, że In-stytut jest spółką prawa handlowego i nasi

klienci mają zagwarantowane rynkowe warunki realizacji ich zleceń: czas, cena, jakość – to wszystko jest przedmiotem ne-gocjacji, a formalności są zredukowane do minimum: umowa, usługa, faktura. A jed-nocześnie oferujemy ten sam potencjał kadrowy i infrastrukturalny co Politechnika.

Czy współpraca środowiska biznesu i nauki nie rozbija się jednak o brak narzędzi ją wspierających?

- Nie na tym polega problem - nie chcemy wręcz opierać działalności Instytutu na po-mocy zewnętrznej. Przychody generujemy świadcząc usługi produkcyjne i usługi bazu-jące na wiedzy i dokonaniach naukowców. To nam daje pewną niezależność i swobo-dę w podejmowaniu decyzji o przyszłości naszej spółki. Problemy ze współpracą są głównie natury mentalnej. Przedsiębiorcy sceptycznie patrzą na skuteczność bizneso-wą środowiska naukowego, a naukowcy nie ufają przedsiębiorcom. Indywidualne spotka-nia, konsultacje i próbne realizacje pokazują jednak, że te bariery można przełamywać. My właśnie wspomagamy ten proces.

Czy nie trwa to jednak za wolno jak na potrzeby naszej gospodarki?

- Indywidualne „szycie” zleceń czy pro-duktów jest czasochłonne. Przedsiębior-cy muszą zobaczyć efekty naszej pracy, a naukowcy odczuć, że jak przedsiębiorca wygeneruje przychód na ich autorskich rozwiązaniach to chętnie się nim podzieli. Naszą rolą jest również pilnować, żeby nikt nie był w tym procesie pokrzywdzony.

Rolę katalizatora tej współpracy spełniły fundusze unijne – warunki ich przyznawania zmusiły w pewnym sensie przedsiębiorców do współdziałania z nami, a nasi naukowcy dostrzegli dzięki temu różnorodność i nowe możliwości zaistnienia na rynku.

Szansą jest też dla nas tworzenie no-wych biznesów na bazie wyników prac naszych naukowców. Mamy już trzy spółki, które powstały w ten sposób i rozmawiamy o kolejnych. Współpracujemy z fundusza-mi inwestycyjnymi, mentorami czy Interim Managerami, po to, żeby odciążyć naszych naukowców od pierwszych problemów związanych z prowadzeniem biznesu. To też zaprocentuje w przyszłości. Jestem przekonany, że skoro USA czy Europa Zachodnia na bazie współpracy nauki z biznesem budują swój gospodarczy po-tencjał i przewagę, to warto wziąć z nich przykład.

Page 78: Strefa biznesu

78 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y Praca a życie osobiste

Praca, życie i równowaga między nimi

Jak ważne w życiu jest zachowanie rów-nowagi między poszczególnymi sferami życia? Jaki ma to wpływ na naszą pracę? – Równowaga ta jest rozumiana jako zdol-ność łączenia pracy zawodowej z aktyw-nością w innych wymiarach życia ludzkie-go, takich jak: dom, rodzina, zdrowie, aktywność społeczna, zainteresowania pozazawodowe. W warunkach współczesnej gospodarki mamy do czynienia z dużą skalą zawłasz-czania życia rodzinnego przez pracę zawo-dową, co wynika najczęściej z wydłużania czasu pracy. Brak równowagi praca – życie rodzinne wywołuje daleko idące negatywne skutki, chociażby np. wypale-nie zawodowe, pracoholizm, brak saty-sfakcji z pracy, niższą produktywność, błędy z przepracowania. Trudności w pracy mogą również rzuto-wać na wypełnianie ról rodzinnych. Poja-wiają się konflikty w rodzinie, może być gorsza opieka nad dziećmi, rozwody, spa-dek dzietności. Świadomość istnienia tego swoistego sprzężenia zwrotnego pomiędzy sferą pracy a życiem rodzinnym staje się pod-stawą do wprowadzania odpowiednich regulacji prawnych oraz wdrażania spe-cjalnych programów w przedsiębior-stwach, które służą poprawie proporcji pomiędzy pracą zawodową a życiem rodzinnym pracowników.

Jakie instrumenty mogą wykorzystać pra-codawcy, aby ułatwić pracownikom łago-dzenie konfliktu na linii praca – życie pozazawodowe? – Istnieje cały wachlarz rozwiązań wspie-rających równowagę praca – życie pra-cowników. Szczególnie ważne są te odno-szące się do elastycznej organizacji pracy i jej czasu oraz kwestii urlopowych, do pomocy pracownikom w organizacji opieki nad osobami zależnymi czy też wsparcia pracowników podczas przerw w pracy związanych z rodzicielstwem. Także te związane z wypoczynkiem, cza-sem wolnym, zdrowiem, edukacją oraz dotyczące wsparcia materialnego pracow-ników. Instrumenty, żeby były skuteczne, muszą być „szyte na miarę”, dopasowane do potrzeb pracowników.

W te wszystkie rozwiązania pracodawca musi inwestować. Czy naprawdę to się mu opłaca? – Dobrze, jeśli pracodawcy tego typu wydatki rozpatrują właśnie w kategoriach „inwestycji”, a nie kosztu obciążającego firmę. Każda inwestycja ma to do siebie, że jest odpowiednia stopa zwrotu. Doświadczenia światowe pokazują, że warto być „Pracodawca Przyjaznym Rodzinie”, bo jest to dobry, nowoczesny sposób na promocję, kreowanie nowoczes-nego wizerunku firmy, firmy odpowie-dzialnej społecznie. Taki pracodawca jest w stanie przyciągnąć do siebie najbardziej wartościowych pra-cowników, co ważne jest w warunkach rynku pracy, na którym dyktują warunki pracobiorcy. To również sposób na zdobywanie lojal-ności nie tylko pracowników, ale również klientów, którzy, jak pokazują doświadcze-nia, chętniej korzystają z usług czy też kupują wyroby firm przyjaznych pracow-nikom i ich rodzinom. Należy też zwrócić uwagę, iż rosną także oczekiwania współczesnych pracowników wiedzy wobec pracy. Większe znaczenie ma dla nich możliwość samorealizacji poprzez pracę, rozwój osobisty, partner-skie stosunki w pracy. Wysokie oczekiwania dotyczące równowa-gi pomiędzy tymi dwiema sferami mają przede wszystkim młodzi pracownicy z pokolenia Y, a więc osoby urodzone w latach osiemdziesiątych XX wieku. Szczęście jest dla nich równoznaczne z osiągnięciem harmonijnego i satysfak-

Doświadczenia światowe pokazują,że warto być „Pracodawca Przyja-znym Rodzinie”, bo jest to dobry, nowoczesny sposób na promocję, kre-owanie nowoczesnego wizerunku firmy, firmy odpowiedzialnej społecz-

nie – mówi dr Cecylia Snarska-Sadowska z Polskiej Akademii Nauk.

Ewa Wyrwas [email protected]

Brak równowagi praca – życie rodzinne wywołuje daleko idące

negatywne skutki, chociażby np. wypalenie zawo-dowe, pracoholizm, brak saty-

sfakcji z pracy, niższą produktywność,

błędy z przepracowania.

Page 79: Strefa biznesu

79STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

cjonującego życia we wszystkich obsza-rach funkcjonowania.

Temat równowagi praca – życie w woje-wództwie podlaskim poruszany jest już od wielu lat. Mimo to nadal trzeba uświa-damiać pracodawców, ale i pracowników, jak ważna dla nich wszystkich to kwestia? – Z badań, które przeprowadziłam w województwie podlaskim, wynika iż pra-cownicy z jednej strony odczuwają trud-ności w łączeniu pracy z obowiązkami rodzinnymi, z drugiej strony wykazują pewną nieumiejętność w tym zakresie, słabo uświadamiają znaczenie równowagi praca – życie. To powód, dlaczego często nie artykułują swoich potrzeb na poziomie firm. Nie znają możliwości praktycznego wykorzystania m.in. elastycznych form zatrudnienia, jak też technik wpływania na pracodawców, by przekonać ich do korzyści wynikających ze stosowania tych form w firmie. Trudności w łączeniu pracy zawodowej z życiem rodzinnym mają wpływ na niską aktywność zawodową m.in. młodych matek, często dobrze wykształconych. Ich aktywizacja może być antidotum na zmniejszające się zasoby pracy. Musi być wysoka świadomość wśród pra-codawców, iż województwo podlaskie cechuje spadkowy trend liczby ludności, który będzie kontynuowany w perspekty-wie kolejnych dziesięcioleci. Do 2050 roku liczba ludności zmniejszy się o około 18 proc. Jeszcze szybciej, w sto-sunku do spadku liczby ludności, zmniej-szać się będą zasoby pracy (o prawie 23

proc.). Malejące zasoby pracy mogą nega-tywnie wpłynąć na równowagę na regio-nalnym rynku pracy poprzez wywołanie stanu deficytu siły roboczej, mogą też ograniczać możliwości rozwojowe woje-wództwa i firm. Już teraz zdecydowana większość firm odczuwa trudności w zna-lezieniu odpowiednich pracowników.

Była pani pomysłodawczynią i organiza-torką kilku edycji konkursu na „Pracodaw-cę Przyjaznego Rodzinie” w województwie podlaskim. Czy podlaskie firmy ułatwiają godzenie pracy zawodowej z życiem oso-bistym swoich pracowników? – Niestety, ciągle niewielu podlaskich pra-codawców stwarza warunki do łączenia pracy zawodowej z życiem osobistym pra-cowników, ale warto podkreślić, iż trend jest rosnący.

Natomiast jeśli chodzi o firmy, które zgła-szały się do konkursów, to, co zasługuje na szczególne podkreślenie, choć oczywiś-cie jest trudne do skwantyfikowania, to to, że rzeczywiście panuje w nich taka przyja-zna, rodzinna atmosfera. I to zarówno wśród samych pracowników, jak i na styku pracodawca, kierownictwo firmy a pracownicy. Pracodawcy są dość dobrze zorientowani w sytuacji rodzinnej, osobistej pracowni-ków, a pracownicy bez obaw o utraty pracy mogą zwracać się z osobistymi problemami do swoich szefów. Te rozwiązania, które są stosowane w firmach na rzecz ułatwienia życia zawo-dowego z rodzinnym, wiążą się z kulturą organizacyjną, która buduje się przez całe lata. To, co było dla nas bardzo ciekawe, to to, że pracownice, mające małe dzieci, w ciąży nie obawiają się tego, iż po okresie przerwy w pracy nie wrócą na swoje miej-sce, a nawet stanowisko pracy. Jest to związane z tym, iż pracodawcy nie tylko przestrzegają uprawnień pracowni-czych, ale tworzą różnego rodzaju progra-my adaptacyjne, związane z powrotem do pracy. No i oczywiście ważne jest stosowanie ela-stycznych form pracy, w tym telepracy, elastycznej organizacji czasu pracy, które doskonale ułatwiają godzenie pracy z obo-wiązkami rodzinnymi. Jednak w żadnej z firm uczestniczących w dotychczas organizowanych konkursach nie opracowano całościowych programów Równowaga Praca-Życie.

Dr Cecylia Snarska-Sadowska

Prezes Instytutu Rynku Pracy i Edukacji, czło-nek Komitetu Nauk o Pracy i Polityce Spo-łecznej Polskiej Akademii Nauk, ekspert

rynku pracy, pomysłodawczyni i realizatorka wielu projektów badawczych oraz wdrożenio-wych w zakresie godzenia życia zawodowego z rodzinnym, w tym związanych z organizacją kilku edycji onkursu „Pracodawca Przyjazny

Rodzinie” w województwie podlaskim.

Niestety, ciągle niewielu podlaskich

pracodawców stwarza warunki do łączenia

pracy zawodowej z życiem osobistym pracowników,

ale warto podkreślić, iż trend jest rosnący.

Page 80: Strefa biznesu

80 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a k a r i e r y MOTYWACJE

Strefa komfortu, czyli jak dosiąść konia trojańskiego rozwoju osobistego

Każdy, kto choć otarł się o coaching, rozwój osobisty czy też jakiekolwiek mowy motywacyjne na pewno usłyszał, jak to po opuszczeniu „strefy komfortu” zaczyna wkraczać w życie człowieka magia. Cóż to więc jest ta strefa? W jakiej mierze jej istnie-nie nas uszczęśliwia, a w jakiej ogranicza?

Co to jest strefa komfortu Otóż pojęcie to jest jednym z licznych zapożyczeń do języka potocznego pocho-dzącym z gabinetów terapeutycznych psychologów rodzinnych. Zaczęło żyć własnym życiem, tak jak ADHD czy depresja. I tak jak określenia tych zaburzeń, nabrało nowych, niekoniecznie adekwatnych znaczeń. I choć mam świa-domość, że „wyjście ze strefy komfortu” stało się powiedzonkiem na trwale obec-nym w języku coachów i motywatorów, chcę zmierzyć się z jego mitem i odrobinę go odkłamać.

Comfort zone to taki stan psychiczny, w którym człowiek odczuwa wystarczają-co niski poziom lęku, żeby mieć pod kon-trolą to, co się z nim dzieje. Dr Judith Bardwick (Uniwersytet Kalifornijski) mówi, że to stan, w którym pracujemy w pozycji lękowo neutralnej.

Natomiast prof. Brene Brown z Uniwer-sytetu w Huston (USA) pięknie opisała ten stan jako miejsce, gdzie mamy dostęp do wystarczająco dużej ilości miłości,

talentu, podziwu, czasu i innych zasobów, by działać najlepiej jak potrafimy.

Po co więc to miejsce opuszczać? By narazić się na trudny do opanowania lęk? By czuć totalny brak i opuszczenie? By czuć się jak dziecko pozbawione miłości, albo może jak człowiek uwięziony i pozba-wiony elementarnych praw?

Specjaliści od rozwoju osobistego powiedzą, że po to, by podnieść sobie poprzeczkę, pokonać własne ograniczenia. I w pewnym sensie mają rację.

Ale tylko wtedy, kiedy miejsce pozornie dla nas bezpieczne, naprawdę niesie za sobą zagrożenia dla naszej psychiki. O tym jednak za chwilę. Tym czasem przenieśmy się na

wyspy świętego spokoju Bardzo często w opowieści o strefie kom-fortu pojawia się metafora wyspy.

Wyobraźmy więc sobie, że mieszkamy na jednej z nich. Opala nas tropikalne słońce, pod nogi spadają kokosy, w błękit-nych wodach kolorowe i smaczne ryby jedzą nam z ręki...

Słowem raj. Możemy w tym raju zostać i się nim napawać. Dni będą wyglądały do końca życia tak samo.

Dla wielu wymarzona sytuacja i nie ma w tym nic złego. Ale są wśród nas też tacy, których ograniczona powierzchnia wyspy zacznie uwierać. Wejdą więc na palmę i zobaczą, że obok jest kolejna wyspa. Zaczną budować tratwę, podejmować wysiłek, by sprawdzić, co się dzieje po sąsiedzku. Jeśli im się spodoba, założą tam kolonię, może nawiążą znajomości, z pewnością wejdą na kolejną palmę, by

zobaczyć, czy przypadkiem nie są miesz-kańcami jakiegoś większego archipelagu.

Co więc się stało z ich małą pierwszą wyspą? Ich domem? Należy ją spopielić i o niej zapomnieć? Opuścić na zawsze?

Nic podobnego. Nasza strefa komfortu po prostu się poszerzyła, nie jesteśmy już mieszkańcami wysepki, a archipelagu, a potem świata. Podjęliśmy działanie i trud terytorialnej i umysłowej ekspansji. Nau-czyliśmy się nowych umiejętności, poznali-śmy nowe kultury.

Brawo – rozwinęliśmy się zdecydowa-nie, nie rezygnując z prawa powrotu do domu.

W tym przypadku świetnie zadziałało prawo Yerkesa-Dodsona. Obaj panowie profesorowie już na początku XX wieku dowiedli, że kiepsko nam idzie życie i bycie, kiedy poziom stresu jest niski. Zauważyli jednak, że zbyt duży stres też nie pomaga.

Wykonanie zadań trudnych wymaga więc pewnego poziomu pobudzenia. Nie sprostamy trudnym wyzwaniom, kiedy nasze ciało i umysł jest w funkcji off, kiedy leniuchujemy na naszej pierwszej wyspie.

Musi pojawić się rodzaj stresu, pobu-dzenia, żebyśmy działali efektywnie. To pobudzenie nazywamy eustresem, czyli „dobrym” motywującym stresem.

To rodzaj ciekawości, napędzającej siły, „motyle” w żołądku. Napięcie, które – mimo, że przyśpiesza puls – motywuje nas do podejmowania dodatkowych wysiłków, budowania tratw i zakładania kolonii.

W eustresie działamy więc optymalnie, możemy wiele.

W świecie, który wymaga od nas sporej wiedzy, radzenia sobie z różno-rodnymi, niełatwymi wyzwaniami jednocześnie, święty spokój iwydaje się być towarem deficytowym i godnym pożądania. Z drugiej strony jednak elektryzują nas wyzwania, jakie daje opuszczenie naszej strefy komfortu. Czy nie ma tu jakiejś sprzeczności, pułapki? Przyjrzyjmy się jednemu z najmodniejszych mitów rozwoju osobistego.

Magdalena Sadłowska Profis

Page 81: Strefa biznesu

81STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Gorzej, gdy szala naszego pobudzenia przechyli się na stronę dystresu – stresu, który zamiast nieść nas w górę, zaczyna wyniszczać. W takim stanie emocjonalnym nasze działania tracą na skuteczności.

Moment, w którym trzeba odejść Musimy mieć świadomość, że i stały eustres, i notoryczny dystres niosą za sobą pewne niebezpieczeństwa.

Niosące nas w górę pozytywne pobu-dzenie może nas uzależnić, zaś długotrwa-ły stres może nas wyniszczyć. Do jednej i drugiej sytuacji jesteśmy się jednak w stanie przystosować i uznawać ją bardzo długo za normalną, a czasem wręcz kom-fortową. Przyzwyczajamy się do stanu, kiedy na naszej wyspie ryby już się nie łaszą, a kąsają, a orzechy spadając, obijają boleśnie nasze głowy.

Mało tego – uznajemy ten stan za znany, normalny i mimo że widzimy bez-troskich ludzi na wyspie obok, nie znajdu-jemy sposobu, by z naszej znanej i swojej własnej wyspy choć na chwilę wyjść.

I tu właśnie głos zabierają terapeuci. Tak o faktycznej i realnej potrzebie

wyjścia ze strefy komfortu opowiada moja przyjaciółka, doświadczona psycholożka i terapeutka Joanna Wrześniowska: „Strefa komfortu u osoby zaburzonej jest bardzo niefunkcjonalna. Daje poczucie bezpieczeństwa, ale nie pozwala doświadczać życia i na dłuższą metę powoduje ogromne cierpienie. Na przykład: boimy się co o nas myślą, więc nie pójdziemy na spotkanie, na które bardzo byśmy chcieli pójść, ale

przecież ten lęk… I za chwilę mamy poczucie odrzucenia, poczucie samotnoś-ci, gorszości i jesteśmy o krok od depre-sji, która to wg psychologii kontekstualnej jest sygnałem od organizmu, że nie żyjemy w zgodzie ze sobą”.

Joanna Wrześniowska wyjaśnia dalej: „Dlatego – w terapii – najpierw uczymy się, że doświadczanie np. podwyższone-go poziomu lęku jest dobre, gdy towa-rzyszy on robieniu czegoś, co w dłuższej perspektywie sprawi, że nasze życie ruszy do przodu. A potem powoli wycho-dzimy z tej magicznej, niefunkcjonalnej strefy komfortu doświadczając bardzo trudnych emocji. Ale robimy to, bo wiemy, że to nowe, które budujemy, da nam dużo więcej życiowej satysfakcji. I jak już uda się stworzyć choćby zalążek

takiej zdrowej strefy komfortu, to wtedy pracujemy nad jej poszerzaniem”.

Zatem kanapa czy bungee? Jeśli zatem funkcjonujemy sprawnie, w zgodzie ze sobą, zawsze warto swoją strefę komfortu POSZERZAĆ. Ćwiczyć różne sytuacje, wykonywać różne zadania, być ciekawym świata i ludzi po prostu, by czuć się zdolnym do kontroli tego, co się z nami dzieje, w różnych okolicznościach.

By czuć dostęp do naszych zasobów i działać optymalnie.

Można więc też naszą strefę komfortu wzbogacać, urozmaicać, przesuwać jej granice.

Czy trzeba ją opuszczać? Tak, jeśli przynosi nam ból i cierpienie. Jeśli tak nie jest, pozwólmy sobie na radosne eksploro-wanie i rozwój, ale też umiejmy odpoczy-wać i wyhamować.

Nie opuszczajmy strefy komfortu, tylko pozbądźmy się nudy, rutyny i leni-stwa. W bogatej, szerokiej strefie nasze-go psychicznego komfortu, powinien się znaleźć zarówno czas na wyzwania, reali-zację marzeń i bieg z przeszkodami, jak i na intymną, cichą rozmowę zawsze wtedy, kiedy będziemy jej potrzebować.

Pozostańmy więc w naszych strefach komfortu, ale zadbajmy o to, by prowa-dziły do nich mosty i by nigdy nie były zamknięte ograniczającymi nas murami.

Zaś mity rozwoju osobistego i pokusy posiadania zaburzeń uwagi i koncentracji (ADHD) traktujmy z przymrużeniem oka, a nie przymus, który każe nam się zastano-wić, czy aby wszystko z nami w porządku.

Magdalena Sadłowska Współwłaścicielka firmy doradczo-szkole-niowej Profis E.Fogiel, M.Sadłowska Sp.j.

Pomaga firmom w kreowaniu i realizacji pro-jektów inwestycyjnych i badawczo-rozwo-jowych współfinansowanych z UE. Tworzy

unikalne szkolenia dostosowane do indywi-dualnego charakteru, specyfiki działalności i potrzeb klientów. Są to szkolenia z kompe-

tencji niezbędnych w biznesie, e-learnin-gowe, długoterminowe oraz specjalnie zapro-

jektowane gry strategiczne.

Nie opuszczajmy strefy komfortu, tylko poz-bądźmy się nudy, rutyny i lenistwa.

W bogatej, szerokiej strefie naszego psychicz-nego komfortu, powinien się znaleźć czas

zarówno czas na wyzwania, realizację marzeń i bieg z przeszkodami,

jak i na intymną, cichą rozmowę zawsze wtedy, kiedy będziemy jej potrzebować.

Page 82: Strefa biznesu

Tom Parfitt redakcja@polskatimes

FOT.

123R

F

Wicepremier Rosji Wiktor Szuwałow szokuje zachowując się jak udzielny książę. Nic sobie jednak nie robi z krytyki. Pieski rasy Welsh Corgi Pambroke, pupile jego żony,

wozi się na konkursy prywatnym samolotem. Oczywiście w klasie biznes

KOLEGA PUTINA ŻYJE

NICZYM SZEJK ARABSKI

82 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

S t r e f a o s o b i s t a BIZNES I POLITYKA

Page 83: Strefa biznesu

ze służb bezpieczeństwa i sektora wojskowego z otoczenia prezydenta, czyli tak zwanych siłowików. Majątek pierwsze-go wicepremiera ocenia się na dziesiątki milionów dolarów. On sam twierdzi, że jako prawnik i biznesmen doszedł do niego uczciwą drogą jeszcze zanim zajął wysokie stanowisko w rosyjskim rządzie.

Krytycy przypominają, że po roku 2000 zainwestował 18 mln dolarów w akcje państwowego gazowego giganta Gazpro-mu. W tym samy czasie jednak brał udział w pracach nad przepisami regulacyjnymi i innymi decyzjami dotyczącymi polityki państwowych spółek. Nie dopatrzono się żadnego konfliktu interesów.

Aleksiej Nawalny twierdzi, że zszo-kowały go podróże psów Szuwałowów. Noszą one imiona Pinkerton, Carewicz i Hugo Boss. – Oczywiście są szejkowie, którzy kupują auta Lamborginii ze złotymi elementami wyposażenia – mówi Nawalny. Ale dodaje, że szejkowie ci finansują też swoim obywatelom pobyt i studia na zagra-nicznych uczelniach. – Tymczasem w Rosji mamy 30 mln ludzi żyjących poniżej pozio-mu ubóstwa – zaznacza opozycjonista.

Podczas nagranej i opublikowanej w sieci rozmowy przedstawiciela Fundacji ds. walki z korupcją z żoną pierwszego wice-premiera, ta odmówiła odpowiedzi na pyta-nie czy wspomniany Bombardier Global Express jest własnością rodziny. – Czasem korzystkam z lotów czarterowych, a czasem zwykłych linii pasażerskich. Czasami psy latają razem ze mną na pokładzie, a czasem w luku bagażowym. Mam dokumenty pot-wierdzające, że mówię prawdę – powiedzia-ła żona Szuwałowa.

Sam pierwszy wicepremier nie odniósł się do sprawy. Nie pierwszy to raz Szuwa-łow wywołuje oburzenie Rosjan. Niedawno zakpił z właścicieli „malutkich” mieszkań (dla biednych). w Rosji. Sam jest właścicie-lem wielu nieruchomości. Wśród nich

luksusowego penthausa w Londynie, war-tego 11.4 mln funtów.

Swoje uwagi wygłosił podczas wizyty w Tatarstanie. – Pokazano nam mieszkania o powierzchni 20 metrów kwadratowych - powiedział Szuwałow dziennikarzom. – Brzmi śmiesznie, ale ludzie je kupują. Cieszą się one wielką popularnością.

Na jego uwagę zareagował Aleksiej Nawalny, który poinformował, że Szuwałow jest właścicielem mieszczącego się w bud-ynku Whitehall Court penthausa o powierzchni 500 metrów. Mieszkania można tam kupować tylko za zgodą kró-lowej. Penthaus Szuwałowa składa się z sześciu sypialń i salonu z widokiem na Tamizę. Ze złożonej przez rosyjskiego polityka deklaracji majątkowej i osiąganych dochodów wynika, że wynajmuje mieszka-nie w Londynie oraz zamek w Austrii. W tym pierwszym wypadku wynajmowałby zatem sam od siebie. Jednak w 2014 pier-wszy wicepremier powiedział rosyjskim mediom, że jest właścicielem wspomniane-go zamku. Należy on do kontrolowanej przez niego i żonę firmy. Rzecznik Szuwa-łowa nie zaprzeczył zarzutom ze strony Nawalnego. Dodał że nie są one „niczym nowym”.

Uwagi wicepremiera na temat mieszkań dla biednych Rosjan stały się tematem żartów w mediach społecznoś-ciowych.

– Pokazano nam dzisiaj rodzaje prac za 200 funtów miesięcznie. Brzmi śmiesz-nie, ale ludzie je wykonują i cieszą się one popularnością – czytamy w jednym z twee-tów. – Pokazano nam dzisiaj emerytów pobierających emeryturę na poziomie gra-nicy ubóstwa. Brzmi śmiesznie, ale ludzi ci popierają Putina – dworuje sobie pewien właściciel konta na Twitterze.

W Rosji mamy do czynienia z największym na świecie wskaźnikiem nie-równości pod względem dochodów i zamożności. Według statystyk rządowych co najmniej 23 mln Rosjan - 16 proc ludnoś-ci kraju – żyje poniżej oficjalnego minimum socjalnego oszacowanego na 120 funtów miesięcznie. Średnie miesięczne wynagro-dzenie wynosi równowartość 350 funtów.

Uwagi na temat „malutkich” mieszkań Szuwałow wygłosił po tym, gdy premier Dmitrij Miedwiediew oświadczył emerytom, że w budżecie nie ma pieniędzy na zwiększenie ich emerytur tak, by dotrzy-mały kroku inflacji.

Szuwałow zasłynął z tego, że w ub. roku nazwał zachodnie sankcje przeciw Rosji za „bezużyteczne”. Dlaczego? Bo Rosjanie zacisną pasa byle tylko poprzeć Putina. Niewiele jednak wskazuje na to, że on sam pójdzie za radą, jakiej udziela biedniejszym od siebie obywatelom. Tłumaczenie: Zbigniew Mach

Pierwszy wicepremier Rosji Wiktor Szuwa-łow skorzystał z wartego 38 mln funtów prywatnego samolotu odrzutowego, by zapewnić transport na wystawy psich piękności w całej Europie ulubionych psów swojej żony rasy Welsh Corgi Pambroke. Tak twierdzi Aleksiej Nawalny opozycyjny polityk śledzący skalę korupcji w Rosji. Jego zdaniem Szuwałow wykorzystuje też maszynę do podróży służbowych. Tym razem miał skorzystać z niej co najmniej osiem razy jako środka transportu dla nagradzanych już uprzednio psów na wys-tawy w różnych europejskich miastach. Między innymi w Londynie, Rydze, Pradze, Helsinkach i na Cyprze. Nawalny uważa, że sytuacja ta uosabia, jak dalece rosyjskie przywództwo polityczne nie ma kontaktu z rzeczywistością i problemami zwykłych obywateli.

Rosyjski opozycjonista specjalizuje się w odsłanianiu korupcji i nieetycznych zachowań członków rządu. Teraz szacuje, że ewentualny koszt wyczarterowania maszyny na loty z psami żony wicepremie-ra sięgałby 478 tys. funtów.

Eksperci z założonej przez Nawalnego Fundacji ds. walki z korupcją zanotowali numer na ogonie samolotu Bombardier Global Express i skorzystali z internetowej usługi pozwalającej śledzić trasę jego lotów. Okazało się, że w ub. roku loty te przynajmniej 13 razy zbiegały się ze spotka-niami Szuwałowa w samej Rosji i za grani-cą. Samolot 18 razy latał też do Salzburga w Austrii, gdzie rodzina wicepremiera Rosji posiada prywatną rezydencję.

Badający sprawę pracownicy fundacji Nawalnego doszli następnie do wniosku, że co najmniej osiem lotów maszyny do róż-nych miejsc w Europie zbiegało się z kolei z organizowanymi w tych miejscach wysta-wami psich piękności, w których brały udział psy żony Szuwałowa Olgi. Fakt obec-ności zwierząt na tych wystawach pot-wierdzają wpisy w mediach społecznoś-ciowych, jakich dokonywały dwie panie zatrudnione przez żonę wicepremiera do opieki nad psami.

Na jednym ze zdjęć towarzyszących wpi-som widać parę piesków leżących na luksu-sowym siedzeniu lotniczym. Ich obicie idealnie zgadza z tym, jakie mają maszyny typu Bombardier. – W biznes klasie wcale nie jest tak wygodnie – czytamy we wpisie jednej z pań.

Nie wiadomo, czy małżonkowie są właś-cicielami samolotu, czy tylko go czarte-rowali. Jako pierwszemu wicepremierowi Szuwałowowi nie przysługuje rządowy samolot. Jego obowiązkowa deklaracja majątkowa nie odnotowuje takiej pozycji.

Igor Szuwałow jest sprzymierzeńcem Władimira Putina. Często przedstawia się go jako liberała – przeciwwagę do jastrzębi

ROSYJSKI WICEPREMIER WIKTOR SZUWAŁOW JEST BAJECZNIE BOGATY. STAĆ GO NA ZAMEK

FOT.

AN

JA N

IEDR

INGH

AU/A

P

83STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

BIZNES I POLITYKA

Page 84: Strefa biznesu

Nvidia stworzyła już samouczące się komputery Drive PX, sterujące różnego rodzaju sensorami w samochodach, a niedawno Amerykanie zapowiedzieli drugą generację tych urządzeń – Drive PX 2. Urządzenie wyposażone w dwa chipy Tegra z dwunastoma rdzeniami,

a także dwa układy graficzne Pascal ma nie tylko zapewnić bezpieczną jazdę autem, ale również trafić do samojezdnych samochodów. Moc obliczeniową superkomputera Nvidii porównać można do wydajności ok. 150 MacBooków Pro. Amerykanie już zapowiedzieli,

że poligonem doświadczalnym dla nowego komputera będą Roborace Championship, czyli wyścigi bezzałogowych pojazdów. Jak działa układ? Superkomputer zbierać będzie dane z dwunastu kamer, czujników ultradźwiękowych, radaru oraz lidaru (czujnik wykorzystujący

światło zamiast mikrofal), a zaawansowany algorytm obliczy optymalną trasę. Grzegorz Lisiecki Twitter: @G_Lisiecki

Czas na Roborace, czyli samochodowy superkomputer Nvidii w akcji

Nvidia Corporation, jeden z największych na świecie producentów procesorów graficznych do komputerów, pracuje nad rozwiązaniami, które wykorzystane zostaną w autonomicznych pojazdach.

FOT. MATERIAŁY PRASOWE

S t r e f a z a g r a n i c z n aHIT

84 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 85: Strefa biznesu

85 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

To była tytaniczna i niezwykle skompli-kowana praca polegająca na przebijaniu się przez bardzo twarde skały. W końcu jednak, po dwóch dekadach od momentu rozpoczęcia budowy, najdłuższy tunel kolejowy na świecie jest wreszcie gotowy. Szwajcarscy inżynierowie, technicy i robotnicy mogą być dumni ze swojego dzieła, bo nowa linia pod przełęczą Świę-tego Gotarda oraz budowany na północ od Lugano Ceneri-Basistunnel skrócą czas przejazdu między szwajcarską Bazyleą a włoskim Mediolanem z 5 godzin i 20 minut do 3 godzin i 30 minut. Skróci się także i to o połowę, do 2 godzin i 30 minut, podróż z Zurychu do Mediolanu. Najkrótszy obraz tego inżynierskiego dzieła to: 57-kilometrowy tunel Gotarda, który kosztował około dwunastu miliar-dów euro, co równa się niemal Pro-duktowi Narodowemu Nikaragui. Tunel kolejowy Gotthard-Basistunnel przy obecnie użytkowanym tunelu kole-jowym Świętego Gotarda, który powstał jeszcze w XIX wieku( w roku 1881) jest prawdziwym gigantem, ten ostatni liczy bowiem zaledwie 15 km długości. Jednocześnie najnowsza szwajcarska konstrukcja zdetronizowała obecnego rekordzistę – 54-kilometrowy tunelu Sei-kan (z czego 23 kilometry biegną pod wodą), który łączy dwie japońskie wyspy Honsiu i Hokkaido. Dla porównania zbudowany nieco ponad dwie dekady temu tunel pod kanałem La Manche mierzy 50 km. Na placu budowy Gotthar-Basistunnel uwijało się kilka tysięcy ludzi. ak poda-wały media dziesięć osób w wyniku nieszczęśliwych wypadków lub nieuwagi straciło życie. Wnętrze tunelu stanowią dwie niezależne rury o średnicy dziewię-ciu metrów, prowadzone równolegle w odstępie 40 m. Połączone są poprzecznie co 325 m szybami tuneli technicznych, które w razie wypadku zapewnią ewakuację. Wewnątrz tunelu są stacje Faido i Sedrun, które też będą mogły spełniać funkcje schronów w razie niebezpieczeństwa. Kazimierz Sikorski

S t r e f a z a g r a n i c z n aTECHNIKA I TRANSPORT

Najdłuższy tunel kolejowy na świecieGotthard-Basistunnel, tunel kolejowy o długości 57 kilometrów, który przebiega pod Alpami Szwajcarskimi,pozwala pociągom na jazdę do 250 km na godzinę, tym samym znacznie skracając czas podrózy po Europie

NIEMCY

FRANCJA

WŁOCHY

AUSTRIA

SZWAJCARIA

Zurych

Berno

Mediolan40 km

A L P Y

Tunel kolejowyGotthard-

-Basistunnel

Tunel Ceneri:otwarcie planowane

jest na 2020 rok

Erstfeld(środkowa Szwajcaria):wejście północne

Amsteg

Sedrun

Faido

Istniejąca jużlinia kolejowa

Bodio:wejście

południowe

Wysokość (w metrach):

3.000

2.000

1.000

Amsteg Sedrun Faido

Erstfeld Bodio

Tunel Gotthard-Basistunnel w Szwajcarii.Składa się z dwóch równoległychjednotorowych tras połączonychspecjalnymi stacjami awaryjnymiKoszt: 12 mld dolarów

Sedrundźwig w ośrodkunarciarskim

Wejście w Bodio

Wejściew Erstfeld

Tunel dojazdowyAmsteg

StacjaSedrun

Tunel kablowy

Stacjaawaryjna

Stacjaawaryjna

StacjaFaido

Tunel dojazdowyFaido

Łuk tunelu:9,5 m średnicy

40 m

NAJDŁUŻSZE TUNELE KOLEJOWE NA ŚWIECIE: Kilometry:

Gotthard-Basistunnel, Szwajcaria Ukończony w 2016 r. 57

Tunel Brenner, Austria-Włochy Ukończony będzie w 2026 r. 55

Tunel Seikan, Japonia* 1988 r. 53,8

Eurotunel, Francja-Wielka Brytania* 1994 r. 50

Lötschberg-Basistunnel, Szwajcaria 2007 r. 34,6 * Tunel podmorski

ŹRÓDŁA: ALPTRANSIT, GOTTARDO2016

POD ALPAMI WYDRĄŻYLI TUNEL GIGANT

Page 86: Strefa biznesu

Na pierwszy rzut oka zatrzęsienie dronów prezentowanych na niedawnej wystawie elektroniki CES Asia 2016 mogło sprawiać wrażenie, że mieliśmy do czynienia z gigantyczną ofertą zabawek dla dzieci i dorosłych. Drony do filmowania uroczys-tości komunijnych, do fotografowania nie-dostępnych dla zwykłego śmiertelnika tere-nów górzystych czy bagien. Ale problem z dronami jest znacznie poważniejszy, nie o zabawki przecież tylko chodzi.

– Jeśli ktoś nie wierzy, że najbliższe lata należeć będą właśnie do dronów powinien się spalić ze wstydu – mówi z całym przeko-naniem Michael Faro, szef i współzałożyciel amerykańskiej firmy MOTA, która na tar-gach CES Asia w Szanghaju pochwaliła się najmniejszym dronem na świecie. Ważący zaledwie jedenaście gramów JetJat Nano można kupić za 39 dolarów i już cieszy się ogromnym zainteresowaniem dzieci jak i dorosłych.

Najważniejsze, zdaniem Faro jest to, by dana technologia zadowalała ludzi w każdym wieku. Ale nie tylko o przyjemność użytkownika bezzałogowych aparatów cho-dzi, drony to nie tylko zabawa.

Coraz więcej specjalistów jest przekona-nych, że ta technologia zmieni w niedalekiej przyszłości sposób doręczania poczty, małych przesyłek, zakupów. W Stanach Zjednoczonych na przykład testuje się możli-wość dostarczania w ten sposób towarów do trudno dostępnych rejonów wiejskich. A w lipcu ubiegłego roku Federalna Admi-nistracja Lotnictwa USA zezwoliła na użycie po raz pierwszy dronów do dostarczania leków do szpitali w wiejskich rejonach na terenie stanu Virginia.

Zdaniem Josha Gartnera, jednego z sze-fów International Communications JD.com,

DRON UŁATWIA ŻYCIE.TAKŻE PRZESTĘPCOM

Do 2020 roku komercyjny rynek wykorzystania dronów będzie wart. 127 mld dolarów. Jednak ta technologia ma i ciemne strony.

drony na pewno mogłyby się idealne spra-wdzić na ryku chińskim, gdzie do wielu miejsc dostęp jest bardzo utrudniony. Dostawy cięża-rówkami raczej nie wchodzą w rachubę, dlac-zego więc nie sięgnąć po te bezzałogowe apa-raty, które towary dostarczałyby lub zrzucały dokładnie w wyznaczone miejsce.

Jest jednak – zdaniem Gartnera – pro-blem, bo ludzie są niezwykle zachowawczy jeśli chodzi o nowe technologie, szczególni jeśli nad ich głowami pojawiają się jakieś dzi-wne obiekty. Dlatego drony są zakazane w dużych miastach, dlatego szukamy możli-wości wykorzystania bezzałogowych apara-tów na terenach wiejskich.

– Bezpieczeństwo jest niezwykle ważne, dodaje John Linney z kanadyjskiej firmy produkującej drony Yuneec i podkreśla, że sprawa wymaga z jednej strony szybkiej pra-wnej regulacji, ale z drugiej zaś przemysł nie może czekać na zajęcia stanowiska przez władze, stad naciski, by jak najszybciej roz-począć inwestycje w tę technologię.

Wielu znawców problemu dostrzega jednak ciemną stronę rosnącego zaintere-sowania dronami, na groźbę ich użycia przez dealerów narkotyków, którzy dostarczają nielegalne środki, podobnie jak telefony komórkowe do więzień.

Douglas K. Johnson, wiceprezydent Con-sumer Technology Association, firmy która organizuje targi elektroniki w Las Vegas i od niedawna w Szanghaju mówi o konieczności uregulowania problemu, o wyznaczeniu konkretnych stref nad mias-tami, do których nie miałyby drony prawa „wstępu”. Ale – jak dodaje – problem wyma-ga uregulowania w skali globalnej.

– Jeśli się tego nie zrobi powstanie ogrom-ny chaos w powietrzu, który może przynieść bardzo niebezpieczne konsekwencje. Infor-

macje o dronach pojawiających się nad lot-niskami, o niespodziewanych „spotkaniach” tych aparatów z pasażerskimi kolosami prze-rażają – dodaje Jessie Mooberry, wicesze-fowa amerykańskiej Uplift Aeronautic.

Rynek dronów rośnie w ekspresowym tempie, jak oceniają specjaliści jest to poziom 150 procent rocznie. Szacunki mówią, że komercyjne zastosowanie dronów do roku 2020 będzie warte 127 miliardów dolarów. Rośnie nie tylko produkcja dronów do celów cywilnych, nie mniejszy jest runek tych o wojskowym przeznaczeniu, choć tu szacunki są tak rozbieżne, iż nie wiadomo, na ile są prawdziwe.

Gigantem w produkcji aparatów o zabójczym wykorzystaniu są Stany Zjednoczone, ale i chińscy wojskowi mają się już czym pochwalić. Wydaje się jednak, że pozycja USA jest tak silna, a technologiczne zaawansowanie tak wysokie, że nieprędko jakiś kraj będzie w stanie zagrozić w tym segmencie broni Amerykanom.

Nie brakuje głosów, że gdyby wojna miała się odbywać tylko przy użyciu dronów amerykańska armia nie miała by sobie równych. Tylko Amerykanie dysponują flotą tych bezzałogowych aparatów, które uzbro-jone są w precyzyjne rakiety oraz bomby zdolne zadawać śmiertelne uderzenia przez operatora z odległości kilkunastu tysięcy kilometrów.

Kazimierz Sikorski [email protected] FO

T. 12

3RF

S t r e f a z a g r a n i c z n a

86 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Jak w dwa tygodnie rozkręcić dronowy biz-nes? Zobacz film Zeskanuj fotokod

QR CODEWygenerowano na www.qr-online.pl

Powered by TCPDF (www.tcpdf.org)

Page 87: Strefa biznesu

87 STREFA BIZNESU LIPIEC-SIERPIEŃ 2016

Raje podatkowe wykorzystuje się zarówno do prowadze-nia operacji legalnych, jak i przestępczych, obowiązuje tam poda-tek zerowy lub nomi-nalny. System prawny jest neutralny. Firmy międzynarodowe mogą używać tu kreatywnej księ-gowości w celu rejes-trowania swoich znacznych zysków przy jednoczesnym unikaniu płacenia podatków. Trzy czwar-te największych amerykańskich spółek utrzymuje w rajach podatkowych swoje filie. Niskie podatki, gwarantowana tajem-nica finansowa i prywatności ściągają np. do Panamy 350 tys. firm z całego świata. To właśnie tego kraju dotyczyła afera „Panama Papers”, czyli przeciek z kan-celarii Mossack Fon-secka. – Oferujemy pełną obsługę prawną – „płukanie”, „pranie” i „suszenie” pieniędzy. Możesz udać się do pierwszej z brzegu kancelarii prawniczej i bez żadnych nie-potrzebnych pytań otworzyć firmę krzak – mówił w wywiadzie dla pisma „The Vice” Miguel Antonio Ber-nal, wybitny panamski prawnik. The Times

S t r e f a z a g r a n i c z n aFINANSE

Biliony dolarów ukrytych w rajach podatkowychGrupa czołowych ekonomistów wezwała do rozwiązania problemu rajów podatkowych na świecie,

przekonując, że „nie służą one żadnym pożytecznym celom gospodarczym”. Wartość bogactwaukrytego w rajach podatkowych szacowana jest na kwotę pomiędzy 7,2 a 21 bilionów dolarów.

USA: 800 mld dolarów skrywanych

jest w stanachDelaware, Nevada,

Dakota Południowai Wyoming.

Szwajcaria: Przechowuje aktywa o łącznej wartości

6,5 biliona dolarów. To około jedna czwarta

całego ukrytego bogactwa.

Panama: Siedziba firmy prawniczej Mossack Fonseca – jednego ze światowych potentatów

od usług w rajach podatkowych.

Hongkong: Jeden z najszybciej rosnących rajów podatkowych. W kwietniu 2015 r. miał aktywa

o wartości 2,1 biliona dol.

Ekonomista Gabriel Zucman szacuje,że wartość ukrytego bogactwaw rajach podatkowych wynosi

7,6 biliona dolarów. Z kolei James Henry z Tax Justice Network

szacuje tę kwotę na 21 bilionów dolarów.1 bilion = 1,000,000,000,000

Źródła: Tax Justice Network, „The HiddenWealth of Nation” Gabriela Zucmana,

Financial Secrecy Index, Boston Consulting Group

Picture: Associated Press

Bermudy

Bahamy

Turks i Caicos

Wyspy Dziewicze

Anguilla

Antigua

Dominika

St Lucia

Barbados

Granada

St Kitts i Nevis

St Vincent

Antyle Holenderskie

Aruba

Kajmany

Belize

Kostaryka

Panama

Wyspa Man

Guernsey, Jersey

Niemcy

Luksemburg

LiechtensteinSzwajcaria

San Marino

MonakoHongkong

Filipiny

Wyspy Marshalla

Singapur

Nauru

Samoa

Wyspy Cooka

Vanuatu

Ocean Atlantycki

Morze Karaibskie

Ocean Spokojny

PIORĄ , POTEM SUSZĄ...

Page 88: Strefa biznesu

Izba Przemysłowo-Handlowa obchodzi w tym roku piękny jubileusz. Kończycie właśnie 25 lat. Ilu zrzeszacie członków? Ta liczba systematycznie się zwiększa. Rocznie przybywa nam ponad 10 człon-ków. A w tym roku wyjątkowo przyjmiemy ponad 15. Wtedy będzie nas ponad 150.

To dużo? Uważam, że tak. IPH to największa – i naj-starsza – organizacja samorządu gospo-darczego działająca w naszym wojewódz-twie. Są wśród nas najbardziej liczące się firmy z każdej branży, choć przyjmujemy również i mniejszych przedsiębiorców.

25 lat temu, gdy Izba powstawała, zapew-ne stawialiście sobie cele inne niż dziś? Pomagaliśmy przedsiębiorcom zakładać firmy, pokazywaliśmy schematy, jak je pro-wadzić, szkoliliśmy. To były początki wolnej gospodarki. Pomagaliśmy znaleźć kontra-henta, misje gospodarcze, szukać nowych rynków do współpracy czy zbytu na towary. Gdyby porównać firmy z początków Izby, które były w naszym województwie, a które są teraz – to jest niebo a ziemia. Teraz mamy wiele firm znaczących, strategicz-nych – jest to systematyczny rozwój. Mamy 90 tysięcy podmiotów gospodarczych – liczba wydawałoby się ogromna, ale w sto-sunku do innych województw nie jest ona wcale imponująca.

Misja Izby zmieniała się przez te 25 lat... To widać na przykładzie naszego wydawni-ctwa. Przez wiele lat wydawaliśmy Biuletyn Informacyjny. Teraz przemianowaliśmy go na „Podlaskiego Managera”. Jest to cał-kiem inny format, inna jakość – ponieważ wymagania przedsiębiorców wzrosły. Nadal oczywiście reprezentujemy naszych członków wobec władz administracyjnych, rządowych, samorządowych. Współpracu-jemy z samorządami różnych szczebli, z nauką. Ten słynny trójkąt: samorząd gospodarczy – samorząd terytorialny – nauka – ma działać. Staramy się, aby to dobrze funkcjonowało.

I macie sukcesy?

Dwa lata temu powołaliśmy Centrum Arbi-trażu i Mediacji – jako jedno z sześciu w Polsce. Mediacje to alternatywna forma rozwiązywania sporów – nie bardzo popu-larna w Polsce. Kiedy w krajach typu Niemcy, Szwecja rozwiązywane proble-mów przedsiębiorców takimi metodami sięga 60-80 proc., to u nas jest to zaledwie 5-8 proc. Nie mamy takich tradycji. Ale dzięki naszym staraniom te mediacje pomału się przyjmują i u nas. Na bazie CAM powołaliśmy też Wschodni Sąd Arbi-trażowy. On dopiero raczkuje. Ale staramy się uzmysłowić przedsiębiorcom, że to tań-sze i szybsze rozwiązanie ewentualnych konfliktów między nimi. Chcemy, aby w każdej umowie między przedsiębior-stwami zawieranej na Podlasiu był zapis, że ewentualne spory będą rozwiązywane właśnie w Sądzie Arbitrażowym. Oczywiś-cie, dopiero po jakimś czasie okaże się, czy było to trafne, czy było to potrzebne.

Inne sukcesy? Cały czas staramy się wpływać na warunki funkcjonowania biznesu. Tego nie widać, ale jesteśmy w radzie przy prezydentach – Białegostoku, Suwałk i Łomży, w radzie przy marszałku województwa. W związku z tym, o wszystkich spawach, które są wa -żne dla przedsiębiorców w naszym woje-wództwie, jeżeli chodzi o infrastrukturę, o budowę dróg, o modernizację tych dróg – wiemy. Działamy w komitetach monito -rujących, mamy wpływ, jak środki z fun-duszy unijnych są rozdzielane. Czy wszyst-ko zrobiliśmy idealnie? Nigdy nie jest ide-alnie. Zawsze można powiedzieć, że można zrobić coś więcej.

Porażki też były? Do dnia dzisiejszego nie ma lotniska. Nie mówię o lotnisku regionalnym – to trudno by było utrzymać. Chodzi o lotniska dla biznesu. Ale mamy już obietnicę prezy-denta Białegostoku i prezydenta Suwałk – że dwa lotniska w 2017-18 roku powstaną.

O, to wychodzi jednak na to, że to wcale nie porażka... Proszę więc jeszcze o suk-cesach. Udało nam się w tej kadencji Sejmu doprowadzić do tego, że wszyscy posłowie, niezależnie od opcji politycznej, zadeklaro-wali, że będą działać ponad podziałami we wszystkich sprawach, które dotyczą woje-wództwa, które są dla nas ważne. Bo my staramy się być apolityczni.

Czego przede wszystkim te kwestie doty-czą? Ważne są dobre drogi. Wszyscy chcemy, żeby powstała droga nr 19. Nie negujemy, że ona poleci z Knyszyna do Ełku, a dalej pewnie do Mikołajek, Mrągowa, Olsztyna – tam też powinien być dobry dojazd. Ale chcielibyśmy też, żeby w ramach Jedwab-nego Szlaku była dobra droga z Kuźnicy poprzez Sokółkę do Białegostoku. Białoru-sini prowadzą drogę z Mińska do Grodna. My mówimy o drugiej odnodze. No i potrzebna jest jeszcze dobra droga do Augustowa. To nawet nie musi być droga szybkiego ruchu. To są takie przy-ziemne, małe, ale ważne rzeczy. Naszym osiągnięciem też są dobre relacje z izbami zza wschodniej granicy. Teraz szukamy partnerów w dalszych krajach. Będziemy robili misje do Afryki. Zamrożenie stosun-ków handlowych z Rosją spowodowało, że ten rynek umyka, w związku z tym trzeba szukać nowych.

Wschodni Kongres Gospodarczy to też sukces... Tak, udało nam się zapoczątkować coś, co na początku nazywaliśmy Mały Kongres Wschodni. Teraz odbywa się już III Kon-gres Wschodni, gdzie będziemy mówili o gospodarce tu u nas, jakie mamy efekty i co powinniśmy zrobić, żebyśmy to nasze położenie jak najlepiej wykorzystali.

NASZA ROLA TO POMAGAĆ BIZNESOWI. I TAK JUŻ OD 25 LAT

Wymagania przedsiębiorców cały czas rosną. Zmienia się więc i rola Izby – mówi Witold Karczewski, prezes Izby Przemysłowo-Handlo-wej.

Arty

kuł s

pons

orow

any

88 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

R o z m o w a

Page 89: Strefa biznesu

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

Danuta Kaszyńska, prezes Podlaskiego Stowa-rzyszenia Właścicielek Firm Klub Kobiet Biznesu z Odznaczeniem Prezydenta RP Srebrnym Krzy-żem Zasługi

Mieczysław Dąbrowski, prezes PSS Społem Białystok z Odznaczeniem Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi

SDAS

DSAA

DSAD

SADA

DSA

X Doroczny Koncert Izby Przemysło-wo-Handlowej w Białymstoku połączo-ny z jubileuszem 25-lecia IP-H Witold Karczewski, prezes IP-H ze sztandarem izby odebranym po długiej ceremonii z udziałem fundatorów BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA

Jan Zadykowicz, prezes firmy Jazon, wiceprezes Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku z Odznaczeniem Prezydenta RP Srebrnym Krzy-żem Zasługi

Page 90: Strefa biznesu

X Doroczny Koncert Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku połączony z jubileuszem 25-lecia IP-H Elena Łukanowa, prezes Adampol SA, prezes Fundacji E.R.A. podczas ceremonii symbolicznego wbija-nia gwoździ przez reprezentantów fundatorów sztandaru. Miejsce wskazuje Mateusz Ziemblicki. BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA

Henryk Owsiejew, założyciel, właściciel, przewod-niczący rady nadzorczej firmy Malow z Odznaką Honorową za Zasługi dla Rozwoju Gospodarki.

Na pierwszym planie, podczas ceremonii symbolicznego wbijania gwoździ przez reprezentantów funda-torów sztandaru, Antoni Stolarski, prezes firmy SaMASZ. BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA

Dariusz Sapiński, prezes Grupy Mlekovita z Odzna-ką Honorową za Zasługi dla Rozwoju Gospodarki

FOTA

NDR

ZEJ

ZGIE

T

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

90 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 91: Strefa biznesu

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

Anatol Timoszuk, przedsiębiorca, m.in. właściciel odrestaurowywanego przez niego Pałacu Beckera, z żoną Grażyną

Profesor Henryk Wnorowski, ekonomista z Wydzialu Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku, z żoną Bożeną

X Doroczny Koncert Izby Przemysło-wo-Handlowej w Białymstoku połączo-ny z jubileuszem 25-lecia IP-H Magdalena Gołaszewska (z lewej), prowadząca koncert, w stylizacji Elżbiety Wierzbickiej, właś-cicielki min. salonów ślubnych Mon Cheri, Cymbeline Paris. BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA

Alicja Kilian, dyrektor ds. handlu i marketingu Malow, Roman Kaczyński, profesor Politechniki BIałostockiej, prorektor PB ds. rowoju i Henryk Owsiejew, przewodniczący rady nadzorczej Malow

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

Page 92: Strefa biznesu

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

Adam Walicki, prezes Resursy Podlaskiej (w środku) oraz Marek Kaszyński, białostocki przed-siębiorca z córką Patrycją

Profesor Jerzy Nikitorowicz, kierownik Katedry Edukacji Międzykulturowej na Wydziale Pedago-giki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku, z żoną Ireną

Bożena Datczuk, prezes firmy TOBO

X Doroczny Koncert Izby Przemysłowo-Han-dlowej w Białymstoku połączony z jubileuszem 25-lecia IP-H Sławomir Żubrycki, prezes Palisandra BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMO-

NIA PODLASKA

Maciej Zajkowski, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej w Łomży

Page 93: Strefa biznesu

Gala Innowacji 2015 Kuriera Porannego Wśród laureatów: Grzegorz Komorowski, Greko, Jerzy Krawczuk, Sebastian Burzyński, Piotr Tyniecki, Tangram Care, Joanna Czupryńska, P2V, Adrianna Sapińska, SM Mlekovita, Bogdan Dąbrowski, LSA, Joanicjusz Nazarko, PB, Tomasz Stypułkowski, PB, Elżbieta Ryszko, NOT

Tomasz Stypułkowsk, prezes Instytutu Innowacji i Technologii Politechniki Białostockiej, wręcza wyróżnie-nie „Za inicjowanie zmian” Joanicjuszowi Nazarce, dziekanowi Wydz. Zarządzania Politechniki Białostockiej

Jacek Kłos, dyrektor generalny Plum BIAŁYSTOK,

SIEDZIBA NACZELNEJ ORGANIZACJI TECHNICZNEJ

FOT.

WOJ

CIEC

H W

OJTK

IELE

WIC

Z

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

93STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 94: Strefa biznesu

Podlaska Marka Roku 2016 Photon, oswajający dzieci z robotyką, wynalazek ekipy Photon Entertainment głosami internautów wygrał w kategorii Podlaska Marka Konsumentów. Czek na 15 tys. zł i statuetkę projektu Leona Tara-sewicza odebrali: Michał Bogucki, Michał Grześ, Marcin Joka i Krzysztof Dziemiańczuk. Dziękowali nie tylko internautom, ale także podlaskim firmom, które pomogły im w „ożywieniu” Photonka.

Damian Tanajewski, dyrektor OiFP, z córeczką Hanią. A Hania z Photonem, skonstruowanym dla dzieci przez zespół stojący na zdjęciu obok. Photon nie dość, że „mądry” to jeszcze piękny – w sierpniu został finalistą w konkursie Good Design 2016.

Ambasadorem Podlaskiej Gospodarki została wybrana branża metalowa. Statuetki odebrali Antoni Stolarski (z prawej), prezes firmy SaMASZ i Seba-stian Rynkiewicz, koordynator Klastra Obróbki Metali (jeden z siedmiu w Polsce o statusie Krajowego Klastra Kluczowego). BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA EUROPEJSKIE CENTRUM SZTUKI

FOT.

AN

DRZE

J ZG

IET

S T R E F A I M P R E Z B Y L I Ś M Y T U

Odkryciem roku został Certyd, lekkie kruszywo spiekane z firmy LSA kiero-wanej przez Krzysztofa Łuczaja, ktory obiecał, że przedsiębiorstwo zdobę-dzie status firmy globalnej. Kilka dni wcześniej – podczas gali rankingu Inno-wacje 2015 Kuriera Porannego, prezes Łuczaj został wybrany Wynalazcą Roku a LSA zdobyła nagrodę w kategorii Produkcja Firma mała.

94 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 95: Strefa biznesu

Anna Janina Kloza polonistka VI LO, laureatka Złotych Kluczy Kuriera Porannego w 2006 r. w kategorii Działalność społeczna, przyciągała wzrok kreacją

FOT.

MAR

YLA

PAW

LAK-

ŻALI

KOW

SKA

S T R E F A I M P R E ZB Y L I Ś M Y T U

Jolanta Szczygiel-Rogowska, dyrektorka biało-stockiej Galerii Sleńdzińskich, w stylowym acz nonszalanckim fraku

Dominika Czarnecka, m.in. zarządza Dworem Czarneckiego, Restauracją Forma w Operze i Fil-harmonii Podlaskiej, jest wiceprezes Wirtualne-go Muzeum Mody i Tekstyliów ITE

Wojciech Bokłago de Bof, kierownik Działu Promocji i Organizacji Imprez Białostockiego Ośrodka Kultury, prezes Wirtual-nego Muzeum Mody i Tekstyliów ITE

Modelka Magdalena Zalejska z mamą Ewą Vladisavljev. Na Instagramie pani Magdalena ma ok. 100 tysięcy polubień.

Fashionable East Fashion Week Białystok 2016 Jerzy Antkowiak, projektant mody

BIAŁYSTOK, OPERA I FILHARMONIA PODLASKA

Katarzyna Rutkowska, prezes spółki giełdowej AC S.A. zazwyczaj w „biznesowej” czerni, tym razem w wersji casual w twarzowej zieleni

95STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

Page 96: Strefa biznesu

Menedżer Roku 2009 Marek Siergiej, Promotech Jeśli chodzi o trendy w branży to niestety oce-niam je negatywnie. Brexit, sytuacja w USA w związku z wyborami i niezbyt dobrymi wynikami gospodarki, niskie ceny ropy naftowej, ogólna niepewna sytuacja w gospodarce światowej – to wszystko wpływa na spadek poziomu inwestycji. A my jako ponad 90-procentowy eksporter i producent narzędzi oraz urządzeń do auto-matyzacji spawania, wykorzystywanych przy realizacji tych inwestycji, z oczywistych wzglę-dów odczuwamy efekty tych zjawisk. Fakt, że w tej sytuacji udaje się nam utrzymać przychody na dotychczasowym poziomie, to już jest sukces. Nasz program działań na teraz i najbliższe lata to przede wszystkim dostosowanie naszej oferty ściśle do potrzeb klientów. Modernizujemy i rozbudowujemy nasze dotychczasowe grupy produktów – np. uko-sowarek, wiertarek i wózków spawalniczych, wyposażamy je w nowe funkcjonalności, sta-ramy się, aby były atrakcyjne wizualnie, jakoś-ciowo i konkurencyjne cenowo. Skutek przynoszą intensywne działania marke-tingowe, ekspansja targowa i rozwój sieci dys-trybutorów. Sukcesywnie też inwestujemy w park maszynowy, a także w szkolenia załogi. Zmienia się organizacja samego przedsiębiorst-wa na bardziej efektywną i wydajną.

Liderzy radzą sobie dobrze, nawet wbrew trendom

Menedżer Roku 2010 Witold Karczewski, Contractus Dziś rynek jest trudny. Z kilku względów. Jednym z ważniejszych dla nas jest rosyjskie embargo, które zaszkodziło kontaktom ze Wschodem. W związku z tym szukamy nowych rynków. Z kolei w kraju mamy zastój w sprze-daży ciągników, maszyn i urządzeń rolniczych. Tu przyczyn należy się doszukiwać w kryzysie związanym z ceną mleka, która drastycznie spadła. A także – i to powód szczególnie odcz -uwalny w naszym regionie – z występowaniem ASF, Afrykańskiego Pomoru Świń. Czerwona strefa, oznaczająca szereg restrykcji nakłada-nych na hodowców trzody, obejmuje już pra-wie całe województwo podlaskie. To wszystko oznacza, że rolnik mniej inwestuje, mniej wydaje. A w dodatku nie zostały jeszcze w pełni wdrożone fundusze unijne – środki, które były przeznaczane na rozwoj gospo-darstw i zakup nowych maszyn i urządzeń. Szukamy więc nowych rynków, aż na konty-nencie afrykańskim. Contractus w Polsce sprzedaje maszyny i urządzenia rolnicze, dla mleczarstwa i przemysłu mięsnego. Ale handlujemy także mięsem i mlekiem. I teraz staramy się być jeszcze bardziej aktywni na rynku krajowym, zarówno przez rozszerzenie oferty asortymentowej, jak i przez skuteczniejsze docieranie do poten-cjalnych klientów.

Menedżer Roku 2011 Jan Mikołuszko, Grupa Unibep Rok 2016 rok to ewidentny przykład, gdy plany i zamierzenia rozmijają się z bieżącą sytu acją. Według GUS sprzedaż sektora budowlanego w Polsce w lipcu była o 18,8% niższa niż w tym samym miesiącu 2015 r. Natomiast w okresie od stycznia do lipca br. była niższa o 13,8 %. Ozna -cza to złą sytuację branży. Tymczasem na pocz -ątku bieżącego roku wszys cy wykonawcy budowlani, z Unibepem włącz nie, byli przekona-ni, że będzie spora podaż projektów inwestycyj -nych. Jednak my jesteśmy mniej wrażliwy na zastój w zamó wieniach publicznych, bo nasza główna specjalność to budownictwo komer-cyjne, w szczególności mieszkaniowe. Np. aktualnie Unibep realizuje na 25 placach budów, głównie w Warszawie, ok. 6 tysięcy mieszkań. Dotknął nas natomiast zastój inwestycyjny na rynkach wschodnich, głównie w Rosji, gdzie mie-liśmy silną pozycję w budownictwie hotelowym realizowanym z kredytów z polskich banków. Dobrze pracuje za to rynek norweski z naszym budownictwem modułowym. W 2016 roku posta-ramy się uzys kać lepsze wyniki niż w 2015. kiedy mieliśmy 1,243 mld zł sprzedaży i 23,3 mln zł zysku. A praca wykonywana przez naszą kadrę i całe kierownictwo Grupy powinna zaowocować bardzo fajnymi wynikami w najbliższych latach. Mam też nadzieję, że rząd wreszcie uruchomi więcej projektów inwestycyjnych z funduszy uni-jnych z obecnej perspektywy budżetowej.

96 STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

L o ż a l i d e r ó w Podlaska Złota Setka Przedsiębiorstw

Page 97: Strefa biznesu

18 listopada, podczas gali XIII edycji Podlaskiej Złotej Setki Przedsię-biorstw Kuriera Porannego, poznamy kolejnego, siódmego już zdobyw-

cę tytułu Menedżer Roku. Osobę, która w województwie podlaskim należy do liderów biznesu, zapewniając sukces swojej firmie i stabilne

miejsca pracy jej załodze. Dotychczasowych sześciu Menedżerów Roku zapytaliśmy, jak oceniają sytuację w swoich branżach i jak radzą

sobie z tymi trendami ich przedsiębiorstwa.

Menedżer Roku 2012 Dariusz Sapiński, Grupa Mlekovita Sytuacja w branży mleczarskiej zaczyna się poprawiać, ale wciąż jest trudna. Wpływa na to wiele czynników, m.in. utrzymywane rosyjskie embargo czy niewystarczający popyt krajowy na produkty mleczarskie. Podczas gdy wspomniane embargo stało się bodźcem do przekierowania sprzedaży zagranicznej na inne rynki, to już mniejsze w porównaniu do innych krajów europejskich spożycie pro-duktów mleczarskich w Polsce – przy dużych możliwościach produkcyj nych – sprawia, że polskie mleczarstwo musi wciąż szukać nowych dróg rozwoju. Najlepszym rozwiązaniem jest podążanie drogą innowacyj ności oraz strategia poszerzania skali działalności – przede wszystkim poprzez wprowadzanie na rynek specjalistycznych, innowacyjnych produktów o szczególnych właś-ciwościach zdro wotnych. Mlekovita – często określana fabryką zdrowia – doskonale rozumie ten trend i inten sywnie go rozwija. W ofercie już znajdują się m.in. pro-dukty dla osób nietolerujących laktozy i dia-betyków czy mleczny napój o wysokiej zawar-tości białka – Super Body Active. Kolejne podejmowane kroki rozwojowe mają zaś na celu możliwie maksymalnie uniezależ-nienie firmy od koniunkturalnych zmian na rynku światowym oraz utrzymanie pozycji lide-ra innowacyjności.

Menedżer Roku 2013 Helena Burzyńska, Arhelan Na sytuację w handlu spożywczym wpływa m.in. coraz dotkliwszy brak pracowników. Widać to zarówno w dużych, jak i w mniejszych miastach. Skutek? Postępujący wzrost kosz-tów pracy. Elementem zmieniającym sytuację na rynku jest też wprowadzenie od 1 września br. podatku handlowego. Będziemy jedną z firm, których on dotknie, w przeciwieństwie do dużej części na szej konkurencji skupionej w sieciach franczy zowych. Dodatkowo nasilają się działania konkurencyjne dużych sieci handlowych, w szczególności dyskontów. Prześcigają się w promocjach, co dokładnie widać w reklamach telewizyjnych, radiowych i na bilboardach. Bacznie obserwujemy rynek, ale skupiamy się na własnej strategii działania. Dbamy o indywi-dualne potrzeby kli enta. Pracujemy nad uspra-wnieniem głównych procesów biznesowych. Planujemy wprowadzenie rozwiązań informaty -cznych, które dostarczą szybciej niezbędnych danych do podejmowania kluczowych decyzji. Przygotowujemy rozwiązania, które będą korz y -stniejsze dla naszych pracowników W tym roku obchodzimy 25-lecie działalności firmy. Chcemy, w następnych latach zachować dotychczasowe tempo wzrostu. Planujemy kolejne otwarcia oraz remodelingi istniejących sklepów. Zwiększamy możliwości naszego magazynu centralnego i transportu.

Menedżer Roku 2014 Antoni Stolarski, SaMASZ Od 2015 roku zauważalny jest kryzys w sprze-daży maszyn rolniczych i ciągników w Polsce. Także na świecie – obroty światowych koncer-nów spadły o 20 – 30 proc. Spadły też ceny mleka. Rolnicy widząc taki trend, zmniejszyli wielkość inwestycji. Z pros-tego powodu – braku pieniędzy. W konsekwencji SaMASZ zanotował spadek sprzedaży w Polsce o 22 proc. W stosunku do roku 2014 odnotowalismy także spadek do 1 proc. wielkości zamówień z Białorusi. Niemniej generalnie w eksporcie nastapił wzrost o 25 proc. ! Czyli można śmiało powiedzieć, że jednak mamy sukces. Duże wzrosty sprzedaży osiągnęliśmy we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, Kanadzie, Algierii, Łotwie, Austrii. I o kilka procent w Rosji. Ostatnie informacje z podlaskich mleczarń – podwyżki cen o 5 gr na litrze mleka, przyniosły wzrost optymizmu. Również wypłata jeszcze w tym roku dopłat obszarowych dla wsi powinna wpłynąć na znaczne zwiększenie zakupów maszyn rolniczych w Polsce. SaMASZ to nie tylko producent maszyn zielon-kowych, ale też komunalnych, które w dużej mierze sprzedajemy do krajów alpejskich. Na rok 2017 patrzymy więc z optymizmem: powinniśmy zanotować większe obroty na rynku polskim, a w eksporcie – dwucyfrowe wzrosty.

97STREFA BIZNESU WRZESIEŃ 2016

PODLASKA ZŁOTA SETKA PRZEDSIĘBIORSTW

Page 98: Strefa biznesu

98 09.2016